Gazeta Polonijna Scotland / kwiecien 2014

Page 1

Gazeta bezpłatna tworzona przez Polonię dla Polonii

Gazeta

Scotland

POLONIJNA.co.uk

GAZETA BEZPŁATNA

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

www.gazetapolonijna.co.uk

Edinburgh Glasgow Aberdeen Dundee Perth Inverness Stirling Falkirk Ayr Hamilton Motherwell Livingston Bathgate Alloa Abroath Forfar Brechin Montrose Elgin Broxburg Dunfermline

Polish Craft Fair

Magiczna wycieczka do zaczarowanej krainy Peebles

Russell Crowe i NOAH… Czytaj str. 10

Czytaj str. 4

Wywiad z Andrzejem Pagowskim, mistrzem polskiego plakatu

OPOWIEŚĆ O ODWADZE, POŚWIĘCENIU I NADZIEI

Czytaj str. 6

"Wojtek the Bear" oczami Theatre Objektiv !"#$%&#'()*#+%,-'.&#/#0%/'%"# 12$&3'4,00,05

!"#$%#&' ()$$'*)+,-.$'*/01,2/13$',// .345675.$()$8,43--5$"*443/

N

(&,5,0$9'3#/,50G'222<>.&,5"%=&#$%,-#<=6;

1 ') ) # $ & '2 2 " 6 '2 2 # 0 % '% % 6 '2 2$& 1 '/ / % 6 & 7 '6 6 8 '99 6 - # '$ $ 0 3 '99 6 7 $ 9 % 7 : '" " # & 6 , / ; '$ $ 0 3 '" "6.# E $ '; ; , 5 " % 7 '. . # & 8 6 & ; $ 0 = # E 'FF '! ! " # '! !,;#/ '222<%"#$%&#6)*#+%,-<=6<>+ ?@#=6;;#03#3'$5#'ABCD

Czytajcie na stronie 3

MIAŁEŚ WYPADEK? MOŻEMY CI POMÓC!

Mówimy po polsku Zadzwoń: 0131 319 8145

Czytaj str. 13

Miałeś wypadek? Możemy Ci pomóc!

Mówimy po polsku! digbybrown.co.uk Od wielu lat, nasz dział Foreign and Travel pomaga Polakom, którzy mieli wypadki w Szkocji.

Więcej informacji 0131 319 8145 na stronie 24 Nasze biura mieszczą się w Edynburgu, Glasgow, Dundee, Inverness i Kirkcaldy

Prosimy o kontakt pod numerem

odszkodowania@digbybrown.co.uk

Dla klientów uzyskujemy średnio trzy razy wyższe odszkodowania niż początkowe oferty. Oferujemy pomoc w następujących sytuacjach:

Wypadki samochodowe Wypadki motocycklowe/rowerowe Wypadki w pracy


2

Gazeta

Wiadomości

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

CZYŚCIOSZEK, CZYLI NIEDOMYTE DUSZE… „Świętoszek” to jedna z najbardziej aktualnych satyrycznych sztuk Moliera. Wykorzystując polskie przysłowie – ponadczasowi i świętoszkowaci: modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą. Ta ich niezwykła pobożność jest bardzo płytka – na pokaz , natomiast serca mają „zatwardziałe”, jak mawiał nasz Papież. „Pukam do drzwi kamienia – to ja! Wpuść mnie, chcę wejść do Twego wnętrza, rozejrzeć się dookoła, nabrać Ciebie jak tchu!” Cóż z tego, że biegają do kościoła i klepią formułki pacierzy, gdy obłuda, hipokryzja, ignorancja – nie pozwalają im dostrzec, że na co dzień wielokrotnie łamią przykazania dekalogu. Bo w wierze nie chodzi o demonstracje zewnętrznych atrybutów pseudoświętości, ale o serce, empatię i wrażliwość na bliźniego. Ta nowa mentalność – charakteryzująca

się błędnie pojmowaną asertywnością – niejednemu podcina skrzydła w zderzeniu z takim „żyjątkiem”. Jakże często świetnie sytuowani ludzie, którzy doszli do swych majątków poprzez rozmaite krętactwa, matactwa, przekręty, jak to się dziś mówi – mają za złe żebrakowi, że nie dali mu jałmużny… To oczywista metafora postaw i mentalności współczesnych świętoszków. Częstokroć właśnie tacy – „jeżdżą na wycieczki do Papieża”, do Watykanu, absolutnie nic nie pojmując z nauk, które głosi. Są niereformowalni i, jak głosi Ewangelia – nigdy nie przejdą przez Ucho Igielne. Za grubą skórę mają, za bardzo są impregnowani na nieszczęścia bliźnich, za mocno zapatrzeni w siebie, w sobie zakochani… Wszędzie obnoszą rozdętą do granic możliwości bezdenną pustkę własnych „osobowości”. Mają władzę, mają wpływy i wszelkie imponderabilia . Prawie zawsze wydaje im się, że każdego mogą „kupić” – szczególnie zaś: głosy popleczników. Muszę przyznać, że nie widziałem pogrzebu, by za trumną ciągnięto kasę pancerną bogacza… Trumna kieszeni nie ma… Ale im wciąż za mało… Właśnie oni chcą

Gazeta

MIEĆ, a nie BYĆ. Świat adorujący wielkość, bogactwo, zapatrzony ślepo w powiększanie, przyspieszanie, ulepszanie – gubi się, zapomina o istocie człowieczeństwa. I wcale przez te swoje dążenia nie gwarantuje zdrowia, długiego życia, szczęścia, ani tym bardziej – Miłości… Ze wszystkich epok na świecie, o których cokolwiek wiemy, wiek, w którym żyjemy obecnie, wydaje się być wiekiem największego kultu pieniądza. Człowiek uznawany jest za mniej niż pył na drodze, chyba że potrafi przedstawić tłuste konto bankowe. Nic nie przysparza Człowiekowi tak wiele cierpienia i upokorzeń jak bieda. „Człowiekowi tak się spieszy do posiadania bogactwa, że zdobędzie je w każdy dostępny mu sposób: metodami legalnymi, jeśli to możliwe; wszelkimi innymi metodami, jeśli to konieczne. Lęk przed biedą to straszliwa rzecz! Człowiek może dopuścić się morderstw, rabunków, gwałtów oraz wszelkich innych pogwałceń praw innych ludzi, po czym nadal zachowa wysoką pozycję w oczach otoczenia POD WARUNKIEM jednak, że nie utraci swojego bogactwa. Stąd BIEDA jest przestępstwem! – niewybaczalnym grzechem, można powiedzieć.

GAZETA BEZPŁATNA TWORZONA PRZEZ POLONIĘ DLA POLONII

POLONIJNA.co.uk

Gazeta Polonijna Scotland Tel. 0203 3488 778 Mob. 07 851 871 891 Email: redakcja@gazetapolonijna.co.uk Nakład: 7000 egz., 24 strony Drukarnia: www.ulotki.co.uk

Wydawca: Rafał Sawicki Wywiady Gazety Polonijnej: www.youtube.com/polonijnaTV Wydania archiwalne Gazty Polonijnej Scotland: www.issuu.com/gazetapolonijna-scotland Działy tematyc zne: Kultura: Sebastian Zuchowicz, Adrian Wiecha Zdrowie i Uroda: Anna Jaskiewicz Psychologia: Jarosław Kluczek Dla dzieci: Katarzyna Campbell Kulinarny: Jasiek Kuron Turystyka: Kinga Plich, Sebastian Zuchowicz Spo rt : Oskar Papierz, Daniel Kowalski Wędkarstwo: Dariusz "Kerad" Gorgon Małgorzata Mroczkowska Mama na Wyspach: Dział Graficzny: Rafal Sawicki, Dariusz Dalaszyński Rysują: Szczepan Sadurski, Cezary Krysztopa, Stanisław Kościesza, Tadeusz Krotos Fotografują: Sebastian Kuczyński, Zbyszek Bagniuk, Justyna Bartczak, Karo-

lina Skorek, Karol Wyszyński, Wojciech Nowak, Artur Skorek, Sebastian Zuchowicz, Paweł Tomaszewicz, Janek Ptak, Beata Papierz, Oskar Papierz, Monika S. Jakubowska, Adrian Wiecha Piszą: Beata Papierz, Oskar Papierz, Szczepan Sadurski, Mariusz Ciużyński, Joanna Howe, Anna Galus, Klaudia Drozd, Wojciech Nowak, Sebastian Zuchowicz, Sebastian Horbacz, Katarzyna Campbell, Kinga Plich, Anna Jaskiewicz, Jarosław Jakubiak, Iwona Janas, Karol Wyszyński, Dorota Kordecka, Joanna Pawlak, Karol Nowak, Thomas Derach, Aneta Derach, Dariusz Gorgon, Jarosław Kluczek, Jasiek Kuron, Jacek Wąsowicz, Lidia Waszti Plenzler, Justyna Bartczak, Zbyszek Bagniuk, Monika Ciska Grzegorz Dąbek, Karolina Gradziel, Anna Dudek, Monika Ciska, Grzegorz Dąbek, Karolina Gradziel, Anna Dudek, Katarzyna Morawska-Jaworska, Maciej Przybycień, Karol Gruszczyński ---------------------------------------------------------------------------------------------------Wydawca i Redakcja nie ponoszą odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń. Reda kcja nie zwraca materiałów niezamowionych. Nadesłane materiały pr zechodzą na własnoś ć redakcji, co oznacza jednocześnie przeniesienie na redakcję Ga zety Polonijnej praw autorskich z prawem do publikac ji, skracania i przeredagowywania nadesłanych materiałów. Pr zedr uk tekstów, zdjęć, rysunków i reklam zamieszczonych w Gazecie Polonijnej jest niezgodny z prawem.

Jasne, że żaden człowiek nie obawiałby się nigdy biedy, jeśli miałby podstawy UFAĆ swoim współbraciom. Jest przecież pod dostatkiem żywności, schronienia, ubiorów i luksusów wszelkiej natury wystarczających, aby pokryć potrzeby każdego człowieka na ziemi. A wszystkie te błogosławieństwa mogłyby być udziałem każdego, gdyby nie ten świński zwyczaj ludzi, że próbują wypchnąć wszystkie inne „świnie” z koryta, nawet jeśli sami mają wystarczająco, a nawet dużo więcej niż im potrzeba.” (Przemyślenia Napoleona Hilla: „Prawa Sukcesu”)

BLUŹNIERSTWO co komu po moim życiu co komu po mojej śmierci widzę zdumione oczy świętych macie oczy a jesteście ślepi macie uszy a jesteście głusi macie twarze lecz blade kamienne i obce mapy strachu trosk i przemęczenia wzory świateł i cieni upadków i wzlotów podobne do mojej

(Marr jr.)

Drodzy Czytelnicy! Z wielką przyjemnością oddajemy do Waszych rąk kolejny numer wydania Gazety Polonijnej. Cieszymy się bardzo, iż tak wiele fantastycznych osób entuzjastycznie przyłączyło się do nas, oferując swoją wiedzę, talent i umiejętności. Gazeta Polonijna jest miesięcznikiem tworzonym przez wielkich pasjonatów, ludzi będących blisko spraw ważnych i wartych pokazania szerszemu spektrum. Specjalnie dla Was przemierzamy setki kilometrów, rozmawiamy z ciekawymi osobami, śledzimy wydarzenia, które następnie zamieniamy w osobliwe artykuły, reportaże i felietony. Gazeta jest tworzona z myślą o Was – Polakach mieszkających na emigracji. Dlatego też mocno zachęcamy osoby marzące o karierze dziennikarskiej, do spróbowania swych sił i nadsyłania do nas swoich publikacji i zdjęć. Chcemy otworzyć przed Wami świat pełen barw, dać przepustkę do realizacji swych pragnień. Szczególnie zapraszamy do aktywności twórczej młodzież, która często mieszkając z dala od ojczyzny, zapomina jak piękny jest język polski i jak wiele wspaniałych kombinacji stylistycznych można osiągnąć bawiąc się słowami. Zapraszam serdecznie czytelników do lektury oraz współpracy, firmy zaś do promocji swej działalności poprzez skuteczną formę reklamy oferowanej przez gazetę. Jestesmy przekonani, iż nasze wspólne działania przyniosą wiele pozytywnych aspektów dla Was – wspaniałej Polonii mieszkającej w Wielkiej Brytanii. Redakcja


Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wiadomości

3

Russell Crowe i NOAH… Opowieść o odwadze, poświęceniu i nadziei Nie lada gratką dla fanów filmu była niedawna wizyta Russell’a Crowe’a, światowej sławy aktora, w Edynburgu. Ten hollywoodzki artysta, który ma na swoim koncie role w filmach takich jak „Gladiator”, „Piękny umysł”, „Robin Hood” czy „American Gangsta”, na szkocką premierę NOAH, najnowszego filmu wyprodukowanego przez Paramount Pictures, która miała miejsce w Filmhouse 29 marca, przyleciał prywatnym jet’em. Podczas tej błyskawicznej i niezmiernie krótkiej wizyty w szkockiej stolicy, towarzyszył mu jeden z filmowych synów, 21-letni aktor, Douglas Booth. Licznie przybyli fani mogli do woli pstrykać fotki, do których oboje z przyjemnością pozowali. Crowe był bardzo szarmancki i nie stronił od rozmowy ze swoimi wielbicielami. Przyznał, iż nie było jeszcze okazji, aby zakosztować szkockich przysmaków, takich jak haggis czy smażony w cieście naleśnikowym batonik Mars (battered Mars Bars), ale „Jadąc tu wysączyłem szklaneczkę whisky, to była chyba Laguvilin, ale ja jej nie zamówiłem, poczęstowali mnie”.

Zapraszając na film, zażartował: „Mogę na pewno powiedzieć Wam, że WASZA pogoda jest dziś zdecydowanie lepsza niż ta w Dublinie. Dziękuję, że przyszliście. Tak w ramach sprostowania, żeby zbalansować sytuację i nie zawieść wszystkich młodych kobiet tłumnie tu przybyłych, przyprowadziłem mojego filmowego najstarszego syna. Ok, więc niech się stanie, co ma się stać…Powiem tylko jedno, Wasze doświadczenia i emocje podczas oglądania filmu będą znacznie intensywniejsze niż to sobie teraz wyobrażacie.” NOAH to najnowszy film Darren’a Aronofsky’ego, inspirowany powszechnie znaną biblijną opowieścią o potopie i arce Noego. Film od samego początku wzbudza kontrowersje, w szczególności wśród środowisk religijnych. Warto wspomnieć, iż zanim jeszcze odbyła się premierowa projekcja, kraje muslimskie zakazały dystrybucji tej produkcji w swoich kinach. Jednakże, nie wszyscy są tak sceptyczni i jak sam Crowe powiedział: „Byłem ostatnio na audiencji u Papieża Franciszka – tak, bardzo miły człowiek. Dał nam swoje błogosławieństwo”. Aronofsky ma już na swoim koncie kilka sukcesów kinowych, chociażby wspomnieć „Czarnego Łabędzia”, „Requiem dla snu” czy

„Zapaśnika”. NOAH jest kinem ambitnym, skomplikowanym, o mocnym przesłaniu i prowokującym do przemyśleń. Niesamowite efekty specjalne, pomysłowość ekipy filmowej oraz doskonała obsada (Jennifer Connelly, Ray Winstone, Emma Watson, Anthony Hopkins i Logan Lerman) są elementami bezsprzecznie składającymi się na sukces amerykańskiej produkcji. Wśród osób zgormadzonych na szkockiej premierze znaleźli się również brytyjska mistrzyni olimpijska w wioślarstwie (urodzona w Glasgow), Katherine Grainger wraz z mamą, a także Charlie Allan, który jest bardzo dobrym znajomym tytułowego bohatera, co sam Russell mocno zaznaczył: „Jeśli chodzi o mnie, to ta znajomość będzie trwała aż po grób”. Panowie poznali się na planie filmu „Gladiator”, gdzie Allan był ekspertem od sztuk walki. Dzięki inicjatywnie Allan’a powstała w Szkocji organizacja charytatywna Clanranald Trust, która zajmuje się kultywowaniem, promowaniem i rozpowszechnianiem szkockiej kultury i dziedzictwa narodowego poprzez edukację i rozrywkę. „To fantastyczne miejsce. Na pewno tu wrócę z moją rodziną”, powiedział Crowe. Zapytany o kręcenie filmu w Szkocji, zażartował: „To wspaniały pomysł. W szczególności dobrym rewirem byłaby północ Szkocji, gdybyśmy tylko mieli kamery z wbudowanymi odladzaczami”. Humory dopisywały, a w drodze do Cardiff, Russell zatweetował: „Prawie tropikalnie i balsamicznie kojąco w Edynburgu. Wi-

zyta była zdecydowanie za krótka. Muszę tu wrócić pewnego razu.” A nam pozostaje zaprosić Państwa do obejrzenia tego jakże wymownego filmu, opowieści o odwadze, poświeceniu i nadziei, który zawita do brytyjskich kin już w piątek, 4 marca. Tekst: Monika Ciska (Sportinka) Zdjęcia: Monika Ciska i Emilozo Mukkenzi


4

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLISH CRAFT FAIR

29- 30 marca 2014 roku w Domu Polskim im. Gen. Sikorskiego w Glasgow odbyła się pierwsza szkocka Polska Giełda Rękodzieła, czyli POLISH CRAFT FAIR. Wydarzenie to miało na celu promowanie polskiej sztuki oraz artystów polskiego pochodzenia zamieszkujących Szkocję. Z organizatorką całego przedsięwzięcia, Dagmarą Lesiów- Łaszczewską, rozmawiała nasza dziennikarka i fotoreporterka, Justyna Bartczak. Gazeta Polo nijna: To pie rwsze pytanie, w takim razie. Czym jest POLISH CRAFT FAIR? Dagmara Lesiów-ŁŁaszczewska: Polish Craft Fair czyli Polska Giełda Rękodzieła. Celem tego przedsięwzięcia jest zebranie polskich artystów, żyjących i tworzących w Szkocji. Gazeta Polonijna: Co skłoniło Panią do zorganizowania takich targów? Dagmara Lesiów- Łaszczewska: To chyba taka trochę tęsknota za domem skłoniła mnie do organizacji giełdy. W przeszłości byłam uczestnikiem różnych giełd, głównie mineralogicznych i jubilerskich. Brakowało mi tej atmosfery - poznawania nowych ludzi i interakcji międzyludzkiej obecnej na takich

imprezach. Również z tego tytułu, że sama tworzę biżuterię… chciałam podzielić się tym z większą publicznością, ale także zachęcić i wypromować innych artystów i ich twórczość, oczywiście nie zapominając o popularyzacji Domu Polskiego Sikorski. Gazeta Polonijna: Jakich wystawców możemy tu dzisiaj spotkać? Z jakimi dziedzinami sztuki możemy obcować? A przede wszystkim, jakie przedmioty są tu prezentowane ? Dagmara Lesiów-Łaszczewska: Wystawcy są nie tylko z Glasgow i okolic. Niektórzy przyjechali z północy Szkocji - Dundee, Perth, Aberdeen. Najbardziej popularna twórczość to decoupage, czyli ozdabiane przedmiotów użytkowych wyciętymi z papieru wzorami, jak również biżuteria wykonana tą techniką czy z kamieni szlachetnych, szkła, akrylu drewna oraz filcu. Znajdziemy tu również mydła, świece, ozdoby do włosów, przedmioty ręcznie szyte i robione na drutach czy szydełku. Mamy też malarzy i rysowników oraz malowanie twarzy. Dla smakoszy mamy przepyszne wyroby cukiernicze. Jak widać, przekrój jest nadzwyczaj obszerny. Zainteresowanie wystawców było bardzo duże, jak na pierwszy raz. Mamy ich dwudziestu trzech. Gazeta Polonijna: Czy są to wystawcy wyłącznie polskiej narodowości? Dagmara Lesiów-Łaszczewska: Tak, tym razem tylko polscy artyści. Ale oczywiście mamy nadzieję na przybycie odwiedzających z różnych narodowości. Gazeta Polonijna: Czy przewidziane są jakieś pokazy biżuterii lub malowania? Czego możemy się spodziewać w ciągu tych dwóch dni targów? Dagmara Lesiów-Łaszczewska: Planując tą giełdę, skupiliśmy się przede wszystkim na wystawcach, ponieważ po raz pierwszy organizujemy coś takiego. Jeśli giełda okaże się sukcesem, to na pewno następne targi rozszerzymy o taką działalność, uwzględnimy pokazy wszelakich wyrobów. Gazeta Polonijna: Skoro jest to pierwsze takie spotkanie, czy oznacza to, że drugie też jest planowane? Czy bierze pani pod uwagę organizację kole jnych wydarzeń o takim charakterze? Dagmara Lesiów-Łaszczewska: Przypuszczam, że tak. Chcemy zobaczyć jaki sukces osiągniemy po tych targach. Już teraz mogę potwierdzić wielki sukces wśród wystawców i to, że jeśli impreza zostanie powtórzona, to na pewno będzie ich więcej. Natomiast wiadomo też, że kolejnym miernikiem sukcesu jest ilość odwiedzających. Ale tak naprawdę ideą tej imprezy było poznanie się, nawiązanie nowych kontaktów i koneksji. Miejmy nadzieję, że być może powstanie z tego inny projekt, np. jak to się mówi z dawnych czasów „spółdzielnia twórców”, która niekoniecznie musi wiązać się z Craft Fair'em. Mamy w planach spotkania cykliczne, być może nawet co miesiąc. Ale na pewno możemy spodziewać się ich przy większych okazjach, takich jak Święta Wielkanocne czy Boże Narodzenie. Gazeta Polonijna: Czy za każdym razem będą to tylko polscy wystawcy? Dagmara Lesiów-Łaszczewska: W tej chwili nie mogę powiedzieć jak to będzie wyglądało w przyszłości. Spotkałam się z zainteresowaniem nie tylko polskich czy szkockich artystów, ale również z innych krajów. Być może zorganizujemy targi multi-kulturalne. Jak na razie, skupiamy się na utalentowanych Pola-

kach i ich promocji w Szkocji. Giełda odniosła sukces. Wszyscy wystawcy byli mile zaskoczeni pozytywnym odzewem ze strony odwiedzających oraz liczbą osób przybyłych na targi. Tak, jak wspominała pani Dagmara, artyści wymienili się kontaktami, poznali wspaniałych ludzi oraz nauczyli się nowych rzeczy. Targi odwiedzali zarówno dorośli jak i dzieci, i z pewnością każdy znalazł

coś dla siebie. Z niecierpliwością czekamy na kolejne giełdy polskiego rękodzieła. Dzięki temu wydarzeniu powstała również nowa grupa dyskusyjna na Facebook'u: Polish Craft Artists Scotland. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy do odwiedzenia tego forum. Tekst i zdjęcia: Justyna Bartczak


Polski Warsztat Samochodowy Unit 3, 412 Swanston Street Glasgow G40 4HW, tel: 0141 550 1210 email: info@f1-garage.co.uk

Mechanika, Elektromechanika, Usuwanie DPF, MOT i wiele innych WWW.F1-GARAGE.CO.UK


6

Wywiad Gazety Polonijnej

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Wywiad z Andrzejem Pągowskim – Mistrzem Polskiego Plakatu Andrzej Pągowski, jeden z najznakomitszych polskich grafików i plakacistów, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu, Wydział Plakatu, dyplom u profesora Waldemara Świerzego. Od 1977 roku, w Polsce i zagranicą, drukiem wydano ponad tysiąc plakatów jego autorstwa, zapowiadających sztuki teatralne, filmy, festiwale sztuk i konkursy piosenek. Ponadto Andrzej zajmuje się ilustracją książkową i prasową, jest autorem okładek wydawnictw płytowych, scenografii teatralnych i telewizyjnych, scenariuszy filmów i teledysków. Swoje prace prezentował na licznych wystawach indywidualnych w kraju i zagranicą. Jest zasłużonym laureatem kilkudziesięciu nagród polskich i zagranicznych, wśród których z pewnością warto wymienić kilkanaście najwyższych trofeów na Międzynarodowym Konkursie na Najlepszy Plakat Filmowy i Telewizyjny w Los Angeles, kilka nagród na Międzynarodowym Konkursie na Plakat Filmowy w Chicago, czy też trofea przyznawane za osiągnięcia reklamowe zdobyte ostatnimi laty. Obecnie jest dyrektorem kreatywnym i właścicielem prężnie działającej agencji reklamowej KreacjaPro, stara się za wszelką cenę trzymać dobry poziom i wspierać młodych, oryginalnych twórców. Udało nam się namówić Andrzeja na kreatywną rozmowę o życiu, pracy i muzyce. Serdecznie zapraszam do lektury poniższego wywiadu. Gazeta Polonijna: W minionym roku brałeś udział w wielu imprezach artystyczno-kulturalnych, festiwale, wystawy, warsztaty… z pewnością nie narzekałeś na brak atrakcji. Które wydarzenie wspominasz najmilej? A może coś Cię zaskoczyło? Andrze j Pągowski: Rzeczywiście to był dla mnie bardzo owocny i dynamiczny rok. Wszystko zaczęło się w Muzeum Kinematografii w Łodzi, 19 kwietnia, w moje 60 – te urodziny. Świętowałem je wśród publiczności i przyjaciół na wystawie moich plakatów filmowych „Andrzej Pągowski – ilustrując filmy”. To była potężna wystawa. Ponad 400 plakatów. Dzięki niej, mam całkowicie skatalogowany ten dział mojej twórczości. Przy okazji zorientowałem się, że ponad 100 plakatów nie miałem zapisanych we własnym archiwum. To było pierwsze zaskoczenie. Drugie, to jak ludzie reagowali na tę wystawę. Okazało się, że pamiętają moje prace z ulic naszych miast, z gablot kinowych. Potem posypały się propozycje wystaw. Z zagranicznych wybrałem Edynburg i Stambuł. Obydwie wystawy były dużym zaskoczeniem. Gazeta Polonijna: I właśnie… Jakie wspomnienia pozostawił po sobie Play Poland Film Festival w Edynburgu? Może kilka słów o warsztatach plakatu, które poprowadziłeś właśnie w Szkocji? Andrze j Pągowski: Do Edynburga jechałem wiedząc trochę o tym Festiwalu, ale nie znając ani organizatorów, ani klimatu imprezy. Ko-

respondowaliśmy jakiś czas ustalając szczegóły. Zobowiązałem się wykonać plakat do tej imprezy. Zawsze męczy mnie wybieranie plakatów na moje wystawy. W Polsce robi to mój przyjaciel, Piotrek Dąbrowski, który je organizuje, a tu musiałem sam zadecydować i jeszcze przesłać pliki do druku. Wszystko, jak zwykle u mnie, na ostatnią chwilę, ale się udało. Wszystkie te „dookoła” artystyczne sprawy, zabierają mi czas przeznaczony na pracę i z tym mam największe problemy. Po długiej podróży z przesiadkami, wylądowałem na miejscu i jak zobaczyłem na lotnisku witającego nas Mateusza Jarzę, to od razu wiedziałem, że będzie dobrze. Ujął mnie swoją postawą, uśmiechem i osobowością. Kocham takich ludzi, ludzi z pasją - a to biło od niego na kilometr. Super były też warsztaty i spotkania z ludźmi, którzy naprawdę chcieli ze mną popracować i czegoś się nauczyć. Pracowaliśmy „Unplugged”, czyli bez prądu - tradycyjnymi metodami - bo uważam, że ręka i rysunek są podstawą projektowania. No i oczywiście głowa. Powstało kilka fajnych projektów. Mam nadzieję, że im trochę siebie przekazałem. Gazeta Polonijna: Jesteś osobą bardzo aktywną, bierzesz udział w licznych spotkaniach z młodymi ludźmi, czy to w Polsce, czy zagranicą. Na czym polega „ewenement” Pągowskiego? W doskonały sposób potrafisz nawiązać kontakt z każdym, bez względu na wiek; w dobie nijakości potrafisz zaintereso wać sztuką, a młodzież lgnie do Ciebie jak pszczoły do miodu? Zdradziłbyś na czym po lega ten sekret? Andrze j Pągowski: Oj, tego to nie wiem, ale bardzo lubię i cenię takie wielopokoleniowe dyskusje i spotkania. Każda strona coś z tego ma. Mimo 60-ciu lat myślę, że w środku jestem ciągle tym niepokornym chłopcem, który ciągle się wiercił i czegoś szukał. Może „to” młodych pociąga; ta otwartość na ryzyko, na pójście pod prąd… na mówienie co się myśli, a nie co wypada. Pewnie też trochę sposób bycia i ubierania - wychowałem się na ostrym Rocku. Kocham muzykę i kolorowe ciuchy. Często mówię, że kanty (w spodniach) zawsze mnie uwierały. A co do sztuki, kocham to, co robię i jest to moją pasją. Oni pewnie też „to” czują i wiedzą, że nie ściemniam. Jak kiedyś powiedziałem, że „papierosy są do dupy” to dzieciaki mnie pokochały, ale gdybym palił, to pewnie wyczułyby, że je oszukuję. Trzeba w

rozmowie z nimi być uczciwym. Gazeta Polonijna: Ostatnio w Empikach w całej Polsce pojawiła się kolekcja z Twoimi kultowymi plakatami drukowanymi na kubkach, magnesach, torbach lnianych… i na papierze toaletowym, co jest bardzo oryginalnym pomysłem. Jak zrodziła się idea tej serii? I czy osiągnęła zamierzony cel? Andrze j Pągowski: Kolekcję „Pągowski for Empik” wymyślił szef firmy, Olaf Szymanowski. Zaprosił kilku artystów do współpracy. Mnie zaproponowano stworzenie kolekcji na bazie plakatów. Zaproponowałem zestaw 20 prac, oni wybrali 16, które ukazały się na canvasach, pinach, kubkach, magnesach, torbach płóciennych, no i na papierze toaletowym. Całość dobrze się sprzedała, choć nie wszystkie prace znalazły odbiorców. Dziś klient już nie szuka plakatu do dekoracji ściany - chyba wydaje mu się to zbyt tanie. Obraz tak, ale plakat? Co innego kubki czy torby, to tak. To było kupowane. Jest to pierwszy krok i pierwsze doświadczenie. Ludzie zbyt daleko odeszli od kultury i jej rozumienia. Tę publiczność trzeba ponownie ODZYSKAĆ i WYEDUKOWAĆ. I to właśnie zaczął robić Empik. Gazeta Polonijna: Jesteś autorem 1200 plakatów wydanych drukiem, a kiedy właściwie zdecydowałeś, że zostaniesz właśnie plakacistą? Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z plakatem? Jaki był pierwszy plakat, który zrobiłeś

na zlecenie? Andrzej Pągowski: Przygoda z plakatem zaczęła się na studiach w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. W 1974 roku znalazłem się w pracowni wspaniałego artysty, jednego z wielkich twórców słynnej „Polskiej Szkoły Plakatu” - Waldemara Świerzego. To on przekonał mnie do plakatu i sprawił, że przeniosłem się z malarstwa na grafikę. Gdy w 1978 r. robiłem pracę dyplomową, miałem już kilka plakatów zrealizowanych drukiem, m.in. do sztuki „Mąż i Żona” dla Teatru Narodowego. To był mój pierwszy plakat wykonany na zlecenie. W dniu obrony dyplomu dostałem za niego brązowy medal na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Brnie. Pierwszy plakat i pierwsza nagroda za plakat. Gazeta Polonijna: Każdy Twój plakat to osobna praca, która powstaje pod wpływem jakiejś inspiracji. Czy na początku swojej kariery miałeś kogoś, na kim się wzorowałeś? Ktoś podpo wiedział Ci, w którym kierunku pójść? Czy był ktoś, kto miał wpływ na kształtowanie się stylu, w którym tworzysz? Andrzej Pągowski: Dużo czytam i oglądam. Śledzę trendy i kierunki, ale po to, by wiedzieć co robią inni. Ja do każdego zlecenia podchodzę indywidualnie. Staram się, by moja praca wynikała z tematu, do którego ją projektuję. Jeżeli jest to plakat do filmu czy spektaklu teatralnego, to chcę by był jego kontynuacją


7

na ulicy - jego częścią. Nie mam jako takich wzorców. Tworzę tak „jak czuję” i uważam, że „powinno być”. Jednak spędzam dużo czasu na rozmowach z zamawiającym. Mój profesor, Waldemar Świerzy, nauczył mnie jednego: by nie bać się pracy i kochać to, co się robi, i tak jest do dziś. Mam gdzieś czy to, co robię podoba się komuś, czy nie. Jeżeli ten, kto zamawia uważa, że dobrze wykonałem swoja pracę, to dla mnie jest ok. Najważniejsza jest akceptacja zamawiającego. Tylko on zna założenia, jakie miałem spełnić. Plakatu nie można oceniać tylko poprzez obraz. Musi on spełniać trzy warunki: zamówienie, projekt, ulica. Wtedy jest plakatem. Jeżeli nie był na ulicy, jeżeli nie powstał na zamówienie, to jest obrazem, a ja tworzę plakaty. Gazeta Polonijna: Wyobraźmy sobie, że poproszono Cię o zaprojektowanie plakatu przedstawiającego „POLSKOŚĆ”. Co znalazłoby się na nim? Jakie komponenty wkleiłbyś w taką kompozycję? Andrze j Pągowski: Hmmm… proszę o inny temat. Gazeta Polonijna: Ok , rozumiem. To z inne j beczki… jesteś autorem dwunastu plakatów jazzowych i wiem, że niektóre z nich powstały nie „na zlecenie”, ale z czystej miłości do jazzu. Czy jest jeszcze jakiś inny rodzaj muzyki

bliski Twemu sercu? Coś, przy czym się relaksujesz , odpoczywasz , bądź tworzysz? Andrzej Pągowski: NIE UMIEM ŻYĆ BEZ MUZYKI. Kiedyś był to Rock. Byłem młody i kręciło mnie to. Gdy człowiek dorasta i nadal kocha muzykę, i nią się otacza, ma dwa kierunki, w których może dalej edukować się: muzyka klasyczna i Jazz. Ja wybrałem to drugie. Jazz to wyższa półka. To cudowne brzmienie saksofonu czy trąbki albo gitarowe solówki bluesowe. Słucham bardzo dużo muzyki: w samochodzie, w pracy. TO DLA MNIE JAK POWIETRZE. Bardzo lubię muzykę instrumentalną, bez słów. Czyste dźwięki. A „Nessun Dorma” w wykonaniu Jeff Beck’a mogę słuchać godzinami albo „Bolero”. No i Clapton, BB King, Miles Davis, David Gilmour; ale czasem do pracy pobudza mnie AC/DC czy Metallica...tak. A jeżeli czysty Jazz, to Oscar Peterson. Gazeta Polonijna: Obecnie jesteś dyrektorem kreatywnym i właścicielem firmy - agencji reklamowej - „KreacjaPro”. Jednak chciałbym zapytać o Twoje wcześniejsze dokonania zawodowe, a mianowicie o pracę w redakcji. Byłeś dyrektorem artystycznym i graficznym wielu pism, miedzy innymi polskie j edycji Playboy’a. Jak wspominasz ten okres? Andrzej Pągowski: Zawsze lubiłem pracę w redakcji, ale nie mógłbym jej kontynuować przez dłuższy czas. W wydawnictwie jest mało możliwości zmiany. Trzeba wykonywać tę samą pracę przez długi czas. Tak było w „Modzie”, „Scenie”, a także w „Playboy'u” - choć ten ostatni tytuł to wspaniała przygoda i wyzwanie. Byłem pierwszym dyrektorem artystycznym tego pisma i wraz z Tomkiem Raczkiem wprowadziłem je do Polski. To były inne czasy i magia zakazanego owocu. Teraz byle gazetka robi bardziej odważne fotki, ale „Playboy” jest jeden i nic go nie zastąpi. Choć to dziś zupełnie inne pismo. Pamiętam emocje towarzyszące pierwszej rozbieranej sesji, czy castingom do pictoriali. I nie chodzi tu o nagość, bo z tą zetknąłem się wiele lat wcześniej, pracując z Markiem Czudowskim. Z nią nigdy nie miałem kłopotów. Nie krępuję się kobiet i ich nagości. Zawsze mnie pociągała i fascynowała, ale w „Playboy'u” trzeba było z tego stworzyć przesłanie, obraz, komunikat. Jak to sprzedać, by nie popaść w pornografię. Plus: wspaniałe ilustracje i praca z grafikami. To było coś. Zawsze czułem się dobrze jako Art Director. Chyba mam to wrodzone. Wiem, jak

dobrać grafikę do tekstu, jak stworzyć komunikat atrakcyjny dla odbiorcy. Umiejętność tą wykorzystuję w Agencji, tworząc artystyczne projekty i zapraszając różnych twórców do współpracy. Gazeta Polonijna: Warto również wspomnieć, iż wspierasz swoimi działaniami artystycznymi wiele fundacji, na przykład „Rak and Roll”, „A kogo” (fundacja Ewy Błaszczyk). Skąd zainteresowanie współpracą z takimi organizacjami? Andrze j Pągowski: Mnie się udało. Jestem szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Dużo osiągnąłem, ale ciągle to „coś” najważniejsze jest przede mną. Mam też świadomość, że nie każdemu to było dane. Jedni nigdy nie mieli szansy, innym została ona odebrana przez los. Gdy zrozumiałem, że moje prace mogą ludziom pomóc zrozumieć, lub uruchomić ich wrażliwość czy sumienie, postanowiłem nie odmawiać, gdy zapraszają mnie do wsparcia akcji społecznych. Przez te wszystkie lata było tego bardzo dużo. Fundacja Jolanty Kwaśniewskiej „ Porozumienie bez barier', Ewy Błaszczyk „A kogo?” , „Rak and Roll”, a ostatnio akcja dotycząca choroby Parkinsona czy Autyzmu - to tylko niewielka część tego, co zrobiłem. Swoim życiem zaciągnąłem od losu wielki dług i w ten sposób go spłacam. Gazeta Polonijna: I już na koniec… Nowy Rok , nowe 365 dni…jakie plany? Co Andrze j Pągowski planuje na rok 2014? Czym nas tym razem zaskoczy?...A może jakieś postanowienia noworoczne? Andrzej Pągowski: To też będzie interesujący rok. Najważniejszy projekt to październikowa prezentacja „Nowego Pocztu Władców Polski”, który realizowałem przez ostatnie 10 lat z Waldemarem Świerzym. Profesor zmarł 27 listopada 2013 roku, ale zdążył skończyć pracę. Cały „Poczet” będziemy prezentować na Zamku Królewskim w Warszawie. Poza tym, przygotowania do wystawy plakatu teatralnego, chyba w czerwcu. Nowa seria dla Empiku, marcowa prezentacja mojej książki, którą pisałem z Dorotą Wellman przez 2 lata. Jeszcze projekt z Narodowym Centrum Kultury na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Wystawa na Festiwalu w Międzyzdrojach, gdzie będę odciskał dłoń w Alei Gwiazd. A na co dzień… praca w mojej Agencji i zlecenia, o których jeszcze nie wiem, więc jak widzisz te 365 dni to cholernie mało. Gazeta Polonijna: Uprzejmie dziękuję za po-

święcony nam czas i życzę samych sukcesów w 2014, i dużo dużo zdrowia dla całej rodziny. I oczywiście mamy nadzieję, że ponownie zobaczymy Cię w Edynbrgu lub innym szkockim mieście - serdecznie zapraszamy. Tymczasem, niech moc będzie z Tobą. Dziękuję i życzę powodzenia. Rozmawiała: Monika Ciska Zdjęcia: Andrzej Pągowski i Darek Roman


8

Wiadomości ze Szkocji

Magdalena Ho- miss egzotica Paulina Krupińska, Ada Sztajerowska, Aneta Kręglicka, Ewa Wachowicz, Agata Rubik- to nazwiska kojarzące się Polakom z jednym słowem – „miss”. Aneta Kręglicka w 1989 roku zdobyła nawet ten najważniejszy tytuł miss, miss świata. Kryteria przy wyborze najpiękniejszej z kobiet są raczej powszechnie znane. Kandydatka musi być szczupła, mieć zgrabne nogi, zadbaną cerę i nienaganne maniery. To czy miss ma włosy czarne, czy blond, nie ma większego znaczenia. Ważne, żeby były zadbane, dobrze ułożone i lśniące. Przy okazji każdych wyborów, kandydatki mają szansę na zaprezentowanie siebie, swoich zalet i marzeń(jednym z nich jest oczywiście zapanowanie pokoju na świecie). Trudno jest w ciągu kilku minut zaprezentować swoją osobowość i pokazać, że prócz piękna zewnętrznego, jest też coś w środku. Często wydaje nam się, że dziewczyny biorące udział w wyborach miss są skupione głównie na swojej urodzie, a konkurs piękności, to nic innego, jak szansa na wyeksponowanie swoich wdzięków i pokazanie, że uroda wystarczy, by osiągnąć życiowy sukces. Jednak, gdy wybory już się skończą i tytuł najpiękniejszej zostanie nadany, każda z dziewczyn wraca do swoich codziennych obowiązków. No właśnie, ale co te najpiękniejsze dziewczyny robią na co dzień, czym się zajmują i czym jest piękno, którym określana jest ich uroda… Nie wszyscy Polacy wiedzą, że od kilku lat w Warszawie odbywają się wybory Miss Egzotica, a 14 lutego miał miejsce finał tegorocznego konkursu. Według organizatorów, projekt Miss Egzotica International jest skierowany do osób mieszkających w Polsce, które pochodzą z obcych krajów, których rodzice (lub jeden z rodziców) przybyli do Polski, zamieszkali w Polsce, zainwestowali w Polsce, podjęli pracę, studia lub założyli rodziny. Coroczne wybory Miss Egzotica mają również na celu uświadomienie Polakom, że wśród nich są ludzie o innym wyglądzie, którzy, jak kandydatki do tytułu najpiękniejszej, wciąż są Polakami. W tegorocznych wyborach, które odbyły się w Blue City w Warszawie, wzięło udział 13 kandydatek: Alfiya Apsalyamova – Kazachstan, Amira Ellili – Tunezja, Annalieser Ferran – Kuba, Hanna Hapaniuk – Białoruś, Karolina Łanowiecka – Kuba, Laura Reiss – Angola, Magdalena Ho – Wietnam, Manueala Marsal Cabitango – Angola, Marta Owusu – Ghana, Michelle He – Chiny, Patrycja Wiktoria Kąsek – Arabia Saudyjska, Yenny Torres – Kuba, Angelika Anozie – Nigeria. Najpiękniejszą okazała się Magdalena Ho z Wietnamu. Każda z dziewczyn ma nietypową urodę i geny, które ukształtowały nie tylko ich wygląd,

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

ale i charakter i temperament. Przy okazji wyborów Miss Egzotica poznajemy dziewczyny, które mają korzenie z innych, często odległych Polakom, części świata. Jednak to prawdziwe Polki, co zaskakuje, bulwersuje, ale i często spotyka się z bardzo pozytywną reakcją rodaków. Marta Owusu, to wysoka, wysportowana studentka warszawskiej AWF, która została II Vice Miss Egzotica. Jak sama mówi, mimo korzeni pochodzących z Ghany, czuje się stuprocentową Polką. W Polsce się urodziła i wychowała. Ze względu na bardzo ciemną karnację, ludzie myślą, że jest Mulatką- czyli dzieckiem Czarnego i Białego człowieka. Marta tłumaczy, że jest Terceronką, jest w Ľ Czarna. Jej afrykański dziadek przyjechał na studia do Polski, gdzie poznał swoją przyszłą żonę- babcię Marty. Marta urodziła się w 1993 roku w Częstochowie, gdzie od najmłodszych lat uprawiała sport. Jej pasją jest siatkówka, którą trenuje od wielu lat, i w której odnosi ogromne sukcesy. Prócz sportu fascynują ją modeling i aktorstwo. Marta gra w serialach, takich jak Na dobre i na złe czy Hotel 52. Zapytana o udział w wyborach miss i wrażenia z nimi związane, mówi: „Była to dla mnie fantastyczna przygoda i nowe ciekawe doświadczenie. Najbardziej cieszę się, nie z samej gali finałowej, a z udziału we wszystkich wydarzeniach towarzyszących konkursowi, m.in. wspieraniu fundacji Nowa Nadzieja, WOŚP i eventach ukazujących, że różnorodność i wielokulturowość, pojawiające się coraz częściej w Polsce, są piękne. Dzięki Miss Egzotica International poznałam wspaniałe dziewczyny, z którymi, wierzę, że połączy mnie prawdziwa przyjaźń. Świadomość i tolerancja dla obcokrajowców czy osób o innym kolorze skóry, z roku na rok jest coraz większa. Polacy od zawsze słynęli ze swojej gościnności, która zaczyna przekładać się na coraz normalniejsze traktowanie Nas -troszkę bardziej opalonych Polaków”. Manuela, wesoła i prześliczna Mulatka, poproszona o powiedzenie kilku słów o sobie, rzuca: „Bom dia! Chamo-me Manuela Marsal Cabitango. Przepiękne nazwisko odziedziczyłam po tacie, rodowitym Angolczyku, który podczas studiów w Polsce poznał moją przepiękną mamę, rodowitą Polkę. Powstała z tego egzotyczna mieszanka, która postanowiła w tym roku wziąć udział w równie egzotycznym konkursie piękności”. Manuela ma burzę loków i przepiękny uśmiech. Mieszka w Polsce od urodzenia, Mówi, że Polska to jej kraj, tak samo jak Angola, w której niestety nigdy nie była, a do której planuje pojechać po skończeniu studiów. Manuela czuje się bardzo związana z krajem, z którego pochodzi jej ojciec. Jak sama mówi, to być może za sprawą pasji – tańca, który stał się też jej zawodem i „tak wiele kręci się wokół niego, że mogę chyba powiedzieć, że stał się całym moim życiem”- dodaje. Manuela tańczy od dziecka, kształci się w przeróżnych technikach tańca. Jednak stylami najbliższymi jej sercu i jej naturze są kuduro i afro house, które zawładnęły jej codziennością. Dziewczyna tłumaczy, że oba powstały na przedmieściach (mussekes) Luandy, stolicy Angoli i są mieszanką tradycyjnych styli (kizomba, semba) z hip hopem, house’ em. I to właśnie te style próbuje rozpowszechnić wraz z grupą taneczną Mulemba(z jęz. portugalskiego „drzewo figowe”), założoną przez Dúnię Pacheco, Angolankę mieszkającą na co dzień w Warszawie. Kuduro (z jęz. portugalskiego cú duro) oznacza „twardy tyłek”. Uczestniczki wyborów Miss Egzotica twierdzą, że w Polsce taki tyłek ciemnoskóra część ludności musi mieć, bo pomimo ciągłego rozwoju naszego kraju, rasizm wciąż w Polsce istnieje. I choć doświadczały go częściej w dzieciństwie, teraz też się z nim spotykają, lecz jako dorosłe i dojrzałe kobiety, potrafią ignorować głupie zaczepki. „Wiem, że wynikają

one z niczego innego, jak tylko i wyłącznie z ludzkiego ograniczenia i ignorancji. Jestem niesamowicie dumna z mojego pochodzenia, a w tej dumie utwierdza mnie każda nieprzyjemna sytuacja, z którą muszę się zmagać. Jednak sytuacje negatywne są przyćmiewane przez te przyjemne. Rzadko spotykana uroda jest w Polsce niezaprzeczalnym atutem – przykuwa uwagę, pomaga w nawiązaniu relacji zawodowych, w spełnianiu swoich marzeń. Nie poznałabym tylu osób i nie wzięła udziału w tylu ciekawych projektach, gdyby nie coś, co mnie wyróżnia spośród innych” – mówi Manuela. Do jednego z największych osiągnięć Manu(jak nazywają Manuelę przyjaciele) można zaliczyć zakwalifikowanie się do półfinału programu „Mam Talent” oraz występ podczas sylwestra telewizji TVN wraz z jej taneczną grupą. Manu ukończyła kierunek językoznawstwa i informacji naukowej na poziomie licencjackim, a obecnie jest na pierwszym roku studiów magisterskich, na kierunku arabistyki w Poznaniu. Poprzez udział w wyborach Miss Egzotica, Manuela Marsal Cabitango chciała pokazać siebie z innej strony, wypromować to, co robi. Podobnie jak Marta, Manuela nawiązała nowe przyjaźnie. Konkurs umożliwił poznanie osób, z którymi być może podejmie współpracę zawodową w przyszłości. Zapytana o odczucia względem całego konkursu Miss Egzotica, Manu odpowiada: „Po raz kolejny miałam okazję sprawdzić się przed kamerą i na scenie. Mimo licznych występów tanecznych, odczuwałam lekki stres – występ w tym konkursie jest czymś zupełnie innym, ocenia się inne umiejętności kandydatek, ich sposób bycia, zachowanie względem innych, to, co mają do powiedzenia. Przekonałam się, że to nie do końca jest dla mnie. Wolę być oceniana za to, co potrafię robić, za to, czym się zajmuję, a nie za piękny uśmiech czy oczy. Oczywiście, osobowość jest również jednym z czynników decydujących o wygranej bądź przegranej, jednak czy jurorzy są w stanie poznać nas w przeciągu kilku minut bycia na scenie?” O konkursie i swoich doświadczeniach opowiedziała także Magdalena Ho, zdobywczyni tytułu najpiękniejszej, której korzenie pochodzą z Wietnamu. Rodzice Magdy, podobnie jak ojciec Manueli i dziadek Marty, przyjechali do Polski na studia i zamieszkali w Sosnowcu, gdzie później urodziła się ich córka. Magda jest niewysoką brunetką, o pełnych ustach i ciemnych oczach. Jej delikatna azjatycka uroda przykuwa uwagę. Do udziału w wyborach miss skłoniła ją idea konkursu, czyli zwalczanie rasizmu i ukazanie Polakom, że inny typ urody nie oznacza czegoś gorszego. Magda pamięta bardzo dobrze, gdy kilka lat temu, w Sosnowcu, jej ojca zaatakowała na ulicy grupa młodych ludzi, przed którymi musiał uciekać. Mimo stresu, jakiego doświadczyła rodzina Magdy, dziewczyna twierdzi, że to właśnie Sosnowiec jest jej małą arkadią i miejscem najlepszych wspomnień z dzieciństwa. Szczególnie ciepło mówi o parze sąsiadów, którzy zajmowali się nią, gdy rodzice pracowali, i których z czasem pokochała, jak

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Marta Owusu, Manuela Marsal cabi tango i Angelika Anozie członków rodziny. Od kilku lat Magda wraz z rodzicami mieszka w Warszawie, gdzie w tym roku zdaje maturę. Dziewczyna planuje związać swoją przyszłość z psychologią i otworzyć swój własny butik. Warszawa daje więcej możliwości i jest też miastem, w którym można spotkać wielu ludzi o innym kolorze skóry, co pozwala na poczucie, że nie jest się odosobnionym w swojej inności, jak twierdzi Magda. Jej kolor skóry oraz cechy, które odróżniają ją od innych, czasem doprowadzają do różnych, ciekawych sytuacji. Ludzie potrafią obrazić, ale i rzucić komplementem. Najzabawniej jest, gdy nie spodziewają się, że Magda jest Polką i na ich zaloty po angielsku, dziewczyna odpowiada piękną polszczyzną. Piękno ludzkie jest pojęciem względnym. Dla niektórych pięknem jest typowo słowiańska uroda, dla niektórych azjatyckie rysy twarzy. Często oceniamy ludzi po wyglądzie, bo to, jak się ubieramy lub czeszemy, w pewnym sensie nas charakteryzuje. Potrafimy krytykować wygląd innych, nie znając ich osobowości. Przy okazji wyborów Miss Egzotica 2014, mogliśmy poznać kobiety, które mimo innego koloru skóry, innej struktury włosów lub kształtu oczu, utożsamiają się z Polakami i Polską, która jest przecież ich domem, miejscem urodzenia i ojczyzną. Pomimo przykrości, które je spotykają, to wspaniałe i ambitne dziewczyny. Różnorodność kulturowa jest piękna, a kolor skóry nie powinien być wyznacznikiem w relacjach międzyludzkich. Bo przecież, mimo innego koloru skóry czy kształtu oczu, wciąż jesteśmy ludźmi, którzy poprzez swoją odmienność i indywidualność, mogą nauczyć się od siebie tolerancji, szacunku i poszerzyć swoje horyzonty. Noemi Ndoloka Mbezi


Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wiadomości

9

NIE TYLKO WE ŚNIE Włosy: owłosiony, włochaty, włosy stają dęba, włos ci z głowy nie spadnie... Czyżby? Magia bywa groźna, magia na głowie i... w głowie. W wielu kulturach włosom przypisywano i przypisuje się rzeczywiście właściwości magiczne, może dlatego, że posiadają osobliwą cechę: ucinane stale odrastają. I dlatego też uważa się je za siedlisko życia, siły psychicznej; męskie włosy mają moc magiczną, czarodziejską, a kobiece - siły pociągu erotycznego. Rzymskim westalkom ścinano włosy, także mniszkom składającym śluby. Golono głowy kobietom posądzanym o czary - aby odjąć im moc szkodzenia bliźnim. W czasach cesarstwa rzymskiego szybkie zmiany mody uczesania kobiecego sprawiły, że bogate damy kazały się portretować rzeźbiarzom na popiersiach z łysą głową, aby nakładać na nie modne marmurowe fryzury. Z biegiem wieków, poprzez kultury i kraje fryzury były wyznacznikiem pozycji społecznej, określały miejsce w grupie, zawód, wiek. Szczególne miejsce wśród modnych fryzur zajmuje fryzura „bezfryzurowa”. Wielu zorientowało się, że włosy to po prostu gatunek pasożyta. Wnioski wyciągnęli z obserwac-ji - obserwując drapiące się psy i iskające się małpy. Stąd też niektóre gatunki uparcie usuwają owłosienie z głowy, klatki piersiowej, rąk, nóg i krocza aby nie narażać się na tak groźne choroby jak łupież czy wszy. Wśród gatunków włosów możemy wyróżnić również takie jak: blond, czarne, rude, czerwone, zielone, niestandardowe... Włosy bywają niekiedy przyczyną smutków. Lunia, na ten przykład, kiedyś była blondynką, ale kolejny narzeczony powiedział, że wygląda jak dionizyjskie upojenie; nie bardzo wiedziała co to znaczy, ale postanowiła nie być więcej blondynką. A Janowi Kiepurze było wszystko jedno gdy śpiewał: Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki całować chcę”. Śnić o długich, pięknych włosach dobrze wróży. Długie włosy mogą symbolizować także zmysłowość i nadmierną dominację intelektu, natomiast starannie uczesane oznaczają próżność. Nie ścinaj we śnie innym włosów bowiem może to oznaczać, że chcesz osiągnąć zyski kosztem innych, lecz gdy swoje zapleciesz - z pewnością zechcesz odbudować zerwany związek. A włosy w zupie mogą oznaczać niesnaski lub nawet kłótnie, o czym życzliwie przestrzega Jan Choiński

DIGI SAT

POLSKA TELEWIZJA W TWOIM DOMU Krzysztof, Tel. 07963 629 407 email: digisat@post.pl

NAPRAWA MOTOCYKLI - wymiana zestawów napędowych - hamulce - wymiana płynów eksploatacyjnych - wymiana łożysk - przygotowanie motocykla do M.O.T - pomoc w oględzinach motocykla - transport motocykla oraz więcej ......

Tel: 07594 309 375

JUST BE PHOTOGRAPHY Adres: Glenpark Ind.Est. Unit 7, Glasgow G31 1NU

Justyna Bartczak fotografia artystyczna, reklamowa, reportażowa, imprezy okolicznościowe oraz sesje fotograficzne email: jbartczak.photo@gmail.com tel. 07514 099653


10

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Magiczna wycieczka do zaczarowanej krainy Peebles

Peebles to jedna z bardziej malowniczych południowych szkockich mieścinek , leżąca w zachodniej części The Scottish Borders, wzdłuż rzeki Tweed. Jest bezsprzecznie określane mianem dystyngowanego i urodziwego miasteczka z tradycją. Znajduje się niedaleko Edynburga, zaledwie 45 minut drogi samochodem. Miasteczko usytuowane jest na północnym brzegu rzeki Tweed, wzdłuż której znajduje się przepiękny park, zapraszający na długie i przyjemne spacery. Wiktoriańska architektura miasteczka dodaje mu uroku i czarującej atmosfery. Historia miasta sięga zamierzchłych czasów dziesiątego wieku. Pierwsze wzmianki o Peebles datowane są na lata rządów Króla Davida (1124-53). W XV i XVI wieku rodzina

królewska bardzo często wizytowała to miejsce, w szczególności król James III. Na High Street znajduje się Mercat Cross oraz ruiny Cross Kirk, wznoszące się nad Eddleston Water, wybudowane ok. 1261 roku. Miasteczko chwali się pięknymi budowlami, takimi jak The Chambers Instytut, ofiarowanym miastu przez dwóch sławnych synów Peebeles, Roberta i Williama Chambers. Obaj urodzili się w Peebles w XVII wieku i byli założycielami słynnego wydawnictwa i zakładu poligraficznego, które noszą ich imię po dziś dzień. Jak w większości szkockich miast leżących na terenie The Scottish Borders, golf, wędkarstwo, kolarstwo górskie i spacery są najpopularniejszymi atrakcjami oferowanymi turystom i mieszkańcom. Malowniczy Tweeddale Forest oraz wyżyna Southern Upland Way są w zasięgu ręki - wspaniałe miejsce na wiosenne spacery. Tekst: Monika Ciska (Sportinka) Zdjęcia: FeakyMonkey Sequence


Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

Wiadomości

11

KABARET NEO-NÓWKA Molesta Ewenement: W WIELKIEJ BRYTANII! To RapGra, człowiek…

Zaledwie kilka tygodni temu legenda polskiego ulicznego rapu, Molesta Ewenement, sprezentowała nam niepowtarzalny, pełen energii i pozytywnych wibracji występ.

Ulubieńcy publiczności, Kabaret NeoNówka wystąpi w Anglii i Szkocji z programem, pt . "„Piel grzymka do miejsc śmiesznych””. W dniach 4- 6 kwi etnia 2014 zapraszamy na występy do Edinburgh, Aberdeen i Leeds. Organizatorem trasy jest Kabareton.co.uk . Kabaret Neo-Nówka to najbardziej rozpoznawalny i popularny polski kabaret młodego pokolenia. Trójka Wrocławian zaskarbiła sobie sympatię publiczność kreowaniem wyrazistych postaci, które zwykle są zwierciadłem polskiej mentalności, zalet i przywar. O skeczu „Niebo”, który stał się niewątpliwym hitem i wizytówką kabaretu

Neo-Nówka, już dziś można powiedzieć, że przejdzie do historii polskiej sceny kabaretowej. Luz, inteligencja i umiejętność improwizowania to największe atuty Neo-Nówki. Wrocławianie mają za sobą niezliczoną liczbę realizacji telewizyjnych oraz setki występów rocznie w kraju i za granicą. A więc nie pozostaje nam już nic innego niż zaprosić wszystkich wielbicieli talentu Kabaretu Neo-Nówka na występy w UK. Bilety w cenie 19 funtów można zakupić on-line oraz w wybranych polskich sklepach. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.kabareton.co.uk Dodatkowych informacji udziela Marcin Kwiatkowski tel. 07540 222-487, email: office@kabareton.co.uk

Harmonogram wyst pów: Data

Miasto

Venue

Godzina

04/04/2014

Edinburgh

George Square Lecture Theatre, 29 Buccleuch Place, EH8 9LH

8.00 pm

05/04/2014

Aberdeen

The Beach Ballroom, Beach Promenade, AB24 5NR

8.00 pm

06/04/2014

Leeds

Leeds City Varieties, Swan Street, LS1 6LW

4.00 pm

06/04/2014

Leeds

Leeds City Varieties, Swan Street, LS1 6LW

7.30 pm

Vienio, Włodi, Pelson i DJ B wylądowali w Szkocji w niedzielne lutowe popołudnie. Koncert w Edynburgu był częścią brytyjskiej trasy koncertowej wykonawców (07.02 Bristol, 08.02 Londyn, 09.02 Edynburg), zorganizowanej przez X-Side Music. Impreza odbyła się tradycyjnie w The Jam House (5 Queen Street, EH2 1JE), a bilety w cenie £17 (przedsprzedaż, £20 w dniu koncertu) można było kupić na stronie Ticketweb, bezpośrednio w studiu tatuażu Plus 48 Tattoo Saloon (283 Leith Walk, EH6 8PD) oraz kilku polskich sklepach na terenie Edynburga. Pierwsi fani pojawili się w klubie tuż po 19stej. Humory dopisywały od samego początku, w końcu nie byle kto przyjechał zagrać. Na początku publiczność rozgrzewał Emilozo/EmigraczE SoundSystem i DJ Konnsky. Znajome twarze, między innymi Merca, Pawy i Mogła, zachęcały do intensywniejszego bounce’owania. Czas leciał bardzo szybko - niepostrzeżenie Moleściaki przejęli mikrofony. Mały zgrzyt – ktoś niechcący wyrwał wtyczkę z kontaktu, zabrakło prądu…ale tylko na małą chwilę - szybka akcja i wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku. Raperzy zaprezentowali przekrój materiału, grali kawałki z płyt wydanych jako Molesta, chociażby wspomnieć Skandal, Ewenement czy też Molesta i kumple, jak również utwory z solowych projektów. To była eksplozja najczystszej pozytywnej energii - na ponad półtorej godziny hiphopowy żywioł zawładną klubem. Nie było pojedynczej osoby, która nie wiedziałaby dlaczego jest tu i teraz…bo to Molesta Ewenement właśnie!...To rapgra, człowiek! I jak to sami raperzy podsumowali na koniec: Edynburg. Dzięki.(…) udało się przeprowadzić operację ewenement. Misja wykonana. Elo. Zioms. (…) We love yaaaa”. Oczywiście po występie był czas na zaspokojenie pragnienia, toasty z Moleściakami i „sweet focie”. A ponieważ „warszawiaki” lecieli do domu dopiero we wtorkowy poranek,

kolejny dzień spędzili wędrując wzdłuż i wszerz edynburdzkiego grodu. Uśmiech nie schodził im z twarzy, zachwycali się architekturą, ludźmi i atmosferą miasta. Zasmakowali w lokalnych browarach, noodlowych barach i innych przyjemnościach. Żegnając się na lotnisku, serdecznie podziękowali za mega kozacki wyjazd i zaznaczyli, że wrócą tu, i to nie raz. A my z naszej strony możemy powiedzieć: You are more than welcomed here. Elo. Tekst: Monika Ciska (Sportinka) Zdjęcia: Justyna Bartczak


12

Gazeta

Poezja

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Meandry Poezji pod redakcją Andrzeja Juszczaka

Gdzie spojrzeć?

Ogień, zamknięte drzwi, szafirowo złote wnętrze płonie... Znowu płoną barykady z ludzi, wokół widać plamy z krwi,dym zasłania oczy, oczy przez dym wypatrują zasłoniętych drzwi. Ukraina płonie jak rzucony w wodę liść-tonie.Liść. To nie liść, gdzie są drzwi.

Tonie.To nie liść.EuZamknięte ropa. drzwi. To nie Ukraina. To my. Ludzie. Barykady,drzwi. Europa. Ludzie. Ludzie-bez nic Ludzie.Nie barykady ,nie krwi. Drzwi.Ludzie, Ocalić barykady. Otworzyć drzwi. Barykady .Ocalić. Katarzyna Lisowska

Wiersz Katarzyny Lisowskiej niech pozostanie zapamiętany jako moralne wsparcie dla narodu ukraińskiego Nie zawsze wygrywają czołgi i armaty ale zawsze wygrywa prawda.

WSPOMNIENIE PRZESZŁOŚCI

NA IMIĘ MI SPRZECZNA

Dopiero odrastałeś od ziemi. A teraz? Przystawiasz do siebie swój dawny sweterek i sięga ci do pępka.

Sprzecznością wielką jestem. Paradoksem czynów. Niezgodnością myśli. Kontrastem samym w sobie. Kimś tak prawdziwym a tak złudnym. Tak wrażliwym, a tak okrutnym. Sprzecznością wielką jestem. Odmiennością słów. Przeciwieństwem cech. Wadą ukrytą nawet w zaletach. Różnicą między Ja a drugim Ja. Osobą bez osobowości. Miłością bez miłości. Niczym a jednak wszystkim. Nikim a jednak Kimś. Zapewnieniem i niezrealizowaniem. Pisarką i ‘kiczotwórcą’. Konwalią i chwastem. Dzieckiem i dorosłym. Dziewczynką i kobietą. Jestem sobą i kimś innym. Jestem sprzecznością. (Sylwia Łabuz)

Wspomnienia: radosne, miłe. Przypominasz sobie rzeczy, do których masz sentyment. Dopiero uczyłeś się mówić. A teraz? Bluzgasz, kiedy tylko można. Karcisz się za to, łudząc się, że przestaniesz. Ale weszło w nawyk. Dopiero miałeś kilka włosów na głowie. A teraz? Oprócz włosów masz jeszcze wiele spraw. Czas beztroski minął. Puszczając piękną piosenkę, ronisz łzy, bo wszystko wraca jak żywy obraz. Widzisz wyraźnie swoje zabawy, siebie, słyszysz swój śmiech. Teraz usta zatkał ci wiek. Czasu nie prześcignąłeś, ale on też nie zostawił cię w tyle. Idziecie łeb w łeb niezbyt równą ścieżką teraźniejszości. Dopiero, co mówiłeś "Mam czas". A teraz? Nie wiesz, co to za próżne słowa. Monotonia twojego życia cię przygniata, ale nie masz siły by wstać. Nie ma kiedyś. Jest teraz. I tylko wspomnienie przeszłości...

(Sylwia Łabuz)

NIE OTWORZĘ Zamknięte okno na świat. Uwięziony w swej niewiedzy stoję. Ukryty w cieniu niesprawiedliwości płaczę. Umazany okrutnością czynów krzyczę. Skażony brutalnością słów lękam się. Zatracony w swej naiwności dziwię się. A okna nie otworzę - boję się jeszcze gorszego. (Sylwia Łabuz)

W miesiącu kwietniu obchodzić będziemy kolejną rocznicę śmierci J.Pawła 2

Chciał bym z okazji tego wydarzenia zaprezentować swój utwór dedykowany naszemu Papieżowi i kilka innych utworów tematycznie ze sobą powiązanych

PAPIEŻOWI J.P.2

czy można napisać wiersz o kimś ,kto sam był poezją litery przesiąknięte łzami spływają po papierze gołe kartki zeszytów i ich puste strony krzycząc tworzą aurę milczenia nad tym który odchodząc przywraca śmierci szacunek A.JUSZCZAK

ZMARŁY I ANIOŁ

kiedy ciało uwolniło duszę obok zepsutego zegara usiadł ptak niebieski i znieruchomiał razem z nim zebrani szeptali to Anioł a on stał i patrzył A.JUSZCZAK Pogrzeb wydarzenie szczególne , chwila kiedy stoimy przy otwartym grobie czas i miejsce gdzie wszyscy stajemy się poetami odgłos dzwonów płacz ,żal ,smutek kumuluje się tworząc niepowtarzalną symfonię przemijania

PRACA GRABARZY

między niebem a cmentarzem cisza

potęgowana milczeniem dzwonów obojętna zachłanna zagłusza wszystko zamknięta brama czeka grabarze stanęli w skupieniu jeden obok drugiego ich usta milczą ich neutrony tworzą szkic grobu nagle śmierć bezszelestnie wprowadza kondukt biją dzwony drżą sejsmografy wieczność pod ciężkimi chmurami dwoje żywych w ziemi A.JUSZCZAK


Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Wiadomości

POLONIJNA.co.uk

13

“Wojtek the Bear” oczami Theatre Objektiv Wojtek Niedźwiedź powraca do Edynburga - tak to prawda! Będziemy mieli okazję podziwiać tego niesamowitego polskiego żołnierza Armii gen. Andersa w niecodziennym wydarzeniu artystycznym, sztuce wystawianej przez charyzmatyczny teatr Thearte Objektive. Pierwsze spektakle będą wystawiane w dniach 2426.04.2014 w Scottish Storytelling Centre (Netherbow Theatre) w Edynburgu, po czym trupa teatralna wyruszy w trasę po całej Szkocji. Spektakl zagości również w Londynie dzięki uprzejmości Konsulatu RP w Edynburgu oraz Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy Polskich (SPK) . Gdy w czerwcu 2012 roku, Theatre Objective wystąpił po raz pierwszy ze spektaklem "Wojtek the Bear", pierwszą sztuką teatralną o Wojtku, polskim niedźwiedziu - żołnierzu, w Scottish Storytelling Centre, pochlebne recenzje trafiły na pierwsze strony dwóch polskich gazet. Bilety na kolejne przedstawienia wyprzedały się w mgnieniu oka - co noc oklaskiwane były gromkimi brawami i nagradzane stojącymi owacjami. Teatr Objektiv to szkocka grupa artystyczna, która ma swą siedzibę w Edynburgu. Są organizacją niesamowicie twórczą czerpiącą inspi-

racje ze szkockich oraz europejskich stylów i tematów, co pozwala im tworzyć intrygujące scenariusze. Otwarte umysły artystów prowokują powstawanie przeróżnych eksperymentalnych form teatralnych, które łączą teatr wizualny ze słowami, muzyką i ruchem. Jak sami mówią, wszystko zaczyna się od słowa i na słowie się kończy. Jest to teatr podróży, teatr wizualny wyłaniający się z cieni, teatr kinetyczny tworzący kształty, teatr ironii, zadumy i śmiechu. Zaprasza widza do odwiedzania ciemnych zakamarków, które kryją niesamowite historie. Spektakle wystawiane są w języku angielskim i szkockim, a czasami troszkę po polsku, francusku i w yddish. Nieodłącznym elementem przedstawień jest również śpiew. Historia Wojtka, słynnego polskiego żołnierza – niedźwiedzia, przygarniętego przez polskich żołnierzy stacjonujących w Syrii w czasie drugiej wojny światowej, jest powszechnie znana wśród szkockich i polskich społeczności. Wojtek jako mały niedźwiadek znalazł się wśród żołnierzy Armii gen Andersa. Wraz z nimi przewędrował przez terytoria Bliskiego Wschodu i wziął udział w bitwie pod Monte Cassino. Dzięki jego niesamowitej osobowości i przyjaznej naturze, Wojtek stał się kimś więcej, a mianowicie uniwersalnym symbolem wolności i ambasadorem dobrej woli dla całego ruchu “Wolnej Polskiej Armii” w po-

wojennej Szkocji. We wrześniu 1947 roku, tysiące ludzi stawiło się w Glasgow, aby przywitać Wojtka, kiedy to wraz z Wojskiem Polskim przybił do portu po powrocie z Włoch. Jego obecność w obozie przesiedleńczym Polaków w Winfield (Berwickshire) przyciągała wielu Szkotów, którzy dzięki temu zaprzyjaźniali się z mieszkającymi tam Polakami. Ponieważ Wojtek uwielbiał szkocką muzykę ludową, bardzo często brał udział w okolicznych miejskich zabawach. Dzięki temu bezdyskusyjnie pomógł Polakom zintegrować się z lokalnymi mieszkańcami oraz zneutralizować podmuchy rasizmu i nacjonalizmu w tym regionie. Kiedy obóz przesiedleńczy został rozwiązany, Polacy rozeszli się po Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy i nowego życia, a niedźwiedź Wojtek został przeniesiony do Zoo w Edynburgu. W krótkim czasie stał się główną atrakcją ogrodu zoologicznego, gdzie „w klatce” pozostał symbolem Polski – kraju za kratami żelaznej kurtyny, a także symbolem wolnych Polaków na obczyźnie. W sierpniu 2013 roku, Raymond Raszkowski Ross, dyrektor artystyczny Thetre Objektiv oraz autor sztuki, został nagrodzony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasług Rzeczypospolitej Polskiej. Jest to odznaka nadawana cudzoziemcom oraz zamieszkałym za granicą obywatelom polskim, którzy swą działalnością wnieśli wybitny wkład we współpracę międzynarodową oraz współpracę łączącą Rzeczpospolitą Polską z innymi państwami i narodami. Raszkowski Ross został w ten sposób doceniony za swą niezwykłą twórczość, która znacząco przyczy-

nia się do pogłębiania więzi szkocko-polskiej na przestrzeni wielu lat.

Przedstawienie będzie można obejrzeć w następujących miejscach: 24-26.04 (19:30) Scottish Storytelling Centre, Edynburgh (0131 556 9579) 29.04 (19:00) Newlands Centre, Romanno Bridge (0196 866 0980) 01.05 (19:30) Coldingham Hall Theatre, Coldingham (www.coldingham.info/tickets) 03.05 (19:30) The Brunton, Musselburgh (0131 665 2240) 04.05 (14:45) Coldstream Community Centre, Coldstream (0189 088 3332) 06.05 (19:30) Eastgate Theatre & Atrs Centre, Peebles (0172 172 5777) 07.05 (19:30) Beacon Arts Centre, Greenock (0147 572 3723) 08.05 (19:30) Ryan Centre Theatre, Stranraer (0177 670 3535) 09.05 (19:45) Cumbernauld Theatre, Kildrum, Cumbernauld (0123 673 2887) 10.05 (19:30) Universal Hall, Findhorn (0130 969 1170) 11.05 (14:00) East Kilbride Arts Centre, East Kilbride (0135 526 1000) 13.05 (20:00) Birnam Arts Centre, Dunkeld (0135 072 7674) 18.05 (19:30) Carnegie Hall, Dunfermline (0138 360 2302) Więcej informacji mogą Państwo znaleźć na stronie teatru: www.theatreobjektiv.co.uk Serdecznie zapraszamy. Tekst: Monika Ciska (Sportinka)

!"#$%&#'()*#+%,-'.&#/#0%/'%"# 12$&3'4,00,05

!"#$%#&'

!"#$%#&'

9:';<=$>?@A$!BC'

()$$'*)+,-.$'*/01,2/13$',// .345675.$()$8,43--5$"*443/

E5&,./'9,+#'$')#$&'">5E'F'!"&##'4##+/ E$';,5"%7'.#&86&;$0=#E'F'!"#'!,;#/ E$'&699#&=6$/%#&'68'#;6%,60/E'F'!"#'H+,007 E$')693'.,#=#'68'/6>9F/#$&=",05E'F'!"#'H%$5# '

!"#'I&,%,/"'!"#$%&#'J>,3#

!D5$ 5E74*,4.3-*4)$ /7,4)$ ,F$ G,H751I$ 7D5$ J,K5*(J5 :,J3/D$/,J.354$(5*4I$2D,$F,LMD7$ *7$N,-75$8*//3-, *-.$.35.$3-$#.3-(L4MD$O,,P

(&,5,0$9'3#/,50G'222<>.&,5"%=&#$%,-#<=6;

1 ') ) # $ & '2 2 " 6 '2 2 # 0 % '%% 6 '2 2$& 1 '/ / % 6 & 7 '6 6 8 '99 6 - # '$ $ 0 3 '99 6 7 $ 9 % 7 : '" " # & 6 , / ; '$ $ 0 3 '" "6.# E $ '; ; , 5 " % 7 '. . # & 8 6 & ; $ 0 = # E 'FF '! ! " # '! !,;#/ '222<%"#$%&#6)*#+%,-<=6<>+ ?@#=6;;#03#3'$5#'ABCD

&$+*-$+,7D54/$*$(5*4$.L43-M$*-$5+,73K5$H,L4-5) F4,+$7D5$9,K357$=LJ*M$*-.$:54/3*$7,$7D5$N3..J5$#*/7I ;7*J)$*-.$F3-*JJ)$96,7J*-.P &$/7,4)$,F$J,K5$*-.$J,)*J7)I$2*4$*-.$Q5*65I$D54,3/+ *-.$ D,Q5P$ G43775-$ ()$ '*)+,-.$ '*/01,2/13$ ',// *-.$ .345675.$ ()$ 8,43--5$ "*443/I$ /7*443-M$ R*+5/ 9L7D54J*-.$*-.$R,D-$N68,JJP !,7*J$ 7D5*745$ 237D$ J3K5$ +L/36$ 6,+Q,/5.$ *-. Q54F,4+5.$()$9L5$NL34P S'56,++5-.5.$*M5$@>TU Y$=#)66+Z'46*%#+'%"#'I#$&:'$'.9$7 222<%"#$%&#6)*#+%,-<=6<>+

1K@LM >AV>WV>X ' $ >X$,-J) ' $ >[ ' $ U1P @ ' $ Z ' $ A ' $ X ' $ Y ' $ \ ' $ [ ' $ @? ' $ @@ ' $ @Z ' $ @\ ' $

HN(!!LHO'H!(@P!QMMLRJ NQR!@Q:'QSLRIT@JO YPZ?Q+I !"#"$%%&$'%(' HN(!!LHO'H!(@P!QMMLRJ NQR!@Q:'QSLRIT@JO ZP??Q+$+*73-55I !"#"$%%&$'%(' RQ4M1RSH'NQR!@Q: @(U1RR('I@LSJQ YP??Q+I !"'&)$&&!')! N(MSLRJO1U'O1MM'!OQ1!@Q: N(MSLRJO1U YPZ?Q+I$222P6,J.3-MD*+P3-F,V736157/ !OQ'I@TR!(R: UTHHQMIT@JO YPZ?Q+I !"#"$&&%$**+! N(MSH!@Q1U'N(UUTRL!P NQR!@Q:'N(MSH!@Q1U >PAWQ+I !")'!$))###* Q1H!J1!Q'!OQ1!@Q V'1@!H'NQR!@Q:'KQQIMQH YPZ?Q+I !"(*"$(*%((( IQ1N(R'1@!H'NQR!@Q: J@QQR(NW YPZ?Q+I !"+(%$(*#(*# @P1R'NQR!@Q'!OQ1!@Q: H!@1R@1Q@ YPZ?Q+I !"((&$(!#%#% NTUIQ@R1TMS'!OQ1!@Q: WLMS@TU:'NTUIQ@R1TMS YPAWQ+I !"*#&$(#*))( TRLXQ@H1M'O1MM: YLRSO(@R YPZ?Q+I !"#!'$&'""(! Q1H!'WLMI@LSQ'1@!H'NQR!@Q: Q1H!'WLMI@LSQ >P??Q+I !"#%%$*&"!!! IL@R1U'1@!H'NQR!@Q: STRWQMS \P??Q+I !"#%!$(*(&(+ N1@RQJLQ'O1MM: STRYQ@UMLRQ YPZ?Q+I !"#)#$&!*#!*


14

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

CO MNIE WKURZA? Wygl ąda na to , że komuś zależy na tym by się w kotle zwanym Polską ciągle gotowało . No i gotuje się ! Ostatnio gorącym tematem stał się Mauisz T. , dawniej Trynkiewicz , nauczyciel wychowania fizycznego , pedagog , jednocześnie pedofil i morderca . Skazany prawomocnym wyrokiem Sądu w PRL na karę śmierci za zabójstwo i gwałt ze szczególnym okrucieństwem czterech chłopców , uniknął jej w wyniku amnestii w roku 1989 . Karę tę wówczas zamieniono mu na najwyższą dostępną w owych czasach 25 lat ! Cała sprawa nie budziła by z pewnością tyle wątpliwości , co w tym konkretnym przypadku gdyby nie bezmiar winy tego człowieka i potworność czynu jakiego się dopuścił oraz fakt , że jakimś zrządzeniem losu udało mu się "wywinąć" sprawiedliwości .Oczywiście pojęciem względnym jest to czym jest ta sprawiedliwość . Kara 25 lat pozbawienia wolnosci , to bardzo surowy wyrok , ale czy w tym konkretnym przypadku adekwatny do popełnionego czynu ? Dla wielu z nas , bardzo wielu , to kara śmierci winna być tą jedyną właściwą w jego wypadku , dla pozostałych kara bezwzględnego dożywocia . Nie jestem zwolennikiem kary śmierci i nie zamierzam się też pastwić nad panem Trynkiewiczem , wszak Sąd nad nim już się odbył. Co by nie powiedzieć w tym temacie , to podkreślę raz jeszcze : Sąd się nad nim już odbył i zasądzony wyrok odsiedział ! A to że przesiedział tylko 25 lat za to co uczynił , jest sprawą drugorzędną niestety . Takie widać mamy prawo i takich prawodawców . Dura lex set lex . Marne prawo , ale prawo. Prawo karne państw demokratycznych , o jasnym i czytelnym statusie prawnym nie budzi wątpliwości dla nikogo z obywateli oraz dla organów wykonawczych w danym państwie jaka kara obowiązuje za popełniony czyn wbrew prawu . Jego wykładnia jest jasna i czytelna dla wszystkich. Ale nie w Polsce widać . Choć mówimy wszyscy tym samym językiem , każdy prawo rozumie jak chce do momentu , aż głos zabierza Trybunał Konstytucyjny i wytłumaczy co jest w nim zapisane . Ale ten potrzebuje czasu by wszystko wyjaśnić już nie tylko samym obywatelom , lecz także tym co prawo te tworzyli ( ! ) . Gdzie byli myślami , ci którzy tworzyli ówczesne prawo ? Tego nikt nie wie i pewnie oni sami nie wiedzą , a na pewno nie pamiętają już . Nie zamierzam bronić pana Trynkiewicza , ani umniejszać roli czynu który popełnił , bardziej pragnę wyrazić swoje niezadowolenie nad tym co wokól tego się dzieje . Jako obywatel RP , jako emigrant - mam do tego prawo ! Pewne jest to , że Państwo jako instytucja przespało sprawę , po prostu zawiodło . Społeczeństwo zwyczajnie boi się takich ludzi jak pan Trynkiewicz , nie chce ich widzieć z powrotem pomiędzy nimi . Czy ma powód do obaw ? Bezdyskusyjnie tak ! Nikt nie chciał zająć sie tematem przestępców - morderców , którzy po odbyciu kary będą musieli kiedyś wrócic do społeczeństwa . Było ogromnie dużo czasu , w tym konkretnym przypadku aż 25 lat , by w sposób przemyślany i cywilizowany skutecznie zgwarantować obywatelom poczucie realnego bezpieczeństwa i sprawiedliwosci . To nie wybaczalny błąd wszystkich byłych i obecnych " specjalistów " prawa , karnistów , sędziów , ministrów , posłów i senatorów , premierów i prezydentów także . Nikomu się widać nie chciało, choć każdy mógł i każdy wiedział , to spychał ten temat na później , bo było cos ważniejszego , bo nastepca się tym zajmie . Teraz - i to wydaje mi sie szczególnie ochydne wielu polityków różnej barwy politycznej próbuje ten czas nadrobić i przy okazji tej tragedii ugrać coś dla siebie . Każdy z byłych ministrów sprawiedlwości obwinia poprzedników i następców , obecny minister posunął się do granic absurdu i prowokacji , tak bardzo śmiesznej , że gdybym nie był Polakiem mieszkającym na Wyspach myślałbym , że dzieje sie to na Białorusi ! Tak znane nam dobrze z TV, obrzucanie się wzajemnie błotem przez polityków ruszyło na całego . Obrzydliwość ! Każdy wini każdego , gloryfikujac zaś siebie . Nie personifikuję nikogo , choć zainteresowani czytelnicy śledzący sprawę wiedzą o kim myślę . Przecież nikt z tych ludzi nie jest bez winy ! Szczytem niekompetencji zaś

uważam tworzenie ustawy pod kątem zatrzymania " na siłę " w więzieniu konkretnego człowieka ! To zwyczajnie może się zemścić i skompromitować jeszcze bardziej tych , którzy " tworzyli na kolanie " tę ustawę . Wspomniany Trybunał Konstytucyjny zajmie się tym w stosownym czasie , po tem zapewne i Trybunał w Strassburgu . Prawnicy już zacieraja ręce i liczą ewentualne zyski . Sprawa bowiem ma swoje konkretne wartości finansowe , a ewentualne odzszkodowania Państwa z tego tytułu są z reguły są barzdo wysokie , nie mówiąc już o wstydzie. Za wszystko i tak zapłaci polski podatnik , czyli przeciętny Polak , zjadacz chleba , zupełnie niewinny w tym zamieszaniu . Moderatorzy prawa zaś mogą spac spokojnie , ich nikt do odpowiedzialności nie pociągnie . Szkoda , bo pieniądze można by dać np. biednym szpitalom . Może się więc okazać w niedalekiej przyszłości , że pan Maiusz T. wygra sprawę odszkodowawczą w sądzie o próbę karania go ponownie za to , za co karę już odbył . Proszę nie myśleć , że to nieprawdopodobne , w odosobnieniu wielu więźniów marzy o takich wpadkach władzy, jeden dzień nieuzasadnionego wzgledem prawa zatrzymania sporo Panstwo kosztuje .Ta porażka może być o tyle dotkliwa , że przegra niewinny człowiek , zwykły Polak , który do reszty straci zaufanie do własnego Państwa . Sprawa Trynkiewicza ma swoją druga twarz : Odsłoniła prawdę o systemie karnym i penitencjarnym w Polsce . Społeczne odczucie postrzegania więźniów w naszym Kraju jest powszecnie takie niestety, iż więźniowie powinni odbywać karę za popełnione czyny klęcząc na grochu , w kącie celi , z rękami podniesionymi do góry . To oczywiście przenośnia , ale politycy nie chcą przy tym zbytnio grzebać i narażać się wyborcom , dlatego system penitencjarny w tym Kraju jest taki jaki jest . Nie chce się nikomu chcieć to zmienić . Mam wrażenie , że obecnie jest to system karny umocowany jedną nogą na zchodzie , drugą na wschodzie Europy. Mnie i mojemu sercu bliższy jest system skandynawski , bardzo humanitarny i rozsądny , traktujący generalnie więźnia jako człowieka chorego , któremu trzeba jakoś pomóc . Nie z samej tylko litości nad bandytą , lecz ze zwykłej prewencji , po to by obywatele mieli poczucie bezpieczeństwa , by kiedyś , gdy więzień opuści zakład karny , nie zechciał próbować ponownie popełnić przestepstwa , nawet gdyby miał tę możliwość . To nazywa się resocjalzacją . Efekty tej pracy są widoczne . Tak jest widać dla nich taniej . Ktoś może mi zarzucić sprawę Brejvika , że to zaprzeczenie zdrowego rozsądku , że zbyt liberalny jest to system , dostał wszak tylko 21 lat za zabójstwo aż 77 osób ! Tak , to prawda, ale nie oznacza to ( mało kto o tym wie ) , że kiedykolwiek on wyjdzie na wolność ! Tam ustawa , którą w Polsce szyto na szybko pod konkretnego przestępcę , funkcjonuje już od lat, jest dopasowana do całego systemu resocjalizacji . Mało tego , prawo to istniało na długo przed popełnieniem tej zbrodni i nikt nie może zarzucić , że to działa wstecz . Szanse na wyjscie pana Brejvika z więzienia oceniam na mało prawdopodobne , procentowo bliskie zeru . Pozornie wydaje się to dość kosztownym rozwiązaniem , ale tylko pozornie . Liczba popełnianych przestepstw przez recydiwistów w Polsce o czymś świadczy . Jest ogromna . Nikt bowiem nie liczy kosztów jakie ponoszą zwykli obywatele poszkodowani przez niezresocjalizowanych przestępców .Wystarczy porównac statystyki w Polsce i krajach Skandynawskich . I tu niestety widać , że system nie działa poprawnie, jest kosztowny i przestarzały , a to co jest , jest tylko i wyłącznie po to by " jakoś to było " . Więzienia są ?. Są ! Ludzie maja prace pilnując tego ? Mają ! Przestępcy siedzą i odbywaja karę? Siedzą i odbywają ! Jak wyjdą i kogoś znowu obrobią lub zabiją to się ich znowu zamknie na kolejne lata i po sprawie . Tak jest od czasów starożytnego Rzymu i nikomu nie przy-

chodzi w Polsce do głowy , że można to zmienić ! Czy nikogo naprawdę nie obchodzi , że za każdym dramatem stoi czyjaś krzywda ? Kara odosobnienia jaką jest więźienie to jedno , resocjalizacja to drugie . W Polsce tej resocjalizacji zwyczajnie brakuje . Dlaczego w Kraju , w którym było nie było ten kierunek studiów jest jednym z najbardziej wzietych kierunków , brak jest resocjalizacji ? Gdzie są absolwenci tych uczelni ? W pracy jakoś ich nie widać , póki co efekty są mizerne . Więzienia są przepełnione do granic możliwości , sędziowie mam wrażenie są niekiedy oderwani od rzeczywistości i niedługo pewnie wsadzać będą ludzi za przejście na czerwonym świetle , podczas gdy ci , którzy zwyczajnie zasługuja na odosobnienie natychmiast , chodza sobie spokojnie po ulicach i ... czekaja aż się zwolni miejsce w zakładach karnych . Poza tym wszystkim także ci co tam już są , są pomieszani ze sobą bez względu na popełniony czyn . I tak ktoś kto nie płacił alimentów , bo nie miał z czego , siedzi z kimś kto zabił , bo taki miał kaprys . Administracja Zakładów Karnych zaś bardzo często toleruje subkultury więzienne ( ! ) , wśród samych osadzonych , mieszając tych co " grypsują " z tymi co nie zamierzają tego robić . To już naprawdę jest inną epoką . Młodociani przestępcy pobyt w więzieniu traktują jako swego rodzaju inicjację dorosłości . Paradoks goni paradoks . Czy to jest polska resocjalizacja? Przecież to nie powinno miec miejsca ! Przy okazji zwalnienia Trynkiewicza na wolnosć wyszło na jaw , że ludzie którzy przez lata mieli dbać o nas , zwyczajnie zawiedli . Media urządziły pokaz z pod bramy więzienia w Rzeszowie jakby co najmniej na okoliczność przyjazdu jakiejś popularnej gwiazdy ekranu . Brakowało tylko fajerwerków i cukrowej waty . Czy ktoś dziś przyzna się do błędu i powie wprost , że nasz system penitencjarny jest do niczego ? Mało prawdopodobne , to politycznie nie poprawne , lepiej ciagle trzymać to ciepło w kotle , dopóki wrze dopóty wszyscy są zadowoleni , jakoś w końcu to jest , nastepcy niech sie tym zajmą . Potem sprawa ucichnie , a jak ktos przy tym oberwie lub zginie , znowu będzie temat , błoto zawsze sie znajdzie pod ręką ! Będzie o czym mówić i znowu bedze głośno, znowu padną obietnice , będzie znowu co robić ! Przed swoimi oczami mam widok Temidy , symbolu sprawiedliwości , greckiej bogini - trzymajacą wagę i miecz , mającą opaskę na oczach ale tak jakoś założoną , żeby nie do konca była ślepą . Odkrytą prawie ma za to całą resztę ciała. I wcale nie zależy jej by widziec swoją nagość lecz jakie komu serwuje wyroki . I nie jest mi wesoło z tego powodu , zwyczajnie szkoda mi mojego Kraju i moich rodaków i choć bardzo bym chciał by było inaczej , nie bardzo wiem co mogę zrobić by obudzić tych , którzy obiecywali oraz składali przysięgę , że będą zawsze i wiernie stali na straży służby publicznej . Jarek Kobzdej


Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Gazeta

Psycholog

POLONIJNA.co.uk

15

Psychologia: DUC IN ALTUM pod redakcją Jarosława Kluczka

„Wolności nie można tylko posiadać, nie można jej zużywać. Trzeba ją stale zdobywać i tworzyć przez prawdę”. W swej pierwszej encyklice Redemptor hominis (1979) Jan Paweł II zacytował słowa Chrystusa „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Następnie dodał: „W słowach tych zawiera się podstawowe wymaganie i przestroga zarazem. Jest to wymaganie rzetelnego stosunku do prawdy jako warunek prawdziwej wolności. Jest to równocześnie przestroga przed jakąkolwiek pozorną wolnością, przed wolnością rozumianą powierzchownie, jednostronnie, bez wniknięcia w całą prawdę o człowieku i o świecie”. Ciąg dalszy rozważań o człowieku pragnę poświęcić, zresztą jak już było zapowiedziane w poprzednim artykule, zagadnieniu człowieka jako istoty społecznej. Nie można w tym szerokim temacie pominąć zagadnienia wolności. Co oznacza sam termin wolność, otóż jest to brak przymusu w dokonaniu wyboru z wielu dostępnych opcji. To tak jak najprościej i jak najbardziej książkowo. Oczywiście najczęściej wolność rozumiemy jako brak dyktatury i odnosimy do konkretnych narodów czy grup etnicznych. Jednak dzisiaj i w kontekście wcześniej zacytowanych słów przyglądać się będziemy wolności jako osobistego zadania, do którego jesteśmy wezwani wpisanym w nasze sumienie i byt - prawem naturalnym. Każdy człowieka ma niezbywalne prawo być wolnym, wolność ta, nie oznacza tylko i wyłącznie brak zniewolenia, czyli jakiegoś więzienia, zamknięcia, ograniczenia woli czy wyborów. Ale człowiek wolny to taki, który w duchu Prawdy w sposób odpowiedzialny dokonuje życiowych wyborów w pełni zdając sobie sprawę z ich konsekwencji i w całości biorąc za nie odpowiedzialność. Filozofia wolności sprzeczna jest jednak z wolnymi od wartościowania pojęciami tak rozpowszechnionymi we współczesnej kulturze, zjawisko to można zaobserwować niemalże każdego dnia. Wielu ludzi powiedziałoby dziś, że wolność i prawda są w pełni rozłączne, skoro każdy może głosić prawdę i się do niej stosować, może ją lekceważyć, a nawet jej zaprzeczać i działać przeciw niej. Gdyby wolność była związana z prawdą — pytają — cóż to byłaby za wolność? Zdaję sobie sprawę, że brzmi to bardzo górnolotnie, jak to przekłada się natomiast na naszą codzienność? Czasy, w których żyjemy, społeczeństwo konsumpcyjne i nastawione na dobra materialne, serwuje nam niemalże każdego dnia bardziej lub mniej ukryte hasło: „róbta co chceta” zachęcając współczesnego człowieka do takich wyborów, które pozbawione zostają odpowiedzialności, dokonywania takich wyborów, które niejednokrotnie niosą ze sobą cierpienie a często nawet śmierć. Za cenę fałszywej wolności potrafimy zastawić prawdziwą wolność, sumienie i najwyższe wartości. Przez chwilę daje nam to szczęście, a w efekcie niepostrzeżenie zaciska pętle zniewolenia, doprowadzając do tego, że pewnego dnia budzimy się w kajdanach, których nie jesteśmy w stanie sami zrzucić. W imię nowoczesności, głośno krzyczymy jestem wolny, mogę wszystko! Decyduje się na wycięcie i wykarczowanie drzewa, z którego wyrastam i które zaczepiło we mnie najwyższe i najlepsze wartości. W imię nowoczesności

wyrzekam się wszystkiego tego, co mnie kształtuje nie tylko jako człowieka, ale współuczestnika życia społecznego, wreszcie współtwórcę przyszłości. To nic innego jak fałszywe pojęcie wolności. Wolność jest bezsensowna i autodestrukcyjna, jeśli nie jest używana w służbie tego, co prawdziwie dobre. Taka wolność, która obywa się bez troski o prawdę, może jedynie być wolnością fałszywą i iluzoryczną. Nie wynika z tego jednak, że cały bieg naszego życia jest zawczasu nakazany przez obiektywny porządek prawdy, wykluczający jakąkolwiek oryginalność i inwencję twórczą z naszej strony. W większości sytuacji stajemy w obliczu wyboru pomiędzy kilkoma konkurencyjnymi dobrami. Czymże jest prawdziwa wolność? Na niższym poziomie — natury — wolność oznacza brak fizycznego przymusu. Latawiec bez sznurka szybuje gdzie chce niesiony przez wiatr, czy balon napełniony powietrzem. W tym sensie być wolnym oznacza działać zgodnie ze swymi wewnętrznymi skłonnościami, a brak wolności to niezaspokojenie tych skłonności. Na poziomie wyższym, charakterystycznym dla osób, wolność wymaga dodatkowo braku przymusu psychicznego. Moja wolność jako osoby ograniczona jest w takim stopniu, w jakim instynkt lub namiętność zmuszają mnie do działania w określony sposób, np. do ucieczki przed niebezpieczeństwem albo do skrzywienia się z bólu. Jeśli pobudki mego działania nigdy nie mogą wykroczyć poza mój własny interes, albo też zbiorowy interes mojej grupy — nigdy nie mogę być naprawdę wolny. Zawsze mogę zostać

zmanipulowany i zmuszony do działania w określony sposób ze strachu przed karą lub w nadziei na nagrodę. Jednym z pożytków płynących z kształcenia i dyscypliny jest poszerzanie naszej sfery wewnętrznej wolności. Poprzez edukację i ćwiczenie doskonalimy charakter, co umożliwia nam opieranie się naciskom fizycznym, a zwłaszcza psychicznym, dostarczając nam zarazem odpowiedniej motywacji. Niektórzy uczą się obywać się przez dłuższy czas bez snu, powstrzymywać od jedzenia albo znosić dotkliwy ból fizyczny bez utraty determinacji. Takie osoby mają więcej wolności niż inne. Ich sfera wewnętrznego samostanowienia jest obszerniejsza. Wolność to niesamowicie trudne i odpowiedzialne zadanie, które musi być przez nas samych podejmowane każdego dnia. Wolność, to czerpanie z przeszłości wskazówek i wniosków, w myśl zasady historia magistra vitae est, a więc świadomość korzeni i dziedzictwa z jakiego wyszliśmy, wolność to umiejętność oceny w prawdzie – dzisiaj, by podejmować dobre wybory z myślą o przyszłości. Czy wolność jest trudna. Tak! To nie łatwe zdanie. Nie łatwe ponieważ ciąży na nim odpowiedzialność za przyszłość nie tylko naszą, ale i naszych dzieci. Gdyby wybory były całkowicie arbitralne, wolność byłaby bezsensowna i ostatecznie niemożliwa. W swobodnie podejmowanych przeze mnie czynach kieruję się tym, co uznaję za dobre i warte wybrania, ale ten wybór nie jest mi narzucony. Zgadzam się czynić to, co mnie pociąga, ponieważ pochwala to mój rozum. W moim swobodnym działaniu doświadczam samego siebie jako źródła mych czynów i jako kogoś odpowiedzialnego za ich skutki. Moje działania w pewnym stopniu odbijają się na mnie i w ten sposób czynią ze mnie to, czym jestem. Wolność decydowania o własnym działaniu jest zatem równocześnie samookreślaniem siebie (Por. K. Wojtyła, Osoba i Czyn). Zaprzeczeniem wolności jest zniewolenie człowieka. No cóż zastanawiając się na tym tematem głębiej odpowiedzmy sobie na pytanie, czy tak naprawdę jesteśmy wolni? Wielu z nas uzależnionych od różnego rodzaju używek od alkoholu począwszy poprzez narkotyki do pornografii, internetu, czy zwykłej codziennej kawy. Wreszcie czy tak naprawdę jesteśmy wolni w podejmowaniu decyzji, kiedy każdego dnia miliony gazet, programów telewizyjnych bilbordów i innych medialnych nośników sugeruje nam co mamy kupić, gdzie jechać na wakacje, wreszcie jak mamy żyć. Czy jesteśmy wolni? Wolność nie jest problemem we współczesnym zachodnim świecie, nie jest problemem w kraju, w którym żyjemy i w dużej części świata, problemem jest natomiast to, co z tą wolnością robimy. Warto sobie to uświadomić i przemyśleć. C. d. n. Duc in altum! Wypłyńcie na głębię!!! Redakcja mgr Jarosław Kluczek psycholog małżeństwa i rodziny, psychoterapeuta chrześcijański. e-mail: info@ducinaltum.co.uk strona: www.ducinaltum.co.uk tel: 0 7858399109


16

Powieść

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Męska sprawa - Marek Kędzierski Właściwie sami nie wiedzieli, czego się po mieszkaniu Kwiatkowskiego spodziewać, ale w głowie im się nie mieściło, że tak ekscentryczny człowiek mógł mieszkać w tak zwyczajnym lokalu. Co dziwniejsze, nie było nawet bałaganu, tak charakterystycznego u mężczyzn żyjących samotnie. Pan profesor Kwiatkowski nigdy nie przestawał ich zaskakiwać. - No, toście w końcu odwiedzili swojego starego, ulubionego belfra – powiedział łagodnie i wskazał im szeroką kanapę, by usiedli. - Jak to ulubionego?! – wyrwało się niechcący Romkowi. Adam potężnym kułakiem próbował zapobiec nieszczęściu, lecz było już za późno. Fatalne słowa zostały wypowiedziane. Chłopcy skulili się w sobie, w myślach żegnając się już z życiem, lecz do egzekucji nie doszło. Kwiatkowski nie rzucił się na nich w słusznym gniewie. Co gorsza, nawet ich nie zwymyślał, jak to zwykł był czynić w starych, dobrych czasach podstawówki. Nie padł żaden epitet, celnie definiujący ich władze umysłowe i wszelkiego rodzaju talenty lub raczej ich kompletny brak. Niezręczna cisza wywołana niefortunnym pytaniem trwała nie dłużej niż kilka sekund, lecz dla nich wydawała się wiecznością. Kwiatkowski roześmiał się serdecznie, jakby właśnie usłyszał szampański dowcip. Nieszczęsne ofiary własnej głupoty wybałuszyły na niego zdumione oczy. Profesor zaśmiewał się jeszcze przez jakiś czas, a oni nie mogli się nadziwić, że ten człowiek zdolny jest do czegoś takiego jak zwykły, ludzki śmiech. - Ech, Maliński, ja to ciebie jednak zawsze lubiłem – powiedział ocierając łzy, które napłynęły mu do oczu. - Mnie? – wybełkotał zdumiony Romek. - Poczekajcie, poczęstuję was moją ulubioną zieloną herbatą – powiedział nauczyciel i wyszedł do kuchni. - Zieloną?! – wypalił Romek, jakby pozostali przez niego jeszcze mało się wstydu najedli. Po chwili Kwiatkowski wrócił z imbrykiem i czterema prawdziwymi, porcelanowymi filiżankami. Było to dosyć nietypowe w kraju, gdzie herbatę piło się przede wszystkim ze szklanek, w tym sławetnych musztardówek. Żaden z chłopaków nigdy wcześniej nie miał okazji pić z filiżanki. Szczerze mówiąc, nikogo też nigdy do filiżanek nie ciągnęło. W ich kręgach powszechne było mniemanie, że tylko badylarze, jak określano wtedy przedstawicieli tak zwanej prywatnej inicjatywy, przywiązują wagę do rzeczy typu porcelana w domu. Kultura w takim wydaniu zawsze była poniżej ich godności. Tutaj jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób poczuli się nobilitowani. Po chwili filiżanki pełne były płynu o zielonkawym odcieniu. Romek zaczął rozglądać się po stole, jakby szukał czegoś, co zawsze przecież tam powinno być. - Gdzie cukier? – spytał z głupia frant. Gdyby wzrok mógł spalić, chłopak płonąłby żywym ogniem pod nienawistnymi spojrzeniami kolegów. Mieli ochotę udusić go gołymi rękoma. - No, co się tak na mnie gapicie? – obruszył się. – Przecież to chyba normalne, że herbatę pije się z cukrem. Nie? - Zieloną herbatę pije się raczej bez cukru, żeby prawdziwie docenić jej smak– powiedział łagodnie pan Kwiatkowski. - No, właśnie – stwierdził Rysiek ze znaw-

stwem, choć nie miał zielonego pojęcia, że tak akurat się to robi. - Tak jest – odezwał się Adam, by nie wyjść na ignoranta. Pan profesor przyglądał im się z rozbawieniem. Romek podniósł filiżankę, zbliżył do twarzy i powąchał ją uważnie. Ryśkowi ręce opadły, a Adam miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu, lecz profesor Kwiatkowski ze stoickim spokojem i ciepłym uśmiechem na twarzy przyglądał się poczynaniom Romka. Widać było, że bawi się znakomicie. - Ja wszystko wącham, zanim zjem albo wypije. Bo, wie pan, jak coś śmierdzi to znaczy, że jest niedobre – wytłumaczył się Romek, zupełnie nie zwracając uwagi na kolegów. - Nie przejmuj się, Maliński. Wcale mi to nie przeszkadza – odpowiedział profesor. – A wam, chłopaki? - Nie, nie, ależ skąd! – zapewniali jeden przez drugiego. Herbata była osobliwa w smaku, ale faktycznie dobra. Pili przez chwilę w milczeniu i tylko Rysiek modlił się, by Romek, swoim zwyczajem, nie zaczął siorbać. Na szczęście kolega oszczędził im tych atrakcji. - Psze pana, a jak pan Majechę załatwił? To było super! – zagadnął Adam. - Kogo załatwiłem? – nie zrozumiał nauczyciel. - No, tego drania Majechę i jego kumpli. Na przystanku – tłumaczył Adam. - Ach, masz na myśli tego młodego człowieka i jego kolegów, którzy niepokoili tę młodą damę, tak? - O, no, no. – Adam ucieszył się, że profesor załapał wreszcie, o co chodzi. - Nic nadzwyczajnego. Wszędzie znajdziesz ludzi, których czasami trzeba nauczyć dobrych manier. - No, ale gdzie się pan tak wyuczył? – nie dawał za wygraną Adam. Mając szczególny talent do bitki, Adam fascynował się wszelkimi rodzajami sztuk walki. Coś tam nawet ćwiczył, ale nikt pod tym względem nie traktował go poważnie, choć nawet największe oprychy w szkole wolały schodzić mu z drogi. Co jak co, ale bić się potrafił. Miał do tego wrodzone zdolności, tak jak niektórzy rodzą się z talentem muzycznym. Wielu było przekonanych, że Adam w końcu wyląduje w pudle, odsiadując wyrok za pobicie. - Na wojnach, chłopcze – odpowiedział krótko polonista. - Jak to na wojnach? Przecież była tylko jedna wojna. Z Niemcami. W czterdziestym piątym! – widać było wyraźnie, że Romek sięga szczytów swej historycznej wiedzy, usilnie grzebiąc w pamięci. - Była jeszcze wojna w Korei i w Wietnamie – powiedział profesor głosem, w którym wyraźnie wyczuwało się jakiś nieodgadniony smutek. Wydarzenia, o których wspomniał Kwiatkowski, były im zupełnie obce, co było raczej oczywiste. Ówczesne podręczniki historii starannie omijały fakty niewygodne dla komunistycznego rządu Polski. Gdy chłopcy stali się bardziej dociekliwi, Kwiatkowski zręcznie zwekslował temat na doniosłe wczorajsze wydarzenie. - Papież jak papież – skomentował krótko Romek. – Mięsa od tego w sklepach nie przybędzie. Co do tego, to Rysiek musiał się z Romkiem

uczciwie zgodzić. - Sytuacja w kraju w ogóle się nie zmieni, bo niby dlaczego miałaby się zmienić? Papież będzie sobie mieszkał w Rzymie, robił swoje w Kościele i tyle. Co ludziom tak naprawdę do tego? Żeby ktoś Gierka pogonił, o, to by było coś. Teraz człowiek musi stać godzinami w mięsnym po jakiś ochłap, chyba że ma się znajomości na wsi. Rysiek wiedział, co to znaczy, bo właśnie następnego dnia czekała go ta wątpliwa przyjemność – trzeba zająć kolejkę do czasu, aż matka wróci z pracy, i wtedy może uda jej się coś kupić. - Nie macie racji, chłopaki – stanowczo stwierdził nauczyciel. – Wierzcie mi, to jest początek końca komuny w naszym kraju, a może i w Europie. Chłopcy wybuchli śmiechem, pełnym politowania dla tak bezgranicznej naiwności, jaką właśnie zademonstrował polonista, choć nie było to zbyt grzeczne z ich strony. „Niby kształcony człowiek, bywały w świecie, a takie farmazony plecie. Na sklerozę za młody, może go praca w szkole tak wykańcza, że śni na jawie?”, pomyślał Rysiek. - Proszę pana, z całym szacunkiem, ale teraz to pan załadował! – wykrzyknął rozbawiony. – Co, papież ruskiego pogoni? Proszę pana, my może się na polityce za bardzo nie znamy, ale mamy oczy i widzimy, co się dzieje. Żeby komuna upadła, musiałaby być jakaś wojna, a nie zanosi się. - No właśnie – zawtórował mu Romek, podnosząc palec wskazujący dla podkreślenia wagi swojej wypowiedzi. Tylko Adam się nie odzywał. Polityka nigdy go nie interesowała, a komuna płaciła mu rentę po rodzicach. Ojca stracił jeszcze w dzieciństwie, a matka umarła dwa lata później. Miał ważniejsze problemy na głowie. Mieszkał z bratem-pijakiem, który najchętniej zamieniłby ich mieszkanie w pijacką melinę, a bratowa była warta męża. Adam opiekował się dwójką ich małych dzieci i gdyby nie on, to marny byłby ich los. - Czas pokaże, kto miał rację. No, ale opowiadajcie, co się z wami dzieje. Mam nadzieję, że zaczynacie wychodzić na ludzi. Maliński? - Jestem w technikum chłodniczym – powiedział dumnie Romek. - No, pięknie! Będziesz miał przynajmniej jakiś porządny zawód i dobrą pracę – powiedział z pochwałą w głosie profesor. - E tam – zawód. Ja to na studia potem chcę iść. Coś chyba trzeba w życiu osiągnąć, nie? Kwiatkowski doskonale pamiętał wyczyny Romka na polu naukowym, jako że nauczyciele czasem omawiali problemy niektórych uczniów. W przypadku Romka panowała

wśród nich godna podziwu jednomyślność – wśród grona pedagogicznego cieszył reputacją pierwszorzędnego tumana. Rysiek wiedział, że opinia ta nie jest do końca sprawiedliwa. Wbrew pozorom Romek nie był takim skończonym matołem, jak powszechnie mniemano, lecz po prostu nieprzeciętnym leniem, którego widok dowolnego podręcznika napawał głębokim obrzydzeniem. Nie wiedzieć czemu, z jakichś niezrozumiałych powodów jedynie rosyjski cieszył się u Romka pewnymi ograniczonymi względami. Język Puszkina znalazł również uznanie u Adama, z równie niewytłumaczalnych względów. Jednak prawdziwą pasją Romka, i to już od ładnych paru lat, była gra na kontrabasie. Do szkoły muzycznej chadzał pilnie z „babcią” na plecach, jak pieszczotliwie określał swój instrument. - Brawo za ambicję – stwierdził życzliwie polonista. – Szczerze ci życzę, żeby ci się udało. Nikt wówczas nie przypuszczał, jak wysoko zajdzie Romek… - No, a ty, Gawlik? – Kwiatkowski zwrócił się do Adama. - Zasadnicza szkoła zawodowa o kierunku stolarz-cieśla – odpowiedział zagadnięty. - O, a nie kusiła cię szkoła średnia? W końcu matura to matura – z lekkim zdziwieniem spytał polonista. - On ma przesrane w chacie – wyrwał się Romek, zanim Adam zdołał cokolwiek odpowiedzieć. – To znaczy trudną sytuację ma. Jego staruszkowie umarli i mieszka z bratem i bratową. Chleją tam ostro i Adaś nie ma jak zakuwać. Znaczy piją alkohol. Ale Adaś nie pije. Nie, nie, to jest nasz koleżka i swój człowiek. Nie, Adaś? – Romek poklepał go przyjaźnie po plecach. Adam spojrzał przepraszająco na Kwiatkowskiego, a Ryśkowi zdało się, że między tymi dwoma, tak przecież różnymi osobowościami nawiązuje się wątła nić porozumienia. Jakby nagle dwie bratnie dusze odnalazły się w mroku. Trwało to ułamek sekundy, lecz od tego momentu życie Adasia w jakiś magiczny sposób zostało związane z tym człowiekiem, który dotychczas budził w swoich uczniach skrajne uczucia: od głębokiej nienawiści do ogromnego szacunku, momentami graniczącego z pewną formą uwielbienia i podziwu. - A ty, Maliński, nie chlejesz? – spytał prowokacyjnie nauczyciel. - Ja tam nie chleję, ale zależy co pan ma… Kwiatkowski znów roześmiał się serdecznie, a Rysiek miał ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Taka łajza do reszty psuła im opinię. Na szczęście profesor wziął to za doskonały żart, nie rozumiejąc, że chłopak mówi zuCiąg dalszy nastąpi .... pełnie poważnie.


Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

Wiadomości

17

V Edycja Polskiego Dyktanda „GŻEGŻÓŁKA”

Co prawda, 8 marca kojarzy się przede wszystkim z międzynarodowym Dniem Kobiet, lecz w tym roku tego dnia miało miejsce jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie. Od pięciu lat Polska Sobotnia Szkoła „Bez Granic” organizuje konkurs ortograficzny pod szyldem Polskie Dyktando w Szkocji i Irlandii Północnej „GŻEGŻÓŁKA”. W tym roku uczestników było dwa razy więcej niż w poprzednich latach. Do konkursu zarejestrowało się aż 81 osób, wliczając szesnaścioro dorosłych, którzy startowali w kategorii „OPEN”. Pozostali uczestnicy to uczniowie jedenastu polskich szkół ze Szkocji i Irlandii Północnej, którzy przyjechali do Edynburga w sobotni poranek pełni optymizmu i uzbrojeni w ulubione bądź szczęśliwe długopisy. „Staramy się jako polska szkoła sobotnia krzewić wśród Polonii znajomość naszych dóbr narodowych, do których niewątpliwie należą zasady ortografii języka polskiego. Nasza szkoła co roku jest organizatorem Polskiego Dyktanda w Szkocji i Irlandii Północnej "Gżegżółka". Konkurs ortograficzny skierowany jest zarówno do dzieci jak i dorosłych”

- zgodnie tłumaczą dyrektorzy szkoły, Joanna Ulatowska i Michał Czyżykowski. Pomysłodawcą konkursu jest Joanna Ulatowska. Gdy zapytałam ja o to, bardzo chętnie wszystko wytłumaczyła: Pomysł na zorganizowanie międzyszkolnego konkursu towarzyszył mi od początku, zawsze lubiłam organizować różne imprezy, spotkania. Szczególnie takie, w czasie których chodzi o promocję języka. Jestem z zamiłowania językoznawcą, fascynuje mnie funkcjonowanie języka polskiego, jego historia. Pewnie dlatego tym konkursem, od razu w mojej wyobraźni, było dyktando. Poza tym mówimy o konkursie głównie dla dzieci, gdzie liczy się wymierność, przejrzystość wymagań i ocen. Nigdy nie "czułam" istoty oceniania recytacji, na przykład. Druga przyczyna to znalezienie sposobu na promowanie nauki języka pol-

Oto TEKSTY DYKTAND:

BĄDŹMY ZAWSZE MILI DLA GOŚCI (GRUPA 8 – 10 LAT) Dawno temu w słonecznej, górzystej krainie żyła księżniczka Róża. Mieszkała w wysokiej wieży otoczonej bujnymi krzakami i dzikimi bluszczami. Jej rządy nie należały do najlepszych. Była niesprawiedliwa i okrutna, dlatego służba jej nie lubiła. Często miała zły humor i wtedy była hałaśliwa i złośliwa. Pewnego dnia na książęcy dwór przybyła wróżka Elżbieta, która słynęła z dobroci i uwielbiała żartować. Ponieważ nie chciała, żeby ją od razu poznano, czarodziejka zmieniła się w zieloną, malutką żabkę. Gdy księżniczka ją ujrzała, podniosła przerażający wrzask. Kazała żabkę wrzucić w świeżo przystrzyżony przez ogrodnika żywopłot. Nie był to jednak dobry pomysł. Obrażona wróżka postanowiła ukarać księżniczkę. Rzuciła ciężkie zaklęcie na niegrzeczną księżniczkę i przemieniła ją w olbrzymią żmiję. Odtąd Różę możemy spotkać wśród jeżyn, krzaków, robaków i innych dziwnych stworzeń. Spotkanie z nią nie jest jednak przyjemne.

JAK WSPÓŁCZEŚNIE CHŁONĄĆ UROKI NATURY (GRUPA 11 – 13) W najdłuższy coroczny weekend trzy grupki ekologów z północnej Polski zaczęły z wolna i ostrożnie wchodzić do lasu. Jakże tu było uroczo, ile wokół zieleni, dziwów i harmonii. Ptaki i owady zaczęły od razu darmowy superkoncert. To gżegżółki, czyli kukułki, i dzięcioły stworzyły leśny chór. Na kontrabasie swoje kompozycje rozpoczął brązowy bąk. Dołączyły też inne instrumenty. Na skrzypcach grał didżej świerszcz, a najgłośniej dął w trąbę żółtawy żuczek. Wśród jagód, borówek, mchów i żołędzi żwawo uwijały się mrówki i jaszczurki. W błotkach i rzeczułkach rechotały żaby, a uprzykrzone komary psuły radość płynącą z koncertu. Leśną grę echo niosło aż po kres horyzontu. Na obrzeżach kniei zaszumiała brzoza i jarzębina, zadrżała leszczyna, a kłująca jeżyna przykryła wachlarzem liści okrąglutkie grzyby, po które schylała się przybyła grupka. Z góry na to cudne widowisko zerknął rozłożysty dąb i mruczał historię o królu z dynastii Jagiellonów, który nakazał chronić lasy. Nad borem kołują drapieżnicy: orzeł i jastrząb, i czyhają na nieostrożnego i zziajanego ze strachu zajączka. Lasy są naszym bogactwem, płucami Ziemi, środowiskiem życia wielu organizmów, chronią glebę i źródliska rzek, dlatego rozsądnie z nich korzystajmy i na co dzień strzeżmy ich zasobów.

„CZYŻBY PECHOWY PIĄTEK TRZYNASTEGO?” (GRUPA OPEN) - Dzieńdoberek! – znienacka przerwała Bożenie sen czterdziestopięcioipółletnia, zrzędliwa na co dzień matka, instruktorka zumby. Dziewczyna na hura wstała lewą nogą, z przerażeniem łypnęła na zegarek, który wskazywał półgodzinne opóźnienie. Uświadomiła sobie, że to nie żadne śmichy – chichy! Naprędce ułożyła rozczochrane włosy, przemyła poszarzałą twarz z podkrążonymi nieco przerażonymi oczami. Pomyłkowo chwyciła nawilżający krem hialuronowy, którym wyszczotkowała zęby. Nieco już mniej zaniepokojona udała się do kuchni, spojrzała w kalendarz i od razu pogrążyła się w ponurych myślach: „Przecież to nie piątek trzynastego..” Przestraszyła się nie na żarty. Wypiła haustem ohydny tran z dorsza atlantyckiego, zachłysnąwszy się półsłodką herbatą. W okamgnieniu zbiegała po świeżo umytych schodach, na których pośliznęła się (albo poślizgnęła), wpadając na chuderlawego sąsiada, hipochondryka. Z trudem otworzyła nienaoliwione drzwi. Spode łba przyglądała się czarnemu jak heban kotu, który jej czmychnął spod nóg. Ni stąd, ni zowąd ochlapał ją wyjeżdżający zza zakrętu pirat drogowy. Wte i wewte kręciła się bezmyślnie, oczekując na autobus, który miał lada chwila nadjechać. Miała dość czyhających niebezpieczeństw! I tylko wewnętrzny głos podpowiadał: „Bodajbyś zdążyła na kolejną, piątą Gżegżółkę!” Nie uwierzycie! To dyktando miało być opowieścią o buncie Bożydara Żupańskiego przeciw niecodziennej akcji zahukanego narzeczonego przeokrutnej Hiacynty.

skiego - nie ma lepszego sposobu niż konkurs z nagrodami. Bardzo pomogło nam w tym względzie objęcie dyktanda patronatem przez Konsula RP. Piękne pióra może nie są najnowocześniejszym prezentem, ale za to mają "duszę", mogą stać się czymś osobistym. Poza tym kto dziś kupuje dzieciom wieczne pióra? I trzeci powód - od dawna jednym z moich ulubionych wierszy jest wiersz Czesława Miłosza "Moja wierna mowo", wspaniała apostrofa do języka ojczystego kierowana od emigranta. Są tam takie słowa:

"Moja wierna mowo, może to jednak ja muszę ciebie ratować. Więc będę dalej stawiać przed tobą miseczki z kolorami jasnymi i czystymi jeżeli to możliwe, bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno." Dyktando to moje miseczki z kolorami.... Każdy uczestnik dyktanda otrzymuje dyplom z mottem zaczerpniętym z tego właśnie wiersza. Muszę przyznać, iż temu wydarzeniu towarzyszy niezwykle przyjazna i radosna atmosfera. Nie ma obgryzania paznokci, nerwowego miętolenia zeszytów, nikogo nie boli brzuch…wszyscy zebrali się tu po to, aby miło spędzić czas i nauczyć się czegoś przez zabawę. W tym roku na zaproszenie dyrekcji sobotniej szkoły im. Niedźwiedzia Wojtka, przyjechały dzieci z Polskiej Szkoły Sobotniej pod patronatem SPK w Edynburgu, Małej Szkoły Języka Polskiego w Edynburgu, Polskiej Szkoły im. Czesława Miłosza w Airdrie, Polskiej Szkoły „Polonik” w Coatbridge, Polskiej Szkoły w Glasgow, Polskiej Szkoły Sobotniej w Perth, Polskiej Szkoły Sobotniej w Ballymenie, Polskiego Centrum Kultury i Edukacji

im. Fryderyka Chopina w Edynburgu, Polskiej Szkoły w Fife im. Jana Pawła II oraz Szkoły Języka Polskiego i Kultury w Perth. W dyktandzie oczywiście wzięli udział reprezentanci Szkoły bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka. Laureaci pierwszych miejsc w każdej kategorii wiekowej zostali uhonorowani Złotymi Piórami Konsula RP p. Dariusza Adlera oraz czytnikami do E-booków, które ufundowała firma England.pl. A oto nazwiska zwycięzców: Alicja Władysławska z Polskiej Szkoły w Glasgow (Grupa I, 8-10 lat), Roksana Goworek ze Szkoły bez Granic im. Niedźwiedzia Wojtka (Grupa II, 11-13 lat) oraz Ewa Bilka (Grupa OPEN). Z kolei polska księgarnia POLBOOKS z Glasgow oraz MSZ wspólnie ufundowali nagrody książkowe dla uczestników dyktanda, którzy zajęli miejsca drugie i trzecie. Wśród nich znaleźli się: Jakub Pijanowski ze Szkoły Języka Polskiego i Kultury w Motherwell (II miejsce, Grupa I, 8-10 lat), Alicja Pyzik z PCE im. Fryderyka Chopina w Edynburgu (II miejsce, Grupa II, 11-13 lat), Grzegorz Kudła (II miejsce, Grupa OPEN), Julia Philipson z Polskiej Szkoły w Fife im. Jana Pawła II (III miejsce, Grupa I, 8-10 lat), Natalia Rybicka z PCE im. Fryderyka Chopina w Edynburgu (III miejsce, Grupa II, 11-13 lat), Katarzyna Motyczyńska (III miejsce, Grupa OPEN). Wszystkim zwycięzcom dyktanda gratulujemy i życzymy kolejnych sukcesów ortograficznych. Dyrekcja szkoły serdecznie dziękuje uczestnikom za podjęcie tak ambitnego wyzwania i zaprasza na kolejną edycję już za rok. Jeśli chcieliby Państwo spróbować swych sił, zapraszamy do napisania dyktanda w domu w wolnym czasie. Każdy może się czegoś nauczyć, a poza tym, to doskonała zabawa intelektualna. Tekst i zdjęcia: Monika Ciska (Sportinka)


18

Gazeta

Mama na wyspach

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

Mama na Wyspach pod redakcją Małgorzaty Mroczkowskiej

Autyzm w Wielkiej Brytanii część I: jaką szkołę wybrać dla dziecka z autyzmem? Wybór szkoły dla dziecka z Zespołem Aspergera, autyzmem lub z ASD (zespół zaburzeń autystycznych) jest dla polskich rodziców niezwykle stresujący. Nie tylko musimy zwracać uwagę na wysoką jakość usług, jakie oferuje konkretna szkoła ale również na środowisko, w którym będzie się uczyło dziecko z autyzmem. Jak wybrać najlepszą szkołę i czym kierować się przy jej wyborze? Dziś rozpoczynamy serię artykułów, w których postaramy się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Podczas szukania szkoły odpowiadającej wymaganiom naszego dziecka, możemy usłyszeć określenie „special education needs”. Oznacza ono specjalne potrzeby edukacyjne (SEN) i w Wielkiej Brytanii jest używane w odniesieniu do dzieci, które mają różnego rodzaju trudności w nauce lub są niezdolne do uczenia się, co oznacza, że potrzebują do nauki więcej czasu niż inne dzieci w ich wieku. Ponieważ autyzm ma wiele postaci, niezwykle ważne jest, by poznać różne możliwości wielu szkół. To, co będzie odpowiednie dla jednego dziecka z autyzmem, zupełnie nie przypadnie do gustu innemu dziecku, które również ma autyzm. Jako najprostszy przykład można tu podać chociażby wielkość szkoły: niektórzy autystycy czują się dobrze w wielkich przestrzeniach, gdzie mogą się wybiegać. Nie można jednak zapominać, że są także dzieci z autyzmem, które mogą czuć się zagubione w ogromnej szkole i dlatego lepiej czułyby się w szkole małej.

Jakie rodzaje szkół dla dzieci z autyzmem istnieją w Wielkiej Brytanii?

dwie kategorie szkół: szkoły państwowe lub publiczne ( state or maintained schools), które są finansowane przez władze lokalne oraz szkoły niepubliczne lub prywatne (independent schools), które nastawione są zwykle na uczniów określonego wyznania lub kultury. O ile w przypadku tych pierwszych szkół nauka jest bezpłatna i każde dziecko ma zagwarantowane miejsce w takiej szkole, o tyle w przypadku drugich szkół koszt nauki ponoszą w nich rodzice dziecka.

Typy szkół do których można zapisać dziecko z autyzmem: Szkoły państwowe, podstawowe i średnie, które są przeznaczone dla dzieci w wieku szkolnym. Według prawa w Wielkiej Brytanii Special Educational Needs Disability Act 2001 Ustawa o Specjalnych Potrzebach Edukacyjnych i Niepełnosprawności z 2001 roku) wszystkie dzieci niepełnosprawne lub ze specjalnymi potrzebami, włączając w to dzieci z autyzmem mają prawo do edukacji w szkole ogólnodostępnej. Szkoły ogólnodostępne zapewniają zazwyczaj dodatkową pomoc w postaci asystenta dla takiego dziecka. Może to być również specjalny sprzęt, specjalne programy nauczania lub dodatkowa pomoc. Odział (unit) w szkole ogólnodostępnej. Jest to specjalny oddział dla dzieci z autyzmem, który istnieje przy państwowej, osiedlowej szkole podstawowej. W oddziale znajdują się osobne klasy dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, z którymi w ciągu dnia pracują wykwalifikowani nauczyciele. Oddział ma na celu pomóc dzieciom przejść do szkoły ogólnodostępnej. W unicie dziecko zwykle spędza tylko godzin dziennie, pozostała część nauki odbywa się na terenie szkoły, w której znajduje sie unit.

Sz koły specjalne (special schools). Szkoły specjalne są placówkami przeznaczonymi dla dzieci niepełnosprawnych lub ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Przyjmowani uczniowie zależą od specjalizacji szkoły: niektóre szkoły specjalne są jedynie dla uczniów z SZA; inne mogą być przeznaczone dla dzieci z różnymi potrzebami, takimi jak: trudności w nauce, niepełnosprawność ruchowa lub inne problemy zdrowotne. Nauczyciele w tego typu szkołach są zazwyczaj odpowiednio przeszkoleni do pracy z takimi dziećmi. Residential schools ( Szkoła z inte rnatem ): Zarówno szkoły ogólnodostępne jak i specjalne mogą zapewnić swoim uczniom dostęp do internatu szkolnego, co pozwala im pozostać na terenie szkoły przez noc. Tego typu szkoły są zazwyczaj szkołami niepublicznymi lub prywatnymi. Czas pobytu ucznia w internacie zależy od szkoły. W niektórych szkołach z internatem dla dzieci z SZA uczniowie mogą pozostawać jedynie w tygodniu, a w innych cały rok. Pracownicy tych szkół przeszli odpowiednie szkolenie w zakresie pracy z osobami ze specjalnymi potrzebami. Małgorzata Mroczkowska

Macierzyństwo na dużym ekranie:

Film „Tajemnica Filomeny”

Rodzaj szkoły zależy od sposobu jej finansowania. Istnieją

Zastanawiał yście się kiedyś, jak wyglądał o macierz yństwo ki lka pokoleń wstecz? Czy w czas ach nasz ych matek i babć bycie samotną matką był o wstydem i powodem do wykluczenia ze społ eczeństwa? Jak radziły sobie kobiety z sytuacją, która mogła spotkać każdą z nas? Dzisiejszą recenzją filmową rozpoczynamy serię „Macie-

rzyństwo na dużym ekranie”, w którym będziemy polecać najlepsze filmy, które powinna zobaczyć każda matka. To, co najbardziej uderza w filmie „Tajemnica Filomeny” to okrucieństwo wcale nie tak bardzo odległych czasów. W angielskiej rzeczywistości lat pięćdziesiątych, młoda niezamężna kobieta nie miała prawa mieć dziecka. Samotne rodzicielstwo nie mieściło się w tamtejszych normach społecznych. Samotna matka była hańbą dla całej rodziny i jedyne, co można było jej zaproponować, to odesłanie jak najdalej, tak, by wszyscy zapomnieli, co jej się przytrafiło. Najprostszym, choć wcale nie najtańszym rozwiązaniem było odesłanie takiej panny z dzieckiem do … klasztoru. Zakonnice, pod pozorem chrześcijańskiego miłosierdzia prowadziły domy opieki dla samotnych matek z dziećmi. W zaciszu klasztornych murów dziewczęta mogły urodzić dziecko i je wychować. Tak przynajmniej im się wydawało. Prawda jednak była okrutna. Zakonnice nie

dość, że znęcały się fizycznie i psychicznie nad kobietami, to jeszcze handlowały dziećmi przekazując je do adopcji bez powiadomienia o tym fakcie biologicznych, często nieletnich matek. Podczas porodów, do jakich dochodziło na terenie klasztoru kobiety rodziły w okrutnych bólach, bez środków znieczulających. Wiele z nich umierało razem z dziećmi, a cmentarze klasztorne pełne są nagrobków, z których wynika, że umierały nawet czternastoletnie matki. Zakonnice uważały, że ciężki poród i trud związany z wychowaniem dziecka jest karą za grzech, jakiego dopuściły się dziewczęta. Cała historia pewnie długo nie wyszłaby na światło dzienne, gdyby nie determinacja jednej z kobiet, która kilka lat temu, będąc już w podeszłym wieku postanowiła odnaleźć odebranego jej siłą syna. O pomoc zwróciła się do dziennikarza angielskiej gazety, który pomógł jej przejść przez dramat przeszłości. „Tajemnica Filomeny” (Philomena) to bry-

tyjski dramat z 2013 oparty na faktach, który opowiada historię prostej, religijnej Irlandki. Jako młoda dziewczyna zaszła w ciążę, co w tamtych czasach było powodem do hańby. Rodzice nieletniej dziewczyny zdecydowali się odesłać ją do klasztoru, by w ten sposób zapłacić „za grzech”. Filomena rodzi w klasztorze dziecko, które zakonnice oddają do adopcji. Film jest zapisem dramatycznej walki głównej bohaterki, która po latach postanawia odnaleźć swoje dziecko. Warto obejrzeć tę historię, chociażby po to, by nabrać dystansu do dzisiejszych problemów, z którymi zmierzamy się każdego dnia. Film, który daje do myślenia, trzyma w napięciu do ostatniej chwili i na długo pozostaje w naszej pamięci. Więcej o filmie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tajemnica_Fi lomeny Małgorzata Mroczkowska


Chrzest dziecka w Wielkiej Brytanii Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

Mama na wyspach

POLONIJNA.co.uk

Jak zorganizować chrzest na obczyźnie? Czy angielscy księża udzielą chrztu dziecku, którego rodzice nie mają kościelnego ślubu? Ile taka ceremonia kosztuje? Dziś postaramy się odpowiedzieć na wszystkie pytania nurtujące rodziców przyszłych katolików.

Po co chrzcić dziecko? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie sami rodzice. Chrzcimy, bo tak nakazuje nam wiara katolicka, tradycja lub dbanie o przyszłość naszego dziecka, które będzie chciało zawrzeć kościelny ślub. Świadectwo chrztu (Baptism Certificate) jest potrzebny również do tego, by zapisać dziecko do szkoły katolickiej. Jak wygląda chrzest w Anglii? Podobnie jak w Polsce. Po krótkiej mszy następuje polanie główki dziecka święconą wodą. Chrzest może być zbiorowy, wtedy uczestniczy w nim kilka rodzin z dziećmi, lub indywidualny, kiedy cała msza jest wyłącznie dla naszego dziecka i naszej najbliższej rodziny. Czy można ochrzcić dziecko jeśli rodzice nie mają ślubu kościelnego? Teoretycznie ksiądz nie powinien stwarzać problemów, ale ponieważ jest tylko człowiekiem to zależy od jego decyzji. W Anglii niezwykle rzadko słyszy się, by księża z takiego powodu odmawiali chrztu. Jeśli tak jednak się stanie, nie warto z nim dyskutować. Znacznie łatwiej będzie nam zmienić parafię i księdza. Ile kosztuje chrzest w UK? Co łaska, czyli tyle ile uważamy. Zwykle jest to suma £ 20, którą opłacamy już po ceremonii. Warto jednak wcześniej zapytać naszego księdza ile zwykle daje się na tacę za chrzest w danej parafii. W jednym z kościołów w Londynie ksiądz zażądał aż … £ 150! Ogólnie uważa się, że chrzest powinien być bezpłatny, ale mało który kościół

stosuje się do tej zasady. Jak umówić się na chrzest? Najpierw musimy znaleźć parafię katolicką w naszej dzielnicy. Kiedy zaczniemy regularnie chodzić na msze i otrzymamy co niedzielną gazetkę parafialną, znajdziemy w niej wszystkie niezbędne informacje. Można również po mszy podejść do księdza i zapytać o szczegóły. Na tablicy ogłoszeń powinna być także informacja z numerem telefonu na parafię. Ksiądz zwykle przyjmuje interesantów dwa dni w tygodniu. Warto wybrać się, by ustalić wszelkie szczegóły. Co to są nauki przed chrztem? Są to godzinne spotkania, zwykle odbywające się w trzy wieczory w ciągu miesiąca poprzedzającego chrzest. Są obowiązkowe dla co najmniej jednego z rodziców. Podczas tych nauk ksiądz wyjaśnia rodzinie, w jakim celu należy ochrzcić dziecko i jak wygląda cala ceremonia. Czy rodzice chrzestni muszą uczestniczyć w naukach? To zależy od księdza. W wielu parafiach nie ma takiego obowiązku zwłaszcza, że wielu chrzestnych nie mieszka w Wielkiej Brytanii i przyjeżdżają oni tylko w dniu chrztu. W takiej sytuacji trudno wymagać, by brali udział w naukach. Ksiądz często pyta o zaświadczenie od chrzestnych o tym, że są praktykującymi katolikami. Zwykle takie zaświadczenie, pisemne lub słowne w zupełności wystarcza. Co zrobić, gdy ksiądz odmawia nam chrztu? Zmienić księdza i parafię, aż znajdziemy taką, która będzie nam odpowiadać. Jeżeli ksiądz z jakiegoś powodu chce nas zniechęcić, często wymyśla „nieistniejące przeszkody”, takie jak: obowiązek uczęszczania na msze święte w danej parafii co najmniej od sześciu miesięcy lub żąda za chrzest wysokiej opłaty. Tego

19

typu praktyki są często stosowane w popularnych i bardzo obleganych kościołach. Czy chrzest w polskiej parafii w Wielkiej Brytanii jest równie ważny, co w kościele angielskim? Tak, nie ma to znaczenia gdzie ochrzcimy dziecko, ważne, by był to kościół katolicki, a nie anglikański, oczywiście jeśli jesteśmy katolikami. Chrzcić w Polsce czy w Wielkiej Brytanii? Oto jest pytanie. Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie leży w kwestii gości: jeśli chcemy zaprosić liczną rodzinę z Polski, to z całą pewnością lepiej zrobić chrzciny w Polsce. Przyjazd do UK dla babci czy dziadka z Polski może być dość kłopotliwy, dlatego warto zastanowić się, czy nie lepiej zrobić tę uroczystość w rodzinnej miejscowości. Czy polskie świadectwo chrztu jest tak samo ważne jak angielskie? Tak. Jeżeli zapisujemy dziecko do szkoły katolickiej, nikt nie powinien nam utrudniać przyjęcia polskiego dokumentu, który w świetle prawa kanonicznego jest tak samo ważny jak angielski.

DLACZEGO RODZICE POWINNI ROZMAWIAĆ ZE SWOIMI DZIEĆMI W JĘZYKU OJCZYSTYM?

Mieszkając od dziesięciu lat w Wielkiej Brytanii jestem zszokowana ilością rodziców, którzy nie mówią do swoich dzieci w ich ojczystym języku. Nie dotyczy to oczywiście wyłącznie rodzin z Polski, ale również z innych, najczęściej afrykańskich krajów. Proszę nie traktować tej uwagi jako formę rasizmu. Piszę wyłącznie z własnego doświadczenia i akurat w moim przypadku, tak właśnie to wyglądało. O ile na placu zabaw nigdy nie spotkałam francuskiej czy szwedzkiej matki mówiącej do swojego dziecka w języku angielskim, o tyle zdarzało mi się to zaobserwować u mam z Nigerii, Ghany czy znad Wisły. Na czym polega ten fenomen? Dlaczego afrykańska czy polska matka woli zwracać się do swojego dziecka łamaną angielszczyzną z fatalnym akcentem, gdy tuż obok Francuzka mama nie pozwala wręcz, by jej syn odpowiadał na jej pytanie w języku angielskim? Okazuje się, że przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w błędnym przekonaniu rodziców, którzy wierzą w to, że mówiąc do dziecka w języku angielskim, który nie jest ich językiem ojczystym

przyczynią się do lepszej aklimatyzacji ich dzieci w nowej ojczyźnie. Rodzice tacy są przekonani, że mówiąc do dziecka w języku innym niż angielski utrudniają im wręcz naukę w szkole i akceptację społeczną. Ułomność takiego podejścia bierze się z konkluzji, że nie powinniśmy być inni, skoro mamy żyć wśród anglojęzycznej społeczności, to powinniśmy posługiwać się wyłącznie ich językiem. Czy tak jest w istocie? Czy ucząc własne dzieci niegramatycznego angielskiego sprawimy, że poczują się … Anglikami? Język jest jednak czymś znacznie głębszym niż tylko umiejętność posługiwania się między ludźmi. Język to także przekazywanie emocji, pozytywnych i negatywnych, których nauczyć się w języku obcym jest niezwykle trudno. Rodzicom, którym wydaje się, że nie powinni do swoich dzieci mówić w ich ojczystym języku polecamy krótką zabawę z wyobraźnią. Otóż wyobraźmy sobie nas samych, jako malców, do których nasze matki mówią w obcym nam języku. Równocześnie widzimy, że nasi rodzice rozmawiają między sobą w innym języku, ale z jakiegoś powodu zwracają się do nas w sztucz-

nie brzmiącym, pozbawionym spontaniczności języku. Jakbyśmy się wtedy czuli? Prędzej czy później dziecko zorientuje się, że taka gra jest tylko podstępem. Ewa, matka nastoletniej Anny pochodzi z mężem z Litwy. W Londynie mieszkają od piętnastu lat. Do córki nigdy nie zwracali się w języku litewskim, od samego początku, świadomie rozmawiali z nią w języku angielskim. - Dlaczego? – pytam zdziwiona. - Bo łatwiej było nam się kłócić – odpowiada Ewa z lekkim zażenowaniem – O pewnych rzeczach nie chcieliśmy mówić przy dziecku i to był prosty sposób. Nasza córka nie rozumie, o czym rozmawiamy między sobą. - Nigdy nie żałowałaś takiej decyzji? W końcu pozbawiliście ją języka jej przodków? - Dotarło to do nas dopiero, kiedy pojechaliśmy z Anną na wakacje do kraju. W żaden sposób nie mogła się porozumieć z babcią, która nie znała angielskiego. Może to dziwnie zabrzmi, ale wtedy byłam z tego nawet dumna, że mam takie światowe dziecko. Teraz, kiedy Anna ma trzynaście lat trochę żałuję, że nie nauczyliśmy jej mówić po litewsku. Anna, jeśli kiedykolwiek będzie chciała uczyć się języka, w którym swobodnie porozumiewa się cała jej rodzina, będzie musiała uczyć się go jako języka obcego. Pomimo typowego litewskiego nazwiska, nie potrafi powiedzieć prostego zdania w tym języku. Gdyby jej rodzice podjęli inną decyzję i rozmawiali z nią w domu w języku ojczystym, dziś Anna mogłaby zdać angielską maturę z języka litewskiego. Odebranie jej języka rodowego ogranicza także jej przyszłość na rynku pracy. Dzieci dwujęzyczne mają szersze pole działania w szukaniu pracy, a pracodawcy chętniej zatrudniają kogoś kto mówi perfekcyj-

nie w dwóch językach. Język ojczysty, to język, w którym zostali wychowani rodzice dziecka. Jest to język przekazany przez całe pokolenia, pełen zdań, które nie zawsze są łatwe do przetłumaczenia i wytłumaczenia komuś, kto tym językiem nie posługuje się od urodzenia. Podstawową zasadą nauki języków obcych, a więc języków drugich, jest opanowanie języka ojczystego. Dopiero, kiedy dziecko czuje się pewnie gramatycznie w języku ojczystym, możemy zastanowić się nad nauką drugiego języka. To właśnie dlatego polskie dzieci, do których rodzice w domu mówią w języku ojczystym, idąc do angielskiej szkoły gładko nabywają umiejętność porozumiewania się w języku angielskim. Polskie mamy, które były przerażone faktem, że ich dziecko nie mówi słowa po angielsku, nie wychodzą z podziwu nad ich niezwykłymi zdolnościami językowymi. Dzieci takie chłoną drugi język jak gąbka, bo dostały solidne wsparcie w nauce języka ojczystego. Liczne badania pokazują, że dzieci, które doskonale posługują się językiem ojczystym, dużo łatwiej uczą się języków obcych. Szkoły często zalecają wręcz rodzicom pochodzącym spoza Wielkiej Brytanii, by nie zwracały się do dzieci w języku angielskim, bo to uczy je tylko złego akcentu. Pamiętajmy, by do dzieci mówić w języku ojczystym podczas rodzinnych wycieczek i uroczystości. W domu mówimy po polsku, bo jesteśmy Polakami. Naukę języka angielskiego zostawmy specjalistom, nauczycielom i pedagogom angielskim. Czy tego chcemy, czy nie w szkole dziecko prędzej czy później nauczy się mówić w języku angielskim. http://mumsfromlondon.com/ Małgorzata Mroczkowska


20

Gazeta

Kulinaria

Sałata z miecznik iem

Bitki wieprzowe

i mandarynką

1 opakowanie mixu sałat FIT&EASY „A ctive” 1 stek z miecznika (150g) 2 mandarynki 6 pomidorków ko ktajlowych 12 czarnych oliwek 1 łodyga selera na ciowego Mieszankę sałat w yłóż na talerz . Stek z miecznika zamarynuj w soli, pieprzu, wyc iśniętym ząbku czosnku oraz chili. Smaż na oliw ie po 1,5 minuty z każdej str ony. Następnie pokrój go na kawałki lub porwij w palcach. Na sałacie ułóż mandarynki pokrojone w cząstki, po łówki pomidorkó w, kawałki selera oraz posiekane oliwki. Na wierzch połóż kawa łki ryby. Najlepszym wybor em będzie tu sos winegret.

Curry z krewetkami

To prosta, aromatyczna i smaczna potrawa. Można dodać do niej kurczaka, rybę albo właśnie krewetki. Składniki: - 1 cebula - 3 ząbki czosnku - 1 marchewka - 2 papryki - 3 kłącza (łodygi) selera naciowego - 150 g pieczarek - 300 g krewetek - pół szklanki mleka kokosowego - pół szklanki jogurtu naturalnego - płaska łyżka curry

Placki wytrawne z guacamole i szynką

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

kawałek imbiru wielkości małego palca u dłoni;) - 1/2 łyżeczki mielonej kolendy - 1/3 łyżeczki chili - sól, pieprz oliwa z oliwek Przygotowanie: Na rozgrzanej oliwie zeszklij posiekan ą cebulę z czosnkiem, po czym dodaj pok rojoną w pół plastry marchewkę. Przesma ż przez 3-

Składniki: ej (po 100g) 4 plastry szynki wieprzow w ybó grz ych zon sus 50g 1 duża cebula 2 ząbki czosnku nku 1 łyżka suszonego majera 4 liście laurowe, 5 ziaren ziela angielskiego, 5 ziaren pieprzu mąka pszenna do panierowania litr bulionu pieprz sól, czarny olej P r z yg oto wa nie: Sznycle rozbij tłuczkiem na cienkie plastry. Oprósz je solą i pieprzem,

4 minuty. Dodaj drobno posiekany seler naciowy oraz paprykę, pokrojoną w paski. Dopraw startym imbirem i smaż całość przez kolejne 3 minuty. Dolej mleko kokosowe i jogurt oraz przyprawy (chili, kolendra, curry). Całość duś do miękkości – na ostatnie 2-3 minuty dodaj

, szybkie w bieram przepisy proste i przygotowaniu zro iś Dz . ne rod no róż wytrawne biłem placki z guacamole i szynką serrano (dla żony bez mięsa).

często u mnie w Szybkie śniadanie to jak jest głodna, to domu podstawa. Żona, ok… staje się kimś bywa markotna ;) (ok , nie ma na to rady, nad wyraz nerwowym i . Ja, dla odmiany, ia) oprócz dobrego jedzen przy kuchni, gdy nie lubię za długo stać y… Dlatego wy jeszcze lewituję bez kaw

! Bitki mogą być Pyszny obiad – mięsny wieprzowe. Osoi jak e, łow wo no zarów je z ziemniakami ię lub j biście, najbardzie owe danie – Dom i buraczkami na ciepło. lat! ych cinn dzie z aku pamięć sm

składniki: 2 szklanki mąki, 2/3 szklanki mleka (może być odrobinę więcej – konsystencja powinna być bardzo gęstej śmietany) 2 jajka pół łyżeczki soli szczypta pieprzu y chili raw yp pół łyżeczki prz do pieczenia (opcjou szk pro ki 1/3 łyżecz nalnie)

ce. Mięso obnastępnie obtocz w mą ty kolor na rozzło smaż z obu stron na ż do bulionu. ełó Prz ju. ole m grzany suszone grzyby, aj dod Razem z mięsem kie, pieprz w iels liście laurowe, ziele ang rojoną w pok z ora y lon mie i ziarnach Część buu. snk czo tki piórka cebulę i pła rowadź do dop ię, eln pat na j wle lionu rotem do garnka. wrzenia i przelej z pow , na ostatnie 15 Bitki duś około godziny Aby uatrakcyjnić . nek jera ma aj minut dod szklanki czer1/3 ać smak możesz dod a. Serwuj z win o neg traw wy o woneg ami. ytk kop lub zą kas ziemniakami,

pieczarki pokrojone w ćwiartki oraz krewetki (jeżeli nie są świeże, tylko zamrożo ne – to oczywiście najpierw należy je rozm rozić). Pod koniec dopraw solą i pieprzem . Możesz serwować z posiekaną kole ndrą lub natką pietruszki. Jako dodatek świe tnie nadaje się ryż (z curry lub z kurkumą ). *zamiast curry suszonego (przypra wy w torebeczkach) możesz wykorzystać past ę curry. Zamiast soli – sos sojowy jasny lub ciemny. Dokwasić – jeżeli sos będzie za mdły – możesz cytryną lub koncentratem pomidorowym.

y ogień na patelni. Ważne, ab po rozyć jsz pod patelnią zmnie już na ć aży sm i grzaniu oleju ażeniu usm Po . niu małym og y kaon łoż roz na cki pla odkładaj zni ręc ka wałek papierowego zyć je sąc jednorazowego, aby od z tłuszczu.

Przygotowanie: niki dokładnie i Zmiksuj wszystkie skład cno rozgrzany olej wykładaj łyżeczką na mo

Guacamole: 1 awokado (większe) sok z 1/4 cytryny rmalne 1 duuuży lub dwa no ząbki czosnku 1 łyżeczka miodu ego – 1 łyżka jogurtu naturaln opcjonalnie sól, pieprz do smaku rki, wyjAwokado obierz ze skó rozdrobzce mij pestkę i w misec cytrynę, j da Do nij je widelcem. mieszaj. Dosmacz Wy . ód mi i k jogurt czosne

solą i pieprzem. Możes natkę pietruszki.

z dodać posiekaną


Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

ZAWODY SPINNINGOWE

Druzyna Angielskich juniorów i ich trenerzy 15.02. na terenie Priory Country Park w Bedford odbyły się zawody spinningowe zorganizowane przez Joannę Daves pod flagą raczkującego klubu spinningowe Lure fishing Club. Mimo silnego wiatru i zapowiadanych deszczów na starcie stawiło się 17-stu zawodników. Wybór miejsca zawodów okazał się strzałem w 10.

Konrad Pukszta

Wysokie drzewa porastające brzegi jezior okazały się dobrą zaporą dla wiatru i każdy z uczestników mógł znaleźć miejsce gdzie wiatr nie przeszkadzał w łowieniu. Zaraz po starcie Jacob Gray pochwalił się ładnym szczupakiem o długości 65cm. Informacja ruszyła brzegiem i jeszcze bardziej zdeterminowała zawodników. Najmniejsza złowiona ryba miała 14cm a zwycięzcą okazał się Konrad Pukszta który pochwalił się szczupakiem o długości 87cm. Jak się okazało na łowisku królowały przynęty silikonowe leniwie, prowadzone nad dnem. Do komisji sędziowskiej zgłoszono 9 szczupaków, jak na warunki w których przyszło łowić zawodnikom, wszyscy stwierdzili że to niezły wynik. Mimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych, zawodnicy uznali spotkanie za udane, na zapowiedź Pani Joanny o kolejnej imprezie którą ma zamiar zorganizować wszyscy zapowiedzieli swoja obecność. Podium obstawili: Konrad Pukszta Jakub Potrykus Daniel Jankowski

Jakub Potrykus i Joanna Daves

Wędkarstwo

21


22

Gazeta

Sport

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

LIGA LONDYN: Przerwa w lidze, czas na puchary meczu. Sporą niespodzianką zakończył się mecz PCW Olimpia z Inter Team. Rewelacyjny ostatnio Inter przegrał ten mecz, jednak mimo to w trzeciej fazie sezonu zagra w grupie mistrzowskiej. Brawa należą się zawodnikom Olimpii, którzy na zakończenie drugiej części sezonu pokazali klasę.

Wyniki ostatniej kolejki: Za nami ostatnia runda II etapu rozgrywek. Przed nami kolejna faza, w której ekstraklasa zagra z podziałem na grupę mistrzowską oraz spadkową. Przedtem jednak czekają nas emocje związane z I rundą Pucharu Ligi. Lider - FC Cobalt - wymęczył zwycięstwo nad trzecim w tabeli White Wings Seniors, co pozowliło mu na osiągnięcie aż siedemnastopunktowej przewagi nad Scyzorykami. To rekordowe osiągnięcie w blisko dziesięcioletniej historii ligi. "Seniorzy" mogli się pokusić w tym meczu o przynajmniej jeden punkt, jednak aby tak się stało, formacja ofensywna musi być bardziej skuteczna. Po zeszłotygodniowej porażce z MTA London Construction, drużyna Scyzoryków tym razem wywalczyła trzy punkty. Pomimo tego, że rywalem był outsider o punkty łatwo nie było. O końcowym sukcesie przesądziły dopiero dwie bramki strzelone w ostatnich minutach

White Wings Seniors - FC Cobalt FC Polska - Scyzoryki MTA London Construction - KS04 Ark Inter Team - PCW Olimpia

0:1 2:4 3:1 0:2

W drugiej prowadząca Joga Bonito pokonuje Białą Wdowę i powiększa swoją przewagę nad drugą w tabeli drużyną do pięciu punktów. Warriors of God rzutem na taśmę doprowadza do wyrównania w meczu z Kiwi FC, dzięki czemu zachowuje miejsce na podium. Po kilku tygodniach oczekiwań w końcu pełną pulę zgarnęła ekipa FC Piona. Mecz z Pyrlandią był wprawdzie wyrównany, ale skutecznością popisała się jedynie FC Piona, za co nagrodzona została trzema punktami. Do formy wraca powoli FC Cosmos, który po małych wzmocnieniach gromi zespół Maja Team aż 6-0. Power Rangers pokonał faworyzowanych Finansistów 3-2, więc ostatniego słowa w kwestii ewentualnego awansu w tym sezonie

ZACZYNAMY TRENINGI REPREZENTACJI Już w najbliższą środę rozpoczną się treningi reprezentacji Polski do majowych mistrzostw świata drużyn amatorskich Inner City World Cup 2014, które w czerwcu odbędą się na stadionie Charlton Athletic FC. Kadra "biało-czerwonych", tradycyjnie już, składać się będzie z najlepszych piłkarzy Polskiej Ligi Piątek Piłkarskich w Londynie. Pierwszy trening odbędzie się już 12 marca o

godzienie 19:00 na boisku Gunnersbury Sport and Social Club (Park Place, W3 8JY). Kolejne sesje zaplanowano na 19 marca, 26 marca oraz 2 kwietnia. Tymczasem już w najbliższą niedzielę trener Jacek Pobiedziński odwiedzi obiekty Vale Farm Sports Centre na Wembley, gdzie będzie prowadził nabór chętnych do udziału w mistrzostwach. Więcej informacji na temat treningów oraz samego turnieju udzialać będzie Kamil Biegniewski w godzinach od 10:00 do 16:30.

jeszcze nie powiedział. W pierwszej połowie na boisku dominowali "rangersi", którzy strzelili aż trzy bramki, nie tracąc przy tym ani jednej. W drugiej odsłonie Finansiści próbowali odrabiać straty, ale czasu starczyło jedynie na dwa trafienia.

Wyniki ostatniej kolejki: KIWI FC - Warriors of God FC Piona - KS Pyrlandia Biała Wdowa - Joga Bonito Finansiści - Power Rangers Maja Team - FC Cosmos

1:1 2:0 0:3 2:3 0:6


Gazeta

Wydanie nr 13 (kwiecień 2014)

POLONIJNA.co.uk

Faworyci odpadli w eliminacjach Polonia Blackburn została zwycięzcą pierwszego tegorocznego turnieju z cyklu Polish Masters League. W finale imprezy, która w miniony weekend odbyła się w Wigan, "poloniści" wygrali z Manchesterowcami aż 5-1. Faworyci niespodziewanie batalię zakończyli na eliminacjach. Najniższe miejsce podium przypadło Polonii Corby, po wysokim zwycięstwie nad Bajanami Burton 6-1. W turnieju wzięły udział dwadzieścia cztery zespoły z całej Anglii. W pierwszej fazie turnieju zostały podzielone, na cztery eliminacyjne grupy, z których po dwa najlepsze awansowały do ćwierćfinału. Od tego momentu rywalizowano systemem pucharowym (przegrywający odpada). To był turniej pełen niespodzianek. Najlepsze ekipy poprzedniego sezonu odpadły bowiem już w fazie eliminacyjnej. Tym-

Euro 2016: Niemcy, Irlandia, Szkocja...

O punkty walczyć będziemy też ze Szkocją, Irlandią, Gruzją oraz Gibraltarem. Co ciekawe z Irlandią towarzysko spotkaliśmy się nie tak

23

czasem drugie miejsce zdobył beniaminek - Manchesterowcy. Najlepszym bramkarzem został Łukasz Jamnik z Polonii Blackburn, a piłkarzem z pola Łukasz Mleczek (Manchesterowcy). Tytuł króla strzelców powędrował do Grzegorza Danka z Polonii Corby, który aż piętnaście razy zmuszał bramkarzy rywali do wyciągania piłki z siatki. Nagrody indywidualne ufundował nowy partner Polish Master League, firma R-Gol, a drużynowe - tradycyjnie już - International Compesation Bureau.

POLISH MASTERS LEAGUE

Znamy rywali polskiej reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw Europy 2016. Najgroźniejsza będzie reprezentacja Niemiec, z którą jeszcze nigdy w historii nie udało nam się wygrać.

Sport

dawno w Poznaniu, ze Szkocją kilka dni temu w Poznaniu, a w maju zagramy towarzysko z Niemcami. Pierwszy mecz o punkty zagramy 7 września 2014 roku na wyjeździe z Gibraltarem, jednak mecz odbędzie się w Portugalii, bowiem stadiony świeżo upieczonego członka UEFA nie spełniają wymogów europejskiej federacji. Ponad miesiąc później na Stadionie Narodowym gościć będziemy Niemców, a po trzech dniach Szkotów. Rok zakończymy wyjazdową potyczką z Gruzją. Pozostałe mecze rozegrane zostaną w 2015 roku.


Miałeś wypadek? Możemy Ci pomóc! Mówimy po polsku! Od wielu lat, nasz dział Foreign and Travel pomaga Polakom, którzy mieli wypadki w Szkocji. Nasze biura mieszczą się w Edynburgu, Glasgow, Dundee, Inverness i Kirkcaldy

Prosimy o kontakt pod numerem

0131 319 8145 odszkodowania@digbybrown.co.uk

Dla klientów uzyskujemy średnio trzy razy wyższe odszkodowania niż początkowe oferty. Oferujemy pomoc w następujących sytuacjach:

digbybrown.co.uk

Wypadki samochodowe Wypadki motocycklowe/rowerowe Wypadki w pracy Zaniedbania medyczne Wypadki za granicą Choroby zawodowe Wady produktów Obrażenia poniesione w wyniku przestępstw


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.