8 minute read

Oliwia Czuchryta „Zjawisko w czystej postaci” – o fenomenie Barbary Hoff

przetrwania, w którą zostały wyposażone. W pewnym momencie nawet sam Rick zaczyna odczuwać względem nich pewien rodzaj empatii. Ma także wiele wątpliwości. Co jakiś czas pojawia się u niego myśl, czy przypadkiem nie jest jednym z nich. By normalnie funkcjonować, musi co chwilę umniejszać wartości życia androida. Nieustannie myśleć o nich jako o maszynach bez uczuć ani świadomości. Inaczej jego zawód byłby jeszcze trudniejszy.

Podsumowując, androidy nie mogą marzyć, pożądać, pragnąć mechanicznych owiec, ponieważ nie rozumieją tego, co one reprezentują - statusu społecznego, majętności, uznania innych. Przez swoich stwórców nigdy nie zostały wyposażone w aparat moralny ani w umiejętności społeczne. Ich inteligencja to mechanizm służący do rozwiązywania problemów, w szczególności walki o przetrwanie, szukanie pokarmu, schronienia, ucieczki. Oczywiście różnią się od zwierząt, są bardziej inteligentne, ale wciąż moim zdaniem brakuje im rozumienia pewnych pojęć abstrakcyjnych. Niemniej jednak, filozof Peter Singer twierdzi, że każda istota zdolna odczuwać ból lub cierpieć ma prawo do norm moralnych, a ograniczanie tego tylko do ludzi byłoby dyskryminacją. Jeśli już ktoś postanowił stworzyć inną istotę samoświadomą na swoje podobieństwo, musi wziąć za to odpowiedzialność. Na szczęście temat świadomej sztucznej inteligencji jest jeszcze daleki. Wszyscy wiemy, a przynajmniej zdaje nam się, że wiemy, czym jest świadomość. Doświadczasz jej nawet teraz, czytając ten artykuł. To stan, w którym jednostka zdaje sobie sprawę z procesów wewnętrznych jak zachodzących w środowisku zewnętrznym. Wielu filozofów i naukowców od dawna próbuje zdefiniować czym świadomość dokładnie jest. Trudność ta wynika z tego, że każdy z nas ma dostęp jedynie do własnych przeżyć. Treści tego doświadczenia nie jesteśmy w stanie w pełni przekazać innym. W 1974 roku filozof Thomas Nagel opublikował artykuł „Jak to jest być nietoperzem?”, w które rozważał świadomość jako subiektywny sposób postrzegania świata przez daną istotę. „Fakt, że jakiś organizm ma w ogóle świadome doznania, znaczy zasadniczo, że istnieje coś takiego, jak bycie tym organizmem. (…) Ów organizm ma jednak z istoty świadomej stany mentalne wtedy i tylko wtedy, gdy jest coś takiego, jak bycie tym organizmem – coś co jest jakby dla tego organizmu”. Jeśli przyjmiemy takie założenie, to każdy z androidów posiada coś jak bycie androidem, którego ludzie nigdy w pełni nie zrozumieją. Możemy dokonywać obserwacji ich stanów umysłowych (np. odczucia i świadomość bólu) i odnosić je do naszych doświadczeń lub odwoływać się do ich budowy (schemat układu nerwowego). Jeśli u ludzi jakimś stanom wewnętrznym towarzyszy określoną aktywność neurofizjologiczna mózgu, to być może struktura lub aktywność mózgu u androidów jest podobna. Stanowi to podstawę do przypisania im możliwości przeżywania analogicznych stanów. Jednak nawet wtedy, nie będziemy pewni, czy ta świadomość nie jest tylko pozorna. Niemniej jednak, badania nad sztuczną inteligencją być może pozwolą nam dokonać istotnych przełomów w badaniach dotyczących naszych umysłów. Sprowadza się to do pytania, czy nasze mózgi są tak skomplikowane, że potrzebujemy lepszych technologii i więcej czasu, żeby je zrozumieć, czy może tak złożone, że nie zrozumiemy ich nigdy?

Advertisement

„ZJAWISKO W CZYSTEJ POSTACI”, FENOMEN BARBARY HOFF

Oliwa Czuchryta

Moda wraca - jest to zdanie, bądź co bądź mało odkrywcze i z pewnością nadużywane, ale niezmiennie prawdziwe. Od zawsze możemy obserwować, jak zatacza ona swoje koła, ciągle nawiązując do czegoś co już było, co wyszło z użycia, co zdążyliśmy być może nawet schować na metaforycznym strychu Wielkiej Historii Poczucia Estetyki – a raz na jakiś czas ktoś nieopatrznie na ten strych zajrzy i (nie daj Boże!) coś z niego wyniesie, dumnie zarzuci na plecy pod pretekstem “awangardy” i się człowiek nie obejrzy -już sam stoi w połowie schodów na poddasze, aby “ciuch” modny x lat temu wygrzebać z dna własnej szafy, otrzepać z kurzu i odprasować. Ale nie ma co się dziwić - już sama “królowa Mody Polskiej”, Jadwiga Grabowska, czołowa projektantka PRL-u zdradziła kiedyś w tajemnicy Agnieszce Osieckiej, że “w dziedzinie mody w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat pojawiła się tylko jedna naprawdę nowa rzecz: zamek błyskawiczny...!”. Obecnie na ulicach (szczególnie Warszawy) widać ewidentny powrót do lat 70-tych, w postaci chociażby, szerokich spodni - widziałam nawet anegdotyczne komentarze pod zdjęciem z tamtego okresu zamieszczonym w internecie, mówiące, że przedstawione na nim modelki ubiorem nie różnią się wcale od nastoletnich dziewczyn pod Złotymi Tarasami.

Opowiedzieć o modzie “w ogóle” - nie w sposób. Nawet jeżeli zawężymy ją do jakiegoś czasu i miejsca – powiedzmy –Polska Rzeczypospolita Ludowa – jest to przedsięwzięcie karkołomne, a już na pewno niemożliwe do zrealizowania w formie, jakby nie było, krótkiej, jaką stanowi artkuł szkolnego magazynu. Trzeba z całej jej różnorodności i wielobarwności wybrać sobie jakieś jedno zjawisko. Na szczęście, istnieje Barbara Hoff -zjawisko w czystej postaci. “Zajęła się modą, bo chciała być dyktatorką, a w polityce akurat nie było warunków” - w taki sposób, jak zwykle z przymrużeniem oka i charakternie “przekrojowo” opisuje ją krótki biogram zamieszczony na stronie internetowej pisma “Przekrój”, z którym była związana przez większość czasu swojej działalności. Kusi, aby napisać, że to od “Przekroju” wszystko się zaczęło - ale byłoby to stwierdzenie nieco nad wyrost. Podobno Hoff swoją pierwszą sukienkę zaprojektowała przecież w wieku lat czterech, przy pomocy mamy, która siadała z córką, rozkładała żurnal i mówiła: “Z tej weźmiemy dół, a z tej górę”.

Ale to właśnie “Przekrój”, uosobiony w postaci redaktora naczelnego z lat 1948–1969, Mariana Eilego stał się pierwszą rozgłośnią jej wizji, pozwolił jej wpływać na wygląd Polaków i wreszcie – wyposażył ją w stosowne narzędzia do “wwiercania się w system”. Bo to na tym, młodej Hoff, wówczas studentce historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim zależało najbardziej. “Ja sobie to przemyślałam, [...] co by tu zrobić,

żeby tak trochę “nadgryzać” ten straszny socrealizm” - wspomina na planie filmu dokumentalnego “Political dress” z 2011, w reżyserii Judyty Fibiger - “Otóż: moda, wydawało mi się wtedy, że tu można by odmienić sytuację, wpuścić trochę świeżego powietrza”. Jak wspomina „Przekrój” niezawodna Osiecka, mogło to wyglądać tak: dwudziestodwuletnia Hoff przesiaduje akurat w jednej z krakowskich kawiarni, gdy nagle wchodzi tam - cały na biało Marian Eile – wraz ze swoim “iluzorycznym salonem”, Picassem, Psem Fafikiem, Hermenegildą Kociubińską i temu podobnymi, a Hoff, wiedząc, że to krakowskie pismo to “jedyne miejsce [...] do którego można [...] przyjść i zaproponować”, zaaferowana przedstawia swoją wizję - wielką wizję “wietrzenia” socrealistycznego gustu, estetyki i rzeczywistości. Następnie Eile, a wraz z nim cała redakcja, mówi od razu “siadaj, rysuj, pisz, rób co chcesz”. Podobno bardzo są z tego zadowoleni. Z początku Hoff trafia “pod skrzydła” Janiny Ipohorskiej - zastępczyni redaktora naczelnego. Wspólnie prowadzą rubryczkę poświęconą modzie - ukrywając się pod pseudonimami rozsądnej, zorganizowanej Paulinki i wiecznie roztrzepanej Lucynki, której cierpliwa Paulinka bez przerwy coś musi tłumaczyć - a to jak posługiwać się żurnalem, dostosowywać modne fasony do własnej figury, czy przerabiać suknie. W tej to niewielkiej rubryczce znalazły się pomysły na przeróbki, które do dziś wielokrotnie przytaczane są w charakterze anegdot. Najsłynniejszy z patentów Hoff? Oczywiście tak zwane trumniaki tenisówki pozbawione części sznurowanej, pociągnięte tuszem kreślarskim, służące za baleriny. Niezbędny element stroju każdej szanującej się plastyczki. Bywały tam porady zupełnie praktyczne: o tym jak ze sportową trykotową, dostępną w każdym sklepie bluzkę przerobić na wieczorowy “top” o najmodniejszym dekolcie, czy “jak ze spodni męskich uszyć spódnicę damską”. Jednak były też zupełnie, wydawać by się mogło, niepoważne. Moja ulubiona, radząca jak z krawata zrobić spodnie brzmi: “Robi się tak: kupuje się krawat (krawaty są). Daje się dziadkowi. Od dziadka wycygania się stare spodnie. Są trochę zniszczone, ale z dobrej wełny...”.

Hoff charakteryzuje się ogromnym wyczuciem. I to nie tylko trendów, choć te poznaje wyjeżdżając “na zachód” i przeglądając zagraniczne magazyny przysyłane do redakcji, ale co ważniejsze tego, co jest “na miejscu’, tutaj, w Polsce,

co zalega na półkach sklepów i w szafach obywateli. Z łatwością potrafi dostosować to co widzi na paryskich wybiegach do komunistycznej rzeczywistości - a do tego trzeba niewątpliwych zdolności analitycznych, aby tak każdą “kieckę” rozebrać na części pierwsze, pomyśleć, co i z czego można przerobić, co wyciąć, gdzie zwęzić, jak dopasować “figurę Francuski” do figury przeciętnej Polki (figury te, bądź co bądź różniły się nieco) i w ogóle - dokonać całego tego zamieszania, które sprawia, że zamysł jakiegoś szalonego wizjonera-artysty staje się zdatny do podziwiania go i wyjścia - nie na rewię mody, a na ulicę. Po jakimś czasie zaczyna aranżować kolekcje własne “Przekroju”, fotografując w strojach, szytych najpierw przez znajomą, później przez niewielkie spółdzielnie; własnych znajomych artystów, literatów, aktorów. Pod każdą kolekcją - omówienie, wykrój, przepis jak uszyć. Działalność Hoff posiada ewidentne cechy misji. Chce informować o tym co jest modne teraz - “nie żadne pół roku później”. Ma też na względzie, aby moda była dostępna dla wszystkich: “Zawsze pisałam i uważałam, że jak ktoś chce być modnie ubranym, to to nie jest w ogóle kwestia pieniędzy” - zadeklaruje wiele lat później. Na razie stwierdza, że nie chce już tylko doradzać Polakom – chce ich ubierać własnoręcznie. Idea, która jej przyświeca, jest prosta: tkaniny jakie akurat są, ale zawsze dobry, modny krój - i co najważniejsze - pomysł. Projektuje kilka sukienek ze sztruksu, projekty zanosi do Centralnego Domu Towarowego. Nie ma jeszcze pojęcia o systemie działania przemysłu lekkiego, normominutach, pośrednikach, konfekcjonowaniu, o tym, że cykl produkcyjny w normalnych warunkach trwa aż 5 lat – ma za to niesamowitą siłę przebicia. I udaje jej się dokonać niemożliwego - obejść system. Dyrektor Zakładów Przemysłu Odzieżowego podobno jest nawet z takiego obrotu spraw zadowolony: “Wreszcie coś bez tych cholernych pośredników!”. Funkcjonowanie poza systemem wymaga jednak specjalnego zaangażowania. Hoff umawia się, jeździ, załatwia. W jednej fabryce trzeba zamówić guziki, w innej uszyć spódnice, w jeszcze innej wyprodukować ozdobne kółko do zamka błyskawicznego. I jeszcze to wszystko poskładać. Pierwsza kolekcja okazuje się być jednak ogromnym sukcesem i niestety, jednocześnie piekłem dla pracowników

This article is from: