MAGAZYN ŻET NR 15. GRUDZIEŃ 2020

Page 1

1


KOCHANI ŻMICHOCZYTELNICY Powracamy po krótkiej przerwie z nowym składem redakcji i artykułami. W tym numerze tradycyjnie teksty różnej treści, od choroby zwanej perfekcjonizmem, aż po inspirujące przepisy wigilijne. Będziecie mieli szansę dowiedzieć się m.in. co się dzieje z kinami w trakcie pandemii, w jaki sposób czytać lektury, aby sprawiały Wam przyjemność i jaką tajemnicę skrywała Stella Walsh. Jak zwykle wiele tematów, które sprawią, że zatrzymacie się przy nich na dłuższą chwilę. Zważywszy na miesiąc, w jakim ten numer się ukazuje, chciałyśmy Wam, drodzy czytelnicy, życzyć wesołych i spokojnych świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku! Oby ten nadchodzący był lepszy i spokojniejszy. Miłej lektury, Zuzia, Ala i Marta Spis treści

3 5

Weronika Przygoda - Perfekcjonizm, czyli bycie chorym na doskonałość Alicja Kontkiewicz - O wiele za dużo, krótkie rozmyślania nad konsumpcjonizmem

9 12

Zuzanna Hutna - Covidowy repertuar Maria Wolska - Tajemnica Stelli Walsh

16

Oli Lengyel- O tym jak zostać złotym dzieckiem kina

20 24

Amelia Czerczer- Lizzie Borden - Zabójstwo siekierą Natalia Kwolek - „Tramwaj zwany pożądaniem”, czyli gra zmysłów i kontrastów Oliwia Biaduń - Uważny czytelnik Wywiad numeru z Uziemioną - przeprowadzony przez Alicję Kontkiewicz wiersz numeru: Oliwia Biaduń - Poległy

26 29 33 34

sekcja gastronomiczna: Liśka Żołek - (nie)tradycyjne wigilijne smakołyki 2


PERFEKCJONIZM, CZYLI BYCIE CHORYM NA DOSKONAŁOŚĆ Weronika Przygoda Czy jestem wystarczająco dobry? Czy muszę być idealny? Czy mogę popełniać błędy? Brzmi to co najmniej, jak katowanie samego siebie, brak wyrozumiałości, a nawet przejaw nieakceptacji dla własnego ciała i duszy. Pytania te potrafią obniżyć samoocenę, powodować nasilenia różnych lęków, wzbudzać strach i cierpienie. Wydają się być niepozorne, ale są wśród nas tacy, którzy biorą je na poważnie. To perfekcjoniści.

jestem ja. Przez wiele lat nie pozwalałam sobie na spotykanie się ze znajomymi w ciągu tygodnia ze względu na stawianie szkoły na pierwszym miejscu. Zarówno klasa, jak i nauczyciele postrzegali mnie jako pracowitą i ambitną, co dodatkowo potęgowało konieczność bycia nieskazitelną. Nierzadko pojawiały się u mnie myśli, że zawsze muszę mieć odrobioną pracę domową, nigdy nie mogę zgłosić nieprzygotowania, na sprawdzian powinnam iść doskonale nauczona. W związku z tym codziennie nachodziły mnie myśli, co sobie ludzie o mnie pomyślą, gdy zrobię coś nie tak. Pewnie mnie postrzegają: „Weronika? Ona nic nie umie? Niemożliwe. Taka inteligentna, a jednocześnie głupia…”. Pisząc to, śmieję się sama z siebie. Zastanawiam się: „Jak ja tak mogłam żyć?”.

W społeczeństwie perfekcjonista postrzegany jest jako osoba, którą chce być każdy. Nie spóźnia się, zawsze ma świetne notatki, dostaje dobre oceny w szkole. Niejednokrotnie wzbudza to u ludzi zazdrość. Wydaje się bowiem, że perfekcjonizm to cecha pożądana - oznacza wytrwałość i pracowitość. Tylko mały odsetek społeczeństwa tak naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda rzeczywistość „perfekcyjnego”. Idealnym przykładem takiej osoby

Perfekcjonistę charakteryzuje dążenie do osiągnięcia stu 3


procent w tym, co się robi. Nakłada na siebie przymus, mówiąc „muszę” i „powinienem”. Stara się czytać w myślach innych ludzi oraz skupia się na swoich brakach. Narzuca sobie zero-jedynkowe myślenie: albo jestem idealny, albo do niczego. Albo wiem wszystko, albo mnie odrzucają - wszystko, albo nic. Żyją w nim przekonania, jak: „nie jestem dość dobry”, „to co robię musi być idealne”, „powinienem to wiedzieć, ponieważ gdyby inni to odkryli, to stałbym się obiektem drwin”. Perfekcjonizmowi najczęściej towarzyszy lęk, złość i smutek, ale nie zawsze. Osoby żyjące w ten sposób starają się obniżyć natężenie tych emocji, a nawet zapobiec ich pojawieniu się. Tym samym chcą udowodnić sobie własną wartość poprzez dążenie do idealnego zachowania. Sprawdzają i poprawiają wypracowania tysiąc razy. Jeśli mają sprawdzian, to próbują czytać wszystkie książki oraz wszystkie notatki, jakie istnieją. Jeżeli nawet mają dużo do zrobienia, to i tak wezmą sobie na głowę kolejny projekt, by pokazać sobie i innym, że są w stanie zrobić wiele. W efekcie muszą być przed każdym trzy kroki do przodu. Nie potrafią odpuścić. Są niczym chomik na kołowrotku: im bardziej się starają,

tym biegną coraz szybciej, za wszelką cenę nie chcąc wypaść z rytmu zobowiązań. Nierzadko takie podejście skutkuje sukcesami: najlepsze oceny w klasie, wyróżnienia, awans. Według badań przeprowadzonych przez J. Stoebera i K. Otto perfekcjonizm koreluje z wieloma pozytywnymi charakterystykami, takimi jak sumienność, sukcesy szkolne, wytrzymałość. Natomiast analiza Fletta i Hewitta wykazuje, że z perfekcjonizmem ściśle łączą się zaburzenia odżywiania. Przyjmuje się również, że w wielu przypadkach zawyżone wymagania w stosunku do samego siebie, przekładają się na domaganie się tego samego od otoczenia. Skutkuje to często pogorszeniem relacji towarzyskich, a nawet ich całkowitym zniszczeniu. Udowodniono też, że to właśnie młodzi ludzie coraz bardziej są skłonni do popadania w paranoję idealizmu. Pomimo wielu negatywnych skutków, perfekcjonizm nie jest zaliczany do grupy chorób, ale udokumentowano, że znacznie przyczynia się do powstawania zaburzeń lękowych, depresyjnych i obsesyjno-kompulsywnych. Czy to w ogóle jest możliwe, żeby 4


wszystko, co robimy lub jak wyglądamy było nieskazitelne i pozbawione wad? Nie. Życie zarówno przeciętnego człowieka, jak i perfekcjonisty dalekie jest od ideału. Jak napisał w swojej książce Radości życia psychiatra David D. Burns ct. Perfekcjonizm to największa iluzja, jaką stworzył sobie człowiek. We wszechświecie po prostu nie istnieje. Nie ma perfekcji. Jest to zwykłe oszustwo, ponieważ obiecuje bogactwo, a przynosi biedę. Im mocniej dążymy do perfekcji, tym większe będzie rozczarowanie - to tylko abstrakcja, konstrukt myślowy nie mający

odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wszystko da się poprawić, jeśli przyjrzymy się temu z bliska i krytycznie - każdy człowiek, każda myśl, każde dzieło sztuki, każde przeżycie, wszystko. A zatem, jeśli ktoś jest perfekcjonistą, to przegraną we wszystkim, czego się tknie, ma jak w banku”. Wkręcanie się w perfekcjonizm nie ma sensu. Podsycając, go nie dbamy o jakość swojego życia, nie możemy czuć się sobą. Być może najwyższy czas, żeby zrzucić z siebie ten niepotrzebny ciężar i zmusić się do refleksji.

O WIELE ZA DUŻO - KRÓTKIE ROZMYŚLANIA NAD KONSUMPCJONIZMEM Alicja Kontkiewicz Światowa konsumpcja przez ostatnie trzydzieści lat wzrosła na niesamowitą skalę. W dzisiejszych czasach każdy z nas może mieć, co tylko dusza zapragnie. Wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Jeśli nie zakupy w sklepie stacjonarnym, to szalony shopping w Internecie (Allegro, Aliexpress - dostępne są tam towary z całego świata). Promocje, reklama oraz media społecznościowe składają się na całą kulturę konsumpcji, w której czasach przyszło nam żyć.

Hasło „wyprzedaż” działa na niektórych paraliżująco. Lądują przy kasie z pełnym koszykiem, a wychodzą ze sklepu z pustym portfelem. W ciągu roku mamy kilka momentów, w trakcie których producenci oferują nam promocje. Wchodząc w ten czas do sklepu, najczęściej nie kończy się na kupnie jednej rzeczy. Promocje wydają nam się tak atrakcyjne, że aż żal nie skorzystać. Wychodzimy z przekonaniem, że dokonaliśmy zakupu życia, złapaliśmy niezwykłą oka5


zję. Ostatecznie jednak, zakupiony przez nas przedmiot ląduje na dnie szafy bądź w jakimś kącie, do którego nikt nigdy nie zagląda.

wypuszczają nowe modele. Rynek nie przestaje nas zaskakiwać. Cóż się temu dziwić, jeśli stale żyje z naszych pieniędzy. Aby otrzymywać wynagrodzenie, musi cały czas pracować -w tym wypadku poprzez nieustanną produkcję.

Konsumując dobra materialne napędzamy produkcję. Z dnia na dzień rośnie popyt na jakąś rzecz. Firmy widząc, że ludzie kupują już coś „z automatu”, decydują się zwiększyć produkcję, ale tym razem tną po kosztach. Robią to dlatego, ponieważ mają pewność, że towar się sprzeda. Obniżanie kosztów produkcji służy zwiększeniu marży ze sprzedaży, czyli w efekcie umożliwia wzrost zysków. Tak właśnie działa kapitalizm, w którym wszystko jest towarem. Jednak w ten sposób spada jakość nabywanych przez nas przedmiotów. Wiele sprzętów elektronicznych psuje się tuż po upływie gwarancji, gdyż celowo są produkowane w ten sposób. Porównując je ze maszynami naszych prababć, z których korzystały przez długie lata jest, to nie do pomyślenia. Rzeczy zaczynają mieć termin ważności. Po jego upłynięciu nasza pralka już nie nadaje się do użycia. Przechodzi do gwarantowanej przez sprzedawcę naprawy, która w efekcie okazuje się bardziej kosztowna, niż nabycie nowego sprzętu. Marki odzieżowe wymagają od nas, abyśmy wymieniali szafę co rok. Firmy technologiczne, co chwila

Globalna produkcja dóbr przewyższająca zapotrzebowanie. Zalewa nas falą przedmiotów, których kompletnie nie potrzebujemy. Pełno bezużytecznych gadżetów, którymi znudzimy się po kilku miesiącach używania. Gdzie wtedy wylądują? Na śmietniku, a potem w spalarni. Ich ślad trafi następnie do naszych płuc. Może w jakimś lesie albo na dnie rzeki, w obu przypadkach niszcząc Matkę Naturę. Przedmioty, które zamówiliśmy sobie z drugiego krańca świata, lecą do nas, zostawiając przy okazji ogromny ślad węglowy. Korzystamy z zasobów naszej Ziemi, nie zdając sobie sprawy, że również one (oprócz naszych pieniędzy) są już powoli na wykończeniu. Niektórzy ludzie nie są w stanie pojąć, iż nasza planeta nie jest sklepem, do którego dowiezie się nowy towar, zastępując ubytki starego. Konsumpcjonizm nie oddziałuje źle tylko na nas, lecz przede wszystkim cierpi na tym Ziemia, na której mają jeszcze żyć przyszłe pokolenia. 6


Powinniśmy uświadomić sobie, ile artykułów (sprzętu AGD, RTV, ubrań, produktów spożywczych) jest produkowanych na świecie. W samej Warszawie jest przynajmniej z dziesięć galerii handlowych. W każdej znajduje się kilkadziesiąt sklepów oferujących wszystkie powyższe produkty. Weźmy na przykład ubrania. Wchodzimy do sieciówki i zostajemy okrążeni przez wieszaki i wiszącą na nich odzież. Sumując wszystkie ubrania z samych Warszawskich sklepów, wyszłaby zapewne siedmiocyfrowa liczba. Co dopiero gdybyśmy wzięli pod uwagę całą Polskę, a kolejno cały świat! Tej liczby po prostu nie da się wyobrazić.

najczęściej mamy z nimi styczność w Internecie. Coraz częściej media społecznościowe wręcz zasypują nas nimi. Internet śledzi nawet strony, na które wchodziliśmy, a następnie zaczyna wyświetlać nam reklamy, powiązane z tematyką odwiedzonych przez nas witryn. Nie tylko reklamy w media społecznościowych napędzają nas do zakupów. Obserwujemy wielu twórców internetowych, którzy promują pewne produkty. Stanowią dla nas wzorzec, który chcemy naśladować. Oddziałuje on na nas, a my kupujemy. Istnieje też inna strona tego zagadnienia. Zdarza się, że obserwujemy na Instagramie wyidealizowanych celebrytów lub infleuncerów, pod których wpływem czujemy się gorsi, zawiedzeni własnym życiem. W takim momencie sięgamy po najszybszy sposób pocieszenia– zakupy. Najczęściej, owy influencer podsuwa nam pod nos konkretny przedmiot, mówiąc, że gdy będziemy go posiadać, nagle staniemy się najszczęśliwszymi osobami na świecie i rozpoczniemy bajeczne życie bez cienia zmartwień - niczym on sam.

Kolejną kluczową kwestią jest reklama. Napędzająca nas i ciągle wmawiająca, że jeśli czegoś nie kupimy, to będziemy gorsi, a nawet nieakceptowani przez społeczeństwo. Reklamy zachęcają nas, używając chwytliwych haseł, oprawionych w ładne, kolorowe ramki. Automatycznie pragniemy kupić najnowszy produkt. Patrzymy na osoby występujące w reklamie, wiecznie szczęśliwe i uśmiechnięte. My też chcemy tacy być, więc kupujemy sobie materialne szczęście. Trudno się temu dziwić, jesteśmy otoczeni przez reklamy, czy to w telewizji, czy na ulicach. Jednak w dzisiejszych czasach

W następnej kolejności zaczynamy zatracać się w kupowaniu. Daje nam to odetchnąć od naszych prawdziwych, poważnych zmartwień. Przestajemy o nich myśleć. Zamiast tego, zaczyna7


my szaleńcze polowanie na produkty–zachowujemy się jak dziecko, szukające pod choinką nowej zabawki. Jednakże owa fascynacja nie trwa za długo. W takiej sytuacji, gdy odczuwamy wracający smutek, co robimy? Oczywiście, odpalamy Allegro i szukamy pocieszenia. I cały mechanizm zatacza koło.

Spróbujmy też nie zaglądać do centrów handlowych. Lepiej rozejrzeć się za polskimi firmami, które produkują rzeczy w Polsce. W ostatnich latach powstaje ich coraz więcej. Z takiego sklepu możemy mieć trwałą, oryginalną i bardziej przyjazną środowisku rzecz. Stawiajmy więc na jakość produktu, a nie na jego cenę. Niska cena towaru niesie za sobą najczęściej złą jakość. Lepiej wybierać coś trwalszego, co starczy nam na kilka lat. Koniec końców pod względem finansowym też może nam to wyjść na plus.

Niemniej jednak, istnieje wiele sposobów, aby sprzeciwić się konsumpcjonizmowi. Przede wszystkim, gdy wybieramy się na zakupy, musimy mieć w głowie konkret. Pójście do centrum handlowego ma służyć określonemu zakupowi. Nie wybieramy się po to, aby przechadzać się wśród alejek - ku temu służą parki. Przed kolejnym zakupem należy porządnie się zastanowić, czy naprawdę czegoś potrzebuję. Proponuję zadać sobie kilka pytań przed dokonaniem wyboru. Po pierwsze, czy na pewno nie mamy czegoś podobnego bądź czy nie możemy tego od kogoś pożyczyć. Jeśli coś nam się popsuło, wystarczy po prostu to naprawić. Gdy zakup, koniec końców, wyda nam się konieczny, spróbujmy poszukać czegoś w drugim obiegu. Mam tu na myśli głównie odzież, ale innych przedmiotów też możemy szukać w ten sposób.

Społeczeństwo, w którym żyjemy zostało nazwane konsumpcyjnym i nie można się temu zaprzeczać. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, żeby to dostrzec. Cała kultura konsumpcji, na którą jesteśmy skazani, nie ułatwia nam powstrzymywania się od nabycia kolejne rzeczy. Jednak najważniejsze jest to, abyśmy uważali na to, co kupujemy, jak kupujemy i czy w ogóle potrzebujemy tego kolejnego zakupu. Należy również zadać sobie pytanie, czy nowy przedmiot na pewno da nam szczęście. Podpowiem wam - bez wątpienia nie da.

8


COVIDOWY REPERTUAR Zuzanna Hutna W marcu tego roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pandemię koronawirusa. Wszyscy wiemy co było dalej - światowy lockdown, wzrost liczby bezrobotnych, służba zdrowia działająca na pełnych obrotach i globalny strach. Przed wirusem nie ukryła się nawet kultura, zamknięte zostały kina, teatry, filharmonie itp., co negatywnie wpłynęło na ich sytuację finansową. Bez wątpienia najdobitniej odczuła to branża filmowa.

Odpowiedź jest prosta. W aktualnej sytuacji epidemiologicznej i z towarzyszącymi jej obostrzeniami, premiery filmowe stały się nieopłacalne. Z badań statystycznych wynika, że w roku 2019 na odwiedzenie polskich kin zdecydowało się ponad 60 mln osób. Byliśmy torpedowani nowymi trailerami, które ukazywały nam jakich premier i produkcji filmowych możemy spodziewać się w nadchodzącym czasie. Niestety, już w czerwcu bieżącego roku ogłoszono, że polskie multipleksy straciły 11 mln widzów. Nic dziwnego - ludzie boją się przebywać w zatłoczonych miejscach. Na dodatek, z uwagi na rosnącą liczbę zakażeń rząd znacząco ograniczał dozwoloną ilość osób w kinie, a w sytuacjach krytycznych nawet je zamykał.

Nie znam osoby, która nie lubi chodzić do kina, wręcz mam spore grono znajomych, które sumiennie śledzi nowinki filmowe, określając się przy tym mianem kinomanów. Widowiskowe produkcje od blisko 120 lat przyciągają przed swój ekran tłumy widzów. Filmy z Uniwersum Marvela, DC i Disney’a sprawiały, że z roku na rok do kinowych kas ustawiały się coraz dłuższe kolejki. Rok 2020 miał utrzymać poziom, a nawet jeszcze bardziej podnieść poprzeczkę swoimi dochodami. Jednak z powodu pandemii prawie wszystkie planowane premiery zostały przesunięte, chociaż przez pewien czas kina były otwarte - dlaczego?

Jak się okazało widmo spadku dochodów nie było najgorszym co czekało branże kinową. Odczuli to m.in. Poznaniacy tracąc na własnych oczach swoje przedwojenne kino Rialto, które ze względu na spadek dochodów nie może się samo utrzymać. Byłaby to ogromna strata, ponieważ ośrodek zapisał się w historii miasta i stał się swoistą tkanką kulturową Poznania. 9


Odbyła się w nim pierwsza powojenna projekcja filmowa i wiele innych ważnych premier, a mimo to przez obecną sytuację epidemiologiczną grozi mu zamknięcie. “Reżim sanitarny w naszym przypadku to obecnie możliwość sprzedaży maksymalnie 25% miejsc na sali i konieczność zakładania maseczek. Jednak to nie tylko te ograniczenia są powodem naszej fatalnej sytuacji. Decydujący jest kryzys na całym rynku filmowym - przesuwanie premier, niepewność produkcji, brak spójnego programu pomocowego dla branży. Jeśli nawet jakiś plan współfinansowania kin powstanie, to najprawdopodobniej pokryje tylko częściowo nasze koszty.” - piszą właściciele kina na internetowej zbiórce pieniędzy, która ma uchronić je przed zamknięciem. Lekko nie mają również starzy wyjadacze branży filmowej. Niedawno, jedna z największych sieci multipleksów na świecie AMC Entertainment Holding ogłosiła, że jej zadłużenie stale rośnie i jest krok od ogłoszenia upadłości. Rok 2020 to dla firmy najgorsze notowania na giełdzie w historii. 13 października spółka poinformowała, że prawdopodobnie do końca tego roku skończą się jej pieniądze. Póki co, właściciele nic nie mówią oficjalnie o zamknięciu biznesu, a raczej skupiają się na szu-

kaniu nowych inwestorów, którzy pomogą im wyjść na prostą. Przykłady kin w ciężkiej sytuacji można mnożyć, jednak istnieją sposoby, aby je uratować. Obecnie multipleksy w całej Polsce uruchamiają własne projekty antykryzysowe, do których zrealizowania potrzebują, Nas, widzów. Najbardziej cierpią placówki lokalne i studyjne, którym ledwo starcza funduszy na pokrycie podstawowych kosztów, takich jak czynsz. Propozycje wsparcia są różne, Kino Wisła na przykład, podobnie jak Muranów, zachęca do nabywania voucherów, które po poluzowaniu obostrzeń będziemy mogli wymienić na wejściówki na wybrany seans. Kino Iluzjon natomiast namawia do odwiedzenia strony internetowej mojeekino.pl., na której po wykupieniu biletu online konkretnego ośrodka, mamy 48 godzin na obejrzenie produkcji z ostatnich kilku miesięcy. Platforma skupia kina studyjne i lokalne z całego kraju, więc jej oferta filmowa jest ogromna i na pewno zaspokoi nawet najbardziej wyrafinowane gusta polskich kinomanów, a przy okazji pomoże branży przetrwać ten niełatwy czas. Inny sposób wspierania placówek, to podpisanie petycji w celu uzyskania przez nie wsparcia finansowego od samorzą10


dów lub wpisania instytucji na listę zabytków. Aktualnie podpisy zbierane są m.in. dla Kina Atlantic i Kinoteki, choć ilość potrzebujących jest o wiele dłuższa. Jak widać możliwości okazania pomocy jest mnóstwo, a przyszłość kina zależy wyłącznie od naszych chęci i zaangażowania.

wykresie, który przedstawia ceny akcji Netflixa w 2020 roku widać, że wycena spółki wzrosła prawie dwukrotnie. Wydaje mi się jednak, że to nie koniec wzrostów wartości tego typu firm, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że spora liczba producentów filmowych zamierza przenieść premiery swoich dzieł z kin do internetu poprzez platformy streamingowe. Czy spowoduje to koniec kina jakie znamy?

Zgodnie ze starym przysłowiem, gdy jedni tracą, to drudzy się bogacą - a więc kto zyskuje na zamknięciu kin? Gdybym spytała się Was co robicie w wolnym czasie, jestem pewna, że u większości pojawiłaby się ta sama odpowiedź: “Oglądam seriale/filmy.” - nic w tym złego, w końcu to normalna sprawa, szczególnie kiedy jesteśmy zamknięci w czterech ścianach i wszystko jest nieczynne. Te wielogodzinne maratony filmowe przekładają się na wielomilionowe zyski dla najpopularniejszych platform filmowych takich jak Netflix, Amazon, czy HBO. Ich wartość na giełdzie rośnie, bijąc historyczne rekordy. Na poniższym

Moim zdaniem nie. Kino było i jest rozrywką, na którą stać prawie każdego. Za przystępną cenę pozwala obejrzeć film w dobrej jakości, siedząc wygodnie w fotelu przed dużym ekranem i w stu procentach koncentrując się na tym co oglądamy. Dzięki niemu przeżywamy wraz z bohaterami rozterki i dramaty. Sprawia, że się cieszymy, a niekiedy płaczemy ze wzruszenia. Jest w stanie przenieść widza w inne realia i pozwolić mu doświadczać przedstawionej fabuły (już nie wspominając o filmach w 4D - to jest dopiero jazda). Próbuje powiedzieć, że różnica między kinem domowym, a kinem tradycyjnym jest ogromna. Siedząc, na sali możemy zaczerpnąć trochę kultury, nawet jeśli utraciła swój 11


blask przez siorbanie i mlaskanie sąsiada z fotela obok. Jeżeli teraz im nie pomożemy, to kto wie, może za niedługo nie będziemy mieli już szansy oglądać filmów na dużym ekranie. Tak samo jak żałuje braku możliwości spotykania się ze znajomymi w szkole, czy w życiu

codziennym, tak samo tęsknię za kinem, które do tej pory znałam. Mam nadzieję, że gdy skończy się to wirusowe szaleństwo, nie pozwolimy zniknąć multipleksom z rynku i chętnie do nich wrócimy przy najbliższej okazji.

TAJEMNICA STELLI WALSH Maria Wolska Chcesz uprawiać sport? Zrób to. Ale nie rób tego jak dziewczyna, nie rób tego jak chłopak. Rób to tak, jak ty chcesz to robić. Stanisława Walasiewicz W ten rześki, zimowy wieczór parking pod sklepem Uncle Bill był opustoszały. Damska torebka znikała już prawie w drzwiach samochodu, gdy nagle zjawili się dwaj napastnicy. Zaczęła się szarpanina. Stella nie dawała za wygraną, więc jeden z mężczyzn wyjął pistolet. Kobieta rzuciła się na broń, a ta wypaliła. Strzał w pierś i Stella upadła. Przedwojenna gwiazda światowej lekkoatletyki właśnie straciła życie. Wraz z przeprowadzeniem sekcji zwłok na jaw wyszła jej największa tajemnica. Jedno życie dobiegło końca, kolejne dopiero się zaczęło.

Dziewczyna, która wygląda, jak chłopak. Pochodzi z Polski, choć w ogóle jej nie pamięta. Jest z Cleveland, ale nie posiada amerykańskiego obywatelstwa. Zagubiona i chorobliwie wstydliwa. Ponad wszystko – królowa na bieżni.

W 1912 roku dziewiętnastoletnia Weronika Uścińska Walasiewicz z roczną córką Stani12


sławą przybyła do Stanów Zjednoczonych na pokładzie parowca Chemnitz. Pasażerki dołączyły do mieszkającego już od roku w Ameryce ojca i męża - Juliana Walasiewicza. Celem podróży było Cleveland, które po I wojnie światowej zapewniało Polakom przybywającym „za chlebem” zatrudnienie w przemyśle stalowym. Przybysze znad Wisły stanowili tam 10% wszystkich mieszkańców. Rodzina Walasiewiczów, wraz z dwiema później urodzonymi córkami, stała się jednymi z nich.

W wieku siedemnastu lat Stella została zakwalifikowana do kadry rezerwowej Stanów Zjednoczonych, która miała pojechać na igrzyska olimpijskie w Amsterdamie. To pierwsze takie wydarzenie sportowe, w którym w zmaganiach lekkoatletycznych mogły brać udział kobiety. Decyzja ta została podjęta mimo usilnych starań „ojca sportu” Pierre’a de Coubertina, a także ówczesnego papieża Piusa XI, którzy zgodnie uważali, że miejsce kobiet jest na trybunach. Niestety, na tych igrzyskach Stella nie mogła pojawić się nawet w roli kibica, ponieważ wciąż posiadała obywatelstwo polskie.

Stanisława od pierwszej klasy szkoły podstawowej nazywana była Stellą Walsh, gdyż nikt z nauczycieli nie był w stanie wymówić jej prawdziwego nazwiska. W domu mówiła po polsku, lecz poza nim uczyła się angielskiego. Czynnie rozwijała się w sporcie. Biegała szybciej niż chłopcy, dobrze rzucała dyskiem oraz skakała w dal. Wstąpiła do działającego przy szkole podstawowej w Cleveland Polskiego Klubu Sportowego Sokół. Zaczęła startować w lokalnych zawodach, a później w większych, krajowych rozgrywkach. Ujawnił się jej wrodzony talent do sportu.

Dzięki umiejętnościom sportowym dziewczyna zdobyła jednak pracę, co w tamtym okresie pozwoliło jej rodzinie przetrwać zbliżający się do Ameryki wielki kryzys. Widząc jej

13


znaczące zwycięstwa w biegach, przedsiębiorstwo New York Central Railroad postanowiło zatrudnić Stellę jako reklamę superszybkich pociągów. Na plakatach biegła, ile sił w nogach, by przed jedną z tych nowoczesnych lokomotyw uciec. Pojawiła się również ciemna strona nowej pracy. Wizerunek Stelli widniał wtedy na budynkach i stronach gazet w większości amerykańskich stanów. Na zdjęciu wyglądała jak mężczyzna – zdecydowana budowa, umięśnione nogi, kwadratowa szczęka. Pojawiły się przezwiska i złośliwe komentarze.

stwo, przyszedł niespodziewany telegram z polskiego konsulatu w Nowym Jorku. Zawierał on prośbę o zachowanie polskiego obywatelstwa w zamian za otrzymanie pracy w polskim konsulacie, stypendium oraz możliwość podjęcia studiów w Warszawie. Stanisława, aby pieniężnie wspomóc rodzinę, przyjęła propozycję i do Los Angeles pojechała jako członek ojczystej reprezentacji olimpijskiej. Zawodniczka wywalczyła złoty medal w biegu na 100 metrów, który był równocześnie pierwszym medalem olimpijskim zdobytym dla Polski w sprincie. W zamian za ten, a także inne sukcesy, zwyciężczyni otrzymała możliwość rozpoczęcia studiów w Warszawie.

Stelli, pełnej niepewności i kompleksów, pomógł sport, a wraz z nim mające odbyć się w 1932 roku igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Zawodniczka mogła pojechać na rozgrywki pod warunkiem otrzymania amerykańskiego obywatelstwa w dniu osiągnięcia pełnoletniości. Zła sytuacja finansowa jej rodziny i zwolnienia pracowników na kolei sprawiły jednak, że na pewien czas Stella stała się na powrót Stanisławą z Polski, a na olimpijskiej bieżni stanęła w biało-czerwonych barwach.

Niestety, polski akademik i tamtejsze realia życia gorsze były nawet od standardu amerykańskiej klasy robotniczej. Zabrakło więc pakowanych tostów z kolorowego supermarketu i codziennej szklanki soku pomarańczowego na śniadanie. Czar dawnego amerykańskiego snu prysł, choć ten, jak wiemy, nie był wcale tak wyjątkowy. Jego miejsce zajął uraz kostki, po którym niespecjalnie zatroskani polscy lekarze oświadczyli, że Stella już nigdy nie będzie mogła biegać. Odrzuciwszy opinie specjalistów, za-

Jak to się stało? 3 kwietnia 1932 roku, czyli w dniu, w którym zawodniczka miała odebrać amerykańskie obywatel14


wodniczka nie przerwała startów w zawodach zarówno w Polsce, jak i w Ameryce. To właśnie tam, po paru miesiącach życia w ojczyźnie i oficjalnym zwolnieniu z uczelni, zrezygnowana powróciła. Nadal biegała na obu kontynentach, ale nigdy nie zatrzymywała się w Polsce na dłużej.

land, przepracuje jeszcze szesnaście lat. Rozpali miłość do sportu w wielu młodych duszach, sporadycznie samej biorąc udział w koszykarskich rozgrywkach. Tej feralnej grudniowej nocy Stella Walsh pojedzie kupić do marketu wstążki, a historia jej życia zostanie napisana na nowo. Stella was a fella (ang. Stella była facetem) – takie zdanie padało z ust dziennikarzy na całym świecie, dzień po pogrzebie sławnej lekkoatletki. Jak wykazała oficjalnie sekcja zwłok, Stanisława była osobą interseksualną: nie posiadała żadnych żeńskich narządów płciowych, nosiła sztuczne piersi oraz nie miesiączkowała. Obojnactwo charakteryzuje się wytworzeniem w organizmie narządów obu płci. W przypadku Stelli zaburzenie wyraźnie odchyliło się w kierunku męskim. Dlaczego jej rodzice zadecydowali, że będzie dziewczynką? Z niezrozumiałych powodów podjęli

W 1936 roku poziom sportowy Stanisławy pozwolił jej na zakwalifikowanie się do kolejnego polskiego olimpijskiego składu, który na rozgrywki udał się do stolicy Niemiec. W Berlinie nie zabrakło kontrowersji, tym razem niezwiązanych jednak bezpośrednio ze Stanisławą, lecz ze złotą medalistką biegu na 100 metrów Heleną Stephens. Zwyciężczyni konkurencji została poddana dodatkowym testom na kobiecość, które ukończyła z powodzeniem. Stanisława musiała zadowolić się brązowym medalem. Stella jeszcze wiele razy pokaże, jak szybko biega. Z powodu wojny, na kolejną olimpiadę już nie pojedzie, ale w pełni sił będzie startować aż do pięćdziesiątego trzeciego roku życia. Później zostanie trenerką i wydawczynią sportowego pisma. Jako prężna działaczka, propagująca wychowanie fizyczne w rodzinnym Cleve15


decyzję, która zaważyła na całym życiu Stelli: wpłynęła na jej rozwój, system wartości i psychikę. Nie wiemy, jakie odczucia miała naprawdę w kwestii swojej płci i czy dałoby się je jednoznacznie sformułować. Pewne jest jednak, że Stella od dziecka zachowywała się i była wychowywana jak dziewczynka. Swoje sportowe życie spędziła jako kobieta. Zmarła jako kobieta, co potwierdza akt zgonu.

sportowe triumfy, kobietom trudniej było pojawić się i zostać zaakceptowanym na bieżniach, stadionach, a tym bardziej podiach. Mimo tego, konsekwentnie żyła i walczyła jako kobieta. Przez sport odkrywała siebie i zarażała nim innych. Budziła jednocześnie podziw i wrogość. Z jednej strony uwielbiana przez fanów za zdobyte medale, z drugiej znienawidzona, oskarżana przez opinię publiczną o kłamstwo. W tej konkurencji Stanisława Walasiewicz również okazała się niepokonana – zachowała pośmiertnie wszystkie sportowe tytuły.

Wzięła na swoje barki trudności związane z reprezentowaniem płci pięknej, zarówno w życiu osobistym, jak i sportowym. W czasach, w których święciła

* Korzystałam z książki Anny Sumińskiej pt.: Olimpijka

O TYM JAK ZOSTAĆ ZŁOTYM DZIECKIEM KINA Oli Lengyel realu zadebiutował ze swoim pierwszym filmem w 2009 roku mając, zaledwie dwadzieścia lat. Wchodzący dopiero w życie, stawiający się światu homoseksualny chłopak z problemami, z samotnie wychowującą go matką przelał swoje uczucia i myśli w coś widzialnego i słyszalnego. Zamiast pisać pamiętnik, chwycił się za pisanie historii o sobie. Wybrał bardziej artystyczną drogę w życiu. Przez swoje doświadczenia stał się doj-

Napisać scenariusz mając, siedemnaście lat, wyreżyserować swój pierwszy film, mając dwadzieścia - brzmi to dość nierealistycznie, jednakowoż jest to przepis na to, jak zostać okrzykniętym złotym dzieckiem kina. Składa się z większej ilości składników, ale Xavier Dolan zdobył je wszystkie i skutecznie wykorzystał. Ten właśnie „złoty dzieciak”, urodzony w 1989 roku w Mont16


rzalszy. Podjął bardzo dorosłą decyzję - zainwestował oraz samodzielnie wyprodukował swój pierwszy film. W dzieciństwie grał w różnych produkcjach, użył więc swojego doświadczenia aktorskiego i wcielił się w główną rolą. Stworzył swój debiut od deski do deski. Mimo ogromu pracy, którą wykonał przy kręceniu, żaden dystrybutor nie chciał kupić praw do tego dzieła. Patrzono na Dolana przez pryzmat wieku i braku ukończenia szkoły filmowej. Wtem Kanadyjczyk udowodnił, jak bardzo się mylili, a jego historia jest ważna i interesująca. Zabiłem moją matkę zdobyło ośmiominutowe owacje na Festiwalu w Cannes, który jest jednym z najważniejszych festiwali filmowych w Europie. Opowieść o samym sobie w jakże piękny sposób trafiła do widzów, jak i krytyków. Zaczęto go nazywać „złotym dzieckiem”. Jednak przed reżyserem stała jeszcze długa droga, podczas której musiał udowodnić, że jest wart tego tytułu.

moją matkę, a przeszedł do estetycznych obrazów, klimatycznej muzyki i wolniejszej akcji. Wyśnione miłości weszły na ekrany kin, rok po premierze debiutu. Film opowiadał o przyjaciółce i przyjacielu zakochanych w tym samym chłopaku. Kanadyjczyk ponownie wcielił się w jedną z głównych ról, napisał scenariusz, wyprodukował, a ponadto zajął się kostiumami i montażem. Udowodnił, że nie jest reżyserem jednego udanego filmu, a to jest dopiero początek jego, jakże dobrze rozpoczętej kariery. Po swojej drugiej produkcji zrobił sobie krótką przerwę. Nie wiem, czy użycie słów, tj. dojrzał, czy wydoroślał jest odpowiednie, ale na pewno spojrzał na pewne rzeczy inaczej, np. na taki banalny temat, jakim jest właśnie miłość. Jak wiemy ma ona wiele twarzy, a żaden artysta nie chce być monotonny czy nieoryginalny. Jeśli jego pierwsze dwa produkcje można określić, jako skupiające się na młodzieńczym buncie i niedojrzałych uczuciach, to Dolan w swoim trzecim filmie postanowił opuścić tę bańkę i zaprezentować się z poważniejszej strony. W 2012 roku światło dzienne ujrzał Na zawsze Laurence. Prawie trzy godzinna produkcja dotycząca osoby transpłciowej. Reżyser poszedł o krok do przodu i pokazał, że nie ma dla niego tematów

Po jakże udanym debiucie, zaczął kręcić od razu kolejną produkcję. Wciąż był młody, dopiero wchodził w dorosłość, a więc znał emocje, które przeżywają zwykle ludzie w tym wieku. Mowa tu o pierwszych miłościach i ich zawiłych uczuciach. Dolan, na chwilę porzucił swój bunt zaprezentowany w Zabiłem 17


ciężkich czy kontrowersyjnych. Warto zaznaczyć, że miał wtedy lat 23. Pokazał, iż przez pryzmat wieku nie należy oceniać dojrzałości i odcisnął ślad w pamięci widzów.

pewno przestał nim być. Jak wiemy, zazwyczaj z wiekiem nasze poglądy się zmieniają. Spoglądamy na stare rzeczy w zupełnie inny sposób. Na przykład w pierwszym filmie Dolana tym „złym bohaterem” była matka, w już piątym, to właśnie jej oddaje hołd. Mama. taki prosty tytuł nosi jego najbardziej uwielbiane dzieło. Tym razem dostajemy opowieść o relacjach między matką a synem. Główny bohater ma ADHD i zostaje wyrzucony z ośrodka resocjalizacyjnego, a jego rodzicielka z tego powodu postanowiła podjąć się walki o niego. Ten tytuł został okrzyknięty, jako łamiący serce i że jest emocjonalną bombą, wcale nie bez przyczyny. Reżyser w kwadratowym kadrze zamyka postacie z silnymi, świetnie wykreowanymi charakterami. Buduje historię o ciężkiej matczynej miłości. Jednakowoż warto też podkreślić, że Xavier Dolan cały czas powtarza, że wątki autobiograficzne możemy znaleźć w debiucie, a nie w tej pozycji. Mimo to, dzieło zapewniło mu wygraną Nagrodę Jury za Najlepszy Film na Festiwalu w Cannes. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości czy reżyser faktycznie zasługuje na tytuł „złotego dziecka kina”, to ten film je spokojnie rozwiał. I już się wydawało, że teraz może być tylko lepiej. W końcu co złego mogłoby się wydarzyć? Nagrać pięć znakomitych filmów w młodym wieku, tylko marzyć

Utworzył on pewnego rodzaju drogę dorosłości, która przypadła do gustu widzom oraz krytykom, a co najważniejsze jemu samemu. Zmienił troszeczkę wizerunek, jednakowoż filmy cały czas kręciły się wokół jego osoby. Mimo że w Na zawsze Laurence zrobił sobie krótką przerwę od grania głównej roli, to powrócił do aktorstwa od razu w swoim kolejnym filmie. Choć tym razem opowiedział historię stworzoną przez kogoś innego. Zaadaptował sztukę Michela Marca Boucharda. Zrobił jeszcze jedną istotną zmianę, tym razem nagrał thriller, co było dość niespodziewane patrząc na to, że wcześniej trzymał się dramatów.Tom, gdyż taki nosi tytuł produkcja wydana w 2013 roku opowiada o mężczyźnie, który po śmierci kochanka wyjeżdża na wieś, aby spotkać jego rodzinę. Ponownie Xavier Dolan zadowolił swoich fanów, choć najbardziej uznawana produkcja miała mieć premierę dopiero za rok. Pamiętacie Zabiłem moją matkę? Był to krzyk złego na cały świat nastolatka. A Kanadyjczyk wkraczając w wiek 25 lat na 18


można o takim sukcesie. Nagle Xavier Dolan w 2016 i 18 roku wydaje kolejno To tylko koniec świata The death and life of John F. Donova, po których krytycy stracili na chwilę w niego wiarę. Wiadomo, każdy popełnia błędy, ale aż dwie złe produkcje wydane pod rząd negatywnie zaskoczyły fanów. Pozycje uznano za nudne, monotonne, przekombinowane, bez większych emocji i sensu. W ten sposób na chwilę świat kina o nim zapomniał.

okazji przepełnia ona widza ciepłem i pozytywnym uczuciem. Tak oto Xavier Dolan przeszedł od złego na cały świat chłopaka, przeżywającego swoje pierwsze miłości do dojrzałego, budującego świat filmowy wokół swojej własnej osoby reżysera, lubiącego grać w swoich własnych produkcjach. Stworzył klimat bazujący na powolnej, nie śpiesznej akcji, szczerości i otwartości. Jedną z najważniejszych cech jego kina stała się również muzyka, którą dobiera pod wydarzenia.

W tym czasie reżyser wszedł w 30 rok życia i obchodził 10. rocznice premiery swojego debiutu. Z tej okazji stwierdził, że pora o sobie przypomnieć światu oraz że jeszcze nie utracił zdolności robienia dobrych filmów. Po przerwie składającej się z trzech produkcji wrócił również do grania i tym razem w Matthias&Maxime, który premierę miał rok temu, oglądamy historię dwóch mężczyzn u progu dorosłości ze skomplikowanymi uczuciami wobec siebie. Dostajemy dzieło ze spokojną akcją, ale wciąż trzymającą formę. Przy

Jego fenomen polega na tym, że trafił do młodych ludzi pokazując, romanse, bunt, homoseksualność, ulotne uczucia, jak i poważne miłość na porządku dziennym. Miejmy teraz nadzieję, że jego dzieła filmowe będą się rozwijały w dobrym kierunku i nie wydarzy się już żadna pomyłka.

19


LIZZIE BORDEN - ZABÓJSTWO SIEKIERĄ Amelia Czerczer cem i macochą mieszkali w małym miasteczku Fall River w stanie Massachusetts w skromnym, choć dość zamożnym domu przy Second Street, który jej rodzina zajmowała od 20 lat. Dom, wręcz można by uznać za nieodpowiedni dla, tak wpływowych i majętnych państwa Borden. Jednak przez oszczędność, a nawet skąpstwo ojca Lizzie- 69-letniego Andrewa Jacksona Bordena, rodzina nie chwaliła się luksusami. W domu brakowało bieżącej wody i prądu. Relacja między siostrami Borden i ich macochą Abby była chłodna. Dziewczęta bardzo kochały matkę, dlatego ponowne małżeństwo ojca odebrały jako zdradę ich samych i byłej żony, czego nigdy mu nie wybaczyły. Rzadko jadły posiłki z rodzicami, a do macochy zwracały się oficjalną formą „pani Borden”.

Konflikty w rodzinie są na porządku dziennym, często koniec końców skutkują pogodzeniem się rodziny i tylko nieliczne, nie znajdują swojego końca. W wielu utworach literackich występuje motyw walki między bliskimi oraz w nich samych, jednakże zwykle na końcu utworu dochodzi do jego załagodzenia, dzięki obopólnym porozumieniu się. Jednak spór trawiący rodzinę Borden, nigdy nie został zakończony w sposób spokojny. Aby dotrzeć do końca tej historii, musiało dojść do tragedii, którą żyła cała Ameryka, prawie 130 lat temu. Lizzie Borden, czyli główna bohaterka całego zajścia, urodziła się 19 lipca 1860 roku w Nowej Anglii. Razem ze swoją siostrą Emmą, oj-

Konflikt między nimi a panią domu nie uszedł uwadze Andrewa. Martwiły się, że rodzina Abby stara się uzyskać dostęp do pieniędzy ojca. Wszystko zaczęło się, gdy pan Borden przepisał część swojego majątku Abby. Siostrom nie spodobało się to, że będą zmuszone podzielić się spadkiem ze znienawi20


dzoną macochą. Każda próba wpłynięcia na decyzję ojca kończyła się kłótnią i groźbami.

wbrew córkom, obdarowywał krewnych żony. Gdy rodzina Abby otrzymała dom, Lizzie i Emma wystąpiły z żądaniem o wypłatę czynszu. Andrew przystał na, to i spłacił lokatorów przekazując, gotówkę swym córkom. Lizzie już nie starała się ukrywać nienawiści do ojca i macochy. Zaczęła się też coraz dziwniej zachowywać.

Lizzie i jej starsza siostra Emma zostały wychowane w duchu, dość religijnym i były typowymi przedstawicielkami ówczesnej społeczności i swojej klasy. Lizzie interesowała się sztuką, malowała na porcelanie, była aktywna w lokalnej wspólnocie religijnej – prowadziła lekcje dla emigrantów w szkółce niedzielnej, pełniła funkcję sekretarza-skarbnika w miejscowym stowarzyszeniu chrześcijańskim, a także wiceprezesa Chrześcijańskiej Unii Abstynentek. Jednak Andrew uważał je za niegodne jego rodziny i szczerze pokazywał swoją dezaprobatę.

W noc poprzedzającą morderstwa dom Bordenów odwiedził John Vinnicum Morse - brat zmarłej matki Lizzie i Emmy. Miał zamiar omówić z Bordenem, sprawy biznesowe. Rozmowy jednak, przebiegały z dużą trudnością, ze względu na zły stan zdrowia Andrew’a i Abby, wynikający ze strucia się nieświeżą baraniną. Jednak Pani Borden uważała, że ktoś chciał ich otruć. Podczas rozmowy z Johnem, Borden spekulował z nim na temat zmian w testamencie i zmniejszeniu części Lizzie i Emmy oraz oddaniu jej Abby. Mężczyźni, przez późną porę, umówili się na spotkanie następnego dnia. Jednak do niego już nie doszło.

Konflikt jeszcze bardziej zaognił tajemniczy incydent. Lizzie miała w zwyczaju hodować gołębie w stodole. Dla ojca, obecność ptaków wiązała się z ryzykiem kradzieży, wskutek zachęty przez córkę ulicznych chłopców. Problem zniknął, kiedy w tajemniczych okolicznościach wszystkie zwierzęta zostały zabite. Od razu o czyn Lizzie posądziła swojego ojca. Po tym wydarzeniu siostry demonstracyjnie opuściły dom i zamieszkały na dwa miesiące u swojej kuzynki. Jednak po powrocie dziewczyn, wróciły dawne konflikty i kłótnie. Napięcie w rodzinie narastało, przez Andrew’a Bordena, który,

Rankiem 4 sierpnia 1892 roku Emma wyjechała do przyjaciółki, a pan Borden udał się do miasteczka. Pokojówka Bridget myła okna, a Abby sprzątała górne pokoje. Lizzie w samotności i milczeniu piła herbatę w jadalni. Koło dziesiątej pan Borden wrócił do domu i poprosił Bridget, by zawołała jego żonę, jednak ku zaskoczeniu jego i pokojówki, Lizzie 21


oznajmia, że Abby wyszła z domu, nie powiadamiając wcześniej o tym nikogo. Zdziwiona Bridget wróciła do swoich obowiązków. Po chwili dało się słyszeć przeraźliwy krzyk Lizzie. Zaalarmowana pokojówka chciała wbiec do salonu, z którego dochodził wrzask, jednak dziewczyna zamknęła się i kazała Bridget biec po lekarza.

dwie godziny przed śmiercią jej męża, czyli w momencie, gdy on wrócił do domu. „Należy stwierdzić, że kobieta została zaskoczona przez mordercę, podczas sprzątania pokoju. W momencie rozpoczęcia ataku, ofiara była zwrócona twarzą w kierunku sprawcy. Pierwszy cios został zadany w bok głowy tuż nad lewym uchem. Uderzenie spowodowało utratę przytomności i upadek powodujący uszkodzenie nosa i czoła. Następnie zabójca zadał leżącej twarzą do podłogi ofierze 17 ciosów w tył głowy. Wszystkie ciosy zadane zostały najprawdopodobniej siekierą i każdy z nich mógł być śmiertelny” Głosił raport z sekcji zwłok. „Mężczyźnie zadano 11 ciosów narzędziem przypominającym siekierę. Pozycja w jakiej znajdowało się ciało i brak jakichkolwiek śladów obrony, wskazuje na to, że ofiara w momencie ataku spała lub była nieprzytomna. Przednia połowa czaszki została odcięta, jedno z uderzeń podzieliło prawe oko na dwie części. Wciąż krwawiące rany sugerują, że atak nastąpił niedawno. Można przyjąć, że śmierć nastąpiła nie wcześniej jak o godzinie 11.” To dokładnie kilka minut przed znalezieniem ciała przez Lizzie. Tym samym została główną podejrzaną, chociaż nie została wtedy zatrzymana. Jeden

Gdy po paru minutach wrócili, drzwi były szeroko otwarte, a na sofie malował się makabryczny widok. Ciało Adrewa leżało w pozycji, w której często go widywano, gdy, robił sobie przedpołudniową drzemkę, z taką tylko różnicą, że nie miał twarzy, a ciepła jeszcze krew, lała się strumieniami na podłogę. Gdy lekarz oglądał zwłoki, Lizzie kazała sprowadzić pokojówce z góry Abby. Bridget zdziwiona nagłym przybyciem pani domu zaprotestowała, jednak dziewczyna wyjaśniła, że kobieta weszła tylnym wejściem, dlatego pokojówka jej nie zobaczyła. Kobieta wbiegła na górę, by po chwili równie szybko z niej zejść, informując wszystkich, że pani Borden leży bez głowy na ziemi w swoim pokoju. Po chwili na miejscu zbrodni zjawiła się policja i zostały przeprowadzone pierwsze oględziny zwłok. Według nich pierwsza umarła Abby, jej śmierć nastąpiła niecałe 22


z funkcjonariuszy zapytał Lizzie, czy w domu są jakieś siekiery „Ależ oczywiście – odpowiedziała. – Są wszędzie”. Jedna siekiera miała zakrwawione i oklejone włosami ostrze (jak się później okazało, wszystkie ślady należały do krowy). Druga była zardzewiała, trzecia zakurzona, a czwarta pokryta popiołem i pozbawiona trzonka. Zarekwirowano pierwszą i czwartą siekierę, po czym rozpoczęto przesłuchania. Jej siostra była wówczas poza miastem i nigdy nie była podejrzana. W tygodniu między morderstwami a aresztowaniem Lizzie spaliła sukienkę, która, jak twierdziła, była poplamiona farbą. Później prokuratorzy zarzucili, że sukienka była poplamiona krwią i że Lizzie spaliła ją, aby ukryć swoją zbrodnię. Lizzie oznajmiła, że przed odkryciem zwłok poszukiwała ciężarków do wędki na stryszku w szopie. Funkcjonariusze udali się we wskazane miejsce, ale okazało się, że podłoga pokryta była grubą warstwą kurzu i z pewnością nikt po niej ostatnio nie chodził.

wyłącznie z domysłów, które szybko podważał jej adwokat. Przez sam charakter sprawy i głównego podejrzanego, którym była kobieta, proces zyskał miano „Najgłośniejszej Sprawy Sądowej Od Uzyskania Niepodległości”. Lizzie na widok spreparowanej czaszki swojego ojca zemdlała, przez co zyskała więcej sympatii, a jej adwokat nowe argumenty do obrony. Jego linia obrony podawała w wątpliwość sprawność, z jaką panna Borden musiałaby się przebierać i rozbierać feralnego ranka. Ciosy siekierą spowodowały, że ślady krwi znajdowały się w całym pomieszczeniu. W związku z tym, gdyby istotnie Lizzie była morderczynią, musiałaby po zabójstwie macochy rozebrać się do naga, dokładnie umyć, nie zostawiając śladów, porozmawiać ze służącą, a później powtórzyć tę procedurę jeszcze raz, zanim zaczęła krzyczeć, że ojciec został zamordowany - co jego zdaniem było niemożliwe. W mowie końcowej powiedział: „Panowie przysięgli! Przyjmijmy na chwilę, że moja klientka istotnie popełniła odrażający czyn, jaki jej się tu zarzuca. W takim razie musiałaby być diabłem wcielonym. Spójrzcie na nią, panowie! Czy ona wygląda jak szatan?” Była ona niewysoką, pulchną, bardzo wytworną i delikatną kobietą. Zdecydowanie nie przypominała diabła.

Za jej winą przemawiało wiele okoliczności. Przede wszystkim powszechnie znany był jej wrogi stosunek do rodziców oraz kluczowa kolejność morderstw. Gdyby pierwszy umarł pan Borden, cały spadek trafiłyby do rodziny Abby, jednak kolejność była odwrotna i wszystko dziedziczyły siostry. Wytyczony dziewczynie akt oskarżenia składał się tylko i

Ostatecznie 20 czerwca, po półtoragodzinnej naradzie sąd uniewin23


nił Lizzie Borden. Oskarżenie nie miało nawet cienia bezpośredniego dowodu łączącego Lizzie z morderstwami, a wyłącznie materiał poszlakowy, dlatego trudno było się spodziewać innego wyroku. Sprawa zabójstwa Andrewa i Abby Borderów do dziś pozostaje nierozwiązana. Jednakże w niewinność kobiety nie uwierzył nikt. Wychodząc, z sądu musieli ją eskortować policjanci, gdy ona uśmiechała się do wzburzonego tłumu.

z nią nie kontaktowała. Lizzie Borden zmarła na zapalenia płuc 1 czerwca 1927r. w Fall River. Nikt nie przyszedł na jej pogrzeb. Dziewięć dni później w wieku 76 lat odeszła również Emma. Mieszkała w domu opieki w Newmarket w stanie New Hampshire, gdzie zamieszkała w 1923 r. zarówno ze względów zdrowotnych, jak i po to, by znaleźć się z dala od mediów i oczu ludzi, którzy znali historię jej rodziny. Lizzie zabrała wszystkie swoje tajemnice do grobu, choć wiele osób twierdzi, że na łożu śmierci przyznała się do zamordowania rodziców, lecz już nikt inny nigdy nie został oskarżony o te zbrodnie.

Zaraz po zakończeniu procesu opuściła z siostrą miasto i zamieszkała w bogatej dzielnicy i prowadziła pokazowe życie, przez co pokłóciła się z Emmą, która wkrótce opuściła ją i już nigdy się

"TRAMWAJ ZWANY POŻĄDANIEM", CZYLI GRA ZMYSŁÓW I KONTRASTÓW Natalia Kwolek Jako że nadeszła jesień, czyli okres melancholii, wspomnień i siedzenia pod kocem z herbatą, chcąc wczuć się w ten nastrój, postanowiłam przenieść się w czasie i obejrzeć czarno-biały film. Mowa tutaj o Tramwaju zwanym Pożądaniem w reżyserii Elii Kazana. Jest on adaptacją spektaklu, który miał premierę w 1947 roku na Broadwayu i do tej pory wystawiany jest na deskach teatrów. Produkcja filmowa trafiła do amerykańskich kin w 1951 roku. W 24


rolach głównych występują Marlon Brando (który 20 lat później wcielił się w rolę Ojca Chrzestnego) oraz Vivien Leigh (ją z kolei kojarzymy m.in jako Scarlett O’Hara w Przeminęło z wiatrem). Film ten został nominowany do Oskara w aż ośmiu kategoriach, z czego wygrał aż cztery: dla najlepszej aktorki pierwszo i drugoplanowej, dla najlepszego aktora drugoplanowego i dla najlepszej scenografii wśród filmów czarno białych. Jest to naprawdę zdumiewająca liczba, zważając na niski budżet jego produkcji. Akcja filmu zaczyna się, gdy młoda Blanche DuBois chcąc odwiedzić swoją siostrę Stellę w Nowym Orleanie, wsiada do tramwaju zwanego Pożądaniem (ciekawostka: faktycznie kilkadziesiąt lat temu taka linia kursowała po ulicach tego miasta). Gdy dociera do domu Stelli, po raz pierwszy spotyka jej męża– Stanleya. Napięcie między nim a Blanche jest od samego początku odczuwalne (nie ma w tym nic dziwnego, zważając na ich przeciwstawne charaktery). Już pierwsza wymiana zdań zaprzepaszcza szansę na wytworzenie między nimi nici porozumienia. Stanley Kowalski jest Polakiem i właśnie taki stereotyp uosabia. Ten agresywny i nieokrzesany choleryk od samego początku kwestionuje każde słowo szwagierki i jest w stosunku do niej bezczelny

(zresz tą vice versa – dziewczyna zwraca się do niego per neandertalczyk), Natomiast Blanche jest jego absolutnym przeciwieństwem – powiewa subtelnością, wyrafinowaniem i lekkim flirtem. Jednak wraz z biegiem akcji sekrety, które bohaterka skrywa przed siostrą i jej mężem wychodzą na jaw, a my poznajemy jej prawdziwe oblicze. Na dodatek wątek miłosny między Blanche, a przyjacielem Kowalskich - Mitchem, komplikuje sytuację i rodzi gamę złożonych emocji. Ostatnia scena, w której jawa przenika się z urojeniami Blanche, prowadzi do tragicznego finału. Rzeczą, która najbardziej urzekła mnie w tym filmie, jest gra aktorska. Piękna Vivien Leigh kreując rolę Blanche, teatralnie wręcz, pokazuje jej maniakalne i chorobliwe zwyczaje, takie jak gorące kąpiele brane kilka razy dziennie i palenie papierosa, jak i jej dwojaką naturę. Za to Marlon Brando, mimo że grając Stanleya przedstawia krzywdzący stereotyp zaborczego Polaka, trzeba przyznać -

25


robi to w sposób niesamowicie realistyczny i dosadny. Jednak zdecydowanie zasłynął on również, prezentując muskulaturę w podkoszulku i dżinsach, stając się prekursorem tak luźnego, a zarazem klasycznego już teraz stylu. Jest to element nowego jak na tamte czasu nurtu w kinematografii- wulgaryzmu. Etymologia tego słowa wskazuje, na coś pospolitego, bardziej przystępnego dla ogółu, niekiedy ordynarnego, nie wyidealizowanego, a przedstawiającego słodko-gorzki smak życia. Koncept jak na tamte czasy niezwykle kontrowersyjny, zyskał jednak przychylną opinie krytyków i teraz nie dziwi nas jego obecność w filmach.

Reżyser wyraziście zarysował portrety psychologiczne bohaterów, pełne kontrastów i zawiłości. Przedstawia niebanalną historię, skupiając się na relacjach, emocjach i pragnieniach bohaterów. Pozostawia wiele ścieżek interpretacyjnych, a czarno-biała, sceneria filmu potęguje jego tajemniczość i dramatyzm. Pozwala nam zajrzeć do lat 50 i podziwiać piękne stroje, charakterystyczne damskie fryzury, grę w pokera i dźwięki radia. Tramwaj zwany pożądaniem jest obowiązkową pozycją do obejrzenia dla każdego fana kinematografii. Szczególnie jednak polecam ten film wszystkim, którzy tak jak ja są zafascynowani latami 50-tymi, ich atmosferą i obyczajami. Postacie są intrygujące, a cudowny klimat i wciągająca fabuła sprawiają, że dwie godziny mijają w parę chwil. Film sprzed 70 lat wciąż porusza i pozostaje niezwykle uniwersalny. Śmiało można nazwać go klasykiem kinematografii.

Mimo że po tytule Tramwaj zwany pożądaniem moglibyśmy spodziewać się jakiegoś romansidła, to ten film ma z nim niewiele wspólnego. Wiadomo – wątek miłosny musi być, czymże byłby film bez niego? Ale ta opowieść jest na tyle złożona, że wszystkie romanse (głównie z udziałem Blanche) są tak naprawdę tylko tłem całej historii.

UWAŻNY CZYTELNIK Oliwia Biaduń zupełnie Ci nie odpowiada? Zastanawiasz się, jak polubić czytanie (dla przyjemności lub to obowiązkowe)? A może jesteś typem osoby,

Nowy rok szkolny, a co za tym stoi – nowe lektury. Jak często nie chce Ci się sięgnąć po książkę, uważasz, że jest nudna, a styl autora 26


która pasjonuje się czytaniem i notowaniem przemyśleń? Może chcesz dowiedzieć się, jak jeszcze lepiej uporządkować swoje notatki? Niezależnie od tego, do której grupy należysz, te porady są właśnie dla Ciebie.

nia łatwiej jest skupić się na lekturze i zapamiętać więcej treści, zrobić schludniejsze notatki. Już wygodnie usiadłeś, czarna herbata z miodem, oczywiście w Twoim ulubionym kubku stoi na stoliku kawowym, aż tu nagle… „Bzz” Przyszło powiadomienie. Nie rozpraszaj się. Teraz jest czas na czytanie. Wiem, że telefon od przyjaciółki, wiadomość od tej ładnej dziewczyny z klasy albo nadmiar obowiązków może Cię rozpraszać i dekoncentrować, ale to wszystko może poczekać. A jak nie może, to szybko odpisz, oddzwoń, a następnie bierz się za lekturę i notowanie.

Przede wszystkim: miej pozytywne nastawienie. Nawet na pozór nudna książka może okazać się ciekawa, a zaczynanie czytania z negatywnymi myślami wcale nie pomoże Ci lepiej tego tekstu rozumieć lub analizować. Dobra energia pozwoli Ci czerpać większą przyjemność z lektury, dzięki czemu uda Ci się lepiej układać sobie w myślach słowa autora. Miej także pod ręką wszystkie potrzebne przybory. Polecam mieć przy sobie ołówek oraz małe karteczki. To dwie (moim zdaniem) najważniejsze rzeczy potrzebne do dokładnej analizy tekstu.

No właśnie, notatki. Niezbędne do szybkiej powtórki długiego tekstu. Zawarte są w nich najważniejsze i najciekawsze informacje. A jak sprawić, żeby były przyjemne dla oka? Zaopatrz się w karteczki o różnych kolorach, a nawet kształtach. Treść różowej karteczki w kształcie serca łatwiej zapamiętać i znaleźć, niż notatkę niczym nieoznaczoną na marginesie książki.

Zadbaj o wygodę. Wydaje się banalne, ale o ile przyjemniej czyta się, zwłaszcza w jesienne i zimowe dni, siedząc, w miękkim fotelu, z kocem na kolanach i ulubioną herbatą w ręku? Dzięki komfortowej pozycji siedze-

A co notować? Wszystko, co przyjdzie Ci, drogi czytelni27


ku, do głowy. Notuj wszelkie pytania (możesz zadać je na zajęciach), streszczenie sytuacji, skomplikowane i nieznane słowa (dzięki ich znajomości, nie tylko lepiej zrozumiesz czytany fragment, ale i zabłyśniesz w towarzystwie).

się na poszczególnych fragmentach tekstu. Możesz je sobie zanotować, powtórzyć kilka razy ich treść lub omówić na zajęciach albo w domu. Im większą uwagę skupisz na fragmencie tym większa szansa, że go zapamiętasz i zrozumiesz.

Przykład: Omawiasz lekturę. W tym rozdziale rozgrywa się bitwa głównych bohaterów, a w następnym się godzą. Zapisuj sobie te istotne dla historii wydarzenia, dzięki temu łatwiej będzie Ci zapamiętać ogólną treść książki. Świetnym odwzorowaniem tego procesu jest powiedzenie „ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka”.

- Aaa, OK, więc to tak… – mówi nagle rozumiejący czytelnik. Cieszysz się, że rozumiesz, uważasz jednak, że zachowanie bohatera było specyficzne, a nawet głupie. Wyrażaj swoją opinię. Nie lubisz robić tego publicznie, a może nie wiesz, jak powiedzieć to, co masz na myśli. I to jest w porządku. Możesz sam, w myślach skomentować sytuację, zachowanie bohatera, itd. możesz także zapisać swoje przemyślenia.

Zaznaczaj także ciekawe, śmieszne, dziwne, poważne, istotne dla zrozumienia treści cytaty. Na ich myśl przypomni Ci się fragment lektury, w którym ten urywek tekstu się znajdował. To wpływa dobrze nie tylko na zapamiętywanie, ale i daje satysfakcję. Ważne jest, abyś zaznaczał, gdzie dokładnie w tekście znajduje się dany cytat.

Wiemy już co notować, ale pozostaje pytanie: jak? Prosta odpowiedź - notuj tak, jak najbardziej lubisz. Ołówkiem w książce, w notatniku, w formie tabeli, dłuższej wypowiedzi pisemnej, od myślników, itd. to Tobie ma być przyjemnie posługiwać się notatkami.

Pomimo tego, że zaznaczasz cytaty i fragmenty, nie rozumiesz o co chodzi w danym momencie? Zatrzymaj 28


Czy czytanie lektur stanie się prostsze dzięki tym poradom? Może tak, może nie,

ale przecież najważniejsze jest to, żeby czytanie sprawiało Ci radość…

WYWIAD NUMERU Z UZIEMIONĄ Alicja Kontkiewicz sach konsumpcjonizmu, w których mamy wszystkiego po prostu za dużo. Trzeba pamiętać, że planeta znacząco na tym cierpi. Należy podchodzić bardziej świadomie do tego, co kupujemy i co mamy. Oczywiście kolejną rzeczą, która według mnie jest dość kluczowa, to nie jedzenie mięsa bądź najzwyczajniej jego ograniczenie. Nie musicie od razu przechodzić na weganizm. Pamiętajmy, że produkcja mięsa odpowiada za całkiem spory procent zmian cieplarnianych. Uważam też, że istotne jest wspieranie organizacji, osób czy firm działających w bardziej zrównoważony sposób.

Marysia, znana w internecie, jako Uziemiona jest 18 letnią aktywistką, prowadzącą instagrama, gdzie publikuje posty związane z ekologią, kuchnią roślinną oraz zdrowiem psychicznym. Działa również jako wolontariuszka w MSK (Młodzieżowym Strajku Klimatycznym). Słowa, które kieruje do wszystkich, to działajcie i uświadamiajcie innych dla lepszego jutra. Co każdy z nas może zrobić dla polepszenia się klimatu, tak na własną rękę? To jest takie pytanie, na które zawsze odpowiadam, żeby przede wszystkim być świadomym i interesować się zmianami klimatycznymi, dzielić się wiedzą, mówić i rozmawiać o tym z innymi. To jest według mnie najważniejsze. Z takich rzeczy, które możemy robić bez udziału innych ludzi, to na przykład ograniczyć konsumpcję. Żyjemy w cza-

Czy uważasz, że młodzi ludzie są wystarczająco poinformowani co do zmian klimatycznych? Wydaje mi się, że jak powiesz wśród znajomych zmiany klimatu, to nie zaprzeczają, że nie słyszeli o 29


czymś takim, wiedzą o co chodzi. Mimo to większość osób nie zdaje sobie sprawy z powagi tego zjawiska. Żyją z wiedzą, że zmiany klimatu następują, ale w sumie nie przywiązują do tego większej uwagi, jest im to obojętne. Myślę, że nie są wystarczająco poinformowani, ponieważ, gdyby byli, to nie mieliby tego gdzieś. Uderzający jest również brak edukacji w szkołach. W programie nie ma dosłownie nic na ten temat. Ja ucząc, się do konkursu kuratoryjnego z geografii miałam tylko jeden rozdział o dziurze ozonowej. Na zmiany klimatyczne powinien być przeznaczony, chociaż jeden cały dział. MSK, jako jeden z postulatów ma wprowadzić kompleksową edukację w temacie klimatu - to by naprawdę dużo dało.

ni zacząć słuchać młodych. Strajki klimatyczne pośrednio działają tak, aby coś się zmieniło pod względem zmian systemowych. Wiemy, iż sami nie zdziałamy za wiele pod tym względem. Staramy się w pewien sposób nacisnąć na dorosłych. Powinni się ogarnąć. Niestety, mam wrażenie, że większość z nich patrzy przez pryzmat siebie samego, swoich osiągnięć i zysków, a nie zwraca uwagi na to co się stanie w przyszłości - patrzą krótkowzrocznie. Czy twoim zdaniem jest jakiś problem, o którym za mało się mówi? Zacznijmy od tego, że ja żyję trochę w takiej bańce, więc trudno mi tak obiektywnie stwierdzić, ale i tak myślę, iż takim problemem, o którym zdecydowanie za mało się mówi to naukowe aspekty zmian klimatu. Dużo już wiemy o tym, co jest ekologiczne, a co nie. Sporo ludzi zaczyna żyć zgodnie z ruchem zero waste, to jest super inicjatywa, ale w dalszej perspektywie nie wystarczy. Katastrofa klimatyczna i tak nas dotknie, jest nieunikniona. Powinno więcej się mówić o zmia-

Czy nie przyszedł teraz czas, aby uświadamiać dorosłych, gdyż to oni są tą grupą, która ma największy wpływ, na klimat? Fakt, że dorośli mają istotniejszy wpływ na świat, to po prostu reguła, dzieci nie są w stanie zrobić za dużo. Moją odpowiedzią na to pytanie jest, że dorośli powin30


nach systemowych, a nie jedynie jednostkowych. Weźmy za przykład odchodzenie od węgla, jeśli z niego nie zrezygnujemy, to nawet gdyby wszyscy na świecie byli zero waste, nie zatrzymalibyśmy zmian.

ponad wszystko co żyje. Chciałabym, żeby zapanowała większa harmonia między człowiekiem, a innymi gatunkami, gdyż wszystko jest ze sobą jakoś powiązane, a my jako ludzie mamy duży impakt na środowisko. Ogólnie empatia i wrażliwość ku naszemu otoczeniu. Nie tylko skupianie się na sobie. Chciałabym też zwrócić uwagę na to, że powinniśmy być krytyczni, wobec tego jakie informacje do nas docierają. Na początku powinniśmy się dowiadywać, a następnie tworzyć sobie opinię.

Kiedy doszłaś do wniosku, że musisz zacząć coś robić dla lepszego jutra? Wszystko zaczęło się od weganizmu, który mną kierował bardziej ze względów etycznych. Jednakże z powodu tego, że dieta roślinna jest stricte związana z klimatem, to zaczęły do mnie docierać takie treści. Dodatkowo dowiedziałam się sporo o klimacie, jak brałam udział w konkursie geograficznym i wszystko się połączyło. Działam tak od półtora roku.

Czy masz w życiu jakieś autorytety? Ludzi, którzy Cię inspirują lub których działania/treści polecasz śledzić? Nie mam jakiegoś konkretnego autorytetu. Ludzie, których podziwiam to ci, którzy działają i poświęcają się, by przyszłość była lepsza, nie żyją tylko dla siebie, ale i dla kolejnych pokoleń. Na przykład Extinction Rebellion są trochę radykalnym ruchem, bo działają dość skrajnie. Mimo to ich podziwiam i szanuję za to co robią.

Jakie wartości wyznajesz w życiu? To się zmieniało. \wiedza, którą zdobyłam, niezwykle na mnie wpłynęła i pomogła w kształtowaniu siebie. Teraz ważna jest dla mnie równość wobec drugiego człowieka, jak i równość względem świata. Chodzi mi o to, że zauważyłam, iż ludzie lubią stawiać siebie 31


Książka, film, serial, a może artykuł, z którym polecasz się zapoznać?

tywistycznych w Polsce m.in.: Greenpeace, WWF, MSK i strony na Facebooku - Wyborcy dla klimatu.

Na pewno polecam książkę Nauka o klimacie Marcina Popkiewiwa jest dość trudna, bo jest napisana naukowym językiem, jednak warto przez nią przebrnąć, gdyż daje ona dużo do myślenia. Generalnie zachęcam zajrzeć na stronę naukaoklimacie.pl, gdzie autor tej książki, jak i inni naukowcy publikują różne artykuły. Nadzieja w Mroku Rebecci Solnit, to kolejna moja polecajka. Jeśli chodzi o filmy, to warto obejrzeć Niewygodna prawdę oraz Cowspiracy. Oba poruszają tematy zmian klimatycznych, jednak ten drugi bardziej skupia się na roli przemysłu mięsnego i jego oddziaływaniu na środowisko. Tak poza tym zachęcam do śledzenia mediów społecznościowych i stron internetowych ruchów ak-

Jak widzisz siebie i świat za 10 lat? Jest to dla mnie bardzo trudne pytanie, gdyż wizja przyszłego świata w moich oczach jest strasznie pesymistyczna. Trudno mi jest tak daleko patrzeć, bo to co widzę mnie przeraża. Mimo to szczerze wierzę, że ludzie staną się świadomi tego, co narobili, ale kiedy to nastąpi będzie już za późno. Jeśli nawet popadniemy w kryzys cywilizacyjny, to mam nadzieję, że uda nam się z niego wyjść. Paradoksalnie dużą nadzieję pokładam w tej pandemii, gdyż ludzie zdadzą sobie sprawę, że planeta jest silniejsza od nich. Będzie ciężko, ale wierzę, że nam się uda!

32


WIERSZ NUMERU: POLEGŁY Oliwia Biaduń Biegiem, bo nie zdążymy Na przykład na spotkanie, ale Co najważniejsze, Nie zdążymy Na życie. Biegiem, bo nie zdążymy Zadowolić ludzi stojących na naszej drodze. Biegiem, bo nie zdążymy Spełnić naszych zakręconych marzeń. Biegiem, bo zapomnimy O tych wszystkich ludziach, którzy Stali za nami, Troszczyli się o nas, a przy upadkach Pomagali nam wstać. Biegiem, bo zapomnimy. Naszych imion i nazwisk Nadając sobie pseudonimy, które Mają nakarmić nasze wygłodniałe ego. Biegiem, bo zapomnimy, Czym tak naprawdę jest życie, Zapomnimy jak bardzo lubi nas ranić I wystawiać na próby. Zapomnimy o tym do tego stopnia, że Nie zdołamy poradzić sobie z tymi wyzwaniami. I biegnąc, Próbując dosięgnąć wymarzonego życia, Upadniemy, Nie potrafiąc wstać. Polegniemy.

33


(NIE)TRADYCYJNE WIGILIJNE SMAKOŁYKI Liśka Żołek Nie oszukujmy się mówiąc, że podczas świąt Bożego Narodzenia najważniejsza jest rodzina, miłość i celebrowanie narodzin Jezusa. Wszyscy wiemy, że na świąteczną atmosferę składają się cztery rzeczy: jedzenie, prezenty, „Kevin sam w domu” i coca cola. Ale dzisiaj nie o prezentach i nie o świątecznym arcydziele sztuki filmowej (i nie mówię tu o „Listach do M”), tylko właśnie o jedzeniu. Wigilijne potrawy kojarzą się głównie z rybą, kapustą, grzybami i makiem. Nie we wszystkich zakątkach Polski sytuacja prezentuje się tak samo. Na Lubelszczyźnie mamy kutię, na Śląsku moczkę, a w Małopolsce na wigilijnych stołach króluje zupa migdałowa. Chciałaby wam przedstawić tradycyjne przepisy poddane ciekawym modyfikacjom. Oto one:

Pyszne gofry pierniczkowe z domową marmoladą mandarynkową

• • • • • • • •

• • • •

Ciasto: 75 g płatków owsianych Pół szklanki mleka 1 jajko 1 łyżeczka oleju Pół łyżeczki proszku do pieczenia Szczypta soli Pół łyżeczki cynamonu Po szczypcie gałki muszkatołowej, mielonego imbiru, mielonych goździków i anyżu Dodatki: 2 łyżki miodu 3 mandarynki Jogurt grecki lub bita śmietana Pomarańcza

Wykonanie: Płatki owsiane blendujemy na mąkę, dodajemy do niej przyprawy, proszek do pieczenia i sól. W oddzielnej misce ubijamy białko na pianę. Do piany z białka dodajemy mleko, żółtko i olej. Powoli, stopniowo łączymy suche 34


składniki z mokrymi. Gofry smażymy w rozgrzanej gofrownicy, posmarowanej olejem. Obieramy mandarynki ze skóry i błonek i mieszamy je w małym rondelku z miodem. Gotujemy na średnim ogniu, aż całość zgęstnieje do konsystencji konfitury

Pierogi z soczewicą • • • • • • • • • • •

Ciasto: Pół kilograma mąki pszennej Około szklanki ciepłej wody 1 jajko Farsz: Szklanka zielonej soczewicy Łyżka masła klarowanego Średnia cebula Rozmaryn ( 1 gałązka ) 2 ząbki czosnku Łyżeczka majeranku Sól i pieprz do smaku 1,5 łyżki mielonego siemienia lnianego

Wykonanie: Soczewicę gotujemy w 3 szklankach wody z solą, czosnkiem i ziołami, aż cała woda wsiąknie. Kroimy cebulę bardzo drobno i podsmażamy na maśle, aż będzie miała bursztynowy kolor. Zajmie to dosyć długo, ponieważ musimy uważać, żeby cebulka się nie przypaliła, polecam podgrzewać rondelek na bardzo małym ogniu, pamiętając o mieszaniu. Gdy soczewica się ugotuje, a nawet lekko rozgotuje, wyjmujemy z garnka czosnek i rozmaryn, a soczewicę rozgniatamy tłuczkiem do ziemniaków. W małym naczyniu mieszamy równe części siemienia lnianego i gorącej wody, mieszamy energicznie, aż nie pozostaną żadne grudki. Łączymy naszą rozgniecioną soczewicę z cebulą i siemieniem lnianym; doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Żeby zrobić ciasto na pierogi wysypujemy mąkę na stolnicę, na środku tworzymy dołek, do którego wbijamy jajko. Używając, widelca mieszamy jajko z mąką. Następnie powoli dolewamy powoli wody, aż ciasto będzie miało odpowiednią konsystencję. Niezbyt klejące i nie kruszące się. Zagniatamy, aż ciasto będzie gładkie i sprężyste. Dzielimy je na 4 części i obficie podsypując mąką wałkujemy na grubość około dwóch milimetrów. Używając 35


szklanki wykrajamy kółka, na które nakładamy po łyżeczce farszu i sklejamy pierogi. Żeby nieużywane ciasto nie obsychało można przykryć je wilgotną ściereczką. Pierogi gotujemy w osolonej wodzie, aż zaczną pływać na powierzchni. Można jeść je gotowane, podsmażane lub podpiekane, tak czy siak są przepyszne.

Nadziewane kluski makiem Składniki: • Szklanka maku niebieskiego • 3 łyżki miodu (lub więcej jak ktoś woli bardziej słodki mak) • Garść rodzynek • Kilka kropli aromatu migdałowego i/lub waniliowego • Skórka otarta z pomarańczy • Łyżka kwaśnej konfitury np. z czarnej porzeczki • ¼ szklanki drobnego makaronu • Około 20 dużych muszli makaronowych • Opcjonalnie inne bakalie takie jak żurawina, morele, kandyzowane owoce, orzechy Namaczamy mak we wrzącej wodzie przez pół godziny, odsączamy i mielimy trzy razy za pomocą maszynki do mielenia mięsa. Makaron gotujemy w lekko osolonej wodzie. Do masy makowej dodajemy miód i resztę składników. Mieszamy drobne kluski z masą makową i taką mieszanką nadziewamy muszle. Mam nadzieję, że przepisy się spodobały i nieco przełamałam rutynę dwunastu tradycyjnych, wigilijnych potraw. Być może zainspirujecie rodziców, dziadków i takie pyszności również zagoszczą na waszych świątecznych stołach. A teraz życzę wam wszystkim smacznych i spokojnych świąt!

36


MAGAZYN ŻET GRUDZIEŃ 2020 (numer 15) REDAKTORKI NACZELNE: ALICJA KONTKIEWICZ, ZUZANNA HUTNA, MARTA NAJDA REDAKTORZY: WERONIKA PRZYGODA, OLI LENGYEL, AMELIA CZERCZER, NELA MOGIELSKA, OLIWIA BIADUŃ, NATALIA KWOLEK, MARIA WOLSKA SKŁAD I KOREKTA: KRYSTYNA LEWICKA, ZUZANNA HUTNA, MARTA NAJDA, ALICJA KONTKIEWICZ, MARIA WOLSKA, JADWIGA MIK OKŁADKA: ALICJA SZADURA

37


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.