Wroclife nr 1/2019 (29)

Page 1


2

wroclife.pl Nr 9/2018


wroclife.pl

OD REDAKCJI

ZAMIAST WSTĘPNIAKA Artur Heliak, redaktor naczelny Jeżeli ktoś liczył na to, że prezydentura Jacka Sutryka będzie kalką kadencji jego poprzednika, Rafała Dutkiewicza, może po pierwszych miesiącach piastowania przez niego urzędu czuć się zawiedziony. Co prawda dzisiaj najbardziej rzucają się w oczy przede wszystkim aktywność, szukanie kontaktu z mieszkańcami oraz zręczne zabiegi mające na celu ocieplenie prezydenckiego wizerunku, ale jako że i mnóstwa poważniejszych wyzwań w magistracie nie brakuje, również te cechy mogą okazać się bardzo przydatne. Nawet bardziej niż nam się w tej chwili może zdawać. I to bardzo dobrze, że można je na samym starcie zauważyć gołym okiem. Dzisiaj przypomina to jeszcze nieco sielankę, ta ma jednak to do siebie, że zazwyczaj bardzo szybko się kończy.

“Sukcesy prezydenta będą sukcesami całego naszego miasta”. WYDAWCA Wroclife sp. z o.o. ul. Kwidzyńska 6e, 51-416 Wrocław www.wroclife.pl PREZES ZARZĄDU Artur Heliak artur.heliak@wroclife.pl

Pierwsze solidniejsze przetarcie polityczne nastąpi już wkrótce, w kontekście Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Popularność jednego z flagowych projektów Wrocławia spada z roku na rok, a w ciągu ostatnich dni 36 liderów projektów podpisało i wystosowało apel o „naprawę WBO”. Jako że to obszar z gatunku tych, gdzie nie sposób przyjąć rozwiązań spełniających oczekiwania wszystkich stron, możemy być pewni, że to będzie pierwsza solidna próba dla prezydenta i jego ludzi. Podobnie ma się rzecz ze zmianami w działaniu MPK. Skorzystać z nich mają m.in. mieszkańcy Lipy Piotrowskiej, Jagodna oraz Maślic. Czy magistratowi uda się spełnić oczekiwania wrocławian? Odpowiedź na to pytanie zdeterminuje w dużej mierze ocenę tego, czy Jacek Sutryk jest już politykiem. Do tej pory sprawdzał się jako urzędnik, to jednak coś zupełnie innego. Ja mu kibicuję. Sukcesy prezydenta będą sukcesami całego naszego miasta. Reszta jest drugorzędna. WSPÓŁPRACA Sławomir Czarnecki, Bartosz Adamiak, Hanna Galik, Wojciech Kosek, Adrianna Machalica, Tomasz Matejuk, Marcin Obłoza, Jarosław Obremski, Marek Perzyński, Oliwia Rybiałek, Tomasz Sielicki, Maciej Skwara, Karolina Stachera, Małgorzata Zdziebko-Zięba

PROJEKT OKŁADKI Maciej Kisiel

Felietoniści: Robert Gwiazdowski

REKLAMA

KOREKTA

reklama@wroclife.pl

Sławomir Gruca

REDAKCJA

GRAFIKA I SKŁAD

redakcja@wroclife.pl

Maciej Kisiel, studiomamyto.pl

REDAKTOR NACZELNY

NAKŁAD

Artur Heliak

10 000 egz.

REDAKTOR WYDANIA

HOSTING

Tomasz Matejuk

Stermedia, www.stermedia.eu

Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.


F E L I E T O N

KIEDY POLACY ZACZNĄ WIĘCEJ ZARABIAĆ? ROBERT GWIAZDOWSKI,

polskafairplay.org

Pytanie: co to znaczy więcej? Nominalnie czy realnie? Brutto czy netto? I jak szybko? Nominalnie możemy zacząć zarabiać dużo więcej w bardzo krótkim czasie. Wszyscy na początku przemian ustrojowych byliśmy milionerami: na uczelni zarabiałem wtedy 35 mln złotych miesięcznie. Dziś w Wenezueli też są sami milionerzy. Nie chodzi więc o to, byśmy dużo zarabiali nominalnie, tylko realnie. Ale tu rodzi się kolejne pytanie: brutto czy netto? Brutto szybko nie zaczniemy zarabiać realnie dużo więcej. Ale netto możemy bardzo szybko. Pracownik, który netto otrzymuje dziś 2850 zł, zarabia tak naprawdę 4830 zł, bo aż tyle za jego pracę płaci pracodawca. 1980 zł zabiera mu rząd, i to w taki sposób, żeby pracownik tego nie widział, puszczając do niego oko: ale słabo ci płacą ci przedsiębiorcy! Można to bardzo szybko zmienić, nic ludziom dodatkowo nie dając. Wartość ich pracy jest dużo wyższa: wystarczy im tylko mniej zabierać, by wyraźnie odczuli to w portfelach.

Opodatkowanie pracy możemy obniżyć, a pieniądze na emerytury i inne wydatki czerpać z innych podatków – jak np. podatek przychodowy od

4

wroclife.pl Nr 1/2019

Skoro system może być dużo prostszy i bardziej efektywny, zasadne wydaje się pytanie: dlaczego nie jest? Powodów jest kilka. Pierwszy to politycy. Gdyby system był prosty, dużo trudniej byłoby im grać na emocjach i obiecywać, że go uproszczą, obniżając podatki. Straciliby w ten sposób instrument gry operacyjnej. Drugi powód to urzędnicy. W większości są to uczciwi ludzie, ale mający pewną słabość: lubią czuć władzę. A im bardziej skomplikowany system, tym władza nad szarymi obywatelami większa. Trzeci powód to doradcy podatkowi. Im też zależy, by przeciętny podatnik rozumiał jak najmniej. No i ci doradcy często zostają urzędnikami, a urzędnicy doradcami podatkowymi. Kolejna,

Trzeba jasno sobie powiedzieć: system może być prosty, możemy zarabiać więcej. Kto płaciłby więcej? Wpadając w miły uchu socjalistów ton, można powiedzieć, że więcej zapłacą „kapitaliści”. Połowa firm płacących CIT wykazuje straty. Bo, jak powszechnie wiadomo, to przecież osiągnięcie straty jest istotą działalności. Płacą niby 19% podatku dochodowego, ale nominalnie daje to jedynie 0,5% ich przychodów. Zapewniam, że da się to zmienić. W zamian tych kapitalistów nie będziemy kontrolowali z pięcioletnim opóźnieniem, czy zastosowali właściwą stawkę VAT, albo czy dobrze rozliczyli koszty. I wszyscy będą zadowoleni. No, może z wyjątkiem polityków, urzędników, doradców podatkowych, niektórych wydawców i… przestępców. FOT. PIXABAY

Gdy rozmawiałem o tym z PO, mówili: policzyliśmy i się nie da. A potem przyszedł rząd PiS i wyczarował 20 mld złotych na program 500+. Nie obniżył kosztów pracy, wykonał tylko sprawny politycznie i socjologicznie ruch. Zabiera tyle samo, ile zabierał rząd PO, ale część niektórym oddaje, puszczając do nich oko: „Macie 500+. To od PiS”.

dużych firm. I co słyszę w odpowiedzi na te propozycje? Że taki podatek był w ZSRR. To jest rzeczywiście powalający argument, z którym nie sposób polemizować. Bo rzeczywiście był taki. Do dziś zresztą podobny jest w Rosji – od przychodów z kopalin. Dlatego postanowiłem wyjść do Was i zapytać, co sądzicie o takim systemie, który pozwoliłby – zamiast wspomnianych 2850 zł – dostawać „na rękę” 3500 złotych.

czwarta grupa, to wydawcy, zarabiający na drogich książkach o podatkach. Proszę porównać, o ile droższe są te o podatkach od tak samo wydanych, tak samo grubych książek z literatury pięknej. A te o podatkach trzeba kupować co roku. No i jeszcze w gazetach codziennych też codziennie pisze się o podatkach. Grupa piąta to beneficjenci, którzy legalnie korzystają z ulg podatkowych kosztem innych podatników – zapominając, że inni otrzymują inne ulgi ich z kolei kosztem. No i wreszcie grupa szósta – przestępcy. Na przykład ci, którzy wyłudzają podatek VAT.


SPIS TREŚCI

Wrocławianki w Norwegii

N A S Z E

M I A S T O

6

Ile zarabiają wrocławianie? TOMASZ MATEJUK

12

Wrocławianki w Norwegii MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

16

Naszym celem jest nawiązanie do wartości poprzedników MARCIN OBŁOZA

12

20

Praca to ich pasja ADRIANNA MACHALICA

Praca to ich pasja

M I E S Z K A Ć

23

TOMASZ MATEJUK

20 26

Znajdź pracę we Wrocławiu

W R O C Ł A W I U

Deweloperzy trzymają się mocno

K A R I E R A

Rogate demony Marty Kisiel

W E

I

B I Z N E S

Kiedy Polacy zaczną więcej zarabiać BARTOSZ ADAMIAK

28

O rozwiązaniach walutowych warto porozmawiać TOMASZ MATEJUK

29

Kluczem do sukcesu są wyjątkowe relacje z klientami TOMASZ MATEJUK

32

Znajdź pracę we Wrocławiu MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

32

36

Chcemy, żeby mierzyli wysoko KAROLINA SZYMAŃSKA

C Z A S

W O L N Y

40

Rogate demony Marty Kisiel MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

44

40

Przełamać zapomnienie KAROL BIAŁKOWSKI

46

Wrocławskie legendy ku przestrodze JULIA BAKALARZ

wroclife.pl Nr 1/2019

5


ILE TOMASZ MATEJUK

ZARABIAJĄ

W przemyśle średnia pensja w trzech pierwszych kwartałach 2018 roku osiągnęła poziom 5876,07 zł, w budownictwie – 5041,51 zł, a w handlu i naprawie samochodów – 4628,98 zł. Przeciętne wynagrodzenie w transporcie i gospodarce magazynowej to 4644,72 zł, w za-

6

wroclife.pl Nr 1/2019

FOT. JERZY GÓRECKI

Pod koniec listopada Główny Urząd Statystyczny opublikował raport na temat sytuacji społeczno-gospodarczej Wrocławia w trzech pierwszych kwartałach 2018 roku. Jak wynika z danych GUS, przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w okresie styczeń-wrzesień ubiegłego roku wyniosło w naszym mieście 5120,16 złotych. Oznacza to, że w skali roku pensje we Wrocławiu wzrosły o ponad 8%.

N A S Z E

Zarobki we Wrocławiu należą do najwyższych w Polsce, choć do Warszawy wciąż nam sporo brakuje. Są jednak branże, w których pensje dorównują wynagrodzeniom w stolicy, a czasem nawet je przewyższają.

M I A S T O

WROCŁAWIANIE?


N A S Z E

kwaterowaniu i gastronomii – 4025,19 zł, w informacji i komunikacji – 8198,31 zł, w obsłudze rynku nieruchomości – 5355,48 zł, w działalności profesjonalnej, naukowej i technicznej – 6565,39 zł, w administracji i działalności wspierającej – 3695,12 zł, a w działalności związanej z kulturą, rozrywką i rekreacją – 4293,87 zł. WROCŁAW NA TLE INNYCH MIAST Zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o zarobki, jest oczywiście Warszawa, gdzie przeciętne wynagrodzenie brutto w trzech pierwszych kwartałach 2018 roku wyniosło 6090,25 złotych. Więcej niż w stolicy Dolnego Śląska zarabia się także w Gdańsku (5758,14 zł), Katowicach (5378,13 zł), Krakowie (5244,97 zł) i Poznaniu (5379,34 zł). W pozostałych miastach wojewódzkich średnie pensje są niższe niż u nas. W Białymstoku to 3878,07 zł, w Bydgoszczy – 4203,60 zł, w Gorzowie Wielkopolskim – 3981,28 zł, w Kielcach – 4033,71 zł, w Lublinie – 4428,39 zł, w Łodzi – 4512,17 zł, w Olsztynie – 4317,43 zł, w Opolu – 4515,67 zł, w Rzeszowie – 4698,78 zł, w Szczecinie – 4928,28 zł, w Toruniu – 4518,30 zł, a w Zielonej Górze – 4065,18 zł. Agnieszka Wójcik, market research manager w firmie Antal, podkreśla, że wynagrodzenia we Wrocławiu należą do najwyższych w Polsce i w wielu branżach mogą już konkurować z pensjami oferowanymi na rynku warszawskim. – Do tych sektorów należy przede wszystkim IT oraz SSC/BPO, czyli branża centrów usług wspólnych. Również zarobki wyspecjalizowanych inżynierów, w szczególności władających językiem niemieckim, przekraczają znacznie średnie ogólnopolskie – wyjaśnia Agnieszka Wójcik. Ekspertka tłumaczy, że różnice w zarobkach w poszczególnych miastach

M I A S T O

determinowane są głównie przez popyt i podaż określonych kompetencji na lokalnym rynku.

narodowym niż w Warszawie, dlatego naturalnym kierunkiem migracji dla części ekspertów pozostaje stolica.

– Analizując ofertę o pracę, warto także zwrócić uwagę na koszty życia oraz dochód, który zostaje nam po dokonaniu wszystkich stałych opłat związanych z zamieszkiwaniem. Może się okazać, że praca z nieco niższą pensją we Wrocławiu jest korzystniejsza niż w Warszawie, bo, przykładowo, przeciętny koszt wynajmu mieszkania jest niższy – ocenia Wójcik.

Zdaniem ekspertki, trudno z kolei jednoznacznie wskazać branże, w których we Wrocławiu zarabia się zdecydowanie mniej niż w innych miastach w Polsce.

Również Jadwiga Miśtak, HR advisor w zespole HR Consultancy z wrocławskiego oddziału Hays, zaznacza, że sam Wrocław, a nawet nieco szerszy obszar – Aglomeracja Wrocławska – pozostaje w czołówce polskich miast pod względem wysokości zarobków. – Wynika to przede wszystkim z wysokiej atrakcyjności miasta dla inwestorów i różnorodnych firm działających na lokalnym rynku. Szczególnie silną pozycję w naszym mieście ma sektor IT oraz produkcyjny, a także nowoczesne usługi dla biznesu oraz BPO – tłumaczy Miśtak. Jak podkreśla ekspertka, zdarzają się również branże, w których wynagrodzenia we Wrocławiu są na podobnym lub nawet wyższym poziomie niż w Warszawie. – Ciekawe trendy obserwujemy w sektorze IT, w którym przykładowo PHP developer w Warszawie zarabia zdecydowanie więcej niż we Wrocławiu, natomiast junior lub regular C/C++ developer zarabia więcej we Wrocławiu. Wynika to z poziomu dostępności kompetencji w poszczególnych miastach, a także z kształtu lokalnego rynku pracy – mówi Jadwiga Miśtak. I dodaje, że we Wrocławiu wciąż mamy mniej siedzib głównych spółek i mniej ról o zasięgu centralnym lub między-

– Przykładem może być branża budowalna, w której różnice widać na poziomie stanowisk specjalistycznych. Inżynierowie budowy we Wrocławiu zarabiają mniej niż w Warszawie, przy czym różnice na stanowiskach menedżerskich nie są aż tak duże – tłumaczy. Podobnie w sektorze usług dla biznesu Wrocław oferuje niższe stawki niż Warszawa i Kraków. – Na lokalnym rynku jest to gałąź biznesu, która wciąż się rozwija, dlatego trudno oczekiwać, że wynagrodzenia już teraz dorównają rynkom, na których działa zdecydowanie więcej firm, często realizujących bardziej zaawansowane procesy biznesowe. Z drugiej jednak strony nowe inwestycje w naszym mieście powodują powstawanie ciekawych ról, wymagających unikatowych kompetencji. W ich przypadku stawki wrocławskie niewiele różnią się od innych dużych miast – wyjaśnia Jadwiga Miśtak. CHĘTNYCH NA PRZEPROWADZKĘ NIE BRAKUJE Eksperci podkreślają, że polscy pracownicy charakteryzują się wysoką mobilnością. Agnieszka Wójcik z Antal wylicza, że w przypadku otrzymania atrakcyjnej oferty pracy 70% specjalistów i menedżerów jest gotowych rozważyć relokację. – Wrocław wraz z Warszawą i Trójmiastem należą do najchętniej rozważnych lokalizacji pod tym kątem. Wrocław chętnie zostałby wybrany przez 42% osób gotowych na przeprowadzkę.

wroclife.pl Nr 1/2019

7


N A S Z E

M I A S T O

Warszawa ma pewną przewagę – 56% osób rozważyłoby przeprowadzkę do stolicy. Jest to jednak związane z tym, że w Warszawie nadal obecnych jest najwięcej centrali organizacji. W związku z tym pojawia się tu więcej możliwości awansu, w szczególności na stanowiskach menedżerskich – wyjaśnia Wójcik. Jak tłumaczy ekspertka, z obserwacji konsultantów Antal wynika, że wrocławianie są przywiązani do swojego miasta, ale pozostają otwarci na podróże i nowe miejsca. Dlatego chętnie podejmują się pracy w innych ośrodkach miejskich, o ile oferta pracy spełnia ich wymagania. – Natomiast Wrocław od lat jest miastem przyciągającym zarówno wielu pracowników z mniejszych lokalizacji, skuszonych większą i bardziej urozmaiconą ofertą pracodawców, jak i mieszkańców dużych ośrodków miejskich, którzy po prostu cenią atmosferę miasta stu mostów – dodaje Agnieszka Wójcik. Zgadza się z tym Jadwiga Miśtak z Hays. – Wrocław jest miastem, do którego chętnie przenoszą się pracownicy nie tylko z innych miast, ale również z in-

nych krajów. To miasto, które wśród kandydatów do pracy jest postrzegane jako dynamiczne, ciekawe, oferujące liczne atrakcje i wydarzenia kulturalne, a jednocześnie niezbyt duże, przyjazne i otwarte, stwarzające liczne możliwości rozwoju zawodowego – wyjaśnia. Justyna Glińska – kierownik wrocławskiego oddziału Work Service – tłumaczy, że pośrednicząc w rekrutacji do firm produkcyjnych, zauważalny jest napływ kandydatów z innych polskich miast, np. Krakowa czy Rzeszowa. – Wrocławskie firmy produkcyjne oferują pracownikom coraz lepsze zarobki, jak również szeroką gamę benefitów, ale też możliwości kształcenia się i rozwoju: kursy językowe, wyjazdy doszkalające za granicę, kursy specjalistyczne itp. – podkreśla Glińska. Jej zdaniem Wrocław daje też młodym i ambitnym ludziom duże możliwości nauki, dzięki czemu rosnącą popularnością cieszą się stanowiska stażowe. – Wielu studentów wybiera naukę we Wrocławiu, kierując się między innymi szeroką ofertą staży i praktyk w zna-

nych światowych firmach, gdzie mogą poznać najnowszą technologię na rynku i zdobyć cenne doświadczenie w działalności międzynarodowej – mówi Justyna Glińska. Zdecydowanie mniej – zauważa ekspertka – do zaoferowania kandydatom w naszym mieście ma sektor usługowy. – Zarobki są w tym przypadku niższe nawet o 15-30 procent w stosunku do wynagrodzeń warszawskich – wylicza Glińska. I dodaje, że to przede wszystkim w handlu występują duże braki kadrowe. – Przedstawiciel handlowy jest poszukiwany, jednak oferty wrocławskie są mniej atrakcyjne niż te w stolicy – wyjaśnia. ELDORADO DLA PROGRAMISTÓW Jadwiga Miśtak tłumaczy, że w stolicy Dolnego Śląska zdecydowanie najlepiej zarabia się w branży IT. – Wrocławscy eksperci IT mogą korzystać z bogatej oferty firm zlokalizowanych w naszym mieście, ale też coraz częściej nawiązują współpracę w raFOT. JANEB13

8

wroclife.pl Nr 1/2019


M I A S T O

FOT. FREE PHOTOS

N A S Z E

mach kontraktów B2B ze spółkami ze Stanów Zjednoczonych i krajów Europy Zachodniej, w szczególności z Niemiec, Szwajcarii, Austrii i Malty, świadcząc dla nich usługi zdalnie – wyjaśnia. Z kolei Aglomeracja Wrocławska ma też bardzo ciekawą ofertę dla inżynierów i menedżerów oraz operatorów maszyn wyspecjalizowanych w różnych procesach produkcyjnych. – Branża produkcyjna nieustannie się rozwija, a nasi inżynierowie uczą się coraz to nowszych i bardziej zaawansowanych technologii, co bezpośrednio przekłada się na rosnące wynagrodzenia, bliskie tym oferowanym w Wielkopolsce, a także na Śląsku – zaznacza Jadwiga Miśtak. W podobnym tonie wypowiada się Justyna Glińska z Work Service. – Wrocławski rynek pracy zdecydowanie się rozwija. W niektórych branżach zarobki równają się z tymi oferowanymi w stolicy. Na pewno możemy konkurować z Warszawą w obszarze

specjalistów IT, mówi się nawet o Wrocławiu, że to Dolina Krzemowa Polski – zaznacza Glińska. Jak tłumaczy, w okolicach Wrocławia i samym mieście zlokalizowanych jest dużo markowych firm produkcyjnych. – Obecnie najwięcej miejsc pracy w regionie tworzą właśnie przedsiębiorstwa produkcyjne. Często poszukiwani są kandydaci na stanowiska lidera produkcji (zarobki kształtują się na poziomie 7-8 tys. zł brutto), inżyniera produkcji (7,5-9 tys. zł brutto) i kierownika utrzymania ruchu (9-13 tys. zł brutto) – wylicza Justyna Glińska. ILE BĘDZIEMY ZARABIAĆ W 2019 ROKU? Jak tłumaczą eksperci z portalu wynagrodzenia.pl, choć według większości prognoz gospodarczych tempo wzrostu PKB w Polsce w 2019 roku ma spowolnić, przewidywany wzrost płac będzie jednym z najwyższych w całej Unii Europejskiej. Podkreślają, że wysoki wzrost wynagrodzeń w dużej mierze wynikać

będzie z niskiego bezrobocia i ograniczonej dostępności pracowników. Według prognoz Komisji Europejskiej najwyższy wzrost wynagrodzeń w ujęciu nominalnym wystąpi w Czechach (7,8%), na Litwie (7,7%), w Bułgarii (7,6%) oraz w Polsce (7%). Po uwzględnieniu inflacji, w zestawieniu państw o najwyższej dynamice wzrostu wynagrodzeń, znalazły się kolejno Czechy (5,5%), Bułgaria (5,4%), Litwa (5,1%) oraz Polska (4,5%). Z kolei spadek wynagrodzeń w ujęciu realnym nastąpi we Włoszech i Francji. W krajach tych wysoka inflacja „skonsumuje” nominalny wzrost wynagrodzeń. Z kolei według szacunków NBP wzrost wynagrodzeń w 2019 roku wyniesie 6,8% (Raport o inflacji, listopad 2018). Nieco niższy wzrost przewiduje Ministerstwo Finansów. Zdaniem specjalistów z tej instytucji wynagrodzenia w gospodarce narodowej wzrosną o 5,6% przy wzroście 6,1% w sektorze przedsiębiorstw. Z kolei, zgodnie z Raportem Płacowym Sedlak & Sedlak 2018, planowane podwyżki wyniosą około 5%.

wroclife.pl Nr 1/2019

9


GRAFIKA: MACIEJ KISIEL

10 wroclife.pl Nr 1/2019


wroclife.pl Nr 1/2019

11


MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

WROCŁAWIANKI

Renata Filipczak, filolog polski, we Wrocławiu od lat pracowała w charakterze przedstawiciela handlowego. Do Norwegii wyjechała cztery lata temu wraz z mężem. Dzisiaj mają tam własny domek. Od ponad trzech lat pracuje w lokalnych przedsiębiorstwach. Agnieszka Prus, z wykształcenia kosmetolog, współzałożycielka Centrum Kształ-

12 wroclife.pl Nr 1/2019

FOT. ADOBESTOCK

Norwegia nie była dla nich ani ziemią obiecaną, ani ucieczką przed bezrobociem. Po prostu chciały spróbować od początku, w zupełnie nowym miejscu. Dwie dobrze wykształcone kobiety, mieszkanki dużego miasta, wyjeżdżają wraz z najbliższą rodziną do niewielkiej, norweskiej miejscowości Sel, w okolicy Otta.

N A S Z E

Zapierające dech w piersi krajobrazy, trolle, wikingowie, zorza polarna i oczywiście fiordy. To tylko kilka skojarzeń, które wymieniamy, zapytani o Norwegię. Jaka jest naprawdę? Pytamy o to wrocławianki, które postanowiły ułożyć sobie życie od nowa w tym pięknym kraju.

M I A S T O

W NORWEGII


N A S Z E

cenia Kosmetycznego we Wrocławiu, prowadziła tutaj kursy makijażu permanentnego. Wyjechała do Norwegii z mężem i półtorarocznym synem. Mieszka w okolicy Otta od czterech lat, od dwóch lat prowadzi uznane wśród lokalnej społeczności centrum kosmetyczne. Jak się żyje i pracuje w Norwegii? Wrocławianki opowiadają o tym w rozmowie z Wroclife. Dziewczyny, wiem, że to jedno z najczęstszych pytań, zatem zadam je teraz i miejmy to z głowy. Jaką pracę najłatwiej znaleźć Polakowi na początek? Renata: W naszych okolicach najłatwiej zacząć od prostych prac: kierowcy, budowlańca, a kobiecie w roli sprzątaczki czy kelnerki. Ewentualnie prace sezonowe. Tutaj nie ma zbyt wielu możliwości. To hermetyczna, zamknięta społeczność. Wszyscy się znają, zatem najłatwiej znaleźć pracę z polecenia. Na początek trzeba jednak wkupić się w łaski. Dać się poznać, pokazać się z jak najlepszej strony. Agnieszka: Zgadzam się z Renatą. Dodam jeszcze, że kluczowy będzie język norweski, zwłaszcza w małych miejscowościach. Dobra znajomość języka gwarantuje lepszą pracę już od początku. Spotkałyście się z jakimś rodzajem dyskryminacji z powodu pochodzenia? Agnieszka: Wcześniej dużo podróżowałam i muszę przyznać, że to pierwszy kraj, w którym nie spotkałam się w ogóle z takim zjawiskiem. W naszym regionie Norwegowie mają bardzo dobrą opinię o Polakach. Twierdzą, że jesteśmy pracowici, uczciwi i zdolni. Renata: Nie spotkaliśmy się z dyskryminacją z powodu pochodzenia. Możemy tu naprawdę liczyć na ciepłe relacje z miejscowymi.

Czy brak znajomości języka jest dużą przeszkodą w znalezieniu pracy? Wystarczy mówić po angielsku, czy norweski jest obowiązkowy? Renata: Mieszkamy w niewielkiej miejscowości, zupełnie inaczej może wyglądać sytuacja w większych miastach. Tutaj przeważają ludzie starsi, posługujący się wyłącznie norweskim, co więcej, jego dialektami. Nawet jeśli znają angielski, to nie chcą w tym języku rozmawiać. Oczekują, że nauczymy się norweskiego. Trochę inaczej wygląda to w Oslo, jednak nieznajomość norweskiego nie jest mile widziana przez autochtonów. Agnieszka: Na początek znajomość angielskiego jest wystarczająca do codziennej komunikacji. Jeśli jednak chcemy być przyjęci do lokalnej społeczności jako jej część, to bez norweskiego się nie obejdzie. Wystarczy że zaczniemy uczyć się ich języka, a od razu jesteśmy inaczej traktowani. Norwegowie chętnie pomagają w nauce, trzeba tylko wykazać się dobrymi chęciami. Dodatkowo znajomość języka i lokalnych dialektów pozwala poznać kulturę i zależności z niej wynikające. Trudno jest nauczyć się norweskiego? Agnieszka: Język jest prosty, ale wymowa i dialekty potrafią przysporzyć trudności. Oni po prostu mają inną melodykę języka. To takie bardziej gardłowe dźwięki. Renata: Nie jest to skomplikowany język, jednak nie jesteśmy z nim w ogóle osłuchani. Dlatego zaczynamy wszystko od podstaw. W naszym regionie mamy dodatkowe utrudnienie, bo uczymy się urzędowej wersji języka, jednak tutaj ludzie posługują się dialektami. Każda wioska potrafi mieć inny dialekt. To jest dopiero niezła łamigłówka! Cały czas uczymy się języka: nie tylko w rozmowach, ale i uczest-

M I A S T O

nicząc w kursach. Gmina dopłaca do takich zajęć, zatem z naszej strony to niewielki koszt. Czy Polacy mieszkający w Norwegii wspierają się? Renata: W Oslo jest ogromna polska społeczność, która się wspiera. My nie mamy aż takich możliwości. Jest nas tutaj dosłownie garstka i zawsze możemy na siebie liczyć. Norwedzy są wobec nas mili, jednak powściągliwi w zawieraniu bliższych znajomości. Dlatego, jeśli chodzi o kontakty towarzyskie, częściej spędzamy czas z rodakami. Agnieszka: W kontaktach towarzyskich jak najbardziej, jeśli zaś chodzi o interesy, to nie mam najlepszego zdania o rodakach. Polak z dobrym nastawieniem jest tutaj trochę jak święty Graal. Zdarzyło mi się, niestety, spotkać z zawiścią. To jest dość uciążliwe. Jak radzicie sobie z norweskim klimatem? Renata: Nie da się ukryć, że jest tutaj zimno i mało słońca. Długie zimy, silne mrozy, dużo śniegu. Po pewnym czasie można się jednak przyzwyczaić. Zakładamy kolce na buty, bieliznę z merynosa i jakoś dajemy radę. Czasem chwila w solarium, żeby nie popaść w depresję. Lato również nie rozpieszcza. Piękne widoki rekompensują nam to trochę, choć w naszym rejonie przyroda jest surowa i monumentalna. Dodatkowym plusem jest wyjątkowo czyste powietrze, którego tak bardzo brakuje we Wrocławiu. Agnieszka: Wełna z merynosa to podstawa! Wśród autochtonów panuje opinia, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Dostępna na miejscu garderoba spełnia wymagania, jakie stawia miejscowy klimat. Niestety, musiałam zapomnieć o szpilkach i kieckach: tutaj nie mają one racji bytu.

wroclife.pl Nr 1/2019

13


N A S Z E

M I A S T O

Czy trudno jest zacząć wszystko od nowa, w nowym miejscu, mając małe dziecko? Jak rząd norweski wspiera rodziny z dziećmi? Agnieszka: Początki są trudne. Trzeba w pierwszej kolejności dokonać rejestracji i dostać numer personalny. Bez tego nie można nic zrobić. Nie można np. zarejstrować telefonu, dostać miejsca w przedszkolu itp. Po prostu musisz być w systemie. Wiza turystyczna jest ważna tylko trzy miesiące, później musisz być zarejestrowany. Jak już masz ten dokument, to wszystko dzieje się błyskawicznie. Norwegia jest krajem bardzo przyjaznym dzieciom. Przedszkola różnią się od naszych. Na początku mogą wydawać się nieco przerażające, ze względu na różnicę kulturową. Przykładowo: dzieci codziennie są obowiązkowo na dworze niezależnie od warunków pogodowych, które nam mogą wydawać się skrajne. Piją tylko wodę z kranu albo mleko z lodówki. Nie ma obiadów w przedszkolu, tylko suchy prowiant. Dzieci mają za to stały kontakt z naturą. Uczą się jeździć na nartach. Chodzą na basen już od przedszkola i bardzo dba się o ich samodzielność.

Wszystkie dzieci dostają zasiłek od państwa, bez względu na liczebność rodziny. Rodzice, którzy nie pracują i zajmują się dzieckiem niepełnosprawnym, dostają normalne świadczenie w wysokości średniej pensji. Zaś rodzice pracujący, w razie choroby dziecka, nie mają żadnych problemów z wolnym w pracy. Państwo bardzo wspiera rodziny: w przypadku jakichkolwiek potrzeb specjalnych dziecka oferuje dodatkowe dotacje. Nasze dziecko ma zdiagnozowany autyzm. Tutaj możemy liczyć na ogromne wsparcie państwa, na które w Polsce nie byłoby szans. Wszelkie badania diagnostyczne, terapię, asystentów w przedszkolu dostaliśmy obligatoryjnie i oczywiście bezpłatnie. Co ważne, tu nie ma szkół specjalnych, są tylko integracyjne. To szkoła dopasowuje się do dziecka, nie odwrotnie.

uczestniczymy jakoś w naszym życiu na bieżąco. Oczywiście odwiedzamy się w miarę możliwości. Jednak to nie jest to samo. Tęsknię za codziennymi rozmowami w domu, ale też za wypadami na szybką kawkę w mieście. Za łatwym dostępem do kultury, który miałam we Wrocławiu. Tutaj nawet wyjście do kina jest wielką wyprawą. Agnieszka: Zapraszam ich co roku na wakacje, my również jeździmy regularnie do Polski. Na koniec: czy naprawdę warto rzucić wszystko, kupić mały domek w norweskich górach i zacząć życie od nowa?

Jak radzicie sobie z tęsknotą za przyjaciółmi, rodziną?

Agnieszka: Warto! Tutaj poznajesz granice wytrzymałości, swoje ukryte ja. Wychodzisz ze skorupy i musisz przetrwać. Początki są trudne, bo opuszczasz strefę komfortu, ale wiesz, że przez to dbasz o lepsze jutro. Ja odnalazłam wewnętrzny spokój. Żyjemy tutaj trochę jak w serialu „Przystanek Alaska”.

Renata: To bardzo trudne pytanie, nawet nie wiem, co odpowiedzieć. Bardzo tęsknię za rodziną, za przyjaciółmi. Rozmawiamy przez telefon, skype’a,

Renata: I tak, i nie. Wyjazd bardzo wzmocnił więzi w moim związku. Tu na początku można liczyć wyłącznie na siebie. To na pewno jest wielkim FOT. ADOBESTOCK

14 wroclife.pl Nr 1/2019


M I A S T O

plusem. Norwegia daje też poczucie bezpieczeństwa finansowego. Jak już znajdziesz pierwszą pracę, to potem jest tylko z górki. Wszelkie przepisy są przejrzyste i proste. Wszystko można załatwić przez internet. Życie jest po prostu spokojniejsze i łatwiejsze. Do tego wysokie świadczenia, co na pewno jest ogromnym plusem. Z drugiej strony specyficzna atmosfera, sztywne zasady i tęsknota za bliskimi. Co byś poradziła komuś, kto chce wyjechać z Wrocławia i zacząć życie w Norwegii? Renata: Na pewno pomaga konkretny zawód: to jest podstawa. Dodatkowo nauka miejscowego języka: wtedy od początku nie będzie większych pro-

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE AGNIESZKI PRUS

FOT. ADOBESTOCK

N A S Z E

blemów ze znalezieniem pracy. To są podstawowe rzeczy. Start jest ciężki, trudno wynająć pierwsze mieszkanie: trzeba mieć budżet na wysoką kaucję, najlepiej również rekomendację. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy praca jest załatwiona przez pośrednika. Wtedy to on zajmuje się wszystkimi formalnościami. Start w takim przypadku jest zdecydowanie łatwiejszy. Agnieszka: Zastanów się, czy przeżyjesz bez szpilek, kawy ze Starbucksa i McDonalda. Jeśli tak, to ucz się języka i przyjeżdżaj! Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę wam samych sukcesów, więcej słońca i mniej śniegu. Odwiedzajcie nasz piękny Wrocław jak najczęściej!

wroclife.pl Nr 1/2019

15


MARCIN OBŁOZA

FOT. BALLARDINIX

NASZYM

CELEM JEST NAWIĄZANIE DO

Marcin Obłoza: Cezary Morawski został odwołany ze stanowiska dyrektora w listopadzie. Najwyższa Izba Kontroli wykazała nielegalne wydatkowanie środków publicznych na wynajem jego mieszkania. Morawski wypłacił też sobie dodatkowo ponad sto osiemdziesiąt tysięcy złotych za występy, reżyserię i scenografię. Czy należne mu pieniądze zostały już rozliczone? Kazimierz Budzanowski: Ta kontrola uwzględniała lata 2015-2017. Jest problem z rozliczeniem wymienionych kwot. Rozpocząłem działania, by kompensować należności wobec dyrektora. Pierwsze rozmowy nie przyniosły pozytywnego skutku, są rozbieżności

16 wroclife.pl Nr 1/2019

N A S Z E

Zmiany w Teatrze Polskim. W miejsce Cezarego Morawskiego powołano pełniącego obowiązki dyrektora Kazimierza Budzanowskiego. Kwestiami artystycznymi od grudnia zarządza Krzysztof Kopka. Czego możemy spodziewać się po nowym rozdaniu? Z jakimi problemami boryka się Teatr? Do jakich zmian dojdzie w repertuarze?

M I A S T O

WARTOŚCI POPRZEDNIKÓW


N A S Z E

co do kwoty oczekiwanej przez pana Morawskiego. NIK przekazała sprawę do prokuratury. Na razie nie wiemy, w jakim kierunku toczy się postępowanie. Czekamy na działania prokuratury. Morawski znajduje się w okresie ochronnym, przez co nadal jest zatrudniony w Teatrze Polskim. W jakim charakterze pracuje? KB: Jako aktor, reżyser i konsultant. W ramach pensji, wynoszącej dziewięć tysięcy złotych brutto, wykonuje wszystkie powierzone zadania już bez dodatkowych uposażeń za występy czy próby. Taka kwota należy mu się do piątego czerwca 2019 roku – do tego czasu obowiązuje go bowiem okres ochronny w związku z uzyskaniem wieku emerytalnego. Po objęciu funkcji wspominał pan, że w zespole wyczuwana jest frustracja, są negatywne emocje. Z czego, według pana, wynikały te animozje?

KB: Przede wszystkim z tymczasowości i niepewności. Nie znaliśmy jeszcze wszystkich decyzji Urzędu Marszałkowskiego. Uważam, że po moim powołaniu sytuacja się uspokoiła. Marszałek obiecał, że Teatr Polski będzie miał zapewnione środki finansowe niezbędne do spłaty podstawowych zobowiązań. Potrzebowaliśmy jeszcze kogoś, kto umiejętnie zaplanuje pracę twórczą – dlatego też Krzysztof Kopka został moim pełnomocnikiem do spraw artystycznych. Teraz patrzymy w przyszłość z umiarkowanym optymizmem. Odczuliśmy, że jest nadzieja dla zespołu i całego środowiska Teatru. Nie jest łatwo, bo animozji, które powstały przez ostatnie dwa lata, nie da się wyeliminować w pięć minut. Panie Krzysztofie, wspominał pan, że kluczem do dobrej współpracy jest wysłuchanie każdego pracownika Teatru i zrozumienie jego problemów. Czy takie rozmowy zostały już przeprowadzone?

M I A S T O

Krzysztof Kopka: W znacznej części. Wciąż rozmawiam w trakcie przerw, często w cztery oczy. Każdy aktor czy pracownik działu technicznego to indywidualność. Regularnie spotykamy się również z Radą Artystyczną. Uczę się Teatru Polskiego, który jest dużą i skomplikowaną strukturalnie instytucją. Przychodziłem tu z założeniem, by pomóc w jego bieżącej działalności. Czy Teatr Polski będzie zapraszał do współpracy aktorów, którzy zostali zwolnieni lub odeszli za kadencji Morawskiego? KB: Nie widzę przeszkód. Teatr jest otwarty dla wszystkich. Warunkiem jest wizja reżysera, który będzie widział odpowiednich wykonawców w danym spektaklu. Wychodzimy z założenia, że jest tu miejsce dla każdego, kto chce dobra tej instytucji. Nie chcemy dzielić zespołu na poszczególne grupy. Jedynym miejscem weryfikacji powinna być scena i wspólna praca. FOT. UMWD

Od lewej: Kazimierz Budzanowski, Krzysztof Kopka

wroclife.pl Nr 1/2019

17


N A S Z E

M I A S T O

Wiemy, że są plany przywrócenia pamiętnych, czternastogodzinnych „Dziadów”. Jakich zmian w repertuarze mogą jeszcze spodziewać się widzowie? KB: Na razie cieszymy się, że TVP jest zainteresowana repertuarem teatru, ponieważ rozmawiamy o zapisie telewizyjnym dwóch przedstawień: „Xiąg Schulza” w reżyserii Jana Szurmieja oraz „Wycinki” w reżyserii Krystiana Lupy. Rozmowy w tej sprawie wciąż trwają. Ewentualne nagrania muszą być jednak poprzedzone czasochłonnymi próbami wznowieniowymi. KK: Ustalamy terminy planowania „Wycinki” w repertuarze, celujemy w końcówkę sezonu. W przypadku „Dziadów” „za” jest reżyser Michał Zadara. Najwięcej problemów mogą tu jednak przysporzyć kwestie logistyczne. Zespół aktorski rozjechał się po całej Polsce. Być może słusznym posunięciem byłoby zagranie na początek samego „Ustępu” jako oddzielnego spektaklu. KB: Mamy siły, potencjał ludzki również. Jedynym problemem mogą być finanse. KK: Poza tym wciąż zabiegamy o licencję „Do piachu” Tadeusza Różewicza. Teatr Polski był jego domem, miał tu nawet swój pokoik. Planujemy również coś, co roboczo nazywamy „Próbą rekonstrukcji”. Byłby to scenariusz oparty na prozie Różewicza, tworzony przez najmłodsze pokolenie twórców. W zamierzeniu miałaby to być próba odmłodzenia idei i „rekonstrukcji” poety przez młodych. Wszak nawet raperzy potrafili czerpać z Różewicza, może warto więc zaryzykować. Jesteśmy po słowie z Muzeum Pana Tadeusza, które posiada duże zbiory Różewicza, włącznie z jego kilkoma nieukończonymi dramatami. KB: Zależy nam także na rozwoju sfery edukacyjnej – prowadzimy projekty

18 wroclife.pl Nr 1/2019

KAZIMIERZ BUDZANOWSKI – p.o. dyrektor. Przez lata związany z Teatrem Polskim i Operą Wrocławską. Pracował także w Wydziale Kultury Urzędu Marszałkowskiego. Na obecnym stanowisku od listopada. Będzie zarządzał Teatrem Polskim do czasu wyboru nowego dyrektora. KRZYSZTOF KOPKA – pełnomocnik dyrektora do spraw artystycznych. Reżyser, scenarzysta i dramaturg. W latach 90. związany przede wszystkim z Teatrem Dramatycznym w Legnicy. Pracował także z Teatrem Wybrzeże w Gdańsku i Teatrem Powszechnym w Łodzi. W grudniu przyjął propozycję Teatru Polskiego. SŁAWOMIR OLEJNICZAK – dramaturg Teatru Polskiego, odpowiada za pracę działu literackiego. takie jak Akademia 1212, Wszechnica Teatralna, Teatr od kulis czy Senior Gran Prix. W przypadku współpracy z dziećmi jeździmy do szkół. Podsumowaniem działań z seniorami był spektakl, na którym w Sali Kameralnej pojawił się komplet publiczności. Sławomir Olejniczak: To forma współtworzenia Teatru, angażowania się w jego życie. Warto dodać również, że wymienione inicjatywy odbywają się z udziałem aktorów i reżyserów naszego teatru. Rozwinięciem innego z projektów edukacyjnych jest Świebodzki OFF, w którego ramach zapraszacie na swoje deski teatralne lokalne grupy aktorskie. SO: Biorą w nim udział nie tyle teatry amatorskie, ile profesjonaliści. Początkowo złożyliśmy propozycję zespołowi Psychoteatru, by zagrał spektakl dla otwartej publiczności. Później postanowiliśmy, że w podobny sposób stworzymy cały cykl, do którego zaprosiliśmy między innymi Wrocławski Teatr Tańca, Teatr Na Szlaku oraz Świetliki Marcina Świetlickiego. Ten projekt to jedyna taka propozycja w Polsce, wszak off jest częścią naszego repertuaru. Promujemy zawodowych artystów, którzy szukają miejsca do prezentacji umiejętności i swojego sposobu postrzegania świata. Oferujemy im możliwości tech-

niczne, inscenizacyjne i marketingowe, którymi dysponuje Teatr. Skąd pomysł, by promować w taki sposób mniej znanych twórców? SO: W Polsce co roku pojawia się na rynku około stu nowych aktorów. Szacuje się, że mamy w kraju około czterech tysięcy bezrobotnych zawodowców. Część z nich czeka na role w największych teatrach, część na epizody w telewizyjnych serialach. Są też tacy, którzy wychodzą z własną inicjatywą i formują swoje grupy. To właśnie z nimi chcemy współpracować. KB: Mamy przestrzeń na Świebodzkim, którą chcemy się dzielić. Projekt nie wytycza jednak głównego kierunku artystycznego Teatru. W zamyśle na Dużej Scenie pojawiać się będzie klasyka, Scena Kameralna będzie dedykowana komedii, a na Świebodzkim mają pojawiać się eksperymenty. Wiemy, że budynki teatralne wymagają prac modernizacyjnych. Kiedy możemy spodziewać się remontu Sali Głównej? KB: Jesteśmy na etapie przygotowania dokumentacji projektowej i planujemy złożenie aplikacji w ramach Norweskiego Mechanizmu Finansowego. Jeśli


N A S Z E

Wydaje się, że kluczowy dla losów Teatru będzie wybór nowego dyrektora. Czy możemy spodziewać się kolejnych szeroko zakrojonych zmian w zarządzaniu i programie artystycznym? KB: Po rozmowie z członkiem Zarządu Województwa, Michałem Bobowcem, mamy deklarację, że zaproponowany przez nas program będzie kontynuowany przez następców. Nie byłoby

sensu, żeby Krzysztof Kopka pojawiał się na określony czas, a później jego praca miałaby zostać zaprzepaszczona.

FOT. TEATR POLSKI WE WROCŁAWIU

wszystko pójdzie zgodnie z planem, to środki otrzymamy najwcześniej w przyszłym roku. Część pieniędzy potrzebnych do ukończenia inwestycji mogłaby również pochodzić z budżetu województwa. Marszałek wpisał już zadanie do Wieloletniej Prognozy Finansowej. Przebudowa sali pochłonęłaby łącznie około dwudziestu milionów złotych. Poza tym remont przydałby się także Scenie Kameralnej.

M I A S T O

Część dziennikarzy kulturalnych oraz środowiska artystycznego mówiła, że Teatru Polskiego nie da się już uratować. Wśród zarzutów był niski poziom artystyczny za kadencji Morawskiego – zbyt mocno stawiano na rozrywkę i dosłowność przekazu. KK: Gdybym miał podobny pogląd na sytuację, to nie podjąłbym się tego zadania. Historia tego Teatru rozpoczęła się na długo przed wybuchem konfliktu. Mieliśmy wybitnych twórców z Jerzym Grzegorzewskim i Krystyną Skuszanką-Krasowską na czele oraz znakomitego menedżera – Jacka Wekslera. KB: Naszym celem jest nawiązanie do wartości poprzedników.

Sławomir Olejniczak.

FOT. KAROL BUDREWICZ

wroclife.pl Nr 1/2019

19


FOT. GRAHAM-H

ADRIANNA MACHALICA

PRACA TO

ZDUN Osoba zajmująca się starym rzemiosłem budowania i naprawy pieców kaflowych. Obecnie popularne w domach stały się kominki. Jest sporo firm zduńskich, które budują kominki i nazywają się zdunami, dlatego w takim kontekście można powiedzieć, że zawód ten przeżywa renesans. Nie jest to jednak tradycyjne rzemiosło. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że w Polsce czynnych rzemieślników z tytułem czeladnika lub mistrza jest około 150. O pracy zduna opowiedział nam Dawid Kozar, który swoją przygodę z tym rzemiosłem rozpoczął zaledwie kilka lat temu. Jak sam mówi, najbardziej

20 wroclife.pl Nr 1/2019

N A S Z E

Coraz rzadziej można zobaczyć w mieście zakłady rzemieślnicze. Zastąpiły je banki, apteki czy restauracje. Dlatego właśnie niektóre zawody umierają śmiercią naturalną, a my zapominamy o tym, że ludzie, którzy uprawiają rzemiosło, wkładają w to całe serce.

M I A S T O

ICH PASJA


N A S Z E

FOT. RYSZARDMAZUR.PL

wdzięczny jest swojemu tacie, który zaraził go pasją do rzemiosła. – Przygodę ze zduństwem rozpoczął mój pradziadek. Budował piece z kamieni i gliny. Zajmuje się tym również mój tata, który buduje do dziś dzieła sztuki. Mój brat Jakub już niedługo wejdzie w szeregi Zdunów Polskich. Wynika z tego, że jesteśmy czwartym pokoleniem w rodzinie, z czego jestem bardzo dumny – opowiada Dawid Kozar. Pan Dawid pracuje w zakładzie Zdunar przy ul. Jana Długosza 15/6 we Wrocławiu. Mimo młodego wieku, otworzył już własną działalność i kontynuuje rodzinną tradycję. Chociaż zawód zduna staje się coraz mniej popularny, to na brak klientów nie narzeka. Podkreśla, że robi to z pasji. – Najpiękniejszą rzeczą w zawodzie zduna jest dawanie zdrowego ciepła domownikom, którzy taki piec chcieli. W dzisiejszych czasach klienci są świadomi tego, co chcą, czytają o zdrowym promieniowaniu pieca kaflowego, na jakiej zasadzie działa i jakim może być pięknym dziełem sztuki. Aktualnie ciepło kaloryferów już nie jest takie przyjemne, a szkoda – mówi Dawid Kozar. – Takim fizycznym podnieceniem zaraz po budowie pieca jest pierwsze rozpalenie, jak po kilku lub kilkunastu dniach pracy widać, że wszystko działa jak należy. Później, gdy piec się wysuszy, a następnie wypali, przychodzi czas na testy. I znów następuje przepiękne uczucie, jak zbudowany piec trzyma ciepło przez 20 godzin, a z komina podczas palenie nie wychodzi żaden dym – dodaje.

M I A S T O

były m.in. aktorki Małgorzata Potocka, Grażyna Błęcka-Kolska, Halina Rasiakówna czy Monika Słowik – dyrektorka wrocławskiego toru wyścigów konnych. Teraz do pracowni przychodzi raczej starsza generacja, stałe klientki. Modystka dostaje również zlecenia z Teatru Polskiego czy z Teatru Muzycznego Capitol. Do tego dochodzą jeszcze zamówienia na śluby i pogrzeby, a najpopularniejszymi nakryciami głowy są kapelusze sportowe, fascynatory czy woalki. – Kapelusz trzeba dobrać do osoby, musi być dopasowany do obwodu głowy, ale także do stylu ubierania – tłumaczy pani Lucyna. – Kiedyś było mnóstwo wystaw i pokazów, kapelusze stanowiły ważny element ubioru. Niestety, moda się zmieniła i teraz mało kto nosi kapelusze, raczej czapki – dodaje.

MODYSTKA

Pani Lucyna pochodzi z rodziny krawieckiej, ale miała uraz do szycia. Robienie kapeluszy sprawiało jej większą przyjemność. – Wykonuję kapelusze głównie z welurów i filców, wszystko robię sama. To trudna, ręczna robota, a nie taśmowa – mówi modystka.

Przy ul. Więziennej 1/4 od 1976 roku pracownię kapeluszy prowadzi Lucyna Kolbusz. Zakład Modniarstwo przejęła po swojej szefowej. Wśród jej klientek

Chociaż Zakład Modniarstwo pęka w szwach od różnego rodzaju kapeluszy, klienci przychodzą głównie w celach naprawy, czyszczenia lub odprasowania.

– Ja jeszcze jakoś sobie radzę, ale gdyby teraz ktoś chciał otworzyć zakład modniarski, nie utrzymałby się na rynku. Nie ma nawet żadnych szkół, które przyuczałyby do tego zawodu. Bywają dni, kiedy naprawdę nie ma nic do roboty. To zupełnie ginąca profesja – kończy ze smutkiem pani Lucyna. KOWAL Kuźnię Ryszarda Mazura przy ul. Rolniczej 42a rozpoznamy dzięki charakterystycznej skrzynce na listy w kształcie torby listonosza, którą zachwycił się sam prof. Aleksander Krawczuk, minister kultury w latach 1986-1989. – Pochodzę z rodziny rzemieślniczej, moja mama była mistrzem lakiernictwa. Należę do tych, którzy lubią to, co robią. Własną firmę prowadzę od 1974 roku, byłem wtedy najmłodszym rzemieślnikiem w branży metalowej – opowiada pan Ryszard. Kiedyś nie było artystycznego kowalstwa: podlegało ono pod ślusarstwo o charakterze ozdobnym, a tytuł mistrza rzemiosła zaistniał dopiero w latach 80. – Kiedyś na ten tytuł trzeba było zasłużyć, a teraz prawie co drugi nazywa siebie kowalem artystycznym – mówi

wroclife.pl Nr 1/2019

21


N A S Z E

M I A S T O

Przez lata kowal był najważniejszą osobą w wiosce, zaraz po wójcie i księdzu. Teraz nie ma już bryczek, policjanci nie jeżdżą na koniach, więc kowale nie są potrzebni. Gdzieniegdzie ostali się jeszcze podkuwacze koni. Nieliczni fachowcy z tej kwitnącej niegdyś branży zajmują się obecnie kowalstwem ozdobnym czy architektonicznym. Kuźnię pana Ryszarda odwiedzają przeważnie stali i starsi klienci. Dla nich robi m.in. bramy czy kraty. Jednak prace pana Mazura można zobaczyć również na wystawach w muzeum czy po prostu spacerując po Wrocławiu. Na starówce znajdują się wykonane przez niego latarnie (przy współpracy z Tomaszem Myczkowskim, projektantem przebudowy Rynku), na placu Solnym

można ochłodzić się przy smoczej fontannie, warto też zobaczyć okute przez mistrza północne drzwi do katedry. – Nie wiem, czy mogę nazwać siebie artystą. Mam duży szacunek do swojego zawodu i dużo pokory w sobie. Jeżeli ktoś mnie nazwie artystą, to będzie mi bardzo miło, ale sam nie będę się tak tytułował. Moje prace mają wartość artystyczną, a ja jestem po prostu pasjonatem. Nie traktuję swojego zawodu zarobkowo. Bywało trudno, były chude lata, kiedy trudno było się utrzymać. Nowoczesna technologia i przemysł taśmowy trochę nas wyparły, ale radzę sobie i jestem nastawiony optymistycznie – mówi pan Ryszard. – Wierzę, że zainteresowanie kowalstwem nie słabnie. Ludzie może mają mniej szacunku do rzemieślników, ale widzę, że na różnego rodzaju targach czy jarmarkach kowalstwo robi duże wrażenie, tak że nie obawiam się o to. Jedyne, czego żałuję, to tego, że nasz potencjał i nasze

FOT. ADRIANNA MACHALICA

Ryszard Mazur. – Ja uczyłem się jako metaloplastyk, a do kowalstwa doszedłem z własnych ambicji u mojego mistrza Jana Karmuka – dodaje.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

doświadczenie nie są wykorzystywane np. na uczelniach artystycznych. Byłoby to ciekawe dla młodych ludzi – dodaje. Ryszard Mazur kiedyś współpracował z kolegami, m.in. z Adamem Trzoskiem czy Bogdanem Milką. Teraz sam prowadzi kuźnię. Czasami pomaga mu jego córka Agnieszka, absolwentka ASP, która maluje, projektuje i tworzy prace z metalu. Pan Ryszard jest ceniony nie tylko w Polsce, ale także na świecie. Jak sam opowiada, wszystko miało swój początek w latach 90., kiedy zaczął podróżować, a prace kowalskich mistrzów stały się rozpoznawalne i cenione. – Kowalstwo to ogień, a ogień wymaga dużo pokory, którą staram się mieć. Zawsze powtarzam, że to zawód wybrał mnie, z czego jestem bardzo zadowolony – podkreśla Ryszard Mazur. – Ogień robi duże wrażenie na ludziach, dlatego jestem optymistą, że ten zawód jeszcze się utrzyma – dodaje.

22 wroclife.pl Nr 1/2019


FOT. JAMES SULLIVAN

TOMASZ MATEJUK

DEWELOPERZY TRZYMAJĄ SIĘ

W E M I E S Z K A Ć

Choć ubiegły rok był dla branży deweloperskiej nieco słabszy od roku 2017, nowe mieszkania wciąż sprzedają się bardzo dobrze, a ich ceny rosną. Wrocław nadal pozostaje jednym z czołowych rynków mieszkaniowych w Polsce.

W R O C Ł A W I U

MOCNO

Jak wynika z najnowszego raportu firmy doradczej REAS, poświęconemu rynkowi mieszkaniowemu w 6 największych polskich miastach, deweloperzy zamknęli 2018 rok z wynikiem 64,8 tysiąca mieszkań sprzedanych i 65,7 tys. mieszkań wprowadzonych do oferty. Przedstawiciele REAS tłumaczą, że bliska historycznego rekordu liczba wprowadzeń – po trzech kwartałach wyraźnych spadków – i finisz sprzedaży w doskonałym stylu to zamknięcie roku, jakiego nie mogli spodziewać się nawet sami zainteresowani. Eksperci wyliczają, że 19,3 tys. mieszkań wprowadzonych w IV kwartale 2018 roku pozwoliło deweloperom działającym na

wroclife.pl Nr 1/2019

23


M I E S Z K A Ć

W E

W R O C Ł A W I U

6 największych polskich rynkach powiększyć i uatrakcyjnić ofertę, co zaowocowało blisko 16-procentowym (kwartał do kwartału) wzrostem liczby transakcji. – W rezultacie w całym roku deweloperzy działający w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu i Łodzi sprzedali 64,8 tys. mieszkań, osiągając drugi w historii tego sektora wynik – tłumaczą. Przedstawiciele REAS zaznaczają, że wprawdzie liczba sprzedanych lokali zmniejszyła się w porównaniu do poprzedniego roku o około 11 proc., była jednak wyższa niż w bardzo dobrym roku 2016. – W dodatku, dzięki wyższym cenom sprzedaży, spadek wartości zawieranych umów wyniósł w porównaniu do poprzedniego roku tylko o 4 proc., choć wciąż pozostaje otwarte pytanie, jaką marżę uda się wypracować firmom na tych przyszłych przychodach – wyjaśniają. Na rynku nadal nie brakuje chętnych na zakup własnego M. Popyt został podtrzymany dzięki wyraźnemu wzrostowi skali kredytowania hipotecznego. – Mniejszy wybór, przy skokowo rosnących cenach, musiał skutkować ostudzeniem zapału części nabywców. Nie oznacza to jednak, że popyt zniknął z rynku. Dla określonych grup zakup stał się faktycznie niemożliwy: bez wsparcia MdM-u ci najmniej zamożni nie są w stanie spełnić warunków uzyskania zdolności kredytowej. Z kolei kupujący mieszkania inwestycyjnie postanowili zaczekać z decyzją o kolejnej inwestycji lub zaczęli szukać okazji na rynkach, na których relacja czynszów do cen mieszkań była wciąż korzystna – komentuje Katarzyna Kuniewicz, dyrektor Działu Badań Rynku Mieszkaniowego REAS i JLL Residential Advisory. Eksperci podkreślają, że pozytywnym zaskoczeniem w IV kwartale 2018 roku

24 wroclife.pl Nr 1/2019

była wyjątkowo wysoka, najwyższa po rekordowym wyniku z IV kwartału 2007 roku, nowa podaż. – Wprawdzie w całym roku liczba mieszkań wprowadzonych do sprzedaży, liczona dla sześciu aglomeracji łącznie, była niższa od tej z 2017 roku, to wobec problemów z pozyskaniem terenów inwestycyjnych, decyzji administracyjnych i brakiem wykonawców, z jakimi borykali się działający na polskim rynku deweloperzy, i tak świadczy ona o ich dużej sprawności – zaznaczają znawcy branży. Zdaniem ekspertów REAS w otoczeniu rynku w ostatnim kwartale najważniejszym wydarzeniem były wybory samorządowe. – We wszystkich analizowanych miastach wygrali je przedstawiciele środowisk związanych z dotychczasowymi władzami lokalnymi, zwykle opozycyjnych do władz centralnych, co generalnie oznacza kontynuację lokalnej polityki dotyczącej planowania miast i relacji z sektorem deweloperskim – wyjaśniają. ROSNĄ CENY MIESZKAŃ WE WROCŁAWIU Jak wynika z danych REAS, sprzedaż nowych mieszkań we Wrocławiu w ostatnim kwartale 2018 roku wzrosła – w porównaniu do trzeciego kwartału – o 28,1 proc. Jednak, porównując wyniki do ostatniego kwartału 2017 roku, liczba sprzedanych lokali spadła o 26,1 proc. Stale rosną z kolei ceny mieszkań. Porównując ostatni kwartał 2018 roku do ostatniego kwartału 2017 roku, wzrost zaliczyła zarówno średnia cena sprzedanych mieszkań (o 10,5 proc.), jak i mieszkań znajdujących się w ofercie (o 11,9 proc.). Zdaniem Kazimierza Kirejczyka, głównego eksperta REAS i JLL Residential Advisory, nie jest to jeszcze koniec podwyżek.

– Choć dynamika wzrostu cen osłabła, bo powoli stabilizuje się sytuacja na rynku budowlanym, nie dotarliśmy jeszcze do punktu zwrotnego. Nie stanie się to dopóty, dopóki podaż nie zacznie przeważać nad popytem, a relacja cen do wynagrodzeń nie pogorszy się jeszcze wyraźniej. Kluczowe znaczenie dla wielkości popytu będą miały także wyższe stopy procentowe – komentuje Kazimierz Kirejczyk, wiceprezes zarządu JLL. Według raportu Metrohouse i Expandera, średnia cena w transakcjach mieszkaniowych w stolicy Dolnego Śląska wynosi obecnie 5929 złotych za metr kwadratowy. – Jest to o ponad 10 procent więcej niż przed rokiem. Przeciętne nabywane mieszkanie zamyka się w budżecie około 350 tysięcy złotych. Najtańsze ceny metra kwadratowego w transakcjach rozpoczynały się od poziomu 4500 złotych za metr kwadratowy, ale takich transakcji było bardzo niewiele. Aby myśleć o zakupie, należy przygotować się zwykle na cenę z przedziału 5000-6000 złotych za metr kwadratowy – wylicza Marcin Jańczuk, analityk rynku mieszkaniowego w Metrohouse. Spośród największych polskich miast tańsze mieszkania znajdziemy w Poznaniu (średnia cena transakcyjna to 5688 zł za mkw.) i Łodzi (4243 zł za mkw.). Więcej za lokum trzeba z kolei zapłacić w Gdańsku (6385 zł za mkw.), Krakowie (7114 zł za mkw.) i Warszawie (8611 zł za mkw.). Jak tłumaczy Marcin Jańczuk, na rynku mieszkań we Wrocławiu w 2018 roku prym wiedli inwestorzy poszukujący produktów mieszkaniowych, które mogłyby zostać wystawione na rynek najmu. – Powodzeniem cieszyły się mieszkania do remontu, nawet jeśli ten remont oznaczał kompleksowe przearanżowanie całego mieszkania. Jako że Wrocław i Gdańsk oferowały największe rentow-


M I E S Z K A Ć

ności z inwestycji, trudno się dziwić, że właśnie stolica Dolnego Śląska cieszyła się tak dużym powodzeniem inwestorów, którzy oprócz najmu długoterminowego coraz częściej przestawiają się na oferowanie lokali na okresy znacznie krótsze niż wynajmy kilkudniowe czy weekendowe – wyjaśnia Jańczuk. Dariusz Pawlukowicz, członek zarządu Vantage Development, czyli jednej z czołowych we Wrocławiu firm deweloperskich, przyznaje, że rok 2017 był rekordowy pod względem sprzedaży mieszkań i trudno byłoby utrzymać tak wysoką dynamikę wzrostu również w 2018 roku. – Po kilku latach dobrej passy, zgodnie z naszymi przewidywaniami, rynek nieruchomości uległ stabilizacji. To naturalne zjawisko, charakterystyczne dla branży deweloperskiej. Analizując dane rynkowe za ostatni rok, wyraźnie widać, że zarówno sprzedaż, jak i podaż nowej oferty we Wrocławiu nieco zmalały. Cena za metr kwadratowy wzrosła o około 12 procent w skali roku, a średnia cena ofertowa w stolicy Dolnego Śląska to dziś 7350 złotych. Eksperci szacują, że we Wrocławiu w ubiegłym roku sprzedanych zostało około 10 tysięcy mieszkań – wylicza Dariusz Pawlukowicz.

Jak tłumaczy Pawlukowicz, jedną z najważniejszych zmian, z którą cała branża deweloperska musiała się zmierzyć w ostatnich miesiącach, były szybko rosnące koszty wykonawstwa. – Również ograniczenia w dostępie do gruntów pod inwestycje stały się dla wielu spółek dużym wyzwaniem. Działki pod potencjalne projekty mieszkaniowe miały zostać uwolnione dzięki uchwaleniu specustawy deweloperskiej. Jednak, jak pokazała praktyka, wnioski składane w trybie tej ustawy w skali całego kraju nie są rozpatrywane pozytywnie przez lokalne władze – dodaje przedstawiciel Vantage Development. CO NAS CZEKA W 2019 ROKU? Jak tłumaczy Dariusz Pawlukowicz, prognozy zakładają, że po osiągnięciu stabilizacji rynek będzie utrzymywał się na obecnym poziomie. – Jednocześnie w związku z rosnącymi kosztami wykonawstwa oraz ograniczeniami w dostępie do gruntów ceny będą prawdopodobnie nadal rosły. O tym, jaka to będzie dynamika wzrostu, przekonamy się za kilka miesię-

W E

W R O C Ł A W I U

cy. Jednocześnie śmiało patrzymy w przyszłość. Dzięki naszym zasobom w banku ziemi zaplanowaliśmy w 2019 roku wprowadzenie do sprzedaży kilka interesujących projektów inwestycji – dodaje Pawlukowicz. Zdaniem Katarzyny Kuniewicz z REAS, w najbliższych miesiącach i latach najważniejszą i najbardziej stabilną grupą nabywców na rynku pierwotnym będzie już duża i wciąż rosnąca grupa dość zamożnych nabywców, decydujących się na zakup ze względu na chęć poprawy warunków mieszkaniowych lub długoterminowego ulokowania pieniędzy. – To z myślą o tej grupie deweloperzy przygotowali w ostatnim roku znaczną część swojej oferty. Choć w 2019 roku należy się spodziewać nieznacznego pogorszenia rezultatów sprzedażowych, to, dopóki stopy procentowe będą utrzymywać się na niskim poziomie, a na rynku nie pojawią się alternatywne możliwości inwestowania, można przewidywać stabilne zainteresowanie nabywaniem mieszkań nie tylko na kredyt, ale także za gotówkę: zarówno na własne potrzeby, jak i pod wynajem – zaznacza ekspertka. FOT. EJ YAO

wroclife.pl Nr 1/2019

25


FOT. FABIO FERREIRA/CREATIVE WORKS

BARTOSZ ADAMIAK

KIEDY POLACY ZACZNĄ

WIĘCEJ

Organizatorem wydarzenia był Dolnośląski Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, zaś magazyn Wroclife objął go patronatem medialnym. Spotkanie miało miejsce w połowie grudnia we wrocławskim klubie One Love Wrocław i poprowadził je Jerzy Karwelis – ekspert ds. mediów związany w przeszłości z takimi tytułami, jak „Forbes” czy „Newsweek”. Wśród zaproszonych gości byli Robert Gwiazdowski – profesor prawa, komentator życia gospodarczego i politycznego, ekspert w dziedzinie podatków; Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców; Tomasz Wróblewski – prezes Warsaw Enterprise Institute (a także twórca takich tytułów, jak „Newsweek Polska” czy „Forbes Polska”); Łukasz Mejza – radny wojewódz-

26 wroclife.pl Nr 1/2019

I K A R I E R A

Reforma systemu podatkowego, zmniejszenie liczby regulacji i biurokracji, poprawienie sytuacji demograficznej i sprowadzenie Polaków z zagranicy. Takie propozycje padły z ust gości politycznego stand-upu „O polityce bez krawata. Czy jesteśmy skazani na PO-PiS?”.

B I Z N E S

ZARABIAĆ

Robert Gwiazdowski

FOT. FABIO FERREIRA/CREATIVE WORKS


twa lubuskiego i rzecznik prasowy Ruchu Samorządowego Bezpartyjni, oraz Patryk Hałaczkiewicz – działacz organizacji pozarządowych i koordynator krajowy Ruchu Samorządowego Bezpartyjni.

FOT. FABIO FERREIRA/CREATIVE WORKS

Jako pierwszy na scenie pojawił się Robert Gwiazdowski, który od lat jak mantrę powtarza, że naszą największą zmorą jest zły system podatkowy. Podczas swojego wystąpienia udzielił odpowiedzi na pytanie postawione w tytule – tak, możemy zarabiać więcej, netto niemal od zaraz. Potrzebna jest tylko ustawa, która będzie zwalniała pracodawców z obowiązku zabierania pracownikom części wynagrodzenia w postaci podatku dochodowego. Na wzrost płac brutto należy poczekać, jednak tym, co blokuje nas w wielu sferach życia, wpływając negatywnie np. na demografię, co z kolei rodzi szereg innych problemów, jest podatek dochodowy – u swoich początków naCezary Kaźmierczak

zwany zbyt obrzydliwym, by wprowadzać go w cywilizowanych krajach. Cezary Kaźmierczak opowiedział o trzech przewagach konkurencyjnych Polski. Prezes ZPP zwrócił uwagę na to, że Polska nie może konkurować ani kapitałem, ani technologią. Z jednej prostej przyczyny – przez 50 lat, kiedy Polacy martwili się, skąd wziąć papier toaletowy, kraje zachodnie opracowywały rozwiązania związane z wolnorynkową gospodarką. Atuty Polski są wprawdzie potencjalne, ale realne. Możliwe do osiągnięcia przy niskich nakładach, często sprowadzających się do woli politycznej i odwagi – uproszczenie podatków i zwiększenie wolności gospodarczej, potencjał siły roboczej (m.in. ściągnięcie Polaków, którzy są za granicą) oraz chęć. – Nam się ciągle jeszcze chce – tłumaczył Cezary Kaźmierczak. W swoim wystąpieniu Tomasz Wróblewski zwrócił szczególną uwagę na magię haseł stosowanych we współczesnej polityce – ot choćby „Zrównoważony rozwój”. Czym jest? Kiedy pojawił się po raz pierwszy? Jak zauważył były naczelny „Rzeczypospolitej” czy „Wprost”, „nikt do końca nie mówi, na czym to polega, ale za każdym razem słyszymy, że nam to pomoże”. Zwrócił także uwagę na fakt, że potencjał do wzrostu jest już na wyczerpaniu. A jedynym sposobem na to, by zapewnić sobie „paliwo” do dalszego rozwoju, jest właściwie to, o czym mówili jego przedmówcy: naprawienie systemu podatkowego, zmniejszenie poziomu biurokracji, zachęcenie Polaków z zagranicy do powrotu, poprawa demografii, poziomu szkolnictwa etc., etc. Za przykład posłużyła Irlandia, która obniżyła podatki (dochodowy, ale także i CIT) i obecnie żyje powrotami rodaków do kraju. Osobnym segmentem tematycznym były wystąpienia młodszych gości: Łukasza Mejzy oraz Patryka Hałaczkiewicza, gdzie przewijającym się wątkiem były zalety samorządów oraz siła tkwią-

K A R I E R A

I

B I Z N E S

FOT. FABIO FERREIRA/CREATIVE WORKS

PATRONAT NAD DZIAŁEM:ZWIĄZEK PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW

Łukasz Mejza

ca w bezpartyjności, odpowiadając niejako na pytanie postawione w tytule spotkania – czy jesteśmy skazani na PO-PiS? O ile więc trzej wcześniejsi prelegenci powiedzieli, co należy zrobić, by Polacy zarabiali więcej, dwaj ostatni pokazali, jakimi metodami należy to osiągnąć.

wroclife.pl Nr 1/2019

27


TOMASZ MATEJUK

O ROZWIĄZANIACH

WALUTOWYCH

Czyli? Nie podróżujemy oczywiście z pieniędzmi w gotówce. Najwygodniejszym rozwiązaniem na wakacje czy weekendowy wypad za granicę będzie konto walutowe w zaufanej instytucji, które umożliwia płacenie kartą debetową od razu w konkretnej walucie. Dzięki temu unikamy dodatkowych przewalutowań i możemy wypłacać gotówkę na miejscu bez ponoszenia zbędnych kosztów. W Citi Handlowy można otworzyć takie konta walutowe w EUR, USD, GBP i CHF i korzystać bezpośrednio w tej walucie, w jakiej chcemy dokonać płatności. Kartę mo-

28 wroclife.pl Nr 1/2019

I K A R I E R A

żemy szybko przepiąć między kontami – jednym kliknięciem w serwisie bankowości elektronicznej. W Polsce udostępniamy klientom bankomaty umożliwiające wpłaty i wypłaty w EUR i USD oraz walutową obsługę kasową. Jako bank działający w globalnej grupie Citi oferujemy możliwość korzystania z bankomatów Citi na całym świecie. Zatrzymajmy się na chwilę przy kontach walutowych. W jaki sposób mogę wymienić waluty w banku? Każdy klient ma możliwość wymienić Norbert Pająk, starszy specjalista ds. rynku finansowego Citi Handlowy

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

Norbert Pająk, starszy specjalista ds. rynku finansowego Citi Handlowy: Coraz lepiej nam się powodzi, coraz bardziej korzystamy ze świata bez granic. Obecnie niemal każdy z nas styka się z potrzebą zakupu walut obcych. I rzeczywiście, niski koszt wymiany to najważniejsze kryterium, nie należy jednak zapominać, zwłaszcza przy większych kwotach, o bezpieczeństwie naszego kapitału czy możliwości automatyzacji wymian.

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

Weekend w Barcelonie, wakacje w egzotycznych krajach, zakupy w internecie – coraz częściej rozliczamy się w walutach odmiennych od rodzimej. O czym – poza kursem wymiany – należałoby pomyśleć, zanim dokonamy wymiany pieniędzy?

B I Z N E S

WARTO POROZMAWIAĆ Z EKSPERTEM

walutę przez bankowość internetową – wystarczy wykonać przelew między własnymi kontami. Alternatywnie możemy też zlecić wymianę przez kontakt z infolinią lub ze specjalnie dedykowanym ekspertem ds. rynku walut. Oferujemy także możliwość ustawienia zlecenia automatycznej wymiany walutowej po ustalonym z góry kursie. Dla nowych klientów segmentu Priority uruchomiliśmy właśnie promocyjne warunki obsługi walutowej, gdzie klienci nie ponoszą żadnych kosztów przewalutowania do kwoty 20 000 złotych miesięcznie. Załóżmy, że posiadam znaczne środki w walucie obcej. Co bank może mi zaoferować? Klientom Citigold i Citigold Private Client oferujemy produkty i usługi walutowe na najbardziej korzystnych warunkach dostępnych w Citi Handlowy. Ciekawym elementem oferty walutowej są promocyjne lokaty na powitanie, które oferują oprocentowanie 2,5%


PATRONAT NAD DZIAŁEM:ZWIĄZEK PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW

B I Z N E S

KLUCZEM DO SUKCESU

Czym jest Inwestycja Dwuwalutowa?

SĄ WYJĄTKOWE

To produkt, w którym zysk zależy od zachowania kursu wybranej pary walut – Waluty Bazowej oraz Waluty Alternatywnej. Oferujemy je inwestorom, którzy opierając się na swoim doświadczeniu i znajomości mechanizmów rynku walutowego, chcą w krótkim czasie uzyskać atrakcyjną stopę zwrotu z inwestycji, w zamian za akceptację ryzyka walutowego.

B I Z N E S

RELACJE Z KLIENTAMI

K A R I E R A

I

Wspomniał Pan o ekspertach walutowych. W jaki sposób mogę skorzystać z ich usług?

Rozmowa z Anną Szuszkiewicz, dyrektor ds. współpracy z klientami bankowości prywatnej Citi Handlowy

Nowy oddział Citi Handlowy we Wrocławiu to miejsce do rozmowy o naprawdę dużych pieniądzach. Co bank może zaoferować najbardziej zamożnym klientom w ramach oferty Citigold Private Client?

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

Na spotkanie z ekspertem ds. rynku walutowego zapraszamy również we Wrocławiu do oddziału Citigold przy ul. Piłsudskiego 69 (w budynku Retro Office House).

I

TOMASZ MATEJUK

na nowe środki w USD. Ciekawą ofertą na polskim rynku mogą być Inwestycje Dwuwalutowe.

Często nasi klienci poszukują informacji dotyczących perspektyw dla kursów, chcą poznać prognozy walutowe z najważniejszych instytucji finansowych z Polski i ze świata. Przy podejmowaniu decyzji związanych z walutami każdy klient może skorzystać ze wsparcia ekspertów ds. rynku walutowego. Specjaliści dostępni są dla klientów na telefon oraz w każdym oddziale obsługującym klientów Citigold i Citigold Private Client. Zajmują się bieżącą analizą rynku walutowego i zachowań kursów walut, służą informacją na temat sytuacji makroekonomicznej czy wymiany walut. Pomagają klientom otworzyć Inwestycję Dwuwalutową. Ekspert posiada uprawnienia do indywidualnej negocjacji kursów wymiany, co docenią klienci wymieniający walutę często lub w dużych kwotach. Dzięki temu jesteśmy w stanie zaoferować naszym klientom jedne z najniższych kosztów wymiany na rynku.

K A R I E R A

To oferta skierowana do naszych najbardziej wymagających klientów. Bankowość prywatna Citigold Private Client dostępna jest dla tych osób, które zdecydują się utrzymać średnie miesięczne saldo na rachunkach w banku na poziomie minimum 3 milionów złotych. Klient ma do swojej dyspozycji osobistego opiekuna oraz grono ekspertów zajmujących się konkretnymi dziedzinami, na przykład rynkiem walutowym czy doradztwem inwestycyjnym lub ubez

wroclife.pl Nr 1/2019

29


I

B I Z N E S

pieczeniowym, ale też planowaniem sukcesji czy edukacji dzieci. Sztab profesjonalistów do zarządzania majątkiem jest wyjątkową ofertą w skali rynku. Wasza oferta od kilku lat zdobywa laury w prestiżowych rankingach bankowości prywatnej. W czym przewyższacie podobne oferty, które można znaleźć w konkurencyjnych bankach? Bankowość prywatna Citi Handlowy od lat wyznacza najwyższe standardy na tym rynku. Jesteśmy dumni, że kolejny rok z rzędu bankowość prywatna Citi Handlowy zdobywa laury: tytuł „Best Private Bank” w Polsce prestiżowego brytyjskiego magazynu „Euromoney” w 2018 roku czy 5 gwiazdek w rankingu bankowości prywatnej magazynu „Forbes”. Obok zaufania naszych klientów jest to kolejny certyfikat jakości naszych usług. Kluczem do sukcesu są wyjątkowe i sprawdzone relacje z naszymi klientami, zbudowane przy wsparciu zespołu ekspertów aż z sześciu różnych obszarów bankowości! Jakich ekspertów ma do swojej dyspozycji klient? Na unikatową ekspertyzę Citi Handlowy w zakresie pomnażania majątku pracują eksperci posiadający bogate, wieloletnie doświadczenie w zakresie inwestycji na rynkach kapitałowych, m.in. posiadający licencję doradcy inwestycyjnego, maklera papierów wartościowych bądź prestiżowy certyfikat CFA. Z kolei ekspert ds. rynku walutowego zajmuje się bieżącą analizą rynku walutowego i zachowań kursów walut. Menedżer ds. rozwiązań ubezpieczeniowych, bazując na potrzebach i sytuacji życiowej klienta, przedstawi rozwiązania pozwalające na zabezpieczenie przyszłości jego i jego bliskich, ze szczególnym uwzględnieniem tematu sukcesji majątku i zapewnienia ciągłości funkcjonowania firmy.

30 wroclife.pl Nr 1/2019

Na jakie ekskluzywne przywileje mogą liczyć klienci Citigold i Citigold Private Client? Na co dzień i w każdej podróży skorzystamy z licznych udogodnień dzięki ekskluzywnej karcie debetowej World Elite Debit MasterCard, np. przyspieszonej ścieżki odprawy, nielimitowanego dostępu do ponad 1300 saloników Executive Lounge na całym świecie oraz przywilejów i specjalnych ofert, takich jak: transfer limuzyną z i na lotnisko, pięciodniowa bezpłatna jazda próbna samochodem marki BMW, bezpłatne porady stylisty w butiku La Mania lub w Domu Mody Vitkac czy wsparcie sommeliera w doborze i budowaniu piwnicy win. To też wyjątkowe oferty cenowe oraz dostęp do zamkniętych przestrzeni restauracyjnych w najlepszych restauracjach w Polsce. Z kolei Citibank World Elite MasterCard Ultime to jedna z najbardziej elitarnych kart kredytowych na naszym rynku. Elegancka, czarna karta zawiera bezpłatne pakiety ubezpieczeń w Polsce Anna Szuszkiewicz, dyrektor ds. współpracy z klientami bankowości prywatnej Citi Handlowy

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

K A R I E R A

i za granicą – nie tylko od następstw nieszczęśliwych wypadków, ale także zagubienia bagażu czy opóźnienia wylotu samolotu oraz wiele innych. Usługi concierge na najwyższym poziomie, a także brak prowizji za transakcje walutowe to kolejne benefity dla użytkownika karty Ultime. W końcu wyjątkowe możliwości zakupu biletów na koncerty światowych gwiazd muzyki, np. Beyonce czy zespołu Metallica w Polsce – jeszcze przed oficjalnym otwarciem sprzedaży! No właśnie – Citi to bank działający globalnie. Co to oznacza dla waszych klientów? Jakie korzyści daje ten fakt? Globalność Citi Handlowy jest unikatowa na polskim rynku. Dzięki przynależności do międzynarodowej sieci Citi możemy wspierać naszych klientów w każdym aspekcie inwestycji, także tych prowadzonych poza granicami Polski. Zapewniamy możliwość skorzystania z kompleksowej oferty inwestycyjnej w różnych walutach i na różnych rynkach. Oferujemy kompleksowe doradztwo inwestycyjne nie tylko w zakresie funduszy krajowych, ale i zagranicznych, wydając rekomendacje zarówno w zakresie portfeli w dolarach amerykańskich, jak i w euro. Dodatkowo, dzięki rozwiązaniom Domu Maklerskiego Banku Handlowego, klient może korzystać z doradztwa z zakresie akcji zagranicznych. Jesteśmy oknem na światowe rynki i giełdy. Jeśli nasz klient przeprowadza się za granicę, pomagamy mu w otwarciu konta w miejscu docelowym, a dzięki usłudze Citibank Global Transfers korzysta on z natychmiastowych przelewów między kontami w Citi Handlowy w Polsce i za granicą. To w czasach mobilności, edukacji za granicą i podróży naprawdę bezcenne! Na rozmowę z ekspertem banku zapraszamy do oddziału we Wrocławiu przy ul. Piłsudskiego 69. Numer telefonu kontaktowego: 607 522 634


K A R I E R A

I

B I Z N E S

PRIVATE BANKING

wroclife.pl Nr 1/2019

31


FOT. BROOKE CAGLE

MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

ZNAJDŹ

PRACĘ

Poszukiwanie pracy to skomplikowany proces i aby przejść go sprawnie, należy pozyskać stosowną wiedzę. Jak przygotować niezbędne dokumenty i jakie informacje powinniśmy posiadać, zanim zaczniemy poszukiwania pracy, radzimy się wrocławskiej ekspertki – Małgorzaty Krepy. 1. PRZYGOTUJ IDEALNE CV CV to Twoja wizytówka i pierwszy kontakt z potencjalnym pracodawcą. Naprawdę przyłóż się do napisania tego dokumentu – to kluczowy krok. * Jeśli nie wiesz, od czego zacząć, skorzystaj z gotowych wzorów, które oferują kreatory. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę kreator CV i wybrać

32 wroclife.pl Nr 1/2019

I K A R I E R A

Znudziłeś się dotychczasowym stanowiskiem i szukasz pracy marzeń? A może szykujesz się do pierwszego starcia z przyszłym pracodawcą? We Wrocławiu pracę znajdziesz bez problemu. Jeśli chcesz zrobić to bez większych wpadek, przeczytaj kilka porad, by tego dokonać.

B I Z N E S

WE WROCŁAWIU


bezpłatny szablon. Ale to dopiero początek. * Nie przygotowuj jednego szablonu, który będziesz wysyłać w odpowiedzi na każde ogłoszenie. Zawsze dostosuj CV do danego stanowiska. Wypisz kluczowe umiejętności i obowiązki z poprzednich stanowisk, które są zgodne z wymaganiami nowego, potencjalnego pracodawcy. Nie zapomnij o kursach i szkoleniach – one będą miały duże znaczenie. Skoncentruj się na tych, które są aktualne i związane z kompetencjami wymaganymi na dane stanowisko. * Dokładnie sprawdź swoje dane kontaktowe! Zwróć uwagę, czy w dokumencie jest wpisany Twój aktualny numer telefonu i adres e-mail, z którego korzystasz na bieżąco. * Bardzo istotną sprawą jest tzw. podsumowanie zawodowe, czyli opisanie w kilku zdaniach najważniejszych informacji dotyczących dotychczasowego doświadczenia, które jest związane z interesującym nas stanowiskiem. Takie podsumowanie powinno znajdować się na początku CV. * Zawsze pisz prawdę! To bardzo istotne: jeśli zanadto poniesie Cię fantazja, prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw i staniesz się niewiarygodny. Wypisywanie umiejętności, których realnie nie posiada się, jest jedną z najgorszych praktyk. Czasem warto kilka razy zastanowić się, zanim napiszemy coś, co dalece odbiega od stanu faktycznego. * Gdy już skończysz pisać, dokładnie sprawdź, czy wszystko jest czytelne, czy dokument nie zawiera literówek, błędów stylistycznych, interpunkcyjnych i – co najgorsze – ortograficznych. 2. NIE LEKCEWAŻ LISTU MOTYWACYJNEGO Wbrew pozorom, to bardzo ważny

element procesu rekrutacyjnego. Jeśli pracodawca tego wymaga, to go po prostu napisz. Brak takiego dokumentu może spowodować, że rekruter nawet nie otworzy Twojego CV, jeśli zobaczy, że aplikacja nie zawiera wszystkich wymaganych dokumentów. List nie musi być wcale długi – ważne, aby zawierał Twoje podstawowe umiejętności, które są kompatybilne z wymaganiami przyszłego pracodawcy. Jeśli startujesz na stanowisko kreatywne, zadbaj o niebanalną formę listu. Jeśli ubiegasz się o stanowisko w firmie o bardziej oficjalnym charakterze, dostosuj się do tego wymogu. List ma dowieść, że to właśnie Ty jesteś idealnym kandydatem na wybrany przez Ciebie wakat.

K A R I E R A

I

B I Z N E S

FOT. ADOBESTOCK

PATRONAT NAD DZIAŁEM:ZWIĄZEK PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW

3. ZADBAJ O PROFIL NA LINKEDIN, GOLDENLINE ITP. Warto zadbać o aktualizację informacji na tego typu portalach. Jeśli jeszcze nie zarejestrowałeś się na żadnym z nich, trzeba pomyśleć o tym jak najszybciej. Jeśli już to zrobisz, wyszczególnij swoje umiejętności, by head hunterzy mogli Cię wyszukać. Koniecznie zaznacz opcję, że jesteś w trakcie poszukiwania pracy lub myślisz o jej zmianie. 4. CZYTAJ UWAŻNIE WYMAGANIA W OGŁOSZENIU Najlepiej jest spełniać 100% wymagań, które pracodawca ma wobec kandydata. To jest sytuacja idealna, która jednak rzadko się zdarza. W praktyce należy spełniać kluczowe kryteria. Warto zwrócić uwagę na znajomość języków, jeśli wiemy, że praca wymaga kontaktów ze środowiskiem międzynarodowym. Język obcy będzie wtedy obligatoryjny. Warto o to zapytać potencjalnego pracodawcę już na etapie rozmowy telefonicznej. Doświadczenie na danym stanowisku także należy traktować poważnie. Szkoda naszego czasu i ewentualnej frustracji, jeśli nawet nie zbliżamy się z doświadczeniem do wymagań pracodawcy.

5. POZNAJ SWOJEGO POTENCJALNEGO PRACODAWCĘ Im więcej wiesz o danej firmie, tym lepiej – to nie ulega żadnej wątpliwości. Przejrzyj fora internetowe, poczytaj opinie o danej organizacji. Wejdź na stronę firmy i przeczytaj o niej choćby podstawowe informacje. Zainteresuj się również środowiskiem konkurencji. 6. PRZYGOTUJ SIĘ NA ZADANIE REKRUTACYJNE Pracodawca ma prawo sprawdzić nasze umiejętności, co jest rzeczą naturalną. Najczęściej dzieje się tak przy stanowiskach wymagających specjalistycz-

wroclife.pl Nr 1/2019

33


I

B I Z N E S

nej wiedzy lub znajomości języków obcych. Czasem to może być test online lub nawet rozmowa telefoniczna w wymaganym języku. Kandydaci mogą spotkać się również z testem osobowości. To częsta praktyka, zatem nie powinno nas to niepokoić. Zbyt rozbudowane zadania, wymagające wielogodzinnej pracy kandydata, mogą świadczyć o nieuczciwych pobudkach potencjalnego pracodawcy, jednak może to być również wynik nieznajomości technik rekrutacyjnych. W każdym razie mamy prawo odmówić, jednak musimy liczyć się z tym, że pracodawca nie będzie chciał kontynuować z nami rozmów. 7. JAK CIĘ WIDZĄ, TAK CIĘ PISZĄ Zadbaj o swój strój! Dostosuj go do stanowiska, na które aplikujesz, oraz do kultury organizacji, w której chcesz pracować. Możesz też poszukać opinii na forach internetowych – tam znajdziesz wskazówki, jaka kultura obowiązuje w danej firmie. W przypadku większości stanowisk najbardziej pożądany będzie strój biznesowy, zatem jeśli nie masz pomysłu, co założyć na spotkanie, celuj właśnie w taki ubiór. W branży kreatywnej możesz pomyśleć o nieco luźniejszej wersji. Zdarza się, że firmy komunikują w zaproszeniu na rozmowę rekrutacyjną, jaki strój jest mile widziany – wtedy problem masz z głowy. 8. ZASTANÓW SIĘ, JAKĄ CHCESZ ZAPROPONOWAĆ STAWKĘ Śledź raporty związane z zarobkami w interesujących Cię branżach. Musisz na początek zastanowić się, jaki poziom zarobków będzie spełniał Twoje podstawowe oczekiwania. Ustal stawkę minimalną, jakiej oczekujesz za wykonywaną pracę, i nie proponuj nigdy niższej. Natomiast warto podać nieco wyższą stawkę, dając potencjalnemu pracodawcy pole do negocjacji. Pamiętaj, że najbardziej profesjonalnie jest operować kwotą brutto.

34 wroclife.pl Nr 1/2019

9. SKORZYSTAJ Z PORADY DORADCY ZAWODOWEGO Jeśli od dłuższego czasu szukasz pracy i nie wiesz, na czym polega Twój problem, który uniemożliwia Ci znalezienie wymarzonej posady, to skorzystaj z pomocy profesjonalnego doradcy. Pomoże Ci wyeliminować błędy i ułatwi wytyczenie ścieżki zawodowej. Możesz skorzystać zarówno z pomocy komercyjnych doradców, jak i tych urzędujących w biurach karier mieszczących się przy uczelniach. 10. ZORIENTUJ SIĘ, JAKIE MOŻLIWOŚCI DAJE WROCŁAWSKI RYNEK PRACY Pamiętaj, że nie musisz sztywno trzymać się dawno wytyczonych ścieżek. Rynek wrocławski daje bardzo wiele możliwości przebranżowienia. Wystarczy umiejętność logicznego myślenia i zaplecze zapewniające znajomość przedmiotów ścisłych, aby np. z doświadczeniem inżyniera automatyki stać się młodszym specjalistą ds. oprogramowania. To dość kluczowa decyzja, która pozwala zupełnie zmienić bieg kariery zawodowej. Czasem jednak warto podejmować takie wyzwania. We Wrocławiu powstaje dużo centrów usług wspólnych światowych potentatów, co daje kolejne możliwości rozwoju zawodowego. Dużo tu również nowych start-upów, które z kolei dają ogromne możliwości rozwoju nawet osobom bez większego doświadczenia. M A ŁG O R Z ATA KREPA – ekspert ds. rozwoju p r a c o w n i k ó w, z wieloletnim doświadczeniem w międzynarodowych organizacjach, trener biznesu. Prywatnie miłośniczka gier planszowych.

FOT. RAWPIXEL

K A R I E R A


wroclife.pl Nr 1/2019

35


KAROLINA SZYMAŃSKA

CHCEMY, ŻEBY

MIERZYLI

Młodzież z wrocławskich szkół – techników i szkół branżowych – nie musi się już o to martwić. Może wziąć udział w symulowanej rozmowie kwalifikacyjnej i zobaczyć, jak odnajdzie się w tej nowej sytuacji. Taką możliwość daje uczestnictwo w programie Trening umiejętności społecznych, który wspólnie realizują Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży oraz Credit Suisse EMEA Foundation. W tegorocznej edycji w takich rozmowach weźmie udział około 600 uczniów. Rozmowy są jednak tylko jednym z elementów inicjatywy. Całość trwa prawie cały rok szkolny i złożona jest z zajęć, szkoleń i aktywności społecznej. Ma za zadanie ułatwić młodym ludziom, kończącym edukację, start na rynku pracy, głównie przez wspieranie

36 wroclife.pl Nr 1/2019

FOT. CHARELS PH

I K A R I E R A

Każdy z nas z pewnością pamięta jeszcze ten moment, kiedy szukał pierwszej pracy. Ten stres w kontakcie z przyszłym pracodawcą i czytanie setek porad na temat zachowania się podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Co mówić, a czego nie mówić? Jak się ubrać? Z pewnością wielu z nas ta konfrontacja spędzała sen z powiek..

B I Z N E S

WYSOKO


PATRONAT NAD DZIAŁEM:ZWIĄZEK PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW

K A R I E R A

I

B I Z N E S

kompetencji miękkich. Od 2013 roku w Treningu umiejętności społecznych we Wrocławiu w każdym roku szkolnym bierze udział około 600 uczniów z kilkunastu wrocławskich szkół. Oznacza to, że już ponad 3 tysiące młodych ludzi z wrocławskich szkół to absolwenci programu. NIE SAMĄ TEORIĄ UCZEŃ ŻYJE

Na cały cykl Treningu składają się cztery etapy: szkolenie przygotowawcze nauczycieli, kilkumiesięczny cykl zajęć warsztatowych dla uczniów, realizacja przez młodzież własnego projektu społecznego oraz współpraca z Credit Suisse Poland, czyli czerpanie wiedzy „u źródła”. Pierwszym krokiem w programie jest szkolenie nauczycieli. Dowiadują się oni, jak w aktywny i ciekawy sposób realizować zajęcia kształtujące kompetencje miękkie, w jaki sposób wspierać młodzież w pracy i rozwoju. Następnie prowadzą 25 spotkań (warsztatów)

FOT. OHN SCHNOBRICH

Dlaczego kłaść nacisk na tego typu umiejętności, a nie tylko na twardą wiedzę? – O ile szkoły dość dobrze przygotowują uczniów merytorycznie, o tyle nie uczą, jak poruszać się w szeroko pojętych relacjach międzyludzkich – mówi Maria Holzer, dyrektor Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży – pomysłodawcy i koordynatora programu. Według raportu Time for Youth z 2016 roku, co trzeci pracodawca deklarował trudności ze znalezieniem odpowiednich pracowników. 62% pracodawców twierdziło, że poza umiejętnościami zawodowymi pracownik musi mieć również rozwinięte umiejętności miękkie. Hanna Piotrowska-Garniec z Credit Suisse Poland, który jest partnerem biznesowym przedsięwzięcia, podkreśla: Chcemy wspomóc uczniów naszą wiedzą i punktem widzenia pracodawcy, po to, aby niezależnie od specjalizacji, jaką wybrali, nie tylko zdobyli pracę, ale także ją utrzymali.

z grupą młodzieży w swojej szkole. Są to zajęcia pozalekcyjne, a mimo to młodzież chętnie bierze w nich udział. Uczestnicy programu korzystają z profesjonalnie przygotowanych scenariuszy zajęć i różnorodnych narzędzi edukacyjnych. Uczą się, jak przekazywać uczniom wiedzę m.in. o tym, jak radzić sobie ze stresem, dbać o własne granice, wyznaczać sobie cele. Później tak „uzbrojona” młodzież realizuje projekt społeczny. Projekt, w którym sama dzierży stery i nadaje kurs. Co prawda nad każdym działaniem pieczę sprawuje opiekun-nauczyciel, jednak decyzje podejmują uczniowie: o tym, jaki projekt chcą realizować, jak podzielić się obowiązkami, jak zaplanować działania w czasie… Nauczyciele są wsparciem i merytorycznym zapleczem. Uczniowie podkreślają, że realizacja projektów i udział w zajęciach Treningu umiejętności społecznych uczy ich pewności siebie w kontaktach z obcymi osobami, większej umiejętności bronienia własnego zdania, argumentacji, wzbudzania zaufania czy planowania działań

i szukania rozwiązań. Ostatnim etapem jest współpraca z Credit Suisse Poland: szkolenia i już wspomniane rozmowy kwalifikacyjne. – Angażowanie uczniów w taką właśnie inicjatywę to efekt naszych wieloletnich obserwacji. Dla wielu z nich zderzenie z rynkiem pracy jest dość bolesne. Okazuje się bowiem, że oprócz teorii, która jest oczywiście niezwykle ważna, mają niewiele do zaoferowania swojemu przyszłemu pracodawcy. Pracownik, który będzie się dobrze komunikował z zespołem, będzie proaktywny i odpowiedzialny. To cenny, ale dość rzadki skarb – dodaje Sławomir Piwowarczyk, koordynator programu w Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży. CZY AKTYWNOŚĆ SPOŁECZNA COŚ ZMIENIA? W wielu badaniach jako jeden z lepszych sposobów na zdobycie nowych umiejętności, a także rozwinięcie cen

wroclife.pl Nr 1/2019

37


K A R I E R A

I

B I Z N E S

którym udział w projekcie pomógł bezpośrednio w znalezieniu zatrudnienia, był bowiem realnym potwierdzeniem umiejętności pracy w zespole i pod presją czasu. – Młodzieży najbardziej brakuje pewności siebie. Nie wierzą, że jako uczniowie szkół zawodowych czy technicznych mogą budować swoją karierę zawodową i myśleć o sobie jako pracownikach dużych firm międzynarodowych. Działania podejmowane w programie dają im z jednej strony odpowiednie zaplecze kompetencyjne, z drugiej natomiast świadomość tego, że podejmowane przez nich aktywności są ważne. Jako przedstawiciele biznesu podczas licznych spotkań pokazujemy im, że zdobyte w ten sposób umiejętności mogą wykorzystać w praktyce. Chcemy, żeby nasi uczestnicy mierzyli wysoko, bo na to zasługują – mówi Hanna Piotrowska-Garniec z Credit Suisse Poland.

NATURALNA KOOPERACJA Trening umiejętności społecznych wspiera edukację formalną, wypełnia lukę. W szkołach branżowych i technikach często po prostu brakuje czasu lub pomysłu, jak tworzyć warunki dla rozwoju kompetencji społecznych uczniów. Wspólna inicjatywa Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży oraz Credit Suisse Poland wydaje się w tej sytuacji naturalnym połączeniem, w którym współgrać mogą ze sobą wieloletnie doświadczenie w pracy z młodzieżą oraz wiedza wyniesiona z praktyki, wprost z „twardego” biznesu. O skuteczności i powodzeniu programu świadczą liczby. Ponad 80% uczestników – uczniów i nauczycieli – chciałoby kontynuować udział w programie. Dzięki bardzo dobrym opiniom o programie we Wrocławiu coraz częściej do Fundacji zgłaszają się szkoły z innych miejscowości województwa dolnośląskiego, prosząc o możliwość udziału w programie. FOT. BAIM HANIF

38 wroclife.pl Nr 1/2019

WSPÓŁPRACA: POLSKA FUNDACJA DZIECI I MŁODZIEŻY

nych kompetencji społecznych, wskazywany jest wolontariat. W programie za jego odpowiednik można uznać projekt uczniowski. W co angażują się uczniowie? Na przykład pomagają seniorom zrozumieć współczesne technologie. Niektórzy z nich po przeprowadzonych zajęciach nadal utrzymują kontakt ze swoimi „kursantami”. Za pomocą e-maila czy Facebooka doradzają seniorom w sprawach technicznych, wymieniają informacje, pomagają, gdy pojawią się problemy z obsługą komputera. Przełamują także swoje bariery i obawy związane z niepełnosprawnościami. Jedna z uczestniczek programu, fryzjerka, podaje na przykład, że dzięki uczniowskiemu projektowi przełamała swoje obawy w stosunku do osób z niepełnosprawnościami. Teraz, gdy w zakładzie fryzjerskim, w którym pracuje, pojawia się osoba niepełnosprawna, chętnie ją czesze, modeluje i podejmuje życzliwą rozmowę. Wśród uczniów są też tacy,


wroclife.pl Nr 1/2019

39


FOT. MAREK PERZYŃSKI

MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

ROGATE DEMONY

L O W S A Z C

Anioł z uczuleniem na własne pierze, pradawny potwór, mistrz domowych wypieków, okupujące wannę utopce, mojry, wiła. To tylko kilka postaci, które szturmem zdobywają serca stale rosnącego grona czytelników twórczości wrocławskiej pisarki Marty Kisiel.

N

Y

MARTY KISIEL

„Ałtorka”, bo tak pieszczotliwie nazywają ją fani, ma nieprawdopodobne pokłady wyobraźni. Jej dotychczasowe powieści zamknięte są w dwóch różnych uniwersach. Jedno pełne postaci fantastycznych, które żyją w większej lub mniejszej zgodzie z ludźmi. Bohaterów poznajemy w „Dożywociu”, ich dalsze losy śledzimy w „Sile niższej” oraz „Małym Lichu i tajemnicy Niebożątka”. Ciekawy jest fakt, że „Małe Licho” jest powieścią dla najmłodszych, którą można czytać zupełnie w oderwaniu od reszty cyklu. Do oryginalnych zabiegów autorki należy również kontynuacja losów miejsca, w którym poznajemy bohaterów „Dożywocia”. Tam rozgrywa się akcja opowiadania „Szaławiła” oraz planowanych na marzec „Oczu urocznych”.

40 wroclife.pl Nr 1/2019


C Z A S

Drugie uniwersum, w którym funkcjonują bohaterowie „Nomen omen” oraz „Toń”, jest nieco bardziej mroczne, osadzone we wrocławskich realiach. Poznajemy w nim współczesną stolicę Dolnego Śląska, ale i tę z czasów oblężenia. Tutaj również nie brakuje postaci o niecodziennych umiejętnościach. Skąd bierzesz inspiracje do tworzenia rysu bohaterów? Czy mają cechy osób, które otaczają Cię na co dzień? Zabrzmi to może pretensjonalnie, ale biorę je z życia. Lubię obserwować ludzi wokół mnie, i tych znajomych, i tych całkiem obcych, ich maniery, powiedzonka, zwyczaje i nawyki, wyławiać z rzeczywistości i zapamiętywać mnóstwo szczegółów, szczególików. Potem wtykam je to tu, to tam, żeby świat książkowy nabrał rumieńców, a bohaterowie zyskali ten trzeci wymiar i przestali być płascy jak kartka, na której żyją. Bardzo przykładasz się do autentyczności wątków związanych z oblężeniem Wrocławia. W jaki sposób przygotowujesz się do tego? Czy czerpiesz z literatury, tekstów źródłowych, czy może z opowieści? W przypadku współczesnego Wrocławia jest mi o tyle łatwiej, że piszę bądź co bądź o rodzinnym mieście. Zwykle trzymam się tych jego zakątków, które wielokrotnie przemierzałam na własnych nogach. Sprawdzam jedynie, czy to, co pamiętam, wciąż pokrywa się z rzeczywistością. Lecz gdy cofam się w czasie albo wykraczam poza rejony znane mi osobiście, wówczas staram się sięgać po wszelkie dostępne teksty źródłowe – czyli listy, dzienniki, wspomnienia, artykuły prasowe, zdjęcia z epoki, przekazy ustne – oraz opracowania naukowe na dany temat, jak również filmy czy na przykład współczesne przewodniki po miejscach, które mnie interesują. Mam też za sobą kilka wycieczek krajoznawczych w stricte pisarskich celach.

Zapytam o Lipową 5, czyli aleję, na której mieszkają kluczowi bohaterowie „Nomen omen”. Wiem, że taki adres istnieje, a mieszkańcy zauważyli wzmożone nim zainteresowanie. Czy byłaś zaskoczona tym faktem? Jak się o tym w ogóle dowiedziałaś? Och, oczywiście, że istnieje! Z uwagi na bardzo konkretne wymogi fabularne długo szukałam odpowiednio upiornego domu właśnie w tamtych rejonach Wrocławia. Lipowa 5 idealnie nadawała się do tej roli. Wielu czytelników po premierze książki ruszało na spacer śladami bohaterów i robiło sobie pamiątkowe zdjęcia pod tym domem. Co więcej, jakiś czas temu odezwała się do mnie pewna kobieta, która tam mieszka! Egzemplarz „Nomen omen” przynieśli jej znajomi: nie miała pojęcia, że ktoś napisał książkę o jej domu. Muszę przyznać, że tego nie przewidziałam. Wiesz o innych miejscach, które są również odwiedzane przez Twoich czytelników? Ja na przykład, po lekturze jednego z Twoich opowiadań, omijam szerokim łukiem Dolmed. Moja przyjaciółka z kolei czuje się nieswojo, mijając zajezdnię tramwajową Gaj… Jedna czytelniczka, która mieszka w pobliżu, przyznała, że teraz trochę się boi chodzić po ciemku w pobliżu aquaparku, bo ciągle ma wrażenie, że zaraz spotka dziadunia. Druga mieszka niedaleko i dopytywała, gdzie dokładnie mieści się kamienica sióstr Stern. A jeszcze inna przysłała mi zdjęcie widoku, jaki ma za oknem w pracy – prosto na park Andersa. Zresztą sama, ilekroć przejeżdżamy przez okolice opisywane w cyklu wrocławskim, chętnie pokazuję mężowi, że o, proszę, właśnie tu Roy Keane przechodził przez pasy, a tam mieściła się biblioteka, w której pracowała Eleonora. Będziesz kontynuować wątki wrocławskie? Jeśli tak, to czy możesz

W O L N Y

zdradzić, jakie zakątki tym razem odwiedzą czytelnicy w towarzystwie Twoich bohaterów? Owszem, cykl wrocławski będzie docelowo liczył pięć części, a zatem przede mną jeszcze trzy powieści do napisania. Pierwsza z nich, roboczo zatytułowana „Toń 2”, powstanie jeszcze w tym roku, ale nic więcej nie zdradzę. Możesz liczyć na wsparcie innych współczesnych pisarzy? Czy motywujecie się nawzajem, wspieracie, wymieniacie pomysłami? Mam to niesamowite szczęście, że mogę liczyć na wsparcie całej grupy pisarek parających się fantastyką: Ewy Białołęckiej, Agnieszki Hałas, Anny Hrycyszyn, Anety Jadowskiej, Aleksandry Janusz, Anny Kańtoch, Magdaleny Kubasiewicz, Anny Nieznaj, Martyny Raduchowskiej, Mileny Wójtowicz i Aleksandry Zielińskiej. Zaczęłyśmy prawie dwa lata temu jako coś w rodzaju nieformalnej grupy towarzyskiej – ot, koleżanki nie tylko po fachu – po czym zaczęłyśmy knuć już całkiem pisarsko, jako Harda Horda. Pierwszym namacalnym rezultatem tego knucia był anglojęzyczny katalog „Fantastic Women Writers of Poland”, z którym dotarłyśmy na targi książki w Londynie, drugi zaś właśnie przybiera ostateczny kształt i wkrótce ujrzy światło dzienne. Prowadzimy też wspólny fanpage, bierzemy udział w panelach dyskusyjnych na konwentach i innych imprezach literackich, wspieramy się promocyjnie. Ale dla mnie najważniejsze są chyba te rezultaty nienamacalne, czyli świadomość, że w razie czego mam za sobą jedenaście niesamowitych dziewczyn, z którymi nawet nie musimy sobie nawzajem tłumaczyć, na czym polega problem z tym czy tamtym. Każda może odpowiedzieć: „Been there, done that”. Wspieramy się, dzielimy wątpliwościami, sposobami

wroclife.pl Nr 1/2019

41


C Z A S

W O L N Y

na przełamanie pisarskiej blokady i całym mnóstwem spraw. W oczach kogoś spoza naszego kręgu to niby drobiazgi, które jednak potrafią przytłoczyć. Bo pisarstwo to bardzo samotna praca i dobrze czasem mieć kogoś, komu bez żadnych obaw można się wychlipać w mankiet, że głupi bohaterowie znowu nie chcą się słuchać. Na jednym (może i nie tylko na jednym) ze spotkań autorskich opowiadałaś o tym, jak powstawało „Małe Licho”. Napisałaś je dla córki, która sama upomniała się o książkę. Pisząc je, sięgnęłaś do najbardziej rozpoznawalnego przez Twoich czytelni-

ków świata i dobrze znanych bohaterów. Wiemy, że książka osiągnęła sukces. Mnie interesuje, czy nie obawiałaś się rozczarowania dorosłych czytelników, że kontynuacja losów ich ulubionych bohaterów jest zamknięta w formacie dla dzieci? Rozczarowanie czytelników to demon, z którym mierzę się regularnie – w zasadzie odkąd siadłam do swojej drugiej książki. Zawsze gdzieś tam się plącze pod nogami i raz po raz próbuje wystawić łeb, a ja go wtedy po tym łbie trzaskam i dalej robię swoje. Inaczej się nie da. „Małym Lichem” chciałam pokazać córce chociaż kawałek tego dziwnego świata, który

nosi w sobie jej mama, a do którego ona jeszcze nie ma wstępu, bo jest na to po prostu za mała. Teraz już wie, co się tam roi w mojej głowie, i bardzo jej się to rojenie spodobało. A że przekonałam się na własnej skórze, jaką męczarnią jest głośne czytanie dziecku książki złej, źle napisanej, to dołożyłam wszelkich starań, żeby lektura „Małego Licha” mogła być przygodą i przyjemnością dla każdego bez względu na datę urodzenia, a zatem także dla dorosłych czytelników moich książek. I sądząc po tym, co mówią mi i piszą, chyba dopięłam swego. Dopięłaś swego: książkę przeczytałam jednym tchem! Zastanawiam się FOT. PIXABAY.COM

Krakers - pradawny stwór z głębin odwiecznego zła. Bulgocący mistrz wypieków, pachnący wanilią i goździkami.

42 wroclife.pl Nr 1/2019


C Z A S

Już parę razy zarzekałam się, że dość, że nigdy więcej, że koniec z tym, więc może nie będę się teraz upierać. Rzeczywiście, w najbliższym czasie zamierzam skupić się wyłącznie na dziecięcej części serii. Zmiana głównego bohatera i, co za tym idzie, zmiana perspektywy pozwoliły tchnąć w tę historię nowego ducha. Ten stary zaczął mi trochę zalatywać stęchlizną. W marcu będziemy mogli poznać dalsze losy bohaterów „Szaławiły”, na rynek trafią „Oczy uroczne”. Zapewne nietuzinkowych postaci w nich nie zabraknie. Czy po tę powieść mogą sięgnąć czytelnicy, którzy nie znają Twoich wcześniejszych opowieści? „Szaławiła” jest obowiązkowa, zanim zaczniemy „Oczy uroczne”? „Oczy uroczne” z jednej strony domykają pewne wątki, znane moim czytelnikom z poprzednich części serii, z drugiej są całkowicie samodzielną książką. Śmiało może po nią sięgnąć nawet ktoś, kto nie czytał ani „Dożywocia”, ani „Siły niższej”, ani „Szaławiły”. Odebrałaś prestiżową Nagrodę im. Janusza A. Zajdla za opowiadanie „Szaławiła”, co bardzo podniosło poprzeczkę. Czy obawiasz się, jak zostanie odebrana Twoja kolejna powieść? Zawsze się tego obawiam. Z każdą następną książką staram się przesunąć tę poprzeczkę ciut wyżej – ot, drugi z moich rogatych demonów. Nawet gdy wracam do starych bohaterów, zawsze szukam zupełnie nowych kłód, żeby im rzucić pod nogi, a to z kolei rodzi obawy, co na to powiedzą czytelnicy. Znajdą się wśród nich i tacy, którzy

najchętniej czytaliby wyłącznie o tym, jak Licho było szczęśliwe. Sęk w tym, że nie umiałabym pisać w kółko tak samo o tym samym, więc siłą rzeczy muszę się z tą poprzeczką zmagać nieustannie, z nagrodami czy bez. Można chyba powiedzieć, że zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Chodzi Ci po głowie nowe uniwersum, czy skupiasz się na rozwoju tych, które Twoi czytelnicy już pokochali? Najbliższy rok zamierzam spędzić jeszcze w dotychczasowych uniwersach, dzieląc czas między cykl dla dzieci i cykl wrocławski, ale w dalszych planach mam również dwa skoki w bok.

FOT. MARTA ŻURAWSKA

jednak, czy porzuciłaś już na dobre wątki Licha, Krakersa i całego „dożywotniego” towarzystwa w „dorosłej” prozie? Wiem, że planujesz wydać kolejną część „Małego Licha”.

W O L N Y

Skupiłaś się już tylko na pisaniu. Zdradzisz nam, ile premier planujesz w najbliższym czasie? Już w połowie lutego wyjdzie wznowienie „Nomen omen”, czyli chronologicznie drugiej – po „Toń” – powieści z cyklu wrocławskiego, tym razem z okładką Tomasza Majewskiego. Miesiąc później, w połowie marca, w księgarniach pojawią się „Oczy uroczne”. A co będzie potem i czy wyrównam zeszłoroczny rekord trzech premier, to się dopiero okaże. Dziękuję za rozmowę. Oby zarówno siła niższa, jak i ta wyższa sprzyjały Ci na każdym kroku.

Marta Kisiel – tłumaczka, pisarka, autorka zarówno opowiadań, jak i powieści fantastycznych. Wrocławianka z urodzenia, podwrocławianka z zamieszkania – tak o sobie sama pisze. Nic zatem dziwnego, że fabuła jednego z jej opowiadań oraz dwóch powieści rozgrywa się właśnie we Wrocławiu. Trzykrotnie nominowana do Nagrody im. Janusza A. Zajdla – za powieści „Nomen omen” (2015), „Siła niższa” (2016) oraz opowiadanie „Szaławiła”, za które otrzymała tę nagrodę.

OCZY UROCZNE

JUŻ W MARCU 2019 r.

wroclife.pl Nr 1/2019

43


KAROL BIAŁKOWSKI

PRZEŁAMAĆ

W S A Z C

Karol Białkowski: Rozmawiając o komunizmie, zwykle skupiamy się na własnej historii i na tym, że ten system już bezpowrotnie minął. Tymczasem wystawa postrzega tę rzeczywistość znacznie szerzej. Dlaczego globalne spojrzenie na komunizm jest tak istotne? Dr Łukasz Kamiński: Warto patrzeć na dzieje komunizmu całościowo i nie ograniczać się tylko do doświadczeń poszczególnych narodów. Tylko wtedy uda nam się w pełni zrozumieć, na czym on polegał. Oczywiście w Polsce tych wszystkich kluczowych elementów doświadczyliśmy, ale niekiedy w znacznie mniejszym stopniu. Nawet rozszerzenie tej perspektywy na naszych najbliższych

44 wroclife.pl Nr 1/2019

sąsiadów pozwala nam zrozumieć dużo więcej. Przykład? Kościół po 1956 roku zachował w Polsce swoją silną pozycję w społeczeństwie, ale to jest wyjątek, a nie reguła. Stąd na wystawie pokazujemy między innymi różaniec biskupa, a później kardynała Jana Chryzostoma Korca, który przez blisko 40 lat był biskupem podziemnego Kościoła w Czechosłowacji. Wystawa wychodzi jednak ze swoją perspektywą poza Europę, zwłaszcza do Azji. Pokazujemy, do czego doprowadziły próby stworzenia raju na ziemi w postaci komunizmu, ale i przyspieszanie tego procesu podejmowane np. w maoistowskich Chinach lub w Kam-

FOT. MARCIN BIODROWSKI

O wystawie „Raj doczesny komunistów” w Centrum Historii Zajezdnia z twórcą ekspozycji, dr. Łukaszem Kamińskim, rozmawia Karol Białkowski.

O

L

N

Y

ZAPOMNIENIE

bodży w czasie rządów Czerwonych Khmerów. Celem ekspozycji jest więc danie odwiedzającym szansy na pełne poznanie, czym był komunizm, i czym – niestety – wciąż w wielu miejscach świata jest. To, że komunizm nie jest zamkniętym rozdziałem, a jego założenia wciąż są realizowane, może być dramatycznym odkryciem... To jest często niedostrzegane nie tylko w Polsce: zagrożenie i element współczesnej rzeczywistości. Gdy niedawno przypominano setną rocznicę rewolucji październikowej, wiele inicjatyw czy analiz z nią związanych zamykało się


C Z A S

na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, czyli wraz z upadkiem komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i rozpadem Związku Radzieckiego. Tymczasem jest na świecie pięć państw, w których komunizm przetrwał. To również pokazujemy na wystawie. Końcowym akcentem ekspozycji jest wybór tweetów z ubiegłego roku, które pokazują, że wszystkie zjawiska, o których mówimy, dalej są obecne w świecie. Chcieliśmy też zwrócić uwagę, że Chiny, które często nie są już traktowane jako państwo komunistyczne ze względu na uwolnienie rynku, pod względem systemu politycznego, ideologii, sposobu traktowania religii i mniejszości narodowych pozostają bardzo twardym państwem komunistycznym. Niestety, eksperyment budowania raju na ziemi nadal trwa. Nasza wystawa zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. W miarę upływu czasu widzimy, że zapomina się, czym był komunizm. Ta ideologia – dosłownie bądź w nowych wcieleniach – zaczyna zyskiwać popularność nie tylko w Europie. Ekspozycja ma uświadamiać, że komunizm wciąż zatruwa ludzkie umysły. Wydaje się, że systemy totalitarne w kulturze euroatlantyckiej są jednoznacznie i równo potępiane oraz że istnieje jasny zakaz ich propagowania, jak choćby w prawodawstwie polskim. Z tego, co Pan mówi, wynika, że w rzeczywistości tak nie jest. Dlaczego? Tak się dzieje na całym świecie. Najlepszym i wielokrotnie wykorzystywanym przykładem jest kwestia symboliki nazizmu i komunizmu. O ile nie wyobrażamy sobie, żeby ktoś mógł po ulicach jakiegokolwiek miejsca w Europie spacerować w koszulce ze swastyką, to jak najbardziej spotykamy ludzi, którzy mają na swoim ubiorze sierp i młot. Podobnie nie spotkamy osoby w koszulce z wizerunkiem Adolfa Hitlera, ale z portretem Lenina, Stalina, Mao Zedonga czy

W O L N Y

Che Guevary już tak. To bardzo poważny problem, który wynika m.in. z tego, że nazizm trwał stosunkowo krótko, został pokonany i jednoznacznie potępiony. Natomiast komunizm przetrwał bardzo długo, współistniał z systemami demokratycznymi, zarażał swoją ideologią ludzi w tych państwach, których nie objął, i upadł w pewnym oddaleniu czasowym od swoich największych zbrodni. Nie zmienia to jednak istoty rzeczy.

uporządkowaliśmy w dziewięć kręgów. Tu warto podkreślić, że ekspozycja nie opowiada tylko o zbrodniach, ale również o innych aspektach, które sprawiły, że życie milionów ludzi stawało się doświadczeniem piekła: o nędzy gospodarczej, o wszechogarniającym kłamstwie, o walce z każdą religią.

Rzeczywiście, po 1956 roku w Europie Środkowo-Wschodniej terror systemu zmalał, ale jeśli trzeba było użyć przemocy na masową skalę – wielokrotnie to później robiono, i to do ostatnich dni. Wystarczy przypomnieć, jak wyglądał upadek komunizmu w Rumunii i Albanii czy rozpad Związku Radzieckiego. Nie obyło się bez rozlewu krwi. Fakt upływu czasu od największych zbrodni pozwala ludziom usprawiedliwiać i nie dostrzegać istoty zła. To musi się zmienić, jeśli chcemy zapobiegać kolejnym eksperymentom, które pociągną za sobą miliony ofiar. Musimy uświadamiać.

Tak. To pomnik nie tylko ofiar, ale również bohaterów. Te ciemne kręgi piekła przecina jasna oś bohaterów. Wielu z nich straciło życie, bo przeciwstawili się złu. Liczby ofiar komunizmu tak naprawdę nie znamy. Najbardziej rozpowszechnione szacunki mówią o około 100 milionach, ale nie znamy dokładnej liczby zmarłych m.in. w wyniku Wielkiego Głodu w Chinach.

Tytuł wystawy to „Raj doczesny komunistów”, a jednocześnie nawiązuje ona do „kręgów piekielnych” z „Boskiej komedii” Dantego. Raj i piekło – kompletne przeciwieństwa. Jaki był pomysł na tę wystawę? Inspiracją był tytuł książki prof. Adama Krzyżanowskiego, który na początku lat 50. XX w. napisał historię Związku Sowieckiego. Prowokuje on do myślenia o tym, do czego prowadzi próba budowa raju na ziemi. Komuniści chcieli rozwiązać wszystkie problemy: ekonomiczne, polityczne i społeczne. Według Marksa komunizm miał być ostatnią fazą rozwoju ludzkości, w której zanikną wszelkie podziały, napięcia i konflikty. To była utopia. Rewolucja bolszewicka w Rosji od razu pokazała, że próba budowy raju na ziemi oznacza budowę bardzo realnego piekła. To jest najważniejsza przestroga płynąca z wystawy. Piekło to, za Dantem,

Z drugiej strony wystawa jest też pomnikiem...

Nie znamy też imion i nazwisk zdecydowanej większości ofiar komunizmu i to jest ogromny sukces tych, którzy ich zamordowali. Taki był ich cel: wymazać zamordowanych z historii. Mam nadzieję, że stopniowo uda nam się to zapomnienie przełamywać. W jaki sposób każdy z nas może walczyć o tę pamięć o ofiarach, ale również o właściwe rozumienie systemu komunistycznego? Mamy dziś wiele możliwości, by dawać świadectwo naszej pamięci – przez udział w uroczystościach, ale również wspieranie projektów, które prowadzą do przełamywania anonimowości ofiar. Warto pomagać tym, którzy dziś zmagają się z komunizmem. Przekazujmy nasze doświadczenie, rozmawiajmy z młodymi ludźmi – wiedza o systemach totalitarnych może stać się szczepionką, która uchroni ich przed wirusem jakiejś nowej, zmutowanej wersji komunizmu lub nazizmu. Zacząć można od wspólnego zwiedzenia wystawy „Raj doczesny komunistów”. Zapraszamy.

wroclife.pl Nr 1/2019

45


FOT. DARIUSZ SANKOWSKI

JULIA BAKALARZ

WROCŁAWSKIE

O W S A C

Z

We Wrocławiu możemy odnaleźć wiele miejsc, które skrywają tajemnice i niezwykłe legendy. Idąc do pracy, mijamy te same budynki, t e s a m e s k r z y żo w a n i a . N i b y wszystko doskonale znamy, ale czy aby na pewno?

L

N

Y

LEGENDY KU PRZESTRODZE

Często wystarczy spojrzeć w górę, aby dostrzec nietypowy detal budynku. I nagle pojawiają się pytania: skąd on się tam wziął, co to jest? Jaka historia jest obrócona w często skamieniały element budowli? Wiele z tych legend jest okrutnych, przestrzegają przed niewłaściwym zachowaniem. Tak też jest z mroczną historią łączącą się z katedrą. LEGENDA O KAMIENNEJ GŁOWIE NA KATEDRZE Nie można obojętnie przejść obok katedry Jana Chrzciciela – jej olbrzymia bryła zapiera dech w piersiach. Uważni obserwatorzy na pewno dostrzegli w ścianie południowej (tej od strony rzeki) głowę, mało kto zaś pamięta jej smutną historię.

46 wroclife.pl Nr 1/2019


C Z A S

Według legendy ta niema, kamienna głowa należała do ubogiego młodzieńca, który zakochał się w córce bogatego złotnika Franciszka. Dziewczyna była obdarzona niezwykłą urodą, przy której najpiękniejsze klejnoty traciły swój blask. U złotnika pracował młody czeladnik Henryk. Pomocnik złotnika nie mógł oprzeć się urokowi pięknej Barbary. Z czasem młodzi obdarzyli się wzajemnie szczerym uczuciem i spotykali się w tajemnicy przed ojcem dziewczyny. Jednak, jak to bywa, tajemnica wyszła na jaw, gdy pewnej nocy złotnik przyłapał ich na schadzce. Henryk został przegnany z domu pracodawcy. Zaplanował, że kiedyś powróci do złotnika z ogromnym bogactwem i będzie mógł poślubić ukochaną. Niestety, to nie był koniec niepowodzeń chłopaka – tuż za bramą miasta został napadnięty przez rozbójników, którzy zabrali mu jego skromny dobytek.

Po pewnym czasie, gdy chłopak zdobył wystarczające bogactwo, postanowił wrócić do domu złotnika. Dostojnie ubrany, z workami kosztowności wjechał przez Bramę Świdnicką do Wrocławia i udał się do domu Franciszka. Drzwi otworzyła mu jego dawna ukochana, lecz on nawet na nią nie spojrzał. Dziarsko wszedł do izby, gdzie pracował złotnik. Rzucając worki na podłogę, oświadczył, że nie musi już prosić o rękę córki Franciszka, bo za tyle złota może ją sobie kupić.

Rozpacz i gorycz sprzed lat owładnęły serce i umysł Henryka, który każdego dnia planował zemstę. A teraz przyszedł czas, by ją zrealizować. Jeden z przekazów mówił, że wściekły chłopak podpalił warsztat złotnika, a sam pobiegł na drugą stronę rzeki. Wdrapał się na wieżę katedry i stamtąd obserwował przez małe okienko swoje niszczycielskie dzieło. Z satysfakcją oglądał, jak ogień pochłania dom i warsztat złotnika. Jednak płomienie przeniosły FOT. WROCLIFE

Nieszczęśliwy i rozgniewany Henryk doszedł do wniosku, że uczciwą pracą nie zdobędzie majątku, więc musi znaleźć inny sposób, aby zdobyć pieniądze. Postanowił przyłączyć się do bandy rabusiów. Nowy fach opanował bardzo szybko, przemocą zdobywał upragnione pieniądze i klejnoty. Okradał kupców, a nawet rabował biedaków wracających z targu, którzy ciężko pracowali na kilka groszy. Henryk stał się człowiekiem bez serca, nie miał litości dla nikogo.

Oszołomiony bogactwem przybysza złotnik oglądał złote monety, drogocenne bransolety i naszyjniki. Jednak w pewnej chwili Franciszek zauważył znajomy pierścień i od razu rozpoznał swoją robotę. Pierścień ten zamówiłu niego pewien bogaty kupiec, który został zaatakowany i ograbiony przez rabusiów, którzy go zabili. Wtedy złotnik pojął, skąd pochodzi majątek chłopaka, ale Henryka już nie było w jego domu.

W O L N Y

się na sąsiednie domy, aż objęły pół miasta. Mieszkańcy Wrocławia biegali w panice i starali się ugasić pożar trawiący miasto. Gdy Henryk poczuł, że dopełniła się jego zemsta, postanowił opuścić wieżę katedry. Jednak nie mógł wydostać swojej głowy z malutkiego okienka, które robiło się coraz mniejsze, zaciskając się wokół jego szyi. Chłopak zaczął krzyczeć i wołać o pomoc, ale nikt nie reagował, bo wszyscy byli zajęci gaszeniem pożaru. Wtedy zrozumiał, że nie uda mu się wydostać i pozostanie uwięziony w murach katedry na zawsze. Tak się też stało. Jak podaje Krzysztof Kwaśniewski w książce „Legendy i podania wrocławskie i dolnośląskie”, kamienna głowa mogła być czyimś portretem umieszczonym według ówczesnego zwyczaju żartem przez budowniczego, albo raczej był to wizerunek złego ducha wmurowany dla jego unieszkodliwienia. HISTORIA O SKAMIENIAŁYCH TANCERKACH Kolejną legendą niosącą przestrogę jest historia o skamieniałych tancerkach. Ulica Szewska posiada wiele ciekawych miejsc, a każdy, kto jest ciekawy jej prawdziwego charakteru, powinien poznać jej podwórka. Jedno z nich skrywa tzw. skamieniałe tancerki. Poznajcie ich historię. Skamieniałe tancerki to płaskorzeźba, która przedstawia boga mitologii greckiej Chronosa i Talię; obok nich tańczą dziewczęta w tunikach. Chronos utożsamiany był z czasem – był to bóg, który wszystko widzi, ujawnia i wyrównuje. Natomiast Talia to muza komedii i poezji. Z płaskorzeźbą też łączona jest legenda. Jak podaje Krzysztof Kwaśniewski, pewna uboga wdowa miała dziewięć pięknych córek. Była to pracowita kobieta, skłonna do wielu wyrzeczeń, aby

wroclife.pl Nr 1/2019

47


C Z A S

W O L N Y

zaspokoić potrzeby córek. Niestety, gdy te dorosły, nie pomagały matce, lecz skupione były na sielskim życiu przepełnionym przyjemnościami. Uwielbiały tańce, zabawy, spotkania czy spacery z kawalerami. Ich matka tolerowała beztroskie zachowanie córek, licząc na to, że dobrze wyjdą za mąż, co zapewni im lepszą przyszłość. Dziewczęta żyły więc rozrywkami i zabawą. Pewnego razu siostry przekroczyły jednak granicę przyzwoitości, kiedy to chciały iść na tańce w Wielki Piątek. Ich matka stanowczo się sprzeciwiła i chciała, by godnie spędziły ten dzień skupienia i powagi. Oczywiście dziewczynom pomysł nie spodobał się, co zakończyło się sprzeczką. Rozżalona matka zamknęła na klucz swoje rozbrykane pociechy w ich pokoju. Przez jakiś czas siostry siedziały smutne, ale gdy zbliżała się godzina zabawy, zaczęły myśleć, jak wydostać sięz domu. Najmłodsza siostra wymyśliła, że można wyjść przez okno, przejść kawałek po gzymsie, a następnie spuścić się

po sznurze. Tak też zrobiły. Jednak gdy dziewczęta wydostały się na gzyms domu, powiał lekki wiatr i oto wszystkie, tak jak stały, skamieniały na miejscu. I odtąd stały tam tak długo, jak długo stał ów dom. Jedna z wersji tej historii mówi o tym, że obok skamieniałych córek pewnej nocy pojawiły się trzy inne niewiasty oraz dorodny mężczyzna i piękna kobieta. Według niektórych interpretacji wrocławskich legend do dziewięciu córek wdowy dołączyły nimfy, bóg Chronos oraz muza Talia. Ponoć to właśnie Talia, której siostry imponowały swoimi artystycznymi zdolnościami, namówiła Chronosa oraz trzy nimfy, by wspólnie do nich dołączyć. W ten sposób chciała wynagrodzić występy, którymi za życia napawały uczestników zabaw. Jak podaje Kwaśniewski w swojej książce, podanie odnosiło się do kamienicy mieszczańskiej, która stała przy ulicy Szewskiej 50/51. Ściana tylna, dawniej frontowa tej kamienicy przedstawia (na dwóch tablicach)

dwanaście tańczących dziewcząt (co zresztą nie do końca zgadza się z treścią podania, w którym jest mowa o dziewięciu córkach). Płaskorzeźba była zaliczana do szkoły G. Schadowa (1764-1850), a więc była dziełem nowszym. Potwierdza to ogólne mniemanie, że i sama historia o skamieniałych tancerkach jest jednym z najmłodszych podań wrocławskich (uwzględnionych w książce Kwaśniewskiego). LEGENDA O POKUTNICACH Kościół św. Marii Magdaleny ma burzliwą i trudną historię. W 1241 roku w czasie najazdu Mongołów został zniszczony po raz pierwszy. Kościół odbudowano w latach 1242-1248, jednak 100 lat później, w maju 1342 roku, strawił go pożar. Do naszych czasów dotrwał budynek wzniesiony w latach 1342-1362. Kościół zyskał wieże w XV wieku, natomiast pierwsza wzmianka o Mostku Pokutnic pochodzi z 1459 roku. Mostek był wówczas punktem widokowym, ale pełnił również funkcję prezentacyjną orkiestry. FOT. WROCLIFE

48 wroclife.pl Nr 1/2019


C Z A S

Z kościołem św. Marii Magdaleny związana jest legenda o pokutnicach z wieży kościoła. Mostek pokutnic, mimo że zawieszony 45 metrów nad ziemią, przyciąga wzrok. Czy znacie legendę z nim związaną? Dawno temu we Wrocławiu żyła piękna dziewczyna, która miała wielu wielbicieli. Lecz ona, próżna i uwodzicielska, lubiła być adorowana przez nich i nie spieszyło jej się do zamążpójścia. Matka dziewczyny wielokrotnie upominała córkę, aby się ustatkowała i nie zwodziła chłopców. Piękna panna nie chciała jednak podjąć się trudów domowej pracy, sprzątania, gotowania czy niańczenia dzieci. Jak podaje Krzysztof Kwaśniewski, bezradna matka pewnego razu zaprowadziła wieczorem córkę pod kościół św. Marii Magdaleny, której strzeliste wieże wysoko wzbijały się w nocne niebo. Poprosiła dziewczynę, aby przyjrzała się mostkowi łączącemu obie wieże. I zapytała, czy widzi miotające się cienie na nim. Powiedziała, że są to dusze beztroskich dziewczyn, które przez całe życie bawiły się tylko i zwodziły chłopaków, jednak nigdy nie wyszły za mąż, bojąc się obowiązków domowych. Za karę dusze tych dziewczyn uwięzione zostały na mostku wież kościoła św. Marii Magdaleny i już nigdy nie zaznają spokoju. A że nie chciały zamiatać własnego domu, muszą teraz ciągle zamiatać i szorować ów mostek.

Istnieje jeszcze jedna historia dotycząca mostku między wieżami kościoła św. Marii Magdaleny. Na tym mostku miała się pokazywać wiedźma zwana Biedną Grzesznicą, która za swoje rozpustne życie została skazana na zamiatanie mostku przez wieczność.

W Dąbiu żył sobie pewien chłop, który był prostym, ale pracowitym człowiekiem. Był wielkim łakomczuchem, a jego ulubionym daniem były kluski śląskie, które najlepiej przyrządzała jego żona. Niestety, niewiasta przedwcześnie umarła. Biedak pozostał sam, cierpiąc niemiłosiernie, jednak wiele przekazów podaje, że bardziej tęsknił za jej jedzeniem niż za żoną. Nasz bohater pewnego razu udał się na targ do Wrocławia. Kiedy przechodził koło katedry, usiadł sobie na kamieniu, tuż obok małej bramy przy kościółku św. Idziego, aby nieco odpocząć. Strudzony drogą zasnął. Z „Legend i podań wrocławskich i dolnośląskich” dowiadujemy się, że we śnie ujrzał niebo ze świętymi i aniołami, a wśród nich swoją żonę. Pojawiła mu się smutna, ukryta w jakimś mrocznym kąciku nieba i zaczęła prosić go, aby jej tak nie opłakiwał, bo jego smutek zakłóca jej wieczną szczęśliwość. Gdy chłop się obudził, zobaczył, że stoi przed nim koszyczek, a w nim jego ulubione przysmaki: wędzonka i kluski śląskie, tak smacznie przyrządzone, jak tylko jego żona potrafiła. Oczywiście szybko zasiadł do posiłku, jednak jedną kluseczkę postanowił zabrać do domu

na pamiątkę dziwnego zdarzenia. Gdy kończył jeść, żal mu się zrobiło tej jednej kluseczki; gdy już miał ją włożyć do ust, w niewytłumaczalny sposób uciekła mu z łyżki, uniosła się w powietrze i przywarła do łuku znajdującego się naprzeciw bramy. Wieść o tym zdarzeniu szybko się rozniosła: próbowano kluskę z bramy usunąć, jednak było to niemożliwe. Pozostała tak do dziś. Istnieje jeszcze jedna wersja owej legendy. Podaje się, że żona we śnie powiedziała mężowi, że zostawia mu garnek pełen klusek, który będzie zawsze się napełniał, jeżeli on będzie zostawiał w nim jedną kluskę po skończonym posiłku. Gdy chłop się obudził, od razu zabrał się do jedzenia. Pyszne kluseczki szybko znikały z miseczki. Łakomczuch nie był w stanie zapanować nad swoim apetytem i nie zamierzał zostawiać ostatniej kluski. Jednak gdy po nią sięgnął, wyślizgnęła mu się i uciekła na szczyt bramy. Naczynie od żony pozostało już na zawsze puste. Późnoromański kościół św. Idziego z sąsiednim budynkiem (obecnie Muzeum Archidiecezji Wrocławskiej) połączony jest lekkim łukiem, który tworzy bramę. Na środku łuku znajduje się gałka, która od dawna nazywana jest kluską, a całe przejście między budynkami Bramką Kluszczaną lub Bramą Kluskową.

FOT. BARBARA MALISZEWSKA

Dziewczyna wróciła do domu zawstydzona. Wkrótce po tym wydarzeniu wyszła za mąż za miłego kawalera, zostając dobrą i uczciwą gospodynią.

„KULINARNA” LEGENDA Z OSTROWA TUMSKIEGO

W O L N Y

wroclife.pl Nr 1/2019

49


POKAZ FILMÓW

DZIEJE SIĘ WE WROCŁAWIU patronaty i wydarzenia OD 29 STYCZNIA DO 26 MARCA, W STARYM KINIE – FILMY NIEPODLEGŁEJ Filmy Niepodległej to program towarzyszący wystawie „Prawem naszym – zmartwychwstanie”. Nowe kino w Muzeum Pana Tadeusza zaprasza w każdy wtorek na projekcje archiwalnych polskich filmów. Kinematografia okresu międzywojennego chętnie sięgała po tematy dotyczące historii najnowszej Polski: okresu zaborów, I wojny światowej i momentu odzyskanie niepodległości. Wstęp: 10 złotych, liczba miejsca ograniczona, bilety dostępne w kasach muzeum oraz online. Muzeum Pana Tadeusza Zakładu Narodowego Im. Ossolińskich Kamienica pod Złotym Słońcem, Rynek 6, Wrocław

Wstęp na konferencję jest bezpłatny obowiązują zapisy: https://www.capgeminisoftware.pl/wydarzenia/tech-talk-capgemini-special-edition-ii

W A R S Z T A T Y

Pasaż Grunwaldzki, plac Grunwaldzki 22, Wrocław

12-14 MARCA, GRAFIT Autorski, najmłodszy i najbardziej innowacyjny projekt NZS Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. GrafIT to cykl wielotematycznych szkoleń związanych z branżą IT, grafiką i najnowszymi technologiami. Kolejne edycje projektu zbliżają się wielkim krokami, a branża IT daje mnóstwo inspiracji do przeprowadzenia interesujących i użytecznych szkoleń. Projekt GrafIT ma pomóc w odnalezieniu nowych pasji wśród młodych ludzi i pomóc im w rozwoju kompetencji zawodowych. Zapisy: https://www.facebook.com/nzsgrafit/ Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, ul. Komandorska 118/120

Bilety (30/40 zł) są dostępne na Going oraz w sieci Empik. Wrocławski Klub Formaty, ul. Samborska 3-5, Wrocław

K O N C E R T Y

22-23 MARCA, BEFORE AMBIENTALNY Before Ambientalny 2019 to zapowiedź tegorocznego Festiwalu Ambientalnego, który odbędzie się pod koniec listopada we Wrocławiu. Festiwal czerpie inspiracje z muzyki, której nie wystarczy słuchać – bardzo często trzeba ją najpierw usłyszeć. Festiwal jest miejscem spotkania twórców mających świadomość swojego artystycznego, awangardowego pochodzenia z odbiorcą nierzadko poszukującym jakościowo bogatych elementów tożsamości kulturowej. Wystąpią: Simon Scott, Rafael Anton Irisarri w sobotę i Pruski, Frank Bretschneider w niedzielę.

K O N C E R T Y

K O N F E R E N C J A

1 MARCA, TECH TALK WITH CAPGEMINI SPECIAL EDITION II W Multikinie w Pasażu Grunwaldzkim odbędzie się specjalistyczna konferencja o językach Java i Java Script. Wydarzenie organizowane jest przez Capgemini Software Solutions Center. To konferencja dla tych, dla których samouczki i podręczniki to już od dawna za mało – podczas jednodniowego wydarzenia doświadczeni eksperci podzielą się wiedzą, którą na co dzień wykorzystują przy zaawansowanych projektach dla dużych, znanych marek.

22-31 MARCA, 40. PRZEGLĄD PIOSENKI AKTORSKIEJ Tegoroczny jubileusz będzie przepełniony codziennymi spotkaniami z laureatami w Teatrze Muzycznym Capitol i szeregiem zdarzeń w przestrzeni miejskiej. Najważniejszy Koncert Finałowy, składa się z dwóch części. Pierwsza część koncertu to Finał Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki, który dał początek wrocławskiemu festiwalowi cztery dekady temu. Tę część wyreżyseruje Martyna Majewska. Druga część to koncert zatytułowany „Out of The System, czyli Wielki Brat czuwa” w reżyserii Marcina Libera. Koncert Galowy pod tytułem „Koniec” reżyseruje Wojciech Kościelniak. Twórcy Gali, spróbują skłonić widzów do zastanowienia, czym jest tytułowy koniec – upadkiem czy przesileniem, kresem czy szansą na odrodzenie. Wstęp biletowany

Muzyczny Capitol, ul. Marszałka J. Piłsudskiego 67, Impart, ul. Mazowiecka 17 50Teatr wroclife.pl Nr 1/2019

wroclife.pl Nr 11/2018

50


wroclife.pl Nr 1/2019

51


52 wroclife.pl Nr 1/2019


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.