4 minute read

Aleksandra Piszczyk Czy androidy śnią o mechanicznych owcach?

pomógł w sponsoringu sam Reinhold Messner, wybitny włoski himalaista. Cały świat czekał na sukces. Pod koniec czerwca 1982 roku polska kobieca wyprawa wyruszyła na podbój Himalajów, ale samo opuszczenie kraju było wydarzeniem cichym, wręcz wstydliwym. Polska znajdowała się w stanie wojennym, dziwnie było opuszczać wtedy ojczyznę. W połowie lipca Polacy dotarli do bazy pod K2, gdzie Halina zaczęła poważnie chorować. Miała problemy żołądkowe i była odwodniona, większość czasu spędzała w namiocie, ale w dalszym ciągu o podjęciu przez nią akcji górskiej chciała decydować sama, czyli bez pomocy Wandy Rutkiewicz, która pod K2 dotarła o kulach. 30 lipca, po długich przeprawach, zarówno kondycyjnych, jak i związanych z kłótnią pomiędzy nią, Wandą i lekarką wyprawową, Halina wraz z Anną Okopińską dotarły do obozu II. Obie były wyczerpane, ale poza tym czuły się dobrze. Zjadły obiad i udały się do namiotu na odpoczynek. O godzinie 17.00 Halina straciła przytomność i przestała oddychać. Dzięki pięciu austriackim himalaistom, którzy również nocowali w obozie, natychmiast zaczęto prawie półtoragodzinną akcję reanimacyjną. Kiedy jasne już było, że nie ma możliwości przywrócenia Halinie życia, podjęto decyzję o zniesieniu ciała,aby pochować je w miejscu, które pewnego dnia będzie mogła odwiedzić córka zmarłej - Marianna. Podczas transportu poruszono niebo i ziemię; Austriacy zawiesili próbę zdobycia szczytu i wraz z Polakami dwa dni znosili nosze do bazy. Czegoś takiego nie robi się w górach wysokich – himalaiści na zawsze zostają tam, gdzie napotka ich śmierć. Chłopaki zachowali się wtedy jak rycerze –powiedziała Ewa Panejko-Pankiewicz. Halina spoczęła obok Kopca Gilkeya u stóp K2. Jak mówiła przed wyjazdem, to miała być jej ostatnia wyprawa.

Halina Krüger-Syrokomska nigdy nie traktowała gór jako zawód. Nie znaczy to jednak, że zdołała uciec rywalizacji i ambicji. Niełatwy charakter i emanująca od niej siła sprawiały, że pokonywała kolejne bariery napotkane w górach, dążąc do emancypacji czysto kobiecego wspinania i tworząc wraz z innymi złotą erę polskiego himalaizmu. Mimo że nie chciała niepotrzebnie ryzykować, robiła to zawsze, gdy opuszczała bazę, aby piąć się wyżej, do szczytu, ku marzeniom. Żyła pełnią życia, zarówno w górach, jak i poza nimi. Była osobą, która cieszyła się dużym zaufaniem, gotową pomóc i troskliwą. Mawiała, że góry są ważne, ale poza nimi jest też inne życie. Niestety, czasami nie ma już odwrotu. To góry wybrały Halinę. korzystałam z książki Anny Kamińskiej „Halina. Dziś już nie ma takich kobiet”

Advertisement

CZY ANDROIDY ŚNIĄ O MECHANICZNYCH OWCACH? Aleksandra Piszczyk

„Czy androidy śnią o mechanicznych owcach?” To tytuł powieści science-fiction Philipa K. Dicka z 1968 roku. Zyskała ona jednak rozgłos (i tak też się ją potocznie określa) jako Blade Runner lub Łowca Androidów z uwagi na, kultowy już, film Ridleya Scotta z 1982 roku o tej nazwie. Dzieło kinematograficzne luźno nawiązuje do prozy Dicka. Głównym bohaterem jest Rick Deckard – łowca współpracujący z policją, którego zadaniem jest ściganie zbiegłych androidów (w filmie nazywanych replikantami). Z uwagi na znaczące różnice między tymi dwoma dziełami, w artykule skupię się na analizie książki, a konkretniej spróbuję odpowiedzieć na tytułowe pytanie –Czy androidy mogą śnić o mechanicznych owcach?

Akcja powieści rozgrywa się w trakcie jednego dnia w styczniu 2021 roku w świecie zniszczonym przez wojny oraz pokrytym radioaktywnym pyłem. Większość ludzi już dawno przeprowadziła się na jedną z wielu skolonizowanych do tej pory planet wraz ze swoim mechanicznym służącym - androidem, do złudzenia przypominającym człowieka. Maszyna ma jeden cel - być posłuszna ludziom. Roboty nie zostały wyposażone w moralność przez swoich stwórców, ale są na tyle rozwinięte, by odczuwać ból, mieć poczucie własnego ja oraz otoczenia - cechy, które świadczą o świadomości. Mimo wszystko ich status prawny przypomina bardziej przedmiot niż podmiot. Ci, którzy pozostali na Ziemi borykają się z suszami i promieniotwórczym opadem, który zniszczył praktycznie całe życie na plancie. Główny bohater - Rick Deckard - pracuje jako łowca androidów, podległy pod wydział policji w San Francisco. Dostaje zlecenie usunięcia 6 humanoidów, które wbrew obowiązującemu prawu, zabiły swoich właścicieli i przyleciały na Ziemie poszukując wolności. Początkowo jest niechętny, jednak obietnica zarobku, za który może kupić żywą owcę ostatecznie go przekonuje. Posiadanie żywego zwierzęcia stało się rzadkością, a także wyznacznikiem statusu społecznego. Dla tych, którzy nie mogli sobie na to pozwolić istniała tańsza alternatywa - realistyczna, mechaniczna imitacja. Na początku książki Rick trzymał na dachu swojego bloku sztuczne zwierzę, jednak czuł się z tym źle. Uważał, że owca nie jest w stanie odwzajemnić jego uczuć. Zazdrościł swojemu sąsiadowi posiadania konia, co dodatkowo motywowało go do polowania na androidy (zwane przez niego „andkami”).

Równolegle do historii łowcy toczy się opowieść Johna Isidore, „specjalsa” - osoby za mało inteligentnej, by wyemigrować do kolonii. Nie cieszy się sympatią innych ludzi, wręcz przeciwnie, stał się obiektem kpin. Drogi obu mężczyzn skrzyżują się, gdy pod koniec dnia Rick odwiedzi blok Johna w celu usunięcia ostatnich trzech robotycznych uciekinierów, którym Isidore dał schronienie. John nie podziela zdania łowcy co do potrzeby ich eliminacji, ponieważ androidy od początku go szanowały. Empatia jest właściwie głównym tematem książki. Oprócz wymiaru opieki nad zwierzęciem jest także osnową nowej religii - merceryzmu i jedyną rzeczą odróżniającą ludzi od androidów. Aby utrzymać jakiekolwiek poczucie wspólnoty i sensu, ludzie na Ziemi oraz skolonizowanych planetach praktykują religię polegającą na łączeniu się we wspólnym odczuwaniu przez wirtualną rzeczywistość. Badanie, na podstawie którego Deckard decyduje o zabiciu kogoś - skala Voigta- Kampffa również bazuje na empatii. Czy słusznie? Rick uważa, że to uczucie może istnieć jedynie w ludzkiej społeczności, ponieważ wymaga rozwiniętego instynktu grupowego, a androidy nie są w stanie sobie zaufać. Ludzie w książce F. Dicka nie różnią się tak bardzo od androidów, jak y tego chcieli. Paradoksalnie to właśnie oni okazują się sztuczni. W przeciwieństwie do nich, androidy kierują się potrzebą

This article is from: