Kurier WNET Gazeta Niecodzienna | Nr 71 | Maj 2020

Page 1

MA J 2O2O

KURIER WNET

WIELKOPOLSKI KURIER WNET 1 P·O·L·S·K·A Epidemia wirusa i świrusa Między tronem a ołtarzem ŚLĄSKI KURIER WNET

Co się faktycznie późną jesienią 2019 r. w Chinach stało, tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy, póki panuje tam komunistyczny reżim. Nie wiemy też, czy wirus wymknął się z laboratorium, czy został specjalnie użyty. Na pewno jednak Chiny wykorzystają sytuację pandemii do próby zdominowania świata – dowodzi Jadwiga Chmielowska, analizując badania naukowe i doniesienia medialne.

Dwóch Prymasów, dwa życiorysy

Prymas Ledóchowski pozostał nieugięty. Nadal sam wyznaczał kapłanów i kazał im używać języka polskiego. Prymas Wyszyński, odcięty od kontaktów nawet z najbliższymi, poniżany i oczerniany w mediach, nie ugiął się przed presją władz. Sylwetki dwóch wielkich Prymasów Polski zestawia Katarzyna Purska USJK.

■ U ■ R ■ I ■ E ■ R K K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

Nr 71 Maj · 2O2O

9 zł

w tym 8% VAT

Archiwalne numery „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet

Krzysztof Skowroński Redaktor naczelny

G G

A A

Z Z

EE

T T

A A

N N

II

EE

C C

O O

D D

Z Z

„I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja – Jan Paweł II papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi! Amen”.

Działanie Ducha w narodzie

I pielgrzymka Jana Pawła II do Polski Wojciech Pokora

P

apieskie zawołanie, które wybrzmiało na placu Zwycięstwa w Warszawie 2 czerwca 1979 roku, każdy Polak wiąże z dziejami swojego narodu. To w tych słowach odnajdujemy źródło późniejszych przemian ustrojowych, traktując papieską modlitwę na warszawskim placu jako zawołanie proroka. Oto Jan Paweł II, Syn Tej Ziemi, stanął jak patriarcha przed swoim narodem i wezwał Boga, by zstąpił na znajdującą się pod panowaniem narzuconego siłą systemu Ziemię i ją uwolnił od ciążącego na niej jarzma. Czyż nie jest to plastyczna wizja rodem ze Starego Testamentu? Jednak w całym tym wydarzeniu, którym była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny w roku 1979, nie do końca o tak proste znaki chodziło. One były i stały się symbolem tego wydarzenia, jednak zarówno powyższe słowa, jak i cały pobyt Ojca świętego w Polsce możemy spróbować

zinterpretować szerzej i rozciągnąć je na cały Kościół i na cały pontyfikat papieża Polaka. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że Jan Paweł II dał podwaliny pod pneumatologię narodu, czyli ukazał nam, jak Duch Święty działa w życiu narodowej wspólnoty. A szerzej patrząc – narodowych wspólnot, bo rozpatrując wydarzenia z 1979 roku i następujący po nich wybuch wolności w postaci rodzącej się w Polsce Solidarności, co doprowadziło w konsekwencji do zburzenia tzw. żelaznej kurtyny i wyzwolenie wielu narodów spod wpływów Rosji Radzieckiej, lubimy myśleć o pontyfikacie Jana Pawła II jako okresie danym wyjątkowo nam – Polakom, zapominając o kontekście Kościoła powszechnego. Trudno jednak obronić tezę, że oto w historii świata, ale i historii zbawienia następuje moment, gdy cały Kościół zostaje podporządkowany jednemu narodowi i wydarzeniom temu narodowi towarzyszącym. Ten punkt wyjścia

skłania do poszukiwania uniwersalności w przekazie, który traktujemy tak bardzo lokalnie, wsłuchując się w głos papieża podczas jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny.

Powołani do życia w prawdzie W encyklice Redemptor hominis, która ukazała się 4 marca 1979 roku, czyli na trzy miesiące przed podróżą papieża do Polski, a będącej dokumentem programowym Jana Pawła II, odnajdujemy tropy i klucze interpretacyjne dla wszystkiego, co później głosił on w swoim nauczaniu. Także podczas pielgrzymek: „Jezus Chrystus wychodzi na spotkanie człowieka każdej epoki, również i naszej epoki, z tymi samymi słowami: »poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli«; uczyni was wolnymi. W słowach tych zawiera się podstawowe wymaganie i przestroga zarazem. Jest to wymaganie rzetelnego stosunku

II

E E

N N

N N

A A

do prawdy jako warunek prawdziwej wolności. To równocześnie przestroga przed jakąkolwiek pozorną wolnością, przed wolnością rozumianą powierzchownie, jednostronnie, bez wniknięcia w całą prawdę o człowieku i o świecie”. Każdy zatem powołany jest do życia w prawdzie, bo drogą do Ojca jest prawda, a prawda dostępna jest każdemu. Jej depozytariuszem jest Kościół. W nim Chrystus wychodzi na spotkanie człowiekowi. Każdemu, nie tylko temu, który uświadamia sobie swoją obecność w Kościele. Co to oznacza? Chrystus obecny jest w swym Mistycznym Ciele – Kościele, w Kościele zatem człowiek odnajduje Ojca, ale zarazem drogą Kościoła jest… człowiek, bo każdy, bez wyjątku, został odkupiony przez Chrystusa i z każdym bez wyjątku Chrystus jest zjednoczony, „nawet gdyby człowiek nie zdawał sobie z tego sprawy”. W jaki sposób? Chrystus może człowiekowi przez swojego Ducha „udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu”. W tym kontekście łatwiej zrozumieć, skąd płynie moc wypowiadanych w danym miejscu słów i w jaki sposób działanie Ducha Świętego rozciąga się na cały lud, a nie tylko na skupioną wokół ołtarza grupkę (nawet wielotysięczną) wiernych. Takie rozumienie wspólnoty i przenikającego jej działania Ducha pozwala Kościołowi stawiać pytania, które wydać się mogą dalekie od sfery sacrum, a w powszechnym odbiorze zarezerwowane raczej dla nauk socjologicznych czy politycznych: „Czy wszystkie dotychczasowe i dalsze osiągnięcia techniki idą w parze z postępem etyki i z duchowym postępem człowieka? Czy człowiek w ich kontekście również rozwija się i postępuje naprzód, czy też cofa się i degraduje w swym człowieczeństwie? Czy rośnie w ludziach, w »świecie człowieka«, który jest sam w sobie światem dobra i zła moralnego, przewaga tego pierwszego, czy też tego drugiego?”. Kościół nie tylko stawia pytania, ale też szuka na nie odpowiedzi. A może należy odwrócić logikę tego zdania i stwierdzić, że Kościół stawia pytania, na które odpowiedzi człowiek powinien szukać właśnie w Kościele? K

Globalizacja współczesnego świata i jego niestabilność polityczna zmuszają do refleksji, czym jest współczesny wymiar bezpieczeństwa i jaką rolę odgrywają w nim surowce energetyczne.

Polski przemysł rafineryjny w pętli zależności

B

ezpieczeństwo energetyczne oznacza możliwość produkcji i zapewnienie dostaw energii w taki sposób, by państwo mogło prawidłowo funkcjonować. To, że państwo jest samowystarczalne energetycznie, ma strategiczny charakter i ściśle wiąże się z gospodarczą i polityczną suwerennością, a ponadto jest też istotnym elementem polityki zagranicznej, wpływającej na bezpieczeństwo międzynarodowe. Dlatego wszelkie działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego oraz plany na przyszłość muszą skupiać się na zapewnieniu

Ryszard Kapuściński, Szachinszach

dostaw surowcowych, by uniknąć zagrożeń wynikających z ich braku.

Podstawowe spostrzeżenia tt Ropa naftowa nawet w czasie rozwo-

ju elektromobilności pozostanie ważnym surowcem dla wielu branż (chemicznej, farmaceutycznej, budowlanej, motoryzacyjnej, opakowań itp.), dlatego nie należy zaniedbywać przemysłu rafineryjnego w Polsce. tt W obecnej sytuacji geopolitycznej, uwzględniając położenie Polski, trzeba

rozumieć, że biznes związany z ropą naftową jest mocno powiązany z polityką wielu państw. Także tych, których działania powinny rodzić obawy w Polsce. tt W naszym regionie największym eksporterem ropy naftowej i innych surowców energetycznych jest Federacja Rosyjska. Kraj ten jest rządzony niemal od chwili swojego powstania przez establishment uznający za główny cel polityki państwa reintegrację przestrzeni postradzieckiej i odbudowę wpływów Rosji na obszarach kontrolowanych przez dawny ZSRR. tt Federacja Rosyjska znaczną część wpływów dewizowych, które uzyskuje z eksportu ropy i produktów ropopochodnych, wykorzystuje dla finansowania zwiększenia swoich zdolności militarnych, rozbudowy resortów siłowych,

Moja propozycja Termin i tryb wyboru prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej określa przewodniczący PO. To fragment projektu konstytucji zadowalającego oczekiwania opozycji i kończącego wojnę polsko-polską, autorstwa Zbigniewa Kopczyńskiego.

2

Habemus Papam! Karol Wojtyła omal nie spóźnił się na konklawe! W dniu głosowania odwiedził bowiem chorego biskupa Andrzeja Deskura, i ledwie zdążył przed zamknięciem drzwi do Kaplicy Sykstyńskiej. 18 X 1978r. we wspomnieniach Jana Bogatki.

3

Pandemia i co dalej Mamy do czynienia z euroexitem – UE opuszcza de facto suwerenne państwa europejskie, a z kryzysu zwycięsko wychodzą Chiny – nowe supermocarstwo, które będzie dążyć do globalnego przywództwa. Mirosław Matyja o politycznych następstwach pandemii.

4

Tajna wojna o Ukrainę Józef Piłsudski za główne zadanie polityki zagranicznej postawił sobie unieszkodliwienie Rosji sowieckiej i rozbicie jej na wiele państw narodowych. Wojciech Pokora szuka korzeni zbrodni katyńskiej.

9

Krajobraz po bitwie Nie brak solidarności w okresie pandemii, ale niejednakowe skutki kryzysu w różnych krajach mogą doprowadzić do rozkładu strefy euro. Rozmowa Adama Gnieweckiego z prof. Stanisławem Kubielasem.

14

Mariusz Patey · Jadwiga Chmielowska Ropa daje złudzenie życia zupełnie odmiennego, życia bez wysiłku, życia za darmo. (...) Myśl o nafcie doskonale wyraża odwieczne ludzkie marzenie o bogactwie osiągniętym przez szczęśliwy przypadek, przez łut szczęścia. (...) W tym sensie ropa jest bajką i jak każda bajka – jest kłamstwem.

Chcielibyśmy wznowić druk, więc prosimy o darowizny na konto: 57 2490 0005 0000 4530 3150 3589 (WNET Sp. z o.o.)

wzmacniania przemysłu zbrojeniowego, a także realizacji celów polityki zagranicznej znaczonej tysiącami ofiar. tt Polskie przedsiębiorstwa naftowe od czasu przejścia na rozliczenia dolarowe z dostawcami z Rosji odbierały wartościowo ok. 10–11 % całkowitego eksportu ropy naftowej FR, co stanowiło około 2,5% budżetu Federacji Rosyjskiej. tt Polska pośrednio zasila (płacąc za tranzyt ropy i gazu) dużymi kwotami (550 mln dolarów za przesył ropy i 104 mln za przesył gazu rocznie) budżet Białorusi, państwa związanego umową sojuszniczą z FR, natomiast nie wykazuje zainteresowania projektami infrastrukturalnymi w obszarze przesyłu ropy, mogącymi wesprzeć kraje o proatlantyckich i proeuropejskich aspiracjach. Dokończenie na str. 10-11

Uwiąd Trujki Prefiguracja „michnikowszczyzny” była podstawą programową „Trójki” od początku jej istnienia. Urobiono całe pokolenie, przenosząc prymitywną ideologię komunistyczną na wyższe poziomy intelektualne – twierdzi Andrzej Jarczewski.

17

ind. 298050

B

illa Gatesa nie lubię i chciałbym, żeby wybory prezydenckie były w maju. I to zdanie niech w tym majowym „Kurierze WNET” wystarczy za polityczny komentarz. Bo w tych dwóch prostych twierdzeniach zawiera się zarówno mój stosunek do pandemii i globalnej destrukcji, jak i polskiej polityki. Nie chcę obowiązkowych szczepionek, dronów mierzących temperaturę, aplikacji kontrolujących, z kim się spotykamy, sieci 5G, rządów finansowej oligarchii i chińskich komunistów. Nie ufam Światowej Organizacji Zdrowia i poecie publikującemu wiersz na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”. Groteskowi są politycy, którzy w piątym roku brutalnej kampanii wyborczej twierdzą, że jej nie ma. Mierzi mnie zakłamanie świata i melodia wyśpiewywania przez wielkie media. Dlatego z przyjemnością napiszę tu o radiu, którego słucham. A słucham Radia Wnet i jestem dumny, że je tworzę i w nim pracuję. W czasie pandemii nadajemy z siedemnastu studiów: studia-bazy w budynku PAST-y, studia Prawy Brzeg, Studia Ochota, Podkowa, Warmia, Biała Podlaska, Brwinów, Zwycięzców; studia w Krakowie i Wrocławiu, Studia 37 w Dublinie, studia Londyn i Studia Dziki Zachód w Arizonie; studia Los Angeles, studia Bejrut, Wilno i Lwów. W każdym z tych miejsc tworzymy i z nich na żywo nadajemy audycje radiowe. Pandemia ujawniła, że możemy z szybkością światła przemieszczać się po całym świecie. Dołączyli do nas nasi słuchacze, którzy stali się radiowymi reporterami. Dzięki temu docierają do nas informacje z pierwszej ręki z każdego miejsca na ziemi. Ale nie to jest fenomenem Radia Wnet. W czasie zarazy, gdy informacje napawają pesymizmem, nam udało się w naturalny sposób dołączyć do tego radość z życia. Jesteśmy jednym z nielicznych mediów, które w czasie izolacji społecznej eksplodowało energią, zmieniło się na lepsze, nabrało wigoru i odmłodniało o 30 lat, nie tracąc swojej wysokiej jakości. Nie tylko młodość i twórcza siła zwyciężyła, ale też uruchomiliśmy Solidarnościową Akcję Radiową. Jesteśmy gotowi, by wspierać darmową reklamą małe rodzinne firmy, producentów, sprzedawców, małe wydawnictwa, księgarnie, studyjne kina, teatry, akcje charytatywne i inicjatywy społeczne. Ksiądz profesor Józef Tischner zdefiniował wolność jako możliwość bycia sobą u siebie. I my chcemy być u siebie i dać z siebie tyle, ile możemy, by pomóc innym. Ale i my potrzebujemy solidarności innych. Niezależne media, nawet jeśli nie są w stanie zmienić losów świata, to przynajmniej pozwalają nam zachować godność bycia sobą. A „Kurier WNET” jest sobą, ale nie u siebie. Na czas pandemii musiał schować się do internetu. Wprawdzie nabrał tu kolorów, ale nie wyobrażamy sobie, by długo tkwił w wirtualnej niewoli. „Kurier WNET” jest klasyczną – choć niecodzienną – gazetą. Siłą naszej gazety są teksty przelane na papier, a przyjemnością czytelnika jest przewracanie kolejnych stron. I to na pewno wróci. „Nie ma wolności bez solidarności”, a ja dodam: „nie ma solidarności bez miłości”. Niech te słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Gdańsku, towarzyszą nam przy lekturze majowego „Kuriera WNET”; wszak 18 maja przypada setna rocznica urodzin naszego papieża-Świętego. K

W kwietniu nasza gazeta pojawiła się tylko w e-wydaniu, ale dzięki temu trafiliśmy do najpopularniejszych polskich e-kiosków: e-kiosk.pl, egazety.pl i nexto.pl


KURIER WNET

MA J 2O2O

2

TELEGRAF Deszcze przestraszyły się koronawirusa, wywo-

zawitały szkolne lekcje, w telewizjach komercyj-

który minimalnie wyprzedził noblistkę Olgę To-

proc., z 5,5 proc. w lutym br. – poinformował

łując suszę w Polsce.TZasłaniające drogi od-

nych zaroiło się od filmów katastroficznych, a na

karczuk. Na trzeciej pozycji znalazł się Stephen

GUS.TWg danych Polskiej Izby Branży Pogrze-

dechowe maseczki zbędne w marcu, okazały

ekrany kin nie trafiło nic.TSaudyjczycy zaczęli

King, a kolejne zajęli: Henryk Sienkiewicz i Adam

bowej, „odnotowano znaczący spadek liczby po-

się niezbędne w kwietniu.TPo dłuższej prze-

oferować ropę naftową poniżej kosztów wydo-

Mickiewicz.TMinisterstwo Infrastruktury przy-

grzebów w kraju, nawet o 40%” w niektórych jego

rwie europarlamentarzyści wrócili do pracy, aby

bycia, a czeskie browary zaczęły masowo wyle-

znało, że tzw. ściągalność mandatów nałożonych

częściach”.TKrólewskiemu miastu Kraków zaj-

potępić polski rząd za niewprowadzenie stanu

wać nawarzone piwo.TSąd Najwyższy Australii

na podstawie zdjęcia z fotoradaru sięga obecnie

rzało w oczy widmo bankructwa.TW związku

nadzwyczajnego, a rząd węgierski – za wpro-

uchylił wyrok i wypuścił na wolność kardynała

45 proc.T„Mimo tak trudnej dla przedsiębior-

ze spodziewanym nadejściem recesji, rząd zapo-

wadzenie stanu nadzwyczajnego na czas walki

wiedział deficyt budżetowy oraz ogłosił niepoli-

z epidemią.TMarszałek Grodzki zaordynował

czalną liczbę działań zwanych tarczą antykryzy-

Senatowi obstrukcję prac, a wicepremier Gowin

sową.TW przedwyborczych sondażach poparcie

Po samoograniczającej się rewolucji Solidarności Polacy ponownie zadziwili świat i siebie siłą dyscypliny społecznej w czasach epidemii, co zaowocowało ponad 10-krotnie mniejszą liczbą zarażonych oraz ofiar covid-19 w stosunku do innych dużych państw Europy.

podał się do dymisji w proteście przeciwko organizacji wyborów prezydenckich w konstytucyjnym terminie, przy okazji otwierając drogę do przedterminowych wyborów parlamentarnych.

sędziowskiej, a kończąca urzędowanie I prezes

mi.TNa publiczne wezwanie prezydenta Dudy w sprawie jasnej deklaracji dotyczącej dalszych losów programu 500+ odpowiedział sztab wyborczy kandydatki Kidawy-Błońskiej, ale już nie

ła prezydentowi organizację wyborów swojego

sama kandydatka.TSzef resortu zdrowia okazał

następcy.TDonald Tusk pokłócił się z Vikto-

George’a Pella, skazanego w głośnym procesie

ców sytuacji związanej z epidemią koronawirusa,

się członkiem Rycerskiego Zakonu Kawalerów

rem Orbánem.TTVN w specjalnym komunika-

na 6 lat więzienia za pedofilię.TKardynał Kazi-

moja firma nie zwolni z tego powodu ani jedne-

Maltańskich.TMinęło 200 lat od odnalezienia

cie zapewniła o swojej „bezstronności i wysokim

mierz Nycz odwołał na czas nieokreślony beatyfi-

go pracownika. Ta obietnica będzie tak długo

przez wieśniaka Jorgosa dwumetrowej rzeźby,

poziomie dziennikarstwa, jakie przedstawiają jej

kację Prymasa Tysiąclecia.TWg raportu Biblio-

trwała, dopóki nie ogłosimy upadłości” – po-

która stała się ponadczasowym symbolem kobie-

pracownicy”, co osobiście potwierdziła ambasa-

teki Narodowej w 2019 roku najpopularniejszym

informował prezes 4F Igor Klaja.TStopa bez-

cego piękna i antyku w ogóle – Wenus z Milo.T

dor USA w Warszawie.TDo telewizji publicznej

w Polsce pisarzem okazał się Remigiusz Mróz,

robocia rejestrowanego spadła w marcu do 5,4

Maciej Drzazga

Jan A. Kowalski

W

szystkich panikarzy informuję, że w roku 2019 zmarło w Polsce 410 000 osób; 34 166 Polaków umierało co miesiąc i 1123 każdego dnia. I założę się o dobry koniak, że obecny rok tego wyniku nie przebije. Nie ma żadnego powodu, dla którego należałoby te wybory przesunąć. Poza polityczną hucpą, rzecz jasna. Ale polityczna hucpa, już rozgrywająca polską scenę polityczną po prognozowanej klęsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i tym samym Platformy Obywatelskiej, nie może być usprawiedliwieniem dla anarchii. Dla chaosu, który zmiecie nie tylko PO, ale też rządy Zjednoczonej Prawicy, i osłabi na wiele lat państwo

polskie. W sytuacji rzekomej pandemii, gdy do ofiar covid-19 przypisuje się prawie wszystkich zmarłych, jak najszybsze wybory prezydenckie są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam bowiem, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania! Do kanonu demokracji (np. angielskiej) należy ogłaszanie wyborów w terminie uznanym za najkorzystniejszy dla partii rządzącej. Prosty i czytelny przywilej zwycięzcy. Nie jest też obowiązkiem zwycięzcy poprzednich wyborów pochylać się nad niedolą pretendenta konkurencji tylko dlatego, że nie ma najmniejszych szans. To wewnętrzna

sprawa Platformy Obywatelskiej, że nie potrafiła wybrać lepszego kandydata. A skoro takiego wybrała, to nie ma dla niej już miejsca na polskiej scenie politycznej. Bo chyba nie lepszy byłby od niej poseł Budka? Rozumiem nagłe pragnienie Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Roberta Biedronia, żeby taką niepowtarzalną szansę wykorzystać i przejąć elektorat PO. Rozumiem też grę Jarosława Gowina nastawioną na ten sam cel. To dlatego przecież jest w rządzie i zarazem w nim nie jest. Ale, Panowie, pomyślcie chwilę, bo Platforma jeszcze nie umarła. To teraz możecie najwięcej ugrać. A przeciągając strunę, możecie ją najwyżej urwać. Bo zbytnia zachłanność to nie zaleta, ale głupota, tak w sferze pieniądza, jak i w polityce. To w waszym interesie jest, żeby wybory się odbyły jak najszybciej, zanim

Zmarł profesor dr hab. Włodzimierz Klonowski

C

złowiek dobry, prawy, erudyta, patriota zaangażowany w problemy naukowego życia w kraju, aktywny uczestnik konferencji smoleńskich, działacz związkowy. Profesor dr. hab. Włodzimierz Klonowski był fizykiem o specjalności biomedycznej. Zajmował się inżynierią biologiczną. Urodził się w Moskwie w 1945 roku, gdzie jego rodzice zatrzymali się pod koniec II wojny światowej w drodze powrotnej ze wsi Baszkirian na Uralu, gdzie wysiedlili ich Sowieci po inwazji na Polskę we wrześniu 1939 r. Jego ojciec, Stefan Klonowski, był polonistą; matka, Gabriela Pauszer-Klonowska, była pisarką. Włodzimierz Klonowski mieszkał w Warszawie od 1946 r. Uzyskał tytuł magistra inżyniera z fizyki na Uniwersytecie Warszawskim w 1968 r., ze specjalizacją z biofizyki. Następnie przez kilka lat pracował w Instytucie Podstawowych Badań Technologicznych Polskiej Akademii Nauk, gdzie w roku 1973 obronił pracę doktorską w Instytucie Fizyki. Następnie pracował nad teorią ciśnienia wewnątrzczaszkowego na Wydziale Neurochirurgii Centrum Medycznego PAN. Wyjechał z rodziną do Kinszasy w Kongo (wówczas Zairze), gdzie pracował jako profesor fizyki i biofizyki na uniwersytecie. Tam zastał go stan wojenny w Polsce. W latach 1982-1984 był stypendystą Instytutu Chemii Biofizycznej Maxa Plancka w Getyndze (Niemcy) a ponieważ PRL odmówiła mu paszportu, przeniósł się na Uniwersytet Brandeis w Waltham, USA (1984–1986). W 1986 roku oficjalnie wyemigrował do Kanady, gdzie pracował na McMaster University w Hamilton, Ontario, a następnie przeniósł się do Halifaks, gdzie

założył małą informatyczną firmę konsultingową. Podczas pracy w Getyndze napisał rozprawę habilitacyjną na temat tworzenia teorii struktur supramolekularnych w (bio) systemach polimerowych, którą mógł obronić w Berlinie dopiero w 1990 r., po uzyskaniu obywatelstwa kanadyjskiego. Włodzimierz Klonowski wrócił do Polski pod koniec 1994 r., a od 1995 r. pracował w Instytucie Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN. Jego praca naukowa zawsze miała charakter interdyscyplinarny. Jego zainteresowania naukowe sięgały od biologii systemowej przez neuropsychologię po filozofię złożoności i świadomości. Prócz pracy naukowej angażował się również

w popularyzację nauki – jego książka Tajemnice biofizyki, Warszawa, 1981, została wyprzedana w ciągu kilku miesięcy. Pisał także artykuły do gazet w Polsce i Kanadzie. W latach 1991–2000 pracował jako redaktor naczelny IPCT – „Interpersonal Computing and Technology, Electronic Journal for the 21st Century” – jednego z pierwszych, jeśli nie pierwszego czasopisma internetowego. W 1992 r. kandydował do parlamentu kanadyjskiego. Był ekspertem Polskiej Izby Ekologii. Za współpracę z lekarzami medycyny rektor Akademii Medycznej w Warszawie przyznał mu w 2000 r. medal Medal Honorowy, a w 2004 r. został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi nadanym przez Prezydenta RP.

T

A

N

I

E

C

O

D

Udzielał się w międzynarodowej współpracy naukowej, był ekspertem instytucji unijnych, reprezentował Polskę w naukowych komitetach międzynarodowych. Był założycielem i członkiem wielu towarzystw naukowych w Polsce (od roku 1969 i po powrocie z emigracji) i za granicą. Od 2012 do 2015 roku profesor Klonowski aktywnie angażował się w prace konferencji smoleńskich. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 4 kwietnia 2020 roku. Był współpracownikiem „Kuriera WNET”, na łamach którego zabierał głos w istotnych sprawach państwowych i naukowych. Żegnamy zasłużonego naukowca, gorącego patriotę i człowieka, dla którego wolność i prawda były wartościami bez ceny. Redakcja „Kuriera WNET” (biogram opr. na podst. en.wikipedia.org)

Włodzimierz Klonowski 1945 – 2020 Wybitny naukowiec, biofizyk, wieloletni pracownik Ins­ tytutu Biocybernetyki i Biomedycyny Polskiej Akademii Nauk, współpracownik i wykładowca w wielu ośrodkach naukowych za granicą, m.in. na Uniwersytecie w Kinsza­ sie w Kongo, pracownik naukowy Max Planck Institute of Biophysical Chemistry w Goettingen, profesor Brandeis University w Walthan, USA. Autor wielu interdyscypli­ narnych prac, m.in. monografii „Probabilistic Theory of Crosslinked Macromolecular Systems with Applications in Chemical Physics and Biophysics”. Człowiek dobry, prawy, erudyta, patriota, zaangażowany w problemy naukowego życia w kraju, aktywny uczestnik konferencji smoleńskich, działacz związkowy. Będzie nam Go bardzo brakowało. Żona z synem Pawłem z rodziną

Redaktor naczelny

Libero i wydawca

Projekt i skład

Sekretarz redakcji i korekta

Stała współpraca

Dział reklamy

Krzysztof Skowroński

Redakcja E

polskie państwo, byle tylko odzyskać dawne żerowisko, jest nieodpowiedzialnością, wręcz głupotą. I za co? Za poklepanie po plecach przez byłych ubeków? Tych, którzy wyzywali narodowców od faszystów i podpalali Marsz Niepodległości? Dlatego apeluję do Krzysztofa Bosaka o szybkie odcięcie się od wpływów Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna i im podobnych. Tych wszystkich, dla których każda konstelacja jest ograniczeniem i chcą błyszczeć blaskiem samotnych gwiazd. Polski patriota nie może stanąć w jednym szeregu z obozem III RP, z dziećmi i wnukami funkcjonariuszy przywiezionych przez ruskie czołgi w 1945 roku – to po pierwsze. Po drugie, Krzysztof Bosak ma niepowtarzalną szansę trwałego zaistnienia na scenie politycznej jako poważny polityk. W niecodziennej sytuacji wypalenia się

Śp. prof. dr. hab.

Magdalena Słoniowska

Z

nieosiągalny dotychczas konkurent nie przegrupuje swoich sił. Tylko w ten sposób dobijecie nieudany projekt pn. Platforma Obywatelska i podzielicie elektorat po niej. Mam za tę podpowiedź podać numer konta? Może za niedługi czas pojawi się na naszej scenie formacja sytuująca się na prawo od PiS i europejsko odpowiedzialna: Ludowo-Konserwatywna Partia Chadecka. Z Jarosławem Gowinem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i nawet Pawłem Kukizem w roli poszetki do tak skrojonego garnituru. Zatem gruntownie odnowione oblicze obozu III RP. W zaistniałej sytuacji kompletnie, ale to kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie stanowisko Konfederacji i Krzysztofa Bosaka. Kandydata na prezydenta, dla którego byłem gotowy przez chwilę zmarnować swój głos w I turze. Podpinanie się pod obóz III RP, anarchizujący

Z głębokim żalem i smutkiem zawiadamiamy, że 4.04.2020 r. po długiej i ciężkiej chorobie zmarł

K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

A

sieli zadowolić się góra kilkunastoma procenta-

Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf odda-

Wybory natychmiast!

G

gdy pozostali kandydaci do prezydentury mu-

Z

I

E

N

N

A

Maciej Drzazga, Tomasz Wybranowski

Lech R. Rustecki

Paweł Bobołowicz, Piotr Bobołowicz, Jan Bogatko, Wojtek Pokora, Piotr Witt Zbigniew Stefanik, Piotr Sutowicz V Rzeczpospolita Jan Kowalski

Wojciech Sobolewski reklama@radiownet.pl Dystrybucja własna – dołącz!

dystrybucja@mediawnet.pl

kandydatki PO, może przejąć dużą część jej liberalnego elektoratu. Zdobyć nie 5, ale 20% głosów i przejść do II tury. Proszę zatem Krzysztofa Bosaka o przedstawienie założeń zmiany funkcjonowania państwa z etatystycznego na wolnościowe, a nie dołączanie do bezideowego antypisu. To tego akcentu w kampanii kandydata Konfederacji najbardziej brakuje. Przyłączenie się do obozu żerowiska na państwie(PO, PSL, SLD) może jedynie cały obóz wolnościowy zdyskredytować. Konkludując, nie żebym straszył: jeżeli Krzysztof Bosak nie zrewiduje swojego stanowiska, to straci mój głos nawet w I turze. Bo poglądy wolnościowe, które podzielam, to jedno. A mądrość i odpowiedzialność w polityce to drugie. Chyba, że myślimy o niej jak o swoim osobistym wielkim show, jak o Tańcu z Gwiazdami. K

Moja propozycja zmiany Konstytucji

W

Zbigniew Kopczyński

szyscy mamy już dość zamieszania z konstytucyjnością wyborów i w ogóle problemów rządzących z Konstytucją. Prawo i Sprawiedliwość miota się od ściany do ściany, zmieniając swoje projekty, a mimo tego nie potrafiąc zadowolić opozycji. Ponieważ na rządzących nie ma już co liczyć, pozwalam sobie przedstawić własny projekt zmiany naszej Konstytucji, który powinien spełnić opozycyjne oczekiwania. Nie ma on jeszcze formy projektu ustawy, z przyporządkowaniem zmian do konkretnych artykułów Konstytucji. Na to przyjdzie czas po przyjęciu przez rząd i opozycję głównych jego założeń. A oto one: 1. Termin i tryb wyboru prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej określa przewodniczący Platformy Obywatelskiej. 2. Komitet wyborczy ma prawo w każdym momencie procesu wyborczego zmienić swojego kandydata, gdy uzna, że nowy kandydat daje większą szansę wygrania wyborów. 3. W wyniku wyborów, po pierwszej kadencji Andrzeja Dudy prezydentem zostaje Małgorzata Kidawa-Błońska lub inna osoba wskazana przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. 4. Tworzy się Izbę Wyborczą Sądu Najwyższego, będącą jedynym organem uprawnionym do orzekania o ważności wyborów. 5. Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję powołuje się w skład Izby Wyborczej sędziów: • Małgorzatę Gersdorf, • Wojciecha Łączewskiego, • Ryszarda Milewskiego, • Igora Tuleję, • Waldemara Żurka.

Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Wydawca

Spółdzielcze Media Wnet/ Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie

prenumerata@kurierwnet.pl

6. Likwidacji ulega Trybunał Konstytucyjny, a w jego miejsce ustanawia się urząd Ostatecznego Interpretatora Konstytucji, którego orzeczenia są ostateczne i niepodważalne. 7. Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję Ostatecznym Interpretatorem Konstytucji zostaje Borys Budka. 8. Likwidacji ulega Trybunał Stanu, w którego miejsce ustanawia się Trybunał Ludowy do osądzenia zbrodni rządzących wobec Unii Europejskiej i Konstytucji. 9. Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję powołuje się w skład Trybunału Ludowego: • Romana Giertycha, • Ewę Kopacz, • Stefana Michnika, • Stefana Niesiołowskiego, • Sylwię Spurek. Jestem głęboko przekonany, że przyjęcie mojej propozycji zakończy wreszcie wojnę polsko-polską i umożliwi nam w spokoju i zgodzie pokonać zarazę i kryzys popandemiczny. Moje obawy wzbudza jednak dotychczasowe doświadczenie odrzucania przez opozycję każdego rozsądnego projektu, niezgłoszonego przez nią samą, bez nawet pobieżnego zastanowienia się nad jego treścią. Bo też ze zastanawianiem się ma największy problem. K

DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO

Nr 71 · MAJ 2O2O

ISSN 2300-6641 Data i miejsce wydania

Warszawa 02.05.2020 r. Nakład globalny 10 000 egz. Druk ZPR MEDIA SA

ind. 298050

TSzczególnie uczulona na punkcie niezawisłości

dla Andrzeja Dudy przekroczyło 50%, podczas


MA J 2O2O

WOLNA EUROPA

W

La Ciotat pod Marsylią produkują od Wielkanocy świece z wizerunkiem doktora Raoulta w aureoli i z podpisem „Saint Raoult”. Nigdy ulica paryska nie robiła wrażenia bardziej zdrowej, jak w tych dniach zarazy. W południe rue de Rivoli wygląda jak stadion przed olimpiadą. Wszędzie biegacze: kostium sportowy, opaska na włosach, aparat z aplikacjami medycznymi przypięty do ramienia. W normalnym czasie ci ludzie biegają wcześnie rano, kiedy jeszcze śpimy albo mówimy do radia, albo wieczorem, kiedy już śpimy. W dzień siedzą w biurach. Przypomniałem sobie show Deana Martina z lat siedemdziesiątych. Publiczność była zachwycona, kiedy wielki crooner zgrywał podpitego, z papierosem w dziobie i szklanką whisky. Jeszcze kilka lat temu Serge Gainsbourgh prezentował się, jakby TV zastała go w barze, nad ranem, po wypaleniu dwóch paczek caporali. Nazywano idola Gains-bar. Epidemia ujawniła, jak bardzo upowszechniła się dzisiaj kultura fizyczna. O baronie de Coubertin, którego zamek znajduje się w dolinie Chevreuse niedaleko Paryża, złe języki mówią, że wymyślił olimpiadę, bo lubił patrzeć na nagich, dobrze zbudowanych chłopców. Baron twierdził, że nie wymyślił, tylko wskrzesił kulturę fizyczną Greków i Rzymian. Miał nadzieję, że z czasem uda nam się dorównać antycznym pierwowzorom. Z tym nawiązaniem to gruba przesada. Najlepszy starożytny długodystansowiec grec­ ki po przebiegnięciu 37 kilometrów dzielących Maraton od Aten był tak zmordowany, że wyzionął ducha. Był taki tylko jeden i przetrwał w legendzie przez dwa i pół tysiąca lat. Dzisiaj w maratonach startują tysiące. Po przebiegnięciu 43 kilometrów wyglądają świeżo i biegaliby jeszcze, gdyby im pozwolono. A jednak nie jest tak dobrze, skoro Francja bije rekordy świata wcale nie w biegach długodystansowych. Od lat Francuzi zajmują czołowe miejsce w spożyciu środków uspokajających i nasennych. Sytuacja polityczna,

W

Monachium mieszkałem przy Belgradstrasse, w dzielnicy Schwabing. Nie spodziewałem się, że konklawe potrwa tym razem tak krótko, aczkolwiek Jana Pawła I (kardynała Albina Lucianiego) wybrano w moje urodziny, zaledwie po czterech głosowaniach, przeprowadzonych tego samego dnia. Dziennik wieczorny w TV w poniedziałek, 18 października 1978. 18:18 – biały dym nad Kaplicą Sykstyńską! Habemus Papam! Pada nazwisko nowego papieża. Voytywa. Podobno z Polski. Kto to jest? Kardynał Karol Wojtyła był w Niemczech raczej mało znany poza kręgami kościelnymi. W konklawe, na którym wyłoniono Jana Pawła I, miał uzyskać w jednym z głosowań zaledwie 4 głosy. Nazwisko przyszłego świętego wprowadziło w Rzymie niejednego purpurata w zakłopotanie, jak na przykład arcybiskupa Gwatemali, Maria Casariego y Acevedo, który nie zrozumiawszy nazwiska wybranego właśnie papieża, pytał zaskoczony kardynałów: „kim jest ów kardynał Bottiglia?” (nazwisko o brzmieniu podobnym do Voytywa), po włosku znaczy to tyle, co „butelka”. Tak, to on, ksiądz profesor – uświadomiłem to sobie nagle! Media mały sensację. „Nie-Włoch papieżem”? Tak, pierwszym od 455 lat od czasu pontyfikatu Hadriana VI (papież Hadrian był Holendrem – gdzie ty stoisz dziś, Holandio?) i oczywiście pierwszym Polakiem w dziejach Kościoła (gdzie ty stoisz dziś, Polsko?). Po konklawe dowiedzieliśmy się, że kardynał Wojtyła uchodził za outsidera; faworytami byli dwaj włoscy kardynałowie: arcybiskup Genui Giuseppe Siri, postrzegany jako konserwatysta, oraz arcybiskup Florencji, postrzegany jako liberał – Giovanni Benelli. Podczas konklawe doszło do sytuacji patowej: żaden z kandydatów nie był w stanie uzyskać wymaganej większości kwalifikowanej dwóch trzecich głosów. I kiedy wydawało się, że proces utkwi w miejscu – jak podają niemieckie źródła, arcybiskup Wiednia, kardynał Franz König, miał zaproponować dobrze mu znanego Karola Wojtyłę. I tak od szóstego głosowania poparcie dla polskiego kardynała zaskakująco rosło, bowiem – jak uważają eksperci – kardynałowie spoza Włoch skoncentrowali

gospodarcza, społeczna przyprawiają ich o niepokój w ciągu dnia i o bezsenne noce. A teraz jeszcze przyszedł wirus i ryzyko nagłej śmierci. Agata Christie twierdziła, że nic tak nie ożywia akcji, jak nieboszczyk w odpowiednim momencie. Okazało się, że kandydatami na nieboszczyków jesteśmy my sami. Na próżno profesor Raoult powtarza, że nie ma pandemii, jest tylko silna grypa sezonowa, która się skończy niebawem. Zaraza zebrała we Francji żniwo ponad 25 000 ofiar, nieporównanie wyższe niż w innych krajach Europy. Już energicznie szuka się winnych. Czy rząd naraził bliźnich na śmiertelne niebezpieczeństwo? Nieumyślne spowodowanie śmierci? Odmowa ratunku osobie w niebezpieczeństwie? Liczne pozwy tej treści zostały wniesione do Trybunału Sprawiedliwości Republiki przeciwko premierowi Philippe’owi, byłej minister zdrowia Agnès Buzyn i jej następcy Olivierowi Véronowi. 19 kwietnia premier Philippe urządził nadzwyczajną konferencję prasową. Miał odpowiedzieć na trzy pytania: – dlaczego rząd nie zareagował na alarm zarządzony na świecie przez WHO 31 stycznia? Dlaczego w kraju, gdzie ogromna część podatków idzie na opiekę zdrowotną, nie ma najprostszych środków ochronnych – masek, fartuchów, środków dezynfekcyjnych? Dlaczego, mimo stanu zagrożenia sanitarnego na świecie, nie odwołano wyborów? Liczni deputowani i merowie przypłacili tę decyzję życiem. A ilu wyborców, których nikt nie policzył? Premier mówił dwie godziny, ale na żadne z pytań nie odpowiedział. Mówił za to o nadludzkich wysiłkach rządu w celu ekspatriacji obywateli francuskich z zagranicy. Przeszkadzały mu w tym inne kraje Unii, m.in. Polska, zamykając przedwcześnie granice. Ze wszystkich krajów Unii Francja zamknęła granice ostatnia. Kraj ma wielkie interesy w Chinach. Warto przypomnieć, że pierwszy przypadek zarazy w Europie stwierdzono 18 stycznia we Francji. Był to student chiński, który przyleciał z Wuhan. Zmarł po kilku dniach w paryskim szpitalu. Pytania postawione premierowi i politykom nie pozostają jednak bez

się na nowym faworycie. A przecież – jak utrzymuje biograf papieża, Andreas Englisch, Karol Wojtyła omal nie spóźnił się na konklawe! W dniu głosowania wybrał się bowiem po południu do rzymskiej kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Marię Deskura. Do Kaplicy Sykstyńskiej tego dnia wszedł ostatni, a po zamknięciu wrót Kaplicy do środka nie wpuszcza się już nikogo! Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim znalazłem się pod koniec października 1968 roku, po wyjściu z więzienia, gdzie przebywałem za udział w wydarzeniach marcowych. Mój profesor z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, historyk państwa i prawa, wybitny znawca Kościoła, Jakub Sawicki, którego miałem zaszczyt być studentem, po pierwszej relegacji z UW za moje (niewłaściwe) zaangażowanie polityczne, ratując mnie przez grożącym mi powołaniem do jednej z karnych kompanii LWP, zaproponował mi podjęcie studiów na Wydziale Teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, bo jeszcze na ten kierunek możliwy był egzamin wstępny. Na wiadomość, że ów egzamin będzie pojutrze, zareagowałem lekkim zaskoczeniem, ale odwrotu nie było… Ku mojemu zdziwieniu dostałem po egzaminie indeks. I tak poznałem „wujka”, jak studenci KUL nazywali Karola Wojtyłę, szefa Zakładu i Katedry Etyki na Wydziale Filozofii. Niestety nie skończyłem studiów na KUL, bowiem przywrócono mnie (na krótko) w prawach studenta UW. Ale roczny pobyt w Lublinie (pierwszy z moich pobytów) wiele mnie nauczył. Najbardziej wbiły mi się w pamięć obchody 50-lecia KUL w 1968 roku z udziałem kardynała Stefana Wyszyńskiego. W 1980 roku, nadal mieszkając w Monachium, byłem jako wówczas jeszcze wolny współpracownik reporterem radia Deutschlandfunk w Kolonii. Niezapomnianym przeżyciem stała się dla mnie wizyta pastoralna Ojca świętego Jana Pawła II w Bawarii. 18 listopada 1980 roku papież przybywa do bawarskiej Częstochowy, Altötting. Na Kapellplatz dziesiątki tysięcy wiernych.

P

i

o

t

r

W

i

t

t

Polityczne konsekwencje grypy Najpiękniejszym zawodem naszych dni jest lekarz. Co wieczór miliony obywateli w oknach, na balkonach, w bramach domów oklaskują służbę zdrowia. Żaden Elvis, żaden Johnny Halliday nie dostał większych braw. Balzaka ani Moliera cytowano częściej niż dziś doktorów. odpowiedzi. Odpowiadają na nie media niezależne. Nigdy rola dziennikarzy nie była większa jak obecnie. O agencji prasowej Mediapart mówiono za rządów Sarkozy’ego, że jest lewicowa, bo krytykowała sprawującą władzę prawicę. Obecnie zaliczają tę samą agencję do prawicy, nawet skrajnej, bo oskarża rząd Macrona. Czy prawda i sprawiedliwość muszą mieć barwę polityczną? Komentatorzy wolni od zacietrzewienia wskazują na kłamstwa, sprzeczności (zamknięcie szkół z jednoczesną zachętą do głosowania), ujawniają szkodliwe decyzje, często podejmowane z całą świadomością i z cynizmem (wybory do miast). Pandemia wypchnęła na pierwsze strony dzienników prof. Didiera Raoulta i jego terapię chlorochiną połączoną z azytromycyną. Wielkie laboratoria

farmaceutyczne mają problem. Raoult proponuje lekarstwo tanie, laboratoria pracują nad lekiem 30 razy droższym. Czyje będzie na wierzchu? Każą nam nosić maski pod karą policyjną. Ja w to nie wierzę, ponieważ niedługo dadzą o sobie znać żółte kamizelki. Policjanci antyzamieszkowi nie zniosą, aby demonstranci występowali w maskach, nawet ochronnych. Optymiści twierdzą, że maski nadejdą, kiedy już nie będą potrzebne. Pesymiści przewidują, że prędzej się doczekamy szczepionki i pod karą policyjną każą nam zaszczepić się szczepionką przeciwko tegorocznemu wirusowi, który za rok będzie nieaktualny. Nie można tego wykluczyć, biorąc pod uwagę potęgę firm farmaceutycznych. Dwaj profesorowie medycyny, Debré i Even, napisali oryginalny

Z ciężkim magnetofonem reporterskim podbiegam do „papamobil” i po polsku, jakżeby inaczej, zwracam się do Jana Pawła II. Przedstawiam się i proszę Ojca świętego o błogosławieństwo dla słuchaczy, którego z chęcią udziela. Widzę pełne podziwu oczy innych reporterów i sióstr zakonnych, skierowane na mnie. Nikt z nich nie odważył się podbiec do papieża. Na miejscu dostrzegam obok Jana Pawła II gospodarza, arcybiskupa Josepha Ratzingera. Późniejszego następcę papieża-Polaka, Benedykta XVI.

Z Altötting nazajutrz, 19 listopada, Jan Paweł II przyjechał krótko po 9 rano specjalnym pociągiem do Monachium. Pogoda nie sprzyjała; typowa listopadowa, zimna mżawka towarzyszyła nabożeństwu na Theresienwiese. Jego tematem była młodzież. Po południu papież przemawiał w Sali Herkulesa Królewskiej Rezydencji do ludzi sztuki i dziennikarzy. Bawaria była wówczas krajem umiłowania tradycji – na honorowych miejscach zasiedli przedstawiciele domu Wittelsbachów, dynastii do

J

a

n

B

o

g

a t k o

Habemus Papam! Październik roku 1978 był w Monachium chłodniejszy i bardziej wilgotny niż przed rokiem. W Rzymie trwało właśnie konklawe po niespodziewanej śmierci Jana Pawła I po 33 dniach pontyfikatu.

KURIER WNET

3

przewodnik po 4000 leków, które są obojętne dla zdrowia albo szkodliwe. Na podstawie kilkuletnich badań wykazali, że 82% leków sprzedawanych w aptekach jest w najlepszym razie terapeutycznie obojętnych, za to wiele z nich ma szkodliwe działania uboczne. Mnie ten przewodnik zainteresował osobiście. Dowiedziałem się, że odczulanie przeciwko alergii praktykowane na mnie jest nieskuteczne. Wiedziałem o tym już wcześniej z doświadczenia, ale teraz okazało się, że może ono także poważnie zaszkodzić. A jaki był efekt Przewodnika po lekach? Jego autorzy – znany urolog prof. Debré i dyrektor paryskiego szpitala dla dzieci prof. Even – otrzymali od Izby Lekarskiej zakaz praktyki przez rok. Władza wielkich firm farmaceutycznych jest straszliwa. Rząd upadnie, lecz nie ma w tym nic strasznego. Prezydent Mitterrand zmieniał skompromitowanych premierów kilkakrotnie. Prezydent Hollande miał ich trzech w ciągu pięciu lat. Samemu prezydentowi nic nie grozi. Nowe wybory dopiero w roku 2022. Chyba że… Niektórzy, np. suwerenista Assouline, mówią o destytucji. Istotnie art. IX Konstytucji przewiduje „złożenie prezydenta z urzędu, jeśli jest niezdolny do jego sprawowania” np. ze względu na chorobę. Ce n’est pas la fin du monde – mówią doświadczeni Francuzi. Dopiero po śmierci prezydenta Mitterranda jego lekarz przyboczny dr Gubler ujawnił, że obejmując najwyższy urząd, wiedział on, że ma raka prostaty z metastazą. To znaczy, że przez czternaście lat Francją rządził człowiek według litery konstytucji niezdolny do sprawowania urzędu. I czym to się skończyło? Książka dr. Gublera poszła na przemiał, a jego samego pozbawiono dożywotnio prawa do wykonywania zawodu. Nadbrzeże Luwru (Quai du Louvre) zaś przemianowano na Nadbrzeże François Mitterranda. „Zapewne dlatego – domyślano się w kabarecie des Deux Anes – że Quai Mitterrand kończy się uliczką Petite-Truanderie (Drobnego łotrostwa)”. Coś się w tej sprawie dzieje, bo Senat przypomniał aktualne brzmienie zasad destytucji prezydenta państwa. Procedura została znacznie utrudniona.

Konstytucja przewidywała uchwałę zwykłą, podjętą większością głosów; artykuł poprawiony i obowiązujący wymaga większości kwalifikowanej. Kworum prawie nieosiągalne, gdy chodzi o zmianę Konstytucji, a cóż dopiero, gdyby chodziło o wymianę prezydenta. Na taką procedurę zgodziły się obie strony: lewica i prawica, rządzący i opozycja. Oznacza to w praktyce, że państwem może kierować człowiek niezdolny do sprawowania urzędu, byleby nie zanadto rzucało się to w oczy. – Nie mam magicznych pieniędzy – tłumaczy prezydent Macron lekarzom i pielęgniarkom. Ależ tak! Pieniądze magiczne są w rajach podatkowych, na wyspach Kajmana, w Panamie, na Guernsey, w Luksemburgu… Tysiące miliardów euro. Nadchodzi czas bilansu. Na przedmieściach paryskich od kilku dni wybuchają – sam nie wiem, jak to nazwać – rozruchy, zamieszki? Czy obywatele pozostawią żółte kamizelki w szafie, czy znowu założą je, jak tylko można będzie swobodnie wyjść na ulice? Stan pogotowia we Francji jeszcze się nie zakończył. Zmienia tylko charakter. Przymusowe zamknięcie miało także swoje dobre strony. Dzięki telewizji katolickiej KTO widzieliśmy z bliska arcybiskupa Paryża, Michela Aupetita. W piątek 24 kwietnia poinformował on, że w poniedziałek 27 kwietnia rusza na nowo remont katedry Notre Dame. Pan Bóg nie opuścił swego dobrego miasta, dając stolicy Francji takiego pasterza. W tym okresie, kiedy świat jest chory, a Francja i Paryż chorują szczególnie ciężko, przypomnieliśmy sobie o pierwotnym zawodzie arcybiskupa. Michel Aupetit jest lekarzem. Jego nieodżałowany poprzednik, mianowany przez Jana Pawła II kardynał Lustiger, zapisał się w pamięci paryżan jako wielki książę Kościoła i wybitny mąż stanu. Michel Aupetit przypomina go i posturą, i charyzmą. Niedawno, kiedy policja wtargnęła do jednego z paryskich kościołów, zawołał: – Będziemy o tym [skandalu] mówić głośno, a jeśli to nie pomoże, będziemy krzyczeć! Słowa godne kardynała Wyszyńskiego. K

niedawna panującej w tym kraju. Pamiętam, że bardzo mnie to zdziwiło, że dopiero dalsze miejsce zajął ówczesny premier Bawarii, Franz Joseph Strauss. Późnym popołudniem nabożeństwo w pięknie udekorowanej kwiatami monachijskiej katedrze, gdzie papieża owacyjnie, ze łzami w oczach witali zaproszeni goście, głównie ludzie starzy i upośledzeni, przy których Jan Paweł II zatrzymywał się, by zamienić kilka słów. Owacje wywołały słowa papieskiego powitania, „Grüß Gott” – „Niech będzie pochwalony”, powszechnie wypowiadane w Bawarii. „Widzę, że seniorzy równie silnie biją brawo, co i młodzi”… Na koniec papież udzielił wiernym błogosławieństwa. O pobycie Jana Pawła II w monachijskiej Frauenkirche przypomina relief na jednej z kolumn.

biskupie, który teraz stanął na czele Kościoła i państwa, jakim jest Watykan. Jaki jest prywatnie? Jaki jest jego stosunek do komunistycznego państwa? Czy jest konserwatystą (w domyśle: jak wszyscy Polacy), czy liberałem (w domyśle: jak wszyscy komuniści)? Radość panowała także wśród dość mało katolickich Czechów w Monachium i oczywiście wśród licznej diaspory węgierskiej. Radio Wolna Europa, które mieściło się w Ogrodzie Angielskim w Monachium, miało teraz bez końca tematów na relacje i komentarze. Dla Polaków w Monachium najciekawsze były informacje o reakcjach komunistów w Warszawie. Jakim ciosem dla sowieckich namiestników w Warszawie był wybór Karola Wojtyły na następcę Jana Pawła I, świadczy fakt, że natychmiast zwołali oni w KC PZPR specjalną naradę. Informacje z partyjnych kręgów, świadczące o konsternacji bonzów – bo oto coś, mimo gęstej agenturalnej sieci, ucieka spod kontroli SB – wywoływały radość i wiarę w pokonanie reżimu. Zdenerwowanie komunistów było olbrzymie. Tak oto Olszewski wylewa na jasny garnitur filiżankę czarnej kawy, a Czyrek (którego to prezydent „wolnej Polski”, Jaruzelski żegnał w liście kondolencyjnym) starał się rozładować napiętą sytuację bon motem: „ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam niż jako prymas tu”. Dobrze, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak się mylił. Oczywiście czerwona Warszawa oficjalnie wyrażała radość z powodu wyboru Karola Wojtyły na papieża. Aczkolwiek nie brakło efektów humorystycznych – w telegramie, wysłanym nazajutrz po konklawe, napisano: „Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej ojczyzny”. Nie wiem, czy bez papieża-Polaka, bez jego zaangażowania na rzecz wolności udałoby się doprowadzić do upadku Imperium Zła. Oczywiście na to wydarzenie, które przybliżyło milionom ludzi w Polsce i na świecie wolność osobistą i niezależność polityczną od Kremla, złożyło się wiele przyczyn. Ale bez obecności Jana Pawła II na światowej scenie dziejów nie byłoby to tak szybko możliwe. K

Rzym, Watykan, październik roku 1978. W ósmym głosowaniu Karol Wojtyła uzyskał decydujący wynik 99 na 111 głosów. A kiedy kardynałów zapoznano z wynikami tego głosowania, w którym ponad dwie trzecie purpuratów opowiedziało się za oddaniem kluczy do Stolicy Piotrowej biskupowi z Polski, sekretarz stanu tejże, kardynał Jean-Marie Villot, zadał metropolicie Krakowa przewidziane rytuałem pytanie: „Czy przyjmujesz dokonany przed chwilą kanonicznie wybór twojej osoby na Najwyższego Kapłana?” Wzruszony kardynał Wojtyła odpowiedział: „W duchu posłuszeństwa wobec Chrystusa, mojego Odkupiciela i Pana, w duchu zawierzenia wobec jego Matki – przyjmuję”. Czy Karol Wojtyła posłuchał podszeptu kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego, który miał podczas konklawe powiedzieć mu: „ Jeśli wybiorą, proszę nie odmawiać…”? Tego się nie dowiemy. Wśród Polaków w Monachium wiadomość o polskim papieżu wywołała wielką radość; wielu z nich jakże trafnie przepowiadało teraz upadek sowiec­ kiej dominacji w Europie. Zaskoczeni wyborem byli niemieccy komentatorzy. Nikt nie liczył się z wyborem papieża „z bloku wschodniego”. To wydawało się niemożliwe. Mnie, stosunkowo wówczas młodemu dziennikarzowi, imponowały telefony od ekspertów, którzy chcieli się dowiedzieć czegoś o nieznanym bliżej


KURIER WNET

4

MA J 2O2O

N

ietrudno przewidzieć, że świat po pandemii w 2020 roku zmieni się, bowiem wielkie kryzysy zawsze wywierały wpływ na przebieg historii i generowały zmiany w skali międzynarodowej.

Rola państwa Wielki kryzys w 1929 r. utorował Hitlerowi drogę do władzy i pośrednio przyczynił się do wybuchu drugiej wojny światowej. Natomiast kryzys finansowy z 2008 r. wywrócił politykę stóp procentowych do góry nogami; świat jest odtąd zalany tanimi pieniędzmi. Również covid-19 zmieni oblicze świata – nie wiadomo jeszcze, w jakim wymiarze, ale można już prognozować, w których dziedzinach życia to nastąpi. Aktualna depresja spoleczno-ekonomiczna ma to do siebie, że nie jest to (jeszcze) kry-

PUNKT WIDZENIA szkoły, kina, ośrodki sportowe i restauracje. Jeśli liczba przypadków będzie nadal rosła, nastrój może się zmienić, a poparcie społeczeństwa dla zarządzania kryzysowego może przerodzić się w gniew. Wielu politycznych analityków wciąż uważa, że w czasach kryzysu nadchodzi godzina władzy wykonawczej, dlatego rola populistów tendencyjnie zmniejsza się. Może być jednak odwrotnie. Jeśli rządy poniosą porażkę w obliczu pandemii, poparcie zyskają

Globalna pandemia covid-19 jeszcze nie osiągnęła kulminacyjnego punktu, mimo to nadchodzi czas, aby zacząć myśleć o świecie po koronawirusie. Aktualny kryzys społeczno-ekonomiczny jest niewątpliwie najgorszym i najbardziej nieobliczalnym kryzysem XXI wieku.

Pandemia … i co dalej?

Zwycięsko z kryzysu wychodzą Chiny – jako nowe supermocarstwo, które będzie dążyć do sprawowania globalnego przywództwa. zys finansowy, lecz przede wszystkim popytowo-podażowy i tu leży jego negatywny fenomen – z jego wszystkimi konsekwencjami. Ciągle jeszcze większość czołowych polityków zakłada, że epidemia w Europie i Stanach Zjednoczonych przyjmie podobny przebieg jak w Chinach, tj. że po gwałtownym wzroście nastąpi stosunkowo szybkie spłaszczenie krzywej dla nowych infekcji. Trzeba się jednak liczyć z tym, że jeśli epidemia potrwa dłużej niż się spodziewano, aktualna akceptacja dla polityków i kryzysowych menedżerów szybko ustąpi miejsca gorzkiej krytyce. W takim przypadku należy pamiętać, że kontrola nad pandemią rozwijała się początkowo raczej powoli. Granice pozostawały otwarte przez długi czas, podobnie jak

W

iększość w poczuciu niszczącej niepewności „wścieka się” powoli w swych klatkach blokowisk, oczekując coraz bardziej zaskakujących i niezrozumiałych decyzji. Rządzący nadzwyczajnie szybko zawiesili na kołku demokrację, jakże często jednak goniąc w piętkę i błądząc decyzyjnie w tej mgle wywołanej przez nieznane. W złowrogiej dla Polski od lat dziesięciu „kwietniowej mgle” zawieszono także drastycznie i jak najszybciej, tuż przed Wielkanocą, rzymsko-katolicki Kościół. Znany z gorliwości usuwania „kwietniowego krzyża” z warszawskiego Krakowskiego Przedmieścia, aspirujący do roli „polskiego Richelieu”, obecnie znowu medialna twarz polskiego Kościoła, i tym razem bez jednego słowa podporządkował się karnie i z pokorą władzy. Polska niestety od lat nie ma już „niepokornego” Prymasa – czy wypadnie nam zatem czekać na niego, nomen est omen, lat tysiąc? To tymczasem właśnie niemieccy biskupi i wierni pierwsi zaprotestowali przeciwko takiemu drakońskiemu potraktowaniu Kościoła, tak przecież ludziom potrzebnego w czasie zarazy. Byli jednak księża, którzy ustawiali Stół Pański wprost na ulicy – w końcu Syn Boży spał w prostym żłobie – i odprawiali Mszę Świętą dla tych na balkonach i w bezpiecznej odległości na trotuarze. Tak było w Londynie i czasem na polskiej wsi. Zasada obecności pięciu wiernych w świątyniach o kilku tysiącach metrów kwadratowych i tyluż kubikach przejdzie z pewnością do niechlubnej historii Kościoła. Ten nadzwyczajny stan socjologiczny, w jakim kazano nam funkcjonować, przywodzi jakoś na myśl Niccola Machiavellego. I to z dwóch zasadniczych powodów. Jednym jest sceptycyzm Machiavellego w kwestii natury człowieka. Uważał on, że ludźmi kierują niskie pobudki i egoizm. Próba postępowania moralnego nie obroni

co będzie oznaczać cios dla liberalnych społeczeństw. Państwo przejmie na długi czas funkcję kontrolno-rozdawczą. Przykładem będą masowe programy inwestycji publicznych, finansowanych i rozdzielanych przez państwo w stylu keynesowskim. Aktualnie polityczni decydenci wszystkich zagrożonych pandemią państw obiecują, że z kasy państwa wpłynie na rynek wystarczająca ilość pieniędzy, aby żadna firma nie zban-

Mirosław Matyja

partie antyestablishmentowe. Na razie jednak to właśnie władza wykonawcza przejęła ster w działaniach antykryzysowych. W związku z tym może dojść i dochodzi już do wykorzystania aktualnego kryzysu do przejęcia absolutnej władzy przez przedstawicieli tejże władzy z tendencjami dyktatorskimi (przykład Węgier). W zależności od tego, jak państwo opanuje sytuację kryzysową, rządzący zyskają na tym albo stracą. Niemniej jednak, jeśli liczba nowych infekcji gwałtownie spadnie i programy wspierające gospodarkę zaczną się sprawdzać w praktyce, wówczas siła państwa niebezpiecznie wzrośnie. Rozbudowany etatyzm kryzysowy może przeżyć kryzys i funkcjonować dalej,

krutowała i żaden pracownik nie stracił pracy. Obiecują to w interesie społecznym, ekonomicznym, ale przede wszystkim we własnym. Ale co stanie się po kryzysie, jeśli społeczeństwa zaczną interpretować tę sytuację wyjątkową jako nowy sposób na pokryzysowe życie? Lewicowcy już teraz domagają się, aby zasady funkcjonowania państwa w stylu opiekuńczym uznać za trwałe również po kryzysie. Z uwagi na niepewną przyszłość, obecnie nie tylko małe i średnie przedsiębiorstwa „oglądają się” na instytucje państwowe i pomoc ze strony podatników – czynią to również wielkie firmy w silnych branżach, mających charakter systemowy lub uważających się za ważne

się zatem, lub w najlepszym przypadku z ogromnym trudem, przed powszechną niegodziwością. Stendhal nawet uznał, że Machiavelli „pozwolił nam poznać człowieka”. Drugim powodem jest zdefiniowanie przez Machiavellego racji stanu, a konkretnie jako interesu narodowego. Będąc skrajnym realistą, w swym Księciu z 1513 r. ten florentczyk pisał: „w polityce bezbronni prorocy nie zwyciężają” oraz „racja nic nie znaczy, gdy nie jest poparta siłą”.

i zaniechaniach służby zdrowia oraz opieki na starcami, „piekłem brukowanym dobrymi chęciami”. Jak zatem ma wyglądać polska racja stanu? Czy wszelka poprawność polityczna oraz bezkrytyczne naśladownictwo to aby na pewno realizacja racji stanu? Czy jej symbolem ma być sowiecki samolot pod ukraińską banderą i z chińskim towarem, kursujący zresztą po całej Europie? Czy może dawno znana i skuteczna terapia osoczem, tylko dla wybranych w wojskowym szpitalu? Można zaobserwować więcej niepokojących symptomów naśladowczych. Właśnie zaczynamy przymierzać się do smartfonowego sys­temu kontroli ludzi, proponowanego przez Austrię. Tylko, że w Austrii od razu rozgorzała dyskusja o konstytucyjnych aspektach obecnej sytuacji ograniczeń wolności obywateli. Tzw. „nowa normalność”, ogłoszona w Niemczech – gdzie szczególnie dominuje protestancki pragmatyzm ekonomiczny i narodowym problemem są raczej szparagi – została tam, jako alogiczna „nowomowa”, skrytykowana w czambuł. W Polsce natomiast od razu zmałpowano to bezmyślnie, tak jak i wprowadzenie obowiązkowych masek, nie wyłącznie w oczywistej przestrzeni publicznej, ale nawet

S

tan pandemii stawia społeczeństwa przed zasadniczym zadaniem: jak zatem realizować własny interes narodowy w sytuacji kryzysu? A więc chodzi wprost o rację stanu. Czy realizując swą rację stanu, nie wpadamy jednak w pułapkę „celu, który uświęca środki” w jaką wpadł sam Machiavelli, stając się jednak dla historii negatywnym bohaterem? Na to pytanie częściową odpowiedź przyniosła egoistyczna bezradność struktur Unii Europejskiej. Okazuje się, że pełny i bogaty sejf był dobrym narzędziem jak najtańszego kupowania lojalności słabszych dla racji stanu możnych. W sytuacji kryzysu jednak natychmiast przede wszystkim zabrakło kultury solidarności. Kraje przywykłe do stosunków kolonialnych zostały odcięte od źródeł zaopatrzenia i usług. Są gotowe na „wyjątki” w wymogach kwarantanny, aby – jak Austria – uruchamiać wahadłowe transporty kolejowe gastarbeiterów. Inne, jak Szwecja czy Niemcy, godzą się z częściową utratą najstarszego pokolenia, by utrzymać poziom i wygodę życia. Ukrytym tematem okazały się karygodne zaniedbania w domach opieki, gdzie często nie zapewniano pracownikom żadnej innej ochrony poza rękawiczkami. Chcąc utrzymać personel medyczny i opiekuńczy w służbie, jak najdłużej „oszczędzano” na koronawirusowych testach i długości kwarantanny. Humanitaryzm kultury łacińskiej okazał się, w zaniedbaniach

dla systemu. Pomoc od państwa spodziewają się firmy, które wcześniej odmawiały jakiejkolwiek interwencji państwowej. Niektórzy politycy tylko na to czekają i już teraz łączą przyszłą politykę państwa z superetatyzmem. Socjaldemokraci nie ukrywają satysfakcji, że niepopularny hamulec zadłużenia państw europejskich należy od paru dni do historii. Bezhamulcowe zadłużanie się państw w dzisiejszej nietypowej sytuacji jest dopuszczalne, bo nie ma innego wyjścia w krótkim okresie czasu. Nie może jednak stać się to regułą na przyszłość. Na długo zanim wszyscy zrozumieliśmy niebezpieczeństwa czające się na chińskich rynkach, od lewej do prawej strony głoszono, że liberalizm stał się przestarzały. Tzw. prorocy od dawna twierdzili, że era deregulacji i wolnego handlu, funkcjonująca z powodzeniem od lat 80. XX wieku, wzbogaciła tylko bogatych, uczyniła biednych biedniejszymi i pogrążyła zachodnią demokrację w „kryzysie moralnym”. Covid-19 jest szansą dla wielu polityków i ugrupowań politycznych do postulowania haseł na rzecz ponownego odrodzenia się suwerennych i samodzielnych państw, z ograniczeniem globalistycznych zapędów.

Rozpad Unii Europejskiej? Umocnienie się etatyzmu doprowadzi pokryzysowo do wzmocnienia roli suwerennych państw. Granice nie zostaną od razu otwarte, kryzys nauczył nas teraz, że uzależnienie produkcyjno-handlowe od zagranicy nie jest dobre. Kryzys pokazał również, że szybki ratunek dla społeczeństwa i gospodarki oczekiwany jest w pierwszej linii ze strony państwa, a nie od ociężalej i zbiurokratyzowanej Unii Europejskiej. Wreszcie – covid-19 pokazał, że odradza się świadomość narodowa w Europie. Najlepszym przykładem są powroty do domów ludzi mieszkających i pracujących poza granicami ojczystego kraju. Pandemia na nowo definiuje związek między wolnością i kontrolą, między jednostką a społecznością, ale również stawia pod znakiem zapytania obywatelstwo europejskie.

Dziwny rok i dziwny czas. Brak zimy, wielkie pożary, niszczące wichury, miliony wepchnięte lokalnymi wojnami do namiotów, setki rzucone w pułapkę pomiędzy drutami kolczastymi granic Turcji i Grecji. Nagłe odwrócenie uwagi zatrzymaniem świata w pół kroku niewidzialnym wrogiem pandemii. Dosłownie niewidzialnym, bez żadnych znanych dotąd ludziom oznak zarazy. Bogaci Północy nudzą się w swych wielkich domach i ogrodach, narzekając na gnuśnienie w „czterech ścianach”.

Racja stanu Dariusz Brożyniak

Bandery; gdzie urządzenie porządnego wychodka było zawsze na ostatnim miejscu. W obliczu pandemii, której wieszczy się nawroty, realizacja polskiej racji stanu staje się jeszcze trudniejsza. Mogą powstawać nowe i zaskakują-

Czy wszelka poprawność polityczna oraz bezkrytyczne naśladownictwo to aby na pewno realizacja racji stanu? Czy jej symbolem ma być sowiecki samolot pod ukraińską banderą i z chińskim towarem, kursujący zresztą po całej Europie? samotnie w lesie. Z pewnością jednak nie grozi nam już model wschodni, gdzie pokutuje sowiecki atawizm „ludiej u nas mnogo”, gdzie radni miasta kłócą się zażarcie, czy wydać pieniądze na walkę z pandemią, czy jednak na kolejny pomnik

UE przestaje być ponadnarodowym państwem europejskim, jej ponadnarodowy mechanizm funkcjonowania oddala się – w miarę postępu pandemii – zarówno od obywateli, jak i państw narodowych. Jeszcze niedawno stawiano w mediach pytanie: który „exit” będzie następny po Brexicie? Teraz wydaje się, że mamy do czynienia z euroexitem – to UE jako organizacja parasolowa opuszcza de facto suwerenne państwa europejskie. Tak więc wirus powoduje zmiany na wszystkich poziomach i prowadzi do nowych relacji – nie tylko w państwie i społeczeństwie, ale także na arenie międzynarodowej. W ciągu ostatnich kilku tygodni UE reagowała jedynie sporadycznie i przede wszystkim nieskutecznie na nową sytuację na Starym Kontynencie. Każde państwo kroczy swoją ścieżką i każde szuka własnych rozwiązań, nie tylko na dzisiaj, ale także na przyszłość. Stagnacja Unii Europejskiej prawdopodobnie pogłębi się i ta organizacja będzie pokryzysowo istnieć tylko nieaktywnie na papierze. Trudna sytuacja gospodarcza najbardziej dotknie te państwa UE, które nie zmniejszyły zadłużenia po kryzysie euro. Szczególnie dotyczy to Włoch, których sytuacja finansowa dramatycznie się pogarsza. Już teraz można powiedzieć, że Włochom grozi realne bankructwo, a to będzie miało nieprzyjemne konsekwencje dla całej strefy euro. Jaka jest wiec przyszłość wspólnej waluty europejskiej? Na razie trudno jest jasno odpowiedzieć na to pytanie. Niemniej jednak na horyzoncie polityki monetarnej w strefie euro zarysowują się dwie tendencje. Według pierwszej, wydaje się dość prawdopodobne, że słabe gospodarczo i zadłużone po uszy państwa, wstrząśnięte kryzysem wirusowym, długo nie podniosą się z kolan. Nie widać też możliwości i środków, które miałyby ich gospodarki ratować. W tej sytuacji takie kraje jak Włochy, Hiszpania czy Grecja zaczną spekulować na temat wyjścia ze strefy euro. Nie będą po prostu w stanie sprostać ekonomicznym wymogom, koniecznym do pozostania w tej strefie. Druga tendencja polega na mobilizacji silniejszych państw unijnych w celu ratowania państw słabszych

ce sojusze w ramach realizacji własnych narodowych interesów. Stany Zjednoczone zbliżają się w swej „biedzie” do Rosji, a Ukraina po raz kolejny ma problem z utworzeniem poważnego bytu (trzy historyczne próby się dotąd nie powiodły), przekonując się pod rządami

kolejnego prezydenta, że żywioł i naród to ciągle nie to samo, co państwo. Idealistyczny prometejski projekt nie oznacza od razu wspólnych racji stanu, a dla tak jeszcze słabego państwa jak Polska może stanowić nawet śmiertelne zagrożenie.

L

udzkie i polityczne skutki smoleńskiej tragedii odczuwamy do dziś, a nasza racja stanu wydaje się być ciągle przez kogoś paraliżowana. Tak dalece, że rozliczenie winnych organizacji lotu, urągającej wszelkim państwowym procedurom bezpieczeństwa, ciągle przed nami, tak jak i ogłoszenie raportu komisji śledczej z wynikami dokonanych ekshumacji. Borykamy się z totalną opozycją wspieraną coraz odważniej „odrodzeniem” postkomunistycznych sił, lecz aneksu do raportu likwidacji WSI do tej pory nie ujawniono. Za to prominentni przedstawiciele „minionej epoki” znaleźli lukratywny azyl en masse w Parlamencie Europejskim, tak jak

i utrzymanie euro, nawet kosztem dużej inflacji. Szczególnie Niemcy będą zainteresowane, we własnym interesie, utrzymaniem wspólnej waluty – tylko czy kraj ten podoła finansowo temu zadaniu? Czy Berlin będzie chciał nadal „niemieckiej Europy” za wszelką cenę?

Próżnia po pandemii W Europie zaczyna się tworzyć próżnia w sensie ekonomicznym, czyli oczekiwanie na recesję. Na horyzoncie pojawia się coraz wyraźniej próżnia moralno-polityczna. Kto skorzysta z tych próżni? Rosja na pewno nie, bowiem za 2–3 tygodnie sama będzie konfrontowana z problemami, które w tym państwie dopiero mają swój początek. Nietrudno się domyślić, że zwycięsko z kryzysu wychodzą Chiny – jako nowe supermocarstwo, które

Wydaje się, że mamy do czynienia z euroexitem – to UE jako organizacja parasolowa opuszcza de facto suwerenne państwa europejskie. będzie dążyć do sprawowania globalnego przywództwa. Dobiega końca pewna epoka – liberalizmu, pełnej globalizacji i demokracji parlamentarnych. Kończy się okres, którego początek miał miejsce po upadku muru berlińskiego. Być może nadchodzi czas, aby przemyśleć i przewartościować koncepcje liberalnych demokracji parlamentarnych w Europie i na świecie? Być może należy dopuścić wreszcie obywateli do władzy i uniknąć w ten sposób nadmiernej i despotycznej roli państwa w niedalekiej przyszłości? Bo w sukces struktur ponadnarodowych w stylu Unii Europejskiej chyba już nikt tak naprawdę nie wierzy. K Prof. Mirosław Matyja jest dyrektorem Zakładu Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją w Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie (PUNO) w Londynie.

i w telewizji TVN – bez żadnej reakcji naszych sojuszników. TVN, mimo że jest stacją prywatną, jednak reprezentowała przecież niemieckie interesy właścicielskie, tak jak teraz amerykańskie. Trudno całkowicie unikać takiej, choćby wizerunkowej odpowiedzialności. Jest to zagadnienie jednak niebagatelnej wagi państwowej w dobie możliwej powszechnej dezinformacji, nawet realizowanej w warunkach domowych, jak wykazuje doświadczenie pandemicznej kwarantanny. Zdjęcia z hali lodowiska, gdzie gromadzono jakoby trumny z Bergamo, okazały się być zdjęciami sprzed siedmiu lat po katastrofie włoskiego statku-wycieczkowca. Dopiero reportaż państwowego austriackiego ORF, z prezentacją gazety z Bergamo z dziesięcioma kartami nekrologów, uwiarygodnił rozmiar włoskiej epidemicznej tragedii. Palą się od 4 kwietnia tereny wokół uszkodzonego reaktora atomowego w Czarnobylu, co grozi uwolnieniem się do atmosfery pozostałych po 34 latach resztek radioaktywnych pyłów z cząsteczkami cezu, o ile nie dojdzie do naruszenia samego sarkofagu. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero po świętach. CIA wyciąga niezbite dowody na agenturalną działalność Stepana Bandery na rzecz hitlerowskich Niemiec dla własnych politycznych celów, nie wspomagając jednak znacząco Polski w jej historycznych zmaganiach o pamięć ofiar. Sytuacja tego kryzysu, nie mającego precedensu po II wojnie światowej, winna nauczyć nas w końcu przede wszystkim dojrzałego spojrzenia na własny kraj, na nasze otoczenie i mądrze przemyślanego zdefiniowania polskiej racji stanu. Bo jak określił to austriacki korespondent z Chin: „Staje się tak, że Orwell jest ratunkiem na pandemię koronawirusa, a z drugiej strony zagraża nam wirus ratowania świata przez Chiny…”. Na to jako Polska musimy także być przygotowani. K


MA J 2O2O

O CO CHODZI?

J

ak można sprawdzić w internecie, „Swiss Propaganda Research to niezależna organizacja non-profit badająca propagandę geopolityczną w szwajcarskich i międzynarodowych mediach. SPR jest prowadzony anonimowo przez niezależnych naukowców. Artykuły wysokiej jakości są dostępne w 14 językach”. Nie udało mi się ustalić źródeł finansowania tej organizacji, ale o jej orientacji międzynarodowej mogą świadczyć fakty, które ujawniła ona – w pochodzącym z bloga „KOD władzy” na stronie orwellsky.com – artykule „Operacja dezinformacja, czyli co tak naprawdę wiemy o twórcach Wikipedii?”. Jego autor zwrócił uwagę, że „nieprzejrzysta i hierarchiczna struktura” Wikipedii „jest podatna na korupcję i manipulacje”. Tezę tę uzasadnił, przywołując następujące przykłady: „Już w 2007 r. naukowcy odkryli, że pracownicy CIA i FBI redagowali artykuły z Wikipedii dotyczące kontrowersyjnych tematów, w tym wojny w Iraku i więzienia wojskowego w Guantanamo. Również w 2007 r. naukowcy odkryli, że jeden z najbardziej aktywnych i wpływowych administratorów angielskiej Wikipedii, zwany Slim Virgin, był w rzeczywistości byłym brytyjskim informatorem wywiadu. Niedawno inny redaktor Wikipedii pod fałszywym nazwiskiem Philip Cross okazał się powiązany z wywiadem brytyjskim, a także kilkoma dziennikarzami głównego nurtu mediów. W Niemczech jeden z najbardziej agresywnych redaktorów Wikipedii został ujawniony, po dwuletniej bitwie prawnej, jako polityczny agent, który wcześniej służył w armii izraelskiej jako wolontariusz

w większości krajów (w tym we Włoszech) wynosi ponad 80 lat, a tylko około 1% zmarłych nie miało poważnych, współistniejących chorób. Wiek i profil ryzyka zgonów zasadniczo odpowiadają zatem przeciętnej śmiertelności. 5. Wiele medialnych doniesień o młodych i zdrowych ludziach umierających z powodu covid-19 okazało się fałszywymi po bliższym zbadaniu. Wiele z tych osób albo umarło nie z powodu covid-19, albo faktycznie miało poważne dolegliwości współistniejące (takie jak niezdiagnozowana białaczka). 6. Przeciętnie ogólna śmiertelność w USA wynosi około 8000 osób dziennie, w Niemczech około 2600 osób,

płuc. Inwazyjna wentylacja pacjentów z covid-19 jest częściowo wykonywana ze strachu przed rozprzestrzenianiem się wirusa w powietrzu z wydzielin chorego. 14. Wbrew pierwotnym założeniom, pod koniec marca WHO ogło-

K

pozytywne wyniki. Ponadto obecnie używany test na wirusy nie został poddany weryfikacji klinicznej ze względu na presję czasu. 18. Wielu znanych na całym świecie ekspertów z dziedziny wirusologii, immunologii i epidemiologii uważa, że

iedy przesłałem to podsumowanie m.in. znajomej z lat szkolnych mieszkającej w RFN, dostałem taką odpowiedź: „Wszystko prawda. Tutaj coraz więcej lekarzy i naukowców zabiera glos i zajmuje inne stanowisko niż mainstream i coraz więcej ludzi ich słucha, chociaż przez oficjalne media próbuje się ich nadal ośmieszać. Ten wspomniany w artykule profesor Püschel z Hamburga postawił się Instytutowi Roberta Kocha, który reprezentuje prof. Drosten, doradca rządu. Robert-Koch-Instytut zabraniał ob-

„Pandemia medialna” a „nożyce Golicyna” Stanisław Florian

a we Włoszech około 1800 osób dziennie. Śmiertelność grypy sezonowej w USA wynosi do 80 000, w Niemczech i we Włoszech do 25 000, a w Szwajcarii do 1500 osób na zimę.

7. Na wyraźnie zwiększoną śmiertelność w północnych Włoszech mogą wpływać dodatkowe czynniki ryzyka, takie jak bardzo wysokie zanieczyszczenie powietrza i skażenie mikrobiologiczne, a także załamanie opieki zdrowotnej nad osobami starszymi i chorymi z powodu masowej paniki oraz znacznego ograniczenia życia gos­ podarczego i społecznego. 8. W krajach takich jak Włochy i Hiszpania oraz w pewnym stopniu Wielka Brytania i USA, poważne przeciążenie szpitali, szczególnie z powodu grypy, nie jest niczym niezwykłym. Ponadto do 15% lekarzy i pielęgniarek musi obecnie poddać się kwarantannie, nawet jeśli nie wystąpią u nich żadne objawy. 9. Istotne pytanie to: czy ludzie umierają z koronawirusem, czy też z powodu koronawirusa. Sekcje zwłok pokazują, że w wielu przypadkach poprzednie choroby były ważnym lub decydującym czynnikiem, ale oficjalne dane zwykle tego nie odzwierciedlają. 10. Dlatego w celu oceny niebezpieczeństwa choroby kluczowym wskaźnikiem nie jest często wspominana

Może chodzi o prorokowaną m.in. przez Billa Gatesa „epidemię X”, a może o ogólnoświatowy kryzys gos­podarczy, który już przed pandemią doprowadził Włochy do bankructwa? został opublikowany 14 marca, jest aktualizowany, z ostatnią datą 18 kwietnia 2020 r. Jego podsumowanie zawiera 20 punktów, które przytaczam poniżej: 1. Według danych z najlepiej przebadanych krajów, takich jak Korea Południowa, Islandia, Niemcy i Dania, ogólna śmiertelność covid-19 jest dwudziestokrotnie niższa niż początkowo zakładana przez WHO. 2. Badanie zaprezentowane w „Nature Medicine” dochodzi do podobnego wniosku, nawet odnośnie do chińskiego miasta Wuhan. Początkowo zanotowano znacznie wyższe wartości dla Wuhan, ponieważ nie zarejestrowano wielu osób z łagodnymi objawami lub bez objawów. 3. 50% do 80% osób z pozytywnym wynikiem testu nie wykazuje objawów. Nawet wśród osób w wieku od 70 do 79 lat około 60% pozostaje bezobjawowych, wiele innych wykazuje jedynie łagodne objawy. 4. Mediana wieku zmarłych

W „operacji dezinformacja” pierwsze „ostrze” służy do wprowadzenia w obieg kłamstwa głównego. Drugie natomiast – do upowszechniania kłamstw pomocniczych, które mają służyć jako kontrast kłamstwa głównego.

Do napisania tego komentarza skłonił mnie „raport” Swiss Propaganda Research (SPR), który dostałem w ostatnich dniach Messengerem od znajomego, człowieka poważnego i nie poddającego się łatwym emocjom.

Relacje na temat tego, co się rzeczywiście dzieje na świecie od chwili wybuchu i ogłoszenia pandemii covid-19, często są zupełnie sprzeczne. Czyżbyśmy mieli do czynienia z „epidemią medialną”? zagraniczny. (…) Wiele z tych osób z Wikipedii edytuje artykuły prawie przez cały dzień i każdego dnia, co wskazuje, że są to albo osoby bardzo oddane, albo w rzeczywistości prowadzone przez grupę ludzi”. Konkludując stwierdził, że „głównym celem tych tajnych kampanii jest popychanie zachodniego i izraelskiego stanowiska rządowego przy jednoczesnym niszczeniu reputacji niezależnych dziennikarzy i polityków. (…) Być może nic dziwnego, że założyciel Wikipedii Jimmy Wales, przyjaciel byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira i »młody lider« forum Davos, wielokrotnie bronił tych operacji”. Ani jednego śladu wiodącego na wschód: do Rosji czy Chin… To daje do myślenia. Dlaczego tak mnie zainteresował ów „raport” SPR? Otóż jest on anonsowany następująco: „Fakty o covid-19” „dostarczone przez ekspertów w tej dziedzinie, aby pomóc naszym czytelnikom w realistycznej ocenie ryzyka”, a jego motto brzmi: „Jedynym sposobem walki z zarazą jest uczciwość” (Albert Camus, Dżuma, 1947). Raport

Kolejne aktualizacje pod posumowaniem zajmują kilkanaście stron.

liczba osób z wynikiem pozytywnym oraz zmarłych, ale liczba osób, które faktycznie i nieoczekiwanie rozwijają symptomy zapalenia płuc lub na nie umierają. 11. Często pokazywane krzywe wykładnicze „przypadków koronawirusa” są mylące, ponieważ liczba testów również rośnie wykładniczo. W większości krajów stosunek wyników testów pozytywnych do testów ogółem pozostaje stały między 5% a 25% lub powoli rośnie. 12. Kraje bez głębokich restrykcji gospodarczych czy społecznych, takie jak Japonia, Korea Południowa i Szwecja, nie doświadczyły bardziej negatywnego przebiegu wydarzeń niż inne kraje. Może to podważyć skuteczność tak daleko idących środków. 13. Według wiodących specjalistów od chorób płuc, inwazyjna wentylacja pacjentów z covid-19 często przynosi efekt przeciwny do zamierzonego i powoduje dodatkowe uszkodzenie

siła, że nie ma dowodów na rozprzestrzenianie się wirusa przez powietrze. Wiodący niemiecki wirusolog w badaniu pilotażowym również nie znalazł źródeł infekcji w powietrzu. 15. W wielu klinikach w Europie i Stanach Zjednoczonych jest niewielu pacjentów, a niektóre musiały skrócić dzień pracy personelu z tego powodu. Liczne operacje i terapie zostały przez kliniki odwołane, gdyż nawet pacjenci z nagłymi przypadkami czasami pozostają w domu z obawy przed wirusem. 16. Niektóre media zostały przyłapane na próbach dramatyzowania sytuacji w klinikach, czasem nawet przy użyciu zmanipulowanych zdjęć i filmów. Generalnie media nie kwestionują nawet wątpliwych, ale oficjalnych oświadczeń i liczb. 17. Zestawy testów używane na świecie nie są precyzyjne. Kilka badań wykazało, że nawet znane do tej pory koronawirusy mogą dawać fałszywie

podjęte środki przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego i zalecają oni szybkie i naturalne nabycie odporności stadnej w populacji, chroniąc przy tym ludzi z grup ryzyka. 19. W Stanach Zjednoczonych i na całym świecie gwałtownie wzrosła liczba osób cierpiących z powodu bezrobocia, problemów psychicznych i przemocy domowej w wyniku podjętych środków restrykcyjnych. Wielu ekspertów uważa, że restrykcyjne środki mogą pochłonąć więcej ofiar niż sam wirus. 20. Demaskator NSA, Edward Snow­den ostrzega, że „kryzys koronawirusowy” jest wykorzystywany do masowej i stałej ekspansji globalnej kontroli. Znany wirusolog Pablo Goldschmidt mówi o „globalnym terrorze medialnym” i „środkach totalitarnych”. Wiodący brytyjski wirusolog profesor John Oxford mówi o „epidemii medialnej”.

dukcji zmarłych, bo ponoć to bardzo niebezpieczne dla zdrowia patologów, a Püschel okazał się nieposłuszny i zaczął obdukować. Potem powiedział, że żadna z tych osób nie zmarła na covid-19. (…) jest taki znany anestezjolog Dr Thöns (…), także autor książek, i on apeluje do wszystkich, aby spisać Patientenverfügung, czyli taką wolę pacjenta, i nie dać się, dopóki to tylko możliwe, intubować, bo to może doprowadzić do śmierci albo bardzo ciężkich obrażeń fizycznych i umysłowych”. Jednocześnie koleżanka z pracy, która ma przyjaciółkę od dwudziestu lat mieszkającą we Włoszech, kiedy usłyszała treść tego „podsumowania”, stanowczo zażądała wyjaśnień, bo w rozmowach telefonicznych słyszała od przyjaciółki, że ta widziała, jak ludzie przewracali się na ulicach i umierali… Krótko mówiąc – relacje na temat tego, co się rzeczywiście dzieje na świecie od chwili

S.A .R.S Solidarnościowa Akcja Radiowa

Prowadzisz małe przedsiębiorstwo? Pandemia i susza krzyżują Twoje plany? A może wymyśliłeś własną inicjatywę społeczną na czas kryzysu?

Radio Wnet dzieli się z Tobą darmową kampanią reklamową! Chcemy Ci pomóc! Wymyśl treść spotu reklamowego i prześlij zgłoszenie.

Darmowa reklama!

dokładne instrukcje na www.wnet.fm/solidarni

5

wybuchu i ogłoszenia pandemii covid-19, często są zupełnie sprzeczne. Czyżbyśmy faktycznie mieli do czynienia z „epidemią medialną”? I to w dwojakim sensie: a) nadawanych nieustannie informacji o koronawirusie i działaniach podejmowanych dla powstrzymania jego rozprzestrzeniania, b) kreowania w mediach głównego nurtu informacji na temat skali niebezpieczeństw z nim związanych? Wydaje mi się, że nie da się zakwestionować rzeczywistej pandemii. Warto jednak krytycznie sprawdzać zarówno doniesienia mainstreamu, jak i konkurencyjne wobec niego – niezależnych sieci społecznościowych w internecie. Warto przy tym pamiętać o tzw. nożycach Golicyna. Jak przypomniał tygodnik „W sieci”, sowiecki major KGB Golicyn, który w latach sześćdziesiątych uciekł na Zachód, użył tego zwrotu, aby opisać dezinformacyjną strategię propagandy radzieckiej. Zawarta w nim metafora sprowadza się do – wydawałoby się prostej – konstatacji, że nożyce mają dwa ostrza. W „operacji dezinformacja” pierwsze „ostrze” służy do wprowadzenia w obieg kłamstwa głównego. Drugie natomiast – do upowszechniania kłamstw pomocniczych, które mają służyć jako kontrast kłamstwa głównego, aby po ich zanegowaniu przez tzw. zdrowy rozum, uwiarygodnić kłamstwo pierwsze. Inaczej mówiąc: drugie „ostrze nożyc” służy do powielania zupełnie fantastycznych wersji wyjaśniających zdarzenie, „których celem jest uprawdopodobnienie, prawem kontrastu, wersji implantowanej jako pierwsza” (zejot, Nożyce Golicyna a kłamstwo smoleńskie, Niepoprawni. pl, 23.11.2013). Nie odważę się udowadniać, co jest kłamstwem głównym, a co „drugim ostrzem” i co w sumie nożyce mają ukryć, przesłonić, goląc zdrowy rozum równo z trawą. Może chodzi o prorokowaną m.in. przez Billa Gatesa „epidemię X”, a może o ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, który już przed pandemią doprowadził Włochy do bankructwa? Wyjaśnię tylko, że ów „raport” SPR otrzymałem od znajomego jako reakcję na tekst w „Kurierze WNET” o roli ponadnarodowych korporacji biofarmaceutycznych w wykreowaniu pandemii. Może warto iść tym tropem, aby przybliżyć się do obrazu rzeczywistości, która została nam zadana i która na różne sposoby jest obecnie wykorzystywana? K

R E K L A M A

PRZETRWAMY SOLIDARNIE!

KURIER WNET


KURIER WNET

6

MA J 2O2O

Tomasz Wybranowski: Mam honor rozmawiać ze szczególną osobą dla Polonii w Republice Irlandii. Pani Hanna Dowling, bez której – mogę tak powiedzieć jako emigrant na Szmaragdowej Wyspie – nie byłoby Irish-Polish Society. Hanna Dowling: W momencie, kiedy Irish-Polish Society się tworzyło, mnie nie było jeszcze w Irlandii. W utworzeniu organizacji nie miałam udziału. Miałem na myśli Pani fundamentalny wkład w działanie i rozkwit Irish-Polish Society. Tak, ale dużo później. Właściwie moja praca w IPS zaczęła się dopiero gdzieś w latach dziewięćdziesiątych. Irish-Polish Society zostało założone przez starą emigrację, która do Irlandii przybyła z Londynu. To była wojenna emigracja albo jej pierwsze lub nawet drugie pokolenie. Ja do tej emigracji nie należę. O tym rozmawialiśmy lata temu na antenie Radia WNET i irlandzkiej rozgłośni NEAR FM z panem Janem Kamińskim i śp. panem profesorem Maciejem Smoleńskim, którego często wspominamy.

1 0 0 L AT J P I I datowanych na połowę VI wieku. Ale powróćmy do opowieści o spotkaniu z Janem Pawłem II. Na pewno towarzyszyło temu wielkie podekscytowanie. Czego Polonia irlandzka i angielska oczekiwała? Pierwsza rzecz, która mi się nasuwa, jest bardzo ciekawa. Wydaje mi się, że papież nawet nie bardzo wiedział, że jest tu jakakolwiek Polonia. Wtedy irlandzka Polonia liczyła może maksimum dwieście osób. Co prawda prasa irlandzka podała liczbę chyba trzysta pięćdziesiąt, ale dziennikarze policzyli wszystkich członków rodzin, a małżeństwa w większości były mieszane. Mnie się wydaje, że wtedy w Irlandii było najwyżej około dwustu Polaków. I sam papież właściwie był nastawiony na to, że się spotka tutaj z Polonią, ale… z Anglii. Co było z tym przemówieniem, Pani Hanno? Przemówienie było wcześniej przygotowane i wydrukowane, jak zawsze. Natomiast to, o którym mówię, w ostatniej chwili zmienił. Skąd to wiem? Do dziś mam taką książeczkę, która potem została tutaj wydana. To Addresses

Dowiedziałam się o tym, że będę w tym uczestniczyła, na około siedem dni przed wizytą. Trzeba jednak zacząć od tego, że gdy Karol Wojtyła został wybrany na papieża, we Włoszech nastąpiło ogromne zaskoczenie. Wtedy zaczął się wielki najazd dziennikarzy włoskich na Polskę. I szukali osoby, która zna język włoski. A wtedy, pod koniec lat siedemdziesiątych, Polaków znających ten język prawie nie było. A ponieważ ja miałam to szczęście, że mieszkałam prawie dziesięć lat we Włoszech, studiując tam i pracując jako tłumacz, więc mnie zaangażowano. Pracowałam z dziennikarzem, który był chyba związany z tygodnikiem „L’Europeo”. Nie pamiętam szczegółów. [„L’Europeo” był niezależnym, liberalnym tygodnikiem, który umiejętnie potrafił łączyć przekazywanie z zestawianiem wydarzeń politycznych i ze świata sztuki, nie stroniąc od kryminalno-bulwarowego sznytu, z domieszką świata rozrywki. Magazyn ukazywał się od 1945 roku, osiągając już pod koniec lat 40. XX wieku nakład 300 tys. egzemplarzy. Założycielami pisma byli Gianni Mazzocchi i Arrigo Benedetti, który jako jeden z pierwszych w Europie redaktorów i wydawców zwrócił uwagę na doniosłe znaczenie fotografii we współczesnej prasie. Jego słynne zdanie do dziś jest komentowane przez medioznawców: „Ludzie oglądają artykuły, ale czytają zdjęcia”. „L’Europeo” jako tygodnik przestał się ukazywać w 1995 roku. Później jako kwartalnik, dwumiesięcznik i wreszcie miesięcznik, że zmienioną szatą, ukazywał się od 2002 do 2013 roku – przypomina Tomasz Wybranowski].

Jan Paweł II zmienił oblicze nie tylko Polski, ale i Polonii w Irlandii W 2019 roku obchodziliśmy czterdziestą rocznicę pielgrzymki świętego Jana Pawła II do Republiki Irlandii. Świadkiem tamtych wydarzeń była Hanna Dowling, honorowy sekretarz Irish-Polish Society, z którą rozmawia Tomasz Wybranowski.

Interesowała go wizyta Jana Pawła II w ojczyźnie czy inne rzeczy? On był politykiem i interesowały go bardziej sprawy dysydentów w Polsce i w ogóle raczej sprawy polityczne niż religijne. Przyjechał na kilka dni przed wizytą papieską i razem objechaliśmy sporą część Polski. Pojechaliśmy, pamiętam, do Krakowa i do Wadowic. Mieliśmy nawet wywiad z księdzem, który papieża uczył jeszcze w szkole. Pamiętam też, że we Włoszech miały odbyć się wybory bardzo niedługo po pielgrzymce Jana Pawła II po Polsce. Ten redaktor z „L’Europeo” wyjechał z Polski jeszcze przed zakończeniem wizyty papieskiej. Ale zdążyliśmy pojechać do Częstochowy i Nowego Targu.

Hanna Dowling, były prezes Irish Polish Society Jarosław Płachecki i wspominana w rozmowie „Trybuna Ludu”, wydana w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 r.

Jak zapisał się w Pani pamięci ten szczególny dzień 16 października 1978 roku? To był duży wstrząs, nawet szok. Byłam w Warszawie, gdzie kardynał Karol Wojtyła nie był tak bardzo znany jak w Krakowie. Warszawę zawsze kojarzono z prymasem Wyszyńskim. A potem miałam szczęście, że pracowałam jako tłumacz podczas pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce, w 1979 roku. Pracowałam z dziennikarzami włoskimi. To było duże przeżycie. Zanim porozmawiamy o polskiej pielgrzymce, przenieśmy się wspomnieniami do 30 września 1979 roku.

and Homilies w Pope in Ireland. I tam to przemówienie jest trochę inne niż to, które ja mam nagrane na taśmie, kiedy przemawiał. Bo on w wersji pisanej wyraźnie przemawiał do Polonii z Anglii. Nie było ani słowa o Polonii irlandzkiej. A potem zorientował się, że istnieje Polonia tutaj, w Irlandii. To było dosyć ciekawe. A zresztą wiadomo, że papież swoje przemówienia bardzo często zmieniał w ostatniej chwili albo coś dodawał od siebie, prawda? A Jan Paweł II rzeczywiście był zaskoczony faktem, że w Irlandii są Polacy? Po kolei (uśmiech). Po pierwsze zaczęliśmy śpiewać. I pamiętam, że potwornie fałszowaliśmy. Potwornie! Ale to wszystko chyba ze wzruszenia. Potem papież powiedział parę słów. Następnie Jan Kamiński przemawiał w imieniu Polonii. A potem było trochę wymiany zdań i uprzejmości. Papież, jak to nasz papież (uśmiech). On zawsze mówił coś, co nie było wcześniej przygotowa-

„ Ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia. Wołam w przeddzień święta Zesłania. Wołam wraz z Wami wszystkimi: Niech stąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej Ziemi. Amen”. Piękna irlandzka jesień. I oczekiwanie na spotkanie z Janem Pawłem II. Zebraliśmy się w siedzibie nuncjatury chyba około szóstej rano. I pamiętam, że ćwiczyliśmy śpiew pod batutą właśnie Macieja Smoleńskiego. Przeważały pieśni religijne. A potem, mniej więcej po jakiejś pół godzinie, pokazał się papież Jan Paweł II. Spotkanie z nami, tak mi się wydaje, było pierwszym punktem jego kalendarza. To było bardzo wcześnie rano. Potem miał polecieć chyba do Clonmacnoise. Warto dodać, że to słynne mias­ teczko było siedzibą jednego z najstarszych opactw irlandzkich

ne i napisane. To pamiętam. Ja zresztą nagrałam częściowo to spotkanie. Ale to jest stara dosyć i zniszczona taśma. Zrobimy wszystko, żeby odtworzyć tę taśmę i nieco ją zremasterować. Niezwykłe spotkanie i papież Jan Paweł II zaskoczony, że w Irlandii są Polacy. Tak było. A teraz obchodzimy czterdziestolecie istnienia Towarzystwa Irlandzko-Polskiego. Przecież wizyta Jana Pawła II była głównym powodem, dla którego to towarzystwo w ogóle powstało. Jaki był papież poza protokołem?

FOT. WWW.ADVERTS.IE

Nieżyjący Jan Kamiński był pierwszym prezesem Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, które powstało właśnie po wizycie papieża Jana Pawła II w 1979 roku. Tak się akurat złożyło, dość przypadkowo, że mój pierwszy przyjazd do Irlandii pokrył się z wizytą papieża Jana Pawła II.

Słynął ze swojej otwartości i bliskości. Był zawsze szczerze zainteresowany osobami, które spotyka. Był bardzo bezpośredni. Pamiętam nawet, że po wszystkich oficjalnych przemówieniach, wymianie jakichś tam prezentów, nagle zaczął chodzić wśród nas. A gdy pojawił się obok mnie, powiedziałam „Bóg zapłać”. A on się odwrócił i powiedział „Szczęść Boże”. I ja na to powiedziałam, że nie jestem z Irlandii, tylko z Warszawy. Papież powiedział: „To wspaniale”. Do dziś pamiętam to bardzo dobrze. Teraz wypada opowiedzieć o tym, co przygotował na to niezwykłe spotkanie nieodżałowany profesor Maciej Smoleński. Intensywnie, jak mi opowiadał, ćwiczyliście pewną pieśń, bardziej niż bliską sercu naszego Jana Pawła II. Maciej Smoleński na pewno ćwiczył Góralu czy ci nie żal. Twierdził nawet, że to zaśpiewał podczas spotkania z papieżem. Ale na mojej taśmie tego momentu nie ma. Na pewno zaśpiewaliśmy My chcemy Boga i chyba coś jeszcze. Ale Maciej zdecydowanie twierdził, że śpiewaliśmy Góralu czy ci nie żal. Ja mu zawsze odpowiadałam, że ćwiczyliśmy tę pieśń do ostatniej chwili, tuż przed wejściem papieża. Zresztą zaśpiewaliśmy dużo mniej niż przygotowaliśmy. To było krótkie spotkanie, trwało może pół godziny.

Wracam do moich rozmów z profesorem Maciejem Smoleńskim, który do końca był przekonany, ba! był pewny, że… Na pewno Góralu czy ci nie żal ćwiczyliśmy. To była ostatnia próba przed pojawieniem się Jana Pawła II. No nie wiem. Ja z nim nawet rozmawiałam o tym na krótko przed jego śmiercią. On zupełnie nagle zmarł. Tego dnia, gdy odszedł, mieliśmy w Irish-Polish Society wieczór poświęcony muzyce Chopina. I Maciej Smoleński miał podczas tego wieczoru wystąpić. Dwa dni wcześniej jeszcze z nim rozmawiałam. Czekaliśmy wtedy na niego, ale on zmarł… nagle. Co prawda miał już swoje lata, ale zmarł nagle. Wdowa po panu profesorze Macieju Smoleńskim opowiedziała mi, że zawał serca zastał go w chwili, gdy wybierał się właśnie na ten wieczór chopinowski do siedziby IPS. To już pięć lat, jak odszedł. On trochę chorował. Pamiętam, że ręce mu trochę drżały, ale głowę miał świetną i śpiewał do końca. Pani Hanno, powróćmy jeszcze wspomnieniami do pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce. Powiedziała Pani, że to było wielkie przeżycie. Jak do tego doszło, że Pani trafiła w samo centrum wydarzeń? Zupełnie przez przypadek.

A ta niezwykła Msza Święta, która zmieniła Polskę? Oczywiście byłam jej świadkiem. Sławna Msza św. na placu Zwycięstwa… Wtedy. Msza z 2 czerwca 1979 roku. To jedno z największych moich przeżyć w życiu. Tak muszę powiedzieć. Ten Włoch z „L’Europeo” wynajął apartament w hotelu Victoria. Mieliśmy widok na cały plac Zwycięstwa. I od samego rana śledziliśmy, co się dzieje wokół miejsca, gdzie będzie odprawiana Msza Święta przez papieża. Ten redaktor prosił mnie jeszcze na pięć dni przed przyjazdem papieża Jana Pawła II, żebym kupowała wszystkie polskie gazety i tłumaczyła mu nagłówki artykułów. I nie było w nich absolutnie nic o tym, że papież przyjeżdża. Do ostatniego dnia. Nieprawdopodobne! Ja do dzisiaj mam zresztą „Trybunę Ludu” z tamtych dni. Jest w niej napisane, że „przyjeżdża papież”, ale to była druga albo jeszcze dalsza wiadomość. Głównie pisano o tym, że był Dzień Dziecka i coś tam o Breżniewie [Leonid Breżniew, od 1966 sekretarz generalny KC KPZR – Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, który pełnił tę funkcję do śmierci w 1982 roku – T.W.]. To była pierwsza rzecz, która go niesamowicie zaskoczyła. Dziwił się, że w polskich gazetach w ogóle nic nie ma na temat wizyty papieża. Pamiętam jeszcze, że tego dnia było bardzo, bardzo gorąco. Od rana z okien hotelu obserwowaliśmy, jak się cały tłum zbiera. Zresztą ja mam nawet do dzisiaj zdjęcia zrobione z okna hotelu Victoria. Potem to zdjęcie zostało zamieszczone w „L’Europeo”. W pokoju hotelowym stał w rogu telewizor. W nim oglądaliśmy to, co oficjalnie przekazywała telewizja. Co innego było za oknem, a co innego w telewizji. Oni mieli zalecone, żeby nie pokazywać tłumu. Były pokazywane zdjęcia duchownych i biskupów, ale tłumu w ogóle nie pokazywali. A w Warszawie był olbrzymi tłum. To też było ciekawe, że dostaliśmy wszystkie przemówienia Jana Pawła II, przygotowane wcześniej

i przetłumaczone. Ale on, papież, co trochę mówił inaczej niż to, co było napisane. Nawet ten moment, kiedy zwraca się do Ducha Świętego, by zmienił oblicze tej ziemi. „Tej ziemi” to on, Jan Paweł II dodał… Tego nie było w oficjalnej homilii. I jeszcze pamiętam moment, kiedy dziennikarze telewizyjni, którzy niby komentowali oficjalnie przebieg Mszy Świętej, absolutnie nie wiedzieli, co mówić. Bo ludzie zaczęli nagle śpiewać My chcemy Boga! Ja się pobeczałam i w ogóle nie mogłam tłumaczyć. A ten dziennikarz z Włoch co chwila pytał: „Co się dzieje? Co się dzieje?” „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi.!Tej ziemi”. Słowa papieża, świętego Jana Pawła II. To było niesamowite. Tego… Nie da się opisać. I on to tak podkreślił. Ciarki przeszły mi po plecach. Czy podczas wizyty w Polsce udało się Pani spotkać, choć chwilę porozmawiać, pobyć z papieżem? Nie. Ja pracowałam po prostu z dziennikarzami jako tłumacz. Powracamy do tego, co działo się potem na irlandzkiej ziemi. Przecież także oblicze Polonii w Irlandii zmieniło się wtedy. Powstało Irish-Polish Society w roku 1979, roku wizyty Ojca Świętego. Czy ta wizyta papieża Jana Pawła II miała dla Polonii irlandzkiej wielkie znaczenie z perspektywy czterdziestu lat? Miała ogromne znaczenie. Polonia irlandzka na Wyspie właściwie nie była znana. Jak powstało IPS, to na początku skupiało chyba dwadzieścia trzy osoby czy coś koło tego. Tylko tyle. Co zaczęło się dziać wokół Irish-Polish Society? Można powiedzieć, że kamieniem węgielnym Towarzystwa Irlandzko-Polskiego jest osoba świętego Jana Pawła II. To jest ogromne znaczenie i dziedzictwo. Towarzystwo wtedy bardzo się rozrosło. Od razu z tych dwudziestu paru członków zrobiło się ponad trzystu. Prawie z dnia na dzień kilkaset osób zapisało się do Towarzystwa. A przed samym przyjazdem papieża, jak już było wiadomo, że będzie spotkanie Jana Pawła II z Polakami, to chyba około tysiąca osób chciało wziąć w nim udział. Setki osób zaczęły szukać jakiegokolwiek związku z Polską. Pamiętam, że pewnego razu ktoś zadzwonił i powiedział, że on zawsze pali w kominku polskim węglem, więc ma polskie związki i koneksje, i też chciałby być obecny na spotkaniu z Polonią i papieżem. Przypomnę, że obecnie prezesem Irish-Polish Society jest pani Joanna Piechota, znana z anteny Radia WNET i irlandzkiego NEAR 90.3 FM. Wspólnie organizowaliśmy wieczór poetycki podczas pierwszego Festiwalu Polska-Eire, kiedy odwiedził nas i został do końca ówczesny minister kultury Republiki Irlandii, minister stanu Aodhán Ó Ríordáin. A Pani jest honorowym sekretarzem Irish-Polish Society. Ciągle jestem sekretarzem, ale mam nadzieję, że ktoś młodszy przejmie tę rolę i obowiązki. Ale wciąż jeszcze jestem zaangażowana na sto procent. Pani Hanno, tak na koniec radiowo obiecuję, że coś dobrego zrobimy z tą archiwalną taśmą z głosem Jana Pawła II. Ja też bym bardzo chciała. Jest też na niej przemówienie Jana Kamińskiego, a przede wszystkim bardzo dużo śpiewu. Ale nie wiem, czy jest Góralu czy ci nie żal. Jan Paweł II trochę tam żartuje. Są to takie „uwagi na marginesie” tego spotkania z Polonią, ale bardzo fajne. To jest to, na co zwracali też uwagę dziennikarze irlandzcy w 1979 roku. Pani sobie przypomina taką scenę na lotnisku w Dublinie, kiedy Jan Paweł II łamie protokół dyplomatyczny, podchodzi do dzieci, które tam się zebrały, i żartuje z nimi, że mają dzisiaj dzień wolny, bo zamiast piątkową porą siedzieć w szkole, to witają papieża. I to wywołało wielkie zaskoczenie dziennikarzy irlandzkich, że nasz papież jest taki bliski, bezpośredni i otwarty. Ja zaś ze swej strony chcę, Pani Hanno, podziękować za to wszystko, co dla Polaków w Irlandii Pani robi. Kłaniam się nisko, dziękując za rozmowę. K Fotografie wykorzystane w artykule pochodzą z archiwum stowarzyszenia Irish-Polish Society.


MA J 2O2O

1 0 0 L AT J P I I Z niej wynikało wszystko inne – i początki państwowości, i chrzest, i celebracja narodowego bierzmowania, gdy Jan Paweł II z mocą wołał: Niech zstąpi Duch Twój! Wołanie to dopełnił w Krakowie słowami: „Pozwólcie przeto, że – tak jak zawsze przy bierzmowaniu biskup – i ja dzisiaj dokonam owego apostolskiego włożenia rąk na wszystkich tu zgromadzonych (…). Tego Ducha pragnę wam dzisiaj przekazać”.

Tego Ducha pragnę wam dzisiaj przekazać Dopiero przez pryzmat udzielenia Apostołom Ducha Świętego w wieczerniku można zrozumieć głębię słów papieskiego powitania na Okęciu, gdy do zgromadzonych powiedział „Przybywam do was jako syn tej ziemi, tego narodu, a zarazem, z niezbadanych wyroków Opatrzności, jako następca św. Piotra na tej właśnie rzymskiej stolicy”. Bez tego, co dokonało się w wieczerniku w chwili Zesłania Ducha Świętego, bez darów języków i charyzmatów, niemożliwe byłoby przepowiadanie Ewangelii ludziom na całym świecie. Mówił o tym Ojciec święty w homilii wygłoszonej w Warszawie: „Dobrze się stało, że moja pielgrzymka do Polski, związana z dziewięćsetną rocznicą męczeńskiej śmierci św. Stanisława, wypadła w okresie Zesłania Ducha Świętego oraz uroczystości Trójcy Przenajświętszej. (…) W Apostołach, którzy otrzymują Ducha Świętego w dzień Zielonych Świąt, są już niejako duchowo obecni wszyscy ich następcy, wszyscy biskupi, również ci, którym od tysiąca lat wypadło głosić Ewangelię na ziemi polskiej. Również ten Stanisław ze Szczepanowa, który swoje posłannictwo na stolicy krakowskiej okupił krwią przed dziewięcioma wiekami. I są w tych Apostołach i wokół nich – w dniu Zesłania Ducha Świętego – zgromadzeni nie tylko przedstawiciele tych ludów i języków, które wymienia księga Dziejów Apostolskich. Są wokół nich już wówczas zgromadzone różne ludy i narody, które przyjdą do Kościoła poprzez światło Ewangelii i moc Ducha Świętego w różnych epokach, w różnych stuleciach. Dzień Zielonych Świąt jest dniem narodzin wiary i Kościoła również na naszej polskiej ziemi. Jest to początek przepowiadania wielkich spraw Bożych również w naszym polskim języku. Jest to początek chrześcijaństwa również w życiu naszego narodu: w jego dziejach, w jego kulturze, w jego doświadczeniach”. Podczas pielgrzymki przenikały się miejsca związane z narodową tradycją z momentami budowy wspólnoty wokół Chrystusa. „Spotykamy się w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Przed oczyma naszej wiary otwiera się wieczernik jerozolimski, z którego wyszedł Kościół i w którym Kościół wciąż trwa. To właśnie tam się narodził jako żywa społeczność Ludu Bożego, jako wspólnota świadoma swej misji w dziejach człowieka” – mówił Jan Paweł II do młodzieży akademickiej. Każdy ma własny dar, będący jego własnym udziałem w zbawczym dziele Chrystusa, buduje Kościół i buduje wspólnoty w różnym zakresie bytowania. Także wspólnoty narodowe. W jaki sposób je buduje i jak te dary odczytywać? Odpowiedź zawiera się w tym samym przemówieniu: „Tak jak kiedyś mój rodzony ojciec włożył mi w rękę książkę i pokazał w niej modlitwę o dary Ducha Świętego – tak dzisiaj ja, którego również nazywacie ojcem, pragnę modlić się z warszawską i polską młodzieżą akademicką o dar mądrości; o dar rozumu; o dar umiejętności, czyli wiedzy; o dar rady; o dar męstwa; o dar pobożności, czyli poczucia sakralnej wartości życia, godności ludzkiej, świętości ludzkiej duszy i ciała; wreszcie o dar bojaźni Bożej, o którym mówi psalmista, że jest on początkiem mąd­ rości. Przyjmijcie ode mnie tę modlitwę, której nauczył mnie mój ojciec – i pozostańcie jej wierni. Będziecie wówczas trwać w wieczerniku Kościoła, związani z najgłębszym nurtem jego dziejów, i będziecie wówczas trwać w wieczerniku dziejów narodu”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na ważny element – ciągłość pokoleń. Obecność Ducha Świętego uzdalnia Kościół do niesienia Ewangelii do wszystkich narodów, przez pokolenia. Jan Paweł II wspomina św. Stanisława, w innym miejscu św. Wojciecha. W przemówieniach przypomina postaci hierarchów poszczególnych diecezji. W rozmowie z młodzieżą powołuje się jednak na autorytet własnego ojca. Przekazuje kolejnemu pokoleniu, swoim duchowym dzieciom, dar modlitwy do Ducha Świętego, której nauczył

go jego przodek. W całym duchowym i narodowym dziedzictwie właśnie ten element ciągłości wiary przez pokolenia, ciągłości tradycji i wartości, jest kluczem do rozumienia budowy wspólnoty. Ojciec święty daje wprost wskazówki, w jaki sposób wspólnotę budować. Wiemy już, że przez wiarę i tradycję. Jednak to nie wszystko: „Ogromnie wiele zależy od tego, jaką każdy z was przyjmie miarę swojego życia, swojego człowieczeństwa. Wiecie dobrze, że są różne miary. Wiecie, że są różne kryteria oceny człowieka, wedle których kwalifikuje się go już w czasie

– do jedności Ciała, Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek i trwanie tej tajemnicy. Trwanie bowiem jest stałym powracaniem do początku. I oto słyszymy, jak w wieczerniku jerozolimskim napełnieni Duchem Świętym Apostołowie »zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić«. Języki obce stały się swoimi, stały się własnymi, dzięki tajemniczej sprawczości Ducha Świętego (…). I chociaż autor Dziejów Apostolskich nie wylicza wśród języków, którymi wówczas zaczęli przemawiać Aposto-

kościelną. Ilekroć znajdujemy się tutaj, na tym miejscu, musimy widzieć na nowo otwarty wieczernik Zielonych Świąt. I musimy słyszeć mowę praojców, w której zaczęły być przepowiadane wielkie dzieła Boże”. Czytając słowa papieża wygłoszone czy to w Warszawie, czy w Krakowie, czy Gnieźnie, stawiamy pytanie – na ile nauczanie Jana Pawła II podczas pielgrzymek do kraju jest uniwersalne? Czy jego nauka dotycząca działania Ducha Świętego w narodzie odnosi się do konkretnej historii każdego narodu? Papież jasno wskazuje na wieczernik

Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny trwała od 2 do10 czerwca 1979 r. Jan Paweł II wyraźnie zaznaczył, iż przybył w 900. rocznicę śmierci św. Stanisława. Wędrował przez Polskę, dotykając jej początków: Gniezna, Krakowa. Wspominał jednocześnie początki i państwowości, i chrześcijaństwa w Polsce. Ale to nie te elementy były osią tej pielgrzymki. Najważniejszym wydarzeniem, jakie miało miejsce w jej trakcie, była Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. To było spoiwo wszystkich jego przemówień.

Działanie Ducha w narodzie I pielgrzymka Jana Pawła II do Polski Wojciech Pokora

studiów, potem w pracy zawodowej, w różnych kontaktach personalnych itp. Odważcie się przyjąć tę miarę, którą pozostawił nam Chrystus w wieczerniku Zielonych Świąt, a także w wieczerniku naszych dziejów. Odważcie się spojrzeć na swoje życie w jego bliższej i dalszej perspektywie, przyjmując za prawdę to, co św. Paweł napisał w swoim Liście do Rzymian: »Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia« – czyż nie jesteśmy świadkami tych bólów? Bowiem »stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych«. A więc oczekuje nie tylko na to, że uniwersytety i różnego typu wyższe uczelnie, a przedtem średnie, a przedtem podstawowe szkoły przygotują inżynierów, lekarzy, prawników, filologów, historyków, humanistów, matematyków i techników, ale oczekuje na objawienie się synów Bożych! Oczekuje od was tego objawienia – od was, którzy w przyszłości będziecie lekarzami, technikami, prawnikami, profesorami… Zrozumcie, że człowiek, stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, jest równocześnie wezwany w Chrystusie do tego, aby w nim objawiło się to, co jest z Boga. Aby w każdym z nas objawił się w jakiejś mierze Bóg”.

Duch pozwala mówić Powyższe rozważanie Jan Paweł II rozwinął na kolejnym etapie pielgrzymki. W Gnieźnie przypomniał, że Kościół ostatecznie rodzi się z mocy słów: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Mówił: „Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek Kościoła, który poprzez wszystkie pokolenia ma wprowadzać ludzkość – ludy i narody

łowie, naszego języka – nadejdzie czas, gdy następcy Apostołów z wieczernika zaczną przemawiać również językiem naszych praojców i głosić Ewangelię ludowi, który w tym języku tylko może ją zrozumieć i przyjąć”. Jeśli mielibyśmy wskazać w przemówieniach Jana Pawła II momenty, w których daje wykładnię pneumatologii narodu, to niewątpliwie powyższe słowa znajdą się wśród najważniejszych. Kościół bierze swój początek w wieczerniku. Przez Kościół ludy i narody wprowadzane są do Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Wszelkie późniejsze gesty i symbole są jedynie odpowiedzią na ten najważniejszy akt – Zesłanie Ducha Świętego. To dzięki niemu „zapłonął znicz Ewangelii na ziemi naszych praojców”, jak zauważa papież: „Wraz z tym język Apostołów odezwał się po raz pierwszy jakby w nowym przekładzie, w naszym brzmieniu, które zrozumiał lud żyjący nad Wartą i Wisłą, i które my do dziś rozumiemy. Grody zaś, z którymi związały się początki wiary na ziemi Polan, naszych praojców – to Poznań, gdzie od najdawniejszych czasów, bo już dwa lata po chrzcie Mieszka osiadł biskup – oraz Gniezno, gdzie w roku tysięcznym dokonał się wielki akt o charakterze kościelno-państwowym. Oto przy relikwiach św. Wojciecha spotkali się wysłannicy papieża Sylwestra II z Rzymu z cesarzem rzymskim Ottonem III i pierwszym królem polskim (wówczas jeszcze tylko księciem) Bolesławem Chrobrym, synem i następcą Mieszka, ustanawiając pierwszą polską metropolię, a przez to samo kładąc podwaliny ładu hierarchicznego dla całych dziejów Ojczyzny. W ramach tej metropolii znalazły się w roku tysięcznym Kraków, Wrocław i Kołobrzeg jako biskupstwa zespolone jedną organizacją

jako miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, zatem historia zbawienia każdego z nas, jako Polaków, ma swój początek i koniec w Bogu, nie w Gnieźnie czy w Mieszku I. Nie ma innej historii zbawienia. Jest jedynie wspólnota, w której poszczególne historie się realizują: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież, który nosi w swojej duszy szczególnie wyrazisty zapis dziejów własnego narodu od samego jego początku, ale także i dziejów pobratymczych, sąsiednich ludów i narodów, na

Przez 40 lat, które minęły od czasu wypowiedzenia przez Jana Pawła II powyższego apelu, zdajemy się zostawiać chrześcijańskie i narodowe dziedzictwo w przedpokoju współczesnej Europy. sposób szczególny nie ujawnił i nie potwierdził w naszej epoce ich obecności w Kościele? Ich szczególnego wkładu w dzieje chrześcijaństwa? Ażeby odsłonił te profile, które właśnie tutaj, w tej części Europy, zostały wbudowane w bogatą architekturę świątyni Ducha Świętego? Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież-Polak, papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową

jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu? My, Polacy, którzy braliśmy przez całe tysiąclecie udział w tradycji Zachodu, podobnie jak nasi bracia Litwini, szanowaliśmy zawsze przez nasze tysiąclecie tradycje chrześcijańskiego Wschodu. Nasze ziemie były gościnne dla tych tradycji, sięgających swych początków w Nowym Rzymie – w Konstantynopolu. Ale też pragniemy prosić gorąco naszych braci, którzy są wyrazicielami tradycji wschodniego chrześcijaństwa, ażeby pamiętali na słowa Apostoła: »Jedna wiara, jeden (…) chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich. Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa«. Ażeby o tym pamiętali. I żeby teraz, w dobie szukania nowej jedności chrześcijan, w dobie nowego ekumenizmu, wspólnie z nami przykładali rękę do tego wielkiego dzieła, które tchnie Duch Święty! Tak. Chrystus tego chce. Duch Święty tak rozrządza, ażeby to zostało powiedziane teraz, tutaj w Gnieźnie, na ziemi piastowskiej, w Polsce, przy relikwiach św. Wojciecha i św. Stanisława, wobec Wizerunku Bogarodzicy-Dziewicy, Pani Jasnogórskiej i Matki Kościoła. Trzeba, ażeby przy sposobności chrztu Polski była przypomniana chrystianizacja Słowian (…) Papież Jan Paweł II – Słowianin, syn narodu polskiego, czuje, jak głęboko wrastają w glebę historii korzenie, z których on sam razem z wami wyrasta. Ile wieków liczy ta mowa Ducha Świętego, którą on dzisiaj sam przemawia i z watykańskiego wzgórza świętego Piotra, i tutaj, w Gnieźnie, ze Wzgórza Lecha, i w Krakowie z wyżyn Wawelu. Ten papież-świadek Chrystusa, miłośnik Jego Krzyża i Zmartwychwstania, przychodzi dziś na to miejsce, aby dać świadectwo Chrystusowi żyjącemu w duszy jego własnego narodu, Chrystusowi żyjącemu w duszach narodów, które kiedyś przyjęły Go jako Drogę, Prawdę i Życie. Przychodzi więc wasz rodak, papież, aby wobec całego Kościoła, Europy i świata mówić o tych często zapomnianych narodach i ludach. Przychodzi wołać wołaniem wielkim. Przychodzi ukazywać te drogi, które na różny sposób prowadzą z powrotem w stronę wieczernika Zielonych Świąt, w stronę Krzyża i Zmartwychwstania. Przychodzi wszystkie te narody i ludy – wraz ze swoim własnym – przygarnąć do serca Kościoła: do serca Matki Kościoła, której ufa bezgranicznie”. W perspektywie wieczernika, do którego z powrotem prowadzą drogi Ducha Świętego, widać Krzyż i Zmartwychwstanie. Kościół, mający swoje korzenie w wieczerniku, prowadząc Lud Boży przez działanie Ducha Świętego drogami różnych narodów i tradycji (wschodnia i zachodnia), i tak zmierza do jednego celu. To jest istotą chrześcijaństwa i to jest definicją pneumatologii narodu.

Apel do młodzieży, by zachowała dziedzictwo narodowej kultury Nieodłącznym elementem życia narodu jest także kultura. W niej odzwierciedlony jest całokształt duchowego i materialnego dorobku społeczeństw. Spoglądając na dorobek kulturowy poszczególnych narodów, łatwo można odgadnąć ich źródła inspiracji i stan ducha. Nie bez przyczyny duży nacisk na kulturę kładł więc Jan Paweł II: „Kultura polska od początku nosi bardzo wyraźne znamiona chrześcijańskie. To nie przypadek, że pierwszym zabytkiem, świadczącym o tej kulturze, jest Bogurodzica. Chrzest, który w ciągu całego milenium przyjmowały pokolenia naszych rodaków, nie tylko wprowadzał ich w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, nie tylko czynił dziećmi Bożymi przez łaskę, ale znajdował stale bogaty rezonans w dziejach myśli, w twórczości artystycznej, w poezji, muzyce, dramacie, plastyce, malarstwie i rzeźbie. W dziejach kultury polskiej odzwierciedla się dusza narodu. Żyją w nich jego dzieje. Jest ona nieustającą szkołą rzetelnego i uczciwego patriotyzmu. Właśnie dlatego też umie stawiać wymagania, umie podtrzymywać ideały, bez których trudno człowiekowi uwierzyć w swoją godność i siebie samego wychować” – mówił papież do młodzieży zgromadzonej na Wzgórzu Lecha. Słowa papieża Jana Pawła II w przeddzień wejścia Kościoła w III tysiąclecie chrześcijaństwa z perspektywy 40 lat możemy uznać za prorocze. Przede wszystkim kultura polska jest elementem dziedzictwa, a zarazem „wybitną cząstką europejskiej i ogólnoludzkiej kultury”. W tym jednym zdaniu jak

KURIER WNET

7

w soczewce skupiają się nasze narodowe kompleksy i lata „wchodzenia” na nowo do Europy. Jednak przez 40 lat, które minęły od czasu wypowiedzenia przez Jana Pawła II powyższego apelu, zdajemy się zostawiać chrześcijańskie i narodowe dziedzictwo w przedpokoju współczesnej Europy. Żeby stać się godnymi miana Europejczyków, wyrzekamy się „godności człowieka na naszej ziemi. Polskiej, słowiańskiej ziemi”. Jednak papież już wtedy to przewidział. Na tym samym Wzgórzu Lecha, kilka chwil później, w obecności zgromadzonych tam wiernych w modlitwie wołał, by Kościół odradzał się, nie czerpiąc z obcych i zatrutych cystern: „Oblubienico Ducha Świętego i Stolico Mądrości! Twojemu pośrednictwu zawierzamy wspaniałą wizję i program odnowy Kościoła w naszej epoce, która wyraziła się w nauce II Soboru Watykańskiego. Spraw, abyśmy tę wizję i ten program w całej autentycznej prawdzie – tak jak za naszą nieudolną posługą dał nam ją poznać

Papież jasno wskazuje na wieczernik jako miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, zatem historia zbawienia każdego z nas, jako Polaków, ma swój początek i koniec w Bogu, nie w Gnieźnie czy w Mieszku I. Duch Święty – w tejże samej prawdzie, prostocie i mocy czynili przedmiotem naszego postępowania, posługiwania, nauczania, pasterzowania, apostolatu. Żeby cały Kościół odradzał się w tym nowym źródle poznania swej własnej istoty i misji, nie czerpiąc z żadnych obcych ani zatrutych cystern”. W jaki sposób jednak poradzić sobie jako wspólnota z rozpoznaniem obcych i zatrutych źródeł? Tu znów Jan Paweł II przyzywa Ducha Świętego. Robi to w Krakowie, w homilii podczas Mszy św. na Błoniach. Papież przekazuje wiernym Ducha Świętego, jak biskup przekazuje Go podczas bierzmowania, dając wskazówki: Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! „Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego! Musicie być mocni, drodzy Bracia i Siostry, mocą tej wiary, nadziei i miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem na naszym etapie dziejów – dialog z człowiekiem i światem, zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym: z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym – dialog zbawienia”. Wyrazem tego dialogu ze światem jest również ekumenizm. To dialog, który także leży u podstaw naszej kultury. To kolejny element pneumatologii naszego narodu, wskazujący na jej uniwersalny charakter. Strzeżmy swojego depozytu wiary, strzeżmy i dbajmy o narodową tradycję i kulturę, ale nie zamykajmy się na obcych. Papież zachęcał – „Trzeba pracować na rzecz pokoju i pojednania pomiędzy ludźmi i narodami całej ziemi. Trzeba szukać zbliżeń. Trzeba otwierać granice. Gdy jesteśmy mocni Duchem Boga, jesteśmy także mocni wiarą w człowieka – wiarą, nadzieją i miłością: są one nierozerwalne i jesteśmy gotowi świadczyć sprawie człowieka wobec każdego, któremu ta sprawa prawdziwie leży na sercu. Dla którego ta sprawa jest święta. Który pragnie jej służyć wedle najlepszej woli. Więc nie trzeba się lękać! Trzeba otworzyć granice. Pamiętajcie, że nie ma imperializmu Kościoła. Jest tylko służba. Jest tylko śmierć Chrystusa na Kalwarii. Jest tylko działanie Ducha Świętego jako owoc tej śmierci, który trwa z nami wszystkimi, trwa z ludzkością całą »aż do skończenia świata«. I dlatego – zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym”. K


8

MA J 2O2O

M

oje zainteresowanie budzą tak naprawdę dwa z nich: mit nieustannego postępu oraz lęk przed świecką apokalipsą, tak chętnie lansowany w popkulturze. Zjawisko nazwane pandemią wyostrzyło kwestię obydwu, a w przyszłości na pewno dostarczy tematów, o ile już tak się nie stało, twórcom literatury, filmu i gier komputerowych, w których pełnić będzie rolę głównego bohatera, oczywiście w licznych wariacjach.

Postęp, czyli demokracja liberalna Dla świeckiego świata wiara w postęp była tak niezbędna, jak dla ludzi religijnych istnienie Boga-Stwórcy. Łatwo więc było ów „postęp” uczynić świec­ kim bogiem, a wiarę w niego rodzajem religii. Nie jest to przypadłość tylko ostatnich czasów. Pogoń za nowością człowiek ma wpisaną w naturę, a szukanie lepszych rozwiązań służących życiu indywidualnemu i społecznemu nie jest też niczym złym. Kościół nigdy nie miał nic przeciw temu, żeby rzeczywistość poprawiać, a świat czynić znośniejszym. Jednak zawsze zbawienie wieczne było tu najważniejsze; to na tym tle wybuchały i nadal wybuchają konflikty wynikające ze sporu techniki z etyką. Świecki postęp stopniowo stawał się bogiem, rugując nie tylko tego pisanego wielką literą, ale i ludzi, i instytucje bezkompromisowo głoszące co innego. Świecka współczesność stawała się coraz bardziej zaborcza. Nie wystarczało być z regułami świata pogodzonym, trzeba było się wyrzec dotychczasowej religii. Dzisiejszy postęp składa się z kilku elementów. Bez wątpienia jednym z nich jest demokracja oparta na demoliberalnych założeniach, z partiami politycznymi jako fundamentem tego sytemu. Rzeczywistość, jaką mamy dziś, w tym obszarze życia kształtowała się stopniowo gdzieś od Oświecenia, by przyśpieszyć gwałtownie w wieku XIX, coraz brutalniej niwelując postulaty rzeczywistej wolności obywatelskiej wynikające z innych korzeni. Dziś bardzo trudno żyć w społeczeństwie, starać się być aktywnym i zachować dystans do debaty politycznej lub też trwać na własnych pozycjach, nie opowiadając się po żadnej z głównych stron sporu. Jeżeli ktoś głosi oczywistą prawdę, że udział w demokratycznym procedowaniu w ogóle nie musi opierać się na systemie partyjnym, ma ogromną szansę zostać uznanym za oszołoma lub zwykłego wariata. A przecież koncepcja dobra wspólnego nie musi na całej linii być ideologiczna, chociaż spór światopoglądowy, przeniesiony na grunt ideologii właśnie, znakomicie utrudnia apolityczną dyskusję propaństwową. Gdyby w niej uznać priorytet prawa naturalnego, oczywiście problemu by nie było albo stałby się znacznie mniejszy, niemniej ideologie skutecznie odwodzą całą debatę od kompleksowej koncepcji praw wynikających z niezbywalnej godności osoby ludzkiej. Chętnie natomiast sięgają do worka z wszelkim materiałem nazwanym „wartościami demokratycznymi”, które przybierają niekiedy bardzo dziwaczne formy, tworzone chyba tylko po to, by uruchamiać nowe kierunki debaty społecznej, oczywiście ściśle reglamentowanej i nadzorowanej. Dziś, w miejmy nadzieję krótkiej epoce koronawirusa, tego typu działalność również ma miejsce. Z jednej strony z pierwszych stron portali internetowych, gazet papierowych i mediów obrazkowych zniknęły lub przesunęły się na dalszy plan „prawa osób LGBT+ i coś tam”. Dla przykładu warto wspomnieć choćby, iż kolejna wypowiedź pani europosłańczyni, dr Sylwii S. (pisałem o niej dwa miesiące temu w „Kurierze WNET”) – dotycząca akcji sprowadzania Polaków i ich niepolskich małżonków w czasie sanitarnego zamykania granic, w której to wypowiedzi domagała się, by prawo przyjazdu uzyskali też homoseksualni partnerzy naszych powracających rodaków – przeszła, pewnie ku jej zdziwieniu, zupełnie bez echa, pokazując, jaką wagę ma ta kwestia dla Polaków w sytuacji większego zagrożenia. W moim pisaniu, jak i w życiu, wszystko zwykle ma dwie strony. Z tej drugiej chyba widać, że walka z tradycyjnymi wartościami gdzieś tam trwa. Można tu przytoczyć sprawę traktowania w czasie tzw. kwarantanny potrzeb religijnych katolików, który to problem chyba nie przeminie bez konsekwencji w życiu społecznym.

ZADYSZKA POSTĘPU Wirus, który wkradł się do naszego świata i skutecznie przekierował na nowe tory większość dyskusji medialnych, politycznych i prywatnych w ostatnich miesiącach, daje też okazję do poważnego przemyślenia paradygmatów, które sterowały globalnym światem i, zdaje się, były przedmiotem wiary mas.

Między postępem

a apokalipsą Piotr Sutowicz

FOT. WOJCIECH SOBOLEWSKI

KURIER WNET

Religia jako ofiara? Postęp – jedna z twarzy świeckości – jest zazdrosny i, jak już wspomniałem, domaga się wyłączności. Religia w czasie zarazy stała się więc kolejny raz chłopcem do bicia nie wiadomo właściwie za co. Pogląd, że Boga nie ma, często domaga się piętnowania tych, którzy mają inne przekonanie i dają temu praktyczny wyraz, choćby w życiu społecznym. W dziejach Europy kataklizmy pociągały za sobą różne sposoby postępowania. W czasach starożytnego Rzymu oskarżano chrześcijan o działanie na szkodę społeczeństwa. Symbolem tego stał się pożar Rzymu w czasach Nerona, kiedy to chrześcijanom zarzucono podpalenie miasta i drastycznie ich ukarano. Wspomnienie tamtych zdarzeń znajduje bardzo żywe odzwierciedlenie w naszej literaturze od Sienkiewicza po Dobraczyńskiego. W średniowieczu i po nim od chrześcijan oczekiwano, by się modlili o oddalenie zła i pomagali czynnie w zwalczaniu jego skutków. W modlitewnikach i litaniach znajdziemy wielu świętych, którzy zasłynęli z tego, że odważnie, z narażeniem życia, często składając z niego ofiarę, nieśli pomoc cierpiącym. Nie będę tu takiej listy odtwarzał, bo zajęłoby to naprawdę wiele miejsca, a dla Czytelnika i tak jest kwestią oczywistą. Dzisiejszemu światu jednak taka postawa chrześcijan w sposób widoczny przeszkadza. W modlitwę się z zasady nie wierzy, heroiczna ofiarność zaś stała się dla współczesności zbędna, gdyż miała ją zastąpić zorganizowana działalność państwa. Oczekiwano, że postęp tę sprawę załatwi. Jest to – czy też miał być – długofalowy skutek działalności państw nowożytnych, najpierw

protestanckich, później monarchii mieniących się katolickimi, a w końcu również – wyłaniających się z najczęściej krwawych rewolucji demokracji czy to burżuazyjnych, czy zwanych proletariackimi. W każdym z tych ustrojów własność Kościoła służąca leczeniu i działalności charytatywnej była mu odbierana, co najczęściej oznaczało rozkradanie jej i całkowite zniszczenie, by w jej miejsce mógł się pojawić państwowy system opieki zdrowotnej i socjalnej, oparty na pracy najemnej. Dziś, kiedy istnieje ryzyko, że system się zawali, od chrześcijan wymaga się, by swą aktywność i poczucie odpowiedzialności za wspólnotę uzewnętrznili poprzez zostanie w domu. Jeśli chcą uciszyć swoje sumienie, mogą co najwyżej przekazać właściwym instytucjom – najlepiej państwowym, choć niekoniecznie – stosowną ilość środków służących poprawie obecnego stanu, ale broń Boże nic więcej robić nie powinni. Nie wolno im zbierać się na modlitwie w kościołach, co najwyżej mogą cieszyć się transmisjami, które rzeczywiście namnożyły się jak grzyby po deszczu i pokazały, że jeszcze komuś zależy na mszy św., widzianej choćby tylko na ekranie komputera, czy na rekolekcjach usłyszanych poprzez stream­ing. W tej dziedzinie wydarzyło się dużo dobrego. Przy okazji dała się zauważyć oferta transmisji nabożeństw ze strony mediów, które dotąd absolutnie stroniły od takich propozycji, a rozdział Kościoła od państwa, czy ogólnie od życia publicznego, czyniły paradygmatem swej działalności. W tym wypadku przyczyny mogą być dwie: pierwsza – znaczna liczba zainteresowanych widzów, druga – dostosowanie się do chwilowego trendu i liczenie na to, że

część katolików, szczególnie tych mniej pobożnych, przyzwyczai się do takiej formy uczestniczenia w obrzędach religijnych i do kościoła już nie wróci, a przy ekranie może zostać. Wniosek taki wydaje się cokolwiek przewrotny, ale dość uzasadniony. Szczególnie że inne fakty wskazują na to, iż rzesze katolików i chyba liczni duszpasterze mieli od dawna problem z odnalezieniem się we współczesnej rzeczywistości, stojąc w rozkroku między wymaganiami postępu a trwaniem przy religii. W tym kontekście należy zwrócić uwagę na upubliczniony przez media fakt samowoli kardynała Konrada Krajewskiego, który otworzył zamknięty zgodnie z rozporządzeniem władz rzymskich – zarówno cywilnych, jak i kościelnych – swój kościół tytularny, by mogli przychodzić do niego ci, którzy najbardziej tego potrzebują. Ponoć miał on na myśli przede wszystkim bezdomnych, w tym imigrantów, ale przypomniał swym gestem, że kiedyś w czasie epidemii kościoły były miejs­ cem schronienia takich właśnie ludzi. Zdaje się, że dzięki temu aktowi nieco złagodzone zostały zasady postępowania względem rzymskich kościołów. U nas na szczęście większość świątyń pozostała mniej czy bardziej dostępna dla ludzi, o co zresztą prosili proboszczów biskupi.

Między doczesnością a wiecznością Obiektywne spojrzenie na tę sytuację jest rzeczywiście skomplikowane. To w imię ochrony społeczeństwa katolicy mieli zaniechać modlitwy w kościołach, w tym bezpośredniego udziału we mszy świętej. Księża, którzy próbowali początkowo zwiększyć liczbę

nabożeństw, później i tak zostali postawieni w sytuacji drastycznego zmniejszenia udziału wiernych świeckich do poziomu uniemożliwiającego jakiekolwiek manewrowanie w tej kwestii. Nieliczne próby kontestowania decyzji władz i podkreślania faktu, że w wielkich świątyniach spokojnie mogłoby uczestniczyć w modlitwie kilkanaście razy więcej osób niż dopuszczone pięć, były ignorowane bądź zbijane argumentami w rodzaju, że jeden wyjątek będzie rodził następne, a to może być niebezpieczne. Zresztą sami duszpasterze, zdaje się, nie chcieli się na tym tle wzniecać konfliktów. Z drugiej strony jakiekolwiek próby odstępowania od tych ograniczeń rodziły natychmiastową bezpośrednią reakcję organów państwa, mimo że świątynie konsumpcji, czyli supermarkety, były traktowane z wyraźnie większą pobłażliwością i restrykcje spływały tu znacznie wolniej, mało skutecznie i bardziej przypominały grożenie palcem niż realną wolę rozwiązania problemu tłumów kupujących rzeczy niekoniecznie pierwszej potrzeby. Podobnie rzecz wyglądała z parkami i miejskimi terenami zielonymi: z jednej strony nie wolno było wychodzić z domu, chyba że na krótki spacer, z drugiej wszakże nikt nie precyzował, na czym polegają oba pojęcia, tzn. czym jest zarówno sam spacer, jak i jego krótkość. Równie niejasne było zalecenie czy też rozporządzenie mówiące, że nie wolno tworzyć grup ludzkich większych niż dwie osoby, przy czym rzecz nie dotyczyła rodzin. Niejasne przepisy niejasno bywały wykonywane, a całość rozporządzeń bardziej przypomniała próbę przeprowadzenia jakiegoś wielkiego eksperymentu społecznego niż realnych ograniczeń. Oprócz tego, że obostrzenia prawne na polu życia religijnego w czasie Wielkiego Postu bardzo mocno uderzyły w katolików, to spotkało ich coś jeszcze, co było szczególnie widoczne w sieci: ogromna fala hejtu, jaka spłynęła na wierzących – nie wiadomo za co. Właściwie chyba za sam fakt istnienia. Były to po pierwsze głosy oburzenia, że zbierają się i rozszerzają chorobę, są więc nieodpowiedzialni i szkodzą społeczeństwu, z drugiej strony – od przedstawicieli pierwszego szeregu życia politycznego płynęły absurdalne zarzuty, iż modlitwa nie chroni przed wirusem, bo osoby religijne też umierają. Wszystko wskazuje na to, że nienawiść do wiary ma bardzo głębokie korzenie i na razie trudno powiedzieć, by doświadczenie, które nadeszło, skłoniło elity do przewartościowania tej postawy. Być może jednak rzeczywistość pójdzie w przeciwnym kierunku niż ich oczekiwania kontynuacji postępu. Czas pokaże.

No właśnie – czy inżynieria społeczna? Pytanie, czy chodzi o jakąś wielką grę ze społeczeństwami na całym świecie, wydaje się być otwarte, przynajmniej dla nas na obecnym poziomie wiedzy. Tak jak wciąż nieznana jest prawdziwa odpowiedź na pytanie, czym rzeczony wirus jest i skąd tak naprawdę się wziął? Sieć pełna jest teorii spiskowych w tym względzie, z których niektóre bywają bardziej absurdalne, inne nieco mniej, lecz jedno na razie wydaje się ważne – żadnej z nich nie należy odrzucać, chyba że na pierwszy rzut oka wygląda na dzieło twórcy literatury science fiction lub chorego umysłu. Na razie jednak nie będę zajmował się tą sprawą, lecz praktycznymi skutkami tego, co się wydarzyło. Przede wszystkim w przeciwieństwie do niemal wszystkich co bardziej popularnych świeckich apokalips znanych z literatury czy filmów, gdzie ludzie gromadzili się w celu pokonania takiego czy innego wroga, choćby innej zorganizowanej grupy, tu celem stało się rozproszenie nas i odosobnienie. Świat mediów miał nam w tym wydatnie pomóc. Jednak życie pokazało, że społeczeństwo, przynajmniej nasze, poddaje się takiemu zabiegowi bardzo niechętnie, wręcz stawia opór i dopiero w obliczu restrykcji albo silnej, mającej je przestraszyć propagandy, nieco się ugina. Oczywiście były jednostki, które poddały się bezapelacyjnie wszelkim rozporządzeniom i chętnie postponowały innych z powodu prawdziwego lub rzekomego łamania zasad. Trudno się wypowiadać z całkowitą obojętnością w tej kwestii, gdyż granica między nieodpowiedzialnością jednych a szaleństwem drugich przebiega wzdłuż bardzo krzywych linii, a w określonej rzeczywistości emocje wyzwalają się nadzwyczaj łatwo. Fakt jest taki, że na pewno socjologowie będą mieli co robić przez długi czas. Tak jak, zdaje się,

klęska zdalnej edukacji powstrzyma, przynajmniej chwilowo, zapędy, które miały zlikwidować bądź znacznie zredukować szkołę w kształcie, w jakim dotychczas ją znamy. Czy to źle, czy dobrze, nie mnie oceniać. Kolejna ciekawa obserwacja, która chcąc nie chcąc wyłania się z minionego czasu, dotyczy zjawiska śmierci. Przez społeczeństwo konsumpcyjne było ono odpychane jak najdalej, próbowano wręcz sobie wmówić, że myśl ludzka jest o krok od wynalezienia świeckiego sposobu na niemal całkowitą nieśmiertelność. Wspominana już i lubiana przez mnie literatura science fiction wspierała dotychczas tę myśl, choć tu akurat dociekliwi czytelnicy znajdowali również obawy i niepokój, że tego typu rozwiązania mogą więcej skomplikować niż pomóc, ale tym się chyba zbytnio nie przejmowano. Oczywiście rzecz jest tak naprawdę iluzją – ludzie giną i umierają na skutek nieszczęśliwych wypadków, wojen, chorób, ze starości i z innych przyczyn. Co prawda życie w świecie tzw. Zachodu rzeczywiście staje się coraz dłuższe, ale nie wynika to z żadnych wielkich wynalazków. Na końcu choćby najdłuższego życia człowiek i tak musi umrzeć. Wszystko inne jest tylko propagandą, być może jakimś świeckim chciejstwem i chyba właśnie inżynierią społeczną, mającą na celu promocję owego świeckiego boga – postępu, który ma rozwiązać wszystkie problemy, a kiedyś pewnie i zakończyć historię. Nie jest to cel nowy; w ciągu wspomnianych na początku ostatnich kilkuset lat taką wizję budowano. Samo zaś poszukiwanie nieśmiertelności na własny rachunek ma niezmiernie starą tradycję. Nie wiem, jak osądzą mnie religioznawcy, ale zaryzykuję stwierdzenie, że już epos o Gilgameszu jest wyrazem takiego dążenia, a biblijna opowieść o wieży Babel – opisem jego klęski. Nie bez kozery masoneria i różne antyreligijne bractwa spiskowe tak chętnie nawiązują właśnie do mitu wieży Babel. Być może nie są to ateiści, lecz ci, którzy chcą świadomie sprzeciwić się Bogu-Stwórcy i jego planom. Współczesność jest aż nadto pełna takich projektów i zamierzeń. Marks i jego zstępni zajmują tu poczesne miejsce; być może zresztą wszyscy oni są tylko narzędziem kogoś znacznie większego. W każdym razie pandemia przybliżyła ludzi do zjawiska śmierci i wcale ich to nie ucieszyło ani nie uspokoiło. Okazało się bowiem, że wiara większości społeczeństw leży w gruzach, a świeckie paraprzepowiednie apokaliptyczne nie przygotowały ich na to, co nieuchronne. Żeby było jasne: jakkolwiek by liczyć owe śmierci i rzeczywiste tragedie pojedynczych ludzi i całych rodzin, skala zjawiska nie daje się na razie porównać z tym, co działo się choćby w czasie II wojny światowej, gdzie obcowanie ze śmiercią było naprawdę realne i powszechne. Być może dlatego początkowo najmocniej lekceważyli zagrożenie ludzie, których ono najbardziej dotyczyło – najstarsi; ci, którzy przeżyli tamtą tragedię i obecna po prostu nie robiła na nich wrażenia. Wygląda na to, że mamy do czynienia z klęską idei świeckiego postępu. Król okazał się całkowicie nagi, teraz długo trzeba będzie odbudowywać wiarę w możliwość zbudowania wieży Babel, chyba że znajdzie się jakiegoś kozła ofiarnego. Niewykluczone, że stanie się nim chrześcijaństwo, które jest wrogiem zasadniczym „idei wieży Babel” i każda okoliczność zostanie wykorzystana do jego zniszczenia. Niektórzy starsi lub zainteresowani historią Czytelnicy wiedzą, że w latach głębokiej komuny wrogiem „ludu pracującego”, Związku Radzieckiego i naszej „ludowej ojczyzny” był sługus imperializmu amerykańskiego, wcześniej hitleryzmu – w sutannie właśnie – lub ten, kto takim osobnikom dał się zwieść. Watykan zaś nie był niczym innym, jak ekspozyturą CIA albo czegoś podobnego. Dziś od takiej propagandy bije niewątpliwa siermięga, ale jak się ją jakoś przepakuje, to kto wie... W końcu dla idei postępu warto posłużyć się każdym środkiem. Nowoczesna demokracja musi być wprowadzona, choćby nie dało się zebrać jakiejkolwiek większości zainteresowanej realizacją jej założeń. Jak mówili wielcy rewolucjoniści: rewolucja wymaga ofiar, a czasami też zjada własne dzieci. Co dalej? Na pewno będzie ciężko. Szczególnie, że oprócz zarysowanych tu problemów pojawiły się nowe. Niepowstrzymany postęp ogarniał wszystkie dziedziny życia, także ekonomię i idącą w ślad za nią konsumpcję, a tu pojawiła się zadyszka, która wkrótce może okazać się dychawicą. To zagwozdka dla postępów postępu. K


MA J 2O2O

KO R Z E N I E K AT Y N I A

N

a pograniczu Sergiusz Piasecki wodził za nos sowietów, fabryki budowały nasze lotnictwo, ułani poili w rzekach konie i śpiewali panienkom sprośne piosenki, które pisał im Pierwszy Ułan Drugiej Rzeczypospolitej. Młodzież uczyła się w najlepszym systemie edukacji w dziejach świata, który to system wraz z najgenialniejszymi profesorami dał nam pokolenie kolumbów. Chcieliśmy nawet kolonizować Madagaskar, by uczynić Afrykę jeszcze lepszym miejscem na Ziemi. A mieliśmy jej wiele do zaoferowania, więcej nawet niż dotychczasowi kolonizatorzy. Poza tym – a co napawa nas największą dumą – wodziliśmy za nos cały rodzący się totalitarny świat. Byliśmy zawsze wierni zasadom, nigdy nie czyniliśmy nikomu świństw, a wręcz nieśliśmy światu płomień nadziei na zwycięstwo nad czerwonym i brunatnym złem: a to łamiąc z nudów sowieckie szyfry w 1920 r. i brawurowo nadając wcielonym diabłom ze Wschodu Pismo Święte, a to znów łamiąc szyfr Enigmy i będąc o krok od pokonania Hitlera, jeszcze zanim stało to się modne na całym świecie. To za naszym przykładem szli później alianci, gdy zobaczyli, że mieliśmy rację! Ale jak zwykle, nikt nas nie słuchał i wojny prewencyjnej z Niemcami nie było. A odmienilibyśmy losy świata. Tylko zabrakło nam czasu i wsparcia. Byliśmy herosami. To był cudowny sen. Szkoda, że nieprawdziwy. Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski wrócił do władzy, dawno straciliśmy inicjatywę wywiadowczą na kierunku wschodnim. Polska, podobnie zresztą jak Estonia, Łotwa, Finlandia, Rumunia, a nawet Francja i Wielka Brytania (oczywiście w różnym stopniu), była zinfiltrowana przez wywiad sowiecki, który co najmniej od 1921 r. prowadził wielką akcję dezinformacyjną pod kryptonimem „Trust”. W latach 1922–1926 Czeka, a później GPU

Okres dwudziestolecia międzywojennego jawi się nam, współczesnym, jako czas wielkich czynów i wielkich marzeń. Odczuwamy sentyment do szalonych lat dwudziestych i kryzysowych, ale jednak perspektywicznych i rozwojowych lat trzydziestych. Myślimy z nostalgią o Gdyni, o Centralnym Okręgu Przemysłowym, o rozwoju kultury i sztuki. Po szynach mknęły najszybsze w dziejach Polskich Kolei Państwowych pociągi, po niebie latały rodzimej produkcji nowoczesne samoloty. Tęsknimy do naszych kresów, które w tym czasie rozkwitały, a Lwów i Wilno były krainami wręcz mitycznymi, gdzie nasza kultura krzewiła się bujnie, matematycy pili po knajpach koniak, rozwiązując na serwetkach złożone zadania matematyczne, a Wesoła Lwowska Fala promieniowała na cały kraj, stając się najpopularniejszym programem radiowym.

Dlaczego doszło do Katynia? (II) Wojciech Pokora

postanowił włączyć je w ustrój państwa polskiego i uczynić lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. Jednym z najważniejszych architektów tej polityki stał się Henryk Józewski. Za przygotowanie strategii zmiany wizerunku Polski w oczach Ukraińców odpowiedzialny został Tadeusz Hołówko. W relacjach z mniejszościami nastąpiła odwilż, szczególnie na kierunku ukraińskim. Postanowiono zawalczyć o Ukrainę nie tylko politycznie, ale także w warstwach propagandowej i kulturowej, a w nich od początku swojego istnienia prym wiodła sowiecka Rosja. Ponieważ Rosja wykorzystywała mniejszości do wzmacniania swojej pozycji w Europie Wschodniej, postanowiono wytrącić jej ten oręż z ręki i zagospodarować obywateli innych narodowo-

Kaganowicz, urodzony co prawda w guberni kijowskiej, ale Żyd. To przesądziło o dalszym losie Szumskiego, który został zamordowany, ale zanim to nastąpiło, rozpoczął się spór o model polityki ukrainizacji.

się, że aktyw w Polsce nie przyjmie ze zrozumieniem potępienia człowieka, który z ich perspektywy zabiega o sprawy ukraińskie w większym stopniu niż powiązany z Moskwą Kaganowicz. I tu pojawia się Polska i operacja „Trust”.

Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana.

Chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. dostarczały agentom wywiadów wymienionych państw wielkie ilości fałszywych informacji, z jednej strony kupując czas sowieckiej Rosji, która mogła dzięki temu odsunąć od siebie widmo kolejnej wojny i prób obalenia dopiero co zainstalowanej władzy, z drugiej – infiltrując współpracujące z nimi wywiady. Europejskie wywiady oślepły. Uwierzyły, że w Rosji dojdzie lada moment do przewrotu, że opór wewnętrzny przeciwko bolszewikom rośnie, a zewnętrzna interwencja jedynie może w tym procesie zaszkodzić, bowiem zmobilizuje komunistów do czynu i zjednoczy z nimi masy. W Polsce agenci „Trustu” wniknęli głęboko w struktury państwa, czego przykładem niech będzie fakt, że np. legalnie otrzymywali polskie paszporty i posługiwali się polską pocztą dyplomatyczną. Jak pisał Władysław Michniewicz, polski oficer wywiadu pracujący w Estonii, sowietom udało się nawet przesłać zaszyfrowany polskim kodem komunikat. W szczytowym okresie operacji zaangażowali w nią niewyobrażalną na tamte czasy liczbę 5 tysięcy agentów i funkcjonariuszy. I chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. Od tego momentu Polska próbowała na nowo odzyskać kontrolę na kierunku wschodnim. Problem dziurawej granicy zauważono już wcześniej, dlatego w 1924 r. podjęto decyzję o powołaniu wojskowej formacji do jej ochrony. Piłsudski planował rozbudowę koncepcji systemu ochrony granic przez wojsko o kolejne kierunki (północ, południe i zachód), ale spotkało się to z silnym oporem wewnętrznym i zewnętrznym. Od tej pory KOP kojarzyć się miał tylko i wyłącznie z granicą wschodnią.

Prometeizm Na posiedzeniu Rady Ministrów 16 sierpnia 1926 r. Piłsudski dokonał zmiany kursu wobec mniejszości narodowych. Wówczas właśnie zlecono gruntowną rewizję polskiej polityki wobec obywateli innych narodowości. O ile koncepcja endecka opierała się na przekonaniu, że mniejszości da się zasymilować, o tyle obóz Piłsudskiego

ści na własne potrzeby. Związując ich z Rzecząpospolitą, odsuwało się wizję rewolucji na kresach, mającej na celu „uwolnienie prześladowanych mniejszości spod jarzma pańskiej Polski”. Postanowiono zadbać o zaplecze intelektualne tego przedsięwzięcia. W 1930 r. powołano Ukraiński Instytut Naukowy (powstał z inicjatywy ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Rzeczypospolitej Sławomira Czerwińskiego oraz władz Ukraińskiej Republiki Ludowej, z aprobatą Tadeusza Hołówki) i wzmocniono Instytut Badań Spraw Narodowościowych, który zaczął wydawać kwartalnik „Sprawy Narodowościowe”. Paradoksalnie, sowiecka polityka ukrainizacji rozbudziła ukraińskie odrodzenie w warstwie kultury. Odwilż mająca na celu przekonanie Ukraińców, że ich miejsce jest po sowieckiej stronie granicy i tam powinni się znaleźć, najlepiej przyłączając do niej zamieszkały przez siebie obszar tzw. Zachodniej Ukrainy, spowodowała rozbudzenie świadomości narodowej także wśród komunistów. Doskonałym tego przykładem jest Ołeksandr Szumski – ukraiński polityk komunistyczny, który zasłynął m.in.

Katyń-Winnica-Polska – niemiecki afisz propagandowy

Kaganowicz zintensyfikował działania na rzecz ukrainizacji partii, administracji, oświaty oraz prasy. Przyniosło to efekty. Już w 1927 r. liczba urzędników narodowości ukraińskiej przekroczyła połowę wszystkich zatrudnionych w aparacie państwowym, pierwszy raz od powstania ZSRR. Jednak faktem jest, że większość z nich byli to urzędnicy niskich szczebli. Szumski trwał jednak na stanowisku, że w aparacie partyjnym, a co za tym idzie i w kadrach

Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem. tym, że jako poseł USRR w Warszawie poinformował Moskwę o planach dotyczących Pochodu Zimowego. Jako ideowy komunista pomagał w budowie Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, ale równocześnie opowiadał się za autonomią Ukrainy i polityką ukrainizacji. Był w tę ideę do tego stopnia zaangażowany, że popełnił błąd, który w konsekwencji kosztował go życie. Podczas pobytu w Moskwie w 1925 r. poskarżył się osobiście Stalinowi, że ukrainizacja nie przebiega we właściwym tempie, a ponadto u szczytów władzy w ukraińskiej przecież, Komunistycznej Partii Ukrainy znajdują się osoby, które nie rozumieją kwestii ukraińskiej. Jednak od 1925 r. sekretarzem generalnym partii komunistycznej na Ukrainie był Łazar

Partią Polski, która nie zgadzała się na połączenie całego obszaru Ukrainy w jeden organizm państwowy. Konflikt spowodował, że pod koniec 1928 r. KPZU-większość ogłosiła samorozwiązanie, a jej liderzy wyznali swoje błędy i wyjechali do ZSRR, gdzie wkrótce zostali uwięzieni i straceni. W konsekwencji spowodowało to, że ukraiński komunizm nie stanowił

wyższego szczebla, powinni znajdować się jedynie Ukraińcy. Wykazał się przy tym całkowitym niezrozumieniem zasad obowiązujących w Kominternie. Wydawało mu się, że poszczególne organizacje partyjne stanowią demokratyczny element Międzynarodówki i ich głos ma jakiekolwiek znaczenie. Kaganowicz natomiast wiedział, czyj głos ma rzeczywiste znaczenie i bardzo silnie nim rezonował na całą Ukraińską USRR. Postanowiono potępić Szumskiego. W tym celu w 1927 r. zebrał się Komitet Centralny ukraińskiej sekcji partii bolszewickiej. I powstał problem, bowiem Szumskiego poparli towarzysze z Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, dla których kwestia ukrainizacji była priorytetem. Bali

FOT.ARCHIWUM AKT NOWYCH

Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy W kwietniu 1927 r. Polska ogłosiła zdemaskowanie sowieckiej operacji wywiadowczej. Miesiąc później, po ujawnieniu uczestnictwa sowieckich dyplomatów w szykowaniu przewrotu wewnętrznego w Wielkiej Brytanii, zerwała ona stosunki dyplomatyczne z ZSRR. Zbiegło się to jeszcze z zamachem na sowieckiego ambasadora w Warszawie w czerwcu tego samego roku. Stalin wykorzystał te fakty i użył ich w rozgrywce na Ukrainie. Ogłoszono, że powyższa sekwencja zdarzeń łączy się i jest elementem planowanego przez Polskę ataku na Związek Radziecki. Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy z powodu swojego „skrzywienia” nacjonalistycznego została uznana za przykrywkę dla przygotowań wojennych i działań w celu ogłoszenia niepodległości Ukrainy u boku Polski. Takiej krytyce nie ośmielił się przeciwstawić nikt w partii. Tym bardziej, gdy Kaganowicz ogłosił, że przyjęty przez niego program ukrainizacji jest nie tylko najwłaściwszy, ale wręcz wzorcowy, czego dowodem jest fakt naśladowania go przez Piłsudskiego, który poprzez swoją politykę chce pozyskać ukraińską klasę średnią w Polsce do zwrócenia jej przeciwko Związkowi Radzieckiemu. W Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy nastąpił rozłam. Większość jej członków poparła odchylenie nacjonalistyczne, co spowodowało szybką reakcję Łazara Kaganowicza i konflikt z Komunistyczną

większego zagrożenia dla Polski, ale jego nacjonalistyczne zabarwienie nie było bez znaczenia dla jej relacji ze Związkiem Radzieckim. Przykład Szumskiego pokazuje, że kwestie narodowościowe zaczęły brać górę w polityce zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej Związku Radzieckiego, a rządy centroprawicowych koalicji w Polsce w latach 1923–1926 uczyniły Rzeczpospolitą doskonałym celem ataków komunistów i ułatwiały im realizację zadania propagandowego. W tej sytuacji jakakolwiek akcja ukrainizacji w części kresów pozostających pod władzą ZSRR, w połączeniu z polityką polskich rządów nie mających mniejszościom niczego do zaoferowania, powodowała wzrost poparcia dla sowieckiej drogi dla Ukrainy. W jej ramach miejsce dla siebie próbowali znaleźć nawet nacjonaliści. Była to dla nich sposobność do dalszych działań na rzecz budowy niepodległości swojego kraju. Dlatego w ramach partii komunistycznej planowali uzyskać niezależność i stąd postulaty przyłączania kolejnych obszarów do sowieckiej Ukrainy, jak uchwała o przyłączeniu Galicji Wschodniej, mimo że Związek Radziecki teoretycznie spacyfikował sprawę narodowościową, tworząc w ramach swojej struktury państwa z nazwy narodowe, ale całkowicie podległe Moskwie, o czym szybko się przekonano na przykładzie Ukrainy. Piłsudski to doskonale zrozumiał i jeszcze na początku lat 20. przygotował własną ofertę dla Ukraińców. Kluczowa była w tym postawa Rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej na Emigracji. Postanowiono zainspirować Ukraińców do wyciągnięcia wniosków z prowadzonej w sowietach polityki ukrainizacji, której postawiono w pewnym momencie tamę. Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem. W 1926 w Paryżu założono organizację „Prometeusz”, w skład której weszli z czasem przedstawiciele Azerbejdżanu, Kozaków Dońskich, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Karelii, Komi, Krymu, Kubania, Kaukazu Północnego, Turkiestanu i Ukrainy.

KURIER WNET

9

Mistyfikacja Prometeizm nie stał się nigdy oficjalnym programem ani rządu, ani żadnej partii w Polsce, jednak po przewrocie majowym Piłsudski zaczął go wdrażać w życie. Koordynację projektu powierzył zaufanym ludziom umieszczonym w różnych resortach – Spraw Zagranicznych, Obrony, Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a nadzór nad przedsięwzięciem powierzył Tadeuszowi Hołówce. Prometejczycy otrzymali na działanie tajny budżet. Uruchomienie tego programu wskazywało wprost na kierunki polityki zagranicznej Piłsudskiego, który bagatelizował zagrożenie ze strony Niemiec, a jego głównym zadaniem było dążenie do rozbicia Rosji na wiele państw narodowych. Działania te realizowane były na szeroką skalę. Hołówko nawiązywał relacje z przedstawicielami państw, które mogły wesprzeć Piłsudskiego w jego dążeniach. Nawiązano także bliskie stosunki z Teheranem i Ankarą, gdzie utworzono przyczółki programu prometejskiego. Ważnym ośrodkiem był Paryż. Duży nacisk położono na kraje kaukaskie, silnie obsadzając konsulat w Tbilisi, którego aktywność została zauważona. Już w 1927 r. przed sądem w Charkowie stanęła grupa Gruzinów zaangażowanych w program prometejski, których zeznania obciążyły Hołówkę. Moskwa wzięła go na celownik. Wcześniej zrobiła to samo z Petlurą, który został zamordowany przez sowieckiego agenta 25 maja 1926 r. W 1927 r. na terenie Polski odtworzono armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, w skład polskiej armii weszło zaś trzydziestu pięciu Ukraińców na stanowiskach oficerów kontraktowych. Jednym z nich był Pawło Szandruk. Na sowiec­ kiej Ukrainie utworzono tajną placówkę wywiadowczą o kryptonimie „Hetman”, na której czele stanął Mykoła Czebotariw, były szef osobistej ochrony Petlury podczas wyprawy na Kijów. Czebotariw raportował o sukcesach wywiadowczych, a jednocześnie prowadził grę z formalnym następcą Petlury, Andrijem Liwyckim, o przywództwo w Ukraińskiej Republice Ludowej. Oznajmił, że Ukraińcy w Związku Radzieckim pragną odtworzenia URL, ale przywódcy na uchodźstwie są oderwani od ich spraw, w związku z tym ci, z którymi się kontaktuje, nie chcą utrzymywać relacji z oficjalnymi władzami państwa podziemnego. Czebotariw raportował, że nawiązał bliską łączność z działającym na terenach dawnego URL Związkiem Walki o Niezależną Ukrainę, tajną organizacją, która szukała możliwości zbudowania sojuszu z Polską. Działalność Czebotariwa w połączeniu z akcją w Polsce dawała obraz dobrze przygotowanego planu na odbicie Ukrainy spod władzy sowieckiej. Jednak znów nie doceniono bolszewików. Do dziś do końca nie wyjaśniono sytuacji związanej z działalnością placówki „Hetman”, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że mieliśmy do czynienia z mistyfikacją po-

Nie ulega wątpliwości, że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm. dobną do sowieckiej operacji „Trust”. Najpewniej Czebotariw był sowieckim agentem, który od początku działał na niekorzyść URL i Polski. Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana. Mimo że na skutek mistyfikacji Czebotariwa wiele działań okazało się pozornymi, nie ulega wątpliwości – i wiedział o tym także Stalin – że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm. Dla Moskwy był to realny problem, tym bardziej że przy okazji sprawy Szumskiego i rozbicia współpracy między partiami komunistycznymi pojawiła się kwestia niespójności kremlowskiego przekazu. Z jednej strony prowadzono działania afirmacyjne wobec narodów wchodzących w skład ZSRR, z drugiej pojawiły się elementy represji narodowościowych. Tajna wojna przeniosła się na inny front. K Cdn.


KURIER WNET

10

MA J 2O2O

tt Polskie

przedsiębiorstwa naftowe, tak jak wszystkie tego typu firmy z krajów dawnego RWPG, mając przez wiele lat funkcjonowania w gospodarce realnego socjalizmu dostęp do określonego gatunku ropy rosyjskiej, wyspecjalizowały się w jej przerobie. Poczyniły także w latach 90. XX w. i pierwsze 20 lat XXI w poważne inwestycje, dostosowujące procesy jej przerobu i parametry produktów do wymogów UE. Trudno im zrezygnować z dominującej pozycji ropy rosyjskiej bez wpływu na wynik finansowy. Zapewnia go utrzymywana przez FR dodatnia różnica ceny między ropą typu Ural a innymi, mniej zanieczyszczonymi rodzajami ropy dostępnymi na rynku. tt Wynik

finansowy polskiego strategicznego przedsiębiorstwa (PERN), zarządzającego infrastrukturą rurociągów dostarczających surowiec do polskich i niemieckich rafinerii oraz zapewniających magazynowanie strategicznych zapasów ropy naftowej dla rynku polskiego, uzależniony jest w dużym stopniu od postawy kontrahentów powiązanych z rządem FR. To osłabia determinację firmy w rozwijaniu projektów infrastrukturalnych źle postrzeganych w FR. tt Polska w ostatnich latach zrobiła znaczący po-

stęp w dywersyfikacji kierunków dostaw ropy naftowej. Jednak w swych projektach dywersyfikacji dostaw ropy nie uwzględnia dotychczas kierunku z Morza Czarnego i wykorzystania części magistrali EAKTR i gotowego rurociągu Odessa–Brody, pozbawiając się tym samym ważnego narzędzia ekonomicznego dla budowy obszaru stabilności i zrównoważonego rozwoju tworzącego setki wysoko płatnych miejsc pracy związanych z rynkiem polskim i nierosyjskim (w krajach o aspiracjach transatlantyckich i proeuropejskich). tt W ekosystemie ekonomicznym Europy Środ-

kowo Wschodniej przedsiębiorstwa sektora naftowego mają do spełnienia misję wykraczającą poza realizowanie zysków dla swoich akcjonariuszy. Kierowanie się w obszarze zakupów ropy głównie ceną surowca, nieuwzględnianie potrzeby inwestycji w bezpieczeństwo energetyczne Europy Środkowo-Wschodniej i kontekstu bezpieczeństwa politycznego mogą w długim horyzoncie czasowym przynieść

ROPA NAFTOWA Zagłębiu Naftowym jedną z najnowocześniejszych wówczas rafinerii na świecie, państwowe przedsiębiorstwo Polmin. Trzeba też odnotować, że funkcjonowały także prywatne rafinerie np. Galicja, Nafta, Trzebinia, Jedlicze. Po II wojnie światowej ZSRR przejął wschodnie województwa II RP. Pozostały na Podkarpaciu przemysł naftowy został zniszczony. W katowniach niemieckich i sowieckich uległa zagładzie elita polskich nafciarzy, pracujących nie tylko dla zysku, ale i dla Ojczyzny. Wraz z upadkiem II RP zakończyła się era samowystarczalności Polski w obszarze paliw płynnych. II wojna światowa jeszcze bardziej uwidoczniła kluczową rolę przetwórstwa naftowego. Władze komunistyczne podjęły się zatem szybkiej odbudowy zdolności produkcyjnych sektora naftowego. Wyczerpywanie się zasobów na ziemiach polskich wymusiło masowy import ropy i produktów ropopochodnych z ZSRR, a przemysł rafineryjny stał się jednym z obszarów tworzenia zależności Polski od wschodniego hegemona.

Rola przedsiębiorstw sektora naftowego w radzieckiej polityce uzależniania i kontroli nad krajami RWPG. Przykład PRL Aby zrozumieć specyfikę przedsiębiorstw sektora naftowego we współczesnej Polsce, należy poznać historyczne uwarunkowania rozwoju tej branży w czasach PRL. Po II wojnie światowej w ZSRR panowało przekonanie o strategicznej roli paliw płynnych w ewentualnym konflikcie z Zachodem. Branża paliwowa w całym RWPG była pod szczególnym nadzorem służb specjalnych bloku wschodniego. To wtedy kształtowała się specyficzna kultura zależności od dostawców ze Wschodu. Gwałtownie rosnące potrzeby gospodarek RWPG wymuszały import coraz większych wolumenów ropy i inwestycje w moce przerobowe przedsiębiorstw przetwórstwa ropy. Koszty transportu kolejowego były ogromne. W końcu lat 50. zdecydowano się na połączenie rurociągami radzieckich złóż z odbiorcami z krajów Europy Środkowej. Budowa lądowych korytarzy transportowych została podzielona na dwa etapy (Drużba 1 i Drużba 2)

Obecnie pojawiła się zależność wskazująca, iż im kraj jest bliżej położony od FR i ma dłuższą z nią granicę, tym wydaje więcej procentowo w stosunku do swojego PKB na obronność. wzrost kosztów dla polskiego podatnika, wynikających ze wzrostu ryzyka w kontekście bezpieczeństwa państwa i zwiększenia wydatków na obronność. Już obecnie pojawiła się zależność wskazująca, iż im kraj jest bliżej położony od FR i ma dłuższą z nią granicę, tym wydaje więcej procentowo w stosunku do swojego PKB na obronność. Korzyść z niższej ceny ropy jest dezawuowany wyższym kosztem zachowania bezpieczeństwa. tt Kolejne

polskie rządy w swojej polityce wschodniej, mimo retoryki wskazującej na dystans do poczynań rosyjskich, w sferze praktycznej nie uwzględniają zagrożenia płynącego z prowadzonych także za polskie pieniądze rosyjskich działań w obszarze postradzieckim. tt Polska nie wykorzystuje siły swojego rynku ro-

py dla osłabienia skutków destrukcyjnej polityki FR w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Powodzenie rosyjskiej aktywności, zwłaszcza w kontekście Ukrainy, może okazać się niezwykle trudnym wyzwaniem, radykalnie zwiększającym koszt polskiej niepodległości.

Historia polskiego przemysłu naftowego Polska ma długie tradycje przetwórstwa ropy naftowej. Już podczas zaborów na terenie Galicji powstawały szyby naftowe, a także pierwsze rafinerie. Polacy przed I wojną światową zaangażowani byli w wydobycie ropy naftowej także w dalekim Azerbejdżanie. I wojna światowa pokazała rolę ropy naftowej jako surowca strategicznego dla losów wojny. Niestety aktywa polskich przedsiębiorców na terenie dawnego Cesarstwa Rosyjskiego, które wpadły w ręce bolszewików, zostały przez nich zrabowane. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę branża naftowa musiała się odbudowywać ze skutków I wojny światowej, konfliktu polsko-ukraińskiego i wojny polsko-bolszewickiej. Rozpad monarchii austro-węgierskiej sprawił, że przemysł naftowy w Galicji i na Podkarpaciu musiał szukać nowych rynków zbytu. Jednak miejsce dawnych austro-węgierskich i niemieckich spółek zajmowały nowe przedsiębiorstwa: polskie, francuskie, amerykańskie i mieszane. Obszar naftowy II RP był podzielony na 4 okręgi z lokalnymi urzędami górniczymi w Krakowie, Jaśle, Drohobyczu i Stanisławowie. Ożywienie gospodarcze przyniosły lata 30. XX w. Powstało wiele nowych przedsiębiorstw, kopalń ropy naftowej, a także rozbudowywano już istniejące. W 1927 r. utworzono na bazie wydobycia ropy w Borysławsko-Drohobyckim

i zakończona ostatecznie w 1974 r. Rurociąg, którego początek zaczyna się w Almietjewsku, rozgałęzia się, by zaopatrywać w surowiec kluczowe rafinerie bloku wschodniego. Jedna z nitek dociera do Windawy na Łotwie (Uniecza– Połock–Możejki–Windawa), a dalej do Mozyrza na Białorusi i rozdziela się na nitkę północną, przebiegająca przez Białoruś, Polskę (odcinek polski zaczyna się w Adamowie w województwie podlaskim) do Lipska w Niemczech. Druga nitka, południowa, przechodzi przez Ukrainę i Słowację, z dwoma odgałęzieniami do Czech i na Węgry. Usytuowanie nowych inwestycji w przetwórstwo ropy nie było przypadkowe i odzwierciedlało także potrzeby militarne na zapleczu przyszłych kierunków działań wojsk Układu Warszawskiego. Pierwszy duży obiekt w wyniku uzgodnień w ramach RWPG stanął w Płocku na trasie rurociągu Przyjaźń. Rafineria (Mazowieckie Zakłady Rafineryjne i Petrochemiczne w Płocku) wraz z produkcją rafineryjną miała część petrochemiczną. Prace nad zakładem przetwórstwa ropy, w których uczestniczyły wszystkie państwa, przez których obszar przebiegał rurociąg, trwały pięć lat (1960–1965). Dziś przedsiębiorstwo jest częścią spółki PKN

że i rynek surowców w krajach RWPG podlegał prawom gospodarki niedoboru. Rafineria w Gdańsku mogła w przypadku braku surowca z ZSRR posiłkować się importem od innych producentów. ZSRR co prawda zobowiązał się do zaopatrywania państw RWPG w surowiec, ale dostarczano gatunki ropy gorszej jakości, w ograniczonym wolumenie regulowanym długoterminowymi umowami, trudno przy tym sprzedawalne na wymagających rynkach zachodnich. To wymuszało inwestycje, uwzględniające specyficzne parametry otrzymywanego surowca. Rafinerie rozliczały się ze swoimi dostawcami ze Wschodu w rublach transferowych, musiały jednak inwestować w technologie i urządzenia kupowane na Zachodzie za dolary. Mogły część swojej produkcji eksportować na Zachód za dewizy. (Była to jednak niewielka część produkcji, a uzyskiwane środki dewizowe dalekie od potrzeb). Państwa Europy Środkowej rywalizowały między sobą o lepsze warunki i większe ilości ropy z ZSRR. Do końca 1974 kraje RWPG otrzymały około 300 mln ton ropy – z czego ponad 40 mln ton wysłano na Węgry, 80 mln ton do NRD, 60 mln ton do Polski i ponad 100 mln ton do Czechosłowacji. To wtedy kształtowała się swoista kultura przedsiębiorstw naftowych i relacje na Wschodzie. ZSRR, zwłaszcza po kryzysie w Europie Zachodniej związanym z nim gwałtownym wzrostem cen ropy naftowej, wywiązywał się ze swoich zobowiązań na dostawy surowca zawartych w kontraktach długoterminowych, ale niechętnie zwiększał zakontraktowane ilości. Już w końcu 1973 r., kiedy rozpoczął się kryzys naftowy, cena ropy w krótkim czasie wzrosła z 3–4 dol. do 15–20 dol. za baryłkę. Na forum RWPG ZSRR zażądał od swoich satelitów wyższych cen za ropę. Kierownictwo radzieckie po negocjacjach zgodziło się, iż cena ropy z ZSRR będzie rosła stopniowo i osiągnie poziom cen światowych po 5 latach, a więc około roku 1979. Nieefektywne w całym bloku wschodnim przedsiębiorstwa sektora naftowego w przypadku skokowego wzrostu cen surowca musiałby przerzucić koszty wzrostu cen na konsumentów. To rodziło obawy przed niezadowoleniem społeczeństw, protestami, zwłaszcza w PRL. Rozliczenia w rublach transferowych w handlu ropą w ramach długoterminowych kontraktów blokowały możliwość reakcji na dynamiczne zmiany popytu. Zwyczaj zawierania takich długoterminowych umów ze stroną rosyjską polskie przedsiębiorstwa naftowe kontynuują do dziś. Mimo, że w gospodarce rynkowej częściej dochodzi do nadpodaży produkcji niż niedoborów, gospodarka socjalizmu i strach przed brakiem surowca kładły się cieniem na polityce polskich przedsiębiorstw naftowych długo po upadku ZSRR. Ewentualne ponadplanowe ilości surowca ZSRR swoim partnerom z bloku wschodniego sprzedawał za dewizy. Do czasu wystąpienia kryzysu systemu komunistycznego w PRL i powstania Solidarności ZSRR korzystał na przerzucaniu ciężaru utrzymywania licznej armii, potężnego przemysłu zbrojeniowego wraz z zapleczem w postaci przemysłu ciężkiego, energetyki itp. w podległej mu Polsce Ludowej. Polska miała być ważnym wsparciem w planowanym starciu ZSRR z Zachodem. Produkowane przez PRL wyroby przetworzone, statki, obrabiarki itp. miały komponenty sprowadzane z Zachodu za dewizy – ale ZSRR kupował je w PRL, za ruble. ZSRR wymagał od swojego satelity pozyskiwania dewiz we własnym zakresie, przerzucał także ciężar pozyskiwania komponentów do produkcji na kraje satelickie obłożone mniejszymi restrykcjami handlowymi niż on. Wyroby o większej wartości dodanej kupował poniżej cen światowych. Z kolei polskie rafinerie przerabiały ropę z ZSRR, kupowaną za ruble, a produkty jej przerobu sprzedawały w części na Zachód, zarabiając w dolarach. System był mało przejrzysty, a zwiększone potrzeby na dobra inwestycyjne z Zachodu sprawiały, że także ZSRR wolał dewizy niż ruble transferowe w relacjach handlowych. To ograniczało rozwój handlu z po-

Utrzymanie dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego nie było tanie. I tak w 1981 r. ZSRR przekazał PRL bezzwrotną pomoc o wartości 400 mln dolarów, a w ciągu całego stanu wojennego – około miliarda USD. Orlen. W 1971 r. władze PRL podjęły decyzję o uruchomieniu drugiej rafinerii, zlokalizowanej w Gdańsku. Niewykluczone, iż inwestycja miała związek z opracowywanymi planami zajęcia państw skandynawskich. Wraz z tą inwestycją powstał terminal naftowy. Naftoport zdolny był do obsługi przeładunku ropy naftowej i produktów rafineryjnych. Zbudowano także rurociąg łączący Naftoport i nową rafinerię w Gdańsku z rurociągiem Przyjaźń. Naftoport pozwalał na korzystanie z taniej logistyki morskiej. ZSRR wykorzystywał terminal do dostarczania ropy do wschodnioniemieckiej rafinerii w Schwedt. Władze PRL liczyły na pozyskiwanie dewiz poprzez eksport produktów rafineryjnych na Zachód za pośrednictwem nowo wybudowanego terminala. W 1975 r. do Portu Północnego dotarła tankowcem „Kasprowy Wierch” pierwsza dostawa ropy typu Zakum ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Należy pamiętać,

zbawionymi twardej waluty krajami satelickimi. ZSRR pod wpływem strachu przed powtórzeniem scenariusza polskiego Sierpnia, po 13 grudnia 1981 r. musiał coraz więcej środków przeznaczać na wsparcie nie tylko dyktatury Jaruzelskiego, ale i innych coraz gorzej sobie radzących reżimów komunistycznych, a coraz mniej od nich uzyskiwał. Z pobudek polityczno-ideologicznych ZSRR wspierał nieefektywne gospodarki, umacniając tym samym nie tylko projekcją siły militarnej, ale i narzędziami ekonomicznymi mechanizm zależności politycznej. Samo utrzymanie dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego nie było tanie. I tak w 1981 r. ZSRR przekazał PRL bezzwrotną pomoc o wartości 400 mln dolarów, a w ciągu całego stanu wojennego – około miliarda USD. Wysyłanie do PRL radzieckich surowców po cenach liczonych w tzw. rublach transferowych, znacznie niższych (pomimo uzgodnień o urealnieniu cen) niż ceny światowe, dawało

Polski pr rafine w pętli za

Dokończen

Mariusz Patey · Jadw

możliwość przetwarzania np. ropy i eksportu przetworzonych produktów na Zachód. To miało pozwolić reżimowi, pomimo sankcji, utrzymać nieefektywną gospodarkę realnego socjalizmu, ale także uzależniało od „bratniej pomocy”. W latach 80. XX w gospodarka ZSRR zaczęła sama wchodzić w fazę permanentnego kryzysu i nie była zdolna wspierać „sojuszników”.

Rozpad ZSRR, redefinicja związków z dawnymi państwami RWPG w kontekście dostaw ropy Po zakończeniu zimnej wojny państwa dawnego RWPG 1 stycznia 1991 r. przeszły na rozliczenia dewizowe. Rosyjski przemysł wydobycia ropy stał się dla Rosji głównym źródłem potrzebnych dla funkcjonowania państwa dewiz w znaczącej części pozyskanych z dawnych krajów satelickich Europy Środkowej. Ceny ropy dawno oderwały się od kalkulacji związanej z kosztami wydobycia i transportu; w latach prosperity rosyjscy producenci ropy nakładali gigantyczne marże. Okazało się, że Polska i byłe kraje RWPG od tego czasu stały się znaczącymi dostarczycielami dewiz dla Rosji. Z czasem FR starała się zdywersyfikować portfel odbiorców, ale i tak przykładowe dane z 2013 r. wskazują, iż polski przemysł rafineryjny zakupił ropę z Rosji na kwotę 16 mld USD, a w połączeniu z rafineriami zagranicznym kontrolowanymi przez Orlen było to 25,47 mld USD. Całkowity eksport rosyjski w omawianym roku wyniósł 236 mld USD. Tylko polskie przedsiębiorstwa były odpowiedzial-

przez ZSRR swoim satelitom akurat w przypadku dostaw ropy i związana z tym rozbudowa infrastruktury rurociągowej oraz wsparcie udzielane dla określonych technologii w przemyśle rafineryjno-petrochemicznym w krajach RWPG to była inwestycja na przyszłość. Do 2013 r. niemal połowa eksportowanej rosyjskiej ropy transportowana była rurociągiem Przyjaźń. Przez zachodnią część rurociągu przepompowywało się do 70–80 milionów ton ropy rocznie. Ropa dostarczana tą drogą przetwarzana jest w rafineriach w Mozyrzu (Białoruś), Płocku (Polska), Schwedt (Niemcy) i Leuna (Niemcy). Kolejną pozycją, której eksport zasila budżet FR, a także prawdopodobnie budżety separatystycznych nielegalnych struktur DNR i LNR, jest węgiel kamienny. Polska zaimportowała tego surowca na kwotę ok 1 mld USD (dane za 2018 r.).

Ropa naftowa narzędziem polityki Niemal zaraz po rozpadzie ZSRR część elit politycznych, zwłaszcza powiązanych z resortami siłowymi, zmiany w Europie Środkowo-Wschodniej postrzegała jako katastrofę. Przed FR stanęło zadanie odbudowania strefy wpływu w przestrzeni poradzieckiej. Ważnym celem stało się niedopuszczenie krajów Europy Wschodniej do wstąpienia do UE i NATO. W katalogu metod uwzględniono między innymi użycie nacisku ekonomicznego i utrzymanie uzależnienia tych krajów od dostaw surowców energetycznych i rosyjskich rynków zbytu. Jak się okazało

Na marginesie uwaga: cieszy proces budowy infrastruktury uniezależniającej nas od dostaw gazu ze Wschodu, ale dla rosyjskiego budżetu znacznie ważniejsze jest utrzymanie rynku ropy w naszej części Europy. ne za 10,79% ogółu wpływów z eksportu FR. Węgry, Bułgaria, Słowacja i Rumunia odebrały w 2103 r. ropę za ok 13,5 mld USD. Należy tu jeszcze wskazać na Niemcy z importem 17,7 mld USD, głównie do rafinerii wschodnioniemieckich (dane za 2013 r.). Jeśli przyjąć szacunki, że średnio rocznie 40% ogółu wpływów budżetowych Rosji pochodzi z produkcji ropy, a eksport stanowi 75% całego wydobycia, przy czym eksport surowej ropy to 75% całości eksportu sektora naftowego, to oznacza, że dawne kraje RWPG bez Niemiec odpowiadają za niemal 4% wpływów budżetowych FR, a polskie przedsiębiorstwa naftowe dostarczyły dewiz zapewniających 2,5% budżetu Rosji. Tu należy nadmienić, że znaczącymi odbiorcami rosyjskiej ropy były także kraje takie jak Białoruś czy – do 2014 r. – Ukraina. Początkowo Ukraina i Białoruś miały specjalne rabaty na zakup rosyjskiej ropy. Nie ma wątpliwości, że FR nie traciła na eksporcie do tych krajów. Kosztem niższych marż osiągała na sprzedaży zysk polityczny. Kolejną ważną pozycją w eksporcie Federacji Rosyjskiej są produkty rafineryjne. W 2018 r. FR wyeksportowała 46,5 mln ton oleju napędowego, z czego Polska przyjęła 6 mln ton (niemal 13% całego eksportu FR), co stanowiło ponad 30% naszych potrzeb. Tylko w 11 miesiącach 2019 r. zaimportowaliśmy z FR i od podmiotów zależnych od FR olej napędowy za 2,85 mld USD. Świadczy to o słabości polskich przedsiębiorstw naftowych, bo nie potrafiły wypełnić deficytów w tym obszarze produktowym. Dla porównania: Polska importuje gaz z FR (dane za 2018 r.) za kwotę 1,94 mld USD. Na marginesie uwaga: cieszy proces budowy infrastruktury uniezależniającej nas od dostaw gazu ze Wschodu, ale dla rosyjskiego budżetu znacznie ważniejsze jest utrzymanie rynku ropy w naszej części Europy. Nasz kraj płaci także pośrednio rocznie spore sumy sojusznikowi FR – Białorusi za tranzyt ropy ok 550 mln USD, a za tranzyt gazu ok. 105 mln USD (dane z 2018 r.). Można stwierdzić, że „pomoc” udzielana

w 2008 i 2014 roku, Rosja nie cofnęła się przed środkami militarnymi. Państwa przestrzeni postradzieckiej przyjmowały różne strategie rozwoju i różnie próbowały układać swoje relacje z FR, a także ogólnie rozumianym Zachodem. W latach 90. XX w Ukraina, Białoruś, Gruzja, Armenia, Mołdawia przyjęły zasadę wielowektorowości, co skończyło się dla Białorusi i Armenii wejściem w rosyjską strefę wpływów, a dla Ukrainy i Gruzji oddaleniem na czas nieznany dołączenia do państw Zachodu. Białoruś jest przykładem kraju, który próbował wyzyskać dobre stosunki polityczne z FR dla budowania swojej strategii rozwoju gospodarczego. Niższa od rynkowej cena ropy dostarczana Białorusi przez FR wstrzymywała potrzebne reformy rynkowe, pozwalała utrzymywać archaiczną gospodarkę białoruską, nie wymuszała także zmian w zarządzaniu samym białoruskim przemysłem przetwórstwa ropy. Polityka ścisłego sojuszu z FR nie uchroniła, jak się okazało, białoruskiej branży rafineryjnej od wstrząsów związanych z redukcją zniżek i rabatów na importowaną ropę z FR. Systemowa nieufność strony rosyjskiej do wszystkich partnerów, nawet tych blisko związanych z polityką FR, powodowała jednak próby trwałej politycznej integracji nawet tak wiernego i ideowego sojusznika, jakim jest Białoruś rządzona przez prezydenta Łukaszenkę. Białoruś musiała dostroić swoją politykę do rosyjskich oczekiwań. Obecnie w jej relacjach z FR obowiązuje nadal mechanizm zależności funkcjonujący w czasach RWPG między ZSRR a jego satelitami. Państwo staje przed dylematem, co dalej: bronić niezależności, czy też dać się wchłonąć przez większego partnera? Polska, choć jest dużym dostarczycielem dewiz dla FR i Białorusi, nie potrafi wykorzystać swojej pozycji dla realizacji własnych celów politycznych. Dla polskich polityków i menedżerów przedsiębiorstw naftowych przykład białoruski powinien być ważną lekcją. Państwa nadbałtyckie, przewidując


MA J 2O2O

JAKO NARZĘDZIE ROSJI

rzemysł eryjny ależności

nie ze str. 1

wiga Chmielowska

zagrożenia dla swojej państwowości ze strony FR, od początku odzyskania niepodległości obrały wektor proatlantycki i proeuropejski. Zwieńczeniem ich starań było wstąpienie do Sojuszu Atlantyckiego i UE w 2004 r. W Gruzji od 2 do 23 listopada 2003 r. miała miejsce tzw. rewolucja róż. W następstwie sfałszowania wyborów prezydenckich (potwierdzonych w raporcie OBWE) przez popieranego przez Kreml prezydenta Eduarda Szewardnadze nastąpiły masowe protesty społeczne. Po zwycięstwie „rewolucji” nowo wybrane rządy deklarowały przestawienie wektora polityki zagranicznej na bardziej prozachodni. W 2004 r. wybuchły protesty na Ukrainie, nazwane „pomarańczową rewolucją”. Ich przyczyną także było sfałszowanie wyborów prezydenckich przez polityka powiązanego ze środowiskami prorosyjskimi. I w tym przypadku po dojściu do władzy nowego establishmentu politycznego i zorientowaniu ukraińskiej polityki na Zachód doszło do prób ekonomicznego uniezależnienia się od FR.

inwestycja połączenia polskiej i ukraińskiej infrastruktury przesyłu ropy? Czas pokaże.

Polska polityka dostaw surowców energetycznych jako ważny czynnik relacji z FR Polska po 1992 r. w swej doktrynie traktowała Federację Rosyjską jako państwo dążące do modelu demokracji liberalnej bez prostej kontynuacji ZSRR. Taki pogląd był także popularny wśród zachodnioeuropejskich elit politycznych. Państwu temu należało zatem pomagać gospodarczo i finansowo w budowaniu nowoczesnego demokratycznego państwa, a także wspierać włączanie rosyjskich przedsiębiorstw w wolnorynkowe mechanizmy i europejski obieg gospodarczy. Stąd chyba np. zgoda rządu polskiego w latach 2012–2013 na zakup przez biznes rosyjski dużego pakietu akcji strategicznego Przedsiębiorstwa Chemicznego Azoty z Tarnowa. Dopiero po czasie rząd Polski zorientował

Śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego zamroziła udział Polski w projekcie połączenia polskiej infrastruktury ropociągowej z rurociągami przechodzącymi przez Ukrainę, Gruzję i Azerbejdżan. Wielką przeszkodą w osiągnięciu celów nowych rządów w Gruzji i na Ukrainie stanowi uzależnienie tych państw od rosyjskiego rynku i rosyjskich surowców. Jako jeden ze sposobów rozwiązania tego problemu państwa te przyjęły zbudowanie obszarów biznesu niezwiązanych z rynkiem FR. Priorytetem stało się uniezależnienie od rosyjskiego sektora wydobywczego. Już w końcu lat 90. XX w. rozważano pomysły na dywersyfikację dostaw ropy naftowej i gazu w oparciu o złoża kaspijskie Azerbejdżanu i innych krajów regionu. Po 2004 r. projekty te znalazły się w agendzie działań politycznych. Tak powstały plany południowego korytarza transportowego EAKTR dla przesyłu ropy i White Stream dla gazu. Istotny element w budowie nowej architektury bezpieczeństwa energetycznego miał przypaść Polsce. Kontrakcja FR była natychmiastowa. Oddane pod kontrolę kapitału rosyjskiego rafinerie ropy naftowej na Ukrainie, wykorzystując swoją pozycję, podwyższyły ceny paliw na rynku ukraińskim. Spowodowało to kontrakcję władz ukraińskich – zniesienie cła na paliwa. Rynek ukraiński został zalany tanim importem produktów rafineryjnych z Białorusi i Rosji. Rosyjscy właściciele zawiesili produkcję paliw na Ukrainie, nie chcąc inwestować w modernizowanie ukraińskich rafinerii, skoro można zarabiać na sprzedaży importowanych paliw. Ukraina przestała się liczyć na rynku przetwarzania ropy naftowej. W 2008 r. FR zaatakowała Gruzję pod pretekstem obrony praw do samostanowienia „narodu osetyńskiego”. Została zakwestionowana suwerenność Gruzji nad ważnymi rurociągami biegnącymi przez ten kraj. Podjęto również działania zmierzające do odsunięcia zdecydowanie prozachodniej ekipy rządzącej i zamienienie jej na polityków uległych woli Kremla. Następstwem działań FR było zamrożenie inwestycji infrastrukturalnych na azymucie północ– południe, omijających FR w Europie Środkowo-Wschodniej. Przegrana PiS w wyborach parlamentarnych w 2008 r. i śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego zamroziły udział Polski w projekcie połączenia polskiej infrastruktury ropociągowej z rurociągami przechodzącymi przez Ukrainę, Gruzję i Azerbejdżan. Aneksja Krymu uniemożliwiła realizację projektu White Stream – połączenia złóż gazu w Azerbejdżanie podwodnym gazociągiem z Ukrainą. Proces uniezależnia się gospodarek tych państw od FR przebiegałby szybciej, gdyby udało się te projekty zrealizować. Odessa jednak została przez Ukrainę obroniona. Czy zatem zostanie zrealizowana w końcu

się w potencjalnym niebezpieczeństwie wejścia na rynek polski Acronu i Wiaczesława Kantora. Te rachuby na demokratyzację FR, zwłaszcza w okresie rządów Władimira Putina, okazały się błędne. Politycy rosyjscy, zwłaszcza mający związki z resortami siłowymi i bezpieczeństwa, niemal zaraz po powstaniu FR uznali kraje Europy Środkowej za obszar czasowo politycznie utracony na rzecz Zachodu, ale ważny dla pozyskiwania dewiz na modernizację państwa i koszty polityk w obszarze poradzieckim. Po dojściu Putina do władzy priorytetem była najpierw konsolidacja państwa, której efekty to krwawa wojna w Czeczenii, centralizacja władzy w regionach i proces rusyfikacji szkolnictwa w republikach. W późniejszych latach FR starała się przejąć kontrolę w przestrzeni poradzieckiej, a być może zamierzała w przyszłości odzyskać wpływy w wybranych państwach Europy Środkowej. Za zagrożenie dla swoich interesów uznała nie tylko członkostwo krajów Europy Wschodniej w strukturach NATO i UE, ale także zbyt głęboką współpracę tych krajów np. z Polską, zwłaszcza w obszarze ropy, gazu i energii. Ropa naftowa stała się ważnym narzędziem rosyjskiej polityki wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Państwa, o których względy FR tymczasowo zabiegała, mogły liczyć na większe rabaty niż te niepoddające się jej oczekiwaniom. I tak preferencje dla Orlenu i Lotosu były mniejsze niż np. dla MOL czy OMV, mimo że te przetwarzały znacząco mniej rosyjskiej ropy. Jest paradoksem, że dawne ofiary ekspansji Imperium Rosyjskiego, a potem ZSRR, dziś współuczestniczą w odbudowie kraju, który przejął nie tylko imperialną doktrynę polityczną, ale stosuje nieakceptowalne metody realizacji swoich celów. Przez długi czas pozostawiona w Polsce infrastruktura rurociągowa służyła rosyjskim eksporterom. Już po rozpadzie ZSRR na przykład rurociągiem pomorskim była transportowana ropa rosyjska do Naftoportu w Gdańsku, z przeznaczeniem na eksport do krajów trzecich. W związku z rozbudową rosyjskiej infrastruktury terminali naftowych nad Bałtykiem, Naftoport przestał być eksporterom rosyjskim potrzebny. Wydaje się, że utrzymywany przez rosyjskie przedsiębiorstwa eksport ropy z wykorzystaniem Naftoportu miał także podłoże polityczne. Rynek ropy dał Kremlowi doskonałą okazję do ekonomicznego uzależnienia krajów Europy Środkowej. Jako potencjalne zagrożenie była postrzegana przede wszystkim aktywność Polski. Niestety polskie kolejne rządy po 1989 r. ignorowały ten problem. Polskie przedsiębiorstwa rafineryjne i petrochemiczne od lat 90. dokonywały

kosztownych modernizacji mających na celu kontynuowanie przetwarzania zanieczyszczonej ropy z FR, by spełnić rosnące wymogi środowiskowe i jakościowe narzucane przez regulacje UE. Zaniedbywano przy tym restrukturyzację zwiększającą efektywność organizacji, a przez to zawężano możliwości dywersyfikacji w oparciu o wyższej jakości, ale i droższe gatunki ropy. Okazuje się, że zarobki pracowników w rafineriach niemieckich są 4 razy wyższe niż w płockiej, przy podobnych wynikach finansowych (np. w rafinerii Leuna). Pracownicy rafinerii włoskich zarabiają średnio o 50% więcej niż w Polsce. Widać wyraźnie, że bolesny proces restrukturyzacji nie został zakończony, ale zamrożony. Logika działań inwestycyjnych może podważać sens ekonomiczny dywersyfikacji w oparciu o ropę kaspijską. A przecież nie przypadkiem lekkie gatunki ropy kaspijskiej uzyskują wyższe ceny niż Ural. Ich przetwórstwo jest bowiem bardziej wydajne i tańsze. Utrzymywany dodatni dyferencjał URAL/ Brent pozwalał przedsiębiorstwom naftowym z dawnego bloku wschodniego uzyskiwać korzystne wyniki finansowe mimo niższej efektywności niż konkurencji z krajów Europy Zachodniej. Rosji chodziło o zniechęcenie strony polskiej do zbyt szybkiej z punktu widzenia interesów FR realizacji projektów dywersyfikacji dostaw ropy naftowej z kierunków innych niż rosyjski, zwłaszcza z planowanym wykorzystaniem infrastruktury Euro-Azjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej (EAKTR). Rosja dążyła do odcięcia państw Europy Wschodniej od wpływów niezwiązanych z rynkiem rosyjskim, zwłaszcza w obszarze surowców energetycznych. Wykorzystała przy tym budowany jeszcze w czasach RWPG w sektorze naftowym system zależności. I tak polskie strategiczne Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych Przyjaźń SA (PERN) bez zleceń od rosyjskich kontrahentów musiałoby znacząco obniżyć swój wynik finansowy. To być może osłabiało determinację tej firmy, aby dokonać inwestycji pozwalającej tłoczyć niezależnie w obu kierunkach ropę nitkami ropociągu Przyjaźń, umożliwiając wysyłanie surowca rurociągiem pomorskim na wschód. Kiedy ujawnił się kryzys w stosunkach białorusko-rosyjskich z ropą w tle, okazało się, że PERN jest pozbawiony możliwości technicznych przesyłu ropy z Naftoportu na Białoruś bez naruszenia zobowiązań co do przesyłu ropy rosyjskiej na zachód. PERN wykazuje także bierną postawę, będąc jednym z wiodących akcjonariuszy spółki Sarmatia Sp z o.o., mającej wybudować oraz eksploatować brakującą infrastrukturę dla przesyłu ropy korytarzem transportowym EAKTR. Niewykluczone, iż jest to dyktowane strachem przed reakcją Rosji na projekty uważane przez nią za szkodliwe dla ich interesów. Podejmowane przez polskie rządy, zwłaszcza SLD-PSL (ale nie tylko), dyktowane podległością wyniesioną z czasów PRL próby zbliżenia do FR i rezygnacji z działań, które byłyby źle odebrane na Kremlu, w nadziei na lepsze warunki importu ropy i gazu (zwykle uzyskiwane na krótko), spowodowały konsekwencje ekonomiczne i polityczne, kładące się cieniem

Polska polityka wschodnia zaczęła wchodzić na tor kolizyjny z celami FR. Przestrzeń poradziecka miała być bowiem w opinii rosyjskiej ich wyłączną strefą wpływów. Pod wpływem polityków Orlen przejął ważne, ale kontrowersyjne aktywa – rafinerię w Możejkach. Tym samym polskie przedsiębiorstwo weszło w przestrzeń postradziecką. Z dzisiejszej perspektywy można stwierdzić, jak ważna to była inwestycja, w dalszym ciągu nie w pełni wykorzystana. Rządy PO-PSL to kolejna próba zbliżenia z FR, zakończona w 2014 r. utratą złudzeń co do zamiarów Kremla wobec naszej części Europy. Polski rząd opowiedział się po stronie Rewolucji Godności, co zakończyło reset z FR. W związku z chwiejną polityką kolejnych polskich rządów nie dziwi, iż Orlen nie podjął skutecznej próby przejęcia sieci stacji benzynowych zarządzanych przez Łukoil w krajach

11

przedsiębiorstwa w długim horyzoncie czasowym i bezpieczeństwo energetyczne nie tylko kraju, ale także państw regionu. Polska polityka dywersyfikacji nie powinna kierować się głównie ceną, ale także potencjalnymi skutkami politycznymi wyboru kierunku dostaw. Utrzymanie prozachodniego kierunku politycznego w krajach Europy Wschodniej zależy także od aktywności Polski w regionie, a ta będzie tym skuteczniejsza, im więcej będzie elit politycznych i gospodarczych związanych z rynkiem polskim, a nie rosyjskim. Podczas krótkiej kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego sformułowano spójny i długofalowy plan wykorzystania południowego korytarza przesyłu ropy EAKTR dla dywersyfikacji dostaw ropy naftowej do rafinerii Europy Środkowej. Do Polski należało wybudowanie brakującej infrastruktury łączącej rurociągi

Na Ukrainie jest miejsce na nowoczesną rafinerię i petrochemię, oparte na ropie z basenu Morza Kaspijskiego. Orlen stałby się wówczas jednym z ważniejszych inwestorów w Europie Wschodniej. nadbałtyckich czy zbudowania znaczącej konkurencji na tym rynku, posiadając przecież jedyną rafinerię w tym regionie. Nawet w 2019 r., czyli po kryzysie związanym z zanieczyszczoną ropą rosyjską, Orlen starał się unikać działań mogących szkodzić rosyjskim interesom. Nie przystąpił do przetargu o udziały w rurociągu gruzińskim i złożach azerskich, kiedy pojawiała się taka możliwość. Oddał przy tym pole swojemu węgierskiemu konkurentowi MOL. Jako reakcja na działania rosyjskie powstała inicjatywa polsko-szwedzka powołania Partnerstwa Wschodniego. Niestety, bez wypełnienia jej treścią ekonomiczną zawisła w powietrzu. Można powiedzieć, że polska branża naftowa spełnia minimum oczekiwań FR, wśród których priorytetem jest ograniczenie możliwości pozyskiwania przychodów przez państwa uważane za jej wyłączną strefę wpływów, czyli Ukrainę i Gruzję. Krok w kierunku budowy gospodarczego tzw. Międzymorza nie został wykonany. Polityka FR polegającą na faworyzowaniu jednych krajów i grup biznesu kosztem innych wbijała klin w ich współpracę. I tak rząd Węgier blokował wybudowanie łącznika zwiększającego możliwości wykorzystania chorwackich terminali naftowych dla przesyłu ropy do czeskich rafinerii południową nitką rurociągu Przyjaźń. Rafineria w Kralupach musi być zaopatrywana w ropę azerską przez obciążony system rurociągów TAL-IKL, biegnących z włoskiego Triestu przez Niemcy i Austrię. Słowacja także z rezerwą odnosiła się do tych planów, z uwagi na korzyści ze strony rosyjskich podmiotów wykorzystujących gazociągi i ropociągi dla tłoczenia surowca przez ten kraj. Także możliwość wykorzystania jej części rurociągu Przyjaźń dla dostarczania ropy azerskiej do czeskich rafinerii z terminalu w Odessie napotykała trudności.

Pod wpływem polityków Orlen przejął ważne, ale kontrowersyjne aktywa – rafinerię w Możejkach. Tym samym polskie przedsiębiorstwo weszło w przestrzeń postradziecką. na lata. I tak budowa gazociągu Jamal w 1993 r. została uznana przez prezydenta Ukrainy za wbicie noża w plecy jego krajowi. Nie przeszkodziło to jednak kolejnym polskim rządom doprowadzić do realizacji tej inwestycji na warunkach stawiających pod znakiem zapytania jej sens ekonomiczny dla Polski. FR wkrótce zaczęła stawiać kolejne żądania. Oczekiwała, by Polska uczestniczyła w działaniach zaciskających pętlę wokół Ukrainy (druga nitka gazociągu Jamal czy tzw. pieremyczka). Na szczęście strona polska tym razem nie dała się wykorzystać przeciw Ukrainie. FR podniosła w międzyczasie ceny gazu dla Polski do poziomu wyższego niż dla Niemców. Rozpoczęła także 29 sierpnia 2006 r. projekt North Stream, służący do ominięcia „krnąbrnych” krajów Europy Środkowo-Wschodniej i bezpośredniego wejścia na rynki zachodnie, a odcinający przy okazji dotychczasowe źródła dochodów przede wszystkim Ukrainie i Białorusi. Udział podmiotów zachodnioeuropejskich mógł sprawiać wrażenie, że Zachód milcząco zaakceptował podział UE w kontekście Europy Środkowej. Kolejne rządy SLD PSL w latach 2001– 2004 r. znów starały się budować naszą politykę surowcową w orientacji na FR. Temu służyła decyzja o odstąpieniu od budowy gazociągu z Morza Północnego do Polski, podjęta przez premiera Leszka Millera czy utrudnianie przez ministra skarbu w tym samym rządzie próby przejęcia przez Orlen rafinerii Leuna w Saksonii i zdobycia przyczółka sprzedaży detalicznej w Niemczech. Kiedy jednak doszło do zmiany rządu w wyniku afery korupcyjnej Lwa R. w 2004 r., Orlenowi udało się kupić udziały w czeskim Unipetrolu. Po dojściu do władzy w 2004 r. koalicji pod przewodnictwem PiS i wyborach prezydenckich wygranych przez Lecha Kaczyńskiego zintensyfikowano kontakty z krajami Europy Wschodniej.

KURIER WNET

W 2019 r. zanotowano pewien postęp w wykorzystaniu rurociągu JANAF, który zaczyna swój bieg z chorwackiego terminala Omišalj, co stworzyło alternatywę dla pozostałych dróg dostaw ropy do Czech. Wydaje się, że rosnące potrzeby finansowe budżetu FR i spadające ceny ropy na rynkach światowych będą z czasem wymuszały usztywnienie polityki cenowej i podnoszenie cen krajom zaniedbującym rozwój infrastruktury umożliwiającej dywersyfikację dostaw surowca. Mimo ewidentnych działań rosyjskich, do dziś problem dywersyfikacji dostaw ropy nie jest traktowany przez decydentów jako ważny komponent polityki bezpieczeństwa całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Polska będzie bezpieczna tylko wtedy, gdy bezpieczny będzie cały region Europy Środkowo-Wschodniej. FR uważnie przygląda się polskiej polityce i stara się odciągać jej uwagę od tej części Europy.

Polskie przedsiębiorstwa naftowe w polskiej polityce wschodniej Polsce brakuje polityki wschodniej zintegrowanej z planami zakupowymi i inwestycyjnymi polskich przedsiębiorstw naftowych, co skutkuje niewykorzystaniem synergii współpracy na styku państwo – przedsiębiorstwa naftowe. Brak zaś zdecydowane postawy w stosunku do działań FR ma konsekwencje w postaci niedostosowanego do realiów systemu rozliczania pracy managementu polskich spółek naftowych i pozostałych spółek giełdowych. Niestety branża naftowa nie działa w otoczeniu rynkowym. Trzeba uwzględniać szczególną pozycję FR na rynku ropy i rezultaty działań tego państwa w bezpośrednim otoczeniu Polski. Na ocenę pracy polskich menedżerów powinny wpływać, prócz zysku rocznego przedsiębiorstwa netto, wskaźniki mierzące wzrost wartości

polskie z ukraińskim Odessa–Brody. Kierując się dobrze pojętą zasadą win-win, powołano do życia spółkę Sarmacja, w której udziały objęły: Azerbejdżan, Gruzja, Litwa, Polska i Ukraina. Ten ambitny plan prezydenta Kaczyńskiego przełożyłby się na korzyści polityczne, wzrost wartości polskich przedsiębiorstw i możliwości inwestycyjne w krajach regionu. Dokończenie budowy korytarza przesyłu ropy między Morzami: Kaspijskim, Czarnym i Bałtyckim i jego eksploatacja jest zatem kluczowe dla naszej pozycji politycznej. Ustabilizuje i wzmocni proatlantycki i proeuropejski kierunek państw Europy Wschodniej. Da możliwości wypełnienia deficytów produkcyjnych na Ukrainie polskim przedsiębiorstwom rafineryjnym i petrochemicznym. Na Ukrainie jest miejsce na nowoczesną rafinerię i petrochemię, oparte na ropie z basenu Morza Kaspijskiego. Orlen stałby się wówczas jednym z ważniejszych inwestorów w Europie Wschodniej. Powstałaby elita polityczno-gospodarcza związana z rynkiem polskim, a nie rosyjskim. FR powinna zaakceptować swobodny wybór drogi rozwoju krajów Europy Wschodniej. Więcej otwartości ze strony Federacji Rosyjskiej w tym obszarze to większe otwarcie dla naszych produktów, więcej naszego rynku dla rosyjskich surowców. Polska polityka musi dążyć do obniżania chronicznych deficytów w handlu z FR. Odpowiada za nie w głównej mierze import ropy i produktów ropopochodnych. Przy obecnych stosunkach polsko-rosyjskich i możliwościach naszych przedsiębiorstw przetwarzających ropę, należy postulować maksymalny import ze złóż rosyjskich na poziomie 25% potrzeb. 30% można zaspokajać dostawami przez terminal w Gdańsku, 3 % z kierunku Morza Czarnego i 15% z Adriatyku. Udział ropy z FR musi być nie tyle funkcją ceny, co gotowości tego kraju do pokojowej, wzajemnie korzystnej współpracy z wszystkimi krajami regionu. W krótkim i średnim horyzoncie czasowym można jednak spodziewać się strat związanych z kontrakcją Kremla. PERN musi się liczyć z brakiem wpływów z kierunku wschodniego i nie budować długookresowych strategii w oparciu o nadzieje na transport rosyjskiego surowca do Niemiec. Rosja będzie bowiem kontynuować politykę dywersyfikacji kierunków dostaw na Zachód, okrążania Polski i jej marginalizacji jako kraju tranzytowego dla rosyjskiej ropy. Znaczące zmniejszenie wartości dostaw z FR, choć może być dotkliwe finansowo, spowoduje, że mniej polskich pieniędzy będzie trafiać do budżetu FR i nie będzie ona finansować polityk wymuszających na polskim rządzie ciągłego zwiększania wydatków na obronę. Wspomniano już wcześniej, iż kraje leżące bliżej FR i mające z nią dłuższą granicę płacą na obronę procentowo w stosunku do swojego PKB więcej niż kraje położone dalej od FR. I tak w 2020 r. zamierzają na obronność przeznaczyć: Niemcy 1,37% PKB, Polska 2,1% PKB, a Ukraina 5,45% PKB, z czego 3% na Ministerstwo Obrony, a 2,45% na bezpieczeństwo (np. Gwardia Narodowa). To, co pozornie zyskują polskie przedsiębiorstwa naftowe i polski kierowca, traci polski podatnik na wielomiliardowe, konieczne w obecnej sytuacji międzynarodowej wydatki obronne. Najwyższy czas zrozumieć, że niepodległość to inwestycja, którą trudno oceniać miarą doraźnych korzyści finansowych. W długim horyzoncie czasowym zyskują państwa budujące swoją siłę gospodarczą na komponencie wiedzy i innowacji, a nie uprzejmościach świadczonych rządom, zwłaszcza tym działającym w złej wierze. Ich przedsiębiorstwa także. Pamiętajmy, że szacunek i zaufanie to dobra cenne tak w kontekście państw, jak i podmiotów gospodarczych. Polityka wielowektorowości, ciągłych zmian koncepcji, jest ślepą uliczką. Przez partnerów z krajów Partnerstwa Wschodniego i naszych sojuszników z NATO musimy być odbierani jako kraj odpowiedzialny i wiarygodny. Na zakończenie trzeba sobie jasno powiedzieć, że wolność i niezawisłość są wartościami, których nie można wymieniać nawet na najtańsze paliwo. K


12

MA J 2O2O

1 0 0 L AT J P I I

„Polonia? El país del papa Juan Pablo II!” – „Polska? Kraj papieża Jana Pawła II!”. To zdanie słyszałem wielokrotnie w Ekwadorze i Peru, gdy tłumaczyłem, skąd jestem. Latynosi dobrze pamiętają pontyfikat św. Jana Pawła II, papieża Polaka. Był pierwszym biskupem Rzymu, który zdecydował się na wizytę w Ameryce Południowej.

El papa viajero – papież-podróżnik w Ekwadorze Piotr Bobołowicz

Błogosławieństwo nieukończonej bazyliki Przy wejściu do monumentalnej Bazyliki Przysięgi Narodowej nad wiernymi w geście błogosławieństwa wyciąga ręce posąg św. Jana Pawła II. Budowę bazyliki zapoczątkowano jako dowód zawierzenia Republiki Ekwadoru Najświętszemu Sercu Jezusa w 1883 roku. Pomysłodawcą był ojciec Julio Maria Matovelle, należący do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Początkowo prace szły źle. Od początku budowa świątyni była wielkim wyzwaniem finansowym i logistycz-

oficjalnie w budowie. Lokalna legenda mówi, że gdy zostanie ostatecznie ukończona, skończy się świat – albo przynajmniej niepodległy i wolny Ekwador. 30 stycznia 1985 roku Jan Paweł II pobłogosławił jeszcze wtedy niekonsekrowaną bazylikę. Konsekracja nastąpiła trzy lata później.

Papież z wizytą u Indian Pielgrzymka apostolska papieża Polaka zapadła w pamięć Ekwadorczyków na pokolenia. Rozmawiałem z wieloma osobami, które wspominały ją z dzieciństwa albo z opowieści rodziców. „To

W czterysta pięćdziesiątą rocznicę rozpoczęcia ewangelizacji Ameryki zwierzchnik Kościoła katolickiego stanął przed rdzenną ludnością tego kontynentu i mówił o poparciu dla ich kultury, sygnalizował dotyczące ich problemy, ale także podkreślił rolę duchownych katolickich w walce o prawa Indian w historii. nym. W 1895 roku władze wprowadziły specjalny podatek od soli, który w całości szedł na finansowanie robót. Prace nabrały tempa, gdy w 1901 roku przekazano nadzór nad nimi ojcom oblatom z przeorem Matovelle na czele. Główna bryła budowli została postawiona w 1924 roku, wtedy też zaczęto odprawiać tam msze. Wciąż jednak pozostało wiele niedokończonych elementów – do dziś bazylika jest

O

becny rok obchodzimy w Paryżu pod znakiem świętej Genowefy – patronki stolicy i kraju. Urodzona 1600 lat temu święta uratowała Paryż przed najazdem Hunów. Jej cenny relikwiarz przetopili jakobini, a relikwie spalili za karę, „że podgrzewała kociołek kanoników”. Relikwiarz wykonany na nowo w XIX wieku zawiera szczątki odkryte w grobie na miejscu obecnego Panteonu, dawnego kościoła pod wezwaniem św. Genowefy. Jest wystawiany kolejno w kościołach Paryża. Patrząc na ten wspaniały mebel wielkości sekretery, ze złota, srebra i drogocennych kamieni, przypominam sobie nauki księdza Wojtyły.

Wielkie dziedzictwo Po świętym Janie Pawle II pozostał spadek bogaty i różnorodny. Ci, którzy mieli szczęście widzieć Papieża przed zamachem, zachowali w pamięci wizerunek atletycznego mężczyzny, od którego emanuje magiczna siła. Zapoczątkowane przez niego Międzynarodowe Dni Młodzieży przysporzyły Kościołowi zastępów młodych katolików świadomych swej wiary i prawdy. Wierzącym pozostała nauka głoszona podczas spotkań i opublikowana w pismach. W naszej epoce kompromitacji autorytetów i powszechnego zwątpienia zwłaszcza encyklika Fides et ratio – Rozum i Wiara – dostarcza cennych

był wielki człowiek. Mądry papież” – te słowa zapadły mi w pamięć. Święty Jan Paweł II w Ekwadorze spotkał się z rdzennymi mieszkańcami tych ziem. 31 stycznia 1985 roku w małym, wtedy zaledwie trzydziestotysięcznym mieście Latacunga, leżącym u stóp największego czynnego Ekwadorskiego wulkanu Cotopaxi, zgromadzili się Indianie z całego Ekwadoru. Wielu z nich przybyło pieszo – ci pielgrzymowali przez wiele

lata – kątem u księdza profesora Ignacego Różyckiego. Zajmował niewielki pokój przechodni. Po otrzymaniu sakry biskupiej w 1958 roku przeniósł się do sąsiedniej kamienicy, pod 21. Dziś w pomieszczeniach dwóch połączonych domów zgromadzono pamiątki po polskim papieżu. Najwięcej miejsca zajmują dary mieszkańców miejsc, do których pielgrzymował. Są tutaj prezenty od królów, rad miejskich, prezydentów. Są i inne, od prywatnych osób pragnących w namacalny sposób wyrazić miłość i przywiązanie. Niektóre bardzo cenne, jak siedemnastowieczne krucyfiksy rzeźbione w kości słoniowej i koralu, podarowane przez zakonników z Palermo na Sycylii i przez innych z Korsyki, wielkie, srebrne misy od mieszkańców Edynburga i Londynu. Wszystko to przekazał testamentem muzeom.

Zwykłe przedmioty niezwykłe

dni; inni samochodami, ale nawet oni musieli podróżować przez wiele godzin, często ponad dobę, by uczestniczyć w krótkim, bo zaplanowanym zaledwie na półtorej godziny spotkaniu z papieżem. „Pai Apuchic Jesucristo yupaichashca cachum! Cuyashca churicuna, ushushicuna”. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Umiłowani Synowie i Córki!” Tymi słowami w języku kiczua przywitał Jan Paweł II zgromadzonych Indian. Kiczua to największa grupa językowa spośród ludności autochtonicznej Ekwadoru. Jan Paweł II nie potraktował jednak wszystkich Indian jako jednolitej grupy. Wpisuje się to w głoszoną przez niego filozofię personalizmu i odróżnia podejście papieża Polaka od tego, które przez wieki praktykowali kolonizatorzy. „Witam bardzo serdecznie ludy Cayapa, Colorado, Otavalo, Panzaleo, Yama-puela, Cangazambi, Caranqui, Hilnaya, Carahuela, Yugulalama, Shuar, Coyane, Ashuar, Salazaca, Cañari, Saraguro, Tibuleo, Auca, a także obecne tutaj mniejsze grupy”. Jeszcze przed przybyciem papieża na spotkanie na lotnisku w Latacunga poszczególne grupy Indian prezentowały się – nie tyle przed papieżem, co przed Ekwadorem i światem. W spotkaniu tym pokładali oni wielkie nadzieje. W czterysta pięćdziesiątą rocznicę rozpoczęcia ewangelizacji Ameryki zwierzchnik Kościoła katolickiego stanął przed rdzenną ludnością tego

kontynentu i mówił o poparciu dla ich kultury, sygnalizował dotyczące ich problemy, ale także podkreślił rolę duchownych katolickich w walce o prawa Indian w historii. „Najbardziej świadomi z Was pragną, by była szanowana wasza kultura, wasze tradycje i zwyczaje, żeby była uwzględniana forma rządów w waszych wspólnotach. To uzasadnione aspiracje, wpisujące się w ramy różnorodności wyrażania ducha ludzkiego. Może to niemało ubogacić współżycie ludzkie w ogóle wymagań i równowagi społeczeństwa”. Papież okazał szacunek dla indiańskiej kultury, pozwalając ubrać siebie w ponczo, charakterystyczny lokalny ubiór. Całe spotkanie miało jeszcze jeden element symboliczny. Na przyjęcie papieża zbudowana została chosa – typowy indiański dom, w tym przypadku półotwarty. Jego dach pokryto strzechą, a ściany zbudowano z suszonej cegły adobe. Chosa, a w Amazonii zbudowana z drewna maloca, to w kulturze ekwadorskich Indian nie tyle obiekt mieszkalny, co miejsce spotkania w gronie bliskich. I tak przyjęli świętego Jana Pawła II rdzenni mieszkańcy Ekwadoru.

Po ubiegłorocznym pożarze znaleziono na posadzce katedry Notre Dame mosiężnego koguta. Służył za „kurek na kościele”. Odpadł bez szwanku ze stopionej wieżyczki transeptu. Z jego wnętrza wydobyto trzy relikwie: fragment Korony Cierniowej, relikwie Świętego Dionizego i relikwie Świętej Genowefy – patronki Paryża i Francji.

Buty księdza Wojtyły Piotr Witt

Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku proszę rozdać według uznania. Jan Paweł II, Testament, 6.03.1979 r.

Największe wrażenie robią wszakże te nieliczne „przedmioty codziennego użytku”, którymi posługiwał się przyszły papież. Każdemu, kto wychodzi z Wawelu po obejrzeniu cennych dzieł sztuki zgromadzonych w skarbcu Rzeczypospolitej Obojga Narodów, radzę zajrzeć na ulicę Kanoniczą 19/21 i zatrzymać się przez czas jakiś przed tymi skromnymi rzeczami. Od czasu kanonizacji relikwiami po świętym

stało się wąskie łóżko (polowe?), biurko z jakiejś dawnej oficyny, klęcznik, podniszczone buty, niegdyś nowoczesne narty. Kult relikwii nie jest tylko właściwością chrześcijan. Także wyznawcy fałszywych idoli otaczają czcią swoje świętości. Przed kilku laty skórzaną kurtkę piosenkarza Johna Lennona sprzedała na licytacji londyńska firma Sotheby’s za 350 tysięcy €. W grudniu 2012 roku w Los Angeles odbyła się aukcja garderoby Grety Garbo. Wielbiciele słynnej aktorki wydzierali sobie za grube dziesiątki tysięcy osiemset

Relikwiarz z ampułką zawierającą krew św. Jana Pawła II, kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Polanicy-Zdroju FOT. JACEK HALICKI, WIKIPEDIA

Nuestra Señora de Czestochowa

Indianie są w Ekwadorze nadal jedną z najuboższych grup społecznych. Papież podczas swojej pielgrzymki w 1985 roku odwiedził też ubogą dzielnicę miasta Guayaquil. W stolicy, Quito, spotkał się z robotnikami. A podczas ostatniej mszy w Ekwadorze dokonał beatyfikacji Mercedes de Jesus Moliny. Siostra Mercedes żyła w XIX wieku. W wieku piętnastu lat straciła matkę, z którą mieszkała po śmierci ojca, i odziedziczyła cały majątek. Gdy ukończyła 21 lat, wszystkie swoje dobra przeznaczyła na pomoc biednym i poświęciła się pracy w sierocińcu. Poczuła wtedy też powołanie do życia konsekrowanego i odrzuciła propozycję małżeństwa, postanawiając poświęcić swoje życie Jezusowi. W 1870 roku wraz z jezuitą ojcem Domingiem Garcíą udała się do Amazonii, by ewangelizować Indian Shuar. W 1873 roku, dziesięć lat przed śmiercią, doprowadziła do ufundowania zgromadzenia Sióstr Świętej Marii Anny od Jezusa z Paredes. Święta Maria Anna przez całe życie była inspiracją dla duchowej drogi i aktów miłosierdzia błogosławionej Mercedes.

sukien, których gwiazda nigdy nie założyła. Niemych i bezosobowych. Nieliczne relikwie po świętym Janie Pawle II opowiadają, przeciwnie, bardzo wiele o ich właścicielu. Na wąskim łóżku sypiał przez kilkanaście lat, przy staroświeckim biurku pisał swe kazania i rozważania teologiczne, zapisywał swe medytacje wygłaszane później podczas rekolekcji w zakopiańskiej Bachledówce. W tych butach chodził po górach, na nartach zjeżdżał z Kasprowego na Halę Gąsienicową i na Jaszczurówkę. Pierwsze narty księdza, z 1954 roku, zaopatrzone w wiązania sprężynowe – kandahary pochodzą z prywatnej wytwórni zakopiańskiej Zubka. Jako kardynał zjeżdżał już na headach z wiązaniami bezpiecznikowymi. Te relikwie nie mają ceny rynkowej. Kanon 1190 Kodeksu Prawa Kanonicznego stanowi, iż „sprzedaż świętych relikwii jest absolutnie zabroniona”.

O pożytku z relikwii

Kult relikwii nie jest magiczny, lecz poprzez życie świętego oddajemy cześć obecności Boga w człowieku. wskazówek; pomaga młodym i szukającym prawdy odnaleźć się pośród fałszywych proroctw. Wiedzieliśmy od dawna, że te rozważania są owocem dociekań wybitnego filozofa; dziś wiemy również, że wyszły spod pióra świętego. Podobnie jak arcyciekawe Notatki osobiste wydane przez arcybiskupa Krakowa, księdza kardynała Stanisława Dziwisza. Na tle bogactwa duchowego zdumiewa ubóstwo materialne dzie­ dzictwa Jana Pawła II. W Krakowie, u stóp Wawelu, ksiądz Wojtyła mieszkał od 1952 do 1967 roku. Pierwsze

Papież ubogich

FOT. Z ARCHIWUM AUTORA

KURIER WNET

Nie umiem powiedzieć, dlaczego naturze ludzkiej potrzebny jest substrat materialny, aby wejść w kontakt z nieuchwytnym światem idei. Ale istnienie takiej potrzeby potwierdza sam święty Jan Paweł II: „Nieodzownie potrzebny jest człowiekowi ten pierwszy krok poprzez stworzenie widzialne w kierunku niewidzialnego Stwórcy” (notatka 5.VII. 1975). Dla wiernego relikwia jest ostatnim śladem świętego, jest zarazem obietnicą bliskości Boga. Do relikwiarzy wystawionych w kościołach wierni adresują modlitwy, prośby, podziękowania. Modlić się przed relikwią nie oznacza mimo to „oddawania czci kawałkowi ciała”. Dla chrześcijan cześć oddawana ciału idzie w parze z tajemnicą Odkupienia. Dotyczy chrześcijanina, który istniał. Nie czcimy symbolu. Co więcej, ten kult świadczy o przywiązaniu Kościoła do jedności osoby ludzkiej, powołanej, aby stać się świątynią Ducha. Co potwierdza Katechizm Kościoła katolickiego w akapicie nr 364. Nie mamy bezpośredniego wglądu w cudzą duszę. Czytamy ze znaków widzialnych. Przeciwnie – doktryna Marcjona z Synopy, głosząca wyłącznie duchową, niecielesną naturę Chrystusa, została potępiona przez Kościól pierwszych wieków jako niebezpieczna herezja.

Na północy miasta Guayaqil nad Pacyfikiem stoi nieduży kościół, otoczony wysokim płotem. Nie udało mi się do niego dostać – przybyłem tam nie w porę; tego dnia brama była zamknięta. Kościół ten od razu zwróci uwagę każdego Polaka swoim nietypowym jak na Amerykę Południową wezwaniem: Iglesia de Nuestra Señora de Czestochowa – Kościół pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Został on wzniesiony w 1981 roku jako wotum dziękczynne za ocalenie Jana Pawła II po zamachu na jego życie. Gdy ówczesny arcybiskup Guayaquil Bernardino Echeverría dowiedział się o wydarzeniach 13 maja na placu Świętego Piotra, zaczął modlić się do Matki Bożej Częstochowskiej, patronki Polski, kraju pochodzenia Karola Wojtyły, i obiecał wybudować kościół pod jej wezwaniem, jeśli papież przeżyje. W 1994 roku Echeverría został wyniesiony przez Jana Pawła II do godności kardynała. W 1985 roku papież Polak odwiedził kościół, gdzie modlił się przed kopią obrazu z Jasnej Góry. Dziś przed świątynią stoi pomnik świętego Jana Pawła II, a jego wizerunek jest także uwieczniony na płaskorzeźbie ołtarza. Święty Jan Paweł II jest ciągle obecny w sercach i pamięci Ekwadorczyków. Znają go praktycznie wszyscy, a jego wizerunek pojawia się w różnych miejscach. Czasem się go można spodziewać – jak figury Jana Pawła II w katedrze w Cuenca, którą odwiedził podczas pielgrzymki. Czasem zaś można natknąć się na niego w niespodziewanych miejscach. „El papa viajero – papież podróżnik” – plakat opatrzony takim napisem znalazłem chociażby wiszący przy kasie jednej z restauracji. Mały element polskości w sercu odległego kraju – pozornie mały, a jednak w dużym stopniu kształtujący odbiór całego narodu przez drugi naród, kilkanaście tysięcy kilometrów od Wadowic. K

Nadmiernie podejrzliwi mogli posądzać inżyniera Stefana Ossowieckiego o interesowną szarlatanerię, kiedy słynny przed wojną jasnowidz, proszony o odnalezienie zaginionej osoby, żądał, aby mu dostarczono osobisty przedmiot należący do poszukiwanego: chusteczkę, okulary, pióro, byle rzecz miała z nim bezpośrednią styczność. Ale np. księżna Izabela Czartoryska nie miała ze swojej kolekcji żadnych korzyści materialnych. Same wydatki. Wielka racjonalistka gromadziła w Puławach ułamki starożytnych marmurów, potłuczone kamienie, aby lepiej wczuć się w epokę antyku. Sienkiewicz, pisząc swe wiekopomne Quo vadis?, także obmacywał starożytne kamienie w rzymskich lapidariach i na arenach, gdzie ginęli męczennicy za wiarę. Relikwie chrześcijańskie mają znaczenie szczególne. Cześć im oddawana sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa wraz z kultem męczenników pochowanych w katakumbach. A zresztą według Ewangelii dotknięcie szat Chrystusa wystarczało do uleczenia z chorób. Istnieją relikwie poświadczone i niepoświadczone. Do niepoświadczonych zaliczają się te o niejasnym pochodzeniu, pozbawione świadectw autentyczności, jak np. koszula Matki Boskiej, relikwie Świętych Niewiniątek lub niektórych świętych pierwszych wieków. Istnieją również relikwie poświadczone, autentyczne, zazwyczaj bardziej współczesnych świętych, np. Franciszka Salezego, Bernadetty Soubirous, ks. Jerzego Popiełuszki czy właśnie Jana Pawła II. „Cały jestem w rękach Bożych” – mówił o sobie Jan Paweł II słowami francuskiego świętego Ludwika Marii Grignon de Montfort. Ponieważ oddajemy hołd obecności Bożej w jego osobie, oddajemy również hołd miejscu, gdzie Bóg stał się obecny. Kult relikwii nie jest magiczny, lecz poprzez życie świętego oddajemy cześć obecności Boga w człowieku. Widząc te przedmioty, możemy tym łatwiej wywołać wspomnienie ludzkich warunków życia świętego Jana Pawła II. Te rzeczy są takie wątłe, nieomal bez znaczenia; oto Bogu się spodobało posłużyć się nimi, aby zamanifestować swą Obecność i objawić swą Potęgę i Chwałę, ponieważ to On działa poprzez te znaki. K


MA J 2O2O

KIJÓW 1920

Wyprawa kijowska 1920

KURIER WNET

13

Wojsko Polskie wkracza do Kijowa

Paweł Bobołowicz

R

ealizacja umowy zawartej 21 kwietnia 1920 roku pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową i konwencji wojskowej z 24 kwietnia tegoż roku doprowadziła do realizacji wyprawy kijowskiej. Szereg zwycięstw sojuszniczych wojsk Piłsudskiego i Petlury, łącznie z walkami okrętów i łodzi motorowych na Prypeci oraz zdobyciem Czarnobyla przy wykorzystaniu desantu rzecznego, zostało ukoronowanych zajęciem Kijowa. Wyprawa przyniosła nad Dniepr „miesiąc wolności”. Istota tego, czym miała być ta operacja, została zawarta w odez­wach Piłsudskiego i Petlury do mieszkańców Ukrainy. Przytaczam ich teksty na podstawie „Wyprawy Kijowskiej 1920 roku” generała Tadeusza Kutrzeby – pierwszej pracy, która w sposób całościowy próbowała opisać przebieg kampanii. Być może ostateczne niepowodzenie wyprawy, ale też lata skutecznego wymazywania ze zbiorowej pamięci polsko-ukraińskiego sojuszu, zatarły też fakt przeprowadzenia 9 maja 1920 roku wspólnej parady wojskowej, którą na kijowskim Chreszczatyku odbierał generał Edward Śmigły-Rydz. Epidemia covid-19 nie pozwoli w tym roku na pełne uczczenie tego wydarzenia. Tym bardziej zachęcam Państwa do lektury, by wyobrazić sobie, jak ten dzień wyglądał w Kijowie 100 lat temu. Oddaję dziś swoje miejsce na łamach uczestnikom tamtych wydarzeń: Józefowi Piłsudskiemu, Symonowi Petlurze i Tadeuszowi Kutrzebie, wówczas jeszcze podpułkownikowi.

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

Odezwa Naczelnego Wodza do mieszkańców Ukrainy

D

o wszystkich mieszkańców Ukrainy! Wojska Rzeczypospolitej Polskiej na rozkaz mój ruszyły naprzód, wstępując głęboko w ziemie Ukrainy. Ludności ziem tych czynię wiadomym, że wojska polskie usuną z terenów, przez naród ukraiński zamieszkałych, obcych najeźdźców, przeciwko którym lud ukraiński powstawał z orężem w ręku, broniąc swych sadyb przed gwałtem, rozbojem i grabieżą. Wojska polskie pozostaną na Ukrainie przez czas potrzebny po to, aby władzę na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński. Z chwilą, gdy rząd narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego, zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród sam o losach swoich stanowić mocen będzie, żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki o wolność ludów. Razem z wojskami polskimi wracają na Ukrainę szeregi walecznych jej synów pod wodzą atamana głównego Semena Petlury, które w Rzeczypospolitej Polskiej znalazły schron i pomoc w najcięższych dniach próby dla ludu ukraińskiego. Wierzę, że naród ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić żyznym ziemiom swej ojczyzny szczęście i dobrobyt, którymi cieszyć się będzie po powrocie do pracy i pokoju. Wszystkim mieszkańcom Ukrainy bez różnicy stanu, pochodzenia i wyznania wojska Rzeczypospolitej Polskiej zapewniają obronę i opiekę. Wzywam naród ukraiński i wszystkich mieszkańców tych ziem, aby niosąc cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada, dopomagali w miarę sił swoich wojsku Rzeczypospolitej Polskiej w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność. Józef Piłsudski Wódz Naczelny wojsk polskich Dnia 26 kwietnia 1920 r., Kwatera Główna

Opis parady polskich i ukraińskich wojsk sojuszniczych generała Tadeusza Kutrzeby

D

nia 9 maja 1920 r. odbył się przemarsz przez Kijów wszystkich wojsk, skierowanych na front dla obsady linii obronnych oraz do odwodu. Przemarsz połączono z defiladą w środku miasta, którą przyjmował dowódca grupy operacyjnej, gen. Rydz-Śmigły. Nie wzięły udziału w defiladzie te jednostki, które operowały zbyt daleko lub były w służbie ubezpieczenia postoju armii. Defilada wypadła znakomicie. Przed oczami niezliczonych ciekawych tłumów przemaszerowały w znakomitej postawie pułki 1. dyw. legionów, grupy płk. Rybaka, 15. dyw. wielkopolskiej, artylerii ciężkiej, wojsk technicznych oraz 6. dywizja ukraińska. Brygada kawalerii, ze względu na rozpoznanie prowadzone bez przerwy, udziału nie brała. Wojska nasze nie były w roku 1920 w swym zewnętrznym wyglądzie i w rozmaitych organizacyjnych szczegółach całkowicie ujednostajnione, lecz odwrotnie, posiadały cały szereg drobnych odrębności, uzewnętrzniających się w pewnych lokalnych, pochodzeniowych zabarwieniach. Przede wszystkim więc piętna wojskowości zaborców nie były jeszcze zneutralizowane. Objawiały się one w odrębnych sposobach wykonania marszu, mustrze orkiestr i drobnych szczegółach porządkowych. Jednak

Odezwa Głównego Atamana Petlury (skrót)

T

rzy lata mijają, odkąd naród ukraiński, usiłując zaprowadzić ład w swojej republice, walczy o swoją wolność i niepodległość z czerwonymi najeźdźcami, składając wielkie ofiary na polu walki. Latem roku ubiegłego armia ukraińska wkroczyła do Kijowa, lecz drugi wróg ukraiński – czarny imperialista Denikin – wyzyskawszy rosyjską orientację galicyjskiego dowództwa, skłonił je do odstąpienia od hasła niepodległości Ukrainy i przejścia na swoją stronę, co postawiło armię naddnieprzańską w katastrofalnym położeniu i zmusiło ją do spiesznego cofania się. Ale wiara w świętą sprawę nie zgasła w sercach Kozaków i przezwyciężyła zwątpienie i klęskę. Rozkazałem wobec tego atamanowi Omeljanowiczowi-Pawlence z częścią wojska rozpocząć walkę z bolszewikami, część zaś armii znalazła przytułek w Polsce. Doszły już wieści o walkach armii ukraińskiej na ziemiach jekaterynosławskiej i chersońskiej. Część armii pod wodzą pułk. Udowiczenki walczy na ziemiach Podola i bliską jest chwila, gdy oba te oddziały, wypędziwszy wroga z Ukrainy, połączą się w jedną dyscyplinowaną armię. Dotychczas naród ukraiński walczył sam, dzisiaj bezprzykładne czyny poświęcenia przekonały inne narody o słuszności żądań ukraińskich i znalazły przede wszystkim oddźwięk w sercach wolnego już narodu polskiego. Naród polski, w osobie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i swego Rządu, uznał niezawisłość państwową Ukrainy. Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukrainie. Pomiędzy rządami Republiki Polskiej i Ukraińskiej nastąpiło porozumienie, na podstawie którego wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wrócą do swojej ojczyzny. Ministerstwo ukraińskiej Republiki Ludowej z prezesem Rady Ministrów J. Mazepą na czele wznowiło swą pracę nad zaprowadzeniem ładu na Ukrainie i nad organizacją władzy państwowej na miejscu. Praca Rządu musi być wspomagana przez wszystkie warstwy społeczne. Komisariaty, urzędy ziemskie i inne instytucje powinny przygotować się i natychmiast rozpocząć swoją pracę, okazując pomoc przede wszystkim wojskom. Rozkazuje się poczynić przygotowania do mobilizacji, co do której będzie wydany specjalny rozkaz. Armia wypędzając wroga da tym samym możność zwołania w najkrótszym czasie ukraińskiej konstytuanty. Wzywam wszystkich obywateli do pracy. Wymagam od wszystkich bezwzględnego posłuchu dla władzy ukraińskiej i t.d. Główny ataman Wojsk U. R. L. – S. PETLURA

Gen. Antoni Listowski, Symon Petlura, płk Wołodymyr Salśkyj, płk Marko Bezruczko, oficerowie ukraińscy i polscy – Berdyczów, wyprawa kijowska, kwiecień 1920. ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

różnice te nie raziły wzrokowo, a raczej wytwarzały u obcych wrażenie, że Polska musi być duża, jeżeli pochodzące z rozmaitych stron oddziały mają swoje odrębności. Widziano naocznie, że zebrano w Kijowie oddziały reprezentujące wszystkie części dużej naszej ojczyzny, które biorą czynny udział w operacjach wojennych na szerokich polach Ukrainy, aby walcząc „za naszą

i waszą wolność” współdziałać w tworzeniu prawdziwie niepodległej Ukrainy. I tak, przemaszerowała 1. dyw. leg., najstarsza spadkobierczyni wojskowości polskiej, ze starymi sztandarami, chlubnie zasłużonymi w bojach legionów, w bitwach pod Wilnem i Dyneburgiem. W marszu paradnym, jakby według musztry austriackiej, maszerowały pułki podhalańskie z wyśmienicie grającymi orkiestrami, w których uwagę widzów przykuwał ozdobnie przepasany tambour-major oraz – ponny, mały konik, ciągnący na dwukółce duży bęben. „Pruskim krokiem” kroczyły pułki dywizji wielkopolskiej, a suwalski 41. pułk piechoty, znakomicie wyekwipowany, wystąpił z fanfarystami, do tego czasu w wojsku jeszcze nie wprowadzonymi. Legioniści, Podhalanie, Poznaniacy i kresowcy, wszyscy żołnierze polscy, bojownicy o sprawę ukraińską! W końcu maszerowała 6. dywizja ukraińska, do której dołączyły się już zorganizowane wojskowo grupy powstańców z własnymi orkiestrami. Zajęcie Kijowa było w życiu wojennym miasta epizodem niecodziennym. To też – powiedzmy – ciekawość wojskowa sprowadziła do Kijowa w dniu 9 maja szereg miłych nam gości z etapu i z kraju. Przypadkowo zupełnie byli oni świadkami tej swoistej wojskowej parady, która się jakby niechcący, bez żadnych pretensyj, rozgrywała na Kreszczatyku kijowskim. Przyjechał więc do Kijowa ś. p. płk. sztab. gen. Julian Stachiewicz ze Sztabu Ścisłego Wodza Naczelnego, a z nim pułkownik armii francuskiej Hanotte – obecny generał dywizji armii francuskiej – przydzielony wówczas do Naczelnego Dowództwa w Warszawie. Przybył również wojskowy attache Japonii, major Yamawaki – obecny generał i po raz wtóry attache wojskowy Japonii w Warszawie, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Goście wzięli, jako widzowie, udział w przemarszu wojsk. Za przyjmującym defiladę generałem Rydzem-Śmigłym stanął szef sztabu z adiutantami, obok zaś stał pułkownik ukraiński Bezruczko – dca 6. dyw. ukraińskiej, potem goście: pułkownik Stachiewicz, Francuz Hanotte i Japończyk Yamawaki. Cóż mówił tłum, co mówiły te szare masy ludu, widzącego duże ilości doborowego wojska polskiego i do niego dołączonych oddziałów ukraińskich, przemaszerowujące przed polskim generałem, obok którego stoją oficerowie ukraińscy, francuscy i japońscy? Tłum widział skutki, nie znał przyczyn. I dlatego rosnąć zaczęła plotka, rodziły się domysły. Szukano bowiem związku między wojskiem polskim, okupującym Ukrainę, a obcokrajowcami, oficerami zwycięskiej w wojnie światowej Francji i Japończykami, sąsiadującymi z Sowiecką Rosją na Dalekim Wschodzie. Padło słowo i pozornie tłumaczyło przyczynę wojskowo-politycznego zjawiska, rozgrywającego się na Ukrainie: jakoby Ententa ogłosiła wojnę z Sowietami, Polska to tylko wykonawca, do której dołączono wojska ukraińskie, a dusza wyprawy kijowskiej to Francja i Japonia. Szczególnie Francja, popierająca Wrangla, działającego z Krymu ku północy, ma silny interes w tym, aby spowodować upadek Rosji Sowieckiej i uzyskać spłatę swych wielkich finansowych należności. Wojsko polskie zrobiło znakomite wrażenie. Ogólnie powtarzano zdanie, że od czasu wymarszu wojsk niemieckich podobnych wojsk na Ukrainie nie widziano.

Wojsko polskie wkracza do Kijowa, ulica Wielka Włodzimierska, 7 maja 1920 r.

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA


KURIER WNET

14

MA J 2O2O

Niels Bohr, słynny duński fizyk, powiedział kiedyś, że „przewidywanie jest trudne, szczególnie jeżeli dotyczy przyszłości”. Może jednak pokusi się Pan o nakreślenie obrazu światowej i polskiej gospodarki po wygaśnięciu pandemii, którą obecnie przeżywamy? To prawda, jest wiele zmieniających się i trudnych do przewidzenia czynników, które mogą wpłynąć znacząco na obraz przyszłości, ale żeby planować dzisiejsze działania, trzeba przynajmniej spodziewać się, z jakim stanem przyszłości powinniśmy się liczyć. Spróbuję zatem, jak Devin du Village (fr. „Wioskowy jasnowidz“ – tytuł opery, do której lib­ retto napisał J.J. Rousseau), spojrzeć w przyszłość gospodarki. Możemy sobie wyobrazić dwa scenariusze wygasania pandemii. Pierwszy – w kilka tygodni po wystąpieniu szczytu zachorowań pandemia szybko wygasa. Hipotetycznie na przełomie maja i czerwca. Drugi – pandemia wygasa powoli i nierównomiernie, z występowaniem coraz słabszych nawrotów. Może nawet jeszcze półtora do dwóch lat. Czy w przypadku drugiego, niewątpliwie groźniejszego scenariusza, uda się uniknąć kryzysu o rozmiarach podobnych do tego z lat 30. ubiegłego wieku? A może w obydwu przypadkach powtórka z Wielkiego Kryzysu jest nieunikniona? Najbardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz w pewnym sensie pośredni. Klasyczne modele epidemii, których również w ekonomii używamy do opisu przebiegu procesów innowacyjnych, mają kształt tzw. krzywej logistycznej w formie „S”. Oznacza to, że proces rozpowszechnienia rozwija się najpierw powoli, potem bardzo szybko wzrasta, a następnie po przesileniu, czyli w momencie osiągnięcia mniej więcej połowy potencjalnej populacji, równie szybko słabnie i w końcu gwałtownie wygasa. Problem polega na określeniu tzw. potencjalnej populacji. Przy innowacjach technologicznych jest to stosunkowo proste, np. możemy określić potencjalny maksymalny popyt na telefony komórkowe. Znacznie trudniej jest określić maksymalny potencjalny rozmiar populacji, która ulegnie zakażeniu chorobą. Teoretycznie mogłaby to być cała populacja; w rzeczywistości zależy to od podatności na zakażenie poszczególnych grup osób i intensywności kontaktów. Można jednak oczekiwać, że wygaśnięcie epidemii nastąpi gwałtownie, lecz w różnym momencie w różnych krajach, w zależności od poziomu tych dwóch parametrów. Na długość kryzysu w gospodarce światowej będą miały ostatecznie wpływ kraje krańcowe, gdzie pandemia wygaśnie najpóźniej, co nie jest pocieszające. Wielki Kryzys trwał kilka lat. Można przypuszczać, że okres pandemii będzie krótszy. Jednocześnie kryzys gospodarczy związany z pandemią różni się od Wielkiego Kryzysu tym, że ma charakter podażowy bardziej niż popytowy, jak ten z lat 30. ub. wieku. Stąd do jego przezwyciężenia nie wystarczą instrumenty polityki popytowej, bo niezbędne jest odmrożenie gospodarki przez reaktywację przedsiębiorstw, a więc zniesienie ograniczających regulacji. To może opóźniać proces wychodzenia z kryzysu, bo nawet po wygaśnięciu pandemii pełne zniesienie restrykcji będzie możliwe po wyleczeniu wszystkich zakażonych, którzy mogą być źródłem nowej fali zakażeń. Pocieszające jest to, że nawet gdyby obecny kryzys był równie głęboki pod względem spadku PKB, to odczuwalny efekt spadku dobrobytu będzie mniejszy, ponieważ obecne społeczeństwa są znacznie bogatsze niż wiek temu. Nie można mechanicznie porównywać obecnego kryzysu z tym z lat 30. ub. wieku lub z 2008 roku. Zasadniczo inne są ich źródła: ten pierwszy miał głównie charakter popytowy, kryzys 2008 roku był spowodowany załamaniem się systemu finansowego, szczególnie bankowego. Obecny kryzys jest w istocie podażowy i wynika z zaburzeń systemu bankowego, ale z paraliżu czynnika ludzkiego wskutek pandemii. Co powoduje, że perturbacja w postaci pandemii choroby covid-19, na którą dotychczas zapadło nie więcej niż jeden na tysiąc, czyli co najwyżej 1‰ mieszkańców świata, wywołuje zagrożenie poważnymi kryzysami gospodarczymi w wielu krajach, a nawet groźbę światowego załamania ekonomicznego? Czy obecna struktura i systemy obiegu gospodarczego nie są zbyt wrażliwe

W I R U S W N ATA R C I U Ze Stanisławem Kubielasem – profesorem Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, absolwentem WNE UW i Graduate Institute of International Studies w Genewie, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Sussex, laureatem nagrody im. Kronenberga Banku Handlowego w Warszawie za szczególny wkład w rozwój nauki w sferze ekonomii i finansów – rozmawia Adam Gniewecki.

Krajobraz po bitwie

PALEC W OKO

Adam Gniewecki na zakłócenia, np. takie jak to? Może, nauczeni doświadczeniem, powinniśmy stosować odporniejsze mechanizmy gospodarcze i jak mogłyby one wyglądać? Obecne perturbacje gospodarcze nie tyle wynikają z niewielkiej liczby dotychczas zakażonych w stosunku do populacji świata, ile z potencjalnej teoretycznie maksymalnej liczby zakażeń, czyli całej populacji, która zastała objęta restrykcjami uniemożliwiającymi normalną działalność produkcyjną czy handlową oraz transport i komunikację. Daje to efekt automatycznego ograniczenia podaży niezależnie od czynników popytowych. To nie wynika z obecnej struktury i systemów obiegu gospodarczego, ale z restrykcji przyję-

To restrykcje zastosowane z uwagi na pandemię doprowadziły do paraliżu gospodarczego, a nie na odwrót. Trudno sobie wyobrazić system obiegu gospodarczego, który byłby odporny na takie ograniczenia. tych w celu zahamowania pandemii. Zatem to restrykcje zastosowane z uwagi na pandemię doprowadziły do paraliżu gospodarczego, a nie na odwrót. Trudno sobie wyobrazić system obiegu gospodarczego, który byłby odporny na takie ograniczenia działalności gospodarczej. Nawet gdybyśmy zrezygnowali z globalizacji i przeszli do autarkii, to restrykcje w walce z pandemią nadal paraliżowałyby wewnątrzkrajowy obieg gospodarczy. Oczywiście w sytuacji autarkii moglibyśmy bardziej elastycznie przeprowadzać proces odmrażania gospodarki w dostosowaniu do warunków krajowych. Czy po tym bolesnym doświadczeniu można przewidywać odwrót od globalizacji gospodarki na rzecz innego, nie budującego tak silnych zależności systemu wytwarzania i wymiany towarowej? Jak mogłaby wyglądać nowa, „wstrząsoodporna” struktura produkcji, światowego handlu i połączeń komunikacyjnych? Trudno sobie wyobrazić całkowity odwrót od globalizacji, gdyż te procesy zaszły już za daleko i per saldo przyniosły wiele korzyści, choćby w kategoriach wzrostu PKB i obniżenia kosztów pozyskania wielu dóbr i do nich dostępu. Wszyscy ekonomiści wiedzą, że handel międzynarodowy na konkurencyjnych warunkach przynosi korzyści w postaci wzrostu dochodu i dobrobytu wszystkim uczestniczącym w nim krajom. Można natomiast sobie wyobrazić tendencję do ograniczenia wymiany międzynarodowej w niektórych strategicznych dziedzinach (np. zaopatrzenie w leki). Można też przypuszczać, że doświadczenie globalnego kryzysu skłoni do relokacji produkcji do krajów w bliskim geograficznym sąsiedztwie gospodarek macierzystych bądź wręcz do samych gospodarek macierzystych. Zwłaszcza może to wystąpić w dziedzinach produkcji stosunkowo łatwej do automatyzacji, gdzie koszt siły roboczej przestanie odgrywać istotne znaczenie. Z pewnością pojawią się też ograniczenia w przepływie bezpośrednich

inwestycji zagranicznych, idące w kierunku ochrony firm krajowych przed wrogimi przejęciami przez inwestorów zagranicznych, co już zapowiadają rządy wielu krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych. Czy świat byłby w stanie solidarnie przeprowadzić proces odwrotu od tak dotychczas powszechnego produkowania w Chinach i rezygnacji z kupowania tanich chińskich towarów? Czy też, jak zwykle, zwyciężą krótkoterminowe interesy partykularne? Wydaje się, że w tej kwestii jakiejś solidarności ogólnoświatowej trudno oczekiwać i raczej przeważą interesy partykularne. Nawet gdyby kraje bogate starały się zrezygnować lub ograniczyć import produktów chińskich, to kraje biedne będą ciągle importowały chińskie produkty, które są tańsze. Czy amerykańsko-chińska wojna gospodarcza, walka o światowy prymat jeszcze się nasili? Jaki może być jej przebieg i rezultat? Amerykańsko-chińska wojna handlowa najprawdopodobniej będzie eskalować, szczególnie podczas obecnej prezydentury, a w rezultacie stracą obie strony. Gdyby te działania wzmagały się w skali całej gospodarki światowej, może to prowadzić do podważenia multilateralnego ładu handlu światowego, leżącego u podstaw funkcjonowania WTO, i przejście do handlu bilateralnego, na czym bardziej niż Chiny stracą kraje najsłabsze. Konflikt chińsko-amerykański może zostać podsycony przez ewentualne roszczenia koncernów amerykańskich o odszkodowania za spowodowanie przez Chiny obecnej epidemii. Dla zabezpieczenia tych roszczeń rozważa się nawet zablokowanie chińskich

aktywów w formie obligacji amerykańskich. Wartość tych obligacji, będących w posiadaniu Chin, sięga kilku bilionów dolarów. To z kolei mogłoby rykoszetem spowodować trudności w finansowaniu deficytu budżetowego USA. Mechanizm, który dotąd dość dobrze funkcjonował, a polegał na tym, że Chiny eksportowały do USA, a zarobione pieniądze inwestowały w obligacje amerykańskie, zostałby przerwany. Chiny utracą amerykański rynek, a Amerykanie będą musieli więcej oszczędzać, by sfinansować swoje deficyty. Mówi się, że Unia Europejska w obliczu pandemii „nie zdała egzaminu”. Że zabrakło solidarnego współdziałania. To zapewne nie zostanie zapomniane. Poza tym pogłębią się różnice sytuacji gospodarczej i finansowej między biednym „Południem” i zamożną „Północą”. Jak w tym kontekście mogą wyglądać losy waluty europejskiej? Czy euro przetrwa? Czy więzy łączące kraje UE nie ulegną takiemu osłabieniu, że w praktyce będzie następował stopniowy powrót do „wspólnoty węgla i stali”, czyli współpracy ograniczonej do sfery gospodarczej, a sama Unia pozostanie jedynie fasadą? Obecnie nikt nie myśli jeszcze o rezygnowaniu z euro, bo wszyscy zajmują się walką z epidemią, ale po dojściu do normalności różne kraje znajdą się w różnym położeniu, bo skutki gospodarcze kryzysu nie będą wszędzie takie same. Kraje, które przejdą głębsze załamanie gospodarcze, znajdą się w trudniejszej sytuacji finansowej i wpadną w głębsze deficyty. Wówczas trudno będzie powrócić do dyscypliny finansowej, jakiej wymaga utrzymanie unii walutowej. Spowoduje to napięcia,

które mogą doprowadzić do wyjścia niektórych krajów ze strefy euro. Zatem nie tyle sam brak solidarności w okresie pandemii, ile niejednakowe skutki kryzysu w różnych krajach mogą doprowadzić do rozkładu strefy euro. Solidarnej współpracy w niwelowaniu skutków kryzysu trudno się spodziewać w obliczu choćby obecnych kontrowersji w sprawie ewentualnej emisji tzw. korona-euroobligacji. O rozpadzie samej Unii Europejskiej czy jej redukcji do „wspólnoty węgla i stali” trudno w tej chwili przesądzać, chociaż trzeba się liczyć z poważną jej transformacją. W warunkach ograniczenia globalizacji znaczenia nabiorą regionalne wspólnoty gospodarcze, ułatwiające współpracę gospodarczą, naukową i technologiczną; te funkcje UE mogą ulec nawet wzmocnieniu. Trudno natomiast jednoznacznie powiedzieć dzisiaj, co stanie się z mechanizmem integracji politycznej, ale wydaje się, że po przykrych doświadczeniach kryzysu pandemii zwycięży zasada subsydiarności i zwiększy się rola narodowych państw członkowskich. Tak czy inaczej, trajektorię ewolucji Unii Europejskiej po kryzysie wyznaczy zaostrzony konflikt między zwolennikami i przeciwnikami federalizacji.

Nie tyle sam brak solidarności w okresie pandemii, ile niejednakowe skutki kryzysu w różnych krajach mogą doprowadzić do rozkładu strefy euro. Solidarnej współpracy w niwelowaniu skutków kryzysu trudno się spodziewać. Biorąc pod uwagę scenariusze szybkiego i powolnego wygasania pandemii, jak można by, optymistyczne i pesymistycznie, oszacować średnie tempo światowego przyspieszenia gospodarczego po depresji? Jak może kształtować się bezwzględnie i na tle innych krajów europejskich przyrost polskiego PKB w 2020 i 2021 roku? Odbicie wzrostu gospodarczego po depresji będzie z pewnością różne w różnych krajach oraz zależne od dwóch czynników: głębokości depresji i szybkości wygasania pandemii. Tam, gdzie depresja była najgłębsza, możemy liczyć na większe odbicie w górę, chociaż bardziej rozłożone w czasie. W krajach o płytszej depresji odbicie będzie mniejsze, lecz szybsze. W scenariuszu szybkiego wygasania pandemii powrót do przedkryzysowego tempa wzrostu nastąpi szybciej, a w scenariuszu powolnego wygasania pandemii – siłą rzeczy wolniej. Nie jest wykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne, że po depresji tempo wzrostu gospodarczego w wielu krajach nawet znacznie

8 tygodni kwarantanny. Od pierwszego marca do 30 kwietnia br. ponad 24 tysiące zmarłych z powodu zakażenia covid-19. Ponad 27 tys. hospitalizowanych z powodu powikłań po zakażeniu tym wirusem i ponad 4 tys. przebywających w szpitalach w stanie ciężkim. Pod koniec kwietnia Francja jest trzecim państwem w Europie i czwartym na świecie pod względem liczby zmarłych z powodu zakażenia koronawirusem.

Francuska strategia wyjścia z kwarantanny Zbigniew Stefanik

11,2

mln bezrobotnych przybyło od pierwszego marca tego roku (niemal połowa wszystkich pracowników prywatnego sektora francuskiego). Ponad pół miliona małych i średnich przedsiębiorstw ma problemy z płynnością finansową i zwraca się o pomoc do państwa. Rząd uruchamia pakiet pomocowy o wartości 115 mld euro dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz 300 mld euro gwarancji kredytowych dla firm znajdujących się w trudnej sytuacji gospodarczej. Ponadto wspiera kwotą 7 mld euro firmę lotniczą Air France KLM oraz zapowiada wielomiliardowe wsparcie dla francuskiego sektora hotelarskiego i gastronomicznego. W końcu uruchamia pakiet pomocowy dla najuboższych, m.in. plan dożywiania dzieci oraz dofinasowania jednorazową kwotą rodzin, które

utraciły płynność finansową w związku z pandemią. Znowelizowany francuski budżet na rok 2020 zakłada deficyt na poziomie 9,1% i dług publiczny w roku 2020 na poziomie 115% rocznego PKB, a eksperci już uznają te prognozy za… niezwykle optymistyczne. Rząd zapowiada na następne miesiące, a może lata, największą recesję we Francji od 1929 roku. Francuskie wojsko, które decyzją francuskiego prezydenta z 26 marca tego roku wzięło czynny udział w walce z koronawirusem, samo walczy obecnie z covid-19 w swoich szeregach. Na początku kwietnia zakażeniu koronawirusem ulegli marynarze francuskiego lotniskowca „Charles de Gaulle”, w związku z czym okręt musiał powrócić do portu w Tulonie. Cała załoga została poddana kwarantannie, a do końca kwietnia u ponad połowy potwierdzono zakażenie covid-19.

Około 5,7% osób we Francji będzie w dniu pierwszego etapu znoszenia kwarantanny stanowiło grupę, która miała jakikolwiek kontakt z koronawirusem, co jest absolutnie niewystarczające do uzyskania zbiorowej odporności. Badania francuskich naukowców dają nadzieję na wynalezienie skutecznego środka na covid-19, za sprawą leku wykorzystywanego od lat nad Sekwaną w leczeniu reumatoidalnego zapalenia stawów. Według badań klinicznych wykonanych w paryskim centrum medycznym AP-HP

przekroczy poziomy sprzed kryzysu. Będzie to efekt odbudowy gospodarki podobny do obserwowanego w okresach powojennych, gdy dokonywała się rekonstrukcja zrujnowanej strony podażowej gospodarek. Oczywiście kluczowym czynnikiem dla rozkładu tych procesów w czasie będzie moment wynalezienia leku i szczepionki na covid-19, co przełoży się na skutki podobne do zakończenia wojny. W tym kontekście Polska, jako kraj przechodzący stosunkowo łagodnie pandemię, pogrąży się w stosunkowo łagodnej depresji, ale też nie może liczyć na zbyt silne odbicie. Prawdopodobnie przyrost polskiego PKB w 2020 roku będzie oscylował wokół zera lub kilkuprocentowego spadku, a w 2021 roku powróci od poziomów sprzed kryzysu, czyli 3–4 procent. Głębokość recesji będzie zależała od skuteczności przyjętej tarczy antykryzysowej, czyli rozmiarów środków pomocowych i sprawności administracji państwowej w rozdziale tych środków. Jednym ze spodziewanych skutków kryzysu jest wzrost bezrobocia; w celu jego ograniczenia zostały uruchomione spec­jalne instrumenty pomocowe. Pierwsze efekty są pocieszające; w pierwszym miesiącu kryzysu, w marcu, stopa bezrobocia rejestrowanego nie wzrosła, a nawet obniżyła się w stosunku do lutego. Oby tak było dalej. Które kraje, gałęzie gospodarki i branże na pandemii mogą skorzystać, a które najbardziej stracić? Trudno sobie wyobrazić, by któreś kraje mogły na pandemii skorzystać. Należy się raczej spodziewać, ze stracą wszystkie, lecz stracą więcej te, gdzie pandemia będzie groźniejsza i bardziej długotrwała, a mniej, gdzie będzie łagodna i krótsza, bo tam wcześniej uruchomiona zostanie produkcja oraz eksport na rynki krajów ciągle jeszcze pogrążonych w walce z wirusem. Inaczej w przypadku branż. Najbardziej stracą branże narażone na restrykcje związane z przemieszczaniem i skupianiem się ludzi, jak transport, turystyka, hotelarstwo czy restauracje. Zyskać mogą branże, które nie wymagają mobilności i bezpośrednich kontaktów osób (contact-free economy), a wręcz je zastępują, jak telekomunikacja, sektor ICT wspomagający komunikację i pracę na odległość, telemedycyna, e-commerce, budownictwo czy rolnictwo. Skorzystać też mogą przedsiębiorstwa wytwarzające artykuły medyczne czy farmaceutyczne, a zwłaszcza te, które wynajdą, wdrożą i wyprodukują leki i szczepionkę na wirusa. W końcu zyska nauka, dzięki przeznaczeniu większych zasobów na badania, szczególnie w dziedzinie biotechnologii i technologii informatycznych. Kryzys może ostatecznie wyzwolić nową falę innowacji i otworzyć wrota do nowej rewolucji technologicznej. Dziękuję bardzo za rozmowę i dodanie ducha naszym zaniepokojonym losami polskiej gospodarki rodakom. K

na 109 pacjentach z ostrymi symptomami zakażenia covid-19, zastosowanie leku o nazwie Tocilizumab doprowadziło do ustąpienia trudności oddechowych i uchroniło tych pacjentów przed koniecznością intubacji i wentylacji. Tocilizumab będzie poddawany kolejnym badaniom klinicznym w celu potwierdzenia jego skuteczności w walce z covid-19. Oto kwietniowy bilans pandemii koronawirusa nad Sekwaną.

13

kwietnia br. Macron poinformował, iż 11 maja tego roku Francja rozpocznie stopniowe wychodzenie z ogólnokrajowej kwarantanny wprowadzonej 17 marca br. Konkretne decyzje i działania będą zależeć od sytuacji. Śmiertelność spowodowana wirusem zaczęła nad Sekwaną maleć w drugiej połowie kwietnia, podobnie liczba hospitalizowanych. W szczytowym momencie – 14 kwietnia – w szpitalach znalazło się 32 tys. zakażonych koronawirusem, 30 kwietnia było ich już około 28 tysięcy. 6 kwietnia liczba osób w stanie ciężkim z powodu powikłań wynosiła we Francji ponad 7000; 30 kwietnia – nie przekraczała 4000. Według danych opublikowanych przez francuskie ministerstwo zdrowia, dzięki ogólnokrajowej kwarantannie udało się we Francji uratować przed śmiercią spowodowaną


MA J 2O2O

STA RC I E Z W I R U S E M

Pandemia obnażyła prawdę o tym, jak wymuszenie rozumowania kategoriami rynku oderwało nas od polityki pożytku publicznego, zubożyło usługi społeczne i zniszczyło lokalną działalność gospodarczą. powinny zostać zniesione. Prywatne jest lepsze niż publiczne. Państwo jest złe. Szpitale należy zamknąć z przyczyn ekonomicznych itp., itd. Tymczasem do obnażenia fałszu neoliberalizmu wystarczył wirus”. Teraz Włosi odczuwają skutki oszczędzania na ochronie zdrowia. Tamtejsi lekarze mówią, że z braku środków w pierwszej kolejności ratują pacjentów mających największe szanse przeżycia, co oznacza pozostawienie innych ich własnemu losowi. We Francji nie jest lepiej. Rozprzestrzenianie się epidemii wywołuje takie same reakcje, jak we Włoszech. Nowy dekret zezwala na eutanazję w domach spokojnej starości. Ponadto z powodu najnowszych reform gospodarczych pracownicy są bardziej podatni na zagrożenia, a reforma ubezpieczenia od bezrobocia spowodowała obniżenie świadczeń. Grecy, którzy są już i tak na granicy wytrzymałości, muszą dodatkowo zmagać się z pandemią. Gospodarka grecka jest w ruinie, głównie z powodu odmowy ze strony Angeli Merkel rozłożenia na raty spłaty zadłużenia, na czym Niemcy zarobiły 2,9 miliarda euro. To jest tzw. europejska solidarność? Ignorując rzeczywistość, organizacje pozarządowe i Europa potępiają Greków za opór przed przyjmowaniem nowych, dobrze zorganizowanych rzesz imigrantów, a byłoby to przecież dodatkowym ciężarem dla tego kraju. Ukoronowaniem braku konsekwencji Kanclerz Merkel jest – po wcześniejszej, jednostronnej decyzji o masowym przyjęciu migrantów – oferowania Erdoganowi, na koszt całej Unii, sześciu miliardów euro za zatrzymanie migrantów w Turcji. Ta sowita zapłata skłoniła rząd turecki do szantażowania Europy i nawet tworzenia specjalnych korytarzy do wypychania migrantów w kierunku Grecji, jednocześnie chroniąc

zakażeniem koronawirusem około 60 tys. osób. Jednak inne badanie – instytutu Louisa Pasteura – pokazuje, że tylko około 5,7% osób we Francji będzie w dniu pierwszego etapu znoszenia kwarantanny stanowiło grupę, która miała jakikolwiek kontakt z koronawirusem, co jest absolutnie niewystarczające do uzyskania zbiorowej odporności; zapewnia ją dopiero kontakt z wirusem co najmniej 70% populacji.

28

kwietnia premier Edouard Philippe przedstawił ogólne zarysy rządowej strategii wychodzenia Francji z kwarantanny. Będzie się ona składała z 3 trzytygodniowych faz. Pierwsza (o ile zostaną spełnione warunki do jej wdrożenia, co ma zostać definitywnie potwierdzone 7 maja br.) rozpocznie się 11 maja i potrwa do 2 czerwca. Francuzi będą mogli swobodnie wychodzić z domu, jednak nie będzie im wolno opuszczać regionu i oddalać się dalej niż 100 km od miejsca zamieszkania. Zostaną otwarte sklepy, w których jednak nadal będzie należało przestrzegać określonych zachowań chroniących przed zakażeniem. Pracę rozpocznie część przemysłu i branża budowlana; m.in. ruszy na dobre odbudowa katedry Notre Dame. Stopniowo będą otwierane najpierw żłobki i szkoły podstawowe (od 11 do 17 maja), następnie gimnazja – od 18 do

przejścia handlowe między obydwoma krajami. Pandemia obnażyła prawdę o tym, jak wymuszenie rozumowania kategoriami rynku oderwało nas od polityki pożytku publicznego, zubożyło usługi społeczne i zniszczyło lokalną działalność gospodarczą, prowadząc do rozwiązań społecznie absurdalnych. Szwajcarski sektor bankowy skorzystał ze znacznej pomocy rządu. Ponadto Bank Centralny udzielił ogromnego wsparcia kapitałowego dużym firmom i korporacjom międzynarodowym w celu utrzymania ich płynności finansowej. Z drugiej strony drobni rolnicy i małe przedsiębiorstwa nie otrzymały wystarczającej pomocy, choć już przed kryzysem ich sytuacja była trudna. Rolnicy byli w większości związani z dużymi dystrybutorami umowami na wyłączność, które zabraniały im bezpośredniego dostarczania klientom świeżych produktów, takich jak owoce i warzywa, podczas gdy supermarkety zmagały się z brakami towaru. Polityka dalszego obniżania już i tak ujemnych stóp procentowych radykalnie zmieniła sytuację zwykłych pracowników i drobnych ciułaczy oraz klasy średniej. Ich prywatne oszczędności, umieszczane w bezpiecznych obligacjach, przynosiły dotychczas wolny od ryzyka, choć skromny zysk. To były z trudem zaoszczędzone małe sumy przeznaczone na „czarną godzinę”. W ostatnich latach nawet niskie oprocentowanie przynosiło pewien dochód z oszczędności, zarówno w przypadku aktywów lokowanych w bankach, jak i kapitału emerytalnego, zarządzanego przez fundusze emerytalne. Teraz, poza stałym obniżaniem się poziomu takich oszczędności, ekonomiczne skutki pandemii dodatkowo pogarszają stan bezpieczeństwa finansowego należących do klasy średniej pracowników i osób samozatrudnionych. Jednocześnie dla potężnych banków – zbyt dużych, żeby upaść, jak UBS czy Credit

Media będące w rękach finansistów i nie mniej od nich uzależnieni przedstawiciele państwa uprawiają codzienną, ogłupiającą i zwodniczą retorykę, z niewiarygodnym cynizmem maskując zamach na ludzkie życie. Suisse – główni akcjonariusze pozostają priorytetem. Oskarżane o wypłacanie wysokich dywidend w czasach kryzysu, znalazły wybieg, wypłacając je w dwóch ratach, choć mogłyby wykorzystać te fundusze na utrzymanie miejsc pracy i płace. Najbardziej wymowną ilustracją braku odpowiedzialności za los społeczeństwa jest sektor szpitalny. Opieka zdrowotna, stosując logikę rynkową, dąży do zastąpienia kosztów zyskami.

24 maja – i w końcu licea, od 25 maja do 2 czerwca. Jednak w pierwszej fazie wychodzenia z kwarantanny zakazane będą wszelkie zgromadzenia. Pozostaną zamknięte wszystkie miejsca kultu religijnego, lokale gastronomiczne i rekreacyjne, takie jak puby i kina. We francuskim transporcie zbiorowym będzie obowiązywał nakaz noszenia masek, które mają stać się ogólnodostępne nad Sekwaną od początku pierwszej fazy. Ten czas będzie również testem dla Francji rozprzestrzeniania się zakażenia covid-19. Premier zapowiedział, iż od 11 maja francuska służba zdrowia będzie w stanie wykonać 700 tys. testów tygodniowo. Będą im poddawani wszyscy z symptomami koronawirusa oraz osoby, które miały z nimi kontakt. Wreszcie – wychodzenie z kwarantanny nad Sekwaną będzie uwarunkowane wynikami medycznymi walki z pandemią. Według francuskiego ministerstwa zdrowia, aby wdrożenie pierwszej fazy wyjścia z kwarantanny było możliwe, nie może dochodzić do więcej niż 3000 zakażeń covid-19 dziennie na terytorium kraju. Co więcej, wdrażanie wychodzenia z kwarantanny w każdej fazie będzie zależało od każdego departamentu, w tym od stopnia rozprzestrzenienia koronawirusa na jego terytorium. A więc wychodzenie z kwarantanny może przebiegać w każdym departamencie

NEUTRALNIE I Z DYSTANSU

Bernard Mégeais

Unia Europejska w obliczu próby Drodzy Polscy Przyjaciele, Unia Europejska, rzeczniczka neoliberalizmu i globalizacji, likwidatorka państwa opiekuńczego lansująca prywatyzację usług publicznych, przeciwniczka istnienia narodów i ich suwerenności – stanęła w obliczu próby, na którą wystawia ją pandemia koronawirusa. Ta sama Unia, której komisja, w latach 2011–2018, 63 razy zalecała państwom członkowskim ograniczenie wydatków na ochronę zdrowia, z alternatywą jej prywatyzacji.

W celu uzyskania rentowności szpitali, redukując liczbę łóżek we wszystkich jednostkach jednocześnie, skrócono czas hospitalizacji, uzyskując maksymalną rotację pacjentów. W Szwajcarii w latach 1998–2018 liczba łóżek szpitalnych spadła z 6,3 do 3,5 na 1000 mieszkańców, a liczba zatrudnionych w sektorze opieki medycznej została zredukowana do minimum. Na szczęście wyjątkowe oddanie personelu opiekuńczego, wykazującego ogromne poświęcenie i pomysłowość, częściowo rekompensuje oszczędności narzucone przez ultraliberalizm gospodarczy. Szwajcaria jest jednym z krajów europejskich, w które epidemia uderzyła najmocniej, a liczba osób zainfekowanych koronawirusem w stosunku do populacji kraju jest największa. Wśród chorych znalazło się 61% mężczyzn i 39% kobiet. Przy 13% zakażonych bez chorób towarzyszących i 87% z co najmniej jedną taką chorobą, dotychczasowa liczba zgonów osiągnęła 1000. [Uwzględniając fakt, że Polska liczy 4,25 razy więcej ludności niż Szwajcaria, na 20 kwietnia mielibyśmy w naszym kraju ok 4300 ofiar pandemii, zamiast 390. Przyp. tłumacza]. W reakcji na epidemię władze polityczne zdobyły się tylko na ograniczenie praw personelu szpitalnego. Rada Federalna, bez negocjacji ze stroną społeczną, zawiesiła przepisy dotyczące wymiaru czasu pracy i wypoczynku w tym sektorze. Skuszeni hasłami powszechnego ubezpieczenia i wolnej konkurencji, szwajcarscy wyborcy głosowali na system opieki zdrowotnej realizowany

przez prywatnych ubezpieczycieli, z których każdy ma przecież zarząd i akcjonariuszy. Szwajcarzy jako zakładnicy tego pełnego kruczków i nieprzejrzystego systemu płacą co roku podwyższane wykładniczo składki zdrowotne. Odbywa się to pod pretekstem wzrostu kosztów opieki zdrowotnej i tworzenia wielomiliardowych rezerw finansowych na wypadek ciężkich przypadków. Ubezpieczeni nie wiedzą, czy środki te zostaną wykorzy-

inaczej. Zdaniem rządu jest to jeden z najważniejszych warunków gwarantujących powodzenie całego procesu we Francji. 7 maja jego reguły zostaną przedstawione departamentom, jednak rozpoczęcie jego pierwszej fazy, zaplanowane na 11 maja, może zostać opóźnione w poszczególnych departamentach, a nawet na terytorium całej Francji, gdyby się okazało, że warunki medyczne, sanitarne i logistyczne nie zostały spełnione.

jest niemal pewne. Główne pytanie, to czy jej stosowanie będzie obowiązkowe, czy dobrowolne.

publiczne, jak również dozwolone małe zgromadzenia. Żadne wydarzenia o charakterze masowym nie będą

W trzeciej fazie wychodzenia z kwarantanny we Francji mają zostać stopniowo otwarte wszystkie miejsca

jednak organizowane co najmniej do połowy lipca. Dla przykładu, filmowe festiwale, które odbywają się we Francji

Stanęliśmy w wobec faktu, że na Zachodzie, w obliczu wciąż ustępującego państwa, wszechpotężne mocarstwo wielkiej finansjery zdobywa panowanie nad tym, co ludzkość ma najcenniejszego: nad zdrowiem. stane do zwalczania aktualnej pandemii, czy też zostaną użyte do ryzykownego inwestowania na giełdzie. W ten sposób w okresie kryzysu finansowego w 2008 r. wyparowało z systemu 600 milionów franków szwajcarskich. Desperacko szukając oszczędności na ubezpieczeniach, Szwajcarzy wybierają tanie opcje, które nie przewidują zwrotu kosztów leczenia poniżej 2500 CHF. Powoduje to ograniczanie wizyt u lekarza do sytuacji najcięższych

przypadłości. W efekcie braku prewencji we wczesnych stadiach chorób, przechodzą one w ciężkie i niebezpieczne dla życia. To w rezultacie podnosi koszty leczenia i, paradoksalnie, tracą na tym obie strony. Jeżeli po raz kolejny od czasów kryzysu z 2008 r. gospodarka się odrodzi, nie padną podstawowe pytania. Nie nastąpi zmiana paradygmatu. Ogromne zyski uzyskane z gier giełdowych w okresie ostatnich dziesięciu lat nie przepadną z powodu krachu między lutym a marcem 2020 r. Logika nieograniczonego wspierania banków centralnych i rynków finansowych, oczywiście z wyłączeniem reszty gospodarki, wciąż przynosi graczom z branży finansowej potężne profity, nawet jeśli dzieje się to kosztem powszechnej recesji gospodarczej i likwidacji milionów miejsc pracy w tzw. rozwiniętym świecie. Ci, którzy myślą, że superelity finansowe znalazły się na dnie, nie rozumieją, co dzieje się naprawdę: one pedałują w czołówce, z nadzieją, że pandemia może ułatwić ustanowienie rządu światowego. Logika rynkowa prowadzi do podziału gospodarki na realną i giełdową, która w odpowiedzi na trudności stosuje zasadę nieograniczonego zadłużania. Emisja „pustego” pieniądza służy sferom finansowym do wyjścia z kłopotów, a nawet uzyskiwania bonusów. Duże firmy, już nadmiernie zadłużone, korzystają z przepływów pieniężnych, podczas gdy małe przedsiębiorstwa otrzymają okruchy, zwykłym obywatelom zaś nie kapnie prawie nic albo zupełnie nic. Taka gospodarka może

2

czerwca tego roku planowo ma rozpocząć się nad Sekwaną druga faza wychodzenia z kwarantanny. Nastąpi stopniowe otwieranie obiektów branży hotelarskiej, gastronomicznej i rekreacyjnej, a także miejsc kultu religijnego. Podobnie jak Chiny, Korea Południowa czy Włochy, Francja rozważa możliwość tzw. trackingu, czyli wprowadzenia aplikacji, która informowałaby obywateli francuskich o obecności w ich przestrzeni geograficznej osób zakażonych covid-19. Aplikacja ma nazywać się Stopcovid, jednak na razie nie jest jeszcze gotowa pod względem technicznym ani – tym bardziej – dostępna. Perspektywa wprowadzenia aplikacji budzi wśród Francuzów wiele kontrowersji, a rząd odkłada debatę nad nią na bliżej nieokreślony termin. Jednak jej wprowadzenie we Francji

FOT. JAMES YAREMA / UNSPLASH

W

łochy, pierwsza europejska ofiara pandemii, to przykład konsekwencji takiej polityki. W „uczelni postępu”, zwanej strefą euro, Italia to „dobry uczeń”. Stąd niedoinwestowanie włoskiego sektora publicznego, prowadzące do jego degradacji. Bruksela nieustannie zaleca Rzymowi politykę oszczędności, którą przywódcy państwa gorliwie stosują, co umożliwia spłacanie długów, ale już nie poprawę poziomu życia obywateli. Jak zauważył włoski filozof Diego Fusaro, „Powiedziano nam, że granice

KURIER WNET

15

istnieć dzięki konsumpcji firm, nie zaś konsumpcji gospodarstw domowych. Choć tego rodzaju taktyka budzi głęboki niepokój, wszyscy, a w pierwszym rzędzie prasa, przyjmują ją z zadowoleniem, politycy zaś ogłaszają sukces realizacji planów ratowania gospodarki. Czy słusznie? Nie! Po ogłoszeniu przez przywódców i banki centralne planów ratunkowych, tracimy z oczu fakt, że w istocie dotyczą one gry pieniędzmi podatników, zatem to my wszyscy płacimy za ratowanie banków i wielkiego biznesu. Oczywiście można cieszyć się tym, że firmy zachowają miejsca pracy. Ale już w Stanach Zjednoczonych przedsiębiorstwa mogą zwalniać do 10% zatrudnionych. Francuskie rozporządzenia umożliwiają przedłużanie godzin pracy i narzucanie terminów urlopów, co zapewne zostanie przyjęte także w innych krajach. Rozdane jako pomoc pieniądze zostaną wykorzystane raczej do inwestycji finansowych i zakupu akcji niż dla dobra pracowników. System ultraliberalny to autor upadku świata, w którym brakuje nawet maseczek i łóżek szpitalnych, a wszystkie działania traktuje się w kategoriach kosztów, które przecież można obniżać. Ten sam system, nawołując do ograniczenia roli państwa, sprawił, że wspólne pieniądze trafiają do najbogatszych, do międzynarodowych korporacji i potężnych firm. W rezultacie zasoby publiczne służą dalszemu bogaceniu się ich szefów, którzy będą spekulować akcjami własnych spółek, sprzedając je, a następnie odkupując po niższej cenie. Stanęliśmy w wobec faktu, że na Zachodzie, w obliczu wciąż ustępującego państwa, wszechpotężne mocarstwo wielkiej finansjery zdobywa panowanie nad tym, co ludzkość ma najcenniejszego: nad zdrowiem i całym sektorem z nim związanym, w tym procesami produkcyjnymi – tworzącymi wartość dodaną świata ochrony zdrowia (lekarstwa, systemy szpitali publicznych, sprzęt itp.) Teraz ponosimy bolesne konsekwencje tego procesu. By plan się powiódł, media będące w rękach finansistów i nie mniej od nich uzależnieni przedstawiciele państwa uprawiają codzienną, ogłupiającą i zwodniczą retorykę, z niewiarygodnym cynizmem maskując zamach na ludzkie życie. Ogłupiała istota ludzka staje się bezwartościowa. W imię tzw. postępu wkroczyliśmy w następny etap uprawiania praktyk, którym wcześniej powiedzieliśmy: „nigdy więcej”. Eugenika i eutanazja z powodu wieku lub przewlekłych chorób, braku personelu pielęgniarskiego i sprzętu medycznego to konsekwencje neoliberalnych oszczędności. Kryzys ujawnił ukryte koszty systemu skoncentrowanego na wzroście PKB, szybkich zyskach, produkcji w krajach taniej siły roboczej oraz obnażył niepowodzenie próby osiągnięcia powszechnego dobrobytu gospodarczego i społecznego. K Autor jest mieszkającym w swoim kraju rdzennym Szwajcarem, od dawna i z uwagą obserwującym Polskę. Tłumaczył z francuskiego Adam Gniewecki.

w lecie, zostały odwołane, a tegoroczny Tour de France przesunięto na przełom sierpnia i lipca. Francja nadal znajduje się w grupie państw, które zostały najmocniej dotknięte epidemią covid-19. I rządzący, i eksperci są zgodni, że wychodzenie z ogólnokrajowej, wielotygodniowej kwarantanny nie odbędzie się bez ryzyka. Nad Sekwaną jest wyczuwalne zniecierpliwienie, ale również obawa w związku z następstwami decyzji podejmowanych przez rząd, samorządowców, ekspertów i tych wszystkich, którzy odpowiadają za kwarantannę, jej wprowadzenie, łagodzenie oraz za walkę z koronawirusem. Czy francuska strategia okaże się skuteczna? Z pewnością analiza wyników poszczególnych faz wychodzenia z kwarantanny nad Sekwaną doprowadzi do jej aktualizacji i modyfikacji. Tym bardziej trudno przewidzieć, kiedy zostaną ponownie otworzone granice Francji i kiedy ponownie zacznie obowiązywać nad Sekwaną tzw. system Schengen. Eksperci twierdzą, że walka z koronawirusem potrwa kilkanaście miesięcy; niektórzy mówią wręcz o dwóch latach. Należy się również liczyć z nawrotem epidemii w części albo w całej Francji i z ponownym wprowadzeniem kwarantanny pod koniec jesieni albo na przełomie 2020 i 2021 roku. K


KURIER WNET

16

MA J 2O2O

C

ałe życie zawodowe, marynarskie, poświęcili potem pracy w Polskich Liniach Oceanicznych, których macierzystym portem była Gdynia, a polem działania przez kilkadziesiąt lat – cały świat. Stopniowo budowano firmę. Już w 1965 roku (wtedy robiono te zdjęcia) miała ponad 80 jednostek – drobnicowców, masowców, dużych jak na owe czasy, od kilku do kilkunastu tysięcy DWT, a ćwierć wieku później PLO podwoiły stan posiadania. Dziś firma się nie liczy! Nie ma już statków pod polską banderą. Setki oficerów, jak Nierojewski, Kołodziej i mój ojciec, tysiące marynarzy Polskiej Floty Handlowej spoczywają na cmentarzach Gdyni, Gdańska, Sopotu. Oni pytają, choć nikt nie słyszy ich głosu rozgoryczenia: kto to wszystko utopił, sprzedał za bezcen, unicestwił? Popatrzcie na te piękne, w większości budowane przez naszych stoczniowców statki!

Ludzie Oto lista załogi tylko jednego ze statków, drobnicowca MS „Polanica”, która pływała na linii północnoamerykańskiej. 38 oficerów, marynarzy i pozostałych członków załogi. Gdy niszczono firmę takich załóg, zamustrowanych na pływających jednostkach było 170. Ta lista jest z 1962 roku. Nie wiem, ilu z wymienionych jeszcze żyje. Niech ta wyliczanka uzmysłowi, jak wielka to była armia w całej PLO-wskiej firmie. Pracowały na ich kwalifikacje morskie szkoły, wieloletnia praktyka. A potem rozgoniono ich – za chlebem – po świecie. Obcy armatorzy dostali za darmo najpierw flotę, a potem ludzi. Jaki kraj, jacy głupi ludzie nim rządzący tak postępują?

WSPOMNIEŃ CZAR...

Linie żeglugowe PLO: Gdynia – Kanada (Gdynia -Montreal, Quebec), linia pasażersko-handlowa Handlowe linie oceaniczne z Gdyni: Gdynia – Daleki Wschód (Niemcy, Belgia, Holandia, Etiopia, Jemen, Singapur, Tajlandia, Kambodża, Wietnam, Hongkong, Japonia, Korea, Chiny) Gdynia – Indonezja – Australia (Niemcy, Jemen, Indonezja, Australia) Gdynia – Wschodnie Wybrzeże USA (Niemcy, Belgia, Holandia, Francja, USA) Gdynia – Ameryka Południowa (Niemcy, Holandia, Brazylia, Argentyna, Urugwaj) Gdynia – Centralna Ameryka (Niemcy, Holandia, USA, Meksyk) Europejskie linie handlowe z Gdyni: Gdynia – Londyn Gdynia – Hull – Leith Handlowe linie oceaniczne z Gdańska: Gdańsk – Bombaj (Niemcy, Belgia, Indie, Pakistan, Sri Lanka) Gdańsk – Zatoka Bengalska (Niemcy, Belgia, Jemen, Indie, Pakistan, Birma) Gdańsk – Środkowy Wschód (Niemcy, Belgia, Egipt, Sudan, Arabia Saudyjska, Kuwejt, Irak, Iran) Gdańsk – Wschodnia Afryka (Niemcy, Belgia, Egipt, Jordania, Sudan, Etiopia, Somalia, Kenia, Tanzania) Śródziemnomorskie linie oceaniczne z Gdańska: Gdańsk – Lewant (Belgia, Francja, Grecja, Turcja, Egipt, Liban, Syria) Gdańsk – zachodnie Morze Śródziemne (Hiszpania, Włochy, Maroko, Tunezja, Libia) Gdańsk – Morze Czarne (Grecja, Turcja, Izrael)

Kapitan Żeglugi Wielkiej Jerzy Nierojewski prowadził statki w konwojach atlantyckich w czasie II wojny światowej. Pod pokładem, w maszynach jednostek płynących z pomocą Europie, dowodził cheef mechanik, góral z Podkarpacia, Mieczysław Kołodziej. Przetrwali.

Kto utopił PLO? Stefan Truszczyński

Przedstawicielstwa PLO na świecie: Aleksandria – POLCONSUL Antwerpia, Bangkok, Bejrut, Budapeszt, Budapeszt, Buenos Aires, Chorramszahr, Dżakarta, Hajfong,, Moskwa, Pjongjang, Praga, Santos – POLMAR Berlin, Genua – POLFRACHT Bombaj, Port Said, Port Sudan – POLLINES Kalkuta – ZEGPOL Casablanka, Dżakarta, Kolombo – CEYLONLINE Hamburg – POLREP Helsinki – MORHAN-Komander Karaczi – TRIDENT Londyn – POLSHIP Pekin – MORHAN Rio de Janeiro, Rostock – CUBALCO Tokio – POLOCEAN Toronto – POLCANADA

Pasażerowie PLO-wskie statki to także miejsca pasażerskie. „Batory” – najpiękniejszy, zbudowany przed wojną we Włoszech, a potem „Stefan Batory”, odkupiony jako „MASDAM” od Holendrów. Łza się w oku kręci. To wielka historia, kontynuacja przedwojennych transatlantyków. W Muzeum Emigracji w Gdyni jest wielki model „Batorego”, zdjęcia, filmy, pamiątki po innych statkach PLO. Chwała prezydentowi miasta Wojciechowi Szczurkowi za ten najbardziej gdyński z wszystkiego, co gdyńskie, obiekt. Nie ma już Dworca Morskiego, pozostała jednak namiastka. Pasażerowie, amatorzy niezapomnianych podróży morskich, mogli też korzystać z kabin pasażerskich na prawie wszystkich jednostkach PLO. Rezerwowali tam miejsca ludzie z wielu krajów. Z reguły kto raz odbył rejs, a był dla załogi zawsze gościem specjalnym, wracał po wielokroć. Pływali też pisarze, artyści. Podróż handlowym statkiem PLO, wielomiesięczna często, to było coś zupełnie niezwykłego. Firma zarabiała dodatkowo, wspomnienia, książki pozostawały. Tego wszystkiego już nie ma. Zniszczono piękny owoc trudu bardzo wielu ludzi morza i morskiego zaplecza. Pozostał ogryzek.

Statki

Sucho

Budowane, kupowane – flota była stale modernizowana, nowoczesna. Po polskich seriach – między innymi dziesięciotysięczników – pojawiły się olbrzymy. Ludzie, którzy prowadzili je po morzach i oceanach, to była kadra o najwyższych kwalifikacjach. Polska flota handlowa była bezpieczna. Taką miała opinię. Dziś jest kilka szkół (nawet akademii!) morskich. Są znakomite szkoły prywatne i studenci z wielu krajów. Tylko statków polskich już prawie nie ma. Nowa dyrektor Polskich Linii Oceanicznych dobrze rokuje. To Pani Dorota Arciszewska, była waleczna posłanka. Toczyła głośne boje z imienniczką-uzurpatorką. Przegrała, bo nie dostała odpowiedniej pomocy ze strony państwa, które dzielnie reprezentowała. W ostatnich wyborach parlamentarnych koledzy z PiS zepchnęli ją na dalszą pozycję. Teraz jest menedżerem zniszczonego zakładu. Wielki PLOwski budynek przy 10 Lutego, ulicy reprezentacyjnej, zajęli inni. Dyrekcja PLO urzęduje w Domu Marynarza, hotelu, wprawdzie ładnym i zasłużonym, a nawet leżącym przy ulicy Piłsudskiego – ale w porównaniu z tym, gdzie była poprzednio, to degradacja. Czy Pani Arciszewska, nosząca zobowiązujące historycznie nazwisko, córka Kapitana Żeglugi Wielkiej, da radę obojętności naszych decydentów w sprawach morza? Zobaczymy. Na razie nie widać – poza pustym gadaniem, obietnicami – by przypominano sobie, czym mogłoby być dla kraju nasze morze, 500 kilometrów wybrzeża, wspaniałe porty, no i nie tak dawne jeszcze tradycje. Ale gdzie te statki? Zapytajcie Tuska, Lewandowskiego.

Ostatnio słuchałem resortowego ministra. Bardzo martwił się nadciągającą… suszą. Oczywiście brak zbiorników retencyjnych wzdłuż rzek to zaniedbanie skandaliczne od lat. Woda spływa, plony schną. Mówi się: „w czasie suszy szosa sucha”. Polska posucha morska trwa już 30 lat. Stępka szczecińskiej stoczni już od kilku lat rdzewieje. Teraz usprawiedliwieniem będzie pewnie koronawirus. Ryby naszych bałtyckich wybrzeży zniszczyły paszowce niemieckie i duńskie, flotę handlową straciliśmy, w gdańskiej stoczni ciągle nowe koncepcje. Tylko dźwigi Adamowicza (bo on to przynajmniej dobrze zrobił, ratując symbol Gdańska przed demontażem) – skrzypią na wietrze. „Morze, nasze morze, wiernie ciebie będziem strzec”. A gdzież PLO-wska bandera? PŻM-owska też w zaniku. Kapitan Nierojewski i cheef mechanik Kołodziej dobrze służyli krajowi. Może by podsunąć szczurom lądowym książki Meissnera, Fleszarowej-Muskat albo i Żeromskiego, Stefana. Ważni pozamykali się w swoich Konstancinach, przemykają wypasionymi gablotami – może poczytają, jak dawniej bywało. Pozostały nam statki w zlewozmywaku. Kto utopił PLO? Panowie z CBA – dokumenty jeszcze chyba jakieś są. A na nich podpisy. Konkretnych ludzi! Nie zapominajmy o załogach MS „Polanica” i innych ludziach morza. Długo trwało, zanim to morze odzyskaliśmy. K

R E K L A M A

ZADZWOŃ POD NUMER 507 247 289 Zadedykuj piosenkę na antenie Radia Wnet!

507 247 289 piosenka w Radiu Wnet


MA J 2O2O

RESO RTOWA TRÓ J K A

N

igdy nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych sprawach politycznych”. Tak pisał Platon dobre 24 wieki temu. Troszkę przesadził z kwantyfikatorami, ale zjawisko ocenił poprawnie. Muzyka i polityka rozwijają się współbieżnie. Nie zawsze wiadomo, co jest przyczyną, ale jeśli coś wielkiego wydarzy się w jednej dziedzinie, mamy sygnał, że i w tej drugiej coś ważnego wkrótce się zmieni albo już się zmieniło. Tak właśnie było w latach sześćdziesiątych w zachodnim świecie, od którego szczelnie odgrodzono nas barierami murowanymi, paszportowymi i ideologicznymi, ale nie radiofonicznymi. O Beatlesach dowiadywaliśmy się początkowo z Radia Luxemburg i z mocno zagłuszanej „Wolnej Europy” (na fali 11 i 16 m zagłuszanie było nieskuteczne). W Anglii panowała już „beatlemania”, a muzyka ówczesnych zespołów gitarowych trafiała idealnie w oczekiwania i potrzeby nastolatków na całym świecie. Zadecydowała jak zwykle… technologia. Wzmacniacze gitarowe dawały brzmienie dobrze przenoszone przez głośniki radiowe i – co najważniejsze – zasadniczo odmienne od brzmienia orkiestr symfonicznych i zespołów jazzowych, które traciły już na popularności. Słuchaliśmy Beatlesów, bo zależało nam na odróżnieniu się od naszych starszych braci, którzy wciąż byli wierni Presleyowi, i od naszych kochanych ciotek, które uwielbiały Mieczysława Fogga, Irenę Santor i różnych wykonawców przedwojennych. The Shadows, Animals, Beatles, Rolling Stones… to były zespoły wypracowujące brzmienie pokolenia. Chwilę później pojawił się Czesław Niemen i Niebiesko-Czarni, Czerwone Gitary, Skaldowie i mnóstwo innych.

jakości ówczesna „Trójka” nie zmarnowała na powielanie tradycyjnych audycji radiowych. Wymyślono zupełnie nowe – dziś powiedzielibyśmy – formaty, wykorzystujące w pełni te możliwości, które się nagle pojawiły.

Na służbie PZPR Marks nie rozwiązał podstawowego problemu komunizmu. Lenin nie zdążył się nim zająć, a Stalin robił, co mógł, by opóźnić nieuniknione. Otóż ci robotnicy, których oglądał Marks i zatrudniał Engels, wiedli faktycznie życie ciężkie i chyba poprawnie przez nich opisane. Problem w tym, że jedyną (w skali masowej) ucieczką ze stanu upodlenia było kształcenie dzieci, popierane zresztą przez każde państwo, które nie chciało być słabsze i głupsze od innych. Te dzieci robiły wszystko, by nie wrócić do zawodu ojców i dziadków. Już za życia Marksa dorosłe dzieci robotników stawały się wyklętymi „drobnomieszczanami”, a najzdolniejsze czy najbardziej przedsiębiorcze z nich przechodziły w kolejnych pokoleniach do kategorii „burżujów”. Dostrzeżono to m.in. w PRL czasów Władysława Gomułki. Coraz lepiej

i pozwala mi nie zatrzymywać się nad tym tematem.

Zapraszamy do Trujki Lekturą uzupełniającą może być książka Ewy Winnickiej i Cezarego Łazarewicza Zapraszamy do Trójki, wydana na 50-lecie tego radia w roku 2012. Sporo ciekawostek, zwłaszcza o balangach i życiu alkoholowym redaktorów. Rzecz nie zasługiwałaby na wzmiankę, gdyby nie dość dobrze, choć zapewne niechcący, pokazany proces wytwarzania się pewnego środowiska medialnego, szybko nabierającego przekonania o własnym gwiazdorstwie i wysferzaniu postępowym. Jako wczesny i późny słuchacz „Trójki” muszę potwierdzić, że było to gwiazdorstwo w dobrym stylu. Po prostu to się ówczesnej młodzieży podobało. Dość luźny styl, wyraźnie wyższy (niż w „Jedynce”) poziom intelektualny, świetne programy rozrywkowe („Rodzina Poszepszyńskich”, „Matriarchat”, „Kolega Kierownik”) i – przede wszystkim – muzyka pokolenia! Ta muzyka zniewalała. Prezenterzy „Trójki” zdobywali prywatnymi kanałami najnowsze longplaye z Londynu i to wystar-

Słuchacze – jesteście mądrzy, wiecie, że Związek Radziecki jest nam kolegą, a jeśli nawet z tym koleżeństwem trochę przegina, to i tak musimy się go bać, bo żaden Zachód nas nie obroni”. Nikt tego w ten sposób nie wyrażał, ale biło to z programów informacyjnych, które tak skracano, by nie opłacało się wyłączyć na tę chwilę radia. Te programy były naprawdę dobre z punktu widzenia socjotechnicznego. Dokonywała się zadziwiająca transformacja. Młodzież, szukająca w „Trójce” tylko muzyki, z biegiem lat stawała się młodymi dorosłymi, a dziś dorosłymi starcami, którzy przyjęli wpajaną wtedy ideologię za swoją. Niby pogarda dla komuny sowieckiej, ale uznanie dla – nikt nie wiedział, że o to chodzi – dla ideologii szkoły frankfurckiej. Wyklęte były tylko jakiekolwiek nuty patriotyczne, czy – nie daj Boże – katolickie. Nie, patriotyzm to był straszliwy obciach, a przezwisko „Polak-katolik” obelga. Oddziaływanie tego przesłania odnajdujemy zresztą do dziś w kosmopolitycznej żarliwości podstarzałych kodziarzy i socjalliberałów. Rafał Ziemkiewicz trafnie opisał zjawisko, nazwane przezeń „michni-

odchodzą w przeszłość wraz z ich pokoleniem. Oni już swoją przyszłość mają za sobą. Nie wrócą do roli „inżynierów dusz”. Nie dlatego, że są gorsi, ale dlatego, że są starzy. Lewicowcy oskarżają polityczną prawicę, że oderwała ich od żłobu. Mylą się. Zarówno stara lewica, jak i stara prawica jest podgryzana przez własną młodzież. Tyle tylko, że prawa strona jest bardziej… wielodzietna, a to w ostatecznym rachunku zadecyduje. Libertyni użyją jeszcze swojej pozycji medialnej do ochrony własnych, starych pozycji zawodowych, ale już tych pozycji nie odzyskają. Znów – nie dlatego że nie wesprze ich Bruksela ani Targowica, ale dlatego, że ich epoka „se ne vrati”. To jest duża grupa aktorów, sędziów, dziennikarzy, reżyserów i różnych celebrytów, którzy zrobili kariery w PRL. Stworzyli kokon towarzyski i wykorzystali III RP do zablokowania awansu pokoleniu swoich dzieci, które generalnie zajęte było kwestiami ekonomicznymi, a nie kulturalnymi. Owszem, pojedynczy tatusiowie torowali karierę swym synalkom, ale nie dopuszczali myśli o szerszej rotacji pokoleń. Wygrali z synami i córkami, przegrywają z wnukami. I nic na to nie

Mam 70 lat. To zaznaczam od razu, by nie być posądzonym o ageizm, niewiedzę czy brak doświadczenia. Słucham Programu III Polskiego Radia od półwiecza z okładem. To było radio mojego pokolenia. Niestety, to nadal jest radio… mojego pokolenia.

Starczy uwiąd „Trujki” Andrzej Jarczewski

Mądrość tamtego etapu polegała na pogodzeniu się starych komunistów z pewnikiem, że z młodością nie da się wygrać. Można ją tylko urobić po swojemu.

Młodzież, szukająca w „Trójce” tylko muzyki, z biegiem lat stawała się młodymi dorosłymi, a dziś dorosłymi starcami, którzy przyjęli wpajaną wtedy ideologię za swoją.

KURIER WNET

17

medialnych celebrytów są podane niesmacznie. Świat się zawalił, bo nowa dyrekcja ma nową koncepcję! A jak było poprzednio? I przedpoprzednio, i jeszcze dawniej? Na szczęście medialni starcy nie są tak groźni, jak zbzikowani sędziowie. Ma ponoć powstać nowe radio internetowe, zatrudniające matuzalemów z „Trójki”. Życzę im powodzenia i na pewno tam zajrzę. Ale obawiam się, że to może być krótki kaszel.

Co zrobić z „Trójką”? Przez kilkanaście lat kierowałem zabytkową Radiostacją Gliwice, odwiedziłem też kiedyś Myśliwiecką 3/5/7 w Warszawie. Jak na potrzeby współczesnego radia – ogromny kompleks, mnóstwo pomieszczeń, tabuny pracowników. Dziś tak się radia nie robi. Poza tym „Trójka”, choć ma wiernych słuchaczy, to ich liczba jest niewielka (kilka procent) i teraz będzie wciąż spadać nie tyle ze względów politycznych, co… biologicznych. Coś z tym trzeba zrobić. Co? Tego nie wiem, ale na pewno nie da się utrzymać tak kosztownego nadawcy dla tak małego audytorium. Widzę dwa rozwiązania. Pierwsze polegałoby na powołaniu jakiejś rady ekspertów, która opracuje nową koncepcję programową „Trójki”. Tego samobójczego wątku nie rozwijam, bo nie wierzę, by ktoś chciał reanimować trupa. Gdybym miał coś w tej sprawie do powiedzenia, zrobiłbym inwentaryzację masy upadłościowej i podzielił Myśliwiecką na co najmniej dziesięć niezależnych kanałów tematycznych. Oczywiście bezcenne archiwa musiałyby być utrzymywane i powszechnie dostępne, ale „Trójka” – jako standardowy program Polskiego Radia – jest

Na stałe przeniosłem się do Programu II i na pewno nie będę słuchał nowomodnej kakofonii. Ale kończę właśnie 70 lat i młode radio nie musi się mną przejmować.

FOT. WOJCIECH SOBOLEWSKI

Brzmienie „Brzmienie” – jakość muzyczna, której chyba nikt porządnie nie zdefiniował, a każdy wtedy wiedział, o co chodzi. Należałem do pierwszego pokolenia gitarzystów elektrycznych i majsterkowiczów dysponujących już układami tranzystorowymi. Wprawdzie na początku lat sześćdziesiątych półprzewodników nie dało się kupić w żadnym sklepie, ale można było to i owo „załatwić”. Przystawkę do gitary robiło się z trzech słuchawek telefonicznych, a przedwzmacniacze z elementów wymontowanych z radioodbiorników (opisałem to w powieści muzycznej pt. „Selma”; książka dostępna w internecie). Chodziło zawsze o uzyskanie takiego brzmienia, jakie słyszało się w radiu. Jednocześnie nastąpiła radykalna poprawa jakości sygnału radiofonicznego dzięki wykorzystaniu pasma fal ultrakrótkich. Tracił na tym Luxemburg, nadawany na falach średnich, słyszalny w Polsce tylko po zachodzie słońca, a i to z różnymi zanikami i zakłóceniami. Owszem, gdy dziś w gronie rówieśników, a zwłaszcza rówieśniczek rozmawiamy o wieczorach z radiem Luxemburg, robi się jakoś dziwnie. Ta średniofalowa jakość wystarczała zakochanym, ale już nie muzykom, którzy pod koniec lat sześćdziesiątych w niemal całej Polsce uzyskali możność odbioru Programu Trzeciego. To był przewrót jakościowy. Kto raz usłyszał „Trójkę” na UKF, nie chciał wracać na fale średnie, a tym bardziej na długie, które od tego czasu – przynajmniej w moim uchu – zupełnie nie nadają się do transmitowania muzyki. Tu muszę dodać, że tej brzmieniowej

wykształcony demograficzny wyż należało jakoś „zagospodarować” z pożytkiem dla partii. Trzeba było „po nowemu” zająć im wolny czas, bo stare, prostackie metody propagandy nie mogły być akceptowane przez światłego człowieka. Mądrość tamtego etapu polegała na pogodzeniu się starych komunistów z pewnikiem, że z młodością nie da się wygrać. Można ją tylko urobić po swojemu. Pamiętam głupkowate artykuły autorstwa różnych twardogłowych pismaków z tamtej epoki. Wydawało się im, że większą dyscypliną i „pracą wychowawczą” da się okiełznać młodzież. Na szczęście zwyciężył pogląd, że z Beatlesami nie można walczyć Szpilmanem. Trzeba mieć własnych Beatlesów i pozwolić się im wyśpiewać. Tego rodzaju argumenty przeważyły, gdy technologiczny rozwój wprowadził telewizor do niemal każdego domu i gdy całą najgrubiej ciosaną propagandę przeniesiono na ekrany. Dzięki temu w niesłuchanym przez Biuro Polityczne PZPR Programie III cenzura mogła nieco zelżeć. Adresowana do młodej inteligencji „Trójka” miała już wtedy codzienny, wielogodzinny program, słyszalny we wszystkich większych miastach. Do redakcji angażowano ludzi młodych, znających się na rzeczy, dobrze wykształconych i – co najważniejsze – o prawidłowym pochodzeniu. Oczywiście nie chodzi o pochodzenie robotniczo-chłopskie, ale o ubecko-partyjne, co wstępnie zostało opracowane przez Dorotę Kanię, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza w książce Resortowe dzieci. Media. Tytuł odnośnego rozdziału: Trójka – wentyl bezpieczeństwa poprawnie wskazuje istotę rzeczy

czało. Nie trzeba już było słuchać ani Luxemburga, ani nawet Rendez-vous o szóstej dziesięć, nadawanego przez „Wolną Europę”. Odbieraliśmy to początkowo jako przejaw pewnej liberalizacji. Ja sam odwróciłem się od „Trójki” dopiero w roku 1982, gdy wprowadzono „Listę przebojów Programu Trzeciego” jako oczywistą dywersję, odciągającą młodzież od sprzeciwu wobec stanu wojennego. Trzeba jednak dopowiedzieć, że nawet zagorzali konspiratorzy ukradkiem słuchali tej listy, głośno potępiając perfidię Urbana i pozostałych ideologów rządu generała Jaruzelskiego. Wiem coś o tym, bo byłem wtedy szefem Akademickiej Grupy Oporu Politechniki Śląskiej (o działalności AGO więcej w Encyklopedii Solidarności). Co jeszcze więcej… aż wstyd się przyznać… sam też słuchałem tej propagandowej audycji. Bo tam była MOJA MUZYKA! A co najgorsze – nie potępiłem Niedźwiedzkiego nawet wtedy, gdy dowiedziałem się, że on te listy po prostu fabrykował, nie licząc oddanych głosów. Dzięki temu nie wpuścił na listę rapu, hip-hopu, disco polo itd. I ja to biernie akceptowałem. Jakaż hipokryzja! To potwierdza tylko, że strzał z Niedźwiedzkim był niezwykle celny. Jak wiele innych w „Trójce”.

Michnikowszczyzna przed Michnikiem Najważniejszym zadaniem „Trójki” od samego początku było przenoszenie prymitywnej ideologii komunistycznej na wyższe poziomy intelektualne. Przekaz był mniej więcej taki: „no owszem, rządzą nami idioci, ale wy – drodzy

kowszczyzną”. Nie odnotował tylko, że również Michnik był produktem czegoś wcześniejszego, że sam „michnikowszczyzny” nie wymyślił, że prefiguracja „michnikowszczyzny” była podstawą programową „Trójki” od początku jej istnienia.

Megalothymia Terminem ‘megalothymia’ Francis Fukuyama nazwał pragnienie, by uznawano nas za lepszych niż inni ludzie. Wcześniej pisał o tym Platon, Hegel i inni. To pragnienie każe początkującym artystom i politykom ciężko pracować przez całe lata, by osiągnąć mistrzostwo i zasłużone uznanie otoczenia. A później, gdy już mistrz staje się celebrytą, stara się głównie o to, by nie spaść ze świecznika. Jedni osiągają to nieustannymi ćwiczeniami i pracą nad sobą, inni – pilnowaniem, by nikt ich ze zdobytej pozycji nie zepchnął. Po roku 1989 postkomunistyczne elity III RP szczerze popierały demokrację, bo ten ustrój dawał im większy dobrobyt, bezpieczeństwo i uznanie niż poprzedni. Uwili sobie wygodne gniazdko, nazwali je demokracją i nie pragnęli żadnych dalszych zmian. Gdy jednak zaobserwowali sprzeczność między demokracją a własnym dobrobytem, stanęli po stronie dobrobytu, odrzucając wyborcze wyniki demokracji, a nawet posuwając się do zdrady w nadziei, że jakaś „zagranica”, bo już nawet nie zdemokratyzowana „ulica”, przywróci im wygodny, próżniaczy byt. Przeoczyli tylko jedną okoliczność: że się starzeją, że na swoich emeryturach blokują miejsca młodzieży, że oferowane przez nich wartości kulturowe

pomoże ani brukselka, ani szczaw, ani mirabelka.

Sprzeczne uczucia Po demonstracyjnym odejściu Wojciecha Manna na zasłużoną emeryturę zrobiło mi się przykro. Akurat jego muzyczny gust był mi najbliższy. Poza tym Mann nigdy na antenie nie czytał okładek płyt, co było nieznośną manierą paru jego kolegów. Rock, blues i ten rodzaj dobrotliwego żartu, jaki w eter puszczał Wojciech Mann, ceniłem najwyżej. Często zwracał on uwagę na „gitarkę” w jakimś utworze lub na ciekawą perkusję, a rzadko powielał plotki o sławnych wykonawcach. Dobry warsztat. Nawet w prognozie pogody pokazał nową, żartobliwą jakość. Ostatnio lubiłem słuchać audycji, pomyślanej jako przekomarzanie się mistrza (Manna) z uczennicą (Anną Gacek). To było żywe i ciekawe. Mann wyciągał z lamusa jakieś stare nagrania, a Gacek proponowała nowoczesne brzmienia. Cóż, zawsze stawałem po stronie Manna. Wiele tych staroci doskonale pamiętam, bo sam je grywałem w różnych konfiguracjach. Z kolei utwory proponowane przez Annę Gacek w ogóle nie nadawały się do słuchania. To była bardzo zła muzyka. Ale po każdorazowej tego rodzaju ocenie mówiłem w duchu do Manna: „panie Wojtku, trzeba oddać antenę młodszym, my już swoją muzykę przeżyliśmy, teraz ich czas, niech grają po swojemu”. „Trójka” wiele razy przeżywała zmiany personalne, połączone z różnymi demonstracjami i akcjami solidarnościowymi. Obecne odejścia

dziś po prostu niepotrzebna. Tak jak Radio Luxemburg: „Trójka” powinna przejść do dobrze pamiętanej historii. Z przyczyn technologicznych i ekonomicznych równie dobrego drugiego życia już mieć nie może, choćby tam zatrudniono geniuszy dziennikarstwa radiowego. Czas „Trójki” minął. Tam jest miejsce na muzeum z gabinetem figur woskowych (rzecz jasna na Wojciecha Manna trzeba będzie tym woskiem polać nieco obficiej). Po odejściu ostatnich emerytów wpuściłbym tam po prostu młodzież. Najlepiej tuż po studiach, by nowi redaktorzy nie zdążyli przesiąknąć cudzą rutyną. Cóż, nowi nie unikną różnych błędów, ale trzeba się z tym od razu pogodzić. Z dziesięciu, a może nawet pięćdziesięciu tworzonych tam kanałów radia cyfrowego co najmniej połowa zdobędzie powodzenie, a część będzie bardzo dobra. To trochę potrwa. Młodzież sama zadba o pozyskanie słuchaczy. Będą puszczali straszną muzykę, ale nic na to nie poradzimy. Ja już na stałe przeniosłem się do Programu Drugiego Polskiego Radia i na pewno nie będę słuchał nowomodnej kakofonii. Ale kończę właśnie 70 lat i młode radio nie musi się mną przejmować. Powie ktoś, że w tym całym opisie brak logiki. I tak niestety jest. Wiedział mądry Platon, że miłość do muzyki jest nielogiczna. Jednych porywa do rewolucji, innym każe kochać nawet nieprzyjaciół. Próbowałem to po ludzku oddać we wzmiankowanej powieści, gdzie tytułowa Selma jest seryjną gwałcicielką, a wszystkie jej ofiary marzą tylko o jednym: „ja też chcę być przez nią zgwałcony”. Kończy się to… jak życie. K


18

MA J 2O2O

SUBIEKTYWNIE

R

ządzący twierdzą, iż nie ma przesłanek dla wprowadzenia stanu wyjątkowego. A jednak trudno uznać za normalne wszystko to, co dzieje się zarówno z legislacją, jak i z wyborami prezydenckimi. Wprowadzane są rozporządzenia z całkowicie absurdalnymi przepisami, zmienianymi wkrótce (wchodzenie do lasu), czy nawet praktycznie w trakcie ich ogłaszania (odprawianie nabożeństw przez księży w maskach). Jeszcze gorzej jest z ustawami. Nie można stworzyć sensownych projektów – zapisy merytorycznie są niedopracowane, a do tego nie wiadomo kto dopisuje do ustaw postanowienia w rodzaju wyłączania odpowiedzialności urzędników. Procedura to już zupełna zgroza. Posłowie głosują nad setkami stron przepisów, których nie mieli nawet możliwości przeczytać. Wszystko to jest jedną wielką fikcją – trudno właściwie powiedzieć, jakie będą realne skutki podejmowanych działań. Jeśli uznać, iż bałagan, jaki powstał, nie jest adekwatny do zagrożenia, trzeba zapytać o jego faktyczne przyczyny. Diagnoza wydaje się jasna. Stan kryzysu – może nie znikomego, ale też nie zagrożenia egzystencjalnego – udowodnił niewydolność systemu politycznego. Jego istota to partiokracja, polegająca na stopniowym eliminowaniu klasycznych władz publicznych na rzecz dominacji partii. Niestety problem polega na tym, że partie przez kilkanaście ostatnich lat nie bardzo nam się udały. Wyrosły struktury oportunistyczne, nastawione nie na troskę o interes narodu i państwa, a na interesy własne jako klasy, a może nawet kliki. To z tego powodu np. działania sejmu stały się fikcją. Stopniowo; nie tylko za rządów PiS – już wcześniej. Ograniczenie czasu wystąpień, praw opozycji, manipulowanie projektami rządowymi i parlamentarnymi. To, co zobaczyliśmy w ostatnich tygodniach, to tylko zwieńczenie procesu. Zjawiska, które sprawiają, że większość ludzi pyta – po co komu właściwie taki parlament? Trudno powiedzieć, co będzie ostatecznym pretekstem, ale w najbliższym czasie musi dojść do przesilenia. Może będzie to sprawa wyborów. A raczej chaos – w ochronie zdrowia czy w gospodarce. Oby nie wszystko

naraz. Jakkolwiek by było, mogą nastąpić dwie sytuacje. Pierwsza możliwość jest taka, że istniejąca w tym momencie większość parlamentarna postanowi podjąć realne lub tylko pozorne działania. Jeśli te drugie, kryzys zostanie zrolowany na krócej lub dłużej. W obecnych warunkach raczej na krócej, a pogłębiający się chaos będzie coraz bardziej niebezpieczny. Co jednak, gdyby choć przez chwilę ktoś pomyślał o tym, aby naprawdę coś zmienić? Najlepiej byłoby napisać nową konstytucję i wiele podstawowych ustaw. Nie łudźmy się jednak – to wymaga czasu. Co zrobić, by zmiana głównego kierunku nastąpiła szybko? Fundamentem patologii są zasady finansowania partii politycznych. Skoro partie pobierają z budżetu państwa gigantyczne kwoty, a posłowie są pariasami, którzy nic nie mogą, zdanymi wyłącznie na widzimisię swoich liderów – jest oczywiste, że taka sytuacja prędzej czy później musiała doprowadzić do totalnych rządów partii. Czy twórcy tego systemu od początku tak

Stan epidemii nie uzasadnia chyba paroksyzmów politycznych, z którymi mamy do czynienia od kilkudziesięciu dni. Okazało się, że struktura państwa nie jest gotowa sprostać obecnym wyzwaniom.

Demokracja to nie partiokracja Ryszard Skotniczny

Musi dojść do przesilenia. Może będzie to sprawa wyborów. A raczej chaos – w ochronie zdrowia czy w gospodarce. to zaplanowali, byłoby przedmiotem ciekawej dyskusji. Chwilowo można to pominąć, jeżeli tylko znajdzie się większość parlamentarna dla przerwania tej patologii. Większość ta najpierw powinna jasno stwierdzić wobec całego społeczeństwa, iż system partiokracji jest wadliwy i podjąć decyzję o bezpowrotnej jego zmianie na inny. Jeśli zmiany mają nastąpić, jednym z pierwszych kroków musi być zaprzestanie finansowania partii z budżetu państwa. Uniemożliwi to powrót do tego, co obserwujemy przez ostatnie kilkanaście lat. Bo jaki jest właściwie dorobek PO i PiS? Za czasów PO Polskę opuściły miliony ludzi. Wybudowano infrastrukturę zaledwie w zakresie likwidacji podstawowych zaniedbań. Rządy PiS przyniosły

FOT. WIKIPEDIA

KURIER WNET

Czy we Francji nie wypada wspominać o Polsce? Joanna Pyryt

T

wórcy francuskich filmów dokumentalnych o historii nie popełniają takiej gafy, jak wspominanie o pewnym kraju położonym na północnym-wschodzie Europy. Użycie słowa ‘Polska’ stanowiłoby zapewne poważne faux pas. Twierdzę tak po obejrzeniu dwóch francuskich produkcji wyemitowanych ostatnio na kanale TVP Historia. Otóż w filmie pt. Kawa, herbata i kakao. Historia w filiżance (reż. Jeanne Lefevre, 2018) bardzo interesująco przedstawiono historię tych napojów na tle historii Europy. Pokazano, kiedy trafiły one na stoły Europejczyków, a także, że pragnienie ich pozyskiwania było jedną z przyczyn kolonizacji. Wspomniano o traktacie Francji z osmańską Turcją, wymierzonym przeciw Habsburgom, i o najeździe Turków na Wiedeń. Według narracji w tym filmie pomocy Wiedniowi w walce przeciw Turcji udzielili SOJUSZNICY – mówi się o tych tajemniczych sojusznikach kilkakrotnie, nie wymieniając jednak ich nazwisk ani narodowości. Co prawda zwyczaj picia kawy w Europie zapoczątkował niejaki pan Kulczycki, który potem otworzył kawiarnię we Wiedniu, więc zapewne był to Austriak. Swoją wcześniejszą znajomość Turków, ich zwyczajów i języka wykorzystywał do informowania Karola Lotaryńskiego (może to właśnie ten sojusznik, który ocalił Wiedeń?). Słowa ‘Polska’, ‘król Jan Sobieski’, ‘husaria’ nie padają jednak ani razu.

I

nny z ostatnio emitowanych na TVP Historia filmów należy do interesującej serii telewizji France 3 pt. Historia w postaciach zapisana. Ten odcinek opowiadał historię szwedzkiej królowej Krystyny (Krystyna Wazówna, królowa skandali, reż. Laure Delalex, 2013). Opowiedziano bardzo dokładnie koleje

jej życia, koncentrując się głównie na skandalach, zresztą zgodnie z tytułem odcinka. Mnie zachwyciła konstatacja, że królowa przybliżyła Europie swój peryferyjny kraj – Szwecję, bo wówczas, według komentatora, w Europie liczyły się tylko wielkie kraje, takie jak Francja, Anglia i Hiszpania. Znów nie padło to skandaliczne słowo ‘Polska’. Wspomniano, że królowa po abdykacji w 1654 roku i osiedleniu się w Rzymie próbowała znaleźć dla siebie inne królestwo – miała chęć na Królestwo Obojga Sycylii i próbowała (bezskutecznie) namówić kardynała Mazarina na działania w tym kierunku. Oczywiście film nie wspomina, że rozważała również tron Polski po abdykacji Jana Kazimierza ani o rozgrywającym się wówczas potopie szwedzkim na ziemiach polskich. Najazd szwedzki na Polskę nastąpił w rok po jej abdykacji na rzecz Karola Gustawa (1655).

E

mitowane w TVP Historia dokumenty francuskich telewizji są ciekawie zrobione, pięknie osadzone we wnętrzach i plenerach, gdzie rozgrywały się opisywane wydarzenia, wzbogacane epizodami z filmów fabularnych i komentowane przez historyków. Warto je emitować i oglądać, mimo że w takich telewizyjnych produkcjach trudno zapewne uniknąć uproszczeń i powielania stereotypów. Jednak w sytuacjach, jak wyżej opisane, może przydałby się wniosek do oferentów takich produkcji, aby nie pomijali Polski w historii Europy, skoro ich filmy kupuje również telewizja Polska. Warto, by po emisji pojawiały się komentarze naszych historyków, prostujące nieścisłości i uzupełniające przemilczenia. Teraz, kiedy dzieci nie chodzą do szkół, rośnie edukacyjna rola telewizji, a i dorosłym przyda się rzetelna wiedza. K

List otwarty do Ministra Andrzeja Adamczyka Panie Ministrze!

P

odpisał Pan w połowie kwietnia umowę na budowę kolejnego odcinka S-7. I chwała Panu i drogowcom za konsekwentne, szybkie rozbudowywanie dróg. Rozumieją tę potrzebę nawet tracący ziemię i domy (które mają od pokoleń) i gospodarstwa, na których pracują z sukcesem od dziesiątków lat. Tylko dlaczego Pańscy urzędnicy działają po chamsku, nie licząc się z krzywdą ludzką? Dlaczego nie płaci się ludziom przed rugowaniem ich z ojcowizny, by wcześniej mogli zbudować sobie nowe domy, zaorać nowe pola i zasiać? Dlaczego niszczy się żyzne grunty, gdy obok są ziemie dużo gorsze? W marcowym numerze „Kuriera WNET” opisałem sytuację rolników z rejonu Dłużniewa i Ćwiklinka pod Płońskiem. Przedtem spotykałem się i rozmawiałem na miejscu z kilkunastoma ludźmi ciężkiej, ważnej dla kraju pracy, z którymi Pańscy urzędnicy zupełnie się nie liczą. Zasady wybierania firm rzeczoznawczych, praca tych ludzi, obojętność władz lokalnych (przysyłają rachunki za nieistniejące już pola), wtargnięcia bez uzgodnień i zabieranie drzew z wycinki – to wszystko są łatwe do sprawdzenia fakty. Proszę wysłać na miejsce niezależnego, uczciwego kontrolera (do gospodarstw Bluszczów, Rachockich, Adama Stańczaka). Proszę również, by Pan Minister sam skierował do CBA wniosek o skontrolowanie sprawy budowy MOP w rejonie Dłużniewa – Ćwiklinka. W tej sprawie w marcu w „Kurierze WNET” napisałem: „Nic to, że ziemia tu najlepsza w okolicy. Nic to, że MOP miał powstać ( jeszcze niedawno były takie plany) zaledwie kilka kilometrów dalej, w Rybitwach. Tamtejszy właściciel zgodził się chętnie. Bo jego grunty podłe i jałowe (…) Jak to się stało, że nie dochodzi do transakcji z tym, który chce sprzedać, a zabiera się siłą gospodarstwo i ziemię Państwu Grzegorzowi i Barbarze Bluszczom? I ich synowi Damianowi, spadkobiercy, który jest świetnie przygotowany do dalszego prowadzenia wysoko wydajnego gospodarstwa mlecznego (kilkadziesiąt krów, oprzyrządowanie, bardzo wydajne łąki, siedlisko żurawi)”. 2 kwietnia br. pełniący obowiązki dyrektora generalnego dróg krajowych i autostrad pisze Panu (i wysyła nam do wiadomości) – o tej brutalnej i wysoce szkodliwej decyzji gospodarczej – że jest korzystna i lepsza dla środowiska. To nieprawda! Panie Ministrze! Na pewno często przejeżdża Pan S-7, proszę zatrzymać się na chwilę w Dłużniewie-Ćwiklinku u Bluszczów, Rachockich i u Adama Stańczaka. Czasem dobrze jest porozmawiać ze zwykłymi obywatelami. Może ich Pan przekona, żeby – jak zawsze dotychczas – głosowali w wyborach. W tej chwili są bardzo rozczarowani i rozgoryczeni poczynaniami władzy w Pańskiej branży. Może Pan to jeszcze naprawi, ratując przy okazji około 500 litrów wysokogatunkowego mleka dziennie z fermy Bluszczów (najbardziej wydajna krowa – Mariola – daje 30 litrów na dobę). Spychacze zaczęły dopiero ryć ziemię pod MOP. Niech pojadą niedaleko – do Rybitw. Z poważaniem, Stefan Truszczyński

przede wszystkim 500+, co jest kontrowersyjnym osiągnięciem – patrząc z perspektywy czasu, strefa ubóstwa znowu rośnie, a dzieci już nie przybywa (w 2019 roku zanotowaliśmy najniższy przyrost naturalny od II wojny światowej!). Poza tym obie partie ograniczały się do bieżącego zarządzania. Jeśli nawet bez wielkich wpadek (załóżmy), to też bez wielkich sukcesów. A w sytuacji kryzysowej, jak obecnie, pozostaje jedynie debatować – czy to, co robią, jest bardziej straszne, czy bardziej śmieszne. Szybka i definitywna likwidacja tego systemu wymaga bardzo prostych kroków. Można to załatwić jedną, nawet niezbyt długą ustawą. W ustawie o partiach politycznych z dnia 27 czerwca 1997 roku trzeba po prostu wykreślić przepisy art. 28 do 34c, mówiące o subwencjonowaniu partii z budżetu państwa. Jeśli chcemy pozostawić finansowanie polityki ze środków publicznych (bo obawiamy się korumpowania życia publicznego przez bogatych lub czynniki zewnętrzne), zaoszczędzone w ten sposób środki należy podzielić między posłów. Obecna sytuacja, w której parlamentarzysta – posiadający mandat swoich wyborców (w odróżnieniu od partyjnego aparatu) – jest nikim, wynika właśnie stąd, że decyduje ten, kto ma pieniądze. Poseł czy senator otrzymuje relatywnie niewielką pensję własną (obniżoną kilka lat temu) i znikome środki na biuro. Jeśli mamy wydawać pieniądze publiczne na działalność polityczną, powinny one iść nie do partyjnych centrali w Warszawie, a do lokalnych środowisk posłów i senatorów w całej Polsce. Tak, by mieli oni środki na realne przygotowanie się do prac parlamentarnych. Innymi słowy, wykreśleniu przepisów w ustawie o partiach politycznych powinno odpowiadać dopisanie do art. 23a ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora z dnia 9 maja 1996 roku fragmentu o mniej więcej takiej treści: „Kwotę subwencji partyjnych należy równo rozdzielić na 560 (liczba posłów i senatorów) biur poselskich, z przeznaczeniem na ich roczną działalność”. I oczywiście opisać precyzyjnie zasady działalności tych biur i ich kontroli. Jeśli polski parlament podjąłby takie decyzje, następnego dnia wszystko by się zmieniło. Może nie od razu wszystko szłoby idealnie, ale takiego cyrku, jak w tej chwili, pewnie dłużej byśmy nie oglądali. K

Kali Budka, czyli podwójne standardy Platformy Obywatelskiej

N

Zbigniew Kopczyński

a początek krótkie wprowadzenie dla nieznających sienkiewiczowskiego W pustyni i w puszczy, ongiś lektury szkolnej. Rzecz dzieje się w Afryce, konkretnie w Sudanie. Przebywający tam, z opisanych w książce powodów, główny bohater Staś Tarkowski usiłuje wprowadzić tubylca imieniem Kali w zasady wiary katolickiej. Gdy przyszło do sprawdzenia efektów nauczania, zapytał: – Powiedz mi – zapytał Staś – co to jest zły uczynek? – Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy – odpowiedział po krótkim namyśle – to jest zły uczynek. – Doskonale! – zawołał Staś – a dobry? Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu: – Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy. Będąc dzieckiem, zaśmiewałem się z prymitywnej, podwójnej etyki Kalego. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że w życiu już późnodorosłym będę obserwował polityków udających poważnych, a posługujących się etyką Kalego. Jednym z nich jest Borys Budka. W ostatnich wyborach do śląskiego Sejmiku PiS zdobył największą ilość głosów, jednak do samodzielnego rządzenia (o koalicji nie mogło być mowy) brakowało jednego mandatu. Zdobył go, wyłuskując na dzień przed inauguracyjną sesją wybranego z listy Koalicji Obywatelskiej Wojciecha Kałużę, który w zamian za dokonaną woltę został wicemarszałkiem województwa. Zaskoczenie było duże, a jeszcze większe oburzenie platformersko-lewicowej Polski. Krzyczano o kradzieży mandatu, korupcji politycznej, oszustwie i podobnych paskudnych rzeczach. W Żorach, mieście marszałka Kałuży, zorganizowano seans nienawiści z wygłaszaniem żądań oddania mandatu i wulgarnymi

wyzwiskami rzucanymi z trybuny pod adresem renegata. Jednym z liderów tej akcji był Borys Budka. Autorytatywnie stwierdził, że doszło do korupcji politycznej, przy czym otrzymana korzyść skorumpowanego miała postać pensji wicemarszałka. Nie poprzestał jednak na wygłaszaniu takiej opinii, lecz złożył formalne doniesienie do prokuratury w tej sprawie. Doniesienie to świadczy nie tyle o czynie Wojciecha Kałuży, co o prawniczych kompetencjach przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Przejdźmy jednak do spraw bieżących. Kilka dni temu Borys Budka zwrócił się publiczne do Jarosława Gowina z propozycją zmiany koalicji. Stawkę podbił senator Borusewicz, mówiąc o rządzie koalicyjnym z Jarosławem Gowinem jako premierem. Niby nic szczególnego, zmiana koalicjanta w demokracji parlamentarnej nikogo nie dziwi. Dziwi jednak publiczne nawoływanie przez Borysa Budkę do popełnienia tego, co sam nazywał przestępstwem. A jak wiadomo, kodeks karny przewiduje kary nie tylko za popełnione przestępstwo, lecz również za usiłowanie jego popełnienia i podżeganie do niego, co właśnie miało miejsce. Jeżeli Borys Budka ma jakieś pojęcie o cywilizowanej etyce i poczucie przyzwoitości, o której ciągle mówi, powinien odpowiedzieć sobie jednoznacznie na pytanie, czy zawarcie koalicji nie z tymi, z którymi startowało się do wyborów, jest przestępstwem, czy nie. Jeżeli odpowiedź będzie pozytywna, powinien w podskokach udać się do prokuratury i donieść na siebie i Bogdana Borusewicza. Jeśli odpowie negatywnie, powinien publicznie przeprosić Wojciecha Kałużę. Jestem jednak dziwnie spokojny, że żadnego z tych działań nie podejmie. K


MA J 2O2O

BEZ-CENNE

Trybunał Pierwszym mówcą na Forum był przemawiający za pośrednictwem internetu Sir Geoffrey Nice QC z Wielkiej Brytanii, który przewodził Niezależnemu Trybunałowi ds. Grabieży Organów od Więźniów Sumienia w Chinach (Independent Tribunal into Forced Organ Harvesting from Prisoners of Conscience in China). Nice, który kierował także dochodzeniem w sprawie Slobodana Miloševicia oskarżonego o zbrodnie wojenne, stwierdził, że „każda osoba lub organizacja, która w jakikolwiek istotny sposób współdziała z Chińską Republiką Ludową”, powinna uznać, że „współpracuje z państwem

Od 14 lat wysuwane są wobec Chin zarzuty grabieży organów wewnętrznych od więźniów sumienia. Niektóre państwa i instytucje nie zajęły jednoznacznego stanowiska wobec tych zarzutów. Dlatego Fundacja Pamięci Ofiar Komunizmu (The Victims of Communism Memorial Foundation) opublikowała raport autorstwa śledczego Matthew Robertsona pt. „Organ Procurement and Extrajudicial Execution in China: A Review of the Evidence” (Grabież organów i egzekucje pozasądowe w Chinach: przegląd dowodów).

Bonnie Evans

Sir Geoffrey Nice QC, który przewodził Trybunałowi dla Chin, stwierdził, że „każda osoba lub organizacja, która w jakikolwiek istotny sposób współdziała z Chińską Republiką Ludową”, powinna uznać, że „współpracuje z państwem przestępczym”.

przestępczym”. Uwagi Nice’a zostały poparte 562-stronicowym raportem, przygotowanym podczas prac trybunału. Autorzy powołali się w nim na wyniki wieloletnich śledztw, zeznania świadków i potwierdzające je dane statystyczne oraz dokumenty dostarczone przez ponad 50 ekspertów. W raporcie końcowym trybunału, opublikowanym 1 marca br., zwrócono uwagę na zebrane dowody i wnioski wyciągnięte przez siedmioosobową grupę międzynarodowych ekspertów, którzy stworzyli zespół mający na celu zbadanie kwestii grabieży organów i zabijania bez wyroków w Chinach.

Uzupełnienie Robertson swym raportem uzupełnia i wspiera wysiłki trybunału, co również ma na celu zaradzenie dotychczasowej nieudanej próbie rozwiązania kwestii zarzutów dotyczących grabieży organów. Postawiono „pytanie, na które należy odpowiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie ma na nie odpowiedzi” – powiedział Nice. Główne pytanie dotyczyło tego, czy Chiny angażują się w działalność

hurtowej grabieży organów zarówno od żywych, jak i zmarłych więźniów, z której następnie czerpią ogromne zyski pochodzące z wpłat od pacjentów krajowych i zagranicznych potrzebujących przeszczepów. Pytanie o przestępstwa związane z dawstwem i prze-

szczepianiem narządów w Chinach już od dawna jest stawiane na forum publicznym. Australijska organizacja pozarządowa Międzynarodowa Koalicja na rzecz Zniesienia Nadużyć Transplantacyjnych w Chinach (ETAC) zwróciła się do Nice’a w 2016 r., a następnie do innych potencjalnych członków trybunału, aby utworzyli niezależną grupę w celu ustalenia, czy Chiny są winne handlowania narządami pochodzącymi z grabieży. Zdaniem członków ETAC istnieją bowiem liczne kontrowersje dotyczące zarzutów stawianych Chinom.

Beata Trochanowska się, wykształcając poszczególne organy. Przez cały ten czas nie jest niczym innym jak człowiekiem i dopóki nie dojdzie do śmierci dziecka nienarodzonego, jest ono żywe. Odnosząc art.

„fundamentalnym dobrem człowieka”, a obowiązkiem państwa jest się o nie troszczyć. Niemniej jednak ustawa dopuszcza przerwanie ciąży w trzech przypadkach:

W dniu Ludzi z Zespołem Downa niektórzy celebryci wyrażali wsparcie dla takich osób, gdy tak naprawdę wspierają oni ich prenatalną eksterminację. 38 Konstytucji RP jedynie do obiektywnego, biologicznego i medycznego punktu widzenia, można powiedzieć, że prawna ochrona życia ze strony państwa powinna przysługiwać jeszcze nienarodzonemu człowiekowi („każdy”!). Zgodnie z ustawą z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, życie jest

Nice zauważył, że „trybunał społeczny” ma „pewne zalety”. Przede wszystkim „może się składać z osób, które nie mają osobistego interesu” w omawianej sprawie. „Działamy całkowicie nieodpłatnie, więc nie ma mowy o utracie naszej niezależności”.

Żywi ludzie są wstępnie kwalifikowani jako dawcy dla biorców potrzebujących ratujących im życie nerek, serc, wątrób i płuc.

Prawne aspekty ochrony życia poczętego

P

Eksplozja aktywności

Trwa grabież organów w Chinach

Ochrona życia poczętego jest bez wątpienia trudnym tematem, wokół którego w kraju od lat toczy się dyskusja. Prawica zajęła stanowisko obrońców życia, natomiast lewica opowiada się za ograniczeniem jego ochrony na prenatalnym etapie. Jedni chcą ratować nienarodzone dzieci, natomiast dla drugich nie mają one w zasadzie żadnego znaczenia.

olitycy powinni lobbować za słusznym rozwiązaniem korzystnym dla obywateli, zgodnym z prawami człowieka, zwłaszcza że żyjemy w demokratycznym państwie prawa. Warto zapoznać się z obowiązującym w Polsce prawem, treścią projektów ustaw oraz podstawowymi pojęciami, które są związane z tym tematem. Art. 38 Konstytucji RP stanowi „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. W tym jednym zdaniu kluczowy jest następujący fragment: „każdemu człowiekowi”. Atrybutem chronionym przez państwo jest życie. Według biologii i medycyny życie zaczyna się w momencie poczęcia, gdy dojdzie do połączenia dwóch gamet: męskiej i żeńskiej. Powstaje wtedy zygota ludzka wyposażona w unikatowy łańcuch DNA, warunkujący późniejszy rozwój cech człowieka. Od tego momentu przez 9 miesięcy pobytu wewnątrz ciała kobiety płód rozwija

„To może być ludobójstwo”. W raporcie nie nazwano wprost grabieży organów ludobójstwem z powodu trudności w wykazaniu, że chiński reżim miał zamiar unicestwić grupę praktykujących Falun Gong lub Ujgurów.

FOT. JESSICA45 / PIXABAY

Z

ostał on przedstawiony 10 marca br. na Forum w Waszyngtonie. Autor dowodzi w nim, że podejścia do tematu grabieży narządów w Chinach są różne. Międzynarodowe organizacje medyczne skupiły się na wprowadzeniu Chin do międzynarodowego systemu przeszczepów, podczas gdy organizacje pozarządowe, aktywiści, uczeni i prywatni śledczy skoncentrowali się na pytaniu, czy więźniowie sumienia i inni więźniowie niepodlegający karze śmierci są zabijani w celu pozyskania ich organów? Pierwsza grupa opowiada się za włączeniem Chin do systemu, druga za sankcjami i odroczeniem przyjęcia. Tymczasem międzynarodowe organizacje zajmujące się prawami człowieka, z różnych powodów w większości nie zajmują się tym tematem. Główne media i uczelnie o kierunkach sinologicznych milczą. „Zachodnie rządy stanęły wobec mocno rozbieżnych komunikatów, a nie zostały wyposażone w żadne narzędzia ani nie są przygotowane do dokonania wyboru między nimi” – powiedział Robertson. Jego raport ma na celu rozwiązanie tego impasu poprzez dokonanie rewizji dowodów, korzystając z faktu, że „ilość wysokiej jakości dowodów i stopień zaawansowania metod, za pomocą których można je analizować, znacznie wzrósł” od czasu postawienia zarzutów. Dokonany przez niego przegląd dowodów jest jednak czymś więcej niż tylko analizą, ponieważ Robertson dodał do niego „znaczną ilość nowych dowodów”, zaczerpniętych z chińskich materiałów źródłowych. Jednocześnie starał się odpowiedzieć na najdrastyczniejszą wersję „obaw, wątpliwości i kontrargumentów”, które dotyczą twierdzeń o przymusowym pobieraniu organów od ofiar. W swoim raporcie prezentuje zgromadzone dane i jest przekonany, że „musi nastąpić zdecydowana reakcja”. Robertson, doktorant na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze, pisał już wcześniej dla „The Epoch Times” o grabieży organów [jego artykuły zamieściliśmy w „Kurierze WNET” nr 33 i 34/2017; przyp. red.], a za swoją pracę zdobył prestiżową nagrodę Society of Professional Journalists.

„4a. 1. Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy: 1) ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, 2) badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu,

Ogłaszając wyrok Nice powiedział: „Wniosek jest oczywisty”. Grabież organów odbywa się na znaczącą skalę od 1999 roku, a ofiarami są głównie osoby praktykujące duchową dyscyplinę Falun Gong, o czym możemy przeczytać w raporcie. Mówi się również o grabieży organów od ludności ujgurskiej, etnicznych Turków, którzy mieszkają głównie w prowincji Xinjiang w północno-zachodnich Chinach, a w ostatnich latach zostali internowani i poddani przymusowej reedukacji.

3) zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego”.

W

iele kontrowersji, głównie na lewicy, wzbudził obywatelski projekt ustawy „Zatrzymaj aborcję” wniesiony przez Komitet Inicjatywy Ustawodawczej reprezentowany przez Kaję Godek. Lewica oraz celebryci publicznie wyrazili swoje niezadowolenie pod hasłem „Piekło kobiet”. Według nich ta ustawa przyniesie kobietom cierpienie, zwłaszcza tym, których dziecko poczęło się w wyniku czynu zabronionego. Bunt jest nakręcany przez lewicowe media, a przeciwnicy aborcji są mieszani z błotem. Nie powinno być zaskoczeniem, że po zapoznaniu się z ustawą okazuje się, że większość słów sprzeciwu jest nieuzasadniona. Projekt znosi jedynie art. 4a ust 2 ustawy, który dotyczy aborcji eugenicznej, to jest takiej, gdy dziecko jest uszkodzone. Na podstawie tego przepisu przerywa się ciążę, gdy lekarz wykryje u nienarodzonego dziecka np. zespół Downa albo zespół Tunera (choć to prawo tak naprawdę na to nie pozwala). Warto zwrócić uwagę, że w Dniu Ludzi z Zes­ połem Downa niektórzy celebryci wyrażali wsparcie dla takich osób, gdy tak naprawdę wspierają oni ich prenatalną eksterminację. Zmiany w obowiązującej ustawie są potrzebne, bowiem należy dostosować źródła prawne do Konstytucji RP, według której „Władze publiczne

W swoim wystąpieniu Robertson przedstawił przekonujące dowody, które wyraźnie wskazują na dokonywanie grabieży organów od więźniów sumienia, m.in. na wzrost liczby przeszczepów po tym, jak chiński reżim zaczął prześladować Falun Gong w 1999 roku. „Liczba przeszczepów wątroby wykonanych w trybie nagłym [...] lub na żądanie znacznie wzrosła po 2000 roku” – powiedział. „To wyjątkowo silna oznaka istnienia puli żywych dawców z oznaczonymi typami krwi, których można zabić na żądanie. […] W 2000 roku aktywność systemu przeszczepów dosłownie eksplodowała. […] Przeszkolono tysiące lekarzy i pielęgniarek. Do roku 2000 liczba szpitali zajmujących się przeszczepami wzrosła z mniej niż 199 do 1000. […] A jednak w okresie 2000 roku liczba wyroków kary śmierci spadła. [...] Dowody są spójne z grabieżą narządów od Falun Gong, badaniami krwi w areszcie, w tym z powtarzanymi badaniami krwi. To jest bardzo spójne z [...] badaniem zgodności [...] z krwią potencjalnego biorcy”. Innymi słowy, żywi ludzie są wstępnie kwalifikowani jako dawcy dla biorców potrzebujących ratujących im życie nerek, serc, wątrób i płuc. W raporcie trybunał cytuje rozmowę z rzecznikiem pekińskiego szpitala, który powiedział, że „operację można wykonać w ciągu jednego lub dwóch tygodni”. Następnie czytamy w nim: „Taki czas oczekiwania nie jest zgodny z konwencjonalną praktyką transplantacyjną i nie można go wytłumaczyć szczęściem. Określenie dostępności narządu do przeszczepu jest niemożliwe w żadnym systemie zależnym od dobrowolnego dawstwa narządów. Tak szybka dostępność może nastąpić tylko wtedy, gdy istnieje bank potencjalnych żywych dawców, których można poświęcić na zamówienie”.

Przesłuchania w Kongresie USA od 1996 roku Podczas Forum oświadczenia wygłosiło kilku ekspertów z tej dziedziny, w tym Chris Smith, członek Izby Reprezentantów USA, republikanin z New Jersey. Smith zauważył, że trybunał, w którym Nice prowadził postępowanie przeciwko Miloševiciowi, stał się „wzorem tego, jak należy pociągać do odpowiedzialności złych graczy”. Oświadczył: „W 1996 r. przewodniczyłem w Kongresie pierwszemu przesłuchaniu w sprawie łamania praw człowieka i pobierania organów w Chinach”. Przesłuchanie zostało poparte dowodami dwóch chińskich lekarzy, „którzy przybyli tutaj i którzy, dzięki

są obowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku”. Zgodnie z tym nie powinno się gorzej traktować dzieci będących w łonie matki tylko dlatego, że jeszcze się nie narodziły. Jeśli ustawodawcy wezmą pod uwagę głos zwolenników aborcji, to kolejnym krokiem może być zabijanie noworodków, bo są one tak samo niesamodzielne, jak 7-miesięczny płód (już są etycy, którzy nie zgłaszają w tym zakresie żadnych wątpliwości). W obywatelskim projekcie „Zatrzymaj aborcję” nie ma mowy o zniesieniu przepisu o przerwaniu ciąży w wyniku zagrożenia życia lub zdrowia matki czy czynu zabronionego, aczkolwiek również w tych pozostałych przesłankach powinno dojść do zmian – ze względów etycznych i konstytucyjnych. Jedynie przepis o przerwaniu ciąży w razie zagrożenia życia matki mógłby pozostać. (Po 20 tygodniu życia nie ma konieczności zabijania dziec­ ka, aby ratować życie matki – można w odpowiedni sposób rozwiązać ciążę. Ponadto to nie jest aborcja, ponieważ w takim przypadku powstaje dylemat, które życie ratować: matki czy dziecka, a prawnie oba są chronione. Tu kobieta powinna mieć wybór czy poświęci siebie dla dobra dziecka czy przeżyje jego kosztem, lekarze powinni ratować obydwoje do ostatniej chwili i w ostateczności dopuścić do przerwania ciąży ze skutkiem śmiertelnym dla płodu).

KURIER WNET

19

Bogu, nie wrócili tam” – powiedział Smith. Rzeczywiście zapis tego przesłuchania pokazuje, że dr Qian Xiaojiang, były lekarz z prowincji Anhui, zakończył swoje zeznanie, mówiąc: „uważam, że bez użycia organów od skazanych na śmierć więźniów nie byłoby możliwe przeprowadzenie ponad 90% chińskich operacji transplantacyjnych. Tradycyjne chińskie poglądy powstrzymują ludzi od donacji części swoich ciał”. Dwadzieścia cztery lata temu Smith w przesłuchaniu koncentrował się na branży transplantacyjnej pod kątem zaopatrzenia jej w organy od więźniów, na których wykonano wyroki śmierci. Dzisiaj grabież organów dotyczy więźniów sumienia, szczególnie tych, którzy praktykują Falun Gong (in. Falun Dafa), czyli duchową dyscyplinę obejmującą ćwiczenia medytacyjne i nauki opierające się na prawdzie, życzliwości i cierpliwości. Po wprowadzeniu w 1999 r. przez KPCh zakazu praktykowania Falun Gong, podjęto surowe i nieludzkie sposoby działania pozasądowe, aby zmusić zwolenników Falun Gong do porzucenia zarówno ich przekonań, jak i ćwiczeń. Wcześniej Falun Gong cieszyło się szerokim poparciem w całym społeczeństwie, w tym wśród członków KPCh. Oficjalne szacunki wykazały, że do 1999 r. w Chinach było od 70 do 100 mln praktykujących. Chiński działacz na rzecz praw człowieka, Yu Ming, który przybył do Stanów Zjednoczonych w zeszłym roku, opowiedział o nadużyciach, jakich stał się ofiarą podczas pobytu w więzieniach i obozach pracy. Na nagranym ukrytą kamerą materiale filmowym, na potrzeby którego wcielił się w rolę pacjenta potrzebującego przeszczepu, udokumentował rozmowy z chińskimi lekarzami i personelem medycznym, którzy podawali ceny i – co najważniejsze – bardzo krótki czas oczekiwania na różne narządy. Na jednym z ujęć lekarz wielokrotnie pyta: „Nie jesteś dziennikarzem, prawda?”. Yu powiedział „The Epoch Times”, że chciałby opublikować nazwiska swoich oprawców.

Czas działać Louisa Greve, dyrektor Projektu Światowego Rzecznictwa Praw Człowieka Ujgurów (Global Advocacy for the Uyghur Human Rights Project) zapytała, czy nie należałoby wprowadzić zakazu wymiany i szkoleń z lekarzami transplantologami z Chin. Matthew Robertson zaś w podsumowaniu raportu powiedział: „Jeśli chodzi o opinię elit w tej kwestii – to znaczy organizacji zajmujących się prawami człowieka na obszarze Chin, społeczności medycznej, organów wykonawczych zachodnich rządów i dużych korporacji medialnych – to zarzuty te mogłyby z powodzeniem pozostać w zawieszeniu. (…) Wzywamy obserwatorów, by zbadali dowody [...] rozważyli nasze sugestie i działali”. K Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 12.03 br. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Ochrona życia poczętego jest silnie powiązana z wartością, którą chroni Konstytucja RP – godnością. Według art. 30 „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”. Godność dotyczy każdego człowieka, a skoro jego życie zaczyna się już w momencie poczęcia, to od tej chwili mu przysługuje. W wyroku z 30 września 2008 r. (sygn. akt K 44/07) Trybunał Konstytucyjny zaznaczył, że „zdecydowanie nieakceptowane w demokratycznym państwie prawnym, realizującym zasady sprawiedliwości społecznej i chroniącym życie oraz niezbywalną godność człowieka, byłoby ograniczenie prawnej ochrony życia człowieka w celu ochrony dóbr lokujących się niżej w hierarchii konstytucyjnej, np. własności i innych praw majątkowych, moralności publicznej, ochrony środowiska czy nawet zdrowia innych ludzi”. Aborcja dokonana z każdego z wymienionych w ustawie z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży powodów narusza godność nienarodzonego dziec­ka, bo zabiera mu podstawowe prawo człowieka, tj. prawo do życia. Dzieje się to w wyniku wartościowania przez społeczeństwo i państwo życia ludzkiego na „warte” i „niewarte” trwania. To w nieodległej historii już było. K


KURIER WNET · MA J 2O2O

20

R E K L A M A


MA J 2O2O

Nr 71

I ‒ R ‒ I ‒ E ‒ R Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ KK ‒UIR I E R · Ś L ĄKS ‒K U

KURIER WNET

Maj · 2O2O

1

Rocznica, której nie upamiętniono

Jadwiga Chmielowska

M

aj, zielone łąki pokryło kwiecie, zwierz wyszedł gęstwiny, bo odzyskał przestrzeń. Człowiek zamknął się w domu. Epidemia okazała się nie taka straszna. Choć niestety wielu górników śląskich kopalń zachorowało. W kilku kopalniach wstrzymano wydobycie z powodu choroby i kwarantanny. Decyzje rządu ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa. Zainteresowanym chińskim prezentem dla całego świata polecam mój tekst Epidemia wirusa i świrusa. 2 maja wywieszamy flagi i pamiętamy o 99 rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego. W nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Grupa Destrukcyjna „Wawelberga” Tadeusza Puszczyńskiego wysadziła mosty na dalekim zapleczu frontu, aby Niemcy nie mogli wysyłać za Odrę wojska do tłumienia narodowowyzwoleńczej walki Ślązaków. W maju czekają nas wybory Prezydenta RP. Wygląda na to, że będzie to kolejny bój o Polskę. Część polityków zachowuje się tak, jakby wykonywała polecenia Otwartego Dialogu – Kramka i Kozłowskiej sprzed kilku lat, gdy nawoływali, aby zatrzymać państwo i obalić wybrane w 2015 r. władze. Choć czasem w wersji karykaturalnej, historia lubi się powtarzać. Zdrajców i głupców był zawsze dostatek. Wybory bezdyskusyjnie muszą się odbyć. Nawet wizyta w lokalu wyborczym nie jest bardziej niebezpieczna od zakupów w sklepie. Opowieści o skażonych kopertach to strachy na Lachy. W świecie toczy się wojna o wartości. Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę. Korupcja przeżarła klasę polityczną we wszystkich krajach. Do tego dochodzi zgnilizna moralna biznesmenów i polityków. W USA dopiero za prezydentury Trumpa wydano prawdziwą wojnę pedofilom. Wielu dotąd nietykalnych trafiło do więzień. Okazało się, że sieć powiązań jest międzynarodowa. Dotyczy też wielu celebrytów. Zboczeńcy łatwo podlegają szantażowi, co wyjaśniałoby wiele dziwnych politycznych decyzji. Komunistyczne Chiny przeznaczyły przeszło 100 mld $ na łapówki w państwach „ Jedwabnego szlaku”. Chiński program „Tysiąca talentów” korumpował naukowców nawet w USA. Pekin wyłudzał też technologie. Pazerne korporacje, które przeniosły produkcję do Chin, nie zauważyły niebezpieczeństwa, nawet gdy nie mogły transferować zysku i wszystkie pieniądze musiały inwestować w Chinach. W obliczu pandemii okazało się, że największym zagrożeniem jest globalizacja, a kapitał ma jednak narodowość. Polska mogłaby teraz bardzo skorzystać. W USA zamknięto chińskie zakłady mięsne. Nasi producenci mogliby natychmiast eksportować produkty z wołowiny, baraniny i drobiu albo przerabiać mięso amerykańskie. Dobrze, aby się tym Minister Rolnictwa zainteresował. Nasze firmy farmaceutyczne też mogłyby eksportować leki, ale warunek jest jeden – wszystkie składniki muszą pochodzić z Europy, a nie z Chin. Wniosek jest prosty – należy rozwijać polską produkcję. Z rozmowy Trump-Duda wynika, że USA proponują nam bliską współpracę gospodarczą. Polityk musi myśleć, jak każdą, nawet najtrudniejszą sytuację wykorzystać i wyciągnąć wnioski, a szkodę przekuć w sukces. Wiedza na temat 5G jest mała. Niektóre miasta wyrażają zgodę na instalowanie chińskiego Huaweia. To technologia niebezpieczna nie tylko ze względu na długość fal, ale przede wszystkim na zgodę na pełną inwigilację obywateli i pozyskiwanie wrażliwych danych. Trzeba wykorzystać w Polsce jedynie amerykańską technologię, działającą na innych zasadach. Maj to miesiąc Najświętszej Marii Panny. Czas zacząć chodzić do kościoła na nabożeństwa majowe. Jest ciepło, modlić się można też na dworze, przed świątynią. Niech Królowa Polski ma w opiece naród cały, zwłaszcza teraz, w chwilach próby. Walka dobra ze złem toczy się już otwarcie, na naszych oczach. K

G

B

A

Z

E

T

rednią jest twierdzenie, że Chińczycy, a nawet cała Azja, kocha dyktatury i bez nich żyć nie może. Oczywiście są różnice kulturowe, ale natura ludzka jest na całym globie podobna. Człowiek pragnie żyć w pokoju i bezpiecznie zakładać rodzinę. Należy też dodać tak pospolitą cechę ludzką, jaką jest lenistwo, nie tylko fizyczne, ale i duchowe. Lepiej, aby ktoś wykonał ciężką pracę za mnie, bo myślenie jest wysiłkiem, a wiedzę trzeba zdobywać i jeszcze wyciągać wnioski. Po co? Lepiej udawać, że się nic nie wie. O holokauście wiedzieli wszyscy – Niemcy i światowi politycy, a przede wszystkim diaspora żydowska w USA. Nie chcieli przyjmować do wiadomości, bo musieliby zareagować… Od kilkudziesięciu lat cały świat pracuje na wzrost potęgi komunistycznych Chin. Wyprowadzono niemal całą światową produkcję do tego niebezpiecznego kraju. Wmówiono ludziom, że tak jest taniej, więc lepiej. Ludzie uwierzyli nawet w takie brednie, że uratujemy klimat na ziemi, gdy ograniczymy emisję dwutlenku węgla u siebie, a zwiększymy w Chinach. Trzeba być niezłym świrem, by wierzyć, że to państwo emituje zanieczyszczenia do innej atmosfery niż ziemska, z której korzystają wszystkie narody. No cóż, jeśli siwi starcy z tytułami naukowymi słuchają z przejęciem siedemnastoletniej Grety Thunberg, to jedynie można przypuszczać, że jakiś paskudny bakcyl zainfekował ich mózgi. Nasz rodzimy geopolityczny celebryta, dr Jacek Bartosiak, goszczący w mediach, bez zażenowania twierdzi, że to Chińczycy zbudowali bogactwo świata i teraz chcą mieć udział w rządzeniu nim, i mówi wprost, że nie liczą się prawa człowieka, a jedynie ekonomia. Oskarża USA o łamanie wolności gospodarczej i wymuszanie wycofania produkcji z Chin, a przynajmniej jej ograniczenia. W świątecznym „Saloniku Politycznym Ziemkiewicza” przyznał wprost, że musimy być skazani na Chińczyków, bo nikt nie umie już nic robić. To trzeba się, Panie Bartosiak, nauczyć! Nie wszyscy mają tylko takie zdolności jak Pan, ale zawsze jest bardzo potrzebna praca na taśmie produkcyjnej, a jeśli i to dla niektórych intelektualistów za trudne, to pozostaje łopata, miotła i szmata. Cały świat pracował na bogactwo Chin, świadczy o tym deficyt w handlu – import przewyższał eksport. Pieniądze szerokim strumieniem płynęły do Pekinu. Chiny rzeczywiście prowadzą wojnę współczesnymi metodami:

A

NN

II

EE

dezinformacja, całkowita kontrola społeczeństwa. Chińskie 5G umożliwi zbieranie nie tylko wszystkich informacji o człowieku, ale całkowite jego kontrolowanie. Już teraz wprowadzono system rozpoznawania twarzy i badanie potrzeb i poglądów zwykłych obywateli. Sztuczna inteligencja, szybkość przesyłu danych i ich analiza dają możliwości, o których się nawet Orwellowi nie śniło.

C

o się faktycznie późną jesienią 2019 r. w Chinach stało, tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy, póki panuje tam komunistyczny reżim. Nie wiemy też, czy wirus (covid-19) wymknął się faktycznie z laboratorium, czy został specjalnie użyty. Zakłada się, że to był wypadek przy pracy Laboratorium

CC

O O

D D

ZZ

zaczynają atakować zdrowe tkanki. „Naczynia krwionośne przeciekają, spada ciśnienie krwi, tworzą się skrzepy i może dojść do katastrofalnej niewydolności narządów” – czytamy w tekście Meredith Wadman, Jennifer Couzin-Frankel, Jocelyn Kaiser i Catherine Matacic, opublikowanym w prasie specjalistycznej 17 kwietnia br. Małgorzata Wołczyk w „Do Rzeczy” powołuje się z kolei na badania francuskie: „Ponad wszelką wątpliwość wirus nie ma nic wspólnego z „odmianą grypy, ale z chorobami autoimmunologicznymi”. Tym samym tropem podąża laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 2008 r. – Luc Montagnier, który wysunął ostatnio w wywiadzie dla „CNews” śmiałą tezę, że wirus nie ma nic wspólnego

Nie wiadomo, co gorsze. Żyjemy w ciekawych czasach, a przypominam, że jest to chińskie przekleństwo kierowane do wrogów: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Takie właśnie czasy zafundowały nam Chiny, a w zasadzie Chińska Partia Komunistyczna. W przeciwieństwie do wielu bezmyślnych geopolityków, odróżniam naród od panującego reżimu.

Epidemia wirusa i świrusa Jadwiga Chmielowska 4. poziomu w Wuhan, zbudowanego przy współpracy z Francją. W styczniu władze Chin nakazały laboratorium zniszczenie całej dokumentacji wirusa. Czym jest tak naprawdę ten wirus, jeszcze nie wiemy. Wiarygodne badania mogły się rozpocząć dopiero, gdy wirus dotarł do demokratycznego świata. Musi być wdrożone rzetelne śledztwo w sprawie rozprzestrzenienia pandemii. Niektórzy klinicyści podejrzewają, że siłą napędową ciężkiego przebiegu choroby kończącego się zgonem „jest katastrofalna nadmierna reakcja układu odpornościowego, zwana »burzą cytokin«, o której wiadomo, że nie wywołują jej w takim stopniu inne infekcje wirusowe. Cytokiny to chemiczne cząsteczki sygnałowe, które kierują zdrową odpowiedzią immunologiczną, ale podczas burzy cytokin poziom niektórych cytokin wznosi się znacznie ponad to, co jest potrzebne, a komórki odpornościowe

z tym odzwierzęcym, a jest po prostu efektem prac laboratorium w Wuhan. „Laboratorium w Wuhan specjalizuje się w koronawirusie od 2000 roku, mają tam wiedzę specjalistyczną w tej dziedzinie i bawią się w uczniów czarnoksiężnika. Sekwencja HIV została najprawdopodobniej wstawiona do genomu koronawirusa w celu stworzenia szczepionki przeciwko HIV” – powiedział w wywiadzie francuski ekspert. Okazuje się, że wirus atakuje różne narządy i mamy mnożące się pola bitewne. Ogólnoświatowe obawy związane z niedoborem respiratorów z powodu niewydolności płuc spowodowały wzrost ich produkcji. Pojawił się kolejny problem sprzętowy – urządzeń do dializy. „Jeśli ci ludzie nie umierają z powodu niewydolności płuc, umierają z powodu niewydolności nerek”, mówi nefrolog Jennifer Frontera z nowojorskiego Langone Medical Center Uniwersytetu

II

EE

N

N

A

Nowojorskiego, który leczył tysiące pacjentów z covid-19. Konieczność dializy może wynikać z faktu, że nerki są obficie wyposażone w receptory ACE2 i stanowią kolejny cel wirusów. Są też przypadki atakowania mózgu, wątroby, jelit, oczu, serca i naczyń krwionośnych, a nawet jąder i nasieniowodów. Niektóre badania wykazały podwyższony poziom cytokin indukujących stany zapalne naczyń krwionośnych u hospitalizowanych pacjentów z covid-19. „Prawdziwa zachorowalność i umieralność na tę chorobę prawdopodobnie wynika z nieproporcjonalnej odpowiedzi zapalnej na wirusa” – mówi Jamie Garfield, pulmonolog, który leczy pacjentów z covid-19 w Temple University Hospital.

I

nni lekarze nie są przekonani. „Wydaje się, że nastąpiło zbyt szybkie kojarzenie covid-19 z tymi stanami hiperzapalnymi. Tak naprawdę nie widziałem przekonujących danych”– twierdzi Joseph Levitt, lekarz zajmujący się intensywną terapią pneumologiczną na Uniwersytecie Medycznym Uniwersytetu Stanforda. Martwi się on również, że wysiłki mające na celu osłabienie odpowiedzi cytokin mogą przynieść odwrotny, bardzo niepożądany skutek. Organizm osłabi swoją walkę z wirusem. Kilka leków ukierunkowanych na określone cytokiny jest w badaniach klinicznych u pacjentów z covid-19. Ale Levitt obawia się, że leki te mogą tłumić odpowiedź immunologiczną, której organizm potrzebuje do walki z wirusem: „Istnieje ryzyko, że pozwolimy na większą replikację wirusów”. Inni naukowcy twierdzą, że szybkie pogorszenie stanu niektórych pacjentów następuje w wyniku uszkodzenia serca i naczyń krwionośnych. Chodzi o zaburzenia krzepliwości krwi. Spośród 184 pacjentów z covid-19 na holenderskim oddziale intensywnej opieki medycznej 38% miało nieprawidłowe parametry krzepnięcia krwi, a prawie u jednej trzeciej wystąpiły skrzepy (artykuł z 10 IV br., „Thrombosis Research”). Skrzepy krwi mogą spowodować zawał serca, wylądować w płucach, blokując tętnice – to stan znany jako zatorowość płucna, która podobno zabiła wielu pacjentów z covid-19. Skrzepy z tętnic mogą również osiadać w mózgu, powodując udar. Według Behnooda Bikdelego, specjalisty medycyny sercowo-naczyniowej w Columbia University Medical Center, wielu pacjentów ma dramatycznie wysoki poziom D-dimerów, produktu ubocznego zakrzepów krwi. Dokończenie na str. 2

Ilustracją zachwiania ładu cy­ wilizacyjnego jest coraz częś­ ciej spotykana w sporze świa­ topoglądowym postawa: jest pluralizm, wolno się nam róż­ nić. Podkreślmy z mocą: co do oczywistych prawd i wartości – nie wolno. Herbert Kopiec tym razem w tonie niefelieto­ nowym.

5

Od Cudu nad Wisłą do „Cudu nad Odrą” „Gwiazdka Cieszyńska”, rozpa­ trując problemy europejskie ze śląskiej perspektywy, pisa­ ła: „Niemcy swoje zamiary prze­ prowadzą”. Zdzisław Janeczek o powstaniach śląskich i plebis­ cycie w relacjach polskiej gazety ze Śląska Cieszyńskiego.

6–7

Skąd na Ziemi wzięły się węglowodory Przemysł naftowy i gazu ziem­ nego daje tak duże zyski, że łat­wo o fundusze na badania pochodzenia tych surowców; jednak do dziś wiele pytań nie zyskało pełnej odpowiedzi. Jacek Musiał i Karol Musiał przybliżają tytułowy temat.

8–9

Ukraiński terroryzm antypolski na żołdzie Abwehry Sydor Twerdochlib zginął z rąk UWO za krzewienie idei zgodnego współżycia Polaków i Ukraińców. Według ukraiń­ skiej organizacji terrorystycz­ nej był zdrajcą. Przedostat­ nia część historii nacjonalizmu ukraińskiego Stanisława Orła.

10–11

W nocy z 2 na 3 V 1922 r. wy­ buchło III powstanie śląskie, a w czerwcu część Górnego Ślą­ ska została przyłączona do Pol­ ski. W następnym roku święto 3 Maja było w województwie śląskim szczególnie uroczyste. Renata Skoczek o obchodach 3 Maja na Śląsku w okresie mię­ dzywojennym.

Koronakryzys w Polskiej Grupie Górniczej

12

Stanisław Florian

Z

Marksizm w zakrystii cz. II

Święto narodowe 3 Maja

Podczas gdy w kolejnych kopalniach na Śląsku: Annie, Marcelu, Rydułtowach, Wieczorku i Sośnicy ujawniane są ogniska zakażeń covid-19, a takie związki zawodowe, jak NSZZ Solidarność ʼ80 ze składek członkowskich kupują i zaopatrują swoich członków w maseczki i płyn dezynfekujący – od połowy kwietnia wybuchł w Polskiej Grupie Górniczej nowy konflikt płacowy.

arząd PGG przedstawił wówczas stronie społecznej projekt porozumienia antykryzysowego, które sprowadza się do tego, że od maja do lipca wymiar czasu pracy i wynagrodzenia w PGG, w ramach przepisów tzw. tarczy antykryzysowej, miałyby być zmniejszone o 20%. Kiedy związki zawodowe działające w PGG odrzuciły ten projekt i zaproponowały postojowe w piątki, płatne w wysokości 60 proc. wynagrodzenia za ten dzień – Zarząd odrzucił ich propozycję, której treść była następująca: Na stronie internetowej Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność” przewodniczący górniczej „Solidarności” Bogusław Hutek

3

Ogólnopolski konkurs literacki

skomentował sytuację następująco: – Spodziewaliśmy się propozycji, które nie będą łatwe do zaakceptowania i takie niestety padły. Piątki bez pracy, a w ślad za tym o ok. 20 proc. niższe wynagrodzenia, to trudne warunki, w dodatku ma to obowiązywać co najmniej trzy miesiące. (…) to jest naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Wszyscy jesteśmy pod ścianą, cała załoga. Bez zawarcia porozumienia nie będziemy mogli skorzystać

Stan epidemii zaczyna przypo­ minać stan wojenny, który był doświadczeniem życia nasze­ go pokolenia. Może powstanie literacka panorama czasów za­ razy widziana oczami młodych Polaków? Najlepsze 100 prac zostanie opublikowanych w an­ tologii. O warunkach konkursu pisze Jan Picheta.

2

Dokończenie na str. 2

ind. 298050

redaktor naczelna Śląskiego Kuriera Wnet

22 III 1863 r. w Lesie Rokic­ kim na nieduży oddział pow­ stańców napadło około 200 żołnierzy rosyjskich. Zginę­ ło 9 pow­stańców, w tym „Po­ piełuszko tamtych czasów”, ks. Benwenuto Mańkowski. Tadeusz Loster opisuje dzieje powstańczej mogiły.


KURIER WNET

MA J 2O2O

2

KURIER·ŚL ĄSKI

B

adania wskazują, że coraz bardziej prawdopodobne staje się, że skrzepy krwi odgrywają główną rolę w nasileniu choroby i śmiertelności z powodu covid-19” – mówi Bikdeli. Stąd też często słyszymy informacje o chorobach towarzyszących. Przyczyną zgonu jednak był koronawirus. Niektórzy lekarze zalecają u pacjentów zarażonych i chorych na choroby związane z układem krążenia lub udarami oraz z zakrzepicą żylną stosowanie zwiększonych dawek leków rozrzedzających krew. Tak więc istotę i toksyczność wirusa dopiero poznajemy. Niestety, wiele pogłosek i fake newsów spowodowało zupełnie nieodpowiedzialne zachowania np. młodzieży, wynikające z przeświadczenia, że jej epidemia nie dotyczy. Wirus został rozsiany przez chorych tzw. bezobjawowych, ale spustoszenia, jakich dokonał w ich organizmie, nie są znane. Kolejnym przykładem „świrowania” jest lęk przed osobami starszymi. Niektórzy uważają je za roznosicieli, bo jak rozumieć ograniczenie opieki medycznej nad starszymi i niepełnosprawnymi? To służba zdrowia i opiekunowie zawlekli chorobę do domów starców, a nie odwrotnie. Obawiam się, że z powodu paniki, która powoduje u niektórych irracjonalne zachowania, odsuwane są w czasie konieczne i pilne badania, zabiegi operacyjne i inne usługi medyczne. Niedługo okaże się, że liczba zgonów spowodowana zamrożeniem części opieki zdrowotnej znacznie przewyższy śmiertelność z powodu covid-19. To, że jest epidemia, nie ulega wątpliwości. Zastanawiam się jednak, czy Komunistyczna Partia Chin nie wpadła na szatański pomysł wykorzystania jej do własnych politycznych celów, czyli prowadzenia nowoczesnych działań wojennych. Ciekawe są reakcje mediów francuskich. „30 lat po zakończeniu zimnej wojny pierwszym celem NATO pozostaje bezpieczeństwo strefy transatlantyckiej (…). Ale covid-19 może zmienić tę sytuację” – pisze w „Le Figaro” Isabelle Lasserre. Zwraca też uwagę, że dopiero od niedawna NATO zauważyło, że Chiny mogą mieć bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo państw Sojuszu. Do ochrony klasycznych infrastruktur, takich jak drogi, porty i mosty, NATO dodało ochronę infrastruktur cyfrowych i to właśnie głównie z powodu zagrożenia chińskiego, uwydatnionego przy budowie sieci 5G – twierdzi Lasserre. „Kryzys koronawirusa zaostrzył rywalizację chińsko-amerykańską” – pisze również w „Le Figaro” Adrien Jaulmes, twierdząc wręcz, że to

„pandemia rozbiła w drzazgi początki normalizacji” w stosunkach tych dwóch światowych potęg. Oczywiście wielu traktuje Chiny jak normalne państwo, a nie śmiertelne zagrożenie nie tylko dla demokracji, ale i dla podstawowej wartości, jaką jest wolność i godność człowieka. Niestety, tak modni w Polsce „geopolitycy” jak Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski wpisują się w chińską propagandę. Choć Radziejewski na łamach „Nowej Konfederacji” zauważa: „Być może można było spowolnić wzrost Chin w latach 90. lub na początku XXI w. Podstawowym błędem było dopuszczenie Chin do WTO, a następnie pozwolenie im na łamanie podstawowych zasad tej organi-

i postępowania. Przedstawił to w formie jakoby korespondencji Biura Strategii Długoterminowej (PLA) do Przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga: „Koronawirus krążący obecnie po świecie oferuje Chinom wyjątkową strategiczną szansę. Mamy nad naszymi wrogami na Zachodzie przewagę dzięki naszej zdolności do ignorowania własnych ofiar; a ich zmuszamy do ponoszenia poważnych kosztów, kształtujemy ich na nasz obraz i stworzyliśmy precedens, który przyniesie nam zyski w przyszłości. Ta globalna pandemia to kryzys, którego nie wolno nam zmarnować i musimy go wykorzystać dla zwiększenia naszych wpływów.

Dokończenie ze str. 1

Epidemia wirusa i świrusa Jadwiga Chmielowska zacji w celu osiągnięcia własnej korzyści. A teraz jest już za późno”. Przerażające, nieprawdaż? Przecież geopolityk powinien analizować i szukać recept i dróg wyjścia z trudnych sytuacji. Dobrze się stało, że Rafałowi Ziemkiewiczowi w „Saloniku Politycznym” udało się sprawić, iż Jacek Bartosiak przestał uprawiać jedynie elokwentny, moim zdaniem, bełkot, i powiedział wprost, że toczy się wojna o przywództwo w świecie. Niestety on stawia na Chiny i uważa, że ludy Azji chcą być rządzone przez rządy totalne. Zupełnie nie zauważa buntu w Hongkongu i wcześniejszych walk Koreańczyków, Wietnamczyków, Laotańczyków i niemal wszystkich ludów azjatyckich. W samych Chinach komunizm został narzucony siłą i walka z nim cały czas trwa. W obozach zagłady przebywają chrześcijanie, muzułmanie – Ujgurzy, Tybetańczycy i Chińczycy, praktykujący medytacje i ćwiczenia oddechowe Falun Gong. W tych obozach koncentracyjnych pobierane są żywcem od więźniów narządy do przeszczepów.

A

nalizę polityki chińskiej prowadzi Jakub Grygiel, profesor nauk politycznych na The Catholic University of America (Waszyngton, DC) i ekspert w The Marathon Initiative. To on na łamach nationalereview.com wcielił się w mentalność chińskich komunistów, aby pokazać ich dążenia, sposób myślenia

Nasze koszty związane z tą pandemią są niewielkie. (…) Mamy kontrolę nad informacjami i nikt nigdy nie pozna ostatecznej liczby naszych zmarłych. Prawda jest tym, czym sami zdecydujemy, aby była. Nasi zmarli to niewielki koszt globalnych korzyści, jakie przynosi nam pandemia, w dużej mierze dlatego, że nasi wrogowie bardziej niż my obawiają się ofiar. Europa, USA i kapitalistyczni wrogowie w Azji skutecznie się zamknęli i, skoncentrowani na sobie, tymczasowo wycofali się z konkurencji geopolitycznej. Pod względem gospodarczym Zachód przeżywa ogromne trudności. Jedna trzecia gospodarki USA stanęła, a deficyt federalny gwałtownie wzrósł z powodu pakietu stymulacyjnego. Włochy, ósma co do wielkości gospodarka świata (i trzecia w UE), zostały zamknięte na ponad miesiąc. Nie otworzą się przed latem. Podobnie dzieje się w innych zachodnich gospodarkach”. Dalej pokazuje, jaki szatański plan mogą mieć Chiny: „Po pierwsze, należy podkreślać, że pandemia jest globalnym wyzwaniem, które wymaga globalnych rozwiązań. Jest to argument, który wielu na Zachodzie kocha i mamy wiele użytecznych głosów wśród ich elit, które same będą rozpowszechniać to przesłanie. Aby zwiększyć atrakcyjność logiki »globalnego wyzwania/globalnych rozwiązań«, musimy nadal promować nasze dostawy masek i gorszych

zestawów testowych (szczególnie do krajów najsłabszych ekonomicznie). Przesłanie powinno być takie: Chiny są odpowiedzialnym obywatelem globalnym, który nie dyskryminuje i pomaga światu w walce z niewidzialnym wrogiem. Bądźmy odważni! Dalsze kroki mogą być następujące: wykorzystanie tego kryzysu do dalszej penetracji społeczeństw zachodnich. (…) Zaoferowanie pomocy w zakresie narzędzi nadzoru do celów zdrowotnych. Monitorowanie osób z wirusem to świetny sposób na zdobycie ogromnych ilości innych danych, zwłaszcza że wirus ten wydaje się bardzo zaraźliwy. Powinniśmy z nową mocą promować nasze możliwości 5G, które mogłyby służyć jako podstawa do kontroli zdrowia. Musimy być hojni, dając swoje technologie!” Oczywiście jest to jedynie przypuszczenie politologa, ale jakże trafne. Chiny jako „niemożliwą do zniesienia ingerencję odbierają wojskową obecność USA na Pacyfiku, poparcie dla Tajwanu czy przypominanie o prawach człowieka”. Amerykańska politolog Rapp-Hooper nie ma wątpliwości, że „weszliśmy w niebezpieczny okres i napięcia wywołane pandemią grożą spowodowaniem takich przemian w stosunkach międzynarodowych, jakie wywoływane są przez wielkie wojny”. Przy okazji pandemii wyszedł na jaw fakt, że przewodniczącym WHO jest skrajny komunista-maoista Tedros Adhanom Ghebreyesus, zwolennik aborcji, antykoncepcji i seksualizacji dzieci. Od czasu wyboru głosi otwarcie, że swoje poglądy będzie promował na całym świecie. Został wybrany z po-

W prasie amerykańskiej zwraca się jednak też uwagę na to, że „wschodni członkowie Sojuszu” za niebezpieczeństwo, na którym skupiona musi być cała uwaga, uważają Rosję. I jest to prawdą. Te dwa totalitaryzmy się wspierają. Radio „Echo Moskwy” podało kilka dni temu, że w budowanej pod Moskwą głównej świątyni rosyjskich sił zbrojnych znajdzie się mozaika, na której przedstawiono prezydenta Putina i innych rosyjskich urzędników, a na kolejnej – wizerunek Stalina. Kult jednostki, tak istotny w komunizmie, nie odszedł do lamusa. Na fragmentach pierwszej, nieukończonej jeszcze mozaiki, widać zarysy postaci, a twarze kilku z nich są już ułożone. Prócz Putina media zidentyfikowały na razie ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, szefów obu izb parlamentu: Wiaczesława Wołodina i Walentinę Matwijenko, sekretarza Rady Bezpieczeństwa kraju Nikołaja Patruszewa oraz szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksandra Bortnikowa. To przytaczam ku uwadze „wielowektorowych geopolityków”.

C

hiny oczywiście oferują swój sprzęt do walki z epidemią, którą wywołały. Do Portugalii, jak podała niezalezna.pl, trafiły respiratory z instrukcją obsługi jedynie w języku mandaryńskim. Wcześniej kraje takie jak Czechy, Holandia czy Finlandia miały problem z akcesoriami medycznymi. Zupełnie nie rozumiem polskiego zadęcia w odniesieniu do masowego zakupu sprzętu w Pekinie. Z Chin nie powinno się już niczego sprowadzać. Jeśli założyć wariant, że Chiny fak-

Nasz rodzimy geopolityczny celebryta, dr Jacek Bartosiak, bez zażenowania twierdzi, że to Chińczycy zbudowali bogactwo świata i teraz chcą mieć udział w rządzeniu nim, i mówi wprost, że nie liczą się prawa człowieka, a jedynie ekonomia. parciem Chin, nie tylko lobbystycznym, ale i – zwyczajem chińskim – finansowym. Stąd też oszukanie świata w ostrzeżeniach przed epidemią i całkowicie niewiarygodne obecnie wytyczne. Jeśli ktoś raz skłamał, to skąd pewność, że nie oszukuje nadal? Aby uświadomić sobie niebezpieczeństwa ze strony ChRL, warto posłuchać zastępcy sekretarza generalnego NATO, Mircei Geoany, który ostrzega przed „autorytarnymi przeciwnikami NATO, mogącymi wykorzystać kryzys gospodarczy (będący następstwem pandemii), aby wykupywać nasz przemysł i strategiczne infrastruktury”.

tycznie specjalnie robiły propagandę, by wywołać dodatkowo pandemię histerii, to trzeba jak najszybciej otworzyć gospodarki. Wszyscy dziwili się polityce Szwecji, która działała, jakby epidemii nie było, ale Szwecja już wcześniej zidentyfikowała chińskie zagrożenie. 24.04.2020 r. „Taiwan News” z Taipei podały, gdy Szwecja zamykała ostatni Instytut Konfucjusza, że „drugie co do wielkości miasto Szwecji Göteborg oficjalnie już nie kontynuuje umowy z miastem partnerskim z Szanghajem”. Burmistrz Göteborgu Axel Josefson powiedział w szwedzkim radiu, że

wymiana między oboma miastami była „minimalna” w ciągu ostatnich trzech lat. Ogłosił też, że biorąc pod uwagę obecny kryzys koronawirusa Wuhan (covid-19) i zerwanie więzi z Chinami, „nie uważamy za stosowne przedłużenia umowy o partnerstwie z tymi dwoma miastami”. Trzeba, aby cały świat wziął przykład ze Szwecji i wycofał się ze współpracy z Chinami. Prawie dwumiesięczne kwarantanny dały czas na badanie wirusa i logistyczne przygotowanie się na ewentualny wzrost zachorowań. Jest to też ćwiczenie poligonowe, bo nie wiadomo, co nieobliczalne Chiny mogą jeszcze wymyślić w przyszłości. Jak powiedział już jakiś czas temu prezydent Trump, czas też na otwarcie gospodarek, bo lekarstwo może się stać gorsze od choroby. W tym samym tonie wypowiedział się przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble. W jego opinii decyzji na temat łagodzenia obostrzeń nie można zostawić tylko wirusologom. Należy rozważyć również „konsekwencje gospodarcze, społeczne, psychologiczne i inne. Zamknięcie wszystkiego na dwa lata miałoby straszne skutki” – informuje portal niezalezna.pl. „Kiedy słyszę, że wszystko inne musi być podporządkowane ochronie życia, to muszę powiedzieć: ta absolutyzacja nie jest słuszna” – kontynuował w rozmowie z berlińskim dziennikiem „Tagesspiegel” na temat walki z epidemią. „Jeżeli w ogóle w naszej konstytucji istnieje jakaś absolutna wartość, to jest nią godność człowieka. Ona jest nienaruszalna. Ale ona nie wyklucza, że będziemy musieli umrzeć” – stwierdził 77-letni Schaeuble. Oświadczył, że państwo musi zagwarantować wszystkim obywatelom jak najlepszą opiekę zdrowotną. Nie zmienia to jednak faktu, że „ludzie będą dalej umierać na koronawirusa” i podkreślił, że sam znajduje się w grupie wysokiego ryzyka. „Mój strach jest jednak ograniczony. Wszyscy umrzemy. Uważam, że młodsi narażeni są na dużo większe ryzyko niż ja. Mój naturalny koniec jest bowiem trochę bliższy”. Świrus opanował naszych polityków w sprawie wyborów, które nie tylko powinny, ale muszą się odbyć w maju. Nie stanowią bowiem większego zagrożenia niż zakupy. Komuś zależy na destabilizacji państwa. Mam nadzieję, że destruktorzy odpowiedzą nie tylko przed historią. Całkowicie zgadzam się z Wolfgangiem Schaeublem. Nadchodzi czas, gdy musimy się otworzyć i jako społeczeństwo zacząć normalnie funkcjonować. Bo świrus będzie gorszy w skutkach od wirusa. K

Dokończenie ze str. 1

Stanisław Florian z tarczy antykryzysowej. W tej sytuacji widać, jak ogromny błąd popełnił rząd oraz władze spółki, którzy od miesięcy nie robili nic z faktem, że energetyka nie odbierała zakontraktowanego w PGG węgla i nie płaciła za niego. Mielibyśmy teraz więcej czasu i środki, aby walczyć z gospodarczymi skutkami epidemii, a tak za te błędy i pazerność energetyki mogą zapłacić górnicy. Jeśli działania antykryzysowe w górnictwie mają przynieść efekt, to zahamowanie importu węgla jest niezbędne. Chyba dla każdego skutki epidemii są wystarczającym dowodem, że bez ochrony własnego przemysłu, własnego rynku, cała nasza gospodarka pójdzie na dno – podkreślił szef „Solidarności” w PGG. We wtorek 21 kwietnia doszło w Warszawie do spotkania związkowców i Zarządu z udziałem wicepremiera Jacka Sasina, którego interwencje podczas negocjacji płacowych na przełomie 2019/2020 r. kończyły się zawieraniem kompromisów. Tym razem związkowcy – chociaż wysłuchali jego argumentów za przyjęciem propozycji Zarządu PGG dla ratowania spółki – zapowiedzieli, że odpowiedzi udzielą w czwartek 23 kwietnia. Argumenty za projektem zarządu były

Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I

następujące: ograniczenie czasu pracy i wynagrodzeń o 20% pozwoliłoby na dofinansowanie płac w PGG z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, dzięki czemu spółka uzyskałaby 70 mln zł miesięcznie. Przez obniżenie płac nastąpiłyby oszczędności w wysokości 55 mln zł miesięcznie, a zmniejszenie wydatków eksploatacyjnych oraz inwestycji – dałoby kolejne 70 mln zł miesięcznie. Łączny efekt ekonomiczny wyniósłby co miesiąc ok. 195 mln zł, co w ciągu kwartału mogłoby dać 585 mln zł. W przeciwnym razie – jak wynikało z wyliczeń Zarządu przy założeniu, że latem zapotrzebowanie na węgiel jeszcze spadnie – PGG grożą straty w wysokości 240 mln zł miesięcznie. Według relacji związkowców podczas spotkania w Warszawie jako alternatywę dla propozycji Zarządu wskazano możliwość ogłoszenia upadłości likwidacyjnej PGG… Komentując sytuację, B. Hutek stwierdził, że propozycje zarządu i strony rządowej postawiły stronę społeczną „pod ścianą z pistoletem przystawionym do głowy”. – Według rządu i zarządu, ratowanie spółki wymaga miesięcznie 120 mln zł, które pozyskają na ograniczeniu wynagrodzeń, na dotacji

(w ramach „tarczy”) i na ograniczeniu inwestycji. Wtedy spółka przez te trzy miesiące będzie przynosiła tylko 45 mln zł straty. Natomiast gdyby poszli naszym wariantem, pieniędzy z tarczy jest mniej o 100 mln zł miesięcznie, czyli łącznie 300 mln zł mniej (…). Dlatego przekonują nas, że jedyne wyjście to wyrzeczenie się 20 proc. wynagrodzeń, żeby spółka doraźnie przetrwała te trzy miesiące – powiedział. – Na pytania, co dalej, jak ma dalej funkcjonować PGG, pan premier Sasin powiedział, że do połowy albo do końca maja, czyli pew-

Związki zawodowe nie podpiszą porozumienia cięcia płac w Polskiej Grupie Górniczej, dopóki nie będzie programu dla PGG i gwarancji dla dalszego funkcjonowania spółki nie po wyborach, przedstawią program restrukturyzacji PGG. Na pytania, co będzie w sierpniu i później, nikt nie jest dziś w stanie odpowiedzieć. De facto nie wiemy, czy ograniczenie dzisiaj wynagrodzeń pracowników PGG o 20 proc. doprowadzi do tego, że ta firma przetrwa – nikt nam nie jest w stanie tego teraz zagwarantować ani powiedzieć. Niech przedstawią program,

Redaktor naczelny Kuriera Wnet

K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

Krzysztof Skowroński

ŚLĄSKI KURIER WNET Redaktor naczelna

Jadwiga Chmielowska · tel. 505 054 344 mail: slaski@kurierwnet.pl Adres redakcji śląskiej G

A

Z

E

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

który pokaże, że przy 20-procentowej redukcji wynagrodzeń i innych wyrzeczeniach ta spółka jest w stanie funkcjonować dalej i przetrwać, uratować miejsca pracy; chcemy zobaczyć sens tych wyrzeczeń – relacjonował przebieg rozmów w Warszawie. W czwartek 23 kwietnia związki zawodowe działające w PGG przedstawiły następujące, wspólne stanowisko: Komentując to stanowisko, WZZ Sierpień 80 opublikował w jednym z portali społecznościowych oświadczenie, w którym stwierdza m.in.: „Strona społeczna nie może przyzwolić na szantaż i dalszy brak wizji funkcjonowania największej w Polsce spółki węglowej. Rządowi premiera Mateusza Morawieckiego i zarządowi PGG dajemy czas do końca kwietnia br. na przedstawienie programu naprawczego spółki, co wprost koresponduje z porozumieniem z 20 lutego 2020 roku, pod którym podpisał się także wicepremier, szef MAP Jacek Sasin. Po zapoznaniu się z nim związki zawodowe podejmą stosowne decyzje. Nie może być wyrzeczeń bez programu i przyrzeczeń”. „Związki zawodowe nie podpiszą porozumienia cięcia płac w Polskiej Grupie Górniczej, dopóki nie będzie programu dla PGG i gwarancji dla dalszego funkcjonowania spółki”… W ten sposób koronawirus przekłada się na koronakryzys i bezpieczeństwo energetyczne Polski. K

ul Warszawska 37 · 40-010 Katowice

Stali współpracownicy

Dariusz Brożyniak, dr Rafał Brzeski, dr Bożena Cząstka-Szymon, Barbara Czernecka, Piotr Hle­bowicz, dr hab. Zdzisław Janeczek, Andrzej Jarczewski, Zbigiew Kopczyński, dr Herbert Kopiec, Tadeusz Loster, Stefania Mąsiorska, Jacek Musiał, Stanisław Orzeł, Mariusz Patey, Renata Skoczek, Józef Wieczorek, Peter Zhang

Korekta Magdalena Słoniowska Projekt i skład Wojciech Sobolewski Reklama reklama@radiownet.pl Wydawca Spółdzielcze Media Wnet/Wnet

Sp. z o.o. Dystrybucja dystrybucja@mediawnet.pl

Nr 71 · MAJ 2O2O

(Śląski Kurier Wnet nr 66) Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Data i miejsce wydania

Warszawa 02.05.2020 r. Nakład globalny 10 000 egz.

ind. 298050

Korona-kryzys w Polskiej Grupie Górniczej


MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI Jako uczestnik corocznych obchodów powinienem napisać: 22 marca w Lesie Rokickim miedzy Zawierciem a Łazami odbyła się uroczystość upamiętniająca rocznicę bitwy stoczonej pomiędzy oddziałem powstańców styczniowych a wojskiem rosyjskim.

Rocznica, której nie upamiętniono Tadeusz Loster

N

z Zawiercia podążył drogą wzdłuż toru kolejowego w stronę Łaz. Koło Kuźnicy Masłońskiej powstańcy zniszczyli trzeci most kolejowy, nad rzeką Czarną Przemszą. Za oddziałem Cieszkowskiego została wysłana z Częstochowy kolumna wojsk rosyjskich pod dowództwem majora Leo, w sile 2 rot piechoty i 15 kozaków. Do spotkania doszło 22 marca 1863 roku około godziny 5 po południu. Miejsce potyczki, w pobliżu toru kolejowego, pod Lasem Rokickim było oddalone od zniszczonego mostu ponad kilometr w stronę Zawiercia. W miejscu tym oddział prawdopodobnie, po zniszczeniu mostu, rozłożył się obozem. Powstańcy mogli czuć się pewnie, obozując pomiędzy dwoma zniszczonymi mostami kolejowymi, co uniemożliwiało zaatako-

K

siądz Benwenuto Mańkowski był w okresie powstania styczniowego nie byle jaką postacią. Urodził się w 1816 roku w rodzinie chłopskiej, w powiecie konińskim. W roku 1838 został wyświęcony na ka-

Ks. Benwenuto Mańkowski

Mogiła powstańcza w latach 30. ubiegłego wieku

1863 roku wybuchło powstanie. Ksiądz Benwenuto czekał chwili, aby wstąpić do oddziałów powstańczych. Około 20 marca na wieść o zbliżającym się do Przyrowa oddziale Teodora Cieszkowskiego porzucił klasztorną celę i został powstańczym kapelanem. Niestety niedługo. 22 marca 1863 roku zginął. W pobliżu toru warszawsko-wiedeńskiej kolei żelaznej, przy drodze biegnącej wzdłuż lasu Rokickiego, przez dziesiątki lat stawiany był brzozowy krzyż. Z opowiadań miejscowych było wiadomo, że jest to miejsce pochówku powstańców poległych 22 marca 1863 roku. Po uzyskaniu niepod­ległości przez Polskę ówczesne

został leśniczy rokickiego lasu – Marian Dudek, zięć Stanisława Jarosa. Opiekował się mogiłą nie tylko z urzędu, ale i z rodzinnego obowiązku. Rozległe plany budowy Huty Katowice w latach siedemdziesiątych nie oszczędziły mogiły powstańczej. Na początku maja 1974 roku leśniczy Dudek dowiedział się, że w pobliżu drogi zostanie położony dodatkowy tor kolejowy. Nie było w tym nic niezwykłego, ale z planów rozbudowy wynikało, że tor będzie przebiegał w bliskim sąsiedztwie powstańczego grobu. Mogiła, według państwowych planów budowlanych, miała być zlikwidowana. Stary Jaros nie mógł uwierzyć, że może dojść do zniszczenia miejsca, które uważał za narodową świętość, i to jeszcze bez planów przeniesienia upamiętnienia w inne miejsce. W sobotę 11 maja 1974 roku koparka zaczęła rozkopywać pow­ stańczą mogiłę, przygotowując teren pod budowę Centralnej Magistrali Kolejowej. Zaskoczeniem dla operatora koparki oraz obecnych przy tym leśniczego Mariana Dudka i jego teścia Stanisława Jarosa było to, że łyżka koparki nie natrafiła na ślady powstańczego pochówku. Pod mogiłą ziemia

ZDJĘCIA Z ARCHIWUM AUTORA

iestety pandemia koronawirusa spowodowała, że obchody upamiętniające powstańczą bitwę zostały odwołane. Na miejscu zjawiło się tylko dwóch członków Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej, którzy zapalili znicze. Niegdyś zaniedbana i częściowo zapomniana symboliczna mogiła w miejscu potyczki od początku III Rzeczypospolitej co roku w dniu 22 marca „gościła” władze miejskie trzech pobliskich miast Zawiercia, Łaz oraz Poręby. Rocznicowe uroczystości, organizowane przede wszystkim przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Zawierciańskiej, gromadziły przedstawicieli młodzieży szkolnej pobliskich miast, urzędów i zakładów pracy oraz człon-

urzędników kolei, przybyłych w celu naprawy mostu. Jednym z rannych był zawiadowca stacji Twardzicki. Według źródeł rosyjskich, w potyczce pod Kuźnicą Masłońską zginęło 120 (!) powstańców, kilku wzięto do niewoli, w tym 2 księży. Zabrano zapasy prochu i amunicji, 6 karabinów, 19 koni i korespondencję powstańczą. Informacje o stratach i sukcesach odniesionych przez walczące strony są typowym przykładem podawania zaniżonych strat po stronie własnej, a zawyżonych po stronie przeciwnika. Jednak w tym przypadku bliższe prawdy są informacje podane przez powstańców. Zaskoczony oddział pułkownika Teodora Cieszkowskiego walcząc wycofał się w stronę Siewierza przez Porębę. „Plac boju został przy nieprzyjacielu, który według zwyczaju poobdzierał wszystkich trupów i zostawił niepogrzebanych na polu”. Po odejściu Moskali zwłoki księdza Mańkowskiego zostały rozpoznane. Złożone do drewnianej skrzyni, zostały odwiezione do Przyrowa pod Częstochową, gdzie uroczyście pochowano je w grobowcu pod kaplicą św. Anny. Daty pogrzebu kroniki i zapiski nie podają.

Warta honorowa przy mogile powstańczej

ków grupy rekonstrukcyjno-historycznej z Poręby – Jurajskiego Szwadronu Kawalerii im. Króla Jana III Sobieskiego. Duży wkład w artystyczną oprawę uroczystości miała od lat grupa młodzieży Zespołu Szkół im. prof. Romana Gostkowskiego w Łazach pod kierownictwem pani Renaty Chmielewskiej. Nie brakowało również pocztu sztandarowego – uczniów liceum tejże szkoły o profilu mundurowym, ze sztandarem upamiętniającym Powstanie Styczniowe oraz ks. Benwenuta Mańkowskiego. Sztandar ten został ufundowany przez ks. Leonarda Zagórskiego, dziekana kościoła pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Łazach, według projektu piszącego te słowa. 22 marca 1863 roku nieduży oddział pułkownika Teodora Cieszkowskiego dotarł od strony Blanowic do Zawiercia, gdzie powstańcy spalili dwa mosty kolejowe, pozrywali linie telegraficzne i rozkręcili tory. Oddział

T

emat tak ważny, że poświęcono mu trzecią część odpowiednika „Panoramy” w TVP. Choć audycja ta była komentowana w polskich mediach – pisała o tym m.in. Aleksandra Rybińska na portalu wpolityce.pl – chcę do niej wrócić, bo jej autorzy powiedzieli w niej więcej, niż zostało to przekazane, i powiedzieli więcej, niż chcieli powiedzieć. Zamknięta granica to dotkliwy brak dojeżdżającego polskiego personelu, który wolał spędzić czas zarazy z rodzinami kosztem niemieckich pracodawców. Dla dziennikarzy to przykład braku europejskiej solidarności. Natychmiast można przytoczyć wiele przykładów niemieckiej „solidarności”, od siedmioletniego szlabanu dla polskich pracowników po naszym wejściu do Unii czy niesławnego gazociągu pod Bałtykiem poczynając. Wspomnę tylko o aktualnym problemie polskich kierowców, wobec których Niemcy wraz z Francją przeforsowały regulacje dyskryminujące, utrudniające ich pracę za granicą, a sprzeczne zarówno z zasadą swobody przepływu ludzi, towarów i usług, jak i postulowaną europejską solidarnością. Czyżby więc praca polskich pielęgniarek była przejawem europejskiej solidarności, a kierowców już nie? Niezupełnie, polscy kierowcy dalej są w Niemczech pożądani, ale jako pracownicy firm niemieckich, a nie polskich. Polskim firmom transportowym pokazano solidarny środkowy palec.

Ź

ródła powstańcze podają, że w potyczce tej zginęło 9 pow­ stańców, a 8 zostało rannych; straty rosyjskie wynosiły 20 zabitych oraz zabrano Rosjanom 20 koni. Oprócz powstańców Rosjanie zabili względnie ranili 3 robotników i 2

płana. Zasłynął jako znany kaznodzieja warszawski – Popiełuszko tamtych czasów. W roku 1850 został aresztowany przez władze carskie i osadzony w warszawskiej cytadeli. Po długim i głośnym śledztwie, oskarżony o „podburzanie przeciw władzy ludu”, zesłano go na Syberię do guberni wołogodzkiej. Ze zsyłki wrócił w 1856 roku, po ogłoszeniu przez rząd carski amnestii. Chory na gruźlicę ksiądz Mańkowski z nakazu władz rządowych i za zgodą Kościoła zamieszkał w klasztorze św. Anny w Przyrowie pod Częstochową. Tam, ograniczony murami klasztoru, został skazany na polityczną bezczynność. Wypadki lutowe i kwietniowe w Warszawie 1861 roku odrodziły księdza Benwenuta. Mimo moskiewskiego rozkazu wygłaszał religijno-polityczne kazania dla pielgrzymów podążających przez Przyrów do Częstochowy. Był to okres największego rozkwitu jego kaznodziejskiego talentu. 22 stycznia

władze otoczyły opieką miejsca walk i pamięci narodowej. W latach dwudziestych brzozowy krzyż ogrodzono skromnym żelaznym płotem przymocowanym do podłoża betonowymi słupkami. W okresie dwudziestolecia międzywojennego powstańczą mogiłą opiekowali się miejscowi harcerze. W rocznicę bitwy i w święta narodowe nie zapominali o mogile okoliczni mieszkańcy i lokalne władze. Ten okres pamięci skończył się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Za czasów tzw. komuny mogiłę otaczała opieką tylko wdzięczna pamięć rodaków. Okoliczni mieszkańcy z uporem stawiali w miejscu walącego się starego krzyża nowy, brzozowy. Jednym z opiekunów mogiły był Stanisław Jaros, kolejarz zamieszkały w Rokitnie Szlacheckim. Od dziecka nie zapomniał on zapalać świateł i sprzątać grobu w rocznicę potyczki i na Wszystkich Świętych. W 1959 roku opiekunem powstańczej mogiły

26 marca główny program niemieckiej telewizji państwowej ARD poruszył w swoim programie publicystycznym „Tagesthemen” problem polskich pracowników medycznych w Niemczech, a raczej ich dotkliwego braku z powodu koronawirusowych obostrzeń.

Polska niesolidarność według niemieckiej telewizji Zbigniew Kopczyński

Wróćmy jednak do audycji. Zamk­ nięcie granic spowodowało duże kłopoty w szpitalach w przygranicznych landach, gdzie znaczną część personelu, zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek, stanowią dojeżdżający do pracy Polacy. Dyrekcje proponowały im – łaskawcy! – dwutygodniową pracę z bezpłatnym noclegiem, a później dwa tygodnie kwarantanny w Polsce. Ku zaskoczeniu pracodawców, chętnych brak. Autorzy audycji nie zastanowili się, dlaczego system opieki zdrowotnej, z którego tak dumni są – i słusznie – Niemcy, funkcjonuje dzięki importowi gorzej opłacanych pracowników ze Wschodu. Gdzie podziali się niemieccy lekarze i pielęgniarki, którzy przecież kiedyś w tych szpitalach pracowali? Zabrakło solidarności czy błąd w systemie? Dlaczego nie zwiększa się ilości miejsc na studiach medycznych, skoro brakuje lekarzy? Kryteria przyjęć

na studia medyczne są bardzo wygórowane. Nawet średnia 1,0 (po polsku 6,0) na świadectwie maturalnym, podstawowym kryterium rekrutacji kandydatów, nie daje pewności przyjęcia. A chętnych mnóstwo. Młodzi ludzie latami czekają, by dostać się na medycynę. Ale państwo niemieckie,

lekarzy nie zmusza do pracy w Niemczech, a problem tracenia wykształconych ludzi przez emigrację każde państwo powinno rozwiązywać na swój sposób, gdyby nie robienie z tego testu na europejską solidarność. Inną, poważniejszą kwestią omówioną w programie, jest brak polskich

Pojawia się pytanie, dlaczego niemiecki, bardzo dobry system opieki działa jedynie dzięki nisko opłacanym pracownikom z biedniejszych krajów i odwoływaniu się do ich solidarności? miast tracić pieniądze na finansowanie bardzo drogich studiów, woli importować lekarzy wykształconych za pieniądze biedniejszych krajów. I nie byłoby z tym problemu, bo nikt tych

opiekunek osób starszych i chorych. Ich sytuacja jest inna niż pracujących w szpitalach, bo mieszkają zwykle w domach swych podopiecznych ciągle, do trzech miesięcy. Trzy miesiące

3

Emerytowany kolejarz Stanisław Jaros zmarł w 1982 roku, nie doczekał się nowego „wystroju” powstańczej mogiły w Lesie Rokickim, odbudowanej w 1990 roku, w nowej polskiej rzeczywistości. Pan Konstanty Szulhan zainteresował się powstańczą mogiłą jeszcze w okresie, kiedy była na „starym miejscu”. Wtedy na wycieczki rowerowe pod mogiłę przyjeżdżało ich dwunastu. Trzech z nich zaczęło się nią opiekować. Pan Konstanty, syn przedwojennego podoficera zawodowego wojska polskiego, jeździł tam na rowerze i sprzątał mo-

Sztandar upamiętniający Powstanie Styczniowe

Młodzież szkolna przy mogile podczas uroczystych obchodów rocznicowych

wanie oddziału przez wojska rosyjskie dowiezione szybko drogą żelazną. Na przygotowujący się do posiłku oddział powstańczy napadło około 200 żołnierzy rosyjskich. Jednym z pierwszych, który zginął w potyczce, był kapelan oddziału Cieszkowskiego ks. Benwenuto Mańkowski, w momencie kiedy „krzyżem błogosławił Polaków, padł kulą przeszyty”. W potyczce tej zginął również obywatel ziemski Henryk Wodziński, który „nie mogąc ocalić powierzonej sobie amunicji podpalił proch, na którym siedział i tym sposobem wyrzucony w powietrze, wkrótce żyć przestał”.

KURIER WNET

Łyżka koparki nie natrafiła na ślady powstańczego pochówku. Pod mogiłą ziemia stanowiła nienaruszoną caliznę. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej natrafiono na ludzkie kości. stanowiła nienaruszoną caliznę. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej natrafiono na ludzkie kości. Jarosowi udało się wykopać dwie ludzkie czaszki: jedna była dobrze zachowana, z pełnym uzębieniem, druga była uszkodzona i spróchniała. Stanisław Jaros zbił drewnianą skrzynkę, do której złożył szczątki i zakopał je w nowym miejscu, blisko leśnej drogi oddalonej od dawnej mogiły o około 50 metrów. Po kilku dniach świeżo usypany kopczyk ozdobił brzozowy krzyż i stalowo-betonowe ogrodzenie przeniesione ze starej mogiły.

giłę powstańczą jeszcze w wieku 82 lat. Zmarł kilka lat temu. Mogiła „miała szczęście”: równocześnie z panem Konstantym opiekował się nią Adam Komenda, który oprócz tego, że sprzątał, starał się umieszczać w miejscowej prasie wiadomości o ks. Benwenucie Mańkowskim oraz o potyczce, która miała miejsce w Lesie Rokickim. Jeszcze za życia Adama Komendy znalazła się nowa „niewidzialna ręka”, która do dziś opiekuje się grobem – Leszek Merta. Z jego to inicjatywy w 150 rocznicę Powstania Styczniowego koło symbolicznej mogiły został usypany nieduży kopiec pamięci. Nie zapominało o mogile również Towarzystwo Miłośników Ziemi Zawierciańskiej – organizator rocznicowych obchodów, z Maciejem Świderskim na czele. Otoczona troskliwą opieką zawierciańskiego TMZZ oraz bezinteresownych czcicieli powstańczego zrywu, jest obecnie przykładem miejsca pamięci narodowej. K

to czas, w którym przebywać można w Republice Federalnej jako turysta lub gość. Na dłużej trzeba już sformalizować swój pobyt. A z tym jest kłopot, bo opiekunki pracują zwykle na granicy prawa. Ich praca trwa praktycznie 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Jest to przejaw łamania wszelkich praw pracowniczych w jakimkolwiek cywilizowanym kraju. Żadna Niemka nie zgodziłaby się na coś takiego. Dlatego ściąga się Polki – a mowa jest o kilkuset tysiącach. Tu znów pojawia się pytanie, dlaczego niemiecki, bardzo dobry system opieki działa jedynie dzięki nisko opłacanym pracownikom z biedniejszych krajów i odwoływaniu się do ich solidarności? Gdyby zatrudnić niemiec­ kie opiekunki do całodobowej opieki, trzeba by zaangażować ich kilka do jednego chorego, by każda mogła pracować przepisowe osiem godzin przez pięć dni w tygodniu. Żadna ubezpieczalnia nie zapłaci za coś takiego. Dlatego zatrudnia się Polki, które za niewielkie jak na Niemcy pieniądze pracują za trzy albo i cztery osoby. Oczywiście dla polskich opiekunek są to dobre zarobki, szczególnie w kontekście mizernych płac w polskiej służbie zdrowia. Jednak, biorąc pod uwagę rynek pracy w Niemczech, to czysty wyzysk, a nie żadna solidarność. Materiał podsumowuje dziennikarz telewizji MDR Tim Herden. Zaczyna od pomstowania na Polskę za

brak solidarności. Później stwierdza, że Niemcy też nie są bez winy, bo również zamknęły granicę. Pozwalają ją wprawdzie przekraczać posiadającym umowę o pracę, ale polscy pracownicy takich umów nie mają. I żadnej refleksji, dlaczego Polacy pracują na godziny, na umowach zlecenia itp., czyli po polsku na śmieciówkach. Przecież praca na umowach śmieciowych nie jest kaprysem polskich pracowników. Dziennikarz nie wspomniał też, że pracując na śmieciówkach, a więc zwykle bez ubezpieczenia społecznego, polski pracownik nie będzie mógł skorzystać z dobrodziejstw systemu, dla którego teraz pracuje. Temat kończy relacja z przybycia z Polski opiekunki. Czekający na nią na granicy organizator mówi, że o wiele mniej Polek decyduje się teraz na wyjazd do pracy. I ani słowa o tym, że nie jest to skutek zamknięcia granicy, bo wyjechać z Polski można, lecz obaw z powodu gorszej sytuacji epidemicznej w Niemczech. Organizator zawozi Polkę do domu podopiecznej. Widzimy powitanie, zadowoloną opiekunkę, szczęśliwą rodzinę chorej. Koniec, happy end. Szkoda, że nie ma dalszego ciągu. A wyglądałby on tak, że po skończonej dniówce opiekunka nie wraca do domu, lecz zostaje na kolejne osiem godzin, a później na następne i znów na kolejne, i tak dalej przez najbliższe trzy miesiące. K


4

MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI

M

owa jest w nim o prowokacjach niemieckich, które mogą nastąpić, by pokrzyżować plany przyłączenia Śląska do Polski. Generał był przekonany, że takie rozruchy mogłyby „stanowić poważne niebezpieczeństwo polityczne w rozstrzygającej chwili. Interwencja rządu u Komisji Alianckiej nastąpi niezwłocznie. Przypominam zdanie komisarza Korfantego, iż woli 200 trupów niepomszczonych po stronie Polski aniżeli przedwczesny wybuch z jego politycznymi skutkami. Tajna organizacja wojskowa może wystąpić w formie zwartej jedynie na skutek żądania gen. Le Ronda. Wbić to dobrze w głowę płk. Chrobokowi i zabronić mu wszelkich fantastycznych planów operacyjnych prowadzących za Odrę. Nawet w wypadku, gdy będzie mogło nastąpić ujawnienie organizacji jako takiej i jej zwarte wystąpienie, co przypominam, iż stać się może jedynie na skutek zewnętrznej napaści Niemców i żądania gen. Le Ronda; nawet w tym wypadku wystąpienie organizacji musi być lokalne i ograniczyć się do obrony terenów z większością polską”. Dalej w tym samym liście burzy koncepcję Chroboka utworzenia oddziałów zbrojnych Ślązaków na terytorium Polski. Ślązacy chcieli się bić, nie czekać. Pierwsze i drugie powstanie wybuchło spontanicznie. Na ich czele stali Ślązacy: Zgrzebniok, Fojkis, Ludyga Laskowski. Szefem Dowództwa Obrony Plebiscytu (DOP) też był Chrobok. Teraz ideologowie RAŚ-u usiłują wmówić, że Ślązacy nie chcieli walczyć, a przyszli Polacy i zrobili pow­ stanie. Było dokładnie odwrotnie. Ślązacy chcieli się bić. Brakowało im oficerów, sztabowców, saperów i o nich prosili Polskę. Po raz kolejny trzeba tu przypomnieć, że Piłsudski obiecał Ślązakom, że gdy będą chcieli walczyć, da im to, co ma najlepszego. Obóz belwederski po cichu i w konspiracji posyłał bojowców PPS, była ich jedynie garstka. Przybyło też kilku Poznaniaków – saperów. Sosnkowski pisze wprost: „Ściąganie gorętszego elementu poza granicę i organizowanie go w wojsko poza Górnym Śląskiem nie uważam za wskazane, gdyż ukryć się nie da, zaś jak Panu Generałowi wiadomo, wszelkie działanie na zewnątrz jest możliwe w wypadku zbrojnego napadu niemieckiego z zewnątrz i spowodowanego tym żądania aliantów o udzielenie im przez Polaków zbrojnej pomocy”. Na koniec Sosnkowski dopisał ręcznie, że prosi o podziękowanie Chrobokowi za to że „zdołał niezmiernie szybko opanować sytuację i nie dopuścić do samorzutnych wystąpień”.

Już trzy dni po plebiscycie, 23 marca 1921 r., pod presją Korfantego MSWoj. gen. Kazimierz Sosnkowski skierował pismo do dowódcy Okręgu Generalnego, gen. Raszewskiego, w sprawie niedopuszczenia do wystąpień zbrojnych na Górnym Śląsku.

Fiasko kunktatorskiej polityki endecji Historia powstań śląskich · Część XVIII Jadwiga Chmielowska

to zgodne z tzw. linią Korfantego. 22 marca 1921 r. Korfanty ogłosił projekt w formie odezwy. Wyznaczona przez niego granica zyskała nazwę linii Korfantego. Wytyczała ona obszar pomiędzy granicą z Czechosłowacją na południu (Bogumił), następnie wzdłuż Odry, aż do miejscowości Zimnice Wlk., po czym odchylała się w kierunku północno-wschodnim wzdłuż zachodniej granicy powiatu Wielkie Strzelce (obecnie Strzelce Opolskie), a następnie przez Kołonowskie–Zębowice–Leśną–Wachowice–Bodzanowice biegła do granicy państwowej z Rzeczpospolitą. Nie był to cały obszar plebiscytowy, a jedynie ta część, gdzie Polacy uzyskali plebiscytową większość.

W

ielka Brytania i Włochy zajęły stanowisko odmienne. Niemcy stanowiły pokaźny rynek zbytu dla towarów angielskich, przemysłowcy niemieccy zdążyli już nawiązać kontakty biznesowe w Wielkiej Brytanii. Włosi i Anglicy bali się też wzrostu znaczenia Francji na arenie międzynarodowej. Chcieli więc móc ją szachować Niemcami. Nie minęło 19 lat, a Niemcy bombardowały Londyn. Europejscy politycy mogli być z siebie i swojej długofalowej polityki dumni. Przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Włoch w osobach płka Harolda F.P. Percivala oraz gen. Armanda de Marinisa proponowali przyznać Polsce powiaty pszczyński i rybnicki wraz z niewielkimi skrawkami katowickiego. W ręce niemieckie miał więc trafić niemal cały Okręg Przemysłowy. Ostateczną decyzję miała podjąć Rada Ambasadorów Ligi Narodów. Oczywiście po obu stronach, polskiej i niemieckiej, trwały przygotowania dla walki zbrojnej. Kto będzie poszkodowany, ten rozpocznie walkę.

wersja wprowadzała warianty zaczepne. Działania powstańcze podzielono na trzy etapy. Etap I – opanowanie okręgu przemysłowego i powiaty pszczyński i rybnicki. Miała to być baza operacyjna dla całego powstania. Etap II – dotarcie oddziałów do linii Korfantego. Dojście do Odry w górnym jej biegu aż do Gogolina. Następnie osiągnięcie linii Kolonowskie–Bodzanowice. Oparcie się o Odrę. Etap III – opanowanie Opola. W związku z tym zmieniono zadania dla oddziałów Puszczyńskiego („Wawelberga”). Miał on opanować dworzec Proszowice na przedmieściu Opola. 24 kwietnia odbyło się zebranie w Bytomiu, na które Korfanty zaprosił najbliższych współpracowników i dowódcę Obrony Plebiscytu. „Po zapoznaniu się z założeniami planu operacyjnego Korfanty, pomimo niechętnego stosunku do działań zbrojnych, konkludował, że w zaistniałej sytuacji są one nieuniknione” – napisała w swej pracy Zyta Zarzycka (s. 113). Ppłk Mielżyński już nazajutrz meldował się w Warszawie, by przedstawić władzom wojskowym plan operacyjny powstania. Gen. K. Sosnkowski wydał dyspozycje, „iż w wypadku rozpoczęcia strajku generalnego w okręgu przemysłowym, który miał poprzedzić wystąpienie zbrojne na obszarze plebiscytowym, cała śląska organizacja bojowa ma zostać podporządkowana Wojciechowi Korfantemu. Ppłk Mielżyńskiemu pozostawiono natomiast decyzje w sprawach ściśle wojskowych. Tym samym najwyższe polskie czynniki wojskowe w wypadku zbrojnego powstania stawiały władze polityczna górnośląskiego obszaru plebiscytowego ponad jego zwierzchnictwem wojskowym” – podaje Zyta Zarzycka (s. 113). Ta decyzja miała w przyszłości katastrofalne skutki.

Do broni! Pieśń Powstańcza Grupy Wschód (na melodię Marsylianki) Chcą sprzedać kraj nasz dyplomaci – Hej! ludu śląski chwyć za broń! Za tę krzywdę wam dziś zapłaci Nasza robotnicza dłoń. Tajemne targi i narady Swym czynem zwali śląski huf, Nam dziś nie trzeba pięknych słów – Nie będziem wdawać się w układy! Za wolny polski Śląsk Na krwawy idziem bój, Na bój na bój niech wróg nasz drży! Zwyciężyć musim my!

T

ymczasem „Wawelberg” robił swoje. Pewnym chrztem bojowym dla jego destruktorów było spalenie baraków zbudowanych przez Niemców dla przybyłych na plebiscyt emigrantów. Istniało podejrzenie, że gdyby wynik plebiscytu i decyzja Ententy były niepomyślne dla Niemców, baraki te byłyby koszarami dla wszelakiej maści organizacji paramilitarnych i zdemobilizowanych oddziałów Reichswehry. Tam, gdzie dominował żywioł polski, ze spaleniem nie było żadnych problemów. Tam, gdzie dominowali Niemcy – do akcji wkroczyli ludzie Wawelberga. W nocy z 8 na 9 marca spłonęły baraki w Starym Popielowie, Dobrzeniu Wlk. i Głogówku. Dzięki obecności bojowców PPS w Referacie Destrukcji bardzo szczegółowo opracowywano nie tylko plany akcji, ale i drogi odwrotu. Tymczasem „w Paryżu radzono”. Francji zależało na maksymalnym osłabieniu Niemiec. Proponowała oddać Polsce tę część Górnego Śląska, gdzie dominowali Polacy. Było

„Mądre” wyroki zagranicy Przekreślim mocną wola swą, Nikt nie wydrze nam dziś granicy, Którą zdobędziem własną krwią! Ni piędzi ziemi nie oddamy, Chciwemu Krzyżakowi tu! A walkę do ostatka tchu, Dziś Tobie, Polsko przysięgamy! Za wolny polski Śląsk Na krwawy idziem bój, Na bój, na bój, niech wróg nasz drży Zwyciężyć musim my!

„W obozie polskim nadal nie było jednomyślności. Koła polityczne, których głównym reprezentantem był komisarz Korfanty, ciągle jeszcze łudziły się, że decyzje dyplomatyczne okażą się pomyślne dla Polski. Koła wojskowe zaś wychodziły z założenia, iż najskuteczniejszą formą walki o powrót Śląska do macierzy będzie czyn zbrojny, który – kierując się zasadą, że o powodzeniu powstania decyduje element zaskoczenia przeciwnika – podjąć należy wcześniej niż zapadną ostateczne postanowienia dyplomacji” – napisała Zyta Zarzycka w książce Polskie działania specjalne na G. Śl. 1919 –1921 (s. 110). Pod koniec kwietnia śląska organizacja bojowa liczyła 40 tys. zaprzysiężonych członków. Około 2/3 były to odziały bojowe, a 1/3 w instytucjach i służbach na tyłach. Po odwołaniu płka Pawła Chroboka na czele DOP stanął ppłk Maciej Mielżyński („Nowina-Doliwa”). 22 kwietnia 1921 r. ukazał się nowy wariant planu operacyjnego. Nowa

Mielżyński zaraz po powrocie na Śląsk rozkazał broń z magazynów przekazać bezpośrednio oddziałom. Na naradzie DOP 28 kwietnia podjęto decyzję o wybuchu powstania w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. W spotkaniu w Głównym Inspektoracie DOP w Bytomiu uczestniczyli M. Mielżyński, R. Abraham, K. Grzesik, W. Przedpełski i M. Grażyński. Warto tu podkreślić, że obecny na naradzie wysłannik MSWojs. Mjr Roman Abraham wniósł sprzeciw. „Wskazywał na konieczność zdania się na łaskę i niełaskę czynników międzynarodowych, w których ręku leżał los Górnego Śląska. Temu oportunistycznemu stanowisku sprzeciwił się stanowczo M. Grażyński, szef wydziału organizacyjnego DOP, zdając sprawę ze stanu daleko posuniętych przygotowań do rozpoczęcia ruchu zbrojnego” – napisał J. Ludyga-Laskowski w swej książce Zarys historii trzech Powstań Śląskich (s. 225). Ślązacy nie chcieli już słuchać tego typu mądrych rad. Wiedzieli, że ich największym błędem było niewywołanie powstania w pierwszych

miesiącach 1919 r., gdy Niemcy były słabe i zrewoltowane. Tym razem nie ulegli żadnym naciskom, nawet premiera Witosa ani generałów Sosnkowskiego i Sikorskiego. Argumenty do znudzenia powtarzane wcześniej przez Korfantego, a teraz przez najwyższe władze Polski, o „nieobliczalnych skutkach na forum międzynarodowym”, okazały się niewystarczające. Ślązacy chcieli się bić i coraz bardziej żałowali, że tyle lat słuchali Korfantego. Atmosfera na Śląsku gęstniała. W nocy z 29 na 30 kwietnia Le Rond – Przewodniczący Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i plebiscytowej przekazał Konsulowi Generalnemu Danielowi Kęszyckiemu poufną informację, że 5 maja Rada Ambasadorów poweźmie decyzję ws. Śląska. Kęszyc­ ki natychmiast w trybie poufnym zawiadomił w Czarnym Lesie Stanisława Niegolewskiego, że decyzja Rady Ambasadorów będzie niepomyślna dla Polski, i jeszcze tej samej nocy wiadomość dostał przez kuriera Korfanty. Stało się jasne, że zwycięży projekt angielsko-włoski. 30 kwietnia spotkali się szefowie polskich związków zawodowych, dowódcy organizacji zbrojnych oraz Józef Rymer, Wiktor Piecha, Konstanty Wolny, Józef Biniszkiewicz, Michał Grajek i Alojzy Kot. Uchwalono, że strajk generalny rozpocznie się nazajutrz. 1 maja 1921 r. stanęły nieomal wszystkie fabryki i kopalnie. Gazety śląskie opublikowały „uchwałę niemieckiej finansjery mówiącą o zniszczeniu okręgu przemysłowego w wypadku oddania go Polsce”. Tę uchwałę dużo wcześniej uzyskał polski wywiad Komitetu Plebiscytowego. Jakże kojarzy się ona z wypowiedziami szefa RAŚ J. Gorzelika o Śląsku w polskich rękach i małpie, która dostała zegarek. Obrzydliwe powtarzanie niemieckiej propagandy. Wszyscy śląscy dowódcy byli zdecydowani rozpocząć powstanie. Nie widzieli innej możliwości. Nie godzili się na odwlekanie terminu. Tymczasem zdominowany przez endecję rząd nawet po otrzymaniu informacji o dacie powstania usiłował powstrzymać jego wybuch. „W dniu 2 maja 1921 r. rząd polski na tajnym posiedzeniu podjął uchwałę polecającą Korfantemu użycie wszelkich środków celem niedopuszczenia do wszczęcia ruchu zbrojnego. Postanowiono tez odwołać ppłka Mielżyńskiego” – napisał Bolesław Woszczyński w komentarzu do książki J. Ludygi-Laskowskiego (s. 225).

W

tym czasie realizowana była w Polsce polityka endecka. Najlepszy dowód to traktat ryski. Dmowski wciąż liczył, że Rosja się szybko odrodzi i myśl federacyjna Piłsudskiego będzie przeszkodą w przyszłej koalicji z Rosją przeciwko Niemcom. Chciał wcielić ziemie białoruskie wprost do Polski. Zrezygnował też z włączenia do Polski Mińska, który oferowali bolszewicy. Dmowski dążył do państwa jednonarodowego. Do dziś Białorusini mają do Polaków żal. Tę decyzję – sprzeczną z interesem Polski – przeforsował Stanisław Grabski. Polska tym samym złamała traktat z Ukraińską Republiką Ludową (Symon Petlura) z wiosny 1920 r. Dmowski obawiał się, że niepodległa Ukraina sprzymierzy się z Niemcami. Nie widział zagrożenia w Moskwie i jej imperialnej polityce. Warto tu wspomnieć, że państwa Ententy też nie chciały niepodległej Ukrainy. Trudno dziś zrozumieć tak wielką uległość endecji w stosunku do mocarstw zachodnich. Nie wyobrażali sobie być może, że wskrzeszone państwo polskie może prowadzić samodzielną politykę zgodną z jego interesami. Jak już wspomniałam, termin wybuchu powstania był ustalony na godz. 3 w nocy z 2 na 3 maja. Tymczasem Korfanty, powołując się na Warszawę, żądał „opóźnienia wybuchu powstania

o jeden tydzień, celem uzyskania dokładnych wiadomości z Londynu. Ppłk. Mielżyński zameldował początkowo, że dał rozkaz powstrzymujący powstanie. Po południu 1 maja złożył jednak raport, że opóźnienie ze względu na już rozpoczęte przygotowania i na nastrój mas okazało się niemożliwe. Powoływał przy tym na otrzymany rozkaz podporządkowania się komisarzowi Korfantemu. Ta niezdecydowana sytuacja przeciągnęła się do wieczora 1 maja 1921 r., co mogło doprowadzić do ogólnego zamieszania, gdyż jedne oddziały mogły zacząć, inne zaś opóźnić wybuch. Kpt. Grzesik zgłosił gotowość wzięcia na siebie odpowiedzialności i wydania rozkazów o godz. 22” – wspomina J. Ludyga-Laskowski w swojej książce (s. 227). Trzeba pamiętać, że już od rana 1 maja trwał strajk. Wbrew temu, co twierdzi dziś RAŚ, że Polacy przyjechali na Śląsk i wzniecali powstania, to właśnie rodowici Ślązacy rwali się do walki. Jednym z najbardziej stanowczych był właśnie Karol Grzesik pochodzący z Siedlisk w powiecie raciborskim. Rodowitymi Ślązakami byli zarówno szefowie oddziałów, jak i dowódcy i szefostwo sztabów powstańczych: Zgrzebniok, Ludyga-Laskowski, Fojkis. Można przyjąć, że Polacy-oficerowie byli doradcami,

które i tak wybuchło spontanicznie, i związku z tym miało mniejsze szanse na powodzenie. Teraz Korfanty twierdził, że na pewno z 40 tys. zaprzysiężonych bojowców zgłosi się mniej niż połowa. Twierdzono nawet, że „ilość 50 000 zorganizowanych członków była wielkością pozorną, bowiem wliczono w nią ok. 3000 uzbrojonych kolejarzy oraz 16 000 straży obywatelskiej i fab­ rycznej” – cytuje zdanie S. Rostworowskiego W. Musialik w swej książce i dalej podaje przypuszczenia i rozterki: „Przy ogólnym zapale liczba ta mogła wzrosnąć w dwójnasób, lecz w razie początkowego niepowodzenia, należało się liczyć z jej spadkiem do połowy, a nawet jednej piątej początkowych szacunków (…) Zamiast wydania rozkazu spodziewanego lada moment przez wojskowych, komisarz przystąpił do ponownej drobiazgowej analizy możliwości DOP oraz istniejącej sytuacji” (s. 48–49).

K

orfanty, jak widać, został zmuszony do podpisania rozkazu. Był on od 30 kwietnia jedynym, który mógł to zrobić. Dowódcę Mielżyńskiego pozbawiono takiej możliwości. Gdyby Korfanty rozkazu nie podpisał, powstanie i tak by wybuchło. Władze wojskowe były absolutnie prze-

ŹRÓDŁO: MUZEUM POWSTAŃ ŚLĄSKICH ŚWIĘTOCHŁOWICE

KURIER WNET

szkoleniowcami. Niemcy w zasadzie nie dopuszczani Ślązaków do stopni oficerskich i na studia. Polacy mieli być tanią siłą roboczą w przemyśle, którego właścicielami byli Niemcy. O nastrojach panujących na zebraniach w kierownictwie DPO pisze również Wanda Musialik w swojej książce Michał Tadeusz Grażyński (s. 49): „Nieakceptowanie przez zebranych motywów, jakie kierowały postępowaniem Korfantego, determinowało ich przekonanie o nieuchronności powstania. K. Grzesik na wewnętrznej odprawie w biurze operacyjnym w imieniu dowództwa GO Wschód postawił S. Rostworowskiego, R. Grocholskiego, B. Sikorskiego, W. Przedpełskiego i M. Chmielewskiego przed koniecznością decyzji: jeśli Korfanty odwoła ruch zbrojny, to on ze swoją grupą rozpocznie go na swoją odpowiedzialność. Postawieni przed groźbą wywołania walki wbrew stanowisku władz politycznych, postanowili wesprzeć M. Mielżyńskiego, który w tym czasie próbował przekonać komisarza o dostatecznym przygotowaniu swych podwładnych do prowadzenia walki”. Trudno na tym etapie określić, czy to władze partyjne Narodowej Demokracji wpływały na decyzje Korfantego, czy wprost przeciwnie, Korfanty, przekazując np. informacje o niedostatecznym przygotowaniu powstańców do walki – liczebność i uzbrojenie – był powodem takiego a nie innego nastawienia zdominowanego przez ND Rządu RP. Trzeba pamiętać, że argument ten był podnoszony przez Korfantego przed I i II powstaniem. Odwoływał on dwukrotnie w ostatniej chwili, już po wydaniu rozkazów, I powstanie,

konane o konieczności podjęcia walki. Szef Sztabu DOP S. Rostworowski tak relacjonuje podpisanie 2 maja decyzji o wybuchu III powstania: „Komisarz Korfanty, jako dyktator w powstaniu, zawahał się jeszcze. Nie wierzył w powodzenie walki zbrojnej z Niemcami, ufał nadal, że w drodze dyplomatycznej nadejdzie lepsze rozstrzygnięcie, pragnął wybuch powstania opóźnić. Wobec nadchodzącej daty 5 maja – było niepodobieństwem. Zresztą podniecenie umysłów, wywołane strajkiem, doprowadziłoby na pewno do lokalnych wybuchów (…). Szef sztabu po krótkiej naradzie z szefem oddziału operacyjnego udał się do pokoju komisarza Korfantego, który konferował z Nowiną-Doliwą [Mielżyńskim – J.Ch.] i zameldował, że w myśl wytycznych, pogotowie mobilizacyjne jest już posunięte tak daleko, że o ile rozkaz nie będzie natychmiast wykonany – to rozpocznie się chaotyczna walka, z góry skazana na przegraną. Komisarz Korfanty, po chwili namysłu, rozkaz powstania podpisał (2 maja o godz. 11). Przygotowani gońcy rozwieźli natychmiast umówione hasło do dowódców grup. Wawelberg otrzymał je ustnie. Kości zostały rzucone” (S. Rostworowski, Tajna organizacja wojskowa obrony plebiscytu na Górnym Śląsku, w r. 1921, s. 435–436). Przeciwnikiem polskich oddziałów bojowych były niemieckie siły konspiracyjne. Nazywano je Samoobroną Górnego Śląska (Kampforganisation Oberschlesien – KOOS) Powstały one już w latach 1919–1920. Powstały z inspiracji Reichswery. Ich szefostwo było najpierw w Berlinie, Dokończenie na sąsiedniej stronie


MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI

Z

apewne wzorem na tej drodze „gruntownych reform” były dla niego niektóre kraje Zachodu. Jak wiadomo, konsekwentnie realizuje się tam walkę z Kościołem. Stosując strategię nowej lewicy, określaną jako marksizm kulturowy, „skasowano” konfesjonały, otworzono się na dialog z wszelkimi „innościami”, zarzucono modlitwę i posty. I rzeczywiście – gorzko ironizując, da się powiedzieć, że religia rozwija się tam „dynamicznie”. Imamowie są bardzo zadowoleni. Proponuję przyjrzeć się sprawie bliżej na przykładzie Holandii, która jest, a przynajmniej uchodzi współcześnie za najbardziej „postępowy” kraj Starego Kontynentu. Legalizacja związków homoseksualnych, eutanazji, aborcji, narkotyków mniej lub bardziej szokuje mieszkańców innych państw europejskich. Przyjrzyjmy się na wybranym przykładzie (aborcja) aktywności „postępowych” Holendrów, z nadzieją, że mogą z tego dla nas wyniknąć jakiejś pożytki. Jak można się było tego spodziewać, wykorzystują oni (a jakże by inaczej!) zasady skutecznego marketingu: uśmiechnięte twarze, lśniące czystością wnętrze gabinetu i zapraszający fotel ginekologiczny. Tak, z grubsza rzecz biorąc, wygląda folder reklamowy zwiastujący radosną nowinę. Ofiarowują ją nam przybysze z postępowej Holandii. Tak przynajmniej było jeszcze kilkanaście lat temu. Nie wiem, jak to wygląda dziś. Podpływali swego czasu na swoim statku do wybrzeża Polski, aby tu, na eksterytorialnych wodach, zaoferować Polkom „radosne święto” aborcji. Zapewne nieprzypadkowo owa pływająca klinika ginekologiczna nazywała się tak jak okręt, który dał sygnał do wybuchu bolszewickiej rewolucji październikowej: Aurora (Jutrzenka). Organizacja, która akcję prowadziła, to Kobiety na Falach (Women on Waves). Zdjęcia w folderze pochodzą z poprzedniej akcji, która działa się u wybrzeży Irlandii. Rewolucjoniści z Holandii (i nie tylko) przypływają do „dzikich” krajów, w których ciągle z powodów katolickich „przesądów” aborcja nie jest traktowana jak zabieg kosmetyczny. A przecież aborcja to radosny symbol nowych czasów i wyzwolenia kobiet z wszelkich przesądów. Przeglądając folder organizacji, domyślamy się, że powinna być ona zalecana jako „środek planowania rodziny” oraz manifestacja wolności kobiety i jej „prawa do wyboru”. No cóż, współczesna rzeczywistość przyzwyczaja nas do znaczeniowych oszustw. Ideologią nazywane bywają elementarne odruchy moralne, a naturalnym prawem – nieliczący się z niczym egoizm. Ideologia rewolucji obyczajowej, emancypacji z wszelkich tradycyjnych norm w imię kultu wygody stroi się w szatki walki o „wolność i równouprawnienie”. Nic więc dziwnego, że jej symbolem staje się luksusowy fotel ginekologiczny,

a ziemią obiecaną „aurora” radosnej aborcji. Notabene, do Polski przypłynął statek o innej nazwie – pisał o tym swego czasu B. Wildstein (Święto aborcji na Aurorze, „Rzeczpospolita”, 2003).

M

oże warto w zarysowanym kontekście aktywności „postępowych” Holendrów przyjrzeć się, co się dzieje z holenderskim Kościołem, skoro te antychrześcijańskie eksperymenty społeczne są wprowadzane z taką łatwością? Odnotujmy dla porządku, że jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Holandię postrzegano jako jedno z najbardziej katolickich państw europejskich (zwłaszcza południe tego kraju). Potwierdzały to statystyki: w niedzielnej mszy świętej uczestniczyło ponad 65% katolików (ponad 80% w regionach wiejskich). Kraj ten mógł się pochwalić dużą licz-

co wcześniej było nie do pomyślenia; kwestionowano celibat, odrzucano konieczność noszenia stroju zakonnego przez mnichów. Wszystko to „rozpuściło” Kościół w społeczeństwie, które przeżywało właśnie prawdziwą rewolucję obyczajową. Rozluźniły się więzi rodzinne, a przez to wartości przekazy-

REFLEKSJE NIEWYEMANCYPOWANEGO PEDAGOGA

Herbert Kopiec

wobec niedopuszczenia ich do współuczestniczenia w organizowaniu przyjazdu Jana Pawła II. Zaczęli oni domagać się od Kościoła większej uwagi w sprawach społecznych: obrony praw kobiet, biednych, mniejszości itd. Tymczasem wszystkie te sprawy znajdują się w orbicie zainteresowań Kościoła, ale przecież jego głównym zadaniem, sensem istnienia jest Głoszenie Dobrej Nowiny oraz nawracanie. Pojawiły się także inne „postępowe” oczekiwania „otwartego na świat Kościoła”: dopuszczenia kobiet do kapłaństwa, złagodzenia stanowiska Kościoła w sprawie aborcji i antykoncepcji. Wprowadzono też nowy, lokalny katechizm, który w wielu punktach negował dotychczasową doktrynę katolicką. Jak wiadomo, Ojciec Święty Jan Paweł II stanowczo odrzucił wszystkie te pomysły, uznając je za niezgodne z nauką Kościoła (J. Wódka, jw.). Miał bowiem świado-

„Bez gruntownych reform instytucji Kościoła katolicyzm w Polsce w ciągu kilkudziesięciu lat zostanie zepchnięty do postaci niewielkich grup zapiekłych, fundamentalistycznych osobników” – napisał przed dziesięcioma laty w „Newsweeku” zwolennik tzw. Kościoła otwartego, Tadeusz Bartoś (rocznik 1967), były zakonnik

Marksizm kulturowy w zakrystii (II)

bą powołań do życia konsekrowanego. Przed Soborem Watykańskim II katolicy holenderscy stanowili jedynie 2% wszystkich katolików na świecie; ale aż 11% misjonarzy pochodziło właśnie z Holandii. Dokładniejszy obraz kryzysu Kościoła holenderskiego wyłania się z danych Katolickiego Instytutu Społeczno-Kościelnego (założonego w 1946 roku). Według danych z 31 grudnia 2000 roku, w Holandii, liczącej dziś 15 987 075 mieszkańców, jest 5 060 413 rzymskich katolików, czyli 31,7% populacji. A jeszcze w 1980 roku stanowili prawie 40% społeczeństwa. Porównanie tych dwóch roczników pozwala stwierdzić rosnący udział osób starszych (powyżej 65 roku życia) w ogólnej liczbie wierzących. Jeśli chodzi o liczbę chrztów, to spadła ona z prawie 31% (w 1980 roku) wszystkich urodzonych w Holandii dzieci do 20,5% w 2000 roku. Podobna tendencja występuje w wypadku sakramentu Pierwszej Komunii. Ze ślubami kościelnymi jest jeszcze gorzej. Jedynie 12,2% zawartych w 2000 r. związków było małżeństwami sakramentalnymi. W marcu 2001 r. we wszystkich parafiach holenderskich przeprowadzono liczenie wiernych uczestniczących we mszy świętej. Pokazało ono, że średnio

Dokończenie z poprzedniej strony

później we Wrocławiu. Do oddziałów tych, obok miejscowych Niemców Górnośląskich, należeli zdemobilizowani oficerowie i podoficerowie Reichswehry. Już w sierpniu 1919 r., na długo przed powołaniem KOOS, przybyła na Górny Śląsk Marinebrigade (brygada morska) pod dowództwem Wilfrieda von Loewen­felda, doświadczona w pacyfikacji protestów robotniczych i niedawnej rewolucji w Berlinie. Część tej brygady wycofano do Wrocławia, jednak pozostali utworzyli pod dowództwem chor. Karla Guida Hauensteina („Heinz”) Spezialpolizei-Rollkommando. Była to organizacja czysto terrorystyczna. Wstępowali do niej członkowie korpusu ochotniczego Gerharda Rossbacha i podkomendni mjr. J. Bischoffa z bałtyckiej żelaznej dywizji. Oddziały te formowano we Wrocławiu, Legnicy, Nysie i Brzegu, po przeszkoleniu były przerzucane na teren plebiscytowy. Zatrudniali się w majątkach ziemskich i fabrykach. Rollkommando nazywano na Śląsku Mordkommandem. Ich specjalność to skrytobójstwa i zamachy bombowe na polskich działaczy i Niemców, których uznali za zdrajców. Po II pow­ staniu i likwidacji Siecherheits­polizei por. Karl Bergerhoff z części członków policji stworzył Schwarz Adler (Czarnego Orła) – legalny Związek Strzelecki. To właśnie ta organizacja napadała na polskie komitety plebiscytowe. Niemieckie działania terrorystyczne nasiliły się późną jesienią 1920 r. i trwały do wybuchu III powstania. Co ciekawe,

jedynie 9,2% katolików (438 675) powyżej 7. roku życia uczestniczy w Eucharystii, podczas gdy jeszcze w 1980 było ich 23,7%. Jeśli chodzi o powołania do życia konsekrowanego, to podczas gdy jeszcze w 1980 roku funkcjonowało 3374 czynnych księży, 20 lat później liczba ta spadła do 1242. Jeśli

Niemcy nie stosowali działań dywersyjnych o charakterze wojskowym. „Pomimo teoretycznej równości obydwu stron, zagwarantowanej traktatem wersalskim, Niemcy nadal uważali się za jedynych władców tego regionu. Żadna granica państwowa nie oddzielała Górnego Śląska od Niemiec. Usankcjonowanie prawem przyłączenia tej ziemi do Republiki Weimarskiej wydawało się być tylko kwestią czasu. W zamysłach sfer militarystycznych i junkiersko-przemysłowych wola przynależności do polskości najuboższych klas miejscowej ludności nie była brana pod uwagę, zwłaszcza że w rękach niemieckich znajdował się cały przemysł, latyfundia ziemskie oraz administracja średniego i niższego szczebla. Przeciwko komu miano więc planować akcje dywersyjne? Wolno zatem sądzić, iż problem działań dywersyjnych nie był brany pod uwagę w planach operacyjnych Selbstschutzu. W konkluzji stwierdzić wypada, że działalność specjalnego przeznaczenia, którą zastosowali Niemcy na górnośląskim obszarze plebiscytowym w okresie poprzedzającym III powstanie, skoncentrowała się przede wszystkim na terrorze. Polacy natomiast wprowadzili znacznie bogatsze i elastyczniejsze formy działań specjalnych” – napisała Zyta Zarzycka w swojej książce (s. 116). Gwałtowne protesty polskiego rządu, by odwołać powstanie, nie odniosły żadnego skutku. Ślązacy postanowili walczyć! K

nie jest to kryzys Kościoła w Holandii – pyta Jakub Wódka, któremu zawdzięczam przywołane dane – to co to jest? Nic dodać, nic ująć panie Jakubie (Druga reformacja?, „Nowe Państwo” 4/2003).

Opłakane skutki „Kościoła otwartego”... Jak mogło dojść do zarysowanej sytuacji, jaka jest jej geneza, wyjaśnia teolog holenderski, jezuita, ojciec Jan Botsa. Otóż zauważa on, że aż do Soboru Watykańskiego II katolicy w Holandii żyli jakby w odrębnym, zamkniętym świecie – mieli własne szkoły, uniwersytety, gazety (w 1955 roku 97% katolików subskrybowało czasopisma katolickie), stacje radiowe itp., a więc nie byli narażeni na indoktrynację lewicowych i laicko-antykościelnych środowisk. Otwarcie owego zamkniętego świata pod wpływem przyświecającej Soborowi idei aggiornamento, czyli dostosowania Kościoła do współczesnego świata, doprowadziło do jego stopniowego rozkładu. Wzrost znaczenia świeckich w życiu parafii zaowocował żądaniami wyboru proboszcza; teologowie zaczęli poddawać pod dyskusję dogmaty,

wane dawniej przez rodziców dzieciom straciły znaczenie. W Holandii wielu młodych ludzi już w wieku 16–18 lat rozpoczyna życie na własny rachunek, z daleka od rodziny – wyjeżdża uczyć się, studiować czy po prostu mieszkać samemu. Tak więc to, co chroniło katolików – izolacja od świata zewnętrznego – przestało istnieć. Okazuje się, że znaczący wpływ na owo „rozmycie się” Kościoła mieli „postępowi” teologowie holenderscy, którzy tak „przybliżali” katolicyzm społeczeństwu tracącemu tradycyjne wartości, że aż otarli się o nieprawomyślność; przedkładając „postęp” nad wierność dogmatom. Holendrzy coraz częściej krytycznie wyrażali się o hierarchii kościelnej, co w końcu doprowadziło do powstania takich tworów, jak „Ruch 8 Maja” – odpowiednik niemieckiego „Wir Sind Kirche” (My jesteśmy Kościołem). Ruch ten uważa – przypomnijmy – że to świeccy, a nie hierarchia powinni mieć decydujący wpływ na kształt Kościoła. Obecnie skupia on ponad 100 „postępowych” grup katolickich, a jego nazwa pochodzi od daty zorganizowania demonstracji w przeddzień papieskiej wizyty w Holandii w 1985 roku. Manifestacja była sprzeciwem „postępowych” katolików

mość, że prowadzi to do marginalizowania religii, które przyczyniły się przecież do rozwoju kultury. Łatwo wszak wykazać, że prymat elementu religijnego (duchowego) w tradycji moralnej ludzi tkwi głęboko w naszej kulturze i był inspiracją najwyższych jej osiągnięć. Powiedzmy wprost: świat, w którym tradycja moralna/religijna przestałaby odgrywać jakąkolwiek rolę pobudzającą, jest trudny do wyobrażenia. Posłuchajmy symptomatycznego spostrzeżenia francuskiego pisarza i filozofa w tej kwestii: „Młodzież nie domaga się tradycyjnie pojmowanej edukacji religijnej, odczuwa tylko brak wiedzy na te tematy. Daje o sobie znać brak pokoleniowej pamięci i poczucie zerwanej więzi z przodkami. Na widok wizerunku Matki Boskiej młodzi pytają: co to za dziewczyna? A czy święty Sebastian to kowboj dręczony przez Indian? Żeby zrozumieć Magnificat Bacha, Te Deum, trzeba wiedzieć, co to jest msza” („Le Point”, 2002). Trudno nie podzielić trafności przywołanego spostrzeżenia. Los „otwartego na świat Kościoła” w Holandii stanowi memento dla zgody na zbyt daleko idące eksperymenty. Podobnie coraz bardziej liberalny Kościół anglikański stoi na krawędzi rozpadu.

KURIER WNET

5

Wszystkie postulaty „postępowych” katolików zostały już zrealizowane w Kościołach protestanckich. Okazało się, że wcale nie sprawiło to, że te wspólnoty się wzmocniły – wprost przeciwnie, pogrążyło to je w głębokim kryzysie. Spowodowało zanik zmysłu moralnego, wyrzeczenie się własnej nauki, a co za tym idzie, kryzys zaufania wśród wiernych. To przestroga dla Kościoła katolickiego. Zbliżając się do końca refleksji odnotujmy, że do zarysowanych powyżej niepokojących tendencji kulturowych odniósł się w specjalnym dokumencie kardynał Ratzinger. W rozdziale noty, zatytułowanym Niektóre punkty węzłowe w obecnej debacie kulturowej i politycznej, sformułował zasadnicze ostrzeżenia przed nowym systemem społecznym, który zdaje się wykorzystywać nieznajomość podstawowych reguł myślenia u bardzo szerokich rzesz ludzi. Reguł, które kształtowały naszą łacińską cywilizację, a oparte są właśnie na realizmie Kościoła, na Dziesięciu Przykazaniach i chrześcijańskiej wizji osoby ludzkiej.

K

siądz Kardynał pisał: „Nie można pokryć milczeniem pewnych tendencji kulturowych, które poważnie zagrażają systemom prawnym, a w konsekwencji postawom przyszłych pokoleń. Dostrzegamy obecnie pewien relatywizm kulturowy, którego oczywistym przejawem jest teoretyczne ujęcie i obrona etycznego pluralizmu”. I tu padają słowa bardzo mocne: „Sankcjonuje on obalenie i rozkład rozumu (podkreślenie moje – H. Kopiec) oraz zasad naturalnego prawa moralnego”. Kardynał Ratzinger dodał, że często rozgłasza się publicznie, iż „pluralizm etyczny jest warunkiem demokracji. W ten sposób stacza się w absurd cały system praw, chwieje się ład cywilizacyjny – z jednej strony obywatele żądają całkowitej autonomii dla swoich wyborów moralnych, a z drugiej strony prawodawcy sądzą, iż taką wolność wyboru zapewniają przez formułowanie praw nieliczących się z zasadami naturalnej etyki”. Dobrą ilustracją zachwiania ładu cywilizacyjnego jest coraz częściej spotykana postawa w sporze światopoglądowym: jest pluralizm, wolno się nam różnić. Otóż – podkreślmy z całą mocą – nie wolno się różnić co do oczywistych prawd i wartości. To tak jakby mówić, że świętemu i bandycie wolno się różnić, bo... jest pluralizm. I jeszcze jedno. Kościół trwać będzie; ma na owo trwanie, o czym są przekonani katolicy, boską gwarancję. Zaś w świetle tego, co się przydarzyło postępowym Holendrom (przecież nie tylko im!) postawmy kropkę nad i, zwracając się do wszelkiej maści reformatorów i naprawiaczy Kościoła: Panie i Panowie, może jednak będzie mądrzej, gdy samobójcze „otwieranie się Kościoła na świat” zastąpi praca nad dostosowaniem świata do wymogów Ewangelii? K

Święto Miłosierdzia Bożego w Wilnie Jadwiga Chmielowska

Ś

więto Miłosierdzia Bożego łączy silnie dwa narody – Polaków i Litwinów. To właśnie w wileńskim klasztorze św. Faustyna – Helena Kowalska, urodzona w centralnej Polsce we wsi Głogowiec, miała wizje Chrystusa, w których dostała między innymi polecenie namalowania obrazu Jezu Ufam Tobie. Pierwszy wizerunek jest autorstwa Eugeniusza Kazimirowskiego z 1934 r. i powstał dokładnie według wskazówek świętej Faustyny. Obecnie znajduje się w Kościele Miłosierdzia Bożego w Wilnie. Z powodu pandemii chińskiego wirusa wierni mogli uczestniczyć w nabożeństwach transmitowanych przez telewizję. Rano o godz. 10 metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski odprawił mszę świętą w sanktuarium w Łagiewnikach pod Krakowem, gdzie umarła św. Faustyna. Zaraz potem widzowie mogli się przenieść do Wilna, gdzie o 11:30 czasu polskiego w kościele Miłosierdzia Bożego w Wilnie Prymas Litwy, metropolita wileński ks. abp Gintaras Grušas odprawił mszę św. przed oryginałem obrazu Jezusa Miłosiernego. Wezwał do modlitwy w kilku ogromnie ważnych dla Polaków i Litwinów intencjach: „Moi drodzy, zebraliśmy się, aby celebrować ofiarę mszy św. w Wilnie, przed obrazem Miłosierdzia Bożego. Dzisiejsze święto – Niedzielę

Miłosierdzia – po raz pierwszy obchodzono 85 lat temu, gdy ten wizerunek Jezusa Miłosiernego, namalowany według wizji św. Faustyny, został wystawiony w Ostrej Bramie. 20 lat temu św. Faustyna została kanonizowana przez papieża Jana Pawła II i w Kościele Powszechnym wprowadzono święto Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Od chwili namalowania tego obrazu ludzie męczeni przez wojny i okupacje, a dziś prześladowani przez choroby, wiele razy wołali o Miłosierdzie Boże. Módlmy się za wszystkich chorych oraz tych, którzy ich leczą. Dzisiaj także wspominamy katastrofę

polskiego statku powietrznego w Rosji, w Smoleńsku, 10 lat temu, w przededniu Niedzieli Miłosierdzia; zginął w niej Prezydent Polski Lech Kaczyński oraz inni wysocy urzędnicy państwowi, którzy lecieli na obchody rocznicy Zbrodni Katyńskiej. W Katyniu wiosną 1940 roku na mocy decyzji NKWD Związku Sowieckiego rozstrzelano prawie 22 tysiące polskich jeńców: oficerów, policjantów, intelektualistów i cywilów. Módlmy się za poległych i wszystkie ofiary zapominających o Bogu okupacyjnych reżimów. Powierzmy także je Miłosierdziu Bożemu.

Pozdrawiam dziś wszystkich, którzy modlą się dzięki transmisjom Litewskiego Radia i Telewizji (LRT) oraz radiu „Marijos radijas”. Ta msza jest transmitowana także w Polsce. W tej ofierze mszy św. módlmy się razem z braćmi Polakami o Miłosierdzie Boże dla nas i całego świata. Na początku celebrowania tajemnic Zbawienia wyznajmy przed Panem swoje winy i błagajmy Boga o przebaczenie”… Homilia jest dostępna na portalu TVP Wilno https://wilno.tvp.pl/4765­ 7­002/niedziela-milosierdzia-bozego. K Tłumaczenie: Leonardas Vilkas Zdjęcie: Redakcja TVP Wilno


KURIER WNET

6

MA J 2O2O

Od „Cudu nad Wisłą” do „cudu nad Odrą”. Witaj, jutrzenko wolności! Popularny wśród Górnoślązaków „Kocynder”, redagowany przez Stanisława Ligonia, był zwierciadlanym odbiciem przemiany, jaka dokonała się po rozstrzygającym starciu na przedpolu Warszawy. W numerze 5 z 17 VIII 1920 r. jego naczelny felietonista dał upust długo tłumionym patriotycznym emocjom, w utworze poetyckim Do szeregu! oraz rysunku satyrycznym pt. Zamach na Traktat Pokojowy, zamieszczonym na stronie tytułowej gazety. Wiersz Hanysa Kocyndra był jak „Wyznanie narodowe Śląska” – to manifest polskości w trudnych czasach próby i komentarz do dziejowego przełomu, jakim była Bitwa Warszawska. Stanisław Ligoń nie dawał przystępu do serca rozpaczy, żył nadzieją pokonania obu wrogów Polski. Z nadzieją patrzył na Naczelnika Państwa i jego żołnierzy. Walczyli twardo, a poniesione porażki nie osłabiły ich bojowego ducha i nie zmniejszyły wiary w końcowe zwycięstwo. Powitał je słowami: Od Sybiru, od Kaukazu – Idzie nowa horda – Do Europy już zajrzała Bolszewicka morda! Zajrzała, zachichotała Krwawym, dzikim śmiechem, A w Berlinie się spotkała Z sympatycznym echem. Ziemie polskie chce przejść swołocz, Zniszczyć je, ograbić – A potem na spółkę z Niemcem Nową Polskę zabić! „Priwislenia” i „Ostmarku” Znów im się zachciewa – O Skałonie, o Bismarcku Już tam ktoś gdzieś śpiewa. Ale hola, zbiry, draby, Jeszcze nasi żyją! Jeszcze rudy jak i szwaby Spotkają się z siłą! Polski chłop, polski robotnik Ruszył bić się z nimi – I wypędzi nasz ochotnik Wroga z polskiej ziemi. Choć chwilowo ciężko, smutnie – Nie trać, bracie, ducha! Wierz i czyń! Do Boga westchnij, On „notę” wysłucha! A w Londynie i Paryżu Niech się dalej radzą… Nie zrobią tam z owsa ryżu, Jeszcze się powadzą. Niech se Lloyd George co chce, gada, A Millerand to łyka – Dla Polaka jedna rada: Grzmocić bolszewika! Już nam Lwów pokazał siłę Zgody, waleczności – Warszawa też bronić będzie Narodu wolności! A Ślązakom, wiernym synom, Też ojczyzna droga – Toteż niejeden już ruszył Z Sosnowca na wroga! Nie rajcować, szukać winnych, Gdy wróg do nas w biegu – Tamto należy do innych – Ty zaś – do szeregu! „Cud nad Wisłą” zaowocował kontrakcją Górnoślązaków, co spotkało się z ostrą reakcją niemieckich mediów. Jak pisała „Gwiazdka Cieszyńska”, „prasa berlińska i wiedeńska przedstawiała wydarzenia na Górnym Śląsku jako nowe powstanie, przygotowane dla przeprowadzenia aneksji tego obszaru, polskiej ludności miejscowej w porozumieniu z rządem polskim. Cała prasa twierdzi, że napad Polaków dokonał się z namowy Francji w celu uniemożliwienia plebiscytu. Prawdą zaś jest, że ludność polska przy pomocy władz koalicyjnych zdołała uniemożliwić niemiecki zamach stanu”.

Kłopoty z „sicherką” Wybuchła kolejna insurekcja, której głównym celem była samoobrona. Południową część okręgu VII, podległą A. Dornowi, powstańcy śląscy opanowali już na przełomie 19 i 20 VIII 1920 r. Henryk Kalemba, dowodząc 3 kompanią, po zaciętej walce zdobył rodzinną miejscowość Józefowiec. Łupem zwycięzcy padło 200 niemieckich karabinów. Następnie powstańcy z Józefowca wsparli 23 VIII natarcie na Wielkie Hajduki. Inne grupy w powiecie katowickim zdobyły hutę „Baildon”, Nowy Bytom i Chorzów. Opór stawiały niemieckie posterunki w Siemianowicach i Bogucicach. Natomiast bez walki zajęto Giszowiec i Nikiszowiec. „Gwiazdka Cieszyńska” donosiła: „Samoobrona powiatu bytomskiego tworzy się w całym powiecie. Bytom jest przez Polaków otoczony. Ruch samoobrony

KURIER·ŚL ĄSKI Zagrożenia wypatrywano także od strony Lwowa i Bramy Przemyskiej. Gdy sowiecki Front Zachodni pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego parł na Warszawę, sowiecki Front Południowo-Zachodni pod dowództwem Aleksandra Jegorowa, z Józefem Stalinem jako komisarzem politycznym, nacierał w kierunku Lwowa, skąd wydawało się możliwe podanie „pomocnej dłoni” komunistom węgierskim po drugiej stronie Karpat, słowackim, czeskim oraz niemieckim na przemysłowym Górnym Śląsku, a potem rozniecenie płomienia rewolucji w Austrii, na Bałkanach i w Rzymie.

Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” cz. IV Zdzisław Janeczek

rozszerzył się dalej na powiaty pszczyński, tarnogórski, zabrzeski i rybnicki”. Na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” redakcja komentowała bieg wydarzeń: „Położenie na Górnym Śląsku zdaje się poprawiać. Ponieważ Międzynarodowa Komisja Plebiscytowa przyjęła warunki robotników polskich co do usunięcia Sichereitswehry, więc ludność polska uspokoiła się i robotnicy powrócili do pracy. W Katowicach Sichereitswehra albo, jak mówią Po-

centrowca księdza Carla Ulitzkę, zdecydowanego przeciwnika oderwania nawet najmniejszego skrawka Śląska od Republiki Weimarskiej, wiernego „matce Rzeszy”. Towarzyszył mu Żyd Bloch, który podzielał zdanie pruskiego duchownego i równocześnie starał się wcielić w życie oczekiwania berlińskiego „Wall Street”. Kontrolowało ono handel śląskim węglem, nie szczędząc w 1921 r. grosza na ochotników Freikorpsu i „Schwarz Reichswehry”,

Stanisław Ligoń – Hanys Kocynder. Drzeworyt Pawła Stellera (ochotnika z 1920 r.), zwanego śląskim Dürerem

lacy, »sicherka« została ściągnięta do koszar, a porządku w mieście pilnują Francuzi i polska samoobrona powiatu katowickiego posunęła się pod same Katowice i otoczyła miasto ze wszystkich stron. Nikt nie może do miasta wejść ani wyjść bez kontroli Polaków. »Sicherka« ma być zastąpiona przez straż obywatelską z Polaków i Niemców pod komendą koalicyjną. Niemcy katowiccy pośpiesznie opuszczają miasto. W kilku miejscowościach »sicherka« została przez Polaków rozbrojona, przy czym dochodziło do krwawych walk. Tak było w Bogucicach pod Katowicami i w Mysłowicach. Polacy zażądali wydania broni i opuszczenia miasta. Gdy tego »sicherka« uczynić nie chciała, Polacy rozpoczęli oblężenie jej koszar. Po wyczerpaniu amunicji »sicherka« się poddała, utraciwszy kilkunastu zabitych i rannych. Jeńców w ilości 100 osób odprowadzili Polacy do Sosnowca, gdzie ich władze polskie nie przyjęły, lecz odesłały do rąk wojsk francuskich”. W nocy z 25 na 26 sierpnia rozpoczęło się usuwanie Sicherheitswehry z Górnego Śląska. Kolejno z Zabrza, potem Bytomia, Katowic, Gliwic i innych miast. W środę wieczorem odbyło się w Bytomiu spotkanie przedstawicieli Polaków i Niemców w sprawie przywrócenia spokoju i porządku. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała, iż jego inicjatorem była strona niemiecka. Polaków reprezentowali poseł Wojciech Korfanty i adwokat Konstanty Wolny. Niemcy wydelegowali charyzmatycznego

zgodzili się na polskie warunki i przedłożyli je do zatwierdzenia zgromadzeniu reprezentantów partii górnośląskich, które zostało zwołane do Gliwic. Wkrótce na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” ukazał się tekst zatytułowany Uspokojenie na Górnym Śląsku. Gazeta donosiła: „W plebiscytowych terytoriach Górnego Śląska nastąpił już spokój. Komisja Koalicyjna przystępuje do zastąpienia Sicherheitswehry przez policję lokalną, złożoną w połowie przez Polaków i Niemców. Ko-

Wypadki na Górnym Śląsku skutkowały ujawnieniem niemieckich dążeń. „Otworzyły także koalicji oczy na niezmniejszone jeszcze niebezpieczeństwo niemieckie. Mimo nakazu aliantów, Niemcy nie tylko, że nie oddały broni, ale zarządziły nowe zbrojenia, by opanować Górny Śląsk. Stwierdzono to urzędowymi dokumentami. Dokumenty te przedstawiono na konferencji w Spa”. Rezultatem debat była decyzja o konieczności rozbrojenia Niemiec. „Gwiazdka Cieszyńska” duże za-

„Kocynder” nr 5 z 17 VIII 1920 r., s. 1. Tytuł rysunku Zamach na Traktat Pokojowy. Bolszewik: Ja wysadzę korytarz polski i przy pomocy twoich komunistów wezmę Gdańsk, ty zaś, Michel, bierz się także do roboty. Michel: Ja przede wszystkim podłożę minę pod plebiscyt na Górnym Śląsku. Na „filarach” pokojowego traktatu napisy: Ukaranie zbrodniarzy niemieckich, Zwrot Alzacji i Lotaryngii, Niepodległa Polska – Plebiscyt na Górnym Śląsku, Rozbrojenie Niemiec

wśród których nie brakowało ich ludzi. Bloch reprezentował wyznawców judaizmu w większości wychowanych na Górnym Śląsku w kulturze niemieckiej, mocno z nią związanych, określających się jako „Niemcy wyznania mojżeszowego” i manifestujących swe przywiązanie do Rzeszy. Pertraktacje nie należały do łatwych. W. Korfanty i K. Wolny oświadczyli, że przywrócenie spokoju możliwe jest tylko po spełnieniu warunków, które delegacje robotników polskich przedłożyły Komisji Rządzącej i które uzyskały jej akceptację. Najważniejszym z nich było usunięcie Sicherheitswehry i zaprowadzenie „wspólnej milicji” składającej się z 50% Polaków i 50% Niemców. Ostatecznie przedstawiciele niemieccy

mendantami tej policji będą oficerowie koalicyjni. Na 72 kopalń strajkuje jeszcze 6 – 80% górników podjęło pracę”. 27 VIII 1920 r. został podpisany przez Walentego Fojkisa akt demobilizacji wszystkich oddziałów bojowych samoobrony. 28 VIII przedstawiciele polskiego i niemieckiego komitetu plebiscytowego wydali wspólną odezwę wzywającą do przywrócenia spokoju i podjęcia pracy. Uczestnicy drugiego powstania doprowadzili do usunięcia z obszaru objętego plebiscytem niemieckiej policji SIPO, a także do rozwiązanie niemieckich bojówek. Ponadto powstanie przybliżyło cel, jakim było przeprowadzenie plebiscytu. Jego ostateczny termin wyznaczono na 20 III 1921 r.

Lew Trocki. Plakat propagandowy z 1920 r.

„Wojenna Jednodniówka” z 11 sierpnia 1920 r. Artykuł Zwyciężymy! Gen. Józef Haller

sługi w tej batalii przypisywała Polskiemu Komisarzowi Plebiscytowemu. „Poseł Korfanty […] ogłasza w »Ober­ schlesische Volkszeitung« oświadczenie oficjalne, że obecny ruch samoobrony Polski na Górnym Śląsku nie jest żadnym powstaniem przeciwko obecnej władzy, lecz tylko samoobroną przeciw gwałtom niemieckim. Polacy nie myślą podkopywać autorytetu koalicyjnej komisji rządzącej, ani też naruszać traktatu pokojowego co do plebiscytu górnośląskiego. Żądają tylko natychmiastowego usunięcia z Górnego Śląska Sicherheitswehry i wszystkich niespokojnych elementów spoza linii demarkacyjnej”. Jako powód wyprowadzenia z Górnego Śląska tej formacji gazeta podała brak zaufania do Sicherheitswehry, którą rząd niemiecki zostawił „jako swoje wojsko pod formą policji”. W cytowanej wypowiedzi W. Korfanty przytoczył wiele przykładów gwałtów niemieckich dokonanych na polskiej ludności, podczas których Sicherheits­ wehra zachowywała się biernie lub „pomagała Niemcom, a nawet sama wywoływała rozruchy”. Podsumowania sierpniowych zmagań dokonał adwokat dr Paweł Kempka, szef Wydziału Administracyjnego w Polskim Komisariacie Plebiscytowym w Bytomiu, na prośbę W. Korfantego delegat Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Warszawie. 5 IX 1920 r. na niedzielnym wiecu w sali „Pod Jeleniem” opisał on przebieg drugiego powstania. Relację z tego spotkania zamieściła na swoich łamach „Gwiazdka

Cieszyńska”. Redakcja, komentując wypowiedź dr. P. Kempki, zakończyła artykuł apelem do czytelników: „Musimy nawiązać stosunki z Górnym Śląskiem i popierać wszelkimi siłami tamtejszych braci naszych”. Słowa te były odpowiedzią na niemieckie zagrożenie.

Od legnickich pól po powstania śląskie Należy także dodać, iż „Gwiazdka Cieszyńska”, komentując opinie dr. Pawła Kempki, podkreśliła nie tylko doniosłość dwóch powstań śląskich, ale także wkład Górnoślązaków w zmagania całego narodu polskiego o suwerenne państwo. Porównała Bitwę Warszawską z batalią, jaką stoczyli w 1241 r. Ślązacy na polu legnickim, odpierając nawałę ze Wschodu. I tak jak w sierpniu 1920 r. Rzeczpospolitą uratował manewr Józefa Piłsudskiego znad Wieprza, tak siedem wieków wcześniej Królestwo Polskie ocalało dzięki ofierze śląskiego księcia Henryka Pobożnego i jego rycerzy. Redakcja śląskiej gazety stawiała pytanie: „Ale czyż może być lepszy dowód polskości Śląska, niż te dwa bohaterskie powstania, jedno w 1919 r., drugie w sierpniu 1920 r., jakie lud śląski podjął przeciw Niemcom i które przeciw przeważającym siłom zwycięsko prowadził? W sierpniu 1920 r., kiedy cała Warszawa, zwrócona na Wschód, odpierała jeden z tych najazdów wschodniej dziczy mongolskiej, które od 1241 r., od bitwy pod Legnicą raz po raz się powtarzają, zdradziecki Prusak chciał nam wbić nóż w plecy, aby to uczynić, aby przeciąć kolej Warszawa–Kraków, musiał przejść przez Śląsk. Nie znał piastowskiej mocy bohaterskiego ludu. Bohaterowie Bytomia, Katowic, Zabrza i Raciborza zwyciężali Prusaków w tym samym czasie, kiedyśmy bili ich sprzymierzeńców – Mongołów pod Radzyminem i nad Niemnem”. Niemcy, zawiedzeni porażką Rosjan w Bitwie Warszawskiej (13–25 sierpnia) i Nadniemeńskiej (20–26 września) oraz niepowodzeniem podjętej próby „przewrotu” 17 VIII 1920 r., nie rezygnowali z dalszych usiłowań rozegrania kwestii Górnego Śląska zgodnie z interesem Republiki Weimarskiej. „Gwiazdka Cieszyńska” donosiła: „W berlińskich kołach miarodajnych obawiają się, że koalicja, podobnie jak to się stało w Cieszyńskiem, także w sprawie Górnego Śląska rozstrzygnie wyrokiem Rady Najwyższej bez przeprowadzenia plebiscytu i że w ten sposób, omijając traktat wersalski, odda obszary sporne Polsce. Zażegnanie konfliktu w obecnej chwili zdaje się być według opinii kół berlińskich możliwe tylko przez bezpośrednie rokowania przywódców ludności niemieckiej z generałem [Henri – Z.J.] Le Rond, gdyż interwencja rządu niemieckiego jest wykluczona”. Jednak w dalszym ciągu trzeba było wystrzegać się prowokacji ze strony Berlina. Eskadry Luftstreitkrafte, podobnie jak po pierwszym, również po drugim powstaniu ukazały się na polskim niebie. Niemcy w ramach dezinformacji zaczęli rozpowszechniać

Plakat Śladami Ojców naszych w Szere­ gach Armii Polskiej za Ojczyznę i Wolność

na Górnym Śląsku fałszywe pogłoski, jakoby między 15 a 18 września miał wybuchnąć polski strajk generalny i nowe powstanie. W odpowiedzi Wojciech Korfanty jako komisarz plebiscytowy wystosował do mieszkańców Górnego Śląska odezwę, w której wyjaśniał, że pogłoski są nieprawdziwe i „pochodzą z tych samych prowokacyjnych czynników niemieckich, które wywołały krwawe wypadki w Katowicach dnia 17 i 18 sierpnia”. Odezwa wzywała do zachowania spokoju i rozwagi. Natomiast „Gwiazdka Cieszyńska” alarmowała opinię publiczną, zamieszczając w dziale Przegląd polityczny Polska artykuły: Hakata pruska dalej spiskuje na Górnym Śląsku i List otwarty Korfantego do rządu niemieckiego o rzekomym przygotowaniu nowego powstania. „Gw i azd ka Cieszy ńska”,


MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI

Dodatek do „Kuriera Śląskiego” nr 5. Regulamin Plebiscytu na Górnym Śląsku

rozpatrując problemy europejskie ze śląskiej perspektywy, snuła domysły i kierowała podejrzenia wobec zachodniego sąsiada Polski. „Na każdym kroku ma się tu wrażenie, że Niemcy swoje zamiary przeprowadzą – ostrzegała gazeta. We wszystkich dziedzinach życia widać tu ogromną systematyczność i celową pracowitość, a choć niektóre odłamy społeczeństwa wyjdą na chwilę z tego celowego dążenia do lepszej przyszłości, jak socjaliści, którzy niekiedy zastrajkują, to prędko następuje opamiętanie i znowu życie gospodarcze, które jest podstawą powodzenia politycznego, idzie z zegarkową punktualnością. Niemcy podpisując traktat pokojowy miały na oku, że dotrzymają go tak długo, aż wewnętrznie wzmocnione, wzrosną w siłę potrzebną do złamania wszystkiego, co im nie na rękę. Nienawiść do aliantów duszą w sobie i knując zemstę, pracują nad wewnętrznym odrodzeniem, a równocześnie oglądają się, jakby aliantów rozdwoić, gotowi połączyć się ze swym dzisiejszym największym wrogiem, byle tylko nasycić żądzę zemsty”. Po odparciu wroga od „bram Warszawy” w wyniku wygranej bitwy porównywalnej z bitwą nad Marną na przedpolach Paryża (15 VII–5 VIII 1918 r.) i zażegnaniu zagrożenia niemieckiego na Górnym Śląsku, „Gwiazdka Cieszyńska” podejmuje wysiłek wskazania rodakom dróg prowadzących do utrwalenia niepodległego bytu Rzeczypospolitej. „Jeżeli chcesz przyczynić się jako prawy obywatel polski do zupełnego zwycięstwa oręża polskiego nad bolszewikami, podpisz stosownie do swego majątku Pożyczkę Odrodzenia”. Zwraca się do czytelników ze wskazaniem: „Walkę z wrogami chrześcijaństwa wygramy tylko wtedy, jeżeli wrogów będziemy zwalczali tą samą bronią, której oni używali. Obóz wrogi stoi naprzeciwko nam w sile spojonych organizacji. Dlatego i my musimy stworzyć karne szeregi organizacji”. Redakcja miała na myśli dobrą organizację społeczeństwa: polityczną (opartą na zasadach chrześcijańskich), zawodową i oświatową. Ponadto wskazywała, iż każdy człowiek, mężczyzna czy kobieta, ma obowiązek troszczyć się o swoje państwo. W imię tych wartości zredagowany został apel zaczynający się od słów: Ludu śląski! „Zapał najlepszych synów Ojczyzny, którzy wzbudzili podziw całego świata i rozsławili imię żołnierza polskiego, stworzył Cud Wisły. Potężna armia carskich generałów chciała pod osłoną szumnych haseł bolszewickich zagrabić naszą wolność i niepodległość, za którą umierali nasi dziadowie i ojcowie. Pewni zwycięstwa rozgłosili całe-

zastępów żołnierzy ochotników, by umocnić zwycięstwo i doprowadzić do upragnionego pokoju”.

mógł wrzucić tylko jedną. Obie strony prowadziły bezpardonową kampanię propagandową. W Polsce powstawały komitety, które starały się nieść pomoc rodakom zza kordonu. Zbierano pieniądze, opracowywano i przesyłano materiały propagandowe. Utworzono Centralny Komitet Plebiscytowy z marszałkiem sejmu Wojciechem Trąmpczyńskim na czele, który miał koordynować przygotowania. Akcję propagandową prowadzono również na terenie Niemiec. We Wrocławiu powstało Towarzystwo Opieki nad Górnoślązakami, które zaj-

„Pokażcie swoim rodakom, że 600-letnia niewola nie znieczuliła waszych uczuć dla braci z innych dzielnic Polski. Głoście się tłumnie do szeregów. Wspomóżcie waszych braci, których gwałt, jaki wam zadano, równie boli i którzy was nigdy nie opuszczą w walce o złączenie rozdartych części Śląska. Porzućcie troski i zmartwienia. Losy krajów i narodów są zmienne. Po dniach rozpaczy i przygnębienia wstanie promienne słońce wyzwolenia naszych braci spod jarzma wroga”. „Gwiazdka Cieszyńska” stawiała przed rodakami zadanie zwiększenia siły obronnej państwa wobec niemożności polegania na gwarancjach i pomocy sąsiadów (z wyjątkiem Węgrów) oraz państw Ententy. Gazeta reprezentowała pokolenie, które przeżyło katastrofę, jaką była pierwsza wojna światowa. Było ono doświadczone upokarzającymi gwałtami obcych wojsk. Jednak w Legionach Józefa Piłsudskiego poznało znaczenie słów: Wolność, Równość, Braterstwo, Niepodzielność i Niepodległość. Ochotników, których wcielono do formującego się pułku śląskiego w Białej, przyjmowało biuro zaciągowe do pułku śląskiego przy baonie zapasowym 4. Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie przy ulicy Sztyftowej i biuro zaciągowe w Bielsku Białej przy ulicy Franciszka Józefa 4. Zaciągiem kierowali major piechoty Edmund Bonifacy Żelawski (1876–1940) i major Bolesław Andrzej Ostrowski (1891–1964). Grono Ślązaków, którzy wzięli udział w wojnie polsko-bolszewickiej, godnie reprezentowali m.in. Walenty Fojkis i Henryk Kalemba, żołnierze 7. Pułku Piechoty Legionowej, którzy w 1921 r. zostali znanymi dowódcami w III powstaniu śląskim. W. Fojkis dowodził katowickim 1. Pułkiem im. Józefa Piłsudskiego, a H. Kalemba bił się pod sztandarem 3. Pułku Powstańczego im. gen. J.H. Dąbrowskiego, pod komendą Rudolfa Niemczyka. Dowodził pod Górą św. Anny baonem. „Gwiazdka Cieszyńska” wciąż, obok propagowania postaw patriotycznych, miała na uwadze poczynania zachodniego sąsiada. Między innymi opisywała Tajne konszachty bolszewicko-niemieckie w sprawie Gdańska i Górnego Śląska, a przy okazji nawoływała, aby Warszawa „przemówiła” w sprawie strajku dzieci polskich „pod czeskim zaborem”.

Zmagania plebiscytowe

mu światu upadek serca Polski, drogiej każdemu Warszawy. Na ratunek Ojczyzny pospieszył nasz polski lud, polski robotnik ze wszystkich krańców naszej Ojczyzny. Nie brakło tam także bohaterów z zachodnich kresów Polski. Na pierwszy odzew Naczelnika Państwa [Józefa Piłsudskiego – Z.J.] podążyli Ślązacy, by wpleść nowy liść do wieńca swej sławy. Ziemia piastowska, pokryta mogiłami obrońców tej najdroższej cząstki Rzeczypospolitej przed zakusami wrogów, zaznaczyła swoją łączność z Macierzą. Lecz wróg jeszcze nie pokonany, Ojczyzna potrzebuje nowych

Dowodem podniecenia nastrojów były nie tylko protesty przeciw „emigrantom”, ale i opisany przez gazetę śląską Zamach na cesarzy. Otóż nieznani sprawcy wysadzili w powietrze pomnik cesarza Wilhelma I i Fryderyka III w Katowicach. „Oba pomniki z brązu zostały zupełnie zniszczone. Siła wybuchu była tak wielka, że wyleciały wszystkie szyby w domach przy placu Wilhelma (obecnie pl. Wolności – Z.J.), na którym stał monument. Prasa niemiecka obciążała winą Polaków. Natomiast „Gwiazdka Cieszyńska” domniemała, że „wedle wszel-

7

musiało z powodu grożącego im niebezpieczeństwa 29 księży. Poważne obawy istniały co do losu 10 księży, co do których nie było wiadomości. Oprócz tego splądrowano niektóre probostwa i uprowadzono krewnych lub domowników. W podobny i poniekąd gorszący sposób znęcano się nad tysiącami […]. Na koniec autor dodawał: „Natomiast z polskiej strony nie było ani gwałtów, ani zniewag księży niemieckich”. Przemoc i gwałt, celem zastraszenia Polaków, były wymierzone także w osoby cywilne, głównie w działaczy naro-

Ślązacy!

Rys. „Kocynder” nr 29 z 1921 r.

mowało się odszukiwaniem adresów zamieszkujących Dolny Śląsk Górnoślązaków i namawiano ich do udziału w plebiscycie. Akcja ta była odpowiedzią na podpisaną polsko-niemiecką umowę o emigrantach, co zapoczątkowało szeroko zakrojoną akcję mobilizacji osób spełniających ustalone kryteria uprawniające do udziału w plebiscycie. Początkowo liczbę emigrantów szacowano na 200–300 tysięcy, jednak w ostatecznym rozrachunku przybyło tu około 180 tysięcy Górnoślązaków z terenu Niemiec i około 10 tysięcy z terenu Rzeczypospolitej. Emigrantom z Rzeszy władze tego kraju zapewniały bezpłatną podróż, zakwaterowanie i wyżywienie. Dodatkowo każdy zatrudniony mógł uzyskać odszkodowanie za utracony czas pracy, jeśli po powrocie okazał przywiezioną z sobą kartkę „Polska – Polen”, co potwierdzało zagłosowanie za pozostawieniem obszaru plebiscytowego w granicach Niemiec. W odpowiedzi na ten wybieg jeszcze przed głosowaniem polscy agitatorzy rozprowadzali dodatkowe

Polski Komitet Plebiscytowy

Wojciech Korfanty, Polski Komisarz Plebiscytowy

blanco. W legitymacje te zaopatrywali się niemieccy bojówkarze przybyli tu spoza linii demarkacyjnej, a to w celu ułatwienia sobie pobytu na terenie plebiscytowym w razie ewentualnej kontroli dokumentów osobistych. Polski Komisariat Plebiscytowy wydał odezwę do ludności polskiej, aby śledziła nadużycia i donosiła o nich polskim komitetom i władzom koalicyjnym. Każda ze stron dawała wyraz swojemu niezadowoleniu z przyjętych zasad. Skrzętnie takie przypadki odnotowywała „Gwiazdka Cieszyńska”. W artykule pt. Niemcy protestują gazeta

KURIER WNET

Akcja plebiscytowa na Górnym Śląsku obfitowała w liczne spory i napięcia łącznie z utarczkami z niemieckimi bojówkami Selbstschutzu. Zgodnie z regulaminem w plebiscycie mogli brać udział obywatele, którzy po 1 I 1920 r. ukończyli co najmniej 20 lat i zamieszkiwali na spornym obszarze. Do głosowania dopuszczono też tzw. emigrantów, czyli osoby, które z różnych powodów opuściły na stałe lub czasowo teren plebiscytowy. W lokalach wyborczych każdy uprawniony do głosowania otrzymał dwie białe kartki z dwujęzycznym wydrukiem nazw obu państw: „Deutschland – Niemcy”; „Polska – Polen”, z których do urny

kartki „Polska – Polen” z nadzieją, że jedną emigrant wrzuci do urny, drugą zabierze w celu otrzymania odszkodowania, a kartkę „Deutschland – Niemcy” zniszczy. Ponieważ dojazd Niemców z głębi Rzeszy na Górny Śląsk był utrudniony, dlatego starali się oni dla swoich bojówek, napływających z całych Niemiec, o legitymacje, że są rodowitymi Ślązakami. W tym celu fałszowali dowody osobiste dla przybyszów. Potajemny handel dokumentami „rodowitych Górnoślązaków” rozwinął się na wielką skalę, szczególnie w powiecie rybnickim i katowickim, gdzie wykradziono z urzędów policyjnych kilkanaście tysięcy blankietów legitymacyjnych z pieczątkami i podpisami in

pisała: „Rząd niemiecki wyśle do Ententy nową notę z protestem przeciwko regulaminowi plebiscytowemu na Górnym Śląsku, ogłoszonemu urzędowo przez Międzysojuszniczą Komisję Rządzącą w Opolu. W proteście tym wystąpi przeciwko rzekomym trudnościom stawianym emigrantom, przeciwko do-

Rys. Pokój polsko-rosyjski. „Kocynder”, Bytom, nr 12 z 10 XI 1920 r. Podpis: Polak: A więc, bolszewiku, będzie między nami zgoda prawdziwa, jeśli zerwiesz z tamtymi, z Prusakiem i Żydem. Chybaś się naocznie przekonał o ich „skutecznej pomocy”

kiego prawdopodobieństwa uczynili to komuniści dla wywołania awantur przeciw Polakom”. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała o „napadach na Polskę” m.in. ze strony ks. Carla Ulitzki. Szerszy komentarz na ten temat zawierał artykuł pt. Nie-

Karykatura gen. Henri'ego Le Ronda w „Kocyndrze”

Jeńcy sowieccy, 1920 r.

puszczeniu do głosowania »wydalonych« i przeciwko niedopuszczeniu do głosowania tych nierodowitych mieszkańców Górnego Śląska, którzy mieszkają na Górnym Śląsku od 1 stycznia 1919 r. »Berliner Tageblatt« twierdzi, że regulamin koalicyjny pozbawia w ten sposób prawa do głosowania 50 do 85% urzędników niemieckich na Górnym Śląsku, a 30 do 35% funkcjonariuszy prywatnych, 10 do 30% robotników. Niezawodnie cyfry te wzięła komisja koalicyjna pod uwagę przy układaniu regulaminu plebiscytowego, jednakże w tej myśli, że ludzie, którzy byli wysłani na Górny Śląsk przez rząd niemiecki jedynie w celach germanizatorskich, nie powinni mieć prawa decydowania o dalszym losie tego kraju”. Z kolei Polacy protestowali przeciw „bandom niemieckich emigrantów” oraz udostępnianiu im gmachów użyteczności publicznej i noclegowni. Na wiecach domagano się wykluczenia emigrantów z udziału w plebiscycie i wzywano rodaków do bojkotu przyjezdnych poprzez odmawianie im noclegów i posiłków. Jednak w jednym z artykułów „Gwiazdka Cieszyńska” doszukiwała się symptomów porażki niemieckich zamiarów. „Niemcy straszyli, że na Górny Śląsk sprowadzą z głębi Rzeszy pół miliona emigrantów uprawnionych do głosowania. Tymczasem liczba rzeczywiście zgłoszonych emigrantów wynosi zaledwie 60 000, a według innych źródeł 120 000, w każdym razie o kilkaset tysięcy mniej, niż zapowiadali”.

mieckie gwałty na Górnym Śląsku. Ich celem często byli księża opowiadający się za polskością Górnego Śląska. Z tego powodu w Królewskiej Hucie odbyło się zebranie polskich księży Górnoślązaków. Nie omieszkała o tym poinformować „Gwiazdka Cieszyńska”. Na tym nadzwyczajnym kongresie jednogłośnie uchwalono wydanie odezwy do ludu i ogłoszenie protestu, adresowanego do całego kulturalnego świata, z powodu niemieckich gwałtów wyrządzonych polskim księżom i polskiemu ludowi. Wysłano także dwa telegramy do papieża. Również w telegramie do Ojca

„Gazeta Polska”. Dodatek nadzwyczajny obwieszczający wybuch drugiego powstania śląskiego 17 VIII 1920 r.

Świętego zaprotestowano przeciw niemieckiej przemocy, której celem stali się księża Górnoślązacy. W anonsie prasowym czytamy: „Zamordowano jednego księdza, drugiego znieważono i zbito tak okrutnie, że jego śmierć już podobno nastąpiła. Uprowadzono z parafii, jako zakładników albo do aresztów ochronnych, 8 księży, przy czym znęcano się nad nimi w nieludzki sposób. Uciekać

dowych. Niemcy stosowali bez skrupułów zarówno terror indywidualny, jak i państwowy, m.in. po to, by wykorzystać go w grze dyplomatycznej. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała: „Niemiecka delegacja pokojowa wręczyła wczoraj Radzie Ambasadorów w Paryżu notę, w której

rząd niemiecki zwracał uwagę na wzrastającą niepewność na Górnym Śląsku i rzekomy terror polski. Według najnowszej statystyki policji katowickiej zwiększyła się liczba morderstw o 80%, liczba napadów o 25%. Nota żąda zamknięcia granicy śląsko-polskiej”. W odpowiedzi na wysuwane zarzuty gazeta ks. Józefa Londzina odpowiedziała polemicznie: „Główni sprawcy gwałtów nie pochodzą z Polski. Świadczy o tym głośny napad na kupca polskiego p. [Władysława – Z.J.] Wróblewskiego w Toszku. Nieznani dotychczas sprawcy rzucili bombę dynamitową, niszcząc wnętrze sklepu i przyległe pokoje. Właściciel sklepu wraz z żoną odnieśli ciężkie obrażenia. Obecny przypadkowo w sklepie znajomy p. Wróblewskiego został również ranny. Sprawcy zamachu zdołali zbiec. Zamach ma niewątpliwie podłoże polityczne. P. Wróblewski jest znany jako dobry Polak i otrzymał kilkakrotnie listy z pogróżkami od niemieckich bojówek”. W artykule Niemcy na Górnym Śląsku hulają pojawił się opis innego „ohydnego napadu” dokonanego przez niemieckie bojówki w Bytomiu. Jego ofiarą padł przechodzący ulicą Tarnowicką J. Szczepanik. Został on zatrzymany przez agenta niemieckiej policji Rollego wezwaniem: „Stój!”. Jak donosiła „Gwiazdka Cieszyńska”: „W chwili gdy przystanął, został ugodzony 7 strzałami rewolwerowymi, danymi przez tegoż Rollego, który następnie oddalił Dokończenie na stronie 9


KURIER WNET

8

MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI

Polska 100 lat temu była światową potęgą naftową Jacek Musiał Po serii obszernych artykułów popularnonaukowych pozwalamy sobie na przedstawienie ilustracji związanych z wydobyciem ropy naftowej i gazu ziemnego na terenach znajdujących się w dawnych granicach Polski. Są one dopełnieniem zamieszczonego obok artykułu o pochodzeniu węglowodorów na Ziemi. Wszystkie ilustracje to około 100-letnie pocztówki i akcje, pochodzące ze zbiorów autora. Jeszcze przed skonstruowaniem przez Polaka, Ignacego Łukasiewicza, lampy naftowej, na początku XIX wieku odkryto na dawnych terenach Polski, choć jeszcze pod zaborami, przede wszystkim na ziemiach zaboru austriackiego, bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Znajdowały się one na terenach rozległej wówczas Małopolski, gdzie (patrząc już na mapę Polski z okresu międzywojennego) kopalnie i rafinerie znajdowały się głównie w województwie lwowskim, a część rafinerii w województwie krakowskim. Akcje pokazanych kopalń ropy naftowej były cenione w całej ówczesnej Europie.

Pytanie o pochodzenie złóż gazu ziemnego i metanu intryguje naukowców od XVIII wieku. Odpowiedzi na nie poszukują geolodzy, nafciarze, bankowcy, biolodzy, biotechnolodzy, chemicy i futuryści. Przemysł naftowy i gazu ziemnego wiąże się z tak dużymi zyskami, że pozyskiwanie funduszy na badania nie stanowi wielkiego problemu; pomimo to do dziś wiele pytań nie zyskało pełnej odpowiedzi. Zanim spróbujemy jej udzielić, przypomnimy, czym są węglowodory i związki organiczne.

Skąd na Ziemi wzięły się węglowodory? Jacek Musiał · Karol Musiał

Związki organiczne Określenie ‘związki organiczne’ ma obecnie znaczenie historyczne. Dawniej uważano, że do powstania złożonych związków węgla niezbędny jest udział organizmów żywych. Wraz z postępem chemii okazało się jednak, że znaczną część związków węgla uważanych dawniej za biopochodne, udaje się zsyntetyzować sztucznie, choć koszt (głównie energetyczny) takich procesów może być dużo większy niż pozyskiwanie tych związków z surowców naturalnych. Najczęściej obecnie używana definicja związków organicznych określa je jako prawie wszystkie związki chemiczne węgla z wyjątkiem najprostszych: dwutlenku węgla, tlenku węgla, dwusiarczku węgla, diselenku węgla, węglików, cyjanowodoru, kwasu węglowego, kwasu cyjanowego i jego izomerów oraz soli wymienionych kwasów. Dotychczas poznano około 10 milionów związków organicznych. Wynika to ze szczególnych właściwości węgla do tworzenia wiązań z prawie wszystkimi występującymi na Ziemi pierwiastkami chemicznymi, jak również pomiędzy sobą. Kilka innych pierwiastków wydających się być alternatywą biologiczną dla węgla, np. krzem czy siarka, nie daje tak szerokich możliwości. Być może dlatego powstało na Ziemi życie oparte na węglu. Pierwiastkami chemicznymi najczęściej wchodzącymi w skład związków

organicznych są obok węgla: wodór, tlen, azot, siarka, fosfor i chlorowce (halogeny). Do związków chemicznych organicznych zalicza się zatem wszystkie węglowodory.

tworząc tzw. węglowodory nienasycone. „Nienasycone” można rozumieć tak, że rozrywając wspomniane wiązania podwójne i potrójne pomiędzy sąsiadującymi atomami węgla, można węglowodór nasycić dodatkowymi atomami np. wodoru. Atomy węgla mogą tworzyć łańcuchy liniowe, łańcuchy rozgałęzione, zamykać się w pierścienie, tworzyć struktury wielopierścieniowe lub mieszane: pierścieniowo-liniowe. Do węglowodorów należą kopalne paliwa: gaz ziemny i ropa naftowa; jednak również węgiel kopalny zawierać może pewne ilości węglowodorów, należących – poza parą wodną i wodorem – do tzw. składników lotnych.

Paleologia

Węglowodory Węglowodory to związki chemiczne węgla i wodoru (nie mylić z węglowodanami, określeniem odnoszącym się do cukrów). Atomy węgla łączą się ze sobą wiązaniami pojedynczymi – wtedy mówimy o węglowodorach nasyconych – lub wiązaniami podwójnymi lub potrójnymi,

Przyjrzyjmy się pierwotnej atmosferze Ziemi. Szacunki różnych badaczy potrafią się bardzo różnić. Często jest to po prostu zgadywanie na podstawie jakichś przesłanek, podobnie jak z badaniem rdzeni lodowych z czasów bliższych ludzkości. Im dalej w czasie, tym rozbieżność jest większa, co ma wytłumaczenie w teorii niepewności. Geologiczna skala Ziemi sięga 4,5 miliarda lat wstecz. Jest ona skalą nieliniową i dzieli się na ery, ery na okresy, okresy na epoki. Podział ten może nieznacznie różnić się u różnych autorów. Najstarszą i najmniej znaną erą jest prekambr (4600–550 mln lat

temu). Z tej ery pochodzą pierwsze ślady najprostszych form życia znajdywane na Ziemi. Wtedy musiała się kształtować atmosfera, która z uwagi na wiele niepewności, mogła diametralnie różnić się od współczesnej: mogliśmy zaczynać jak Wenus – z ciężką, gorącą atmosferą – lub jak Mars – z atmosferą śladową. Kolejna era to paleozoik (550–245 mln lat temu), w którym rozwijały się coraz bardziej złożone formy życia. Paleozoik obejmował 6 okresów, z czego dwa nam bliższe to karbon i perm. Karbon trwał od 360 do 286 mln, a perm od 268 do 245 mln lat temu. Według Wikipedii w wersji polskiej z kwietnia 2020 roku, atmosfera karbońska zawierała 32,5% tlenu i 800 ppm (0,08%) dwutlenku węgla, czyli prawie 3 razy tyle co obecnie. Tak podane wyniki nie budzą zaufania, gdyż sama teoria niepewności nie pozwala podać ich z dokładnością do tylu miejsc znaczących. W monografii popularnonaukowej o tlenie: Lane N., Tlen. Cząsteczka, która stworzyła świat. Na ścieżkach nauki, Prószyński i S-ka, 2002 można przeczytać, że w atmosferze karbonu było 35% tlenu i 0,3–0,6% dwutlenku węgla. W tych okresach Ziemię porastały ogromne puszcze, które wiązały dwutlenek węgla i dostarczały atmosferze tlenu. Co się działo wcześniej? Co działo się jeszcze w prekambrze? Gdy powstawały pierwsze, najprostsze,

jednokomórkowe formy życia, atmosfera najprawdopodobniej była beztlenowa lub zawierała go tyle, ile współcześnie zawiera dwutlenku węgla, czyli „tyle co nic”. Zawartość dwutlenku węgla mogła za to sięgać 30% (na podst. Kasting J.F., Theoretical constrains on oxygen and carbon dioxide concentrations in the Precambrian atmosphere, Elsevier, „Precambrian Research”,Vol. 34, Is. 4–4, Jan. 1987) lub nawet 40% (Lane założył, że stężenie dwutlenku miało wówczas poziom dzisiejszych wyziewów wulkanicznych). W naszym artykule w „Kurierze WNET” z kwietnia br. powołaliśmy się na zawartość dwutlenku węgla w atmosferze w wysokości 12%, co mogło się zdarzyć w przedziale czasowym liczącej 4 miliardy lat ery. Trzeba wciąż pamiętać, że pierwsze formy życia powstały/zostały zasiane najpewniej w oceanach, gdzie zawartość CO2 koreluje głównie z ciśnieniem parcjalnym CO2 w atmosferze, przy bardzo dobrej rozpuszczalności tego gazu w wodzie. Pierwsze organizmy, które pojawiły się ok. 3,8 miliarda lat temu, pozyskiwały energię do metabolizmu z chemosyntezy. Organizmy takie, zwane chemoautotrofami, energię tę uzyskują z utleniania związków nieorganicznych, przyswajają dwutlenek węgla i budują związki organiczne, w tym składające się z węgla i wodoru – głównie interesujące nas w tym artykule węglowodory. Około miliarda lat

później na Ziemi pojawiły się organizmy fotosyntetyzujące. Może ułatwiła to bardziej przezierna atmosfera, ale z większym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nastąpiło ograniczenie łatwo dostępnych substratów niezbędnych w chemosyntezie i w tę stronę została ukierunkowana ewolucja. Fotosynteza okazała się wydajniejszym procesem w produkcji związków organicznych. Z podręczników o fotosyntezie dowiadujemy się, że powstaje tą drogą glukoza C6H12O6. Dalsza ewolucja doprowadziła do powstania organizmów, które w swojej budowie zawierają uboższe w tlen (i wodór) celulozę i ligninę, które najpewniej stały się źródłem pokładów węgla kamiennego i brunatnego.

Wiedza o pochodzeniu węglowodorów może być cenna Poznanie tajemnic powstania zasobów węglowodorów pozwala: – przewidywać, w jakich miejscach na świecie, w jakich strukturach geologicznych i jak głęboko można oraz warto poszukiwać nowych złóż, – rozpoznać, w które działki warto inwestować, zanim ich dotychczasowi właściciele dowiedzą się o ich faktycznej wartości, – przewidywać możliwe wielkości nowych złóż, – oszacować zasoby światowe, – próbować naśladować naturę i budować aparaturę, która produkowałaby węglowodory, np. metan; do tego marzy się, aby to robiła z dwutlenku węgla, – przypuszczać, że proste wtłaczanie dwutlenku węgla do oceanów pozwoliłoby przetworzyć go w metan lub wyższe węglowodory. W minionych dwustu latach wiedza naukowa oscylowała pomiędzy dwiema skrajnymi teoriami powstawania węglowodorów: abiogeniczną i biogeniczną. Od 30 lat przyjmuje się, że większość metanu i innych węglowodorów

Szyby naftowe, Krosno, zdjęcie z 1939 r.

Kopalnia wosku, Pomiarki, Kresy wschodnie, wyd. Ruch 1938

Kopalnia nafty, Krosno, wyd. Salon Malarzy polskich, Henryk First w Krakowie, 1944


MA J 2O2O

KURIER WNET

KURIER·ŚL ĄSKI

9

Austriacka rafineria „Schodnica” w Dziedzicach, ok. 1910 r.

Szyb naftowy i gazoliniarnia, Borysław, wyd. Współczesna Sztuka w Przemyślu, ok. 1920 r.

Rafineria „Nafta” w Drohobyczu, wyd. „Ruch”, ok. 1930 r.

Rafineria nafty w Trzebini, wyd. B.K. Sch., 1917 r.

Szyby naftowe w Borysławiu, Wydawnictwo Kart Widokowych Księgarni J. Pilpla w Drohobyczu, 1916 r.

powstała drogą organiczną. Określenie pochodzenia węglowodorów z danego źródła odbywa się na podstawie analizy składu chemicznego (domieszek innych gazów i pierwiastków), składu izotopowego oraz obecności śladów biologicznych, tzw. biomarkerów. Geolodzy są generalnie ostrożni w wyciąganiu ostatecznych wniosków, aby uniknąć narażenia inwestorów na niepotrzebne odwierty. Jest to taktyka odpowiedzialna, w odróżnieniu od postępowania IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change – Zespół ds. Zmian Klimatu działający przy ONZ), który np. na podstawie analiz rdzeni lodowych, wykonywanych poprawnie z naukowego punktu widzenia, narzuca ich końcowe wnioski, gdyż nie ponosi odpowiedzialności za swoje przepowiednie klimatyczne, strasząc ich realizacją za 100 czy 200 lat. Geologia jest nauką i nie może pozwolić na narzucanie sobie ideologii. Określenie pochodzenia węglowodorów pozwala przypisać im odpowiednie struktury geologiczne i prowadzić dalsze poszukiwania w podobnych warunkach na świecie. Okazuje się, że poprawnie prowadzone przewidywania w dużym stopniu pokrywają się z późniejszymi odwiertami.

Teoria biogeniczna powstania złóż węglowodorów na Ziemi ‘Biogeniczna’ (organiczna) oznacza: z udziałem organizmów żywych w jej powstawaniu. Za pochodzeniem organicznym węglowodorów przemawia kilka argumentów. Złoża gazu ziemnego występują głównie w warstwach skał osadowych. Także obecne osady zawierają pewne ilości węglowodorów. Większe złoża powiązane są z czasowym i terytorialnym występowaniem w przeszłości warunków do rozkwitu życia. Termochemicznie najtrudniejszym zadaniem jest rozbicie cząsteczek dwutlenku węgla oraz wody. Jaka do tego musi zostać użyta energia, łatwo

obliczyć z porównania odpowiednich entalpii dla substratów i produktów sumarycznej reakcji. W przyrodzie odbywa się to wieloetapowo, a metan wcale nie powstaje wprost z wodoru i węgla. Surowcem „wtórnym” do powstania węglowodorów są przede wszystkim martwe organizmy. Pierwotnie muszą to być organizmy samożywne, gdyż bez nich nie byłoby organizmów cudzożywnych. Źródłem energii dla organizmów samożywnych (autotrofów) w pierwszym etapie jest utlenianie związków nieorganicznych przez chemoautotrofy lub fotoautotrofy wykorzystujące promieniowanie słoneczne z zakresu od bliskiej podczerwieni poprzez światło widzialne do bliskiego nadfioletu. Fototrofy korzystają nie z całego pasma tego promieniowania, lecz z pewnych, ściśle określonych jego zakresów – pasm absorpcyjnych, zależnych od rodzaju posiadanego chlorofilu. W ten sposób powstaje materia organiczna – węglowodany, tłuszcze i białka. Na podstawie proporcji różnych węglowodorów i stosunku węgla do wodoru możliwe jest odróżnienie węglowodorów powstałych z organizmów bogatych w lipidy, np. fitoplanktonu, od węglowodorów powstałych z węglowodanów, celulozy, ligniny, będących składnikami budulcowymi np. drewna. Ważną rolę pełnią tzw. metanogeny – bakterie metanogenne, występujące na polach ryżowych, na dnach zbiorników wodnych, w bagnach, oborniku, na wysypiskach śmieci, w przewodzie pokarmowym przeżuwaczy, ale i innych zwierząt, w tym człowieka, a ich ilość zależy od diety (np. wegetarianizm nasila produkcję gazów jelitowych). W kilkuetapowym procesie przekształcania martwej materii organicznej do węglowodorów biorą udział różne drobnoustroje – w procesach gnicia, butwienia, fermentacji metanowej. Ze względu na potężne ilości odpadów organicznych na świecie, coraz popularniejsze staje się pozyskiwanie tzw. biogazu w reaktorach – biogazowniach.

Pokrewnego procesu biotechnologicznego uzyskiwania paliwa płynnego – butanolu z dwutlenku węgla i ścieków z wykorzystaniem m.in. alg, dotyczy US Patent 7855061, wspomniany w kwietniowym numerze „Kuriera WNET” z br. na stronie 4 wydania śląskiego: Niebezpieczne pomysły IPCC składowania CO2. Jak dotychczas nie stwierdzono, czy obecność klatratów dwutlenku węgla na dnach zbiorników wodnych

– księżycu Saturna, Saturnie, Jowiszu, Uranie, Neptunie wziął się metan? Jak to możliwe, że na Marsie odkryto ślady wyższych węglowodorów? Albo życie we Wszechświecie jest zjawiskiem powszechnym, albo istnieją też inne drogi syntezy węglowodorów w naturze. Powstawanie dłuższych łańcuchów węglowodorów z metanu można sobie wyobrazić jako polimeryzację w obecności jakiegoś katalizatora niebiologicznego (w przyrodzie ożywionej rolę katali-

krzemiany. Na dnie oceanu nie brakuje wodorków (H2S, NH3, CaH2, NaH, PH3), występuje dwusiarczek węgla, choć ten jest zaliczany już do związków organicznych, oraz metale, które mogą pełnić rolę katalizatorów. Występuje ciśnienie do 1000 barów. Gdyby w ten nieorganiczny sposób powstawały na Ziemi większe ilości węglowodorów, to należałoby ich szukać kilkadziesiąt kilometrów pod ziemią, co technicznie na razie nie jest możliwe do sprawdze-

sprzyja powstawaniu metanu w procesie bio-, lub abiogenicznym, czy je utrudnia.

zatorów pełnią enzymy). Opisanych zostało kilka możliwych dróg. Trochę trudniej już wyobrazić sobie samą syntezę metanu z dwutlenku węgla. Okazuje się, że znaleziono kilka możliwych reakcji syntezy metanu. Odbywać się ona może w warunkach albo wysokiego, albo niskiego ciśnienia, w temperaturach wyższych niż naturalna na powierzchni Ziemi. Możliwe w użyciu substraty poza wodą i dwutlenkiem węgla to tlenek żelaza, węglan wapnia,

nia. Teoretycznie nie można wykluczyć, że część węglowodorów powstałych w sposób nieorganiczny została przekształcona lub zanieczyszczona „markerami biologicznymi” – szczątkami organizmów, które energię czerpią z rozkładu węglowodorów, np. metanotrofów (metanofilów). Uważa się jednak obecnie, że w eksploatowanych dziś złożach węglowodory pochodzenia nieorganicznego stanowią margines.

Teoria abiogeniczna powstania złóż węglowodorów ‘Abiogeniczna’ znaczy: bez udziału organizmów żywych w jej powstawaniu. Często stawiane jest pytanie, skąd na innych ciałach niebieskich: na Tytanie

Węgiel pierwiastkiem życia Węgiel we wszechświecie należy do bardziej rozpowszechnionych pierwiastków i zajmuje czwarte miejsce po wodorze, helu i tlenie. Natomiast w skorupie ziemskiej zawartość węgla szacowana jest na poniżej 0,2% i lokuje się pomiędzy 12. a 17. miejscem pod względem rozpowszechnienia po tlenie – 46%, krzemie – 20%, glinie – 8% żelazie – 5% i kolejnych. Na Ziemi mamy 2000 razy mniej węgla niż tlenu. Porównując występowanie węgla i krzemu (pierwiastków o nieco zbliżonych właściwościach chemicznych): węgla we wszechświecie jest 10 razy więcej niż krzemu, na Ziemi zaś węgla mamy 1500 razy mniej niż krzemu. Pomimo takiej obfitości krzemu, nie rozwinęło się na Ziemi życie oparte na krzemie, a przynajmniej dotychczas nie udało się znaleźć śladów takiego życia. Prawdopodobnie jest to spowodowane unikalnymi właściwościami węgla, jego zdolnością i łatwością tworzenia znacznie większej liczby różnorodnych związków chemicznych. Ponieważ we wszechświecie proporcje węgla i krzemu są niekorzystne dla krzemu, tym bardziej prawdopodobne wydaje się, że jeśli gdzieś jeszcze występuje w kosmosie życie, to oparte jest też na węglu. W minionych 40 latach społeczeństwa zostały zindoktrynowane rozpowszechnianymi przez przewodniczącego IPCC – Rajendrę Pachauriego i byłego wiceprezydenta USA – Ala Gore’a paranaukowo zniekształconymi tezami o zabójczej szkodliwości dwutlenku węgla. We wcześniejszych artykułach w „Kurierze WNET” zostali wymienieni inni współautorzy tego nadużycia i stojące za tym grupy interesów. W dzisiejszych, zmanipulowanych środowiskach naukowych pośledniejszych uniwersytetów pojawiają się różne pomysły, jak pozbyć się węgla (lub jego pochodnych), a między nimi projekty wysłania go w kosmos. Byłaby to niewybaczalna zbrodnia dla życia ziemskiego. K

się prawie bez przeszkody. Morderca został aresztowany w magistracie przez patrol francuski. Kiedy p. Szczepanika przenoszono do stacji opatrunkowej w magistracie, policjant Brechler odezwał się: »Kto postrzelił te świnię!« Morderca znany jako członek bojówki, która wykonała w swoim czasie napad na Polski Komisariat Plebiscytowy w hotelu »Lomnitz«, dotąd pozostał bezkarny. Z dalszych relacji wynika niezbicie – konkludowała gazeta – że Niemcy przez gwałty dążą do wywołania rozruchów, aby pod ich pozorem spowodować odroczenie plebiscytu”. Zamachy na polskich mieszkańców Górnego Śląska „Gwiazdka Cieszyńska” oceniała jako zapowiedź groźniejszego konfliktu i zapowiedź krwawych walk. Uwagom tym towarzyszyły ostrzeżenia przed uleganiom złudnym nadziejom oraz doniesienia o zbrojeniach niemieckich bojówek. Wielkie wrażenie wywołała konfiskata tajnych niemieckich transportów amunicji i broni, wysłanych

Naczelnik Państwa Józef Piłsudski w Żytomierzu, 1920 r.

z głębi Rzeszy na Górny Śląsk. Dzięki czujności Polaków władze koalicyjne zdołały skonfiskować na bytomskim dworcu wagon zawierający 460 karabinów modelu z 1920 r., co było dowodem, że Niemcy nadal produkowali broń, 100 000 sztuk naboi, 2500 granatów ręcznych, przeznaczonych do rozbijania polskich zebrań i wieców. Wagon ten został wysłany 28 I 1921 r., ładowany był pod nadzorem tajnego komisarza rządowego. Transport wysłano w skrzyniach i paczkach towarowych.

W opłacie przewozowej, tzw. frachcie, jako zawartość wagonu podano mydło, proszek, sodę i proszek mydlany. Jako nadawcę zanotowano niejakiego Mvsie., jako odbiorcę Wilhelma Schultza z Brzezinki spod Bytomia. Po kontroli stwierdzono, że „taki mieszkaniec w tej miejscowości nie istnieje”. „Z tego wynika – wnioskowała redakcja »Gwiazdki Cieszyńskiej« – że odbiór miał nastąpić w porozumieniu z władzami kolejowymi. Jest faktem, że wśród niemieckich kolejarzy istnieje tajna organizacja, która zajmuje się specjalnie transportem broni i amunicji spoza linii demarkacyjnej na Górnym Śląsku. Stwierdzono także, że podobne transporty wysłano na Górny Śląsk do innych miast”. Takim punktem docelowym były m.in. Katowice. Gdy władze koalicyjne przeprowadziły rewizję w katowickiej Dyrekcji Kolejowej, w jej piwnicach znaleziono 225 karabinów i po 60 sztuk naboi do każdego „gweru” oraz kilkaset ręcznych granatów.

ŹRÓDŁO: MUZEUM W CHORZOWIE

Dokończenie ze strony 7

Niemiecka pocztówka propagandowa

Wydarzenia te mobilizowały do działania polską opinię publiczną oraz władze rządowe i kościelne, o czym skwapliwie swoim czytelnikom na Śląsku donosiła ich gazeta w artykule pt. Sejm w sprawie Górnego Śląska: „Na piątkowym posiedzeniu Sejmu odbyła

się dyskusja nad sprawą górnośląską. Wszyscy mówcy żądali stanowczo od rządu, aby wytężył wszystkie siły celem zdobycia Śląska przy plebiscycie”. Komitety Pomocy dla Górnego Śląska działały we wszystkich ważnych polskich ośrodkach życia politycznego i kulturalnego, w Warszawie, Lwowie, Częstochowie, Lublinie, Wilnie i Krakowie. Zaledwie kilka miesięcy upłynęło od zwycięskiego powstania, gdy ludność Wielkopolski zaangażowała się na rzecz wyzwolenia Górnego Śląska, bowiem „wieści o prześladowaniu Ślązaków budziły […] uczucia najgłębszego współczucia i miłości bratniej”. Organizowano w całej Polsce wiece pod hasłem: Ratujmy Śląsk. Podkomitety powiatowe zajmowały się zbieraniem środków pieniężnych, książek oraz artykułów spożywczych i odzieży. „Gwiazdka Cieszyńska” budziła sumienia, zadając czytelnikom pytanie: Dlaczego składać ofiary na Górny Śląsk? W odpowiedzi pisała, na co potrzebne były fundusze:

1. Na wdowy, sieroty, kaleki z dwóch powstań na Górnym Śląsku, na co musiały być dane pieniądze przed plebiscytem, a potrzeba było 40 do 50 milionów. 2.  Na ubezpieczenie od wypadków kolejowych, napadów ze strony Niemców – potrzebne było 10 milionów. Akcje tego typu wspierała nie tylko „Gwiazdka Cieszyńska”, ale m.in. działające w Krakowie Towarzystwo Obrony Zachodnich Kresów Polski (TOZKP), którego pracami kierowali: krakowianin prof. Henryk Pachoński i Górnoślązak ks. Teodor Dembiński z Siemianowic, prezes, a później skarbnik TOZKP. Przykład dał m.in. Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, który 30 I 1921 r. przekazał Prezydium Rady Ministrów milion marek na cele plebiscytowe na Górnym Śląsku. K Fot. pt. Drzeworyt P. Stellera i „Wojenna Jednodniówka” pochodzą ze zbiorów autora. Pozostałe zdjęcia – ze zbiorów ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach.


KURIER WNET

10

MA J 2O2O

W

wyniku kompromitacji związanych z ujawnieniem w latach 1909–1913 współpracy i finansowania nacjonalistów ukraińskich przez niemiecką Hakatę – doszło do zmian w niemieckich służbach specjalnych. Już po zabójstwie proniemieckiego premiera Rosji Stołypina, w 1912 r. na czele sekcji rosyjskiej niemieckiego kontrwywiadu stanął organizator siatki szpiegowskiej na wschodniopruskim pograniczu niemiecko-rosyjskim, oficer wywiadu w Królewcu, Walter Nikolai. W 1913 r. został on szefem Oddziału IIIb Sztabu Generalnego.

KURIER·ŚL ĄSKI Gdy świat zmierzał ku Wielkiej Wojnie, galicyjsko-ukraińscy politycy w grudniu 1912 r. zdecydowali, że wystąpią po stronie Austro-Węgier. Wierzyli, że Rosja zostanie łatwo pokonana przez Państwa Centralne, a na jej gruzach powstanie niezależne państwo ukraińskie.

Ukraiński terroryzm antypolski na żołdzie Abwehry

do zbrojnego zamachu i zajęcia ważniejszych obiektów w mieście, geopolityk Artur Dix, który od 1916 do 1918 r. służył w cesarskim biurze prasowym w Sofii, na łamach „Nationalliberale Korrespondenz” 16 II 1918 r. tak określił rolę i potencjał Ukrainy oraz jej znaczenie dla Rzeszy: Moskwa i Petersburg nie są dla Niemiec tak ważne jak Europa Środkowa; gospodarkę Ukrainy trzeba zliberalizować oraz uniezależnić od Rosji, żeby górowała w Europie Środkowo-Wschodniej, dzięki czemu „znacznie poszerzy się strefa ekonomiczna i wpływy handlowe II Rzeszy”. Największym wrogiem Ukrainy jest

Państw Centralnych, traciły poparcie ludności, a konserwatywne Cesarstwo Niemieckie nie chciało rządów socjaldemokracji na Ukrainie. W tej sytuacji doszło 28 IV 1918 r. – w wyniku porozumienia z niemieckim gen. Wilhelmem Groenerem, szefem sztabu marszałka von Eichhorna, dowodzącego niemieckimi wojskami na Ukrainie – do zamachu stanu w Kijowie i obalenia rządów Ukraińskiej Centralnej Rady. Władzę przejął Pawło Skoropadski, carski generał lejtnant, w 1905 r. adiutant generalny cara Mikołaja II, który obwołał się hetmanem i wprowadził określenie ‘Państwo Ukraińskie’ na kraj pod protektoratem wojsk niemieckich i austro-węgierskich. W praktyce jego rząd miał wyegzekwować od ludności Ukrainy do końca czerwca 1918 r. ów traktatowy milion ton zboża… W takich okolicznościach D. Doncow po przeprowadzce do Kijowa objął kierownictwo biura prasowego w kolaborującym z Niemcami rządzie Skoropadskiego i kierował Ukraińską Agencją Telegraficzną. Rząd hetmański nakazał rozbroić i rozformować pułk Strzelców Siczowych jako podporę rządów UNR, jednak w końcu sierpnia 1918 r. Skoropadski zezwolił Konowalcowi na odtworzenie w Białej Cerkwi oddziału Strzelców. W tym czasie niemiecki MSZ wysłał na teren Państwa Ukraińskiego P. Rohrbacha, aby z innym geopolitykiem, Axelem Schmidtem, ocenił politykę wewnętrzną Skoropadskiego i zadbał o dobrą współpracę między władzami Niemiec i Ukrainy. Jednak ich ocena tak hetmana, jak i tej współpracy była negatywna. Rohrbach skrytykował nadmierną ekspansywność oraz arogancję niemieckiego Naczelnego Dowództwa w stosunku do ukraińskiej kultury i obyczajów. Po wojnie był w Niemczech jednym z inicjatorów powstałego w maju 1919 r. czasopisma „Ukraine”, którego teksty promujące kontakty między oboma narodami publikowano po ukraińsku, niemiecku i rosyjsku. W latach dwudziestych zainicjował „też utworzenie w Berlinie Instytutu Studiów Ukraińskich oraz wydanej w języku ukraińskim historii Niemiec” (M. Siekierka, jw.). Gdy Państwa Centralne skapitulowały 11 XI 1918 r., pod presją rewolucji w Berlinie i Wiedniu, rozpoczęło się wycofywania wojsk niemieckich tzw. Ober-Ostu z frontu wschodniego, a Skoropadski zmienił taktykę i opowiedział się za natychmiastowym zjednoczeniem Ukrainy z „białą” Rosją – Konowalec na czele Strzelców jako głównej siły zbrojnej wziął udział w powstaniu antyhetmańskim, kierowanym przez Dyrektoriat z Semenem Petlurą na czele. Po rozbiciu wojsk hetmanatu przez Strzelców Siczowych 18 XI 1918 r., Skoropadski

Namier-Niemirowski

Olha Besarab

Omelan Senyk

Polska, która będzie hamować jej rozwój nie tylko w Galicji Wschodniej, ale i na Ukrainie „rosyjskiej”. Niemcy muszą więc wspierać Ukraińców i bronić przed „polską agresją”… (Wikipedia). Tymczasem na początku marca 1918 r. Strzelcy Siczowi Konowalca z Korpusem Zaporoskim Armii UNR i Hajdamackim Koszem Ukrainy Słobodzkiej głównego organizatora armii UNR, Symona Petlury, uwolnili Kijów od bolszewików. Jednak władze UNR, osłabione w walce z nimi i zgodą na faktyczną okupację Ukrainy przez armie

sprawował władzę jeszcze do 14 XII i uciekł w przebraniu z Kijowa razem z Niemcami, Doncow zaś znalazł się w Szwajcarii, gdzie w latach 1919–1921 kierował sekcją prasową i informacyjną misji dyplomatycznej UNR w Bernie. Po restytucji UNR Konowalec odmówił wejścia w skład Dyrektoriatu i przyjęcia rangi atamana. W 1919 r. dowodził dywizją, korpusem i grupą wojsk Armii URL w walkach z Armią Czerwoną, a także Siłami Zbrojnymi Południa Rosji dowodzonymi przez gen. Antona Denikina. Podczas tych walk Strzelcy

sie i Łemkowszczyznę. Jej koncepcję podchwycił i zarekomendował szefowi brytyjskiego Foreign Office, lordowi Georgowi Curzonowi, Philip Kerr, osobisty sekretarz premiera Wielkiej Brytanii, polakożercy Davida Lloyda George’a. Kerr korzystał z rad niskiego rangą urzędnika Foreign Office – Lewisa Namiera alias Ludwika Niemirowskiego, który urodził się w polskiej rodzinie o korzeniach żydowskich i znał realia Europy Środkowo-Wschodniej. To właśnie on był autorem słynnej linii demarkacyjnej wojsk polskich

Stanisław Orzeł

Po wybuchu wojny, 1 VIII 1914 r. liderzy trzech partii Rusinów z Galicji: narodowo-demokratycznej, radykalnej i socjaldemokratycznej – utworzyli Naczelną Radę Ukraińską, na czele której stanął Kost’ Łewyćkyj. 3 sierpnia Rada manifestem wezwała ukraiński lud Galicji do walki po stronie Austro-Węgier o wyzwolenie Ukrainy. Jedną z pierwszych spraw, którymi zajęła się Naczelna Rada, była organizacja oddziału wojskowego, który miał się stać zalążkiem ukraińskiej armii narodowej. Dowództwo austriackie, które wyraziło zgodę na jego sformowanie pod nazwą Ukraińscy Strzelcy Siczowi („ususy”, USS), odnosiło się jednak do USS bardzo chwiejnie: gdy Strzelcy odznaczyli się w walkach, pochwałom nie było końca; w chwilach spokoju na froncie – byli dla Austriaków tylko „rus­ kimi zdrajcami”. W takiej atmosferze wśród „ususów” szerzyły się nastroje pogardy i nienawiści do Austrii. Wielu z nich – zwłaszcza ci, którzy trafili do niewoli rosyjskiej – gotowych było walczyć przeciw Habsburgom, gdyby wymagał tego interes narodowy. Inna sprawa, że dopiero podczas walk

i część Podlasia, a w tajnej klauzuli rząd cesarsko-królewski zobowiązywał się wyodrębnić Galicję Wschodnią ze Lwowem i Przemyślem jako osobny kraj koronny Habsburgów. W zamian za te nabytki kosztem ziem polskich oraz pomoc militarną UNR zobowiązała się dostarczyć do końca czerwca 1918 r. milion ton zboża.

austriackim, internowano w obozach w Huszt i Marmarosz-Sziget lub wcielono do armii austriackiej i wysłano na front włoski. Dowództwo austriackie, faworyzując stronę ukraińską, skierowało wówczas do Lwowa pułki złożone z Ukraińców, a Polaków wysyłało w inne rejony monarchii. Podczas gdy Ukraińcy zaczęli czynić przygotowania

Andrij Melnyk

Jewhen Konowalec

Jewhen Petruszewycz

Julian Hołowinskyj

większość uświadamiała sobie, że nie są ani Rosjanami, ani Polakami, a tym bardziej Austriakami… Od 1914 r. pruski geopolityk Paul Rohrbach w Urzędzie Marynarki Wojennej, a następnie w MSZ starał się uświadomić elitom Niemiec ewentualne korzyści z popierania ludów ciemiężonych w imperium carów, w tym – Ukrainy (M. Siekierka, Niemcy a początki sprawy ukraińskiej, „Polityka Polska” z 8 grudnia 2016). Ostatecznie koncepcję wprzęgnięcia Europy Środkowej i Ukrainy w tryby niemieckich interesów imperialnych sformułował politolog niemiecki Fried­ rich Neumann w książce Mitteleuropa z 1915 r. Według niego ta część Europy i zachodnie kresy Rosji miały być tworem gospodarczo-politycznym podporządkowanym i eksploatowanym przez Niemcy. Tereny zamieszkane w większości przez ludność nieniemiecką miały być anektowane, a pozostałe ludy – stopniowo germanizowane lub madziaryzowane.

Siczowych, który podporządkował się Ukraińskiej Centralnej Radzie. W styczniu 1918 r. Konowalec został wybrany na jego dowódcę, a w lutym uczestniczył w walkach z bolszewikami w Kijowie. Gdy rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej (UNR) został przez bolszewików wyparty z Kijowa i wycofał się do Żytomierza, z inicjatywy Niemiec podjął rokowania w Brześciu. W ich trakcie prezydent M. Hruszewski zwrócił się do Państw Centralnych o pomoc przeciw bolszewikom. W rezultacie do UNR wkroczyły wojska niemieckie i austro-węgierskie. Podczas ich ofensywy 9 II 1918 r. doszło do

Gdy na Ukrainie trwały walki z bolszewikami, w Brześciu doszło do podpisania drugiego, bardziej znanego traktatu pokojowego Niemiec i Austro-Węgier z Rosją bolszewicką: 3 III oba cesarstwa i ich sojusznicy zawarli traktat, na mocy którego Rada Komisarzy Ludowych Rosji uznała, że wymienione w nim państwa powstałe na obszarze imperium carów nie mają wobec niej żadnych zobowiązań. W sprawie Ukrainy Rosja radziecka została zobligowana do bezzwłocznego zawarcia pokoju z UNR, wycofania Armii Czerwonej z jej terytorium oraz zaprzestania działań przeciwko organom władzy UNR. Kiedy przywódcy UNR świętowali podpisanie traktatu brzeskiego i dążyli do jak najszybszej jego ratyfikacji, w Warszawie podał się do dymisji „rząd” Jana Kucharzewskiego, a Rada Regencyjna oświadczyła, że traktat ten jako akt przemocy „odejmuje właściwe znaczenie aktom monarszym” z 5 XI i wobec tego Rada przechodzi do sprawowania swojej władzy z woli narodu…

W

śród nacjonalistów ukraińskich za oddzieleniem Ukrainy od Rosji i współpracą z Austro-Węgrami jednoznacznie opowiedział się Dymitr Doncow, który od studiów na Uniwersytecie w Petersburgu działał w Hromadzie studentów ukraińskich i Ukraińskiej Partii Rewolucyjnej. Po wybuchu wojny przeniósł się w 1914 r. do Berlina, skąd do 1916 r. kierował Służbą Informacyjną Ukraińskiego Klubu Parlamentarnego w Reichsracie Przedlitawii (parlamencie austriackim), wydając jednocześnie w Wiedniu biuletyn „Korrespondenz”. W tym czasie skierował do niemieckich kół politycznych trzy memoriały o konieczności utworzenia państwa ukraińskiego. Po rewolucji lutowej 1917 r. i obaleniu caratu w Rosji wyjechał do Lwowa, gdzie uzyskał doktorat na Wydziale Prawa Uniwersytetu Lwowskiego.

Narodziny problemu Małopolski Wschodniej i Ukrainy Zakurzońskiej Kiedy paryska konferencja pokojowa 25 VI 1919 r. zatwierdziła tymczasową administrację Polski nad Galicją/Małopolską Wschodnią, czyli terenami ogłoszonej 1 XI 1918 r. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL), nieuznawanej przez państwa Ententy, a wycofujący się z Naddnieprza pod naporem Armii Czerwonej rząd UNR wydał 6 XII 1919 r. rozkaz demobilizacji – wyczerpana dwuletnimi walkami armia UNR, aby ratować się przed wybiciem, przeszła na terytorium Rzeczypospolitej. Jej żołnierzy internowano w obozach w Łucku i Równem oraz nakazano rozwiązanie doborowego Korpusu Strzelców Siczowych. Wywołało to niezadowolenie i próby sprzeciwu większości żołnierzy Korpusu, z Konowalcem na czele. Wiosną 1920 r., gdy przed wyprawą na Kijów przeciw Armii Czerwonej doszło do porozumienia Piłsudskiego z Petlurą – uwolniono go i z pełnomocnictwami Petlury wyjechał do Czechosłowacji, aby uzyskać poparcie Ukraińców galicyjskich dla sformowania brygady Armii UNR z żołnierzy Brygady Górskiej Ukraińskiej Armii Halickiej (UHA) internowanych w Czechosłowacji oraz byłych jeńców wojennych armii austro-węgierskiej z niewoli włoskiej. Jednak dyktator ZURL, Jewhen Petruszewycz, aby nie dopuścić do współpracy z Polską przeciw Rosji radzieckiej, storpedował ten plan. Konowalec „nie uzyskał zgody na formowanie brygady i Rada Strzelców Siczowych nakazała mu rozwiązać Korpus. Zlecono mu (…) kontynuowanie działalności w innych formach. To właśnie skutkowało utworzeniem UWO [Ukraińskiej Organizacji Wojskowej – S.O.] na zjeździe działaczy i żołnierzy ukraińskich w Pradze 31 VIII 1920 r. Uczestnicy zjazdu (…) poparli ideę zjednoczenia ziem ukraińskich, przy czym oddziały ukraińskie miały zaprzestać działań przeciwko siłom zbrojnym Rosji Radzieckiej” (D. Gibas-Krzak, Działalność terrorystyczna i dywersyjno-sabotażowa nacjonalistów ukraińskich w latach 1921–1939, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego” 3/10, s. 176–177). Tak oto, gdy Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, w sierpniu na obszarze Galicji dawni oficerowie Armii Halickiej utworzyli organizację podziemną pod nazwą „Wola”, a część oficerów Strzelców Siczowych rozpoczęła we Lwowie organizowanie przeciw Polsce nielegalnych struktur UWO. Jesienią „Wola” została włączona w skład UWO, której nazwa nieprzypadkowo była wzorowana na POW. Celem UWO było organizowanie najpierw dywersji i sabotażu, a następnie poprzez terroryzm wciągnięcie Ukraińców do masowej walki zbrojnej z Polską, aby utworzyć niepodległe państwo ukraińskie na terenach b. Galicji/Małopolski Wschodniej i Wołynia aż po rzekę San. Obszar między Bugiem a Sanem to według nacjonalistów ukraińskich do dziś tzw. Ukraina Zakurzońska (od linii Curzona), obejmująca takie tereny obecnej Rzeczypospolitej Polskiej jak Zasanie, Chełmszczyznę, Podla-

Czy ta aktywność Doncowa była powiązana z siatką wywiadowczą płk. W. Nikolai – można tylko przypuszczać. Podobnie, jak nie da się udowodnić, że to działania tej siatki pchnęły żołnierzy Pułku Wołyńskiego, głównie Ukraińców pozostających pod wpływem ukraińskiej Hromady studenckiej w Piotrogrodzie do przejścia w lutym na stronę demonstrantów – jako pierwszej jednostki armii carskiej! – co miało przełomowe znaczenie w obaleniu caratu. Warto wszakże pamiętać, że przerzucenie Lenina i spółki ze Szwajcarii przez Niemcy i Finlandię w zaplombowanym wagonie do Rosji, w celu jej osłabienia przez wzmocnienie opozycji wewnętrznej – było inicjatywą Nikolaiego… Kiedy wybuchła rewolucja lutowa 1917 r., upadł carat i postępował rozpad imperium carów – we wrześniu 1917 r. rosyjski obóz jeniecki pod Carycynem opuścił i dotarł do Kijowa wzięty do niewoli w 1915 r. jeden z dowódców Ukraińskich Strzelców Siczowych w armii austro-węgierskiej, Jewhen Konowalec (1891–1938). W październiku-listopadzie 1917 r., gdy w Petersburgu w wyniku przewrotu bolszewickiego doszło do drugiej rewolucji, Konowalec wkroczył na arenę dziejów Ukrainy, uczestnicząc w sformowaniu spośród byłych jeńców rosyjskich Galicyjsko-Bukowińskiego Kurenia Strzelców

Sprawa ukraińska podczas I wojny światowej

Siczowi okazali się najbardziej wartościową częścią wojsk ukraińskich.

P Pawło Skoropadski

zawarcia traktatu brzeskiego Państw Centralnych z UNR. Niemcy widziały w nim możliwość importu zboża i innych surowców z Ukrainy oraz kontrolowania „samostijnej” tak, by była przeciwwagą dla Rosji i przyszłej Polski. Znamienne, że do tych rokowań nie została dopuszczona delegacja Królestwa Polskiego proklamowanego po konferencji władz niemieckich i austro-węgierskich w Pszczynie aktem 5 XI 1916 r. W Brześciu bowiem Niemcy i Austro-Węgry odstępowały UNR Chełmszczyznę z Chełmem

od wpływem protestów polskich i bojkotu generalnego w Galicji oraz po przejściu w nocy z 15 na 16 II 1918 r. – w proteście przeciwko warunkom traktatu z 9 II z UNR – części żołnierzy Polskiego Korpusu Posiłkowego, głównie II Brygady Legionów pod dowództwem płk. Józefa Hallera, na stronę rosyjską pod Rarańczą – rząd austriacki wycofał się z przekazania Chełmszczyzny oraz zażądał i uzyskał od rządu URL zwrot dokumentu zawierającego klauzulę o wyodrębnieniu Galicji Wschodniej. Ani Niemcy, ani Austro-Węgry nie ratyfikowały traktatu i nie przekazały UNR terenów na wschód od wyznaczonej nim „granicy”. Jednak stosując zasadę divide et impera, germańscy najeźdźcy pchnęli przeciw sobie bratnie narody słowiańskie: pozostałych żołnierzy Polskiego Korpusu Posiłkowego, objętych poddaństwem


MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI i bolszewickich, przy czym niektórzy historycy uważają, że sfałszował jej zapis, odcinając Lwów i Wilno od Polski. W takiej wersji propozycja linii została 11 lipca 1920 r. podczas konferencji w Spa przekazana przedstawicielom dyplomacji sowieckiej z Ludowym Komisarzem Spraw Zagranicznych Georgijem Cziczerinem na czele.

P

aństwa Ententy i wyłonione przez nie organy prawno-międzynarodowe, takie jak Rada Ambasadorów czy Rada Ligi Narodów do 1923 r. – na mocy traktatu pokojowego z Austrią, która zrzekła się pretensji do tych ziem – uznawały Galicję Wschodnią za terytorium sporne, nie należące do Polski, nad którym same sprawują suwerenność. Ich intencją było zachowanie go dla „białej” Rosji. Dlatego w odniesieniu do niego Ententa próbowała wprowadzić rozwiązania prowizoryczne: status autonomii terytorialnej i 25-letni mandat administracyjny dla Polski, przy zapewnieniu po tym okresie plebiscytu. Władze polskie sprzeciwiały się tym decyzjom, realizując tam politykę integracji z Rzecząpospolitą. Dopiero po utrwaleniu władzy sowieckiej w Rosji i upadku oczekiwań na restytucję „białej” Rosji, 15 III 1923 r. Rada Ambasadorów uznała suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej w Małopolsce Wschodniej, zastrzegając obowiązek nadania autonomii. Jej surogat stanowiła nigdy nie uchylona, ale i nie wprowadzona w życie ustawa Sejmu RP z 26 IX 1922 r. o „zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego, a w szczególności województwa lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego”, ustalająca dla Małopolski Wschodniej status podobny do województwa śląskiego: odrębną kurię polską i ukraińską każdego sejmiku wojewódzkiego o uprawnieniach analogicznych do Sejmu Śląs­ kiego, powołanie w ciągu dwóch lat uniwersytetu ukraińskiego, ukraiński jako równorzędny język urzędowy, zakaz państwowej kolonizacji ziemskiej. W sensie prawno-międzynarodowym był to kres efemerycznych państw ukraińskich: URN i ZURL, której rząd w Wiedniu rozwiązał się. „Wśród wielu prób odpowiedzi na pytanie o przyczyny niepowodzenia ukraińskiej idei niepodległości z lat 1917–1921 dość często powtarzaną jest ta, że źródła tej klęski tkwiły w słabości samego ruchu, a zwłaszcza jego ograniczonych postulatach, które nie odpowiadały wymogom »rewolucyjnego przełomu«. Leon Wasilewski odpowiedzialnością za taki stan rzeczy obarczał ukraińską inteligencję, która co prawda zdołała »wyemancypować się spod kulturalno-językowych wpływów Rosji«, ale w dalszym ciągu pozostawała dotknięta głęboką rusyfikacją polityczną. Jego zdaniem »byli to inteligenci rosyjscy mówiący po ukraińsku, należący do partii, tworzonych na modłę rosyjską, rozumujący formułami i koncepcjami rosyjskimi, tłumaczonymi na język ukraiński«. Wasilewski twierdził, że m.in. Mychajło Drahomanow »utopił« sprawę ukraińską w programie przebudowy Rosji i doprowadził do utrwalenia się wśród inteligencji ukraińskiej »silnej orientacji prorosyjskiej«” (B. Stoczewska, Od „substratu etnicznego” do narodu (na marginesie książki Jarosława Hrycaka, Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu, Lublin 2000), „Przegląd Historyczny” 92/1, s. 105). Nieliczni historycy – jak Ryszard Torzecki (Kwestia ukraińska w polityce III Rzeszy 1933–1945, Warszawa 1972) – dostrzegają, że oprócz złudzeń w sprawie przebudowy Rosji, przyczyną klęski i powodem dalszych tragedii Ukrainy było… przejście nacjonalistów ukraińskich na żołd niemiecki od początków XX w.

Rico Jaryj

trzy strzały, które raniły jednak tylko wojewodę lwowskiego, dr. Kazimierza Grabowskiego. W wyniku natychmiastowej reakcji ze strony ochraniającej marszałka policji zamachowiec został zatrzymany. W ciągu kilku następnych dni siły bezpieczeństwa aresztowały czołowych działaczy nacjonalistycznych, rozbijając lwowską Komendę UWO. W procesie, który odbył się w październiku i listopadzie 1922 r., S. Fedaka i kilku innych działaczy skazano na kilkuletnie wyroki więzienia” za… zamach na życie wojewody. S. Fedak był członkiem zachodnioukraińskiej UHA, która toczyła z Polakami walki o Lwów, i chorążym Armii UNR, szwagrem Konowalca (przez siostrę Olhę) i Andrzeja Melnyka (przez siostrę Sofię) (L. Kulińska, Terroryzm w II RP – Ukraińska Wojskowa Organizacja i Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, „Bezpieczeństwo. Teoria i Praktyka” 2016/2, s. 88).

N

a dalszy rozwój ukraińskich akcji terrorystycznych w Rzeczypospolitej miał wpływ układ między Niemcami (tzw. Republiką

Roman Szuchewycz

Stepan Bandera

Weimarską) a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Radziecką (RFSRR), podpisany 16 IV 1922 r. we włoskim Rapallo. Po jego podpisaniu rozpoczęły się tajne rozmowy Reichswehry i Armii Czerwonej, które doprowadziły 11 VIII 1922 r. do porozumienia o współpracy wojskowej, a po utworzeniu ZSRR w grudniu 1922 r. rozciągnięto je na wszystkie republiki radzieckie, w tym Ukraińską SRR. W tym okresie okazję do rozpętania fali ukraińskiego terroru w Polsce dały rozpisane na 5 XI 1922 r., wybory do Sejmu i Senatu „oraz wydany w związku z tym rozkaz ukraińskiego »dyktatora« Petruszewicza przeprowadzenia ich bojkotu przez ludność ukraińską, na znak protestu przeciwko »okupacji

ichswerze. Rok później w Monachium powstał specjalny ośrodek szkoleniowy dla Ukraińców, a w 1924 r. – (…) kolejny, szkolący dywersantów, terrorystów i szpiegów. Kandydatów mających odbyć szkolenia typował Związek Ukraińskich Oficerów w Niemczech (założony w 1921 r.). Poza tym w Wolnym Mieście Gdańsku zaczęto szkolić ukraińskich dowódców, Abwehra organizowała także szkolenia w Czechosłowacji (Wikipedia). Abwehra za przekazywanie informacji dostarczała UWO pieniądze, broń, a także szkoliła jej członków. Współpracę tę potwierdziły liczne przypadki przejęcia przez polskie władze celne i policję transportów broni i materiałów wybuchowych pochodzących z Niemiec (do akcji terrorystycznych używano m.in. lignosytu, który pochodził z fabryk Kruppa na Górnym Śląsku, a został wyprodukowany – co ustalili specjaliści – w roku 1921 (L. Kulińska, jw., s. 91) i z terytorium Wolnego Miasta Gdańska. Przykładowo w 1923 r. policja w Tczewie wykryła przemyt z Gdańska znacznej ilości materiałów wybuchowych, zorganizowany przez działaczy ukraińskich Mrońskiego i Mojsiewicza (D. Gibas-Krzak, jw., s. 179). „Kiedy w 1923 r. nadzieje Konowalca na zdobycie pieniędzy w Ameryce zawiodły, postanowił zaproponować swe usługi Niemcom i Litwie. (…) W obu krajach za czynne szkodzenie Polsce i szpiegostwo jej wrogowie (…) byli skłonni sowicie zapłacić. Mianowany przez Konowalca Komendantem Krajowym UWO we Lwowie płk And­rzej Melnyk w myśl dyrektyw Głównej Komendy UWO w Berlinie zorganizował w Polsce szeroką sieć wywiadu z głównymi ośrodkami we Lwowie, Przemyślu i Krakowie. Wywiązywanie się z zadań szpiegowskich dla Niemców odbywało się nawet kosztem bieżącej działalności terrorystycznej. Jak dowodził Osyp Dumin w swym memoriale [dla Abwehry – S.O.], dochody z handlu polskimi tajemnicami wojskowymi były krociowe. (…) Jeden skradziony dokument sprzedawany bywał nawet trzykrotnie: Berlinowi, Kownu i Moskwie.

Akcje terrorystyczne Ukraińskiej Organizacji Wojskowej Konsekwencją polityki Ententy w Małopolsce Wschodniej było nasilenie irredenty ukraińskiej i działań terrorystycznych UWO. Pierwszym aktem terroru była już 25 listopada 1921 r. próba zabicia we Lwowie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego przez zamachowców z zachodnioukraińskiej organizacji „Wola”: „Komendant przybył do miasta zawsze wiernego Rzeczypospolitej, aby udekorować je orderem krzyża Virtuti Militari i uczestniczyć w otwarciu Targów Wschodnich”. „Stepan Fedak, syn znanego działacza i adwokata ukraińskiego [dyrektora Towarzystwa Ubezpieczeń „Dnister” we Lwowie – S.O.], mecenasa dr. Stepana Fedaka, oddał

»pierwszym częściowym wystąpieniem UWO«” (L. Kulińska, jw., s. 89). „W maju 1922 r. terroryści ukraińscy zniszczyli kilka budynków magazynowych oraz linie telegraficzne i kolejowe. Latem tego roku podpalili 2300 stogów zboża i liczne budynki gospodarcze w polskich folwarkach. W tym okresie aktywną działalność prowadziły co najmniej trzy grupy liczące 50 członków” (D. Gibas-Krzak, jw., s. 178). Ofiarą padali też Ukraińcy – zwolennicy współpracy ukraińsko-polskiej, na których „z ręki UWO padały strzały bratobójcze. (…) W ten scenariusz wpisało się zabójstwo prof. Sydora (Teodora) Twerdochliba. (…) Zamach terrorystyczny na jego życie miał miejsce 15 X 1922 r. (…) Twórca ukraińskiego bloku wyborczego, tzw. Chliborobów (…) Zginął z rąk UWO za krzewienie idei zgodnego współżycia Polaków i Ukraińców. Z punktu widzenia zasad ukraińskiej organizacji terrorystycznej Twerdochlib był zdrajcą, którego dla zastraszenia innych należało zabić. Zbrodnia ta wywarła ogromne wrażenie na młodych, żądnych czynu »bojowcach«, stając się dla nich swoistym drogowskazem. Śledztwo po zabójstwie Twerdochliba umożliwiło odkrycie wielu tajemnic organizacji. Sparaliżowało to na pewien czas jej działalność, jednak przywódca UWO, Jewhen Konowalec, nie zrezygnował z działań terrorystycznych, zastępując jedynie indywidualne ataki masowymi” (L. Kulińska, jw., s. 88–89). Po rozbiciu struktur krajowych od 1923 r. nacjonaliści ukraińscy, by pozyskać fundusze na działalność terrorystyczną rozpoczęli współpracę z obcymi służbami wywiadowczymi. UWO w Wiedniu nawiązała kontakty z wywiadem niemieckim, czeskim i litewskim. Od 1922 r. członkowie UWO, zgodnie z porozumieniem ukraińsko-niemieckim, odbywali przeszkolenie w Re-

Stepan Fedak jr

Galicji Wschodniej«. UWO podjęła się roli wykonawcy tej proklamacji poprzez: 1) uniemożliwienie przeprowadzenia wyborów, mających stanowić, według dr. Petruszewicza, plebiscyt ludności ukraińskiej za lub przeciw przynależności tego terytorium do państwa polskiego; 2) zwrócenie uwagi zagranicy na ten konflikt i wykazanie, że społeczeństwo ukraińskie nie godzi się z państwowością polską; 3) sterroryzowanie tych Ukraińców (Rusinów), którzy godzili się na wzięcie udziału w wyborach do polskich ciał ustawodawczych. Akcja ta w kronikach UWO nazwana została

KURIER WNET

11

Mapa rozmieszczenia ludności polskiej

Ogromny wspólny niemiecko-ukraiński ośrodek szpiegowski w Gdańsku pod kierownictwem Fedyny pracował pełną parą. Andrzej Fedyna, studiujący na tamtejszej politechnice, był jednym z najaktywniejszych ukraińskich nacjonalistów współpracujących z Abwehrą. (…) Był szefem ekspozytury UWO w Gdańsku. Do jego zadań należało organizowanie przerzutu (…) ludzi z Polski za granicę” (L. Kulińska, Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922–1939, Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, 2009, s. 78). Przez ten ośrodek szpiegowski Abwehry w Gdańsku przeszło wielu późniejszych działaczy OUN i UPA. Był wśród nich m.in. Roman Szuchewycz, który po służbie w Wojsku Polskim pod koniec lat 20. uzupełniał wykształcenie wojskowe na kursach w tym ośrodku, a później w Monachium (Wikipedia). Adiutantem Fedyny był tam Orest Semczyszyn, podejrzewany przez polskie władze o współudział w organizowaniu ucieczki zabójców ministra Bronisława Pierackiego (1934 r.) – Mykoły Łebedia i Darii Hnatiwśkiej – do Gdańska. Wydany przez Hitlera Łebed’ został objęty amnestią, a 5 IX 1939 r. zbiegł z transportu ewakuacyjnego więźniów i od listopada 1939 r. do marca 1940 r. był – nieprzypadkowo – komendantem szkoły wywiadowczo-dywersyjnej założonej przez Abwehrę w Zakopanem z inicjatywy OUN (Wikipedia). Głównym organizatorem współpracy z Niemcami z ramienia Komendy Naczelnej UWO był bliski współpracownik J. Konowalca – Rik Jaryj (Jary), który jako długoletni agent niemieckich służb specjalnych w 1923 r. wyjechał do Bawarii na szkolenie dywersyjno-wywiadowcze, a dla kontrolowania UWO został oddelegowany do niej przez Niemców w charakterze kierownika politycznego i pod

prężnym ośrodkiem była gdańska organizacja studencka Osnowa. W założeniu miała ona finansowo wspierać studentów narodowości ukraińskiej oraz prowadzić działalność kulturalno-oświatową. W rzeczywistości jednak dostarczała młodych ludzi do bojówek przerzucanych do Polski oraz rekrutowała spośród studentów ukraińskich agentów i kurierów, którzy wykonywali zadania na rzecz terrorystów UWO” (D. Gibas-Krzak, jw., s. 181).

W

spomniany O. Dumin był szefem wywiadu UWO. W lutym 1924 r. policyjna defensywa dokonała aresztowań wśród jego sympatyków i znajomych. Podczas rewizji w mieszkaniu Olgi Besarab i Stepaniji Sawićkiej znaleziono materiały szpiegowskie Dumina, które pozostawił u nich jako zaufanych członkiń ruchu ukraińskiego, zanim zbiegł do Berlina. Nastąpiły dalsze aresztowania, do śledztwa włączono oficerów kontrwywiadu wojskowego Oddziału II SG WP, a dzięki zeznaniom byłego żołnierza ukraińskiego Wasyla Kowałenki defensywie udało się rozbić Kierownictwo Krajowe UWO i aresztować 9 lutego komendanta UWO na kraj – płk. Andrzeja Melnyka (który później został przywódcą OUN, a od 1939 r. był prowadzony przez Abwehrę jako agent pod pseudonimem Konsul I) (Wikipedia). „Z zeznań członków rozbitej siatki konspiracyjnej uzyskano informacje, że część z nich przeszła w Niemczech szkolenie, w którym jako instruktorzy mieli uczestniczyć oficerowie Reichswehry” (D. Gibas-Krzak, jw., s. 179). Ze śledztwa wynika, że materiał wywiadowczy był przekazywany do Berlina, gdzie następował jego podział: część danych, m.in. dotycząca struktur i uzbrojenia pułków Wojska Polskiego, przekazywano mjr. Lieserowi lub jego zastępcy, kpt. Rau,

Olha Besarab, oskarżona o współudział w szpiegostwie na rzecz Niemiec, popełniła w więzieniu samobójstwo, a władze polskie są winne w tej sprawie kilku poważnych błędów proceduralnych. „Ukraińcy wysunęli wobec polskiej policji oskarżenie, że Besarab zmarła w wyniku tortur, a samobójstwo zostało zainscenizowane, aby uchronić funkcjonariuszy od odpowiedzial­ ności. Po nagłośnieniu sprawy do rządu polskiego napłynęły pytania i petycje z różnych stron świata, zarówno od polityków i dziennikarzy, jak i organizacji kobiecych, w tym Międzynarodowej Ligii Kobiet”. Wykorzystując tragedię, ukraińscy nacjonaliści prowadzili działania ideologiczno-propagandowe na arenie międzynarodowej, „gdzie starali się przedstawiać problem ukraiński jako walkę o wolność narodu represjonowanego przez polską administrację. (…) Aktywność ukraińskich nacjonalistów w Lidze Narodów i na arenie międzynarodowej była wielokrotnie wykorzystywana przez Niemcy i ZSRR, które zmuszały ministrów RP do odpowiedzi na pytania o sytuację mniejszości ukraińskiej w Polsce” (D. Gibas-Krzak, jw., s. 180). Zachód nie zwracał uwagi na ukraiński terroryzm w Polsce, ale chętnie ulegał manipulacjom Niemiec czy Rosji radzieckiej, które nim sterowały… O kierunkach zagranicznych powiązań UWO świadczą wydarzenia po 5 XI 1924 r., gdy jej członek Teofil Olszanśkij dokonał nieudanego zamachu na prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Zamachowcowi udało się zbiec do Niemiec. Ukrywał się prawdopodobnie w koszarach Reichswehry w Malborku (Archiwum Akt Nowych, Zespół MSW, sygn. 1255, s. 9–11, za: D. Gibas-Krzak, jw., s. 178). Istnieją poszlaki wskazujące, że do zamachu zainspirowali go agenci radzieckiego wywiadu. Jednak kierunek ucieczki wskazuje na ich ścisłą współpracę z Niemcami.

N

Sydor Twerdochlib

Walter Nikolai

pretekstem prowadzenia badań naukowych szpiegował na rzecz Abwehry i zbierał dane o sytuacji w Polsce i jej potencjale zbrojeniowym (Wikipedia). „Miał on wielu znajomych wśród kadry armii niemieckiej i polityków skrajnej prawicy. Od połowy lat 20. utrzymywał bliskie kontakty z działaczami niemieckiej partii narodowo-socjalistycznej. Do grona bliskich znajomych Jarego zaliczał się Alfred Rosenberg. Na rzecz wywiadu niemieckiego pracowały również ukraińskie stowarzyszenia studenckie i młodzieżowe, działające zarówno na emigracji, jak i w Polsce. Szczególnie

pozostała część – Poselstwu ZSRR w Berlinie, skąd otrzymywano środki techniczne i finansowe. Z kolei wywiad niemiecki zapewniał członkom siatek wywiadowczych łączność i szkolenie (Zestawienie polikwidacyjne organizacji szpiegowskiej Olgi Besarabowej i tow. z 4 VII 1924 r., CAW, Oddz. II SG, sygn. I.303.4.156., za: D. Gibas-Krzak, jw., s. 180). Śledztwo w sprawie tej siatki konspiracyjno-szpiegowskiej UWO wykazało, że jej ścisła współpraca szpiegowska z Abwehrą trwała nieprzerwanie od początku lat 20. XX w.

iemiecko-radziecką współpracę służb specjalnych potwierdzają emigracyjne losy Konowalca i Petruszewycza: zagrożony we Lwowie przez władze polskie Konowalec wyjechał przez Czechosłowację do Niemiec, Szwajcarii i Włoch. W Wiedniu utworzył Komendę Wojskową UWO, za pomocą której chciał kierować akcjami sabotażowymi w Polsce. Szybko wszedł w spór z Petruszewyczem, który chciał podporządkowania UWO rządowi emigracyjnemu ZURL. Jednak po decyzji Rady Ambasadorów z 15 III 1923 r. Petruszewycz rozwiązał swój emigracyjny rząd i z najbliższymi współpracownikami przeniósł się do… „Berlina, gdzie miał większe możliwości działania niż w stolicy Austrii. W Berlinie nawiązał w połowie 1923 r. poufny kontakt z Władimirem Aussemem – posłem USRR, a następnie radcą poselstwa ZSRR w Republice Weimarskiej. (…) Moskwa zaczęła finansować emigracyjny ośrodek ZURL, finansowanie Petruszewycza i jego środowiska przez ZSRR trwało od połowy 1923 do początku lat 30. XX w. W okresie 1929–31 wysokość regularnych dotacji na utrzymanie dyktatora i »jego berlińskiego aparatu« z budżetu Ciąg dalszy na następnej stronie


12

MA J 2O2O

KURIER·ŚL ĄSKI

P

o odzyskaniu niepodległości w 1918 roku dzień 3 maja został ustanowiony przez Sejm Ustawodawczy jako święto państwowe uchwałą z dnia 29 kwietnia 1919 r. w której czytamy „Dzień trzeci maja jako rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy”. W tym czasie na Górnym Śląsku kwestia przynależności państwowej była nierozstrzygnięta. O losach mieszkańców tego regionu miały zdecydować rokowania pokojowe, które trwały w Paryżu. Władze niemieckie wszelkimi sposobami zwalczały działalność polskich organizacji i stowarzyszeń, chcąc przekonać opinię międzynarodową, że miejscowa ludność pragnie przynależności do Niemiec. Ponieważ na całym obszarze Górnego Śląska obowiązywał stan oblężenia, Polacy wykorzystali wolny od pracy dzień 1 maja 1919 roku na uroczyste obchody święta narodowego. W Katowicach odbyła się dwugodzinna manifestacja, która zgromadziła od 50 do 70 tysięcy Polaków przybyłych z Mysłowic, Królewskiej Huty i okolicznych wsi. W Bytomiu zebrała się ludności polska z pobliskich gmin, domagając się przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Przy akompaniamencie siedmiu orkiestr przemaszerowało około 40 tysięcy osób z czterdziestoma sztandarami, niosąc prawie sto tablic z hasłami politycznymi. W wielu innych miejscowościach odbyły się podobne wiece i pochody, w których łącznie wzięło udział około 250 tysięcy osób.

R

ok później Polacy z Górnego Śląska w oczekiwaniu na plebiscyt, który miał rozstrzygnąć o przyłączeniu tej ziemi do Polski lub Niemiec, manifestowali publicznie swoje uczucia patriotyczne. Dzień 3 maja 1920 roku wypadał w poniedziałek i nie był dniem wolnym od pracy, dlatego w większości miast obchody święta narodowego odbyły się w niedzielę 2 maja. Prasa polska zachęcała ludność do udziału w uroczystości słowami: „Dzień 3-go Maja Roku Pańskiego 1791-go to dzień największej chwały i chluby Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ustanawiając w dniu tym nową konstytucję krajową, na owe czasy bardzo wolnościową i postępową, wpięła Polska do korony zasług swoich brylant najczystszy i najwspanialej jaśniejący.

i szeroki, wszędzie zebrały się wielkie rzesze rodaków i rodaczek naszych, aby przed całym światem dać dowód naszej polskości. Zgromadzili się starzy i młodzi, aby dać dowód swej polskości, wszyscy przejęci jedną myślą: uczcić godnie Konstytucję 3 maja równie z braćmi innych ziem polskich”.

W Święto 3 maja w Chorzowie, lata 30. XX w.

ZE ZBIORÓW AUTORKI

Tradycję obchodzenia rocznic Konstytucji 3 maja zapoczątkowano już rok po jej uchwaleniu. W latach niewoli ranga tego wydarzenia rosła w narodowej pamięci szczególnie na terenach polskich przynależnych do państwa pruskiego, zwłaszcza wśród mieszkańców Górnego Śląska. Wyjątkowo uroczyste były obchody w 1916 roku, w 125 rocznicę jej uchwalenia.

Święto Narodowe 3 maja na Górnym Śląsku Renata Skoczek

Słusznie przeto Sejm polski postanowił, aby kraj cały pamiątkę dnia tego corocznie uczcił obchodami i świętem uroczystym”. We wszystkich miejscowościach Górnego Śląska odbyły się pochody, które zgromadziły od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób. Najliczniejsze manifestacje odbyły się w Katowicach i Bytomiu, zgromadziły po 80 tysięcy Polaków. W Katowicach pochód trwał dwie i pół godziny przy akompaniamencie 26 orkiestr. Naliczono 500 chorągwi, w tym sztandary różnych polskich organizacji oraz flagi narodowe. W Bytomiu gospodarze i członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” otwierali konno pochód, w którym uczestniczyło wiele kobiet ubranych w stroje ludowe. Liczny był udział uczestników pierwszego powstania śląskiego. W Zabrzu ogromny pochód sformowało prawie 70 tysięcy ludzi ze 120

sztandarami. Do tłumów przemawiało 5 mówców, wskazując na wiekopomne znaczenie Ustawy Trzeciego Maja. W Rybniku manifestowało 48 tysięcy mieszkańców powiatu rybnickiego z udziałem aż 36 orkiestr i 250 sztandarów. Pochodom przyglądali się obecni

Msza św. przed ratuszem w Chorzowie w święto 3 maja, ok. 1935 r.

Dokończenie ze str. 11

Ukraiński terroryzm antypolski na żołdzie Abwehry

Wilhelm Groener

Stanisław Orzeł pełnomocnika Narkomindiełu (ludowy komisariat spraw zagranicznych ZSRR) wynosiła 1000–1200 USD miesięcznie. W konsekwencji w latach 1924–1929 Petruszewycz przeszedł na pozycje prosowieckie, popierając tzw. politykę ukrainizacji na Ukrainie Sowieckiej (prowadzoną w latach 1922–1929 przez bolszewików)” (Wikipedia). Konowalec, po kilku kolejnych niefortunnych

dla siebie i UWO decyzjach politycznych (m.in. był autorem prosowieckiego zwrotu), przestał być autorytetem dla Ukraińców, a w końcu został zmuszony do złożenia dymisji ze stanowiska szefa UWO. Na emigracji utrzymywał nadal kontakty z kolejnymi szefami Abwehry, następcami płk. W. Nikolaiego: płk. F. Gemppem (1921–1925), mjr. G. Schwantensenem (1925–1929),

Życie kulturalne w czasach epidemii zosta­ło sparaliżowane. Paraliż nie dotyczy jednak najmłodszej literatury. Po raz trzydziesty ósmy odbędzie się bowiem Przegląd Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej „Lipa” pod patronatem prezydenta Bielska-Białej.

uciążliwościami życia w domowej niewoli może stanowić źródło inspiracji. Pod pewnymi względami stan epidemii zaczyna bowiem przypominać stan wojenny, który był doświadczeniem życia naszego pokolenia. Waszym przeżyciem pokoleniowym jest teraz zaraza i wprowadzone przez władze restrykcje i nakazy. Myślimy, że macie szanse, aby sprostać zarazie literacko: ujawnić codzienną tragedię, makabrę i groteskę. Z własnego doświadczenia wiemy, że dobrze w tym celu pisać dziennik. Można też szkicować własne czy cudze przypadki życiowe na bieżąco, aby później zrobić z nich wycyzelowane „perełki literackie” – werystyczne, brutalne lub subtelne opowiadania, błyskotliwe nowele, poetycką prozę. W literackim „zwalczaniu” pandemii ważna jest szybkość, gdyż nawet wspaniałe realia i szczegóły po pewnym czasie odchodzą na zawsze w niepamięć. Ergo: zadbajcie o to, aby – jak mawiał Czesław Miłosz – spisać czyny i rozmowy. Bardzo serdecznie zapraszamy Was do piór i klawiatur. Dla najlepszych znajdzie się miejsce w „lipowej” antologii z setką najcelniejszych prac stu młodych artystów pióra. Wierzymy, że efekt będzie poruszający, co najmniej jak Orkanowy „Pomór” lub „Dżuma” Camusa – czytamy w apelu podpisanym m.in. przez organizatorkę „Lipy” – dyrektorkę Środowiskowego Centrum

Ogólnopolski konkurs literacki dla młodzieży

J

Jan Picheta

est to najstarszy konkurs literacki w Polsce, gdyż odbywa się nieprzer­wanie od 1983 roku. Co ciekawe – nie ma w nim gradacji nagród. Uhonorowanych zostaje każdorazowo stu młodych ludzi pióra, których teksty znajdują miejsce w specjalnie wydanej antologii z najlepszymi utworami „lipowymi”. Niezwykłe także jest to, że konkurs literacki organizuje – od 37 już lat – spółdzielnia mieszkaniowa, a mianowicie bielska SM „Złote Łany”, którą od 40 lat kieruje prezes Eugeniusz Cebrat! To chyba jedyny taki przykład zaangażowania spółdzielców w literacki rozwój młodych ludzi z całej Polski. Laureatami „Lipy” byli m.in. prof. nauk biologicznych, poeta Janusz Bujnicki z Wadowic, aktorka Starego Teatru w Krakowie Ewa Kaim, dziennikarze

Grzegorz Markowski i Małgorzata Mrowiec, prof. slawistyki UW Patrycjusz Pająk, dramaturg i prozaik Artur Pałyga, piosenkarka i poetka Aneta Ryncarz (wszyscy z Bielska-Białej) i laureatka Nagrody Kościelskich Jolanta Stefko z Lipowej. Przegląd już 24. raz ma charakter ogólnopolski. W tym roku organizatorzy – ze względu na epidemię – dopuścili po raz pierwszy w historii konkursu do przesyłania tekstów za pomocą poczty elektronicznej. Zachęcają również do pisania o… zarazie. Wystąpili bowiem z takim oto apelem do uczestników konkursu. – Zdajemy sobie sprawę, że ze względu na ogłoszony w kraju stan epidemii Wasza twórczość literacka może być bardzo utrudniona. Z drugiej jednak strony – zmaganie z narastającymi

w miastach żołnierze wojsk sprzymierzonych, a Polacy nieśli obok polskich chorągwi również flagi narodowe francuskie, włoskie i brytyjskie. Łącznie w uroczystościach wzięło udział prawie 500 tysięcy polskiej ludności, a prasa relacjonowała: „Jak Górny Śląsk daleki ZE ZBIORÓW AUTORKI

płk. F. Bredowem (1929–1932), kmdr. C. Patzigiem (1932–1934), a od stycznia 1935 r. z admirałem Canarisem (K. Grunberg, B. Sprengel, Trudne sąsiedztwo, Warszawa 2005, s. 355). Po ucieczce Konowalca i aresztowaniu Melnyka w 1924 r. stanowisko Krajowego Komendanta UWO objął Julian Hołowińskyj. Mając na uwadze współpracę niemiecko-radziecką po Rapallo, można założyć, że nie przez przypadek pod jego dowództwem w latach 1924–26 wyspecjalizowana jednostka UWO zwana „lotną brygadą” dokonała „co najmniej kilkunastu ataków na urzędy i ambulanse

1921 roku sprawująca władzę na obszarze plebiscytowym Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa wydała rozporządzenie zabraniające wszelkich pochodów i manifestacji. Wojciech Korfanty jako polski komisarz plebiscytowy skierował do ludności polskiej odezwę, w której zapewniał, że rozporządzeniu Komisji Międzysojuszniczej „chętnie się poddajemy, bo stoimy u wrót wolności, już tylko nieliczne dni dzielą nas od świętej chwili, kiedy będziemy wolni i zjednoczeni z Macierzą Polską”. W nocy z 2 na 3 maja wybuchło III powstanie śląskie, w wyniku którego w czerwcu 1922 roku część Górnego Śląska została przyłączona do Polski. W następnym roku święto 3 maja było w województwie śląskim szczególnie uroczyste, bo po raz pierwszy obchodzone w państwie polskim jako oficjalne święto państwowe, co dodało mu jeszcze większego splendoru. W 1925 roku rangę religijnych obchodów zwiększyło ustanowienie tego dnia Świętem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. W latach międzywojennych rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja obchodzono na Górnym Śląsku bardzo podniośle, bo w tym dniu świętowano również kolejne rocznice wybuchu III powstania śląskiego. Na afiszach rozklejanych w 1934 roku w Chorzowie czytamy: „Na ziemi śląskiej 3 Maj to ponadto pamiątka bohaterskiego zrywu ludu polskiego do zbrojnej walki o wolność i zjednoczenie z Ojczyzną – Polską”. Z okazji majowego święta we wszystkich miejscowościach zarówno domy, jak i budynki użyteczności publicznej dekorowano biało-czerwonymi chorągwiami, a okna ozdabiano okolicznościowymi nalepkami. Wieczorem w przeddzień uroczystości odbywał się ulicami miast przemarsz oddziałów wojskowych przy akompaniamencie orkiestr, tak zwany capstrzyk, w którym uczestniczyli członkowie Związku Powstańców Śląskich oraz innych organizacji kombatanckich. W dzień

pocztowe, rabując kilkaset tysięcy złotych, zajmowała się podpaleniami domów należących do polskich osadników, obrzucaniem bombami posterunków policji, dworców i torów kolejowych. Wymierzała” też wyroki śmierci na Ukraińcach szukających porozumienia z Polakami, którzy „rozmywali podziały”. W 1925 r. „Polskę obiegła wieść o dokonaniu przez UWO napadu na urząd skarbowy… w Śremie niedaleko Poznania [przy granicy z Niemcami. Czyżby we współpracy z Abwehrą? – S.O.]. W tym samym roku Ukraińcy pod wodzą samego Hołowińskiego

rocznicy orkiestry wojskowe odgrywały o godzinie 6 lub 7 pobudkę, a następnie członkowie organizacji i towarzystw maszerowali ulicami miasta do Rynku, gdzie przy ratuszu odprawiano polową Mszę Świętą przy udziale władz i reprezentantów wszystkich urzędów oraz uczniów miejscowych szkół. Następnie odbywały się głównymi ulicami miast defilady oddziałów wojskowych i różnych organizacji oraz stowarzyszeń. W programie uroczystości najczęściej znajdowało się składanie wieńców pod

ZE ZBIORÓW BIBLIOTEKI NARODOWEJ W WARSZAWIE

KURIER WNET

Cegiełka na Dar Narodowy 3 maja, lata 30. XX w.

pomnikami Powstańców Śląskich. Po południu odbywały się festyny ludowe połączone z koncertami, występami i różnymi zabawami oraz zawodami sportowymi. Wieczorem odbywały się uroczyste akademie z udziałem orkiestry wojskowej, miejscowych chórów i uczniów szkół gimnazjalnych. W 1937 roku święto narodowe było połączone z obchodami piętnastolecia objęcia Śląska przez Polskę. Co roku w dniu święta odbywała się zbiórka pieniędzy na cele oświatowe pod hasłem „Dar narodowy 3 maja”. Na afiszach zachęcano, aby nie szczędzić grosza do puszek podczas zbiórki ulicznej na Dar Narodowy przeznaczony na oświatę ludową. Święto 3 maja było też doskonałą okazją do wręczania nagród i poświęcenia sztandarów różnych organizacji i szkół. Ostatni 3 maja przed wybuchem wojny przebiegał pod znakiem manifestowania gotowości do obrony granic i z tej okazji odbywało się przekazywanie armii sprzętu wojskowego ufundowanego przez społeczeństwo. K

przeprowadzili napad na Pocztę Główną we Lwowie, podczas którego ich łupem padła astronomiczna kwota 100 tysięcy polskich złotych. Większość członków brygady została aresztowana przez policję w listopadzie 1925 roku. Wiosną 1926 r. w rękach policji znalazł się sam Hołowiński. Po jego aresztowaniu sytuacja uspokoiła się na około dwa lata” (S. Błażejewska, „Trzeba terroru – uczyńmy go piekielnym!” Powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Polskie Radio.pl, 27.01.2020). K Źródło zdjęć: Wikipedia Dokończenie w następnym numerze

FOT. SPÓŁDZIELCZE CENTRUM KULTURY „BEST” PRZY SM „ZŁOTE ŁANY” W BIELSKU-BIAŁEJ

Kultury „Best” SM „Złote Łany”, Irenę Edelman.

A

dresatami apelu są dzieci i młodzież z Polski i innych krajów, w których żyją młodzi Polacy. W przeglądzie mogą bowiem wziąć udział uczniowie szkół podstawowych i średnich, którzy nadeślą swoje prace literackie pod adresem: Spółdzielcze Centrum Kultury „Best” przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Złote Łany”, 43-300 Bielsko-Biała, ul. Jutrzenki 22 z dopiskiem Lipa ’2020. Tematyka i rodzaj literacki utworów są dowolne. Ilość prac jest ograniczona do sześciu tekstów. W przypadku utworów prozatorskich lub dramatycznych objętość prac ograniczono do pięciu stron znormalizowanego

maszynopisu (9000 znaków). Warunkiem udziału jest nadesłanie samodzielnie napisanych utworów (nigdzie wcześniej niepublikowanych) w trzech egzemplarzach (pisanych na komputerze). Utwory należy opatrzyć słownym godłem (pseudonimem); to samo godło należy wpisać do karty zgłoszenia, która jest jedyną informacją o autorze. Do utworu pełnoletni uczestnicy dołączają zgodę na udział w konkursie oraz przetwarzanie i publikację ich danych osobowych (Załącznik nr 2 do karty zgłoszenia). W przypadku osób niepełnoletnich powyższą zgodę wyrażają ich rodzice – opiekunowie prawni (Załącznik nr 1 do karty zgłoszenia). Utwory wraz z załącznikami można również przesyłać pocztą elektroniczną pod adresem: lipa@sm-zlotelany.pl – tam

też można kierować pytania. Termin nadsyłania prac wraz z kartami uczestnika upływa 5 czerwca 2020 r. Jury pod kierunkiem Tomasza Jastruna wybierze 100 prac 100 najlepszych autorów, które będą opublikowane w „lipowej” antologii. Lista finalistów zostanie ogłoszona na stronie www.sckbest.pl do 7 września 2020 r. Wręczenie nagród i warsztaty literackie prowadzone przez jurorów odbędą się 23 października 2020 r. Regulamin, karta zgłoszenia z załącznikami oraz dodatkowe informacje są dostępne na stronie www.sckbest.pl. A zatem, młodzi literaci – do piór i klawiatur! Może „lipowa” antologia stanowić będzie w tym roku szeroką literacką panoramę czasów zarazy widzianych oczyma młodych Polaków? K


MA J 2O2O

Nr 71

K ·‒ L O ‒·SP ‒· K O ‒ ·IL · SK· K‒ U · A‒ R ‒ I ‒ E ‒ R W ‒ I ‒ E ‒ L ‒W K · ‒ IO· E‒ ·PL ‒ ·O

KURIER WNET

Maj · 2O2O

1

Papież na czasy potopu Jan Paweł II pojawił się jako duchowy i fizyczny atleta, a dzięki swojej charyzmie i medialnemu mistrzostwu zajął czołowe miejsce w zbiorowej wyobraźni. Co miał on wspólnego z noblistą Bobem Dylanem? Wbrew pozorom całkiem sporo –twierdzi Henryk Krzyżanowski.

Jolanta Hajdasz

A

Z

E

T

A

NN

II

EE

CC

O O

D D

ZZ

II

EE

N

N

A

2

Klimatyzacja największym przyjacielem wirusa? Wirus ma nielekko. Nie lata, nie pływa, nie biega – może tylko czekać na okazję. Jak widać, ta okazja nadarza się całkiem często. W moim przekonaniu zwielokrotnia ją wszechobecna klimatyzacja. „Stary marynarz” Jan Martini dzieli się swoim doświadczeniem.

Może dochodzić do zwiększania obecności kapitału zagranicznego w spółkach kosztem kapitału polskiego. Aby temu zapobiec, warto podejmować działania obronne. Dużą rolę ma do odegrania w tej sprawie Polski Fundusz Rozwoju. Między innymi także i z tego powodu od pewnego czasu proponuję, aby NBP mógł nabywać akcje spółek.

Warto bronić polskiej własności w dobie koronawirusa Eryk Łon

Instrumenty standardowe i niestandardowe NBP NBP w obecnej sytuacji powinien być gotów podjąć różne działania mające na celu złagodzenie skutków kryzysu wywołanego przez epidemię korona­ wirusa. Paradoksalnie obecna sytua­ cja pokazuje znaczenie instrumentów standardowych. Okazuje się bowiem, że banki centralne na całym świecie, w tym NBP, dokonały obniżenia stóp procentowych, czyli posłużyły się in­ strumentem uznawanym za standar­ dowy, konwencjonalny. Ponadto bar­ dzo ważne jest, aby w obecnej sytuacji myśleć elastycznie i dopuścić możli­ wość stosowania instrumentów nie­ typowych. Więcej na ten temat moż­ na się dowiedzieć z mojego wywiadu dla Radia Wnet (emisja 17 kwietnia br.) Warto zauważyć, że NBP w prze­ szłości już stosował instrumenty nie­ standardowe, na przykład w 1997 roku przyjmował bezpośrednio od ludności lokaty terminowe, chcąc tym samym wpłynąć na oprocentowanie tych lokat w bankach komercyjnych. Tym samym NBP wykonywał pewne działania, któ­ re są charakterystyczne dla banków komercyjnych. Spełniał więc rolę tak zwanego monobanku rynkowego. Te­ raz mógłby po prostu znów spełniać tę rolę, tyle że nie na gruncie działalności depozytowej, a kredytowej. Co ciekawe, np. Bank Indonezji upodabnia się do monobanku rynko­ wego. Z ostatniego komunikatu tego banku centralnego wynika, iż może on zacząć kupować obligacje skarbowe bez­ pośrednio od rządu już w przyszłym tygodniu.

NBP broni polskiej gospodarki Zakres pomocy finansowej dla polskich podmiotów gospodarczych można do­ stosowywać do potrzeb gospodarki. Bę­ dzie on zależał od przebiegu epidemii, od tego, jak szybko dojdzie do odmro­ żenia całej gospodarki. Rząd podjął już stosowne działania i to jest bardzo po­ zytywne. Dzięki temu uczestnicy życia gospodarczego dostrzegają, że mamy do czynienia ze zgodnym współdziałaniem rządu i banku centralnego. To pokazuje, że w gruncie rzeczy cel rządu i banku centralnego jest taki sam: budowanie dobrobytu społecznego.

Warto zwiększać rezerwy walutowe NBP Zakres możliwości finansowania gospo­ darki polskiej przez NBP zależy m.in. od tego, jaka jest relacja aktywów polskiego banku centralnego do PKB. Z tego po­ wodu warto zwiększać tę relację. Można pójść drogą czeską. W Czechach wzrosła relacja rezerw walutowych do PKB. Jest to o tyle ważne, że aktywa zagraniczne stanowią czasami bardzo duży odsetek aktywów banku centralnego. W latach 2011–2012 relacja rezerw walutowych

do PKB wynosiła w Czechach zaledwie kilkanaście procent, a obecnie jest to około 60%. W Polsce w tym samym cza­ sie udział rezerw walutowych do PKB niewiele się zmienił, oscylował wokół 20%. Dzisiaj wynosi nieco powyżej 20%. Wzrost relacji rezerw walutowych do PKB w Czechach był wynikiem m.in. interwencji walutowych mających na celu osłabienie kursu korony czeskiej.

Obrona polskich przedsiębiorstw przed „wrogim przejęciem” przez obcy kapitał Spadki cen akcji na GPW powodują, że akcje wielu spółek osiągnęły ceny, przy których poziomy wskaźników, takich jak cena/wartość księgowa, cena/zysk netto i podobnych, są bardzo niskie i za­ chęcające do kupna. Może to skłaniać zagranicznych inwestorów do przejmo­ wania sporych pakietów akcji naszych

spółek, a przez to do zwiększania obec­ ności kapitału zagranicznego w tych spółkach kosztem kapitału polskiego. Aby temu zapobiec, warto podejmować działania obronne. Dużą rolę ma do odegrania w tej sprawie Polski Fundusz Rozwoju. Między innymi także i z tego powodu od pewnego czasu proponuję, aby NBP mógł nabywać akcje spółek. Generalnie uważam, że NBP móg­ łby wykorzystywać skup aktywów, w tym obligacji korporacyjnych, a także akcji polskich spółek notowanych na giełdzie warszawskiej. W tym drugim przypadku za pomocą tego instrumentu można by przeciwdziałać przejmowaniu rodzimych przedsiębiorstw przez ka­ pitał zagraniczny. Uważam, że jednym z faktycznych zadań banku centralnego powinno być podejmowanie wszelkich działań mających na celu odzyskiwanie, utrwalanie i poszerzanie polskiej włas­ ności w naszej gospodarce.

Dwa kanały oddziaływania banku centralnego na gospodarkę Podstawowym kanałem, za pomocą którego bank centralny oddziałuje na gospodarkę, jest kanał kredytowy. Mó­ wiąc inaczej, bank centralny udziela kredytów bankom komercyjnym, któ­ re na tej podstawie udzielają kredytów osobom fizycznym i podmiotom gos­ podarczym. Zakłada się, że ten kanał jest kluczowy, a często wystarczający. Może się jednak zdarzyć w pewnych wyjątkowych sytuacjach (jak np. osła­ bienie gospodarki epidemią korona­ wirusa), że także użycie kanału rynku akcji i rynku obligacji korporacyjnych może być potrzebne. Warto zresztą za­ uważyć, że rynek kapitałowy, którego elementem jest zarówno rynek akcji, jak i rynek obligacji korporacyjnych, Dokończenie na str. 5

AKO w sprawie wyborów prezydenckich

W

raz ze zbliżaniem się ustalonej daty wyborów prezydenckich nasila się polityczna polemika i medialna gorączka wokół ich terminu, wyznaczonego zgodnie z art. 128 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Powołując się na sytuację związaną z epidemią covid-19, niektóre środowiska polityczne gwałtownie sprzeciwiają się przeprowadzeniu wyborów w konstytucyjnym terminie (między 28 kwietnia a 23 maja), podnosząc sprawę czy to zagrożenia zdrowia wyborców, czy to przewidywanych trudności organizacyjne i formalne związane z głosowaniem korespondencyjnym. Wskazywane przez przeciwników elekcji prezydenckiej alternatywne koncepcje okazują się jednak niemożliwe do przyjęcia. Próby zmiany konstytucyjnych regulacji sprawowania Najwyższego Urzędu przez wydłużenie kadencji nie znalazły parlamentarnego porozumienia. Głęboki niepokój budzi też zamysł wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Taka nadzwyczajna regulacja miałaby być zastosowana instrumentalnie wyłącznie w celu przesunięcia terminu wyborów.

2

Tymczasem do walki z epidemią wystarczają skuteczne i ogólnie akceptowane środki wprowadzone przez Rząd RP na podstawie przepisów Ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (przyjętej w 2008 r. na wniosek rządzącej koalicji PO-PSL). Wykorzystanie stanu klęski żywiołowej mogłoby przesunąć wybory najwyżej o parę miesięcy, a nie ma żadnej pewności, że sytuacja epidemiologiczna ulegnie w tym czasie wyraźnej poprawie. Prezydent RP jest konstytucyjnym gwarantem ciągłości władzy państwowej. Stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa Państwa. Odkładanie elekcji Głowy Państwa na nieprzewidywalną przyszłość byłoby karygodnym brakiem roztropności i dalekowzroczności. Obecna epidemia ma skalę globalną i wiadomo już, że pozostawi nam do przezwyciężenia głęboki kryzys społeczny i ekonomiczny. Niewątpliwie przewartościuje ona ład światowy; może doprowadzić do przywrócenia ładu moralnego w funkcjonowaniu społeczności, lecz niesie też zagrożenia wobec wartości, które są najcenniejsze dla

każdej wspólnoty obywatelskiej – w tym suwerenności, nie tylko politycznej. Co dzień napływają sygnały przypominające, że o te wartości musimy wciąż zabiegać i walczyć. Jako Polacy nie powinniśmy dziś narażać Państwa na funkcjonowanie w trybie nadzwyczajnym, na rozwiązania instrumentalne i tymczasowe. Powinniśmy z największą odpowiedzialnością łączyć się wokół tego, co najważniejsze i niezbywalne. Bowiem, jak głosi art. 1 Ustawy Zasadniczej: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. Z dezaprobatą obserwujemy, że w tak trudnej sytuacji obywateli i Państwa do konstruktywnej postawy niezdolna jest opozycja, która nie potrafi zawiesić walki politycznej i kontynuuje jednoznacznie szkodliwe działania destrukcyjne. Z uznaniem oceniamy natomiast starania polskiego rządu związane ze zwalczaniem epidemii koronawirusa zarówno w wymiarze ochrony życia i zdrowia obywateli, jak i w zakresie wspierania i osłaniania polskiej gospodarki, w tym zwłaszcza utrzymania miejsc pracy i przetrwania polskich firm.

W imieniu Zarządów Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego: prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący AKO Poznań prof. dr hab. Bogusław Dopart – Przewodniczący AKO Kraków prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Przewodniczący AKO Warszawa prof. dr hab. Michał Seweryński – Przewodniczący AKO Łódź prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Przewodniczący AKO Katowice prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Przewodniczący AKO Gdańsk prof. dr hab. Waldemar Paruch – Przewodniczący AKO Lublin prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Przewodnicząca AKO Olsztyn dr hab. Jacek Piszczek – Przewodniczący AKO Toruń Poznań, Kraków, Warszawa, Łódź, Gdańsk, Katowice, Lublin, Toruń, Olsztyn, 27 kwietnia 2020

Między tronem a ołtarzem. Dwóch Prymasów, dwa życiorysy Prymas w okresie bezkrólewia dzierżył ster państwa jako interrex. Postaci prymasa okresu kulturkampfu – Mieczysława Ledóchowskiego – i komunizmu – Stefana Wyszyńskiego prezentuje Katarzyna Purska USJK.

4–5

Wolność słowa AD 2020. Kwiecień Mamy najniższy w historii poziom wolności prasy. Tak ocenili Polskę Reporterzy bez Granic w swoim dorocznym raporcie. CMWP SDP oprotestowało tę ocenę jako nierzetelną i stronniczą. Sprawozdanie Jolanty Hajdasz z działalności Centrum w ubiegłym miesiącu.

3

Co Kaczyński ma na rękach? Kaczyński jest unikalny w skali świata, bo tylko jemu zarzuca się jednocześnie filosemityzm i antysemityzm, faszyzm i bolszewizm, autorytaryzm i anarchię, religianctwo i bezbożność, cwaniactwo i nieudolność. Jan Martini opisuje fenomen prezesa PiS.

6

Św. Andrzej Bobola Najlepiej pracuje się plastycznie, gdy wniknie się w biografię osoby portretowanej i odwiedzi miejsca z nią związane. A gdy to jest święty, najlepiej połączyć wszystko modlitwą w jego sanktuarium. Relacja Andrzeja Karpińskiego z procesu tworzenia wizerunku św. Andrzeja Boboli.

7

Mądrzy inaczej Sto lat temu Józef Piłsudski zauważył, że na Polaków najskuteczniej działają emocje. Wiedzą o tym i stosują w masowych przekaziorach cwani „mądrzy inaczej”, których procent niebezpiecznie wzrósł w naszej populacji – stwierdza Antoni Ścieszka.

8

ind. 298050

C

zy ktoś jeszcze pamięta, że zawsze o tej porze roku, którą teraz mamy, czyli na wiosnę, zaczynała krążyć miedzy uczniami wieść z „absolutnie pewnego źródła” o tym, co też oni w tym roku dadzą na maturze? Sami maturzyści też zawsze coś obstawiali: stulecie urodzin poety, okrągła rocznica śmierci pisarza, początek lub koniec I albo II wojny, rocznica nagrody Nobla albo wydania jakiegoś wybitnego dzieła literackiego… Giełda tematów i pomysłów działała kilka tygodni, zanim okazało się, że matura znowu była na inny temat, którego nikt się nie spodziewał. Dziś myślę, że to był naprawdę dobry sposób na błyskawiczną i szybką powtórkę materiału. W poniedziałek – Mickiewicz, bo „będzie na bank”, wtorek – Wyspiański i może nawet cała Młoda Polska, bo jakaś rocznica, środa – Borowski i Różewicz, bo „jednak wojna”, a czwartek – no nie, Kochanowski i Rej, bo na pewno ma być renesans; ciocia, która pracuje w kuratorium, dała komuś cynk. Dopiero teraz, sto lat po swojej maturze uświadomiłam sobie niedostrzegany kiedyś fakt, że te zażarte dyskusje prowadzili wszyscy: i humaniści, i umysły ścisłe, kandydaci na medycynę i na politechnikę. Ta matura z języka polskiego była bardzo ważna i wcale nie była prosta, nawet osoby z minimalnym zacięciem czytelniczym musiały przyswoić „podstawy”, czyli znać wiele dzieł literackich, umieć je interpretować, połączyć w całość na tyle sprawnie, by zajęło to choć 3–4 strony formatu A4 i by nie znalazł się na nich błąd ortograficzny. Bo jeden błąd – i ocena o jeden w dół, trzy błędy – i matura niezdana. Nawet nie śmiem pytać, czy dzisiejszy maturzysta zdający język polski na tzw. podstawie to odpowiednik tamtego trójkowicza, czy wyżej; czy ten dzisiejszy zdałby maturę 30 lat temu, a tamten – czy poradziłby sobie z kluczem i testem wyboru, w którym może się znaleźć „więcej niż jedna poprawna odpowiedź” lub poprawnej nie będzie wcale. Ale zgodnie z tą pobraną w epoce kamienia łupanego edukacją chciałam publicznie prosić, żeby była w tym roku na maturze Dżuma. Drodzy egzaminatorzy, nie bójcie się tego, że to będzie tak bardzo banalne, że naprawdę wstyd, ani tego, że skojarzenia z naszym #zostańwdomu okażą się zbyt nachalne. Ale przejrzałam te wszystkie znane mi ze szkoły cytaty i zrobiło mi się dziwnie. Przecież tam jest to wszystko opisane, wystarczy wstawić słowo ‘koronawirus’ zamiast ‘dżuma’ i dostajemy odpowiedzi na nasze dzisiejsze pytania. Pierwszy z brzegu cytat z Alberta Camusa: „ Jedyny sposób, żeby ludzie byli razem, to zesłać im koronawirusa”. Zgadza się? Zgadza. Albo ten „Każdy nosi w sobie koronawirusa, nikt bowiem nie jest od niego wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć koronawirusa w twarz drugiego człowieka”. To też brzmi znajomo. I jeszcze jeden: „Na świecie było tyle koronawirusów, co wojen. Mimo to koronawirusy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych”. Prawda? Prawda. No i ten, przecież taki znany: „Bakcyl koronawirusa nigdy nie umiera i nie znika (...) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki koronawirus obudzi swe szczury [ jak nietoperze w Wuhan] i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”. Może warto sobie to wszystko odświeżyć, przypomnieć, pokojarzyć i zacząć myśleć innymi kategoriami niż do tej pory i my, i ta nasza młodzież nierozumiana przez rodziców, zlekceważona przez nauczycieli, pozbawiona randek, imprezek, wyjść do kina czy „na miasto”, z których przecież składa się cały świat młodego człowieka. I koniecznie jak najszybciej musimy im pomóc do tego świata wrócić, by zdążyli się naprawdę nauczyć tego, co ostatecznie okaże się w ich życiu najważniejsze. W czasach pandemii i poza nią. K

G

FOT. CLAY BANKS / UNSPLASH

redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet


KURIER WNET

MA J 2O2O

2

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A w nowoczesnych samolotach). Można sobie tylko wyobrazić, co przeżyli pasa­ żerowie przez miesiąc zamknięci w ma­ łych kabinach. Jedynie część pasażerów z najdroższymi biletami miała kabiny zewnętrzne, z balkonami. Inny statek tej samej linii – „Ruby Princess” – miał wielki wpływ w prze­ istoczenie się epidemii w pandemię, „implementując” chorobę na konty­ nent australijski. Statek ten zawinął do Sydney z 660 chorymi Australijczyka­ mi, którzy rozprowadzili koronawirusa równomiernie po kontynencie. Oczy­ wiście nikt w Australii, poza Abory­ genami, nie wyobraża sobie życia bez air conditioning. Te przypadki i kilka innych definitywnie położą kres tej po­ tężnej części przemysłu turystycznego, jaką są (były?) statki wycieczkowe. Setki tysięcy ludzi straci pracę (w tym wielu Polaków), a ponowne skompletowanie i wyszkolenie załóg to perspektywa wie­ lu lat, a na pewno nie miesięcy.

szkoleniach przekonywano nas o za­ letach „różnorodności”, dzięki której ludzie „różnych ras, narodów i orien­ tacji seksualnych” wspólnie pracują ze sobą w harmonii, ucząc się „tole­ rancji i wzajemnego szacunku”. Pod tymi wzniosłymi słowami oczywiście kryje się przyziemne szukanie tańszego pracownika. Sam na tym skorzystałem jako jeden z kilkuset innych polskich muzyków skutecznie konkurujących z muzykami amerykańskimi.

Wirus ma nielekko. Nie lata, nie pływa, nie biega – może tylko czekać (i to w ograniczonym czasie) na okazję. Jak widać po efektach, ta okazja nadarza się całkiem często. Ale taką okazję w moim przekonaniu zwielokrotnia wszechobecna klimatyzacja.

P

P

odobne problemy wystąpiły na amerykańskim lotniskowcu ato­ mowym „Theodore Roosevelt”. Gdy objawił się pierwszy zakażony ma­ rynarz, po 3 dniach przeprowadzono testy wśród całej załogi. Zlokalizowano kilku dalszych chorych, ale większość miała wynik negatywny. Jednak po kil­ ku dniach u wielu z tych „zdrowych” wystąpiły objawy choroby (warto, by wiedzieli o tym ci, którzy zarzucają mi­ nistrowi Szumowskiemu, że przepro­ wadza testy dopiero 5 dni po kontakcie ze źródłem zakażenia). W dwa tygodnie wśród 4 tys. załogi chorych było 400 marynarzy i komandor zwrócił się do dowództwa z dramatycznym apelem o pozwolenie na powrót do bazy. Nie­ dawno francuski lotniskowiec „Charles de Gaulle” stracił kompletnie zdolność bojową po zachorowaniu 1100 człon­ ków załogi. Okazało się, że okręt, który jest w stanie skutecznie bronić się przed torpedami, minami, atakami z powie­ trza czy rakietami, jest kompletnie bez­ bronny wobec wirusa… Jako stary „marynarz” mam sporo doświadczeń z wirusowymi epidemia­ mi na statkach, szczęśliwie nie poznając żadnego wirusa osobiście. A wszystko zaczęło się wraz z globalizacją w latach dziewięćdziesiątych. Wówczas zało­ gi zaczęły być coraz bardziej barwne (by nie powiedzieć „kolorowe”), a na

Klimatyzacja największym przyjacielem wirusa? Jan Martini

FOT. JOSH HILD / UNSPLASH

K

ażdy taki system, wydatnie zwiększający komfort użyt­ kownika, ma cechę bardzo cenioną przez wirusa – za­ sysanych do systemu jest tylko 25% nowego powietrza, reszta starego się „miele” (schładza lub podgrzewa w za­ leżności od potrzeb) i jest równomier­ nie rozprowadzana po budynku (statku, autobusie, pociągu). Gdyby wracający z nart we włoskich Alpach zarażony pasażer kichał i jechał starym auto­ busem PKS, to zainfekowani mogliby być tylko najbliżej siedzący. Ponieważ podróżujemy najczęściej eleganckim, niemieckim Polskim Busem, narażeni są wszyscy, bo każdy indywidualnie na­ stawia sobie przyjemny wiaterek prosto w nos. Czy powszechna obecność urzą­ dzeń klimatyzacyjnych w krajach „cy­ wilizowanych” może tłumaczyć wielką dysproporcję ilości zachorowań w sto­ sunku do krajów „dzikich”? Bo różnica skali zachorowań między krajami Eu­ ropy Zachodniej i Ameryki a krajami dawnych „demokracji ludowych” jest uderzająca. Że klimatyzacja może być groźna, świadczy błyskawiczne rozprzestrzenia­ nie się wirusa na statkach. Takim spek­ takularnym przykładem jest historia statku wycieczkowego „Diamond Prin­ cess”. U pasażera, który już skończył wy­ cieczkę i wysiadł w Hong Kongu, stwier­ dzono koronawirusa. Na wiadomość o tym zmieniono trasę i przyspieszo­ no przybycie do japońskiej Yokohamy. Wówczas na pokładzie było już 3 pa­ sażerów z objawami choroby. Japoński minister zdrowia zarządził 14-dniową kwarantannę dla wszystkich 3700 ludzi na pokładzie, z zakazem opuszczania kabin. Po tygodniu chorych było 61, po kolejnym tygodniu 240, a po 3 ty­ godniach, mimo kompletnej izolacji, chorowało już 542 pasażerów. Pojawiły się też przypadki choroby wśród załogi. Z chwilą zakończenia gehenny pasaże­ rów i załogi (w międzyczasie przedłu­ żono kwarantannę) chorych było 712 i 11 ofiar śmiertelnych. Wtedy dopiero uświadomiono sobie, że kwarantanna na statku nie ma żadnego sensu, bo sta­ tek jest wręcz idealnym środowiskiem do „hodowli” wirusa. Zwrócono uwa­ gę, że statki nie używają w klimatyzacji filtrów HEPA zdolnych do zatrzymy­ wania 99 procent cząstek tak małych jak 3 mikrony (filtry takie są stosowane

o raz pierwszy zetknąłem się z nazwą „norłak vajrus” (norwalk virus) bodajże w 1992 roku przy okazji zmiany trasy „mojego” statku „Song of America” z Karaibów na Za­ chodnie Wybrzeże. Rejon Karaibów był wylęgarnią przemysłu statków wyciecz­ kowych, a morskie wycieczki stały się pod koniec XX wieku dla Amerykanów głównym sposobem spędzania urlo­ pów. Wówczas rozpoczęło się poszuki­ wanie nowych tras i ekspansja na Pacy­ fik linii Royal Caribbean Cruise Lines, w której pracowałem. Gdy na nowej trasie pojawiły się problemy gastryczne wśród pasażerów, początkowo nawet podejrzewano konkurentów wcześniej obsługujących trasę z San Pedro (port Los Angeles) na Riwierę Meksykań­ ską o sabotaż i zatruwanie pokarmów. Wkrótce znaleziono przyczynę, a wirus grypy żołądkowej, który był sprawcą kłopotów, na stałe zagościł na statkach. Choroba była banalna, lecz uciążliwa – pasażerowie długo wspominali taki rejs, gdy z tygodniowej wycieczki dwa dni musieli spędzić w pobliżu ubikacji. Jeśli z głośników słyszeliśmy zaszyfro­ wany (by nie niepokoić pasażerów) ko­ munikat: „tango bravo”, wiedzieliśmy, że to „kod pomarańczowy” – powyżej 50 przypadków. Wówczas następował szał dezynfekcji – równie nieskutecz­ nych jak palenie ognisk z drzewa ja­ łowcowego podczas epidemii dżumy lub obecne polewanie ulic środkami dezynfekcyjnymi. Kiedyś, będąc głęboko pod pokła­ dem, w pobliżu drukarni, zobaczyłem, jak stewardzi kabinowi układają sto­ sy świeżo wydrukowanych materia­ łów reklamowych i rozkładów zajęć na następny dzień. Każdy steward ma pod opieką 15–18 kabin i musi szybko skompletować zestaw kilku kartek dla swoich pasażerów. Wszyscy ci ludzie,

pracując w pośpiechu, regularnie śli­ nili palce po ułożeniu kilku kartek i codziennie taki potencjalnie nasą­ czony wirusami ładunek lądował na poduszkach pasażerów… Byłem pod wrażeniem tego spostrzeżenia i po­ informowałem mojego szefa o praw­ dopodobnym źródle zakażeń. Cruise director (osoba nr 2 na statku po kapi­ tanie – odpowiedzialna za „dobrostan” pasażerów) był wyraźnie zakłopotany i po chwili powiedział, że nie ma od­ wagi tym ciężko pracującym ludziom utrudniać pracy i zmuszać do zmiany przyzwyczajeń.

Z

wiązek problemów zdrowotnych na statkach z polityką kadrową „otwartości” był wyraźny – po­ jawianie się epidemii „norłaka” zbie­ gło się z coraz powszechniejszym za­ trudnianiem w dziale hotelowym załóg z krajów azjatyckich (Indie, Malezja, Filipiny). Azjatyccy pracownicy sami nie chorowali, ale wirus, którego praw­ dopodobnie byli nosicielami, bardzo polubił Europejczyków. Co gorsza – przebycie tej infekcji wcale nie dawało odporności na następne zakażenia… Oczywiście „grypy żołądkówki” powo­ dującej – za przeproszeniem – sraczkę, poza łatwością zakażeń nie można po­ równać do choroby covid-19. Obecna epidemia w sposób wy­ raźny przewartościowała i obnażyła pewne wzorce moralne. Na wolonta­ riuszy do Domów Opieki Społecznej porzuconych przez personel nie zgło­ sił się ani gej z lesbijką, ani aktywistki wrażliwe na los ofiar księży pedofilów – Diduszko i Scheuring-Wielgus, ani „najwyższej klasy” humaniści, myśli­ ciele, profesorowie socjologii, tak ocho­ czo piętnujący kołtuństwo, zacofanie i „niską klasę obywateli”. Zgłosiły się zakonnice i duchowni, a we Włoszech ponad 100 księży poległo, niosąc po­ sługę chorym i umierającym. Koronawirus SARS-Cov-2 z po­ wodu niedużej śmiertelności (do 4%) wspiera tylko w umiarkowanym stopniu miłośników aborcji i eutana­ zji w ich działaniach. Jednak konse­ kwencje gospodarcze obecnej pande­ mii prawdopodobnie będą ogromne i dziś są trudne do ogarnięcia. Tak więc wirus, będąc bytem mało wyra­ finowanym, na razie wygrywa walkę z człowiekiem. K

Papież na czasy Tęskno mi, Panie potopu Henryk Krzyżanowski

Małgorzata Szewczyk

Co ma wspólnego noblista Bob Dylan z Janem Pawłem II? Wbrew pozorom Trwająca pandemia, choć nadal zbiera swoje żniwo, powoli przewartościowuje całkiem sporo. nasze postrzeganie świata, nauki, wartości materialnych i tych nieprzemijających, duchowych. roku 1963 Dylan napisał zmieniła się cywilizacyjna matryca Za- niechętne przecież katolicyzmowi i re-

W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I

chodu. Młodość, ze stanu przejściowego na drodze do pełni osobowego rozwoju, stała się stanem upragnionym, wręcz synonimem duchowej doskonałości. W największym skrócie – zamiast rozumem, cywilizacja miała odtąd kierować się sentymentami. Można by rzec zgryźliwie: „Ot, taki »romantyzm dla ubogich«. W roku wyboru Jana Pawła II ta kulturowa zmiana od dawna tryumfowała, przy czym nowa (anty)cywi-

ligii. Myślę, że Jan Paweł II świetnie odczuwał duchowy klimat swojego czasu. I zapewne to, między innymi, skłoniło go do podjęcia gigantycznego dzieła pielgrzymowania do najdalszych krajów i nawiązywania bezpośredniego kontaktu z milionami ludzi. Szczególnie istotny był wtedy kontakt z młodzieżą, z owymi „synami i córkami” z dylanowskiego songu. Dla czasów kulturowego kataklizmu Jan Paweł okazał się więc postacią

Kiedy Bob Dylan śpiewał your sons and your daughters are beyond your command – „nie macie już władzy nad waszymi synami i córkami” (władzy duchowej, rzecz jasna), miał niestety rację. lizacja była głęboko antychrześcijańska. Religia była albo atakowana, albo częściej po prostu ignorowana jako coś nieistotnego. Jednak Papież „z dalekiego kraju” nie dał się zamilczeć. Pojawił się jako duchowy i fizyczny atleta, ktoś, kto dzięki swojej charyzmie i medialnemu mistrzostwu natychmiast zajął czołowe miejsce w zbiorowej wyobraźni. Tej kształtowanej przez media,

opatrznościową. Rzecz jasna nie oznacza to, że zdołał wydobyć świat z cywilizacyjnej zapaści. Chrystianizacja tej kultury, która wyłania się z kataklizmu, jest zaledwie zadaniem do podjęcia. Ale to dzięki Janowi Pawłowi II możemy powiedzieć, że dla Kościoła nie jest to zadanie niewykonalne. Jak śpiewał Dylan: the wheel’s still in spin – „koło [historii] nadal się kręci”. K

Redaktor naczelny Kuriera WNET

K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R

Krzysztof Skowroński

WIELKOPOLSKI KURIER WNET Redaktor naczelna

G

A

Z

E

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

Jolanta Hajdasz tel. 607 270 507 mail: j.hajdasz@post.pl

Zespół WKW

Małgorzata Szewczyk ks. Paweł Bortkiewicz Aleksandra Tabaczyńska Michał Bąkowski Henryk Krzyżanowski Jan Martini Danuta Namysłowska

M

imo że kolejny miesiąc żyjemy w zamknięciu, nie przestajemy snuć refleksji, co zrobimy, jak tylko zrzucimy z siebie kajdany zakazów i nakazów nałożonych z powodu koronawirusa. Jedni wysuwają postulaty zwiększenia nakładów na naukę, przede wszystkim na dziedziny związane z badaniami biochemicznymi, lecznictwem i obroną przed patogenami, inni zwracają uwagę na konieczność dalszego rozwoju techniki i informatyki, niezbędnych w sytuacji niemożności bezpośredniego załatwienia spraw w urzędach, instytucjach państwowych, samorządowych czy w przedsiębiorstwach. W tych propozycjach pobrzmiewa prymat nauki nad sferą ducha, a nawet śmiałe, najczęściej dobiegające zza Odry pomysły przeniesienia duszpasterstwa w świat wirtualny, bo, przywołując choćby wypowiedź bp. Heinera Wilmera z Hildesheim, „niektórzy wierni stanowczo przeceniają Eucharystię”, przecież „nie może być tak, że jesteśmy skupieni tylko na Eucharystii!”. Ale są i tacy, którzy w koronawirusie dostrzegają „błogosławieństwo” dla przyrody, a zwłaszcza dla zwierząt. Brak ruchu samolotowego, znacznie

Korekta

Magdalena Słoniowska Projekt i skład

Wojciech Sobolewski Dział reklamy

reklama@radiownet.pl

Dystrybucja własna! Dołącz!

dystrybucja@mediawnet.pl

zmniejszony ruch samochodowy, zakaz biwakowania, zamknięte częściowo trasy i szlaki w parkach narodowych „uwolniły” ich gospodarzy od „intruzów”, czyli od ludzi. Coraz częściej też padają pytania, co będzie po pandemii? Czego nam najbardziej brakuje? Które z obostrzeń najmocniej nas dotknęło? Jacy będziemy wobec siebie nawzajem? No właśnie, jacy? W ostatnich dniach, kiedy jak niemal każdy Polak, zabrałam się za porządki, wpadł mi w ręce tomik Norwida. Wertując pożółkły już nieco wolumin, zatrzymałam się nad Cyprianową Moją piosnką II (stąd tytuł tego felietonu) i po raz wtóry odkryłam głębię słowa poetyckiego. Chcąc nie chcąc, z uwagi na panującą pandemię, staliśmy się emigrantami we własnym kraju, a nasza codzienność, obwarowana wciąż licznymi restrykcjami, jest trudna do zaakceptowania. Tęsknimy, tak po prostu, za tym, co nam zostało zabrane, co utraciliśmy, co przeminęło… Ale dziś nie zastanawiamy się nad nowymi modowymi trendami, bo najważniejszym elementem garderoby stały się maseczka tudzież przyłbica, i jednorazowe rękawiczki. Młode pary,

Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl

Nr 71 · MAJ 2O2O

(Wielkopolski Kurier Wnet nr 63)

Wydawca

Spółdzielcze Media Wnet / Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie

kontakt j.hajdasz@post.pl, tel. 607270507

decydujące się na zawarcie związku małżeńskiego, podkreślają, że najważniejsi nie są goście i zabawa do białego rana, ale wypowiedziane wobec siebie „tak”. Okazuje się, że miłość w czasach zarazy ma inne oblicze, być może głębsze, bardziej scalające, że decyzja na całe życie podejmowana jest bardziej świadomie, z szerszą perspektywą jej konsekwencji. Kiedy niedawno poproszono dzieci w różnych częściach świata, by namalowały na kartce papieru to, czego im najbardziej brakuje, spod dziecięcych rączek wyszły niezwykle okazałe dzieła. Znamienne jednak, że obok gry w piłkę, nauki w szkole (sic!), zabawy z rówieśnikami, bardzo często pojawiali się… dziadkowie. Nawet jeśli do końca sobie tego nie uświadamiamy i niezależnie od tego, ile mamy wiosen i zim, najbardziej brakuje nam bezpośrednich relacji. Bo żaden telefon, Skype, Whatsapp czy jakikolwiek inny komunikator nie zastąpi nam rozmowy twarzą w twarz, uścisku ramienia, muśnięcia policzka, objęcia czy po prostu ciepła czyjejś ręki. Tak naprawdę tęsknimy za tym, co najbardziej pierwotne, najpierwsze i podstawowe. Za wzajemną bliskością. K

Data i miejsce wydania

Warszawa 02.05.2020 r. Nakład globalny 10 000 egz.

ind. 298050

W

krótki song The Times They Are A-Changin’, tekst prawdziwie profetyczny. Zwiastował w nim wzbierający już cywilizacyjny potop, mający wkrótce zatopić świat Zachodu. To rzeczywiście nastąpiło, a bodaj głównym wehikułem kulturowego kataklizmu stała się młodzieżowa popkultura z muzyką rockową jako jej elementem najważniejszym. Zauważmy, że wcześniej nie było czegoś takiego jak osobna muzyka młodzieżowa, osobna młodzieżowa moda, osobny styl życia. Nie było hipisów jako wzoru do naśladowania. Młodzi dorastali i chcieli jak najprędzej stać się dorosłymi. Był oczywiście stary jak świat konflikt pokoleń, ale dotyczył przede wszystkim tego, od kiedy młody człowiek uznany był (sam się uznał?) za dorosłego. Po czym, już jako dorosły, zajmował należne mu miejsce w zastanym świecie. Od początku lat 60. dokonuje się całkowita zmiana. Kiedy Bob Dylan śpiewał your sons and your daughters are beyond your command – „nie macie już władzy nad waszymi synami i córkami” (władzy duchowej, rzecz jasna), miał niestety rację. W czasie krótszym niż półwiecze zmieniła się cała kultura,


MA J 2O2O

KURIER WNET

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

K

u zdumieniu wielu z nas, w kwietniu 2020 r. okaza­ ło się, że mamy najniższą w historii ocenę poziomu wolności prasy. Mówiąc wprost, nigdy jeszcze nie było tak źle, jak jest teraz. W Europie gorzej niż u nas jest jedynie na Węgrzech i na Ukrainie, a jesteśmy w grupie państw dosłownie Trzeciego Świata, między Etiopią i Mongolią. Tak nisko oceniła nas organiza­ cja Reporterzy bez Granic, ogłaszająca co roku tzw. indeksy wolności prasy. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP opublikowało protest przeciwko tej naprawdę nierzetelnej ocenie. W ro­ zesłanym po całym dziennikarskim świecie komunikacie prasowym auto­ rzy raportu jako główną przyczynę tej skandalicznie niskiej pozycji naszego kraju wskazali… klimat autocenzury wywołany art. 212 kk, zgodnie z któ­ rym każdy z nas, dziennikarzy, może być skazany na rok więzienia za znie­ sławienie. Od lat powtarzamy kolejnym rządzącym, by ten komunistyczny re­ likt dawnych czasów usunąć z kodek­ su karnego, bo na gruncie prawa cy­ wilnego też można dochodzić swoich praw (choć kosztuje to niestety więcej), a i tak do więzienia żaden dziennikarz nie trafia, bo nawet jak sąd skazuje, to na końcu Prezydent RP ułaskawia… Taka zabawa polskiego sądownictwa. Ale póki co nikt nie chce tego artykułu zlikwidować, więc staje się on najwy­ godniejszą przykrywką do niskiej oce­ ny i bicia na alarm z powodu – ratunku! – niszczenia wolności słowa i tłumienia wolności mediów u nas. Jeszcze pięć lat temu istnienie te­ go artykułu w kodeksie karnym oraz horrendalnie wysokie grzywny, na jakie byli skazywani dziennikarze, szczegól­ nie prawicowych mediów, za pisanie np. na temat red. Adama Michnika, nie przeszkadzało twórcom rankingu Reporterów bez Granic. Wtedy byliśmy zawsze w pierwszej dwudziestce tego zestawienia. Dziś za to samo – wielkie baty i bicie na alarm. Z tej tegorocznej oceny wolności prasy u nas śmieje się już chyba cała dziennikarska Polska, ale nie powin­ niśmy przechodzić wobec tego rapor­ tu obojętnie. To właśnie takie raporty i takie wskaźniki służą potem insty­ tucjom unijnym do tworzenia kolej­ nych dokumentów uzasadniających nakładanie na nas sankcji i do prób wpływania na nasze przepisy. W tzw. agendzie nowej, powołanej w 2019 r. Komisji Europejskiej, wolność prasy zajmuje wysokie miejsce, więc możemy się spodziewać, iż jeszcze nie raz, nie dwa usłyszymy o „najniższym w hi­ storii wskaźniku oceny poziomu wol­ ności prasy w Polsce”. Póki co, trwa walka z koronawirusem i na co dzień zajmujemy się zupełnie innymi sprawa­ mi. CMWP SDP nadal pracuje zdalnie. Ufam, że już niedługo.

Wybrane sprawy z działalności CMWP SDP w kwietniu 2020 roku

Epidemia koronawirusa zepchnęła na dalszy plan wszelkie sprawy i tematy, którymi do tej pory żyło Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Wolność słowa AD 2020 Kwiecień Jolanta Hajdasz

tylko do spraw pilnych, wymagających rozpoznania w trybie niecierpiącym zwłoki.

7 kwietnia 2020 Wsparcie SDP i CMWP dla prasy w dobie pandemii SDP i CMWP rozpoczęło akcję wspie­ rania prasy w czasach pandemii. Ze względu na skutki obostrzeń związa­ nych z zagrożeniem koronawirusem

komentarzem: „Publikowanie filmów z interwencji policji może rodzić od­ powiedzialność z tytułu naruszenia przepisów o ochronie danych osobo­ wych”. Nie można bowiem przetwarzać danych bez informowania zaintere­ sowanych o celu przetwarzania – te­ go wymaga art. 13 RODO oraz wyrok TSUE. Tymczasem osoba, wobec której interweniowała policja, broni swego prawa do tej publikacji, gdyż wg niej interwencja policji była nieadekwatna

się w specjalnym serwisie połączonym z aplikacją #Fakehunter. CMWP SDP wspiera PAP w tym projekcie. Na początku marca Światowa Orga­ nizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła, że pojawieniu się koronawirusa (SARS­ -CoV-2) towarzyszy ogromnych roz­ miarów „infodemia”, czyli globalny za­ lew informacji, z których niektóre są prawdziwe, inne nie. Razem tworzą mieszankę wybuchową, która wywołu­ je wśród ludzi dezorientację i panikę.

2 kwietnia 2020 Odwołane rozprawy sądowe monitorowane przez CMWP SDP W związku z zagrożeniem występo­ wania koronawirusa nie odbywają się rozprawy z udziałem dziennikarzy, także te monitorowane przez CMWP SDP. Od 13 marca 2020 r. większość są­ dów w Polsce ograniczyła urzędowanie

sprawiedliwości zaczynają mieć wpływ na wolność wypowiedzi w niezależnych mediach” – nie podano jednak żadnych przykładów mogących uzasadnić tę ra­ dykalną tezę. W raporcie napisano także, iż w Polsce rosną sankcje wobec prasy w sprawach o zniesławienie. „Niektóre sądy stosują obecnie art. 212 Kodeksu karnego, który zezwala na zastosowa­ nie wobec dziennikarzy kary za znie­ sławienie do jednego roku więzienia, podczas gdy kodeks cywilny posiada wszelkie niezbędne środki do ochrony obywateli przed sprawami potencjalne­ go, publicznego zniesławienia. Nawet jeśli w przeważającej części sprawiedli­ we jest ukaranie grzywną dziennikarza, stosowanie art. 212 Kodeksu karnego zachęca do autocenzury w niezależnych mediach” – stwierdza organizacja. Zu­ pełnie pominięto przy tym fakt, iż wska­ zany przepis w Kodeksie karnym jest pozostałością sytemu komunistycznego, a w obowiązującym brzmieniu i nume­ racji jest w Kodeksie karnym od 1997 r. Warto podkreślić przy tym, iż obecne władze w Polsce, nowelizując kodeks karny, zmniejszyły karę grożącą skaza­ nemu z ww. artykułu (z dwóch lat do jednego roku).

23 kwietnia 2020

Na zdjęciach: u góry od lewej Indeks Wolności Prasy organizacji Reporterzy bez Granic dotyczący Polski w 2020, obok projekt #FakeHunter, czyli aplikacja PAP do walki w sieci z dezinformacją o koronawirusie; u dołu od lewej konferencja Cyfrowy świat – rzeczywistość czy fikcja?, międzynarodowa konferencja online w WSKSiM w Toruniu z udziałem CMWP SDP i obok fragment klipu akcji Izby Wydawców Prasy, promującej czytelnictwo gazet w czasie pandemii. ŹRÓDŁO ZDJĘĆ: CMWPSDP.PL

prasa drukowana przeżywa coraz bardziej się nasilający kryzys związa­ ny z ogromnym ograniczeniem możli­ wości jej promocji i przede wszystkim dystrybucji. Dlatego SDP postanowiło udostępnić swoje strony internetowe (sdp.pl, cmwp.pl ) i bazę mailingową

do sytuacji i w interesie społecznym by­ ło jej zarejestrowanie i upublicznienie. W tej sprawie do Komendanta Miej­ skiego Policji w Olsztynie skierował pismo Rzecznik Praw Obywatelskich, a CMWP SDP rozpoczęło analizę spra­ wy pod kątem przestrzegania prawa

W czasie pandemii fałszywe doniesie­ nia na temat choroby covid-19, czę­ sto powielane przez środki masowego przekazu i media społecznościowe, sta­ ją się wyjątkowo groźne. Od tego, czy ludzie będą się kierować informacją potwierdzoną w wiarygodnych źród­

1 kwietnia 2020 Poparcie CMWP SDP dla zmian w organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie ze względu na walkę z koronawirusem CMWP SDP zaapelowało do dzien­ nikarzy o wyrozumiałość i akceptację koniecznych zmian organizacyjnych dotyczących warunków pracy dzien­ nikarzy na terenie budynków sejmo­ wych i tych ograniczeń ze względu na nadzwyczajną sytuację walki z epide­ mią koronawirusa, w jakiej znalazł się nasz kraj. W sytuacji, gdy ogranicze­ nia te mają – jak zapewnia Kancelaria Sejmu – charakter tymczasowy i wy­ jątkowy oraz wymuszone są koniecz­ nością zapewnienia bezpieczeństwa zdrowia i życia wszystkich przebywa­ jących w Sejmie osób, CMWP SDP nie widzi w tym działaniu naruszenia zasady wolności prasy, słowa, wyra­ żania poglądów i prawa do uzyskania informacji o działalności organów wła­ dzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Jednocześnie pod­ kreśliliśmy, iż ta sytuacja może być ak­ ceptowana jedynie na zasadzie wyjątku i jako taka powinna trwać jak najkrócej.

„Czytajcie prasę, bądźmy razem!” – to główne hasło zamieszczonego w sieci klipu. CMWP SDP wsparło tę akcję Izby. W spocie występują m.in. Paweł Fąfara (członek zarządu Polska Press Grupy), Tomasz Sakiewicz („Gazeta Polska”), Krzysztof Jedlak („Dzien­ nik Gazeta Prawna”), Jerzy Baczyń­ ski („Polityka”), Paweł Lisicki („Tygo­ dnik do Rzeczy) i Bogusław Chrabota („Rzeczpospolita”, prezes Izby Wydaw­ ców Prasy).

3

do nieodpłatnego promowania tych gazet papierowych, które wydawane są obecnie jedynie online i które były w sprzedaży w wersji papierowej, a te­ raz są dostępne w sieci za darmo. Kurier Wnet, który od kwietnia jest wydawany tylko w wersji elektronicznej tej korzy­ sta z tej akcji czyli bazy mailingowej SDP I CMWP SDP. Czy sfilmowane interwencje policji można publikować w internecie? Kontrowersyjna interwencja policji w Olsztynie i jej skutki przedmiotem analizy CMWP SDP Po opublikowaniu w internecie nagra­ nia z zatrzymania osoby jadącej rowe­ rem w Olsztynie 7 kwietnia br., Komen­ da Miejska Policji wydała oświadczenie o przebiegu zdarzenia z następującym

obywatela do publikacji filmu z inter­ wencji policji w internecie. Linki do wszystkich dokumentów w tej sprawie oraz kluczowego dla niej filmu z inter­ wencji policji są na stronie cmwp.sdp.pl

8 kwietnia 2020 Start projektu #FakeHunter Polska Agencja Prasowa i GovTech Pol­ ska uruchomiły aplikację #FakeHunter, czyli nowe narzędzie do walki w sieci z dezinformacją o koronawirusie. Za pomocą tej aplikacji każdy internauta może zgłosić wątpliwą treść do spraw­ dzenia, a następnie otrzymać wiarygod­ ną odpowiedź, zweryfikowaną przez społecznych liderów opinii oraz eksper­ tów PAP. Wszystkie weryfikowane do­ niesienia wraz z werdyktami znajdują

łach, czy też będą ulegać dezinformacji, zależy zdrowie i życie wielu osób i firm nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dla­ tego konieczny jest system weryfika­ cji treści publikowanych w internecie, którego celem jest demaskowanie nie­ prawdziwych wiadomości dotyczących koronawirusa. Więcej informacji: fake­ hunter.pap.pl.

15 kwietnia 2020 „Czytajcie prasę, bądźmy razem!” – wsparcie CMWP SDP dla akcji Izby Wydawców Prasy Izba Wydawców Prasy przygotowa­ ła spot, w którym redaktorzy naczel­ ni dzienników i tygodników apelują o czytanie prasy w czasach pandemii, zarówno w druku, jak i w internecie.

22 kwietnia 2020 Protest CMWP SDP przeciwko nierzetelnej ocenie stanu wolności mediów w Polsce w 2020 r., zawartej w raporcie organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP stanowczo zaprotestowało prze­ ciwko nierzetelnej ocenie stanu wolno­ ści mediów w Polsce w 2020 r. zawartej w raporcie organizacji Reporterzy bez Granic (RSF). Po raz piąty z rzędu zosta­ ło obniżone miejsce Polski w tym ran­ kingu, a według niego poziom wolności mediów w naszym kraju jest obecnie najniższy w historii. Jest to ocena nie­ rzetelna i krzywdząca dla Polski, ponie­ waż nie oddaje rzeczywistego poziomu wolności słowa, wolności mediów i wol­ ności dziennikarzy, jaki jest w naszym kraju.(…). System prasowy w Polsce zabezpiecza wolność mediów w sposób wystarczający i analogiczny, jak w kra­ jach o ugruntowanej demokracji. Spa­ dek Polski w ogólnoświatowym ran­ kingu wolności mediów aż o 44 miejsca w stosunku do raportu z roku 2015 r. jest w ocenie CMWP SDP absolutnie niezrozumiały i nieuzasadniony. Au­ torzy raportu po raz kolejny w swoim opracowaniu uwzględniają jedynie te argumenty, które uzasadniają posta­ wioną z góry tezę o niskim poziomie wolności słowa w Polsce, a pomijają te, które mogą tej tezie zaprzeczyć. Do­ bór tych argumentów świadczy także o polityzacji stosowanych przez orga­ nizację kryteriów oceny poziomu wol­ ności prasy. W ten sposób raport sta­ je się narzędziem w konfrontacji opcji politycznych w naszej części Europy, opowiadając się jednoznacznie po jed­ nej stronie sporu politycznego, w Pol­ sce – po stronie przeciwników aktualnie rządzącego obozu politycznego. Nie jest to ani rzetelna, ani wiarygodna ocena stanu wolności mediów w naszym kraju. (…) Przykładowo w uzasadnieniu tego­ rocznego spadku w rankingu wskazano m.in., iż „podejmowane przez obecny rząd próby kontroli systemu wymiaru

„Cyfrowy świat – rzeczywistość czy fikcja?” Międzynarodowa konferencja online w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu z udziałem CMWP SDP Sympozjum poświęcone nowym me­ diom odbyło się w WSKSiM w Toruniu już po raz piąty. CMWP SDP uczestni­ czyło w niej po raz pierwszy. „Celem środków społecznego komunikowania powinna być prawda i miłość. Niestety często dochodzi do nadużyć i te środ­ ki wykorzystywane są do manipulacji ludźmi” – zaznaczył założyciel uczelni, o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR. W kon­ ferencji prelekcję wygłosił m.in. prof. Christian Esguerra z Katolickiego Uni­ wersytetu Św. Tomasza w Manili na Filipinach oraz dr hab. Hanna Karp z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Jej wystąpie­ nie dotyczyło cyfrowych technologii i globalnej polityki strachu. Omówiła tę politykę na przykładzie m.in. zama­ chu terrorystycznego z dnia 11 wrześ­ nia 2001 r. oraz roli mediów w cza­ sie pandemii koronawirusa. Autorka wskazała, iż groźniejsza od terroryzmu jest rywalizacja o dominację na ziemi, a „globalny świat, korzystając z interne­ tu i innych mediów, kreuje nową rze­ czywistość”, podając za przykład Chi­ ny, w których działa państwowa sieć internetowa z największym na świecie filtrem Great Firewall, odcinającym Chińczyków od zachodniej sieci.

24 kwietnia 2020 O ideologizacji raportów organizacji Reporterzy bez Granic i proteście CMWP SDP w tej sprawie w Radiu Wnet Rekordowo niska pozycja naszego kra­ ju w rankingu Reporterów bez Granic, zide­ologizowanie i niejasna metodolo­ gia przygotowywanych przez tę organi­ zację raportów oraz bieżące problemy dziennikarzy w Polsce związane z pan­ demią koronawirusa były przedmiotem rozmowy red. Krzysztofa Skowrońskie­ go i red. Jolanty Hajdasz w „Poranku Radia Wnet”, emitowanym 23 kwietnia br. Według dr Jolanty Hajdasz powo­ dem tej najniższej w historii tworzenia raportów pozycji Polski w rankingu jest zideologizowanie się tej organizacji.

26 kwietnia 2020 CMWP SDP w Polskim Radiu 24 o raporcie Reporterów bez Granic – Dostrzegamy ideologiczne po­ dejście do wolności słowa i prasy orga­ nizacji Reporterzy bez Granic – mówiła w Polskim Radiu 24 szefowa Centrum Monitoringu Wolności Prasy, Jolanta Hajdasz, w audycji red. Tadeusza Płu­ żańskiego „Gość dnia” PR 24, która emitowana była 25 kwietnia br. – Ra­ port jest standardowym działaniem organizacji Reporterzy bez Granic, która jest powołana, by monitorować wolność mediów w 180 krajach świata. Metodologia badań opiera się na 100 anonimowych ankietach. (…) Gdzie­ kolwiek się spojrzy, tam, gdzie rządzi prawica, są zastrzeżenia organizacji Reporterzy bez Granic. Potwierdzają to nasze rozmowy z Chorwatami, Cze­ chami czy Węgrami. Widać, że chodzi raczej o ideologiczne podejście do wol­ ności prasy i mediów. K Jolanta Hajdasz jest dyrektorem CMWP SDP i wiceprezesem SDP.


4

MA J 2O2O

R

zecz przeczytana ponownie po wielu latach odsłoniła mi całkiem nowe treści. Zwró­ ciłam też uwagę na ciekawe szczegóły. Zainteresowała mnie m.in. informacja, że aresztowanie prymasa Wyszyńskiego było powszechnie spo­ dziewane już od dłuższego czasu. Sam ks. Prymas wspomina, że w gronie epi­ skopatu rosło przekonanie, że skoń­ czy w więzieniu jak kard. Ledóchow­ ski. W Zapiskach znalazła się również wzmianka o tym, że jeden z księży bi­ skupów podarował mu dzieło Klim­ kiewicza o kardynale Ledóchowskim, mówiąc: „Warto tę książkę przeczytać, bo może się przydać”. Jako urszulankę, zaintrygowała mnie wzmianka o kard. Mieczysławie Ledóchowskim. Wszak był stryjem św. Urszuli Ledóchowskiej – założycielki Zgromadzenia Sióstr Ur­ szulanek Serca Jezusa Konającego, do którego należę. Przypuszczam, że i ks. Prymas Wyszyński musiał dostrzec ja­ kieś podobieństwo między sobą a kard. Mieczysławem. Czy widział w jego hi­ storii zapowiedź własnego losu, przy­ szłych wydarzeń, czy też jeszcze coś? Zapewne uznał ten szczegół za ważny, skoro zamieścił pod datą 27.09. 1953 r wzmiankę o tym w swoich Zapiskach. Znamienne, że była to data jego uwię­ zienia… W czym zatem obaj księża kardy­ nałowie są do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Zgodnie z wciąż – mam nadzieję – aktualną zapowiedzią Stolicy Apostolskiej, wkrótce, bo 7.06. 2020 r. odbędzie się w Warszawie uroczystość beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia – kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wobec niedalekiej perspektywy tego ważkiego wydarzenia postanowiłam powrócić do lektury jego Zapisków więziennych.

Między tronem a ołtarzem Dwóch Prymasów, dwa życiorysy Katarzyna Purska USJK

kandydatury na miejsce zmarłego 12.03. 1865 r. arcybiskupa gnieźnień­ sko-poznańskiego Leona Przyłuskiego. Być może dziwi nas dzisiaj infor­ macja, że papież, chcąc ustanowić no­ wego biskupa ordynariusza w diecezji, zmuszony był podejmować negocja­ cje z władzami państwowymi. Stanie się to jednak bardziej zrozumiałe, gdy uświadomimy sobie, że po III rozbio­ rze Polski arcybiskupstwo poznańsko­ -gnieźnieńskie, a tym samym stolica prymasowska w Gnieźnie znalazła się w zaborze pruskim. Warto przy okazji przypomnieć, że władze pruskie, uprze­ dzając tajne postanowienie konwencji

neutralność oraz szerokie doświadcze­ nie międzynarodowe. Ostatecznie, po­ mimo oporu zarówno lokalnych władz pruskich, jak i kapituły poznańskiej i gnieźnieńskiej, 24 kwietnia 1866 r. abp Mieczysław Halka-Ledóchowski objął obie funkcje biskupie, z siedzibą w Poznaniu. Społeczeństwo polskie również nie było zadowolone z tego wyboru. Zwłaszcza, że elity niepodległościowe pamiętały mu, że przez lata nakłaniany przez nie do poparcia sprawy niepod­ ległości Polski, odmówił tłumacząc, iż jego obowiązkiem jest służenie po­ wszechnemu Kościołowi katolickiemu, a nie angażowanie się w lokalne sprawy narodowe. W gronie niechętnych mu rodaków na ogół panowało przeko­ nanie, że skoro całe swoje dorosłe ży­ cie spędził poza Polską, stracił kontakt z narodem i z językiem.

N

Prymas Polski Mieczysław Ledóchowski

ŹRÓDŁO: NINA.GOV.PL

Prymas był pierwszym księciem i senatorem Rzeczypospolitej, władnym w nadzwyczajnych przypadkach zwołać sejm i przewodniczyć jego obradom; naczelnikiem senatu, a w okresie bezkrólewia dzierżył ster państwa jako interrex. dla nas, katolików żyjących w szcze­ gólnie trudnej obecnie sytuacji? Trze­ ba nam dziś – jak myślę – spojrzeć na obu tych hierarchów w kontekście hi­ storycznym, aby zrozumieć ich dzieje, decyzje i postawy. Hrabia Mieczysław Halka-Ledó­ chowski przyszedł na świat w roku 1822, w rodzinie arystokratycznej jako syn Józefa Zachariasza i Marii Rozalii Zakrzewskiej. Odebrał staranne wy­ chowanie i solidną edukację najpierw domową, a następnie w gimnazjum w Radomiu i Warszawie. Studiował w Seminarium św. Krzyża w Warsza­ wie w latach 1841–1843 i w Accademia dei Nobili Ecclesiastici w Rzymie, gdzie w 1847 r. uzyskał doktorat z teologii i prawa kanonicznego. Zgłębiał teo­ logię, a równocześnie – dzięki znajo­ mościom matki – tajniki dyplomacji. Kolejne lata spędził we Włoszech, po­ tem na misjach dyplomatycznych, któ­ re pełnił w różnych zakątkach świata. Nabyte doświadczenie uczyniło z nie­ go wytrawnego dyplomatę. W 1861 r. otrzymał sakrę biskupią jako tytularny arcybiskup tebański, z siedzibą w Bruk­ seli. Tam dotarła do niego wiadomość, że papież Pius IX rozpoczął negocja­ cje z rządem pruskim w sprawie jego

rozbiorowej, zakazały arcybiskupowi gnieźnieńskiemu używania tytułu pry­ masowskiego. U genezy tego zakazu Prus leżało przekonanie, że prymaso­ stwo przypomina o wolnej Polsce. Nie bez racji, gdyż w dawnej Polsce odgry­ wało ono ogromną rolę. Było godnością kościelną i państwową zarazem. Jako dostojnik Kościoła katolickiego w Pol­ sce prymas posiadał nie tylko honoro­ wy prymat wśród biskupów, ale także miał władzę dotyczącą całego Kościoła rzymskokatolickiego Rzeczypospolitej. O randze prymasa w Polsce decydowa­ ły jednak jego ogromne kompetencje państwowe. Był pierwszym księciem i senatorem Rzeczypospolitej, wład­ nym w nadzwyczajnych przypadkach zwołać sejm i przewodniczyć jego obra­ dom; naczelnikiem senatu, a w okresie bezkrólewia dzierżył ster państwa jako interrex, czyli zastępca króla. W dawnej Rzeczpospolitej prymasa nazywano oj­ cem Ojczyzny. Watykan nie uznał roz­ biorów, a więc arcybiskup tej pierwszej polskiej diecezji stawał się automatycz­ nie Prymasem Polski. W tej niezwykle drażliwej i złożonej politycznie sytuacji papież Pius IX starał się przekonać wła­ dze pruskie do kandydatury Mieczysła­ wa Ledóchowskiego, wskazując na jego

a nowego arcybiskupa gnieź­ nieńskiego-poznańskiego ten wybór także spadł niemal jak grom z jasnego nieba. Wystarczy wspo­ mnieć, że po objęciu urzędu ciągle mó­ wił po łacinie, a nie po polsku. Jego niemiecki również nie był zbyt dobry, a Poznań z ówczesną liczbą ludno­ ści 40 tys. mieszkańców, w porówna­ niu z Brukselą, Rzymem, a zwłaszcza Wiedniem, był w jego oczach małym, prowincjonalnym miasteczkiem. Abp Ledóchowski już na samym początku sprawił zawód wszystkim, którzy mieli nadzieję, że podejmie tradycję pryma­ sowską. Był – jak się później okazało – posłuszny życzeniu papieża, który oczekiwał od niego, że podejmie stara­ nia o polepszenie stosunków kościelno­ -państwowych. Zgodnie z tym papie­ skim oczekiwaniem domagał się, aby Polacy byli lojalni wobec rządu pruskie­ go i zakazał im demonstracji politycz­ nych, takich jak śpiewanie w kościołach hymnu Boże coś Polskę. Jednocześnie zabronił polskim księżom popierania ruchu narodowego tłumacząc, że chce w ten sposób chronić Kościół przed atakami ze strony rządu. Wobec władz zobowiązał się natomiast do zwięk­ szenia udziału Niemców w zarządzie diecezji oraz do wychowania kleryków w duchu lojalności wobec państwa pru­ skiego. Nic dziwnego, że prowadzona przez niego polityka wywoływała co­ raz większą niechęć i nieufność wśród Polaków, aż w końcu doprowadziła do całkowitego rozbratu. Zwłaszcza, że władze pruskie coraz wyraźniej oka­ zywały mu swoją życzliwość. Program duszpasterski abp. Mieczysława Ledó­ chowskiego sprowadzał się do kilku podstawowych punktów: uporządko­ wanie życia religijnego i kościelnego, zmobilizowanie kapłanów do pracy i odsunięcie ich od polityki. Mimo to Polacy dość powszechnie – i nie tylko w zaborze pruskim – nadal tytułowali go prymasem. Symbolicznie bowiem tytuł prymasa przypominał im o mi­ nionej świetności i majestacie utraconej Rzeczypospolitej. Zaskakujące, ale jak się potem oka­ zało, Prymas Ledóchowski zachował świadomość godności prymasowskiej przynależnej arcybiskupowi gnieźnień­ skiemu. Dał temu wyraz po raz pierw­ szy już 14.04. 1866 r. w Berlinie, kiedy to podczas ceremonii składania przy­ sięgi na wierność królowi pruskiemu, wystąpił w purpurowych szatach kar­ dynalskich, których mógł używać każ­ dorazowy prymas Polski na podstawie przywileju nadanego przez papieża Benedykta XIV w 1749 r. Chociaż po­ czątkowo zakazanego przez Prusaków tytułu prymasowskiego nie używał, to na aktach soborowych spisanych po ła­ cinie podczas I soboru watykańskiego (1869–1870) złożył podpis: arcybiskup gnieźnieński i poznański, prymas Polski. Kiedy po zwycięskiej wojnie z Francją (1870–1871) kanclerz Prus Otto von Bismarck proklamował w Wersalu utworzenie Cesarstwa Nie­ mieckiego – II Rzeszy – wzmocniony

został antypolski i antykatolicki kurs w polityce wewnętrznej państwa. Sto­ jący na jego czele Bismarck podjął działania na rzecz unifikacji państwa i wzmocnienia władzy centralnej. Dla Polaków zaczął się wtedy bolesny okres kulturkampfu, czyli tzw. walki o kul­ turę. W 1873 r. władze pruskie wpro­ wadziły język niemiecki jako wyłącz­ ny język nauczania. Zarządzono, że we wszystkich klasach gimnazjalnych katechizacja ma odbywać się w języ­ ku niemieckim. Nauczyciele, którzy nie chcieli się temu podporządkować, byli zwalniani z pracy. Represje doty­ czyły również Kościoła. W roku 1873 sejm uchwalił poprawkę do konstytucji niemieckiej, przewidującą karę więzie­ nia za głoszenie w kościołach kazań zagrażających porządkowi publiczne­ mu, a w dniach 11–14 maja zostało wprowadzone ustawodawstwo pod­ dające kontroli państwa obsadę wszel­

szkół kościelnych. Kiedy dotychczaso­ we represje nie poskutkowały, władze pruskie odebrały Prymasowi pensję, potem zajęły jego mienie, aż w końcu zażądały rezygnacji z urzędu. Wówczas abp Ledóchowski odpowiedział (cyt. za „Kuryerem Poznanskim”): „Rządzę cząstką Kościoła Świętego, która mi na­ znaczona została przez Ojca Św. Tego posłannictwa żadna świecka potęga zniweczyć nie jest zdolna”. Walka Koś­ cioła katolickiego z kulturkampfem sta­ ła się w tym momencie wspólną walką Polaków o ich język, historię i kulturę. 3.02. 1874 r. na mocy wyroku są­ dowego abp Ledóchowski został aresz­ towany i skazany na dwa lata więzienia. Osadzono go w Ostrowie Wielkopol­ skim, a wraz z nim uwięziono jego sufraganów. Od tego momentu Pry­ mas stał się bardzo popularny wśród swoich diecezjan. Zaczął się spotykać się z wieloma dowodami ich szacun­

Prymas Ledóchowski pozostał nieugięty. Nadal sam wyznaczał kapłanów i kazał im używać języka polskiego w seminariach i innych jednostkach kościelnych, a także nakłaniał do otwierania prywatnych szkół polskich. kich stanowisk kościelnych. Były to tzw. ustawy majowe, które stanowiły, że prawo i sądy państwowe są nadrzędne wobec prawa i sądów kościelnych, wy­ roki Stolicy Apostolskiej zaś przestają obowiązywać. Zniesiono też nadzór kościelny nad szkolnictwem podsta­ wowym i wprowadzono tzw. Kutlure­ xamen, czyli egzaminu z kultury dla duchownych, których szkolenie odtąd miało być nadzorowane przez państwo. Kanclerz Bismarck zaczął otwarcie wy­ znawać pogląd, że Polacy powinni być zgermanizowani. Kulturkampf miał więc aspekt nacjonalistyczny. Abp Mieczysław Halka-Ledóchow­ ski stanowczo zaprotestował przeciw­ ko ustawom państwowym, zwłaszcza dotyczącym nauczania religii i kontro­ li księży. Inni biskupi także odmówili wprowadzenia tego prawa w swoich diecezjach. W odpowiedzi setki du­ chownych ukarano grzywną lub wię­ zieniem za nieposłuszeństwo. Prymas jednak pozostał nieugięty. Nadal sam wyznaczał kapłanów i kazał im używać języka polskiego w seminariach i in­ nych jednostkach kościelnych, a także nakłaniał do otwierania prywatnych szkół polskich. To z kolei doprowa­ dziło do zamknięcia najpierw semina­ riów w Poznaniu i w Gnieźnie, a potem

ku i sympatii. Przywiązanie okazywali mu też dawni współpracownicy. Jego sekretarz, ks. Meszczyński, przybył do Ostrowa, aby zamieszkać w pobliżu i pracować z nim w kwestiach diecezjal­ nych, jego osobisty lokaj zaś z własnej woli „zamieszkał” w więzieniu, by się nim opiekować. Przez cały czas pobytu w więzieniu Prymas Ledóchowski był wspierany przez papieża, czego wyra­ zem było nadanie mu w 1875 r. godno­ ści kardynała. W myśl bowiem prawa niemieckiego kardynałów traktowano na równi z członkami rodziny królew­ skiej i nie można ich było więzić. Toteż zaraz po otrzymaniu nominacji kardy­ nalskiej, 3.02. 1876 r., został zwolniony z więzienia, ale jednocześnie wręczono mu dekret banicyjny. Gdy w drodze do Rzymu przybył do Krakowa, witany był owacyjnie w daw­ nej królewskiej stolicy Polski jako pry­ mas-wyznawca. Sam również zaczął się identyfikować z rozdartym przez zabory narodem polskim. W Rzymie na począt­ ku 1886 r. złożył rezygnację z urzędu ar­ cybiskupa poznańsko-gnieźnieńskiego. Uczynił to w posłuszeństwie papieżo­ wi, którym był wówczas nowo wybra­ ny Leon XIII. Zrobił to również po to, aby nie być przeszkodą w zakończeniu kulturkampfu na ziemiach poznańskich.

W liście pożegnalnym do diecezjan wy­ znał: „Rezygnacja była ofiarą dla serca mego zaprawdę najboleśniejszą i kochać Was zawsze będę, bo tego węzła zrywać mi nie potrzeba, a zerwać go nie był­ bym nawet zdolny”. Pomimo zrzeczenia się godności metropolity poznańskiego i gnieźnieńskiego, kard. Ledóchowski nadal interesował się życiem politycz­ nym Wielkopolski. Gdy zmarł w Rzymie w 1902 r., dziennik krakowski „Czas” napisał: „Splot idei katolickiej z ideą na­ rodową dokonał się we znacznej mie­ rze około dostojnej osoby prymasa Le­ dóchowskiego, którego losy rozbudziły wszystkie uczucia polskie”. „Los paradoksalnie sprawił, że w Polsce tradycja prymasowska prze­ trwała w czasach zaborów w sporej mie­ rze za sprawą tego, któremu wielu zarzu­ cało brak polskich uczuć patriotycznych, obojętność wobec sprawy polskiej i kie­ rowanie się tylko interesem Kościoła” – napisał Jerzy Pietrzak w pracy pt. Arcybiskup Mieczysław Ledóchowski jako prymas Polski (UAM 2003).

K

ardynał Stefan Wyszyński nie pochodził, jak kard. Mie­ czysław Halka-Ledóchowski, z rodu arystokratycznego. Przyszedł na świat 1.08. 1901 r. w Zuzeli nad Bu­ giem, w wielodzietnej rodzinie organi­ sty z miejscowej parafii. Syn Stanisława i Julianny, pomimo skromnych warun­ ków materialnych rodziny, kształcił się najpierw w renomowanym gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, potem, od 1914 r., z powodu trwającej I wojny światowej, w gimnazjum mę­ skim im. Piotra Skargi w Łomży, a na­ stępnie w liceum św. Piusa X we Włoc­ ławku. Po zdaniu matury, w 1920 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. 3 sierp­ nia 1924 r. otrzymał święcenia kapłań­ skie z rąk biskupa Wojciecha Owczarka w bazylice katedralnej Włocławskiej. Od tego momentu zaczął się w jego ży­ ciu etap dalszych studiów oraz inten­ sywnej pracy duszpasterskiej. W latach 1925–1929 studiował na Wydziale Pra­ wa i Prawa Kanonicznego oraz Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych Ka­ tolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Doktorat uzyskał w 1930 r. na podstawie rozprawy Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. W latach 1929–1930 podróżował w celach naukowych do Austrii, Włoch i Niemiec. Przedmiotem jego zainteresowań była kwestia związ­ ków zawodowych, organizacje katoli­ ckiej młodzieży robotniczej, a przede wszystkim – doktryny i ruchy społecz­ ne. Owocem tej podróży była publi­ kacja: Główne typy Akcji Katolickiej za granicą. Jednak nie tylko nauka spo­ łeczna Kościoła była przedmiotem jego zainteresowania, lecz także praktyka duszpasterska, zwłaszcza wśród rodzin i w środowisku robotniczym. Świadomy rosnącego wśród robotników wpływu ideologii marksistowskiej, szczególnie idei sprawiedliwości społecznej, walki klas i rewolucji, zainicjował powstanie Chrześcijańskiego Uniwersytetu Ro­ botniczego, którym kierował w latach 1931–1932. Prowadził też pracę spo­ łeczno-oświatową w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych i zorganizował Katolicki Związek Młodzieży Robotni­ czej. W swoich wykładach z katolickiej nauki społecznej podkreślał zasadę so­ lidaryzmu społecznego i uczył, że god­ ność osoby ludzkiej jest treścią fun­ damentalnej normy moralnej, z której wynika zakaz traktowania osoby jako

Jasna Góra, 3 maja 1967 r. Abp Antoni Baraniak wręcza prymasowi Wyszyńskienu pierścień – dar episkopatu i narodu polskiego

Dokończenie na sąsiedniej stronie

FOT. Z ARCHIWUM JOLANTY HA JDASZ

KURIER WNET


MA J 2O2O

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

P

odczas wojny, od 1942 r. był kape­ lanem Zakładu dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą. Tam też prowadził wykłady z katolickiej nauki społecznej dla inteligencji. Jako kapelan Armii Krajowej okręgu wojskowego „Żo­ liborz”, angażował się też w działalność konspiracyjną. Po wybuchu powstania warszawskiego jako żołnierz pod pseud. Radwan II służył rannym w szpitalu po­ wstańczym w Laskach. 4 marca 1946 r. został mianowa­ ny przez papieża Piusa XII biskupem lubelskim. 12 maja 1946 r. na Jasnej Górze w Częstochowie otrzymał sakrę biskupią z rąk księdza kardynała Au­ gusta Hlonda. Po jego śmierci, 12 lis­ topada 1948 r., Ojciec Święty Pius XII mianował go arcybiskupem gnieźnień­ sko-warszawskim i prymasem Polski. 14 kwietnia 1950 r. z jego inicja­ tywy zostało zwarte porozumienie między przedstawicielami rządu RP i Episkopatu Polski. Była to jedyna de­ klaracja prawna określająca sytuację Kościoła w Polsce, gdyż już w 1945 r. umowa konkordatu została zerwana. Prymas spodziewał się, że władze ko­ munistyczne nie będą dotrzymywać tych zobowiązań, ale dawały mu one podstawę prawną jego działań. W opar­ ciu o nią z wielką roztropnością i od­ wagą bronił praw wierzącego narodu. Podpisanie porozumienia nie było ła­ twą decyzją, tym bardziej że trwające wciąż w oporze podziemie niepodle­ głościowe poczuło się przez Kościół opuszczone. Swój niepopularny spo­ łecznie krok wyjaśniał potem na kar­ tach Zapisków więziennych: „Dlacze­ go prowadziłem do »Porozumienia«? Byłem od początku i nadal jestem te­ go zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju”. W zaistniałej sytuacji kardynał Wyszyński uznał, że zawarta z rządem

umowa jest koniecznym kompromi­ sem w walce o prawa Kościoła w Pol­ sce. Jak się potem okazało, nie uniknął mimo to zarzutu władz komunistycz­ nych, że działa na szkodę „Porozumie­ nia”. W Zapiskach znajdziemy boles­ ne wspomnienie Prymasa o tym, jak podpisanie tego dokumentu wzbudziło nieufność do niego ze strony zarówno duchowieństwa, jak i wielu katolików świec­kich. Echem tych zmagań jest jego zamieszczone tam wyznanie: „Kościół nigdy nie mówił »nie« tam, gdzie moż­ na było dojść do pokoju i zgody. (…) A więc porozumienie miałoby spełnić rolę zderzaka, łagodzącego narasta­ jący konflikt? I tak, i nie! (...) Na ile było to niedoskonałością, osądzi hi­ storia. W każdym razie w chwili ko­ niecznej decyzji, gdy Episkopat Polski był niezdecydowany, rzuciłem na szalę dyskusji własną formację umysłową z jej cechami i brakami”. „Wierzyłem – pisze dalej – że ułożenie stosunków jest konieczne, podobnie jak nieunik­ niony jest fakt współistnienia Narodu o światopoglądzie katolickim, z ma­ terializmem upaństwowionym”. Jasno więc widać, jak ciężkim brzemieniem dla ks. Prymasa była zawarta umowa z rządem komunistycznym. Okres, w którym został pasterzem Kościoła w Polsce, był szczególnie trud­ ny aż do 1956 r. Mimo wprowadzenia w 1947 r. tzw. ustawy amnestyjnej, kon­ tynuowano represje wobec działaczy niepodległościowych. Zmiany teryto­ rialne i migracje przecinały dotychcza­ sowe więzi społeczne. Zabrakło też elit, które zginęły w walce lub zostały wy­ mordowane w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach. Na ich miejsce władze komunistycz­ ne budowały swoją „elitę” i stosownie do programu budowy „nowej socjali­ stycznej Polski” poddawały naród sy­ stematycznej demoralizacji, np. poprzez wprowadzenie „aborcji na życzenie”, czy też ułatwionej dystrybucji alkoho­ lu. Pijany, osłabiony moralnie Polak miał być niezdolny do wielkich ideałów, takich jak obrona wolności ojczyzny. Zmonopolizowanie władzy w kraju po­ zwoliło komunistom otwarcie wystąpić przeciwko Kościołowi. W 1950 r. wła­ dza przejęła „Caritas”, zajmując pro­ wadzone przez nią domy opiekuńcze i zagrabiając majątek kościelny. Zaczęto rugować religię ze szkół, a od 1949 r. rozpoczęto tworzenie szkół ateistycz­ nych. W 1952 r. usunięto ordynariu­ sza diecezji katowickiej bp. Stanisława Adamskiego, a w styczniu 1953 r. prze­ prowadzono pokazowy tzw. proces kurii krakowskiej, jak również słynny proces ordynariusza kieleckiego, bp. Czesława

Kaczmarka. W końcu, w lutym 1953 r., wprowadzono dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych, w którym władza nadała sobie prawo do bezpośredniej ingerencji w politykę personalną Kościoła i wymuszała skła­ danie przysięgi na wierność PRL nowo mianowanych proboszczów i biskupów. Urząd ds. Wyznań natychmiast przy­ stąpił do wykonywania dekretu, gro­ żąc sankcjami tym kapłanom, którzy

Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”. Dla mnie osobiście znacząca jest data po­ wstania tego memoriału. W tym dniu bowiem Kościół Polski obchodzi uro­ czystość św. Stanisława Szczepanow­ skiego – pierwszego polskiego duszpa­ sterza, który powiedział w 1079 r. swoje „non possumus” nieograniczonej wła­ dzy królewskiej. Za swój sprzeciw wo­ bec krzywdzącego postępowania króla

z miasta. Nie wolno mi będzie spra­ wować żadnych czynności związanych z zajmowanymi dotychczas stanowiska­ mi” – zanotował w swoich Zapiskach więziennych. Tuż przed internowaniem, 12.01. 1953 r. ks. Prymas został mia­ nowany kardynałem.

P

Kard. Stefan Wyszyński przy figurze Matki Bożej, Komańcza, 1956 r.

FOT. Z ARCHIWUM JOLANTY HA JDASZ

przedmiotu użycia, czyli środka do celu. Prawa człowieka odnosił do praw oso­ bowych, politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych i solidarnoś­ ciowych. W 1937 r. ówczesny prymas Polski kard. August Hlond zapropono­ wał mu współpracę w prymasowskiej radzie społecznej, a 11 lat później, już na łożu śmierci – w uznaniu dla jego zasług duszpasterskich i walorów osobistych – w tajnym liście do papieża wyraził swoją wolę, by został jego następcą na stolicy prymasowskiej w Gnieźnie i Warszawie.

Pozbawiony informacji ze świata i Kościoła, odcięty od kontaktów nawet z najbliższymi, poniżany i oczerniany w mediach, nie ugiął się przed presją władz i nie złożył dymisji ze swego urzędu. nie podporządkują się nowemu prawu. W odpowiedzi, z inicjatywy prymasa Polski biskupi zgromadzeni w Krakowie dnia 8.05. 1953 r. opracowali memoriał do władz, kończący się słowami „non possumus” – nie pozwalamy. Kierowa­ ny przez kard. Wyszyńskiego episkopat, stając w obliczu krzywd, jakich doznał Kościół w Polsce, ogłosił, że już dalej w ustępstwach iść nie może: „Rzeczy

Bolesława Śmiałego zapłacił najwyższą cenę utraty własnego życia. Prymasa Stefana Wyszyńskiego aresztowano nocą, 25 września 1953 r. Bez wyroku, aktu oskarżenia i rozprawy sądowej został wywieziony z Warsza­ wy i internowany: „Dziś uroczystość Patrona Stolicy, błogosławionego Wła­ dysława z Gielniowa (…) Mocą tej de­ cyzji mam natychmiast być usunięty

ozbawiony informacji ze świata i Kościoła, odcięty od kontaktów nawet z najbliższymi, poniżany i oczerniany w mediach, nie ugiął się przed presją władz i nie złożył dymisji ze swego urzędu. Więziono go najpierw w Rywałdzie koło Grudziądza, potem w Stoczku Warmińskim, w Prudniku Śląskim, aż wreszcie, od 26.10. 1955 r. do 28.10. 1956 r. – w Komańczy, na terenie Bieszczad. Przewiezienie do klasztoru sióstr nazaretanek w Ko­ mańczy było sygnałem zbliżającej się „odwilży”. Wkrótce, na fali październi­ kowych przemian 1956 r., został wynie­ siony do władzy Władysław Gomułka, któremu wespół ze swoją ekipą udało się skutecznie spacyfikować nastroje społeczne. Służyć temu miało m.in. uwolnienie Prymasa i jego powrót do Warszawy. Stało się to 28.10.1956 r. Okres uwięzienia ks. Prymasa był czasem jego duchowego dojrze­ wania i budowania programu odno­ wy moralnej narodu. Podczas poby­ tu w Prudniku Śląskim, w roku 1955 napisał: „Siedziałem drugi rok w wię­ zieniu w Prudniku Śląskim, niedaleko Głogówka. Cała Polska święciła wtedy pamięć obrony Jasnej Góry przed Szwe­ dami i Ślubów Królewskich Jana Kazi­ mierza przed trzystu laty. Dzieje Naro­ du niekiedy się powtarzają… Czytając Potop Sienkiewicza, uświadomiłem sobie właśnie w Prudniku, że trzeba pomyśleć o tej wielkiej dacie”. W na­ stępnym roku, już w Komańczy, 16.05. 1956 r., we wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli – Patrona Polski, stworzył tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. W dniu 26 sierpnia odczytał je na Jasnej Górze, w zastępstwie nieobecnego Prymasa i w obecności ponad 1 mln wiernych, przewodniczący episkopatu – bp Mi­ chał Klepacz. „Jakże gorąco w głębi du­ szy pragnąłem, aby w dniu 26 sierpnia, w dniu tryumfu naszej Królowej, stać tu, wraz z ludem, u stóp Jej Tronu. Było to pragnienie bardzo usprawiedliwione, ale i bardzo dziecięce… Czułem jednak, że trzeba wszystkiego się wyrzec, za­ równo mego pasterskiego, prymasow­ skiego prawa, jak i radości, do której dziecko wobec swej Matki ma prawo. Czułem, że wielką chwałę Królowej Polski ktoś musi okupić” – napisał ks. Prymas. W Zapiskach można znaleźć

KURIER WNET

5

też inne ważkie słowa: „Dziękuję Ci, Mistrzu, żeś mój los tak bardzo upo­ dobnił do Twojego (…) Opuścili Cię Twoi Apostołowie, jak mnie opuścili biskupi; opuścili Cię Uczniowie, jak mnie opuścili kapłani. I jedni, i drudzy poddali się trwodze (…) I przy mnie pozostała gromadka świeckich katoli­ ków, wcale nie najmocniejszych, którzy mają odwagę przyznawać się do mnie”. Okres uwięzienia zaowocował jeszcze jedną bezcenną dla Kościoła w Polsce inicjatywą. Był to ogólnonaro­ dowy program odnowy duchowej Na­ rodu jako przygotowanie do obchodów Milenium Chrztu Polski w 1966 roku. Został przez ks. Prymasa rozpisany na dziewięć lat Wielkiej Nowenny. Zebra­ ny w dziewięć haseł przewodnich, sta­ nowił program pracy duszpasterskiej w kolejnych latach jej trwania. Jak się potem okazało, miał on „odnowić ob­ licze tej ziemi” nie tylko na rok 1966, w perspektywie zbliżającego się Mile­ nium Chrztu Polski, lecz również na kolejne dekady. „Zwieńczeniem Wiel­ kiej Nowenny, choć nieprzewidywal­ nym wcześniej, stał się 16.10. 1978 r. (…) Dziś historycy nie mają wątpliwo­ ści – bez tamtego przeżywania dziedzi­ ctwa Kościoła i narodu w tysiącletniej Polsce nie dożylibyśmy pokolenia Ro­ botników ’80 strajkujących w stocz­ niach pod krzyżem i portretem Jana Pawła II” – pisze prof. Jan Żaryn (Polska Pamięć, Patria Media, Gdańsk 2017). „Historia magistra vitae” – mawiali starożytni Rzymianie. W czym obaj Kar­ dynałowie Prymasi są zatem do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas dzisiaj? Wywo­ dzili się z różnych środowisk społecz­ nych i różne były ich kapłańskie dro­ gi, ale pełniąc posługę pasterską, byli wierni Kościołowi, troszczyli się o życie wieczne wiernych i zachowanie tożsa­ mości polskiej. Przyszło im żyć w cza­ sach opresji i zagrożenia nie tylko by­ tu narodowego, ale jedności Kościoła i czystości wiary katolickiej. Poddani naciskom i krytyce wypływającej nawet z wnętrza Kościoła, nie ulegli trwodze, ale pozostali nieugięci. Co nam dzisiaj chcą przypomnieć? Może właśnie te twarde słowa: „Rzeczy Bożych na ołta­ rzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”. Właściwie pojęta au­ tonomia Kościoła i Państwa oznacza, że istnieje nieprzekraczalna granica po­ między tronem a ołtarzem. Zadaniem hierarchów Kościoła jest stanie na straży tej granicy oraz wyznaczanie jej w kon­ kretnej sytuacji politycznej i społecznej. Ludzie świeccy również nie są zwolnieni w swoim sumieniu z rozpoznawania jej, uznawania i akceptacji. K

Dokończenie ze str. 1

Warto bronić polskiej własności w dobie koronawirusa Eryk Łon jest wykorzystywany przez różnego ty­ pu instytucje publiczne. Funkcjonują np. państwowe fundusze majątkowe, które przecież angażują się na rynku kapitałowym. Jestem zdania, że bank centralny również mógłby podejmo­ wać działania na rynku kapitałowym. Dostęp do finansowania jest jed­ nym z ważnych czynników rozwoju przedsiębiorstwa. Jeżeli uznamy, że warto wesprzeć rozwój polskich przed­ siębiorstw także za pomocą angażowa­ nia się NBP na rynku akcji i obligacji korporacyjnych, to nie powinniśmy się wahać. Narodowemu Bankowi Pol­ skiemu będzie z pewnością zależało na rozwoju przedsiębiorstw działają­ cych w naszym kraju, zwłaszcza tych znajdujących się pod kontrolą kapitału polskiego.

Ochrona miejsc pracy w Polsce zadaniem priorytetowym Ponadto wedle mojego sposobu my­ ślenia jest wskazane, aby NBP kupo­ wał papiery wartościowe, w tym akcje i obligacje korporacyjne, kierując się zasadami tego, co na Zachodzie na­ zywane jest społeczną odpowiedzial­ nością biznesu. Chodziłoby o to, aby wypracować polską wersję podejścia do tego pojęcia. Bardzo ważne jest, aby np. przy doborze papierów wartościowych pre­ ferować te przedsiębiorstwa, które nie będą zwalniały pracowników w okre­ sie kryzysowym i same będą dbały

o dokonywanie obniżek kosztów inny­ mi metodami niż redukcja miejsc pracy. Chodzi o to, aby NBP sprzyjał właśnie tworzeniu kultury utrzymywania miejsc pracy, a nie ich likwidowania.

Walka o własność kluczowym elementem wojny ekonomicznej Co ciekawe, była szefowa FED Janet Yellen proponuje, aby amerykański bank centralny mógł też dokonywać skupu akcji. Bank Japonii już tak czy­ ni. Obecna sytuacja pokazuje, że na świecie toczy się wojna ekonomiczna. Zdaniem byłego redaktora naczelnego pisma,,Nasz Rynek Kapitałowy”, Pawła

gospodarek świata, podejmowane są działania mające na celu obronę rodzi­ mej własności. Niemiecki rząd przezna­ cza miliardy na ratowanie prywatnych firm, zmieniając prawo i zakazując przejmowania firm przez obcy kapi­ tał. Niemcy obawiają się, że mocno przecenione akcje spółek lotniczych i samochodowych są łakomym kąskiem dla chińskich państwowych funduszy majątkowych, które będą chciały je kupić. Parę dni temu premier Bawa­ rii Markus Söder stanowczo domagał się zakazania przejęć niemieckich firm przez inwestorów zagranicznych. Niemcy chcą zaostrzyć przepisy dotyczące kontroli inwestycji zagra­ nicznych w kraju. Chodzi o to, aby

W Niemczech podejmowane są działania mające na celu obronę rodzimej własności. Niemiecki rząd przeznacza miliardy na ratowanie prywatnych firm, zmieniając prawo i zakazując przejmowania firm przez obcy kapitał. Orkisza, jest to III wojna światowa. Warto zauważyć, że po ostatnim kryzysie lat 2008–2009 nastąpił wzrost udziału przedsiębiorstw państwowych w grupie największych przedsiębiorstw. Coraz większą rolę odgrywają także fundusze majątkowe. Jesteśmy świad­ kami walki o własność. W Niemczech, a więc w jednej z najbardziej potężnych

chronić niemieckie firmy przed „wro­ gim przejęciem” przez inwestorów spoza Unii Europejskiej. Projekt no­ welizacji ustawy o stosunkach gospo­ darczych z zagranicą ma być omawia­ ny na posiedzeniu niemieckiego rządu w najbliższych dniach. Proponowane zmiany przewidują m.in., że wyma­ gające zgłoszenia transakcje przejęcia

w obszarze krytycznej infrastruktury oraz cywilnych sektorów bezpieczeń­ stwa w Niemczech będą mogły być uznawane za nieważne tak długo, aż cała transakcja zostanie sprawdzona i zakwalifikowana jako dopuszczalna. Inwestor otrzyma dostęp do tech­ nologii danego przedsiębiorstwa do­ piero w momencie, gdy odpowiednie urzędy wydadzą ostateczną zgodę na transakcję. W ten sposób rząd niemie­ cki chce przeciwdziałać sytuacji, w któ­ rej potencjalny nabywca zbyt szybko wchodzi w posiadanie tak zwanego know-how danej firmy. Projekt usta­ wy przewiduje, że aby odmówić prawa do przejęcia danej firmy inwestorowi spoza Unii Europejskiej, władze Nie­ miec nie będą już musiały przedstawić dowodów rzeczywistego zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego. Wystar­ czy samo podejrzenie.

Ofensywne działania polskiego rządu w obronie polskiej własności Z wielkim zadowoleniem przyjąłem wiadomość, iż polski rząd zamierza bronić polskich spółek przed wrogi­ mi przejęciami w dobie koronawirusa. Minister Marlena Maląg i wicepremier Jadwiga Emilewicz na konferencji pol­ skiego rządu zapowiedziały program, który ma utrudnić wykup polskich spółek przez podmioty zagraniczne. Wicepremier Jadwiga Emilewicz po­ wiedziała, iż należy zadbać o to, „by polskie firmy, które były z mozołem budowane przez 30 lat, nie stały się tanim łupem w tej trudnej sytuacji. Nie chcemy, by firmy z polskim kapi­ tałem były dziś przejmowane w łatwy sposób, ponieważ ich giełdowa wycena jest bardzo niska”. Polski rząd ma plan obrony polskich spółek przed „wrogi­ mi przejęciami”. Zamierza skorzystać

z rozwiązań przyjętych w Niemczech. Zgodnie z rozwiązaniami niemiecki­ mi, przejęcie przedsiębiorstwa objętego ochroną będzie mogło zostać zabloko­ wane przez rząd. W naszym przypad­ ku można wykorzystać ustawę o spół­ kach o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa polskiego państwa. Na podstawie tej ustawy polski rząd chce zwiększyć zakres spółek, których nie będzie można przejąć w sposób pro­ sty i łatwy. Rzeczona ustawa mówi, iż „podmiot, który zamierza nabyć lub osiągnąć istotne uczestnictwo albo na­ być dominację w spółce o znaczeniu strategicznym, jest obowiązany każ­ dorazowo złożyć zawiadomienie orga­ nowi kontroli o zamiarze jego dokona­ nia”. Organ kontroli, przypisany spółce wciągniętej na listę, może zablokować jej przejęcie. Na takiej liście znajdują się obecnie m.in. takie polskie firmy jak: PZU, Orlen, PGE, KGHM, PGNiG, Tauron, Telewizja Polska, Zarząd Mor­ skiego Portu Gdańsk, Polski Fundusz Rozwoju czy Totalizator Sportowy.

Utwórzmy na giełdzie warszawskiej indeks polskich spółek rodzinnych „Biało-Czerwoni” Wielokrotnie w swych wypowiedziach zwracałem uwagę na potrzebę likwida­ cji tzw. podatku Belki. Likwidacja tego podatku zwiększyłaby zainteresowanie naszych rodaków inwestowaniem na polskim rynku kapitałowym. Niskie stopy procentowe będą się prawdopo­ dobnie utrzymywać w Polsce jeszcze przez dłuższy czas. Likwidacja podatku Belki byłaby korzystna dla inwestorów i dla spółek. Jak pokazuje doświadcze­ nie, stopy zwrotu z inwestycji na rynku akcji są w dłuższym okresie wyższe niż stopy zwrotu z obligacji skarbowych, obligacji korporacyjnych czy lokat

terminowych. Ponadto nasze polskie spółki miałyby większe szanse finan­ sować swoje przyszłe przedsięwzięcia inwestycyjne, co byłoby kołem zama­ chowym wzrostu gospodarczego w pol­ skiej gospodarce. Uważam, że warto utworzyć na giełdzie warszawskiej indeks polskich spółek rodzinnych. Jak zauważa Rafał Konieczny, kursy akcji firm rodzin­ nych w innych krajach zachowują się na giełdzie bardzo korzystnie dla inwesto­ rów. Często nawet lepiej od głównych indeksów giełdowych. Z jego badań prowadzonych w latach 2005–2015 wynikało, iż spółki rodzinne dały in­ westorom wyższe o 4,5% stopy zwro­ tu aniżeli indeks grupujący wszystkie spółki. Agencja Grant Thornton prowa­ dziła dwa lata temu badania obejmujące lata 2012–2016 na naszym rodzimym rynku. Okazało się, że stopa zwrotu z 10 największych polskich spółek ro­ dzinnych była bardzo korzystna i wy­ niosła w tym okresie 31,7%. W tym samym czasie WIG20 spadł o 16,5%. Badania dowodzą więc, że występu­ je potencjał do tworzenia indeksów spółek rodzinnych. Trzeba zatem jak najszybciej naprawić to zaniedbanie w naszym kraju. Na Zachodzie są two­ rzone tego typu indeksy. Te działania promują rodzinę i dlatego u nas także warto to zrobić. Szczególnie może to być korzystne dla naszej gospodarki w obecnej sytuacji – w dobie epide­ mii koronawirusa, kiedy polskie spółki rodzinne przechodzą trudne chwile. Taki indeks polskich spółek ro­ dzinnych na giełdzie warszawskiej mo­ że się nazywać np. „Polska Rodzina” lub „Biało-Czerwoni”. Zwiększy to szansę na zainteresowanie inwestowaniem na polskiej giełdzie w indeksy tych spółek. K Dr hab. Eryk Łon jest profesorem nadzwyczajnym UEP i członkiem Rady Polityki Pieniężnej.


6

MA J 2O2O

W

czasie wystąpienia sejmowego ówczes­ ny przywódca opo­ zycji powiedział, że „Kaczyński ma krew na rękach”, po­ nieważ w wypadkach drogowych giną ludzie. Na poparcie tej demaskatorskiej wiadomości Tusk przytoczył statystyki wypadków (zabici, rani itp.). Wszyscy rozumni wiedzą, że związek Kaczyń­ skiego z wypadkami drogowymi jest oczywisty i nie wymagający szerszego uzasadnienia. Drugi raz krew na rękach Kaczyń­ skiego zaobserwował bodajże Palikot, obciążając go odpowiedzialnością za „śmierć 96 osób – elity narodu”, gdyż przez telefon kazał lądować w Smoleń­ sku, a jak powiedział Bronisław Komo­ rowski (najrozumniejszy z rozumnych) „sprawa jest arcyboleśnie prosta – nie powinni lądować we mgle”. Kolejny raz o krew na rękach Ka­ czyńskiego oskarżyli nie postkomuni­ ści czy ich medialne rezonatory, tylko zacni „prolajferzy”, którzy przyznali Kaczyńskiemu tytuł „Heroda Roku”. Kaczyński wygrał konkurs o to miano w bardzo silnej konkurencji (aborcjo­ nistka Przybył, lobbystka aborcyjna Wanda Nowicka). Nawet nie trzeba być rozumnym, aby wiedzieć, że Kaczyński ma ręce po łokcie unurzane we krwi nienarodzonych niewiniątek, bo „miał Sejm, Senat, Prezydenta, wystarczyło tylko przeprowadzić ustawę”. No i ostatnio znów może się poja­ wić krew na rękach Kaczyńskiego, jeśli „siły jasne” nie zdołają storpedować wyborów, bo Kaczyński prze „po tru­ pach do władzy”, chcąc przeprowadzić wybory w „środku pandemii”, narażając na śmierć listonoszy, a przecież nie ma

Jak widać, krew na rękach Kaczyńskiego pojawia się regularnie niczym plamy na słońcu, choć różnica jest taka, że plamy pojawiają się co 11 lat, a krew u Kaczyńskiego częściej. nic ważniejszego jak „zdrowie i życie Polaków”. Zresztą zdaniem A. Holland nie tylko listonosze są narażeni: „Po­ raniony psychopata (…) byłby gotów ryzykować życie potencjalnie setek, może tysięcy osób, w środku szalejącej pandemii posyłając naród na wybory”. Jak widać, krew na rękach Kaczyń­ skiego pojawia się regularnie niczym plamy na słońcu, choć różnica jest taka, że plamy pojawiają się co 11 lat, a krew u Kaczyńskiego częściej. Jeszcze częściej, a właściwie non stop od 1989 roku, bracia Kaczyń­ scy mieli bardzo złą prasę. Zarzucano im, że są „genialnymi destruktorami” niszczącymi wszystko, co napotkają na swojej drodze. Dlatego ludzie tak różni, jak skrajny antykomunista Ra­ dosław Sikorski i skrajny komunista Włodzimierz Cimoszewicz domagali się w tym samym czasie, niezależnie od siebie, aby „raz na zawsze pozbyć się Kaczyńskich z polityki” (nie udało się, bo Jarosław nie wsiadł do samolotu). Sikorski mógł mieć powody oso­ biste, bo stracił posadę ministra w rzą­ dzie Kaczyńskiego po opublikowaniu w amerykańskim piśmie „Foreign Of­ fice” artykułu sugerującego, że Polsce Śląsk nie jest potrzebny, lepiej się go pozbyć wraz ze strajkującymi górni­ kami. Minister myślał, że mało skom­ plikowani pisowcy nie czytają w ob­ cych językach. Ale jeden przeczytał (Macierewicz się nazywał). W ogóle życiorys Radosława Sikorskiego peł­ ny jest dramatycznych zwrotów akcji niczym w filmie Hitchcocka. Przypo­ mnijmy więc… Swój dwór w Chobielinie w pełni zdekomunizował, o czym informuje na­ pis na płocie, ale nie zdekomunizował swojego ministerstwa. Nie mógł (był za „krótki”?) czy nie chciał i kilkudzie­ sięciu agentów komunistycznych służb pracowało w resorcie aż do emerytury. Jako minister w rządzie PO w słynnym „hołdzie berlińskim” wezwał Niemcy, aby wzięli w swoje ręce los Europy, za­ prosił swego kolegę Ławrowa na wy­ kład/szkolenie dla polskich ambasa­ dorów, wiedząc, że to długoletni szef rezydentury KGB w Ameryce i otworzył „mały ruch graniczny” z Obwodem Ka­ liningradzkim, co wyglądało na pierw­ szy krok w kierunku reaktywacji Prus

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Wschodnich. Ponieważ rzecz dotyczy­ ła granicy Schengen, musiało to odbyć się z błogosławieństwem Berlina. Jeśli dodać do tego działania zniechęcające Amerykanów do obecności w Euro­ pie, można odnieść wrażenie, że polski minister spraw zagranicznych miał do odegrania jakąś rolę w niemiecko-rosyj­ skim projekcie „wspólnego europejskie­ go domu od Lizbony po Władywostok”. Największym osiągnięciem ministra Si­ korskiego było jednak wstrzymanie ne­ gocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej (4 lipca 2008 r.), stąd ludzie podejrzliwi wyciągają wniosek, że panów Sikorskie­ go i Ławrowa poza przyjaźnią łączy tak­ że stosunek służbowy. Nie mniej ciekawy jest życiorys premiera Cimoszewicza, który po prze­ istoczeniu się z komunisty na demo­ kratę aspirował do posady… sekretarza generalnego NATO i oczekiwał pro­ tekcji ze strony prezydenta Putina (!?). Dziś obaj mężowie stanu – Sikorski i Cimoszewicz – reprezentują Polskę w europarlamencie i chyba się lubią, bo wspólnie wykorzystują każdą okazję, by atakować polski rząd i prezesa PiS. Kaczyński jest unikalny w ska­ li świata, bo tylko jemu zarzuca się jednocześnie filosemityzm i antyse­ mityzm, faszyzm i bolszewizm, auto­ rytaryzm i anarchię, religianctwo i bez­ bożność, cwaniactwo i nieudolność, a socjolog prof. Markowski dostrzegł nawet „żoliborskie warcholstwo” – zupełnie nowe pojęcie socjologiczne. Szczególnie socjolodzy upodobali so­ bie Kaczyńskiego do swych badań na­ ukowych i już 10 lat temu opublikowali rezultaty swych dociekań: „U Kaczyńskiego znalazłem ton totalitarny” (prof. Czapiński). „Kaczyński gra narodem w swoim politycznym pokerze” (prof. Szacki). „Kaczyński postawił sobie za cel opanowanie państwa polskiego i zbu­ dowanie autorytarnego ładu” (prof. Krzemiński). Ale nie trzeba być socjologiem (wystarczy być rozumnym?), by dojść do podobnych wniosków. Ogromny tłum dziennikarzy, artystów, noblistów, literatów, nawet biskupów, a także zwy­ kłych obywateli od 30 lat z wielkim za­ pałem zwalcza „kaczyzm”. Wydawało się, że po 10 kwietnia 2010 roku prob­ lem jest rozwiązany, co tryumfalnie obwieścił Poncyliusz („PiS tonie, a Ka­ czyński rozpaczliwie się ratuje”), ale okazało się, że przedwcześnie. Kaczyńscy znani byli (od najgor­ szej strony) na całym świecie. Sam czytałem w nowozelandzkiej gazecie o „terrible twins” – strasznych bliź­ niakach. Poczytna niemiecka gaze­ ta nazwała prezydenta Kaczyńskiego „kartoflem”, a po interwencji naszej am­ basady „dowcipnie” odparła, że „mogą przeprosić kartofla za porównanie do Kaczyńskiego”. Co rusz usłyszeć można o agresywnych wypowiedziach jakiegoś Hindusa w brytyjskim parlamencie czy europosłów w Brukseli, ale największą siłę rażenia mają druzgocące „recenzje” rządu PiS i Kaczyńskiego, regularnie pojawiające się w najważniejszych opi­ niotwórczych mediach na Zachodzie (i Wschodzie). Po wyborach w 2010 roku belgijski dziennik „Le Soir” napisał „Świat ode­ tchnął z ulgą – skrajny nacjonalista Ka­ czyński nie został prezydentem”. Żeby świat mógł odetchnąć, to świat musiał wiedzieć o zagrożeniach, jakie stwarza Kaczyński. Ktoś wykonał (i nadal wy­ konuje) mrówczą pracę w celu poin­ formowania świata o niegodziwościach Kaczyńskiego. Z cesarza Bokassy, który zwykł był zjadać mózgi swych przeciw­ ników, aby przejąć ich wiedzę i karmił odwiedzających kraj dyplomatów „tra­ dycyjną potrawą środkowoafrykańską” z ludzkiego mięsa (na taką ucztę załapał się ponoć prezydent Francji), co naj­ wyżej się śmiano. Natomiast Kaczyński budzi prawdziwą grozę, choć nikogo nie torturował, nikomu nie wymor­ dował rodziny, nie ma złotego sedesu (jak Janukowicz), ani złotego łóżka (jak Bokassa). Nawet gdyby rzeczywiście był ksenofobem, antysemitą, homofobem, zniszczył polską demokrację i ukradł wieżowce na Srebrnej, to nie tłumaczy ogromnych środków, jakie poświęca­ ne są globalnie na czarny pijar wokół Kaczyńskiego i rządu Zjednoczonej Prawicy. Nie znaczy to, że nie ma po­ zytywnych opinii o Kaczyńskich – są, tylko głęboko skrywane. „Skuteczny lider narodowy”, „wyjątkowo inteli­ gentny polityk”, „biegły w sprawach międzynarodowych” – tak dyplomaci USA opisywali Jarosława i Lecha Ka­ czyńskich. W depeszy z 2008 r. ambasador Victor Ashe donosił, że to od mini­ stra spraw zagranicznych (Sikorskiego) zależy decyzja Polski w sprawie tarczy

antyrakietowej. „Prezydent Kaczyński nie chce, żeby tarcza antyrakietowa sta­ ła się przedmiotem rozgrywki w Pol­ sce, i jest gotów oddać sukces Tuskowi i Sikorskiemu za zawarcie porozumie­ nia, byle tylko było zawarte”. „Z wielu dobrze uplasowanych źródeł słyszeli­ śmy, że Sikorski systematycznie, jeśli nie fanatycznie, kontroluje przepływ informacji do Tuska o negocjacjach”. Ale takie wiadomości można znaleźć jedynie w depeszach ujawnionych przez Wikileaks, natomiast agresja informa­ tyczna przeciw rządzącemu obozowi trwa nieustannie i dociera wszędzie. Można sobie postawić pytanie – dlaczego obecny polski rząd i osoba prezesa PiS wywołują tak wszechogar­ niające agresję? Czyje interesy zosta­

generalnego RE Thorbjoerna Jaglanda, Holtgen). Przy okazji sporu o reformę sądownictwa polityk Święcicki (PO) z roztargnienia poinformował, że próba ingerencji w sądownictwo byłaby „po­ gwałceniem umowy okrągłostołowej” (jego „donos” można porównać tylko do freudowskiej pomyłki prof. Engel­ king, która myśląc o „Gazecie Wybor­ czej” powiedziała „gazeta żydowska”).

Stress test Wydawałoby się, że osiągnięcia tej eki­ py rządzącej są oczywiste i bezdysku­ syjne (likwidacja ubóstwa i bezrobocia, wielki wzrost poziomu życia nie tylko elit, zrównoważony budżet), lecz na armii surowych recenzentów rządu nie

Oczywiście krew. Wiedzą o tym wszyscy rozumni, a rozumni (według pewnego profesora) to ci, co czytają „Gazetę Wyborczą” i „Tygodnik Powszechny”. Krew pojawiła się na rękach Kaczyńskiego gdzieś w czasach „pierwszego PiS-u”, a spostrzegł ją Donald Tusk.

RYS. WOJCIECH SOBOLEWSKI

KURIER WNET

Co Kaczyński ma na rękach? Jan Martini

ły zagrożone? Oczywiście wszystkich sygnatariuszy „okrągłego stołu”. Ale nasza polska „pierestrojka” to fragment porozumienia międzynarodowego, któ­ rego częścią był „upadek komunizmu”, zjednoczenie Niemiec, operacja „Most” (ewakuacja Żydów z Rosji), konwersja długów państw bloku sowieckiego i in­ ne. Stron mających żywotne interesy w Polsce jest sporo. Sygnatariuszami układów tworzących „ład pojałtański” musieli być Sowieci, Niemcy, Amery­ kanie i wielonarodowi właściciele dłu­ gów Gierka (często powinowaci na­ szych intelektualistów). Z pewnością nie przewidywano pełnej suwerenności Polski, która musiała zostać państwem buforowym, „teoretycznym”. Dlatego jakiekolwiek próby poszerzenia zakresu podmiotowości spotykają się ze zgod­ nym przeciwdziałaniem wszystkich za­ interesowanych. Na straży uzgodnień pozostawiono nietknięty komunistycz­ ny aparat represji z sądami na czele. Dlatego reforma sądownictwa budzi tak żywiołowy sprzeciw. („Rada Euro­ py wyraża zadowolenie z zawetowania przez prezydenta Andrzeja Dudę ustaw o sądownictwie” – rzecznik sekretarza

robią one żadnego wrażenia. Kryty­ cy twierdzą, że to wynik fantastycznej koniunktury gospodarczej, choć ta sa­ ma koniunktura w innych krajach nie przyniosła aż takich rezultatów. Jed­ nak prawdziwym sprawdzianem bę­ dzie czas, który nadchodzi. Pandemia i nieuchronny kryzys nią wywołany, a także zbliżająca się katastrofalna su­ sza to wielka szansa opozycji i ich pro­ motorów do upragnionej destabilizacji państwa. Jak dotąd rząd sobie radzi znacz­ nie lepiej niż w innych państwach. Pol­ ska jako pierwsza zamknęła granice (Europa zawyła z oburzenia, po czym wszyscy zrobili to samo), natychmiast sprowadziła 54 tys. Polaków do kraju i wcześniej niż inni pomyślała o pomo­ cy dla firm. Partie opozycyjne w więk­ szości państw europejskich zapowie­ działy zawieszenie sporów politycznych i pełne poparcie rządów w walce z epi­ demią. Natomiast w Polsce opozycja dostała jakiegoś amoku, który udzielił się także zagranicy. „Na najtrudniejszy czas od dziesię­ cioleci mamy najgorszą od dziesięcio­ leci władzę. Z sytuacją i wyzwaniami

możemy sobie poradzić tylko wtedy, gdy będą nam przewodzić najlepsi i najmądrzejsi, a nie najbardziej opę­ tani i najbardziej cyniczni. Takie pań­ stwo tworzy prezes Kaczyński. Państwo chaosu i marionetek” – powiedział Sie­ moniak, były kierowca Tuska. Zaprzy­ jaźniony z red. Michnikiem „Financial Times” zauważył: „cały świat zmaga się z koronawirusem, tylko nie Polska”, bo tu planuje się wybory. „Autorytarne rządy w Polsce chcą sobie zapewnić nieograniczone uprawnienia”, „pod płaszczykiem pandemii łamią prawo­ rządność”, więc „Komisja Europejska musi interweniować jako strażniczka traktatów”. „UE musi skończyć z sza­ leństwem wyborów covid-19 w Polsce”. Krytykuje się „drastyczne ograniczenie swobód obywatelskich”, choć wszędzie obowiązują podobne przepisy (gdyby restrykcje były mniejsze, Kaczyński miałby więcej „krwi na rękach”). Podczas gdy prezydent Trump zmaga się z epidemią i ma na głowie reelekcję, o Polsce przypomniał sobie przyjaciel Sikorskiego – minister Ław­ row: „Mam wielką nadzieję, że z naszy­ mi polskimi sąsiadami – nie boję się powiedzieć: przyjaciółmi, mam wielu przyjaciół w Polsce – również prze­ zwyciężymy obecny okres i że próby sztucznego stworzenia powodów do rozdzielenia naszych narodów mimo wszystko nie przeważą. Wszystko to jest teraz zamrożone. Co więcej, uwa­ żam za bardzo smutny fakt zamrożenie reżimu bezwizowego między obwodem kaliningradzkim i sąsiednimi regio­ nami Polski”. W ustawowym terminie min. Naimski wypowiedział umowę z Gazpromem na kontrakt kończący się w 2022 roku, który „wynegocjo­ wał” Pawlak, a Tusk nazwał „korzyst­ nym dla Polski i Polaków”, choć płacili­ śmy najwyższą cenę w Europie. Czy to wielkie wzmożenie opozycji i „zagra­ nicy” wynika z próby wymiany ekipy rządzącej w Polsce? Czy dlatego cała „opozycja demokratyczna” – demo­ kraci, liberałowie, ludowcy, socjaliści, socjaldemokraci, antysystemowcy, wol­ nościowcy, ultrakatolicy i hurrapatrioci – zjednoczyli się „ponad podziałami” w wielkim „Froncie Jedności Narodu”, aby wspólnie działać w celu „wysadze­ nia” rządu? Może szybkie przedłużenie umowy gazowej na dotychczasowych warunkach ostudziłoby temperaturę sporu politycznego?

Czy rzeczywiście „prożydowski”? Na świecie funkcjonuje opinia, że obec­ ny rząd jest skrajnie nacjonalistycz­ ny, antysemicki i homofobiczny. Na „polski rynek” uruchomiono inną, bar­ dzo perfidną wersję – „rząd najbardziej prożydowski w III RP”. Rzeczywiście pisowcy są nadzwyczaj mili dla Ży­ dów, ale musimy sobie zdawać sprawę, że po „okrągłym stole” i pojednaniu zwaśnionych frakcji komunistycznych ich pozycja w Polsce powróciła do po­ dobnej, jaka była przed rokiem 1968. Wiemy, że środowiska żydowskie mają bardzo silne „trzymanie” („lewarowa­ nie”) na rządy w Warszawie. Podczas próby wprowadzenia ustawy reprywa­ tyzacyjnej i związanej z nią globalnej awantury o ustawę IPN budowa tarczy antyrakietowej w Redzikowie zosta­ ła wstrzymana „z powodów technicz­ nych”. Były minister MON Siemoniak skomentował to jako „brak zaufania strony amerykańskiej do Macierewi­ cza i rządu PiS”. „Proizraelskie” rzą­ dy w III RP były zawsze – Żydzi robili znakomite interesy zarówno za SLD (okazyjna sprzedaż domów Centrum i klubów MPiK, „zwrot mienia” często nieistniejącym gminom żydowskim), jak i za PO (złoty wiek deweloperów). Pisowcy narazili się strasznie, psując niektóre biznesy, przerywając łańcu­ chy dostaw i dokuczając najbardziej pomysłowym przedsiębiorcom. Stąd usilna praca potężnych mediów cieszą­ cych się (z wzajemnością) zaufaniem Żydów nad wymianą rządzącej ekipy na bardziej pragmatyczną. Obecny rząd jest „propolski”, a świadczą o tym choćby: 1) „rozdawnictwo” – poprzednie ekipy musiały troszczyć się przede wszystkim o interes swoich patronów. Teraz znacznie większy procent wytwo­ rzonego majątku zostaje przekierowany do obywateli. 2) Żywiołowe ataki na rząd ze WSZYSTKICH możliwych stron. 3) Fanatyczne wręcz dążenie Ka­ czyńskich do niezależności energe­ tycznej Polski. Warto przypomnieć, że gazociąg północny został storpedo­ wany pierwszy raz przez Leszka Mil­ lera, a drugi raz przez Donalda Tuska. 4) Na liście Macierewicza TYLKO

Porozumienie Centrum J. Kaczyńskie­ go było wolne od agentury. Gdy ko­ munistyczne służby budowały scenę polityczną „polskiej demokracji”, partia Kaczyńskiego była „poza rozdzielni­ kiem”. Według instrukcji Kiszczaka „SB może i powinna (…) zapewnić sobie możliwość kontroli operacyjnej partii politycznych na szczeblach podstawo­ wych i centralnych”. W Porozumieniu Centrum nie mieli takiej możliwości, stąd ataki medialne (trwające do dziś) na partię Kaczyńskiego. 5} Milioner Ryszard Opara, z któ­ rym miałem okazję kilkakrotnie roz­ mawiać 15 lat temu, powiedział mi, że „PiS to dziady”, co mnie ostatecznie przekonało do tej partii. Wymieniał on ówczesne partie (PO, SLD, PSL, LPR, Samoobrona), mówiąc: „stoją za nimi potężne pieniądze”. Opara był dobrze poinformowany, bo jest kojarzony ze środowiskiem „wojskówki” – głównym organizatorem „pierestrojki” w Polsce. 6) Telewizja publiczna jest polska. Choć pięknoduchom nie podoba się „nachalna propaganda”, Jacek Kurski z pewnością był współautorem zwy­ cięstw Zjednoczonej Prawicy. TVP Historia jest wręcz znakomita. Ile już powstało wartościowych, patriotycz­ nych filmów! 7) Ten rząd znacząco ukrócił sy­ stemowy rabunek polskich finansów, odbywający się często pod osłoną in­ stytucji państwa. 8) Radosław Sikorski z rzeszą przy­ jaciół zwalczają obecny rząd. Powszechnie słyszy się rytualne zaklęcia o rządzie autorytarnym czy „władzy absolutnej, która demoralizuje absolutnie” itp. Warto przypomnieć, że „demokratyczna opozycja” kontroluje

Tylko jemu zarzuca się jednocześnie filosemityzm i antysemityzm, faszyzm i bolszewizm, autorytaryzm i anarchię, religianctwo i bezbożność, cwaniactwo i nieudolność. WSZYSTKIE miasta i połowę samo­ rządów – to ogromny procent budżetu państwa. Nie wspominając już o wro­ gich sądach, mediach, uczelniach czy kulturze. „Autorytarny” rząd ma też ograniczony wpływ na obsadę kadrową niektórych resortów, a więc w Polsce istnieje faktyczna dwuwładza (i wyni­ kający z niej bałagan). Nie jest jeszcze tak jak w Wenezueli, ale sytuacja jest groźna, bo demokracja nie może funk­ cjonować bez NORMALNEJ opozycji. Rząd Zjednoczonej Prawicy do­ szedł do władzy w wyniku demokra­ tycznych wyborów, ale zdaniem na­ ukowców – Polacy źle wybrali (prof. Markowski: „Ten elektorat nie ma kwa­ lifikacji obywatelskich”). Choćby najbardziej nobliwi profe­ sorowie – Markowski, Jedlicki, Krze­ miński, Czapiński, Sadurski, Marczew­ ski, Szacki, Hartman, Matczak, Kuźniar, Środa, Płatek, Nałęcz, Senyszyn, Ja­ skiernia i wielu innych zebrali się na jakimś sympozjum (na Łysej Górze?), a każdy zjadłby 1000 kotletów, natę­ żyli się i naukowo wymyślili coś eks­ tremalnie mądrego, to nie przekonają chłopa polskiego. Bo najlepsi specja­ liści od inżynierii społecznej, eksperci programowania neurolingwistycznego, fachowcy od marketingu polityczne­ go, błyskotliwi dziennikarze, wrażliwi artyści, wymowni literaci, filozofowie zdolni do pogłębionej refleksji, są kom­ pletnie bezradni wobec chłopa polskie­ go – takiego, o którym prof. Hartman napisał „miliony was, chamy!”. Chłop zawiódł naszych intelektualistów. Po­ dobnie 100 temu chłop zawiódł sowie­ ckich politruków i nie przyłączył się do rewolucji, a 800 tysięcy chłopskich sy­ nów obroniło kraj przed bolszewikami. Dlatego chciałoby się powiedzieć: „Chwała Ci, chłopie polski, podlaski i podkarpacki, że nie czytujesz »Gazety Wyborczej« i nie posłuchałeś intelek­ tualistów, którzy sugerowali Ci głoso­ wanie na Komorowskiego jak »wszyscy rozumni«, a Ty zagłosowałeś po swoje­ mu, stwarzając szansę, że po 70 latach wszechwładza komuny może zostać ograniczona”. Może po latach ktoś wpadnie na pomysł, żeby postawić pomnik Chłopa Polskiego, któremu zawdzięczamy tak wiele? K


MA J 2O2O

KURIER WNET

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A W październiku 2019 roku otrzymałem od „Kuriera WNET” propozycję comiesięcznych relacji na temat prac graficznych z wizerunkami polskich męczenników do akcji Polska pod Krzyżem. postanowiłem, że grafiki będę opisywał zgodnie z datami wspomnienia świętych. Szczególnie niecierpliwie czekałem na maj, gdyż św. Andrzej Bobola – patron Polski – jest także moim patronem, jak również patronem prezydenta, mam nadzieję reelekta, Andrzeja Dudy. Maj roku 2020 jest szczególny i symboliczny nie tylko z powodu niepewnego terminu wyborów prezydenckich. Jest przede wszystkim czasem szalejącej, ogólnoświatowej destabilizacji życia i gospodarki.

Św. Andrzej Bobola Tekst i grafika Andrzej Karpiński

J

akże obecna sytuacja przypomina czasy działalności św. Andrzeja, który szczególnie dbał o ubo­ gich, wspierał chorych, odwie­ dzał więźniów. Od tamtych wydarzeń minęło 400 lat, a wirusy mutują i ciągle zmieniają swoje oblicze; od tych zagra­ żających życiu poprzez ekonomiczne i polityczne, na komputerowych koń­ cząc. Św. Andrzej Bobola nadal działa, lecz teraz już jako patron Polski, po­ przez kapłanów i rządzących. W czasie epidemii wspiera ekonomicznie ubo­ gich, pomaga chorym, a zamkniętych w domach ludzi nadal odwiedza i po­ krzepia słowem. Jako patron wspiera i chroni naszą ojczyznę na wiele spo­ sobów. W dniu wspomnienia Świętego, 16 maja, ustanowiono np. Święto Straży Granicznej. Przypadek?

Sylwetka Jak w poprzednich pracach, zapozna­ łem się z dotychczas funkcjonującym wizerunkiem świętego. Rozpocząłem od przeglądania tzw. „Bobolików” – pa­ miątek związanych z kultem męczenni­ ka w wirtualnym muzeum św. Andrzeja Boboli w Czechowicach-Dziedzicach.

twarzy, drobnej postury i dłuższej, lek­ ko potarganej fryzury. Jedynym dy­ sonansem w miedziorycie były ture­ ckie, a nie kozackie szable. Ale o tym później…

Portret Wizerunek św. Andrzeja Boboli miał być wyeksponowany we Włocławku pod krzyżem głównym, przy scenie-oł­ tarzu. Zależało mi na wierności odtwo­ rzenia twarzy. Główną inspiracją por­ tretową była miniaturowa reprodukcja obrazu z ok. 1935 r. nieznanego autora, należąca do ks. Jana Ziei, odnaleziona w Archiwum Generalnym Zgromadze­ nia Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach. Był to obrazek z podobizną św. Andrze­ ja Boboli i autografem prymasa Augu­ sta Hlonda. Drugą inspiracją był obraz z ok. 1711 r., z Sanktuarium i Muze­ um św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Przedstawienia te były anatomicznie spójne z wcześniej opisanym miedzio­ rytem. Zgadzał się też wizualnie wiek 66-letniego mężczyzny. Zaczerpnąłem z nich trójkątną twarz, wąski nos i us­ ta, lekką opuchliznę dolnych powiek, tzw. worki pod oczami, szeroko i bła­

się zbiec i ukryć we wsi Janów Poleski, oddalonej zaledwie 30 kilometrów od Pińska. Niestety dzień później, 16 maja, oddziały kozackie wtargnęły także do Janowa, gdzie rozpoczęli mordowanie ludności. Św. Andrzej uciekał więc roz­ paczliwie w stronę wsi Peredił, jednak Kozacy byli już wszędzie. W okolicy wsi Mogilno zatrzymali uciekiniera. Gdy chmara Kozaków zobaczyła, że to ksiądz, rozpoczęła się droga krzyżowa św. Andrzeja Boboli. Męczennika najpierw obnażono i biczowano. Potem założono mu ko­ ronę cierniową, wybito zęby, a z pra­ wej ręki ściągnięto skórę. Następnie, związany sznurami przywiązanymi do końskich siodeł, został zawleczony do rzeźni miejskiej w Janowie Poleskim. Tutaj, rozłożonego na stole rzeźnickim, przypalali ogniem, skórę na głowie wy­ cięli do kości na kształt tonsury, a na plecach nacinali i ściągali skórę na wzór

przeniesiona do muzeum medycznego w… Moskwie. W końcu na prośbę Wa­ tykanu ciało świętego zostało w 1924 r. przetransportowane do kościoła jezu­ itów w Rzymie. Transport odbywał się drogą okrężną, przez Morze Czarne i Konstantynopol, aby z wiadomych przyczyn ominąć Polskę. Dzisiaj na­ zwałbym tę metodę „rurociągową”. Wreszcie po 281 latach, 17 kwietnia 1938 r., Pius XI kanonizował św. An­ drzeja, a jego ciało-relikwia zostało uroczyście przewiezione do kraju. Prze­ jazd pociągu z Rzymu przez Lublanę, Budapeszt, Kraków, Poznań, Łódź do kościoła jezuitów w Warszawie był wy­ darzeniem religijnym, patriotycznym i politycznym zarazem. W kwietniu 2002 roku watykańska Kongregacja Kultu Bożego nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski, a główne uroczystości odbyły się 16 maja 2002 roku w Warszawie.

7

bez odwiedzenia tego miejsca. Miej­ scowa kustosz, s. Agnieszka, szczegó­ łowo przedstawiła postać męczennika, wzbogacając naszą wiedzę o nieznane fakty. Ważne dla mnie było, aby oprócz pamiątek zobaczyć okolicę, w której wychowywał się mój patron, i po prostu pooddychać trochę „tamtym” powie­ trzem. Była też uroczysta Msza Święta z relikwiami męczennika i modlitwą w intencji ojczyzny, którą odprawił ks. Marek Niemir, proboszcz parafii pw. św. Marcina i św. Wincentego Męczennika w Skórzewie, który także 16 maja tego roku świętuje 29. rocznicę święceń ka­ płańskich. Przypadek?

Polska pod Krzyżem Ze wszystkich wizerunków męczenni­ ków, które wykonywałem na wydarzenie Polska pod Krzyżem, największą radość sprawił mi mój patron św. Andrzej Bo­

skóry. Długo szukałem typowej szab­ li kozackiej. Powinna być z otwartą rękojeścią i wąską głownią. Niestety żadne historyczne ilustracje tego nie potwierdzają. Kozacy używali różnej białej broni. W tamtych czasach dobra broń nieczęsto była zmieniana. Jedne­ go typu szabli używano nawet przez sto lat lub dłużej. Kozackie szable były mieszaniną zdobycznej broni ruskiej, tureckiej i polskiej. Dopiero z szabli czerkiesko-kaukaskiej wykształciła się popularna, jednosieczna, typowo koza­ cka „szaszka”. Aby dokonać głębokiego pchnięcia szablą, pióro głowni musi być obusieczne, a to rzadkość w szab­ lach przeznaczonych do zadawania cięć. Po dociekliwych poszukiwaniach znalazłem wreszcie szablę najbardziej zbliżoną do tych z dawnych ilustracji. Na potrzeby całości grafiki połączy­ łem ją z szablą polską o ruskiej głow­ ni i z grawerowanym napisem „Boże zbaw Polskę”. Napis miał symbolizo­ wać ofiarowanie Bogu męczeństwa św. Andr­zeja Boboli. Gdy do fundacji Solo Dios Basta przesłałem projekt z wbity­ mi w szyję szablami i cieknącą krwią, zatelefonował do mnie od razu Lech Dokowicz i powiedział: „Andrzeju, no nie, tak nie może być, ludzie się nie skupią! Wystarczy jedna szabla obok męczennika”.

Fakty

Inspiracje portretowe: obrazek z podobizną św. Andrzeja Boboli (ŹRÓDŁO: ARCHIWUM GENERALNE SIÓSTR URSZULANEK), części twarzy autora, obraz z ok. 1711 r. z Sanktuarium i Muzeum św. Andrzeja Boboli w Warszawie oraz obrazy późniejszych twórców

Wśród zbiorów kolekcjonera Jerzego Gizy dominowało kilka powtarzają­ cych się przedstawień. Zauważyłem, że często jeden, krążący w obiegu dru­ karskim wizerunek, był modyfikowany lub „upiększany” na siłę. Natomiast współczesne obrazy olejne, zdobiące wiele kościołów, są niestety dziełami amatorskimi. Zwykle nie przedstawiają zgodnego z opisami wyglądu postaci,

galnie ułożone brwi. Zaczerpniętym elementem był także wzrok skierowany w górę, powodujący lekkie zmarszcze­ nie regularnego czoła. Natomiast oczy, ucho, fryzurę i część zarostu przenio­ słem z… własnej twarzy. W tym celu wykonałem sobie serię zdjęć, aż udało mi się uzyskać maksymalnie zbliżony do oryginału wyraz twarzy. Dzięki te­ mu kluczowe elementy portretu miały

Elementy grafiki i atrybuty męczennika: krucyfiks, dłoń, szabla

ubioru lub atrybutu. Dlatego moją uwa­ gę zwróciły XVIII-wieczne miedzioryty opublikowane w cyfrowym archiwum Biblioteki Narodowej. Zawierały wiele detali potrzebnych do mojej pracy. Jed­ nak faworytem okazał się miedzioryt opublikowany na stronie internetowej Collegium Bobolanum, Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie. Grafika, a właściwie scenka rodzajowa przedstawiająca tortury męczennika, podpowiedziała mi wszystko, czego potrzebowałem. Miałem już pewność co do stroju jezuity, pociągłych rysów

Z ARCHIWUM AUTORA

ostrość pozwalającą na druk wielkofor­ matowych obrazów.

Atrybuty Po utworzeniu szaty jezuickiej oraz dłoni trzymającej krucyfiks, zająłem się resztą obrazu. Głównym atrybu­ tem przedstawień św. Andrzeja Boboli są jedna lub dwie szable przebijające jego szyję, których pchnięcia zakoń­ czyły okrutne tortury zadawane przez Kozaków. To i tak delikatny symbol męczarni człowieka obdzieranego ze

Pochodzący z katolickiej i szlacheckiej rodziny Andrzej urodził się niedaleko Sanoka, we wsi Strachocina, 30 listo­ pada 1591 roku. Przez prawie połowę życia związany był z jezuickimi szko­ łami i uczelniami wileńskimi. Studio­ wał filozofię. Ten etap życia zakończył święceniami kapłańskimi, które przyjął jako 31-latek 12 marca 1622 r. Wilno opuścił tylko na dwa lata, gdy nauczał młodzież w warmińskim Braniewie, a potem w Pułtusku. W wieku 61 lat św. Andrzej Bobola wyjechał z Wilna do Pińska, gdzie posługiwał w kościele pw. św. Stanisława. Pragnął nawracać okoliczną ludność z prawosławia na ka­ tolicyzm. Był to rok 1652, a więc czas, gdy Rzeczpospolita Obojga Narodów osiągała szczyt zasięgu terytorialnego. Nie licząc Cesarstwa Rosyjskiego, była wtedy największym państwem w Eu­ ropie. Miała także największy w re­ gionie procent ludności szlacheckiej, wynoszący prawie 10% społeczeństwa. Ciekawostką jest ówczesna ilość miesz­ kańców Rzeczypospolitej – zaledwie 11 milionów. Oprócz szlachty przy­ wilejami obdarzone były także osoby duchowne. Reszta społeczeństwa nie miała znaczenia politycznego. Poddana ludność pracowała przy ciągle rosną­ cej produkcji zboża, głównego towaru eksportowego Rzeczypospolitej Oboj­ ga Narodów. Na tak dużym i wielokulturowym terytorium taka struktura społeczeń­ stwa powodowała napięcia. Najbardziej agresywną grupą etniczną byli Kozacy, którzy przez ponad sto lat organizowali bunty i zbrojne powstania przeciwko Rzeczypospolitej. Powodem była nie tylko niechęć do integracji i służenia polskiej szlachcie, ale także sprzeciw wobec postępującego katolicyzmu. Pińsk, do którego przybył z misją ewan­ gelizacyjną św. Andrzej Bobola, znaj­ dował się akurat na pograniczu tych niekończących się walk. Miasto było wielokrotnie napadane przez Rosjan i Kozaków dokonujących rzezi na lud­ ności wyznania rzymskokatolickiego. Największy najazd Kozaków na Pińsk, w liczbie ponad 2 tys., miał miejsce 15 maja 1657 roku. Św. Andrzej Bobola wraz z kolegą, ks. Szymonem Maffo­ nem, musieli opuścić klasztor jezuitów i uciekać z miasta. W trakcie uciecz­ ki ks. Maffon został ujęty i brutalnie zamordowany. Św. Andrzejowi udało

Wizerunek św. Andrzej Bobola w akcji Polska pod Krzyżem

ornatu. Tak się „bawili” Kozacy! Rany posypywali mu solą i sieczką i jeszcze żywemu wykłuli jedno oko. Następ­ nie odcięli mu nos i wargi. Gdy ciągle wzywał Jezusa, obrócili go na brzuch, a w karku wycięli dziurę i wyrwali ję­ zyk. Konającego w konwulsjach mę­ czennika powiesili głową w dół, a do­ wódca bandytów dokończył męczarnie pchnięciami szabli w szyję. Ciało św. Andrzeja Boboli zaniesiono do miej­ scowego kościoła. Rozpoczęła się se­ ria cudów. Pierwszy raz Andrzej Bobola ukazał się 45 lat po śmierci w Pińsku i wskazał, gdzie znajduje się jego grób z nietkniętym ciałem. Po ponad stu latach ukazał się kolejny raz w Wilnie, przepowiadając uwolnienie Polski spod zaborów i że zostanie jej patronem. Cia­ ło-relikwia już beatyfikowanego mę­ czennika pozostawało najpierw pod opieką dominikanów, potem pijarów. Trumna z ciągle dobrze zachowanym ciałem świętego była kilka razy prze­ noszona pomiędzy kościołami. Po wy­ buchu rewolucji bolszewickiej została

Granice Rzeczypospolitej z ok. 1650 r. oraz miejsca działalności św. Andrzeja Boboli (GRAFIKA AUTORA)

Inspiracje Najlepiej pracuje się plastycznie, gdy wniknie się w biografię osoby portre­ towanej. Jeszcze lepiej pracuje się, gdy można odwiedzić miejsca związane z tą osobą. A gdy to jest święty, najlepiej połączyć wszystko modlitwą w jego sanktuarium. W sierpniu 2018 roku, dokładnie rok przed akcją Polska pod Krzyżem, odbyła się parafialna piel­ grzymka w Bieszczady i do Lwowa. W programie była także Strachocina – miejsce urodzenia i chrztu św. An­ drzeja Boboli. Nie wyobrażam sobie rzetelnej pracy nad jego wizerunkiem

bola. Cieszę się, że byłem w miejscu jego urodzenia, że poznałem wiele faktów z je­ go życia. Również pozostałe opracowania graficzne i relacje zawarte w niniejszych artykułach bardzo mnie ubogacają i na­ dają sens malarstwu portretów świętych. Potwierdzają, że bez wniknięcia w bio­ grafię, epokę, detale i modlitwę, będzie to zwykła czynność malarska. Choćby była na wysokim poziomie, to jednak martwa czynność techniczna. K Wszystkie wizerunki męczenników-patronów akcji Polska pod Krzyżem są do nabycia w sklepie internetowym fundacji Solo Dios Basta pod adresem: http://sklep.mikael.pl/9-polska-pod-krzyzem. www.airbrush.com.pl

Modlitwa za Ojczyznę przez przyczynę św. Andrzeja Boboli

B

oże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie. Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.


KURIER WNET

8

MA J 2O2O

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

Ksiądz Marek ma imieniny Aleksandra Tabaczyńska Neptun powiedział, że nie da rady ina­ czej, bo wszystkie grupy duszpasterskie będą składać życzenia i ministranci też muszą. Chłopaków do kwiatów ma wy­ brać Welon. Na szczęście idą ci, co się najwięcej migali z dyżurów albo byli podpadnięci. – Panowie, nie ma co dłużej gadać – powiedział Neptun – dzielimy robotę. Welon jako najlepszy ceremoniarz w parafii ma się zająć przygotowaniem sali i razem z resztą ceremoniarzy i lek­ torów zorganizować napoje. Seniorzy z kolei – wystarać się o ciasto i coś tam jeszcze, już nie pamiętam, a Lok ra­ zem z nami przygotować prezent-nie­ spodziankę. Każda grupa miała teraz osobno ustalać szczegóły. Lok wyglądał, jakby chciało mu się płakać, ale wstał, kiwnął na nas i wyszliśmy do innej sali. – Macie jakiś pomysł na prezent, tylko bez wygłupów? – spytał Lok bar­ dzo srogim głosem. Oczywiście, że mieliśmy. Kefir za­ proponował nowy komplet miseczek dla kota księdza, podobno są teraz w promocji. Cykuś koniecznie chciał kupić spray na pchły i kleszcze, bo on kiedyś miał kleszcza i na własnej skórze doświadczył, jakie to jest nieprzyjemne. To rzeczywiście musiało być okropne, bo na samo wspomnienie Cykuś się rozpłakał. Kefir chciał wziąć od bab­ ci kłębek wełny, żeby sobie Deserek pohasał. – Przypominam wam, że to ksiądz Marek ma imieniny, a nie jego kot! – huknął Lok. Zawsze, gdy Neptun wy­ znaczy go do jakieś roboty z nami, robi się trochę nerwowy. – W takim razie kupmy księdzu chomika, nie jest drogi, ksiądz nie ma jeszcze chomika, a i Deserek nie będzie jedynakiem – wypalił Piecyk, ale to nas nawet nie zdziwiło, bo on zawsze coś zbroi. – Słuchajcie – westchnął zastępca prezesa ministrantów – zrobimy tak. Lok nam wyjaśnił, że nie ma co teraz dyskutować, bo jak nas zna, to i tak nic z tego nie będzie. Prezent dla księdza Marka może być symboliczny. O pomoc w wyborze dobrze byłoby poprosić rodziców. Tu musieliśmy zaprotestować. Wszyscy chcieliśmy dać coś księdzu, a przecież dostać trzydzieści symbo­ licznych prezentów jest strasznie głu­ pio, to już lepiej jeden, ale prawdziwy.

Piosenka na śmierć poety Henryk Krzyżanowski

Arcydziełko kultury francuskiej, tej sprzed zwycięskiej inwazji anglosaskich barbarzyńców. Tekst napisał Louis Amade, wysoki funkcjonariusz państwa francuskiego (był prefektem – więcej niż nasz wojewoda), który pisał piękne wiersze oraz teksty piosenek dla Gilberta Bécaud, Edith Piaf i innych. Czy są dziś tacy urzędnicy? Jako ciekawostka – dekorował Gilberta Bécaud Legią Honorową w sali paryskiej Olimpii; miało się tę fantazję! Poetą, którego opłakuje piosenka, jest Jean Cocteau, który młodego Bécaud bronił przed krytyką Ionesco. Pierwsze dwie zwrotki przetłumaczyłem, potem już trzeba było parafrazować. W ostatniej zwrotce mogą być ‘piękne bławatki’ zamiast ‘niebieskich chabrów’, ale to trudniejsze do zaśpiewania. W pierwszej zwrotce korciło mnie, żeby 4. wiersz urozmaicić „Ach, smutny czas”, no i zrobiłem to, choć nie powinienem, bo tłumaczenie jest tłumaczeniem. Mój tekst da się nucić, sprawdziłem. Nie piszę ‘śpiewać’, bo trzeba by mieć taki głos jak Bécaud. Louis Amade

Quand il est mort le poète

Quand il est mort le poète // Quand il est mort le poète Tous ses amis // Tous ses amis Tous ses amis pleuraient. Quand il est mort le poète // Quand il est mort le poète Le monde entier // Le monde entier Le monde entier pleurait. On enterra son étoile // On enterra son étoile Dans un grand champs // Dans un grand champs Dans un grand champs de blé. Et c’est pour ça que l’on trouve // Et c’est pour ça que l’on trouve Dans ce grand champs // Dans ce grand champs Dans ce grand champs.... des bleuets La la la..... 1. Gdy nagle zmarł Pan Poeta, Gdy nagle….. Zostawił nas, Ach, smutny czas, Każdego z nas we łzach. 2. Gdy nagle zmarł Pan Poeta, Gdy nagle….. Zostawił świat, Zostawił świat, Cały nasz świat we łzach.

3. Gwiazdę, co nosił nad głową, Gwiazdę, co….. Wrzuciło w dół Grabarzy dwóch, Aż całkiem skrył ją piach. 4. A za tej gwiazdy przyczyną, A za tej gwiazdy….. Na piasku wnet Wyrosły mu Niebieskie chabry, ach!

W moim pokoleniu wszyscy te piosenkę pamiętają, a młodzież bez trudu znajdzie ją na Youtubie.

Tamburyn, taki ministrant z IV B, ma wujka księdza i powiedział, że jego wie­ lebny wujek dostaje same długopisy w plastikowych pudełkach i ma ich tak dużo, że mógłby założyć sklep, oraz książki, których ma tak dużo, że móg­ łby założyć bibliotekę. Jeśli poprosimy rodziców, to na pewno ksiądz Marek dostanie te dwie rzeczy. Lok zastanowił się i stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli każdy kupi albo zrobi coś osobistego, takiego od serca. Ksiądz Marek ucieszy się z każdego dowodu naszej sympatii. – I jeszcze jedno, panowie – Lok spojrzał na nas bardzo groźnie. – Wszy­

RYS. ELŻBIETA KOWALSKA

N

a zbiórce Neptun ogłosił, że ksiądz Marek ma imieniny i z tej okazji urządzimy spe­ cjalne przyjęcie dla księdza i dla nas. Bardzo się zdziwiłem, bo nie sądziłem, że księża mają imieniny. – Proszę, słucham, jakie macie pro­ pozycje, aby ta uroczystość była godna naszego duszpasterza, którego tak ko­ chamy? – zakończył prezes. Kefir zawołał, że powinniśmy urzą­ dzić przedstawienie. Bardzo spodobał nam się ten pomysł, ale tylko jasełka przyszły nam głowy, a to nie pasuje. A zresztą i tak nikt nie będzie chciał być Dzieciątkiem czy bydlątkami. Pasterzy i Trzech Króli to byśmy jeszcze zagrali, ale innych postaci to absolutnie nie. Sztanga, kolega, co ćwiczy pod­ noszenie ciężarów, zaproponował, że­ by urządzić cyrk. Ten pomysł jeszcze bardziej nam się spodobał i byliśmy pewni, że księdzu Markowi też. Po­ prosimy panie z różańca, żeby uszyły namiot, a my przygotujemy sztuczki. Cykuś, ten najmniejszy ministrant, za­ proponował, że nauczy się żonglować jajkami. Jeśli nawet jakieś mu spadnie, to kotek księdza będzie miał przyjem­ ność. Sprytny ten Cykuś, chociaż taki mały. Kefir mógłby pokazać tresurę dzikich zwierząt, bo jego pies potra­ fi zrobić sztuczkę, to znaczy udawać zdechłego. Ja przebiorę się w ciuchy taty i będę błaznem, a Sztanga siła­ czem. Piecyk – ten to zawsze umie się urządzić – chce przy wejściu do cyrku sprzedawać watę cukrową i orzeszki. To nas zdenerwowało i… – Może już dość tych bredni – nag­ le usłyszeliśmy głos Welona, najlepsze­ go ceremoniarza w parafii. Neptun, jego zastępca Lok, Welon i reszta starszych chłopaków gapili się na nas i widać by­ ło, że są wnerwieni. – Cyrk na plebanii odpada! – za­ decydował Neptun. Próbowaliśmy jeszcze go przeko­ nać, że dochód ze sprzedaży orzesz­ ków i waty cukrowej przeznaczymy na potrzeby wspólnoty ministrantów, ale i tak nie przeszło. Prezes zaczął wyzna­ czać delegację ministrantów do kwia­ tów. W niedzielę ma być specjalna msza imieninowa w intencji księdza Marka, a przyjęcie w dzień imienin, czyli we wtorek. Oczywiście nikt nie chciał iść w delegacji z kwiatami, bo to jest strasz­ nie babskie, a na dodatek babciowe.

scy macie przyjść wymyci i odświętnie ubrani! Spójrzcie na siebie: wyglądacie jak banda obdartusów. Ja rozumiem, trening, piłka i tak dalej, ale czemu nie możecie się równo pozapinać, poza­ wiązywać butów i założyć prosto cza­ pek? Na ubraniach widać wszystko, co dziś zjedliście. Ksiądz Marek jest przyzwyczajony do waszego wyglądu, ale na imieniny może przyjść ksiądz proboszcz, więc niech zobaczy, że chło­ paki ze służby liturgicznej to prawdziwa armia żołnierzy, a nie obszarpańców – Lok nie żartował, a nawet się rozkrę­ cał. – I najważniejsze: nie wolno wam rzucać się na ciasto i przede wszystkim na tort. Rozumiecie?! – teraz już krzy­ czał na nas. – Ostatnio, jak była wigilia ministrancka, to nie dość, że wszystko wcisnęliście w siebie w piętnaście mi­ nut, ale jeszcze podkradaliście, zanim zaczęliśmy. Uprzedzam, że zadzwonię do mamy każdego z was i poproszę, żeby wam pomogły w odpowiednim wyglądzie i wymyśleniu prezentu. Widać było po nim, że jak wpadł na ten pomysł, to mu ulżyło. Prawda jest

taka, że załatwił nas na cacy. W dzień imienin, jak tylko wróciłem ze szkoły, to mama zaraz zabrała mnie do fry­ zjera, gdzie spotkałem Kefira i Sztan­ gę, a Cykuś właśnie wychodził. Gdy wszedłem do sali na plebanii, moi ko­ ledzy byli wypucowani i ubrani jak do cioci na imieniny. Wszystko szło zgodnie z planem. Ksiądz Marek był szczęśliwy, oglądał dokładnie prezenty, które od nas do­ stał i widać było, że jest bardzo ucie­ szony. Niestety zapomnieliśmy, że Lok zabronił nam jeść. Wpałaszowaliśmy tort i ciasta jak zwykle w piętnaście minut, a na naszych ubraniach można było dokładnie zobaczyć, co kto jadł i w jakiej kolejności. Zawiedliśmy Loka co do powściągliwości w jedzeniu, ale nie zawiedliśmy w sprawie prezentów. A oto lista: 18 długopisów w pudełkach i 22 książki (to od naszych rodziców, którzy starali się nam pomóc i kupili prezenty tak na wszelki wypadek). Gwizdek – to ode mnie, wybrałem najgłośniejszy w całym sklepie. Medal pocieszenia za 23 miejsce w rwaniu i 26 w podrzucie, który Sztanga sam osobiście zdobył. Aniołek-ostrzytko od Cykusia, nutella od Kefira – otwar­ ta, ale nienapoczęta, bo nakryłem go w ostatniej chwili. Młotek, niezbędnik do szycia, taki z igłami, łyżka do bu­ tów w kształcie węża, wojskowy zestaw grzybiarza, czyli koszyk w panterkę, ka­ pelusz w panterkę i mały nożyk z wbu­ dowanym kompasem, klamerka do nosa (to na basen, jakby ksiądz chciał zrobić nurka), komplet ściereczek do pucowania lusterek samochodowych, zgniatacz do puszek, żołnierzyki (uży­ wane, ale w dobrym stanie), gogle (aku­ rat były w promocji), latarka czołowa, plażowy zestaw żartownisia (bardzo wierna imitacja skorpiona i tarantuli). Piecyk, z nim tak zawsze, podaro­ wał księdzu pół butelki płynu do ką­ pieli. Tłumaczył się, że była cała, a on chciał tylko przetestować, czy ta piana jest rzeczywiście taka sztywna, jak pi­ szą na opakowaniu i czy nie wywołuje uczuleń. Musiał sprawdzić jeszcze dru­ gi raz, bo po pierwszym razie nie zakrę­ cił butelki i bał się, że płyn wywietrzał. Od Kufla, to taki kolega, co jego tata jest instruktorem jazdy, ksiądz Marek do­ stał darmowy kupon na naukę jazdy sa­ mochodem w kontrolowanym poślizgu, a od starszych chłopaków profesjonalny kosztorys, z prawdziwego biura podró­ ży, na rekolekcje w Egipcie dla jednego księdza i 40 ministrantów. K

Opowiadanie pochodzi z książki Aleksandry Tabaczyńskiej pt. Armia księdza Marka. Można ją nabyć przez internet: www.facebook.com/Armia-Ksiedza-Marka. Kontakt z autorką: ratola@wp.pl

W miarę postępującego zatrucia naszego środowiska i oddziaływań masowych ogłupiaczy – niebezpiecznie wzrósł również w naszej populacji procent „mądrych inaczej”.

„Mądrzy inaczej” wśród kandydatów na najwyższe urzędy

Z

Antoni Ścieszka

araz po wojnie brakowało na­ uczycieli, toteż matka moja po przybyciu do Katowic na­ tychmiast uzyskała zatrud­ nienie w Kuratorium Oświaty. Jednak z biegiem czasu, w miarę umacniania się narzuconej stalinowskiej władzy, wzmógł się nacisk, aby całkowicie upar­ tyjnić tak ważną placówkę. Pierwszy se­ kretarz POP zaczął coraz częściej i na­ tarczywiej nagabywać moją matkę do wstąpienia w szeregi jedynej słusznej partii. Chciał, aby wreszcie zdeklarowa­ ła się i kandydowała lub odmówiła, co skutkowałoby zaliczeniem jej do zwo­ lenników lub przeciwników ustroju. Za każdym razem i w odpowiedzi na wszystkie argumenty agitatora (ma­ terialne i ideowe) – matka (ni w pięć, ni w dziesięć) powtarzała jak mantrę: jestem wdową i mam dwoje dzieci. Oczywiście takie zwodzenie władzy nie na długo wystarczyło. Zwolniono ją z pracy i po wielkich perypetiach udało jej się w końcu uzyskać zatrud­ nienie w podstawowej szkole specjal­ nej. Z czułością, ale i ze znawstwem opowiadała mi o swoich umysłowo ociężałych dzieciach. Mówiła, że w od­ różnieniu od imbecyli, są to całkiem przydatni, a nawet potrzebni społecz­ nie ludzie, bo sprawni na wielu stano­ wiskach pracy. Miejscowi pogardliwie nazywali te dzieci debilami, a szkołę specjalną – z niemiecka – „ezelszule”. Dziś, bez względu na stopień ocię­ żałości umysłowej (mimo naukowej definicji debilizmu), nie wolno używać takich określeń. I słusznie! Zastępczo wkradło się nazwanie „mądrzy inaczej”. Mają oni ograniczoną możliwość my­ ślenia abstrakcyjnego. Stąd, jak u Ka­ lego, trudności w zrozumieniu takich pojęć jak: szlachetność, honor, moral­ ność, prawda i dobro w oderwaniu od „ego”. Zwolnieni są z rozważań i rozterek, co jest uczciwe, co legalne, a co można ominąć, „falandyzując prawo”. Jednak Pan Bóg jest sprawiedliwy – zabrał wraż­ liwość humanistyczną, w zamian obda­ rzył ich sprytem do konkretnych działań. A oto typowy przykład: ironizują­ cej koleżance z normalnej podstawówki matka moja zaproponowała taki oto konkurs: ty weź swojego najlepszego ucznia, a ja swego najgorszego debila. Powiedzmy im, że do kotłowni szkol­ nej trzeba bez zwłoki dostarczyć wó­ zek węgla. Mój wykona to zadanie na­ tychmiast i bez żadnych „wytycznych”.

Prawdopodobnie zorganizuje wózek lub taczkę, a węgiel uzbiera na kopal­ nianej hałdzie lub na torach w miejscu załadunku. Twój prymus zaś będzie miał skrupuły i pytał: skąd wziąć wó­ zek, gdzie się zgłosić, jak zapłacić, a czy tak można itp. Oczywiście już w przed­ biegach do tego wyścigu „mądry ina­ czej” wygrał walkowerem. Ale ambicje niepełnosprawnych na myśli i ubogich na duchu sięgają wyżej – chcą być intelektualną, przywódczą elitą (elytom) narodu. Przykład: Miałem roz­ mowę z pewnym budo(butlo)wlańcem, który oświadczył, że mógłby zostać mi­ nistrem budownictwa. Żadna to sztuka. Trzeba tylko wziąć klucze od gabinetu, rozejrzeć się za bystrą i oddaną sekretarką i zacząć rządzić. Ale gdy zapytałem, czy potrafi wybudować most, począwszy od projektu i nadzoru, odpowiedział: no nie – to jest robota dla inżyniera!

M

am wrażenie, że w miarę po­ stępującego zatrucia nasze­ go środowiska i oddziaływań masowych ogłupiaczy – niebezpiecznie wzrósł również w naszej populacji pro­ cent „mądrych inaczej”. Tych genetycz­ nie obciążonych i tych za peerelu lub teraz zmanipulowanych „na nie”. Bez względu na dobro ogółu sadowią się nawet na przywódczych stanowiskach! Kilka procent (to normalne) nie byłoby szkodliwe, ale więcej może już narzucać obyczajowość i znacząco wpływać na losy kraju. Przeraża zaś wysuwanie ich jako kandydatów na Prezydenta Polski. Taki „mądry inaczej” nie pojmuje, że jeśli dla swej marnej korzyści szkodzi bliźniemu, to na tym stanowisku po­ mnaża ten grzech przez liczbę obywateli. Działa niefrasobliwie (na luziku), ego­ istycznie (co ja z tego będę miał), ku­ motersko (panowie – teraz my), głupio (a po nas to może być koniec świata). Sto lat temu Józef Piłsudski zauważył, że na Polaków najskuteczniej działają emocje. Wiedzą o tym i stosują w ma­ sowych przekaziorach ci cwani „mą­ drzy inaczej”. Wiedzą, że w wyborach przeważą głosy ludzi zapracowanych, zabieganych, nie mających czasu, a by­ wa że i ochoty na przemyślenia. Stosują więc chytrze opracowane, emocjonalne hasełka i skróty myślowe do zapamię­ tania i powtarzania zamiast rzetelnego programu (projektu) – co i jak chcą zro­ bić dla Polski. Czy mamy poprzestać na tym, „aby było, tak jak było”? K

Niech Pan krzyczy, Panie Prezydencie! Danuta Moroz- Namysłowska Pięć lat temu pisałam „MŁODNIEJEMY”, a teraz wołam: Niech Pan krzyczy, Panie Prezydencie, o tym Narodzie w samym sercu ponad tysiącletniej Europy, który próbuje się znów zakręcić, zatopić w mętnych „rezolucjach”, niejasnych „wartościach”, wieloznacznych manewrach ustrojowych i ścisnąć w kleszczach koronawirusa i Nord Streamu… Niech Pan krzyczy, bo nikomu nie wolno tłumić medialnym fałszem głosu prezydenta wolnego kraju w imię kapryśnego bożka „poprawności”, zwłaszcza gdy on żąda: „ukrzyżuj Niewinnego, ocal Barabasza!” Kiedy na bohaterów lansuje się zdrajców i tchórzy,

a damy, mimo obfitego make up-u nie mają okruchu klasy, kiedy wszystko można podać w wątpliwość i każdym szalbierstwem przykryć sprawiedliwość… Ktoś za nas wreszcie musi wykrzyczeć. Panie Prezydencie, niech Pan wykrzyczy, że gdy Europie wyrwano serce i rozszarpano między trzech zaborców, wybuchła straszna wojna, a 20 lat po niej jeszcze potworniejsza hekatomba i Zagłada, bo przedtem był pakt hańby, Katynie, Sybiry i wreszcie Smoleńsk, których zamilczeć nie wolno. Krzyk jest niezbędny, by totalna pandemia nie utrwaliła mody na maski na szybko zanikającej twarzy świata!

PS Pięć lat temu, w dniu zaprzysiężenia Pana Prezydenta Andrzeja Dudy, w „Wielkopolskim Kurierze WNET” opublikowałam wiersz pt. „Młodniejemy”, pełen nadziei na odrodzenie się sił i wiary Polaków we własne możliwości, na służbę Pana Prezydenta tej sprawie. Nie zawiodłam się. Polska się także nie zawiodła, o czym świadczyły tłumne i entuzjastyczne (przed stanem epidemicznym) wyborcze wiece i spotkania w każdym zakątku Polski. Wiece mają swoje prawa emocjonalne, których Prezydentowi próbowano odmówić i ustawicznie apelowano, by „nie krzyczał”... Dziś, kiedy z wielu powodów, zwłaszcza zdrowotnych, moje własne siły słabną, apeluję na tych samych łamach o mocny głos Prezydenta w imieniu Polaków. Głos niezgody na dwuznaczności aksjologiczne, na zrównywanie zła z dobrem i zaniedbywanie interesu narodowego. Krzyk, gdy jest konieczny, musi wybrzmieć. W ciszy mogą się wylęgnąć upiory... Stąd ten wiersz. Rinascerà, rinascerò!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.