Gazeta Polonijna North / grudzien 2013

Page 1

Gazeta bezpłatna tworzona przez Polonię dla Polonii

Gazeta POLONIJNA.co.uk

GAZETA BEZPŁATNA

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Cheshire

Merseyside

Greater Manchester

Konkurs literacko-poetycki Czytaj str. 4

Lancashire

Yorkshire

Cumbria

www.gazetapolonijna.co.uk

County Durham

Tyne and Wear

„Gdy spojrzę na niebo, podświadomie czuję, że te okrucieństwa się skończą i na ziemię powrócą spokój i ukojenie"

Northumberland

WOŚP w Hull

Czytaj str. 16

i Szczęśliwego Nowego Roku

Czytaj str. 5

Barbara Jurga, polska nauczycielka z Londynu, której zabroniono mówić w jezyku ojczystym w swoim miejscu pracy

Czytaj str. 22


2

ROZMOWA Z SĄSIADEM Gazeta

Wiadomości

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

To co ma głębokie znaczenie, właśnie dlatego nie jest niczemu przydatne. Hegel Jest tak, jakbym mieszkał na peryferiach rzeczywistości i tylko czasem do niej dojeżdżał. Sąsiad – taksówkarz otwiera mi oczy na świat. Misterium uświadamiana mnie celebrujemy świadcząc sobie drobne grzeczności. Role już dawno zostały rozdzielone i mój partner, dzięki swojej profesji plasuje się na dość elitarnej liście godziwie zarabiających i dostatnio żyjących rodaków. Dzieci sukcesu. Ma on do mnie stosunek ojcowski – pełen ciepła, pobłażliwości i wyrozumiałości. Nieszkodliwy wariat jestem. Zapaleniec. Fascynat. Wizjoner. Pismak. On zaś powozi zaczarowaną dorożką marki mercedes, która jest na „kontrakcie” agencji towarzyskiej – wożąc róże pachnące zawodowo. Ma także „koncesję” świadczenia usług obcokrajowcom, okupując postoje luksusowych hoteli i lotniska. Wraz z kumplami zza kółka tworzy „monopol”, a zaczarowany taksometr dyktuje warunki. Choć moja skromna osoba nie mieści się w orbicie zainteresowań człowieka interesów (patrz: wpływy, koneksje, stan posiadania) – odwiedza mnie z życzliwości, czy też może poczucia obowiązku ratowania duszy błądzącej w niebie abstrakcji, leczenia nerwicy myśli bliźniego swego. Ostatnio sąsiadom nagle skończyła się rura od odkurzacza (pretekst?), wpadają więc częściej i pożyczają moją. Każda rura ma dwa końce, więc przy okazji otrzymuję darmowe korepetycje z życia w bardzo liberalnym kapitalizmie. Wszelkie nauki przyjmuję z pokorą pomny przestrogi Saint-Exupery’ego, że „owoc, który gardzi którymkolwiek etapem wzrostu, nigdy nie dojrzeje”. Wiem także, że każdy człowiek szuka echa. Ja właśnie jestem echem mojego sąsiada. Sprawiam ponadto, że jego poczucie własnej wartości sięga zenitu. Oczywiście, próbowałem kiedyś nawiązać partnerski dialog; pamiętam, narzuciłem temat naszej rozmowy „Być czy Mieć?” Kiedy w swej zapalczywości wyznałem, że nie rzeczami żyję, ale sensem rzeczy – taksówkarz rozejrzał się po moim pokoju (zagracam wyłącznie pamięć), przeciągle spojrzał mi w oczy i zabrał do siebie na pokaz filmu na cyfrowej „plazmie” z odtwarzacza DVD. Było porno, duszno i dostatnio. Potem sąsiad płakał i śpiewał zakazane (niegdyś) piosenki, a ja rozgrzeszałem się Flaubertem, przepowiadając myśl proroczą (?), że „wzniosłe dzieła rodzą się z niezwykłych wzruszeń”. Pisałem całą noc. Do szuflady. Kiedyś wypadłem z cyklu pisania i automatycznie skończyły się moje dni płodne intelektualnie – odwiedził mnie sąsiad, by ode mnie, w całkowitym spokoju i bez stresów pogadać z kochanką. Gdy wykonał codzienną tę czynność, zapalił Marlboro. Wykorzystując sytuację – spytałem o pomysł na sprzedaż; zbliża się sezon ogórkowy – co robić?! A on: – Teraz wykupuj strychy za psi pieniądz, remontuj i sprzedawaj z wielokrotnym przebiciem. Taak, wówczas to okazało się w

Gazeta

całej jaskrawości, że NERWICA MYŚLI nie jest zaraźliwa. Sąsiad gloryfikuje swój styl życia (powiem za niego: carpe diem), a ja obstaję przy swoim. Okopaliśmy się na pozycjach. Taksówkarz-biznesmen jest przekonany o tym, że moja reduta niebawem padnie albo ja sam wysadzę ją w powietrze. Sądzi, że nieustannie podwyższając swoją stopę życiową obniża moje morale. „Bo życie to jest coś więcej niż sentymentalne porównania” – mówi i głosi pochwałę pewnego, prostego życia, które można ująć w garść i wycisnąć jak

GAZETA BEZPŁATNA TWORZONA PRZEZ POLONIĘ DLA POLONII

POLONIJNA.co.uk

Gazeta Polonijna North Tel. 0203 3488 778 Mob. 07 851 871 891 Email: redakcja@gazetapolonijna.co.uk Nakład 10 000 szt., 28 stron Wydania archiwalne : www.issuu.com/gazetapolonijna-north/docs

Drukarnia: www.ulotki.co.uk Wydawca: Rafał Sawicki Wywiady Gazety Polonijnej: www.youtube.com/polonijnaTV

Dział Graficzny: Rafal Sawicki, Dariusz Dalaszyński

Działy tematyczne: Dla dzieci Psycho logia Prawo

Rysują: Szczepan Sadurski, Cezary Krysztopa, Stanisław Kościesza Fotografują: Sebastian Kuczyński, Zbyszek Bagniuk, Justyna Bartczak, Karolina

Zdrowie i Uroda Mama na Wyspach Kulinarny: Sport: Turystyka: Wędkarstwo :

- Katarzyna Campbell - Jarosław Kluczek - Beata Nowakowska-Mrozek Olga Parczewska - Anna Jaskiewicz - Małgorzata Mroczkowska - Jasiu Kuroń - Oskar Papierz, Daniel Kowalski - Kinga Plich, Sebastian Zuchowicz - Dariusz "Kerad" Gorgon

Wiadomości z Cumbrii Wiadomości z Yorkshire Wiadomości z Greater Manchester Wiadomości z Merseyside Wiadomości z L ancashire Wiadomości z North East

- Jarosław Jakubiak - Dorota Kordecka, Magdalena Litwin - Anna Mika - Joanna Stachowicz - Może Ty?, tel: 07 851 871 891 - Może Ty?, tel: 07 851 871 891

Skorek, Karol Wyszyński, Wojciech Nowak, Artur Skorek, Sebastian Zuchowicz, Paweł Tomaszewicz, Janek Ptak, Beata Papierz, Oskar Papierz, Monika S. Jakubowska, Adrian Wiecha Piszą: Beata Papierz, Oskar Papierz, Szczepan Sadurski, Mariusz Ciużyński, Joanna Howe, Anna Galus, Klaudia Drozd, Wojciech Nowak, Sebastian Zuchowicz, Sebastian Horbacz, Katarzyna Campbell, Kinga Plich, Anna Jaskiewicz, Jarosław Jakubiak, Iwona Janas, Karol Wyszyński, Dorota Kordecka, Joanna Pawlak, Karol Nowak, Thomas Derach, Aneta Derach, Dariusz Gorgon, Jarosław Kluczek, Jasiek Kuron, Jacek Wąsowicz, Lidia Waszti Plenzler, Justyna Bartczak, Zbyszek Bagniuk, Łukasz "Lipson" Lipczewski ----------------------------------------------------------------------------------------------------

Wydawca i Reda kcja nie ponoszą odpowiedzialn ości za t reść rekl am i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamowionych. Nadesłane materiały przechodzą na własność redakcji, co oznacza jednocześnie przeniesienie na redakcję Gazety Polonijnej praw autorskich z prawem do publikacji, skracania i przeredagowywania nadesłanych materiałów. Przedr uk tekstów, zdjęć, rysunków i rekla m za mieszczonych w Gazecie Polonijn ej jest niezgodny z prawem.

cytrynę. Odpowiadam słowami Leca: „Zając lubi buraczki – takie jest zdanie kucharza”. Mój rozmówca bierze to za aluzję i zaprasza na obiad do „Bazyliszka”. Jednak łączy nas wspólna służba. Obaj żyjemy w służbie statystyki. To dzięki nam mogą ogłosić komunikat, że statystyczny Polak ma blisko 20 tysięcy złotych na różnych kontach bankowych. Znaczy sąsiad ma w kilku bankach ponad przeciętne wkłady (plus pokaźna gotowizna na podorędziu), a także „wolne” dolary i mój dług u niego w postaci statystycznych oszczędności. Wypija spirytus statystycznie przypadający mi na głowę, korzysta z moich statystycznych wyjazdów zagranicznych, pobytów nad morzem i w górach; podrywa statystycznie przypadające mi panny i mężatki i ma – statystycznie rzecz ujmując – znacznie, znacznie więcej z demokracji niż ja. Ŕ propos! Mark Twain słusznie zauważył, że „demokracja jest to wybór przez niekompetentną większość – skorumpowanej mniejszości”. (To ja chciałem skonstatować!!!) Zabieram sąsiadowi zaś tylko statystycznie przypadający na niego papier (do drukarki), książki i gazety. Któregoś dnia stałem pod klatką bloku i czytałem ogłoszenie: „Zaginął podpalany wyżeł…” – Gdybym był podpalany, też bym wziął nogi za pas – usłyszałem tubalny głos sąsiada. Po chwili siedziałem w gościach popijając whisky z colą i lodem. Moje słynne posiady z sąsiadem… Kiedy już obgadaliśmy przekręty naszej skorumpowanej władzy; wyjątkowo nagłośnione afery korupcyjne; krociowe apanaże członków i prezesów rad nadzorczych; pozazdrościliśmy prezesowi PZU S.A., którego uposażenie wynosi milion dolarów miesięcznie (!!!); doceniliśmy spryt i dorobek Balcerowicza; także byłej prezes NBP, pani prezydent Warszawy – milionerce Gronkiewicz-Waltz i innych lepszych dzieci Boga – nie wiedzieć czemu rozmowa zeszła na temat głodu oraz bardzo licznych przypadków gruźlicy i wszawicy u dzieci w (o)polskich i bieszczadzkich szkołach.

Drodzy Czytelnicy! Z wielką przyjemnością oddajemy do Waszych rąk kolejny numer wydania Gazety Polonijnej. Cieszymy się bardzo, iż tak wiele fantastycznych osób entuzjastycznie przyłączyło się do nas, oferując swoją wiedzę, talent i umiejętności. Gazeta Polonijna jest miesięcznikiem tworzonym przez wielkich pasjonatów, ludzi będących blisko spraw ważnych i wartych pokazania szerszemu spektrum. Specjalnie dla Was przemierzamy setki kilometrów, rozmawiamy z ciekawymi osobami, śledzimy wydarzenia, które następnie zamieniamy w osobliwe artykuły, reportaże i felietony. Gazeta jest tworzona z myślą o Was – Polakach mieszkających na emigracji. Dlatego też mocno zachęcamy osoby marzące o karierze dziennikarskiej, do spróbowania swych sił i nadsyłania do nas swoich publikacji i zdjęć. Chcemy otworzyć przed Wami świat pełen barw, dać przepustkę do realizacji swych pragnień. Szczególnie zapraszamy do aktywności twórczej młodzież, która często mieszkając z dala od ojczyzny, zapomina jak piękny jest język polski i jak wiele wspaniałych kombinacji stylistycznych można osiągnąć bawiąc się słowami. Zapraszam serdecznie czytelników do lektury oraz współpracy, firmy zaś do promocji swej działalności poprzez skuteczną formę reklamy oferowanej przez gazetę. Jestesmy przekonani, iż nasze wspólne działania przyniosą wiele pozytywnych aspektów dla Was – wspaniałej Polonii mieszkającej w Wielkiej Brytanii. Redakcja



4

Gazeta

Wiadomości

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gdyby ryby głos miały... Jak co roku zbliżające się święta Bożego Narodzenia zmieniają wystrój naszych domów, miejsc pracy, sklepów, instytucji, ulic i rynków. W radio pojawiają się mniej lub bardziej lubiane świąteczne utwory, na półkach w sklepach choinki, renifery, bombki i inne świąteczne dekoracje a w prasie... W prasie brytyjskiej i na portalach internetowych pojawiają się spekulacje na temat karpii znikających z angielskich stawów. W tym roku nagłośniona została sprawa właściciela łowiska ryb z Warwickwickshire, który zakazał wstępu obywatelom Europy Wschodniej po świętach Bożego Narodzenia w 2012. Pomijając kwestię geopolityczną sprawy, właściciel łowiska został oskarżony o rasizm a lokalna policja kazała zdjąć tablicę zakazującą wstępu. Przyczyną umieszczenia zakazu korzystania z łowiska było przypuszczenie, że obywatele Europy Wschodniej nie przestrzegają zasad połowu zakazujących zatrzymania złowionej ryby w celu konsumpcji. Często przyjeżdząją oni na łowisko późnym popołudniem krótko przed zamknięciem i po połowie zabierają ryby ze sobą. W wyniku łamania tych zasad właściciel stracił £10,000. Rzecznik prasowy Polskiej Ambasady w Londynie, Robert Szaniawski mówi: „Naruszania

prawa są nie do zaakceptowania. W Polsce odławianie ryb również jest regulowane stosownymi przepisami. Zapaleni wędkarze powinni dobrze o tym wiedzieć.” W Wielkiej Brytanii łowiąc na wodach śródlądowych (kanały, rzeki, stawy, jeziora) zabieranie złowionych ryb jest zakazane. Każde łowisko ma swój regulamin, z którym łowiący powinni się zapoznać. Złowione ryby wrzuca się spowrotem do wody, obowiązkiem każdego wędkarza jest mieć podbierak i matę do odhaczania ryb. Polski Związek Wędkarski (PAA- Polish Anglers Association) oferuje użyteczne informacje i rady dotyczące wędkowania w Wielkiej Brytanii. Strona PAA jest prowadzona w języku polskim i angielskim: http://polish-anglersassociation.co.uk/ Ponadto związek oferuje łowiskom w Wielkiej Brytanii bezpłatny serwis tłumaczenia regulaminu na język polski. Prezes związku PAA, Radosław Papiewski, ma nadzieję, że w tym roku zmniejszy się liczba łowiących nielegalnie. Część supermarketów wprowadziła karpia do swojej oferty. Radek mówi: „Karp sprzedawany w sklepach to dobry pomysł i powinien zmniejszyć skalę problemu. Jak będzie zobaczymy.” Polskie tradycje wigilijne są na wyspach coraz lepiej znane, w tym tradycja jedzenia karpia. Tradycja ta ustaliła się stosunkowo niedawno, bo w XIX wieku. Wcześniej z równym powodzeniem na świątecznych stołach pojawiały

Witam, nazywam się Andrzej Juszczak.

Jaka jest poezja? Istnieje poezja zla,dobra i bardzo dobra. Ale co się stanie gdy czytelnik zażąda poezji doskonałej, doskonałej w pełnym wymiarze tego słowa. Czy ktokolwiek może taką napisać,myślę że nie. Myślę że poezję doskonałą tworzą miejsca i zdarzenia. Bo czym jest poezja? Pięknem,smutkiem,radością, ale gdzie jest ideał smutku radości,gdzie jest ideał piękna. Zapraszam gorąco wszystkich do tworzenia i nadsyłania swoich wierszy.

Najlepsze utwory nagrodzone będą publikacją w Gazecie Polonijnej. W perspektywie jednego roku ukażą się one w tomiku który będzie pokłosiem inicjatywy Gazety Polonijnej i mojej skromnej osoby.

ANDRZEJ JUSZCZAK wraz ze Związkami Zawodowymi GMB ogłasza konkurs literacko-poetycki. Proza: (do wyboru dwa tematy) Temat nr 1: Co bym zrobił/zrobiła gdybym wygrał/wygrała milion funtów? Temat nr 2: Co nas boli/denerwuje w miejscu pracy? Jak oceniam swój status/swoją pozycję zawodową na emigracji? Poezja: (jeden wiersz,tematyka dowolna) OKRES NADSYŁANIA PRAC do 31.01.2014 Prace proszę przysyłać na adres: joanna.juszczak@opoczta.pl Dla laureatów przewidziano atrakcyjne nagrody. TERMIN ROZSTRZYGNIĘCIA KONKURSU: Luty 2014 Kontakt telefoniczny z organizatorem: 07442628499

Cyprinus carpio gatunek słodkowodnej ryby z rodziny karpiowatych. Hodowany i poławiany na dużą skalę jako ryba konsumpcyjna. się inne ryby jak sandacz czy szczupak. Doświadczenie i wiedza polskich hodowców, wynikające z tradycji i prawdziwego zamiłowania do chowu karpi, sprawiają, że karpie spełniają zarówno oczekiwania smakoszy, jak i osób szukających przede wszystkim zdrowej, naturalnej żywności. Połączenie walorów smakowych i zdrowotnych oraz fakt, że karp udaje się w tym rejonie Europy najlepiej czynią z karpia idealnego kandydata na polską specjalność, którą powinniśmy chwalić się przed resztą świata. Co więcej zgodnie z tradycją łuski karpia, schowane do portfela, zapewniają dobrobyt i pomyślność na cały przyszły rok. Warto więc dbać, żeby karp nie stanął ością w gardle naszym brytyjskim sąsiadom. Pomóż zapobiegać nielegalnemu połowowi karpia zgłaszając podejrzenia lub

informacje o tej działności. Z Twoją pomocą policja może zidentyfikować osoby odpowiedzialne za nielegalny połów, sprzedaż kradzionego karpia lub czerpanie profitu z tej nielegalnej działalności. Zgłosić problem można pod bezpłatnym numerem Agencji Środowiska, Crimestoppers lub pod numerem lokalnej policji. Boguslawa Motylska

Environmental Agency Incident Hotline 0800 80 70 60

Crimestoppers 0800 555 111


Gazeta

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Wiadomości

POLONIJNA.co.uk

5

Wiadomości z Hull pod redakcją Magdaleny Litwin

Hulamy w Hull! Gramy mocniej, głośniej i do końca świata! Już 12 stycznia 2014 rozbrzmi hymn Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Będziemy grać nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Na ratunek - taki będzie temat tegorocznego fianłu. Pieniądze ze zbiórki zostaną przeznaczone na zakup sprzętu dla dziecięcej medycyny ratunkowej. Co ważne, po raz drugi orkiestra zagra też dla seniorów. Część pieniędzy zostanie więc przeznaczona zakup sprzętu poprawiającego warunki leczenia najstarszych Polaków. Sztab w Hull po raz czwarty organizuje zbiórkę pieniędzy na rzecz WOŚP. Podczas 21. Finału zebraliśmy rekordową jak dotąd kwotę £3972.54!!! Mieszkańcy naszego miasta świętowali WOŚP przez dwa dni podczas Nocy z sercem i Rodzinnej niedzieli z sercem. W tym roku będzie się działo jeszcze więcej. W styczniu 2014 będziemy świętować cały weekend, tak by zebrać jeszcze większą kwotę niż dotychczas. Hymn WOŚP rozgrzeje serca tych małych i troszkę większych; miłośników poezji śpiewanej, disco i rocka; dusz spokojnych i tych niespokojnych! Po raz pierwszy w Hull będziemy grać rock’n’rollowo, a naszymi gośćmi będą ze-

społy z Londynu i z Polski. Zagrają dla nas Aleks Gala, Czapa, Human Control, Megatona, Lynchpyn, Metasoma i Ziemia Zakazana. Nie może Was tu zabraknąć! Sie ma Sztab Hull

Jeśli macie ochotę przyłączyć się do naszego sztabu lub zostać sponsorem prosimy o kontakt ze sztabem.

Kontakt: Magda Litwin Email: magdalena.litwin@wosphull.co.uk Telefon: 07881226097

Polska Restauracja Kuchnia 226 Beverley Road

11 stycznia 2014 godz . 18.00 Zabawa taneczna – Hull na ratunek! Wstęp: £15/osoba Aukcja gadżetów WOŚP, wspaniała muzyka, niezapomniane wrażenia Szwedzki stół, potrawy na zimno i na gorąco, alkohol we własnym zakresie Przedsprzedaż biletów w: Flexible Fashion, Dukat, Relax&Beauty, Irena, Polska Restauracja Kuchnia Springbank Community Centre West Parade boczna Spring Bank

12 stycznia 2014 godz . 13.00 – 16.00 Szukaj nas na stronie internetowej www.wosphull.co.uk i Facebooku Sposnorzy patroni medialni Gazeta Polnijna, My City info, Polisz Czart Audycja, Radio Alter Ego Zapraszamy Państwa na cztery imprezy towarzyszące 22. Finałowi : 10 stycznia 2014 godz. 19.00 Wieczór poetycki Wstęp wolny

Dla wszystkich dzieci serduszko świeci – bal dla najmłodszych Teatrzyk, gry i zabawy, tańce, poczęstunek Wstęp wolny Springbank Community Centre West Parade boczna Spring Bank

12 stycznia 2014 doz . 18.00 Rock’n’rollowo w Hull – koncert rockowy Wstęp: £3 na wejściu Blue Lamp 2 Norfolk Street boczna od Beverley Road Foty: WOSP 2012/fot: Joanna Wegerska


6

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Wiadomości z Bradford pod redakcją Doroty Kordeckiej

Kolorowe, ciepłe, pyszne, głośne, śmieszne, twórcze i rodzinne były w tym roku Mikołajki w Polskim Klubie w Bradford. Udział w mikałajkach wzięły pingwinki, bałwanki i niedźwiadki polarne, a dokładnie “nasze dzieci” w różnych kategoriach wiekowych. Było rzucanie się śnieżkami oraz taniec na lodowej krze. Mikołaj zarezerwował sobie sporo czasu na rozmowy z dziećmi, dzięki czemu popłynęło dużo piosenek i wierszyków z dedykacją dla brodatego zimowego gościa. Czekamy na następny rok i następną zabawę. Fot: Karol Wyszyński


Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gazeta

Wiadomości

POLONIJNA.co.uk

7

ZNANI I ROZPOZNAWANI W BRADFORD PANOWIE Świeta, święta, ale przed świetami?...zakupy, świąteczne porządki, dekoracje...BUSY TIME! W chwili wolnej proponuję dowiedzieć się kilka interesujących faktów o mieście Bradford. Na przyklad, czy zastanawiało Was dlaczego centrum sklepów OASTLER, w którym zapewne dokonujecie jakiś zakupów, nosi tą nazwę? Jeśli kojarzycie pomnik stojący na zewnątrz tego centrum, tam kryje się odpowiedź. Richard Oastler żył w latach 1789 – 1861 i urodził się w Leeds. Dżentelmen ten walczył przeciwko tak zwanemu niewolnictwu dzieci, czyli walczył o ograniczenie możliwości zatrudniania dzieci lub ograniczenie czasu wykonywania przez nie pracy. W naszych czasach wykonują ją wyłączniew pełni sił dorośli. Nazwa słynnego z “shoppingu” Foster Square pochodzi od imienia innego sławnego w naszym rejonie dżentelmena, którego pamięć uczczono pomnikiem, pana Williama Fostera. Przeprowadził się do Bradford kiedy miał około 20 lat, czyli około 1840 roku, aby roz-

winąć swój interes włókienniczy. Znany był on ze swojej troski i dbałości o pracowników. Jego największą zasługą była walka o edukację dla wszystkich, więc zaangażowany był w przygotowanie aktów prawnych w tym zakresie. Jego celem było to, aby edukacja zagościla do każdego domu. Jego statua z brązu jednak została przestawiona podczas przebudowy Foster Square. J B Priestley, jego pomnik znajduje się przed Muzeum Fotografi walczył z kolei przeciwko tworzeniu broni atomowej w czasach, gdy istniało realne zagrożenie jej użycia. Dorota Kordecka

BIBLIOTEKA PRZY CITY PARK Bradford zaprasza do nowej biblioteki. Jej otwarcie nastąpiło 9 grudnia. Znajduje się ona w samym sercu Bradford i wiele osób z niecierpliwością oczekiwało na ten moment. Budynek głównej biblioteki koło Media Museum już od roku był zamknięty, w remoncie i nikt nie miał przez jakiś czas po-

Dom nadziei Nasi rodacy też są w potrzebie. W Bradford funkcjonuje organizacja pomagająca osobom bezdomnym o nazwie Hope Housing. Od wielu lat specjalną troską otacza ona osoby bezdomne ze wschodniej Europy, również z Polski. W związku z tym utworzono specjalny projekt “domu” dla nowych mieszkańców w potrze-

jęcia jaki będzie jej dalszy los. Od grudnia biblioteka w centum odżyła i w dodatku umiejscowiona przy City Park zyskala na atrakcyjności. Przypominamy przy tej okazji, że w jej zasobach znajdują się również pozycje najnowsze i klasyki literatury polskiej.Życzymy więc owocnego polowania na lekturę bie ze wschodniej Europy. Wkrótce do grona pracowników dołączy również pracownik z tej części Europy, który bez konieczności pokonywania bariery językowej, będzie mógł skuteczniej reagować na sytuacje i potrzeby tych osób. Czas świąt jest wyjątkowo trudny dla tych ludzi ze względu na temperatury poniżej zera na zewnątrz, ale często również przez towarzyszącą im pustkę. Pamiętajmy, że im też należy pomagać i wspierać, tak jak robi to Hope Housing. http://www.hopehousing.co.uk/ Dorota Kordecka


8

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Wiadomości z Greater Manchester pod redakcją Anny Miki

Patrycja Markowska w Manchesterze 23 listopada The-Roadhouse Manchester, znajdujący się na ulicy Newton Street w Manchesterze, zamienił się w ogromny i szczęśliwy kompleks Polaków. Tego dnia bowiem na scenie pojawiła się Patrycja Markowska. Artystka zaprezentowała materiał ze swojej nowej płyty, zatytułowanej Alter Ego. Nie zabrakło także starych przebojów piosenkarki. Publiczność bawiła się znakomicie. Wierni fani, którzy znali teksty piosenek Patrycji na pamięć - śpiewali razem z nią. Ona sama w Manchesterze czuje się doskonale i wprost uwielbia swoją publiczność na wyspach. Zespół suportowy Holly Blue & Soundpetersburg, który rozgrzewał Polaków już od godziny 19. również został bardzo dobrze przyjęty. – Mam nadzieję, że Patrycja i Holly Blue tu jeszcze wrócą- mówi z uśmiechem fanka. Czekamy zatem na kolejny występ. Fot. Thomas Corrigan

Manchester Christmas Markets już poraz 15-ty przyciąga kupujących nie tylko z Wielkiej Brytanii,ale też z całego świata. Na ponad 300 -stu stoiskach można kupić prezenty lokalnych rzemieślników oraz handlowców z calej Europy.

Wybór jest bardzo duży i obejmuje prezenty,rękodzieło,biżuterie,ubrania,zabawki,ozdoby,drzewka oraz stoiska gastronomiczne oferujące m/in specjały kuchni holenderskiej,węgierskiej,hiszpańskiej,niemieckiej i oczywiscie angielskiej oraz szkockiej. W tym roku stoiska usytuowano w 9 -ciu miejscach:Albert Square,Brazennose Street,King Street,St Ann's Square,Exchange Street,New Cathedral Street,Exchange Square,The Corn Exchange,Corporation Street. Markek potrwa do niedzieli 22-go grudnia


Szanowni Czytelnicy. Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku pragniemy przesłać najserdeczniejsze życzenia. Niech nadchodzące Święta będą dla Was niezapomnianym czasem spędzonym bez pośpiechu, trosk i zmartwień, aby odbyły się w spokoju i radości, wśród Rodziny i Przyjaciół.

Gazeta POLONIJNA.co.uk


10

Wiadomości

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

NAJPOPULARNIEJSZE ATRAKCJE WIELKIEJ BRYTANII WYBRANE PRZEZ TURYSTÓW - RAPORT VISITBRITAIN

Najnowsze badania VisitBritain pokazują, że zagraniczni turyści bardziej niż kiedykolwiek przedtem chcą poznać brytyjską wieś i jej dziedzictwo. Na popularności zyskują jednak inne, mniej tradycyjne lub nowe aktywności, takie jak nocna zabawa w Newcastle, oglądanie Londynu z wieżowca Shard albo wycieczka do filmowego studia Harry’ego Pottera.

W badaniu przeprowadzonym wsród 10 tysięcy potencjalnych gości z 19 krajów, przedstawiono listę 18 wymarzonych aktywności dostępnych tylko w Wielkiej Brytanii. Respondenci najcześciej wybierali 3 aktywności: „zwiedzanie pałacu Buckingham”, „oglądanie Londynu z wieżowca Shard albo koła London Eye” oraz „zwiedzanie zamku w Edynburgu”. Wizyta w pałacu Buckingham była na pierwszym miejscu wsród Amerykanów, Rosjan i Chinczyków. Panoramiczny widok ze szczytu wieżowca Shard albo z koła London Eye był najczęściej wybierany przez turystów z jednego z najszybciej rosnących rynków, Korei Poludniowej (od stycznia do wrzesnia 2013 r. ruch turystyczny z tego kraju wzrósł o 45 proc.). Zwiedzanie zamku w Edynburgu było szczególnie interesującą atrakcją dla gości z tradycyjnych rynków — Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii i Wloch — którzy umieścili ją na drugim miejscu. Chęć odwiedzenia Chatsworth House i jego rozległych ogrodów przejawiaja szczególnie często turysci z krajów, w których pokazywane są takie seriale telewizyjne, jak „Downton Abbey”. Dodatkowo, wyniki badań wykazały, że goście z Chin, Rosji, Stanów Zjednoczonych i Kanady są gotowi poznawać brytyjskie dziedzictwo w całym kraju i przez cały rok.

Opinie na temat jedzenia ryby z frytkami są podzielone. Dla Hindusów jest to ostatnie z „wymarzonych zajęć”, a dla Argentynczyków, Chinczyków, Meksykan i Polaków — przedostatnie. Jednak swieża ryba z frytkami nad brzegiem morza cieszy się wielką estymą wsród Amerykanów i Kanadyjczyków, dla których jest to trzecie z kolei „wymarzone zajecie”; Australijczycy nie pozostają daleko z tyłu i umieszczają je na czwartym miejscu. Igrzyska Olimpijskie i Paraolimpijskie w 2012 r. i działania marketingowe VisitBritain przedstawiające malownicze krajobrazy Wielkiej Brytanii zmieniły postrzeganie brytyjskiej wsi. Aktywności takie jak „zwiedzanie Lake District”, „podziwianie szkockich krajobrazów” lub „wycieczki po parku narodowym Snowdonia”, były wysoko oceniane przez respondentów. Z badań przeprowadzonych po igrzyskach wynika też, że 75 proc. turystów uważa, że w Wielkiej Brytanii jest wiele interesujących miejsc poza Londynem, a wyniki kampanii marketingowej GREAT dowodzą, że reklamy prezentujące brytyjską prowincję czy krajobrazy w równej mierze inspirują ludzi do odwiedzenia Londynu , jak i reszty kraju. Kolejnym potwierdzeniem skuteczności działan są wyniki raportu Nations Brand Index (czerwiec 2013 r.), w którym Wielka Brytania po raz pierwszy weszła do pierwszej światowej dwudziestki jako kraj „bogaty w naturalne piękno”.

Coraz bardziej widoczny jest wpływ turystyki filmowej i wydarzen sportowych na liczbe gosci, zwłaszcza jeśli chodzi o zachęcanie do przyjazdu tych, którzy jeszcze nie wybrali celu podrózy. Film o Bondzie „Skyfall”, przedstawiający piękno szkockiego krajobrazu, wpłynal na zwiększenie liczby turystów zwiedzajacych region Highlands. Największy rynek przyjazdowy Wielkiej Bytanii - Francja, uznala w badaniu „obserwacje przyrody w szkockich górach” za najbardziej „wymarzone” zajęcie, podczas gdy Argentyńczycy, Niemcy i Polacy stawiaja je na drugim miejscu, a Rosjanie na trzecim. Inna popularna filmowa atrakcja turystyczna jest wycieczka po studio Harry’ego Pottera, obecnie jedno z dziesieciu najbardziej „wymarzonych” zajęć wsród Francuzów, Japonczyków, Meksykan i Koreanczyków z Poludnia. Francuzi, zwykle nastawieni niechętnie do brytyjskiej kuchni, klasyfikują posiłek w „przytulnym walijskim pubie” wsród trzech najbardziej „wymarzonych” zajęć. Argentyńczycy z kolei są najbardziej skłonni spędzić noc na zabawie w Newcastle; podobnie jak Szwedzi, którzy uplasowali sie tuż za nimi w tej kategorii. Z badań VisitBritain wynika, że Szwedzi idą wbrew ogólnym trendom rynkowym. Cztery najbardziej „wymarzone” zajęcia dla większości rynków są oceniane przez Szwedów naj-

niżej. Dla Szwedów najciekawszą atrakcją jest obiad w przytulnym walijskim pubie, a na kolejnych miejscach umieścili zakupy na Oxford Street i oglądanie musicalu na londyńskim West Endzie. 22 proc. meżczyzn ze wszystkich rynków wskazało oglądanie meczu piłkarskiego jako wymarzone zajęcie (drugie miejsce za pałacem Buckingham), a 21 proc. kobiet chciałoby udać się na zakupy na Oxford Street (które również ustepują tylko wizycie w pałacu Buckingham). Goście z rynków dalekodystansowych i wschodzących zazwyczaj ograniczają się do londyńskich atrakcji, podczas gdy bardziej dojrzałe rynki turystyczne, takie jak Wlochy, Niemcy i Francja, stawiają na zwiedzanie innych części kraju. Sandie Dawe, dyrektor generalna VisitBritain, skomentowała wyniki badań: „Wielka Brytania to cel turystyczny, który oferuje różnorodne doświadczenia. Gdzie indziej na świecie można udać się na wycieczkę do malowniczej wsi w Cotswolds i jeszcze tego samego popołudnia obejrzeć mecz Premier League? Od wizyty na zamku w Edynburgu lub obiadu w przytulnym walijskim pubie po wycieczki po Hogwarcie i zabawe w Newcastle — nasz kraj oferuje coś dla każdego. Połączenie nowoczesności i tradycji tworzy unikatowe doświadczenie, które obecnie przyciąga rekordową liczbę turystów”. Opracowała: Joanna Paulina Sosnowska Autorzy fotografii: Buckingham Palace - David Iliff Wieżowiec Shard - Cmglee London Eye - Lachlan Fearnley Edinburgh Castle - Kim Traynor


Gazeta

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

Wiadomości

11

Wiadomości z Liverpoolu pod redakcją Joanny Stachowicz

Liverpool.

Polsko - angielska wigilia

Kolejny rok śpiewano polskie i angielskie kolędy. Organizacja Merseyside Polonia pod szefostwem Gosi McKane zorganizowała uroczystość wigilijną oraz polskie warsztaty świąteczne. Tradycyjnie już w Akademii Św. Franciszka z Asyżu w dzielnicy Kensington spotkali się Polacy i Anglicy żeby świętować nadchodzące Boże Narodzenie. Środa 4 grudzień wieczorem była uroczystym czasem dla tych, którzy przyszli na wigilię, a przyjść mógł każdy, ponieważ było to spotkanie otwarte i bezpłatne. Podczas uroczystości można było zjeść różne, między innymi wigilijne potrawy. Były pierogi, barszcz czerwony, bigos, sernik, makowiec, mince pie. Niektóre potrawy przygotowali ucznowie na warsztatach kulinarnych pod okiem szefa kuchni Dariusza Dadynskiego. Szkolny chór oraz polscy studenci zaprezentowali się w śpiewie kolęd. " Cicha noc " została wykonana w obu językach, a piosenka " Jest taki dzień,, zabrzmiała w języku polskim, a zaśpiewali ją polscy uczniowie z Akademii. Polscy studenci przyjechali do

Liverpool z Polish Society na Uniwersytecie w Lancaster, żeby wziąć udział w tym wydarzeniu. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele Rady Miasta, Konsulatu Polskiego w Manchester oraz duża grupa mieszkańców wraz z rodzinami. Warsztaty i wigilia to były dwa różne spotkania świąteczne, ale promowane były pod wspólnym hasłem “Zachowaj ducha Świąt”. - To była okazja poszerzenia wiedzy na temat polskich zwyczajów bożonarodzeniowych - mówią uczestnicy spotkań. Warsztaty Bożonarodzeniowe stały się bardzo popularne wśród dzieci, młodzieży i rodzin, w tym roku miały miejsce po raz pierwszy w nowym Muzeum Liverpool. Ten rok przyniósł również wiele nowych atrakcji. Wszyscy goście mieli okazję popatrzeć i zrobić prezenty świąteczne, ozdoby i kartki. - To była wspaniała rozrywka nie tylko dla dzieci , ale całych rodzin i wszystkich, którzy chcieli spróbować swojej kreatywności i stworzyć własne świąteczne prezenty dla najbliższych w tym roku - tak ocenili warsztaty ich uczestnicy. Pomocną dłonią jak zawsze byli wolontariusze Merseyside Polonia, którzy pomagali tworzyć

Dyrektor Akademii Sw. Franciszka z Asyzu Dermot McNiffe, Cabinet Member for Culture and Tourism- Cllr Wendy Simon, Lord Lieutenant Dame Lorna Muirhead, Dyrektor Merseyside Polonia Gosia McKane , High Sheriff - Ian Meadows, Konsul- Lukasz Lutostanski, Deputy Mayor of Liverpool- Cllr Erica Kemp, Young Lord Mayor Katie Daley, Prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii - Tadeusz Stenzel ozdoby choinkowe ze słomy, ręcznie robione kartki świąteczne i łańcuchy choinkowe . Aby zachęcić do twórczego ducha polski chór z Manchester " Nowa Biesiada " śpiewał kolędy. Zdaniem organizatorów warsztaty były ogromnym sukcesem, ponad 200 uczestników wzięło udział w ciągu zaledwie dwóch godzin, mimo rozpoczętej już gorączki zakupów świątecznych. Kawiarnia w muzeum serwowała w dniu warsztatów tradycyjne polskie dania, od godziny dwunastej do godziny14. Polski bigos okazał się bardzo popularny wśród odwiedzających. Byla to także

okazja dla dzieci i rodzin, aby dowiedzieć się więcej o projekcie, który jest skierowany do polskich rodzin w Merseyside i porozmawiać z koordynatorką projektu Ewą Gładysz . Te dwa wydarzenia zostały zorganizowane przez Merseyside Polonia i sfinansowane przez Liverpool City Council Neighborhood Fund, BBC Children in Need i wspierane przez Museum of Liverpool, Academy of St Francis of Assisi i Nowa Biesiada Polski Chór z Manchesteru. Joanna Stachowicz Fot. Merseyside Polonia

Polacy zaprosili do dyskusji na temat wolności – czyli polska społeczność w Liverpoolu Polska społeczność w Liverpoolu zaprosila wszystkich na dyskusję na temat różnych aspektów wolności, 15 listopada na Uniwersytecie Liverpoolu. Uczczenie Brytyjskiego Dnia Pamięci i Polskiego Święta Niepodległości razem z polską i lokalną społecznością. “Czym jest wolność” – wolność ekspresji w sztuce, handel ludźmi I refleksja. Narodowe Święto Niepodległości Polski to święto obchodzone 11 listopada i jest dniem upamiętniającym odzyskanie wolności i niepodległości przez Polskę po 123 latach w 1918 roku. Miesiąc listopad jest także miesiącem, w którym wiele krajów, wliczając w to Wielką Brytanię, upamiętnia zmarłych członków sił zbrojnych, którzy zginęli na służbie. Korzystając z tej okazji, Merseyside Polonia postanowiła zaprosić wszystkich na ponowne przemyślenie pojęcia: 'Czym jest Wolność?' ( ‘Rethinking Freedom’ ) w różnych jej aspektach; w przeszłości i dziś. Merseyside Polonia – lokalna organizacja pozarzadowa zaprosila wykładowców z różnych środowisk, którzy przedstawili pojęcie wolności ze swojej perspektywy i własnych doświadczeń. Uczestnicy spotkania mieli okazję zapoznać się z lekcją polskiej historii I wysłuchac niesamowitych opowiesci- wywiadu z panią Wandą Gutowską-Lesisz, uczestnikiem II

wojny świadowej, która jako 19 letnia łączniczka-sanitariuszka brała udział w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku, a później została internowana do niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet Stalag VI C w Oberlangen. Po wojnie została również odznaczona tytułem 'Sprawiedliwej wśród Narodów', najwyższym odznaczeniem Izraela za pomoc Żydom. Kolejnym zaproszonym gosciem była dr Fiona

Dykes, któa, przy pomocy bardzo szczegółowej prezentacji, podniosła świadomość uczestników spotkania w odniesieniu do pojęcia niewolnictwa i handlu ludźmi w czasach obecnych [tzw. trafficking]. Dr Dykes, która pracuje na University of Central w Lancashire i specjalizuje się w problemach zdrowotnych matek i dzieci, jest także wykładowcą-wolontariuszem dla Hope for Justice, organizacji, która w ciągu ostatnich 2 lat pomogła 142

ofiarom 'traffickingu' i jak sami mówią o sobie jej członkowie: "istnieje po to, aby zobaczyć koniec handlu ludźmi w Wielkiej Brytanii jeszcze w tym pokoleniu". W samej tylko Wielkiej Brytanii zarejestrowano przeszlo przeslo 2 tys przypadkow handlu ludzmi w roku 2012 w tym niemalze 300 byli to obywatele Polscy – co plasuje nas na drugim miejscu posrod innych narodowsci zamieszkalych w Wielkiej Brytanii. W ostatniej części spotkania artystka i kurator festiwalu Passion for Freedom Agnieszka Kołek zaprezentowała swoje 'pojęcie wolności' I wolonosci ekspresji w sztuce i filmach. Agnieszka zostala nominowana, Polską Kobietą Roku 2013 w Wielkiej Brytanii I jest głównym współorganizatorem i kuratorem międzynarodowego festiwalu kulturalnego 'Passion for Freedom', festiwalu, podczas którego prezentowane są prace artystów często poruszających wysoce kontrowersyjne tematy i dużym znaczeniu społecznym. Agnieszka "jest kobietą, która stoi po stronie tych, którzy nie mieli swobody tworzenia". ‘Rethinking Freedom’ zostało zorganizowane we współpracy z Polish Society przy University of Liverpool, Passion for Freedom Festival (Londyn), Hope for Justice, Stop the Traffik i ufundowane przez Liverpool City Council, Duchy of Lancaster Benevolent Fund, Polski Instytut kulturalny w Londynie oraz MOD Care.


12

Gazeta

Porady prawne

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

Porady prawne pod redakcją Beaty Nowakowskiej-Mrożek się trudnymi warunkami ekonomicznymi nie wypłacając Ci pensji lub przenosząc na gorsze stanowisko bez uzgodnienia z Tobą. Czy pracodawca może naprawić swoje błędy skutkujące złamaniem umowy? Jeśli pracodawca po uprzednim złamaniu umowy próbuje to naprawić, np. nie wypłaca Ci pensji za jakis okres, a po jakims czasie otrzymujesz zaległe wypłaty, to i tak wciąż możesz zrezygnować z pracy i wystąpić do Sądu Pracy z roszczeniem z tytułu konstruktywnego zwolnienia. Z drugiej strony możesz zaakceptować, że pracodawca poprawił swoje zachowanie i nie rezygnować z pracy.

Konstruktywne zwolnienie czyli kiedy mogę odejść z pracy i domagać się odszkodowania od pracodawcy z tego tytułu? Jeśli nie czujesz się dobrze w swoim miejscu pracy z powodu zachowania pracodawcy i rozważasz odejście z pracy, czyli tzw. konstruktywne zwolnienie, to poniższe wskazówki mają na celu podpowiedzieć Ci co zrobić w takiej sytuacji. Czym jest konstruktywne zwolnienie? Konstruktywne zwolnienie to termin odnoszący się do sytuacji, kiedy pracownik sam rezygnuje z pracy z powodu zachowania pracodawcy. Czy mogę odejść bez wypowiedzenia? Oczywiście możesz zrezygnować bez wypowiedzenia, co zdarza się w praktyce najczęściej. Jednak jeśli odejdziesz dając wypowiedzenie to datą konstruktywnego zwolnienia jest data kiedy to wypowiedzenie wygasa. Z drugiej strony musisz uważać, by pozostanie w pracy przez dłuższy okres nie było uznane za akceptację niewłaściwego zachowania pracodawcy. Kiedy mogę zrezygnować z pracy? Jeśli pracodawca dopuści się złamania wa-

runków zapisanych w Twojej umowie o pracę, czyli np. przestanie Ci płacić, lub złamie warunki domyślne dotyczące zaufania, czyli np. pozwoli innym pracownikom na prześladowanie Cię. Naruszenie tych warunków może być jednorazowe lub powtarzać się. Jeśli naruszenie stanowi serię zachowań pracodawcy to ostatnie z tych zachowań będzie uznane za kroplę, która przepełniła czarę goryczy i pozwoli na to, by wszystkie zachowania były rozpatrywane łącznie przez Sąd Pracy.

Za co mogę domagać się odszkodowania w Sądzie Pracy? Jeśli chodzi o konstruktywne zwolnienie, to odszkodowanie będzie przyznane za samo złamanie warunków zawartych w umowie o pracę lub warunków domyślnych, czyli zaufania, tak więc nie będzie zbyt wysokie. Wyższe odszkodowanie możesz otrzymać, jeśli będziesz mieć także roszczenie o niesłuszne zwolnienie. Kiedy mogę dostać odszkodowanie za niesłuszne zwolnienie? Jeśli zostałeś zatrudniony przed 6 kwietnia 2012 to musisz przepracować rok w danym miejscu pracy. Jeśli zostałeś zatrudniony po 6 kwietnia 2012 roku, musisz przepracować

dwa lata, żeby domagać się odszkodowania z tytułu niesłusznego zwolnienia, które obejmuje m.in. odszkodowanie za utratę zarobków (w okresie od odejścia z pracy do rozprawy przed Sądem Pracy oraz w przyszłości, już po rozprawie) i za utratę ustawowych praw. Wtedy łącznie z odszkodowaniem za złamanie warunków w umowie lub domyślnych, wygrana kwota może być całkiem spora. Cz y jeśli ode jdę w wyniku dyskryminacji, mogę dostać dodatkowe odszkodowanie? Tak, ale należy podkreślić, że ten dodatkowy element odszkodowania za obrazę uczuć jest przyznawany tylko wtedy jeśli rezygnujesz z pracy w wyniku dyskryminującego zachowania pracodawcy. Odszkodowanie za obrazę uczuć może być przyznane nawet wtedy, kiedy nie poniosłeś żadnych strat finansowych i nie przysługuje Ci inne odszkodowanie. Wysokość odszkodowania za obrazę uczuć może się wahać od £600 do £30,000. Jaki mam okres na wniesienie sprawy do Sądu Pracy? Masz jedynie trzy miesiace minus jeden dzień od daty wydarzenia, które spowodowało Twoje odejście z pracy jeśli odszedłeś bez wypowiedzenia, lub tyle samo czasu od daty wygaśnięcia Twojego wypowiedzenia, jeśli wcześniej je złożyłeś.

Cz y z łam anie um owy o pracę przez praco dawcę musi być poważne? Tak, musi być wystarczająco poważne, ale nie liczy się to czy pracodawca złamał warunki umyślnie czy też nie. Nieuzasadnione obniżenie Twojego wynagrodzenia, nawet o małą kwotę, jest uznane za wystarczająco poważne, tak samo jak dyskryminacja. Rownież wyjątkowo nieprzyjemna atmosfera w pracy, np. ciągłe używanie przez pracodawcę jezyka uznanego za obraźliwy w stosunku do pracownika jest wystarczająco poważne. Należy tu podkreslić, że okoliczności, które wpłynęły na złamanie umowy przez pracodawcę nie są brane pod uwagę przez Sąd Pracy, czyli pracodawca nie może tłumaczyć

Prawo pracy/Niesłuszne zwolnienie z pracy członka związku zawodowego

Niesłuszne zwolnienie pracownika z powodu bycia członkiem związku zawodowego to taki rodzaj niesłusznego zwolnienia, który nie wymaga by pracownik był uprzednio zatrudniony przez dwa lata w tym samym miejscu pracy. Jest to tzw. automatyczne niesłuszne zwolnienie. Własnie taką sprawę o niesłuszne zwolnienie polskiego członka związku zawodowego, pana Bogusława Szulgana, rozpatrywał w listopadzie tego roku Sąd Pracy w Leeds. Pan Szulgan był zatrudniony w Whitecase Limited do czasu kiedy został zwolniony w zeszłym roku. Zanim doszło do zwolnienia, pan Szulgan został poinformowany, że sposób wypłacania tygodniowych zarobków zostanie zmieniony tak, że pracownicy będą musieli pracować tydzień bez otrzymania wypłaty za ten okres (!). Pan Szulgan, czemu nie należy się dziwić, sprzeciwił się tym zmianom i zwrocił się o pomoc do swojego związku zawodowego. Związek pomógł panu Szulganowi napisac skargę dotyczącą zmian, która na-

stępnie została wysłana do pracodawcy. Następnie wezwano pana Szulgana na spotkanie, na którym zamiast rozpatrzenia jego skargi, wyzwano go w niecenzuralny sposob. To zachowanie zszokowało pana Szulgana, gdyż poczuł się on zastraszony i nękany przez dyrektorów Whitecase Limited, do czego miał podstawy. Nastepnie został on zwolniony bez wypowiedzenia a także bez wypłaty za okres wypowiedzenia, bez wypłaty należnej pensji i bez zapłaty za dni wolne, które mu przysługiwały. Po zwolnieniu pan Szulgan wniósł sprawę do Sądu Pracy o automatyczne niesłuszne zwolnienie z powodu przynależności do związku zawodowego. Pan Szulgan wygrał sprawę i otrzymał prawie £9,000 odszkodowania. Jest to następna opisana przeze mnie sprawa, która pokazuje, że będąc niesłusznie zwolnionym z pracy, warto dochodzić swoich praw przed Sądem Pracy przeciwko pracodawcy, a także, że odszkodowanie może być całkiem spore.



14

Wędkarstwo

Gazeta

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

Integration Predator Lure Fishing Competition

10 listopada w Derby nad brzegami rzeki Derwent w ramach swoich statutowych działań Polish Anglers Association wspólnie z Angling Trust, Environment Agency i The Earl of Harrington's Angling Club który udostępnił na ten słoneczny dzień swoje łowisko, zorganizował zawody spinningowe pod roboczym tytułem Integration Predator Lure Fishing Competition. Na punkcie startowym stawiło się 61 zawodników z Anglii, Polski, Rumunii i Litwy, miłym zaskoczeniem była obecność kolegów z Fishermann Angling Club, Polskiego Klubu wędkarskiego działającego w Szkocji. Panowie

postanowili pojawić się dzień wcześniej i przetestować możliwości łowiska. Oprócz nagród ufundowanych przez organizatorów w ostatniej chwili do grona sponsorów dołączyli Dave Mutton z Speciman Fishing UK, Kamil Sulima i Predator-Maniak, wszyscy Panowie ufundowali zestawy przynęt dla zwycięzców. W tym miejscu należy wspomnieć o firmie FOX która produkuje sprzęt wędkarski. Zarząd firmy wspiera działania PAA praktycznie od samego początku istnienia Polskiego Klubu Wędkarskiego w UK fundując cenne nagrody w postaci sprzętu wędkarskiego na każdej imprezie organizowanej pod flagą PAA. Cała impreza stała po znakiem zapytania z powodu padających deszczów w regionie i podniesionego stanu wody w rzece, jednak przyroda sprzyjała organizatorom. Dzień startu okazał się słoneczny, woda w rzece wróciła jak stwierdzili Gospodarze prawie do normalnego stanu. Muszę napisać że w t/z normalnych warun-

kach organizacyjnych, prawdopodobnie cała impreza ze względu na pogodę mogła zostać odwołana jednak, duża aktywność naszych Angielskich Kolegów z The Earl of Harrington's Angling Club którzy przez ostatnie dwa tygodnie monitorowali stan rzeki, dzieląc się swoimi obserwacjami z organizatorami którzy, na podstawie powyższych podjęli decyzje pozwalającą na start w terminie. Po krótkiej odprawie, zawodnicy wyruszyli na łowisko z nadzieja na „ taką rybę”. Piętnaście minut po dziewiątej zaczęły napływać informacje o pierwszych złowionych rybach. O koło godziny 14 na punkcie startowym zaczęli się pojawiać pierwsi zawodnicy którzy ze smakiem zajadali się pieczoną kiełbaską przygotowaną przez Prezesa PAA Radosława Papiewskiego. Zgłoszono 13 szczupaków. Na najwyższym podium staną Paul Christian z British Pike Squad, zanim uplasował się Jakub Potrykus z PAA i na trzecim miejscu Mariusz Błaszczyk również z PAA. Organizatorzy obdarowali również najmłodszych uczestników zawodów i łowcę największego szczupaka. Cała impreza zakończyła się około godziny 16, przybyli na imprezę zapowiedzieli że stawią się na następne spotkanie pod flagą Polish Anglers Association. Tekst i zdjęcia Dariusz @Kerad Gorgoń


Gazeta

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Kulinaria

POLONIJNA.co.uk

15

Maćki w kapuśnic y skła

czek lub olej oże być bo m – so ię tłuste m podgardle otowania: opis przyg oczkach su drobnych o a d n j a j d o zy D tr Ze ki. ne ziemnia lę rowe, obra mąkę i startą cebu a, jk D kana). onich 2 ja bno posie ro d . ć y b (może i pieprzem aku solą sm ju le o o d praw rzanym aż na rozg nie żałuj Placki sm ce ią chrup ły y b y b (a patelni). odkładaj tłuszczu na najlepiej , iu n że a ik , wtedy Po usm rowy ręczn ie p a p a n placki czem. ciekać tłusz nie będą o karki: sw ronskładniki: Wyrzoski – kę 1cm. W niaczane rój na kost k o odaj p d i so placki ziem kg ju ię M inę ole b ro .5 d 1 o i j k e ia uszcz z ziemn dlę rozgrz . Kiedy tł so ię u t. m cz sz e e 2 n jajko iać dodaj stołow pokrojo się wytap na 4 łyżki n ie e n sz cz p a za k mą lę. Całość mięsa ostkę cebu k w ą n jo te ba pokro złoty kolor. t. katnie na li i. e d ń ie m cebula 1 sz nia skwarkam zru aże i okraszone ć ck a la w p o j u rw olej do sm rw se u Se warek , o smak d sk y st rn ia a m cz rem. pieprz Możesz za ną lub cuk śną śmieta l do smaku ski a só w k z pomidory w wyrzo skwarki – puszce 0.5 puszki cebula lub 2 pomidory solidna garść czosnek 2 ząbki czaka i w pół plastry chorizo. Po 2 – 3 minutach dodaj liśliść laurowy 4 szt. cie laurowe oraz suszony tymiane k, odczekaj 2 minuty i tymianek suszony 1 łyżka dodaj pokrojone dość grubo papryki oraz selera naciowego, stołowa czosnek i posiekane chili. Smaż parę minut i wsyp na paoliwa z oliwek telnię całość ryżu. sól morska i czarny pieprz do Po 3 minutach kiedy ryż będzie przesmażony (biały lecz smaku nie brązowawy) dodaj pomidory i bulion. Poczekaj około 10 minut, aż ryż wchłonie bulion i będ zie miękki. Jeżeli buopis przygotowania: lion odparuje zbyt szybko dolewaj go nieco więcej lub dodaj białego wytrawnego wina. Na koniec posól i poNa rozgrzanej oliwie z oliwek zeszklij cebulę pokrrojoną w pieprz. Zachęcam do improwizacji, ja dod ałem czosnku niegrubą kostkę. Następnie dodaj pok rojonego w paski kur źwiedziego i wyszło naprawdę pysz ne.

dniki: 1kg żołądków cie lęcych 1,5 kg wędzonych kości 4 marchewki 2 duże cebule 1 duży por 1 szklanka śmieta ny 2 szklanki kwasu z kiszonej kapusty 5 ząbków czosnku 5 liści laurowych 2 łyżki masła sól, pieprz do smak u opis przygotowani a: Żoładki ugotuj dw uktornie, odcedź pozostałej wodzie raz wodę. Na ugotuj wywar na datkiem liścia lau kościach wędzony rowego. Na maśle ch z dopodduś pokrojoną czosnek i pora oraz w kostkę cebulę, startą na grubych oc zk ach marchewkę. Do w paski żołądki. Ca daj pokrojone łość zalej wywarem i zagotuj. Następn kapusty i zabiel śm ie wlej zakwas z ietaną. Dopraw do smaku solą i piep Jeżeli chcesz, zeby rzem. zupa była bardzie j treściwa – podcza na maśle możesz s duszenia warzyw dodać 2-3 łyżki m ąki pszennej.

Jambalaya składniki: krewetki 200 gramów pierś z kurczaka 100 gramów chorizo 100 gramów może być odpowiednik np. kumpiak bulion drobiowy 2 szklanki ryż biały 1 szklanka użyłem basmati cebula 1 szt. średnia seler naciowy 3 łodygi papryka czerwona 1 szt. papryka zielona 1 szt.

Krążki cukinii faszerowane mozzarellą, szuszonymi pomidorami i oliwkami

owane Krążki cukinii faszer pomimi ny mozzarellą, szuszo na sób spo to i dorami i oliwkam ei dn glę wy e ykl szybkie, niezw bikom żna Mo . nie smaczne da li dać nować i zamiast mozzarel inny ser. składniki: cukinia 1 szt. oliwki czarne 1 garść w ser mozzarella 70 gramó

niaczane Placki ziem mi z wyrzoska i) (skwarkam

rść pomidory suszone 1 ga ków list a kilk – a ież bazylia św aku sm do prz pie sól i ianku odrobina suszonego tym chy bla do posmarowania opis przygotowania: w dość grube 2 cm Cukinię umyj i pokrój ki wydrąż środek, krążki. Za pomocą łyżecz edziurawić waprz uważaj jednak by nie daj kroplę oliwy, rzywa. Do każdego krążka odrobinę soli i piepsuszony tymianek oraz ygotowane krążki i rzu. Na blasze ułóż prz 160 przez 15 minut. piecz je w temperaturze do nich poszarpaną Po tym czasie dodaj e suszone pomimozzarellę oraz posiekan ez 10 minut w prz ość dory i oliwki. Piecz cał i. Przed podaniem temperaturze 180 stopn kaną drobno świeżą posyp delikatnie posie e krem z octu balsabazylią. Świetnie pasuj micznego.


Wiadomości

Gazeta

„Gdy spojrzę na niebo, podświadomie czuję, że te okrucieństwa 16

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

się skończą i na ziemię powrócą spokój i ukojenie"

„Dziennik Anne Frank” należy do listy najbardziej wartościowych dokumentów świata- Pamięć Świata UNESCO. W swoim „Dzienniku” Anne stworzyła autobiografię znaną na cały świat. Jej opowieść została zekranizowana, a także przedstawiona na deskach teatru. Holocaust opisany przez trzynastolatkę jest wstrząsający z tego powodu, iż nakreśliła ona własne dojrzewanie w cieniu zagłady Żydów.

Dziewczyna, ukrywając się wraz z rodziną i przyjaciółmi, tworzyła zapiski tylko dla siebie. Wiosną 1944 roku usłyszała w rozgłośni holenderskiej w Londynie przemówienie ministra szkolnictwa na emigracji o tym, iż po wojnie należy zebrać wszystkie świadectwa cierpienia narodu holenderskiego. Niesamowita była dojrzałość tej młodej dziewczyny. Zdawała sobie sprawę z ważności jej zapisków dla przyszłych pokoleń Chciała, aby jej młodzieńczy krzyk usłyszał cały świat. Postanowiła, że gdy tylko skończy się wojna. wyda książkę. Podstawą miał być jej dziennik. Niestety, nie udało jej się tego dokonać. Zmarła na tyfus w 1945 w Bergen-Belsen, prawdopodobnie na przełomie lutego i marca. Po latach jej zapiski wydał Otto Frank, jej ojciec, który jako jedyny z ośmiu ukrywających się w oficynie, przeżył obóz koncentracyjny. Nastoletnia Anna swoje zapiski kieruje do jej nierealnej przyjaciółki Kitty. Opowiada jej o wszystkim, co dzieje się w oficynie. Dzięki temu książka jest bezcennym dokumentem mówiącym o losie Żydów podczas II wojny światowej. Z licznych wspomnień dowiadujemy się, że Anne była bardzo kłótliwa, przemądrzała. Z tego powodu jest ona bliska wielu dojrzewającym dziewczynom. Nawet

podczas wojny, jak widać, nie da się zatrzymać zegara biologicznego, zwiastującego przemianę w dojrzałą kobietę. Młoda Frank nie szczędzi krytyki wobec wszystkich „domowników” oficyny. Wielokrotnie opisuje swoją bezczelność wobec starszych,za którą jest karana. Przez to Anne jest realna. Na dodatek, jak każda nastolatka, zakochuje się. Jej opisy są bardzo żywe, pobudzające wyobraźnię. Czytając książkę, oczami wyobraźni potrafiłam dostrzec każdy zakamarek oficyny, poczuć głód, zniewolenie, przymus zachowania całkowitej ciszy przez prawie dwa lata spędzone w kryjówce. Po przeczytaniu kilku kartek miałam wrażenie, że książka jest banalna, dziecinna. Brnąc dalej w zapiski z pamiętnika, uświadomiłam sobie jak bardzo byłam naiwna. Dziennik Anny to opowieść o dojrzewaniu zduszonym w małej oficynie. Dziewczyna zmienia się- rosną jej piersi, włosy łonowe, dostaje pierwszą miesiączkę. Brakuje jej jedynie intymności. Nie zmienia się jedynie sytuacja w Europie. Żydzi są nadal narodem niechcianym w społeczeństwie i czeka go eksterminacja. W „Dzienniku” ukazany jest również problem braku własnego kąta w oficynie, jedzenia, łóżek, ręczników czy nawet podpasek. Męcząca staje się także stała współpraca, gdy ktoś”przynosi[...] nożyki (najlepszy zachowując oczywiście dla siebie),[...]inny ziemniaki,[...]kolejny wodę”. Egoistyczna natura staje się coraz bardziej widoczna. Anne pisze: „Im dłużej to trwa, tym bardziej pogarszają się tutejsze wzajemne stosunki”. Atmosfera w domu z dnia na dzień stawała się coraz gorsza, zaś domownicy tracili nadzieję na możliwość opuszczenia małego pomieszczenia i szczęśliwego zakończenia wojny. Jeden z

Czy powinniśmy bać się latać?

Nie bój się katastrofy – latanie w liczbach. 1 na 3 zapytane osoby otwarcie przyznaje, że boi się latać samolotem. Co przeraża Was najbardziej? Katastrofa ze skutkiem śmiertelnym 43% Turbulencje 28% Terroryzm 17% Lęk przed zamknięciem w małej przestrzeni (klaustrofobia) 8% Inne 4% Zastanówmy się więc , czy latanie faktycznie jest takie straszne?

1. Na 1,7 miliona startów tylko jeden kończy się katastrofą. 2. Wynika więc z tego, że gdyby jedna osoba latała samolotem każdego dnia, mogłaby latać bez wypadku przez 3859 lat – to odrobinę dłużej, niż trwa ludzkie życie... 3. Najwyższy wskaźnik wypadków odnotowano dla samolotów, produkowanych w Rosji i Chinach – te samoloty obsługują obecnie niespełna 2% wszystkich lotów na świecie – niewielka szansa, że trafisz właśnie na taki. 4. Wypadki samochodowe zdarzają się 29 razy częściej, niż katastrofy lotnicze (co 30 se-

ukrywających się mówi: „Na czym ma mi jeszcze zależeć, przecież wkrótce umrę”. Anne jednak wierzyła i „podświadomie czuła, że te okrucieństwa się skończą i na ziemię powrócą spokój i ukojenie". Jestem przekonana, że książka powinna być wprowadzona do kanonu lektur dla gimnazjalistów. Okres dojrzewania dla wielu młodych osób jest czasem burzy. Uważam, że młodzi ludzie doceniliby swoją wolność poprzez pryzmat ukrywania się Anny Frank i siódemki bohaterów jej zapisków. Niewiele jest lektur polecanych nastolatkom, które obrazują okres młodzieńczego buntu. Jedną z nich jest „Dziennik”. Problem holocaustu staje się coraz bardziej niezrozumiały dla dzisiejszej młodzieży. Nie raz można usłyszeć niestosowne żarty dotyczące tej tematyki. Nastolatkowie stali się mniej wrażliwi. Winą tego może być literatura, którą narzuca się w szkołach. Jest ona zbyt dramatyczna, zbyt dosłowna, na dodatek jej autorami są ludzie dorośli. Autorytetem dla młodzieży w tym okresie są ich równolatkowie. Nastolatkowie nie zdają sobie sprawy, że problem holocaustu dotykał także ich rówieśników. „Dziennik” Frank jest niedocenianą formą mówienia o dramacie młodych Żydów. O ich ciałach,które dojrzewały, aby dawać życie swoim dzieciom, o ich intelekcie, który bliższy stawał się już myśleniu dorosłych i o tym jak w bestialski, nieludzki sposób zostawał zabijany poprzez przymus ukrywania się, głód, choroby, obozy koncentracyjne. Muszę przyznać, że wielokrotnie wracam do tej książki. Chcę podkreślić, że mimo tego, iż „Dziennik” pisała 13-letnia dziewczynka trafia on swoją mocą do czytelników w różnym wieku. Nie sposób zrozumieć strach ludzi muszących cały dzień i noc szeptać, nie

mogących spacerować po uliczkach swojego miasta, jednak Anne Frank przybliża tą sytuację w sposób znaczący. To dzięki prostocie słów dziecka możemy dostrzec, jak trudne dzieciństwo ich spotkało. Właściwie można powiedzieć, że wraz z dniem wybuchu wojny stały się w tak krótkim czasie osobami dorosłymi, zmuszonymi, aby walczyć o każdy dzień swojego życia. Na trzy dni przed aresztowaniem i wywiezieniem wszystkich mieszkańców kryjówki powstał ostatni zapisek. Nie odróżnia się właściwie swoim tonem od wcześniejszych. Właśnie tak działał system hitlerowców, który polegał na zaskoczeniu. Strach i bicie serca napędzały machinę holocaustu. „Dziennik Anne Frank” zmienił mnie. Po jego przeczytaniu spojrzałam na moje życie ponownie, ciesząc się wolnością i tym, że mam szansę dojrzewać i zasmakować życia w wolnej Europie. Marzena Filipiak

kund w wypadku drogowym ginie na świecie 1 człowiek) – a mimo to, do samochodu masz odwagę wsiąść każdego dnia. 5. Masz więc znacznie większą szansę umrzeć z innej przyczyny: prawdopodobieństwo śmierci w wyniku zawału serca to 950,000:1, a śmierci w wyniku katastrofy lotniczej - tylko 11,000,000:1.

Kilka dowodów – liczby mówią same za siebie… 6. W Polsce w roku 2007 w wypadkach samochodowych życie straciło ponad 11 tysięcy osób, podczas gdy w katastrofie lotniczej nie zginął NIKT. 7. W 2010 roku w katastrofach lotniczych zginęło na świecie jedynie 829 osób, podczas gdy corocznie w wypadkach samochodowych ginie ponad milion osób. 8. W 2010 roku w wypadkach drogowych, wodnych i rowerowych w samych Stanach Zjednoczonych zginęło niemal 35 tysięcy ludzi, w katastrofach lotniczych 472 osoby. 9. W 2011 roku na świecie odbyło się 38 milionów szczęśliwych lotów, które przewiozły 2,8 biliona pasażerów. 10. Zaś w 2012 roku na świecie miały miejsce tylko dwie katastrofy, w których życie straciło więcej, niż 100 osób.

Warto wiedzieć, zanim wpadniesz w panikę… 11. W przypadku lądowania awaryjnego na wodzie, przeżywalność wynosi ponad 50% oznacza to, że nawet katastrofa nie oznacza pewnej śmierci. 12. Najbezpieczniejsze miejsce w samolocie:

przy wyjściu ewakuacyjnym - nad skrzydłami. 13. Najbezpieczniejsze linie lotnicze na świecie: British Airways. 14. Najbezpieczniejsze lotnisko w Europie wg TSA: Rzeszów. 15. Najbardziej niebezpieczne: 3 pierwsze i 8 ostatnich minut lotu. To co, lecimy..? :-) Opracował: Jakub Korus


Usługi transportowe i przeprowadzki w północnej Anglii oraz do Polski, Anglii i Niemiec. Transport zwierząt. Polski i angielski serwis Polish and english service Tel: +44 (0) 7592 001 434 UK Tel: +48 (0) 7915 27 050 PL Facebook/ManVanTransport

Tel. Pl: + 48 791 527 050, Tel. UK: + 44 759 200 1434 www.van24h.co.uk


18

Gazeta

Gazeta Polonijna dla dzieci

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

Katarzyna Campbell

ZAGADKI *** Uszy mam duże niczym wachlarze, schładzam się nim w słonecznym skwarze, trąbę długaśną mam zamiast noska, A kim ja jestem? - Odpowiedź jest prosta. *** Gdy jestem głodna trawkę ja skubię, po łące brykać bardzo ja lubię, krótką mam grzywę, kopytka małe, na czarnej sierści paseczki białe.

ZIMOWA KRZYŻÓWKA Poziomo 2. Powstaje w górach i jest bardzo niebezpieczna 3. Służą do ślizgania się zimą po śniegu 4. Miejsce, gdzie dzieci jeżdżą na łyżwach 7. Zamarza w zimie, kiedy jest mróz 9. Tworzy różne wzory na szybie 11. Osoba, która trenuje skoki narciarskie 12. Dzieci lepią go ze śniegu

BAJECZKA O TUPTUSIU Była późna, chłodna jesień i spadł pierwszy śnieżek w lesie, pod listkami, tuż przy drzewie, mały jeżyk słodko drzemie. Licho tu nadało Burka, coś wytropił i dał nurka. Ryje w liściach, łapą drapie. - Głośno zawył! - Zranił łapę. Co za stwór w tej kopie leży? Ja - ospale odrzekł jeżyk. Cz już wiosna? Pora wstać? - Ty do wiosny chcesz tu spać? Jestem jeżem - jeż śpi zimą. - Znowu Święta cię ominą. Co świętować można w mrozy? - Na świat przyjdzie Król - Syn Boży. Opowiadał pies o Świętach, o choince i prezentach... Brr! Zimno - będę chory, muszę wrócić do swej nory. Burek pomógł oczywiście,

ZIMA Pani zima jest zajęta: bielą przywitała Święta, ścina lodem w rzece wodę, podmuch wiatru mrozi chłodem. .Rynny dachów stroi w soplach, dekoruje szyby w oknach, robi w złości zawieruchę,

jeżykowi wejść pod liście i obiecał go obudzić, by na Święta wziąć do ludzi. Wstawaj śpiochu, wstawaj prędko! - Dziś zaczyna się już Święto. Wskakuj chyżo, hop! Na sanki, ja zaciągnę cię do Anki. Przywiózł Burek pod drzwi jeża, w domu była już Wieczerza. Szczeknął: hau! Jak to robią psy, warowali, aż otworzą drzwi. Otworzyła drzwi wnet Anka, tu czekała niespodzianka, oprócz pieska, siedział jeżyk - trudno było w to uwierzyć. "Skąd ten jeżyk o tej porze? - Przecież zima, śnieg na dworze. Gdy zostanie na tym mrozie - to zamarznąć biedak może." Tuptuś - takie dostał imię, został w domku przy rodzinie. Święta jeża były piękne - on wspaniałym był prezentem.

zasypuje wszystko puchem. Gołoledzią szkli chodniki, ubaw mają tylko smyki. Drzewa szronem pookrywa, czasem bywa nieszczęśliwa, topi łzami śniegi wkoło, wtedy nie jest nam wesoło, mokre buty, zimne stopy - narzekamy na roztopy.

Pionowo 1. zimą, dzieci zjeżdżają na nich z górki 5. Silny podmuch powietrza 6. kawałek lodu, powstały po oderwaniu się od większej pokrywy lodowej 8. Zimą spada z nieba 10. Tworzy się na drogach z usypanego śniegu


Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gazeta

Psycholog

POLONIJNA.co.uk

19

Psychologia: DUC IN ALTUM pod redakcją Jarosława Kluczka

Nie było miejsca dla Ciebie, w Betlejem w adnej gospodzie. I narodziłe si Jezu, w stajni w ubóstwie i chłodzie. Nie było miejsca cho szedłe , jako Zbawiciel na ziemi , by wyrwa z czarta niewoli, nieszcz sne Adama plemi . Nie było miejsca cho szedłe , ogie miło ci zapali , i przez sw m k najdro sz wiat od zagłady ocali . Gdy lisy maj swe nory i ptaki swoje gniazdeczka dla Ciebie miejsca nie było, musiałe szuka łóbeczka. A czemu , Jezu, na wiecie, tyle łez, j ków, katuszy? Bo nie ma miejsca dla Ciebie, w niejednej człowieczej duszy. … A dzisiaj, czemu w ród ludzi, Tyle łez, j ku, katuszy, Bo nie ma miejsca dla Ciebie. W niejednej człowieczej duszy. Słowami tej pięknej kolędy chciałbym rozpocząć nasze grudniowe spotkanie na łamach „Gazety Polonijnej.” Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku, to szczególny czas podsumowań, zamyśleń, ale i postanowień na rok przyszły. Choć ten artykuł, nie będzie ściśle psychologiczny, a jedynie refleksyjny, to mam jednak nadzieję, że wniesie choć trochę światła w nasze codzienne dni. W końcu psychologia jak żadna nauka, jest nauką o duszy (od starogreckiego Psyche = dusza, i logos = słowo, myśl, rozumowanie). Moje refleksje pragnę rozpocząć od pewnych spostrzeżeń, dotyczących nas Polaków, przebywających na obczyźnie. Spostrzeżeń, które nie tylko ciągle gdzieś mnie dotykają, czasem nawet bolą. Są trudne! Sytuacja, jak miała miejsce, w jednych z warehouse ów (od razu przepraszam za spolszczenie tego słowa), zmusiła mnie do pewnych refleksji i badań nad zjawiskami, o których napisze nieco niżej. O co chodzi? Otóż pewnego dnia, ku mojemu zdumieniu, gdy wchodziłem, na ów warehous powitał mnie, od samego niemalże progu plakat. Na plakacie osoba do złudzenia przypominająca Pana Stalina, w bardzo zdecydowanej pozie, z ręką wyciągniętą w geście wygnania. Oczywiście, kilka osób podniosło zdecydowany sprzeciw, wobec tego wizerunku, jednak obyło się tłumaczeniem, że jest to żołnierz brytyjski, w starodawnym mundurze. Nie twierdzę, że nie jest to prawda, jednakże mimo tłumaczeń, a nawet jakiegoś pisemnego sprzeciwu złożonego u zarządzających, plakat wisi tam do dzisiaj i na wszystkich werehous ach tego potentata, który swoje sklepy ma również w Polsce, i innych krajach tzw. Wschodniej Europy, zdając się mówić pracuj, bo jeśli nie, czekają cię łagry. Na początku zacząłem się zastanawiać z czego wynikł taki niezbyt, delikatnie mówiąc, taktowny „ żart”. Przychodziły różne myśli, celowość, może niewiedza i gruntowna nieznajomość historii, może świadomy zabieg, tylko czemu ma służyć? Potem po chwili powagi zaczęły pojawiać się pewnego rodzaju żarty, jednakże i one nie przyniosły skutku: „powieśmy obok Stalina – portret Hitlera, Goebellsa, czy innych sławnych zbrodniarzy wojennych”, dumny i zły Pan Stalin nadal wita pracowników „bloku wschodniego” dla przypomnienia Polaków, Rosjan, Słowaków, Czechów, na innych magazynach również Rosjan, czy Ukraińców, przypominając gorzko o minionych czasach stalinizmu, łagrów, wywózek. Może i moje reakcje, czy uwagi idą za daleko, przecież to tylko plakat, w końcu, ktoś powiedział, że osoba ta, tylko do złudzenia przypomina Stalina, w gruncie rzeczy, to żołnierz. Może i tak, nie chodzi mi jednak o plakat, ale podejście do niego nas Polaków, i to stanie się dzisiaj przedmiotem naszej refleksji. Kim jesteśmy tutaj w Wielkiej Brytanii? Czy nadal Polakami? Przecież nie Brytyjczykami, mimo iż wielu z nas może i posiada już paszport brytyjski, może wielu zrzekło się już także obywatelstwa. Ale i tak pozostaniemy Polakami!!! Jak widzą nas inni i jak my siebie widzimy? Co z naszymi kompleksami? Zastanowiło mnie jak potrafimy bronić swojej POLSKOŚCI tutaj na wyspach, tego co dla nas drogie, jak pielęgnujemy nasze tradycje, wspomnienia i dobre cechy? Czym się chlubimy, czy tylko wyczynami alkoholowymi, bigosem i ogórkiem, czy może piękną historią, wspaniałymi osiągnięciami, wybitnymi jednostkami na arenie międzynarodowej? Zastanowiło mnie jakby zareagowali muzułmanie, gdyby zamiast Stalina pojawił się ktoś, do złudzenia przypominający Mahometa? My wiemy jak!!! Ta sytuacja przyniosła mi wiele refleksji na temat wszechobecnie panującej i mówionej wielkimi literami TOLERANCJI. O poszanowaniu każdego człowieka. Nie trudno zauważyć, że żyjemy w kraju będącym zlepkiem wielu narodowości i kultur, wypływa z tego faktu niezwykłe piękno i bogactwo różnych tradycji. Niemal codziennie uczymy się, jak funkcjonują na co dzień ludzie różnych nacji, kolorów skóry, przekonań. Dowiadujemy się także, że mimo tej mieszanki można razem żyć, pracować, uczyć się. Że mimo tej mieszanki, możliwe są prawdziwe więzy przyjaźni i pokój. My Polacy. Jaki na tym tle maluje się nasz portret. Jak kojarzymy się innym ludziom wśród których żyjemy. Sami wiemy, że jednak nie najlepiej. Często widziani jesteśmy jako zakompleksiony, zaściankowy naród, który potrafi tylko pić i to w dużych ilościach, kojarzeni z wulgarnymi słowami, słyszanymi na ulicy, w sklepie, czy pracy. Czasem wstyd się przyznać! Pierwszym słowem, którego uczymy innych jest słowo na „K”, niemal każdy pracujący z Po-

lakami bezbłędnie je wypowiada. Tak przekazujemy naszą kulturę! Można by tu pisać więcej, ale chyba nie o to chodzi! Tolerancja czym ona tak naprawdę jest??? Otóż to dość ciekawe zjawisko, z etymologii słowa dość szlachetne, oznacza wytrwałość, zrozumienie, cierpliwość (łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”). Jednakże w zastosowaniu dość trudne. Bo czyż tolerancja nie ma swoich granic??? Nie! Nie, nie wyzywam, Broń Boże do jakichkolwiek antagonizmów na jakimkolwiek tle. Pragnę tylko na gruncie naszych rozważań nieco szerzej temu się przyjrzeć. Jednym słowem tolerancja oznacza akceptację i wolność każdego człowieka do jego własnych przekonań. O ile na tle religijnym i kulturowym ma to swoje uzasadnienie i chwalebne założenia, bo każdemu człowiekowi, należy się szacunek ze względna jego człowieczeństwo, tradycję, wiarę, o tyle w kwestii zachowań społecznych bywa z tym słowem, a raczej postawą różnie. Bo czyż mamy tolerować rytualne morderstwo, gwałt, czy inne zachowania, nawet jeśli wypływają z wiary. Czy mamy tolerować, w myśl zasady każdy ma prawo do…, to, że za ścianą maż biję żonę, matka morduje swoje dziecko, dzieci znęcają się nad rodzicami? To przecież też tolerancja, to ich przekonanie, zgoła błędne, ale przekonanie. Czyż w imię tolerancji powinniśmy wyrażać zgodę na to, iż dzieci poddają eutanazji swoich rodziców? Czyż w imię tolerancji możemy pozwolić by działa się komuś krzywda, ponieważ jej sprawca kieruje się poglądami do których ma prawo!? Czyż możemy pozwolić w imię tolerancji na to by plakat z osobą przypominającą zbrodniarza wojennego był wykorzystywany do tego by przypominać nam o naszym miejscu. Filozof Karl Popper stwierdził w swej książce Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, że mamy prawo odmówić tolerancji wobec nietolerancji. W końcu tolerancja ma swoje granice. „Czy tolerancyjne społeczeństwo powinno akceptować nietolerancję? A co jeśli tolerując czyn „A”, społeczeństwo niszczy samo siebie? Tolerancja czynu „A” może być użyta do wprowadzenia nowego systemu myślowego, co może doprowadzić do braku akceptacji zespołu cech „B”, właściwych danemu społeczeństwu. Bardzo trudno jest znaleźć złoty środek, a różne społeczeństwa nie zawsze zgadzają się co do szczegółów. W rzeczywistości poszczególne grupy w obrębie jednego społeczeństwa często mają problemy z porozumieniem się. Niektóre państwa uznają zniesienie nazizmu w Niemczech za przejaw nietolerancji, podczas gdy w Niemczech to właśnie nazizm jest uważany za niedopuszczalnie nietolerancyjny”. Zatem sumując nieco, stwierdzić należy, że tak naprawdę tolerancja jest subiektywnym odczuciem, które łatwo może być modyfikowane na własny użytek. Czasem, jest to dość dobrym wytłumaczeniem dla naszej bezczynności wobec jawnie niesprawiedliwych czynów jednostki czy społeczeństw. Tolerancja bez miłości nie istnieje, pozostaje pustym słowem, szastanym na prawo i lewo. Zresztą przy okazji wspomnianej historii z pewnego werehous u i nieszczęsnego plakatu, tolerujemy silniejszych, słaby nie ma nic do powiedzenia. Tolerujemy tych, których się boimy, gdzie sprzeciw spowoduje wobec nas przemoc. A zatem można powiedzieć, że tolerancja również ma tutaj swój odcień negatywnych emocji, niech sobie wisi Pan Stalin, jeśli stanowczo zaprotestuję mogę stracić pracę. Godzę się świadomie na coś, co może i mnie boli, ale czyż nie po raz kolejny chyle głowę, uciekając w kąt, nawet przed odpowiedzialnością za tożsamość i historię, korzenie z których wyrosłem. W imię tolerancji. Takich sytuacji jest mnóstwo, godzimy się na wiele więcej rzeczy, ze strachu potrafimy za cenę srebrników sprzedać największe wartości. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że musimy pracować by żyć, funkcjonować, zapewnić naszym rodzinom dobra przyszłość, w końcu rachunki same się nie zapłacą. Zastanawia mnie jednak, jaka jest cena za to wszystko, jaką cenę płacimy i przyjdzie nam zapłacić. A to, że rachunek za nasze ciche przyzwolenia wcześniej czy później otrzymamy, to pewne. Żyjemy w kraju, który nas przyjął, żyjąc w nim musimy niewątpliwe szanować jego kulturę, wartości. Ale w końcu własną pracą również budujemy ten kraj, więc miejmy tę świadomość, że jesteśmy ważnym ogniwem w rozwoju i budowaniu wspólnej przyszłości, przestając nie jako być już tylko gośćmi. Jesteśmy dobrymi pracownikami, mamy piękną historie i tradycję, która pielęgnujmy za wszelką cenę. Tylko tym możemy pokazać, że jesteśmy wspaniałym narodem. Już niedługo zasiądziemy do wigilii, jest to tradycja nigdzie nie spotykana na świecie. Podzielimy się opłatkiem na znak pokoju i miłości, w wielu domach zagrzmią pięknie słowa kolędy: „BÓG się rodzi, moc truchleje”, Zapewne wielu z nas uda się na Pasterkę, pamiętajmy wtedy, kim jesteśmy. Kończąc te różne refleksje chciałbym Każdemu złożyć życzenia Pełnych Radości i Pokoju Świąt Bożego Narodzenia, wracajcie myślami w tym czasie do najukochańszych zakątków naszej Ojczyzny, pozwólcie by w Waszych Sercach, często wypełnionych tęsknotą i lekiem narodziła się Maleńka Miłość. Przecież ta Miłość, która przyszła na świat w ubogiej szopie, zmieniła bieg historii, dała nadzieje i wyzbyła z lęku. Zaufajmy jej. Niech w Nowym Roku, dzieje się w waszym życiu wiele dobra. Wypłyńcie na głębię!!! DUC IN ALTUM! Redakcja mgr Jarosław Kluczek, psycholog małżeństwa i rodziny, psychoterapeuta chrześcijański. e-mail: info@ducinaltum.co.uk, strona: www.ducinaltum.co.uk

tel: 0 7858399109


20

Gazeta

Zdrowie i uroda

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

POLONIJNA.co.uk

Zbawienny wpływ masażu na nasze samopoczucie O magicznej mocy masażu opowiada dyplomowana Terapeutka Komplementarna & Terapeutka Masażu Lucyna Peplinska.

CZYM JEST MASAŻ? Masaż już w starożytności miał zastosowanie w medycynie. Współcześnie wykorzystujemy go w chiropraktyce, w fizykoterapii oraz w procesie rekon¬walescencji po okresie leczenia szpitalnego. Równie dużą rolę odpowiednie techniki masażu odgrywają w sporcie oraz w kosmetyce. Masaż nie tylko zmniejsza dolegliwości bólowe kręgosłupa czy głowy, ale także poprawia kondycję, przyspiesza regenerację sił. Uelastycznia stawy i mięśnie, regeneruje przemianę materii. Dobroczynnie wpływa na ciało i psychikę. Dzięki temu łatwiej pozbyć się napięć i stresów. Łatwiej też osiągnąć upragniony spokój i odprężenie. Masaż jest skutecznym elementem w procesie odchudzania. Pomaga pozbyć się schorzeń kręgosłupa, kończyn, układu krążenia. Pobudza krążenie krwi, a to sprawia, że organizm łatwiej pozbywa się toksyn. Masaż to jeden z elementów terapii osób cierpiących na nerwicę, bezsenność, depresje i bóle migrenowe całego ciała. Amerykańscy eksperci dowiedli, że masaż szwedzki bardzo pozytywnie wpływa na ludzki organizm. Redukuje stres i wywołuje uczucie euforii. Masaż szwedzki to najpopularniejszy i najczęściej wykonywany rodzaj masażu w Europie Zachodniej. Szczególnie gorąco polecam go osobom, które po raz pierwszy decydują się na wizytę w salonie masażu. Bogactwo technik masowania „szwedzkiego” czyni go niezwykle skutecznym lekarstwem, m.in. w walce ze stresem, skurczami, migreną i astmą. Decydując się na ten masaż możemy spodziewać się głębokich i dynamicznych ucisków połączonych z różnego rodzaju głaskaniem, rozcieraniem i oklepywaniem. W masażu szwedzkim często stosuje się też ugniatanie i wibracje. Dzięki takim technikom, mięśnie mogą się całkowicie rozluźnić. Masażysta wykonuje ruchy zgodne z kierunkiem krwi pompowanej do serca. Używa głównie dłoni, niekiedy także przedramion i łokci. Pomarańczowa skórka. Jędrna i gładka skóra to marzenie każdej z nas. Na zwalczenie cellulitu, obok odpowiedniej diety i aktywności fizycznej polecam masaż antycellulitowy. Usuwa toksyny z organizmu, rozbija i rozdrabnia podskórną tkankę tłuszczową, polepsza ukrwienie skóry i mięśni. To z kolei przyspiesza przemianę materii. Do wykonywania masażu antycellulitowego używa się kremów, które zawierają substancje roślinne, stymulują metabolizm komórek, likwidują tkankę tłuszczową. Masaż ten przynosi efekty tylko wtedy, gdy jest stosowany w seriach. W czasie serii zabiegów odchudzających wskazane jest wykonywanie ćwiczeń oraz przestrzeganie odpowiedniej diety.

MASAŻ STOSOWANY

PROFILAKTYCZNIE Wszyscy często powtarzamy „lepiej zapobiegać niż leczyć”. Niestety bardzo rzadko stosujemy sie do tego powiedzenia. Bagatelizujemy wczesne objawy i sygnały, które wysyła nam organizm w postaci bólu. Zażywamy wszelkiego rodzaju środki przeciwbólowe. Nie tędy droga! Powinniśmy skonsultować sie z terapeutą lub lekarzem, by odnaleźć i zwalczyć przyczynę dolegliwości. Kiedy mięśnie po obu stronach kręgosłupa nie pracują jednakowo, są osłabione, nadmiernie naciągnięte lub napięte. Kręgosłup przestaje być stabilny, postawa pogarsza sie, kręgi i dyski szybciej sie „zużywają”. Wtedy właśnie organizm wysyła sygnał alarmowy w postaci bólu pleców. Zadaniem masażu jest likwidacja zwiększonego napięcia oraz wzmocnienie tkanki mięśniowej. Na ból pleców najbardziej narażone są osoby, które prowadzą siedzący tryb życia, bez wysiłku fizycznego. By temu zapobiec, warto regularnie się masować. Podobnie jest z żylakami. Możemy im zapobiec, wykonując systematyczne masaże kończyn dolnych, które pobudzają krążenie krwi w żyłach. Żylaki ( stałe poszerzenie żył ) to poważny problem, nie tylko kosmetyczny, ale i zdrowotny. Pojawienie się ich jest świadectwem rozwoju przewlekłej niewydolności żylnej. Wówczas zalecane jest leczenie farmakologiczne.

ZRZUCAMY NADPROGRAMOWE KILOGRAMY W zwalczaniu nadwagi niezawodny jest masaż bańką chińską. Podciśnienie, które wytwarza się w bańce podczas masażu powoduje zassanie skóry oraz tkanek, leżących pod bańką. Następuje ich intensywne przekrwienie i wyraźna poprawa stanu mało elastycznych partii ciała. Taki masaż pobudza krążenie krwi i płynów ustrojowych, pomaga pozbyć się toksyn z organizmu oraz zbędnych produktów przemiany materii. W wyniku przyspieszenia przemiany materii następuje redukcja tkanki tłuszczowej. Masaże bańką chińska, podobnie jak antycellulitowe wykonywane są seriami. Należy je połączyć z odpowiednią dietą i ćwiczeniami. Oczywiście, trzeba zrezygnować z fast foodów, słodyczy, białego pieczywa i tłustych potraw.

MASAŻ NA CODZIENNE TROSKI? Stres, zmęczenie, nieodpowiednia dieta, szybkie tempo życia wpływa na osłabienie naszego organizmu , a także na rozwój wirusów i chorób. Znaną wszystkim mantrę „W zdrowym ciele zdrowy duch” powinniśmy wziąć sobie do serca. Dobra kondycja organizmu ma bardzo duże znaczenie dla naszego ogólnego samopoczucia. Pamiętajmy, masaż to nie tylko i wyłącznie moda. Masaż to recepta na zdrowie! Profesjonalnie wykonany jest jedną z najbardziej skutecznych metod leczenia różnorakich dolegliwości. Salon masażu natomiast to miejsce które pozwoli zrelaksować i odpocząć od codziennego zgiełku. Zapraszam do skorzystania z szerokiej oferty zabiegów masażu w salonie Beauty House, 86 Cheetham Hill Road, Manchester M4 4EX, Tel 07585110490


Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Kosmetyczne zabiegi przed wielkim wyjściem. Zaplanuj już dziś!

Kiedy już zaplanowałaś za biegi medycyny estetycznej lub kiedy w ogóle ich nie potrzebujesz sta jesz przed pytaniem jaki makijaż, kolor paznokci a może sztuczne rzęsy dla pięknego dopełnienia całości. Kiedy je zaplanować? Czy czekać na poświąteczny czas? Wykonać samej czy może jednak zaufać kos metyczce? Czego potrzebujemy na wielkie wyjście? Piękny strój już wisi w szafie a ciało jest po serii zabiegów medycyny estetycznej, ale co jeszcze zrobić? 1 .Paznokcie – większość z pań decyduje się na pomoc dobrej kosmetyczki, która zastosuje pielęgnacyjne działania jak i dopieści wygląd samych paznokci wedle życzenia klientki.

Ważne by nie planować niczego na ostatni dzień przed wyjściem, bo może się okazać, że nie dostaniem terminu. Dlatego warto wcześniej zamówić sobie wizytę i spokojnie oddać się w ręce profesjonalistki. 2. Rzęsy – sztuczne, które są doklejane albo w paseczkach, kępkach i są dostępne w każdej drogerii z dokładną instrukcją oraz klejem. Dla mniej wprawnych i chcących cieszyć się powabnym spojrzeniem dłużej niż jedno wyjście polecam doczepianie rzęs metodą jeden na jeden. Niestety musimy poświęcić średnio 2 godziny by położyć się u specjalistki na taki zabieg. Poleci ona po dokładnym spojrzeniu na nasze rzęsy metodę oraz długość, grubość i rodzaj rzęs. Spotkałam się niedawno w jednym z warszawskich gabinetów z rzęsami, które są wspaniałą alternatywą dla kobiet nie

mających zbyt gęstych swoich naturalnych rzęs a mianowicie z rzęsami tzw. V czyli jedna rzęsa rozchodząca się w dwie. Zabiegowi możesz poddać się już przed świętami i na noc sylwestrową nadal będziesz cieszyć się powłóczystym spojrzeniem. Rzęsy są dostępne w różnych wielkościach co daje szerokie pole do popisu i spełnienie życzenia klientki. Efekt utrzymuje się do 3 tygodni po których jeśli nadal chcesz mieć ładne efekty wizualne musisz poddać się dopełnieniu, ponieważ mogą się przerzedzać wraz z naturalnym wypadaniem naszych rzęs. 3. Makijaż – zrób sama, ale jeśli nie masz wprawy polecam skorzystanie z usług kosmetyczki. Termin najlepiej zrobić już teraz by mieć pewność, że 31.12 będziesz miała niecodzienny makijaż. Panie, które są specjalistkami i mają doświadczenie w używaniu kolorowych kosmetyków zalecam pomyśleć jaki ten wieczorny makijaż ma wyglądać. W sklepach jest dostępna cała gama kosmetyków , które najlepiej przetestować na sobie długo przed Sylwestrem dla pewności, że nie będzie żadnych reakcji alergicznych, które mogą silnie podrażnić skórę twarzy i oczy. Kosmetyki kolorowe to przede wszystkim dobry podkład, który będzie podstawą naszego makijażu, nie może tworzyć efektu maski ani spływać i silnie brudzić nasz strój oraz przy sylwestrowych uściskach nie pozostawiać śladu na innych uczestnikach zabawy. Polecam kosmetyki, które utrwalają makijaż, które są dostępne pod różnymi postaciami. Najlepiej popytać swoich koleżanek, które mają zawsze dobry makijaż. Na pewno doradzą i wskażą odpowiedni specyfik by nie kupować czegoś czego nie znamy w ciemno. Bardzo dobrym po-

Zdrowie i uroda

21

Zdrowie i Uroda pod redakcją Anny Jaskiewicz

www.feelbeauty.eu

mysłem są bazy pod makijaż a dokładniej pod cienie, pod podkład, które idealnie scalają kosmetyki nie pozwalając im na spłyniecie, rozmazanie czy też zmianę koloru po kilku godzinach zabawy. Dobrze dobrane kosmetyki mamy zmyć rano kiedy wrócimy z szalonej nocy a one pozostają w stanie nietkniętym. 4. Fryzura – bez dobrze ułożonych włosów nie ma dla nas kobiet wyjścia z domu a co dopiero na Sylwestra. Tutaj jak w przypadku makijażu polecamy albo skorzystanie z profesjonalnego fryzjera, który wyczaruje nam na głowie coś niesamowitego okraszonego mieniącymi się drobinkami albo zaufanie sobie samej. Termin u fryzjera co bardziej zapobiegliwe panie robią już teraz i bardzo mądrze, bo mając jedną wielką sprawę z głowy (czytaj fryzurę) możemy dopieścić inne pozostałe szczegóły. 5. Pedicure – czyli zadbanie o stopy i paznokcie. Niestety jeszcze spotyka się tzw. Sezonowe dbanie o pewne części ciała. Zimowe ubranie automatycznie zakrawa wiele a buty, które nosimy nie ukazują stanu stóp. Dbajmy o nie nie tylko z chwilą kiedy wskakujemy w odkryte obuwie, ale cały rok. Sylwester to moment kiedy przepraszamy się z pięknymi sandałkami, które odkrywają czasem zaniedbane części stóp. Regularne zabiegi pedicure dadzą nam pewność, że nasze stopy równie jak twarz, fryzura i strój będą przyciągać uwagę. Dobrze zaplanowany czas to relaks przed wielkim wyjściem. Przygotowania wcale nie muszą nas stresować i robić zamieszanie. Planuj i dodaj tym samym samej sobie luksus relaksu. Pozdrawiam Anna Jaskiewicz FeelBeauty.eu


22

Gazeta

Mama na Wyspach

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Mama na Wyspach pod redakcją Małgorzaty Mroczkowskiej

Barbara Jurga, polska nauczycielka z Londynu, której zabroniono mówić w języku ojczystym w swoim miejscu pracy wygrała w sądzie odszkodowanie w wysokości 7 tysięcy funtów. Zastępca dyrektora przedszkola, w którym pracowała nazwał nasz język jako „dziwny” i zabronił zwracania się do dzieci w tym języku, nawet jeśli pochodziły z polskich rodzin. Proces sądowy, który zakończył się spektakularnym zwycięstwem Polki pokazuje, jak mało wiemy o przysługujących nam prawach za granicą i unaocznił jak często te prawa są łamane na niekorzyść obcokrajowców. Pani Barbaro, jak Pani myśli, o co w jednym zdaniu była ta cała „afera”? Mówiąc krótko o postępowanie niezgodne z prawem. A dokładnie o dyskryminację mojej osoby na podłożu rasowym. Prześladowano i nękano mnie w moim miejscu pracy w Londynie. Za co? Za to, że posługiwałam się językiem polskim na terenie klasy i podczas przerw, co dodatkowo kontrastowało ze stosunkiem do innych języków np. włoskiego, którym w nieskrępowany sposób posługiwała się pani Lisa Howes, zastępca kierowników przedszkola Lavendale Montessori (pani Nuala i pan Neil Todd). Chce pani powiedzieć, że w tym samym miejscu pracy posługiwano się innymi językami niż angielski i nikomu to nie przeszkadzało? Tak. Pracownicy, którzy maja włoskie pochodzenie rozmawiają miedzy sobą po włosku. Rozmawianie w języku polskim bardzo im się nie spodobało. Osobno sąd uznał, że listy z pogróżkami po odejściu z pracy były aktami dalszego nękania czy raczej gnębienia mojej osoby i włączył je do głównej sprawy o dyskryminację. Co teraz Pani czuje? Towarzyszy mi niezmienne uczucie, że prawo stało po mojej stronie, bez względu na liczne kontrowersje jakie wzbudzają sprawy dotyczące dyskryminacji. Również ulga, że sprawiedliwości stało się zadość. Sprawę rozpatrywało trzech sędziów, co ma zwykle miejsce w przypadku dyskryminacji, o przypadkowości wyroku nie może więc być mowy. Pracowała pani w przedszkolu M ontessori w północnym Londynie. To była ciekawa praca? Z Polski wywiozłam wykształcenie psychologiczne. Zanim podjęłam studia podyplomowe z zakresu metody Montessori w Londynie posiadałam już troje dzieci z późniejszej czwórki i wszystko, co dotyczyło ich rozwoju, stało się dla mnie bardzo ważne. Studia były dużym odkryciem jeżeli chodzi o spojrzenie na dziecko. Mojej pracy towarzyszyło uczucie, że uczestniczę w czymś szczególnym, odmiennym od tego, co widziałam poprzednio w edukacji małych dzieci.. Pracowałam w kilku przedszkolach Montessori i zatrudnienie w Lavendale było uwieńczeniem pragnienia, aby prowadzić taką klasę jako ‘’Room Leader’’ albo ‘’Class Manager’’. I tak też się stało. Do tego przedszkola uczęszczały polskie dzieci. Czy z ich rodzicami miała pani dobry kontakt? Tak, odpowiadając na pierwsze pytanie, w mojej klasie było troje dzieci, z tego tylko jedno o czysto polskim pochodzeniu. Polscy rodzice mówili do nich po polsku, mimo, że posługiwali się biegle angielskim i pracowali na odpowiedzialnych stanowiskach. Wspominając o tym chciałabym przełamać powszechnie panujący stereotyp, że Polacy nie uczą sie języka angielskiego na bardziej zaawansowanym poziomie. Tak, miałam dobry kontakt z polskimi rodzicami i z rodzicami innych dzieci. Jak wyglądają początki polskiego przedszkolaka w angielskiej placówce? Czy dzieci radzą sobie językowo? Powiedziałabym, że odpowiedź należy do dzieci, które są tak różne a więc i ich potrzeby są zróżnicowane. Dzieci w odróżnieniu od dorosłych zachowują się naturalnie i jakby dyktują samym sobie na ile chciałyby używać języka, w którym czują się wygodnie albo bezpiecznie czy też eksperymentować z nowym, dopiero co przyswajanym. My, jako rodzice tak naprawdę mało wiemy o tym, co dzieje się

za zamkniętymi drzwiami przedszkola. Kiedy mój syn chodził do przedszkola na południu Londynu, nie miałam pewności czy jest rozumiany przez angielskie nauczycielki, bo w domu mówiliśmy cały czas po polsku. Z czym polskie dzieci mają najwięcej trudności w takim miejscu? Najbardziej chyba z tym, że rzucone są na głęboką wodę i jedne potrafią nauczyć się pływać szybciej w odróżnieniu od innych. Postawa dorosłego jest tutaj wiodąca. Wsparcie emocjonalne poprzez zrozumienie uczucia lęku i obawy oraz braku możliwości porozumiewania się z jednej strony, a także pozawerbalne docieranie do dziecka z drugiej strony, to najskuteczniejsze koła ratunkowe . Gdy ktoś może wesprzeć poprzez rozmowę w języku ojczystym, powinien, moim zdaniem, to uczynić. Kiedy zauważyła pani pierwsze problemy w miejscu pracy? Już w 2010 roku sygnalizowałam kierownictwu o wypowiedziach o charakterze dyskryminacyjnym, z ust zastępcy placówki, pani Lisy Howes. Jak pani myśli, dlaczego kierowniczka przedszkola podjęła decyzję o niezgodnym z prawem jak się później okazało zakazie

rozmawiania w języku polskim w miejscu pracy? Przez długi okres nie było w ogóle rozporządzenia w tej sprawie na terenie przedszkola. Był natomiast oficjalny okólnik o roli języka ojczystego przy wspieraniu nie tylko emocjonalnym , ale również o jego roli w procesach uczenia, wydany przez Wydział do Spraw Szkół, Dzieci i Rodzin przy Ministerstwie Edukacji. Kierownictwo musiało nie wiedzieć, że zaglądałam do niego i dołączyłam później do dowodów sądowych. Wracając do Pani pytania sądzę, że uznali, że w ten sposób potrafią najskuteczniej zamknąć mi usta i zastraszyć mnie. Jak pani zareagowała na taką decyzję? Byłam zaskoczona. Przypuszczałam, że moje wcześniejsze listy o charakterze zażaleniowym na zachowanie pani Lisy Howes spotkają się z częściowym zrozumieniem. Tak więc napisałam na drugi dzień ręczną notatkę o niesłuszności tego zakazu. Sąd wziął ja początkowo pod uwagę, a później odrzucił z dwóch względów: po pierwsze nie miałam silnych dowodów na to, że ją dostarczyłam, a poza tym ta ręczna notatka nie miała charakteru listu zażaleniowego. Wcześniejsze listy miały taki charakter. Podjęła pani decyzję o odejściu z pracy. Dlaczego? Kierownictwo zaczęło mnie izolować , a ostatecznie poinformowali mnie o tym, że kierują moją sprawę do prawnika i poinformują mnie w odpowiednim czasie o wyniku tego postępowania. Wkrótce po tym rozchorowałam sie i mój lekarz uznał, że to wynik stresu i stanów lękowych i że nie powinnam uczęszczać do pracy. Przebywałam na zwolnieniu przez okres 3 miesięcy, podczas którego napisałam dwa kolejne listy z apelem o uzyskanie odpowiedzi na te i poprzednie listy. Taka jednak nie nadeszła. W sumie w całym okresie pracy wystosowałam kilka

listów, które spotkały sie z brakiem odpowiedzi z drugiej strony. A potem przyszedł pomysł, aby byłe miejsce pracy podać do sądu. Trudno było podjąć taką decyzję? Przed sądem pracy był kolejny list, na który nie było odpowiedzi. Była w nim pośrednia zapowiedź, że pójdę dalej. Zwrócenie sie do Sądu Pracy o rozpatrzenie sprawy było kolejnym krokiem, trudnym i niosącym lęk, tym bardziej, że nie posiadałam w tym czasie jeszcze prawnika. Jak wyglądał sam proces i jak zareagowała na to pani była kierowniczka? Po otrzymaniu listu z sądu kierownictwo przysłało mi list z pogróżkami, który był również odpowiedzią na mój ostatni list skierowany pod ich adresem. Później otrzymałam kolejny list z pogróżkami. W pierwszym liście pan Todd straszył mnie, że pozyska wszystkich pracowników na świadków, a poza tym uzyska oświadczenia od moich byłych pracodawców o rzekomo złym zachowaniu w poprzednich miejscach pracy. W drugim liście oprócz tych powyższych padały stwierdzenia, że kłamię i będę pociągnięta za to do odpowiedzialności. Dowiedziałam się również, że zwracając się do świadków o pomoc zakłócam postępowanie sądowe i usiłuję wypaczyć Wymiar Sprawiedliwości. Udało się pani to, o co niełatwo jest zawalczyć na emigracji. Myślę, że niejeden Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii może pomyśleć sobie: u mnie w pracy jest tak samo, ale brakuje mi odwagi by zawalczyć o swoje. Pani tę odwagę miała. Pozew do sądu pomógł mi wypełnić mąż i udzielił mi początkowych rad. W pewnym momencie stało się jednak oczywistym, że bez prawnika nie będę mogła kontynuować dalej sprawy. Tutaj zbawienną rolę odegrała moja wieloletnia irlandzka przyjaciółka, która wielkodusznie otoczyła mnie opieką i wsparciem finansowym. Koszty sądowe przekraczały bowiem moje możliwości, tym bardziej, że miałam roczną przerwę w zatrudnieniu. Podjęcie kolejnej pracy sprawiło, że mogłam samodzielnie pokrywać dalsze koszty. Angielska koleżanka z pracy utrzymywała ze mną kontakt i zapewniła mnie, że wystąpi w roli świadka. Jestem tym dwóm osobom niezmiernie wdzięczna za pomoc w słusznej dla nas, Polaków sprawie. Inni świadkowie, w tym Polka, odmówiły uczestnictwa po mojej stronie. Sądzę, że wszystkim stronom, z różnych względów, towarzyszyła duża doza lęku. Od dawna mieszka pani w Wielkiej Brytanii? W 1991 roku założyłam rodzinę. Od tego momentu związałam się na stałe z Wielką Brytanią i to jakby przesądziło o naszym pobycie tutaj. Mam podwójne obywatelstwo: polskie i brytyjskie. Sama jest pani matką. Czy wychowuje pani swoje dzieci po polsku czy raczej po angielsku? W jakim języku pani do nich mówi? Mam czworo dzieci : trzy córki i syna. Z mężem Polakiem i dziećmi mówiliśmy i mówimy w domu po polsku. Moje dorosłe córki od kilku lat studiują poza domem. Rozmawiamy w dalszym ciągu tylko po polsku. Żadne z nich nie ukrywało faktu swojego pochodzenia. Na pewno wychowywałam je w duchu polskim, chociaż w sposób naturalny nabrały wielu cech brytyjskich. Chciałabym, aby moje dzieci czuły się w zgodzie ze sobą i w nieskrępowany sposób manifestowały swoje przywiązanie do dwóch kultur. Co pani by zmieniła, gdyby czas się cofnął? Brak czasu wychowując dzieci i sytuacja finansowa nie pozwalały na dalsze studia akademickie. Szkoda, ale nie żałuję długoletniego macierzyństwa w domu, to był najważniejszy i najlepszy okres w moim życiu, poza tym procentuje do dzisiaj. Zdążyłam jednak uzyskać uprawnienia tłumacza i kwalifikacje w zakresie umuzykalniania dzieci. Czy jest pani szczęśliwa? Moje dzieci to dla mnie największe szczęście i zadośćuczynienie. Świadomość, że nie jestem tutaj oryginalna sprawia, że jeszcze bardziej upewniam się w przekonaniu, że postawiłam na najmocniejszą kartę. Wszystko spod znaku serca. A dzieci innych rodziców są po części również naszymi dziećmi i to przekonanie również w sobie noszę. Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Małgorzata Mroczkowska


Z dzieckiem do dentysty na wyspach: czy warto korzystać z państwowej służby zdrowia NHS?

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Z państwową służbą zdrowia jest jak z dietą: są jej zwolennicy i przeciwnicy. Polskie rodziny mieszkające w Wielkie j Brytanii zdecydowanie wolą korzystać z usług polskich prywatnych klinik niż iść do dentysty państwowego.

Dzieje się tak głównie z powodu bariery językowej, która skutecznie kieruje nas do gabinetu prowadzonego, co prawda nad Tamizą ale w języku znad Wisły. Trudno się dziwić takiej postawie, bo czy człowiek z bólem zęba jest w stanie logicznie wytłumaczyć w obcym języku, co mu dolega i do tego zrozumieć, co się do niego mówi? O ile o własne zdrowie możemy dbać tak jak nam się podoba, o tyle o zdrowie naszych dzieci jesteśmy odpowiedzialni w stu procentach. Bo kto ma zadbać o zdrowe zęby naszego dziecka jak nie my, rodzice? Od czego zacząć? Od zaprzyjaźnienia się z gabinetem dentystycznym. Jest to możliwe wyłącznie wtedy, gdy dziecko ma jeszcze wszystkie zęby zdrowe. W tak komfortowej sytuacji dziecko nabierze zaufania do fotela dentystycznego i samego lekarza. Nie ma nic gorszego niż pierwsza wizyta z bólem i łzami w oczach. Jak znaleźć dobrego dentystę w swojej okolicy? Najlepiej rozpytać o to znajomych i sąsiadów. Lekarze polecani przez innych pacjentów to najlepsza rekomendacja, której nie zastąpią najlepsze dyplomy z uczelni medycznych. Jeśli nie mamy znajomych lub, tak jak to było w moim przypadku ludzie raczej odradzali swojego dentystę, polecam skontaktować się ze swoją przychodnią. Obowiązkiem GP jest poinformowanie o klinikach dentystycznych znajdujących się w okolicy, których jest całe mnóstwo. Niestety, większość z nich wygląda koszmarnie: stary budynek z maleńkim gabinetem wyłożonym pożółkłą wykładziną skutecznie odstrasza pacjentów nawet z silnym bólem. Pamiętajmy jednak, że w każdej dzielnicy jest co najmniej

jeden gabinet nowoczesny i na wysokim poziomie. Trzeba tylko szukać dotąd, aż się znajdzie. Po niecałej godzinie szukania w internecie udało mi się znaleźć w mojej dzielnicy na południu Londynu świetną, nowoczesną państwową klinikę dla mojego syna. Wizyta została ustalona na ten sam dzień, po południu. Podczas pierwszego spotkania stomatolog nie upierał się, by posadzić dziecko na fotelu dentystycznym, którym syn był bardzo przestraszony. W zamian zaproponował mu by usiadł na stołeczku w kształcie ząbka i tam obejrzał wszystkie zęby. Ponieważ wszystko było w porządku za-

Mama na Wyspach

23

proponował kolejną wizytę w następnym tygodniu. Zdziwiona zapytałam, w jakim celu. - Widzi pani – odpowiedział spokojnie – Nam nie chodzi o to, żeby przyciągnąć dziecko na siłę do gabinetu i mieć z głowy wizytę, ale o to by nauczyć go regularnych wizyt. Za tydzień dziecko będzie mniej zestresowane, bo już wie, że nic złego go tu nie spotka i powoli nauczy się siadać na fotelu. Tylko regularne wizyty uchronią jego zęby przed mało przyjemnymi niespodziankami. Byłam absolutnie oczarowana postawą dentysty mojego syna. Na koniec wizyty zapytał czy może wolałabym polskiego dentystę, bo tak się składa, że mają w swoim zespole stomatologa z Krakowa. I tu kolejna dobra wiadomość: w większości angielskich gabinetów pracują również polscy stomatolodzy. Jeśli komuś naprawdę zależy na polskiej jakości usługi, a zwłaszcza na rozmowie w języku polskim to warto poszukać takiego gabinetu. Dla dzieci wrażliwych polecamy kontakt z klinikami specjalizującymi się w obsłudze pacjentów wymagających, ze „special needs”. Umawiając dziecko do takiego dentysty nie trzeba okazywać żadnych zaświadczeń lekarskich, a mamy pewność, że lekarz został odpowiednio przeszkolony w traktowaniu wyjątkowych małych pacjentów i co najważniejsze ma do nich cierpliwość. Pamiętajmy, że leczenie zębów u dzieci do 18 –tego roku życia jest w Anglii bezpłatne. Warto korzystać z takiej możliwości i tym bardziej zachęcamy do częstych, „zapoznawczych” wizyt z dzieckiem, za które nie zapłacimy ani funta. Przed udaniem się na pierwszą wizytę z dzieckiem warto poczytać mu książeczkę dotyczącą tego tematu i tutaj polecamy serię Mądra Mysz, Zuzia idzie do dentysty. To świetne przygotowanie, przynajmniej teoretyczne przed tak wielkim krokiem w życiu dziecka, jakim jest wizyta u stomatologa. (mm)

Moje dziecko rozwija się inaczej. Wprowadzenie do pracy z dzieckiem Metodą Krakowską Rodzi się dziecko. Ten najcudowniejszy dzień staramy się utrwalić w naszej pamięci i na zdjęciach, do których potem z sentymentem wracamy. Dziecko jest śliczne, pachnące, doskonałe. Rośnie zdrowo, uśmiecha się do mamy, poznaje tatę. Istna bajka. Tak przynajmniej jest w większości przypadków. I nagle przychodzi taki dzień, kiedy czujne oko matki wychwytuje jakąś maleńką różnicę, która po wielogodzinnych przemyśleniach urasta do rozmiarów kuli ziemskiej. Z dzieckiem zaczyna dziać się coś dziwnego. Zamiast puszczać autko po dywanie, dziecko woli ustawić je w równym rządku albo odwraca samochód i bez przerwy bawi się obracając jego kółka. A może to tylko chwilowe zachowanie, może to mu przejdzie? Dziś rozpoczynamy na naszej stronie nową serię o pracy z dziećmi, które rozwijają się inaczej niż wszystkie. Na nas, matkach ciąży ogromna odpowiedzialność w kształtowaniu całego przyszłego życia dziecka. To przecież my, a nie ojcowie jako pierwsze zauważamy, że z naszym dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. I to właśnie ojcowie bardzo często bagatelizują nasze przeczucia mówiąc: przesadzasz, jak zwykle szukasz dziury w całym, przecież jemu nic nie jest. My jednak wiemy swoje, bo to przecież matka, a nie ojciec spędza z dzieckiem całe dnie na zabawie i obserwacji. Ojciec, pracujący i dbający o zapewnienie wszystkich potrzeb swojej rodziny, nawet przy największych staraniach nie jest w stanie spędzić z dzieckiem tyle samo czasu, co matka. Jest też inny wymiar tej sprawy, mianowicie spotkania towarzyskie z innymi matkami. Ojcowie, nawet gdy idą na spacer z dzieckiem wolą zabrać je do kina czy na mecz niż do piaskownicy. Stąd ojciec ma mniej porównania do innych dzieci. Nie widzi ich i nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego jedyne i najukochańsze jest jednak nieco inne niż dzieci w jego wieku. Matka, zabierając dziecko do przyjaciółki, która ma również dzieci w podobnym wieku szybko wychwyci różnice, nawet te pozornie niewielkie i bez znaczenia. Takie obserwacje są dla wielu matek źródłem niekończącej się frustracji, co w najgorszym przypadku może doprowadzić do zaniechania spotkań z innymi dziećmi, na tle których nasze wypada bardzo słabo. Jakże często w takich sytuacjach słyszymy zdanie: Twój syn jeszcze pije z butelki? Mój już od kilku miesięcy pije ze szklanki, sama zobacz. Albo Powinnaś być bardziej stanowcza i zabronić mu tego ciągłego rzucania zabawkami. Moja Tosia w jego wieku umiała się już porządnie bawić, a nie tylko rozrabiać. Jeden problem rodzi kolejny problem. Przecież matka wie i widzi, że jej dziecko bawi się inaczej lub zachowuje w sposób odbiegający od normy (na przykład macha rączkami wokół uszu w momentach podniecenia),

ale sama nie wie, co ma z tym fantem zrobić. Kiedyś usłyszałam nawet takie zdanie od sfrustrowanej młodej mamy: No przecież nie zamknę go w czterech ścianach, on musi zobaczyć jak zachowują się inne dzieci, to się nauczy. Takie spotkania z innymi matkami i ich dziećmi powinny uświadomić nam skalę problemu: czy jest to problem mały, który przy odpowiedniej pracy da się samemu naprawić czy jest to problem sięgający dużo głębiej. Jeśli wołamy dziecko po imieniu, a ono nie reaguje, a wręcz ucieka od nas to mamy prawo podejrzewać, że ma problem ze słuchem i należy to zbadać. Matki, których dzieci rozwijały się inaczej często spotykają się z taka opinią rodziny, sąsiadów, a nawet lekarzy: - przecież on z tego wyrośnie - niech pani się nie martwi, każde dziecko rozwija się indywidualnie - jeszcze ma czas, nadrobi i będzie świetnie mówił. Najgorszy jest brak wsparcia ze strony rodziny w postaci dobrych rad typu: mój syn też w tym wieku nie mówił, a teraz gada bez przerwy albo ja także nie chodziłam do drugiego roku życia i jakoś się nauczyłam, więc nie ma się co martwić. Czy rzeczywiście nie mamy się, o co martwić? Faktem jest, że każde dziecko rozwija się indywidualnie, jedno siada już w piątym miesiącu życia, inne w siódmym. Jednak dziecko niesiedzące w dziewiątym miesiącu życia może napawać matkę niepokojem. Jak pisze prof. Jagoda Cieszyńska w swojej książce Wczesna diagnoza i terapia zaburzeń autystycznych. Metoda krakowska mamy tu do czynienia nie z rozwojem indywidualnym ale z rozwojem zakłóconym. W takim przypadku należy podjęć działania mające na celu jak najszybszą pomoc dziecku. Źródłem sukcesu jest jak najwcześniejsza interwencja terapeutyczna, a porażką jest nie podjęcie takich zadań wobec dzieci, które ewidentnie tego potrzebują. Jeśli dziecko w czternastym miesiącu życia nie mówi swoich pierwszych wyrazów, to mamy do czynienia z opóźnionym rozwojem mowy wymagającym interwencji terapeutycznej. Prawidłowy rozwój dziecka charakteryzuje się harmonijnym pojawianiem się kolejnych etapów, co możemy zaobserwować u zdecydowanej większości dzieci zdrowych. Oto, co pisze prof. Cieszyńska: „Nie wiem, skąd niektórym specjalistom przychodzi do głowy, by mamić rodziców magią czwartego roku życia. Czy ktokolwiek może przypuszczać, że zdmuchnięcie czterech świeczek na urodzinowym torcie zadziała jak czarodziejska różdżka? Dziecko, które w piątym roku życia nie mówi, w odmienny sposób buduje swój obraz świata i nigdy już nie będzie mogło włączyć funkcji językowych na takim poziomie, jak czynią to jego posługujący się językiem rówieśnicy. (…) Określenie zdąży nadrobić jest przejawem całkowitej ignorancji mówiącego, bowiem brak odpowiednich

umiejętności w pierwszych latach rozwoju dziecka skutkuje opóźnieniem wszystkich funkcji poznawczych.” Ta czarodziejska różdżka jest narzędziem dobrze znanym niejednej matce, która w środku przepłakanej nocy skrycie marzy o takim właśnie narzędziu, które pewnego dnia po prostu zaczaruje jej dziecko, które od tej pory będzie zachowywać się jak wszystkie inne. Zła wiadomość dla mam brzmi: nie ma takiej różdżki i trzeba zejść na ziemię i obudzić się ze snu, że stanie się mały cud. Dobra wiadomość jest taka, że w dzisiejszej medycynie i terapii istnieją środki i możliwości prowadzące do poprawy zachowania dzieci, które rozwijają się inaczej niż ich rówieśnicy. Cała sztuka polega na uwierzeniu w moc pracy z dzieckiem, pracy indywidualnej, zaangażowanej, która po wielu tygodniach, miesiącach i latach daje wspaniałe wyniki. Nie liczmy na to, że nauczyciel czy wychowawca w przedszkolu nauczy nasze dziecko tego, czego my nie potrafiliśmy zrobić sami. To my, rodzice jesteśmy odpowiedzialni za ich los, a nie szkoła czy inna instytucja. To matka, a nie lekarz zna dziecko najlepiej i to matka wie, czy dziecko rozwija się inaczej, czy mniej mówi lub czy przestało nagle chodzić. Nie dajmy sobie wmówić bajek w stylu, że kiedyś nauczy się samo. Pomyślmy raczej, co będzie, jeśli tak się nie stanie. Naszą negatywną energię podszytą pesymizmem i brakiem wiary w dziecko skierujmy na działanie. Uwierzmy w to, że nasz maluch również może mówić i bawić się tak jak inne dzieci. Przy użyciu odpowiednich narzędzi, takich jak terapia i praca indywidualna z dzieckiem można osiągnąć więcej niż nam się wydaje. Na zakończenie jeszcze jedno zdanie od prof. Cieszyńskiej: „Wielokrotnie podkreślam, że na początku terapii dziecko będzie się buntować, przejawiać agresywne zachowania, próbować manipulować rodzicami. Bez względu na niechęć dziecka do ćwiczeń, należy je rozpocząć natychmiast. Nikt nie ma wątpliwości, że chore dziecko musi otrzymać zastrzyk, mimo że płacze, że ranę należy zaszyć, mimo że krzyk dziecka dotyka naszego serca, że ząb musi być leczony, choć to sprawia ból. (…) Rozpoczęcie zaprogramowanych ćwiczeń pozwala rodzicom poprzez działanie podjąć walkę o zmianę jakości życia dziecka”. O szczegółach pracy z dzieckiem w domu metodą krakowską będziemy regularnie pisać na naszej stronie. Małgorzata Mroczkowska W tekście wykorzystano fragmenty książki autorstwa prof. Jagody Cieszyńskiej, Wczesna diagnoza i terapia zaburzeń autystycznych. Metoda krakowska, Kraków 2011.


24

Powieść

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Męska sprawa - Marek Kędzierski - Panie Zdzisiu... – zaczął, lecz zanim dokończył w drzwiach stanęło dwóch przybyszów napakowanych, z ogolonymi głowami i w ciężkich buciorach. Ich wygląd mówił sam za siebie. Podeszli do kontuaru. Pierwszy, wyglądający na inteligentniejszego niż kolega, oparł się łokciami o ladę. - Dobry! – rzucił na powitanie. – Kibice Śląska Wrocław są głodni. Jakieś żarełko i piwko by się przydało. Drugi obrzucił pogardliwym spojrzeniem wnętrze przydrożnego baru i jego klientów, a potem porozumiewawczo kiwnął na swojego towarzysza. Taksówkarz przezornie spuścił głowę i z nienaturalnym zapałem zabrał się za końcówkę swojego posiłku. - A macie czym zapłacić? – spytał Henio rzeczowo. - Od Polaków chcesz kasę brać, człowieku? Bardzo mnie zawiodłeś… Zapłacimy ci dobrym słowem, prawda, Orzech? Ton i słowa kibica nie pozostawiały wątpliwości co do zasobności jego portfela i chęci zapłaty. Orzech skrzywił się jeszcze bardziej pogardliwie i skinieniem głowy potwierdził słowa kolegi. Właściciel baru, trzymając nerwy na wodzy, wycedził przez zęby: - Dam wam parę piw, jeśli zaraz się stąd wyniesiecie. - No, od razu po ludzku gadasz – rozpromienił się kibic. – Jak chcesz, to potrafisz – po przyjacielsku klepnął Henia w ramię. Nieproszeni goście wyszli, niosąc siedem piw i tyleż samo słusznych porcji pieczonego kurczaka. Przywitały ich entuzjastyczne okrzyki triumfu kumpli, czekających przed barem. Tymczasem zanim dwójka kibiców dołączyła do pozostałych, sprawy przybrały obrót, którego Henio za wszelką cenę starał się uniknąć. Towarzysze Orzecha i jego kolesia nie zamierzali bezczynnie czekać na kompanów załatwiających sprawę z właścicielem baru. Nadarzyła się okazja do dobrej zabawy, z której nie mogli przecież nie skorzystać. Pięciu rosłych kiboli otoczyło stolik studentów, skupiając swoje zainteresowanie na siedzących tam dziewczynach. - Cześć, lalunia. Może masz ochotę na prawdziwego mężczyznę? Garowało się pięć lat. Nie miałem kobiety i jestem w potrzebie – rzucił zaczepnie kibic z wytatuowanymi aż po nadgarstki ramionami. Jego twarz zatwardziałego kryminalisty budziła strach już na pierwszy rzut oka. - Idziemy stąd! – zakomenderował okularnik i cała czwórka jak na komendę wstała od stołu. - Siedź, jak ci dobrze! – silne ręce bandziora posadziły go z powrotem. Reszta grupy także usiadła, nie chcąc drażnić łobuzów. - Kitek, bierz się za lalę! – krzyknął Orzech zachęcająco i pociągnął potężny łyk ze swojej butelki. Opryszkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ku uciesze kolegów, popijających z gwinta przyniesiony właśnie złocisty napój, zręcznym ruchem wcisnął dziewczynie rękę za dekolt, czym wzbudził entuzjastyczne okrzyki podziwu i zachęty. Dziewczyna wyrwała się i z całej siły wymierzyła mu siarczysty policzek, lecz reakcja była natychmiastowa. Bandzior nie zamierzał pozostać jej dłużny. Jego żylasta dłoń wylądowała na delikatnej buzi. Dziewczyna zatoczyła się pod ciosem i upadła. Ukryła

twarz w dłoniach, po czym wybuchła głośnym płaczem. Okularnik rzucił się na oprawcę, ale błyskawiczne, precyzyjne uderzenie prosto w nos pozbawiło go wszelkich złudzeń co do szans w starciu z recydywistą. Chłopak zgiął się wpół, łapiąc się za twarz; przez palce popłynęła czerwona strużka. Druga para siedziała jak skamieniała na swoich miejscach, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Przy stole zajmowanym przez mnichów młodzi zakonnicy spojrzeli pytająco na starszego. Położyli dłonie na stole gotowi wstać i włączyć się do bitki, ale ich towarzysz zdawał się nie dostrzegać zajścia. Spokojnie dokończył posiłek, odsunął tekturową tackę i starannie wytarł usta papierową serwetką. Tymczasem wytatuowany kibic chwycił za włosy zanoszącą się od płaczu dziewczynę i przybliżył jej twarz do swojej. Dziewczyna zamilkła, sparaliżowana strachem. Brodaty zakonnik wreszcie podniósł wzrok. - Panowie, nie wszczynajcie awantur – powiedział tak łagodnym tonem, że w pierwszej chwili jego słowa w ogóle nie dotarły do agresorów. – Zostawcie tych młodych ludzi, którzy nie uczynili wam żadnej krzywdy i idźcie swoją drogą. Ton i treść wypowiedzi podziałały na napastników jak filmowa stop - klatka. Zdumienie bezczelnością klechy przeniosło uwagę bandytów na mężczyzn w habitach. - Ty mnie, księżulku, nie wkurwiaj, bo też możesz zebrać. Wypierdalać stąd, cioty, i to już! – wrzasnął wytatuowany. Zacisnął chwyt i potrząsnął energicznie głową śmiertelnie przerażonej studentki, a potem spojrzał na swoją ofiarę. Jego usta wykrzywił jadowity uśmiech. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że mnisi mogą zignorować jego nakaz. - Do czego nam przyszło, gdy dobre słowo nie wystarcza… – brodaty mnich zwrócił się do swoich młodszych braci, wzdychając ciężko, a potem skinął przyzwalająco głową. Jego towarzysze przeżegnali się pośpiesznie i wstali od stołu. Pierwszy z nich szybkim, pewnym krokiem podszedł do wytatuowanego, który przyglądał mu się zupełnie zaskoczony, i błyskawicznym, wyćwiczonym uderzeniem w ucho posłał bandytę na ziemię. Krótkie, fachowe kopnięcie w staw kolanowy ostatecznie wyłączyło wijącego się z bólu bandziora z dalszej walki. Drugi zakonnik zajmował się już oprychami po przeciwnej stronie stołu. Dziecinnie nieporadne ataki kibiców spotykały się ze skuteczną reakcją pięści i obutych w sandały stóp zakonnika. Niemal każdy jego cios czy umiejętnie zastosowana dźwignia powodowały pęknięcie kości lub wywichnięcie stawu przeciwnika. Nie pomogły nawet wydobyte z kieszeni noże. Kilka minut później trzech kibiców Śląska Wrocław słaniało się na nogach, trzymając się oburącz za głowy. Po chwili padli na ziemię, dołączając do wijących się z bólu kompanów, a wokół stolików pozostały porozrzucane butelki i porcje kurczaków. Oszołomieni studenci powoli dochodzili do siebie. Tymczasem zakonnicy, jak gdyby nigdy nic, oddalili się w stronę Sobótki. - Jasna cholera! Niech mnie szlag… – wyszeptał w najwyższym zdumieniu taksówkarz. Wytrzeszczał oczy, gapiąc się to na pobojowisko za oknem, to na właściciela baru. – Panie Heniu, co to było?

Właściciel jadłodajni miał jednak inne zmartwienia na głowie. - Panie Zdzisiu, mam do pana prośbę. Nic pan nie widział, nic nie słyszał, a najlepiej to w ogóle tu dzisiaj pana nie było, dobrze? Po co nam obu dodatkowe kłopoty? Tamte gnoje nic policji nie powiedzą, bo to by był dla nich dyshonor. Z młodymi sam porozmawiam. - Skoro pan tak mówi, panie Heniu... Dobra, jasna sprawa. Na mnie może pan liczyć. Się rozumie – odparł taksówkarz, wciąż oszołomiony zajściem. Uścisnęli sobie dłonie i pan Henio wyszedł do studentów. Taksówkarz zastał swoją pasażerkę siedzącą wygodnie na tylnej kanapie wozu. Sprawiała wrażenie osoby głęboko pogrążonej w myślach i chyba nawet nie zauważyła jego nadejścia. Pan Zdzisio z trudem wgramolił się na fotel kierowcy, samochód zakołysał się. Rzucił szybkie spojrzenie w lusterko. Jego obecność ani na moment nie przerwała rozmyślań kobiety. - Niech pani żałuje, że nie poszła pani ze mną – powiedział, wpatrując się w odbicie pasażerki. Hana nie zaszczyciła go spojrzeniem. Nie dała po sobie poznać, że w ogóle słyszy skierowane do siebie słowa. - Szkoda, że pani nie widziała – taksiarz nie dawał za wygraną – jak dwóch księżulków rozpieprzyło bandę żuli. Było ich chyba z piętnastu, a te dwa cherlawe chłopaczki złoiły im du..., to znaczy tyłki. Aż miło było popatrzeć. Hana wbiła swój surowy wzrok w mężczyznę. - O czym pan mówi?! – ożywiła się nagle. Kobieta pochyliła się gwałtownie i chwyciła mocno oparcie fotela kierowcy. Zimno wpatrywała się w mężczyznę, czekając na wyjaśnienia. - Księżulki, no takie z kościoła... – odpowiedział pan Zdzisio trochę zbity z tropu nagłą, zupełnie niespodziewaną reakcją kobiety. – No, spuścili łomot jakimś żulkom. I to taki łomot, że ja cię przepraszam. Kobieta szarpnęła klamkę tylnych drzwi i jednym susem wypadła na zewnątrz, a potem pobiegła w kierunku baru tak szybko, na ile pozwalała jej wąska spódnica. Właściciel baru zdążył już wrócić za ladę. Przywitał ją życzliwym uśmiechem, polerując kryształowo czystą szklankę do piwa. - Czym mogę służyć? – zapytał pogodnie. - Tu byli przed chwilą zakonnicy. Gdzie poszli? – zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu i oparła się oburącz o kontuar. - Proszę? – najwyraźniej nie był to koniec niezwykłych wydarzeń, jakie los zaserwował tego dnia panu Heniowi. - Było tu dwóch zakonników. Pytam, w którą

stronę poszli? – irytacja w głosie Hany nie pozostawiała wątpliwości, że żąda pełnej współpracy. – Proszę pana, to sprawa najwyższej wagi. Muszę ich znaleźć i to natychmiast! Właściciel wyszynku nagle spoważniał. Dłonie polerujące szklankę zastygły w bezruchu. Widoczna przed momentem na jego twarzy życzliwość gdzieś się ulotniła. Mężczyzna wbił w atrakcyjnego natręta lodowaty wzrok. - Nie wiem, o czym pani mówi – słowa wypowiadał powoli i dobitnie, patrząc kobiecie prosto w oczy. - Niech pan posłucha... – w jej głosie zabrzmiał wyraźny ton groźby, którą zresztą łatwo mogła zrealizować, jednym celnym uderzeniem, „zachęcając” go do współpracy. Mimo mocnej budowy, pan Henio nie miałby z nią żadnych szans. - Nie, to niech pani posłucha – przerwał jej bezceremonialnie. – Nie było tu żadnych zakonników i myślę, że powinna pani sobie już pójść, bo będę musiał zadzwonić po policję. Kobieta wyprostowała się i sięgnęła do wewnętrznej kieszeni żakietu. - No, dobrze. Ile za informację? Jednym ruchem wysunęła z portfela imponujący plik banknotów. Patrzyła wyczekująco na właściciela lokalu. - Niech pani już idzie – odpowiedział spokojnie i cicho, widać było jasno, że mężczyzna uznał tę rozmowę za ostatecznie zakończoną. Hana zmarszczyła brwi i zacisnęła usta, a potem z bezsilną złością wcisnęła pieniądze z powrotem do portfela. Gdzieś na Bliskim Wschodzie z łatwością wyciągnęłaby od tego hardego mężczyzny potrzebne jej informacje. Zdawała sobie jednak sprawę, że w tym kraju, pełnym dziwnych uprzedzeń do jej ojczyzny, nie należy prowokować niepotrzebnych kłopotów. Ten człowiek nigdy w życiu nie dowie się, jak wielkie miał dzisiaj szczęście. - Do widzenia – wycedziła, odwracając się w stronę drzwi. Barman odprowadził ją wzrokiem do wyjścia. Pan Zdzisiu przechadzał się tam i z powrotem, co rusz nerwowo zacierając dłonie. Oparł się oburącz o maskę samochodu i rzucił karcące spojrzenie w kierunku zbliżającej się kobiety. - Ale mnie pani załatwiła – powiedział grzecznie, lecz z nutą pretensji w głosie. – Pan Heniu kazał mi nikomu nic nie mówić, a pani musiała się wygadać. Co on sobie teraz o mnie pomyśli? - Jedziemy – odrzekła szorstko, nie oczekując niczego innego, jak natychmiastowego wykonania polecenia. Ciąg d alszy nastąpi ....


Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Podróże

25

Ural – wyprawa marzeń

Dworzec Jarosławski - najbardziej chronione miejsce w Moskwie. Pełne policji, ochroniarzy, tajemniczych przejść, zamkniętych wejść, piszczących bramek i broni. Nie wiem kogo i przed kim ten cały arsenał chroni, ale skutecznie zaburza poczucie bezpieczeństwa zwykłych obywateli. Wsiadamy do pociągu na trasę Transsyberyjską. Przed nami prawie 40 godzin podróży. Uważnie oglądamy dosiadających się współpasażerów, od ich zwyczajów uzależniony będzie komfort podróży. Na razie jest bardzo gorąco, ale zostaliśmy już poinformowani przez miłą panią Prowadnice - nieładna nazwa, wiem, że kiedy pociąg ruszy, zacznie działać klimatyzacja. Jedziemy pociągiem pospiesznym, więc nie zatrzymujemy się na każdej małej stacyjce. Po drodze udaje nam się zrobić zakupy - piwo w ogromniastych, przepastnych, 2,5 litrowych butelkach i nieprawdopodobnie smaczną, suszoną, wędzoną rybę sprzedawaną wprost z drewnianych, dworcowych straganów. Zaopatrzeni kontynuujemy podróż. Możemy jeść, kiedy chcemy, pić kiedy chcemy, spać też o dowolnej porze dnia i nocy. Nie ma komputera, telewizora, są za to interesujący ludzie i egzotyczne widoki przez okno. Po kilkudziesięciu godzinach podróży dojeżdżamy do Inty, fasada dworca wygląda imponująco, świeżo odmalowany budynek, równo przycięty trawnik, malownicze młode brzozy, szumiące romantycznie. Już za chwilę okazuje się, że to raczej rodzaj dekoracji teatralnej, bo to co znajdujemy po drugiej stronie budynku, już romantyczne nie jest. Kawal żużlowo-pyłowego placu, po którym plączą się nie do końca pańskie psy i koty. Miejsce spotkań miejscowej młodzieży, plac zabaw i parking dla samochodów, które sądząc po wyglądzie nie powinny poruszać się po drogach publicznych. Budynki wzdłuż głównej ulicy sprawiają, że słowa "odrapany" i "zniszczony" nabierają nowych znaczeń. Musimy dojechać do Miasta Inty, tam jest siedziba Parku Narodowego, gdzie załatwimy sprawy meldunkowe, pozwolenie na wejście do parku i transport, którym dostaniemy się w góry. Wracamy przed dworzec, siadamy na ławeczce i czekamy na transport do miasta, kiedy nagle podchodzi do nas starsza, rozczochrana pani i zaczyna wypytywać o szczegóły naszego pobytu, gdzie, jak dlaczego, w jakim czasie i po co? Hmm, zaskoczyła nas swoją dociekliwością i tym, że w pewnym momencie dodała, że jest Dyrektorką Parku Narodowego i pomoże nam wszystko załatwić. Nie chcieliśmy pomocy od nachalnej nieznajomej i nie da się ukryć, że kompletnie nie uwierzyliśmy w jej dyrektorską funkcję. Podziękowaliśmy grzecznie za pomoc i po małej przekąsce na trawniku przed dworcem udało nam się zapakować do autobusu do Inty. Znaleźliśmy siedzibę Parku Narodowego a tam przy biurku, w jednym z pokoi zastaliśmy Ludmiłę. Blond Piękność, serdecznie nastawioną do ludzi, która wydawała się posiadać tę moc sprawczą, na której nam zależało. Kobieta w stylu: "Nie pytajcie co mogę dla Was zrobić?" tylko "Kiedy?". Chłopcy byli absolutnie oczarowani! Ponieważ Ludmiła miała dopełnić wszelkich formalności, my mogliśmy zwiedzić miasto i kupić prowiant. Inta - miasto placów - kiedyś defiladowych, pomników działaczy komunistycznych, nieostrzyżonych trawników i wózków dziecięcych. Tak właśnie, wbrew tej całej biedzie, braku nadziei na lepsze, rodzą się dzieci i trwa ten cały zaklęty krąg. Wracamy do Ludmiły, która informuje nas, że transport w góry Uralu kosztuje 24000 rubli i jeśli poczekamy do jutra to możemy podzielić koszty z inną grupą, która przyjeżdża z Moskwy następnego dnia. Przekonani przez Ludmiłę, że nie będzie żadnego problemu z rozbiciem namiotu koło dworca, postanawiamy tam przenocować i zabrać się z moskiewską grupą. Wbrew zapewnieniom mieliśmy jednak niemały kłopot ze znalezieniem miejsca na namioty w chaszczach, które już wcześniej widzieliśmy. W końcu jednak się udało, a my mieliśmy po raz pierwszy w naturze, do czynienia z "białą nocą" syberyjską, czyli z brakiem konieczności używania latarek czołowych, co może być wygodne, a jednocześnie trochę męczące. Następnego dnia wypoczęci, lądujemy w pojeździe, który zawiezie nas na Ural, w końcu! Wierzcie mi, kto nie był na Uralu ten nie wie co to znaczy "wyboista droga", a nasz pojazd pokonywał ze sporą łatwością zarówno drogi, jak i jeziora i potoki, te bardziej płytkie, oczywiście. Cała droga przypominała jazdę na wierzgającym byku, nie można było się nie trzymać, a utrata czujności groziła ciężkim uszkodzeniem ciała. Dojechaliśmy w końcu do Zelannej, nieczynnej kopalni złota, to stąd właśnie wyruszymy następnego dnia. Po tej całej zakurzonej drodze, kąpiel w potoku jest niebywałą rozkoszą, to taka nagroda za wytrwałość. Przez cały pobyt w górach byliśmy tak wielokrotnie wynagradzani, a sama świadomość, że po przejściu kolejnych kilkunastu kilometrów będziemy mogli się wykąpać, była niemałą motywacją. Wstajemy codziennie rano kolo 7 i zaczynamy od osłonięcia głowy, okularów przeciwsłonecznych i kremu z filtrem, są to niezbędne rzeczy w palącym słońcu, które uspokaja się trochę nocą, ale nie zachodzi latem na więcej niż półtorej godziny. Wyruszamy w stronę najwyższego szczytu - Narodnej ( 1895m). Mamy nadzieję, że po dwóch

dniach znajdziemy się po drugiej stronie tej góry i wyruszymy dalej. Nic bardziej błędnego. Zdobywanie szczytów w Górach Uralu oznacza wchodzenia na tę wybraną górę od podstaw, zupełnie jak na piramidę. Góry stoją samotnie i są z reguły całodziennym wyzwaniem. Wejście, zejście po prostu. Ludzie spotkani po drodze uświadomili nam, że Narodna jest od południowej strony bardzo stroma i trzeba z niej zejść prawie tą samą drogą, którą się weszło. Hurrraaaaaa! To oznacza wejście na lekko! W końcu. Po podejściu po lodowcu, zostawiamy plecaki i ruszamy na Narodna, sama przyjemność. Góra to zadanie, wypełniamy je wzorowo, nie chwaląc się oczywiście. Zakończył się trzeci dzień. W górach, kąpiel w jeziorku, sos z ryżem, wciskany trochę na siłę, bleeee, i sen. Jak grzeczne Misie, o 19.00 już chrapiemy, każde w swoim śpiworze. Jeszcze o tym nie wiemy, ale czeka nas chyba najbardziej wymagające przejście całej wyprawy, droga przez przełęcz w kierunku Manaragi. Muszę o tym wspomnieć, każdego ranka, widząc nasze obozowisko, dziwiłam się jak w ciągu kolejnych dwóch godzin, będziemy w stanie zapakować cały ten majdan do czterech zgrabnych plecaków, ciężkich jak diabeł, ale jednak zgrabnych. Mrówcza praca i samozaparcie. Każdy dzień szczelnie wypełniony: śniadanie, pakowanie, marsz, rozpakowanie, kolacja, sen. Prawdziwie uzdrawiająca rutyna. Przełęcz, z daleka wygląda niegroźnie ale im bardziej się do niej zbliżamy, tym lepiej zdajemy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Na Uralu ciężko złapać perspektywę, mamy do czynienia z taką przestrzenią, że to co wydaje się być kamieniem, okazuje się być głazem, a żwirek szybko staje się stertą głazów. Sterta głazów jest wyzwaniem, które podjęliśmy kolejnego dnia i znowu coś co bez plecaków, byłoby jedynie ostrą zaprawą, z plecakami jest balansowaniem na krawędzi, jeden nieuważny krok i kolano się gnie. Tutaj nie ma helikopterowa i telefonów awaryjnych, z których można skorzystać. Sądząc po stertach złomu mijanych po drodze, to co zepsuje się na Uralu, tutaj pozostaje. Ciężarówka, samolot, kostka czy kolano. Daliśmy radę. Nikomu nic się nie stało, kompletnie wykończeni dochodzimy do obozowiska przy potoku. Rozpakowanie, kolacja, sen. Wiecie, co to midges? Na Uralu ich nie ma. Jest coś równie uprzykrzającego życie. Komary i końskie muchy! Setki much i miliony komarów. Są z nami, dzielą z nami marsze, śniadania, kolacje i kąpiele. Nie odwzajemniamy tej sympatii, to przez nie w upalny dzień musimy nosić kurtki przeciwdeszczowe i siatki które chronią nas przed ukąszeniami. To co byłoby "tylko" marszem z ciężkim plecakiem, staje się mordęgą w smrodzie repelentów. Nie narzekam, wskazuje jedynie na trudności. Kolejny dzień marszu i nagroda dla strudzonych wędrowców. Miejsce biwakowe bez much i komarów, przynajmniej przez chwilę. W pobliżu jest potok - kąpiel, lasek - toaleta i prowizoryczna ogniskowa kuchnia polowa. Idealna baza wypadowa na Manaragę, najpiękniejszą górę Uralu. Zasypiamy na matach w cieniu brzózek. Raj. Następnego dnia, wypoczęci wyruszamy na Manaragę (1820m). Góra niższa od Narodnej ale bardziej wymagająca i niebezpieczna, całe podejście to wspinanie się po głazach. Manaraga wygląda jak gigantyczny grzebień i tylko pierwszy jego ząb może być zdobyty bez asekuracji, reszta to wspinaczka z liną w pełnym oprzyrządowaniu. Powiem to tak. Większość teamu zdobyła tę górę. Niektórzy ze względu na silnie rozwinięte poczucie odpowiedzialności, musiała wycofać się 50 metrów przed szczytem. Moglibyśmy tak wędrować w nieskończoność ale niestety, nie ma tutaj żadnego miejsca, w którym moglibyśmy dokupić żywność, a to co jesteśmy w stanie udźwignąć w plecakach musi nam wystarczyć również na powrót. Miejsca, które na mapie były oznaczone jako schroniska, okazują się być rozwalonymi budami. Zupełnie jakby ktoś powiedział: Przyszliście tutaj to sobie radźcie, to nie jest miejsce dla słabych ludzi. Kolejnego dnia, niektórzy z nas odpoczywają, a inni wybierają się w kierunku lodowca, który widzieliśmy z Manaragi. Nazajutrz zaczynamy trzydniowy powrót. Wrócimy dwa razy szybciej, omijamy szczyty i jesteśmy już dobrze rozgrzani. Po drodze jeszcze niespodziewane trudności w postaci bagien. Szlak nie jest dobrze oznaczony, a droga postanowiła na kilka kilometrów schować się przed nami. Lądujemy w środku podmokłego terenu, po kolana w lodowatej czarnej wodzie, a wyobraźnia wcale nie ułatwia tego przejścia. W żadnym momencie wyjazdu nie byłam tak blisko histerii jak teraz. Bałam się, że jeszcze chwila, a wskoczę komuś na plecy krzycząc, że się boję. Po godzinie błądzenia w końcu trafiamy na drogę. Jest późne popołudnie i wiemy, że do Zelannej zostały może dwie godziny szybkiego marszu. Ciśniemy do końca, a do obozowiska pod kopalnią przychodzimy jak do siebie, spaliśmy tutaj ledwie 9 dni temu. Bilans wyjazdu. Schudliśmy, jesteśmy lżejsi i szczęśliwi. Kondycja jest na tip top, nikt nie uszkodził żadnej ważnej części ciała. Po raz kolejny daliśmy radę. W przyszłym roku: Pireneje. Jeśli chcesz do na dołączyć zapraszamy na nasz profil na FB G URAL E. Monika Trojanowska


26

Sport

Gazeta

POLONIJNA.co.uk

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Polska - Słowacja w obiektywie Daniela Kowalskiego

Polska - Irlandia w obiektywie Daniela Kowalskiego


Gazeta

Wydanie nr 26 (grudzień 2013)

Falstart Adama Nawałki Porażka ze Słowacją (0 -2) oraz bezbramkowy remis z Irlandią to bil ans dwóch pierwszych spotkań reprezentacji pod wodzą Adama Nawałki. Pierwsze powołania Nawałki zaskoczyły wszystkich, nikt zbytnio jednak z nimi nie polemizował. W reprezentacji pojawiło się sześciu debiutantów: Kosznik, Olkowski, Mączyński, Adam Marciniak, Rafał Leszczyński oraz Tomasz Hołota. Aż trzech z nich to byli podopieczni nowego selekcjonera w Górniku Zabrze. Z jednej strony taki ruch nie dziwi, bo trener dokładnie wie na co ich stać, z drugiej jednak, w razie niepowodzenia. takie ruchy mogą wywołać krytykę i ...wywołały.

Sport

POLONIJNA.co.uk

O pierwszym meczu ze Słowacją na Stadionie Miejskim we Wrocławiu wszyscy chcą pewnie jak najszybciej zapomnieć, bo "białoczerowni" zawiedli na całej linii. Tradycyjnie już nie spisała się formacja obronna, ale nie bez winy byli też piłkarze odpowiedzialni za zadania ofensywne. Obie bramki straciliśmy po szkolnych błędach, a trzeba zaznaczyć, że wynik mógłby być bardziej okazały, gdyby nie bardzo dobra postawa Artura Boruca, który uratował "biało-czerwonych" od straty przynajmniej dwóch kolejnych goli. Bramkarz Southampton FC był bezsprzecznie najlepszym zawodnikiem naszego teamu. Po meczu ze Słowacją podzielił opinię dziennikarzy oraz kibiców. — Chyba gorzej już być nie może, więc jestem przekonany, że każdy na-

stępny mecz będzie w naszym wykonaniu juz tylko lepszy — powiedział bramkarz "Świętych". — Nie będę nikogo oceniać, bo to nie moje zadanie. Cała defensywa zagrała słabo i musimy z tego wyciągnąć wnioski. We kolejnym spotkaniu, z Irlandią, trener dokonał aż ośmiu zmian kadrowych, wymieniając praktycznie całą obronę. Nowa formacja plan wykonała, nie dupuszczając do utraty bramki. Pozostał jednak pewnien niedosyt, ponieważ po raz czwarty z rzędu nie potrafiliśmy znaleźć recepty na zdobycie gola. W dalszym ciągu trwa strzelecka niemoc Roberta Lewandowskiego. W Poznaniu miał mu w tym pomóc Jakub Błaszczykowski, którego zadaniem było dogrywanie piłek do supersnajpera Borusii Dortmund, ale nic wielkiego z tego nie wyszło. Tym razem, szczególnie w drugiej części spotkania, "biało-czerwoni" byli bardziej zdeterminowani, by osiągnąć korzystny rezultat. Sama ambicja zdała się jed-

U13: RZĄDZA REWANŻU

U9: OSKAR SHOW Aż 6-0 wygrali swój mecz dziewięciolatkowie

z London Eagles, którzy w kolejnym ligowym meczu zmierzyli się z London Athletic. Bohaterem spotkania był Oskar Fiedorczyk, który aż pięć razy wpisał się na listę strzelców. Mecz poprzedziła minuta ciszy w hołdzie poległym żołnierzom tzw. Remembrance Day. Podopieczni Bartłomieja Malczewskiego oraz Arkadiusza Stobbe od pierwszych minut narzucili swój styl gry, a mecz w przeważającej części toczył się na połowie przeciwnika. Neskuteczność oraz brak szczęścia spowodowały, że pierwsza połowa zakończyła się zaledwie

Turniej Mikołajkowy dzieci w Wakefield Polish Lions Football Academy zaprasza na mikołajkowy turniej piłkarski "Raddy Cup", który odbędzie się 8 grudnia w Wakefield. Impreza odbędzie się pod patronatem piłkarza Nottingham Forest, Radosława Majewskiego. Organizatorzy zapraszają wszystkie chętne zespoły w kategoriach: U5, U7, U9, U11 oraz U13 (mogą one ulec zmianie w zależności od ilości chętnych). Zgłoszenia przyjmowane są do 23 listopada, a koszt wpisowego to jedyne 20 funtów. Do dyspozycji będą trzy zadaszone boiska ze sztuczną nawierzchnią astroturf, nie zabraknie też innych atrakcji jak np. dmuchany zamek. Na turnieju pojawi się gość specjalny, Radosław Majewski, który wręczy dzieciakom pamiątkowe puchary i medale. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej www.polishlions.co.uk oraz telefonicznie pod numerem 0773 525 1442. Adam WÓJCIK

nak na niewiele. To był nasz ostatni sprawdzian w tym roku. W przyszłym najprawdopodobniej zagramy z Rosją, Niemcami oraz Hiszpanią. A póżniej już eliminacje do kolejnych mistrzostw Europy. Oby nowemu trenerowi starczyło czasu na przeprowadzenie właściwej selekcji. Daniel Kowalski z Wrocławia i Poznania Fot. Daniel Kowalski / Agencja SPORTPRESS

Sukcesy „orłów” z Londynu

jednobramkowym prowadzeniem. W przerwie meczu sztab szkoleniowy zmotywował chłopców do większego pressingu, co przyniosło spodziewany efekt, bo w przeciągu kilku minut Oskar Fiedorczyk ustrzelił klasycznego hat-tricka. Razem w tym mecz strzelił ich aż pięć, a w całym obecnym sezonie dziewięć. Skład London Eagles FC U9: Mateusz Jurewicz, Tobiasz Wasilewski, Marek Kłodnicki, Krystian Wójcik, Adrian Stobbe, Łukasz Chomicz, Oskar Fiedorczyk, Sebastian Sikora. Trenarzy: Bartek Malczewski oraz Arkadiusz Stobbe.

London Eagles FC to jedna z najprężniej działających polskich szkółek piłkarskich w Wielkiej Brytanii. Klub prowadzi zespoły w aż sześciu kategoriach wiekowych, z czego aż pięć rywalizuje w ligowych rozgrywkach. Praktycznie każda z nich odnosi spore sukcesy.

27

Zwycięstwem, choć już mniej okazałym zakończył się też pojedynek grupy U13, którzy po ciekawym widowisku ograli Headstone Manor 5-3. Początek meczu bardzo dobrze ułożył się dla gości, którzy już po trzech minutach gry prowadzili 1-0. Stracona bramka podziałała na "orłów" niezwykle mobilizująco, bo już cztery minuty później Rafał Abramczyk pięknym strzałem doprowadził do wyrównania. a kilka minut później Marcin Samsel zmusił do błędu obrońcę rywala, który wpakował piłkę do własnej bramki. Jeszcze przed przerwą obie

drużyny zdobyły po bramce z rzutów karnych i pierwsza połowa zakończyła się minimalnym prowadzenim "orłów" 3-2. Druga połowa to już popis umiejętności piłkarzy London Eagles, którzy ostatecznie wygrali cały mecz 5-3.

U7: PIŁKARSKA EGZEKUCJA Aż dwadzieścia pięć bramek padło w meczu siedmiolatków London Eagles - London Athletic. Bardziej godne uwagi jest jednak to, że 24 z nich to dzieło naszych "orłów". Od pierwszych minut spotkania można było dostrzec ogromną różnicę w wyszkoleniu technicznym obu drużyn. Po pięciu minutach meczu London Eagles prowadzili już 7-0, aby nieco wyrównać poziom gry, trenerzy naszego zespołu postanowili wycofać jednego zawodnika. Mimio to obraz gry nie uległ zmianie i mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 24-1. Skład London Eagles FC U7: Alexander Le Boudec, Dylan Czyzycki, Sebastian Surmacz, Jan Szelka, Nathaniel Jurczenia, Kacper Plak, Jakub Banaszak, Cyprian Ligieza. Trenerzy: Tomasz Dorabiala, Jacek Sendrowski. Adam WÓJCIK



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.