Notes.na.6.tygodni#77

Page 50

Kacper Pobłocki: W 2009 r., zaraz po tym, jak rozpoczął się kryzys finansowy, powiedziałeś, parafrazując zdanie Habermasa o nowoczesności, że neoliberalizm jest martwy, ale dominujący. Co miałeś na myśli i czy wciąż tak uważasz?

Gdy czytam o rewolucjach z przeszłości, uderza mnie zawsze niespotykana eksplozja wyobraźni. Moim zdaniem znajdujemy się w fazie wykluwania się czegoś zupełnie nowego, co trudno jest uchwycić i co pozostawało dotąd zupełnie poza horyzontem myślowym

Śmierć neoliberalizmu jest dzisiaj jeszcze bardziej widoczna niż w 2009 roku. Dlaczego neoliberalizm jest już martwy jako ideologia? Po pierwsze azjatycki kryzys ekonomiczny z końca lat 90. skłonił wielu czołowych neoliberałów, takich jak Jeffrey Sachs, Joseph Stiglitz czy Francis Fukuyama, do przejścia na drugą stronę. Fukuyama, autor książki o końcu historii, opublikował niedawno artykuł zatytułowany Przyszłość historii. Ogłosił w nim, że historia jednak się nie skończyła, a kapitalizm nie odniósł ostatecznego zwycięstwa. Po drugie mamy szereg ruchów społecznych, które zaczęły kontestować neoliberalizm jako dominujący sposób na urządzenie świata: ruch antyglobalistyczny, długotrwałe walki polityczne w Ameryce Łacińskiej, wydarzenia z ostatniego roku i rewolty w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, ruch Occupy Wall Street i protesty przeciwko cięciom budżetowym w Europe. Neoliberalizm już się wyczerpał. KP: Skoro się wyczerpał, dlaczego wciąż pozostaje dominujący?

Utrzymuje się siłą inercji, bo nie wyłoniła się jeszcze żadna globalna alternatywa. Choć z tego punktu widzenia rok 2011 był przełomowy. Prysnęło poczucie, że alternatywa jest niewyobrażalna. Stłumienie wyobraźni politycznej jest największą szkodą wywołaną przez neoliberalizm. W połowie lat 90. Donna Haraway, jedna z najbardziej twórczych amerykańskich intelektualistek, powiedziała, że „najbardziej przerażające jest to, że jestem w stanie wyobrazić sobie koniec świata, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie końca kapitalizmu”. Jeśli to wyzwanie przerasta nawet takie intelektualne tuzy jak Haraway, to obrazuje ono skalę intelektualnego spustoszenia. Pośród lewicy zakładano jednak, że jedynymi alternatywami dla neoliberalizmu są różne formy nowego keynesizmu, nowe państwo opiekuńcze. Wydarzenia ostatniego roku pokazały, że idea rewolucji — przez długi czas zapomniana — powróciła ze zdwojoną siłą. W chwili obecnej przyszłość jawi nam się radykalnie inaczej niż jeszcze rok, dwa lata temu. KP: Jak zatem będzie wyglądać ta przyszłość? Jakie jest spektrum możliwości, które się przed nami otworzyły?

Gdy czytam o rewolucjach z przeszłości, uderza mnie zawsze niespotykana eksplozja wyobraźni. Moim zdaniem znajdujemy się w fazie wykluwania się czegoś zupełnie nowego, co trudno jest uchwycić i co pozostawało dotąd zupełnie poza horyzontem myślowym. Ujawniło się to coś dopiero w tak rewolucyjnej lub nawet ostrożniej — quasi-rewolucyjnej sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. Ostatnia rzecz, której chciałbym się teraz podjąć, to wyrokowanie, czy wydarzy się to, czy tamto. Nie chciałbym nawet mówić, że to czy tamto powinno się teraz wydarzyć. Joanna Kusiak: A jak uniknąć powtórzenia tego, co stało się z dziedzictwem roku 1968? Wiele radykalnych postulatów z tamtego okresu zostało przechwyconych przez kapitalizm, hasła antysystemowe zmieniły się w mainstream.

Nie porównywałbym obecnej sytuacji z rokiem 1968. Poza tym nie da się napisać scenariusza rewolucji. Wszystko jest teraz tak niedookreślone, że nie ma sensu obieranie strategii, która za trzy tygodnie, trzy miesiące czy trzy lata będzie wyglądać idiotycznie, bo sytuacja tak radykalnie się zmieni. Dlatego uważam, że my, jako obywatele, musimy wynajdywać te strategie na poczekaniu. Najważniejsza rzecz, jakiej musimy się nauczyć, to umiejętność rozpoznawania, w której sytuacji jakie strategie okazują się korzystne, co robić, kiedy okazują się błędne i jak zastępować złe strategie dobrymi. Ale najważniejszą rzeczą w tej chwili

jest zorganizowanie się — i zadanie to tyczy się tak samo ludzi na placu Tahrir, ruchu Occupy, jak robotników protestujących w Chinach. O tych ostatnich rzadko słyszymy, ale ich bunty są równie silne jak protesty obecne w mediach. KP: A czy rok 2011 był przełomowy dla miast?

Oczywiście. Nie sposób myśleć o tych protestach w oderwaniu od miast i problemów miejskich. Wystarczy spojrzeć na korzenie kryzysu finansowego. W USA wiele osób stara się opisać kryzys jako efekt bałaganu w europejskim systemie finansowym. O Grekach mówi się, że mają wygórowane wymagania co do usług socjalnych, a jednocześnie nie płacą podatków i tak dalej. Tymczasem obecny kryzys jest produktem splotu dwóch zjawisk: rozbudowywania miast oraz systemu finansowego. Kiedy w 2007 r. irlandzka gospodarka załamała się, okazało się, że niemal jedna czwarta irlandzkiego PKB pochodziła z sektora budowlanego. Podobnie jest w Chinach — dane nie są jednoznaczne, ale szacuje się, że między 15 a 30 procent chińskiego PKB to znowu budownictwo. Cały czas mówi się, że gospodarka chińska oparta jest na eksportach — ale to jest tylko część prawdy. Pod wieloma względami urbanizacja zastąpiła industrializację jako najważniejsze koło zamachowe kapitalizmu. Fakt ten jednak pozostaje niewidoczny, bo język, którym się posługujemy, jest przestarzały. Język, którego dzisiaj używamy, dyskutując o miastach, powstał na bazie zachodniego doświadczenia urbanizacji. Jeśli jednak popatrzymy na miasta takie jak Mumbaj czy Nowy Jork, jasne stanie się, że ten sposób opisu w kontekście rzeczywistości tkwi w dziewiętnastym wieku. Dlatego musimy stworzyć nowy język mówienia o miastach i nową wyobraźnię polityczną, która może miasta kształtować. I zacząć na nowo dyskusję o tym, jak mogłoby wyglądać miasto przyszłości. KP: A jak bardzo epokowa jest zmiana, którą teraz obserwujemy? Mówiąc o ubiegłym roku, czasami używałeś słowa „rewolta”, czasami „rewolucja”. Znaczenia tych słów jednak nie są takie same. Koniec kapitalizmu może był niewyobrażalny przez długi czas. Niektórzy twierdzą jednak, że właśnie jesteśmy jego świadkami. Na przykład w Chinach, gdzie jest w tej chwili jakieś 60 milionów pustych mieszkań i gdzie, podobnie jak w USA, istnieją całe miasta widma, a nie ma kryzysu finansowego...

Jeszcze nie ma.

No77 / czytelnia

96—97


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.