Wroclife nr 9/2017 (17)

Page 1

nr 9/2017 (17) grudzień egz. bezpłatny wroclife.pl

Co zostało po The World Games?

s. 16

Murale w sercu miasta

Gorąca zima na wrocławskim lotnisku s. 5

s. 18

8

Ustąp, aby zwyciężyć

12

Co dziesiąty mieszkaniec Wrocławia pochodzi z Ukrainy

22

Wrocławianin kupuje mieszkanie



T

rzask-prask i mamy dwa lata. Przez ten czas nie tylko udowodniliśmy, że można z powodzeniem tworzyć niezależne media miejskie, ale i to, że pogłoski o śmierci druku są mocno przesadzone. Przy okazji zainspirowaliśmy innych do podążenia naszym tropem, co cieszy i udowadnia, że nie zawsze warto płynąć z głównym nurtem. Czasem jest wręcz przeciwnie. Dzisiaj „Wroclife” to nie tylko najpoczytniejszy wrocławski tytuł drukowany, dostępny w niemal 300 wyjątkowych punktach, ale także szybko rosnący serwis www i media społecznościowe. Docieramy do ponad 30 korporacji, a to tylko część naszej siatki dystrybucji. Oprócz tego jesteśmy w hotelach, kawiarniach i restauracjach, salonach sprzedaży i na wiodących eventach. Nic tylko wykorzystywać ten komunikacyjny potencjał, do czego w nadchodzącym roku gorąco zachęcam.

4

Czy biznes potrzebuje konstytucji?

wroclife.pl

WOJCIECH KAŹMIERCZAK

4

A ja się czepiam... STANISŁAW SZELC

8

Ustąp, aby zwyciężyć ROZMOWA Z RAFAŁEM KUBACKIM

KARIERA I BIZNES

Zamiast wstępniaka

FELIETONY

Spis treści

12

MACIEJ LEŚNIK

28

Światowy lider i ogromna marka ROZMOWA Z PAWŁEM ŁOPATKĄ

30

Wydawca

Co dziesiąty z Ukrainy

Ważne miasto dla sektora IT ROZMOWA Z PRZEMYSŁAWEM SKRZEKIEM

Wroclife sp. z o.o. ul. A. Czechowa 25, 52-231 Wrocław www.wroclife.pl

5

TOMASZ MATEJUK

Prezes zarządu Artur Heliak, artur.heliak@wroclife.pl Reklama reklama@wroclife.pl

Sekretarz redakcji Paweł Pluta Korekta Sławomir Gruca Współpraca Tomasz Matejuk, Maciej Skwara, Maciej Kisiel, Jarosław Obremski, Stanisław Szelc, Owen Williams, Błażej Dubner, Paweł Wybierała, Sławomir Czarnecki, Michał Tekliński, Krzysztof Kucharski, Adrianna Machalica, Marcin Obłoza, Małgorzata Zdziebko-Zięba Skład, łamanie i projekt graficzny Mateusz Pichniarczyk @ d!zajn42, www.inteligentnydizajn.pl Druk drukarnia UNIQ POLIMEDIA, www.uniq.media Zdjęcia Adobe Stock, Envato, Pixabay.com Nakład 10 000 egz. Hosting Stermedia, www.stermedia.eu Zdjęcie okładkowe Adobe Stock

Miejsca na porodówkach potrzebne od zaraz PAWEŁ WYBIERAŁA

16

Co zostało po The World Games? MARCIN OBŁOZA

18

Wrocławskie murale (III): W sercu miasta MACIEJ LEŚNIK

34

Daj zwierzakowi szansę na lepsze życie ADRIANNA MACHALICA

MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Redaktor naczelny Artur Heliak

NASZE MIASTO

14

Redakcja redakcja@wroclife.pl

Gorąca zima na wrocławskim lotnisku

22

Wrocławianin kupuje mieszkanie. Na co zwraca uwagę? TOMASZ MATEJUK

27

Na Wojnowie powstają piękne i nowoczesne domy TOMASZ MATEJUK

41

Nie tylko choinka NASZ EKSPERT – GALERIA WNĘTRZ DOMAR

25

Ryba: przyjaciel czy wróg? AGNIESZKA CHĘCIŃSKA-MOSER

32

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

www.nawczoraj.com.pl

PAWEŁ PLUTA

CZAS WOLNY

• Dystrybucję wspiera • wrocławski • kurier miejski • •

Moda na żużel

36

Gry miejskie, czyli zwiedzaj Wrocław z pomysłem MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

38

Z Wrocławia na weekend: Po najczystsze powietrze MICHAŁ NAŁĘCZ

40

Kucharski brulion Kucharskiego. Gdzie wprosić się na wrocławskie śniadanie? KRZYSZTOF KUCHARSKI


Czy biznes potrzebuje konstytucji? WOJCIECH KAŹMIERCZAK Przyjęty przez rząd projekt ustaw, nazywanych „konstytucją dla biznesu”, to sygnał od rządzących, na który przedsiębiorcy patrzą z nadzieją. Przy nowych regulacjach zawsze pojawia się jednak pytanie: jakiego prawa potrzebują przedsiębiorcy i jaki jest realny sposób na rozwiązywanie problemów napotykanych przez polskie firmy? Wśród regulacji, które mają ułatwić zakładanie i prowadzenie biznesu, pojawiły się przepisy, które wydają się być skierowane przede wszystkim w stronę małych czy nawet mikroprzedsiębiorstw. Co do zasady to niewątpliwie krok w dobrą stronę. W toku prac nad „konstytucją dla biznesu” duże zainteresowanie wzbudziła ustawa powołująca Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Ministerstwo Rozwoju argumentowało powołanie rzecznika oczywistym dla przedstawicieli biznesu argumentem, że w wielu sytuacjach prawa przedsiębiorców są rażąco łamane. Prym wiodą w tym organy skarbowe, np. podczas kontroli. Dlatego w początkowym zamyśle rzecznik miał mieć możliwość zatrzymywania kontroli, podczas których rażąco łamane jest prawo. Była to daleko idąca regulacja, która powstrzymałaby wiele złych zjawisk w kontaktach przedsiębiorców z organami państwa. Ostatecznie jednak zapis o takiej kompetencji rzecznika został usunięty z projektu ustawy, w dużej mierze pod naciskiem Solidarności.

Wiceminister rozwoju argumentuje jednak, że mimo ograniczenia roli rzecznika jego powołanie wciąż jest potrzebne. W rozmowie z Money.pl Mariusz Haładyj powiedział: „Dziś mali przedsiębiorcy nie czują się reprezentowani i brakuje im wsparcia w codziennej działalności, poziom zrzeszenia wśród drobnego biznesu jest bowiem bardzo niski”. To stwierdzenie można odczytać z jednej strony jako argument za powołaniem rzecznika, z drugiej zaś jako przyznanie przez przedstawiciela rządu, że głos przedsiębiorców byłby brany pod uwagę w większym stopniu, gdyby w większej liczbie się zrzeszali. Przykład można tu brać ze wspomnianej Solidarności, która miała moc ograniczenia kompetencji rzecznika MSP, zanim ten zdążył być powołany. Dlaczego? Tu z odpowiedzią przychodzi już inny przedstawiciel rządu, który dziennikarzom Money.pl zadeklarował jednoznacznie: „Głos Solidarności zawsze bierzemy pod uwagę”. Można mieć nadzieję, że ustawy w „konstytucji dla biznesu” poprawią warunki prowadzenia biznesu w Polsce. Jednak realny wpływ na rządzących może dać tylko jeden, wspólny, silny głos przedsiębiorców. Dlatego konieczne jest zrzeszanie się ich nie tylko na szczeblu centralnym, ale także w Rzeszowie, Wrocławiu czy Wałbrzychu. W końcu małe i średnie przedsiębiorstwa to pond 95% wszystkich firm w Polsce, które zatrudniają blisko 4 miliony pracowników. dr Wojciech Kaźmierczak, prezes Dolnośląskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

A ja się czepiam... STANISŁAW SZELC Przez parę lat miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczenia w imprezie Dolnośląska Liga Talentów. W różnych, często odległych i (co tu kryć) ubogich dolnośląskich Domach Kultury miałem okazję oglądać popisy artystów amatorów. Odbywało się to pod auspicjami Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego, profesjonalnie zorganizowane przez pracowników wrocławskiego Ośrodka Kultury. Nie zdawałem sobie sprawy, jakie talenty kryją maleńkie nawet placówki. Młodzi, niekiedy bardzo młodzi artyści reprezentowali niezwykle wysoki poziom. Śpiewali, tańczyli, grali na instrumentach, i to jak! Grupy teatralne pod wodzą naprawdę oddanych instruktorów demonstrowały zawodowe umiejętności, że przywołam choćby zachwycający formą i treścią„Avatar”. Ciekawe, że u nas znany nielicznym, natomiast popularny i doceniany przez sąsiadów. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że już od paru lat z maniakalnym uporem upominam się, aby raz w roku, w sylwestrową noc, dać szansę tym młodym i zdolnym artystom. Nie rozumiem, dlaczego organizowana na wrocławskim Rynku impreza – zamiast promować to, co nasze – angażuje drugorzędne często gwiazdy estrady. Czy w naszych teatrach we Wrocławiu, Legnicy, Wałbrzychu i Jeleniej Górze (wiem, aktualnie w remoncie, ale artyści żyją) brakuje świetnych wykonawców? Znakomita opera, Capitol, Teatr Polski, świetni mu-

zycy i wspomniani wyżej amatorzy stworzyliby naprawdę piękne widowisko. Publiczność i tak, i tak przyjdzie, bo wrocławski sylwester (przypomnę, pierwszy w Polsce) ma już swoją atmosferę i tradycję. Nie „przeskoczymy” imprez finansowanych przez telewizyjnych potentatów. Czepiam się w imię lokalnego patriotyzmu. Czy nie lepiej niewielkim kosztem (choćby akcją plakatową) zainteresować tym naszych sąsiadów – Czechów i Niemców? W czasie EURO miałem okazję rozmawiać z czeskim turystą, który zachwycał się Wrocławiem, mówiąc: „Ja jestem z Nachodu, do was mam blisko i przyjadę jeszcze, bo w Pradze byłem już z dziesięć razy”. To, co się dzieje, jest objawem jakichś kompleksów. Wszystko, co z zewnątrz, jest lepsze niż nasze? Przecież nie jesteśmy zaściankiem. Pamiętam, bom stary i już na wymarciu, jak przed laty zazdrościła nam Warszawa Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego, pantomimy Henryka Tomaszewskiego, Kalamburu, Gestu, światowych festiwali teatralnej awangardy, Wratislavii Cantans... Cholera, długo można by wymieniać. To do nas przyjeżdżały tuzy światowej kultury. I oto stał się jakiś cud. Podobno tegorocznego sylwestra organizuje Capitol. Jeśli tak, to wszystko (na wszelki wypadek) odszczekuję – hau, hau!


NASZE MIASTO

Gorąca zima na wrocławskim lotnisku

Ponad 50 połączeń, w tym 12 nowości – zimowy rozkład lotów wrocławskiego lotniska prezentuje się imponująco, a podróżni, którzy chcieliby wybrać się samolotem na krótki sylwestrowy wypad bądź ferie, mają w czym wybierać. Równie atrakcyjnie zapowiada się przyszłoroczny sezon wiosenno-letni. TOMASZ MATEJUK, MACIEJ KISIEL (INFOGRAFIKA)

T

ylko przez pierwsze dziesięć miesięcy 2017 roku wrocławskie lotnisko obsłużyło ponad 2,45 mln pasażerów, czyli więcej niż w całym 2016 roku. Wszystko wskazuje na to, że do końca roku port lotniczy osiągnie prognozowany wynik ponad 2,8 mln podróżnych. Sprzyja temu obecna siatka połączeń, w której do dyspozycji pasażerów jest ponad 50 kierunków. – Najbliższe tygodnie to doskonały moment na poznanie nowości dostępnych w zimowym rozkładzie Portu Lotniczego Wrocław. A możliwości jest naprawdę wiele, ponieważ nasza siatka w tym sezonie jest rekordowa. Przewoźnicy oraz biura podróży proponują aż 12 nowości – mówi Dariusz Kuś, prezes wrocławskiego lotniska.

Samolotem na sylwestra i ferie Bogaty wybór kierunków i krótki czas podróży sprawiają, że nic nie stoi na przeszkodzie, by ostatnie dni roku spędzić na ciepłym i słonecznym południu, choćby w Neapolu, Tel Awiwie, Agadirze, na Teneryfie, a także w Palermo, do którego wro-

cławscy pasażerowie, jako jedyni w Polsce, latają tanimi liniami. – Ciekawą alternatywą jest przywitanie nowego roku w Zurychu, Brukseli Charleroi, Edynburgu, Leeds Bradford czy naszej krajowej nowości – Gdańsku. Ciekawą opcją będzie też Reykjavik, gdzie w sylwestra można liczyć na zachwycającą zorzę polarną – zachęca Dariusz Kuś. Chwilę później zaczną się ferie, które tym razem będą wyjątkowo gorące. Wszystko za sprawą Zanzibaru. To nowy kierunek, który ogłosiło biuro podróży Itaka. Pierwszy lot wystartuje już 7 stycznia 2018 roku. – To będzie najdalsze miejsce, do którego dotrzemy bezpośrednio z wylotem z Wrocławia. Połączenia będą realizowane raz w tygodniu – w niedzielę. Podróżni mogą się zdecydować na wypoczynek siedmio – lub czternastodniowy – tłumaczy Michał Kozak, menedżer ds. rozwoju ruchu czarterowego w Porcie Lotniczym Wrocław.

Rekordowa siatka połączeń W obowiązującym od końca października zimowym rozkładzie lotów jest w sumie 51

połączeń: 39 niskokosztowych, 7 sieciowych i 5 czarterowych. – O tak bogatej siatce połączeń zadecydowały stale rosnąca liczba pasażerów i intensywny rozwój linii lotniczych, które dostrzegają duży potencjał naszego lotniska – mówi Dariusz Kuś. Wśród wspomnianych 12 nowości aż 8 wprowadził irlandzki Ryanair – to Palermo, Neapol, Edynburg, Leeds Bradford, Oslo Torp, Gdańsk, Bruksela Charleroi i Tel Awiw. Jedno nowe połączenie, czyli marokański Agadir, dorzucił Wizz Air. Dodatkowo, w rozkładzie zimowym po raz pierwszy pozostała Malaga. Nie brakuje także tegorocznych letnich nowości: Lizbony (Ryanair), Tel Awiwu (PLL LOT), Reykjaviku i Lwowa (oba od Wizz Air). Nowością dla biznesu są z kolei uruchomione przez debiutującą na wrocławskim lotnisku linię SWISS loty do Zurychu. To trasa, o którą wrocławski port lotniczy zabiegał od lat, z myślą przede wszystkim o szwajcarskich firmach, jak Credit Suisse czy UBS, mających swoje siedziby w stolicy Dolnego Śląska. – Nie jesteśmy jedynie świadkami kolejnego lotu linii SWISS i ich Bombardiera do Polski,

wroclife.pl Nr 9/2017

5


NASZE MIASTO ale związania dwóch miast Szwajcarii i Polski nową, mocną więzią – więzią, która jest w stanie połączyć setki instytucji i tysiące osób. Te instytucje i osoby będą od tej pory na siebie oddziaływały częściej i bardziej różnorodnie niż kiedykolwiek wcześniej – podkreśla Andrej Motyl, ambasador Szwajcarii w Polsce. Ostatnie dwie nowości w zimowej siatce lotów to połączenia czarterowe – na Teneryfę i wspomniany już Zanzibar. Na zimowy urlop z biurem podróży można z Wrocławia wybrać się także na dwie inne wyspy w archipelagu Wysp Kanaryjskich – Lanzarote i Fuerteventurę, a także do egipskiej Hurghady. – Wyspy Kanaryjskie są numerem jeden wśród podróżnych, którzy preferują urlop z biurem podróży. W miesiącach zimowych można tam liczyć na słoneczną pogodę i przyjemne temperatury. Z kolei Egipt fascynuje miłośników historii, poszukiwaczy przygód, jak również wielbicieli udanego wypoczynku – dodaje Michał Kozak.

Nowości nie zabraknie też latem Przewoźnicy zdradzają już także pierwsze nowe połączenia zaplanowane na przyszły rok. Irlandzkie linie Ryanair zapowiedziały uruchomienie lotów z Wrocławia do Aten, które ruszą w maju 2018 roku. – Niskokosztowe loty do stolicy Grecji to zupełnie nowe możliwości dla osób, które samodzielnie organizują wakacyjny wypoczynek, a także ciekawe uzupełnienie kierunków południowych reprezentowanych przez Hiszpanię czy Włochy – zaznacza Dariusz Kuś. Wiosenno-letnią ofensywę zapowiedziała też druga z tanich linii lotniczych, od lat obecna w stolicy Dolnego Śląska. Z Wizz Airem od końca marca polecimy do Porto w Portugalii, Kutaisi w Gruzji, Bazylei Miluza w Szwajcarii i Göteborga w Szwecji. – Jesteśmy przekonani, że nasze cztery nowe trasy szybko zyskają popularność wśród klientów we Wrocławiu, a nasza rozbudowana oferta niskokosztowych podróży spowoduje zwiększenie ruchu turystycznego w regionie, pozytywnie wpływając na lokalną gospodarkę – zapewnia Johan Eidhagen, członek zarządu ds. marketingu w Wizz Air. Rekordowy rozkład lotów na zimę, atrakcyjne nowości już zapowiedziane na przyszłoroczną wiosnę i lato – to wszystko sprawia, że nadchodzące miesiące zapowiadają się bardzo ciekawie dla wszystkich miłośników podniebnych wojaży. Wrocławski port lotniczy sukcesywnie poszerza swoją ofertę i na razie nic nie wskazuje, że mogłoby się to w najbliższym czasie zmienić.

6

Tylko przez pierwsze dziesięć miesięcy 2017 roku wrocławskie lotnisko obsłużyło ponad 2,45 mln pasażerów, czyli więcej niż w całym 2016 roku.

FOT. PORT LOTNICZY WROCŁAW

W zimowym rozkładzie lotów jest w sumie 51 połączeń – 39 niskokosztowych, 7 sieciowych i 5 czarterowych.

FOT. PORT LOTNICZY WROCŁAW

wroclife.pl Nr 9/2017


infografika


KARIERA I BIZNES

Ustąp, aby zwyciężyć Jest absolwentem trzech uczelni. Wykładowca – doktor na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Odtwórca roli Ursusa w filmie „Quo vadis”. Nie bał się pracować z niedostosowanymi społecznie, a teraz wspólnie z żoną Agnieszką Rauk-Kubacką prowadzi Akademię Sportu i Rekreacji A&R Professional. Z trzykrotnym mistrzem świata w judo Rafałem Kubackim rozmawia Paweł Pluta. To prawda, że o mały włos Rafał Kubacki zostałby pływakiem?

Trenowałem pływanie siedem lat od klasy pierwszej szkoły podstawowej, a nawet przez moment byłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Krakowie. Niestety, tam się okazało, że jestem jednak za ciężki, no i tak trafiłem do sekcji judo we wrocławskiej Gwardii, pod opiekę trenera Jana Hurkota. A wszystko to za namową nieżyjącego już kolegi Roberta Komisarka. W pływaniu zdobyłem wiele medali na mistrzostwach młodzików i juniorów. Specjalizowałem się w tzw. sprintach: 50 m i 100 m stylem dowolnym oraz 50 m i 100 m stylem motylkowym. Do dzisiaj mam duży sentyment do pływania. Uważam, że jest ono bardzo korzystne na każdym etapie życia. Na przykład moje córki rozpoczynały przygodę na basenie już w wieku trzech miesięcy.

8

W 1986 roku został Pan pierwszym w historii polskiego judo mistrzem świata juniorów, a do tego dołożył trzy tytuły mistrza Europy w tej kategorii wiekowej (1985-87). Jako 22-latek został Pan mistrzem Europy i brązowym medalistą mistrzostw świata seniorów. Ile pracy musiał włożyć młody człowiek, aby osiągnąć takie sukcesy?

Uważam, że na sukces w judo, ale i w całym sporcie, mają wpływ trzy rzeczy: motywacja, praca i szczęście, czyli w skrócie MPS. Jeżeli trener i zawodnik rozumieją MPS, to są w stanie pokonać każdą przeszkodę i osiągnąć założony cel. Na spotkaniach z młodzieżą powtarzam takie zdanie: każdy młody człowiek może być, kim zechce. Ono jest kluczem do zrozumienia MPS. I jeszcze jedno: sportowcem jest się przez całą dobę i już myjąc rano zęby, myślę, w jaki sposób wygrać walkę. Niektórzy po treningu ściągają judogę, biorą prysznic

i zostawiają myślenie na sali judo – to duży błąd na drodze do osiągnięcia wymarzonego celu. Sportowcem się jest, a nie bywa.

Na igrzyskach olimpijskich z tego MPS zabrakło Panu... szczęścia?

Nawiązując do tego, co powiedziałem wcześniej, zgadzam się z panem: zabrakło tego S. W 1988 roku nie poleciałem do Seulu, choć wygrywałem rywalizację w swojej kategorii ze starszym o siedem lat Andrzejem Basikiem. Co więcej, dowiedziałem się o tym... słuchając radia w taksówce. Cztery lata później w Barcelonie byłem najbliżej medalu po dwóch wygranych: przegrałem z czterokrotnym mistrzem świata Japończykiem Naoyą Ogawą decyzją sędziów 1:2, choć równie dobrze mogli ogłosić moją wygraną. Rok 1996, Atlanta – przegrana w repasażach z Kubańczykiem. W swoim ostatnim starcie olimpijskim, podczas igrzysk

wroclife.pl Nr 9/2017 Na plan filmu „Quo vadis” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Rafał Kubacki (w roli Ursusa) walczy z bykiem. Na nim leży filmowa Ligia, czyli Magdalena Mielcarz.

FOT. EAST NEWS


w Sydney, już w pierwszej walce przegrałem niesłusznie karą shido z ważącym ponad 200 kg Walentinem Rusłakowem. Ukrainiec był pasywny, stale upadał na brzuch, a jednak to on awansował dalej.

Za to rok po igrzyskach świetnie walczył Pan podczas mistrzostw świata, przywożąc dwa złote medale: w 1993 i 1997 roku...

Już po zakończeniu kariery sportowej próbowałem dociec, dlaczego nie wiodło mi się na igrzyskach w Barcelonie czy Atlancie, a w kolejnych sezonach stawałem na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata, odpowiednio w kanadyjskim Hamilton oraz w Paryżu. Dostrzegłem pewną prawidłowość, o czym pan stwierdził w pytaniu. Otóż po porażce potrafiłem wstać z kolan i odnieść sukces. Uważam się jednak za sportowca spełnionego, a brak w mojej kolekcji medalu olimpijskiego nie jest w stanie tego zmienić.

Najdłuższą walkę stoczył Pan ponoć z... bykiem, na planie najdroższego polskiego filmu, z budżetem 18 mln dolarów – „Quo vadis”. A położył go Pan na ziemi, wykorzystując zasadę judo...

Cała akcja trwała 38 minut, ale było sporo przygotowań. Najpierw trenowałem na ranczu Jacka Kadłubowskiego, który tego byka znalazł. Następnie walczyliśmy już na stadionie Warszawianki, na którym wybudowano dekoracje cyrku Nerona. Aby jednak chwycić za rogi i po-

„Niektórzy po treningu ściągają judogę, biorą prysznic i zostawiają myślenie na sali judo – to duży błąd na drodze do osiągnięcia wymarzonego celu. Sportowcem się jest, a nie bywa”. łożyć ważącego blisko 1,5 tony byka, trzeba go było czymś nafaszerować. Weterynarz nie chciał mu podawać środka usypiającego, bo zaraz by usnął. Ostatecznie zdecydował, że przed walką poda mu tzw. głupiego jasia. Zaaplikował wyliczoną dawkę i za trzy minuty pozwolił zaczynać walkę. Wziąłem go za rogi, ale byk nie chciał ustąpić i przepychał się w najlepsze. Weterynarz podał więc kolejną porcję, a on tylko lekko się zachwiał. Trzecia dawka mogła zakończyć się śmiercią zwierzęcia. Na szczęście na piasku

Rafał Kubacki z córkami: 10-letnią Kają oraz 12-letnią Jowitą.

zrobił się dołek i w pewnym momencie byk się potknął. Wówczas właśnie wykorzystałem zasadę judo „ustąp, aby zwyciężyć” – skręciłem mu głowę, popchnąłem i położyłem go na arenie.

Warto było wcielić się w rolę Ursusa?

Ocenę filmu pozostawiam widzom. Sam przeżyłem wspaniałą przygodę na planie filmowym i bardzo się cieszę, że dane mi było zagrać w takiej produkcji pod wodzą wybitnego reżysera, jakim bez wątpienia był Jerzy Kawalerowicz, u boku wybitnych aktorów (m.in. Franciszek Pieczka, Jerzy Trela, Bogusław Linda, Paweł Deląg – przyp. red.). W dodatku Ursus to znacząca postać w powieści. Na casting do filmu zaprosił mnie sam Jerzy Kawalerowicz, a gdy odpowiedziałem, że raczej nie dam rady, bo mam przygotowania do igrzysk w Sydney, to ten zawołał swojego asystenta i powiedział mu, że ten musi... zmienić termin igrzysk. Zdecydowałem się zagrać i dziś decyzji bym nie zmienił, choć gdy inni trenowali trzy razy dziennie, by przygotować się do igrzysk, to ja od godziny 9 do 16 byłem na planie filmowym, a między 18 a 20 trenowałem. A jeśli myślał pan o aspekcie finansowym, to z honorarium za każdy dzień spędzony na planie filmowym byłem zadowolony, choć tak naprawdę całej kwoty do dziś nie otrzymałem, bo miałem źle spisaną umowę.

FOT. ARCHIWUM RAFAŁA KUBACKIEGO

Jest Pan absolwentem trzech wrocławskich uczelni: Akademii Wychowania Fizycznego, Uniwersytetu Wrocławskiego i Akademii Ekonomicznej. Jak wykorzystuje Pan zdobytą wiedzę?

Wiedza, którą zdobyłem i ciągle zdobywam, bardzo ułatwia mi poruszanie się w naszej rzeczywistości. Pracuję na wrocławskiej AWF, na Wydziale Nauk o Sporcie. Posiadam tytuł doktora nauk o kulturze fizycznej (praca pt.: „Sprawność fizyczna i umysłowa a agresywność dziewcząt z ośrodków wychowawczych we Wrocławiu” – przyp. red.). Dodatkowo zajmuję się profilaktyką uzależnień oraz prowadzę zajęcia przeciwdziałania agresji i przemocy, zachowań agresywnych. Sport i zdobyte doświadczenie nauczyły mnie dużej pokory.

Pracował Pan także w więzieniu?

Kiedyś zdecydowałem się odbyć wiele spotkań w więzieniach, propagując ideę fair play. Podobnie bowiem jak profesor Jedlewski uważam, że przez sport można uzyskać bardzo pożądane zmiany w postawach skazanych. Taka forma resocjalizacji jest dla nas ratunkiem w wychowaniu nieletnich. A fenomenalny trener boksu, Feliks „Papa” Stamm, potrafił znaleźć utalentowanych zawodników nawet w zakładach karnych.

wroclife.pl Nr 9/2017

9


KARIERA I BIZNES Obecnie, wraz małżonką, prowadzi Pan w rodzinnym Wrocławiu A&R Professional. Czym zajmuje się Wasza akademia?

RAFAŁ KUBACKI URODZONY:

Szkoła prowadzi zajęcia sportowo-rekreacyjne z akrobatyki sportowej i judo z wykorzystaniem wysokiej jakości sprzętu treningowego. Nasze zajęcia skierowane są do szerokiej grupy ludzi – zarówno dla dzieci, jak i dla seniorów. W ofercie znajdują się zajęcia dla osób chcących profesjonalnie uprawiać sport, jak i dla amatorów, którzy chcą poprawić ogólny stan zdrowia i samopoczucie. Przychodzą do nas przedstawiciele różnych zawodów, w przedziale wiekowym 35-59 lat.

23 marca 1967 roku we Wrocławiu WZROST:

202 cm WAGA:

137 kg KLUBY:

Gwardia Wrocław, Śląsk Wrocław, AZS AWF Wrocław NAJWIĘKSZE SUKCESY:

A jak wygląda życie prywatne Rafała Kubackiego?

mistrz świata (1986, 1993, 1997), mistrz Europy (1985, 1986, 1987, 1989), brązowy medalista mistrzostw świata (1989), dwukrotny srebrny medalista mistrzostw Europy (1994, 1998), pięciokrotny brązowy medalista mistrzostw Europy (1991, 1993, 1995, 1996 i 1997), siedemnastokrotny mistrz Polski (1985-1999). Trzykrotny olimpijczyk (1992, 1996, 2000). Zwycięzca plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski w 1993 roku. Ambasador Nagrody Fair Play PKOl.

Jestem spełniony. Mam u boku trzy wspaniałe kobiety: żonę Agnieszkę (byłą mistrzynię Polski w akrobatyce sportowej – przyp. red.) i dwie córki: 12-letnią Jowitę oraz 10-letnią Kaję. Obie poszły w ślady mamy i trenują akrobatykę sportową, a Jowita dodatkowo judo. Wolny czas, którego mam naprawdę niewiele, spędzam z rodziną. FOT. ARCHIWUM RAFAŁA KUBACKIEGO



Co dziesiąty z Ukrainy Niemal 1,3 mln obywateli Ukrainy pracowało w 2016 roku w Polsce. Do końca 2017 roku liczba pracowników z tego kraju wzrośnie do 2 mln osób – szacuje Ukraińskie Centrum Analityczne. Wrocław staje się dla nich prawdziwym domem i atrakcyjnym miejscem pracy. MACIEJ LEŚNIK, MACIEJ KISIEL (INFOGRAFIKA)

U

tarte stwierdzenie mówi, że co dziesiąty mieszkaniec Wrocławia pochodzi z Ukrainy. W mediach można przeczytać, że w stolicy Dolnego Śląska mieszka 50-65 tys. obywateli z paszportem tego kraju. Trudno jednak zweryfikować, czy jest to liczba zawyżona, czy zaniżona. We Wrocławiu nie opracowuje bieżących danych na ten temat, a ostatnie statystyki opierają się na wizytach w domach podczas spisu powszechnego w 2011 roku. Znacznie łatwiej jest ustalić, ilu pracowników z Ukrainy podejmuje u nas zatrudnienie. Punktem odniesienia jest liczba oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi. Pracodawcy muszą je bowiem zarejestrować w urzędach pracy. – Dzięki procedurze uproszczonej obcokrajowcy mogą wykonywać pracę w Polsce przez

12

wroclife.pl Nr 9/2017

6 miesięcy w okresie nie dłuższym niż 12 kolejnych miesięcy. Mogą z niej korzystać obywatele Rosji, Białorusi, Ukrainy, Gruzji, Mołdawii i Armenii, bez konieczności uzyskania zezwolenia na pracę – tłumaczy Maciej Sałdacz z Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu.

95% pracowników ze wschodniej Europy pochodzi z Ukrainy Do naszego kraju przyjeżdża coraz więcej obywateli zza wschodniej granicy. Wśród imigrantów zdecydowanie dominują Ukraińcy, co potwierdzają zarówno ogólnopolskie, jak i wrocławskie zestawienia. Zgodnie z danymi Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecz-

nej w pierwszym półroczu 2017 roku w całym kraju zarejestrowano 948 tysięcy oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi. Około 905 tys. dotyczyło obywateli Ukrainy, czyli o 300 tys. więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Gwałtowny wzrost liczby ukraińskich mieszkańców widać i słychać także we Wrocławiu: na ulicach, w restauracjach, sklepach i biurach. Tylko we wrześniu zarejestrowano w naszym mieście i powiecie wrocławskim 10 948 oświadczeń. To najwyższy wynik w dwóch ostatnich latach, a od roku liczba oświadczeń nie spada poniżej 8000 miesięcznie. Dla porównania, w styczniu 2016 roku było ich 3781. – Obywateli Ukrainy dotyczy 95 proc. oświadczeń – mówi Maciej Sałdacz z Powiatowego Urzędu Pracy.


KARIERA I BIZNES Ukraińcy stanowią też około 80 proc. cudzoziemców, którzy otrzymują zgodę na pracę od wojewody dolnośląskiego. We wrześniu 2017 roku zezwolenie na pracę oraz jednolite zezwolenie na podjęcie zatrudnienia i pobyt dostało około 2000 osób.

Długie kolejki, krótkie zatrudnienie Dzięki dobrej koniunkturze gospodarczej w Polsce przedsiębiorstwa z większości branż planują zwiększać zatrudnienie. Jednocześnie skutki kryzysu demograficznego i emigracji zarobkowej powodują prawdziwą wyrwę na rynku pracy. Liczba kandydatów jest mniejsza niż zapotrzebowanie na specjalistów, jak i pracowników niższego szczebla. Nic więc dziwnego, że firmy przyjmują Ukraińców z otwartymi ramionami. Pozyskanie pracowników z zagranicy stanowi jednak coraz większe utrudnienie. Jedną z przyczyn jest uciążliwa procedura legalizacji pobytu i pracy w urzędzie wojewódzkim. Na początku października prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz w piśmie skierowanym do wojewody Pawła Hreniaka podkreślał, że cudzoziemcy zbyt długo muszą czekać na niezbędne dokumenty. W praktyce trwa to kilka miesięcy, a niekiedy nawet rok. W czasie trwania procedury obcokrajowiec nie może podjąć pracy ani opuścić na stałe Polski. W obliczu takiej sytuacji wielu pracodawców wybiera wspomnianą procedurę uproszczoną. Obywatele sześciu krajów – w tym Ukrainy – mogą podjąć zatrudnienie bez ubiegania się o zezwolenie na pracę. Pracodawcom pozwala to szybko uzupełnić braki kadrowe, ale tylko w krótkim terminie. Mimo to chętnie z tej furtki korzystają: w pierwszej połowie roku za-

rejestrowali w Polsce 905 tys. oświadczeń. Zezwoleń na pracę wydano zaledwie 91 tysięcy. Również we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku ta dysproporcja jest widoczna. W 2016 roku w powiecie wrocławskim zarejestrowano 70 tys. oświadczeń dotyczących obywateli Ukrainy przy 14,7 tys. zezwoleniach na pracę dla wszystkich cudzoziemców w województwie.

W jakich firmach pracują Ukraińcy? Więcej danych o profilu firm zatrudniających pracowników z Ukrainy dostarcza „Barometr Imigracji Zarobkowej”, który został opublikowany 25 października. Raport Personnel Service został oparty na wywiadach z pracodawcami z różnych branż i województw. Z badania wynika, że 16 proc. polskich firm zatrudniało lub zatrudnia osoby z Ukrainy. Wskaźnik jest zdecydowanie najwyższy w dużych firmach, których załogi liczy 250 i więcej pracowników. Ukraińcy są obecni w 44 proc. takich firm. Co ciekawe, to właśnie w tej grupie stosunek pracodawców do nich jest najbardziej pozytywny. Ukraińców jest znacznie mniej w średnich (50-249 pracowników) i małych firmach (10-49 osób) – to odpowiednio 21 i 13 proc. badanych podmiotów. – Takie wyniki nie są zaskoczeniem. Duże firmy ze względu na skalę działania najbardziej odczuwają niedobór pracowników. Brak obcokrajowców najczęściej nie oznaczałby, iż w ich miejsce pojawiliby się Polacy. Wiele etatów pozostawałoby wolnych, co utrudniałoby przedsiębiorstwom realizację zleceń – komentuje Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service. Ukraińcy pracują głównie w zakładach produkcyjnych (24 proc. przedsiębiorstw), usługowych (20 proc.) i handlowych (14 proc.).

Wbrew stereotypom, przybysze ze Wschodu wykonują nie tylko pracę fizyczną, ale także zajmują stanowiska w branży IT czy HR. Pracodawcy deklarują, że chętnie biorą pod uwagę kandydatury Ukraińców, ponieważ są zazwyczaj dobrze wykształceni lub podjęli studia w Polsce, radzą sobie z naszym językiem i płynnie posługują się angielskim, wiodącym w branży IT.

Wprowadzono wizy, ale Ukraińcy zostali Od 11 czerwca obywatele Ukrainy mogą znacznie łatwiej przemieszczać się po obszarze Unii Europejskiej. Nowe przepisy pozwalają im podróżować bez wizy przez 90 dni na pół roku. Pracodawcy zatrudniający osoby ze Wschodu zaczęli obawiać się masowego odpływu pracowników do krajów zachodniej Europy, które oferują kilkukrotnie wyższe zarobki. Jak pokazują przywołane dane o liczbie rejestrowanych oświadczeń, ten scenariusz się nie ziścił. Gdy obywatele Ukrainy decydują się na emigrację zarobkową, Polska należy do ich pierwszych wyborów. Przekonuje ich legalność zatrudnienia, bliskość kulturowa i językowa. Ograniczony odgórnie czas zatrudnienia do 6 miesięcy czy długotrwałe postępowania związane z zezwoleniami na pracę będą krzyżować plany firmom, które szukają specjalistów z różnych krajów i traktują ich jako długofalową inwestycję. Jednocześnie mimo napływu mieszkańców z Ukrainy aż 88 proc. Polaków jest spokojnych o swoją posadę. Tylko co dziesiąty pracownik obawia się utraty pracy, a wśród osób z wykształceniem podstawowym – co czwarty.

wroclife.pl Nr 9/2017

13


Miejsca na porodówkach potrzebne od zaraz Fachowy i miły personel, lecz specjalistów ubywa. Więcej porodów, ale za mało miejsc i w konsekwencji niekomfortowe warunki dla matek. Ojciec często w roli pomocnika położnej. Tak rodzi się teraz we Wrocławiu. A może być jeszcze gorzej. PAWEŁ WYBIERAŁA, MACIEJ KISIEL (INFOGRAFIKA)

W

rocławianki rodzące latem tego roku martwiły się nie tylko o przebieg porodu, ale i o miejsce na sali porodowej. – Przed porodem obdzwoniliśmy szpitale. Na Borowskiej nie pozwolono przyjeżdżać, w klinikach miło nas zaproszono, choć czuć było westchnięcie, na Brochowie było ostatnie miejsce – mówi pani Michalina, mama kilkumiesięcznej Oli. Rodzice byli więc skazani na nerwowe poszukiwania. W takiej sytuacji niektórzy decydowali się na poród poza Wrocławiem.

Ojciec – pomocnik położnej! Niepewność znalezienia miejsca na oddziale nie była jednak jedyną niedogodnością. Zbyt mała liczba dostępnych łóżek położniczych w mieście przełożyła się bowiem na ciasnotę i pogorszenie komfortu rodzących. – Personel był miły i uczynny, ale gołym okiem było widać, że najzwyczajniej w świecie nie tylko jest go za mało, ale ma też za mało miejsca, by zmieścić rodzące wrocławianki – opowiada pani Michalina, a jej mąż Piotr dodaje: Już wiem, dlaczego jest takie ciśnienie na udział ojca przy porodzie. Po części pełni on funkcję pomocnika położnej, co przy brakach kadrowych ma większe znaczenie niż do tej pory myślałem.

14

wroclife.pl Nr 9/2017

Bez względu na subiektywne odczucia świeżo upieczonych rodziców, mała liczba miejsc położniczych i kłopoty z kadrą są faktem. Potwierdza to Beata Kostusik, doświadczona położna pracująca w szpitalu i jednocześnie prowadząca szkołę rodzenia „Centrum edukacji – Mama”. – Jako położna uważam, że we Wrocławiu, szczególnie w sytuacji gdy jeden oddział położniczy w mieście lub rejonie jest zamknięty, jest za mało miejsc do porodu. Przyszłe mamy stresują się przez to tym, iż zostaną odesłane ze szpitala, który wybrały, i że będą rozdzielone z dzieckiem. A przecież najważniejszy jest komfort przyszłej mamy. Naszym zadaniem jest móc być z pacjentką i dla pacjentki jak najdłużej, pomagać, wspierać, towarzyszyć. Jednak ilość czasu przy pacjencie czasem bywa ograniczona ze względu na małą ilość personelu pielęgniarsko-położniczego oraz towarzysząca temu duża ilość dokumentów, jakie musimy wypełniać – mówi Beata Kostusik.

Porodów więcej, ale miejsc nie przybywa We Wrocławiu oddziały ginekologiczno-położnicze mają cztery szpitale: Samodzielny

Publiczny Szpital Kliniczny nr 1, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ul. Kamieńskiego, Szpital Specjalistyczny im. A. Falkiewicza oraz Uniwersytecki Szpital Kliniczny. W sumie jest to ponad 350 miejsc. Ilość rodzących się w ostatnim czasie dzieci, choć nieznacznie, rośnie. Natomiast miejsc na oddziałach położniczych nie przybywa i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miały powstać nowe. Największy oddział ginekologiczno-położniczy mieści się w Szpitalu Specjalistycznym im. A. Falkiewicza i liczy 112 łóżek, czyli niemal jedną trzecią wszystkich w mieście. – Co roku odbywało się u nas średnio około 230 porodów miesięcznie. Latem tego roku było to ok. 270-280 porodów w miesiącu. Obłożenie łóżek położniczych powinno wynosić średnio ok. 60-70 proc. Jeżeli jest większe, robi się ciasno, a tak się dzieje, gdy jakiś inny szpital jest wyłączony – mówi dr n. med. Mariusz Sidor, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Specjalistyczny im. A. Falkiewicza, związany z tutejszym oddziałem ginekologiczno-położniczym od jego powstania, czyli od 1994 roku. W szpitalu przy ul. Warszawskiej nie ma zbiorowych porodówek, tylko trzy dwupokojowe porodówki rodzinne. Sale poporodowe są wyłącznie 1 – lub 2-osobowe, choć nie mają one


NASZE MIASTO swoich łazienek. Jedynie, gdy po porodzie potrzebny jest nadzór, położnica kierowana jest do 5-osobowej sali. – W naszym szpitalu na oddziale położniczo-ginekologicznym nie brakuje żadnego wyposażenia w sprzęt medyczny i na bloku porodowym, i na położnictwie, i na patologii ciąży. A jest to nowoczesny sprzęt. Do dyspozycji kobiet jest też dwóch psychologów, prowadzimy szkołę rodzenia, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem – wylicza dr Sidor. Rodzące przez 24 godziny na dobę mogą liczyć na podanie znieczulenia, a oddział obsługuje łącznie ok. 250 osób. I chociaż zapewniona jest pełna obsada kadry, to ze specjalistami jest coraz większy problem. – Brakuje ich z różnych powodów. Dzieje się tak m.in. dlatego, że często wybierają oni o wiele bardziej spokoj-

ną, a w wielu wypadkach dużo lepiej płatną pracę w przychodniach. A wykształcenie nowego, młodego specjalisty to 13 lat łącznie ze studiami – wyjaśnia dr Mariusz Sidor. W szpitalu przy Warszawskiej zdają sobie również sprawę, że nie mogą sobie pozwolić na wyłączenie położnictwa z pracy np. na czas remontu, bo pozostałe placówki mogłyby nie być w stanie przejąć pacjentek z tego największego wrocławskiego oddziału.

Strach pomyśleć, gdy trzeba będzie zrobić remont A to stanowi rzeczywisty i bardzo poważny problem we Wrocławiu. Jeżeli wszystkie oddziały ginekologiczno-położnicze w mieście

pracują normalnie, ciężarne i rodzące kobiety nie mają trudności ze znalezieniem wolnych łóżek. Ale co pewien czas są one okresowo zamykane, choćby ze względu na konieczne prace remontowe, a ostatnio również w związku z kłopotami w obsadzie kadrowej. Wtedy robi się nerwowo, przyszli rodzice mogą być odsyłani do innych placówek, a komfort pobyt u w szpitalu znacznie spada. Tak było właśnie latem tego roku, gdy czasowo zamykane były oddziały ginekologiczne w szpitalach przy ul. Chałubińskiego i ul. Borowskiej. Rodzące musiały przejmować pozostałe szpitale, choć miały na to za mało łóżek. Problem małej ilości miejsc i ubywających specjalistów będzie narastał i aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy i w szpitalu im. A. Falkiewicza trzeba będzie zrobić remont.


NASZE MIASTO

Co zostało po The World Games? Pod koniec lipca Wrocław gościł uczestników Światowych Igrzysk Sportów Nieolimpijskich – The World Games. Ta największa impreza sportowa w Polsce pozostawiła po sobie wiele śladów w mieście. Z myślą o igrzyskach wybudowano basen i tor wrotkarski, a kilka obiektów zostało zmodernizowanych. Czy ich potencjał jest wykorzystywany także po zakończeniu TWG? MARCIN OBŁOZA, MACIEJ KISIEL (INFOGRAFIKA)

N

a tyłach parku Tysiąclecia władze miasta zdecydowały się na budowę toru wrotkarskiego, na którym odbyła się jedna z trzydziestu trzech dyscyplin The World Games 2017. Kompleks sportowy składa się z dwóch torów: 200-metrowego do jazdy szybkiej oraz do jazdy ulicznej, który liczy sześćset metrów i jest największym tego rodzaju torem w Polsce. W ich pobliżu powstały również parkingi i chodniki. Obiekt kosztował sześć milionów złotych, z czego półtora miliona stanowiła dotacja z Ministerstwa Sportu.

Źle wyprofilowany tor czeka na remont Teraz, kiedy od ostatnich zawodów minęło już kilka miesięcy, można z niego korzystać codziennie od godziny 9 rano do zmierzchu. Na torze pojawia się zaledwie kilkanaście osób dziennie, a na ogrodzeniach nadal dumnie wiszą bandy z logo The World Games. W lecie przychodziły tutaj setki wrotkarzy, ale zainteresowanie spadło wraz z temperaturą powietrza. Co więcej, tor do jazdy szybkiej jest zamknięty, ponieważ został źle wyprofilowany i woda nie wpada do odpływów. Wrocławskie Centrum Treningowe Spartan, które zarządza obiektem, planuje roboty naprawcze dopiero na wiosnę, gdy poprawi się pogoda. – Mamy umowę na zarządzanie obiektem do końca roku – przyznaje Maciej Moczko, kierownik działu marketingu firmy. – Chcemy ją przedłużyć, ponieważ to miejsce ma duży potencjał. Na razie obiekt nie jest wykończony. Nie ma oświetlenia, mimo że było w planach, a zamiast zaplecza z szatniami z prawdziwego zdarzenia postawiono prowizoryczny kontener. – W przyszłości chcielibyśmy namówić miasto na zainstalowanie oświetlenia. To ma być obiekt całoroczny. W zimie byłoby tu kryte lodowisko, a latem oprócz jazdy na wrotkach można byłoby również pograć w siatkówkę plażową – dodaje Maciej Moczko. Na razie nie wiadomo jednak, czy i kiedy plany te się urzeczywistnią.

16

Stadion Olimpijski za mały dla fanów żużla Największym i najbardziej okazałym obiektem przygotowanym z myślą o The World Games był Stadion Olimpijski. Obiekt pochodzący z lat 20. XX wieku przechodził gruntowną, dwuletnią przebudowę. Część dawnych trybun została wyremontowana i pojawiły się na niej nowe krzesełka. Zdecydowano się również na zburzenie jednej z trybun umieszczonych wzdłuż boiska. W jej miejsce powstała całkowicie nowa konstrukcja. – Nie jestem przekonany, czy rzeczywiście potrzebowaliśmy impulsu w postaci igrzysk, żeby obiekt został wyremontowany – twierdzi Bartłomiej Czekański, dziennikarz m.in. „Przeglądu Sportowego”. – Przecież Stadion Olimpijski był w tak złym stanie, że Sparcie groziło wykluczenie z Ekstraligi. Modernizacja był nieunikniona. Na The World Games 2017 obiekt został dopięty na ostatni guzik. W lipcu odbyły się tam turnieje futbolu amerykańskiego oraz żużla, które nie liczyły się do klasyfikacji medalowej igrzysk. O ile stadion nie zawsze zapełniał się w trakcie TWG, o tyle na frekwencję na zawodach żużlowej Sparty Betard Wrocław nie można było narzekać.

Według danych PGE Ekstraligi w tym sezonie na Olimpijskim pojawiało się średnio 11 680 kibiców. Obiekt mieści około 14 tysięcy widzów, ale ze względu na duże zainteresowanie wrocławian żużlem zimą zostanie rozbudowany. – Zostanie dostawionych zaledwie ponad pięćset krzesełek. Uważam, że nowy Olimpijski jest zbyt mały, powinien liczyć przynajmniej osiemnaście tysięcy miejsc – zauważa Lucjan Korszek z Towarzystwa Miłośników Sportu Motorowego „Sparta” Wrocław. Ten wielce zasłużony dla wrocławskiego żużla działacz twierdzi, że nagłaśniał problem wielkości stadionu jeszcze przed rozpoczęciem jego modernizacji i składał w tej sprawie odpowiednie pisma. Warto również dodać, że żużlowcy nie są jedynym użytkownikiem Stadionu Olimpijskiego. Z obiektu korzysta również Panthers Wrocław, mistrz Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego.

Dla amatorów i profesjonalistów Na Niskich Łąkach nie brakuje miejsca na sport i rekreację. Tam również pojawiło się The World Games. Na stadionie Oławka rozgrywane były zawody fistballa i lascrosse’a. Najważniejszym elementem modernizacji obiektu było odnowie-

Tor wrotkarski do jazdy szybkiej przy parku Tysiąclecia jest zamknięty, ponieważ został źle wyprofilowany i woda nie wpada do odpływów. Z toru do jazdy ulicznej można na szczęście korzystać.

wroclife.pl Nr 9/2017 FOT. MARCIN OBŁOZA


nie trybuny krytej. Obok niego zbudowano także dwa boiska ze sztuczną nawierzchnią. Korzysta z nich kilkanaście mniejszych klubów, z piłkarską Ślęzą Wrocław na czele. Trzecioligowy klub rozgrywał wcześniej swoje mecze w... Oławie. Z okazji The World Games wybudowano również pływalnię krytą Orbita i zmodernizowano basen zewnętrzny. Przy ulicy Wejherowskiej odbywały się trzy konkurencje. Na co dzień można z niej korzystać od godziny 6 do 22. Organizowane są tam również zawody pływackie – ostatnio między innymi XXVIII Memoriał Marka Petrusewicza, na którym pojawili się najlepsi pływacy w kraju. Zawody lipcowych igrzysk odbywały się także w hali WKK Sport Center. Obiekt ten, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, jest własnością prywatną. Inwestorem był Przemysław Koelner, właściciel firmy dystrybuującej akcesoria budowlane. Jest on również prezesem drugoligowego Wrocławskiego Klubu Koszykarskiego i to przede wszystkim dla niego,

a nie z myślą o The World Games, powstała ta hala. Na razie mieści pięciuset kibiców, ale taka pojemność w zupełności wystarcza. – Obiekt można bez problemu przystosować także do pierwszoligowych warunków. A po dostawieniu trybun może pomieścić nawet półtora tysiąca fanów – mówi Mariusz Mazur, pracownik klubu. Potencjał WKK Sport Center jest wykorzystywany codziennie. Rano na boisku trenują dzieci, po południu drugoligowa drużyna, a wieczorem obiekt wynajmowany jest na potrzeby klubów amatorskich. Co więcej, już po The World Games został otwarty również Active Hotel, który znajduje się obok hali i również jest inwestycją Koelnera.

Konstrukcje tymczasowe i mobilne – Uważam, że budowanie i modernizowanie wielu obiektów nie miało sensu. Może

zamiast nich warto było zbudować większą halę, na wzór krakowskiej Tauron Areny? Takiego obiektu nadal brakuje w naszym mieście – mówi Bartłomiej Czekański. Wrocławski Komitet Organizacyjny TWG, powołany przez radę miasta, postawił również częściowo na tańsze rozwiązania. Niektóre z dyscyplin odbywały się na arenach tymczasowych, które po zakończeniu zawodów zostały złożone. Tak było na placu Nowy Targ, gdzie w dwa tygodnie postawiono ściankę do wspinaczki sportowej oraz rozłożono trybunę na półtora tysiąca miejsc. Podobne rozwiązania stosowano między innymi na terenach Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie zbudowano tymczasowe boiska do plażowej piłki ręcznej czy przeciągania liny. W sumie zbudowano tam dziewięć trybun mobilnych. Łącznie The World Games 2017 odbywało się na 26 obiektach, w tym czterech znajdujących się poza Wrocławiem.

wroclife.pl Nr 9/2017

17


NASZE MIASTO

6

FOT. MACIEJ LEŚNIK

Wrocławskie murale (III): W sercu miasta Wiele murali na Starym Mieście to takie, które już z pewnością kojarzycie. Czy wiecie jednak, co się za nimi kryje? Ciekawostki związane z muralami są znacznie mniej znane niż opisy słynnych zabytków. MACIEJ LEŚNIK

1

18

2

wroclife.pl Nr 9/2017 FOT. MACIEJ LEŚNIK


3

Z

abieramy Was na kolejny spacer szlakiem murali. Centrum Wrocławia różni się od Nadodrza i Ołbina, które chowają prawdziwe skarby we wnętrzach swoich podwórek.

Ruska 46abc: adres, którego nie wypada nie znać Zapuszczone podwórko, schowane między ulicami Ruską a świętego Antoniego i otoczone zrujnowanymi budynkami poprzemysłowymi, jeszcze kilka lat temu nie zwróciłoby niczyjej uwagi. Za sprawą Wrocławskiej Rewitalizacji Ruska 46abc zyskała jednak drugie życie. Miasto zaprosiło do tworzenia tej przestrzeni artystów. Wraz z nowymi kawiarniami i wydarzeniami pojawia się tutaj coraz więcej mieszkańców i turystów. Choć trudno w to uwierzyć, na tej niewielkiej przestrzeni siedzibę ma około 40 organizacji i stowarzyszeń. Ruska 46abc bardzo szybko zmienia swoje oblicze, a w kolejnych latach ma zyskać elementy zieleni i scenę plenerową. Stałym magnesem jest efektowna Galeria Neonów. Wieczorem napisy rozbłyskują i ożywiają wspomnienia o miejscach, których dziś we Wrocławiu już nie ma.

4

Wszystkie drogi prowadzą do Rynku… …ale zanim tam pójdziemy, warto zajrzeć na ulicę Cieszyńskiego obok Arsenału. Na potężnym muralu znajdują się słowa wrocławskiego rapera L.U.C-a. Wielkoformatowy obraz promował płytę „Kosmostumostów” z 2011 roku, której głównym bohaterem jest miasto Wrocław. Na św. Antoniego ujrzymy sylwetkę Tadeusza Kościuszki. Murale rozmieszczone w kilku rejonach miasta zapraszają do Panoramy Racławickiej z okazji Roku Kościuszki. Z Dzielnicy Czterech Wyznań polski dowódca jechałby tam 9 minut. My spokojniejszym krokiem kierujemy się w stronę Zaułku Solnego, gdzie możemy przenieść się do lat 80. (restauracja Konspira) lub na Półwysep Iberyjski (księgarnia La Libreria Espanola). Na zewnątrz witają nas słynni Hiszpanie. Jeden z nich – Pedro Calderon de la Barca – napisał dramat „Życie jest snem”, którego akcja dzieje się w Polsce. Padają w nim słynne słowa: „Czym jest życie? Szaleństwem? Czym życie? Iluzji tłem, snem cieniów, nicości dnem. Cóż szczęście dać może nietrwałe, skoro snem życie jest całe”.

5

wroclife.pl Nr 9/2017

19

FOT. MACIEJ LEŚNIK


7

NASZE MIASTO Spacerem po starówce Murale we Wrocławiu można zobaczyć nawet wewnątrz ratusza – w Przejściu Żelaźniczym i Garncarskim. Działa tutaj wiele ciekawych miejsc: księgarnia Tajne Komplety, Klub Proza czy Instytut im. Jerzego Grotowskiego. Barwny mural w hołdzie reżyserowi teatralnemu namalowali artyści z Haiti, który to kraj odwiedził przed laty Grotowski. Kolejnym przejściem wędrujemy na ulicę Więzienną. Według legendy w więzieniu na tej ulicy wyrok miał odsiadywać Wit Stwosz, autor ołtarza w Kościele Mariackim w Krakowie. Rzeźbą naszych czasów jest natomiast Pociąg do Nieba – lokomotywa zabytkowego parowozu wspina się na placu Strzegomskim od 2010 roku. To właśnie do niej nawiązuje mural, który mijamy na ulicy Igielnej.

8

Kto nam się przygląda? Spacerując po uliczkach starówki, możemy odnieść wrażenie, że ktoś bacznie na nas patrzy. Rzeczywiście, ze ścian budynków śledzą nasze kroki znani pisarze: Bruno Schulz (autor ,,Sklepów cynamonowych”), Stanisław Lem (najczęściej tłumaczony za granicą polski autor) oraz poeta Tadeusz Różewicz, który we Wrocławiu spędził wiele lat życia. Jeśli już mówimy o znanych Polakach, wspomnijmy postać Marka Edelmana. Bohater powstania w getcie warszawskim przeszedł do historii także jako wybitny lekarz kardiolog i działacz opozycji. Jego wizerunek znajduje się w zaułku na Świdnickiej, który prowadzi do Sceny Kameralnej Teatru Polskiego. Trzyma w ręku żonkila, kwiat symbolizujący nadzieję. Niewielu wrocławian wie, że w XIX wieku mieścił się tu browar „Pfeifferhor” Carla Scholtza.

600 tysięcy bohaterów. Historia, o której mogliście nie słyszeć Dzieło L.U.C-a na ulicy Traugutta jest największą atrakcją wśród murali Przedmieścia Oławskiego. Przemierzając kolejne podwórka, nie natrafimy niestety na obrazy porównywalne do tych, które w ostatnich latach zmieniły Nadodrze i Ołbin w żywe galerie. Może wraz z rewitalizacją i kolejnymi działaniami mieszkańców również legendarny Trójkąt zyska przyjazne otoczenie? Wróćmy na ulicę Pułaskiego i pójdźmy w stronę Dworca Głównego. #600 Tys. Bohaterów to nazwa akcji, która miała uratować życie Ani Szymczak. 34-letnia wrocławianka pracowała na Politechnice, miała męża i 3,5-letnią córecz-

20

10

wroclife.pl Nr 9/2017 FOT. MACIEJ LEŚNIK


9

kę. W sierpniu 2015 roku usłyszała diagnozę: białaczka i chłoniak. Jedyną szansą był przeszczep od dawcy niespokrewnionego. Mimo ponad 890 tys. potencjalnych dawców w polskiej bazie brakowało osoby, która byłaby genetycznym bliźniakiem kobiety. Cały Wrocław walczył o Anię i zachęcał do rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Ania zmarła 3 listopada, dzień przed rozpoczęciem akcji. „…Dzięki Wam wiem, że nie jestem sama. Walczę dla Was każdego dnia”– napisała kilka dni wcześniej w liście. Na prośbę jej najbliższych akcja była kontynuowana, a Baza DKMS Polska wzbogaciła się o 2963 potencjalnych dawców. Ich szpik może w przyszłości uratować życie innych osób chorych na białaczkę i choroby krwi. Spacer kończymy przy jeszcze jednym muralu L.U.C-a, który przenosi nas na perony Dworca Wrocław Główny, czyli tam, gdzie zaczyna się i dobiega kresu wiele podróży. FOT. MACIEJ LEŚNIK


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Wrocławianin kupuje mieszkanie. Na co zwraca uwagę? Od kilku lat popyt na mieszkania w stolicy Dolnego Śląska nieustannie rośnie. Dla kupujących nieruchomości we Wrocławiu wciąż najważniejsze są lokalizacja i cena, ale preferencje w dużej mierze zależą od wieku czy statusu rodzinnego. TOMASZ MATEJUK

NASZE OSIEDLE FOT. JOT-BE

J

ak wynika z danych firmy REAS, w 2013 roku sprzedaż na wrocławskim rynku pierwotnym sięgnęła niemal 5,6 tys. lokali, w 2014 roku przekroczyła 6,4 tys., w 2015 roku wyniosła blisko 8,1 tys., a w 2016 roku już 10,3 tysięcy. Pierwsza połowa 2017 roku przyniosła 5,7 tys. sprzedanych mieszkań i zapowiedź kolejnego rekordu. Na rosnące zainteresowanie kupujących reagują deweloperzy, którzy tylko w pierwszej połowie bieżącego roku wprowadzili do sprzedaży rekordową liczbę mieszkań – ponad 6,1 tys. Wraz ze wzrostem aktywności firm deweloperskich zaczęły też nieznacznie rosnąć ceny. Na koniec drugiego kwartału 2017 roku średnia cena mieszkań pozostających w ofercie wyniosła 6338 złotych za metr kwadratowy i była najwyższa od końca 2011 roku.

22

wroclife.pl Nr 9/2017

Lokalizacja i cena wciąż najważniejsze Eksperci przyznają, że niezmiennie przy podejmowaniu decyzji zakupowych kluczowe są cena i lokalizacja nieruchomości. – Wyraźną różnicę widzimy jednak w zależności od tego, czy kupujący zamierza wykorzystywać mieszkanie na własne potrzeby, czy traktuje je jako inwestycję kapitału – zaznacza Monika Rogóż-Łukasik, pośrednik w obrocie nieruchomościami na rynku wtórnym i pierwotnym w Jot-Be Nieruchomości. W pierwszym przypadku, jak tłumaczy Rogóż-Łukasik, decyduje cena i jej stosunek do standardu mieszkania: jego stanu technicznego, metrażu, układu, charakteru zabudowy

i dodatkowych udogodnień. – Kupując dla siebie, jesteśmy więc skłonni do większych kompromisów odnośnie lokalizacji. Oczywiście pod warunkiem, że będzie ona w obrębie interesującej nas dzielnicy czy strony miasta – wyjaśnia. W drugim przypadku inwestorzy szukają jak najlepszych lokalizacji, najczęściej kawalerek albo dwupokojowych mieszkań. – Szczególnie w przypadku zakupów inwestycyjnych gotówkowych funkcjonalność i stan nieruchomości stoją na drugim miejscu – pod warunkiem że jest ona dobrze skomunikowana i mieści się w założonym budżecie. Popyt na wynajem we Wrocławiu jest tak szeroki, że niemal każde mieszkanie z niewygórowaną, rynkową ceną najmu powinno znaleźć swojego najemcę. Przy czym należy stanowczo podkreślić nie-


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU wygórowaną, rynkową cenę – uśmiecha się Monika Rogóż-Łukasik. Tomasz Sujak, członek zarządu Archicomu, podkreśla, że wśród najważniejszych elementów wpływających na zakup nieruchomości od lat jest lokalizacja i możliwości, jakie stwarza przyszłym mieszkańcom danego osiedla. – Wartościami uniwersalnymi, którymi klienci kierują się podczas wyboru lokum, są oczywiście ustawność, dobre doświetlenie czy łatwość późniejszej aranżacji mieszkań. Metraż jest kwestią indywidualną. Wśród młodszej grupy osób przeważają lokale 2- i 3-pokojowe. Klienci pracujący z domu lub posiadający większe rodziny chętnie decydują się na lokale o większym metrażu lub łączą kilka mieszkań – mówi Sujak. Marta Mikulska, marketing manager w Jot-Be Nieruchomości, dopowiada, że jeżeli chodzi o metraż, w przypadku kupujących na potrzeby własne to dość indywidualna kwestia. Część klientów wybierze największe mieszkanie, na jakie ich stać. Inni kupią nieco mniejsze, ale postawią na lepszy standard i udogodnienia. – Za to w przypadku rozkładów kupujący bardzo rzadko odstępują od swoich oczekiwań dotyczących minimalnej liczby pokojów. To oczywiście jest warunkowane liczbą domowników i faktem, że duża część rodzin „wyrosła” z obecnie posiadanej lub wynajmowanej nieruchomości i zwyczajnie potrzebuje dodatkowej przestrzeni np. dla dorastających dzieci – wyjaśnia Mikulska.

Każdemu według potrzeb Preferencje kupujących różnią się w zależności od ich wieku czy statusu rodzinnego. Co innego jest najważniejsze dla singli, co innego dla młodych małżeństw, co innego

dla większych rodzin, a jeszcze co innego dla seniorów. – Singiel i młode małżeństwo postawią na niewielkie, możliwie niedrogie mieszkanie. Ci z większą siłą nabywczą raczej wybiorą dwa pokoje z nawet bardzo ciasną, ale oddzielną sypialnią. Wielką wartością dodaną jest bliskość centrum z jego życiem rozrywkowym i kulturalnym – tłumaczy Monika Rogóż-Łukasik. Z kolei rodzina na dorobku wybierze możliwie największe i najtańsze mieszkanie na obrzeżach miasta, w inwestycjach promowanych jako rodzinne i kameralne – nawet za cenę długich dojazdów i utrudnień w dostępie do miejskiej infrastruktury. – Lepiej sytuowane rodziny z nastoletnimi dziećmi będą szukać własnego bliźniaka albo szeregówki na przedmieściach lub dużego, 4- lub 5-pokojowego mieszkania w świetnie skomunikowanej, miejskiej lokalizacji. Warunek to odpowiednia ilość miejsca dla wszystkich domowników – podkreśla Rogóż-Łukasik. Seniorzy szukają przede wszystkim mieszkań jednopoziomowych, na parterach, koniecznie w nowym budownictwie z windą, z łatwym dostępem do komunikacji miejskiej i służby zdrowia. – Ale musimy wyraźnie podkreślić, że ilu kupujących, tyle motywacji, marzeń i potrzeb. W naszej codziennej praktyce nieustannie poszukujemy nieruchomości pod bardzo precyzyjnie i indywidualnie określone funkcje związane np. z patchworkowym modelem rodziny czy charakterem pracy gospodarzy – zastrzega Marta Mikulska. Tomasz Sujak zwraca uwagę, że coraz większą wagę ma również kompleksowość oferty. – Klienci chętnie wybierają osiedla, które pozwalają na miejscu skorzystać z usług, zrobić

zakupy lub odpocząć po pracy. Stąd rosnące zainteresowanie osiedlami społecznymi, gdzie codzienne sprawy załatwią w najbliższej okolicy – tłumaczy Sujak. Dlatego też, jak podkreśla przedstawiciel Archicomu, na osiedlach społecznych można znaleźć przychodnię, aptekę, żłobek i przedszkole, boisko sportowe i klub mieszkańca czy osiedlowy klub fitness. – Trendem ostatnich lat są również mieszkania nad wodą. Stare i nowe obiekty wraz z towarzyszącym im zagospodarowaniem terenu ponownie zwracają się ku rzece i cieszymy się, że mamy w tym procesie duży udział – dodaje Tomasz Sujak.

Wróciła moda na „klitki”, ale widać też bogacenie się społeczeństwa Jak zwracają uwagę eksperci, preferencje kupujących zmieniały się także na przestrzeni ostatnich lat. – Możemy wskazać pewną zmianę w średnim i niższym segmencie cenowym rynku. Po kilku latach mody na mieszkania przestronne, często dwupoziomowe lub kilkukondygnacyjne, z reguły w segmentach zabudowy szeregowej, z otwartą przestrzenią dzienną, wróciła moda na „klitki” rodem z lat 80. – mówi Monika Rogóż-Łukasik. Obecnie sprzedają się mieszkania ciaśniejsze, ale za to z większą liczbą oddzielnych pomieszczeń. – 50 metrów kwadratowych powinno pomieścić co najmniej 3 pokoje, oddzielną kuchnię i przedpokój, na niecałych 40 metrach kwadratowych oczekiwane są dwie sypialnie, oddzielna kuchnia pełniąca funkcję jadalni i korytarzyk. Zmiana warunkowana jest przede wszystkim wzrostem cen za metr kwadratowy – wylicza Rogóż-Łukasik. A z drugiej strony, jak przekonuje Marta Mikulska, widzimy na rynku nieruchomości symptomy bogacenia się społeczeństwa. Trwa boom inwestycyjny z wielkim udziałem zakupów gotówkowych. – Mamy dużą liczbę kupujących stosunkowo szybko zmieniających mieszkania na większe, o charakterze odpowiadającym statusowi i aspiracjom rodziny – mimo że dziadkowie i rodzice nabywców uznaliby dotychczasowe lokum za aż nadto wystarczające. Rosną wymagania co do stanu technicznego budynków i ich otoczenia, o czym świadczy wielka popularność inwestycji w obrębie waterfrontów, preferowanie nowej zabudowy, po 2005 roku, i spadek zainteresowania wielką płytą. To tylko część przykładów, ale za to znamiennych – zaznacza przedstawicielka Jot-Be Nieruchomości.

wroclife.pl Nr 9/2017 ZIELONY WOJNÓW FOT. JOT-BE

23


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU Podobnie uważa Tomasz Sujak. – Do niedawna klienci zwracali uwagę przede wszystkim na mieszkanie. Dziś decyzja o zakupie nowego „M” nie ogranicza się do czterech ścian: coraz większą uwagę klienci zwracają na styl życia, jaki umożliwia dane osiedle i jego okolica – dodaje.

Co nas czeka w przyszłości? Znawcy branży prognozują, że w najbliższej przyszłości będziemy obserwować większą otwartość wrocławian na częste zmiany lokalizacji i charakteru miejsca zamieszkania – tak aby aktualny adres jak najlepiej odpowiadał potrzebom wynikającym z danego etapu życia. – Zmiany mieszkań i domów mogą być coraz powszechniejsze i częstsze, nawet w rytmie kilku lat. Warto też podkreślić, że niezależnie od trudnych do przewidzenia zmian gospodarczych Polacy oswoili już nie tylko kredyty hipoteczne, ale także nauczyli się traktować nieruchomości jako inwestycję – podkreśla Marta Mikulska. Zatem, jak konkludują eksperci, zakup nieruchomości – choć nadal ma duży ciężar gatunkowy i emocjonalny – nie jest już traktowany jako zupełnie jednorazowe wydarzenie w życiu.

OLIMPIA PORT FOT. ARCHICOM

OLIMPIA PORT FOT. ARCHICOM


CZAS WOLNY Zdrowe odżywianie z Wroclife – cykl powstaje we współpracy z Świeżenatalerze.pl

Ryba: przyjaciel czy wróg? Bogactwo kuchni dolnośląskiej, a tym samym wrocławskiej, zapewnia także różnorodność potraw świątecznych. Wigilia to czas, kiedy karp, pstrąg czy śledź są szczególnie doceniane. Oprócz walorów smakowych, jakie inne korzyści płyną z konsumpcji ryb? AGNIESZKA CHĘCIŃSKA-MOSER

R

yby są źródłem pełnowartościowego białka, szeregu witamin (A, D i z grupy B), minerałów (selen, jod, żelazo, cynk) oraz dobroczynnych kwasów tłuszczowych omega-3, które odgrywają ważną rolę w rozwoju psychicznym dziecka i zapobiegają chorobom sercowo-naczyniowym u dorosłych. Czy zatem, mimo niewątpliwych korzyści, usprawiedliwione jest ograniczanie konsumpcji ryb? Tak, a zwłaszcza u kobiet w ciąży, karmiących matek, małych dzieci i regularnych konsumentów ryb. Dlaczego? Problemem są zanieczyszczenia – głównie rtęć w postaci metylortęci i dioksyny. Najwięcej metylortęci kumulacje się w dużych, długo żyjących rybach drapieżnych. Metylortęć spożywana w rybach przez kobiety w ciąży niekorzystnie wpływa na neurorozwój dziecka.

U dorosłych może uszkadzać układ nerwowy, pokarmowy i odpornościowy. Natomiast dioksyny mogą powodować zaburzenia reprodukcyjne, rozwojowe, hormonalne, odporności oraz zwiększać ryzyko wystąpienia raka. Ważąc argumenty za i przeciw, jakie ryby i w jakich ilościach możemy spożywać? W Europie zaleca się dwie porcje ryb tygodniowo (około 150 g/porcję) dla dzieci starszych, nastolatków i dorosłych. Kobiety, które zamierzają zajść w ciążę lub już w nie są, matki karmiące i małe dzieci nie powinni jeść więcej niż jedną porcję tygodniowo (mniej niż 100 g) dużych ryb drapieżnych o największej zawartości metylortęci, do których należą miecznik, rekin, marlin, makrela kawala, tuńczyk „bigeye”. W USA wskazuje się, że ryby o średniej zawartości metylortęci – m.in. tuńczyki „albacore”

i żółtopłetwy, halibut, żabnica, makrela hiszpańska – mogą być spożywane raz w tygodniu (110 g/porcję dla kobiet i 55 g/porcję dla dzieci). Ryby o najniższej zawartości metylortęci – m.in. dorsz, łosoś, śledź, sardynka, makrela atlantycka, tuńczyk bonito i sola – można bezpiecznie konsumować dwa lub trzy razy w tygodniu. Ryby słodkowodne – m.in. karp, pstrąg i okoń – są źródłem pełnowartościowego białka i mają mniej kalorii. Jednak zawierają mniejszą ilość kwasów omega-3, bo mają mniej tłuszczów. Zachęca się do włączania w menu różnorodne gatunki ryb, w zalecanych ilościach i pochodzące z wód monitorowanych, oraz unikanie konsumpcji ryb drapieżnych. Oto propozycja na śledzie z chutney.

ŚLEDŹ KORZENNY Z CHUTNEY (4 PORCJE): • śledź korzenny • 6 płatów śledziowych • ½ szklanki oleju roślinnego • 2 łyżki soku z cytryny • po ¼ łyżeczki: pieprzu, cynamonu, goździków i gałki muszkatołowej

CHUTNEY: • 3 czerwone cebule • 3 kolorowe papryki • 5 cm korzenia imbiru • 4 łyżki octu winnego

• 4 łyżki cukru trzcinowego • 1½ łyżeczki curry w proszku • szczypta ostrej papryki • sól i pieprz

Śledzie pokroić na kawałki. Przyprawy wsypać do oleju, dodać sok z cytryny, wymieszać. Śledzie zalać aromatyzowanym olejem, przełożyć do słoika, zakręcić, wstawić do lodówki. Cebulę obrać, umyć i pokroić w piórka. Paprykę umyć i pokroić w kostkę. Imbir obrać i pokroić w drobną kostkę. Na średnio rozgrzaną patelnię wlać ocet i dodać cukier i mieszać, aż się rozpuści. Dodać cebulę i chwilę gotować, po czym dodać paprykę i imbir. Gotować na małym ogniu pod przykryciem około 15 minut, aż zmiękną. Dodać curry, paprykę, sól i pieprz. Zdjąć z ognia, ostudzić całkowicie, włożyć do słoika ze śledziami, wymieszać, zakręcić i wstawić do lodówki. Wyjąć z lodówki na 15 minut przed podaniem.

Doktor nauk biomedycznych, biolog molekularny i szef kuchni. Absolwentka Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Doktorat uzyskała na Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie. Odbyła staże podoktorskie w USA, Hiszpanii i Belgii. Absolwentka akademii sztuk kulinarnych Le Cordon Bleu w Paryżu. Specjalizuje się w zakresie żywienia molekularnego. Mieszka w Paryżu.


NOWOŚĆ

2 ETAP

Nowe rodzinne metraże 3 POKOJE OD 327 000 ZŁ


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Na Wojnowie powstają piękne i nowoczesne domy Wrocławska firma S&P Development wybuduje na Wojnowie osiedle domów jednorodzinnych o wysokim standardzie. – Postawiliśmy przede wszystkim na wygodę mieszkańców – mówią przedstawiciele spółki. Deweloper dba jednak nie tylko o własnych klientów, ale też aktywnie włącza się w życie lokalnej społeczności. TOMASZ MATEJUK

S&P Development działa na rynku deweloperskim od 2011 roku. – To nowoczesna, rodzinna firma założona przez wrocławian, od początku działająca we Wrocławiu – podkreśla Marcin Pęcak, prezes zarządu spółki. Jej działania skupiają się na dwóch segmentach. – Pierwszy z nich to osiedla jednorodzinne o podwyższonym standardzie, realizowane w atrakcyjnych punktach Wrocławia. W 2017 roku ukończyliśmy osiedle Nowe Kowale, aktualnie realizujemy osiedle Zielony Wojnów. W przygotowaniu są dwie kolejne inwestycje jednorodzinne w dzielnicy Psie Pole – wylicza Marcin Pęcak. Drugi obszar działania spółki to budynki willowe i apartamentowe o wysokim standardzie w najlepszych lokalizacjach: na wrocławskich Karłowicach, Sępolnie, Biskupinie czy Krzykach. – W tym segmencie spółka również przygotowuje dwa projekty, które zostaną

wprowadzone do sprzedaży w drugiej połowie 2018 roku – zapowiada prezes Pęcak.

Przede wszystkim wygoda mieszkańców Nowa inwestycja S&P Development – Zielony Wojnów – to osiedle nowoczesnych domów jednorodzinnych o wysokim standardzie, wyposażonych m.in. w ogrzewanie podłogowe, elektryczne rolety czy kominki. – Dodatkowo proponujemy poszerzenie wyposażenia budynku o klimatyzację czy odkurzacz centralny. Całość uzupełnia oferta pod klucz, która przy współpracy z jedną najlepszych pracowni projektowych we Wrocławiu umożliwia zaprojektowanie i wykończenie mieszkania bez angażowania swojego cennego czasu – tłumaczy Marcin Pęcak.

Zielony Wojnów znajdzie się w drugiej linii zabudowy, z wygodnym dojazdem od ulicy Strumykowej. Łącznie powstanie tam 16 domów z garażami w układzie szeregowym. – Postawiliśmy przede wszystkim na wygodę mieszkańców. Osiedle powstaje w równej odległości od szkoły, marketu spożywczego i terenów spacerowych wzdłuż Odry. Do każdego z tych miejsc jest około 100-200 metrów – podkreśla prezes S&P Development. W najbliższym sąsiedztwie inwestycji znajduje się też 17-kilometrowa trasa sportowo-rekreacyjna na zrewitalizowanej grobli czy Las Strachociński. Błyskawicznie można się stąd dostać na Wschodnią Obwodnicę Wrocławia.

Włączyć się w życie lokalnej społeczności – Firma poza działalnością deweloperską ma świadomość otoczenia, w jakim działa, i aktywnie włącza się w szeroki zakres projektów z kwestii społecznej odpowiedzialności biznesu. Poza licznymi mniejszymi – jak inwestor społeczny „Szlachetnej Paczki” na Psim Polu czy opiekun „Kapitana Żbika” we wrocławskim zoo – angażujemy się w większe projekty, jak Marina Kleczków. Chcemy uczestniczyć w życiu lokalnych społeczności i wspieramy inicjatywy, które podnoszą poziom życia wrocławian – wyjaśnia Marcin Pęcak. Wspomniana Marina Kleczków to efekt współpracy dewelopera z Fundacją Nasze Karłowice. Popadający obecnie w ruinę budynek przy ulicy Pasterskiej, będący niegdyś zapleczem kąpieliska Różanka, zostanie gruntownie wyremontowany. Znajdzie się w nim miejsce zarówno dla klubów sportowych, jak i organizacji pozarządowych, rad osiedli czy małego biznesu.

FOT. JOT-BE


KARIERA I BIZNES

Światowy lider i ogromna marka Z Pawłem Łopatką, dyrektorem zarządzającym spółki SoftServe Poland, która jest światowym liderem w rozwiązywaniu złożonych problemów biznesowych, tworzeniu przełomowych technologii oraz przyspieszaniu wzrostu organizacji i innowacji, rozmawia Anna Nowacka.

Trzy lata – dokładnie tyle czasu minęło, odkąd logo SoftServe pojawiło się na polskim rynku. Pawle, tworzyłeś wrocławskie Centrum Rozwoju SoftServe praktycznie od samego początku. Co postrzegasz za największe wyzwanie w tym czasie?

Największym wyzwaniem, poza otwarciem siedziby firmy, było zbudowanie marki SoftServe nie tylko na wrocławskim, ale także na polskim i europejskim rynku. Firma była praktycznie nieznana w Polsce i dużo czasu oraz wysiłku kosztowało uświadomienie społeczności IT – tak naszym dzisiejszym pracownikom, jak też innym firmom na rynku – że SoftServe jest ogromną marką, z dużym potencjałem oraz znaczącymi osiągnięciami, i że odegra znaczącą rolę w świecie IT w Polsce. Zaczynaliśmy budowanie marki i firmy w Polsce z garstką osób: byli wśród nich Mykola Fedyk, Adam Zaparciński, Maksym Vasyschev, Wolodymyr Mudryk, Aneta Wiśniewska i Rita Proćków. Teraz w Polsce zatrudniamy prawie 200 pracowników. Te osoby, które tworzyły

28

wroclife.pl Nr 9/2017

firmę SoftServe od początku, jak również inni pracownicy, przyczyniły się do jej aktualnego sukcesu.

„Firma SoftServe to ponad 30 biur na całym świecie, a jej polskie oddziały są we Wrocławiu, Białymstoku, Gliwicach, Warszawie i Poznaniu”. Firma SoftServe działa globalnie, obecnie posiada centra rozwojowe i przedstawicielstwa w 12 krajach. Czym się wyróżnia wrocławski oddział pośród innych 30 biur?

Firma SoftServe to ponad 30 biur na całym świecie, a polskie oddziały są we Wrocławiu, Białymstoku, Gliwicach, Warszawie i Poznaniu. Wrocław jest główną siedzibą firmy w Polsce. W 2016 roku

SoftServe poszukiwała dobrego partnera do współpracy z obszaru Digital Platform i Marketing. Tak doszło do połączenia się z wrocławskim start-upem Coders Center. Dzięki temu pozyskaliśmy wielu znakomitych inżynierów, a firma poszerzyła portfolio o dział Digital Platform, Marketing Automation i Cloud Marketing. Zajmujemy się teraz projektami z zakresu technologii związanych z Big Data, IoT, Digital & Cloud Marketing. Zatrudniamy specjalistów z całej branży IT. Są to profesjonaliści z bogatym doświadczeniem i długim stażem pracy przy różnych projektach. Pracują u nas osoby wielojęzyczne, z wielu kultur, są osoby z Ukrainy, Pakistanu, Włoch, Chile czy Brazylii. Polskie oddziały wyróżniają się na rynku ciekawymi projektami i znakomitą atmosferą w pracy. Pracuje u nas wielu Ukraińców, którzy dobrze się tu czują. Świat IT docenia tych specjalistów: są to pracownicy z ogromnym potencjałem, bardzo zdolni, wykształceni, o wielki zapale. W naszej firmie traktujemy ich jak Europejczyków i przez pryzmat zbliżo-


nej kultury, punktów stycznych w historii oraz łatwej komunikacji postrzegamy współpracę z Ukrainą. To wszystko sprawia, że rola polskich oddziałów jest ważna i spodziewam się, że będzie wzrastała.

Co, Twoim zdaniem, motywuje wasz zespół do ciągłej aktywności, także poza godzinami pracy? Dzięki zaangażowaniu waszych pracowników powstał Pokój Życzliwości, o którym pisaliśmy we wrześniowym numerze „Wroclife”.

SoftServe żywo angażuje się w inicjatywy CSR. Jednym z naszych działań był Pokój Życzliwości, który stworzyliśmy w Klinice Endokrynologii i Diabetologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 przy ulicy Chałubińskiego we Wrocławiu. Nasi pracownicy angażują się też w inne akcje CSR – w firmie działa fundacja Open Eyes, która pomaga na różne sposoby, np. wspierając kosztowną operację własnemu pracownikowi. Współfinansowała również przebudowę jednego z najbardziej wypadkowych przejść dla pieszych we Lwowie, dzięki czemu stało się ono bezpieczniejsze dla przechodniów. Pracownicy wiedzą, że SoftServe nie zostawi ich w trudnej sytuacji życiowej i dzięki temu również chcą się w takie akcje angażować. Firma oferuje także szeroki wachlarz benefitów, zachęca do aktywności rekreacyjnych czy zawodów sportowych, również tych o charakterze dobroczynnym. Jedną z takich imprez jest grudniowy Bieg Mikołajów, do którego właśnie przygotowuje się nasza drużyna. Ogromne znaczenie ma dla nas ciągły rozwój pracowników w ich obszarze zawodowym. Ludzie są aktywni i chętnie angażują się we wszelkie inicjatywy, jeżeli mają poczucie pracy w przyjaznym środowisku, które stymuluje nie tylko do rozwoju zawodowego, ale również do uczestniczenia w projektach niekomercyjnych. W SoftServe staramy się cały czas sprzyjać wszelkim pomysłom naszych pracowników, ich inicjatywie własnej.

FOT. SOFTSERVE

PAWEŁ ŁOPATKA Dołączył do SoftServe w 2015 roku i jest obecnie dyrektorem zarządzającym spółki SoftServe Poland. Doświadczony senior manager na poziomie strategicznym i operacyjnym, z umiejętnością kierowania zespołami, projektami i organizacjami w czasach ciągłych zmian. Posiada bogate doświadczenie w Customer Service, Business Development, Logistics & Procurement, Product Management & Development, Sales i Business Improvement. Międzynarodowe doświadczenie zdobywał w firmach takich jak Redknee, Nokia i BBC Scotland, gdzie miał styczność z projektami i zespołami zlokalizowanymi w regionach EMEA oraz APAC. Jest pasjonatem zarządzania strategicznego, metodyk zwinnych, zarządzania ludźmi i innowacji. Dodatkowo pełni funkcję mentora oraz trenera, jest członkiem zarządu Project Management Institute Poland Chapter.

„Staramy się również, by do naszego zespołu dołączało coraz więcej kobiet”. Dlaczego warto dołączyć do waszego zespołu?

SoftServe to nowoczesna, międzynarodowa firma, działająca na rynku globalnym już 24 lata. To doświadczeni inżynierowie dzielący się wiedzą, to ciekawe projekty z zakresu no-

Z ponad 20-letnim doświadczeniem w rozwoju oprogramowania i konsultingu SoftServe jest światowym liderem w rozwiązywaniu złożonych problemów biznesowych, tworzeniu przełomowych technologii oraz przyspieszaniu wzrostu organizacji i innowacji, przy jednoczesnej optymalizacji wydajności operacyjnej. Od wiodącego dostawcy oprogramowania do Fortune 1000 SoftServe zmienił sposób, w jaki tysiące klientów robią interesy w najbardziej innowacyjnych technologiach i procesach w obszarach Big Data, Internet of Things (IoT), DevOps, Digital Commerce, Security i Experience Design.

woczesnych technologii, np. Sitecore, Adobe Experience Manager czy praca z Microsoft i Google. To miła i inspirująca atmosfera w firmie, możliwość poznania nowych kultur i stałej, międzynarodowej współpracy. U nas wszyscy czują się dobrze: studenci, bo mają możliwość rozwoju, rodzice, bo firma organizuje imprezy integracyjne również dla ich rodzin z dziećmi, np. grill party czy halloween. Staramy się również, by do naszego zespołu dołączało coraz więcej kobiet.

Na koniec inspirująco. Co dla was jest sukcesem i czego mogę wam życzyć na następne 3 lata?

Sukcesem będzie rozwój biznesu dzięki nowym projektom realizowanym we Wrocławiu, ciągły wzrost, np. dzięki pozyskaniu nowych pracowników z nowymi kompetencjami. Sukcesem będzie zespół zadowolonych pracowników, którzy z dużym zaangażowaniem będą rozwijać swoje umiejętności techniczne oraz będą wspierać lokalną społeczność – np. dzięki nowym inicjatywom CSR. Będziemy starać się umacniać świadomość marki SoftServe we Wrocławiu i głosić zalety współpracy z pracownikami z różnych kultur.

wroclife.pl Nr 9/2017

29


KARIERA I BIZNES

Ważne miasto dla sektora IT Z Przemysławem Skrzekiem, prezesem wrocławskiego klastra nowych technologii ITCorner, rozmawia Anna Nowacka. Co to są klastry?

To zrzeszenie firm z określonego obszaru biznesowego, jak np. medycyny, przemysłu samochodowego czy IT właśnie. Klastry mają swój statut i cele, wśród których są m.in. budowanie wzajemnego zaufania i współpraca.

I ITCorner jest takim właśnie zrzeszeniem?

Tak, stowarzyszenie powstało w 2012 roku. Wszystko zaczęło się od potrzeby zorganizowania przestrzeni biurowej dla kilku firm IT, których właściciele dobrze się znali. Zaczęliśmy się spotykać i rozmawiać o naszych problemach i obserwacjach na temat prowadzania biznesu we Wrocławiu, o rynku pracy, szkoleniach i okazało się, że bardzo wiele nas łączy. Postanowiliśmy wiec spotykać się częściej i tak powstał ITCorner.

Ile firm jest w Waszym stowarzyszeniu?

W tym momencie ponad 60. Ta liczba cały czas rośnie i nawet teraz prowadzimy proces rekrutacyjny dla kolejnych kandydatów. Nasi członkowie to mali i średni przedsiębiorcy, więc są tacy, którzy zatrudniają 5 osób, są też tacy, którzy zatrudniają ponad 100 pracowników. Można śmiało założyć, że jesteśmy platformą pracy dla ponad 1500 profesjonalistów.

Czy każda firma może zostać członkiem klastra?

Żeby dołączyć do stowarzyszenia, trzeba przede wszystkim zostać zarekomendowanym przez co najmniej trzy firmy członkowskie. Na naszych spotkaniach, szkoleniach i na Slacku (głównym komunikatorze) dzielimy się wiedzą i doświadczeniami, które wypływają z naszych sukcesów, ale też porażek. Dlatego musimy mieć pewność co do kandydatów, że podzielają nasze wartości w podejściu do prowadzenia biznesu i są godni zaufania. Potem organizujemy spotkanie rekrutacyjne, na którym przedstawiciele firmy mają 10 minut na opowiedzenie o sobie, a następnie jest głosowanie.

A czy zdarza się wykluczanie?

Bardzo rzadko. Jednym z powodów może być zaprzestanie opłaty składek, które są uzależnione od wielkości firmy. Zdarza się też, że firmy zostają rozwiązane albo przejęte przez

30

wroclife.pl Nr 9/2017

większe podmioty. Wyjątkową sytuacją jest wykluczenie kogoś za działania na szkodę innego z członków klastra – dobra rekrutacja i jasny system wartości budujących fundamenty klastra pozwala uniknąć takich ekstremalnych sytuacji.

Dużo opowiadasz o zaufaniu. Jak się je buduje?

Na początku każdego roku ustalamy kalendarz spotkań, szkoleń i wydarzeń, które chcemy zorganizować. Są to spotkania i śniadania menedżerskie, które odbywają się raz w miesiącu i zazwyczaj dotyczą jednego z interesujących nas obszarów prowadzenia biznesu – jak kwestie zatrudnienia, prawne czy też narzędzi komunikacji z klientami. Na każdym tego typu wydarzeniu jedna z firm prezentuje ciekawe przykłady z własnego podwórka, a potem o nich dyskutujemy. Dobrą okazja do lepszego poznania się są wyjazdy integracyjno-szkoleniowe, które przeważnie staramy się organizować w ciekawych miejscach, a Dolny Śląsk ma w tym aspekcie bardzo dużo do zaoferowania. Na warsztaty zapraszamy też z reguły gości, specjalistów spoza klastra. Współpracujemy również przy różnego typu wydarzeniach otwartych, jak konferencje, program stażowy, tech-meetupy i działalność charytatywna. Wszystkie one są świetną okazją do budo-

PRZEMYSŁAW SKRZEK PRESIDENT OF ITCORNER

Przedsiębiorca w branży IT, executive manager, pomysłodawca i animator klastra ITCorner. Wyznawca podejścia „together is better”.

wania silnych relacji biznesowych, ale także prywatnych.

Poza budową zaufania, jaki jest cel klastra?

Wrocław stał się jednym z ważniejszych miast dla sektora IT w Polsce. Nie tylko duże krajowe firmy, ale również międzynarodowe korporacje otwierają tu swoje biura i centra usług. Z jednej strony to dobrze, bo miasto zyskuje na znaczeniu, ale dla firm z sektora MŚP to duże wyzwanie. W IT, gdzie bardzo istotnym elementem sukcesu jest posiadanie odpowiedniego know-how, czyli wyszkolonej kadry, dobrzy specjaliści są bardzo poszukiwani i cenieni. To oczywiście ma swoje odbicie w wysokich płacach, ale nie tylko. Są różne formy zachęcania tych ludzi do pracy, a duzi gracze mają na to wysokie budżety. Stąd też idea klastra, który dzięki synergii wynikającej z obecności ponad 60 firm jest w stanie konkurować o nowych pracowników i klientów z dużym biznesem.

Jak wspominałeś, w tym roku obchodzicie 5-lecie. W takim razie jakie były sukcesy, a jakie porażki stowarzyszenia?

Niewątpliwym sukcesem jest to, że nadal istniejemy (śmiech). A tak poważnie: fakt, że przybywa nam członków, jest bardzo istotny. Ułatwia nam to współpracę z miastem, uczelniami i partnerami z kraju i zagranicy. Dużym osiągnięciem są nasze programy stażowe, konferencja programistyczna Boiling Frogs, którą współorganizowaliśmy przez 2 lata, a teraz jesteśmy jej głównym partnerem oraz liczne inicjatywy pracownicze, jak piknik IT i techmeetupy. Najciekawsze – oczywiście w mojej subiektywnej skali… – to rejs żeglarski po Atlantyku na pokładzie repliki XVIII–wiecznego statku pirackiego. Do niepowodzeń mogę zaliczyć start w konkursie na Kluczowy Klaster Krajowy, do którego nie udało nam się zakwalifikować. Natomiast zwieńczeniem tych 5 ostatnich lat będzie niewątpliwie kongres ITCorner Summit 2017, który organizujemy już 12 grudnia. Zaprosiliśmy na niego 250 menedżerów oraz właścicieli firm i chcemy, żeby w przyszłości był jedną z ważniejszych imprez biznesowych na Dolnym Śląsku.

Dziękuję za rozmowę.



– Chcemy wygrywać mecze i jednocześnie nie chcemy oglądać jazdy gęsiego – mówi Andrzej Rusko, przewodniczący Rady Nadzorczej WTS Sparty Wrocław. FOT. ADRIAN SKUBIS – WTS SPARTA

Moda na żużel Zawody ligowe żużlowców Betard Sparty Wrocław zobaczyło łącznie 105 117 kibiców. To najlepszy wynik w całej PGE Ekstralidze w 2017 roku. Przed nowym sezonem wicemistrzowie Polski wzmacniają skład i dokonują radykalnych zmian na torze, by podnieść atrakcyjność zawodów. Na trybunach Stadionu Olimpijskiego montowane będą dodatkowe krzesełka, ale są też plany stworzenia jeszcze jednego sektora z miejscami siedzącymi. PAWEŁ PLUTA

M

iniony sezon potwierdził, że zainteresowanie żużlem we Wrocławiu jest ogromne. Wraz z powrotem ścigania na wrocławskie Zalesie w stolicy Dolnego Śląska ponownie wybuchła moda na speedway. Niemal wszystkie ligowe mecze na „Nowym Olimpijskim”, który zastąpił „Skansen Olimpijski”, obejrzał komplet publiczności (dotychczasowy rekord frekwencji to 13 100 widzów). Zawody ligowe z udziałem Betard Sparty Wrocław zobaczyło łącznie 105 117 kibiców i jest to najlepszy wynik w całej PGE Ekstralidze w 2017 roku. Wolnych krzesełek próżno było szukać także podczas żużlowego turnieju w ramach The World Games, w którym triumfowała reprezentacja Polski prowadzona przez pochodzącego z Wrocławia kapitana Macieja Janowskiego.

Każde krzesełko to trafiona inwestycja – O tym, jak wielkie było zainteresowanie spotkaniami naszych żużlowców na Nowym

32

wroclife.pl Nr 9/2017

Olimpijskim, najlepiej świadczy fakt, że sprzedaż internetowa wejściówek na wielki finał ligi z FOGO Unią Leszno została zamknięta dosłownie w kilkadziesiąt minut – mówi Adrian Skubis, koordynator ds. komunikacji w Betard Sparcie Wrocław. Urząd Miejski Wrocławia zdecydował, że jeszcze tej zimy na Stadionie Olimpijskim pojawi się 555 dodatkowych krzesełek. Większość z nich trafi na cieszące się szczególnym zainteresowaniem kibiców sektory L i M. Niewykluczone jednak, że zanim żużlowe motocykle ponownie zawarczą na stadionie, miejsc na trybunach jeszcze przybędzie, we wrocławskim magistracie są bowiem plany stworzenia kolejnego sektora z miejscami siedzącymi. – Dzięki tej inwestycji na przyszłorocznych meczach Betard Sparty Wrocław w najlepszej żużlowej lidze świata będziemy mieli do dyspozycji około 14 000 komfortowych miejsc. Bardzo się cieszymy, że miasto Wrocław dostrzega ten ogromny potencjał Sparty. Każde dodatkowe krzesełko na tym stadionie to trafiona inwestycja – mówi Krystyna Kloc, prezes WTS Sparty Wrocław.

Srebro i tak smakuje wspaniale Żużel we Wrocławiu znów stał się bardzo modny, ale nie tylko względy towarzyskie (czytaj: dobrze się teraz pokazać na Olimpijskim) skłaniają publiczność do wizyty na meczach Betard Sparty. Przede wszystkim decydują o tym względy sportowe. W minionym sezonie ekipa z Wrocławia zdobyła srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. – Już przed sezonem mówiliśmy, że za cel stawiamy sobie walkę o tytuł. Niewiele zabrakło nam do złota, ale srebro w najlepszej żużlowej lidze świata i tak smakuje wspaniale – mówi Rafał Dobrucki, menedżer Betard Sparty Wrocław. – Nie możemy zapominać, że indywidualnie nasi zawodnicy też wykonali wspaniałą pracę. Wystarczy wspomnieć mistrzostwo świata juniorów Maksyma Drabika czy indywidualne mistrzostwo Polski Szymona Woźniaka. Tai Woffinden jest drugim wicemistrzem świata, w cyklu Grand Prix z dobrej strony pokazał się też Maciej Janowski. I mógłbym tak jeszcze wymieniać długo, bo przecież Vaclav Milik wy-


CZAS WOLNY walczył brązowy medal a Andrzej Lebiediew mistrzostwo Europy. To pokazuje, że nasz skład był kompletny – dodaje Rafał Dobrucki.

Wzmocnienia i niezmienny cel – złoto Z ekipy wicemistrzów Polski odeszli po sezonie Szymon Woźniak (Gorzów) i Tomasz Jędrzejak (Rzeszów). W ich miejsce przyszli nowi zawodnicy. 21-letni Australijczyk Max Fricke to jeden z najbardziej utalentowanych i perspektywicznych żużlowców młodego pokolenia. W 2016 roku wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. W 2017 roku zdobył swoje pierwsze w karierze punkty w cyklu Speedway Grand Prix (11 oczek w trzech startach). Fricke od trzech sezonów ściga na polskich torach i już w 2016 roku jako 20-latek był liderem ekstraligowego ROW-u Rybnik. 19-letni Rosjanin Gleb Czugunow trafił na czołówki żużlowych gazet podczas tegorocznego Drużynowego Pucharu Świata. Młody zawodnik był rezerwowym w reprezentacji Rosji i niespodziewanie jednym z najmocniejszych punktów zespołu, który w barażu wywalczył

awans do finału. Odważna i bardzo dojrzała jak na tak młody wiek jazda Rosjanina zachwyciła kibiców i ekspertów. Świetny występ naturalnie wywołał także zainteresowanie najmocniejszych polskich klubów. W polskiej lidze startował dotąd jednak sporadycznie. W 2016 roku zadebiutował w barwach Kolejarza Opole, a w kolejnym sezonie reprezentował barwy łódzkiego Orła. – Cel dla naszej drużyny się nie zmienia: będziemy walczyć o złote medale. Trzon naszego składu pozostaje bez zmian. Mamy seniorów, którzy mimo młodego wieku już sporo osiągnęli w światowym żużlu. Nadal mamy bardzo silną formację juniorską z Maksem Drabikiem na czele. Do tego doszły wzmocnienia, które pozwalają nam z optymizmem myśleć o 2018 roku – mówi Rafał Dobrucki.

Radykalne zmiany na torze! Tuż po ostatnim meczu sezonu 2017 na Stadionie Olimpijskim ruszyły poważne prace na torze. Cała nawierzchnia została przesiana i oczyszczona – wyciągnięto z niej około 3 ton kamieni i śmieci. Dowieziono glinkę i granit – łącznie około 200 ton nowego materiału, który był starannie mieszany i układany, tak

by finalnie tor zyskał nową strukturę i nowe walory. – Wyciągamy wnioski z ostatnich kilku miesięcy, zdajemy sobie sprawę, że tor nie był atutem naszych żużlowców podczas meczów u siebie. Do tego robimy wszystko, by podnieść atrakcyjność zawodów. Chcemy wygrywać mecze i jednocześnie nie chcemy oglądać jazdy gęsiego – mówi Andrzej Rusko, przewodniczący Rady Nadzorczej WTS Sparty Wrocław. – Ktoś zapyta, dlaczego dopiero po sezonie zajmujemy się torem. Owszem, w trakcie sezonu także robiliśmy, co w naszej mocy, aby uatrakcyjnić widowiska, ale do osiągnięcia tego celu potrzebne są naprawdę duże zmiany i poważna ingerencja w nawierzchnię toru. Tu nie wystarczyła kosmetyka – ocenia Krzysztof Gałańdziuk, dyrektor sportowy WTS Sparty Wrocław. – Niestety, gdy po wielomiesięcznej rozłące z naszym obiektem wróciliśmy do Wrocławia, okazało się, że wykonawca prac modernizacyjnych na Stadionie Olimpijskim popełnił kilka błędów w sztuce, jeśli chodzi o sam tor. W ostatnich tygodniach dokonaliśmy radykalnych zmian w strukturze nawierzchni. Czas na ocenę efektów i ewentualne korekty przyjdzie wczesną wiosną. Wiemy, co trzeba zrobić, by ten tor był po prostu lepszy – dodaje Krzysztof Gałańdziuk.

2017

105 117

Żużlowcy Betard Sparty Wrocław zdobyli dziewiąty srebrny medal w historii klubu. Po złoto WTS sięgał czterokrotnie, a po brąz ośmiokrotnie. FOT. ADRIAN SKUBIS – WTS SPARTA

tylu kibiców zobaczyło zawody ligowe z udziałem Betard Sparty Wrocław i jest to najlepszy wynik w całej PGE Ekstralidze w 2017 roku

wroclife.pl Nr 9/2017

33


Statystyki pokazują, że w czerwcu czy w lipcu wcale nie przybywa oddawanych do schronisk zwierząt. FOT. SCHRONISKO WROCŁAW

Daj zwierzakowi szansę na lepsze życie Można powiedzieć, że schronisko dla zwierząt świeci pustkami. Dlaczego? Coraz więcej zwierząt znajduje dla siebie nowy dom. Chcesz uczestniczyć w tym procesie? Nie czekaj, adoptuj! ADRIANNA MACHALICA

W

większości z nas włącza się naturalna empatia do zwierząt. Są to w końcu bezbronne istoty. Wzrasta też w nas świadomość, zaostrzane są kary dotyczące znęcania się nad nimi, coraz częściej również adoptujemy zwierzęta z przytuliska. We wrocławskim schronisku co roku pojawia się około 1800 psów i ok. 1200 kotów, z czego 10-20% to zwierzęta odzyskane przez właścicieli. Usypianych w schronisku jest ułamek procenta, a reszta to adopcje, których jest bardzo dużo. – We Wrocławiu nie ma bezdomnych zwierząt – mówi Małgorzata Dobrowolska, referent do spraw obrotu zwierzętami. – Tyle samo, ile trafia do nas zwierząt, tyle jest adopcji. W tej chwili można powiedzieć, że schronisko świeci pustkami.

34

wroclife.pl Nr 9/2017

Jakie warunki trzeba spełnić Coraz częściej decydujemy się na przygarnięcie bezdomnego psa lub kota. Nie każde zwierzę nadaje się od razu do adopcji: są to czworonogi przechodzące kwarantannę, czyli znalezione, które muszą odczekać, aby właściciel mógł je odnaleźć (2 tygodnie); dodatkowo tydzień trzeba poczekać na sterylizację dla dorosłych (młode nie są sterylizowane, a dla szczeniaków i kociąt to czas 3 dni). Jednak, aby adoptować nowego pupila, trzeba spełnić kilka warunków. – Każdy, kto chce adoptować, musi być pełnoletni, przyjść z dowodem osobistym w godzinach pracy biura i zapłacić 35 złotych. Trzeba mieć ze sobą również smycz i obrożę dla psa

oraz transporter dla kota – mówi Małgorzata Dobrowolska. – Nie prześwietlamy każdego. Jeżeli ktoś wzbudza nasze podejrzenia, możemy odmówić adopcji lub zapowiedzieć, że w najbliższym czasie przyjedziemy na wizytę kontrolną. Ważne jest, aby ludzi i zwierzęta dobierać temperamentami. Ktoś, kto jest z natury osobą powolną, nie może adoptować psa myśliwskiego, ponieważ to będzie ze szkodą dla obydwojga. W takich przypadkach często zdarza się, że ludzie przynoszą zwierzaki z powrotem. Jest to przykre, ale my zawsze przyjmiemy taką istotkę w potrzebie. Warto pamiętać, że schronisko ma też pomagać ludziom. Są różne sytuacje życiowe, więc my staramy się zawsze wspomóc takie osoby i zaopiekować się zwierzęciem – dodaje Dobrowolska.


NASZE MIASTO Oprócz doboru charakterami, trzeba też mierzyć siły na zamiary. Osoba, która zdecyduje się na adopcję, musi dokładnie przemyśleć swój wybór. Czy przypadkiem nie jest uczulona na sierść, czy będzie miała czas na spacery oraz odpowiednią przestrzeń dla zwierzęcia? To wszystko jest bardzo ważne, aby nowy członek rodziny rzeczywiście poczuł się jak w domu.

Wakacyjny mit Przekonanie, że przed wakacjami wzrasta liczba bezdomnych zwierząt, jest mitem. I była to nieprawda również 20 lat temu. Statystyki pokazują, że w czerwcu czy w lipcu wcale nie przybywa oddawanych do schronisk zwierząt. Ewentualnie malały adopcje, bo ludzie zajmowali się wakacjami. Nie ma czegoś takiego, jak „gorący okres”. – Pracuję w schronisku już 30 lat i nie pamiętam takiej zależności – podkreśla Małgorzata Dobrowolska. – Zwiększyła się świadomość ludzi na temat adopcji oraz na kwestię sterylizacji, nikogo to już nie dziwi. Ja teraz mam komfort pracy w schronisku: kiedyś było bardzo trudno i smutno, teraz to sama przyjemność – dodaje. Jednak jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, aby przygarnąć zwierzaka do domu, może pomóc w inny sposób. Jedną z form jest zapisanie się jako wolontariusz. Musi to być osoba pełnoletnia i odpowiedzialna. Taki ktoś powinien pojawiać się w schronisku przynajmniej parę razy w miesiącu i przestrzegać określonych reguł. Zapisy prowadzone są raz na kilka miesięcy. W tej chwili – według statystyk – w schronisku jest więcej wolontariuszy niż zwierząt, co świadczy o dużej aktywności ludzi. Inną pomocą jest choćby przynoszenie starych koców czy karmy. – Nasze psy i koty są

– Tyle samo, ile trafia do nas zwierząt, tyle jest adopcji. W tej chwili można powiedzieć, że schronisko świeci pustkami – mówi Małgorzata Dobrowolska, referent do spraw obrotu zwierzętami.

wybredne. Hurtowe przynoszenie jedzenia jest raczej niewskazane, lepiej kupić coś specjalistycznego lub lepszej jakości niż masówki, bo wtedy nikt tego nie zje. Najlepiej przynosić stare koce, ręczniki, kołdry, byleby to nie była gąbka, pianka czy pierze. Zabawa jest przednia, ale ze sprzątaniem już trochę gorzej. I żadnych nowych rzeczy, bo my od razu je wyrzucamy – mówi Małgorzata Dobrowolska. Oprócz kotów i psów można adoptować również gryzonie. Procedura wygląda tak samo,

FOT. SCHRONISKO WROCŁAW

jak adopcja pozostałych zwierzaków, nie mają tylko takiej długiej kwarantanny. Warto pamiętać o schronisku i zwierzakach, które nie miały tyle szczęścia w życiu. W przytulisku znajdują się również rezydenci: owieczki, bażanty, kaczki, kura i gąska, które zostały ocalone przed śmiercią i mogą teraz dożyć w nim spokojnej starości. Pomagać można na wiele sposobów, więc warto od czasu do czasu spróbować wspomóc istoty, które nie są niczemu winne, a często zostały skazane na okrutny los.


CZAS WOLNY

Mapa do gry miejskiej Wszyscy Muszą Umrzeć. FOT. JUSTYNA ŻĄDŁO

Gry miejskie, czyli zwiedzaj Wrocław z pomysłem Przychodzisz na wyznaczone miejsce. Czeka na Ciebie tajemnicza mapa, kilka nie do końca jasnych instrukcji, czasem list przewodni, osobliwa koperta lub inny charakterystyczny gadżet. Trochę tajemniczo, czasem strasznie, a na pewno intrygująco. Gotowy na wyzwanie? Czas zacząć Wrocławską Grę Miejską! MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

N

ie trzeba mieć doskonałej kondycji, umiejętności analitycznych ani wyjątkowych sprawności harcerskich, by zacząć przygodę z grami miejskimi. Wystarczy zabrać ze sobą rodzinę lub przyjaciół, koniecznie dobry humor. Mile widziana kreatywność i gotowość na wyzwania. Co ważne – udział w takiej grze jest bezpłatny, trzeba się tylko wcześniej zarejestrować.

Cóż to takiego To zabawa, która angażuje wszystkie pokolenia. Znana jest w Europie od ponad połowy wieku. Od kilkunastu lat, z powodzeniem, rozgaszcza się w Polsce. Wrocław to jedno z kilku rodzimych miast, w których gry miejskie rozwijają się najprężniej i cieszą się największym zainteresowaniem. Trudno opisać, na czym polega ten specyficzny rodzaj rozrywki. To

36

wroclife.pl Nr 9/2017

szalenie wciągające połączenie znanych starszym pokoleniom podchodów z elementami gier fabularnych (RPG), happeningu i aktywnej improwizacji. W zależności od scenariusza i okazji, gra może zawierać różne elementy. Zawsze ma określoną fabułę i intrygujące postaci. Bazuje na pewnej formie grywalizacji. – Pomysły na fabułę i postaci czerpiemy z literatury lub ze scenariuszy teatralnych. Co ciekawe, jednym z najlepszych twórców gier miejskich był William Szekspir – opowiada Kuba Tabisz, twórca Wrocławskich Gier Miejskich. Starszym uczestnikom łezka zakręci się w oku na myśl o zdobywaniu sprawności, które przypomną im czasy harcerskich zmagań. Młodsze pokolenie znajdzie rozrywkę w kontakcie z osobliwymi, często baśniowymi postaciami. Dodatkowo trudno nie wspomnieć, że to również doskonała okazja do poznania ciekawych zakątków Wrocławia. Dzięki takim grom week-

endy w mieście już nie są karą, lecz okazją do wspaniałej i pełnej tajemnic przygody. Dzięki nim możemy inaczej spojrzeć na miejsca, które często w pośpiechu mijamy, nawet nie wiedząc, jakie kryją w sobie tajemnice. Tutaj Wrocław gra jedną z głównych ról!

Jak zacząć Zbierz drużynę (z reguły 2-4 osoby), wyślij zgłoszenie i przyjdź punktualnie na miejsce rozpoczęcia gry. Po krótkim wyjaśnieniu zasad osoba prowadząca wręczy Ci komplet potrzebnych materiałów, potem śmiało możesz startować. W grach miejskich może wziąć udział każdy, kto wcześniej wyśle zgłoszenie. Wystarczy strój dostosowany do pogody, obowiązkowo wygodne buty i dobre chęci. Jeśli chcesz zacząć przygodę, przygotuj się na około 4 godziny aktywnej rozrywki.


Co zobaczymy we Wrocławiu Gry są najczęściej organizowane w samym sercu miasta, nie jest to jednak regułą. Dzięki uczestnictwie w nich wrocławianie mogli m.in. odkryć urokliwe, choć trochę mroczne zakątki Nadodrza podczas gry Wszystkie Koty Nadodrza. Poszukiwali Kwiatu Karłowic, jak też złotego ziarna w parku Szczytnickim. A wszystko zaczęło się bardzo niepozornie. – Idea była prosta: zrobić grę w mieście. Pierwszą grę stworzyłem w ramach festiwalu architektury, była naprawdę mało skomplikowana. Oczywiście nawiązywała do architektury. Potem okazało się, że bardzo wiele osób chce się tak bawić, a ja mam spore doświadczenie zarówno w tworzeniu historii, jak i mechanizmów gry. Dlatego nasze historie są często zaskakujące, pełno w nich ciekawych charakterków, które na dodatek mogą zostać zamordowane lub porwane w trakcie zabawy. Dzięki takiemu podejściu mamy już grono wiernych fanów, którzy z gry na grę pną się na drabince zwycięzców – mówi Kuba Tabisz. Ta niecodzienna forma rozrywki jest coraz częściej wykorzystywana jako urozmaicenie wielu wrocławskich wydarzeń. Od kilku lat uczestnicy Międzynarodowego Festiwalu Kryminałów oraz Bruno Schulz Festiwalu rozwiązują skomplikowane zagadki, szukają dowodów zbrodni, nieraz uczestnicząc w tajemniczych zwrotach akcji. Zagadkowe postaci i grupy sszybko przemykających graczy można było spotkać również na Dworcu Głównym, w Mediatece, jak i w Centrum Historii Zajezdnia. Nie zawsze jest jednak mrocznie i tajemniczo. Czasem to zabawa pełna wesołych i kolorowych postaci. Takim przykładem jest Wrocławski Festiwal Krasnoludków, podczas którego można wziąć udział w grze nastawionej na młodszych uczestników i ich rodziny. Wspomnienia, które zostają po takiej zabawie, są nie do przecenienia. Zabawne historie i pomyłki, które przydarzają się zarówno graczom, jak i aktorom, krążą jeszcze przez długie lata, przekazywane z ust do ust niczym legendy miejskie. – Jeden aktor miał grać postać, która w momencie, w którym drużyna wchodziła do jego lokacji, po chwili umierał i lądował z głową na talerzu. Źle zrozumiał swoje polecenie i po wizycie pierwszej drużyny leżał z głową w cieście już do końca gry. Jako że była to opowieść polegająca na szukaniu różnych śladów, kolejne drużyny z radością egzaminowały „zwłoki”. Zatem udało się uratować fabułę, do tego wyszło to bardzo zabawnie – z uśmiechem dodaje Kuba Tabisz z Wrocławskich Gier Miejskich. Kogo spotkasz podczas gry? Czarownice, czarne charaktery, magików, szalonych władców, do tego całą plejadę postaci historycznych i literackich. Nie chcesz przegapić kolejnej? Wejdź na Facebooka i zaobserwuj fanpage @Wrocławskie Gry Miejskie i @Gry Miejskie Wrocław.

Finał gry podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału.

Postać w grze Tajemnica Szkarłatnej Maski.

Uczestnicy gry Manekiny.

FOT. MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

FOT. JOANNA BURBO

FOT. ARCHIWUM WROCŁAWSKICH GIER MIEJSKICH


CZAS WOLNY

Dojazd do miejscowości Velké Losiny, gdzie znajduje się ten przepiękny zamek, wymaga przejechania krętą szosą. FOT. MICHAŁ NAŁĘCZ

Z Wrocławia na weekend: Po najczystsze powietrze Wodospady, jeziora, jaskinie, urokliwe uzdrowiska, imponujące zamki i kościoły sprawiają, że region ten z pewnością zaciekawi mieszkańców Wrocławia. Okolice Jesionika, bo o nich mowa, są zresztą historycznie związane ze Śląskiem – przez wiele lat należały do biskupów wrocławskich. Góry przyciągają także entuzjastów narciarstwa. MICHAŁ NAŁĘCZ

J

esioniki (czes. Jeseníky) dzielą się na kilka pasm, z których najbardziej znany Wysoki Jesionik (czes. Hrubý Jeseník) leży w całości w Czechach. Zdecydowanie najlepiej wybrać się tu samochodem, aby zwiedzić porozrzucane po dużym obszarze atrakcje. Warto zarezerwować nocleg w jednym z kurortów: Lázně Jeseník, Lipová-lázně, Karlova Studánka czy Velké Losiny. W pobliżu głównych atrakcji znajdują się parkingi, a na część przełęczy można wjechać również autobusem. Dojazd w niektóre miejsca wymaga przebijania się przez wysokie masywy górskie, co należy uwzględnić przy planowaniu tras.

38

wroclife.pl Nr 9/2017

Twierdza na wodzie, prysznic i czarownice Jesionik (czes. Jeseník) został założony w XIII wieku przez biskupów wrocławskich jako część należącego do nich księstwa nyskiego. Miasto zyskało sławę w XIX wieku dzięki Vincenzowi Priessnitzowi, który założył tu uzdrowisko. Ten miejscowy samouk, nazywany przez wielu „wodnym doktorem”, stał się piewcą wodolecznictwa, a jego metody były stosowane w całej Europie. To od jego nazwiska pochodzi polskie słowo – prysznic.

W części miejskiej warto zwiedzić Twierdzę na Wodzie (Vodní tvrz), dawniej otoczoną fosą. Miasto nie miało murów obronnych i obiekt ten stanowił jedyny punkt schronienia w czasach niepokojów. Aż do 1945 roku należał do biskupów wrocławskich. W środku mieści się muzeum prezentujące okoliczną florę i faunę oraz ciekawą wystawę poświęconą słynnym procesom czarownic, które wstrząsnęły Jesionikiem i okolicami w XVII wieku. Posądzone o kontakty z diabłem kobiety podczas tortur przyznawały się do winy i wskazywały kolejne ofiary. W celu usprawnienia egzekucji przygotowano nawet specjalne piece.


CZAS WOLNY Na wzgórzu nad miastem znajduje się część uzdrowiskowa – Lázně Jeseník. Wśród architektury zdrojowej wyróżnia się olbrzymie sanatorium „Priessnitz” z 1910 roku, górujące nad całą okolicą (można zajrzeć do środka i wspiąć się na punkt widokowy). Przed sanatorium stoją słynne obrotowe ławki, z których rozpościera się bardzo atrakcyjny widok. Warto przejść się uzdrowiskową promenadą i zobaczyć narodowe pomniki (w tym polski), pamiątkę po dawnych kuracjuszach. W jednej z willi urządzono muzeum poświęcone historii uzdrowiska i Vincenzowi Priessnitzowi. Charakterystycznym punktem na górze Zlatý Chlum na wschód od miasta jest 26-metrowa wieża widokowa, z której roztacza się piękna panorama na góry i Jezioro Nyskie. W pobliżu Jesionika znajduje się jeszcze jedno niewielkie uzdrowisko – Lipová-lázně.

Wielki zamek i czynna papiernia Dojazd do miejscowości Velké Losiny wymaga przejechania krętą szosą przez Červenohorské sedlo (1013 m n.p.m.), jednak atrakcje turystyczne zdecydowanie wynagrodzą ten trud. Na skraju miejscowości stoi duży, doskonale zachowany zamek. Główna część z arkadowym (jak na Wawelu) dziedzińcem reprezentuje renesans, a nowsze skrzydła – klasycyzm. Zamek przez wiele stuleci należał do rodu Žerotínów, a następnie Liechtensteinów. Kryje wnętrza ozdobione gobelinami, portretami, piecami kaflowymi i kasetonowymi stropami. Umeblowanie jest autentyczne – w środku

unosi się nawet charakterystyczny zapach drewnianego wyposażenia. W Polsce trudno o tak dobrze zachowane wnętrza. Duże wrażenie robi też barokowa kaplica. Niedawno udostępniono drugą trasę po nowszej części zamku. Kolejnym zabytkiem jest położona niedaleko zamku papiernia z XVI wieku, podobna do tej w Dusznikach. Do dziś produkuje się w niej papier czerpany. Turyści zwiedzają wystawę poświęconą technologii wytwarzania papieru od czasów starożytnych po współczesność i mogą zobaczyć pokaz czerpania papieru. Warto również odwiedzić sklep z produktami z papierni. Dzielnica uzdrowiskowa słynie z ciepłych wód mineralnych o specyficznym zapachu siarki (na odważnych czeka kąpiel w zakładzie wodoleczniczym). Warto przejść się po parku z ciekawą roślinnością (m.in. rododendrony i rzadkie odmiany drzew iglastych) oraz zabytkowymi budynkami zdrojowymi.

Malowniczy wodospad i jezioro torfowe Kurort Karlova Studánka jest słynny z podobno najczystszego w tej części Europy powietrza. Może pozwoli więc odpocząć wrocławianom od smogu. Składa się głównie z charakterystycznej, dość jednolitej zabudowy sanatoryjnej, wykonanej z pomalowanego na ciemnobrązowo drewna. Karlova Studánka stanowi doskonały punkt wypadowy na Pra-

dziada przez dolinę Bíléj Opavy, tworzącą charakterystyczne kaskady. Obok parkingu warto zwrócić uwagę na malowniczy wodospad. Rejvíz to wysoko położona osada obok torfowiska. Warto tam zwiedzić historyczną restaurację z wyśmienitą czeską kuchnią i słynnymi krzesłami z rzeźbionymi oparciami, przedstawiającymi stałych bywalców lokalu. Z Rejvíz można dojść krótkim spacerem, częściowo po drewnianych kładkach przez torfowisko, do jeziora Velké mechové jezírko, gdzie występują rzadko spotykane rośliny (m.in. owadożerne). W spokojnej tafli jeziora odbijają się drzewa, a miejsce nie ustępuje urokiem tatrzańskiemu Smreczyńskiemu Stawowi.

Coś dla narciarzy Hrubý Jeseník to góry w zdecydowanej większości zalesione, z wyjątkiem górnych partii. Najwyższy szczyt (Pradziad, czes. Praděd, 1491 m n.p.m.) wyróżnia się dzięki wysokiej wieży nadajnika, która mieści też hotel, restaurację oraz punkt widokowy. W Jesionikach znajduje się jeszcze kilka innych szczytów powyżej 1300 metrów. Osoby unikające wspinaczki mogą dojechać do jednego z wysoko położonych parkingów lub skorzystać z kolejki linowej Ramzová-Šerák. Na turystów czekają również dwie jaskinie: na Špičáku oraz Na Pomezi (z ciekawymi formami naciekowymi). W związku z sezonem zimowym narciarzy zainteresują z pewnością tutejsze nartostrady, m.in.: Ovčárna, Ski areál Červenohorské sedlo oraz Lyžařské středisko Bonera-Ramzová.

wroclife.pl Nr 9/2017 Jeden z grzbietów Wysokiego Jesionika. W tle Pradziad z charakterystyczną wieżą antenową. FOT. MICHAŁ NAŁĘCZ

39


CZAS WOLNY

Tak wygląda „Śląskie niebo w gębie” po ponad dwustu latach, w interpretacji szefa kuchni restauracji Art Hotelu – Grzegorza Pomietło. FOT. MAT. PROMOCYJNE

Kucharski brulion Kucharskiego. Gdzie wprosić się na wrocławskie śniadanie? Jak radzili sobie śniadaniową porą wrocławianie, powiedzmy, tysiąc lat temu? Przyznam, że zastanawiałem się dłuższy czas, w jak odległą epokę się przenieść, by zjeść swoje pierwsze w przeszłości wrocławskie śniadanie. KRZYSZTOF KUCHARSKI

O

prócz dworów książęcych na dobrą strawę można było liczyć jedynie u braci zakonnych. Wertując pierwszą książkę dr. Grzegorza Sobela „Przy wrocławskim stole”, od razu odrzuciłem jednak wizytę w klasztorze benedyktynów na Ołbinie, bo mogłoby się zdarzyć, że ugoszczono by mnie kubkiem czystej wody i kromką chleba. W czasach, w które teraz z Państwem zaglądam, najróżniejsze posty obowiązywały przez ponad dwieście dni w roku. Dla lepszego samopoczucia omińmy więc dwunaste i trzynaste stulecie. Poczekajmy troszeczkę do momentu otwarcia Piwnicy Świdnickiej w roku 1332, by zjeść tam piwną polewkę.

40

wroclife.pl Nr 9/2017

Prandium i cena Jeszcze bardziej spodobał mi się szczególny śniadaniowy zapis w śląskiej kronice z roku 1493. Informował on, iż strażnik z wieży ratuszowej prostą melodyjką graną na flecie dawał dwa razy sygnał mieszkańcom naszego grodu nad Odrą, że przyszła pora posiłku – obiadu, a później wieczerzy. Najróżniejsze zapiski i dokumenty utwierdzają nas, że w średniowieczu i także później spożywano tylko dwa posiłki dziennie, co oczywiście nie znaczy, że nie podjadano na okrągło. Owe dwa posiłkowe rytmy miały oryginalne nazwy:

prandium i cena. Prandium w jakimś sensie łączyło drugie śniadanie z ciepłą przystawką do obiadu, ale czasami śniadanie, gdy było bardzo obfite, zamieniało się w obiad. Grzegorz Sobel, badacz historii wrocławskich kulinariów, próbuje to sprecyzować: „Ponad wszelką jednak wątpliwość twierdzić można, iż na przełomie XV/XVI wieku prandium było raczej późnym śniadaniem (jak angielski brunch) niż obiadem. Potwierdza praktykowany już w połowie XVI wieku przez katolicko-ewangelickie bractwo wrocławskich altarystów doroczny zwyczaj spotykania się na uroczystym śniadaniu zwanym prandium. Do stołu zasiadano po podziale wpływów z benificjów


CZAS WOLNY ołtarzowych w kościołach św. Elżbiety i św. Marii Magdaleny”. Codzienne prandia miały kulinarnie znacznie skromniejszy wymiar. Zabawne, że starał się te wielowiekowe nawyki biesiadne wyplenić cesarz Bismarck swoimi ustawami, nazywającymi się Kulturkampf, w roku 1871.

Bulion z żółtkiem i grzankami Tradycja drugich śniadań w czasach pruskich dzisiejszego Wrocławia nazywała się Gabelfrühstück, ale dotyczyła raczej zamożniejszych domów. Uczestniczyła w nich codziennie cała rodzina z przyjaciółmi i zmieniającym się nieco gronem bliskich znajomych czy sąsiadów. Wiem, że wszystkich ciekawi, co też na takie śniadania jadano. Nic takiego, co by nas zadziwiło. Ich menu było różnorodne i zależało od rangi gości. Była to jajecznica na boczku albo omlety z szynką. Zamiast kaw czy herbat serwowano bulion z żółtkiem i grzankami. Mocnym akcentem na stole bywała pieczeń wołowa, ale znacznie częściej różnego rodzaju kotleciki z cielęciny czy pieczony drób. Gdy przy stole przeważały kobiety lub pojawiały się dzieci, dominowały słodkie przysmaki: naleśniki, budynie i galaretki w towarzystwie owoców. Czasem przewrotnie zderzano pie-

czone mięsa z… ciastami z kremem i jeszcze towarzyszyły im kieliszki z likierem, choć na stołach dominowały raczej wina.

„Śląskie niebo w gębie” Z kolei posiłek ochrzczony ceną wyczerpywał pojęcia podwieczorku i kolacji, ale też bywała owa cena późnym obiadem z kolacją. W każdej rodzinie, w zależności też od jej zasobności, różne były przyzwyczajenia. Choć Wrocław był i jest historycznie niekwestionowaną stolicą ziem śląskich, to kulinarnie jakby był dziwną enklawą. Owszem, kulinarnie otwarty na Europę i świat, ale właściwie jedynym śląskim przysmakiem, który ma do dziś swoje miejsce nawet w restauracyjnych jadłospisach i naszych domach, jest „Śląskie niebo w gębie”. To bardzo proste danie. Receptur lokalnych, różniących się drobnymi szczegółami, jest mnóstwo. Bywało ono przekąską śniadaniową, daniem obiadowym i kolacyjnym. Te wrocławskie „niebo” wyróżniały kluski robione z czerstwego chleba. I ja tę recepturę przywołam z roku 1732 za autorem wspomnianej wcześniej książki: „Szynkę wieprzową marynuj w zwykłej zalewie z octu winnego, liścia laurowego i dużej cebuli przez 2-3 dni. Mięso

natrzyj solą, przełóż do garnka, polej roztopionym masłem, posyp pieprzem i wstaw do nagrzanego pieca na dobre 2 godziny. Nieduży czerstwy chleb pokrój na cienkie kromki i mocz w dużej misce kilka godzin w 0,5 l mleka, kilka razy mieszając. Nadmiar mleka, jeśli zostanie, zlej, dodaj 2-3 jajka, trochę soli, 0,5 l mąki i wymieszaj składniki na jednolitą masę. Ciasto jest gotowe, jeśli nie klei się do łyżki. Nastaw duży gar lekko osolonej wody. Obierz gruszki lub śliwki, pokrój drobno, włóż do garnka, dodaj kilka łyżek wody i duś pod przykryciem. Owoce rozgnieć, dodaj cukru i cynamonu do smaku, nieco tartej bułki i wymieszaj. Gdy woda będzie kipieć, nakładaj kluski wielkości kurzego jaja i gotuj do miękkości. Kluski podawaj z pieczenią pokrojoną w grube plastry, a obok połóż mus owocowy”. Paradoksalnie sto i dwieście lat temu można było to danie zjeść niemal w każdej restauracji, dziś może trafimy na nie w jednej czy dwóch. I już mi się roi pytanie, czy wrocławska kuchnia wykreowała jakiś kulinarny fenomen, jak poznańskie pyry z gzikiem, podlaskie cepeliny, kiszkę ziemniaczaną albo wreszcie do zjedzenia w każdej zakopiańskiej knajpie i każdej góralskiej chacie – kwaśnicę!

Nie tylko choinka Odświętny wystrój wnętrza można uzyskać bardzo prostymi sposobami. Zmiana kilku dodatków sprawi, że nasz dom czy mieszkanie będą gotowe na radosne świętowanie. A w Galerii Wnętrz Domar czekają tkaniny, dodatki i oświetlenie, które umilą świąteczny czas. NASZ EKSPERT – GALERIA WNĘTRZ DOMAR

P

rzede wszystkim zadbajmy o wprowadzenie świątecznej kolorystyki i motywów w tkaninach. Zmiana poduszek czy poszewek lub nowy obrus nadadzą pomieszczeniu świąteczny charakter bardziej niż figurki reniferków czy mikołajków, choć są to elementy sympatyczne i lubiane – zwłaszcza przez dzieci. Możemy skupić się na tradycyjnych czerwono-zielonych kombinacjach lub – na ciągle popularnych – miedzianych, biało-srebrnych czy biało-złotych. Wprowadzenie większych plam barwnych, zwłaszcza w tych ostatnich odcieniach, rozjaśni przestrzeń i uszlachetni ją. Oczywiście, wybierając tkaniny, musimy kierować się ogólną kolorystyką wnętrza. Jednak zarówno w industrialnych, jak i rustykalnych pomieszczeniach świąteczne zestawienie czerwieni i zieleni lub bieli w połyskliwym odcieniu sprawdza się znakomicie. Kolejnym ważnym miejscem w domu, które warto udekorować, jest okno – tu z pomocą przycho-

dzą odpowiednie zasłony. Proste lub udrapowane stworzą niepowtarzalny klimat i przy odpowiednim oświetleniu uczynią z okna atrakcyjny, świąteczny element. Pomyślmy także o odpowiednim oświetleniu. Tu mamy ogromny wybór: od tradycyjnych świec, przez świeczniki i latarenki o różnorakim wzornictwie, aż po girlandy świetlne. Dobrze jest, zwłaszcza w przypadku świec czy latarenek, zgrupować je np. na parapecie czy komodzie lub ustawić na podłodze w eksponowanym miejscu, tak by tworzyły mocne i ciepłe akcenty świetlne. Wreszcie dodatki. Zalecamy umiar w dekorowaniu pomieszczeń, ponieważ nadmiar gadżetów wprowadzi w nich chaos zamiast upragnionego odpoczynku. Może zamiast figurek, figurynek, wieńców adwentowych i kokard wprowadźmy kilka ozdób wykonanych własnoręcznie lub z najbliższymi? Misa z piernikami, zielony świeży stroik – ich prostota i naturalność podkreślą radosną atmosferę świąt.

Propozycja ceramiki świątecznej od firmy Eurofirany. FOT. EUROFIRANY


patronat Wroclife FESTIWAL

9-10 grudnia. Międzynarodowy Festiwal Ambientalny Festiwal muzyki, która jest jak wirujący liść na wietrze, falujący ocean lub mgła o poranku nad uśpioną łąką. Ideą Festiwalu jest prezentacja gatunków i artystów, obok twórczości których nie można przejść obojętnie, prezentujących sztukę, która wymaga od widza pełnego zaangażowania emocjonalnego i umysłowego. 9 grudnia w Sali Gotyckiej (ul. Purkyniego 1, Wrocław) o godz. 20 wystąpią Ben Lukas Boysen, Jacaszek i thisquietarmy. 10 grudnia w synagodze Pod Białym Bocianem (ul. Włodkowica 5a, Wrocław) o godz. 19 wystąpią Lubomyr Melnyk, Bersarin Quartett-7.1 Surround Sound-Concert, Tomasz Mreńca.

KONFERENCJA

KONFERENCJA

Bilety: w cenie od 40 zł do 50 zł, www.eventim.pl

10 grudnia, godz. 10-19: Ladies Every Day, spotkanie świąteczno-urodzinowe Ladies Every Day to całodniowe wydarzenie organizowane w weekend. Na jednej scenie gościmy kilku prelegentów, którzy dzielą się ze słuchaczami swoją wiedzą i doświadczeniem. Podejmiemy tematy takie jak: Social media w biznesie, Instagram jako efektywne narzędzie reklamy, Etykieta przy stole. Porozmawiamy również o samorealizacji i motywacji. Hotel Ibis Styles – Silver Conference Center, pl. Konstytucji 3 Maja 3 Bilety można kupić na http://czerwonaszpilka.pl/cs/ladies-every-day-10-12-2017/

13 grudnia: Code Europe Wrocław Code Europe to innowacyjne połączenie targów pracy dla specjalistów IT oraz największej konferencji programistycznej w Polsce. O randze tego wydarzenia mówią liczby dotyczące wiosennej edycji: 9000 uczestników, 150 topowych firm i 150 prelegentów. Konferencja odbędzie się w Hali Stulecia. Bilety można kupić na https://www.codeeurope.pl/pl

KONCERT

16 grudnia, godz. 17: Swingujące święta ze Sławkiem Uniatowskim i Chopin University Big Band pod dyrekcją Piotra Kostrzewy Centrum Kultury Agora zaprasza na niezwykły koncert. Zapowiada się niezapomniany wieczór z fantastycznymi jazzowymi aranżacjami i solowymi improwizacjami. To będzie ogromna dawka pozytywnej, swingującej energii! W repertuarze usłyszymy największe standardy: „Let It Snow”, „Santa Claus Is Coming To Town”, „Winter Wonderland”, „Santa Baby” czy „White Christmas”, a także kilka nastrojowych piosenek Franka Sinatry. Centrum Kultury Agora, ul. Serbska 5a. Bilety można kupić online na ticketpro.pl oraz w kasie CK AGORA – tylko gotówka!

WYDARZENIE

14 grudnia: Made in Wroclaw Made in Wrocław to wydarzenie pełne inspiracji, miejsce spotkań lokalnego i światowego biznesu. Zaprezentują się firmy, które wyrosły we Wrocławiu, jak i zagraniczne koncerny, które tu rozwijają swoje technologie. W czasie wydarzenia odbędą się liczne wystąpienia wybitnych wrocławian i wrocławianek: inwestorów oraz liderów lokalnego biznesu, firm technologicznych i wiodących start-upów. Dowiedz się, jak zbudowali swój sukces i jak widzą przyszłość Wrocławia. Organizatorem jest Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej. Wrocławskie Centrum Kongresowe przy Hali Stulecia. Bilety można kupić na https://www.wroclaw.pl/startupy/made-in-wroclaw

KONCERT

18 grudnia, godz. 20: Adam Nowak i Akustyk Amigos Adam Nowak i Akustyk Amigos to solowy, akustyczny projekt Adama Nowaka z zespołu Raz Dwa Trzy oraz Karima Martusewicza z zespołu Voo Voo i Jarka Trelińskiego z Raz Dwa Trzy. Projekt ten jest jeszcze w fazie kształtowania się. Na koncercie można więc spodziewać się wielu niespodzianek łączących wspólne doświadczenia artystów, ich dotychczasowe dokonania, jak i zupełnie nowe, często prapremierowe wykonania utworów Adama Nowaka. Vertigo Jazz Club & Restaurant, ul. Oławska 13. Bilety od 49 zł, www.biletin.pl

SPOTKANIE

7 i 14 grudnia, godz. 20: Akademia Intelektu W czwartkowe wieczory odbywają się otwarte spotkania z ludźmi świata kultury, nauki, biznesu i mediów. Grudniowe wydarzenia będą poświęcone dwóm ważnym rocznicom. W związku z jubileuszem 500-lecia reformacji 7 grudnia „W poszukiwaniu wspólnych wartości” spotkają się biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Waldemar Pytel oraz ksiądz kościoła katolickiego i znany duszpasterz akademicki Mirosław Maliński. 14 grudnia odbędzie się spotkanie „W środku siwego dymu” na temat stanu wojennego. O swoich wspomnieniach z tego okresu opowie Władysław Frasyniuk. Czy i jaki wpływ na dzisiejszą rzeczywistość miał stan wojenny? Wprowadzeniem do rozmowy będzie wykład Juliusza Lichwy – historyka z fundacji „Pobliża”. CODA Maciejówka, plac Nankiera 17 (wejście od strony ogrodu Ossolineum). Wstęp bezpłatny. Więcej informacji: akademiaintelektu.org

KONFERENCJA

10 stycznia, godz. 18: Women in Project Management Już w środę 10 stycznia rozpoczniemy Nowy Rok pierwszym w 2018 roku wydarzeniem „Women in Project Management”. Sponsorem wydarzenia jest firma EY Global Delivery Services Poland, świadcząca usługi w obszarach IT, finansów, HR, zarządzania projektami, zarządzania wiedzą oraz strategicznego wsparcia klientów. EY GDS Poland działa we Wrocławiu oraz w Warszawie i zatrudnia już 1000 specjalistów. Tym razem tematem przewodnim spotkania będzie przywództwo, a prelekcję „Od Managera do Lidera, czyli czego możemy nauczyć się od koni” poprowadzi Małgorzata Dzieżyc, Project Manager oraz założycielka Pegasus Coaching. Zapraszamy na nasz profil na Facebooku gdzie znajdziecie wkrótce więcej informacji o naszym kolejnym spotkaniu. Wyższa Szkoła Handlowa, ul. Ostrowskiego 22, Wrocław. Wstęp bezpłatny


Wielkie Mikołajki Wyprzedażowe 7GWARANCJI LAT Ostatnie

sztuki



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.