Wroclife nr 8/2017 (16)

Page 1

nr 8/2017 (16) listopad egz. bezpłatny wroclife.pl

Rok po ESK

s. 24

Wrocławskie murale (II): Ołbin

WBO 2017

Wyniki głosowania

s.20

s. 18

10

Po dobrej stronie mocy

14

Co wpływa na atrakcyjność nieruchomości?

34

You can't MOCK it



Spis treści 4

Czy przedsiębiorcy mają swoje prawa?

4

wroclife.pl

Brudno STANISŁAW SZELC

27

Polish Reality – Part II MICHAEL FORBES

KARIERA I BIZNES

onad rok temu, na prośbę przyjaciół, podjęłam się poprowadzenia redakcji magazynu i portalu Wroclife. Miałam pełnić obowiązki redaktor naczelnej przez pół roku (4 kolejne numery). Moim celem było wspomóc nasz crowd-fundingowy start-up poprzez zaangażowanie wartościowych współpracowników, dbanie o oryginalne i niestereotypowe treści oraz budowanie świadomości tytułu m.in. poprzez networking i sieć dystrybucji. Ostatecznie, ten niecodzienny wolontariat trwał 13 miesięcy (wydaliśmy w tym czasie aż 12 numerów). Cele zostały osiągnięte, choć im wyżej się wznosimy, tym wyżej spoglądamy... Ten wypełniony pracą rok był przeżyciem satysfakcjonującym, ale również wyczerpującym, dlatego z dumą z tego, co udało się osiągnąć, a jednocześnie z wielką ulgą, oddaję redakcję w ręce Artura Heliaka, który ponownie podejmie olbrzymi trud łączenia funkcji prezesa spółki z funkcją redaktora naczelnego. Dziękuję wszystkim Czytelnikom i Współpracownikom za wiele ciepłych słów, które miałam okazję usłyszeć w trakcie tego roku. Chciałam podziękować osobom, które szczególnie wspierały mnie w realizacji redakcyjnych działań i bez których Wroclife nie uzyskałby swojego charakteru: Aleksandrze Abdurashytowej, Anicie Bańdziak, Marcinowi Czarniakowi, Marcinowi Jędrzejczakowi, Magdalenie Korytowskiej, Jackowi Plucie, Edycie Samborskiej, Ewie Suchożebrskiej, Stanisławowi Szelcowi, Piotrowi Szymańskiemu, Aleksandrowi Wenglaszowi i Owenowi Williamsowi. Jestem przekonana, że Wroclife pozostanie ważnym i wyjątkowym tytułem na wrocławskim rynku wydawniczym przez kolejne lata, a nawet dekady.

6

Kultura biurowa we wrocławskich firmach TOMASZ MATEJUK

10

Po dobrej stronie mocy ROZMOWA Z MARTĄ KACPRZAK

12

Wrocław miastem spotkań IT JAKUB JAROSZ & PAWEŁ KLIMCZYK

18

Wrocławskie murale (II): Ołbin MACIEJ LEŚNIK

20 NASZE MIASTO

P

Acta est fabula

FELIETONY

MICHAŁ TEKLIŃSKI

WBO 2017: wyniki głosowania PIOTR SZYMAŃSKI

24

Rok po ESK JACEK PLUTA

30

Produkty z bambusa i korka MARCIN CZARNIAK

Redakcja redakcja@wroclife.pl Małgorzata Burnecka (redaktor naczelna), Sławomir Czarnecki, Maciej Leśnik, Tomasz Matejuk, Maciej Skwara, Aleksander Wenglasz Współpraca Aleksandra Abdurashytova, Anita Bańdziak, Marcin Czarniak, Błażej Duber, Michael Forbes, Patryk Hałaczkiewicz, Mariusz Huk, Jakub Jarosz, Marcin Jędrzejczak, Bartosz Jungiewicz, Wojciech Kaźmierczak, Maciej Kisiel, Ewa Kuzilek-Sekścińska, Wiktor Lewandowski, Michał Nałęcz, Jarosław Obremski, Jacek Pluta, Tomasz Ratajczyk, Edyta Samborska, Ewa Suchożebrska, Jędrzej Szelc, Stanisław Szelc, Piotr Szymański, Aleksander Wenglasz, Owen Williams Skład, łamanie i projekt graficzny Mateusz Pichniarczyk @ d!zajn42, www.inteligentnydizajn.pl Druk drukarnia UNIQ POLIMEDIA, www.uniq.media

We mgle: Met(w)ro ALEKSANDER WENGLASZ & ANITA BAŃDZIAK

MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Reklama reklama@wroclife.pl

36 14

Co wpływa na atrakcyjność nieruchomości? MARCIN CZARNIAK

16

Fotel – przyjaciel na jesienne wieczory NASZ EKSPERT – GALERIA WNĘTRZ DOMAR

17

Czy grunty pod nowe inwestycje rzeczywiście drożeją? NASZ EKSPERT SZYMON MATUSZYŃSKI (VD)

28 CZAS WOLNY

Wydawca Wroclife sp. z o. o. ul. A. Czechowa 25, 52-231 Wrocław www.wroclife.pl Prezes zarządu: Artur Heliak, artur.heliak@wroclife.pl

Decoupage, scrapbooking i Adam Słodowy ROZMOWA Z MARTĄ ZAWIERTĄ I AGNIESZKĄ SZCZEPANEK

32

ATME, czyli superumysł ROZMOWA Z ZESPOŁEM ATME

34

You can't MOCK it INTERVIEW WITH MAREK KRAJEWSKI

Zdjęcia Adobe Stock, Aleksandra Abdurashytova, Aleksander Wenglasz, Capgemini, Credit Suisse, Damnet, Divante, Envato, IT Corner, Marek Krajewski, Nokia, Objectivity, Primavera Furniture, Robin Wood, Rupieciarnia, unIQ Studio

Rysunek na okładce Anita Bańdziak

• •

Nakład 10 000 egz. Hosting Stermedia, www.stermedia.eu Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

Dystrybucję wspiera • wrocławski • kurier miejski

www.nawczoraj.com.pl


Czy przedsiębiorcy mają swoje prawa? MICHAŁ TEKLIŃSKI

Z najnowszego raportu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wynika, że poziom przestrzegania praw przedsiębiorców jest na umiarkowanym poziomie z tendencją wzrostową. Co to w praktyce oznacza dla firm już działających i dla tych, którzy firmy dopiero chcą założyć? Podstawowy wniosek ze wspomnianego raportu jest taki, że Polska nie należy do krajów masowo łamiących prawa przedsiębiorców, ale też nie należy do czołówki tych, które prawa te perfekcyjnie szanują. Problemy ze zmiennością prawa, niejasnymi przepisami czy niepewnością co do ich interpretacji to codzienność polskich firm. Szczególnie tych małych i średnich. Jednocześnie autorzy wskazali, że przestrzeganie praw przedsiębiorców i zmiany w prawie idą w dobrą stronę, lecz tempo tych zmian jest zdecydowanie za wolne. Przykładem takiej sytuacji jest tzw. „produkcja prawa”. Zauważono, że nowych aktów prawnych „produkuje się” coraz mniej, co jest dobrą informacją, ale jednocześnie tylko w 2016 powstało ich blisko 32 tysiące! Taka sytuacja powoduje, że blokowany jest wzrost przedsiębiorczości na dwóch płaszczyznach. Pierwsza dotyczy już istniejących firm i ich rozwoju. Ciągle zmieniające się prawo i niepewność co do zasad, na jakich prowadzi się biznes, są często większym problemem niż wysokość podatków w Polsce. Osobną płaszczyzną są trudności, na jakie napotykają początkujący przed-

siębiorcy. Analitycy ZPP podkreślają, że poziom skomplikowania procedur (choćby podatkowych) i ich czasochłonność blokują powstawanie nowych firm lub powodują ucieczkę do szarej strefy. To realny problem gospodarczy, ale też społeczny. Z drugiej strony, eksperci zwracają uwagę, że otoczenie prawne polskiego biznesu generalnie się poprawia. Co więcej, to proces, który trwa od kilku lat i raczej trudno go wiązać z rządami takiej czy innej partii. Może to oznaczać, że kluczową rolę w poprawie sytuacji polskich firm, szczególnie tych małych i średnich, może odgrywać dialog z państwem i jego instytucjami. To jednak długi i pracochłonny proces, którego za przedsiębiorców nikt nie wykona. To my sami musimy się organizować i to nie tylko na szczeblu centralnym, ale także we Wrocławiu czy w innych miastach. Musimy odważnie domagać się przestrzegania naszych praw. W końcu znakomita większość przedsiębiorstw w Polsce działa uczciwie, płaci podatki i spełnia swoje obowiązki nakładane przez prawo. Warto o tym zawsze i wszędzie przypominać. Michał Tekliński, Przewodniczący Rady Nadzorczej Dolnośląskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

Brudno STANISŁAW SZELC Jeszcze nie tak dawno pętałem się po świecie i, poza obydwoma biegunami i Południową Ameryką, "zaliczyłem" pozostałe kontynenty. Teraz proces szwendania ograniczam do krótkich wypadów na terenie Wrocławia, w tym regularnie do kawiarni Literatka, w której prowadzę hulaszczy tryb życia. Na dzikim kontynencie o nazwie Azja jest taki nieduży kraj wyspiarski, w którym nie ma, tak jak u nas, prawdziwej demokracji, praw człowieka i szlachetnej sprawiedliwości. Ten kraj nazywa się Singapur i panuje tam okrutny reżim. Brutalne władze tego, z przeproszeniem, Singapuru, zniewoliły miejscową ludność barbarzyńskimi przepisami, w myśl których nie wolno rzucać na ulicę niedopałków papierosów i wypluwać gumy do żucia. Jak żyć w takiej dziczy? Nam, bohaterskiemu Narodowi Polskiemu, w takich kwestiach można skoczyć na pantograf. Wiem, że to bezsensowne określenie, ale bardzo lubię wyraz "pantograf", chociaż za cholerę nie wiem, co to znaczy. Dzięki temu jednak, po każdym weekendzie, dokładnie wiem, co moi Rodacy jedzą, piją, jakie lulki palą i jaką grupę krwi mają rywalizujący o względy dam rycerze. Ba, wiem nawet, co spożywają wyprowadzane na wieczorne spacery psy. Zatem zupełnie mnie nie dziwi życzliwe zainteresowanie zagranicznych turystów, pracowicie filmujących cały ten folklor.

Z maniakalnym uporem wracam do problemu parkowania na Starym Mieście, nie kryjąc, że kieruję się obrzydliwą prywatą. Jako nieformalny rzecznik mieszkańców tej dzielnicy (już nie pamiętam, po raz który?) zwracam się z uprzejmym pytaniem, kiedy ktoś kompetentny (ha, ha to żart) zajmie się tą sprawą. Kiedy wydzieli się na staromiejskich uliczkach miejsca parkingowe dla mieszkańców? Ostatnio, słusznie, miejsca takie zagwarantowano samochodom elektrycznym, ale co z nami? Owszem, jesteśmy posiadaczami kart upoważniającymi nas do parkowania (za 100 złotych rocznie) na kilkunastu uliczkach, ale co z tego, skoro wolnych miejsc nie ma. Wracając z pracy, często z ciężkimi zakupami, zmuszeni jesteśmy do kilkusetmetrowych marszów. Ot, takie pełne rezygnacji wołanie na puszczy... Apeluję również do osób odpowiedzialnych i przypadkowo z wyobraźnią. Należy zlikwidować przepis zezwalający rowerzystom jazdę pod tzw. prąd. Na wąskich uliczkach już teraz jest to źródłem konfliktów, a może (oby nie) dojść do nieszczęścia.


SoftServe Poland is hiring!

We’re a leading technology solutions company specializing in software development and consultancy services. With offices across the globe and development centers across Eastern Europe, we treat our client’s business as if it were our own and are passionate about delivering efficient, innovative, world-class solutions.

Since 1993 we’ve been parnering wiht organizations from start-ups to large enterprisesto help them accelerate growth and innovation, transform operational efficiency, and deliver new products to market. Our experience stretches from Big Data and the Internet of THings to Cloud, Security and UX Design.

Digital Health

30

Offices Europe & USA

IoT

Security

Quality Assurance

UX Design

Data Science

Big Data

Software Architecture

DevOps

Countries With SoftServe Clients

Check our open vacancies at www.softserve.pl

Find us on Facebook: www.facebook.com/SoftServePoland


FOT. CREDIT SUISSE

Open space vs. kameralne pokoje. Kultura biurowa we wrocławskich firmach Obecne we Wrocławiu korporacje i firmy IT w różny sposób organizują przestrzeń do pracy. Jedne preferują tzw. open space’y, inne wolą kameralne pokoje. W niektórych atmosfera jest wręcz domowa – po biurze można chodzić w kapciach albo malować po ścianach. TOMASZ MATEJUK

– W biurach Nokii zdecydowanie dominuje open space. Podyktowane jest to z jednej strony efektywnością i elastycznością wykorzystania przestrzeni, z drugiej zaś filozofią firmy w tym zakresie – tłumaczy Tomasz Klecha, Workplace Resources Manager w Nokii. Jednak, jak podkreśla Klecha, nie wszystkie miejsca we wrocławskich biurach fińskiego koncernu, gdzie pracuje łącznie ponad 3,6 tys. osób, tak wyglądają. – Wyjątki dotyczą np. działu HR, księgowości czy też lokalnego Service Desku i, wbrew pozorom, nie obejmują kadry zarządzającej. Chcąc zapewnić naszym pracownikom odpowiedni komfort pracy, dbamy o to, aby pokoje do pracy w skupieniu, jak również pokoje spotkań i sale konferencyjne były odpowiednio wygłuszone – zaznacza.

Kolorystyczne strefy i smart working W biurze Credit Suisse, mieszczącym się w budynku Green Day, w życie wcielany jest system smart working. Co to znaczy? Nie ma przypi-

6

wroclife.pl Nr 8/2017

sanych stanowisk pracy, każdy może wybrać dowolne miejsce, a wszystkie rzeczy osobiste i biurowe przechowywane są w zamykanych szafkach, do których dostęp mają pracownicy. Są też salki konferencyjne, wspólne przestrzenie do pracy zespołowej i do pracy w ciszy, a także kuchnie i strefy odpoczynku. – Największą powierzchnię zajmuje open space, który w połączeniu z systemem smart working ułatwia zarówno planowaną, jak i spontaniczną współpracę między pracownikami z różnych departamentów i zespołów – tłumaczy Natalia Hyla z zespołu HR Credit Suisse. Są tam dwa rodzaje stref: Home Zones, to sześć kolorystycznych stref, dzięki którym łatwiej pracownikom odnaleźć osobę, której konsultacji potrzebują oraz strefy Business Garden (na każdym piętrze oznaczona kolorem zielonym). To z kolei przestrzenie z dużą ilością zieleni i luźniej rozstawionymi stanowiskami, umożliwiającymi pracę w większym skupieniu. – Poza tradycyjnymi przestrzeniami biurowymi, takimi jak open space i pokoje konferencyjne o zróżnicowanych rozmiarach, w budynku znajdują się też wydzielone pomieszczenia,

które umożliwiają pracę indywidualną. Należą do nich Quiet Zones (strefy ciszy) oddzielone od innych stanowisk pracy ścianką działową. W tej strefie brak jest telefonów na biurkach, zabronione jest również prowadzenie rozmów – wyjaśnia Natalia Hyla. Z kolei osobne, małe zamykane pomieszczenia Focus Booths (pokoje cichej pracy) przeznaczone są do pracy indywidualnej w skupieniu. Można w nich przeprowadzić również poufną rozmowę telefoniczną lub wideokonferencję. – W budynku Green Day znajdują się również miejsca (tzw. Touch Down), które ułatwiają wspólną pracę – są tam komputery i stanowiska z wysokim stołkami, dzięki którym pracownicy w wygodny sposób mogą omawiać treści wyświetlane na jednym monitorze – dodaje Natalia Hyla.

Neony na ścianach i plaża w pokoju Wrocławski oddział Capgemini liczy trzy biura. W dwóch pierwszych przy ulicy Strzegomskiej, które są siedzibą firmy od siedmiu lat, brakuje


KARIERA I BIZNES open space’ów, co – jak podkreślają przedstawiciele koncernu IT – sprzyja pracy w startupowej atmosferze. – Naszym pracownikom zaoferowaliśmy kameralne pokoje, w których pracują w niewielkich zespołach – dzięki temu, chociaż zatrudniamy już ponad 1000 pracowników, wciąż czujemy tę rodzinną, przyjazną atmosferę – tłumaczy Justyna Kurpierz, Employer Branding Team Leader w Capgemini Software Solutions Center. Z kolei trzecie biuro, otwarte w tym roku w kompleksie Business Garden, to kreatywna przestrzeń, urządzona w bardzo nowoczesny sposób, w której nie brakuje chillout roomów, a przed budynkiem znajduje się boisko dla pracowników. – Biuro podzielone jest na kilka części, oznaczonych neonami, bardzo modnymi przede wszystkim w przestrzeni miejskiej. Tak kreatywnie pomyślane miejsce pracy staje się bliższe pracownikom – sprzyja wydajności, minimalizuje stres oraz pozytywnie wpływa na wzajemne relacje – zaznacza Justyna Kurpierz. Z kolei w biurze Sii w Sky Tower znajdziemy głównie pomieszczenia dla 10-15-osobowych zespołów oraz mniejsze salki, przeznaczone na spotkania. – Każdy team ma wpływ na wygląd swojego pokoju – może zdecydować, w jakim klimacie chce go urządzić, wybrać fototapetę, obrazy czy dodatki. I tak w jednym z pokojów mamy plażę, a w drugim ścianę ozdabia Packman – tłumaczy Sara Krzysteczko, Office Manager Sii Wrocław.

Tłumaczy, że w RST każdy zespół ma swój pokój, w którym na bieżąco organizuje sobie pracę. – W niedużym gronie osób, które cały czas ze sobą współpracują, łatwiej jest zaplanować kolejne zadania i wymieniać się uwagami. Stawiamy mocno na komunikację między pracownikami i kompetencje miękkie, a je zdecydowanie lepiej widać w sytuacji, gdy nikt nie jest rozpraszany. Dlatego nie mamy w biurze open space’ów – naszym zdaniem są nieefektywne – podkreśla Habowski. Komunikacji ogólnofirmowej w RST służy Meethub, czyli specjalnie wydzielone piętro, w którym wszyscy pracownicy jedzą razem śniadania i spotykają się na kawie.

W trosce o komfort pracowników – Temat open space vs. zamknięte pokoje to nieprzerwany spór i nietracąca na znaczeniu kwestia. Codziennie spędzamy w pracy około 8 godzin dziennie i ważne jest dla nas, aby każdy czuł się w niej dobrze. W całej firmie mamy do

komfort w znaczeniu fizycznym, ale przede wszystkim podstawę do budowania relacji, swobody i komunikacji. – Im więcej osób znajduje się w pokoju, tym trudniej jest wypracować zasady. Ludzie mają bardzo różne oczekiwania oraz zwyczaje. Jedni preferują siedzieć w słuchawkach cały dzień, drudzy z kolei czują potrzebę regularnej rozmowy, żartów. Dodatkowo, pamiętajmy o tym, że towarzystwo lubianych przez nas osób wpływa pozytywnie na nasze samopoczucie i nastawienie do pracy – dodaje. Siedziba Divante mieści się w prawie stuletnim budynku, który został wyremontowany i przystosowany do potrzeb wrocławskiej firmy. – Nie jest to typowy biurowiec, w związku z tym nie mamy typowych dla korporacji ogromnych open space'ów, a raczej pokoje z podziałem na zespoły. Dzięki temu zapewniony jest dobry przepływ informacji i komfort pracy – zaznacza Natalia Urbańska, HR Director w Divante. Mirela Wasztyl, Recruiting Specialist w Qiagen tłumaczy, że we wrocławskim biurze pracuje obecnie około 300 osób w kilkunastu zespołach.

„W kameralnych pokojach lepiej się pracuje” Open space’ów nie znajdziemy też w Objectivity. – Od kilku lat wolimy pokoje projektowe, mieszczące maksymalnie do 10 osób. Decyzja zapadła trochę na prośbę naszych ludzi, a trochę z uwagi na nasze doświadczenia – praca w pokoju projektowym wydaje się być lepiej zorganizowana, jest mniej hałasu, rozpraszania się, podczas gdy inni rozmawiają. Pokój kilkuosobowy można też wykorzystać jako salę konferencyjną, kiedy spotyka się cały zespół projektowy – wyjaśnia Marta Kacprzak, Head of Communication w Objectivity. Dodaje, że firma oferuje pracownikom także miejsca takie jak chill room, sports room czy music room, gdzie mogą odsapnąć, posiedzieć w ciszy czy pobudzić swoją kreatywność przez chwilę gry na gitarze czy w tenisa stołowego. – Zdecydowanie preferujemy pokoje – mówi Krzysztof Habowski, CEO RST Software Masters.

FOT. NOKIA

dyspozycji zamknięte pokoje, które różnią się od siebie liczbą miejsc – mówi Aneta Kołosowska, Talent Acquisition Manager w SoftServe. Kołosowska tłumaczy, że tylko zamknięte przestrzenie są w stanie zapewnić nie tyle

– Każdy z teamów ma swój własny open space. W przypadku niektórych zespołów przestrzenią pracy są mniejsze bądź większe pokoje, gdzie istnieje możliwość pracy za zamkniętymi drzwiami – wyjaśnia.

wroclife.pl Nr 8/2017

7


FOT. DIVANTE

Firma nie chciała wprowadzać rozwiązania, według którego wszyscy pracownicy będą ulokowani w jednym dużym open space. – Naszym zdaniem mniejsze przestrzenie z jednej strony pozwalają pracownikom na lepsze skupienie się na wykonywanej pracy, a z drugiej sprawiają, że nasi pracownicy czują się swobodniej – dodaje.

Bez ciągłej rotacji – W Nokii nie stosujemy systemu tzw. gorących biurek. Każdy pracownik ma przypisane swoje indywidualne miejsce, jest to zdecydowanie wygodniejsze dla pracowników rozwiązanie niż wspomniane hot deski. Bez wątpienia wpływa to na samopoczucie, atmosferę i komfort pracy, możemy zostawić na biurku osobiste rzeczy, np. ramkę ze zdjęciem rodziny i nie martwić się tym, że nie będziemy mieli gdzie usiąść na drugi dzień. Taka organizacja miejsca związana jest również z charakterem pracy, jaką wykonują nasi pracownicy – mówi Tomasz Klecha. Także w Sii pracownicy mają swoje przypisane miejsca, a firma nie stosuje rotacji. – Jest jednak możliwość czasowej zmiany biurka i pomieszczenia, jeżeli wynika to z potrzeby projektu. Osoby blisko współpracujące z innym działem czy zespołem, mogą pracować kilka dni w miesiącu z innego pomieszczenia. Sprzyja to integracji i ułatwia wspólną pracę – wyjaśnia Sara Krzysteczko. Podobnie rzecz się ma w Capgemini. – Pracownicy zajmują miejsca w pokojach według projektów – osoby, które pracują w jednym dziale czy projekcie, przebywają w tym samym pokoju, co znacznie ułatwia pracę i komunikację między nimi. Jeśli w danym projekcie pracuje kilkadziesiąt osób, wówczas rozmieszczamy pracowników w pokojach obok siebie, aby ta komunika-

8

wroclife.pl Nr 8/2017

cja wciąż była płynna. Każdy z nich ma stałe, przydzielone miejsce – nie rotujemy pracowników każdego dnia, jak zdarza się to często w typowych korporacjach – zaznacza Justyna Kurpierz. W RST – jak mówi Krzysztof Habowski – pracuje się w zwinnych metodykach, w duchu efektywności, więc po dużym planowaniu pracy skład zespołów może się nieco zmienić. – Nie dzieje się tak za każdym razem, ale członkowie zespołów liczą się z tym, że ich kompetencje w kolejnych miesiącach mogą być potrzebne w innym teamie. Wtedy zmieniają swoje biurko. Poza planowaniem, każdy pracownik sam może zmienić zespół w zależności od tego, w jakim kierunku chce się rozwijać. Nie mamy z góry narzuconej rotacji, ale staramy się równoważyć efektywność dobrze zgranego zespołu ze świeżością spojrzenia i wyzwaniem do rozwoju poprzez zmianę projektu czy technologii – tłumaczy Habowski. Przeprowadzki co jakiś czas zdarzają się także w Divante. – Na przykład, gdy tworzy się nowy zespół i szukamy dla niego wspólnego pomieszczenia. Obecnie specjaliści przypisani są do kilku „plemion”, z których każde ma w biurze swoją przestrzeń. To dla nas ważne, aby zespół siedział razem – wtedy najlepiej odbywa się przepływ wiedzy i informacji, wypracowywane są optymalne zasady współpracy, a część spotkań może się odbyć bez zajmowania dodatkowych salek – wyjaśnia Natalia Urbańska.

Programista sam skręcał swoje biurko – Przez długie lata mieliśmy tradycję, że biurko na „dzień dobry” trzeba było sobie samemu skręcić. Dotyczyło to zarówno testera, jak i dyrektora. Pokazywało, że jesteśmy firmą

inżynierską z płaską strukturą organizacyjną – wspomina Krzysztof Habowski. Dziś już tak nie jest, bo firma – by odpowiadać na potrzeby developerów, którzy już w pierwszym dniu ostro zabierają się za kodowanie – mocno przyśpieszyła przygotowanie kompletnego środowiska pracy. W Objectivity standardowo każdy dostaje biurko z możliwością regulacji wysokości, ale jest też opcja otrzymania biurka z funkcją podwyższenia – tak, żeby można przy nim stać. – Krzesła – mamy kilka modeli, które zamawiamy, zatem pracownik może wybrać, które jest dla niego wygodniejsze i bardziej ergonomiczne. Wszelkiego rodzaju podstawki, podnóżki również zamawiamy dla osób, które mają taką potrzebę – wyjaśnia Marta Kacprzak. Podobnie sytuacja wygląda w innych firmach. – Krzesła i biurka są standardowe, jednakże istnieje możliwość zamówienia podnoszonego biurka. Oferujemy naszym pracownikom także możliwość pracy na piłkach do siedzenia. W razie potrzeby, zapewniamy również podnóżki pod stopy i podkładki pod nadgarstki. Każdy pracownik posiada swój laptop i – w zależności od upodobań – pracuje przy jednym lub dwóch monitorach – tłumaczy Mirela Wasztyl z Qiagen. – Nasze biura wyposażamy w komfortowe dla zdrowia i samopoczucia krzesła, sukcesywnie wprowadzamy do wszystkich pokojów także regulowane elektrycznie biurka, aby pracownicy mogli pracować na stojąco – dodaje Justyna Kurpierz z Capgemini.

W biurze jak w domu W RST sporo osób chodzi w kapciach. – Zachęca do tego właśnie przestrzeń, którą każdy może sobie urządzić, jak chce. Nie ma open space, więc zespoły są ze sobą bardziej zgrane i czują się w swoim towarzystwie swobodnie. I jest im dzięki temu na pewno wygodniej – podkreśla Krzysztof Habowski. O to, by pracownicy czuli się jak w domu, dbają też w Qiagen. – Dlatego na ścianach korytarzy, w pokojach i kuchni znajdują się zdjęcia naszych pracowników – z wakacji, wydarzeń charytatywnych lub eventów, w których bierzemy udział. Dodatkowo, w naszej przestrzeni biurowej mamy miejsca bardziej prywatne, odgrodzone od reszty biura, gdzie można usiąść na fotelu, żeby odpocząć i na chwilę oderwać się od pracy, czy też porozmawiać przez telefon – dodaje Mirela Wasztyl. Z kolei w najnowszym biurze Capgemini pracownicy mają więcej możliwości, aby wyrazić się artystycznie.


KARIERA I BIZNES – Na ścianach w korytarzach i kuchni pozostawialiśmy im przestrzeń do malowania, pisania, wyrażania emocji – na ścianach umieściliśmy markery do pisania, dzięki czemu każdy pracownik może coś od siebie dodać do tego wspólnego kolażu i wejść w interakcje z innymi pracownikami – wyjaśnia Justyna Kurpierz.

Japońskie piętra i sztuczne pająki Nokia we Wrocławiu ma kilka biur w różnych miejscach. – Wystrój i aranżacja powierzchni różnią się od siebie. Przykładowo – biura w budynku Green Towers posiadają identyfikację wizualną nawiązującą do poszczególnych kontynentów oraz nazw państw. Dla odmiany, West Gate oznaczony jest różnymi kolorami wewnątrz pomieszczeń oraz nazwami gwiazd i planet. W celu ułatwienia komunikacji, nazwy pokojów przyporządkowane są poszczególnej identyfikacji budynku. Dla przykładu, jeśli chcemy trafić do sali Tokio lub Sushi, to wiemy, że powinniśmy ich szukać na japońskim piętrze – tłumaczy Tomasz Klecha. W RST wystrój pomieszczeń zależy od inwencji twórczej zespołu. Niektórzy stawiają na minimalizm, inni wręcz przeciwnie. – Nasi admini puszczają wodze fantazji i udekorowali swój pokój w niecodzienny sposób. Gdy jeden z nich idzie na urlop, reszta zespołu przygotowuje dla niego niespodziankę. I dzięki temu Krzysiek może cały rok opalać się pod parasolem, a jego komputery są pilnie

strzeżone przez ogrodzenie z bambusa. Z kolei nad biurkiem Staszka wisi siatka maskująca. W całym pokoju jest też sporo sztucznych pająków i jest to zdecydowanie nasz najbarwniej urządzony pokój w biurze, w którym feng-shui jest zdecydowanie na najwyższym poziomie – śmieje się Krzysztof Habowski. W Divante zespoły mają możliwość, by dostosować przestrzeń do swoich potrzeb. Czy to poprzez układ biurek, czy to poprzez dodanie elementów wzbogacających przestrzeń czy ułatwiających pracę, jak dodatkowe tablice, pufy, kanapy czy gadżety. – U nas w pokoju HR przy wejściu wisi ogromna piniata w kształcie Gwiazdy Śmierci ze Star Wars, prezent urodzinowy dla koleżanki z zespołu – śmieje się Natalia Urbańska. W Qiagen generalny wystrój jest taki sam, natomiast każdy z teamów ma możliwość dodania pewnych elementów, które na przykład są związane z tym, czym ten zespół się zajmuje. – Na ścianach możemy znaleźć zdjęcia z wyjść integracyjnych lub wakacji naszych pracowników, flagi krajów, które są przez nas obsługiwane czy mapy. Istnieje też oczywiście możliwość postawienia kwiatów, w okresie jesiennym w niektórych pokojach znaleźć możemy nawet dynie – mówi z uśmiechem Mirela Wasztyl.

A może coworking? Alternatywą do wynajmu własnego biura, zwłaszcza dla mniejszych firm czy startupów, coraz częściej bywa ulokowanie swojej siedziby w jednej z dostępnych we Wrocławiu przestrzeni coworkingowych.

– Gdy otwieraliśmy naszą przestrzeń, niewiele osób znało i rozumiało ideę coworkingu. Obecnie, potrzeba kontaktu z innymi osobami, kreatywne podejście do biznesu i niskie koszty stałe sprawiają, że coworking jest coraz bardziej popularny. Należy pamiętać o najważniejszym czynniku: tego rodzaju przestrzenie utrzymują się i mają rację bytu, jeśli dochodzi w nich do interakcji między ludźmi. Musi więc być ktoś, kto słucha i rozumie potrzeby użytkowników i zadaje sobie trud łączenia ich ze sobą, a także potrafi wspierać przy szukaniu odpowiednich rozwiązań wynikających z aktualnych potrzeb – tłumaczy Jutta Hutsch-Kasprzyk, Managing Partner w IdeaPlace – Centrum Inkubacji i Biznesu. W takich miejscach ramię w ramię pracują startupowcy, freelancerzy i naukowcy z różnych branż. Oprócz miejsc coworkingowych, można wynająć na wyłączność mikrobiura, które pomieszczą od kilku do kilkunastu osób. – Z myślą o potrzebach naszych klientów dostarczamy cały szereg usług, które pozwalają rozwijać ich biznes. Oprócz miejsca do pracy, czyli biurka – w zależności od wybranego pakietu – dostępne są również sale na spotkania biznesowe, rekrutacje lub większe sale z przeznaczeniem na organizację szkoleń czy warsztatów, ale też zespołowy „brain storm” – wylicza Jutta Hutsch-Kasprzyk. Można również skorzystać z usługi rejestracji firmy pod adresem biura wraz z obsługą korespondencji przychodzącej – to udogodnienie dla wszystkich tych, którzy nie chcą zajmować się sprawami administracyjnymi i wolą skupić się na rozwoju własnego biznesu.

wroclife.pl Nr 8/2017 FOT. CAPGEMINI

9


Trzykrotnie poprowadziłaś firmę Objectivity po laur międzynarodowej nagrody Great Place To Work. Czemu zawdzięczasz ten sukces?

Ludziom i ich zaangażowaniu. Kultury organizacji i atmosfery nie buduje się jednoosobowo czy poprzez elitarną grupę, np. management. To coś, co powstaje poprzez wspólnie spędzany czas, dzielenie się wiedzą, doświadczeniami, sukcesami i porażkami. Pracuję w Objectivity 7 lat i od samego początku realizujemy podobną strategię w każdym dziale firmy – zatrudniać ludzi, którzy naprawdę chcą u nas pracować, którzy podzielają nasze wartości, dać im swobodę działania tam, gdzie to możliwe, ale równocześnie narzędzia wsparcia, aby czuli się bezpiecznie. Rozmawiać z nimi, pozwalać im się rozwijać, włączać ich w proces decyzyjny, a na sam koniec – sprawić, żeby chcieli z nami pracować jak najdłużej. Great Place to Work to praca zespołowa i choć duży ciężar za logistykę i organizację konkursu spada na zespół HR, który w naszej firmie jest niezwykły, to tak naprawdę każda pojedyncza osoba pracująca w Objectivity decyduje co roku, czy jesteśmy najlepszym miejscem pracy. I poprzez efekt synergii udaje nam się trzeci raz z rzędu być na podium w naszej kategorii, w tym roku nawet na pierwszym miejscu.

FOT. OBJECTIVITY

Po dobrej stronie mocy Z Martą Kacprzak, Head of Communication w firmie Objectivity, rozmawia Edyta Samborska. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem Richarda Bransona: „Klienci nie są najważniejsi. Pracownicy są najważniejsi. Jeśli zadbasz o swoich pracowników, oni zatroszczą się o klientów”?

Mogę odpowiedzieć o realiach firmy, w której pracuję, choć wydaje mi się, że w innych firmach i branżach może to działać podobnie. Pracownik jest największym kapitałem firmy, jej wizytówką i twarzą, którą pokazujemy wszystkim interesariuszom – inwestorom, dostawcom, społeczności lokalnej, potencjalnym pracownikom i, co najważniejsze, klientom. Klientom, bez których nie bylibyśmy w stanie

10

wroclife.pl Nr 8/2017

wdrażać innowacji, rozwijać się jako organizacja, działać sprawnie i skutecznie. Dbając o naszych pracowników, tak naprawdę dbamy o klientów. Pracownik, który jest profesjonalny, ma odpowiednie przeszkolenie i narzędzia, a równocześnie jest zadowolony, czuje się bezpiecznie i uważa, że jego praca ma sens, będzie dbał o klienta. Wydaje mi się, że ta zależność jest odpowiedzią – szczęśliwy pracownik podejdzie do klienta z uśmiechem i empatią, efektywnie rozwiąże jego problem biznesowy, a w konsekwencji – cała organizacja odniesie korzyść. Uważam, że dbanie o pracowników jest tak naturalnym procesem, jak oddychanie.

Jesteś entuzjastką testu Strenghts Finder 2.0, który bazuje na naszych kluczowych talentach. Jaki wpływ ma wiedza o mocnych stronach na codzienną pracę?

Strenghts Finder 2.0 jest narzędziem, które stosujemy od początku istnienia firmy w Polsce, najpierw był to eksperyment, teraz stało się to naszą codziennością. Nawet rozmowy w kuchni często toczą się wokół tego tematu. Udowodniono naukowo, że osoby, które w pracy używają swoich naturalnych kompetencji, czyli mocnych stron, są efektywniejsze, wydajniejsze, bardziej kreatywne i szczęśliwsze. Chętniej przychodzą do pracy i oceniają ją wyżej niż osoby, które pracując muszą wykonywać czynności spoza swoich mocnych stron. Najlepiej to wytłumaczyć na przykładzie pracy zespołowej – kiedy zespół zna mocne strony poszczególnych członków, zadania można przyjmować tak, aby osoba, która lubi i umie planować, była odpowiedzialna za ten właśnie etap projektu. Za pozyskiwanie funduszy i zgód zarządu – osoba, która ma dar przekonywania, za nadzór nad terminowością - osoba, która lubi porządek i ma umiejętność zarządzania czasem. Pracujemy wówczas jako zespół, każdy dokłada do projektu tę część, w której czuje się najlepiej


KARIERA I BIZNES i wszyscy czują się ojcami lub matkami wspólnego sukcesu. A jeśli coś trzeba poprawić, to też wiemy, do kogo się zwrócić, ponieważ każdy otrzymał swój zakres odpowiedzialności. W pracy indywidualnej daje nam to wiedzę, które zadania będziemy realizować łatwiej i szybciej, a które zajmą nam więcej czasu i będą wymagały pomocy z zewnątrz. Dzięki temu, możemy lepiej planować swoją pracę, lepiej korzystać z pomocy kolegów i koleżanek i łatwo diagnozować zadania przynoszące radość i satysfakcję, a jednocześnie pracować nad tym, aby jak najwięcej takich zadań trafiało nam się w każdym tygodniu pracy.

Jak zadbać o profesjonalny wizerunek w social media?

To bardzo trudne pytanie. W dzisiejszych czasach, ile branż, ile grup, tyle definicji profesjonalizmu. Myślę, że to, co sprawdzi się w branży IT, niekoniecznie sprawdzi się w sprzedaży czy gastronomii. Ale są pewne uniwersalne zasady, które z grubsza opisuje tzw. content marketing. Gdybym miała stworzyć moją krótką listę, byłoby na niej dzielenie się wartościowymi informacjami dla naszej grupy odbiorców, informacjami, które będą budowały nasz wizerunek eksperta w dziedzinie. Następnie, autentyczność i spójność przekazu, aby budować obraz profesjonalisty lub profesjonalistki, którzy wiedzą, co chcą przekazać, szukają odpowiedzi na pytania, stawiają tezy, analizują. Oczywiście, stara dobra kultura osobista, czyli

szacunek do odbiorcy, pewne zasady savoir-vivre i dobrze pojęta życzliwość dla czytelników. Na sam koniec – odrobina poczucia humoru, bo jak żyć bez uśmiechu? Wydaje mi się, że są to zasady dość uniwersalne, które pozwolą pokazać się w sieci jako ekspert i osoba warta uwagi.

się czegoś nowego, co może nam się przydać w rozwijaniu swoich mocnych stron i budowaniu własnej marki.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

W jaki sposób budować profesjonalną markę osobistą bazując na swoich mocnych stronach?

Każdy z nas jest w czymś dobry, ma swoje mocne strony, swój obszar kompetencji. Jeśli chcemy zbudować markę osobistą na konkretnym polu, będzie potrzebna wiedza tzw. domenowa czy dziedzinowa, gdyż bez tego trudno mówić o profesjonalizmie. Z tą wiedzą należy się pokazać – czy w social media, czy podczas konferencji, czy poprzez artykuł w prasie, wywiad, taki jak ten – kanały warto dobrać pod kątem swoich mocnych stron. Jedna osoba będzie wolała stanąć na mównicy, inna w zaciszu domowym napisać artykuł. Oba sposoby są równie dobre, a lepiej wyjdzie nam ten, który jest wynikiem naszych naturalnych umiejętności. Uważam też, że ważna jest pokora oraz uczenie się przez doświadczenie. Dzięki tym cechom łatwo się nie poddamy, jeśli coś się nie powiedzie, tylko wyciągniemy wnioski i spróbujemy znowu i znowu, aż osiągniemy cel. Uważam, że dobrze jest przyglądać się światu, ludziom i samemu sobie z ciekawością i życzliwością, bo wtedy codziennie dowiemy

FOT. OBJECTIVITY

MARTA KACPRZAK HEAD OF COMMUNICATION

Wieloletnia ekspertka w kształtowaniu kultury organizacyjnej opartej na filozofii Win-Win. Pracująca z ludźmi od zawsze i, jak sama twierdzi: „na zawsze”. Dusza firmy, w której zatrudniła jedną piątą obecnej kadry. Będąc osobą prywatnie zaangażowaną w pomaganie innym, wzięła w firmie od początku 2016 r. pod swoje skrzydła także podnoszenie standardów Społecznej Odpowiedzialności Biznesu. Jako szefowa obszaru odpowiedzialnego za komunikację wewnętrzną i zewnętrzną, trzykrotnie poprowadziła Objectivity po laur międzynarodowej nagrody Great Place To Work.

wroclife.pl Nr 8/2017

11


KARIERA I BIZNES

Wrocław miastem spotkań IT Wyobraź sobie, że wchodzisz do jednego z popularnych wrocławskich lokali w nadziei na wypicie piwa lub zjedzenia czegoś smacznego. Nic z tego - na miejscu okazuje się, że pub jest pełen ludzi, a na scenie ktoś opowiada właśnie o roli fizyki kwantowej w procesie tworzenia komputerów lub o tym, dlaczego jeden język programowania jest lepszy od drugiego. Czy Wrocław opanowali programiści? JAKUB JAROSZ & PAWEŁ KLIMCZYK

W

edług danych z archiwum popularnego portalu Crossweb.pl, zajmującego się udostępnianiem informacji o wydarzeniach branżowych w największych miastach Polski, od czerwca 2012 r. we Wrocławiu zorganizowano 1153 spotkania o tematyce IT i pokrewnej (social media, networking czy project management). Daje to średnio ponad 200 imprez rocznie, a trzeba wziąć pod uwagę, że platforma nie od razu była tak znana oraz nie wszyscy organizatorzy zgłaszają w niej swoje eventy. W samym 2017 zarejestrowano ich już ponad 365 (dane z 25 października), co daje średnio jeden dziennie. Skąd wzięła się popularność tego typu wydarzeń?

Miasto programistów Stolica Dolnego Śląska od kilku lat wyrasta na główne centrum nowych technologii w Polsce. Coraz więcej międzynarodowych korporacji otwiera tu biura i centra R&D, a wrocławscy

12

przedsiębiorcy równie chętnie tworzą nowe miejsca pracy i rozwijają projekty związane z tematyką IT. Aby ciągły rozwój był możliwy, firmy i korporacje muszą mieć dostęp do wykwalifikowanych pracowników, czyli specjalistów od programowania zasilających ich szeregi. Dla samych zatrudnionych to też nie lada wyzwanie, bowiem branżą IT w szczególny sposób rządzi zasada: kto się nie rozwija, ten zostaje w tyle. Paradoksalnie, nawet elementy pozornie stałe, jak języki programowania, potrafią być aktualizowane nawet co kilka miesięcy. Najlepsi nieustannie więc inwestują czas i pieniądze w szkolenia, webinary, ale i organizację oraz udział w spotkaniach IT, zwanych w branży tech-meetupami.

Długa lista Python, technologie mobilne, bitcoin, Java, Agile czy Ruby on Rails, to tylko kilka z zagadnień poruszanych podczas eventów, jakie od-

były się ostatnio we Wrocławiu. Ich pomysłodawcy muszą więc walczyć o uwagę widzów, którzy w ciągu miesiąca mają do wyboru kilka imprez o zbliżonej tematyce, organizowanych zarówno poza miejscem pracy, jak i w samych firmach. Dlatego inicjatorzy spotkań stawiają przede wszystkim na ciekawy pomysł oraz angażujących prelegentów (poczęstunek i zimne napoje stały się już standardem). Tematyka i dobry marketing – w końcu odbiorcy muszą wiedzieć o wydarzeniu – przyciągają średnio od kilkudziesięciu do ponad setki osób. Tego typu eventy odbywają się przeważnie w tygodniu w godzinach po pracy i skierowane są do konkretnej grupy uczestników, specjalistów w danej dziedzinie (chociaż zdarzają się też meetupy o bardziej ogólnej tematyce).

Szeroki wybór Wrocławskie przedsięwzięcia grup z branży IT można umownie podzielić na 2 kategorie:

wroclife.pl Nr 8/2017 FOT. IT CORNER


KARIERA I BIZNES organizowane przez firmy z sektora nowych technologii oraz inicjatywy społeczne. Meetupy, których pomysłodawcami są przedsiębiorcy i korporacje, od tych drugich odróżnia m.in. nastawienie na promocję danej firmy jako perspektywicznego pracodawcy (co nie zmniejsza ich wartości merytorycznej). Gdy inicjatorem są grupy społecznościowe, ich celem w większym stopniu jest rozwój lokalnego środowiska IT. W ciągu roku odbywają się spotkania programistów (WrocNET, PHPers, GoWroc, wroc.py, Django Girls, PLSSUG, Geek Girls Carrots Wrocław), testerów (WrocQA), managerów projektów (Agile Wrocław), ogólno-techniczne (DDD-Wro, Make Sense in IT, WiT) oraz naukowe (Data Science Wrocław). Anatomia życia grup technicznych sprawia, że niektóre z czasem kończą swoją działalność, jednak głód wiedzy i mnogość ludzi z pomysłami powodują, że wolna nisza szybko zostaje wypełniona nową propozycją.

od 2015 r. do dzisiaj – 6 edycji

Nie tylko firmy Kolejny typ podmiotów zainteresowanych organizacją spotkań technologicznych to stowarzyszenia IT. Eventy tego rodzaju są dla nich świetną okazją do podnoszenia umiejętności pracowników firm członkowskich, a także na promocję i integrację. – Jako klaster od dawna rozwijaliśmy formułę spotkań technologicznych w duchu software craftsmanship. W 2016 r. mieliśmy 2 eventy, w tym roku będą ich 3, a od 2018 ruszamy ze stałym harmonogramem i 4 meetupami rocznie. Najbliższy w listopadzie poświęcony będzie tematyce User Experience (jak dotąd zapisanych jest już 100 osób). Nasz projekt ewoluował powoli, od wydarzeń zamkniętych (tylko dla pracowników firm zrzeszonych) do otwarcia się na gości spoza klastra. Tym bardziej musimy utrzymywać wysoki poziom spotkań, ale dzięki temu, że do naszego stowarzyszenia należy ponad 60 przedsiębiorstw, mamy łatwiejszy dostęp do ciekawych tematów i wielu ekspertów – tłumaczy Michał Kurzeja z ITCorner. Nic nie wskazuje na to, żeby trend organizowania tego typu spotkań miał się odwrócić. Rosnąca liczba firm IT, coraz większy udział miasta oraz sektora społecznego w promowaniu nowych technologii doprowadzi do kolejnego wzrostu w ilości planowanych eventów. A jeżeli kogoś nie interesuje programowanie? Będzie musiał uważniej przyglądać się kalendarzom wydarzeń, żeby zamiast na piwo… nie trafić na meetup poświęcony kryptowalutom czy komputerom kwantowym.

łącznie 200 gości

łącznie 18 prelegentów, w tym goście specjalni z Politechniki Wrocławskiej

18 tematów odczytów, w tym:

fintech, fizyka kwantowa, zawód developera, bezpieczeństwo w sieci, języki programowania, testy i user experience

wroclife.pl Nr 8/2017

13


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Co wpływa na atrakcyjność nieruchomości? MARCIN CZARNIAK

C

zasy, w których lokator czekał wiele lat na przydział mieszkania, najlepiej w nowowybudowanym, wielopiętrowym bloku, wyposażonego w centralne ogrzewanie, toaletę oraz instalację gazową, odeszły bezpowrotnie. Mglistym wspomnieniem są tak upragnione wtedy książeczki mieszkaniowe, dyktat prezesa spółdzielni czy niepodzielna władza lokalnej dyrektor referatu ds. konserwacji powierzchni płaskich. Co prawda, w sprawie rzeczonej kierowniczki w szykownej podomce możemy polemizować, ale nie da się ukryć, że rynek nieruchomości mieszkaniowych uległ całkowitej metamorfozie. Niezliczona liczba deweloperów, zarówno z kapitałem polskim, jak i zagranicznym, oferuje nam za pomocą marketingowych czarów polskie Casa de la M3 z widokiem, który nierzadko sprawdza się tylko w przypadku kilku wybranych mieszkań w inwestycji. Warto przed zakupem nieruchomości, zazwyczaj związanym z wieloletnim bankowym zobowiązaniem, dokładnie zastanowić się nad tym, jak powinny wyglądać nasze cztery kąty. Zadać pytanie, czy aby nieruchomość ta nie okaże się pięknie otynkowaną, niesprzedawalną konstrukcją budowlaną. Współczesne pokolenia, coraz częściej wychodzą z założenia, że pierwsze zakupione mieszkanie nie będzie miejscem, w którym przyjdzie im spędzić resztę swojego życia, jak miało to miejsce w przypadku wspomnianych lokali z przydziału.

14

wroclife.pl Nr 8/2017

Rynek w szczytowej formie Zanim przejdziemy do odpowiedzi na pytanie zadane w tytule, przydatne okażą się twarde dane z raportów i analiz przygotowywanych dla branży deweloperskiej. Według raportów firmy REAS, rynek mieszkaniowy w Polsce jest w szczytowej formie, a niesłabnący od kilku kwartałów popyt sprawił, że pobity został rekord w ilości rozpoczętych nowych inwestycji, których liczba sięgnęła 441. W pierwszej połowie bieżącego roku w największych polskich miastach (Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Poznań, Łódź) wprowadzono łącznie do sprzedaży 33,4 tys. mieszkań, a w tym samym czasie sprzedano ich łącznie 36,4 tys. Jeśli prognozowana tendencja wzrostowa okaże się prawdą, zostanie pobity kolejny rekord, w którym deweloperzy rozpoczną budowę 100 tys. mieszkań w przeciągu jednego roku. Wracając na lokalne grunty, prognozowana sprzedaż we Wrocławiu w roku 2017 to około 10,3 tys. lokali. W pierwszej połowie bieżącego roku sprzedano w naszym mieście około 5,7 tys. mieszkań. Stolica Dolnego Śląska to trzeci pod względem nabywczym rynek w Polsce, który w przeciągu ostatnich czterech lat podwoił liczbę sprzedawanych mieszkań (w 2013 roku, było to około 5,6 tys. lokali). Dla jasności, rozmawiamy wyłącznie o rynku pierwotnym i budownictwie wielo-

rodzinnym. Jeżeli chodzi o uśrednione ceny metra kwadratowego, to chcąc kupić mieszkanie we Wrocławiu, musimy przygotować się na wydatek ok. 6 tys. zł za m2. Jeżeli interesuje nas lokal o podwyższonym standardzie, tzw. apartament, to średnia cena m2 to ok. 12 tys. zł. W związku z faktem przewagi popytu nad podażą, obserwujemy wyraźny trend wzrostowy cen. Cytując jeden z raportów firmy REAS:

„Deweloperzy sprzedają więcej, drożej i szybciej niż kiedykolwiek” Dla nas, jako nabywców, sytuacja ta, jak moc w sadze Georga Lucas’a, ma dwie strony. Strona jasna, to szeroka oferta dostępnych lokali, elastyczność dostawcy produktu w postaci mieszkania oraz transparentność deweloperów w zakresie finansowym, pozwalająca uniknąć sytuacji, w której wraz z upadłością „budowniczego” - znika nasz kapitał. Strona ciemna, to ogólny wzrost cen, drogie kredyty oraz byle jaka, „szybka” architektura, bez jakiejkolwiek wizji urbanistycznej i z brakiem poszanowania dla miasta oraz jego mieszkańców. Powróćmy zatem do odpowiedzi na tytułowe pytanie: co wpływa na atrakcyjność nieruchomości? Stare ludowe powiedzenie, w odpowiedzi na to pytanie wymienia trzy główne czynniki.


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Po pierwsze, lokalizacja Po drugie, lokalizacja i w końcu, po trzecie, również lokalizacja. Bez dwóch zdań, umiejscowienie nieruchomości jest jednym z istotniejszych czynników wpływających na decyzję nabywczą, bo przecież każdy z nas pragnie mieć ładny widok za oknem, zgodny z własnym gustem. Niestety, piękne widoki kosztują, niezależnie czy skupimy swoją uwagę na życiu w centrum, czy pozostajemy amatorami domku nad jeziorem. Czynnik lokalizacyjny, o którym rozmawiamy, jest też najważniejszą wytyczną przy zakupie nieruchomości w charakterze inwestycji, ale o tym przy innej okazji.

Im wyżej tym drożej Choć dla większości ludzi cena odgrywa kluczową rolę w zakupie nieruchomości, niekoniecznie jest najważniejszym czynnikiem, kiedy mowa o jej atrakcyjności. Nie porywamy się jednak na zakup czegoś, na co zwyczajnie nie pozwala zasobność naszego portfela. Nie sama lokalizacja, konkretna ulica i znajdujący się przy niej budynek, ale również umiejscowienie mieszkania w tym budynku wpływa na jego cenę. Zasada jest prosta: im wyżej i z lepszym widokiem, tym drożej. Na przestrzeni lat można obserwować fluktuacje cen na rynku nieruchomości, które powodowane bywają modą na pewne miejsca, zmianami w infrastrukturze i zabudowie okolicy oraz niezliczoną liczbą innych czynników związanych z sytuacją polityczną, ekonomiczną czy społeczną. Pewne jest, że nieruchomości w centrum dużego, rozwijającego się miasta tanieć nie będą. Choć i tutaj istnieją wyjątki, na przykład wtedy, kiedy nieruchomość, którą nabyliśmy, niefortunnie znajduje się mieście Detroit. Zupełnie inaczej sytuacja może się mieć na przedmieściach. Dla przykładu, skupmy uwagę na stworzonej na potrzeby tego artykułu ulicy im. Optymalizacji

Podatkowej. Nasza ulica (mieszcząca się zaledwie 20 minut samochodem od centrum), trzy lata temu miała piękny widok na łąki, osiedle z dwoma nowymi budynkami oraz jednopasmową drogę, którą codziennie odwoziliśmy dzieci do szkoły, mknąc dalej do pracy. Z biegiem lat, wzdłuż naszej ulicy powstały trzy nowe osiedla, a po łące ani śladu. Elewacja podmiejskiej oazy pożółkła niczym jesienny liść, a jedyne, co ostało się z „dawnych lat”, to jednopasmowa droga, która pragnie z nami spędzać o wiele więcej czasu, zapewniając nam codzienne atrakcje w postaci ulicznych korków. Wizualizacja mroczna niczym wyczyny Łukasza Jakóbiaka, niestety, równie prawdziwa. Pozwala nam dojść do wniosku, że cena metra to nie zawsze najważniejsze kryterium zakupowe.

Plany zagospodarowania Niezwykle istotnym jest dowiedzieć się, czy na pozór atrakcyjna nieruchomość, nie jest przysłowiowym kotem w worku. Warto zajrzeć w tym celu do Miejskiego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, w którym odnajdziemy informację o przeznaczeniu okolicznych działek i możliwej na nich zabudowie. Przy wspomnianej ulicy Optymalizacji Podatkowej, jak i tysiącach innych ulic w Polsce, ktoś zapomniał o przepustowości drogi dojazdowej, chodnikach, oświetleniu, odpowiedniej ilości miejsc parkingowych, sklepie spożywczym, przedszkolu, przychodni, terenach zielonych i ogródku jordanowskim. Jednym słowem, o infrastrukturze, która sprawia, że mieszka nam się wygodniej i bezpieczniej. Na szczęście, obserwujemy powolny wzrost świadomości nabywców w tej materii, powodujący realne zmiany w koncepcjach nowopowstających inwestycji. Łatwość dojazdu oraz dostępność usług (również edukacyjnych i medycznych) mają znaczący wpływ na pozycjonowanie nieruchomości w rankingach sprzedażowych. Nierzadko, ogłoszenie prze-

biegu nowej trasy tramwajowej bądź drogi jest katalizatorem mikroboom’u budowlanego w danym rejonie, vide Autostradowa Obwodnica Wrocławia.

Bliżej wartości Wszystko się zmienia, w tym upodobania nabywców. Wraz ze wzrostem dobrostanu, obserwujemy wzrost świadomości mas nabywczych w zakresie architektury, urbanistyki, energii odnawialnych. Coraz rzadziej chcemy mieszkać w grodzonych fortecach, świadomie zmieniając okopy i bramy na otwarte przestrzenie wspólne i miłą pogawędkę z sąsiadem. Mieszkania w budynkach minimalizujących zużycie wody, zasilających windę energią z umieszczonych na dachu baterii słonecznych, stanowiska do ładowania pojazdów elektrycznych oraz stacje naprawy rowerów, powoli stają się rzeczywistością. Pragniemy klubów osiedlowych, pralni rodem z amerykańskiego filmu oraz restobaru z produktami fair trade pod przysłowiową bramą. Jesteśmy w stanie zapłacić więcej za mieszkanie w warunkach, które są bliższe naszym wartościom generującym wybory konsumpcyjne. Zmienia się pojęcie rodziny oraz forma użytkowania nieruchomości i ruchomości, z własnościowej na wspólnotową, pozwalającą asymilować się z otoczeniem oraz być częścią samostanowiącej lokalnej społeczności… ale to już temat na następny artykuł. Prawda jest jedna: ilu nabywców, tyle gustów i oczekiwań.

wroclife.pl Nr 8/2017

15


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Fotel – przyjaciel na jesienne wieczory NASZ EKSPERT GALERIA WNĘTRZ DOMAR

P

FOT. PRIMAVERA FURNITURE

N

iezbędny do czytania, wypoczywania, gawędzenia i otulenia pledem przy herbacie. Idealny na jesienne i nie tylko – wieczory. Jak wybrać właściwy fotel? Podpowiadamy i zapraszamy do Galerii Wnętrz Domar na zakupy. Fotel musi przede wszystkim być wygodny, a wygoda to także pochodna jego wymiarów. Fotel powinien być głęboki na 50-60 cm, co w połączeniu

FOT. DAMNET

z odpowiednim kątem nachylenia oparcia (zazwyczaj 110-125 stopni) zapewnia komfort. Pamiętać też należy o dodatkowych cechach – np. o oparciu stanowiącym dobre wsparcie dla głowy czy o sprężystych podłokietnikach umożliwiających sprawne wstawanie z fotela. Samo oparcie powinno dobrze dopasowywać się do naszego ciała, a obicie musi być wykonane z materiału o przyjemnej fakturze.

rzy wyborze idealnego fotela pamiętajmy o tym, że powinien być wykonany bardzo starannie i z dobrych materiałów. Przemyślany wybór i brak kompromisów co do jakości zaowocują wieloletnią radością korzystania z fotela. Dlatego sprawdźmy, z jakiego materiału wykonano obicie, z jakiego drewna powstał szkielet i jak wykończone są detale. Oczywiście, podstawą fotela jest jego wygoda, ale musi się też nam podobać i dobrze wkomponować w stylistykę pomieszczeń. Przy urządzaniu salonu pamiętajmy, aby wyznaczyć w nim strefę wypoczynku, dla której idealnym rozwiązaniem jest sofa i dwa fotele. Możemy zsynchronizować stylistycznie i kolorystycznie taką strefę lub, przeciwnie, z sofy i foteli uczynić dominantę kolorystyczną, do której dopasowujemy resztę pomieszczenia. Warto także pomyśleć o tzw. kąciku czytelniczym, czyli uroczym akcencie w salonie składającym się z fotela i lampy podłogowej.


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Czy grunty pod nowe inwestycje rzeczywiście drożeją? NASZ EKSPERT SZYMON MATUSZYŃSKI (VD)

R

ynek nieruchomości w Polsce przeżywa wyjątkowo dobre chwile. Deweloperzy budują na potęgę, starając się w maksymalnym stopniu wykorzystać sprzyjające warunki. Rekordowa dynamika sprzedawanych mieszkań zapewne utrzymana zostanie do końca roku. Jednak na horyzoncie już tlą się pewne oznaki ochłodzenia.

N

iskie stopy procentowe, bardzo dobra sytuacja materialna i finansowa większości Polaków, nieruchomości traktowane jako inwestycyjny walor, który nie dość, że jest bardzo dobrym sposobem lokowania oszczędności, może być także źródłem pasywnego dochodu. Rynek nieruchomości kwitnie, a wraz z nim największe polskie miasta. Ale i te mniejsze coraz częściej zyskują na znaczeniu – czy to ze względu na rządowe programy, czy na większą dostępność gruntów pod zabudowę. Ale to właśnie kwestia gruntów pod nowe inwestycje w największych miastach jest, mimo wszystko, najbardziej niepokojącym dla branży czynnikiem, który w niedalekiej przyszłości może wpłynąć na ograniczenie przede wszystkim podaży, ale i w konsekwencji - popytu.

W

zrost cen gruntów był zjawiskiem nieuniknionym. Na razie jeszcze trudno jednoznacznie określić, ile procentowo on

wynosi. Jednak sam fakt nie budzi wątpliwości – działki w największych polskich miastach są coraz droższe – widać to choćby po cenach ofertowych czy końcowych cenach transakcyjnych. Wpływ na taki stan rzeczy ma kilka czynników.

P

o pierwsze, spadająca dostępność gruntów, co kiedyś przecież nastąpić musiało. Miasta posiadają ograniczoną liczbę atrakcyjnych działek, na których deweloperzy mogą budować. Coraz częściej wybierane są zatem te w gorszych lokalizacjach czy mniej popularnych dzielnicach z dala od centrum, natomiast te lepsze osiągają zawrotne ceny.

P

o drugie, niekorzystnie na dostępność terenów z punktu widzenia deweloperów wpływa rządowy program Mieszkanie +. Do tej pory na przykład, posiadające własne grunty spółki Skarbu Państwa mogły właśnie deweloperom oferować atrakcyjne ziemie pod zabudowę. Teraz wiele z nich przekazywać będzie grunty Krajowemu Zasobowi Nieruchomości, który stanie się centralną bazą i fundamentem funkcjonowania programu Mieszanie +. W tym miejscu warto podkreślić, że choć początki programu były niezwykle trudne i rynek patrzył na mnie z przymróżeniem oka, projekt nabrał rozpędu, co nie pozostanie bez wpływu na cały sektor, choćby ze względu na

wysokość opublikowanych ostatnio kosztów najmu (cena za m2 najmu we Wrocławiu to 16 zł z opcją dojścia do własności oraz 11 zł bez niej).

T

rzecim czynnikiem wpływającym na wzrost cen gruntów są zmiany w prawie, w tym, przede wszystkim, znowelizowana w kwietniu 2016 roku ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, która praktycznie uniemożliwiła deweloperom zakup działek rolnych. Na horyzoncie tlą się także możliwe do wprowadzenia zmiany w kodeksie urbanistyczno-budowlanym, które będą dla całego sektora rewolucją. Przepisy wejść mają w życie 1 stycznia 2018 roku. Spośród wielu planowanych zmian, na uwagę zasługują przede wszystkim te, dotyczące ograniczenia dla właścicieli terenów przylegających do lasów, czy nieużytków, którzy nie będą mogli uzyskać już decyzji o warunkach zabudowy. Nowa ustawa ma być odpowiedzią na wymykający się spod kontroli proces rozlewania się miast i kompleksową regulacją gospodarowania przestrzenią. Czy będzie tak w praktyce? Na razie bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że i ona przyczyni się do mniejszej niż teraz dostępności gruntów, co w konsekwencji nie pozostanie bez wpływu na ceny tych dostępnych.


NASZE MIASTO

Wrocławskie murale (II): Ołbin MACIEJ LEŚNIK & ALEKSANDRA ABDURASHYTOVA

7

S

topniowo ze swoim ponurym obliczem rozstaje się także Ołbin. Podwórka pozwalają oswoić polscy i międzynarodowi artyści, którzy uczynili je tłem swoich prac. Wiele z nich powstało w ramach projektu OUT OF STH. Kolejne murale we Wrocławiu zainicjowała galeria BWA, która postanowiła odmienić m.in. ulicę Żeromskiego. Okazją do powstania murali są także spotkania mieszkańców, tak jak podczas festynu ,,Zielone Podwórko” na Ołbinie. Inne murale we Wrocławiu wyraźnie odczuwają upływ czasu i nie rzucają się aż tak w oczy, ale wciąż tworzą ciekawy pejzaż wrocławskich podwórek.

Okolice Ogrodu Botanicznego Aby podziwiać ścienne malowidła, nie zawsze trzeba się zagłębiać w zakamarki podwórek. Część murali mijamy podczas codziennej podróży tramwajem czy autobusem. Zwłaszcza, jeżeli przejeżdżamy przez skrzyżowanie ulic Sienkiewicza i Wyszyńskiego. Mural na kamienicy pod numerem 36 był jednym z pierwszych, które powstały we Wrocławiu. Rzut beretem od Ogrodu Botanicznego znajduje się także mural, który powstał w 2015 roku z okazji kolejnej edycji Brave Festival – festiwalu, który unika utartych szlaków i często idzie w poprzek głównym nurtom. Nieco dalej, tam, gdzie zbiegają się ulice Reja i Sienkiewicza, znajduje się wielkoformatowy obraz Michała Dziekana. FOT. ALEKSANDRA ABDURASHYTOVA


FOT. ALEKSANDRA ABDURASHYTOVA

4

1

6


NASZE MIASTO

WBO 2017: wyniki głosowania Kolejna edycja Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego za nami. Na które kategorie projektów najchętniej głosowali mieszkańcy Wrocławia? Jak rozłożyły sie głosy nastolatków, a jak osób starszych? Które osiedla będą cieszyć się realizacją projektów, a które okazały się przegrane i dlaczego? Odpowiedzi znajdziecie w analizie przygotowanej przez Piotra Szymańskiego. PIOTR SZYMAŃSKI

Głosów oddanych wedle wieku z podziałem na płeć Głosów oddanych wedle wieku z podziałem na płeć 30,000

0

30,000 25,000

Ilość głosów

Ilość głosów

Tradycyjnie, jak co roku we Wrocławiu, na projekty od25,000 dają głosy w większości kobiety, a dominującą grupą wyborców są mieszkańcy 20,000 w wieku 25-43 lat. W tym roku po raz pierwszy głosować mogli również 15,000 mieszkańcy poniżej 18 roku życia: szesnasto i sie10,000 demnastolatkowie, a ich głosy stanowiły 2% głosów oddanych w budżecie 5,000 obywatelskim.

20,000 15,000 10,000 5,000 0 21- 40 lat

18- 20 lat

41- 60 lat 18- 20 lat Kobiety

Głosów per wiek

Kobiety

81- 110 lat 41- 60 lat

40,000

40,000

30,000

30,000

20,000

61- 80 lat

81- 110 lat

Mężczyźni

20,000

10,000

0

0

16- 20 lat

16- 20 lat 41- 60 lat

21- 40 lat

21- 40 lat 61- 80 lat

41- 60 lat 81- 110 lat

Głosów wedle sposobu głosowania per wiek Głosów wedle sposobu głosowania per wiek wroclife.pl Nr 8/2017 16- 20

81- 110 lat

50,000

10,000

20

61- 80 lat

Głosów per wiek

Ilość głosów

Ilość głosów

50,000

Mężczyźni

61- 80 lat 21- 40 lat

2 265 3 140

16- 20

2 265 3 140


Ilo

20,000

10,000

10,000

0

0

Głosów 21- 40 lat

16- 20 lat

NASZE MIASTO 16- 20 lat

21- 40 lat

41- 60 lat

61- 80 lat

81- 110 lat

wedle sposobu 61 głosowania per 41- 60 lat - 80 lat 81- 110wiek lat 2 265

16- 20 Głosów wedle sposobu głosowania per wiek 3 140

81- 110

957 12 8905

13 376

32 41841- 60

7 704

6 219

61- 80 8 957

81- 110

12 905

32 418

21- 40

Przedział wiekowy

Przedział wiekowy

Co ciekawe, najmłodsi 2 265 internetu wcale nie wybrali 16- 20 jako przeważającej 3 140 metody głosowania. Więcej głosów internetowych niż papie21- 40oddali mieszkańcy rowych w wieku 23-58 lat. Zarówno 16-22-latkowie, jak i osoby powyżej 60. roku 13życia 376 41- 60 głosowali nieznacznie częściej papierowo. Łącznie 63% głosów oddano 7 704 6 219 61- 80 elektronicznie.

750 995

750

Papierowo

995

Internetowo

Głosów per kategorie w grupie 16- 17 lat Papierowo

Internetowo

Na co głosowali najmłodsi uczestnicy głosowania w tym roku? Najwięcej głosów w grupie 16-17-latków zebrały projekty:

2,000

Głosów per kategorie w grupie 16- 17 lat 2,000

Ilość głosów

1,500

Ilość głosów

1,500

660 – Sportowa Jantarowa (niewybrany) – ogólnomiejski projekt boiska szkolnego na osiedlu Powstańców Śląskich

1,000

10 – Toalety w parkach

1,000

500

50 – Zielono pieszo-rowerowa obwodnica Wrocławia

500

0 0

dro go

we

kom unik acja

dro go

pies plac ze/ e za row baw erow zbio e row a

we

pod wór ka

kom unik acja rew it

pies ze/ ro

zbio ro

aliz acja

wa

spo

plac e za baw wer owe ziele

rt

ń/ re krea c

Głosów według kategorii

pod wór ka

inne ja

rew it

260 – Budki dla kotów wolnożyjących spo

aliz acja

rt

ziele

ń/ re kr

inne

eac 550 – Pieszo z Brochowa –ja uzupełnienie chodników na ul. Mościckiego, Karwińskiej i Gazowej (niewybrany)

18 – Rowerowy Wrocław 91 095

Głosów według kategorii 91 095

Głosy najmłodszych ewidentnie nie były języczkiem uwagi, ale nastolatkowie nie mogą narzekać na brak sukcesów – najpopularniejsze wśród nich projekty najczęściej dostawały 58 203 finansowanie. Wśród najmłodszych wyborców, zdecydowanymi faworytami wśród kategorii były projekty zielone/rewitalizacyjne, potem pieszo-rowerowe oraz sportowe. 58 203

34 130 21 744 34 130

19 937 19 937

21 744

5 036

9 179

12 910

wroclife.pl Nr 8/2017

21

10 563


1,500 0

Ilość głosów

NASZE MIASTO dro kom g owe

unik acja

pies ze/ ro

zbio ro

1,000

wa

plac e za baw wer owe

pod wór ka

rew it

spo

aliz acja

rt

ziele

ń/ re krea c

inne ja

Głosów według kategorii

500 91 095 0

dro go

kom unik acja

we

58 203

pies ze/ ro

zbio ro

wa

plac e za baw wer owe

Głosów według kategorii

rew it

aliz acja

spo

91 095 12 910

9 179

5 036 kom unik acja

we

pies ze/ ro

zbio ro

wa

rt

34 130

21 744

19 937

dro go

pod wór ka

Zdecydowana większość mieszkańców Wrocławia postawiła na zieleń i rekreację orazinnprojekty ziele e ń/ re krea pieszo-rowerowe, za nimi cja znacznie dalej plasował się sport oraz projekty drogowe i place zabaw.

plac e za baw wer owe

pod 58w203 órka

10 563

rew it

aliz acja

spo

rt

ziele

ń/ re krea c

inne ja

34 130

Ilość głosów

Spójrzmy, 100,000jak ma się liczba głosów oddanych na kategorię do liczby projektów, które wygrały w radrogowe mach tej kategorii? Okazuje się, że zieleń/rekreacja deklasuje rywali w obu wymiarach. Co ciekawe, 21 744 komunikacja zbiorowa 19 937 projekty sportowe zebrały mniej głosów od projektów pieszo-rowerowych (prawie 30% mniej), ale piesze/ rowerowe 12 910placów to właśnie projektów sportowych zrealizowanych będzie więcej niż pieszo-rowerowych czy place zabaw 9 179 podwórka drozabaw (dwukrotnie więcej). Podobna liczba projektów zostanie zrealizowana w kategoriach 80,000 5 036 rewitalizacja gowej i placów zabaw – one także zebrały zbliżoną liczbę głosów. Najmniej projektów – po jednym sport – wprowadzą kategorie: inne i rewitalizacja, choć zebrały więcej głosów od kategorii podwórka, zieleń/ rekreacja dro kom pies plac pod rew spo g ow rt itali wór ze/ e za unik zac row e kinne baw acja a w której wygrały 3 projekty. ja erow zbio 60,000

100,000

40,000

2

3

4

5

Ilość głosów

1

6

60,000 7

8

9

10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25

40,000

20,000

0

22

wroclife.pl Nr 8/2017

ziele

ń/ re krea c

inne ja

drogowe komunikacja zbiorowa piesze/ rowerowe place zabaw podwórka rewitalizacja sport zieleń/ rekreacja inne

80,000

20,000

0

e

row a

10 563

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25


NASZE MIASTO

Jeszcze ciekawszą zależność widzimy, gdy na dane z głosowania nałożymy aktualną mapę granic osiedli. Widać, że Wrocław podzielił się na pragnącą zieleni oraz rekreacji północ oraz na pragnące tras pieszo-rowerowych południe. Na mapie osiedli wyraźnie widoczne są Jagodno i Gądów-Popowice, których mieszkańcy oddali najwięcej głosów na projekty drogowe.

Patrząc jednak dokładniej na wyniki tegorocznego budżetu obywatelskiego, tylko 33 z 48 wrocławskich osiedli zobaczą u siebie realizację projektu z WBO 2017. Najwięcej wygranych projektów sytuuje się na osiedlach na północy miasta: Leśnica, Psie Pole-Zawidawie oraz Karłowice-Różanka. Po raz pierwszy dwa projekty zdobył również Brochów, do tej pory zdominowany przez większe osiedle w swoim rejonie – Przedmieście Oławskie. Totalne zwycięstwo dużych osiedli pozbawiło jednak w tym roku szans na swoje projekty inne mniejsze osiedla z tych samych rejonów: Leśnica, zdobywając 4 projekty w rejonie, pozbawiła projektów Maślice i Pracze Odrzańskie. Dzięki wygranym inicjatywom na osiedlu Psie Pole-Zawidawie, małe Pawłowice widnieją na mapie jako pusta plama, zaś brak projektu na Kleczkowie to efekt zwycięstwa na osiedlu Karłowice-Różanka. Inaczej wygląda sytuacja na południu Wrocławia, gdzie zwycięskie projekty często dotyczą więcej niż jednego osiedla Przykładem jest sytuacja w rejonie nr 10, czyli obszarów Grabiszyna-Grabiszynku, Oporowa, Krzyków i Kleciny, w którym żadne z osiedli nie jest przegrane.

wroclife.pl Nr 8/2017

23


NASZE MIASTO

Rok po ESK O uczestnictwie w kulturze i polityce kulturalnej miasta po Europejskiej Stolicy Kultury opowiada socjolog, dr Jacek Pluta. JACEK PLUTA

C

zas płynie nieubłaganie. Za miesiąc minie rok od oficjalnego zakończenia wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 (ESK). Obecny 2017 rok, bardzo przecież bogaty w odbywające się debaty publiczne w oraz o mieście, przynajmniej częściowo poświecono także dyskusjom o kulturze. Można zaryzykować stwierdzenie, że jeden z podstawowych sukcesów ESK to fakt, że dyskusja o miejscu i roli kultury w mieście nie ustąpiła bez reszty pod naporem wydarzeń bieżących. W różnych gremiach środowiskowych ludzie kultury, badacze, publicyści, a wreszcie zainteresowani mieszkańcy wypowiadali się na temat przebiegu imprezy i o tym, „co dalej”. Okazją ku temu był zarówno finisz prac nad Strategią Kultura Obecna!, któremu jeszcze na początku tego roku towarzyszyły spotkania konsultacyjne, oraz liczne debaty środowiskowe poświęcone podsumowaniom dziedzin kuratorskich ESK. Całkiem niedawno, we wrześniu, dwie instytucje: Biuro Festiwalowe Impart, producent ESK, oraz Uniwersytet Wrocławski, odpowiedzialny za ewaluację wydarzeń, zorganizowały konferencję będącą oficjalnym podsumowaniem ESK. Zaprezentowano przy tej okazji dziesięć raportów tematycznych oraz książkę podsumowującą ESK. Wszystkie te wydarzenia w różny sposób dawały okazję ich uczestnikom do dzielenia się swo-

imi wrażeniami. Coraz częściej pojawiało się też pytanie, jaka powinna być polityka kulturalna Wrocławia w przyszłości? Na ile doświadczenie ESK może i powinno mieć wpływ na jej przyszły kształt?

Kultura przez wszystkie przypadki Jednym z najbardziej zaskakujących aspektów w samym ESK była niepoliczalność organizowanych wydarzeń. Często okazywało się, że to, co mamy na myśli, mówiąc: wystawa, film, sztuka, a które kojarzymy z określonym miejscem, w którym kultura jest pokazywana i udostępniana, miejscem, w którym wydarzenie kulturalne ma swoją widownię – audytorium, nie pasowało do licznych i różnorodnych pod względem formy wydarzeń. Każdy, kto miał okazję uczestniczyć w ESK wie, jak wdzięczną przestrzenią do inwazji kultury może być samo miasto. Wiele, choć nie wszystkie, z wydarzeń ESK potraktować można było jako odwrót od pewnego stereotypu, który mówił, że kulturę można spotkać tylko „w miejscu kulturalnym”, a nie bezpośrednio na ulicy, placu, murze kamienic, na rzece, moście czy w tramwaju. Początkowo organizatorzy mówili o 600 wydarzeniach, lecz w praktyce było ich znacznie więcej. W opublikowanej niedawno książce

„Przestrzenie dla Piękna. Podsumowanie”, mowa jest o 425 zrealizowanych projektach, na które złożyło się 2000 dużych wydarzeń i o około 4500 w sumie. Były to głównie projekty muzyczne (65), wizualne (54), teatralne (50) i literackie (37), choć bez wątpienia cyklem, który najbardziej zapadł mieszkańcom w pamięci, były cztery wydarzenia z dziedziny performance (Mosty – organizowane jeszcze w 2015, Przebudzenie, Flow i Niebo). W badaniach na temat uczestnictwa w wydarzeniach ESK właśnie ze względu na bogactwo imprez i form aktywności posłużono się specjalnym inwentarzem opisującym nie tyle konkretne wydarzenia, co ich rodzaje. Uśredniając wyniki trzech badań realizowanych w odstępie kilkumiesięcznym w trakcie całego trwania ESK Wrocław 2016, otrzymujemy podstawowy obraz uczestnictwa w ESK. Wbrew niektórym opiniom środowiskowym, Europejska Stolica Kultury z perspektywy przeciętnego mieszkańca Wrocławia była doświadczana poprzez zabawę i rozrywkę. Uczestnictwo w kulturze oznaczało najczęściej udział w wydarzeniach otwartych, masowych, a mówiąc wprost, było wyraźniej związane ze sposobem spędzania czasu wolnego niż na przykład przeżyciem estetycznym. A czy ESK samo w sobie przyczyniło się do wzrostu uczestnictwa w kulturze? Tu nie ma

W jakiego rodzaju wydarzeniach, organizowanych w ramach ESK Wrocław 2016, brał(a) Pan/i udział do tej pory? w żadnej z podanych

23,7%

imprezy otwarte, bezpłatne, na które był wolny wstęp

58,7%

Źródło: Opracowanie własne autora na podstawie wyników badań w Ewaluacji ESK.

Badania telefoniczne CATI z udziałem mieszkańców Wrocławia i aglomeracji wrocławskiej w wieku 16-80 lat. N=2250 respondentów ogółem.

wydarzenia masowe, gromadzące dużą publiczność

45,9%

imprezy odbywające się w plenerze, na powietrzu (w parkach, na ulicach, w podwórkach)

40,7%

festyny, zabawy, pikniki, kiermasze, imprezy kulturalne itp.

40,3%

imprezy płatne, na które trzeba było kupić bilet/zapłacić za wstęp

36,4%

imprezy odbywające się w instytucjach kulturalnych (w teatrach, muzeach, galeriach)

34,6% 29,5%

imprezy kameralne, gromadzące najwyżej kilkadziesiąt osób

24,9%

imprezy dla dzieci i rodzin imprezy sportowe

20%

imprezy odbywające się w klubach, kawiarniach itp. miejscach

18,8%

imprezy, w których brał(a) P. aktywny (czynny) udział, jak warsztaty i działania twórze

11,6%

0%

10%

20%

30%

ogółem we wszystkich pomiarach

40%

50%

60%


Jak bardzo mieszkancy Wrocławia i aglomeracji byli przekonani o tym, że ESK to... Skala ocen: 1 pkt. nie; 5 pkt. tak. Impuls do rozwoju kulturalnego i edukacji do kultury 5,0 4,2

Impreza tylko dla wybranych

4,1

4,5

Wolność przeżywania sztuki dla wszystkich

4,0

Impreza dla bogatych

4,1

3,5

Wydarzenie dolnośląskie

3,0

Propaganda władzy

1,8 2,5 1,8 1,8

Niepotrzebne wydatki

2,0

4,1

Czas doświadczania kultury i spotkania z pięknem

2,0 1,5

1,0

Odzyskiwanie przyjaznej przestrzeni miejskiej, przestrzeni dla piękna

4,1

2,3 4,0

Impreza wyłącznie dla mieszkańców Wrocławia

Całoroczne święto Wrocławia w Polsce i w Europie

3,7 4,0

Rozmowa o naszej tożsamości 3,7

Trwałe przemiany życia kulturalnego w mieście

3,9

4,0

Wolność tworzenia sztuki przez wszystkich

Całoroczne święto Polski i Europy we Wrocławiu

Animowanie kultury

prostych odpowiedzi, głównie z uwagi na zbyt krótki upływ czasu, by mówić np. o trwałej zmianie nawyków. Prawdą jest, że w miarę trwania rocznego kalendarza imprez, liczba osób, które nie miały styczności z wydarzeniami, systematycznie malała. Według deklaracji w połowie 2016 roku, na półmetku ESK, takich osób było 24,5%, a po ESK odsetek ten spadł do 19,5%. Z drugiej strony, całoroczny cykl imprez oznaczał, że – mówiąc językami „dyscyplin kultury” – mieszkańcy najczęściej przechodzili z nieuczestnictwa do bardzo umiarkowanej postaci uczestnictwa, mając kontakt z 1-3 różnymi wydarzeniami (bez względu na ich ilość) ze wspomnianego katalogu 11 ich rodzajów. Dominujące, jeśli chodzi o wybór, niezależnie czy się uczestniczyło w 1-3 rodzajach czy 8-11 rodzajach, były imprezy otwarte i wydarzenia masowe. Jeśli możemy posłużyć się tu dodatkowymi liczbami, by oddać skalę uczestnictwa mieszkańców Wrocławia i aglomeracji w rodzajach wydarzeń, to wiemy, że tych, którzy nie zetknęli się z ESK, było 23,7%, tych, którzy bardzo oszczędnie korzystali z oferty ESK biorąc udział w 1-2 rodzajów wydarzeń, było 23,5%. Wreszcie osób, których uczestnictwo pod względem różnorodności klasyfikowane jest jako „umiarkowanie aktywne” (4-7 rodzajów wydarzeń), było ponad 40%, a wreszcie „kulturalnych wszystkożerców”, czyli uczestników aż 8-11 rodzajów wydarzeń ESK, było 10%. Mówiąc o ESK i uczestnictwie w kulturze należy pamiętać, że niezależnie od jej zasadniczo ludycznego kolorytu, ujawniały się tu także „obiegi kultury”, czyli uczestnictwo, które warunko-

wane było określonym sposobem traktowania samej kultury przez kategorie osób o różnym położeniu społecznym. Co to konkretnie oznacza? Otóż, po pierwsze, obserwować można było negatywny wpływ sytuacji ekonomicznej czy wieku na samowykluczenie z uczestnictwa w kulturze. Osoby o słabej sytuacji materialnej, a przede wszystkim po przekroczeniu 40-45. roku życia zdecydowanie mniej chętnie uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych. Ponadto, wydarzenia literackie, artystyczne, a przede wszystkim takie, które wymagały czynnego uczestnictwa w kulturze (a nie z pozycji pasywnego odbiorcy), gromadziły znacznie częściej osoby z wykształceniem wyższym, kobiety, osoby dobrze sytuowane. Jednym z wyraźniej zaznaczonych aspektów ESK był szeroko rozumiany udział kobiet, zwłaszcza tam, gdzie mieliśmy do czynienia z wydarzeniami literackimi, artystycznymi, dziejącymi się w polu edukacji kulturalnej. Z rozmów z mieszkańcami (podczas specjalnych wywiadów grupowych w trakcie trwania ESK) wynika, że „pójście na wydarzenie” prawie nigdy nie dzieje się „po prostu". Jest związane z traktowaniem „wyjścia na kulturę” jako czegoś odświętnego, niekiedy nagrody, na którą możemy sobie pozwolić po wypełnieniu naszych codziennych obowiązków, albo choćby jest tym, co robi się przede wszystkim w wakacje. Tak czy inaczej, uczestnictwo w kulturze poprzedzone jest określonym nastawieniem wobec samej kultury, które wykształcamy w sobie znacznie wcześniej, a podczas takich wydarzeń, jak ESK, po prostu je ujawniamy.

Badania telefoniczne CATI z udziałem mieszkańców Wrocławia i aglomeracji wrocławskiej w wieku 16-80 lat

Można zatem w skrócie powiedzieć, że uczestnictwo w kulturze poświadczyło istnienie obiegów kultury. Czy to może zastanawiać? Nie, gdyż to wiemy „od zawsze”. Tak, gdyż nawet tak zmasowana i długotrwała oferta wydarzeń zasadniczo nie zmieniła tego stanu rzeczy.

Idea czy anty-idea ESK? ESK, co podkreślali organizatorzy, przyświecały określone wartości i narracje, do których nawiązywać miały poszczególne wydarzenia czy też całe cykle. Świetnym tego przykładem był Kwartet Flow – cykl wielkich imprez: Mosty, Przebudzenie, Flow, Niebo o charakterze performance’u przygotowany i realizowany przez Chrisa Baldwina, który miał opowiedzieć historię Wrocławia oraz określić tożsamość mieszkańców miasta przy wykorzystaniu niekonwencjonalnych technik przekazu. Choć krytykowany za organizacyjne wpadki czy „łopatologiczny” sposób przekazu, Kwartet był właśnie tym, co najlepiej wpisywało się w ideę ESK. Mieszkańcy Wrocławia i aglomeracji wrocławskiej pytani w badaniach o to, jakie wartości wyraża sobą ESK, popierali te, które były zgodne z intencjami organizatorów wydarzeń, jednocześnie odrzucając te, które moglibyśmy nazwać anty-ideą ESK. Mówiąc ogólnie, mieszkańcy chętniej (niż pytani o to ludzie kultury) zgadzali się z tym, że ESK to impuls do rozwoju kulturalnego i edukacji do kultury, czas doświadczania kultury, a jednocześnie odrzucali to, co stanowi anty-ideę ESK, a więc traktowanie ESK jako niepotrzebnego wydatku czy propagandy władzy.

wroclife.pl Nr 8/2017

25


NASZE MIASTO Jedną z najbardziej znaczących cech kultury jest siła jej społecznego oddziaływania. Jak pokazały badania, mieszkańcy Wrocławia i aglomeracji brali udział w wydarzeniach w towarzystwie innych osób, gromadzili doświadczenia i traktowali uczestnictwo w ESK jako coś innego niż zwykłe spędzanie czasu wolnego. Jedna jeszcze kwestia wymaga tu podkreślenia. Otóż w ocenach mieszkańców aglomeracji czy Dolnego Śląska, ESK przedstawiała się jeszcze lepiej, aniżeli w przypadku mieszkańców Wrocławia, zarówno w sferze idei i wartości oraz wynoszonych korzyści.

Jakiej kultury oczekujemy? Sposób odbioru i akceptacja idei ESK wcale nie przesądza o sposobie w jaki sama kultura jest postrzegana przez mieszkańców Wrocławia. Nie generuje też łatwych odpowiedzi w kwestii roli jaką może jeszcze spełniać, poza tym, że jest po prostu kulturą. Pytani o te sprawy mieszkańcy Wrocławia, jakkolwiek w ogólnym rozrachunku popierają zarówno dostarczanie przez kulturę przeżyć i wartości, widzą w niej potencjał w inkluzji społecznej, to jednak różnią się w swoich postawach, zależnie od posiadanego wykształcenia czy deklarowanej sytuacji ekonomicznej. Na wykresie pokazano poziom oczekiwań wobec kultury w zależności od sposobu uczestnictwa w ESK. Podstawową i relatywnie największą różnicą jest pewien rodzaj samowykluczenia, który prezentują osoby nieuczestniczące w wydarzeniach ESK – a faktycznie w ofercie kulturalnej miasta – w stosunku do uczestników ESK, nawet jeśli mowa o tych, którzy tylko umiarkowa-

nie skorzystali z różnorodnej oferty ESK. Otóż osoby te zasadniczo mają pomniejszone oczekiwania wobec wszystkich możliwych funkcji kultury, jakie były poddawane ocenie. W takim też znaczeniu, nieuczestnictwo w kulturze pokrywa się ze zmniejszeniem ich własnych potrzeb kulturalnych, ale też brakiem oczekiwań wobec samej kultury. Druga sprawa, o której warto wspomnieć, to pewien konserwatyzm w sposobie postrzegania kultury. Widać to w różnicach postaw ujawnianych przez „wszystkożerców”, którzy najwszechstronniej skorzystali z oferty ESK, a pozostałymi uczestnikami. „Wszystkożercy” bardziej kładli nacisk na oczekiwania związane z aktywizującą mieszkańców osiedli funkcją kultury czy widzieli ją jako narzędzie skutecznej polityki społecznej.

Co dalej z polityką kulturalną? Ocena wydarzeń ESK, patrząc przez pryzmat samego choćby uczestnictwa, ma znaczenie dla kierunków i sposobów kształtowania polityki kulturalnej. Z rozmaitych kontekstów badań wynikają, jak sądzić można, pewne generalne płaszczyzny, ale też i ograniczenia dla prowadzenia polityki kulturalnej. To, o czym warto pamiętać, podsumować można w kilku sugestiach. Po pierwsze, nie należy sprowadzić dyskusji o istocie kultury do tego tylko, by wyrażała się w jakiejś jej określonej specyfice, albo też w ten sposób narzucać odgórnie jej charakter. Jedna z osi konfliktu, akcentowana w gronie ekspertów, jest zawarta w pytaniu, które można sformułować następująco: Czy oferta kulturalna ma się opierać na wielkich megawydarzeniach, na „festiwalizacji”, czy też ma

być „bliżej ludzi”, oparta na pracy animatorów i edukatorów? Badania pokazują, że poniekąd jest to fałszywa alternatywa, a prawdziwa siła kultury polega na tym, że potrzebuje ona zarówno rozpoznawalnych marek czy festiwali, jak i tego, by dostarczać przeżyć i służyć aktywizacji mieszkańców. Po drugie, społeczne funkcje kultury nie muszą być oczywiste i w pierwszej chwili przebijać ludycznych sposobów obcowania z wydarzeniami kulturalnymi. Niebezpieczeństwo tkwi w przedstawianiu wielkich oczekiwań odnośnie zmian, jakie może wywołać sama tylko dostępność kultury i niedocenianiu siły nawyków, które zmieniają się nader powoli. Stąd wprost wynika potrzeba edukacji kulturalnej. Po trzecie, nastawienie na prowadzenie efektywnej polityki kulturalnej poprzez maksymalizację frekwencyjności może skończyć się z chwilą, gdy towarzyszy temu znużenie powtarzalnych widowisk (co ujawniło się w przypadku Kwartetu Flow). Po czwarte, warto pamiętać o centrotwórczej roli kultury. Paradoksalnie, oferta kulturalna Wrocławia jest ważna dla mieszkańców Wrocławia, ale ważniejsza bywa dla mieszkańców aglomeracji i regionu. Po piąte i najważniejsze: w polityce kulturalnej potrzebna jest ciągła zmiana i otwartość na nowe idee oraz kształtowanie sposobów uczestnictwa, które kulturę znacznie ściślej zszywają z samą tkanką miasta. Wyraża się to w tym, że kultury nie należy udostępniać wyłącznie w miejscach do tego przeznaczonych, które podpowiada nam tradycja i nasze własne przyzwyczajenie.

Jaka P. zdaniem powinna być kultura we Wrocławiu? Wrocławska kultura powinna… Wrocław n=415; Skala odpowiedzi: 1 pkt. nie; 5 pkt. tak. nie uczestniczył/a w ESK

w 1-3 rodzajach imprez ESK

w 4-7 rodzajach

w 8-11 rodzajach imprez ESK

służyć promowaniu lokalnych artystów 4,8 służyć rozwojowi miasta być dostępna dla osób żyjących skromnie 4,7

być narzędziem skutecznej polityki społecznej

być atrakcją dla mieszkańców regionu

4,6 4,5 4,4

łączyć tradycję i potencjał Dolnego Śląska

być atrakcją dla turystów

4,3 4,2 4,1 4,0

być wizytówką dla centrum miasta

być obecna blisko miejsca zamieszkania

3,9 3,8

aktywizować mieszkańców osiedli do działań

uszlachetniać

dać możliwość spędzania czasu wolnego

edukować dawać rozrywkę mieszkańcom być obecna poza murami teatrów, muzeów i galerii

promować markę Wrocławia na zewnątrz być ważną częścią lokalnej gospodarki

być rozpoznawalna w skali kraju


FELIETON

Polish Reality – Part II MICHAEL FORBES

W

e’ve all been there. Your experience is nothing special, because we’ve seen and heard it a thousand times. We know, that there are some fantastic places for breakfast, we know, that there are some incredible beach parties and that there are plenty of great late night bars to sit and stroke your neckbeard in the presence of fellow neckbeards. We know. Please, don’t bore me to death with your “unique” story, because I just don’t care. But what are those experiences, that I’m talking about? Why do I already know about your experiences before you’ve experienced them for yourself? Well, read on and find out…

Elation

It’s great! Everything is great! Wrocław is so beautiful and the people are so friendly! Everything is soooo cheap and the cute little cafes are just wonderful! And the parties! And the girls/guys are just fantastic! My team leader is such a nice guy and we go for weekly team dinners, and they even invited me to go on a trip with them this weekend! It’s so much fun and it wouldn’t be like this back home!

Realistic

I miss my family, and my friends, and my dog. It’s hard when my mother calls me every night to tell me about the latest happenings in my small town, and my neighbours are kinda irritating. Work isn’t what they said it would be as well, I was supposed to travel and attend

conferences instead of waiting until 3 pm on Friday for some guy to send me what I need. I learnt a few words in Polish though, and I can now buy a beer and a tram ticket, so it’s not that bad. Everyone I need to speak to, can speak English anyway.

Depression

Wrocław sucks. The pavements are full of dog mess, public transport is overcrowded, people are nasty in shops and I just can’t believe, that people say nasty things to me in my face. The government is terrible and doesn’t care about me, and I can’t believe they expect me to use Polish when I interact with various offices. Polish is too hard anyway, and what’s the point in learning it?

Hatred

It’s even worse. My team leader didn’t tell me, that I was supposed to submit a tax return, and I think she hates me, because I’m prettier and smarter than her. No-one cares what I do in work, and I spend all my time on YouTube anyway. Poles are stupid and jealous people, and they keep speaking in Polish in front of me at work, because they don’t want me to understand what they’re saying.

Survival

If I can just survive this winter, summer will be great. I think I’ll go to Prague or Berlin and hang out in some expat bars there, because

at least I’ll be among my own people. Polish people are difficult to understand, and I don’t understand, why they don’t understand my enlightened Western views on various topics. Maybe it’s because they were under Communism for so long, or something. My flatmate keeps using my toiletries too without asking, but she doesn’t understand my subtle hints about it. Maybe I’ll have to hide her things to make a point, or something.

Acceptance

Wrocław is nothing special. It’s a mid-sized European city, comparable to any other. But it’s home for me and my friends, and I can take you to places, that still make me smile. Life can be difficult at times, but it’s not that bad, and anyway, winters are becoming shorter and shorter. The city is becoming more and more open towards foreigners, and now that I’ve learnt quite a bit of the language, I feel like I understand the city more. Things can be better, sure, but when I talk about home, I talk about Wrocław. If you have made it to the final stage, well done. You probably cringe at the things you said and did previously, but we’ve all been there and done exactly that. Don’t stress, thousands of other people have said exactly the same as you – and thousands more will say the same, too. So, sit back, relax, and enjoy the rollercoaster ride of being a foreigner in this remarkable city.

wroclife.pl Nr 8/2017

27


FOT. RUPIECIARNIA

Decoupage, scrapbooking i Adam Słodowy O pasji do samodzielnego tworzenia niepowtarzalnych przedmiotów codziennego użytku z Martą Zawiertą i Agnieszką Szczepanek rozmawia Ewa Suchożebrska. Kiedy i jak powstała Rupieciarnia?

Rupieciarnia powstała jako zamysł w 2009 roku, gdy obie byłyśmy zajęte zupełnie innymi sprawami. Zaczęło się od przypadku. Marta, w czasie doktoratu z genetyki, była na konferencji naukowej w Niemczech. Trafiła tam do sklepu z rzeczami do rękodzieła i było to prawdziwe olśnienie, gdyż w Polsce w tamtym czasie nie spotykało się takich miejsc. Spędziła tam 4 godziny i, wychodząc, wiedziała, co chce robić w życiu. Po powrocie do Polski udało się zdobyć dotację unijną na otwarcie działalności i w lipcu 2010 roku otworzyłyśmy podwoje naszej pracowni. Było to 7 lat temu, gdy moda na DIY nie była w Polsce jeszcze tak rozpowszechniona.

Co oznacza DIY i jak rozwija się w Polsce?

DIY to angielski skrót, który coraz częściej jest używany także na naszym polskim gruncie. Pochodzi od słów "do it yourself", czyli w dokładnym tłumaczeniu "zrób to sam", które w Polsce już dawno temu promował choćby pan Adam Słodowy. Obecnie DIY to więcej niż zachęta do samodzielnego wykonywania różnych przedmiotów. To silny trend, który obejmuje swoim zasięgiem takie branże jak design, ogrodnictwo czy, oczywiście, rękodzieło. Samodzielnie podejmujemy się odnawiać meble,

28

wroclife.pl Nr 8/2017

zakładać ogrody w słoikach, wraca moda na makramy lub własnoręczne przygotowywanie kartek świątecznych.

Skąd ta rosnąca popularność DIY?

Coraz częściej pragniemy sami wykonać prezenty dla najbliższych i na różne okazje - liczy się tu pomysł, niepowtarzalność i dopasowanie prezentu to osoby obdarowanej. Nie bez znaczenia są też koszty, które jesteśmy w stanie znacząco obniżyć. Być może prezenty nie będą tak profesjonalnie przygotowane lub wykończone, jak te kupione w sklepie, ale ma to drugorzędne znaczenie. W DIY liczy się radość z własnej pracy i chęć obdarowania unikalnym przedmiotem.

Czyli DIY to nie tylko sposób na miłe spędzenie wolnego czasu?

Od tego zwykle się zaczyna, ale szybko okazuje się, że DIY daje nam o wiele więcej. W przypadku warsztatów otwartych, oprócz rozwijania swoich umiejętności w zakresie techniki, która jest tematem spotkania, możemy wzmacniać swoją wyobraźnię, umiejętności tworzenia kompozycji, cierpliwość i dokładność lub, wręcz przeciwnie, zdolność improwizacji, spontaniczność i umiejętności podejmowania szybkich decyzji.

Czy kompetencje nabyte podczas takich zajęć można wykorzystać szerzej?

Z pewnością wykorzystamy je na przykład w pracy. W przypadku zajęć dedykowanych dla konkretnej grupy uczestników, poza czystą techniką, rozwijane są również kompetencje społeczne: od budowania więzi w grupie (przyjaciół, pracowników, rodziny), przez zespołowe podejście do rozwiązywania konkretnych problemów i zadań, aż po wzmacnianie poczucia współuczestniczenia w czymś dużo ważniejszym niż konkretne praca. Z własnego doświadczenia wiemy, że niejednokrotnie zajęcia z DIY są środkiem do realizacji większego projektu, integracyjnego czy też o charakterze charytatywnym. Z jednej strony, grupa ludzi z danej firmy może efektywnie spędzić ze sobą czas, a z drugiej, stworzyć coś, co posłuży innym.

Kto przychodzi do Rupieciarni i po co?

Trafiają do nas bardzo różne osoby – takie, które już zajmują się rękodziełem, i takie, które chcą dopiero spróbować. Przychodzą wyposażyć się w półprodukty do zabawy w DIY: farby, drewniane przedmioty do ozdabiania, kolorowe papiery. Osoby, które stawiają swoje pierwsze kroki lub chcą rozwinąć swoje umiejętności, przychodzą na organizowane


Pink Freud w Vertigo przez nas warsztaty grupowe lub indywidualne. Uczymy na nich różnych technik, głównie decoupage'u (technika ozdabiania wycinankami różnych przedmiotów, np. tac, szkatułek, pudełek, puszek) i scrapbookingu (praca z papierem, pozwalająca na wykonywanie np. pamiątkowych, fantazyjnych, pięknie ozdobionych albumów ze zdjęciami). Osoby indywidualne przychodzą do nas także po wyjątkowe, ręcznie robione prezenty. Właściwie "przychodzą" to za dużo powiedziane, gdyż realizujemy prace dla zamawiających z całej Polski (a nawet z Australii). Szykujemy malowane skrzynie lub kolorowe albumy, prezenty z okazji ślubu, chrztu, narodzin dziecka czy powrotu z dalekiej podróży. Wykonujemy także bardzo nietypowe zamówienia . Najciekawsze z ostatnio wykonanych, to skrzynka stylizowana na apteczkę, która po otwarciu okazywała się być skrzynką na wino, lub malowane drzewo genealogiczne dla 5 pokoleń wstecz rodziny naszego klienta. Dedykowane zamówienia wykonujemy także na zlecenie różnych firm – są to prezenty dla kontrahentów i pracowników oraz kartki świąteczne i zaproszenia. Prowadzimy również szkolenia i warsztaty, podczas których pracownicy wykonują przedmioty, które później wystawiane są na aukcjach charytatywnych. Warto pamiętać, że firmy z naszego miasta to nie tylko prężnie działające korporacje z branży IT, które dla swoich pracowników organizują cyklicznie ekstremalne wyjazdy, ale również duża grupa firm, których pracownicy obu płci chętnie zamienią kolejny weekend na quadach lub paintballu na czas spędzony nad pracami DIY. Przy okazji zajęć dla firm, odkryciem dla nas było to, że pozornie kobiece zajęcia, związane z malowaniem, ozdabianiem, wycinaniem, tworzeniem itp. w odpowiedniej formie potrafią być bardzo atrakcyjne dla męskiej części grupy. I, co najważniejsze, zajęcia DIY to doskonała forma integracji zespołu, rozwoju kreatywności i współpracy.

A co z osobami, które nie mają czasu na DIY, a chciałyby mieć coś ładnego i ręcznie wykonanego?

Z myślą o nich powstało nasze najnowsze „dziecko” – sklep internetowy heartmademoments.com. To nasza odpowiedź na potrzeby sygnalizowane nam z różnych stron, żeby, nie ruszając się z wygodnej kanapy, choć częściowo wziąć udział w modzie na DIY. Przede wszystkim jednak, chciałyśmy wyjść naprzeciw naturalnym potrzebom każdego z nas – zwolnienia w tym zabieganym świecie, łapania chwil, celebrowania momentów, doceniania tego, co w naszym życiu normalne, a jednocześnie tak niezwykłe. Dlatego w naszym sklepie oferujemy szereg pięknych modeli albumów na wyjątkowe zdjęcia oraz drewnianych skrzyneczek na wszystkie najważniejsze skarby – gotowe do zakupu „od zaraz” lub z możliwością personalizacji. Dokładamy wszelkich starań, aby motto marki: „Our heart, your moments” właśnie w nich się urzeczywistniało.

Gdzie można Was znaleźć?

Nasza pracownia mieści się we Wrocławiu na Kępie Mieszczańskiej. Dokładny adres to Dmowskiego 15, wejście R. Nietrudno nas znaleźć, gdyż przy drzwiach wesoło powiewają kolorowe chorągiewki, a nad wejściem przymocowany jest kolorowy szyld. Oczywiście, ręcznie robiony. Od czerwca 2017 roku będziemy również prowadzić warsztaty w Centrum SESU, które powstało na Karłowicach. Zatem, zapraszamy!

Dziękuje za rozmowę.

4 października 2017 fot. Aleksander Wenglasz


NASZE MIASTO

FOT. ROBIN WOOD

MADE IN WROCŁAW

Produkty z bambusa i korka MARCIN CZARNIAK

P

rowadzenie biznesu z poszanowaniem dla środowiska może iść w parze, czego przykładem jest wrocławska marka RobinWood.eco, którą wspólnie stworzyli Tomek Domino i Radek Dziubka. Jak mówią sami twórcy, pomysł zrodził się z chęci połączenia w sposób zrównoważony świata designu i natury oraz zmiany globalnej świadomości ekologicznej. Sposobem na to stało się tworzenie designerskich zegarków, okularów i akcesoriów ręcznie wykonanych i wyłącznie z materiałów przyjaznych środowisku.

Stworzone z dbałością o środowisko Wykorzystywane materiały to jednak nie wszystko, co marka robi dla natury. Otóż, każde rękodzieło od Robin Wood wspiera nawet po kilka akcji ekologicznych na raz, takich jak leczenie koni i drzew czy recycling zegarków. – Każda para okularów lub zegarek Robin Wood to co najmniej jedno posadzone drzewo! Mechanizm działania jest prosty i możliwy

30

wroclife.pl Nr 8/2017

dzięki naszej współpracy z Klubem Gaja, któremu przekazujemy część zysków z każdego sprzedanego rękodzieła. Następnie, stowarzyszenie w porozumieniu z Lasami Państwowymi i jednostkami samorządów terytorialnych, decyduje, w jakim regionie Polski potrzebne są dane gatunki drzew – mówi Radek Dziubka. Za przekazaną darowiznę pokrywane są koszty logistyki oraz samego sadzenia. W ten sposób, każdy klient pośrednio przyczynia się do tego, że gdzieś na terenie Polski wyrośnie nowe drzewo i pomaga szerzyć inicjatywę ShareWood.

Bambus, korek i konopia Pomysł oparty na bambusie zrodził się niemal dwa lata temu w trakcie podróży po Filipinach, gdzie twórcy Robin Wooda zauważyli, że ludzie wykorzystują drewno bambusowe nawet do budowy wysokich na kilka pięter domów. Roślina ta jest powszechnie używany w Azji w różnych gałęziach przemysłu, jak również w rękodzielnictwie. – Najistotniejszą jednak informacją zdobytą przez nas w trakcie podróży było to, że bambus jest w stanie urosnąć nawet do metra

dziennie, produkując przy tym około 30% więcej tlenu niż zwykłe drzewa i bez potrzeby stosowania pestycydów przy jego uprawie. Już zaledwie po dwóch-trzech latach uprawy, drewno z pędów bambusa nadaje się do przetworzenia, co czyni go jednym z najbardziej ekologicznych materiałów, stanowiąc najlepszą alternatywę dla plastiku, klasycznego drewna czy aluminium. Drewno bambusowe jest twardsze od dębu, a jednocześnie wyjątkowo lekkie i elastyczne – mówi Tomek Domino. Jest również hipoalergiczne i antybakteryjne, eliminując ze swojej powierzchni ok. 70% bakterii. Te wszystkie właściwości przesądziły o wyborze bambusa jako głównego surowca, z którego powstają oprawki okularów i koperty zegarków Robin Wood. Fascynacja bambusem doprowadziła do dalszych poszukiwań. Zarówno pod kątem tego, jak można wykorzystać ten surowiec w projektowaniu, jak również, jakie inne rośliny mają ciekawe spektrum właściwości. Tak odkryli właściwości konopi i korka, które stosowane są jako zamienniki dla tworzyw sztucznych czy skór. Z nich wykonane są paski do zegarków, których cechy na-


turalne mają bardzo istotny wpływ na jakość produktów oraz komfort ich noszenia. Ma to swoje źródło w naturalnych właściwościach używanych materiałów. Konopia nie wymaga pestycydów, zużywa o połowę mniej wody niż bawełna, a jest wytrzymalsza. Należy do jednych z najbardziej ekologicznych i wytrzymałych materiałów na świecie, dlatego używana jest w marynistyce do produkcji lin okrętowych. Natomiast korek, który pozyskuje się z kory dębu korkowego, nie podrażnia ani nie uczula skóry, jest wodoodporny i bardzo odporny na uszkodzenia mechaniczne. Drzewo to posiada wysoką zdolność regeneracji, a proces zdejmowania kory nie wyrządza szkody samej roślinie. Można to robić wielokrotnie w ciągu całego życia drzewa. Oba materiały są pochodzenia naturalnego i całkowicie biodegradowalne.

Żyj lokalnie, myśl globalnie Coraz więcej ludzi świadomie podejmuje decyzje zakupowe i chętniej wybiera marki, które wspierają konkretne inicjatywy. Robin Wood jest marką, która wyszła naprzeciw tym oczekiwaniom lub wręcz z tych oczekiwań

FOT. ROBIN WOOD

została stworzona, gdyż prywatnie twórcy marki wyznają wartości, które sami promują. W Polsce możemy obserwować powolny ale stały rozkwit firm, które przy tworzeniu swoich produktów maksymalizują użycie materiałów naturalnych, rosnących oraz uprawianych w sposób zrównoważony, mających pozytywny i wymierny wpływ na środowisko.

Produkty Robina stacjonarnie można napotkać w dwóch lokalnych concept store’ach, czyli FUKU i Wrocławscy Projektanci. Za pośrednictwem internetu marka jest już obecna na rynku w Wielkiej Brytanii, Skandynawii i Stanach Zjednoczonych.

Hotel ARTUS Prestige SPA w Karpaczu

Hotel Artus Prestiege SPA to miejsce, gdzie nowocześnie urządzone wnętrza wspaniale komponują się ze 120 letnią historią obiektu. Cisza, bliskość gór, widok na Karkonosze sprawią, że pobyt naszych Gości zmienia się w wymarzony wypoczynek. Centrum Zdrowia oferuje zabiegi terapeutyczne oraz krio-komorę, Centrum Spa posiada bogatą ofertę zabiegów bazujących na kosmetykach marki Babor oraz Yonelle, nasz Klub Nocny z kręgielnią to miejsce rozrywki zarówno dla rodzin z dziećmi jak i grup zorganizowanych. Posiadamy bogatą ofertę konferencyjną oraz wypoczynkową - dla rodzin, par, przyjaciół oraz dla zdrowia. Serdecznie Państwa zapraszamy!

www.hotelartus.pl

www.robinwood.eco

Hotel ARTUS Prestige SPA 58 - 540 Karpacz ul. Wilcza 9 tel. +48 75 712 20 61 recepcja@hotelartus.pl


ATME, czyli superumysł O debiutanckiej płycie „State Of Necessity”, muzycznych inspiracjach, etnicznym instrumentarium i superumyśle z muzykami wrocławskiego zespołu ATME rozmawia Aleksander Wenglasz. FOT. unIQ STUDIO

Skąd wziął się tytuł płyty „State Of Necessity” i jak rozumieć stan konieczności?

Luke: Zaczęliśmy pracować nad płytą, gdy poczuliśmy, że jesteśmy pełnym zespołem. Szukaliśmy wspólnego mianownika, udoskonalaliśmy utwory przez lata, graliśmy koncerty, aż nadszedł czas, w którym byliśmy zdeterminowani pokazać światu naszą muzykę w najlepszej odsłonie. Stan wyższej konieczności to moment, w którym, ratując drugiego człowieka po nagłym zatrzymaniu krążenia, pierwszą czynnością, jaką się wykonuje, jest przywrócenie oddechu i akcji serca – bez względu na wszystko. Tytuł płyty obejmuje naszą pasję do muzyki i do tworzenia, a jednocześnie odnosi się do nas, do drogi, którą przebyliśmy, by istnieć jako zespół. Proces twórczy nad utworami, jak i sama praca z realizatorem Markiem Dziedzicem w unIQ Studiu nie trwały krótko. Nie jest łatwo działać w niszowym zespole, tworzyć świetne kompozycje, pisać teksty, koncertować w Polsce i zagranicą, a do tego dzielić swoją pasję z regularną pracą. Często są to trudne wybory… Myślę, że rozumie to każdy twórca, który chce włożyć w swoje utwory jak najwięcej serca.

Czujecie się wobec tego spełnieni?

Luke: Tak. Czujemy się spełnieni w kontekście czasu, jaki spędziliśmy nad albumem, a wydanie płyty jest ukoronowaniem naszej pracy.

32

wroclife.pl Nr 8/2017

Słuchając jej, trudno nie odnieść wrażenia, że za albumem stoi jakaś historia.

Luke: Album nie jest z założenia konceptem, chyba że konceptem można nazwać nasze życie. W pracy nad kompozycją nie zdarzyło się, aby ktoś przyszedł z kompletnie ukończonym utworem. Pojawia się zarys, riff, tytuł roboczy, przychodzą słowa. Pracujemy nad kompozycjami szczegółowo, starając się, aby muzyka i teksty były spójne i esencjonalne. Dużo improwizujemy. Jest to stan, w którym eksperymentując, możesz sam siebie zaskoczyć. Wiele z naszych utworów na tym zyskało, a dwa z nich powstały niemal w całości podczas improwizacji. Wydaję mi się, że ważne jest, by każdy z nas miał miejsce na swoją kreatywność, żeby stwarzać przestrzeń do dyskusji i swobodnego przepływu myśli, a nie przygniatać nieomylnością. Wszystko po to, aby nie ograniczać horyzontów i kompozycji. Piotr: Od początku istnienia zespołu, ważne dla mnie było wypracowanie odpowiednich warunków, pewnej twórczej przestrzeni. Zależało mi na tym, żeby połączyć w niej nasze umysły na wyższych poziomach i stworzyć coś w rodzaju sumy umysłów – superumysłu, „soczewkując” z dużą siłą melodie, rytmy i całe koncepty, które nagrywalibyśmy i później dopracowywaliśmy szczegóły. Taki system pracy towarzyszył nam przez wszystkie lata pisania tych utworów, ale, oczywiście, za każdym stoi odrębna i często wielokrotnie złożona historia.

Luke: Jako wokalista staram się eksperymentować z głosem i tekstem. Tutaj musiałbym chyba opisać każdy utwór z osobna… Mogę wspomnieć, że w przypadku utworu Trickster duży wpływ wywarło na mnie podejście C. J. Junga, a w zasadzie jego komentarz do opisu mitologii Trickstera według rdzennej ludności Ameryki Północnej z plemienia Winnebago. Piotr: Luke trafnie zauważył, że album mógłby być traktowany jako koncept w odniesieniu do naszego życia. Utwory powstawały w różnych odstępach czasu i różnych warunkach. Za każdym z nich stoi odrębny pomysł. Nie było pierwotnego zamiaru, żeby tworzyły jedną, zwartą historię. Jednakże, wydając album długogrający, chcieliśmy, aby był spójny, zaś rozmieszczenie poszczególnych utworów i ich dopasowanie było świadome, dobre w odbiorze i opisywalne według pewnego schematu. Dodatkowo, mając skomponowanych siedem pełnych i dość złożonych utworów, pragnęliśmy dopełnić album kilkoma „lżejszymi” formami, stanowiącymi oddech w „monolicie głównej siódemki”.

Dlaczego zdecydowaliście się na użycie instrumentów, które nie są wprost kojarzone z gatunkiem?

Piotr: Przewrotnie odpowiem pytaniem: ale z jakim gatunkiem? Rock jest tak szerokim działem muzycznym, w którym eksperymentowano i łączono już niemal wszystko, zwłasz-


CZAS WOLNY cza w jego progresywnych odmianach, łącznie z wykorzystaniem instrumentów z całego świata i elektroniką. Wszyscy dla rozeznania potrzebujemy klasyfikacji i nazw, lecz tak szczerze... muzyka to muzyka, ma oddychać, łączyć, przenosić. I taką muzykę staramy się tworzyć. Bardzo istotna jest dla nas wrażliwość muzyczna oraz relacje tworzone między artystami. Ciężko nam jednoznacznie sklasyfikować graną muzykę. Prawdę mówiąc, w każdym utworze można znaleźć inne odcienie i podgatunki. Najbliżej nam do grania przeszytego psychodelią i zamkniętego w progresywnej konstrukcji, w której poszczególny utwór ewoluuje według własnych zasad. Spotkaliśmy się też z opiniami, że nasza muzyka przywołuje skojarzenia z graniem stoner'owym i grunge'owym.

A nawet z muzyką etniczną.

Piotr: Muzyka etniczna każdemu z nas w ATME jest bardzo bliska i korzystanie z instrumentarium oraz niektórych rozwiązań „muzyki świata” stanowi dla nas zupełnie naturalny wybór. Luke: Kij deszczowy był w zespole, odkąd dawno temu zdobyliśmy go z Adrianem. Patrząc też na historię człowieka, potrzeba obecności muzyki w życiu towarzyszyła mu od zamierzchłych czasów. Dlatego dla mnie takie połączenie jest jak sięganie do tradycji, do naturalności i oddawanie szacunku muzyce jako wartości uniwersalnej. Warto też wspomnieć, że udało nam się namówić do współpracy ludzi, którzy wnieśli wiele do całokształtu płyty. Myślę tu o Łukaszu Koteckim, który zagrał dla nas na saksofonie, o Agnieszce Bączkowskiej hipnotyzującej dźwiękiem mis tybetańskich oraz o niezwykle utalentowanej Gosi Rabiedze-Maciaszek z zespołu More Wine Please. Paweł: Bębny etniczne towarzyszyły mi od chwili, gdy zacząłem czuć rytm. Było dla mnie oczywiste, że muszą znaleźć się na albumie. Dobrze zgrały się z resztą niecodziennych instrumentów. Taka pierwotność dźwięków pokazuje, skąd przyszliśmy, odkrywa korzenie.

Piotr: Udało się też zarejestrować magiczne dźwięki gongów, muszli, kalimba, dzwonków koshi Leopolda Komuszyny oraz transowego didgeridoo Tomasza Kościukiewicza. Wszystkie bębny etniczne „obsługiwał” Paweł.

Co oprócz instrumentarium miało wpływ na brzmienie?

Piotr: Niewątpliwie świadoma obserwacja i poznanie siebie jako ludzi, jako muzyków, jako zespołu oraz setki godzin spędzonych na tworzeniu utworów w zaciszu, a także na żywo podczas koncertów oraz improwizacji. To wszystko przyczyniło się do wypracowania rozwiązań wyjątkowych, a tym samym do „naszego” brzmienia. Doświadczenie pokazuje, że choć mamy określone brzmienie sceniczne, to nie zwalnia nas to z pracy, jaką trzeba wykonać w studiu, żeby zbudować całościowe brzmienie albumu oraz charakter każdego utworu z osobna. Z Markiem współpracowaliśmy już przy naszej pierwszej produkcji, jaką była EP-ka pt. „Forgiving Myself”. Wiele się wówczas nauczyliśmy, wypracowaliśmy wspólny język. W kontekście „State of Necessity” zależało nam, żeby przy możliwie zachowanej naturalności i klarowności całego instrumentarium, oddać jednocześnie moc, jaką emanujemy podczas występów. Oprócz mnóstwa mikrofonów, których używał Marek, oraz pomysłów na ich lokalizację, świetnym rozwiązaniem okazało się nagranie sekcji rytmicznej wspólnie – podczas jednej sesji, aby zachować naturalny puls, zaś rejestracja wymagających wielu eksperymentów partii gitarowych i wokalnych odbyła się w osobnych sesjach. Duże znaczenie miało wspieranie się podczas całego procesu i energia, jaką zasilaliśmy całe przedsięwzięcie. Dodatkowo, wszystkie instrumenty, łącznie z bębnami, zostały nastrojone do standardu A – 432 Hz, czy też w C – 256 Hz. Tego rodzaju strojenie znał już Pitagoras i wykorzystywane było przez takich mistrzów, jak Verdi czy Stradivarius.

Wspominacie o studiu. Dlaczego wybór padł na unIQ Studio? Co najbardziej Was zaskoczyło podczas pracy nad płytą? Co najbardziej utkwiło Wam w pamięci?

Piotr: Marka poznaliśmy już w 2014 przy okazji festiwalu, w którym jedną z nagród było nagranie demo właśnie w unIQ Sound Studio. Szybko zadomowiliśmy się u Marka i tak to już trwa do dziś. Luke: Duże znaczenia miała atmosfera w studiu, jaką wytworzyliśmy między sobą i w pracy z Markiem. Jeden z utworów uzupełniających, który znalazł się na „State Of Necessity”, narodził się właśnie w studiu. Kiedy Adrian przygotowywał się do nagrania swojej partii, zaczął improwizowany motyw na basie, Paweł podgrywał do niego na bębnie, ja coś do tego zacząłem mruczeć, a Marek z Piotrkiem nagrali Adriana. Tak powstał „Passing through the horizon”. Marek jest osobą, która poświęciła nam bardzo dużo swojego czasu i cierpliwości. Podczas nagrywania starał się wycisnąć z nas, ile się da.

Wzięliście udział w kampanii na wspieram. to. Co sądzicie o tego typu kampaniach i czy osiągnęliście to, co zamierzaliście?

Adrian: Jest to dobry sposób na wspieranie artystów oraz innych, niekoniecznie muzycznych projektów. Warunkiem jest posiadanie bazy fanów, silnej grupy ludzi chcących zainwestować w zespól. W naszym przypadku akcja wypaliła i w dużej mierze dzięki niej tę płytę wydamy. Do całej kampanii dołożyły się również osoby z zewnątrz, co pozwoli nam wytworzyć jeszcze lepszy produkt dla Was.

Jakie są dalsze plany zespołu ATME?

Adrian: Promocja płyty oraz tworzenie nowego materiału. Czujemy młodzieńczy zew tworzenia, który nas mocno napędza. Powstały już nowe kompozycje, a pomysłów nie brakuje. Śledźcie koniecznie nasze poczynania!

Dziękuję za rozmowę.

Skład: Łukasz „Luke” Pawełoszek – wokal, teksty, Piotr Guliński – gitary, Adrian Nejman – gitara basowa, Paweł Zborowski – perkusjonalia Gościnnie: Łukasz Kotecki – saksofon, Małgorzata Rabiega-Maciaszek – wokal, Tomasz Kościukiewicz – didgeridoo, Agnieszka Bączkowska – misy tybetańskie, Leopold Komuszyna – gongi, koshi, koncha

FOT. unIQ STUDIO


CZAS WOLNY

You Can't MOCK It! Owen Williams asks famous author, Marek Krajewski, about his latest book, pre-war Wrocław and a secret of success.

FOT. MAREK KRAJEWSKI

Mr Krajewski, thank you for joining us today. I enjoyed reading the four books of yours which have been translated to English. My favourite is Death in Breslau, do you have a personal favourite?

Thank you for inviting me to the interview. I am happy to hear, that you have read my books in English. Death in Breslau was written by me twenty years ago, when I was an absolute literary greenhorn. That is why I'm very glad about your opinion about this debut novel. However, my favourite is the second one, The End of The World in Breslau, because of special circumstances it was written. Namely, it was after the success of the first one in Poland, when I was writing the second one and I was very afraid of whether this success could be repeated. Metaphorically, The End of The World in

34

wroclife.pl Nr 8/2017

Breslau was composed in the shadow of Death in Breslau. My anxiety was unfounded, the End of the World… meant a real beginning of my literary activity.

All of your translated books are in the Eberhard Mock series, but you have written others, too. Can you tell us if there are plans for the others to be translated?

Unfortunately not. I do not know why exactly. Maybe the English publisher was disappointed at selling my books, I suppose, and he made no decision to translate the others? However, I have written seventeen books (three of them with co-authors), many of them were translated into twenty European languages and I patiently have been hoping for the moment when all my crime novels will be known to English readers.

I'm also waiting for the latest, eponymously titled Mock book to be translated. What can you tell us about it?

The last novel Mock has its subtitle, Ludzkie zoo, what means Human zoo. It is a crucial point in this book, namely the ignominious, according to our point of view, zoo exhibition of living people from Africa. Human zoo was a favourite entertainment organized in many European cities at the turn of nineteenth and twentieth centuries. In 1913 in Wroclaw (Breslau) as well. It was an impulse for writing my last novel. The plot is an Eberhard Mock’s investigation. His girlfriend, Maria, hears a strange noise coming from behind the walls of her flat and asks Mock to explain, what it is and where it is coming from. The explanation is horrendous and leads Mock into the very middle of the hell...


CZAS WOLNY Is Eberhard Mock based on a real person? How similar is the character to yourself?

No, it is fictitious person with fictitious name. As far as I know, no Eberhard Mock has ever existed. We both – Mock and me – have similar characteristics. He is a classicist, he dislikes chaos, he is a dandy, who wears men rings and a hat – exactly like me. On the other hand, I do not share Mock’s interests in heavy drinking and smoking cigarettes – I am an absolute teetotaller and born-again non-smoker.

fiction? Unbelievable! How is it possible to abandon Homer and Virgil for pulp fiction? After a few years the academic people got used to my literary activity. As for the students however, I realized the dwindling number of my fans among them – particularly before the

Among your awards, you were made an ambassador of Wrocław and I think it's safe to assume you adore the city. Is there anything about the city that displeases you? What do you think could be improved here?

All of your books are set in pre-war Wrocław (Breslau). Why did you choose this time and place?

There were two reasons. First of all, the time between world war seems to be very interesting for an author of crime stories who loved and still loves watching so called films noir and reading the Raymond Chandler’s novels. My choice to describe just prewar Wrocław was caused by something else. In the times of communism and the censorship in Poland there was hardly any possibility to find some information about the German past of the contemporary Polish counties and cities. The official measure was so: Prussian history of these areas was an unimportant episode and dealing with it would be a waste of time. In other words, the German history of Wrocław was a taboo subject. The more something is forbidden, the more fascinating it seems to be to a curious young man like I was. It is the second reason for my choice.

Before publishing your fist book, I believe you were a lecturer at Wrocław University. What inspired you to write a novel? How did your students and peers at the University react?

Yes, I was a lecturer in classical philology, strictly to say, I taught Latin grammar. After my first book had been published the reactions of colleagues and students could be boiled down to one message: the classicist and crime

principle maybe will lose its obviousness, if I attempt to explain the words see the effect. In Stoic interpretation (I am very interested in today’s philosophical movement called “new stoicism”) they should be understood so: the effect can be according to your plans or not, you must regard both possibilities. So, my advice is: Whatever are you doing, do it thoroughly and with dogged perseverance and be prepared for (the possibility that) you will not succeed.

Yes, I adore my city which I was born in, where I am living, and that I connected all my family life with. There is something which should be changed not only in Wrocław, but in Poland and in many European countries, in my opinion. It is the availability of alcohol. Alcoholism is a tragedy of many people and – as for Wrocław – the mayor and other authorities of the city should strictly confine the dwindling number of alcohol selling shops. The Scandinavian system should be our standard.

How would you describe Wrocław in five words?

Lively, tolerant, green, European, beautiful.

difficult Latin grammar test that they had to pass with me.

You now have 17 books to your name, what advice can you offer to aspiring writers such as myself?

It will be no advice to aspiring writers, it will be advice to all. My favourite Latin maxim: Quidquid agis, prudenter agas et respice finem, which literally means Whatever you are doing, do it thoroughly and see the effect. This

Finally, if I was a character in one of your books, what would my name be in the German and Polish versions?

I have read in Wikipedia that some etymologists trace back your name Owen to ancient name Eugenius. If they are right, your name should be translated into Polish and German – Eugeniusz (diminutive: Gienek) and Eugen, respectively.

Mr Krajewski, thank you. wroclife.pl Nr 8/2017

35


NASZE MIASTO

WE MGLE

Met(w)ro ALEKSANDER WENGLASZ & ANITA BAŃDZIAK

S

tacja Powódź. Wychodząc z wagonu, pod podeszwami butów słychać plusk. Zdaje się, że z góry kapie, że ulica Ignuta, a tym samym Kozanów, nigdy nie wyschnie. W nozdrzach czuć zapach rozwożonego przez wojsko chleba. Czuć, że to wszystko kiedyś jeszcze się wydarzy. Stacja Legnicka. Hol przypomina muzeum, które wypełniają zamknięte w szklanych ekspozytorach przedmioty sierpnia 82: fragment pokrwawionej flagi „Solidarności Walczącej”, mydelniczka z zagłuszarką utrudniająca zomowcom radiowy kontakt, latawiec z malunkiem jaskółki, który ostatniego dnia wakacji puszczała jakaś dziewczynka. Stacja Karnczna Górka. Na ścianie wizerunki królów Węgier, Czech i Polski uszyte z fragmentów traw. Trawy są w różnych odcieniach zieleni, tak jak zielenie Muchoboru, który uszyty jest z mchów. Kiedyś była tu wojna i kiedyś na Karncznej Górce władcy podpisali rozejm.

Stacja 5 czerwca 1443. Przez chmary teatralnego dymu widać jedynie przytwierdzone do sufitu szkielety Arkad Wrocławskich i Globisa. Największe trzęsienie ziemi w historii Polski – świeci na żółto duży neon. I gdyby nie mrugające światełka ledów, pasażerowie nie trafiliby do wyjściowych bramek, ruchomych schodów. Stacja pl. Rozjezdny 5. Największa ze wszystkich przestrzeni. W miejscu, w którym niegdyś stał wielki cyrk Buscha, podziemie wypełnione klatkami z wypchanymi zwierzętami: słoniami, żyrafami, lwami. Stacja Fata Morgana. Kolejka zatrzymuje się pod ulicą św. Mikołaja, a nazwa przystanku to nazwa jednego z pierwszych kin wrocławskich. Hol wyłożony jest czerwonym dywanem, a wzdłuż ciągną się filmowe plakaty: Pocałunek; Anna, odrzuconą córką radcy handlowego; Hrabia i córka praczki; Paula i jej dziecko. Stacja Vulpeculae. Nad holem usianym gwiazdami nocnego nieba wznosi się Matematycz-

36

wroclife.pl Nr 8/2017

na Wieża, a nad dawnym Obserwatorium Astronomicznym widnieje gwiazdozbiór lisa. Przez ściany ciągną się przyciski i każdy, kto chce, może przechodząc włączyć i wyłączyć jakąś gwiazdę. Stacja Flugplatz. Korytarz jak pas startowy, który istniał przez jedną noc, z 5 na 6 maja 1945 roku, i posłużył Karlowi Hanke w ucieczce z Breslau. Pas rozciągał się między mostami Grunwaldzkim a Szczytnickim. Hanke, gauleiter Dolnego Śląska, podobno poleciał do Argentyny. Stacja Biskupin-Rosen. Zaaranżowana na ogród, z wiszącymi kwiatami dziurawców, pięknotek, hibiskusów, na przemian z liśćmi papirusów, jukki, a także z owocami papai i koronami baobabów. Na środku stacji – popiersie wrocławskiego botanika, Felixa Rosena, który zamieszkiwał willę przy ulicy Brandta.

N

*

itka metra przypomina nić wyrwaną z koca. Pozaginana i z supełkami stacji jak supełkami pamięci na sznurku. Próbować supeł rozwiązać, znaczy tyle samo, co zapomnieć. Nie ma nikogo, kto by pamiętał, że we Wrocławiu było metro. Nie wiadomo, ile czasu minęło, od ostatniego przejazdu, bo czas nie jest liczony w godzinach i minutach, ale w myślach tych wszystkich, którzy nigdy do kolejki nie wsiedli. – Co to znaczy? – zapytałem pod nosem. – Metro na papierze – odpowiedział ten sam głos, który oznajmiał przystanki. – Jakby paznokciem po mapie miasta przeciągnąć. Raz w lewo, raz w prawo. W górę i w dół. Nikt się nie przyzna, że najwięcej satysfakcji sprawia niszczenie.

M

*

iejska legenda głosi, że wycofujący się z Breslau Niemcy zabetonowali wszystkie wejścia, że podziemna kolej istniała pod Wrocławiem, ale faszyści nie chcieli jej po sobie zostawić.

Inna legenda głosi, że po rozkruszeniu betonu i wybudowaniu metra, znaleźli się ludzie, którzy od początku nie chcąc metra, uczynili to samo, co Niemcy. Był rok 2098 albo 2089, a przyszłość wypełniały pretensje z przeszłości. – Co to znaczy? – zapytałem ponownie. – Że ludzie zdania nie zmieniają.

M

*

iejska legenda głosi, że w 2015 roku odbyło się we Wrocławiu referendum i ponad 50% obywateli sprzeciwiło się budowie metra. – A ilu poszło zagłosować? – 10 procent.

*

Wszyscy wysiedli, ale jadę dalej. Stacja Semplino. Hol stacji przypomina schron, który wypełniają zamknięte w szklanych ekspozytorach modele tajnych broni z czasów nazistowskich: rakieta V1, pocisk międzykontynentalny A9 o naddźwiękowej prędkości, bezkadłubowy samolot w kształcie trójkąta z wewnętrznymi silnikami, pionowzlot – myśliwiec startujący jak helikopter, karabin o krzywej lufie strzelający zza węgła. Wzdłuż ściany biegnie napis wymalowany szwabachą – wunderwaffe. Stacja Reagan. Plakaty filmowe w różnych wielkościach zasłaniają ceglany mur. Zabójcy z 1964 roku na podstawie powieści Ernesta Hemingway'a, w którym Ronald Reagan odgrywa postać czarnego charakteru. Mroczne zwycięstwo z 1939 roku, gdzie jako Alec Hamm bezskutecznie próbuje rozkochać w sobie główną bohaterkę. Droga przez college (1952) z rolą Reagana jako profesora Palmera, który wstawia się za egzotyczną tancerką, której studiowaniu sprzeciwiają się kuratorzy uczelni.

M

*

gła przenika przez grunt i wypełnia podziemne tunele miasta. Metro rozpływa się we mgle.




patronat Wroclife

SPOTKANIE

SPOTKANIE

9, 16 i 23 listopada. Akademia Intelektu W czwartkowe wieczory odbywają się otwarte spotkania z ludźmi świata kultury, nauki, biznesu i mediów. Akademię Intelektu tworzą studenci, którzy zapraszają na trzy ciekawe spotkania w ramach trzech różnych cykli - ,,O bogaceniu się z klasą”, ,,Co się dzieje w świecie?” i ,,W poszukiwaniu wspólnych wartości”. 9 listopada „krótką historią sukcesu” podzieli się właściciel firmy PGS Software Paweł Gurgul. 16 listopada przyjrzymy się najbliższym wyborom prezydenckim w Rosji i konkurującemu w nich przeciwnikowi Władimira Putina. 23 listopada „Pod jednym niebem” spotkają się imam Ali Abi Issa oraz przewodniczący wrocławskiej gminy żydowskiej Aleksander Gleichgewicht. CODA Maciejówka, plac Nankiera 17 (wejście od strony ogrodu Ossolineum), Start: 20:00. Wstęp wolny. Więcej informacji: akademiaintelektu.org

15 listopada. WroFoto: Jak fotografować ludzką duszę? WroFoto razem z Infopunktem BARBARA zaprasza na kolejne spotkanie, podczas którego będziemy rozmawiać o fotografii portretowej. Już 15 listopada gościem WroFoto będzie Łukasz Gawroński, który opowie o swoim spojrzeniu na fotografię portretową oraz o tym, czy i jak można fotografować ludzką duszę. Infopunkt Barbarza, ul. Świdnicka 8b, Start: 18:00.Wstęp wolny

HACKATHON

18-19 listopada. Let's Code Od 18 do 19 listopada przez 24 godziny zespoły pasjonatów programowania będą tworzyły aplikacje. Za tę, która zostanie uznana za najlepszą, zespół otrzyma 10 000 złotych. Rywalizacja odbywa się w ramach nocnego konkursu programistycznego Let’s code, organizowanego przez firmę Sii jednocześnie w jej 8 lokalizacjach w Polsce: w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Lublinie i Katowicach. Tym razem drużyny zmierzą się z 3 tematami: Aplikacja Biznesowa, Aplikacja na temat Pasji & Lifestyle’u, Aplikacja Społeczna (Odpowiedzialności Społecznej). 4-osobowe teamy będą rywalizować w 2 etapach: lokalnym (wybór Jury) oraz globalnym (głosowanie internautów). Aby zapisać się na konkurs, wystarczy wypełnić formularz rejestracyjny, znajdujący się pod adresem www.letscode.sii.pl/rejestracja. Zapisy są otwarte do 10 listopada. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny. Liczba miejsc jest ograniczona! Sii Oddział Wrocław, Sky Tower, ul. Gwiaździsta 66, Start: 18.11.2017, godz. 10.00. Koniec: 19.11.2017, godz. 8:00

TARGI

18 listopada. VI Targi sztuki użytkowej kontury. W sobotę 18 listopada w budynku NOT przy ulicy Piłsudskiego 74 we Wrocławiu odbędzie się szósta edycja targów sztuki użytkowej kontury. Na odwiedzających czekać będzie kilkadziesiąt stoisk z różnorodną ofertą dobrze zaprojektowanych i funkcjonalnych przedmiotów od polskich twórców. Targi to doskonała okazja do zakupu designerskich mebli, oświetlenia, artykułów dekoracyjnych, oryginalnych grafik i plakatów oraz rękodzieła i dodatków. Jesienne kontury. to wydarzenie dla każdego, kto poszukuje wnętrzarskich inspiracji. Budynek NOT, ul. Piłsudskiego 74, Wstęp bezpłatny, godz. 11:00–19:00, www.facebook.com/targikontury

KONFERENCJA

KONCERT

18 listopada. Percival Schuttenbach „Dziki Tur” W sobotę 18 listopada w Zaklętych Rewirach wystąpi Percival Schuttenbach - pierwsza, i powszechnie uznawana za najlepszą, grupa folk-metalowa w Polsce. Zespół, który wniósł nieoceniony wkład w tworzenie soundtracku do „Wiedźmina 3" (w swojej medievalnej odsłonie), jest potentatem na scenie folk-metalowej i medieval-folkowej w Polsce. Percival Schuttenbach ma na koncie wiele osiągnięć, ponad 8 albumów, koncerty w krajach całej Europy, nagrody na festiwalach folkowych, a także – jako jeden z niewielu wykonawców w Polsce – diamentową płytę za współautorstwo muzyki do projektu „Równonoc" - spektakularnego połączenia hip-hopu ze słowiańskim folkiem. Zaklęte Rewiry, ul. Krakowska 100, Bilety: 39 zł - na stronie http://pwevents.pl/bilety/ 44 zł - Ticketpro, Eventim, Ebilet, Biletomat.pl, Rocky Shop; 49 zł - w dniu koncertu Start: 19:00

21 listopada. II Studencka Konferencja Zarządzania Projektami - PMI Poland Chapter Nauka planowania, zrządzania interesariuszami, kontroli ryzyka czy zarządzania zespołem to jedne z wielu umiejętności, które powinien posiadać Kierownik Projektów. PMI Wrocław we współpracy z Samorządem Studenckim Uniwersytetu Ekonomicznego zapraszają studentów wszystkich uczelni na konferencję w dniu 21 listopada. Przygotowaliśmy 3 bloki tematyczne: Wprowadzenie do Zarządzania Projektami, Co poszło dobrze, co źle. Podejście problemowe - przykłady i case study, PM na miękko, czyli Soft Skills w zarządzaniu projektami. Aula 1 CKU, Uniwersytet Ekonomiczny, ul. Komandorska 118-120, Wstęp wolny, godz. 8:00 - 15:00.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.