MAGAZYN ŻET NR 16. (STYCZEŃ/LUTY 2021)

Page 1


KOCHANI ŻMICHOCZYTELNICY! To już 16 numer Magazynu Żet i drugi pod naszą redakcją, cieszymy się, że mimo trwającej pandemii Magazyn Żet prężnie działa i szykuje dla Was same ciekawe teksty. Niech ten rok będzie dla Was obfity w nowe doświadczenia, rozsądne decyzje i wspaniałe chwile spędzone z przyjaciółmi. Mamy nadzieję, że nasze artykuły umilą Wam śnieżne wieczory z ciepłą herbatą i kocykiem. Zapraszamy do czytania Ala, Zuzia i Marta

spis treści 3 4 6 10 12 14 16 31 33

Weronika Przygoda - Samotność, czy jest tak straszna, jak o niej mówią? Natalia Kwolek - Jabłkowa ideologia Amelia Czerczer - Morderstwo czarnej Dalii Maria Wolska - Krótki raport z przestworzy Oliwia Biaduń - Kowloon Walled City Ala Kontkiewicz - Femme fatale Zosia Oyrzanowska - Stones, kamienie wywiad numeru: Zuzanna Hutna - Wierność sobie i szczerość wobec innych - wywiad z Aleksandrą Rudnicką, absolwentką Żmichowskiej sekcja gastronomiczna: Liśka Żołek - Karnawałowe szaleństwa


SAMOTNOŚĆ - CZY JEST TAK STRASZNA, JAK O NIEJ MÓWIĄ? Weronika Przygoda Dzisiejsza rzeczywistość nie sprzyja utrzymywaniu kontaktów z osobami z zewnątrz. Większość z nas spędza coraz więcej czasu w domu z rodzicami. Cała ta sytuacja wywołuje w ludziach zmęczenie, wyczerpanie i bezsilność. Powoduje, że zaczynają się od innych odcinać, a codziennym towarzyszem w życiu staje się pustka. W XXI wieku, zarówno w czasach koronawirusa, jak i „w dawnym świecie” obserwuje się coroczny wzrost osób zmagających się z samotnością. Czy jest ona czymś złym i czy należy ją za wszelką cenę zwalczyć?

czasem stają się nieprzemijającymi uczuciami. Ta samotność nie zawsze zależy od nas samych. Może się pojawić, gdy ktoś bliski ginie w wypadku samochodowym lub kiedy ktoś z nas szydzi, a na takie sytuacje nie mamy wpływu. Jeśli zwracamy się wtedy ku światu, szukając pomocy, a społeczeństwo się od nas odwraca, doznajemy zawodu. Odrzucenie idealnie dopełnia się z tym rodzajem samotności. Jeśli taki stan nie będzie przejściowym, ból zacznie towarzyszyć nam na okrągło. Przytłoczy nas swoją długotrwałością i wszechobecnością. Warto zaznaczyć, że są wśród ludzi osoby, które mają skłonność do samotności, wynikającej z braku umiejętności zbudowania relacji. Obarczają się winą za ich sytuację. To, w jaką stronę pójdą - czy wybiorą autorefleksję i zastanowienie się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, czy oddadzą się uczuciom towarzyszącymi samotności - zależy od ich siły psychicznej.

Samotność niejedną ma definicję. Ma ona wiele wymiarów. Jeden z nich, czyli bycie samemu ze sobą nie jest niczym nadzwyczajnym. Ba, to nawet naturalna część życia każdego człowieka. Ma ona charakter refleksyjny, jest niezbędnikiem naszego rozwoju. Jest spotkaniem samym ze sobą. Dzięki niej dojrzewamy, mamy czas na korektę własnych zachowań i możliwość głębszego zrozumienia siebie. Daje nam to szansę na rozmowę ze sobą i zadanie sobie pytań, których odpowiedzi nadają nam kierunek w życiu. Ucieczka od takiej samotności nie jest dobrym rozwiązaniem.

Prawdą jest, że nikt z nas nie wie, w jakiej sytuacji znajdzie się za pięć, dziesięć czy piętnaście lat. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że żadnej samotności, w szczególności tej destrukcyjnej nie da się uniknąć - jest ona w końcu czymś niepożądanym. Czymś, czego żaden człowiek nie chce w swoim życiu. Dlatego ważne jest to, aby dbać o swoje zdrowie psychiczne. Szacuje się, że aż 40% populacji UE, czyli 164,8 mln ludzi nie dba o kondycję i świadomość psychiczną. Aż 14% ludzi z tej grupy cierpi na samotność o charakterze depresyjnym. Badania przeprowadzone w Polsce wskazują, że aż 80% z grupy społeczeństwa cierpiącego na

Wybranie skrajnej opcji, rozrywki, to rezygnacja z siebie na rzecz przyjemności. W końcu nie będziemy samotni, kiedy otaczamy się non stop innymi ludźmi, prawda? W rzeczywistości to objaw lęku i strachu przed samym sobą. Wynika to z faktu, że samotność kojarzy nam się z tym drugim wymiarem - depresyjnym, łączącym się z bólem i cierpieniem, które z 3


samotność depresyjną to młodzi ludzie zabiegający o akceptację i uznanie w grupie. Szacuje się, że w naszym kraju od 15 do 30% całej populacji odczuwa ją permanentnie.

towarzyszy człowiekowi od setek, a nawet tysięcy lat. To ona paradoksalnie pozwala nam na zatroszczenie, zrozumienie, po części na akceptację samego siebie. Nie jest szkodliwa, tylko nam pomaga.

Każdy człowiek potrzebuje interakcji z innymi ludźmi, a cierpiąc na tę przypadłość blokujemy swój rozwój. Samotność o charakterze depresyjnym jest największym czynnikiem chorób serca, odczuwa się przez nią częściej stres, a nawet może prowadzić do śmierci w wyniku depresji. Ta samotność nie jest stanem, do którego człowiek został stworzony. Wiele ludzi ma jednoznaczne skojarzenie z samotnością. Uciekają przed samotnością autorefleksyjną, widząc w niej zagrożenie. A to właśnie „bycie samemu” pozwala nam na kontrolę naszych myśli i uczuć. Dzięki niej mamy szansę zareagować w porę. Autorefleksja jest nam potrzebna,

Dlatego zostawmy ją, dajmy jej święty spokój. Powiedzmy stop i wyrzućmy do kosza depresyjność, która tylko uprzykrza nam życie i stała się domeną dzisiejszych czasów. Nie jest to łatwe, ponieważ wymaga kontaktu ze specjalistą i rozpoczęcia terapii. Samotność depresyjna wkradła się do XXI wieku niczym intruz, jest złodziejem okradającym nas z radości życia. To przez nią „samotność” kojarzymy jako coś strasznego, a nie dostrzegamy jej innego znaczenia. A przecież warto zatroszczyć się i poznać dobrze siebie…prawda?

JABŁKOWA IDEOLOGIA Natalia Kwolek Śmiało można powiedzieć, że jabłka otaczają nas ze wszystkich stron. Gdy bliżej przyjrzymy się tym owocom, stwierdzimy, że pełnią w naszym życiu i kulturze znacznie ważniejszą funkcję, niż tylko słodkiej przekąski. Pojawiają się w naszym życiu praktycznie na każdym kroku - w filmach, książkach, przysłowiach i idiomach. Już od maleńkości jesteśmy oswajani z ich symbolem, czy to w bajkach Disney’a, czy korzystając z innych dogodności globalnej wioski. Ale tak naprawdę nigdy nie zastanawiamy się nad tym, skąd to wszystko się wzięło i jak kształtowało się ich znaczenie w kulturze, nauce, literaturze i życiu codziennym.

Można powiedzieć, że ta cała “ideologia” zaczęła się już w czasach biblijnych, gdy Adam i Ewa zjedli zakazany owoc. No właśnie, “owoc” - nie jabłko. Jak w takim razie doszło do tego, że obecnie ten właśnie przysmak o czerwonej skórce stał się symbolem grzechu pierworodnego? W celu wyjaśnienia naszej zagadki musimy zajrzeć do historii tłumaczenia Biblii. Święty Hieronim, przekładając pismo święte z greki na łacinę, zamiast powszechnego słowa fructus - owoc, użył słowa malus, czyli jabłoń, co dodatkowo brzmi podobnie do słowa malum - zły. Można więc uznać, że ta pomyłka nie jest karygodna, a dzięki niej jabłka zyskały nowe znaczenie i symbolikę w kulturze chrześcijańskiej.

4


Przenosząc się do czasów trochę bardziej współczesnych, możemy również zaobserwować obecność “jabłkowych sformułowań” w naszym języku. Weźmy na tapetę “miasto, które nigdy nie śpi”, zwane także “Wielkim Jabłkiem”. Historia tego określenia (oczywiście pierwotnie w języku angielskim) sięga XIX w., gdy w Stanach

zamieszkania Johna Fitzgeralda, przyjęło nazwę The Big Apple Corner.

Poświęćmy chwilę na omówienie wkładu jabłek w odkrycia naukowe. Na myśl nasuwa się przede wszystkim legenda o Izaaku Newtonie. Powstanie teorii powszechnego ciążenia (w skrócie: grawitacji) zawdzięczamy rzekomo temu, że gdy pewnego razu ten angielski naukowiec siedział pod jabłonią, owoc spadł mu na głowę. Według tej anegdoty, mężczyzna zaczął zastanawiać się, dlaczego przedmioty zawsze upadają na Ziemię, nie lecąc nigdy do góry ani w bok. Mimo że ta historia umila nam przyswajanie fizycznej wiedzy, to jest ona wyolbrzymieniem. Sam Newton mówił jedynie, że wyżej wspomniana myśl przyszła mu do głowy, gdy obserwował przez okno spadające z drzew jabłka. No i

Zjednoczonych powszechnie stosowany był zwrot big apple, oznaczający coś ważnego i godnego uwagi. Jako pierwszy użył tego

sformułowania w stosunku do Nowego Jorku John Fitzgerald, relacjonując wyścigi konne w Nowym Orleanie. Przypadkowo usłyszał, kiedy dżokeje mówili o wygranej zawodników z Nowego Jorku, jako o “big apple”, tak też więc zatytułował swój artykuł w gazecie. Od tej pory nazwa ta stała się synonimem odbywających się w tym mieście zawodów, a z biegiem czasu pseudonimem amerykańskiej metropolii. Oficjalnie to określenie Nowego Jorku zawitało w języku angielskim, gdy róg 54. ulicy i Broadwayu – czyli miejsce

umówmy się - ta anegdota nie brzmi nawet prawdopodobnie. Każdy człowiek po takim uderzeniu w głowę, zacząłby kląć z powodu ogromnego bólu, a nie rozmyślać nad działaniem praw fizyki. Ale mimo że jabłko nie spadło na głowę Newtona, to w jakiś sposób niewątpliwie przyczyniło się do jednego z najważniejszych odkryć w historii nauki. Przechodząc do aspektu, który zainspirował mnie do stworzenia tego artykułu, rozwińmy temat logotypu firmy Apple. Jest bardzo wiele teorii powstania samej nazwy 5


i tak naprawdę trudno dociec, która jest prawdziwa. Z jednej strony możemy przeczytać, że był to zwykły przypadek, po prostu jabłko było pierwszym pomysłem, który narodził się w głowie Stevea Jobs‘a. I choć czasami faktycznie takie spontaniczne koncepcje są najlepsze, to wydawałoby się, że za najbardziej rozpoznawalnym logotypem na świecie stoi jakaś większa tajemnica. Otóż wiemy, że Jobs w latach 70-tych - okresie powstawania firmy, był na diecie owocowej, toteż spędzał dużo czasu w sadach z jabłoniami. Nic więc dziwnego, że myślał o jabłkach sporo, również w momencie decydowania o nazwie firmy. Jednakże to nie wyjaśnia nam, dlaczego owoc w logotypie jest nadgryziony. Tutaj z odpowiedzią przychodzi jedna z teorii, mówiąca o tym, że twórcy firmy Apple Computer chcieli oddać hołd Alanowi Turingowi - angielskiemu kryptologowi, który podczas II wojny światowej złamał drugą wersję kodu Enigmy i stworzył tym samym prototyp późniejszych komputerów. Trzeba wspomnieć, że był homoseksualistą, co nie ułatwiało mu życia po wojnie. Ten fakt był niestety powodem, dla którego popełnił samobójstwo, zjadając jabłko zatrute cyjankiem. Możliwe więc, że założyciele firmy Apple, wykorzystując symbol nadgryzionego owocu, chcieli upamiętnić jego wielkie osiągnięcie i tragiczną śmierć. Jednakże najbardziej

prawdopodobnym wyjaśnieniem charakterystycznego ubytku w jabłku jest zwykły przypadek. Chodzi tutaj o podobne brzmienie angielskich słów byte (jednostka informacji pamięci komputerowej) i bite (gryz). Jako ciekawostkę można dodać, że pierwotnie logotyp nie był tak minimalistyczny, jak obecnie. Jabłko bowiem, było w kolorach tęczy, co miało podkreślać fakt, że komputer Apple II jako pierwszy na świecie wyświetlał kolorową grafikę. Reasumując, można stwierdzić, że jabłka naprawdę stały się nieodłączną częścią naszego języka, kultury, nauki, a wręcz codzienności. Ale oprócz tego, wyżej opisanego wkładu w wiele aspektów naszego życia, mają jeszcze jeden, istotny walor - zawierają potrzebne nam substancje odżywcze. A więc: Jedz codziennie jedno jabłko i lekarza widuj rzadko!

MORDERSTWO CZARNEJ DALII Amelia Czerczer Piękna kobieta, tajemnicze morderstwo, brutalnie okaleczone zwłoki - brzmi jak opis typowego dreszczowca. Mowa tutaj o zabójstwie Elizabeth Short, ochrzczonej później przez media mianem Czarnej Dalii. Jej sprawa po dziś dzień pozostaje jedną z najbardziej znanych, a zarazem

tajemniczych na świecie. Hollywood od zawsze przyciągało ludzi pragnący sławy, pieniędzy i fanów. Temu pragnieniu uległa także i ona. Choć jej marzenie się spełniło, to niestety nie przez grę aktorską stała się

6


nowym środowisku i zamieszkała w Santa Barbara. Marzyła o karierze aktorki lub modelki i szybko zaczęła szukać kontaktów w branży. Każdy, kto mógł pomóc jej w osiągnięciu tego celu, stawał się jej nowym przyjacielem, a nawet narzeczonym. W ten sposób związała się z majorem Matem Gordonem, który po zakończeniu kariery wojskowej chciał zostać producentem filmowym. Niestety, dwójce marzycieli nie poszczęściło się. Kilka dni przed zakończeniem walk, major zginął w katastrofie lotniczej. Rodzina mężczyzny nie uwierzyła Elizabeth, że była w związku z ich krewnym i nie przekazała jej żadnych pieniędzy.

legendą, ale poprzez swoją śmierć. Nie pojawiając się nawet na ekranach telewizorów, była znana w całych Stanach, a nawet na świecie. Urodziła się 29 lipca 1924 roku na przedmieściach Bostonu. Jej rodzina żyła godnie do czasu krachu na giełdzie, który pozbawił ich majątku. Ojciec rodziny nie mógł się z tym pogodzić i opuścił rodzinny dom. Wszyscy myśleli, że popełnił samobójstwo. Tym większe było ich zdziwienie, gdy po kilku latach skontaktował się z krewnymi, dzwoniąc z Los Angeles, gdzie rozpoczął nowe życie. Dlatego też postanowił ściągnąć do siebie resztę rodziny, czyli żonę i piątkę córek. Matka dziewcząt nie umiała wybaczyć mężowi i nie przyjęła jego oferty. Jednak Elizabeth myślała inaczej. Młoda dziewczyna w wyprowadzce widziała jedyną szansę na poprawę swojego losu.

Kobieta została sama, bez oszczędności i pespektyw. Podejmowała kilka dorywczych prac i robiła to, co potrafiła najlepiej - łamała kolejne męskie serca. Przez wrodzoną wadę nie zgadzała się na żadne intymne kontakty, czym doprowadzała sowich adoratorów do czystej rozpaczy. Ostatecznie postawiła wszystko na jedną kartę. Wyjechała do Hollywood w poszukiwaniu stażu modelki lub aktorki. Jednak wszystko na próżno. Po kilku miesiącach rozgoryczona porażkami wróciła do Santa Barbara. W Mieście Aniołów zawitała dopiero miesiąc przed swoją śmiercią w towarzystwie mężczyzny, którego nazywała Rudym.

Do Kalifornii przybyła w grudniu 1942 roku, jednak z ojcem wytrzymała tylko miesiąc. Widział w córce domową gosposię, co dla ambitnej dziewczyny jak Elizabeth było nie do przyjęcia. Szybko wpadła w wicher niekończących się imprez, będąc młodą, atrakcyjną kobietą, pożądaną przez mężczyzn szybko zaadoptowała się w

Rankiem 15 stycznia 1947 roku, Betty Bersinger spacerowała z 3-letnią córką po Leimert Park w Los Angeles. Nagle zauważyła na trawie obok chodnika białą postać, wyglądającą jak uszkodzony manekin. Kiedy kobieta przyjrzała się bliżej, zrozumiała, że ma przed sobą przecięte na pół zwłoki kobiety. 7


Natychmiast pobiegła do pobliskiego domu i zadzwoniła na policję. Ciało było zmasakrowane. Wielu policjantów nie mogło znieść tego widoku, a zwłaszcza rozciętych od ucha do ucha ust kobiety (uśmiech Glasgow). Mimo makabrycznego stanu zwłok, w wywiadzie jeden z oficerów zwrócił uwagę na niesamowicie czyste włosy denatki - nie było żadnej skorupy z krwi, która powinna występować po tak brutalnych obrażeniach. Wyglądało to tak, jakby przed porzuceniem ciało zostało starannie umyte. Twarz dziewczyny była w bardzo złym stanie, ustalono jej tożsamość jedynie dzięki odciskom palców. Była to młoda Elizabeth Short…

„The Blue Dahlia”. Na policję zgłaszało się wielu wariatów, którzy sami przyznawali się do morderstwa. Posiadali dużo informacji, oczywiście wszystkie pochodziły z prasy. Jednak policja szybko pozbyła się większości rzekomych morderców Czarnej Dalii. Wiele mediów informowało o domniemanym gwałcie na Elizabeth, który był tylko i wyłącznie fikcją wymyśloną przez dziennikarzy. Jednak to właśnie dzięki niej detektywi mogli łatwo pozbyć się pragnących sławy ludzi. Rozgłos sprawy prawdopodobnie spodobał się prawdziwemu zabójcy, który 24 stycznia 1947 roku przesłał do gazety Los Angeles Examiner paczkę z rzeczami należącymi do Short. W przesyłce znajdowało się świadectwo urodzenia kobiety, wizytówki, fotografie, nazwiska wypisane na kartkach papieru oraz notes z adresami i wytłoczonym na okładce nazwiskiem Mark Hansen. Niestety, wszystko było dokładnie wyczyszczone i umyte, dlatego policja nie znalazła żadnych śladów, które naprowadziłyby na trop mordercy. Następnego dnia śledczy znaleźli w koszu na śmieci, niedaleko miejsca zbrodni, torebkę i but Short. Także na nich sprawca nie pozostawił śladów.

Od samego początku sprawa przyciągała uwagę mediów, które mogły zapłacić dużo za jakąkolwiek informację na temat morderstwa. Reporterzy dowiedzieli się o tożsamości kobiety nawet szybciej niż jej rodzina. Jeden z dziennikarzy, chcąc uzyskać szczegóły na temat życia Elizabeth, zgłosił się do jej matki. Powiedział kobiecie, że Betty wygrała konkurs piękności i poprosił o wypowiedź na jej temat. Kiedy dostał to, czego chciał, przyznał, że Short tak naprawdę nie żyje. Wielu z dziennikarzy postanowiło podjąć śledztwo na własną rękę. Nie zważając na konsekwencje, zaczęli nachodzić potencjalnych świadków oraz przetrzymywać informacje ze zgłoszeń, które do nich trafiały. Jeden z reporterów Los Angeles Daily News, Gerry Ramlow, stwierdził później: Jeśli morderstwo nigdy nie zostało wyjaśnione, to tylko z powodu dziennikarzy… Byli wszędzie, zadeptywali ślady, przetrzymywali informacje.”

Wkrótce do śledztwa zaangażowało się nawet FBI, którego przecieki raportów pokazały się w niektórych gazetach. Detektywi przypuszczali, że Elizabeth została zamordowana przez osobę, która ją znała. Od razu w oczy śledczych wpadł Rudy, z którym była widziana ofiara. Jednakże szybko wykreślono go z listy podejrzanych, gdyż posiadał żelazne alibi – w wieczór zabójstwa siedział w domu ze swoją żoną i dziećmi, co potwierdziło badanie wariografem. Kolejną osobą, która znalazła się na celowniku był Mark Hansen

Wkrótce Elizabeth nadano tytuł Czarnej Dalii, co miało nawiązywać do znanego w tamtych czasach kryminalistycznego filmu 8


Śledztwo i przesłuchania w sprawie zabójstwa Elizabeth trwały do 1949 roku. W tym czasie nie znaleziono żadnych dowodów przeciwko podejrzanym. W listopadzie oficjalnie zamknięto sprawę. Jednak nigdy nie zapomniano o intrygującej tajemnicy brutalnego morderstwa młodej, pięknej kobiety. Dlatego jeszcze przez kolejne lata wielu detektywów- amatorów prowadziło swoje indywidualne dochodzenie. Powstało wiele teorii na temat tej spawy. Jedna z najbardziej znanych jest autorstwa byłego detektywa policji w Los Angeles, Steve’a Hodela. Wytypował on swojego ojca George’a Hodela. Mężczyzna był wspaniałym lekarzem, który porzucił rodzinę wkrótce po dziewiątych urodzinach Steve'a, ostatecznie przeprowadzając się daleko na Filipiny. Steve przeglądając stary album ojca znalazł dwa zdjęcia Elizabeth Short. Na dodatek listy wysłane do prasy i policji od The Black Dahlia Avenger - mężczyzny podającego się za zabójcę Short, również były przerażająco podobne do pisma jego ojca.

- mężczyzna, którego nazwisko widniało na notesie należącym do Short. Był on właścicielem nocnego klubu i hotelu, w którym kobieta mieszkała przez kilka miesięcy w 1946 roku. Hansen ponoć wielokrotnie, lecz bezskutecznie próbował zaciągnąć Elizabeth do łóżka. Śledczy nie znaleźli jednak przeciwko niemu wystarczających dowodów. Wśród podejrzanych znalazł się także doktor Walter Alonzo Bayley, który mieszkał niedaleko miejsca, gdzie znaleziono ciało Short z córką, która była przyjaciółką zamordowanej. Nie znaleziono jednak dowodów na to, że miał jakikolwiek kontakt z Elizabeth. Istniała jeszcze teoria, że dziewczyna padła ofiarą jednego z seryjnych morderców grasujących w okolicy. Wśród nich znalazł się "Rzeźnik z Cleveland" i William Heirens. Obydwaj działali w tamtym okresie, jednak nigdy nie znaleziono między nimi, a morderstwem kobiety żadnego powiązania.

9


Steve, który ma teraz 78 lat, nie jest pierwszą osobą, która twierdzi, że rozwiązał sprawę morderstwa Short. Nie jest nawet pierwszym, który twierdzi, że zabójcą był jeden z jego rodziców. Ale Steve wykopał zbiór dowodów, w tym akta organów ścigania, które pokazują, że jego ojciec znajdował się na szczycie listy podejrzanych LAPD w momencie popełnienia przestępstwa.

Jednak policja nigdy nie zaakceptowała teorii Steva jako fakt i do dzisiaj zbrodnia nie ma swojego zakończenia. Elizabeth Short spoczywa na cmentarzu Mountain View w Oakland. Na jej skromnym nagrobku wypisane są słowa: "Córka, Elizabeth Short, 29 lipca 1924 - 15 stycznia 1947"Jak możemy przeczytać na stronie FBI w sprawie Elizabeth: Kto zabił Czarną Dahlię i dlaczego? To tajemnica. Mordercy nigdy nie znaleziono, a biorąc pod uwagę, ile czasu minęło, prawdopodobnie nigdy nie zostanie. Legenda rośnie…

Były śledczy wydał książkę na podstawie zgromadzonych przez niego dowodów: „Black Dahlia Avenger: The True Story”.

KRÓTKI RAPORT Z PRZESTWORZY Maria Wolska Czy wiedzieliście, że pierwszymi osobnikami, jacy kiedykolwiek wzbili się w powietrze, byli baran, kogut i kaczka? Stało się to 19 września 1783 roku w Wersalu, za sprawą przełomowego wynalazku braci Montgolfier oraz szwajcarskiego fizyka Amiego Argandem’a. Mężczyźni skonstruowali balon napędzany gorącym powietrzem. Lot trwał osiem minut i pozwolił zwierzętom wznieść się na wysokość 500 metrów. Celem całego przedsięwzięcia było sprawdzenie wpływu wysokości na organizmy żywe. Pomyślny przebieg tych prób już wkrótce pozwolił człowiekowi wejść na pokład balonu.

się jednym z elementów definiujących polskie oświecenie. Jak napisał w wierszu Balon Adam Naruszewicz: Niezwykłych ludzi zuchwała para, Zwalczywszy natury prawa, Wznawia tor klęską sławny Ikara I na podniebiu już stawa. Polski poeta wieku rozumu, zainspirowany pierwszym lotem balonem nad Warszawą, którego nie był jednak naocznym świadkiem, poświęcił temu wydarzeniu utwór. Autor wiersza ukazał w nim potęgę ludzkiego rozumu oraz przewagę przyszłości nad przeszłością. Klęska Ikara ukazuje niedoskonałości antyku i klasycznych wzorców. Mitologiczny bohater, wiedziony ciekawością świata i potrzebą przekraczania granic, popełnił błąd zbliżając się do Słońca. Mimo, że wynalazek był doskonały i prekursorski, Ikar spadł i stracił życie. Nie przewidział wszystkich konsekwencji – potrzeba wolności i realizacji marzeń okazała się silniejsza niż rozsądek. Oświecenie, w którym ludzki rozum oraz rozwój techniki

W Warszawie pierwszy bezzałogowy lot balonem odbył się w lutym następnego roku. Pięć lat później, czyli w 1789 roku, aerostat wyniósł na wysokość dwóch kilometrów Francuza Jana Piotra Blancharda. Pokaz trwał czterdzieści pięć minut i zakończył się lądowaniem w Białołęce. Lot odbył się na oczach króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i stał 10


są najważniejszymi elementami codzienności, pragnie wznosić się ponad starożytne ideały. Ludzie nowych idei, dzięki pracy i odwadze, wznoszą się w przestworza…

zmienną i wymagającą pogodą, jest produkcja The Aeronauts (2019), nakręcona na podstawie książki Richarda Holmes’a Falling Upwards: How We Took to the Air. Przedstawia historię naukowca oraz pasjonata meteorologii Jamesa Glaisher’a, który wraz z pilotką o imieniu Amelia wyrusza w przestworza największym balonem, jaki kiedykolwiek zbudowano. Akcja rozgrywa się w 1862 roku w Londynie.

Balon był (i jest) więc nie tylko, jak podaje definicja, statkiem powietrznym z grupy aerostatów, bez napędu silnikowego. Lot balonem ma silny wydźwięk symboliczny. Zrzucenie jarzma minionych wieków, klasycznej harmonii oraz ideałów prawa natury dało oświeceniowym twórcom nadzieje na przyszłość. Zwłaszcza w Polsce, gdzie walka uprzywilejowanych sarmatów ze środowiskiem reformatorskim stale wpływała na życie polityczne, społeczne i kulturalne, powiew nowoczesności nadawał zupełnie nowego wymiaru.

Pierwsze, a z czasem również coraz bardziej zaawansowane próby lotów balonem pozwoliły współcześnie wykorzystywać ten środek transportu do celów poznawczych. Dzięki aerostatom możemy odkrywać Kosmos. Balony bezzałogowe od kilku dekad mają szansę sprawdzić się tam, gdzie nie sięgają granice ludzkiej wyobraźni. Mogą badać planety posiadające atmosferę oraz stan ich powierzchni z odległości kilku kilometrów. Aerostat, który posiada analizatory, jest w stanie gromadzić dane dotyczące parametrów fizycznych i składu atmosfery danej planety. W 1984 Rosjanie wystrzelili do atmosfery Wenus dwa balony z zestawami sensorów. Przez dwa dni przekazywały one dane telemetryczne dotyczące atmosfery tego ciała. Istnieją także plany skonstruowania balonów do lotów badawczych w kosmos, które wyposażone w odpowiedni żagiel, wykorzystywałyby warunki wiatrowe danej planety i sprawnie się przemieszczały.

Przechodząc do konstrukcji balonu, maksymalna wysokość, na jaką mogła wznieść się gondola, długo stanowiła dla pilotów problem. W miarę wzbijania się wyżej ponad poziom morza, ciśnienie atmosferyczne spada. Pojawia się niedobór tlenu, a co za tym idzie - niedostateczne wysycenie nim komórek krwi człowieka. Stefa 6000-8000 m n.p.m. nazywana jest strefą krytyczną, gdyż przebywanie w niej powoduje utratę przytomności, a często nawet śmierć. Obecnie, maksymalny pułap lotów balonów na ogrzane powietrze wynosi kilka kilometrów. W 1991 roku Chris Dewhirst przeleciał w balonie nad Mount Everestem. National Geograhic nakręciło o tym wyczynie film - Ballooning Over Everest. Dziś rezerwacja lotu nad Himalajami dla jednej osoby kosztuje około 3 miliony funtów.

Baloniarstwo jest jednym z najbezpieczniejszych sportów lotniczych. Jak w każdej dyscyplinie, efektowne zawody rozgrywane są regularnie i składają się z wielu konkurencji. Jedną z nich jest Fly in - sędziowie wyznaczają jeden, oznaczony punkt. Zawodnicy startują

Filmem, który opisuje zmagania lotników nie tylko z wysokością, ale również ze 11


z dowolnie wybranego miejsca, uwzględniając określoną, minimalną odległość od celu. Zadaniem pilota jest zrzucenie markera (worka z piaskiem i taśmą z numerem balonu) jak najbliżej punktu. Inną, bardzo ciekawą i osobliwą konkurencją jest Key Grab (zbieranie klucza) – w trudno dostępnym miejscu umieszcza się kilkumetrową tyczkę z kluczem od samochodu. Zwycięzca, któremu uda się zdjąć klucz, wygrywa nagrodę – oczywiście samochód " % $ #

roku w kraju, którego załoga zwyciężyła w ostatnich zmaganiach. W 1939 roku zawody miały odbyć się w Polsce we Lwowie, lecz z powodu wybuchu wojny, imprezę wznowiono dopiero w 1983 roku w Paryżu. Zwyciężyła wtedy dwójka Polaków: Stefan Makné oraz Ireneusz Cieślak. W 2020 roku zawody również miały zostać zorganizowane w naszym kraju, ale wydarzenie zostało przełożone na 2021 rok. Obecnie baloniarstwo przybrało także wymiar komercyjny. Organizowane są loty widokowe i wycieczki, a na powłoce balonu drukuje się reklamy, które są atrakcyjne oraz świetnie widoczne. Ewolucja tego sportu jest naturalną konsekwencją jego rozwoju. Dzięki temu więcej ludzi ma możliwość przeżycia niesamowitej przygody, jaką jest latanie balonem.

Najbardziej znanymi zawodami balonowymi na świecie jest zorganizowany po raz pierwszy w 1906 roku w Paryżu Puchar Gordona Bennetta, czyli Międzynarodowe Zawody Balonów Wolnych. Założyciel, Amerykanin, był milionerem i entuzjastą sportów ekstremalnych. Wydarzenie odbywa się co

KOWLOON WALLED CITY Oliwia Biaduń Jako społeczeństwo, przyzwyczajeni tym, że gdzieś na świecie istniało osiedle o jesteśmy do standardu życia niewielką podobnej strukturze powierzchniowej. rodziną w dużym, a przynajmniej wystarczającym Historia osiedla sięga końca XIX mieszkaniu lub domu. W wieku, kiedy to Wielka Brytania Warszawie znajduje się przejęła od Chin Hong Kong, w wiele osiedli i bloków, tym obszar, na którym miejsca starcza tutaj dla znajdowało się Kowloon. każdego mieszkańca. Niedaleko tego terenu Zanim przejdziemy do postanowiono wybudować fort. konkretów związanych z W 1899 roku Anglicy siłą tematem tego artykułu, przejęli nad nimi władzę, a wyobraź sobie, drogi następnie pozostawili go Czytelniku, że wszyscy własnemu losowi. W 1933 roku warszawiacy zamieszkują władze Chin podjęły decyzję o obszar 1 km². Nie do wyburzeniu terenu i pomyślenia, prawda? zagospodarowaniu go od nowa. Zdjęcie pochodzi ze strony wikipedia.org Teraz zastanów się nad Do 1940 roku rozebrano

12


wiÄ™kszość budynkĂłw, ale wojna na Pacyfiku przerwaĹ‚a ten proces, pozostawiajÄ…c jeszcze kilka budowli. Po II wojnie Ĺ›wiatowej, na terenie Walled City zbierali siÄ™ uchodĹşcy i inni nielegalni mieszkaĹ„cy. Ze wzglÄ™du na nieudane prĂłby przesiedlenia niepoşądanych osadnikĂłw, wĹ‚adze Chin pozostawiĹ‚y Kowloon bez nadzoru. W latach 60-tych i 70-tych XX wieku osiedle przeĹźyĹ‚o najwiÄ™kszy rozwĂłj. Ze wzglÄ™du na gwaĹ‚townÄ… ewolucjÄ™ osiedla, polegajÄ…cÄ… gĹ‚Ăłwnie na stawianiu budynkĂłw jeden na drugim, Kowloon zostaĹ‚o wpisane do ksiÄ™gi rekordĂłw Guinnessa ze wzglÄ™du na najwiÄ™kszÄ… gÄ™stość zaludnienia. WynosiĹ‚a ona blisko 2 mln osĂłb na đ?‘˜đ?‘š! . Powierzchnia Kowloon to 2600m², a zamieszkiwaĹ‚o tam ponad 50 tysiÄ™cy mieszkaĹ„cĂłw.

ujrzenie naturalnego światła było tam wyjątkową rzadkością. Mieszkańcy musieli stosować się jedynie do dwóch zasad. Jedna z nich mówiła o tym, şe prąd musiał być poprawnie zainstalowany. Druga natomiast mówiła o tym, şe budowla nie mogła przekraczać czternastu pięter wysokości, ze względu na to, iş niedaleko Miasta Ciemności znajdowało się lotnisko. Ewentualne rozbudowanie budynku mogłoby doprowadzić do zderzenia się samolotu z blokiem i spowodowania katastrofy. Pomimo niedogodności, jakie panowały w Mieście Ciemności, z czasem pojawiło się tam duşo instytucji, poprawiających şycie obywateli. Z inicjatywy mieszkańców funkcjonowały tam małe sklepiki, szkoła, a nawet elektrownia. Znajdowały się tam takşe zakłady opieki medycznej, ale ich klienci musieli liczyć się z nieprofesjonalną obsługą. Pracownicy tychşe zakładów bardzo często nie mieli stosownego wykształcenia do wykonywania zawodu. Naleşy takşe wspomnieć o tym, şe mieszkańcy Kowloon şyli według wewnętrznie ustanowionych zasad i reguł, których nie kontrolowały władze państwowe.

Zastanów się przez chwilę, jak Ty, drogi Czytelniku, czułbyś się mieszkając na tak przeludnionym obszarze. Domyślam się, şe czułbyś się źle, ale owo „źle� stanowi konkretne niedopowiedzenie. ŝycie w Kowloon nie było łatwe nie tylko ze względu na ogromna liczbę mieszkańców, ale takşe na brak dogodnych warunków do şycia. W przeludnionych mieszkaniach brakowało prądu i wody, którą z czasem zaczął dostarczać rząd Hong Kongu.

Zdjęcie powyşej przedstawia jedną z uliczek, która wytworzyła się pomiędzy blokami osiedla. Jak widać, ulice były brudne i ciasne, a przechodnie często przemieszczali się z parasolami w dłoniach, zwaşywszy na przecieki. Z racji tego, şe Kowloon omijali nawet policjanci, w zaułkach bardzo często chowali się przestępcy, w tym handlarze narkotyków i zabójcy. Kowloon Walled City nazywano takşe Miastem Ciemności, poniewaş

Zdjęcie pochodzi ze strony zolimacitymag.com

Zwarzywszy na to, Ĺźe Miasto CiemnoĹ›ci rozbudowywaĹ‚o siÄ™ w niekontrolowany sposĂłb, w 1984 roku wĹ‚adze Hong Kongu podjęły decyzjÄ™ o zburzeniu budowli. Destrukcja miaĹ‚a miejsce dziewięć lat później, w 1993 roku. 13


Na obszarze, na którym wcześniej znajdowało się Kawloon Walled City, znajduje się obecnie Kawloon Walled City Park. Ma obszar 31 tysięcy metrów kwadratowych i został oddany do uşytku w 1995 roku. Park został zaprojektowany w stylu wczesnej dynastii Qing. Ścieşki i pawilony zostały nazwane według ulic z Kawloon Walled City. Dodatkowo, w parku znajdują się pozostałości po mieście - pięć kamieni i trzy studnie.

Warto wspomnieć, Ĺźe obecnie nie ma na Ĺšwiecie nic, co moĹźna by porĂłwnać z Kawloon City. Dla przykĹ‚adu: Rocinha – najwiÄ™ksza fawela w Brazylii, ma gÄ™stość zaludnienia rĂłwnÄ… okoĹ‚o 50 tys. osĂłb na đ?‘˜đ?‘š! , czyli ok. 40 razy mniejszÄ… niĹź w Kawloon. SpoglÄ…dajÄ…c na dzisiejsze warunki Ĺźycia moĹźemy powiedzieć, iĹź mamy ogromne szczęście mieszkajÄ…c w swoich ciepĹ‚ych i przytulnych domkach.

FEMME FATALE Alicja Kontkiewicz şelaznymi zasadami i sprawiedliwością, a tym razem widzimy ich jako okrutnych mścicieli. W konsekwencji to właśnie oni stają się w naszych oczach antagonistami. Ponadto, postacie bohaterów są dobrze zbudowane, mają wyraźnie zarysowane charaktery, a wyjaśnienie ich postępowania

Postać femme fatale jest obecna w naszej kulturze juş od czasów staroşytnych. Kobieta fatalna, która sprowadza nieszczęście na męşczyznę, ale równieş na siebie samą, pojawia się niejednokrotnie w literaturze - m.in. w Biblii oraz mitologii greckiej. Jednakşe tym razem chciałabym się skupić na jej kinowej, najpopularniejszej odsłonie z okresu lat 30-tych i 40-tych dwudziestego wieku – kinie noir.

ma korzenie w ich przeszłości. W wielu tych filmach widać wpływ psychologii Sigmunda Freuda, którego metoda psychoanalityczna zrobiła furorę w Stanach Zjednoczonych. W takiej atmosferze powstała filmowa wersja femme fatale.

Kino noir byĹ‚o nurtem filmĂłw gangsterskich, silnie wystÄ™pujÄ…cym w Stanach w latach 40-tych. Produkcje niosĹ‚y za sobÄ… ponurÄ…, pesymistycznÄ… atmosferÄ™, co byĹ‚o spowodowane trwajÄ…cÄ… wĂłwczas wojnÄ…. Ekranizacje nie miaĹ‚y na celu umoralniać publiczność, w Ĺźaden sposĂłb nie wskazujÄ…c co jest dobre, a co zĹ‚e. Natomiast charakter postaci nie byĹ‚ jednoznacznie okreĹ›lony - tak wĹ‚aĹ›nie wyglÄ…daĹ‚o to w przypadku femme fatale. Widz Ĺ›ledzi akcje z perspektywy tego zĹ‚ego, poznaje jego motywy, a nawet zaczyna z nim sympatyzować. Z drugiej strony wyĹ‚ania nam siÄ™ wizja stróşy prawa, ktĂłrzy zazwyczaj byli kojarzeni z

Pojawienie się femme fatale na duşym ekranie ma związek z sytuacją społeczną, jaka miała miejsce w Ameryce. Kobieta fatalna była przede wszystkim odzwierciedleniem niepokojów męşczyzn. Podczas I wojny światowej, kiedy to panowie musieli udać się na front, panie nie siedziały bezczynnie w domach. Musiały iść do pracy, gdyş brakowało ludzi do praktykowania zawodu. Po wojnie większość płci pięknej przyzwyczaiła się do

14


tego stanu rzeczy. Nastąpiło wtedy pewnego rodzaju wyzwolenie kobiety - nie musiała być już ona zależna od swojego mężczyzny. Oczywiście ten fakt zaniepokoił panów. Mężczyźni zaczęli obawiać się kobiet, widząc w nich zagrożenie, które mogłoby zabrać im miejsca pracy, a co gorsza porzucić macierzyństwo i dbanie o dom. Niektóre damy poczuły taką swobodę, że zaczęły znikać coraz częściej wieczorami, co spowodowało u wielu przedstawicieli płci przeciwnej obsesję na punkcie kobiecej wierności. Wszystkie te zaburzenia na nowo przypomniały o femme fatale.

urodą i wdziękiem. Gdy obejrzy się więcej filmów z jej udziałem można zauważyć, że jej dążenia były różnej natury: pieniądze, sława, dość często pojawiał się również motyw zemsty na byłym kochanku bądź mężu. Produkcje, które najbardziej wpisały się do historii kina, to na przykład Sokół Maltański, uważany za pierwszy film z gatunku noir. Opowiada o detektywie (Humphrey Bogart), który podejmuje się rozwiązania zagadki zaginięcia złotej figurki sokoła. Poza ponurą, napiętą atmosferą oraz wciąż palącym papierosy Humphreyem Bogartem, jesteśmy zaskakiwani kolejnymi zwrotami akcji. Tam również mamy do czynienia z bohaterką fatalną. Jak na film powstały 80 lat temu trzyma klasę i nawet wymagający widz przyzwyczajony do dzisiejszych efektów specjalnych byłby nim zafascynowany.

Motyw tej bohaterki i filmy, w których się ona pojawia miały charakter ostrzegawczy. Prezentowały niebezpieczne kobiety, przed którymi mężczyźni mieli się strzec. Oglądając jedną z tych projekcji, widz miał odczuć strach przed kobiecą seksualnością, która automatycznie zaczynała mu się kojarzyć ze wszystkimi zachowaniami, których powinien się wystrzegać.

Inne filmy, w których femme fatale odgrywają kluczową role to m.in Dama z Szanghaju i Gilda, Wielki Sen, Laura, Szkarłatna ulica, Podwójne ubezpieczenie.

Femme fatale była oryginalnie zabójczo piękna. Przede wszystkim w oczy rzucała się jej zmysłowość i uroda, które stanowiły jednocześnie jej broń. Powstało wiele portretów filmowych femme fatale , można na ich podstawie zarysować jej ogólny szkic. W dużej mierze była ona kobietą, która nie pokazywała swojego prawdziwego oblicza, manipulowała mężczyzną, aby osiągnąć swoje cele. Miała najczęściej krytyczny pogląd na świat oraz odnosiła się chłodno wobec ludzi, nie okazując zbędnych uczuć. Aby osiągnąć swój cel, oszałamiała mężczyznę swoją

Ekranowa kobieta fatalna narodziła się ponad 80 lat temu, jednak pomimo upływu czasu obraz tej bohaterki wciąż istnieje w naszych oczach. W każdej dekadzie powstawały filmy, w których można obejrzeć kobiecą postać nawiązującą sposobem bycia do femme fatale, czy to w filmach akcji, czy to w dramatach. Zadomowiła się w naszej popkulturze i najpewniej pozostanie z nami jeszcze przez długi czas.

15


STONES KAMIENIE Spacerując po Muranowie trudno nie zauważyć tych wszystkich tablic, pomników upamiętniających jej dawnych mieszkańców. Postanowiłam zrobić zbliżenie na te właśnie tytułowe kamienie, które mają dla mnie znaczenie symboliczne. Po pierwsze w tradycji żydowskiej kamienie kładzie się na grobach na znak pamięci, podobnie jak na grobach katolickich zapala się znicze. Po drugie kamienie są trwałe, przetrwają wszystko. Dla mnie w tych kamieniach jest pamięć o nieistniejącym już świecie, zniszczonym podczas II wojny światowej. Przedstawione zdjęcia są niemal dosłownym zbliżeniem na muranowskie kamienie. Zbliżenia te mają czasem dla mnie znaczenie uniwersalne - jak to, na którym widnieje moje imię… ` 16


17


w tradycji żydowskiej kamienie kładzie się

18


na grobach na znak pamięci

19


20


21


22


Kamienie są trwałe, przetrwają wszystko…

23


Spacerując po Muranowie trudno nie zauważyć tych wszystkich tablic, pomników upamiętniających jej dawnych mieszkańców…

24


25


26


27


28


29


30


31


32


33


Jak to, na ktรณrym

34


widnieje moje imię… Zosia Oyrzanowska 35


“WIERNOŚĆ SOBIE I SZCZEROŚĆ WOBEC INNYCH” wywiad z Aleksandrą Rudnicką, absolwentką Żmichowskiej (matura 2013) Zuzanna Hutna “Życie w zgodzie ze sobą i bycie szczerym wobec ludzi, to bardzo duża wartość.” - mówi 26-letnia Aleksandra Rudnicka, kiedyś uczennica Żmichowskiej, a obecnie modelka pracująca dla takich domów mody, jak Prada, Louis Vuitton, Chanel i Dior.

Myślę, że właśnie to jest powodem, dlaczego ta marka pozostaje moją ulubioną. Jak wygląda modeling “od podszewki”? Nieraz mam wrażenie, że to najłatwiejsza praca świata, że nic nie robię i nie mam w to żadnego wkładu. Natomiast innym razem zdarza mi się myśleć, że to jedna z trudniejszych rzeczy, którymi można się zajmować w życiu wszystko jest więc relatywne. Sądzę, że obydwa te stwierdzenia są prawdziwe na swój sposób. Z jednej strony to bardzo prosta praca, jeśli już zaczniesz i masz dobrych agentów, to wszystko idzie dobrze. Jest ona jednak mocno związana z wyglądem i w związku z tym presja jest też bardzo duża. Nawet jeśli nie pracujesz jako modelka, tylko jesteś dziewczyną z liceum, to sprawa wyglądu zawsze jest dla ciebie często bardzo ważna. W modelingu stajesz się bardziej świadoma siebie, co nie zawsze działa na twoją korzyść - czasami pozbawiasz się pewnej naturalności przez zmuszanie się do sprostania czyimś oczekiwaniom. Poza tym jest to praca związana z ciągłymi wyjazdami, więc bardzo trudno jest cokolwiek zaplanować. Jeśli w ciągu roku działasz jako modelka w pełnym wymiarze godzin, to musisz być gotowa, żeby po otrzymaniu niespodziewanego telefonu wsiąść w samolot i wyruszyć na drugi koniec świata. Można sobie pomyśleć “Wow, ale super! Moje życie jest przygodą!”, ale nieraz ma się jakieś konkretne plany, ale na potrzeby zlecenia trzeba z nich zrezygnować z dnia na dzień. Na szczęście są też inne plusy bycia modelką - trudno jest się nudzić w tej pracy.

Zuzanna Hutna: Kiedy zaczęłaś pracę w modelingu i w jakich okolicznościach? Aleksandra Rudnicka: Zaczęłam, gdy miałam szesnaście lat. Był to dość długi proces, Moi rodzice nie byli tym na początku specjalnie zainteresowani, więc minęły dwa lata od momentu, kiedy spotkałam kogoś z agencji, a faktycznie zaczęłam pracować dopiero po dwóch latach. Czy zastanawiałaś się kiedyś, co byś teraz robiła, gdybyś nie została modelką? Zadaję sobie nieraz to pytanie i myślę, że skupiłabym się na rzeczach związanych z socjologią, polityką, może dziennikarstwem. Na pewno wyjechałabym do Francji. Szkoła, do której chodziłam i do której ty chodzisz, bardzo solidnie do tego przygotowuje. Wiele osób z mojego rocznika o tym myślało… Pewnie w moim przypadku i tak też by się to wydarzyło. Zresztą wydarzyło się tak czy inaczej wyjechałam, ale w trochę innym celu niż nauka. Reprezentowałaś wiele wysokiej klasy marek. Pracę, z którą z nich najlepiej wspominasz i dlaczego? Chyba najbliżej jestem związana z marką Chanel, z którą pracuję najdłużej od czasu mojego wyjazdu za granicę. Znam całe studio, tworzą je naprawdę fantastyczni ludzie, których poznałam sześć lat temu i nadal regularnie z nimi współpracuję. Faktem jest, że Chanel, mimo stereotypów, które krążą wokół świata mody, jest tworzona przez osoby, które są pełne serca do tego, co robią. Odnoszą się do ciebie z klasą i nie robią żadnych dwulicowych akcji, których można sobie wyobrażać po tej branży.

Miałaś w swojej karierze jakieś ekstremalne zlecenie, którego wykonanie było dla ciebie trudne? Nieraz to, co bywa dla mnie trudne to fakt, że na planie jest zimno. Na przykład w marcu, kiedy wszyscy zaczynają robić zdjęcia kostiumom kąpielowym i musisz przy trzech stopniach stać gdzieś na południu Anglii w bikini z wiejącym we włosy wiatrakiem (żeby

36


były bardziej zmierzwione) ... Nie miałam jednak w swojej karierze żadnych ekstremalnych sytuacji à la Top Model, co prawda zdarzały się wyjazdy i zlecenia w jakieś nietypowe miejsca, ale nie były to zadania niewykonalne. Wiążesz swoją dalszą przyszłość z modelingiem czy jednak chciałabyś spróbować czegoś nowego? Myślę, że mam w planach obydwie te rzeczy. Z jednej strony nie mam zamiaru rezygnować z modelingu, bo mimo wszystko jest on bardzo ciekawą pracą przynoszącą bardzo duże korzyści. Dlatego póki mogę pracować, to będę pracowała, ale to nie znaczy, że nie mogę robić czegoś jeszcze. Pamiętam, jak zaczynałam karierę i nieraz spotykałam dziewczyny, które mówiły, że pracują w tym zawodzie już dziesięć lat. Myślałam sobie wtedy, że raczej nie zagrzeję tu miejsca na aż tak długo, ale okazało się jednak inaczej. Oczywiście robienie dwóch rzeczy na raz nie jest wcale takie proste - parę razy już próbowałam - ale myślę, że niedługo zacznę się przebranżowywać. Zastanawiam się nad kinem - to coś, co mnie interesuje i w czym dokształcam się na własną rękę. Jak wspominasz Żmichowskiej?

lata

szkolne

czytałam wszystkiego, co nam wtedy polecał. (mówię oczywiście o dodatkowych lekturach!). Moją wychowawczynią w liceum była Pani Piątek. Dotąd mówiąc po francusku przypominam sobie nieraz na której lekcji z nią nauczyłam się jakiegoś konkretnego słowa. Zawsze była w stosunku do mnie bardzo wyrozumiała, a często zdarzało mi się opuszczać niektóre lekcje na rzecz modelingu. I oczywiście jeszcze Pani Sawicka, która też jest niesamowita w każdym calu. To są chyba ci trzej nauczyciele, którzy najbardziej zapadli mi w pamięć.

w

Jest jakaś szalona historia ze Żmicho, którą pamiętasz do dzisiaj?

Bardzo dobrze, szczerze mówiąc był to dla mnie drugi dom. Poszłam tam w wieku dwunastu lat, a wyszłam jako osiemnastolatka. To naprawdę kawał czasu, moment, kiedy najbardziej się zmieniasz. Uwielbiałam chodzić do tej szkoły. Zawsze tęskniłam do takiej atmosfery posiadania pewnego rodzaju mentorów, nauczycieli, którzy cię inspirują - a w Żmichowskiej było ich wielu.

Mam bardzo słabą pamięć do takich rzeczy, nawet ostatnio napisałam do mojej koleżanki z klasy Aleksandry Wagner, czy czegoś nie pamięta. Nie zapomnę jednak lekcji chemii, na której oglądaliśmy ślub księcia Williama i Kate, to było bardzo zabawne. Pamiętam też, że Pani Ignatowicz, która uczyła fizyki, była zakochana w swojej kotce Nikicie, a poza tym bardzo, bardzo lubiła Roberta Kubicę, więc kiedy zaczynała się lekcja i zapytało się ją o jedną z tych rzeczy, to było wiadomo, że przez następne 45 minut będziemy właśnie o tym rozmawiać. (śmiech)

A czy są jacyś szczególni nauczyciele, którzy zapadli Ci w pamięć? Tak, na pewno Pan Tomaszewski, który miał do nas świetne podejście, a do tego uczył nas historii po francusku. Wiem, że teraz może to brzmieć naprawdę słabo, zdaję sobie sprawę, jak ja sama bym zareagowała na taką gadkę, kiedy byłam w szkole (śmiech), ale teraz jak sobie o tym myślę, to Pan Tomaszewski był prawdziwą studnią wiedzy. Żałuję, że nie

Czy francuski przydaje Ci się w twojej pracy? Tak, bardzo. Gdybym nie mówiła po francusku, to wiele rzeczy układałoby się inaczej.

37


Utrzymujesz nadal kontakty z innymi osobami z klasy?

to, żebym to ja się czuła dobrze sama ze sobą i nigdy nie robiła rzeczy, z którymi się nie zgadzam. Nienawidzę mieć później wyrzutów sumienia.

Tak, z czterema, może pięcioma osobami. Nawet całkiem regularny, często się widujemy. Teraz właśnie dwie osoby mają do mnie przyjechać na parę dni. Zresztą widzimy się za każdym razem, gdy jestem w Warszawie.

Pora już na ostatnie pytanie. Jakiej rady udzieliłabyś Żmichowiakom na nadchodzący rok?

Podróżujesz, zwiedzasz świat, ale jednak Warszawa to twoje ulubione miasto. Jakie jest twoje ukochane miejsce w stolicy?

Przede wszystkim myślę, że powinniście naprawdę korzystać z nauki francuskiego, który jest w Żmichowskiej podany jak na tacy. To jest chyba ta rzecz, która najbardziej pomogła mi w życiu, jeśli chodzi o to, co wyciągnęłam z edukacji. W szkole możecie nauczyć się tego języka za darmo, w dużym wymiarze godzin i z niesamowitymi ludźmi, za co ja sama jestem naprawdę bardzo wdzięczna.

Bardzo często chodzę do Przegryzia przy Mokotowskiej. Oczywiście mam sentyment do Planu B, gdzie przesiadywaliśmy nieraz po lekcjach w Żmichowskiej. Oprócz tego Vege Bistro i Bar Bambino, miejsca już trochę bardziej obiadowe. Co Cię motywuje do działania? To jest bardzo trudne pytanie, ale chyba ciekawość świata, to jest ta najistotniejsza sprawa. Jakie jest twoje życiowe motto? Wydaje mi się, że tak naprawdę najważniejsze jest to, co ja wzięłam sobie do serca i staram się być temu bardzo wierna, czyli życie w zgodzie ze sobą i bycie szczerym wobec ludzi. To bardzo duża wartość. Zawsze pomagała mi w życiu, gdy myślałam o rzeczach, które mi się nie podobają i nie jestem w stanie się z nimi zgodzić. Jednak ważne jest przede wszystkim

KARNAWAŁOWE SZALEŃSTWA Liśka Żołek Karnawał to czas zabawy, w Polsce sławny przede wszystkim z faworków i pączków, ale nie wszędzie tak jest. Jedną wspólną cechą wszystkich karnawałowych potraw jest to, że muszą być łatwe w przyrządzeniu i w zjedzeniu, żeby nie musieć zasiadać do stołu w połowie Makareny. Przedstawię wam dzisiaj trzy przepisy z trzech różnych stron świata. Celami naszej dzisiejszej kulinarnej podróży będą: Brazylia, gdzie odbywa się słynny karnawał w Rio de Janeiro, Wenecja – słoneczne wybrzeże Włoch oraz Nowy Orlean.

38


Nowoorleańskie Beignets

• • • • • • • • • • •

Przepis inspirowany tym, który znajduje się na stronie bingingwithbabish.com. 1 ½ szklanki maślanki (można zastąpić mlekiem z łyżką soku z cytryny) ½ szklanki mleka 4 łyżeczki suchych drożdży 2 łyżki cukru 625 g mąki pszennej ½ łyżeczki sody Szczypta soli Olej do smażenia Cukier puder do posypania i wanilia Dodatkowa mąka, żeby posypać stolnicę co prawda nie jest to tradycyjny składnik, ale polecam dodać łyżkę spirytusu do ciasta Do maślanki dodajemy gorące mleko i rozpuszczamy w niej drożdże i cukier. Mieszamy i zostawiamy na 10 minut, żeby drożdże zaczęły pracować. Do dużej miski wsypujemy mąkę, sodę i sól. Następnie, mieszając powoli, dolewamy mokre składniki. Ugniatamy ciasto kilka minut i odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę. Na dobrze posypaną mąką stolnicę wykładamy ciasto i wałkujemy na grubość ½ cm. Kroimy ciasto na prostokąty i wrzucamy na rozgrzany olej po kilka na raz. Smażymy po 2 minuty na jedną stronę. Po wyjęciu z oleju odsączmy na ręczniku papierowym i posypujemy wedle uznania cukrem pudrem z wanilią.

Włoskie conchiglie ze szpinakiem • • • • • • •

Garść świeżego szpinaku ¼ szklanki nasion słonecznika 3 łyżki miodu Sok pomarańczowy Ser feta Ocet balsamiczny Makaron conchiglie (duże muszelki) Makaron gotujemy al dente. Miód karmelizujemy na patelni i dolewamy trochę soku pomarańczowego, aż uzyskamy konsystencję syropu. Mieszamy nasiona słonecznika z powstałym syropem i dodajemy posiekany szpinak. Każdą muszelkę nadziewamy tą mieszanką. Na wierzchu posypujemy je fetą i skrapiamy octem balsamicznym.

39


Szaszłyki z orzeźwiająco cytrusową krewetką i ananasem • • • •

16 krewetek (oczyszczonych, bez ogonków) 2 plastry ananasa Sok z połowy pomarańczy Łyżeczka pasty chili

• • • •

Składniki na sos: 4 łyżki jogurtu Garść mięty Sok z połowy limonki Czosnek, sól i pieprz do smaku Krewetki marynujemy w soku z pomarańczy i paście paprykowej około godziny. Ananasa kroimy w małe trójkąty i nadziewamy na patyczki do szaszłyków na zmianę z surowymi krewetkami. Grillujemy, aż krewetki staną się różowe i znikną przezroczyste miejsca. Żeby sporządzić sos, wystarczy drobno posiekać miętę, dodać ją do jogurtu z limonką i doprawić do smaku.

Mam nadzieję, że mimo panującej pandemii znajdziecie nieco karnawałowej radości i zdołacie zabawić się w gronie najbliższych. Takie małe, szybkie przekąski przydadzą się na każdą imprezę, nie tylko na karnawał. Smacznego! Bawcie się dobrze!

40


41


MAGAZYN ŻET STYCZEŃ/LUTY 2021 (numer 16) REDAKTORKI NACZELNE: ZUZANNA HUTNA, ALICJA KONTKIEWICZ, MARTA NAJDA REDAKTORKI: WERONIKA PRZYGODA, NATALIA KWOLEK, AMELIA CZERCZER, MARIA WOLSKA, OLIWIA BIADUŃ, OLIWIA ŻOŁEK, ZOFIA OYRZANOWSKA KOREKTRA I SKŁAD: ZUZANNA HUTNA, MARIA WOLSKA, MARTA NAJDA, JADWIGA MIK OKŁADKA: ALICJA SZADURA

42


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.