nowyczas2008/069/004

Page 1

PORTRETY GRABARZY Z ŁODZI »15 Dokument produkcji BBC „The Polish Ambulance Murders” to opowieść o tzw. „Łowcach skór”. Ludziach, dla których śmierć stała się biznesem.

NOWYCZAS NEW TIME – THE POLISH WEEKLY IN GREAT BRITAIN

Nr 4 (69) LONDON 1 February 2008

ISSN 1752-0339

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

FREE

Sportowe emocje na Wielkiej Krokwi »30-31 Relacja naszego dziennikarza Daniela Kowalskiego z Zakopanego

S

Elżbieta Sobolewska z Exeter:

Podwójne dożywocie łowa cytowane obok wypowiedział prowadzący śledztwo inspektor policji po ogłoszeniu kary podwójnego dożywocia dla Jakuba Tomczaka, uznanego w poniedziałek, 29 stycznia, winnym dokonania gwałtu i brutalnego pobicia mieszkanki Exeter, 48-letniej Jane H. Proces trwał dwa tygodnie. Jego przebieg śledziły polskie i miejscowe media. W poniedziałek były tam wozy transmisyjne polskich stacji telewizyjnych i BBC, a kiedy dziennikarz ITV zobaczył, jak wielkie jest zainteresowanie tą sprawą, też zadzwonił po wóz transmisyjny. Przyjaciele i rodzina Jakuba Tomczaka zarzucali miejscowej gazecie Express & Echo, że wyrok na oskarżonego jej dziennikarze wydali już dawno, a krzykliwe nagłówki artykułów wpłynęły na decyzję ławy przysięgłych, w skład której wchodziło dwunastu mieszkańców regionu Devon. Ludzi o nieposzlakowanej opinii, ustabilizowanym życiu prywatnym i zawodowym. Nie byli znajomymi Jane H., chociaż trudno oprzeć się pokusie stwierdzenia, by nie mogli być w sprawę zaangażowani emocjonalnie, skoro pochodzili z tego samego co Jane H. miasta czy okolicy. Jane jest jedną z nich,

Składam hołd ofierze i jej rodzinie, składam hołd moim współpracownikom – policji tego regionu. To było największe śledztwo, jakie kiedykolwiek tutaj przeprowadzono. Brało w nim udział czterysta osób. Dziękuję polskiej policji i polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Byli absolutnie fantastyczni. Dziękuję mediom i społeczności Exeter.

Jakub Tomczak nie. Ich decyzja nie była jednak jednomyślna. Na sali sądowej panowała pełna skupienia cisza kiedy sędzia zapytał, czy wydali już wyrok. Padła odpowiedź: – Nie. Potrzebujemy więcej czasu. Dostali go wraz z decyzją: – Przyjmę wyrok, jeśli wydacie go w proporcjach dziesięć do dwóch. Macie dwie godziny do namysłu. Wyszliśmy z sali. Wszyscy: rodzina oraz znajomi ofiary i oskarżonego, my – dziennikarze, wreszcie prawnicy obu stron plątaliśmy się bez celu po korytarzach sądu. Licząc minuty wymienialiśmy się obawami i nadziejami. Byliśmy gotowi na długie czekanie. Decyzję przysięgli podjęli jednak już po kilkunastu minutach. Jedenastu spośród nich uznało Jakuba Tomczaka winnym, jedna osoba była odmiennego zdania. – Nie wiemy, co zadecydowało, że ta jedna osoba miała wątpliwości i nigdy się tego nie dowiemy. Ten etap procesu jest zakończony – powiedział mecenas Mariusz Paplaczyk. – Sądzimy, że w tej sprawie zasada obowiązująca w Polsce – rozstrzyganie wątpliwości na korzyść oskarżonego – 3 została odwrócona i de facto przysięgli

Brick Lane Buldog »16-17 Z zespołem spędziliśmy w Londynie dwa dni. Większość scen filmu i teledysku nakręcono na East Endzie.

»

• ZIP SKŁAD• HAPPY SAD • TEDE• DARMOWE BILETY! STR. 26


„C

NOWYCZAS 1 lutego 2008

2

nowyczas.co.uk

ZAS jest zawsze aktualny

Sławomir Mrożek

DRUGA STRONA Poczta Dzień dobry, przedstawiam się, bo tak chce kindersztuba i dobre obyczaje, choć nic Wam po tym. Nazywam się Marek Kaliciński, mam 57 lat, jestem trzy i pół roku w Londynie, mieszkam w dzielnicy Hounslow, kod pocztowy TW3 2RQ. Wg mojego rozeznania nigdzie w pobliżu Państwa gazeta nie jest dostępna, a szkoda. Mimo dużo skromniejszej oprawy niż kolorowe Goniec i Cooltura, bardzo, bardzo lubię Was czytać, szczególnie felietony w środku numeru. Jeżeli jesteście w Hounslow, a ja po prostu

NOWYCZAS 63 King’s Grove London SE15 2NA Redakcja Tel.: 0207 639 8507 redakcja@nowyczas.co.uk Redaktor naczelny: Grzegorz Małkiewicz g.malkiewicz@nowyczas.co.uk Redakcja: Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk Marcin Piniak m.piniak@nowyczas.co.uk Elżbieta Sobolewska, e.sobolewska@nowyczas.co.uk Zdjęcia: Piotr Apolinarski p.apolinarski@nowyczas.co.uk Damian Chrobak Współpraca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marcin „Cinos” Juziuk, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Agata Kosmacz, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Aleksandra Solarewicz, Alex Sławiński, Przemysław Wilczyński

Dział Marketingu Tel./fax: 0207 358 8406 mobile: 0779 158 2949

nie umiałem Was dotąd znaleźć, proszę o wskazówkę. Jeżeli zaś nie, to pozwolę sobie zasugerować hinduski sklep z polską żywnością przy stacji metra Hounslow Central. Tak naprawdę jest to polski sklep, punkt znany wszystkim chyba Polakom mieszkającym na tym terenie. Jest tam już Goniec i Cooltura oraz polskie czasopisma sprowadzane z Polski. Z jednej strony jest to może i konkurencja, ale z drugiej strony, z punktu widzenia klienta, wielka wygoda znaleźć wszystkie czasopisma w jednym miejscu i w jednym czasie, a nie chodzić po mieście i zbierać po jednym. Dla mnie osobiście ten punkt byłby znakomity, gdyż

leży prawie po drodze z pracy oraz w odległości kilku minut autobusem spod domu pod sam sklep. Dla Państwa będzie chyba również optymalny ze względu na naprawdę wielki przepływ Polaków. Z góry dziękuję, będzie mi miło otrzymać odpowiedź a w przyszłości znaleźć „Nowy Czas” w mojej dzielnicy. Z wyrazami szacunku Marek Kaliciński • Szanowny Panie Marku, w Hounslow jesteśmy obecni w kilku punktach: Haji Baba, 57 Kingsley Road, TW3 1QB, Sklep Jantar, 360B Bath Road, TW4 7HW oraz w Mleczko Delikatessen, 780-782 Bath

Kartki z kalendarza Piątek, 1.02 – Ignacego, Brygidy 1901 – Urodził się Clark Gable, pierwszy amant kina lat 40., odtwórca roli Retta Butlera w „Przeminęło z wiatrem”. 1996 – Po dymisji rządu Józefa Oleksego, Włodzimierz Cimoszewicz jako nowy premier powołał rząd.

1945 – Ukazał się pierwszy numer krakowskiego „Dziennika Polskiego”. 1945 – Rozpoczęła się konferencja jałtańska z udziałem tzw. Wielkiej Trójki, czyli Józefa Stalina, Winstona Churchilla, Franklina D. Roosevelta.

Rd, TW5 9UB. Jesteśmy również w Twickenham i Richmond. Kod pocztowy, ktory nam Pan przysłał wciągniemy na listę dystrybucyjną i już w najbliższy piątek „Nowy Czas” pojawi się na Central Avenue. Dziękujemy bardzo za pomoc w dystrybucji naszego tygodnika. Redakcja

••• Szanowny Panie Redaktorze, gratuluję „Rewersu” w ostatnim numerze „Nowego Czasu”. Czas, by nazywać rzeczy po imieniu. Mam dość bicia piany. Z powodu tej piany wielu z nas opuściło ukochany kraj nad Wisłą. I z czym się tu spotykamy? Pan przywołał słowa prezesa Witkowskiego z pamięci, a ja mam ten numer „Cooltury”, gdzie prezes Witkowski mówi o paryskiej „Kulturze” Jerze-

go Giedroycia. Na pytanie redaktorki Adriany Chodakowskiej-Grzesińskiej: „Skąd wzięła się nazwa magazynu?” prezes Witkowski odpowiada tak: „Była taka idea, żeby zrobić pismo nie tylko reklamowe, ale i poglądowe. Kiedy mieszkałem w Belgii, dochodziły do mnie żale Polaków na ostatnią wolę Jerzego Giedroycia, który kazał zamknąć słynną paryską „Kulturę”. Chcieliśmy więc, aby nazwa choć w części oddała hołd „Kulturze” i wiceprezes zarządu Angelika Giedroyć oraz pierwsza naczelna Danuta Michalska zaproponowały takie „cool” czasopismo…”. Myślę, że dzięki temu zbawczemu gestowi londyńskiego wydawcy redaktor Giedroyc nie smaży się w piekle za swój niecny postępek. Z poważaniem Wojtek Lipniak

POKAŻCIE SIĘ!

Wtorek, 5.02 – Agaty, Adelajdy 1852 – W Petersburgu uroczyście Sobota, 2.02 – Marii, Mirosława otwarto Ermitaż. 1386 – Władysław Jagiełło na ogólnym 1947 – Bolesław Bierut został zjeździe szlachty został wybrany królem prezydentem Rzeczypospolitej. Polski. 1966 – Konferencja w Szanghaju. Środa, 6.02 – Doroty, Tytusa 1952 – Na tron Anglii wstąpiła Elżbieta Początek tzw. rewolucji kulturalnej w Chinach. II z dynastii Windsor, panuje do dziś. 1989 – W Polsce rozpoczęły się Niedziela, 3.02 – Błażeja, Oskara obrady Okrągłego Stołu. 1959 – Do Polski z Kanady wróciła część skarbów narodowych wywiezio- Czwartek, 7.02 – Romualda, Ryszarda 1992 – Przedstawiciele dwunastu nych w czasie II wojny światowej. 1994 – Stany Zjednoczone zniosły państw członkowskich EWG podpisali traktat z Maastricht, który dotyczy embargo na handel z Wietnamem. integracji gospodarczej i politycznej Poniedziałek, 4.02 – Andrzeja, krajów członkowskich EWG. Witosława 1992 – Gigantyczna powódź na Kubie.

marketing@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko remi@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna a.kwasna@nowyczas.co.uk Maciej Steppa maciej@nowyczas.co.uk

Wydawca: CZAS Publishers Ltd Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Waluty GBP 25.01 28.01 29.01 30.01 31.01

4,85 4,88 4,87 4,87 4,85

zł zł zł zł zł

Euro 25.01 28.01 29.01 30.01 31.01

3,61 3,62 3,62 3,62 3,62

Licznik zł zł zł zł zł

100 Tyle euro zażądał rabuś, który napadł na bank w Erfurcie. Groził kasjerce plastikowym pistoletem.

1000 młodzieżowych organizacji niepodległościowych powstało w Polsce w 1948 roku.

Prenumeratę zamówić można na dowolny adres w UK,

Liczba wydań

UK

UE

bądź też krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Nikita Król urodziła się 16 września 2007 roku w Royal Free Hospital na Hampstead w Londynie. Przyszła na świat w 32 tygodniu ciąży (dwa miesiące za wcześnie). Ważyła 1890 g i trzy tygodnie spędziła w szpitalu na oddziale dla wcześniaków, gdzie spotkała się z bardzo fachową i przyjazną opieką. Teraz ma już przeszło cztery miesiące. Jest bardzo towarzyska i wesoła. Najbardziej lubi spać na brzuszku :). Córka Magdaleny i Piotra Królów. Gratulujemy szczęśliwym rodzicom, a zawadiackiej Nikicie życzymy iście Królewskiego życia! Zdjęcia wraz krótką informacją o prezentowanej osobie prosimy przesyłać na adres e-mailowy redakcji „Nowego Czasu”: redakcja@nowyczas.co.uk lub pocztą: 63 King’s Grove, London SE15 2NA

Imię i nazwisko .............................................................................................

Czas Publishers Ltd. 63 Kings Grove London SE15 2NA

Rodzaj prenumeraty ...................................................................................... Adres .............................................................................................................. ......................................................... ................................................... . . . . . . . . . . .

Kod pocztowy.................................. tel. ........................................................ Prenumerata od numeru ................... (włącznie)

CZAS NA NOWE MIEJSCA ! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu”w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz daj nam znać – tel. 0207 639 8507 lub wyślij e-mail na dystrybucja@nowyczas.co.uk


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

CZAS NA WYSPIE 3

Podwójne dożywocie ZDJĘCIA: PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

ciąg dalszy ze str. 1 rozstrzygnęli je na niekorzyść Jakuba. W tej sprawie nic nie było czarne, nic nie było białe. Było tutaj wiele wątpliwości i zakładamy, że gdyby proces odbywał się w Polsce, wyrok z dużym prawdopodobieństwem byłby wyrokiem uniewinniającym – dodał. Prawnicy mają 28 dni na złożenie apelacji. Mariusz Paplaczyk i Wojciech Wiza wspomagali w tym procesie obrońcę oskarżonego, Andrew Langdona i to on, oczywiście przy ich pomocy, będzie uzasadniał apelację. – W Wielkiej Brytanii apelacja wygląda zupełnie inaczej niż w prawie polskim – mówił Wojciech Wiza. – Nie ma sytuacji, w której zaskarżane są wyroki skazujące w 90 procentach. Tu apelację można oprzeć tylko na dwóch podstawach: błąd w procedurze i wymiar kary.

DNA – furtka dla apelacji? Co do błędów proceduralnych, obrońcy mówią przede wszystkim o sposobie „namówienia” przez brytyjską policję Jakuba Tomczaka, aby poddał się badaniu DNA. Policja przyszła do mieszkającej w Exeter siostry Jakuba, Katarzyny, w listopadzie 2006 roku. Poprosili ją, by zadzwoniła do brata i zapytała, czy zgodziłby się na oddanie do badania swojego materiału genetycznego, czysto formalnie, by został wykluczony z kręgu podejrzanych. Zadzwoniła do brata, poprosił o dzień do namysłu. Po czym zgłosił się na policję. Pobrano jego DNA, próbkę wysłano do Anglii. – Mamy pierwszą wątpliwość – mówili po wydaniu wyroku prawnicy – czy dowód z DNA mógł być w ogóle dowodem w tej sprawie bo został pobrany jako wyraz dobrej woli, bez poinformowania Jakuba, w jakiej roli występuje – jako świadek czy podejrzany. Wiele emocji wzbudziła sprawa błędu w programie komputera, który analizował tę próbkę. Pierwsze badanie wykazało, że to nie jego materiał genetyczny znaleziono w ciele Jane H. Analizę powtórzono, używając innego oprogramowania. – Końcowe wyniki badań DNA pobranych od oskarżonego Polaka Jakuba Tomczaka i ofiary gwałtu nie budzą wątpliwości: na obu próbkach występuje jeden i ten sam genetyczny profil – zeznawała we wtorek, 22 stycznia, biegła medycyny sądowej, Mary Cagney, zatrudniona w policyjnym wydziale medycyny sądowej w Birmingham. A jednak mecenas Langdon próbował wyłączyć dowód z DNA i jak twierdzą polscy prawnicy – pewne furtki apelacyjne zostały otwarte. – To jest sprawa precedensowa, jeśli chodzi o dobrowolne pobieranie dowodów od cudzoziemców przebywających poza Wielką Brytanią, które mają być dowodami w sprawie. Wiele się mówiło w tych dniach w Polsce o dowodzie z DNA – powiedział obrońca Mariusz Paplaczyk. – Chcę podkreślić, że Wielka Brytania jest ojczyzną tego dowodu. Do 20 grudnia 2007 roku skazywano ludzi na podstawie badań z DNA tzw. Low Copy Number, metody LCN. Miesiąc temu ta metoda okazała się błędna i zawieszono ją na terenie Wielkiej Brytanii. Czy rozwój techniki za kilka lat nie pozwoli nam powiedzieć, że to, co się stało tutaj, na tej sali, nie było obarczone błędem? My mamy poważne wątpliwości i takie wątpliwości miał też zapewne ktoś z ławy przysięgłych. W Exeter rodzina, przyjaciele i dziennikarze zadawali sobie to samo pytanie – czy oddałby swoje DNA dobrowolnie, gdyby był winny? Prokurator wziął pod uwagę te zastrzeżenia. „Dobrowolną” decyzję Jakuba uznał za podyktowaną kalkulacją: nie miał wyjścia, musiał oddać swoje DNA, bowiem o prośbie wiedziała przecież jego siostra i rodzice. Prokurator William Hart twierdził, że jeśli obrońcy Jakuba mieli wątpliwości co do testów przeprowadzonych na jego próbce śliny, to mogli pobrać od

ich zdaniem nie dłużej niż 40 minut, wrócił do domu jak gdyby nigdy nic – czysty, uśmiechnięty, taki jak zawsze. Rodzina Tomczaka mówiła jednym tonem: – Policja po prostu wytypowała i dopasowywała klocki. Cała ta rozprawa, dochodzenie, w ogóle nie służyło temu, by dociec prawdy, złapać prawdziwego winowajcę, tylko po prostu było to typowe działanie nastawione na sukces. Rozmawialiśmy z policjantami z innych hrabstw, innych miast i spotykaliśmy się z takimi ocenami, że to, co się dzieje tutaj, w Exeter, jeżeli chodzi o pracę policji, nie ma nic wspólnego ze standardami przyjętymi w Wielkiej Brytanii.

i kradzież, nie mając na nie żadnych dowodów. Tomczak był już jednak na terenie Wielkiej Brytanii, udało się go z Polski wydobyć i to było dla prokuratury najważniejsze. Przed rozpoczęciem procesu w Exeter prokurator Hart proponował kompromis – w zamian za przyznanie się oskarżonego do popełnienia gwałtu miano wycofać względem niego zarzuty o okaleczenie ciała Jane H. Ani oskarżony, ani adwokaci nie zgodzili się na ugodę. Jakub do końca procesu utrzymywał, że jest niewinny. Trudno zrozumieć tutaj motywy postępowania prokuratury, skoro Jane H. niewątpliwie została uderzona tak mocno, że upadając na ziemię doznała ciężkich uszkodzeń głowy, tak ciężkich, że nigdy już nie wróci do zdrowia fizycznego i psychicznego. Gdyby oskarżony poszedł na ugodę, czy policja nadal poszukiwałaby człowieka, który pobił Jane H. tak dotkliwie?

Europejski Nakaz Aresztowania

Rodziny i znajomi ofiar

– Można tylko podziękować polskim sądom, że tak naprawdę wydały wyrok na Kubę. Dlatego, że tutaj było tylko i wyłącznie potwierdzenie tego, co zrobili Polacy. To wszystko, dziękuję – powiedziała twardo siostra Jakuba, Ola. Przyzwyczajona już do rozmów z dziennikarzami, wyszła do nas zaraz po ogłoszeniu wyroku. Wypuszczono go z Polski pod takim warunkiem, że ewentualną karę będzie odbywał w kraju. – Polski sąd nie zmieni kwalifikacji prawnej czynu. Będzie musiał dostosować ten wyrok do prawa obowiązującego w Polsce, ale nie może przetransponować go na gorszy dla Jakuba – powiedział po procesie jeden z jego obrońców. Policja z krajów UE ma wielkiego poplecznika w polskich sądach, bowiem te wydają im Polaków podejrzanych o dokonanie przestępstwa na terenie jednego z państw UE niemal bez mrugnięcia okiem. Za to dużo trudniej jest wydobyć obywatela Wielkiej Brytanii z jego ojczystego kraju, którego podejrzewa się o złamanie prawa gdzieś w Europie. Zadaniem państwa jest ochrona obywatela, dlatego ENA musi być bardzo dobrze uzasadniony. W przypadku Jakuba Tomczaka, na pozór rzeczywiście tak było, bowiem przedstawiono mu wstępnie aż pięć zarzutów, w tym o próbę zabójstwa, jednak już dwa miesiące po odsiadce w więzieniu Long Lartin, prokuratura uchyliła mu trzy zarzuty: o usiłowanie zabójstwa, rozbój

Kilka razy w ten poniedziałek usłyszałam z ust mamy Jakuba Tomczaka: „ofiara”. – On też jest tutaj ofiarą, bo nikt nie szuka prawdziwego winowajcy – mówiła. – Pytaliśmy Kuby raz, w dniu aresztowania. „Mamo, ja tego nie zrobiłem”. Co mogliśmy zrobić więcej? – odpowiadał na nasze pytania jego ojciec. Rodzice, siostry i znajomi Kuby chętnie rozmawiali z nami w trakcie rozprawy, podczas oczekiwania na wyrok i po jego ogłoszeniu. Opowiadali o swoich emocjach, o przebiegu procesu. Byli przygotowani na wyrok skazujący. Dziewczyny błyskawicznie przebrały się w koszulki z napisem „Wolność dla Jakuba”, rozwinęły przed kamerami transparent: Friends from Exeter R with U. Bez przerwy podkreślali: – Będziemy walczyć. Bo skazano niewinnego człowieka. Rodzina i znajomi Jane H. nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Nie byli obcesowi czy nieuprzejmi, po prostu tłumaczyli nam, że nie mają nic do powiedzenia. Na końcową rozprawę przywieźli Jane na wózku inwalidzkim. Zapewne nic z tego, co się wokół niej działo, nie zrozumiała, była raczej milczącym dowodem swojej krzywdy, milczącym świadkiem wydarzeń, które wprawdzie przypieczętowano wyrokiem, ale pełnym niewyjaśnionych wątpliwości.

U góry: najbliższa rodzina skazanego Jakuba Tomczaka, obok obrońca Mariusz Paplaczyk

niego nową próbkę i zlecić przeprowadzenie odrębnego testu. Rzeczywiście zastrzeżenia prokuratora wydają się być słuszne. – Dlaczego nie przeprowadzono kolejnego badania? Albo mecenasi wiedzieli, że następne badanie pogrąży Jakuba Tomczaka całkowicie, do tego stopnia, że nie będzie szansy na apelację, bo wynik po raz drugi potwierdzi zgodność próbek, albo działanie Langdona było przemyślane – może chodziło mu tylko o to, by jak najszybciej zakończyć proces w Exeter, doprowadzić do wyroku, który dawałby możliwość apelacji, a ta przebiegać będzie w innym mieście, bez wpływu mediów i atmosfery miejsca.

Dopasowywanie dowodów Dowód z filmów nagranych przez miejskie kamery był najsłabszym ogniwem w sprawie, co zresztą przyznał sędzia. Poszatkowane, wybrane momenty, w których widać Jakuba i jego przyjaciół, potem samego Jakuba, wreszcie kogoś, kogo po prostu za niego uznano, chociaż obraz był bardzo niewyraźny, miały raczej przekonać przysięgłych, że miał czas i możliwość dokonania gwałtu, niż że go z pewnością dokonał, bowiem samej napaści kamery nie zarejestrowały. Tomczak ubrany był tej nocy w kraciastą koszulę – policja ogłosiła, że szuka mężczyzny, który ubrany był w biało-czerwoną koszulkę miejscowego klubu piłkarskiego. Kraciasta koszula jednak gdzieś zaginęła, co niechybnie budzi wątpliwości, mimo zapewnień sióstr i koleżanek Jakuba, iż po rozstaniu, trwającym

Elżbieta Sobolewska Komentarz >13


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

4 CZAS NA WYSPIE

Program PL TV na SKY Zespół PL-TV liczy 17 osób. To dziennikarze, reżyserzy, operatorzy kamer, montażyści, pracownicy działu marketingu i dowodzący nimi producent. Zaczęło się w październiku 2006 na Ealingu, zachodniej dzielnicy Londynu. Pomysłodawcy postanowili wyjść naprzeciw potrzebom polskich emigrantów, którzy nie mówią dobrze po angielsku i zrobić telewizję w ich ojczystym języku. Wyruszyli więc na ulice Londynu z kamerą i mikrofonem. Materiały

montowali w domu. Ich pierwsze programy można było zobaczyć na www.pl-tv.com. Nadawali oczywiście w języku polskim. We wrześniu 2007 roku PL-TV rozpoczęła współpracę z EyeTV Group. Posiada nowoczesne studio nagraniowe w zachodnim Londynie, które umożliwia transmisje programów na żywo. Od 1 lutego wchodzi na platformę SKY z godzinnym programem „Śniadanie w Wielkiej Brytfannie“. Producentem jest Tomasz Tyranowicz, odpowiada także za nadzór nad PL-TV. Dla kogo robicie telewizję? – Dla miliona Polaków w przedziale wiekowym 18-35 lat – wyjaśnia Tyranowicz. – Wielu z nich słabo mówi po angielsku i w głównej mierze właśnie do nich kierujemy nasze programy. O czym? – O wszystkim co dotyczy polskiego emigranta – informuje producent. - W naszej ramówce można znaleźć praktyczne porady, gdzie i jak szukać pracy, przebrnąć przez rozmowę kwalifikacyjną czy wreszcie założyć własną firmę. – Ale nie samą pracą człowiek żyje – dodaje Daria Paternoga, dziennikarka PL TV. – Trzeba iść na zakupy czy się pobawić. W PL TV znajdą się wydarzenia kulturalne, koncerty, festiwale, teatry, filmy, wywiady z popularnymi grupami i artystami. Arkadiusz Kozubek, montażysta, dodaje: – PL-TV chce także współpracować z kreatywnymi ludźmi z całej Anglii, z mediami oraz ludźmi biznesu. Jeżeli ktoś pragnie robić z nami programy i ma dobre pomysły, zapraszamy. Jesteśmy otwarci dla wszystkich. PL TV nadaje na kanale 197 platformy SKY, codziennie w godz. 7.00-.00. Start od dziś, 1 lutego 2008.

Pomóżmy Łukaszowi! Łukasz Taborek ma 23 lata, pochodzi ze Zduńskiej Woli, przyjechał do Londynu kilka miesięcy temu. Do 12 listopada 2007 roku pracował na budowie w okolicach South Kensington. 12 listopada był ostatnim dniem jego dotychczasowej pracy. W remontowanym budynku zawaliła się podłoga. Łukasz został przygnieciony cegłami, gruzem, betonem. Stracił nogę. Pracował legalnie, miał National Insurance Number, pracodawca odprowadzał za niego podatek. Nie może jednak liczyć na pomoc finansową z opieki społecznej, ponieważ opłacał składkę zaledwie trzy miesiące. Ubiegać się o zapomogę, rentę czy jakiekolwiek wsparcie finansowe można dopiero po rocznym opłacaniu składki NIN. Rehabilitacja Łukasza potrwa jeszcze przynajmniej rok. Do Polski również nie ma po co wracać, bo nie może liczyć ani na bezpłatną opiekę ze strony państwowej służby zdrowia, ani na jakikolwiek zasiłek. Jego rodzice, żeby go tutaj odwiedzić, wzięli pożyczkę z banku. Łukasz musi pozostać w Londynie, nie ma za co żyć. O jego sytuacji dowiedziała się Renata Sokoliska, która mieszka w Londynie od dziesięciu lat. Organizuje dla niego pomoc, wysyłając apele do polonijnych mediów, do organizatorów imprez kulturalnych, zbierając dary rzeczowe. – On bardzo chce pracować. Dowiadywałam się w Job Centre, jakie są szanse na zatrudnienie niepełnosprawnego chłopaka, który kiepsko mówi po angielsku, może coś uda się dla niego znaleźć. W Citizens Advice Bureau (bezpłatna pomoc prawna) powiedzieli nam, że za krótko opłacał składkę, więc nie może liczyć na pomoc państwa. Oczywiście ubiega się od pracodawcy o odszkodowanie, ale taka sprawa potrwa mniej więcej rok. A co przez ten czas? Z czego ma się utrzymać?

Kino na sprzedaż

W bardzo popularnym, szczególnie wśród studentów, nie tylko ze względu na repertuar, ale również z powodu bardzo przystępnych cen biletów, londyńskim kinie Prince Charles Cinema w pobliżu Leicester Square, odbywa się festiwal polskich filmów. Pierwsza z czterech projekcji „Nikifor” – film Ryszarda Krauzego, przyciągnął tak liczną widownię, że zaskoczyło to prawdopodobnie samych organizatorów. Kto te filmy tu sprowadził – trudno powiedzieć – na afiszach ani śladu inforamcji, z jakim dystrybutorem ze strony polskiej współpracuje Prince Charles Cinema. Skoro „festiwal”, to powinien mieć oficjalne otwarcie. Nie miał. Przedsięwzięcie wydawać by się mogło dość ryzykowane, bo w tym samym czasie w Riverside Studios trwa inny,

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

tematyczny przegląd polskiego kina – Polish Beauties, prezentujący filmy z najpiękniejszymi kobietami polskiego kina: Apolonią Chałupiec czyli Polą Negri, Beatą Tyszkiewicz, Grażyną Szapołowską, Magdaleną Cielecką i Alicją Bachledą-Curuś. Kiedy zadzwoniliśmy do Prindce Charles Cinema, by zarezerwowć bilety, usłyszeliśmy że nie ma takiej potrzeby, bo na sali jest czterysta miejsc. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, okazało się, że sala wypełniona była po brzegi, głównie anglojęzyczną widownią. Jak widać, nie tylko Żywiec – polskie kino sprzedaje się na Wyspach całkiem nieźle. W Londynie to już któryś z kolei Polish Film Festiwal. Niech więc sezon polskiego kina trwa tu przez cztery pory roku. (tb)

ODSZKODOWANIA POWYPADKOWE Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych

Łukasz na pewno dostanie protezę, może korzystać ze służby zdrowia, ale zanim sam, o ile w ogóle, będzie się w stanie utrzymać, może liczyć tylko na wsparcie ludzi dobrej woli – mieszkających tu Polaków. Renata zbiera nawet żywność, którą można zostawić w Kościele Św. Andrzeja Boboli na Hammersmith. W sprawie pomocy można dzwonić bezpośrednio do niej, na numer: 07886716123, lub do naszej redakcji. Można pomóc Łukaszowi dokonując wpłat na jego konto w banku Barclays: Łukasz Taborek Sort code: 208014 Account number: 60666289

Rozmowa w j∆zyku polskim

FREEPHONE

0800 018 3299 www.levenes.co.uk

.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

CZAS NA WYSPIE 5 PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

K

ończy się okres bożonarodzeniowy, a wraz z nim tak popularne wśród emigracyjnej społeczności spotkania opłatkowe. Spotykają się na nich przedstawiciele różnych organizacji, stowarzyszeń, fundacji, członkowie parafii, by wspólnie pokolędować, złożyć sobie życzenia, wziąć udział w loterii, często wysłuchać koncertu. Tradycja miła i warta kontynuowania. Wiele osób ze względu na wiek w spotkaniach organizacyjnych uczestniczy sporadycznie, więc „opłatek” jest okazją do odświe-

Do przyszłego roku… żenia kontaktów. W wielu takich spotkaniach „Nowy Czas” uczestniczył. Zaprosiła nas Ambasada RP w Londynie, prezes oraz Zarząd Polskiego Ośrodka Społeczno-Politycznego, Fundacja Veritas i „Gazeta Niedzielna”, AK-owcy, a ostatnio Polski Uniwersytet na Obczyźnie. W kilku z nich nie mogliśmy wziąć udziału, bo urządzane były we czwartki, kiedy gazetę oddajemy do druku i jest to dla naszego małego zespołu redakcyjnego dzień najbardziej wytężonej pracy. Niemniej jednak bardzo dziękujemy tym organizacjom za pamięć i otwartość na nowe media. Jednym z ostatnich „opłatków”, na który zostaliśmy zaproszeni, był urządzony wspólnie przez dwie zasłużone emigracyjne organizacje: Polski Uniwersytet na Obczyźnie i Stowarzyszenie Techników Polskich, w ubiegłą sobotę w Jazz Cafe. Obie starają się otworzyć na nowo przybyłych, organizują kursy dokształcające, centra informacji, przyjmują nowych członków itp. Gości powitali prezez STP Krzysztof Ruszczyński oraz w imieniu niebecnego rektora PUNO prof. Wojciecha Falkowskiego – prorektor Ryszard Chmielowiec. Jak na Jazz Cafe przystało, kolędy śpiewano w jazzujących rytmach przy akompaniamencie Przemysława Salomońskiego. Trochę trudno było gości do tych rytmów przekonać, ale znakomite głosy prezesów STP, by-

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

Maria Dowgiel dbała o wszystkich, a głosy prezesów Stowarzyszenia Techników Polskich sprawiły, że kolędy zabrzmiały donośniej łego – Andrzeja Fórmaniaka i obecnego – Krzysztofa Ruszczyńskiego, wspomagane mikrofonem, pociągnęły innych. Była też loteria. Tym razem bodaj najwięcej szczęścia miał ks. Józef Gula, kapelan PUNO, który najpierw pomodlił się z zebranymi i poświęcił opłatki, a potem zbierał wylosowane fanty. Jeden z nich, delikatna akwarela pani Danuty Piesakowskiej, trafił do redakcji „Nowego Czasu”. Księdzu Guli bardzo serdecznie dziękujemy.

Nad całością wieczoru czuwała wszędzie obecna i o każdego dbająca Maria Dowgiel. Spotkanie zakończyła wschodząca gwiazda jazzowej sceny Dominika Zachman, o której z pewnością nie raz będziemy pisać na naszych łamach. Podczas występu w Jazz Cafe na fortepianie akompaniował przybyły z USA Robin Holloway, a o dźwięk zadbał Sławek Żak.

Teresa Bazarnik

Dzieci imigrantów zawyżają statystyki W odróżnieniu od innych państw Europy Zachodniej, przyrost naturalny w Wielkiej Brytanii szybko się zwiększa, jednak jak poinformował serwis BBC, prawie połowa noworodków przychodzi na świat w rodzinach imigrantów. W ciągu roku liczba dzieci urodzonych przez Brytyjki spadła o 44 tys. W tym samym czasie liczba dzieci matek pochodzących z zagranicy wzrosła o 64 tys. – w tym z Europy Wschodniej o 15 tys. Najwięcej dzieci imigrantów rodzi się w Londynie – aż 60 proc. wszystkich noworodków. Jak podało BBC, niektóre szpitale na prowincji zamykają nawet swoje izby porodowe, a położnym proponuje się pracę w innych, większych miastach, gdzie imigrantów jest najwięcej. Jednym z takich miast jest Slough, gdzie powiększono oddział położniczy kosztem szpitali położonych w dwóch sąsiednich miastach. Wielki napływ imigrantów, przede wszystkim Polaków, doprowadził do finansowego kryzysu rady miejskiej Slough, która opłaca służbę zdrowia, opiekę socjalną i szkoły na swoim terenie.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

6 CZAS NA WYSPIE

Polacy wybierają prowincję Do tej pory był Londyn, Birmingham, Edynburg czy inne duże brytyjskie miasta. Ale to się szybko zmienia. Polacy bowiem coraz częściej podbijają brytyjską prowincję, małe miasteczka i wsie. Powód? Łatwiej tam o pracę, jest spokój, jest taniej i to się ceni. W wielkich miastach szansę mają teraz jeszcze tylko niewykwalifikowani pracownicy i ludzie z ogromną wiedzą i doświadczeniem, np. w bankowości. Takich przybywa na Wyspy Brytyjskie coraz mniej. Dlatego inżynierowie, cukiernicy, a nawet księgowi chętnie ruszają teraz na angielską wieś. Nie brakuje tam zakładów pracy, bo koszta ich prowadzenia są mniejsze. Jedna z firm rekrutujących polskich inży-

nierów do pracy w Wielkiej Brytanii tylko w ubiegłym roku ściągnęła pół tysiąca specjalistów z branży elektrycznej, energetycznej i metalowej. Wszyscy wybrali jako miejsce pracy właśnie angielską prowincję. Z oficjalnych danych brytyjskich urzędów wynika, że Polacy stanowią dwie trzecie wszystkich emigrantów, którzy przyjeżdżają do tego kraju z nowych państw członkowskich Unii Europejskiej. Nic więc dziwnego, że dla wielu brakuje już pracy w dużych ośrodkach miejskich. Praca na prowincji, choć na pewno jest nieco gorzej płatna, ma jednak sporo zalet. Życie tam jest wygodniejsze, płynie wolniej i spokojniej, jest nieporównanie mniej stresujące. I te walory życia na wsi czy w małym miasteczku coraz częściej nowi przyjezdni znad Wisły sobie cenią. Polacy potrafią też liczyć. Większe zarobki w dużych miastach to jednak i większe koszta utrzymania. Na prowincji jest inaczej. Kiedy przystępowaliśmy do Unii Europejskiej, funt kosztował 7,15 zł, teraz jest to tylko 4,80 zł. Jeśli przyjmie się, że przeciętny Polak zarabia na Wyspach 1000-1500 funtów miesięcznie, niebagatelną sprawą stają się właśnie koszta utrzymania. I dlatego prowincja okazuje się coraz bardziej atrakcyjna.

Żołnierski los misia Wojtka FOT ARCH./ „WOJTEK SPOD MONTE CASSINO”

Poszukiwany… Determinacja Policja z Hampshire poszukuje Polaka w związku z zabójstwem Georginy Edmonds, 77-letniej mieszkanki Eastleigh, miejsowości leżącej koło Southampton. Poszukiwany mężczyzna wynajmował pokój w domu należącym do zamordowanej i najprawdopodobniej wyjechał do Polski – podał dziennik The Southern Daily Echo. Nie ujawniono nazwiska poszukiwanego Polaka, bo nie jest on podejrzanym w tej sprawie. Jest wprawdzie poszukiwany, ale to tylko jeden z kilku wątków prowadzonego śledztwa. Zamordowana kobieta wynajmowała pokoje czterem osobom, w tym poszukiwanemu mężczyźnie. Prawdopodobnie od kilku miesięcy przebywał on w hrabstwie zanim doszło do morderstwa pani Edmonds. Zamordowano ją 11 stycznia w domu przy Kiln Lane we wsi Brambridge przylegającej do Eastleigh.

Dwóch mężczyzn zostało skazanych za przemyt 24-letniej studentki z Polski do angielskiego domu publicznego i zmuszanie jej do prostytucji – podał serwis BBC. Guildford Crown Court na dziesięć lat więzienia skazał Stefana Berdufi (39) – ogrodnika z Redhill (hr. Surrey). Prokurator udowodnił mu nie tylko handel ludźmi i stręczycielstwo, ale także gwałt oraz wykorzystywanie seksualne i szantaż. Drugi mężczyzna, 20-letni Agim Qosja, przesiedzi w więzieniu siedem lat. Qosja, pochodzący z Kosowa, został skazany za potrójny gwałt i jeden przypadek seksualnego wykorzystania. Wcześniej przyznał się również do czerpania zysków z prostytucji. Policji udało się odbić Polkę z rąk stręczycieli w mieszkaniu w Bletchingley. Do osądzenia obu mężczyzn doszło głównie dzięki determinacji Polki, która podczas procesu wykazała się wielką odwagą – podało BBC.

Mieszkańcy miejscowości Hutton (Szkocja) chcą postawić pomnik niedźwiedziowi, który w czasie II wojny światowej służył w armii generała Andersa. Pomnik miałby stanąć w parku królewskim, znajdującym się w centrum miasta. Trudno nie przyklasnąć temu pomysłowi, który zasługuje na realizację chociażby z tego względu, że będzie doskonałą okazją przypomnienia Brytyjczykom historii armii generała Andersa, historii opowiedzianej bez martyrologicznego zadęcia, lecz z humorem i z zupełnie innej perspektywy – perspektywy misia Wojtka. Mały niedźwiadek został kupiony w 1941 roku w Iranie, dokąd żołnierze 2 Korpusu trafili po opuszczeniu sowieckich łagrów. Miał wtedy zaledwie trzy miesiące, więc nie było większych

problemów z jego oswojeniem. Żołnierze nazwali go Wojtek i początkowo nie wiązali z nim większych „planów strategicznych”. Był ulubieńcem całego Korpusu. Karmili go dżemem i owocami, czasem dali łyk alkoholu. Słynął ze swojego upodobania do… papierosów. Bynajmniej ich nie palił, tytoń smakował mu tak samo jak słodkie rarytasy. Wożono go też samochodem, miał swoje stałe miejsce w szoferce. Kiedy wyrósł, aby było na jego wyżywienie i by mógł wyjechać z wojskiem do Włoch, został formalnie wcielony do wojska – w stopniu szeregowca służył w 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii. Wsławił się zwłaszcza w bitwie pod Monte Cassino. Dzielnie nosił na grzbiecie amunicję do stanowisk artyleryjskich. Aby uhonorować jego zasługi, 22 Kompania umieściła jego wizerunek w swym godle. Po wojnie miś Wojtek trafił wraz z jednostką właśnie do Hutton, gdzie oczywiście stał się najważniejszym i najpopularniejszym obywatelem miasta. W 1947 roku został oddany do zoo w Edynburgu, w którym zakończył swój żywot w 1963 roku. Do końca życia reagował na polecenia w języku polskim. Pomnik w Hutton nie będzie pierwszą próbą uhonorowania jego pamięci. Wojtek ma swoją tablicę pamiątkową w edynburskim zoo, pomnik w Ottawie w Kanadzie i w Instytucie Polskim, a Muzeum im. Generała Sikorskiego w Londynie znnajduje się rzeźba wykonana przez szkockiego artystę Davida Hardinga. Jego szlak bojowy opisali już Maryna Miklaszewska w książce „Wojtek z Armii Andersa” i towarzysz broni misia, Wiesław Lasocki w książce „Wojtek spod Monte Cassino”.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

CZAS NA WYSPIE 7

Protestujący sprzątacze zawieszeni w pracy Dwunastu ludzi, w tym dziewięciu Polaków, zatrudnionych przy sprzątaniu biurowców należących do grupy ubezpieczeniowej Marsh, zostało zawieszonych w obowiązkach, za udział w proteście przeciwko niskim płacom – podał serwis guardian.co.uk. W piątek, 25 stycznia, przyłączyli się do protestu zorganizowanego przez związki zawodowe Unite, w ramach kampanii Justice for Cleaners. Za udział w proteście Marsh domaga się ich zwolnienia. W rezultacie firma ISS, która jest ich bezpośrednim pracodawcą zawiesiła protestujących w obowiązkach i chce przenieść ich do innych miejsc pracy w Londynie. Jeden z Polaków opowiadał na

łamach „The Guardian”, że w ciągu jednej nocy musiał posprzątać 600 biurek. Większość zawieszonych osób pracowało dla ISS przynajmniej od roku. Włączyli się do protestu, bo nie chcą pracować za najniższą, obowiązującą stawkę – 5,60 funta za godzinę. Szef kampanii Justice for Cleaners – Paul Davies powiedział „Nowemu Czasowi”, że w poniedziałek, 4 lutego, prawdopodobnie zostanie podjęta decyzja o kontynuacji protestu, a zawieszenie pracowników to ewidentny przykład naruszenia praw człowieka. W kolejnym numerze „Nowego Czasu” ukaże się relacja na temat kampanii i protestu.

„Centrum powitalne” dla imigrantów na lotnisku w Edynburgu

Justice for Cleaners to długofalowa kampania prowadzona przez związki zawodowe Unite

Łódzkie riksze królują w Londynie Zanosi się na prawdziwą wojnę polsko-angielską i to na… riksze. Te rodem z Łodzi, a więc takie, w których pasażer nie ogląda pleców „kierowcy”, tylko siedzi z przodu tego pojazdu. Takie riksze stały się ogromną konkurencją dla londyńskich taksówkarzy. Ci ostatni piszą, gdzie tylko się da skargi na obrotnych Polaków, że ci nie dość, że zabierają im klientów, to jeszcze narażają ich życie. Polscy rikszarze odpowiadają: to bzdura. Większość, na szczęście niegroźnych kolizji z udziałem riksz miała miejsce w tylnej części wehikułu, a poza tym, co to za atrakcja dla pasażera siedzieć z tyłu pojazdu? Sytuacja staje się coraz bardziej nerwowa, bywa, że w wielu punktach angielskiej stolicy dochodzi do słownych utarczek między Polakami, którzy kierują rikszami, a londyńskimi taksówkarzami. Ci patrzą w

przyszłość i wiedzą doskonale, że w roku Olimpiady w Londynie, a więc w 2012, kiedy ruchu kołowy będzie w tym mieście praktycznie wyłączony, to właśnie właściciele riksz będą spijać piankę, wożąc turystów. W tej chwili takich riksz z siedzeniami z przodu jeździ po Londynie nieco ponad 150, ale przybywa ich z każdym tygodniem. Jesienią czy zimą ludzie wolą korzystać z taksówek, kiedy jednak przyjdzie lato, wtedy turyści na pewno chętniej wybiorą właśnie ten sposób lokomocji. Taniej i lepiej widać londyńskie atrakcje. Łódzkie riksze to prawdziwa konkurencja dla londyńskich taksówkarzy, bo właściciele wielu klubów, dyskotek i restauracji coraz chętniej nawiązują z właścicielami tych wehikułów kontrakty na dowożenie do nich gości, co w labiryncie centralnego Londynu, wydaje się całkiem naturalne. (br)

Lotnisko w Edynburgu będzie niebawem przechodziło gruntowną modernizację, połączoną z jego rozbudową. W związku z tym szkoccy parlamentarzyści rozważają budowę centrum pomocy imigrantom z Europy Środkowo-Wschodniej, które powstałoby właśnie na lotnisku. Służyłoby przede wszystkim pomocą w znalezieniu pracy zgodnej z kwalifikacjami przybywających do Szkocji imigrantów. – Wielu z nich nie wykorzystuje w pełni swojego wykształcenia i kwalifikacji zdobytych w swoim kraju – twierdzi posłanka Margo MacDonald, która jest pomysłodawczynią projektu. „Centrum Powitalne” oceniałoby umiejętności, wykształcenie oraz kompetencje językowe przyjezdnych, w odniesieniu do wymogów i potrzeb szkockiego rynku pracy. Po wstępnej ocenie kwalifikacji danej osoby, udzielonoby jej porad w zakresie możliwości zatrudnienia w wyuczonym zawodzie oraz poinformowano o ewentualnych kursach i szkoleniach, które mogłyby pomóc w zdobyciu dalszych umiejętności i doświadczenia tu na miejscu.

tydzień na wyspach Na emigracji czasowej przebywa 1 mln 950 tys. mieszkańców Polski, w tym ponad 1 mln 600 tys. w Europie – wynika z najnowszych obliczeń Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). Na koniec 2006 roku najwięcej Polaków pracowało lub przebywało w Wielkiej Brytanii – ok. 580 tys. Brytyjscy podatnicy wydają ponad 21 milionów funtów rocznie na zasiłki dla dzieci emigrantów, które mieszkają w Polsce – podał „Daily Mail”. Rząd poinformował, że child benefit wypłacono już 26 tysiącom polskich dzieci. Dane te pochodzą z końca września 2007 roku i zostały udostępnione przez brytyjskie Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na pisemną interpelację partii konserwatywnej. Konserwatywny poseł Andrew Selous sądzi, że tę kwotę można by przeznaczyć na poprawę poziomu życia najbiedniejszych dzieci na Wyspach, ale brytyjski system świadczeń socjalnych jest w tak opłakanym stanie, że wiele osób, które przeprowadziły się na Wyspy, pobiera zasiłki równolegle w dwóch krajach, co jest już niezgodne z prawem. Zdaniem posła brak systemu komunikacji między urzędami krajów członkowskich nie pozwala na ukrócenie tego procederu. Na 2 lata i 8 miesięcy pozbawienia wolności sąd w Liverpoolu skazał polskiego biznesmena, który w jednym ze swoich lokali założył plantację marihuany – podał „Liverpool Daily Post”. Dariusz T. jest właścicielem trzech sklepów z polską żywnością. Na zapleczu jednego z nich posadził prawie dwieście krzaków konopi indyjskiej, które ogrzewał systemem lamp. W lipcu 2007 roku plantację wykryli policjanci, którzy znaleźli się na miejscu po otrzymaniu sygnału o włamaniu. Polak przyznał w sądzie, że marihuanę zaczął uprawiać po tym, jak wpadł w kłopoty finansowe. Miał 60 tysięcy funtów długu. Szefowie hoteli w Irlandii zostali oskarżeni przez szefa związków zawodowych o wykorzystywanie pracowników, zwłaszcza tych pochodzących z zagranicy – podał „Irish Independent”. David Begg, sekretarz generalny Irish Congress of Trade Unions (ICTU) zarzucił hotelarzom, że nie zgadzają się na wprowadzenie płacy minimalnej, bo wykorzystują swoich pracowników i nie jest im to na rękę. Zdaniem gazety, problem może dotyczyć nawet 125 tys. pracowników hoteli. Jedną trzecią z nich stanowią obcokrajowcy, wśród nich jest wielu Polaków. Irish Hotels Federation – federacja zrzeszająca hotelarzy odmówiła komentarza. Jej przedstawiciele mają zamiar skierować sprawę do Sądu Najwyższego, który ostatecznie ma rozstrzygnąć zasadność wprowadzenia płacy minimalnej.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

8 POLSKA TRANSPORT » Strajki na granicy

tydzień w kraju T Prezydent Lech Kaczyński wezwał szefa MSZ Radosława Sikorskiego na „pilne konsultacje”. Chodziło o podróż ministra na Ukrainę i do USA. Sikorski ostentacyjnie skrócił w związku z tym swój pobyt w Brukseli. W ciągu ostatnich kilku tygodni Polska straciła swój pozytywny obraz w społeczeństwie Ukrainy, który powstał przy okazji „pomarańczowej rewolucji”. W odróżnieniu od Słowacji i Węgier, nie mamy umowy o małym ruchu granicznym, nie obowiązuje Karta Polaka, konsulaty, które wydawały po 2 tys. wiz dziennie wydają ich obecnie 4 tysiące na miesiąc. Spore zmiany zachodzą także w naszych relacjach z Waszyngtonem. Tymczasem powstał spór o to, czy prezydent, w dodatku „ustami minister Fotygi” miał prawo wzywać Sikorskiego. Gazety zamawiają sondaże z pytaniem: czy rację ma premier czy prezydent? T Jeszcze przed końcem żałoby po katastrofie samolotu CASA doszło do sporu o czas zawiadomienia o wypadku prezydenta, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. MON telefonowało do BBN pół godziny po wypadku, ale się nie... dodzwoniło. Prezydent wyleciał w tym czasie do Chorwacji. Okazuje się też, że na pokładzie jego samolotu nie ma odpowiedniego systemu łączności. Tuż po wylądowaniu prezydent skrócił pobyt i wrócił do kraju. T LiD wniósł do Sejmu projekt ustawy o abolicji podatkowej. Dotyczy to głównie Polaków pracujących za granicą. W najbliższym czasie parlament będzie też obradował nad abolicją dla uczniów, czyli zniesieniem mundurków szkolnych i nad ustawą o mediach, która pozwoli PO i PSL wprowadzić do TVP i radia swoich polityków. T Prasa donosi o powrocie na ważne stanowiska w MSZ „korporacji Geremka”. Zmiany zaszły także w agencjach rynku rolnego i KRUS. Na kierowniczych stanowiskach znaleźli się ludzie powiązani z PSL i PO. T W Olsztynie PO zerwała współpracę z samorządowym ugrupowaniem popierającym prezydenta tego miasta. Jerzy Małkowski jest podejrzewany o molestowanie seksualne podległych mu pracownic. T Jarosław Kaczyński odwiedził Kraków i stwierdził, że miasto nie wykorzystuje swoich szans. Według neigo panuje tam „majchrowszczyzna”, brak szerszej wizji, wyobraźni i rozmachu. T Redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński został oskarżony przez konkurencyjny tygodnik „Wprost”, że był TW służb specjalnych PRL. Zemsta za red. Króla?

Celnicy i kierowcy paraliżują Polskę Jeszcze niedawno żartowali w kolejce, że tylko dwa obiekty na Ziemi widać z kosmosu – Wielki Mur Chiński i sznur ich samochodów. Dziś już nie jest nikomu do śmiechu, bo jeden z kierowców zasłabł w kabinie swej ciężarówki. Koledzy próbowali reanimować go, przyjechało pogotowie. Po pół godzinie lekarka orzekła zgon. Dramat był też po ukraińskiej stronie. Spalił się w szoferce kierowca, który nocą dogrzewał pojazd.

Zabił go stres – Polskiego kierowcę mogło zabić przemęczenie i stres – powiedziała sucho, wypisując kartę z nazwiskiem i imieniem zmarłego lekarka pogotowia ratunkowego. Dariusz W. miał 50 lat i nie narzekał do tej pory na serce. Jak twierdzi Henryk Marciniak z lubelskiej policji, kierowca ten stał w kolejce trzy dni. W końcu jego serce nie wytrzymało. A koszmar na przejściu polsko-ukraińskim w Doruhusku trwa już od ładnych kilku dni. Czas oczekiwania na odprawę po polskiej stronie wynosi 36 godzin i wydłuża się. Na wjazd do Polski czeka się dwa razy krócej.

Ani zjeść, ani wypocząć – Traktują nas jak bydło. Ani się umyć, ani wypocząć, ani załatwić potrzeby – piekli się Adam Siedlecki, który na oko szacuje, że ma jeszcze ponad dobę stania przed sobą.

Skąd te gigantyczne kolejki? Otóż polscy celnicy, którzy twierdzą, że pracują za trzech i padają z wycieńczenia dogadali się z kierowcami ti-

Najpierw będzie blokada wszystkich przejść na wschodniej granicy, potem Warszawa – grożą zdesperowani kierowcy. rów, że ci zablokują przejście graniczne. I to miało podziałać na Warszawę, by zrobiła tam porządek, to znaczy podesłała nowych ludzi, dała odpocząć tym, którzy tyrają po kilkanaście godzin dziennie. I chcieli jeszcze po 1500 złotych podwyżki. Potem celnicy mieli wrócić do zajęć.

Celnicy oszukali kierowców Ale Warszawa nie kiwnęła palcem, celnicy nie przystąpili do normalnej pracy i kierowców szlag trafiał, że ci nie dotrzymali umowy i odprawy się ślimaczą . – Każdego dnia polscy przewoźnicy tracą z powodu takich przestojów milion złotych. Tak, dziennie milion złotych – mówi, nie kryjąc zdenerwowania Jan Buczek, prezes stowarzysze-

GORĄCA ZIMA Lawina strajków, protestów i akcji protestacyjnych przetacza się właśnie przez Polskę. Wzrostu płac domagają się lekarze, pielęgniarki, górnicy, celnicy, nauczyciele a już do akcji protestacyjnych szykują się... policjanci. Można odnieść wrażenie, że w Polsce od lat nic się nie zmieniło.

Strajkują, bo... Można też odnieść wrażenie, że wiele grup zawodowych w Polsce, grup wywodzących się z kręgów tzw. budżetówki, po prostu stara się ugrać coś dla siebie korzystając ze zmiany ekipy rządzącej. Ekipa pod wodzą Donalda Tuska ma o tyle trudne zadanie, że realizując jeszcze ubiegłoroczny w gruncie rzeczy budżet autorstwa Prawa i Sprawiedliwości ma związane ręce, a każda z grup domaga się podwyżek. Pytanie, z czego je sfinansować. Oczywiście, poszczególne strajki nie są bezpodstawne. Faktycznie celnicy, nauczyciele, lekarze i pielęgniarki, a w szczególności te ostatnie, zarabiają – nie czarujmy się – grosze. Bo czy 1600 złotych brutto miesięcznie (ok. 330 funtów) to dużo? Bynajmniej.

Kwota taka nie pozwala na godne utrzymanie rodziny w normalnych warunkach lokalowych. Ceny w Polsce zaczynają dorównywać tym w Niemczech i Francji, produkty żywnościowe drożeją, artykuły RTV i AGD też nie należą do najtańszych, koszty życia rosną. Pod względem wydatkowania Polacy doganiają zachodnią Europę, pod względem zarabiania jesteśmy daleko w tyle.

Miała pomóc Unia Europejska I pomogła. Problem w tym, że ze środków Unii Europejskiej nie można wypłacać pensji urzędnikom, nauczycielom, policjantom, górnikom, itd. Unia Europejska wspomogła i wspomaga nas środkami na inwestycje, na programy dla bezrobotnych, na programy dla osób chcących podnosić swoje kwalifikacje zawodowe. Budują się baseny, boiska, modernizują szkoły, urzędy, ośrodki sportowe. Pod tym względem jest lepiej. Niestety za zmianami nie nadąża budżetówka. Tam płace nie chcą zwyżkować, budżet choć zasilany co roku większymi podatkami nie jest w stanie zagwaranto-

nia zrzeszającego polskich przewoźników. – Wystąpimy do skarbu państwa o odszkodowania, bo celnicy są przecież na liście płac resortu finansów. Ministerstwo Finansów: prawdą jest, że od trzech lat celnicy nie mieli żadnych podwyżek, prawdą jest, że pracują ponad siły, staramy się temu jakoś zaradzić. Ale to wymaga czasu.

Zasłabnięć bez liku Kierowcy, którzy stoją w kolejce w rejonie Dorohuska mówią, że przypadków zasłabnięć nawet nie zgłaszają, bo i tak nikogo to nie interesuje. Koszmar – powtarzają. I grożą, że jak nie znajdzie się silny i mądry, który rozwiązałby te problemy, to ruszą na Warszawę i będzie wtedy blokada stolicy. – Jesteśmy podobno w Unii, w zjednoczonej Europie, a panuje tu Trzeci Świat – pieklą się ludzie, którzy nie mogą się odprawić. Tylko nieco lepiej jest na innym przejściu z Ukrainą, w Hrebennem. Od wielu dni Izba Celna w Białej Podlaskiej ma kłopoty z zapewnieniem pełnej obsady celników na przejściach granicznych. Jest za mało etatów, a ponadto wielu celników przebywa na zwolnieniach lekarskich; liczni też biorą urlopy na żądanie. – Najpierw będzie blokada wszystkich przejść na wschodniej granicy, potem Warszawa – grożą zdesperowani kierowcy.

Bartosz Rutkowski

wać godziwej płacy pracownikom. Ale i tu UE w pewien pośredni sposób zaradziła. Umożliwiła Polakom emigrację zarobkową. Dla kraju to rozwiązanie straszne, bo siła robocza, kadra naukowa, specjaliści uciekają tam, gdzie ich kwalifikacje będą docenione.

Emigracja zarobkowa Jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości problem emigracji był bagatelizowany. Gdy lekarze domagali się podwyżek, grożąc wyjazdem z kraju, ówczesny wiceminister zdrowia Bolesław Piecha mówił do kamer: nie ma takiego problemu, lekarze, którzy wyjechali już wracają. Za granicą również nie jest dobrze. Konia z rzędem temu, kto widział w Polsce lekarza w drodze powrotnej do kraju. Chyba, że wracał z urlopu. Zaczęli wyjeżdżać wszyscy: nauczyciele (o ile znali języki obce), ekonomiści, bankowcy, inżynierzy, pielęgniarki, frezerzy, operatorzy wózków widłowych, kierowcy autobusów i tirów, budowlańcy i hydraulicy. Wielu dzisiaj nie żałuje wyjazdu. Niektórzy z myślą o powrocie za lepszych czasów zaczęli stawiać w Polsce domy, kupować mieszkania, tak na zaś. Młodzi

Skok rządzących na publiczne media Mają służby specjalne, czyszczą ludzi z poprzedniego nadania ze spółek skarbu państwa, zostały jeszcze tylko do zdobycia telewizja publiczna i publiczne radio. Platforma Obywatelska przygotowała właśnie nową ustawę medialną, która ma dobrać się do skóry prezesom publicznej telewizji i radia. Zaraz po wygranych przez Platformę wyborach mówiło się w prywatnych stacjach radiowych i telewizyjnych, że teraz trzeba będzie krytykować... opozycję. Platforma, jak twierdzi Prawo i Sprawiedliwość, chce obejść Konstytucję, bo chce z konstytucyjnego organu, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, zrobić jedynie organ doradczy wobec podległego premierowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej. – To jest niezgodne z Konstytucją – mówi Elżbieta Kruk w imieniu klubu PiS i wnioskuje o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Według Kruk, pozbawiona istotnych kompetencji KRRiT „będzie służyła tylko za listek figowy i przykrywała decyzje, które będą zapadały zupełnie gdzie indziej”. Posłanka ostro skrytykowała też przepis pozwalający ministrowi skarbu powołać, a także odwołać, członków rad nadzorczych i zarządów TVP oraz Polskiego Radia „z ważnych powodów”. – Przekazanie decyzji ministrowi skarbu, członkowi rządu, jest odpolitycznieniem mediów publicznych? To rząd będzie decydował o rynku mediów elektronicznych – powiedziała Kruk. (br)

emigranci zarobkowi na razie nie myślą o powrocie. Bo i po co? Do czego wracać? Do strajków, do ciągłego utyskiwania na brak pieniędzy, do absurdalnych przepisów? Państwo polskie nie jest dzisiaj w stanie zaoferować niczego konkretnego. Absolwenci wyższych uczelni, o ile wcześniej nie znajdą miejsca pracy w dobrze już prosperującej firmie, najlepiej z kapitałem zagranicznym, nie mają czego szukać. Ostatnią deską ratunku pozostaje praca przedstawiciela handlowego, najlepiej w firmie farmaceutycznej, gdyż te potrafią – choć nie wszystkie – zadbać o swoich pracowników.

Co nam zostaje? Rozwiązań we współczesnej Polsce jest kilka: można zakasać rękawy i stawić czoła polskiej rzeczywistości, można spróbować swoich sił w sektorze prywatnym – choć tutaj przy ścisłym przestrzeganiu prawa nie wróżę sukcesu – można też zacisnąć zęby i pracować dla idei, nie dla pieniędzy. Można też wybrać się na Okęcie lub Ławicę i sprawdzić, w jakim terminie mamy najbliższy lot...

Przemysław Kobus


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

POLSKA 9 PO KATASTROFIE » Wstrzymane loty samolotów CASA

Śmierć go jednak dopadła... Jeszcze kilkanaście dni temu żartował, że ma ujemny bilans lądowań, ale to nie powinno mu przeszkodzić w kolejnych lotach. Tym razem generał Andrzej Andrzejewski nie uciekł śmierci. Ta dopadła go w lesie pod Mirosławcem. Był jedną z dwudziestu śmiertelnych ofiar katastrofy maszyny CASA. Miły, sympatyczny – taki był dowódca bazy lotniczej w Świdwinie. Zostawił żonę i dwójkę dzieci. Pięć lat temu Andrzejewski dostał drugie życie, choć nie miał prawa być już wśród żywych. Był pierwszym od 1945 roku polskim pilotem, który został zestrzelony. I to przez kogo? Dostał polską rakietą! – Mój samolot zestrzelili nasi. Przez pomyłkę, na poligonie morskim w Ustce – wspominał ten koszmarny czas generał Andrzejewski. Polska rakieta wybuchła kilka metrów od jego maszyny. Wybuch był tak silny, że maszyna Andrzejewskiego runęła do Bałtyku. Pilot dryfował na pełnym morzu. Całe szczęście, że był to sierpień, a nie listopad czy styczeń. Wtedy byłoby po nim. Czuł, jak opadają go siły, ale nie poddawał się, walczył.

Ta upiorna rybitwa Z tych dramatycznych chwil najbardziej zapadła mu w pamięć rybitwa, która z uporem maniaka chciała mu usiąść na głowie, a on się od niej opędzał. W końcu odpuścił, bo nie miał już siły. I wte-

dy zobaczył śmigłowiec. Wiedział, że będzie żył. Okazało się, że dryfował przez półtorej godziny, 20 km od lądu. Wydawało się, że po takiej przygodzie latanie nie będzie już dla niego, ale gdzie tam! Generał nie raz jeszcze siadał za sterami samolotów. Bo bez latania nie ma nas – mawiał. Ale tego dnia, 19 sierpnia 2003 roku, Andrzejewski nie zapominał nigdy.

Rutynowy lot Wystar tował myśliwcem Su-22 ze Świdwina wczesnym popołudniem. Czterdzieści trzy minuty później, na wysokości trzech kilometrów i 20 km od lądu, pomyłkowo wystrzelona rakieta przeciwlotnicza eksplodowała kilka metrów od jego samolotu! Andrzejewski akurat wykonywał manewr zawracania i to go uratowało. Bardzo chciał przeżyć tę katastrofę. Odruchowo pociągnął za uchwyt katapulty i wyrzuciło go kilkadziesiąt metrów w górę. Kątem oka widział, jak wybucha i rozpada się jego samolot. Wpadł do morza. Pilot nie miał tratwy, nie działała też radiostacja. Z każdą minutą było z nim coraz gorzej. Ale walczył o życie, myślał o żonie i córkach, o tym, jak sobie bez niego poradzą. Kiedy był już bezpieczny, zadzwonił ze szpita-

la do żony. Radość była ogromna. A potem musiał powtarzać komisji tysiące razy, co robił w powietrzu, jak to się stało. Ostatecznie uznano, że nie popełnił żadnego błędu.

Znów w powietrzu Po kilku miesiącach wykonał lot z instruktorem. Czuł się coraz lepiej i ponownie zasiadł za sterami Su-22. Wrócił do dawnej jednostki, w której służył od 18 lat, 1 Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Został niebawem jej dowódcą i dostał też wymarzony awans na generała brygady. Po 18 latach w bloku wojskowym przeprowadził się do wyśnionego domku. Kupił go na kredyt. Żona Małgorzata jest księgową. Starsza córka Klaudyna pracuje w Poznaniu. Młodsza, Patrycja studiuje. Mówił, że jest spełnionym i szczęśliwym człowiekiem, bo ma rodzinę i robi to, co kocha, czyli lata. Po tamtym wypadku z rakietą przy jaciele mówili mu, że dostał ostrzeżenie od losu i powinien wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Ale on nie mógł zrezygnować z latania, bo to była jego pasja. Wiedziała o tym jego żona i córki, które z dumą patrzyły na swego tatę generała.

Bartosz Rutkowski

Maszyna nagle ucichła Magdalena Sitek z Mirosławca przyzwyczajona była do szumu lotniczego. Samoloty startowały tam i lądowały po kilkanaście razy dziennie. – Tego wieczora też słyszałam pracę silnika i w pewnej chwili cisza. Nie od razu domyśliłam się, że doszło do katastrofy. Jeden z okolicznych pognał tam do lasu, nim jeszcze teren zablokowała żandarmeria. Opowiadał potem, że było kłębowisko blach, materiału i bezładnie porozrzucane ludzkie ciała. Makabra – mówi Sitek. – On nie osiadł za pierwszym podejściem, tylko zatoczył krąg i potem zaczepił skrzydłem o drzewo – mówi z całym przekonaniem świadek tragedii, Aleksander Klimonczyk. Jedna z wersji zakłada, że pilot nie widział dokładnie pasa za pierwszym podejściem, wtedy oświetlono cały teren czym się dało. – Teraz widzę doskonale – miały brzmieć ostatnie słowa pilota. O godz. 19.07 maszyna runęła... To pierwsza katastrofa samolotu tego typu. Podpułkownik Leszek Leśniak z Krakowa znał ten samolot, bo przyprowadził go z Hiszpanii 1 sierpnia ubiegłego roku. – To dobra maszyna, nowa, miała wylatane 300 godzin. Nie mogę jeszcze dojść do siebie, bo przecież runęła dokładnie ta maszyna – mówi Leśniak. Znałem tych, którzy tam byli i załogę i pasażerów. W rękach śledczych jest już tak zwana czarna skrzynka, czyli rejestrator podstawowych parametrów lotu maszyny. Po kilkunastu dniach analiz powinniśmy wiedzieć więcej na temat przyczyn dramatu. W grę może wchodzić błąd pilota, który mylnie odczytał wskazanie przyrządów i leciał zbyt nisko, zaczepiając skrzydłem o drzewo lub fatalna pogoda. W czasie podchodzenia do lądowania lało i wiał silny boczny wiatr. Ostatnia faza lotu to niemal ślizg na biegu jałowym, maszyna jest wtedy trudna do opanowania. Wystarczy silniejszy podmuch, by doszło do tragedii... Do czasu wstępnego ustalenia przyczyn katastrofy, pozostałe dziewięć maszyn typu CASA, jakie są na wyposażeniu naszej armii pozostaną na ziemi. (br)

tydzień w kraju T Prezydium Sejmu nie zgodziło się na wybór Antoniego Macierewicza do sejmowej komisji śledczej mającej zbadać polityczne naciski na siły specjalne. Zaakceptowano natomiast Widackiego, który ma problemy z prawem. Wicemarszałek Niesiołowski uzasadniał, że Macierewicz to „pieniacz”. I kto to mówi... T Wyrzucony z „Samoobrony” i poszukiwany przez prokuraturę b. poseł Piotr Misztal znowu przedłużył sobie pobyt w USA. Oficjalnie twierdzi, że opiekuje się chorą matką. Prokuratura wysłała za nim list gończy, ale Misztal ma obywatelstwo USA i sprawa się komplikuje. Biznesmenowi grozi w kraju aresztowanie m.in. za oszustwa podatkowe i nielegalny handel papierosami. T Władysław Bartoszewski otrzymał tytuł doktora h.c. KUL. Bartoszewski był wieloletnim wykładowcą tej uczelni. T Jan T. Gross kończy objazd kraju z promocją książki „Strach”. Spotkania są raczej spokojne, bo pytania można zadawać tylko w formie pisemnej, a nad ładem i porządkiem czuwają firmy ochroniarskie. T Senat Uniwersytetu im. Ks. Kard. Stefana Wyszyńskiego zaprotestował przeciw oskarżaniu o antysemityzm przez Grossa swojego patrona i kardynała Adama Stefana Sapiechy. T Rząd wypowie 45. Konwencję Międzynarodowej Organizacji Pracy. Zakazywała ona kobietom ciężkiej pracy pod ziemią. Nie wiadomo co na pojawienie się kobiet pod ziemią powiedzą górnicy, którzy uważają, że „baba na dole to nieszczęście”. T Rozgorzał spór w sprawie kolejki TIR-ów na granicy pomiędzy Julią Piterą a Władysławem Frasyniukiem (polityk, ale i właściciel firmy transportowej). Zdenerwowany Frasyniuk zwrócił się do posłanki PO: „Julka, nie jesteśmy w piaskownicy” i nazwał ją przy okazji „błaznem tego rządu”. T Jan Rokita już żadnej propozycji od PO nie otrzyma. Powodem jest reakcja tego polityka na propozycję zajęcia się ordynacją wyborczą. Rokita, którego zdenerwowała forma dowiadywania się o tym z mediów wystosował list, w którym oskarżył PO o kampanię dezinformacyjną. T W Rzeszowie tamtejsi radni zrezygnowali z ulicy Władysława Kruczka. Upamiętnienie wysokiego działacza PZPR wzbudziło protesty w całym kraju. T W Muzeum Wsi Radomskiej odbyła się rekonstrukcja bitwy powstańczej z 1863 roku i widowisko „Hajda na Moskala”.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

10 WIELKA BRYTANIA T ŚWIAT

tydzień w skrócie

T Głosowanie w Senacie obaliło rząd lewicowej koalicji Prodiego. Berlusconi domaga się wyborów. Prezydent rozważa powierzenie misji utworzenia rządu na pół roku przewodniczącemu Senatu Franco Mariniemu. Marini ma 74 lata i był znanym działaczem związkowym.

T Prawybory w USA. Wśród republikanów prowadzi Mc’Cain (33%), przed Romneyem (30%). W prawybory na Florydzie włączył się Giuliani. U Demokratów Obama pokonał 55:27 Hilary Clinton w Południowej Karolinie. Połowę wyborców demokratycznych stanowią tam jednak Murzyni. Realni kandydaci zostaną wyłonieni w jednoczesnych prawyborach w 20 stanach.

T Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko polecił rządowi przygotować środki finansowe na ochronę języka ukraińskiego, który w wielu regionach przegrywa z rosyjskim.

T Holandia i Niemcy blokują ustawę o stowarzyszeniu z UE Serbii. Obietnicę stowarzyszenia złożyła Bruksela, by wesprzeć w wyborach prezydenckich prounijnego Tadicia. Berlin i Haga oficjalnie domagają się większej współpracy Serbii z Trybunałem Haskim.

T Przed wyborami marcowymi w Hiszpanii lewicowa PSOE ma notowania na poziomie 44,5 proc. Opozycyjni konserwatyści z Partii Ludowej mogą liczyć na 38,7 proc. Premier Zapatero jako „kiełbasę wyborczą” rzucił obietnicę zwrotu z podatków 400 euro dla każdego.

T Sondaże w Norwegii mówią, że nie zmniejsza się liczba przeciwników przystąpienia Oslo do UE. Przeciw wstąpieniu do Unii jest 54,3 proc. ankietowanych.

T Szefowie MSW państw UE zebrali się na Słowenii. Pozytywnie oceniono rozszerzenie strefy Schengen. Jedynym mankamentem ma być niewielki wzrost azylantów (głównie Czeczenów) w Niemczech. Sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej nie zauważyli?

TPremier Grecji Karamanlis złożył wizytę w Turcji. Jest to pierwsza wizyta szefa rządu z Aten w tym kraju od 50 lat. T W rosyjskiej Inguszetii milicja musiała użyć broni do rozpędzenia tamtejszych demonstrantów.

T Rosja wydaliła z kraju łotewskiego dyplomatę. Jest to odwet za wyrzucenie z Rygi dyplomaty-szpiega.

T Litwa chce zmienić swoją „zagraniczną nazwę”, by zachęcić turystów. Lietuva po litewsku, Litwa po polsku, a w językach zachodnich Lithuania, nazwy te podobno trudno zapamiętać. Alternatywnej propozycji jednak nie podano.

Superniania – angielski przebój eksportowy

nowyczas.co.uk

WIELKA BRYTANIA » Wzrasta popyt na brytyjskie nianie

Zaczęło się od popularnego angielskiego programu telewizyjnego „Superniania”, teraz jest już prawdziwe, ogromne zapotrzebowanie na brytyjskie nianie. One same coraz bardziej doceniają swoją wartość i żądają nawet 40 tysięcy funtów rocznie. Zagraniczne rodziny jednak walczą o brytyjskie nianie. Stały się one prawdziwym angielskim szlagierem eksportowym. Największa agencja brytyjska, która świadczy usługi w zakresie opieki nad dziećmi, Tinies, w ubiegłym roku wysłała do pracy poza Anglią ponad 300 niań. Oznacza to wzrost o prawie 60 procent w porównaniu z rokiem 2006. Szacuje się, że poza granicami Wielkiej Brytanii pracuje już ponad pięć tysięcy niań. Prawdziwy szał na opiekunki właśnie z Anglii jest w tej chwili w Rosji. Ci najbogatsi nie chcą nawet słyszeć o innej opiekunce, tylko o autentycznej Angielce. Gotowi są zapłacić nawet 80 tysięcy funtów rocznie, do tego dorzucą chętnie

Członkowie gangu skazani

jeszcze inne świadczenia. Taka niania to wielki skarb, nie dość, że ma najwyższe kwalifikacje, to pogada jeszcze z maleństwem w języku, który jest przecież liczącym się w biznesie, nauce i technice. Dla porównania, praca takiej samej brytyjskiej niani na Bermudach wyceniana jest na 50 tysięcy funtów rocznie. Tam też nie brakuje chętnych na opiekunkę z Wysp Brytyjskich. Coraz więcej zgłoszeń napływa do brytyjskich firm z krajów Bliskiego Wschodu oraz Stanów Zjednoczonych. A wszystko dzięki sympatycznym bohaterkom telewizyjnej „Superniani”, która ma już swoje wersje w bardzo wielu krajach świata. Nadal jednak za niedościgniony wzór uznaje się właśnie tę pierwszą, czyli angielską. Nie jest jednak łatwo zostać w prawdziwym życiu wysokoopłacaną nianią. Potrzebny do tego jest między innymi roczny kurs, a w bardzo elitarnym ośrodku w Bath trwa on aż dwa lata. Potem jeszcze tylko staż, egzaminy i można pakować walizki, by lecieć do dobrej pracy.

Adam Stefański

Opłaty za wywóz śmieci

Większość członków gangu odpowiedzialnego za największą kradzież w historii Wielkiej Brytanii zostali skazani w tym tygodniu w Old Bailey na długie lata więzienia. Łupem gangu były pieniądze, 53 mln funtów, zdeponowane w magazynach firmy Securitas. Gang nie był w stanie zabrać całej zawartości magazynu, pozostawiając 153 mln. Pieniądze należały do największych supermarketów i banków. Do tej pory policji udało się odzyskać tylko część tej kwoty, 21 mln funtów. Dokładnie tyle samo kosztowała rozprawa (16 mln) i śledztwo policji (5 mln). Pozostałe 32

miliony zostały wywiezione i prawdopodobnie „zainwestowane” na północnym Cyprze i w Maroko. Szczególnie północny Cypr jest poza zasięgiem brytyjskich organów ścigania. Policja ustaliła jednak, że przedstawiciele gangu dokonywali gotówkowego zakupu nieruchomości, po czym je sprzedawali, w ten sposób piorąc skradzione pieniądze. Kradzież miała miejsce 22 lutego 2006 roku w Kent. Był to precyzyjnie zaplanowany napad, do którego gang przygotowywał się wiele miesięcy. Wejście do magazynu umożliwił gangsterom wcześniej uprowa-

dzony dyrektor, do którego dołączyła również uprowadzona jego żona i dzieci. W ciągu 66 minut gang zabrał tyle pieniędzy ile zmieściło się do 7,5-tonowej ciężarówki. Członkowie gangu, którzy nie mogli wystąpić w maskach mieli zrobioną profesjonalną, teatralną charakteryzację, w czym pomogła im wizażystka Michelle Hogg, która w zamian za współpracę z policją została zwolniona z odpowiedzialności. Obecnie sama będzie musiała zmienić nazwisko i wygląd. Policja podkreśla, że skazanie części gangu nie zamyka sprawy. (mg)

ROSJA

AMERYKA ŁACIŃSKA

CZECHY

WIELKA BRYTANIA

Rosyjska centralna komisja wyborcza zakwestionowała podpisy poparcia jedynego rzeczywistego kandydata opozycji Kasjanowa, co uniemożliwia jego start. Poza forsowanym przez Puitna Miedwiediewem i komunistą Ziuganowem, pozostali kandydaci zostali wystawieni także przez partie prokremlowskie i mają robić za tło. Tymczasem, jak wynika z sondażu, Dmitrij Miedwiediew może otrzymać 71 proc. w nadchodzących wyborach.

Wenezuela wycofała swoje rezerwy walutowe z banków USA i wezwała do podobnego kroku inne kraje. Chavez liczy na załamanie się finansów „imperialistów”. Prezydent Chavez proponuje także utworzenie wspólnych sił zbrojnych przez Wenezuelę, Kubę, Nikaraguę i Boliwię. Z kolei Fidel Castro wspomina lepsze czasy przyjaźni kubańskosowieckiej. Kubański dyktator nazwał dzień upadku Związku Sowieckiego momentem, kiedy „słońce przestało świecić”. Banany nadal dojrzewały, ale PKB Kuby spadło wtedy o 35 proc.

Rząd Czech przyjął projekt ustawy o zwrocie mienia kościelnego zagrabionego podczas nacjonalizacji w 1949 roku. 83 proc. tzw. „kwoty restytucyjnej” przypadnie na Kościół katolicki. W ustawie znajduje się podziękowanie dla Kościoła, który i zrezygnował z dużej części znacjonalizowanego majątku bez odszkodowania. Przekazanie mienia stworzy fundusz, który ma pozwolić w ciągu 20 lat na odejście od systemu finansowania przez państwo działalności związków wyznaniowych i płacenia duchownym pensji.

Zdaniem meteorologów wraca zima. W Dover z powodu silnej wichury, przekraczającej 100 kilometrów na godzinę, wstrzymano kursy promów. Huraganowe wiatry wystąpiły również w północnej Anglii i w Szkocji, gdzie ich prędkość przekraczała nawet 120 kilometrów na godzinę. Z powodu silnych wiatrów doszło też do tragedii. W Cumbrii na północnym wschodzie Anglii wichura przewróciła sześć samochodów ciężarowych. Jeden kierowca zginął. Meteorolodzy przewidują zamiecie śnieżne i wykluczają poprawę pogody.

Prezydenckie wybory

Siły postępu

Zwrot mienia

Władze lokalne londyńskich dzielnic w porozumieniu z burmistrzem Londynu, Kenem Livingstonem zastanawiają się nad wprowadzeniem opłat za wywóz śmieci. Chodzi przede wszystkim o spowodowanie na większą skalę utylizacji śmieci. Właściciele posesji, którzy przestrzegają segregacji zapłacą mniej albo wcale. Problemem do rozwiązania pozostają bloki mieszkalne, w których trudniej jest zidentyfikować osoby odpowiedzialne za lekceważenie przepisów. (mg)

Będzie śnieg?


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

Kto uprowadził Madeleine?

WIELKA BRYTANIA T ŚWIAT 11

WIELKA BRYTANIA » Nowe ślady uprowadzenia dziewczynki

Dramatyczny zwrot w sprawie tajemniczego zniknięcia kilka miesięcy temu w portugalskim kurorcie małej Madeleine McCann. Detektywi wynajęci przez jej rodziców, których portugalska policja oskarża o przyczynienie się do śmierci córki mają podobiznę mężczyzny, który kręcił się koło kurortu, gdzie Anglicy spędzali urlop. I to ten właśnie podejrzany miał prowadzić małą Madeleine. Widzieli go świadkowie niedaleko Praia de Luz. Jane Turner, jedna z przyjaciółek rodziców Madeleine miała widzieć, jak ten podejrzany niesie na rękach Madeleine. Być może to jest morderca dziewczynki,

której szuka policja w całej Europie. Podejrzany ma 38-45 lat, ciemne włosy, charakterystyczne wąsy i prawdopodobnie kaleczy język angielski. Podobizna została sporządzona przez specjalnego artystę, który między innymi współpracuje z FBI. Kiedy podobiznę pokazano w Wielkiej Brytanii wiele osób dzwoniło na policję z informacją, że one też widziały w portugalskim kurorcie podejrzanego. Przypomnijmy fakty. Madeleine McCann zniknęła 3 maja ubiegłego roku. Zostawiona została w hotelowym pokoju, a rodzice wyszli na kolację. Kiedy wrócili małej już nie by-

tydzień w skrócie

T KE wstrzymała dotacje na inwestycje drogowe w Bułgarii. Powodem jest ujawnienie w tamtejszych agendach zjawiska korupcji.

ło. Rozpoczęła się jedna z największych akcji poszukiwawczych i medialnych w całej Europie. W imieniu rodziców o pomoc w odnalezieniu małej apelowali znani artyści, sportowcy, nawet papież Benedykt XVI przyjął rodziców dziewczynki na specjalnej audiencji. Wszystko na nic. Nie udało się wpaść na trop porywacza czy porywaczy. Za to portugalska policja zaczęła bliżej przyglądać się rodzicom Madeleine, z czasem podejrzewając ich o zabicie córeczki i ukrycie jej zwłok. Rodzice zaprzeczali stanowczo takim podejrzeniom.

TRosyjska Duma zadecydowała o oddaniu Niemcom średniowiecznych witraży, które podczas wojny zrabowano we Frankfurcie nad Odrą.

T Rosja oskarża kraje NATO o bezprawną produkcję karabinu Kałasznikowa. AK-47 jest produkowany m.in. w Bułgarii, Polsce, na Węgrzech i w Rumunii. Moskwa zapowiada przegląd licencji.

Bartosz Rutkowski

Były premier Tony Blair ma się dobrze Były premier Tony Blair nie musi się martwić o swoją przyszłość. Wprawdzie jego główne zajęcie jest bezpłatne, ale podpisane umowy z dwoma firmami zapewnią mu roczny dochód w wysokości 2,5 mln funtów. Najkorzystniejszy układ Tony Blair podpisał niecałe trzy tygodnie temu z amerykańskim bankiem in-

westycyjnym J P Morgan. Praca w charakterze doradcy przyniesie byłemu przywódcy laburzystowskiemu 2 mln funtów rocznie. W podobnym charakterze będzie pracował dla szwajcarskiej firmy Zurich, niestety za znacznie mniejsze wynagrodzenie – 500 tys. funtów rocznie. Do tego dochodzą jeszcze honoraria z

odczytów. Za spotkanie z chińskimi biznesmenami w listopadzie ubiegłego roku Tony Blair otrzymał 240 tys. funtów. Ma również podpisaną umowę na swoje wspomnienia z wydawcą Random House na sumę 4,6 mln funtów. Przez rok byłego premiera obowiązuje zakaz wykorzystywania kontaktów rządowych. (mg)

T Ukraina zakończyła negocjacje o wejściu do Światowej Organizacji Handlu i stanie się członkiem WTO już w lutym.

T Rządzący w Indonezji przez 32 lata Sukharto nie żyje. Dyktatora, który był też uważany za „ojca rozwoju kraju” pochowano z wojskowymi honorami.

T W Kenii nadal trwają walki przeciwników prezydenta i armii. „Nieznani sprawcy” zamordowali polityka opozycji, do protestującego tłumu strzelano z helikopterów.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

12 TAKIE CZASY

B

Boicie się?

Krystyna Cywińska

oicie się krachu na giełdach? Trzęsiecie się ze strachu przed tym krachem? Że może w oczy kryzys zajrzy? I funt poleci na złamanie karku? I że w przeliczeniu na złotówki diabli wezmą mieszkanko na Słonecznej czy Miłej w rodzinnym miasteczku? I będzie nadal tak jak w wierszu Władysława Broniewskiego „Ulica Miła”: W suterenach pogrzeb. Niedobrze. Na parterze płacze wdowa po fryzjerze. Na pierwszym piętrze pląta się komornik. A na drugim służąca otruła się ługiem. I dalej: Na poddaszu dziewczyna dziecko dwudniowe zabiła. Miła ulica. Ulica Miła. No i gdzie w każdym domu cuchnie podwórko, a w każdym mieszknaiu jazgot i turkot. Nie bójcie się. Wszystko to już było. Te krachy i kryzysy, i plajty. I minęło. A jeśli będzie znowu, też minie. I tylko od ludzkiego charakteru i ocen wartości zależy przeżycie. W pewnej parafii w kraju, gdzie na tacę dają kobiety, bo mężczyźni orają gdzieś za chlebem, proboszcz orzekł: Moi drodzy, należy się zdematerializować. Nie spalić się na stosach ani unicestwić w kwasach. Ale wyrzec się dóbr materialnych na rzecz duchowych. Materializm dialektyczny mamy już za sobą. Pokolenia waszych dziadków i rodziców musiały go

wkuwać w kuźniach i kaźniach marksizmuleninizmu. Dialektyczni aspiranci pisywali na ten temat prace doktorskie. Zapadali na zaraźliwą chorobę. Aż ją prawie zlikwidował materializm kapitalistyczny. Praktycznie oba raczej szkodliwe. Bo oba odzierają człowieka z duszy. I podobnie oba mają swoich proroków a także dysydentów. W Stanach Zjednoczonych, gdzie kapitalizm podniesiono do rangi światopoglądu, dysydentami byli głównie pisarze. Między innymi Mark Twain. Siedział w swoim drewnianym domku w lasach opodal Oakland w Kalifornii, podkręcał naftową lampę i pisał: Cywilizacja kapitalizmu polega na nieograniczonym gromadzeniu niepotrzebnych potrzeb i rzeczy. A wielki filozof Arystoteles, zmarły przed Chrystusem w 322 roku, już wtedy głosił, że chciwość ludzkości jest nienasycona. A teraz święta krowa konsumeryzmu zaczyna tracić mleko. Konsumeryzm jest produktem powojennej Ameryki. Zaprzęgnięty przez przemysłowców i polityków w charakterze motoru do ciągnięcia gospodarki w górę. It’s economy stupid! – jak powiedział kiedyś Bill Clinton. A za nim inni. Bodaj także jego żona Hillary i jej przeciwnik Barak Obama. Bo widmo kryzysu słychać w ich wypowiedziach. Zamknięte fabryki, porzucone warsztaty, puste domy, na sprzedaż wystawiane nieruchomości, szczególnie w południowych stanach. I niepewność przyszłości w oczach wyborców wszelkiej maści.

O marksizmie-leninizmie mówiło się, że to rodzaj religii. A czym jest kapitalizm? I konsumeryzm? Consumption our way of life! Spending our spiritiual satisfaction. To amerykańskie credo już nieraz przeżywało kryzys. Ale ile można mieć komputerów, komórek, dvd, telewizorów, lodówek? Mikrofalówek, laptopów, ubrań, par butów? No ile! A no tyle, ile wlezie w dom, w garaż, w przybudówki, w lamusy. Moi starzy znajomi emigracyjni co jakiś czas deliberują, czego by się tu pozbyć, bo dom przeładowany. Ale wszystkiego szkoda. Może się przyda. Wyleniałe futra, przestarzałe garnitury, zramolałe swetry, piramidy butów i pantofli. Góry gaci i stos sukien. Pokoje zagracone, kuchnie zagarczone, szuflady zapchane. Książki i tygodniki piętrzą się na półkach. Szpargały szarzeją po kątach. Czy posiadanie to wszystko w życiu? Nadszedł czas na downshifting. Jak parę lat temu. Na pozbywanie się i recykliczne zużywanie rzeczy. Ale przecież to grozi zapaścią konsumeryzmu. I spadkiem produkcji. Konsumeryzm jest grzechem pierworodnym. Zaczął się od zerwania jabłka z drzewa. Stare porzekadło powiada, że Adam twierdził, iż to wina Ewy. Ewa, że to wina węża. A wąż zrzucił winę na przyczyny obiektywne. Czyli na gospodarkę stupid. Wszystko to już było. I będzie. Bo takie są cykle ludzkiego życia w przekroju. Więc bać się nie warto, że krach na giełdach i widmo kryzysu

i spadku funta, i diabli wiedzą jeszcze co skarze nas za ten grzech pierworodny. Konsumeryzmu. A do diabła z tym. Idę po nową parę pantofli i może nowy kapelusz. Z głową przykrytą i nogą obutą dam odpór obawom. A że te refleksje moje nieskładne, bo nakłonił mnie do nich nie żaden wieszcz ekonomiczny, ale wieszcz poetycki. Jeden z największych polskich poetów. Odstawiony w niepamięć, razem z dialektycznym materializmem, jego przez pewien okres wyznawca. Władysław Broniewski. Przypomniany przez Michała Bajora na jego recitalu aktorskiej piosenki poetyckiej w POSK-u w ubiegłą sobotę. Ewie Becli ten wieczór zawdzięczamy. A z tego wieczoru zapadł mi w świadomość wiersz Broniewskiego „Bar pod Zdechłym Psem”. Takie było życie tego poety pod zdechłym psem. A jego wiersz mistrzowsko i manierycznie wyśpiewał Michał Bajor. W tym wierszu w jednej zwrotce poeta powiada, że jak Faust diabłu duszę zaprzedał. Czy może diabelskiej doktrynie. I tak ten wiersz kończy: Szumi alkohol i wieczność mruczą – Zalał się gość – A ja? – Zgódźcie na Drogę Mleczną taksówkę, ja już mam doś”. Doktryny mijają, przepowiednie się nie sprawdzają. Sprawdza się tylko charakter i chuch człowieka. A co przetrwa mimo klęsk i krachów? Nadzieja chyba i słowa poety w chwilach zwątpienia. Nie ma się czego bać. I tyle na dziś.

Kolejki i instynkt Przemysław Wilczyński

Anglicy, jak twierdzą niektórzy, dobrze czuliby się pod jarzmem komunistycznym, uwielbiają wszak kolejki. Polacy – z tego samego powodu – powinni dobrze czuć się na Wyspach.

C

zy to ostania kolejka w Polsce?” – zapytał niedawno naczelny „Nowego Czasu” Grzegorz Małkiewicz w szkicu o jednej z polskich kolejek stojących za nowymi dowodami osobistymi. Kolejkowicze dostawali nowe, ale – co ważniejsze, bo urastające do rangi symbolu – oddawali ostatnie funkcjonujące w obiegu „stare” dowody: zielone wielostronicowe książeczki, symbole PRL-owskiej biurokracji. Czytałem ten szkic i sentymentalnie się zrobiło. Wróciły obrazy z dawnych i niedawnych, ważnych i mniej ważnych kolejek. Przypomniała mi się więc „polska” kolejka w Londynie, „kolejka po Tuska”, uformowana podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Znalazłem się pod konsulatem na Cavendish

Road, pisząc relację z wyborów dla jednego z polskich tygodników. W kolejce właściwie nic szczególnego się nie działo. Żadnych politycznych awantur, tylko leniwe dyskusje o kolejnym zbliżającym się poniedziałku, kolejnym ciężkim dniu pracy na Wyspach; licytacje, kto ile już stoi; szacunki, kto ile jeszcze postoi. Gdyby nie żywiołowy reporter TVN 24, który wpadł na którymś wirażu z mikrofonem, goniąc po chodniku z kamerą jakąś przestraszoną pracownicę konsulatu – przyszłoby tę historyczną chwilę przespać. Kolejka pewnie szybko ulotniłaby się z mojej pamięci, gdyby nie jeden z jej bohaterów – pan Andrzej, kierowca, lat sześćdziesiąt kilka. Pan Andrzej – znudzony nieco wielogodzinnym staniem – przystał na krotką rozmowę z reporterem z Polski (Pan Andrzej nie mógł wówczas widzieć, że idąc w tej kolejce, idzie jakby w innej, że idzie – wolno posuwając się do drzwi konsulatu na New Cavendish Street – jakby pod prąd; Pan Andrzej bowiem w tej – jak się miało okazać kilka godzin później – „kolejce po Tuska” stał oddać głos na Jarosława Kaczyńskiego). Dlaczego właściwie zapamiętałem pana Andrzeja? Ano dlatego, że po krótkim wykładzie o rozkradaniu majątku Rzeczypospolitej, przeszedł on do długiej, chyba z górą półgodzinnej osobistej historii stania w polskich kolejkach. – Całe życie stałem za pralkami, za mięsem, cukrem, postoję po głos na Kaczyńskiego – westchnął i popłynęły wspomnienia o PRL-owskim „staniu”: o awanturach, wymianach „kartki za kartki”, wielogodzinnych dyskusjach, triumfach i rozczarowaniach, kiedy – już u celu – okazywało się, że towaru brak, bo są-

siadka spod dwójki, co stała pięć metrów z przodu, właśnie wyszła z ostatnim kawałkiem szynki; o „staczach”, którzy za odpowiednią opłatą odstępowali dobre miejsca; o tym, że kiedyś to w kolejkach był gniew, a teraz – mimo ustawicznego rozkradania majątku Rzeczypospolitej – życzliwość. O wielu jeszcze innych rzeczach chciał mi Pan Andrzej opowiedzieć, ale robiło się późno. Kolejka posuwała się do przodu – przyszła pora na pana Andrzeja. Pożegnał się i ruszył żwawo pokonywać ostatnie metry przed wejściem do konsulatu. Spojrzałem jeszcze raz przed siebie: nieliczni Brytyjczycy przemykali slalomem między polskimi wyborcami. Większego wrażenia widok tysięcy stojących na nich nie robił. Nic dziwnego – pomyślałem – sami przecież kochają kolejki. Kate Fox, brytyjska antropolog, w książce „Przejrzeć Anglików”, cytuje – w rozdziale dotyczącym stania w kolejkach – pewnego węgierskiego humorystę, który ponad pół wieku temu zaobserwował: „Anglik, nawet gdy jest sam, ustawia się w porządną jednoosobową kolejkę”. Co Fox pisze o różnicach między kolejkami na Wyspach a tymi na kontynencie? Otóż Anglicy, inaczej niż Francuzi czy Polacy – mimo legendarnego przywiązania do porządku i zasad – nie potrafią wpychającego się do kolejki wyrzucić na jej koniec: „Narzekamy, patrzymy spode łba, mruczymy, kipimy świętym oburzeniem (…) ale marszczenie czy unoszenie brwi, piorunowanie wzrokiem i pogardliwe spojrzenia, (...) znaczące pokasływanie, lekceważące prychanie, cmokanie językiem i mruczenie pod nosem (…) to zwykle najbardziej ra-

dykalne reakcje, z jakimi spotka się ktoś, kto wepchnie się bez kolejki.” O polskich kolejkach można powiedzieć wszystko, ale nie to, że nie pilnowano w nich porządku kolejności. Ileż awantur, odsieczy, walk i intryg pamiętam z tych dwóch kolejek! Ileż: „Pan tu nie stał!”, „Tam jest koniec kolejki!” i innych tego typu desperackich wezwań! Jak widać, mimo różnic, wiele nas – Brytyjczyków i Polaków – łączy: choćby samo przyzwyczajenie do stania (mniejsza o to, skąd nasze i ich przyzwyczajenie się wzięło). Jedno, jeśli chodzi o kolejki, łączy nas na pewno. Otóż miejscem, gdzie – mimo dużego zgromadzenia czekających na tę samą rzecz – kolejek nie ma, jest bar. W Londynie, Edynburgu, Glasgow, Zakopanem i Częstochowie, we wszystkich dostępnych pubach, alkohol zdobywa się stojąc w kolejce niewidzialnej. Ten bezładny tłumek czekających na pełne kufelki, lampki i kieliszki stanowi chaos tylko pozorny – każdy zna swoje miejsce w tej kolejce-niekolejce. Pisze Fox o Brytyjczykach (wystarczy jednak pójść do naszego pubu, by zaobserwować to samo): „…w przybytkach, gdzie pija się alkohol, wcale nie tworzymy porządnych kolejek: gromadzimy się w nieuporządkowany sposób wzdłuż lady barowej (…) Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę tam jest kolejka, choć niewidzialna, i że zarówno barmani jak i klienci są świadomi pozycji każdej osoby.” A więc są miejsca, gdzie nasze zbiorowe przyzwyczajenia są unieważniane. Są takie potrzeby – potrzeby ponadnarodowe i ponadkulturowe – do których realizacji wystarczy najzwyklejszy instynkt.


nowyczas.co.uk

Grzegorz Małkiewicz

Wyrok skazujący jest zwycięstwem wymiaru sprawiedliwości. Nagradzana jest policja i prokuratura. Sprawiedliwości stało się zadość, chociaż strat, jakie poniosła ofiara przestępstwa, nikt nie wyrówna. Tak też było w przypadku procesu w Exeter. Ławnicy, przy jednym głosie przeciw, orzekli winę oskarżonego.

Z

NOWYCZAS 1 lutego 2008

FELIETONY 13

awsze przy takich okazjach współczuję ławnikom. To na nich spoczywa ogromna moralna odpowiedzialność orzeczenia o czyjejś winie bądź niewinności. Nie są sami, szczególnie w trudnych sprawach mogą liczyć na sędziego, jego znajomość prawa i śledczych procedur. Niemniej ciężar odpowiedzialności spoczywa na nich. Jakakolwiek wątpliwość musi być wzięta pod uwagę i nie może pozostać bez odpowiedzi. W procesie Jakuba Tomczaka, oskarżonego o gwałt i brutalne pobicie swojej ofiary, takich wątpliwości było sporo. Możemy tylko domyślać się o czym debatowali przez kilka godzin ławnicy, by w końcu stosunkiem głosów 11:1 orzec beyond reasonable doubt winę Polaka. Zapadł wyrok, wyrok jest prawomocny – takie jest prawo w Wielkiej Brytanii. Wysokość kary wymierzył już sędzia – dwa dożywocia z możliwością wyjścia z więzienia po ośmiu latach. – To suro-

SPEAKER’S Corner

wy wyrok – skomentował polski minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna. Surowy? Czy dożywocie zamyka się w ośmiu latach? Winny zgwałcenia i brutalnego pobicia swojej ofiary z trwałymi konsekwencjami – uszkodzenia czaszki i utraty pamięci – powinien skończyć swoje życie w więzieniu. Prawo jest zbyt liberalne, by dobrze chronić obywateli. Sprawa Tomczaka wywołała dużo emocji. Padały sugestie, że jego skazanie związane jest z pochodzeniem. Nie może być sprawiedliwego procesu, kiedy Polaka osądzają Brytyjczycy. Nie sądzę, żeby Brytyjczycy, jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości, ulegali jakiejś solidarności plemiennej, i my też nie powinniśmy jej ulegać. Można mieć za to inne wątpliwości, z którymi prawdopodobnie borykali się ławnicy. Dlaczego sprawa, w której koronnym dowodem był profil DNA zabrała rok na przygotowanie? Oskarżony spędził rok w

więzieniu, więc w przypadku uniewinnienia, które było przecież możliwe, musiałby otrzymać wysokie odszkodowanie. Wątpliwości budzi również sprawa profilu DNA. Nauka zrobiła w ostatnich latach niewyobrażalny wcześniej postęp i, jak twierdzą eksperci, zbudowanie indywidualnego profilu na podstawie pobranej próbki nie przedstawia żadnego problemu, a prawdopodobieństwo pomyłki mierzy się w skali miliardowej. A jednak pierwsza próba nie powiodła się. Dlaczego nie zrobiono więc trzeciej, żeby potwierdzić drugą? Dlaczego nie pobrano krwi oskarżonego, która zawiera dokładniejszy niż ślina zapis genetyczny? Profil DNA oskarżonego zgodził się z profilem pozostawionym na miejscu przestępstwa. Ale profil psychologiczny Tomczaka nie zgadza się z profilem dewianta. Wszyscy potwierdzali – młody, wrażliwy człowiek, student prawa z Poznania, który oddał się dobrowolnie w ręce policji.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

O

Wacław Lewandowski

Wrażenia przybysza statnia redaktor londyńskich „Wiadomości” (dla niezorientowanych: wychodziły do 1981 roku) Stefania Kossowska napisała kiedyś książkę pt. „Mieszkam w Londynie”. Przedstawiała tam „polski Londyn” powojennej emigracji. Ja w wyspiarskiej stolicy nie mieszkam, jestem w niej przybyszem, rzadszym niż by się chciało, stąd tytuł dzisiejszego felietonu. Zdarzyło mi się ostatnio odwiedzić Londyn ponownie po długiej nieobecności. Gdy tu byłem poprzednio, nie było jeszcze dzisiejszej polskiej emigracji, „najnowsi” byli uchodźcy okresu stanu wojennego, którzy zresztą zdążyli już wtedy zadomowić się w instytucjach „starej” emigracji politycznej. Jedyną nowatorską osobliwością był tłumek szukających pracy na czarno Polaków, spędzający długie godziny pod dawną „ścianą płaczu” koło POSK-u. Tłumek, który należało ominąć dużym łukiem, by nie narazić się na zaczepki i nagabywania. Londyn dzisiejszy jest jednak uderzająco inny od tego zapamiętanego sprzed lat. Przede wszystkim, rzecz dawniej niebywała, można tu, tak po prostu, przypadkiem spotkać na ulicy znajomego z kraju, zamienić z nim kilka serdecznych słów i zaobserwować, że nie jest specjalnie zdziwiony i zachowuje się tak, jakby do spotkania doszło w zwyczajnych okolicznościach. To chyba dowód na to, jak mocno niektórzy rodacy oswoili już londyńską przestrzeń, która nie jest dla nich obczyzną, ale w jakimś sensie terytorium swojskim. Prawie wszędzie, dokądkolwiek zajść, człowiek jest obsługiwany przez dziewczyny z Polski. W hotelu podają śniadanie i sprzątają pokój, kelnerują w pubach, restauracjach, barach kawowych, są sprzedawczyniami w sklepach z odzieżą. Miło jest bardzo, gdy taka dziewczyna, słysząc że mówię po polsku do swojego towarzystwa, obdarza nas uśmiechem i przechodzi na polski w służbowej konwersacji. Czasem nawet chce powiedzieć więcej niż praca wymaga, ma potrzebę opowiedzenia, skąd jest, kiedy przyjechała, jakie studia w kraju skończyła i co studiuje, bądź studiować zamierza tutaj. Większość z tych dziewcząt sprawiła, że czuliśmy się w ich miejscach pracy gośćmi specjalnymi. Nie wiem, jakim sposobem, ale potrafiły bezbłędnie wyczuć, że nie należymy do ich nowo emigracyjnej społeczności, lecz jesteśmy przybyszami z Polski, którzy wpadli do Londynu na chwilę. Zobaczyłem też, że zdarzają się, niestety, inni chwilowi przybysze. Zamożni rodacy, którzy przylecieli do Londynu na zakupy w porze wyprzedaży i którzy nie kryli swego niezadowolenia, gdy ekspedientka odzywała się do nich w języku ojczystym. Czy chcieli pozować na „światowców” i dlatego się swej polskości wstydzili, czy też po prostu zadufani, rozparci w sobie nie życzyli sobie serdeczniejszego kontaktu z „siłą sklepową” – trudno orzec, ich zachowanie było jednak w bardzo złym guście, a widziałem takich sporo, przeważnie pary małżeńskie w średnim wieku. Inne rzeczy niby się nie zmieniły, na przykład kolonia szarych wiewiórek na Brompton Cemetery taka sama jak kiedyś, chociaż może trochę liczniejsza. Za to lisów więcej – kiedyś rzadkość, dziś bez trudu można wyglądając oknem po zmroku ujrzeć jak lisia kita niknie za niskim ogrodzeniem przeciwległego budynku, w miejscu gdzie najpewniej stoją worki z odpadkami.

O BYC Z A J ÓW K A

N

Waldemar Rompca

ie wiem, czy zauważyliście, ale coraz częściej ostatnio pojawia się na łamach prasy i ekranach telewizorów problem kolei: opóźnione pociągi, otwarcie nowego międzynarodowego dworca w Londynie, z którego w dwie i pół godziny dotrzemy do centrum Paryża. Podróżni narzekają na tłok i opóźnienia, a przewoźnicy mówią o ogromnych inwestycjach i o tym, że wszystko teraz zmieni się na lepsze. I tylko na marginesie pojawia się krótka informacja, że w Polsce podróżowanie koleją wraca do łask i już dawno aż tyle osób nie podróżowano pociągiem. Żeby było śmieszniej – wszystko to w czasach tanich linii lotniczych i internetu, w którym bez wychodzenia z domu możemy zarezerwować czy nawet kupić dowolny bilet. Przyjrzałem się sprawie i dokonałem ciekawego odkrycia. Podróżowanie pocią-

Jedzie pociąg kolorowy giem nie jest tylko dyżurnym tematem mediów brytyjskich czy polskich. W ubiegłym roku był to temat, o którym obszernie pisały media w całej Europie. Żeby było śmieszniej: pisały ciekawie, donosząc o inwestycjach i ułatwieniach, które już niebawem mają sprawić, że pociągi wrócą do łask. Ba, ma być nawet tak, że przejazd pociągiem będzie nie tylko tańszy, ale przede wszystkim szybszy i wygodniejszy od przelotu samolotem. Niemożliwe? Możliwe. I to wcale nie jest tak odległe marzenie. Już w tej chwili szybciej i wygodniej skorzystać w Eurostara niż z przelotu samolotem do Paryża, Brukseli czy nawet Amsterdamu. Pociąg odjeżdza i dowozi nas do samego centrum miasta. Podróż samolotem wymaga dojazdu na lotnisko, oczekiwania na odprawy, o korkach po drodze nie mówiąc. Do podobnego wniosku doszli szefowie Deutsche Bahn – niemieckich kolei, które po kilkuletniej przerwie postanowiły ponownie uruchomić City Night Line – nocne pociągi sypialne. Już dzisiaj Deutsche Bahn jest jednym z największych operatorów super szybkiej kolei na świecie, teraz postanowili pójść na całość oferując nowe nocne połączenia w 160 kierunkach – od Skandynawii do Pragi,

Włoch czy Amsterdamu. Specjalnie zakupione nowe pociągi kuszą luksusem: od pobudki do serwowanego w przedziale śniadania. W razie potrzeby można wziąć prysznic czy zjeść późną kolację w bogato zaopatrzonej restauracji, serwującej dania i napoje wielu kuchni europejskich. Niestety, na liście nie ma miast w Polsce, pewnie dlatego, że polskie trakcje nie są przystosowane do super szybkich europejskich pociągów, zasuwających nawet 300 km na godzinę. Zalety nocnego podróżowania poznali nie tylko turyści, ale przede wszystkim biznesmeni, którzy wolą wygodnie wyspać się i dojechać na spotkanie nocnym pociągiem, niż zrywać się w środku nocy na samolot tylko po to, by być wczesnym rankiem na ważnym spotkaniu na drugim końcy Europy. Brzmi przekonująco: późny lunch w Londynie, kolacja w czasie podróży Eurostarem do Paryża, tam przerwa na kawę przed złapaniem nocnego pociągu do Berlina. Tuż przed 9 rano jesteśmy na miejscu i możemy podziwiać uroki niemieckiej stolicy. Brzmi ładnie? Pewnie. Tak ładnie, że prawie dałem się skusić i już obiecałem sobie, że wypróbuję. Nic mnie bowiem tak nie męczy jak stanie w korku w drodze do Luton.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

14 CZAS PRZESZŁY TERAŹNIEJSZY

Trudne Polaków rozmowy Przemysław Wilczyński

Tezy Grossa

redakcja@nowyczas.co.uk

Polska mówi o „Strachu” Jana Tomasza Grossa. Gorąca debata trwa, choć amerykańskie wydanie książki ukazało się wiele miesięcy temu. O czym i kto przy okazji wydania książki rozmawia? Jaka jest ta debata?

P

oczątek dwudziestego pierwszego wieku to nie za dobre czasy dla książek. To czasy, w których sprzedaż kilku tysięcy egzemplarzy można uznać za sukces wydawniczy. Jan Tomasz Gross – mieszkający w Stanach Zjednoczonych socjolog polsko-żydowskiego pochodzenia – już osiągnął w Polsce sukces. 25 tysięcy sprzedanych egzemplarzy książki w ciągu pierwszych pięciu dni od jej pojawienia się; dodruk kolejnych 20 tysięcy i planowane następne dodruki; kilka debat telewizyjnych w ciągu kilku dni; trzy spotkania autorskie przy pełnych salach; dziesiątki wywiadów, recenzji i artykułów na temat książki. To wszystko – jak na książkę o historii – dużo.

Pasja i misja Publikacja Grossa po raz kolejny (podobnie jak jego „Sąsiedzi”) dotyka spraw trudnych: stosunków polsko-żydowskich i pogromów – tym razem powojennych (książka „Sąsiedzi” dotyczyła pogromu, jaki miał miejsce w Jedwabnem podczas wojny) – dokonywanych przez Polaków na Żydach. Praca Grossa – co zresztą było przedmiotem licznych zarzutów – nie stanowi chłodnej narracji, do jakiej przyzwyczajeni jesteśmy czytając publikacje historyków. Nie jest – a przynajmniej nie tylko – zapisem faktów i próbą ich analizy. Jest raczej esejem historycznym, który opis powojennych pogromów (w Krakowie, Rzeszowie i Kielcach) traktuje jako punkt wyjścia do rozważań o społecznej skali polskiego antysemityzmu w czasie wojny i po niej. Gross korzysta z praw, jakie eseiście przysługują: prawa do uogólnienia i moralnego osądu. Książka nie jest plonem tylko i wyłącznie pasji badacza, jest wynikiem – jak to określił profesor Andrzej Paczkowski, wybitny badacz historii współczesnej, pracownik Collegium Civitas w jednej z telewizyjnych debat – swoistej misji autora; misji przekonania społeczeństwa polskiego, że w jej tradycyjnie – jak twierdzi autor „Strachu” – bohatersko-mar tyrologicznej narracji historycznej brakuje prawdziwego rachunku sumienia z powodu antysemityzmu.

Autor – w warstwie interpretacyjnej książki – stawia tezy bardzo wyraziste i dla wielu kontrowersyjne. Pisząc o powojennym antysemityzmie rozprawia się ze stereotypem „żydokomuny”, wedle którego antysemityzm Polaków da się wytłumaczyć nadreprezentacją osób pochodzenia żydowskiego w aparacie władzy, ta zaś nadreprezentacja wynikać miałaby – według tego samego stereotypu – z naturalnej skłonności Żydów do ustroju komunistycznego. Jan Tomasz Gross – odrzucając stereotyp „żydokomuny” jako mający znaczenie dla postaw antysemickich – twierdzi, że antysemityzm w Polsce powojennej był zjawiskiem powszechnym, a Polacy publicznie i otwarcie wyrażali niechęć do swoich żydowskich współobywateli właśnie dlatego, że byli oni (współobywatele) Żydami, nie zaś z pobudek antykomunistycznych czy materialnych; że przyznanie się po wojnie do ratowania Żydów podczas jej trwania groziło ostracyzmem, w związku z czym ratujący Żydów Polacy trzymali ten fakt w tajemnicy; że pielęgnowanie niechęci do Żydów było na rękę władzy komunistycznej, która – w trudnych dla siebie czasach budowania władzy w Polsce – nie chciała zrazić do siebie społeczeństwa; że po Zagładzie Polacy często ochoczo i bezwstydnie przejmowali mienie żydowskie, plądrując majątki; że współodpowiedzialność za rozpasanie polskiego antysemityzmu ponosi Kościół, który nie zrobił nic, by akty antysemickie powstrzymać (wśród głównych odpowiedzialnych autor wymienia między innymi biskupów Wyszyńskiego i Kaczmarka).

Gross – historyk czy publicysta? Najgorętszy spór wywołały właśnie publicystyczne wnioski autora, a dodatkowo kategoryczna forma ich prezentacji. Bo mówiąc o warstwie źródłowej książki recenzenci wysunęli chyba tylko jeden poważny zarzut: że autor – przez nieuwagę lub dla potwierdzenia swoich tez o powszechności polskiego antysemityzmu – zacytował rzekomy pamiętnik Józefa Kurasia (popularnego „Ognia”, podhalańskiego partyzanta), choć wiadomo od dawna, że dokument jest falsyfikatem. Pozostałe zarzuty dotyczą wniosków Grossa. – Autor wyrwał szereg faktów z kontekstu, dokonał drastycznych uogólnień – mówi wspomniany już prof. Andrzej Paczkowski. – Jeśli podczas wojny Żydów ratowało na przykład pięć tysięcy Polaków, a po wojnie bało się o tym powiedzieć stu, to nie można wyciągać z tego wniosku – co autor czyni – że wszyscy Polacy bali się ujawniać fakt ukrywania Żydów. Ponadto, według krytyków książki Grossa, autor zlekceważył kontekst historyczny opisywanych zjawisk, nie wspominając o tym, iż wiele tragicznych wydarzeń okresu wojennego i powojennego – mordy, przesiedlenia, grabieże – były doświadczeniem wielu narodów europejskich; że wojna i okres, który nastąpił zaraz po niej był

okresem psychologicznego zobojętnienia na ludzką krzywdę, nie tylko tę, która spotkała Żydów. Do tego dochodzi radykalna forma prezentowania tez. Zbyt często – powiadają krytycy – padają takie sformułowania, jak „wszyscy Żydzi”, „wszyscy Polacy”. – Poprzez radykalizm formy – choćby nazywanie grzechu zaniechania kościelnych hierarchów w sprawie powojennego antysemityzmu kanibalizmem – Gross sam pozbawia się części publiczności – twierdzi prof. Paczkowski. „Strach” to jednak książka świetnie napisana, co potwierdzają nawet krytycy publikacji. Tragedia powojenna Żydów została przedstawiona w sposób przejmujący, a publicystyczne wywody – choć nie wolne od przesadnych sformułowań – skonstruowane są w sposób przekonujący. Być może między innymi właśnie temu autor zawdzięcza tak duży rezonans, jaki książka wywołała w ostatnich dniach.

Rozmowa – Debata dotycząca „Strachu” – choć nie pozbawiona emocji – jest chyba nieco spokojniejsza niż ta, która odbyła się przy okazji „Sąsiadów” – mówi prof. Paczkowski. – Po pierwsze, sprawa Jedwabnego była czymś nowym, a książka Grossa pierwszą publikacją na jej temat. Tymczasem Pogrom Kielecki, o którym Gross pisze w „Strachu”, dawno doczekał się oficjalnej oprawy: na Plantach w Kielcach już przed laty wmurowano pamiątkową tablicę; w 1981 roku „Solidarność” zamówiła po raz pierwszy mszę św. dla uczczenia pomordowanych Żydów; ukazało się co najmniej kilka książek; prokurator IPN prowadził formalne śledztwo. Cechą debaty wokół „Strachu” jest też to, że nie widać w niej polityków. Wypowiadają się głównie historycy, czasami publicyści. To zaskakujące o tyle, że przy okazji podobnych debat historycznych – choćby cyklicznie odbywających się rozmów o Okrągłym Stole czy zasadności wprowadzenia Stanu Wojennego – politycy odgrywali w telewizyjnych debatach główne role, nadając rozmowom charakter ideologiczny, dostosowany do bieżącego interesu politycznego. O „Strachu” mówi się więc nieco bardziej rzeczowo niż przy okazji innych debat historycznych. I sam fakt, że książka wywołała tak powszechną dyskusję, że tak dużo mówi się o trudnym okresie powojennym, należy autorowi zapisać na plus, niezależnie od opinii – często bardzo krytycznych – o samej zawartości publikacji. „Strach” czytany jako traktat o „normalności” zbrodni, o tym, jak łatwo i szybko unieważnić „cienką powłokę cywilizacji” (jak to określa sam autor) jest dziełem, które skłania do rozmowy wykraczającej poza kontekst historyczny. Rozmowy o tym, dlaczego co jakiś czas w różnych zakątkach globu jedni ludzie w sposób „normalny” mordują innych, dlatego że „inni” inaczej wyglądają, inaczej odczuwają i w co innego wierzą.

Polacy czy ludzie Mordowanie niedobitków, które umknęły wielkiej kampanii mordowania narodu, to akt szczególnie wstrząsający. Naturalnym odruchem jest więc przyjęcie, że bezsilni obserwatorzy ludobójstwa powinni być szczególnie uwrażliwieni na cierpienia jego ofiar. Powinni być z nimi solidarni i zrobić wszystko, aby im pomóc. Wydaje się, że takie wyobrażenie przyświeca Janowi Tomaszowi Grossowi i czytelnikom, którzy akceptują jego książkę. Jak było możliwe, aby w Polsce bezpośrednio po Holokauście wymordowano, powiedzmy, blisko dwa tysiące Żydów? Jeśli normalni ludzie powinni zrobić wszystko, aby ofiarom ludobójstwa pomóc, a Polacy na taką skalę dokonują ich pogromów, świadczy to o tym, że są narodem głęboko zdeprawowanym, a antysemityzm jest ich dominującym uczuciem. Przy takim ujęciu mniejsze znaczenie mogą mieć uszczegółowienia dowodzące, że wiele z tych mordów miało tło rabunkowe, a wielu Żydów zabito nie jako Żydów, ale członków aparatu represji komunistycznego państwa. W rzeczywistości jednak wyobrażenie, że ludzie walczący o byt w czasach odczłowieczonych odczuwają empatię wobec grupy naznaczonej i szczególnie prześladowanej, jest naiwne i fałszywe. Chcielibyśmy, aby tak było, i taka właśnie winna być norma, nie znaczy to jednak, że jest to norma statystyczna. Ludzie łatwo przyzwyczajają się do traktowania innych jako podludzi. W czasach szczególnych, jak lata Zagłady, kiedy problemem jest przeżycie, przyzwyczajenie to następuje wyjątkowo szybko. Nie jest to okoliczność łagodząca dla ludzi zmieniających się w bestie. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że liczba bestii w takich czasach wzrasta niepomiernie i nie jest to efekt szczególnych predyspozycji Polaków. Naiwne podejście do natury ludzkiej powoduje natomiast, że wyjątkowo surowo traktujemy realnych ludzi i ich wspólnoty. Naiwność zmienia się w ich łatwe potępienie. W nieludzkich czasach dużo trudniej być człowiekiem. Dowodzi tego historia ludzkości. Zrozumienie tego przeszkadzałoby jednak Grossowi w przeprowadzeniu dowodu na założoną uprzednio tezę.

Bronisław Wildstein „Rzeczpospolita”


NOWYCZAS 1 lutego 2007

nowyczas.co.uk

PRZED PREMIERĄ 15

Portrety łodzkich grabarzy kument BBC mimowolnie pokazuje jego status. W The Polish Ambulance Murders realizatorzy dobitnie ukazują, kto rozdaje karty w tej grze. Kilka wyśmienitych ujęć z „zaplecza” biznesu Skrzydlewskiego i samej jego postaci to majstersztyki. Beznamiętne oko kamery ukazuje więcej niż jakikolwiek komentarz. Pomimo tego, że nie mamy podstaw, wyczuwamy jednak, że nie do końca jest tak jak wszystkim się wydaje. Portrety ludzi tego „cmentarnego dramatu” są sugestywne i poruszające. Zdjęcia były realizowane podczas procesów ministra Jacka Tomalskiego, byłego – jak zresztą sam utrzymuje – kolegi Skrzydlewskiego i Sumery, którego sąd uznał winnym zlecenia zabójstwa Skrzydlewskiego. Obserwujemy proces sanitariusza oprawcy, który został skazany na dożywotnią karę więzienia. Mamy portret lekarza zwanego „Aniołem śmierci”. Jednak ten film to fakty – prawdziwe miejsca, zdarzenia i ludzie. To boli. Dla mnie osobiście to dodatkowo konfrontacja z prawdą, jak łatwo ludźmi manipulować, stwarzać pozory i forsować wygodne rozwiązania. Podziwiam realizatorów za odwagę – próbę zmierzenia się z naturą zła. Dla mnie gorsze od odpowiedzi pozostają pytania. Przyjęło się mówić o tym „skandal”. Oddać prawdę tych zdarzeń moim zdaniem nie sposób. Każdy z bohaterów ma swoją osobną prawdę. Na własny użytek sumienia. Każde łódzkie zdjęcie w tym filmie uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Operator bezbłędnie dobrał zdjęcia do tej ponurej opowieści. BBC po raz kolejny pokazuje swoje mistrzostwo w filmach dokumentalnych. Bez epatowania sensacyjną narracją, krzykliwością i prostackimi efektami. Dokument nie prezentuje gotowych odpowiedzi, a wręcz przeciwnie – zmusza nas do myślenia. To nie jest łatwe.

Marcin Piniak m.piniak@nowyczas.co.uk

Dokument produkcji BBC „The Polish Ambulance Murders” to opowieść o tzw. „łowcach skór”. Ludziach, dla których śmierć stała się biznesem. Sceneria tej opowieści to Łódź – jej cmentarze, sądy, więzienia i prosektoria. Jej szare ulice i mroczne wnętrza. Reporterka zaraz na początku filmu wyznaje, że to właśnie za sprawą nekrobiznesu zetknęła się po raz pierwszy z tym miastem. Pamiętam, kiedy dobre kilka lat temu cała ta sprawa wypłynęła na wierzch. To był szok. Głośny reportaż Gazety Wyborczej „Łowcy skór” wywołał skandal. Proceder nazwano „handlem zwłokami”. Lekarze, sanitariusze, pracownicy firm pogrzebowych, dyspozytorzy karetek – wszyscy czerpali zyski z ludzkiego cierpienia. Okazało się, że ludzkie życie ma określoną cenę. Od 300 do 1800 złotych. Tyle kosztowała „skóra” – ciało zmarłego. Za takie pieniądze z premedytacją zabijano ludzi podając im środek o nazwie pavulon. I jak wyjaśnia jeden z bohaterów filmu, było to bestialstwo, ponieważ ten środek powoduje, że umiera się z pełną świadomością, przy jednoczesnej niemożności jakiejkolwiek reakcji czy obrony. W towarzystwie lekarza-kata. Nazywano to – w porażającym slangu oprawców – „gotowaniem skóry”. Czasem „lekarz” wypisywał akt zgonu przed śmiercią pacjenta. Podbijaniem stawek zajmowały się firmy pogrzebowe, a dostarczaniem „skór” lekarze i obsługa medyczna karetek. Pośrednikami byli dyspozytorzy pogotowia. Oprócz uśmiercania „skór”, personel medyczny zajmował się „sugerowaniem” zrozpaczonej rodzinie odpowiedniej firmy pogrzebowej. Wszystko szło sprawnie. Firma już dbała o pobranie zasiłku z ZUS i załatwianie wszystkich formalności. Jednak ktoś targany wyrzutami sumienia „puścił farbę”, ktoś inny zwrócił uwagę na nadmierne zużycie pavulonu. Wrzód pękł. Była to operacja na opinii publicznej bez znieczulenia. Konfrontacja z faktem, że osoby, które mają ratować życie – odbierają je. Ludzie rzucali kamieniami w karetki, bluźnili na lekarzy i firmy pogrzebowe. To był moment paranoi. Jej wysoki pułap. Każdy akapit „Łowców skór” był obezwładniającym uderzeniem. Wiem, bo w tym czasie byłem na miejscu. Zaczęło się od wykonawców – sanitariuszy, lekarzy i dyspozytorów karetek. Po mieście jeździły ambulanse z napisami „mordercy”. Społeczne zaufanie do pracowników służb medycznych spadło do zera. Często dla ludzi jeden znaczy kilku, kilku znaczy wielu, wielu znaczy wszyscy. Przy takiej retoryce wszyscy pracownicy służby zdrowia mieli ręce we krwi. To był dla nich sprawdzian. Stali się wrogami publicznymi. W mediach pojawiały się, co rusz, nowe wstrząsające fakty, relacje i doniesienia. Prokuratura miała co robić – pojawili się świadkowie i pierwsze akty oskarżenia. Odkryto, że ten proceder uprawiano systematycznie i w sposób zorganizowany. Na samym szczycie tego „interesu” stali właściciele firm pogrzebowych. Jak opowiada jeden z głównych bohaterów filmu, który pierwszy wpadł na pomysł płacenia za informacje o zgonach pacjentów – na początku nie były to pieniądze, a jedynie upo-

Film The Polish Ambulance Murders w reżyserii Fredrika Von Krusenstjerny będzie można zobaczyć 5 lutego o godz. 22.30 w BBC Four (kadry z filmu udostępnione przez BBC).

minki, później zaczęło się od małych kwot, a kiedy pojawiła się konkurencja, dochodziło do licytowania sum za „skórę”. Ten człowiek nazywa się Włodzimierz Sumera, jest właścicielem jednej z większych firm pogrzebowych w Łodzi. Najwięcej jednak uwagi autorzy filmu poświęcili „baronowi” łódzkich usług pogrzebowych Witoldowi Skrzydlewskiemu. Jest to człowiek tzw. „zaufania społecznego”. To on był głównym informatorem przy publikacji Gazety Wyborczej. To do niego należy większość rynku pogrzebowego w Łodzi. Skrzydlewski to człowiek nietykalny. Do-


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

16 REPORTAŻ • PUNKT WIDZENIA

BRICK LANE BULDOG PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

Elżbieta Sobolewska e.sobolewskak@nowyczas.co.uk Każdy teledysk ma swój scenariusz a scenariusz lubi się zmieniać, kiedy jego główni bohaterowie to ludzie. Dlatego Cinos, reżyser teledysku i filmu dokumentalnego o Buldogu w Londynie nie mógł powiedzieć niczego innego: – Trochę inaczej to sobie zaplanowałem. Na Brick Lane, nieopodal hotelu, gdzie nocował zespół, jest zrujnowana ściana, cała w plątaninie graffiti, obok opuszczony budynek, który do niedawna był jeszcze squotem, teraz pozostały tylko lekko uchylone drzwi, zapraszające nowych mieszkańców. Miały tam powstać ujęcia z Kazikiem, ale że był coś nie w sosie, nic z nich nie wyszło. Drugiego dnia, kiedy miały powstać najważniejsze sceny, po prostu go nie było, wielki Nieobecny. Pozostał nam z tych nie nakręconych planów tani magnetofon, który kupiliśmy gdzieś na Whitechapel, tuż przed włączeniem kamer, z nadzieją głupich, że jednak da się jakoś Kazika namówić. Nosiliśmy ten głuchy prostokąt to na jednym ramieniu, to na drugim, magnetofon-nieużytek, który pozował fotografom do czarno-białych zdjęć. Trzeba było słuchać Wieteski. Piotr Wieteska jest przyjacielem Nieobecnego, lubi kurtki w mundurowym stylu. Już na lotnisku powiedział nam, że on to jak najbardziej – będzie opowiadał i z nami rozmawiał – chcieliśmy nagrywać w samochodzie, pogadać o zespole, projekcie, emigracji, mydłach i powidłach, samo się miało pleść. – Ale jak się pleść nie będzie, to nic na siłę – zaznaczył Wieteska. Zanim jednak odprawili się muzycy, pojawili się technicy. Bohaterowie charakterystyczni: Kajetan i Stanisław. Ten pierwszy jest realizatorem dźwięku, drugi –

L

FOT. Z ARCHIWUM PRYWATNEGO

człowiekiem do wszystkiego. Obaj bogaci w doświadczenia życiowe. Stanisław miał pod pachą zwoje papieru. Teksty Kazika. Na białych kartkach wydrukowano je czcionką o rozmiarze 72. – Żeby mógł je dobrze widzieć. Nauczyłabyś się tyle na pamięć? – zapytał. Leżały potem te kartki na scenie podczas koncertu. Podeptane, wyświechtane śpiewaniem, ale nie jednorazowe. Skrzętnie pozaklejane taśmą w kolorze druku. Czarne słońca liter. Kiedy wreszcie zeszli się wszyscy muzycy oraz czyjaś żona i dzieci Piotra, pojawiła się

osoba niezbędna w rozgardiaszu kilkunastu osób i waliz – osoba porządkowa, Justyna która raz dwa sprawdziła listę obecności i zarządziła odwrót do samochodów.

You were always on my mind Kazik zasadniczo milczał. Pomysł Cinosa uratował Wieteska, który podjął się heroicznego dzieła rozmowy z nami. Widział nas wprawdzie po raz pierwszy, lecz założenie było takie, byśmy pogadali jak znajomi ze starych dobrych czasów. Wyszło-niewyszło,

czesnym przestrzeganiu zasady miłości nieprzy jaciół, czyli niestosowaniu przemocy wobec przeciwników. Może więc różne religie różnią się czymś czesnym przestrzeganiu zasady miłości nieprzy jaciół, czyli niestosowaniu przemocy wobec przeciwników. Może

REWERS

jakoś poszło. Kazik z nagła wstąpił na wyższy próg komunikacyjny z Wojtkiem i ugadali się bez słów: jeden zasnął wzdłuż na siedzeniach, drugi wzdłuż na podłodze. Wojtek Jabłoński to były techniczny Kultu, a obecnie gitarzysta Buldoga. Pamięta grajków z Czerniakowa. Kiedy się ułożyli, Wieteska się uśmiechnął i mrugnął na chłopaków – filmujcie. Z przodu, obok kierowcy wiercił się, gnieździł, usiłował się usadowić Dzidziuś – na co dzień twórca szkieletów rusztowań, swoją kamerę uruchamia od święta. Nie każdy może być koszykarzem, ale Dzidziuś nie jest przecież

WALDEMAR ROMPCA

czyli deja vu z ubiegłego tygodnia ubię niespodzianki. Bicie serca przyśpiesza, przez co niewątpliwie poprawia mi się krążenie krwi. W moim wieku zaczyna to mieć znaczenie. Jeszcze bardziej lubię wydarzenia szokujące, których nie tylko się nie spodziewałem, ale nawet nie przypuszczałem, że mogą się wydarzyć. Wtedy przeżywam prawdziwy szok. Tak jak przed paroma dniami, gdy wziąłem do ręki piątkowe wydanie „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”, z którego dowiedziałem się, że – cytując Jolantę Gogolińską, dyrektora gazety, ładnie pokazaną na czarno-białym zdjęciu z orderem Pro Memoria wbitym dumnie w pierś – „Dziennik Polski” jest naszą wspólną sprawą... Jest głosem wszystkich Polaków na Wyspie... To jest wartość, którą pielęgnować powinniśmy wszyscy. Ładnie powiedziane, tak dumnie. Czytam dalej gazetę, na którą poświęciłem funta dwadzieścia i dowiaduję się znowu o podobnych rzeczach, tym razem wyrażonych piórem kogoś innego. Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent II RP przekonuje mnie do tego samego – cudu, jakim jest gazeta. Stwierdza on, że pismo stało się wyraźnym głosem polskiej emigracji (...) docierając do wielopokoleniowego grona czytelników. Idę dalej – redaktor Małolepszy w relacji z gali re-

dakcyjnej donosi, że zadanie „Dziennika Polskiego” od samego początku jego istnienia jest takie samo – służyć wszystkim Polakom, którzy na Wyspach znaleźli swój drugi dom. „Dziennik” łączy pokolenia... służy kilku generacjom… I tak dalej, i tak dalej… Wpadłem w popłoch. Jestem zwierzęciem medialnym od dwudziestu lat, w Londynie od kilku i nawet nie zauważyłem, że coś niesamowicie ważnego przegapiłem. Pobiegłem do szafy, w której trzymam paszport, by jeszcze raz dokładniej przyjrzeć się okładce. Napisane jak byk: jestem Polakiem. I zdurniałem. Jakoś przez kilka lat mieszkania w Wielkiej Brytanii nawet przez myśl mi nie przeszło, by o gazecie pod dumnym tytułem „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” nawet przez chwilę pomyśleć, że to moja gazeta, że jest moim głosem. Ale być może oni tam w redakcji wiedzą lepiej, skoro czarno na białym piszą, że są głosem nas wszystkich. A więc także i moim. Moim nie są i nigdy nie byli. Z całym szacunkiem dla stałych czytelników tej gazety, którzy towarzyszli jej od wojny. Może „Dziennik” wtedy był gazetą prawie wszystkich Polaków, a teraz pozostał tej garski, która wciąż jest mu wierna, bo gazeta jest głosem tego pokolenia. Czasy się jednak zmieniają i wizerunek

Polaka mieszkającego na Wyspach też. I nie można tego nie zauważać. „Dziennik” mami więc czytelników co do swojego znaczenia i pozycji na rynku. Zmartwiło mnie to i z zawodowej dziennikarskiej solidarności postanowiłem się za nimi ująć. Może „Dziennik” się opamięta i przestanie sobie uzurpować prawo mówienia głosem nas wszystkich. Zaglądam do „Dziennika” od czasu do czasu i nigdy nie znalazłem tam nic, kompletnie nic, pokazującego, że gazeta żyje tym, co dzieje się tutaj, w Wielkiej Brytanii i dotyczy nowej emigracji, do której ja również się zaliczam. Okazjonalne ukłony w stronę młodszego czytelnika nie wystarczą. A przecież jak donoszą nawet brytyjskie statystyki, są nas tutaj setki tysięcy, gazeta „wszystkich Polaków” zamiast kilku tysięcy powinna mieć z dwieście tysięcy nakładu. I ze sto stron objętości. O tym, że dzieje się tu ogromnie dużo, świadczą inne wydawane na tutejszym rynku tytuły, które aż pękają w szwach od bieżących materiałów, robionych na miejscu, a nie przepisywanych z opóźnieniem z agencji informacyjnych. Tylko że „Dziennik Polski” nie chce przyjąć tego do wiadomości, że ktoś może robić znacznie lepsze gazety nie korzystając z dotacji, funduszy, tylko własnym kosztem. Inne

wydawnictwa na Wyspach nie proszą Senatu o finansowy zastrzyk, bo wszyscy wiedzą, że można zrobić rzetelną gazetę bez wyciągania ręki po pieniądze podatników, czyli nas wszystkich. I to bez puszenia się, że jesteśmy głosem wszystkich Polaków. Czytam relację z redakcyjnej imprezy z przyznawania nagród i zastanawiam się dlaczego tylko jedna osoba pokazuje się z medalem Pro Memoria, który nadawany jest osobom fizycznym i prawnym w uznaniu zasług w pielęgnowaniu pamięci o walce narodu polskiego o niepodległość. Jest nadawany przez kierownika Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych z własnej inicjatywy lub na wniosek organów władzy państwowej i samorządowej, organizacji pozarządowych, placówek dyplomatycznych. Czy to znaczy, że o medal dla pani Gogolińskiej wystąpiła ambasada? Jeśli tak, to mogła przecież wystąpić o odznaczenia dla całej redakcji. Po Londynie krążyłaby wtedy nie tylko dowcipna anegdota o jednej pani biegającej po salonach z medalem wbitym w pierś, ale o całym zespole. Nie wiedziałem też, że jeśli ktoś robi coś za co dostaje pieniądze (co miesiąc – dla jasności), to należy mu się również medal – w uznaniu zasług w pielęgnowaniu pamięci o walce narodu polskiego o niepodległość… Fajna sprawa.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

REPORTAŻ 17 każdym. Z pewną nieśmiałością mężczyźni podają mu na przywitanie swoją prawicę, bo jego własna to skaranie boskie dla tego, który na nie zasługuje. Podczas koncertu w Cargo, ten potężny kamerzysta odegrał niepoślednią rolę – jego przedramię stało się naturalnym przedłużeniem statywu, na którym zamocowana była kamera. Statyw dzięki niemu stał się wysięgnikiem, kamera górowała więc ponad tłumem, zaglądał nią muzykom w oczy. Kiedy przeciskał się pod barykadą sceny wśród buldog-fanów, wyglądało na to, że ich rozbuchane energie za chwilę zrzucą oko kamery na dół. Tymczasem wciąż jechaliśmy do Londynu. Między nami, na podłodze busa usiadł Wojtek, w tyle zaśpiewał Kazik: You were always on my mind, You were always on my mind… Piosenkę Willie Nelsona, tak zwany przebój, nagrywany od lat przez gwiazdy większego i mniejszego formatu. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Brick Lane. Wiedzieliśmy, że im się spodoba. – Kiedyś mieszkałem niedaleko Portobello – opowiadał Wieteska. Przyjechałem do Londynu na lato, zarobić parę groszy, wprawdzie pracę znalazłem dopiero przed wyjazdem, ale na Portobello… sami wiecie, świetne miejsce, podobne w klimacie do tego. Staliśmy przed hotelem czekając na naszych muzyków. – Stachu, to ty? – usłyszeliśmy nagle, a przede wszystkim usłyszał Stanisław. Bo w Londynie tak bywa, co nas nie zdziwiło, że spotykamy tutaj swoich znajomych z polskich czasów lub znajomych naszych znajomych, więc czemu Stanisław goszcząc w Londynie dwa dni nie miałby spotkać na Brick Lane swojego kolegi? Rzecz najzupełniej normalna, każdemu się może zdarzyć. – A co ty tu robisz? – zapytał Stachu, który właśnie w tej sekundzie zrozumiał, że kiedy czytał w gazecie o siedemnastym województwie, to jednak gazeta tym razem napisała coś do rzeczy. – No, pracuję tutaj niedaleko, na budowie. Ale spotkanie!

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

Na Brick Lane Umówiliśmy się z chłopakami na niedzielne przed- i popołudnie. Kręciliśmy się wzdłuż i wszerz ulicy. Fotografowie pstrykali zdjęcia, a kamery wkręcały się w rozmowy, byliśmy grupą mniej lub lepiej znających się osób, niektórzy widzieli się po raz drugi, inni się przyjaźnili, ktoś był całkiem nowy i ciągle musiał się przedstawiać. Nieobecność Kazika, która wymusiła rezygnację z kilku pomysłów i zmianę planów, sprawiła, że reżyser i montażysta w jednej osobie – Cinos – poszedł na żywioł. Postanowił po prostu filmować, czekać co się wydarzy, łapać sytuacje na gorąco. I tak się działo. Pozostał tylko konstrukcyjny szkielet: targowisko, zdjęcia na próbie i na koncercie. Wszystko co wydarzyło się przed, w międzyczasie i po, było kwestią przypadku. Siedzieliśmy w jednym z pubów na piwie. Wciąż ktoś robił zdjęcia, wciąż ktoś coś kręcił. Nawet trafili się jacyś ciekawscy Japończycy, którzy błyskiem ocenili sytuację, zapytali nawet czy mężczyźni pijący Guinnessa to aby nie celebrities i dowiedziawszy się, że coś w ten deseń, pstryknęli na wszelki wypadek kilka małych, plastikowych zdjęć typu Sony. Po tym pierwszym dniu ich przyjazdu, kiedy ledwie oswoiliśmy się ze sobą, wreszcie rozmowy same jakoś popłynęły. Już nie byli muzykami na gościnnych występach, których osaczyły flesze, kamery, mikrofony i stado osób, z jakimś punktem widzenia na kręcenie, któremu chcąc nie chcąc, dla dobra sprawy, musieli się podporządkować. Byliśmy już w jakimś stopniu znajomymi, którzy nie wstydzili się pytać, żartować z siebie, rozmawiać o rzeczach bez znaczenia lub o tych, na których nam zależy. Ile z tych rozmów znajdzie się w filmie? – Cinos pokaże. Na przykład Janusz Zdunek, trębacz, okazał się być jazzmanem, który przywiózł ze

sobą swoją nową płytę „Pop Dom”, którą dostał każdy, kto poprosił. A Tomek Glazik, saksofonista, okazał się być człowiekiem z Bydgoszczy, choć nie do końca, bo urodził się gdzieś w zagrzybionych Borach Tucholskich. Solidarnie nosił z nami nieszczęsny magnetofon. Człowiekiem-zagadką okazał się być Syn Stanisława. Klawiszowiec Buldoga, lecz z korzeniami w Kulcie. Projekt Wieteski to jego powrót, choć raczej na chwilę. Udało mu się zachować anonimowość. Ktoś sprzedał nam historię, że pracuje w jakiejś poważnej firmie, dlatego nie wolno go fotografować. Czy to czasem nie była Telekomunikacja Polska? Na Brick Lane spędziliśmy pół dnia. Stamtąd na Shoreditch, gdzie jest Cargo. Nie było daleko.

Buldog – finał Na koncert jednak trzeba było sporo poczekać, bo zepsuł się piekielny piec, bez którego można grać, a jakże, lecz koncert bez prądu? Nie wie tego nikt, dlaczego

Na sąsiedniej stronie: (od lewej) fotograf Damian Chrobak, Piotr Wieteska i jego syn; u góry: kamerzyści (od lewej) Darek Szorc, Dzidziuś; powyżej reżyser filmu Marcin Cinos Juziuk; obok: (od lewej) Piotr Wieteska, Darek Szorc, Cinos, Wojtek Jabłoński, Janusz Zdunek

wzmacniacz tak właśnie się nazywa, ale zepsuł się i tyle, nikogo więc nie mógł wzmocnić. Wzmacnialiśmy się w drinkogródku jeżynówką produkcji własnej – jednego z fotografów, Piotra, który wykorzystuje swoje chemiczne wykształcenie do pędzenia wszelakiej maści alkoholi, które są prawdziwymi rarytasami. Wreszcie: koncert. Zajawkę filmu, którą Cinos zmontował dla Wieteski i którą można już pooglądać, bo krąży we wszechświecie pajęczej sieci internetu, muzycznie prowadzi perkusja Adama Swędery. Niegdysiejszego perkusisty Róż Europy, który bywał również ochroniarzem Kultu. Swój człowiek. Po koncercie znowu spotkaliśmy się w ogródku Cargo. Triumfy święcił tam Dzidziuś, bo nie mógł odmówić propozycjom siłowania się na rękę. Rozłożył jednego, przysiadał się kolejny. Obyło się bez zakładów, skończyło się oklaskami. Za kolumnami ukrył się absynt, zielonooki kusiciel, po którym trudno odnaleźć drogę do domu. Premiera teledysku „Czemu wszyscy wyjechali?” już niedługo.

AGNIESZKA MIERZWA/NowyCzas


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

18 ROZMOWA NA CZASIE

Na Rynku w Krakowie

K

WACŁAW LABA

Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk

to z nas go nie zna? Prawie wszyscy, bo jeśli krakusami się nie urodziliśmy, programy wycieczek szkolnych zadbały o to, byśmy ten królewski gród poznali. Najważniejsze miejsca – wiadomo: Rynek, Sukiennice, Kościół Mariacki, potem Grodzką na Wawel. Dla krakusów Rynek to – przynajmniej do niedawna – miejsce spotkań, zamierzonych i nie… W kawiarni lub w biegu, na ulicy, krótka wymiana poglądów, ostatnich plotek, wyrazów uszanowania lub ucałowanie rączek. Taki styl życia towarzyskiego wymyka się krakusom coraz bardziej. Miejsce najważniejsze w tym mieście staje się już nawet nie tylko krajową własnością – wchodzi w posiadanie międzynarodowe. Wielojęzyczny gwar, tłumy turystów, a dla nich ciągłe atrakcje – stragany, bo właśnie festiwal polskiego pieroga, plansze ze zdjęciami, bo plenerowa wystawa, rusztowania, które za chwilę udźwigną estradę. A gdzieś w głębi przytłoczone nowoczesnymi atrakcjami stare Sukiennice. Zakłócenia pojawiają się na tym jednym z najpiękniejszych renesansowych placów na świecie co rusz. Jednym z najbardziej uciążliwych w ostatnich dwóch latach była zmiana nawierzchni Rynku. Najpierw strona zachodnia, z którą uporano się dosyć szybko. Potem druga strona, tzw. od Adasia, czyli pomnika Adama Mickiewicza i Kościoła Mariackiego. Tu już było gorzej i dłużej. Coraz większe wykopy archeologiczne, które odsłoniły wiele dziwnych rzeczy pod płytą Rynku Głównego w Krakowie. Czy te trwające od 2005 roku prace archeologiczne na stałe wrosną w krajobraz królewskiego grodu? Z takim pytaniem zwróciliśmy się do koordynatora zespołu ekspertów prof. Ireneusza Płuski z Wydziału Konserwacji krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Prof. Płuska swoją wiedzą i doświadczeniem przysłużył się Krakowowi już wielokrotnie, kierując na przykład zespołem konserwatorów odnawiających Kaplicę Zygmuntowską (przedsięwzięcie to międzynarodowe gremium specjalistów oceniło jako jedno z najważniejszych, po Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie, realizacji konserwatorskich u progu nowego wieku); koordynował też pracami przy odnawianiu elewacji Kościoła Mariackiego, której przywrócono w możliwie największym stopniu jej pierwotny gotycki wygląd. Teraz zajmuje się koordynacją prac w podziemiach Rynku. Czy Kraków wzbogaci się o kolejną unikatową na skalę światową atrakcję turystyczną? – Rozległa przestrzeń Rynku – mówi prof. Płuska – stwarza szansę na powstanie niezwykle atrakcyjnego rezerwatu archeologiczno-architektonicznego. Jeśli uda się projekt doprowadzić do końca, będzie to największe podziemne muzeum w Europie, kompleks zajmujący obszar około 2200 metrów kwadratowych. Prezentacja obejmie różnego rodzaju zabytki architektoniczne i archeologiczne, począwszy od przedlokacyjnego Krakowa do współczesności. Będzie to część osady, fragmenty budynków, ziemne przekroje warstw kulturowych, cmentarzysko, na którym chowano zmarłych mieszkańców przedlokacyjnego Krakowa, bruki, wodociąg oraz liczne zabytki ruchome, pozyskane z prac wykopaliskowych z terenu Rynku. W piwnicach gotyckich Sukiennic planowana jest (opracowywana

FOT. Z ARCHIWUM PRYWATNEGO

Czy pod płytą krakowskiego Rynku powstanie największe w Europie podziemne muzeum?

przez naukowców z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa) wielka wystawa Forum Polonorum – Rynek Krakowski w dziejach narodu. Wszystko zaprezentowane będzie za pomocą najnowocześniejszych urządzeń audiowizualnych. Przewiduje się wydzielenie specjalnej przestrzeni na tzw. forum edukacyjne, miejsca na potrzeby spotkań i sesji naukowych. To będzie rewolucja we współczesnym muzealnictwie – podkreśla prof. Ireneusz Płuska. Zanim jednak wielkie plany nabiorą realnych kształtów, decyzyjne gremia

ekspertów debatują, prasa węszy problemy, a nawet i sensacje, a mieszkańcy narzekają na niedogodności wynikłe z rozkopania Rynku. Nie są też zgodni co do planów zagospodarowania jego podziemi. – Czy są to problemy, które wstrzymają kontynuację prac? – Należy oczywiście zdać sobie sprawę z niezwykle trudnych i specyficznych warunków ekspozycji muzealnej w podziemiach – wyjaśnia prof. Płuska. – Mamy jednak nadzieję, że powierzenie opracowania projektu ustabilizowania temperatury i wilgotności specjalistom z Wojskowej Akademii Technicznej zagwarantuje zapewnienie odpowiednich warunków. Wojskowi naukowcy mają olbrzymie doświadczenie w stwarzaniu normalnych warunków bytowania w warunkach nienormalnych, np. w bunkrach, schronach, itp. Najważniejszą rzeczą jeśli chodzi o odpowiednie zachowanie eksponatów w podziemnym muzeum jest oczywiście utrzymanie stałej temperatury i wilgotności przy ciągłej wymianie powietrza. Nie będzie to łatwe zadanie, gdyż urządzenia wentylacyjno-klimatyzacyjne nie będą mogły być w żaden sposób widoczne na płycie Rynku, gdyż jest to obszar zabytkowy, pozostający pod ochroną. Myślę jednak, że warto podjąć wszelkie starania (również jeśli chodzi o finanse), gdyż korzyści powstania w naszym mieście nowej inwestycji muzealnej z punku widzenia naukowego i społecznego oraz dalszej promocji Krakowa w świecie są niepodważalne. Same relikty architektoniczne prócz wartości poglądowych i edukacyjnych podkreślają niezwykłą malowniczość jednego z największych placów handlowych Europy. Rozległa podziemna przestrzeń daje szansę na powstanie nowoczesnego muzeum historii Krakowa, którego brak w naszym mieście jest szczególnie mocno odczuwalny. Podziemny rezerwat i muzeum to nowoczesne, bardziej atrakcyjne postrzeganie

Krakowa na mapie turystycznej nie tylko Europy, ale i świata – przekonuje prof. Płuska. Na razie gąszcz przepisów, które nie przystają do tak nietypowej i unikatowej budowy hamuje planowane zadania. Również brak doświadczenia inwestora przy tego typu przedsięwzięciach i opór materii, jaką jest odsłonięta po przeszło pięciu wiekach, wymagająca szczególnego postępowania zabytkowa substancja podziemi. Plany zagospodarowania podziemi Rynku wzbudzają wiele kontrowersji różnej natury – od finansowej po ekologiczną, nie tylko wśród radców miejskich, ale i samych mieszkańców Krakowa . – Często jednak – jak mówi prof. Płuska – są to opinie niemerytoryczne. – Gorsząca i niegodziwa była plotka nagłośniona w prasie lokalnej o rzekomym szkodliwym wpływie ujawnionego w podziemiach grzyba na zdrowie mieszkańców i turystów przebywających w Śródmieściu. To niepotrzebne medialne zamieszanie wokół problemu opóźniło rozpoczęcie prac wentylacyjnych i mykologicznych. Nie wspomnę już o stratach finansowych na niepotrzebne badania sanitarne przeprowadzone na tak wielką skalę. Grzyb oczywiście jest, jak to zwykle bywa w zawilgoconych przestrzeniach, gdzie nie ma wymiany powietrza, ale nie jest on szkodliwy i można się go pozbyć utrzymując odpowiednią temperaturę i poziom wilgotności. W konserwatywnym Krakowie każdy nowy projekt spotyka się z wielkim oporem, ale może dzięki temu nie popełniono w tym mieście niewybaczalnych błędów, a charakter miasta pozostaje nienaruszony. Stracą tylko krakowianie swoją agorę, ale cóż, takie są koszta sławy. Pewnie dlatego coraz więcej z nich ucieka w zacisze pobliskich małych miejscowości, byle daleko od jazgotu turystycznych hord. Co wcale nie znaczy, że przestają kochać swoje miasto.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

19

T

czas to pieniądz BIZNES MEDIA NIERUCHOMOŚCI redaguje WALDEMAR ROMPCA w.rompca@nowyczas.co.uk

SIEDEM DNI

Walka z wiatrakami emat powraca jak bumerang, od czasu do czasu wzbudzając zainteresowanie i emocje. Sprawę uważnie obserwuje nie tylko cała branża muzyczna, ale przede wszystkim miliony użytkowników ipodów czy innych kieszonkowych odtwarzaczy muzycznych. Chodzi przecież o miliardy dolarów. W poniedziałek, 28 stycznia, pojawiła się informacja na temat inicjatywy, która wreszcie ukróci internetowe piractwo. Kopiowanie czy udostępnianie plików w internecie przestanie być nie tylko karalne, ale przede wszystkim opłacalne, bo – jak donosiły agencje – największe wytwórnie muzyczne zgodziły się udostępniać swoje nagrania za... darmo. No, może nie do końca, ktoś przecież musi za to płacić i tym kimś mieli być ogłoszeniodawcy. To właśnie wpływy z reklam miały iść na honoraria autorskie oraz pokrycie wysokich kosztów produkcji utworów muzycznych. Wszystko brzmiało poważnie i przekonująco. Informacja pojawiła się w Cannes, gdzie odbywa się doroczna konferencja producen-

tów muzycznych, których głównym zmartwieniem jest nie tylko spadająca z roku na rok sprzedaż płyt, ale również piractwo internetowe. Problem pojawił się również ze strony największych gwiazd, które niezadowolone z dotychczasowej polityki swoich wytwórni zaczęły przechodzić do mniejszych producentów, gwarantujących im nie tylko lepsze warunki, ale przede wszystkim nadążających za zmieniającymi się trendami w dystrybucji. Duże wytwórnie oskarżane są o zachowawczość oraz brak perspektywicznego myślenia, uwzględniającego trendy młodych słuchaczy oraz rozwój nowych technologii. Internetowa sprzedaż plików muzycznych napędza miliony funtów nie tylko iTunes, ale również operatorom sieci komórkowych czy największej księgarni Amazon, natomiast wielkie wytwórnie nadal nie zaproponowały jednolitej polityki mającej na celu uregulowanie handlu w sieci. Sam pomysł, by udostępniać wszystko za darmo również kusił wiarygodnością aż do czasu, gdy o wypowiedź poproszone zostały największe amerykańskie wytwórnie. Te za-

TAJEM NI CE SOCI ETE GENERALE

przeczyły nie tylko, że z operatorami strony qtrax.com, udostępniającej darmowe pliki, rozmawiają, ale że nawet są samym projektem zainteresowane. Ostrzegły jednocześnie, że jeśli strona zacznie działać, podejmą one stosowne kroki prawne, by temu zapobiec. Wszystko do tej pory przypomina burzę w szklance wody. Strona została jednak oficjalnie uruchomiona w poniedziałek w siedmiu krajach, w tym w Wielkiej Brytanii. Po wejściu na stronę www.qtrax.com można nie tylko przeglądać wykonawców, ale – jak donoszą – legalnie i bezpłatnie skopiować wybrane pliki lub całe albumy do pamięci komputera. W archiwum portalu znajduje się ponad 25 milionów utworów z całego świata, w tym tegoroczne nominacje do muzycznej nagrody Grammy. Kto wygra? Nie wiadomo. Ważne jest to, że cokolwiek się teraz wydarzy, rynek muzyczny nie będzie już taki sam. Nawet jeśli witryna zostanie za parę dni zamknięta, za chwilę i tak pojawi się ktoś, kto do pomysłu wróci. Od bezpłatnej dystrybucji nie ma już ucieczki. Hm, czy naprawdę?

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

S

zykuje się rewolucyjna zmiana wyglądu w samym sercu Londynu, na Piccadilly Circus, gdzie do wzięcia jest jeden z najlepiej usytuowanych punktów handlowych na świecie. Spodziewana cena czynszu – 1,5 mln funtów rocznie. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Burger King dogadał się z właścicielami lokalu w sprawie rozwiązania umowy. Spadająca sprzedaż hamburgerów oraz rosnące ceny są główną przyczyną, dla której charakterystyczne logo firmy zniknie z fasady jednego z najbardziej kultowych budynków w Londynie. Jak przyznają szefowie Churston Heard, agencji

nieruchomości, która zajmuje się znalezieniem nowego lokatora – każdego tygodnia obok wejścia do restauracji przechodzi kilka milionów ludzi. Turystów robiących sobie zdjęcia pod fontanną czy na tle znanych na całym świecie neonów również należy liczyć w milionach. Nie ma w Londynie lepszego miejsca do wynajęcia, zarówno ze względu na strategiczne położenie, jak i marketingowe możliwości. Do wzięcia jest liczący prawie 11 tys. stóp kwadratowych lokal położony na trzech kondygnacjach budynku, który nazwany został One Piccadilly Lights. Nowy lokator będzie mógł prowadzić działalność przez całą dobę.

P O L S KI H O S T E L NA J L E P S Z Y Krakowski hostel Flamingo został uznany za najlepszy hostel na świecie. Głosowali na stronie hostelworld.com turyści z całego świata, a ceremonia wręczenia nagród odbyła się w Dublinie. Hostele były oceniane w kilkunastu kategoriach. Za najczystszy hostel uznany został berliński Jetpak, a hostel z najlepszą zabawą to Giovanni's Home z Neapolu. Punkty przyznawano także za bezpieczeństwo, lokalizację, atmosferę i obsługę.

C Z Y JA B U D K A

Landlord pod lupą

Półtora miliona czynszu

Francuscy śledczy, którzy spędzili weekend na przesłuchiwaniu Jeroma Kerviela powiedzieli w poniedziałek, że Eurex (francuska giełda) już w listopadzie 2007 roku był zaniepokojony otwieranymi przez niego pozycjami. Prokuratorom nie udało się ustalić, kogo zaalarmował Eurex, a sama giełda odmówiła komentarza, informując jedynie, że jej „kontrola funkcjonowała prawidłowo”. Francuski makler oskarżany jest o spekulacyjny obrót akcjami, który nie tylko spowodował ubiegłotygodniowe zawirowania na giełdach światowych, ale również przyniósł kilka miliardów funtów strat drugiemu co do wielkości bankowi francuskiemu.

Pod lupę brytyjskiego rządu trafią prywatni właściciele mieszkań i nieuchomości pod wynajem. Szacuje się, że tylko w Anglii jest ponad dwa i pół miliona prywatnych nieruchomości pod wynajem, które należą do półtora miliona właścicieli. W ramach badań rząd przyjrzy się nie tylko jakości wynajmowanych lokali, ale także rozwojowi sektora rent-to-let i wpływu studentów na ten rynek. Pod uwagę brane będą również dane demograficzne. Nie jest to pierwsza rządowa inicjatywa zmierzająca do bardziej szczegółowego uregulowania rynku wynajmu mieszkań prywatnych. W ubiegłym roku weszły w życie przepisy dokładanie regulujące i gwarantujące wpłacany przez wynajmujących depozyt. Przed wejściem w życie nowych przepisów właściciel mieszkania mógł z depozytem robić praktycznie co chciał, teraz takiej możliwości już nie ma. Nie tylko musi go wpłacić na odpowiednie konto, ale jeszcze ma obowiązek poinformowania o tym na piśmie wynajmującego. „Zbyt mało ludzi ma świadomość przysługujących im praw jako wynajmujących mieszkania” – stwierdziła Yvette Cooper, minister budownictwa. Rządowa inicjatywa została więc przyjęta z zadowoleniem. Czas, aby ktoś wreszcie zajął się szczególnie tymi przypadkami, w których właściciele decydują się na wynajmowanie lokali nie spełniających podstawowego minimum jeśli chodzi o czystość i standard. Takich lokali z roku na rok przybywa, a przecież powinno być odwrotnie. Jest też druga strona medalu, która pokazuje, że w tym samym czasie wzrosła liczba właścicieli skarżących się na nierzetelnych lokatorów, którzy nie płacili czynszul albo podstawowych rachunków w terminie lub ich zachowanie wywoływało zbyt wiele narzekań ze strony sąsiadów.

Jaka jest różnica między Telekomunikacją Polską a British Telecom? Niewielka. Obie firmy mają ten sam problem: co zrobić z publicznymi budkami telefonicznymi w dobie telefonii komórkowej? Brytyjski operator wystąpił właśnie do regulatora rynku o zwolnienie go z obowiązku ich utrzymywania. Kiedyś Telekomunikacja Polska też miała taki pomysł, ale na szczęście nadal utrzymuje publiczne aparaty.

J E D Z I E PO C I Ą G . .. Kolej wraca do łask Polaków. W ubiegłym roku PKP przewiozła 227 mln pasażerów, czyli o 8 mln więcej niż rok wcześniej. Taką popularnością krajowe pociągi nie cieszyły się od blisko 20 lat.

Ł U K O IL W G D Y N I Rosyjsko-amerykański koncern Łukoil Oil Company zamierza wybudować w Porcie Północnym w Gdynii własną bazę przeładunkową ropy i paliw.

R O S N Ą P R OC E N T Y Polska Rada Polityki Pieniężnej podwyższyła w środę stopy procentowe o 0,25 proc. do 5.25 proc. w przypadku głównej stopy referencyjnej – podał Narodowy Bank Polski w swoim komunikacie. Analitycy spodziewali się takiej właśnie decyzji.

C O C Z WA R T Y U C I E K A Około miliona iPhone'ów sprzedanych w USA działa w innej sieci niż AT&T, która w Ameryce miała mieć wyłączność na nowy gadżet Apple'a. To oznacza, że Apple może stracić nawet pół miliarda dolarów. Podobnie jest w Niemczech. Angielskim dystrybutorem iPhona jest O2, który uważany jest za jeden z najlepszych dystrybutorów na świecie.

NAPI SZ DO NAS Prowadzisz nietypowy biznes? Jesteś jedyny w swojej dziedzinie? Napisz do nas: 63 King’s Grove London SE15 2NA (z dopiskiem CZAS to PIENIĄDZ) lub wyślij e-mail: w.rompca@nowyczas.co.uk


NOWYCZAS 2 lutego 2008

nowyczas.co.uk

20 CZAS NA BOKU

T

Mafia, Vietcong and My Granddads

No Way Back Where

by Marek Kaźmierski

wo years ago, my beloved Mac Powerbook died. For those of you who don’t know or don’t care, Macintosh home computers are beautiful machines. If George Walter Bush were a PC, a Mac would be a Clinton – glamorous, original, intelligent (even if they both basically do the same job). My Powerbook shut down, for what turned out to be its last time, two days after Xmas. Having promised myself to finish writing a film script before the year was out, I was forced to visit PC World and invest in one of their cheapest laptops. A heavy, ugly, slow beast, I had thought it would only let me type, maybe email and that’s it. Well, what do you expect for four hundred quid? Many mobile phones these days cost more. Since then, however, I have managed to write endless stories and articles, build websites, design graphics, edit films and download all kinds of music on it. Although I can now afford to buy a brand new

Powerbook, I’ve just had my humble “stop-gap” machine serviced and yet again it has come through the scans without a flaw or a virus. Yet keeping it that way does not seem to be just about security programs or firewalls. While travelling to the said computer superstore last Saturday, I was reading a book on Sicilian history. No such volume could avoid the subject of the Cosa Nostra, Sicily’s own brand of mafia. No such book, in fact, could be anything other than the story of how the “family” has ruled Italian politics, and therefore all its society, since the Roman times. And yet what do I find on the shelves of PC World in Tottenham Court Road? An invitation to join this most infamous of criminal organisations. Become “a trusted man”, it says, a “friend”, and set about manipulating and killing your way “to the top”. Right next to it was another, similar invite. This one was called “Vietcong” and, for the meagre sum of £5, promised to deliver me into the jungles of Vietnam, where “ultra-realistic combat” was enhanced with vivid

“sounds of heavy gunfire”. Jesus, I thought. My maternal grandfather spent all six years of WWII in a German “offlag”, while my paternal “dziadek” managed to survive several concentration camps, both eventually returning to find their families among the smouldering remains of Warszawa’s Bielany and Zoliboz districts. Standing there, in that brightly lit shop, filled with Saturday shopper/commuters, I felt strangely feverish. Properly infected. I have no idea how it felt for either of my granddad’s to be taken prisoner by foreign soldiers. How it felt to have their lives and futures in the hands of the enemy. How it felt to want to fight and escape and find your loved ones and not be able to until the world’s superpowers decided to intervene. Both men passed away before I was old enough to ask. And now I wanted to. Desperately wanted to ask whether they would approve of their grandson playing such “games”, or whether they would disown me for it. Waiting for my little laptop to be health-checked, I wondered round the superstore, overwhelmed by the

amount of choice open to me. 15 different kinds of “mouse”. 30 printers. 50 laptops. 1000’s of games. Giddy, I walked out into the busy West End streets, watching shiny shops and even shinier limos and taxis whizzing past. Will this last? This period of permanent, virtual fun our society seems to be in love with? This more-than-refusal to accept the past? This obvious desire to spit not just in the face of the old, but the new too? On the same shelves, I had seen video games that could transport me to the battlefields of Iraq and Afghanistan at the flick of a joystick button. Was this right, Granddads? I guess I am a coward. I refuse to buy a computer and programs powerful enough to let me answer such questions. I refuse to play such games. I am stuck in the past. Refusing to upgrade. To forget. To “upload” myself into the Matrix of our own making. It is not machines I fear. Not artificial intelligence. Not ecological disaster. For all those, there is a technological cure. It is the future without real memory that me and my little laptop fear, in our own humble ways.

stety też niesmaczne. I nie jest to kwestia etyki – tolerancji bądź jej braku, lecz estetycznej orientacji naszej kultury, która jak autor sam zauważa, od czasów upadku Rzymu nieco się zmieniała. W pewnym sensie jest to próba płynięcia pod prąd, na którą na przykład Sienkiewicz się nie poważył w swojej kreacji Petroniusza, choć – być może – leżało to w interesie zachowania prawdy o epoce. Również liczne sugestie bohatera, że wszyscy wielcy ludzie są homo albo przynajmniej biseksualni, a ci hetero to drobnomieszczańscy nudziarze ma w sobie coś bardzo osobistego. Natomiast prezentacja całego zakonu templariuszy jako jednej wielkiej wesołej gejówki to już nic innego jak „gejocentryzm”. Odbiera to dziełu walor obiektywnej i ponadczasowej perspektywy, a przydaje charakteru prywatnego odwetu na kulturze hetero. Autor najwyraźniej postanowił być bezkompromisowy i nie oglądać się na gusta większości. Myślę jednak,

że z drugiej strony ten całkowity brak oportunizmu i stuprocentowa wierność pewnej wizji stanowią również siłę zarówno powieści, jak i charakteru pisarza. Po publikacji „Ucznia Czarnoksiężnika” stało się jednak coś, co nie powinno się wydarzyć w żadnym kraju Unii Europejskiej, a nawet w kraju po prostu demokratycznym. Autor stracił pracę w wyniku oburzenia władz i osób duchownych miasta Łodzi, którzy uznali książkę za antykościelną. Dobrze jest wiedzieć, że w naszym kraju ciągle funkcjonuje coś w rodzaju indeksu ksiąg zakazanych oraz że nie wolno pisać nic przeciwko Kościołowi. Niniejszym autor własnym losem udowodnił, że się nie mylił jeśli chodzi o ocenę tego, kto u nas pociąga za sznurki. Na pewno nigdy nie są to ci, którzy powinni. Jak zaś mówili starożytni: ars non habet osorem nisi ignorantem – sztuka nie ma wrogów, oprócz ignorantów.

Gwiazda Wenus Gwiazda Lucyfer

W

Michał Sędzikowski

szystkim emigrantom tęskniącym za ojczyzną tudzież wpadającym w poniekąd słuszne kompleksy z powodu swej narodowości, pragnąłbym polecić coś, co was naprawdę podniesie na duchu i przywróci nadwątlone poczucie narodowej tożsamości. Niestety, nie są to dobre wieści w rodzaju: polscy politycy zorientowali się, że urząd skarbowy to bandycka szajka i postanowili wreszcie zamknąć ją w więzieniu. Aż tak dobrych nowin nie mam. Chciałbym natomiast polecić naprawdę rewelacyjną książkę… ups! Wiem, że wielu z was w tym momencie instynktownie straciło kontakt z tym co czyta, ale błagam o cierpliwość i chwilę skupienia. Tak, tu chodzi o KSIĄŻKĘ. Tym, którzy ze zrozumiałych względów wyparli z pamięci horror lekcji języka polskiego i jego wrażej listy lektur proponuję, żeby na chwilę dali słowu książka jeszcze jedną szansę i spojrzeli na nie tak jak na zupełnie nowe, przypadkiem poznane słowo. Co ciekawsze, są to

nawet cztery książki autorstwa Witolda Jabłońskiego z cyklu „Gwiazda Wenus Gwiazda Lucyfer” i opowiadają o losach pewnego śląskiego czarownika, astronoma i truciciela, który żył „na faktach” w czasach rozbicia dzielnicowego. Osobiście byłbym bliski wliczenia tej pozycji w poczet naszej wielkiej literatury narodowej na równi z mistrzem Sienkiewiczem, jednak powstrzymam się od tego. Bogactwo tła historycznego jest imponujące – losy polskich książąt i duchownych przeplatają się z losami postaci fikcyjnych, zaś jeśli chodzi o znajomych głównego bohatera, co drugiego można z powodzeniem wpisać w googlach i dostać na jego temat szereg historycznych artykułów. Wiedza autora jest więc niewątpliwie imponująca, podobnie jego warsztat literacki, który sprawił, iż na trzy dni całkowicie przeniosłem się w XIII wiek, uwiedziony sugestywnością opisów, bogactwem faktów i niewiarygodnie plastyczną kreacją postaci. Z cyklu możemy dowiedzieć się wiele o sobie samych jako o narodzie. Dowiedzieć się, gdzie leży źródło naszej historycznej słabości, która wpędziła nas w tak liczne dziejowe perypetie. Dlaczego w Polsce ciągle jest tyle prywaty, religijnego zacietrzewienia, awanturnictwa i nietolerancji dla odmienności? Okazuje się, że nie są to „nowe wynalazki” ani też wynalazki rozbestwionej szlachty baroku. Według Witolda Jabłońskiego korzeni tych zachowań należy już szukać w XII i XIII wieku. Wtedy właśnie podzielone na dzielnice państwo polskie oplecio-

ne zostało mackami watykańskiej ośmiornicy, zaś skłóceni członkowie dumnej rodziny Piastów niczym głodne wilki darli zdecentralizowany kraj na strzępy. W imię Nazarejczyka płonęli ludzie i księgi, szwadrony fanatyków spod znaku krzyża i w imię krzyża katowały na śmierć bezbronnych i słabych oraz ścierały z powierzchni ziemi wszystko co postępowe, wykraczające poza ich ciasną umysłowość, bądź po prostu inne niż oni sami. Autor odsłania tragedię naszego kraju i poszczególnych ludzi, przemilczaną przez piszących ówczesną historię posłusznych papiestwu klechów, takich chociażby jak „łgarz Kadłubek”. Inną ciekawą sprawą jest, iż cykl „Gwiazda Wenus…” jest nie tylko opowieścią historyczną z elementami fantastyki, ale pierwszą w Polsce historyczno-fantastyczną opowieścią gejowską. No i tutaj autor dał się ponieść emocjom. Niestety, ale na przykład pikantne szczegóły z życia brodatego mistrza alchemii i młodego chłopca mogą robić nieco wstrząsające i niekoniecznie pozytywne wrażenie na heteroseksualnych. W naszej kulturze, bez względu na to, czy mówimy o środowiskach konserwatywnych czy liberalnych, niepodzielnie króluje archetyp bohatera heteroseksualnego. Fakt, że nasz czarnoksiężnik pomiędzy jedną brawurową akcją a drugą ugania się za szczupłymi męskimi pośladkami, wytwarza nieuchronny dystans pomiędzy nim a wieloma czytelnikami, dla których potrzeby homoseksualisty są zwyczajnie niezrozumiale, śmieszne a często nie-


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

KULTURA 21 PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

To musisz zobaczyć!

Walentynki polskie

M i c h a ł z i n n e j b aj k i …

W

Łucja Piejko redakcja@nowyczas.co.uk

ydawać by się mogło, że Michał Bajor już niczym nie może zaskoczyć. Przez lata twórczej aktywności wypracował oryginalny, niezwykle charakterystyczny styl i sposób śpiewania. Z łatwością można odnaleźć go na wszystkich czternastu dotychczasowych płytach artysty. Dlaczego więc ta piętnasta, jubileuszowa miałaby być inna?

Dlaczego, to nie wiem. Faktem jest jednak, że najnowsza płyta „Inna bajka” Michała Bajora to rzeczywiście inna bajka. I to nie tylko dlatego, że artysta zaprosił do współpracy autorów tekstów i kompozytorów, z którymi dotychczas nie miał okazji współpracować, jak choćby Jarosław Kukulski, Jerzy Derfel czy Andrzej Poniedzielski. I wcale nie dlatego, że muzykę do jednego z utworów skomponował sam Bajor. „Inna Bajka” to zbiór siedemnastu radosnych, melodyjnych, wpadających od razu w ucho piosenek – zgrabnie napisanych i świetnie zaaranżowanych. To płyta pełna ciepła i sporej dawki

pozytywnych wibracji. To wreszcie płyta pozbawiona tego dramatyzmu i poruszającego liryzmu, z którego zawsze słynął Bajor. Jeżeli więc przesłuchanie jego najnowszej płyty w domowym zaciszu to prawdziwa przyjemność, to wysłuchanie jej na żywo na jednym z recitali jest już czystą rozkoszą. Ubiegłotygodniowe koncerty Michała Bajora, który do londyńskiego POSK-u przyjechał na zaproszenie Ewy Becli, mogły być tego najlepszym przykładem. W końcu każdy z przybyłych chciał zobaczyć i wysłuchać Michała z „Innej bajki”. Bo ma on tu swoich licznych wielbicieli.

Dzień zakochanych, dzień miłości, tych wszystkich dotkniętych już strzałą Amora albo gotowych do przyjęcia „słodkiej” rany. Zaczął się dość niewinnie w XVI wieku od przesyłania na Świętego Walentego – 14 lutego – specjalnych kart. Trzysta lat później zwyczaj ten się rozpowszechnił, a dzisiaj szaleństwo Walentynów i Walentynek ogarnęło cały świat. Nie ominie również Polaków. Na Wieczór Walentynkowy zaprasza Jazz Cafe (POSK), w której rozbrzmiewać będzie poezja i piosenka zmysłowa – gorąca, namiętna, erotyczna i... tylko na tym spotkaniu – odważna, a nawet czasem zuchwała. Zespół znanych polskiej publiczności aktorów, pod okiem wytrawnego reżysera – Heleny Kaut-Howson – przygotowł spektakl oparty na piosenkach i wierszach poetów polskich i obcych, w którym oprócz autorów współczesnych wykorzystał teksty dawne, w tym pochodzące z Pisma Świętego. W nastrojowym wieczorze zobaczymy Joannę Kańską, występującą w polskim i angielskim Londynie, a pamiętaną szczególnie z takich głośnych seriali telewizyjnych jak „Capital City” czy „Casualty”. Dorota Zięciowska należała w latach osiemdziesiątych do najpopularniejszych polskich aktorek, ceniona szczególnie za role w Teatrze Nowym w Londynie. Na Walentynki przyjedzie do nas specjalnie z Krakowa, gdzie występuje i wykłada piosenkę aktorską. Dwaj amanci zapowiadanego wieczoru to Wojtek Piekarski i Konrad Łatacha, absolwenci krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej, znani z występów na scenach polskiego Londynu. Muzykę do wieczoru przygotowuje Maria Drue, legendarna już akompaniatorka Teatru Ref-Rena, Renaty Bogdańskiej-Anders, wielu wybitnych artystów emigracyjnych – nieprzerwanie związana ze sceną przez co najmniej 58 lat. I wreszcie, Helena Kaut-Hawson, o której brytyjski The Guardian napisał, że „ należy do czołówki dwunastu reżyserów w Wielkiej Brytanii”, a która programy Sceny Poetyckiej POSK układa niezwykle starannie i z myślą o potrzebach artystycznych młodszych rodaków. Spotkania z okazji Walentynek należą zawsze do sympatycznych z tego powodu, że natura ludzka jest najczulsza w relacjach i związkach kobiety i mężczyzny. Poezja zaś wyrosła z odwiecznego tematu, jakim jest miłość i erotyka, czyli z radości i bólu bycia z sobą. Wieczór z poezją miłosną pomoże nazwać rzeczy po imieniu, otworzyć serce, pośmiać się ze spraw, przez które nie warto płakać... (RWT) Szczegóły na str. 24

…i n n a b a j k a Zwyczajne, niedzielne popołudnie. Trochę senne, trochę słoneczne, lecz chłodne. Stacja metra Hammersmith jak zwykle pełna ludzi. Tak jak pobliska King’s Street. Nawet w holu usytuowanego przy niej POSK-u jakoś tak tłoczno. I gwarno. – Pani też na koncert? – Tak, tak, ja też się cieszę, że cię widzę. I to przy takiej okazji!... – Kupił pan bilet wcześniej? – A ile w ogóle kosztują bilety? – O, to wcale nie tak drogo... – Na taki koncert warto wydać pieniądze, nie uważa pani? Oddaję płaszcz do szatni, bilet do

kontroli. Wchodzę do Sali Teatralnej. Szukam swojego miejsca. Siadam, wyłączam telefon, zamykam oczy. I czekam, aż się zacznie. Po krótkim wstępie na scenie pojawia się Michał. Zapowiada pierwszą piosenkę, śpiewa. Zapowiada drugą, śpiewa. Przy trzeciej, tytułowej, odpływam. Z każdą chwilą coraz dalej. Odpływam daleko. Gdzieś do innej bajki, do kolorowego świata, oddalonego o lata świetlne od zimnego wnętrza Sali. Gdy na chwilę otwieram oczy, snop światła oświetla Michała i stojący obok fortepian wraz z pianistą. Poza nimi jest ciemno. Zupełnie tak, jak

na recitalach Chopina blisko dwa stulecia wcześniej. On też grywał wieczorami, w ciemnych wnętrzach. Bez światła. Z jedną małą, płonącą świeczką, stojącą na fortepianie. Słuch jest lepszy, gdy inne zmysły śpią. Michał zapowiada kolejne piosenki. Potem dwa bisy. I koniec. Rozlegają się gromkie brawa, publiczność dziękuje artyście na stojąco. Potem wychodzi. I wraca do szarej, londyńskiej codzienności. I może nawet zapomina, że przez chwilę znalazła się w innej bajce. Ja nie zapomniałam. I na pewno „Innej bajki” nie zapomnę.

Dorota Zięciowska, Wojtek Piekarski i Daniel Woźniak w piosence Kaczmarskiego „Sen Katarzyny Wielkiej”


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

22 CZAS NA RELAKS

mANIA gotowania

Irlandzki Ile dziur wgulasz serze?

Mikołaj Hęciak

redakcja@nowyczas.co.uk

N

ajpopularniejszym i najbardziej znanym na świecie irlandzkim daniem jest bez wątpienia gulasz. Początkowo był przygotowywany na bazie świeżych nerek, a teraz na podstawie jagnięciny bądź też baraniny. Klimat Zielonej Wyspy (Irlandia zawdzięcza tę obiegową nazwę właśnie rozległym, szmaragdowo-zielonym pastwiskom) sprzyja hodowli zarówno owiec, jak i bydła mlecznego. A nie zapominajmy też o wspaniałych warunkach dla dzikich zwierząt, w które obfitują tereny pozamiejskie, tzw. countryside. Do przygotowania tradycyjnego irlandzkiego

Cytat tygodnia

gulaszu potrzebujemy nieodmiennie trzech składników: jagnięciny, ziemniaków i cebuli, z dobrze dobranymi ziołami. Wszystkie inne dodatkowe składniki uchodzą za nieautentyczne i są wynikiem licznych nowych wpływów i trendów w gotowaniu. Historycznie jednak kasza jęczmienna była również pospolitym wypełniaczem gulaszu irlandzkiego. A to stąd, że mięso dawniej było drogie i kto nie mógł sprostać włożeniu do garnka wystarczającej ilości mięsa, musiał radzić sobie inaczej. Pisałem już wcześniej o gotowaniu z „kociołka”. Innymi słowy chodzi o tzw. slow cooking, czyli powolne gotowanie na małym ogniu. W skrócie tajemnicą tego typu przyrządzania potraw jest kilka prostych kroków. Po pierwsze, jak ładnie ujmuje to język polski: gotować na wolnym ogniu, czyli powoli. Druga ważna sprawa to zapewnić wyrazisty smak. Po trzecie, oprócz smaku danie potrzebuje podstawy. Gotujemy na czymś, np. na kościach, na mięsie wołowym itp. Kości i skórę po ugotowaniu wyjmiemy i odłożymy na bok, ale to one nadają podstawę smaku. Bez trudu możemy rozpoznać, że coś jest ugotowane na kurczaku, czy na wołowinie. Oprócz nich tłuszcz też wzbogaca potrawę, nie tylko kalorycznie (co jest ważne dla osób ciężko pracujących fizycznie), ale i smakowo. Warto zauważyć, że woda z olejem się nie łączą. Olej będzie pływał na wierzchu wody i na tym koniec. Natomiast tłuszcz w gulaszu jest jakby specjalnym ogniwem, który łączy w całość wszystkie składniki. Białko ze skóry (kolagen) i cukrowce z mięsa i warzyw, wszystkie aromaty i smaczki przenikają się w delikatnym sosie właśnie dzięki tłuszczowi.

Angielscy naukowcy opracowali stopniową metodę wchodzenia po schodach. „Nowy Pompon”

I trudno o dobrze wyważony gulasz przygotowany tylko na mięsie bez kawałeczka tłuszczu. Wszystkie dodatki jak skóra, tłuszcz, kości pomagają też w naturalny sposób zagęścić potrawę. Czasami dzięki temu możemy uniknąć lub ograniczyć dodatek mąki. Pomaga ona nam zagęścić potrawę, ale jej nadmiar może skutecznie pozbawić danie wyrazistego smaku. Zagęszczeniu pomagają też produkty zawierające skrobię: szczególnie ziemniaki, ale też rośliny strączkowe (groch, soczewica), kasze czy makarony. Więc tłuszcz to czwarta ważna sprawa. I na zakończenie, dodatkowo, jeżeli czas pozwala to można takie danie pozostawić na noc. Wiemy potocznie, że np. bigos podawany następnego dnia jest lepszy, że kruszeje przez noc. I to jest prawda. Pozostawienie mięsa nawet na pół godziny, czy godzinę do przestygnięcia pozwoli na ponowne wchłonięcie tych składników, które pod wpływem wysokiej temperatury z niego uszły. Ponowne podgrzewanie jednak powinno, być powolne, inaczej danie będzie gorące, ale mięso na nowo straci część swoich składników i przez to na jakości.

Gulasz po irlandzku na dwa sposoby

O ile mamy wybór, użyjmy ziemniaków twardych typu Maris Piper lub Romano. Dla 4 osób potrzebujemy: 700g mięsa jagnięcego (najlepiej karkówka), 2 cebule, 450g ziemniaków, 1 łyżka posiekanej pietruszki, 1 łyżeczka suszonego tymianku, sól i pieprz do smaku. Cebulę kroimy na plastry bądź półplastry. Podobnie ziemniaki tniemy na cienkie plasterki

i mięso również. W głębokim naczyniu żaroodpornym układamy warstwami warzywa i mięso, posypując ziołami i przyprawami. Ostatnią warstwą na wierzchu powinny być ziemniaki. Wlewamy 300ml wody i przykrywamy pokrywką, a dodatkowo folią aluminiową, albo natłuszczonym papierem do pieczenia. Zapiekamy w 170C około dwóch godzin, aż mięso i warzywa nabiorą miękkości. Przed podaniem możemy posypać jeszcze zieloną pietruszką. A oto jeszcze inna odmiana tegoż dania. Dla 4 osób potrzebujemy: 4 kawałki baraniny z kością, 1 kg ziemniaków, 2-4 cebule zależnie od wielkości, 2 marchewki, 1 rzepa, 2 łyżki kaszy jęczmiennej, około 750ml wody albo rosołu z jagnięciny, sól i pieprz oraz posiekaną pietruszką do dekoracji. Warzywa obieramy. Ziemniaki kroimy na pół lub w ćwiartki. Małe cebule zostawiamy w całości, ewentualnie przepoławiamy. Marchew kroimy na 2-3 kawałki. Rzepę rozdzielamy na ćwiartki. Mięso, warzywa i kaszę zalewamy wodą, tak by tylko były przykryte. Dobrze doprawiamy do smaku i gotujemy na wolnym ogniu. Gotujemy pod przykryciem (jeżeli lekko odchylimy wieko, płyn szybciej będzie parował, przez co całość bardzie się zagęścij, ale uważajmy, by nie utracić go za dużo) około dwóch godzin. Można też włożyć do piekarnika nagrzanego do temperatury 120C. Pod koniec sprawdzamy smak i jeżeli potrzeba nie żałujmy pieprzu. Podajemy na gorąco. Oba przepisy wymagają czasu, ale nie naszej nieustannej obecności, a do tego są proste w wykonaniu. Nie wspomnę o smaku. Życzę smacznego i do zobaczenia za tydzień!!!


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

CZAS NA RELAKS 25 łatwe

8

6 1 2 9 4 7 9 3 8 2 2 5 7 9 8 7 9 4 5 3 7 4 1 4 5 3 6 7 2

9

6 7 1 2 4

2

1 8 3 8 4

2

8 5 6 9 1

7

8

4

6 2 5 7

8

7

3 6

1 7 5

6 6

5

1 2

2 3

8

1 3 9 2 1 5

3

4 7

sudoku

4 5 9 7

trudne

średnie

9 5 2 5 6 1 7 5 8 2 4

Wypełnij diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

krzyżówka

Rozwiązania sudoku z nr 3 łatwe

średnie

humor

Hasło krzyżówki z nr 3: I dobry strzelec czasem chybi.

horoskop tygodniowy BARAN Warto w tym tygodniu pomyśleć o jakimś urozmaiceniu wspólnego życia. Brak inicjatywy i monotonia mogą być niszczące. Im bliżej urlopu, tym radośniejsze nastroje panować będą w rodzinach i stałych związkach. Większość twoich planów się spełni. Pod żadnym pozorem nie opędzisz się od adoratorów. BYK Możesz wejść w nowe, atrakcyjne środowisko, zaprzyjaźnić się z ludźmi, z którymi spędzisz niezapomniane chwile i chciałbyś się w najbliższym czasie jak najszybciej kontaktować. Wolne Byki nie będą się czuły samotne. Niewykluczone, że spotkasz kogoś wartego grzechu. Słońce sprawi, że Twój dom będzie pełen gości i gwaru. BLIŹNIĘTA Możliwe są wygrane w konkursach, przetargach, korzystne kredyty lub otrzymanie pokaźnych odszkodowań. Dbaj w tym miesiącu szczególnie o dokumenty związane ze „skarbówką". W końcówce tygodnia znak Koziorożca pomoże Ci snuć korzystne plany na przyszłość, dlatego też warto zastanowić się nad swoimi kwalifikacjami oraz umiejętnościami. RAK Dla wielu Raków jest to dobry okres na rozpoczynanie nowych przedsięwzięć, branie kredytów oraz robienie zakupów, np. kupowanie nowych mebli, drogich sprzętów oraz rzecz jasna, prezentów. Nie wykluczone, że w tym tygodniu wreszcie będziesz mógł nadać realny kształt swoim marzeniom związanym z karierą, interesami itd. LEW Możesz śmiało przystępować do realizacji swoich ambitnych planów, bowiem planety pracują na Twoją korzyść. Masz dobry moment na założenie własnej firmy, wejście w spółkę, nawiązanie z kimś owocnej współpracy, a jeśli jesteś bezrobotny - na znalezienie satysfakcjonującego zajęcia. Na brak pieniędzy także nie powinieneś narzekać. PANNA Nawiązane teraz znajomości będą przepełnione erotyzmem, nawet, jeśli usiłujesz sobie wmówić, że jesteście tylko przyjaciółmi. Ożywienie szykuje się także w związkach ze stażem. Noce, choć teraz wciąż jeszcze jedne z najdłuższych w roku, dla Ciebie i tak okażą się zbyt krótkie.

WAGA Po 5 lutym bardzo intensywnie zajmij się pracą i pomyśl o powiększeniu majątku. To dobra pora na jakieś ambitnym przedsięwzięcia, które zaspokoi Twoje ambicje. Niech jednak świetlane perspektywy nie przesłonią Ci całego świata. Nie odmawiaj pomocy innym. W finansach, mimo dużych wydatków, ogólny bilans na plus. SKORPION Nie wykluczone, że zostaniesz wciągnięty w realizację jakiegoś sporego projektu, który w przyszłości powinien zaowocować większymi pieniędzmi. To silnie podziała na Twoją wyobraźnię. Nie byłbyś sobą, gdybyś nie zaczął w tym momencie snuć wielkich planów finansowych - co sobie kupisz, w co zainwestujesz, dokąd pojedziesz. STRZELEC W tym tygodniu musisz uzbroić się w cierpliwość ponieważ pewnych rzeczy nie będziesz mógł dopiąć, ale nie przejmuj się, co się odwlecze, to nie uciecze. To, że nie wszystkie swoje plany od razu zrealizujesz, nie znaczy, że w ogóle one nie wypalą. Po prostu na efekt poczekasz dłużej. KOZIOROŻEC Nie zmarnuj żadnej szansy, nie szczędź starań i wysiłków. Jeśli obawiasz się o swoją pozycję w firmie, nie martw się - teraz może się ona umocnić. Poza tym pewne Twoje przedsięwzięcie zyska solidne podstawy, gdy uporządkujesz, zalegalizujesz lub lepiej zorganizujesz to, co do tej pory było puszczone na żywioł. WODNIK Może spotkać Cię miła niespodzianka ze strony innych ludzi, a zwłaszcza tej najbliższej osoby. Możesz się spodziewać wszystkiego, co najlepsze, o czym tylko zamarzysz, nowa miłość lub ślub z ukochaną/ukochanym, długo oczekiwane spotkanie, upragniona zgoda z kimś, z kim ostatnio wciąż się kłóciłeś. RYBY W tym tygodniu Twoje życie uczuciowe będzie pełne miłych zmian. W towarzyskich kręgach wyraźnie wzrośnie Twoja atrakcyjność - a to za sprawą Księżyca, który ustawił się w sekstylu do Twojego znaku. Korzystnej zmianie ulegną stosunki z najbliższymi. Wszystko to sprawi, że możesz spokojnie robić plany na przyszłość.

horoskop

trudne

absurd tygodnia Pewien farmer z Kent postanowił zbudować sobie zamek. Prawdziwy zamek, nie jakąś tam miniaturkę. Na swoim gruncie. Uznał więc, że nie będzie uzależniał realizowania planu od decyzji lokalnych urzędników, których wyobraźnia nie wykracza poza zestaw oficjalnych przepisów. Zanim przystąpił do budowy, działkę, na której miał powstać zamek otoczył wysokim, kilkumetrowym ogrodzeniem, zrobionym z bloków sprasowanego siana. Ogromne ściany z siana stały przez pięć lat. Nikt z sąsiadów, a tym bardziej lokalne władze, nie zorientował się, że za tą ścianą powstaje w XX wieku średniowieczna budowla. Aż któregoś dnia, kiedy budowla była już ukończona, sąsiedzi, ku swojemu wielkiemu zdumieniu, zobaczyli z okien okazałą for tecę. Nawet odnieśli się do niej z pewną sympatią, podziwiając przebiegłość sprytnego farmera. Gorzej z władzami, których nie przekonał argument, że niepotrzebne jest zezwolenie, ponieważ zamek stoi już pięć lat. Był niewidoczny – powtarzali.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

24 CO SIĘ DZIEJE Film Cykl Polish Beauties w Riverside Studios Podwójna Alicja Bachleda-Curuś 6 lutego, godz. 18.15 Riverside Studios Crisp Road, W6 9RL Wrota Europy dramat, 1999 r. reż. Jerzy Wójcik Trzy sanitariuszki przybywają do szpitala polowego na Kresach Wschodnich. Szpital wpada w ręce bolszewików. Zosia (Bachleda-Curuś) wykazuje się nieprzeciętną odwagą. Trade thriller, 2006 r. reż. Marco Kreuzpainter Weronika padła ofiarą gangu handlującego żywym towarem. Zmuszona do prostytucji stara się przetrwać i pomóc 13-latce, którą spotkał ten sam los. W Teksasie detektyw Ray prowadzi własną wojnę z tym samym gangiem… Po projekcji spotkanie z Alicją Bachledą-Curuś. Battle for Haditha dramat, 2007 r. reż. Nick Broomfield Film pokazuje ludzką stronę wojny w Iraku, opowiada o autentycznych wydarzeniach, które 19 listopada przeżyli nie spodziewający się ataku amerykańscy marines. Cloverfield dramat, 2007 r. reż.: Matt Reeves Trwa przyjęcie pożegnalne Rob’a. Nagle następuje seria gwałtownych wstrząsów. Goście w panice wybiegają na ulicę. Przemierzają miasto opanowane przez coś z innego świata... Wszyscy jesteśmy Chrystusami dramat, 2006 r. reż. Marek Koterski 4 lutego, godz. 20.30

Prince Charles Cinema 7 Leicester Place, W2CH 7BY Adam jest alkoholikiem. Syn zwierza mu się, że kiedyś życzył mu śmierci i myślał, żeby go zabić. Opowiada, jak do tego doszło i co pamięta z ich wspólnego życia.

Things We Lost in the Fire dramat, 2007 r. reż. Susanne Bier Bohaterką filmu jest kobieta, która po nagłej śmierci męża, zostaje sama z dwójką dzieci i masą problemów. Prosi najlepszego przyjaciela męża aby zamieszkał w jej domu. Underdog przyg. 2007 r. reż. Frederik Du Chau Przez wypadek w laboratorium pies rasy beagle zostaje obdarzony niezwykłymi zdolnościami i zaczyna mówić. Chroni mieszkańców miasta i pewną spanielkę o imieniu Polly.

Muzyka Paragon Quartet 2 lutego, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Kwartet poprowadzi niemiecki saksofonista i klarnecista Peter Ehwald, Arthur Lea – klawisze, trąbka, John Calvert – kontrabas i Ben Bryant – perkusja.

Barenboim gra Beethovena 4 lutego, godz. 19.30 Royal Festival Hall, Belvedere Road, SE1 8XX Bilety: £9-£55 Izaraelski pianista Daniel Barenboim zagra sonaty Beethovena, w tym jedną z najsłynniejszych, zwaną „Sonatą Patetyczną”, która powstała w najtrudniejszym okresie życia kompozytora, kiedy utracił słuch. X-Side Music prezentuje: Zip Skład 8 lutego, godz. 21.30 Mass Brixton St Matthews Church, SW2 1JF Bilety: £15, www.ticketweb.co.uk Info: 07834194884/dmd@o2.pl Przełomem w karierze Składu był album „Chleb powszedni”, który ma swoje stałe miejsce na półkach koneserów polskiego hip-hopu. Jest to zespół złożony z najbardziej zasłużonych dla polskiej sceny muzycznej raperów. W jego skład wchodzą: Sokół, Pono, Koras, Jędker, Fu, Felipe, Mieron i Jaźwa.

Buch zaprasza: Buch zaprasza: 30-lecie KSU w Londynie! 3 lutego, godz. 20.00 Klub Cargo 83 Rivington Street, EC2 3AY Bilety: £14/£16, www.buch.co.uk Legenda polskiej sceny rockowo-punkowej zespół z Ustrzyk Dolnych , którego liderem od początku istnienia jest charyzmatyczny Siczka (Eugeniusz Olejarczyk) wystąpi na koncercie z okazji 30-lecia zespołu. Support: załoga Non-Profit. Lau 3 lutego, godz. 20.30 TwickFolk at Cabbage Patch Twickenham, 67 London Rd, TW1 3SZ Bilety: £12 Lau gra szkocką muzykę folkową mieszając tradycję z nowoczesnymi brzmieniami. W tym roku dostali cztery nominacje do nagrody BBC Folk Awards za album „Lightweights and Gentleman”. Ambulance/Eddie Henderson 4 luty, godz. 18.00 Ronnie Scott's, 47 Frith St, W1D 4HT Bilety: £36-£20

NOWY CZAS ROZDAJE BILETY Po 5 wejściówek na: ZIP SKŁAD, HAPPY SAD, TEDE Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej www.nowyczas.co.uk Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wysłania SMS to £1.50 + standardowa stawka operatora.

Mieszkający w Londynie polsko-norweski gitarzysta basowy Arnie Somgyi, poprowadzi swój zespół: Paul Boot (saksofon), Tim Lapthorn (piano), Dave Smith (perkusja). Zagra z nimi trębacz Eddie Henderson, współpracownik Herbie Hancocka, którego do rozwoju talentu namówił sam Miles Davis.

barwnymi kostiumami i efektami świetlnymi oraz specjalnymi. La Cage aux Folles Menier Chocolate Factory, 53 Southwark St, SE1 1RU Wt-sb. godz. 20.00 Bilety: £25 Właściciel klubu dla transwestytów jest homoseksualistą. Jego syn zamierza poślubić córkę szefa partii Unia Ładu Moralnego. Aby dostać zgodę na ślub stwarzają pozory „normalnej” rodziny. Let There Be Love Tricycle Theatre, 269 Kilburn High Road, NW6 7JR Pn-sob, godz. 20.00 Bilety: £8.50-£18 Autorem sztuki jest młody karaibski dramaturg Kwam Kwei-Armah. Opowiada o słodko-gorzkim współżyciu starego zgorzkniałego emigranta z Grenady z jego młodą, polską przyjaciółką Marią.

Imprezy The Crypt zaprasza: Klub Babalou 2 lutego, godz. 22.00-6.00 St Matthews Church Brixton Hill, SW2 1JF Bilety: £10, £5 po wysłaniu listy osób: tu_ska @yahoo.com lub sms 07921 778 472 Zagra grupa N-Joi, Timmy Detached (funky house), AL K, Pete PBS, UFO (electro). Dodatkowo: emisje laserów i świateł, telebimy z wizją montowaną przez VJ-a Maclara. Scena Poezji POSK-u prezentuje: Walentynki Polskie 8 lutego, godz. 20.00, Jazz Cafe 10lutego, godz. 17.00 Sala Malinowa Bilety: £8 (lampka wina), rezerwacja: info@posk.org, jazzcafe@posk.org Program oparty na piosenkach i wierszach miłosnych polskich poetów. Biorą w nim udział aktorzy scen emigracyjnych: Joanna Kańska, Dorota Zięciowska, Konrad Łatacha i Wojtek Piekarski. Opracowanie muzyczne: Maria Drue.

Wystawy From Russia – francuscy i rosyjscy mistrzowie z kolekcji Moskwy i Petersburga Royal Academy of Arts Burlington House, Piccadilly, W1J 0BD Codziennie, 10.00-18.00, w piątek do 22.00 Bilety: £11 Gauguin, Picasso, Matis – ze zbiorów rosyjskiej arystokracji. Oraz sztuka twórców, którzy chcąc nie chcąc stali się reprezentantami Rosji: Polacy (Malewicz), Ukraińcy i Gruzini, bowiem wystawa obejmuje okres 1870-1925 r. Anthony McCall Ostatnia szansa! Do 3 lutego Serpentine Gallery, Kensington Gardens, W2 3XA Codziennie, godz. 10.00-18.00 Instalacje świetlne McCall’a sprawiają wrażenie, jakby można było ich dotknąć. Autor jest jednym z najbardziej znaczących twórców video i performance. Wystawia w najlepszych galeriach Europy.

Teatr Varekai Do 10 lutego Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP Wt-sb, godz. 19.45, śr, pt, sob i nd. godz. 15.00 Bilety: £16-£58 Nowa produkcja Cirque du Soleil – grupy artystów, która łączy elementy sztuki cyrkowej (akrobatyka, żonglerka etc.) z gatunkami muzyki (od klasycznej do rocka),

Już wkrótce MegaYoga przedstawia: Happysad 17 luty, godz. 19.00 Klub Cargo 83 Rivington Street, EC2A 3AY Bilety w przedsprzedaży: £11 na www.ticketweb.co.uk, w dniu koncertu: £14 Muzyka zespołu to regresywny rock, dopełniony charakterystycznymi tekstami. Jeden z najpopularniejszych młodych, polskich zespołów. Support zagra The Poise Rite. Tede 22 lutego, godz. 21.00-4.00 The Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW Bilety: £13 (przedsprzedaż) na www.ticketweb.co.uk, www.hip-hop.pl Rapuje od lat 90., współpracował m.in. z Numerem Raz – Warszafski Deszcz, DJ 600V, Abra Dabem, grupą Sistars. Ewa Becla zaprasza: Teatr Buffo: Tangata Quintet i Krzysztof Jakowicz 23 luty, godz. 19.00 24 luty, godz. 16.00 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £15/£18, rezerwacja pod numerem tel. 07788 410122 www.evabecla.com Spektakl muzyczny. Pokaz tanga w wykonaniu zawodowej pary tanecznej Anny Iberszer i Piotra Wodniaka. Pierwsza część poświęcona będzie Piazzoli, w części drugiej najpiękniejsze polskie tanga Jerzego Petersburskiego, Władysława Szpilmana, Zygmunta Krasińskiego, Henryka Warsa. Krzysztof Penderecki w Barbican Symfonia No.8 28 lutego, godz. 19.30 Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £8, £12, £16, £20, £24 dostêpne pod nr tel. 020 7638 8891 lub online: www.barbican.org.uk Brytyjska premiera 8 Symfonii „Lieder der Vergänglichkeit” na sopran, mezzosopran, baryton, chór i orkiestrę symfoniczną.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 1 lutego 2008

OGŁOSZENIA 25

Walentynki'08 w JAZZ Cafe POSK Stowarzyszenie Poland Street zaprasza wszystkich zakochanych, samotnych, lubiących świetną zabawę w doborowym towarzystwie, na najlepszą w sezonie imprezę walentynkową w przesympatycznym klubie jazzowym w POSK-u. Zagrają znani DJ-je grający muzykę klubową, będzie loteria z nagrodami i ochroniarz z Poland Street. Liczba miejsc ograniczona! Wstęp 8 funtów – część uzyskanego dochodu przeznaczamy na Fundusz Inwalidów Byłych Zołnierzy Armii Krajowej. Płacimy przy wejściu. Potwierdzanie przybycia i ewentualne pytania prosimy przesyłać do Czarka, te. 07724516220, po godzinie 18.00. Impreza odbędzie się 15 lutego, wstęp od godz 20.00; Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF


NOWYCZAS 1 lutego 2008

nowyczas.co.uk

26 OGŠOSZENIA ABY ZAMIEŚCIĆ OGŠOSZENIE DROBNE w dziale dam pracę, szukam pracy, kupię, sprzedam mieszkanie, mieszkanie do wynajęcia, wyślij sms o treści: NC + treść ogłoszenia, (np. NC oddam kota...) na numer 87070 Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CORRECT. Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora).

Sprzedam piękne ciuszki 0-6 m-cy dla dziewczynki (Gap, Adams, Next). Stan bdb. Leşaczek Fisher Price z wibracją i melodiami. Gratis czasopisma o dzieciach. Tel. 7805073397

SPRZEDAM Vauxhall Vectra.1998 rok. MOT+TAX. Stan idealny. Jak nowy. Petrol. 1300 do negocjacji. Tel. 07881574954

SZUKAM PRACY Pracowita, odpowiedzialna szuka pracy, najchętniej okolice Finchley Central, ang. podstawowy, mogę sprzątać w barach itp. Tel. 07877102396

USŠUGI Aby zamieścić ogłoszenie komercyjne skontaktuj się z Działem Sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 Ogłoszenia komercyjne do 15 słów – £10 • do 30 słów – £15 W ramce, kolorowe do 15 słów – £20 • do 30 słów – £35 Ogłoszenia ramkowe juş od £10. TANIO I WYGODNIE ! – ZAPŠAĆ KARTĄ

MIESZKANIE do wynajęcia Podwójny pokoj do wynajęcia dla jednej osoby w okolicach Acton/Shepherds Bush. Bardzo dobre warunki i łatwy dostęp do transportu. Pokój będzie dostępny od 16 lutego. £400 plus rachunki (ok. £480) miesięcznie. Tel. 07940429797 Miejsce dla dziewczyny w pokoju dwuosobowym. Hanger Lane. trzy minuty od stacji metra. £60/tydz. tydz. depozytu. Tel. 07725192494 lub 07946566875

Pokój z własną łazienką w nowoczesnym mieszkaniu na Northfields (Piccadill,). Pokój idealny dla 1 osoby lub pary. Internet, luksusowo wyposaşona kuchnia ze zmywarką, etc. Czynsz £80/tydz. + rachunki ok. £25\mc. Włodek 07793370670; 07957472193.

Wróşka Sebila, przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczĹ›liwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a twojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ…. Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum. Tel. 07988553378

„Szkoła Tańca Profi-Dance Studios (POSK – Hammersmith) zaprasza na nowe kursy tańca towarzyskiego. www.profidance.com 07726459050.

W D O S R K F \ W \ %H] XNU W\ X LQ P D WU V N (

]D

'$502

ÄŞ\WNRZQLNĂ?Z LFK XÄŞ 7HUD] GOD ZV]\VWN GRĂĄDGRZQLD ÄŠFLD ÄžQLÄŠ 'DWD Z\JDÄž SURPRFML

']ZRĂ? GR GRPX ] .RPĂ?UNL ]

=DG]ZRÄ” Ä” QD

7(5$=

Wybierz 1 aby doladowac konto ÂŁ5. Otrzymasz smsa potwierdzajacego pobranie oplaty. Rozmawiaj godzinami wykorzystujac swoje darmowe minuty.

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

2p/min 9p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com

To proste‌ Spróbuj teraz!

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection to the service. Calls to the 020 number cost your mobile standard rate to a landline or may be used as part of your inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p, depending on destination. To avoid auto recharge, hang up within 30 seconds of the warning. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). Information may be used for future marketing and updating purposes by Auracall & other selected companies & affiliates. You can opt out at anytime. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

JOB VACANCIES

ADMINISTRATOR Location: HARROW, MIDDLESEX Hours: 40 PER WEEK MONDAY TO SATURDAY BETWEEN 9AM-7PM Wage: MEETS NAT MIN WAGE PLUS COMMISSION Work Pattern: Days , Weekends Employer: Response Property Services Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: No previous experience is required but some office experience is desirable, the ability to speak Polish, Russian, Hindi, or Gugerati would be an advantage. Your duties will include answering the telephone, taking client details. making appointments, and other general administration work. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Thaigarajah Rajarajeswaran at Response Property Services, 69 Headstone Gardens, HARROW, Middlesex, HA2 6PJ, or to info@responseproperties.co.uk. or call 0208 424 9911

TEACHING ASSISTANT LEVEL 1 Location: GRIMSBY, SOUTH HUMBERSIDE Hours: 6.5 HOURS PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, DAYS Wage: ÂŁ1,888.29 PER ANNUM Work Pattern: Days , Term-Time Employer: North East Lincolnshire Council Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: We are looking for a Teaching Assistant to work with Polish children (group work and one to one). Knowledge of the language would be an advantage. We are committed to safeguarding and promoting the welfare of all children and expect the same commitment from all staff and volunteers. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Employer will meet disclosure expenses. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01472 357982 and asking for St Marys primary school DRIVER Location: NOTTINGHAM, UK-WIDE Hours: 40-45 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 8AM-5PM Wage: ÂŁ13,000 - ÂŁ15,00 PER ANNUM DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Closing Date: 15/02/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: Experience is preferred within a food environment. You must have a full clean licence and be able to drive a 7.5 tonne truck. The employer is a food distribution company and an ability to speak Polish would be an advantage but is not essential. You must have good communication skills. You will be making multi-drop deliveries locally and nationally How to apply: For further details please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am - 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is 0845 6055 255. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and ask for job reference NPS/18442. RECRUITMENT CONSULTANT Location: MANCHESTER Hours: 5 days, 45hrs per week Wage: ÂŁ17,000 - ÂŁ25,000 Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Premier Recruitment Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: We are currently recruiting an Recruitment Administrator - French or Polish speaking. Excellent administration, organisation, commnunication, computer skills essential. On offer is a rewarding salary and bonus scheme together with excellent training and benefits package. For further details, please contact us with your CV - richard@premier-recruit.com fax: 0870 288 4990 www.premier-recruit.com How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Richard

Neilson at Premier Recruitment, 40 Princess Street, MANCHESTER, M1 6DE. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

SALES ASSISTANT Location: WEST BYFLEET, SURREY Hours: 40 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, DAYS Wage: ÂŁ6.00 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Coffee 2 go Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: Must have previous experience in a similar role. A food hygiene certificate and the Polish language is and advantage but is not essential. Duties to include serving customers, cash handling, going to cash and carry, stock control and any other related tasks that may be required. Immediate start. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0790 1584319 ext 0 and asking for Ray Kallawell. TRANSLATOR Location: ST. NEOTS, Cambridgeshire Hours: 9am - 5pm Wage: ÂŁ6.20 Work Pattern: Days Employer: Lightning Recruitment Limited Closing Date: 28/02/2008 Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY Description: The possition will involve in-house translating and the use of translation tools such as Wordfast. Translating material, implementing the principles of games localistion to produce good translations. Maintenance of databases. Looking for various fluency in Finish, Portuguese, Swedish, Norwegien, Danish, Spanish, Polish and Dutch. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01480 433474 and asking for Julie Benton. TRANSPORT OPERATOR Location: LEIGH, LANCASHIRE Hours: 40 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 8AM-6PM Wage: ÂŁ16,000-ÂŁ17,000 PER ANNUM+ BONUS Work Pattern: Days Employer: Norbert Dentressangle Holdings Ltd. Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY Description: Applicants must be fluent in Polish, be PC literate, be able to work as part of a team and under pressure. You will be self motivated, organised and flexible. Previous experience in transport and/or logistics would be an advantage, along with customer service skills. Duties include inputting orders onto the transport system, liaising with polish customers about deliveries and dealing with queries, undertaking general administration, dealing with sub contractors and all associated duties as required. Employer requests exception under The Race Relations Act 1976 (RRA). How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Sophie Desprez at Norbert Dentressangle Holdings Ltd., Leigh Commerce Park, Greenfold Way, Leigh, Lancashire WN7 3XJ, or to sophie.desprez@norbert-dentressangle.com. TRAINEE RECRUITER Location: GLASGOW Hours: 40 HOURS, 8AM TO 5PM 1 HOUR LUNCH BREAK Wage: 15, 000 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: Newtown Group Limited Closing Date: 29/02/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: Trainee recruiter required to learn all aspects of controlling temporary labour based administration telephone skills clerical work advertising co-ordinating temp workers all construction based polish language skills an advantage Applicants have to complete a Jobcentre Application form and return to other address. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Stewart J Swan Senior at Newtown Group Limited, 2b napier pavillions, napier place, cumbernauld, glasgow, G68 0LL.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

OGŁOSZENIA 27 DEAN MANSON SOLICITORS

USŁUGI

Tel: 020 8767 5000 Mon-Fri 09:30-17:30, Sat 12:00-17:00

Dezynfekcja. Gryzie? Masz pluskwy? Bed-bugs? Dobre, skuteczne preparaty. Masz problem, dzwoń! 07928086070 Włodek.

KANCELARIA PRAWNA Kontakt: Katarzyna Bogucka (Trainee Solicitor) Solicitors: M. Mansoor, E. Baig, S. Bhatti Sprzedaż, kupno domów i mieszkań wynajem sklepów, biur etc Prawo pracy Prawo rodzinne Odzyskiwanie długów Prawo imigracyjne (pobyt stały, obywatelstwo) Prawo handlowe (kontrakty, biznes, spółki) Landlord and Tenant (spory, konrtakty) Odszkodowania powypadkowe (No win no fee) Odwołania od decyzji urzędowych Prawa człowieka i obywatela Testamenty, prawo spadkowe Spory/sprawy sądowe Prawo karne 243-245 MITCHAM ROAD, LONDON SW17 9JQ www.dmansonsolicitors.com Regulated by the Solicitors Regulation Authority

Trans-Pol Wywóz śmieci przeprowadzki pomoc drogowa 24/7, auto laweta. Tel. Andrzej 07862278730 lub 29

Laboratorium medyczne: THE PATH LAB Kompleksowe badania kr wi n a zawar tość n arkotyków, badan ia hormon aln e, n asienia or az na ch oroby przen oszone drogą płciową, EKG, U SG. Tel.: 020 79 35 6 650, lub po polsku:

Iwona 0797 704 1616

„Pogotowie komputerowe” £10/1h. Naprawa komputerów (desktopów/laptopów) i rozbudowa, instalacja Windowsa i innych programów, usuwanie wirusów, odzyskiwanie danych. Leszek 079 80 72 48 48

Lubisz domowe wypieki? Masz urodziny, imieniny? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. AGATA Tel. 0795 7978398

Ustawianie anten satelitarnych. Tanio, szybko i dokładnie. Southampton i okolice Rafał Tel. 07845130500 rafbialy@o2.pl

Tanie przeprowadzki, przewozy materiałów, pomoc w załadunku i rozładunku. Zadzwoń, sprawdź cenę. Tel. 07716121042

78 International, Agencja tłumaczeń. • Tłumaczenia, przysięgłe i zwykłe. • Profesjonalne CV, listy motywacyjne oraz wnioski o benefity • Usługi dla firm. Telefon: 02081449785 Email: piotr@78international.com

OGŁOSZENIA KOMERCYJNE

0207 3588406 Spróbuj! nie zginiesz w tłumie

marketing@nowyczas.co.uk

GRPX GR G ']ZRÍ G

GR 3ROVNL

] WHO VWDFMRQDUQHJ

S PLQ MX RG

R

Po prostu wybierz 084 4831 4029

QDVWÆSQLH Z\ELHU] QXPHU GRFHORZ\

3ROVND tel. komórkowy /LWZD tel. stacjonarny 6 RZDFMD tel. stacjonarny ,UODQGLD tel. stacjonarny

7p/min - 087 1412 4029 5p/min - 084 4545 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029

Infolinia: 0870 041 4029 I www.auracall.com

To proste… Spróbuj teraz!

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per second. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Charges apply from the moment of connection to the service. Calls made to mobiles may cost more, unless specifically mentioned in the destination list. Prices are subject to change without prior notice. Information may be used for future marketing and updating purposes by Auracall & other selected companies & affiliates. You can opt out at anytime. This service is provided by Auracall Ltd, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet Herts EN5 5UE. Agents required, please call 0844 5453 788.

Paczka do 15 kg od 15 funtów!


NOWYCZAS 1 lutego 2008

28

nowyczas.co.uk

– Gdybym mógł cofnąć czas nigdy bym tego nie zrobił – tymi słowami przeprosił Anglików Diego Maradonna za „rękę boga�. W ćwierćfinale MŚ w Meksyku 1986 wepchnął piłkę ręką do siatki, sędzia gola uznał i tym samym pozbawił reprezentację Anglii udziału w dalszej fazie turnieju. – Gdybym nigdy jej nie tknął, nie byłoby dyskusji, kto jest lepszy: Pele czy ja. Wszyscy wskazywaliby na mnie. Byłbym trzy razy lepszym piłkarzem – powiedział 47-letni Argentyńczyk.

SPORT Czy nastąpiła zmiana warty? bieg na przełaj

T Piłkarska reprezentacja Polski przebywa na zgrupowaniu na Cyprze. W składzie „krajowym� rozegra mecz kontrolny z Finlandią, a juş razem z piłkarzami grającymi za granicą zmierzy się takşe z Czechami. Leo Beenhakker powołał na mecz z Finlandią: Pawełka i Przyrowskiego jako bramkarzy, obrońców – Bartczaka, Brozia, Kusia, Pawelca, Kokoszkę, Wawrzyniaka, Lisowskiego i Pazdana. W pomocy – Piotr Broşek, Murawski, Goliński, Kuklis, Šobodziński, Grosicki, Garguła, Majewski, Zieńczuk. W ataku – Zahorski, Paweł Broşek, Nowak. Na mecz z Czechami dojadą m.in. Boruc, Fabiański, Bąk, Wasilewski, Jop, ŝewłakow, Bronowicki, Dudka, Lewandowski, Krzynówek, Smolarek, Wichniarek i ŝurawski.

T PZPN ukarał za handel meczami takşe mistrzów Polski Zagłębie Lubin. W następnym sezonie zespół ten będzie grał w II lidze. Część piłkarzy zapowiada swoje odejście z klubu.

T Jacek Krzynówek jednak nie zostanie zawodnikiem Herthy Berlin. Gilberto, którego polski piłkarz miałby zastąpić nie przejdzie jednak do Tottenhamu Londyn. Anglicy zrezygnowali z transferu po przeprowadzeniu testów medycznych. Krzynówek wszedł na 20 min. w środowym meczu Vfl Wolfsburg z Schalke 04 w Pucharze Niemiec.

T Z Wisły Kraków odszedł Kosowski i kuleje ofensywa. W 3 sparingach Wisła strzeliła tylko dwa gole. W ostatnim meczu na zgrupowaniu w Hiszpanii Wisła przegrała 0:2 z CSKA Sofia. Na liście şyczeń trenera Skorşy znalazł się m.in. Šobodziński, który wobec degradacji Zagłębia moşe powaşnie rozwaşyć taką propozycję.

T Treningi z Kolporterem KoronÄ… rozpoczÄ…Ĺ‚ ostatecznie Wojciech Kowalewski. WyglÄ…da na to, Ĺźe po powrocie z Rosji, bramkarz pozostanie w Kielcach.

T Do Turcji nie pojedzie Marcin ŝewłakow. Polak zostanie chyba w Gent i podpisze kontrakt do 2010 roku. Turecki zespół Vestel samowolnie zmniejszył Polakowi ustalone juş zarobki i do podpisania umowy nie doszło.

T Telenowela pt. „Gdzie zagra ŝurawski� trwa, Celtic nie zdecydował jeszcze czy rozwiąşe z nim kontrakt, tym samym wciąş nie wiadomo czy zagra on w amerykanskim Columbus Crew.

TENIS Âť ZaskakujÄ…ce wyniki

Po dwuletnim królowaniu Rogera Federera na Antypodach nadszedł czas detronizacji. Autorem obalenia został Novak Djokovic.

Serb, który nie posiada jakichkolwiek znaczących osiagnięć na kortach Melbourne, w 2007 roku przegrał ze Szwajcarem 2:6 6:7 3:6, w 1/16 finału. Po piątkowym wyeliminowaniu bezapelacyjnego mistrza ostatnich lat, dał wyraźny sygnał pozostałym tenisistom, iş na lidera światowego rankingu jest takşe sposób. Inna sprawa, şe Federer nie grał zbyt porywającego tenisa w tegorocznym Wielkim Szlemie. Wystar-

Polacy za granicÄ…

Gol Rasiaka dla Southampton w Pucharze Anglii. Jego zespĂłl WygraĹ‚ 2:0 z IV-ligowym Bury. Rasiak zagraĹ‚ takĹźe caĹ‚y mecz ligowy z Norwich (0:1). Celtic z Borucem w bramce pokonaĹ‚ na wyjeĹşdzie 1:0 Falkirk. Wasilewski zagraĹ‚ caĹ‚y mecz w Anderlechcie i dostaĹ‚ şóĹ‚tÄ… kartkÄ™. 83 minuty graĹ‚ w Begii takĹźe ĹťewĹ‚akow (Genk-Gent 3:3). W Grecji caĹ‚e mecze rozegrali Bykowski (Veria), Murawski (Apollon), Sznaucer (PAOK). CaĹ‚y mecz zagraĹ‚ teĹź Smolarek (Racing – Saragossa 2:2). W Leiri w Portugalii 90 min. GraĹ‚ Ĺ ukasiewicz (3:1 z CoimbrÄ…). Kosowski w drugoligowym FC Cadiz w Hiszpanii nie znalazĹ‚ siÄ™ w kadrze. Dwa gole na Cyprze strzeliĹ‚ Olisadebe. APO – wygraĹ‚ z Olympiakosem Lefkossias 3:1. Honorowego gola dla przeciwnikĂłw strzeliĹ‚ Zbigniew Grzybowski.

czy przypomnieć choćby prawie piÄ™ciogodzinny oraz piÄ™ciosetowy maraton z rodakiem pogromcy, Janko Tipsareviciem, w trzeciej rundzie – 6:7(5) 7:6(1) 5:7 6:1 10:8. Jednak pozostaĹ‚ych graczy odprawiaĹ‚ z kwitkiem w trzech podstawowych setach. Dopiero w półfinale po wyrĂłwnanym, aczkolwiek tylko trzysetowym meczu, urodzony w Bazylei Federer przegraĹ‚ z późniejszym triumfatorem przez zbyt sĹ‚abe wykoĹ„czenie akcji. Serb zagraĹ‚ trochÄ™ agresywniej i częściej koĹ„czyĹ‚ wymianÄ™ piĹ‚ek na swojÄ… korzyść. PokonujÄ…c ĹźywÄ… legendÄ™ tenisa, jak najbardziej zasĹ‚uĹźyĹ‚ wiÄ™c na zdobycie tarczy w australijskim mieĹ›cie. Niedzielny finaĹ‚ z rewelacjÄ… turnieju – Jo -Wilfred TsongÄ…, przebiegaĹ‚ wyraĹşnie pod dyktando Djokoivicia, pomimo pierwszego, przegranego seta caĹ‚y mecz zakoĹ„czyĹ‚ siÄ™ wynikiem 4:6 6:4 6:3 7:6 dla Serba. Silny serwis Francuza tym razem nie poskutkowaĹ‚.

WĹ›rĂłd kobiet roztawiona z nr. 1 Justine Hennin poĹźegnaĹ‚a siÄ™ z turniejem bez pucharu, odpadajÄ…c w ćwierćfinale, przegrywajÄ…c 4:6 0:6 z późniejszÄ… triumfatorkÄ… Australian Open, MariÄ… SzarapowÄ…. Pogromczyni 26-letniej Belgijki absolutnie zasĹ‚uĹźyĹ‚a na styczniowy Wielki

Szlem, który był jej trzecim w dotychczasowej karierze – Wimbledon 2005, USOpen 2007. Podczas dwutygodniowej, rozegranej w morderczym upale rywalizacji na Antypodach, Rosjanka nie oddała nawet jednego seta swym rywalkom. Gromiąc oponentki w krótkim czasie. Naleşy zauwaşyć, iş poprzedni sezon naszej wschodniej sąsiadki, stał pod znakiem powtarzających się kontuzji. Tegoroczny sukces w Melbourne, pokazał bardzo szybki powrót Szarapowej do wyścigu o fotel lidera WTA. Czy zamierzony cel młoda Rosjanka osiągnie, trudno prognozować obecnie, poczekajmy do marcowych turniejów w Miami i Indiana Wells, te rozgrywki pokaşą czy teraźniejsza królowa kortów, Justine Henin uczyniła jedynie falstar na poczatku sezonu, czy moşe był to początek końca.

Grzegorz Ostroşański

']ZRĂ? GR GRPX

] .RP�UNL S PLQ MX› RG

=DG]ZRÄ” QD

7(5$=

Wybierz 1 aby doladowac konto ÂŁ5. Otrzymasz smsa potwierdzajacego pobranie oplaty. Rozmawiaj godzinami wykorzystujac swoje darmowe minuty.

** S M /S p 5 za i k ols D D  SMSuj dF]QLoM RGPSR V�D QXPHUX Q NW�Q U\ FKFHV] Z\V� HJR NLLHJ R QXPHUX QD OVN SROV PRx D

R ]DF]QL  ]D Rx LM ZLDG :LDGRPRx \xO R : GRPRx QD OOOOR

H ZLD + xOLM :\ +H S Q QS 6D 60

Kto, ile zarabia‌

Najlepiej zarabiającym sportowcem polskim jest w tej chwili Jerzy Dudek. W ub. roku zarobił 7,93 miliona zł. W pierwszej dziesiątce są sami futboliści i jeden kierowca. Kolejne miejsca zajęli – Boruc (5,7 mln zł), Kubica (5,5), Kuszczak (5,45), Smolarek (4,8), ŝurawski (4,74), Rasiak (4,02), Marcin ŝewłakow (3,81), Sebastian Janikowski (3,4) i Niedzielan (3,2). Zdziwionych nazwiskiem Janikowskiego informujemy, şe to teş futbolista, tyle, şe „amerykański�.

Zawodnik znad Sekwany częściej popełniał niewymuszone błędy podczas gry, przez co oponent aş 12. krotnie stanął przed szansą przełamania serwisu rywala. Wykorzystanie czterech z nich, plus dobra i odwaşna gra przy siatce wystarczyła do zdobycia pierwszego w şyciu Grand Slamu. Młodzieniec z Belgradu ma wszelkie predyspozycje, by stać się królem kortów twardych. Udowodnił to juş podczas sierpniowego US Open, gdzie dopiero w finale uległ mistrzowi Federerowi. Ten zaś rok pokaşe czy uda mu się usiąść na tronie tenisowego świata.

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

2p/min 7p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com

To proste‌ Spróbuj teraz!

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). **Cost per SMS as stated in the advert + standard SMS rate or may be used as part of bundled SMSs, except T-Mobile which may cost more. Type the international mobile number at the start of your message. Total characters should not exceed 160. Your network operator may charge you for excess characters. Disclaimer: We cannot guarantee delivery to the destination. Sufficient credit in T-Talk and mobile accounts is needed. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


nowyczas.co.uk

Egipt i Kamerun awansowały z grupy C do ćwierćfinałów rozgrywanego w Ghanie piłkarskiego turnieju o Puchar Narodów Afryki. W środowych meczach Kamerun wygrał z Sudanem 3:0, a broniący trofeum Egipt zremisował z Zambią 1:1. Bohaterem wieczoru został Samuel Eto'o. Napastnik „Nieposkromionych Lwów” w spotkaniu z Sudanem zdobył dwie bramki.

Zostaję w Southampton

NOWYCZAS 1 lutego 2008

SPORT

Z Marekiem Saganowskim (napastnikiem Southampton) rozmawia Marcin Frączak Polski napastnik, 30-letni Marek Saganowski, powoli wraca do walki o miejsce w podstawowym składzie Southampton. Przez ostatni miesiąc zawodnik ten nie grał z powodu kontuzji „przywodziciela”, której doznał w grudniu, w spotkaniu z Colchester. W sobotę zawodnik ten był w kadrze Southampton na mecz czwartej rundy Pucharu Anglii z Burry, wygrany przez zespół Saganowskiego 2:0.

Całe spotkanie z Burry przesiedział Pan na ławce. Była szansa na grę?

– Owszem. Rozmawiałem z trenerem i byłem przewidziany do zmiany. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo szkoleniowiec wcześniej zmienił dwóch obrońców. Taka akurat była potrzeba chwili. Szkoda, liczę że będę grał w najbliższych spotkaniach.

– Trudno powiedzieć czy będzie mi się z nim pracowało lepiej czy gorzej niż z poprzednim. George Burley objął reprezentację Szkocji, natomiast Jason Dodd jest tymczasowym trenerem Southampton. Pojawiają się różne nazwiska, zobaczymy co będzie.

– Southampton to wielki klub. Skoro prezesi rozglądają się za menedżerami takiego formatu to pewnie kłopoty są przejściowe. Może niebawem przyj-

T Górnik Zabrze podpisał kontrakt sponsorski z Allianz. Umowa opiewa na cztery lata, a Zabrzanie będą dostawali rocznie po 5 milionów zł. Górnik zatrzyma u siebie wypożyczonych dotąd graczy – Gołosia i Pawelca.

Zeszłotygodniowe typy okazały się strzałem kulą w płot. Cóż możemy poradzić jeśli napastnik Blackburn w kluczowym momencie spotkania nie potrafi skorzystać z doskonałej okazji do zdobycia gola, jaką jest rzut karny. Zaś reprezentacyjny obrońca Manchesteru City oraz Irlandii, Richard Dunne pod własną bramką pomylił niebieski balonik, rzucony przez kibiców z piłką. Takie przypadki trudno jest przewidzieć. Głowa do góry. Wciąż jesteśmy bogatsi, na początku typowań zainwestowaliśmy 50 funtów, obecnie dysponujemy kwotą 228 funtów. Oto propozycje na bieżący tydzień:

2) Portsmouth-Chelsea sobota 15.00 kurs 4/6 zakład bukmacherski – Coral

typ.2 (wygrana gości)

Gracze z The Kop mogą już zapomnieć o niespełnionych od kilkunastu lat marzeniach o mistrzostwie Anglii. O czwartą, ostatnią pozycję gwarantującą udział w Champions Leauge walczy kilka zespołów. „Hiszpańska Armada” nie ma więc wyboru, musi wygrać. Jak to zwykle bywa z walczącym o przetrwanie w lidze beniaminkiem, ten mecz będzie ciężki. Na koniec trzy punkty powinny zostać jednak w Liverpool. W drugim pojedynku podopieczni Harrego Redknappa najprawdopodobniej, po raz 10. z rzędu pokażą swoją niemoc wobec graczy ze Stamford Bridge. Stołeczni pomimo braku wielu świetnych zawodników, jak np. D. Drogby, F. Lamparda, J. Terrego czy M. Essiena, grają o dziwo efektywnie i wciąż poważnie liczą się w walce o tytuł. W tym meczu nie mogą pozwolić sobie na chwilę słabości. Opcja nr. 2 zakład pojedynczy 1) Tottenham-Manchester United typ.X (remis) sobota 15.00 kurs 9/4 zakład bukmacherski – William Hill. Jest bardzo prawdopodobne że murowani faworyci tego pojedynku stracą punkty. Londyńczycy pałają chęcią rewanżu za Puchar Anglii. „Koguty” rozegrały całkiem dobrą partię, czerwona kartka w 68 minucie, dla obrońcy – Dawsona wpłynęła znacząco na końcowy rezultat tamtego meczu. Na White Hart Lane powinno być jednak inaczej. Gospodarze nie powinni sprawić „Czerwonym Diabłom” takiego lania jak ponad tydzień temu Arsenalowi (5:1), lecz ich potencjał oraz głód sukcesu powinien spokojnie wystarczyć do podziału punktów. Tym bardziej, że od dwóch kolejek nie stracili nawet bramki, co jest wręcz niespotykane, przy 40 straconych w poprzednich meczach tego sezonu.

Grzegorz Ostrożański

T Grzegorz Szamotulski chyba nie wystąpi w bramce Rangersów. Zespół z Glasgow zaproponował zbyt niską płacę.

T Mecze sparingowe polskich klubów: Zagłębie Lubin NK Zagrzeb 2:0, Groclin – Motor 1:2, Kolporter – Sparta Praga 0:2, ŁKS – Pogoń Łask 3:0, Cracovia – Podbeskidzie 2:1, Pogoń Szcz. – Wisła Pł. 0:0, Raków – Zagłębie S. 0:4, Lech – Szinnik Jarosław 0:1, Jagiellonia – Wigry Suwałki 3:0, Polonia Bytom – GKS Jastrzębie 2:0, Dukla Bańska Bystrzyca – Ruch 0:4, Zagłębie Lubin – Krywbas Krzywy Róg 1:2, Korona Kielce – SV Mattersburg 0:0.

Wśród prasowych spekulacji przewijają się kandydatury takich szkoleniowców jak Glenn Hoddle czy Paul Ince. Czy pojawienie się tego pierwszego w Southampton jest w ogóle realne, skoro klub ma problemy finansowe, a Hoddle nie należy przecież do tanich menedżerów?

typ.1(wygrana gospodarzy) kurs 3/10

bieg na przełaj

T Cracovia ściąga do siebie za 900 tys. zł młodego obrońcę Jagielloni Marka Wasiluka. Jagiellonia wyznaczyła taką cenę uważając ją za zaporową. Z Wisły Kraków ubył z kolei australijski obrońca Thwait. Przeszedł do mistrza Norwegii Brann Bergen.

Co dla pana oznacza zmiana szkoleniowca w Southampton?

TYPY piłkarskie

Opcja nr .1 zakład podwójny 1) Liverpool- Sunderland sobota 15.00

29

dzie nowy sponsor i kwestia pracy jednego czy drugiego menedżera w Southampton nie będzie niespodzianką, a czymś naturalnym. Ince prawdopodobnie byłby tańszy, dla mnie najważniejsze jest jednak zupełnie co innego, a mianowicie to, aby nowy menedżer lubił obcokrajowców.

Gdyby nie kontuzja, to czy zimą zdecydowałby się Pan na zmianę klubu?

– Nie, bo w Southampton jest mi dobrze. Owszem, ostatnio nie grałem za wiele, ale i tak czasami bywa. Walczyłem o miejsce w pierwszym składzie, pracowałem ciężko na treningach. Byłem już bardzo blisko wskoczenia do wyjściowej jedenastki, ale przytrafiła mi się kontuzja. W najbliższym czasie nie chcę odchodzić. Zostaję w Southampton.

Przez kontuzję pewnie uciekło Panu powołanie na zgrupowanie kadry, które odbywa się na Cyprze. Jak do Pana obecnej sytuacji odnosi się sztab reprezentacji?

– Rozmawiał ze mną trener Dariusz Dziekanowski. Ustaliliśmy, że mój przyjazd nie miałby większego sensu. Lepiej jak pojawię się na kolejnym zgrupowaniu, gdy wrócę po kontuzji do pełnej formy.

Jakiś czas temu mówiło się o zainteresowaniu Panem ze strony Legii, w której nie miałby pan raczej kłopotów z grą. Nie lepiej było w kontekście Euro 2008 wrócić do naszej ligi, być bliżej kadry? – Powrót do Polski w tym momencie nie wchodził w grę. Owszem, Mirek Trzeciak, dyrektor sportowy Legii do mnie dzwonił, ale nie byłem zainteresowany zmianą barw. Uznałem, że lepiej będzie jak powalczę o miejsce w składzie Southampton.

Nie ma Pan wrażenia, że z Legii byłoby łatwiej załapać się do kadry?

– Trudno powiedzieć. Jeśli często będę pojawiał się na boisku w barwach Southampton, jeśli będę strzelał gole to wszystko będzie sprawą otwartą.

Większość napastników z naszej kadry ma kłopoty w swoich klubach, więc jeśli ponownie zacznie Pan, grać szanse na wyjazd znacznie wzrosną!

– Chciałbym, aby tak było, ale do całej sprawy podchodzę dość spokojnie. Przed mistrzostwami świata w 2006 roku byłem w dobrej formie, strzelałem gole, a nie pojechałem na turniej do Niemiec, więc nie ma co za bardzo kalkulować. Muszę jak najwięcej grać.

T Henryk Kasperczak zrezygnował z posady trenera Senegalu. Zespół słabo się spisał w Pucharze Narodów Afryki (porażka 1:3 z Angolą i 1:1 z Tunezją), dymisja została przyjęta. .

T W saneczkarskim Pucharze Świata na torach naturalnych polska dwójka Laszczak-Waniczek zajęła drugie miejsce. Wygrała para z Włoch. Polacy w klasyfikacji generalnej są na trzecim miejscu.

T W biegach narciarskich Kowalczyk upadła i zajęła na zawodach w Canmore dopiero 21 miejsce. W klasyfikacji generalnej jest 7. T Polska Liga Siatkówki mężczyzn. Wyniki 12 kolejki: AZS Politechnika Wa-wa – Resovia 1:3, Skra – Mekolpol AZS Olsztyn 3:2, Płomień – Jastrzębski 2:3, Delecta Bydgoszcz – AZS Częstochowa 1:3. Na czele tabeli Skra Bełchatów z czteropuntową przewagą nad Domexem AZS Częstochowa. Mecz Resovii z AZS został zweryfikowany na korzyść drużyny stołecznej (walkower 3:0), bo trener gości popełnił błąd i wpuścił równocześnie na parkiet czterech obcokrajowców, czego przepisy zabraniają.


NOWYCZAS 1 lutego 2008

30

SPORT bieg na przełaj

T Na kolejny obóz przygotowawczy Korony Kielce, rozpoczynający się 5 lutego w Walencji, zaproszony został Sebastian Mila. Przez ostatni rok Mila reprezentował barwy Valerengi Oslo.

T Szef Europejskiej Unii Piłkarskiej Michel Platini wyraził zaniepokojenie z powodu „poślizgów” Polski i Ukrainy w przygotowaniach do Euro 2012. Prezes PZPN Michał Listkiewicz zapewnia, że nie ma powodu do obaw

T Jak informuje dziennik „The Sun” hiszpański pierwszoligowiec FC Valencia chce zatrudnić nowego trenera. Podobno kierownictwo klubu pierwsze kroki skierowało do byłego trenera Chelsea Londyn, Jose Mourinho. Portugalczyk ma dać odpowiedź w ciągu kilku najbliższych dni.

T Grzegorz Rasiak najblizszą rundę rozegra w barwach klubu Premiership, Bolton FC. Zawodnik został wypożyczony z Southampton na pół roku z opcją transferu definitywnego. Równiez na pół roku został wypożyczony z SC Heerenveen do GKS Bełchatów Radosław Matusiak, przeprowadzka ma pomóc zawodnikowi w przygotowaniu optymalnej formy na Euro 2008.

T Najwyżej sklasyfikowany obecnie polski tenisista - Łukasz Kubot (230. w ATP „Entry System”) przegrał 6:7 (2-7), 6:3, 6:7(3-7) z Rikiem de Voestem z RPA (117. na świecie) w pierwszej rundzie halowego challengera ATP - KGHM Dialog Polish Indoors we Wrocławiu (z pulą nagród 125 tys. dol.).

T Obie polskie drużyny występujące w Lidze Mistrzyń siatkarek – Farmutil Piła i Winiary Bakalland Kalisz awansowały do fazy play off rozgrywek, w której wystąpi 12 czołowych zespołów Europy. Farmatul zagra z rosyjskim Zariecze Odnicowo. Winiary z Delą Amstelen z Holandii.

T Final Four Ligi Mistrzów w siatkówce mężczyzn, z udziałem Skry Bełchatów zostanie rozegrany w Bełchatowie właśnie. Szansę na udział w finalowym turnieju ma również Jastrzębski Węgiel. Na drodze stanie bardzo silna ekipa Dynama TatTransGaz Kazań T Zaskakującą propozycję gry w Chigago Fire otrzymał Tomasz Frankowski, jeżli pomyślnie przejdzie testy medyczne, na trybunach stadionu „Strażków” z pewnością zwiększy się frekwencja.

Wicelider Pucharu Świata w skokach narciarskich Janne Ahonen przeziębił się i opuści najbliższe konkursy w Sapporo. Ahonen ma wrócić do rywalizacji na zawody w Libercu, 8 i 9 lutego. 30letni Fin nie będzie jedynym skoczkiem z czołówki, którego zabraknie w Japonii. Z wyjazdu zrezygnował m.in. Adam Małysz.

nowyczas.co.uk

Fatum nad Wielką Krokwią

Z Zakopanego pisze Daniel Kowalski

Już od trzech lat Pucharowi Świata w Zakopanem towarzyszą wielkie tragedie. Dwa lata temu konkurs zbiegł się w czasie z katastrofą na wystawie gołębi w Katowicach, rok temu podczas konkursu o śmierć otarł się czeski skoczek Jan Mazoch. Wreszcie teraz tuż przed turniejem doszło tragicznego wypadku lotniczego pod DANIEL KOWALSKI/NowyCzas Mirosławcem i po raz kolejny konkurs był zagrożony.

Odwołanie tegorocznego konkursu dla organizatorów oznaczałoby gigantyczne straty finansowe. Impreza nie była ubezpieczona, a samo jej zorganizowanie kosztowało ponad dwa miliony złotych. Trzeba też zaznaczyć, że do Zakopanego zjechało aż trzydzieści tysięcy fanów, z czego jedna trzecia to obywatele innych krajów. To bez wątpienia bardzo mocno odbiło by się na portfelach właścieli hoteli i pensjonatów, dla których jest to okres najwyższych zysków. Tak więc pomimo narodowej żałoby konkursy odbyły się zgodnie z planem. Zrezygnowano jednak z hucznej oprawy. Nie było głośnej muzyki, odwołano też pokaz sztucznych ogni. Zawody rozpoczęły się uroczystą minutą ciszy ku czci dwudziestu ofiar katastrofy. Sporo zamieszania powstało też wokół występu trzynastoletniego Klemensa Murańki. Młody skoczek występ w Pucharze Świata miał już obiecany ponad miesiąc temu. Przed tygodniem część środowiska trenerskiego zaczęło mocno krytykować ten pomysł. Wtedy do akcji włączył się ojciec zakopiańczyka, który zagroził, iż w razie zmiany decyzji młody Murańka już nigdy nie będzie skakał dla naszego kraju. Gdy w końcu dopuszczono go do kwalifikacji okazało się że jest za lekki. Wypił więc trochę wody i mógł przystąpić do rywalizacji. Dla młodego skoczka zakończyła się ona porażką. Oddał najgorszy skok dnia i starty w Pucharze Świata musi odłożyć na czas późniejszy. — Bardzo się cieszę, że mój syn wystartował, bo było to spełnienie życiowego marzenia — mówił ojciec Klimka, Krzysztof Murańka. — Osiągnięty wynik pokazał ile jeszcze pracy musi wykonać, ale jestem dobrej myśli — dodał. Na wysokim drugim miejscu uplasował się nasz mistrz, Adam Małysz, co u wielu wzbudziło nadmierne apetyty. W turnieju głównym tak dobrze już nie było. Małysz zajął jedenaste miejsce, ale to i tak wyraźny postęp w porównaniu z ostatnimi konkursami. — Cudów się nie spodziewałem — mówił tuż po drugim skoku. — Przede wszystkim cieszę się, że wychodzę już z dołka — zakończył Małysz. Nie sposób się z nim nie zgodzić. Najważniejsze jest to, że w końcu skoki naszego rodaka są równe, odległości zbliżone, bez większych wahań. Zaraz po drugim skoku Małysz wymienił kilka zdań z trenerem piłkar-

skiej reprezentacji, Leo Beenhakkerem, dla którego wizyta w Zakopanem była pierwszym w życiu doświadczeniem ze skokami na żywo. — W Holandii nie mamy skoków bo i gór nie mamy — mówi Leo. — To bardzo ciekawy i widowiskowy sport. Jestem pod wielkim wrażeniem. W telewizji wygląda to całkiem inaczej niż na żywo — zakończył trener. Oprócz Małysza w czwartek wystąpiło czterech Polaków. Kamil Stoch był dwudziesty pierwszy, Stefan Hula dwudziesty czwarty, Marcin Bachleda trzydziesty trzeci, a Łukasz Rutkowski trzydziesty ósmy. szczególnie cieszy postawa Huli, który w Pucharze Świa-

W niedzielę pogoda była lepsza tylko do początku drugiej serii. Nie cieszył się z tego faktu Adam Małysz, który po pierwszej serii był na czwartej pozycji i bardzo mocno chciał walczyć o podium. Tak czy owak to najwyższa lokata Małysza od początku tego sezonu zimowego. Ostatecznie niedzielny konkurs zakończył się triumfem Norwega Andersa Bardala, który wyprzedził Austriaka Thomasa Morgernsterna oraz Simona Ammana ze Szwajcarii. Po zakopiańskim konkursie na czele klasyfikacji w dalszym ciągu Morgernstern, przed Finem Jane Ahonenem oraz Gregorem Schlierenzau-

DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

Następny konkurs w Zakopanem już latem. W sierpniu odbędzie się bowiem letnie Grand Prix. Bardziej zapobiegliwi kibice już teraz rezerwowali hotelowe pokoje. WYNIKI PŚ ZAKOPANE 2008

Piątek, 25 stycznia 2008:

1. Gregor Schlierenzauer (Austria) 276,5 pkt (134 m i 131 m), 2. Anders Jacobsen (Norwegia) 270,4 pkt (136,5 m i 129 m), 3. Thomas Morgenstern (Austria), 4. Wolfgang Loitzl (Austria) 264,2 pkt (131 m i 121 m), 5. Harri Olli (Finlandia) 262,8 pkt (126 m i 132,5 m), 6. Tom Hilde (Norwegia) 262,4 pkt (132 m i 126 m), 7. Anders Bardal (Norwegia) 262,3 (136,5 m i 122 m), 8. Simon Ammann (Szwajcaria) 260,4 pkt (126,5 m i 131,5 m), 9. Andreas Kuettel (Szwajcaria) 259,2 pkt (125 m i 131,5 m), 10. Janne Happonen (Finlandia) 253,7 pkt (127 m i 127 m), 11. Adam Małysz (Polska) 251,5 pkt (126 m i 126,5 m)... 21. Kamil Stoch (Polska) 234,6 pkt (122,5 m i 122 m), 24. Stefan Hula (Polska) 233,3 pkt (125,5 m i 118 m), 33. Marcin Bachleda (Polska) 107,5 pkt (117,5 m), 38. Łukasz Rutkowski (Polska) 103,7 pkt (116,5 m). Niedziela, 27 stycznia 2008:

Po wielu tygodniach słabych startów na twarzy Adama Małysza znów pojwił sie uśmiech.

ta punktował w tym sezonie po raz pierwszy. Zawody wygrał Austriak, Gregor Schlierenzauer, wyprzedzając Norwega Andersa Jacsobsena oraz swojego rodaka Thomasa Morgensterna. Największym rozczarowaniem była postawa Janne Ahonena. Fin w ostatnim czasie prezentował bardzo wysoką formę i ostro atakował Thomasa Morgensterna w klasyfikacji generalnej PŚ. Tym razem Ahonen zajął dopiero trzynastą lokatę. Zawody sobotnie z powodu zbyt silengo wiatru zostały odwołane i przeniesione na niedzielę. Kwalifikacje do nich już w piątek przeniesiono na wczesny poranek, licząc na poprawę pod wieczór. Niestety tym razem pogoda wygrała, a organizatorzy słusznie nie ryzykowali utraty zdrowia zawodników.

erem. Następne skoki już 2 i 3 lutego w japońskim Sapporo. Jak co roku na wielkie słowa uznania zasługują kibice. Bez fałszywej skromności możemy stwierdzić, iż tych na skokach w Zakopanem mamy najlepszych na świecie. To zdanie nie tylko dziennikarzy, ale przede wszystkim samych skoczków. Nigdzie na świecie nie ma tak dużej liczby widzów, tak wspaniałego dopingu i tak rewelacyjnej oprawy. To oprócz czterokrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli nasza największa duma. Cieszy przede wszystkim fakt, iż zainteresowanie skokami nie słabnie nawet po nienajlepszych skokach Małysza, a przypomnijmy, że to przede wszystkim dzięki rewelacyjnym występom Adama w naszym kraju nastała wielka moda na oglądanie tego sportu.

1. Anders Bardal (Norwegia) 149,1 pkt (137 m), 2. Thomas Morgenstern (Austria) 145 pkt (135 m), 3. Simon Ammann (Szwajcaria) 144,2 pkt (136,5 m), 4. Adam Małysz (Polska) 141,3 (133,5), 5. Andreas Kuettel (Szwajcaria) 141,2 pkt (134 m), 6. Anders Jacbsen (Norwegia) 139,8 pkt (136 m), 7. Tom Hilde (Norwegia) 137,5 pkt (132,5 m), 8. Harri Olli (Finlandia) 137,1 pkt (132 m), 9. Gregor Schlierenzauer (Austria) 137,1 pkt (132 m), 10. Dmitri Vassillev (Rosja) 35,5 pkt (132,5). KLASYFIKACJA GENERALNA PŚ

1. Thomas Morgenstern (Austria) 1255 pkt, 2. Janne Ahonen (Finlandia) 845 pkt, 3. Gregor Schlierenzauer (Austria) 839 pkt, 4. Tom Hilde (Norwegia) 758 pkt, 5. Wolfgang Loitzl (Austria) 568 pkt, 6. Anders Bardal (Norwegia) 461 pkt, 7. Andreas Kuettel (Szwajcaria) 459 pkt, 8. Simon Ammann (Szwajcaria) 441 pkt, 9. Andreas Kofler (Austria) 408 pkt, 10. Anders Jacbsen (Norwegia) 403 pkt, 11. Adam Małysz (Polska) 386 pkt... 26. Kamil Stoch (Polska) 126 pkt, 68. Stefan Hula (Polska) 7 pkt.


nowyczas.co.uk

1

Kibice to bez wątpienia największy skarb Pucharu Świata w Zakopanem. Wszyscy zawodnicy jednym chórem chwalą ich każdego roku. Takiego dopingu, i pomysłowości, jak pod Wielką Krokwią nie ma nigdzie na świecie. To aż niebywałe jak bardzo można się zmienić w ciągu kilku lat. Kiedyś powód wstydu, teraz dumy. Tak trzymać!

W obiektywie… 2

3

FOTO 1: Pod Wielką Krokwią od kilku już lat panuje perfekcyjna atmosfera. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć doping na światowym poziomie, zapraszamy do Zakopanego już w sierpniu. Wtedy odbędzie się tam letni Puchar Świata na igelicie. Emocje nie mniejsze niż zimą, a pogoda bardziej sprzyjająca. Walter Hofer – to on w głównej mierze decyduje o tym czy dane zawody przerwać, czy też kontynuować dalej. Decyzje dyrektora generalnego Pucharu Świata nie zawsze wszystkim się podobają. Trzeba jednak pamiętać, że dla niego zawsze na pierwszym miejscu jest zdrowie zawodników, a nie prywatne ambicje organizatorów zawodów.

FOTO 2: O Przemku Salecie jest ostatnio głośno jak nigdy. Po zakończeniu kariery sportowej często udzielał się w mediach, komentując bokserskie gale. Kilka miesięcy temu pojawił się w telewizyjnym show „Taniec na lodzie”. Swoje występy przerwał jednak, aby poddać się operacji przeszczepu nerki dla swojej córki. Sama operacja obyła się bez problemów, jednak kilka dni po niej pojawiły się komplikacje, w efekcie których znany sportowiec zapadł na kilka dni w śpiączkę. Na szczęście Przemek wygrał walkę z życiem i teraz powoli wraca już do zdrowia. W miniony weekend pojawił się na konkursie PŚ w Zakopanem, gdzie bardo chętnie rozdawał autografy swym fanom.

FOTO 3: Zamieszanie wokół 13-letniego Klemensa Murańki było chyba niepotrzebne. Jego efekt to bardzo słaby występ w kwalifikacjach, który wcale nie musiał się tak zakończyć. Przed młodym skoczkiem jeszcze wiele występów i pewnie nie raz usłyszymy o jego wyczynach. Zdjęcia: Daniel Kowalski

NOWYCZAS 1 lutego 2008

31

SPORT


9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY

Q M N [ 6 \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ UKäEG OK G

<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG

1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.