MORDA na TFAŻ-y (nr 1/czwartek 28 marca)

Page 1

1

MORDA NA CZWARTEK

1


MORDA NA CZWARTEK

2


3

MORDA NA CZWARTEK

Kochani TFAŻ-owcy… To, co trzymacie dzisiaj w rękach (bądź czytacie na ekranach!) jest owocem pracy całej sekcji dziennikarskiej. Jesteśmy bardzo wdzięczni, że poświęcacie nam swój czas! Czym jest TFAŻ? Najprostsza odpowiedź brzmi: festiwalem. Chociaż dla każdego w nią zaangażowanego jest czymś więcej. Jest swoistą "bezpieczną przystanią", miejscem dającym pełną wolność artystyczną: wolność ekspresji. Na TFAŻ-y idziemy w ślady naszej patronki Narcyzy Żmichowskiej i wychodzimy naprzeciw wszelkim próbom represjonowania sztuki. Tematem 14 edycji jest ciało. Ciało, które powinno się kochać, akceptować, nie wstydzić się go, być z niego dumnym. Wszyscy jesteśmy w końcu piękni, nieważne ile jest w nas kresek! Oddajemy wam tę gazetkę z nadzieją, że zostaniecie z nami do końca festiwalu, a potem wrócicie za rok, i za dwa, a może i za trzy. Życzymy z całych serduszek miłej lektury! Łukasz i Jadwiga wraz z całą sekcją dziennikarską

SPIS TREŚCI: NA WESELU SIĘ ZAGOI, czyli Rozmowy z wesela wycięte ............................... 4 NAJPIERW SZTUKA, POTEM CZŁOWIECZEŃSTWO, czyli Kiedy byłam dziełem sztuki ......................................................................................................... 5 CZYM JEST KRZYK?, czyli Krzyk ................................................................... 6 BUT Z NAPISEM „PRZEKAZ” I co dalej? – druga połówka ............................... 6 KSIĄDZ I WIĘZIEŃ, czyli Bajka ................................................................... 7 NIE BECKETT, czyli Nie ja ............................................................................ 8 JAK TO JEST BYĆ BŁAZNEM? DOBRZE?, czyli Clowni .................................... 9 MEAN GIRLS. ALE TAKIE INNE, czyli Inna ................................................... 10 3


MORDA NA CZWARTEK

NA WESELU SIĘ ZAGOI „Rozmowy z wesela wycięte” Dzierżongnia Marcelina Cymańska & Jadwiga Mik Ostatnie słowa konferansjerki, silne pociągnięcie kurtyny i BUM! TFAŻ rozpoczęta. A wraz z nią rozpoczyna się wesele. Przed państwem niemal wyspiańska plejada gwiazd! Dumnie kroczą państwo młodzi, a za nimi w parach żywe stereotypy polskich wesel: mamy tu dziewczynę w zbyt obcisłej sukience, kuzyneczkę z United States, pana młodego in spe w różowej marynarce ze swoją nadpobudliwą drugą połówką rozmyślającą zbyt głośno o szczegółach wymarzonego wesela, wujaszka, co zdążył już wylać za kołnierz pod nieuwagę zirytowanej żony, państwa Kowalskich, których śmiech za trzecim razem zaczyna już irytować, dziewczynkę wyrwaną chyba z horroru klasy Z, a obok niej niespełnionego afro egzorcystę, wiecznie wściekłą na mężastoika Ślązaczkę, byłą pana młodego, pannę nie-moje-weseleale-zabawa-przednia i jej kochasia w skarpetkach, które są lepszą definicją utworu niż cały ten opis... A to wszystko... oczywiste. Slapstickowe. Jasne od początku. Wiemy, że kuzyneczkę z Ameryki spotka coś złego, pan marynareczka okaże się woleć oglądać panów niż panie, pijany wujek

pogodzi się z żoną, pan w białym krawacie wybuchnie, a oparty na obopólnej miłości do pierogów „weselny związek” skończy się tak, jakby wszystko działo się w Vegas. Nieco zmarnowany potencjał, nie powiem. Z koncepcji wyspianowskiej można by było wyciągnąć doskonały, nieoczywisty spektakl piętnujący weselną polskość, jednak z wszystkiego wyszła komedyjka wypełniona gagami, które śmiech potrafią zmienić w grymas zażenowania. Doskonale oddaje to zapamiętany przez wszystkich „plaskacz”, co prawda zakończony niestandardowym wybiegiem z klaśnięciem, ale to nadal zwykły plaskacz, który znamy już skądś wszyscy. Tak więc: mogło być katharsis, wyszło pół na pół. Ale może co uważniejszy widz zapamięta z niego tyle, by opamiętać się w narzekaniu, uważać na plemniki i pamiętać, że wesele to najlepsze miejsce do poznania ludzkich dramatów, tych mniejszych i tych większych. Ale na razie niech wodzirej poprowadzi nas do kolejnego tańca.

4


5

MORDA NA CZWARTEK

cydowanie niezwyczajne i skomplikowane wnętrze. Zazdrość, uraza, samotność, melancholia i smutek wzajemnie przenikają się i przekonują o swojej wszechobecności. Znajdujemy je nie tylko u zalęknionej Ewy, ale także u owładniętej żądzą sławy Zeus.

NAJPIERW SZTUKA, POTEM CZŁOWIECZEŃSTWO „Kiedy byłam dziełem sztuki” BIS Barbara Mazurek

Jednak należy jeszcze rozważyć tę artystyczną kompozycję jako pewną całość. Całość, na którą składa się nie tylko gra aktorska, postacie i scenariusz, ale i przekaz i wykonanie techniczne. Jeżeli chodzi o te pierwsze, wszystko jest poprawne. Jedną z niewielu rzeczy, które można by twórcom zarzucić, jest słabe dopracowanie postaci drugoplanowych, miejscami mętnych i nijakich. Dopracowania brak też w kwestii wątków pobocznych, a niekiedy i tego głównego. Na szczęście jednak, tak samo jak błędy techniczne takie jak nieco zbyt długie przerwy, nie wpływa to na finalny odbiór sztuki.

Spektakl “Kiedy byłam dziełem sztuki” to nowatorska opowieść na kanwie książki Erica-Emmanuela Schmitta zadająca pytanie o to, gdzie kończy, a gdzie zaczyna się nasze człowieczeństwo i czy ma ono jeszcze znaczenie w trwającej epoce. A także o to, jaki jest cel i przyczyna powstawania szeroko pojętej sztuki - rozumianej jako akt szczery, osobisty i w związku z tym oczyszczający. Tytułowa postać - Ewa Bis - pada ofiarą tej drugiej, ciemniejszej strony sztuki. Nie potrafi odnaleźć się w świecie, gdzie żyje u boku odnoszącej sukcesy siostry i trwa w głębokim konflikcie z samą sobą. Wskutek tego wszystkiego staje się podatna na manipulacje. “Dam ci nowe życie”, “staniesz się nową, lepszą wersją siebie”. Czy to nie brzmi kusząco? I czy nie stanie się to ostatnią deską ratunku dla osoby marzącej tylko o tym, by skoczyć z klifu? Słowa Zeus Pierwszej, niekonwencjonalnej artystki, przekonują Ewę do “odłożenia samobójstwa na potem” i pozwalają dojrzeć promyczek nadziei na lepsze jutro. Ale czy na pewno lepsze?

Krótko mówiąc: spektakl zmusza do refleksji nad obłudnością i kruchością świata, w którym żyjemy. Z ust Zeus słyszymy słowa: “Jest pani płaska, nie ma pani trzeciego wymiaru”. Uważam, że odnalezienie tego trzeciego wymiaru, który tak pragnie odnaleźć w Ewie Zeus, powinno się stać także naszym celem. Bo może odnalezienie go sprawi, że uda nam się zrozumieć także istotę własnego człowieczeństwa.

Ewa zagrana zostaje w sposób umiejętny i przejmujący. Sama postać, na pierwszy rzut oka bardzo zwyczajna i niewyróżniająca się z tłumu, dalej ukazuje odbiorcom swoje zde5


MORDA NA CZWARTEK

CZYM JEST KRZYK? „Krzyk” IDA Marcelina Cymańska “Krzyk” to manifest pokrzywdzonych kobiet, manifest wyznań pełnych tragicznych przeżyć z przeszłości. To spektakl jak dotąd najmocniej odwołujący się do tematu przewodniego TFAŻ-y (dla przypomnienia - brzmi on “Ciało”). A w nim siedem aktorek, reprezentujących kobiety w różnym wieku, każda z nich po dramatycznych przejściach związanych z własną płcią. Więcej nie trzeba o fabule mówić. “Krzyk” był mocny, uderzający, nieprzewidywalny, nawet zapierający dech w piersiach. Część wokalna: jednocześnie delikatna i subtelna, a zarazem pełna emocji, które każda kobiet okazywała w swój własny, bardzo osobisty sposób. To właśnie najbardziej podobało mi się w “Krzyku” - indywidualne podejście do postaci. Strój, mimika i przekazywane przez nie uczucia pozwalały wczuć się w ich historie. Ta ostro krytykowana z powodu swojego ubrania, ta bita przez męża, ta zamordowana na ulicy, ta z misiem, sprzedana dużo starszemu mężczyźnie, ta w koszuli we krwi, ta w garniturze, ta z ciążowym brzuchem… Jednocześnie zupełnie od siebie różne, ale i złączone wspólnym krzykiem. Ze strony technicznej było niestety trochę niedopracowań: ciche monologi, trema, problemy z dźwiękiem i zgraniem muzycznym… to wszystko nieco popsuło

odbiór przedstawienia. Jednakże tutaj wszystko ratuje przekaz, który skazuje widza na wrażliwość, wręcz skłania do niej. Bo jeśli pragnie się spojrzeć na świat z innej perspektywy, trzeba poznać, czym jest krzyk.

BUT Z NAPISEM „PRZEKAZ” „I co dalej? – druga połówka” Teatr Enes Alicja Szadura Ludzie to dziwny gatunek, niezwykle agresywny, wredny, paskudny, gryzący się bez przerwy. Jednak stać nas na miłe czyny, grzeczne uśmiechy oraz przyjemne komentarze. Czy zatem jest z nami aż tak źle? Spektakl ,,I co dalej - druga połówka” porusza tematy bliskie nam - ludziom. Ukazuje nasze wady, wystawiając na scenę przerysowane postaci homo sapiens uosabiające grzechy takie jak pycha, niepohamowane pożądanie, alkoholizm, agresja. Już od początku przez wprowadzenie postaci męża i żony Kaśki i Andrzeja - zostaje złamana czwarta ściana. Małżeństwo nie potrafi się ze sobą dogadać, kłócąc się o najdrobniejsze szczegóły. Kaśka unosi się pychą, wciąż musztrując swojego męża, wyzywając go. Andrzej pokornie znosi słowa żony, lecz z czasem zaczyna tracić do niej cierpliwość.

6


7

MORDA NA CZWARTEK

Kolejne sceny są aktami pewnej sztuki autorstwa nieznanego nam młodego pisarza. Każda część porusza zupełnie inne problemy społeczne: od wpływów social mediów po nałogi takie jak alkoholizm, przez nieśmiałość i “szczanie na groby”. Oczywiście co do ostatniego można się spierać, iż niewielu ludzi pała się ową ,,sztuką”, niemniej jednak to właśnie w tym akcie poruszono niezwykle ważną kwestię, jaką było - i dalej jest - zagubienie samego siebie i zmiana osobowości. Brzmi to niezwykle kuriozalnie, lecz taki właśnie jest ten spektakl. Bawi się konwencją i nie boi się wyjść z czymś nowym do swoich odbiorców. I chociaż można by rzec, że wszystko już kiedyś było, to ta sztuka postarała się, aby wyjść z ram, stanąć na głowie i zrobić efektowny fikołek, uderzając nas butem z napisem ,,przekaz” prosto w twarz.

niektóre sceny, jak i sama gra aktorska była na wysokim poziomie. Ale mimo wszystko coś sprawiło, że nie mogę wpisać go na listę swoich ulubieńców.

KSIĄDZ I WIĘZIEŃ „Bajka” Kajmak Julia Ukielska Każdy człowiek marzy o bajce. Bajce, w której będzie żyć, z którą będzie się utożsamiać lub też której będzie mógł po prostu posłuchać. Taki wniosek można by było wyciągnąć z Kajmakowej sztuki. Czy był on jednak wystarczająco klarowny, a jednocześnie nie został podany na tacy z nadmierną ilością lukru? Zdecydowanie tak. Ale czy wszystko w tym spektaklu było idealnie na swoim miejscu? No, prawie…

Albowiem wszystko jest tam ważne. Każdy aktor ma na sobie strój w jednolitym kolorze takim jak żółty, czerwony, fioletowy, zielony, szary i czarny. To kolejny zabieg mający na celu uwydatnienie wad. Na przykład: kobieta odziana w żółtą sukienkę przejawiała, zgodnie z symboliką tego koloru, skrajną bezwstydność i fałsz. Osobiście, niezwykle spodobał mi się ten aspekt sztuki.

Akcja rozgrywa się w celi, gdzie zaproszony przez więźnia ksiądz chce mu pomóc w pojednaniu się z Bogiem. Bohater jednak nie chce górnolotnych, filozoficznych przemyśleń. Chce usłyszeć bajkę. Podczas jej opowiadania wielokrotnie spiera się ze swoim gościem. Postaci te przysłowiowo odwracają kota ogonem, co pokazuje jak zupełnie inne mają spojrzenie na świat. Są mieszanką wybuchową, cały czas utrzymującą widzów w napięciu.

Zaczynając ten spektakl wydawało się, że będzie zwykłą komedią, jednak z każdą kolejną minutą przyjmował formę palimpsestu, odkrywając przed nami kolejne metaforyczne warstwy. Czy jednak uważam, że był dobry? Owszem, podobały mi się

Spektakl był ciekawy pod wieloma względami – zaczynając od ustawienia sceny (znajdowała się ona na środku sali, tak, aby publiczność mogła ją otoczyć, co 7


MORDA NA CZWARTEK

dawało możliwość obejrzenia sztuki z wielu perspektyw, dodawało naturalności, a także pozwalało zobaczyć reakcje wszystkich widzów i przeżywać pokazywaną historię wspólnie), a kończąc na warstwie tekstowej (kilka cytatów trafiło nawet do mojego notesika złotych myśli). Emisja głosu i dykcja aktorów także były na bardzo dobrym poziomie, a gra głównej postaci szczerze mnie urzekła. Młody aktor wykrzesał z siebie wspaniałą mieszankę sarkazmu, smutku i goryczy, co stanowiło niezwykle przekonujące połączenie. Pokazał zarówno tę zwierzęcą, jak i wrażliwą część siebie, a jego ewolucja była bardzo mądrze poprowadzona i zagrana. Jednakże druga połowa scenicznego duetu mnie nie porwała. O ile na początku swego rodzaju drętwota w zachowaniu księdza jeszcze się broniła o tyle pod koniec była już nieakceptowalna. Nie dawał się ponieść emocjom, jego krzyk był wymuszony, a wszelkie uniesienia – wyuczone. Ogólnie rzecz ujmując, występ zespołu Kajmak oceniam na plus. Chłopaki dobrze się spisali i mimo pewnych sztuczności czy niedociągnięć zostawili publiczność z niepewnością i potrzebą przemyślenia całości, a także dali jej najprawdziwsze, niemalże antyczne katharsis, takie jak powinna dać prawdziwa, dobra bajka.

NIE BECKETT „Nie ja” Julia Bielińska Natasza Zalesińska Normalność, Bóg, słowa, ludzie, a może ich brak? Co siedzi w umyśle człowieka, który nie może wyrzucić z siebie myśli? Gdy przychodzi ten jeden dzień, w którym usta dają upust wszelkim przemyśleniom, do kogo je skierujesz? Dziś padło na Was. Zapewne zagubieni w potoku słów i nieskładności wyszliście z auli, pytając siebie nawzajem, co właśnie widzieliście, co otrzymaliście. Dziś przede wszystkim dostaliśmy przesyt. Mocny tekst w połączeniu z mocnym strojem i na swój sposób rozmytą postacią dusi widza. Dużo tekstu, emocji, ruchów, ciała. Wiele wątków i metafor przesyca w tak krótkim czasie i szybkim tempie. Wiele pytań zostaje zadanych wprost, lecz zrozumienie ich zajmuje zbyt wiele czasu, co przeszkadza w odbiorze. Silny tekst nie powinien był zostać połączony z kontra-stującym strojem i dynamicznym ruchem, czego nie ma w oryginale Samuela Becketta, na którym oparty jest monodram Julii Bielińskiej. Przez to widzowi umyka sens i przekaz spektaklu: pytanie o to, czym jest normalność, kiedy jej nie ma i jak odbieramy jej brak? Kim jest Bóg, czy ma dla nas jakiś plan, czy w ogóle się nami przejmuje? Po co są słowa? I ostatecznie, kim jestem Ja dla samej siebie, jakie zajmuję miejsce wśród społeczeństwa, ile o sobie wiem.

8


9

MORDA NA CZWARTEK

Należy jednak zwrócić uwagę na bardzo dobrą grę aktorską. Kreacja tej jedynej w spektaklu postaci sprawiła, że uwierzyłam w jej niemoc i strach, bo właśnie to te dwa uczucia, czasami nawet trzecie - lęk - zdominowały ten występ. Z jednej strony nieuzasadnione i niezrozumiałe dla widza, z drugiej zamknięte w głowie innego człowieka. W głowie, która szuka, tylko czego? Wyjaśnień, pytań, ludzi, a może tego nieszczęsnego miłosiernego Boga?

infantylnych zabaw i bajek wymaga ogromnej wrażliwości i wyczucia, których zdecydowanie nie zabrakło reżyserowi spektaklu. Obcujemy z teatrem maski, ciągłymi zmianami charakterów postaci; jesteśmy wodzeni za nos; nie wiemy czy aktualnie na scenie widzimy Stańczyka czy najplugawszego arlekina. To ciągła podróż, przez sytuacje, problemy społeczne, fazy opresji i zmieniający się świat, podróż tak naprawdę donikąd, zawieszona w dozwolonym tylko marzeniom nigdyczasie; podróż donikąd, bo kończymy tam, gdzie zaczęliśmy, zamknięci w pętli. Historia to nauczycielka, która uczy jedynie tego, że nikogo jeszcze niczego nie nauczyła: lubi się powtarzać. "Clowni" wysyłają jasną wiadomość: jeśli chcemy te pętle przerwać, musimy cały czas pielęgnować w sobie pamięć, pamięć o gorszych czasach, nawet jeśli oznacza to ciągłe katowanie się bolesnymi wspomnieniami w upiornym cyrku.

JAK TO JEST BYĆ BŁAZNEM? DOBRZE? „Clowni” Teatr Zakaz Łukasz Al-Darawsheh Uciec. Gdzie? Uciec. Jak? Uciec. Dlaczego? Uciec. Na pewno? Nikt z nas nie żyje naprawdę, a przynajmniej nie w tej samej rzeczywistości co cała reszta świata. Wszyscy przed czymś uciekamy, a najłatwiej ukryć się we własnej głowie; w wyobrażeniu świata. "Clowni" to jedna wielka ucieczka w dziecięcy świat pozornie wolny od lęków. Rzeczywistość jest zbyt straszna, już dawno nie istnieje, to, co obserwujemy na scenie to co najwyżej sen o rzeczywistości dawno utraconej.

Scenografii daleko było do minimalistycznej, jednak uchroniła się od zbędnego przepychu lub efektu zwykłego "zagracenia". Zbudowanie jej na samych bielach i czerwieniach przeniosło widza w sam środek szaleńczego cyrku skojarzeń i aluzji, zgrabnie wykorzystując możliwości niewielkiej sceny. Pochwalić należy technicznych; pracę oraz reżyserię świateł - bez wahania można nazwać je jednymi z najlepszych podczas pierwszego dnia festiwalu.

Zresztą to właśnie ten stan ciągłej wątpliwości, zatarcia granic prawdy i snu, jest największym atutem "Clownów". Opowiedzenie tak trudnej i skomplikowanej historii przy użyciu jedynie

Jedynym co zakłócało odbiór spektaklu, było nieodparte wrażenie, że aktorzy nie do końca rozumieją 9


MORDA NA CZWARTEK

tekst z którym pracują; duża część kwestii brzmiała fałszywie, niejednokrotnie wyrywając odbiorcę ze świata farsy... Tak więc słowem podsumowania, jeśli świat to naprawdę jedna wielka cyrkowa arena, pozostaje się tylko cieszyć, że nie wszyscy jesteśmy na niej klaunami. Chyba.

MEAN GIRLS. ALE TAKIE INNE „Inna” INNA Jadwiga Mik Czasami jedno słowo wystarczy, by opisać sztukę. Tutaj jest to sam tytuł, bo Inna jest, no cóż, inna. I tutaj nie należy ograniczyć się do jednego znaczenia. Dlatego też, w ramach podziękowania za uratowanie dnia, inna będzie też ta recenzja. A więc jest sobie recenzent (a właściwie recenzentka, czyli ja!). Zmęczona i marząca o ciepłym łóżeczku, od szesnastej męczy się z pozostałymi redaktorami, kilka w klawiaturę, notuje uwagi o kolejnych spektaklach, a jej twarz (przepraszam: tfaż) znieruchomiała już niemal w wyrazie znudzenia, irytacji i rozczarowania razem wziętych. Perspektywa na przyszłość: the last one, jeden jedyny spektakl, wybrany do recenzji z litości wobec pozostałych piszących, bo prawie nikomu nie chciało się zostać tak długo w “pieczarze”, jak zwie się w naszym tfażowym

żargonie sala od informatyki. Recenzentka ta nie ma już sił na czytanie opisu, więc wchodzi na salę jedynie z hasłem rzuconym przez kogoś z dziennikarskiej (“Eeee, to jakieś muzyczne… chyba”). Zasiada więc w drugim rzędzie, wśród resztek widowni, których nie przeraża godzina dwudziesta druga spędzona w dusznej auli pewnej warszawskiej placówki edukacyjnej. Nadchodzi na prostą i krótką zapowiedź, relatywnie bystrą i zabawną, a potem światła i zaczyna się ostatni spektakl tego pierwszego dnia najlepsiejszego festiwalu pod słońcem. Pierwsza minuta, dwie… wewnętrzne westchnienie rezygnacji. Bo zaczyna się standardowo, robotyczno-kosmicznym i powtarzanym niczym mantra tańcem ubranych w obowiązkową czerń aktorów (należy jednak wspomnieć, by nie wyszło zbyt smutno, że obsesja recenzentki w kwestii synchronizacji ruchu zostaje całkowicie zaspokojona). Zapisuje więc na kartce szesnasto-stronicowego zeszytu słowa takie jak “konwencjonalne”, “uniformizacja”, “społeczeństwo uni-tarne”. Ale to tylko skomplikowane określenia na coś banalnego i oczywistego. Potem zjawia się dziewczyna. Kolejne typowe zagranie: “inna” jest barwnym kontrastem, drugim biegunem tego tanecznego świata. Jej ruchy są radosne, pełne życia, po prostu własne. Nagle zaczyna tańczyć, w samotności i przez duże “T”. I wtedy właśnie recenzentce naprawdę zaczyna się to wszystko podobać. Bo taniec Innej to czysta gracja. Jej płyn-

10


11

MORDA NA CZWARTEK

ność ruchów to lek na świat kątów prostych i gwałtownych, niemal agresywnych ruchów. Coś wyjątkowego, dopełnionego doskonale skorelowanym podkładem.

dotąd znał. Obydwoje za pomocą łagodności ruchów i tej pasji i chemii, którą może oddać tylko wspólny taniec, pokonują wszystkie przeciwności na drodze do wzajemnego zrozumienia i rozkwitnięcia uczucia. Może i brzmi to schematycznie, ale tu nieważna jest ramka, tu ważny jest obraz, którego pozytywny niedosyt czuje jeszcze po ostatnich ukłonach.

A potem na scenę wchodzą (a tutaj sobie pozwolę, bo to moja recenzja i moje doświadczenia kinowo-teatralne) Mean Girls w butach niczym z fabryki Loli z “Kinky boots” i recenzentka doznaje autentycznego coup de foudre. W sprężystości ruchów, wyróżniającej się choreografii, w oddaniu emocjonalnym negatywnej siły, poczucia wyższości i tego groźnego seksapilu, który bije z dziewcząt na scenie jest coś, co sprawia, że nie chce się odrywać oczu od tej hipnozy rytmicznej muzyki i wężowych kroków.

Recenzentka nie może znaleźć słów zachwytu. Zarzuca pozostałych z sekcji wybuchem dziennikarskiej radości, takiej, która może być wyzwolona tylko przez doskonałe przedstawienie. I potem, czując się zupełnie inaczej niż przedtem, zabiera się za pisanie recenzji. A przy okazji szuka w odmętach zmęczonego umysłu słów, które będą nieco, no cóż, inne. Bo tylko na takie zasługuje absolutnie wyjątkowa ostatnia sztuka na najlepsiejszym festiwalu pod słońcem.

Kolejne sceny to prosta historia miłości, w której chłopak z zamkniętego świata poznaje wyjątkowość melodii dziewczyny zupełnie oderwanej od tego, co

11


MORDA NA CZWARTEK

MORDA Magazyn o Rozmaitych Dramatach Amatorskich

Redaktorzy naczelni: Łukasz Al-Darawsheh, Jadwiga Mik Redaktorzy (alfabetycznie): Hanna Bąk, Marcelina Cymańska, Barbara Mazurek, Alicja Szadura, Gabriela Szota, Julia Ukielska, Natasza Zalesińska Okładka: Alicja Szadura Korekta: Jadwiga Mik Skład: Jadwiga Mik

numer pierwszy: czwartek 28.03.2019 NASI SPONSORZY:

12


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.