Magazyn Żet numer 1/2017

Page 1


© ŻMICHOREDAKCJA ALL RIGHTS RESERVED Magazyn Żet by Żmichoredakcja Incorporated Strona: zmichowska.pl/magazyn Fanpage: facebook.com/zmichomagazyn Issuu: issuu.com/magazynz Mail: zmichoredakcja@gmail.com Opiekun: p. Agnieszka Czerniakiewicz Korekta: p. Ewa Rzeczkowska Redaktor Naczelny: Sandra Białousz Redaktor WiceNaczelny: Jadwiga Mik Redakcja (alfabetycznie): Aleksandra Duć, Ignacja Matejowska, Aleksandra Matynia, Zuzanna Michaś, Kinga Musiatewicz, Julia Niciejewska, Julia Pyc, Marcel Szabłowski, Weronika Wróblewska Grafika: Aleksandra Kożuszek, Marta Malachowska Obróbka techniczna: Jan Smoliński

2


Na początek…

Drodzy ŻmichoCzytelnicy!

Oto odnowiony, odświeżony i zmartwychwstały Magazyn Żet. Jak mogliście już spostrzec, powstało wiele nowych działów, stworzonych przez tous les éditeurs – ludzi z Gimnazjum i Liceum, chłopców i dziewczyny, o różnych zainteresowaniach i poglądach. Istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że przynajmniej jeden artykuł przypadnie Wam do gustu. Redakcja chciałaby prosić, abyście, szanowni Czytelnicy, podzielili się Waszymi wrażeniami na temat tego numeru na naszym fanpage'u, tak, żebyśmy wiedzieli, jak zachęcić jeszcze większą liczbę uczniów (i nauczycieli) do czytania.

Udanej lektury :) RedNacz Sandra Białousz

3


Spis Treści

5

ŻMICHOMONDE 10 Przykazań Prawdziwego Żmichowiaka

8

AUF FRANZÖSISCH Francuskie inspiracje Jacka Kaczmarskiego – wspomnienie Georgesa Brassensa

9

Français présent, czyli coś przyjemniejszego niż conditionnel

10 10

ŻMICHOREVUES The Originals – Mikaelsonowie w akcji Matematyka nie tylko dla matematyków – „Zabójcza hipoteza” Apostolosa Doxiadisa

11

Odkrywca w cieniu własnych odkryć – „Geniusz” A. Scotta Berga

13

KAGANEK OŚWIATY LITERACKIEJ Krótka historia Young Adult

15 ŻMICHOSOFIA, SOKRATES NARCYZUS Zwierzę też człowiek, czyli o posthumanizmie słów kilka 17 18 19

ETNOŻMICHO Włosy w kulturze Skąd się wzięły nazwy miesięcy? FREESTYLE Jak to jest z tymi głuchymi, czyli co powinieneś wiedzieć o niesłyszących

21

Słodziutka baletnica na scenie, czyli cała prawda o puentach

23

Filmowy przegląd YouTube

25

Sposób na bezsenność, czyli tajemnice ASMR

26 28 30 32 33

ŻMICHOCALENDRIER Kalendarz kulturalny październik-listopad 2017 RADOSNA ŻMICHOTWÓRCZOŚĆ Genesis ŻMICHOOPOWIADANIE Times of the day ŻMICHOANONSE Anonse Żmichoredakcji KOMIKS Przygody Tadka w Żmichowskiej

4


ŻMICHOMONDE

Anonim zwany Żmichowiakiem

10 PRZYKAZAŃ PRAWDZIWEGO ŻMICHOWIAKA Szkoła dopiero się zaczęła, a wraz z nowym rokiem przybyli nowi uczniowie Żmichowskiej, tym razem jedynie w wersji licealnej. Żółtodzioby z naszej szkoły powoli zaznajamiają się z naszą wspaniałą école. Aby im to ułatwić, redakcja Magazynu Żet przedstawia (BARDZO, ale to BARDZO subiektywny) przewodnik Prawdziwego Żmichowiaka. 1. ŻMICHOBLUZA JEDYNYM PRAWDZIWYM UBIOREM
 Zapomnijcie o bluzach i t-shirtach patriotycznych! Nadszedł czas na wspaniały, niepowtarzalny styl prosto z naszego Lycée! Czy to dres, czy kabaretki – żmichobluza to neutralny wybór dla każdego członka naszej społeczności, idealnie komponujący się z koszulką i torbą TFAŻ! Wyjątkowy ubiór na każdą okazję – a w szczególności na wyprawę do XVI LO. 2. CELUJEMY W INDYWIDUALNOŚĆ JEDNOSTKI
 Żmichowska to jedna z tych niezwykłych szkół, które charakteryzuje brak mundurków i innych ciężkich do zaakceptowania zasad rodem z korporacyjnego dress code. Tutaj każdy ma swój własny styl – toteż chodząc do tej szkoły masz obowiązek wyróżniać się czymkolwiek z tłumu smutnych, depresyjnych uczniów warszawskich liceów. Nie bądź w mainstreamie. I pamiętaj o białych podeszwach. 3. KIEDY WSZYSCY SĄ INGLISZ, TY JESTEŚ FRĄSE
 Wszyscy znamy to uczucie, gdy po kolejnej lekcji z różnic między passé composé i imparfait zastanawiasz się: „Dlaczego zdecydowałem/am się na ten francuski? Było wybrać IB”. W takim wypadku należy pocieszyć się myślą, że angielski znają wszyscy. Dlatego właśnie, gdy twoi znajomi mówią „shit”, ty mów „merde”. Od początku nauki w tej szkole powinieneś przestać wyrażać się pozytywnie o tak mało znaczącym kraju jak Wielka Brytania, w dyskusjach o Kanadzie skupiaj się na sprawach Quebecu, a mówiąc o swoich autorytetach, jako pierwszego wymieniaj Napoleona. Co z tego, że to angielski jest językiem międzynarodowym. W starych, dobrych czasach był nim français.

5


ŻMICHOMONDE 
 4. PREFIKSY, PREFIKSY, PREFIKSY
 Jeśli czujesz, że już wyglądasz i myślisz jak Żmichowiak, skup się na slangu szkolnym. Od tej chwili oprócz używania francuskiego zamiast courant dominantowego angielskiego, do swojego słownictwa wprowadzasz takie określenia jak Żmichowski Olimp (czwarte piętro), żmichobluza, Żmichogrill (grill na koniec roku urządzany w parafii Zbawiciela), Żmichoredakcja, Żmichowiak i tak dalej. Jak pewnie zauważyłeś czytając te słowa, we wszystkich występuje legendarny prefiks żmicho. To on jest głównym i wyjątkowym elementem słownictwa szkolnego w naszej szkole. Nadaje się on do wszystkiego. Dlatego też w swoich wypowiedziach możesz go nadużywać (dziś poszedłem do żmichoszatni i przy swojej żmichoszafce zobaczyłem żmichoplakat żmichoredakcji w żmichowiastym żmichostylu). I pamiętaj o jednym, jedynym wyjątku. Jeśli mówisz o szkole, to Żmicho (nie Żmisia, Żmiszeczka czy inne takie bzdury). Jeśli o patronce, Narcysia. Pamiętasz? To teraz jesteś gotowy do używania poprawnego żmichoslangu. 5. FESTIWAL? ZAPISZĘ W TERMINARZU
 Żmichowska to taka szkoła, w której całkiem sporo się dzieje. Jako Prawdziwy Żmichowiak, powinnaś/powinieneś mieć w jednym palcu takie pojęcia jak Teatralny Festiwal Amatorski Żmichowskiej (w skrócie bardzo ortograficzna TFAŻ), Dni Literatury, Przegląd piosenek Jacka Kaczmarskiego, Żmichowska Śpiewa, Dzień Kultury Żydowskiej (kiedy twoim honorem jest wypiekanie) czy Frankofonia. Twoim obowiązkiem jest AKTYWNE uczestniczenie przynajmniej w jednym przedstawieniu, śpiewanie choćby jednej piosenki (byle nie Milord, tu jest bezterminowa rezerwacja) lub sprzedawanie w kawiarence twojej klasy. Bierny Żmichowiak to nie Żmichowiak. 6. PRAWDZIWA MIŁOŚĆ JEST TYLKO JEDNA. SCHODY
 Myślisz, że w twoim gimnazjum było dużo chodzenia? Nawet jeśli Żmichowska nie ma największego budynku, bije rekord w stosunku ilości schodów do powierzchni szkoły. Oprócz tego, dziwny rozkład pomieszczeń i klatek schodowych (architekt płakał, jak projektował) sprawia, że początkowo dość ciężko jest się zorientować co i gdzie i jak. Do plusów tej sytuacji należy możliwość odkrywania szybszych przejść i tajemniczych zakamarków. Do minusów – te chwile, gdy po wf-ie w siłowni ma się zajęcia w sali 402. 7. KOLEJKI! KOLEJKI! KOLEJKI!
 Mimo dość dużej liczby damskich łazienek (parter, drugie i trzecie piętro, i może jeszcze jakaś, o której nie wiem), na każdej przerwie można zaobserwować tam zjawisko zwane kolejką. Dzięki byciu szkołą sfeminizowaną, szansa na skorzystanie z toalety i zdążenie na lekcję jest równa zeru. W tym celu, aby wygrać życie będąc pierwszą w kolejce do łazienki, należy po skończonej lekcji jak najszybciej sprintem dotrzeć do toalety. Lecz i wtedy czasami może nas czekać nieprzyjemna niespodzianka. Niestety, w szkole bez dzwonków są kończący lekcje równo… albo równiej.

6


ŻMICHOMONDE

8. PŁEĆ MĘSKA? NIE ZNAM
 Jest wiele plusów bycia mężczyzną w Żmichowskiej. Po pierwsze, wszystkie dziewczyny się do ciebie garną, nawet jeśli nie jesteś najładniejszy (na bezrybiu i rak ryba, jak to mówią). Po drugie, w męskiej toalecie NIGDY nie ma kolejki. Po trzecie, wraz z wejściem do tej szkoły stajesz się członkiem elitarnej grupy Chłopców ze Żmichowskiej, gatunku wyglądającego na wymarły, ale jednak wciąż dający o sobie znać. I po czwarte, nauczyciel już po jednej lekcji zapamiętuje twoje imię. Tak więc, nawet jeśli jesteś smutny, że nie ma tutaj tylu członków rodzaju męskiego, ilu byś chciał, wykorzystaj niezwykłą ilość kobiet-feministek poszukujących przyjaciół. Albo jedź tramwajem 10 lub 14 do Staszica. 9. JACEK KACZMARSKI WIELKIM POETĄ BYŁ
 Spośród wspaniałego grona absolwentów naszej szkoły jasnym światłem świeci gwiazda barda Jacka Kaczmarskiego. Jako uczeń Żmichowskiej, masz obowiązek znać wszystkie jego utwory (a przynajmniej umieć zanucić!), być na Przeglądzie piosenek Jacka Kaczmarskiego, a także bronić murem jego twórczości przed wszystkimi krytykami. Przecież Uczniowie i Absolwenci Żmichowskiej trzymają się razem. 10. FRANCUSKI: ŻMICHOWSKA A (EKHEM) INNE SZKOŁY
 Wszyscy wiemy, że jeśli najlepszy francuski w Warszawie, to jedyny słuszny wybór to Żmichowska. Jesteśmy Żmichowiakami, kochani. O innych szkołach z francuskim nawet nie wspominajmy. Używając eufemizmu, my Żmichowiacy i uczniowie liceum na S nie jesteśmy w zbyt dobrych stosunkach. [w tym miejscu artykuł się kończy, gdyż autor musiał ukryć się przed Prawdziwymi Żmichowiakami za odkrycie ich niektórych sekretów]

7


AUF FRANZÖSISCH

FRANCUSKIE INSPIRACJE JACKA KACZMARSKIEGO —WSPOMNIENIE GEORGESA BRASSENSA
 Aleksandra Matynia
 „Śpiewałem dość kiepsko, ale zawsze z pasją” - Georges Brassens Koniec czerwca, niecierpliwe wyczekiwanie na początek wakacji. Luźna atmosfera w szkole, odgłosy muzyki z auli i ruch na parterze. Każdy Żmichowiak wie, co to znaczy. Festiwal piosenek Jacka Kaczmarskiego. Chyba nie ma ucznia, który nie znałby patrona tej imprezy – absolwenta Żmichowskiej i mistrza poezji śpiewanej w jednej osobie. Kaczmarski nie osiągnął sukcesu z dnia na dzień. On również miał swoich mistrzów. Wśród nich możemy wyróżnić Boba Dylana, rosyjskiego barda Bułata Okudżawę oraz największego mentora Kaczmarskiego, Włodzimierza Wysockiego. Lecz lista się na tym nie kończy. W repertuarze Jacka pojawiły się również wpływy znad Sekwany. Ale czy ktokolwiek wie, kim był enigmatyczny pan z fajką i charakterystycznymi wąsami po prawej? To nikt inny jak Georges Brassens, francuski poeta i kompozytor, którego piosenki zapewne nieraz obiły nam się o uszy, choć nie mieliśmy o tym pojęcia. Aby przybliżyć sylwetkę tego tajemniczego mężczyzny, myślę, że warto zacząć od samego początku. Pewnej soboty, w niewielkim, śródziemnomorskim miasteczku Sète przy Montpellier na świat przyszedł chłopiec imieniem Georges. Nieodłączną towarzyszką jego życia rodzinnego była muzyka. Fonograf na środku salonu pozwolił 5-letniemu Georges’owi na zapamiętanie ponad 200 piosenek. Z nauką w szkole już nie było tak wesoło. Wzorem francuskich dzieci znad morza wolał kąpać się w lazurowej wodzie i kraść kieszonkowe rodzeństwu. W odróżnieniu od rówieśników coś ciągnęło go do poezji. Niebawem jego największym autorytetem stał się Charles Trenet, którego utwory, ufając Wikipedii, Francja śpiewała przez pół wieku. Niechętny do przejęcia po ojcu firmy budowlanej Brassens wyruszył szukać wrażeń w Paryżu. W 1940 zamieszkał w stolicy u swojej ciotki Antoinette. Chcąc zostać przykładnym obywatelem, zatrudnił się jako fabrykant przy produkcji samochodów Renault. Nie trwało to długo: niemiecka okupacja zniechęciła go do pracy. Do czasu przymusowego wezwania na roboty do Niemiec grał na pianinie i dużo czytał. W obozie pracy nie przerwał lektury, nawet zaprzyjaźnił się z jednym z miejscowych bibliotekarzy. Po wojnie wydał całe swoje oszczędności na kupno gitary. Kilka dni później ukradziono mu ją. W latach 50-tych wziął udział w kilku przesłuchaniach. Nie był jednak typem gwiazdora - na scenie wpadał w paraliż, a z gitary spływał mu pot. Początkowo onieśmielony, zyskał pewność siebie na scenie w kabarecie Patachou. Obeznana w świecie piosenkarka przedstawiła poetę swoim kolegom z prasy. Gdy pierwsze takty muzyki Brassensa rozbrzmiały w radiu, życie nabrało tempa. Pierwszy album Brassensa wydany przez wytwórnię Polydor osiągnął nieoczekiwany sukces. Jego nazwisko dumnie prezentowało się na fasadach Bobino i Olympii. Co tu dużo mówić, udało mu się. Dziennikarze prześcigali się w wywiadach i artykułach na jego temat. W latach 60tych spełniło się jego marzenie: Charles Trenet wystąpił z nim w radiu.

8


AUF FRANZÖSISCH W tym samym roku jego sąsiadem został Jacques Brel. Georges zaprzyjaźnił się z muzykiem i z racji odejścia z Olympii zorganizował mu program pożegnalny. Rok później Akademia Francuska przyznała Brassensowi Grand Prix de Poésie. W muzyce Georges’a liczyła się nie tylko chwytliwa muzyka, ale również tekst. W utworach takich jak Le Gorille, Brave Margot czy Le Roi czuć było rebelianckiego ducha. Brassens nie bał się wyrażać swoich opinii o społeczeństwie i obyczajach w piosenkach Les amoureux des bancs publics oraz Chanson pour l'auvergnat. Warto dodać, że ta druga została przetłumaczona przez Jacka Kaczmarskiego i zaśpiewana pod tytułem Ballada do obywatela miasteczka P. W okresie stanu wojennego polscy artyści naśladowali francuskich bardów. Wzorując się na nich, rozpowszechnili postać artysty z gitarą, który oddziałuje na rzesze ludzi zarówno melodią, jak i ważnym przesłaniem. 27 marca 1977 roku po raz ostatni spuszczono kurtynę przed Brassensem. Kilka lat później odszedł na zawsze, jednak pamięć po nim pozostała i pobrzmiewa dalej w utworach artystów takich jak Jacek Kaczmarski czy Zespół Reprezentacyjny. ***

Aleksandra Duć

FRANÇAIS PRÉSENT, CZYLI COŚ PRZYJEMNIEJSZEGO NIŻ CONDITIONNEL W pewnym momencie życia każdy z nas przeżywa chwilę załamania i zwątpienia. Coraz trudniejsze zagadnienia gramatyczne oraz przerażająca ilość słów do zapamiętania sprawiają że nauka języka powoli przestaje być fascynująca. Popadamy w nużącą rutynę, a każdorazowe otwarcie podręcznika odbiera nam ochotę na przyswajanie wiedzy.
 Jednakże, odkrywanie tajników języka francuskiego nie musi tak wyglądać. Dlaczego? Otóż prezentujemy Wam jedno z niewielu czasopism, które łączy w sobie cechy magazynu i podręcznika. Français Présent ma za zadanie jednocześnie bawić i uczyć. Znajdziemy w nim ciekawe artykuły o różnorodnej tematyce oraz aktualności ze świata. Wszystko to w języku francuskim. Co w takim razie odróżnia Français Présent od innych francuskojęzycznych czasopism? To, że przeznaczony jest dla osób uczących się francuskiego. Z tego powodu artykuły są pisane nieco prostszym niż w zwykłych gazetkach językiem, a dodatkowo pod każdym z nich znajduje się słowniczek z wytłumaczonymi pojęciami. Ponadto, na stronie magazynu można posłuchać nagrań mp3, na których native-speakerzy czytają teksty z danego numeru. Bien sûr, korzystać z tych rozwiązań można jedynie za odpowiednią opłatą. Cena jednego czasopisma to około 10,90 zł. Dostępna jest również półtora roczna prenumerata. Dzięki niej płacimy jedynie 8,40 zł za egzemplarz, który dostajemy regularnie co trzy miesiące. Jeśli jednak decydujemy się na tradycyjne kupowanie kwartalnika, to znajdziemy go w kioskach Ruchu i sklepach: Empik, Kolporter, Inmedio, Relay oraz Piotr i Paweł. Français Présent może być interesującym uzupełnieniem nauki dla osób średniozaawansowanych i zaawansowanych, które chcą odświeżyć odrobinę swoje uczucia względem francuskiego.

9


ŻMICHOREVUES Zuza Michaś

THE ORIGINALS - MIKAELSONOWIE W AKCJI Po zakończeniu Pamiętników Wampirów, które przez osiem sezonów zdobyły miliony fanów na całym świecie, twórcy zdecydowali się na pozostanie w uniwersum. Powołali do życia nowy serial – „The Originals”. Czy to była dobra decyzja? Jak najbardziej tak! Serial The Originals opowiada historię rodziny Mikaelsonów – najstarszych wampirów na świecie. Klaus, Rebekah i Elijah powracają do Nowego Orleanu – miasta, które niegdyś pomogli zbudować, ale na miejscu okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak się spodziewali… Wcielający się w tę trójkę aktorzy zasługują na szczególną pochwałę. Nie mamy do czynienia ze stereotypowymi wampirami, każdy z bohaterów jest inny: Klaus – bywa okrutny i bezwzględny, ale dla rodziny jest w stanie zrobić wszystko, Rebekah – kontrolowana przez brata, pragnie jedynie wreszcie zaznać miłości, a Elijah – pod maską elegancji skrywa mroczne sekrety. Duży plus należy się także za ciekawą fabułę. The Originals nie skupia się na ckliwych trójkątach miłosnych. Pełno tam walk, intryg i zdrad, a wszystko to w mrocznej scenerii współczesnego Nowego Orleanu, który jest pełnoprawnym bohaterem serialu. The Originals przypadnie do gustu tym z Was, którym brakuje Pamiętników Wampirów, a także tym, którzy chcieliby dopiero wejść w ten fascynujący świat. ***

Aleksandra Duć

MATEMATYKA NIE TYLKO DLA MATEMATYKÓW - “ZABÓJCZA HIPOTEZA” A. DOXIADISA Kilka tygodni temu miałam okazję uczestniczyć w akcji Wymiana książek. Żeby wziąć w niej udział wystarczyło przynieść kilka lektur, wymienić je na specjalne kartki i wybrać odpowiadającą im liczbę pozycji stojących na półkach. Takim sposobem do mojej biblioteczki domowej trafiła Zabójcza hipoteza autorstwa greckiego pisarza Apostolosa Doxiadisa. Krótka, bo 150-stronicowa książka przedstawia historię fikcyjnego bohatera, matematyka Petrosa Papachristosa. Narratorem opowieści jest jego bratanek, który wbrew zakazom innych członków rodziny, fascynuje się osobą tajemniczego, samotnego wuja. Powoli odkrywa, ze Petros nie jest – jak opisuje go ojciec chłopca – „życiowym nieudacznikiem”, ale światowej sławy (byłym) profesorem. By zaimponować ekscentrycznemu mężczyźnie, jego bratanek zaczyna interesować się matematyką. Jednak przygoda tu szybko dobiega końca, gdyż nastolatek nie potrafi rozwiązać zadanego mu ćwiczenia o liczbach parzystych i pierwszych. Tutaj losy bohaterów rozdzielają się, by kilka lat później znowu ulec połączeniu. Właśnie wtedy, na niezobowiązującym spotkaniu, swój początek ma najbardziej ekscytująca część opowiadania – Petros Papapchristos przedstawia

10


ŻMICHOREVUES historię swojego życia. Jest ona pełna smutku, rozczarowań i sukcesów, które niestety nigdy nie zostały upublicznione. Autor, posługując się postacią profesora Papachristosa, przybliża czytelnikowi jedną z największych zagadek świata matematyki: Hipotezę Goldbacha („Każdą liczbę parzystą większą niż 2 można przedstawić w postaci sumy dwóch liczb pierwszych”). Równocześnie pokazuje, jak podobna jest Królowa Nauk do nauk artystycznych. Zdzisław Pogoda w swojej pracy pt.: „Beletrystyka matematyczna” pisze następująco: „(…) Przekonujemy się, że praca matematyka twórczego przypomina trochę pracę artysty – wymaga natchnienia i talentu”. W początkowo zaskakującym twierdzeniu, można szybko dostrzec rację. Prawdą jest to, że także dziedzina nauki ścisłej wymaga wyobraźni i zmysłu obserwacji. Apostolos Doxiadis nie udowadnia Hipotezy Goldbacha. On pokazuje, że matematyka też jest sztuką – pełną liczb, tajemnic i tragizmu wielkich umysłów, które poległy na najprostszych stwierdzeniach. 
 Książka godna polecenia każdemu, kto chce poznać kilka sekretów matematyki, równocześnie dowiadując się, jak wygląda droga naukowców do celu. Celu, który swoją wartością przewyższa sławę i bogactwo. ***

Weronika Wróblewska

ODKRYWCA W CIENIU WŁASNYCH ODKRYĆ “GENIUSZ” A. SCOTTA BERGA Jest dwudziesty szósty marca 1946 roku, kiedy Max Perkins – siwy i przygarbiony, przemoczony do suchej nitki, z parasolem w jednej ręce, a teczką w drugiej i w nieodłącznym kapeluszu – wchodzi do zapełnionej po brzegi sali. Za chwilę ma rozpocząć się wykład na temat redagowania książek, a poprowadzić go ma „mentor amerykańskich redaktorów”, człowiek, który nigdy nie osiągnął takiej sławy jak Hemingway czy Fitzgerald, ale w dużej mierze odpowiadał za ich sukces. Tak zaczyna się Geniusz, książka autorstwa A. Scotta Berga, biografia jednego z najwybitniejszych amerykańskich redaktorów, który wywarł ogromny wpływ na literaturę tamtych czasów. Maxwell Perkins, przez kilkadziesiąt lat wierny jednemu wydawnictwu, miał trudny do uchwycenia dar wynajdowania wybitnych talentów – a także do zmuszenia ich do pracy nad sobą. Sam o sobie mówił, że chce być "karzełkiem na barkach wielkiego generała, doradzającym mu, co robić w niezauważalny dla nikogo sposób". Ale był kimś zdecydowanie więcej: nie da się opowiedzieć o straconym pokoleniu amerykańskich pisarzy (twórców dorastających w czasie I Wojny Światowej) bez o wspominania o redaktorze, który ukształtował w jakiś sposób wielu z nich. Perkins był dla swoich autorów nie tylko źródłem ogromnej wiedzy literackiej - był dla nich psychoterapeutą, doradcą życiowym, a nierzadko i pożyczkodawcą. Choć on sam zawsze powtarzał, że "książka należy wyłącznie do autora", tak naprawdę ciężko znaleźć potwierdzenie tych słów w jego pracy. Wymyślał tytuły, wątki, wykreślał całe strony z manuskryptów, spędzał niezliczone noce na poprawianiu, wykreślaniu, przepisywaniu. Jak kiedyś napisał w liście do Thomasa Wolfe’a, pisarza

11


ŻMICHOREVUES

dziś już zapomnianego, lecz wtedy odnoszącego wielkie sukcesy: „Nic nie może być równie ważne, jak bywa książka”. To właśnie na jego przyjaźni z Wolfe’m najbardziej skupia się filmowa adaptacja książki Berga, Geniusz (w reżyserii Michaela Grandage’a). Thomas Wolfe miał zaledwie dwadzieścia kilka lat, kiedy zjawił się w skromnym gabinecie Perkinsa w Charles Scribner's Sons z gigantycznym rękopisem swojej pierwszej książki. Liczył ponad tysiąc sto stron (ilość praktycznie nie nadającą się do wydania) i był wysoki na jakieś trzynaście centymetrów (tuż po tym jak Perkins go przyjął, wydawca poradził mu, aby "użył toporka i wyciął jakieś sto tysięcy słów”). Nim Wolfe rozpoczął współpracę z redaktorem, jego agentka, Madeleine Boyd, przykazała mu uważnie słuchać Maxa Perkinsa, bo „należy do cichych, potężnych postaci pozostających w cieniu i jest jedyną i wyłączną przyczyną (…) tak wielkiego sukcesu osiągniętego przez Fitzgeralda”. Boyd stwierdziła później, że „bez tego drugiego geniusza, Maksa, świat nigdy nie usłyszałby o Tomie Wolfie”. Różnili się diametralnie. Perkins (w filmie Colin Firth), spokojny, sumienny i pozbawiony ambicji do stania w pierwszym rzędzie, ojciec pięciu córek, który od zawsze chciał mieć syna, a z drugiej strony Wolfe (Jude Law), głośny, arogancki i spragniony poklasku, w którego książkach zawsze powracał motyw poszukiwania ojca. Sama książka Berga to zaś historia dużo obszerniejsza, pełniejsza i o wiele bardziej pasjonująca niż mogłaby się wydawać. Przede wszystkim relacje Perkinsa z pisarzami: a to z Wolfe’m, którego zdania potrafiły się ciągnąć przez całe strony, a to z Hemingwayem, który był mistrzem oszczędnej prozy (wyzwany kiedyś na pojedynek, by stworzył najkrótszą historię na świecie, napisał: „For sale: Baby shoes, never worn”). W oczy rzucają się też inne rzeczy, na przykład jak bardzo ironiczne jest to, że Wolfe - człowiek, który dziennie wyrzucał z siebie tysiące słów i za swoich czasów odnosił wielkie sukcesy - został zapomniany, podczas gdy Fitzgeralda, tkwiącego w niemocy twórczej przez lata, czyta się do dziś? Pozostaje też najważniejsze pytanie: kim jest tytułowy Geniusz? Pisarz obdarzony niezwykłym talentem? Redaktor, który przez lata odkrywał kolejnych wybitnych twórców, nierzadko będąc współautorem ich pracy? Zarówno w książce, jak i w filmie czuć mnóstwo nostalgii i tęsknoty za czasami, gdy bestsellerami zostawały książki nierzadko trudne i eksperymentalne; gdy wydawnictwa zabijały się o twórców, o których mówiono, że mają szansę zostać pisarzami wybitnymi. Czasami, w których jeden redaktor potrafił nie spać przez wiele nocy z rzędu, bo poprawiał liczący ponad tysiąc stron manuskrypt. Perkins przez całe życie dostawał pytanie o to, dlaczego sam nie zajmuje się pisarstwem. Któregoś lata jedna z przyjaciółek Wolfe’a zadała mu o to pytanie w liście: „Dlaczego sam Pan nie pisze? Mam przeczucie, że potrafiłby Pan lepiej niż większość osób, które to robi. Odpowiedź dostała podczas kolejnego spotkania: „Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę bez słowa, po czym odparł: >>Bo jestem redaktorem<<”.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

12


KAGANEK OŚWIATY LITERACKIEJ Jadwiga Mik

KRÓTKA HISTORIA YOUNG ADULT Od wielu już lat nazywanie młodzieży „starszymi dziećmi” to duże faux pas. Dlaczego więc nasza literatura nadal jest mylona z historiami dla dzieci, a my sami dyskryminowani za czytanie czegoś „niepoważnego” zamiast Sienkiewicza czy Coehlo? Osoby, które dyskryminują literaturę młodzieżową, zwykle nie czytały ani jednej pozycji tego typu albo ją czytały, ale nie wiedziały, że kwalifikuje się ona do „tych głupstw”, mniej ambitnych powieści dla dzieciaków. Aby zmniejszyć poziom ignoracji względem literatury dla młodzieży, w tym artykule rozjaśnimy nieco kwestię young adult. YA to literatura przeznaczona w szczególności dla osób w wieku 12-18 lat (w przeciwieństwie do poważniejszej New Adult, dla osób w przedziale 18-25), czyli historie opowiadające o problemach nastolatków – od pierwszej miłości po problemy po depresję, anoreksję i inne. Obecnie, przy coraz większym udziale YA w rynku książkowym, sam gatunek dzieli się na 2 gałęzie: obyczajową i fantastyczną, w których można wyróżnić jeszcze wiele poddziałów (np. sick-lit, powieści o śmiertelnych chorobach jak na przykład Gwiazd naszych wina). Początkowo książki były dzielone na 2 kategorie wiekowe: dzieci i dorośli. Literatura dla dzieci (i nastolatków) opierała się głównie na ocenzurowanych opowieściach dla dorosłych – tutaj za przykład mogą służyć bajki takie jak Śpiąca Królewna czy Czerwony Kapturek lub na powieściach, które mogły też przypaść do gustu młodzieży, lecz nie były w zamierzeniu młodzieżowe (Ania z Zielonego Wzgórza, Przygody Tomka Sawyera etc.). W 1802 r. Sarah Trimmer (słynna pisarka historii dla dzieci) wyraziła swoją opinię, że należy stworzyć nurt powieści zwany powieści dla młodych dorosłych, którego odbiorcami byłyby osoby w wieku 14-21 lat. Jednakże pogląd ten został zapomniany, aż do rewolucji obyczajowej na początku XX w., kiedy to zaczęto zauważać przepaść między historiami dla dzieci i dla dorosłych, które mogła wypełnić jedynie literatura dla młodzieży – grupy wiekowej, która stawała się coraz bardziej niezależna i domagała się swoich własnych czytelniczych praw. Zanim w 1957 r. powstało YALSA (Young Adult Library Services Association), w 1930 r. została opublikowana pierwsza powieść z serii Nancy Drew, młodej dziewczynie-detektyw. Oficjalnie jednak YALSA za początek YA uważa Seventeenth Summer z 1942 r. Po tej książce między powieściami dla dorosłych „pasującymi również do młodzieży” i później uznawanymi za YA (Buszujący w zbożu z 1951 czy Władca much z 1954), nastąpił przełom – słynni Outsiderzy S.E. Hinton, czyli powieść, od której zaczęła się Złota Era YA. W latach 70. zaczął się boom na książki młodzieżowe. Wydano kontrowersyjną Idź, zapytaj Alice anonimowego autora, bestseller Czekoladowa wojna Roberta Cormiera, powieści Judy Blume, która do chwili obecnej jest jedną z najbardziej znanych pisarek dla młodzieży oraz wiele innych powieści, raczej mrocznych i opowiadających o trudnych tematach. W latach 80. Został opublikowany pierwszy ranking przedstawiający „klasyki YA” oraz opublikowano słynną serię Sweet Valley High, która podbiła serca nastolatek. Lata 90. przyniosły koniec pierwszej Złotej Ery z powodu niżu demograficznego. Jednakże, dzięki sukcesom Dawcy Lois Lowry, Gęsiej skórki R. L.

13


KAGANEK OŚWIATY LITERACKIEJ Stine’a i innych, rynek YA utrzymał się, by w 1997 r. przyjąć powieść, która zmieniła oblicze literatury dla młodzieży. Harry Potter i kamień filozoficzny J. K. Rowling zrewolucjonizował nurt YA. Nastolatkowie po przeczytaniu Harry’ego pragnęli więcej książek skupiających się na osobach w ich wieku. Od 2000 r. trwa Druga Złota Era YA, rozpoczęta Harrym, Zmierzchem, Pamiętnikiem księżniczki i Igrzyskami śmierci. Rynek zróżnicował się dzięki modzie na wampiry, wilkołaki, dystopie, science fiction… YA stało się odpowiednikiem powieści dla dorosłych wszelkiej maści. Od 2000 r. jak grzyby po deszczu wyrastają wydawnictwa zajmujące się jedynie YA, blogi o literaturze dla młodzieży, a rozwijający się na Youtubie tzw. Booktube zrewolucjonizowali recenzenci powieści dla nastolatków. Od 2000 r. przychód z powieści młodzieżowych można liczyć w miliardach, a YA stało się jednym z dominujących nurtów w branży wydawniczej, tak zwanym „najgorętszym gatunkiem literackim”, w którym prym wiodą tacy autorzy jak Rick Riordan, Cassandra Clare, Sarah J. Maas1 czy John Green. Od pewnego czasu świat zaczyna sobie uświadamiać, że literatura YA to nie tylko głupie komedyjki dla 13-letnich dziewczynek, ale również powieści, które kiedyś będzie się uznawać za klasyki. W krajach takich jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Japonia czy Australia YA jest popularyzowane i coraz bardziej uznawane dzięki utworzeniu licznych nagród dla autorów, a młodzi odbiorcy są głównym targetem na rynku (to my czytamy najwięcej spośród wszystkich grup wiekowych). Dlaczego więc u nas literaturę dla młodzieży nadal myli się z dziecięcą, a osoby czytające powieści dla młodzieży są często wyśmiewane za zajmowanie się guilty pleasure zamiast literaturą piękną? Dlaczego książki mówiące o ważnych problemach jak schizofrenia w Głębi Challengera Neala Shustermana czy anoreksja w Niepoliczalnych Karen Gregory są spychane na bok względem „ambitniejszych” lektur? Powód jest prosty: zacofanie to zacofanie. Do Polski fenomen literatury dla młodzieży dotarł dopiero niedawno. Wszystko przez ten PRL - mimo tego, że wtedy już zaczytywano się w takich kultowych autorach jak Małgorzata Musierowicz, Kornel Makuszyński, Alfred Szklarski, Zbigniew Nienacki, Hanna Ożogowska czy Krystyna Siesicka, większość książek tego typu nadal podchodziła pod „literaturę dla dzieci” i nawet nie próbowano tego korygować. Obecnie, mimo pojawiania się w kanonie lektur również powieści dla młodzieży (Harry Potter, Igrzyska śmierci [sic!]), nadal uważa się YA za gatunek niewarty uwagi i po który dorośli nie powinni sięgać2. Na szczęście zalew powieści zagranicznych wspomógł rozwój rodzimej literatury YA (Fanfik Natalii Osińskiej czy Luonto Melissy Darwood3). Wydawnictwa SQN, Galeria Książki, Feeria Young, Filia, Jaguar, Otwarte, Uroboros, Papierowy Księżyc, MAG, Czwarta Strona i inne popularyzują literaturę dla młodzieży na rynku, która w ostatnich latach z półeczki w Empiku zapełnionej w

1

Dalsze części jej cyklu Szklany Tron i seria Dwór są kwalifikowane do fantasy.

Polecam spojrzeć na artykuł p. Justyny Sobolewskiej z tygodnika POLITYKA Przyjemność zdziecinnienia oraz jego krytyka na blogu Pierogi Pruskie Ta zła literatura młodzieżowa albo historia pewnego rozczarowania. 2

3 Tak,

to polska autorka.

14


KAGANEK OŚWIATY LITERACKIEJ połowie błędnie umieszczanymi tam książkami dla dzieci zajęła kilka regałów wypełnionych tytułami z różnych krajów. Może w Polsce niedługo nadejdzie ten czas, kiedy czytelnictwo stanie na nogi. Może w końcu nie trzeba będzie biegać po całym Empiku, aby znaleźć źle dopasowaną do działu książkę dla młodzieży. Może w końcu ceny książek nie będą wprawiały oczu w oczopląs i z księgarni internetowych wrócimy do kameralnych. Powolutku nasz kraj rozwija swój biznes książkowy. Stajemy się otwarci na powieści nie tylko z Ameryki czy Wielkiej Brytanii, ale i z innych części świata. Promujemy rodzimą literaturę różnymi akcjami, w których z roku na rok bierze udział coraz więcej czytelników. Mimo postępu technologicznego, staramy się sprostać nowym wyzwaniom i sprawiać, że coraz więcej ludzi zacznie sięgać po książki. Właśnie w tym celu Redakcja Magazynu Ż stworzyła Kaganek Oświaty Literackiej – cykl artykułów, przez które będziemy wspólnie rozwijać naszą świadomość literacką i otwierać się na nowe horyzonty czytelnicze. Wspólnie sprawimy, że raport ze stanu czytelnictwa w Polsce nie będzie aż tak depresjonujący. Podsumowując – krzewmy wiedzę o książkach i czytajmy, czytajmy, czytajmy! ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

Marcel Szabłowski

ŻMICHOSOFIA, SOKRATES NARCYZUS ZWIERZĘ TEŻ CZŁOWIEK, CZYLI O POSTHUMANIZMIE SŁÓW KILKA
 Na początek wyjaśnijmy sobie, czym jest posthumanizm. Pod tym terminem kryje się nurt filozoficzny rewidujący i zarazem rozwijający tradycję humanistyczną. Posthumaniści poszukują nowej, aktualnej odpowiedzi na pytanie o pozycję człowieka w świecie i naturze. Najważniejszym założeniem posthumanizmu jest zakwestionowanie twierdzenia, iż człowiek jest koroną stworzenia. Powiecie pewnie: Chwila, moment! Jeżeli posthumanizm detronizuje człowieka, to co proponuje w zamian? Odpowiedź brzmi: równość. Historia demokratyzacji wyglądała w skrócie tak: na początku rządzili starzy, biali, bogaci mężczyźni. Potem do głosu doszli również biedniejsi, biali mężczyźni. Jeszcze później równi im stali się kolorowi. Wreszcie przyznano prawa kobietom. Teraz przyszedł czas na równość międzygatunkową. W roku 2008 hiszpańska komisja ds. środowiska uchwaliła prawo chroniące naczelne przed wykorzystaniem w eksperymentach naukowych i występach cyrkowych. Co prawda nie są to jeszcze prawa człowieka, ale dobry początek rozwijania relacji ludzi z przedstawicielami innych gatunków na zasadzie równości.

15


ŻMICHOSOFIA W 2012 roku podczas uczeni uczestniczący konferencji American Association for the Advancement of Science (Amerykańskiego Stowarzyszenia na Rzecz Postępu w Nauce) przyjęli w Vancouver deklarację postulującą nadanie delfinom praw analogicznych do praw człowieka. W roku 2015 Ministerstwo Środowiska i Lasów Republiki Indii oficjalnie ogłosiło, że uznaje delfiny za „nie-ludzkie osoby” (non-human persons). Status nie-ludzkiej osoby oznacza, że ludzie nie mają prawa pozbawiać delfinów wolności i trzymać ich na przykład w delfinariach. Co jednak przemawia za zrównaniem praw ludzi i nie-ludzkich osób? Przede wszystkim, delfiny mają samoświadomość - dowiedli tego Stephanie King oraz Vincent Janik – badacze z St.Andrews University, pracujący z delfinami przez wiele lat. Przykładem potwierdzającym te badania jest nadawanie sobie wzajemnie imion. Zwierzęta te wykształciły własny język prawie, że równie skomplikowany jak ludzki. Jak mogliście zauważyć, posthumanizm wiąże się z prawami zwierząt. Posthumanistyczne spojrzenie na inne gatunki znajduje na razie zwolenników przede wszystkim w krajach wysokorozwiniętych. A co z Polską? W naszym kraju również istnieją ruchy działające na rzecz poszanowania, ale i poszerzania praw zwierząt. Posthumanizmem interesuje się zarówno coraz więcej polskich uczonych (np. Joanna Bednarek, Monika Bakke) jak i artystów (np. Artur Malewski, Leszek Golec). Dostępnych jest także coraz więcej książek na temat posthumanizmu wydanych w naszym języku. Osobiście zgadzam się z ideami posthumanizmu z dwóch powodów. Pierwszy powód jest etyczny. Przyznajmy sobie nawzajem, między ludźmi, równe prawa. Na jakiej podstawie odmawiamy ich innym istotom, które również czują i myślą, nawet jeśli robią to inaczej niż my? Uważam, że odmawiamy zwierzętom praw tylko i wyłącznie dlatego, że jesteśmy od nich potężniejsi. Siła to jednak nie jest powód wystarczający. Druga sprawa to kwestia praktyczna – rodzaj ludzki respektujący inne gatunki, czujący się częścią a nie królem i użytkownikiem świata, będzie bardziej szanować naturę. W rezultacie zwiększą się nasze szanse na przetrwanie.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

16


ETNOŻMICHO Sandra Białousz

WŁOSY W KULTURZE

Od zarania dziejów włosy stanowią bardzo ważny element nie tylko naszego wyglądu, ale także kultury. To, jak wielką miały moc i znaczenie widać w wielu wierzeniach i tekstach literackich, m.in. w Biblii, mitologiach greckiej czy słowiańskiej. W tym artykule zamierzam przybliżyć Wam nadrzędną dla ludzkości rolę "niepozornych włosów".

Włosy są swego rodzaju antenami i radarami energetycznymi - i nie jest to bynajmniej banialuk, lecz fakt udowodniony naukowo. Osoby o długich włosach są czujniejsze i lepiej radzą sobie w trudnych warunkach. Udowodniono to podczas wojny w Wietnamie, kiedy wojska amerykańskie poszukiwały w rezerwatach młodych, utalentowanych Indian. Zauważono, że ci, którym obcięto włosy, tracili swoje wyjątkowe umiejętności, zaś ci, których skalpów nie pozbawiono, w dalszym ciągu świetnie sobie radzili. Podobna, a wręcz identyczna sytuacja ma miejsce w biblijnej Księdze Sędziów. Przecież dopóki Dalila nie obcięła Samsonowi włosów, rozrywał dzikie bestie na pół! Symbolika włosów tkwi głęboko w umysłach dzisiejszych ludzi, głównie za sprawą mitologicznego dziedzictwa. Pozbawienie włosów w Biblii traktowane było jako hańbę, starożytni Grecy uważali, że osoby o gęstym owłosieniu są bardzo płodne, nauki średniowieczne głosiły, iż osoby, którym Matka Natura poskąpiła włosów, były melancholijne. Natomiast w mitologii Słowian południowych duże owłosienie kojarzono z ciemnymi mocami, głównie wodnymi i leśnymi demonami. Po długich i siwych włosach można było również, że ktoś jest stary, a więc mądry (co nie zawsze się sprawdza). Czy lubicie, gdy ktoś dotyka Waszych włosów bez pozwolenia? Założę się, że nikt. Dzieje się tak, gdyż włosy są poniekąd przedłużeniem nerwów i przekaźnikami energii, a nikt nie lubi, kiedy narusza się jego strefę energetyczną. Dlatego też bardzo dbano, aby włosy nie dostały się w niepowołane ręce, ponieważ mogłyby zostać wykorzystane w niecnych celach, choćby niepożądanym zaklęciu miłosnym. Bardzo ciekawe są rytuały związane z włosami. U Słowian nie obcinano małym dzieciom włosów, ponieważ nie należały jeszcze do wspólnoty, a obcięcie włosów mogłoby sprowadzić nieszczęście. Dokonywano tego dopiero w czasie postrzyżyn, gdy dziecko było oficjalnie przyjmowane do plemienia. Godną uwagi jest tradycja nieobcinania włosów przed wszelakimi egzaminami, ponieważ wierzono, że wraz z nimi zniknie cała zdobyta wiedza. Innym zwyczajem było rozplatanie włosów kobietom w czasie porodu (ogólnie rozwiązywano wszystko, co się dało w chacie), mające pomóc w narodzinach dziecka. Nie można zapomnieć o obcinaniu włosów pannom zhańbionym przy pomocy (uwaga!) siekiery, oraz wykorzystywaniu włosów podczas obrzędów wyciągających z ludzi chorobę. Jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć – w dawnych czasach mówiło się, że włosy kuszą. Właśnie dlatego kobiety zakrywały swoje włosy pod chustkami, gdy wchodziły do świętych

17


ETNOŻMICHO miejsc lub były zamężne. Bujne loki swej żony miał prawo oglądać wyłącznie mąż, gdyż wzbudzające zachwyt włosy mogłyby przyciągnąć uwagę potencjalnych kochanków, a tego wolał uniknąć... I chociaż w wielu regionach świata odstąpiono od tego przesądu, w islamie kobiety wciąż są zmuszone do zakrywania głów hidżabem. EtnoŻmicho ma za zadanie rozszerzyć wiedzę na temat rzeczy wydających się czasem oczywistych wręcz do bólu. Żywię głęboką nadzieję, że udało mi się, drodzy Czytelnicy, poszerzyć Wasze horyzonty i uchylić choć rąbek tajemnicy, jaką jest kultura ludowa.

*** Sandra Białousz

SKĄD SIĘ WZIĘŁY NAZWY MIESIĘCY? Styczeń: dawniej sieczeń (od sieczenia - cięcia drzew, które wykonywano w okresie zimowym), obecnie obowiązuje forma styczeń dzięki skojarzeniu z wyrazem tyka ('drąg', 'tyczka'), nawiązującym do pozyskiwanego zimą drewna użytkowego. Luty: między innymi u Henryka Sienkiewicza słowo to oznacza srogi, okrutny. Marzec: nazwa pochodzi od boga wojny, Marsa, któremu w starożytnym Rzymie poświęcony był pierwszy miesiąc ich kalendarza. Kwiecień: wyraz pochodzi od prasłowiańskiego kvĕtƅńƅ, oznaczającego 'okres kwitnienia roślin'. Maj: miesiąc, podczas którego szczególną czcią obdarzano Maję, rzymskie bóstwo przyrody. Czerwiec: pojęcie oznaczające okres nasilonego występowania czerwców – owadów, z których pozyskuje się czerwony barwnik. Lipiec: w większości języków słowiańskich nazwa oznacza 'miód lipowy' lub 'związany z lipami', dawniej 'siódmy miesiąc'. Sierpień: od prasłowiańskiego sŕpƅnƅ, znaczącego 'okres żęcia zboża'. Wrzesień: słowo wywodzi się z prasłowiańskiego versƄ, oznaczającego 'czas kwitnienia wrzosu'. Październik: nazwa pochodzi od okresu pozyskiwania paździerzy, będących włóknistymi częściami lnu i konopi, z których robiono potem nici. Listopad: pojęcie powstało z połączenia dwóch słów: rzeczownika liść oraz czasownika opadać. Grudzień: z prasłowiańskiego grudƅńƄ, znaczącego 'okres zamarzniętej, pokrytej grudami ziemi'.

18


FREESTYLE ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

Jadwiga Mik

JAK TO JEST Z TYMI GŁUCHYMI, CZYLI CO POWINIENEŚ WIEDZIEĆ O NIESŁYSZĄCYCH? Czy chcesz uchylić rąbka tajemnicy, jaka stoi za słowem Głuchy? Czy chcesz dowiedzieć się czegoś zupełnie nowego o świecie, który istnieje obok nas, często dyskryminowany i nieznany większości ludzi słyszących? Czy chcesz wiedzieć coś o języku, który obok polskiego niedługo pojawi się w polskich urzędach? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi tak, przeczytaj ten artykuł, a może ta wiedza przyda ci się kiedyś w życiu. Kiedyś.

GŁUCHY, GŁUCHONIEMY, NIESŁYSZĄCY Zacznijmy od kwestii nazywania osób głuchych. Po pierwsze – osoba niesłysząca określana jest mianem głuchej. Członkowie społeczności głuchych nazywani są Głuchymi – mają oni własną kulturę, jak Polacy, Tatarzy czy Irlandczycy, toteż użycie małej litery w tym znaczeniu jest uznawane za niepoprawne. Po drugie, słowo głuchoniemy jest obraźliwe dla niesłyszących – kojarzy się z nieposiadaniem własnego języka, a przecież język migowy to ważna część ich kultury. Po trzecie, określenie niesłyszący jest uważane przez państwo polskie za poprawne politycznie, jednakże PZG (Polski Związek Głuchych), główna organizacja Głuchych, nadal stosuje starą nazwę. PJM CZY SJM? NIE DAJMY SIĘ OSZUKAĆ Wiele organizacji w Polsce pod terminem polski język migowy rozumie się system językowomigowy, tj. język migany i wprowadza w błąd chcących uczyć się tego języka. SJM to przełożenie polszczyzny na system oparty na PJM, mający pomóc głuchym w nauce języka polskiego. PJM to niezależny język wizualno-przestrzenny (w przeciwieństwie do języka polskiego, który jest fonetyczny), mogący być pierwszym językiem osób głuchych w Polsce – w takim wypadku polski jest drugim, „obcym” językiem. Z tego powodu, gdy prosi się głuchego o napisanie czegoś na kartce, nie jest to takie proste – może on popełnić błędy, jak każdy posługujący się językiem innym niż ojczysty. CZY ROZUMIESZ, CO DO CIEBIE MÓWIĘ? Mimo tego, że część głuchych podczas migania (tak, nie mówienia, nie gestykulowania, ale migania!) porusza ustami, zdecydowana większość nie potrafi mówić ani czytać z ruchu warg. Poruszanie ustami jest traktowane jako wspomagacz, część języka migowego, bardzo często niepołączona z konkretnymi słowami. Tymczasem czytanie z ruchu warg wymaga biegłej znajomości języka polskiego i dobrych możliwości do odczytania (brak wąsów/brody, aparatu, krzywego zgryzu…). Jeśli więc chcesz porozumieć się z osobą głuchą, zacznij od pisania.

19


FREESTYLE ESPERANTO DLA NIESŁYSZĄCYCH Jednym ze stereotypów jest to, że wszyscy głusi na świecie migają tak samo. To nieprawda – każdy kraj, region, miasto, wieś czy choćby grupa niesłyszących ma swój własny system znaków. Na przykład PJM to oficjalny język migowy w Polsce, jednakże to określenie sztuczne, gdyż w każdym regionie miga się nieco inaczej. Jednocześnie ok. 80% języka migowego jest uniwersalne – toteż został utworzony swoisty pidgin, czyli język pomocniczy – International Sign. Używany między innymi na Deaflympics i spotkaniach międzynarodowych dla niesłyszących, takich jak wybory Miss i Mistera Świata Głuchych4 . Nie wszyscy jednak znają ten język, ale dogadanie się głuchego z głuchym jest stosunkowo proste – tak jak pisemne zrozumienie Chińczyka z Japończykiem, gdy obaj używają znaków występujących w obu językach w tym samym znaczeniu. APLAUZ WKRĘCAJĄCYCH ŻARÓWKI Kultura Głuchych funkcjonuje na zasadzie kultury mniejszości. Składa się na nią własny język (odmiana migowego), zespół zachowań (pionowe machanie, tupanie w celu przywołania kogoś, przechodzenie od razu na ty, specyficzne brawa przypominające gest wkręcania żarówki, używanie w rozmowach na odległość FaceTime, etc.), sztuka, historia czy postawa wobec społeczeństwa słyszących. Wszystko to sprawia, że Głusi nie są, jak się przyjmuje, upośledzonymi ludźmi niezdolnymi do uczestnictwa w życiu społecznym, ale to twórcy własnej, niezależnej kultury. GDZIE UCZĄ SIĘ WARSZAWSCY GŁUSI? Mało kto wie, że w Warszawie na Placu Trzech Krzyży jest miejsce zwane Instytutem Głuchoniemych. Powstało w 1817 r. z inicjatywy ks. Jakuba Falkowskiego i jest pierwszą w Polsce szkołą, w której uczą się tylko osoby posługujące się biegle językiem migowym (na świecie istnieje wiele takich szkół, a nawet Uniwersytet Gallaudeta, czyli słynny głuchy uniwersytet). Natomiast w kościele św. Aleksandra na tymże placu odbywają się msze w języku migowym, na które przychodzą głusi z całej Warszawy. ORALIZM NISZCZY JĘZYK MIGOWY Słyszak to pogardliwe określenie osoby, która narzuca Głuchym swoje poglądy i pomoc. To właśnie Słyszący w 1880 na kongresie w Mediolanie narzucili oralizm. Początkowo oznaczało to jedynie metodę uczenia Głuchych tylko za pomocą mowy (język migowy to substytut języka, który nie jest poprawny i nie powinien być używany). Potem słowo to stało się synonimem postawy polegającej na dyskryminacji i zakazywaniu używania języka migowego, celowania w metodę oralną, ocenę osoby głuchej ze względu na jej zdolności mówienia, a także promowaniu technologii „ratujących” głuchych. Czasy oralizmu są czarną kartą w historii głuchych, która sprawiła, że stali się oni jeszcze bardziej zamkniętą i hermetyczną społecznością niż wcześniej.

Obecnie Misterem Świata Głuchych jest Mateusz Borowski, a Miss Świata w 2016 była Iwona Cichosz, która wystąpiła również w Tańcu z Gwiazdami. 4

20


FREESTYLE SEKRETNE ZNACZENIE TURKUSOWEGO MOTYLA Czy wiesz, że motyle są głuche? Dlatego właśnie te stworzonka są symbolem Głuchych, często pojawiającym się na znakach ich dotyczących. Motyl, w trzepotaniu skrzydełkami przypominający ruchy z języka migowego, często jest w kolorze turkusowym – oficjalnym kolorze mniejszości Głuchych oznaczającym zaufanie, nadzieję i wiarę w siebie i innych. CHCESZ WIĘCEJ? Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o Głuchych, to wyszukaj sobie w Googlach. A tak naprawdę to przykłady są tutaj: surdushistory.org.pl - strona Surdus Historicus, Instytutu Historii Głuchych. pzg.org.pl - Polski Związek Głuchych strona oficjalna (trzeci wynik w Googlach, pod PZ Golfa i PZ Gimnastycznym). edupjm.pl - szkoła ucząca prawdziwego PJM w Warszawie. migam.org - strona internetowa ze słownikiem języka migowego. Migajmy, GłusiTV - kanały na YT pozwalające doskonalić technikę migania. Blog Oczy muzyki - lista filmów i seriali o głuchych, którą wzbogaciłabym jeszcze o 1 pozycję, czyli Cztery wesela i pogrzeb.
 Oczami głuchego - film edukacyjny dostępny na YT, opowiadający o historii ASL i pośrednio, o historii wszystkich Głuchych. ***

Iga Matejowska

SŁODZIUTKA BALETNICA NA SCENIE, CZYLI CAŁA PRAWDA O PUENTACH Zazwyczaj pierwszym skojarzeniem dotyczącym wyrażeń taniec klasyczny i balet typowego człowieka nieznającego się na temacie, są różowe słodkie dziewczynki ubrane w tutu (usztywnianą spódniczkę zrobioną z tiulu). Często błędnie uznaje się, że ta sztuka jest łatwa. Owszem, pewnie większość dziewczyn zaczynało odkrywanie swojej tożsamości od tańca, zapisując się na zajęcia baletowe. Większość z nich porzuciła je dość szybko, gdyż okazało się ''nudne'', ''passé'' i ''dziecinne''. Wbrew pozorom jest on porównywalnie trudny i skomplikowany do różnego rodzaju przedmiotów ścisłych. Jest sztuką wyższą, zarezerwowaną dla... No właśnie, dla kogo? Ten artykuł adresowany jest do wszystkich, którzy nie do końca wiedzą, co widzą, gdy patrzą na baletnicę.

21


FREESTYLE Baletnica może i wygląda na landrynkę wykonującą ''dziwaczne'' pozy, ale zauważmy, że jej ruchy idealnie wpasowują się do muzyki granej przez orkiestrę, a z całej postawy można wyczytać konkretne emocje. Dodatkowo, większą część występu, baletnica wykonuje cały czas na czubkach palców (spróbujcie przez chwilę postać na jednej nodze na półpalcach, a ona tak może stać i godzinę!) i używa niezmiernej ogromnej ilości mięśni, przykładowo po to, aby wybić się na pół metra do góry. Jak stało się to, że ona tańczy przed nami na wielkiej scenie, a uwaga publiczności jest skoncentrowana na niej? Zacznijmy od tego, że aby zostać zawodową baletnicą/baletmistrzem, należy ukończyć szkołę baletową, co nie jest prostym zadaniem. Pierwszym etapem na drodze do sukcesu jest samo dostanie się. Już tutaj można napotkać problemy, gdyż komisja egzaminacyjna jest bardzo surowa i przepuszcza zaprasza tylko utalentowanych i najlepszych. Nauka trwa dziewięć lat, zaczynając od 4-tej klasy szkoły podstawowej. Klasa pierwsza liczy zazwyczaj około 30-stu osób, dziewiątą kończy zazwyczaj jedna trzecia przyjętych. Oprócz ciągłego zdobywania wiedzy zgodnie z podstawą programową, która, jak wszyscy wiemy, jest bardzo skomplikowana i zawiła, uczniowie szkoły baletowej mają dziennie, średnio półtorej godziny tańca klasycznego w najczystszej postaci (plus każdego roku inne style taneczne, np. Tańce ludowe). Podczas takiej godziny cierpią katusze, wyrabiając sobie mięśnie i wykręcając stopy (ucznia szkoły baletowej bardzo łatwo jest rozpoznać po łabędzim chodzie i ustawieniu stóp w przeciwnych kierunkach). Nauczyciele do pobłażliwych nie należą, czasami uciekają się do nieprzyjemnych metod wychowania podopiecznych, jednakże efekt jest później niewyobrażalny. Każda figura, każde podniesienie nogi jest idealnie dopracowane i napięte po same końce palców. Tak samo jak choreografie – wszystkie równo i z natchnieniem. Prawda jest taka, że układy są bardzo skomplikowane i w dużej ilości, a każdy jest inny. Żeby to wszystko zapamiętać, trzeba mieć analityczny umysł. Przez ciągłe ćwiczenie ciało jest narażone na kontuzje, jednakże najbardziej delikatnym miejscem są stopy, które, zwłaszcza u pań, są często w dość fatalnym stanie, po części dlatego, iż tańczą one w puentach (to jest utwardzanych baletkach, dzięki którym może stawać na czubkach palców). Młodzi tancerze najczęściej przystępują do matury w wieku osiemnastu lat, jednakże niewielu z nich decyduje się później na baletową karierę zawodową. Część wybiera zupełnie inne profesje, gdyż balet, choć piękny, nie przynosi wielu zysków. Najpierw szkoła baletowa, a później praca, czyli codzienne próby, weekendowe występy, zagraniczne wyjazdy, przy zarobkach nie obiecujących zbudowania fortuny. Problemem jest także emerytura tancerzy, a właściwie jej brak. Eksperci ze świata tańca utrzymują, że tancerz klasyczny karierę powinien zakończyć w wieku 35-36 lat. Niestety tancerze zawodowi zostali pozbawieni przywileju przechodzenia na wcześniejszą emeryturę (kobiety w wieku 40 lat, mężczyźni - 45). Nowelizacja ustawy o emeryturach pomostowych podniosła ten wiek do 55 lat dla tancerek i 60 lat dla tancerzy. Jednym z rozwiązań dla tych, którzy chcą pozostać w teatrze, przy scenie, jest praca za kulisami. Jednakże jest to wybór bolesny. Co musi przeżywać człowiek, który całą egzystencję związał ze sceną, gdy słyszy w pełni życia, że już się nie nadaje? Jak podle się czuje, pracując jako oświetleniowiec, dzwiękowiec, garderobiany patrząc na spektakle, w których sam występował? Balet to, wbrew pozorom, trudny i ciężki fizycznie zawód wymagający wielu wyrzeczeń. Jest sztuką samą w sobie, pozwala wyrażać uczucia, przedstawiać miłości i fantastyczne historie, jednakże opiera się na publiczności, zachwyconej umiejętnościami tancerzy, których droga do sukcesu była długa, żmudna i często skropiona łzami. Dlatego warto iść czasem na Dziadka do Orzechów choćby nie tylko dla samego tańca, lecz dla uświadomienia sobie, że można, jeśli się tylko chce.

22


FREESTYLE Kinga Mutasiewicz

FILMOWY PRZEGLĄD YOUTUBE Lubicie oglądać filmy? Ja tak… i myślę, że większość z Was odpowie na to pytanie w ten sam sposób. Ale jakie filmy? Odpowiedź na to pytanie jest bardziej skomplikowana. Jedni lubią horrory, drudzy komedie romantyczne, jeszcze inni filmy o superbohaterach. Nieważne, co się lubi, zawsze jest dylemat: co wybrać? Wszystkiego nie zobaczymy, zwłaszcza że (jak wszyscy wiemy) zarówno w gimnazjum, jak i w liceum często trudno znaleźć czas na przyjemne chwile z filmem. Ciągle sprawdziany, kartkówki, odpytywanie i prace domowe. Po co więc marnować czas na filmy, które nie są dobre? Warto sięgnąć po recenzje. Pełno ich zarówno na portalach poświęconym filmom, jak i na platformie, z której korzysta każdy z nas – YouTube. Dlatego też postanowiłam przygotować mini-przewodnik po kanałach polskich i zagranicznych, przygotowujących recenzje oraz materiały o tematyce około-filmowej. Oczywiście nie dam rady wypisać wszystkich recenzentów, dlatego postanowiłam wybrać te, moim zdaniem, najciekawsze. Sfilmowani to pierwszy kanał, który przychodzi mi na myśl, gdy słyszę słowo RECENZJA. Prowadzą go Agnieszka Pisarek oraz Dawid Adamek. Kanał wyróżnia się sporą różnorodnością: znajdziemy na nim materiały poświęcone kinu rozrywkowemu i blockbusterom, ale również filmom studyjnym i takim, które nie były dystrybuowane w polskich kinach. Recenzje Agnieszki i Dawida trwają około 10 minut i są na tyle ciekawe, że za każdym razem wydają się być o wiele krótsze. Kończą się wystawieniem przez prowadzących ocen (od zera do sześciu gwiazdek, czasem z serduszkiem), które często różnią się od siebie - mamy więc szansę poznać dwa punkty widzenia. Poza recenzjami, co pół roku na kanale ukazują się rankingi najgorszych i najlepszych filmów półrocza i całego roku (paździerz i złote drzewko) oraz vlogi z takich wydarzeń jak Nowe Horyzonty czy Off Camera. Z polskich kanałów na wyróżnienie zasługuje również Ichabod, chociaż jest mniej różnorodny niż Sfilmowani. Polecam go jednak, jeżeli jesteście fanami filmów rozrywkowych, np. z wytwórni Marvela czy DC. Do niedawna mogłabym polecić jeszcze Watching Closely, lecz niestety od trzech miesięcy nie pojawiły się na nim żadne nowe materiały, przez co nie jestem pewna, czy możemy liczyć na kolejne. Filmy, filmy, filmy… a co z serialami (te współczesne skutecznie konkurują z „wielkim ekranem”)? Warty polecenia jest kanał z recenzjami (i nie tylko) – jakby niepaczec. Znajdziecie tu opinie o różnych produkcjach, ale również inne dodatkowe materiały im poświęcone. Fanom Gry o Tron czy też Twin Peaks przypadnie seria „na szybko”, w której opisywane są wrażenia i spostrzeżenia dotyczące pojedynczych odcinków kultowych dziś seriali. Ciekawe wydaje się też początkujące Śladami seriali (dotychczas ukazał się pierwszy odcinek poświęcony serialowi BBC Sherlock). Twórcy kanału przygotowują również przeróżne zastawienia, jak na przykład „Najbardziej irytujące postaci z seriali” czy „Najlepsze serialowe czołówki wszechczasów”.

23


FREESTYLE Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o tym, jak powstawały różne pełnometrażowe filmy, zachęcam do zasubskrybowania kanału Na gałęzi. Gdy go poznacie, oglądanie filmów już nigdy nie będzie takie samo. Marcin Łukański opowiada o tym, co sprawia, że dany film wygląda tak, jak wygląda i wywołuje takie a nie inne uczucia. Odpowiada na wiele nurtujących kinomanów pytań (na przykład „Dlaczego operatorzy kamer to głównie mężczyźni?”), a w serii „Co jest nie tak z…” w zabawny sposób mówi o wpadkach i błędach. Stroną techniczną produkcji kinowych i telewizyjnych zajmuje się kanał Dafuq. Znajdziecie tu przeróżne ciekawostki o filmach i serialach (np. dowiecie się, które sceny były improwizacją) oraz aktorach (np. jakie sceny były dla nich najtrudniejsze). Recenzje jednak nie kończą się na polskim YouTubie, dlatego też chciałabym Wam polecić kilka kanałów anglo- i francuskojęzycznych. Jeżeli dobrze znacie angielski, to ciekawym źródłem wiedzy o filmach jest kanał Mr. Sunday Movies, dzięki któremu zobaczycie usunięte sceny, detale, czyli tak zwane Easter Eggs. Podobnie jak w przypadku Sfilmowanych, możecie też poznać różne opinie. Pod względem tylko i wyłącznie recenzji trochę bardziej do gustu przypadły mi kanały The Flick Pick oraz Jeremy Johns. Chociaż na pierwszy rzut oka wydają się być zupełnie inne, łączy je wysoka jakość przygotowanych materiałów, których oglądanie sprawia dużą przyjemność. Jeżeli chodzi o kanały z materiałami zza kulis produkcji, to bardzo polecam oficjalne kanały stacji telewizyjnych HBO czy BBC. Ja bardzo lubię też New Rockstars, który zajmuje się wyłapywaniem Easter Eagów, teoriami oraz analizami zwiastunów takich produkcji jak To, Gra o Tron czy Rick and Morty. Zdecydowanie bardziej zabawne materiały znajdziecie na kanale Screen Junkies i How It Should Have Ended – w skrócie HISHE. Na pierwszym z nich zobaczycie wywiady, zestawienia czy dyskusje, a także serię Honest Trailers, która należy zdecydowanie do moich ulubionych na całym YouTubie. HISHE natomiast to, jak można się łatwo domyśleć, propozycje tego jak dany serial czy film powinien się skończyć, a także inne zabawne animacje, jak na przykład spotkania czarnych charakterów. Słowem kluczem przy omawianiu tego kanału jest zresztą „animacja”, ponieważ większość materiałów jest właśnie animowana, co musi być niezwykle czasochłonne. Twórcy pozwalają nam też na poznanie procesu powstawania kolejnych animowanych postaci dzięki specjalnym filmom o tej tematyce. Na koniec, jak na frankofilską szkołę przystało, kilka francuskojęzycznych propozycji: Le fossoyeur de Films, Korim Debbadu czy Faux Raccord. Dowiecie się z nich co nieco o filmach i w przyjemny sposób podszlifujecie swój francuski. Wymienione przeze mnie kanały to oczywiście niewielka część tego, co proponuje nam YouTube. Wybrałam te, które mi najbardziej przypadły do gustu, Wam mogą spodobać się całkiem inne. I jeszcze jedno… one mogą jedynie pomóc odnaleźć najciekawsze propozycje filmowe i serialowe, ale to do widzów (czyli Was) należy decyzja, co chcecie zobaczyć, a czego nie.

24


FREESTYLE Julia Pyc

SPOSÓB NA BEZSENNOŚĆ, CZYLI TAJEMNICE ASMR Uwierzcie lub nie, ale wybór tematu pierwszego artykułu do gazetki jest trudny (szczególnie w sytuacji, kiedy wiesz, że konspekt musisz oddać już za niecałe 24 godziny, a wciąż ubolewasz nad tym, że przez kolejne dwa lata w niedziele nie obejrzysz ani jednego nowego odcinka Gry o tron). “To będzie złe, tym się nikt nie zainteresuje, to może być zbyt kontrowersyjne, a przecież nie chcę wylecieć z redakcji już przy pierwszym wydaniu”. Dlatego pomyślałam, że się z tym prześpię, bo i tak wszystko robię na ostatnią chwilę, a pomysł sam przyjdzie. Położyłam się do łóżka, standardowo o północy, założyłam moje ukochane słuchawki i zaczęłam obstawiać, ile godzin zostało mi do wstania – na początku było to jakieś 6-7, ale ta liczba konsekwentnie się zmniejszała. I wtedy nagle mnie olśniło; napiszę o lekarstwie na bezsenność. Bezsenność jest jak ta irytująca mucha, która przyczepi się do Ciebie pewnego upalnego dnia i za nic nie chce odfrunąć. Jedyne co słyszysz to jej denerwujące bzyczenie. I od razu sprostuję – nie mówię o osobach, które siedzą pół nocy na telefonach, a potem narzekają, jakie to oni mają straszne życie, bo nie mogą spać. Odłóżcie te urządzenia, przynajmniej na noc. To jest przede wszystkim powód, dla którego osoby, które naprawdę zmagają się z tym problemem, są ignorowane („Nie śpisz, bo całą noc siedzisz na tym telefonie pod kołdrą, myślisz, że nie wiem?”). Sprawa jest prosta – ci, którzy tego nie doświadczyli na dłuższą metę, nie wiedzą, jak to jest. My w większym stopniu jesteśmy narażeni na depresję, stany lękowe, psychozę etc. Mamy problemy z koncentracją, a przecież w szkole trzeba się dużo uczyć. Wiąże się to też z utratą bądź przybraniem na wadze. Nasi bliscy bagatelizują to na każdym możliwym kroku. Dlatego my, sweet insomniacs, odpuszczamy sobie prośby o jakąkolwiek pomoc. Jednakże są osoby cierpiące na bezsenność i te, które chcą im pomóc. Stworzyły one coś, co może pomóc w zasypianiu nawet najbardziej opornym. Używaliście kiedyś masażera głowy, który wygląda jak trzepaczka do ubijania jajek, albo czuliście miłe uczucie, kiedy ktoś bawił się Waszymi włosami? Jeśli zastanawialiście się, co to jest, przychodzę z pomocą. ASMR (ang. autonomous sensory meridian response) to przyjemne mrowienie, lekkie dreszcze, które można odczuć w okolicach głowy, szyi, pleców i właściwie każdej innej części ciała (np. ja czuję je tylko po prawej stronie mojego kręgosłupa). Takie uczucie może być wywołane poprzez zmysł wzroku, dotyku, zapachu, ale przede wszystkim – słuchu. ASMR odkryłam, zupełnie przypadkowo, trochę ponad rok temu i od tamtego czasu moje spanie i samopoczucie mają się o wiele lepiej. Na YouTubie codziennie przesyłane są setki filmików ASMR, dlatego też dostęp do tego niesamowitego „czegoś” jest łatwy. W dużym skrócie – ludzie nagrywają filmiki z użyciem specjalnych mikrofonów binauralnych (na wzór stereo), gdzie wykonują różne rzeczy: od stukania w przeróżne przedmioty, szeptania, szurania, dmuchania, szeleszczenia, po tzw. roleplay, gdzie „artyści” odgrywają rolę fryzjera, wizażysty, doktora, a nawet Wasze ulubione postacie książkowe bądź filmowe. Krótko mówiąc – możecie znaleźć wszystko.

25


FREESTYLE Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, jak dziwnie to brzmi. Ale to działa, uwierzcie. Niektórzy lepiej reagują i preferują wybrane triggers, czyli „bodźce” lub „wyzwalacze” tego właśnie uczucia. Ale są też osoby, które o wiele bardziej wolą roleplay’e fryzjerskie, gdzie oni odgrywają rolę klienta. Wybór jest ogromny, dlatego nigdy się nie znudzisz. Jakie są tego korzyści? – zapytacie. Już Wam mówię. Działanie ASMR relaksuje, pozwala Wam pozbyć się negatywnej energii oraz stresu, pomaga w walce z depresją, zaburzeniami lękowymi, a przede wszystkim – ułatwia zasypianie. Przysięgam, nigdy nie znalazłam lepszego „bezinwazyjnego lekarstwa” na bezsenność. Na koniec polecę Wam aplikację Tingles, którą możecie ściągnąć na swój telefon i słuchać ASMR w każdym miejscu, o każdej porze, oraz kanały na YouTubie, które pomogą Wam zaznajomić się z całym społeczeństwem ASMR: Gentle Whispering, Raffy Taphy, ASMR Darling, Caroline ASMR, oraz dwa polskie kanały, które mają bardzo dużą oglądalność – SensorAdi i SoftAnnaPL. Mam nadzieję, że pomimo tego, jak dziwne to wszystko się wydaje, nie będziecie robić z tego żartów, tylko posłuchacie i przekonacie się sami. ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

Aleksandra Duć

KALENDARZ KULTURALNY PAŹDZIERNIK-LISTOPAD 2017 20/10/17 godz. 20:00 Noc Helvera W Teatrze Druga Strefa odbędzie się spektakl pod tytułem Noc Helvera w reżyserii Sylwestra Biraga. Poruszy on między innymi problemy rasizmu oraz brutalności podziałów w społeczeństwie. 29/10/17 godz. 15:00 Musical w wykonaniu grupy “dramADA” W Okęckiej Sali Widowiskowej (dzielnica Włochy) odbędzie się musical na podstawie przygód Alicji w Krainie Czarów. Głównym tematem będzie podróż Alicji przez fantastyczną krainę, w której spotka wiele trudności i wyzwań. Opowiadana przez członków Teatru Muzycznego historia jest metaforycznym ukazaniem procesu utraty dziecięcej naiwności i przedstawienia życia jako serii bezsensownych zagadek.

26


ŻMICHOCALENDRIER 1-15/11/17 Portrety drzew Przez dwa tygodnie w Galerii UW w Pałacu Kazimierzowskim będzie można zobaczyć prace warszawskiej grupy malarzy w WAY of INK. Artyści zaprezentują na wystawie wykonane techniką malarstwa tuszowego obrazy historycznych drzew Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego. 5/11/17 godz. 16:30 Koncert z “Requiem” W kościele bł. Władysława z Gielniowa 100-osobowa orkiestra pod batutą Jakuba Kaczmarka wykona utwór Requiem Gabriela Faurego. Wstęp na koncert jest darmowy. 5-26/11/17 Retrokino W każdą niedzielę listopada o 16:00 w kinie Iluzjon będą wyświetlane przedwojenne produkcje filmowe, które poddano restauracji obrazu i dźwięku. Przed każdym seansem zostanie ponadto wyemitowany jeden z odcinków programu Z miłości do kina, nawiązujący do tematu konkretnego filmu. 12/11/17 godz. 19:00 Spowiedź motyla W Teatrze Ateneum zostanie wystawione przedstawienie Spowiedź motyla w reżyserii Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi. Prezentowana historia pokazuje jak w okresie dojrzewania młodzi ludzie rozumieją zagadnienia młodości, miłości, intymności oraz śmierci. Urozmaiceniem spektaklu, w którym udział wezmą również dzieci, będzie muzyka na żywo. 16/11/17 godz. 19:00 Świeżo malowane oraz Chiny z dala od wielkiego miasta Galeria Bohema Nowa Sztuka zaprasza na indywidualną wystawę prac Tomasza Tobolewskiego laureata wielu nagród w polskich i międzynarodowych konkursach. Tego samego dnia o tej samej godzinie Kino Luna zaprasza na pokaz slajdów autorstwa podróżniczki Anny Jaklewicz. Prezentacja będzie relacją z samotnej, czteromiesięcznej podróży pani Jaklewicz, która odwiedziła miasteczka południowych Chin. Za pośrednictwem pokazu obserwatorzy dowiedzą się, jak naprawdę wygląda życie w Państwie Środka. 23/11/17 godz. 19:00 Dobrzy Rosjanie, lepsi Niemcy. Warszawa I wojny światowej W kawiarni Jaś i Małgosia członkowie Studenckiego Koła Przewodników Turystycznych w Warszawie poprowadzą wykład, którego tematem będą realia polityczne i społeczne mieszkańców wojennej Warszawy.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

27


ŻMICHOTWÓRCZOŚĆ

RADOSNA ŻMICHOTWÓRCZOŚĆ: GENESIS Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest być poetą? A może zawsze chciałeś napisać opowiadanie, ale nie miałeś/miałaś motywacji, by się do tego zabrać? Miejmy nadzieję, że ten dział pomoże ci się uzewnętrznić. NA CZYM POLEGA RADOSNA ŻMICHOTWÓRCZOŚĆ? W każdym wydaniu pojawią się tutaj wasze opowiadania i wiersze. W zależności od ich ilości będziemy wybierać zgłoszenia adekwatne do tematu wydania. Pamiętajcie jednak, że nie ma twórczości złej. Jest tylko taka, która może do nas nie trafiać ;) Na początku w ramach rozgoszczenia się w sferze naszej twórczości, przybliżymy wam, jak powstają utwory - w tym przypadku głównie wiersze. GENEZA 05.02.2017 Autor: J.A.N. Pościel białej kartki daje nam zachętę, by nowe myśli zostały rozpoczęte, nabazgrane, zmienione wpół zdania, skutek emocji wielu i zakłopotania. Zmiana za zmianą litery trąca i zaraz całe wersy wytrąca, sens się traci, gubi się schemat... Tak właśnie powstaje pospolity poemat.

28


ŻMICHOTWÓRCZOŚĆ Rozwiewając wszelkie wątpliwości, jest to wiersz mojego autorstwa. W pełni świadomości wiem, że wystawiam się na waszą krytykę. Utwór może nie przypaść wam do gustu, może nawet nie będziecie chcieli nazwać tego utworem. Jednakże, nie bójcie się ani udzielać KONSTRUKTYWNEJ krytyki, ani tej krytyki przyjmować. Zdanie innych nie jest waszą instrukcją, jest jedynie sugestią. A jeśli o sugestie chodzi: Może chciałbyś coś stworzyć, ale nie masz pojęcia na jaki temat mógłbyś napisać? Na końcu działu zawsze znajdziesz kilka pomysłów (motywów), z których co najmniej jeden powinieneś zawrzeć w swojej pracy.

SUGESTII KILKA: 1. Akronim do słowa "lustro". 2.Zima - moje odczucia i obrazy zimowej pogody. 3.”Wartość najważniejsza" 4.Zdrowa głowa w natłoku spraw.

Swoje dzieło możesz wysłać na e-mail: zmichoredakcja@gmail.com Powodzenia! Redaktor Radosnej Żmichotwórczości Janek

PS: Jeśli chcesz opublikować anonimowo – nie ma problemu. Oprócz swoich danych (imię, nazwisko, klasa) dopisz pseudonim, który ma się pojawić w gazetce.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

29


ŻMICHOOPOWIADANIE Radosna Żmichotwórczość przedstawia pierwszą z czterech części opowiadania, które nasza redakcja otrzymała specjalnie do pierwszego numeru. Oklaski dla Times of the day autorstwa naszego anonima, panny Miętówki!

MIĘTÓWKA

TIMES OF THE DAY Poranki są równoważnością niebiańskich obłoków i nieskończonej kawy. Morning. Każdy kolejny poranek w jego życiu był tylko następną skreśloną liczbą w kalendarzu. Nie chciał wychodzić spod błogich, białych fal w swoim jakże ciepłym i niezastąpionym łóżku. Teoretycznie, nikt nie mógł, ani nie potrafił zastąpić mu tego ciepła. Może z wyjątkiem długich pryszniców, które pod wpływem swoich temperatur sprawiały, że lustro w łazience było zawsze zaparowane. Powracając do kalendarza - nikt nie wiedział, dlaczego odliczał wszystkie te dni. Nikt nie rozumiał z jakich powodów z taką trudnością przychodziło mu wstawanie z tych niebiańskich obłoków, postrzeganych przez innych jako pościel, na zimną, drewnianą podłogę. Niektórzy myśleli, że robi to, bo odejmuje dni do wizyty swojej ukochanej mamy. Może tak właśnie robił? Jednak niewiele osób wiedziało, że jego mama odeszła. Nie miał rodzeństwa, a ojciec... Cóż, ojciec nie pił kawy tak nałogowo jak on. Lecz nie martwcie się. W zamian za kawę miał coś w zanadrzu. Może to właśnie on przyczynił się do abstynencji u swojego syna i jego nienawiści do nocnych przygód? Jeśli chodzi o wcześniej wspomnianą kawę - chłopak ją uwielbiał. Sam jej zapach przyprawiał go o dreszcze. Dlatego też, nigdy nie czuł się lepiej, niż kiedy leżał pośród obłoków, popijając ten niebiański napój. Adoracja w kierunku kawy w jego przypadku miała wytłumaczenie. Wiązało się to z drugim imieniem chłopaka, które nadała mu jego mama. Pomimo tego, iż nienawidził on owego imienia, posłużył się nim jako definicji uwielbienia niebiańskiego napoju. Fletcher - bo takie imię zostało mu nadane - jest jednym z popularniejszych nazwisk w krajach anglojęzycznych. Jednak niewiele osób nosi takie imię. Jednym z ludzi, który dumnie prezentował się swoim jakże dziwnym imieniem był Fletcher Henderson - wybitny amerykański jazzista. Pomimo tego, iż główny bohater mojej opowieści nie słuchał jazzu, historię swojego imiennika znał na pamięć. Jeśli jeszcze nie zrozumieliście tej jakże oczywistej według naszego Fletchera definicji, pozwólcie, że przybliżę ją Wam.

30


ŻMICHOOPOWIADANIE Co oprócz Nowego Orleanu kojarzy Wam się z jazzem? Nie, nie chodzi tutaj o taniec. Chodzi tutaj o kawę. Chłopak wymyślił, przepraszam, odkrył to wyjaśnienie podczas jednego z długich, marcowych wieczorów. Możecie po tym wnioskować, że miał on zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale wszystko ma tutaj ciąg przyczynowo-skutkowy. Nawet fakt, że miał dużo czasu na takie, zdaniem innych, niedorzeczne rzeczy. Mieszkanie odziedziczył po dziadkach. Było małe, tak jak jego czynsz. Związał się z nim, szczególnie z sypialnią. Nie jadał dużo, mieszkał sam. Telewizja nigdy nie pokazywała nic ciekawego, więc po co marnować na nią pieniądze? Zarabiał stosunkowo dużo, pomimo tego, że pracował tylko trzy razy w tygodniu. Nie chodził na imprezy, bo tak jak wcześniej mówiłam, jego ojciec nie pił kawy. Pewnie nie zrozumieliście. Ale nie ma tego złego, naprawdę. Za każdym razem, kiedy chłopak był pytany o wyjście na imprezę, odpowiadał "nie, mój tata nie pije kawy". Może dlatego nie miał przyjaciół? Uważano go za dziwaka, za zamkniętego w sobie egoistę. Bolało go to za każdym razem, kiedy słyszał nieprzyjemne słowa o sobie od swoich współpracowników. Właśnie dlatego nie lubił popołudni i wieczorów. Praca - nocna przygoda. Nocna przygoda praca. Poranki były tym czasem, kiedy mógł być sobą. Kiedy mógł być sobą, nie przejmując się nikim innym. Pogodził się z faktem, że nigdy nie znajdzie miłości swojego życia. Oczywiście, oprócz kawy. Był pewien, że samotność to uczucie wrodzone, ponieważ zawsze się tak czuł. Sam, odizolowany od innych dzieci, bawiących się w chowanego i budujących zamki z piasku. Potem odosobniony jako nastolatek, kiedy wszyscy wymieniali się swoimi MP3, obgadywali się nawzajem i omawiali nowe odcinki So Raven. Aż w końcu skończył edukację i z rozmachem wkroczył w życie dorosłe. Dosłownie z rozmachem, ponieważ w swoje osiemnaste urodziny zerwał sobie ścięgno mięśnia dwugłowego kiedy zamachnął się kijem bejsbolowym. To nie tak, że nie lubił ludzi. Właściwie to byli mu oni obojętni. Wiedział, że istnieje dobro, tak samo jak i zło. Wiedział, że trzeba być dobrym człowiekiem, bo inaczej można ranić innych. Ale nie wiedział, że dobro jest czymś niepojętym dla tak wielu ludzi. Nie lubił zadawać bólu, dlatego też uwielbiał poranki. Nie było obok niego nikogo, więc nie mógł ranić. Odpowiadało mu to pod każdym względem. Czerpał z tego same korzyści. Bo co lepszego może spotkać Huntera Fletchera Owena, niż gorąca kawa pita pośród niebiańskich obłoków? Koniec części pierwszej.

31


ŻMICHOANONSE

ANONSE ŻMICHOREDAKCJI Anons o1 - Żmichoredakcja Ups! Skończył się nakład „Magazynu Żet” zanim wszyscy chętni na doznania czytelnicze rodem z naszego szacownego Zespołu Szkół zdążyli go przeczytać! Co teraz??? Drodzy koledzy i koleżanki, redakcja oznajmia z przyjemnością, że zostało stworzone konto na platformie issuu.com (issuu.com/magazynz), gdzie znajdziecie wszystkie numery w formie elektronicznej, dostępne od ręki! Link do strony znajdziecie na naszym fanpage’u na Facebooku (nie zapomnijcie o polubieniu)! Zapraszamy do czytania!

Anons o2 - Żmichoredakcja Na stoisku gazetki szkolnej i na FB znajduje się ankieta dotycząca tego numeru gazetki. Prosimy o wypełnienie jej w celu uzyskania od was opinii o premierowym „Żecie”. Zróbcie to dla nas i odpowiedzcie na kilka pytań. Liczymy na Was <3

Anons o3 – Żmichoredakcja Przyjmujemy nowych członków do gazetki! Potrzebujemy szczególnie grafików i technicznych, ale z chęcią przyjmiemy również nowych ludzi z pasją pisarską. Zgłaszajcie się przez maila lub prywatnie do Sandry Białousz. Pamiętajcie - Prawdziwy Żmichowiak to Aktywny Żmichowiak!

Anons o4 - Żmichoredakcja Poszukujemy domu adopcyjnego dla dwóch kotek, Kamy i Koli. Potrzebują domu niewychodzącego, a najlepiej będzie, jeśli zostaną adoptowane w dwupaku lub do domu z innym kotem. Zgłaszajcie się prywatnie do Sandry Białousz.

Anons o5 - Żmichoredakcja Jeśli masz własny anons, który chcesz opublikować w gazetce, wyślij go na mail zmichoredakcja@gmail.com. Pomóż nam zapełnić puste miejsce na tej stronie :)

32


KOMIKS

33


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.