nowyczas2008/073/008

Page 1

złaPani w iMigracyjnĄ Sieć

KaMPania „PoLacy głoSujĄ”

„Nienawidzę cię!”. Powody bynajmniej nie są prozaiczne i nie chodzi tu tylko o wspomnianych cwaniaków, którzy w Londynie czują się jeszcze bardziej bezkarni niż w Polsce. Ojczyzna straciła swoją pierwotną wartość, z opiekunki i matrony stała się wyrodną matką i trucicielką.

Polskie media w Londynie bardzo rzadko mówią jednym głosem. W ciągu ostatnich lat bodaj dwa razy przemówiły we wspólnej sprawie – przy okazji walki o zniesienie podwójnego opodatkowania i w związku z ostatnimi wyborami do Sejmu. Może w związku z kampanią „Polacy głosują” będzie podobnie.

LONDON 29 FEBRUARY 2008 ISSN 1752-0339 8 (73) nowyczas.co.uk FREE

NEW TIME

THE POLISH WEEKLY

Fiskus znów straszy Przemysław Kobus

Polski system podatkowy do łatwych i przyjaznych obywatelowi nigdy nie należał. Jego zagmatwanie i mnogość wszelakich danin, a co za tym idzie, niemożność normalnego zarabiania pieniędzy przez opodatkowanych stała się jednym z powodów emigracji zarobkowej.

Nadzieją na „ujarzmienie” tego systemu miały być rządy Platformy Obywatelskiej i jej zapowiedzi dotyczące liberalizacji części trudnych przepisów. Tymczasem media już dotarły do nowych priorytetów fiskusa na rok 2008. Kontrolować, sprawdzać, karać, karać i jeszcze raz karać.

Miało być inaczej… ... a jest tak, jak było. Politycy Platformy Obywatelskiej uchodzili od zawsze za zwolenników złagodzenia polityki fiskalnej państwa, a przynajmniej prowadzenia jej w sposób zrozumiały, prosty i przyjazny dla obywatela i przedsiębiorcy. PO obserwując nasilające się zjawisko emigracji zarobkowej, a także obaw Polaków związanych z nieujawnionymi

dochodami, poszła dalej postulując konieczność wprowadzenia abolicji podatkowej. Mówił o niej na łamach „Nowego Czasu” Donald Tusk, wówczas kandydat na premiera. W kwietniu ubiegłego roku podczas konwencji partyjnej w Gdańsku, Tusk przekonywał, że celem jego rządu będzie „uproszczenie i obniżenie podatków”. „Nie jesteśmy partią biznesu i tylko tych, którzy sobie doskonale radzą. Jesteśmy partią nie tylko metropolii i wielkich miast, ale też i prowincji” – uzupełniał Tuska Bronisław Komorowski, dzisiaj marszałek Sejmu, przekonując do programu wyborczego PO także małych i średnich przedsiębiorców z całego kraju, którzy dzisiaj w Polsce stanowią trzon i siłę napędową sektora prywatnego w gospodarce.

uwierzono w PoLSce Główny powód, dlaczego uwierzono Donaldowi Tuskowi, to oczywiście bunt przeciwko agresywnej polityce Prawa i Sprawiedliwości, a także przeciwko kompromitującym kraj przypadkom pisowskich „przystawek”, jak określano Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin. Ale za Platformą Obywatelską przemawiały również względy gospodarcze i szereg składanych publicznie deklaracji dotyczących zmian. Zwykli Polacy, a także rzesze polskich przedsiębiorców mieli i mają serdecznie dosyć biurokracji i skomplikowanych stanów prawnych, które na każdym kroku starają się działać wręcz przeciwko osobie chcącej prowadzić działalność gospodarczą. Podajmy najprostszy choćby przykład.

KULTURA

Rozmowa z Krzysztofem Jakowiczem Tu w Londynie poznałem wiele osób, które dorabiają w sposób, jakiego w Polsce nie brałyby pod uwagę. Jednocześnie widzę, że są szczęśliwe, gdy ktoś doceni ich trud. I chyba właśnie o to chodzi. By w każdej dziedzinie i na każdym szczeblu robić coś z pasją.

KAT ABRADAB MALEŃCZUK AND HIS POCKET BAND DARMOWE BILETY! STR. 22


2|

29 lutego 2008 | nowy czas

Duch Czasu straszy nawet ateistów. Stanisław Jerzy Lec

kartki z kalendarza

listy@nowyczas.co.uk

PIąTEK, 29 LUTEgO, LUTOSłAWA, LEChA

Szanowny Panie Redaktorze, z zainteresowaniem przeczytałem m.in. dwa artykuły na temat ziemniaków Mikołaja Hęciaka, gdyż wiem coś na ten temat. Oczywiście kartofle pochodzą z Południowej Ameryki i szczególną rolę odegrały w dziejach Irlandii. Pomór ziemniaczany w XIX wieku zmusił wielu Irlandczyków do emigracji za ocean z ojczyzny, która podobnie jak Polska w tym czasie znajdowała się w niewoli. Ale rodzina Lynchów miała atut, który pozwolił im pozostać w Europie – piękną córkę, imieniem Eliza. A ówczesny Paryż miał popyt na piękne kobiety mające szanse zrobienia kariery jako kurtyzany. Co to ma wspólnego z ziemniakiem? Najciekawszą historię z krajów Południowej Ameryki ma Paragwaj. W XVII wieku Jezuici założyli tam „Królestwo Boże na ziemi”. Powstały tam tzw. „redukcje” – osady rolnicze, które zasłynęły m.in. z uprawy ziemniaków. Sukces tych mini-republik, gdzie nie polegano na pracy niewolniczej, nie podobał się Hiszpanom i wymusili na papieżu wycofanie Jezuitów pod groźbą klątwy w 1768 roku. Nastał sądny dzień. Pozbawieni opiekunów Indianie stali się natychmiast bezradni. Na szczęście w nieszczęściu ich tragedia nie trwała długo. Hiszpańskie imperium w Ameryce Południowej rozleciało się podczas wojen napoleońskich. Poszczególne prowincje zamieniły się w niezależne republiki, m.in. Paragwaj. Po początkowej izolacji, następny dyktator Lopez zaczął na gwałt modernizować kraj i wysłał syna Solana do Francji. Tam młody Lopez poznał Irlandkę Elizę Lynch i zabrał ją z powrotem ze sobą. Jej marzyło się zamienienie stolicy Paragwaju – Asuncion w Paryż, jemu odegranie roli Napoleona na tym kontynencie. Oboje spadli z nieba na ziemię. W Paryżu kurtyzana była wpływową damą, w Asuncion zwyczajną ulicznicą. Solano Lopez wyćwiczywszy swych Indian i przyodziawszy ich w napoleońskie mundury, wysłał swaty na dwór cesarski w Brazylii, gdzie wyśmiano go jako indiańskiego kacyka. Zniewaga wymagała krwi. Oczywiście przegrał wojnę z potężnym sąsiadem. Podczas gdy on walczył, jego irlandzka kochanka zmykała ze skarbem Paragwaju ku Andom. Dogonili ją Brazylijczycy i odstawili z honorami do najbliższego portu. Ale bez złota. Wróciła do Paryża i poprzedniego zawodu. Niestety, lata

1908

1940

Urodził się Balthus, (Balthasar Klossowski de Rolla) francuski malarz i scenograf, polskiego pochodzenia; wypracował indywidualny styl zbliżony do surrealizmu. Melodramat stulecia, jakim określa się film „Przeminęło z wiatrem” zdobył osiem statuetek Oskarów.

SObOTA, 1 MARCA, ALbInA, AnTOnInY 1950 1995

Premiera filmu „Koralowy pałac”, pierwszego w historii kolorowego filmu kręconego pod wodą. Waldemar Pawlak ustąpił ze stanowiska premiera rządu polskiego. Jego następcą został Józef Oleksy.

nIEDZIELA, 2 MARCA, PAWłA, hELEnY 1931 1978

Urodził się Michaił Gorbaczow, sowiecki polityk, prezydent ZSRR, inicjator pierestrojki, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1990 roku. Pierwszy Czech w kosmosie – V. Remek.

POnIEDZIAłEK, 3 MARCA, KUnEgUnDY, hIEROnIMA 1915 1934

Premiera filmu długometrażowego „Narodziny narodu” Davida Griffitha, która wywołała skandal. Urodził się Jacek Kuroń, od 1964 w opozycji do władz PRL; współzałożyciel KOR-u; współtwórca porozumień Okrągłego Stołu, od 1989 poseł na Sejm.

WTOREK, 4 MARCA, KAZIMIERZA, łUCJI 1877 1946

Premiera słynnego baletu Piotra Czajkowskiego „Jezioro łabędzie”. Winston Churchill użył określenia „żelazna kurtyna” podczas przemówienia wygłoszonego w Fulton. Zapowiedź początku „zimnej wojny”.

ŚRODA, 5 MARCA, FRYDERYKA, ADRIAnA 1836 1985

Samuel Colt zbudował pierwszy pistolet. W Wielkiej Brytanii zakończyły się trwające blisko rok strajki górników; związki zawodowe nie zawarły porozumienia z rządem.

CZWARTEK, 6 MARCA, WIKTORA, RÓżY 1869

1992

Rosyjski uczony Dmitrij Mendelejew opublikował pierwszą wersję układu okresowego pierwiastków, zwaną później od jego nazwiska tablicą Mendelejewa. W większości zachodnich krajów zanotowano obecność wirusa komputerowego Michał Anioł. W Polsce nie wyrządził on poważnych szkód.

amerykańskich jednocentówek sprzedał na aukcji pewien Kalifornijczyk.Za swoją kolekcję dostał, bagatela – 10,7 miliona dolarów.

301

europejski numer alarmowy, pod który można zadzwonić w sytuacji zagrożenia życia z każdego zakątka UE.

2000

CZAS nA nOWE MIEJSCA! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Agnieszka Mierzwa koRekta: Tomasz Tułasiewicz WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marcin „Cinos” Juziuk, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Agata Kosmacz, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Aleksandra Solarewicz, Alex Sławiński, Przemysław Wilczyński dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko (remi@nowyczas.co.uk), Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (maciej@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

zrobiły swoje. Spadł z liczka wdzięk i zakończyła swój żywot przedwcześnie, w zapomnieniu i nędzy. W Paragwaju czci się pamięć Solana Lopeza jako bohatera narodowego, zaś imię Elizy Lynch jest przeklęte jako tej, która doprowadziła kraj do ruiny. Tak zakończył się irlandzki romans z Ameryką Południową. Czy w podzięce za kartofle? Z pozdrowieniami i szacunkiem TADEUSZ STACHOWSKI To Press Complaints Commission Dear Sirs, The Federation of Poles in Great Britain wishes to lodge a formal complaint against Associated Newspapers Ltd and the Daily Mail that for more than 18 months they have continued a sustained campaign of biased articles, heralded by sensational and emotive headlines, which have sought to vilify Central European, and especially Polish, workers and their families, legally residing and earning a living in this country. With the exception of some 5 articles, all of them are calculated to show arrivals from Poland and neighbouring EU states in a negative way. Similar articles have occasionally appeared in other newspapers but they are balanced by more positive articles and are not, unlike in the "Daily Mail", part of a sustained exercise in vilification. These articles and headlines have made Poles feel threatened in this country and serve to increase xenophobic and racial tension between the arrivals from the new EU countries and the indigenous population. This tension has been more and more in evidence with explosions of

violence and intimidation against Poles throughout the United Kingdom, especially in more remoye rural towns. We sumbit our attached report as evidence and would be grateful if you could take up this complaint and require the "Daily Mail" to desist from this campaign and publish an apology. We also submit a second report on "Hate Crimes against Poles" to show how serious this problem has become. We look forward to hearing from you, WIKTOR MOSZCZYNSKI Press Officer, Federation of Poles in Great Britain 238-246 King Street, London, W6 0RF

DO MI LÓW KI WRÓĆ… Ja dzia jest z tej sa mej wio ski co Gol ce. W Lon dy nie od czte rech mie się cy. Pie nią dze ze sprzą tań sła ła mat ce. Na ży cie i ze szy ty dla trzech młod szych bra ci. Upa dła na uli cy w epi lep tycz nym ata ku. Po go to wie. To mo gra fia mó zgu. Na kli szy guz. Z mac ka mi jak ośmior ni ca.Po tem biop sja. I ten strasz ny wy rok. Rak. Gle jak. Naj zło śliw szy ze zło śli wych. Ja dzia ma 24 la ta. Po sze ściu ty go dniach ra dio te ra pii w lon dyń skim szpi ta lu mu si wra cać do do mu. Tu taj już nie mo gą zro bić nic wię cej. W Pol sce bez ubez pie cze nia. Trze ba na prze lot, le kar stwa, pie lę gniar kę i mor fi nę. Kwa śni ca ma cza sem tak gorz ki smak… ••• Koncert charytatywny dla Ja dzi z udzia lem so li stów i chó ru od bę dzie się w nie dzie lę, 9 mar ca o godz. 19.00 w pol skim ko ście le pw. Chry stu sa Kró la na Bal ham, 55 Fo xbo ur ne Ro ad, Lon don SW17 8EN. Je śli nie mo żesz przyjść, a chcesz po móc Ja dzi, wy staw czek na: Ja dwi ga Kup czak Ap pe al i wy ślij na ad res: Ja dwi ga Kup czak Ap pe al PO Box 477, New Mal den, KT3 9EE

WARSZ TA TY SA MO ROZ WO JU (ME TO DA KON STE LA CJI RO DZIN NYCH m.in. BER TA HEL LIN GE RA ) 15 i 16 MA RZEC 2008 (POSK) „Wy ra ża nie sie bie” roz wi ja nie ta len tów, osią gnie cie suk ce su, uak tyw nie nie wła sne go po ten cja łu. Pra ca z „trau ma mi” - głę bo ki mi emo cjo nal ny mi zra nie nia mi, któ re tkwią w na szej pod świa do mo ści po chła nia jąc ener gie, za my ka jąc na mi łość, ogra ni cza jąc dzia ła nie. „Związ ki part ner skie i mał żeń skie” – wy ra ża nie mi ło ści, two rze nie bli sko ści i otwar to ści. Sek su al ność: speł nie nie. Wol ność i wi tal ność w związ ku. Pro ble my w trud nym związ ku z part ne rem, sa mot ność w związ ku. „Związ ki mię dzy ludz kie” – wy ra ża nie sie bie wo bec au to ry te tów ro dzin nych i w pra cy za wo do wej. In for ma cje i za pi sy: try bow ska7@wp.pl; tel.07830329263

PREnUMERATę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

FORMULARZ Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłATnOŚĆ ........................................................................................................ liczba wydań

UK

UE

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

CZAS PUbLIShERS LTD. 63 Kings grove London SE15 2nA

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY

Q M N [ 6 \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ UKäEG OK G

<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG

1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO


|

29 lutego 2008 | nowy czas

ważne sprawy

Fiskus znów straszy ciąg dalszy ze str. 1 Chcąc założyć działalność gospodarczą należy wybrać się do Urzędu Miasta lub Gminy i za odpowiednią opłatą otrzymać numer ewidencyjny i określić charakter prowadzonej działalności (tzw. PKD). Po numer ewidencyjny należy stawić się po kilku dniach, by ruszyć w dalszą drogę – Urząd Statystyczny i nadanie numeru REGON, później Urząd Skarbowy, następnie Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Nie wspominamy tu już o bankach (konieczność założenia firmowego rachunku bankowego) czy też o pieczątkach (wymóg konieczny). Na starcie poświęcamy więc kilka dni i trochę pieniędzy. Warto podkreślić, że nasz nowy interes musi od razu być bardzo dochodowy, byśmy mogli zapłacić składkę na ZUS (obowiązkowa, ok. 800 zł, ulgowa ok. 300 zł – wąska grupa uprawnionych, ograniczona w czasie), podatek dochodowy (w zależności od stawki – stała lub wzrastająca). Nie wspominamy o dobrowolnych składkach na kolejny filar funduszu emerytalnego czy opłatach za wynajem pomieszczeń biurowych itd. W przypadku osób rozliczających jeszcze podatek VAT, liczba przeszkód formalnych zwiększa się. Mali i średni przedsiębiorcy powiedzieli dość tej bądź co bądź chorej i nieżyciowej sytuacji, postawili na Platformę Obywatelską, na jej obietnice korzystnych zmian w świecie podatków. W liberalizację fiskusa uwierzyli także zwykli obywatele, którzy mają dość paradoksów. Proszę sobie np. wyobrazić sytuację, w której nabywca auta pochodzącego z zagranicy musi zapłacić za zaświadczenie stwierdzające, że od samochodu nie należy się podatek. Chore, prawda? A jednak prawdziwe i dalej znakomicie funkcjonuje. Tego typu paradoksami ma się zająć komisja pod przewodnictwem nietuzinkowej postaci w Platformie Obywatelskiej, Janusza Palikota. O ile prywatne wybryki posła można traktować co najmniej jak żart, o tyle je-

go zmysł wyszukiwania absurdów działa doskonale i zasługuje na pochwałę. Pytanie tylko, czy Palikota ktokolwiek z partyjnych kolegów będzie traktował poważnie. Tego już nie wiemy.

UWIERZONO TUTAJ Donald Tusk obiecał abolicję podatkową. Dla części Polaków pracujących za granicą, głównie w Wielkiej Brytanii, to jedyna możliwość spokojnego powrotu do kraju. Dla jak wielu osób? Trudno powiedzieć. Żadnych racjonalnych statystyk nikt nie był w stanie zrobić. Abolicja podatkowa w gruncie rzeczy byłaby tylko dostosowaniem prawa do wymogów obywateli, do wymogów nowej rzeczywistości. Część specjalistów podkreślała, że należy skończyć z zasadą, że człowiek z racji państwowości jest przywiązany do swojego urzędu skarbowego. Nie! Człowiek płaci podatki tam, gdzie zarabia. Mało tego, w przekonaniu niektórych prawników trudniących się sprawami ekonomicznymi, problem mogłoby rozwiązać zwykłe rozporządzenie właściwego ministra, niekoniecznie ustawa. Platforma Obywatelska stara się jednak przeprowadzić regulację ustawową, a więc czasochłonną. Sytuacja taka może wskazywać na ewentualny brak pomysłu lub po prostu niedopracowanie projektu. To jednak oczywiście tylko domysły. Na razie PO złożyła w Sejmie (na początku lutego) projekt nowelizacji ordynacji podatkowej, zgodnie z którą to minister finansów będzie decydował o abolicji podatkowej dla Polaków pracujących za granicą. Pojawia się pytanie – rozporządzenie w każdej indywidualnej sprawie. To niewykonalne? Czy może rozwiązanie zbiorcze, dotyczące ogółu? Zdaniem szefa klubu parlamentarnego PO, Zbigniewa Chlebowskiego, proponowany zapis będzie dawał ministrowi finansów możliwość wydania rozporządzenia o zaniechaniu poboru podatków od Polaków, którzy praco-

wali za granicą tam, gdzie obowiązywały niekorzystne umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Projekt jednak – co dziwi – nie precyzuje ram czasowych abolicji podatkowej ani krajów, których miałby dotyczyć.

Nadal płaci się wysoki ZUS, wypełnia stos dokumentów. Nadal Polak pracujący w Wielkiej Brytanii nie wie, czy jak wróci do kraju nie zajmie się nim policja skarbowa.

Pytanie jednak, który z projektów szybciej trafi do laski marszałkowskiej, a potem pod sejmową debatę. Dla mnie to nieważne, ważne by jak najszybciej rozwiązać problem niekorzystnego podwójnego opodatkowania, by dokładnie wyjaśnić, czy Polacy płacący za granicą podatki od dochodów, muszą jeszcze regulować jakiekolwiek różnice w stawkach podatkowych w kraju. Z punktu widzenia rozsądku, absurdem jest istnienie takiego problemu, innym problemem jest fakt, że do tej pory Polska nie poradziła sobie z nim. Jeszcze innym problemem jest dostrzeganie problemu przez władze, ale podejście do jego likwidacji, jest jakoś toporne, żeby nie powiedzieć żadne lub pozorne.

DZIAŁANIA CZY POZORY? BEZ KONKRETÓW Los projektów nie do końca przygotowanych jest w Polsce z góry przesądzony. Przy silnym wsparciu sejmowym przejdą, ale wylądują szybko w Trybunale Konstytucyjnym lub po prostu nie przejdą. Złożony właśnie projekt Platformy Obywatelskiej, co raz jeszcze podkreślę, zaskakuje – jest nieprecyzyjny. Można odnieść wrażenie, że został złożony na „odczepnego”, tak by PO nie można było zarzucić braku jakichkolwiek działań w tej sprawie. Przypomnę, że od złożenia projektu – nawet doskonałego – do jego wcielenia w życie droga jest długa i z pewnością nie pozwoli Polakom z Anglii, a chcącym już wrócić spokojnie do kraju, na pakowanie walizek i rezerwację biletów do Warszawy. Tyle jeżeli chodzi o Platformę Obywatelską. Warto jednak nadmienić, że partia Donalda Tuska została nie tak dawno uprzedzona przez Lewicę i Demokratów (głównie SLD), która zgłosiła w Sejmie projekt abolicji podatkowej. In plus dla LiD przemawia fakt, że projekt od razu jasno i wyraźnie określa założenie: abolicja podatkowa dla wszystkich Polaków pracujących za granicą w latach 2002-2006. I wszystko jasne.

100 dni rządów gabinetu Donalda Tuska to oczywiście nie okres, w którym można by zdziałać cuda (które Tusk często obiecywał). Mimo to chciałbym już widzieć i wiedzieć, że na poczet realizacji obietnic przedwyborczych podjęto już jakieś działania. Dzisiaj oprócz spraw czysto politycznych, a dokładnie waśni i rozliczania PiS, nie widzę niczego pozytywnego. Po blisko trzech miesiącach rządów PO nadal płaci się wysoki ZUS, wypełnia stos dokumentów i ciągle tłumaczy się przed fiskusem, że nie popełniło się przestępstwa skarbowego. Nadal też założenie firmy trwa długo i kosztuje. Nadal Polak pracujący w Anglii nie wie, czy jak wróci do kraju nie zajmie się nim policja skarbowa. Nic się nie zmieniło i wiele wskazuje na to, że zbyt szybko się nie zmieni.

STRASZENIE Były obietnice, były zapowiedzi, ale rzeczywistość okazuje się jak zwykle szara i nieprzyjemna. Dziennikarze, którzy bacznie przyglądają się działaniom fiskusa dotarli do najnowszych wytycznych Urzędu Kontroli Skarbowej, z których wynika, że Polak znów

ma być brany na celownik. Handel w internecie, nieujawnione dochody – na te elementy kontrolerzy mają zwracać szczególną uwagę. Problem nieujawnionych dochodów w Polsce dotyczy setek osób. Dlaczego? Ponieważ obciążenia wynikające z opodatkowania skłaniają przedsiębiorców (małych i średnich) do ukrywania dochodów, windowania kosztów. W przeciwnym razie miesiąc wytężonej pracy może się skończyć bardzo mizernym wynikiem finansowym. Ktoś się spyta, w jaki sposób ujawnić nieujawniony dochód? Prosto – urzędnicy fiskusa sprawdzają akty notarialne, umowy kupna-sprzedaży, a potem się pytają, skąd na to mieliśmy pieniądze. Jeśli nie znajdziemy racjonalnej odpowiedzi i nie poprzemy jej odpowiednimi dokumentami, zapłacimy 75-proc. podatku od dokonanej czynności.

JESZCZE NIE CZAS... ...na powrót. Jeszcze trzeba poczekać, jeszcze kilka miesięcy, rok, może dwa. Polska gospodarka nim wybrnie z obecnego marazmu – mimo szczerych chęci w podatkach trzeba chyba rewolucji – nie sposób ujarzmić rozbudowywanego przez lata fiskalizmu państwa. Nie sposób kilkoma szybkimi ruchami dokonać korzystnych zmian. Można jednak je zapoczątkować i najlepiej jak najszybciej. Nie ma co zwlekać. W dobie gospodarki kapitalistycznej i konkurencji Polska musi pamiętać, że Polacy (dzięki UE) mogą wybierać kraje, w których będzie im się żyło lepiej. I to nie tylko pod względem zarobków, ale także pod względem prostoty życia. Fiskus, biurokracja nie mogą zniechęcać ludzi na starcie. Państwo przecież powstało, by chronić obywateli, by im służyć. Państwo nie powstało, by niewolić obywateli. Dopóki te pojęcia nie znajdą w Polsce odpowiedniego przełożenia, dopóty Polska nie będzie krajem przyjaznym i pozwalającym na godne życie.

Przemysław Kobus


|5

nowy czas | 29 lutego 2008

czas na wyspie

Zjednoczenie Polskie kontra „Daily Mail” Największa organizacja polonijna w Wielkiej Brytanii – Zjednoczenie Polskie – zgłosiła do komisji badającej rzetelność prasy oficjalną skargę na gazetę „Daily Mail”. Skarga odnosi się do serii stronniczych artykułów dotyczących polskich imigrantów. W piśmie skierowanym do Press Complaints Commission (patrz: Listy do redakcji), Zjednoczenie domaga się zaprzestania tego rodzaju publikacji i przeprosin. Autorem pisma jest Wiktor Moszczyński, rzecznik prasowy federacji. Zarzucił brytyjskiemu dziennikowi prowadzenie świadomej i konsekwentnej akcji zmierzającej do przedstawienia imigrantów w złym świetle. W skardze tej wymieniono tytuły osiemdziesięciu artykułów prasowych na temat imigrantów, które ukazały się

w tej gazecie w czasie ostatnich osiemnastu miesięcy. – Chodziło nam o to, aby „Daily Mail” było świadome, że śledzimy te publikacje i nie zamierzamy przejść nad nimi do porządku dziennego. Tę komisję tworzą dziennikarze, jest pozarządowa, więc mamy świadomość tego, że nasza skarga nie wywoła bezpośredniego działania, ale chcialiśmy dać im do zrozumienia, że nie będziemy bezczynnie patrzeć, jak tutejsza prasa obraża Polaków. Ta skarga nie przejdzie bez echa. Już zostałem poproszony o przesłanie pełnych tekstów wszystkich artykułów, które wymieniłem i oczywiście to zrobię. Skargę wysłałem również do szeregu posłów i bardzo żywo na nią zareagowali. Niektórzy chcą się tą sprawą zająć.– powiedział „Nowemu Czasowi” Wiktor Moszczyński. Zjednoczenie Polskie planuje też złożyć zażalenie do Equality and Human Rights Commision, która jest podmiotem rządowym i o ile wyda krytyczne oświadczenie w tej sprawie, można mieć nadzieję, że „Daily Mail” poczuje się zobligowane do złagodzenia tonu swoich artykułów. (es)

Nie było samotnie w Polish Books Informatyk, który stał się pisarzem, Leon Wiśniewski, gościł w ubiegłą sobotę w Londynie. Spotkał się ze swoimi czytelnikami za sprawą Anny Warren, właścicielki księgarni Polish Books. Zaproszenie Wiśniewskiego było strzałem w dziesiątkę, bowiem tłum czytelników jego książek ledwo zmieścił się w niewielkiej przestrzeni księgarni. Zdecydowanie przeważały kobiety, co tylko potwierdziło obiegową opinię, iż Wiśniewski jest znawcą kobiecej duszy. Czytelniczki dzieliły się z pisarzem

refleksjami, które wywołała w nich lektura jego książek, a on z uwagą i prawdziwym zainteresowaniem słuchał i odpowiadał na pytania, bo choć takich spotkań miał już co nie miara, uwagi i wnioski wciąż bywają zaskakujące. – Czy pan boi się kobiet? Takie pytanie zadała jedna z pań, uzasadniając je właśnie lekturą jego książek. – Oczywiście, że się nie boję. Jeśli się boję to ewentualnie cierpienia z powodu porzucenia. Kiedy wspominam

swoje miłości, to pamiętam tylko te, z powodu których cierpiałem. To ostatnie zdanie wywołało niezwykle żywą aprobatę publiczności, bo doświadczenia niemal wszystkich zebranych okazały się zbieżne z doświadczeniami idola, a w takich kategoriach Wiśniewski jest przez swoje czytelniczki traktowany. Pytano też o afrodyzjaki – zdaniem pisarza nie istnieją. Jedynym afrodyzjakiem jest alkohol. Reszta to placebo, co wcale nie oznacza, że nie działa. Oczywiście rozmawiano również o filmie „Samotność w sieci”, który Witold Adamek nakręcił na podstawie bestsellera. – To straszenie fajna rzecz, jak człowiek za życia zobaczy w kinie swoją książkę. Jednak ten film mnie rozczarował, bo nie oddał jej ducha – mówił autor. – Ludzie chcieli pójść do kina i się popłakać, tak jak płakali czytając moją książkę. Tego w tym filmie nie ma. Jest pewien rosyjski reżyser, który chciałby ją zekranizować, a Rosjanie z tym swoim genetycznym smutkiem, nie wyjeżdżając z Moskwy być może zrobią bardziej poruszające kino. Wieczór z Leonem Wiśniewskim był pierwszym ze spotkań, które Anna Warren zamierza organizować cyklicznie. Jej kolejnym gościem będzie Olga Tokarczuk, która przyjedzie do Londynu już w marcu. Czy również okaże się pisarką dla kobiet?


6|

29 lutego 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Początek kampanii „Polacy głosują” Elżbieta Sobolewska Członkowie stowarzyszenia Polish Professionals in London (PPL) oraz Zjednoczenia Polskiego konferencją prasową w Sali Brydżowej POSK-u zainicjowali we wtorek, 26 lutego, kampanię promującą nasz udział w lokalnych wyborach w Wielkiej Brytanii. Przede wszystkim mówiono o polskich londyńczykach, bowiem to tutaj mieszczą się „centra strategiczne” obu organizacji, które poprowadzą kampanię i w Londynie mogą liczyć na wsparcie tak znaczących podmiotów jak London Elects, London Citizens czy brytyjskich mediów. – Będziemy zachęcać do zarejestrowania się, informować dlaczego potem warto głosować oraz bezstronnie przedstawiać sylwetki kandydatów. Chcemy pomóc zrozumieć Polakom, dlaczego powinni wziąć udział w tych wyborach – mówili członkowie PPL. – Sprawą oczywistą jest, że chcielibyśmy, aby usłyszała o nas jak największa liczba Polaków. Potrzebujemy wsparcia mediów i mamy nadzieję, że udostępnicie nam wasze łamy, portale internetowe, fale radiowe i wizję – apelowali do dziennikarzy organizatorzy. Polskie media w Londynie bardzo rzadko mówią na jakiś temat jednym głosem. W ciągu ostatnich lat bodaj dwa razy rzeczywiście przemówiły we wspólnej sprawie, przy okazji walki o zniesienie podwójnego opodatkowania i w związku z ostatnimi wyborami do Sejmu. Może w związku z kampanią „Polacy głosują” będzie podobnie. Członkom PPL udało się namówić warszawską agencję reklamową VA Strategic, która przygotowała stronę wizerunkową kampanii, m.in. plakaty, które mają uświadomić Polakom, że skoro „zamienili schabowego na fish & chips, powinni zagłosować na swój Londyn”, a firma JDJ Bachalski pomaga od strony finansowej. Silnym atutem na pewno będzie tu logo, którego autorem jest Tomasz Jastrzębski z Wrocławia. – Całkowicie nas swoją propozycją zaskoczył, nie mieliśmy do niej żadnych uwag, wszyscy powiedzieli, że to jest to! Profesjonalistom udało się również porozumieć z polskimi parafiami, po mszach będą mogli rozdawać formularze do rejestracji. Celem tej kampanii jest informacja a nie agitacja. Polacy w niewielkim stopniu interesują się sprawami lokalnymi i choć może się zarejestrują, bo będzie im łatwiej dostać pożyczkę z banku, ale zrezygnują z urn, bo nie będą wiedzieli na kogo oddać swój głos. Jeśli chodzi o prezentację programów wyborczych i sylwetek polityków

kandydujących na urząd burmistrza, będzie to przede wszystkim działka Zjednoczenia Polskiego. – 19 marca odbędzie się w POSK-u spotkanie z Borisem Johnsonem – poinformował Wiktor Moszczyński, rzecznik prasowy Zjednoczenia. – Oczywiście to spotkanie będzie częścią całej akcji. Będziemy też mieli piętnastominutowy film wideo (dostępny również w internecie, m.in. na portalu You Tube) z Kenem Livingstonem, który odpowie na pytania dotyczące polskich spraw. Na stronie internetowej kampanii będzie podstrona informująca o programach polityków. Będzie na niej można zamieszczać komentarze i pytania do kandydatów na urząd burmistrza.

W tej chwili na listach wyborczych zarejestrowanych jest 59 tysięcy 386 Polaków mieszkających w Londynie. Biorąc pod uwagę statystyki, mieszka tu jednak co najmniej 80 tysięcy potencjalnych wyborców. Aby zachęcić ich do głosowania, Polish Professionals zorganizuje serię imprez o charakterze rozrywkowym, podczas których będą rozdawane materiały promocyjne wyjaśniające sens naszego udziału w tych wyborach. Współpracę z Polish Proffesionals zadeklarowała organizacja London Elects. – Obiecali nam, że będą nas wspierać, będą uczestniczyć w naszych imprezach, współtworzyć press release. Jest to organizacja, która współpracuje z brytyjski-

mi mediami i dzięki niej będziemy mogli do nich dotrzeć. Udostępnią nam również formularze w języku polskim, które będziemy rozdawać. Jeden z uczestników tej konferencji tak podsumował zasadność naszego udziału w wyborach lokalnych 1 maja: – Stawką w tej kampanii nie są polityczne wybory, stawką jest zaistnienie Polaków. Nie jest istotne, który kandydat zostanie wybrany, bo za parę lat zostanie wybrany inny, natomiast jeśli Polacy zaistnieją w lokalnych wyborach w świadomości polityków, już żaden przywódca głównej partii nie odważy się powiedzieć na antenie BBC, że jego babkę zamordowano w polskim obozie koncentracyjnym.


|7

nowy czas | 29 lutego 2008

czas na wyspie

Imigrantów bezdomne umieranie Mikołaj Skrzypiec

Aż 18 proc. bezdomych na ulicach Londynu pochodzi z Europy ŚrodkowoWschodniej, wynika z raportu przygotowanego przez organizację Homeless Link. Te alarmujące dane pochodzą z końca ubiegłego roku i dotyczą problemu, którego władze brytyjskie, jak i polskie, jeszcze nie zdążyły zauważyć. Ponad połowa bezdomnych imigrantów w Londynie to Polacy. Pomimo coraz większej pomocy charytatywnej dla bezdomnych, skala problemu jest dużo większa niż możliwości nielicznych działających obecnie organizacji. Założona w zachodnim Londynie polska Fundacja Barka, angielskie Upper Room, St. Mungo's czy Simon Community, to pierwsze z pozarządowych organizacji, niosących doraźną pomoc najbardziej potrzebującym. Raport Homeless Link ma pomóc w zachęceniu rządu brytyjskiego do podjęcia działań w celu zniwelowania

zjawiska bezdomności – to jednak odbywa się bardzo powoli. Pomoc jest potrzebna natychmiast, twierdzą zgodnie wolontariusze wszystkich organizacji charytatywnych.

Marszałek został odprawiony dzień wcześniej ze szpitala, nie otrzymawszy żadnej pomocy. Koroner sądowy, dr Paul Knapman, opisał ten przypadek jako skrajny i tragiczny przykład zaniedbań jeśli chodzi o pomoc, jeszcze w początkowym etapie pobytu Polaka na Wyspach. Seria niepowodzeń, bezrobocie, ucieczka w narkotyki, wreszcie HIV, który rozdzielił Marszałka z żoną i dziećmi – to oczywiste, że ten człowiek został pozbawiony nadziei na inne życie – dodaje koroner – przyczyną śmierci było przedawkowanie i zatrzymanie akcji serca.

Pomogliby, ale… Phillip Burke od wielu lat pracuje wśród żyjących na ulicach ludzi, jest wolontariuszem Simon Community, która zajmuje się pomocą bezdomnym w centralnym Londynie. Jego doświadczenie i ocena sytuacji nie pozostawiają cienia wątpliwości co do tego, jak trudna jest egzystencja bez dachu nad głową, zwłaszcza dla imigrantów. Przyjęta przez rząd w ubiegłym roku ustawa ściśle określa warunki konieczne do uzyskania pomocy w placówkach rządowych – a imigranci nie mają na nią szans. Hostele odsyłają co miesiąc tysiące potrzebujących z kwitkiem – mówi pan Burke – tylko dlatego, że ci nie mogą otrzymywać zasiłków. To jest po prostu hańba! Rząd zdaje się przymykać oko na krzywdę tych ludzi, pozostawiając ich na ulicy. To czyni ich szczególnie podatnymi na takie patologie jak alkoholizm czy narkomania, doprowadzając do ich kompletnej degradacji – dodaje, nie kryjąc oburzenia.

bilet w jedną stronę Te oraz inne, podobnie krytyczne względem rządu słowa wolontariuszy są echem tragicznej historii śmierci bezdomnego Polaka, w listopadzie ub. roku. Krzysztof Marszałek został znaleziony w toalecie na dworcu kolejowym

nie ma takiego numeru

››

Pomoc jest potrzebna natychmiast, twierdzą zgodnie wolontariusze wszystkich organizacji charytatywnych

Victoria z objawami przedawkowania narkotyków. Już na początku toczącego się w westminsterskim sądzie dochodzenia, które ma wyjaśnić okoliczności śmierci Polaka, ujawniono, iż pomocy dla bezdomnych ze strony państwa nie ma wcale. Lekarz z izby przyjęć szpitala St. Thomas potwierdziła, iż 30-letni

Przypadek Krzysztofa Marszałka brutalnie potwierdza, iż brytyjska opieka społeczna nie obejmuje tych potrzebujących, którzy nie zdołali przepracować w Anglii przynajmniej roku. Nowi imigranci z reguły trafiają na ulice natychmiast lub na krótko po przyjeździe do Wielkiej Brytanii z powodu braku szczęścia, padając ofiarą oszustów bądź też jako ofiary własnych słabości. Często gubi nas nieznajomość języka, czasem rzeczywistość jest zbyt daleka od oczekiwań – przyczyn imigracyjnej bezdomności jest bardzo wiele. Opieka socjalna przysługuje nam tu dopiero po roku legalnej pracy. W oczach rządu problemu więc nie ma. Problem jednak istnieje, o czym najlepiej wiedzą ci, których dotyka on bezpośrednio. Zjawisko będzie się nasilać – zeszłoroczny raport Homeless Link nie obejmuje najmłodszych z krajów Unii Europejskiej, a więc Rumunii i Bułgarii.

tydzień na wyspach Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent II Rzeczpospolitej na Uchodźstwie otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Uroczystość wręczenia dyplomu odbyła się 21 lutego na Zamku Królewskim. Wziął w niej udział m.in. prezydent Lech Kaczyński. Jak uznał Senat UKSW – prezydent Kaczorowski jako wybitny działacz niepodległościowy dobrze zasłużył się Polsce swoją godną postawą. Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii w przypadku, gdy staną się ofiarą przestępstwa, wolą ściągnąć z Polski prywatnego detektywa, niż prosić o pomoc brytyjską policję – podał dziennik „Daily Mail”. Polacy skarżą się, że tutejsza policja ignoruje zgłoszenia o kradzieży czy włamaniach, a polskie biura detektywistyczne myślą o otwieraniu w Wielkiej Brytanii swoich filii. Nowe statystyki Home Office pokazują, że w ciągu prawie czterech lat w Wielkiej Brytanii zarejestrowało się do pracy prawie 800 tys. imigrantów z nowych państw Unii. Około 80 proc. z nich to Polacy. Dane te obejmują tylko zatrudnionych w przedsiębiorstwach mających obowiązek rejestrowania pracowników i nie uwzględniają samozatrudnionych, których jest przypuszczalnie od 200 do 300 tys. Brakuje też informacji, ilu imigrantów z Polski i pozostałych krajów Europy Środkowo-Wschodniej opuściło już Wielką Brytanię. Karę pozbawienia wolności na rok wymierzył sąd w Swindon (południowo-zachodnia Anglia) 24-letniemu Polakowi za kradzież banknotu o wartości 10 funtów – podała lokalna gazeta „Swindon Advertiser”. Polak okradł kobietę pobierającą pieniądze z bankomatu. Usiłował przechwycić gotówkę, wykorzystując moment, w którym kobieta wkładała kartę do torebki, tuż przed wyjęciem banknotów z maszyny. Gdy zaczęła się bronić, napastnik powalił ją na ziemię, udało mu się ukraść jednak tylko ten jeden banknot. Został aresztowany jeszcze tego samego dnia dzięki zdjęciom z kamery ulicznej. Nauczyciele w szkołach hrab-

stwa Lincolnshire rozpoczęli naukę języka polskiego. Zdaniem lokalnych władz oświatowych, jest to konieczne z uwagi na wciąż rosnącą liczbę polskich uczniów w tamtejszych szkołach. Według informacji kuratorium, w tym regionie uczęszcza do szkół ponad dwa tysiące dzieci urodzonych w Polsce. Na przyspieszonych kursach językowych angielscy nauczyciele uczą się wymowy polskich liter i zgłosek oraz podstawowych słów i najpopularniejszych zwrotów. Pracownik ośrodka szkolenia nauczycieli wyjaśnił, że przede wszystkim chodzi tu o poprawne wymawianie nazwisk, żeby dzieci nie czuły się urażone.


|

29 lutego 200 | nowy czas

polska tydzień w kraju Polskę odwiedził prezydent Azerbejdżanu Alijew. Rozmawiano o projektach bezpieczeństwa energetycznego. W Warszawie odbyło się spotkanie poświęcone tematowi bezpieczeństwa energetycznego wicepremierów krajów GUAM, czyli Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu i Mołdawii. Prezydent Lech Kaczyński przyjął protektorat nad organizacjami harcerskimi. Prezydent odznaczył Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski lwowskiego kardynała Mariana Jaworskiego. W Łodzi utworzono pierwszy od wojny Rabinat RP. Ruszyły czystki w spółkach skarbu państwa. W 25 największych przedsiębiorstwach wymieniono na razie 10 prezesów. Platforma zgłasza projekt rezygnacji finansowania działalności partii z budżetu państwa. Niby dobrze, ale zwrócenie się o bezpośrednie datki do podatników będzie zapewne korzystne właśnie dla PO i SLD, które są najlepiej powiązane z biznesem. Sąd w Warszawie zarejestrował istnienie Partii Regionów. Wśród założycieli jest grupa posłów „Samoobrony”, m.in. Danuta Hojarska. Leppera widziano ostatnio, jak konferował w warszawskiej restauracji z Józefem Oleksym. Też coś knują? Szef doradców premiera Michał Boni zapowiada, że rząd szykuje środki z rezerwy budżetowej na pomoc dla polskich rodzin, które będą musiały oddać swoje mieszkania niemieckim właścicielom w przypadku niekorzystnych dla nich wyroków sądowych. Boni spodziewa się, też ataków opozycji i oskarżeń o proniemieckie sympatie premiera. IPN odmówił ścigania jako komunistycznej zbrodni akcji „Hiacynt”. Uznano, że chodziło tu i o prewencyjną akcję milicji. W latach 1985-87 zarejestrowano 11 tysięcy homoseksualistów, z których część zmuszano do współpracy szantażem. Akta „Hiacynta” miał przejąć w latach 90. obecny szef ABW Bondaryk, są bowiem wśród nich także nazwiska znanych polityków. Ścigania pomysłodawców akcji chcą stowarzyszenia homoseksualistów, IPN obawia się „przecieku” nazwisk. W Poznaniu są najwyższe mandaty za jazdę komunikacją miejską bez ważnego biletu. Opłaty za jazdę „na gapę” podwyższono do 300 zł. Według badań przeprowadzonych w polskich szkołach, od 20 do 30 proc. uczniów gimnazjów i liceów miało przynajmniej jednorazowe kontakty z narkotykami. Radni Kielc ogłosili ten ośrodek miejski „Miastem Legionów” i zapowiadają całoroczne obchody 90-lecia odzyskania niepodległości.

Polityka

na RefoRmy PRzyjdzie Poczekać

Studniówka rządu Tuska Bartosz Rutkowski – Gdyby rząd więcej pracował, a mniej się reklamował, byłoby dla nas wszystkich więcej pożytku – twierdzi lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński i inni politycy tego ugrupowania. Trwał prawdziwy festiwał Platformy Obywatelskiej. Rząd Donalda Tuska obchodził swoją „studniówkę”, czyli jubileusz pierwszych stu dni rządzenia. Co prawda nie ma konkretów, ale są fanfary, ciągłe konferencje czy – jak w przypadku ministra sportu Mirosława Drzewieckiego – prawdziwe akademie szkolne, połączone z akcją reklamową. A reklamował minister to, co nas czeka na Euro 2012. Nie dodał jednak, że nie zrobiono to tej pory wiele, tak naprawdę nie zrobiono nic. Brak przepisów, by na przykład można było wywłaszczać tereny, na których już powinno się budować autostrady, drogi ekspresowe oraz stadiony. Koledzy Drzewieckiego z rządu odpowiedzialni za budowę infrastruktury powtarzają,

że Polacy... kochają autostrady i powinny one powstać. Faktem jest, że są plany i to konkretne, bo zakładają wybudowanie 600 kilometrów tych tras w najbliższych czterech latach. Ale opozycja pyta dramatycznie: a jaka jest pewność, że Polska zdoła na czas wybudować tyle tych autostrad? Odpowiedzi ze strony rządu nie ma, jest za to kolej-

W przepowiednie cudu Donalda Tuska nie wierzą już nawet polscy satyrycy. ny pomysł na podreperowanie sobie dobrego humoru, czyli sondaże, który z ministrów rządu Tuska jest najlepszy. Kiedy ogłoszono, że o jeden procent w tych sondażach minister spraw zagranicznych przeskoczył samego premiera, ten ostatni poczuł się nieswojo i wygłosił do narodu kolejne orędzie. Rząd, jak twierdzi opozycja, na razie dba tylko o swój wizerunek. A spraw wymagających pilnego załatwienia nie

zakończono. Odłożono kwestię wynagrodzeń dla służby zdrowia, ale niebawem protesty wybuchną z nową siłą, bo dyrektorzy szpitali, którzy obiecali medykom i pielęgniarkom podwyżki teraz mówią: mamy pustki w kasie! Kolejarze szykują się do strajku, nauczyciele dali rządowi kilka tygodni oddechu. W przepowiednie cudu Tuska nie wierzą już nawet polscy satyrycy, którzy produkują taśmowo skecze i piosenki o tym, jak to pan premier załatwi przedwyborcze obietnice. Najczęściej pada tam zdanie, że jak premier wygra w totka, to pieniądze rozda Polakom. Urocza rzeczniczka rządu tłumaczyła, że premier ma poczucie humoru i te kabaretowe programy go nie rażą. Za to ubawili się Polacy, kiedy z ust tej pani usłyszeli, że rodacy zaczęli wreszcie wracać z Wielkiej Brytanii do kraju. Jako powód podała, że to wynik reform (!) rządów premiera Tuska. Kiedy ktoś przytomnie przypomniał pani rzecznik, że ludzie wracają, bo spadł kurs funta i dla wielu rodaków po prostu nie ma już pracy w Anglii, z liczka pani rzecznik zniknął wieczny uśmieszek.

Konkurs w... gabinecie pani prezydent Trzeba było nadsyłać swoje podania, życiorysy i opinie z innych miejsc pracy, by wystartować w konkursie na kolejnych prominentnych urzędników w ratuszu. Przyszły ogromne ilości podań, ale okazało się, że konkurs rozstrzygnięto albo w gabinecie samej pani prezydent, albo w podległym jej biurze promocji. Sama Gronkiewicz-Waltz powtarza, że musi mieć zaufanie do ludzi, którzy jej podlegają, z którymi pracuje. Tyle że nijak się to ma do zasad konkursowych i haseł o jawności obsady urzędniczych stanowisk głoszonych przez Platformę. Takich przykładów jest więcej. W Bielsku-Białej dziennikarze wykryli, że jeden z wysokich urzędników ratusza bierze, a raczej brał po 15 tysięcy złotych tylko za to, że miał wizytować podległe urzędowi szkoły. Nie bardzo się znał na tym co robi, bo jest... cukiernikiem. Kiedy sprawa ujrzała świałto dzienne, zawiesił pobieranie owych 15 tysięcy złotych miesięcznie, ale nie zrzekł się posady w ratuszu w Bielsku-Białej. Jak się okazało miejscowych struktur... Platformy Obywatelskiej. (br)

Tarcza antyrakietowa Ważą się losy tarczy antyrakietowej w Polsce. Do Warszawy przylatuje specjalna delegacja amerykańska, by nakłonić naszych polityków do swego pomysłu. Jeśli nie uda się to teraz, pozostanie ostatnia szansa – w czasie wizyty premiera Donalda Tuska w Waszyngtonie, która zaczyna się 8 marca. Tymczasem Amerykanie pokazali, że są na dobrej drodze do budowy tarczy. Jednym uderzeniem specjalnej rakiety trafili i zniszczyli poza ziemską atmosferą satelitę, który pędził w naszym kierunku. Na jego pokładzie było ponad pół tony hydrazyny, trującego paliwa rakietowego. Gdyby to wszystko uderzyło w naszą planetę, straty byłyby ogromne. Operacja była przeprowadzona z zegarmistrzowską precyzją, czekano aż na ziemi wyląduje prom kosmiczny Atlantis. Gdyby bowiem rakieta trafiła satelitę, a ten rozpadłby się na wiele elementów, mogłyby one doprowadzić do tragicznej w skutkach kolizji z wahadłowcem. Ważący około 2700 kilogramów satelita szpiegowski zepsuł się w roku 2006 tuż po jego umieszczeniu w przestrzeni kosmicznej. Amerykanie zdecydowali się więc na jego zastrzelenie. Jednocześnie wykorzystali okazję, by przetestować swoją najnowszą broń kosmiczną. I dlatego z takim zapałem przeciwko tej próbie protestowali Rosjanie. Trochę mniej mieli pretensji Chińczycy, jako że oni sami rok temu w podobny sposób strącili swego niesprawnego satelitę. Strącenie nastąpiło na wysokości 230 km nad ziemią. Koszt tej operacji ocenia się na 60 milionów dolarów. Gdyby do tej interwencji nie doszło, satelita wszedłby w gęste warstwy atmosfery 6 marca. Nie wiadomo jednak, jakie jego elementy dotarłyby na powierzchnię Ziemi. (br)


|9

nowy czas | 29 lutego 2008

polska POLITYKA

NOwA PArTIA?

Powrót Marcinkiewicza Kazimierz Marcinkiewicz w czasie swojego ostatniego pobytu w kraju ujawnił, że zamierza założyć własną partię polityczną. – Będę musiał wrócić z Londynu, założyć partię i odbierać głosy PiS-owi – oświadczył były premier i dodał, że PO „trochę pewnie też”. Z badań przeprowadzonych na zlecenie „Rzeczpospolitej” wynika, że jego partia mogłaby liczyć na 11 proc. poparcia. Najwięcej zwolenników ma wśród wyborców PO. Kazimierz Marcinkiewicz opowiedział się też za zmianami Konstytucji i wzmocnieniem roli prezydenta kosztem szefa rządu. Platformie Obywatelskiej pomysł się podoba, ale będzie go przeprowadzać po wyborach prezydenckich. Dziennikarze „Rzeczpospolitej”

ustalili, że partią Marcinkiewicza nie są zainteresowani jego ewentualni współpracownicy – Maciej Płażyński i Kazimierz Ujazdowski. Maciej Płażyński uważa, że nowa partia mogłaby ewentualnie powstać jesienią, po roku rządów koalicji PO-PSL. Jeśli do założenia partii nie dojdzie, były premier pozostanie w Londynie. – Znajdę sobie inną pracę, bo nie może być tak, że wszyscy Polacy znajdują w Londynie zatrudnienie, a ja jeden nie – powiedział były premier. (br)

Bezrobotni Polacy Według badań przeprowadzonych przez CBOS od września do listopada 2007 roku na 38,6 tys. dorosłych Polaków, co czwarty ankietowany był przez dłuższy bądź krótszy czas bezrobotnym. Bezrobocie dotyka najsilniej Województwo Podkarpackie, Zachodniopomorskie i Świętokrzyskie. Najmniej bezrobotnych jest na Mazowszu, ponadto stosunkowo niewielkie bezrobocie jest w Województwach: Łódzkim, Podlaskim, Małopolskim i Wielkopolskim. Bezrobotni najczęściej powoływali się na brak kontaktów i znajomości jako przyczynę swoich trudności na rynku pracy. Brak pracy w najbliższej okolicy był również jedną z przyczyn. Z kolei dostępna praca była zwykle poniżej ich kwalifikacji i zwykle najmniej płatna. Bezrobotni deklarowali też niższy niż przeciętny poziom zadowolenia z życia. (br)

Cztery nowe połączenia z Polski do Edynburga Tanie linie lotnicze Ryanair uruchomią od września cztery nowe połączenia z Polski do Edynburga. 23 września mają rozpocząć się regularne loty do Edynburga z Łodzi i Krakowa, 24 września z Poznania, a dzień później – z Wrocławia. Samoloty z Łodzi będą kursować w każdy wtorek i sobotę, z Krakowa – we wtorki, czwartki i niedziele, z Poznania – w poniedziałki, środy i piątki, a z Wrocławia – w czwartki i niedziele. Według zapowiedzi przewoźnika, na wszystkich czterech nowych trasach w pierwszym roku planuje on przewieźć ponad 140 tysięcy pasażerów. Ryanair jest największą w Europie tanią linią lotniczą.

tydzień w kraju Od 1 marca wzrastają ceny biletów PKP. Podwyżka dotknie szczególnie opłaty za przejazdy na dłuższych trasach. Drożeją też egzaminy na prawo jazdy. Benzyna latem ma kosztować, według analityków, 5 zł za litr. Lotnisko w Modlinie, czyli rezerwowy port dla Warszawy ma przyjąć pierwszych pasażerów już w roku 2010. W Polsce wybrano najlepsze blogi internetowe. W kategorii blogów politycznych z miażdżącą przewagą wygrał jako autor Janusz Korwin-Mikke. Reuters twierdzi, że kandydatem Polski do tzw. „grupy mędrców”, która ma wymyślać przyszłość UE będzie Lech Wałęsa. Najbezpieczniejsze miasta w Polsce to obecnie Białystok i Bydgoszcz. W rankingu awansował Kraków. Najgorzej jest w Katowicach. Najwięcej zabójstw zanotowano we Wrocławiu, auta najczęściej kradną w Poznaniu, gwałcą w Gorzowie. Senat przyznał 6 mln zł na tegoroczne remonty polskich szkół na Litwie.


10|

29 lutego 2008 | nowy czas

wielka brytania świat Straty Szacuje SiĘ na 10 Mln funtóW

tydzień w skrócie Sąd w Londynie skazał na dożywocie Leviego Bellfielda, który został uznany sprawcą dwóch morderstw w południowo-zachodnim Londynie. 39-letni Bellfield zamordował francuską studentkę, Amelie Delagrange oraz Marshę McDonnell. Ponadto udowodniono mu próbę zabójstwa Kate Sheedy. Policja podejrzewa skazanego również o 20 innych ataków na kobiety, do których doszło w latach 2000 do 2004. Wyznaczony przez Putina na swojego następcę Dimitrij Miedwiedjew zdał swój pierwszy egzamin dyplomatyczny. Miedwiedjew stanął na czele misji rosyjskiej, która pojechała do Belgradu. Rosyjska armia ujawniła plany rozmieszczenia 1000 żołnierzy w Kosowie. Baza miałaby stanąć w jednej z enklaw serbskich.

Angielskie trzęsienie ziemi Mikołaj Skrzypiec Kilkunastosekundowe wstrząsy o sile 5,2 w skali Richtera odnotowali w nocy z wtorku na środę angielscy sejsmolodzy. Epicentrum trzęsienia ziemi znajdowało się nieopodal Lincoln, na głębokości około dziesięć kilometrów. Wstrząsy były wyczuwalne aż na południowym wybrzeżu. To największe trzęsienie ziemi od 1984 roku i zarejestrowanych wtedy wstrząsów o sile 5,4; najsilniejsze odnotowano w historii

Wielka brytania

Wielkiej Brytanii , w roku 1931 – miało 6,1 w skali Richtera i jego epicentrum znajdowało się pod Morzem Północnym, nieopodal Great Yarmouth Policja w Midlands otrzymała w ciągu godziny od pierwszej w nocy, ponad pięć tys. telefonów. Szczęśliwie, obyło się bez poważnych obrażeń i strat. Ekipy ratunkowe na obszarach położonych najbliżej epicentrum otrzymały około 50 wezwań, wstrząsy spowodowały też jeden pożar. W większości uszkodzonych budynków doszło do pęknięcia ścian i tynków, w wielu

starszych domach zawaliły się też ceglane kominy i dachy. Siła wstrząsów obudziła tysiące ludzi w Yorkshire, Cumbii, Midlands, ich efekty były też wyraźnie odczuwalne w Norfolk, Newcastle oraz w Londynie. W miejscowościach, w których ziemia zatrzęsła się najmocniej, wyrwani ze snu mieszkańcy wychodzili tłumnie na ulice ze strachu przed kolejnymi wstrząsami. Te jednak nie nastąpiły aż do 4.00 nad ranem, a ich siła nie przekroczyła 1,8 w skali Richtera. Wydarzenie nie spowodowało większej paniki.

Wojna z terroryzMeM

Sondaże prezydenckie w Rosji mówią, że poparcie społeczne dla Miedwiedjewa wynosi obecnie 73 proc. Drugi na liście jest komunista Ziuganow – 15 proc., a za nim jest nacjonalista Żyrinowski – 10 proc.

Samoloty tortur

Wybory prezydenckie w greckiej części Cypru wygrał postkomunista Christofias, który uzyskał w II turze 53,36 proc. głosów.

Na poniedziałkowej konferencji prasowej, zorganizowanej przez koalicję społeczną Stop the War, Ben Griffin, były członek SAS, elitarnej jednostki brytyjskich sił zbrojnych ujawnił, iż władze brytyjskie wiedziały o prowadzonych w tajemnicy przed opinią publiczną działaniach CIA na terenie Zjednoczonego Królestwa. Działania te to przede wszystkim międzylądowania w bazach RAF-u (Royal Air Force) samolotów należących do CIA, którymi jej funkcjonariusze transportowali więźniów z Afganistanu i Iraku do więzień w USA, w tym do owianego złą sławą obozu w Guantanamo Bay. W swoim oświadczeniu, Griffin wezwał międzynarodowe organy sądownicze do

83,7 proc. Greków nie godzi się na przyjęcie sąsiedniej Macedonii do NATO. Armia turecka atakuje nadal pozycje kurdyjskie w północnym Iraku. USA wywierają nacisk na Ankarę, by ograniczyła swoją akcję, która grozi rozprzestrzenieniem się konfliktu na kolejne regiony. W Armenii miały miejsce protesty po wyborach prezydenckich. Opozycja uważa, że prezydent Serż Sarkisjan, który został wybrany na kolejną kadencję sfałszował wybory. Poważne zamieszki mają miejsce w Nepalu. Powodem są braki żywności. Głód dotknął także stolicę kraju – Kathmandu. Kostaryka uznała państwowość Autonomii Palestyńskiej i nawiązała z tym państwem stosunki dyplomatyczne. Izrael protestuje. Pierwsze echa niepodległości Kosowa? Niepodległość Kosowa poparli separatyści w Kaszmirze. Uważają oni, że otwiera to drogę także do niepodległości tej prowincji hinduskiej, którą zamieszkuje większość muzułmańska. Amnesty International stwierdza w swoim raporcie systematyczną degradację praw obywatelskich w Rosji. Kubę odwiedził watykański sekretarz stanu ks. Tarcisio Kardynał Bertone. Odsłonił m.in. pomnik Jana Pawła II w Santa Clara. Kardynał Bertone jest pierwszym mężem stanu, który odwiedził Kubę od oficjalnego przejęcia władzy przez Raula Castro.

postawienia zarzutów Tony'emu Blairowi oraz obecnemu premierowi. Zarzuty te miałyby obejmować świadome łamanie prawa międzynarodowego w ciągu kilku lat tzw. wojny z terroryzmem, prowadzonej wspólnie przez USA i Wielką Brytanię. Na konferencji, były żołnierz SAS ujawnił, iż od 2001 roku, brytyjskie siły specjalne działały w ramach specjalnej jednostki, stworzonej wraz z Amerykanami, która miała jego zdaniem, brać czynny udział w operacjach CIA, znanych pod nazwą „nadzwyczajnego przeniesienia” (extraordinary rendition). Ta stosowana przez amerykański wywiad praktyka polega na przewożeniu więźniów i jeńców, oskarżonych o działalność terrorystyczną, na

teren USA. Podczas lotów więźniowie są według wielu źródeł, brutalnie torturowani, w celu uzyskania informacji. Zdaniem Griffina, wszyscy z najwyższych urzędników rządu musieli wiedzieć o udziale brytyjskich sił specjalnych w tych, sprzecznych z Konwencją Genewską, operacjach. W wydanym wcześniej oświadczeniu, rząd ujawnił, iż udokumentowano dwa międzylądowania samolotów CIA w brytyjskiej bazie Diego Garcia na Oceanie Indyjskim. Te postoje miały mieć na celu, zdaniem rządu, jedynie uzupełnienie paliwa. Przedstawianych przez Bena Griffina zarzutów co do świadomego udziału Brytyjczyków w działalności CIA rząd nie skomentował. (mik)

Reforma imigracyjna Gabinet rządu Gordona Browna obwieścił rozpoczęcie przygotowań do zmiany polityki imigracyjnej rządu i całej związanej z nią legislacji. Reforma ma na celu stworzenie jednolitego systemu infrastruktury, przepisów oraz zasad regulujących prawa wjazdu i uzyskania prawa do pobytu dla nowych imigrantów. Jak zapowiada Jacqui Smith z Home Office, wprowadzone zostaną ścisłe reguły postępowania wizowego, oraz nowe kryteria oceny kandytatów starających się o obywatelstwo brytyjskie. Te obejmują m.in. ustanowienie okresu „próbnego pobytu”, w którym nowo przybyli imigranci nie będą mieli praw do zasiłków ani świadczeń, ponadto będą musieli wykazać się znajomością języka oraz w aktywny sposób angażować się w życie społeczne. Pomysłodawcy przewidują również, iż osoby karane nie będą miały możliwości uzyskania obywa-

telstwa, zaś wszyscy którzy wejdą w konflikt z prawem, będą automatycznie deportowani. Projekt trafi na forum parlamentu w listopadzie, jest kontynuacją wprowadzanego już w marcu zbioru ustaw przyjętych w ubiegłym roku. Nadchodzące w marcu zmiany zainicjują działanie nowej, jednolitej służby kontroli granicznej oraz ustanowienie punktowego systemu oceny chętnych do przyjazdu osób. Ma to na celu zahamowanie niekontrolowanego napływu niewykwalifikowanej siły roboczej do Wielkiej Brytanii, przy jednoczesnym faworyzowaniu specjalistów i uchodźców z wykształceniem bądź pieniędzmi na inwestycje. Osoby, które chcą przybyć na Wyspy tymczasowo, od marca będą zmuszone wskazać miejsce zamieszkania oraz poręczyciela finansowego, zanim uzyskają wizę. Ma to zapobiec przedłużaniu pobytu niepożądanych

osób w kraju – poręczyciele, których goście nie wyjadą przed upływem ważności ich wiz, zostaną ukarani grzywną oraz postępowaniem sądowym. Rząd radykalnie zaostrza przestarzałe i nieskuteczne przepisy wizowe, w celu zmiany wizerunku Wielkiej Brytanii jako kraju, w którym łatwo jest zarówno o nielegalny pobyt, pracę, zasiłki oraz świadczenia. Nowe przepisy są też odpowiedzią na krytykę opozycji, która zarzuca rządowi brak spójnej polityki imigracyjnej i błędną kalkulację jeśli chodzi o liczbę emigrantów zarobkowych z nowo przyjętych do Unii Europejskiej krajów. Trudną sytuację rządu pogarsza również fakt niedokładnych danych statystycznych, co wykorzystują media, wskazując że problem emigracji znalazł się poza jego kontrolą. Opozycja poidkreśla, że nowa polityka rządu jest działaniem, w chwili obecnej, niewystarczającym. (mik)

Rządowe protokoły do ujawnienia? Komisarz d/s. informacji nakazał ujawnić protokoły rządowych rozmów, prowadzonych na krótko przed podjęciem, w roku 2003 przez gabinet Blaira decyzji o ataku na Irak. Rząd ma 35 dni na to, aby złożyć odwołanie od nakazu, który komisarz Richard Thomas wystosował w celu zmuszenia gabinetu Browna do respektowania aktu o swobodnym dostępie do informacji. Ujawnienie dotychczas skrzętnie skrywanych protokołów pomogłoby w zrozumieniu przez brytyjską opinię publiczną dokładnych okoliczności, które zaowocowały przystąpieniem do wojny w Iraku – powiedział Thomas. Jak dotąd, gabinety zarówno Tony’ego Blaira jak i Gordona Browna, podawały kilka różnych przyczyn, dla których opublikowanie kontrowersyjnych stenotypów było niemożliwe. Ujawnienie procedur i sposobów ich wykorzystania w procesie podejmowania decyzji na szczeblu rządowym miałoby „narażać interesy państwa i jego obywateli”. (mik)

Wyspa zaginionych dzieci Na wyspie Jersey trwają prowadzone przez policję prace dochodzeniowe w sprawie zaginionych dzieci. Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną w ubiegłym tygodniu, kiedy w jednym z domów opieki znaleziono szczątki ciała dziecka, które spoczywały tam od około 30 lat. Ciało było ukryte pod kilkucalową warstwą betonu w domu dziecka Haut de la Garenne, który aktualnie jest hostelem młodzieżowym. Władze Jersey zapewniają, iż na tym etapie śledztwa nie ma podstaw do wyciągania jakichkolwiek wniosków, a podstawowym pytaniem jest, jak doszło do sytuacji, w której nikt nie zgłosił przez kilka dekad faktu zaginięcia dziecka.


|

nowy czas | 29 lutego 2008

wielka brytania świat kosowo

Niepodległość czy puszka paNdory?

Bałkański eksperyment We wtorek 26 lutego polski rząd uznał niepodległość Kosowa. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wyraził nadzieję, iż suwerenność tej nieco ponad dwumilionowej społeczności będzie „kamieniem milowym na drodze zarówno Serbii, jak i Kosowa w przyszłości do struktur europejskich”. Biedne, zacofane gospodarczo Kosowo było według prawa międzynarodowego oraz zgodnie z rezolucjami ONZ częścią serbskiego państwa, którego naród w przeprowadzonym (październik 2006 r.) ogólnokrajowym referendum zdecydowanie poparł de-

cyzję o pełnej integralności spornej ziemi w granicach państwa serbskiego. Teren Kosowa zamieszkuje obecnie w ponad 90 procentach ludność pochodzenia albańskiego, jednak „kłopotliwa ziemia” jest od wielu wieków historycznie i kulturowo związana z Serbią. Po rozpadzie Jugosławii dochodziło do krwawych pogromów ze strony Serbów, ale też Albańczyków. Po błyskawicznej i zwycięskiej wojnie sił NATO, które interweniowały aby powstrzymać Serbów, zaczęły się na szeroką skalę czystki etniczne pod batutą Armii Wyzwoleńczej Kosowa. W wyniku czego wypędzono ze spornego terenu około 300 tysięcy Serbów i Romów. Pozostała nieliczna reszta,chroniona jest przez KFOR, lecz nawet te enklawy były atakowane przez nacjonalistów albańskich. Działalność partyzanckiej UCK obok pogromów etnicznych miała też za cel zniszczenie wszelakiego dziedzictwa kulturowego związanego z Serbią. Pod ogień poszło ponad 150 świątyń prawosławnych, m.in. sławny XII-wieczny klasztor w Dechani uznany przez UNESCO za jeden z najważniejszych

tydzień w skrócie Wewnętrzna kontrola w Parlamencie Europejskim ujawniła, że większość eurodeputowanych wyłudza pieniądze z kasy tej instytucji. Najczęściej chodzi o niewłaściwe wydawanie i „oszczędzanie” pieniędzy na biura poselskie. Suma nadużyć w ub. roku wyniosła ponad 130 mln euro. Rosyjskie stowarzyszenie Memoriał wystąpiło w obronie pomnika ofiar stalinowskich w Moskwie. Kamień Sołowiecki, który przywieziono z miejsca Gułagu stanął koło budynku FSB, czyli dawnego NKWD i KGB. Teraz planowano go przenieść w inne miejsce.

zabytków świata. Rany są więc świeże i potrzeba wielu lat oraz kilku pokoleń, by wszystko się uspokoiło. Nie wszystkie państwa Unii Europejskiej uznały niepodległość Kosowa. Nie zrobiła tego Hiszpania, która ma problemy z separatystycznymi dążeniami Basków. Nie udało się więc Unii przemówić jednym głosem. Analitycy wskazują na niezdolność Kosowa do samostanowienia. Kraj ten opiera się

na zagranicznej pomocy (2,4 miliarda euro od 1999 roku) i pieniądzach przysłanych przez rodziny pracujące za granicą. Bezrobocie wynosi 45 proc. Ogłoszenie niepodległości Kosowa wywołało manifestacje w nowym państwie. 19 policjantów odniosło rany. W Belgradzie zdemolowano budynek ambasady USA. Jedna osoba zginęła. Belgrad zrywa stosunki dyplomatyczne z państwami, które uznają Kosowo. (go)

Główny lekarz sanitarny Rosji ogłosił, że w kraju tym żyje 2,5 mln zarejestrowanych alkoholików, a nieoficjalnie jest ich około 5 mln. Alkohol jest przyczyną 43 proc. zgonów ludności w wieku produkcyjnym. Amerykańska armia zestrzeliła uszkodzonego satelitę. Spadające szczątki nie wyrządziły nikomu krzywdy. W polskiej armii odwołano alarm. 45 osób zginęło podczas katastrofy samolotu w Wenezueli.


|

9 lutego 008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Upupi i obłupi? Krystyna Cywińska

Upupić znaczyło wpędzać w zdziecinnienie. Wymyślił to określenie... któż by inny, jak nie Witold Gombrowicz. Wykorzystał je w powieści „Ferdydurke”. I przyjęło się. Zaczęło żyć własnym życiem, przybierać różne znaczenia. Upupieni to ludzie ogłupiali. A także oszukani, wystrychnięci na dudka. Nabrani i zawiedzeni. Każdy z nas kiedyś w życiu tak czy inaczej bywał upupiony.

Upupiony przez ideologie, przez wychowanie. I przez własną naiwność. Strzeżcie się ludzi, którzy wyczują w was łatwowierność, bo mogą was upupić. Nie ma się co łudzić, nie żyjemy w epoce wzajemnego zaufania. Trzeba się mieć na baczności. Szczególnie wobec własnych rodaków – tak jak i inne nacje do wszystkiego zdolnych. Znalazłam przed drzwiami elegancką wizytówkę z fotografią miłej twarzy kobiecej. Z napisem po angielsku: sprzątam, piorę, prasuję, gotuję. Zadzwoniłam. Przyszła miła pani, włożyła fartuszek, zrobiła pierogi z kapustą, uprasowała bieliznę. Uiściłam. Podziękowała i wyszła. A mnie upupiła, bo zabrała mój pierścionek z perłą. – Ale perła – zakpił mój mąż. Owszem, perła, ale nie najwyższej jakości. Dzwoni do mnie znajoma. Głos jej się trzęsie. – Wyobraź sobie, co się stało! – No, co takiego? – pytam. – Wyobraź sobie, odbieram telefon i słyszę: – Jak się czujesz? Co u ciebie? Czy wszystko dobrze? – Dobrze – mówię. – Dziekuję. W telefonie głos męski, młody, kulturalny, uprzejmy. Któż to może być? Nie chciałam wyjść na zdziecinniałą staruszkę i nie zapytałam, kto mówi. Na pewno to syn mojej kuzynki z Polski, Jaś. Często tu bywa. Więc potwierdzam tylko: – Czy to ty Jasiu? – Tak, to ja ciociu, ja. Ciociu, mam do ciebie prośbę. Nie gniewaj się, ale mogę liczyć tylko na ciebie. Nada-

rza się okazja kupienia prawie nowego samochodu za bezcen. Mercedesa! –Tak? – No tak! To prawdziwa okazja, za połowę ceny. – Za połowę ceny? – No tak, bo właściciel nagle wyjeżdża i potrzebuje gotówki. Musi zaraz samochód sprzedać. – Aha, rozumiem. – No właśnie! A ja potrzebuję czterech tysięcy funtów, bo mi tyle brak, żeby tego merka kupić. Czy mogłabyś mi tę sumę pożyczyć? Do soboty? W sobotę przyniosę z powrotem gotówkę w zębach. A był to czwartek. – No i co zrobiłaś – pytam moją znajomą. – No, jak to co? Poszłam do banku, podjęłam gotówkę, wpakowałam za pazuchę, wskoczyłam do samochodu i pędem do domu. Ty wiesz jak niebezpiecznie jest wychodzić z banku z gotówką. – Wiem. I co dalej? – W piątek czekam od rana. Około południa telefon. – Tu Janek. Ciociu, przepraszam, ale dobijam właśnie transakcję. Nie mogę sam po te pieniądze przyjechać. Przyjedzie mój kumpel. – Kumpel? Jaki kumpel? – Ciociu, nie znasz go. To mój przyjaciel ze studiów. Nazywa się… i tu podaje mi jego imię i nazwisko. Nazwisko brzmiało dobrze. Jakby z tzw. lepszych sfer. – O której przyjedzie? – Jest już w drodze. – Za chwilę dzwonek. Otwieram drzwi. Na progu elegancki młody człowiek w granatowym garniturze, biała koszula, krawat. Przedstawia się, całuje mnie w rękę, dziękuje za pomoc, prze-

prasza za zawracanie głowy. – Janek będzie z gotówką jutro. Zabrał pieniądze i odjechał. – Mercedesem – pytam? – Cholera, nie irytuj mnie – słyszę. – Ale co dalej. – Dalej? Następnego dnia czekałam od rana do wieczora. A była sobota. Nie zjawił się. Wobec tego dzwonię do mojej kuzynki do Warszawy i pytam, czy wie, co się z Jankiem dzieje. – Z Jankiem? – słyszę. – A jest tu, siedzi u siebie przy komputerze.– Jak to? W Warszawie? – A gdzie miałby być? – To Janek nie wyjechał do Londynu? – Nie, nie miał nawet zamiaru. I tak moją znajomą upupili, oszukali, nabrali na cztery tysiące funtów. – Chyba jestem już całkiem zdziecinniała. Tak mnie podeszli – dodała. – Nie, nie jesteś zdziecinniała. Jesteś przyzwoitym, uczciwym, niczego nie podejrzewającym człowiekiem. Byłaś na policji? – Byłam. – I co ci powiedzieli? – Powiedzieli mi, że powinnam być zadowolona, bo mogłam dostać czymś ciężkim w głowę albo być uduszona i spalona, jak ta stara kobieta żydowskiego pochodzenia napadnięta przez Polaków na Ealingu. Policja ma w tej dzielnicy Londynu wiele podobnych przypadków. Wyłudzania od Polaków i nie Polaków przez Polaków pieniędzy. Różnymi sposobami. Ten numer z rzekomą ciotką i pożyczką na okazję był już podobno przedtem przerabiany. No, a teraz szu-

kaj wiatru w polu. Nieźle ją upupili ci rzekomi pupilkowie. Kochać wszystkich Polaków jest bardzo trudno. Mieć do wszystkich zaufanie też trudno. Trzeba stosować tzw. cygańską miłość. Podejrzliwą, nieufną, wybiórczą. Przed domem zaczepia mnie podejrzana para. Ona pokazuje na niego, na moje włosy i strzyże palcami w powietrzu. – He very good, very good. Fryzjer – domyślam się. Strzyże i goli po domach. – Where are you from? – pytam. – From Lviv. Przydałoby się męża przystrzyc – myślę. Ale jak nas upupią? Okradną? Albo gardła nam poderżną? – No, thank you very much – mówię. Na co on: – A niech idzie w kibiny mater. Wzruszyłam się. Dawno tego życzenia nie słyszałam. – W kibiny mater? – pytam. A gdzie ta miejscowość? Gdzie mam pójść? – pytam po polsku. I tu konsternacja. I poszli sobie tam, gdzie mnie wysyłali. Czy mam za ich przykładem wysyłać tam wszystkich rodaków? Ależ nie, tylko niektórych. Strzeżcie się tak zwanego elementu krajowego. Spływającego tu mętną falą. Tylko jak ten element rozpoznać? Zanim nas nie upupi? Nie obłupi? Nie oszuka? Nie udusi? No jak, kochani rodacy? PS. Wszystkie wydarzenia w tej małej kronice przestępczości Polaków powyżej opisane są autentyczne

Zwei Żubrufka in Cracow Przemysław Wilczyński

Wszyscy już mówią po angielsku: mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy, hydraulicy i kwiaciarki. Jak ktoś mówi, że nie mówi, to mówi nieprawdę. Albo – jest też taka możliwość – pracuje w państwowym urzędzie lub kasie biletowej PKP.

Starsi Czytelnicy tę anegdotę znają. Młodsi niekoniecznie, więc opowiem. Było mniej więcej tak, że Jan Himilsbach dostał ofertę zagrania w zagranicznym filmie – w owych czasach nie byle co. Był wszakże jeden warunek: Himilsbach miał nauczyć się angielskiego. I po zastanowieniu zdecydował, że roli nie weźmie. Uzasadnić to miał zaś tak: – Nauczę się, potem coś z rolą pójdzie nie tak, a ja jak głupek z tym angielskim zostanę. Anegdota może i śmieszna, ale nieaktualna. Bo przecież dziś nikt by tak nie odparł, może nawet sam Himilsbach, gdyby miał szansę, tego by nie powiedział. Bo przecież teraz w Polsce na angielski wszyscy przychodzą: dzieci (są specjalne szkoły, w których uczyć mogą się trzylatki, które niedawno „tata” lub coś podobnego wypowiedziały), starsi, handlowcy, pracownicy umysłowi i fizyczni. Przychodzą, bo chcą, bo muszą, bo wypada, bo sąsiad przychodzi, bo firma każe, bo firma ukarze, jak nie przyjdą. Wszyscy wiedzą, kto to native speaker i co to FCE (gdzie te czasy, gdy

do pewnej szkoły językowej przyszła pani z prośbą, by jej syna do KFC przygotować). Wszyscy władają. No, może nie wszyscy. Są przecież wysepki lingwistycznej ignorancji. Są politycy, których dziennikarze co jakiś czas ośmieszają, udając zagranicznych dziennikarzy. Są urzędy, w których panie są permanentnie z nieznanych przyczyn obrażone, a jak do nich przemówić po angielsku, to są z niewiadomych przyczyn extremally obrażone. Niedawno mój znajomy Brytyjczyk nieopatrznie wybrał się do urzędu i jego relacja takie właśnie sformułowanie zawierała: – They all looked offended. Wszedł z jakimś dokumentem, podszedł do okienka i zanim zaczął mówić w kompletnie niezrozumiałym języku, pani z okienka już looked offended. A kiedy zaczął w swoim języku bełkotać, pani – przekonana, że jest, wraz z całą rodziną, obrażana – jeszcze bardziej zaczęła look offended. Nie tylko jej wzrok świadczył, że była nie na żarty offended – opowiadał Brytyjczyk. Ułożenie ciała, ust, nie-

obecność jakaś, całe jej werbalne, parawerbalne i niewerbalne jestestwo mówiło w międzynarodowym języku: „f… you and don’t come back więcej”. A PKP? Tam dopiero jest zabawnie. Panie nauczyły się liczb i uprzejmego słowa please, i same z tego kłopoty wychodzą. – How long does it take to get to Warsaw? – pyta Amerykanin – Warsaw next seventeen – powiada pani – Seventeen hours? – Yes, seventeen Warsaw next odjeżdża – przechodzi powoli w fazę neurotycznego mówienia po polsku pani. – Seventeen? Are you sure? – Yes, seventeen odjeżdża! S-I-E-D-E-M-N-A-S-T-A!!! – Krzyczy pani, nerwowo popijając kawę. Krzyczy tak głośno, że już nie tylko Amerykaninowi, ale wszystkim pasażerom na sali informacji udziela, co nie dziwota – w końcu w Informacji pracuje. – Thank you – uprzejmie dziękuje Amerykanin – Please – uprzejmie prosi pani.

No i Amerykanin idzie do pociągu. Idzie z duszą na ramieniu: słyszał coś o długich podróżach na Wschód; słyszał, że i tygodnie trwały te peregrynacje, ale to przecież dawno było i – wytęża umysł – na Warszawie się nie kończyło. Idzie i w środku humor mu wraca, bo trafia na kogoś, kto mu precyzyjnie mówi, jak długo potrwa podróż. Trafia, bo – jak mówię – te biura i kasy to tylko wysepki ignorancji. Dookoła wysepek ocean wiedzy w narodzie wzbiera. Czasami wzbiera w sposób niekontrolowany. Kilka tygodni temu takiej oto sceny byłem świadkiem. Scena odbywa się w środku awangardowego Krakowa, przy barze najbardziej awangardowej z knajp awangardowego Kazimierza. Korpulentny Niemiec podchodzi do baru i tymi słowy do awangardowego barmana awangardowej knajpy się zwraca: – Zwei Żubrufka. Nie tylko zresztą słowami się zwraca – dwa palce do góry sugestywnie wznosi. A awangardowy barman awangardowej knajpy z teatralnym znużeniem odpowiada: – English, please.


|13

nowy czas | 29 lutego 2008

felietony i opinie

Na czasie Grzegorz Małkiewicz

Tego, że jesteśmy narodem romantycznym, nie trzeba powtarzać. Najlepszym świadectwem są nasze czyny. Słabszy w konflikcie z silniejszym może liczyć na nasze poparcie, szczególnie gdy chodzi o wybicie się na niepodległość. W końcu dwieście lat niewoli do czegoś zobowiązuje. W takich sprawach nie ma kalkulacji politycznej czy historycznej. Niech żyje wolne Kosowo. Szkoda tylko, że nie byliśmy pierwsi, a zawinił jak zwykle prezydent.

Zalecał wstrzemięźliwość, ale w końcu dał się przekonać. Triumfujący minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski z dumą oświadczył: – Uznanie niepodległości Kosowa będzie kamieniem milowym na drodze zarówno Serbii, jak i Kosowa w przyszłości, do struktur europejskich. Wątpiących uspokoił, że Kosowo jest przypadkiem sui generis – to znaczy takim – pośpiesznie dodał – który nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych. To znaczy jakim? Słownik podpowiada „swego rodzaju”. Tego rodzaju już nie rozwija, szczególnie w przypadku Kosowa. Minister ukrywający się za mądrym określeniem łacińskim też tego nie wyjaśnił. Im mądrzej, tym głupiej. Co jest takiego wyjątkowego w sytuacji Kosowa? Demografia? Demo-

grafia może być też argumentem w innych spornych regionach. Ponieważ jesteśmy narodem romantycznym, w sukurs ministrowi przyszli nawet publicyści wcześniej mu nieprzychylni. Co z tego – twierdzili, że Kosowo historycznie związane jest z Serbią. A jaka polskość jest na tak zwanych ziemiach odzyskanych? – pytali retorycznie. Szczątkowa, trzeba przyznać, ale Wrocław to właśnie przypadek sui generis, i za precedens nie może posłużyć. Przypadek Kosowa był czytelny dla wszystkich ruchów separatystycznych od momentu ogłoszenia niepodległości, tylko nie dla polityków. W internecie, który stał się najpopularniejszym forum w globalnej wiosce i skutecznym narzędziem w walce słabszych z silniejszymi, od razu pojawiły się nowe kandydatury.

Długa lista nowych państw z Palestyną na czele. Więcej kalkulacji politycznej (nawet jeśli krótkowzrocznej) było w decyzji Wielkiej Brytanii, która uznała niepodległość Kosowa przed Polską. Wolny kraj pozbawi Albańczyków z Kosowa (i nie tylko) szansy ubiegania się o azyl polityczny. A przyjechało ich na Wyspy w ostatnim dziesięcioleciu sporo. Opanowali widoczne i niewidoczne gałęzie gospodarki, z widocznych myjnie samochodowe, o niewidocznych najlepiej wie policja. Jeśli argument demograficzny utrzyma się w podziałach geopolitycznych, to w niedalekiej przyszłości Polacy będą mogli zażądać jakiejś formy autonomii w Londynie. Przynajmniej nasze prawo jest zbliżone do brytyjskiego.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO Wacław Lewandowski

Przystrzygą, ucywilizują, uzdrowią

Waldemar Rompca

Niespodzianka w menu Życie restauratora nie jest najłatwiejsze. Z jednej strony trudno osiągnąć prawdziwy sukces w takim mieście jak Londyn, gdzie na każdym rogu roi się od restauracji, serwujących najrozmaitsze dania, pubów czy barów, nazwanych tak tylko dlatego, że lokal nie jest większy od naszej sypialni. A jednak wieczorową porą często nie można znaleźć wolnego miejsca. Czyżby wszyscy jadali teraz na mieście? Objaw lenistwa, czy może potrawy serwowane w knajpach są znacznie lepsze od tych, które jesteśmy sami w stanie przygotować? Nie wiem. Lubię chodzić po knajpach. Spotykać się ze znajomymi, których często można do spotkania przekonać tylko dobrym lunchem albo jeszcze lepszą kolacją. Można wówczas usiąść spokojnie, trochę się wyciszyć i wreszcie o wszystkim spokojnie pogadać. Ale równie często lubię do

knajp zaglądać sam: siadam wówczas przy narożnym stoliku i obserwuję ludzi, przyglądam się, słucham ich rozmów. Tak cichaczem wkradam się w ich życiorysy, a oni, nieświadomi, nie zdają sobie z tego sprawy. Takie dziennikarskie zboczenie. Nie ukrywam, że kucharz ze mnie żaden, nie tylko nie mam cierpliwości, by spędzać czas w kuchni, nie mam również kulinarnej wyobraźni. Usmażę jajecznicę czy schabowego, ale dużo więcej w tej dziedzinie sam od siebie nie oczekuję. A tymczasem lubię dobrze zjeść, nawet jeśli kosztuje mnie to trochę zbyt dużo. Teraz okazuje się, że być może zacznę wpadać do restauracji z zupełnie innego powodu. Najmniej spodziewanego. Oto w Dorset powstała restauracja, która jest zupełnie inna niż wszystkie, nie ze względu na wystrój wnętrza czy serwo-

wane menu. Jej nietypowość polega na zupełnie innym traktowaniu serwowanych dań oraz klientów, do których na samym końcu należy decyzja... ile chcą za zjedzony obiad czy lunch zapłacić. Mick Callaghan, właściciel Penn Central nie ukrywa, że do pomysłu przekonała go grupa Radiohead, która latem ubiegłego roku opublikowała swój najnowszy album w internecie i do słuchaczy należała decyzja, ile za ściągany z sieci utwór chcą zapłacić. Callaghanowi pomysł spodobał się do tego stopnia, że postanowił go wprowadzić w swojej restauracji. – Serwuję im te same dania co zawsze, ale teraz do klientów należy decyzja, czy to, co zjedli, było wysokiej jakości i czy powinno kosztować funta, czy dwadzieścia – mówi. Alkohol z pomysłu jest wykluczony. Jedna z jego stałych klientek przyznaje, że zmieniło to jej sposób podchodzenia do potraw serwowanych w lokalach. – Kiedyś przychodziłam, zamawiałam jedzenie i płaciłam rachunek. Teraz muszę pomyśleć o tym, co zjadłam i uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy zwracam uwagę na jakość serwowanych potraw oraz ich smak, przygotowanie, o obsłudze nie wspominając. To zupełnie inne doświadczenie – opowiada reporterowi z telewizji. Już nie mogę się doczekać, gdy pierwsza taka oferta pojawi się w Londynie. Będę jednym z pierwszych klientów.

Wbrew powszechnemu chyba mniemaniu, że życie Europejczyków staje się z każdym rokiem bardziej wolne i swobodne, trwam przy odmiennym poglądzie. Weźmy na przykład wolność podróżowania. Prawda, gdy pierwszy raz przyjechałem na Wyspy, obowiązywały wizy dla Polaków. Wizy udzielał bądź nie, arbitralnie, urzędnik imigracyjny. Gdy w Dover autokar zjechał z promu, a pasażerowie wysiedli, po krótkiej procedurze przy stanowiskach urzędników okazało się, że połowa przybyłych zostanie odesłana do Polski najbliższym autobusem powrotnym. Mnie przepuszczono, wizę dostałem, czułem się jednak bardzo nieswojo pamiętając o tych odprawionych z kwitkiem. Dziś, oczywiście, inaczej – każdy wstąpi na ziemię brytyjską. I mało kto tłucze się autokarem, coraz częściej latamy, ale... No właśnie, żeby polecieć, musimy dać się „przeskanować” na lotnisku, zdjąć marynarkę, buty, pasek od spodni, wyłożyć zawartość kieszeni, czasem dać się obszukać funkcjonariuszowi. To samo po przylocie. Jasne, nie oburza nas to, pamiętamy, z jakiej przyczyny te utrudnienia i komu je zawdzięczamy. Zupełnie przestaliśmy odczuwać je jako represje czy ograniczenie osobistej wolności. Gdy tego roku wchodziłem do gmachu parlamentu, nie tylko nie zdziwiło mnie, że muszę przejść przez budkę postawioną przed St. Stephen’s entrance, byłem nawet wdzięczny funkcjonariuszowi, który nadzorując moje przygotowania do „skanowania” pozwolił łaskawie zostawić w kieszeni monety... Jest oczywiste, po co taka kontrola, ale jest też jasne, że jest ona ograniczeniem, mimo że poddajemy się jej z pełnym zrozumieniem. To są

rzeczy konieczne. Są jednak i takie, które koniecznymi nie są, a proponują je ludzie, którym radość sprawia ograniczanie innych. Proponują w imię cywilizacji, zdrowia powszechnego, czasem państwowego ładu... Przeczytałem niedawno w jednej z polskich gazet wynurzenia pewnej mądrali, jacy to polscy mężczyźni są zacofani, bo wąsów nie golą i po tych wąsach można na obczyźnie rozpoznać ich polskość (czytaj: cywilizacyjne zapóźnienie). Bogu dzięki, że baba nie jest jakimś wszechmocnym urzędnikiem, bo nakazałaby powszechne golenie! Z drugiej strony, dziennikarka, nawet taka od mody, mogłaby wiedzieć, że wąsy zaczęli golić dopiero dekadenci końca wieku XIX, by tym się odróżnić od mieszczańskich, wąsatych filistrów. Ci zaś, którzy byli najgorętszymi entuzjastami postępu cywilizacyjnego, pozytywiści, wąsów nie golili, co łatwo sprawdzić oglądając portrety. No, ale dla tej rzeczniczki ograniczeń Darwin byłby pewnie człowiekiem pierwotnym, nietkniętym przez cywilizację. Gorzej jednak z pomysłami, które zyskują państwowo-prawne sankcje. Przeczytałem w „Nowym Czasie” o „Licencji dla palaczy” i zatrwożyłem się nielekko. Mniejsza o pomysł nowego podatku dla palących, powszechnie dziś dyskryminowanych, ale ten podziw dla niektórych stanów w USA, gdzie już nie wolno palić nie tylko w publicznych gmachach, ale i we własnym mieszkaniu! Cóż – ja, wąsaty i palący, będę wkrótce ukrywał się w jakimś podziemiu, by nie dopadła mnie żadna „społeczna trójka”, która stwierdzi, że palę i nie golę się, po czym skieruje mnie do resocjalizacji. I kto tu mówi o poszerzaniu się zakresu wolności jednostki?


14|

29 lutego 2008 | nowy czas

takie czasy

Złapani w imigracyjną sieć Konrad Szlendak

Tym, którzy zostali w kraju „młoda emigracja” zdaje się przysparzać wiele interpretacyjnych problemów. W oficjalnych ujęciach traktuje się to zagadnienie bardzo powierzchownie. Wykreowana przez rodzimych dziennikarzy opozycja pomiędzy biedną ojczyzną a bogatym Zachodem, której osią stali się imigranci, wypełniający powstałą lukę zarobionymi pieniędzmi, to tylko czubek góry lodowej. Proszona przez nas o zastanowienie się nad kwestią polskiej imigracji w Wielkiej Brytanii Ewelina, 23- letnia studentka filologii francuskiej King's College of London, wpada w zamyślenie, by po chwili odpowiedzieć: – To jest tak, że Polska jako kraj podzieliła się na dwa obozy pokoleniowe. W jednym dalej standardem są panie w okienku, które robią łaskę, że sprzedają ci bilet na pociąg, a w drugim jest już pragnienie gwałtownych ruchów, zerwania z tym bagnem. Dużo mówi się o tym, że emigrujemy dla pieniędzy, ale to jest tylko opisywanie banalnych faktów. Większość z nas kieruje się różnymi innymi pobudkami. Dla ludzi z mojego środowiska nie da się egzystować w czymś, co jest żywym absurdem, a taka właśnie stała się współczesna Polska. Tysiące dobrze wykształconych, młodych ludzi przybyło w ciągu ostatnich kilku lat do Wielkiej Brytanii i każdy z nich nosi ze sobą swoją własną historię, w której decyzje były bardzo często efektem bitew, a małe potyczki staczało się lub wciąż stacza codziennie. – Przez pierwsze pół roku żyłem trochę jak we śnie. Budziłem się z depresją, po czym pracowałem jak szalony dziesięć godzin dziennie. Wracałem do domu, waliłem cztery browary, rano wstawałem na kacu i powtarzałem jeszcze raz ten sam proces – mówi nam Maciek, 29-letni socjolog, który z dnia na dzień musiał się po przyjeździe do Brighton przestawić z tworzenia intelektualnych konstruktów na budowanie realnych domków letniskowych. Największym problemem było jednak dla Maćka co innego – zerwanie więzi z przyjaciółmi i rodziną. Nagłe oderwanie od kultury, w której zostało się wychowanym jest szokiem zazwyczaj znacznie przewyższającym przestawienie się z jednej funkcji społecznej na drugą, nazywaną pracą poniżej swoich kwalifikacji. Dla jednych jest to szok nagły, nad którym szybko przechodzi się do porządku dziennego, dla drugich jest to jednak długi, traumatyczny proces. W pierwszym przypadku dochodzi do intergracji bądź nawet asymilacji imigranta z nową rzeczywistością kulturową, w drugim wyłącznie do jej odrzucenia lub w najlepszym wypadku do ograniczenia z nią kontaktu. O ile w pierwszym przypadku imigrant robi indywidualny krok do stania się częścią wielokulturowego społeczeństwa, to w drugim jego droga prowadzi do getta czyli odgrodzenia się od wpływów z zewnątrz. Ten drugi scenariusz jest według antropologów kultury rozwiązaniem stosowanym w praktyce o wiele częściej niż pierwszy. Jeśli zaś Polacy w ciągu ostatnich dwóch dekad stali się prawdziwymi ekspertami w emigracji z rodzimego kraju i chcą stać się częścią globalnego

w której głównym bohaterem jest Polak, spotkany na dworcu, oferujący dom i pracę za niewielką opłatą, by zniknąć godzinę później z łatwo zarobionymi pieniędzmi w kieszeni. Polska imigracja, jaka by nie była, ma niestety wiele ciemnych stron. Zdążyliśmy uznać ją za konieczność, ale pomimo tego jest ona wciąż głęboką raną na tkance społeczeństwa, niedyskretnym oświadczeniem, złożonym swojemu krajowi: „Mam cię dosyć!” lub nawet niepozostawiającą wątpliwości deklaracją: „Nienawidzę cię!”. Powody bynajmniej nie są prozaiczne i nie chodzi tu tylko o wspomnianych cwaniaków, którzy w Londynie czują się jeszcze bardziej bezkarni niż w Polsce. Ojczyzna straciła swoją pierwotną wartość, z opiekunki i matrony stała się wyrodną matką i trucicielką.

społeczeństwa wielokulturowego, to mamy do rozwiązania nie lada problem. W jaki sposób chcą się w nim przebić? Co zamierzają mu zaoferować?

InICjaCja wIrUsa Artur, informatyk w znanej polskiej spółce dotcomowej, często wyjeżdżający za granicę, pytany przeze mnie o to, czego nie lubi w Polakach, odpowiada: – Polacy w większości wyglądają tak, jakby zostali skazani na urodzenie się w swoim własnym kraju. Proste pytanie i prosta odpowiedź. – Polsce brakuje świeżej krwi, wirusa, który wpuszczony w obieg byłby w stanie zmienić działanie tego zmurszałego systemu. Inteligentni ludzie, którzy wyemigrowali, a kiedyś wrócą, wprowadzą tego wirusa i staną się prowokatorami zmian – zuważa 28-letni Mariusz, obecnie kelner w barze przy Oxford Circus, jednak wciąż głęboki fan memetyki z humanistycznym wykształceniem, które odebrał na UJ w Krakowie. Gdy jednak pomiędzy znajomymi w Wielkiej Brytanii pada co pewien czas przy piwku pytanie „czy zostajesz?”, najczęściej słyszy się odpowiedź: „Wiesz, przynajmniej na kilka lat”. Te kilka lat znaczy zazwyczaj od sześciu do dziesięciu, a nierzadko dłużej. Taka emigracja na kilka lat lubi się bowiem przedłużać. Przy czym faktem jest, iż budowlańcy, kelnerzy i piekarze mają często silniejszą motywację do powrotu niż inteligencja. Z prostego powodu: nie szukają w Wielkiej Brytanii dóbr kulturalnych. – Stukam na domek w rodzinnej miejscowości od dwóch lat, ale ze cztery jeszcze będę tutaj musiał posiedzieć. Wyjechałem głównie po to, żeby się ustawić. Funt spada, to prawda, ale ja tu już jestem długo, więc bez sensu teraz rezygnować w połowie drogi – mówi mi Tomek, piekarz w jednej z londyńskich piekarni, zajmującej się wypiekiem popularnego pieczywa organicznego, którego stały dopływ na rynek Wielka Brytania zawdzięcza głównie imigrantom z Europy Wschodniej. Jednak to właśnie Polacy z wyższym wykształceniem, którzy sięgają wizją poza domek z ogrodem i samochód dobrej marki, z dobrym silnikiem i skórzaną tapicerką, w swoich imigracyjnych bojach walkę toczą głównie z własną kulturą, której często nie znoszą, którą krytykują, którą chcieliby zmienić, która w zasadzie dała im poza świadomością historyczną i umiejętnością kombinowania bardzo niewiele, ale która jest odporna na zmiany jak żelbetowy bunkier.

OdwróCenI pleCamI Ludzie pokroju Eweliny, którzy przed swoją własną kulturą, przed językiem, przed krajem, w którym czują się coraz bardziej obco, uciekają powodowani rodzącą się w nich krytyczną refleksją, bardzo często reprezentują to, co można by nazwać postawą gombrowiczowsko-witkacowską – bezpardonowy sprzeciw wobec głównego nurtu myślenia o tradycji, wynikający z głębokiej odwagi mówienia prawdy prosto w twarz. Szczególnie Witkacy staje się tu znowu mentorem ze swoim słynnym powiedzeniem, iż: „Polska byłaby wspaniałym krajem, gdyby mniej w niej było Polaków.” – Nie da się żyć w kraju, w którym musisz z góry przywyknąć do tego, że wszystko i tak zawsze będzie po staremu, a wybory służą tylko zmianie osób siedzących na stołkach. Poza tym spróbuj wyjść na ulicę i wyglądać inaczej niż wszyscy albo publicznie ogłosić, że Kościół katolicki nie powinien mieć monopolu na autopromocję. Zostaniesz oszkalowany publicznie, otruty... albo skazany na banicję. Emigracja to właśnie taka dobrowolna banicja, wyjeżdżasz, bo masz inne poglądy niż reszta – mówi Ewelina głosem pełnym pasji.

UwaGa, TO TylkO awarIa!

›› U części młodej, inteligentnej imigracji da się odczuć wyraźny spadek zainteresowania twórczością Chopina, Góreckiego i małżeństwa Themersonów na rzecz imprez transowych, koncertów etno i bali fetyszystów. Nic więc dziwnego, że Polacy uciekają. Niestety, ta ucieczka często przeradza się w farsę. Można tu przytoczyć anegdotkę, wziętą z życia pewnego polskiego inteligenta, który lądując na Bali odetchnął z ulgą, iż w końcu będzie mógł odpocząć od swojego narodu, po czym na lotnisku usłyszał popularne przekleństwo w swoim rodzimym języku, znane obecnie dobrze połowie populacji Londynu. Oczywiście, przezornie postanowił się nie odzywać. Dwuznaczność tej sytuacji nie jest jednak tylko domeną anegdot, bywa bowiem powielana zbyt często we współczesnym Londynie. Jak wiadomo, Polacy wzajemnie się w Londynie do siebie nie przyznają, by jednak koniec końców i tak trzymać się razem, co jest widoczne jak na dłoni dla każdego przedstawiciela innej wspólnoty. Spotkana przeze mnie kiedyś w sklepie Czeszka na moje stwierdzenie, że Polaków w Londynie raczej powinno się unikać, odpowiedziała: – Słyszałam, że podobno nie rozmawiacie ze sobą. Ze smutkiem przytaknąłem głową tłumacząc, dlaczego jest tak, jak jest. Mimo że tę niepisaną regułę każdy od czasu do czasu łamie, nadal pozostaje pewien cień, który kładzie się na wszystkim wraz z kolejną sprawą,

Choć „młoda emigracja” jest bardzo inteligentna, wizjonerska i buntownicza, wciąż może nie być wymarzonym obrazem polskiej kultury, kreowanym przez Instytut Kultury Polskiej, gdyż u części da się odczuć wyraźny spadek zainteresowania twórczością Chopina, Góreckiego i małżeństwa Themersonów na rzecz imprez transowych, koncertów etno i bali fetyszystów. Z drugiej strony nie da się ukryć, że nawet na najbardziej alternatywnie nastawionych Polaków czyha wszędzie w Wielkiej Brytanii pułapka rasizmu, który staje się jednym z największych problemów tego kraju. – Piotrek wychował się wśród punków w Olsztynie, gdzie organizował koncerty i udzielał się społecznie w kilku skrajnie lewicowych, małych organizacjach. Od zawsze nienawidził neonazistów, z którymi wdawał się w regularne bijatyki uliczne. Tolerancja dla odmienności, wraz z poszanowaniem godności człowieka i jego życia, była jego najważniejszą wartością. W Londynie wylądował na squacie w owianej złą sławą okolicy Peckham. Kiedy pewnego wieczora wyszedł po piwo, na ulicy podszedł do niego niski, czarny dzieciak i przystawił nóż do brzucha, po czym zażądał pieniędzy. – Wcześniej nie miałem nic do czarnych, ale wtedy coś się we mnie zmieniło. Inaczej zacząłem patrzeć na nich wszystkich. Teraz nie mam do nich ani zaufania, ani specjalnego szacunku. Szczerze mówiąc uśmiecham się pod nosem, gdy widzę jak czarny dostaje gdzieś na ulicy. Widzę ich wszędzie, jak handlują crackiem i niezbyt mi to leży. Nie można dalej udawać, że są podobni do nas. Wyobraźmy sobie jednak hipotetyczną sytuację, w której do dzielnicy pełnej białych przyjeżdża czarny i zostaje kilka dni później obrabowany przez białego. Czy fakt, że został obrabowany przez człowieka o innym kolorze skóry sprawi, że stanie się teraz czarnym rasistą? Zapewne tak, jeśli będzie spełniał trzy warunki: nie będzie przystosowany do specyfiki funkcjonowania w społeczeństwie wielokulturowym, nie będzie uwzględniał kontekstu sytuacji i będzie szukał prostego i szybkiego wytłumaczenia swojej traumy. Rasizm bowiem bardzo często rodzi się z traumy, z poszukiwania szybkiego wyjaśnienia, a kiedy rozum śpi, budzą się demony. – Wiesz, w Londynie jest pełno takiej czarnej dresiarni, która rozumem nie sięga poza swoją czapkę z daszkiem. Czy powinno się jednak głupotę wiązać z kolorem skóry? We mnie budzi to wątpliwości, szczególnie że mam przykłady zupełnie innych czarnych, z którymi rozmowa to prawdziwa przyjemność. Polacy jednak lubią upraszczać sytuację, wchodząc od razu w kanał rasizmu i nie są w stanie zauważyć nawet, że te czarne dresy do bólu przypominają nasze polskie odpowiedniki, a różni ich tylko kolor skóry – mówi Bartek, znany w Polsce selektor reggae i znawca kultury jamajskiej, od niedawna zamieszkały w Londynie.



16|

29 lutego 2008 | nowy czas

punkt widzenia

Dla mas – media Marcin Piniak

Włą czyć 28-ca lo we okno – ko lo ro wy ka lej do skop ode rwa nych od sie bie ob ra zów, pro stac kich re cept, skarb ców wy pre pa ro wa nych pół sym bo li, kiep skich uogól nień, ab sur dal nych teo rii. Być dzien ni ka rzem – kun dlem goń czym, roz no si cie lem bzdur, se lek cjo ne rem pseudoisto ty rze czy. Jak się uda, zostać opasłą głową w telewizji, z pensją kilkakrotnie wyższą niż średnia krajowa. Wpasować się w bankiety, wejściówki, szeptane przy kolorowych drinkach gówno warte ploteczki, puste tajemnice. Konferencje, sentencje, konkursy – stadny samozachwyt, towarzystwo wzajemnej adoracji-prezentacji. Redaktor naczelny – król, dyktator, despotyczny władca gazetowo-radiowo-telewizyjnych kundli. Czasu coraz mniej, a w nim coraz więcej rzeczy, wydarzeń. Rośnie Nic dla Nikogo. Nic zarabia, Nic zalewa nas, osacza. Nic kształtuje naszą rzeczywistość – zbiorową halucynację wybijaną zuchwale na szpaltach gazet, w gęstwinie eteru, zawiesinie obrazu w plastikowych pudłach. – Biegnij synku, opisz mi świat. Masz dwie godziny, osiem zdań. Dostaniesz dwie dychy plus wejściówki na najlepsze imprezy w mieście. Ma być nius, ma być ciekawie. Dawaj! Zatytułuj: „Utopił prostytutkę w jeziorze”, „Najstarszy pies w Polsce”, „Rzeźnik w klatce”, „Mąż ukradł mi kiełbasę”, „Doda, wyglądałaś kiedyś lepiej”… Ciągłe mielenie odgrzewanych półproduktów identycznych z naturalnymi. Tuczenie stada odpadami toksycznych relacji, tematów, oficjalne wciskanie bzdur w ciasne szczeliny poszatkowanych mózgów. Bo w sumie stanowimy grupę docelową, cyferki w statystykach. Media kreują nasze potrzeby, dbając o przyswajalną, łatwą treść i atrakcyjną formę. Na świecie są wojny, których nie ma, źli ludzie, którzy nie są źli, problemy, które nie istnieją i czytelnicy, słuchacze, widzowie, którzy przestali myśleć. I dobrze im z tym, tak jest łatwiej. Wpływy rosną, umysły się kurczą i szlus. Małpy biegają po ulicach karmione bananami czikita. Fajna sprawa te bilbordy, będziemy je wieszać zamiast reprodukcji obrazów znanych malarzy na naszych ścianach. Tatuować sobie łyżwy, paski, kreski na łbach, bo dadzą nam na komorne. A na koniec sprzedamy własne zwłoki na potrzeby badawcze nekrofilom z firm pogrzebowych, by mogli nakręcić ładny klip reklamowy. Może naiwnie, ale jednak wierzę, że w tym zawodzie są ludzie, którym zależy na tym, aby ten świat był lepszym miejscem. Dlatego chodzenie pod prąd w ścieku powszechnej niechlujności i banalności mediów to coś więcej niż praca. Tego nie uczą w szkołach dziennikarstwa i na trzytygodniowych kursach kreatywnego pisania. Zacytuję Ryszarda Kapuścińskiego: Do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. Źli ludzie nie mogą być dobrymi dziennikarzami. Jedynie dobry człowiek usiłuje zrozumieć innych, ich intencje, ich wiarę, ich zainteresowania, ich trudności, ich tragedie. I natychmiast, od pierwszej chwili, stać się częścią ich losu.

rewers czyli déjá vu z ubiegłego tygodnia Waldemar Rompca

Pra ca w me diach nie jest ła twym za ję ciem. Wy da wa nie ga ze ty tym bar dziej, szcze gól nie w Lon dy nie, gdzie w ko ło pa no szy się kon ku ren cja. Nie dość, że ro bi coś po dob ne go, to na do da tek pod no si po przecz kę. Już nie wy star czy kil ka ła twych i przy jem nych ka wał ków, garść de pesz ze rżnię tych z agen cji i stos zdjęć wy peł nia ją cych miej sce mię dzy ogło sze nia mi. Po trze ba po my słu. O tym, że co raz trud niej o po mysł świad czy ogło sze nie, któ re zna la złem w in ter ne cie na Gum tree (cią gle tam jest) opu bli ko wa ne przez For tis Me dia, wy daw cę „Po lish Express”, któ ry w ten spe cy ficz nie ta ni spo sób (ogło sze nie jest bez płat ne) po szu ku je – cy tu ję – „edi tor in char ge of Po lish Express”. Niby nic wielkiego, można by pomyśleć, dobrze że wreszcie coś kombinują, bo gazeta ostatnio coś zaniemogła: schudła w oczach, ogłoszeń jakby też ubyło. Teraz szukają kogoś „in charge of”, kto zrobi porządek. A przynajmniej tak twierdzi treść ogłoszenia. I pew nie wszyst ko by ło by w po rząd ku, gdy by nie spo sób, w ja ki ogło sze nie zo sta ło zre da go wa ne i w ja ki wy daw ca po szu ku je lu dzi. Bez spe cjal nych zło śli wo ści moż na po wie dzieć, że iście po li she xpres so wy. Otóż czy tam w ogło sze niu, że „wa run kiem

przy stą pie nia do kon kur su jest przy go to wa nie stra te gii do ty czą cej roz wo ju ty go dni ka Po lish Express i prze sła nie jej wraz z CV i li stem mo ty wa cyj nym na ad res...”. I już na sa mym koń cu, jak by z grzecz no ści fir ma doda je, że „od po wie tyl ko na wy bra ne ofer ty”. Mu szę przy znać, że spryt nie po my śla ne. Nie wy my ślił bym le piej. Dla każ de go chęt ne go, któ ry chce pra co wać w sło wie (a czymś ta kim pra ca dzien ni ka rza, re dak to ra czy na wet „edi tor in char ge of” wła śnie jest) sa ma for ma, w ja kiej zre da go wa no ogło sze nie, da je du żo do my śle nia. Nie tyl ko o in ten cjach fir my. Naj pierw do wia du je my się, że za ro bić moż na zu peł nie przy zwo icie – na wet 28 tysięcy 600 fun tów rocz nie, po tem jak po waż ną i po tęż ną fir mą jest wy daw ca, czyli Fortis Media UK, w koń cu cze go od nas ocze ku je na no wym sta no wi sku pra cy. Brzmi im po nu ją co. I wte dy na gle oka zu je się, że po trzeb na jest jesz cze kon cep cja roz wo ju pi sma. Tak na wstę pie. Od ra zu. Szo ku ją ce. Gdy swe go cza su pro wa dzi ł ze mną roz mo wy jeden z naj więk szych bry t yj skich wy daw ców pra so wych w spra wie uru cho mie nia no we go ty tu łu na tutejszym ryn ku, też ocze ki wa no ode mnie kon cep cji roz wo ju. Tyl ko że nie po pro szo no mnie o to na

sa mym wstę pie, gdy wy sy ła łem swo je CV w od po wie dzi na ogłosze nie. Nie po pro szo no mnie o to na wet po pierw szym spo tka niu. Do pie ro po czwar tej roz mo wie kwalifikacyjnej przy szedł list z proś bą o przedstawienie w formie pisemnej kon cep cji pisma, a przed sa mym spo tka niem, na któ r ym ją oma wia li śmy, obie stro ny pod pi sa ły ka lu zu lę po uf no ści, gwa ran tu ją cą za cho wa nie szcze gó łów spo tka nia w ta jem ni cy i niewy ko rzy sty wa nie mo je go po my słu w przy szło ści bez mo jej zgo dy. Ale to by ła po waż na bry t yj ska fir ma. W po li she xpres so wym wy da niu spra wa wy glą da ina czej. Przy go tuj nam kon cep cję roz wo ju na sze go ty go dni ka, z wy szcze gól nie niem „po zy ski wa nia no wych źró deł in for ma cji oraz po sze rza nia wa chla rza te ma t ycz ne go, na pisz to ład nie czar no na bia łym, do łącz CV, aby śmy cze goś wię cej się o to bie do wie dzie li i nie za po mnij o li ście, w któ rym wy tłu ma czysz nam swo ją mo t y wa cję, a my „uprzejm nie in for mu je my, że od po wia da my tyl ko na wy bra ne ofer t y”. Nie wiem dlaczego mam podejrzenie, że tych wybranych może w ogólne nie być. Najważniesze, że zadanie wykonali. Sprawa załatwiona. Szukanie naiwnego trwa.


|17

nowy czas | 29 lutego 2008

czas na spotkanie

Tego nie da się zmierzyć Dla mnie niezwykle ważny jest sposób pomagania. Pomagać, ale nie za wszelką cenę i nie w każdy sposób, bo głupia pomoc może zaszkodzić. Źle udzielana może zniszczyć człowieka – mówiła Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej, która do Londynu przyjechała na zaproszenie „Gazety Niedzielnej” i Fundacji Veritas. Było to już trzecie spotkanie z cyklu „Rozmowy o kulturze i wierze”. Tym razem odbyło się w kawiarni kościoła św. Andrzeja Boboli w zachodnim Londynie, w piątek 22 lutego.

fun da cji. I nie je stem je dy na. Lu dzie do nas dzwo nią o 21.00, 22.00 i dla nich jest to nor mal ne, że tam sie dzi my. 67 proc. środ ków, któ re ma my, po cho dzi z da ro wizn in dy wi du al nych. To jest naj cen niej sze, bo to są pie nią dze zwy kłych lu dzi. Resz ta to do ta cje, da ro wi zny firm. Po zy sku je my środ ki z róż nych źró deł, na wet am ba sa da Wiel kiej Bry ta nii sfi nan so wa ła szko le nia dla dziew cząt w szko le w Afga ni sta nie. Wy da je my 10 proc. środ ków na ad mi ni stra cję – or ga ni za cje dzia ła ją ce w ra mach ONZ z jed ne go do la ra prze zna cza ją na po moc 20 cen tów.

Elżbieta Sobolewska 26 grudnia 1992 roku zorganizowała pierwszy konwój z darami dla Sarajewa. Była to pomoc, ale również coś więcej. Kolejne potwierdzenie zmian, jakie zaszły w Polsce, kolejny dowód nie tylko demokracji, ale i jej rozwoju. Walkę „Solidarności” wspierali ludzie z całej Europy, którzy często z Polską nie mieli nic wspólnego, a jednak czuli, że tak trzeba, że jakiekolwiek wieści zza żelaznej kurtyny o współczuciu i zrozumieniu są niezwykle ważne. Za palcami rozchylonymi w geście zwycięstwa szły dla „Solidarności” dary i pieniądze. W 1992 roku nadszedł czas, by udzielić wsparcia innym, wreszcie można było. – Francuzi, których konwoje już tam stały, klaskali widząc nas wjeżdżających do Sarajewa. Wreszcie dołączyliśmy do narodów, które pomagają innym.

potRZebUJący to paRtneR – Jest pewien typ pomocy, którego nie akceptuję. Takiej pomocy, gdzie wydaje się o wiele więcej środków na klimatyzowane samochody czy hotele. Sudan to jeden z krajów, gdzie Polska Akcja Humanitarna jest obecna. Są tam też ludzie z ONZ. Wielkość i ranga tych dwóch organizacji jest nieporównywalna, sposoby udzielania pomocy również. Wolontariusze ONZ mieszkają w Sudanie w klimatyzowanych kontenerach, za murem, który okolony jest drutem kolczastym. Wolontariusze PAH żyją w Sudanie razem z ludźmi. – W Afganistanie wynajmujemy domek w bardzo biednej dzielnicy, w Darfurze Mirka mieszka w namiocie. W Czeczenii nigdy nie chodziliśmy w kuloodpornych kamizelkach, bo jak moglibyśmy być wtedy partnerami ludzi, którym pomagamy? Oni muszą być włączeni w proces pomocy.

myślenie ma pRZysZłość Pamiętam taki obrazek w czasie powodzi w Polsce: ludzie stali nad stertami przemokniętych ubrań leżących na drodze. To były dary, które dostali. Nikt nie pomyślał, że nie mają szaf. Trzeba dobrze znać potrzeby beneficjentów. A wystarczy ich po prostu zapytać. W Palestynie PAH zorganizowała szkolenie dla kobiet z hodowli kóz i owiec. – To nie był nasz pomysł. Spotkaliśmy się z kobietami z lokalnej organizacji, rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób możemy im pomóc, to one wymyśliły te kozy i owce. My zorganizowaliśmy przedsięwzięcie, zdobyliśmy na nie środki, znaleźliśmy ludzi, którzy mogli je przeszkolić. Teraz wyrabiają produkty z mleka, mają mięso itd. Drugą grupę szkolono w Izraelu za pieniądze izraelskiego MSZ. Zobaczyły, że tam kobiety prowadzą duże farmy, zobaczyły spółdzielnie produkcyjne i z tą grupą będziemy tworzyć taką spółdzielnię w Palestynie. Tak samo jest, kiedy budujemy studnie. Miejsca wskazuje nam lokalna społeczność. Rozmawiamy z szefami wiosek, w Afganistanie z szurą, czyli radą wioski.

Zmie niać men tal ność

››

Janina ochojska z prowadzącymi spotkanie red. szymonem Gurbinem (po lewej) i red. sławomirem Fiedkiewiczem

na Uka sa mo dZiel no ści – Naj gor sza po moc to ta ka, któ ra lu dzi uza leż nia i de mo ra li zu je. Ka pu ściń ski pi sał o uchodź cach miesz ka ją cych w obo zach w Afry ce, któ rzy do sta ją żyw ność, więc ni gdy tych obozów nie opusz czą. Na szym ce lem jest nie sie nie ta kiej po mo cy, któ ra umoż li wi lu dziom osią gnąć nie za leż ność. Tak, by mo gli sa mi się wy ży wić, mie li do stęp do pit nej wo dy i po tra f i li za pa no wać nad swo im ży ciem. Od 2006 ro ku PAH pro wa dzi mi sję w Su da nie, gdzie woj na trwa już 22 la ta. – Jak mó wi się nic, to tam rze czy wi ście nie ma NIC, nie pro du ku je się żyw no ści. Uchodź cy, któ rzy ucie ka ją z miej sca na miej sce od ty lu lat, za po mnie li jak się upra wia zie mię. Uczy my ich wy ty cza nia grzą dek, sia nia, pie lę gna cji sa dzo nek, upra wy ba kła ża nów, szpi na ku. Chce my stwo rzyć tam szko łę, w któ rej chłop cy na uczą się na pra wy sil ni ków, ge ne ra to rów. Chce my dać lu dziom moż li wość na bycia ta kich umie jęt no ści, któ re po tem bę dą mo gli wy ko rzy stać. W Su da nie rów nież bu du je my stud nie, szko li my ko mi te ty wod ne, w któ rych są trzy ko bie ty i trzech męż czyzn, uczą się na pra wy pomp, a bu do wa stud ni bar dzo kon so li du je lo kal ną spo łecz ność.

tU do stać, tam od dać Aby bu do wać, sprze da ją opa ski na rę kę. Pierw sze osiem stud ni, któ re po wsta ły w po łu dnio wym Su da nie wy wier co no wła śnie dzię ki funduszom ze sprzedaży tych opa sek. – W na szym biu rze są me ble, któ r ych nie ku pi li śmy. Da ły nam je fir my, któ re li kwi do wa ły biu ra. Tak dzia ła my: sta ra my się do sta wać róż ne rze czy, na szą pra cą po zy ski wać fir my. Czy się po świę cam? Czer pię zbyt wie le szczę ścia z mo jej pra cy, by mó wić o po świę ce niu. Bar dzo du żo pra cu ję, ale się nie po świę cam. Mnie to tak wcią ga, że trud no jest mi wyjść z

Za le ży mi na tym, że by wcią gać w tę po moc pol skie spo łe czeń stwo. Czę sto sły szy my: my Po la cy je ste śmy bied ni, sa mi po trze bu je my po mo cy. Ale w Pol sce dzia ła trzy dzie ści ty się cy or ga ni za cji spo łecz nych, a w ta kim Su da nie? Kraj ten ska za ny jest na po moc ze wnętrz ną. Ma my pro gram edu ka cji hu ma ni tar nej, któ ry pro wa dzi my już w kil ku ty sią cach szkół. Uczy my spo łecz ne go za an ga żo wa nia i świa ta ta kie go, ja kim jest. Z pol skich me diów nie do wie my się, co dzie je się w kra jach Afry ki. A mło dzi lu dzie po win ni wie dzieć, że na świe cie są bied niej si od nich. Uczy my na uczy cie li lo kal nej ak tyw no ści, zdo by wa nia lo kal nie środ ków na roz wój ich szko ły. I są ta kie, któ re po kil ku la tach współ pra cy sta ły się sa mo dziel ne. Uczą się, że wła sną ak tyw no ścią mo gą zmie niać rze czy wi stość wo kół. Tam, gdzie lu dzie uwa ża ją, że coś im się na le ży, trze ba zwal czać men tal ność ocze ki wa nia na po moc. Chcie li by śmy umieć le piej na ma wiać pol skie fir my do udzie la nia po mo cy. Ta kie po dusz ki wod ne – dla cze go Sto mil nie miał by ich pro du ko wać? W lu tym roz po czę li śmy dwa pro gra my, je den zwią za ny z dzien ni ka rza mi, a dru gi z po li ty ka mi, bo to od nich za le ży, ile Pol ska bę dzie prze zna cza ła środ ków na po moc ze wnętrz ną i czy przej dzie usta wa, o któ rą wal czy my.

Ubó stwo.pl Członkostwo w UE zobowiązuje Pol skę do udzie la nia po mo cy naj bied niej szym kra jom. Chce my więc, by uchwa lo no usta wę o po mo cy roz wo jo wej. Po nie waż ta dzia łal ność MSZ fi nan so wa na jest z re zer wy bu dże to wej, to pro gra my mu szą koń czyć się wraz z koń cem ro ku. Pro wa dzi to do ab sur dów. W Su da nie mo że my za cząć bu do wać stud nie do pie ro w li sto pa dzie, bo wte dy koń czy się po ra desz czo wa i moż na jeź dzić z cięż kim sprzę tem do drą że nia stud ni, ale ma my tyl ko dwa mie sią ce na re ali za cję ta kie go pro gra mu. Dzię ki usta wie by ły by moż li we pro jek ty za czy na ją ce się w kwiet niu jed ne go ro ku, a koń czą ce się w kwiet niu ko lej ne go. Pro gra my po mo cy za miast być do sto so wa ne do wa run ków ist nie ją cych w da nym kra ju, rzą dzą się ro kiem ka len da rzo wym i część pie nię dzy jest prze ka zy wa na lo kal nym wła dzom, któ re się nie roz li cza ją z tej po mo cy. Bar dzo czę sto więc pie nią dze zni ka ją. Aby pod pi sać apel o usta wę, wy star czy wejść na stro nę www.ubó stwo.pl al bo na stro nę www.pah.org.pl.

beZ sil ność By wa i tak, że czło wiek coś za pla nu je, a los zrobi swo je. W 2004 ro ku pracownicy Polskiej Misji Humanitarnej po le cie li pierw szy raz do Dar fu ru, gdzie dwa mi lio ny lu dzi to uchodź cy. Wra ca li 28 grud nia, pew ni, że za raz roz pocz ną więk szą kam pa nię, za czną in for mo wać, zbie rać pie nią dze. Ale 28 grud nia by ło rów nież tsu na mi. – By li śmy kom plet nie bez sil ni, nikt o Dar fu rze nie chciał sły szeć, wszy scy mó wi li tyl ko o tsu na mi. Tam wy da rzy ła się tra ge dia, ale w Dar fu rze rów nież. Pa mię tam, jak kon wój nie po je chał do Ko so wa, bo bra kło chęt nych, nie by ło cię ża ró wek, aż się po pła ka łam. Tak by ła wte dy po trzeb na po moc i nie mie li śmy czym jej za wieźć. W grud niu ze szłe go ro ku mu sie li śmy się wy nieść z Cze cze nii. Zmu si ło nas do te go FSB [ro syj ska Fe de ral na Służ ba Bez pie czeń stwa – przyp.red.], po nie waż nie chcie li mieć tam świad ków pod czas wy bo rów. W tym ro ku mie li śmy pro wa dzić pro gram w gó rach, bli sko gra ni cy z Gru zją, w bar dzo bied nych re gio nach. Nie ste ty wła dze ro syj skie nie chcia ły, aby by ły tam ja kie kol wiek or ga ni za cje.

Ra chU nek pRaw do po do bień stwa Ile je den czło wiek mo że po móc dru gie mu czło wie ko wi? – py tał redaktor naczelny „Gazety Niedzielnej” Szy mon Gur bin. – Te go się nie da zmie rzyć – odpowiedziała Janina Ochojska. – Jest ta kie opo wia da nie Her lin ga Gru dziń skie go o za kon ni cy, któ ra pod czas I woj ny świa to wej le ża ła cał ko wi cie spa ra li żo wa na. Ura to wa ła set ki żoł nie rzy od pi su jąc na ich li sty, pod trzy mu jąc ich na du chu, kiedy byli bli scy sa mo bój stwa. My ślę so bie: ta ka za kon ni ca le ży i ra tu je ży cie ty lu lu dziom – ile więc mo że zro bić czło wiek, któ r y ma obie rę ce, a ile ta ki, któ r y ma jesz cze gło wę i ser ce?


29 lutego 2008 | nowy czas

18|

czas na podróże

Amsterdam wyuzdana erotyka i prawdziwe piękno Miasto to postrzegane jest jako najbardziej liberalne miejsce w Europie, kojarzone głównie ze słynną czerwoną dzielnicą – Red Light District, z dealerami narkotyków i coffee shopami, w których można legalnie kupić i palić marihuanę.

Milena Adaszek Pierw sze za sko cze nie już na lot ni sku – wszy scy mó wią świet nie po an giel sku, na wet eks pe dient ki w skle pach czy kio skach. Ba, na wet że bra cy wy ko nu ją swą pro fe sję w dwóch ję zy kach. Każ dy jest bar dzo sym pa tycz ny i chęt ny do po mo cy. Lu dzie na uli cy udzie la ją wy czer pu ją cych in for ma cji, uśmie cha ją się przy jaź nie, chęt nie roz po czy na ją roz mo wę. W ho te lu, gdy koń czy się już do ba ho te lo wa moż na prze cho wy wać ba ga że bez żad nych do dat ko wych opłat, a w skle pach moż na li czyć na zniż kę, gdy za brak nie nam pa ru cen tów. W Am ster da mie nie wi dzi się na uli cach pi ja nych osiem na sto lat ków, któ rzy wra ca ją z im pre zy lub zmie nia ją miej sce za ba wy. Lu dzie nie cho dzą po uli cach z al ko ho lem w rę ku, nie są ha ła śli wi. Gło śne śmie chy i krzy ki w miej scach pu blicz nych ozna cza ją zbli ża ją cych się na sto let nich tu ry stów. Tu byl cy są po god ni, uśmiech nię ci i kul tu ral ni. To, co cha rak te ry stycz ne dla Am ster da mu, to jaz da na ro we rach. Jest tam ponoć ty le, ilu miesz kań ców. Na ro we rze jeź dzi nie mal że każ dy. Cho dzą prze waż nie tu ry ści. Co cie ka we, ro we ry, na któ rych po ru sza ją się Ho len drzy są naj czę ściej bar dzo sta re – no wy mógłby być szyb ko ukra dzio ny. W środ ku dnia czę stym wi do kiem jest pa ni w bu tach na ob ca sach i z to re becz ką na ra mie niu, wra ca ją ca z pra cy na ro we rze oraz rów nie ele ganc ki, to wa rzy szą cy jej pan. Wie czo ro wą po rą spa ce ru ją ce go tu ry stę mi ja ją gru py mło dych lu dzi, ja dą cych na spo tka nie ze zna jo my mi, wła śnie na ro we rach. Wra ca ją nocą w kil ku oso bo wych gru pach, dziel nie pe da łu jąc, na wet je śli mia sto to nie w desz czu. Wy da je się, że na wet naj bar dziej nie ko rzyst ne wa run ki at mos fe rycz ne nie są w sta nie znie chę cić Ho len drów do ich ulu bio ne go środ ka lo ko mo cji i na wet gdy le je deszcz, a oni mok ną, na twa rzach ro we rzy stów go ści uśmiech i za do wo le nie. Pa trząc na nie zra żo nych ponurą pogodą ro we rzy stów, sa ma prze sta wa łam tak do tkli wie prze ży wać brak słoń ca. Am ster dam ma w so bie coś ta kie go, co na stra ja opty mi stycz nie, uspo ka ja. Mo że są to ra do sne ko lo ry, mo że du ża liczba tu li pa nów, a mo że wi dok wy le gu ją cych się przy wy sta wo wych szy bach ko tów? Al bo po pro stu uśmiech nię ci lu dzie i ma low ni cza sce ne ria? Naj pew niej wszyst ko razem. Moż na tam na cie szyć oczy, moż na od -

po cząć, ale moż na też roz ko szo wać się kon tak tem z kul tu rą wy so ką. Nie wąt pli wie za chwy ca ją ce jest Mu zeum Van Go gha. Przechadzka wśród ogrom nej licz by ob ra zów, za rów no au tor stwa wiel kie go Vin cen ta jak i ar ty stów, któ rzy mie li wpływ na roz wój je go twór czo ści jest do sko na łą lek cją hi sto rii sztu ki. In for ma cje przy każ dym dziele poszerzają wie dzę oglą da ją ce go i po ma ga ją zro zu mieć in ten cje ar ty sty. War to rów nież wy brać się do mu zeum na ro do we go – Rijks mu seum, któ re pre zen tu je licz ne dzie ła ma lar skie, np. Rem brand ta, jak i sta ro ho len der skie me ble, broń, rzeź by, etc. Oczy wi ście w Am ster da mie mu ze ów jest o wie le wię cej, ale te dwa są chy ba naj bar dziej zna ne i nie moż na ich po mi nąć zwie dza jąc mia sto. Po uczcie du cho wej war to spró bo wać rów nież ho len der skich se rów. Te jed nak naj le piej za ku pić na tra dy cyj nym tar gu, gdzie przy wiel kich, sta ro daw nych stra ga nach sto ją prze kup nie i bar dzo gło śno za chwa la ją swe pro duk ty. Jest tam ogrom ny wy bór ryb, se rów, tu li pa nów etc. Urokliwa at mos fe ra jest po tro sze wiej ska, a po tro sze ar cha icz na, co wy wo łu je wra że nie prze nie sie nia się w cza sie. Oczy wi ście nie moż na w Am ster da mie po mi nąć miejsc nie zwy kle kon tro wer syj nych, czy li wspo mnia nej już tu czer wo nej dziel ni cy znaj du jącej się w ści słym cen trum mia sta. Red Li ght Di strict to bar dzo spe cy f icz ne miej sce, silnie kontrastujące z tra dy cyj nym tar giem. To ze spół uli czek, na któ rych znaj du ją się przede wszyst kim sex klu by, sex sho py i oświe tlo ne na czer wo no wy sta wy. I wła śnie te wy sta wy są głów ną atrak cją turystyczną. To na nich sto ją bar dzo ską po ubra ne, wyzywające ko bie ty. Je śli prze cho dzą ce mu pa nu spodo ba się któ ryś z „to wa rów” z wy sta wy, drzwi się otwie ra ją i męż czy zna wcho dzi do środ ka w wia do mym ce lu. Na tych wy sta wach atrak cje jed nak się nie koń czą. Pa rę kro ków da lej moż na bo wiem oglą dać przed sta wie nia ero tycz ne – od tań ca go go po seks na ży wo. W tym miej scu wszyst ko jest na sprze daż – naj więk sza na wet in tym ność. Nie tyl ko sek su szu ka ją jed nak ama to rzy tej dziel ni cy. Przy cho dzą tu rów nież nar ko ma ni, gdyż na każ dym kro ku moż na spo tkać de ale ra, któ r y nie mal że każ de mu prze cho dzą ce mu pro po nu je ko ka inę, ha szysz i in ne nar ko t y ki. Na ro gach znaj du ją się rów nież licz ne cof fee sho py, z któ rych bu cha dym palonej ma ri hu any.

Po byt w Red Li ght Di strict jest szo ku ją cy – to miej sce fa scy nu ją ce i prze ra ża ją ce za ra zem. Fa scy nu ją ce z so cjo lo gicz ne go i psy cho lo gicz ne go punk tu wi dze nia, a prze ra ża ją ce etycz nie i tak po pro stu po ludz ku.

Moż na od czu wać współ czu cie, wstręt, bul wer sa cję, ale nie wąt pli wie to wa rzy szy tej mie szan ce i cie ka wość, któ ra po wo du je, że do Red Li ght Di strict war to się wy brać, bo te go miej sca nie spo sób so bie wy obra zić. To, że sły sza łam wie le uwag i in for ma cji na te mat sła wet nej dziel ni cy, w ża den spo sób nie osła bi ło szo ku, ja ki prze ży łam, gdy uj rza łam to wszyst ko na wła sne oczy. Am ster dam to mia sto kon tra stów. Z jed nej stro ny lek cja sztu ki wśród im po nu ją cych eks po na tów mu ze al nych, uspor to wio ny tryb ży cia za pa lo nych ro we rzy stów, bo gac two ko lo rów, ma low ni cze sie ci ka na łów i most ków, prze pięk ne sta re bu dow le i tra dy cyj ne tar gi, a z dru giej wy uz da na ero ty ka i peł na do stęp ność nar ko ty ków w sa mym cen trum mia sta. War to więc zo ba czyć to miej sce. Z Londynu, lub innych miast Wysp można się wybrać nawet na weekend.

››

U góry: Red Light District; powyżej: amsterdamskie kanały; poniżej: urokliwe targi, gdzie wydaje się, że czas się zatrzymał


| 9

nowy czas | 29 lutego 2008

redaguje Waldemar Rompca

czas

pieniądz biznes media nieruchomości

Polowanie dopiero się zaczyna Zaczęło się od krótkiej informacji o zatrzymaniu szefa niemieckiej poczty, który ukrywał swoje dochody na kontach bankowych w Liechtensteinie. Zaraz potem ruszyła lawina na całym świecie. HM Reveneue & Customs, czyli urząd skarbowy już przyznał, że za dane dotyczące obywateli Wielkiej Brytanii zapłacił informatorowi sto tysięcy funtów. Wierzy, że w ten sposób odzyska ponad 100 milionów funtów zaległych podatków. Wszystko zaczęło się od niemieckiego wywiadu, który poinformował, że kupił od anonimowego informatora dysk komputerowy z danymi kilku tysięcy obywateli obcych krajów, ukrywającymi pieniądze na kontach w bankach Liechtensteinu. Niemcy zapłacili za dysk ponad cztery miliony euro. Jest to jednak niewiele w porównaniu z kwotami, które mogą teraz odzyskać od najbogatszych.

Prokuratura w Bochum (Nadrenia/ Północna Westfalia) poinformowała we wtorek, że 163 osoby przyznały się do oszustw podatkowych, dokonywanych przy pomocy instytucji finansowych Liechtensteinu. Prokurator Hans-Ulrich Krueck powiedział, że 91 osób objętych śledztwem przyznało się już i zapłaciło łącznie 27,8 miliona euro. Kolejne 72 osoby same zgłosiły się do władz skarbowych z informacją, że uchylały się od płacenia podatków. Według dotychczasowych ustaleń, za pośrednictwem instytucji finansowych Liechtensteinu wyprowadzono z Niemiec nielegalnie co najmniej dwieście milionów euro. W kręgu podejrzeń o nielegalne transfery pieniędzy do Liechtensteinu znalazło się około 70 przedstawicieli niemieckiej elity ekonomicznej. Lawina ruszyła. Do niemieckiego rządu już zgłosiły się kolejne kraje, zainteresowane zawartością dysku. Wielka Brytania nie ukrywa, że spodziewa się informacji o przynajmniej stu najbogatszych podatnikach, wśród których wielu z nich pochodzi z Rosji. Francja, Szwecja, Finlandia, Norwegia a także USA, Kanada, Australia i Włochy to następne państwa w kolejce. Duński rząd określił listę mianem „skradzionego mienia” i stwierdził, że nie będzie prosił o wgląd do niej. – Nie otrzymaliśmy tych informacji

od Niemiec i nic nie zapłaciliśmy – powiedział Leif Rosenfeld, szef międzynarodowej sekcji Skatteverket, szwedzkich służb podatkowych. Skatteverket poinformował, że prowadzi dochodzenie w związku ze szwedzkimi kontami w Liechtensteinie na podstawie rezultatów swoich własnych badań oraz informacji pochodzących od władz podatkowych OECD. Dysk z informacjami o podatnikach wykradł z banku LGT jego były menedżer. We wtorek bank ujawnił nazwisko zdrajcy – to Heinrich Kiber. Okazało się też, że najpierw proponował sprzedaż dysku Brytyjczykom, ale ci nie byli wówczas zainteresowani. Co ciekawe, Liechtenstein wcale nie jest najpopularniejszym rajem podatkowym na świecie. Znacznie popularniejszy jest Cypr, Luksemburg czy wyspy na kanale La Manche. Maleńki Liechtenstein znalazł się pod międzynarodową presją. Liczące 35 tysięcy obywateli położone między Szwajcarią a Niemcami księstwo, którym władają potomkowie XVI-wiecznego kondotiera, ma fatalną reputację wśród ministrów finansów. Podobnie jak Andora i Monako, nie podpisało konwencji OECD umożliwiających zwalczanie prania brudnych pieniędzy i wymianę informacji z innymi krajami. Unikanie podatków nie jest uważa-

ne tam za przestępstwo, a dyskretne usługi bankowe dla bogatych to podstawa dobrobytu i kraju, i rodziny Liechtensteinów, której majątek oceniany jest na 4-5 miliardów euro. To właśnie do niej należy bank LGT, z którego wyciekły dane. Książę Alois Liechtenstein tłumaczył, że jego kraj nie robi nic złego. – Im bardziej państwa ingerują w prywatną sferę obywateli, tym bardziej obywatele chcą ją chronić – mówił oburzony zwłaszcza sposobem, w jaki Niemcy weszli w posiadanie dysku. Jak podaje „Financial Times”, niemieccy śledczy mają również na oku mały szwajcarski bank o międzynarodowej klienteli. Polowanie dopiero się zaczyna?

migawki REKORDOWO SILNE EURO Po raz pierwszy w historii za 1 euro w Nowym Jorku płacono 1,50 dolara. We wtorek cena unijnej waluty osiągnęła poziom 1,5047 USD, bijąc tym samym swój poprzedni rekord z 23 listopada 2007 roku, gdy kosztowała 1,4967 USD. MICROSOFT UKARANY Rekordową grzywnę w wysokości 899 mln euro kary ma zapłacić Microsoft za to, że zwlekał z ujawnieniem informacji o swym oprogramowaniu i żądał wygórowanych stawek od konkurencji, utrudniając współpracę jej produktów z programami ze swojej oferty. WADLIWE FIATY Przez wadę w silnikach fiata, który produkują Polacy w Bielsku-Białej, wstrzymano montaż aut we Włoszech. Ponieważ nie wysyłamy silników do tamtejszych fabryk, 10 tys. włoskich robotników poszło na przymusowy urlop, a koncern traci około 8 mln euro dziennie. GOSPODARKA ZWALNIA W ciągu ostatnich trzech miesięcy ubiegłego roku brytyjska gospodarka zanotowała wzrost o 0,6 proc., co jest znacznym spadkiem tempa rozwoju. Analitycy jednak nie straszą jeszcze zapaścią. SONY I SHARP RAZEM

Czarne chmury nad Centralwings W coraz poważniejszych kłopotach finansowych znajduje się jedyna polska tania linia lotnicza Centralwings, należąca do Polskich Linii Lotniczych LOT. Nie jest wykluczone, że firma niebawem zniknie z rynku i podzieli los zlikwidowanej przed paroma laty Air Polonia.

Wśród możliwych rozwiązań jest również przekształcenie firmy z taniego przewoźnika w linię oferującą jedynie przeloty czarterowe. Wszystko z powodu kłopotów finansowych firmy. Od chwili powstania, Centralwings jest w długach. W 2006 roku strata firmy wynosiła 65 mln złotych – co prawda były to straty niższe niż w roku ubiegłym, kiedy sięgnęły one 73 mln złotych. Na najbliższym posiedzeniu rady nadzorczej szef Centralwings, Waldemar Królikowski, ma przedstawić sytuację firmy i możliwe warianty wyjścia z kryzysu. Przyznaje, że obecnie nie jest ona w stanie konkurować na rynku z zagranicznymi przewoźnikami, których ciągle przybywa. Ale problemów jest znacznie więcej. Obecnie firma korzysta jedynie z pięciu boeingów 737, które obsługują połączenia z siedmiu największych

polskich lotnisk do kilkunastu najważniejszych miejsc w Europie oraz Afryce Północnej. Dodatkowo w cenie biletu wliczony jest poczęstunek na pokładzie, za który w konkurencyjnych firmach trzeba płacić dodatkowo. Ale pięć maszyn to zdecydowanie za mało, by konkurować z szesnastoma tanimi przewoźnikami obsługującymi polskie lotniska. Dysponują oni nie tylko większą flotą, ale również ciekawszą siatką połączeń. Dodatkowy problem Centralwings to punktualność, a ograniczona flota powoduje, że sporo lotów jest odwołanych ze względów technicznych. To sprawia, że pasażerów szybko przejmują konkurencyjne firmy. Jak na złość w ciągu ostatniego roku z firmy odeszła jedna trzecia pilotów, którym zagraniczna konkurencja zaoferowała znacznie lepsze warunki finan-

sowe. A wiadomo, że pozyskanie nowych pracowników w tej branży jest coraz trudniejsze. Wysokie koszty operacyjne sprawiają, że o zyskach firma może na razie zapomnieć. Problemem jest również brak nowych maszyn. Co prawda PLL LOT zamówił już nowe boeingi, ale nie dostanie ich wcześniej niż za kilka lat. Za kilka dni odbędzie się posiedzenie rady nadzorczej LOT-u, na której szef Centralwings ma przedstawić plan ratunkowy. Od wyników tego spotkania zależeć będzie przyszłość całego Centralwings. Nie jest wykluczone, że firma przestawi się na obsługiwanie połączń czartnerowych. Na tym rynku ma silną pozycję obsługując ponad 35 proc. wszystkich czarterów z i do Polski. W 2007 roku samoloty firmy przewiozły 1,44 mln pasażerów – o ponad 17 proc. więcej, niż rok wcześniej.

Sony i Sharp połączyły siły. Wszystko po to, by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na nowe telewizory LCD. Razem wybudują fabrykę. Straci Samsung, który do tej pory zaopatrywał Sony w panele telewizyjne. ROPA DROŻEJE W OCZACH Nadal rosną ceny ropy, które osiągnęły już stawkę 102 dolarów za baryłkę. Niestety, znaczy to, że zdrożeje transport i większość artykułów żywnościowych. ZOSTAŃ BANKRUTEM Do polskiego Sejmu ma wreszcie trafić ustawa pozwalająca Polakom na ogłoszenie bankrudztwa. Będzie to można uczynic tylko raz w życiu. RANDKI W CENIE Co szósty polski internauta odwiedza serwisy randkowe; bywalcami takich stron są przede wszystkim osoby młode, w większości mężczyźni – wynika z badania firmy Gemius.

GBP

EURO

22.02

4,73 zł

3,57 zł

25.02

4,72 zł

3,56 zł

26.02

4,67 zł

3,53 zł

27.02

4,67 zł

3,53 zł

28.02

4,62 zł

3,52 zł


|

9 lutego 8 | nowy czas

kultura świat kulturalnie Dyrektor muzeum wojny w północnej Norwegii, William Hakvaag ogłosił, że znalazł cztery rysunki, których autorem jest Hitler. Przedstawiają one postaci z kreskówek Disneya – „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” oraz „Pinokio”. Były ponoć ukryte pod obrazem podpisanym „A. Hitler”, który dyrektor muzeum kupił na aukcji. Rysunki są sygnowane inicjałami A.H., dyrektor twierdzi, że badania wskazują iż powstały w 1940 roku. Jest „na sto procent” pewien, że to rysunki Hitlera – sygnatury są podobno zgodne z próbkami jego ręcznego pisma, jednak niezależni eksperci jeszcze nie potwierdzili ich autentyczności. W Paryżu trwa pierwszy festiwal filmowy „Kino Najmłodszych”, przeznaczony dla dzieci w wieku od półtora roku do 4 lat. Przegląd filmów animowanych jest połączony z zabawami i grami artystycznymi dla najmłodszych widzów. Zostanie pokazanych dwanaście filmów animowanych, zarówno z początków kina jak i najnowszych. Nowy album Sheryl Crow „Detours” jest już w pierwszej piątce najczęściej kupowanych płyt na świecie. Crow jest śpiewającą publicystką, jej teksty opowiadają o smutkach i bolączkach naszego świata – o bezdomnych, konfliktach, aborcji. Po inwazji na Irak, nosiła koszulkę z napisem „Nie wierzę w twoją wojnę, panie Bush!”. A teledysk do piosenki „Good Bless This Mess” nakręciła oczywiście przed Białym Domem.

Jazz Café i Jazz Wardell To masz Tu ła sie wicz Jak to często na POSK-owych koncertach bywa, schodki naprzeciwko sceny zaczęły się zapełniać zanim pojawili się na niej artyści. A publiczność, jak na Londyn przystało, wielonarodowa. Zwróciłem uwagę na okulary tych gości, którzy potrzebują wsparcia dla wzroku – ich specyficzne wzornictwo podkreślało intelektualne aspiracje dźwigających je głów. Wszyscy czekali na gwiazdę wieczoru – laureatkę prestiżowej BBC Jazz Award, Brytyjkę wychowaną w Australii, Anitę Wardell. Żadna z płyt nagranych przez Anitę nie pozostawiła krytyki obojętną. To ważny znak, bowiem krytyka jest swoistym barometrem, miernikien wpływu, jaki artysta wywiera na muzyczny świat. Mistrzyni scatu, wielka miłośniczka be-bopu przybyła tego wieczoru do Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, by zaprezentować się nam osobiście, bez pośrednictwa studia nagrań, masteringu, marketingu i binarnego kodu. Koncert zaczął się spokojnie. Nie tylko wokalistka, ale cały zespół pokazał swój profesjonalizm – doskonały timing, świadome trzymanie się ram utworu. Ciepły głos Anity Wardell jest

notebook Struna człowieczeństwa Justyna Daniluk

W Australii odsłonięto naturalnych rozmiarów pomnik wokalisty AC/DC Bona Scotta, który zmarł w wieku 33 lat z powodu zatrucia alkoholowego. Pomnik, który ma symbolizować status wokalisty – ikony australijskiej muzyki, odsłonięto podczas koncertu poświęconego pamięci Scotta. Światowa premiera filmu „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki” odbędzie się prawdopodobnie na Festiwalu Filmowym w Cannes. Jak dowiedział się dziennikarz FoxNews.com, przedstawiciele Stevena Spielberga prowadzą rozmowy z organizatorami festiwalu, by film o najnowszych przygodach słynnego archeologa otworzył festiwal.

niewątpliwie mocny, jednak przez cały koncert używany był z ogromnym wyczuciem, do jakiego prowadzi długotrwały, żmudny trening. Czuć było ujarzmioną, okiełznaną energię. „Im dalej w las, tym więcej drzew” – mówi przysłowie. Taką właśnie strukturę nadał zespół swojemu występowi. Jeden z później zagranych utworów stał się polem do popisu dla wszystkich muzyków, których przemyślane sola wstrząsnęły salą i zgromadzonymi w niej słuchaczami. Ich szczere brawa wywoływały uśmiech na twarzach instrumentalistów. Nie mogło zabraknąć i wokalnych popisów samej gwiazdy, która udowodniła nimi, że w pełni zasługuje na miano mistrzyni scatu. Cały czas utrzymywała świetny kontakt z publicznością, każdy wykonywany utwór – a część z nich pochodziła z jej ostatniej płyty – zapowiadała z sercem, często dzieląc się własnymi wrażeniami, jakie on u niej wywołuje. Miłośnicy sztuki (każdej!) doceniają takie osobiste podejście wykonawcy do przedmiotu – jest to bowiem coś, co odróżnia artystę od rzemieślnika. Być może ambicje muzyków przerosły niektórych, gdyż nie całe audytorium dotrwało do końca koncertu.

Mimo to, po jego zakończeniu, Anita Wardell otoczona była wianuszkiem fanów. Wszystko tak piękne, że aż niemożliwe, prawda? Prawda, niestety zawsze znajdzie się jakiś szkopuł. Otóż sala Jazz Cafe z pewnością nie została zaprojektowana jako sala koncertowa, co niezbyt nawet wrażliwe ucho wychwyci szczególnie w dalszych zakamarkach tego przyjemnego skądinąd klubu. Również nagłośnienie samej wokalistki pozostawiło trochę do życzenia – odniosłem wrażenie, że charakterystyka wzmocnienia nie odpowiada charakterystyce głosu artystki, co manifestowało się ogólnym przytłumieniem i nieco głuchym brzmieniem niższych jego partii. Nie uważam jednak, by owe techniczne niedociągnięcia mogły zepsuć odbiór całego koncertu – prawdziwie kulturalnej rozrywki na wysokim poziomie.

Zła Ameryka – Oskary 2008 „To nie jest kraj dla starych ludzi” uznano najlepszym filmem. Braci Coenów nagrodzono za reżyserię i scenariusz. Animacja „Piotruś i Wilk” statuetkę dostała, ale Andrzej Wajda i Janusz Kamiński wrócili z pustymi rękami. „Katyń” pokonali „Fałszerze” Stefana Ruzowitzkiego, a Kamińskiego Robert Elswit, operator filmu „Aż poleje się krew”, który doceniono też za kreację Daniela Day-Lewisa. Tilda Swinton („Michael Clayton” ) została najlepszą aktorką drugoplanową, a Marion Cotillard ( „Niczego nie żałuję” ) najlepszą aktorką pierwszego planu. Hollywood zdobyły produkcje ukazujące Amerykę jako kraj brutalny i zachłanny, jak powiedział producent filmu „To nie jest kraj dla starych ludzi” – nie możemy czuć się bezpieczni, a polityka nas uczy, że pod maską dobra często kryje się zło. Jego sentencja niestety dotyczy nas wszystkich. (es)

Nazywano go mistrzem lub cesarzem reportażu. Sam Gabriel Marquez mówił o sobie: jestem jego uczniem. Ryszard Kapuściński, uczestnik niemal trzydziestu rewolucji, bezcenny świadek upadku wielu rządów i krwawych przewrotów; dziennikarz, reporter, pisarz, poeta oddający głos tym, którzy go nie mają. W tym roku obchodziliśmy pierwszą rocznicę śmierci Ryszarda Kapuścińskiego, który zmarł na zawał serca 23 stycznia 2007 roku. Rok później ukazała się książka „Oddałem głos ubogim”. Jest to świadectwo grupy osób o Kapuścińskim z jego ostatniej wyprawy do Włoch na spotkanie z młodzieżą w Bolzano. Książka zawiera ponadto biografię Kapuścińskiego napisaną przez włoskich dziennikarzy: Natalinę Mosna i Alberto Conci oraz wykłady pisarza wygłoszone na Uniwersytecie Trydenckim. Książka, do której przedmowę napisała żona autora, ukazała się w Polsce w przeddzień pierwszej rocznicy śmierci Kapuścińskiego, tłumaczenia dokonały Magdalena Szymków i Joanna Wajs. Kiedy przeczytałam te świadectwa, zdałam sobie sprawę jak wiele ta książka mówi o pisarzu. Nie chodzi tu o wartość literacką tego dziełka, ale o jego nośność emocjonalną i jak dla mnie, naukę moralno-filozoficzną. Każdy powinien „przeżyć” ją sam, to bardzo ważna i osobista lektura, podczas której można nauczyć się wiele nie tylko o dziennikarstwie, ale także o człowieczeństwie. Chciałabym przybliżyć kilka idei tego wspaniałego reportera, człowieka, który zdobywał serca rozmówców swoją życzliwością, umiejętnością empatii i nie udawanym szacunkiem dla drugiego człowieka, nieważne kim by był. Po śmierci Kapuścińskiego, określanego jako największego polskiego dziennikarza XX wieku, rozpętało się piekło informacyjne, którego najważniejszym zadaniem było sianie sensacji. Nie przyniosło to nikomu korzyści, a jedynie potwierdziło teorię pisarza na temat współczesnych mediów. Kapuściński uważał, że nie posiadają one balansu moralnego, niszczą język i tworzą nadmiar informacyjny, którego zadaniem jest przyciągnąć uwagę, sprzedać każdy kicz. Twór medialny kultury masowej należy odróżnić od dziennikarstwa, którego podstawą według

Kapuścińskiego są: szacunek, pokora i zrozumienie, dzięki którym przeżył rewolucje w Ruandzie, Angolii, Somalii, Etiopii (i wiele innych), pisząc reportaże o zwykłych ludziach, bo to właśnie oni tworzyli dla niego Historię. Cechą dziennikarstwa, w ocenie Kapuścińskiego, jest wewnętrzny przymus mówienia w imieniu tych, którzy są ubodzy w słowo. „Ubóstwo to stan niemożności wypowiedzenia się” – twierdził i z taką samą uwagą wysłuchiwał opowieści przywódcy rebeliantów, chłopca sprzedającego warzywa czy wieśniaczki z obozu uchodźców. Był Insiderem, człowiekiem, który wtapiał się w historię, kulturę i cierpienia ludzi, o których pisał. Dzielił z nimi los, jedzenie, usiłował mówić ich językiem, myśleć w podobny sposób. Postawę Kapuścińskiego nazwałabym swoistym neohumanizmem, czyli nastawieniem na poszczególną jednostkę, na jej potrzeby, pragnienia, próbę jej zrozumienia i udzielenia pomocy poprzez opowiedzenie jej historii światu. Niezwykłe współodczuwanie tego pisarza z drugim człowiekiem odzwierciedlało się w jego codziennym zachowaniu, uprzejmości dla każdego, na każdym kroku. To świadectwo o Ryszardzie Kapuścińskim poruszyło mnie do głębi i zmusiło do refleksji nad naszą sytuacją społeczną nie tylko w kraju, ale także tutaj na emigracji. Szacunek, pokora i zrozumienie – czy to są cechy imigrantów polskich, którzy w kontakcie z Innym nazywają go nie inaczej jak „ciapatym”, „czarnym”, „skośnym”, a są to te bardziej kulturalne określenia. Czy rasistowskie plakaty drukowane w naszym rodzimym języku (bo jak wiadomo w Anglii po angielsku nie można nikogo obrażać) rozwieszane jakiś czas temu w Londynie są zachętą do wzajemnego szacunku, współodczuwania i zrozumienia? Kapuściński twierdził, że „porozumienie wymaga dobrej woli i szerokiej wiedzy”. Jak nigdy przedtem słowa te powinny stać się naszym mottem. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której konfrontacja z Innym jest nieunikniona. Nie tylko dlatego, że mieszkamy w obcym kraju, mieście, w którym niemalże każdy jest Innym, ale dlatego, że to nasz kraj staje się celem imigracji Innego. Czy będziemy w stanie nazwać się uczniami Kapuścińskiego? R. Kapuściński, „Oddałem głos ubogim”, Wydawnictwo Znak, 2008


|21

nowy czas | 29 lutego 2008

kultura

granie wciąż sprawia mi przyjemność Z wybitnym polskim skrzypkiem, Krzysztofem Jakowiczem, rozmawia Łucja Piejko Znamy Pana z niezwykłych interpretacji dzieł Mozarta, Beethovena, Szymanowskiego. Tym razem pojawiły się między innymi argentyńskie tanga Astora Piazzoli. Zmiana repertuaru?

„Tango moja miłość” to dla mnie projekt zupełnie wyjątkowy. Od blisko dwóch lat współpracuję z wybitnymi muzykami z zespołu Tangata nad twórczością Astora Piazzoli i polskich przedstawicieli tego nurtu. To dla mnie znakomita okazja do wzbogacenia repertuaru, a jednocześnie swoista odskocznia od muzyki klasycznej. Choć tak naprawdę w każdym repertuarze czuję się dobrze. Potrzebne jest tylko przekonanie do tego, co się robi. Zawsze mnie uczono, że jeśli coś grasz, to musisz w danym momencie wierzyć, że jest to najlepsze, co kiedykolwiek napisano. I ja tak do tego podchodzę. Na scenie ujawnia Pan też talent aktorski.

– Przy okazji tego programu przemycam trochę poezji – mówię wiersze Tuwima nawiązujące do kobiety, do miłości, szczęśliwej, spełnionej, niespełnionej, matczynej. W ten sposób spełniam swoje ukryte marzenia z dawnych lat. I muszę przyznać, że sprawia mi to przyjemność. Granie też wciąż sprawia mi przyjemność. A jak reagują na to Pana słuchacze?

– Cieszę się, gdy ta przyjemność odbierana jest przez ludzi. Londyńska publiczność jest w tym względzie zupełne wyjątkowa. W czasie obu występów było ogromnie dużo emocji i pozytywnej energii. Po koncercie słuchacze podchodzili, gratulowali, dziękowali, wielu miało łzy w oczach. To jest największa nagroda artystów. Bo w naszym zawodzie właśnie o to chodzi – o dzielenie się tym, co umiemy robić najlepiej. O satysfakcję dla nas z dawania siebie i o entuzjazm ze strony publiczności, który dostajemy w zamian. Ludzie ciągle pytają mnie, skąd biorę tyle energii. A przecież właśnie Wy mi ją dajecie!

Powiedział Pan kiedyś, że woli występy w mniejszych miastach.

Czym są dla Pana skrzypce?

– Skrzypce to mój przyjaciel. Pamiętam, że gdy byłem małym chłopcem, zasypiałem ze skrzypcami, dotykałem je. Nawet dziś mam przeczucie, że mój niemal trzystuletni instrument swoją bliskością dodaje mi sił. Skrzypce to też najbardziej fascynujący ze wszystkich instrumentów. Idealny kształt, piękna barwa. To instrument, który idealnie przylega do ciała, przez co jest jakby przedłużaniem naszych palców i myśli – wyobraźnia, palce, skrzypce. To wreszcie instrument, który przez bliskość fizyczną oddaje nasze wnętrze, stan naszej duszy. Bo na skrzypcach nie da się kłamać. Fałszywą nutę wyczuje się od razu.

– W dużych miastach jest ogromny wybór przeróżnych imprez, przez co czasami nie wiadomo na co się wybrać. W mniejszych miejscowościach występ kogoś znanego może być w danym momencie jedynym wydarzeniem. Poza tym, w mniejszych miastach ludzie żyją inaczej, spokojniej, są bliżej natury. Nie są tak stłamszeni postępem i cywilizacją. Może są więc przez to trochę bardziej wrażliwi, skłonni do refleksji. Muzyka wyrabia wrażliwość. Czego jeszcze uczy muzyka?

Granie na jakimkolwiek instrumencie uczy pokory, wnikania w siebie i swoje słabości. Moim założeniem jest grać lepiej z każdym dniem, mimo nieubłaganie upływającego czasu. I może dlatego nie stoję w miejscu, nie odcinam kuponów. To mnie nie interesuje. Każdy występ jest tym najważniejszym. Niezależnie od tego, czy jest to Londyn, Warszawa, Jelenia Góra czy Dębica.

Miewa Pan jeszcze tremę?

Gustaw Holoubek, zapytany któregoś razu o tremę, powiedział, że stara się jak najszybciej wejść w treść sztuki by nie myśleć o tym, że się denerwuje. Chyba tylko idioci nie mają tremy. Trema jest zawsze, jeśli czujesz się odpowiedzialny za to, co robisz. Ja czuję się odpowiedzialny z każdym dniem coraz bardziej.

W rytmie

tanga

Serię koncertów zagrał w Polsce czeski zespół Banjo Band, który bije w naszym kraju rekordy popularności za sprawą piosenki „Jožin z bažin”. Można jej posłuchać m.in. za pośrednictwem serwisu You Tube, bo to właśnie dzięki internetowi Ivan Mladek (wokal) i Ivo Pesak (taniec) znaleźli potężne grono sympatyków. Banjo Band to zespół z trzydziestoletnią historią, który w latach 70. i 80. opiewał uroki czechosłowackiego komunizmu. W piątek, 29 lutego, w sklepach ukazała się płyta tego zespołu pt. „Jožin z bažin w Polsce”, która zawiera również utwory śpiewane po polsku. Reprint książki „Wiadomość historyczna i geograficzna o Żywiecczyźnie” księdza Eugeniusza Janoty ukazał się w Żywcu staraniem Żywieckiego Towarzystwa Naukowego . Po raz pierwszy książka ta ukazała się w 1859 roku w Cieszynie i była wtedy pierwszą publikacją naukową na temat historii tego regionu. Obecny reprint to pierwsze od blisko 150 lat wydanie tej pozycji. „Herbert a polskość” – to tytuł pierwszej Debaty Herbertowskiej, którą zorganizowano w Warszawie. Debaty poświęcone wybitnemu poecie i pisarzowi będą się odbywały raz w miesiącu. W tej dyskusji udział wzięli m.in. Krzysztof Koehler, Tomasz Merta i Marek Zaleski. „Polskość jest obecna w poezji Herberta raczej jako podskórny nurt obecny w niemal każdym wierszu niż głośne deklaracje. Patriotyzm poezji Herberta nie jest sentymentalny. Ojczyzna jest zgrzebna, uboga, zniewolona. Ale jest nam dana” – mówił Tomasz Merta. Nakładem wytwórni EMI Music Poland ukazała się nowa wersja albumu Magdy Umer „Koncert sprzed lat...”, który zarejestrowano 19 listopada 1988 roku podczas X Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej. Wtedy przegląd odbył się w warszawskim klubie Hybrydy Po latach przerwy, na scenę wraca Sztywny Pal Azji. 22 lutego grupa wydała nowy album „Miłość jak dynamit”. Zespół ma nowego wokalistę – Bartosza Szymoniaka. Płytę promuje utwór „Kostium Davida Byrne”.

Bycie artystą to coś nadzwyczaj wyjątkowego?

– Na pewno tak, choć głęboko wierzę, że w każdym zawodzie można osiągnąć to samo. Mam ogromny szacunek do tych, którzy wszystko co robią, robią z oddaniem. Tu w Londynie poznałem wiele osób, które dorabiają w sposób, którego w Polsce nie brałyby pod uwagę. Jednocześnie widzę, że są szczęśliwe, gdy ktoś doceni ich trud. I chyba właśnie o to chodzi. By w każdej dziedzinie i na każdym szczeblu robić coś z pasją. Kiedyś w Warszawie poznałem szewca, który kochał swój zawód i był w nim naprawdę mistrzem. Taki człowiek wzbudza mój najwyższy zachwyt. I nie uważam, żeby było to coś gorszego niż granie na instrumencie. Bo każdy z nas robi to, co umie najlepiej. I każdy z nas robi to dobrze.

polska kulturalnie

Czy polscy muzycy mogą w zapierający dech w piersiach sposób wykonywać muzykę rodem z Argentyny? Czy wybitny skrzypek, na co dzień obcujący z muzyką klasyczną, może zniewalająco zagrać tango? I czy ten sam skrzypek może zadziwić poruszającą interpretacją wierszy Tuwima? O tym, że to wszystko jest jak najbardziej możliwe można było przekonać się zaledwie kilka dni temu. To właśnie wtedy Sala Teatralna londyńskiego POSK-u rozbrzmiała latynoskimi rytmami w wykonaniu zespołu Tangata, a także wybitnego polskiego skrzypka i solisty – Krzysztofa Jakowicza. „Tango moja miłość”, bo o tym projekcie mowa, to blisko dwugodzinne spotkanie z najwspanialszymi tangami mistrza formy, argentyńskiego kompozytora Astora Piazzoli. Co ciekawe, w niektórych momentach wydawało się, że

krew Latynosa to zaledwie chłodny potok, w porównaniu z pulsującą interpretacją polskich muzyków. Ogień, namiętność i pasja unosiły się bowiem w powietrzu od samego początku. I aż do samego końca. A przecież w tangu właśnie o to chodzi. „Tango moja miłość” to jednak nie tylko tanga Piazzoli. Także polscy twórcydoskonale odnajdowali się w pełnych pasji utworach. „Umówiłem się z nią na dziewiątą”, „Ta ostatnia niedziela” czy „W małym kinie” to szlagiery, które od wielu już lat nucą młodzi i starzy. Dobrze więc, że Tangata nam o tym przypomniała. A przypomniała w taki sposób, że nie sposób tego zapomnieć.

Łucja Piejko

W nocy z 22 na 23 lutego po ciężkiej chorobie zmarła w Warszawie aktorka i wybitna reżyser dubbingu Joanna Wizmur. Miała 51 lat. Ukończyła krakowską PWST. Grała w Teatrze Studio, Dramatycznym i Syrenie. Występowała także w filmach i serialach telewizyjnych, dużą sympatię widzów zdobyła grając Balbinę w serialu „Pensjonat pod różą”. Podkładała również głos do wielu filmów i bajek dla dzieci. Sławę przyniosła jej reżyseria dubbingu w trzech częściach „Shreka”.


22|

29 lutego 2008 | nowy czas

co się dzieje film The Boss of It All komedia, 2006 r. reż. Lars von Trier Ravn chce sprzedać swoją firmę zajmująca się wdrażaniem technologii IT. Zainteresowanym kupnem przedstawił się jako pracownik a nie właściciel. Wynajmuje aktora, aby odegrał rolę Szefa wszystkich szefów. Margot at the Wedding komedia, 2007 r. reż. Noah Baumbach Małżeństwo odwiedza starsza siostra pani domu oraz jej 12-letni syn. The Bank Job dramat, 2007 r. reż. Roger Donaldson Historia oparta na wydarzeniach, które miały miejsce w Londynie w 1971 roku. Sprawcy zuchwałego napadu na bank nigdy nie zostali zatrzymani. Untraceable thriller, 2007 r. reż. Gregory Hoblit Grasuje seryjny morderca znakomicie zaznajomiony z nowoczesną technologią. Podczas gdy jego kolejne zbrodnie są dokumentowane na stronie internetowej agentka FBI próbuje do niego dotrzeć. Bar na Victorii dokument, 2003 r. reż. Leszek Dawid 6 marca, godz. 16.00 British Museum The Stevenson Theatre, Great Russell Street WC1B Zapis podróży dwojga bezrobotnych z Kluczborka do Londynu. Dokument naiwnego oglądu świata.

muzyka Tassos Spiliotopoulos Quartet 1 marca, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Krytyk jazzowy Jack Massarick na-

zwał Tassosa „Greckim ogniem z gitary” podkreślając jego niezwykle dynamiczny styl gry. Z saksofonistą Robinem Finckerem, basistą Yaronem Stavi i perkusistą Asafem Sirkisem, Tassos kreuje niezwykle atmosferyczny i melodyjny jazz. Warsaw Philharmonic Orchestra 4 marca, godz. 19.30 Cadogan Hall 5 Sloane Terrace, SW1X 9DQ Bilety: £35, £28, £22, £12, rezerwacja: 020 7730 4500 Orkiestra zagra pod przewodnictwem Antoniego Wita. Gościnnie wystąpi Julian Lloyd Webber na wiolonczeli. W programie: Uwertura z „Romeo i Julii” Czajkowskiego, Koncert na wiolonczelę Dworaka i Symfonia no. 6 Beethovena. Jo Harrop Quartet 4 marca, godz. 20.00 The Distillers Arms, 64 Fulham Palace Road, W6 9PH Wstęp wolny! JulieLondon zaśpiewa repertuar klasycznego jazzu. Będą jej towarzyszyć Neville Malcolme (kontrabas), Chris Jerome (piano) i Robin Banerjee (gitara). Pete Morton 6 marca, godz. 20.00 Islington Folk Club w Horseshoe, 24 Clerkenwell Close, EC1R 0AG Bilety: £7 Wspaniały gitarzysta i wokalista w jednej osobie zaśpiewa własne piosenki i tradycyjne wyspiarskie ballady.

wystawy Spring and water Bumbershoot Studio 255-259 Commercial Road, E1 2BT 1 marca, godz. 19.00 Wstęp wolny! Swoje prace wystawiają: Paweł Piątek (www.franko.tox.pl), Wiktor Franko, Michał Kulczyński, Piotr Ścigalski, Kinga Szczersza. Derek Jarman Serpentine Gallery, Kensington Gardens, W2 3XA Codziennie 10.00-18.00 Wystawa poświęcona kontrowersyjnemu artyście, który w Europie najbardziej znany jest ze swoich filmów, m.in. „Caravaggio”. Zobaczymy jego wczesne filmy oraz instalacje, obrazy oraz film „Derek” z Tildą Swinton w roli głównej.

ta występują Jeff Goldblum i Kevin Spacey. Grają dwóch producentów filmowych, którzy usiłują przetrwać w hollywoodzkiej dżungli.

wiersze przeczytają: Jouni Inkala, Johanna Venho i Merja Virolainen oraz Maria Jastrzębska i John O´Donoghue.

National Portrait Gallery, St Martin's Place, WC2H 0HE Codziennie 10.00-18.00, czw. i pt. do 21.00 Bilety: £10 Portrety słynnych ludzi, robione przez równie słynnych fotografów. Zdjęcia te obejmują okres od 1913 roku, czyli od początku istnienia magazynu Vanity Fair, aż do dzisiaj.

kiermasz

Megayoga przedstawia: KAT & Roman Kostrzewski

Wyprzedaż książek

15 marca, godz. 19.00 Klub Underworld 174 Camden High Street, NW1 0NE Bilety: £14( przedsprzedaż ) £16 ( w dniu koncertu) dostępne na www.ticketweb.co.uk i w polskich sklepach. Po raz pierwszy w Londynie zagra legenda polskiej sceny metalowej.

2 marca, w godz. 11.00-18.00 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Kiermasz dubletów krajowych i emigracyjnych. Większość książek w cenie £1,50.

już wkrótce

Duchamp, Man Ray, Picabia

Ewa Becla zaprasza: Dzikus

7 marca, godz. 20.45 Vortex Dalston, 11 Gillett St, N16 8JN Bilety: £10 Soulowo-jazzowy wieczór, podczas którego wystąpią poetyccy performerzy stylu slam. Zagrają: Joseph Roberts (kontrabas), Dave Austin (gitara), Justin Pickett (perkusja), Jason Thompson (keyboard).

MegaYoga zaprasza: AbradAb i goście

Tate Modern, Bankside, SE1 9TG Codziennie: 10.00-18.00, pt. i sb. do 22.00 Bilety: £11 Wystawa, która odkrywa wzajemne relacje i inspiracje, które łączyły trójkę tych wybitnych artystów z początków XX wieku.

9 marca, godz. 19.00 Klub Cargo, 83 Rivington Street, EC2A 3AY Bilety: £12 (przedsprzedaż) £15 ( w dniu koncertu) Gośćmi AbradAba będą: Gutek (Indios Bravos), Joka (Kaliber 44) i dj.Bart (Mad Crew).

15 marca, godz. 19.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £15 / £13, rezerwacja: 0778 8410 122; 0208 9973629 Justyna Sieńczyłło w autorskiej komedii małżeńskiej Emiliana Kamińskiego.

Usłyszeć Szept Anioła

teatr

Wieczór poetycko-muzyczny 8 marca, godz. 19.30 2 Devonia Road, N1 8JJ

rozdaje bilety Po 5 wejściówek na:

Kat, AbradAb i Maleńczuk and his Pocket Band Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej

Teatr Syrena zaprasza: „Madejowe Łoże” 1 i 8 marca, godz. 16.00 2 i 9 marca, godz. 13.00 i 16.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Informacje pod nr tel.: 07770765983

A Couple of Poor, Polish-Speaking Romanians Do 29 marca, godz. 19.30 Dorota Masłowska w Soho Theatre 21 Dean Street, W1D 3NE Bilety: £10 Rezerwacja: 08704296883 lub przez internet: www.purchase.tickets.com Krótki, pełen humoru i niekończących się gagów dramat. Dwoje przesympatycznych bohaterów udaje się w podróż życia po Polsce udając Rumunów. Speed-the-Plow

Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wysłania SMS to £1,50 + standardowa stawka operatora

j ie sk r w e ło m as nu M a ty S n o ! or M a D ć S a rc kę ła m tu ys 7 z s y w do y n a rc z ty t a ka m e l ys e z bi e .W ac n ” i ój ns en ). dw nia sz ora po a gło at a om z er a dw g R . N op y n a ka i m k k s w a m p e a ow s t a l w S ó as a i k l i s h M ow n o t a rd el yt r, P oro da z o c o D tan ch f P NC + s y o sz le ci: ,50 n a u p re ś £ 1 t S la o D AC 0o M „ 07 zt S 87 os (K

Vanity Fair Portraits

East Festival: Lifeforce

nowy czas

www.nowyczas.co.uk

Sala pod kościołem Bilety: £ 8, rezerwacja: 07775861651 Wiersze ze swojego ostatniego tomiku będzie recytować Helena Werda. Towarzyszyć jej będzie zespół muzyczny.

Old Vic, 103 The Cut, Waterloo Road, SE1 8NB Bilety: £10-£47.50 W najnowszej sztuce Davida Mame-

Finnish-British Poetry

Buch zaprasza: Mr Maleńczuk & his Pocket Band

11 marca godz. 18.00 The Finnish Institute /Suomen Lontoon instituutti 35-36 Eagle Street London WC1R 4 AQ www.finnish-institue.org.uk Spotkanie z poezją finlandzką. Swoje

16 marca, godz. 20.00 Cargo, 83 Rivington Street, EC2 3AY Bilety: 15£ / 18£ Pocket Band Macieja Maleńczuka tworzą wybitni muzycy: Antoni„Ziut” Gralak na trąbce i Jakub Leonard Rutkowski na perkusji.


|23

29 lutego 2008 | nowy czas

redaguje Konrad Szlendak

london calling

Noc fetyszystów

Burial – mroczna gwiazda

Corsica Studios to skromny klub z niepozornym wejściem na tyłach stacji Elephant & Castle, do którego trafić jest jednak w miarę łatwo. Po krótkim przeszukaniu z ostrzeżeniem, że nie wolno robić fotek, wchodzimy do mrocznego przybytku o dwóch salach, w których zgromadzony tłum rozgrzewa się do boju browarkami. Impreza nosi tytuł Flame & Flesh. Wszyscy czekają na koncert duetu The McCarricks, który kręci się nerwowo po scenie, podczas gdy DJ zapuszcza klasyczną płytę Boards of Canada, In A Beautiful Place Out In The Country. Powoli robi się nastrojowo, zespół wchodzi na scenę, by wyjąć z futerałów skrzypce i wiolonczelę, słyszymy pierwsze dźwięki. VJ świeci po oczach niskobudżetową jazdą miksując to z ujęciami z życia koreańskiego miasta. Na początku jego starania robią dobre wrażenie, potem jednak zaczynają nużyć. Gwiazdy zaczynają grać do ostrego, breakcore’owego rytmu, który jednak z każdym następ-

nym kawałkiem staje się coraz prostszy, by polecieć w darkwave'owe łupanie. Harmonika oszczędna, a nawet zupełnie prosta. Mroczny romantyzm zaczyna wyraźnie dominować po dwóch, trzech kawałkach, którymi grupa wyzwala w publice wiele emocji. Koncert trwa niecałą godzinę, duet schodzi z zasłużonymi brawami, występ przyzwoity. Idziemy połazić po drugiej sali, by dokładnie przypatrzeć się instalacji The Gas Organ, która jest tej nocy głównym aktorem. W bardzo ciekawy sposób pokazuje ona fuzję technologii i muzyki. Długie, szklane rury pełnią rolę organów, grających dzięki płomieniom butli gazowych i kontrolowanym ujściom powietrza. Wszystko chodzi na dwa piloty! Wracamy na główną sale, gdzie jesteśmy świadkami performance’u duetu Patient Zero. Klasyczne środki body artu zostają tu wykorzystane w celu przedstawienia mitu śmierci i odrodzenia poprzez fizyczne cierpienie. Trochę

Burial to jedna z gwiazd londyńskiego dubstepu, który od swojego debiutu płytowego w maju 2006, szybko zaczął być rozpoznawany ze względu na bardzo dopracowany styl, który podobnie jak muzyka Shackletona ze Skull Disco, sięga ponad porażanie klubowych mózgów permanentnym basem, stając się wyrazem wewnętrznego życia twórcy. Mimo że w ostatnich dwóch latach dubstep z ekstremalnego kierunku zaczął powoli obierać kurs w stronę alternatywnego klabingu i stał się w efekcie gatunkiem masowym, który dociera zarówno na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, jak i na Ukrainę, przykład Buriala pokazuje, że wciąż można w jego ramach tworzyć rzeczy oryginalne. Wydany jesienią zeszłego roku drugi album Buriala, „Untrue” wydaje się być tego najlepszym dowodem. To zdecydowany zwrot w stronę dubstepowych korzeni, wokalnego 2 stepu, który przez całą płytę zdaje się przekazywać melancholię za najlepszymi latami rave'u, okresem bardzo silnie inspirującym artystę. Pomiędzy brudnymi, toksycznymi tłami, składającymi się na muzyczny obraz współczesnego Londynu, trafia się więc od czasu do czasu trochę słodkich, łagodnych sampli w stylu FSOL lub wczesnego Aphex Twina. Wszystkie kawałki mają jednak w sobie głęboki magnetyzm, który sprawia że płyta bez wątpienia jest przebojowa, co często staje się zarzutem. Jak mówi sam Burial w wywiadzie dla Kode9: – Robienie kawałków zawsze było dla mnie trudne. Zwykle siadałem lub spacerowałem z nadzieją, że zrobię coś, co mi się spodoba. Pewne wokale wybierałem, ze względu na nastrój, w którym się znajdowałem. Chciałem więcej wokali, ponieważ układały się w piosenki, jest to smutne że wracają do ciebie pod koniec, ale nie chciałem piosenkarek tylko czegośc innego. To coś innego, to bez wątpienia specyficzna, liryczna atmosfera, której kreowanie było zawsze domeną mistrzów ambientu tj. Brian Williams (Lustmord) lub Markus Popp (Oval, Microstoria, So). Zdaje się, że Burial może stać się dzięki niej jednym z największych poetów londyńskiego dubstepu, pomimo tego że na imprezach lubi ostro podbić tempo. Nie zrażajmy się więc dubstepową wersją „krainy łagodności”, gdyż niespokojny duch Buriala dopiero da o sobie znać.

krwi leci z przebitej na piersiach skóry młodej kobiety oraz jej partnera, wysokiego gościa z rozpuchami i śmiesznym tatuażem. Łączą się wspólnie linkami i ciągną w swoje strony robiąc to długo i z uporem. Następnie usta mężczyzny zostają zaszyte, a na jego twarz założona maska. Duet kończy swój performance zastygając w bezruchu pod czarnymi welonami. Następny performance to show s/m na wysokim poziomie. Akcja zostaje osnuta wokół subtelnego bonadage'u, którego mistrzem jest zamaskowany arafatką transseksualista w klapkach. Powolnie wiąże swoją uczennicę demonstrując najróżniejsze sposoby powolnego zadawania bólu. W tle przygrywa zespół Uniform, złożony z puzonistki, zamaskowanej niczym wiktoriański zombie, wąsatego, dekadenckiego didżeja, który pieści Maca i mikrofon oraz grającego gitarowy noise Japończyka. Dobry shit! Zadowoleni ulatniamy się koło trzeciej nad ranem.

Nigeryjskie perełki Wytwórnia Soundway z Brighton to ewenement nawet na bardzo dynamicznym, brytyjskim rynku niezależnym. Specjalizująca się w wydobywaniu na światło dzienne nieznanych szerszemu odbiorcy klasyków z Afryki i Ameryki Łacińskiej, za każdym razem zaskakuje swoimi wyborami pozostawiając każdego konsesera world music w stanie zaskoczenia i olśnienia. Tym razem Miles Cleret wraz z załogą dał nam pod stopy kolejną, doskonałą kompilację w dwóch częściach, Nigeria Special: Modern Highlife Afro-Sounds & Nigerian Blues 1970-76. Tropiąca dźwięki, które rządziły w latach 70. w klubach, do których uczęszczały elity z Lagos, składanka prowadzi nas przez bujny gąszcz artystów, grających highlife (czyli zachodnioafrykański jazz) oraz ciepły, afrykański blues i juju. W sferze rytmicznej rządzą tutaj struktury oparte na tradycyjnych rytmach narodów Yoruba i Igbo, grane raczej w średnim tempie. To jednak afrosound natchniony także przez późny europejski bebop, który iskrzy się partiami instrumentów dętych, podczas gdy pidgin English mieszając się z plemiennymi językami wciąga nas głęboko w spiralę czasu. Charakterystyczna, „garażowa” produkcja tych utworów może szokować niewyrobionego odbiorcę, ale odzwierciedla wszystko to, co było ważne wówczas w muzyce nigeryjskiej. To energia surowa, całkowicie inna od kawiarnianego, europejskiego jazzu, nieznająca ani brzmienia fusion, ani elektrycznego jazzu, charakteryzująca się jednak naturalnym, niepowtarzalnym ciepłem. Nigeria Special: Modern Highlife Afro-Sounds & Nigerian Blues 1970-76, Volume I & II – Soundway, UK – CD/LP/Mp3 – styczeń 2008


2 |

29 15 lutego 2008 | nowy czas

czas na boku

No Way Back Where

Non-return of the King

by Marek Kazmierski

My campaign to become the next king of Poland is over. Only two weeks since I started writing about my vision for a restored Polish kingdom, I have already received death threats. Well, only the one, actually. From the editor of this newspaper. She said, “Marek, the king-joke was funny for a while, but drop it now, please.

Michał Sędzikowski

Gdyby Borat zabłądził Ała łuła! Taki okrzyk Polacy mogą dzisiaj usłyszeć w miejscu pracy od mniej rozgarniętych Wyspiarzy. Borat skrystalizował prosty wizerunek człowieka ze Wschodu. Za tym „jak się masz łała łuła” stoją wszystkie niewypowiedziane myśli i przypuszczenia, hamowane polityczną poprawnością, czy też zwykłym brakiem wyobraźni Anglików na temat ludzi ze wschodniej Europy. I chociaż Cohen powiedział wyraźnie, że chciał obrazić Amerykanów, to jakimś cudem obrażeni czują się tylko Kazachowie. Czyżby cały naród był za głupi, żeby zrozumieć subtelną grę intelektualną, o istnieniu której gorąco zapewnia autor filmu, czy też może żadnego drugiego dna w filmie nie było? Myślę, że reżyser wykazał się inteligencją nie podczas kręcenia filmu, ale już po premierze, kiedy uderzył w dźwięczne struny antyamerykanizmu. Antyamerykanizm jest trendy. Tak bardzo, że nawet z Bogu ducha winnego

And when your Editor asks, you don’t argue. Not in print, anyway. And so, my dream lies dead. Killed by the true Queen of my world – the lady who says what does and doesn’t get published in these pages. For a moment there, I thought that the New Time belonged to me. My New Kingdom. But, as Dylan once sang, “Well, it may be the devil, or it may be the Lord, but you’ve gotta serve somebody”, and I’m not going to argue with Bob. Or Pani Teresa. Pity. I had wonderful plans for transforming Polska. For example, I was going to turn the whole country into a national park. A kind of giant nature reserve. How, you ask? What about cities, factories, pollution? Easy! Taking a leaf out of that great visionary artwork “Seksmisja”, I was going to get Polish miners back to work, bury all business and industry below the surface of the earth, and have everyone live in traditional houses, just like in the Old Days. Kazmierski the Great – found

Poland concrete, left her wooden (an illiterate translation of a great Polish saying, if you will). But how to restore our postCommunist landscape to its former glory? Easy – close schools and send children to plant trees. University would last ten years, but you wouldn’t start until you were in your thirties. Before then, it would be up to you what books you read and what stories you wrote. Between planting trees, of course. My other reforms involved the army managing prisons, prison officers helping the police, the police helping the fire services, and the fire services helping build my new castle. I’ve always thought Poland needed something to equal the Pyramids or the Eiffel Tower or maybe both. My castle would be a kind of hybrid. A giant pyramid with a tower on top. I’d make sure it could be seen from space, and that’s what matters, right? The alien point of view. Anyway, I’m not an architect, more

an ideas man. Another of my royal edicts would have been to re-open Stadion X in Warszawa, and have all political parties based there, not at the Sejm. All politicians would wear football kits instead of suits. Easier to tell which side is which, and politicians always choose awful ties anyway. Just like Market Europa, they would have stalls all the way around the top, and debates in the stadium itself, Roman republic style. And on Sundays, they would have to play each other at rugby. I hate rugby, so it would be my little bit of torture. “Lepper tackles Kwasnieski! Donald grabs Leszek by the neck, but is counterattacked by the other twin, who grabs the ball (a crooked ball, perfect for politicians to play with!), until referee Walesa whistles and interrupts play for a five minute prayer. Well, it is Sunday, after all…” While I’m on the subject of faith, I would make Vegetarianism the state religion. Why not? No debates on the nature of God needed, nobody gets

hurt, not even animals, and everybody would be that little bit healthier and fitter. Of course, it would not be a compulsory religion. I am not a vegetarian, and never will be. I just think it funny that there are people out there who think animals dying for nothing is a good idea. And kielbasa and schabowe bad. If you are that nuts, you deserve a church of your own, where you can hide and not get in the way of the rest of us predators. Still, none of that is going to come true now. Sorry. Maybe it’s better that way. Writers are born to have ideas. Editors are born to quality check them. Never listen to writers. They’ve no idea where ideas come from and what thinking is for in the first place. Writers are kings, and kings are all idiots. Editors are the true masters of the world. The jesters that rule the roost. Who decide what kind of history gets written and published. And maybe, just maybe, it’s better we keep it that way.

narodu Kazachów można zrobić pedofilii, ekshibicjonistów, gwałcicieli, brudasów, prymitywów, po czym powiedzieć, że tak naprawdę miało się na myśli Amerykanów i wszyscy będą happy, nawet sami Amerykanie, jeśli nie liczyć spraw sądowych o chuligaństwo, które wloką się za reżyserem. Coś ci Kazachowie tylko dziwnie skwaszeni, a rzekłbym nawet – głęboko dotknięci. Ambasador Kazachstanu wyraził się bardzo niecenzuralnie o reżyserze i w Kazachstanie, a nawet w Rosji zabroniono emisji filmu. Nie rozumieją pewnie głębokiej sztuki. Polacy rozumieją głęboką sztukę i jak na budowie do nich Anglicy krzyczą ała łuła, to domyślają się, że przecież Wyspiarzom nie chodzi o to, że ała łuła wołają Polacy, kiedy chcą przepędzić niedźwiedzie sprzed chaty i krowę z przedpokoju, lecz ów okrzyk skierowany do Polaka ma tak naprawdę obrazić Amerykanina. Zresztą każdy przecież wie, że Amerykanie dostają szału, jak słyszą ała łuła. To co mnie za każdym razem na nowo zadziwia, to identyczność doświadczeń podczas prowadzenia dyskusji z ludźmi, którzy twierdzą, że „Borat” jest genialnym filmem. Mniej więcej jakbym rozmawiał z ludźmi w stanie hipnozy, którzy padli ofiarą tego samego sztukmistrza. Na pierwsze moje pytanie, dlaczego podobał ci się „Borat”, dostaję odpowiedź: „Bo obnaża Amerykanów.” Nie wiem czemu akurat tylu ludzi uważa, że warto obnażyć Amerykanów, a nie na przykład Polaków albo Brytyjczyków? Dlatego, że są potęgą gospodarczą i militarną? Czy może dlatego, że mają najwięcej noblistów, świetnych pisarzy i reżyserów? A może dlatego, bo wygrali dla nas II wojnę światową, a potem

przez ponad 40 lat byli przeciwwagą dla szalejącego w Europie i Azji totalitaryzmu? Może obnażymy to, że wysłali człowieka na Księżyc i sondę na Marsa? W czym my, Polacy, czujemy się tacy doskonali, poza emigrowaniem i donoszeniem na siebie w miejscu pracy, że zachciewa się nam z politowaniem kiwać głową nad Stanami Zjednoczonymi? Bo mają głupiego prezydenta i przegrali politycznie w Iraku – powiedzą co niektórzy. No fakt, my mieliśmy samych prezydentów z tytułami profesorów, w prostej linii potomków Sokratesa i wygrywaliśmy politycznie od czasów Mieszka I. Następnie pytam mojego rozmówcy, w którym momencie film obnaża Amerykanów. Tu zawsze następuje długie milczenie, okraszane westchnieniami w stylu: No tak w ogóle… obnaża i obraża… generalnie demaskuje… yyyhh… generalnie to rasizm obnaża i te wszystkie stany tak obraża… I po tej serii duknięć i ochnięć nie mogę uwierzyć, że przecież rozmawiam z ludźmi inteligentnymi, którzy na inne tematy potrafią wypowiadać się płynnie i pełnymi zdaniami. W którym momencie demaskuje amerykański rasizm? – pytam jak zwykle. I wtedy każdy, jak zaprogramowany, mówi że w scenie z hymnem amerykańskim i koniem co się przewraca. I tutaj aż mnie zatyka z wrażenia, bo nie wiem jak można posądzić o rasizm ludzi, którzy obcego faceta o wyglądzie niedorozwiniętego terrorysty wpuszczają na publiczny występ i pozwalają mu honorowo odśpiewać ich hymn narodowy, tylko i wyłącznie, by dać wyraz gościnności i braku uprzedzeń! Cohen musiał naprawdę głęboko wierzyć w tolerancję Amerykanów, żeby odważyć się sprofanować publicznie

ich hymn i to w jednym z południowych stanów, o których się mówi, że są mało tolerancyjne. Postawiłbym dolara przeciwko złotówce, że gdyby reżyser przebrany za Rumuna albo Cygana sprofanował w ten sposób hymn Polski przed meczem Legia vs Wisła, to kibice by odtąd nosili jego niewielkie zasuszone kawałki na szyjach jako trofea frajera. Cohen jednak frajerem nie jest i wiedział, w jakim kraju będzie bezpiecznie mógł obrażać jego gospodarzy, wnosić swoje odchody do salonu, biegać nago na bankietach, ubliżać w twarz feministkom i zakładać gwiazdom pop worki na głowę, nie lądując po każdej nakręconej scenie w szpitalu. Wiedział, który naród jest narodem cywilizowanym i tolerancyjnym, a komu będzie łatwo przypiąć łatkę dzikusa, zboczeńca, homofoba i

szowinisty. Jakby coś mu się w tej sprawie pomyliło, to nie dożyłby ostatnich zdjęć. Chętnie zobaczyłbym, jak popełniając taki błąd, w przebraniu Rumuna, zakłada na przykład Dodzie worek na głowę oraz co potem robią z nim jej ochroniarze i fani polskiej gwiazdeczki. To by dopiero było zdemaskowanie rasizmu, warte pokazania światu. Cohen chyba nie spodziewał się tylko, że w Europie znajdzie tylu naiwnych, którzy łykną jak młode gęsi, że tu chodziło o Amerykanów, że tak samo prostacy, jak i ludzie przecież inteligentni, dadzą się zwieść modnym antyamerykańskim okrzykom i na fali tego jakże dziwnego antyamerykańskiego poczucia wyższości, pozwolą sobie zaserwować odchody, owinięte folią pseudointelektualnej, ale za to bardzo modnej frazeologii.


|25

nowy czas | 29 lutego 2008

rozmowa na czasie

Kronikarka niewygodnej historii Alina Czerniakowska jest autorką kilkudziesięciu filmów dokumentalnych, m.in. o generale Fieldorfie-Nilu, o procesie Adama Humera, o hrabinie Renacie Ostrowskiej. Jej dokument pt. „Odkryć prawdę” dotyczy lustracji i Telewizja Polska nie zgodziła się do dzisiaj na jego emisję. W czwartek, 28 lutego, film ten został pokazany w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. Z Aliną Czerniakowską rozmawia Elżbieta Sobolewska

Pani nowy film „Czy warto było tak żyć?” będzie znowu telewizyjnym „półkownikiem”, czy jednak zostanie pokazany?

– Już został. W środę, w TVP 1 o godzinie pierwszej w nocy. Opowiada o Stanisławie Sojczyńskim, twórcy powojennego Konspiracyjnego Wojska Polskiego, liczącego dziesięć tysięcy żołnierzy, którzy walczyli z ubecją, odbijali Polaków z więzień, na przykład z więzienia w Radomsku odbili prawie sześćdziesięciu skazanych. Sąd Wojskowy w Łodzi wydał na niego wyrok śmierci. Wykonano go w lutym 1947 roku. Nie wiadomo, gdzie go pochowano. Kręci Pani filmy o ludziach, których dokonania, chociaż zostały celowo wymazane z historii, są jednak niezwykle ważne. A co z tymi, którzy popełnili błędy, nie byli czarno-biali, czy oni też mogliby stać się bohaterami Pani filmów?

– Oczywiście. Kiedyś w rozmowie wymieniłam nazwiska znakomitych niegdyś ludzi, którzy zdecydowali się współpracować. I ktoś mi wtedy powiedział, ze ci żołnierze AK, którzy trafili do

ODSZKODOWANIA POWYPADKOWE Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych

więzienia, jeśli chcieli przeżyć, musieli się zgodzić. Parę dni temu spotkałam się z człowiekiem, który dotarł do papierów ojca, który był znaną osobą, pułkownikiem i ten jego syn dowiedział się, że ojciec współpracował. Jest to dla niego dramat. Siedział w kawiarni niemal w amoku i mówił, że jeśli okaże się to prawdą, odda wszystkie odznaczenia ojca i ogłosi w prasie, kim był. Spytałam, czy wolałby, żeby jego ojca zamordowano, jak Fieldorfa, jak innych? I zobaczyłam w jego twarzy, że on by wolał… Od początku swojej pracy w telewizji poruszała Pani tak ciężki kaliber tematów?

– Ależ nie. Skończyłam ekonomię i nauki socjologiczne, potem studiowałam dziennikarstwo. Kiedyś do pracowni telewizyjnej przyszedł Mariusz Walter i rozglądając się po sali zwrócił na mnie uwagę, powiedział: „Tej to Pan Bóg dał dużo wdzięku” i zaprosił mnie do studia. Tak się zaczęła moja przygoda. Potem wszyscy mnie pytali z czyjej jestem protekcji, a ja robiłam bardzo ważną minę mówiąc, że z protekcji bardzo ważnej. Wtedy interesowałam się poezją, literaturą i zaczęłam współpracować z Barbarą Borys-Damięcką, super fachowcem, przy realizacji programów poetyckich. Potem długo pytała mnie, dlaczego od tego odeszłam. Odeszłam, bo pomyślałam, że czas zająć się czymś innym. Zrobiłam swój pierwszy film w 1987 roku, piętnaście minut, takie rozmyślania na pierwszego listopada – para spacerująca przy Arsenale przypominała sobie fragmenty historii. No i miałam problemy, bo to było świeżo po procesie w sprawie Popiełuszki. Dałam tam fragment wiersza Leopolda Staffa „zostaną po nas kręgi na wodzie, ślady na piasku” i to im strasznie nie pasowało, że te kręgi na wodzie budzą skojarzenia z Popiełuszką. Kazali to wyciąć. Potem zrobiłam film o Lwowie, choć w nim nie byłam i Witold Szolginia [autor książek i gawęd radiowych o Lwowie – przyp.red. ] nazwał mnie lwowianką z wyboru…

Skąd w Pani te tematy?

– Z domu, gdzie się o Polsce rozmawiało. Brat dziadka zginął w Katyniu, a dziadek opowiadał jak tępiono kułaków, babcia uratowała czterech Żydów i nawet „Gazeta Wyborcza” napisała, jak ci uratowani przez 47 lat szukali rodziny pani Czerniakowskiej, by podziękować. Pamiętam Wigilie, gdzie zawsze było dużo nieznanych mi ludzi, babcia wszystkich przyjmowała i zawsze śpiewało się jakieś pieśni ułańskie, legionowe. Pamiętam sytuację, jak na lekcji muzyki w szkole trzeba było zaśpiewać dowolną piosenkę, to były lata 70. Wszyscy zaśpiewali różne takie piosenki PRL-owskie, a ja „Hej chłopcy, bagnet na broń”, piosenkę z Powstania Warszawskiego. Klasa zaczęła się śmiać, pani oniemiała. Ja te piosenki znałam, moi koledzy nie. Dlaczego nie ma miejsca w publicznej telewizji na Pani filmy?

– Swego czasu przez kilka godzin trwało ze mną spotkanie w telewizji, gdzie czepiano się wszystkiego, prawie klatka po klatce. W tym filmie też musiałam zaciemnić twarze ubeków, ale to nie jest takie ważne. Ważne jest to, że zamiast doceniać fakt, iż jest ktoś, kto takich ludzi wyciąga i pokazuje te sprawy, dostaję za to po głowie. Podejmuję tematy niewygodne, bo uważam że warto, że jest to kropla, która drąży skałę, mówiąc górnolotnie. Nikt w telewizji nie zarzucił mi braku profesjonalizmu. Na ogół mówi się, że to co robię jest nieobiektywne, że feruję swoje wyroki, a trzeba patrzeć też z drugiej strony. Tak mówią ci, którzy nie chcą powiedzieć, że podejmowanie tych tematów jest niepotrzebne, bo tak powiedzieć nie mogą. Ja wtedy mówię, że robię filmy o Polsce i o Polakach, z których mogę być dumna, z których mogą być dumni ludzie wywodzący się z Polski i przyznający się do swojej polskości.

„Odkryć prawdę” w POSK-u „Odkryć prawdę” to niespełna godzinny film, który Alina Czerniakowska nakręciła w 2007 roku. Bezpośrednim pretekstem do nakręcenia tego kontrowersyjnego dokumentu było głosowanie w Trybunale Konstytucyjnym dotyczące lustracji, do którego doszło na wniosek grupy posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Wyrok Trybunału został ogłoszony 11 maja 2007 roku. Wtedy to właśnie sędziowie uznali, iż niektóre z przepisów ustawy lustracyjnej są niezgodne z Konstytucją i prawem międzynarodowym. „Od dawna myślałam, aby opowiedzieć o najważniejszych procesach, które zadecydowały o obecnej kondycji narodu polskiego. Chciałam opowiedzieć za czyim pozwoleniem przez osiemnaście lat wolnej Polski ukrywano i fałszowano prawdę. A przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy Polsce i Polakom dzisiaj potrzebna jest prawda – ta wielka narodowa i ta nasza prywatna” – powiedziała reżyserka. Przed kamerą wypowiedzieli się Jan Olszewski, premier polskiego rządu w latach 1991-1992, historyk Leszek Żebrowski i dr Piotr Gontarczyk, wybitny znawca archiwów Instytutu Pamięci Narodowej. W filmie Alina Czerniakowska wykorzystała zdjęcia i dokumenty archiwalne oraz wypowiedzi prasowe polityków i dziennikarzy.

Rozmowa w j∆zyku polskim

FREEPHONE

0800 018 3299 www.levenes.co.uk

.


26

29 lutego 2008 | nowy czas

czas na relaks

Saba prosi, by przekazać panu i opinii publicznej, że marzy o tym, by z suki publicznej stać się z powrotem suką prywatną Ludwik Dorn

Z TEKI LICHOTY

gęś ze SzczyptĄ Folku

» Nawet jeżeli nigdy nie byliśmy w Irlandii

mania gotoWania Mam na myśli tradycyjną muzykę ludową. Często może i nie jest już tradycyjna, ale zachowująca prastare, celtyckie brzmienie. A gdzie muzyka, tam i taniec. Chyba jedną z najpopularniejszych grup propagujących irlandzkie tańce jest zespół Michaela Flatneya, jednego z najszybciej przebierającego nogami tancerza na świecie. W Polsce znanego z przedstawienia Lord of The Dance, goszczącego w naszym kraju niejednokrotnie. Talent Michaela został zauważony już wcześniej w innym przedstawieniu pt. Riverdance. Przez kilka lat był tam głównym tancerzem, aż potem spróbował własnych sił nie tylko jako tancerz, ale i producent. Riverdance jest urzekającym opowiadaniem o kolejach ludzkiego losu, o jego lepszych i gorszych stronach. A cała historia jest opowiedziana, a raczej wyśpiewana i wytańczona przez zespół. Riverdance gościło na wszystkich kontynentach i zawitało nawet na amerykański Broadway. Dodatkowego smaczku dodają temu przedstawieniu zgrabnie wplecione tańce rosyjskie, flamenco i stepowanie. Równie imponujący dorobek artystyczny posiada... polski zespół grający muzykę celtycką – carrantuohill. Gdzie oni nie byli i z kim nie śpiewali... Wspomnę tylko Annę Marię Jopek, Stanisława Sojkę czy Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. Nazwa carrantuohill znaczy tyle co „kręta ścieżka na wzgórze”. A najwyższy szczyt Irlandii (1041 m n.p.m.) nosi właśnie to miano. Jeszcze słowo o tradycjach celtyckich. Celtowie zamieszkiwali nie tylko Irlandię czy Szkocję. Szczególnie pielęgnowane są tańce i muzyka po dziś dzień w północnej części Hiszpanii, Bretanii we Francji i w niektórych częściach Niemiec. Może irlandzka muzyka nie jest najlepszą z gatunku muzyki biesiadnej, ale w przerwie między tańcami zawsze chętnie sięgniemy po coś do przekąszenia, tak jak na weselu. Dużo radości, tańców, pląsów i oczywiście wykwintnego jadła. Dziś dwa mięsne przepisy.

WołoWina W tęgim piWie Fabryka Guinnessa w Dublinie to siedmiopiętrowy budynek uwieńczony wspaniałym tarasem z widokiem na całe miasto. W ulokowanej dwa piętra niżej restauracji można skosztować kilka irlandzkich pyszności. Piwo Guinness nadaje się nie tylko do picia, ale i do gotowania. I to dzięki niemu smak wołowiny uzyskuje nowy wymiar. Na 4-6 porcji przygotujmy: 15 g masła, trochę oleju roślinnego, około

ani nie próbowaliśmy irlandzkiego jedzenia, nie mogliśmy nie spotkać się z irlandzką muzyką. I nie chodzi tutaj o sławne zespoły formatu U2. kilograma mięsa na gulasz, pociętego w bardzo grubą kostkę, 4 średnie cebule, 225 g grzybów, sól i pieprz, 2 łyżki mąki, 300 ml Guinnessa, liść laurowy i łyżeczkę brązowego cukru. Na maśle i oleju podsmażamy mięso. Najlepiej w ciężkiej brytfannie, a jak nie, to w naczyniu żaroodpornym lub, od biedy, w sporym garnku. Mięso brązowimy około 10 minut, przekładamy łyżką cedzakową na bok i podsmażamy cebulę pociętą w piórka i połówki pieczarek, aż zmiękną. Jeżeli potrzeba, dodajemy więcej oleju. Doprawiamy do smaku, oprószamy mąką i mieszamy dobrze, by mąka wchłonęła tłuszcz. Dodajemy mięso, liść laurowy i cukier. Zalewamy piwem i powoli na małym ogniu lub w piekarniku nastawionym na 1800 C dusimy przez dwie i pół godziny, aż mięso zmięknie. Możemy skrócić czas gotowania przez pokrojenie mięsa w drobniejszą kostkę, ale nie do przesady. Pieczone warzywa, jak marchewka, pietruszka czy brukiew (swede) będą miłym dodatkiem. Proszę nie zapomnieć o ziemniakach!

gęś pieczona z jabłkami i śliWkami I w Polsce znamy pieczone gęsi. Za to ten przepis popularny bywał w Irlandii i północnej Anglii, a szczególnie związany jest ze świętem Michała Archanioła, zwanego Michaelmas. W Kościele zachodnim, czyli katolickim, święto to wypada pod koniec września. Obchody tegoż święta obrosły przez lata tradycją, lecz z czasem tradycja ta odeszła w zapomnienie. Dziś trudno więc już wytłumaczyć powiązanie tego święta ze spożywaniem akurat gęsi. Jedno ze starych angielskich powiedzeń przypominało, że kto tego dnia spożywa pieczoną gęś, ten nie będzie cierpiał na brak pieniędzy i nie będzie miał długów. Na 8 porcji potrzebujemy: gęś (4-5 kg), sól i pieprz, łyżkę masła, 1 dużą cebulę, 450 g suszonych śliwek (prunes), 4 łyżki stołowe porto, 1 łyżkę świeżej posiekanej szałwi (sage) i 1 łyżeczkę suszonej, 100 g świeżego, pokruszonego, ciemnego chleba tostowego, 6 jabłek i 300 ml białego, wytrawnego wina. Całą powierzchnię skóry gęsi nakłuwamy widelcem bądź szpikulcem. Na ile to możliwe, wyciskamy podskórny tłuszcz i zachowujemy go na później. Nacieramy solą. Do przygotowania nadzienia potrzebujemy roztopić masło i podsmażyć na nim cebulę, aż do miękkości. Pokroić drobno wątróbkę i dodać na 2-3 minuty do cebuli. Z połowy śliwek

wyjmujemy pestki, kroimy i dodajemy do całości razem z port Pod przykryciem dusimy przez 5 minut. Następnie dodajemy chleb, szałwię i doprawiamy do smaku. Przez szyjny otwór łyżką wkładamy nadzienie i zaszywamy. Gęś umieszczamy na tacy do pieczenia. Zachowanym tłuszczem okrywamy gęś i przykrywamy folią aluminiowąi pieczemy w piekarniku nagrzanym do 2000 C. Czas pieczenia obliczamy dając na każde 450-500 g gęsi 15 minut, plus dodatkowe 15 minut. W przypadku 4-kilowej gęsi będzie to około 2 godzin i 15 minut. Często polewamy mięso sokiem i tłuszczem z pieczenia. Około pół godziny przed końcem pieczenia odcedzamy tłuszcz. Jabłka pocięte w ósemki, bez pestek wkładamy na tacę razem z pozostałymi śliwkami i winem. Pieczemy bez folii już do końca. Podajemy z jabłkami i śliwkami. Ziemniaki gotowane bądź tłuczone doskonale uwydatnią intensywny smak gęsi. Tradycyjnym warzywnym dodatkiem była duszona, czerwona kapusta. Inną wersją tego dania jest gęś nadziewana jabłkami z dodatkiem cynamonu i cukru.

Życzę miłego weekendu wszystkim Czytelnikom - i do zobaczenia za tydzień.

absurd tygodnia Wydawało się, że w porównaniu ze swoimi początkami poprawność polityczna straciła na swojej sile rażenia. a początki były rewolucyjne. nie każdy dziś pamięta, że ci w pierwszym szeregu domagali się, żeby na przykład określenie „czarna kawa” zastąpić „kawą bez mleka”. nikomu jednak do głowy nie przychodziło, że określenie na rządowe rozporządzenia – „white paper”, w tak postawionej na głowie logice, może obrażać białego człowieka. okazało się, że biały człowiek, zgodnie z formułą poprawności politycznej, obrazić się nie ma prawa. gorzej z innymi kolorami, i tu trzeba nadal uważać. nie zrobiła tego prezenterka radia bbc2, Sarah kennedy. zwierzyła się słuchaczom, że ma trudności w dostrzeżeniu ciemnoskórych ludzi w ciemnościach. jej nierozważna refleksja zaniepokoiła ofcom, organizację monitorującą środki masowego przekazu. Dyrekcja bbc musiała publicznie zaprzeczać, jakoby był to komentarz rasistowski. Skończyło się polubownie, ale mogło być gorzej. jak widać, wciąż trzeba być ostrożnym.


|27

nowy czas | 29 lutego 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

9 6 4 2 5 1

8 1 7 4

4 1 2 6 1 7 2

2 7 5 7 4 6 5 1 7 5 9

6 8 6 3 8 2

9 8

trudne

5 7 3 8 9

3 1 7 9 6 1 2 4

8

3

7

1 5 2 5 3 5 4

1 4

3

2 8

5 8 7 6 2 8

5 7 6

6 9 8 2 9 4 7 4 6 5 9 1 1 7 6 1 1 4 5 9 2 5

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Większą rolę w Twoim życiu odegra rodzina, partner lub najbliżsi przyjaciele. Niewykluczone, że po prostu będziesz potrzebować ich pomocy. W pracy powinieneś teraz bardziej korzystać z cudzych doswiadczeń i uważniej podpatrywać tych, którzy odnieśli sukces. Daruj sobie na razie większe rewolucje i szarżowanie na wyższe szczeble kariery.

BYK

20.04 – 20.05

RAK 22.06 – 22.07

Szy ku je się na pię ta mi łość. Ale Ty te raz mo żesz mieć wra że nie, że je steś zdo mi no wa ny i nie wie le w tym związ ku masz do ga da nia. Je śli jed nak przyj dzie ci ocho ta na skok w bok, wiedz, że te raz za war ta zna jo mość bę dzie krót ka jak bu rza la tem. Po sta raj się tak że o zmia nę gar de ro by i od wiedź si łow nię lub klub fit ness.

LEW 23.07 – 22.08

Nie mo żesz na ra zie kie ro wać się de wi zą „po tru pach do ce lu”. Na dej dą jesz cze lep sze cza sy, by to zre ali zo wać. Mię dzy To bą a uko cha ną oso bą praw dzi we bu rze. Kie dy dwie tak sil ne oso bo wo ści jak Wy sta ną na prze ciw ko sie bie, mu si za iskrzyć. Ale za to jak że słod kie i na mięt ne bę dzie po jed na nie! Ko niecz nie dbaj o zdro wie i się nie prze si laj.

Am bit ne pla ny, któ re cho dzą Ci po gło wie od la ta, te raz wresz cie bę dziesz mógł za cząć wpro wa dzać w ży cie. Nie cze kaj na lep szą oka zję, te raz bo wiem masz si łę prze bi cia, od wa gę i ener gię. W pra cy mo żesz ocze ki wać pod wy żek, awan sów i po chwał. Je sli zaś ostat nio od nio słeś po raż kę, te raz na wszyst ko spoj rzysz ina czej.

Więk sze tem po ży cia ka że Ci le piej or ga ni zo wać czas i do mi ni mum ogra ni czyć za ję cia, w któ r ych moż na Cię za stą pić. Two je kon tak t y z in ny mi bę dą po wierz chow ne i bar dziej for mal ne. Spo tka nia w kon kret nych spra wach i in te re sach za stą pią in t ym ne roz mo wy z przy ja cie lem. Ale gdy te dni mi ną, z ulgą stwier dzisz, że uciąż li wa spra wa jest za To bą.

W ży ciu pry wat nym do gło su doj dą skry wa ne tę sk no ty ser ca i cia ła. Chy ba masz ocho tę, by się gnąć po za ka za ny owoc, zro bić coś szo ku ją ce go. Śmia ło, ma rzec to ta ki dziw ny mie siąc, kie dy wie le rze czy ucho dzi na su cho. W pra cy szy ku ją się zmia ny. Mo że za in te re su jesz się in ną, nie zna ną do tąd dzie dzi ną, któ ra Cię za fa scy nu je.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

NA PAN 23.08 – 22.09

GA WA 23.09 – 22.10

W co dzien nym ży ciu cze ka Cię wię cej ra do ści i uśmie chów lo su. Czę ściej spo t y kać się bę dziesz z bez in te re sow ną życz li wo ścią in nych. Jest to do sko na ły czas na za ła twie nie spraw, o któ r ych po wo dze niu de cy du je łut szczę ścia lub czy jaś po moc. Ty sam zaś wprost ema no wać bę dziesz wdzię kiem i sek sa pi lem.

PION SKOR 23.10 – 21.11

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Mo żesz do stać du żo cie kaw szą pra cę, ale wię cej obo wiąz ków i wiek szą od po wie dzial ność. W spra wach fi nan so wych bę dzie nie źle, ale pa mię taj, że pa trzysz te raz na świat przez ró żo we oku la r y. Ko niecz nie zdej muj je, gdy pod pi su jesz umo wy, li czysz pie nią dze lub za cią gasz kre dyt. W spra wach ser co wych bez zmian i na ra zie nic Cię nie cze ka.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Nie któ rzy z Was od kry ją w so bie zdol no ści ar t y stycz ne, wszyst kim zaś Skor pio nom do bry gust pod po wie, jak za po mo cą pa ru cel nych po su nięć w ga bi ne cie fry zjer skim lub w skle pie z ciu cha mi zy skać no wy, in te re su ją cy ima ge. W Two ich spra wach ser co wych pod ko niec ty go dnia za pa nu je oży wie nie. W pra cy bez żad nych zmian.

Roz po czę te spra wy trze ba do pro wa dzić do koń ca. Pod ko niec ty go dnia ży cie na bie rze tem pa, więc że by na dą żyć, po wi nie neś być na bie żą co z obec ny mi obo wiąz ka mi. Cze ka Cię spo r y wy si łek or ga ni za cyj ny, ale przy naj mniej bę dzie cie ka wie, a po za tym po ja wią się wi do ki na więk sze pie nią dze.

Na ho r y zon cie mo gą po ja wić się no wi zna jo mi, przed To bą otwo rzą się no we moż li wo ści i szan se na cie kaw sze ży cie. Mo że to bę dą zmia ny w pra cy, a mo że za in te re su jesz się ja kąś nie zna ną dzie dzi ną, zy skasz no wą pa sję? Po trze bu jesz jed nak od mia ny i uroz ma iceń. Two je po trze by mi ło sne wzro sną. Masz szan sę na więk sze pie nią dze.

W spra wach ser co wych - wio sna. To wspa nia ły czas, kie dy nie po ro zu mie nia idą w nie pa mięć i znów jest jak kie dyś. Na Two jej dro dze mo że tak że po ja wić się ktoś cał kiem no wy. Je śli na wet nie bę dzie to mi łość od pierw sze go wej rze nia, to zna jo mość ta z cza sem mo że prze kształ cić się w bliż szy zwią zek. W spra wach za wo do wych nie wąt pli wie za pa nu je oży wie nie.

LEC STRZE 22.11 – 21.12

BY

RY 19.02 – 20.03


28|

29 lutego 2008 | nowy czas

jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? ABy zAMIeścIć OGłOSzeNIe KOMercyjNe OGłOSzeNIA zWyKłe

skontaktuj się z działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406

Aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „Kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „Oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: NC +treść ogłoszenia (np. NC oddam kota...) na numer 67070. Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CORRECT.

nia Ogłoszew e o k m ra 10. już od £O TANI IE! DN W I YGOk artą! ć ła Z ap

ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

£10

£15

do 30 słów

£15

£25

Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)

MIeSzKANIe dO WyNAjęcIA

POKój dWuOSOBOWy w czystym, przytulnym domu z ogrodem, w nowo wyremontowanym domu, blisko stacji Tooting. £120/tydz. Dwa tygodnie depozytu, rachunki wliczone. Tel. 07863210132

STRAT FORD. Dwa du że dwu oso bo we po ko je – £110 i 120/tydz. Dwój ka dla 1 oso by £80/tydz. W czy stym do mu z ogród kiem. In ter net. Ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 454 6630.

SzuKAM PrAcy

Dro gi pra co daw co, szu kasz so lid ne go, dys po zy cyj ne go, lo jal ne go pra cow ni ka? Je śli tak, to cze kam na wia do mość! Po dej mę każ dą pra cę od za raz. Ra fał, tel. 0752 321 0670

zATrudNIę Pra cuj i za ra biaj z Avon. Fir ma ko sme t ycz na po szu ku je kon sul tan tek i sa les le ade rów na te re nie Lon dy nu i UK. Pra ca ła twa i cie ka wa! Kon takt 0774 289 7875

BuSSINeS fOr SALe established Polish shop in Sheffield (since 2005). Big shop. No competition £6000 taking per week (35% profit) £12000 rent and rate per year Tel. 07859045885

Anteny satelitarne. Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. Tel. 0751 526 8302

WróżKA SeBILA, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. Tel. 07988553378

fIzyKOTerAPIA, MASAż: szwedzki, limfatyczny, twarzy i głowy, aromaterapia. Małgorzata Mobile: 0793 338 8935

TrANS-POL Wywóz śmieci, przeprowadzki, pomoc drogowa 24/7 , auto laweta. Tel. Andrzej 07862278730 lub 29

„Traffic 24” POLSKA-ANGLIA, małe paczki, duże ładunki. Pewnie, szybko, solidnie. Od drzwi do drzwi. +44 775590222; +48 663211000; traffic24@onet.eu

uSTAWIANIe ANTeN SATeLITArNych. Tanio, szybko i dokładnie. Southampton i okolice rafał. Tel. 07845130500 rafbialy@o2.pl

KręGArSTWO, rehABILITAcjA, Manualna terapia, diagnoza, bioenergoterapia, Porady. Skutecznie i szybko. Tel. 0795 867 7615

SPrzedAM

Mu swell Hill. Dwój ka £95 (dla 1 os. £80) w ume blo wa nym (int.tv) czy stym miesz ka niu. Ra chun ki wli czo ne. Te sco – 5 min. Sta cja Hi gha te lub Bo uds Gre en – 15 min. Tel. 0790 454 6630

Sprze dam re we la cyj ny pas od chu dza ja cy, do bry rów nież w bó lach krę go słu pa i pro ble mach ukła du tra wien ne go. Tel. 0798 528 4791 po 15.00. E -ma il lu rum@pocz ta.fm

Strat ford/Ley ton po ko je 1- i 2-os. w do mu do wy na ję cia – ce na £75 i £115/tyg., 2tyg. de po zyt. Tel 0781 1716601

INNe

Ley ton. 5 min. do sta cji.Dwie dwój ki £90 i 110/tyg. i dwie je dyn ki £70 i 75/tyd. W ume blo wa nym (in ter net), czy stym do mu z ogród kiem. Ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 4546630.

Pro fe sjo nal ni mu zy cy, per ku si sta i gi ta rzy sta, za in te re so wa ni mu zy ką eks pe ry men tal ną, fun ky i jaz zo wą poszukiwani w ce lu stwo rze nia ze spo łu. ur su la gal le@hot ma il.com tel. 0790 874 5 171.

PAzNOKcIe akryl, żel, manicure, pedicure, heNNA z regulacją, depilacja woskiem. przyjmuję w domu, Greenford. Pięć lat doświadczenia. Monika 07835412859,

DEAN MANSON SOLICITORS LABOrATOrIuM MedyczNe: The PATh LAB Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową, EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: Iwona 0797 704 1616

dO WyNAjęcIA PrzeSTrzeNNe BIurO na Streatham, London Road, z parkingiem, niedaleko Norbury Station. Kontakt joe tel. 020 8679 5621

Tel: 020 8767 5000 Mon-Fri 09:30-17:30, Sat 12:00-17:00

KANCELARIA PRAWNA Kontakt: Katarzyna Bogucka (Trainee Solicitor) Solicitors: M. Mansoor, E. Baig, S. Bhatti Sprzedaż, kupno domów i mieszkań wynajem sklepów, biur etc Prawo pracy Prawo rodzinne Odzyskiwanie długów Prawo imigracyjne (pobyt stały, obywatelstwo) Prawo handlowe (kontrakty, biznes, spółki) Landlord and Tenant (spory, konrtakty) Odszkodowania powypadkowe (No win no fee) Odwołania od decyzji urzędowych Prawa człowieka i obywatela Testamenty, prawo spadkowe Spory/sprawy sądowe Prawo karne 243-245 MITCHAM ROAD, LONDON SW17 9JQ www.dmansonsolicitors.com Regulated by the Solicitors Regulation Authority


|29

nowy czas | 29 lutego 2008

ogłoszenia

J

Kaur at Hays Banking, Innovation Court, 121 Edmond Street, Birmingham, West Midlands, B3 2HJ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

job vacancies

POLISH SPEAKING CUSTOMER ADVISORS Location: SMETHWICK, WEST MIDLANDS Hours: 35 PER WEEK, TO INCLUDE SATURDAYS Wage: ÂŁ12,500-ÂŁ13,500 PER ANNUM Work Pattern: Days , Weekends Employer: Hays Banking Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

CLASSROOM ASSISTANT (POLISH SPEAKING) Location: LLANELLI, DYFED Hours: DAYS Wage: TENANT Work Pattern: Days , Term-Time Employer: Meridian Business Support Closing Date: 25/04/2008 Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: Meridian Education requires a Polish speaking Classroom Assistant for a long term position in a local school. No formal teaching experience is required, the successful applicant will have worked with children or have an interest in child welfare and education. A good understanding of both English and Polish is essential. Candidates will be required to undergo an Enhanced Disclosure CRB Check or produce an original CRB dated less than two years ago. Meridian Education will provide candidates with a new CRB Check (subject to a fee) if required. This is a temporary position review periodically. Please call Nick for more information. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01792 450150 and asking for Nick Rees.

Description: Applicants will have face to face sales or retail experience. Must have experience of working to sales targets. It is essential, that applicants speak Polish due to liasing with Polish customers. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Sukhi Kaur at Hays Banking, Innovation Court, 121 Edmond Street, Birmingham, West Midlands, B3 2HJ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. POLISH SPEAKING CUSTOMER ADVISORS Location: OLDBURY, WEST MIDLANDS Hours: 35 PER WEEK, TO INCLUDE SATURDAYS Wage: ÂŁ12,500-ÂŁ13,500 PER ANNUM Work Patter: nDays , Weekends Employer: Hays Banking Pension: No details held

ADVISORS Location: BIRMINGHAM, WEST MIDLANDS Hours: 35 PER WEEK, TO INCLUDE SATURDAY Wage: ÂŁ12,500-ÂŁ13,500 PER ANNUM Work Pattern: Days, Weekends Employer: Hays Banking Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Applicants will have face to face sales or retail experience. Must have experience of working to sales targets. It is essential, that applicants speak Polish due to liasing with Polish customers. District is Edgbaston. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Sukhi

Location: BOURNEMOUTH Hours: 37,5 Wage depending on experience Work Pattern: Days Employer: Staff for You Limited Closing Date: 30/03/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description Bi-lingual Polish and English speaking recruitment consultant required to start at the end of March in recruitment agency in Bournemouth. Applicants should have office experience, excellent telephone manners and communications skills. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01202 313433 and asking for Joanna Wypchol or e-mail your CV with covering letter on joanna@staff4youltd.com

Location: STAFFORD, STAFFORDSHIRE. Hours: 40 PER WEEK MONDAY- FRIDAY DAY OR NIGHTS AVAILABLE Wage: ÂŁ15,500 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: TRS Personnel Ltd Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: Must be by-lingual Polish and English. To work on an assembly line. No experience is required as full training will be give. Will be giving instruction to non English speaking Polish workers. Day and night shifts available. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01952 231025 and asking for Vicki Kelly.

DRIVER/DELIVERY DRIVER Location: LONDON N14 Hours: 30-35 PER WEEK, MON-SAT BETWEEN 8AM-6PM

] .RP�UNL S PLQ MX› RG

=DG]ZRÄ” QD

7(5$=

Wybierz 1 aby doladowac konto ÂŁ5. Otrzymasz smsa potwierdzajacego pobranie oplaty. Rozmawiaj godzinami wykorzystujac swoje darmowe minuty.

c! NowTaolksdostepnyi.

k TTeraz wniez z Pols jest ro dzwon na Za 698 497 4 020 8 owiedziec aby d wiecej. sie 2p/min 7p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com

RECRUITMENT CONSULTANT

LEADER

Description: Applicants will have face to face sales or retail experience. Must have experience of working to sales targets. It is essential, applicants speak Polish due to liasing with Polish customers. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Sukhi Kaur at Hays Banking, Innovation Court, 121 Edmond Street, Birmingham, West Midlands, B3 2HJ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

']ZRĂ? GR GRPX

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

Duration: PERMANENT ONLY

Description: You must hold a full driving licence. The ability to speak polish would be an advantage although not essential. Duties include making deliveries of construction materials in and around the London area and all associated duties as required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 07949 123424 ext 0 and asking for Zena Nairi.

POLISH SPEAKING LINE

Duration: PERMANENT ONLY

POLISH SPEAKING CUSTOMER

Wage: ÂŁ1000 PER MONTH (NET) Work Pattern: Days , Weekends Employer: Complete Bathrooms Pension: No details held

To proste‌ Spróbuj teraz!

*T&C’s Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used *T&C’s: as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

WEEKEND HOUSEKEEPING SUPERVISOR

Location: TUNBRIDGE WELLS, KENT Hours: 8 HOURS A DAY 2 DAYS A WEEK Wage: ÂŁ6.30 PER HOUR Work Pattern: Days , Weekends Employer: Ramada Hotel Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: You will be able to communicate effectively with a multi national team of staff, including Polish, Romanian & English nationalities. You will need to use a computer package to effectively allocate duties. You will take responsibility for the smooth running of the housekeeping department over the weekend Managing & motivating a team of people to service the hotel's 84 suite

bedrooms and large public areas ensuring that company standards are met constantly. Some supervisory experience would be an advantage. Training in the standards and bespoke computer package will be given. You will be required to work both Saturday and Sunday each week. 16 hours maximum per week. Benefits include free use of leisure facilities, pension scheme and discounted hotel breaks. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Rebecca Oxlee at Ramada Hotel, Ramada Tunbridge Wells, Tonbridge Road, Pembury, Tunbridge Wells, TN2 4QL. Advice about completing a CV is available from your local


30|

29 lutego 2008 | nowy czas

port piłKa nożna

redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

Fc polanD southampton

Wszystko zaczęło się w parku Daniel Kowalski

Coraz częściej słychać o polskich akcentach na sportowej mapie Wielkiej Brytanii. W Southampton prężnie działa amatorski klub FC Poland. Grzegorz Rasiak, Marek Saganowski, Kamil Kosowski, Tomasz Hajto czy też Bartosz Białkowski to nazwiska, których piłkarskim kibicom przypominać specjalnie nie trzeba. Wszystkich łączy to, że grali lub grają w jednym klubie – FC Southampton. To obecnie chyba najbardziej „polski” zawodowy klub w Anglii. Po spadku z Premier League „Święci” po raz kolejny bezskutecznie walczą o powrót do elity. Być może za jakiś czas cel ten pomoże osiągnąć któryś z piłkarzy amatorskiego klubu polonijnego FC Poland. Zaczęło się od wspólnych spotkań w parkach. To miejsce gdzie praktycznie codziennie i o każdej porze można spotkać chętnych do gry w piłkę. Tak też było z bohaterami tego materiału. Gdy uzbierało się kilkunastu zawodników postanowiono podzielić ich na dwie drużyny i zgłoszono do rozgrywek lokalnej ligi „piątek” piłkarskich. Wtedy usłyszała

o nich Barbara Storey, właścicielka biura tłumaczeń Lingland. Bez wahania zaproponowała chłopakom sponsoring, załatwiła wszystkie sprawy rejestracyjne, ubezpieczenia oraz stroje, jej mąż natomiast został sekretarzem klubu. Pierwszy sezon zespół występował w lidze katolickiej, jednak jej poziom był dla naszych rodaków za niski. FC Poland gromiło rywali w rozmiarach dwucyfrowych dlatego też tuż po zakończeniu sezonu zaproponowano przeniesienie do Southampton Sunday Football League. Polacy rozpoczęli od najniższego szczebla, ale o podobne wyniki było już trudniej. Z biegiem czasu zespół nabierał doświadczenia i tu również zaczął dominować. W zeszłym roku w swojej grupie zajął pierwsze miejsce, wygrywając aż dziewięć z trzynastu spotkań. Ponadto królem strzelców ligi został Andrzej Walczak, a w pucharach Hampshire FA Sunday Junior Cup nasza „jedenastka” dwukrotnie awansowała do finału. Pierwszy finał się nie odbył, ponieważ w naszej ekipie zagrał zawodnik, który wcześniej reprezentował w tych rozgrywkach inny klub. To było oczywiście niezgodnie z regulaminem, dlatego tuż przed meczem organizatorzy wykluczyli nasz zespół. Za drugim razem było już lepiej. W finale po dobrej grze ulegliśmy minimalnie City Central 1:2. Po zakończeniu kolejnego udanego sezonu władze ligi postanowiły, że awansujemy do najwyższej grupy i dlatego te-

crew carD 5-a-siDe polish league

Legendarny fiński skoczek nar-

ciarski Matti Nykaenen wystąpił w środę w zawodach w Taivalkoski, zaliczanych do mistrzostw świata weteranów. W ćwierćfinale kwalifikacyjnego

raz po odpadnięciu z pucharów pozostała walka o zwycięstwo w lidze. W drużynie jest aktualnie dwudziestu trzech zawodników, większość z nich grała wcześniej w różnych klubach w Polsce, niektórzy ocierali się o kluby trzecioligowe. Na meczach z powodu pracy lub kontuzji pojawia się jednak maksymalnie trzynastu zawodników. Kontuzje to niestety wielka plaga, bo jak zgodnie twierdzą wszyscy zawodnicy, angielska piłka do finezyjnych nie należy. Po jednym z meczów aż dwóch naszych piłkarzy trafiło do szpitala, jeden ze złamaną nogą, a drugi z rozcięciem na łydce, które wymagało zało-

żenia aż ośmiu szwów! Na razie zespół nie ma trenera, większość decyzji podejmuje się na bieżąco w czasie gry. Aktualnie FC Poland Sothampton zajmuje trzecie miejsce, ale ma realne szanse na zwycięstwo. Do lidera tracimy zaledwie jeden punkt i mamy w zapasie zaległy mecz. Najbliższy rozegrany zostanie już dziewiątego marca. Naszym rywalem będzie Southampton City, który w ligowej tabeli jest na samym końcu. O rezultatach uzyskiwanych przez naszych rodaków będziemy informować na biężąco na łamach „Nowego Czasu”.

inauguracja ligi

Po wysokim zwycięstwie nad Varsglopolem pierwszym liderem została Księgarnia Font. W pierwszej kolejce Font rozgromił Varsglopol aż 7:1, potwierdzając tym samym, iż jest bardzo poważnym kandydatem do mistrzowskiej korony. Tuż przed inauguracją sezonu zespół opuścił Daniel Banaszek, ale jak widać nie wpłynęło to w żadnym stopniu na dyspozycję zespołu. Wysokie zwycięstwo odniosła również „piątka” Janosików, która w meczu z Builders Teamem strzeliła aż sześć bramek, tracąc zaledwie jedną. Niezwykle zacięty był mecz wicemistrza ligi (Domax) z beniaminkiem (Scyzoryki). Początek spotkania należał do

Scyzoryków. Najlepszy zawodnik tego zespołu, Aleksander Maksymowicz w ciągu kilku minut strzelił dwie bramki i zanosiło sie na niespodziankę. Później do głosu doszli jednak rywale i po kilku wspaniałych atakach jeszcze przed przerwą odbrobili straty, wychodząc nawet na jednobramkowe prowadzenie. Emocji nie brakowało również w drugiej odsłonie i ostatecznie po bardzo dobrym spotkaniu obie ekipy podzieliły się punktami. Drugi z beniaminków, Young Juve również zremisował z jedną z najstarszych drużyn ligi. Dla niewtajemniczonych KS 04 to jedna z niewielu ekip ekstraklasy, która gra w lidze od początku jej powstania. Wyniki pierwszej kolejki: KS 04 –Young Juve 2:2, Kasa – Olimpia 2:4, Piątka Bronka - DP Zibi & Jack 2:4, Janosiki – Słomka Builders Team 6:1, Scyzoryki – FC Domax 5:5, FC Archway – Polmar Team 2:5, Varsglopol – FC Księgarnia Font 1:7.

Po zwycięstwie nad Bułgarią 4:1 w swym pierwszym meczu drużynowych mistrzostw Europy, w środę polscy badmintoniści pokonali w holenderskim Almere Belgię 5:0. Ostatnim rywalem Polaków w grupie D będzie Portugalia. Do ćwierćfinałów awansują zwycięzcy ośmiu grup. W spotkaniu na szczycie 25. kolejki włoskiej Serie A prowadzący w tabeli Inter Mediolan zremisował na własnym boisku z wiceliderem AS Roma 1:1 (0:1).

Księgarnia pierwszym liderem Daniel Kowalski

bieg na przełaj

W tabeli na prowadzeniu jest Księgarnia, która lepszym bilansem bramkowym wyprzedza Janosików. Trzecie miejsce zajmuje Polmar Team. Na drugim froncie w ośmiu meczach padło aż 58 bramek. Najwięcej, bo aż piętnaście oglądaliśmy w meczu White Wings Seniors z Old Stars Neasden. W pierwszej kolejce nie odnotowano większych niespodzianek, ponieważ wszyscy faworyci zgodnie wygrali swoje pojedynki. Najciężej grało się Sajdersom, którzy minimalnie pokonali Londynek.net–FC Polska 2:1. Wyniki pierwszej kolejki: Zawiszaki – Maccity 0:2, FC Motor – Giants 3:7, Sajdersi – Londynek.net-FC Polska 2:1, Jaga – Zacier 3:2, London Boys – FC Polmar 2:8, White Wings Seniors – Old Stars Neasden 11:4, Inter Team – FC Cygan 6:1, Biało-Czerwone Diabły – Katalonia 2:4. Pierwszym liderem został White Wings Seniors, przed Polmarem, Interem oraz Giantsem.

W trzeciej lidze w tym sezonie wystąpi wyjątkowo tylko dwanaście zespołów. Jest to efekt kilku fuzji, jakich dokonało się przed początkiem rozgrywek. Wszystko wskazuje na to, że lidze ton nadawać będą cztery, maksymalnie pięć zespołów. Aż trzy z nich w minioną niedzielę wygrały w rozmiarze dwucyfrowym. Najwyższe zwycięstwo odniosły Czarne Koty, które pokonały Grom Acton aż 13:0! Wyniki pierwszej kolejki: Barca Londyn – Klemscott Rangers 8:2, FC Vale Farm United – P&T Orły 0:5 (walkower), FC Hey Now – KS Ósemka 11:4, Biała Wdowa – Dream Team PL 7:1, GP Builders – FC Bułaj 0:10, Czarny Kot – Grom Acton 13:0. Trzecioligową tabelę otwierają Czarne Koty, przed FC Bułaj oraz FC Hey Now. Po trzy punkty mają też na swoim koncie: Barca Londyn, Biała Wdowa oraz P&T Orły. Druga kolejka rozegrana zostanie już w najbliższą niedzielę.

turnieju olimpijskiego w boksie, który odbywa się we włoskiej Pescarze, w kategorii 91 kg Artur Szpilka pokonał Niemca Alexandra Povernova 29:21. Z rywalizacji odpadł Michał Chudecki (kat. 57 kg), który przegrał z Anglikiem Stephenem Smithem 7:23. Middlesbrough awansowało do ćwierćfinału Pucharu Anglii pokonując po dogrywce drugoligowe Sheffield United 1:0. FC Barcelona zremisowała

u siebie z Valencią CF 1:1 (0:0) w pierwszym meczu półfinału Copa del Rey (Pucharu Hiszpanii). Australijski bokser Anthony Mundine obronił tytuł mistrza świata organizacji WBA w wadze junior półciężkiej. W środę w Sydney pokonał jednogłośnie, wysoko na punkty rodaka Nadera Hamdana. W ostatnim środowym meczu 12. kolejki Ligi Siatkówki Kobiet Winary Kalisz pokonały BKS Bielsko-Biała 3:2. Bielszczanki, które przewodzą w tabeli poniosły pierwszą porażkę w sezonie. Znalazły się środki na wybudowanie nowej hali Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. Brakującą kwotę wyłoży Grupa Kapitałowa Salwator, która została też tytularnym sponsorem krakowskiego klubu. Stosowna umowa została podpisana w środę. Niemiec Andreas Wank zdo-

był złoty medal w konkursie skoków na obiekcie HS-94 podczas mistrzostw świata juniorów w narciarstwie klasycznym, które odbywają się w Zakopanem. Tuż za podium uplasował się Łukasz Rutkowski.

Agnieszka Radwańska doszła

do półfinału turnieju tenisowego w Katarze. Uległa tu Marii Szarapowej 4:6 i 3:6, która w finale pokonała rodaczkę Zwonowariową 6:1, 2:6 i 6:0.


| 1

nowy czas | 29 lutego 2008

W ćwierćfinale turnieju tenisistek w Dubaju (pula nagród 1,5 mln dolarów), rozstawiona z jedynką Belgijka Justine Henin przegrała 6:7 (3-7), 6:7 (4-7) z Włoszką Francescą Schiavone.

piłka nożna

poLska – Estonia 2-0 (1-0)

Trwa passa zwycięstw Maciej Chorążyk

Ponad cztery tysiące kibiców przyszło w zimny środowy wieczór na kameralny stadion do Wronek, by dopingować „drugi garnitur” reprezentacji Polski. „Biało-czerwoni" już po minucie gry mogli prowadzić. Po dośrodkowaniu Michała Golińskiego z rzutu wolnego, nikomu nie udało się dobić piłki, która trafiła w słupek. Po kwadransie Łukasz Garguła wypuścił Radosława Matusiaka, lecz ten, w sytuacji sam na sam trafił w nogi Pavela Londaka. Siedem minut później estoński bramkarz obronił strzał głową Tomasza Lisowskiego. Polacy atakowali, ale nie potrafili swojej przewagi potwierdzić golem. Aż w 38. minucie Garguła dośrodkował z rzutu wolnego, a zamykający akcję Matusiak z bliska wepchnął piłkę do bramki. Druga połowa rozpoczęła się od ambitnych ataków Kamila Grosickiego, który siał zamęt na prawym skrzydle. Wyłożył on piłkę Matusiakowi, lecz ten przestrzelił w czystej sytuacji. Minutę wcześniej mogło, a nawet powinno być 1-1. Po jednej z nielicz-

piłka nożna

nych akcji gości pogubiła się polska defensywa, pomylił się Sebastian Przyrowski, ale w stu procentowej sytuacji Konstantin Vassiljev z bliska trafił w słupek. W 63. minucie Leo Beenhakker dokonał czterech zmian, dając możliwość zaprezentowania umiejętności wszystkim piłkarzom z pola i zostawiając na ławce jedynie rezerwowego bramkarza Bartosza Fabisiaka. Dziewięć minut później zmiany te przyniosły efekt bramkowy. Z rzutu rożnego dośrodkował Radosław Majewski, a Tomasz Zahorski z kilku metrów pokonał Londaka. To pierwszy gol zawodnika Górnika Zabrze w narodowych barwach. Wcześniej Zahorski czterokrotnie trafiał w sparingu reprezentacji Polski, która rozbiła w Turcji Antalyaspor 9-0. Ostatnie dziesięć minut Polacy grali w dziesiątkę, gdyż kontuzji nabawił się Radosław Matusiak, a na ławce rezerwowych nie było już zawodników z pola. Szkoda, że trener nie zdecydował się na wpuszczenie Bartosza Fabisiaka. Taka sytuacja kiedyś przytrafiła się Hiszpanom, którzy grali w towarzyskim meczu w Oslo z Norwegią. Javie Clemente, z braku zawodników z pola, wprowadził do gry bramkarza Jose Moline, który w takich dziwnych okolicznościach zadebiutował w reprezentacji. Polacy pewnie wygrali swój czwarty tegoroczny mecz. To dobry prognostyk przed meczem z USA, który odbędzie się 26 marca w Krakowie.

WiELkiE DERBy na ŚLąskiM

Czy wygra Ruch? Nawet Salomon by się zdziwił – z pustego nie naleje, a u nas się da. Górnik w środku stawki bez realnych szans na profity, Ruch wciąż zagrożony spadkiem, a mimo to konfrontacja obu sąsiadów będzie bezsprzecznie najważniejszym wydarzeniem kolejki. Wszystko za sprawą kibiców, których ma przybyć tylu, ilu na meczu naszej ekstraklasy nie widziano od 24 lat! To pospolite ruszenie ma także przekonać źe Chorzów zasługuje na Euro 2008 Szanse mają podobne, choć statystycznie nieco większe ma Ruch. Z Górnikiem u siebie nie przegrał od blisko 12 lat i teraz, gdy zabrzanom ciąży seria pięciu spotkań bez zwycięstwa, „Niebiescy” liczą, że będzie podobnie. Przy okazji planują odkuć się za sierpniową porażkę w Zabrzu, gdy z wydumanego przez arbitra karnego załatwił ich Hajto. Podczas gdy Śląsk czeka na szumne derby, w Łodzi panuje panika, bo nadciąga sztorm. Najgroźniejszy z możliwych, gdyż łódzki duet wyjeżdża do prowadzącego w lidze. Jeśli wybroni

choćby punkt sensacja będzie spora. Bo jak oczekiwać, że Widzew, który od ponad 10 miesięcy nie wygrał wyjazdu, jako pierwszy w tym sezonie zatamuje w Krakowie Wisłę, a co dopiero po blisko 12 latach podbije jej stadion. Może prędzej postawi się ŁKS? Ale czym, jeśli jesienią po raz pierwszy od 12 lat przegrał z Legią u siebie, to jak wierzyć, że ugra coś przy Łazienkowskiej, gdzie na zwycięstwo czeka jeszcze o 6 lat dłużej. Imitacją ataku aspirującego do najsłabszego w Europie nie sposób kogokolwiek postraszyć. Chyba, że bezbramkowym remisem. Ten łodzianom udało się przy Łazienkowskiej 8 lat temu obronić, nawet gdy spadali z ligi. Ale jakby nie naginać faktów wszystko wskazuje, że prowadzący duet wygra. Jeśli tak, to wielkopolski, by zachować dystans, też musi. A zadanie ma znacznie trudniejsze. Lech musi przemyśleć sposób na przebicie się przez mur gości z Lubina, co ostatnio u siebie 2 razy mu nie wyszło. Szansa jest spora, bo w tym sezonie trafia do siatki

Wcześniej sprawdzianem kadry Beenhakkera będzie spotkanie z najlepszymi obcokrajowcami Orange Ekstraklasy, 11 marca odbędzie się w Szczecinie.

WypoWiEDzi Leo Benhakker

Bardzo się cieszę, że Radek Matusiak wrócił do drużyny. Momentami grał jak ten dawny Matusiak, tak przydatny zespołowi. To jest dla mnie największy powód do zadowolenia. Wbrew temu, co czasami słyszę, nie uważam, żebyśmy mieli problem z napastnikami. Chodzi o zdobywanie bramek, a przecież robimy to. Znowu wygraliśmy mecz, to jest powód do radości. Myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. Radosław Matusiak

Cieszę się z powrotu i martwię kontuzją. Mam nadzieję, że nie będzie groźna, bo to byłby pech. Poczułem ból mięśnia dwugłowego. Na szczęście to nie zerwanie, tylko naciągnięcie. Strzeliłem bramkę, która pomoże mi się odblokować, muszę jak najwięcej grać w klubie, żeby odzyskać stracony rok. Grając razem z Łukaszem Gargułą jesteśmy dwa razy bardzie niebezpieczni niż osobno. łukasz Garguła

Kiedy jestem na boisku obok Radka Matusiaka, to przypominają mi się najlepsze dni z Bełchatowa. On czuje mnie,

każdej podejmowanej ekipy, a motywację ma większą od ustępującego w niesławie mistrza. Gorzej Groclin. W premierze błysnął, ale w Bełchatowie jeszcze nie wygrał, a fakt, że jesienią na wyjeździe tylko z Polonią nie stracił bramki, potęguje niepewność. Tej nie wyzbyła się też Korona. Chcąc gonić podium musi wygrać i choć w Wodzisławiu nigdy nie utonęła w Odrze, to na jej zdradliwy nurt musi uważać, mimo że z siedmiu ostatnio goszczących drużyn tylko Ruch dał mu się porwać. Punkty niezbędne są też „Pasom”. Ale jak mają skopiować wyczyn Groclinu, który jako jedyny w tym sezonie podbił stadion Jagi, skoro z ostatnich ośmiu wyjazdów przegrały aż 7 zdobywając w nich raptem dwie bramki. W małych derbach śląska walka szła będzie o przedłużenie nadziei. Zwłaszcza dla gości z Sosnowca, dla których będzie to bodaj ostatnia szansa na włączenie się do walki o wyjście nad kreskę i złagodzenie kary degradacji. Wątpliwe by się udało, bo bez wyjazdowego zwycięstwa od ponad 10 miesięcy nawet niewiele lepsza Polonia jest groźna.

Ryszard Drewniak

ja jego, a ponieważ jest wielu chłopaków potrafiących grać, myślę, że można na tym zbudować całkiem fajną drużynę. Radosław Majewski

Nie jestem z siebie zadowolony, ponieważ zepsułem kilka sytuacji i kilka razy głupio straciłem piłkę. Myślę, że bliżej Euro są ci, którzy wybiegli do gry od pierwszych minut. Decyzję jednak o kolejnych powołaniach podejmie trener i jestem dobrej myśli. 27.2.2008 - Wronki Polska - Estonia 2-0 (1-0) Matusiak 38, Zahorski 72 Sędzia: Stanisław Todorow (Bułgaria) Żółta kartka: Vassiljev Widzów: 5.000 Polska: 1. Sebastian Przyrowski - 2. Mariusz Pawelec (63, 16. Piotr Kuklis), 3. Adam Kokoszka, 4. Jakub Wawrzyniak, 5. Tomasz Lisowski - 7. Kamil Grosicki (63, 14. Konrad Gołoś), 6. Michał Pazdan, 8. Michał Goliński, 10. Łukasz Garguła (63, 19. Radosław Majewski), 15. Marek Zieńczuk (64, 11. Tomasz Zahorski) - 9. Radosław Matusiak Estonia: 1. Pavel Londak - 3. Tihhon Sisov (84, 17. Enar Jääger), 4. Taavi Rähn, 19. Alo Barengrub, 5. Andrei Sidorenkov - 7. Ats Purje, 6. Aleksandr Dmitrijev, 11. Aivar Anniste (67, 20. Martin Vunk), 14. Konstantin Vassiljev (89, 18. Kaimar Saag), 15. Tarmo Kink (73, 16. Oliver Konsa) - 9. Vjatseslav Zahovaiko (58, 10. Vladimir Voskoboinikov)

sport

bieg na przełaj Słaby bilans występów polskich skoczków stał się powodem spekulacji o możliwej dymisji trenera Hannu Lepistoe. Na giełdzie pojawiło się nawet nazwisko Austriaka Stefana Horngahera jako nowego trenera kadry. Na MŚ w lotach Małysz zajął 9 miejsce. Wygrał Austriak Schlierenzauer. O reszcie Polaków nie warto nawet wspominać. W Pucharze Świata w biegach

narciarskich w Falun Justyna Kowalczyk była ósma. W męskiej lidze koszykówki na

czele tabeli Prokom Trefl przed Anwilem i ASCO Śląsk. W 21 kolejce padły wyniki: Energa Czarni – Polonia 67:66, Polpak Świecie – Atlas Stal Ostrów Wlkp. 77:71, Śląsk – Kotwica Kołobrzeg 78:74, Basket Kwidzyn – Anwil 100:97, Prokom Trefl – Polpharma Starogard 79:60. Turów Zgorzelec awansował do 1/8 Pucharu ULEB. Koszykarze tego zespołu pokonali na wyjeździe czeski CEZ Nymburk 68:66. Z rozgrywek odpadł natomiast Śląsk Wrocław, który po raz drugi, tym razem w Moskwie, musiał uznać wyższość tamtejszego Dynama 83:92. W meczach ćwierćfinałowych

Pucharu Ekstraklasy Jagiellonia zremisowała u siebie z rezerwowym składem Wisły Kraków 1:1, a Legia pokonała 2:0 w Bytomiu Polonię.

typy piłkaRskiE Niestety kolejna wpadka. Pechowy, problematyczny rzut karny w ostatniej minucie pojedynku Arsenal–Birmingham zaważył o chybionym typie na jednym z kuponów. Falkirk szcześliwie zremisował dzięki znakomitej postawie austriackego bramkarza, Roberta Olejnika. Cóż wciąż jednak mamy nadwyżkę grając od początku sezonu. Wynosi ona obecnie 196 funtów. Gramy dalej. Opcja nr.1 zakład podwójny Arsenal-Aston Villa typ1 (zwycięstwo gospodarzy) sobota 15.00. kurs. 4/7 Derby–Sunderland sobota 15.00. kurs 5/4 zakład bukmacherski Betfred Pomimo kontuzji Robina van Persie i Tomasa Rosickiego oraz szokującej piłkarski świat - Eduardo, strzelby wciąź dysponują potęźną siłą rażenia. Adebayor, Fabregas, rozpędzona na mirę oczekiwań nadzieja angielskiego futbolu, T. Walcott powinni spełnić oczekiwania kibiców. Gracze Aston Villa spisują się wyśmienicie na obcym terenie - 5-6-2. Brak młodego napastnika - Agbonlahora poważnie osłabi atak „The Villians”. Zawodnicy Sunderlandu jadą do autentycznego outsidera najbogatszej ligi świata. Po raz pierwszy w tym sezonie istnieje znakomita okazja do zdobycia trzech puntów w meczu z właściwie skaznymi już na degradację “Baranami”. Tym bardziej, iż u gospodarzy mamy do czynienia z prawdziwym szpitalem. Na murawie zabraknie aż pięciu obrońców: D.Moore, D. Mills, C. Davis, T. Mears i J. McEvelney. W dodatku nie zagra reżyser i kreator gry, pomocnik R.Savage. Roy Keane nie powinien mieć kłopotów w zmotywowaniu swoich graczy.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.