11 minute read

Marta Najda Estetyczne zniesmaczenie

staranie się o środki finansowe w ramach Funduszu Rozwoju Przemysłu Kinematograficznego. Jednak żadna z tych ścieżek nie była satysfakcjonująca dla grupy z Cashier.

Jako zwiastuny nowej fali uznaje się trzy produkcję stworzone przez trzech niezależnych twórców. Najstarszą z nich jest I Bóg stworzył kobietę (1956) w reżyserii Rogera Vladima, w której wystąpiła młodziutka Brigitte Bardot, której rola ukazała pewne rozluźnienie obyczajów. Następnie Windą na Szafot (1958) Louisa Milleta - kryminał utrzymany w konwencji filmów noir. Natomiast ostatnim stanowiącym kropkę nad i, a zarazem dający nową wizję kina, był Młody Serge Chabrola. Film wyreżyserowany, napisany i wyprodukowany przez tę samą osobę. Jednak najważniejsze filmy, które do dziś stanowią symbol Nowej Fali powstały na przełomie lat 50-tych i 60-tych. Pierwszym z tych filmów jest 400 batów w reżyserii François Truffaut, gdzie zaprezentował on historię nastoletniego chłopca o buntowniczym charakterze, który postępuje wbrew rodzicom i normom społecznym. W produkcji odnaleźć można elementy autobiograficzne, chociażby fakt, że chłopiec był miłośnikiem kina. Film został doceniony przez krytyków, a Truffaut dostał Złotą Palmę na festiwalu w Cannes za najlepszą reżyserię. W tym samym roku na ekranach pojawił się film Alaina Resnais, pt. Hiroszima, moja miłość. Prezentuje on los młodej kobiety, która opowiada nowo spotkanemu Japończykowi o swoim romansie z niemieckim żołnierzem w czasie II wojny światowej. Narracja porównuje wielki dramat humanitarny jakim było zrzucenie bomby na Hiroszimę z tragedią życia jednej osoby. Tak samo jak w przypadku 400 batów film dostał poklask wśród krytyków. Mimo tych dwóch wybitnych produkcji za znak Nowej Fali uważa się, wcześniej wspomniany film, Do utraty tchu Jeana Luce’a Godarda. Głównym bohaterem jest młody mężczyzna o skomplikowanej przeszłości, który zabijając funkcjonariusza policji sprowadza na siebie nieszczęście. Dzieło zaskakuje swoją rewolucyjnością i realizacją bez konkretnego scenariusza wraz z improwizowanymi dialogami oraz ujęciami kręconymi z ręki. Tak właśnie wyglądały początki twórców, t.j Jean-Luc Godard, François Truffaut, Claude Chabrol, Éric Rohmer, Jacques Rivette, Agnès Varda, Louis Malle, Jacques Demy, Georges Franju. Nowa fala pozostawiła po sobie stały ślad. W następnych latach coraz to nowsi reżyserzy inspirowali się innowacjami technicznymi, czy innym podejściem do kształtowania fabuły. Jednak poza zmianą estetyki filmu, ważną kwestią było spojrzenie na reżysera, który stał się niezależnym głosem, artystą, tworzącym swoje dzieło sztuki jakim jest film. Dało to po części podwaliny do kina autorskiego, które zaczęło się rozwijać w latach 60-tych i następnych dekadach.

Advertisement

ESTETYCZNE ZNIESMACZENIE Marta Najda

O filmie pt.: ,,Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek’’ dowiedziałam się przeglądając instagrama. Został on polecony na jednym z kont Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie uczelnia, przystosowując się do covidowych realiów, realizowała dużo wirtualnych ,,atrakcji’’ dla kandydatów, m.in. polecenia filmowe według każdego wydziału. W związku z tym został udostępniony kadr z filmu oraz krótki opis, dlaczego warto go obejrzeć, w którym autorzy zwrócili głównie uwagę na

niesamowite stroje i scenerię filmu, co przekonało mnie do jego obejrzenia. Film został nakręcony ponad trzydzieści lat temu, a mimo to nadal stanowi nietuzinkowe doznanie estetyczne pełne kontrastów oraz niekonwencjonalnej, a wręcz użyłabym tu słowa “dziwnej”, przerażającej fabuły. Reżyser - Peter Greenaway, który oprócz bycia reżyserem, na co dzień zajmuje się różnymi dziedzinami sztuki wizualnej, m.in. jest również scenografem oraz artystą malarzem, co może wyjaśniać poczucie estetyzmu i piękny dobór kolorów w scenerii filmu. Przy produkcji nad scenografią pracowali Ben van Os oraz Jan Roelfs, a za kostiumy odpowiadał francuski projektant mody - Jean-Paul Gaultier. Patrząc na te nazwiska możemy się domyślić, że będzie to pewnego rodzaju ,,bomba’’ estetycznych doznań. I tak zresztą jest.

Większość akcji dzieje się w wykwintnej londyńskiej restauracji ,,Le Hollandais’’ w której jada tytułowy złodziej i jednocześnie szef lokalnej mafii - Albert Spica (Michael Gambon) wraz z żoną - Georginą (Helen Mirren) i swoimi parobkami (m.in.Tim Roth). Jedzenie przyrządza znakomity szef kuchni -Richard (Richard Bohringer), który dba też o samopoczucie gości oraz stara się podporządkować impulsywnemu klientowi, a jednocześnie właścicielowi restauracjiAlbertowi. W trakcie kolejnego z obiadów spędzonych w towarzystwie prostackiego męża, Georgina nawiązuje kontakt wzrokowy z bibliotekarzem - Michaelem (Alan Howard). Mężczyzna ten stanowi antytezę Alberta - jest czuły, oczytany i okazuje zainteresowanie Georginie w przeciwieństwie do męża ignoranta, który traktuje żonę jako ozdobę jego osoby. Oboje są sobą zainteresowani i wkrótce stają się kochankami. Na początku spotykają się oni w damskiej toalecie, lecz później, przy pomocy pracowników restauracji, widują się też w innych miejscach. Ich romans kwitnie - oczywiście do pewnego momentu, kiedy mąż Georginy się o nim dowiaduje.

Albert jest uosobieniem sadyzmu i ogólnego zła - wzbudził we mnie wyjątkowo negatywne odczucia, lecz domyślam się, że taki właśnie był zamysł reżysera, natomiast postać Michaela nie budzi tak silnych emocji, gdyż jest on po prostu ,,normalnym’’ człowiekiem, może trochę bardziej czułym. W tym filmie wszystko jest wyjątkowe, nawet wątek miłosny, w którym reżyser nie stroni od nagości. Jest ciekawy pod tym względem, że są to już ludzie w wieku około 50-ciu lat, przez co ich ciała mają już pewne niedoskonałości, co w filmie jest znormalizowane. Pojawia się również sporo brutalności ze strony Alberta, co może być trudne do obejrzenia dla niektórych, bardziej wrażliwych osób. Każdej z tych postaci można zrobić swoistą analizę psychologiczną, co daje dużo do myślenia i sprawia, że film staje się atrakcyjniejszy. Po pierwsze bohaterowie są zbudowani na zasadzie kontrastu - różnią się nie tylko zachowaniem i charakterem,

ale również wyglądem. Chociażby Georgina i Albert. Ona - chuda, delikatna, spokojna i sprytna, a on - gruby, nietaktowny, wybuchowy i prostacki. Różnice są także widoczne w scenerii filmu. Scenografowie idealnie operują kolorami, łącząc w poszczególnych salach wyrazistą czerwień z czystą bielą albo brudną czerwień z głęboką zielenią, zachowując przy tym niesamowitą dbałość o szczegóły. Cały film jest wielką ucztą dla oka, ale również „ucztą” w tym dosłownym znaczeniu, ponieważ bohaterowie głównie siedzą przy stole i jedzą na pozór wykwintne posiłki. Ostatnim aspektem, na który zwróciłam uwagę jest kompozycja, gdyż produkcja ta jest podzielona na osiem (niczym sztuka teatralna na akty). Akcja zaczyna się w czwartek, a kończy w piątek, przy czym każdy dzień jest zakomunikowany przez zbliżenie na menu restauracji, co moim zdaniem było kreatywnym i zaskakującym pomysłem. Wydaje mi się, że film ten nie każdemu przypadnie do gustu, gdyż fabuła jest bardzo dziwna i zawiła oraz znajdują się w nim pewne sceny erotyzmu, sadyzmu i brutalności, które w pewnych momentach mogą być trudne do obejrzenia. Jednak z całą pewnością mogę powiedzieć, że warto go zobaczyć, choćby ze względu na tą niezwykłą estetykę. Konfundująca fabuła razem z dokładną i bardzo przemyślaną scenografią stanowią interesujące połączenie, w którym można się nasycić, a jednocześnie paradoksalnie zniesmaczyć zachowaniem bohaterów. Produkcja z pewnością wywoła silne emocje u każdego odbiorcy i zapadnie mu w pamięć. ,,Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek’’ niewątpliwie można zaliczyć do filmów, które ogląda się po kilka razy i za każdym razem zauważa się pewne rzeczy, na które uprzednio nie zwróciło się uwagi.

31

PAWILON DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

Anonimowy Żmichowiak

Promienie nieśmiałego dziś słońca Miernie przebijają się przez chmury By oświetlić szarość żoliborskich murów Razem z chudzielcem kroczymy ulicą Popiełuszki (zniszczona tabliczka) Pośpiech wskazany, spieszno nam do pawilonu

Czas zboczyć z chodnika, słońce nas nie dotknie Ale jak tam się dostać? Na tył wchodzić nie chcę! Wszak nasz cel niewart jest złamania szczęki czy nosa Przejść jednak trzeba, są też schody, trochę śliskie Ostrzega nas od razu niska starsza pani Elegantka to niezwykła, prochowiec dobrze leży Kostki opuchnięte, w tych ciżemkach wysłużonych Chwiejnie nieco tupta, rzucamy się do pomocy Ja ręką wątłe ramię trzymam, za nami długowłosy Po odbyciu tej wspólnej drogi , czując przywiązanie Starowinka na znak wdzięczności wyciąga słodycze Odmawiamy cukru uprzejmie, pytamy, co ją tu sprowadza „ Córkę po latach spotykam” jej uśmiech na wąskich ustach „ Wszak muszę wyglądać pięknie” już strzepuje paproch z płaszcza Przyszła więc do fryzjera, we trójkę zaglądamy przez oszklone drzwi Salon malutki, dwa stanowiska, jedno nieużywane Fryzjerka, makijaż rozmazany, przegląda magazyny Wzdycha, zazdrosna o piękno, którym nikt nigdy nie usiłował jej obdarzyć Smutno nam żegnać przyjazną damę Ta jednak dla córki się poświęci Oddaje się pod opiekę długich tipsów Bojąc się o rany na tej starczej głowie Rozstajemy się z jej wspomnieniem, teraz czas Szybko minąć miejsce budzące w sercach trwogę Zęby mamy zdrowe, nie patrzymy nawet Litery tworzą słowo STOMATOLOGIA Lecz my jak ślepcy sprytni błądzimy obok niego Już bezpieczne oczy znajdują komputery Całą masę, a wśród nich młody, samotny student Polo nosi przedwczorajsze, czoło pokryte potem

Rozszerzone źrenice z błyskiem pasji wielkiej Wodzi delikatnie dłońmi po zniszczonym sprzęcie Zupełnie jak po kochance, na prawdziwą jeszcze czeka Gdy dostrzega nasz wzrok, uśmiecha się zakłopotany Nie będziemy przerywać mu pieszczot, chodźmy, nie patrz tam Bez spoglądania wstecz zmierzamy coraz głębiej w te pawilony

Na spotkanie wychodzi, a raczej sapie nam obskurny bar Ciekaw brzydoty nos przykleja się do zamglonej szyby Środek to ciasna przestrzeń łysych głów i podobnie okrągłych brzuchów Kufle czeskiego piwa opróżniane są natychmiastowo A tani trunek na krótką chwilę zaspokaja wątrobę Odciągam go od widoku tych wątrób ludzi bez twarzy, pragnę uciec Dopada nas jasne białe światło Kolorowe materiały, szpilki Spodobałyby się bardziej niż paznokcie Nie czas na wspomnienie, nie dla nas szycie, „Może pobiegniemy?” „ Ja się pospieszę” Twój jeden krok, moje trzy, marny ze mnie piechur Nareszcie dotarliśmy, oddycham szybciej Za ciemno tu chyba, okna zasłonięte Za szybą tylko pojedyncza okładka leży Uśmiechnięta para spogląda na nas martwo Ta pozycja musi być niewygodna dla niej On przekonuje cię miną, że wszystko dobrze Przecież to poradnik, on ci prawdę zawsze ukaże Po to tu jesteśmy, naoglądać się chcemy Poczuć wszystko, oblać się rumieńcem odkrywania Potem opuścić, zostawić wątpliwości za sobą Tajemnice za zasłoną więzione, kartka NIECZYNNE Jej biel pachnie kpiną, każe nam wracać do codzienności Idziemy więc dalej, ramię w ramię, w ciszy smakujemy porażkę Pawilon dwadzieścia sześć odmówił wstępu, ciekawość drogą do piekła, My, dzieci, będziemy pytać i błądzić, znajdziemy inne za zakrętem.

LIFE IS PAIN, PAIN IS LIFE - CZYLI O CHLEBIE I ŻABŁKACH Liśka Żołek

Wiem, trochę spóźniony temat, ale ten artykuł będzie o pieczywie. Jeśli ominęła Was zeszłoroczna faza na pieczenie chleba na zakwasie podczas kwarantanny, dzisiaj pomogę Wam to nadrobić. W każdej kulturze i zakątku świata wytwarza się pieczywo, czy to płaskie jak placki, czy puszyste jak chmurka, wytwarzane z kukurydzy, pszenicy czy innych ziaren, bogactwo piekarnicze jest przeogromne. Teraz jednak zechcę się skupić na takim chlebie, jaki możemy znaleźć w zwykłych sklepach spożywczych (żabułek nie ma w zwykłych sklepach spożywczych, ale są w naszych sercach).

Pierwsze na czym musimy się skupić to to, co pozwoli nam unieść chleb podczas pieczenia. Opcji mamy wiele, ale najpopularniejsze przy wypieku pieczywa są zakwas (czyli dzikie drożdże) i drożdże piekarskie. W procesie fermentacji drożdże wydzielają ditlenek węgla, bla, bla, bla - biolchem przynudza.

Zakwas możemy zrobić samodzielnie albo ukraść trochę od znajomego hipstera. Jeśli twój zakwas z zeszłego roku dalej żyje, moje gratulacje. Natomiast prostszą opcją będzie po prostu zakupienie paczki świeżych lub suszonych drożdży piekarskich. Ciekawostka: świeże drożdże można zamrozić i przechowywać w zamrażarce nawet rok!

EKSPRESOWY CHLEB NA DROŻDŻACH

Składniki:

• 550 g mąki ( 150 g pełnoziarnistej i 400 g chlebowej) • 500 ml ciepłej wody • łyżka miodu • łyżka soli • 25g drożdży świeżych • mieszanka ziaren ( ja używam po 2 łyżki słonecznika, dyni, sezamu, siemienia lnianego i maku)

Wykonanie:

W dużej misce mieszamy mąkę, sól i ziarna. W ciepłej wodzie rozpuszczamy drożdże i miód. Dolewamy mokre składniki do suchych i wyrabiamy około 7 minut. Najprościej jest za pomocą robota kuchennego, ale można też ręcznie. Wlewamy ciasto do wyłożonej pergaminem formy „keksówki” i pozostawiamy na godzinę do wyrośnięcia. Po godzinie pieczemy 50 minut w temperaturze 205 °C. I to tyle. Serio! Nie jest to najlepszy chleb na

świecie, ale close enough. Smakuje dobrze, a na dodatek możesz się popisać tym, że umiesz piec chleb i sprawisz, że cały dom będzie pachnieć jak piekarnia!

ŻABUŁKI

Szanowni ludzie i wszyscy inni, oto przepis, o który nikt nie prosił, ale każdy potajemnie potrzebował - przedstawiam Wam : Żabułki Są to bułki w kształcie żab! Składniki: • 450 g mąki ( 100 g pełnoziarnistej i 350 g chlebowej ) • 2 łyżeczki soli • 10 g drożdży instant • ½ łyżeczki cukru • 1 ½ łyżki oliwy z oliwek • szklanka wody • odrobina mleka do posmarowania bułek • kilka pestek dyni Wykonanie:

Mieszamy wszystkie składniki, poza wodą. Następnie powoli dolewamy wodę mieszając. Wyrabiamy około 5 minut (jak wcześniej, najłatwiej jest robotem kuchennym). Odstawiamy ciasto do wyrośnięcia na godzinę. Gdy ciasto podwoi swoją objętość dzielimy je na osiem części. Z siedmiu formujemy bułeczki, a ostatnią dzielimy na szesnaście małych kulek. Na każdą dużą bułkę układamy dwie malutkie – to będą oczy – i dekorujemy dynią. Pieczemy nasze żabułki ok.30 minut w 200 °C.

PYSZNY CHLEBEK NA ZAKWASIE

z kategorii „dla zaawansowanych”

Składniki : • 100 g aktywnego zakwasu żytniego • 550 g maki pszennej • łyżka soli • 400g letniej wody • łyżka oliwy Dodatkowo : ziarna np. sezam, słonecznik, siemię lniane

Wykonanie:

Wszystkie składniki mieszamy ze sobą i wyrabiamy około 4 minut. Wyrobione ciasto wkładamy do wyłożonej pergaminem „keksówki” i odstawiamy przykryte folią na 6 do 7 godzin. Nagrzewamy piekarnik do 250 °C i wkładamy wyrośnięty chleb. Zmniejszamy temperaturę do 200 °C i pieczemy około godziny.

Każdy z tych wypieków przed pieczeniem można posypać mąką, ziarnami albo posmarować oliwą lub mlekiem - poprawi to aspekty wizualne naszego efektu końcowego. Więc teraz do dzieła! Chleb wcale nie taki straszny! Mam nadzieję, że te przepisy przydadzą się Wam i zasieję w Was ziarno pasji do wypieków!

This article is from: