nowyczas2007/043/031

Page 1

Siedź cicho i rób to co do ciebie należy Brzmi jak polecenie wydane pracownikom w jakiejś wiosce jednego z biedniejszych krajów Trzeciego Swiata? Nie, to serce demokratycznego kraju, który wyznacza europejskie standardy wolności i praw człowieka. Londyn, jedna z firm zaopatrujących restauracje typu fast food, stanowisko – telesales representative. 13

RT CENY JAK Z KA H TELEFONICZNYC W TWOJEJ KOMÓRCE POŁACZENIA Z NUMEREM STACJONARNYM W POLSCE 3P/MIN BEZPOSREDNIO Z T-MOBILE PO PROSTU WYBIERZ

07755 226 226

»

NOWYCZAS NEW TIME – THE POLISH WEEKLY IN GREAT BRITAIN

Nr 31 (42) LONDON 3 August 2007

ISSN 1752-0339

FREE

ELŻBIETA SOBOLEWSKA/NowyCzas

CZAS NA WYSPIE

»03 Wracają do kraju Mam już dosyć wyjazdów za chlebem – powiedział Andrzej. – Pora na wyjazd za głosem serca: wracamy z żoną do Polski. Osłupieliśmy wszyscy…

TAKIE CZASY

»08 Bum, bum Krystyna Cywińska wraca do dni Powstania Warszawskiego: – To pani była w Powstaniu? – A jak tam było? –„Krew się polała, a potem wyschło…”

REPORTAŻ

»12

Obok nas żyje Londyn

S

Wielka woda

Na trawniku nad Tamizą, przy siedzibie burmistrza Londynu, postawiono w ubiegły poniedziałek namiotowe miasteczko, w którym do wieczora rezydowali członkowie rozmaitych stowarzyszeń skupionych w London Citizens, którzy chcą walczyć o własny dach nad głową. Elżbieta Sobolewska e.sobolewska@nowyczas.co.uk

potkanie przed City Hall było tylko jednym z elementów prowadzenia lobbingu na rzecz stworzenia w Londynie Community Land Trust. CLT jest konkretnym projektem funkcjonowania funduszu, który od lat realizowany jest w Stanach Zjednoczonych i w państwach skandynaw-

skich. Stworzono go z myślą o słabo lub przeciętnie zarabiających rodzinach, które dzięki uczestnictwu w nim mogą kupić własny dom bądź mieszkanie po cenach niższych niż rynkowe. Nikt nie buduje tutaj prywatnego kapitału, w całości należy on do społeczności, która mieszka na terenach zarządzanych przez CLT. London Citizens zainteresowało tym projektem Kena Livingstone’a. W 2009 roku rozpocznie się jego realizacja w dzielnicy Bow we wschodnim Londynie.

Najpierw powstał szczegółowy raport na temat sytuacji mieszkaniowej przeciętnego londyńczyka, którego zarobki oscylują między 12 a 30 tys. funtów rocznie, nie stać go więc na kupno własnego mieszkania, a równocześnie nie kwalifikuje się do tej grupy, która może ubiegać się o mieszkanie socjalne. – Wieczne poczucie tymczasowości uniemożliwia stworzenie prawdziwej, zwartej społeczności. Zanim nabierzemy do siebie zaufania, musimy zmienić

mieszkanie, bo landlord podniósł nam czynsz, bo wprowadzili się ludzie, którzy źle wpływają na nasze dzieci, bo nie możemy czuć się bezpiecznie – mówiła jedna z liderek poniedziałkowej akcji. Obecnie na liście oczekujących na mieszkania socjalne znajduje się ponad półtora miliona rodzin, w 2010 roku będzie ich o 400 tys. więcej. Wśród oczekujących są również Polacy, którzy stają się coraz bardziej integralną częścią wyspiarskiej społeczności.

»4

Na jednej z głównych ulic spotkaliśmy Jadwigę, która chodziła od zbiornika do zbiornika i szukała wody dla swojej córki i męża. Zbiorniki były puste…

KULTURA

»15 Conrad i Biuro Podróży Przez siedem dni występował w Londynie poznański teatr Biuro Podróży – relacja ze spektaklu i rozmowa z reżyserem Pawłem Szkotakiem

»12-13


„C

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

2

nowyczas.co.uk

ZAS

jest także żywiołem

DRUGA STRONA Poczta Nazywam się Łukasz Cichowski, jestem osobą niepełnosprawną od 30 lat, czyli od początku mojego życia. Moje niepełnosprawne życie, które spędzam na wózku jest dla mnie bardzo kosztowne, choć nie sprawia mi to żadnej przyjemności wręcz przeciwnie. Bardzo cierpię nie tylko w sensie fizycznym, ale również i duchowym. Wiele osób pomogło mi w zakupie wózka inwalidzkiego o napędzie elektrycznym. Na dzień dzisiejszy nie mogę korzystać z wózka,

Wolfgang Goethe

ponieważ doszło do poważnych uszkodzeń akumulatorów. Tenże wózek umożliwiał mi samodzielne poruszanie się po ulicach mojego miasta Płońska. Jak się domyślacie utrata tejże możliwości samodzielnego poruszania się jest dla mnie ogromnym utrudnieniem. Koszt nowych oryginalnych akumulatorów wynosi 1400 zł. Czeka mnie także remont windy, dzięki której mogę wychodzić poza mury mojego mieszkania. Ta winda służy mi już 15 lat. Wymagany jest generalny remont, który może wynieść około 10 000 zł. Marzy mi się taki specjalny rower,

który umożliwiłaby mi samodzielne poruszanie się po okolicy mojego pieknego miasta. Koszt takiego specjalnego roweru wynosi nawet 15 000 zł. Moja rehabilitacja też sporo kosztuje, sami rozumiecie. Chciałbym wyjechać na taki turnus nad morze, muszę jechać z opiekunem i taki koszt wyjazdu wyniósłby około 5000 zł ale to już mniej ważna sprawa. Niestety nie stać mnie na aż tak duże wydatki, dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą do każdego z Was o nawet najmniejszą pomoc finansową związaną z zakupem tych potrzebnych

NOWYCZAS Kartki z kalendarza 124 Whitechapel Road London E1 1JE Redakcja Tel.: 0207 650 8725 redakcja@nowyczas.co.uk listy@nowyczas.co.uk Redaktor naczelny: Grzegorz Małkiewicz g.malkiewicz@nowyczas.co.uk Redakcja: Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk Elżbieta Sobolewska, e.sobolewska@nowyczas.co.uk

Piątek, 3.08 – Nikodema, Lidii 1778 – W Mediolanie otwarto nowa scenę muzyczną La Scala 1940 – Republika Litewska została włączona do terytorium ZSRR. Sobota, 4.08 – Jana, Dominika 1914 – Belgia została zajęta przez niemiecką armię. Do I wojny światowej przystąpiła Wielka Brytania. Niedziela, 5.08 – Stanisławy, Oswalda 1942 – Pisarz Janusz Korczak nie chcąc zostawić swoich wychowanków z sierocińca w warszawskim gettcie, wyruszył z nimi do miejsca zagłady w Treblince. 1964 – Lotnictwo amerykańskie rozpoczęło bombardowania Wietnamu Północnego.

Zdjęcia: Grzegorz Ciepiel, Damian Chrobak, Daria Danowska, Daniel Ogulewicz Współpraca: Andzej Brzeski, Krystyna Cywińska, Agnieszka Dale, Katarzyna Depta-Garapich, Piotr Dobroniak, Justyna Drath, Jolanta Drużyńska, Michał P. Garapich, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marek Kremer, Grzegorz Ostrożański, Katarzyna Polis, Aleksandra Ptasińska, Marcin Piniak, Jędker Realista, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Robert Rybicki, Anna Alicja Sikora, Zofia Sołtys, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Michał Tyrpa, Anna Wendzikowska, Krzysztof Wojdyło

Dział reklamy i Marketingu Tel./fax: 0207 247 0780 Remigiusz Farbotko remi@nowyczas.co.uk Tamara Leśniewska tamara@nowyczas.

Wydawca: CZAS Publishers Ltd Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Poniedziałek, 6.08 – Sławy, Jakuba 1961 – Pierwszy lot w Kosmos, który trwał dłużej niż jedną dobę. Herman S. Titow 17 razy okrążył Ziemię. 1914 – W szlak bojowy wyruszyła z Krakowa 1 Kompania Kadrowa.

Wtorek, 7.08 – Sykstusa, Donaty 1970 – Pierwszy turniej szachowy, w którym z człowiekiem rywalizowały komputery. 1944 – Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na emigracji Władysław Raczkiewicz mianował swoim następcą Tomasza Arciszewskiego.

sprzętów, które ułatwiłyby moje niełatwe, niepełnosprawne życie. Jest to cel, w którym każdy z Was dołożyłby swoją cegiełkę, za co byłbym niezmiernie wdzięczny. Nie czuję się rewelacyjnie pisząc ten list, ale sytuacja, w której teraz się znajduję zmusza mnie do tego, aby prosić Was o tego typu pomoc. Mimo wielkiego zła, które rozpanoszyło się na tym świecie, ja głęboko wierzę w dobroć drugiego człowieka. Wierzę w Twoje

dobre i szlachetne serce i w to, że mi pomożesz ułatwiając moje niepełnosprawne życie. Za każdą nawet najmniejszą pomoc już teraz Wam serdecznie dziękuję i proszę Boga, żeby on sam był Waszą nagrodą. PS. Każda złotówka jest mile widziana. Pomóżcie, jeśli chcecie i możecie. Za wszelką pomoc składam serdeczne Bóg zapłać!!!!

Wszelką pomoc finansową dla Łukasza Cichockiego można kierować na numer konta: 06 1060 0076 0000 3200 0119 1757 BPH SA Kraków ul. Al. Pokoju 1 (z dopiskiem: Pomoc dla Łukasza) „Fundacja-Pomoc” 90-722 Łódź ul. Więckowskiego 20/128

POKAŻCIE SIĘ!

Środa, 8.08 – Dominika, Cyriaka 1940 – Rozpoczęła się „bitwa o Anglię”. Walki toczyły się do 31 października, brały w nich udział polskie dywizjony 302 i 303 oraz polscy piloci w jednostkach RAF. 1989 – Prezydent USA George Bush wysłał wojska amerykańskie na Bliski Wschód w celu odbicia z rąk Irakijczyków Kuwejtu. Czwartek, 9.08 – Ronalda, Romualda 1945 – Amerykanie zrzucili bombę atomową na miasto Nagasaki. Zginęło 74 tys. osób, a dalsze 45 tys. zmarło w wyniku chorób popromiennych. 1973 – Richard Nixon, prezydent USA, złożył dymisję, przyznając się do przedłożonych mu zarzutów ujawnionych w wyniku afery Watergate.

GBP 27.07 28.07 29.07 30.07 31.07 01.08 02.08

5.67 --------5.63 5,61 5,64 5,63

27.07 28.07 29.07 30.07 31.07 01.08 02.08

3.80 --------3,79 3,79 3,81 3,79

Euro

680

Tyle litrów wody codziennie zużywa mieszkaniec Nowego Jorku, mieszkaniec Kenii może zużyć 4 litry

131

Jest to największa liczba pięter domku zbudowanego z kart

2,5

miliarda osób nie ma dostępu do elektryczności, ta liczba stanowi 40 proc. ludności świata

KIM HELEN KUDZIA urodziła się 3 października 2005 roku w Southampton. Jej rodzice, Małgorzata i Dariusz, przybyli do Wielkiej Brytani w 2004 roku, aby podjąć pracę. Po narodzinach Kim zdecydowali osiedlić się tutaj na stałe. Kim już wkrótce jedzie z rodzicami na wakacje do Polski i po raz pierwszy zobaczy babcię i dziadka, którzy nie mogą się doczekać spotkania z urodzoną w Wielkiej Brytanii wnuczką. Zdjęcia wraz krótką informacją o prezentowanej osobie prosimy przesyłać na adres e-mailowy redakcji „Nowego Czasu”: redakcja@nowyczas.co.uk


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

CZAS NA WYSPIE 3

WRACAJĄ DO KRAJU Mam już dosyć wyjazdów za chlebem – powiedział Andrzej. – Pora na wyjazd za głosem serca: wracamy z żoną do Polski. Osłupieliśmy wszyscy: koledzy („czyście zgłupieli?!”), rodzina w Polsce („nareszcie zmądrzeli!”), polska drużyna piłki nożnej w Southampton („jak sobie damy radę bez pana trenera!”) i pracodawcy (czy wam u nas było aż tak źle?). – Wręcz przeciwnie – mówią Ela z Andrzejem. – Było nam lepiej niż się spodziewaliśmy. Mieliśmy dobrą pracę, ładne mieszkanie, poznaliśmy życzliwych ludzi, poprawiliśmy nasz angielski, podoba nam się Anglia i będziemy mile wspominać Southampton. Ale nie chcemy spędzić całego życia jako emigranci zarobkowi. Pora wracać do REKLAMA

Andrzej Konwiński (drugi od prawej w pierwszym rzędzie) były trener FC Lingland na pożeganlnym spotkaniu

domu. Czas abyśmy zaczęli wyjeżdżać za granicę wyłącznie jako turyści – dodają. Przyjechali tu dwa lata temu. Oboje po studiach. On, magister wychowania fizycznego, specjalizacja – trener piłki nożnej. Tu pracował jako ratownik na basenie i trener polskiej drużyny piłkarskiej Lingland Juniors.

Ona, tam nauczycielka chemii, tu – bardzo ceniona pracownica biura polskiego S.O.S Polonia. Lubiani przez wszystkich. Zdolni i pracowici. Mają klasę. Mają ambitne plany. No i, zgrzytając zębami, zapłacili wymuszoną niesprawiedliwie cenę powrotu – haracz podwójnego opodatkowania. Oprócz cennych doświadczeń i

dobrych wspomnień, zabierają ze sobą mały ale bezcenny pakunek – czteromiesięczną córeczkę urodzoną w Southampton. Pożegnaliśmy ich w ślicznej parkowej kafejce w centrum miasta. Przyszli mali piłkarze z rodzicami, pracodawcy Eli i Andrzeja, przyjaciele i dziennikarze z miejscowej prasy, któ-

rzy następnie ogłosili miastu, że ulubiony trener polskich dzieci w Southampton wraca do kraju. Zaprosiliśmy też policję prosząc ich żartobliwie, żeby zaaresztowali pana trenera, bo chcemy, żeby z nami został. Dwaj dzielnicowi zrobili krótkie „dochodzenie” i dowiedziawszy się od dzieci, że pan trener jest dobry, porządny i wręcz wspaniały, stwierdzili, że nie ma podstaw do aresztowania i musimy się pogodzić z jego wyjazdem. Przy okazji opowiedzieli nam o zadaniach brytyjskiego policjanta, obejrzeli z nami film o osiągnięciach naszej drużyny w Southamptom i w ten sposób udało nam się zbudować kolejny most pomiędzy miejscową Polonią i tutejszymi władzami (co oczywiście było głównym choć ukrytym celem tego zaproszenia). I tak pocieszając się colą, pizzą i lodami integrowaliśmy się wspólnie, dziękując sobie wzajemnie, podziwiając odwagę odjeżdżających i dziwiąc się ich szaleństwu. Nie odbyło się bez pukania się w czoło i cichych zakładów (jak długo tam wytrzymają i jak szybko tu powrócą). Na wszelki wypadek pracodawcy zapewnili naszych „dezerterów”, że w każdej chwili mogą wrócić „gdyby co”. Pojawiły się jednak pewne znaki na niebie i ziemi, wskazujące, że będzie dobrze: przez cały dzień miasto tonęło w strugach deszczu, jednakże na czas naszego spotkania deszcz ustał i zaświeciło słońce nad parkową kawiarenką. Czy to prognoza, że będzie pogoda – no, może niekoniecznie dla bogaczy – ale dla powracających?

Barbara Storey


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

4 CZAS NA WYSPIE

Studiujcie na Wyspach

tydzień na wyspach Chłopak Kamili Garsztki, której ciało zostało znalezione w zbiorniku wodnym w Berdforshire, został uznany winnym spowodowania jej śmierci w grudniu 2005 roku. Amilton „Nico” Bento z Bedford otrzymał karę dożywotniego więzienia, z czego musi spędzić w izolacji przynajmniej 14 lat. Sąd jest w posiadaniu niezbitych dowodów winy oskarżonego, między innymi ulubionej torebki Kamili, z którą prawie się nie rozstawała, a która została znaleziona w mieszkaniu Bento oraz telefonu zamordowanej, z którego zostały usunięte wszystkie wiadomości, tak by jej śmierć wyglądała na samobójstwo. Sąd uznał, że powodem makabrycznej zbrodni była zazdrość byłego kochanka, który podejrzewał, że dziewczyna chce go opuścić. Dwóch Polaków dostało łączny wyrok 15 lat więzienia po tym, jak zostali uznani winnymi przemytu 872 kilogramów marihuany, o wartości niespełna dwóch milionów funtów. Mirosław Krawczak i Tadeusz Chomicz zostali zatrzymani przez straż portową w Dover, 19 stycznia 2007 roku. Ciężarówka z polskimi numerami rejestracyjnymi miała według dokumentów być wyładowana słodyczami przeznaczonymi dla sieci angielskich supermarketów. Zamiast tego strażnicy odkryli olbrzymi ładunek marihuany umieszczony w niezwykle sprytnie skonstruowanych schowkach wewnątrz ciężarówki. W wyniku wypadku, do którego doszło przy Princess Street w Falkirk, zginął polski robotnik budowlany Witold Jeleń. Znajdował się w budynku, którego część nagle się zawaliła. Polak spadł z wysokości około 40 stóp. Do wypadku doszło o godzinie 9.00 rano w niedzielę, 29 lipca. Trwa śledztwo mające wyjaśnić przyczyny wypadku. Do czasu jego zakończenia prace na budowie zostały wstrzymane. Czterech Polaków zostało aresztowanych przez policję w mieście Nelson, po tym jak pobili i zaatakowali nożem dziewiętnastolatka. Do bójki doszło w sobotę, 28 lipca na Larch Street. Policja twierdzi, że nie ma powodów, by uważać, że atak miał podłoże rasistowskie. Poszkodowany został odwieziony do szpitala, gdzie przeszedł operację. Jeśli ktokolwiek jest w posiadaniu informacji na temat sobotniego zajścia na Larch Street, proszony jest o kontakt z policją pod nr telefonu 01282 425001, albo Crimestoppers, anonimowo pod nr 0800 555 111.

Światowy Zlot Skautów 45 TYSIĘCY SKAUTÓW przybyło do Wielkiej Brytanii, by uczcić setną rocznicę narodzin tego ruchu. Jamboree to cykliczna impreza, która jest organizowana co cztery lata. W sobotę, 28 lipca, odbyła się uroczysta ceremonia otwarcia Jamboree w Hylands Park koło Chelmsford, gdzie powstało miasteczko, w którym do 8 sierpnia będą rezydowali młodzi ludzie z kilkudziesięciu krajów całego świata. Polska reprezentacja liczy około 800 osób i jest najliczniejszą spośród wszystkich dotychczasowych. Harcerze dotarli

do Chelmsford między innymi na rowerach, a kilkudziesięcioosobowa ekipa skautów przypłynęła do Londynu na legendarnym jachcie Zawisza Czarny, oraz na dwóch innych jachtach – Barlovento II ze Szczecina oraz Jurand z Trzebieży. Tegoroczny zlot zorganizowano pod hasłem „Jeden Świat, Jedno Przyrzeczenie”. Pierwszy odbył się w 1920 roku. Wszystko za sprawą sir Roberta Baden-Powella, który sto lat temu zorganizował pierwszy obóz harcerski dla dwudziestu chłopców na wyspie Brownsea w Wielkiej Bry-

tanii. Tym samym stał się założycielem ruchu skautowskiego. Obecnie liczy on aż 28 milionów członków. 2 sierpnia w ramach Dnia Polskiego zaprezentowano nasze regionalne potrawy, przedstawiono makiety polskich miast oraz bito rekord Guinnessa w liczbie par tańczących Poloneza. Harcerze mogli również poznać historię Szarych Szeregów, jedynej skautowej organizacji podziemnej. ZHP jest członkiem World Organization of Scout Movement i World Association of Girl Guides and Girl Scouts.

Walka o klienta

ją w swojej ofercie konta bankowe przeznaczone specjalnie dla Polaków. W kwietniu bieżącego roku Lloyds wprowadził Silver Account. W ramach usługi przewidziano kartę debetową, ubezpieczenie telefonu komórkowego, dostęp do rachunku oszczędnościowego i ubezpieczenie turystyczne. Usługa ma jednak jeden minus – miesięczna opłata wynosi 7,95 funta. Oferowane przez HSBC Passport Account zawiera podobne udogodnienia. Dodatkowo klienci mogą skorzystać z działającej przez całą dobę polskojęzycznej infolinii. Koszty rachunku to comiesięczna opłata w wysokości sześciu funtów. Na początku bieżącego roku w ofercie banku NatWest znalazło się Welcome Account. Podobnie, jak w przypadku oferty pozostałych banków, do otwarcia konta wystarczy paszport. Personel obsługujący klientów, którzy zdecydowali się na ten rachunek składa się w całości z Polaków. Miesięczna opłata za prowadzenie rachunku wynosi dwa funty. Podstawowym udogodnieniem dla klientów jest druga karta debetowa, z której może korzystać rodzina przebywająca w Polsce. NatWest podpisał umowę z PKO BP, dzięki której możliwe będzie wykonywanie bezpłatnych przelewów między kontami osobistymi w obu tych instytucjach. Ta usługa prawdopodobnie przyciągnie do NatWest sporo polskich klientów. Według analityków z Western Union, ponad 60 proc. Polaków mieszkających na Wyspach regularnie przesyła pieniądze do Polski.

Alkoholowi kierowcy to również my!

DUŻE BRYTYJSKIE BANKI prześcigają się w ofertach, które mają przyciągnąć polskich imigrantów. Oferta bankowych gigantów wiąże się jednak z wysokimi kosztami usług – ostrzega serwis ThisIsMoney. 90 proc. klientów oddziału banku Barcklays w Ealing, (zachodni Londyn), stanowią Polacy. Wszystko dzięki zatrudnieniu polskiego personelu. Ealing jest jednym z największych skupisk polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii – ponad 40 tys. Polaków mieszka w tej dzielnicy. Nic więc dziwnego w tym, że banki właśnie o nas zabiegają Harjit Bagga, menedżer oddziału Barcklays w Ealing, już kilka lat temu zdecydowała się na zatrudnienie polskiego pracownika, kierując jednocześnie ofertę w stronę polskich imigrantów. – Odkąd zatrudniliśmy polski personel, zanotowaliśmy gwałtowny napływ nowych klientów, obecnie połowa naszego personelu to Polacy. Oddział Barclays w Ealing zatrudnia siedmiu polskich pracowników. Ponad 30 oddziałów banku, głównie w zachodnim Londynie, również posiada polski personel. Inne banki, kierując swoją ofertę do polskich imigrantów, poszły jeszcze dalej. Lloyds, NatWest i HSBC ma-

Obok nas żyje Londyn Dokończenie ze str. 1

Liczba bezdomnych, sypiających w centrum Edynburga, zwiększyła się prawie trzykrotnie w ciągu ostatniego roku. Organizacje pomagające bezdomnym twierdzą, że głównym powodem przepełnienia miejsc dla bezdomnych i słabo zarabiających jest brak tanich mieszkań.

PRZEDSTAWICIELE uniwersytetów z Wielkiej Brytanii przybyli w minionym tygodniu do Polski, aby zachęcić naszych studentów do podjęcia studiów w Aberystwyth i w Derby. W tym roku studia w Walii wybrało około stu studentów. Prawie taka sama liczba rozpocznie studia w Derby. – Uniwersytet Walijski to uczelnia, która oferuje bardzo dobre warunki. Stypendium socjalne to tysiąc funtów rocznie. Dostaje je prawie każdy polski student – mówiła Bożena Kuczabińska, przedstawicielka uczelni z Aberystwyth. Tysiąc funtów rocznie oferuje też uniwersytet w Derby. Nie są to jednak tanie studia. Żeby przetrwać pierwszy rok, trzeba mieć około dziesięciu tysięcy złotych. Brytyjskie uczelnie polują na studentów nie tylko w Polsce, ale również na Litwie, Łotwie i w krajach azjatyckich.

Jeden z namiotów należał do St. Margaret’s & All Saints RC Community. Razem z księdzem reprezentującym kościół pw. św. Małgorzaty przyszedł jego parafianin – Bogdan, który mieszka w Londynie od dwóch lat, a pracuje jako kelner w jednej z restauracji nieopodal London Bridge. Z przyczyn oczywistych

jest zainteresowany akcją tworzenia CLT, bo możliwość skorzystania z takiego funduszu, będzie dotyczyła również Polaków, obywateli miasta Londyn. Ten niestety wciąż pozostaje dla nas barejowskim Lądkiem, a liderzy naszej społeczności w żaden sposób nie próbują tego zmienić. Jednorazowa wizyta związku zawodowego czy Kena Livingstone’a w POSK-u to za mało.

CO DZIESIĄTY nietrzeźwy kierowca zatrzymany w Wielkiej Brytanii pochodzi z Polski. Co więcej, nasi rodacy złapani za kółkiem po pijanemu mają zwykle znacznie więcej alkoholu we krwi niż Anglicy – wynika z danych TTC Group, instytucji która organizuje kursy dla skazanych przez sąd kierowców. Jeszcze kilka lat temu, zanim Polska weszła do UE, kierowcy z Europy Wschodniej stanowili zaledwie 3 proc. wszystkich zatrzymanych na brytyjskich drogach. Obecnie Polacy stanowią aż 25 proc. tych, którzy piją kilkakrotnie ponad dopuszczalną normę, mimo że w Wielkiej Brytanii jest ona o wiele wyższa niż w Polsce. Norma w Polsce wynosi 0,2 promila, a na Wyspach 0,8. Kierowca na Wyspach złapany REKLAMA

po pijanemu za kierownicą dostaje zakaz prowadzenia auta na okres 12 miesięcy. Przy większej ilości alkoholu zakaz ten może sięgnąć nawet trzech lat. Specjalny kurs pozwala zredukować zasądzoną karę o jedną czwartą. Problem polega jednak na tym, że Polacy na Wyspach często mają kłopot z językiem angielskim, co znacznie utrudnia udział w takich zajęciach. Dlatego TTC Group zmuszone jest zatrudnić tłumacza i przygotować specjalnie dla naszych rodaków ulotki po polsku. „The Times” opublikował dane na temat wypadków powodowanych przez kierowców, którzy nie mają ubezpieczenia. Wynika z nich, że ich liczba z udziałem Polaków wzrosła w ostatnich dwóch latach ponad trzykrotnie.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

CZAS NA WYSPIE 5

Autor nie tylko jednej piosenki

W szkockim radiu po polsku

Krzysztof Kasprzyk, który napisał jeden z songów Solidarności – przejmującą „Piosenkę dla córki” gościł w piątek, 27 lipca w galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. Spotkanie zorganizowała Krystyna Kaplan. W sierpniu 1980 roku brał udział w strajku w Stoczni Gdańskiej, wtedy powstała słynna ballada oraz drugi wiersz zamieniony w piosenkę – „Postulat 22”. Wieczór poświęcony jego osobie nie przypadkiem został zorganizowany właśnie tego dnia miesiąca, bowiem dokładnie 27 sierpnia „Piosenka...” została wydrukowana w Strajkowym Biuletynie Informacyjnym „Solidarność”. Jeszcze tego samego dnia utwór ten deklamowali ludzie zgromadzeni przy bramie stoczni, a w dniu następnym, do naprędce wymyślonej melodii zaśpiewał go jeden z aktorów Teatru Wybrzeże – Maciej Pietrzyk. Później wystąpił z nią na festiwalu w Opolu, a w świadomości kolejnych pokoleń zaistniała dzięki filmowi Wajdy –

„Człowiek z Żelaza”, gdzie również zabrzmiała w wykonaniu Pietrzyka. Oczywiście podczas spotkania nie zabrakło pytań dotyczących okoliczności jej powstania, jednak publiczność, która skrzętnie wypełniła przestrzeń galerii była nawet bardziej zainteresowana „posierpniowym” losem tego poety i nauczyciela. Stan wojenny zastał go w Berlinie Zachodnim. W 1985 roku wyjechał do Toronto, gdzie mieszka do dzisiaj. Otrzymaliśmy więc okazję porównania naszych emigracyjnych doświadczeń na linii Kanada – Wielka Brytania i z szeregu pytań, które mu zadawano wynikało, że rzeczywiście na opowieści o społeczności polskiej w Toronto najbardziej publiczności zależało. Poza tym był to

Rasistowsi atak, czy młodzieńczy wybryk? W PIATEK, 27 lipca w Aberdeen został zaatakowany 11-letni Polak Robert Strążek. Sprawcami napadu było dwóch szkockich nastolatków. Robert wciąż przeywa w szpitalu. Grampian Police w komunikacie prasowym podało, że mógł być to atak rasistowski. W szpitalu chłopak opowiadał gazecie „Evening Express”, że młodociani bandyci wyzywali go najpierw od „głupich Polaków”, by później zacząć kopać i bić po całym ciele. Po kilku dniach wciąż nie milkną echa brutalnego pobicia. To niecodzienny przypadek w słynącej z gościnności i tolerancji Szkocji. Tutejsze media nie kryją oburzenia i piętnują sprawców, których policja jeszcze nie znalazła. Tymczasem popularny polski portal szkocja.net stał się miejscem wymiany opinii na temat szkockiej młodzieży. „Jest gorzej niż źle z tymi młodocianymi Szkocikami!!! (...) Jak już w wieku 13-15 lat mają takie zagrywki to pewnie w wieku 18 lat już kogoś zamordują” – pisze „onaa” na polskim forum. Inny użytkownik dodaje: „Co oni wyprawiają, to się w głowie nie

mieści. Polska młodzież to nie anioły, ale na pewno nie jesteśmy jak młodzież ze Szkocji!!!” – Jest mi bardzo przykro, że do takich incydentów dochodzi w moim kraju – mówi Emilly Downson z Edynburga. Pracownica socjalna i matka trojga dzieci dodaje jednak, że trudna młodzież jest w każdym kraju i nie można obwiniać wszystkich Szkotów. – Nie generalizujmy, nie odczuwam negatywnego nastawienia do Polaków, Szkocja jest multikulturalnym krajem i wielu z nas zależy na tym, by wszyscy czuli się u nas dobrze. Zdaniem Justyny Jabłońskiej z Edynburga do rasistowskich ataków będzie dochodzić coraz częściej. – Nie łudźmy się, Szkoci z nizin społecznych już powoli mają nas dosyć. Zabieramy im pracę, którą kiedyś mieli na wyciągnięcie ręki. Jesteśmy dla nich konkurencją, dobrze wykształconą i solidnie traktującą swoje obowiązki. Całą sytuację podsumowuje internautka Qulka: „W Polsce to samo mogłoby się wydarzyć. I pewnie nie byłoby tyle hałas… (mks)

AK-owcy pamiętają W śRODę, 1 sierpnia, w 63. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, jak co roku, w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym spotkali się AK-owcy i nieliczni już uczestnicy tamtych krwawych wydarzeń. Wcześniej, w kościele garnizonowym pw. św. Andrzeja Boboli odbyła się msza św. w intencji poległych i zmarłych powstańców oraz tych, którzy wciąż są wśród nas. Uroczystość zorganizowało Koło AK Londyn. Gośćmi spotkania byli ambasador RP w Londynie Barbara

Tuge-Erecińska, konsul Justyna Janiszewska i przedstawiciel attache wojskowego płk. Krzysztof Bugajewski. Kilka słów do zebranych na obiedzie w Sali Malinowej POSK-u wygłosił też gość specjalny, prof. Norman Davies, autor jednej z najlepszych książek historycznych dotyczących Powstania. Profesor powiedział, że z wielką przyjemnością przyjechał do Londynu, by tę rocznicę spędzić z uczestnikami Powstania, ich przyjaciółmi i rodzinami. (tb)

jednak również wieczór poezji. Kasprzyk jest autorem kilku tomików: „Centrum peryferii”, który ukazał się jeszcze w 1981 roku; „Stanu zagrożenia” z 1986 roku, „Panopticum” z 1997 roku, „Zbioru”, który wydano dwa lata później, oraz „Miejsca” – zbioru wierszy najnowszych, bo wydanych przed rokiem. – Nie czuję się emigrantem siedzącym na walizkach, odpowiedział bohater spotkania na jedno z pytań o tęsknotę za krajem, chociaż przyznał, że Sopot nigdy nie przestanie być „tym miejscem” – jedynym, wyjątkowym. Poezja i dziennikarstwo to jego pasje, na co dzień pracuje jako nauczyciel w liceum, uczy również w sobotniej szkole mieszczącej się przy polskim Konsulacie w Toronto.

Rejestracja albo kasacja NEWHAM COUNCIL przy współpracy z Driver and Vehicle Licensing Agency rozpoczęli realizację programu, który ma na celu usunąć z ruchu niezarejestrowane w brytyjskich urzędach polskie i litewskie samochody. Przez dwa lata pracownicy samorządu, Policji i DVLA tworzyli bazę właścicieli takich samochodów. Akcja w szczególności dotyczy tych kierowców, którzy mieszkają w WielREKLAMA

kiej Brytanii przynajmniej ponad pół roku, bowiem zgodnie z brytyjskim prawem mamy pół roku czasu na rejestrację i ubezpieczenie naszego samochodu. Później, jeśli wciąż uchylamy się od rejestracji, otrzymamy ostrzeżenie po polsku, nakazujące nam uregulowanie sprawy w ciągu kolejnych czterech tygodni. Jeśli tego nie uczynimy, władze danego samorządu mogą go skonfiskować.

„KRAINA DESZCZOWCÓW” – taką nazwę nosi pierwsza polskojęzyczna audycja radiowa, która rusza na falach FM w Szkocji. Deszczowcy rozpoczną oficjalne nadawanie 5 sierpnia. Od tej pory w każdą niedzielę od godz. 9.00 do 10.00 w „Sunny Govan Radi” na 103,5 FM, a także w internecie będzie można posłuchać polskiego głosu w szkockim radiu. Redaktorem naczelnym audycji jest Adam Sebesta, muzyk i akustyk znany ze współpracy z polskimi zespołami i kabaretami, który od 2005 roku mieszka w Szkocji. Wspierać go będą także Michał Fik i Tomek Dziedzic, związani z portalem „Glasgow24.pl”. – Chcielibyśmy aby największy wpływ na charakter „Krainy Deszczowców” mieli nasi słuchacze, bo to dla nich powstaje ta audycja. Podczas czerwcowo-lipcowych prób na antenie „Sunny Govan”, ustaliliśmy wstępną ramówkę programu. Najważniejszą jej częścią jest to, że gramy tylko i wyłącznie utwory polskich wykonawców – powiedział Adam Sebesta. Nna antenie usłyszymy również kalendarium najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Glasgow, przegląd polskich portali i gazet polonijnych w Szkocji oraz wywiady i komentarze do wydarzeń tygodnia. Dla tych, którzy przegapią program na żywo, autorzy zapowiadają możliwość ściągania podcastów, które będą dostępne w największych portalach internetowych w UK.


NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

nowyczas.co.uk

6 POLSKA KOALICJA » Gorące lato

tydzień w kraju T Prezydent w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (nowa jakość!) stwierdził, że najlepszym terminem wyborów byłaby wiosna 2008. Gdyby wybory przeprowadzić jesienią 2007 roku, to za cztery lata kampania wyborcza przypadłaby w okresie prezydencji polskiej w UE. T PiS prowadzi rozmowy z PO na temat zmian w ordynacji wyborczej. Okręgi jedno- lub kilkumandatowe mogłyby wyeliminować kandydatów małych partii. Czyżby straszak na LiS-a? T Premier Jarosław Kaczyński odpowiedział na zarzuty niemieckiej gazety „Frankfurter Algemeine Zeitung” (FAZ). Dziennik zarzucił Warszawie, że nie chce oddać zrabowanych dóbr niemieckiej kultury, w tym Biblioteki Pruskiej, tzw. „berlinki”. Według premiera zwrot będzie możliwy, jeżeli Niemcy zwrócą lub wypłacą odszkodowania za zrabowane w czasie wojny dobra kultury polskiej. T Spółdzielnie mieszkaniowe przeżywają oblężenie przez lokatorów, którzy chcą wykupić na własność swoje lokale. Nowa ustawa umożliwia taką procedurę za niewielkie kwoty. T 72 proc. ankietowanych Polaków jest zadowolonych z faktu wprowadzenia lekcji religii do szkół. Przeciwnego zdania jest 24 proc. T Na Zamku Królewskim w Warszawie wręczono honorowe obywatelstwo miasta m.in. Lechowi Wałęsie, uczestnikom Powstania – Wiesławowi Chrzanowskiemu i Januszowi Brochwicz-Lewińskiemu, Irenie Sendlerowej i wynalazcy szczepionki przeciw polio prof. Hilaremu Koprowskiemu.

Straszą wyborami, ale rządzą dalej KRYZYS w koalicji trwa. LiS domagał się przywrócenia do Urzędu Komisji Integracji Europejskiej Daniela Pawłowca z LPR (zdymisjonowany za krytykę minister Fotygi) i mianowania Krzysztofa Sikory z Samoobrony na ministra rolnictwa. LPR i Samoobrona chcą też sejmowej komisji śledczej w sprawie akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Ministerstwie Rolnictwa. Natomiast politycy PiS mówią o wyborach. Każda ze stron chce zmusić koalicjanta, by zerwał jako pierwszy. Premier Jarosław Kaczyński mianował ministrem rolnictwa „wroga” Leppera, Wojciecha Mojzesowicza i nazwał go „wybitnym politykiem Samoobrony”. Mojzesowicz jest w PiS i z byłym kolegą szkolnym Lepperem od dawna już nie rozmawia. Może to świadczyć, że premier „tworzy” Samoobronę bez Leppera lub udaje, że osadzając resort swoim politykiem, umowy koalicyjnej nadal nie zrywa. Niewykluczone, że dalsze istnienie koalicji rozstrzygnie się dopiero po wakacjach, 22 sierpnia, chociaż rozbrat jest już faktem.

Prawo i Sprawiedliwość dopięło swego, pożarło przystawki, jak nazywa się partie wchodzące w skład koalicji, czyli Ligę Polskich Rodzin i Samoobronę. Czy PiS chce wcześniejszych wyborów? Zdaniem politologów – tak, ale nie teraz. – Możliwy, najlepszy termin, to wiosna – przekonuje premier Jarosław Kaczyński. Do tego czasu z Samoobrony i LPR nic nie zostanie, a ich elektorat wchłonie PiS. Wyborów wcześniejszych nie chce też główna siła opozycji, Platforma Obywatelska. Tu kalkulacja jest też prosta: niech PiS jeszcze porządzi, niech się wykrwawia, za dwa lata zostaną z tej partii strzępy. Poza tym, gdyby teraz PO przejęła rządy, jej lider Donald Tusk musiałby, jak nakazuje logika, zostać premierem. A on ma apetyt na posadę prezydenta. Czyli musiałby rządzić trzy lata, by potem walczyć o fotel głowy państwa. Tyle że po trzech latach rządzenia miałby małą szansę na zwycięstwo. W przyspieszonych wyborach zainteresowana jest tylko lewica, ale ta się realnie nie liczy. PiS ryzykuje jednak, przeciągając spektakl

pod tytułem dobijanie koalicjantów. Poparcie dla premiera nie przekracza 25 proc., dla PiS jest jeszcze mniejsze. Nie wiadomo, jak zachowają się Polacy, gdyby im przyszło teraz, czy za kilka miesięcy pójść do urn wyborczych. Teraz polscy posłowie mają wakacje. Najdłuższe w dotychczasowych dziejach parlamentu.

Bartosz Rutkowski

Komentarz > 11

Ekolodzy swoje PREMIER oświadczył, że 1 sierpnia nie ruszą prace przy budowie obwodnicy przez Dolinę Rospudy. Ekolodzy zwinęli namioty, a mieszkańcy Augustowa zablokowali ruch przez miasto. Komisja Europejska zagroziła Polsce karami w razie rozpoczęcia inwestycji. Tymczasem Europejski Trybunał Sprawiedliwości, gdzie trafiła sprawa budowy, nie spieszy się z wydaniem wyroku, a procedury mogą potrwać nawet do dwóch lat. Mieszkańcy Augustowa wybierają się do Brukseli. Ciekawe, że ETS nie interweniuje w znacznie bardziej szkodliwej inwestycji w postaci gazociągu północnego po dnie Bałtyku. Naukowcy odkryli, że na proponowanej przez ekologów zastępczej trasie dla obwodnicy Augustowa istnieje 25 gatunków chronionych roślin. W samej Dolinie Rospudy gatunków chronionych ekolodzy doliczyli się tylko siedmiu. Sprzeciwiający się budowie działacze Zielonych nie przyjęli opracowania naukowców do wiadomości.

Hołd dla powstańców

T Polscy rybacy zapowiadają bojkot decyzji Komisji Europejskiej o zakazie połowu dorsza na Bałtyku. Zamierzają wypłynąć na łowiska 15 września, kiedy kończy się okres ochronny dla tej ryby. Komisja zakazała połowu do końca roku. T Opóźnia się rozpoczęcie budowy nowego stadionu w Warszawie. „Wygaszanie” handlu na Stadionie X-lecia ma potrwać do końca września. T LPR proponuje podnieść opłatę za drugi ślub z 80 do 5000 zł. T Minister obrony Aleksander Szczygło wydał decyzję o przywróceniu tradycyjnej symboliki sztandarów wojskowych. Orzeł na wojskowych sztandarach będzie znowu patrzył w prawą stronę. Dwa lata temu decyzja jego poprzednika Jerzego Szmajdzińskiego skierowała głowę orła w stronę... lewą.

OSIEM dni trwały w tym roku obchody 63. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Już nie muszą się powstańcy kryć, jak to dawniej bywało, 1 sierpnia na warszawskich Powązkach. Dziś już nie tylko w Warszawie o godzinie „W”, czyli o 17.00, w momencie wybuchu Powstania na minutę zatrzymuje się ruch. W kilkunastu miastach Polski jest też taki zwyczaj. – Zawsze będziemy pamiętali, komu zawdzięczamy to nasze muzeum i te obchody, które są na miarę wielkiego zrywu Polaków – mówi wyraźnie wzruszona Irena Bańkowska, uczestniczka Powstania Warszawskiego, którą udekorował prezydent Lech Kaczyński. Od 60 lat trwa dyskusja, czy ten wielki zryw Polaków, który hitlerowcy utopili w morzu krwi zabijając 18 tys. powstańców i 180 tys. cywili był potrzebny. Że był potrzebny, nie ma wątpliwości Edward Materski, powstaniec, którego też z okazji rocznicy udekorował prezydent. Na warszawskie Powązki przychodzą w te dni nie tylko warszawiacy. Zjeżdżają ludzie z całego świata, powstańcy, którzy żyją dziś w Wielkiej Brytanii i za Oceanem. Z roku na rok tych ostatnich jest coraz mniej. Ale pamiętają o nich kolejne pokolenia. (br)

Ambasada Wielkiej Brytanii radzi: Na co ma Anglik w Polsce uważać PILNUJCIE swoich paszportów, uważajcie na złodziei i na to co jecie. Uważaj na siebie, gdy będziesz pijany. Takie uwagi zawarte są w specjalnej broszurze, którą właśnie wydała brytyjska ambasada w Warszawie dla przyjeżdżających z Wysp do Polski. Na początek kubeł zimnej wody dla tych, którzy lubią zaszaleć w Polsce. Okazuje się, że o ile jeszcze alkohol jest tani, to już na przykład pobyt w warszawskiej izbie wytrzeźwień – niekoniecznie. Bo trzeba zapłacić za wątpliwą przyjemność przebywania wśród bełkotu i przekleństw całe 250 złotych. – To nieprawda, że broszura jest wydana po to, by utemperować Brytyjczyków na polskiej ziemi – zarzeka się Paul Fox, brytyjski konsul generalny w Warszawie. Z innych „praktycznych” porad mogą się Brytyjczycy dowiedzieć, że panienki niechętnie i słabo mówią w ich ojczystym języku. A na dodatek jest inny problem, bo w niektórych lokalach pojawiły się napisy: No stag

parties, co każdy Anglik zrozumie, że tu nie urządzi wieczoru kawalerskiego. A trzeba powiedzieć, że te imprezy upodobali sobie Brytyjczycy odwiedzający nasz kraj. Bo tanio u nas i fajnie. Tanie linie lotnicze zrewolucjonizowały podróżowanie. Polacy ciągną na Wyspy głównie do pracy. Brytyjczycy z kolei wybierają Polskę jako kraj, gdzie można się nieźle zabawić i zobaczyć wiele interesujących miejsc. Na hotelach, jak wynika z informacji Instytutu Turystyki, Brytyjczycy u nas nie oszczędzają. Połowa z nich wybiera Polskę ze względu na nasze zabytki i wspaniałe krajobrazy. Mniej więcej jedna trzecia odwiedzających Polskę Brytyjczyków zostaje w górach i tam spędza urlop. Tylko sześć procent stawia na aktywny wypoczynek. Co się dzieje z resztą? Konsul Fox nie chciał powiedzieć. A może to właśnie dla nich przygotowano wspomnianą broszurę?

Bartosz Rutkowski


WIELKA BRYTANIA I ŚWIAT 7

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

nowyczas.co.uk

PAKISTAN » Walka z fundamentalistami

tydzień na świecie

Zamknięty meczet GDYBY to zależało od pakistańskich mułłów, prezydent tego kraju Pervez Muszaraf już by nie żył. Dla wojujących islamistów jest śmiertelnym wrogien. Niedawno kazał wojsku strzelać do tych, którzy schronili się w Czerwonym Meczecie w Islamabadzie. Były dziesiątki śmiertelnych ofiar. Gdy wydawało się, że po otwarciu świątyni gniew minie, Muszaraf kazał Czerwony Meczet znów zamknąć. Dlaczego to zrobił? Bo nauczyciele szkół koranicznych już wzywali do świętej wojny z prezydentem, bo już na dachu pojawili sią osobnicy z zakrytymi twarzami, a każdy z nich trzymał w ręku flagę ze skrzyżowanymi mieczami – wołanie na dżihad, czyli na świętą wojnę. Pakistan jest na krawędzi wojny domowej. Tylko generał Muszaraf trzyma jeszcze to wszystko jako tako w ryzach. – W Pakistanie jest tak, że jakieś 90 proc. ludzi chciałoby twardych rządów islamskich, przeciwna temu jest reszta. I przywilejów tej reszty broni Muszaraf – tłumaczyła mi nauczycielka języka angielskiego na

T Tylko w lipcu w zamachach terrorystycznych w Iraku śmierć poniosło 1652 cywilów. T Benedykt XVI przedstawi jeszcze w tym roku papieską encyklikę poświęconą problemowi globalizacji. T Rządząca w Japonii Partia Liberalno Demokratyczna doznała porażki w wyborach do izby wyższej parlamentu. Zdobyła tylko 37 na 121 mandatów. Wygrali opozycyjni Demokraci, którzy otrzymali 60 mandatów.

pokładzie samolotu z Genewy do Islamabadu, kiedy leciałem tam zaraz po zamachach z 11 września. Wszyscy wiedzieli, że lada chwila Amerykanie uderzą na Afganistan, na co musieli uzyskać zgodę Islamabadu. I taka zgoda została wydana. O wpływach islamistów przekonałem się następnego dnia po tym, jak amerykańskie rakiety spadły na Kabul. Na jednym z bazarów w Islamabadzie pojawiło się wtedy mnóstwo portretów Osamy bin Ladena. Ale ani policja, ani wojsko pakistańskie nie chciały drażnić miejscowych islamistów. Potem odwiedziłem Rawalpindi, gdzie co uliczka, to szkoła koraniczna. Nauczyciele, z którymi rozmawiałem, nie kryli, że wlewają w głowy swych uczniów nienawiść do Szatana, czyli do Ameryki. Wtedy przed Czerwonym Meczetem stały tylko obywatelskie straże. Teraz wejścia do świątyni pilnują komandosi i policja.

T Rada Bezpieczeństwa ONZ przegłosowała rozmieszczenie w Darfurze 26 tysięcy żołnierzy i policjantów kontyngentu pokojowego ONZ i Unii Afrykańskiej. T Rząd Irlandii przygotowuje ustawę o możliwości legalizacji związków tej samej płci. T W Bykowni na Ukrainie rozpoczęto prace ekshumacyjne z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. Prace, które mają odkryć nowe groby potrwają około dwóch miesięcy. T W Chinach trwała akcja ratownicza 69 górników zasypanych w kopalni węgla.

Bartosz Rutkowski

Islam religią pokoju? > 11

W kosmos tylko trzeźwi ŻADEN amerykański astronauta nie wejdzie teraz na pokład wahadłowca po wypiciu najmniejszej choćby ilości alkoholu. W przeszłości bywały niestety przypadki, kiedy w kosmos leciano po „spożyciu”. Na Florydzie już szykuje się do startu prom kosmiczny. 7 sierpnia rusza w kilkunastodniową podróż do gwiazd kilku śmiałków, w tym Kanadyjczyk. Zapowiedziano im, że na 12 godzin przed startem nie mają prawa

wypić nawet wina do obiadu. Żadnego piwka, żadnego drinka. Nic. NASA ma już dość skandali. – Przecież komu jak komu, ale tym ludziom odwagi nie brakuje, więc nie możemy tłumaczyć tego, że astronauci pili dla kurażu – twierdzi były szef NASA, Seymour Himmel. To on nakazał prowadzenie szczegółowych badań przed lotem i niestety w dwóch co najmniej przypadkach najgorsze obawy potwier-

dziły się. Pijani astronauci. W ostatnim czasie NASA nie ma dobrej prasy, nie może opędzić się od dziennikarzy, którzy na każdym kroku węszą skandal. I w wielu wypadkach mają niestety rację. Każdy wahadłowiec to jakieś dwa miliardy dolarów. I takim majątkiem, jak zapowiadają teraz szefowie NASA, mają zarządzać tylko w pełni odpowiedzialni i absolutnie trzeźwi ludzie. (br)

Rozmowy Browna z Bushem Z NIEPOKOJEM oczekiwana wizyta nowego premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna w Stanach Zjednoczonych nie przyniosła radykalnego zwrotu w polityce zagranicznej Zjednoczonego Królestwa. Gordon Brown buduje swój wizerunek i pozycję ostrożnymi posunięciami, które mają być zapowiedzią nowej ery bez spektakularnego odcięcia od „ery Blaira”. Spotkanie z prezydentem Bushem miało ustalić nową konwencję współpracy, w czym dużą rolę odgrywa bardziej „niezależne” stanowisko Wielkiej Brytanii w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Spotkanie miało charakter „oficjalny” a nie „przyjacielski” (z czego słynął Tony Blair). Gordon Brown podkreślił zasługi Stanów Zjednoczonych w walce z terroryzmem i zapewnił prezydenta Busha, że Wielka Brytania pozostanie wiernym sojusznikiem. Podkreślił jednak, że decyzja dotycząca pozostania wojsk brytyjskich w Iraku zostanie podjęta w konsultacji z brytyjskimi generałami, którzy już widzą możliwość ograniczenia udziału brytyjskiego kontyngentu w działaniach militarnych w rejonie Basry. (gm)

T Hiszpańska „El Pais” piórem samego Adama Michnika ostrzega, że w Polsce trwa „pełzający zamach stanu” na demokrację. T Gubernator obwodu lwowskiego poprosił wojewodę podkarpackiego o niezależną ekspertyzę ewentualności skażeń po pożarze pociągu z ładunkiem fosforu. Władze zapewniają, że niebezpieczeństwa nie ma. T Ujawnione taśmy z Biesłanu pokazują, że tragedię dzieci w szkole zajętej przez terrorystów sprowokowały rosyjskie siły specjalne, które zaatakowały budynek jako pierwsze. T Obrońcy swobód obywatelskich w USA protestują przeciw umieszczaniu kamer wideo w miejscach publicznych. Pomysłodawcy uzasadniają swoją inicjatywą „walką z terroryzmem”. T Europejski Bank Inwestycyjny udzielił Ukrainie pożyczki w wysokości 200 mln euro. Pieniądze mają sfinansować budowę autostrad na Euro 2012. T Z pracy w gabinecie komisarz europejskiej Danuty Huebner zrezygnowało już siedem osób. Podobno pani komisarz jest bardzo wymagająca. W jej gabinecie pozostają tylko pracownicy z Polski. T Tegoroczna inflacja w Zimbabwe wyniesie około 100 tys. proc. Światowy rekord..., a Mugabe spokojnie rządzi.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

G

8 TAKIE CZASY

Roller-Coaster Times by Marek Kaźmierski

ranta, Britain’s foremost magazine of new writing, ran a story recently about an American academic who is also the world record holder for roller-coaster endurance riding. This character, a history teacher from New York, doesn’t ride these neck-breaking contraptions for mere days or weeks at a time. Not counting toilet and interview breaks, he lasts up to three non-stop months on the world’s most extreme playgrounds. Just going round and round. Permanently stuck in “thrill city”. Granta only publishes prose by the world’s finest writers, but even though I read the piece end to end, I still couldn’t quite grasp why anyone would do this to themselves. Waste whole years of their lives riding a mad loop. Then I realise my life’s been a roller-coaster too of late. Last week, for the historic first meeting between the mayor of London and reps from our own Polonia community, we organised (as Apart Arts) a one-night-only showing of young Polish artists’ work at City Hall. Yesterday, we will have launched another, this time proper two-week exhibition in the City Hall foyer, showing specially commissioned photographs by other young Polish artists. All of the above is continually being filmed for the documentary we are making about our lives in the UK. And tomorrow, Saturday 4th of August, we are holding an event at Conway Hall in Holborn, to gather artists and cultural activists from all over Europe and beyond. A week later, we’re launching another exhibition at the Titchy Gallery. The week after that, readying our artists work for travel to Warszawa, Gdansk, Wroclaw, Berlin. Then launching a new publication. Then there’s Art-Dom, the on-line arts centre we launched in April… Are we stuck on a roller coaster too? All of us at Apart Arts – Bartek, Maria, Tom, Adam, Ela – we’re all volunteers, with no guarantee of success and all kinds of discouragement from all kinds of places. Are we mad too? Or stupid? Workaholic? Obsessive?

No Way Back Where

No. The times we live in demand something – that we enjoy the ride. It is not us who are mad, it is the world around us. Mad in both good and bad senses of the word. Every time I see my father (born during WWII, he came to the UK in ’81, yet still has trouble communicating in English), I realise I’m quantum leaps ahead of his generation. Living in a new millennium, a landscape of fresh possibility. If I have the money, I can fly into space on Virgin Galactic. In my pocket, there’s a phone that is also a camera and a computer and a TV and a map. I wake each day without fear of bombing or serious illness or slaving in a sweat shop. But being a migrant in all this turbulence, displaced, is doubly hard. While trying to adapt to British traditions and customs, we simultaneously have to keep learning new skills. Torn between the past and the future, we are lost in a present that is all too often overwhelming. It does not feel good to be “between homes”. Our old country far behind, troubled and unwelcoming. This new land not comfortable yet, ill-fitting. An educated New Yorker coming to work in London expects to feel welcome, be well paid, treated with respect. A Polish doctor or businessman or artist, do they not deserve the same? Do we feel our rights, our abilities to save lives or manage businesses or create art, are worth the same in dollars as in zlotys? Last week I wrote about the “gravity” of migrant ghettoes, about how easy it is to get stuck in your own past, weighed down by the troubles you carry in you when you move. Well, I know of one simple way of escaping gravity. Not private flights into space. Not a budget airline ticket home. Come join us next week at the Titchy Gallery. Or visit www.artdom.org to see just how much creative people of Polish origin are achieving in the UK. Or better yet, come to Conway Hall tomorrow and join us on our metaphorical “roller coaster”. Once you learn how to enjoy the ride, gravity doesn’t hurt half as much.

T

Bum, bum

Krystyna Cywińska o pani była w Powstaniu Warszawskim? – zapytał mnie z niedowierzaniem młody człowiek. Przyszedł skosić trawę w naszym ogrodzie. Byłam. Poleciał po krzesełko. – Niech pani siada – powiedział. Pewnie się przestraszył, że się zaraz rozsypię. Albo padnę po tych przeżyciach. – Przeżyła pani – powiedział i jęknął. Pewnie nie wiedział, co ma powiedzieć. I patrzył na mnie, jak na mamuta. Coś tam słyszał o tym powstaniu. Coś tam w telewizji oglądał. Ale go to nudziło. Wolał westerny. Strzelających z łuku. Żadne to porównanie z nami, powstańcami warszawskimi. Łuków nie mieliśmy. Niektórzy z tych młodszych, powstańcza smarkateria, poszli się bić z procami. Dla nich Powstanie to była wielka przygoda. Walczyć, bić się, strzelać, butelkami z benzyną rzucać, procami miotać. I paradować pod ogniem kul w hełmach na głowach. Z biało-czerwonymi opaskami na rękawach, niczym w bojowym rynsztunku. Przez lata opędzałam się od tych powstańczych wspomnień. Nawiedzały mnie czasami nocami niczym Erynie, mitologiczne mścicielki przelanej krwi. Ścigające wrogów na skrzydłach z rozwianymi skrzydłami. Nie pisałam żadnych wspomnień powstańczych. Pisanie wspomnień po faktach bywa ryzykowne. Zniekształca je czas. Upiększa albo demonizuje. I zaciera je zacierająca się pamięć. Ale Warszawa znowu płonie świecami. Bo nadeszła kolejna rocznica Powstania. Kolejne zaduszki tego miasta-cmentarza. Z krwią wsiąkniętą w ziemię betonem pokrytą. Dwa lata temu byłam w dniu tej rocznicy w Warszawie. Na Powązkach podeszła do mnie siwa, zgrzybiała pani. – Żarówka! – krzyknęła na mój widok. – Jak się masz Żarówka? – Przykro mi – odpowiedziałam. Nawet nie lampa naftowa. Różne mieliśmy pseudonimy. Przedziwne. Młot, Siekierka, Zgrzyt, Dzida, Kartacz. Niektórzy sięgali do nazwisk z Sienkiewicza. Paru Kmicicom opatrywałam rany. – Ja nie miałam pseudonimu Żarówka – powiadam. – Mój Boże, jak to się człowiek może zmienić. Inny wygląd, inny kolor włosów, inna figura, a do tego jeszcze inny pseudonim. W niczym nam to nie przeszkodziło. Usiadłyśmy na grobowej płycie powstańczej i wspominałyśmy. Podobne przeżycia w podobnych sytuacjach i podobnych warunkach, choć gdzie indziej. W innych dzielnicach miasta, przy innych barykadach. Większość wspomnień o Powstaniu – nie chcę was nudzić – albo przerasta ówczesna rzeczywistość, albo jej nie dorasta. Nawet spisana na gorąco historia tego zrywu też bywa niedokładna, przerysowana, niedorysowana. Czasem żarliwie broniąca pozycji, postaw, decyzji nie do obronienia. Ale naród ponoszący raz po raz klęski, niekoniecznie z własnej winy, musi mieć apologetów, żeby duch przetrwał. Przepraszam, jeśli przynudzam. Choć za historię przepraszać się nie powinno. Każdy naród chce mieć swoich piewców i pienia heroiczne i romantyczne. Pewnie dlatego wolimy „Ogniem i mieczem” od „Małej Apokalipsy”. Tak jak Amery-

kanie wolą swoje westerny i bohaterskie filmy z wojny. Nawet z przegranej wojny wietnamskiej. I posypią się teraz pewnie filmy z tragicznie rozgrywanych walk w Iraku czy w Afganistanie. Dochodzenie absolutnej słuszności i prawdy historycznej bywa bolesne. I raczej nie przyczynia się do wyciągania pouczających wniosków z błędów przeszłości. Historia na ogół niczego nas nie uczy, poza pobieżną znajomością dziejów. Powstanie Warszawskie mimo wielu jego poważnych analiz tak obrosło w legendy, że dziś trudno legendy odróżnić od rzeczywistości. Jedną z nich była legenda o audycjach BBC i polskiego radia z Londynu. Sygnałem „Bum, bum, bum” z „Heroiki” Beethovena. Jak można było słuchać tych audycji, skoro nie mieliśmy aparatów radiowych? Miała je tylko komenda. Przed każdą audycją z Londynu nadawano chorał „Z dymem pożarów”. Sygnał wymyślony przez bożego pomyleńca. Warszawa dymi od pożarów, wali się pod gruzami, dusi się kurzem krwi bratniej, a tu ci nadają taki chorał. Już lepiej by było, gdyby nadawano „Umarł Maciek, umarł”. W sytuacjach de profundis lepszy jest chyba wisielczy humor, a tego w Powstaniu nie brakowało. Śpiewaliśmy czasem „Hej kto Polak na bagnety”, bo przecież broni ani amunicji już nie było. I recytowaliśmy makabryczny wierszyk: Po Warszawie sobie tuptam, paczę trup tu, patrzę trup tam. Wojny i okrucieństwa nie są przecież niczym nadzwyczajnym. Ludzkość zawsze popełniała różne gwałty, zbrodnie, zamordyzmy. W Europie okresy normalności, spokoju i liberalizmu zdarzyły się bodaj tylko w XIX wieku. A ostatnio? Po walkach na Bałkanach mamy teraz wojnę z terrorystami islamskimi. Północna Irlandia też przeżyła swój długi i krwawy okres powstańczy. Czy zrywów niepodległościowych. Nazywanych przez Brytyjczyków the troubles. Ładne mi troubles, takie wzajemne wyrzynanie się z zasadzek. Po wojnie zobaczyłam na jednym z wernisaży w Londynie obraz polskiego malarza. Płótno pokryte buro-czarnymi kłębami. Kłęby przeszyte błyskawicami. – Co ten obraz przedstawia? – pytam. Powstanie Warszawskie! Nowatorska interpretacja historii. Ale nie nowa. Przed wojną pewien malarz namalował na życzenie łódzkiej magnackiej rodziny Poznańskich „Przejście Żydów przez Morze Czerwone”. Płótno pokryte rudo-czerwoną farbą. – A gdzie wojsko faraona? – pytano malarza. – Utonęło. – A gdzie do diabła Żydzi? – Już przeszli. Można i tak interpretować historię, skoro ją zalewa morze sprzecznych interpretacji. Siedzę w słońcu pod gruszą w ogrodzie, grzeję swoje mamucie kości. Młody człowiek skosił trawę. To pani była w Powstaniu Warszawskim – powiada. – A jak tam było? – Jak było? „Krew się polała, a potem wyschło” – cytuję Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. I nie poleją się me łzy rzęsiste, jak u wieszcza, na moją młodość górną i durną. Bo życie to sen wariata śniony nieprzytomnie (też Gałczyński).


nowyczas.co.uk

Grzegorz Małkiewicz

Na Wyspach mokro, w Polsce upały. Ekstremalne wahania atmosferyczne powodują ogólną niemoc. Jak się okazuje, głównie u obserwatorów. Gracze polityczni mają się dobrze, albo tak dobrze udają. Po doprowadzeniu w Polsce bodaj do największego kryzysu rządowego, politycy po prostu pojechali na wakacje. Mocne nerwy, czy bezsilność?

W

polityce liczą się dni, na rozwiązanie sytuacji w Polsce mamy czekać miesiąc. Czas (wakacyjny) pokaże, kto ma mocniejsze karty. A miał być (i zwykle jest) wygaszeniem politycznych sporów – stan zawieszenia nie sprzyja bowiem wypoczynkowi, a politycy, po nerwowym roku, zasłużyli przecież na chwilę wytchnienia. Z oddali całkiem wyraźnie widać, że wytrawnym graczem z najmocniejszą kartą (której jeszcze nie znamy) jest premier Jarosław Kaczyński, co zaniepokoiło jego zdeklarowanych wrogów. Przystąpili do nieskoordynowanych ataków, których liczba świadczy o przewadze operacyjnej Głównego Gracza. – Ostateczna rozprawa z koalicjantami – zalewają i tak już mokrą Wyspę doniesienia z kraju. I żeby nie zostawić na nas suchej nitki, media donoszą, że jesteśmy

JAZDA bez cugli

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

FELIETONY 9 świadkami „pełzającego zamachu na demokrację”. O zamachu pisał Adam Michnik. Ale jak to należy rozumieć? Przecież Lepper i Giertych byli wcześniej przedstawiani przez naczelnego „Wyborczej” jako wrogowie demokracji, a w jednym przypadku nawet z przeszłością przestępczą. Próba odsunięcia ich od wpływów w państwie powinna więc znaleźć poparcie, a nie spowodować kolejny atak, w którym atakujący zapomina nawet dlaczego atakuje. Czy demokrację w oczach Adama Michnika uosabiają teraz Lepper i Giertych? Demokracja z Leppera i Giertycha twarzą? Trudno zorientować się w tych szaradach nam, Polakom mieszkającym nad Tamizą, a nie nad Wisłą. Znowu coś pełza i nie wiadomo, czy stan pełzania jest dobry czy nie. Mieliśmy już do czynienia, przynajmniej w opisie Adama Michnika, z rewolucją „samoograniczającą”, czyli pełzającą. Chodziło o „Soli-

darność” i unikanie przez ruch przejęcia władzy. Kiedy władzę trzeba było już przejąć, bo nie było innego wyjścia, w pierwszym szeregu byli liderzy zmęczeni pełzaniem, które dokonało przyspieszonej zmiany ewolucyjnej. Po władzę sięgnęli, zmuszeni przez los, na miękich brzuchach. „Pełzanie” na tamtym etapie rozwoju miało więc znaczenie pozytywne. Inaczej jest teraz. Opozycja, przerażona grą polityczną premiera ostrzega przed katastrofą. „Pełzanie” pęcznieje do złowrogich rozmiarów i kojarzy się z ociężałym, ale nieubłaganie przesuwającym się gadem. Wystarczy uwierzyć w „pełzający atak na demokrację”. Stąd niedaleko do „pełzającego zamachu stanu”. Wyborco, albo ciebie bałamucą, albo sytuacja jest na tyle poważna, że nie powinieneś wyjeżdżać na wakacje. Bo jeśli wyjedziesz, do jakiego wrócisz kraju, jeśli wrócisz? Tam pełza, a tu panta rei.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

S

Michał P. Garapich

Kosmopolacy

potykam coraz więcej osób, którzy swoją migracyjną drogę na Wyspy nie rozpoczęli w Polsce, ale do niedawna w samym symbolu gościnności dla milionów Polaków – Stanach Zjednoczonych. Rozczarowani zaostrzającymi się restrykcjami, w nieskończoność przedłużającymi się negocjacjami w sprawie bezwizowego ruchu, porzucają American dream na rzecz bardziej swojskiego, bliższego, europejskiego. Na starcie mają szereg ułatwień – język, zbliżony do amerykańskiego system gospodarczy, w miarę ograniczoną biurokrację przy podejmowaniu pracy. No i rzecz jasna komfort pracy legalnej, bez ukrywania się, życia w niepewności, szarej strefie. Jeden ze znajomych, który w Nowym Jorku spędził nielegalnie osiem lat, dopiero w Londynie zweryfikował swój bałwochwalczy stosunek do Ameryki. Nagle wszystko to, co kojarzyło się z flagą w paski i gwiazdki: wolność, równość, awans, szanse sukcesu – w porównaniu z sytuacją w Anglii okazało się megahipokryzją, cienką propagandą i cynicznym mamieniem naiwnych. W Stanach Zjednoczonych przebywa obecnie nielegalnie 12 milionów ludzi. Kraj, który szczyci się historiami awansu w stylu Arnolda Schwarzeneggera, w oczach znajomego, który bez obaw może dzisiaj zapisać dziecko do przedszkola w Londynie, stosuje po prostu wersję współczesnego ekonomicznego apartheidu. To ssanie polskich emigrantów z Ameryki nie tylko pokazuje, że teraz Europa zaczyna przechwytywać legendę Ameryki jako miejsca dla wszystkich. Dla tutejszej sceny polskiej ma to swój specyficzny skutek. W Londynie mieszają się nie tylko grupy Polaków z Suwalszczyzny, Lubuskiego czy Warszawy, ale też Polacy z Chicago, Nowego Jorku a nawet, jak spotkany ostatnio – z Meksyku. Jeśli dodać do tego sporo osób, które wybrało Anglię po wieloletnich pobytach w Berlinie, Rzymie czy Atenach – a takich też spotykam sporo – daje to wyjątkowy melanż i obraz kosmopolaków, którzy obskoczyli już każdy możliwy rynek pracy w krajach rozwiniętych. Ta masa transnarodowych robotników to nie tylko swoisty fenomen, ale całkiem mocny dowód, iż wbrew pozorom Polacy mają więcej wspólnego z innymi nomadycznymi populacjami jak Romowie czy Żydzi – niż nam się to potocznie wydaje. Można by śmiało powiedzieć, że polskie migracje – tak jak cygańskie wędrowanie czy tułaczka żydowska – są podstawowym materiałem mitycznym, z jakiego tworzona jest wspólnota. Wszak wyobrażona wspólnota tworzona jest właśnie wtedy, kiedy się przekroczy jej symboliczne granice. Trudno oszacować oczywiście skalę obecności tych notorycznych, nałogowych, wciąż buszujących po świecie emigrantów, ale nie ulega wątpliwości, że mają swój udział w pozycji, jaką Wielką Brytania zdobyła jako najbardziej obecnie popularne docelowe miejsce migracji Polaków. Jednocześnie, chociaż na oko niezbyt pasują do toczącej się w Polsce debacie pod tytułem: „wrócą, nie wrócą”, mogą być papierkiem lakmusowym nastrojów panujących wśród emigrantów. Wyjechali dawno, lub z jeżdżenia uczynili sposób na życie. To właśnie ich powroty, czy raczej wybór Polski jako kolejnej opcji wśród wielu możliwych, mogą być pierwszym dowodem, iż w konkurencyjnej grze o kapitał ludzki Polska zaczyna osiągać sukcesy.

O BYC Z A J ÓW K A

N

Waldemar Rompca ajpierw była fala dzikiej euforii. Po raz pierwszy w historii Polska otrzymała prawa do organizacji jednej z najważniejszych imprez sportowych Europy. Jedyne pięć lat i oczy całego kontynentu będą zwrócone na Polskę (i Ukrainę), gdzie odbędą się piłkarskie mistrzostwa kontynentu. Fajna sprawa, prawda? A jednak nie do końca. Po fali trudnej do ogarnięcia euforii przyszedł czas na zimne kalkulacje i... ciężką pracę, która może się okazać największym naszym problemem. Czas bowiem szybko ucieka, a tutaj do wybudowania są nie tylko stadiony, ale cała infrastruktura potrzebna do organizacji i przebiegu tego wydarzenia. Entuzjaści zapewniają, że wszystko będzie dobrze, fachowcy biją na alarm, że czasu jest mało i trzeba szybko zabrać się do pracy. Przyglądają się nam dokładnie Włosi, którzy liczyli na to, że to im

Chińczyku, ratuj proszę! przypadnie prawo organizacji Euro 2012 i cieszą się z każdego naszego potknięcia. Jak piszą włoskie gazety: jeszcze nie wszystko jest przesądzone, gdyż Polska może po prostu nie zdążyć z przygotowaniami. Mało prawdopodobne? Niekoniecznie. Organizacja od podstaw tak dużego sportowego wydarzenia to ogromne wyzwanie nie tylko finansowe, ale przede wszystkim logistyczne. Wstyd przyznać, ale Polska jest jednym z nielicznych krajów współczesnej Europy, która nie ma żadnego doświadczenia w tego typu przedsięwzięciach. Organizacja Euro 2012 to nie tylko prestiż i pieniądze z zysków, ale przede wszystkim sprawa honoru całego kraju. Jeśli nie przygotowujemy imprezy w terminie, wówczas cały kontynent nie tylko będzie wytykał nas palcami, ale przede wszystkim będzie się z nas śmiał. A będzie to śmiech szyderczy, który może pogrążyć nas na długie lata. Czy tego chcemy czy nie, reputacja Polski zależy od piłki nożnej. I nawet nie od tego, jak umiemy ją kopać. Żart historii? Anglicy przygotowujący olimpiadę, która odbędzie się w tym samym roku dysponują już nie tylko budżetem, ale również szczegó-

łowymi planami całego przedsięwzięcia, a prace w miasteczku olimpijskim już dawno ruszyły pełną parą. Tymczasem w Polsce, która też wszystko musi od nowa zbudować, trwają… dyskusje o tym kto, jak, kiedy, gdzie… nie wspominając nawet o tym, za ile. Jeden z czołowych polskich architektów wyrażał swoje zdziwienie faktem, że w komitecie przygotowawczym nie ma fachowców, a jedynie politycy i osoby bez profesjonalnego przygotowania do pracy nad tak ogromnym projektem. Czas ucieka i nagle okazuje się, że polski rząd ma pomysł, jak sobie z tą sprawą poradzić. Wiceminister pracy Kazimierz Kuberski przyznaje, że z pomocą mogą przybyć… Chińczycy, którzy „mają doświadczenie, bo przecież przygotowują Olimpiadę w 2008 roku i jak wybudują swoje stadiony, mogą przyjechać dokończyć nasze”. Poza Chińczykami rząd rozmawia z rządami Indii i Wietnamu – licząc naiwnie, że otwarcie rynku pracy dla Azjatów może nas uratować. Nie podzielam wiary rządowego dygnitarza, a sprawę Euro 2012 zaczynam widzieć w czarnych kolorach. Jakże chciałbym być w błędzie.


NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

10 LUDZIE • MIEJSCA • ZDARZENIA

T

kolejny uraczył nas ucztą muzyczną. Tym razem udzielał się KSU. Również w Rhythm Factory na Whitechapel. I choć panowie z KSU są już w wieku przedemerytalnym, dali z siebie jak zwykle dużo. Jak za dawnych, dobrych czasów. Tak się zastanawiam, czy to aby nie za sprawą menadżerki zespołu, która głos ma niezły i donośny, o czym mieli okazję przekonać się wszyscy dziennikarze

Bo o to chodzi, żeby język giętki… Anna Wendzikowska

P

olski jest językiem trudnym. Trudno go zrozumieć. Trudno się go nauczyć. Najtrudniej zaś go poczuć. Niejednemu Polakowi brakuje wyczucia języka. Czego więc wymagać od obcokrajowców? W mojej pracy jestem często ogniwem łączącym Polaków i Anglików. Nie w sposób dosłowny – wszyscy mówią po angielsku i doskonale dają sobie radę bez mojej pomocy. Ale kiedy trzeba zrobić lub poprawić tłumaczenie, wygłaskać polski scenariusz czy wyłapać błędy, wszyscy w biurze jak w dym, bez zastanowienia walą do mnie. Muszą mieć jakieś zdolności telepatyczne. Muszą podświadomie czuć moją zdolność i moją miłość do języka, bo nie jestem jedyną Polką w firmie, a jednak zawsze przychodzą do mnie. Współpracujemy z Polską. Robimy dla nich programy. A jeśli

w Anglii tworzy się rzeczy dla polskiej telewizji to trzeba szczególnej dbałości, żeby wszystko było na najwyższym poziomie językowym. Nieraz więc muszę wkroczyć i upomnieć, a to o gramatykę, a to o szyk zdania, a to o odmianę, a to o formę i sama utwierdzam się w przekonaniu, że polski jest językiem piekielnie trudnym. Okazuje się, że my sami popełniamy wiele błędów. Biernik myli nam się z dopełniaczem, odmiana czasowników kuleje, słówka jakoś tak same przekręcają. Mówimy „podaj mi noża”, mówimy „wyłanczać”, mówimy „wziąść”, mówimy „szłem” i jeszcze wiele innych rzeczy. Ale nie czujmy się z tym źle. Nasz język jest trudny i trzeba sobie to powiedzieć głośno. Nic dziwnego, że Anglicy nie popełniają błędów. Ich język uważany jest za jeden z najmniej skomplikowanych na świecie. Amerykanie jeszcze go sobie uprościli, a i tak mówią jak potłuczeni. Więc nie wymagajmy od siebie za dużo. Zagalopowałam się… Lepiej jednak błędów nie popełniajmy! Ale ciekawa rzecz z tym polskim językiem. Dla Anglików w mojej pracy, którzy są

zmuszeni pracować z nim na co dzień jest jakąś fascynującą zagadką. Pytają mnie wciąż: a jak mówicie to? Ile macie czasów? Próbują powtarzać, imitować. Bardzo ich to bawi. Zgodnie twierdzą, że polski brzmi ładnie, ale trochę ostro. Jakbyśmy cały czas się kłócili albo mówili podniesionym głosem. Twierdzą, że polski jest długi i bardzo opisowy. Kiedy zapytałamm, skąd to przekonanie usłyszałam: „bo zawsze jak robimy tłumaczenia to polska wersja jest za długa w stosunku do oryginału i musimy ją skracać”. Cóż… Kiedy z kolei zdarza mi się poprawiać błędy, pokrzykuję wtedy w lekko teatralnym oburzeniu, „to jest nie do przyjęcia, to trzeba zmienić, to nie morze pójść na antenę”. Pytają mnie: „dlaczego to poprawiasz?”. Proszą o wyjaśnienia, a ja nie umiem ich im udzielić. Jak bowiem wytłumaczyć nie-Polakowi błędy w szyku, koniugacji, deklinacji bez zagłębiania się w zawiłości języka polskiego? Może jednak powinnam się w te zawiłości zagłębiać? Wtedy gubię wątek, ale przynajmniej zyskuję ich podziw… I ty to wszystko wiesz, rozumiesz, czujesz? WOW!

nadzwyczaj trudno. wejściu. Ochroniarz zona z malowideł s dził przejście i awan nikogo już nie wpu cje prasowe na niew nowyczas.co.uk Na szczęście pani pr pierw się uroczo uśmiechnęła, a po owała nas, jak prze salę koncertową i n ochronie lokalu. Po przedarciu s

Galeria

now y CZAS

RYSZARD ZDYB jest absolwentem ∏ódzkiej Akademii Fotogr wystawia∏ w wielu galeriach Londynu (m.in. Mirage Gallery, I Promotion Society Gallery, Photographic Society, Jazz Galler Specjalizuje si´ w fotografii portretowej, preferuje czarno-bia Tym razem artystyczne portrety Ryszarda Zdyba mo˝na oglà CLUB, 1A Sheen Road, Richmond, TV9 1AD. Wystawa czyn w godz. 12.00 do 19.00 (od wtorku do niedzieli).

W zwolnionym tempie

Mądrość w głupocie

Marek Kremer

P

óźną wieczorową porą dotarłem do domku z dobrym humorem. Otóż zobaczyłem po drodze lekko głośną grupkę łysysch wokół ławki. Polacy na bank, sobie myślę, ale słucham i słucham, i coś mi nie gra. Jakoś tak dziwnie mówią... Po chwili do mnie dopiero dotarło – oni nie przeklinają! Jaaaaa... Jak to fajnie zobaczyć taki już niecodzienny w Londynie widok. No niestety, proszę Państwa, posłuchajcie głosu naszego narodu, a zrozumiecie, w czym cała wspaniałość tej chwili. Nie, żebym ja był święty, ale wiecie;) Z tym dobrym nastawieniem

zasiadłem przed moim pixelowym sanktuarium i zaczynam uderzać w klawisze. Odpisując maila sąsiadce z tej samej strony „Nowego Czasu”, rozpisałem się na tyle, że zamiast napisać długiego maila przekonwertowałem go na felieton. Taki sobie trik;) Otóż ja też, przebywając w Stanach Zjednoczonych, rozmawiając ze spotkanymi Amerykanami, miałem podobne spostrzeżenia odnośnie ich „antyinteligencji“. Miałem wrażenie, że rozmawiam z pustymi i przede wszystkim próżnymi ludźmi, dla których pieniądze są jedynym sensem egzystencji. Niby i trudno się dziwić, bo przecież Amerykanie to albo zarobkowi emigranci, albo potomkowie starych emigrantów, którzy w pogoni za pieniędzmi, przybyli do „ziemii obiecanej“ zabijając przy tym większość jej mieszkańców. To wszystko

zostało zapasteryzowane w genach i przetrwało po dziś dzień. Przypomina mi się wypowiedź silikonowej blondynki: „Co z tego, że jestem głupia, skoro jestem bogata?“. Zgadzam się jednak zarazem, że to pośród Amerykanów znaleźć można najwięcej utytułowanych naukowców, twórców i myślicieli. O co więc chodzi? Ania sugerowała, że to ignorancja. Ale przecież egocentryzm i ignorancja wszystkiego wokół też oznaką mądrości nie jest. Ano według mnie rozwiązanie tkwi właśnie w sferze ekonomicznej. Dobra sytucaja finansowa pozwala większej liczbie ludzi zająć się tym, co ich naprawdę interesuje. Ilu z nas wykonuje rzeczy, których tak naprawdę nie lubi? Duże zaplecze finansowe instytucji edukacyjnych, naukowych i kulturalnych toruje Amerykanom

RY

DANIEL OGULEWICZ

drogę do sukcesu. Inne kraje zapewne też posiadały podobny potencjał ludzki, aczkolwiek w tych innych krajach ludzie zamiast szkolić się dalej, pisać książki czy przeprowadzać badania, musieli po prostu iść do pracy, bo brakowało na jedzenie. Każdy chyba zna jakiś niespełniony talent, któremu ktoś odebrał szansę. Ilu sportowców polskich pracuje dodatkowo zamiast trenować i regenerować siły? Ilu naukowców wyjeżdża z kraju i buduje sukces np. USA? Ilu muzyków porzuca zespoły, ze względu na brak czasu wypełnionego pracą? Wreszcie ilu utalentowanych Polaków robi za fizoli w Anglii zamiast spełniać się w swoich dziedzinach w Polsce? Brak zmartwień związanych z przetrwaniem kolejnego dnia, miesiąca, roku, daje oddech, daje spokój i daje ciszę, dzięki którym powstaje w człowieku miejsce na

twórczość, przemyślenia, rozwój. Dodatkowym kluczem do sukcesu tak dużej liczby Amerykanów jest też system wyszukiwania i wspierania talentów. Agenci, menedżerowie, łowcy głów – wychwytują swoim myśliwskim nosem świeże, niedojrzałe owoce, którym dają nową glebę i podlewają, aż te przerosną pozostałych rywali. Tymczasem w Polsce agenci kojarzą się raczej z SB niż łowieniem talentów. A przecież mamy w każdej miejscowości takie coś, jak domy kultury. To one powinny właśnie przejąć pałeczkę w tej dziedzinie i szukać młodych zdolnych, dać im podłoże i narzędzia do realizacji swych pragnień i rozwoju swoich umiejętności. Aby do tego doszło, cała sfera budżetowa musiałaby w końcu zatrudniać ludzi według umiejętności, a nie klucza rodzinnego oraz przestać pić kawę i wziąść się do roboty.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

PUNKT WIDZENIA 11

Czy islam jest religią pokoju?

J

Włodzimierz Fenrych redakcja@nowyczas.co.uk

est to pytanie, które ostatnimi czasy wzbudza spore emocje. Sami muzułmanie twierdzą, że oczywiście tak, przecież słowa „islam” (poddanie) i „salam” (pokój) są powiązane znaczeniowo i że prorok Mahomet wprawdzie prowadził wojny, ale tylko we własnej obronie. Przytakują im wyznawcy obowiązującej ostatnio politycznej poprawności, której głównym hasłem jest tolerancja wobec wszystkiego i która wszelkie religie traktuje trochę jak skansen egzotycznych zachowań. Obraz byłby całkiem harmonijny, gdyby nie to, że raz po raz pojawiają sie w Londynie jacyś młodzi muzułmanie gotowi wysadzić się w powietrze, by przy okazji zabić kilkoro Bogu ducha winnych przechodniów. Ci młodzi muzułmanie w dodatku twierdzą, że takie wysadzanie się w powietrze to czyn bohaterski i kto w ten sposób poniesie śmierć, ten jest męczennikiem za wiarę i pójdzie prosto do nieba. Męczennikiem za wiarę? Najwyraźniej muzułmanie mają pojęcie męczeństwa inne niż chrześcijanie. Dla chrześcijan męczeństwo to jest śmierć za wiarę przy jednoczesnym przestrzeganiu zasady miłości nieprzyjaciół, czyli niestosowaniu przemocy wobec przeciwników. Może więc różne religie różnią się czymś więcej, niż tylko strojami duchownych i datami dorocznych świąt? Rzut oka na fakty znane z historii powszechnej również zdaje się sugerować, że nazywanie islamu „religią pokoju” to czysta nowomowa przypominająca komunistyczną „walkę o pokój”. Cesarstwo Bizantyjskie i Iran

T

Sassanidów nie były pokój miłującymi krajami, ale ani jedno, ani drugie imperium nigdy nie próbowało podbić Arabii. Najazd świeżo nawróconych na islam Arabów na te dwa imperia to czysta agresja. Sugestia, że sam Mahomet był pokój miłującym prorokiem i tylko jego następcy prowadzili podboje – również nie zgadza się ze źródłami historycznymi, jakimi są zbiory hadisów, czyli opowieści z życia Mahometa. Z opowieści tych wynika, że Mahomet nawrócił Arabię na islam drogą podboju, dając pokonanym do wyboru: albo przyjmują nową wiarę, albo obetnie się im głowę. Skąd więc to dziwne przekonanie muzułmanów o własnej religii? Czy rzeczywiście można islam nazwać religią pokoju? Otóż ja myślę, że można, a także domyślam się skąd się wzięło owo przekonanie wyznawców. Uzasadnienie zacząć trzeba od modlitwy, na którą sam Mahomet kładł ogromny nacisk. Modlitwa pięć razy dziennie, w formie podkreślającej pokorę modlącego się, bijąc czołem o ziemię, jest podstawowym obowiązkiem każdego muzułmanina. Doroczny ścisły post trwający cały miesiąc to też forma modlitwy. Otóż jeśli Bóg isnieje, a modlitwa jest formą kontaktu z Nim, to nie może ona prowadzić do wojny. Oczywiście nie każdy modli się szczerze, ale jeśli całe społeczeństwo poddane jest nakazowi codziennej wspólnej modlitwy, to prędzej czy później pojawić się musi ruch dążący do pokoju. Wśród muzułmanów taki ruch pojawił sie bardzo szybko. Był to ruch sufich, czyli derwiszów. Dla nich obowiązek modlitwy pięć razy dziennie to mało, oni modlą się cały czas powtarzając w myśli jedno z imion Bożych. Dla derwiszów „dżi-

had”, czyli święta wojna za wiarę, jest wojną z pogańską częścią własnej duszy. Sufi głoszą miłość do wszystkich ludzi, dokładnie tak jak Jezus z Nazaretu – którego Mahomet też uważał za proroka, a więc nauka Jezusa też jest nauką islamu. Jeden z najsłynniejszych sufich w historii, urodzony w muzułmańskiej Hiszpanii Ibn al-Arabi, pisał grube traktaty o miłości (jeden z nich przetłumaczony został na polski). Inny słynny sufi, perski poeta Maulana Rumi, pisał o miłosci wiersze tak przejmujące, że niektórzy go uznają za największego poetę świata, a w każdym razie jest to najpopularniejszy poeta we współczesnej Ameryce. Maulana Rumi zasłynął również jako twórca

zakonu derwiszów, który ma dość nietypowy sposób modlitwy – w czasie spotkań modlitewnych wirują oni około godziny w rytm muzyki. Inny słynny sufi, Szah Nakszband z Buchary, stworzył zakon, którego członkowie modlą się chodząc ulicą, dziękując Bogu za każdy krok. I nie jest to bynajmniej jakaś mało ważna grupa dziwaków, w każdym muzułmańskim kraju zakony derwiszów stanowią dużą część społeczeństwa, należy do nich elita intelektualna. Dla przykładu w krajach Azji Środkowej około 70 proc. społeczeństwa jest jakoś powiązana z zakonem Nakszbandich. To prawda, sufi zawsze byli na bakier z fanatykami podającymi się

czesnym przestrzeganiu zasady miłości nieprzyjaciół, czyli niestosowaniu przemocy wobec przeciwników. Może więc różne religie różnią się czymś czesnym przestrzeganiu zasady miłości nieprzyjaciół, czyli niestosowaniu przemocy wobec przeciwników. Może

REWERS

za ortodoksyjnych muzułmanów, co jednak nie znaczy, że nie mają wpływów. Nie szukają rozgłosu – jest to jedna z podstawowych zasad sufich – ale są wśród nas. To właśnie dzięki nim fanatycy-samobójcy pojawiają się w Londynie nie częściej niż raz na rok, a przeciętny muzułmanin zapytany o dżihad powie, że to walka ze złem w duszy. Co jakiś czas pojawiają się szaleńcy gotowi się wysadzić w powietrze na ulicach Londynu. Uzasadnienie dla swych szaleńczych czynów znajdują oni w hadisach, ale to nie hadisy prowadzą ich do szaleńczych czynów. Hadisy są tylko pretekstem, szaleńców do szaleńczych czynów prowadzi ich własne szaleństwo. I

WALDEMAR ROMPCA

czyli dejavu z ubiegłego tygodnia o mogło być ważne i ciekawe wydarzenie. Ale wszystko wskazuje na to, że nie było. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Być może temat był zbyt trudny, być może zaproszeni goście nie stanęli na wysokości zadania. Może być również i tak, że organizatorom spotkania zabrakło pomysłu, jak przeprowadzić dyskusję i – być może albo przede wszystkim – kogo do rozmowy zaprosić. A temat był ciekawy: Jaka jest rola mediów polonijnych w życiu społeczno-politycznym stolicy Wielkiej Brytanii. O mediach polonijnych na Wyspach pisałem już niejednokrotnie nie tylko na łamach „Nowego Czasu”, naiwnie wierząc, że pisanie doprowadzi do szerszej dyskusji, z której będzie wynikało coś więcej poza stwierdzeniem faktu istnienia kilku tytułów prasowych. Na spotkanie, jakie odbyło się dwa tygodnie temu w siedzibie London Citizens zostałem zaproszony niejako w biegu, dzień przed samą imprezą i było już za późno, bym mógł odwołać wcześniejsze zobowiązania. Nie pojawiłem się tam i trochę tego żałuję, bo z zapisu dowiaduję się całkiem ciekawych rzeczy, które mnie,

dziennikarza polonijnego w Londynie, co najmniej zbulwersowały. I zasmuciły, bo potwierdziły od dawna powtarzaną przeze mnie tezę, że cały ten medialny rynek jest ciągle w powijakach i jeszcze wiele wody w Tamizie upłynie zanim coś się zmieni. A zmienić mogłoby się wiele. Na lepsze, rzecz jasna. W ostatnim numerze „Gońca” czytam o wystawie rysunków Andrzeja Krauzego, który od pierwszego numeru „Nowego Czasu” rysuje swój podgląd tygodnia. Niby nic wielkiego, a jednak w artykule nie ma o tym ani słowa. Jest za to o współpracy artysty z „The Guardian”. Niby nic wielkiego, a jednak śmiesznie głupia sprawa. Tak jakby napisanie o współpracy artysty z konkurencją groziło dożywotnim więzieniem. My się w „Nowym Czasie” tym specjalnie nie przejmujemy, bo i po co. Nigdy nie ukrywaliśmy, że oprócz nas na rynku istnieją również inne tytuły, które zawsze wymieniamy z nazwy. Dyskusja na spotkaniu mogła pokazać nie tylko miejsce mediów polonijnych na rynku, ale także ich rolę w życiu całej emigracji żyjącej na Wyspach. Nie pokazała tego, bo zaproszeni goście skupiali się na swoich drobnych problemach. Pani z koloro-

wego tygodnika przyznała, że nie czyta wiadomości, bo ją to nudzi! Inna pani, z innego kolorowego tygodnika dodała, że jak dzieje się coś ważnego, to oni całą stronę mogą poświęcić, a ta przecież w reklamie kosztuje kilkaset funtów. Słucham tego i zastanawiam się, co obie panie robią w mediach? Nic więc dziwnego, że o spotkaniu żadna z nich nie napisała ani słowa. Nie dziwi również fakt, że na spotkaniu nie było nikogo z redakcji najstarszego tytułu na rynku – „Dziennika Polskiego”. Gdy przyjechałem do Londynu wierzyłem, że „Dziennik” jest potężną gazetą, z której dowiem się wszystkiego, co wiedzieć powinienem o życiu w Londynie. Jakże srogo się zawiodłem: zamiast aktualnych wiadomości dostałem przegląd „historii z historii”, opowieści o dębie królowej Elżbiety, wspomnienia z wydarzeń II wojny światowej oraz wizytówkę „tradycyjnych polskich pogrzebów”, w których firma zapewnia troskliwą opiekę. Tak jest zresztą do dzisiaj. Jakim cudem ten trup jest jeszcze żywy? Ano również z pieniędzy polskiego podatnika, który dzięki dotacjom Senatu RP wspomaga finansowo gazetę. A mogło być zupełnie inaczej. Można na

spotkanie było zaprosić również wydawców. Wówczas cały obraz mediów polonijnych mógłby przybrać prawdziwego oblicza. Można było porozmawiać o tematach, które wszystkich powinny łączyć. Przykładem takiego działania jest temat podwójnego opodatkowania Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii. Tymczasem każdy prześcigał się w spekulacjach o tym, kto pierwszy o sprawie napisał, tak jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Działając razem można znacznie więcej osiągnąć. Czy zrozumieją to jednak polskie tytuły w UK? Nie jestem przekonany. Takie polskie podwórko. Wiele musi się jeszcze wydarzyć, by niektóre media stały się tym, do czego cały czas aspirują. I nie chodzi tutaj tylko o to, że brakuje profesjonalistów do ich redagowania. Brakuje przede wszystkim świadomości wydawniczej ich wydawców, dla których fakt posiadania gazety jest przede wszystkim sprawą prestiżu i tubą ogłoszeniową dla prowadzonej przez ich dodatkowej działalności gospodarczej. Na szczęście oprócz nich są jeszcze czytelnicy, którzy coraz częściej zaczynają dostrzegać różnice między poszczególnymi tytułami.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

12 REPORTAŻ

WIELKA WODA

D

Korespondencja ze Środkowej Anglii PIOTR DOBRONIAK/Entymedia

Piotr Dobroniak redakcja@nowyczas.co.uk

o „wielkiej wody” wybraliśmy się na dwa dni. Teren zalany przez powódź był dosyć spory, więc żeby ocenić sytuację, trzeba było trochę pojeździć. Podzieliliśmy się na dwie ekipy. Jedna pojechała w stronę Oksfordu, a druga, czyli korespondentka Polskiego Radia oraz ja, w stronę Gloucester oraz Tewkesbury – miejscowości, które najbardziej ucierpiały podczas powodzi. Kiedy byliśmy już w pobliżu Gloucester, wjechaliśmy dosłownie w ścianę wody. Natura nie miała litości. To nie był deszcz, tego nie można było nazwać ulewą, wyglądało to tak, jakbyśmy wjechali w chmurę deszczową, która spadła na ziemię. Drogi dojazdowe do zalanych miejscowości były pozamykane. Na każdej rogatce stał patrol policji. Nikt poza mieszkańcami nie mógł dostać się w rejon kataklizmu. Zakaz miał dwa powody. Jeden, to bezpieczeństwo, drugi bardzo prozaiczny – na tereny powodziowe coraz częściej zaglądali szabrownicy, okradający pozostawione przez ewakuowanych mieszkańców domy. Jednak największym problemem był brak wody pitnej. W Tewkesbury, do którego dotarliśmy pierwsi, służby ratownicze robiły co mogły, jednak było widać, że wszystkie działania były spóźnione. Na jednej z głównych ulic spotkaliśmy Jadwigę z Polski, która chodziła od zbiornika do zbiornika i szukała wody dla swojej córki i męża. Wszystkie zbiorniki w okolicy były jednak puste, mimo że po drodze widzieliśmy kilka transportów z wodą pitną. – Wody nie ma od wczoraj – mówi Jadwiga – trochę nazbierałam dwa dni temu, ale zapasy się kończą. W ulewnym deszczu, przemoknięta, wyraźnie zmęczona i zrezygnowana, z pustym wiadrem. Pytamy się Jadwigi o dni, kiedy przechodziła przez miejscowość fala powodziowa. – Wszystko zaczęło się nagle. Wiedzieliśmy, że fala ma dotrzeć, ale jakoś wszyscy byli spokojni. Nie byliśmy przygotowani na aż taką skalę zjawiska – mówi spokojnie. – W pewnym momencie wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że nic nie ma. Boiska, muru oddzielającego boisko od jezdni, samej jezdni i naszego samochodu. Tym razem widać wyraźnie emocje na jej twarzy. – Przebłyskiwał tylko dach samochodu przez wodę – dodaje. Jadwiga miała trochę szczęścia, bo mieszka na piętrze, więc woda nie wdarła się jej do mieszkania. Jednak problemem jest to, że podczas powodzi nie chodzi do pracy, a jak nie pracuje, to nie zarabia pieniędzy. Taki problem spotyka wielu Polaków na terenach powodziowych. Zalane puby, sklepy, piekarnie – do czasu wyremontowania ich i odkażenia nie będzie pracy. Nie ma pracy, nie ma środków na utrzymanie. A te ostatnie wzrastają. W Gloucester dowiadujemy się, że wodę pitną niektórzy sprzedawali po pięć funtów za litr. Jak zwykle w takich

ALEX SŁAWIŃSKI/NowyCzas

Kiedy byliśmy już w pobliżu Gloucester, wjechaliśmy dosłownie w ścianę wody. Natura nie miała litości. To nie był deszcz, tego nie można było nazwać ulewą, wyglądało to tak, jakbyśmy wjechali w chmurę deszczową, która spadła na ziemię. ALEX SŁAWIŃSKI/NowyCzas

przypadkach nie brakuję zwyczajnych oszustów. Joan wybrała się na spacer z jednym z czwórki swoich dzieci. Również w poszukiwaniu wody. Spotkała swoją koleżankę Mary. Razem dzielą się swoim nieszczęściem. – Moje dzieci od tygodnia nie kąpały się, bo nie mamy wody. Nie mówię już o wodzie pitnej – dodaje Joan – nasza przyjaciółka jedzie do nas aż z Birmingham, żeby przywieźć nam zapasy wody. Może w końcu coś ugotuję swoim dzieciom – mówi wzruszona. Z Birmingham do Tewkesbury jest sto kilometrów. – Za całą akcję ratowniczą jesteśmy wdzięczni, ale jest ona niestety bardzo spóźniona – wtrąca Mary – mimo pomocy coraz większej liczby ludzi, cały czas brakuje podstawowych rzeczy – kończy. Rząd Gordona Browna „rzucił” w rejon kataklizmu wojsko, jednak pomoc jest jakby niewidoczna. Pod koniec zeszłego tygodnia bez wody pitnej było około trzystu tysięcy ludzi. Przy pomocy wojska wodę udało się dostarczyć tylko około dziesięciu tysiącom, czyli cały czas kropla w morzu. Wyjeżdżając w stronę Oksfordu mijamy kolumnę żołnierzy, jednak przemieszcza się ona bardzo powoli. Jadąc naszym samochodem średnią prędkością mijamy ją w ciągu zaledwie kilku sekund. Zupełnie inna sytuacja jest w Oksfordzie. I tym razem zamknięte rogatki, ale w końcu udaje nam się do miasta wjechać z pomocą policji, która pokazuje nam dogodny przejazd. Jesteśmy w centrum Oksfordu i… niespodzianka. Jakby nic się nie stało. Tłumy turystów, pootwierane ogródki przy pubach. Sielanka. Są oczywiście miejsca, gdzie stoi woda, ale od ostatniej naszej wizyty wyraźnie jest jej mniej. Woda utrzymuje wysoki poziom, jednak nie wylewa się już na chodniki. Jest nawet jakieś dwadzieścia centymetrów niżej od poziomu ulicy. W niższych miejscach są zalane domy, jednak właściciele wychodzą z nich w wysokich kaloszach i po kłopocie. – Parter zalany, a my żyjemy obecnie na piętrze – mówi uśmiechnięty Nigel. – Living room mieliśmy i tak remontować – żartuje i odchodzi z parasolem w ręku w stronę centrum. W mieście woda znalazła swoje naturalne poldery na terenach, gdzie były pola golfowe, boiska czy trasy spacerowe w pobliżu rzeki. Znajdując naturalne zbiorniki, szybko opada w innych częściach miasta. – Teraz wszystko zależy od pogody – mówi John z Instytutu Higieny. – Na weekend prognozy nie są zbyt optymistyczne, ale w przyszłym tygodniu ma być słonecznie. Teraz większym problemem jest ryzyko epidemii, dlatego zbieramy próbki wody, by ocenić zagrożenie. Spotykamy się z druga ekipą dziennikarzy i ruszamy w stronę bezpiecznego Londynu. Nad Londynem pogoda jak zawsze. Świeci słońce, za chwilę pada deszcz, potem grad i wychodzi na niebo ładna tęcza... Chłodno, gorąco… komuś zalało salon… ktoś sączy cidera w pubie, a nad Tamizą tłum turystów… sielanka.


O

nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

RYNEK PRACY 13

Anna Alicja Sikora

Dowody

redakcja@nowyczas.co.uk

Każdy telefon jest nagrywany, to chroni firmę i jej pracowników w razie pomyłek, nieporozumień, które są przecież nieuniknione przy takiej liczbie przyjmowanych zamówień. Pracodawca ma również dowody na nasz nieprofesjonalizm, brak wiedzy. Maile, za pomocą których porozumiewamy się z innymi działami, wypełnione formularze i inne codzienne zadania – wszystko to, gdy niewłaściwie przez nas wykonane, zostanie nam przedstawione jako dowód. Każde kliknięcie myszką system „widzi”. Gdy wstajemy z miejsca, by zapytać, dowiedzieć się – słyszymy: „Korzystaj częściej ze swojego telefonu, po to go masz na biurku”. Na wyjście do toalety też powinien pozwolić team leader – firma musi wiedzieć, gdzie jest jej pracownik i dlaczego nie ma go na swoim miejscu. Overtime, temat tabu – nie istnieje, pracodawca nie ma tego w swoim słowniku pojęć. Pracownik zostaje po godzinach wyznaczonych w kontrakcie, ponieważ musi dokończyć pracę. Nie wykonał jej w godzinach pracy? – znaczy nie jest wystarczająco dobry, dlatego płaci za to nadgodzinami, firma mu za to dopłacać nie będzie.

d zewnątrz wszystko wygląda imponująco. Stanowisko takie nie trudno dostać. W każdej broszurze promującej produkty firmy jest ogłoszenie o wolnych miejscach pracy. Wystarczy wysłać CV, następnego dnia otrzymuje się zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, a już tydzień później można rozpocząć pracę. Kto w Londynie nie marzy o takim scenariuszu? Firma stwarza wrażenie bardzo profesjonalnej: rozmowa, przedstawienie pracowników, dwutygodniowe szkolenie, karty wstępu na teren przedsiębiorstwa. Profesjonalizm aż po ostatni guzik. Bańka zaczyna pryskać już przy pierwszym bliższym spojrzeniu. W umowie: firma nie płaci za żadne dni wolne od pracy z powodów zdrowotnych. Jesteś zdrowy i silny, pracujesz – my ci płacimy, chorujesz – przestajesz nas obchodzić. Dalej zaczyna się robić jeszcze ciekawiej. Pracodawca umieścił w umowie wzmiankę odnośnie godzin pracy, zamieszczając tym samym informację, że możemy zostać czasem poproszeni o zostanie trochę dłużej, jeśli tego będzie wymagała sytuacja. Praktyka nagina znaczenie słowa „czasami” do codziennie. Najistotniejsze w tym jest to, iż nikt nikogo nie prosi o pozostanie dłużej, to jest oczywiste, że się zostaje. Nikt też już nie pyta dlaczego pracodawca nie płaci pracownikom za te nadgodziny, odpowiedzią na to jest, „masz to w kontrakcie – możesz być poproszony o zostanie dłużej”, nigdzie nie ma jednak, że za darmo.

Siedź cicho i rób co do ciebie należy!

Lista obecności Kiedy wybija ustalona godzina zakończenia pracy, nikt nawet nie odważy się wstać od swojego stanowiska. Sygnałem zezwalającym na opuszczenie miejsca pracy jest... dzwonek. Mosiężny dzwonek w rękach supervisora. Szkoła? Kojarzy się od razu. I słusznie. Mimo iż każdy natychmiast zauważa nieobecność pracownika, odnotowuje to również system rejestrujący każde przekraczanie przez nas jakichkolwiek drzwi w budynku, to jednak nie wystarczy. Supervisor co rano przechodzi po dużej sali, gdzie pracuje – biurko przy biurku – około czterdziestu osób i sprawdza listę obecności. Firma nazywa to miłym przywitaniem, bo oprócz wpisania na listę obecności, słyszymy „dzień dobry” i jeszcze pytanie o samopoczucie. Czyż to nie urocze? W razie spóźnienia należy poinformować managera ze szczegółowym wyjaśnieniem dlaczego nie udało nam się dotrzeć na czas. Autobus, który nie przyjechał trzeba usprawiedliwić jeszcze powodem jego nie przyjechania, warto więc zapytać kierowcę, który się nie pojawił, dlaczego się nie pojawił. Jak przystało na telesales wszystkie sprawy załatwiamy przez telefon. Team leader, który siedzi pięć metrów od nas też powinien być przywołany telefonicznie. Ale najważniejsza zasada brzmi, „masz kogoś prosić o pomoc – poproś siebie”. Team leaders są, owszem, ale najlepiej nie przeszkadzać im, oni żmudnie pracują nad tym, by co chwilę przypominać, że nadal jesteśmy bardzo poniżej naszych wybujałych targetów.

Targety Ulubione słowo kapitalizmu. Byle jak najwięcej, nieważne jak, jak najwięcej. Odbierasz telefony, to oczywiste, to twoja praca, ale pamiętaj, nie rozgaduj się – klient, który mówi za wiele to przekleństwo. Nie można mu powiedzieć, że za długo rozmawia, albo akurat zaczyna ci się przerwa na lunch, trzeba zrobić tak, by jak najszybciej skończył, zadowolony z usługi, nieświadomy, że właśnie poważnie zagroził naszej szansie na osiągnięcie dzisiejszego targetu. 50 odebranych telefonów… Masz więcej, nikt nie zauważy, mniej – szykuje się rozmowa o twoich problemach, które nie pozwalają ci osiągać targetów. 45 zamówień na sumę ponad £7.500, da się wykonać. Nie to jest jednak najważniejsze. Najważniejsze to wcisnąć klientowi frytki o superniskiej cenie, których termin ważności nieubłaganie zbliża się do kresu, bądź złapać zaniedbującego nas klienta na niższą cenę paczki be-

konu. Wszystko cudnie brzmi, gdy słyszymy, że kupując więcej niż dwa, trzy produkty oszczędzisz 10 proc. Kto przyjrzy się bliżej widzi, że cena pozostaje ta sama od kilku miesięcy. Klient wierzy, że oszczędza, ale później przekona się, że tyle samo zapłaci gdzieś indziej, tyle że tam już nie będzie magicznego słowa „promocja”. Pracownik, który zapewnił firmie zamówienia na kilka tysięcy funtów nie usłyszy słowa pochwały, jeśli nie „wciśnie” klientowi przy tym 50 produktów, których ten nie miał zamiaru zamówić. Oferty telesales powodują najczęściej jeden skutek – zdenerwowanie klientów. Ale telesales muszą przecież wykonać swoją pracę – sprzedać towar firmy.

Raporty Wszystkie pomyłki, nieosiągnięte targety czy problemy z poprzedniego dnia omawiane są na codziennych spotkaniach, które rozpoczynają każdy dzień pracy. Firma nie jest bezdusz-

na, pomaga swoim mniej udolnym pracownikom, jeden z linków strony internetowej prowadzi do treningu, mającego pomóc nam być lepszymi „sprzedawcami”. W każdej sytuacji jest możliwe dodatkowe dokształcenie przez szkoleniowca siedzącego obok nas i słuchającego naszych rozmów – na pewno ten stres pomoże nam udoskonalić nasze techniki sprzedawania. Cóż może przyciągnąć do nas klienta, który nie korzysta już z naszych usług ponad pół roku ? – Dobry sprzedawca to wie! Wy nie odbieracie tylko telefonów, wy sprzedajecie nasz towar! Telesales – tak się nazywa wasze stanowisko! – krzyczał na jednym z porannych spotkań szef. Niełatwo o dobrego pracownika, zwłaszcza jeśli wymaga się od niego wiele, a w zamian zmusza do ciężkiej pracy, bez odrobiny szacunku i z marną zapłatą. My jednak mamy być posłusznymi i skutecznymi pracownikami za zawrotną stawkę, która nie daje nawet 200 funtów tygodniowo. Profesjonalizm za najniższą cenę.

Nagrody Na rozchmurzenie dzieciaczki dostaną jutro po soczku czy batoniku, który nie chce schodzić. Do tego w piątek czeka na nich zabawa. Uda ci się namówić klienta, który o nas zapomniał do złożenia zamówienia – dostaniesz nagrodę ! Pójdziesz do pani, pokażesz co zrobiłeś, ona potwierdzi, że dobrze, pobiegniesz wylosować swoją zabawkę. Nie przyzwyczajaj się również do swoich kolegów, zbyt wielkie przyjaźnie spowodują, że nie będziesz robił co do ciebie należy, dlatego trzeba cię przesadzić. Wszystko według zasad: Polacy z daleka od Polaków, po co mają gadać po swojemu – my chcemy rozumieć, Turcy niech sobie gadają, to w końcu turecka firma.

Człowiek-maszynka Więzienie, fabryka, maszyna, oto najbliższe skojarzenia. Słusznie, bo inaczej nie można nazwać tak zorganizowanego miejsca pracy. Pracujesz jak maszynka, ku chwale i bogactwu twojego pracodawcy. Śmiesz poddać w wątpliwość słuszność takich metod, zostaniesz za to surowo skarcony, czeka cię indywidualna rozmowa i ostrzeżenie – nikt nie lubi niepokornych . Zapomnij o tym, że można czerpać przyjemność z pracy, chcieć do niej wracać, że ktoś cię za coś pochwali. Obiecywano ci podwyżkę po trzech miesiącach? Możliwość awansu? Nie masz 50 nowych linii (nowych produktów sprzedanych klientom) codziennie, jesteś w tyle jeśli chodzi o target? – zapomnij ! Kto nie jest? Nikt. Taka firma istnieje, to nie koszmar, nie zły sen, ale miejsce pracy przeszło stu osób. Nikt nie narzeka głośno, szeroko uśmiecha się rozmawiając z klientami. W XXI wieku, w demokratycznym kraju, słynącym z poszanowania prawa do wolności wyrażania poglądów, opinii i przekonań, gdzie pod wspólnym dachem żyje tyle różnych nacji i religii, pracownik nie ma prawa głośno powiedzieć tego, co myśli. Pracownik ma jedno prawo: „Patrz w swój komputer i wykonuj swoją pracę !”.


J

nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

14 KULTURA FOT. ARCH.

Jarosław Skulski

nie zacierających się różnic pomiędzy życiem realnym, a wytworami wyobraźni, często negowane przekonanie o możliwości ogarnięcia całego spektrum rzeczywistości – wszystkie te dylematy są po dziś dzień jak najbardziej aktualne. Tym bardziej żal i smutno, że w przeciągu zaledwie dwóch dni świat stracił dwóch czarodziejów celuloidowej magii – Ingmara Bergmana i Michelangelo Antonioniego. Myślę, że każdy z nas ma swoje zaczarowane miejsca w Londynie. Nie zdradzę Wam moich, każdy powinien odkryć coś tylko dla siebie, ale mówię Wam – wybierzcie się do Maryon Park. Usiądźcie sobie w ciszy na ławeczce i wsłuchajcie się w szum wiatru. Wieje dokładnie tak samo jak ponad czterdzieści lat temu w „Powiększeniu”. Mocna rzecz.

redakcja@nowyczas.co.uk

akiś czas temu przyjechał do Londynu mój znajomy, na co dzień obiecujący reżyser dokumentalista. Znamy się od lat, połączyło nas filmoznawstwo na szacownym krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Kolega zażyczył sobie, abyśmy wybrali się na wycieczkę w poszukiwaniu miejskiego parku, który „zagrał” w słynnym filmie „Powiększenie” Michelangelo Antonioniego. Z mapy wynikało, że czeka nas solidna eskapada na południowy wschód miasta. Dałem się przekonać i pewnego popołudnia wybraliśmy się pociągiem na przejażdżkę. Trochę to wszystko trwało, ale koniec końców wylądowaliśmy kawałek za Greenwich i z mapą w ręku ruszyliśmy dalej. Miejsce okazało się całym kompleksem leśno-rekreacyjnym, gdzie jeden park niepostrzeżenie przechodził w następny. Łaziliśmy trochę zdezorientowani, aż kolega w przypływie rezygnacji zaczął intuicyjnie dopasowywać przypadkowo mijane miejsca do tych właściwych, doskonale znanych z różnych sekwencji filmu. Kiedy już mieliśmy dać za wygraną, naszym oczom ukazała się całkiem spora polana. Otoczona szczelnie drzewami, skutecznie tłumiła odgłosy niedalekiej zatłoczonej drogi. I tylko pomiędzy drzewami przebłyskiwały złowrogo symbole Babilonu, czyli wieżowce Canary Wharf. Panowała zupełna cisza, jak gdyby tuż obok nie istniał żaden wielki Londyn ze swoim hałasem i smrodem. Po lewej stronie polany...tak, to on, wygląda dokładnie tak samo jak w filmie! Stary, niszczejący

T

Śladami Michelangelo od lat kort tenisowy, z rdzewiejącym ogrodzeniem. Podeszliśmy bliżej, palce wczepiliśmy w drucianą siatkę i w skupieniu przyglądaliśmy się temu co pozostało z dawnej świetności kortu. Po czym kolega za pomocą swojego skomplikowanego cyfrowego aparatu fotograficznego zaczął kręcić króciutki filmik, dokumentujący to podniosłe zdarzenie, jakim było odkrycie właściwej części Maryon Park. Ze względu na wykonywany zawód (praca w sklepie muzycznym) zostałem odpowiedzialny za opracowanie ścieżki dźwiękowej. W związku z czym zacząłem uda-

N

liśmy się po krętej ścieżce do góry i oto za chwilę byliśmy dokładnie w tym samym miejscu, gdzie przykucnięty za drzewami Thomas bezwstydnie rejestrował na kliszy aparatu randkę miłosną... Było piękne majowe popołudnie, zachodzące słońce jeszcze gdzieniegdzie oświetlało pojedynczymi promieniami tajemnicze miejsce, a ja z kolegą, obaj mocno wzruszeni podniosłością chwili, zastygliśmy w milczeniu, pochyleni w zadumie nad geniuszem Michelangelo. Pytania, które zadawał w swoich filmach, pokazywa-

MICHELANGELO ANTONIONI, wielki reżyser filmowy, urodzony 29 września 1912 roku, zmarł 30 lipca w wieku 94 lat w swoim mieszkaniu w Rzymie. W latach 60. zdobył nagrodę krytyków za trylogię „Przygoda” oraz Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Jego „Powiększenie” otrzymało Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. W latach 70. wyreżyserował „Chiny” i „Zawód reporter”. Później tworzył już sporadycznie, a w 1995 roku przyznano mu Oscara za całokształt twórczości.

Bergmana też już nie ma Robert Rybicki

O p e n M i c O p e n M ic rafiłem tam dwa miesiące temu. Dawno już słyszałem pozytywne opinie o Rhythm Factory, byłem tam na koncercie Fisha. Open Mic to bliźniacza wersja Poetry Slam, z tym że slam z reguły jest pojedynkiem, który ma wyłonić zwycięzcę, a wybiera go często przypadkowa publiczność. Slamowanie jest więc pewnym chwytem pod publikę. W Londynie widziałem Open Mic w dwóch miejscach i dwóch odmianach: w The Royal Theatre (Stratford) i właśnie w Rhythm Factory (Whitechapel). W The Royal Theatre Open Mic był na niskim poziomie, teksty prezentowane przez autorów, skecze i występy sprawiały wrażenie, jakby były wymęczone i epatowały nieautentycznością. Coś w stylu turniejów jednego wiersza w Polsce. Natomiast w Fabryce Rytmu – co osoba na scenie, to zupełnie inny świat i styl. Wysokiej jakości techniczne umiejętności przeplatały się z silnie nacechowaną emocjonalnie, ambitną inwencyjnością: dużo wirtuozerii wy-

wać nieistniejącą piłeczkę tenisową, a także generowałem odgłosy do złudzenia przypominające uderzenia rakiet tenisowych. Wszystko pięknie się zarejestrowało i kolega obiecał jakoś to zmontować. Postaliśmy jeszcze chwilę w milczeniu, analizując w myślach ostatnie sceny filmu, rozgrywające się właśnie na tym korcie (na którym grupa mimów pozoruje grę w tenisa), ale coś nam nie dawało spokoju. Brakowało polany, na której ekscentryczny fotograf mody (bohater filmu, grany przez Hemmingsa) robił zdjęcia przypadkowo poznanej parze. Wspię-

mieszanej z szaloną improwizacją. Aż się chciało samemu wejść na scenę. W londyńskich mediach slam w Rhythm Factory zyskał już swoją markę. Nawet „The Guardian” zwracał uwagę na wysoką jakość tego, co prezentowane jest na Fabrycznej scenie. Open Mic na Whitechapel nosi nazwę The Spoonful of Poison. Jest żywą, tętniącą tkanką sztuki na zewnątrz. Raz wyskoczy jakiś długobrody komediant, czasem czarnoskóry performer-poeta, a to kapelka o punkowo-funkowym rodowodzie, czy gitarzysta snujący neurotyczne ballady. Z reguły ci, którzy prezentują nieco niższy poziom, po paru występach rezygnują. Zostają więc naturalnie wyselekcjonowani pozytywni wariaci sztuki i oni często tworzą trzon kolejnych edycji The Spoonful of Poison. Każdy, kto chce posłuchać, pooglądać lub też wystąpić, niech pojawi się o godzinie ósmej wieczorem w każdy poniedziałek w Rhythm Factory. Zapisy dla chcących wystąpić są przyjmowane na miejscu przed godz. 20.00. Moderatorem jest Mr. Spoon. (rr)

redakcja@nowyczas.co.uk

a wyspie Faro przy szwedzkim wybrzeżu, zmarł w wieku 89 lat Ingmar Bergman, reżyser-legenda. Jego filmy powstające na przestrzeni pięćdziesięciu lat oscylowały wokół mentalności współczesnego człowieka, jego wewnętrznych usposobień i przysposobień, kwestii granic wolności, wszelkich wykrzywień w psychice, lęku przed śmiercią i nicością. Przykładał lustro do twarzy człowieka doznającego trwogi przed nicością, a zarazem srogo doświadczonego przez cywilizacyjne wyalienowanie. Pustka, która wytrawia od wewnątrz bohaterów jego dzieł, wywodzi się ze świadomości braku jakiegokolwiek punktu oparcia. „Szepty i krzyki”, „Milczenie", „Persona”, „Tam, gdzie rosną poziomki” – zawsze jest jednorodność stylu, o którym często wielbiciele Bergmana mówią „psychologia” lub „film psychologiczny”, używając tego klucza dla zamknięcia go w jednym stylu. Sama jednak psycholo-

gia nie wystarcza: jego kino ociera się o obrazy Chirico, malarstwo Magritte'a czy spuściznę filmu surrealistycznego, a skandynawski klimat, czy mroczne aury przywoływanych krajobrazów dodają chłodu jego reżyserskim ujęciom i całej wizji jego kina. Dialog przeplata się z monologiem wewnętrznym, a motywem przewodnim staje się milczenie, wręcz strach przed wypowiadaniem własnych myśli, które nie zawsze da się prawidłowo odczytać w kontekście całego światowego kina. Jeszcze jedną z cech kina bergmanowskiego jest łatwość przechodzenia z przestrzeni do przestrzeni (ujęcie wnętrza domu przechodzi w ujęcie krajobrazu za oknem, czy też przeskok z rzeczywistości jawy do snu). Często pomieszczenia, w których przebywają aktorzy, sprawiają wrażenie obcych, takich, w których człowiek nie odnajduje siebie. Po prostu. Jesli rzeczywiście Bergman powiedział, że może powtórzyć za Flaubertem „Pani Bovary to ja”, brzmieć musiało to wstrząsająco. Ten urodzony w Uppsali w 1918 roku geniusz kina zebrał najważniejsze nagrody, wyorał własną ścieżkę w kinematografii – i odszedł.


NOWY CZAS 3 sierpnia NOWY CZAS 27 lipca 2007 2007

nowyczas.co.uk

KULTURA 15 Izabela Kolka

Biuro Podróży w Londynie Z reżyserem Pawłem Szkotakiem rozmawia Stefan Gołębiowski Kiedy powstał Teatr Biuro Podróży?

P

Robert Rybicki

– Powstał w 1988 r. z inicjatywy grupy przyjaciół, studentów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W końcu lat 80. wyjechać z Polski za granicę nie było łatwo, toteż postanowiliśmy podróżować w wyobraźni, w teatrze, co było łatwiejsze niż w rzeczywistości. Po latach, kiedy już można było wyjeżdżać, okazało się, że podróżowanie jest naszym „przeznaczeniem” – objechaliśmy prawie wszystkie kontynenty, a w niektórych krajach, np. w Wielkiej Brytanii czy Francji byliśmy kilkakrotnie.

redakcja@nowyczas.co.uk

rapremiera nowego spektaklu poznańskiego teatru Biuro Podróży odbyła się 25 lipca na scenicznym skwerze przy National Theatre. „H of D” (skrót od Heart of Darkness Josepha Conrada) zdaje się być aluzją do „Jądra ciemności”, ale jak to w eksperymentach Biura Podróży bywa, aluzja do dzieła pozostała w tyle za aluzją do czasów współczesnych. Od początku spektaklu zaznaczył się na scenie podział na dwie strefy: białą i czarną, sterylną i brudną, a dychotomia dobro-zło uległa wymieszaniu. Kolory, wiadomo, niosą za sobą skojarzenia. Jednak nie powinniśmy im w tym przypadku ulegać. Biel nie oznacza tu dobra, czerń nie oznacza zła. Do ważnych scenicznych elementów należały również – po stronie bieli – prostokątnopodobne oszklone podium z ekranem, oświetlane jarzeniówkowym błękitem, w którego aurze pojawiały się różnorakie obrazy wspomagane głosem z offu lub muzyką; po stronie czerni jątrzyło się kłębowisko nadgniłych beczek i skrzynek, spomiędzy których wyrastał ogromny śmietnik. Reżyser Paweł Szkotak rozegrał z pomocą aktorów oniryczne szachy samotności pod otwartym niebem Theatre Square. Jak rozłożyć te teatralne szachy na czynniki pierwsze? Od pierwszej sceny poślubnej euforii, przez scenę z niby-klaunem, który wciąga publiczność w zabawę-grę pytań o szczęście, akcja stacza się ku coraz bardziej ponurym i okrutnym wydarzeniom, by zakończyć się sceną ni to zmartwychwstania bohatera, ni to rozpadu społeczności czarnych postaci. Jeśli u Conrada jądrem ciemności jest afrykańska dżungla, u Coppoli lasy Indochin, to pod kątem zastosowanych przez Szkotaka rekwizytów, jest nim świat slumsów, biedoty, tej części społeczeństwa lub świata która jest zepchnięta na margines cywilizacji i aby poczuć namiastkę jedności potrzebuje przywódcy – Kurtza. W tym spektaklu Kurtzem wydawała się być zwielokrotniona przez ekran telewizorów postać, a raczej jej głos, który hipnotyzował czarne postaci, anonimowe, z częściowo ukrytymi twarzami. Spektakl, którego poszczególne akty-sceny są rozbite, emanuje rozchwianiem w kwestii przedstawienia wewnętrznej ewolucji bohatera/ów. Bohater, czyli Kurtz-Marlowe, stał się postacią drugoplanową w rozgrywkach światów jasnego i ciemnego, wreszcie moralnie nieczytelną, jak cały świat wokół niego. Wizytówką spektaklu jest niezapomniana scena zrzucenia przez antyseptycznego w każdym calu doktora zesterylizowanych zwłok rebelianta z oszklonego podium do śmietnika eskortowanego później przez sterylnych żołnierzy. Efekt jest porażający, a wszystko odbywa się w pełnej napięcia ciszy. Paweł Szkotak, zabierając się za „Heart of Darkness” musiał się liczyć nie tylko z książką Korzeniowskiego, ale i z magią „Apocalypse Now” Coppoli. Występując pod National Theatre, gdy rok 2007 został ogłoszony conradowskim, wziął na siebie olbrzymi ciężar. No bo jak sprostać wymaganiom publiczności międzynarodowej? Biuro Podróży sięgnęło do rekwizytów ze świata współczesnego, czytelnego dla wszystkich.

To londyńskie przedstawienie zrobione jest na zagraniczne zamówienie. Czy więcej mieliście takich premier? – To drugi taki spektakl, którego pierwsze przedstawienie grane jest poza Polską. „H of D” przygotowane zostało w języku angielskim, w kraju przełożymy je na polski. Przedtem podobna sytuacja była z „Makbetem”, który przygotowaliśmy na festiwal w Cork, w Irlandii, a który teraz pokażemy w Edynburgu, gdzie gramy 21 spektakli. Do tego też zaliczyć trzeba „Millenium Mysteries”, przygotowane we współpracy z Belgrade Theatre z Coventry i pokazywane w ruinach sławnej katedry.

Skąd wziął się pomysł grania na szczudłach? – Jestesmy przede wszystkim teatrem plenerowym, a to wymaga innych środków przekazu. Aktor musi być widoczny na dużej

przestrzeni, większa jest rola obrazu niż słowa, wyraźniejsza musi ekspresja fizyczna. W „H of D” używamy nie szczudeł, lecz tzw. raptorów – to są specjalne mechanizmy, używane m.in. przez beznogich sportowców, bo pozwalają one na dużą sprężystość i skoczność.

musieli grać w strugach deszczu i czasami tarzać się w kałużach wody. W dodatku macie podłączone do sieci telewizory, oświetlenie oraz specjalne efekty. Nie boisz się, że to wszystko może nawalić? Jako teatr plenerowy jesteśmy przygotowani na różne okoliczności, a granie w takich warunkach dodaje nieraz dramatyzmu. A brytyjskie teatry mają tak scisłe przepisy odnośnie bezpieczeństwa na spektaklach, że nie ma obaw o jakieś porażenie prądem czy pożar.

Jedziecie do Edynburga z szekspirowskim „Makbetem”. To trochę tak, jak z samowarem do Tuly… – No, tak, ale nasze przedstawienie, zatytułowane „Kim jest ten czlowiek we krwi” jest polską interpretacją tej sztuki. Nasza wersja zrealizowana jest w języku Teatru Biuro Podróży, a więc w języku obrazów, pięknej muzyki Krzysztofa Nowikowa, nagranej specjalnie przez Poznańską Orkiestrę Symfoniczną, ze śpiewem na żywo w wykonaniu solistki Teatru Wielkiego w Poznaniu Magdaleny Wilczyńskiej. Będą też szczudła i monumentalna, ruchona scenografia. Wystawiamy to na dziedzińcu edynburskiego uniwersytetu.

Dlaczego Instytut Kultury Polskiej zwrócił się z propozycja grania w Londynie właśnie do was? – Dyrektor Potoroczyn zna dobrze nasz teatr, nasze spektakle, organizował nam występy w USA, które cieszyły się ogromnym powodzeniem, myślę więc, że miał do nas zaufanie, iż zrobimy coś interesującego, a jednocześnie czytelnego dla brytyjskiej widowni i to nie tylko takiej, która zna powieści Conrada. Przyjmowani jesteśmy bardzo do-

Jakie macie plany po występach w Wielkiej Brytanii?

brze, a w ogóle Londyn jest dla nas wyjatkowo sprzyjający. Publiczność jest bardzo dobra, przygotowana do odbioru rzeczy trudnych, chętnie rozmwiająca po przedstawieniach z aktorami. A od niedawna na naszych przedstawieniach coraz cześciej widzimy Polaków. To miło spotykać rodaków, a jednoczesnie słyszymy, że oni także cieszą się z przyjazdu polskich teatrow. Przy okazji muszę tu wspomnieć, iż współpraca z National Theatre układa nam się świetnie, jestem pod wrażeniem ogromnej sprawności organizacyjno-technicznej tego teatru, której czasami w kraju brakuje.

Miałem pecha, bo trafilem na wasze przedstawienie w dniu, w którym lało jak z cebra. Ale stałem pod parasolem, wiec nie było najgorzej. Natomiast aktorzy

– Trochę musimy odpocząć po tym maratonie. Siedem przedstawień w Londynie, dwadzieścia jeden w Edynburgu i dwa w Niemczech, dokąd jedziemy w czasie dwudniowej przerwy między występami na festiwalu. Długo odpoczywać nie będziemy, bo musimy przygotować polską wersję „H of D”, która w kraju będzie sięę nazywać „Apartheid”. Ja muszę się też zająć rezyserią opery Verdiego „Stiffelio”, której premiera odbędzie się w październiku w poznańskim Teatrze Wielkim. W pazdzierniku odbędzie się też w Poznaniu pierwszy festiwal teatralny, którego jestem pomysłodawcą i dyrektorem, zatytułowany „Bliscy nieznajomi”, a poświęcony teatrowi europejskiemu jako narzedziu poznania między narodami i społeczeństwami. Zajęć mam dużo, ale lubię nowe zadania, lubie odkrywać nowe formy teatralne, stąd też m.in. moje zainteresowanie reżyserią operową.

REKLAMA

Najważniejsze w Wielkiej Brytanii wydarzenie promujące Polske, c jej mieszkańców, kulturec i możliwości ekonomiczne

www.positivelypoland.com Supported by: Embassy of the Republic of Poland in London

Media partners:

W sprawie rezerwacji stoiska podczas imprezy prosimy o kontakt z Olą T: +44 (0)20 8240 4457 E: info@positivelypoland.com.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

16

N

Londyńskie wędrówki redakcja@nowyczas.co.uk

Atrakcji tutaj wiele: odświeżony South Bank Centre, London Eye, Tate Modern, London Aquarium, The Globe, Millennium Bridge, Southwark Cathedral, Vinopolis, Clink Museum, Borough Market, City Hall, warto więc przeprawić się na drugą stronę rzeki doświadczyli niedawno choćby uczestnicy zapowiadanego w „Nowym Czasie” REJSu) Niezauważalnie prawie, pojawiły się na rzece nowe, bardziej eleganckie statki, kursujące dość często, z których można zobaczyć dwa brzegi – jeden bardziej tradycyjny, na którym niewiele się zmienia i drugi – prawie jak nowy. Wprawdzie tegoroczne lato nie rozpieszcza nas pod względem dobrej pogody, ale przejazd statkiem ma tę zaletę, iż w razie deszczu można oglądać panoramę miasta pod zadaszeniem. Najlepszy widok jest oczywiście z Koła Milenijnego – London Eye – do którego niezmiennie ustawiają się długie kolejki. A przy okazji – sukces London Eye przeszedł chyba wszelkie oczekiwania projektodawców; początkowo Koło miało stać tylko przez pięć lat, a później zostać zdemontowane. Dziś już nikt o tym nie myśli, bo wtopiło się w panoramę miasta, uwielbiane jest przez turystów, no i przynosi ogromne zyski. Klęską natomiast okazała się szeroko reklamowana Kopuła Milenijna – Millennium Dome – wybudowana na upamiętnienie 2000 roku. Przez sześć lat świeciła pustkami i dopiero od niedawna stała się halą koncertową, więc może wreszcie zacznie na siebie zarabiać. Strach pomyśleć, ile miliardów zmarnowano na jej wybudowanie i utrzymanie (naszych, podatników miliardów). Obecnie zadbano nawet i o to, by do Kopuły (obecnie nazywającej się 02) można było dojechać wodnym ekspresem – katamaranem kursującym od przystani Waterloo. Poza wspomnianymi już atrakcjami południowego brzegu Tamizy, jest tam też wiele innych: pieczołowicie odtworzony szekspirowski teatr The Globe, winiarnia-muzeum Vinopolis, więzienne muzeum Clink, katedra

Na południowym

brzegu Tamizy IAN PARSONS/NowyCzas

ie tak znowu dawno, bo jeszcze w latach osiemdziesiątych, przyjeżdżający do Londynu turyści nie interesowali się zbytnio położonymi po południowej stronie Tamizy dzielnicami – zwiedzanie zaczynało się i kończyło po tej „lepszej” stronie, na której ulokowane są najpopularniejsze atrakcje miasta, teatry, kina i sklepy. Na południu był właściwie tylko jeden obiekt, który mógł przyciągać przybyszy, czyli niezbyt atrakcyjne architektonicznie centrum kulturalne South Bank, gdzie mieści się national Theatre, Film Institute i sale koncertowe – Royal Festiwal hall, Queen Elizbeth Hall oraz Purcell Room. Pewną „atrakcją” mogłyby być też opuszczone i zaniedbane dawne magazyny przeładunkowe londyńskich doków, stanowiące ogromny kontrast w stosunku do kolorowego, rozświetlonego neonami West Endu. Zmiany zaczęły następować wraz z zagospodarowywaniem Docklands, kiedy zaczęto zajmować się przebudową tej części stolicy. Wielkie firmy budowlane wykupywały za stosunkowo niewielkie pieniądze zrujnowane, ogromne często budynki przerabiając je na luksusowe, w nowojorskim stylu apartamenty oraz biura dal coraz bardziej przepełnionego City, które obecnie kosztują majątek. Największym chyba osiągnięciem w przywracaniu miastu zaniedbanych obiektów po prawej stronie Tamizy było wyremontowanie starej elektrowni i przerobienie jej na wspaniałą galerię, ultranowoczesną Tate Modern, która z drugiego brzegu przyciąga wzrok swą efektowną konstrukcją, a wewnątrz uderza rozwiązaniami na miarę XXI wieku. Wizerunek południowej strony Londynu zmienił się nie do poznania, nic więc dziwnego, że turyści pchają się teraz i tam. Po 50 latach widocznego zaniedbania odremontowano wreszcie wspaniały Royal Festival Hall, odświeżono Instytut Filmu i zmieniono otoczenie tego betonowego szarego horroru, jakim był kompleks kulturalny South Bank. Teraz jest przestrzennie, budynek jakby się powiększył, oko cieszą fontanny i rzeźby przed wejściem. Miejsce to wyraźnie odżyło, tak jak odżyła cała południowa strona Tamizy. Najlepiej widać to w czasie przejażdżki po Tamizie (czego

IAN PARSONS/NowyCzas

Stefan Gołębiowski

Do niedawna zaniedbany, prawy brzeg Tamizy tętni teraz życiem. Galerie, sale koncertowe, piękne trasy spacerowe, puby, restauracje, wspaniałe widoki przyciągają tłumy, nie tylko turystów…

Rzezby-fontanny przed nowym wejsciem do Royal Festival Hall Southwark, w której często odbywają się koncerty, zacumowany na stałe okręt wojenny Belfast, Tower Bridge, nowoczesna, jakby przewracająca się siedziba mera Londynu. Wart odwiedzenia jest najlepszy bazar żywnościowy w Londynie Borough Market (nieopodal stacji London Bridge), przyciągający w soboty tłumy ze względu na znakomitą jakość żywności praktycznie z

całego świata. Przy moście Southwark jest również elegancka polska restauracja „Baltic”, do której walą jak w dym przede wszystkim Anglicy, zarówno z powodu wyśmienitego jedzenia, jak i ogromnego wyboru znakomitych alkoholi, zwłaszcza wódek i nalewek ustawionych w wielkich szklanych baniach. Jest tam niestety dość drogo, ale za taką jakość trzeba płacić.

Wyruszając trochę dalej w kierunku wschodnim można dotrzeć do Design Museum, prezentującego najwybitniejsze prace współczesnego wzornictwa przemysłowego. Wzdłuż prawego brzegu Tamizy pełno jest barów pubów i restauracji. Można powiedzieć, że przywrócono rzekę miastu, zagospodarowując opuszczone i ponure miejsca, które teraz przyciągają codziennie tysiące ludzi.


P

NASZE HISTORIE I MANIA GOTOWANIA 17

nowyczas.co.uk

oszukiwania genealogiczne, nawet z dala od polskich archiwów i bibliotek mogą przynieść ciekawe odkrycia. Gdy poszukiwacz jest odcięty od oryginalnych rękopisów i mikrofilmów, to oczywiście zadanie jest trudniejsze, niż gdyby wykonywał je w Polsce. Ale i na emigracji, dzięki internetowi, można zdobyć cenne kontakty z dalekimi a nieznanymi krewnymi, natomiast po przyjeździe do Polski skorzystać z oryginalnych dokumentów rodzinnych.

Co detektyw rodzinny wiedzieć powinien

mANIA gotowania

W internecie jest dużo ciekawych serwisów poświęconych genealogii i heraldyce. Zanim przejdę do omówienia poszczególnych stron, przypomnę kilka podstawowych zasad, które moim zdaniem są najważniejsze dla początkującego genealoga-amatora na emigracji: Ogłosić się w portalu dla genealogów, gdzie spotykają się inni poszukiwacze, i gdzie można nawiązać kontakty z innymi hobbystami. Ogłoszenie będzie wisieć, a w tym czasie można zająć się innymi działaniami. Spróbować rozszyfrować własne nazwisko. Czy powstało od przezwiska, od nazwy miejscowości, czy jest może zniekształconą formą nazwiska cudzoziemca? Zebrać i maksymalnie dokładnie zanotować wszelkie wieści rodzinne, jakie udało się złowić jednym uchem (zanim wypadły drugim). Nazwy, imiona, nazwiska. Każdej osobie i miejscowości można przydzielić jedną kartkę z segregatora i tam, w takiej kartotece notować nowe wątki, a będąc w kraju, uzupełnić je na podstawie relacji ustnych. Segregator ma tę przewagę nad zeszytem, że dane można dowolnie przestawiać i zestawiać, co przy budowie drzewa genealogicznego jest istotne Poszukiwania prowadzić od najdalszej znanej przeszłości ku teraźniejszości. Co to znaczy? Mając przodka urodzonego np. w 1790 roku, należy najpierw szukać jego dzieci, wnuków i prawnuków. Nigdy na odwrót. Jeżeli będziemy prowadzić linię wstecz, ku średniowieczu, to

GDZIE TWOJE KORZENIE? wpadniemy w studnię bez dna. Szybko stracimy orientację. Będzie nas kusiło, by dopasować brakujące ogniwo wtedy, gdy wpadnie nam w oko jakaś barwna postać historyczna. Barwna, ale niekoniecznie z nami spokrewniona... Zainteresować się źródłami dostępnymi w Polsce, przede wszystkim metrykami. Metryki to najpewniejsze źródło danych, do którego prędzej czy później będziemy musieli się odwołać, już będąc w Polsce. Polecam stronę Archiwum Głównego Akt Dawnych (o której niżej), gdzie znajdziemy najpewniejsze dane co do ocalonych dokumentów historycznych i ich losów. Przy okazji odwiedzać polskie cmentarze wojskowe w Anglii.

Sieć, linki i rodzinne więzi Stron o tematyce genealogicznej jest już sporo, powstają także serwisy poświęcone konkretnym rodzinom. Polecam te, z których sama korzystałam, a które z kolei podają odnośniki do źródeł o węższym zakresie tematycznym. Pierwszą lekturą obowiązkową jest strona Polskiego Towarzystwa Genealogicznego www.genealodzy.pl. Wspomniałam też o serwisie www.agad.archiwa.gov.pl. To jest właśnie serwis Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie. Tu historycy udzielają kompetentnych porad z dziedziny badań genealogicznych. Genealog dowie się, jak dokładnie, krok po kroku prowadzić badania, jakie dokumenty są w zasobach Archiwum, a jakie zostały wywiezione do Niemiec albo zostały na dzisiejszej Ukrainie i gdzie są przechowywane. Nie można ominąć cieszącego się uznaniem serwisu www.ornatowski.com, prowadzonego przez p. Artura Ornatowskiego. Zawiera on dużo danych z zakresu historii i heraldyki, podaje linki i odnośniki do innych źródeł. Na uwagę zasługuje bogata bibliografia publikacji genealogicznych i z dziedzin pokrewnych. Jest też

Tablica Ogłoszeń, dzięki której sama odnalazłam dwójkę dalekich krewnych... Artur Ornatowski prowadzi również drugi świetny serwis www.przodek.pl. Mniej i bardziej zaawansowani genealodzy znajdują tu praktyczne porady dotyczące poszukiwań. Ogłaszają się tu organizatorzy zjazdów rodzinnych. Innym prywatnym serwisem jest www.jurzak.pl, który prowadzi Ryszard Jurzak. Tam znajdziemy sporo danych z zakresu genealogii dynastycznej. Wygodnym rozwiązaniem jest wyszukiwarka nazwisk, współpracująca z najważniejszymi serwisami w internecie. Do dyspozycji poszukiwaczy jest tablica ogłoszeń. Ciekawą inicjatywą jest portal www.stankiewicz.e.pl, prowadzony przez p. Janusza Stankiewicza. Zgodnie z założeniem, szczegółowo przedstawia historię Stankiewiczów. Ale obok tego odsyła do „bardziej ogólnych” serwisów historycznych, a mianowicie dotyczących wojskowości, kawalerów orderu Virtuti Militari, ofiar II wojny światowej, zaginionych na Wschodzie. Słowem, jest to dobry „punkt

orientacyjny” także dla osób niespokrewnionych z rodziną Stankiewiczów. Miejscem spotkań genealogów są też serwisy poświęcone Kresom. A teraz o wilku mowa, czyli o serwisach anglojęzycznych. I tak, www.ellisisland.org oferuje możliwość przeszukania bazy danych o 12 milionach imigrantów, którzy w latach 18921954 przyżeglowali do Ellis Island w porcie nowojorskim. Dane bywają niekompletne i od konkretnego „przypadku” zależy, co znajdziemy. Zasadniczo dostępne są: wiek imigranta, miejscowość i kraj pochodzenia (terminologia stosowana w dokumentach bywa myląca – np. XIX-wieczna Galicja oznaczana jest raz jako „Galicja”, innym razem jako „Austria”), nazwa portu europejskiego, z którego wypłynął i data przybycia do USA. Nazwiska polskie oraz nazwy miejscowe mogą być zniekształcone. Ciekawostką są skany dokumentów imigracyjnych i miniaturek okrętów, na których Europejczycy przybywali do Nowego Świata. Uwaga: pełne korzystanie z serwisu wymaga zalogowania się. Warte przejrzenia są kolejne dwa serwisy, www.ancestry.com i www.rootsweb.com. Zasoby Ancestry dotyczą głównie archiwów amerykańskich (U.S. Census Collection, U.S. Military Records i inne) oraz angielskich (UK Census Collection), a nawet australijskich. Rootsweb oferuje informacje z USA, a także Australii, Kanady i Nowej Zelandii. Oba wymienione serwisy są ze sobą skomunikowane. Uwaga: dostęp do szczegółowych danych jest częściowo odpłatny. Mając już dokładne dane o rodzinie, można skorzystać ze specjalnych programów służących do budowania drzewa genealogicznego (linki znajdziemy w owych serwisach i przez Google). Ale to jest następny krok w genealogię i osobna historia...

Aleksandra Solarewicz

W Londynie nadchodzi lato!!! Oto przepisy na bardzo szybkie w przygotowaniu, tanie i smaczne dania. Obydwa pochodzą z inspiracji kucharzy z Norfolk, czyli terenów, które obecnie poznajemy.

Cukinia ze świeżą bazylią Ponieważ zamierzamy przyrządzić przystawkę, policzmy jedną cukinię średniej wielkości na dwie osoby. Warzywko kroimy w poprzeczne plasterki dość cieńko. Na rozgrzaną patelnie kładziemy odrobinę oliwy z oliwek i łyżkę masła, dodajemy cukinię i smażymy aż zmieknie. Pod koniec dodajemy ząbek bądź dwa pokrojonego czosnku i dobrą garść posiekanej, świeżej bazylii. Odstawiamy do ostygnięcia i gotowe. Jeszcze sól i pieprz do smaku.

Mikołaj Hęciak redakcja@nowyczas.co.uk

o wszystkich wichurach, ulewach i powodzi, słońce zaczęło pokazywać swe promienne oblicze. Może jeszcze nieśmiało, ale dziś już było zdecydowanie cieplej. Oby tak dalej! Nie wiadomo, jak długo potrwa to ocieplenie, więc korzystajmy ze sposobności i zabierajmy się za pikniki, BBQ i wszelkie biesiadowanie na dworze. Stąd moją propozycją w tym tygodniu będą dwie warzywne przystawki na letni obiad.

P

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

Sałatka z pieczonej papryki Wprawdzie pieczenie papryki zabiera trochę czasu (około pół godziny), ale nie jest to skomplikowana czynność, a potem w zamian mamy pyszne, słodkawe warzywo, któremu w delikatności mało co może dorównać. Jeżeli planujemy przyjęcie, taką paprykę można przygotować wcześniej i przechować w lodówce albo zamarynować w oliwie z oliwek. Na 6-8 osób potrzebujemu pół kilograma papryki czerwonej, 6 łyżek stołowych sosu vinaigrette, kilka liści bazylii, 225g fasolki (sugar peas), 3-4 łodyżki szczypiorku (spring onion), wybór liści sałaty, sól i pieprz.

Z papryki wycinamy ogonek i rozpłaszczając dłonią kładziemy paprykę na blasze skórą do góry i opiekamy w piekarniku, aż skóra będzie czarna. Potem paprykę na 5 minut zawijamy w folię, co ułatwia obieranie ze skóry, co czynimy następnie. Jeżeli papryka jest za gorąca, możemy obierać ją pod strumieniem zimnej wody, łącznie z usuwaniem nasionek. Tak przygotowaną paprykę kroimy w paseczki lub rwiemy na cząstki, dodajemy trochę świeżej bazylii i sosu vinaigrette. Ten otrzymujemy ze zmieszania kilku łyżek oliwy z oliwek i octu balsamicznego. Acha i przed gotowaniem warto sprawdzić, czy strączki nie są łykowate i w razie potrzeby oderwać łyko wzdłuż strączka. Fasolkę blanszujemy następująco. Na osoloną wodę wrzucamy fasolkę i wyjmujemy, jak tylko zawrzy ponownie. Studzimy, mieszamy z zielonym szczypiorkiem i porwanymi na kawałeczki liśćmi mieszanej sałaty. W każdym większym sklepie znajdziemy wybór mieszanek sałaty odpowiadający naszym potrzebom. Ewentualnie możemy zadowolić się jednym rodzajem sałaty. Całość doprawiamy solą i pieprzem, łączymy z papryką i serwujemy w osobnych miseczkach bądź na talerzykach. Obydwie sałatki podajemy na zimno. Dobrze komponują się z daniami mięsnymi, jak i potrawami z ryb czy owoców morza. Korzystając z coraz ładniejszej pogody możemy zabrać te sałatki na piknik, do najbliższego parku, albo dalej, by zwiedzić jedną z wielu atrakcji wschodniej Anglii. W hrabstwie Lincolnshire

możemy zwiedzić średniowieczny pałac biskupi stojący w cieniu miejscowej katedry, goszczący w swych progach królów Anglii Henryka VIII i Jamesa I. Innym ciekawym miejscem na piknikowy wypad, jeżeli dysponujemy samochodem, może być położony pół mili od miejscowości Sibsey tzw. Sybsey Trader Windmill, zbudowany w XIX wieku wiatrak odrestaurowany w 2001 roku i zaliczany do miejsc spuścizny narodowej Anglii. Jako proste uzupełnienie piknikowego menu proponuję pieczone udka kurczaka i francuską bagietkę. By w prosty i smakowity sposób przyrządzić udka wystarczy doprawić je pieprzem i solą oraz słodką, sproszkowaną papryką lub suszonym tymiankiem, skropić oliwą z oliwek i piec w 200C około pół godziny. By sprawdzić czy mięso jest upieczone, wystarczy nakłuć je nożem lub patyczkiem. Życzę smacznego i przyjemnego piknikowania, póki pogodna dopisuje.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

„ „

18

Cytat tygodnia

W ocenie własnej przeszłości trzeba znaleźć umiar. NORMAN DAVIS

CZAS NA RELAKS horoskop tygodniowy

ANDRZEJ LICHOTA

Mirosława Krogulska i Izabela Podlaska BARANY będą w tym tygodniu zajęte wieloma sprawami jednocześnie. Będziecie mieli wrażenie, że wszyscy wymagają od was zbyt wiele, a terminy są zbyt krótkie. Nie zgadzajcie się z propozycjami, które na pierwszy rzut oka wydają się wam niekorzystne. Ufajcie intuicji, a nie cudzym namowom, a dobrze na tym wyjdziecie. W weekend miłosne sprawy będą dla was najważniejsze. 9.08 warto zrobić coś pożytecznego dla domu lub poświęcić czas rodzinie. BYKi zapragną poczuć się bezpieczne i kochane. Ryzykowne decyzje pozostawicie innym znakom zodiaku. Unikajcie dyskusji z osobami, których nie lubicie. 7.08 możliwe są różne zaskakujące propozycje i zaproszenia, które warto dobrze przemyśleć. Pewna starsza osoba chętnie wam doradzi. Pozostałe dni tygodnia sprzyjają także wakacyjnym podróżom. Chętnie odwiedzicie starych przyjaciół, w ich towarzystwie nabierzecie sił i optymizmu. BLIŹNIĘTA będą towarzyskie i spotkają kogoś, kto ma niecodzienne i odważne poglądy. Bądźcie jednak ostrożni, bo łatwo uwierzycie w różne fantastyczne opowieści. Nie obiecujcie zbyt wiele i nie ufajcie plotkom, a cały tydzień okaże się udany. 7.08 wojowniczy Mars wkroczy w wasz znak zodiaku. Tego dnia nie podejmujcie ryzykownych decyzji i trzymajcie się z dala od nieprzyjemnych osób. W ten sposób unikniecie kłopotów i spędzicie dzień w spokoju. RAKI mimo wakacyjnego nastroju będą w tym tygodniu bardzo ambitne i pracowite. Wszystkie sprawy zapragniecie zrobić natychmiast, nie będziecie tak wyrozumiali jak zwykle. 3.08 nie dyskutujcie z szefem, bo może was źle zrozumieć. W weekend zadbajcie o kondycję. Uprawiajcie sport lub wybierzcie się na dłuższy spacer. 9.08 sprzyja miłym spotkaniom i dobrej zabawie. Ludzie będą wam przychylni, a zawarte znajomości okażą się inspirujące.

PANNY będą bardzo ostrożne, a nawet zaczną wokół siebie podejrzewać spiski i tajne układy. Zapragniecie coś ukryć przed wścibską osobą lub nawet okłamiecie kogoś nieuprzejmego. 7.08 bądźcie ostrożni, bo wasz tajny plan szybko wyjdzie na jaw. 9.08 sprzyja wam szczęście w sprawach finansowych. W miłości w tym tygodniu czeka was nowa szansa. Warto wybierać się na towarzyskie imprezy, poznawać nowych ludzi i dyskutować o ciekawych sprawach. WAGI zapragną kupić sobie coś wyjątkowego i gotowe będą do wyrzeczeń, aby tylko spełnić swoje marzenie. Tydzień sprzyja sprawom finansowym. Dyskusje na temat lokat bankowych i sytuacji na giełdzie okażą się niezmiernie emocjonujące. W weekend postarajcie się nie myśleć o kłopotach i dajcie się namówić do zabawy. 9.08 sprzyja waszym miłosnym sprawom. Pewna osoba z przeszłości może odezwać się do was lub ktoś odważy się zaprosić was w sympatyczne miejsce. SKORPIONY powinny bardziej uważać na drobiazgi i szczegóły. Nie pozwólcie, aby w tym tygodniu z byle powodu niepotrzebnie poniosły was nerwy. W weekend zatroszczcie się o kondycję. Sierpień to dobry czas, aby wreszcie wybrać się na basen lub siłownię. Od 7.08 szczęście sprzyja wam bardziej. Chętnie wybaczycie urazy i wreszcie pogodzicie się z kimś, kto dotychczas bardzo was denerwował. 9.08 to dobry dzień, aby wreszcie wybrać się w wakacyjną podróż.

mówiąc praktycznie

LWY w tym tygodniu będą w doskonałym humorze. Słońce przebywa w waszym znaku zodiaku, a więc wszystko okaże się łatwiejsze do zrobienia. Weekend przeznaczcie na domowe zajęcia i rodzinne sprawy, bo pozostałe dni tygodnia należeć będą do waszych znajomych i przyjaciół. Będziecie pomagać, doradzać i przyjmować gości. Poczujecie się potrzebni, nawet jeśli nie wyrobicie się z własnymi sprawami. Po 7.08 czas szczególnie sprzyja wakacyjnym wyjazdom.

W

Konrad Brodziński redakcja@nowyczas.co.uk

STRZELCE będą bardzo energiczne. W drodze do celu będziecie zdecydowani, a nawet bezwzględni. Skorzystajcie ze swoich dyplomatycznych talentów i starych znajomości, a osiągniecie wymarzony sukces. Weekend sprzyja dobrej zabawie i spotkaniom z ciekawymi osobami. Samotne Strzelce interesować będą tylko flirty i nowe znajomości. Po 7.08 warto zabrać się do pracy. Różne ważne i zaległe sprawy nagle ruszą do przodu. Nie obawiajcie się konkurencji i realizujcie swoje plany. KOZIOROŻCE czeka udany tydzień. Możecie łatwo uporać się z tym, co zwykle sprawia wam trudności. Ludzie będą wam przychylni i zrobią wiele, aby tylko wam pomóc lub mądrze doradzić. 6.08 sprzyja zawieraniu znajomości, które przydadzą się w waszej karierze. 9.08 warto wybrać się na zakupy i spełnić choć jedno swoje marzenie. Tego dnia samotne Koziorożce mają więcej szczęścia w miłości. Zaufajcie przyjaciołom, którzy od dawna chcą przedstawić wam pewną nieśmiałą osobę. WODNIKI w tym tygodniu mogą być senne i rozkojarzone. 4.08 możliwe są pomyłki, ktoś nie przyjdzie lub o czymś zapomni. Lepiej sami pamiętajcie o wszystkich ważnych sprawach i unikajcie ryzyka. Weekend najbardziej sprzyja odpoczynkowi, porządkom i wspomnieniom. Przez pozostałe dni tygodnia do obowiązków i trudnych spraw nikt nie zdoła was zmusić. 9.08 uważajcie, aby nie wydać zbyt dużo pieniędzy na rzeczy ładne, ale wcale niepotrzebne. RYBY będą wesołe i nie przejmą się zbytnio żadnymi zawodowymi sprawami. W weekend zapragniecie odpocząć, najlepiej wśród pięknej i dzikiej przyrody. Przez cały tydzień planeta Wenus sprzyja waszym miłosnym zamierzeniom. Nie bądźcie nieśmiali i dajcie się namówić na szaloną randkę. 7.08 postarajcie się być poważni i punktualni. Dzień sprzyja dziwnym zbiegom okoliczności i zagadkom, których rozwiązanie wymagać będzie chwili zastanowienia.

Niepewna przyszłość

chodzę w internet, znajduję pierwszą lepszą lekcję angielskiego. No, może nie lepszą. Czytam: „Be going to – oznacza intencję, zamiar. Przykład: I’m going to see her tomorrow – mam zamiar odwiedzić ją jutro”. To jeszcze tłumaczenie do przyjęcia. Ale weźmy takie zdanie: She’s going to have a baby. Czy to znaczy, że „ma zamiar” urodzić dziecko? Nie obwiniam tutaj zbytnio polskiej szkółki online, bo powiela ona to, co jest w wielu podręcznikach brytyjskich, które zbyt upraszczają niuanse gramatyki angielskiej.

A sprawa jest złożona. W odróżnieniu od tych języków, które uważają, że dysponują „czasem przyszłym” (a zarazem też kryształową kulą), angielski do przyszłości odnosi się nieufnie. W niektórych podręcznikach określa się jako „czas przyszły” wszelkie konstrukcje z will, ale jest to definicja uboga i często myląca. Gdy amant z kwiatuszkiem w ręku pada do stóp swojej lubej i mówi: Darling, will you marry me? – nie chodzi mu przecież o to, żeby sprawdziła w kalendarzu, czy przypadkiem nie jest umówiona z nim na ślub. Czasownik will to bliźniak rzeczownika will, oznaczającego wolę, chęć. W historycznej podświadomości neutralnego pozornie pytania: Do you think it will rain today? – „czy myślisz, że będzie padać?” – tkwi namiastka pogańskiej jeszcze wiary w bóstwo, które jeżeli zechce, to spowoduje deszcz. Inaczej ma się sprawa z be going to. Jest to przenośnia, która określa przejście z sytuacji obecnej do następnej. Nie ma poważnej różnicy pomiędzy I’m going to medical school i I’m going to study medicine. I tu, i tu – następny krok. Czasami więc można to tłumaczyć jako „zamiar” – tak postanowione, więc tak będzie. Ale we wspomnianej na początku witrynie internetowej znalazłem inny przykład, który już nie pasuje. „Zamierzam być chirurgiem” – w porządku. Ale tłumaczyć to na I’m going to be a surgeon: nie. Przecież są egzaminy, komisje – to nie jest stuprocentowo gwarantowany następny krok. Czasem różnice pomiędzy will a be going to są nieistotne; bywa jednak, że są kluczowe. Cytowane na wstępie „She’s going to have a baby” oznacza po prostu: jest w ciąży. Zaś „She will have a baby” jest li tylko przepowiednią: na razie zajęta jest karierą, ale za kilka lat, mówię ci, wyjdzie za mąż i będzie miała dziecko. Bo taka będzie – jej, czy Boża – wola.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

CZAS NA RELAKS 19 łatwe

trudne

średnie

2

9 6 8 7 3 7 6 2 3 3 1 2 7 8 6 6 2 4 9 8 3 7 8

6 7

2 8

3 2 2 9

6 5

2 9 8 6 4 5 9 7 1 2 8 6 4 7 5 1 2 9

9 2 7 6 4 4 8 4 3 6 2 8 9 1 2 6 3 7

3 8 2 2 1 8 4 9 4 3 7 1

Sudoku

1 4

Wypełnij diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać. Rozwiązania sudoku z nr 30.

Brytyjski premier Gordon Brown podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych (przystanek Camp David) to, czego nie powiedział – pokazał. Swoim strojem (garnitur, koszula, krawat) dał do zrozumienia zrelaksowanemu już prezydentowi Bushowi, że w spotkaniach oficjalnych,

bez względu na okoliczności przyrody, obowiązuje strój oficjalny (garnitur, koszula, krawat). Nie ma czasu na relaks. Podobno był nieugięty pomimo „luzackiego” stroju prezydenta, a jedynym kompromisem było zdjęcie krawata podczas śniadania. Swego rodzaju „walka na miny”. Wymowny gest, a podobno liczą się słowa, a nie gesty.

łatwe

średnie

trudne

Humor

Absurd tygodnia

Hasło krzyżówki z nr 30: Nie rusz tego, co nie twoje.

Szachy

P

Pozycja z partii Szczepkowska-Szymańska, Barlinek 2007.

Krzyżówka

Zadanie 2

Wskazać wygrywajacą kontynuację białych. Rozwiazanie na stronie 24

rybim okiem

rybim okiem o przyjeździe do Londynu zacząłem porównywać życie w Londynie z życiem na angielskiej prowincji, w hrabstwie Devon. Oczywiście, jeśli chodzi o łatwość i tańszość życia, wygrywa Devon, ale, pod względem możliwości osobistego rozwoju, wygrywa Londyn. W Devon można wynająć całe mieszkanie na parterze taniej niż w Londynie pokoik na poddaszu. Oczywiście nie mówię o mieszkaniu u Polaków, którzy – i tu nie ma wyjątku – zawsze coś wykombinują, żeby krajan obedrzeć ze skóry, oczywiście wszystko na lewo, ale przed Anglikami padają plackiem. W obu miejscach stawka ta sama. Devon jest jednym wielkim

krajobrazem, pełnym łąk poprzecinanych żywopłotami, miedzami. Panuje nad nim wznosząca się w centrum hrabstwa wysoczyzna Dartmoor, przez którą przenika wijąca się jak wąż, głęboka rzeka Dart, otoczona dodatkowo rozzielenionymi wzgórzami. Krajobraz przypominający niższe partie Bieszczad, na przykład z okolic Myczkowców. Oczywiście są też miasta, ale w sugerowanej symbiozie z niemiastem. Londyn stał się dla mnie labiryntem, w którym za każdym rogiem czai się ciemny Minotaur, gotowy do skoku. Liczba doświadczonych i zasłyszanych wydarzeń wyzwala we mnie przeświadczenie, że takich Minotaurów, mniejszych i większych, młodszych

i starszych jest zdecydowanie za dużo. I ani tu odetchnąć zielenią, a rzeka (żeka?), poprzez fakt bycia uregulowaną, nie ma nic z natury żadnego bio. Co rusz, spotykam się z rezerwatowością. Rezerwaci, poukładane parki, getta. Londyn, oprócz bycia labiryntem, ma jeszcze jedną cechę: obozu pracy. Tak, Londyn jest obozem pracy. Komando jest w City, a reszta to więźniowie z wybitymi numerami NIN. Jest to zamaskowane. Nawet za lojalność, staż pracy, wydajność, nie ma podwyżek ponad ustawową najniższą. Poprzez wykorzystywanie najniższej stawki system złożony z pracodawców londyńskich chce Tobie powiedzieć: jesteś dla mnie śmieciem.

Cała Wielka Brytania otworzyła rynek pracy dla Polaków, ponieważ lobby, któremu na tym zależało, miało świadomość, że ludzie ze środkowej i wschodniej Europy (dla Brytyjczyków Polska to wschodnia Europa) są słabo zorganizowani społecznie, chętnie będą pracować za najniższą stawkę i nie podskoczą, bo się będą bali – oraz że mają kompleks niższości, który można wykorzystać. Ale z drugiej strony: ile można pracować za najniższą stawkę? Pięć lat? I jak długo najniższa stawka płacowa w Londynie ma wynosić tyle, co w reszcie kraju? Pięć lat? Bo zawsze tak jest: coś jest zaplanowane, ale wykonanie planu napotyka na trudności. I nie wyobrażam sobie szybkich

zmian: pracodawcy się rozbestwili, czują przewagę i będą to wykorzystywać, dopóki kredyt zaufania się nie wyczerpie. A porównanie swoją drogą. W Devon, gdy w Londynie najniższa stawka ma ponoć wzrosnąć do prawie siedmiu funtów, prawdopodobnie NMW spadnie do poziomu z 2005 roku, gdy najniższa wynosiła prawie pięć funtów. I nie pomoże tu turystyka i usługi, rybołówstwo, drobny przemysł i komunikacja, które są na dobrym poziomie, bo czasami odgórne decyzje każą się cofaćs. A niektóre mówiły: ani kroku w tył! Ale kiedy to było? W 1942 roku nad Wołgą?

Robert Rybicki


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

20 CO SIĘ DZIEJE Film The Hoax dramat, 2006 reż. Lasse Hallstrom

Bilety: £14 / £15 Dostępne w polskich sklepach i na stronie: www.ticketweb.co.uk Info: 07834 194 884 / dmd@o2.pl Sokół, Jędker, DJ Deszczu Strugi...Tych postaci z pewnością nie trzeba przedstawiać fanom polskiego hip-hopu. Występując pod szyldem WWO, panowie na stale wpisali się do kronik polskiego rapu. Z dala od list przebojów i okładek tabloidów choć jednocześnie z wypełnionymi po brzegi salami koncertowymi. Po koncercie zaplanowano afterparty, które potrwa do trzeciej nad ranem. Buch zaprasza: Dreadsquad Soundsystem czyli reggae night Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Road London E1 1EW 17 sierpień 22.00 – 16.00 Bilety: £8 do nabycia przed imprezą lub on-line: www.ticketweb.co.uk

Pisarz Clifford Irwing zainspirowany zdjęciem na okładce gazety i losami otaczających go, pogubionych w życiu ludzi, zlepiając przypadkowe fragmenty, pisze i sprzedaje wydawnictwu McGraw Hill sfabrykowaną „autobiografię” Howarda Hughesa i omal nie wywołuje największego skandalu wydawniczego w historii. W jednej z głównych ról: Richard Gere. W kinach w całym Londynie. Evan Almighty komedia, 2006 reż. Tom Shadyac Evan Baxter okazuje się być kolejną osobą wskazaną przez Boga do wypełnienia świętej misji. Właśnie wybrany do Kongresu wyjeżdża z Buffalo i wraz z rodziną przeprowadza się na przedmieścia Północnej Wirginii. Jego życie zostaje całkowicie wywrócone do góry nogami, kiedy pojawia się Bóg i nakazuje mu zbudowanie Arki. Żona i dzieci Evana nie są w stanie odgadnąć, czy przechodzi on kryzys wieku średniego czy naprawdę wykonuje boski plan... W kinach w całym Londynie. Tales from Earthsea animacja, 2006 reż. Goro Miyazaki

Chrobak nawiązuje do stylu takich klasyków fotografii jak Robert Doisneau i współtwórca agencji Magnum – Henri Cartier-Bresson, którzy pokazali, że najdrobniejszy szczegół codzienności może stać się tematem fascynujących zdjęć. Czarno-białe, zaklęte w czasie historie, których ciąg dalszy sami możemy sobie dopowiedzieć. Każde z tych zdjęć zmusza do zatrzymania się na chwilę i przyciąga skrytą w sobie opowieścią, stanowi pełen uroku dokument miasta. Art Now: Goshka Macuga Tate Britain Millbank London SW1P 4RG Wstęp wolny Goshka, którą niektórzy bywalcy galerii Raster w Warszawie powinni kojarzyć, zebrała dzieła innych artystów oraz przedmioty z archiwum i kolekcji Tate: książki, pamiątki, notatki i artefakty. Artysta jest tutaj jednocześnie kuratorem wystawy, kolekcjonerem i zwiedzającym.

Teatr Edinburgh Fringe Festival 3 – 27 sierpień Box Office tel. 0131 623 3030 www.assemblyfestival.com

„PORTRET ARTYSTY JAKO MŁODEGO POLAKA” Dreadsquad powstał w 2001 roku w Łodzi. Reggae, dancehall, soca, hip-hop przewijają się nieustannie w produkcjach i występach grupy. Swobodnie łączą gatunki, bawią się dźwiękami, opierają się na głębokim brzmieniu basów i połamanych rytmach. Sami mówią, że ich muzyka służy do zabawy i tańca, jest energetyczna i żywiołowa. Trudno się z nimi nie zgodzić, wystarczy odwiedzić jedną z ich imprez, a nogi same rwą się na parkiet. Muzyka to ich pasja, hobby i sposób na życie, zresztą to słychać i widać. Radzimy uważać – to jest zaraźliwe. Gościem specjalnym będzie HerbsMan Sound a.k.a. DJ Kula.

Karbido – Stolik Assembly Aurora Nova Venue 8 St Stephen's Street 3-27 sierpień 15.10 – 16.10 Bilety: £9.00, £10.00, £12.00, £13.00 Niezwykły performance wrocławskiej czwórki Karbido mieliśmy już okazję podziwiać podczas jednodniowego londyńskiego festiwalu – Wrocław Radical. Stolik ten to instrument muzyczny, na którym panowie wygrywają nawet „Kołysankę Rosemary” Komedy. Wydaje niezliczoną tajemniczą ilość dźwięków, wydaje się żyć własnym życiem. Bezwzględnie warto zobaczyć!

Wystawy

Gedo, niegdyś arogancki i porywczy pasterz kóz, teraz dorosły młodzian uważany za jednego z największych czarodziejów i nazywany Lordem Archmage, musi zbadać co jest przyczyną coraz dziwniejszych zjawisk pojawiających się na świecie. Okazuje się, że ktoś lub coś naruszyło jego równowagę, a Gedo czeka długa podróż i wiele niebezpiecznych przygód zanim ustali kto za tym stoi.

Janek Simon – residency Gasworks 155 Vauxhall Street London SE11 5RH śr – nd, 12.00 – 18.00 www.gasworks.org.uk Simon specjalizuje się w video-art. Lubi tworzyć interaktywne, dziwnaczne komputerowe animacje, pełne formalnych eksperymentów. Organizuje również przedstawienia video, wizualizacje z mocnym bitem muzycznym. Wtedy występuje pod pseudonimem VjJansi. Aparts Arts zaprasza: Damian Chrobak - Street Photography 10 sierpnia godz. 20.00 Titchy Gallery 64 Great Titchfield Street W1W 7QH czynna w piątek w godz. 11.00 – 20.00

Muzyka X-Side Music zaprasza: Koncert WWO Klub Mass Brixton St Matthews Church Brixton Hill SW2 1JF 10 sierpnia godz. 21.30

Nurt Street Photography, wciąż mało popularny w Polsce, skupia się na codziennym życiu ulicy, na zwykłych ludziach, na tym co tak często nam umyka. Damian

Teatr Jaracza Trip to Buenos Aires Assembly Universal Arts Freemason's Hall 2-27 sierpień 19.00 – 20.15 Bilety: £8.00, £10.00, £12.00 Wielokrotnie wyróżniana przez widzów i krytyków jedna z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia Gabriela Muskała wcieli się w rolę Walerki, głównej bohaterki Podróży do Buenos Aires – wzruszającej opowieści o nas samych. Na scenie tak jak w życiu sytuacja komiczna często wpisana jest w dramatyczny kontekst, a śmiech miesza się ze łzami wzruszenia. Macbeth: What Bloodied Man Is That? Teatr Biuro Podróży Old College Quad, South Bridge 5-27 sierpień 22.00 – 23.15 Bilety: £11.00, £8.00 Plenerowy spektakl opowiada o ludzkim losie determinowanym przeznaczeniem i wewnętrzną koniecznością. Przedstawia świat koszmaru wojny, sennych mar; świat zalany krwią, w którym obowiązuje prawo zdrady, intrygi i zbrodni. Inspiracją do stworzenia spektaklu była próba zmierzenia się z dramatem Szekspira jako mitem zbrodni, w czasach gdy życie ludzkie zaczyna przedstawiać coraz mniejszą wartość. W przedstawieniu wykorzystano ruchomą, spektakularną scenografię, motocykle, szczudła i ogień.

3 – 17 sierpnia City Hall The Queen's Walk More London SE1 2AA Pn-Pt, 8.00 – 20.00 Wstęp wolny Wystawa prezentuje fotografie, których bohaterami są reprezentanci najnowszej fali polskiej emigracji, próbujący zaistnieć w Londynie jako artyści. Na fotograficznych portretach zobaczyć można malarzy, aktorów, muz yków , fotograf ów. Ich autoram i s ą: D am ian C hrobak, Łukasz Przewłocki, Anna Bauer, Tomek Zdankowski. Zdjęcia do w ystaw y pows tawał y w ciągu os tatnich kilku mies ięcy i są efektem pracy nad filmem dokumentalnym o losach młodych Polskich artystów, mieszkających i tworzących w Londynie. Autorami fotografii są również bohaterowie filmu, którzy pokazują swoich kolegów w sposób niezwykle intymny i osobisty. Dodatkowym elementem wystawy jest krótka animacja, s tworzona prz ez Tam arę Leś niews ką i M ichała Konstantynowicza, ukazująca, jak malarz zmaga się z obrazem i z samym sobą.

Imprezy Londyńskie Spotkania Szantowe 10 sierpień Statek Regalia Port Swan Pier (London Bridge) Godz. 19:00 Bilety: £20 www.rejs.co.uk Zapraszamy na drugą edycję Londyńskich Spotkań Szantowych. Statek Regalia, z pięknym „kubrykiem”, w którym spędzimy kolejne cztery godziny koncertów, oczywiście znów w doborowym towarzystwie. Obok gości z Polski, zespołów North Wind i Hambawenah oraz solisty Mikołaja Firleta, wystąpi duet angielski Johnny Collins i Graeme Knights. Są jednymi z najsłynniejszych wykonawców szant na świecie. Znów będzie w głowach szumieć od dobrej muzyki. Serdecznie zapraszamy do londyńskiej Zęzy, jak Wam się spodoba, może zostaniemy tu na stałe...

Spotkania Art Dom i Apart Arts prezentuje: No Way Back Where 4 sierpień godz. 19.30 Conway Hall 25 Red Lion Square WC1R 4RL Poezja, sztuki wizualne i dyskusja, na temat miejsca sztuki we współczesnej Europie, statusu jej twórców i wpływu emigracji na ich życie i działalność artystyczną.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

Job Title:MULTILINGUAL CALL HANDLER TIP/21778 Location: TIPTON, West Midlands Hours: Part time hours considered Wage: £8.50 per hour Work Pattern: Days Employer: Able Recruitment Services Ltd Description: My client is looking for multilingual call handlers for their small but busy customer service centre. We are looking for individuals that can speak any of the following languages together with English fluently and clearly: Polish, Latvian, Russian, German, Spanish, Czech, French. Previous experience in a customer service or call centre position would be advantageous and good working knowledge of MS Office. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01902 571571 and asking for Ms Audrey Bailey.

Job Title: GASKET CUTTER DES/18070 Location: DEVIZES, WILTSHIRE Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 8.15AM - 5PM. Wage: £5.75 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: TYM Seals & Gaskets Description: Polish speaking Gasket Cutter required with the ability to speak some English. Previous experience is not necessary as full training will be given. Must be able to lift 20-25 kilos due to nature of work. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01380 734510 and asking for Mr Les Phillips. Job Title: JOINERS YOR/117152 Location: YORK Hours: 37.50 Wage: DAY RATE Work Pattern: Days Employer: Site Solutions Description: Joiners Required to work in the York area. Temp to Perm position. Applicant must have previous experience, an understanding of the Polish language would be an advantage. Accommodation and transportation provided. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0115 9936668 and asking for Licia Ehlers. Job Title: OCCUPATIONAL NURSE HER/4853 Location: MARDEN, HEREFORD HEREFORDSHIRE Hours: 40 HOURS PER WEEK Wage: EXCEEDS NAT MIN WAGE Work Pattern: Days, Weekends Employer: S and A Produce (UK) Ltd Duration: PERMANENT ONLY Description: RSCPHN Occupational Health required. Main duties to include carrying out daily surgeries for the purpose of making diagnostic assessments of workers for referral to external medical organisations, such as local hospitals and local GPs.The ability to speak Polish would be beneficial. ALL APPLICANTS SEND CV TO recruitment@plsagroup.co.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 01432 880235 and asking for Alex Fidoe. Job Title:PACKER RDC/4139 Location: REDDITCH, WORCESTERSHIRE Hours: 25.5 HRS PER WEEK MON, WED + FRI 8.30AM-6PM Wage: £6.20 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: A1 House Moving Boxes Midlands Ltd Description: Must be able to understand written and verbal instruction. Experience within a similar role would be an advantage, however, training will be provided. The ability to speak Polish would be an advantage. Duties to include working within a factory environment packing boxes ready for despatch, along with some

general housekeeping tasks. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01527 850022 and asking for Mr Robin Fisher. Job Title: SALES SUPPORT/RESOURCER BCH/13676 Location: BRISTOL Hours: 42.5 HOURS PER WEEK Wage: £15,000 PER ANNUM Work Pattern: Days Description: Must be fluent in English and Polish. Although no experience is necessary, some experience of working in a customer service role, ideally in the construction or associated industries would be advantageous. The role will involve filling client orders, recruiting labour to profile, ensuring & auditing best practice compliance. Polish speaking sales support/Resourcer required to work in busy construction Recruitment Company based in queen square Bristol. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01179 100570 and asking for Camilla Hall. Job Title: INTERPRETERS/TRANSLATORS FTS/110323 Location: MANCHESTER, LANCASHIRE Hours: 5-20 HOURS PER WEEK, 1-6 DAYS OVER 7 COVERING 24 HOURS Wage: £10-£15 PER HOUR Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Global Accent Ltd Description: Must be able to speak Czech, Polish, Russian, Lithuanian, Latvin, Italian, French, Hungarian, Slovakian, and Portuguese. Duties include face-to-face interpreting and written translations. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Lucy Martinson at Global Accent Ltd, Regent House, 183 Ferensway, Hull, East Yorkshire, HU1 3UA, or to jobs@globalaccent.co.uk Job Title: INTERPRETERS/TRANSLATORS THO/13507 Location: DUNSCROFT, DONCASTER, YORKS Hours: 5-40 PER WEEK, 1-6 DAYS PER WEEK, COVERING 24 HRS Wage: £10.00 -£15.00 PER HOUR Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Global Accent Ltd Description: Must be able to speak English and at least one other language of either, Polish, Russian, Turkish, Lithuanian, Latvian, French. Duties include face-to-face interpreting and written translations. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Lucy Martinson at Global Accent Ltd, Regent House, 183 Ferensway, Hull, East Yorkshire, HU1 3UA, or to jobs@globalaccent.co.uk. Job Title: FREIGHT FORWARDER MAS/16988 Location: MARKET HARBOROUGH Hours: 37 HOURS PER WEEK Wage: 12,000 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: Czech Logistic Alliance UK Ltd Description: Applicants must be able to speak any of the following languages fluently: Czech, Slovak, Polish, Russian, Hungarian, Bulgarian, Slovenian due to nature of the work. Will be working as a trainee freight forwarder for which full training will be given so no previous freight forwarding experience is required. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mr Paul Robinson at Czech Logistic Alliance UK Ltd, Fernie House, Fernie Road, Market Harborough, Leicestershire, LE16 7PH, or to paul.robinson@cla-uk.com.

MIESZKANIE do wynajęcia Hackney Central, Clapton (2ga strefa) B. duża dwójka z balkonem £60/os./tyg. (2min.do stacji)i jedynka £70/tyg. (7 min. do stacji). Rachunki wliczone. Tel. 0798 529 6253. Studio flat z osobną kuchnią i łazienką. £90 tyg. na okres ok. 2 m-cy, bez depozytu, idealne dla studentów. Tel. 0774 577 3099. Szukam dziewczyny, niepalącej do dzielenia ze mną studio flat przez okres 4-5 m-cy. Mieszkanie jest duże i przytulne. Okolica b. spokojna. Tel. 0797 030 5702. Small self contained ground floor studio flat with studio room, kitchen and shower/wc and use of garden. 3 minutes walk from Edmonton Green Station. Rent includes all bills! Tel. 0795 108 7547. Do wynajęcia duże, czyste, umeblowane studio. Zmieszczą się swobodnie dwa podwójne łóżka, w bardzo dobrym punkcie blisko stacji metra. Rachunki wliczone w cenę. Dwa tygodnie depozytu. Do wynajęcia za 2 lub 3 tygodnie. można oglądać od poniedziałku. Ania tel. 0776 172 1208. Wynajmę czyste, odnowione, w pełni wyposażone studio, blisko stacji metra, 3 strefa, zielona i różowa linia metra. Rachunki wliczone w cenę, wymagane dwa tygodnie depozytu. Tel. 0772 476 1714. Do wynajęcia bedsit. 2 strefa. Blisko do Bethnal Green, Mile End, Bow (central line, district, hamersmith & city), dobre połączenia komunikacyjne (w tym autobusy nocne), 2min. od przystanku, 3 przystanki do stacji metra. Stan mieszkania bardzo dobry. Oddzielna łazienka z kabiną prysznicową, kuchnia, (lodówka, pralka, tv+dvd...etc.). Linia tel. z możliwością podłączenia Internetu. Cicha okolica, market w każdą sobotę. Niedaleko piękny ogromny park, ścieżki spacerowe nad rzeką. £135 tyg. + depozyt, dostępne od zaraz. 0772 496 0200

Studio flat do wynajęcia w 2 strefie (Lewisham), w pobliżu mnóstwo sklepów, shopping center, około 5 minut spacerkiem od stacji Lewisham. Cena za tydzień to £125. W cenę wliczone są wszystkie rachunki. Mieszkanie dostępne jest od weekendu 28-29 lipca. Tel. 0772 369 3314 Super studio flat po remoncie generalnym włącznie z nową podłogą i podwójnymi oknami, bardzo spokojna okolica, własne miejsce parkingowe. Jest to osobne mieszkanie na małym osiedlu. Mieszkanie jest w pełni umeblowane, nowa pralka, lodówka, sofa bed, wbudowana szafa z lustrami. Idealne warunki i piękne mieszkanie £590 miesięcznie + rachunki + miesięczny depozyt. Umowa min. 6 miesiecy, lokalny autobus 607 lub stacja metra Hilingdon. Posiadamy zdjęcia mieszkania, jest możliwość przesłania ich mailem. Tel. 0781 039 6719. Modern, stylish double bedsit, two stops from Liverpool Street, private shower room and kitchen, microwave, washing machine, tv-dvd, etc, near Mile End Station. Tel. 0790 331 1092. One bedroom flat do wynajęcia, po remoncie, blisko stacji, 27 min. do Charing Cross. £650/miesiąc (rachunki wliczone). Tel. 0788 678 0918 po 19.00. Dwa wspaniałe podwójne pokoje do wynajęcia oraz miejsce w pokoju do podziału z chłopakiem. Duży dom i ogród, kilka minut od stacji. Rachunki wliczone. Wymagane tylko dwa tygodnie depozytu. Marcin tel.: 0778 938 4834. Do wynajęcia świeżo wyremontowany 1 bedroom flat w pełni wyposażony w nowy sprzęt, świeże drewniane podłogi, bardzo ładnie rozłożone mieszkanie. 5min od stacji Plumsted. Wymagane dwa tygodnie depozytu i tydz. z góry, wszystkie rachunki wliczone. Tel. 0778 331 0260. Mieszkanie na nowym osiedlu, 2 sypialnie, 2 łazienki, duży pokój gościnny z nowoczesną, całkowicie wyposażoną kuchnią, duży balkon. 3-cie piętro, winda, domofon, w ładnej okolicy, park nieopodal. Kilka minut piechotą do stacji

Hither Green, świetne połączenia z Charing Cross, West End, London Bridge, City, Waterloo. Umeblowane. Telefon i internet do negocjacji. Depozyt w wysokości jednego czynszu. Tel. 0780 196 6742. This is a two bedroom flat close to the A40. One double bedroom and a single room, living room, large kitchen and nice bathroom , walking distance to Greenford Broadway, schools and public transport. Tel. 0794 451 1135. 2 rooms or 1 bed flat to rent in Hackney. Tel. 0794 073 4532. Turnpike Lane 3 bedroom flat po generalnym remoncie £270 tyg. tel. 0772 706 0386 Tomek. Finchley Central – studio flat 2 minuty od metra – £135 tygodniowo. 0796 112 5269 Marek, 0796 112 5269 Tomek. East Finchley – 2 bedroom, komfortowe, £230 tygodniowo tel. 0796 112 5269 Marek. Tottenham – Vicarage Road 2 bedroom z ogrodem, £210 tygodniowo. Tel. 0772 706 0386 Tomek Stoke Newington, 2 bedroom flat 3 osobne pokoje, 2 łazienki, duży balkon. £231 tygodniowo. Marek 0796 112 5269, 0772 706 0386 Tomek.

MIESZKANIA szukam Szukam niedużego studio flat. Tel. 0780 937 4475. Poszukuję kawalerki odrębnej, czyli bez dzielenia z kimś łazienki lub kuchni. Zamierzam żyć w Londynie wiele lat więc jeśli współpraca byłaby dobra duża szansa, że będę wynajmował wiele lat. Poszukuję kawalerki w obrębie terenu od London Bridge, Canada Water, New Cross, Brixton, Vauxhall, Wimbledon, West Kensington. Potrzebuję by była niedaleko metra lub kolei i nie drożej niż £140 na tydzień. Chciałbym zająć ją od połowy września. Tel. 07902 797 610.

Dzwoę z komórki do Polski juİ od 2p/min* WyĞlij NOWYCZAS na 81616, aby otrzymaü £5 kredytu na rozmowy 2. Otrzymasz smsa potwierdzającego pobranie opáaty 3. Wybierz 020 8497 4029 i numer docelowy 1.

(zaczekaj na poáączenie lub naciĞnij #) Minuta poá. z 020 to standardowy koszt poá. z numerem stacjonarnym w Wielkiej Brytanii. JeĪeli posiadasz darmowe minuty, koszt tego poáączenia bĊdzie wliczony w twoje darmowe minuty.

Polska tel. komórkowy 12p/min

Polska tel. stacjonarny 2p/min

Smsuj do Polski za 5p** (+ standardowy sms w W. Brytanii) WiadomoĞü zacznij od polskiego numeru, na który chcesz wysáaü smsa (np. 48123456789 Hello) WyĞlij wiadomoĞü na 07797 807 377

EKSTRA!

JOB VACANCIES

OGŁOSZENIA DROBNE 21

Teraz moĪesz kontynuowaü rozmowĊ gdy masz niski stan konta, zostanie ono automatycznie doáadowane £5. Otrzymasz smsa z informaciją o pobraniu opáaty.

DostĊpne 24/7 bez dodatkowych kosztów Infolinia: 020 8497 4698

www.auracall.com/polska

To proste… spróbuj teraz

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 + standard SMS rate. Auracall T-Talk account will be credited with £5. Connection fee varies between 1.5p to 15p, depending on destination. To avoid auto recharge, hang up within 30 seconds of the warning. To stop auto recharge in future, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). Charges apply from the moment of connection. Calls charged per second. Destination prices are subject to change without prior notice. Calls made to mobiles may cost more, unless specifically stated. **Cost per SMS as stated in the advert + standard SMS rate or may be used as part of your bundled SMSs, except T-Mobile which may cost more. Enter the international mobile number correctly at the start of your message, which should be no more than 160 characters (including the destination number and spaces). We will charge you the advertised SMS cost only, but your network operator may charge you at your standard UK SMS rate and they may also charge you again for excess characters. Disclaimer: If you receive SMS confirmation it means we have received it – we cannot confirm or guarantee delivery to the destination. Sufficient credit in Auracall T-Talk and mobile accounts is needed to send a text. This service is provided by Auracall Limited, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet EN5 5UE Herts. Agents required, please call 0870 0414 604.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

JOB VACANCIES

22 OGŁOSZENIA DROBNE

Więcej ogłoszeń o pracę znajdziesz na:

www.nowyczas.co.uk czenia lub pracy w niepełnym wymierzę godzin). Praca w recepcji tel. 0208 965 3000. Zatrudnię przedstawiciela handlowego, branża FMCG. Piotr tel. 0792 114 1823 Dwóch pomocników budowlanych z kartą CIS zatrudnię od zaraz. £5.35/h. Tel. 0794 438 2475

SPECJALNA OFERTA na ogłoszenia usługowe. Po więcej informacji zadzwoń pod numer:

Para z dzieckiem szuka ładnego mieszkania, w dobrej lokalizacji i przystępnej cenie. Tel. 0788 880 8209 Poszukuję studio flat albo one bedroom flat w dzielnicy Ilford, umeblowane ,z rachunkami do £150 na tydz. najlepiej 2 tyg. depozyt, pilne!!!! Tel. 0785 662 0107

ZATRUDNIĘ Earn extra by becoming a Just-dial Agent. Calling all entrepreneurs set up your own cheap international calls service for FREE. You could earn up to £4,000 per month. Earn for every minute of every call made on your own international access numbers. All you do is tell people about the huge savings they can make by using low cost international calling services from Just-dial. There are no set up costs and we provide loads of marketing suggestions and promotional tools on our website. Anyone can join just-dial; it is suitable for individual or organisation wanting to earn extra income. FREE marketing support is also available to anyone who presents us with a sustainable business plan. For more information or to sign up visit: www.just-dial.com/nowyczas Praca dla przedstawiciela handlowego w nowo otwartej hurtowni polskich artykułów spożywczych. Wymagana dobra znajomość języka angielskiego oraz umiejętność rozmowy z klientem. Obowiązki: pozyskiwanie nowych

Poszukiwana osoba z doświadczeniem w administracji systemu mediawiki. Projekt polega na skonfigurowaniu systemu do potrzeb firmowego internetu, wprowadzaniu materiałów, linkowaniu, trafności wyszukiwania oraz przeszkolenia kadry w obsłudze. Janusz Dubanik, 0207 602 2400

klientów oraz kontakt z dotychczas zdobytymi. Tel. 0789 057 5115 Tomasz.

dzia będą atutem. Praca w centrum Londynu. Tel. 0792 182 7377

Zostań konsultantką lub sales leaderem w firmie Avon. Praca dodatkowa lub jako główne źródło dochodu. Kontakt 0774 289 7875.

Szukam opiekunki do 16 miesięcznych bliźniaczek. Praca od drugiego tyg. września. Preferowana mama lub babcia z pociechą. Okolice N17, Tottenham. 0796 884 8577 lub 0787 066 2012, Monika

Kelner, pomocnik kelnera, barman, pomocnik barmana, recepcjonista, pokojówka, portier, pracownik kuchni. (032) 255 58 44 Arkadiusz Konieczny Zatrudnię mężczyzn do dystrybucji gazet, ulotek. Praca na terenie całego Londynu. Tomek Nowak 079 081 620 71 Praca na terenie hrabstwa Suffolk, wynagrodzenie w zależności od doświadczenia w przedziale £16 000 - £18 000 w skali roku. Do obowiązków zalicza się ustalanie harmonogramu pracy w zależności od wymagań klientów, przydzielanie konkretnych żądań pracownikom oraz kontrola jakości. Wymagamy umiejętności ustawiania i obsługi zginarek, programowalnych gilotyn tnących, pras drukarskich itp. Przydatna będzie tez wiedza o technikach dziurkowania oraz laminowania. Wymagany komunikatywny angielski. CV prosimy wysyłać na adres info@polishpersonnel.com Potrzebni kierowcy! Dostarczanie i odbiór samochodów przy użyciu skuterów. Zarobki £350 – £400 tygodniowo. Zapewniamy niezbędny trening. tel. 0796 780 6752 Poszukuję pracowników budowlanych, narzę-

Praca w coffe shopie dla kelnerki. Tel. 0207 407 0737 Praca dla odpowiedzialnej osoby (sprzątania). 07947951845

Poszukuję doświadczonego elektryka do instalowania instalacji elektrycznych w kuchniach i łazienkach na okres około 2 tygodni z możliwością przedłużenia na dłuższy okres. Wymagana znajomość przepisów brytyjskich BS7671. Stawka do negocjacji po przepracowanych kilku dniach. Robert Drelich, tel. 0770 275 2537 We are looking for Envelope Fulfillment Machine Operator with experience on a Bell & Howell, Mailcrafter or similar fulfillment machines. A knowledge of the mail industry and machine operating are important. Communicative English required. Chris, 020 8689 9000

Poszukuję pracowników budowlanych do remontów mieszkań. Potrzebuję ludzi z doświadczeniem pracy w UK. Jeśli możliwe własne narzędzia. Praca jest na czas określony z możliwością stałego zatrudnienia. Praca jest na godziny i na cenę. Tel. 0795 854 7259

Praca w coffe shopie od zaraz w miłej atmosferze. angielski w stopniu podstawowym, doświadczenie niekonieczne. Pełny trening na miejscu. Stawka i godz. do ustalenia. po wszelkie informacje Dzwonić pod nr. 0798 361 5363, proszę dzwonić po 19-tej , pisać smsy. Na każda wiadomość odpowiem. Erdem

Ratownik potrzebny od zaraz na mały basen dla dzieci w Londynie na Brentwood, KENT. Możliwość pomocy w znalezieniu zakwaterowania, osoba musi mieć uprawnienia. Marta 0793 256 3687

Poszukuję uczciwych i pracowitych dziewczyn do sprzątania prywatnych domów w okolicach Richmond, Twickenham, Teddington. Proszę o kontakt osoby mieszkające w pobliżu wyżej wymienionych dzielnic. Magda tel. 0773 752 2345.

Szukam osobę która mogłaby pracować w markecie, sprzedawać ciasta. Musi znać jęz. ang., musi mieć prawo jazdy. Miejsce pracy Bridport (to nie jest Londyn). Tel. 0127 842 2600

Doświadczonego malarza, stolarza, hydraulika. Dariusz Żuk, tel. 0794 440 9832

Skup metali kolorowych: miedź £3.30, kabel £1.00, mosiądz £1.30, aluminium £0.75 Odbiór u klienta na terenie Londynu i Birmingham, większe ilości cała Anglia. Skup aut, katalizatorów oraz wywóz śmieci. Tel: 0787 128 8083

Laboratorium medyczne:

Poszukujemy studenta/ki na work experience (niekoniecznie studenta jeśli szukasz doświad-

THE PATH LAB

W R ÓŻK A S EB I LA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart Tarota i ręki. Zdejmuje złe fatum.

T el . 07 9 8 8 5 5 33 7 8

Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową, EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: Iwona 0797 704 1616

MOTOCYKLE, SKUTERY: NAPRAWA, SERWIS, PRZYGOTOWANIE DO M.O.T TEL. 0795 011 6755


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

OGŁOSZENIA DROBNE 23 Poszukuję osoby do pracy w High Wycombe jako przedstawiciel handlowy jednej z cenionych firm z branży medycznej, zajmującej się sprzedażą produktów pielęgnacyjnych. Tel. 0127 349 3210 Poszukujemy kucharza z przynajmniej rocznym doświadczeniem w pracy w wysokich standardach żywności. Obowiązki to monitorowanie temperatury w piecach, przygotowywanie wystawy z produktami mięsnymi oraz zamawianie surowych produktów. Właściwy kandydat będzie zdolny do samodzielnej pracy jak również w grupie. Praca od 6 rano do 6 wieczorem. Możliwość kontraktu po 13 tygodniach okresu próbnego. Tel. 0778 460 3298 DKM Labour Solutions - poszukujemy pracowników na taśmę produkcyjną w Anglii przy produkcji kanapek. Wymagana jest podstawowa znajomość jez. Angielskiego. Dla jednej osoby oferujemy stanowisko supervisora w tej firmie za większą stawkę: krystian.cybulski@dkmlabour.com Pilnie poszukujemy pracowników do włoskich restauracji. Praca od zaraz, 0793 806 4722 Poszukuję pilnie osób mieszkających w pobliżu Manchesteru do pracy jako Travel Money Advisor. Wymagania: bardzo dobry angielski, wysoki standard obsługi klienta oraz doświadczenie w pracy z klientem. Dodatkowym atutem bedzię doświadczenie w pracy przy wymianie walut. Proszę przesłać CV na aruta@hhrecruit.com, tel. 0127 349 3210.

SZUKAM PRACY Z chęcią zaopiekuję się dzieckiem (jako live out), lub też podejmę się sprzątania w okolicach północnego i północno zachodniego Londynu. Posiadam doświadczenie jako nanny live in oraz hausekeeper. Pozdrawiam KLAUDIA tel. 0790 288 1545 Szukam pracy od zaraz w Manchester mieszkam okolice Gorton pracowałam na pakowaniu. gosia.mydlak@gmail.com, tel. 0790 764 7537 Szukam pracy jako kierowca vana, posiadam prawo jazdy kat. B (EU/PL), przez 2 lata pracowałem jako kierowca vana w hurtowni farmaceutycznej w Polsce, w Londynie pracowałem przez 1 rok jako kierowca, dobry angielski, posiadam NIN i WRS, zamieszkały N14. Tel. 0798 557 8792 Z zawodu jestem hydraulikiem. W Anglii pracuję od 3 lat. Poza tym zawodem wykonuję zbrojenia i szalunki drewniane. Mam papiery technika budowlanego i książeczkę spawacza gazowego. Swoje prace wykonuję sumiennie, jestem punktualny i uczciwy. Tel. 0784 026 1448

SPRZEDAM Sprzedam Audi A6 SE 1.8, wiśniowy, 89.000 przebieg, manual , pełny serwis Audi, mot. do końca stycznia 2008, tax do końca września, pełna opcja, bardzo dobry stan, £2,800.00, tel. 0770 918 8012

Pilnie sprzedam telewizor z powodu powrotu do Polski Sanyo 29’’ panoramiczny obraz. Tel. 0772 434 333

Daewoo Lanos 1.6 1998 hatchback stan idealny, 45 tyś. mil, serwisowany co 10 tyś mil, kolor niebieski wpadający w fiolet, alufelgi, centralny zamek, alarm, zabezpieczenie antywłamaniowe, klimatyzacja, wspomaganie kierownicy, elektryczne szyby, 5 drzwi, kierownica po prawej stronie, 2 poduszki, tylko 2 właścicieli (kobiety) £925.00. Tel. 0773 858 2832

Sprzedam grę Nintendo DS w bardzo dobrym stanie cena do uzgodnienia. Tel. 0792 057 2010

Ducati 750 SS czerwony, 19000 mil, 2001 rok, TAX/MOT-04/2008, £2200 do uzgodnienia, tel. 0781 608 5153.

Sprzedam playstation 3 oraz 5 gier mało używane,cena £125, tel. 0788 288 5337.

Sprzedam Seata Ibize 1.4 z 1994S ,kolor zielony stan dobry. Żadnych problemów mechanicznych z autem. Samochód odpala od razu. Gniazda rdzy na jednym progu i nad kołem (nie ma dziur). Samochód opłacony do września. Sprzedaje ponieważ kupiłem nowe auto (większe). Cena do uzgodnienia. £450.00, Rafał, tel. 0792 913 8703 Sprzedam Forda Galaxy 2.0 l, 1996 rok. Kolor biały, przyciemniane szyby, ogrzewane lusterka, relingi dachowe, instalacja gazowa, airbag, 7 foteli (w tym 2 foteliki dziecięce rozkładane). Zadbany na polskich numerach. W ostatnim miesiącu wymieniłem komplety tarcz i klocków ha-

Sprzedam okrągly, rozkladany stól z 4 krzesłami. Komplet IKEA z jasnego drewna, nowoczesny, mało używany. Cena tylko 30 funtów! Odbiór: Londyn SE18, Greenwich, tel. 0788 642 2059.

Proponuję odżywki, suplementy diety i witaminy w cenach sugerowanych przez producenta, czyli takich, jakie widnieją na oficjalnych stronach internetowych. Produkty różnych firm, oryginalne. Tel. 0048 509 422 161

KUPIĘ Kupię laptopa!!! Kupię laptopa z dobrymi parametrami za rozsądną cenę!!! Tel. 0779 473 6164 Kupię łóżeczko dziecięce, wózek 3 funkcyjny, komodę z przewijakiem. Derby, 0785 816 0393.

Dzwoę do Polski juİ od 3p/min* z telefonu stacjonarnego

Po prostu wybierz

084 4988 4029 Polska tel. stacjonarny 3p/min 084 4988 4029 Polska tel. komórkowy 10p/min 087 1919 4029

DostĊpne 24/7 bez dodatkowych kosztów Helpline: 087 0041 4029

Jestem młodą osobą szukam pracy w charakterze niani lub sprzątaczki, może być praca również w fabrykach ale tylko w okręgu Londynu. Tel. 0788 639 9474

mulcowych (przód i tył) i amortyzatory z przodu. Auto sprawne i jest tutaj w Anglii. Odbiór osobisty w County KENT(zobacz na mapie). £2,800.00, tel. 0798 357 2531, 0788 443 1489

www.auracall.com/polska

To proste… spróbuj teraz

*Terms and conditions: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute and include VAT. Calls billed per second. Minimum call charge 5p by BT. Calls from mobiles may vary. Check with your operator. Charges apply from the moment of connection to the service. Prices are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet Herts EN5 5UE. Agents required, please call 0870 0414 604.


NOWYCZAS 3 sierpnia 2007

nowyczas.co.uk

24

SPORT

Wisła Kraków zdobyła Chicago Trophy. Wiślacy zremisowali 1:1 z włoskim klubem Reggina Calcio i pokonali 1:0 FC Sevillę. Gole zdobyli Dudka i Niedzielan. Wisła zaprezentowała bardzo dobrą formę. Na zdjęciu Arkadiusz Głowacki z pucharem Chicago Trophy.

DANIEL OGULEWICZ

RED BULL

T Być może Zbigniew Małkowski zmieni klub, ale pozostanie w Szkocji. Polski bramkarz był testowany przez Falkirk FC.

Pierwsza trójka zwycięzców: 1. M. Mangold - bialy samolot 2. P. Bonhomme - bialo-czerwony 3. P. Bensyei - barwy RedBulla

T Działający we Francji polski biznesmen Waldemar Kita kupił zespół FC Nantes. Kita chciał wcześniej nabyć krakowską Wisłę i ściągnąć Kasperczaka na trenera, ale żądano za nią zbyt dużo. Teraz zapowiada, że za rok wykupi dla Nantes Jelenia.

A o mały włos nie doszło do zawieszenia wyścigów z powodu pogody. Następny wyścig odbędzie się w Budapeszcie.

PIŁKA NOŻNA » Orange Ekstraklasa

Nowy sezon rozpoczęty ROZGRYWKI polskiej Ekstraklasy już się rozpoczęły. Niestety, ponownie towarzyszyła im afera korupcyjna, zła organizacja oraz licencyjny bałagan. Tu aresztowania działaczy PZPN, tam kary i odwołania klubów, spory o licencje. Zagłębie Sosnowiec gra, ale nie może być pewne przyszłości. To samo dotyczy drugiego Zagłębia z Lubina – Mistrza Polski i Widzewa. Problemy stadionowe ma Polonia Bytom. Są i pozytywy. W tym roku kluby dysponują wyjątkowo wysokimi i chyba stabilnymi budżetami. Polska Grupa Energetyczna, w skład której wszedł BOT Bełchatów, gwarantuje drużynie Oresta Lenczyka największy budżet, szacowany na 40 milionów euro. Znaczący wzrost ma również miejsce w sponsorowanym przez koncern KGHM Zagłębiu Lubin. Mistrz Polski będzie dysponował w tym sezonie kwotą 27,5 mln. Właściciel Lecha Jacek Rutkowski chwali się rekordową ilością 11 tysięcy sprzedanych karnetów, zaś nowy, możny sponsor Górnika Zabrze, Towarzystwo Ubezpiecze-

niowe Allianz, zapewnia, iż podwoi budżet klubu. Dobrą wiadomością dla fanów Widzewa Łódź jest informacja, iż grono akcjonariuszy, powiększył Sylwester Cacek, założyciel Dominet Banku, znajdujący się na liście stu najbogatszych Polaków. Nie wolno zapominać o pozostałych krezusach ligi: Wiśle, Legii, Cracovii, czy Groclinie. Ich właściciele również nie szczędzą pieniędzy na swoje zespoły, choć po pierwszej kolejce można się zastanawiać, kto owe pieniądze marnuje, a kto dobrze wykorzystał. Największą niespodzianką jest wyjazdowe zwycięstwo Ruchu nad Groclinem. Zapewniło je słowackie trio – trener Radolsky, napastnik Fabus i ich rodak pomocnik Balaz. Powrót Chorzowian do ekstraklasy wypadł okazale, a w przypadku Groclina można ze strachem patrzyć co ten klub zwojuje w Pucharze UEFA. „Kolejorz” mógł się pochwalić najwyższą frekwencją kibiców. Zobaczyli sześć bramek. Lech pewnie pokonał beniaminka z Sosnowca. Na dwie bramki Zająca i po jednej Reissa i Mu-

Jaki mistrz taka gra ZAGŁĘBIE zostało Mistrzem Polski, choć teoretycznie temu klubowi grozi nawet degradacja do niższej ligi za udział w aferach korupcyjnych. Ubiegłoroczny tytuł, zespół sponsorowany przez państwową spółkę KGHM, zdobył trochę fuksem. O tym, że Zagłębie nie jest najlepszym zespołem w Polsce, można było się przekonać oglądając kilka dni wcześniej mecz Wisły Kraków w Chicago z jednym z najlepszych zespołów europejskich FC Sevilla. Steaua Bukareszt to obecnie zespół średni. Zagłębie zagrało jak antyteza Wisły. Bez pomysłu, formy, kondycji... Zagłębie Lubin przegrało ostatecznie 0:1 (0:0) ze Steauą Bukareszt w pierwszym meczu II rundy eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Słaby mecz, słaby wynik, który nie daje specjalnych nadziei na awans i – jaki mistrz, taka gra. Rozwiazanie zadania szachowego: 1.Wb1xb7Hd7xb7 2.Hg5xd5+Kg7-h7 3.Hd5xe4 i białe mają przewagę dwóch pionów.

rawskiego, Zagłębie odpowiedziało celnymi uderzeniami Kmiecika i Berenszatjna (z karnego). ŁKS zaprzepaścił trzy punkty. Łodzianie prowadzili 2:0 i stracili dwa gole w dwóch ostatnich minutach. Bramkę na wagę remisu dla Odry Wodzisław zdobył syn prezesa klubu Bartłomiej Socha. Była to najładniejsza bramka kolejki, którą Socha strzelił nożycami. Mistrzowskie Zagłębie Lubin łatwo wygrało z Widzewem, choć wynik na to nie wskazuje. Zagłębie zagrało nieźle i mogło wygrać wyżej niż 2:1. Patrząc na mecz PGE GKS Bełchatów z Koroną miało się wrażenie, że grają zespoły z różnych klas. GKS łatwo zdobył bramki i kontrolował mecz oszczędzając siły na rewanżowy mecz w Pucharze UEFA. Dobry mecz rozegrał Tomasz Wróbel, wobec którego obrońcy Korony byli bezradni. W spotkaniu beniaminków w Białymstoku lepsza okazała się Jagiellonia. Nie było to wielkie widowisko, ale liczą się trzy punkty. Polonia zdobyła bramkę z „karnego”, ale to tylko

zmobilizowało gospodarzy, którzy odpowiedzieli trafieniami Sobocińskiego i Jareckiego. Legia zaczęła od przeprosin za Wilno. Piłkarze klubu wyszli na boisko w koszulkach z takim napisem. Kierownictwo Legii zerwało umowę z klubem kibiców, którzy odpowiedzieli ciszą na trybunach. Cracovii już od lat nie udało się wygrać na Łazienkowskiej i podobnie było i tym razem. Bramka Chinyamy zostawiła trzy punkty w Warszawie. W Legii nie zagrał Giza, którego niedawno Legia odkupiła od Cracovii. Pod koniec meczu idiotycznie zachował się Radovic. Legionista dostał za niesportowe zachowanie czerwoną kartkę. W kolejce pauzowała Wisła, która pojechała na turniej do Chicago, oraz jej rywal Górnik. Krakowianie zarobili spory czek za wygraną, ale pokazali też podczas spotkań z klubami pierwszej ligi Włoch i Hiszpanii, że w polskiej ekstraklasie będą jednym z najmocniejszych zespołów.

W II LIDZE

kiedy wszystko wskazuje na to, że afery futbolowe i korupcja dotknęła także i ten klub. Być może zamiast awansu do I ligi, po sezonie będą nawet kary. Zdegradowana z ekstraklasy Wisła Płock została jak na razie przez Polonię zdeklasowana. W Łowiczu beniaminek przegrał ze Zniczem Pruszków 0:2. Poziom przypominał raczej klasy niższe. Bez bramek odbył się też powrót II ligi do Lublina. Mecz Motoru i Tura był słabym widowiskiem. Inny beniaminek, GKS Jastrzębie, pewnie pokonało 3:1 ŁKS Łomżę. Była to premia za ambicję. Nie udał się natomiast debiut Śląska Wrocław. Jak na drużynę z ambicjami do awansu było słabo. (ab)

Dwa mecze w II Ligdze przełożono. Kmita Zabierzów o tym, że będzie grał w tej klasie, dowiedział się w ostatniej chwili po niespełnieniu warunków licencyjnych przez Pogoń Szczecin. Klub wzmacnia się kim może, a dodatkowe trybuny na swój stadion chce na razie wynająć. Mocnym akcentem w pierwszej kolejce była wygrana Polonii. Skład „Czarnych Koszul” jest mieszanką doświadczenia i młodości. W bramce stanął Majdan, są tu jeszcze Wędzyński, Kuzera, Kosmalski, Gilewicz. Polonii musiałyby się bać nawet kluby z ekstraklasy. Co z tego,

bieg na przełaj

SLALOM Red Bull World Series odbywa się na wysokości 10-20 m. nad wodą. Samoloty osiagają prędkość 400km/h. Jest to obecnie najszybszy sport motorowy. Red Bull World Series wystartowało w 2005 roku, pierwszy raz gościło w Londynie.

Andrzej Brzeski

T Michał Miśkiewicz, bramkarz Kmity Zabierzów, podpisał kontrakt z AC Milan.

T Irak zdobył piłkarski Puchar Azji. Irakijczycy pokonali w finale Arabię Saudyjską 1:0. Trzecie miejsce przypadło Korei Południowej. Zdobycie Pucharu spowodowało prawdziwe „zawieszenie broni” pomiędzy zwaśnionymi szyitami, sunnitami i Kurdami. T Lech Kaczyński odznaczył polskich żużlowców i trenerów, którzy zdobyli tytuł drużynowych Mistrzów Świata. T GP Czech wygrał Duńczyk Pedersen. Pozostałe miejsca na podium zajęli jednak Polacy – Hampel i Holta. T Reprezentacja piłkarska Białorusi sprzedała dwa mecze w czasie kwalifikacji do Euro 2004. Chodzi o porażki z Mołdawią i Czechami. Za aferą ma stać rosyjska mafia, która ustawiała wyniki totalizatora. T Skandali w PZPN końca nie widać. Były kolejne aresztowania, w tym sędziego, Polonia Bytom została ukarana odjęciem trzech punktów za długi, które wcześniej spłaciła. Zjazd wyborczy PZPN przesunięto już kolejnego grudnia na przyszły rok. Nastąpiło to po liście FIFA, że trzeba poprawić znowu statut związku. Wychodzi na to, że prezes Michał Listkiewicz jest doskonałym organizatorem, ale tylko... obrony swojego fotela. T W Realu zadebiutował Dudek przeciw Stoke City. Polak wystąpił z numerem 25. T Southampton przegrało z Lazio 2:5. W zespole „Świętych” wystąpili Białkowski, Saganowski i Rasiak. Ten ostatni strzelił bramkę. T W Dundee United udanie debiutował Szamotulski. Puścił tylko 1 gola po dobitce, ale obronił m.in. „karnego” w meczu z FC Barcelona.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.