Notes.na.6.tygodni#77

Page 71

technooptymizmu. Nie wycofuję się z tego, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się wątpliwość, na ile w samym internecie, w tej technologii, już jest wpisana aktywność, jakaś wolność, projekt polityczny, który jest emancypacyjny, a na ile to jest coś, o co trzeba walczyć. Internet to jest nowe medium, ale dobrze pamiętać, że każde medium kiedyś było nowe i do każdego medium kiedyś były przypisane jakieś nadzieje i obawy. W latach 60. telewizja satelitarna miała dać możliwość globalnej komunikacji i zamienić świat w „globalną wioskę” na modłę UNESCO. Mówiono, że satelity są węzłami systemu nerwowego całej ludzkości. W 1967 r. telewizje kilkunastu krajów świata wyprodukowały program Our World, w którym na żywo łączono się z odległymi miejscami na ziemi. To wszystko obudowane było gigantyczną nadzieją na lepszy na świat właśnie dzięki wprowadzeniu nowej technologii, dzięki mediom. Takiego samego języka używamy teraz, żeby obiecywać sobie dużo po internecie. Czy w szerszym kontekście społecznym internet jako narzędzie krytyki lub poddania się systemowi politycznemu, w którym funkcjonujemy, jest przedmiotem twojego zainteresowania?

Tak. To są narzędzia, które mogą upodmiotowić, dać być może kontrolę nad własną przyszłością, ale internet jest dziś niezwykle silnie komercjalizowany. Język autentyczności, wyrażania siebie, komunikowania się, z którym wiąże się bardzo silne nadzieje etyczne i polityczne, jest silnie spleciony z komercją, z rynkiem. Niemówienie o tym jest niebezpieczne. Tym językiem autentyczności, wyrażania siebie, bycia razem i wspólnego działania, mówią dziś korporacje i marki (brandy), te dziwne byty, które pośredniczą między abstrakcyjną logiką kapitału a tkanką życia codziennego w kapitalizmie. Dyskusja o ACTA (które jest narzędziem prawnego sankcjonowania tego status quo) postawiła ten problem bardzo jasno: jak duża część twojej tożsamości rodzącej się wśród medialnych komunikatów tak naprawdę nie jest twoją własnością. Doświadczenia, z których klecisz swoje codzienne „prawdziwe życie”, bywają towarami chronionymi prawem własności intelektualnej, a praktyki „ekspresji siebie” — niematerialną i niewynagradzaną pracą na rzecz brand equity. W obronie naszej indywidualności, wolności, prawa do samostanowienia okazuje się, że cały czas musimy poszukiwać wiadomości o tym, kim jesteśmy. Samo utwierdzanie się w tym, że posiadamy tę wolność, że jesteśmy jacyś, jest częścią praktykowanej przez nas kreacji. Statystyka, która miała badać i mówić nam prawdę o świecie w sposób bardzo obiektywny i naukowy, dziś wiemy, że działa inaczej. Czemu służy budowanie osobistych statystyk? Co nam mówią o nas samych?

Kiedyś statystyka miała budować państwo: liczyć ludzi i zarządzać ich populacją. Potem przyszło rynkowe zastosowanie statystyki — komu możemy coś sprzedać, jakie są segmenty konsumentów, czy konsumpcja ciemnego pieczywa koreluje z poglądami politycznymi. Ciekawi mnie to, że dziś wszyscy dostaliśmy do ręki technologie, które są oparte na statystyce i zamieniają świat w cyfry, które można matematycznie opracowywać, szukać prawidłowości, korelacji. Zygmunt Bauman ostatnio opowiadał w „Gazecie Wyborczej” Tomaszowi Kwaśniewskiemu o swoim korzystaniu z Amazona. „Są algorytmy, które powstały z myślą o tym, żeby trafić konkretnie w pana, panie Tomaszu (…) Ile razy otwieram Amazona, to od razu: witaj, Zygmuncie, oto są książki specjalnie do zaspokojenia twych zainteresowań dobrane. I rzeczywiście, jakże często się zdarza, że o zaistnieniu ważnych dla mnie książek nie dowiedziałbym się, gdyby algorytm się o to nie zatroszczył. Intencje mają zdrożne, nie z miłości przecież to robią ani z troski o starców, tylko z chęci zysku. Wiem

i na to nabrać się nie dam, alem mimo to algorytmowi wdzięczny”1. Interesuje mnie właśnie ten moment: „ja” Zygmunta Baumana, które się odnajduje w tej rekomendacji, to jest „ja” skonstruowane statystycznie. Jeżeli chcę coś znaleźć w Googlach, to „ja”, które szuka informacji, to jest pewien statystyczny model, który używając algorytmów wyszukiwania, daje mi takie, a nie inne informacje. W trakcie badań Młodzi i Media dowiedziałem się o istnieniu strony last.fm. Ludzie słuchają tam muzyki, a last.fm robi coś, co się nazywa skroblowaniem. Portal ściąga wszystkie metadane z każdej mp3 na odtwarzaczu, nie tylko tytuł i wykonawcę, ale także gatunek muzyczny i dzięki wbudowanemu systemowi statystycznemu tworzy obraz ciebie. Później tak zbudowane muzyczne „ja” możesz porównać z innymi osobami i okazuje się, że ja i ty mamy w 98% Autostatystyczny raport roczny 2010, wspólny gust. Pytanie „czego © Nicholas Felton, http://feltron.com słuchasz?” jest tak tu inną formą pytania „kim jesteś?” albo „kim chcesz być?”. Ten algorytm przetwarza na bieżąco stany emocjonalne nastolatków, a oni z nim grają. Starają się czasem ten system obejść, zostawiają na noc odtwarzacze, żeby te statystyki się nabijały, niektóre odsłuchania starają się ukryć, żeby ten statystyczny obraz siebie zmienić, żeby wyglądać inaczej. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to jest inny rodzaj rozwoju statystyki. To nie jest statystyka w ręku ekonoma czy ministra, to nie taka skala, to jest statystyka, którą sam sobie tworzysz, gdy twoje życie jest uwikłane w dane.

Językiem autentyczności, wyrażania siebie, bycia razem i wspólnego działania mówią teraz korporacje

Ale po co to?

Tutaj wracamy do kwestii, o której mówiliśmy przy telewizji. To służy budowaniu siebie. Socjolodzy piszą, że żyjemy w zindywidualizowanym społeczeństwie. Ulrich Beck mówi o tym „biografie zrób to sam”. Wcześniej ludzie mniej więcej wiedzieli, kim są, było to silnie związane z miejscem, w którym się urodzili, z klasą, do której przynależą, z otoczeniem, w jakim dorastali. Mieli tę

1 No77 / czytelnia

Więc będzie wojna?, „Gazeta Wyborcza” 14–15 kwietnia 2012.

138—139


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.