nowyczas2007/035/023

Page 1

24

NOWYCZAS THE NEW TIME – THE POLISH WEEKLY IN GREAT BRITAIN

Nr 23 (35) LONDON 8 June 2007

ISSN 1752-0339

FREE GRZEGORZ CIEPIEL/NowyCzas

List otwarty do Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza Szanowny Panie Marszałku ! 30 kwietnia 2007 roku, w swoim telewizyjnym wystąpieniu z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą apelował Pan, „by w sercu każdego z nas znalazło się miejsce dla Ojczyzny”. Bez wątpienia tak właśnie jest, czego dowody my, Polacy, składamy nie od dziś i to na różne sposoby. Obecnie istnieje jednak uzasadniona obawa, że nie dla każdego z nas, Polaków, jest miejsce w Ojczyźnie. A dzieje się tak między innymi za sprawą niesprawiedliwego i nieuczciwego podatku za lata 2004-2006, jaki władze RP usiłują ściągnąć z milionowej rzeszy Polaków, którzy po naszym wstąpieniu do UE wyjechali do Wielkiej Brytanii za pracą (dogłębnie ten temat omawia tekst ,,Abolicja podatkowa – niesłuszny przywilej, czy życiowa sprawiedliwość?” opublikowany 23 marca 2007 roku na łamach „Nowego Czasu”). Skutkiem tej nieuczciwej polityki władz jest pozbawienie nas tego, co dało nam wstąpienie Polski do UE, a co jest cechą ludzi wolnych, tj. możliwości dokonywania indywidualnych wyborów dotyczących tego, gdzie chcemy żyć i pracować (w tym przypadku w Anglii, czy w Polsce). Prześladowanie nas tym nieuczciwym podatkiem skazuje olbrzymią większość Polaków do pozostania za granicą co najmniej do roku 2012. A przecież wielu z nas, wyjeżdżając do pracy za granicą, nie spodziewało się, że stanie wobec takiego przymusu. W dalszej części wystąpienia mówi Pan: „Wszystkim – którzy w ostatnich latach w poszukiwaniu pracy wyjechali do państw UE i wielkim wysiłkiem poprawiają swój byt, równocześnie budując pozytywny wizerunek Polaka i Polski – składam wyrazy szacunku i uznania. Mam nadzieję, że wrócą do Ojczyzny, by jej służyć doświadczeniem i zaradnością”. Otóż, Panie Marszałku, jeśli tak wyrażona nadzieja jest szczera i słowa o powrocie mają się urzeczywistniać, to musi Pan uznać, że same wyrazy szacunku i uznania nie wystarczają. Liczą się czyny, a nie słowa – choćby najbardziej chwytały za serce. W odróżnieniu od tych środowisk polonijnych na świecie (głównie na wschodzie), które potrzebują szczególnie finansowego wsparcia, my – Polacy na Wyspach Brytyjskich – najbardziej oczekujemy tego, by nasze własne państwo przestało rękami swoich urzędników hamować inicjatywę i inwencję, jaką w wielu z nas wyzwoliło nasze wstąpienie do Unii Europejskiej. Znamienne słowa wypowiedział Pan 2 maja 2007 roku, na odbywającym się z tej samej okazji festynie w Łazienkach Królewskich w Warszawie: „Polska ma, wobec obywateli i osób polskiego pochodzenia mieszkających poza granicami kraju, zobowiązania polegające na wsparciu finansowym i dbałości o ich status w kraju zamieszkiwania”. Niestety, zabrakło w tych słowach istotnego, a jakże ważnego stwierdzenia „o dbałości o ich status w kraju ojczystym”. Oczekujemy, że władze zaczną wreszcie traktować nas uczciwie, nie jak swoich poddanych, ale jak partnerów w grze, która się nazywa POLSKA. Dowodem takiego partnerskiego podejścia do Polonii brytyjskiej (ale i nie tylko, bo przecież problem ten dotyczy Polaków pracujących w wielu innych krajach UE), będzie zaniechanie wobec nas poboru podatku za lata 2004-2006. Czekamy więc na inicjatywę ustawodawczą Senatu (izby, której Pan przewodzi, sprawującej patronat nad Polonią i Polakami za granicą), która zlikwiduje to nieuczciwe opodatkowanie, przywracając nam prawo wyboru terminu naszych powrotów do Ojczyzny – o czym mówił Pan z taką nadzieją. W imieniu milionowej rzeszy Polaków na Wyspach Brytyjskich

Artur Zawisza Londyn

Miasteczko Southend-on-Sea położone jest nad samym morzem. W ostatnią niedzielę całe miasto opanowali miłośnicy klasycznych skuterów, które zjechały się tam z najdalszych zakątków Anglii.

KRÓTKA LEKCJA ZE STANISŁAWA SOJKI »13

REPORTAŻ

Zdarzyło mu się być higienicznym kontrapunktem dla styranej publiczności Jarocina, pogadać z brytyjską królową i znudzić się samym sobą…

Andrzej nie wiedział, że emigranci z Kuby opanowali czarny rynek pracy, że na kolesia z Europy nikt tutaj nie czekał.

Nadziei nie oszukasz

»10


„C

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

2

nowyczas.co.uk

ZAS

nie próżnuje

ŚW. AUGUSTYN

DRUGA STRONA Poczta Droga Redakcjo! Kolejny skandal! Artykuł pani Sobolewskiej „Niewolnicy bananowej firmy” powinien ukazać się na pierwszych stronach brytyjskich gazet, a nie tylko polskiej. Nie jest to niestety pierwszy i –jak mniemam – nie ostatni przypadek niewolniczego wykorzystywania nas, Polaków, przez angielskich pracodawców. Na ironię zakrawa fakt, że firma S.H. Pratt & Co. posiada logo Fair Trade, mające gwarantować, że zapłaciła za banany godziwą cenę i tym samym leży jej na sercu poprawa warunków pracy ludzi zatrudnionych w zachodnich

» str. 20

fabrykach. Cóż za hipokryzja! Zmuszanie do pracy ponad ustalonymi godzinami, za najniższą stawkę, zastraszanie zwolnieniem w przypadku najdrobniejszych oznak nieposłuszeństwa skłania do zastanowienia czy tak naprawdę warto wyjeżdżać z Polski? Pocieszający jest fakt, że Polacy, hołdując tradycji, nie godzą się na niewolnicze wykorzystywanie i potrafią stawić czoła wyzyskowi. W fabryce pracują przecież ludzie o różnej narodowości, a jednak tylko Polacy zdecydowali się jawnie przeciwstawić regułom, w niej panującym. Mam nadzieję, że sprawa trafii do sądu. Z poważaniem, Aneta Kuropiewska

NOWYCZAS Kartki z kalendarza 124 Whitechapel Road London E1 1JE Redakcja Tel.: 0207 650 8725 redakcja@nowyczas.co.uk listy@nowyczas.co.uk

Dział Ogłoszeń Tel./fax: 0207 247 0780 marketing@nowyczas.co.uk Redaktor naczelny: Grzegorz Małkiewicz g.malkiewicz@nowyczas.co.uk Redakcja: Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk Elżbieta Sobolewska, e.sobolewska@nowyczas.co.uk Zdjęcia: Grzegorz Ciepiel, Daria Danowska Współpraca: Krystyna Cywińska, Agnieszka Dale, Katarzyna DeptaGarapich, Piotr Dobroniak, Michał P. Garapich, Paweł Glijerski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marek Kremer, Marcin Piniak, Jędker Realista, Waldemar Rompca, Robert Rybicki, Anna Stanek, Kamil Stanek, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Robert Trojanowicz, Anna Wendzikowska, Krzysztof Wojdyło Warszawa – Bartosz Rutkowski, Zofia Sołtys Krak ów – Andzej Brzeski, Justyna Drath, Aleksandra Ptasińska, Michał Tyrpa

Piątek, 8.06 – Maksyma, Seweryna 1937 – We Frankfurcie nad Menem odbyła się premiera opery „Carmina Burana” Carla Orffa. 1940 – U wybrzeży Norwegii zatonął ORP Orzeł, słynny polski okręt podwodny. Sobota, 9.06 – Pelagii, Efrema 1832 – Papież Grzegorz XVI ogłosił „breve Cum primum”, w którym potępił powstanie listopadowe jako rewolucję i bunt przeciwko legalnej władzy. 1916 – Na zjeździe socjalistek rosyjskich w Moskwie ogłoszono 8 marca Dniem Kobiet. Niedziela, 10.06 – Bogumiła, Nikity 1907 – Czterech śmiałków stanęło do wyścigu automobilowego na trasie Pekin-Paryż. 1940 – Włochy wypowiedziały wojnę Francji i Wielkiej Brytanii. Poniedziałek, 11.06 – Barnaby, Barabasza 1897 – Robert Bosch otrzymał patent na zapłon iskrownikowy do silnika spalinowego. 1947 – Pierwszy po wojnie międzynarodowy mecz

Środa, 13.06 – Antoniego, Gracjixxx 1958 – W Polsce utworzono Ochotnicze Hufce Pracy (OHP). 1974 – W Monachium otwarto X Piłkarskie Mistrzostwa Świata. Polska reprezentacja Kazimierza Górskiego zdobyła III miejsce. Czwartek, 14.06 – Walerego, Elizy 1800 – Bitwa pod Marengo (pn.Włochy) z udziałem Polskich Legionów. Wojska Napoleona po zaciętej walce pokonały Austriaków. 1958 – W Świerku uruchomiono pierwszy polski reaktor atomowy Ewa.

01.06 02.06 03.06 04.06 05.06 06.06 07.06

Euro 01.06 02.06 03.06 04.06 05.06 06.06 07.06

Wydawca: CZAS Publishers Ltd Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

również na » www.nowyczas.co.uk

NOWYCZAS

POKAŻCIE SIĘ!

Wtorek, 12.06 – Janiny, Onufrego 1902 – Niemiecki fizyk Otto von Bronk zgłosił do opatentowania projekt telewizji kolorowej. 1965 – Królowa brytyjska Elżbieta II uhonorowała członków zespołu The Beatles Najwyższym Orderem Imperium Brytyjskiego.

Dział marketingu i reklamy: Henryka Woźniczka henryka@nowyczas.co.uk Sylwia Dryps s.dryps@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko remi@nowyczas.co.uk Ryszard Zdyb richard@nowyczas.co.uk

Prenumeratę zamówić można na dowolny adres w UK, bądź krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz wraz z załączonym czekiem lub portal order na odpowiednią kwotę (wystawionym na CZAS Publishers Ltd.). Magazyn wysyłany jest w dniu wydania - każdy piatek.

5.61 --------5.60 5,61 5,63 5,62 3.81 --------3,79 3,81 3,82 3,72

2 Tyle dni wystarczyło, by film Spider - Man 3 zarobił w USA 100 mln $

10 Średnio o tyle lat mniej żyją palacze papierosów

64 Tyle operacji plastycznych miała Peruwianka Fulvia Celica Siguas Sandoval od grudnia 1979. Z tych 64, ponad 25 dotyczyło jej twarzy i szyji, inne wliczają redukcję uszu, przekształcenie nóg i liposukcję ramion.

DOROTA SIWEK – absolwentka UJ, etnolog. Dyrektorka szkoły językowej w Polsce. Uzyskała wszelkie certyfikaty uprawniające do nauczania języka angielskiego w Polsce, a egzamin uprawniający do nauczania w krajach anglojęzycznych uzyskała w Oxfordzie po zaledwie miesięcznym pobycie. Jej perfekcyjny akcent sprawia, że niejeden Brytyjczyk uważa ją za rodowitą mieszkankę Wysp. Gratulujemy i zazdrościmy.

Formularz

liczba wydań

UK

UE

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Ja też wierzę, że ludzie, którzy z takim wzburzeniem opowiadali mi o swojej pracy, pójdą z tą sprawą do sądu. Tak jak powiedział mi prawnik, którego zacytowałam w artykule, mają oni absolutne szanse na odszkodowanie, ze względu na dyskryminację. O sprawie zostało poinformowane Zjednoczenie Polskie i jeden ze związków zawodowych, także mam nadzieję, że bohaterowie tego reportażu nie zostaną pozostawieni sami sobie. Sprawę nagłośniło również BBC. Jest więc szansa, że niewolnicze reguły pracy w tej firmie się zmienią. Z poważaniem, Elżbieta Sobolewska

piłkarski z udziałem reprezentacji Polski w Oslo. Polska przegrała z Norwegią 1:3.

GBP

Prenumerata Płatność

OD REDAKCJI: Pani Aneto,

Imię i Nazwisko Rodzaj Prenumeraty Adres

Kod pocztowy Prenumerata od numeru

Tel: (włącznie)

Zdjęcia wraz krótką informacją o prezentowanej osobie prosimy przesyłać na adres e-mailowy redakcji „Nowego Czasu”: redakcja@nowyczas.co.uk


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

4 CZAS NA WYSPIE

Morze możliwości WSPÓŁPRACA morska pomiędzy Polską a Wielką Brytanią ma długą tradycję. Polsko-brytyjskie kontakty rozwijają się pomyślnie, jednakże Polska chciałaby zintensyfikować współpracę i zachęcić brytyjskich inwestorów do kontynuowania pozytywnych trendów. Taki też był cel konferencji, zatytułowanej „Transport morski pomiędzy Polską a Wielką Brytanią”, która odbyła się 30 maja w Ambasadzie RP. Organizatorami spotkania byli: wydawca dwumiesięcznika „Baltic Transport Journal”, ambasador RP w Londynie Barbara Tuge-Erecińska oraz minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki. Seminarium połączone było z multimedialną prezentacją portów w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Świnoujściu. Tempo wzrostu handlu morskiego na świecie wyprzedza tempo wzrostu całej gospodarki. W Unii Europejskiej transport morski przewozi ponad 41 proc. ładunków, a transport samochodowy ma udział w rynku wyższy tylko o 3 punkty procentowe. Świadczy to o tym, że w gospodarkę morską warto i trzeba inwestować. Wymaga to jednak od wszystkich, którzy w tym sektorze działają, zmia-

ny sposobu myślenia, umiejętności podejmowania odważnych decyzji w zakresie reorientacji kierunków geograficznych czy działalności marketingowej. Przykładem takiej postawy jest dyrektor linii żeglugowych Euroafrica, Jacek Wiśniewski, z powodzeniem robiący interesy m.in. w zachodniej Afryce. Polski transport morski w okresie poprzedzającym wejście naszego kraju do Unii Europejskiej nie był w najlepszej kondycji, nie został bowiem w odczuwalnym stopniu zahamowany postępujący od 1990 roku proces jego marginalizacji. Od maja 2004 roku, dzięki funduszom z Unii Europejskiej zaczęto modernizację polskiego przemysłu morskiego. Tematem prezentacji przedstawicieli polskich portów morskich były plany ich modernizacji, obejmujące rozwój infrastruktury około-portowej (autostrady, drogi ekspresowe, kolejowe, porty lotnicze), rozwój infrastruktury w portach i sprawny system zarządzania nimi, a także tworzenie łańcucha transportowego morze-ląd oraz wprowadzanie nowych technologii i nowych form organizacyjnych. Największą zaletą polskich por-

się po II wojnie światowej. Wyszła za mąż za Walijczyka i teraz wychowuje swoje dzieci w trzech językach: polskim, walijskim i angielskim. W programie pojawi się również Keith Sinclair, policjant z Wrexham, który nauczył się polskiego, by skuteczniej kontaktować się ze społecznością polskich imigrantów. Kolejny z odcinków opowiada o Lonwy Jones, która może pochwalić się więcej niż powierzchowną znajomością polskiego języka. Wynajmuje dom polskiej rodzinie, Sonii i Szymonowi Taisnerom oraz ich dwuletniej córecz-

ce Oliwii, która mówi do niej po polsku „babcia”. Przyjazd tak licznej rzeczy Polaków do Wielkiej Brytanii po 2004 roku, również w Walii doprowadził do narodzin wielu prospołecznych inicjatyw. Na przykład powołano do istnienia Polskie Centrum Pomocy w Llaneli. Szacuje się, że w samym tylko Wrexham w północnej Walii, mieszka 10 tysięcy Polaków, co zachęciło lokalną policję do zatrudnienia polskojęzycznych oficerów. (kp)

Polskie napisy w walijskiej telewizji SERIAL dokumentalny z polskimi napisami emituje we wtorki o godzinie 21.00, walijskojęzyczny kanał telewizyjny S4C. Cykl dokumentalny O Flaen Dy Lygaid („Przed twoimi oczami”), wyprodukowany przez BBC, jest pierwszym tego typu przedsięwzięciem w historii brytyjskiej telewizji. Dokument koncentrować się będzie na tych Polakach, którzy zamieszkali w Walii kilkadziesiąt lat temu, rzuca światło na różnice pomiędzy pierwszą falą emigracji, a tymi, którzy przybyli tam po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej. REKLAMA

Producent programu, Marc Edwards powiedział: – Polacy w Walii pomogli nam w olbrzymi sposób przy tworzeniu tego dokumentu. Idea polskich napisów tak naprawdę wyszła od nich. Chcieli, by program był dostępny dla polskich obywateli w całej Wielkiej Brytanii. Cieszymy się, iż mogliśmy sprawić, że stało się to możliwe. Bohaterką pierwszego odcinka jest Barbara Owsianka, mieszkająca koło Bangor w północnej Walii. Pani Owsianka urodziła się i dorastała w Londynie, gdzie jej rodzice osiedlili

Komentarz > 9

tów, co podkreślano podczas konferencji wielokrotnie, jest oczywiście lokalizacja. Bałtycki region morski, który jest punktem centralnym dla dziewięciu krajów środkowowschodniej Europy, ma niemal nieograniczone możliwości rozwoju. Inwestycje w infrastrukturę transportową umożliwiłyby polskim portom uwolnienie potencjału jako „bramy wejściowej” dla regionu bałtyckiego oraz dla krajów bez dostępu do morza (Czechy, Białoruś, Węgry). Udanym przykładem takiej inwestycji jest firma Deepwater Container Terminal Gdańsk S.A., obecna na seminarium, która została uznana za najlepszego inwestora bezpośredniego w Polsce w 2006 roku. Zdaniem ministra Wiecheckiego współpraca polsko-brytyjska dotyczyć powinna nie tylko wymiany doświadczeń w zakresie jak najlepszego wykorzystania możliwości portów, ale także wspólnego poszukiwania efektywnych metod zapobiegania atakom terrorystycznym na morzu, nielegalnej imigracji oraz zanieczyszczeniu środowiska morskiego.

Katarzyna Polis


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

CZAS NA WYSPIE 5

SCENKI ULICZNE

Damiana Chrobaka

Klubowe dylematy Pierwsze spotkanie nowo powołanego Klubu Literackiego, odbyło się w niedzielę, 3 czerwca. W Klubie Orła Białego na Balham High Street w Londynie zebrało się kilkunastu poetów, dziennikarzy i pasjonatów literatury. Spotkanie prowadziła Dana Parys-White, poetka, jedna z jurorek konkursu „Na końcu świata napisane", organizowanego przez Polish Books. Początkowo miał być to klub zrzeszający laureatów konkursu, ale na Balham pojawili się również ludzie, którzy nie brali w nim udziału. Można było z początku odnieść wrażenie, że

Bez płacy nie ma pracy CZTERDZIESTU, głównie polskich robotników budowlanych, pracujących na stacji King’s Cross w Londynie, w piątek 25 maja opuściło miejsce pracy z powodu opóźnienia wypłaty pensji. Według przedstawiciela firmy GMB Toma Kelly, podwykonawcza firma Hennelly, która zatrudniała Polaków, nie płaciła im od czterech tygodni. Kelly powiedział: – Jesteśmy przerażeni faktem, że firmy mogą się w ten sposób zachowy-

konkurs i klub ma służyć celom marketingowym firmy Polish Books. Zresztą prowadząca spotkanie, Dana Parys-White, jasno zaznaczyła, że chodzi jej o propagowanie literatury popularnej, a ta, jak wiadomo, służy przede wszystkim zarabianiu pieniędzy. Spotkanie przybrało jednak nieco inny charakter, bowiem w ramach dyskusji wyłoniła się potrzeba stworzenia wieloaspektowego środowiska literackiego; prawie każdy z uczestników zaproponował własną wizję i okazało się, że jest planowanych kilka jeszcze inicjatyw, które, niezależnie od prezentowanych interesów, funkcjonując „razem" mogą doprowadzić do błyskawicznego rozwoju życia artystycznego Polaków w Wielkiej Brytanii. Na niedzielnym spotkaniu zaak-

centowano dwie sprawy, które mają odgrywać pierwszorzędną rolę w przyszłej działalność Klubu: dbałość o jakość tekstów, które będą promowane i ponadpodziałowa współpraca środowisk twórczych – tę drugą zdecydowanie forsował Marek Kaźmierski, prowadzący fundację Apart Arts i multimedialny dom kultury o nazwie Art-Dom. O profesjonalizm apelował Michał Sędzikowski, współpracujący z „Polish Books", laureat konkursu. Rozmowy i dyskusje uświadomiły zgromadzonym, że większość z nich nie zna realiów i zjawisk charakteryzujących obecną scenę literacką w Polsce. Następne spotkanie odbędzie się za miesiąc, 1 lipca, w Klubie Orła Białego. Wtedy zostaną sprecyzowane cele i zasady funkcjonowania Klubu.

Chcą pomagać i integrować

Warto skorzystać

SEZONOWE centrum pomocy imigrantom zbierającym truskawki na polach okolic Leominster (Herefordshire) zostało ponownie uruchomione 4 czerwca. Stworzono je w ubiegłym roku, by w szerokim zakresie pomagać przybywającym w te rejony Anglii, pracownikom sezonowym. Celem działalności centrum jest również integracja przybyszy z Europy Wschodniej z lokalną społecznością tych okolic. Szacuje się, że ponad trzy tysiące ludzi, między innymi z Polski, przyjedzie latem pracować przy zbio-

RADNY dzielnicy Hackney, Simche Steinberger, będzie udzielał bezpłatnych porad między innymi polskiej mniejszości zamieszkującej Hackney. Zasięgnąć porady dotyczącej na przykład załatwienia sprawy w urzędzie, będzie można w każdy drugi poniedziałek miesiąca, w bibliotece na Stamford Hill (Stamford Hill Library, Portland Avenue, London, N16 6SB). Z radnym spotkać się będzie można od godziny 16.00 do 17.00. Swój pierwszy dyżur będzie on pełnił już 11 czerwca.

rze truskawek. Personel centrum organizuje koncerty i wspólne spotkania przy grilu dla pracowników, a także służy poradami ułatwiającymi aklimatyzację i oferuje darmowe lekcje języka angielskiego. W zeszłym roku nie narzekano na brak wolontariuszy, chętnych poświęcić swój wolny czas, by pomóc zadomowić się w Leominster nowo przybyłym. Twórcą centrum, mieszczącego się w Moravian Church, w Leominster, jest ekumeniczna organizacja Churches Together.

REKLAMA

wać, szczególnie, że włączone są w to pieniądze ze środków publicznych. Mam nadzieję, że proces dochodzenia do prawdy będzie bardzo gruntowny. Jeden z robotników twierdził, że Hennelly był już raz zamieszany w podobną sprawę przy projekcie budowy Terminalu 5 na Heathrow, gdzie pracownicy również przestali pracować w momencie kiedy po raz kolejny nie otrzymali wynagrodzenia.

Brytyjsko-Polska Izba Handlowa zaprasza W czwartek, 21 czerwca, o godzinie 18.00 w restauracji Łowiczanka (POSK) odbędzie się seminarium INWESTOWANIE W NIERUCHOMOśCI W WIELKIEJ BRYTANII organizowane przez BPCC. Wstęp: £18 od osoby Wszelkie informacje dostępne są pod numerami: 078 0970 5363 lub 079 4978 0212 oraz za pośrednictwem maila: mira.faber@bpcc.org.pl Sponsorzy seminarium: NatWest, Adams-your partner in law, Ted Jasina & Co.

learndirect

Poszukiwani świadkowie POLICJA poszukuje świadków napaści na Polaka, której dokonano w sobotni wieczór, 2 czerwca przy centrum handlowym Asda w mieście Trowbridge (hr. Wiltshire). Z obrażeniami głowy mężczyzna został przewieziony do Royal United Hospital w Bath. Został on zaczepiony na parkingu przy supermarkecie, nieznajomy mężczyzna zażądał od niego pieniędzy, a kiedy odmówił, został pobity. Świadkowie zajścia proszeni są o kontakt z policją pod numerem telefonu: 0845 4087000.

0800 093 1114 Supported by the Progress GB Development Partnership which is part funded by the European Social Fund under the EQUAL Community Initiative Programme.

learndirect is a registered trademark of Ufi Ltd.


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

6 POLSKA AMERYKAŃSKI SYSTEM OBRONNY » Czesi już się zgodzili

tydzień w kraju T W Płocku spotkali się premierzy Polski i Litwy. Jarosław Kaczyński i Gediminas Kirkilas rozmawiali o możliwości całkowitego zamknięcia przez Rosję rurociągu „Przyjaźń”. T Sąd skazał po ćwierćwieczu, jako autorów „zbrodni komunistycznej” ZOMO-wców, którzy strzelali do górników w Kopalni „Wujek”. Dowódca oddziału został skazany na 11 lat więzienia, jego podwładni na kary od dwóch do trzech lat. Zgromadzeni w sądzie górnicy i rodziny ofiar przywitały wyrok odśpiewaniem hymnu narodowego. T Rząd zajmuje się projektem przywrócenia obywatelstwa tym wszystkim, którzy utracili je z przyczyn politycznych. Nowa ustawa pozwalałaby też wjeżdżać bez opłat do kraju Polakom ze Wschodu. T W 15. rocznicę „nocy teczek” i obalenia rządu Jana Olszewskiego pod domem Lecha Wałęsy odbyła się pikieta. Wałęsa w tym czasie przebywał we Francji. Rocznica „lewego czerwcowego” była też okazją do spotkania b. premiera Jana Olszewskiego i ministra Antoniego Macierewicza z premierem Jarosławem Kaczyńskim na zorganizowanej z tej okazji sesji. T Doradcą wicepremiera Andrzeja Leppera został były wysoki urzędnik UE, a obecnie jeden z głównych krytyków unijnych instytucji Niemiec Carl Bedderman. „Gazeta Wyborcza” pospieszyła z demaskowaniem „nie swojego” obcokrajowca. T Nieżyjący już, znany komentator sportowy Jan Ciszewski, okazał się informatorem milicji i agentem SB. Zgubiła go podobno namiętność do hazardu. T Federacja na Rzecz Kobiet domaga się od MEN, by wyposażyć tegorocznych kolonistów w pigułki wczesnoporonne. Ciekawe, czy działaczki spotykały się ostatnio z białoruskimi celnikami, którzy od kierowców wjeżdżających do tego kraju wymagają posiadania w apteczkach prezerwatyw? T Lekarze nadal protestują. Nauczyciele wrócili do pracy. Do strajku ostrzegawczego szykują się kolejarze. Żądają wcześniejszych emerytur dla wszystkich pracowników PKP. T Kraków obchodził uroczyście 750-lecie lokacji miasta na prawie magdeburskim. T Według Instytutu Turystyki najlepiej promowanymi regionami są Kraków, Trójmiasto, Łódź i Wrocław. Polskę odwiedzi w tym roku 16,5 miliona zagranicznych turystów.

Kuszenie Polski tarczą – Stanowisko Czech nie jest dla nas wiążące – zapewniał premier Jarosław Kaczyński tuż przed rozpoczęciem rozmów z prezydentem Georgem W. Bushem. Czesi już powiedzieli Amerykanom wprost: zgadzamy się na tarczę antyrakietową. Tymczasem Polska nie jest jeszcze do niej przekonana. Poza wąskim gronem polityków nikt nie wie, co tak naprawdę oferują nam Amerykanie. Polska chciałaby otrzymać system Patriot, w zamian za rozmieszczenie dziesięciu rakiet na naszym terytorium, które byłyby zdolne do przechwytywania rakiet lecących w kierunku USA. Taki system idealnie broni przed rakietami na przykład z Białorusi czy Rosji. Amerykanie nie popierają jednak takiego planu.

Kontrowersje wokół listy lektur PROPOZYCJE Ministerstwa Edukacji Narodowej w sprawie lektur szkolnych wywołały prawdziwą histerię. Media mówią nawet o „indeksie ksiąg zakazanych”. Minister Giertych próbuje tłumaczyć, że chodzi tu o propozycje do dyskusji, a na przykład Dostojewski został „wyprowadzony” z lektur nie przez niego, a w czasach poprzedników w 1999 roku. Największe protesty budzi wprowadzenie „Listów do Nikodema” Jana Dobraczyńskiego. Nie podoba się też Henryk Sienkiewicz, z którego MEN nie zamierza rezygnować. Zaprotestował jednak potomek pisarza, wybitny politolog Bartłomiej Sienkiewicz, który w liście do ministra Giertych oświadczył, że miejsce Henryka Sienkiewicza jest na liście pisarzy usuniętych. Poza Dostojewskim minister Giertych zaproponował wycofanie takich autorów jak Witold Gombrowicz, Gustaw Herling -Grudziński, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Franz Kafka i Joseph Conrad. W dyskusji na temat lektur wypowiedział się też premier Jarosław Kaczyński. – Ja tego nie jestem w stanie zrozumieć. Nie wiem, czy to żart? Jeśli żart, to bardzo nieudany. Drwina – pytanie tylko z kogo. Chęć prowokacji, chęć zaistnienia w najgorszym tego słowa znaczeniu – tyle mogę w tej sprawie powiedzieć – oświadczył Jarosław Kaczyński w programie radiowym. – Żadnego wycofywania literatury klasycznej, polskiej i obcej, literatury XIX i XX wieku nie będzie – podkreślił kategorycznie premier.

Komentarz > 9

– Powinniśmy z Amerykanami twardo negocjować, twardo im stawiać warunki, bo tylko takich partnerów Stany Zjednoczone szanują – przekonuje teraz były minister obrony Radek Sikorski. Sikorski uważa również, że popełniliśmy błąd idąc ślepo za Ameryką do Iraku. W zamian nie dostaliśmy praktycznie nic. Ani dojścia do irackich złóż naftowych, ani kontraktów na odbudowę tego kraju, nawet Amerykanie nie znieśli wiz dla Polaków. – Tarcza antyrakietowa daje możliwości wytargowania od Amerykanów dużo – twierdził Sikorski. Wszystko wskazuje jednak na to, że tarczę przyjmiemy. Na jakich warunkach – jeszcze nie wiadomo. A tymczasem tarcza już popsuła nasze i tak fatalne stosunki z Rosją, która grozi, że w odwecie wyceluje w nas rakiety, oraz z Unią Europej-

ską, która chciała, by kontynentu bronił system rakietowy, ale NATO – nie amerykański. W ubiegły weekend na temat rozmieszczenie tarcz w Polsce i Czechach wypowiedział się jednoznacznie prezydent Władimir Putin. – Wracamy do zimnej wojny nie z naszej inicjatywy – mówił na specjalnie zorganizowanej konferencji dla dziennikarzy zachodnich przed szczytem G-8 prezydent Rosji. Putin wyraził ubolewanie, że Rosja ponownie została zmuszona do wymierzenia rakiet w kierunku Europy (Polski). Kilka dni później prezydent Bush zapewniał, że Rosja nie jest wrogiem Ameryki. Zapraszał Putina do współpracy, a nie konfrontacji. Jednocześnie jednak prezydent Stanów Zjednoczonych skrytykował Rosję za ograniczanie swobód demokratycznych. – Zatrzymany został proces przemian – oświadczył.

Polski rząd zapowiedział, że nie będzie żadnego referendum w sprawie amerykańskiej tarczy, że decyzję podejmie Sejm. A ponieważ jest on zdominowany przez partie rządzące, prezydent George W. Bush już może się cieszyć, że udało mu się namówić Polskę do swojej antyrakietowej tarczy. (br)

Wałęsa po francusku CEREMONIĘ utrzymywano w tajemnicy do ostatniej chwili. Wiedzieli o niej tylko nieliczni mieszkańcy francuskiego miasta Arras na północy kraju. Kiedy jednak przyjechał tam były polski prezydent Lech Wałęsa już było wiadomo, że to chodzi o nazwanie ulicy jego imieniem. Burmistrz miasta Jean-Marie Vanierenberghe komplementował Wałęsę, wymieniano jego zasługi dla Polski, Europy, dla świata. – Już czuję się mieszkańcem waszego miasta – mówił były polski prezydent, a kiedy przetłumaczono jego słowa, rozległy się gromkie brawa. Ma więc Wałęsa swoją ulicę w tym francuskim mieście. I choć sam REKLAMA

wiele razy powtarzał, że za życia nie powinno się stawiać pomników, to tym razem wyglądał na człowieka, który chyba zmienił zdanie. Wałęsa kochany jest poza granicami Polski. W kraju, już gorzej. Powroty byłego prezydenta do polityki kończyły się fiaskiem. On sam jednak buńczucznie zapowiadał, że jak Polska będzie go potrzebować, stanie na wezwanie. Kiedy Wałęsa podejmowany był we Francji, przed jego domem odbyła się manifestacja tych, którzy mieli mu za złe, że 15 lat temu rozpędził rząd Jana Olszewskiego. Sam Wałęsa mówił, że tworzyli go ludzie mali, którzy nie potrafili się potem odna-

leźć w polityce, ale przez kraj przetoczyła się dyskusja, czym była owa noc teczek – jak nazywano ostatnie godziny rządu Olszewskiego. Piętnaście lat temu miała się dokonać dzika lustracja w wykonaniu ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza. Kiedy lista z rzekomymi agentami krążyła już po Sejmie, Wałęsa zebrał szefów głównych partii politycznych i oznajmił, że trzeba Olszewskiego pozbawić władzy. I tak się stało. – Ja chcę robić coś dla przyszłości Polski, a nie grzebać się w zamierzchłej przeszłości – komentował manitestację przed jego gdańskim domem Lech Wałęsa.


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

WIELKA BRYTANIA IŚWIAT 7 NOWY JORK » Agenci FBI udaremnili atak terrorystyczny

Miało być gorzej niż 11 września Nowy Jork znów miał przeżyć tragedię, która wstrząsnęłaby całym światem. Tym razem jednak koszmaru nie było. Agenci amerykańskiej FBI stanęli na wysokości zadania. Niedoszłych zamachowców było czterech. Dowodził nimi niejaki Russell Defreitas, który pracował przy bagażach na nowojorskim lotnisku imienia Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Pochodził z Gujany, ale miał kontakty z terrorystami z Trynidadu. On i trzech wspólników miało zaatakować największe nowojorskie lotnisko. W powietrze miały wylecieć składy paliwa lotniczego oraz zniszczeniu miał ulec rurociąg, którym paliwo tłoczone było z miasta. Rury bie-

gły niemal przez cały Nowy Jork. Agenci FBI – jak teraz wiadomo – mieli tę grupę na celowniku od kilku tygodni. Służby specjalne i amerykańska policja wiedziały o nich wszystko. Ich telefony były przez cały czas na podsłuchu. Współpracowano w rozpracowaniu tego spisku z wieloma policjami innych krajów, w tym Wielkiej Brytanii. Na dany sygnał agenci ruszyli do akcji. Zatrzymano całą czwórkę, szefa grupy pojmano, gdy wychodził z restauracji Lindenwood Diner koło lotniska, które miał zaatakować. Zabezpieczono niezbite dowody ich spisku. Na przykład w zapisie jednej z rozmów Russella było takie, wypowiedziane przez niego, zdanie: „kocham to lotnisko, niebawem zrobimy tam wielkie bum”. Przy okazji tej akcji raz jeszcze okazało się, że w tak newralgicznych miejscach jak lotniska pracują lu-

REKLAMA

nym do szefów stacji, o rozwagę i powątpiewali w słuszność ich decyzji, twierdząc, że pokazywanie takich scen nie leży w interesie publicznym. Szefowie stacji byli innego zdania. – Zdjęcia są wyważone i wierzymy, że leży to w interesie publicznym, aby były one załączone do filmu dokumentalnego – oświadczył przed emisją Julian Bellamy, prezes stacji.

NAJPIERW były głosy oburzenia, a kiedy niecodzienny program telewizyjny skończył się, Holandia oszalała. Mamy teraz dwanaście tysięcy nowych dawców organów. I to jest sukces programu „The Big Donor Show” – mówiono. Zaczęło się dramatycznie. Trójka uczestników była chora i tylko przeszczep nerki mógł im zapewnić dalsze życie. Dawca był jeden – Lisa, która leżała w szpitalu w Amsterdamie. Ona umierała, jej nerka mogła pomóc komuś z oczekującej trójki. O tym komu, mieli zdecydować telewidzowie. Z każdym odcinkiem zabawa rozkręcała się. Ludzie z wypiekami na twarzach obserwowali, jak śmiertelnie chora mówi o tym, że zdecyduje się na oddanie nerki. Z drugiej strony były opowieści tych, którym ta nerka mogła uratować życie. I w pewnym momencie okazało się, że osoba śmiertelnie chora, to aktorka, Leonie Gebbink, zdrowa jak rydz. Wszystkich w studio po tym wyznaniu zamurowało. Rozdzwoniły

T Antyglobaliści dali o sobie znać w związku ze szczytem G-8 w Niemczech. Ponad 400 policjantów odniosło rany, palono samochody, niszczono mienie. Wśród zatrzymanych jest i Polak. T Rosyjska milicja skonfiskowała 150 tys. nakładu gazety, która podawała szczegóły dotyczące antyputinowskiej demonstracji.

się wściekłe telefony. Protestowali zwykli ludzie i lekarze. Twierdzili, że w ohydny sposób zostali oszukani. Kiedy jednak fala emocji opadła dzwonili już inni, ci, którzy byli gotowi oddać swoje organy do przeszczepu. Każdy z tych kilkunastu tysięcy gotowych zaoferować swój organ mówił, że robi to pod wielkim wrażeniem obejrzanego programu. Patrick Lodiers, który prowadził program, sam nie mógł uwierzyć, że jednak opłacała się cała mistyfikacja, że oszukano miliony ludzi w dobrej sprawie. Najpierw wszystkich przeprosił za ten niecodzienny pomysł, potem oznajmił, że czuje wielką radość w swoim sercu. Lekarze z Holandii i innych krajów też nagle zmienili zdanie. Uznali, że co prawda oszukano ludzi, ale robiono to w szlachetnej sprawie. Jednym słowem kolejne zwycięstwo holenderskiej telewizji. Kolejne, bo przypomnijmy, że to w tym kraju powstał słynny Big Brother i inne seriale, które z czasem rozlały się po całym świecie.

Zatrzymany Ługowoj oskarża Londyn pociąg PODEJRZANY przez Wielką Brytanię o zabójstwo Litwinienki agent KGB Ługowoj oskarżył w Moskwie o ten mord brytyjskie służby specjalne, które miały się pozbyć swojego agenta. Moskwa twierdzi też, że Litwinienko działał dla Borysa Bierezowskiego i pomagał mu ukryć ślady finansowania czeczeńskich terrorystów. O polityczną grę oskarżył Londyn również prezydent Putin.

T Prezydent Polski z małżonką wzięli udział w rzymskich uroczystościach kanonizacji bł. Szymona z Lipnicy. Para prezydencka została przyjęta, poza oficjalnym programem, na audiencji przez Ojca Świętego Benedykta XVI. T Prezydent USA George W. Bush odbył podróż po Europie. Poza Czechami i Polską odwiedził Niemcy, gdzie brał udział w obradach G-8. Z Niemiec odleciał do Rzymu, gdzie spotkał się także Ojcem Świętymo Benedyktem XVI.

Oszukiwali w dobrej sprawie

William i Harry protestują CHANNEL 4 pokzał film dokumentalny ze sceną śmierci Diany, pomimo apelu synów zmarłej tragicznie kiężnej. Przed emisją toczyła się wojna na słowa, w której uczestniczyli zarówno przedstawiciele rodziny królewskiej jak i członkowie parlamentu. David Cameron z Parti Konserwatywnej powiedział we wtorek w parlamencie, że Channel 4 powinnien być świadom odpowiedzialności za emisję zdjęć z ostatnich chwil życia księżnej. Synowie zaapelowali w liście wysła-

dzie, co do których były już w przeszłości zastrzeżenia. Wspomniany Russell kilkanaście lat temu oskarżany był o dokonanie terrorystycznych zamachów w Trynidadzie. Kiedy starał się o przyjazd do USA, władze amerykańskie musiały o tym wiedzieć. A mimo to wjechał na teren Ameryki i, co gorsza, zatrudnił się tam, gdzie nie powinien pracować. Amerykańska prasa przypomina, że zamachowcy z 11 września mieli swoje wtyczki na amerykańskich lotniskach. I to dzięki ich pomocy udało się niemal bez problemu wejść na pokład kilku samolotów terrorystom-samobójcom. Po tym dramatycznym doświadczeniu władze zapewniały, że zrobią wszystko, by taka sytuacja już się nigdy więcej nie powtórzyła. Okazało się jednak, że były to tylko puste zapowiedzi. Tym razem, na szczęście, do dramatu nie doszło. (br)

tydzień na świecie

NIEMIECKIE władze nie wpuściły do siebie pociągu, którym jechało 18 polskich alterglobalistów na czele z Piotrem Ikonowiczem. Zakaz wjazdu był nielegalny, choć jeden z uczestników miał maskę przeciwgazową, a inny okulary pływackie. Szef socjalistów Ikonowicz próbował jeszcze dwukrotnie przekroczyć granicę, ale za każdym razem go zawracano.

T Baskowie z ETA ogłosili koniec rozejmu, który obowiązywał ponad rok. Sezon turystyczny to dobry okres do dokonywania zamachów? T Amerykański minister obrony Gates oświadczył, że wojska USA pozostają w Iraku bezterminowo. T Dania zwiększyła o 200 żołnierzy swój wojskowy kontyngent w Afganistanie. Do tej pory przebywało tam 440 Duńczyków. O zamiarze zwiększenia swojej obecności z 300 do 600 żołnierzy poinformowała też Szwecja. T Delegacja UE rozmawiała w Ankarze o przyspieszeniu rozmów akcesyjnych z Turcją. T Unia deklaruje chęć wznowienia rozmów z Serbią o przyznanie jej statusu kraju stowarzyszonego. Jest to „marchewka” za współpracę z Trybunałem w Hadze. T Stolica Apostolska nawiązała pełne stosunki dyplomatyczne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. T Rosja prawdopodobnie zamknie rurociąg „Przyjaźń”, którym dostarczana była ropa m.in. do litewskich Możejek. Moskwa przyspiesza budowę rurociągu do Primorska, który omija Białoruś i Polskę. T Amerykańska sekretarz Stanu Condoleezza Rice skrytykowała Hiszpanię za „robienie interesów” z Kubą. T Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że Szwecja nie ma prawa zakazywać prywatnego importu alkoholu, bo jest to sprzeczne z przepisami unijnymi.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

8 TAKIE CZASY

Spod angielskiego parasola

N

Mity, bajki, legendy… Krzysztof Muszkowski redakcja@nowyczas.co.uk

a Placu Trzech Krzyży w Warszawie, w latach trzydziestych, tuż koło Alei Ujazdowskich stał dom amerykańskich metodystów i ich znanej szeroko na świecie organizacji Y.M.C.A. (spolszczona na „Imka“ albo „Imcia“). Uczono tam języka angielkiego, ćwiczono i trenowano sportowców, był świetny basen pływacki, lekcje gimnastyki, boksu, ping-ponga i nawet tenisa. Nie wszyscy młodzi tam bywali. Uważano, że metodyści próbują literaturą i lekcjami języka angielskiego przybliżać swoje religijno-pedagogiczne idee młodym polskim uczniom gimnazjalnym i studentom. Było tam też kino, w którym wyświetlano moralnie budujące filmy o tym, jak powinni się zachowywać i jak żyć młodzi chrześcijanie. Jedną z nauczycielek języka angielskiego była tam młoda Amerykanka – Angela, która poślubiwszy inżyniera z Politechniki Warszawskiej, zerwała z Y.M.C.A. i uczyła prywatnie uczniów zaawansowanych już w języku angielskim. Posłano mnie do niej na parę lekcji prywatnych, mimo że moja matka uważała, że prawdziwi Anglicy w Anglii nie mówią z amerykańskim akcentem. Miała oczywiście rację, ale jak to właściwie było z tym akcentem, opowiem. Oto inni specjaliści od nauki tego trudnego języka kazali mówić tak, jakby się miało gorący kartofel w ustach. Kręcić językiem w gębie tak długo, aż wyjdzie dźwięk mało zrozumiały, ale brzmiący „po angielsku“. Nie należało mlaskać językiem, ale by mieć szansę na prawidłową wymowę, należało wsadzać go pomiędzy wargi i szybko wysuwać, jednocześnie wydychając z siebie powietrze z cichym świstem. Taka tech-

REKLAMA

nika obowiązywała zwłaszcza wtedy, gdy starano się wymówić słynne „THE“, chyba jeden z najtrudniejszych dźwięków języka wyspiarzy, który nie jest właściwie słowem, a właśnie wyłącznie dźwiękiem. Sztuka w tym, kiedy go używać. Bo czasem rzeczywiście staje się słowem, a kiedy indziej tylko przystawką. Tak powstał mit angielskiej wymowy, więcej: język angielski sam w sobie stał się mitem, a wraz z nim współistniały legendy i bajki o tym dalekim kraju – Anglii. Kiedy zimą 1942 roku znalazłem się w Glasgow, byliśmy powitani przez pięknie umundurowane wojskowe kobiety. Robiły na nas wielkie wrażenie. Patrząc na nie, zauważyłem z żalem, że żadna nie miała w ustach gorącego kartofla. Przeciwnie, mówiły czysto i wyraźnie. Mimo że było to w Glasgow. Bajki i legendy o tej Anglii krążyły po przedwojennej Polsce. Był to w końcu kraj mało znany szerokiemu ogółowi. Daleki, trochę obcy, niekiedy tajemniczy, intrygujący, uznany przez wielu jako trudny do zrozumienia, a więc niemożliwy do właściwej charakterystyki. Tę tajemniczość pogłębiały jeszcze utwory Józefa Conrada Korzeniowskiego. Jego brytyjscy bohaterowie byli głównie marynarzami, ludźmi związanymi z morzem, ale też z imperializmem. Mieli w sobie głęboko zakorzenione tradycje postępowania, traktowania ludzi sobie podwładnych według etosu gentlemana, z fair play, ze skromnością, nigdy nie wysuwając siebie ponad innych. A przy tym wszystkim, bohaterowie Conrada umieli przegrywać po męsku „tak, jak trzeba umieć przegrywać”, nade wszystko licząc wypowiadane słowa, by nigdy nie było ich za wiele. Milczenie nie jest oznaką słabości. Przeciwnie. Pamiętam dobrze, jak przed wojną mówiono w Polsce o An-

glii. Byli intelektualiści, którzy znali literaturę angielską, cytowali Szekspira, mówili z zachwytem o imperialnym Kipplingu, poeci młodszego pokolenia zachwycali się Oskarem Wilde’m, jeszcze młodsi Eliotem. Jednak generalnie znajomość języka angielskiego nawet wśród intelektualistów była skromna. Francuski i niemiecki były językami najbardziej popularnymi. Dziś, jako rezultat historii ostatnich 60 lat, język angielski zdecydowanie wysunął się na prowadzenie. Czy zostały mity? Czy zostało pojęcie „angielskiej flegmy”? Czy mgła jest dalej w mowie potocznej tak samo ważnym elementem, jak była w latach czterdziestych? Zastanawiam się nad tym myśląc o przygotowaniu językowym, albo o jego braku, wśród nowych polskich przybyszów do tego kraju. Wracam do naszych reakcji w tamtych innych, wojennych czasach. Wracam do tego, że wtedy co innego było racją bytu, a ta zmieniła się parokrotnie. Zmieniła się Anglia i Wielka Brytania niemal równie wielokrotnie. Dziś jest niemal taka sama, jak inne kraje europejskie. Nie jest uważana za jakiś dziwoląg, inny, poważniejszy, bardziej doświadczony, o wiele bogatszy, imperialny. Anglia zeszła do poziomu takiego samego jak inne kraje, zmieniła się tak, jak i one się zmieniły. Przestała być czymś niby specjalnym. Pozostały jednak mity dotyczące historii obu tych – naszych – krajów. Tu mała dygresja. W latach pięćdziesiątych i potem co niedzielę wychodził w Londynie poczytny i poważny tygodnik pod tytułem „The Sunday Times“ (nie mający nic wspólnego ze słynnym do dziś dnia „Times’em“). Bardzo znany wśród londyńskiej Polonii był Nicholas Caroll, korespondent dyplomatyczny tego pisma. Nie tylko dlatego, że często jeździł jako reporter do Polski i dużo o ówczesnej Polsce pisał, ale też dlatego, że obie jego żony były Polkami, też znanymi na terenie Londynu. Caroll, popularnie znany jako „Nicki“, miał wielu polskich przyjaciół i lubił przebywać w polskim towarzystwie. Mówił przy tym dobrze po polsku. Był człowiekiem praktycznym. Nie filozofował, jako rasowy dziennikarz lubił fakty. Często pytał, jak się to dzieje, że ludzie tak inaczej wychowani w przedwojennej Polsce, tak łatwo i bezboleśnie zaaklimatyzowali się w Anglii. Odwiedzał mnie wielokrotnie w szpitalu Hammersmith, gdzie leżałem przez parę miesięcy. W czasie jednej z takich wizyt powiedział, że myśli, iż różnic pomiędzy nami, jako ludźmi, pewnie nie ma, mamy tylko obopólnie inną o sobie wizję. A ta wizja to pozostałe w historii mity, bajki i legendy.

W

Co donosi echo?

Krystyna Cywińska

szystko się zmienia, żeby jednak było jak dawniej. Biorę do ręki książkę Stefanii Kossowskiej pt. „Mieszkam w Londynie”. Wydał ją w roku 1964 B. Świderski. Ten sam, którego zdemaskował IPN jako tajnego współpracownika esbecji. Zażarta patriotka niepodległościowa, pani Stefania, przeżywa pewnie teraz męki i rozterki w zaświatach. W grobie się przewraca, że taki oczajdusza był jej wydawcą. Mamy teraz z tym problem, czy go nie mamy? Pisarce i wieloletniej redaktorce „Wiadomości”, Stefanii Kossowskiej, nie zaszkodził. A dzięki niemu zostały po niej książki. Co jest jednym z wielu przykładów złożoności procesu lustrowania. W książce „Mieszkam w Londynie” wczoraj odbija w lustrze niczym dziś. W jednym z rozdziałów są takie oto opisy: Z firmowej ciężarówki wysiada na Fulham Road trzech mierniczych. Ustawiają przyrządy, zatrzymują autobus, który im zawadza i siarczyście klną w klasycznej polszczyźnie, jakby im tekst napisał Hłasko. Na South Kensington ktoś prosi o bilet za sześć pensów, a nie jakieś tam six pence. W sklepie z owocami para szepcze sobie czułe słówka po polsku. – Ile się należy? – pyta zakochany. – Two and sex – odpowiada sprzedawca i dodaje po polsku: – Tylko dla zakochanych. Po salach muzealnych przechadzają się z godnością woźni. Niczym wcielenie angielskiej flegmy. I słychać szept: – Panie majorze, ma pan lanczyk w teczce? A przy straganie na jednej z ulic starsza pani wykłóca się o pomidory: – I co mi pan tu takie zgniłki ładuje do torby? Sprzedawca nieco zażenowany wybiera jędrne. – To on Polak? – dziwi się towarzyszka kupującej. – Jaki on tam Polak? On tutejszy. – Ale zrozumiał co mu powiedziałaś. – Nauczył się! Ja nie zwariowałam, żeby się na starość uczyć po angielsku. Tak mniej więcej opisuje te sceny Stefania Kossowska. Pisze w roku 1964, że na londyńskim Kensingtonie według pobieżnych obliczeń istniało ponad dziewięćdziesiąt różnych polskich instytucji społecznych i zawodowych. I drugie tyle sklepów, firm i zakładów, nie licząc hoteli, restauracji i kawiarni. Zawsze można było tam znaleźć robotę. Należy dodać, że na Kensingtonie czy na Ealingu, Balham, Streatham mieszkali również Anglicy. Dziś także mieszkają tam przybysze zewsząd. Ale wszędzie, jak wczoraj, słychać język polski. Często w tej klasycznej polszczyźnie, jakby im tekst napisał Hłasko czy teraz Masłowska. K***a, życie zawsze dopadnie człowieka! Słyszę w autobusie. Uważaj, żeby cię nie dopadło w gaciach! No właśnie. Śmiertelny ubytek emigracji wypełnił w ostatnich latach napływ rodaków z kraju. I zaczęły się znów mnożyć, jak dawniej, nie tylko polskie instytucje, ale i polskie pisma. Według spisu opracowanego przez red. B.O. Jeżewskiego w latach sześćdziesiątych w Wielkiej Brytanii było ponad trzydzieści polskich pism. Wymienię kilka: „Dziennik Polski

i Dziennik Żołnierza”, „Gazeta Niedzielna”, „Orzeł Biały”, „Syrena”, „Jutro Polski”, „Myśl Polska”, „Dziatwa”, „Fotorama”, „Merkuriusz Polski. Życie Akademickie”, „Głos Kobiet”, „Za Kierownicą”, „Robotnik”, „Odnowa”, „Rzeczpospolita Polska”. Większość pism miała charakter polityczny, niepodległościowy. A pozostałe, towarzysko-emigracyjny. Za wszystkie trzeba było płacić. Większość była także dotowana przez różne fundusze. I większość z czasem zaniemówiła i zamarła. Razem z czytelnikami. No a teraz, na Wyspach, znowu wydawnicza bonanza! Posiew pism polonijnych. Czy w bycie technologii i niebycie finansowym prasa polonijna ma rację bytu? Jak to się dzieje, że najstarsze pismo codzienne „Dziennik Polski” z Żołnierzem w podtytule wiecznie robi bokami? Ledwie zipie, mimo że trzeba je kupić i jest dotowane przez dwa emigracyjne fundusze? A pisma niedotowane, darmowe, na reklamach stojące, jeszcze się nie rozłożyły? I raz na tydzień w różne dni są do wzięcia? Choć dziennikarz „Dziennika” R. Małolepszy nazwał je brukowcami przez wiatr roznoszonymi nie wiadomo gdzie. Czyli brukowce leżą na bruku i przed kościołami na stosach, a „Dziennik Polski” nie leży, ale powoli się rozkłada. Jak się to dzieje? Na taki temat miała się odbyć debata w programie TV Polonia „Z daleka a z bliska”. Jednak zamiast debaty, dyskretnie skoncentrowano się na wypowiedziach i zapowiedziach ambitnych planów medialnych wydawcy „Gońca Polskiego”. W programie padały też wypowiedzi znawcy dziennikarstwa. Żaden znawca tej dziedziny niczego nowego nie wymyślił. Bo w dziennikarstwie nie chodzi o akademickie rozważania głową, lecz o posiadanie nosa na czytelników. Tyczy się to zwłaszcza dziennikarstwa polonijnego. Jest w większości amatorskie, bywa że chałupnicze. Kokietowanie przez telewizję polonijnego piśmiennictwa czytelników tym pismom chyba nie przysporzy. Wiedza medialna jest niemal metafizyczna. A dziennikarstwo to dziś sztuka stosowana. W wolnym kraju każdy może wyrażać swoje zdanie i nikt nie musi tego słuchać ani czytać. W dziennikarstwie naczelną zasadą jest nie nudzić, nie nudzić i jeszcze raz nie nudzić! W programach TV Polonia raz po raz słyszę o potrzebie szerzenia wśród tubylców polskiej kultury, kuchni, tradycji. Apostołowania polskiej racji stanu, turystyce i przemysłowi. W polskim języku? W polskich pismach? To znaczy niech się tubylcy uczą polskiego? Słyszę też do znudzenia o polskich korzeniach. A jak słyszę, sięgam po łopatę. Bo tylko łopatą do głowy można wbijać polskie korzenie tym, którzy ich nie czują. Korzenie lepiej zostawić agrokulturze. Niemniej prasa polonijna może te „korzenie” umacniać polskim słowem i podlewać je nie wodą, ale tajemniczą, płynną pożywką dziennikarską. Inaczej zwiędną razem z pismami, dziennikarzami i redaktorami. Wszystko się zmienia, żeby jednak było jak dawniej. Jak doniosło echo.


nowyczas.co.uk

Grzegorz Małkiewicz

Każdy człowiek jest ambitny. No, może prawie każdy. Ale już na pewno polityk musi być człowiekiem ambitnym. Tym bardziej jeśli jest Najwyższym Politykiem w Kraju i ministrem odpowiedzialnym za edukację Narodu. Co taki minister robi? Zagląda w swoją duszę i na własny wzór i podobieństwo chce kształtować dusze młodych pokoleń.

W

Polsce zawrzało z powodu listy lektur obowiązkowych Romana Giertycha. Media są oburzone. Premier też. Zaskoczony obrotem sprawy minister zaczyna się już nawet tłumaczyć. Że to nie on usunął Dostojewskiego z listy lektur. Dostojewskiego na tej liście nie było od 1999 roku i nikt tego nie zauważył. Dostojewski przez całą dekadę korzystał więc z dobrej pozycji pisarza nieobowiązkowego, co w systemie hierarchii narzucanym przez kolejnych ministrów przekłada się na pozycję pisarza prawie zakazanego. I w tym miejscu nie trzeba przypominać starej prawdy – najlepiej smakuje… itd. Sam minister chyba ukradkiem zapoznał się z twórczością Dostojewskiego, bo nagle podkreśla w tej dziwnej debacie fundamentalne znaczenie dylematów moralnych rosyjskiego pisarza. O to ministra nie podejrzewałem, bo patrząc na jego kondycję duchową,, moż-

JAZDA bez cugli

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

FELIETONY 9 na założyć, że dla niego ważnym przesłaniem jest prosta prawda – człowiek nie powinien mieć dylematów moralnych. Niepotrzebnie się tłumaczy, ma prawo do takich przekonań. Czy nie jest tak, że najbardziej cenimy sobie to, że możemy się różnić? Inny minister sporządzi inną listę. Krytycy ministra Giertycha też takie listy mają. W wąskim gronie wymienianych klasyków też nie było zgody, które dzieła są ważne w kanonie literackim. Najbardziej ekstremalnym przykładem jest patologiczna wręcz niechęć, jaką okazywał twórczości Dostojewskiego Joseph Conrad (też z listy usunięty). Jeden moralista przeciw drugiemu. Skrajny przykład nietolerancji. Już chociażby z tego powodu powinien być wykluczony przez postępowych krytyków. Każda lista jest arbitralna i zawsze zawiera elementy indoktrynacji. A ponadto działania ministra Giertycha świadczą o znajomości literatury. Uderzające jest po-

dobieństwo Najwyższego Polityka z Wielkim Inkwizytorem Dostojewskiego. Wyrażona przez Inkwizytora pretensja związana jest obroną prawa do indoktrynacji, czyli podstawowego prawa wychowania. Szkoła, z definicji, jest instytucją indoktrynującą. Ma strukturę hierarchiczną, widoczną w liście lektur obowiązkowych. I niech tak pozostanie. Wszystkie postmodernistyczne próby wymyślenia szkoły tolerancyjnej, otwartej, postępowej kończyły się tragicznie. Ministrowie przychodzą i odchodzą. Nikt ich potem nie pamięta. O wiele ważniejszy jest mądry wychowawca, ich pamiętamy, i to dzięki ich otwartości sięgamy częściej do lektur nieobowiązkowych. Gombrowicz w kanonie lektur obowiązkowych? Trudno sobie wyobrazić większą kpinę z jego twórczości. Minister, który o tym zdecydował (nazwisko?) był większym szkodnikiem. Popieram ministra Giertycha.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

W

Michał P. Garapich

Święto integracji

ściekli się z tym świętami narodowymi. Tak jakby Londyn podglądał PiS i pomysły podbierał. Tutejsze ministerstwo odpowiedzialne za sprawy integracji lansuje pomysł święta narodowego dla wszystkich Brytyjczyków, aby wspomóc ich w budowaniu poczucia wspólnoty i szacunku dla własnego państwa. W planach jest więc kolejny Bank Holiday, dzień wolny od pracy, podczas którego społeczeństwo radować się będzie z faktu przynależności do tej deszczowej wyspy. W samej idei nie ma niby nic złego i sporo osób ucieszy się z dnia wolnego. Brytyjczycy spędzają w pracy najwięcej czasu ze wszystkich europejskich społeczeństw, trochę ulgi im się więc należy. Może chodzi o podniesienie dochodów z marży na alkohol, w końcu wiadomo, co wyspiarze w czas wolny robią. Święto ma oczywiście swój sens kulturowy. Nie łudźmy się, że chwila przerwy od rutyny przy jednoczesnym bombardowaniu widokiem flagi czy filmami historycznymi ma skłonić do refleksji i wywołania poczucia przynależności. Nie chodzi o samo święto, ale o to, od czego jest przerwą. Wskutek każdego rytuału, w którym czasowo zawieszone są normy, po ich przywróceniu normy zostają właśnie wzmocnione, rodzą się na nowo. Mówiąc inaczej, rytuał polega na tym, aby chwilowo wprowadzając chaos, odmianę i niecodzienność – potwierdzić konieczność porządku, nieuchronność znanej codzienności i władzę rutyny. Wracając do święta narodowego, wątpię więc, czy chodzi tylko o ten jeden dzień, który większość i tak spędzi przed telewizorem, na grillu czy w pubie. Chodzi o przypomnienie, że prawdziwym zadaniem Brytyjczyka jest wstać rano do pracy, potem na zakupy i do domu. Święto czyni rutynę znośną, ale też bardziej zrozumiałą. I stąd poczucie przynależności do miejsca nie będzie zależało od siły machania chorągiewką w biało-niebiesko-czerwone krzyżyki, ale od tego, na ile dany osobnik pogodzony jest z codziennością, widokiem półek w Tesco czy monotonią architektury. I tutaj właśnie projektodawcy dnia się mylą, problemy z integracją widząc tylko w migrantach. Wydaje się raczej, że problemy z integracją mają wszyscy na różnych etapach życia. Ja na przykład chwilami czuję się, owszem, całkiem nieźle zintegrowany, ale przyjdzie taki czas, że za cholerę zintegrowany nie jestem. A czy mnich jest zintegrowany? A mieszkaniec najdalszych zakątków Wysp Szetlandzkich? A młodociani przestępcy? A tzw. New Age Travellers, którzy podróżują w karawanach po Wyspach wiodąc cygański tryb życia? Co w ogóle integracja ma znaczyć? Kiedy rządzący mówią o integracji, należy uważać. Przyświeca im bowiem założenie, że idealne społeczeństwo to populacja jednolita i homogeniczna. Jakże łatwo by się rządziło, gdyby wszyscy myśleli tak samo, albo gdyby wszyscy zgadzali się co do posunięć rządu. Marzył o tym Platon, marzy każdy zarządzający ludźmi. Ale ci, na szczęście są trochę bardziej nieprzewidywalni. Sami wyspiarze są na podobne kwestie w miarę odporni. Mają swój humor i sarkazm. Za każdym razem, kiedy pojawia się pomysł testów na brytyjskość czy jakichś egzaminów, które miałyby pokazać stopień zintegrowania, Brytyjczycy na potęgę testują samych siebie i szybko okazuje się, że biorąc podobne formuły na serio, należałoby sporą część z nich pozbawić obywatelstwa.

O BYC Z A J ÓW K A

A

Waldemar Rompca h, jak dobrze. Cudów na Wyspach Brytyjskich nastąpił ciąg dalszy. Tym razem wyspiarze zaskoczyli mnie swoim kolejnym wynalazkiem pod tytułem „polskie napisy w walijskiej telewizji’, o czym z radością doniósł „The Times”. Jest się nad czym popastwić – pomyślałem z zachwytem, bo do radości niestety mi daleko. Dlaczego? Od czasu mojego przyjazdu do Londynu życie nabrało tempa. W 2005 roku nawet nie marzyło mi się, że idąc ulicą w oczy uderzą mnie duże bilboardy w języku polskim. Dzisiaj to jednak norma, która nie tylko na mnie nie robi już żadnego wrażenia. Nawet ksenofobiczny „The Mail” nie pastwi się już nad tym, a przecież powinien, bo kto jak kto, ale nikt tak bardzo nie stoi na straży brytyjskości – cokolwiek by to miało znaczyć – jak ten brukowiec. Tym razem sprawę całą prawie przemilczał,

Napisy for dobra Polak czemu się szczególnie nie dziwię. Ile razy bowiem można donosić czytelnikom o tym, że kolejny bastion brytyjskości opanowali Polacy (czytaj: imigranci!), którzy nadal tłumnie przybywają na Wyspy Brytyjskie. Każdemu może się temat znudzić, tym bardziej że przykładów zaczyna być coraz więcej. Były już znaki drogowe w języku Mickiewicza, reklamy nie tylko w prasie, metrze czy na ulicach. Banki od dawna oferują nie tylko materiały promocyjne po polsku, ale zapewniają nawet polskojęzyczną obsługę, która pomoże w załatwieniu spraw finansowych. Sieć komórkowa O2 przygotowała instrukcję obsługi kart SIM w systemie pre-paid dla tych z nas, którzy po angielsku ledwo co albo i nic. Ale żeby programy w telewizji okraszać napisami po polsku? „The Times” donosząc o tym ważnym z punku widzenia brytyjskości wydarzeniu zaprezentował również próbkę tłumaczeń w języku polskim, która to najpierw mnie zaskoczyła, potem zaszokowała, by na końcu pozostawić mnie w smutnym nastroju. Cała sprawa bowiem przestaje być zabawna, gdy dowiadujemy się, że autorem tłumaczenia jest urodzona tutaj Polka – tak przynajmniej twierdzi gazeta – która mówi nie tylko po angiel-

sku, walijsku, ale i po polsku. A przynajmniej tak twierdzi ona i „The Times”. Sądząc po próbkach zacytowanych przez „The Times” uważam, że pani Barbara z językiem polskim jest co najmniej na bakier. Owszem, pewnie bez problemu potrafi się dogadać, ale na jej miejscu nie pchałbym się z taką znajomością polskiego do telewizji. A jeśli już, to pozostałbym incognito, bo jakość tłumaczenia zaprezentowana w gazecie nie tylko pozostawia wiele do życzenia, ale nawet może niektórym sprawić kłopot w zrozumieniu sensu tego, co będą czytali. Co zresztą staje się powoli normą na Wyspach – wystarczy zapoznać się z polskimi przekładami materiałów zaprezentowanych przez niektóre banki czy nawet sieć komórkową. Cieszyć się więc, czy smucić? Z drugiej strony wszystko to zaczyna mnie dziwić. Brytyjczycy coraz bardziej otwarcie mówią o kryzysie brytyjskiej tożsamości. Donoszą, że rodowici mieszkańcy Wysp bardziej są przywiązani do lokalnej drużyny piłkarskiej niż własnej flagi. Tym bardziej dziwi to, że pojawiają się takie dzikie pomysły jak ten. Zamiast uczyć wszystkich języka angielskiego, kaleczą język polski. Nikomu nie wyjdzie to na zdrowie.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

10 NASZE HISTORIE

W

Nadziei nie oszukasz Waldemar Rompca w.rompca@nowyczas.co.uk

iedział, że nie będzie łatwo. Dwa miesiące wcześniej wrócił do Polski z rocznego pobytu w Ameryce. Wiele sobie po tym wyjeździe obiecywał. Znajomy, który zaprosił go do siebie, obiecywał wszystko. Pracę, tanie mieszkanie i wiele wolnego czasu na poznawanie kraju. Ale były to tylko obietnice. Zamiast pracy w biurze, Andrzej zasuwał na plantacji kukurydzy, potem na farmie w jednym z centralnych stanów i o zwiedzaniu ogromnego kraju mógł jedynie pomarzyć. Jego Ameryka ograniczała się do dużej farmy, paru budynków gospodarczych i ogromnych pól kukurydzy, na którą nie mógł patrzeć. – Już pierwszego dnia w Stanach przekonałem się, że nie jest to ziemia obiecana. Może kiedyś była, ale gdy ja wylądowałem w Ameryce, nic z tamtego mitu już nie pozostało – przyznaje ze smutkiem. Wytrzymał parę miesięcy. – Miałem dość gburowatego szefa, który z czasem zaczął mnie kasować za wszystko. Wcześniej mieszkanie było wliczone w wynagrodzenie, nie płaciłem za nic. Z czasem okazało się, że za dużo używam wody, więc musiałem za nią płacić. Potem za prąd, potem za całe mieszkanie. Z kilkuset dolarów miesięcznie coraz mniej zostawało na przeżycie. Pewnego niedzielnego ranka Andrzej postanowił, że już dalej tak nie może. Obiecał sobie, że jak tylko szef przyniesie kolejną tygodniówkę, spokojnie wróci do swojego pokoju, spakuje plecak i wyruszy na poszukiwanie lepszego miejsca na ziemi. – Przecież gdzieś w tej Ameryce musi być coś lepszego do roboty, niż tylko zbieranie kukurydzy przez cały dzień – zastanawiał się w duszy i robił plany na przyszłość. Już dawno nie czuł w sobie tyle energii jak wówczas, gdy podjął decyzję o wyjeździe. – Najbliższy autobus jedzie na Florydę – oznajmiła spokojnym głosem znudzona starsza pani, która dorabiała sobie na dworcu autobusowym. Bilet jedyne 45 dolarów w jedną stronę, podróż potrwa dwa dni. Andrzej nie musiał się długo zastanawiać. Floryda znacznie bardziej mu pasowała niż ten pustynny stan, na którym poza ogromnymi gospodarstwami rolnymi nie było nic. Nawet w lokalnym barze pełno było kukurydzy, tak jakby nic innego nie miało na świecie znaczenia. Dwa dni później, nad ranem, Andrzej dostrzegł na horyzoncie brzeg oceanu. Poczuł, jak bryza dodaje mu energii. Nie wiedział, jak sobie poradzi, nie miał najmniejszego pojęcia o tym, gdzie się zatrzyma i na jak długo wystarczy mu pieniędzy. Praca? Boże, cokolwiek, nawet w McDonald’sie, byle tylko zapłacić rachunki. Żył złudzeniami. Przez kolejne trzy miesiące chodził, pukał do drzwi, szukał stałego zajęcia. Na Florydzie był bez szans. Nie wiedział, że ponad połowa stanu mówi po hiszpańsku, że

Na lotnisku urzędnik imigracyjny spojrzał na niego złowrogo. Nieogolony, w nieświerzych ciuchach z polskim paszportem. To nie wróży niczego dobrego – pomyślał Andrzej. emigranci z Kuby opanowali czarny rynek pracy, że na kolesia z Europy nikt tutaj nie czeka. Musiał podjąć szybką decyzję co dalej. Nowy Jork? A może słoneczna Kalifornia, która nadal jest najszybciej rozwijającym się stanem Ameryki Północnej? – Nie było łatwo. Widzisz jak kasa kurczy się każdego dnia i nie wiesz, co przyniesie kolejny dzień. Mieszkałem w spelunie, której w Polsce nie nazwałbyś nawet przez moment pokojem. Ale tutaj to co innego. Jest dach na głową, jest łóżko, toaleta na korytarzu i bieżąca woda. Jedyne 65 dolarów tygodniowo – wspomina Andrzej. Po tygodniu był już w Warszawie. – Wytrzymałem rok – mówi. – Nie zobaczyłem Ameryki, ale wiem, że szybko tam nie pojadę. Przekroczyłem limit czasu, jaki mogłem tam przebywać na wizie turystycznej, teraz przez kilka lat mogę o Stanach po prostu zapomnieć. Nie udało się, to wszystko. Wielka sprawa – dodaje obojętnie. W Warszawie czuł się jak w domu. Mieszkał tutaj przed wyjazdem za ocean, miał dobrą pracę w banku, był cenionym pracownikiem, któremu jednak brakowało czegoś do szczęścia. Znajomi wyjeżdzali z kraju, zaczynali nowe kariery za granicą, a on jak siedział w okienku kasowym, tak siedział. Po roku znalazł się w tym samym miejscu, z którego wyruszył, z tym tylko wyjątkiem, że nie miał pracy, nie miał mieszkania, jedynie kilkaset dolarów w kieszeni i nadzieję, że numery telefonów do znajomych jeszcze działają… – Boże, jak ja się wówczas bałem, że nikogo ze znajmomych nie będzie już w Polsce, że wszyscy wyjechali – dodaje. Nie wyjechali. Miał się gdzie zatrzymać, szef w banku nie krył zdziwienia, gdy zobaczył byłego pracownika. Cenił go bardzo, więc nie było problemów z przyjęciem z powrotem do pracy. Wynagrodzenie? Tysiąc pięćset złotych miesięcznie. – W Warszawie półtora tysiąca złotych to grosze, za które nie przeżyjesz, jeśli nie masz dachu nad głową. Ja nie miałem nikogo, szybko musiałem poszukać mieszkania. Nie mogłem tygodniami siedzieć u znajomych! — wraca do tamtych dni Andrzej. Po dwóch miesiącach zdecydował się, że tak dalej być nie może. Zbierając kukurydzę w Ameryce dostawał więcej, niż pracując w jednym z największych banków w Polsce. Poszedł do szefa z nadzieją, że ten zrozumie

jego trudną sytuację. – Zdaję sobie sprawę z tego, że wynagrodzenie, jakie jesteśmy w stanie zaoferować, jest dalekie od tego czego pan oczekuje – zaczął ostrożne szef – ale takie są realia, w których przyszło nam pracować i nic nie jestem w stanie na to poradzić. Nie miałbym nic przeciwko temu, by dać panu i nam wszystkim podwyżki, tylko że nie mam na to środków – dokończył spokojnie szef. Andrzej nie wytrzymał. Nie można przeżyć za takie pieniądze w Warszawie. Nie można i już – powtarzał sobie w duchu. Stał się nerwowy, przestał interesować się pracą. Wiedział, że długo nie wytrzyma. – Londyn? Co ty robisz w Londynie? – spytał kumpla, którego przypadkiem spotkał na ulicy. – Wyjechałem zaraz po tobie. Nie dostałem wizy do Stanów, chciałem tak jak ty, więc postanowiłem spróbować szczęścia w Londynie – opowiadał kolega. Andrzej nawet nie słuchał do końca. Wyobraźnia już pracowała na całego. Już zastanawiał się, kiedy może wyjechać, czy ma jeszcze jakieś odłożone pieniądze. Zapamiętał jedynie, jak kolega mówił, że w Londynie pracy jest w bród, że każdy coś dla siebie może znaleźć. – To było to! Cieszyłem się jak dziecko, że spotkałem Przemka. To była wiadomość, na którą czekałem tak długo! – Andrzej pamięta ten moment do dzisiaj. Pożegnał się szybko z kolegą, obiecał, że się odezwie. Poszedł wszystko przemyśleć. Na przeciwko kina Atlanic usiadł w barze i zamówił piwo. – Już dawno polskie piwo nie smakowało mi tak bardzo jak wówczas. Siedziałem w piwnym ogródku na Chmielnej, piłem piwo, patrzyłem na ludzi i już widziałem, że za chwilę mnie w Warszawie nie będzie. Wszystko jedno jak i kiedy. Byle szybko. Już nie mogłem w Polsce wytrzymać – Andrzej nagle zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo Polska różni się od Ameryki. Tam dostawał w kość, ale ludzie byli jacyś inni. Bardziej pogodni, zadowoleni z tego, co mają. W Warszawie każdy narzekał, jak mu źle, jak ciężko się żyje, jakie wszystko drogie. Dość miał tego narzekania, ponurego nastroju i braku perspektyw. – Ostantnią rzeczą, którą chciałem robić, było obsługiwanie klientów w moim banku do końca życia. Raz nie wyszło, teraz musi być inaczej – obiecywał sobie w duchu. Dworzec Victoria przywitał go deszczem. Padało i było zimno. Zmęczony długą podróżą autobusem, ledwo widział na oczy. – To taki jest Londyn? – zastanawiał się w duszy zamawiając kawę w dworcowym barze. Było sobotnie popołudnie, on właśnie przyjechał do Londynu i wiedział, że tym razem się uda. Innego wyjścia nie było. – Przemek wyjechał dzisiaj na urlop – oznajmia spokojnie jakaś dziewczyna i odłożyła słuchawkę. Nawet nie zdąrzył zapytać, czy nie wie o jakimś pokoju do wynajęcia albo tanim hotelu. Bardzo tanim hotelu. Miał w kieszeni jeszcze parę numerów telefonów, ale brakowało mu szczęścia. Numer albo nie odpowiadał, albo był nieaktywny. Po dwóch godzinach sie-

dzienia na Victorii zaczynało mu brakować pomysłów na to, co dalej. – Wziąłem plecak i poszedłem zwiedzać miasto. To był mój pierwszy raz w Londynie, wiedziałem, że coś wymyślę, siedzenie na dworcu nie miało najmniejszego sensu – opowiada. Na Soho postanowił napić się piwa. Wszedł do pierwszego lepszego pubu. Zamówił piwo i usiadł przy barze. – Jak ci się nie podoba, to możesz sobie już pójść – zza rogu doszły go jakieś głosy. – Dobrze, idę! Już więcej mnie nie zobczysz! – ktoś krzyknął. Nie widział kto. Tylko odgłosy. – Ci pieprzeni emigranci – zagadał go barman po chwili. – Nie można ich na chwilę zostawić samych – skarżył się na głos. – Kurde, gdzie ja teraz znajdę barmana na weekend? – Szukasz barmana? – szybko podjął temat Andrzej. Dopiero co przyjechał do Londynu, a tu taka okazja! Nie wolno jej zmarnować – myślał w duszy. Pracę dostał, jak tylko powiedział, że może zacząć od zaraz. Doświadczenie? Coś tam wiedział, ale przecież on szybko się uczy. – W jednej chwili z klienta stałem się pracownikiem baru – mówi Andrzej. Szczęście zaczynało się do niego uśmiechać. Cieszył się jak dziecko. Pierwszy kryzys przyszedł po kilku dniach, gdy szef zorientował się, że Andrzej wygląda coraz gorzej, ciągle pracuje w tych samych ciuchach. – Nie mogę znaleźć mieszkania – tłumaczył. – To gdzie śpisz? – spytał zaniepokojony szef. Andrzej skłaREKLAMA

mał, że u znajomych, gdzie warunki nie są najlepsze. Nie chciał się przyznać, że śpi w gejowskiej saunie, która czynna jest całą dobę. – Znalazłem gazetę z reklamą i poszedłem. Nie jestem pedałem, ale nie miałem wyjścia. Za piętnaście funtów mogłem brać prysznic i potem zamykałem się w kabinie i spałem. Za takie pieniądze nie znalazłbym żadnego hotelu w Londynie prawda? – pyta retorycznie. Jakoś się udało. Andrzej obiecał, że o siebie zadba. Szef dał mu spokój. Gdy spotkałem go parę miesięcy później, wyglądał na zadowolonego. – Mieszkam na Brixton, wynajmuję pokój w domu pełnym Holendrów. Nie jest źle. Pracuję w tym samym barze. Jak dobrze pójdzie, może zostanę pomocnikiem szefa – wyjaśnia zadowolony. Zaprasza na piwo. Pytam, czy warto było przez to wszystko przechodzić, by teraz nalewać browar? – Pewnie, że warto. Dostałem w tyłek jak mało kto, przyjechałem w ciemno, bez przygotowania, jak wariat, spałem w saunach, bo na nic innego nie było mnie stać. Ale jestem zadowolony, wiem, że być może była to cena, którą musiałem zapłacić, by wreszcie dorosnąć. – A dorosłeś? – pytam zdziwiony. – A wiesz, że nie wiem. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia. Nigdzie już stąd nie wyjeżdzam – dodaje na koniec. Ja mu wierzę.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

STOP KLATKA 11 FOT. GRZEGORZ CIEPIEL/DAMIAN CHROBAK

Na planie z The Poise Rite

P

Piotr Dobroniak redakcja@nowyczas.co.uk

rzygotowania do planu zdjęciowego rozpoczęły się na długo przed rozpoczęciem zdjęć. Część ekipy pracowała bez odpoczynku praktycznie dwa dni i dwie noce. Sprzęt przyjechał późnym wieczorem. Ostatnie uwagi dotyczące eksploatacji, przegląd techniczny, wstępne próby sprzętu spowodowały, że nikt nie zwrócił uwagi na upływający niepostrzeżenie czas. Nagle zrobiło się bardzo późno. Albo inaczej. Bardzo wcześnie. Okazało się, że była godzina trzecia w nocy, a zdjęcia miały zacząć się o godzinie piątej trzydzieści. Dokończyliśmy ostatnie przygotowania i ta część ekipy, która była na nogach już przeszło dwadzieścia cztery godziny, skorzystała z krótkiej, półgodzinnej, drzemki. W tym czasie powoli schodziła się pozostała część teamu i to oni przejęli główne obowiązki na planie. O godzinie piątej byli już wszyscy na nogach i plan rozwijał się pełną parą. W tak zwanym międzyczasie, wyjaśnialiśmy pewne problemy techniczne, więc początek zdjęć trzeba było przesunąć o godzinę. Tyle wystarczyło, żeby przekonstruować koncepcyjnie tak zwany bluescreen. Producentem całego przedsięwzięcia jest Marek Kremer znany też jako Hidi lub H22. Nie jest to je-

go pierwszy plan zdjęciowy. Produkcje Marka są znane szerokiej publiczności i to bardzo dobrze. Jego pierwszy klip to „Chwile ulotne” legendarnej Paktofoniki. Teledysk ten utrzymuje się od lat w czołówce notowania na portalu hip-hop.pl – jest to nie lada osiągnięcie. Innymi znanymi produkcjami Marka są: „The return of hiphop” angielskiego zespołu Inner Circuit oraz reportaż z pobytu w Londynie zespołu Sistars. Marek nabywał doświadczenie w londyńskich szkołach filmowych oraz na planach zdjęciowych w Hollywood. Hidi jest również autorem kilku scenariuszy filmowych. W tym przypadku jest też autorem scenariusza do teledysku zespołu The Poise Rite, drugiego w ich historii. Zajmował się również produkcją poprzedniego klipu zespołu zatytułowanego „Underground”. Teledysk “Kill the pain” ma promować nowy album zespołu pt. „Passagalia” wydany nakładem EMI/Pomaton, którego premiera odbędzie się piętnastego czerwca. Zespół tworzy trzech panów: Bart, Krystian i Oleg. Jest to polsko-lotewska formacja rezydująca w Wielkiej Brytanii. Grają muzykę rockową, a jak sami mówią można ją porównać z atmosferą utworów Placebo, Black Lebel Motorcycle Club czy Interpol. The Poise Rite jest pierwszą polską grupą, która wystąpi na jednym z największych festiwali rockowych na świecie w Glastonbury. Propozycję zagrania tam, dostali od zespołu

Habakuk – jednego z czołowych polskich reprezentantów reggae. Premiera klipu zbiega się z premierą płyty. Nad produkcją czuwał znany z organizowania imprez polo-

nijnych, Tomek Likus „Dziki” z Buch International Promoters. Kierownikiem zdjęć był Damian Chrobak. Autorem zdjęć był niżej podpisany. Asystowała mi przy tym dzielnie Daria Danowska, która razem z Damianem i Grzegorzem Ciepielem dbała o dobre oświetlenie planu zdjęciowego. Daria i Grzesiek są współpracownikami entymedia.com oraz tygodnika Nowy Czas. Make up’em oraz stylizacją aktorów zajęły się dwie profesjonalistki: Elena Djias oraz Fallon Donakey – obie są Brytyjkami. Główną rolę w teledysku zagrała znana z łamów Nowego Czasu, ale też z ról w filmach „Show” oraz „Nienasycenie”, Anna Wendzikowska. Na planie wspierało nas sporo osób, ich nazwiska są podane poniżej. W sumie nie spałem dwa dni. W sumie opłacało się. W sumie mam pełną satysfakcję z tego, co robiłem. Spowodowane jest to tym, że pracowałem z profesjonalistami. Nie było miejsca na fuszerkę. W czasie, kiedy każda godzina zdjęciowa kosztuje kilkaset funtów, nie można sobie na to pozwolić. Okazało się również, że każda z osób na planie jest po prostu niezbędna. Jak mówił Marek Kremer – Człowiek orkiestra nie da rady. Jeśli robisz zdjęcia, musisz się na tym skupić. Jeśli jesteś reżyserem, musisz się skupić na kontrolowaniu kreacji aktorskich. Nie możesz się zajmować tym, że na planie nie ma na przykład papieru toaletowego. Na to nie ma po prostu miejsca – kończy.

Obecnie klip jest w fazie postprodukcji. Nakładane są efekty specjalne, odbywa się montaż. Czasu do premiery pozostało niewiele. Ja, ze swojej strony, korzystając z okazji, chciałbym w imieniu Marka Kremera, Tomka Likusa i swoim złożyć serdeczne podziękowania całej ekipie zdjęciowej, mieszkańcom domu na Turnpike Lane, gdzie odbywała się spora część zdjęć, a którzy dzielnie znosili wszelkie niedogodności. Przede wszystkim podziękowania należą się właścicielce domu, która godziła się na nasze wszelkie fanaberie. KILL THE PAIN The Poise Rite Występują: Anna Wendzikowska, zespół The Poise Rite w składzie: Bart, Krystian i Oleg oraz zaproszeni goście. Scenariusz i reżyseria: Marek Kremer (H22). Kierownik zdjęć: Damian Chrobak. Zdjęcia: Piotrek Dobroniak GTC (entymedia.com). Montaż: Marek Kremer (H22). Produkcja: Marek Kremer (H22). Kierownik produkcji: Tomasz Likus (buch.co.uk). Sekretarz planu: Justyna Szatkowska. Asystent kamery: Daria Danowska (entymedia.com). Światło: Damian Chrobak, Daria Danowska, Grzegorz Ciepiel (entymedia.com). Make up: Elena Dijas. Stylizacja: Fallon Donakey. Scenografia: Gosia Miksh. Fotografie: Grzegorz Ciepiel (entymedia.com). Asystenci produkcji: Darek Grzywaczewski, Bartek Eberhart, Maciek Eberhart, Mariusz Grzybek, Bartosz Bartus. Catering: Basia i Tomek Mojżesz. Transport: Michał Merkel.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

12 KULTURA

DO WYGRANIA! DLA CZYTELNIKÓW „NOWEGO CZASU” POLSKA KSIĘGARNIA FONT UFUNDOWAŁA CZTERY KSIĄŻKI. Wystarczy wysłać SMS na numer 87070 w formacie: NC (spacja) KSIAZKA + dane adresowe. (Koszt SMS £1.50 + standardowa stawka operatora). Na zgłoszenia czekamy do czwartku 14 czerwca.

W

Wachlarz neonów Robert Rybicki redakcja@nowyczas.co.uk

ystarczy skręcić z St. Martin's Lane na Bedfordbury, aby trafić do galerii o nazwie Capital Culture (Covent Garden), gdzie znajdziemy, zaskakujące pod względem stylu, neonowe reminiscencje socjalistycznej Warszawy. Fotografie Ilony Karwińskiej, absolwentki kilku prestiżowych uczelni artystycznych Londynu, zdają się być hołdem złożonym sztuce użytkowej doby PRL-u, która paradoksal-

książki

nie, gdy odrzucić matrycę „komuny”, okazuje się być zbiorem – dokumentacją artystycznych perełek świata reklamy, czasem wręcz głębokiego socrealizmu. Wystawa ma wyjątkowe znaczenie, ponieważ w wyniku przyspieszonych przemian w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej z ulic Warszawy znikają cenne neony, projektowane często, na zlecenie państwa, przez uznanych w świecie artystów-plastyków. Oprócz walorów artystycznych ma więc zbiór prac Karwińskiej również charakter archiwalny. Ta dwubiegunowość zamierzenia artystycznego jest świetnym zabiegiem łączącym tak oddzielane od siebie: sztukę

i dokumentację. Zdjęcia uzupełnione są o zrekonstruowane pieczołowicie przez artystkę świecące cacka, które roztaczają świetlistą, kolorową poświatę wewnątrz pomieszczeń wystawienniczych galerii, co dodatkowo wzmacnia efekt estetyczny. Weźmy też pod uwagę to, że neon, jako tańszy, często zastępował oświetlenie uliczne i pełnił rolę znaków orientacyjnych w terenie, konkurując z drogowskazami. Wszelkie neonowe napisy mają zaskakującą formę. Napis MASZYNY DOSZYCIA właśnie został zszyty, a prawidłowa forma „doszycia” została na prawach neologizmu zanegowana; dodatkowo krój czcionki przypomina łamane ściegi prosto spod maszyny... „doszycia”. Słowo „doszycie” sugeruje jakąś poprawkę, którą przecież po odpruciu wygodniej jest nanieść maszyną – zamiast tradycyjnej igły. Napis IZIS starannie wkomponowano w detale architektoniczne kamienicy, na której został umiejscowiony, stając się niejako integralną częścią budynku, a wszystkie litery obramowują okna pierwszego piętra. HOTEL GRAND ORBIS jako rozświetlony napis ma

S

tę właściwość, że rzuca iluminacyjną poświatę na ocieniającą go falistą wiatę u głównego wejścia, co nadaje jej subtelnego światłocienia. Zdjęcia zostały starannie rozplanowane pod względem kompozycyjnym, autorka nie boi się zderzać ze sobą linii wertykalnych, horyzontalnych i agonalnych, co momentami, wywołuje wrażenie ruchu obrazów. Nieprawdopodobnym wydaje się być zachwyt brytyjskich designerów

nad polskim neonem doby komunizmu. Jest to jednak dowodem na to, że nie wszystko, co odziedziczyliśmy po tamtej epoce, jest warte wyrzucenia na śmietnik historii. Żeby było ciekawie, Karwińska jest jedną z laureatek niedawno organizowanego konkursu na okładkę dzieła literackiego, organizowanego przez „The Guardian” i „Penguin Books”. Wystawę można oglądać do 23 czerwca.

Skandynawska alternatywa

naCZASIE

do nabycia w Polskiej Księgarni FONT Toni Morrison UMIŁOWANA Uznana za jedną z najważniejszych książek stulecia. Po raz pierwszy ukazała się na świecie w 1987 roku. Autorka otrzymała za nią prestiżową nagrodę Pulitzera. Dom zbiegłej z Kentucky niewolnicy jest nawiedzony. Prześladuje go duch dziecka, które zostało zamordowane przez matkę, pragnącą ocalić je w ten sposób od życia w kagańcu niewolnicy aż do śmierci. Zjawa wraca z zaświatów pod postacią młodej dziewczyny.

Eve Elsner DOBRE CIAŁO Kolejna głośna książka Eve Ensler, autorki bestsellerowych „Monologów waginy”, to wyzwanie rzucone kobiecym obsesjom dotyczącym własnej cielesności. Autorka zjeździła świat od zachodniego wybrzeża Ameryki po Kabul, żeby przekonać się, że bez względu na język, kulturę i stopień zamożności kobiety dręczy ten sam upiór – ideał pięknego ciała.

ą na świecie artyści, którzy nie bacząc na to, co robią inni, idą własną muzyczną drogą. Jej kolejne etapy są nieprzewidywalne dla nikogo, a jednak każda wydawana przez nich płyta staje się wydarzeniem. Tak działa Peter Gabriel czy Kate Bush. Taką artystką jest Björk. Choć na koncie ma już sześć płyt studyjnych (nie licząc tych nagranych z różnymi zespołami oraz soundtracków), to i tak nie sposób przewidzieć, w jaką stronę pójdzie. Przy okazji najnowszej płyty pojawiły się informacje, że w jej tworzeniu wziął udział kojarzony z hip hopem Timbland, co wywołało u niektórych fanów zrozumiałą konfuzję. Jak się okazuje, nie do końca słuszną. Jej kolejna płyta Volta w pełni zasłużenie nosi taki, a nie inny tytuł. O ile kiedyś muzyka Björk lawirowała pomiędzy eksperymentalnym popem a muzyką elektroniczną, tak teraz słychać w jej kompozycjach dużo więcej energii i radości. Wspomniany Timbland pojawia się sporadycznie i nie jest tu postacią. W Innocence podkład brzmi faktycznie hip hopowo, ale na szczęście tylko podkład – wokalistka śpiewa po swojemu. Warto zwrócić zaś uwagę na Dull Flame of Desire, jedną z najlepszych ballad w dorobku Björk, w której gościnnie pojawia się Anthony Hegarty, muzyk kojarzony z brytyjską

sceną niezależną, mający na swoim koncie współpracę m.in. z Lou Reedem, Leonardem Cohenem i Bryanem Ferry. Trzeba przyznać, że duet z Björk wyszedł mu pierwszorzędnie. Co ciekawe, Hegarty’ego słyszymy także w zamykającej płytę całkiem udanej kompozycji My Juvenile. Fakt, nie śpiewa może tak przejmująco jak Tom Yorke w I Have Seen It All, ale to wcale nie znaczy, że jest zły. Björk nie byłaby sobą, gdyby nie zahaczyła o world music. I See Who You Are ma swoje korzenie w Chinach. Słychać to wyraźnie w brzmieniu instrumentu nadającego ton tej piosence – chińskiej lutni. Mamy tu także coś typowo elektronicznego – Declare Indipendence – świetny, przebojowy kawałek dedykowany Grenlandii i Wyspom Owczym, który przy odpowiednim wypromowaniu miałby nawet szansę stać się przebojem – mimo politycznie niepoprawnego tekstu. Cokolwiek by Björk nie nagrała, fani i tak będą zadowoleni. Nie sądzę, aby płyta ta odniosła taki sukces jak Homogenic. Jednak Björk to chyba za bardzo nie obchodzi – śpiewa jak lubi i to co lubi, a fani powinni być jej za to wdzięczni – mało jest w dzisiejszej muzyce tak szczerej twórczości.

Krzysztof Wojdyło


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

ROZMOWA NA CZASIE 13

Krótka lekcja ze Stanisława Sojki Ten facet to najlepiej strzeżony sekret polskiej muzyki – miał powiedzieć o Sojce, słynny amerykański krytyk jazzowy, Willis Connover. Jego muzyka wymyka się spod kontroli wszelkich łatwych klasyfikacji. Sojka nie boi się eksperymentu, lecz zawsze panuje nad dźwiękiem, nigdy odwrotnie, dlatego słucha się go najprościej na świecie. Jest jednym z tych twórców, którzy łagodzą obyczaje, koją skołatane głowy, pozwalają odetchnąć. Koncerty Sojki są żywiołowe i pełne improwizacji, zawsze z żywym udziałem publiczności. Zdarzyło mu się być higienicznym kontrapunktem dla styranej publiczności Jarocina, pogadać z brytyjską królową i znudzić się samym sobą, o czym opowiada w rozmowie z Elżbietą Sobolewską. 15 czerwca, na zaproszenie „Nowego Czasu”, Stanisław Sojka zagra w Londynie Wkurzam się, kiedy widzę Pana nazwisko w sieci, a obok klasyfikację: pop. Ale Pan takie przyporządkowanie ma pewnie gdzieś – Do wszelkich klasyfikacji odnoszę się z rezerwą i dzielę je przez pół. Sam w końcu także korzystam z imion, które historia nadała różnym zjawiskom: barok, romantyzm, dodekafonia i tak dalej. Ludzie próbują nazywać. Powiedziałbym, że jest to rzeczywiście drugorzędny problem.

Pana pierwszy zespół składał się z wybitnych, dużo od pana starszych, muzyków: Wojciech Karolak, Tomasz Szukalski, Zbigniew Wegehaupt, Czesław Bartkowski. Wszyscy głęboko osadzeni w jazzie. Pan również jest właśnie z tego świata – muzyki improwizowanej. – Cóż, przyznaję, że do dziś czuję się jazzmanem. Mój muzyczny światopogląd jest jazzowy. Nic dwa razy się nie zdarza, ja po prostu nie pamiętam, jak wczoraj wykonałem utwór, który wykonuję dzisiaj. Choćby z tego właśnie powodu się nie nudzę, mimo że już tyle lat gram, wciąż znajduję coś interesującego w śpiewaniu nawet tych samych rzeczy. Mogę śpiewać piosenkę pop, ale na jazzowo. Tak sobie zawsze wyobrażałem, że idąc na koncert, nie chcę usłyszeć dokładnie tego, co na płycie.

A jednak chyba zdarzyło się Panu muzykowanie, że tak powiem na

odległość, kiedy grał Pan koncert, ale myślami był pan daleko... – Zdarzają się takie koncerty, chociaż mógłbym na palcach jednej ręki policzyć te, które zagrałem będąc myślami daleko. To były również momenty, kiedy następował zwrot akcji. Pamiętam taki koncert we Władysławowie, kiedy graliśmy razem z Jasiem Janiną Iwańskim. To było latem 1994 roku. Wtedy rzeczywiście staliśmy na scenie, graliśmy, bo umieliśmy, natomiast nie było nas tam, w tym miejscu. To zaowocowało refleksją, która spowodowała, że rozszczepiliśmy się. Obaj czuliśmy, że nadszedł moment, w którym zaczyna się blaga i chałtura, więc należy udać się na pustynię, wyciszyć się, odnaleźć te wątki, które się zaniedbało ze względu, na przykład, na intensywne życie koncertowe. Spojrzeć w siebie i odzyskać tę ciszę, która pozwoli odnaleźć w sobie nowe nurty.

Z tego wniosek, że tak intensywne życie koncertowe jest w pewnym sensie zabójcze dla muzyka – Niekoniecznie. Dla młodego muzyka częste granie koncertów jest zbawienne, ponieważ na tym to polega, że powinien grać żywą, rasową muzykę. Jeszcze dziesięć lat temu, graliśmy 200 dni w roku. Za dwa lata, skończę pięćdziesiątkę i chociaż nie oznacza to wcale, że nie mam siły na granie, bo granie mnie nie męczy, ale męczą mnie procedury, po-

dróże, przemieszczanie się. A jeszcze ważniejszy powód jest taki, że istnieją zajęcia, które są, co najmniej, tak samo fascynujące. Mam tu na myśli komponowanie, a coraz bardziej widzę, że na to brakuje mi czasu, chociaż gramy teraz do stu razy w roku, okazuje się, że to i tak jest dużo.

W ostatnich latach nagrał pan „Sonety” Szekspira, „Pieśni Wielkopostne” i „Tryptyk Rzymski” Jana Pawła II – trzy totalnie niekomercyjne, niepiosenkowe projekty. Czy czasami nie jest tak, że jednak znudziło się Panu pisanie piosenek? – Muszę powiedzieć, że nazwała Pani coś, co ja właśnie zaczynam przeczuwać. Chociaż napisałem, zupełnie spontanicznie, dwa nowe utwory. Jeden powstał przy okazji rocznicy jedenastego września – „Nowy Jork WTC”, a drugi to osobista, lecz dość obiektywna refleksja o miłości. Natomiast rzeczywiście, takie wytrzepywanie z rękawa piosenek, tak jak to miało miejsce kiedyś, właściwie mnie już troszeczkę znużyło. To jest tak, że mam łatwość tworzenia ze względu na pewien talent melodyczny, lecz zawsze ogromnie ważny był dla mnie komunikat, a więc znaczenie słowa.

Jak doszło do powstania szekspirowskiego albumu? – Reżyser Henryk Baranowski

chciał robić sztukę George’a Tabori i planował wkomponować w nią kilka sonetów Szekspira. Przyniósł mi je, w przekładzie Macieja Słomczyńskiego. Położyłem te trzy sonety na fortepianie i tak leżały. Dość szybko się okazało, że tej produkcji nie będzie, natomiast karteluszki zostały. Któregoś dnia, będąc w rozpaczy, że nic nie mam do powiedzenia, przeczytałem je, położyłem na pulpit i tak się zaczęło.

W jakich okolicznościach spotkał się Pan z brytyjską królową... – Byłem jednym z kilkunastu gości zaproszonych na kameralne spotkanie z królową Elżbietą II do siedziby British Council w Warszawie. Znalazłem się tam, ponieważ akurat w tym samym czasie wyszły „Sonety”, a British Council wspierał ich promocję. Zostałem przedstawiony królowej, wręczyłem jej płytę z „Sonetami”, a ona powiedziała, że pisanie muzyki do sonetów Szekspira musiało być bardzo trudne, na co ja odpowiedziałem, że to była niezwykła przygoda i nie odczuwałem trudności. Na co królowa odparła: – A to ciekawe... No i tak dalej. To było przemiłe spotkanie. Królowa Elżbieta wpadła mi w oko już w takim moim „angielskim czasie”, w połowie lat 80. W jakiś sposób pałam do niej sympatią, a w takim bliskim spotkaniu rzeczywiście potwierdziło się to, że ma w sobie taką piękną, królewską godność, skromność, ciepło i moc.

Pytanie sięgające dwadzieścia lat wstecz. Grał Pan w Jarocinie? – Tak. Z zespołem Svora w 1984 roku, potem z Janiną w 88. i 90. To było dla mnie zawsze wyzwanie, bo publiczność Jarocina była wolna, spoza medialnego przyporządkowania i dla mnie konfrontacja z taką publicznością zawsze była bardzo ważna. Wszystkie koncerty wspominam wspaniale. Szczególnie pamiętam ten z 1988 roku. Miałem grać około 23.00, ale oczywiście zespoły metalowe, które grały przede mną, tak dalece przedłużyły swoje występy, że wyszedłem na scenę gdzieś około 3.30, w każdym razie był już brzask. Ci, którzy się wyszumieli, już poszli, ale większość została. Usiedli, a fortepian zabrzmiał w tej przestrzeni tak niesamowicie, że do dzisiaj go słyszę. Odbyło się to na zasadzie takiego kontrapunktu higienicznego.

Czy strony, z których Pan pochodzi, miasteczko Żory na Górnym Śląsku, potem Gliwice, stanowią dla Pana jakieś źródło inspiracji? – Nie wiem, czy mógłbym zaprzeczyć, czy stanowią obecnie takie źródło czy też nie. Jest to przecież część mojego dziedzictwa, które stanowi pewną bazę do tworzenia. Mogę powiedzieć, że ilekroć jestem w okolicy, serce bije mi mocniej, cieplej, bo tam są moi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, tam spędziłem swoje dzieciństwo. To przecież taka mała ojczyzna.


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

K

nowyczas.co.uk

14 LUDZIE • MIEJSCA • ZDARZENIA

Polskie zwyczaje, angielskie maniery

P

Anna Wendzikowska redakcja@nowyczas.co.uk

olacy bywają niegrzeczni. A jak pomieszka się jakiś czas poza Polską, to zaczyna się zauważać, jak często. Nas, żyjących na Wyspach, słynący ze swych nienagannych manier Anglicy trochę rozpieszczają. Kiedy odwiedzamy kraj, spotkanie z rzeczywistością bywa bolesne. Bardzo dużo podróżuję. Odwiedzam wiele krajów europejskich i nie tylko. Otarłam się o wiele międzynarodowych lotnisk i w zasadzie nic mnie już chyba nie dziwi. A jednak! Kiedy wysiadam na Okęciu (czy jak kto woli Lotnisku im. Fryderyka Chopina) w Warszawie, to nieodmiennie jestem zadziwiona. Niestety, wcale nie pozytywnie. Polskiej obsłudze, celnikom i służbie pogranicznej zwyczajnie brakuje kultury. Jest to tym bardziej niepokojące, że Warszawa (i inne polskie miasta) staje się celem podróży coraz większej liczby obcokrajowców. Lotnisko natomiast jest naszą wizytówką. Jest pierwszym punktem kontaktu z naszym krajem. Szkoda, by turyści wyrabiali sobie opinię o naszym kraju w oparciu o grubiańskie zachowanie obsługi lotniskowej. Nigdy jeszcze (a latam do Polski raczej często) nie usłyszałam na granicy „dzień dobry” czy „dziękuję”. O grzecznościowych formułkach w stylu „miłego dnia” nie wspomnę. Dodam, że ja sama jestem zazwyczaj bardzo przyjaźnie nastawiona. Uśmiecham się, witam. Nie doczekałam się, jak dotąd, odpowiedzi. Czasem próbuję nawet niemal siłą wydusić coś od sprawdzających mój pasz-

Z

port urzędników. – Nie powie mi pan dzień dobry? – pytam. Bez rezultatu. Raz usłyszałam w odpowiedzi: – Proszę pani, gdybym ja tak wszystkim miał mówić dzień dobry, to bym cały czas gadał. Innym razem po prostu słyszę: – Nie muszę. Od tego czasu nie mówię już nic! I tylko się zastanawiam, czy jestem tak rozpieszczona przez Anglików, którzy na granicy witają mnie uśmiechem i ciepłym słowem, czy naprawdę z polskim podejściem jest coś nie tak? Podczas ostatniej wizyty w Polsce moja wiara w maniery Anglików również została wystawiona na próbę. W zatłoczonej poczekalni było tylko kilka miejsc siedzących. Do tego jedno z nich było zajęte. I to przez… aktówkę i reklamówkę z zakupami ze sklepu bezcłowego. Zirytowało mnie to. Tylu ludzi dookoła stoi, a jakiś bubek „posadził” swoją aktówkę. Skandal! Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zrobił to Anglik. Szybko otrząsnęłam się jednak z zaskoczenia i powiedziałam mu, co o tym myślę. Zaczął się tłumaczyć, że zamierzał usiąść na tym miejscu. Ja byłam jednak nieugięta. – Ale nie usiadłeś – odparłam, bo nie lubię takiego zachowania. Nie są jednak tak bardzo różni od Polaków, tylko udają, myślałam. Pan z aktówką odebrał swój bagaż, skierował się do wyjścia. Po chwili jednak zawrócił i podszedł do mnie. Dotknął mojego ramienia i uśmiechnął się. – Przepraszam cię. Nie chciałem cię urazić – powiedział. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i ku własnemu zaskoczeniu odpowiedziałam – No problem. I o to chodzi! Dlatego właśnie miło żyje mi się w Anglii. Vivat angielskie maniery!

Bartosz Rutkowski

redakcja@nowyczas.co.uk

iedy zapadał w śpiączkę, była głęboka komuna. Polską rządził generał Wojciech Jaruzelski. Gdy się przebudził, był już inny kraj, wolny kraj, a półki sklepowe uginały się od towarów. Jan Grzebski z Działdowa, który przebudził się po 19 latach, ma teraz jedno wielkie marzenie: pójść na spacer z wnukami. I żeby jeszcze Bóg jak najdłużej chronił jego żonę, bo bez niej nie byłoby go w świecie żywych. Jest rok 1985. Grzebski, jak każdego dnia, przetacza wagon na stacji kolejowej w Działdowie. Nie zauważył, jak jeden z nich dosłownie go miażdży. Nie pamięta z tego nic. Głowa przestaje pracować, z każdym dniem funkcje mózgu słabną, zapada w śpiączkę. Ale to było potem, bo jeszcze przez kilka dni obolały Grzebski chodzi do pracy. Któregoś dnia nie wytrzymuje i pada na ziemię. Milicja zabiera go do „żłobka”, czyli do izby wytrzeźwień, bo sądzi, że jest pijany. Odebrała go żona, zapłaciła za ten przymusowy pobyt i klęła pod nosem, że takie nieszczęście jej chłopa spotkało. Nie dość, że słabł z każdą chwilą, to jeszcze go za pijaka wzięli. – A ja przecież wiedziałam, że Janek jest trzeźwy, tylko słabuje. Nikt nie chciał mnie słuchać – wspomina teraz początek koszmaru pani Gertruda. Jednego dnia, jak się położył do łóżka, tak już więcej nie wstał. Tracił czucie, przestał mówić, zrobiła się z niego roślinka. Żona nie dała za wygraną. Jeździła z nim od lekarza do lekarza. Odwiedzała kolejne szpitale. A lekarze nic, tylko bezradnie rozkładali ręce i powtarzali: kobieto, z niego już nic nie będzie. Mimo skromnej renty i czwórki dzieci, pani Gertruda nie traciła nadziei. Wierzyła, że któregoś dnia mąż przemówi do niej, wstanie, po-

Człowiek, który zasnął w komunie, a obudził się w wolnej Polsce głaszcze. Na samą myśl o tych marzeniach dziś jeszcze pochlipuje. Robiła przy nim wszystko. Nie była tylko w stanie znosić go kilka pięter na dwór. Leżał więc Grzebski, a wzrok miał wbity w sufit. Nie wiedział, że za oknami zmienia się Polska, cały świat. Padła komuna, nastał kapitalizm. A on nic, nie cieszył się nawet, jak rodziły mu się kolejne wnuki. – Czasami to miałem takie widzenia, że jakbym słyszał tych, co stali koło mojego łóżka – mówi z całym przekonaniem i dodaje, że tak było z jego wnuczką Oleńką, co raz przystanęła przy jego łóżku i mówiła, że najchętniej to by z dziadkiem poszła na spacer. Pani Gertruda nie wierzy w te, jak to nazywa, zwidy. – Musiało się chło-

pu coś poprzestawać od tej śpiączki w głowie – snuje przypuszczenia. Czekała, czekała i po cichu liczyła na cud. Pierwsze promyki nadziei przyszły pod koniec ubiegłego roku. Wtedy to Grzebski złapał paskudne zapalenie płuc i trzeba było z nim gnać do szpitala. Lekarze na jego widok i po przejrzeniu dokumentacji medycznej powiedzieli, że z niego nic już nie będzie. Że niby jego dni są policzone. Ale któregoś dnia zapalenie ustąpiło, pacjent wrócił do domu i wyglądał o niebo lepiej niż przed pójściem do szpitala. Kilka tygodni temu wydawało się, że i ta iskierka nadziei runie. Przyszły do pani Gertrudy zakonnice z hospicjum i namawiały, by męża tam oddała. Ale ona nie chciała, bo w umieralni, jak nazwała hospicjum, nie ma dla niego miejsca. I już nie pamięta, kto rzucił pomysł, aby może zacząć rehabilitować pacjenta. Przyszedł rehabilitant i od niego zaczęła się nowa historia Grzebskiego. Po kilkunastu zabiegach widać już było poprawę. I to jaką! Udało się pacjenta postawić na nogi, mógł już samodzielnie trzymać kubek z herbatą. Nic, tylko cud! – jak najpierw w Dzałdowie, potem w całej Polsce nazwano przypadek Grzebskiego. Walą dziś do ich skromnego mieszkanka dziennikarze z calej Europy. Każdy chce zobaczyć, porozmawiać z człowiekiem, który tak długo był poza czasem. Z tą rozmową to może jeszcze przesada, bo Grzebski dopiero uczy się od nowa mówić. Zatrudniony logopeda twierdzi jednak, że to tylko kwestia czasu, a i płynność mowy wróci. Kiedy Grzebski patrzy w telewizor, rozumie coraz więcej z tego, co się stało z nim, Polską, ze światem. Nie ma jeszcze pomysłu na nadrobienie straconego czasu. Ale na pewno zacznie ten wyścig. – Skoro raz się śmierci nie dałem, to teraz muszę pokazać, ile życie jest dla mnie warte – mówi jeszcze z wielkim trudem Grzebski.

W ZWOLNIONYM TEMPIE

Teoria ostatniej chwili gubiłem 100 funtów! Myślałem, że z siłą mojej złości mogę wyginać gwoździe niczym „zakazany” Gustlik. Czacha dymi, chociaż każdego pecha tłumaczę sobie jako szczęście. Wydaje mi się, że człowiek w swym istnieniu leci jak statek kosmiczny w próżni. Raz nakierowany, bezwładnie podąża w pierwotnie obranym kierunku. Ludzkie „nieszczęścia” to imitacje małych silników odrzutowych, które wyrzucając strumienie powietrza, naprowadzają go na inną trajektorię. Te eksplozje nieszczęść doprowadzają nas do miejsc, do których wcale nie lecieliśmy, a które często w rzeczywistości okazują się być atrakcyjniejsze od uprzednich celów. Dzięki temu można powiedzieć, że żyję bez nieszczęść. Coś jak złoty środek, tyle że nie zawsze działa;) Nawala dzisiaj w przypadku zgubionej stówy. Nie było to w sumie nieszczęście, tylko mój własny błąd

i głupota, no bo jak można… ech… Przeszukałem wszystkie miejsca, w których byłem w ciągu ostatnich 15 minut, sprawdziłem wszelkie istniejące kieszenie i zakamarki mojego pokoju. Nie ma, no nie ma. W południe mają mi przywieźć monitor, za który muszę zapłacić. Nie ma innego wyjścia, jak pożyczyć na szybko. Wyjmuję telefon i dzwonię. W momencie, kiedy impuls z mojej komórki wyruszył w podróż z punktu A do punktu B, moim oczom ukazuję się pliczek pieniędzy położony luzem za monitorem komputera. Rozłączam rozmowę, a mój nastrój promienieje. Jeesst! Znalazłem seteczkę, stówcię, stóweczkę, stówunię, trala lalala. Stało się to w ostatniej chwili przed załatwieniem kolejnej. „Teoria ostatniej chwili“ znowu zadziałała, pomyślałem sobie. Nad teorią ostatniej chwili zastanawiam się już od kilku lat, wypadałoby więc w końcu coś o tym napisać. Ja wiem, wiem, brzmi to jak idiotyzm z pierwszej ligi. Większość

uważa, że to, że coś się dzieje teraz, a nie potem, jest dziełem przypadku i nie mamy na to większego wpływu. Ja jednak zawsze byłem inny i myślałem też inaczej. Nie lubię podążać wyznaczonymi, utartymi scieżkami, zawsze robię wszystko na opak (dla mnie to reszta robi na opak). Rzeczy standardowe i zaakceptowane przez zmanipulowaną większość brzydzą mnie wręcz. Wzięło się to stąd, że moja Mamcia zawsze mi mówiła: – Kupię ci tę modną koszulę. – Ale ja nie chcę tej koszuli!. – Ale przecież wszyscy chłopcy takie noszą! – I właśnie dlatego jej nie chcę! Nie chcę być taki jak wszyscy! Tak właśnie było. Skupiając się na mojej teorii doszedłem do wypracowania małej definicji tego, o co mi chodzi. Otóż uważam, że zdarzenia pożądane mają większe prawdopodobieństwo realizacji na chwilę przed zamknięciem możliwości tej realizacji. Często stoimy na przystanku niecierpliwie czekając na autobus, który jak na złość nie nadjeżdża. Kiedy wreszcie rezygnujemy i udajemy się na metro lub taksówkę, autobus wyłania się zza zakrętu. Czasami wyrzucamy niepotrzebne rzeczy do kosza, po czym zaraz nadarza się sytuacja, kiedy tych rzeczy

potrzebujemy. Rezygnując ze zdarzenia lub przedmiotu, zaczyna działać teoria ostatniej chwili dla tej rzeczy. Myślcie sobie co chcecie, ale ja Wam to mówię. Działa. Zastanawiam się nad wykorzystaniem tej teorii do wywoływania zdarzeń poprzez symulacje rezygnacji. Brzmi to jak oszukiwanie porządku świata. Ale skoro można programować swoje ciało i umysł za pomocą medytacji, to dlaczego nie można by było w pewnym zakresie stymulować otaczającego świata poprzez „ostatniochwilizację”? Zapraszam do spróbowania. Muszę jednak ostrzec, że nie działa, jeśli nie rezygnujemy tak na serio. Świat/Natura/Bóg/Energia/Matrix – oni są bardzo mądrzy i spostrzegawczy i nie tak łatwo ich oszukać. Aby spowodować lukę w systemie i zmienić pozornie nietykalny ład trzeba uwierzyć w to, co się robi i zrobić to naprawdę. Mówię teraz jak Morfeusz do Neo – uwierz! Rzecz trudna, wiem, ale tylko rzeczy trudne i niecodzienne pozostają, o reszcie się zapomina. I znowu wspomnę słowa mojej Mamy: – Ty to wszystko robisz na ostatnią chwilę! – A jak!

Marek Kremer


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

Mam dwupokojowe mieszkanie, gdzie trudno się obrócić, a cóż dopiero mówić o osobnym składowaniu szkła, papierów i zwykłych śmieci. Gdzie miałbym to trzymać? Czy może powinienem biegać codziennie parę ulic dalej z kilkoma gazetami albo szklanym słoikiem lub butelką?

15

TO i OWO

Czy Pan(i) gra w zielone… Globalne ocieplenie może spowodować zalanie Wysp Brytyjskich, Londyn znajdzie się pod wodą, a zasłonięte przez szkodliwe chmury słońce nie będzie grzało, więc dojdzie do kolejnej epoki lodowcowej.

B

Stefan Gołębiowski redakcja@nowyczas.co.uk

yła kiedyś taka piosenka, która wprawdzie mówiła o czymś innym niż to, o czym chcę napisać (bo jak zwykle było to o męsko-damskich układach), ale tytuł pasuje mi jak ulał do tego, o czym chcę napisać. Nie ma od dłuższego czasu praktycznie dnia, by wszystkie brytyjskie media nie zajmowały sie tematem ginącej planety i natychmiastowej konieczności ratowania jej. Katastroficzne obrazy przedstawiane są we wszystkich możliwych konfiguracjach, scenariuszach i okolicznościach. Globalne ocieplenie może spowodować zalanie Wysp Brytyjskich, Londyn znajdzie się pod wodą, a zasłonięte przez szkodliwe chmury słońce nie będzie grzało, więc dojdzie do kolejnej epoki lodowcowej. Słowem – nie bójmy się broni atomowej, bo i tak zginiemy rażeni efektem cieplarniany. Czytając gazety i ogladając wiadomości w telewizji myślę sobie, że na świecie już nic dobrego się nie dzieje – jak nie wojna w Iraku, to ginąca planeta, jak nie ginąca planeta, to zagrożenie ze strony jakichś nieznanych wirusów w żywności, jak dziś szkodzi jedzenie mięsa, to jutro szkodzi picie np. mleka. W jednym z satyrycznych felietonów w „The Independent” przeczytałem niedawno fikcyjną historyjkę ( bardzo jednak prawdopodobną) o lekarzu, którego głównym zadaniem jest wymyślanie dla potrzeb mediów zagrożeń chorobowych, powodowanych przez jedzenie. Opowiastka fikcyjna, ale autor trafił w sedno – rzeczywiście wygląda na to, iż ktoś świadomie wyolbrzymia zagrożenia, bo ludziom potrzebny jest strach przed nieznanym. Co do tego, że nasza cywilizacja jest obciążeniem dla naturalnego środowiska nie ma wątpliwości. Ludzi przybywa, technika rozwinięta jest na skalę przedtem niespotykaną, podróżujemy samolotami i samochodami na co dzień, zużywamy niesamowitą ilość energii elektrycznej, wycinamy ogromną liczbę drzew, eksploatujemy zasoby naturalne pra-

wie do wyczerpania. Nie ulega więc wątpliwości, że należy pomyśleć o tym, co zostawiamy następnym pokoleniom. Ale nieustanne, codzienne czarnowidztwo, wpychane nam do gardła przez media, może w końcu wywołać skutek odwrotny od zamierzonego. Ludzie w końcu przyzwyczają się do tych obrazów i przestaną o nich mysleć. Wiecznie słyszy się np. o konieczności recyklingu, czyli przerabiania zużytych rzeczy. Jest to dla większości ludzi oczywiste, bo za dużo marnujemy papieru, plastiku, szkła, ale tylko niektórzy mogą korzystać ze specjalnych pojemników. Wielu po prostu nie ma do nich dostępu, bo znajdują się za daleko, a bywa i tak, że jak już są te na szkło, to nie ma tych na papier, a jak są akurat obydwa, to nie ma tych na plastik czy szmaty. Wezmę za przykład siebie: mam dwupokojowe mieszkanie, gdzie trudno sięobrócić, a cóż dopiero mówić o osobnym składowaniu szkła, papierów i zwykłych śmieci. Gdzie miałbym to trzymać? Czy może powinienem biegać codziennie parę ulic dalej z kilkoma gazetami albo szklanym słoikiem lub butelką? Chodząc po mieście patrzę z uwagą, gdzie są te pojemniki na odpady. I widzę, że jest ich niewiele. Nie ma siły – nie sposób ustawić je w takim mieście jak Londyn, w wygodnych dla wszystkich miejscach. Przeczytałem ostatnio, że kilka rad dzielnicowych zamierza wprowadzić opróżnianie śmietników raz na dwa tygodnie, bo chce w ten sposób zmusić mieszkańców do ograniczenia ilości śmieci i tym samym do recyklingu. Jeśli do tego dojdzie, nie REKLAMA

trzeba być Pytią, by przewidzieć skutki – smród rozkładających się odpadów oraz inwazja szczurów i insektów. Już tak było w Londynie na początku lat siedemdziesiątych, w czasie strajku śmieciarzy, kiedy śmieci walały się po ulicach, a stolicy groził wybuch epidemii. Inny nowy pomysł to karanie za nadmierną ilość śmieci lub zmniejszenie wielkości przydomowych śmietników. Jeśli to ma być sposób na ratowanie planety, to jest to poronione działanie od początku do końca, a pomysłodawcy powinni do końca życia biegać z pojedynczą butelką albo jednym egzemplarzem starej gazety do najbliższego pojemnika odległego od ich domu o kilometr… Powtarzam: nie ma wątpliwości, iż należy zadbać o przyszłość Ziemi i to zaraz, kiedy jeszcze nie doprowadziliśmy jej do całkowitej zagłady. Należy to jednak robić z sensem i dalekosiężnym planem, a nie straszyć codziennie apokaliptyczną wizją. W dodatku te strachy skierowane są do przeciętnego obywatela, a bardzo rzadko do rzeczywistych sprawców, którymi przecież są wielkie korporacje, zużywające zasoby naturalne na REKLAMA

ogromną skalę, nieporównywalną z tym, co może zużyć przeciętny człowiek. USA i Chiny lekceważą te ostrzeżenia, choć te oba państwa są chyba największym zagrożeniem dla istnienia naszej planety. Rządzi tam jednak bożek zwany mamoną, który nie dopuści do tego, by ograniczona została władza firm produkujących forsę. Pieniądz rządzi światem i dlatego z jednej strony słyszymy o konieczności ograniczenia podróży samolotami, z drugiej – jesteśmy zarzucani ogromną liczbą ogłoszeń o zagranicznych wojażach, egzotycznych wakacjach i najnowszych typach samochodów, mniej czy bardziej luksusowych. Jak to pogodzić z dbaniem o planetę? Zlikwidować sa-

moloty, samochody, przejść na oświetlenie świecowe i jeździć dryndą? Cofnąć się o parę wieków? Komputery też szkodzą, bo zawierają wiele komponentów, które są nierozkładalne… Wraz z początkiem wiosny media oszalały na punkcie globalnego ocieplenia. Koniec maja jest deszczowy, więc znów jest to anomalia. NaleŇy zadać pytanie, czy w ogóle jest coś takiego jak normalna, niezmienna z roku na rok pogoda na naszym kontynencie? Żyję już dość długo, by wiedzieć, że nie ma (pamiętam w Warszawie kilka prawie syberyjskich zim). Czy Państwo grają w zielone? Jeśli tak, to z rozsądkiem, a nie pod wpływem podpowiadanych emocji…


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

mANIA gotowania

16 KUCHNIA NA KÓŁKACH

Od świtu, aż po zmierzch dowego) i ważnymi miejscami zaopatrzenia w ryby oraz owoce morza. O popularności rybołówstwa świadczy fakt, że krajowy związek rybacki zwany National Federation of Fish Friers organizował liczne kursy przygotowujące go tego, jak prowadzić punkty sprzedaży smażonych ryb, popularnie zwanych fish&chips. Nota bene, zwyczaj prowadzenia popularnych dziś sklepów fish&chips został zapoczątkowany przez włoskich imigrantów w XIX-wiecznej Szkocji i stamtąd rozprzestrzenił się na pozostałe części Wielkiej Brytanii. Nie wszędzie w Anglii można w łatwy sposób kupić śledzie, ale nawiązując do popularności tej ryby w Polsce, znalazłem północno-angielski przepis na nadziewane śledzie w sosie musztardowym.

Nadziewane śledzie Cumberland w sosie musztardowym Mikołaj Hęciak redakcja@nowyczas.co.uk

ażdego dnia słońce budzi się na wschodnim wybrzeżu Albionu i wędruje nad zachodni brzeg rozsyłając swoje życiodajne promienie nad północną częścią Anglii. Od zachodu rozciąga się Morze Irlandzkie, a od wschodu -Północne. Geografia wyspy w naturalny sposób wytyczyła sposób życia okolicznych mieszkańców, jakim było rybołówstwo. Z pokolenia na pokolenie ludność obu wybrzeży czerpała korzyści, które oferowała bliskość morza. Z jednej strony zachodnie porty były bramą na świat, na czele z portem Liverpool, a z drugiej strony centrami handlu (także międzynaro-

K

Na 4 porcje potrzebujemy: 4 śledzie z ikrą lub 4 małe makrele (około 225g każda), 300 ml mleka, 25g świeżej bułki tartej, 1 małą cebulę, sól i pieprz do smaku, 25g masła, 3 czubate łyżki stołowe mąki, 1 łyżeczka musztardy, 1 łyżeczka białego octu winnego. Warto dodać, ze nazwa Cumberland, pochodzi od hrabstwa Cumbria, skąd wywodzi się przepis, a nie od rodzaju śledzi. W razie trudności w zdobyciu śledzi, możemy je zastąpić makrelą. Obie ryby są bogate w tłuszcze omega 3 i są jednymi z najtańszych na rynku. W tradycyjnym przepisie do nadzienia używa się ikrę lub mlecz. Możemy jednak pominąć ten składnik, ponieważ w angielskich warunkach jest trudno dostępny. Do nadzienia potrzebujemy drobno pokrojoną i podsmażoną cebulę. Pod koniec smażenia dodajemy bułkę tartą, sól i pieprz. Świeżą bułkę tartą otrzymujemy przez zmielenie lub starcie resztek bułki lub pieczywa z poprzedniego dnia. Możemy tez dodać zioła, według uznania. Śledzie kładziemy wewnętrzną stroną na desce, delikatnie naciskając na grzbiet, by poluzować kręgosłup z ościami. Następnie

wyciągamy cały szkielet. Po tej czynności śledzie składamy na pół zamykając nadzienie w środku. Wykładamy na blaszkę i pieczemy 15-20 minut, w nagrzanym piekarniku do 180C, aż do miękkości. Jeżeli do tego dania wykorzystujemy makrele, możemy mięć trochę więcej trudności z wyjęciem wszystkich ości. Dlatego po wyjęciu kręgosłupa, przy pomocy pincety możemy oczyścić mięso z pozostałych ości. W międzyczasie przygotowujemy sos musztardowy na bazie sosu beszamelowego, który otrzymujemy przez roztopienie masła, dodanie mąki, zasmażenia ich razem, a następnie stopniowego dodawania mleka, przy nieustannym mieszaniu (najlepiej trzepaczką). Po zagotowaniu sosu (na małym ogniu!) dodajemy musztardę, ocet winny, przyprawiamy do smaku. Śledzie podajemy gorące, z sosem i dodatkami według własnego upodobania. Świeże pieczywo pasuje tutaj doskonale, by zebrać resztki sosu i soków z ryby. Smacznego i miłej kolacji!!!

60 dni z Pagani Zondą Grzegorz Ciepiel g.ciepiel@nowyczas.co.uk

Nadszedł czerwiec. W Londynie i okolicach coraz częściej nie pada, a bywa, że nawet świeci słońce. Pogoda nastraja więc do wychodzenia z domu, a wręcz do podróżowania. Okolice wielkiego miasta są arcyciekawe i nawet nad morze nie jest daleko. Można jechać autobu-

sem, można i pociągiem, ale zdecydowanie najlepszym wyjściem jest samochód. Nie jest też powiedziane, że musi to być zwyczajne auto. W Anglii powstają jeden po drugim kluby supersamochodów. Jednym z nich jest Grupa20 założona przez Garego Franklina. Tłumaczy on, że inicjatywa jest prosta: Samochodami pasjonuje się ogromna liczba osób. Marki takie jak Lamborghini, Ferrari czy Aston

Martin znane są każdemu. Dla czego więc nie umożliwić członkom klubu cieszenia się każdą z nich? Za niecałe 13000 funtów (bez VAT) przez 60 dni w roku rozkoszować się można takimi pojazdami jak Pagani Zonda, Lamborghini Gallardo czy superauto z ostatniego Bonda – Aston Martin Db9. Wydaje się to kwotą zawrotną, ale biorąc pod uwagę to, że np. Zonda kosztuje 600 tys.

funtów, nie jest to wcale dużo, a wrażenia z prowadzenia takiego samochodu są po prostu bezcenne. Siedzi się nisko i głęboko w fotelu. Nadkola przysłaniają boki, lusterka są malutkie, dobrze widać tylko do przodu. Nie pomaga to przy zmianie pasów ruchu, ale manewr wyprzedzania ułatwia nam za to przyspieszenie od 0 do 100 km/h w lekko ponad 3 sekundy. Wypada tylko życzyć szerokiej drogi… GRZEGORZ CIEPIEL/NowyCzas

www.grp20.com


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

CO SIĘ DZIEJE 17 Film In the name of... / W imię... Dramat 2007 r. Reż. Beata Hughes Vue Sheperds Bush Pt – Śr w godz. 13.15, 15.35, 18.15, 20.45 Trzy kobiety: Ona – piosenkarka pop, Jude – eks księgowa, a teraz striptizerka i Hon – zawodniczka judo, nie są zainteresowane niczym poza pracą i osiąganiem własnych celów życiowych. Ona zaczyna trenować judo, aby utrzymać zainteresowanie sobą swoich fanów. Hon pracuje w ochronie w klubie striptizerskim, który jest również miejscem pracy Jude. Firma produkująca najdroższe diamenty na świecie ma kłopoty z ich sprzedażą i zatrudnia Bruca, guru od marketingu. Nagle życie wszystkich splata się, oferując szansę, która zdarza się w życiu się tylko raz... Ten Canoes Przyg. 2006 r. reż. Rolf de Heer

stą Januszem Yaniną Iwańskim. Rodzi się słynna „Tolerancja” i wiele innych piosenek: ciepłych, mądrych, niezapomnianych. Nagrywa również albumy odważne i dalekie od popularnego obiegu: „Soyka sings W. Shakespear’s sonnets” i „Tryptyk Rzymski”. Sojka jest zwierzęciem muzycznym z charyzmą performera. Wchodzi na scenę i obejmuje całkowite panowanie nad publicznością. Przyjdźcie i posłuchajcie.

Koncert O.S.T.R. After Party: DJ Deszczu Strugi & DJ Rod Dixon

Megayoga zaprasza: Voo Voo

16 czerwca Rhythm Factory London 16-18 Whitechapel Road E1 1EW Godz. 23.00 – 4.00 after party: DJ Rod Dixon (Skill Mega) DJ Deszczu Strugi (WWO) Bilety: £13 Info: 07834194884 / dmd@o2.pl

Australia, dawno, dawno temu ..... w czasach plemion. Dziesięciu mężczyzn wyrusza na bagna w poszukiwaniu jaj 'gumanga', gęsi Magpie. Dayindi zabiera ze sobą swojego młodszego brata, o którym wie, iż ten pożąda jego najmłodszej żony. Udzielając mu lekcji sztuki poszukiwania i zbierania jaj, opowiada jednocześnie pradawną historię plemienną - dziką i zabawną, o miłości, magicznym bałaganie, porwaniu i zemście. W kinach w całym Londynie.

Muzyka Kulturalnie na Wyspach – „Nowy Czas” zaprasza: Stanisław Sojka Jacek Kulesza Trio Wystawa zdjęć fotografów „Nowego Czasu”: Darii Danowskiej i Grzesia Ciepiela

Pawluśkiewicza do tekstów m.in. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Wiesława Dymnego. Większość utworów jest doskonale znanych z wykonań samej Ewy Demarczyk (Groszki i róże”, „Tomaszów”, Grande Valse Brillante). Janusz Radek jest częstym gościem krakowskiej Piwnicy Pod Baranami, laureat Grand Prix, Nagrody Publiczności i Nagrody Dziennikarzy 29 Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Londyńskie koncerty jednego z najlepszych polskich hiphopowców stają się już powoli tradycją. Adam Ostrowski aka O.S.T.R., raper niezwykle produktywny, w lutym uraczył swoich fanów kolejną płytą, „HollyŁódź”. Koncert w Rhythm Factory będzie więc kontynuacją trasy koncertowej promującej nowy album. Po koncercie całonocne after party poprowadzą znani dj-e: DJ Deszczu Strugi (WWO) oraz DJ Rod Dixon (Skill Mega).

17 czerwca, godz.19.00 Klub Cargo 83 Rivington Street Shoreditch, EC2A 3AY Bilety: £14 i £16 przed koncertem Dostępne na stronie: www.ticketweb.co.uk oraz w polskich sklepach. Voo Voo – niesamowita energia eksplodująca ze sceny i udzielająca się publiczności i jedyna w swoim rodzaju podróż przez różne style muzyki – rock, jazz, etno, muzyka żydowska, drum n'bass, house. Voo Voo czerpie z różnych źródeł, lecz wciąż wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Zespół od lat uprawia coś na kształt rockowego szamanizmu. Buduje atmosferę, a nie wyłącznie odtwarza przygotowaną przed koncertem tracklistę. Zespół zaprezentuje się w swoim stałym składzie: Wojciech Waglewski (voc,g), Mateusz Pośpieszalski (voc,sax), Piotrek „Stopa” Żyżelewicz (drums) oraz Karim Martusewicz (bass). Lutosphere Leszek Możdżer & Andrzej Bauer & DJ Bunio

Stanisław Sojka – lekki jazzman, gra i śpiewa od 1978 roku, kiedy zadebiutował w ramach cyklu „ Jazz w Filharmonii”. Ów występ nagrano i tak objawił się pierwszy album Sojki „Don’t you cry” z utworami Raya Charlesa, Stevie Wondera, Beatlesów, Gershwina. W 1981 roku ukazuje się płyta „Blublula”. Zawiera porywające wykonania takich standardów jak „I’m just a lucky so and so” D. Ellington’a czy Naima J. Coltrane’a. Album stał się „Jazzową płytą roku 81”. W 1988 roku rozpoczyna długoletnią współpracę z gitarzy-

10 czerwca, godz. 19.00 klub KOKO 1a Camden High Street NW1 7JE Wstęp: £15 / £17 Koncert rozpoczyna trzecią edycję Pulse Festival, imprezy propagującej muzykę Europy Wschodniej i Środkowej. Trzy sceny, różne gatunki muzyki: jazz, rock, hip hop, dance, klasyka i etno. Będzie również możliwość skosztowania potraw charakterystycznych dla tych części kontynentu, podziwiać uliczne stragany ze sztuką. W ramach festiwalu odbędzie się wiele koncertów w całym Londynie oraz wielka całodzienna impreza na South Bank. Na festiwalu wystąpią m.in: Czechomor (Czechy) & Palyrria (Grecja) – 20 czerwca w Islington Academy, Vidiek (Słowacja) & Kerekes (Węgry) w Cargo – 22 czerwca. Bilety są dostępne on-line: www.ticketweb.co.uk, www.pohyby.co.uk , Więcej informacji na: www.pulse-festival.com, www.buch.co.uk

samego Lutosławskiego – zsamplowany, pokiereszowany na fragmenty, odrealniony. Czy Lutosławski poczuł się obrażony? Świetny, niezwykły projekt, w którym muzyka wybitnego awangardzisty XX wieku wystąpiła w trampkach.

Ewa Becla prezentuje: Janusz Radek: „Serwus Madonna”

15 Czerwiec Początek koncertu: 19.30 Od godziny 18.30 do 21.30 wystawa zdjęć otwarta dla wszystkich Conway Hall 25 Red Lion Square (Holborn) WC1R 4RL Bilety: £15 i £18 w przedsprzedaży £18 i £20 przy drzwiach Do nabycia pod numerami telefonów: 02072470780, 0207 650 87 25 (Pn – Pt, w godz. 10.00 – 18.00) , w redakcji i w polskich sklepach oraz na stronach: www.ticketweb.co.uk (należy wpisać Stanislaw Soyka) www.polskaksiegarnia.co.uk

T. LOVE

17 czerwca godz. 19.00 (drugi spektakl o godz. 16.00 do potwierdzenia) Sala Teatralna POSK 238-246 King Street London W6 0RF Bilety w cenie: £18, £15 do nabycia w kasie POSK

Wystawy

Panic Attack! Art in the Punk Years Barbican Centre Silk Street EC2Y 8DS Codziennie 11.00 – 20.00, wt, czw 11.00 – 18.00 Wstęp: £8, £6

Dali & Film Tate Modern Bankside SE1 9TG Codziennie od 10.00 – 18.00 Wstęp: £11, £8 Celem wystawy jest przedstawienie wpływu kina na twórczość wielkiego sur-

Koncert wybitnego wokalisty młodego pokolenia obdarzonego zabójczym kontr-tenorem. W spektaklu m.in.: kompozycje Zygmunta Koniecznego, Jana Kantego

realisty Salvadore Dali. Tate Modern zgromadziło ponad sto prac tego artysty, w tym: szkice, filmy, obrazy i teksty.

24 czerwiec godz. 19.00 Cadogan Hall 5 Sloane Terrace SW1X 9DQ Bilety: £20, £18, £15 Box Office: 020 7730 4500 www.cadoganhall.com Wirtuoz jazzowego fortepianu Leszek Możdżer, wybitny wiolonczelista Andrzej Bauer oraz skory do wariacji na muzykę klasyczną Michał Skrok vel DJ Bunio, wystąpią ze swoją interpretacją twórczości Witolda Lutosławskiego. Kable, elektronika i, na szczęście, również żywe instrumenty. I głos. Nie Możdżera, chociaż na ostatniej płycie coś zaśpiewał, lecz głos

Prace 30 artystów z Londynu, Nowego Jorku i Los Angeles. Powstały w okresie rozkwitu epoki punk, mniej więcej od połowy lat 70. do połowy lat 80. Anarchistyczny świat punku kontestujący rzeczywistość, znalazł swe odbicie w sztuce tego czasu. Na wystawie znalazły się prace takich autorów jak: Gordon Matta-Clark, Barbara Kruger, Jamie Reid, Paul McCarthy, Linder.

Kiermasz książek Bilblioteka POSK zaprasza: 17 czerwca 11.00 – 18.00 238-246 King Street W6 0RF W holu POSK-u odbędzie się kiermasz dubletów emigracyjnych i krajowych. Większość książek kosztuje zaledwie jednego funta. Dojazd metrem: District Line, stacja Ravenscourt Park


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

18

Cytat tygodnia Jestem w pełni prawdziwym demokratą. Tragedia polega na tym, że jestem sam. Nie ma na świecie innych takich demokratów.

CZAS NA RELAKS horoskop tygodniowy

WŁADIMIR PUTIN

ANDRZEJ LICHOTA

Mirosława Krogulska i Izabela Podlaska BARANY we wszystkim, co robią zapragną być najlepsze. Perfekcja i refleks to w tym tygodniu wasze atuty. W pracy skupcie się na tym, co ważne, a osiągniecie wspaniałe efekty. Jedynie 9.06 nie bądźcie zbyt niecierpliwi, bo niektóre plany mogą się nie udać właśnie z powodu pośpiechu. 11.06 nie ignorujcie nowych pomysłów, bo nigdy do końca nie wiadomo co się wam w przyszłości przyda. 13.06 to dobry dzień na randki i towarzyskie imprezy. BYKI przez cały tydzień będą marudne, choć jeśli sie trochę postaracie, to uda się wam odnieść sukces w nowych przedsięwzięciach. W weekend odpocznijcie, a potem rozważcie ryzyko i zabierzcie się wreszcie za swoje sprawy. 9.06 unikajcie rodzinnych dyskusji na temat rodzinnych spraw i obowiązków. Ktoś starszy może niespodziewanie poprosić was o zbyt wiele i trudno potem będzie wyplątać się wam z danych pochopnie obietnic. BLIŹNIĘTA będą w wojowniczym nastroju i nie pozwolą, aby ktokolwiek wtrącał się w ich prywatne sprawy. Z nadejściem wiosny wstąpią w was nowe siły. To odpowiedni tydzień, aby upomnieć się o zaległą premię lub poszukać lepszej posady. 9.06 unikajcie konfliktów ze znajomymi i zadbajcie o swoje zdrowie. Warto zabrać się za poprawę kondycji, rozpocząć dietę, zapisać na ćwiczenia. 13.06 wyjaśni się pewna trudna sprawa lub odkryjecie interesującą tajemnicę. RAKI w tym tygodniu pochłoną sprawy miłości i uczuć. Tajne randki i namiętne smsy oderwą was skutecznie od pracy. W weekend opanuje was buntowniczy nastrój. Małe domowe porządki mogą skończyć się wielkim przemeblowaniem lub remontem! 10.06 będziecie dyskutować z kimś, kto ma inne od was zdanie na temat polityki lub religii. 12.06 przyniesie wam sukces towarzyski, a samotnym Rakom da szansę na niezwykłą randkę. LWY będą nastawione optymistycznie do życia. Wenus, planeta miłości wreszcie przebywa w waszym znaku zodiaku. Wszędzie zapragniecie wprowadzać zgodę i radość, sprzyjać wam będzie powodzenie w miłości. 10.06 szczególnie sprzyja randkom i wzruszającym spotkaniom. Przez pozostałe dni tygodnia w sprawach zawodowych unikajcie intryg i plotek. Ktoś może się mylić i wszyscy niepotrzebnie się zdenerwują, a wy będziecie musieli wyjaśnić sprawę.

WAGI staną się duszą towarzystwa. Będziecie doradzać współpracownikom i pomagać przyjaciołom w różnych sercowych kłopotach. W weekend możliwe są nowe, ciekawe znajomości, które mogą nawet pomóc wam w dalszej karierze. Cały tydzień sprzyja podróżom lub udanym zakupom. 12.06 nie wierzcie we wszystkie fantastyczne plotki i zapomnijcie o zazdrości, bo pod jej wpływem możecie powiedzieć coś, czego będziecie żałowali. SKORPIONY z trudem godzić będą prywatne sprawy i zawodowe obowiązki. Myślami będziecie w domu, zatęsknicie za osobami, których od dawna nie widzieliście. Szczególnie w weekend wasz nastrój będzie się zmieniał tak szybko, że nawet przyjaciele nie nadążą za ich zachciankami. W tym tygodniu największe szczęście czeka was w miłości, choć niektóre Skorpiony mogą nie doceniać swoich zalet. 12.06 ktoś życzliwy wróci waszą uwagę na kogoś, kto od dawna wam sprzyja. STRZELCE w tym tygodniu będą bardzo pewne siebie. Zdecydujecie się szybko załatwić wiele ważnych spraw, a w pracy przeprowadzicie kilka trudnych rozmów. Weźcie jednak pod uwagę, że mimo najszczerszych chęci, nie wszystko da się od razu zmienić, bo zmiany wymagają przygotowania i czasu. W weekend sprzyja wam powodzenie w miłości, uda się podróż lub towarzyskie spotkanie. 11.06 warto rozglądać się za ciekawymi znajomościami. KOZIOROŻCE będą spokojne, a nawet nieco osłabione. Intuicja powstrzyma was przed źle nastawionymi do was ludźmi. Ryzykowne interesy powierzcie w tym tygodniu ambitniejszym od was, a sami odpocznijcie i zajmijcie się prywatnymi sprawami. W weekend chętnie wybierzecie się na spacer. 11.06 sprzyja wam powodzenie w miłości. Sympatyczną osobę mogą przedstawić wam współpracownicy lub możecie spotkać kogoś niezwykłego na poczcie czy w urzędzie. WODNIKI będą w doskonałym humorze i mogą w tym tygodniu liczyć na sympatyczne zbiegi okoliczności oraz miłe wiadomości. Planeta Wenus znajdzie się w opozycji do waszego znaku zodiaku, a to wróży większą popularność w towarzystwie oraz powodzenie w miłości. 9.06 podejmiecie ryzykowną, ale trafną decyzję. Potem nie osiadajcie na laurach i załatwcie w tym tygodniu pewną ważną sprawę. Odrobina odwagi może odmienić na lepsze wasze życie. RYBY przez swoje zapominalstwo i brak zaangażowania mogą same na siebie ściągnąć kłopoty. W tym tygodniu bądźcie ostrożni. Unikajcie plotek, nie drażnijcie złośliwego szefa, a tydzień okaże się udany. Weekend sprzyja romantycznym spacerom i nowym znajomościom. 9.06 różne rodzinne plany i ustalenia mogą się zmienić. Postarajcie się dopasować do wymagań starszych osób. 10.06 sprzyja podróżom, udanym zakupom i omawianiu rodzinnych spraw.

praktycznie

PANNY będą bronić swoich spraw przed wścibskimi osobami. Ktoś będzie was obserwować, poganiać i komentować wasze decyzje. Weekend sprzyja udanym wyjazdom i uprawianiu sportu. Od 11.06 przejmiecie się sprawami kariery, a nawet szczerze zainteresujecie się zdrowiem szefa. Przed wakacjami warto uporać się z zaległościami, aby potem spokojnie bawić się i odpoczywać. W miłości bądźcie ostrożni. Władczy nastrój i pośpiech nie nadają się na randkę.

mówiąc

C

Konrad Brodziński redakcja@nowyczas.co.uk

Swing

hyba nie jest przypadkiem, że to właśnie Włosi wymyślili operę, zaś Anglosasi przodują we wszelkich wariantach muzyki popularnej. Włoski pasuje jak ulał do bel canto, angielski zaś do różnych ballad, rocków i innych jazzów. Polski znajduje się gdzieś pomiędzy, ale bliżej włoskiego. Myślę o tym czasami, kiedy slyszę Polaków, wymawiających w języku angielskim te różne „hałarju? czy „kenajhelpju?” (przeliterowując w ten sposób, oczywiście przesadzam – i z góry przepraszam).

Stali czytelnicy zdziwią się, że mam jakąś sprawę do sposobu, w jaki Polacy wymawiają angielski. Przecież nie tak dawno temu pisałem, że to właśnie autochtonów tych Wysp zrozumieć nie można, i że wystarczy cudzodziemcowi mówić wyraźnie. Nadal podtrzymuję. Szkot swoim akcentem melduje się swoją szkockością – Polak czy Polka, niech nie wstydzi się swojej polskości. Byle być zrozumianym. Ale kiedy wsłuchuję się w wymowę niektórych Polaków, czegoś mi czasami brakuje – pod względem nie tyle klarowności, ile estetyki. Brakuje mi swingu. Kiedy Włoch śpiewa: Celeste Aida – każda samogłoska jest odpowiednio długa, wręcz rozciągła. La donna é mobile? Owszem, jest akcent na „mo”, ale „bi” i „le” są bardzo wyraźne. Natomiast kiedy Sinatra śpiewa Strangers in the Night, akcent pada na pierwszą i ostatnią sylabę. Pozostałe są stłamszone. Nie „strein-dżers-in-the-nait”, tylko „strejndż’s‘n’th’nait”. Angielski większość nieakcentowanych samogłosek redukuje do czegoś w rodzaju stękniecia. Tę najkrótszą samogłoskę odziedziczył być może z epoki, gdy do angielskiego domieszał się język francuski. Je ne regrette rien to nie „że-ne-re-gret- rię” tylko „ż’n’r’gret - rię”. Dodajmy do tego elizję pewnych zgłosek – np. twenty zmierzające w kierunku twenny – i mamy język elastyczny, swingujący. Aczkolwiek można przesadzić. W samolocie polskich linii usłyszałem niedawno ladies and gentlemen w wersji „lejdiz ‘n dżemen”, coś jak bułka z dżemem. Powinno być lekkie muśnięcie „n”i „l”: dź’n’lm’n. A więc, miast „kenajhelpju?”: k’nahelpj’? Ale broń Boże jak młoda Angielka, która przywitała mnie niedawno w sklepie krzykliwym pytaniem: KNEŁP?!


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

CZAS NA RELAKS 19 łatwe

trudne

średnie

2 9

8

8

4

9 5 2

1 4

8 9 3 2 7 1 4 5

7

2

3

6

2 4 5

7

9 8

9 4 4 3 6 9 6 5 7 3 2 6 9 5 2 4 3 1 8 5 2 7 1 9

9 8

4 1 3

7 4 1 7

7 1 5

8

2 3

3 1 4

5 9

9 5

Sudoku

3 7

5 6

Wypełnij diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać. Rozwiązania sudoku z nr 22

Absurd tygodnia

średnie

trudne

Humor

Przewodnicząca sejmowej Komisji Rodziny i Praw Kobiet Anna Sobecka z Ruchu Ludowo-Narodowego nie widzi w seksie nic dobrego. Według niej kobieta i mężczyzna nie są powołani do seksu, ale do życia rodzinnego. Na pytanie czy seks jest zły odpowiada: – Tak. Jest zły, bo nie

łatwe

rozwija człowieka, nie przynosi dobra, nie daje bliskości z drugą osobą. Seks powinien dotyczyć małżeństw. Łączyć się z miłością – podkreśla Sobecka. Seks jest dla dorosłych – chciałoby sie powiedzieć za bohaterką książek Katarzyny Grocholi.

Hasło krzyżówki z nr 22: Lepszy przykład nie pada.

Krzyżówka

K

rybim okiem

rybim okiem iedyś podskoczyliśmy wszyscy z radości. I na tym się skończyło. Przez lata, nie tylko metaforycznie, trzeba było wytrzymywać marazm po fakcie, który spowodował to podskoczenie, ach, jak wtedy wszyscy podskoczyliśmy! Czy była to marudząca urzędniczka za kontuarem, znudzony sprzedawca w sklepie z ubraniami, czy też dziennikarz drapiący się za uchem, nikt nie wiedział dlaczego co kilka lat podrywamy się z siedzeń, a potem na nie siadamy i w hibernacyjnym półśnie oczekujemy czegoś, co zostanie zrobione prawdopodobnie za nas. Siedzimy i siedzimy,

zza horyzontu nadziei nic się nie wyłania, ani nie wyskakuje, zatapiamy się w roztopionej wizji i tak marniejemy. Pokolenie za pokoleniem dryfuje w stronę zaakceptowanej mimowolnie i z bezradności wirtualnej zsyłki ku mrocznemu lamusowi. Ktoś na to: co na to historia? Pojawiają się propozycje napompowanych interpretacji przeszłości, już nikt nie ma sił wstać, coś się niby dzieje, kogoś popchnięto do tyłu i ariergarda kryguje się na awangardę. Wszystko zamglone medialną aureolą, ale siedzimy, tak, siedzimy – i jest dobrze. A potem z przeszłości lepi się bałwana albo totem, który ma odstraszać złe demony przyszłości i

bronić przed utratą tożsamości, bo, ach, jaki zalew konsumpcjonizmu, cywilizacja śmierci duchowej i inne okcydentalne bajery. Tożsamość staję się, zamiast prywatną sprawą, precedensem politycznym. Mówienie o tożsamości jest kurczowym trzymaniem się płotu w momencie gdy traci się równowagę. Witaj, manipulacjo. Kto Cię generował? Ci, którzy stracili grunt pod nogami? Podskoczyliśmy – i co dalej? Optymiści wskazują na podwyższenie się jakiejś stopy, podciągniętej przez ścięgno Achillesa, albo przez piętę Achillesa; albo po prostu ta stopa, po prostu stopa życiowa (czytaj: stypa życiowa), cała jest piętą i to do tego

Achillesową? Więc podskoczyliśmy odbijając się od pięt i tak kulejemy przez dziesięciolecia lub stulecia, powtarzając „ała” jak obolałą mantrę? Kulturowe „ała”, na przykład. Kiedyś podskoczyliśmy z radości, to znaczy, jak ktoś to mylnie zauważył, odbiliśmy się od dna. Albo po prostu dno nas już odbiło trzęsąc się z obrzydzenia, mamrocząc swoim falującym, przydennym dialektem: idź, dno, na powierzchnię. Aj, zważcie, intelektualiści stali się z przyczyn ekonomicznych plebs-proletariatem. I kto odwróci bieg historii? Kto chce zostać cleanerem w stajni Augiasza? Kto tak pięknie pozamiatał w kanonie lektur, „ała”.

I kto to jest to „my”? Czy to coś, niejasne, społeczne, czyli więcej niż ja lub Ty, ogarnia nas i pozwala nam się wyszukać lub zidentyfikować? A może to są jakieś powiązania i układy? A może, to bardziej prawdopodobne, ktoś, kto się utożsamia z aluzjami zawartymi w tekście, mglisto określonymi, jak wszystko, co aspiruje do roli zrozumiałości. Czytelniku. Spotkajmy się po prostu w tekście i idźmy w swoje strony, gdzie nas oczy poniosą i nogi za nimi pójdą.

Robert Rybicki


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

JOB VACANCIES 20 OGŁOSZENIA DROBNE

Job Title: Home Care Assistant National Reference number: LCR/26530 Location: Leicester, UK Hours: 10/40 per week, 5 days out of 7, 7am-10pm. Wage: £5.40 per hour Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Care Watch Leicester Description: No experience necessary as full training will be given. Driving licence essential as duties will include visiting clients in their own homes carrying out personal care and domestic help, shopping, putting clients to bed making meals and any other associated duties. Times and days to be arranged with employer to meet business demands. Successful Applicants will be required to provide an Enhanced Disclosure. The Applicant will meet the disclosure expense. The wage is +20p per call visit and 30p extra at the weekend per visit. How to apply: To apply send CV and covering letter to carewatchleicester@hotmail.co.uk

Job Title: TRAINEE RECRUITMENT CONSULTANT WSQ/102711 Location: LIVERPOOL Hours: Mon-Fri 8am-6pm (inc one 7am-6pm) + 1 sat p/month 8-12noon Wage: To be discussed at interview Work Pattern: Days, Weekends Employer: Proactive Personnel Ltd Closing Date: 30/07/2007 Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY Description: Must be professional and a good relationship builder, ideally with a sales and customer service background. Will be conducting candidate interviews, referencing, making warm and cold sales calls to promote the business as well as visiting clients at their place of work. Full training will be given. Successful candidate will ideally be fluent in Polish. Full driving license is essential. This role would be ideal for a Graduate looking for an opening into Industrial Recruitment. Immediate Interviews How to apply: You can apply for this job by telephoning 0151 9059050 and asking for Kelly Newell. Job Title: RETAIL TEAM FOOD MANAGER NPS/7861 Location: CITY CENTRE, NOTTINGHAM Hours: 40 PER WEEK 5 OUT OF 7 DAYS BETWEEN 8.15AM AND 6.15PM Wage: £12,675-£15,000 PER ANNUM DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days, Weekends Employer: Dawsons Bakery Duration: PERMANENT ONLY Description: Must have previous proven managerial experience. Must be self motivated and very keen on sales and customer service. An NVQ level 3 in food retail management would be preferred but is not essential. A polish speaker would also be an advantage as will be supervising staff who speak this language. Will be required to manage a busy city centre bakery and coffee shop. Duties will include customer care, maximising sales, managing a team, administrative work, food hygiene and branch management. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0115 9582525 and asking for Mrs Valerie Skerritt. ob Title: TEAM LEADER LOS/11242 Jo Location: GLENTHAM MARKET RASEN LINCS Hours: 40 PER WEEK MONDAYFRIDAY 7AM-4PM Wage: £6.00-£7.00 PER HOUR DEPENDING ON EXPERIENCE

Work Pattern: Days Duration: PERMANENT ONLY Description: Team Leader experience of working on a busy farm would be an advantage or if you have an agriculture qualification. Most of the workforce is Polish so the ability to speak Polish would be an advantage. This post offers the potential to move into farm management so strong interpersonal and management skills are essential. A fork lift licence an advantage. This is a temporary vacancy with a view to permanency. How to apply: For further details please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am6.00pm weekdays, 9.00am-1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255.

JobTitle:INTERPRETERS/TRANSLATO RS ACC/39454 Location: LANCASHIRE AREA Hours: 10 PER WEEK, MONDAYFRIDAY, BETWEEN 9AM-5:30PM Wage: £10.00 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Welcome Translations Duration: PERMANENT ONLY Description: This is a freelancing position. Professional Interpreters required. All languages welcome to apply especially Bengali, Polish, Slovak and Czech. Duties will involve acting as interpreters and translators for various businesses. Self-employed people are responsible for paying their own National Insurance Contributions and Tax. For information on how benefits may be affected, and whether entitlement may be lost, speak to a Jobcentre Plus Adviser. The Company has given an assurance that this vacancy enables workers to achieve a wage equivalent to the National Minimum Wage rate. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to John Neseri at Welcome Translations, Unit 3 Lincoln House, 1-3 Brixton Road, London, SW9 6DE, or to nassiry@welcometranslations.com. Job Title: POLISH INTERPRETER REF: 176-059.H PCH/7419 Location: PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours: 37.5 HOURS PER WEEK Wage: £15,671 - £19,730 PER ANNUM Work Pattern: Days Closing Date: 14/06/2007 Duration: PERMANENT ONLY Description: The post holder will work full time and will cover all of the hospital sites. They will provide face-to-face translation for any Polish person who requires assistance so that they are fully informed about their care and treatment. The post holder will also be required to carry out written translation work in the form of leaflets and letters. The post holder will be based at Peterborough District Hospital alongside the Trust Portuguese Interpreter. Fixed term for 12 months. On top of your basic salary, you will receive at least 27 days holiday a year, plus a range of other benefits including pension, career development and occupational health services. An Enhanced Disclosure is required for which the employer will pay. How to apply: For further details please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am6.00pm weekdays, 9.00am-1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255.

MIESZKANIE do wynajęicia

Stamford Hill. Dom 4-sypialniowy z ogrodem, £350 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0798 085 4663 Marek.

Wynajmę pokój jednoosobowy spokojnej dziewczynie blisko stacji metra Seven Sisters (minutę od stacji). Możliwość podłączenia do internetu. Tel. 0208 177 5756.

Clapton. Dwupoziomowe, 2-sypialniowe mieszkanie. £210 tygodniowo. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

Pokój (umeblowany) do wynajęcia w mieszkaniu po remoncie i o dobrym standardzie. Tylko dla osób czystych, ceniących sobie spokój. Tel. 0791 287 4450. Do wynajęcia duża dwójka w domu z ogrodem. Niedaleko Wembley, blisko stacja metra, autobusy: 302, 83, 204, 183, w pobliżu park, LIDL, ASDA. £60/tydz. od osoby, internet wraz z rachunkami wliczone, 2 tyg. depozytu. Arek, tel. 0788 684 0006. Miejsce w pokoju z internetem dla niepalącego chłopaka do wynajecia od zaraz. Cichy i czysty dom. £60 tyg. + 2 tyg. depozytu. Tel. 0796 008 2215. Poszukuję współlokatora do dzielenia pokoju na Hounslow Central. W domu tylko 5 osób, dostęp do internetu, duży ogród, miła atmosfera. Cena £55 od osoby. Tel. 0789 433 1746. Dwójka do wynajęcia dla dziewczyn lub pary w spokojnym domu z ogrodem, 5 min. od stacji Tooting Broadway. £120 (rachunki wliczone). Tomek, tel. 0782 149 3278. Stoke Newington (2 strefa). Duża dwójka £115 tyg., mniejsza £95 tyg. w umeblowanym, czystym mieszkaniu. .Rachunki wliczone. 5 min. do stacji. 1 min. sklepy. Tel. 0798 529 6253.

Bones Rd (przy North Circular), N11. 3 bedroom, przestronne. £1250 miesięcznie. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stoke Newington. Nieduże 1 bedroom, 2 osobne pokoje. £155 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Seven Sisters. 4 bedroom flat po remoncie. £280 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Nieduże studio z dostępem do ogrodu. £470 miesięcznie. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill. 3 bedroom flat, 4 osobne pokoje. £208 tygodniowo (niższy czynsz w zamian za remont). Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Tottenham, Higham Rd, N17. 3 bedroom flat, 4 osobne pokoje, panele. £240 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill. 3-4 bedroom house, 5 osobnych pokoi, £300 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0798 085 4663 Marek.

Domy, mieszkania, kawalerki. Sprawdź aktualne oferty www.bubletting.com Clapton. 2 bedroom flat. 3 osobne pokoje, duża kuchnia. £230 tygodniowo. Tel 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill. Castlewood Rd. 2 bedroom flat, £200 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Stamford Hill. 3 bedroom flat, 3 podwójne pokoje, kuchnia, połączona z livingiem. £233 tyg. Tel. 0772 706 0386 Tomek. Tottenham, Chester Rd, N17. 3 bedroom z ogrodem. £230 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Walthamstow, Wood Street, blisko kolejki. £170 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Clapton. Nieduże studio flat po remoncie. £125, wszystkie rachunki z wyjątkiem elektryczności wliczone. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek. Royal Victoria, E16. 4 bedroom house z ogrodem. £350 tygodniowo. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek. Finchley Central. Studio flat. 2 min. od metra. £135 tygodniowo. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

MIESZKANIA szukam

Finchley Central. 1 bedroom flat. £160 tyg. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

Szukam pokoju dla pary lub studio flat. Tel. 0794 422 5593.

Clapton, Brooke Rd, E5. Studio flat po generalnym remoncie, £145. Council Tax, gaz wliczony. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek.

Cricklewood. 2 bedroom, przestronne po remoncie. £240 tygodniowo. Tel. 0798 085 4663 Marek, 0772 706 0386 Tomek.

Poszukuję do wynajęcia 1 bedroom flat w okolicy Turnpike Lane, Muswell Hill, Hornsey. Adam, tel. 0792 249 7493.

Clapton, Brooke, Rd, E5. Studio flat po generalnym remoncie. £125 tyg. Council Tax, gaz wliczony. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek.

Stamford Hill. 5 bedroom house z ogrodem. 6 osobnych pokoi, kuchnia połączona z jadalnią. £430 tygodniowo. Tel. 0208 802 5537 Kamila, 0772 706 0386 Tomek.

Szukam jedynki w okolicach Balham, Streatham, Norbury lub Thornton Heath. Nie musi być umeblowana, max cena to 80 funtów. Internet mile widziany. Tel. 0770 426 5222. Szukam pokoju jednoosobowego dla dziew-


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

JOB VACANCIES OGŁOSZENIA DROBNE 21

Job Title: POLISH LANGUAGE TEACHER CRD/51892 Location: CRAWLEY, WEST SUSSEX Hours: 6-10 HOURS PER WEEK 9AM5PM Wage: £12.50 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Directors Languages Duration: TEMPORARY ONLY Description: Must have a teaching qualification or equivalent. Must be fluent to a native level. This role involves teaching Polish language to adult business people who are moving to Poland. Hours may differ to be arranged with employer. This is a temporary vacancy for at least 6 months but may lead to permanent employment. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01628 778476 and asking for Roger Jones.

czyny. Najważniejsze żeby było to na południowym lub północnym wschodzie. Ważny dostęp do internetu od 15 lipca. Cena do £70 tyg. Tel. 0774 863 2416. Spokojny, niepijący chłopak szuka pokoju jednoosobowego. Mile widziany internet. Tel. 0770 426 0245. Szukam taniej jedynki lub wolnego miejsca w pokoju dla chłopaka jak najbliżej North Wembley i jak najtaniej od 9 czerwca. Tel. 0781 315 6182.

ZATRUDNIĘ Przyjmę doświadczoną fryzjerkę z dobrą znajomością języka angielskiego. Tel. 0789 433 1139. (po godz. 18.00). Zatrudnię do sprzątania domów na Ealingu i w okolicy Richmond. Wyjątkowo solidne i doświadczone panie. Oferty wyłącznie jako sms, tel. 0782 812 1660.

Firma handlująca elektronarzędziami poszukuje osoby na stanowisko sprzedawcy w salonie w południowo-wschodnim Londynie. Dobra znajomość angielskiego wymagana, rosyjski atutem. Dobre warunki, możliwość awansu. Kontakt telefoniczny lub CV ze zdjęciem na adres e-mail: pawel.lpt@btconnect.com Szukamy dziewczyny do sprzątania. £5,5/h, wymagany angielski komunikatywny, Insurance Number i 2 referencje. Praca od zaraz. Zivile, tel. 0791 560 6772. Szukam odpowiedzialnej osoby na pół etatu. Praca obejmuje: opiekę nad dzieckiem (nie ukończyło roku), lekkie prace domowe jak prasowanie, gotowanie dla dziecka, spacery. Tel. 0787 847 1162. Angielska firma poszukuje kobiety na stanowisko junior administrator. Wymagane doświadczenie w marketingu, znajomość obsługi komputera oraz język angielski. Kontakt w języku angielskim Wayne, tel. 0794 978 3945.

Firma Atlanco Ltd. zatrudni pracowników na stanowiska rzeźnik-rozbieracz mięsa. Wymagania: doświadczenie. Piotr Kania: tel. 0791 953 3431, e-mail: pkania@atlanco.co.uk

Poszukujemy kandydatów na stanowisko kierowcy z kat. C+E. Od kandydatów wymaga się przynajmniej 2-letniego doświadczenia i komunikatywnego jęz. angielskiego. Forma zatrudnienia Self Employed. Michał J, tel. 0796 888 9821, e-mail: catanipl@yahoo.co.uk

Murarza z umiejętnością samodzielnej pracy i doświadczeniem. Pracownika ogólnobudowlanego z umiejętnością samodzielnej pracy, znajomością podstaw kilku zawodów (złota rączka). Proszę o e-maile i sms z opisem osoby i doświadczenia. Tel. 0781 2610281.

Poszukujemy kandydata na stanowisko operator koparki. Od osoby tej wymaga się min. 3letniego doświadczenia na koparkach gąsienicowych min. 20-stotonowych. Język angielski w stopniu komunikatywnym. Tel. 0796 888 9821.

D Domy, o m y, mieszkania, mieszkania, studio flatyflaty w północno-wschodnim p ‚nocno-wschodnim Londynie Londynie w 020 8802 5537 Kamila 077 2706 0386 Tomek 079 6112 5269 Marek

www.bubletting.com letting@bubletting.com

Szukam osoby do wyprowadzania rocznego psa 2 lub 3 dni w tygodniu po godzinie. Najchętniej pomiędzy godz. 11.00 a 15.00. Jeśli lubisz psy i szukasz dodatkowej pracy wyślij email na adres: toni_p@wp.pl Zatrudnię kierownika budowy. Wymagania: język angielski (więcej niż komunikatywny), doświadczenie w branży, najchętniej na terenie UK. Piotr K, tel. 0208 507 1011.

SZUKAM PRACY Elektryk, 3 lata w UK, z możliwością certyfikatu, szuka zatrudnień. Tel. 0770 776 3654. Mam 21lat, prawo jazdy kat B. Poszukuję pracy w Slough lub okolicach. Odbyłem służbę wojskową jako operator namiernika oraz pracę w handlówce. Tel. 0787 230 3304. Grupa 4-osobowa przyjmie zlecenia na prace budowlane. W weekendy. Posiadamy doświadczenie i zdjęcia prac, narzędzia, transport, karty Cis, CSCS, NIN. Tel. 0786 469 2949. Trening w sprzątaniu uzyskałam w hotelu. Pracę w barze poznałam pracując tam 8 lat. Jestem sumienna, dokładna i uczciwa. Szukam pracy. Tel. 0793 909 2489.

Job Title: SITE MANAGER / FOREPERSON ABI/22931 Location: MILTON, ABINGDON, OXFORDSHIRE Hours: 40 HOURS PER WEEK. MONDAY-FRIDAY. 8AM-4.30PM Wage: £12.50 PER HOUR. NEGOTIABLE Work Pattern: Days Employer: One Way Resourcing Duration: PERMANENT ONLY Description: Polish and English speaker. Responsible for organising schedule, managing materials, quality control and budget control. Experience in similar position required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 02380 715447 and asking for Wanda Murphy. Job Title: BILINGUAL SECRETARY/P.A. IWM/36614 Location: LONDON, VICTORIA SW1W Hours: 40 PER WEEK, FLEXIBLE Wage: UP TO £35,000 PER ANNUM PLUS BONUS Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Employer: Halbrook Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: Must be fluent in Polish or Russian. Must be available to travel overseas. Good communication skills & computer skills are essential. Will act as personal assistant to Company Director purchasing coal, petroleum & raw materials. Will liase with overseas clients and accompany them to various venues, meetings and tours. to apply send cv and covering letter fao Hamit

McKay at employers address. COAL ENERGY, UNIT 134,35-37 GROSVENOR GARDENS, LONDON SW1W 0BS. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Simon Billingham at Halbrook, Unit 134, Grosvenor Gardens House, 35-37 Grosvenor Gardens, Victoria, London, SW1W0BS, or to halbroolkltd@hotmail.com. Job Title: SECRETARY CTM/2508 Location: MEDWAY CITY ESTATE ROCHESTER Hours: 40 HOURS PER WEEK MONDAY TO FRIDAY 9AM-5PM Wage: MEETS NAT MIN WAGE NEGOTIABLE ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Employer: Highways International Duration: PERMANENT ONLY Description: The ability to speak Romanian, Polish, Russian, Lithuanian, Hungarian, Czech, Serbian or Slovakian is preferred but not essential. Must have a good telephone manner and customer service skills. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Pavel Gaga at Highways International, Unit B15, Laser Quay, Culpeper Close, Medway City Estate, Rochester, Kent, ME2 4HU. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. Job Title: SALES EXECUTIVE HAY/19296 Location: HAYES, MIDDLESEX Hours: 40 PER WEEK, MONDAY SATURDAY, BETWEEN 6.30 AM 7PM Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Employer: Platform Building Materials Duration: PERMANENT ONLY Description: Must have previous sales experience. Knowledge of Indian or Polish is an advantage. Must be enthusiastic and vibrant, able to work on own incentive, have good PC skills and excellent communication skills. Duties to increase cooperate awareness, some telesales and customer relation management. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mohsen Saleh at Platform Building Materials, Pasadena Close, Hayes, Middlesex, UB3 3NQ, or to mohen. saleh@platformbulidingmaterials.co.uk.

TANIE UBEZPIECZENIA

Samochody osobowe Pojazdy dostawcze Biznesowe Domy i mieszkania

0845 375 2544 Profesjonalna porada w jezyku polskim 153-155 Mitcham Road London SW17 9PG Authorised and regulated by the Financial Services Authority


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 8 czerwca 2007

22 OGŁOSZENIA DROBNE SPRZEDAM Sprzedam uprawiaj. Sporty siłowe. Suplementy: Deca durab. Winstrol, Metanabol, Anapolon, i pochodne. Podbloki Cykle. Osób z nadwagą, i niedow. MistrzPl, tel. 0773 881 5492.

prod. 97. Bordo metalik, 83000 mil, klima, centralny zamek, alarm, el szyby, lusterka, 2 poduszki, Mp3 Alpine, Abs, sensor cofania, alufelgi 16", serwisowany. Atrakcyjny wygląd. Tel. 0796 038 1013.

KUPIĘ

Sprzedam Toyotę Corollę 1.6 GS, 96000 mil. Niebieska, 1998 r. Cena £1000. Tel. 0775 801 3211.

Skup metali kolorowych, najlepsze ceny. Tel. 0782 439 4222.

Sprzedam stojący bilet na koncert Georga Michaela, który odbędzie się 10 czerwca na stadionie Wembley. Tel. 077 0902 0521, po godz. 19.00.

Kupię chłodziarkę i zamrażarkę do wyposażenia sklepu oraz meble i półki najlepiej używane, może być też kasa fiskalna. Tel. 0773 849 6683.

Sprzedam laptopa Toshiba 15" 256ram, DVD/CD, sieć bezprzewodowa, Windows XP, cena £180. Tel. 0788 649 8407.

Kupię lub przyjmę lodówkę z okolic Chiswicku, Hammersmith, Ealing, Acton, Brentford. Musi być sprawna w 100% i nieduża. Patryk, tel. 0798 397 9620.

Sprzedam końcówkę LPG do tankowania gazu w Anglii. Tel. 0786 533 6786. Sprzedam tanio kuchnię w kolorze jasnozielonym, do odbioru na Tooting Bec. Tel. 0798 870 3019. Audi A6, srebrny, 2000 rok, 77 tys. mil, stan idealny, bardzo czysty, 2 właściciel, £4000. Tel. 0779 288 5468. 90 tyś mil AUTOMAT, ciemnozielony, alufelgi, podwójna klima, 8 pod. pow., elektryczne szyby, lusterka, skóra, podgrzewane siedzenia, radio sterowane w kierownicy. Po przeglądzie, zadbany. Maciej, tel. 0793 974 4787.

Kupię Renault Laguna lub Megane z roku 00, 99, 98 z kierownicą po lewej stronie w rozsądnej cenie. Samochód musi być zdolny do jazdy. Marcin, tel. 0794 888 6930.

silnikow, MOT, komputerowa zbieżność kół, możliwy dojazd do klienta oraz odbiór i zwrot auta do domu klienta. Zapewniamy części. Tel. 0208 951 3557, 0788 645 2359. ABC elektryka i hydraulika od A do Z, możliwość wystawienia certyfikatu. Wykonujemy kompleksowe remonty kuchni i łazienek. Tanio i solidnie. Tel. 0790 806 0072. Paznokcie akrylowe na formach, przezroczyste, wtapiane elementy kolorowe z dżetami i innymi aplikacjami oraz malowanie ręczne. Paznokcie w kształcie prostokątnym, ze skosem lub w szpic. Terminy oraz ceny uzgadniane telefonicznie. Katarzyna, tel. 0787 312 9779. Dekoratorka, malowanie, remonty. Tel. 0781 495 4735.

PSYCHIATRA 0777 069 7514

Kupię VW Polo, Golfa, Audi A4 z kierownicą po lewej stronie lub na polskich blachach. Tel. 0785 179 2166.

---------------

Kupię rower górski w dobrym stanie i przystępnej cenie. Tel. 0778 844 6309.

GINEKOLOG-POŁOŻNIK

0770 463 9850

USŁUGI

Automat, CD, el. szyby, el. lusterka, centr. zamek, alarm, wspomaganie kier. Tel. 0776 673 3138.

Dowiozę na lotniska, dworce, do lekarza, na zakupy itp. Samochód z klimatyzacją, GPS-em, fotelik dla dziecka, duży bagażnik. Miła obsługa gwarantowana. Grzegorz, tel. 0775 624 9666.

Sprzedam rower firmy Carrera. Stan bardzo dobry, w pełni wyposażony, hamulce tarczowe, aluminiowa rama 16". Blokada, światła. Tel. 0778 378 5821.

Usługi hydrauliczne i elektryczne od A do Z. Systemy Megaflo, instalacje elektryczne, alarmy przeciwpożarowe i domofony wraz z certyfikatami na własne usługi. Tel. 0785 027 5652.

Sprzedam za £45 , bilet na easyjet z Luton do Warszawy na czwartek 7 czerwca, Tel. 0781 828 2348.

Jestem w stanie zrobić hydraulikę, dekoratorkę, elektrykę, dachy, dobudówki itp. Mateusz, tel. 0785 702 6839.

Sprzedam BMW 318i Salon, manual, rok

Serwis, naprawy, elektroniczna diagnostyka

pon.-sob. CENTRUM LONDYNU ACHILLES PRZEPROWADZKI Przeprowadzki kompleksowo do Anglii i z Anglii do Polski. Posiadamy pełen pakiet ubezpieczeń i zezwoleń. Tel. +48 58 343 48 36 Kom. +48 601 61 25 33 www.achilles.gda.pl

Informatyk przyjmie zlecenia: serwis komputerów, konfiguracja, usuwanie wirusów, strony internetowe, sieci, podział internetu. Tel. 0789 562 4664, www.it4gb.co.uk

Laboratorium medyczne: THE PATH LAB Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową, EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: Iwona 0797 704 1616

TRANSPORT NA LOTNISKA

150x150_STD_NowyCzas_4029_polishPage 1 05/03/2007 17:59:29

•Przewozy • • Przeprowadzki • •GPS • Tel. 0787 146 6409

TRANSPORT PRZEPROWADZKI DUŻY VAN • TANIO! TEL. 0787 501 4487 email: krzycho58@wp.pl

Dzwoę do Polski juİ od 3p/min* z telefonu stacjonarnego

Po prostu wybierz

084 4988 4029 C

M

Y

CM

MY

Polska tel. stacjonarny 3p/min 084 4988 4029

CY

W R ÓŻK A S EB I LA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart Tarota i ręki. Zdejmuje złe fatum.

T e l. 07 9 8 8 5 5 33 7 8

CMY

K

Polska tel. komórkowy 10p/min 087 1919 4029

DostĊpne 24/7 bez dodatkowych kosztów Helpline: 087 0041 4029

www.auracall.com/polska

To proste… spróbuj teraz

*Terms and conditions: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute and include VAT. Calls billed per second. Minimum call charge 5p by BT. Calls from mobiles may vary. Check with your operator. Charges apply from the moment of connection to the service. Prices are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet Herts EN5 5UE. Agents required, please call 0870 0414 604.


NOWYCZAS 8 czerwca 2007

nowyczas.co.uk

23

Więcej szczęścia mieli Anglicy i trener Steve McClaren, który zaryzykował powołanie Davida Beckhama do reprezentacji. Anglia wygrała (dzięki między innymi dobrej grze Beckhama) z Estonią 3:0 w eliminacjach do Euro 2008.

SPORT

Nieudana wyprawa na Kaukaz NASI PIŁKARZE zaczęli słabo z Azerbejdżanem i przegrywali do przerwy 0:1. Ostatecznie wygrali, ale okazało się, że słaby początek był tylko wstępem do jeszcze słabszego zakończenia tej wyprawy. Polska przegrała ze słabiutką Armenią 0:1. Siła tej ekipy opiera się na kilku zawodnikach grających w lidze... Iranu. Najwłaściwsze słowo to blamaż. Na plus piłkarzom można poczytać tylko to, że dokonali historycznego bezpośredniego przelotu samolotem pomiędzy Baku a Erewaniem. Od początku niepodległości tych zwaśnionych krajów to się jeszcze nie zdarzyło.

BAKU Polska pokonała Azerbejdżan 3:1 (0:1). Mecz zaczął się po myśli gospodarzy, którzy prowadzili od piątej minuty, ale w drugiej połowie gole Euzebiusza Smolarka i Jacka Krzynówka (dwa) zapewniły komplet punktów „biało-czerwonym”. Z faktu uzyskania punktów można się było cieszyć najbardziej. Grą trochę mniej. Ponad 20 tysięcy miejscowych kibiców przyszło na mecz z nadzieją, że ich ulubieńcy powtórzą wyczyn z marca, kiedy ograli wyżej notowanych Finów. W piątej minucie, kiedy pochodzący z Serbii Bronimir Subaszić wykorzystał złe ustawienie Artura Boruca i zdobył bramkę, azerscy kibice oszaleli z radości i długo wiwatowali na cześć strzelca. Także dlatego, że było to najszybsze trafienie w historii tej reprezentacji oraz pierwszy gol strzelony kiedykolwiek Polakom. Kiedy Polacy zdobyli gola trybuny powoli cichły, a nawet było słychać kibiców polskich. Przyjechali nie tylko z kraju, ale i z Londynu czy Edynburga. Piłka nożna nie jest jeszcze bardzo popularna w Azerbejdżanie, ale coraz lepsze występy miejscowych piłkarzy zapewne poprawią jej notowania. Na boisku, po fatalnej i przespanej I połowie, po przerwie Polacy zabrali się za grę. Azerowie cofnęli się, ale grali dość chaotycznie. Dobrym pomysłem okazało się wprowadzenie na boisko Łobodzińskiego i Saganowskiego. Wnieśli sporo ożywienia. Żurawski był bez formy, a

bieg na przełaj T W półfinale Pucharu Ligi Wisła Kraków przegrała u siebie pierwszy mecz 0:1 z GKS BOT Bełchatów. Drugą parę półfinałową tworzą Górnik Łęczna (wygrał 2:0 w Warszawie z Legią) i Groclin (pokonał Zagłębie Lubin 3:0). Zdegradowani z ekstraklasy Górnicy wygrali z wicemistrzem Polski w pierwszym meczu 3:2. T Pogoń Szczecin znalazła winnego spadku z ekstraklasy. Jest to bramkarz Radosław Majdan, któremu nie zapłacono za ostatnie 3 miesiące gry. Chodzi o 50 tysięcy zł, których bramkarz nie zamierza odpuścić. Majdan, podobnie jak inni zawodnicy Pogoni, dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu i jak na razie ma ofertę z II ligi niemieckiej.

Rasiak tradycyjnie raczej okazał się statystą. 3:1 dla Polski, a dalej miało już być tylko lepiej...

EREWAN Tym razem przebieg meczu był odwrotny. Polacy zaczęli grać skoncentrowani, a usnęli dopiero w drugiej połowie. Nasi grali może nawet zbyt defensywnie, ale udało im się stworzyć cztery okazje strzeleckie. Najlepszą okazję zmarnował w 29. minucie Marek Saganowski. Napastnik Southampton znalazł się w dobrej pozycji strzeleckiej, po tym jak piłkę po uderzeniu Wojciecha Łobodzińskiego przed siebie wybił Geworg Kasparow. Ormianie również próbowali atakować, ale większość ich akcji kończyła się na linii naszej defensywy. Gospodarze grali dość brutalnie i z dużą ambicją. Tymczasem Polacy powoli zaczęli tracić chęć do gry. Na drugą część meczu gospodarze wyszli mocno zmobilizowani. Od pierwszych minut w ich poczynaniach widać było wielką determinację. Zmiany dokonane przez Beenhakkera okazały się tym razem nietrafione. Żurawski dużo nie pograł, a nie w pełni dysponowany Błaszczykowski był tylko cieniem zawodnika, którego znamy. Polacy w drugiej połowie zmarnowali jednak kilka dogodnych sytuacji. Zwycięską dla rywali bramkę z rzutu wolnego zdobył w 66. minucie Hamlet Mkhitarjan. Była to sytuacja głupia. Bąk bez potrzeby sfaulował i poprosił o zmianę, bo odnowiła mu się kontuzja. Ormianin przyłożył w „okienko” i było 1:0. Dobrą okazję do zmiany rezultatu miał Łobodziński, lecz z bliskiej odległości posłał piłkę obok słupka. W samej końcówce losy meczu próbował jeszcze odwrócić Maciej Żurawski, jego strzał obronił jednak świetnie dysponowany Kasparow. Trzeba przyznać, Polacy atakując odsłonili tyły i gospodarze mieli także 2 świetne okazje do podwyższenia wyniku (sytuacje praktycznie sam na sam z bramkarzem). Determinacja i wola walki pozwoliły Ormianom obronić wynik i odnieść drugie w tych eliminacjach zwycięstwo. Szkoda, że kosztem Polaków.

Andrzej Brzeski

PIŁKA NOŻNA » II Liga

Ostatnie rozstrzygnięcia POZA RUCHEM Chorzów, mistrzem II ligi, awans do ekstraklasy zapewniły sobie także Jagiellonia Białystok, Polonia Bytom i Zagłębie Sosnowiec. Jagiellonia zagra na najwyższym szczeblu rozgrywkowym po raz pierwszy od 1993 roku. Po 15-letniej przerwie do pierwszej ligi wraca Zagłębie, które ma na koncie cztery tytuły wicemistrza Polski. Natomiast aż 20 lat na awans czekali kibice dwukrotnego mistrza kraju (w latach 1954, 1962) – Polonii Bytom. Wiadomo już, że z drugą ligą żegnają się Miedź Legnica i Zawisza Bydgoszcz (wycofał się z rozgrywek), baraży o pozostanie w gronie drugoligowym nie uniknie Stal Stalowa Wola i Unia Janikowo. W sumie w barażach grać będą cztery zespoły drugoligowe. Szansę awansu zaprzepaściła Lechia Gdańsk. Remis z Ruchem pozbawił ją nadziei, ale może i słusznie. Kibice Lechii urządzili sobie na stadionie najpierw pogrom kibiców gości, a później starli się z policją. Policja musiała nawet użyć broni gładkolufowej. W 33 kolejce zawód sprawiła stołeczna Polonia, która przegrała u siebie z broniącym się przed barażami ŁKS Łomża 2:4. Wynik to dość dziwny. Podobnie może też dziwić wysoka wygrana innego zespołu broniącego się przed spadkiem, czyli Kmity. Polonii i Podbeskidziu na niczym już nie zależało. Cuda jednak się zdarzają, zwłaszcza... pod

koniec rozgrywek. W 8 meczach padły 23 bramki. Na trybunach zgromadziło się 35 tysięcy widzów, którzy byli świadkami obdzielenia przez sędziów 44 piłkarzy żółtymi kartkami, w tym Sebastiana Balcerka z KSZO Ostrowiec Św. dwukrotnie (i w konsekwencji czerwoną).

TABELA 1. Ruch Chorzów

66

2. Jagiellonia Bia∏ystok

62

3. Polonia Bytom

60

4. Zag∏´bie Sosnowiec

58

5. Lechia Gdaƒsk

55

6. Polonia Warszawa

52

7. KS Górnik Polkowice

49

8. Âlàsk Wroc∏aw

4

9. Piast Gliwice

42

10. Odra Opole

40

11. TS Podbeskidzie Bielsko-Bia∏a 39 12. KSZO Ostrowiec Âw.

39

13. ¸KS ¸om˝a

38

14. Kmita Zabierzów

37

15. Unia Janikowo

35

16. Stal Stalowa Wola

34

17. Miedê Legnica

28

18. Zawisza Bydgoszcz

38

T O swoją przyszłość niepokoi się Matusiak, który na razie leczy kontuzję. Piłkarz oświadczył, że jeśli jego klub Palermo kupi następnego napastnika to odchodzi. Na jedno miejsce w drużynie będzie przypadało 5 piłkarzy. Matusiak dodaje, że ma oferty z innych klubów włoskich, a także z Hiszpanii. T Szanse beniaminków ekstraklasy można poznać po budżecie klubów. Najbogatsza jest Jagiellonia z budżetem 7,5 miliona zł. Zagłębie Sosnowiec może liczyć na 5,5 miliona, Ruch tylko na 4,5, a bytomska Polonia ma na koncie tylko 1 milion. Poprawek wymagają też stadiony niedawnych II-ligowców, które nie spełniają norm ekstraklasy. Polonia będzie prawdopodobnie występowała w... Opolu. T W towarzyskim meczu piłkarzy ręcznych Polska pokonała Litwę 32:27. T Prokom Trefl Sopot został Mistrzem Polski koszykówki. Prokom wygrał ostatni mecz z Turowem Zgorzelec 68:56 i całą fazę play-off 4-1. T W Lidze Światowej siatkówki Polska dwukrotnie pokonała Argentynę 3:1 i 3:0 i jak dotąd zdobyła komplet punktów. T Nie wiedzie się natomiast siatkarkom. Pod wodzą nowego trenera Bonitty zaczęły od porażki 0:3 z Kubą na turnieju w szwajcarskim Montreaux. T Wyścig kolarski Giro Di Italia wygrał Włoch Danilo Di Luca z grupy Liquigas. Jedyny startujący Polak Sylwester Szmyd z grupy Lampre zajął miejsce 28.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.