nowyczas2007/038/026

Page 1

»9

FELIETONY

Ostatni akt miał być krwawy, wierny tradycji szekspirowskiej. Media i wyborcy znali z dużym wyprzedzeniem dokładnie rozpisane didaskalia. Nic z tego, Tony Blair opuścił scenę polityczną w hollywoodzkim, a nie szekspirowskim stylu. Zwyciężył rozsądek polityków. Wielka Brytania ma nowego premiera.

Szybki, bezpieczny i zaufany sposób przesylania pieniedzy c do Polski.

NOWYCZAS THE NEW TIME – THE POLISH WEEKLY IN GREAT BRITAIN

Nr 26 (38) LONDON 29 June 2007

ISSN 1752-0339

FREE

Polski happening w Londynie

O

Elżbieta Sobolewska e.sobolewska@nowyczas.co.uk

śmiu twórców na co dzień skupionych wokół Stowarzyszenia Artystów i Poetów Fabryka Sztuki przyleciało w środę do Londynu, by w sobotę, 30 czerwca, zaprezentować w Lounge Gallery na Dalston, happening zatytułowany „Integracja 2007”. Grupa artystyczna Fabryka Sztuki istnieje od 2001 roku. Swoją siedzibę ma w miejscowości Kanie nieopodal Warszawy. Zrzesza kilkudziesięciu artystów spod znaku malarstwa, fotografii, filmu, poezji. W ciągu kilku dni poprzedzających sobotnią imprezę, krążyli po ulicach Londynu w poszukiwaniu rozmaitych drobiazgów, które staną się artystycznym tworzywem w rękach uczestników happeningu. Z fragmentów kolorowych gazet, biletów, płyt CD, opakowań, strzępów ubrań, plastiku i metalu, czyli wszystkiego, co znaleźć można na ulicy, zostaną zmonto-

wane kolaże, które później zawisną na ścianie galerii. Przybyli do galerii ludzie zasiądą przy stole, nazwanym Maszyną Integrującą, by udowodnić, że fragmentom zdezelowanej rzeczywistości można nadać zupełnie nowy wymiar. Warsztaty będą trwać około sześciu godzin. Wezmą w nich udział obcy sobie ludzie, przypadkowi. W ten sposób złamane zostaną bariery braku porozumienia, przynależności kulturowej oraz świadomości, że nie każdy może być artystą. O swoim projekcie jego autorzy mówią: – Integracja ma nam umożliwić pokonanie granic wewnętrznych. Nie można w ciągu kilku lat znieść różnic kulturowych, jednak możemy pokazać siebie w obrazach stworzonych ze zunifikowanych strzępów ogólnie dostępnych w erze globalnej wioski. To jednak nie wszystko. W Lounge Gallery zostaną odtworzone materiały fotograficzne zrobione w Warszawie i na ulicach Londynu, kiedy zbierano drobiazgi do stworzenia kolaży i zachęcano przechodniów do

wzięcia udziału w happeningu. Ponadto nad naszymi głowami będą przelatywać papierowe samoloty zapisane wierszami Fabrycznych autorów, które nawzajem będziemy sobie przekazywać. Jest to kolejny sposób na niwelowanie granic obcości. Odbędzie się również wernisaż prac wydrukowanych na koszulkach t-shirt. Pierwsza integracja odbyła się w Warszawie, w 2006 roku. Zainteresowanie przedsięwzięciem było ogromne. Przy Maszynie Integrującej chciało zasiąść aż 90 osób, drogą losowania wybrano 24. To doświadczenie sprawiło, że Fabryczni twórcy postanowili powtórzyć projekt właśnie w Londynie. Jego pierwszą wersję można określić polską, nowa być może powstanie w gronie międzynarodowym. Wszystko na to wskazuje, bo miejsce w którym zostanie zrealizowany happening bardziej znane jest brytyjskim miłośnikom sztuki, niż polskim. Jedno jest pewne, coraz więcej galerii otwiera się na obecność polskich artystów i choćby ten fakt stanowi namacalny dowód integracji.

»20

Nieruchome postacie ubrane w fantazyjne stroje i cierpliwie stojące w skamieniałej pozie stanowią jedną z atrakcji Londynu. Uliczni mimowie zarabiają na życie pozornie robiąc… nic. Jedyny ruch jakiego można się po nich spodziewać, to dystyngowany ukłon lub kiwnięcie głową na dźwięk monety wrzucanej do pojemnika. W pobliżu London Eye niczym srebrzysty pomnik stoi Paweł Fesyk, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, który od niedawna mieszka w Londynie.

CZAS PRZESZŁY

»10

REPORTAŻ

»14

Jej entuzjazm był zaraźliwy

Oksfordzka Polonia, cz. 2

Potrafiła pogodzić prowadzenie domu, wychowywanie trójki dzieci ze swoją pasją dla kultury i historii Polski. Nie złamała jej ciężka choroba. We wszystkim próbowała znaleźć coś pozytywnego. Często powtarzała, że w każdej kałuży można znaleźć skrawek błękitnego nieba.

Trudno ukrywać, że czas dawnych organizacji dobiega końca. Nie jest to jednak koniec oksfordzkiej Polonii. Ta, odmieniona przez nowe fale imigrantów, rośnie w siłę. Wiele zmieniło się od lat 40.; zmienili się Polacy osiedli w Anglii, ale zmienili się też ci, którzy żyli w Polsce. Jak te zmiany wpłynęły na sposób życia Polonii?


„C

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

2

nowyczas.co.uk

ZAS

goi wszystkie rany

Menander

DRUGA STRONA Poczta Od redakcji: Listów pani Anny Gonty i pana Roberta Kostrzewy – organizatorów imprezy w Arts Thearte nie zamieścimy, gdyż autorzy nie wyrazili zgody na przesłanie skróconej wersji ich wypowiedzi. W związku z ograniczonym miejscem na listy Czytelników do redakcji „Nowego Czasu” nie możemy zamieszczać kilkustronicowych wypowiedzi, można je natomiast znaleźć na naszej stronie internetowej www. nowyczas. co.uk ••• Droga Redakcjo Przeczytałam z zainteresowaniem felieton Waldemara Rompcy w ostatnim numerze „Nowego Czasu”, gdyż sama z niepokojem przyglądam się „polonizacji” niektórych dzielnic Londynu. Sama mieszkam w takiej,

gdzie do tej pory było… do niedawna… bardziej czarno niż biało-czerwono. Kiedyś, zanim kupiłam dom, śniło mi się, że będzie mnie w nocy budził rap. Moje sny nie wybiegały jednak tak śmiało w przyszłość i nie wyśniłam, że doczekam chwili, kiedy nie będę mogła prowadzić rozmów z gośćmi w moim własnym ogródku, bo będzie je zagłuszał ryczący na cały głośnik polski hip hop (na szczęście sypialnię mam z drugiej strony domu i sen mam niezakłócony). Działo się tak z powodu grupki naszych rodaków, którzy opanowali mały wiktoriański domek po drugiej stronie mojego ogrodu i co dzień, przez całe lato do później jesieni, organizowali mocno zakrapiane imprezy mniej więcej do trzeciej nad ranem. Jak imprezować to do bólu (sąsiadów niech też boli głowa – a co!) Justyna Bujakiewicz

••• Szanowna Redakcjo W ostatnią, czwartą niedzielę miesiąca odwiedziliśmy parafię ewangelicką w Londynie. Kościół należy do niemieckiej parafii ewangelickiej. Polscy ewangelicy od lat mają tu swoje nabożeństwa. Na czele parafii stoi ksiądz Magdalena Mueller, młoda, piękna pani, która ukończyła studia teologiczne na ChAT w Warszawie w 1999 roku i została księdzem w Anglii. Objeżdża środowiska ewangelików w całej południowej Anglii. Spotkałem tam mego kolegę sprzed lat, o którym nawet nie wiedziałem, że jest ewangelikiem. Jak mało wie się o ludziach!!! Przyprowadziła mnie na to nabożeństwo Kinga Foeller z Warszawy, której wuj jest proboszczem w kościele św. Trójcy w Warszawie. Piękny kościół, obok

NOWYCZAS Kartki z kalendarza 124 Whitechapel Road London E1 1JE Redakcja Tel.: 0207 650 8725 redakcja@nowyczas.co.uk listy@nowyczas.co.uk

Dział Ogłoszeń Tel./fax: 0207 247 0780 marketing@nowyczas.co.uk Redaktor naczelny: Grzegorz Małkiewicz g.malkiewicz@nowyczas.co.uk Redakcja: Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk Elżbieta Sobolewska, e.sobolewska@nowyczas.co.uk Zdjęcia: Grzegorz Ciepiel, Damian Chrobak, Daria Danowska Współpraca: Andzej Brzeski, Krystyna Cywińska, Agnieszka Dale, Katarzyna Depta-Garapich, Piotr Dobroniak, Justyna Drath, Michał P. Garapich, Paweł Glijerski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marek Kremer, Marcin Piniak, Katarzyna Polis, Aleksandra Ptasińska, Jędker Realista, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Robert Rybicki, Anna Alicja Sikora, Zofia Sołtys, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Michał Tyrpa, Anna Wendzikowska, Krzysztof Wojdyło Dział marketingu i reklamy: Henryka Woźniczka henryka@nowyczas.co.uk Sylwia Dryps s.dryps@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko remi@nowyczas.co.uk Wydawca: CZAS Publishers Ltd Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Piątek, 29.06 – Piotra, Pawła 1913 – Wybuch II wojny bałkańskiej. 1999 – W Turcji sąd wydał wyrok śmierci na Abdullaha Ocalana, przywódcę Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Oskarżono go zdradę państwa i działalność separatystyczną. Sobota, 30.06 – Emilii, Lucyny 1230 – Konrad Mazowiecki nadał Krzyżakom, sprowadzonym w 1226 roku, prawa do ziemi chełmińskiej oraz do wszelkiej innej ziemi zdobytej na Prusach. 2002 – Mistrzem świata w futbolu zostali Brazylijczycy. Na stadionie w Yokohamie po ciekawym spotkaniu pokonali drużynę Niemiec 2:0. Niedziela, 1.07 – Haliny, Mariana 1953 – Utworzono Państwowy Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. 1991 – Doradczy Komitet Polityczny Układu Warszawskiego podpisał w Pradze protokół o rozwiązaniu układu, zawartego 14 maja 1945 roku. Poniedziałek, 2.07 – Jagody, Martyniana 1919 – Brytyjski sterowiec R-34 dokonał przelotu przez Atlantyk Północny w obu kierunkach.

2000 – Piłkarze francuscy po wspaniałym meczu finałowym z Włochami, zdobyli tytuł mistrzów starego kontynentu; jako pierwsi w historii Mistrzowie Świata zostali Mistrzami Europy. Wtorek, 3.07 – Tomasza, Anatola 1928 – Wprowadzono do sprzedaży pierwszy, produkowany na masową skalę telewizor w cenie 75 dolarów. 1941 – Aresztowanie i rozstrzelanie profesorów wyższych uczelni lwowskich. Środa, 4.07 – Elżbiety, Teodora 1862 – Lewis Carroll, angielski matematyk zaczął układać bajkę dla zaprzyjaźnionej Alice. Opublikował ją w 1865 roku pod tytułem „Alicja w krainie czarów”. 1946 – Pogrom w Kielcach, zginęło 40 osób. Rozruchy na tle antysemickim wybuchły na skutek plotki o porwaniu przez Żydów małego chłopca. Inspiratorzy tych zdarzeń są do dzisiaj nieznani. Czwartek, 5.07 – Antoniego, Karoliny 1813 – Francja podbiła terytorium Algierii. Początek panowania kolonialnego Francji nad tym krajem. 1993 – Wszedł w życie podatek od wartości dodanej VAT.

GBP 22.06 23.06 24.06 25.06 26.06 27.06 28.06

5.63 --------5.63 5,64 5,65 5,62

22.06 23.06 24.06 25.06 26.06 27.06 28.06

3.79 --------3,79 3,79 3,80 3,78

Euro

Zachęty, ufundowany przez ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król był światłym człowiekiem, otwartym na inne religie. Fundował kościoły ewangelickie w całej Polsce. Ja sam mieszkałem w Lublinie koło kościoła ewangelickiego, w którym wisiał i wisi do dziś piękny portret ostatniego naszego króla. Ksiądz Magdalena prosiła, żebym napisał do „Dziennika Polskiego”, z informacją, że ewangelicy są otwarci i zapraszają wszystkich na swoje nabożeństwa i spotkania. Jednak redakcja „Dziennika” odmówiła zamieszczenia tego listu. Kościół ten jest Domem Bożym, w którym Chrystus jest królem. Z serdecznym pozdrowieniem, Orland Machnikowski. kpt.z.w.(ret.)

Jagna Wright z domu Rapf Ukochana żona Stephana, matka Jamie, Sophie i Petera. Urodzona 15 lipca 1950 roku w Gdynii. Zmarła spokojnie w domu w Londynie 16 czerwca 2007 roku. Była uwielbiana przez rodzinę i szerokie grono przyjaciół. Pomimo diagnozy raka w 2001 roku, wraz z Anetą Naszyńską zrealizowala dwa wspaniale filmy związane z historią Polski: „Zapomniana Odyseja” i „Inna Prawda” Praca ta dała jej siłę i wytrwałość do walki z długą i okrutną chorobą. Pogrzeb obędzie się w gronie rodzinnym. Spotkanie dla uczczenia pamięci Jagny odbędzie się jesienią.

1606

W tym roku urodził się Rembrandt.

1998

W tym roku zmarli Frank Sinatra, Akira Kurosawa, Zbigniew Herbert, Jerzy Bińczycki, Oktawio Paz, Marek Papała.

80, 000

Liczba rowerów skradzionych w ubiegłym roku w Londynie.

Ś.P.

Jagna Wright 15.VII. 1950 – 16.VI. 2007 Msza święta w intencji Jagny odbędzie się w piatek 29 czerwca o godzinie 19.30 w Kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego, Maria Assumpta Chapel, 23 Kensington Square, London W8 (London Underground: High Street Kensington)

Z wielkim bólem żegnamy naszą wspaniałą i ukochaną Siostrę i Przyjaciółkę

SIOSTRA, BRAT i PRZYJACIELE * Jagna była animatorką spotkań towarzyskich, krzewiła kulturę i pamięć o polskiej historii. Przez lata spotykaliśmy się w Jej gościnnym domu. Spotkajmy się, by uczcić Jej pamięć po Mszy św. w piątek 29 czerwca w POSKlubie.


9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG konta bankowego w Wielkiej Brytanii a bankowego W naszym banku otwarcie konta w Wielkiej Brytanii jest ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PG HWPV[ OKGUKøE\PKG OQŖPC MQT\[UVCæ \ NKE\P[EJ HWPMELK MQPVC 5KNXGT MVÏTG RQ\YCNCLä QU\E\øF\Cæ E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC FQ WŖ[YCPKC YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ MVÏTG Lä CMEGRVWLä IQF\KPP[ FQUVøR FQ YġCUP[EJ RKGPKøF\[ K MCTVC /QPG[ 6TCPUHGT %CTF MVÏTC WOQŖNKYKC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 9[UVCTE\[ CD[ MCŖFGIQ OKGUKäEC RT\GNGYCNK 2CģUVYQ PC UYQLG MQPVQ Y[PCITQF\GPKG Y Y[UQMQĸEK EQ PCLOPKGL HWPVÏY

Polska drużyna dziecięca w Southampton

1F RCŔF\KGTPKMC DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC OKGUKøE\PC Y Y[UQMQĸEK HWPVC <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2GTUQPGN PCU\[EJ QFF\KCġÏY WġCVYK 2CģUVYW FQġäE\GPKG FQ grona PCU\[EJ MNKGPVÏY

a stko z y z s To w HWPV[ G LGF[P PKG CŖ FQ øE\ OKGUK ŔF\KGTPKMC RC TQMW

<CRTCU\CO[ FQ QFYKGF\GPKC naszego QFF\KCġW YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG

1HGTVC FQV[E\[ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD MQT\[UVCLäE[EJ QDGEPKG \ MQPV %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø V[RW MQPVC FQ RCŔF\KGTPKMC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK CD[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

4 CZAS NA WYSPIE

Zasłużony VERITAS Wystawa prac znanej portrecistki SŁAWOMIR FIEDKIEWICZ

Od 60 lat Fundacja Veritas prowadzi działalność charytatywną, której celem jest niesienie pomocy rodakom w kraju. Wydaje ona również od roku 1949 „Gazetę Niedzielną”. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nadał Fundacji oraz Katolickiemu Ośrodkowi Wydawniczemu Veritas w Londynie odznakę honorową „Zasłużony dla kultury polskiej”. Uroczystość wręczenia odbyła się w czwartek 21 czerwca w Ambasadzie RP w Londynie. Ambasador Barbara Tuge-Erecińska powiedziała: – Veritas ma swój wielki udział w zapisywaniu karty historii polskiego wychodźstwa niepodległościowego, jak i w budowaniu przez wychodźstwo poczucia głębokiego patriotycznego obowiązku poza ojczyzną. Dzieła, którego celem była obrona w najszerszym tego słowa znaczeniu polskości w wolnym świecie i wszystkich wartości z tym związanych. Fundacja Veritas powstała w Londynie w 1947 roku z inicjatywy grupy katolików, związanych z założonym tu jeszcze podczas wojny Polskim Katolickim Stowarzyszeniem Uniwersyteckim „Veritas”. Główną rolę w powołaniu tego ośrodka odegrał duszpasterz akademicki, publicysta i historyk, ks. dr Stanisław Bełch, zmarły w 1989 roku. Prezes Fundacji Veritas, Wojciech Płazak, powiedział podczas czwartkowej uroczystości: – Nasza historia zaczyna się w czasie, kiedy Polacy – byli żołnierze, byli zesłańcy i uchodźcy, na gruzach świata, który runął, starali się zbudować świat nowy albo przynajmniej nowe życie. W totalnym zamieszaniu szukali kierunku i tego co stałe. Od 60 lat fundacja prowadzi działalność charytatywną, której celem jest niesienie pomocy rodakom w kraju. „Gazeta Niedzielna”, stworzona REKLAMA

Zdzisław Wałaszewski, w latach 1968-2007 redaktor naczelny „Gazety Niedzielnej” przez fundację w 1949 roku do dzisiaj ukazuje się regularnie co tydzień. W 1951 roku zainicjowała Akcję Miłosierdzia, dzięki której przez kilkadziesiąt lat zbierano pieniądze na lekarstwa niedostępne w Polsce. Kupowano je tutaj i wysyłano potrzebującym w kraju. W latach 80. wspomagano w Polsce wielodzietne rodziny, bezrobotnych, samotne matki. Dzięki wsparciu czytelników „Gazety Niedzielnej” zakres działalności Akcji rozszerzono i wysyłano fundusze m.in. na cele misyjne. Nakładem wydawnictwa Veritas wydano około 600 pozycji o tematyce religijnej i historycznej, a także z kręgu beletrystyki i poezji. Poza „Gazetą Niedzielną”, w latach 50. wydawano miesięcznik dla młodzieży „Droga”, a do lat 60. ukazywał się tygodnik „Życie”. Od roku 1990 wydawnictwa Veritasu są powszechnie dostępne w księgarniach całej Polski i obecne podczas rozlicznych targów książki. Jedną z perełek wydawniczych Veritasu jest „Odyseja” Homera w przekładzie Józefa Wittlina. Przez wiele lat ów przekład był białym krukiem bibliotek uniwersyteckich. Przekład Wittlina wznowiono dopiero w 2000 roku za sprawą „Świata Książki”. (es)

21 CZERWCA w Łazienkach Królewskich w Warszawie otwarto wystwę prac Barbary Kaczmarowskiej Hamilton, malarki od lat mieszkającej i tworzącej na Wyspach Brytyjskich. Składają się na nią pastelowe portrety wielu wybitnych osobistości świata nauki, kultury i polityki. Barbara Kaczmarowska Hamil-

ton to przede wszystkim portrecistka brytyjskiej rodziny królewskiej. Portret Królowej Matki jej autorstwa znajduje się obecnie w Instytucie i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Dotychczas jej prace można było podziwiać m.in. w prestiżowej Partridge Fine Art Gallery of London, a także w Rzymie, Palm Be-

Hej żeglujże...

Deszczowy występ Poise Rite i Habakuka

GRUPA przyjaciół organizująca Londyńskie Spotkania Szantowe propaguje swoją ideę osobiście, odwiedzając te miasta Anglii, w których wystąpią artyści tego nieco zapomnianego nurtu muzycznego, a wartego przecież kontynuacji. Najpierw odwiedzili Bristol, o czym pisaliśmy w poprzednim numerze (25) tym razem pojechali do Birmingham. Pierwszy rejs z szantami w tle odbędzie się już 19 lipca. Statek Dutch Master wypłynie z londyńskiego portu Tower Pier o godzinie 20.00. Powrót zaplanowano na północ. Na statku wystapią: Flash Creep i Włodek „Trzeci” Dębski. Wszelkie informacje dotyczące tego i kolejnych rejsów znajdują się na stronie internetowej organizatorów: www.rejs.co.uk, lub dostępne są pod numerami telefonów: 02089060140, 07856503610, 07766797873. Następną przystanią „Londyńskich Spotkań Szantowych” będzie Bristol.

WEDŁUG relacji stałych uczestników festiwalu w Glastonbury, deszcz leje tam prawie zawsze. Tak też było i w tym roku. Jednak po raz pierwszy w tej największej imprezie pod gołym niebem wzięły udział zespoły z Polski: Poise Rite i Habakuk. Ich udział w tej słynnej imprezie jest elementem kampanii społecznej mającej na celu promowanie idei przystępowania Polaków do związków zawodowych. W tym roku festiwal przyciągnął 177 tysięcy widzów, którzy zgroma-

ach, Gdańsku i na Jamajce. Wśród osobistości, które portretowała można wymienić Jana Pawła II, Lecha Wałęsę, Alberto Moravię czy Krzysztofa Panafiuka. Wśród gości uświetniających uroczystość otwarcia wystawy był m.in. Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie.

dzili się na 380 hektarach Worthy Farm, specjalnie przystosowanej na tę okoliczność. Na potężnych polach namiotowych nie zabrakło punktów medycznych, sanitarnych i informacyjnych stanowisk internetowych. Można było również skorzystać z niezbędnych usług bankowych, czy spróbować dań kuchni całego świata, które serwowano na kilkuset stoiskach. Namioty zdobiły flagi reprezentujące wiele krajów, nie zabrakło również tej biało-czerwonej.

Rejestrujmy nasze rowery! POLICJA BRYTYJSKA i władze lokalne apelują do londyńskich rowerzystów o rejestrowanie swoich rowerów w internetowej bazie danych znajdującej się na stronie: www.immobilise.com. Naleźy wpisać kod roweru i dane jego właściciela. Ma to pomóc policji w identyfikacji właści-

cieli skradzionych rowerów gdy zostaną one odnalezione. W piątek 29 czerwca, między 16.00 a 20.00 na stacji metra Waterloo będą obecni pracownicy Brytyjskiej Policji Transportowej, aby doradzać rowerzystom jak uniknąć utraty rowerów i co zrobić w przypadku ich kradzieży.

Channel 4 poszukuje Stacja Telewizyjna Channel 4 poszukuje ludzi, którzy podzieliliby się z jej widzami swoimi doświadczeniami z życia w Wielkiej Brytanii, czy innym kraju UE. „Chcecie pokazać Waszą kulturę i rodzinę innym? Channel 4 chętnie Was posłucha” – informuje ulotka popularnego kanału. Zainteresowani mogą skontaktować się z Rachel, za pośrednictwem e-maila: rachel.hardie@rdfmedia.com

Pierwsza polska księgarnia W NEWBRIDGE w Irlandii pierwszego lipca zostanie otwarta polska księgarnia. Kolejna ma powstać w Dublinie. Jest to inicjatywa znanego wśród miłośników książek portalu www.polskieksiazki.eu. Stałym patronem medialnym Polskich Książek

jest redakcja „Polskiej Gazety” w Dublinie, w której organizowane są również literackie kiermasze. Kolejny odbędzie się już 30 czerwca od godziny 12.00 do 17.00, na który organizatorzy zapraszają wszystkich chętnych.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

CZAS NA WYSPIE 5

Festiwal młodości i polskości W strugach deszczu rozpoczął się 16 czerwca coroczny zjazd uczniów Polskich Szkół Sobotnich z całej Wielkiej Brytanii. Impreza odbyła się na terenach posiadłości Laxton Hall należącej do Polskiej Misji Katolickiej. Rezydencję kupiono z myślą otwarcia tu domu spokojnej starości. Prowadzą go siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi. Na terenie Wielkiej Brytanii funkcjonują 52 szkoły sobotnie, w których uczy się ponad pięć tysięcy dzieci. Oprócz nauki języka ojczystego, polskiej historii i geografii, dzieci uczestniczą również w zajęciach, których celem jest przybliżenie im kultury i tradycji kraju ich rodziców. Przy niektórych szkołach działa też polskie harcerstwo. Bardzo ważną rolę w działalności szkół odgrywają rodzice. Gdyby nie ich wsparcie finansowe i moralne, szkoły nie miałyby racji bytu. Uczniowie pochodzą z różnych środowisk. Najtrudniej dotrzeć do tych dzieci, które urodziły się na Wyspach, po części wtopiły się już w kulturę angielską, odebrały odmienne wychowanie, a w polskiej szkole spotykają się niestety tylko raz w tygodniu. Adrian ma 10 lat i urodził się w Anglii: – Chodzę do polskiej szkoły chętnie, rodzice mnie nie zmuszają. W mojej klasie jest 10 osób i mam fajną panią. Uczymy się pisać i czytać po polsku, a na przerwach REKLAMA

gramy w piłkę. Lubię się uczyć polskiego, bo jak pojadę do babci do Polski, będę mógł mówić dobrze. Organizowane przez Macierz Szkolną spotkanie, zwane Wesołym Dniem Polskiego Dziecka, ma być nagrodą za całoroczny trud nauki, a także dawać możliwość poznania rówieśników z innych szkół. Pomimo deszczu, tegoroczny zjazd był niezwykle udany. Około tysiąca polskich dzieci spotkało się, by rozegrać między sobą pojedynki sportowe i artystyczne. Największym zainteresowaniem cieszyło się stoisko z polskimi kiełbaskami z rusztu i bigosem. Smakosze rodzimych frykasów stali w kolejce ponad godzinę, by w końcu nacieszyć podniebienie smakami zapamiętanymi z ojczystych biesiad. Konkurencją wyzwalającą najwięcej emocji była piłka nożna. – Musieliśmy czekać trzy godziny na naszą kolejkę w rozgrywkach piłki nożnej i pewnie dlatego przegraliśmy. Za rok wpychamy się pierwsi – zgodnym chórem deklarowali Sylwek, Daniel i Maciek ze szkoły mieszczącej się na Willesden. Na pytanie, czy nie przeszkadza im deszcz, z entuzjazmem

Sylwester Sobański, Daniel Iqbal, Maciej Czelusta z Polskiej Szkoły Sobotniej na Willesden w Londynie odpowiedzieli: – To żaden problem, właśnie fajnie, że pada, bo można się w błocie potarzać. Popularnością cieszyły się także koszykówka i siatkówka. Kierowniczka szkoły sobotniej na Willesden, pani Grażyna Ross, gorąco kibicowała dziewczęcej drużynie koszykówki ze swojej szkoły: – Za moich licealnych lat, gdy graliśmy w siatkówkę czy koszykówkę, wyglądało to zupełnie inaczej. Nasze

dziewczyny są zmęczone, przed chwilą skończyły mecz piłki ręcznej – dodała, gdy piłka minęła kosz przeciwniczek. Dla następców Jana Matejki rozstawiono olbrzymi namiot. Tworzyli pod nim swoje dzieła w olbrzymim skupieniu. Uczestnicy konkursu recytatorskiego także przebywali niejako w innym świecie. Deklamowali utwory znanych polskich poetów, a także swoje własne.

W poprzednich latach spotkania kończyły się ogniskiem i uroczystym wręczeniem nagród. W tym roku, biesiadne szlagiery odśpiewano pod namiotem, a informacje o wygranych i nagrody zostaną przesłane do szkół pocztą.

Katarzyna Polis Autorka jest nauczycielką w Polskiej Szkole Sobotniej w Londynie.


NOWYCZAS 29 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

6 POLSKA SŁUŻBA ZDROWIA » Nie ma pieniędzy

tydzień w kraju T Abp Leszek S. Głodź przedstawił komunikat Kościelnej Komisji Historycznej. Wynika z niego, że kilkunastu ze 130 biskupów zostało zarejestrowanych jako Tajni Współpracownicy. Poza tym są także kandydaci na TW, Kontakty Informacyjne, Kontakty Operacyjne i jeden współpracownik wywiadu PRL. T Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz rozmawiał z przewodniczącym Senatu Kanady Noelem Kinsellą na temat zniesienia wiz dla Polaków. T Sąd nakazał Romanowi Giertychowi przeproszenie syna i brata Jacka Kuronia za przyrównanie tego polityka do uważanych za narodowych zdrajców Janusza Radziwiłła i Szczęsnego Potockiego. Giertych się od wyroku odwołał i twierdzi, że krytyka dotyczyła szerzej „okrągłego stołu”. T Rząd ma pomysł zatrudnienia przy budowie infrastruktury na Euro 2012 około 20 tysięcy więźniów. Prasa włoska pisze, że Euro 2012 jest budowane „niewolniczą pracą”.

Strajk pielęgniarek TRWA nadal strajk pielęgniarek. Przed siedzibą rządu powstało namiotowe miasteczko. Cztery pielęgniarki okupowały Kancelarię Premiera. Po spotkaniu z szefem rządu opuściły gabinet i rozpoczęły się negocjacje. Ciekawie zachowuje się opozycja, która z jednej strony mówi o „słabości państwa”, zezwalającego na okupację rządowego budynku i „słabości charakteru premiera”

(Tusk), a z drugiej strony protestuje przeciw „najbardziej brutalnemu rządowi III RP” (cytat również z Donalda Tuska). Premier twierdzi, że pieniędzy na podwyżki na razie nie ma i najwyżej proponuje referendum w sprawie podniesienia podatków, które sfinansowałyby taką operację. Z kolei związek lekarzy, który także kontynuuje swój protest, zamierza ogłosić „listę łamistrajków”. (br)

Muzeum Historii Żydów W DESZCZOWE południe, we wtorek 26 czerwca, przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie odbyła się uroczystość wmurowania aktu erekcyjnego Muzeum Historii Żydów Polskich. W uroczystości udział wzięli m.in. prezydent Lech Kaczyński, a także minister KiDN Kazimierz M.Ujazdowski, prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, przedstawiciel prezydenta USA Tevi D. Troy, były prezydent RFN Richard von Weizsäcker, przewodniczący Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego Marian Turski, Naczelny Rabin Tel Awiwu Meir Lau. Ambasador David Peleg odczytał list od prezydenta Izraela Shimona Peresa.

Prezydent Lech Kaczyński powiedział m.in.: – Historia Żydów polskich to część historii mojego narodu. Wymaga przypomnienia olbrzymi wkład Żydów w polską kulturę. W tym kraju bujnie rozwijała się żydowska literatura w trzech językach. To było miejsce rozwoju kultury i teologii. To było miejsce, w którym naród żydowski rozwijał się i istniał. Pamiętajmy o naszej wspólnej historii. Lech Kaczyński zaznaczył, że Muzeum Historii Żydów Polskich ma być także miejscem spotkania Żydów i Polaków. Swój duży udział w powstawaniu tego Muzeum ma też Polonia brytyjska, która z funduszów PAFT-u przeznaczyła na ten cel 70 tys. funtów. (mt)

Nie chcą narażać życia

Umiarkowany sukces WYNEGOCJOWANIE przez Polskę na szczycie UE przedłużenia nicejskiego systemu liczenia głosów w Radzie Europy jeszcze przez 10 lat uznano za sukces, ale umiarkowany. Polskiej delegacji, na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim, nie udało się wprowadzić „systemu pierwiastkowego”. Minister spraw zagranicznych Anna Fotyga uważa jednak, że za sposób negocjacji pol-

skiemu prezydentowi należy się nagroda Oscara. Konsternację na sali obrad wywołałą wypowiedź prezydenta RP na temat strat, jakie Polska poniosła w czasie II wojny światowej, co zdaniem polskiej delegacji uzasadniało wprowadzenie „pierwiastkowego” systemu głosowania.

Komentarze > str. 8 i 9

NIE POJEDZIEMY na patrol takim sprzętem – oświadczyło najpierw dwóch polskich podoficerów, którzy są na afgańskiej misji i zaczęli namawiać żołnierzy, by przyłączyli się do ich protestu. Dwóch podoficerów odesłano już do bazy w Bagram, gdzie czekają na przylot samolotu z Polski. Grozi im nawet pięć lat więzienia. Wszyscy zbuntowani to żołnierze elitarnych jednostek spadochronowych. Widać jednak uznali, że tysiąc euro żołdu to za mało, by ryzy-

kować życiem na patrolu w samochodzie, który nie chroni przez lekkim nawet ostrzałem. Powtarza się sytuacja z Iraku. Tam z pojazdami terenowymi też były problemy – żołnierze okładali ściany pojazdów swoimi kamizelkami kuloodpornymi. W ten sposób chronili się przed kulami wroga. W Afganistanie to nie wystarczy. Talibowie strzelają z granatników. Marszałek Ludwik Dorn, który wrócił z Afganistanu, nic o buncie nie słyszał. (br)

REKLAMA

Właśnie przyjechałeś do Wielkiej Brytanii? Szybki start z Paszportem – naszym serwisem bankowo-relokacyjnym. Paszport obejmuje: • Rachunek osobisty z gwarantowaną międzynarodową kartą debetową • Wielojęzykowy system doradczy dostępny przez telefon oraz internet • Karta SIM do Twojego telefonu z tanimi rozmowami • Konkurencyjne ceny na przelewy miedzynarodowe • Elastyczna lokata oszczędnościowa • Wszystko za jedyne £60 (lub £6 za miesiac ) Okres umowy – 12 miesiecy

Chcesz dowiedzieć się więcej, zadzwoń do nas, przyjdź do lokalnego oddziału lub odwiedź naszą stronę internetową hsbc.co.uk Zadzwoń na 0800 169 3366 Wyślij sms z treścią ‘Passport’ na numer 64722 A my oddzwonimy do Ciebie Publikacja HSBC Bank plc. O bliższych szczegółach powyższej oferty i innych objętych nią korzyściach proszę przeczytać w broszurze Passport. Produkt Passport i zawarte w nim usługi podlegają warunkom umowy, która zostanie Państwu przedstawiona przy składaniu podania. Oferta Passport wymaga założenia lokaty Flexible Saver i rachunku osobistego. Telefon tekstowy: 1800 10800 028 0126. Można dzwonić codziennie między 8:00 a 22:00 (z wyjątkiem 25, 26 grudnia i 1 stycznia). Dla bezpieczeństwa i usprawnienia naszych usług rozmowy telefoniczne mogą być monitorowane i nagrywane. AC6106


WIELKA BRYTANIA I ŚWIAT 7

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

LONDYN » Gordon Brown został premierem

tydzień na świecie

Tony Blair w nowej roli GORDON BROWN doczekał się w końcu stanowiska, o którym marzył od początku kariery rządowej. Przejął władzę w cieniu sukcesu, jaki na brukselskim szczycie odniósł Tony Blair. Skończyła się era Blaira, który dla wielu pozostanie skutecznym graczem politycznym. W ostatnim swoim wystąpieniu zagranicznym Tony Blair pokazał, jak skutecznie się walczy. Londyn od początku był przeciwny temu, by Unia Europejska miała ministra spraw zagranicznych, nie chciała dopuszczać unijnej kontroli nad brytyjskim systemem sprawiedliwości, wreszcie był przeciwny wprowadzeniu Karty Praw Podstawowych, bo ta mogłaby przyznać pracownikom większe prawa do strajku. Wydawało się, że Blair tego nie uzyska. Niespodziewanie jednak z pomocą przyszli mu Francuzi. I to całkiem nieświadomie. Kiedy bowiem Paryż żądał zbyt dużo, unijni partnerzy nie chcieli nawet słyszeć o poparciu dla nich. Niespodziewanie Londyn zaproponował Francuzom ustępstwa. Zrobiła się zupełnie inna

jakość. I kiedy Blair oświadczył, że zgodzi się na usunięcie niekorzystnych dla sąsiadów zza Kanału La Manche zapisów, wszyscy skupili się na tej sprawie. A problemy stawiane przez Londyn uznano za mniej ważne. Londyn wygrał, trochę wygrała Francja. Kiedy eksperci usiedli już na spokojnie i popatrzyli, co tak naprawdę dany kraj uzyskał dla siebie, okazało się, że najwięcej zyskał Blair. I tego pewnie jeszcze długi czas będzie mu zazdrościł partyjny kolega Brown, dziś kierujący brytyjskim gabinetem. Przekazanie władzy nastąpiło w środę. Po swoim ostatnim wystąpieniu w Izbie Gmin, Tony Blair pojechał do Buckingham Palace złożyć na ręce królowej rezygnację z funkcji premiera. Tony Blair potwierdził też, że zgodził się być oficjalnym przedstawicielem Stanów Zjednoczonych, ONZ, UE i Rosji na Bliskim Wschodzie. Po 13 latach sprawowania najwyższej funkcji w państwie, Tony Blair otrzyma 63 tys. funtów emerytury i 87 tys. dodatku reprezentacyjnego. (gm)

T Trybunał w Iraku skazał na karę śmierci Hasana Al-Madżida, zwanego „Chemicznym Alim”. Jest on obwiniany m.in. za masakrę Kurdów i ludobójstwo. T Po ostrzale rakietowym w Afganistanie zginęło dwóch żołnierzy z Estonii. Atak miał miejsce w prowincji Helmard. Siły NATO miały wyeliminować z walki 80 rebeliantów. Coraz częściej jednak w Afganistanie zdarzają się przypadki śmierci wśród ludności cywilnej. T W Kowalonkach pod Wilnem stanął pierwszy na Litwie pomnik Jana Pawła II. T Prezydent Palestyny Abbas zwrócił się do Izraela o wpuszczenie z Libanu do Autonomii paramilitarnej milicji, która popiera Al Fatah. T Serbia ostrzega, że przyznanie niepodległości dla Kosowa będzie oznaczało destabilizację sytuacji na całych Bałkanach.

Tony Blair w nowej roli mediatora, na zdjęciu archiwalnym z prezydentem Autonomii Palestyńskiej, z którym przyjdzie mu pracować na codzień

Wyspy zalała woda

learndirect

0800 093 1114 Supported by the Progress GB Development Partnership which is part funded by the European Social Fund under the EQUAL Community Initiative Programme.

learndirect is a registered trademark of Ufi Ltd.

ZAMIAST upalnego lata, kilkudniowa ulewa zamieniła wiele ulic Wielkiej Brytanii w rzeki. Tysiące ludzi musiało uciekać przed wielką wodą, która po jeszcze większych opadach dopadła domostwa w Anglii i Walii. Kilka, a może kilkanaście osób nie żyje. To ofiary nawałnic i podtopień, jakie dotknęły wiele regionów Wielkiej Brytanii. Do największych zniszczeń doszło w Lincolnshire, South Yorkshire, Nottinghamshire i Shropshire. Setki osób trzeba było przenieść w bardziej bezpieczne miejsca. Na jednej z lokalnych dróg w Worcestershire, motocyklista został dosłownie zmyty przez wodę. W Sheffield utonął mężczyzna w średnim wieku i nastolatek. Z kolei w Hull padające drzewo zabiło mężczyznę. – Dostaliśmy od przyrody nauczkę i to porządną – mówił po tym, co się stało David Miliband, sekretarz do spraw środowiska. Zapewnił też, że rząd pomoże w naprawianiu szkód, usuwaniu pozostałości po wielkich falach. Komunikaty o stratach, rannych i śmiertelnych ofiarach wielkiej wody płyną niczym z frontu walki. Tym razem to walka z przyrodą. (md)

T Władze w Belgradzie wydały nakaz aresztowania wdowy po b. prezydencie Miloseviciu – Mirjany. Powodem ma być jej udział w przemycie papierosów jeszcze w latach 90. T Siedmiu górników zginęło w kopalni węgla w Workucie na Syberii. Powodem katastrofy był wybuch metanu. T Po awarii komputerów Bundeswehry zniknęły dokumenty tajnych służb Niemiec, które dotyczyły misji zagranicznych. T Pomimo obecności sił NATO, Afganistan pozostaje nadal największym światowym producentem opium. T Libia odrzuciła propozycję kompromisu zgłoszoną przez Parlament Europejski. Bułgarskie pielęgniarki pozostają w więzieniu. T W Iranie wprowadza się sprzedaż benzyny na kratki. Okazuje się, że islamowi najbliżej do socjalizmu. T Na czeskiej farmie drobiu wykryto przypadki „ptasiej grypy”. Farma znajduje się niedaleko polskiej granicy. W sąsiednich województwach wprowadzono zakaz wypuszczania drobiu z pomieszczeń. Przypadek choroby odnotowano już w Saksonii. T Białoruś rozważa zniesienie embarga (z marca br.) na import mięsa z Polski. T Na granicy z Białorusią aresztowano 4 przedstawicieli opozycji wracających z Polski. Mińsk twierdzi, że przemycali w komputerach terrorystyczne instrukcje.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

8 TAKIE CZASY SPOD ANGIELSKIEGO PARASOLA

N

Szopka neo-polityczna 2007 Krzysztof Muszkowski redakcja@nowyczas.co.uk

ie mogę ukryć uczucia nostalgii. W latach trzydziestych w Warszawie, w teatrzyku komediowym Qui Pro Quo, raz do roku, mniej więcej w okresie Świąt Bożego Narodzenia, zespół poetów i satyryków, piosenkarzy i kompozytorów muzyki lekkiej bawił miasto dowcipną szopką polityczną. Z autorów, wówczas znanych i poczytnych, teksty pisali m.in. Julian Tuwim, Marian Hemar, Marian Eile, Andrzej Nowicki, Światopełk Karpiński, Janusz Minkiewicz i inni. Głównymi aktorami byli Adolf Dymsza, Konrad Tom, Kazimierz (Lopek) Krukowski, dwóch Ludwików – Lawiński i Sempoliński, piosenkarz Mieczysław Fogg i panie: Zula Pogorzelska, Mira Zimińska i inne. Satyra była cięta, dowcipna, często złośliwa, niekiedy niecenzuralna, nigdy obraźliwa. Oprawą muzyczną zajmował się Tadeusz Sygietyński i Andrzej Włast. Satyryczne wierszyki podkładano pod popularne wówczas melodie, a Warszawa nuciła je pod nosem, bawiąc się w takt talentu poetów obnażających politycznych dygnitarzy z pompy ich głośnych przemówień. Dziś coraz mniej żartów, a coraz więcej pustych przemówień. Myślę oczywiście o „szczycie” Unii Europejskiej. O tym, że jak

REKLAMA

się okazuje, większość oryginalnych zamierzeń tej wspaniałej, w teorii, organizacji nie staje się rzeczywistością. Z doświadczenia wiemy, że każdy międzynarodowy system współpracy, każda intencja równowagi między narodami, każdy wysiłek podejmowany w celu zrozumienia potrzeb słabszych, by zidentyfikować je z potrzebami silniejszych, kończy się fiaskiem. Dlaczego? Bo jak Europa długa i szeroka, członkowie tej niby Unii składają się właśnie z silniejszych i ze słabszych. Bogata Europa przyjęła biedną Europę w charakterze wału obronnego przeciwko wpływom ze Wschodu. To, że wewnątrz tego wału obronnego można było znaleźć merytoryczne ziarnka wartości, to był bonus. O tych wartościach się nie mówi, bo w ogólnym bilansie dochodów i strat, to słaby argument. Silnym argumentem jest historia ostatniej wojny, jej ostateczny rezultat. I to, że podstawową potrzebą Europy, pierwszą oraz najważniejszą inicjatywą i hasłem powołania Unii, było uniknięcie wywołania następnej wojny w Europie. Możni członkowie Unii nie chcą dziś pamiętać wojny i nie chcą pamiętać o tych, którzy najbardziej w niej ucierpieli. Niektórzy mówią nawet o tym, że rzekomo dyskretna i cicha umowa zobowiązała ich do milczenia o wojnie. Czy jest gdzieś w archiwach dowód istnienia takiej umowy? Czy można tę kłódkę zdjąć z zasadniczych założeń Unii? Bo rezultat II wojny

światowej w Europie jest kluczem do zrozumienia różnic, jakie zaistniały w drugim i trzecim pokoleniu tych, którzy w tej wojnie walczyli. Londyński „Daily Telegraph”, 23 czerwca br. dał taki tytuł komentarzowi z obrad Unii: „Dzięki Bogu Polacy wspomnieli wojnę”. Komentarz mówi dalej, że niektóre rany zadane naszemu kontynentowi są nie do końca zagojone. Zgoda pomiędzy 27 narodami członkowskimi wymagać będzie kompromisów. Trudno jest więc krytykować polskiego prezydenta za jego sprzeciw wobec zmiany liczby głosów przyznanych Polsce w Parlamencie Europejskim, który przy okazji swego weta dodał, że byłoby nas więcej, gdyby Niemcy nie wymordowali wielu milionów Polaków w latach 1939-1945. Autor komentarza dodaje: „...Nie widzę powodu, by Polacy mieli przebaczać Niemcom, szczególnie że, jak zawsze uważałem, Unia Europejska jest kontynuacją II wojny światowej środkami ekonomicznymi...”. Nie brak długich i pustych przemówień w Unii, ale nie bardzo się one nadają do satyry, a raczej tylko do płytkich żartów. Nie można się było nawet pośmiać z prezydenta Francji Chiraca, kiedy zdecydowanie opowiedział się przeciwko wojnie w Iraku, (słynne głośne NON), bo miał rację. Z czego można było żartować, to z tego, że Francja – główny proponent Unii – stała się jej enfant terrible. Dziś Francję reprezentuje nowy prezydent Nicolas Sarkozy. Człowiek francuskiej prawicy, o ile wiadomo, posiadający wszystkie cechy potrzebne do kategorycznych sądów i zdecydowanych akcji politycznych. Polska ma w Europie jednego tradycyjnego sojusznika – Francję – i drugiego – dużo nowszego – Wielką Brytanię. Wystąpienie prezydenta Kaczyńskiego na szczycie Unii ma duże znaczenie z powodu, o którym mowa wyżej, ale także dlatego, że po raz pierwszy Polska postawiła swoją pieczęć na tym forum. Nasi sojusznicy skrupulatnie to pewnie zanotowali. Jest to sprawa zbyt ważna, żeby zostawić ją satyrze czy żartom. Bo oto Polska ma dziś wszelkie szanse na to, aby stać się enfant terrible Unii na miejsce Francji i w ten sposób zaskarbić sobie uwagę i posłuch pozostałych członków i każdego następnego szczytu. Im więcej uśmiechu na ustach gremium Unii, tym lepiej. Może to być dla nich żartem, ale dla Polski atutem. Jeśli się tak stanie, następna szopka unijna będzie weselsza. Może nawet z czasem przypomni beztroskie szopki warszawskie, na których wychowało się niejedno pokolenie młodych Polaków z poczuciem humoru. Szopka to krzywe zwierciadło rzeczywistości. Dobrze je czytając, znaleźć można prawdę patrząc z boku pod światło i mrużąc jedno oko. Każdy żart to ziarno prawdy.

C

Język pod latarnią

Krystyna Cywińska

zymże jest język, ach czymże? Zastanawiał się poeta. Nie jeden. I to nie w jednym języku. Język jest wyrazicielem kultury i cywilizacji. Tak napisał pewien socjolog, nie poeta. Więc co mamy sądzić o rodakach z kraju, którzy w tym kraju, gdzie niedawno przybyli, dają sobie językowy upust? W mojej dzielnicy co czwarty sklep i co piąty dom remontują Polacy. Zjawisko pospolite. Oni też pospolici w układzie kosmicznym i globalnym. Bo na całym globie, a wkrótce i w kosmosie postępuje pospolitowanie języka. Mam z tymi Polakami na budowach ułatwioną łączność. Przez naszego psa, Kajtuś mu na imię, który mnie wyprowadza na spacerki. Idę sobie prowadzana na smyczy przez Kajtusia i przystaję przy budowach. – Kajtuś! –wołam prowokacyjnie. – Zachowuj się! Tu się nie siusia. I zaraz słyszę. – K***a, Polka! – Marcin, uważaj, jak się wyrażasz! Na co Marcin: – A ja to pieprze. Na co ja: – Panie Marcinie, nie pieprz Pietrze wieprza pieprzem itd. I już mamy nawiązany kontakt towarzyski. Zdarzyło się nawet pewnego razu, że po bardziej siarczystym czasowniku padło z budowy: – Najmocniej starszą panią przepraszamy. Osłupiałam z wrażenia. Mniejsza o tę starszą panią. Cóż to za mili i dobrze wychowani chłopcy! Nieważne, że odchodząc w sinawą dal ulicy usłyszałam: – Stare pudło. Uznałam to za wyraz powszechnej wyższości młodości nad starością. Młodości, ty nad poziomy… Co do „wylatuj” nie jestem taka pewna. Są to wyrazy niemal kultowe w każdym języku pokoleniowym. Jak się ci Polacy nauczą angielskiego, będą mówili: this old bitch. Wszyscy jesteśmy jak nas Pan Bóg stworzył, a w większości jeszcze gorsi. Więc się nie odważam osądzać rodaków języka ani ich zachowania. Zostawiam to socjologom w skali globalnej. Gorszycie się rodacy rodaków mową? To się gorszcie i mową innych. Tą powszechną deprawacją w mowie, w gestach i uczynkach. Przeczytałam właśnie w naszym „Nowym Czasie” felieton Waldemara Rompcy pt. „Polak Polakowi Polakiem”. Anglikowi Anglik pewnie też Anglikiem. I tak przez wszystkie nacje. A Polka Polce? W skali równania? Felieton Waldemara Rompcy traktuje o wymianie soczystych słów polskich dziewczyn późną porą w londyńskim autobusie. Wracały z libacji, z podrywu w pubie. Nie miały widać w tym pubie uciechy. Najstraszniejsze są grzechy, z których nie ma uciechy. Napisał bodaj Stanisław Jerzy Lec. No więc grzeszyły bulgocącą mową. Czyście słyszeli podobne bulgotanie dziewczyn różnej maści i różnych nacji w tym multi-culti świecie brytyjskim? Bo ja tak. A no, właśnie! Ale w obcym języku ani to boli, ani smuci, rzadko nawet gorszy. Potępiając swoich, nie zapominajmy o innych. To taka marginalna biblijna odzywka.

Onegdaj zgasiłam w sypialni światło. Układam się, z Kajtkiem w nogach, do snu, aż tu! Nagle słyszę z przystanku autobusowego pod latarnią, pod naszym oknem: – Ty suko! Ja cię jeszcze dorwę. Nie będziesz mi faceta z bryką sprzątała sprzed nosa. Na co ta suka: – Zaćpana jesteś, czy co? Nie drzyj się! Ja takich sukinsynów… itd itp. Że nie przytoczę frazeologii. Otwieram okno i co widzę? Dwie młode dziewczyny, byle jak odziane, wyrywają sobie włosy z głów. Ulica pusta, domy zaspane, one zaćpane albo pijane. I w tej angielskiej senności ulicznej jazgot polskich ulicznic. Sąsiadka lekarka powiada rano, że już chciała dzwonić po policję. – I w jakim to języku one wrzeszczały? – pyta. Milczę. Zaprę się, wyprę się, ale jej nie zdradzę w jakim. Na co sąsiad Włoch: – To były Polki. Sąsiad ma knajpę w Streatham. Zna już parę wyrazów polskich na „k” czy na „p”. Merdoso porca mizeria! Zna też parę innych wyrazów w tym stylu w innych językach. Pewnie usłyszę od znajomych, starszych emigrantów, że polski język stacza się powoli do rynsztoka. A z nim wyobrażenie o Polakach. O ich chamstwie, wulgarności, przestępczości itd. I o szarganiu dobrego naszego imienia latami tu wypracowanego przez starą emigrację. Ale czasy były inne. Nie żyliśmy w epoce najazdu Hunów z blokowisk socjalistycznych. Ani z nędznych osiedli. Gdzie życie jest połowiczne, człowiek nikomu niepotrzebny, a potrzeba ucieczki w narkotyk czy inny świat jest przemożna. To życie w nieobyczajności opisała Dorota Masłowska w swoich dwóch książkach. Lektura nie dla subtelnych ani wrażliwych. Ani dla starszych emigrantów, wciąż żyjących platońską wizją Polski. To, co się pleni w Wielkiej Brytanii, to chwast wyniesiony z polskich blokowisk w prowincjonalnych miasteczkach. I nie tylko polskich. Ale obok kwitną polskie, i nie tylko polskie, ludzkie kwiaty. Skoro mi się zebrało na poetyckość, zacytuję fragment wiersza Mariana Załuckiego: Świat mi się nie podoba/ w kosmosie gospodarka do kitu/ gwiazdy się palą, jak okrągła doba./ Nawet w godzinie szczytu. I co by było? Co by to było, gdyby to Polak stworzył świat? Wszyscy by pewnie klęli jak szewcy po polsku. I po polsku wrzeszczeli na ulicach pod latarniami i w pubach rozrabiali. I nie byłoby problemu z Polakami z blokowisk na emigracji. Jak się Polacy nauczą kląć po angielsku, problem zniknie. (Czarodziej językowy, Konrad Brodziński, im w tym nie pomoże. On, esteta.) Ale już się uczą po swojemu. Małgosia mi właśnie powiedziała, że Mariusz chciałby z nią zamieszkać. – I co ty mu odpowiedziałaś? – pytam. – Bull shit! I kiss my ass! – słyszę. No właśnie. Zdolny z nas naród, jakby nie było. I czymże jest język, aż czymże? Wytrychem do ludzkiej duszy.


nowyczas.co.uk

Grzegorz Małkiewicz

Ostatni akt miał być krwawy, wierny tradycji szekspirowskiej. Media i wyborcy znali z dużym wyprzedzeniem dokładnie rozpisane didaskalia i charakterystykę protagonistów. Nic z tego, Tony Blair opuścił scenę polityczną w hollywoodzkim, a nie szekspirowskim stylu. Zwyciężył rozsądek polityków.

P

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

FELIETONY 9

artia Pracy udowodniła, że jest partią rządzącą, to znaczy partią zdolną sprawować władzę. Próba podziału i tworzenia wrogich obozów została podjęta, ale szybko ten scenariusz wycofano do szuflady. Był to scenariusz jak stracić władzę, a nie jak ją przejąć. Gordon Brown, a bardziej chyba jego doradcy, musieli nie raz przypominać sobie krwawe wydarzenia na dworze konserwatystów. A było wtedy dramatycznie i widowiskowo. Usuwając Margaret Thatcher, konserwatyści popełnili największy błąd w swojej historii. Do tej pory nie mogą odbudować swojej wiarygodności, stracili nawet wyłączność na doktrynę społeczną wypracowaną w czasie rządów Margaret Thatcher. Paradoksalnie to Partia Pracy, niszczona przez „żelazną damę”, odrodziła się dzięki tym atakom i stała się spadkobierczynią thatcheryzmu. Niemała w tym zasługa Tony’ego Blaira, który uniknął konfrontacji i zgodził się na

JAZDA bez cugli

pokojowe przekazanie najwyższego urzędu w państwie swojemu, niegdyś najbliższemu (potem różnie bywało), sojusznikowi. Podobnie jak w przypadku odejścia Margaret Thatcher, przygotowania do zmian na scenie politycznej nabrały tempa podczas nieobecności premiera w kraju. Margaret Thatcher też była na szczycie Unii, kiedy dowiedziała się o próbie zamachu. Była przekonana o słabości przeciwnika. Przciwnik był rzeczywiście słaby, ale jeszcze słabsi okazali się jej najbliżsi współpracownicy. Każdy z nich odmówił swojemu liderowi poparcia. Została sama, i w ciągu kilku dni przestała być premierem. Był to początek końca konserwatystów, chociaż jeszcze przez jakiś czas utrzymali władzę. Tony Blair też był na szczycie Unii, ale wydarzenia w Londynie nie mogły go zaskoczyć. Wszystko było przygotowane i wcześniej ustalone. Nawet stanowisko negocjacyjne Wielkiej Brytanii w Brukseli. Tony Blair,

odchodzący premier, realizował instrukcje swojego następcy. Media brytyjskie pisały nawet o 28 głowie państwa, która bezpośrednio wpływała na przebieg negocjacji. Chodziło oczywiście o Gordona Browna. Z operacyjnego punktu widzenia Tony Blair wywiązał się z powierzonego mu zadania w sposób mistrzowski. Jeszcze raz potrafił odłożyć podjęcie trudnych dla laburzystów decyzji, wywalczył preferencyjne traktowanie Wielkiej Brytanii przez Unię, co w parlamencie przedstawił jako sukces. Proeuropejski premier broniący brytyjskiej suwerenności. Widoczna gołym okiem sprzeczność nie przeszkadzała Blairowi, który był mistrzem w godzeniu sprzeczności. Dialektyczny talent, którego nie posiadają konserwatyści. Ten talent pozwolił Tony’emu Blairowi odejść ze sceny politycznej z klasą, pomimo zaszłości, jakie powstały między nim i Gordonem Brownem. Polscy politycy – uczcie się rzemiosła od innych.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

N

Michał P. Garapich

Kariera ex-premiera

ieprzypadkowo plotki na temat przejścia ex-premiera Tony Blaira na katolicyzm nabrały nowego życia właśnie teraz. Pokazują one dość zawiłe i bardzo skomplikowane relacje między państwem a religią w takim kraju jak Wielka Brytania. Podczas słynnego wywiadu z amerykańską telewizją, zapytany o rolę wiary w podejmowaniu decyzji politycznych, Tony Blair już, już chciał odpowiedzieć…, gdy przerwał mu jego słynny spec od komunikacji Alistair Campbell, ucinając: We don’t do God here, co w wolnym tłumaczeniu można przełożyć jako „Boga w to nie wciągamy”. Dla porównania, w USA, w kraju gdzie rozdział religii od państwa jest bardziej ścisły i konkretnie wyartykułowany w konstytucji, głowa państwa wprost mówi, że czuje się wykonawcą woli sił pozaziemskich. Dość paradoksalnie, jak na najbardziej nowoczesny kraj świata. Stawia to Busha bardzo blisko władców państw typu współczesny Iran, Cesarstwo Rzymskie, obok francuskich królów-cudotwórców bądź Zulusów – we wszystkich przypadkach władca jest egzekutorem, narzędziem sprawczym bogów. Wygodną stroną tego stanowiska jest dla władcy to, że dość trudno zweryfikować, co tak naprawdę zaświaty mają do powiedzenia na temat chociażby Iraku czy stóp procentowych. Żadne komisje sejmowe tutaj nie pomogą. To, że cierpi zdrowy rozsądek i demokracja, jest nieważne. Z drugiej jednak strony Wielka Brytania, technicznie rzecz biorąc, ma sporo cech teokracji – głowa państwa jest głową Kościoła, biskupi anglikańscy mają zapewnione miejsce w Izbie Lordów, a państwowa religia dotowana przez władze. Wprawdzie anglikanie są mniejszością religijną na Wyspach, ale to wcale nie przekłada się na ich dostęp do władzy. Coraz częściej mówi się wprawdzie o redukcji tych archaicznych przywilejów, ale znając sposoby na zamącanie sytuacji i zamiłowanie do rytuału, Brytyjczycy jeszcze długo zachowają resztki feudalnych elementów własnego systemu politycznego. Przejście jednak na katolicyzm Tony’ego Blaira ma inny wymiar, być może potencjalnie bardziej modernizujący ten odłam chrześcijaństwa. Otóż kilka lat temu premier brytyjski został pośrednio skarcony przez Jana Pawła II, za przyjmowanie eucharystii w Kościele katolickim. Dla wyjaśnienia – żona, jak i dzieci Blaira są katolikami, on zaś wyznania anglikańskiego. Nie przeszkadzało mu to jednak w coniedzielnym uczestnictwie we mszy w katolickim kościele i przystępowaniu do eucharystii. To, co robił, jest dość powszechną praktyką, zwłaszcza w Niemczech, ale z punktu widzenia ortodoksji straszliwym wręcz grzechem, po którym w kotłach się taki smażyć będzie po wsze czasy. No więc, kiedy papież upomniał wszystkich, którzy beztrosko co niedziela przekraczali, teoretycznie nieprzekraczalne instytucjonalne bariery wyznań i dogmatów, Blair miał ponoć powiedzieć: Ciekawe co by na to Chrystus powiedział. Wnioskuję z tego, że Blair ma do katolicyzmu całkiem postmodernistyczne podejście. Zważywszy, iż zostaje wysłannikiem w region, gdzie religia jest, delikatnie mówiąc, katalizatorem wzajemnego wysadzania się w powietrze, być może coś z tego wyniknie. Optymistą tu nie jestem, ale może dawka brytyjskiego pragmatyzmu tutaj się przyda.

O BYC Z A J ÓW K A

Z

Waldemar Rompca

akończony w Brukseli szczyt Unii Europejskiej trudno nazwać sukcesem. Szczególnie z polskiego punktu widzenia. O naszym sprzeciwie i o tym, że możemy użyć głosu weta w głosowaniu mówiły i pisały wszystkie światowe agencje i stacje telewizyjne. Przez chwilę, jak nigdy dotychczas, polski prezydent był wymieniany przez wszystkich jako ten, który może mieć decydujące słowo. Przez chwilę można nawet było odnieść wrażenie, że liczymy się na wspólnej europejskiej mapie. Wrażenie, o którym nie powinniśmy nawet przez chwilę zapomnieć od 1 maja 2004 roku, kiedy to staliśmy się pełnoprawnymi członkami zjednoczonej Europy. Było to jak wielki sen o potędze, o którym politycy w kraju nad Wisłą marzyli od wieków. A jednak im więcej

Sny o potędze przychodziło relacji z obrad w Brukseli, tym mniej pozostawało złudzeń, że sen o potędze pryska jak bańka mydlana. Gdy w pewnej chwili na ekranie Sky News zobaczyłem, że obrady toczą się bez udziału Polski, wiedziałem, że jak zawsze była to tylko burza w szklance wody. A szkoda, bo jak nigdy wcześniej polska delegacja z prezydentem na czele miała okazję pokazać, że na mapie zjednoczonej Europy jesteśmy tak samo ważni, jak inni gracze, że troszczymy się o przyszłość kontynentu tak samo, jak inni. Niestety, zamiast tego dowiedzieliśmy się, że gdyby Niemcy nie mordowali w czasie II wojny światowej, to teraz byłoby nas kilkanaście milionów więcej. Szkoda, że prezydent Kaczyński nie wspomniał o tym, że przecież kiedyś Polska przez moment była od morza to morza. Ta ważna prawda historyczna być może podniosłaby nasze i tak niskie notowania. W efekcie w Europe dowiedzieli się, że Polską rządzą bracia-bliźniacy, którzy współczesność chcą budować argumentami dalekiej

historii. I to w chwili, gdy wszyscy mówią o… dalekiej przyszłości. Nie jest to pierwszy przypadek, gdy za sprawą naszych polityków gramy nie w tej lidze co inni i po prostu się ośmieszamy. A świat idzie szybko do przodu, jeszcze szybciej gna Europa, od której – czy nam się to podoba, czy nie – w dużym stopniu zależy przyszłość Polski. Im szybciej uświadomi sobie to Lech Kaczyński, ze swoim bratem Jarosławem i całą ekipą rządzącą, tym lepiej. Póki co, udają, że żyją w raju, w którym wszystko jest cudowne, a jedyne problemy to komuna, agenci, geje, a ostatnio nawet pielęgniarki, które odważyły się upomnieć o podwyżkę. Cała reszta żyje sobie szczęśliwie i cieszy się, że jest tak dobrze, PKB rośnie, bezrobocie spada… A że przy okazji wszyscy zaczynają narzekać na brak ludzi do pracy, to już zupełnie inna sprawa, jakby rządu i polityków nie dotycząca. Bo w Polsce politycy zawsze żyli w swoim świecie, a reszta kraju w swoim. I tylko sen o potędze szybko pryskał. Wszystkim.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

10 CZAS PRZESZŁY

Jej entuzjazm był zaraźliwy D Wspomnienie o Jagnie Wright o dzisiaj bardzo dobrze pamiętam dzień, kiedy poznałam Jagnę. Spotkałyśmy się w jej domu w celu przedyskutowania projektu filmowego. Przywitał mnie ciepły, serdeczny uśmiech, a potem potoczyła się długa, zajmująca rozmowa i tak już było zawsze, przez następne dziesięć lat naszej współpracy. Jagna miała w sobie wielką żarliwość, a jej entuzjazm był wręcz zaraźliwy. Potrafiła pogodzić prowadzenie domu, wychowywanie trójki dzieci ze swoją pasją dla kultury i historii Polski. A szczególnie wydarzeń i ludzi, którzy zostali wymazani z pamięci ogółu. Taką białą plamą w historii Europy były wywózki Polaków przez Stalina w 1940 roku w głąb Rosji. Przez pięć lat Jagna próbowała zainteresować różne stacje telewizyjne i firmy produkcyjne tą historią. Wszędzie jej odmawiano, tłumacząc, że historia II wojny światowej nikogo już nie interesuje. Ludzie, którzy jej odmawiali, nie doceniali stopnia jej determinacji. Jagna nie poddawała się, dalej walczyła, pisała i dzwoniła. Ale czasu było mało i kiedy świadkowie tamtych wydarzeń pomału zaczynali odchodzić,

Jagna kupiła małą kamerę i bez żadnego doświadczenia filmowego zaczęła na taśmie utrwalać tragiczne wspomnienia sybirackie. I to właśnie wtedy doszło do naszego spotkania. Przez dwa lata montowałyśmy film, którego nikt nie chciał. Po zakończeniu pracy „Zapomniana Odyseja” długo jeszcze pozostawała filmem nieznanym. Jagna mówiła wtedy, że lepszy jest film, który już jest, niż ten, którego nie ma. Żartowała również, że to Churchill nałożył na nas klątwę ze względu na niechlubną kartę brytyjską w całej tej sprawie. W końcu, po niezliczonych listach i telefonach Churchill przegrał. History Channel UK zakupił film, a po nim kilkanaście innych stacji telewizyjnych. „Zapomniana Odyseja” wypełniła wielką lukę. Nigdy nie zapomnę wzruszonych twarzy byłych zesłańców, którzy podchodzili do nas po pokazach filmu i chcieli okazać nam wdzięczność za to, że nie zostali „deportowani” do lamusa z historii. Dla ich dzieci natomiast film ten był często jedyną okazją do poznania tragicznych losów swoich rodziców czy dziadków, o których oni sami nie zawsze chcieli, a czasem bali się rozmawiać.

ZAPOMNIANA ODYSEJA

Potrafiła pogodzić prowadzenie domu, wychowywanie trójki dzieci ze swoją pasją dla kultury i historii Polski. A szczególnie dla wydarzeń i ludzi, którzy zostali wymazani z pamięci ogółu. Pozostawiła po sobie wspaniały dorobek i całe grono bliskich Jej i głęboko zasmuconych ludzi. Będzie nam Jej bardzo brakowało, ale dla wielu z nas Jej umiłowanie Polski, determinacja, pogoda ducha i ten zaraźliwy entuzjazm są i pozostaną inspiracją.

Cytaty z gazet brytyjskich po projekcji filmu „Forgotten Odyssey” „ W kinie ICI uczestniczyłem w pokazie filmu dokumentalnego nieugięcie przedsiębiorczej Polki, Jagny Wright… Co jest prawdziwie przerażające w brytyjskiej postawie, to odmowa przyznania prawdy nawet dzisiaj, tyle lat po wojnie. Polscy żołnierze, wypuszczeni, co prawda niechętnie, przez Stalina w 1941 roku do walki na Zachodzie z Niemcami, ginęli tysiącami walcząc u boku aliantów w Tobruku, pod Monte Cassino, w Arnhem i gdzie indziej. Nagrodą dla tych, co przeżyli, była odmowa ich udziału w Paradzie Zwycięstwa w Londynie.” New Statesman, 10 kwietnia 2000

„Jest to wzruszający dokument… W Anglii opowiadania polskich emigrantów o rosyjskich okrucieństwach psuły tylko atmosferę powojennego balowania. Kiedy dzielni Rosjanie zostali przyjaciółmi, Polacy stali się po prostu ambarasujący. Teraz świadkowie tych przejść odchodzą, rozgoryczeni brakiem uznania dla ich tragedii. Przyznanie im należnego miejsca na łamach książek historycznych to jedyne zadośćuczynienie, jakiego się domagają…” The Independent, 3 kwietnia 2000

INNA PRAWDA

…Jeden z najbardziej wstrząsających filmów, jakie widziałem… Każdy, komu leży na sercu dobre imię Anglii w świecie, powinien zapoznać się z Zapomnianą Odyseją – chociażby dlatego, że wyjaśnia ona, dlaczego tak wielu Polaków do tej pory czuje gorycz na wspomnienie roli, jaką Wielka Brytania odegrała w „sprzedaży” ich kraju w Jałcie w 1945 roku…

Reakcje po pierwszym pokazie w Londynie w czerwcu 2005 roku

The Times, 8 lutego 2001

Długo na to czekaliśmy, ale historia w końcu ujrzała światło dzienne – historia nieprawdopodobnej odwagi tych dzielnych Polaków szukających u nas azyl, historia opowiadająca jak polscy uchodźcy bronili Wielkiej Brytanii, która stała się ich adoptowanym domem, przed widmem zniszczenia.” Trafford Today, Manchester, wrzesień 2001

Prof Ludwik Finkelstein: „Wasz przejmujący film jest wspaniałą prezentacją nieopowiedzianej dotąd na Zachodzie części prawdy. Polska strona mojej duszy z radością przyjęła tak zdecydowany odpór stawiany oszczerstwom, rzucanych pod adresem Polaków, a dla mnie wielce bolesnych. Moja żydowska strona została jeszcze bardziej zmobilizowana do budowania mostów porozumienia między Polakami i Żydami Minister Ambasady Izraelskiej Rav-Ner powiedział, że w jego opinii film jest bardzo rzetelny i że wspaniale prowadzi dialog w bardzo trudnych kwestiach.

Pod wpływem filmu powstała internetowa grupa dyskusyjna Kresy – Syberia, założona przez Stefana Wiśniowskiego, syna byłych zesłańców, zamieszkałego w Australii. Jagna uczestniczyła w wymianie informacji bardzo aktywnie i służyła swoją ogromną wiedzą. Zaraz po „Zapomnianej Odysei” przystąpiłyśmy do następnego projektu. „Druga prawda” – film o stosunkach polsko-żydowskich jest wynikiem czteroletniej, mozolnej pracy. Jagna była już wtedy chora, ale pomimo tego nie zmieniła tempa swojego życia. Pomiędzy częstymi wizytami u lekarzy pracowała, prowadziła dom, przyjmowała gości i pisała książkę, która była wynikiem bogactwa materiałów, jakie nagromadziłyśmy podczas filmowania „Drugiej prawdy”. Niestety, książki już mocno zaawansowanej nie udało jej się skończyć. Jagna była niestrudzoną orędowniczką kultury polskiej. Każdego brytyjskiego dziennikarza, który wykazywał najmniejszy przejaw zainteresowania Polską próbowała zachęcić, poinformować, wysyłała filmy, książki i zapraszała na biesiadę do swojego domu w myśl zasady: przez żołądek do serca. Dla mnie Jagna była przede wszystkim wielkim przyjacielem. Potrafiła słuchać, współczuć, pomóc i doradzić. Przyjaciół miała zresztą dużo i wszędzie. Jej ciepły, gościnny dom na Acton w Londynie w każde lato pełen był ludzi z różnych zakątków świata. Uwielbiałam ją za jej spontaniczność i chęć przygody. Kiedyś, podczas naszych długich wieczorów montażowych nad „Zapomnianą Odyseją”, rzuciłam hasło: Tybet. Kilka miesięcy później byłyśmy już w drodze. Nieco później ta wyprawa tybetańska dała jej wewnętrzną siłę do walki z chorobą. Jagna nie poddawała się. We wszystkim próbowała znaleźć coś pozytywnego. Pocieszała nawet lekarzy, którzy zatroskani informowali ją o rozwoju choroby. Często powtarzała, że w każdej kałuży można znaleźć skrawek błękitnego nieba. Walczyła dzielnie i nigdy nie narzekała. Rak zniszczył ją fizycznie, ale jej nie pokonał. Jagna pozostawiła po sobie wspaniały dorobek i całe grono bliskich jej i głęboko zasmuconych ludzi. Będzie nam jej bardzo brakowało, ale dla wielu z nas jej umiłowanie Polski, jej determinacja, jej pogoda ducha i ten zaraźliwy entuzjazm są i pozostaną inspiracją. I

Aneta Naszyńska Na zdjęciach: Jagna w Himalajach, poniżej; po pokazie filmu „Zapomniana Odyseja” w Toronto (pierwsza z prawej) Osobom, które chciałyby przesłać dotacje na cel, jaki Jagna popierała, podaję adres organizacji charytatywnej: www.tibetcharity.dk/english_associate.shtml


Polska drużyna dziecięca w Southampton


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

12 REPORTAŻ FOT. ALEKSANDER KILLMAN/NowyCzas

Oksfordzka Polonia

cz. 2

W poprzednim tygodniu mowa była o polskiej emigracji w Oksfordzie od końca II wojny światowej. Skupiona w Kołach, takich jak Koło Katolickie czy Stowarzyszenie Polskich Kombatantów dotrwała do dziś, nadgryziona jednak zębem czasu, obecnie coraz częściej żegna starych przyjaciół, których życie dobiegło końca na obczyźnie. Trudno ukrywać, że czas tych dawnych organizacji dobiega końca. Nie jest to jednak koniec oksfordzkiej Polonii. Ta, odmieniona przez nowe fale imigrantów, rośnie w siłę. Wiele zmieniło się od lat 40.; zmienili się Polacy osiedli w Anglii, ale zmienili się też ci, którzy żyli w Polsce. Jak te zmiany wpłynęły na sposób życia Polonii?

N

U góry Agata – jedna z nauczycielek w polskiej szkole sobotniej w Oksfordzie; Pierwsza Komunia w kościele oo. Dominikanów, przy St. Giles, gdzie odbywają się msze św. w języku polskim.

Aleksander Killman redakcja@nowyczas.co.uk

ajwiększą chyba rewolucję w życiu Polaków w Oksfordzie wywołał efekt „kurczenia się” świata. Skoro do Polski można dostać się w kilka godzin i, przy odrobinie szczęścia, zapłacić za to niewiele więcej niż sto funtów (w dwie strony), dlaczego mielibyśmy się dziwić, że tak wielu przyjeżdża tu zaledwie na kilka miesięcy lub nawet tygodni? Polonia, która jeszcze w latach 80. wraz z napływem emigracji solidarnościowej, stanowiła konkretną grupę osób, w XXI wieku stała się nieuchwytną masą, podlegającą ciągłym zmianom zarówno formy, jak i treści. Z drugiej strony jednak nie brakuje ludzi, którzy chcą związać swoje życie z Oksfordem na czas dłuższy niż rok lub dwa. To właśnie dzięki takim ludziom tworzą się nowe polskie struktury organizacyjne w Oksfordzie. Pierwszym miejscem, w które zwykle docierają Polacy, jest polska parafia u Dominikanów przy St. Giles. Istniejąca właściwie od końca wojny, przechodziła ciężki czas na przełomie tysiącleci. Przez krótki okres ksiądz, który celebrował niedzielną mszę po polsku, musiał do Oksfordu dojeżdżać. Sytuacja uległa jednak zmianie i od kilku lat proboszcz parafii mieszka w Oksfordzie i przez cały tydzień może służyć wiernym radą i pomocą. W dodatku, poza miejscową parafią, dojeżdża jeszcze do dwóch innych – w Gloucester i Cheltenham. Od września proboszczem jest ks. Krzysztof Pająk, który zastąpił śp. księdza Mirosława Cukra (zmarłego niespodziewanie przed dwoma tygodniami) – pełniącego posługę w Oksfordzie przez niecałe dwa lata. Obaj księża doświadczyli bardzo wyraźnych zmian, jakie nastąpiły w małej parafii w przeciągu trzech minionych lat – gdy ksiądz Cukier rozpoczął swój pobyt w Oksfordzie, na mszy niedzielnej pojawiało się 30-40 osób. Gdy odstępował parafię księdzu Pająkowi, liczba ta była niemal dziesięciokrotnie wyższa. Ksiądz Krzysztof nie dziwi się,

że Polacy na obczyźnie tak chętnie garną się do Kościoła. – W Anglii specjalny czas, taki jak Wielki Post czy Wielkanoc, mija szybko i nieraz można go w ogóle nie zauważyć - podaje przykład. Nic w tym niezwykłego, że wielu Polakom brakuje tej tradycji, która w Polsce była czymś oczywistym – tak jakby powietrze naszego kraju pachniało inaczej w tych szczególnych okresach. Z drugiej strony, czego nie da się ukryć, w Oksfordzie przebywa obecnie kilka tysięcy Polaków (prawdopodobnie sześć tysięcy, liczba ta ulega jednak ciągłym zmianom). Tymczasem te trzysta osób pojawiających się co niedziela na polskiej mszy nieraz dojeżdża z okolicznych miast i wsi, gdzie mieszka kolejnych kilkadziesiąt tysięcy imigrantów z Polski – przesadą więc byłoby mówić, że polska parafia skupia okoliczną Polonię. Nawet zakładając, że większość imigrantów przychodzi na msze nieregularnie, można stwierdzić, iż najwyżej 10 proc. polskich oksfordczyków odnajduje się we wspólnocie tworzonej przez polską parafię. Innym punktem na mapie Oksfordu, który pomaga integrować naszych rodaków, jest polska szkoła działająca w budynku znajdującej się

nieopodal St. Aloysius Primary School, pod kierownictwem pani Hanny Darowskiej. Istnieje ona już od ponad czterech lat (pierwsze zajęcia w maju 2003), a zaczynała od grupy 18 uczniów i jednej nauczycielki. Dziś uczniów w szkole jest ponad 40, a zajęcia odbywają się w sobotnie przedpołudnia. Główny nacisk kładzie się na kształcenie języka, wyższe klasy mają także zajęcia z historii. Po zajęciach odbywają się lekcje chóru. Uczenie w tej szkole jest prawdziwym wyzwaniem. Jak opowiada Agata – jedna z nauczycielek – nie można zapominać, iż dzieci uczęszczające na zajęcia przynoszą ze sobą swoją historię. Niektóre z nich właśnie przybyły z Polski, gdzie chodziły do szkoły podstawowej i mają już określone umiejętności. Język polski nie stanowi dla nich trudności, natomiast angielskiego dopiero zaczynają się uczyć, chodząc na zajęcia w szkole angielskiej. Na przeciwnym biegunie znajdują się dzieci urodzone w Wielkiej Brytanii, często pochodzące z mieszanych małżeństw. Dla nich język polski jest językiem obcym i wiele im daje kontakt z dziećmi, które przybyły tutaj z kraju. Pomiędzy tymi dwiema grupami znajduje się całe spektrum dzieci, z których

jedne przybyły do Anglii w młodszym, inne w starszym wieku. Sama szkoła posiada obecnie sześć klas, z których jedna jest tzw. klasą przedszkolną. Dzieci uczące się tam mają od czterech do czternastu lat, a nauka odbywa się na podstawie podręczników sprowadzanych z Polski. Ponieważ zajęcia odbywają się raz w tygodniu, nieuniknione okazuje się rozkładanie programu nauczania na czas dłuższy, niż ma to miejsce w szkołach polskich w kraju. Jak podkreśla Agata, może to sprawiać wrażenie, iż dzieci robią małe postępy, trzeba jednak pamiętać, że szkoła ta pełni inną funkcję, niż angielskie szkoły, do których dzieci chodzą przez cały tydzień. Poza szkołą i parafią niewiele jest niestety polskich inicjatyw w Oksfordzie. Najciekawszą jest być może Polski Oksford, działający głównie za pośrednictwem serwisu internetowego www.polski-oxford.co.uk, który oferuje wiele przydatnych nowym imigrantom informacji podanych w zwięzłej formie, oraz oraganizuje imprez takie, jak np. pokaz filmu „Karol – papież, który pozostał człowiekiem”. Brakuje jednak sztandarowych organizacji porównywalnych z REKLAMA

dawnym Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów. Czy może to jednak dziwić? Polacy w Oksfordzie są dziś bardzo zapracowani – w końcu przyjechali zarabiać lub uczyć się. Jest ich zbyt wielu, by mogli stworzyć trwałą organizację, a gdyby nawet stworzyli – czy można by zagwarantować, że po kilku latach jej członkowie nie wrócą zwyczajnie do Polski? Przyzwyczailiśmy się żyć szybko, a dzisiejsza cywilizacja uczy nas, że musimy być elastyczni. Sformalizowane struktury organizacyjne nie tylko nie pasują do wizerunku nowej Polonii, ale i nowego społeczeństwa, kojarząc się raczej z biurokracją. Zdaje się, że pragniemy raczej aktywności drobnej i dorywczej. Czy zatem życie oksfordzkiej Polonii skazane jest na pośpiech i jednorazowe pomysły? Chyba jednak nie – o czym świadczy chociażby istnienie sobotniej szkoły. Jest ona dobrym punktem zaczepienia dla nowych inicjatyw, które z pewnością przyjdą, gdy tylko rodzice głębiej zapuszczą korzenie, a dzieci się usamodzielnią. Jeżeli jednak nie chce nam się czekać tak długo, może należy po prostu zakasać rękawy. I


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

LONDYN MAŁO ZNANY 13

Kadisz za zapomnianych Zdjęcia KINGA PILICH/NowyCzas

Wiosna pomogła mi podjąć decyzję radykalną i, w co staram się wierzyć, potrzebną. Odeszłam z pracy nie myśląc wiele o tym, co dalej… Wolny czas, który zaczął nieprzyjemnie dawać mi się we znaki, postanowiłam przeznaczyć na odkrywanie miejsc, którym ciężko było poświęcić wcześniej uwagę. Miejsc starych, ukrytych i zapomnianych.

M

Kinga Pilich redakcja@nowyczas.co.uk

ój wybór padł na londyński East End, a dokładnie na jeden z dwóch najstarszych cmentarzy żydowskich w Londynie. Założony w 1697 roku, mieści się obecnie niedaleko stacji Stepney Green, przy Alderney Road. Jest to najstarszy cmentarz aszkenazyjski w Wielkiej Brytanii (dla Żydów wywodzących się z kręgu kulturowego Europy Środkowo-Wschodniej, drugi odłam stanowią Żydzi sefardyjscy, przybyli z Półwyspu Iberyjskiego), uznany za szczególnie cenny przez historyków i otoczony czcią przez członków gminy żydowskiej w Londynie. Niełatwo było do niego dotrzeć, co nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że pochówków zaprzestano tam w 1852 roku, a kilka lat temu cmentarz został zupełnie zamknięty dla zwiedzających. Najpierw zadzwoniłam do instytucji sprawujących pieczę nad tym miejscem: The Board of Deputies of British Jews, Ilford Burial Office oraz nadzorującej go bezpośrednio United Synagogue. Moi rozmówcy tracili przychylne nastawienie do sprawy po zadaniu mi kilku pytań: – Jak duża będzie grupa zwiedzających? – To tylko ja, sama. – Czy jesteś Żydówką? – Nie, nie jestem. – Czyj dokładnie grób chciałabyś zobaczyć? – Najlepiej wszystkie... Po czterech podobnych i bezowocnych rozmowach nie pozbyłam się jednak mglistej nadziei, że dane mi będzie zabytek ów zobaczyć. Gotowa na kolejne pertraktacje, ewentualnie na wyszukiwanie dziury w płocie, wyruszyłam w drogę. Zagadując przechodniów w okolicy Stepney, zorientowałam się, że o celu mojej wyprawy nikt tu nic nie wie. Nie ma już bowiem Żydów na East Endzie, przeminęli, jak i inne fale osadników w tej części miasta, jak francuscy hugenoci czy mieszkańcy istniejącego tu niegdyś China Town. – Nic tu nie ma, musisz jechać na północ Londynu – usłyszałam od grupki miejscowych.

No a przecież jest. Na końcu jednej z wąskich uliczek, po których błądziłam, natrafiłam na wysoki mur z szarobrunatnej cegły, zza którego widać było niewiele więcej, niż korony drzew. Na murze widniał napis: Please note that this cemetery is closed. Zadzwoniłam więc do drzwi, które wydawały się prowadzić do sąsiadującej z cmentarzem posiadłości. W wąskiej szparze pojawiły się oczy kobiety, która zaczęła wypytywać mnie o cel mojej wizyty. Gdy skończyłam swoje staranne wyjaśnienia, usłyszałam: – No dobrze, wejdź i tak nie słyszę, co do mnie mówisz. Zamknęły się za nami masywne drzwi, a ja znalazłam się po drugiej stronie domu, w ogrodzie, który mieści się również w obrębie cmentarnego muru. Lekko oszołomiona, rozglądałam się z niedowierzaniem po tej oazie ciszy i zieleni. Wokół mnie były stare macewy i grobowce, pozapadane płyty nagrobkowe i zatarte tablice. Przypomniałam sobie o mojej rozmówczyni. Ta drobna staruszka przenikliwie się we mnie wpatrywała. Jak dowiedziałam się później, ma osiemdziesiąt siedem lat i nazywa się Leah Ward (z domu Klein). Jest Żydówką, której przodkowie wyemigrowali przed laty z Niemiec do Anglii. Wypytała mnie, czy wiem, jak ważne i szczególne jest to miejsce. Po uzyskaniu moich zapewnień pozwoliła mi wszystko obejść i zobaczyć. Powoli zagłębiałam się więc w zieloną przestrzeń, pełną nieregularnie rozmieszczonych kilkusetletnich grobów. Za mną Leah i jej kot, jedyni mieszkańcy przycmentarnej posiadłości. Inskrypcje nagrobkowe są dziś w większości nieczytelne, zmyły je kwaśne deszcze, nikt nie zapewnił im nigdy renowacji. Wiele nazwisk i epitafiów przepadło na zawsze. Te ocalałe jednak, spisane zostały przez Bernarda Sussera zatrudnionego przez Working Party on Jewish Monuments in the UK and Ireland. Całość opublikowano w 1996 roku w języku angielskim, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, o kim mówią kamienne macewy. Patetyczne i poetyckie słowa otulają nazwiska rabinów i prominentnych członków gminy, lecz także przeciętnych obywateli aszkenazyjskiej wspólnoty: męż-

Cmentarz żydowski na East Endzie czyzn, kobiet i dzieci. To, co ich łączy, jak informuje każdy kamień, to wielka skromność i życie zgodne z boskim prawem. Gdy rozejrzeć się uważniej, na grobowcach dostrzec można motywy chrześcijańskie. Aby wznieść bowiem okazalszy nagrobek, Żydzi składali zamówienia zazwyczaj u „chrześcijańskich” kamieniarzy, bardziej wyspecjalizowanych w tym rzemiośle. Zatem obok symboli charakterystycznych dla judaizmu, takich jak dłonie wzniesione do błogosławieństwa czy zwoje tory, są tu także czaszki, skrzyżowane kości, postaci cherubinów, wstęgi i kwiaty. Szczególnie uczczeni zostali założyciele cmentarza, rabini i inni zasłużeni dla tego miejsca. Ich imiona odczytać można na tablicy pamiątkowej. Widnieje tam również nazwisko postaci zupełnie niezwykłej. To Samuel Falk, osiemnastowieczny rabin, mistyk i wizjoner, kabalista uznany przez chasydów za cudotwórcę (nazywany wunder rebe), do dziś otoczony przez nich kultem. Urodził się w 1708 roku, najprawdopodobniej na Podolu i wychował w duchu rodzącego się na kresach Rzeczypospolitej chasydyzmu. Swe praktyki mistyczne kontynuował w Westfalii, gdzie pod zarzutem uprawiania magii skazany został na stos. Uciekając przed wyrokiem znalazł się w Londynie i tu pozostał do końca życia, zyskując sławę człowieka o nadprzyrodzonej mocy. Relacje mówią o jego ekstatycznych modlitwach, wielotygodniowych medytacjach bez jedzenia i picia, świecach przez niego zapalanych, które płonęły miesiącami. Podobno powstrzymał pożar Wielkiej Synagogi w Londynie, wypisując kilka hebrajskich liter na jednym z jej filarów... Falk zdobył sławę w wielu krajach Europy, nie tylko wśród chasydów. Znał członków znakomitych ro-

Grób Samuela Falka dów, m.in. z Francji czy Włoch, wspominane są także jego kontakty z rodziną Czartoryskich. O tym zaś, jak dobrze radził sobie w Londynie ten zbiegły spod prawa przybysz, świadczyć może nie tylko jego sława, lecz i fortuna, jaką zgromadził dzięki operacjom finansowym. Znaczną część majątku poświęcił na cele dobroczynne – podobno do dziś United Synagogue co roku rozdziela na rzecz biednych sumy z jego hojnego zapisu. Przy grobie Samuela Falka zatrzymałyśmy się na dłużej. Jest jednym z nielicznych, na którym widać wyraźnie ślady pamięci odwiedzających. Na płycie grobowca położono drobne kamyki, a w stojącej obok metalowej skrzynce były niedopalone świece. To ślady po wizytach grup chasydów, którzy wciąż pielgrzymują do tego miejsca. Jest to jedna z nielicznych okazji, kiedy brama cmentarza zostaje otwarta. Miejsce to ważne jest również dla Leah. Kończąc swoje opowiadanie o Falku dorzuciła jeszcze: – Rozmawiałam z nim. Widziałam jego twarz pod powiekami i słyszałam jego głos, kiedy kilka razy doradzał mi, co mam zrobić w życiu. Raz nie posłuchałam i źle na tym wyszłam… Z zaniepokojeniem, ale i podziwem wysłuchałam opowieści Leah

przechadzającej się ze mną między grobami. O głosach zmarłych, które słyszy, o ich postaciach, które ukazują się jej we śnie i na jawie. Mówiła o tym lekko, zwyczajnie, jak o wszystkich innych elementach swojej codzienności. Później zaprosiła mnie do swego domu. Usiadłyśmy w fotelach i rozmawiałyśmy przez kolejną godzinę. Przywołała lata swej młodości i te, gdy jako wolontariuszka pracowała dla United Synagogue, zajmując się m.in. przygotowywaniem ciał zmarłych do pochówku (ważny i ściśle określony w religii żydowskiej rytuał). Na koniec naszej rozmowy dowiedziałam się o ważnej dacie. Dwudziestego czwartego lipca przypada w tym roku święto zwane przez Żydów Tisha B’Av. To dzień upamiętniający zburzenie pierwszej i drugiej świątyni jerozolimskiej. Dzień żalu, postu i modlitwy, w którym Żydzi jednoczą się nie zapominając również o zmarłych. Otworzą się i w tym roku, na jeden dzień, bramy wszystkich cmentarzy, także tych najstarszych. Ci, którzy przybędą, podczas zbiorowych modłów odmówią kadisz za swych bliskich. Leah na pewno także za Samuela Falka, Benjamina Levy’ego, rabina Davida Tevele i innych, pochowanych przy Alderney Road. Kadisz za zapomnianych.


NOWYCZAS 29 czerwca 2007

N

nowyczas.co.uk

14 LUDZIE • MIEJSCA • ZDARZENIA

Przełamując fale Anna Wendzikowska redakcja@nowyczas.co.uk

iedawno dostałam od mojego męża kwiaty. Nic w tym niby dziwnego. Nawet to miłe. Nie były to jednak zwyczajne kwiaty, ale chryzantemy. Te chryzantemy, a raczej to, co one dla mnie reprezentują, skłoniły mnie do rozmyślań o przepaściach kulturowych. O przepaściach, które są czasem nie do zasypania. Fenomen tych kwiatów w Wielkiej Brytanii wywołuje u mnie mieszane uczucia. W Polsce chryzantemy uważane są za kwiaty pogrzebowe, cmentarne. Tutaj pojawiają się we wszystkich kolorach tęczy (nawet różowe) i nie kojarzą się nikomu tak jednoznacznie. Może to efekt braku przywiązania społeczeństwa brytyjskiego do cmentarzy jako takich. Tutaj nikt zmarłym zniczy nie zapala, niewielu – procentowo – kwiaty na cmentarz zanosi. Jeśli już mówimy o najpopularniejszych kwiatach to są to może goździki, bardziej popularne w Anglii niż w Polsce. Nam chyba za bardzo kojarzą się z komunizmem i kwiatowym obowiązkiem odbębnianym za Dzień Kobiet. Co kraj to obyczaj. Przytaczałam to stare jak świat porzekadło w mojej kolumnie już nie raz. Odmienne spojrzenie na symbolikę kwiatów to jednak tylko wierzchołek góry lodowej różnic pomiędzy nami a Anglikami. W jednym z magazynów natykam się na artykuł o tym, jak uwolnić się od nudnego gościa, w którego towarzystwie utknęliśmy na przyjęciu. Trudno mi sobie wyobrazić, że można o tym napisać cały artykuł. Zwyczajnie, niczym Boguś Linda w „Psach” rzucamy „nie chce mi się z tobą gadać” i tyle nas widzieli. Okazuje się jednak, że dla Anglików to nie jest takie proste. Utknąwszy w towarzystwie nudziarza wije się taki Angol niczym piskorz uśmie-

P

chając się, przytakując. Mało tego! – zadając mu kolejne pytania i nie uciekając, gdzie pieprz rośnie, bo ważniejsza od własnego komfortu jest dla niego pewność, żeby nudziarz nie uznał go za grubianina. Autorka artykułu radzi więc: użyj wymówki, poproś nudziarza, żeby poznał cię z kimś albo wskazał drogę do baru. Jeśli absolutnie nie możesz się uwolnić, włącz inne osoby do konwersacji. Nie będzie aż tak nudno. No ludzie! A co się stało z prostym: „Przepraszam, muszę już iść”?. Na koniec w artykule czytam: „Pamiętaj, nawet jeśli się nudzisz, nie wolno ci wyglądać na znudzonego albo błądzić wzrokiem po sali. Zawsze wyglądaj na zafascynowanego rozmową!”. Gdzie są granice między dobrymi manierami a hipokryzją? Dziwaczna jest ta walka Brytyjczyków o zachowanie pozorów swojej absolutnej ogłady. My, Polacy, nigdy jej nie zrozumiemy. Zbyt jesteśmy bezpośredni, zbyt prostolinijni. Zbyt, szczerze mówiąc, leniwi, żeby zadawać sobie tyle trudu dla zachowania pozorów, które tak naprawdę psu na budę są potrzebne. Nie walczmy jednak z ich przez stulecia utrwaloną mentalnością, bo ta walka, niczym przełamywanie fal, z góry skazana jest na klęskę. Między ludźmi pochodzącymi z różnych krajów, różnych religii czy różnych kręgów kulturowych zawsze będzie dochodziło do zgrzytów i drobnych nieporozumień. Nie sposób wymagać od wszystkich rozumienia naszych zwyczajów i zasad. Na niektóre przejawy tego braku zrozumienia lepiej przymykać oko. Albo nawet razem się z nich pośmiać. Jeden z profesorów na Uniwersytecie Warszawskim opowiadał nam, jak uczył grupę zagranicznych studentów. Na koniec zajęć, tuż przed powrotem do domu w geście podziękowania studenci przynieśli mu ogromny wieniec cmentarnych chryzantem z szarfą z napisem: „Ostatnie pożegnanie”. I jak tu się nie śmiać?

Galeria

nowy CZAS

DAMIAN CHROBAK

W zwolnionym tempie Przeżyć życie w pół skeundy odążając od linku do linku doszedłem do opisu religii, której dotychczas nie znałem (co za nieuk ze mnie!) – bahaizmu. Mniej więcej chodzi o to, by połączyć wszystkie religie, połączyć cały świat, żeby wszyscy żyli w zgodzie, przyjaźni itp., itd. (jak ktoś chce więcej, niech poszpera w sieci). Wszystko bardzo piękne, aczkolwiek, jak to takich przypadkach bywa, zbytnio utopijne. Co jednak ciekawe, przedstawiciele tej wiary otwarcie głoszą potrzebę stworzenia jednego języka dla wszystkich ludzi i postulują wykorzystanie esperanto. Bardzo mi się ta idea spodobała, ale doprowadziła mnie ona tylko (aż?) do kolejnej, chodzącej mi po głowie przez ostatnie dwa tygodnie. Otóż mam fajny pomysł na nowy język międzynarodowy, w którym każdy bez przeszkód będzie mógł rozmawiać na całym świecie. Byłby to globalny język migowy. Zniknąłby problem z dogadywaniem się z ludźmi niesłyszącymi czy niemymi, mogli by nim „mówić" ludzie, którzy nie potrafią czytać i pisać. Dotych-

czasowe języki migowe odwołują się raczej do danego języka mówionego, aczkolwiek są takie, które zasięgiem obejmują kilka krajów. Dlaczego więc nie opracować takiego międzynarodowego migowego esperanto, który pokonałby wszelkie granice? Jego forma pisana powinna mieć formę alfabetu Breila, aby niewidomi też zrównali się z resztą. Może w końcu byśmy się wszyscy jakoś dogadali... Istny raj do czasu nowej wieży Babel. Zbaczając na temat raju, tak sobie myślę, że chyba nie chciałbym tam iść. Wyczytałem pośród stron z zakresu entomologii, że jedna mucha domowa w dogodnych warunkach może spłodzić do 5,5 miliona młodych muszek. Jak to mówią na trzepaku, „kopara mi zjechała”. Jak to? Jak te pięć i pół urodzi kolejne pięć i pół... to ile my tych much tu mamy? Nie mogłem znaleźć informacji ile much jest na świecie, czy też ile ich w ogóle w historii Ziemi istniało – no bo i jak je policzyć? Ale jak ktoś policzył gwiazdy, to dla niego takie muchy to pestka. Ludzi policzyli i było nas ponoć w historii naszej planety 106 miliardów 456 milionów

367 tysięcy 669 (ale bzdura z tym 669 na końcu, przecież to się zmienia co sekundę;). Wracając do muszek, ponoć wszystkie zwierzęta idą do raju (ciekawe co dla nich jest grzechem?;), no to w tym raju całe niebo przecież pełne much by było. A gdzie tam komary, chrząszcze, turkucie podjadki? Co z resztą z miliona znanych gatunków owadów i tą resztą wciąż nieznanych? No i jeszcze przecież po 72 dziewice dla każdego muzułmanina, to jak jest ich około 1,4 miliarda, z czego dajmy na to połowa to mężczyźni (nie wiem co z lesbijkami), no to 700 milionów razy 72, ja cię, nie mogę, to jest 50 miliardów i 400 milionów samych dziewic!!! Ludzie, przecież tam musi być megatłok! I trzeba czekać „grzecznie” te jakieś 60-80 lat, żeby potem się gnieść...;) Dla pocieszenia dodam, że chrząszcze żyją jako larwy po kilka lat po to, aby na kilka tygodni na koniec swego życia zostać prawdziwym chrząszczem i se w końcu polatać. Tak naprawdę, to chciałem dzisiaj pisać o tym, jak to jest z tymi stworzeniami, co żyją tylko po kilka sekund. Jak to jest przeżyć życie w pól sekundy, no, ale cóż, tak to bywa, kiedy się czyta dwie strony internetowe naraz i jednocześnie pisze felieton...

Marek Kremer

problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z komputerem? problem z kom-

079 2229 7627


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

KULTURA 15

DO WYGRANIA! DLA CZYTELNIKÓW „NOWEGO CZASU” POLSKA KSIĘGARNIA FONT UFUNDOWAŁA CZTERY KSIĄŻKI. Wystarczy wysłać SMS na numer 87070 w formacie: NC (spacja) KSIAZKA + dane adresowe. (Koszt SMS £1.50 + standardowa stawka operatora). Na zgłoszenia czekamy do czwartku 5 lipca.

Awangarda już była Elżbieta Sobolewska e.sobolewska@nowyczas.co.uk

Symbioza akustycznego fortepianu i elektronicznej Yamahy plus elektrowiolonczela, sample DJ-a i poszatkowane cytaty nagrań wypowiedzi Lutosławskiego – to fenomenalny projekt Lutosphere, który zaprezentowano w Cadogan Hall w Londynie.

U

ra. Jest więc bardziej wizją, niż interpretacją. Młodsi słuchacze na ogół pojęcia większego o Lutosławskim nie mają i idą zazwyczaj „na Możdżera”. Ma on już tę pozycję, że nawet nie wypada nie pójść, a ci którym wypadło, na ogół tego żałują, bo muszą wysłuchiwać: żałuj, że cię nie było. Bo rzeczywiście Lutosphere brzmi świeżo i zaskakująco. Wyzwala napięcie wśród słuchaczy i natężenie uwagi właściwe rzeczom świetnie przemyślanym i perfekcyjnie wykonanym, gdzie granica między improwizacją, a planowaną nutą jest dla nas nieuchwytna. Gdy już otrząśniemy się z poczucia braku ładu i składu i oswoimy się z pewną dezynwolturą mieszaniny dźwięków akustycznych i elektronicznych, zaczynamy wyczuwać rytm, bezwiednie ulegać muzycznym wydarzeniom. Dzieje się więc z nami to, o co apelują duchowi nauczyciele –

koncertu. Nie był on jednak przekroczeniem Rubikonu muzycznej wynalazczości. Nie łamał kanonów i nie wywracał norm, dotychczas przyjętych, do góry nogami. Leszek Możdżer, Andrzej Bauer i Michał Skrok (Bunio) mają wspaniałe pomysły, ale nie są awangardowi w ogóle, lecz w szczególe. W bezczelnej, lecz znakomitej zabawie, w odbrązowieniu techniki kompozytorskiej Lutosławskiego.Jego geniusz polegał między innymi na głębokiej świadomości przemijania i własnej niedoskonałości. Dlatego nie rzucił się w objęcia improwizacji, która w połowie XX wieku stała się światowym trendem tworzenia i wykonywania również muzyki poważnej, lecz podszedł do tematu ostrożnie. Cała masa kompozycji powstałych w drugiej połowie XX wieku nie nadaje się do słuchania, stanowi bowiem symfoniczny jazgot,

gowani kolejną interpretacją pojawiają się w salach koncertowych, by zaakceptować innowacje lub je skrytykować. Dla nich, propozycje tria nie wybiegają poza granice dobrego smaku, nie burzą też granic interpretacyjnych, częściej bywa, że stanowią dla nich po prostu odrębną muzykę, której nie utożsamiają z Lutosławskim. Bowiem Lutosphere dość luźno bazuje na konkretnych utworach. Stanowi raczej próbę przekazania nastroju i stylu kompozyto-

wyzwalamy się z okowy umysłu na rzecz odczuwania, płyniemy na fali doznań. Lutosławski w pamięci potomnych zapisał się jako wielki awangardzista XX wieku. Obecnie określenie „awangardowy” święci triumf popularności. Nazywamy nim wszelką oryginalność, której nie potrafimy opisać lub nam się zwyczajnie nie chce. „To już jest totalna awangarda”, podsłuchałam komentarz, który ktoś wyszeptał po kilku pierwszych minutach

strawny tylko dla nielicznych. Natomiast Lutosławski zawsze miał na względzie słuchacza i wiedział, że nowość pasjonuje tylko na początku, potem bywa niezrozumiała. Jedna z jego wypowiedzi, którą wypuścił z laptopa DJ Bunio brzmiała w ten sposób: „To, co było wczoraj, jest złe! Tylko to, co jest dzisiaj, może być dobre! Zaś gdy dobre będzie to, co będzie jutro – to, co jest dzisiaj dobre, będzie już złe”. Każdy twórca sztuki powinien wziąć to sobie do serca.

GRZEGORZ CIEPIELNowyCzas

U

progu lat 50. pachołek Ministerstwa Kultury Włodzimierz Sokorski powiedział: „Takich kompozytorów jak Lutosławski powinno się rzucać pod tramwaje”. Cóż, istnieją tylko subiektywne kryteria oceny wartości sztuki. Niegdyś gwizd oznaczał skrajną dezaprobatę, dzisiaj stał się narzędziem zachwytu. Chociaż jest publiczność, która z natury rzeczy nie gwiżdże, bo jest po sześćdziesiątce, o połowę

młodsi gwiżdżą jednak, gdzie popadnie – czy w Royal Albert Hall, czy w Cadogan Hall. Tam właśnie wygwizdano koncert tria Możdżer–Bauer–Bunio. Ponadto klaskano na siedząco i na stojąco, krzyczano i składano za kulisami gratulacje, potem omawiano i wreszcie wyciągnięto parasole, żeby sobie pójść. Fenomenalny projekt Lutosphere na fortepian, wiolonczelę i laptopa miał swoją premierę w 2004 roku, który uchwałą senatu RP należał w całości do Witolda Lutosławskiego. Symbioza akustycznego fortepianu i elektronicznej Yamahy plus elektrowiolonczela, sample DJ-a i poszatkowane cytaty nagrań wypowiedzi Lutosławskiego – tak przedstawia się techniczna strona Lutosphere. Koncerty z tym programem przyciągają zróżnicowaną publiczność. Starsi melomani znają twórczość Lutosławskiego, więc zaintry-

Paul Chan:The 7 Lights Katarzyna Depta-Garapich redakcja@nowyczas.co.uk

ciekających przed deszczem w londyńskich Kensington Gardens zachęcam do odwiedzenia Serpentine Gallery. Na podłodze i ścianach galerii rozgrywa się hipnotyzująca wizja końca lub początku świata w wydaniu amerykańskiego artysty Paula Chan. Seria powstałych w latach 2005-2007 animacji swym

tytułem nawiązuje do siedmiu dni stworzenia świata. Każdy z wyświetlanych symultanicznie „odcinków” trwa 14 minut, a zaczyna się i kończy zmieniającymi się kolorami – od fioletu przez błękit do pomarańczowego, od świtu do zmierzchu. Razem z pojawieniem się mocnego, jasnego światła, zaczynają przez obraz przepływać różne przedmioty, jak w chińskim teatrze cieni. Słupy telegraficzne, auta, okulary, torebki, ptaki, wszystko płynie w górę. Gdy już jesteśmy wciągnięci w spokojną atmosferę, z góry obrazu zaczynają spadać postaci ludz-

kie. Zainspirowany apokaliptycznym dniem sądu osttecznego, Chan do nieba wysyła tylko przedmioty, ludzie spadają. Paul Chan jest jednym z najciekawszych artystów amerykańskich młodego pokolenia,

znany z politycznie zaangażowanych prac, krytycznych wobec rządów Georga W. Busha, a zwłaszcza wojny w Iraku. Seria The 7 Lights tylko pozornie jest inna. Konserwatywne środowiska amerykańskie, często związane z fundamentalistycznie nastawionymi sektami chrześcijańskimi, religii używają jako części swojej polityki. Przedstawienie otwarcia się nieba na przyjęcie sprawiedliwych i strącenie złych do piekła, znane jest sztuce zachodniej od samego początku chrześcijaństwa. Używając tego tematu w nowoczesnej formie, Chan zdaje się zadawać pytanie, czy aby na ten raj zasługujemy? A jego wizja nie jest przerażająca, tylko bardzo subtelna. Wystawa czynna do 1 lipca


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

16

Palacze protestują, niektórzy wymyślają różnego rodzaju happeningi, inni chcą spróbować, jak dalece mogą łamać zakazy, jeszcze inni zapowiadają przeprowadzkę do krajów, gdzie zakaz nie obowiązuje… Sprawa jest jednak przesądzona

To i owo Prawdziwy koniec Sherlocka Holmesa…

J

Stefan Gołębiowski redakcja@nowyczas.co.uk

uż za parę dni wielu ludzi w tym kraju (także i ja) ogłosi „żałobę narodową” – w całej Wielkiej Brytanii nie można będzie palić w miejscach publicznych, w najszerszym rozumieniu tego słowa. Skończy się papierosek przy piwku, po dobrej kolacji, w dobrej restauracji, w redakcjach, gdzie papieros jest równie ważny co komputer czy najświeższy news. Nie warto wychodzić z domu, bo po co… Unia Europejska (tak, tak – to nie indywidualne państwa, lecz dyrektywy UE) postanowiła dbać o nasze zdrowie i leczyć nas z nałogów. Nawet w Polsce zapowiadają zakaz, choć powątpiewam, czy w małych ośrodkach, zwłaszcza wiejskich, będzie on mógł być ściśle przestrzegany. Przeciwnicy palenia cieszą się ogromnie, szczególnie ci, którzy sami kiedyś dużo palili. Zacierają ręce i myślą w duchu: „A pomęczcie się i wy teraz, tak jak my męczyliśmy się wcześniej”. Na marginesie – najzagorzalszymi przeciwnikami ludzkich nałogów są byli grzesznicy (byli palacze, byli alkoholicy itp.), czyli neofici w nowej wierze – w końcu nic nowego). Sam chciałbym przestać palić – nie tyle ze względów zdrowotnych (na coś przecież trzeba umrzeć, jak mawia mój stary znajomy – lekarz zresztą), co finansowych – ale nie znoszę nakazów z góry, sytuacji, gdy ktoś wmawia mi, iż robi coś dla mojego własnego dobra. To dzieci trzeba ukierunkowywać, w jaki sposób

REKLAMA

mają w życiu postępować, natomiast nieustanne wtrącanie się państwa w życie poszczególnych obywateli jest nonsensem. Powie ktoś: a dlaczego niepalący mają wdychać cudzy dym? Racja – dlatego najlepszym wyjściem byłoby wydzielenie osobnych pomieszczeń dla palących. Bry-

tyjski absurd polega również na tym, iż zakazano palenia arabskich nargili, które przecież mają zupełnie inne składniki niż papieros, dym jest filtrowany przez wodę, a te bardzo efektowne faje są częścią kultury krajów bliskowschodnich, tak bardzo mocno tu reprezentowanych. Ale

władze postanowiły nie robić żadnych wyjątków. Palacze protestują, niektórzy wymyślają różnego rodzaju happeningi, inni chcą spróbować, jak dalece mogą łamać zakazy, jeszcze inni zapowiadają przeprowadzkę do krajów, gdzie zakaz nie obowiązuje (czyli poza niektóre kraje Europy i USA). Sprawa jest jednak przesądzona, trzeba więc pomyśleć, jak ulżyć sobie w tych ciężkich chwilach. Rzekomo najpewniejsze są środki zawierające nikotynę, takie jak plastry, specjalne cygarniczki, gumy do żucia czy żele do wcierania (Nicogel). Mogą one jednak pomóc tylko tym, którzy mają tzw. głód nikotynowy (tak jak narkomani potrzebujący heroiny) i chcą się go pozbyć. Nie pomogą one tym, którzy palą dla przyjemności czy podniesienia adrenaliny. To jest już bowiem sprawa bardziej psychiczna niż zwykły nałóg. Braciom i siostrom palaczom polecam zwrócenie się o pomoc do specjalnych organizacji, mających na celu ułatwienie rzucenia nałogu i przeżycie w miarę normalnym stanie tych ciężkich chwil. Tym, którym się nie powiedzie, zawsze pozostaje… własny dom. Zakaz palenia będzie miał jeszcze jeden skutek i stąd wziął się tytuł tego artykułu. Co zrobić ze sztukami, w których palenie jest ich integralną niemal częścią? Bo przecież teatr to także miejsce pracy i zakaz tam obowiązuje. W większości dramatów kostiumowych mężczyźni wychodzą do osobnego pokoju na „cygaretkę”, gdzie podczas palenia i picia whisky czy koniaku debatują nad losami tego świata.

W szaleństwie neofickiej poprawności przerabia się na nowo sceny filmowe należące do klasyki kina. Czy klasyka literatury też pójdzie na przemiał? Wytnijmy wszystkie sceny z papierosem w tle. Zniweczmy najlepsze sceny westernowe, romansowe… Wytnijmy z naszej historii kultury – że podam, by nie zanudzać, tylko kilka nazwisk – Marlenę Dietrich, Humphreya Bogarta, Milesa Daviesa, Coco Chanel (Zbyszek Cybulski, Tadeusz Kantor czy Jerzy Giedroyc, póki co, niech się bezkarnie panoszą z nieodłącznym papierosem w panteonie wielkich). Czy będziemy mogli wyobrazić sobie Sherlocka Holmesa bez nieodłącznej fajki? Zastąpi ją guma do żucia? Wchodzimy w nową erę, erę, w której papieros… zabija. Broń zostawmy w spokoju. Niech na ulicach Clapham, Peckahm, Streatham młodociani dalej się mordują. Nie patrzmy na to. Nas zabija papieros. Nie damy się zabić! Z pomocą Unii Europejskiej. ORGANIZACJE NIOSĄCE POMOC W WALCE Z NAŁOGIEM: Action on Smoking and Health (020 77395902/www.ash.org.uk), Bioresonance (08007317622/ www.smokingrelief.co.uk), British Heart Foundation (02079350185/www.bhf.org.uk), Institute of Complementary Medicine (020 727375165/www.i-c-m.org.uk), NHS Guit Smoking Service (08001690169/www.gosmokefree.co.uk), The Hypnotherapy Association (www.thehypnotherapyassociation.co.uk), QUIT (0800002200/ www.quit.org.uk).


NOWYCZAS 29 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

DOBROCZYNNOŚĆ 17

Pomagać najbiedniejszym dzieciom W piątek, 22 czerwca, w Ambasadzie RP w Londynie odbyła się impreza charytatywna zorganizowana przez działającą tu polską fundację Efekt Motyla. Z prezesem fundacji, CEZARYM PIETRASIKIEM, rozmawia Anna Wendzikowska. nie więcej, być może nawet dwukrotnie więcej. Muszę dodać, że w dużej mierze dzięki temu wydarzeniu.

– Organizujemy tu już po raz drugi imprezę, która – mamy nadzieję – stanie się tradycyjnym bankietem wiosennoletnim, bankietem dobroczynnym fundacji Efekt Motyla w Ambasadzie PR w Londynie.

– Organizujemy też drugą imprezę. Odbywa się ona na jesieni w Polsce. W zeszłym roku był to piknik rodzinny. Staramy się też pozyskać środki od sponsorów korporacyjnych i darczyńców prywatnych. Organizujemy również akcję „jeden procent”. Jako że jesteśmy organizacją użytku publicznego, więc możemy też zbierać pieniądze w ten sposób.

Czym się zajmujecie?

Dlaczego działacie właśnie w Londynie?

Efekt Motyla to fundacja, która zajmuje się pomaganiem dzieciom z rodzin wiejskich i terenów zagrożonych bezrobociem i problemami strukturalnymi. Fundacja opłaca takim dzieciom lekcje języka angielskiego. Jest również fundatorem stypendiów, które są im potrzebne do wyjazdu do lepszej szkoły, do gimnazjum, liceum czy na studia.

– Większość założycieli fundacji mieszka właśnie w Londynie i mamy tutaj nadal bardzo silne relacje. Dodatkowo w Londynie pieniądze zarabia się w funtach, my je wydajemy w złotówkach, co pozwala osiągnąć większe rezultaty w Polsce, przy relatywnie małym nakładzie finansowym w Londynie.

Czy macie już jakieś wymierne skutki swojej działalności? Jakie są losy dzieci, którym pomagacie?

Jaki jest oddźwięk waszej działalności?

– Chciałbym, żeby ten ktoś, kto stawia nam taki zarzut powiedział mi to wprost i podał nazwiska tych osób, wtedy moglibyśmy porozmawiać. Nikogo w naszej fundacji nie interesuje polityka. Takie oskarżenia generowane za naszymi plecami są żałosne i nie będę się zniżał do poziomu ich komentowania. Jeśli ktoś ma coś do powiedzenia, to niech to powie publicznie, jawnie i konkretnie. My mamy radę nadzorczą, która nas kontroluje i jak sama nazwa wskazuje – nadzoruje. Jeśli są jakieś nieprawidłowości, to ja się chętnie poddam ich ocenie. Jestem oburzony z powodu takich zarzutów.

To nie jest pierwsza impreza, którą organizujecie w ambasadzie.

– Działamy od 2005 roku, więc jesteśmy dopiero na początku drogi. Nauczyciel, którego zatrudniliśmy, aby uczył dzieci angielskiego, został podkupiony przez szkołę, z czego bardzo się cieszymy, bo dostarczyliśmy szkole znakomitego, aktywnego, charyzmatycznego człowieka. Już w tym roku w naszych zajęciach wzięło udział 50 dzieci na Pomorzu. Robią one niesamowite postępy. Cały czas staramy się jednak osiągać lepsze wyniki. Obejmować naszym programem coraz więcej dzieci.

Co chcielibyście osiągnąć imprezą w ambasadzie? – Ta impreza ma przede wszystkim zabezpieczyć środki finansowe fundacji, ale również pozyskać dla nas nowych zwolenników – wolontariuszy, przyjaciół i członków. Na tę imprezę przyszło około 200 osób, z których każda wpłaciła 50-funtową donację. Organizujemy też aukcję obrazów. Oznacza to, że nawet po odjęciu kosztów operacyjnych wciąż będzie to znaczna suma, która pozwoli nam na realizowanie celów statutowych.

mANIA gotowania

Co robicie poza organizacją tego corocznego przyjęcia w Ambasadzie RP w Londynie?

– Jest bardzo pozytywny. Spotykamy się z dużą życzliwością ludzi, którzy chętnie pomagają, którzy twierdzą, że to świetny pomysł. Pomagają nam materialnie i niematerialnie. Ostatnio spotkaliśmy się z parą, która poprosiła swoich gości weselnych, by zamiast kwiatów, przynieśli zeszyty i książki. To wszystko przekazali nam, a my przekazaliśmy dzieciom.

Czy myślisz, że wasza fundacja będzie się rozwijać? – Mamy taką nadzieję. Dzisiejszy wieczór pokazał, że będziemy mieli na to środki finansowe. Teraz tylko musimy to przekuć w konkretne lokalizacje, konkretnych nauczycieli, konkretne dzieci, na które to wydamy.

Spotkałam się z zarzutami w środowiskach polonijnych w stosunku do waszej fundacji, jakoby była ona przykrywką dla młodych ludzi próbujących wyrobić sobie koneksje, mających ambicje działać politycznie. Jak odpowiesz na te zarzuty?

Czy jest rzeczywiście tak, że ludzie tworzący fundację nie czerpią z tego tytułu żadnych dochodów? – Nie. Członkowie zarządu nie mają ze swojej działalności na rzecz fundacji żadnych dochodów. Przez część 2006 roku zatrudnialiśmy koordynatora, ale nie przedłużyliśmy z nim umowy i obecnie działamy bez koordynatora.

Czyli ty pracujesz dla fundacji za darmo? – Tak. Dokładam wręcz do tego znaczne sumy pieniędzy. Dla wszystkich nas jest to działalność charytatywna.

Ile pieniędzy udaje wam się pozyskać dla fundacji w ciągu jednego roku?

Do czego zmierzacie? Jakbyś określił jednym zdaniem wasz cel nadrzędny?

– W zeszłym tygodniu zgromadziliśmy ponad 60 tysięcy złotych w gotówce. Do tego znaczne dary rzeczowe w postaci zeszytów, materiałów piśmiennych, słowników i tym podobnych.

– Chcemy, żeby każde dziecko w Polsce, bez względu na to, gdzie się urodziło, miało takie same szanse startu. Chodzi nam o to, żeby wyeliminować sytuację, kiedy dzieci z małych miejscowości i wsi nie mają szans na to, żeby otrzymać odpowiednią edukację.

Czy ilość środków i finansowych i rzeczowych zwiększa się z roku na rok? – Tak, zdecydowanie. Myślę, że w tym roku zarobimy znacz-

I tego wam życzę! Dziękuję za rozmowę.I

Zupą zapachniało... wyżej położonych partiach kraju, co sprawia, że przeważają tu bardziej wymagające uprawy. Ziemie obfitują w zasiewy jęczmienia i pszenicy, ziemniaków, wszelkiego bogactwa warzyw i owoców, a co znamienne, także winogron. Stada owiec i bydła mlecznego ustępują przewadze trzody chlewnej i drobiu, a okoliczne tereny obfitują w dzikiego zwierza, o którego w dzisiejszych czasach coraz trudniej. Zmęczeni podróżą, posilmy się popularnym i pożywnym daniem, jakim jest zupa. Dzisiaj wybrałem dla Państwa dwa przykłady tej potrawy. Uważny czytelnik zauważy, że metoda przyrządzania tych zup jest podobna i w zasadzie zmienia się tylko główny składnik. Dzięki temu w prosty sposób możemy urozmaicać swoje posiłki, zmieniając smaki, wykorzystując tę samą technikę gotowania.

Zupa pasternakowa z jabłkiem Mikołaj Hęciak redakcja@nowyczas.co.uk

t, i czas pożegnać gościnne, urocze zakątki północnej Anglii, odbijając z portu Grisby, który jest najbardziej wysuniętym na południe portem tej części kraju. Tym razem udajemy się w dół, na wschodnie tereny. W tej części znajdziemy tylko pięć hrabstw, a są to Essex, skąd wielu mieszkańców dojeżdża do stolicy każdego dnia, Cambridge – odwieczny rywal Oksfordu, Lincoln, Norfolk i Suffolk. Klimat w tej części jest łagodniejszy, niż w

O

Jest doskonała na chłodne, zimowe wieczory. A ponieważ aura nie rozpieszcza nas za bardzo w ostatnim czasie, więc nie czekajmy do zimy, sięgnijmy po kubek gorącej zupy już teraz. Na dobry początek wieczornego posiłku dla 6 osób potrzebujemy: 700g korzenia pasternaku (parsnip) – przypomina bardzo naszą pietruszkę, 25g masła, 1 jabłko (najlepiej Bramley), 1 litr rosołu z kurczaka, 4 świeże liście szałwii (sage), 2 goździki, 150ml świeżej śmietanki (single cream), sól i pieprz do smaku, a do dekoracji posiekane liście szałwii lub pietruszki naciowej oraz grzanki (croutons). Korzeń pasternaku wraz z jabłkiem obieramy i niezobowiązująco kroimy w kostkę. Masło

rozpuszczamy na patelni dodając pietruszkę z jabłkiem. Całość przykrywamy i dusimy około 10 minut, mieszając od czasu do czasu. Wlewamy rosół, dodajemy szałwię i goździki. Gotujemy na małym ogniu przez pół godziny. Gdy pasternak będzie miękki, wyjmujemy liście szałwii i goździki. Całość miksujemy i delikatnie podgrzewamy ze śmietaną, doprawiamy do smaku. Podajemy gorącą, udekorowaną świeżymi ziołami i grzankami. Jeżeli mamy czas i warunki, grzanki możemy przygotować w piekarniku. Pieczywo, najlepiej bagietkę, kroimy w kostkę, układamy na blaszkę, posypujemy solą i pieprzem, polewamy oliwą z oliwek i pieczemy w gorącym piekarniku przez kilka minut, aż będą złociste. Gdy nie mamy czasu, wystarczy kromkę chleba włożyć do tostera i chrupiący tost pokroić w kostkę przed podaniem. Smacznego, na dobry początek kolacji.

Chłodnik ze szparagów Powoli kończy się w Anglii sezon na szparagi. Oczywiście sezonowość warzyw nie jest przeszkodą w dzisiejszych czasach, by cieszyć się ulubionymi smakami, ale odwieczna mądrość podpowiada, że w czasie sezonu produkty są najlepszej jakości, a cena niższa. Jedną z propozycji, pochodzącą ze wschodniej Anglii, jest chłodnik ze szparagów, jak najbardziej odpowiedni na ciepłe, letnie wieczory, które – mamy nadzieję – wkrótce nadejdą. Dla 6 osób potrzebujemy: 700g szparagów, 1 łyżkę masła, 2 średnie cebule, 1.4 litra rosołu z kury, 150 ml śmietanki (single cream), skór-

kę cytrynową do dekoracji, sól i pieprz do smaku. Czubki szparagów odcinamy i gotujemy w osolonej wodzie na małym ogniu przez 3-5 minut, odcedzamy i schładzamy w zimnej wodzie lub w wodzie z lodem. W ten sposób zatrzymujemy proces gotowania zachodzący w warzywach, a w przypadku szparagów zachowujemy intensywny zielony kolor. Czubki wykorzystamy do dekoracji naszej zupy. Resztę szparagowej łodygi obieramy cieniutko i odcinamy twardą końcówkę. Kroimy na drobne plasterki. Masło (lub oliwę) rozgrzewamy na patelni, dodajemy pokrojoną cebulę i szparagi. Przykrywamy naczynie i dusimy około 5-10 minut, dodajemy rosół (możemy użyć kostki rosołowe), doprawiamy do smaku i gotujemy delikatnie przez następne 30-40 minut. Następnie zestawiamy z ognia, pozwalamy zupie trochę ostygnąć i miksujemy. Dla uzyskania lepszej konsystencji możemy zupę przetrzeć przez sitko. Dodajemy śmietanę. Ostudzoną zupę wkładamy przykrytą do lodówki i chłodzimy 2-3 godziny. Zupę podajemy udekorowaną czubkami szparagów i startą skórką cytrynową. Smacznego!!!


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

18

Cytat tygodnia

Nie musimy się kajać za historię. Każdy kraj miał ciemne strony, a USA popełniły więcej zbrodni niż Stalin.

CZAS NA RELAKS horoskop tygodniowy

WŁADIMIR PUTIN

ANDRZEJ LICHOTA

Mirosława Krogulska i Izabela Podlaska BARANY czeka spokojniejszy tydzień. Będziecie cierpliwi i bardziej niż zwykle opanowani. Dzięki temu macie szansę uzyskać to, o co od długiego czasu zabiegacie. Piątkowe popołudnie to dobry czas, aby spotkać się z przyjaciółmi. Przed samotnymi szansa na miłość! 3.07 zadbajcie o swoje zdrowie i unikajcie niepotrzebnych sporów. 1.07 sprzyja Baranom powodzenie w miłości. BYKI mają przed sobą ciekawy tydzień. 29.06 planeta Merkury szczególnie będzie wam sprzyjać, co wróży wam przypływ sił i ambicji. Czas zapomnieć o starych sprawach i nie żywić do nikogo urazy. Nowe przedsięwzięcia udadzą się wspaniale, a zawarte znajomości będą ciekawsze niż myślicie. 3.07 to dobry dzień, aby negocjować z szefem podwyżkę lub umawiać się na rozmowę w sprawie lepszej pracy. BLIŹNIĘTA unikną kłopotów dzięki właściwemu wyczuciu sytuacji i niezwykłej intuicji. Tydzień sprzyja porządkom i ważnym przemyśleniom. W weekend znajdźcie czas na odpoczynek i choć na chwilę oderwijcie się od codziennych kłopotów. 2.07 pamiętajcie o kimś, kto czeka na ważną wiadomość. 3.07 sprzyja sprawom zawodowym. Rozmowa z kimś doświadczonym pomoże wam odkryć sekret lub kulisy pewnej zaskakującej sytuacji. RAKI zajmą się różnymi zaległymi sprawami, wszystko będą chciały zrobić natychmiast i bez pytania innych o zdanie. W sprawach zawodowych lepiej jednak w tym tygodniu zachować zimną krew. Nie bądźcie aroganccy i uważnie słuchajcie poleceń przełożonych, a nieporozumienia szybko się wyjaśnią. 1.07 sprzyja randkom i towarzyskim spotkaniom. Samotne Raki mają tego dnia szansę nawiązać interesującą znajomość. LWY będą w tym tygodniu myśleć przede wszystkim o swojej karierze, a z nudów mogą zająć się rozstawianiem wszystkich po kątach. Nie forsujcie jednak na siłę swojego zdania i nie kłóćcie się o drobiazgi, a szczęście będzie wam sprzyjać. 30.06 zadbajcie o swoje zdrowie, bo nadmiar obowiązków może źle wpłynąć na wasze nerwy. 3.07 sprzyja poznawaniu nowych technologii i rozpoczynaniu nauki języków obcych.

WAGI mają przed sobą pracowity tydzień. Ważne obowiązki zaprzątną was bez reszty, nadrobicie zaległości i uporacie się z trudnym zadaniem. Nie zaniedbujcie jednak spraw miłosnych, bo bliska osoba szybko wypomni wam brak zaangażowania. 3.07 sprzyja wam powodzenie w sprawach finansowych. Postarajcie się odzyskać stare długi, delikatnie porozmawiajcie z szefem o dodatkowych pieniądzach. SKORPIONY mają przed sobą udany tydzień. Problemy okażą się mniejsze, ludzie sympatyczniejsi, a świat piękniejszy. Z tego powodu trudno się będzie Skorpionom skupić na obowiązkach i codziennych sprawach. W weekend miłość i związane z nią plany będą najważniejsze. Jeśli jesteście samotni, to nie przegapcie kogoś wyjątkowego. 3.07 sprzyja decyzjom finansowym. To dobry dzień na wizytę w banku lub urzędzie. STRZELCE przez cały tydzień wykazywać będą skłonność do nadmiernego ryzyka, a nawet mogą prowokować do kłótni. W miłości nie okazujcie zazdrości, bo z tego powodu grożą wam nieporozumienia. W weekend postarajcie się odpocząć i nie spotykajcie się z osobami, których nie lubicie. Nadmiar stresów może źle wpłynąć na wasz humor. Po 30.06 poczujecie przypływ sił i optymizmu. 3.07 sprzyja rozpoczynaniu podróży i udanym zakupom. KOZIOROŻCE będą towarzyskie i wesołe. W weekend będziecie jednak musieli rozsądzić jakiś spór lub podzielić między ludzi jakieś dobra. Trzeba będzie odłożyć na później przyjemności, a kogoś pocieszać lub pomagać. Bądźcie sprawiedliwi, a zasłużycie na uznanie. Tydzień sprzyja też decyzjom dotyczącym zdrowia i urody. 3.07 macie szansę wyjaśnić skomplikowaną zawodową sprawę lub zasłużyć na uznanie ważnej osoby. WODNIKI będą spokojniejsze niż zwykle. Waszą uwagę zaprzątną myśli o pieniądzach. Przepytacie rodzinę z dochodów i podejmiecie ważne decyzje dotyczące wspólnych zakupów. Po 30.06 zastanowicie się, jak szybko awansować, a nawet zrobicie listę swoich talentów i zalet. 2 i 3.07 możliwe są niecodzienne spotkania i ciekawe propozycje zawodowe. Możecie wtedy liczyć na pomoc i sympatię otoczenia. RYBY będą marzyć o idealnej miłości, wzruszą się romantyczną historią lub nawet telewizyjnym serialem. W pracy bądźcie jednak ostrożni, bo szef nie będzie aż tak wyrozumiały i może mieć pretensje, jeśli o czymś ważnym zapomnicie. Po 30.06 poczujecie, że odżywa w was dusza buntownika. W razie potrzeby bronić będziecie swoich przekonań i bez żalu pozbędziecie się niechcianych spraw, a nawet znajomych.

praktycznie

PANNY zapragną poznać nowych przyjaciół, odwiedzić nieznane miejsca. Będziecie w tym tygodniu bardzo energiczni, pomysłowi i życzliwi w stosunku do całego otoczenia. W weekend zapragniecie bawić się i odpoczywać, a samotnym Pannom dopisze powodzenie w miłości. 2.07 nie przesadzajcie jednak z uprzejmościami i wyręczaniem leniwych współpracowników, bo ktoś przebiegły wykorzysta to i szybko wejdzie wam na głowę.

mówiąc

C

Konrad Brodziński redakcja@nowyczas.co.uk

Małpa

złowiek pochodzi ponoć od małpy. A małpa? Chodzi mi nie o zwierzę, a o ten sympatyczny symbol ‘@’, jaki widzimy np. w redakcja@nowyczas.co.uk. Polacy dowcipnie dopatrzyli się w nim ssaka, który lewą ręką sięga po prawe ucho i podbródek. Natomiast Anglosasi nazywają go banalnie ‘at’, bo taki jest jego prozaiczny rodowód. At zasadniczo znaczy „u”, czy „przy”. Adres: I live at 12 Westbourne Gardens. Instytucja: At Oxford: na/przy uniwersytecie oksfordskim. (Dla porównania: in Oxford: w mieście Oxford.) Mieszkanie, dom: We were

at the Kowalskis yesterday: byliśmy wczoraj u Kowalskich. Wynika z przykładów powyższych, że at pełni funkcję – żeby posłużyć się językiem biurokratycznym – umiejscawiającą. Określa punkt. Może to być punkt geograficzny, ale też np. finansowy. The pound stood at $1.95 yesterday znaczy, że zmieniający się codziennie kurs funta wczoraj zatrzymał się na pozycji 1,95 dolara. Tradycyjnie angielscy handlarze używali słowa at w rachunkach. Sprzedając tuzin jednostek danego produktu (tuzin był ulubioną liczbą Anglików, i zresztą słusznie: bardziej praktycznie jest przewozić piwo w skrzynkach o wymiarze 3 na 4, niż 2 na 5), pisali: 12 crates at £8 per crate: 12 skrzynek po 8 funtów sztuka. A ponieważ mozolne było to ciągłe pisanie gęsim piórem at at i jeszcze raz at – tu zakrętasy przy „a”, tu kreska przez „t” – więc wymyślono ‘at’ skrócone. Jedno pociągnięcie piórem, zawijas, i mamy ‘@’. Kiedy więc wynaleziono maszynę do pisania, symbol ten stał się nieodzownym elementem klawiatury angielskojęzycznej. A gdy klawiatura ta przeszła na komputer, a tenże stworzył zapotrzebowanie na e-mail, ‘@’ pasował idealnie do swojej podstawowej funkcji, jako punkt adresowy. Ale myliłby się ten, kto wiąże ‘at’ tylko ze spokojnym, statecznym określeniem pozycji. Kiedy łączy się to słówko z pewnymi czasownikami, nabiera ono cech agresywnych. She shouted to me – krzyknęła do mnie. She shouted at me – krzyknęła na mnie. Podobnie throw to, throw at – rzucić komuś, rzucić w kogoś. What are you getting at? Do czego zmierzasz? O co ci właściwie chodzi? Takie są prawa natury: nawet najspokojniejsza małpa musi się od czasu do czasu rozbestwić.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

CZAS NA RELAKS 19 łatwe

trudne

średnie

5 4 1 9

9 7 6 2 5 6

5 1

8 6 5 4

9 2 7

4 9

7 8

8

9 5 1 8

9 4 2 3 8 4 2

6

4 5 3 6

1 4

8 7 6 3

6

5 4 3

3 9

3 1 4

2 9 4 4 2 6

8

5

1

2

7

9

1 8 6 7 9

3

8

9

2

Sudoku

8 7 4 1

2 1 2

4

Wypełnij diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać. Rozwiązania sudoku z nr 25

Absurd tygodnia

średnie

trudne

Humor

Brytyjski Bank Centralny nie wie gdzie podziewają się banknoty o nominale 50 funtów. Przypuszcza się, że wywożą je opłacani w gotówce imigranci z nowych krajów UE, bądź kamuflują w zakamarkach swoich walizek. – Wiemy, że w obiegu jest ogromna liczba pięćdziesię-

łatwe

ciofuntówek, ale nie mamy pewności, gdzie się obecnie znajdują. Najbardziej wiarygodne doniesienia sugerują, iż duża ich liczba jest wysyłana do Polski i innych nowych krajów UE - powiedział „Sunday Telegraphowi” wysoko postawiony przedstawiciel Banku Centralnego.

Hasło krzyżówki z nr 25: Okazja to perskie oko losu.

Krzyżówka

K

rybim okiem

rybim okiem iedyś, będąc dzieckiem, myślałem, że historia jest ważna, a jej nimb wzniosłości przesłaniał bardzo skutecznie niedociągnięcia teraźniejszości. Wzniosłość bywa piękna, a jakże, ale w sztuce jest rzeczą często banalną. Teraz widzę, że historia jest narzędziem na potrzeby władz. Weźmy pod uwagę co niektórych polskich kronikarzy, a zwłaszcza Wincentego Kadłubka, który „unieśmiertelnił” w swej „Kronice...” króla Popiela zjedzonego przez myszy na wieży w Kruszwicy. Działo się to pono jeszcze przed Mieszkiem I, ale dlaczego w wieży z XIV wieku? Między innymi na takich tekstach oparła się mentalność sarmackiej

szlachty. Odwagę wykpić publicznie działalność Kadłubka miał dopiero w XVIII wieku Ignacy Krasicki, ktory, żeby było ciekawie, po rozbiorach przez parę ładnych lat był lojalnym poddanym króla pruskiego, bo jego rezydencjalny Lidzbark Warmiński stał się pod względem administracyjnym miastem niemieckim. Czy król Popiel był Niemcem? Obecnie Prusy w swej łacińskiej wersji (Borussia) robią świetną karierę, mimo powojennego odrzucenia nazwy w ramach denazyfikacji przez środowiska polityczne pragnące zniesienia wszelkich pamiątek po hitleryzmie. Mamy więc Borussię Dortmund, słynny niemiecki klub piłkarski, oraz pismo dotyczące wielokultu-

rowości w Olsztynie o nazwie „Borussia”, redagowany między innymi przez poetę Kazimierza Brakonieckiego. Obie te nazwy, poza rdzeniem, nijak się mają do ekspansji niemieckiej: dziedzictwo nazwy jest tylko kluczem słownym, mającym nas skierować ku głębszemu przetrawieniu niuansów związanych z meczami na arenach piłkarskich lub, jak w wypadku pisma, powikłań dziejowych poszczególnych regionów i wynikajacej z tego wielokulturowości. A Brakoniecki jest poetą wielokulturowym bez dwóch zdań, szanującym przeszłość i wyciągającym wnioski budujące przynajmniej jego prywatną tożsamość, jeśli nie skarbiec polskiej kultury.

Tak więc historia wywija nogami, ile wlezie tańczy kan-kana (anak-nak), wykręca frazy we frazesy, a wszystko pono ku uciesze narodów. Jeszcze jeden przykład: wielu polskich kibiców klęło, że król ostatnich Mistrzostw Świata w piłce nożnej to Miroslav Klose z Opola, a utalentowany Lukas Podolsky pochodzi z Gliwic. No cóż, zdarza się. Za to co niektórzy reprezentanci polskiej młodzierzówki, ktorzy jadą na Mistrzostwa Świata w tej kategorii do Kanady, nie potrafią słowa po polsku powiedzieć, tak jak słynny swego czasu Olisadebe. Tak to jest, tak to się dzieje. I nie należy mieć do nikogo pretensji. Od wędrówek neandertali wszyscy się ze sobą mieszali. Fajny rym, nie?

Sentymenty i resentymenty mają posmak piołunu polanego pestycydami. Wytwarzanie mitów zbiorowych i czystki archiwalne są obliczone na zysk. Konsumpcjonizm stał się nową odmianą religii. Spowiednikiem jest kasjerka hipermarketu, biskupem – meneger sieci. Narodem jest moderowany tłum preferujący dane produkty. Ostatnim bastionem wolności jest świadomość, niezachwiana przez środki masowego przekazu. Zapomnijmy więc o czystości rasowej i o tym, co byłoby, gdyby czegoś nie było albo gdyby coś było. Kto ma czysty kod genetyczny, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Robert Rybicki


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

20 CO SIĘ DZIEJE Film Golden Door Dramat, 2007 r. reż. Emanuel Crialese

Historia sycylijskiej rodziny Mancuso, która w 1913 roku za namową pewnego Amerykanina postanawia poszukać lepszego życia w Nowym Świecie. Jednak nowa rzeczywistość wymaga wielu poświęceń i przejście przez złote wrota do nowego świata spowoduje poważną przemianę w rodzinnych stosunkach. Włoski kandydat do tegorocznych oskarów, był również jednym z głównych filmowych wydarzeń festiwalu w Wenecji. W kinach z całym Londynie. Testosteron Komedia, 2006 r. reż. Tomasz Konecki, Andrzej Saramonowicz 1-8 lipca Leeds – Polish Centre, 6A Harehills Lane LS7 4EZ Southampton – Odeon 8 lipca, godz.18.15 Londyn – Dalston Rio 107 Kingsland High Street E8

Przed ołtarzem panna młoda oświadcza Kornelowi, że kocha innego, całuje jednego z gości i odchodzi. Ojciec pana młodego przy pomocy przyjaciela pana młodego, porywa tego mężczyznę i zawozi na miejsce, gdzie miało się odbyć wesele. Trafia tam także Kornel i jego brat. Do mężczyzn dołącza kelner Tytus i wszyscy razem spędzają kilkanaście godzin na rozmowach, tańcach i piciu. The Flying Scotsman Dramat, 2007 r. reż. Douglas Mackinnon

Muzyka Jazz Cafe w POSK-u zaprasza: Dominika Zachman i jej zespół 238-246 King Street W6 0RF 7 lipiec godz. 20.30 Bilety: £5 Dominika wystąpi w Jazz Cafe po raz drugi z programem standartów jazzowych lecz tym razem z nowymi muzykami, wśród których warto wymienić Hugh Burns’a, jednego z najlepszych gitarzystów brytyjskich, nagrywającego również z gwiazdami muzyki pop. Jazz Cafe rozpoczyna akcję „Szukamy młodych talentów”. Zamierza przyciągnąć młodych muzyków zainteresowanych doskonaleniem swoich umiejętności. Będą występować przed koncertem bardziej doświadczonych kolegów jak również będą mogli skonfrontować swoje umiejętności na warsztatach muzycznych planowanych na jesieni. Zgłoszenia należy przesyłać na adres POSK-u z dopiskiem Jazz Cafe lub przez internet na adres: jazzcafe@posk.org. Koncerty jazzowe w The Spitz 109 Commercial Road Old Market E1 Godz. 21.00 Wstęp wolny

W każdy wtorek i piątek w The Spitz można posłuchać jazzu, natomiast w sobotę króluje tam blues. Atmosfera tego miejsca i całej okolicy marketu Spitalfields, sprawia że jest to jedno z najbardziej uzależniających miejsc w Londynie, podobnie jak Covent Garden czy Portobello. Dla wszystkich, którzy odkrywają uroki Londynu nieopisanego w turystycznych przewodnikach.

Happening Integracja 30 czerwca godz. 18.00 Lounge Gallery 28 Shacklewell Lane E8 2EZ dojazd: Highbury & Islington, potem autobusy 30, 277 do Dalston Wstęp wolny

„Integracja” to happening, w którym czynny udział mogą wziąć jego widzowie. Przygotowany przez ośmiu twórców skupionych wokół stowarzyszenia Fabryka Sztuki (www.fabrykasztuki.pl) . Uczestnicy zasiadają przy Maszynie Integracyjnej i tworzą kolaż z materiałów, które wcześniej zebrali na ulicy pomysłodawcy imprezy. Są to więc: kolorowe gazety, zużyte płyty cd, puste opakowania po różnych przedmiotach, papier, plastik, metal. Montaż trwa około sześciu godzin. Towarzyszyć mu będzie pokaz zdjęć wykonanych na ulicach Dalston.

Wystawy Art Car Boot Fair 2007 8 lipiec 12.00 – 18.00 The Old Truman Brewery 146 Brick Lane E1

Mozart: improwizator Barbican Hall Silk Street EC2Y 8DS 14 lipiec godz. 18.00 Wstęp wolny Adriana Tilanus na skrzypcach i Lara Dodds-Eden na fortepianie wykonają dwie sonaty Wolfganga Amadeusza Mozarta. Opera na ekranie 3 lipiec godz. 19.30 Wstęp wolny Opera „Tosca” Giacomo Pucciniego będzie prezentowana na potężnym telebimie jako bezpośrednia transmisja z Royal Opera House. Będzie ją więc można obejrzeć w parku Victoria przy Tower Hamlets, w parku Canada Square na Canary Wharf i przy Potters Fields między City Hall i Tower Bridge.

Teatr Macbeth Open Air Theatre Inner Circle, Regent's Park, NW1 4NP 2-4 lipiec godz. 20.00 Bilety: £10-£31 www.openairtheatre.org

Film fabularny oparty na niezwykłej historii szkockiego rowerzysty Graeme Obree. W 1993 roku w klasie amatorów pobił światowy rekord na rowerze skonstruowanym wedle własnego projektu, który wykonał z kawałków złomu i części z pralki.

za sobą kolejne, nie mija go jednak kara – traci wewnętrzny spokój i poczucie sensu życia.

Tragedia jest opowieścią o niebezpieczeństwach związanych z żądzą władzy i zdradą przyjaciół. Główny bohater ulega pokusie władzy, następuje jego stopniowy upadek moralny, aż do zbrodni, która pociąga

The Art Car Boot Fair 2007 to przedsięzwięcie artystyczne, którego nie powinien ominąć żaden miłośnik sztuki nowoczesnej. Zapraszają: Instytut Kultury Polskiej w Londynie i „Modelator” – grupa młodych kuratorów i krytyków sztuki z Instytutu Sztuki Wyspa z Gdańska. Modelatorzy przywiozą do Londynu prace wybitnych polskich artystów, w tym kolekcję fotografii Łukasza Skąpskiego, zatytułowaną „Tractor Boys”. Tematem zdjęć są maszyny rolnicze częściowo wykonane przez samych rolników, oczywiście z twórcami dzieł na ich tle. Szczegóły na stronie: www.artcarbootfair.com

Fotografując Brytanię Tate Britain Millbank SW1P 4RG Bilety: £ 7.50

JęDKER REALISTA I WWO 29 czerwca godz. 19.00 Klub 93 150 Brick Lane E1 6QL Bilety: £11 / £14 Informacje i bilety pod nr tel.: 0774 398 0272 Jędker Realista – fani polskiego rapu znają jego postać doskonale. Jeden z trójki tworzącej WWO – obok Sokoła i DJ'a Deszczu Strugi – Jędker wpisał się na trwałe w krajobraz rodzimej sceny hip-hopowej. Teraz próbuje swych sił jako artysta solowy, wydając nakładem wytwórni Prosto album „Czas na prawdę”. Płyta sygnowana jest bardziej rozbudowaną wersją pseudonimu rapera – Jędker Realista. Skąd taki pomysł? „Jędker, Jędker, Realista, hobby turysta, od fleszy dystans, Zip Skład! To chyba oczywiste. Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć w tym temacie”, mówi raper, cytując swoje wersy z kawałka „U Ciebie w mieście", gdzie po raz pierwszy oficjalnie nazwał się w ten właśnie sposób. Koncert w Klubie 93 będzie promował ten właśnie krążek. Jest to pierwsza tego typu, unikatowa wystawa fotografii w galerii Tate Britain. Podróż od pionierów fotografii aż po dzisiejszych użytkowników fotografii cyfrowej. Idea tej wystawy jest ukazanie różnorodnego oblicza Zjednoczonego Królestwa. Tate Britain przedstawia prace tak słynnych fotografów jak: William Henry, Fox Talbot, Lewis Carroll, Julia Margaret Cameron, Bill Brandt, Madame Yevonde, Susan Lipper, David Bailey, Tom Hunter. Ciekawym aspektem tej wystawy są prace kobiet-fotografików, lekceważonych często przez historię fotografii.

Summer Exhibition Royal Academy Burlington House Piccadily W1J 0BD Bilety: £7

Jak co roku Royal Academy of Art prezentuje twórczość artystów będących członkami tej zacnej instytucji. Rysunki, malarstwo sztalugowe, grafika, projekty architektoniczne. Tegoroczna wystawa odbywa się pod hasłem „Światło”. Trudno wyobrazić sobie bardziej schizofreniczny kolaż

sztuki, niż ten który obecnie zdobi przestrzenie Akademii.

Festiwale Londyński Festiwal Literatury 29 czerwca –12 lipca Southbank Centre

Wśród zaproszonych na festiwal pisarzy znajdą się m.in.: Hari Kunzru, Wole Soyinka, Kate Grenville. Odbędą się wykłady i spotkania z pisarzami, wieczór poezji W.H. Audena, a także literackie spotkania dla dzieci. Zapewne sporym zainteresowaniem będzie cieszył się festiwal poezji slam, czyli konkurs rymowanych utworów mówionych, tworzonych „na gorąco”, pod wpływem chwili, nigdy wcześniej nie zapisywanych, który odbędzie się 5 lipca (wstęp wolny). Bilety na poszczególne imprezy kosztują pomiędzy 7, a 9 funtów. Wstęp na niektóre spotkania jest darmowy. Liczba miejsc jest ograniczona, warto więc zarejestrować się telefonicznie lub on-line: www.southbankcentre.co.uk/literaturefestival


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

OGŁOSZENIA DROBNE 21 MIESZKANIE do wynajęcia Tooting Broadway. Pokój dwuosobowy w domu po remoncie z ogrodem i internetem. 2 łazienki. Blisko stacji metra i kolejki. Cena £110 plus 2 tygodnie depozytu. Kasia, tel. 0787 269 4734.

S

West Acton. Pokój jednoosobowy w nowo wyremontowanym, czystym domu. Cicha i spokojna okolica, bardzo mili ludzie. 5 min. do stacji Central Line, blisko sklepy i kawiarnie. £90/tyg. plus 2 tyg. depozytu. Iwona, tel. 0774 708 1353. Muswell Hill. Dwuosobowy pokój w umeblowanym, czystym mieszkaniu. £105/tyg. Rachunki wliczone. 5 min. Tesco, 2 min. przystanki autobusowe. Tel. 0798 529 6253. MILE END. 2 strefa, trzy linie metra. Dwójka, TV, internet. £90/tyg. 5 min. do stacji. 20 min. do centrum. Rachunki wliczone. Tel. 0798 529 6253. Wynajmę 2 pokoje dwuosobowe w czystym i sympatycznym domu na Forest Gate. £100 + tyg. depozyt. Tel. 0793 339 2475. Dom po remoncie, ogród, 2 łazienki, living room, jadalnia, wyposażona kuchnia. W pokojach meble i pościel, polska TV, możliwość podłączenia do internetu. 5 min. do stacji, autobusy i sklepy przy domu. Depozyt 2 tyg. Sebastian, tel. 0781 699 6633. Wynajmę pokój 1-osobowy w polskim mieszkaniu na Stockwell. Przyjazna atmosfera, niedaleko do transportu. 2 tyg. depozytu, £85/tyg. płatne tydzień z góry. Pokój wolny od 30 czerwca. Henryk, tel. 0795 054 6045.

D o m y, MISZKANIA mieszkania, DOMY, STUDIO FLATY studio flaty

South Harrow. Bardzo duży pokój, około 40 m kw. powierzchni (spokojnie może mieszkać trzy, cztery osoby). Mieszkanie jest po remoncie. Blisko stacji metra. W całym mieszkaniu są tylko trzy pokoje i mieszkają 4 osoby. Tel. 0773 809 6604 lub 0773 809 6512.

wwppółnocno-wschodnim ‚nocno-wschodnim Londynie Londynie 020 8802 5537 Kamila 077 2706 0386 Tomek 079 6112 5269 Marek

Domy, mieszkania, kawalerki. Sprawdź aktualne oferty www.bubletting.com

www.bubletting.com letting@bubletting.com

CLEANING – poszukujemy zleceń 0787 298 3990 TOMEK

Pokoje 2- oraz 3-osobowe, czyste, zadbane, cały domek i ogród do dyspozycji. Blisko metro, internet, polska telewizja, atrakcyjne ceny. Jeśli chcesz mieszkać długo ceny do negocjacji. Marcin, tel. 0772 476 1714.

Tottenham Hale. 4 bedroom house po generalnym remoncie. 4 podwójne pokoje, living, kuchnia połączona z jadalnią, ogród. £310 tyg. Tel. 0772 706 0386 Tomek, 0798 085 4663 Marek.

Chiswick, W4. Przestronne 1 bedroom flat. £210 tyg. Tel. 0208 802 5537 Kamila lub 0772 706 0386 Tomek.

Stoke Newington, Amhurst Rd. 2 Bedroom Flat. 3 osobne pokoje, 2 łazienki, duży balkon £231 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

Hendon. 2 pokoje z własną łazienką w bardzo dobrej kondycji. £130 i £160, wszystkie rachunki wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila lub 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Dwupoziomowe 2 bedroom, £210 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill, Wargrave Ale. Do wynajęcia dom (4-5 pokoi, 2 łazienki, 2 kuchnie, ogród). £370 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Studio flat z dostępem do ogrodu. £109 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Muswell Hill, N10. Przestronne 1 bedroom flat, 2 duże oddzielne pokoje. £170 tyg. nieumeblowane. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Nieduże studio z dostępem do ogrodu. £470 m-c. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek . Clapton. Studio flat. £125 tyg., wszystkie rachunki z wyjątkiem Council Tax wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Clapton, Cotesbach Rd. Bardzo duże 1 bedroom. 2 bardzo duże pokoje, ogród. £230/tyg. Wszystkie rachunki wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Finchley Central. 1 bedroom flat. £162 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Finchley Central. Studio flat. 2 min. od metra. £135 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

Tottenham, Northumberland Park. 2 bedroom flat z balkonem, £190 tyg. Dostępne od zaraz. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill, Forburg Rd. 1 bedroom flat po generalnym remoncie. £170 tyg. dla pary. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Przestronne 1 bedroom flat. 2 duże pokoje. £220 tyg., wszystkie rachunki wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Tottenham N17, Chester Rd. 2-3 bedroom z ogrodem, 3 osobne pokoje, kuchnia z jadalnią. £225 tyg. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Nieduże studio flat. £125, wszystkie rachunki z wyjątkiem Council Tax wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Royal Victoria, E16. 4 bedroom house z ogrodem i garażem. £300 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

MIESZKANIA szukam Spokojny, pracujący chłopak szuka jedynki w czystym domu. Marcin, tel. 0780 977 3320. Poszukuję jedynki z dostępem do internetu do £70/tyg. w okolicy Neasden, Dollis Hill, Dudden Hill lub Wembley. Tel. 0792 870 7267. Bardzo spokojna para szuka studio flat lub dwójki do wynajęcia od 9 sierpnia w High Barnet, New Barnet, Whetstone lub Borehamwood. Tel. 0778 431 0281.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 29 czerwca 2007

JOB VACANCIES

22 OGŁOSZENIA DROBNE

Więcej ogłoszeń o pracę znajdziesz na:

www.nowyczas.co.uk Kupię chłodziarkę i zamrażarkę do wyposażenia sklepu oraz meble i półki, najlepiej używane oraz kasę fiskalną. Tel. 0773 849 6683. Kupię kotkę rosyjską bez rodowodu. Cena do uzgodnienia. Tel 0788 250 0722

USŁUGI TRANSPORT. Przewóz osób na lotniska i nie tylko. Małe przeprowadzki (samochód combi). Pewny, miły, doświadczony kierowca. Konkurencyjne ceny. Tel. 0772 591 9055.

ZATRUDNIĘ Szukamy opiekunów osób starszych. Praca w domach opieki. Wymagany dobry angielski. Tel. 0172 788 4678, care@grafton-group.com Fast Track Management poszukuje osób zainteresowanych pracą na lotnisku Heathrow. Praca długoterminowa. Osoby będą odpowiedzialnie za testowanie nowych rozwiązań wprowadzanych na lotnisku. Wymagania: komunikatywny angielski, CSRS, NIN. Praca w godz. od 12.00-12.00 w nocy. Poszukiwane są osoby posiadające transport. Wszystkich zainteresowanych prosimy o kontakt, tel. 0192 381 3100 Beata Mutke. Zatrudnię w sieci AVON. Praca ciekawa, łatwa i dochodowa, bez ryzyka od zaraz. Lidka, tel. 0790 277 9621 lub e-mail: kalidka@aol.com Potrzebni kierowcy. Dostarczanie i odbiór samochodów przy użyciu skuterów. Zarobki £300 tyg. Zapewniamy niezbędny trening. Oferujemy możliwość zakwaterowania. Wymagania: wiek powyżej 21 lat, czyste prawo jazdy, komunikatywny angielski. Wyślij text z nazwiskiem, wiekiem i numerem kontaktowym. Tel. 0797 680 6752. Odezwiemy się na pewno. Poszukuje osoby do sprzątania z południowo-zachodniego Londynu, najlepiej: Tooting, Stretham, bądź okolic. Język angielski niewymagany. Ela, tel. 0784 036 4106. Szukam hydraulika oraz pomocnika. Jerzy, tel. 0770 445 5132.

Zatrudnię wykwalifikowane krawcowe. Krawiectwo lekkie, szycie dla projektantów, wysoka jakość. Wymagany NIN. Elżbieta O'Callaghan, tel. 0207 729 1366. Potrzebuję dobrego fachowca, praca 6 dni w tygodniu po 10h. Wypłata w każdą sobotę. Możliwość darmowego mieszkania w wykończonej części budowy. Angielski niewymagany. Jastin Paskal, tel. 0786 411 9545. Potrzebna dziewczyna do pracy w Fast food. Praca od poniedziałku do soboty polega na obsłudze klientów. Wymagana podstawowa znajomość języka angielskiego. Zarobki w zależności od godzin pracy od £150 do £200 tyg. Frank Ioannou, tel. 0784 114 3095.

SZUKAM PRACY Szukam pracy jako pomocnik na budowie. Pracowałem jako pomocnik elektryka 8 m-cy. Karta CSRS, CIS. Tel. 0792 644 9746. Szukam pracy jako ogólnobudowlaniec. Wiesiek, tel. 0772 450 1485. Doświadczona pielęgniarka szuka dodatkowej pracy lub stałej. Może być z zamieszkaniem. Tel. 0772 769 2293 lub 0208 566 0389.

SPRZEDAM Alfa Romeo 98 r., 1.8 petrol, czarny, klima, elektryka, szyberdach, full wersja oprócz skóry. 6 miesięcy Tax, MOT, stan bardzo dobry. £1390 do negocjacji. Tel. 0775 694 5195.

Sprzedam polski sklep, cena do uzgodnienia. Tel. 0778 391 8794. Sprzedam towar z polskiego sklepu z powodu pilnego wyjazdu w dobrej cenie. Tel. 0778 391 8794. Ford Mondeo 1.8 zetec. Rok. 2002, zielony metalik, full wersja oprócz skóry, MOT, 10 m-cy. Tax na 4 m-ce, przebieg 120 tys, książka serwisowa, stan idealny, bez rys i wgnieceń, jeździ jak nowy. Cena £2950 do małej negocjacji. Tel. 0788 873 2682. Sprzedam lodówki sklepowe w dobrej cenie, mało używane. Cena do uzgodnienia. Tel. 0778 391 8794. Vouxhal Vectra Esteta 99 r. 1.8 petrol, full service history, 8 months Road Tax, 1 year MOT. £1250. Tel. 0793 234 5913. Sprzedam Toyotę Corolla 1.6 GS, 96000 mil. Niebieska rp. 1998. Cena £1000. Tel. 0775 801 3211.

KUPIĘ

Nowa firma Scaffoldingowa, oferuje szybki i solidny montaż rusztowań na terenie całego Londynu. Sprawdź nas. Tel. 0798 816 6750. Serwis, naprawy, elektroniczna diagnostyka silników, MOT, komputerowa zbieżność. Możliwy dojazd do klienta oraz odbiór i zwrot auta do domu klienta, zapewniamy części. Tel. 0208 951 3557, 0788 645 2359. Przedłużanie paznokci metodą akrylową, akryl na stopy, manicure, pedicure, henna, regulacja brwi. Tel. 0797 049 6639. Transport na lotniska. Solidnie i tanio. Nawigacja Gps. Zadzwoń i sprawdź cenę Tel. 0773 164 5637. Profesjonalnie i tanio. Najnowsze linie strzyżeń, nowoczesne techniki koloryzacji: baleyage, pasemka, farbowanie itp. Miła i fachowa obsługa. Tel. 0770 408 4996. Oferuję profesjonalne strzyżenia męsko-damskie, farbowanie i baleyage. Mam atrakcyjne ceny na każdą kieszeń. Jeśli jesteś zainteresowany(a) zadzwoń. Gosia, tel. 0786 452 3844.

Informatyk przyjmie zlecenia: serwis komputerów, konfiguracja, usuwanie wirusów, strony internetowe, sieci, podział internetu. Tel. 0789 562 4664, www.it4gb.co.uk

Kupię VW Polo, Golfa, Audi A4 z kierownicą po lewej stronie lub na polskich blachach. Tel. 0785 179 2166. Skup metali kolorowych, najlepsze ceny. Tel. 0782 439 4222. Kupię Renault Laguna lub Megane z roku 00, 99, 98 z kierownicą po lewej stronie w rozsądnej cenie. Samochód musi być zdolny do jazdy. Marcin, tel. 0794 888 6930.

PSYCHIATRA 0777 069 7514 --------------GINEKOLOG-POLOŻNIK

0770 463 9850 HALE CLINIC

Centrum Londynu

7 PARK CRESCENT W1B 1PF

W R ÓŻK A S EB I LA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart Tarota i ręki. Zdejmuje złe fatum.

T el . 07 9 8 8 5 5 33 7 8

ACHILLES PRZEPROWADZKI Przeprowadzki kompleksowo do Anglii i z Anglii do Polski. Posiadamy pełen pakiet ubezpieczeń i zezwoleń. Tel. +48 58 343 48 36 Kom. +48 601 61 25 33 www.achilles.gda.pl

Laboratorium medyczne: THE PATH LAB

Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową, EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: Iwona 0797 704 1616


NOWYCZAS 29 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

23

Polscy siatkarze nadal bez porażki. Polacy pokonali dwukrotnie po 3:1 najgroźniejszego przeciwnika w grupie, czyli Bułgarię. Obydwa zespoły awansowały już do finału. Mecze rozegrano w Warnie.

SPORT PIŁKA NOŻNA » Copa America 2007

Turniej dla koneserów WE WTORKOWĄ noc wystartowała jedna z najważniejszych imprez piłkarskich na świecie. Szkoda, że nie wystarczająco popularna w Europie. Mianowicie po raz 42 na boiskach Ameryki Łacińskiej – tym razem w socjalistycznej Wenezueli– rozpoczęły się zmagania Copa America 2007. W turnieju organizowanym co trzy lata uczestniczy dwanaście drużyn. Z czego dziesięć reprezentuje rzecz jasna kotynent Ameryki Południowej, natomiast pozostałe dwa zespoły to debiutujące w tych rozgrywkach Stany Zjednoczone – ubiegłotygodniowy zwycięzca Golden Cup oraz jedenastka Meksyku. Oczywiście do głównych faworytów tegorocznych Mistrzostw należą jak zawsze Brazylia i Argentyna. Wśród ekip, które mogą przeciwstawić się hegemonii podopiecznych Adolfo Basile bądź Carlosa Dungi zalicza się według znawców kadrę Urugwaju, ewentualnie Meksyku. Pierwsi z nich to w końcu aż czternastokrotni zdobywcy tej prestiżowej imprezy. Do boju utytułowanych „Ursusów” poprwadzą znakomity Diego Forlan (Villareal) z Alvaro Recobą (Inter Mediolan) na czele. „Biało-niebiescy” po pechowym niezakwalifikowaniu się (w karnych z

Wimbledon 2007 DARIA DANOWSKA/NowyCzas

Australią) do niemieckiego Mundialu powinnni zrekompensować sobie ubiegłoroczne niepowodzenie właśnie rywalizacją o trofeum na boiskach Meridy, San Cristobal itp. Sam trener Oscar Tabarez powołał najlepszych piłkarzy grających w czołowych ligach Europy np: obrońcy Carlos Diogo (Real Saragossa), Dario Rodriguez (Schalke 04), pomocnik Pablo Garcia (Osasuna), czy wspomniani wyżej napastnicy. Zabrakło jedynie kontuzjowanego, bramkostrzelnego Ernesta Chevantona (Sevilla). Urguwajski szkoleniowiec uzupełnił kadrę najlepszymi zawodnikami z krajowego podwórka. Na nic się jednak zdały opinie fachowcow, bądź taktyka Tabareza. „Ursusi” zostali rozbici przez nieobliczalne Peru w inuauguracyjnym spotkaniu aż 0:3, po bramkach, mało znanych kibicom z Europy, piłkarzy: Vilalty i Carlosa Marino grających na krajowych boiskach. Wogóle pierwszy dzień mistrzostw Ameryki Łacińskiej przebiegł zaskakująco, gdyż w innym pojedynku gospodarze robiący z roku na rok postępy zaledwie zremisowali 2:2 z absolutnym turniejowym kopciuszkem, kadrą Boliwii.

Awans GKS Katowice GKS Katowice awansował do II ligi. W barażach „Gieksa” trafiła na KSZO Ostrowiec, który jednak decyzją PZPN został zdegradowany do niższej klasy i GKS awansował bez gry. W pozostałych meczach barażowych o II ligę Kolejarz Stróże pokonał 2:0 Stal Stalową Wolę i przegrał rewanż 0:4, Pelikan Łowicz wygrał 2:0 z Tigerem Kmitą Zabierzów, ale obronił ten dorobek, w rewanżu ulegając tylko 2:3, a Warta Poznań dwa razy zremisowała z Unią Janikowo 1:1 i 2:2. Dwie bramki strzelone na wyjeździe premiują Wartę.

T W Pucharze Europy w lekkoatletyce w Monachium Polacy zajęli 3 miejsce, a Polki 4. Zawody wygrali w klasyfikacji mężczyzn Francuzi, a wśród kobiet Rosjanki. Do niższej Ligi spadły zespoły kobiece Grecji i Hiszpanii oraz męskie drużyny Ukrainy i Belgii. Awansowały Brytyjki i Włoszki oraz Hiszpanie i Włosi. T 4 kluby nie mogą być pewne swojej obecności w ekstraklasie. Odra Wodzisław nie przekształciła się prawnie w spółkę akcyjną, Zagłębie Sosnowiec na problemy z rozliczeniem korupcji, ŁKS ze starymi długami, a Polonia Bytom z licencją i stadionem. T Cracovia podczas pobytu w USA przegrała w towarzyskim meczu z Chicago Fire 0:1. T Znany, były kierowca F1, Kolumbijczyk Juan Pablo Montoya wygrał swój pierwszy wyścig w amerykańskiej serii NASCAR. T 27-letni Wojciech Tajner, skoczek narciarski z Wisły Ustronianki zakończył karierę sportową. Miniony sezon był dla tego zawodnika bardzo nieudany. T W meczu z którego dochód przeznaczono na cele charytatywne, reprezentacja Sejmu pokonała 4:0 ekipę TVN. Wszystkie bramki dla posłów zdobył Kosecki. Wyróżniali się także Schetyna, Kurski, Lepper i Kalisz (ten ostatni tylko tuszą).

TRANSFERY Jerzy Dudek ciągle wybiera. Propozycję polskiemu bramkarzowi złożył Bolton, ale Dudek chce raczej wybrać półwysep iberyjski. W grę wchodzą Real Huelva, Betis i Real. Po 14 latach gry w Austrii Radosław Gilewicz opuszcza Pasching i wraca do kraju. 36-letni piłkarz będzie grał w Polonii Warszawa. Wolverhampton chce rozwiązać kontrakt z Tomaszem Frankowskim. „Franek” wypożyczony do hiszpańskiego Tenerife, ze względu na kontuzje, nie grał przez 5 miesięcy. Anglicy uznają kontrakt z nim za najbardziej nieudany w historii klubu. Zagłębie Lubin opuścił bramkarz Mariusz Liberda. Maciej Stolarczyk przeszedł z krakowskiej Wisły do GKS BOT Bełchatów. Legia pozyskała Inaki Venturę, gracza rezerwowej drużyny Ossauny Pampeluna. Zbigniew Zakrzewski przeszedł z Lecha Poznań do szwajcarskiego FC Sion (trzecie miejsce w lidze). Były gracz Wisły i Polonii Nigeryjczyk Ekwueme przeszedł do Legii. Bramkarz Majdan po rozstaniu z Pogonią zagra w Polonii (kontrakt roczny). Matusiak twierdzi, że ponieważ nie ma miejsca w US Palermo, chętnie dałby się „wypożyczyć” do innego klubu. Marcin Mięciel podpisał kontrakt z VfL Bochum. Southampton informuje, że jest „blisko” wykupienia z francuskiego Troyes Saganowskiego.

bieg na przełaj

Skoncentrowany jak zwykle Andy Roddick, tym razem w meczu z egzotycznym rywalem z Tajlandii Danai Udomchoke (6:3 6:4 7:6) KIBICE tenisa na Wyspie i nie tylko doczekali się w końcu prawdziwej uczty. Co prawda tenisowy festyn na kortach nieraz kończy się zbyt wcześnie z powodu codziennych obfitych opadów, to jednak uporczywie idzie do przodu. Tak jak jedyna nasza singlistka Agnieszka Radwańska, która z kilku godzinnym opóźnieniem – wspomniane warunki atmosferyczne – pojawiła się na korcie i w ciągu 61 minut gry rozprawiła się z Bułgarką Swietłaną Pironkową 6:2 6:1. 18-letnia krakowianka jest w znakomitej formie, nie dała żadnych szans rywalce, która nie zdobyła ani jednego gema z własnego serwisu! Jest to nie lada wyczyn, szczególnie na trawie. Zwyciężczyni juniorów z 2005 roku ma więc szansę daleko

zajść w turnieju na SW19. Po środowym, gładkim zwycięstwie w I rudzie, w czwartek równie bezproblemowo pokonała rozstawioną z numerem 32. Niemkę – Martinę Muller. Pierwszy set zakończył się wygraną Agnieszki 6-1. Pojedynek zakończył się z powodu skreczu Niemki w drugim secie, przy stanie 4-0 dla Polki. W III rundzie los zetknął Radwańską (35. miejsce w rankingu WTA) z piątą rakietą świata, Rosjanką Swietłaną Kuzniecową. Obserwując świetną dyspozycję naszej rodaczki podczas tego turnieju, liczymy że zdoła awansować do 1/8 finału i tym samym przynajmniej powtórzyć wynik z zeszłego roku. Jak będzie? Zobaczymy i trzymajmy kciuki za naszą rodaczkę. (go)

T W Krakowie z kolei odbył się turniej oldbojów, poświęcony pamięci Jana Pawła II. W finale Grecja pokonała 4:2 Niemcy, a w meczu o trzecią pozycję Polska rozgromiła Hiszpanię (dawne gwiazdy Realu) 7:0. Dochód z turnieju przeznaczono na budowę szkoły w Afryce. T Trener siatkarzy Egiptu Grzegorz Ryś został zwolniony z tego stanowiska, po dwóch kolejnych porażkach tej drużyny z Rosją. T W finale młodzieżowych ME w piłce nożnej zespół U-21 Holandii pokonał 4:1 Serbię. W MS U-20, które odbywają się w Kanadzie występuje po raz pierwszy od lat młodzieżówka Polski. T W barażach o ekstraklasę rugby awansował zespól WMPG Olsztyn, który pokonał na wyjeździe Pogoń Siedlce 10:8. Pogoń na rewanż nie przyjechała.


Twoje pieniądze są gotowe do odbioru po 10 minutach*

Odbierz swoje pieniądze w Złotówkach, Euro lub Dolarach Amerykańskich w każdej placówce Banku Pekao S.A. **

Odbierz z

Wyślij z

Albo wszedzie gdzie jest widoczny znak MoneyGram® c

Zadzwoń pod darmowy numer 00800 8971 8971 Lub wejdź na stronę www.moneygram.co.uk *W zależnosci od godzin pracy lokalnego agenta. **Tylko w wybranych placówkach. TM & © 2007 MoneyGram. All rights reserved.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.