MAGAZYN ŻET NR 11/2020: KWARANTANNIK 1

Page 1

1

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

1


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

literacka zachęta, czyli wiersz kwarantanną pisany Sprzątanie pustyni Ola Karaźniewicz W domowych pieleszach notoryczne istnienie Czy do lata dotrwamy, przetrwamy? Turyści zaludnili mieszkania pustynię To tylko zostało – sprzątamy. Wypada z rana przywitać sąsiada Jeszcze się chyba nie znamy. W głowy szufladach szarady roszada Na dnie – listy – W nich – się kochamy.

2

2


3

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

KOCHANI ŻMICHOCZYTELNICY! Serdecznie witamy na łamach naszego pierwszego po dłuższej przerwie Żetu. Ten numer powstał w wyjątkowych okolicznościach i współtworzony jest przez wyjątkowe dziewczyny (bo panów nadal ani widu, ani słychu!), które zgodziły się umilić Wam trochę ten niepewny czas pełen Librusa, Netflixa i wiadomości. Dlatego też pozwoliłyśmy sobie na ton (w większości) eskapistyczny – w czasie lektury wrócicie na chwilę do szkolnej biblioteki, odwiedzicie warszawski Teatr Wielki (w dwóch różnych odsłonach!), Lwów, Lizbonę, a nawet królestwo Podziemi! Żet od zawsze działa jako magazyn niczym nieograniczony, więc tematów i form jest wiele – sądzę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie będę zatem dłużej Was zatrzymywać – zapraszam do lektury! Serdeczności i zdrówka! Jadwiga Mik

spis treści 4

Towarzystwo stolikowe. Jak żyć w czasach wstecznego rozwoju Oliwia Wierzbowska

8

[LEKARZE MNIE NIENAWIDZĄ!!!] Jak być dumną i uprzedzoną w kilku prostych krokach Kinga Musiatowicz

10 Nowe szaty bogów. „Lore Olympus” Rachel Smythe Alicja Szadura 12 Kulisy wielkiej sceny Antonina Górka 15 Magiczne miasto w środku Warszawy Aleksandra Karaźniewicz 17 Gorgonowa. Sprawa willi w Brzuchowicach Amelia Czerczer 22 Jak NIE zwiedzać Lizbony. Przewodnik spowolniony Julia Ukielska 24 Dwadzieścia cztery metry dobra Sandra Białousz 25 Kwarantanna kalendarna – rok 2020 Aleksandra Matynia 28

Jakiś socjolog powinien się tym zająć, czyli po co nam korespondencja wierszokletów Jadwiga Mik

31 Wiersze różne 34 Coś na ząb. Przepisy antykoronawirusowe Zuzanna Kotarba

3


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

TOWARZYSTWO STOLIKOWE. JAK ŻYĆ W CZASACH WSTECZNEGO ROZWOJU Oliwia Wierzbowska Żyjemy w nieporównywalnie łatwiejszych czasach niż nasi przodkowie: nie ma PRL-u, wojnę znamy tylko z książek, nikt nie zorganizuje zajazdu, żeby odebrać nam mienie, po ulicach naszego miasta nie unosi się smród, który mógłby nam niesamowicie zepsuć dobry dzień, a tym bardziej nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby spalić nas na stosie czy pozbawić głowy. Jednak czy to wszystko pozwala nam twierdzić, że nie mamy już żadnych poważniejszych zmartwień, a wolność, równość i demokracja to wszystko, czego potrzebujemy? A może te hasła to tylko założone na siłę różowe okulary?

nim utrzymywać znajomości na odległość - jednak to jeden plus spośród tysiąca minusów. Spójrzcie na siebie i swoje otoczenie. Szkoła, metro, tramwaj - zobaczcie, każdy patrzy w telefon i nie widzi świata poza tylko tym przewijającym się na ekranie. Jak do tego wszystkiego doszło?! Jeszcze niedawno komórki mieli tylko ci najbogatsi i najbardziej uprzywilejowani. To było dobro luksusowe, wykorzystywane tylko do dzwonienia, bez dostępu do Internetu (!). Jeden telefon na jeden blok1. W obecnych czasach telefony to plaga. To urządzenie, które ma dosłownie każdy i bez którego nie potrafi się obejść. Jeszcze niedawno nie do pomyślenia było danie przedszkolakowi telefonu do ręki - teraz to norma! A media społecznościowe są wisienką na torcie tego szaleństwa. Jesteśmy uzależnieni od rozrywki, od ciągłej interakcji z innymi, którą nam to urządzenie zapewnia. Tak bardzo się w tym zatraciliśmy, że nie jesteśmy w stanie funkcjonować bez ulubionych aplikacji. Stały się nieodłączną częścią nas, przedłużeniem ręki. Zresztą spróbujcie odłożyć komórkę na jeden dzień (tylko jeden!) - i jak? Nie wspomnę o tygodniu… masowy odwyk byłby wskazany.

Spróbujmy przeprowadzić krótką analizę dzisiejszego świata. Przedmioty, które nas otaczają, zostały stworzone, by ułatwić nam życie i usprawnić nasze funkcjonowanie. Nie chodzi tylko o komputery i telefony: pralki, zmywarki, odkurzacze, windy, ruchome schody, karty płatnicze, samochody, rowery, a od niedawna także hulajnogi - robienie wszystkiego trwa krócej, a jednak pędzimy coraz szybciej. Jak w tym wszystkim zachować równowagę? Panie premierze, jak żyć? Zajmijmy się najbliższym nam i zarazem najbardziej według mnie toksycznym przykładem: mediami społecznościowymi. Pozornie powstały tylko po to, by ułatwić kontaktowanie się ze sobą - jednak za jaką cenę? Teraz nie musimy spotykać się ze znajomymi, nie musimy się męczyć… Oczywiście można dzięki

Proces przemian polskiego społeczeństwa w kontekście rewolucji cyfrowej opisał w niedawno Michał R. Wiśniewski, Wszyscy jesteśmy cyborgami. Jak Internet zmienił Polskę (Wydawnictwo Czarne 2019) - przyp. red. 1

4

4


5

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Wszyscy pewnie wiecie, jak nazywa się królowa Wielkiej Brytanii, ale jak nazywają się ci, którzy władają Internetem? Podpowiem: ich imiona brzmią Fałsz i Obłuda. Wystarczy spojrzeć na coraz bardziej popularny serwis Instagram. To tam przypatrują się naszemu życiu (często prywatnemu) setki osób… a ilu z nich to naprawdę przyjaciele? Chwila na matematykę: załóżmy, że na 800 obserwujących przypada 15 bliskich relacji - to niecałe 2%! Zatem dlaczego im wszystkim udostępniacie osobiste sprawy, historie, sytuacje? Zamiast scrollować przez wzloty i upadki innych, powinniśmy zwyczajnie o naszych z drugim człowiekiem porozmawiać.

Facebooka, Messengera i Instagrama patrzymy, ale nie widzimy: szczególnie wtedy, kiedy ktoś potrzebuje natychmiast naszej pomocy. Staliśmy się leniwi, bierni, obojętni niewrażliwi na cierpienia, potrzeby, uczucia innych. Nadaliśmy temu nawet nazwę! Znieczulica - to kolejna charakterystyczna cecha naszej wspaniałej rzeczywistości. Choroba ta (bo tylko tak potrafię nazwać to zjawisko) jest widoczna przede wszystkim w społeczeństwie żyjącym w wielkich miastach. Dlaczego właśnie tam? Ludzie przybywający do aglomeracji pragną spełniać ambicje, podążają za nowymi możliwościami rozwoju kariery - a wszystko to w świecie kapitalizmu stało się okrutnym wyścigiem szczurów. Otoczeni non stop przez ludzi przestajemy być jednostkami, stajemy się częścią masy - i stąd sytuacje, gdy wolimy usunąć się w cień i czekać, aż to inni podejmą inicjatywę. Szczególnie bolesne jest to wtedy, gdy ktoś potrzebuje pomocy: dosłownie przestajemy widzieć cokolwiek poza czubkiem własnego nosa. Jesteśmy przyzwyczajeni do bierności, łatwości i nie chcemy, by czegokolwiek od nas wymagano (chyba, że przyniesie nam to korzyści). A przejście obojętnie obok mdlejącej kobiety czy portfela, który wypadł chłopakowi dwa kroki przed nami nie zobowiązuje nas do żadnego wysiłku.

Spójrzmy na definicję prywatności: prywatność - zdolność jednostki lub grupy osób do utrzymania swych danych oraz osobistych zwyczajów i zachowań nieujawnionych publicznie. Nieujawnionych publicznie? Przecież nikt nie wykorzysta tego przeciwko mnie. Przecież wszyscy to robią. Przecież żyjemy w globalnej wiosce, co tu jest do ukrycia, no come on! No właśnie. Zauważyliście, ilu angielskich zwrotów używacie? Coraz częściej wyrażamy swoje emocje i opinie już nie w naszym ojczystym języku, tylko tej mieszance amerykańskich słówek, które niby coś znaczą. Bo tak po prostu brzmi to lepiej, prawda?

Moje obiekcje wobec takiego świata nie są bezpodstawne. Na własnej skórze dobitnie przekonałam się, jakie są skutki wychowywania się w cywilizacji obojętności. Żeby i wam to uświadomić, wymienię tylko i aż dwa wydarzenia, których byłam niedawno uczestniczką:

Świat stał się pełen paradoksów. Jednocześnie chcemy, żeby każdy zajmował się tylko sobą i swoimi problemami, jednocześnie dajemy obcym nieustanny dostęp do naszych spraw. Co więcej, sami się na to wystawiamy i pozwalamy im się oceniać! Przecież to chore! W świecie 5


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Sytuacja pierwsza. Znajduję się w wagonie zmierzającym do stacji Warszawa Śródmieście. Jadę na trening z bagażami i walizką. Nie chcę się spóźnić, dlatego wyjechałam wcześniej. W całym pociągu unosi się nieprzyjemny zapach alkoholu. Nagle słychać przeraźliwy dźwięk wydobywający się z głębi czyjejś krtani. Przede mną dziewczyna (na oko 21 lat) ściąga walizkę i po prostu zaczyna odchodzić. W pierwszej chwili chcę zrobić to samo, ale widzę przez luki w fotelach, że na podłodze leży jakiś mężczyzna trzęsący się w jakimś ataku. Nie mogę się ruszyć. Paraliż. Mija chwila, nikt się nie rusza, a mężczyzna dalej walczy o życie.

do mężczyzny kolejni ludzie: trzeba poprawić mu głowę, coś pod nią podłożyć… Niech pan rozepnie mu kurtkę, a pani niech otworzy okno… Lepiej późno niż wcale. Nie chwalę się ani nie żalę: sama wolałabym, żeby ktoś inny wtedy wstał, żeby ktoś inny przejął inicjatywę, zareagował. Siedziałabym spokojnie z boku, obserwując, jak ktoś z podróżujących ogarnia sytuację. Nie miałam ochoty zgrywać bohatera. Pokusa obojętności jest silna. Sytuacja druga. Obłożona walizkami i torbami ze wszystkich stron uczę się w Starbucksie przy metrze Ratusz Arsenał (chociaż trudno mówić o nauce, gdy otaczają cię miliony ludzi). Siedzę przy długiej ławie przy samym oknie, tej z krzesłami skierowanymi na ulicę. Jestem tak obłożona, że nie mam nawet jak wyjść z mojej kryjówki, żeby odebrać herbatę. Moje otoczenie wygląda następująco: z jednej strony para kobieta i mężczyzna (trzydzieści kilka lat), a po mojej lewej chłopak z laptopem (trochę starszy ode mnie).

Zaczynam krzyczeć do dziewczyny: - Gdzie pani idzie????? Gdzie pani idzie??? - Ja nie umiem pomóc. - Nie można go zostawić. Proszę pobiec po konduktora. - Jakiego konduktora? - Kogoś, kto tu pracuje!! Rusza, a ja stoję sparaliżowana patrząc na człowieka na podłodze. Wszyscy pozostali mają wzrok utkwiony albo we mnie albo w gdzieś w przestrzeni. Szukają telefonów po torbach i kieszeniach. Podziwiają piękne widoki betonowych dróg za oknem. A moją głowę wypełnia tylko jedno pytanie: Dlaczego akurat ja?

Chodnikiem widocznym za szybą idzie mężczyzna. Po jego ubraniu można stwierdzić, że jeżeli nie jest bezdomny, to na pewno nie ma w życiu lekko. Tym samym chodnikiem maszeruje pełno przechodniów. Nagle wypada mu portfel, nie zauważa tego i kieruje się w stronę schodów do metra. Ludzie przechodząc zerkają na leżący portfel i idą dalej.

- Czy ktoś umie pomóc??? Zero reakcji.

Próbuję wygrzebać się z mojej nory, przeskoczyć przez krzesło i obejść wszędzie rozłożone kurtki. Zostawiam wszystko na wierzchu - telefon, pieniądze i najważniejsze: zeszyt z historii. Doganiam go w wejściu do

- Czy ktoś wie, jak pomóc?? - Ja - odzywa się w końcu chłopak z ostatniego siedzenia. Wreszcie udaje się opanować sytuację. Po wszystkim zaczynają podchodzić 6

6


7

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

metra. Nie słyszę nawet dziękuję, ale to już inna kwestia.

puterze wybiera się tę na świeżym powietrzu. Do czasów, gdy ludzie nie przywiązują takiej wagi do marek i luksusowych produktów. Przykład? Wszechobecny trend na retro: i to nie tylko styl czy fryzury, ale też na przykład na aparaty analogowe (i to nie Instaxy, tylko te stare, ze strychu albo sklepu fotograficznego). To pogoń za oldskulowymi rzeczami czy za klimatem dawnych lat? A może forma ucieczki od wywierającego presję instagramowego lifestyle’u, na który nie ma miejsca w rzeczywistości?

Gdy siadam z powrotem w mojej twierdzy, chłopak obok mnie pyta: - I jak? Udało się? - Tak. - Szybka akcja. Spoglądam na niego Czemu ty nie mogłeś?

wymownie:

Co mu przeszkadzało? Sprzyjające okoliczności? Spóźniony refleks? Brak zainteresowania? Pragnę wierzyć, że zwyczajnie nie zauważył...

Mam świadomość, że to utopijne cele nie uda się namówić całego świata do usunięcia Facebooka czy odinstalowania Instagrama, a tym bardziej do odstawienia telefonu. Wiele praktycznych usług oferowanych na rynku przez producentów aplikacji zostało stworzonych w celu przyśpieszenia prostych czynności. Niemarnowanie czasu w świecie pędu to wielka zaleta… Dlatego też przedstawiam kilka moich porad, jak nie tracąc ułatwiaczy, zdystansować się od zniewalaczy.

Miasta to ośrodki rozwoju, ale czego właściwie? Egoizmu, niewrażliwości na cierpienie innych czy konformizmu? Doszliśmy do tego momentu, że w szkołach, na uniwersytetach i w miejscach pracy trzeba by było urządzić kurs empatii. Żeby ludzie w końcu zaczęli zwracać uwagę na świat, który nas otacza. Żeby zaczęli reagować - wystarczy krzyknąć, zadzwonić po pomoc! Nie musimy nikogo reanimować, aby przyczynić się do uratowania czyjegoś życia. Nie, zamiast tego wolimy dalej znieczulać się Internetem i uciekać przed nami samymi i wszystkimi wokół, trwając w nie-do-końca świadomej akceptacji wszechobecnej obciążającej presji. Naprawdę chcecie, żeby nasz świat tak wyglądał? Po dłuższej obserwacji stwierdzam, że - świadomie lub nieświadomie - moi rówieśnicy i ja dążymy do czegoś innego. Większość z nas marzy o powrocie do czasów, gdy telefony nie były powszechnie dostępne. Do czasów, gdy chłopak, gdy spodoba mu się dziewczyna, podejdzie do niej, a nie pozdrowi na Spotted czy zacznie szukać na Facebooku albo żmichodating. Do czasów, kiedy zamiast grę na kom7

Przestańcie obserwować dennych celebrytów, nieużyteczne strony czy ludzi, którzy nie wnoszą niczego do waszego życia. W zamian zaobserwujcie konta informacyjne i edukacyjne, rzetelne gazety, rozwijające programy czy ludzi autorytety.

Ustawcie limity na aplikacje, a jeżeli je macie, to zacznijcie się do nich stosować. Przykładowo aplikacja BreakFree (iOS, Android) monitoruje czas użytkowania smartfonu oraz konkretnych aplikacji. Jeżeli ustawi się limit i go przekroczy,


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

pojawiają się powiadomienia informujące o wykorzystaniu dozwolonego czasu. Jeśli lubicie ryzyko, możecie ustawić odliczanie, po którego zakończeniu program odetnie dostęp do Internetu.

Wykorzystajcie dany nam teraz czas i zróbcie jedną z najprostszych i niewymagających głębszej refleksji rzeczy: odezwijcie się do najbliższych.

Wyłączcie dane komórkowe albo włączcie tryb samolotowy. Nie będziecie dostawać powiadomień, tylko sami zdecydujecie, kiedy chcecie korzystać z telefonu.

Straćcie wszystkie dni na snapie.

I'm not a writer. Napisałam to wszystko, bo uważam, że sytuacja musi się zmienić. Jesteśmy pokoleniem z niesamowitymi możliwościami, a pozwalamy zdominować się przedmiotom, które sami wytworzyliśmy. Jeszcze pamiętamy życie bez telefonu, ale jeśli dalej będziemy obojętni, skończymy jak ludzkość z wizji twórców filmu Wall-e.

Ściągnijcie jedną z rekomendowanych aplikacji do walki z nałogiem takich jak Forest, Dumbphone czy DinnerMode.

Jesteśmy młodzi, a to młodzi zmieniają świat, a więc odejdźmy od stolika i stańmy przy drzwiach, bo tam jest nasze miejsce...

[LEKARZE MNIE NIENAWIDZĄ!!!] JAK BYĆ DUMNYM I UPRZEDZONYM W KILKU PROSTYCH KROKACH Kinga Musiatowicz Jakiś czas temu, tchnięta dziwnym impulsem, postanowiłam pójść do szkolnej biblioteki i zamiast kupować coś nowego do czytania, wypożyczyć książkę, za którą normalnie za żadne skarby bym się nie zabrała. Nie do końca wiedziałam, czego szukam, więc zatrzymałam się przy pierwszym lepszym regale obok wejścia. Przemierzając wzrokiem półkę pełną dzieł autorów i autorek o nazwisku zaczynającym się od litery A, natrafiłam na nieco powyginany grzbiet z napisem Jane Austen „Duma i uprzedzenie”. „Tandetne romansidło, to jest dokładnie przeciwieństwo tego,

czego chcę od książek” - pomyślałam i przeszłam do półki opatrzonej literą „B”. W mojej głowie pojawiła się myśl, że przecież szukałam czegoś, czego normalnie nie tknęłabym kijem, a właśnie to zignorowałam. Z westchnieniem wróciłam więc do pierwszej litery alfabetu i wyjęłam książkę, krzywiąc się na widok filmowej okładki, która boleśnie skojarzyła mi się z harlequinami. Zaczęłam sama siebie przekonywać, że muszę być bardziej otwarta na nowe doświadczenia, i podeszłam do stanowiska pani bibliotekarki. Ta, widząc mój wybór, uśmiechnęła się 8

8


9

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

i powiedziała, że na pewno będę zadowolona. Odpowiedziałam jej również uśmiechem, ale raczej nie uwierzyłam w jej słowa. Mojego nastawienia nie zmieniła nauczycielka, z którą miałam mieć następną lekcję. Widząc okładkę mojej książki, spojrzała na mnie z pewnym politowaniem i powiedziała, że zdecydowanie woli science fiction albo kryminały (swoją drogą bardzo ją pozdrawiam, jeśli przypadkiem to czyta). Widząc taką reakcję, trochę zrobiło mi się wstyd, więc schowałam książkę do torby i nie wyciągałam jej aż do powrotu do domu.

kobiecie, która decyduje się pójść za swoimi marzeniami – nieważne, czy jest to założenie rodziny z kochającym mężem, zostanie znaną malarką i życie w dostatku, czy niezależność i możliwość pisania o tym, o czym się chce. „Wichrowe Wzgórza”, choć opowiadają historię nieszczęśliwej miłości, to skupiają się na tym, jak bardzo toksyczna i wyniszczająca może ona być zarówno dla zakochanych, jak i dla ludzi wokół. W końcu „Duma i uprzedzenie” pokazuje uczucie, które na początku nie ma szans zaistnieć, potrzebuje miesięcy i pewnych ustępstw z obu stron. Nie wspominając nawet o niezwykle trafnych i ironicznych spostrzeżeniach Jane Austen dotyczących społeczeństwa jako ogółu i ludzi, którzy się na nie składają.

Kiedy zmógł mnie nadmiar prac domowych, pchnięta chęcią dania mojemu mózgowi odpoczynku, sięgnęłam do torby i przeczytałam pierwsze zdanie: „Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu, a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony...”, a po nim następne i kolejne, aż zanim się zorientowałam, był środek nocy.

Kiedy zaczęłam dostrzegać, jak wiele do zaoferowania mają wszystkie te książki, zasmuciło mnie to, jak bardzo przylgnęła do nich łatka pustych „kobiecych” lektur. Bardzo szkodzimy sobie, omijając szerokim łukiem książki czy filmy, o których nic nie wiemy, a które z góry oceniamy jako bezwartościowe.

Nikt nie lubi przyznawać się do błędów. Ja jednak czuję się w obowiązku, żeby to zrobić. Po przeczytaniu „Dumy i uprzedzenia” nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo ta powieść różniła się od moich wyobrażeń na jej temat. Moje własne uprzedzenia, mogły sprawić, że nie przeczytałabym książki, którą obecnie uważam za jedną z moich ulubionych.

Dlatego też, korzystając z tej przymusowej przerwy od fizycznego kontaktu ze światem, polecam wam podejść z otwartą głową do waszej domowej biblioteczki, konta na Netflixie czy nawet profilu na spotify i dać szansę czemuś, na co normalnie nigdy nie chcielibyście marnować czasu. Nieważne, czy będzie to Jane Austen (do której twórczości tak czy siak bardzo was zachęcam), czy niszowy skandynawski serial. Bo nie zawsze to, co „jest prawdą powszechnie znaną”, ma uzasadnienie w rzeczywistości.

Idąc tym tropem, zaczęłam czytać inne lektury, które dotąd znajdowały się u mnie w kategorii „tandetne romansidło”. Co ciekawe, każda z nich okazywała się czymś więcej. Bo „Małe kobietki” to nie tylko historia nieodwzajemnionej miłości, ale także oddanie sprawiedliwości każdej

9


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

NOWE SZATY BOGÓW. „LORE OLYMPUS” RACHEL SMYTHE Alicja Szadura Wydawałoby się iż mitologia grecka została przedstawiona w kulturze popularnej już w każdy możliwy sposób. Przykład? Wystarczy spojrzeć na kilka ostatnich lat, gdy na półkach w księgarniach zaczęły królować serie dla młodzieży Ricka Riordana, w kinach leciała „Wonder Woman”, a osiem nagród Tony zdobył musical „Hadestown”. Patrząc na zalew rynku podobnymi produktami, można pomyśleć, że w tym morzu interpretacji nie ma już miejsca na nic więcej. Ja jednak nie zgodzę się z tym stwierdzeniem: da się znaleźć co jakiś czas nowe perełki, które wyróżniają się na tle innych czymś ciekawym i świeżym. Tak właśnie jest z komiksem tworzonym przez Rachel Smythe.

w nowatorskiej formie długich pasków, które przewija się w trakcie czytania jak zdjęcia na Instagramie. Z czasem jej dzieło stało się na tyle popularne, że Webtoon zaproponował jej współ-pracę, i po odświeżeniu strony graficznej komiks zaczęto udostępniać na głównej stronie, gdzie od dłuższego czasu pozostaje na górze rankingu najczęściej czytanych. W 2019 r. „Lore” nominowano nawet do prestiżowej nagrody Eisnera (nazywanej w branży Oscarem komiksu) w kategorii „Best Webcomic”, a niedługo potem The Jim Henson Company zaproponowało jej adaptację komiksu na serial animo-wany przeznaczony dla młodych dorosłych. Jednak co sprawiło, że dzieło Rachel Smythe odniosło taki sukces?

Historia „Lore Olympus” zaczęła się w 2018 r., kiedy nowozelandka umieściła go na Discovery, części koreańskiego serwisu Webtoon przeznaczonego do darmowej publikacji komiksów

Osią komiksu jest relacja, która rozwija się między boginią wiosny i płodności Persefoną (czy też Korą) oraz Hadesem, samotnym panem Podziemia. Wychowana w świecie śmiertelników dziewczyna zostaje wysłana przez swoją matkę Demeter do krainy bogów, by odbyć szkolenie na członkinię organizacji, do której należą boginie ślubujące czystość po wieczność - Hestia, Atena i Artemida. Ta ostatnia na prośbę Demeter sprawuje pieczę nad niedoświadczoną w sprawach bogów przyjaciółką, uważając, by nie wdała się w niebezpieczne relacje z innymi nieśmiertelnymi. Dzieje się jednak inaczej: na jednym z przyjęć Persefona

„Lore Olympus” na Discover 10

10


11

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

poznaje wielce czarującego władcę krainy zmarłych imieniem Hades. Czy będą razem? Odpowiedź pozornie oczywista (każdy znający choćby pobieżnie mitologię słyszał o historii Persefony), ale ciąg wydarzeń prowadzący do znanego wszystkim finału jest pełen niespodzianek i zagadek, nad którymi głowi się cały fandom komiksu.

„Lore Olympus” obecnie na Webtoon

Nowe rozdziały „Lore Olympus” pojawiają się co tydzień w niedzielę (dostępne są także płatne „fast pass” do trzech epizodów naprzód). Muszę przyznać, że czekałam kiedyś całą noc, aby przeczytać kolejny rozdział, tak wciągająca okazała się ta lektura! Z moich obserwacji wynika, że nowy epizod pojawia się o czwartej rano w niedzielę. Czy jednak warto jest czekać do tej godziny? Pamiętajcie, że sen też jest ważny, a rozdział nie zniknie podczas tych kilku godzin spędzonych w nieświadomości!

obdarzona jest Rachel Smythe. Jako osoba wielce marudna w kwestii rozwoju charakterów postaci, z radością mogę przyznać, że ,,Lore Olympus” robi to świetnie. Postaci zmieniają się naturalnie, radzą sobie ze swoimi traumami tak jak normalni ludzie. Nic tu magicznie nie znika czy nie rozwiązuje się pstryknięciem palcami w stylu deus ex machina. Twórczyni komiksu wkłada mnóstwo pracy w to, aby szczegóły się zgadzały: częstokroć coś z epizodu 13 może mieć skutki dopiero w rozdziale 90! Osobiście uwielbiam takie smaczki, więc mogę tylko zachwycać się nimi i chylić czoła przed autorką tej koronkowej roboty.

Czym wyróżnia się według mnie komiks Rachel Smythe na tle innych dzieł inspirowanych mitologią grecką? Relacja między Hadesem a Persefoną nie jest tak popularnym wątkiem w kulturze i popkulturze, jak mogłoby się wydawać - częściej tematem dzieł nawiązujących do mitów są relacje między bogami a śmiertelnikami, które dotychczas w „Lore Olympus” odsunięte są na drugi plan. W tej historii skupiamy się na świecie bogów, ich codziennych rozterkach, zdradach i problemach.

Przyznam także, że bardzo podoba mi się humor tej opowieści. Bez perfekcyjnej znajomości języka angielskiego można zrozumieć zarówno sam tekst, jak i dużą część żartów. Wiele z nich opiera się także na ekspresji postaci i ruchu ciała, a także na humorze sytuacyjnym. Gdzie indziej można zobaczyć uciekającego przed Aresem Zeusa zmienionego w pawia? Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek dotychczas wpadł na taki pomysł…

Po drugie, dla mnie komiks ten jest wyjątkowy ze względu na umiejętność pisania historii i postaci, którą 11


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

W „Lore Olympus” porusza mnie też dbałość o szczegóły i symbolikę. W tym komiksie znajduje odzwierciedlenie znane nam z lekcji polskiego twierdzenie, że wszystko w świecie przedstawionym ma swoje znaczenie dla utworu. Przykładem są „szaty” bohaterów, które mienią się wieloma kolorami i są ważne dla interpretacji relacji między bohaterami. Dlatego też Zeus został przedstawiony w barwie fioletowej, a jego żona Hera żółtej - są to kolory przeciwstawne, które mają podkreślać różnice między charakterami małżonków zarówno w kwestii podejścia do życia, jak i traktowania siebie nawzajem i radzenia sobie z trudnościami w nieśmiertelnym życiu. A wiemy przecież z mitologii, że Zeus do najwierniejszych małżonków nie należał, co często wzbudzało gniew bogini małżeństwa. Różowa Persefona jest natomiast komplementarna z niebieskim Hadesem, co ma podkreślić, że są sobie pisani, a relacja między nimi będzie tą, której szukali przez całe życie. Będą się nawzajem dopełniali i dzięki wzajemnym uzupełnianiu swoich braków staną się najlepszą wersją samych siebie.

ogromnym problemem na początku komiksu, obecnie jednak po przeróbkach bohaterowie nabierają indywidualnych kształtów. Tutaj mała dygresja dla przyszłych twórców komiksów: bawcie się kształtami! Dobrze wykreowaną postać da się poznać po samym jej cieniu. Szalejcie… ale pamiętajcie przy tym o podstawach! Mogłabym jeszcze długo rozwodzić się nad symboliką wszystkich detali, którymi autorka wypełniła swój komiks, ale nie mogę! Gdybym spróbowała, musiałabym opowiedzieć wam całą historię. „Lore Olympus” ma obecnie ogromną grupę fanów (bardzo aktywnych na Instagramie pod hashtagiem #loreolympus), którzy regularnie roztrząsają najmniejsze szczegóły każdego rozdziału czy martwią się tak jak ja o produkcję serialu i zachowanie wyjątkowej estetyki komiksu. Warto więc zajrzeć na Webtoon i przeczytać chociaż pierwszy rozdział: według mnie każdy odnajdzie w „Lore Olympus” coś dla siebie - czy to postać do utożsamienia, czy to sytuację podobną do tej, w której się znajduje. Dlatego kiedy przeczytacie już cały Żet (nie radzę wcześniej, bo jest duża szansa, że się wciągniecie!), ruszajcie poznać tę wyjątkową opowieść.

Jedynym, co mogę zarzucić Rachel Smythe, to ten sam model wygląd wielu postaci i tak zwany „same face syndrome”. Obydwie te sprawy były

KULISY WIELKIEJ SCENY Antonina Górka Każdy z nas był kiedyś w Operze. Wchodził po schodach z czerwonym dywanem, zajmował miejsce na widowni, a już po chwili, gdy gasły światła i zaczynała się magia, naszym

oczom ukazywali się tancerze i śpiewacy w cudownych strojach, a scenografia przenosiła nas do miejsc z wyobraźni zawartej w librettach Mozarta czy Czajkowskiego. Kto 12

12


13

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

sprawił, że wszystko to może nas zachwycać? Za kulisami Teatru Wielkiego - Opery Narodowej bez przerwy toczą się prace nad przygotowaniem scenografii, kostiumów, peruk, rekwizytów, dzięki którym spektakle są tak piękne i efektowne. To pracownie niesamowitych twórców, rzemieślników, wizjonerów czyli tajemny świat ludzi Opery.

działa teatr. I wreszcie ludzi teatru, którzy planują, zdobywają fundusze, tańczą, reżyserują, budują i malują dekoracje, grają i dyrygują. Strzegą, by wszystko było dokładnie tak, jak zostało zaplanowane. To w głównej mierze od ich wyobraźni, talentu, pracy zależy, czy dzieło operowe odniesie sukces wśród publiczności i muzycznych krytyków.

Na życie każdego teatru, zwłaszcza, jeśli jest wielki, a tym bardziej, gdy mowa o Teatrze Wielkim, składa się praca zadziwiająco dużej grupy ludzi. Z grubsza można podzielić ich na kilka grup. Ludzi nad teatrem, którzy rezydują w gabinetach, udzielają rad i przestróg, przesądzają, przydzielają. Ludzie za teatrem, czyli osoby, instytucje wspierające, sponsorujące czy reklamujące spektakle teatralne. Ludzi wokół teatru, do których zaliczyć możemy kierowców, hurtowników farb i tekstyliów, informatyków, kwiaciarzy – wolnych od artystycznych zadań, lecz ważnych dla prawidłowego funkcjonowania skomplikowanego teatralnego mechanizmu. Ludzie przed teatrem - kupujących bilety, strojący się i spieszących na wieczorny spektakl, którzy słuchają, oglądają, dyskutują, piszą i czytają recenzje. To właśnie my, to dla nas

Zacznijmy od scenografii. A zatem początku wszystkiego. W warsztacie ślusarskim powstaje zaprojektowany przez głównego scenografa szkielet całości. Elementy konstrukcyjne pokrywane są materiałami, obszywane suknem. Gięte konstrukcje, jak choćby siedmiometrowej wysokości korzeń, który w Weselu Figara pojawia się obity pianką imitującą drewno. Budujące atmosferę spektaklu tło. W malarni przygotowywane są zarówno największe, jak i najmniejsze elementy scenografii. Malowane są tam pejzaże (o powierzchni sięgającej 300 metrów kwadratowych), elementy architektoniczne. Wydawać by się mogło, że przy tych wielkościach i odległości od widza nie trzeba zbytnio przejmować się detalami. Nic bardziej mylnego. Jest pewien scenograf, który do dokumentacji załącza informację, żeby zwracać szczególną uwagę na szczegóły, bo jego mama zwykła przychodzić na premierę z lornetką i dokładnie lustrować całą scenografię - śmieje się zespół malarski. Kolejnym punktem jest farbiarnia Opery. Jedyna taka pracownia w Warszawie. Są w niej barwione tkaniny, ale też inne materiały wykorzystywane w spektak13


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

lach. To my dajemy kolory na scenę – powiedział szef farbiarni, Zbigniew Jaworski Farbujemy nie tylko płótno. Często też pióra czy włosy. Zdarzało nam się farbować słomę, pieniądze, a nawet trociny. Tylko ludzi i kamieni nie farbujemy. Mimo, że obecnie scenografowie dysponują szeroką gamą gotowych tkanin, wiele z nich jednak woli te farbowane. Według nich w tym procesie zmienia się struktura materiału i kolor nabiera charakteru.

To ludzie, którzy czasami na scenie spędzają więcej czasu niż artyści. Wnoszą scenografię, a podczas spektaklu niezauważalni dla widzów uwijają się za kulisami. Zmieniają podłogę, wieszają ruchome elementy scenografii, przygotowują przestrzeń do kolejnej sceny. Brygada liczy ponad sześćdziesiąt osób. Są wśród nich montażyści dekoracji, tapicerzy, obsługa ciągów, napędowcy, pomoc techniczna. To oni obsługują windy, zapadnie i sztankiety, dzięki nim artyści mogą pojawić się „spod ziemi” lub wręcz odwrotnie, sfrunąć na scenę z „przestworzy”.

Jednakże scenografia to nie tylko tło. Na scenie znajdują się też elementy, które wyszły wprost z rąk tutejszych stolarzy i rekwizytorów. W pracowni stolarskiej pachnie świeżo ściętą sosną. Tutaj powstają podesty, pochylnie, drzwi, okna, rozmaite meble. Oczywiście stolarze stają często przed niecodziennymi wyzwaniami: budowali już m.in. salę sejmową, powozy i łodzie. W ciągu roku pracownia może zużyć nawet kilkadziesiąt metrów sześciennych drewna, a oprócz tego mnóstwo sklejki i innych materiałów. Co to jest rekwizyt? Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista. Wiadomo: łuk, jabłko, korona. Ale w operze zalicza się do rekwizytów także wszystkie meble. Wśród rekwizytów są te, które „grają”, czyli takie, których używają artyści, i te, które „nie grają” - stół z krzesłami, trumna leżąca na scenie, poroża na ścianach. Przeciętnie do spektaklu potrzeba ponad stu rekwizytów!

Do premiery coraz bliżej, więc teraz należy się zająć ubiorem, charakterryzacją i wszelkimi dodatkami. Spośród teatralnych pracowni największe są te krawieckie. Trudno się dziwić, skoro do jednej premiery potrzeba nieraz kilkuset kostiumów, a na jeden damski strój może się składać halka, gorset, spódnica, bluzka i jeszcze płaszcz. Do wykonania sukni można wykorzystać nawet 95 metrów materiału, a często bywa tak, że dla jednej postaci trzeba uszyć kilka kostiumów, bo w każdym akcie musi być inaczej ubrana. Trudniej szyje się kostiumy dla tancerzy, ponieważ

Kiedy wszystkie elementy scenografii są już gotowe, całość pojawia się na scenie z pomocą pracowników sceny. 14

14


15

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

muszą być lekkie i niekrępujące ruchów. Ale zdarzają się i bardzo wymagające stroje dla śpiewaków – wśród zrealizowanych przez męską pracownię projektów jest kostium dla tytułowego Borysa Godunowa z opery Musorgskiego ważący trzydzieści kilogramów. Wszystkie stroje są oczywiście szyte na miarę, a wymiary artystów są objęte ścisłą tajemnicą.

czesanie, układanie. Pracownia charakteryzatorek to grupa specjalistek balansujących pomiędzy reżyserem, scenografem i artystą. Natomiast przykłady powstających w pracowni modystek nakryć głowy można by wymieniać w nieskończoność. Do jednej premiery powstaje od trzydziestu do ponad dwustu różnych nakryć. A czasem zdarzy się zamówwienie specjalne, jak kapelusz do Madame Butterfly, który miał metr średnicy !

Do jednego spektaklu potrzeba często ponad sto par butów. Dla śpiewaków solistów i chórzystów, tancerzy, statystów. Wszystkie szyte na miarę, wszystkie zgodne z projektem scenografa czy kostiumografa. Teatralnym szewcom zdarzało się robić buty dla zwierząt.

Gotowi do wyjścia śpiewacy i tancerze czekają jedynie na znak inspicjenta, pulpit inspicjencki to centrum dowodzenia wszechświatem podczas spektaklu. Bez inspicjenta nic na scenie się nie wydarzy, od niego zależy obecność artystów i zmiany dekoracji. Dzięki jego znakom odbywają się zmiany oświetlenia i opada kurtyna. Inspicjenci muszą mieć, jak sami to określają, odporność hipopotama i wrażliwość motyla. Nadzorują przebieg spektaklu, podejmują wszystkie decyzje, o wszystkim muszą pamiętać i o wszystko dbać.

– Robiliśmy już nawet buty dla lalek, dla konia, osła, kiedyś to chyba i koza się trafiła. Nic nas już nie zdziwi – wspomina Henryk Rogalski, członek pracowni. Odpowiednio ubrany artysta udaje się do pracowni modystycznej oraz charakteryzatorskiej, którą tworzą perukarki, wizażystki i stylistki fryzur. Inaczej niż na planie filmowym operowe charakteryzatorki zajmują się i uczesaniami, i charakteryzacją. Spod ich palców wychodzą długie na metr warkocze, ale i wąsy czy baczki. Każda peruka oznacza wielką pracę, dokładanie kosmyka po kosmyku, pranie,

Dzieło talentów ludzi różnych specjalności gotowe. Zasiadamy w wygodnym fotelu, kurtyna podnosi się. Pierwsze dźwięki, gra aktorska, taniec. Moc doznań artystycznych, estetycznych i duchowych. Brawa.

MAGICZNE MIASTO W ŚRODKU WARSZAWY Aleksandra Karaźniewicz Zdenerwowany po przejażdżce windą koń niemal taranuje inspicjentkę, podczas gdy ta ma zaraz wywoływać na scenę dziesiątki baletnic w ostatnich

minutach przeglądających się jeszcze (ciekawi mnie, czy świadomie) w wyszczuplającym lustrze. To jedno zdanie mogłoby być inspiracją do 15


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

kolejnej groteskowej powieści Bułhakowa czy dzieła mistrza realizmu magicznego Gabriela Garcii Márqueza. Jednak nie dość, że mowa o rzeczywistości, to akcja ma miejsce tu, w Warszawie, a dokładniej na Placu Teatralnym. Mowa oczywiście o Teatrze Wielkim Operze Narodowej, którego część udało mi się ostatnio zwiedzić. Część, bo składa się nań niemal dwuhektarowy labirynt z rozwieszonymi dokoła tabliczkami uprzejmie proszącymi przechodniów o zachowanie spokoju, nierobienie zdjęć i kierowanie się do wskazanych miejsc.

Okazuje się, że Teatr Wielki Opera Narodowa to miejsce zupełnie samowystarczalne. W razie, nie daj Boże, niebezpieczeństwa można by tam spokojnie przeżyć parę tygodni. Już samą formą przypomina miasteczko, w którym zamieszkują rodziny od kilku pokoleń, a które jednocześnie wciąż przyciąga coraz to nowych obywateli. Niektórzy są tu od połowy poprzedniego wieku. Ogrom miejsca na dziesięciopiętrowy blok mieszkalny za sceną to tylko szczyt góry lodowej. Jest własna jednostka straży pożarnej, bufet, bankomat, kiosk, tartak, kort do tenisa, a podobno nawet fabryka guzików i ul, z którego można czerpać miód. Wydaje się, że brakuje tylko naturalnego źródełka wody, wojska i porodówki dla nowych aktorów. Choć nie wykluczam, że jestem niedoinformowana w tych tematach.

Miałam wrażenie, że znajduję się w magicznej i nieustannie kreowanej, powiedziałabym nawet – kosmicznej, rzeczywistości. A byłam przecież w samym środku Warszawy. Raz człowiek znajduje się za sceną w czymś, co nazywane jest kieszenią boczną, zaraz potem jedzie windą, która widziała pewnie więcej wielbłądów niż ja w całym życiu, by dotrzeć do zagłębia pracowni. Pracowni wszystkiego. W tej krawieckiej na przykład, oprócz stanowisk do pracy, znajduje się jeden z magazynów strojów. Noszone kilka razy wiszą tam później przez dekady prezentując się jak eksponaty w muzeum mody francuskiej albo szafa wszystkich postaci z bajek. Natomiast namiastkę kosmosu serwuje sala Moniuszki. Pracę nad odbudową plafonu po II wojnie światowej zaczęto w 1961 r., a więc w tym, który był jednocześnie rokiem podróży dotąd absolutnie niewyobrażalnej – okrążenia Ziemi przez Gagarina. Stąd ponad głowami widowni znajduje się sufit imitujący strukturę księżyca.

Brzmi to wręcz śmiesznie, ale gdyby wgłębić się w tętniące wewnątrz życie, można ujrzeć tysiące par rąk pracujących całymi dniami po to, by ludzie mogli się uczłowieczać poprzez sztukę. Spektakl to nie tylko to, co podziwiamy na scenie w efekcie końcowym, ale przede wszystkim godziny poświęcone przez tych, których nie widać. Mimo, że to oklepana fraza, wydaje mi się szczególnie ważna i skłaniająca do głębszych przemyśleń o roli sztuki. A tą sztuką jest przepełniony cały budynek Teatru Wielkiego Opery Narodowej, poczynając od architektury, a na specjalnie skrojonych i skrupulatnie wyszywanych strojach kończąc.

16

16


17

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

GORGONOWA. SPRAWA WILLI W BRZUCHOWICACH Amelia Czerczer Procesy sądowe zbrodniarzy fascynują społeczeństwo od lat. Zjawisko to znajduje odbicie w kulturze, której twórcy nie powstrzymują się od przedstawiania prawdziwych przypadków koszmarnych przestępstw na scenie: przykładem może być choćby dostępna na Netflixie realizacja filmowa musicalu Chicago (2002). Czasy międzywojnia, kobieta-morderczyni, głośny medialny proces, znany adwokat i więzienna ciąża… Nie ma to jak Ameryka. Ale czy tylko? Wystarczy kilka kroków wstecz, aby w historii naszego kraju odnaleźć sprawę ocierającą się o podobne tropy: mowa tu o sprawie Rity Gorgonowej, której nazwisko w czasie II Rzeczypospolitej i potem znał każdy, od Wielkopolski po Kresy.

żonę i dziecko, którzy mieszkają z jego rodzicami na Kresach, i wyjeżdża do Ameryki, gdzie zdradza Ritę. Młoda matka co jakiś czas dostaje od niego bilety na podróż, jednak nie może się przemóc, by znowu się z nim spotkać. Po kilku latach teściowie wyrzucają ją z domu i zabierają syna. Rita musi walczyć o przetrwanie. Na swojej drodze pewnego dnia spotyka architekta Henryka Zarembę, dość znanego lwowskiego inżyniera posiadającego własne biuro i wiele zrealizowanych projektów na koncie. Jego żona na stałe przebywa w szpitalu psychiatrycznym, a on sam wychowuje dwójkę dzieci: Elżbietę i Stanisława. Proponuje Ricie pracę guwernantki, którą ona z chęcią przyjmuje. Niedługo potem zawiązuje się między nimi romans, który ze względu na stan cywilny obojga nie może zostać scementowany. Mimo wszystko Rita zostaje panią domu i zachodzi w ciążę - i tak na świat

Czym ta kobieta zasłużyła sobie (a może wręcz przeciwnie) na taką sławę? Rita pochodzi z Dalmacji, terenu należącego wtedy do Austro-Węgier. W niemowlęctwie porzucona przez matkę, dzieciństwo spędza w klasztorze i u krewnych. W wieku piętnastu lat wychodzi za mąż za wojskowego, z którym jest już w ciąży Erwina Gorgona. Mąż po powrocie z wojny znajduje pracę w Kamieńcu Podolskim, gdzie spędza czas „po kawalersku”, czego efektem jest choroba weneryczna. Pod pretekstem leczenia opuszcza 17


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

z którego na drewnianą podłogę spadają karmazynowe kropelki, tworząc pod łóżkiem kałużę.”

przychodzi pierwsza córka Zaremby, Romusia. Związek ten nie jest jednak akceptowany przez najbliższych Zaremby. Pierworodna Elżbieta (zwana też Lusią) nie zgadza się na wspólne życie z Ritą i prosi ojca, by ten porzucił kobietę. Gorgonowa chce zabrać Romusię od Zarembów, jednak nie ma wystarczających środków potrzebnych do wyprowadzki. Nie może też starać się o alimenty - ona i Henryk nie są przecież małżeństwem. Sam Zaremba nie chce na to pozwolić. Postanawia kupić dom we Lwowie i tam przenieść się z Lusią i Stasiem, a willę w Brzuchowicach zostawić Ricie i Romusi. Pomysł ten nie okazuje się jednak dobrym wyjściem: rodzina inżyniera zaczyna w odwecie traktować panią domu jak wroga. Brzuchowice stają się polem bitwy między Lusią - oczkiem w głowie rodziny - a tą złą, Gorgonową. A to doprowadza w końcu do wielkiego nieszczęścia…

Zaremba upadł na kolana przy łóżku. Łapie córkę za rękę, czuje puls. Zostaje wezwany doktor, Ludwik Csala - specjalista w zakresie chorób wewnętrznych i dziecięcych. Jest sąsiadem Zarembów, mieszka po drugiej stronie ulicy. Idzie po niego Rita, której jednak się nie spieszy. Podczas procesu powie, że będąc w szoku działała wolniej niż zwykle: nie mogła wyjść główną bramą, która była zamknięta, więc obudziła ogrodnika, prosząc go o otworzenie bocznej furtki. Klucz do niej jednak gdzieś zniknął… Wreszcie udaje jej się wyjść na ulicę, biegnie do doktora i razem z nim wracają do willi. Zaremba błaga Csalę, by ten uratował jego dziecko. Doktor jednak dusi jego nadzieje w zarodku. „Przecież trupa się nie ratuje”. Inżynier jest załamany, nie rozumie, co się stało. Kto zabił jego córkę? Jak morderca dostał się do domu? Przez okno? Kuchnię? A może był już w środku?

Wszystko zaczyna się grudniowej nocy 1931 roku, gdy drugie dziecko Zaremby, Staś, budzi krzykiem pozostałych domowników. Przerażony ojciec rusza zobaczyć, co się stało. Mija po drodze ubraną w czarne futro Gorgonową, której niecodzienny strój o tej godzinie nie jest dla niego priorytetem w tym momencie. Wbiega do pokoju, w którym znajduje się już Staś mamroczący w drgawkach „Lusia zabita, Lusia zabita!”.

W tym czasie ogrodnik razem ze Stasiem zamiast do oddalonego o 2 kilometry posterunku policji (ogrodnik wyjaśniał mętnie, że bał się odejść tak daleko) biegną do posterunku żandarmerii wojskowej, który znajduje się tuż za bramą. Wachmistrz Trela od razu rusza do domu inżyniera i zaczyna szukać śladów włamania.

„Dopiero w świetle płomyka dostrzega zakrwawioną twarz córki [Lusi]. Leży bez ruchu, na wznak, z poduszką odrzuconą na nogi. Prawa noga wyciągnięta, lewa lekko podkurczona. Prawa ręka z zaciśniętą pięścią odrzucona za głowę, lewa - na bok. W słabym świetle nie widać jeszcze, że krwią nasiąknięty jest cały materac,

”Odciski w śniegu są małe, okrągłe, jakby po damskich pantoflach bez obcasów. (Tak je w swoich zeznaniach opisze żandarm). Nie są wyraźne, bo przyprószył je śnieg. Nie ma ich zdjęć, bo stopniały, zanim rano przyjechała policja.” 18

18


19

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Ślady prowadzą do basenu gdzie został zatopiony dżagan do lodu, który stanie się najważniejszą poszlaką tego pełnego niedopowiedzeń i niewyjaśnionych sytuacji dochodzenia.

z dziećmi. Życzą śmierci nie tylko Gorgonowej, ale i samemu Zarembie, którego uważa się za moralnego sprawcę mordu. Od samego początku Gorgonowa jest „tą złą”. Gazety rozpisują się o tym, jak źle traktowała dzieci Zaręby, jak groziła im śmiercią, znęcała się nad nimi. „Była mściwa, bezwzględna i nieczuła”, „Nie ma wątpliwości, że Elżbietę zamordowała Gorgonowa” głoszą dziennikarze. Gorgonowa nie ma w Polsce żadnej rodziny, która mogłaby się za nią wstawić. A cała rodzina Zaremby oraz ludzie, którzy nie mieli pojęcia o sprawie, uważają ją za bezdusznego potwora.

Po znalezieniu śladów i zobaczeniu ciała żandarm odchodzi. Rano przyjeżdża policja, która poddaje Zarembę ostrzałowi pytań zamiast szukać sprawcy. Zarzucają mu, że broni Gorgonowej - Henryk tuż po zabójstwie nie wierzy w możliwość, że morderczynią jego dziecka może być ukochana Rita. Dopiero o siedemnastej pozwalają mu zobaczyć jego nieżyjącą córkę, po czy zabierają go razem z Gorgonową do lwowskiego więzienia.

Mimo wszystko znajduje jednak kilku sojuszników, w tym swojego przyszłego obrońcę Maurycego Axera najlepszego mówcę wśród lwowskiej palestry. Jego pojawienie się w sądzie zadziwia społeczeństwo, szczególnie ze względu na to, że staje po stronie oskarżonej, która nie ma żadnych szans na uniewinnienie. Jego umiejętności krasomówcze i spostrzegawczość mogą zmienić przebieg sprawy - jednak dlaczego ten adwokat zdecydował się do końca trwać przy oskarżonej o zabójstwo kobiecie?

Zaczyna się medialna nagonka na Zarembę. Ojciec ofiary jest załamany, skarży się na złe traktowanie. Prosi, by zastawić jeden z jego obrazów na pokrycie kosztów pogrzebu. Na samej uroczystości pojawia się tylko Stanisław, chociaż krążyły pogłoski, że będzie tam i sam podejrzany. Wściekły tłum atakuje nawet samochód z zasłoniętymi szybami, w którym podobno miał siedzieć Henryk. Podczas pogrzebu kościół i jego okolica są pełne - lwią część tłumu stanowią kobiety z przedmieść wraz

”Jeżeli prowadzę tę sprawę, to chcę, by zadebiutowała prawda - mówi. Wierzę w niewinność mojej klientki. Gdyby było inaczej, już dawno zaniechałbym obrony, która naraziła mnie na poważne koszty i straty”. Lwów dzieli się na dwa obozy: tych, którzy uważali Gorgonową za niewinną, oraz tych, którzy byli pewni jej winy. Nie było dotąd w Polsce sprawy, która by tak poruszyła opinie publi19


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

czną. Staje się to przede wszystkim dlatego, że główną podejrzaną jest kobieta - a pozycja tej płci w społeczeństwie nadal nie była tak silna jak teraz. Rzadkością było dokonanie przez kobietę przestępstwa samodzielnie. Pikanterii dodaje fakt, że Gorgonowa staje się znana także ze swojej urody, o którą dba nawet podczas późniejszego procesu, co nie umyka uwadze reporterów. W dodatku intrygująca jest również tajemnica brzuchowickiej willi: same niejasne dowody. Jedyne pewniejsze zeznania to te Stanisława Zaremby, który feralnej nocy ponoć widział oskarżoną ukrytą w cieniu. Na potwierdzenie jego wyznań zostaje zorganizowana wizja lokalna, która jednak znowu utrudnia sprawę.

Gorgonowej, staje się ofiarą licznych listów z pogróżkami. I nie tylko ona. Gdzie tylko pojawia się Gorgonowa, oszalały tłum próbuje ją zobaczyć. Bardzo dobrze zostało to ukazane w filmie Sprawa Gorgonowej (1977): ludzie atakowali samochody policji rzucając w nie kamieniami, krzyczeli, przeklinali, życzyli jej śmierci... Podczas rozpraw nie liczą się dowody, lecz argumenty i sposób ich wygłoszenia. Walka jest zażarta. Wzywa się ekspertów od badań grup krwi, w tym samego doktora Ludwika Hirszfelda, autora teorii dziedziczenia krwi. Wątpi się w zeznania kluczowych świadków, tworzy nowe teorie, powoli zapomina o pierwszym założeniu. Dochodzi też kwestia ciąży Gorgonowej, która porusza serca wielu ludzi: ma urodzić dziecko, do którego Zaremba nie chce się przyznać.

W dwudziestoleciu za opłatą można było wejść na salę rozpraw - a bilety na rozprawę Gorgonowej były wykupywane od razu. Każdy chce ujrzeć tą zimną morderczynię. A może tylko biedną ofiarę… Sala przypomina koloseum w czasie walki gladiatorów, tylko że zamiast miecza, topora i nagich rąk tutaj bronią są argumenty. Kolejne, zamiast dawać więcej odpowiedzi, zostawiają po sobie więcej pytań. Każdy dowód ma znaczenie: kolor piżamy Gorgonowej, kał znaleziony w pokoju ofiary, obecność środków dezynfekujących w domu… nic jednak nie jest wystarczające, by przechylić wagę na którąś ze stron.

I tak nadchodzi koniec… W dzień wygłoszenia wyroku w całym mieście a nawet kraju czuć jest napięcie: Gorgonową czeka śmierć czy uniewinnienie? Każdy próbuje narzucić pozostałym swoje zdanie. Niektórzy zaczynają podejrzewać samego Stasia oraz gburowatego ogrodnika, który do końca życia nie pozbędzie się podejrzeń. ”Wśród tych wielkich manewrów sądownictwa zapomniano o oskarżonej i teraz, na chwilę przed ogłoszeniem wyroku, nikt na nią nie patrzy. Teraz chodzi o hazard: oskarżą? Uniewinnią? Na finiszu obrona zdystansowała prokuratora o trzy okrążenia. Ale to nie wyścigi, gdzie zwycięstwo jest jawne. To gra w kości, to orzeł i reszka.”

We Lwowie zostaje orzeczona kara śmierci, lecz sprawa zaraz przenosi się do krakowskiego sądu, gdzie walka toczy się dalej. Komentuje ją wielu znanych dziennikarzy, w tym Irena Krzywicka, znana polska pisarka i publicystka broniąca praw kobiet. Przez jej zapiski z rozpraw, w których dawała znać, że stoi po stronie

Głośno brzmią głosy z obu stron: ”Zła jest Gorgonowa, bo omotała starego, wykorzystała go, być może kosztem dzieci, 20

20


21

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

a na koniec zabiła mu córkę, z którą konkurowała.”

wielu miastach, aż nagle ginie o niej słuch.

”Zły jest Zaremba, bo dał się młódce omamić. Zamiast wieść żywot wdowca i odwiedzać chorą żonę w szpitalu, zakochał się bez pamięci. W zamordowaniu córki może nie brał udziału, ale kryje swoją kochankę.”

Jej córka Ewa nigdy nie uwierzyła w winę Gorgonowej, obwinia o wszystko ojca, którego nie chce widzieć na oczy. Jej jedyną pamiątką po rodzicielce jest fotografia. Po zakończeniu wojny próbuje odnaleźć Gorgonową: słyszy kilka plotek o tym, że ponownie wyszła za mąż i prowadzi kiosk. Mówią, że zamordowano ją w 1946 r. na śląskiej wsi. Jednak Ewie nie udaje się odnaleźć nawet jej nagrobka.

A więc co czeka Gorgonową: śmierć czy wolność? Okazuje się, że coś zupełnie innego. Gorgonowa zostaje skazana na osiem lat pozbawienia wolności. ” – Mnie to już wszystko jedno, byleby się już prędzej skończyło - odpowiada oskarżona.- Myśli pani, że mi jeszcze zależy na życiu po tym wszystkim? Gdyby nie to dziecko… Ale i ono mi zabiorą. Jestem jak suka. Rodzę dzieci, a obcy mi je zabierają. Zaremba nie pozwolił mi się widzieć z Romusią, że niby siedzę w więzieniu. A jak sam siedział, to ją sobie kazał przyprowadzać. Pani słyszała, jak on zeznawał? Sześć lat z nim żyłam, dwoje dzieci, cztery skrobanki… Żeby przynajmniej nie kłamał tak bezczelnie. Inni niech mówią, co chcą. Nie mogłam słuchać tego, co mówi.”

W sprawie Rity popełniono wiele błędów, przez co wyrok nie miał mocnego podparcia. Czy był słuszny? Zbyt łagodny, zbyt okrutny? Czy to w końcu Gorgonowa zamordowała biedną Lusię tej grudniowej nocy? Czy może ktoś chciał wrobić Ritę, a sam wyszedł z tego bez szwanku? Tego już prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, gdyż podczas II wojny światowej wszystkie dowody tej tajemniczej i okrutnej zbrodni albo zaginęły, albo przez brak pozostałych nie są już wystarczające. Najgłośniejsza sprawa II Rzeczypospolitej została niemal zapomniana… Jednak nie do końca. W 1977 r. powstał film na podstawie procesu, w latach 2015 i 2016 wystawiono sztuki teatralne o Gorgonowej. Za sprawą wnuczki Rity w 2014 r. sprawa wróciła do mediów, by wkrótce przycichnąć… Do 2018 roku.

Niedawno urodzona córeczka Ewa (zwana przez wszystkich Kropelką) zostaje zabrana od Rity i oddana do sierocińca. Nie pamięta swojej matki, spotkała ją raz, ale mimo to wysyła swojej mamie rysunki. ”Mama pisze ołówkiem kopiowym na szarym papierze. Listy od niej zakonnice czytają jej zawsze przed snem. Pisze, że bardzo kocha swoją małą Kropelkę, że tęskni i że dziewczynka jest jej jedyną osłoną w jej nieszczęśliwym życiu”.

Dwa lata temu znany polski reporter Cezary Łazarewicz opublikował w wydawnictwie Czarne książkę Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej owoc jego własnego dochodzenia związanego ze sprawą willi w Brzuchowicach i późniejszym zaginięciem skazanej. W czasie poszu-

Kara Gorgonowej ma się zakończyć w 1940 r., zostaje jednak wypuszczona z więzienia w 1939 r. na mocy amnestii z powodu wybuchu II wojny światowej. Od tamtego czasu pojawia się w 21


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

kiwań spotkał się nawet z Kropelką, która nadal kocha swoją matkę i wierzy w jej niewinność. Bo Gorgonowa na pewno była smutną kobietą. Zabrano jej wszystkie dzieci,

a ukochany mężczyzna rzucił ją na pastwę prasy, przez którą pozostała w powszechnej pamięci jako morderczyni. A może to właśnie ona była ofiarą?

JAK NIE ZWIEDZAĆ LIZBONY. PRZEWODNIK SPOWOLNIONY Julia Ukielska Patrząc na plany wycieczek z biur podróży, widzimy długie rozpiski zabytków do zobaczenia, muzeów do zwiedzenia, tablic pamiątkowych do przeczytania. Przewodnicy zarzucają nas datami historycznych wydarzeń, a Instagram propozycjami miejsc na najlepsze selfie. W dzisiejszych czasach trudno nie odnieść wrażenia, że zwiedzanie jest jak lista rzeczy do odhaczenia. Nauczona doświadczeniem poprzednich podróży, wybierając się na ferie do stolicy Portugalii, postanowiłam potraktować priorytetowo poszukiwanie zupełnie innych doświadczeń. Co z tego wynikło?

Zacznijmy od tego, że w Lizbonie jedzenie jest sto razy pyszniejsze niż w Polsce. Wchodząc do supermarketu mamy ochotę kupić wszystko: melony,

Moja nowa filozofia brzmi tak: prawdziwe zwiedzanie to momenty pomiędzy przemieszczaniem się od atrakcji do atrakcji. To jedzenie lodów truskawkowych w centrum miasta, opalanie się u stóp pomników, chowanie się przed deszczem w lokalnych sklepikach i pytanie mieszkańców o drogę, gdy GPS przestał działać. To uleganie drobnym pokusom. Dlatego właśnie Lizbona jest według mnie idealnym miejscem na rozpoczęcie podróży w poszukiwaniu własnej recepty na slow-travel: tutaj kusi nas dosłownie wszystko!

pomidory, ciasteczka, sery… Ja nie mogłam się powstrzymać i korzystałam z tego, gdy tylko mogłam ale co zrobić, jeśli z witryny kuszą pastéis de Belém. W końcu nie zawsze ma się okazję jeść marakuję w środku lutego! A gdy poczułam, że nie dam rady zjeść ani jednego pieczonego kasztana więcej (są pyszne, 22

22


23

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

przysięgam!), wybierałam się na spacer. To doskonały, aczkolwiek nieco wymagający sposób na spalenie wszystkich kalorii, gdyż Lizbona jest położona na terenie bardzo górzystym - ale za to przepięknym! W zależności od humoru można pozachwycać się świątyniami, muralami albo starymi kamienicami. Nie potrafię stwierdzić, która dzielnica jest najładniejsza – one wszystkie mają w sobie to coś. Serdecznie polecam stworzyć własny ranking zamiast kierować się krok po kroku tym w przewodniku.

z drzewa korkowego. Portugalczycy są w stanie zrobić z tego materiału dosłownie wszystko – od zakładek zaczynając, a na butach i plecakach kończąc. Ich kreatywność w tej materii z pewnością zasługuje na podziw. W czasie pełnego niesamowitych doznań estetycznych zwiedzania odkryłam, że Lizbona to nie tylko stare tramwaje, wąskie uliczki i artystyczne dzielnice. Wszystkie te rzeczy są warte zobaczenia i zapierają dech w piersiach, ale to, co naprawdę urzekło mnie w tym mieście, to jego mieszkańcy. Portugalczycy mają w sobie niesamowitą mieszankę cech, której nie spotkałam u mieszkańców krajów śródziemnomorskich (może przyczyną jest to, że Portugalia jako jedyna ze swoich bliskich kulturowo sąsiadów jest otoczona tylko przez Ocean Atlantycki?). Zachwyca mnie ich umiejętność wyważenia odpoczynku i pracy w takich proporcjach, aby życie było prawdziwie szczęśliwe. I wydaje mi się, że oni naprawdę są zadowoleni. Czułam ich uśmiechy na plecach, gdy przechadzałam się krętymi uliczkami; widziałam, jak wysyłali mi buziaki, gdy jechałam tramwajem. Odniosłam wrażenie, że Portugalczycy rzeczywiście szukają interakcji z drugim człowiekiem, jakby był im on potrzebny do pełni szczęścia. Dzięki ich podejściu przeprowadziłam kilka ciekawych rozmów (nawet jeśli nie w pełni rozumiałam drugą stronę). Lizbończycy wypchnęli mnie ze strefy komfortu, w której siedziałam przez lata. I jestem im za to niezwykle wdzięczna.

Kolejną rzeczą, którą należy zrobić podczas tego szwendania po mieście, jest odwiedzenie lokalnych sklepików. Ja sama omijałam szerokim łukiem wszelkie budki z chińskimi artykułami, a zamiast tego skierowałam się do atelier z rękodziełami – wybór nieco droższy, ale wart każdego wydanego eurocenta. Znajdziemy tam malowane kafelki (tzw. azulejos, które w Lizbonie mają nawet własne muzeum!), miseczki wszelkiej maści i oczywiście dumę Portugalii: wyroby

Co więc poradziłabym osobie, która chciałaby zobaczyć Lizbonę? Po pierwsze: ZRÓB TO (koniecznie!). Po drugie: nie przejmuj się napiętym grafikiem, jaki narzuca ci przewodnik. 23


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Nie musisz zobaczyć każdego pomnika i zwiedzić wszystkich muzeów - zdjęcia eksponatów możesz przecież zawsze zobaczyć w Internecie. Usiądź więc w kawiarni, zamów ser, sardynki, kawę czy co ci tam w duszy gra. Zapytaj kelnera, jakiej słucha muzyki, jaki lubi klub piłkarski i gdzie można zjeść najlepsze ciastka w mieście. Wybierz się na wieczorek tradycyjnej portugalskiej muzyki

zwanej fado (nieco kosztowne, ale warto) i podziękuj artystom po występie. W lokalnym, zapyziałym sklepiku kup korkową zakładkę, pierścionek, piórnik czy co tam ci się spodoba. Nie pędź do kolejnego zamku, muzeum, galerii. Po prostu bądź. A Lizbończycy zadbają o to, żebyś nie zapomniał tego wyjazdu.

DWADZIEŚCIA CZTERY METRY DOBRA Sandra Białousz Za oknem pierwsze oznaki wiosny, co sprawia, że wielu z nas, nawet tych określających się jako pancerniki domowe, spędzające większość czasu w przytulnej przestrzeni pokoju, chcą przynajmniej na chwilę wyjść na zewnątrz i czerpać z uroków przyrody coraz dłuższych dni. Zanim jednak zechcecie wyjść, co odradzam w związku z obecną sytuacją, chciałabym podzielić się z Wami wiedzą na temat zastosowania jednego z najbardziej rozpoznawalnych drzew w naszym kraju, czyli brzozy.

(będziecie wiedzieli po wysokości drzewa). W wywiercony otwór trzeba wówczas wbić jakąś rurkę lub słomkę, choć z braku laku nada się wenflon, i sprawdzić, czy i jak obficie kapie sok, a w końcu przyczepić do drzewa pojemnik, do którego będzie się zbierało sok. Zbiory oskoły trwają od pojawienia się pierwszych pąków na drzewie do rozwinięcia się liści, przy czym należy pamiętać, że musi utrzymywać się temperatura dodatnia, a sok wraz z rozwijającym się listowiem staje się słodszy. Zanim jednak ruszycie na poszukiwanie tego napoju bogów, sugeruję na początek znaleźć kogoś, kto ma doświadczenie w tej dziedzinie, oraz poszukać drzew, z których moglibyście zbierać.

Oskoła, czyli sok brzozowy Nie tylko Kanadyjczycy są w posiadaniu niezwykle przydatnego soku drzewnego. Słowianie od wieków cenią sobie pozyskiwany na początku wiosny sok brzozowy, w starej polszczyźnie zwany oskołą. Należy on do najbogatszych w składniki odżywcze, mineralne i witaminy napojów dostępnych wiosną. Pozyskuje się go poprzez nawierty w pniach drzew co najmniej dziesięcioletnich

Łyżka w beczce miodu Czym jest dziegieć, który według przysłowia powinien znajdować się w miodzie? Otóż jest to inaczej zwana smoła z kory brzozy, tradycyjnie wypalana w glinianych naczyniach. Ważne jest, aby ów wypał przebiegał 24

24


25

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

w warunkach beztlenowych, gdyż tylko w ten sposób uda się otrzymać słynną na cały świat „podlaską nutellę”. Dziegieć, w zależności od jego gęstości, wykorzystuje się w wielu dziedzinach. Jego gęstsza odmiana, tzw. dziegieć okrętowy, używana jest po dziś dzień do zabezpieczania desek wykorzystywanych w budownictwie i budowaniu łodzi metodami historycznymi - dzięki temu mogą przetrwać setki lat w świetnym stanie. W pozostałych wypadkach dziegieć, najczęściej „rozcieńczony” lanoliną, wykorzystuje się przy wszelkich problemach dermatologicznych, zwłaszcza w przypadkach, gdy współczesne specyfiki niewiele pomagają.

nicznymi mocami (albo wyjątkowo natrętnymi ludźmi). Najlepsze w otoczeniu pary Zarówno fińskie sauny, jak i słowiańskie banie łączy tradycja wykorzystywania młodych gałązek drzew do masażu. Cenione są zwłaszcza witki brzozowe, zbierane na przełomie maja i czerwca (najlepiej w okolicy Bożego Ciała), zawierające wówczas najwięcej właściwości w korze i liściach. Aby skorzystać z dobrodziejstw witek brzozowych zarówno świeżych, jak i suszonych należy moczyć je przez jakiś czas w ciepłej wodzie, aby bogate w witaminę A i C oraz garbniki liście uwolniły swoje właściwości. Masaż takimi wiązkami młodych gałęzi (nie biczowanie wbrew powszechnym opiniom) poprawia ukrwienie skóry, zmniejsza bóle mięśniowe i usprawnia pracę całego systemu oddechowego, zwłaszcza płuc.

Jedyny słuszny krzyż To wykorzystanie brzóz nie jest nikomu obce - cmentarze wojskowe, takie jak Powązki Wojskowe, pełne są alejek łaciatych krzyży stawianych uczestnikom powstania warszawskiego. Tradycja stawiania krzyży z brzozy należy do dosyć starych i popularnych, nie tylko dlatego, że brzozy były dostępne, ale także dlatego, że wierzono, iż drzewa te chroniły przed upiorami, złymi mocami, oczyszczały i zapewniały spokój temu, komu taki krzyż wykonano. Sadźcie więc brzozy, jeśli chcecie ustrzec się przed demo-

To tylko najczęstsze z zastosowań tego niesamowitego drzewa. Mając tę wiedzę liczę, że skorzystacie z niej dla własnego zdrowia, czego życzę wszystkim Żmichoczytelnikom! Trzymajcie się ciepło i do następnego Kwarantannika.

KWARANTANNA KALENDARNA – ROK 2020 Aleksandra Matynia W 2020 roku mija (uwaga, same miłe rocznice!)…

25


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

1. ...20 lat od narodzin Solitaire, windowsowego pasjansa, bez którego godziny przesiedziane na informatyce bez Internetu byłyby nudne. 2. …30 lat od momentu, gdy Hagrid powiedział Harry’emu, że jest czarodziejem. 3. …40 lat od narodzin nieposkromionego pożeracza i pogromcy duchów, PacMana. 4. …60 lat od pierwszej gwiazdy na Hollywoodzkiej Alei Sław, upamiętniającej Stanleya Kubricka. 5. …65 lat od narodzin najwyższej kobiety świata (232 cm). 6. …80 lat od otwarcia pierwszego McDonalda na świecie. 7. …85 lat od narodzin idealnego zestawu do gry: Monopoly i słonych paluszków. 8. …100 lat od narodzin największego fana wadowickich kremówek, Jana Pawła II. 9. …105 lat od narodzin Edith Piaf, ulubionej piosenkarki wszystkich nauczycielek francuskiego. 10. …110 lat od narodzin Momofuku Ando, wynalazcy zupek chińskich. 11. …120 lat od pojawienia się Chochoła na weselu Lucjana Rydla i Jadwigi Mikołajczykówny. 12. …130 lat od uruchomienia pierwszej na świecie zelektryzowanej linii metra w Londynie. 13. …135 lat od przybycia do Stanów Zjednoczonych pierwszych kawałków francuskiej Statui Wolności. 14. …150 лет со дня рождения Владимира Ильича Ленина. 15. …180 lat od momentu, gdy Ignacy Rzecki po raz pierwszy przekroczył próg sklepu Jana Mincla. 16. …185 lat od pierwszego pokazu przedsiębiorcy cyrkowego, P.T. Barnuma. Przekonał ludzi, że ślepa, czarnoskóra kobieta, którą znalazł na targu, to 160letnia pielęgniarka George’a Washingtona. 17. …195 lat od wynalezienia jadalnych rożków do lodów. 18. …200 lat od powstania „Ody do młodości” Adama Mickiewicza. 19. …210 lat od narodzin Fryderyka Chopina (lub Chip-Chipa, jak wolała mówić George Sand). 20. …250 lat od utworzenia nazwy „kangur” przez Jamesa Cooka. 21. …280 lat od narodzin polskiego odpowiednika La Fontaine’a, Ignacego Krasickiego. 22. …335 lat od narodzin twórcy wody kolońskiej, Johanna Marii Fariny. 23. …345 lat od zbudowania Obserwatorium w Greenwich. 24. …395 lat od dołączenia d’Artagnana do trzech muszkieterów. 26

26


27

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

25. …405 lat od utworzenia pierwszego automatu na pieniądze; po włożeniu monety z maszynki wypadał tytoń. 26. …445 lat od ogłoszenia Anny Jagiellonki drugim kobietą-królem Polski. 27. …490 lat od narodzin poety, który wdarł się na skałę pięknej Kalijopy, gdzie dotychmiast nie było znaku polskiej stopy. 28. …495 lat od zjawienia się Fausta w piwnicy Auerbacha w Lipsku. Po spożyciu pewnej ilości trunków wydostał się z lokalu, ujeżdżając beczkę po schodach. 29. …515 lat od narodzin kilku milionów gęsi. A także Polaka, Mikołaja Reja. 30. …620 lat od narodzin Jana Gutenberga. 31. …700 lat od koronacji Władysława Łokietka, najniższego króla Polski. 32. …710 lat od narodzin Kazimierza Wielkiego. 33. …995 lat od koronacji Mieszka I. 34. …1030 lat od założenia Hogwartu. 35. …1330 lat od momentu, gdy Wu Zetian została jedyną kobietą-cesarzem w historii Chin. 36. …1940 lat od budowy Koloseum. 37. …2105 lat od narodzin Gala Asteriksa. 38. …2220 lat od wynalezienia papieru w Chinach. 39. …2260 lat od pierwszego raportu na temat UFO wskutek pojawienia się na niebie komety Halleya, okrążającej Ziemię co 76 lat. 40. …2500 lat od narodzin Buddy. 41. …3280 lat od porwania Heleny Trojańskiej przez Parysa. 42. …3320 lat od pierwszej rozgrywki „Kółko i krzyżyk” w starożytnym Egipcie. 43. …4620 lat od powstania pierwszej biblioteki. 44. …5020 lat od rozpoczęcia budowy Stonehenge. 45. …5520 lat od powstania pisma. 46. …6720 lat od wymyślenia popcornu. Prażenie kukurydzy było popularne wśród Azteków i Inków. 47. …10 020 lat od wynalezienia pierwszej łódki, dłubianki. Do dziś używają jej plemiona z dorzecza Amazonki. 48. …11 520 lat od udomowienia kota. 49. …602 020 lat od pierwszego ciepłego posiłku i wynalezienia ognia. 50. …15 ± 8 miliardów lat od powstania wszechświata.

27


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

JAKIŚ SOCJOLOG POWINIEN SIĘ TYM ZAJĄĆ, CZYLI PO CO NAM KORESPONDENCJA WIERSZOKLETÓW Jadwiga Mik Jacy są przyjaciele Wielkich Poetów? Nieśmiali, chylący czoła przed majestatem natchnionej postaci, której głos słyszą od czasu do czasu w słuchawce wieczorową porą? Fałszywi i obłudni, gdy po chwili w czasie ich triumfu przygryzają język, by nie wyrzucić z siebie fali rozgoryczenia i zazdrości? Nie, przyjaciele Poetów winni być poważni. Ale też pełni humoru, talentu, złości i miłości, smutku i uśmiechu. Powinni mieć pewien urok. I umieć też urokowi ulegać. A któż potrafiłby się oprzeć wdziękom pierwszej polskiej laureatki Literackiej Nagrody Nobla, Wisławy Szymborskiej?

człowiek wielu talentów (pisarz, poeta, tłumacz wierszy Szymborskiej i nie tylko) Stanisław Barańczak. Do wszystkich poetka słała kolekcje swoich legendarnych już, pełnych specyficznego humoru wyklejanek, ale z każdym z adresatów z osobna łączyła ją odmienna, nacechowana poetycką wrażliwością relacja. Tutaj pojawia się pytanie: czy jako czytelnicy mamy prawo wejść z butami w sam środek korespondencji nieżyjących od całkiem niedawna

Ostatnie lata były dla korespondencji autorki Soli niezwykle obfite. Wydawnictwa Znak (Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy oraz Tak wygląda prawdziwa poetka, podciągnij się! Listy) i a5 (Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie… Korespondencja 1955-1996 i Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę. Korespondencja 1972-2011) od czterech lat raczą polski rynek wydawniczy kolejnymi tomami „epistoł”2 poetki, których adresatami są po kolei: debiutujący po II wojnie światowej prozaik i wieloletni partner Szymborskiej Kornel Filipowicz, młodsza koleżanka po fachu Joanna Kulmowa, książę niezłomny poezji polskiej Zbigniew Herbert oraz

osób?3 I czy właściwie warto zabawić czymś tak z pozoru nieciekawym, jak

2

W istocie Wisława Szymborska pisała listy takie jak jej wiersze - niedługie, wdzięczne i w punkt.

3

K. Filipowicz zmarł w 1990 r., Z. Herbert 8 lat później, W. Szymborska w 2012 r., a S.

28

28


29

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

kolekcja epistolograficzna paru poetów znanych nam w większości z lekcji polskiego? Ja kilka miesięcy temu podjęłam rękawicę rzuconą przez wydawców i z ręką na sercu muszę stwierdzić: nie żałuję.

życia, ale także drobne radości i smutki codzienności. A i one, podszyte indywidualnym poczuciem humoru, wypełniającym każdą z relacji Szymborskiej. Żartobliwe alter ego w korespondencji z Filipowiczem, wymyślona przez Herberta postać Frąckowiaka - poety z walizką wypełnioną dwoma tysiącami sonetów, rywalizacja o najwymyślniejszy podpis z Kulmową czy rozczulająca radość Barańczaka ze zdobyczy techniki zwanej drukarką, która umożliwia mu ozdabianie listów do bliskich komputerowymi zwierzątkami… Spojrzenie od kulis na życie tych twórców niekiedy wywołuje uśmiech (jak humorystyczne wizytówki tworzone dla przyjaciół przez Barańczaka czy pomysłowe obrazki Szymborskiej), czasami zasmuca i pozwala wiele zrozumieć (kot - lejtmotyw korespondencji z Filipowiczem – a późniejsza reakcja na pomysł Barańczaka na zatytułowanie tomiku Szymborskiej za granicą od wiersza Kot w pustym mieszkaniu napisanego po śmierci partnera). Wnikamy w ich życie zawodowe, gdy Barańczak objaśnia Szymborskiej meandry działania rynku wydawniczego i zapisuje kolejne strony wiadomościami o (często szokująco niskich!) honorariach. Po dzieleniu przez chwilę życia osobistego z Wielkimi Poetami ich nazwiska schodzą z piedestałów, by nabrać innych kształtów: zwyczajnych ludzi z niezwyczajnym literackim talentem.

Powód pierwszy: prozaiczny. Warto oddać się lekturze tych publikacji, żeby... mieć się na co powołać na maturze. I choć brzmi to sucho i bardzo szkolnie (czytać coś takiego tylko po to, żeby zahaczyć o temat w rozprawce?!), to wcale takie nie jest. Świetne opracowania listów – szczególnie to Ryszarda Krynickiego, założyciela a5, który za życia Poetów był jednym z ich polskich wydawców i potrafił krótko i treściwie objaśnić wszystkie niezrozumiałe dla postronnego czytelnika punkty korespondencji – pozwala to nam uniknąć poczucia winy spowodowanego złamaniem tajemnicy korespondencji. Dzięki tym wyjaśnieniom dowiadujemy się o wielu faktach z życia twórców, którzy wcześniej byli dla nas tylko nazwiskami nad strofami w podręczniku. Przypomina mi to czytanie autobiografii, której pisania autor nie był świadom. Dzięki temu Szymborska, Herbert i Barańczak, a także mniej znani młodemu czytelnikowi - Kulmowa i Filipowicz, nie są już tacy straszni, gdy przychodzi do interpretacji ich dzieł, gdyż po tej lekturze więcej wiadomo o uczuciach i ważnych sprawach, które ich zaprzątały. Ponadto dzięki tej korespondencji możemy sami poczuć się trochę jak przysłowiowi przyjaciele Wielkich Poetów. Poznajemy przecież nie tylko najbardziej znaczące momenty ich

To jądro sensu tych listownych wymian: są doskonałym wyjściem do dyskusji o sprawach głębszych. A tematów nie zabraknie: samotność po stracie kogoś bliskiego, niemal zupełna nieopłacalność tworzenia wielkich dzieł, które często bez

Barańczak i J. Kulmowa przeżyli ją – on o 2, ona 6 lat.

29


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

odpowiedniego wypromowania4 odchodzą do lamusa, trudności pracy tłumaczy wierszy, relacje Wielkich Poetów z perspektywy czytelnika i rzeczywistych ludzi5. Artystyczne kartki Szymborskiej są tu tylko obrazkowym przerywnikiem, ironicznym dodatkiem do jej twórczości poetyckiej. Liczy się codzienność, zwyczajność. Ale i aura, która otacza tych wspaniałych autorów. Jeśli mój monolog jeszcze was nie przekonał do sięgnięcia po wszystkie te tomiska (których lektura wbrew pozorom nie zajmuje aż tak dużo czasu), radzę zajrzeć choćby do mojego ulubionego: korespondencji Szymborskiej i Barańczaka. A w niej do pełnego ironii listu Szymborskiej, którego echo można było odnaleźć w ostatnich wydarzeniach po nagrodzeniu Olgi Tokarczuk. Warto jednak także zagłębić się w te książki dla licznych oznak talentu piszących. I dla nakreślonych na kartkach do przyjaciół nieznanych dotąd wierszy. Dla gier słownych w nieznanych dotąd wierszach i wspaniałych limeryków. I z pewnością też dla ciuciu muciu.

4

Dzieła Szymborskiej za granicą miały zaskakująco wielu Aniołów Stróżów, którzy czuwali nad ich powodzeniem. 5 Tutaj wysuwa się przykład Herberta i Szymborskiej, którzy często są stawiani bez refleksji po przeciwnych stronach (jako “ta, która nie powinna otrzymać Nobla” i “ideał refleksyjnego poety”), a tak naprawdę “stoją w tym samym narożniku, gdzie słowa są ważniejsze od polityki i tego, co napiszą potem biografowie, bardziej złaknieni prostej odpowiedzi niż prawdziwego przeżycia” (Zwierz popkulturalny, Errata do prostego opisu dziejów czyli nad korespondencją Szymborskiej i Herberta, zpopk.pl, [dostęp: 15.04.2019].

30

30


31

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

WIERSZE RÓŻNE Próżna Førbe Pałętałam się po mieście trzy razy tą samą drogą, Byłam w parku, na parkingu, teraz czekam pod kościołem, Na olśnienie, na reformę, na Godota, a przychodzą ci, co mogą, Byli duzi, byli mali, byli smutni i ci, których wolność inicjałem, Spojrzałam na ulicę, gdzie po prawej przedwojenny stoi budynek wyrafinowany, A po lewej prl-owskie prostokąty i kwadraty, Za mną trzy wieżowce szklane i kolejny z boku schowany, Historia się tu zatrzymała, nie zobaczysz tu zatraty, Może i mnie zatrzyma tu nieubłagana, aż lepsze przyjdą czasy, Gdzie ludzie będą wykształceni z empatii, słów wagi, piękna, Gdzie powróci teatr, muzyka, architektura i prawdziwej czas nastanie prasy, Może to smog mi zamglił szklane słowa w miejskim bałaganie rzucane z wolna, Ale istniejmy w świecie, gdzie tak jak śliwki bez pestki, nie ma człowieka bez serca. 07.03.2020

Śliwki Førbe Rzeczne słowa na wiatr rzucane przez (nie)śliwki banałem, Śpiące o północy przed niebieskiego światła ekranem, Przysięgaliśmy przed mózgiem, sercem, Świata Panem, Żem dobrem, glinem, życiem, błaznem, Zapominając o tym żem świata ziemnego Szatanem skalanem, Dobrocią w złości, złością w dobroci, Żem częścią tej siły, która odwiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro, Dryfując między atomami tlenu stokroci, Zawiedliśmy, by powstać, o glino i o żebro! 31


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Nieufne szyki wśród wiernych, skrzydlatych i biernych, Falują pomiędzy niebem, piekłem a ziemią w widzeniach żarnych. 10.03.2020

Myśl ludzka Førbe I tylko swojego głosu odbicie słyszę Na bezludnym wśród fal korytarzu, I tylko w jednej setnej sekundy zgrzeszę Mówiąc żeś nie ojcem świata a carem, Szukają w Tobie miłości, powiadają, że ciszę Prostym można rozwiązać równaniem, Dowodzą ksiąg starych zbiorem, ja stłamszę Myśl modlitwą, litanią, pacierzem, kadiszem, Przychodzą w Twój dom bezbożnych rzesze, Milczą, pokoju znak dają, wychodzą i zapominają. 29.02.2020

Afekt Førbe Utop mnie w ogniu, czarze goryczy, W potopie łez, w ulewie ekstazy, Spal mnie pod wodą, nocnej porze, W ognisku marzeń, w iskrze przemocy, Zakop mnie w niebie, obłoku miłości, W grobie nienawiści, ziemi nieczystej, Wskrześ mnie o czwartej dwadzieścia Jak Słońce na nieboskłon spada, Odsłoń mnie krwią, zakryj duszą, Pamiętaj przez niepamięć, zapomnij biorąc, 32

32


33

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Odejdź zostając, znajdź nie szukając, Nienawidź mnie przez miłość, Kochaj przez nienawiść. 29.02.2020

Doświadczenie Tak już skończyłam Przepraszam za mówienie o emocjach Przepraszam, że zawsze słucham o wszystkim od wszystkich Nauczona własnym doświadczeniem Że czasami brak kogoś, komu można wyartykułować swój ból I że wyrzucić czasem równa się oczyścić Bez narzuconych ograniczeń bez postawionych barier Tylko czemu nikt inny Nie uczy się z doświadczenia

Pisk Aleksandra Karaźniewicz Cichy pisk Obudziła się Rodzice daliby wszystko Za zmrużone oczy. Jest, chociaż nic nie robi. Głównie leży Nie chodzi Ładnie pachnie Sączy życiodajne mleko Mnie jakieś koraliki 33


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Rączkami rubensowskimi I gaworzy coś do siebie W swoim języku Nadludzkim Dłońmi pergaminowymi Mnie jakieś koraliki (Zdrowaśmaryjołaskiśpełna) Sączy życiodajne kroplówki Ładnie pachnie Nie chodzi Głównie leży Jest, chociaż nic nie robi. Za jedno mrugnięcie Dzieci dałyby wszystko. Zasnęła Głuchy pisk

COŚ NA ZĄB. PRZEPISY ANTYKORONAWIRUSOWE Zuzanna Kotarba Zadaniem jedzenia jest podniesienie nas na duchu w trudnych momentach, zapewnienie oazy spokoju w postaci smakowitych wspomnień z dzieciństwa lub zwyczajnie sprawienie przyjemności naszemu podniebieniu. Nie odejdę daleko od prawdy mówiąc, że żadne z nas nie odmawia sobie gastronomicznych przyjemności, od czasu do czasu delektując się czy to kupnym przysmakiem, czy to zamawiając ulubioną potrawę w restauracji. W każdym z nas tkwi mniej lub bardziej ukryty łasuch, ale co zrobić, gdy zbliża się ta pora roku, kiedy do mody wchodzą bardziej odkrywające ciuszki, a oponka wokół pasa usilnie tkwi na swoim miejscu już od Świąt? Pragnę zatem przedstawić wam, drodzy Czytelnicy, kilka przepisów na zdrowe i smaczne przekąski, które z pewnością zaspokoją nawet najbardziej wybredne podniebienia.

34

34


35

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Overnight oats Czyli śniadanie na każdy smak Składniki Baza 

5 łyżek płatków owsianych

2 łyżki nasion chia

2 łyżki otrębów owsianych

 1 łyżka miodu, syropu z agawy lub syropu daktylowego 

1 mały jogurt naturalny

Dowolne roślinne 

Wersja I - letnie orzeźwienie

mleko

zwierzęce

lub

Wersja II - ciasto marchewkowe

Pestki z ½ granata

1 marchewka

Kilka kostek gorzkiej czekolady

Płatki migdałowe

Cynamon

Przygotowanie Do miski, słoika lub innego pojemnika wsyp wszystkie suche składniki, dodaj jogurt i słodzik (opcjonalnie) i wszystko dokładnie wymieszaj. Dolej mleka by uzyskać pożądaną konsystencję (ja wolę gęstszą owsiankę). Szczelnie zakręć lub zakryj talerzem swój pojemnik i wstaw do lodówki na noc, by płatki odpowiednio napęczniały. Rano dodaj składniki z jednej z wybranych wersji lub stwórz coś własnego ;) Chleb cukiniowy Czyli wyzwanie dla osób ciekawych zdrowych zamienników Składniki 

3 jajka

½ szklanki oliwy z oliwek

2 ½ szklanki mąki z groszku

2 łyżeczki proszku do pieczenia

½ łyżeczki gałki muszkatołowej

½ łyżeczki cynamonu 35


MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

½ łyżeczki imbiru

1 cukinia

2 łyżki soli

Przygotowanie Rozgrzej piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Zetrzyj cukinię na tarce ze średnimi oczkami i przełóż na drobne sitko położone nad miską. Zostaw na ok. godzinę, mieszając co kwadrans, by pozbyć się nadmiernej wilgoci i stopniowo dodając soli. W dużej misce wymieszaj jajka, oliwę i cukinię. W innej, mniejszej misce wymieszaj suche składniki. Wsyp suche składniki do mokrych i dokładnie wymieszaj, upewniając się, że nie powstały żadne grudki. Wyłóż formę do chleba papierem do pieczenia i wlej ciasto do środka. Wygładź wierzch tak, by ciasto było równomiernie rozprowadzone po całej foremce. Piecz przez około 60 minut. Chleb będzie gotowy w momencie, kiedy włożona do środka wykałaczka będzie sucha po wyjęciu. Jeżeli góra przypieka się za szybko, przykryj ją papierem do pieczenia aż do upieczenia środka. Po wyjęciu zaczekaj przynajmniej 10 minut przed pokrojeniem chleba. Smacznego! Pomysł na podanie Jeżeli chcesz spróbować czegoś nowego, posmaruj swoją kanapkę masłem orzechowym, hummusem lub pastą z czerwonej fasoli, na którą przepis znajduje się poniżej. Pasta z czerwonej fasoli Czyli hummus dla przeciwników ciecierzycy Składniki 

1 puszka czerwonej fasoli (odsączona)

1 garść orzechów włoskich

½ garści rodzynek

2 duże ząbki czosnku

2 łyżki oliwy

Sól i pieprz

36

36


37

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 (MARZEC 2020)

Przygotowanie Wszystkie składniki włóż do blendera i zmiksuj. To takie proste!

*

MAGAZYN ŻET. KWARANTANNIK 1 MARZEC 2020 (formalnie: numer 11) REDAKTORKA NACZELNA: JADWIGA MIK REDAKTORZY: SANDRA BIAŁOUSZ, AMELIA CZERCZER, ANTONINA GÓRKA, ALEKSANDRA KARAŹNIEWICZ, ZUZANNA KOTARBA, ALEKSANDRA MATYNIA, KINGA MUSIATOWICZ, ALICJA SZADURA, JULIA UKIELSKA, OLIWIA WIERZBOWSKA I GOŚCIE KOREKTA I SKŁAD: JADWIGA MIK OKŁADKA: ALICJA SZADURA

37


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.