Wroclife nr 4/2018 (21)

Page 1

nr 4/2018 (21) kwiecień egz. bezpłatny wroclife.pl

Wrocławska część mistrzostwa świata

Niewinny 18 lat w piekle

Mieszkanie wynajmę od zaraz

Wrocławianki kochają wianki

Czy jest bezpiecznie?

Tańczący z pingwinami



Artur Heliak, redaktor naczelny

D

la piłkarskiego Śląska ten sezon oznacza spadek. Degradacja póki co dotyczy wciąż grupy w obrębie Ekstraklasy, ale pod wieloma względami wychodzi na to samo. Wszystko przy akompaniamencie utyskiwań wrocławian pomstujących na klub za przyjęcie kolejnej transzy finansowego wsparcia. Tymczasem mało kto zauważa, że klub jest przynajmniej w takim samym stopniu beneficjentem zaangażowania magistratu, jak i ofiarą. Śląsk stał się zakładnikiem nie swojego Stadionu Miejskiego. Jego kubatura, lokalizacja oraz koszty nijak mają się do poziomu sportowego. Sposób zarządzania klubem od lat woła o pomstę do nieba. W piłce pasja, zaangażowanie, gra zespołowa i ambicja to podstawy, prowadząc klub na pół gwizdka trzeba z góry zakładać porażkę. „Hiltonowska” trybuna VIP, gdzie mało kto zapłacił z własnej kieszeni za wejściówkę, egzotyczne ruchy kadrowe oraz wizja sięgająca nie dalej niż kolejnej wypłaty – to za mało. Mimo ogromnego potencjału (klub ma ponad 220 tys. polubień na FB, kto ma we Wrocławiu więcej?) sezon można uznać za zmarnowany po raz trzeci z rzędu. Po co nam zatem stadion za prawie miliard złotych? Na taki poziom wystarcza Oporowska. Klub trzeba sprzedać. Tylko nie tak, jak się go dziś prowadzi.

SPIS TREŚCI

Zamiast wstępniaka

FELIETONY

4

Czy miasto może jeszcze wspierać biznes? MICHAŁ TEKLIŃSKI

4

Chińczycy a sprawa Śląska i dojnej krowy STANISŁAW SZELC

wroclife.pl

KARIERA I BIZNES

21

Wirtualna szafa ADRIANNA MACHALICA

32

Nulla dies sine linea PAWEŁ PLUTA

43

Trust in business MICHAEL FORBES

44

LiveChat – biznes zgranych przyjaciół PATRYCJA BILIŃSKA

NASZE MIASTO

5

Niewinny 18 lat w piekle HANNA GALIK

8

Miliony z UE na lepszą komunikację TOMASZ MATEJUK

12

Wrocławska część mistrzostwa świata PAWEŁ PLUTA

14

Wydawca Wroclife sp. z o.o. ul. Kwidzyńska 6e, 51-416 Wrocław www.wroclife.pl

O zmierzchu i o świcie MARCIN OBŁOZA

Prezes zarządu Artur Heliak, artur.heliak@wroclife.pl Reklama reklama@wroclife.pl Redakcja redakcja@wroclife.pl

16

Kultowa marka w Rynku

18

Czy jest bezpiecznie?

OLIWIA RYBIAŁEK

SŁAWOMIR CZARNECKI

Redaktor naczelny Artur Heliak

22

Sekretarz redakcji Paweł Pluta

Żłobków wciąż za mało OLIWIA RYBIAŁEK

Korekta Sławomir Gruca Współpraca Tomasz Matejuk, Maciej Skwara, Maciej Kisiel, Jarosław Obremski, Stanisław Szelc, Sławomir Czarnecki, Michał Tekliński, Adrianna Machalica, Marcin Obłoza, Małgorzata Zdziebko-Zięba, Martyna Wąsik, Michael Forbes, Hanna Galik, Karolina Stachera, Oliwia Rybiałek Zdjęcia Adobe Stock, Envato, Pixabay.com Nakład 10 000 egz.

26

MARCIN JĘDRZEJCZAK

MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

24

Hosting Stermedia, www.stermedia.eu

Wrocław dawniej i dziś

Mieszkanie wynajmę od zaraz SŁAWOMIR CZARNECKI

Zdjęcie okładkowe EAST NEWS

CZAS WOLNY

28

Przyszedłem do Wrocławia z tarczą ROZMOWA Z MARCINEM PIEJASIEM

34

Tańczący z pingwinami ADRIANNA MACHALICA

36 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

Przenieś się w czasie i przeżyj przygodę TOMASZ MATEJUK

37

„Dolny Śląsk. Pamiętam Powódź”

38

Wrocławianki kochają wianki MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

41

„10 ZMYSŁ” – praca doktorska na wystawie PAWEŁ PLUTA

46

Z Wrocławia na weekend: Krzeszów MAREK PERZYŃSKI

48

Kot Cafe, czyli raj dla kotów ADRIANNA MACHALICA

50

Slow food czy fast food? AGNIESZKA CHĘCIŃSKA-MOSER


Czy miasto może jeszcze wspierać biznes? MICHAŁ TEKLIŃSKI Od kilku lat w rankingach miast przyjaznych dla biznesu i najbardziej atrakcyjnych do inwestowania Wrocław plasuje się w polskiej czołówce. W kampanii przed jesiennymi wyborami samorządowymi zapewne wielu kandydatów podejmie temat wsparcia dla biznesu. Kluczem może być rozmowa nie o wielkich inwestorach, ale o mniejszych firmach, które stanowią jeden z filarów lokalnego rynku pracy. Dyskusja o wsparciu biznesu przez lokalne samorządy często sprowadza się do wysokości lokalnych podatków, planów zagospodarowania czy różnego rodzaju partycypowania w inwestycjach. Wrocław ma za sobą blisko dwie dekady spektakularnych inwestycji, przyciągania inwestorów zagranicznych i rozwoju przestrzennego. Pojawiają się jednak pytania na przykład o to, jak długo powinno trwać wspieranie inwestorów zagranicznych lub czy tworzenie dogodnych warunków dla deweloperów nie powoduje bałaganu w rozwoju urbanistycznym miasta. Te dwa przykłady dotyczą nie tylko Wrocławia. Dyskusja o jakości zagospodarowania przestrzennego czy roli specjalnych stref ekonomicznych to dziś problemy większości miast w Polsce. Zmiana roli stref ekonomicznych i nowe prawo porządkujące przestrzeń to w dużej mierze rola władz centralnych, jednak metropolie takie jak Wrocław mogą i powinny mieć w tej dyskusji swój znaczący udział. Co więcej, lokalnie można

Chińczycy a sprawa Śląska i dojnej krowy STANISŁAW SZELC

Jak wiadomo, Chińczycy to naród sprytny i wielce dla cywilizacji zasłużony. Wymyślili proch, papier, jedwab i od cholery wiele innych rzeczy, które służą nam po dzień dzisiejszy. Przed wieloma laty żył sobie pewien Chińczyk, z zawodu cesarz, który otoczony był licznym dworem, w tej liczbie lekarzami. Jak przystało na Chińczyka był sprytny, a nawet cwany, toteż nic dziwnego, że wpadł na pomysł, by płacić swoim doktorom tylko wtedy, kiedy był zdrowy. Jak tylko zachorował, wzywał do siebie głównego księgowego o imieniu – dajmy na to – Mao albo – powiedzmy – Czang (szczegółów, rzecz jasna, nie znamy) i mówił tak: „Słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzał (cytat bezczelnie przeze mnie skradziony z serialu »Allo, Allo«). Od dzisiaj do końca grypy szlaban na szmalec dla doktorów”. I faktycznie, główny księgowy odcinał tamtejszym konowałom dostęp do cesarskiej kasy. Nic dziwnego, że ten cesarz żył długo i zdrowo, a medycy mieli stały dopływ gotówki, za którą kupowali proch, papier, jedwab i od cholery wiele innych rzeczy. Władca, o którym piszę, już dawno temu umarł, ale żyje aktualnie stwór o egzotycznej dla Chińczyków nazwie WKS Śląsk Wrocław SA, zajmujący się kopaniem w nadmuchiwany powietrzem balon. Z tym kopaniem to oczywiście nie do końca prawda, gdyż ten WKS owszem, kopie, ale nie trafia do celu, co jest istotą tego dziwacznego sportu. W zamian za to ciągnie pieniądze z miejskiej

wypracowywać rozwiązania, które odpowiedzą na wyzwania współczesnej gospodarki. Przykładowo warto zauważyć, że wsparte publicznymi pieniędzmi inwestycje zagranicznych inwestorów pomagały też w tworzeniu wielu mniejszych, lokalnych firm. Jednak te firmy nigdy nie mogły liczyć na zwolnienia podatkowe czy tańszy wynajem powierzchni biurowych. Właściciele małych firm często odczuwają te same problemy, które dotykają wszystkich innych mieszkańców: fatalna komunikacja miejska, trudność w znalezieniu dobrego miejsca na biuro czy brak infrastruktury na osiedlach. Tu właśnie ujawnia się ważna rola samorządu terytorialnego. Miasto może zmienić plan zagospodarowania z myślą o potrzebach dużych deweloperów, ale wybudowanie małego biurowca czy np. warsztatu mechanicznego na obrzeżach miasta to wciąż droga przez urzędową mękę. Warto zatem rozmawiać o rozwoju wrocławskich firm i wsparciu dla biznesu przez pryzmat zwykłych mieszkańców miasta, ludzi, którzy chcą związać z tym miejscem przyszłość swoją i swoich rodzin. Być może takie podejście będzie mniej spektakularne, ale pozwoli na bardziej trwałe tworzenie rynku pracy i fundamentów ekonomicznego rozwoju miasta. Michał Tekliński, przewodniczący Rady Nadzorczej Dolnośląskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

kasy jak – nie przymierzając – nowo narodzone cielę, a właściwie stado cieląt. Skoro jednak ma się dojną (ulubione słowo pana prezydenta) i hojną krowę, to jak nie ciągnąć? Chiński cesarz byłby zdziwiony, a koń by się uśmiał... Chociaż jestem już starcem, to od czasu do czasu pamięć mi dopisuje. Pamiętam na przykład, że jeszcze nie tak dawno, jadąc automobilem ulicą Kazimierza Wielkiego od strony ulicy Ruskiej (jeszcze ta ohydna nazwa funguje?), można było z dwóch pasów jezdni skręcać w prawo w ulicę Krupniczą. Z drugiej strony, od Gepperta, było tak samo. Ulica Krupnicza, chociaż krótka jak wyobraźnia niektórych polityków, jest dla miejskiej komunikacji bardzo ważna. Niestety, jakiś nieznany reformator skutecznie zaczopował ten istotny fragment miasta i w godzinach tzw. szczytu zafundował nam horror. Komentarzy kierowców ja, człowiek umiarkowanie kulturalny, nie ośmielę się cytować. Jako uroczy dodatek mamy trzy pary niesynchronicznie działających świateł. Chętnie bym poznał tego komunikacyjnego Einsteina... Mój przyjaciel, doktor nauk przyrodniczych, ale zawodowo święcący triumfy jako zabójca szczurów, zaszczyca mnie porównaniem do tych uroczych futrzaków, mówiąc (cytuję): „Szczur i Stanisław Szelc to są dla mnie istoty nadal niezbadane”. Zatem skoro jestem ciekawy jak szczur, to pytam grzecznie: kiedy zacznie się w moim mieście egzekwować zakaz karmienia gołębi, tych latających szczurów? Z maniakalnym uporem przypominam, że te ptaszyska to brudasy. Ich odchody zawierają skoncentrowany kwas, roznoszą groźne choroby i są, we wzajemnych stosunkach, wyjątkowo okrutne. Polecam książkę noblisty (co prawda austriackiego, ale zawsze), profesora Konrada Lorentza „Tak zwane zło”, w której pisze on między innymi o godowych zachowaniach tych drapieżców. Nie bez kozery na symbol pokoju powołał je sam towarzysz Stalin. Pora wreszcie zdekomunizować gołębie...


NASZE MIASTO

Tomasz Komenda po 18 latach opuszczał więzienne mury w towarzystwie najbliższych oraz mediów. FOT. EAST NEWS

Niewinny 18 lat w piekle Stracił 18 lat życia w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej. Samotnie, między najgroźniejszymi przestępcami. Uważano go za gwałciciela, mordercę i pedofila. Niestety, kazus wrocławianina Tomasza Komendy to niejedyny przypadek w Polsce czy na świecie, gdy Temida okazała się ślepa. HANNA GALIK

T

omasz Komenda spędził w więzieniu 18 lat, oskarżony o zgwałcenie i zamordowanie 15-letniej Małgorzaty Kwiatkowskiej. Od początku zapewniał, że jest niewinny. Znalazł się tragicznej sytuacji – gwałcicieli za kratkami traktuje się najgorzej. Dostosować

musiał się do panującego tam rygoru, nie tylko pośród strażników, ale i innych skazanych. – Jak trafiłem do aresztu, musiałem poznać zasady. Kto ich nie znał, ponosił kary. Jak postawiłem gołą stopę na podłogę, współosadzeni przygotowywali czajnik wrzątku i lali mi

na stopy. To był rodzaj nauczki – wspominał więzienny koszmar Tomasz Komenda w programie Uwaga! Większą część życia spędził w izolacji od swojego dotychczasowego otoczenia. Do zakładu karnego trafił w wieku 24 lat i codziennie przez 18 lat przechodził piekło

wroclife.pl Nr 4/2018

5


za kratami oskarżony o zbrodnię, której w rzeczywistości nie popełnił.

Zbrodnia miłoszycka Sylwester roku 1996 Tomasz Komenda spędzał w domu w centrum Wrocławia. 20 kilometrów dalej, w Miłoszycach, tej samej nocy brutalnie zgwałcono 15-letnią Małgosię. Dziewczyna przyjechała razem z koleżanką do klubu Alcatraz, aby tam świętować Nowy Rok. W lokalu znajdowało się kilkaset osób; wciąż ktoś wychodził i wchodził, tłum nieustannie się mieszał. Po północy Małgosia widziana była na zewnątrz klubu z obcymi mężczyznami. Jeden z nich zapewniał, że jest jej bratem i że zajmie się nastolatką. Nikt więcej nie widział dziewczyny. Jej zakrwawione, nagie ciało odnaleziono w Nowy Rok około godziny 13 na posesji obok klubu. Zmarła z powodu wykrwawienia i wyziębienia. Policja przez trzy lata nie była w stanie odnaleźć winnych tej makabrycznej zbrodni. Rodzice Małgosi złożyli skargę, zażądali również zmiany prokuratora. Presja rozwikłania sprawy

była ogromna. Sporządzono portrety pamięciowe sprawców (dziś wiadomo, że było ich dwóch). Wtedy to jedna z mieszkanek Wrocławia, sąsiadka Tomasza Komendy – Dorota. P., rzekomo rozpoznała go, o czym powiedziała swojemu znajomemu policjantowi. Jej fałszywe zeznania, w których prawie nic się nie zgadzało, zostały przyjęte i pogrążyły niewinnego człowieka.

Rzetelne(?) dowody Jak doszło do tego, że to właśnie Tomasz Komenda został zatrzymany i skazany? Pierwszym dowodem świadczącym przeciwko niemu miał być rzekomy fakt rozpoznania go przez sąsiadkę na portrecie pamięciowym. To skłoniło policję do zatrzymania mężczyzny. W czasie sekcji zwłok na ciele Małgosi znaleziono kilka śladów ugryzień, które zostały dopasowane do kształtu uzębienia Komendy. Decyzję poparto również śladami DNA oraz zapachowym, zebranymi na miejscu zabójstwa. Policja znalazła czapkę z włosem, a badania wykazały, że należy on do Komendy. To przesądziło o jego zatrzymaniu.

Dziś wiadomo, że ślady te w żaden sposób nie świadczą o winie mężczyzny. 12 osób potwierdziło, że tamtą noc Tomasz spędził we Wrocławiu (kiedy pierwszy raz przesłuchiwano ich, zarzucano im składanie fałszywych zeznań), zaś ślady ugryzień nie są identyczne z kształtem jego uzębienia. A co z najmocniejszym dowodem – zgodnością DNA sprawcy? W tym przypadku wynosiła ona 4/100, co oznacza, że do tego kodu genetycznego można przypisać co najmniej 4 różne osoby. Dowody, które przesądziły o skazaniu mężczyzny, nie mają dziś żadnego znaczenia, za to tych, które świadczą o jego niewinności, śledczy zgromadzili aż 18. Nomen omen tyle, ile lat przesiedział niewinnie w więzieniu...

Kto jest prawdziwym sprawcą? Policja ustaliła, że w gwałcie brały udział dwie osoby, ale na początku zatrzymano tylko jedną. W 1997 roku, kilka dni po zbrodni, przesłuchano innego podejrzanego – Ireneusza M. Nie postawiono mu wtedy żadnych zarzutów. Do sprawy powrócono po 20 latach, a policja zaczęła dokładnie przyglądać się wszystkim

Tomasz Komenda w sądzie, gdy usłyszał, że odzyska niesłusznie zabraną mu na lata wolność. FOT. EAST NEWS


uczestnikom zabawy sylwestrowej. Ich uwagę przykuł właśnie Ireneusz M.: mężczyzna był w 1997 roku wielokrotnie skazywany za gwałty. Sam M. wciąż odrzuca oskarżenia i zapewnia, że jest niewinny, mimo że na ubraniu ofiary odkryto liczne ślady DNA pasujące do jego kodu genetycznego. To nie wszystko. Podczas przesłuchań 20 lat temu Ireneusz M. powiedział coś, co już wtedy było potwierdzeniem jego winy, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Zeznał wówczas, że widział Małgosię Kwiatkowską w czasie zabawy na sali i scharakteryzował jej ubiór, w którym uwzględnił pozornie mało znaczący element – opisał, jak wyglądały skarpetki nastolatki. O takim szczególe wiedzieć mógł jedynie sprawca, ponieważ ofiara miała na sobie grube getry i buty zasłaniające stopy, a pozostawiono ją na śniegu tylko w tych skarpetkach. Tym razem policja aresztowała właściwego człowieka. Grozi mu dożywocie.

Znalazł mordercę, będąc na przepustce

36 LAT ZA KRATKAMI ZA NIC

Marek Gliński był w podobnej sytuacji, co Tomasz Komenda. Sąd uznał, że zamordował człowieka. W 1994 roku skazano go na 25 lat więzienia za zabicie obywatela Niemiec. Sam skazany od początku zapewniał, że jest niewinny. 24 lata temu razem z dwoma innymi mężczyznami Gliński zaprosił do swojego apartamentu hotelowego Niemca z sąsiedniego pokoju.

Został on później pobity przez pozostałych dwóch mężczyzn, którzy następnie założyli mu na głowę worek. Martwego Niemca zamknęli w tapczanie w jego pokoju. Gliński utrzymuje, że kiedy tylko zaczęły się przepychanki, on natychmiast uciekł z pokoju (prawdopodobnie była to napaść na tle rabunkowym; mordercy zabrali ofierze zegarek i pieniądze). Nie poszedł jednak na policję, aby zawiadomić o kłótni, czego dziś żałuje najbardziej. Uciekł za granicę, ale nie wytrzymał psychicznie i sam w końcu poinformował o zbrodni. Podstawowym dowodem były zeznania naocznych świadków, czyli faktycznych zabójców obcokrajowca. Na początku obciążyli oni Glińskiego, później zeznania odwołali, aby następnie powrócić do pierwszej wersji. W 2016 roku skazany wyszedł na pierwszą przepustkę i odnalazł jednego z morderców, Wojciecha G., który przyznał, że Gliński jest niewinny. Fałszywe zeznania składał, bo był do tego zmuszony – w czasie przesłuchań brutalnie go bito (tak samo było w przypadku Tomasza Komendy, który złożył zeznania przeciw sobie, bo policjanci stosowali wobec niego przemoc fizyczną).

2,7 mln złotych za 12 lat odsiadki Niestety, czasami Temida bywa ślepa i niewinny człowiek traci wolność. A razem z nią pracę, rodzinę i dobre imię. Czesław Kowal-

czyk w 1999 roku trafił do aresztu. Oskarżono go o morderstwo Adama K., instruktora jazdy konnej. Dowodem obciążającym mężczyznę były zeznania naocznego świadka – żony ofiary. Kobieta twierdziła, że widziała zbrodnię i że to właśnie Kowalczyk jest mordercą. Po dwóch tygodniach ponownie pojawiła się w prokuraturze, aby odwołać zeznania. Faktu tego jednak nie zaprotokołowano, a zeznań nie pozwolono zmienić. W 2003 roku skazano Kowalczyka w pierwszej instancji na dożywocie. Później zamieniono wyrok na 25 lat. Ostatecznie w więzieniu spędził 12 lat, z czego 5 w izolacji. Kiedy zaczynał odsiadkę, był o 10 lat starszy niż Komenda w chwili zamknięcia go za zbrodnię z 1997 roku (miał 34 lata). W 2011 roku wyszedł na wolność, a w 2012 r. został uniewinniony prawomocnym wyrokiem. Cztery lata później otrzymał rekordowe odszkodowanie – sąd wycenił 12 lat jego odsiadki na 2,7 mln złotych. 18 lat to bardzo długi okres, zwłaszcza dla młodego mężczyzny, jakim wówczas był Tomasz Komenda. W więzieniu upłynęła mu cała młodość, świat w tym czasie zupełnie się zmienił, technologia znacznie poszła do przodu. Sam Wrocław nie wygląda tak samo, jakim 18 lat zapamiętał go Komenda. Jak odnajdzie się w zupełnie innym dla niego świecie? Przez jakiś czas media z pewnością będą jeszcze śledzić jego życie. Pozostaje również kwestia odszkodowania, jakie otrzyma za 18 lat odsiadki za niewinność. Ocenia się, że może domagać się ponad 3,5 mln złotych.

Omylność i popełnianie błędów to przypadłości nie tylko polskiego wymiaru sprawiedliwości. Poza naszym krajem dochodziło do wielu skazań niewinnych osób. Stany Zjednoczone – kraj, który uchodzi za państwo praworządne i ostoję sprawiedliwości, widział już kilka takich sytuacji. • Jedną z nich jest sprawa Fredericka Weichela. W 1980 został oskarżony i skazany za zabójstwo Roberta LaMoniki. W więzieniu spędził w sumie 36 lat. Weichel utrzymywał od początku, że jest niewinny. I jest o tym wciąż przekonany. Otrzymał on prawo do ponownego procesu, choć według sądu jego obrona nie otrzymała raportu policyjnego, który sugerowałby, że zbrodnię popełnił ktoś inny. W kwietniu opuścił więzienie za kaucją. • 53-letni mieszkaniec Los Angeles Kash Delano Register 34 lata życia spędził w więzieniu. Został skazany za morderstwo, jednak w 2013 roku sędzia unieważnił wyrok. W 1979 sędziowie byli pewni: Kash Delano Register zabił 78-letniego Jacka Sassona. Został skazany na karę dożywotniego więzienia z możliwością wyjścia najwcześniej po 27 latach. Po 34 latach okazało się, że podczas rozprawy prokuratorzy powoływali się na fałszywe zeznania. Policja nigdy nie znalazła narzędzia zbrodni, a odciski palców znalezione w samochodzie ofiary nie należały do skazanego. • Anthony Hinton spędził blisko 30 lat w celi śmierci. Do więzienia trafił jako 29-latek. W 1985 roku został uznany za winnego napadu na restaurację i zabójstwa dwóch osób. Policja nie miała niezbitych dowodów, proces był poszlakowy. Brakowało odcisków palców, a żaden ze świadków nie potwierdził, że widział Hintona na miejscu zbrodni. Sprawa została umorzona i w 2015 roku mężczyzna wyszedł na wolność. • 130 lat – taki wyrok usłyszał w 1982 roku Alan Crotzer. Sąd w Miami skazał go za uprowadzenie i zgwałcenie dwóch kobiet. W więzieniu spędził 24 lata. W 2006 roku ponownie zbadano ślady DNA – tym razem okazało się, że Crotzer jest niewinny. Dlaczego w 1982 roku został skazany? Metody badania DNA była wtedy nieznana. Przyznano mu 1,25 mln dolarów zadośćuczynienia.

wroclife.pl Nr 4/2018

7


Trwa budowa nowego torowiska na ulicy Hubskiej. To jedna z inwestycji dofinansowanych ze środków europejskich.

Miliony z UE na lepszą komunikację Nowe linie tramwajowe, przebudowane drogi czy nowoczesny tabor MPK – wielu inwestycji komunikacyjnych nie udałoby się we Wrocławiu przeprowadzić, gdyby nie unijne dotacje. Czy magistrat dobrze wykorzystał środki europejskie? A może te pieniądze dałoby się wydać efektywniej? TOMASZ MATEJUK

N

a początek twarde dane. W ramach dwóch ostatnich perspektyw finansowych Unii Europejskiej wrocławski magistrat pozyskał ponad 1 mld 607 mln złotych dotacji unijnych na inwestycje komunikacyjne, których łączna wartość to prawie 2 mld 611 mln złotych. Ponad miliard złotych z funduszy europejskich spłynęło do naszego miastach w latach 20072013. Te pieniądze gmina wydała m.in. na budowę i przebudowę dróg (północnej części obwodnicy śródmiejskiej, ulic Bardzkiej, Krakowskiej, Wyścigowej czy Lotniczej), system ITS czy ścieżki rowerowe. Lwią część pieniędzy z UE (prawie 600 mln zł) pochłonął także projekt pod hasłem „Zintegrowany System Transportu Szynowego w Aglomeracji i we Wrocławiu” (etap I i II). To właśnie w ramach tego przedsięwzięcia powstały m.in. nowe linie tramwajowe na Gaj i Kozanów, kupiono też kilkadziesiąt nowych tramwajów i zmodernizowano torowiska na ulicach Krupniczej, Nowowiejskiej, Przyjaźni, Wróblewskiego i Curie-Skłodowskiej.

Nowe linie tramwajowe i drogi za unijne pieniądze W aktualnie trwającej perspektywie 20142020 gminie Wrocław udało się zdobyć nie-

8

wroclife.pl Nr 4/2018

spełna 600 mln złotych dofinansowania na przedsięwzięcia komunikacyjne. Ponad 200 mln złotych z tej kwoty to efekt dwóch umów dotacyjnych podpisanych na przełomie 2017 i 2018 roku, dotyczących budowy wydzielonej trasy autobusowo-tramwajowej na Nowy Dwór (prawie 110 mln zł dotacji unijnej) oraz etapu III A projektu „Zintegrowany System Transportu Szynowego w Aglomeracji i we Wrocławiu”, obejmującego budowę torowisk wzdłuż ulicy Hubskiej i na Popowice (niecałe 97 mln zł dofinansowania). – Budowa trasy tramwajowej przez ulice Hubską i Popowicką to kontynuacja projektu rozbudowy torowisk, który rozpoczęliśmy w 2012 roku, realizując trasę na Kozanów. Natomiast trasa tramwajowo-autobusowa na Nowy Dwór to wygodne połączenie dla mieszkańców dużych osiedli położonych w zachodniej części miasta. Przy okazji budowy trasy tramwajowo-autobusowej powstaną obiekty infrastruktury technicznej – wiadukty, a także ścieżki rowerowe, chodniki i parkingi P&R – mówił Maciej Bluj, wiceprezydent Wrocławia. Nieco wcześniej, wiosną 2017 roku, urzędnicy podpisali dwie inne, istotne umowy o unijne dofinansowanie. Dzięki decyzji Ministerstwa Rozwoju, które w marcu zeszłego roku zwiększyło pulę funduszy na konkurs w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko, Wrocław dostał ponad 233 mln złotych dotacji na budowę Osi

Zachodniej w ciągu drogi krajowej nr 94. Pod tą nazwą kryje się budowana już obwodnica Leśnicy, a także planowana aleja Stabłowicka. – Konkurs cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Miasta zawnioskowały o zdecydowanie większą kwotę niż ta, którą pierwotnie dla nich przeznaczyliśmy. Dlatego przesunęliśmy środki w programie, dzięki czemu dziewięć miast dostanie dodatkowo łącznie 1,2 mld zł unijnego wsparcia na inwestycje – tłumaczył wówczas wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński. Z kolei tuż przed ubiegłorocznym długim, majowym weekendem przedstawiciele władz Wrocławia i Dolnego Śląska podpisali umowę o dofinansowanie przebudowy ulicy Buforowej kwotą ponad 55 mln złotych z puli Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego na lata 2014-2020. W obecnej perspektywie UE gmina Wrocław zdobyła również dotację na budowę parkingów w ramach systemu „Parkuj i Jedź”, rozbudowę systemu ITS, a także budowę sieci dróg rowerowych (które będą przebiegać także przez gminy Długołęka i Kobierzyce).

MPK kupuje tramwaje i autobusy Z dotacji unijnych korzysta również wrocławskie MPK, które sukcesywnie modernizuje ta-


NASZE MIASTO bor. W kilku projektach spółka była partnerem gminy Wrocław. Chodzi m.in. o dwa pierwsze etapy projektu ZSTS w aglomeracji i we Wrocławiu, w ramach których przewoźnik kupił kilkadziesiąt nowych tramwajów: 31 dwukierunkowych pojazdów Skoda 19T, 8 tramwajów jednokierunkowych Protram 205 WrAs, 8 wozów marki Pesa i 6 wyprodukowanych przez Modertrans. W aktualnej perspektywie finansowej MPK już samodzielnie, jako jedyny beneficjent, pozyskało dofinansowanie na dwa projekty związane z modernizacją floty. 159 mln złotych środków z UE pomoże w zakupie nowych tramwajów. – Projekt zakłada zakup łącznie 56 tramwajów, dzięki którym we Wrocławiu zdecydowanie poprawi się dostępność do kursów tramwajowych dla osób o ograniczonej mobilności, pasażerów niepełnosprawnych i opiekunów z dziećmi. Tramwaje będą też klimatyzowane i wyposażone w najnowocześniejsze systemy informacji pasażerskiej, co z kolei jest istotne dla wszystkich naszych pasażerów – wyjaśniała Jolanta Szczepańska, prezes MPK. Wszystkie pojazdy to Moderusy Beta – 16 z nich dostarczono w ubiegłym roku, w 2018 roku do MPK trafi 30 sztuk, a w 2019 roku kolejnych 10. Najnowsza inwestycja przewoźnika – dofinansowana z funduszy europejskich kwotą 44 mln złotych – to 50 nowych autobusów. Trwa przetarg, który wyłoni producenta pojazdów. – Tym razem nie będzie to dzierżawa, jak w przypadku mercedesów, ale zakup. Pozyskanie na własność pojazdów jest warunkiem dofinansowania tej inwestycji ze środków Regionalnego Programu Operacyjnego. Głównym celem projektu i warunkiem, który musimy spełnić, jest ograniczenie szkodliwej emisji do środowiska – wyjaśnia Jolanta Szczepańska.

drugiego. Podobnie spóźnioną inwestycją jest linia na Nowy Dwór, ale ta chociaż powstaje – w odróżnieniu od tej na Psie Pole – tłumaczy Patryk Wild. Za największe sukcesy, które udało się osiągnąć przy pomocy pieniędzy unijnych, Wild uznaje budowę nowych linii tramwajowych na dwa duże osiedla – Kozanów i Gaj, system informatyczny usprawniający pracę MPK i zapewniający monitoring wszystkich pojazdów, a także zakup w sumie ponad setki nowych tramwajów. A co jest największą porażką? – Największe wątpliwości mam co do funkcjonalności systemu ITS w stosunku do jego kosztów. Ale w zakresie komunikacji miejskiej porażką jest zbyt mała liczba i wartość inwestycji w stosunku do potrzeb, a nie jakieś konkretne zadania – zaznacza radny Dolnego Śląska. Zdaniem Patryka Wilda najważniejszym priorytetem, jeśli chodzi o wykorzystanie środków UE w najbliższych latach, powinna być właśnie miejska komunikacja zbiorowa. – A jeśli chodzi o szczegóły, to należy dążyć do znacznie intensywniejszego niż do tej pory wykorzystania w transporcie miejskim oraz podmiejskim torów kolejowych, bo specyfiką Wrocławia jest to, że mamy ich bardzo dużo, nawet więcej niż torów tramwajowych. Co więcej, na kolej jest przeznaczona bardzo duża pula środków z UE – zaznacza Patryk Wild.

„Można było lepiej wykorzystać te pieniądze” Patryk Wild, były wiceprezes MPK, a obecnie radny Dolnego Śląska i członek rady programowej stowarzyszenia Bezpartyjny Wrocław, podkreśla, że środki pozyskiwane z Unii Europejskiej na inwestycje komunikacyjne można było wykorzystać lepiej. – Cały czas we Wrocławiu mamy dotkliwe luki w sieci komunikacji szynowej. Na przykład na Psim Polu można było albo budować nową linię tramwajową, albo postawić na pierwszą linię kolei miejskiej, w tym wykorzystującą tabor dwusystemowy, czyli kolejowo-tramwajowy. Ale nie zrobiono ani jednego, ani

W najbliższych latach, dzięki dotacji z UE, powstanie nowa trasa tramwajowa na Popowice.

Jak to robią w innych miastach? Sprawdziliśmy, jak środki unijne na poprawę komunikacji i transportu zbiorowego wykorzystują inne duże polskie miasta: Kraków, Łódź, Poznań i Gdańsk. Gmina Kraków w latach 2007-2013 zrealizowała 20 projektów z zakresu drogownictwa i transportu o łącznej wartości ponad 1 mld 864 mln złotych, które otrzymały w sumie nieco ponad 1 mld złotych dofinansowania. Za te pieniądze w stolicy Małopolski zbudowano m.in. linię tramwajową łączącą ulicę Brożka z kampusem Uniwersytetu Jagiellońskiego, przebudowano linię tramwajową na odcinku rondo Mogilskie – aleja Jana Pawła II – plac Centralny, rozbudowano linię tramwajową KST wraz z układem drogowym od ulicy Lipskiej do ul. Wielickiej, przeprowadzono drugi etap projektu „Zintegrowany transport publiczny w aglomeracji krakowskiej” i kupiono nowy, niskopodłogowy tabor tramwajowy. Z kolei w okresie programowania 2014-2020 tych projektów jest 15: ich łączna wartość to ponad 1 mld 898 mln złotych, a dofinansowanie opiewa na prawie 1 mld 20 mln złotych. Tu najbardziej spektakularne przedsięwzięcia to m.in. rozbudowa alei 29 Listopada i ulicy Igołomskiej, budowa linii tramwajowej wzdłuż Trasy Łagiewnickiej, budowa linii tramwajowej KST na odcinku os. Krowodrza Górka – Górka


korektę funkcjonowania układu komunikacyjnego w rejonie ronda Rataje. Ponad 450 mln złotych pochłonął zakup nowych tramwajów. – Moim zdaniem Kraków czy Poznań przeprowadziły ze środków UE znacznie bardziej systemowe zmiany swoich systemów transportowych niż Wrocław. Wynikało to przede wszystkim z tego, że przeznaczyły na ten cel znacznie większe pieniądze niż stolica Dolnego Śląska – komentuje Patryk Wild. W Łodzi największe zrealizowane inwestycje transportowe, współfinansowane z UE, to m.in. węzeł multimodalny przy dworcu Łódź Fabryczna (łączny koszt 420 mln zł – 269 mln złotych dofinansowania), Trasa Górna (451 mln zł – dofinansowanie 272 mln zł) czy Trasa W-Z (740 mln zł – dofinansowanie 532 mln zł), gdzie zmodernizowano prawie 18 km linii tramwajowej. – W ramach tej ostatniej inwestycji powstał również system obszarowego sterowania ruchem. Inwestycja objęła nie tylko Trasę W-Z, ale niemal wszystkie skrzyżowania z sygnalizacją w mieście – podkreśla Piotr Wasiak z biura prasowego Zarządu Inwestycji Miejskich w Łodzi. W trakcie realizacji jest m.in. kompleksowy program integracji sieci niskoemisyjnego transportu publicznego w metropolii łódzkiej wraz z zakupem taboru do obsługi Trasy

W-Z oraz innych linii komunikacyjnych i modernizacją zajezdni tramwajowych (660 mln zł – 411 mln zł dofinansowania). – W ramach tego zadania m.in. zmodernizujemy 11 km torowisk, wybudujemy 2 km nowych torów, kupimy 30 tramwajów i przebudujemy zajezdnie – wylicza Piotr Wasiak. W Gdańsku, poza licznymi projektami transportowymi, gmina prowadzi również wieloletnią i wieloetapową inwestycję „Gdański Projekt Komunikacji Miejskiej”, który ma na celu stworzenie i utrzymanie systemu transportu zbiorowego. Pierwsze inwestycje były realizowane od 2002 roku. – Dzięki otrzymanym środkom unijnym możliwe jest przystąpienie do kolejnego już, IV etapu, który obejmuje 6 zadań. Zostanie wybudowana linia tramwajowa z infrastrukturą towarzyszącą w ul. Nowej Bulońskiej Północnej, przebudowana infrastruktura tramwajowa w ul. Budzysza, Stryjewskiego i Nowotnej. Zostaną zbudowane nowe linie tramwajowe w dzielnicy Gdańsk Południe, etap 1 – budowa ul. Nowej Warszawskiej – wyjaśnia Alicja Bittner z referatu prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku. – Oprócz zakupu 15 nowych tramwajów powstanie również 64 nowych wiat przystankowych oraz zostaną zamontowane 84 tablice informacji pasażerskiej na terenie całego miasta.

INFOGRAFIKA MARTYNA WĄSIK (STUDIO MAMY.TO)

Narodowa, wraz z budową dwupoziomowego skrzyżowania w ciągu ulicy Opolskiej czy zakup niskoemisyjnych autobusów i niskopodłogowych tramwajów. W Poznaniu, w perspektywie 2007-2013, projekty komunikacyjne z dofinansowaniem unijnym, realizowane przez magistrat i spółki miejskie, opiewały łącznie na prawie 2 mld 349 mln złotych, a dofinansowanie unijne przekroczyło 1 mld 185 mln złotych. Miasto wybudowało m.in. trasę tramwajową os. Lecha – Franowo, przebudowało węzeł komunikacyjny Rondo Kaponiera i przedłużyło trasę Poznańskiego Szybkiego Tramwaju do Dworca Zachodniego. Powstała także nowa zajezdnia tramwajowa Franowo, a na zakup niskopodłogowego taboru tramwajowego wydano prawie 400 mln złotych. Z kolei w latach 2014-2020 łączna wartość projektów miejskich i realizowanych przez spółki miejskie to niepełna 1 mld 854 mln złotych, a wartość przyznanego dofinansowania to niecałe 728 mln złotych. Te pieniądze poznańscy urzędnicy przeznaczyli m.in. na budowę trasy tramwajowej od pętli Wilczak do Naramowic, przebudowę trasy tramwajowej na odcinku ul. Kórnicka – os. Lecha – rondo Żegrze, wraz z budową nowego odcinka nowej trasy od ronda Żegrze do ulicy Unii Lubelskiej czy


Ville Scandi Wybierz swoją wyspę szczęścia Sprawdź już teraz na villescandi.pl Scandi Home

GRUPA DEWEL OPERSK A

scandi-home.pl


Uzasadniona radość naszej sztafety 4x400 m. Złoto halowych mistrzostw świata w Birmingham i do tego rekord świata! FOT. EAST NEWS

Wrocławska część mistrzostwa świata Urodzony wrocławianin, obecnie na studiach doktoranckich na AWF we Wrocławiu. Pochodzący z Kłodzka absolwent SMS we Wrocławiu, teraz żołnierz. Wreszcie kibol Lecha Poznań, na etacie w WKS Śląsk. To trójka lekkoatletów związana z Wrocławiem, z czwórki sztafety 4x400 m, która zdobyła złoty medal halowych mistrzostw świata w Birmingham, bijąc przy okazji fenomenalny rekord świata. PAWEŁ PLUTA

O

tej wspomnianej na wstępie trójce lekkoatletów za chwilę. Zacznijmy zatem od czwartego uczestnika złotej sztafety 4x400 m, która podczas halowych MŚ w lekkiej atletyce zaskoczyła swoim czasem (3:01,77) nie tylko cały świat, ale i samych siebie. Jego akurat z Wrocławiem niewiele łączy, choć trudno tak powiedzieć, skoro trzech jego kolegów z ekipy z tym miastem jest bardzo silnie związanych. To Karol Zalewski – najmłodszy (rocznik 1993) z czwórki biegaczy, który rozpoczął sztafetę w finale w Birmingham. Pochodzi z Reszla i reprezentuje jeszcze AZS UWM Olsztyn. Jeszcze, bo… z powodu braku hali w Olsztynie do treningu lekkoatletycznego nosi się z zamiarem przejścia do AZS AWF Warszawa.

12

wroclife.pl Nr 4/2018

Wrocław to ewenement na skalę światową No właśnie, może jeszcze ten brak hali do trenowania lekkiej atletyki łączy Karola Zalewskiego z kolegami z Wrocławia. – To jest generalny problem w Polsce, ale we Wrocławiu, takim dużym ośrodku, gdzie jest wielu dobrych lekkoatletów, hala byłaby zbawieniem, a sukcesów byłoby z pewnością więcej – mówi Rafał Omelko (rocznik 1989, ur. we Wrocławiu), który dzieciństwo spędził w podwrocławskich Krzyżanowicach, a w Birmingham biegł na drugiej zmianie złotej sztafety. – Przede wszystkim młodzież miałaby gdzie trenować, bo my jeździmy jeszcze na zgrupo-

wania. Choć też nie da się tego organizować cały czas za granicą. W kraju jesteśmy skazani na Spałę, ale na tamtejszym obiekcie trenuje czasami jednocześnie 300 osób! – kontynuuje nasz złoty medalista. Rafał Omelko mówi, że pod względem obiektów sportowych stolica Dolnego Śląska to ewenement na skalę nie tylko Polski, ale i świata. – Nieporównywalna jest skala osiągnięć wrocławskich lekkoatletów w porównaniu do tego, jakie mają warunki do trenowania. W hali AWF przy ulicy Witelona do sprintu jest do dyspozycji 40 metrów bieżni, bo 20 metrów trzeba liczyć na wyhamowanie. W szkole przy ulicy Parkowej jest jeszcze krótszy odcinek. To wszystko. Od początku mojej kariery słyszę, że hala powstanie. Ostatnio, że to ma być w roku


NASZE MIASTO 2021, ale przecież żadne prace nawet nie ruszyły, więc za moich czasów hali nie będzie. Nawet w lecie jest problem, bo bieżnia na stadionie lekkoatletycznym przy Paderewskiego jest w opłakanym stanie. Dzięki życzliwości ludzi możemy potrenować w Oleśnicy – kończy ten smutny temat Rafał Omelko.

250-300 dni w roku na zgrupowaniach Jak zaczynał nasz mistrz świata? – W podstawówce zdarzało się, że biegałem na orientację i parę razy zgubiłem się w Lesie Osobowickim. Poważniejsze bieganie zaczęło się, gdy byłem w gimnazjum przy ul. Pieszej, gdzie zresztą skończyłem też X LO. Za sprawą mojego obecnego trenera, Jacka Skrzypińskiego, najpierw zaczynałem od biegów ulicznych. Potem trafiłem do MKS MOS Wrocław do Williama Rostka. W końcu, przez studia, znalazłem się w AZS AWF Wrocław i trafiłem pod opieką trenera Marka Rożeja – wspomina Rafał Omelko. – Teraz rzadko mam okazję trenować we Wrocławiu, bo około 250-300 dni w roku spędzam poza nim, na zgrupowaniach. Gdy jestem na miejscu, trenuję 2-3 godziny dziennie – dodaje. Omelko jest obecnie w trakcie studiów doktoranckich na AWF we Wrocławiu. – Przewodu doktorskiego jeszcze nie otworzyłem. Przymierzam się do tego, a w maju chce przeprowadzić kolejne badania. Oczywiście poruszam się w temacie lekkiej atletyki i biegów na 400 metrów. To badania na sobie samym i kolegach z kadry, dotyczące m.in. biomechaniki biegu czy fizjologii, no i jak można to później wykorzystać w treningu – tłumaczy wrocławianin. O relacjach w kadrze mówi, że są bardzo koleżeńskie. – To nie są jakieś zażyłe przyjaźnie, ale najważniejsze w sporcie jest to, by w grupie, jaką tworzymy, wzajemnie się szanować. Na krajowym podwórku rywalizujemy ze sobą indywidualnie, a potem musimy stworzyć drużynę w sztafecie – kończy Rafał Omelko.

Wymiotował, ale zauważył czas Jako trzeci pałeczkę podczas finału HMŚ w Birmingham przejął Łukasz Krawczuk. Urodzony (rocznik 1989) w Kłodzku zawodnik jest żołnierzem Wojska Polskiego i reprezentuje barwy WKS Śląsk Wrocław. Wcześniej ukończył Szkołę Mistrzostwa Sportowego w stolicy Dolnego Śląska. Jak każdy z tej złotej czwórki na bieżni w Birmingham pobiegł nieprawdopodobnym tem-

pem. Do tego stopnia, że za to zapłacił. „Polska ekipa dała z siebie wszystko. Na płycie wymiotował Krawczuk. Boże, jak ja im zazdroszczę!!! This is Poland!!!!!!” – napisał na Twitterze zaraz po biegu Marek Plawgo, przed laty m.in. brązowy medalista MŚ – właśnie w sztafecie 4x400 m. Podczas HMŚ w Birmingham pracował jako komentator TVP. I choć Łukasz Krawczuk wymiotował z wysiłku, to jako pierwszy z całej ekipy zauważył fenomenalny rezultat. Tak wspomina to trener naszej sztafety, 62-letni wrocławianin Józef Lisowski. – W takich biegach na stoper się nie patrzy. Kiedy nasi wpadli na metę, najpierw była radość ze zwycięstwa, a dopiero po chwili Łukasz Krawczuk wrzasnął: „Rekord świata!” – mówi szkoleniowiec, który z kadrą naszych czterystumetrowców pracuje od 1994 roku! Wówczas trójka z jego złotych chłopaków z Birmingham miała 5 lat, a Karol Zalewski zaledwie roczek! Trener Lisowski to legenda, a od jego nazwiska polscy czterystumetrowcy już od lat nazywani są „Lisowczykami”. Jest absolwentem AWF we Wrocławiu. Jako trener zaczynał pracę w szkołach sportowych, potem w Śląsku Wrocław, a od 2002 roku w AZS AWF Wrocław. Za jego kadencji polska męska sztafeta 4x400 m osiągnęła następujące sukcesy: trzykrotnie pobiegła w finałowym biegu igrzysk olimpijskich (1996, 2000, 2008); zdobyła złoty (1999) i trzy brązowe (1997, 2001, 2003) medale MŚ; srebrny (1998) i brązowy (2002) medal ME; dwa złote (2001, 2018), dwa srebrne (1998, 2006) i brązowy (2003) medal HMŚ; dwa złote (2002, 2018) i dwa brązowe (2007, 2009) medale HME. Kolejny cel? Złoto mistrzostw Europy w Berlinie, w sierpniu tego roku.

a nie ogląda mecz. Przyznaje też, że jest fanem Cracovii. Te sympatie we Wrocławiu nie są mile widziane. W stolicy Dolnego Śląska spędził w sumie 4 lata, teraz zdecydowanie częściej przebywa w Poznaniu. W ubiegłym roku rozstał się z trenerem, którym był… Józef Lisowski, bo – jak mówi Krzewina – nie pasowali do siebie pod względem charakteru i nie dogadywali się w kwestiach treningowych. Obecnie pracuje pod okiem Marka Rożeja. Uwielbia historię Polski, namiętnie czyta książki na ten temat, a swoje poglądy eksponuje efektownymi tatuażami. Na jednym jest napis „Bóg, Honor, Ojczyzna”, gdzie indziej „Chwała Wielkiej Polsce” oraz „Śmierć wrogom ojczyzny”. Malowidło Szczerbca, czyli miecza koronacyjnego królów polskich, i znak Polski Walczącej. Są też trzy zwrotki piosenki żołnierskiej „Wojenko, Wojenko”. Na ręce jest również napis „Wrzesień 1939” oraz nalot na Wieluń. Obok – polscy ułani i polska flaga. Marzeniem Jakuba Krzewiny jest złoto podczas igrzysk w Tokio, jednak trapiony kontuzjami sprinter Śląska wie, że do tego potrzeba jeszcze wiele pracy i wyrzeczeń. Jednak – jak każdy z naszej złotej sztafety z Birmingham – jest na to gotowy. FOT. EAST NEWS

Sprinter Śląska i kibic Lecha Na ostatniej zmianie podczas HMŚ pobiegł Jakub Krzewina, który w swojej karierze walczył nie tylko z rywalami na bieżni, ale i z licznymi kontuzjami. W Birmingham na ostatnich kilkudziesięciu metrach minął Amerykanina i na metę wbiegł pierwszy, zapewniając polskiej sztafecie złoty medal, do tego okraszony rekordem świata. To bardzo barwna postać. Urodzony w Kruszwicy, na Kujawach, na co dzień reprezentuje WKS Śląsk Wrocław – jako żołnierz Wojska Polskiego. Ale tutaj ciekawostka. Etatowy pracownik WKS Śląsk jest zagorzałym kibicem… Lecha Poznań. Na każdym meczu przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu stoi w tzw. kotle, gdzie – jak mawiają poznańscy kibole (w gwarze poznańskiej kibic to kibol) – się kibicuje,

Wrocławianki ze srebrem Podczas HMŚ w Birmingham polska żeńska sztafeta 4x400 m zdobyła srebrny medal. Co prawda w finale nie pobiegły, ale walczyły dzielnie w eliminacjach i medale otrzymały jak najbardziej zasłużenie dwie zawodniczki AZS AWF Wrocław: Joanna Linkiewicz (na zdj. z lewej) oraz Natalia Kaczmarek (na zdj. z prawej). Pozostały skład naszej srebrnej sztafety: Justyna Święty-Ersetic, Patrycja Wyciszkiewicz, Aleksandra Gaworska i Małgorzata Hołub-Kowalik.

wroclife.pl Nr 4/2018

13


NASZE MIASTO

O zmierzchu i o świcie Pracuje 365 dni w roku. Aby zapalić, a później zgasić 102 latarnie gazowe we Wrocławiu, Robert Molendo robi godzinny obchód w okolicach zmierzchu i świtu. Czego doświadcza podczas tego niezwykłego już dziś zajęcia? MARCIN OBŁOZA

P

óźne popołudnie. Większość wrocławian wraca właśnie z pracy do domu. Tymczasem nietuzinkowa postać w czarnej pelerynie pojawia się na ulicach Ostrowa Tumskiego. Aby oświetlić Wyspę Piasek, musi zapalić 102 latarnie. – Zanim zacząłem tu pracować, przez 30 lat mieszkałem we Wrocławiu i nie wiedziałem, że na Ostrowie są latarnie gazowe. Co roku ZDiUM organizuje przetarg na ich obsługę. Jestem latarnikiem, ponieważ moja firma wygrała konkurs. Na co dzień pracuję w niej także w innym charakterze – mówi Robert Molendo. Pan Robert sprawuje pieczę nad oświetleniem od 10 lat, wspólnie z drugim latarnikiem, który pracuje w weekendy. Ich zadaniem jest również konserwacja latarni, wykrywanie usterek i wymiana części. – Najgorzej jest w lecie, kiedy słońce późno zachodzi i wcześnie wschodzi. W czerwcu czy w lipcu pojawiam się na Ostrowie o godzinie 21 i wracam wpół do drugiej w nocy. Przy okazji muszę się jeszcze wysypiać, bo w ciągu dnia pracuję w firmie – dodaje Robert Molendo. Na chwilę przerywamy rozmowę. Latarnik unosi politykę – długi palnik z zaworem i zbiornikiem gazu – odpalając kolejne bawełniane siateczki.

Na ratunek tradycji Latarnie gazowe pojawiły się na Ostrowie Tumskim w latach 60. XIX wieku. Początkowo światło wydobywało się z cienkiej dyszy, zapewniającej pojedynczy płomień. W 1885 roku wiedeński chemik Carl Auer von Welsbach wynalazł żarniki pokryte dwutlenkami toru i ceru.

14

wroclife.pl Nr 4/2018

– Nigdy nie pozuję do zdjęć. Zabrakłoby mi życia, gdybym musiał zatrzymywać się na każdą prośbę turystów – tłumaczy wrocławski latarnik Robert Molendo. FOT. MARCIN OBŁOZA

– Latarnia działa jak kuchenka gazowa: wystarczy otworzyć zawór i podać ogień pod palnik. Gaz pali się w czterech siateczkach Auera ulokowanych w kloszu – informuje Molendo. Ta metoda oświetlania Wyspy stosowana jest do dziś. Niestety, latarnie gazowe funkcjonowały na Ostrowie z problemami. W trakcie drugiej wojny światowej nie użytkowano ich, a w późniejszych latach były stopniowo wypierane przez oświetlenie elektryczne. O zmianie zadecydował także fakt, że latarnie gazowe korodowały, a na terenie Polski nie produkowano do nich części zamiennych. – W sierpniu 1975 roku świeciły już tylko dwie i miejscy włodarze podjęli decyzję o zainstalowaniu na Wyspie oświetlenia elektrycznego. Pracowałem wówczas w „Gazecie Robotniczej” i wspólnie z wrocławskim przewodnikiem, Ro-

manem Batogiem, postanowiliśmy ratować zabytkowe oświetlenie Ostrowa Tumskiego – zdradza Wojciech Chądzyński, dziennikarz i historyk. Efektem publikacji artykułów na łamach prasy była umowa między miastem a dyrekcją Dolnośląskiego Okręgowego Zakładu Gazownictwa. Podmioty postanowiły, że oświetlenie gazowe powróci w okolice katedry. Okazało się jednak, że latarnie, które zostały już usunięte z ulic, zostały przetopione w hutach. Należało więc odtworzyć ich konstrukcję zgodnie ze stylem obowiązującym w przedwojennych Niemczech. Innym problemem był również brak firm na terenie Polski, które w ówczesnych czasach mogłyby podjąć się stworzenia przygotowanych projektów. Żarniki, czyli koszulki Auera, trzeba było kupić za dewizy w RFN.


Z HISTORII

• Pierwsze miejskie oświetlenie gazowe rozbłysło w 1808 roku w Londynie • Pierwsza lampa gazowa na terenach Polski pojawiła się w 1830 roku w Krakowie • Pierwsze oświetlenie gazowe we Wrocławiu rozbłysło w 1843 roku, w restauracji „Złota Gęś” (przy obecnej ulicy Ofiar Oświęcimskich) • 102 – tyle latarń znajduje się na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu • 12 – w tylu polskich miastach nadal działają latarnie gazowe (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Łódź, Olsztyn, Elbląg, Gorzów Wielkopolski, Książ Wielkopolski, Nowe Miasto Nad Wartą, Paczków, Puck) • Aktualnie najwięcej lamp gazowych w Polsce, około 240, znajduje się w Warszawie

– Wybrałem się wówczas do Warszawy i po sympatycznej, długiej rozmowie z ówczesnym ministrem górnictwa i energetyki Wrocław otrzymał przydział potrzebnych dolarów. Dzięki temu w 1982 roku zabłysło na Ostrowie osiemdziesiąt latarń – wspomina Wojciech Chądzyński.

to najlepsza forma pomocy – zamykając zawór, „pomocnicy” mogli go uszkodzić. Latarnik musiał poświęcać dodatkowy czas na kontrolę stanu technicznego latarni. – Ludzie zmądrzeli i uspokoili się. Teraz w nocy studenci pytają mnie jedynie o drogę do Kredki i Ołówka – przyznaje z rozbawieniem.

Studenci pomagali Batmanowi

Kłódki nie tylko na moście

Przechodzimy z latarnikiem pod Bramą Kluskową. Przyznaje, że tu zaczyna się jego ulubiona część Ostrowa Tumskiego. Jest zdecydowanie spokojniejsza niż przepełniona turystami ulica Katedralna. Mimo tego, niemal przy każdym przystanku w postaci latarni ktoś próbuje zrobić zdjęcie postaci w czarnej pelerynie. – Nigdy nie pozuję do zdjęć. Jeśli ktoś chce mi je zrobić, to jedynie w trakcie zapalania. Zabrakłoby mi życia, gdybym musiał zatrzymywać się na każdą prośbę turystów. Niektórzy obrażają się, że nie chcę poczekać, aż ustawią odpowiednią funkcję w aparacie. Mam przecież określony czas, w którym muszę zapalić wszystkie latarnie – tłumaczy Robert Molendo. Przechodnie reagują na niego pozytywnie, uśmiechają się, czasami zagadują i żartują. Jak przyznaje latarnik, niektórzy krzyczą, że jest księdzem, Batmanem albo nietoperzem. Wrażenie potęguje przede wszystkim długa, czarna peleryna z herbem Wrocławia i cylinder na głowie. Tak przebrany człowiek intryguje przede wszystkim dzieci. – Patrzą na mnie, jakby zobaczyły coś niewiarygodnego. Przez długi czas jeździł za mną na rowerze mały chłopiec, który przychodził codziennie na Ostrów ze swoją mamą i siostrzyczką. Wiedział, kiedy musi się pojawić, żeby wracając z przedszkola, zobaczyć latarnika – śmieje się Molendo. Mężczyzna ma również sporo wspomnień związanych ze studentami. Przed laty wchodzili w nocy na latarnie i gasili je. Czasami dochodziło do sytuacji, że nie paliła się nawet połowa latarń. Pan Robert uważa, że nie była

Jest już szaro, a my powoli wchodzimy na most Tumski. Robert Molendo pracuje jako

latarnik od 10 lat i pamięta, jak na moście znajdowały się pierwsze, pojedyncze kłódki. Teraz zakochani montują je nawet na lampach. To duże utrudnienie w pracy latarnika i muszą być z nich regularnie usuwane. Skręcamy na most Młyński i przechodzimy obok kościoła św. Marcina. Latarnik przyznaje, że ma jedną, zaplanowaną trasę, którą chodzi niemal codziennie. Rzadko decyduje się na urozmaicenia. – Kiedyś miałem kilka ulubionych miejsc, ale teraz rzadziej doceniam piękno Ostrowa. Czasami, jak jest ładna pogoda, to miejsce raduje człowieka. Bardzo lubię ulicę Katedralną w zimowym wydaniu: śnieg odbija wtedy światło lampek zamontowanych na drzewach Tumskiego – mówi pan Robert. Latarnik wyjmuje palnik spod ostatniego klosza. Wszystkie ulice toną już w ciepłej, żółtej barwie oświetlenia gazowego. – To praca, która wymaga regularności. Nie ma wolnego dnia, trzeba odpalić lampy niezależnie od pogody, nawet w Boże Narodzenie czy Sylwestra – podsumowuje Robert Molendo. Pakuje swój sprzęt do samochodu i odjeżdża. Wróci na Wyspę, jak większość ludzi będzie jeszcze spała, by zgasić latarnie.

Żarniki, czyli koszulki Auera, do latarni gazowych na Ostrowie Tumskim trzeba było kupić za dewizy w RFN na początku lat 80. XX wieku. FOT. MARCIN OBŁOZA

wroclife.pl Nr 4/2018

15


Każdy lokal Hard Rock Cafe na świecie ma jeden wspólny mianownik. Jest nim – oczywiście poza technologią – występowanie muzeum.

Kultowa marka w Rynku Na Rynku 25 został otwarty Hard Rock Cafe, który szczyci się przede wszystkim swoją wyjątkową kuchnią i kolekcją memorabiliów największych gwiazd muzyki. We Wrocławiu zobaczyć można między innymi płaszcz Lady Gagi, buty Eltona Johna i ponczo Jimmi’ego Hendrixa. OLIWIA RYBIAŁEK

Z

nana na całym świecie, kultowa marka zawitała wreszcie do Wrocławia. Dla Hard Rock Cafe to czwarta miejscówka w Polsce – zaraz po Warszawie, Krakowie i Gdańsku. Barista S.A. – franczyzobiorca marki Hard Rock Cafe – po trzyletnim przymierzaniu się do inwestycji i szukaniu odpowiedniego miejsca wygrał przetarg na lokal o ogromnej tradycji w mieście, który znajduje się we wrocławskim Rynku. Wcześniej swoją siedzibę miała tam Moda Polska. Powstała w tym miejscu restauracja o powierzchni 700 metrów kwadratowych, z dwoma barami na dwóch kondygnacjach, pomieści ponad 160 gości. W lokalu znajduje się też pomieszczenie VIP dla 12 osób, idealne do spotkań biznesowych czy imprez zamkniętych. W sezonie letnim powstanie również ogródek. Na pierwsze miesiące po otwarciu lokalu planowane są koncerty muzyki na żywo młodych lokalnych artystów oraz jam session z Leszkiem Cichońskim. Natomiast w menu restauracji znajdziemy znane na całym świecie burgery i steki oraz dania z polskimi akcentami, takimi jak kiszone ogórki, kiszona kapusta i biała kiełbasa. Oczywiście nie zabrakło także Rock Shop – sklepu, w którym można kupić kultowe koszulki, przypinki i wiele innych gadżetów dla kobiet, mężczyzn, a nawet dla najmłodszych.

16

wroclife.pl Nr 4/2018

Motywem przewodnim była Moda Polska – Każdy lokal Hard Rock jest projektowany jako indywidualne założenie. Jedynym wspólnym mianownikiem, oczywiście poza technologią, jest występowanie muzeum, które tworzone jest pod kątem lokalizacji. We Wrocławiu motywem przewodnim była Moda Polska. Podczas rozmów z franczyzodawcą udało nam się przekonać go do takiej idei i przedstawić nasz projekt jako wyjątkowy. Dlatego też mamy tak bardzo ceniony zestaw pamiątek. To, co zaproponowaliśmy miastu, bardzo ważnego dla jego rozwoju, to fakt, że dzięki takiemu lokalowi tysiące ludzi na całym świecie pojawi się w koszulkach z napisem „Wrocław”. Tego nie jest w stanie zapewnić żadna agencja, na siłę ani za pieniądze. To trzeba chcieć, kochać i nosić z przyjemnością – mówi Wojciech Cicio, development manager.

Telewizor Johna Lennona i kask Rammsteina Ponadto w Hard Rock Cafe Wroclaw goście mogą podziwiać liczne pamiątki oddane przez

legendy muzyki. Od razu przy wejściu do lokalu uwagę przykuwa czarny płaszcz Lady Gagi oraz koszula w żółte kwiaty i gitara Steve’a Vai. Co ciekawe, we wrocławskiej restauracji znalazło się o wiele więcej elementów strojów gwiazd niż na przykład gitar, choć możemy zobaczyć te od Santany, Alice’a Coopera, Jeffa Becka czy taką z podwójnym gryfem od zespołu Yes. Kobiety muzyki też mają tam swoje miejsce. W gablotach wystawione zostały: gorset Beyonce, koszulka Rihanny, buty Mariah Carey i ozdobny biustonosz Shakiry. Wyjątkowym elementem jest lokalny akcent w postaci gitary i platynowych oraz złotych płyt z Męskiego Grania, które Wrocław gości każdego lata. Z nietypowych memorabiliów we wrocławskiej kolekcji znalazły się telewizor Johna Lennona i kask Rammsteina. Marka Hard Rock Cafe posiada 181 restauracji, 24 hotele i 11 kasyn w 75 krajach na całym świecie. Powstała w 1971 roku z pierwszą lokalizacją w Londynie. To właśnie tam przychodził Eric Clapton i siadał przy swoim stałym miejscu. Któregoś razu postanowił podarować właścicielom lokalu swoją gitarę. Tak rozpoczęło się kolekcjonowanie i wystawianie pamiątek od gwiazd muzyki w kawiarniach Hard Rock.


w tych miejscach znajdziesz Wroclife Academus Kiełbaśnicza 23 ActiveFitness ul. Grabiszyńska 281 ADD Motors al. Karkonoska 45 ADF Auto al. Karkonoska 45 Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej S.A. pl. Solny 14 Ahimsa sw. Antoniego 23 Akademia Intelektu Nankiera 17a Akropolis Tawerna Rynek 16/17 Al Taglio Pizzeria Piaskowa 17 ALE Browar Włodkowica 27 Alladin’s Pub & Restaurant Odrzańska 23 Ambasada św. Mikołaja 8 Ambasada Śledzia sw. Antoniego 35 American Dream Drukarska 32 Amorinio Wita Stwosza 1-2 Amrest sp. Z o.o. pl. Grunwaldzki 25-27 Angel River sp. Z o.o. sp. k. ul. Walońska 11/4U Antykwariat Szewska 64 Apartamentowiec Thespian Wrocław pl. Powstańców Śląskich 1/3 Arbet sp. Z o.o. sp. K. ul. Kwiatkowskiego 24; Siechnice Armine Bogusławskiego 83 Art Cafe Pod Kalamburem Kuźnicza 29A Art Hotel Kiełbasnicza 20 Art Of Living Kotlarska 32 Artzat Malarska 30 Astral Pool Al. Armii Krajowej 61 ASV Lider ul. Obrońców Poczty Gdańskiej 19 ATC Development ul. Prądzyńskiego 40A Ave Cargo ul. Jerzmanowska 19 Aventura ul. Sienkiewicza 47 Aviva Wrocław ul. Lotnicza 12 Awbud Deweloper ul. Szybka 1F/C Baku Lounge Więzienna 21 Balduno Manufaktura Wita Stwosza 15 Ban Thai Kotlarska 24 Bar Bazylia Kuźnicza 42 Bar Mekong Bogusławskiego 29 Bar Misz Masz Nożownicza 14-16 Bar Nadwaga Odrzańska 16 Barcelona Lunch Bar Odrzańska 11 Barka Cafe Purkyniego 9 Baudom ul. Karmelkowa 29 Baza Bogusławskiego 85 Bear Beer Bar Bogusławskiego 7 Beauty Balinese Boutique Szewska 18 BECTON DICKINSON POLSKA SP. Z O.O. ul. Legnicka 48F Bema Cafe Drobnera 38 Bernadetka Kuźnicza 25A Bernard Rynek 35 Biblioteka Wydz. Inż. Kształtowania Środowiska i Geodezji ul. Grunwaldzka 55 Biblioteka Wydziału Przyrodniczo- Technologicznego ul. Chełmońskiego 37B Bierhalle Ratusz 24 Bike Cafe Św. Antoniego 8 Bistro Kurzy Targ Kurzy Targ 3 Biuro Sprzedaży Witolda 43 ul. Księcia Witolda 43 BlackBeard ul. Tęczowa 57 Blockpol ul. Rynek 60/8 BLT & taps Ruska 58/59 Bobby Burger Szewska 27 Bohema Cafe Świdnicka 22 Bola Dosse Świdnicka 9 Bon Ton Łaciarska 29 Bookszpan Oławska 24 Boutique Hotel’s Wrocław ul. Kwiska 1/3 Brait Odrzańska 18 Brasserie 27 Kazimierza Wielkiego 27 Breadway Rynek 8 Browar Stu Mostów sp. Z o.o. ul. Długosza 2-6 Browar Złoty Pies Wita Stwosza 1-2 Budzik Cafe Plac Grunwaldzki 2/4 Bułka z masłem Włodkowica 8A Burger Love Więzienna 31A Burger Ltd. Psie Budy 7/9 Butchery Grill Sukiennice 6 Cafe Baroli Szewska 59/60 Cafe Borówka Świdnicka 38A

Cafe de France Ratusz 20/22 Cafe Etno Okrąglak Plac Kościuszki 1 Cafe Muzeum pl. Strzegomski 2A Cafe Targowa Piaskowa 17 Cafe Vincent Ruska Ruska 5 Campo Modern Grill Podwale 83 Capgemini Software Solutions Center ul. Strzegomska 42B Cegielnia Ofiar Oświęcimskich 19 Ceneo.pl sp. Z o.o. ul. Legnicka 48G Central Cafe sw. Antoniego 10 Centrum Historii ZAJEZDNIA ul. Grabiszyńska 184 Centrum Informacji Turystycznej Rynek 14 Centrum Kształcenia Ustawicznego ul. Kamienna 43 Centrum Kultury AGORA ul. Serbska 5A Centrum Kultury Wrocław Zachód ul. Chociebuska 4-6 Centrum Kultury ZAMEK pl. Świętojański 1 Centrum Optyczno-Optometryczne Terapia Widzenia ul. Komandorska 53 Centrum TMT ul. Horbaczewskiego 75 Centrum Zdrowia Medifemina ul. Kukuczki 5/8 Ceregiele Rzeźnicza 2 Cesarsko-Królewska Rynek 19 Charlotte chleb i wino Św. Antoniego 2/4 Chatka przy Jatkach Odrzańska 7 Cherry Lounge & Restaurant Kuźnicza 10 Cherubinowy Wędrowiec Nankiera 17A Chilli Cafe & Restaurant Rynek 45 Chimney Cake Bakery Oławska 4 Chinkalnia Wroclaw Sukiennice Sukiennice 3/4 Chleboteka Ruska 64/65 Chłopskie jadło Plac Solny 18/19 Chopper Kotlarska 42 Ciacho Cafe Kazimierza Wielkiego 25 City Golf Wrocław ul. Kulnickiego 26 City Hotel’s Wrocław ul. Trzemeska 10 CIŻ Włodkowica 9 Classic Cafe and Tapas Rynek 44 Clearcode ul. Św. Antoniego 2/4 Coctail Bar Max & Dom whisky Rzeźnicza 28-31 Coctail Bar Witaminka Rynek 52 Coffee Planet Rynek 7 Comarch S.A. ul. Długosza 2-6 Corso Italiano Szewska 19/21 Costa Coffee Świdnicka 3A Credit Suisse pl. Grunwaldzki 25 Credit Suisse ul. Szczytnicka 9 Cuda na kiju Bogusławskiego 69 Cukiernia Łomżanka Ruska 10 Cukiernia Marcello Więzienna 7 Czajownia Białoskórnicza 7 Czekoladziarnia Więzienna 31 Czeski film Kiełbaśnicza 2 D&D Honda al. Karkonoska 45 D&D Peugot al. Karkonoska 45 Darea Kuźnicza 43/45 Dedalus Ruska 2 Deichmann Obuwie sp. Z o.o. ul. Lotnicza 12 Deja vu Rynek 51 Delta Property sp. Z o.o. sp. K. ul. Sycowska 44 DIJO ul. Zabrodzie 28 Dinette Plac Teatralny 8 DIVANTE ul. Dmowskiego 17 Doctor`s Brew Św. Mikołaja 8 Dolby Poland sp. Z o.o. ul. Śrubowa 1 Dolnośląska Biblioteka Publiczna Rynek 58 Dolnośląska Izba Lekarska ul. Kazimierza Wielkiego 45 Dom Kredytowy NOTUS S.A. ul. Św. Mikołaja 7 Dom Kultury FORMATY ul. Samborska 3-5 Droids On Roids ul. Ruska 51B Elasbud ul. Arbuzowa 3/3 ELCAR sp. Z o.o. ul. Grunwaldzka 49/51 Ernst and Young ul. Strzegomska 36 Escape Room Wrocław ul. Odrzańska 24-29/4 Esspresso Bar na Antoniego św. Antoniego 27/29 ETO MAGNETIC ul. Kwiatkowskiego 7 Evergreen Szkolenia Michał Marciniak ul. Sadownicza 32 Expander Advisors sp. z o.o. ul. Krzywoustego 293 FAM SA ul. Avicenny 16 FANUC Polska sp. z o.o. ul. Tadeusza Wendy 2 FC Coffee Kuźnicza 30 FC Naleśniki Kuźnicza 63 Federacja Wina Szewska 24/26 Flamingo Bogusławskiego 93 Folgujemy ul. Kniaziewicza 16 Food Art Gallery Księcia Witolda 1 Food Regio ul. Dzierżoniowska 7/1a Foto AGA Kuźnicza 14 Frankie`s Wita Stwosza 57 Franz Kawka Więzienna 1/4 Fresenius Medical Care ul. Białoskórnicza 1 FU-KU Concept Store ul. Powstańców Śląskich 95 Fundacja Młoda RP Nankiera 17 Future Body ul. Robotnicza 66A G Cofffee Company Plac Konstytucja 3 maja 5 Galeria Italiana Więzienna 21 Galeria Krakowska 31 ul. Krakowska 31 Galeria Sztuki Socato pl. Solny 11 Galeria Wnętrz Domar ul. Braniborska 14 GAM salon samochodowy ul. Wrocławska 35; Długołęka Germaz sp. Z o.o. ul. Strzegomska 139 Gold Cafe pl. Piłsudskiego 1/1B GOLDENMARK CENTER ul. Strzegomska 55A Gorące Piece Włodkowica 21 Graciarnia Kazimierza Wielkiego 39 Grafton Recruitment Polska Sp. z o.o. ul. Św. Antoniego 2/4 brama C Grape Hotel ul. Parkowa 8 Greco Rynek 15 Grill & Bar Ember Ruska 61 Guiness Plac Solny 5 Gusto Pizza ul. Jedności Narodowej 77 Ha Long Piastowska 19

Halyna Tymoschuk ul. Kręta 7/6 Hasco Lek ul. Żmigrodzka 242E Hilton ul. Podwale 84 Hotel Dwór Polski Kiełbaśnicza 2 Hotel i Restauracja Bielany ul. Klecińska 3; Bielany Wrocławskie Hotel InVite ul. Hubska 52-54 Hotel Mercure pl. Dominikański 1 Hotel Podkowa ul. Wojszycka 8 Hotel Śląsk sp. Z o.o. ul. Oporowska 60 Hotel Tumski Wyspa Słodowa 10 HP Inc Polska sp. Z o.o. ul. Piotra Skargi 1/3 Hubertus Biskupia 1 Huśtawka Bogusławskiego 75 IBM Global Services Delivery Centre Polska sp. z o.o. ul. Muchoborska 8 Idea Fair Pay ul. Fabryczna 16H Idea Place pl. Solny 15 Im Motion Sklep Rowerowy ul. Kościuszki 34 IMPART ul. Mazowiecka 17 Impressa Krupnicza 13 Impwar ul. Wilanowska 2 Infopunkt Barbara ul. Świdnicka 8C Infor ul. Oławska 11 Inkubator Przedsiębiorczości i Technologii ul. Fabryczna 16H Intermotors Dolny Śląsk ul. Wrocławska 33B; Długołęka INTIVE / SMT Software ul. Kościuszki 29 Jaremko ul. Mińska 41A Jasek Premium Hotel Wrocław ul. Sułowska 39 JOT-BE Nieruchomości sp. Z o.o. ul. Piłsudskiego 8A Karavan Bar sw. Antoniego 40 Karczma Lwowska Rynek 4 Karczma Piastów Kiełbaśnicza 6 Kaufland Polska Markety sp. Z o.o. sp. K. al. Armii Krajowej 47 Kawiarnia Cocofli Włodkowica 9 Kawiarnia Dwie Małpy Ruska 10 Kawiarnia K2 Kiełbaśnicza 2 Kawiarnia Słodkie Figle ul. Mrągowska 80/3 KIM sp. Z o.o. ul. Łagiewnicka 13 Klub Bodyfit pl. Maksa Borna 1A Klub Bodyfit ul. Pretficza 37 Klub PRL Ratusz 10 Klub PROZA Przejście Garncarskie 2 Kociołek Nożownicza 2-4 Kombinat Plac Solny 6/7A Konspira Plac Solny 11 Krajowy Rejestr Długów Biuro Informacji Gospodarczej SA ul. Siedzikówny 12 Krasnal Info Sukiennice 12 Krzywy Komin Centrum Rozwoju Zawodowego ul. Dubois 33/35 Księgarnia Columbus Kuźnicza 57/58 Księgarnia Dedalus (Worcella) Świdnicka 28 Księgarnia Hiszpańska Szajnochy 5 Księgarnia International House Odrzańska 8 Księgarnia Podróżnika Wita Stwosza 19/20 Księgarnia PWN Kuźnicza 56 Księgarnia Taniej Książki Oławska 18 Księgarnia Via Nowa Włodkowica 11 Kuchnia Bogusławskiego 61 Kulka św. Antoniego 2 Kurna Chata Odrzańska 17 Kuźnia Dobrych Smaków Bogusławskiego 81 La Scala Rynek 38 Lamus Bogusławskiego 97 Le Bistroit Parisien Nożownicza 1D Le Chef Więzienna 31 Le Grand Salon Wita Stwosza 16 Le Miracle Jedności Narodowej 37 Literatka Rynek 56/57 Locus sp. Z o.o. ul. Poranna 43A Love & Chocolate św. Jadwigi 10 Mała Italia Apartments ul. Felzmanna 18 Małgosia Odrzańska 39/40 Mama Manousch Świdnicka 4A Mango Mama Rynek Św. Mikołaja 77 Manpower ul. Swobodna 3 Margaux Mleko i Miód Świdnicka 36 Masala Kuźnicza 3 mBank S.A. pl. Jana Pawła II MCM Car Travels ul. Mokronoska 4 Mercure Wrocław Centrum pl. Dominikański 1 Mexico Restaurant Szewska 61/62 Michiko Sushi Roll Odrzańska 1 Mleczarnia Włodkowica 5 MM Cars al. Karkonoska 50 Moaburger Plac Solny 10 Money.pl sp. Z o.o. pl. Grunwaldzki 23 Moto Team ul. Lotnicza 100 Motyla Noga Więzienna 6 MT Project ul. Legnicka 51-53 Nadodrze Cafe Resto Bar Drobnera 26A NAWROT sp. z o.o. ul. Wrocławska 33B; Długołęka Neon Shake ul. Zapolskiej 1/310 Netia S.A. ul. Strzegomska 142A Nokia Wrocław pl. Bema 2 Nokia Wrocław ul. Lotnicza 12 Nokia Wrocław ul. Strzegomska 36 Novotel ul. Wyścigowa 35 Objectivity Bespoke Software Specialists Wrocław ul. Strzegomska 142A Ognisko Kultury Plastycznej im. E. Gepperta pl. Wolności 9 Oh my! Concept store ul. Świdnicka 44-46 Opera Software pl. Teatralny 8 Ortho ul. Parafialna 57 Ośrodek Działań Artystycznych FIRLEJ ul. Grabiszyńska 56 Ośrodek Kultury i Sztuki Ratusz 24 Paka Pub Nożownicza 12 Pamiątki z historią Rynek 3 Pan Pedro Hala Targowa ul. Piaskowa 17 (stoisko 132) Papa bar Rzeźnicza 32 Papugarnia Ruska 62/63

Park Trampolin Jump World ul. Otmuchowska 15 Parker Hannifin sp. Z o.o. ul. Dubois 41 Partner Capital Group ul. Życzliwa 21 Patty Es Igielna 16 Pepik Pub Kiełbaśnicza 28/2 PFI Global ul. Św. Mikołaja 18-20 PhaThaThai Więzienna 5 Piec na Szewskiej Szewska 44 Piekarnia HERT Rynek 46 Pierogarnia Momos św. Mikołaja 16/17 Pijalnia Czekolady Wedel Rynek 59 Pijalnia wódki i piwa Ratusz 13/14 Piwnica Świdnicka Ratusz 1 Pizza Si Bogusławskiego 89 Pizzeria de Arturo Igielna 14-15 Platinum Center ul. Kazimierska 15 Platinum Palace ul. Powstańców Śląskich 204 Platinum s.j. ul. Księcia Witolda 49 Pociąg Bogusławskiego 77 Pod Gryfami Rynek 2 Pod Latarniami Ruska 3/4 Polish Lody Plac Bema 3 Pracownia Food Think Tank ul. Łokietka 6 Prawdziwe Lody Świdnicka 30/32 Przewozy Regionalne Oddział Wrocław ul. Ruska 46 Przychodnia Synexus Polska ul. Swobodna 8A Pub Cinema Paradiso Bogusławskiego 99 Pub za Drzwiami Bogusławskiego 65 QIAGEN ul. Powstańców Śląskich 95 Radisson Blu ul. Purkyniego 10 RAFIN sp. Z o.o. ul. Stawowa 13 Ragtime Plac Solny 17 Restauracja Ceska Świdnicka 8A Restauracja Dwór Polski Rynek 5 Restauracja Hortyca Więzienna 18 Restauracja Inspiracja Plac Solny 16 Restauracja Kres Ofiar Oświęcimskich 19 Restauracja Malarska Malarska 25 Restauracja Marina Księcia Witolda 2 Restauracja Novocaina Rynek 13 Restauracja Okrasa Igielna 8 Restauracja OkWineBar Księcia Witolda 1 Restauracja Patio Kiełbaśnicza 24 Restauracja Pochlebna św. Antoniego 35 Restauracja pod Fredrą Rynek 1 Road American Restaurant ul. Powstańców Śląskich 95 Rock Burger na Skale Szewska 27/27A Rowery OK ul. Wyścigowa 46 RST Software Masters ul. Racławicka 2-4 Ryanair Labs ul. Św. Mikołaja 18-20 Salon Fryzjerski al. Armii Krajowej 48F Selena FM S.A. pl. Strzegomski 2/4 Setka Leszczyńskiego 4 Shrimp House św. Mikołaja 13 Sielanka Bogusławskiego 67 SII Wrocław ul. Gwiaździsta 66 Siwy Dym Bogusławskiego 63 Skoda Gall-ICM Al. Armii Krajowej 46 Sky Bowling ul. Powstańców Śląskich 73 So! Coffee Świdnicka 3 Soczewka Rynek 21 Sofitel ul. Św. Mikołaja 67 SoftServe Poland Sp. Z o.o. al. Wiśniowa 1 Spółdzielnia Budowlano-Mieszkaniowa Maślice ul. Pilczycka 196D Stacja Pasibus Świdnicka 11 Starbucks Oławska 1 Starbucks Piłsudskiego 58 Stowarzyszenie IT Corner ul. Podwale 7 Stowarzyszenie Żółty Parasol ul. Wyszyńskiego 75A Strefa Treningu Funkcjonalnego ul. Bulwar Ikara 23 Submarine Pracownia ul. Wolbromska 12/1a Sushi Corner Włodkowica 12 Sushi Rolka Kuźnicza 25 Sygnity S.A. ul. Strzegomska 140 Szynkarnia sw. Antoniego 15 święta racja Odrzańska 6 Tacos Locos Cybulskiego 1 Tajne Komplety Przejście Garncarskie 2 Targowa Craft Beer and Food Piaskowa 17 Tasteria Szewska 29 Taszka Rynek 53/55 The Granary - La Suite Hotel ul. Mennicza 24 U Beatki Ratusz 13/14 U Gruzina Nożownicza 1 U-7 plac Uniwersytecki 7 UBS ul. Piotra Skargi 3/4 Unit4 Polska Sp. Z o.o. ul. Powstańców Śląskich 7A Vantage Development S.A. ul. Dąbrowskiego 44 Verso Nieruchomości sp. Z o.o. ul. Grabiszyńska 208 Vertigo ul. Łaciarska 4 Vincent Ruska 39 Vincent Oławska 8 Vinyl Cafe Kotlarska 34-36 Vivere Italiano Ofiar Oświęcimskich 21 Volkswagen Centrum Wrocław ul. Brucknera 54 Vorwerk Polska sp. Z o.o. pl. Strzegomski 2/4 Warka Świdnicka 8 WINGS PROPERTIES SP. Z O.O. ul. Podwale 83 Winoteka Kiełbaśnicza 2 Work Service S.A. ul. Gwiaździsta 66 Wrobud ul. Szczecińska 7 Wrocław Fashion Outlet ul. Graniczna 2 Wrocławska Szewska 59/60 Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego pl. Dominikański 6 Wyższa Szkoła Handlowa ul. Ostrowskiego 22 Yammi Wraps Ratusz 15 Yellow Centrum Języków Obcych pl. Powstańców Śląskich 17 Zachodnia Izba Gospodarcza ul. Ofiar Oświęcimskich 41/43 Zaklęte Rewiry ul. Krakowska 100 Zorbas Ofiar Oświęcimskich 19 Żak Ratusz 10


NASZE MIASTO

Czy jest bezpiecznie? Nocny Wrocław od dekad obrasta sprzecznymi legendami. Jedni mówią o nowoczesnym, otwartym mieście spotkań, w którym nic nikomu nie może się stać. Inni, że to prawie strefa wojny, w której po zmroku powinno się łączyć w konwoje i wynajmować ochronę. SŁAWOMIR CZARNECKI

P

ostanawiam to sprawdzić na własnej skórze i przejść w nocy przez jak najwięcej dzielnic oraz osiedli naszego miasta. Żeby było ciekawiej, zamierzam zrobić to w weekend.

Dworce już nie odstraszają Jeszcze parę lat temu dworców PKP i PKS nie można było nazwać wizytówką Wrocławia. Historia o facecie, który dostał w gębę zaraz po wyjściu z budynku i – leżąc na ziemi – patrzył na świecący nad ulicą Piłsudskiego (dawniej Świerczewskiego) neon „Dobry wieczór we Wrocławiu”, już dawno stała się mitem. Każdy ma kolegę, którego koledze się to przydarzyło. Niemal każdy. No i pobliska stacja Statoil (dawniej CPN) – mekka amatorów płatnych uciech z cienkim portfelem. Z usłyszanych o niej historii mógłbym napisać powieść, ale literatura faktu by to raczej nie była. Dziś po tamtych czasach nie pozostał już nawet ślad. Stoi odnowiony Dworzec Główny PKP, który spokojnie pasowałby do Drezna czy Genui, i dworzec autobusowy pod Vroclavią – kolejną galerią handlową w mieście. Jednak zapotrzebowanie na powierzchnie handlowe to kwestia dyskusyjna, a estetyka to rzecz gustu. Ale kwestie bezpieczeństwa można oprzeć na faktach. A fakty są takie, że na dworcach nie spotkamy już śpiących bezdomnych ani narkomanów żebrzących o pieniądze na następną działkę. Robiąc materiał o niebezpiecznych miejscach Wrocławia, nie mam tutaj czego szukać. Kręcę się jeszcze chwilę w okolicach bocznego przejścia pod torami. Kiedyś w pobliżu stali streetworkerzy i przychodziło sporo narkomanów, żeby wymienić igły i strzykawki. To było kiedyś. Dzisiaj odpuszczam i idę na autobus. Pora ruszyć tam, gdzie może się coś dziać – na słynny „Trójkąt”.

„Trójkąt”, czyli to miasto jest za małe na slumsy Na przystanku Wróblewskiego spotykam trzech metalowców. Nic dziwnego: klub Ciem-

18

wroclife.pl Nr 4/2018

na Strona Miasta jest niecałe 100 metrów stąd. Skórzane kurtki i glany oczywiście mają, ale fryzury i długość włosów sugerują, że w poniedziałek o 8 rano usiądą za biurkiem. A i wiek raczej przywodzi na myśl młodość 2.0, no może bardziej 2.5. Po chwili czuję intensywny zapach marihuany. Odruchowo odwracam się w stronę metali, ale to nie oni. Nie palą nawet zwykłych papierosów, a to, co wziąłem za puszkę piwa, okazuje się energetykiem. Za to pod wiatą przystankową siedzi i pali coś para w wieku około 25 lat. Robi się ciekawie, a to dopiero plac Wróblewskiego. W dodatku nie ma jeszcze północy. „Trójkąt” wydaje się trzymać poziom. No właśnie – wydaje się. Najgroźniejsza ponoć część Wrocławia dość mocno mnie rozczarowała. To znaczy w każdych innych okolicznościach pewnie byłbym zadowolony, że udało mi się przejść całe Przedmieście Oławskie bez żadnych problemów, ale tym razem nie na to liczyłem. Najniebezpieczniejszym momentem było spotkanie (w sumie dość odległe) około dziesięcioosobowej, głośnej grupy młodych ludzi w pobliżu skrzyżowania Kościuszki i jednej z ulic łączących ją z Traugutta. Patrzyłem na nich chyba zbyt długo, bo spytali o powód tej obserwacji, przypisali pasywny homoseksualizm i kazali sobie iść. Może nie dokładnie takimi słowami, ale wydaje mi się, że dość dobrze oddałem sens otrzymanego komunikatu. Chyba nie muszę dodawać, że wykonałem polecenie bez jakiejkolwiek dyskusji. Funkcjonariusze policji po odpowiedź na wszystkie pytania odsyłają do rzeczników prasowych. Ale mnie nie wystarczą oficjalne komunikaty czy statystyki. Chcę wiedzieć, jak to naprawdę jest z wrocławskim „Trójkątem”, Kleczkowem czy Brochowem. Czy to nasz odpowiednik brazylijskich fawel, czy historyczne dzielnice, które odzyskują dawny blask. – Prawda jest taka, że Wrocław jest po prostu za mały, by mieć slumsy. Kleczków to około 1/3-1/4 km kw., słynny „Trójkąt” jakieś 1,5-2 km kw. – jeżeli mówimy o tym dużym, między Oławą a torami, bo ten mniejszy jest porównywalny z Kleczkowem. Największy jest Brochów,

ale jak się odliczy ogródki, parki itd., to zostaje trochę więcej niż »większy« „Trójkąt” – wyjaśnia policjant z wrocławskiej prewencji. – Od zbiegu Mościckiego i Chińskiej do Gazowej czy Buforowej jest po około 2,5 kilometra. Jak jedziemy Trzebnicką, to możemy zrobić podkowę do Reymonta i z powrotem w trzy minuty. Całą Traugutta, Kościuszki i wrócić Pułaskiego znowu do Traugutta w pięć minut. I nie mam na myśli jazdy na sygnale, ale w ramach zwykłego patrolu – dodaje policjant.

Blokowiska, papieros i buch Podobnie złą sławą owiane są blokowiska. Największe skupisko bloków we Wrocławiu ciągnie się od placu Jana Pawła II po Pilczyce na północy i Nowy Dwór na południu. Tak daleko nie zamierzam iść, ale może po drodze na Popowice czy Gądów zobaczę coś ciekawego. Zobaczyć, nie zobaczyłem, ale usłyszałem. – Przepraszam! Ma pan papierosa? – słyszę za sobą gdzieś między Popowicką a Legnicką. Odwracam się, żeby sprawdzić, kto pyta. I jakoś ani to „przepraszam”, ani „pan” nie pasują mi do postury, stroju i fryzury (a raczej łysiny) młodego chłopaka, który mnie zagadnął. Nawet „papieros” wydaje się wepchnięty na siłę w miejsce „fajki” czy „szluga”. Palę elektryka, ale mam też zwykłe. W ciągu 5 minut dokładnie poznałem historię jego związku ze zdradziecką dziewczyną, która odeszła do innego i zabrała mu małego synka. Wszystko przez raptem rok, który spędził w więzieniu. Kiedy spalił, zapytał o drugą fajkę. – Na później. Normalnie nie palę, rzuciłem. – Taa. Jasne. – Ale po skunie dalej mnie ciągnie. Jak chcesz bucha, to mów – nawet nie zauważyłem, kiedy przeszliśmy na „ty”. Chyba w momencie, gdy podsunął mi lufkę prawie pod nos. Kiedy odmawiam, pyta, czy on może. Bo jak mi przeszkadza, to odsunie się ze dwa kroki. Ot, taka kultura! Wiem – to nie był small talk z przypadkowo spotkaną osobą. Gdyby był pijany, pod wpływem innego narkotyku albo zwyczajnie znudzony, spotkanie mogłoby się skończyć dla mnie źle. Pewnie powinienem jak najszybciej


INFOGRAFIKA MARTYNA WÄ„SIK (STUDIO MAMY.TO)


odejść, wzywać pomocy i zadzwonić po policję w momencie gdy wyciągnął narkotyki. Pomijam fakt, że w najlepszym wypadku zwyczajnie by uciekł, a o najgorszym nie chcę nawet myśleć. Ale ten człowiek po prostu nie chciał mi nic zrobić. Gdyby nie zauważył dymu z mojego Provoga, pewnie nawet by nie podszedł. – Miałeś szczęście, że trafiłeś na starszego gościa. Takiego, który najprawdopodobniej nie używa nowych wynalazków – mówi mi terapeuta uzależnień. – Powinniśmy walczyć ze wszystkimi narkotykami i pod nazwiskiem ci tego nie powiem, ale wolę, żeby młodzi palili marihuanę czy skuna niż brali dopalacze. Niech nawet wciągają amfetaminą, ale trzymają się z daleka od tego gówna. I to nie jest tylko moje zdanie – dodaje.

Najgorsi są po dopalaczach To ostatnie akurat mnie dziwi. O amfetaminie krążą wśród młodych legendy, jakoby pomagała się uczyć. Po kresce można ponoć opanować materiał do trudnego egzaminu w jedną noc. To bzdura: amfetamina daje energię, ale głównie do aktywności fizycznej. Dość często ta aktywność wyraża się przez bójki. I niby ma być mniej groźna niż dopalacze? – Amfetamina wywołuje poważne problemy psychiczne, ale dopiero przy dłuższym stosowaniu. Po jednorazowym zażyciu nawet sporej dawki postrzeganie wciąż funkcjonuje w granicach realnej rzeczywistości. Po dopalaczach już nie. Dzieciak weźmie to świństwo, wyjdzie na ulicę i zaatakuje przypadkowego przechodnia, bo zamiast niego będzie widział zombie, wampira, kosmitę czy to, co mu się aktualnie wkręci. To jest totalny odjazd – wyjaśnia terapeuta uzależnień. Jeśli regularnie czyta się serwisy internetowe, to trudno uchwycić tydzień, żeby nie pisały o kimś, kto po zażyciu dopalaczy wylądował w szpitalu. Temat obrósł już legendami. Pró-

buję ustalić, jak to wygląda „od kuchni”. Udało mi się porozmawiać z pielęgniarką pracującą od kilku lat w Dolnośląskim Centrum Zdrowia Psychicznego, czyli dawnym „szpitalu na Kraszewskiego”. – Oddziały psychiatryczne w ogóle są najcięższe i najbardziej niebezpieczne dla personelu. Na to trzeba się uodpornić i być przygotowanym. Ale kiedy rano schodzi się z dyżuru i spotyka kogoś z oddziału, na który w nocy karetka przywiozła pacjenta po dopalaczach, to jest tylko takie: „Uf, dobrze, że to nie do nas!”. A o liczby, dane i oficjalne stanowisko pytaj dyrekcji. Ja nie powinnam ci mówić nawet tego – zastrzega pielęgniarka.

Żyje w zgodzie, ale boi się Jest już sporo po trzeciej. Pora kończyć wędrówkę i iść spać. Spaceruję po Krzykach – gdzieś od Arkad Wrocławskich bocznymi drogami kieruję się w stronę skrzyżowania Armii Krajowej i Bardzkiej. Nazwy małych uliczek kompletnie nic mi nie mówią i nie wiem nawet, czy jestem na Hubach, Południu a może na jakimś jeszcze innym osiedlu. Nie czuję się specjalnie zagrożony. Może to kwestia dobrej pracy służb mundurowych i miejskiego monitoringu. Może tego, że przed moją nocną eskapadą kupiłem dobry gaz pieprzowy. Może istotnie Wrocław jest tak bezpiecznym miastem. A może to zwykły zdrowy rozsądek, który każe mi omijać zamknięte podwórka, nie wpatrywać się w grupki siedzące na ławkach i przystankach czy zmienić stronę ulicy, kiedy z naprzeciwka idzie głośne i liczne „towarzystwo”. To naprawdę wszystko, co robię. W okolicach Armii Krajowej, jakieś 25 metrów ode mnie, widzę mężczyznę z niskim wózkiem. Złomiarze muszą bardzo wcześnie zaczynać pracę. Kiedy podchodzi bliżej latarni, widzę, że w wózku coś się lekko porusza. Mężczyzna pochyla się, głaszcze zwierzę i daje mu mały smakołyk.

– Co się stało pieskowi? – pytam, podchodząc. – To, co panu też się kiedyś stanie – odpowiada. Widząc moje niezrozumienie, dodaje: Starość. Po prostu starość. Rozmawiamy o tym, jak się tutaj żyje. Czy jest bezpiecznie? Starszy pan mówi, że nie ma tygodnia, by nie słyszał, że komuś wybili szybę w samochodzie, okradli czy pobili. Ale jemu nigdy nic się nie stało. Żyje w zgodzie z sąsiadami i nikogo nie zaczepia. Nie wyręcza policji i nie zwraca uwagi młodym. Kiedy miejscowe pijaczki pytają go o drobne, to woli oddać tę złotówkę czy dwa złote. Jego żona postępowała podobnie, ale kiedyś i tak popchnęli ją i wyrwali torebkę. Czy się boi? Tak.

Byle (nie) do wiosny Rzecznik straży miejskiej mówił mi, że więcej interwencji zdarza się w weekend niż w tygodniu. Znajomy policjant rozwija wątek czasu na dłuższy okres. – Jak jest zima, to musi być zimno. A jak jest zimno, to ludziom nie chce się wychodzić. Piją i imprezują w domach albo w piwnicach czy na strychach. Biologicznie przestępca jest takim samym człowiekiem jak każdy i na mrozie marznie. Ale kiedy się ociepli, oni wszyscy wyjdą na ulice i podwórka, na które wolałeś nie zapuszczać się nawet w lutym. Ze spaceru wracam autobusem. Jest prawie pusty i mogłem spokojnie zamienić kilka zdań z kierowcą. Mówi, że jeździ na różnych liniach i chyba nie ma części miasta, po której by nie kursował również w nocy. Przez lata nie zauważył żadnej reguły odnośnie niebezpiecznych miejsc. – Tak samo może się zdarzyć bójka na Kazimierza Wielkiego, jak i pół roku spokojnych przejazdów z Nadodrza na „Trójkąt”. Rozsądek trzeba zachowywać zawsze, ale najważniejsze to po prostu mieć szczęście – wyjaśnia kierowca nocnego autobusu. FOT. PIXABAY.COM


KARIERA I BIZNES

Wirtualna szafa

Dwie wrocławianki stanęły do rywalizacji z dyktatorami domów mody. Zaczęły dawać ubraniom drugie życie i... wypożyczać je. Tak powstała pierwsza w Polsce internetowa Biblioteka Ubrań. ADRIANNA MACHALICA

N

ie masz co na siebie włożyć? Teraz to już nie problem. Biblioteka Ubrań, którą założyły Agnieszka i Marta, przyjaciółki z Wrocławia, odmieni twoją szafę na dobre. – Interesowałyśmy się tematem nadkonsumpcji, branżą mody i fast fashion. Jeśli chodzi o ubrania, to nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zakupy i, szczerze mówiąc, obie szukałyśmy jakiejś alternatywy – mówi Marta, jedna z właścicielek Biblioteki Ubrań. Tak jak książki w bibliotece, tak i ubrania można wypożyczyć. To rozwiązanie dla wszystkich zapracowanych, nielubiących tłumów, niemających pieniędzy oraz walczących z ruchem fast fashion kobiet. Idei przyświeca cel, że skoro zostało wyprodukowanych już tyle rzeczy, to dlaczego je marnować? Konsumpcjonizm to już marka XXI wieku. Właścicielki Biblioteki Ubrań chcą temu zaradzić i wprowadzić w nasze życie trochę rytmu slow.

Alternatywa dla manii zakupów – Wszystko zaczęło się od wspólnego mieszkania w Niemczech. Znałyśmy się jeszcze wcześniej z Wrocławia, skąd obie pochodzimy, ale przypadek sprawił, że w podobnym czasie znalazłyśmy się w Niemczech. Po pół roku zostałyśmy współlokatorkami. Zaczęłyśmy też nabierać nawyków od naszych znajomych z obszarów slowlife i sharing economy. I tak to się zaczęło – opowiada Marta. Faktem jest, że kobiety lubią mieć dużo ubrań i co chwilę kupują nowe. Nie ma w tym nic złego. Eksperymentowanie z modą i poszukiwanie własnego stylu daje dużo radości. Można to jednak robić świadomie i znaleźć alternatywę na manię zakupową. Z pomocą przychodzi Biblioteka Ubrań. Wystarczy parę kliknięć i gotowe. Z wirtualnej szafy można maksymalnie wypożyczyć 4 sztuki ubrań w dogodnym dla siebie pakiecie: weekendowym/jednorazowym na 3 dni lub miesięcznym na 30 dni korzystania. Opłata za dany pakiet jest stała bez względu na wypożyczoną część garderoby. Będzie również pobierana kaucja w razie jakichkolwiek uszkodzeń rzeczy. Wybrane ubrania będą pakowane w pudełko i wysyłane pod wskazany adres. Następnie, po

Bibliotekę Ubrań założyły Agnieszka i Marta – przyjaciółki z Wrocławia.

wspaniałych doświadczeniach z użytkowania ubrań, trzeba będzie spakować je w ten sam karton, a my zamówimy kuriera powrotnego. – W naszej siedzibie zajmiemy się ich czyszczeniem i pielęgnacją, tak aby cykl mógł trwać dalej – tłumaczy Agnieszka Zawadzka, jedna z właścicielek firmy.

Perełki ubraniowe z gatunku vintage Wystarczy tylko mieć dostęp do internetu, wejść na stronę bibliotekaubran.pl, a resztę właścicielki zrobią za nas. Wybór jest spory. W kolekcji znajduje się ponad 600 ubrań z całej Europy. Do wyboru, do koloru. Na każdą okoliczność: czy na romantyczną randkę, czy

oficjalną imprezę. Wszystko podzielone zostało na sześć stałych stylów oraz według kategorii, więc każda kobieta znajdzie coś dla siebie. – Ubrania zaczęłyśmy kolekcjonować, będąc już w Niemczech. Dużo podróżowałyśmy, dlatego pochodzą one z różnych miast Europy. Oczywiście wnikliwie przejrzałyśmy swoje szafy, później szafy rodziny, przyjaciółek i tak dalej... – mówi Agnieszka. – Mamy ubrania firmowe oraz od projektantów, ale dla nas nie liczy się metka, dlatego wszystko oznakowane jest naszą nazwą z konkretnym numerem przyporządkowania. To, co nas wyróżnia, to fakt, że każde ubranie jest pojedyncze. Mamy dużo perełek ubraniowych z gatunku vintage oraz różne rozmiary, fasony i tkaniny. Na razie w ofercie dostępne są tylko ubrania, ale kto wie, być może niedługo pojawią się również buty i dodatki.

wroclife.pl Nr 4/2018

21


Żłobków wciąż za mało Jeśli maluchem nie mogą zająć się inni członkowie rodziny, z pomocą przychodzą żłobki. Jak ma się ta sprawa we Wrocławiu? Co przyniosą wchodzące od maja zmiany w rekrutacji do żłobków?

Ile trzeba zapłacić?

OLIWIA RYBIAŁEK

Ż

łobki są bardzo ważnymi instytucjami opiekuńczo-wychowawczymi. Według ustawy z 2011 roku do żłobka można zapisać dziecko, które ukończyło 20. tydzień życia i może tam uczęszczać do lat trzech, kiedy to opiekę przejmuje już przedszkole. Do podstawowych zadań żłobków należy zapewnienie najmłodszym warunków bytowych jak najbardziej zbliżonych do domowych oraz opieka zdrowotna, wychowawcza i edukacyjna. Tak jak w przypadku wszystkich instytucji wychowawczych i edukacyjnych, mamy do czynienia z placówkami publicznymi (tworzonymi przez instytucje publiczne lub jednostki samorządu terytorialnego) i prywatnymi (zarządzanymi przez osoby fizyczne, prawne lub inne jednostki organizacyjne). Podobnymi w swoich zadaniach do żłobków są kluby dziecięce, gdzie opieka jest sprawowana nad dziećmi powyżej 1. roku życia. Często wrzuca się te dwie instytucje do jednego worka. Z racji tego, że dzieci są bardzo małe i potrzebują dużo uwagi, ich grupy nie mogą być zbyt liczne. W żłobkach i klubach dziecięcych na jednego opiekuna powinno przypadać maksymalnie ośmioro maluchów.

22

wroclife.pl Nr 4/2018

W lipcu zawsze rusza rekrutacja uzupełniająca, jednak wtedy szanse na dostanie się do żłobka są jeszcze mniejsze – w granicach 50-60 dodatkowych miejsc. Jak będzie w tym roku? Na początku 2018 r. urząd miasta podał informację o nowych inwestycjach. Powstaną trzy nowe żłobki: na ul. Sygnałowej, Maxa Berga i Sołtysowickiej. Będzie to około 400 nowych miejsc dla maluchów. Zakończenie tych inwestycji przewidziane jest na przełomie 2018 i 2019 roku. Warto też zaznaczyć, że w ciągu pierwszych miesięcy ze żłobków wypisuje się około 500 dzieci, którym nie udało się zaaklimatyzować. Podczas rekrutacji rodzicom towarzyszy ogromny stres. „Mój mąż poszedł o 4 rano i okazało się, że jest już czternasty w kolejce. Normalnie koszmar. Pozostanie siedzieć z maluchem w domu za 400 zł wychowawczego i ledwo wiązać koniec z końcem” – pisze jedna z mam na forum internetowym. Sytuacja jest na tyle zła, że w pewnym momencie rodzice rozglądają się już tylko za placówkami prywatnymi. Mieszkańców Wrocławia, którzy stają przed takim dylematem, dziwi, że miasto stać na zorganizowanie The World Games 2017, a jest problem z zapewnieniem wystarczającej ilości miejsc w żłobkach (w zeszłym roku wydatki miasta na opiekę nad dziećmi do lat 3 wynosiły prawie 46 mln złotych).

Wrocław przyjazny dla najmłodszych? A jak sytuacja ze żłobkami ma się w stolicy Dolnego Śląska? Według najnowszych danych z rejestru prowadzonego przez gminę Wrocław w mieście są 164 żłobki oraz funkcjonuje 10 klubów dziecięcych. Natomiast Urząd Statystyczny we Wrocławiu podaje, że w ciągu całego roku 2016 do żłobków uczęszczało 6744 dzieci, w 2015 roku było ich 6565, a jeszcze rok wcześniej – 5882. Widać tu więc zdecydowaną tendencję wzrostową. Ustawa z 2011 roku dotycząca opieki nad dziećmi do lat trzech mówi, że żłobki mogą w celach organizacyjnych łączyć się w zespoły. Tak też stało się we Wrocławiu, gdzie 7 lat temu został założony Wrocławski Zespół Żłobków, który zrzesza publiczne żłobki od numeru 1 do 15. Na chwilę obecną całym zespołem zarządza dyrektor Maria Iwona Bugajska, a każda z placówek ma osobnego kierownika. W zeszłorocznej rekrutacji do placówek gminnych i niepublicznych z dofinansowaniem z miasta chciało dostać się 3700 dzieci. Niestety, miejsc zabrakło dla około 1400 z nich.

Często kluczową kwestią są również koszty posłania dziecka do żłobka. W przypadku Wrocławia wysokość opłaty za pobyt pociechy w placówce publicznej wynosi 1,45 zł za godzinę opieki. Po przeliczeniu w skali miesiąca opłata równa się wtedy około 300 zł, jeśli dziecko przebywa w żłobku przez cały dzień (10 godzin). Za drugie dziecko rodzice płacą 0,70 zł za godzinę, a pobyt dla trzeciego i każdego kolejnego dziecka z rodziny jest bezpłatny. Jeśli chodzi o wrocławskie żłobki niepubliczne, to opieka nad dzieckiem w pełnym wymiarze godzin może wynosić nawet ponad 1000 zł, nie wliczając w to wyżywienia.

Zmiany, zmiany, zmiany – już wkrótce W maju tego roku na wrocławskich rodziców maluchów czekają znaczące zmiany dotyczące rekrutacji do żłobków. Pierwszą modyfikacją będzie rekrutacja ciągła, czyli możliwość złożenia wniosku w dowolnym momencie, a nie jak do tej pory raz w roku. Kolejną zmianą będzie forma rekrutacji, która od maja stanie się


NASZE MIASTO lub rodzeństwa dziecka czy samotne wychowywanie. Te nowe zasady będą obejmowały żłobki publiczne we Wrocławiu oraz niepubliczne z dofinansowaniem z budżetu miasta.

Żłobek od środka

INFOGRAFIKA MARTYNA WĄSIK (STUDIO MAMY.TO)

tylko i wyłącznie elektroniczna. Ma to usprawnić i ułatwić cały proces dla rodziców oraz organizatorów. Dla osób nieposiadających internetu będzie opcja złożenia elektronicznego wniosku w każdej z placówek Wrocławskiego Zespołu Żłobków. „Rodzice oczekiwali takich rozwiązań, więc mamy nadzieję, że przez to ułatwimy im proces rekrutacji do wrocławskich żłobków” – powiedziała Joanna Nyczak, dyrektor Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego Wrocławia. Ponadto w niedalekiej przyszłości ma powstać aplikacja służąca do rekrutacji. Kolejną bardzo ważną zmianą jest możliwość aplikowania do

trzech żłobków (zamiast jak dotychczas do jednego), z zaznaczeniem tego najbardziej preferowanego dla dziecka. Zmienią się również kryteria naliczania – tych będzie znacznie mniej. Nadal będą oczywiście brane pod uwagę między innymi: kryteria obligatoryjne – zamieszkania dziecka z rodzicem lub opiekunem prawnym na terenie Wrocławia oraz odpowiedni wiek pociechy; kryteria dodatkowe – wielodzietność rodziny, niepełnosprawność dziecka czy pobieranie nauki w trybie dziennym przez rodziców lub ich praca. Natomiast od maja nie będą uwzględniane np. niepełnosprawność któregoś z rodziców

– Praca w żłobku jest pracą z powołania. Jeśli się ją lubi, można czerpać z niej satysfakcję. Nie bez znaczenia są również takie cechy charakteru, jak cierpliwość, empatia czy spostrzegawczość. Dzieci spędzają z nami często większość swojego dnia, chcą więc być zauważone i docenione – mówi jedna z opiekunek pracujących we wrocławskim żłobku, choć zastrzega sobie anonimowość. Jak wygląda typowy dzień w żłobku? – Po przyjściu wszystkich dzieci jest czas na poranną toaletę i śniadanie. Potem myjemy zęby oraz ręce i śpiewamy ulubione piosenki. Później odbywają się zajęcia dydaktyczne: plastyczne, muzyczno-ruchowe, teatrzyk i nauka języka angielskiego. Po tych aktywnościach dzieci jedzą zupę, po czym udają się na drzemkę i wracają na drugie danie. Po obiedzie duża część dzieci jest już odbierana przez rodziców, a reszta, która zostaje, ma czas na ulubione zabawy – dodaje pracownica wrocławskiego żłobka.


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Mieszkanie wynajmę od zaraz We Wrocławiu mieszkania na wynajem schodzą dosłownie na pniu. Właściciel lokalu musi jednak pamiętać o przestrzeganiu kilku podstawowych zasad, które w znacznym stopniu zminimalizują ryzyko płynące z wynajmu i zapewnią mu dodatkowe źródło dochodów. SŁAWOMIR CZARNECKI

Rozliczając się z urzędem skarbowym z tytułu najmu, możemy wybrać opodatkowanie na zasadach ogólnych lub ryczałt od osiąganych przychodów w wysokości 8,5%.

P

odstawowym błędem, jaki popełniają właściciele mieszkań, to zawieranie umowy „na gębę”. Takie postępowanie to proszenie się o kłopoty. Jeśli nie spiszemy warunków najmu, mamy słowo przeciwko słowu. Nawet jeśli nie przypisujemy najemcom złych intencji, po kilku miesiącach każda ze stron może zapomnieć o części ustaleń. Jednak nawet zawarcie umowy nie jest gwarancją spokoju. Niejednokrotnie właściciele zapominają o umieszczeniu w niej kluczowych kwestii. Absolutną podstawą jest spisywanie danych najemcy z dokumentu tożsamości i sprawdzenie jego ważności. Jeśli wynajmujemy pokój dwuosobowy lub dla pary, warto bądź mieć umowę z każdą osobą osobno, bądź na jednej umowie spisać dane obu. W umowie bezwzględnie musi znaleźć się przedmiot najmu, kwota i termin uiszczania odstępnego, dodatkowe opłaty (np. media) oraz określenie, na jaki czas jest zawierana. Powinna określać także okres wypowiedzenia oraz zobowiązania najemcy i wynajmują-

24

wroclife.pl Nr 4/2018

cego. Warto do niej dołączyć również protokół zdawczo-odbiorczy. Wbrew pozorom to coś więcej niż spisanie liczników. Zamieszczamy tu szczegółowy opis wyposażenia mieszkania i stopień jego zużycia oraz stan samego lokalu. Najbezpieczniej uzupełnić go o zdjęcia. W internecie możemy znaleźć mnóstwo wzorów umów najmu. Jednak jeśli poważnie podchodzimy do kwestii wynajęcia naszej własności, to warto rozważyć powierzenie prawnych aspektów specjalistom. Sporządzenie profesjonalnej umowy może kosztować nawet kilkaset złotych, ale w porównaniu do ceny mieszkania czy potencjalnych kosztów procesów wcale nie jest to tak dużo.

Nierówne relacje właściciel – najemca Zwykłe umowy najmu bardzo rzadko zawierane są w formie aktu notarialnego. Jest to spory koszt, a praktycznie nic nie daje. Jakąś formą

zabezpieczenia jest notarialne poświadczenie podpisu – wówczas żadna ze stron nie może podważyć faktu zawarcia umowy. Nie zmienia to jednak jej stanu prawnego. W standardowej relacji właściciel – najemca to ten drugi, nawet jeśli jest nierzetelny, jest chroniony przez prawo bardziej niż właściciel. Lokatorzy w różny sposób naruszają warunki umowy najmu i wchodzą w konflikt z właścicielami nieruchomości. Organizują głośne imprezy, zatruwają życie sąsiadom czy nawet dewastują wynajmowane mieszkanie. Jednak najczęstszy i najbardziej kłopotliwy problem to najemcy, którzy nie płacą czynszu i nie chcą się wyprowadzić. Z nieuczciwym lokatorem można oczywiście rozwiązać umowę. Jednak żeby tak się stało, musi on zalegać za minimum trzy pełne okresy rozliczeniowe. Wypowiedzenie umowy, pod rygorem nieważności, musi mieć formę pisemną i zapewnić dodatkowy miesiąc na spłatę długu. Dopiero po tym okresie właściciel może wypowiedzieć najem. Nie może jednak usunąć lokatora na własną


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU rękę ani pozbawić go dostaw prądu, wody czy gazu. Aby pozbyć się niechcianego najemcy, właściciel musi zwrócić się do sądu o nakaz eksmisji. Po uprawomocnieniu się odpowiedniego wyroku możemy skierować sprawę do komornika. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli najemcą jest osoba fizyczna, a nie firma, najczęściej nie można dokonać eksmisji na bruk. Komornik musi wstrzymać się z egzekucją tak długo, aż sąd nie przyzna lokalu zastępczego. Bywa więc tak, że od momentu kiedy zobaczymy ostatnią wpłatę do czasu, gdy ponownie będziemy mogli wynająć mieszkanie, miną lata. Pewnym zabezpieczeniem interesów wynajmującego jest tak zwany najem okazjonalny. Musi on zostać zawarty na czas określony, nie dłuższy niż 10 lat. Podstawową różnicą w stosunku do zwykłej umowy jest wskazanie adresu, pod który najemcy się wyprowadzą, oraz jego oświadczenie o poddaniu się egzekucji i zobowiązanie do opróżnienia oraz wydania lokalu mieszkalnego, który zajmuje na podstawie umowy najmu. Właściciel wskazanego lokalu musi wyrazić zgodę na przyjęcie lokatorów pod swój dach. Zarówno poddanie się egzekucji, jak i zgoda właściciela wskazanego lokalu muszą być poświadczone notarialnie. Wyroki eksmisyjne wydawane w sytuacji zwykłego najmu często były nieskuteczne. W przypadku najmu okazjonalnego ten problem jest w dużej mierze rozwiązany. Nie obowiązuje tu okres ochronny – od 1 listopada do 31 marca. Eksmisję można też stosować nawet wobec małoletnich. Najem okazjonalny jest dziś najlepszą formą ochrony właściciela mieszkania.

nas standardowe progi podatkowe w zależności od osiąganego dochodu. Jest to jednak podatek od dochodu i otrzymywany czynsz mamy prawo pomniejszyć o koszty, jakie generuje wynajmowanie lokalu. – Decydując się na formę opodatkowania najmu, musimy przede wszystkim zastanowić się, która z nich będzie dla nas bardziej korzystna – mówi Agnieszka Walas, właścicielka Biura Rachunkowego WALAS. – Decydując się na zasady ogólne, musimy mieć świadomość, które z wydatków związanych z najmem są kosztem podatkowym oraz czy będą one na tyle wysokie, by podatek liczony od dochodu nie przekroczył kwoty ryczałtu. Ryczał w swoim założeniu jest metodą dużo prostszą i wymaga jedynie kalkulacji 8,5% od kwoty otrzymanego czynszu. Jedyna niedogodność ryczałtu polega na rozliczaniu się z niego na osobnym formularzu podatkowym PIT-28, składanym do 31 stycznia – dodaje Agnieszka Walas.

Komu warto wynająć Wystawiając mieszkanie na wynajem, możemy zaznaczyć profil oczekiwanego lokatora: pary, rodziny, osoby pracujące lub studenci. Ostatnia opcja u wielu właścicieli budzi natychmiastowy sprzeciw. Studenci to najemcy, którzy mają wyjątkowo zły PR. Jak to jednak zwykle w takich sytuacjach bywa, zbudowała go niewielka część społeczności, a odium za to spada na wszystkich. Może się okazać, że wy-

najmując mieszkanie pracującym studentom, będziemy mieli do czynienia z o wiele lepszymi najemcami niż np. młodzi absolwenci, którzy tuż po studiach chcą odreagować młodość spędzoną w bibliotekach. Jeśli odpowiednio dobierzemy najemcę, możemy zyskać rzetelnego lokatora na pięć lat. Niezależnie od tego, komu zdecydujemy się udostępnić nasze mieszkanie, musimy przestrzegać tych samych reguł. Jasno określić swoje oczekiwanie i warunki, poważnie potraktować drugą stronę i uszanować również jej interesy oraz – w kontekście wynajmu mieszkania ten frazes trzeba powtarzać do znudzenia – dobrze przygotować umowę najmu. Zastanawiając się nad wynajęciem swojego mieszkania, musimy mieć na uwadze również to, że w tej formie inwestycji nie mamy do czynienia z bezosobowymi indeksami giełdowymi czy kursami akcji, lecz z żywym człowiekiem. Najemcy, podobnie jak wynajmujący, również chcą zadbać o swoje interesy. Fora dla lokatorów pełne są nieprzyjemnych historii, w których czarnymi charakterami są właściciele. Warto wziąć pod rozwagę opinię osób, które dobrze znają się na tematyce wynajmu mieszkań. – Z doświadczenia mogę powiedzieć, że 97% najemców to bardzo porządni ludzie. Problem dotyczy oczywiście reszty, która psuje opinie tym rzetelnym – podsumowuje Kacper Kaczmarek. W standardowej relacji właściciel – najemca to ten drugi, nawet jeśli jest nierzetelny, jest chroniony przez prawo bardziej niż właściciel.

Płać podatki, by uniknąć szantażu Należy pamiętać, że czynsz, jaki właściciel pobiera za mieszkanie, jest dodatkowym dochodem i jako taki podlega opodatkowaniu. Z powodu niewiedzy lub roztargnienia wielu właścicieli zapomina o jego rozliczeniu. Niestety, nieraz jest to robione z premedytacją. – Takie postępowanie, najprościej mówiąc, jest nieuczciwe i zarazem głupie. Nierzetelni najemcy tylko czekają, by mieć czym szantażować właściciela – mówi Kacper Kaczmarek, lider oddziału Wrocław Stowarzyszenia Mieszkanicznik. Rozliczając się z urzędem skarbowym z tytułu najmu, możemy wybrać opodatkowanie na zasadach ogólnych lub ryczałt od osiąganych przychodów w wysokości 8,5%. W pierwszym przypadku należy pamiętać, że obowiązują

wroclife.pl Nr 4/2018

25


NASZE MIASTO

WROCŁAW DAWNIEJ I DZIŚ

Widok z bazyliki pw. św. Elżbiety we Wrocławiu, zwanej kościołem Garn

Archikatedra św. Jana Chrzciciela | Kathedrale St. Johannes des Täufers.

26

wroclife.pl Nr 4/2018

FOT. FOTOPOLSKA.EU

FOT. MARCIN JĘDRZEJCZAK


nizonowym.

FOT. FOTOPOLSKA.EU

FOT. PIXABAY

Rok 1948. Nieistniejący plac Młodzieżowy.

Impart przy ul. Mazowieckiej | Concordia Theater, Deutsches Theater.

FOT. FOTOPOLSKA.EU

FOT. FOTOPOLSKA.EU

Dziś na miejscu placu Młodzieżowego.

FOT. MARCIN JĘDRZEJCZAK

FOT. MARCIN JĘDRZEJCZAK

wroclife.pl Nr 4/2018

27


– Po prostu buduje się swoją technikę i swoje umiejętności za każdym razem głębiej. Po to, by lepiej wykonywać ten zawód – mówi Marcin Piejaś.

Przyszedłem do Wrocławia z tarczą „Bracia Karamazow” Fiodora Dostojewskiego liczą ponad tysiąc stron. Już wstępny ogląd tej powieści na bibliotecznej półce i świadomość, że jej akcja toczy się w realiach XIX-wiecznej Rosji, zatem w odległej przeszłości, powodują, że wielu mocno się zastanowi, zanim po nią sięgnie. Teatr Polski we Wrocławiu sięgnął i Pan dostał w tym spektaklu jedną z głównych ról (premiera 14 kwietnia). Co jest takiego w „Braciach Karamazow”, że znajdą się w repertuarze Teatru Polskiego? – pytam Marcina Piejasia, który wcielił się w postać Iwana, jednego z braci Karamazow.

Aktualność. To jeden z najwybitniejszych utworów literatury światowej, poruszających kwestie relacji między religią a państwem i w ogóle mówiących o państwie przez pryzmat losów jednostki. O tym się w wielu kręgach żywo dyskutuje. Poza tym cały ten utwór ma wydźwięk biblijny, mówi o czymś, co się nigdy nie zdarzyło, a jednak trwa od zawsze – niczym mythos. Co więcej, to świetny materiał dla aktora i zarazem wyzwanie, z którym warto się zmierzyć choćby dlatego, że taka propozycja to nie codzienność. Łatwiej dziś zagrać w komedii niż w dziele tego formatu, co „Bracia Karamazow”. Inna sprawa, że język Dostojewskiego i obszerność tego dzieła – ponad tysiąc sto parę stron – wymagają niesamowitej pracy aktorskiej, żeby się przez to wszystko przebić, zagłębić

28

wroclife.pl Nr 4/2018

i uchwycić wątek, który jest istotny dla współczesnego człowieka.

Mówi Pan, że trudno o propozycję aktorską związaną z literaturą tej miary, co „Bracia Karamazow”, a przecież to nie pierwszy Pański kontakt z Dostojewskim.

Rzeczywiście, moja przygoda teatralna zaczęła się od Dostojewskiego, bo u świętej pamięci Barbary Sass w Teatrze Słowackiego w Krakowie zagrałem w „Idiocie”, jeszcze przed szkołą teatralną, tyle że był to mały epizod w bandzie Rogożyna. Później był debiut u Krystyny Jandy w utworze Czechowa, zatem nadal miałem kontakt z wielką rosyjską klasyką teatralną. Choćby dla tego warto uprawiać ten zawód. Potem grałem w komediach: lubię bawić widownię, jednak to dzieła zupełnie innego wymiaru. „Bracia Karamazow” to dzieło z pogranicza religii, socjologii, poruszający najważniejsze kwestie egzystencjalne. Mówi o rzeczach podstawowych.

Dla Wrocławia zostawił Pan teatry warszawskie, gdzie zaczął Pan odnosić sukcesy. Nie żałuje Pan tej decyzji?

Absolutnie nie żałuję. Aktorstwo to zawód, w którym robi się wiele różnych rzeczy. Im więcej aktor robi, tym bardziej się rozwija. Żeby zagrać dobrze w komedii, trzeba dotknąć też materiału poważnego. Wszystko w tym zawodzie płynie, łączy ze sobą, nie ma czegoś takiego, że się coś porzuca dla czegoś innego.

Po prostu buduje się swoją technikę i swoje umiejętności za każdym razem głębiej. Po to, by lepiej wykonywać ten zawód.

Zakorzeni się Pan we Wrocławiu, czy to tylko etap w drodze do kariery?

Cieszę się, że miałem okres szukania, poddania się wolnemu rynkowi – to daje wiele pokory i uczy szerszego spojrzenia na to zajęcie. Ale jeśli cały czas szuka się pracy, cały czas się „castinguje” (a na tym też polega ten zawód), to po pewnym czasie przestaje się robić role, a tylko goni się za pracą. Bardzo mnie to zmęczyło. Z pracy w Teatrze Polskim we Wrocławiu się cieszę, i to w nim zamierzam budować swoją pozycję. Pozycję w teatrze buduje się przez ciężką pracę.

Ale Pan wygrywał castingi.

Owszem, wygrywałem. Przyszedłem do Wrocławia z tarczą, a nie na tarczy. Zrezygnowałem z musicalu w Teatrze Syrena, żeby móc wziąć udział w próbach do „Braci Karamazow” i tego nie żałuję. Premiera w „Syrenie” już się odbyła, z powodzeniem, z czego się cieszę. Ale to zupełnie inny gatunkowo rodzaj teatru. Takich musicali mogę zrobić jeszcze kilka w swoim życiu, a w „Braciach Karamazow” nie wiem, kiedy będzie mi dane zagrać kolejny raz. Chcę wykorzystać ten moment, żeby sięgnąć po wyzwanie, które wymaga ode mnie najwięcej pod względem zawodowym.

Rozmawiał MaP





Nulla dies sine linea Tytułowa sentencja mówi o tym, że ważne jest, aby nie zmarnować ani jednego dnia. Aby nie było ani dnia bez choćby jednego pociągnięcia pędzlem na obrazie, aby nie było ani jednego dnia bez przeczytania lub napisania choćby linijki tekstu. Całe życie jest uczeniem się... PAWEŁ PLUTA

„Nulla dies sine linea” – to słowa, które Pliniusz Starszy przypisał greckiemu malarzowi Apellesowi i zapisał w swoim jedynym zachowanym dziele „Historii naturalnej”. Rzecz jasna słowa o konieczności napisania czy przeczytania każdego dnia choćby linijki tekstu nie dotyczą wszystkich, co więcej – dotyczą grupy relatywnie nielicznej, będącej swoistą elitą w określonym obszarze życia. Chodzi o ludzi, którzy z racji tego, kim są i jacy są, mają poznawczy oraz moralny obowiązek ustawicznego uczenia się, przyswajania coraz to nowej wiedzy. Mowa tu o ludziach, którzy z racji wykonywanego zawodu muszą kształcić się przez całe życie (np. nauczyciele czy lekarze), ale nie tylko – są i tacy, dla których wiedza jest największą wartością samą w sobie.

Studia podyplomowe Jednym z najważniejszych, a w wielu przypadkach najważniejszym elementem ustawicznego kształcenia się są studia podyplomowe.

32

wroclife.pl Nr 4/2018

W wielu dziedzinach kształcenie się na poziomie akademickim jest warunkiem koniecznym do zdobycia upragnionego zawodu. Chodzi o kontakt ze środowiskiem branżowym, a także o zaplecze techniczne, całą konieczną infrastrukturę, jaką dysponują uczelnie – jest to najbardziej widoczne w przypadku dyscyplin i uczelni politechnicznych. Dla wielu ludzi studia podyplomowe to inwestycja, która może i powinna przynieść wymierne efekty. Mogą je podjąć osoby mające kwalifikacje pierwszego stopnia, czyli posiadające dyplom ukończenia studiów wyższych (magisterskie lub licencjackie). Przy czym nie jest ważne, jakie studia się ukończyło. Możemy zatem, np. po ukończeniu matematyki, studiować podyplomowo filozofię lub odwrotnie. Studia podyplomowe pełnią wieloraką funkcję. Zapewniają możliwość uzupełnienia wykształcenia w określonej branży lub zdobycie wiedzy i umiejętności w branżach podobnych (np. absolwenci dziennikarstwa często wybierają studia marketingowe czy PR, a ekonomiści

zarządzanie). Są okazją do odnowienia wiedzy i kwalifikacji zwłaszcza w sytuacji, kiedy między ukończeniem studiów magisterskich a podjęciem podyplomowych upłynęło sporo czasu. To także doskonała okazja, by zupełnie przebranżowić się, podjąć pracę niezwiązaną z wyuczonym wcześniej zawodem, bez potrzeby przechodzenia procesu nauki I lub II stopnia. Czym kierować się przy wyborze studiów podyplomowych? Musimy uświadomić sobie, czego oczekujemy, potrzebujemy i chcemy się nauczyć.

Bogata oferta wrocławskich uczeni Czas trwania studiów podyplomowych jest różny, jednak nie mogą one trwać krócej niż dwa semestry (są też kierunki, gdzie takie studia trwają cztery semestry). Zajęcia odbywają się zazwyczaj w weekendy (czasami także w piątki), co tydzień lub co dwa tygodnie.


KARIERA I BIZNES Studia podyplomowe organizowane są przez uczelnie w zakresie prowadzonych przez nie kierunków, przy czym uczelnie mogą starać się o zgodę ministra na organizowanie studiów podyplomowych na kierunku, którego uczelnia nie prowadzi. Oferta uczelni wrocławskich jest bardzo bogata. Studia podyplomowe oferują uczelnie artystyczne – Akademia Muzyczna i Akademia Sztuk Pięknych, dalej – Akademia Wychowania Fizycznego, Politechnika Wrocławska, Uniwersytet Ekonomiczny, Uniwersytet Medyczny, Uniwersytet Przyrodniczy, Uniwersytet Wrocławski. Biorąc pod uwagę zróżnicowanie profili wymienionych uczelni, nie dziwi, jak szeroką ofertę przedstawiają – to około 300 kierunków! Istotną uwagę zawiera np. regulamin studiów podyplomowych Politechniki Wrocławskiej, a mianowicie: warunkiem uruchomienia studiów podyplomowych jest zebranie minimalnej grupy uczestników, dlatego PWr nie może zagwarantować uruchomienia wszystkich proponowanych kierunków studiów podyplomowych. Uwaga ta jest ważna o tyle, że pokazuje, iż oferta każdej z uczelni oferującej studia podyplomowe jest specyficzna. Przede wszystkim uczelnie oferują kierunki studiów, w których się specjalizują, a ponadto każda stawia określone wymogi kandydatom na studia, co wynika ze specyfiki danej uczelni.

Jakie warunki i ile to kosztuje? Oto przykładowe warunki, jakie trzeba spełnić, aby móc podjąć studia podyplomowe na Uniwersytecie Wrocławskim. Na studia podyplomowe może zostać przyjęta osoba posiadająca dyplom ukończenia studiów wyższych, a o przyjęciu lub nie decyduje wynik postę-

158

tysięcy osób było słuchaczami studiów podyplomowych w Polsce w roku akademickim 2016/17, z czego 115 tysięcy stanowiły kobiety

119 84

tysięcy osób otrzymało świadectwa ukończenia studiów podyplomowych w roku akademickim 2015/16, z czego 85 tysięcy stanowiły kobiety

tysiące osób było słuchaczami studiów podyplomowych w Polsce w roku akademickim 2016/17 na uczelniach publicznych

74

tysiące osób było słuchaczami studiów podyplomowych w Polsce w roku akademickim 2016/17 na uczelniach niepublicznych

* dane: Główny Urząd Statystyczny

powania rekrutacyjnego. Osoba ubiegająca się o przyjęcie na studia podyplomowe obowiązana jest złożyć następujące dokumenty (zgodnie z warunkami opisanymi w regulaminie studiów podyplomowych Uniwersytetu Wrocławskiego): podanie o przyjęcie na studia podyplomowe wydrukowane z systemu IRK, kserokopię dyplomu poświadczoną notarialnie bądź przez jednostkę przyjmującą dokumenty, zaświadczenie o posiadaniu przygotowania pedagogicznego lub akt nadania stopnia awansu zawodowego (dotyczy studiów przeznaczonych dla nauczycieli), kse-

rokopię dowodu osobistego poświadczoną notarialnie bądź przez jednostkę przyjmującą dokumenty, kopie innych dokumentów określonych w umowie o finansowanie studiów podyplomowych – w przypadku studiów finansowanych z grantów – oraz (jeżeli jest wymagana) fotografię bez nakrycia głowy, na jasnym tle, podpisaną imieniem i nazwiskiem. Studia podyplomowe w przeważającej części są płatne, i to niezależnie od tego, czy organizowane są przez uczelnie publiczne, czy prywatne. Koszty studiów mieszczą się zazwyczaj między 1500 a 3500 złotych za semestr, choć bywają od tych widełek wyjątki.

Edukacja nie powinna mieć końca Eduard Lindeman w książce „Znaczenie edukacji dorosłych” („The Meaning of Adult Education”) zawarł podstawowe tezy edukacji dorosłych. Według pierwszej z nich, która jest tezą kluczową, całe życie jest uczeniem się, dlatego edukacja nie powinna mieć końca. Nie wszyscy rozumieją to, co stwierdził Lindeman, jednakże ci, którzy podzielają jego zdanie – i tu wracamy do początku tego tekstu – mają poznawczy oraz moralny obowiązek ustawicznego uczenia się oraz przyswajania coraz to nowej wiedzy.

wroclife.pl Nr 4/2018

33


CZAS WOLNY

Tańczący z pingwinami Są zagrożone wyginięciem. Ogrody zoologiczne, w tym wrocławski, starają się, aby nie doszło do tragedii. O życiu w zoo i na wolności pingwinów przylądkowych, o ich ratowaniu na drugim krańcu świata mówi Paweł Borecki, opiekujący się nimi we wrocławskim zoo. ADRIANNA MACHALICA

We wrocławskim zoo pingwiny mają największy w Europie basen, o pojemności ponad 2,5 miliona litrów wody.

N

iemal każdy zna dowcip o tym, że „pingwin to jaskółka, która jadła po 18-tej”. Nie są to jednak tak niezdarne zwierzęta, jak mogłoby się wydawać. Choć na lądzie przemieszczają się trochę niezgrabnie, to jednak w wodzie są jak prawdziwe primabaleriny. Mają niezwykłą technikę pływacką, potrafią wyskakiwać z wody w pełnym pędzie na odległość nawet 180 cm. Natomiast osobniki żyjące w warunkach polarnych, aby szybciej się poruszać, ślizgają się po lodzie na brzuchach. Pingwiny przylądkowe (tońce) to jedyny gatunek pingwinów zamieszkujący Afrykę, a dokładniej wybrzeża Namibii, RPA i Mozambiku. Nie przeszkadza im, że temperatura w tych miejscach dochodzi do 40 stopni Celsjusza, wręcz przeciwnie – uwielbiają wygrzewać się na słońcu. We wrocławskim ogrodzie zoologicznym tymi zwierzakami zajmuje się Paweł Borecki, który w zoo pracuje już około 10 lat.

34

wroclife.pl Nr 4/2018

To nie są przytulanki – W sumie sam nie wiem, jak to się zaczęło. Chyba dlatego, że jak tu nie kochać pingwinów: przecież są słodkie i urocze. Poza tym wynikało to z przydziału, który dostałem, i tak już zostało. Nie są to jednak tak słodkie zwierzaki, jak nam się wydaje. Potrafią być charakterne i złośliwe. Trzeba przyznać, że są inteligentne, szybko się uczą i łatwo przystosowują się do nowego środowiska. Rzeczywiście, na lądzie są trochę nieporadne, co wcale nie oznacza, że w ogóle są niezdarne. Potrafią zaufać człowiekowi, ale to nie są przytulanki i czasami trzeba na nie uważać – mówi pan Paweł. Niestety, pingwiny przylądkowe są zagrożone wyginięciem. Szacuje się, że w ciągu zaledwie 40 lat ich populacja zmniejszyła się o 50 procent. Największym zagrożeniem jest dla nich brak pokarmu oraz degradacja środowiska:

wycieki ropy naftowej oraz zanieczyszczenia z platform wiertniczych i statków, a także dryfujące śmieci. Ogrody zoologiczne starają się, aby nie doszło do tragedii, i tworzą hodowle tońców.

Największy w Europie basen mają we Wrocławiu – W 2014 roku przybyło do nas 55 pingwinów z czterech ogrodów zoologicznych z trzech różnych krajów. Obecnie jest ich u nas 108 i nie są to nowo przywiezione pingwiny, lecz młode. Staramy się zapewnić im najlepsze warunki. Mają duży wybieg oraz największy w Europie basen o objętości 2460 metrów sześciennych i o pojemności ponad 2,5 milionów litrów wody – tłumaczy Paweł Borecki. – Niektórym zdaje się, że opieka nad zwierzę-


– Codziennie sprawdzaliśmy stan zdrowia pingwinów, karmiliśmy je, inhalowaliśmy, rehabilitowaliśmy i sprzątaliśmy – mówi o swojej pracy w Afryce Paweł Borecki.

tami polega tylko na karmieniu i sprzątaniu. I rzeczywiście tak trochę jest, jednak my robimy o wiele więcej. Przede wszystkim opiekujemy się nimi, dbamy o ich środowisko, doglądamy, czy wszystko jest w porządku z ich zdrowiem, troszczymy się o młode. Po prostu pomagamy im. Staramy się zapamiętać imię każdego pingwina, jednak co roku przybywa kilkanaście nowych piskląt, więc czasami już nam się wszystko miesza. Można je jednak odróżnić: mają różne wzory na głowach oraz każdy posiada inny układ czarnych kropek na brzuchu – dodaje pan Paweł. Opiekunowie starają się dogadzać każdemu zwierzakowi z osobna. Jednak gwiazda może być tylko jedna. Wśród pingwinów przylądkowych we wrocławskim zoo jest nią Janush – samica, która przyszła na świat 28 grudnia 2015 roku. Miała problem z wykluciem się, więc opiekunowie pomogli jej wyjść ze skorupy. Później spędzała coraz więcej czasu z ludźmi, praktycznie została przez nich wychowana. Sprawiło to, że Janush uważa się za człowieka. Szybko stała się obiektem zainteresowania ze strony mediów. Samica chętnie pozuje przed kamerą i aparatem, a nawet współpracuje z mikrofonem.

Uratowali 90 000 ptaków morskich – Janush została wychowana tylko przez ludzi, dlatego śmiejemy się, że jest pół pingwinem, pół człowiekiem. Łatwo przystosowała się do środowiska, jednak jest taką panią kierownik, która ma kontrolę nad wszystkim. Jest uwiel-

– Pingwiny potrafią zaufać człowiekowi, ale to nie są przytulanki i czasami trzeba na nie uważać – mówi Paweł Borecki, opiekujący się nimi we wrocławskim zoo.

biana zarówno przez media, jak i przez gości zoo. Zazwyczaj nie spędza czasu ze stadem, tylko, tak jak my, przychodzi na zaplecze... do pracy. Jest bardzo odważna i zadziorna, prawie niczego się nie boi. Od jakiegoś czasu ma chłopaka, Alexa, młodszego od siebie, który nie odstępuje jej na krok i kto wie, może niedługo pojawią się pisklęta... – opowiada pan Paweł. Janush jest ambasadorką pingwinów przylądkowych we wrocławskim zoo oraz dowodem na to, że ludzie starają się pomóc tym zwierzętom, jak tylko mogą. Oprócz ogrodów zoologicznych, wsparcia pingwinom udziela organizacja SANCCOB (Southern African Foundation for the Conservation of Coastal Birds). Powstała w 1968 roku, a założyła ją Południowoafrykańska Rada Weterynaryjna. Dzięki tej organizacji udało się uratować już ponad 90 000 ptaków morskich, w tym pingwinów, których populacja wzrosła o 19%. Paweł Borecki był na miesięcznym wyjeździe w Afryce. Współpracował tam z innymi wolontariuszami, razem opiekowali się osieroconymi, odrzuconymi lub zbyt późno wyklutymi pisklętami tońców. Miał również okazję nadzorować sztuczną inkubację znalezionych na plaży, porzuconych jaj. Jednak tym, co zrobiło na nim największe wrażenie, było wypuszczanie odchowanych pingwinów na wolność.

Niesamowite przeżycie – To była podróż pełna doświadczeń i wrażeń, nigdy jej nie zapomnę. Mogłem na własne oczy obserwować naturalne środowisko i życie pin-

Janush jest ambasadorką pingwinów przylądkowych we wrocławskim zoo oraz dowodem na to, że ludzie starają się pomóc tym zwierzętom, jak tylko mogą.

gwinów. Przy mnie dorastały i wracały na wolność. Dzięki tej przygodzie wiele nauczyłem się o samych pingwinach, o ich zwyczajach, życiu, o tym, jak się nimi opiekować, i z tą wiedzą wróciłem do Wrocławia. Dzięki temu już wiem, jak jeszcze lepiej zadbać o nasze wrocławskie pingwiny – opowiada Paweł Borecki – Nie ukrywam, było trudno. To nie jest łatwa praca, jednak bardzo satysfakcjonująca. Codziennie sprawdzaliśmy ich stan zdrowia, karmiliśmy, inhalowaliśmy, rehabilitowaliśmy i sprzątaliśmy. Mieliśmy pod opieką pisklęta pingwinów przylądkowych i naszym zadaniem było dać im to, czego rodzice nie byli w stanie im dać, czyli szanse na przetrwanie. W takim miejscu wszystko wygląda inaczej, trzeba mieć w sobie dużo siły i silnej woli oraz pamiętać, dlaczego zdecydowało się podjąć to wyzwanie. Najlepszym uczuciem było patrzenie, jak wracają do swojego naturalnego środowiska. To niesamowite przeżycie. Chciałabym mieć jeszcze możliwość znów tam pojechać i ponownie to przeżyć – kończy pan Paweł. Niewiele mówi się o pingwinach, zwłaszcza o pingwinach przylądkowych. Mimo wszelkiej pomocy nadal pozostają zagrożonym gatunkiem. Można je wspomóc nie tylko finansowo, przekazując darowizny na fundację SANCCOB, lecz również przez symboliczną adopcję piskląt (https://sanccob.co.za/). Pingwiny to nie przytulanki, jednak potrzebują wsparcia, gdyż czasami bez pomocy człowieka po prostu nie przetrwają. Dzięki takim ludziom jak Paweł Borecki ich sytuacja z roku na rok będzie coraz lepsza.

wroclife.pl Nr 4/2018

35


FOT. MAG AGENCY

Przenieś się w czasie i przeżyj przygodę Wystawa główna w Centrum Historii Zajezdnia to nie tylko miejsce, gdzie w przystępnej i multimedialnej formie można poznać powojenne losy naszego miasta. Tu przeniesiemy się w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz, przeżyjemy niezapomnianą przygodę i rodzinnie spędzimy wolny czas. TOMASZ MATEJUK

Z

ajezdnia przy ulicy Grabiszyńskiej to miejsce wyjątkowe. Piękny obiekt z końca XIX wieku był świadkiem skomplikowanej historii Wrocławia. I – podobnie jak całe miasto – został zniszczony w trakcie walk o Festung Breslau. Po wojnie Polacy odbudowali zajezdnię, która odtąd służyła wrocławskim autobusom. Jednym z takich pojazdów, w sierpniu 1980 roku, kierowca Tomasz Surowiec zablokował wjazd na teren tego obiektu. Tak zaczął się strajk wspierający robotników z Wybrzeża i tak rodziła się Solidarność, czyli wielomilionowy, pokojowy ruch, który sprzeciwiał się komunistycznej dyktaturze i w końcu doprowadził do jej obalenia. W 2016 roku w tym miejscu powstało Centrum Historii Zajezdnia. Po gruntownej renowacji obiektu zamienił się on w miejsce nowoczesnych wystaw historycznych, projektów edukacyjnych i wydarzeń związanych z historią naszego miasta i regionu.

36

wroclife.pl Nr 4/2018

Muzeum, w którym nie nosi się kapci Główna wystawa pt. „Wrocław 1945-2016”, zaaranżowana w hali zajezdni, opowiada o powojennej historii stolicy Dolnego Śląska. W dużej mierze powstała w oparciu o pamiątki i materiały dostarczone przez samych wrocławian. – Pokazujemy, jak przebiegał proces przybywania do Wrocławia ludności polskiej po drugiej wojnie światowej, jak to miasto się tworzyło, a potem jak w roku 80. na nowo odzyskiwało swoją tożsamość – opowiada dr Wojciech Kucharski, jeden z kuratorów wystawy. Ekspozycja jest scenograficzna, multimedialna i interaktywna. Tu nie nosi się kapci, a wielu instalacji można dotknąć lub przyjrzeć im się z bliska. – Zapraszamy odwiedzających, aby przenieśli się w czasie i przeżyli przygodę. Wystawa jest zorganizowana jak miasto: z ulicami,

dworcem kolejowym, sklepem mięsnym, czytelnią, kioskiem i labiryntem. Można zejść też do podziemia, gdzie opowiadamy o opozycji antykomunistycznej. Nasz odbiorca może się poczuć jak ktoś, kto przyjeżdża do Wrocławia zaraz po wojnie, i w godzinę przeżyć 70 lat – podkreśla dr Kucharski.

Historia Wrocławia w ośmiu odsłonach Wystawa „Wrocław 1945-2016” składa się z ośmiu chronologicznie ułożonych części. Pierwsza część wprowadza w historię spokojnego miasteczka na Kresach Wschodnich w czasach II RP. Jego mieszkańcy zostali zmuszeni do zmierzenia się z realiami wojny, a później także przesiedleń i migracji. Wielu Polaków znalazło swój nowy dom we Wrocławiu, a ich losom poświęcona jest część „Obce miasto”.


CZAS WOLNY O czasach PRL-u opowiadają z kolei m.in. części „Za żelazną kurtyną” oraz „Miasto nad Odrą 1945-1980”. Odwiedzający poznają m.in. historię pojednania polsko-niemieckiego i listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, działalność Radia Wolna Europa i epidemię czarnej ospy we Wrocławiu. Szczególne miejsce na wystawie zajmują losy Solidarności we Wrocławiu. Na koniec na zwiedzających czeka historia Wrocławia po roku 1989 – aż do czasów obecnych.

Zwiedzający mogą także zajrzeć do szuflady Tadeusza Różewicza, w której znajdą jego okulary, kolekcję pocztówek z osobistymi adnotacjami czy lusterko z Claudią Cardinale i minitomik dowcipów o blondynkach. Przedmioty te przekazała Ośrodkowi wnuczka wybitnego poety. Melomani mogą z kolei zobaczyć pierwszą wrocławską batutę Tadeusza Strugały, wieloletniego dyrektora Wratislavii Cantans.

Wyjątkowe pamiątki i eksponaty

Wystawa jest skierowana do wszystkich, którzy są zainteresowani historią naszego miasta i chcą poznać najnowsze dzieje Wrocławia. Dla grup szkolnych to ciekawa lekcja historii, dla seniorów okazja do wspomnień, a dla turystów zagranicznych szansa na poznanie unikatowej specyfiki miasta oraz powojennych losów tej części Europy. Ekspozycja jest dwujęzyczna: polsko-angielska. – Dodatkowo w maju pojawią się u nas także miniprzewodniki po wystawie w sześciu językach: polskim, angielskim, niemieckim, czeskim, ukraińskim i rosyjskim – zapowiadają przedstawiciele CH Zajezdnia. Od otwarcia we wrześniu 2016 roku wystawę główną do tej pory odwiedziło ponad 60 tysięcy osób.

Ekspozycja to nie tylko scenografia, ale także pamiątki i przedmioty wyjątkowych ludzi związanych z historią naszego miasta. Jednym z nich jest czekan Janusza Fereńskiego – narzędzie, które pomagało mu we wspinaczce na Broad Peak w 1975 roku. Było to pierwsze wejście polskiej ekipy (na dodatek złożonej z samych wrocławian) na ten himalajski ośmiotysięcznik. Na wystawie można też znaleźć buty Ryszarda Szurkowskiego, jednego z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy. Prezydent Rafał Dutkiewicz przekazał z kolei na ekspozycję kapelusz szwajcarskiego gwardzisty i proporczyk UEFA, który otrzymał od

I dla uczniów, i dla seniorów

FOT. MAG AGENCY

Michela Platiniego w 2012 roku, kiedy Wrocław był jednym z gospodarzy piłkarskiego Euro 2012. Jest też szal Dalajlamy, przekazany przez przywódcę Tybetu w 2010 roku. Wtedy odwiedził on wystawę „Solidarny Wrocław”, organizowaną przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”.

„Dolny Śląsk. Pamiętam Powódź” Wydana przez wrocławską Fundację im. Tymoteusza Karpowicza i Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” książka „Dolny Śląsk. Pamiętam Powódź” oraz dołączony do niej film dokumentalny są efektem całorocznego projektu kulturalnego realizowanego w 16 miejscowościach Dolnego Śląska.

W

2017 roku organizatorzy projektu odwiedzili kilkanaście dolnośląskich miejscowości, w których realizowali badania terenowe, spotykali się z mieszkańcami i gromadzili materiały audiowizualne. Bielawa, Brzeg Dolny, Dzierżoniów, Głogów, Jeszkowice, Kamieniec Wrocławski, Kłodzko, Legnica, Łany, Nowa Ruda, Pieszyce, Rzeczyca, Ścinawa, Świdnica, Świebodzice, Wrocław – w większości z tych miejsc byli wielokrotnie. Działano nie tylko statycznie, ale również w ruchu: w pociągach Kolei Dolnośląskich, gdzie na wybranych trasach odbywała się zbiórka wspomnień dotyczących powodzi i nagrywano wywiady z pasażerami, zamieniając ich podróże w coś więcej niż tylko przemieszczanie się między stacjami. W 37 filiach Miejskiej Biblioteki we Wrocławiu umieszczono pojemniki na wspomnienia, do których przez wiele tygodni każdy mógł przekazać swoje własne powodziowe „pamiętam, że…”. Eseje, dziesiątki wspomnień, trzy dzienniki, reportaż, opowiadanie, scenariusz filmowy, wywiad, grafiki, archiwalne zdjęcia i fotoreportaż – tak o powodzi z 1997 roku jeszcze nie opowiadano. Książka jest dostępna w księgarni Tajne Komplety (tajnekomplety.pl) oraz w Centrum Historii Zajezdnia w cenie 35 złotych.

wroclife.pl Nr 4/2018

37


Klientki „Projektu wianki” chętnie pozują w swoich cudeńkach podczas sesji fotograficznych. Na zdjęciu Kornelia o elektryzującym spojrzeniu. FOT. JOANNAFOTOGRAFUJE.PL

Wrocławianki kochają wianki Nieważne – delikatne i subtelne, wyraziste czy krzykliwe. Zawsze budzą błysk w oku. Wianki to jedna z najbardziej kobiecych ozdób głowy. Choć są raczej symbolem kultury ludowej, z impetem wkroczyły na salony i skradły serca kobietom bez względu na ich pochodzenie oraz status społeczny. MAŁGORZATA ZDZIEBKO-ZIĘBA

N

ajczęściej kojarzą się z błogim dzieciństwem i beztroskim bieganiem po łące. Mają w sobie jakąś magiczną i elektryzującą moc, która sprawia, że nie można od nich oderwać oczu. Są głęboko osadzone w kulturze słowiańskiej. Kiedyś były symbolem niewinności i dziewictwa, później stały się nieodzownym elementem kultury ludowej. Dziś są popularną ozdobą głowy, która dodaje uroku zarówno szalonym małolatom, jak i statecznym niewiastom. Trend „wiankowy” ewoluuje, rozkwita i dojrzewa. Wraz z nadejściem wiosny jest on coraz częstszym elementem mody ulicznej. Powrót zainteresowania wiankami możemy również zaobserwować w modzie ślubnej i stylizacjach komunijnych. Niewinne i dziewczęce wianki

38

wroclife.pl Nr 4/2018

coraz częściej zdobią główki dzieci podczas chrztu oraz sesji zdjęciowych dla maluszków. Warto wiedzieć, że wianek nie musi być tylko jednodniową przyjemnością, może stać się również trwałą ozdobą. Bogata oferta sztucznych kwiatów pozwala wykonać wianek, który do złudzenia będzie przypominał ten z żywych. Co ważne, może nam służyć przez lata. Aby zgłębić tajniki mody „wiankowej”, zaprosiłam do rozmowy dolnośląską artystkę, która na co dzień zajmuje się zawodowo tworzeniem małych dzieł sztuki przy pomocy sztucznych kwiatów. Irena Erhardt, której prace można znaleźć w sieci pod wpadającą w ucho nazwą „Projekt wianki”, opowie o tym, jak wianki zdobyły jej serce i jak tą miłością skutecznie zaraża kolejne kobiety.

Skąd w ogóle pomysł na taki biznes? Jak to się zaczęło? Co sprawiło, że postanowiłaś uszczęśliwiać wiankami inne kobiety?

W moim domu rodzinnym zawsze były piękne przedmioty. Robiła je moja mama. Uwielbiałam patrzeć, jak szydełkuje, haftuje, robi na drutach. Sama otaczam się przedmiotami, które są tworzone przez rękodzielników. Dekorowanie domu było zatem dla mnie czymś zupełnie naturalnym. Pewnego dnia zrobiłam po prostu pierwszy wianek i dalej samo poszło. Na początku wianki robiłam dla bliskich i znajomych. To była moja pasja. Hobby, nie praca. W końcu zamówień było tyle, że wianki stały się moim sposobem na zarabianie. Bardzo przyjemnym, bo wymyślanie wzorów, dobór materiałów i kontakt z moimi klientkami sprawia mi ogromną radość.


CZAS WOLNY Kobiety kochają wianki od najmłodszych lat. Marysia dumnie prezentuje swój wianek od Ireny.

Czy istnieje coś takiego jak sezonowość w branży „wiankowej”? Czy są miesiące, kiedy zauważasz zdecydowanie większe zainteresowanie wiankami?

FOT. LITTLEFRIENDS.PL I PATRYCJA KOZIATEK FOTOGRAFIA

Dla wianków nastał dobry czas. Stały się modne, pożądane. Sezon praktycznie trwa cały rok. Choć oczywiście wiosna-lato to zwiększone zainteresowanie: dziewczyny zamawiają wianki dla siebie, dla koleżanek, mamy dla córek. Na ślub, komunię, chrzest, inne imprezy i festiwale. Popularne są również podczas sesji fotograficznych.

Zauważasz trendy kształtujące się w modzie „wiankowej”? Jakie są modne w tym sezonie? A może tutaj nie ma żadnych reguł?

Największym zainteresowaniem cieszą się te bardzo naturalne. Jasne, spokojne barwy. Ale nie ukrywam, że mam też klientki, które chcą mieć wianki wyraziste, energetyczne, w mocnych barwach, niespotykane. Jest też grono kobiet, które zwracają szczególną uwagę na obowiązujące trendy ślubne i chcą mieć idealnie wpisujący się w nie wianek.

Wiem, że wielu organizatorów kobiecych imprez zwraca się do Ciebie z prośbą o poprowadzenie warsztatów. Lubisz to robić? Możesz naszym czytelniczkom opowiedzieć o najciekawszych wydarzeniach?

Każde warsztaty to tak naprawdę kobiece święto. Dziewczyny, owszem, przychodzą, aby się czegoś nauczyć. Jednak przede wszystkim jest to okazja, by porozmawiać, cieszyć się sobą i swoją kobiecością. Lubię dzielić się wiedzą, bo nie ma dwóch identycznych prac. Każdy wianek jest odzwierciedleniem duszy jego autorki. Takie spotkania to dla mnie również cenne źródło nowych inspiracji. Ostatnio miałam na przykład okazję uczestniczyć w niesamowitym spotkaniu zorganizowanym przez właścicieli sieci drogerii Jasmin w pałacu Brzeźno. To były bardzo duże warsztaty: powstało ponad 40 przepięknych, unikatowych wianków. I co najważniejsze, dziewczyny i ja byłyśmy zachwycone efektami. Bardzo polecam takie wydarzenia. To niesamowita okazja, aby zdobyć nowe doświadczenia oraz zrobić coś tylko dla siebie. Aktualnie na stałe uczestniczę w dwóch tego typu projektach dla kobiet: WINda dla kobiet i Akademia Beztroski. Idea jest prosta: kobiety dzielą się wiedzą, wspierają w swoich działaniach i dzięki temu rozwijają. Taki krąg życzliwych osób ma ogromną moc, zwłaszcza dla kogoś, kto chce żyć z pasją.

Roksana wśród modeli „Projekt wianki” wybrała wyraziste róże. FOT. PAULINAOWAD.COM

Katarzyna Berenika Miszczuk, znana pisarka, autorka bestselerowej serii „Kwiat paproci”, we własnoręcznie wykonanym wianku na warsztatach prowadzonych przez Irenę. FOT. KAROLINA MAJSNER FOTOGRAFIA

wroclife.pl Nr 4/2018

39


Czy to jest łatwe zajęcie? Każdy może sobie po prostu kupić kwiaty i potrzebne akcesoria, usiąść i sam to zrobić?

Bardzo łatwe, zwłaszcza jeśli ktoś lubi siedzieć godzinami w jednej pozycji i mieć stale pokłute palce. A tak serio, to robić wianki może każdy. Na moich warsztatach często spotykam dziewczyny, które są bardzo zdolne (choć twierdzą coś zupełnie odwrotnego). Ale nie będę oszukiwać: nie każdy, kto kupi taśmę, kilka kwiatów i sznurek, zacznie tworzyć niepowtarzalne modele. Ja latami dochodziłam do sposobów, jak robić wianki trwałe, piękne, przypominające te ze świeżych kwiatów.

Warsztaty z tworzenia wianków to nie tylko energetyczne, kobiece święto, ale również spory wysiłek wymagający precyzji. Na zdjęciu blogerki uczestniczące w evencie zorganizowanym przez właścicieli drogerii Jasmin, w towarzystwie Ireny. FOT. KAROLINA MAJSNER FOTOGRAFIA

Chciałabym Cię poprosić o krótki instruktaż dla czytelniczek, jak wykonać samodzielnie takie cudo. Czy wolisz, żeby technika pozostała Twoim sekretem?

Żaden opis, choćby najdłuższy, nic tu nie pomoże. Trzeba spróbować! Zapraszam wszystkie zainteresowane dziewczyny na moje warsztaty. Chętnie podzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem.

Dziękuję za rozmowę. Ja już pierwsze warsztaty mam za sobą i złapałam bakcyla na dobre. Gorąco zachęcam czytelniczki do „wiankowych” eksperymentów. FOT. IRENA ERHARDT


CZAS WOLNY

FOT. PAWEŁ PASSOWICZ

FOT. PAWEŁ PASSOWICZ

„10 ZMYSŁ” – praca doktorska na wystawie Niezwykłą wystawę pt. „10 ZMYSŁ” możemy podziwiać w Muzeum Sztuki Mieszczańskiej w Starym Ratuszu Wrocławia. Odnosząc się to własnej tożsamości, autorka Anna Biela prezentuje obrazy inspirowane zdjęciami wykonanymi podczas badania rezonansu magnetycznego jej głowy. PAWEŁ PLUTA

– Jak pokazać tożsamość subiektywną, wnętrze? Posługuję się metaforą. Poszłam na badanie rezonansu magnetycznego głowy i na obrazach widać jej wnętrze. To też nawiązanie do portretu – mówi Anna Biela. – Wystawa „10 ZMYSŁ” jest poniekąd instalacją malarską. Tam jest głęboka idea, koncept. Te 100 obrazów na wystawie są nierozłączne. Nigdy nie sprzedałabym jednego obrazu, musiałby znaleźć się chętny na kupno całej instalacji – dodaje autorka prac. Co ciekawe, połowa dzieł prezentowanych podczas wystawy została przygotowana do otwarcia przewodu doktorskiego Anny Bieli, a druga połowa jest dyplomem, który wykonała na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie,

a obroniła na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. – Bardzo ważne są dla mnie liczby, zwłaszcza dziesiątka, która nie po raz pierwszy pojawia się w tytule moich wystaw. Pierwsze moje prace powstały w 2010 roku. Każda seria ma 10 części, choć moja praca dotyczy tak naprawdę tego szóstego zmysłu. Ale to jest oklepane, a mnie chodziło o tożsamość fizyczną i duchową. Nie powiedziałabym, że uprawiam sztukę abstrakcyjną, a bardziej konceptualną – dodaje Anna Biela. Wyjaśnijmy, że to nurt sztuki XX-wiecznej, zasadzający się na eksponowaniu samego procesu twórczego. To, co jest najważniejsze w dziele sztuki, to koncept, idea.

Wystawa „10 ZMYSŁ” Do 22 kwietnia

Muzeum Sztuki Mieszczańskiej Oddział Muzeum Miejskiego Wrocławia, Stary Ratusz

Anna Biela – urodziła się w 1979 roku w Myślenicach. Stamtąd wyjechała do Wrocławia, a w 1987 roku na rok do Niemiec. Potem mieszkała w Kanadzie, gdzie ukończyła Ontario College of Art & Design na Wydziale Projektowania Graficznego w Toronto. W 2005 roku wróciła do Wrocławia, gdzie dwa lata później obroniła pracę magisterską na Wydziale Grafiki Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Tego samego roku rozpoczęła Środowiskowe Studia Doktoranckie na Wydziale Grafiki Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pracę doktorską obroniła w 2016 roku na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na Wydziale Malarstwa. Anna Biela wprowadziła na stałe do wrocławskiego kalendarza imprez swój długofalowy autorski projekt pod nazwą „MADOA”. Od 2012 roku pełni funkcję kuratorki. W kwietniu 2017 r. została członkiem Okręgu Gdańskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. Zajmuje się kuratorstwem, malarstwem, grafiką, projektowaniem graficznym, instalacją, graffiti i muralem. Brała udział w licznych wystawach i plenerach w Polsce i za granicą.



Trust in business If you have lived in Poland for a while, you will have heard stories about the business culture in Poland. These stories can range from small issues through to large problems, but they all go back to one key point, which is the lack of trust in the Polish business environment. If you are new here, you might find yourself asking - what is this, and how does it affect foreigners trying to do business here? MICHAEL FORBES

C

ommon in some parts of the world, a handshake can be considered to be an unbreakable bond once made by some foreigners. This often results in major understandings at best, and should be avoided at all costs. The handshake carries very little weight in Polish society, and must be treated as a friendly gesture upon meeting someone. When negotiating an agreement, it should be considered as merely provisional until a contract is drawn up and signed by both sides. Some foreigners (particularly from countries such as Ireland) may be shocked by the level of detail required in a contract, but a good rule is to always act as if you are negotiating on behalf of a large international corporation. This will prevent problems and misunderstandings later, and provides a degree of security for both sides.

Always verify your business partners If you want to succeed in Poland, a key step to take is to verify your business partners and companies that . Don’t just take their word

at face value, but rather do your own background checks. Many businesses can seem impressive on first impressions, but it is important to establish the real credentials of a new business partner. Poland has many tools available to help, such as the National Debt Register, and taking 30 minutes to conduct checks can save months of problems later. While it can be tempting to take advantage of a cheap offer from an enthusiastic business with little experience, it almost always ends in tears. The Polish business environment is tough to negotiate for new entrepreneurs, and unrealistic promises are often made. Experience matters in Poland, especially if they already have experience in navigating the world of public sector bureaucracy. This particularly applies with lawyers and accountants - don’t look at the price, but look at their knowledge and experience relating to your own specific situation.

Vanishing partners Above all, this is one key problem in the Polish business environment. A major problem occurs, and the person that you’ve been hap-

pily working with will simply vanish. You’ll call, e-mail and text, yet the person is suddenly busy and doesn’t have time for you. Why does this happen? Opinions vary, but a good rule to remember is that it can be very culturally difficult for a Polish partner to deliver bad news, particularly to a Western partner. What can be done? Unfortunately, there’s very little you can do in this situation - so all that can be done is to immediately cease cooperating and look for a new business relationship elsewhere. If money is involved, a firm hand often yields positive results, but it is wise to remember that cash flow is a common problem in Polish businesses due to the monthly tax liabilities that companies have. In conclusion, is it really so bad in Poland? The answer is: it depends. Many problems are caused by cultural misunderstandings rather than genuine bad will, and a reliable Polish partner will be someone that you can trust for many years without problems. However, anyone considering doing business in Poland should be aware that foreigners also behave in unpredictable and wild ways, and that the local business environment is no better or worse than elsewhere.

wroclife.pl Nr 4/2018

43


LiveChat – wszyscy tak samo ważni Obecnie 24 tysiące firm ze 150 krajów na całym świecie korzysta z oprogramowania tworzonego przez 85-osobowy zespół. To, co warunkuje sukces LiveChata, to nie tylko dobry pomysł na biznes, ale przede wszystkim zgrany zespół ludzi – pasjonatów, którzy tworzą produkt na światową skalę. PATRYCJA BILIŃSKA

L

iveChat znany jest głównie z oprogramowania, które ułatwia bezpośrednią komunikację między użytkownikiem, odwiedzającym stronę www, a jej właścicielem. Jednak oprócz swojego flagowego rozwiązania zespół rozwija także inne produkty: BotEngine (platformę do tworzenia chatbotów) oraz chat.io (narzędzie typu live chat, które można łatwo integrować z innymi platformami komunikacyjnymi, a także e-mailem czy SMS-em). W ostatnim czasie firma stworzyła także KnowledgeBase.ai – aplikację, która umożliwia firmom tworzenie własnych baz wiedzy. Za sukcesem LiveChata stoi oczywiście sprawdzony model biznesowy, jednak to, co naprawdę napędza tempo rozwoju firmy, to pracujący w niej ludzie. LiveChatowa ekipa zwykła mówić o sobie przyjaciele, nie pracownicy. Relacje między nimi są rzeczywiście nieco bardziej zażyłe niż w przeciętnej firmie. „TEAMWORK” – hasło wypisane na firmowych koszulkach – przyświeca właściwie wszystkim podejmowanym w firmie działaniom.

Silna grupa w szerokiej przestrzeni „W poprzednim miesiącu stawiliśmy czoła przeprowadzce do nowego biura. Przyznam,

44

wroclife.pl Nr 4/2018

że było trochę zamieszania podczas planowania całego przedsięwzięcia: w końcu nie tak łatwo przenieść to, co zgromadziliśmy przez 16 lat działania firmy. Jednak ostatecznie wszystko przebiegło dość zręcznie” – mówi Piotr Bednarek, COO LiveChata. „W LiveChatcie jesteśmy przyzwyczajeni do zwinnego działania. Mimo że już dawno nie jesteśmy kilkuosobową firmą, to wciąż staramy się utrzymać w sobie »startupowego« ducha” – dodaje Piotr Bednarek. Inspiracją wystroju nowego biura były przestrzenie tworzone w Silicon Valley dla najbardziej innowacyjnych firm na świecie. „Urządziliśmy nasze biuro w otwartej i szerokiej przestrzeni, w której świetnie się odnajdujemy. Takie wnętrza ułatwiają nam komunikację i budowanie relacji. Nie chcemy zamykać się w wydzielonych, osobnych pomieszczeniach. Oprócz kilkunastu zespołów, w których na co dzień pracujemy, tworzymy jedną silną grupę, której przyświeca ten sam cel. Biuro zaaranżowane jest na jednym poziomie, bo każdy w naszym zespole jest tak samo ważny – zapewnia Piotr Bednarek. Wyniki finansowe firmy dynamicznie rosną (tylko w ostatnim kwartale przychody wzrosły o ponad 20 procent). LiveChat wzmacnia także swój zespół. W ostatnim roku w firmie

powstało 15 nowych stanowisk pracy – nie tylko w dziale deweloperskim, ale także marketingowym, obsługi klienta czy HR. Obecnie w LiveChatcie otwartych jest 18 rekrutacji, i to wcale nie koniec. Główni klienci LiveChata pochodzą z rynków zagranicznych. Należą do nich m.in. Stripe, Asus, Huawei czy Macy’s. Międzynarodowe środowisko, w którym działa firma, wymusza, by każdy w zespole mówił biegle po angielsku. Ułatwia to nie tylko pracę (cała dokumentacja firmy tworzona jest w tym języku), ale daje także możliwość wyjazdów na zagraniczne konferencje czy szkolenia. Rozwój i poszerzanie własnych umiejętności są bardzo ważne dla wszystkich pracowników, dlatego każdy ma dostęp do konta na Amazonie, przez które może kupić sobie tyle książek, na ile ma ochotę. Żeby być większym jako firma, trzeba być mądrzejszymi jako ludzie.

Liczą się pasja i talent „Rekrutacje u nas to nie tylko stres dla kandydata, ale także dla nas. Do LiveChatowej ekipy wybieramy ludzi, którzy nie tylko są ekspertami w swoich dziedzinach, lecz przede wszystkim takich, którzy pasują do nas i nie uszkodzą dobrze już naoliwionej maszyny” –


KARIERA I BIZNES przyznaje Agnieszka Susidko, VP of People w LiveChatcie. „Po spotkaniu rekrutacyjnym wybranych kandydatów zapraszamy na dzień próbny, by w naturalnej atmosferze zaprezentować naszą firmę i zespół. Zadania próbne pomagają nam sprawdzić umiejętności potencjalnego pracownika. Kandydat pracuje wraz z zespołem, do którego docelowo trafi, i opinie tego zespołu szczególnie bierzemy pod uwagę, podejmując ostateczną decyzję o przyjęciu do firmy” – tłumaczy Agnieszka Susidko. Zespół LiveChata to doświadczeni eksperci, ale także młode osoby, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na rynku pracy. „Nie mamy ani minimalnego, ani maksymalnego wieku ludzi, których przyjmujemy do pracy. Liczą się przede wszystkim pasja i talent, a pewne braki w umiejętnościach jesteśmy w stanie wspólnie nadrobić” – dodaje Agnieszka Susidko.

Grunt to znać potrzeby klienta

Hack&Talk to nie tylko zabawa

Każdy z LiveChatowego zespołu w pierwszym tygodniu swojej pracy pracuje przez kilkanaście godzin z zespołem obsługi klienta. „To najlepszy sposób na to, by zrozumieć, jak działają nasze produkty, poznać ich funkcjonalności i możliwości wykorzystania. To także szansa na poznanie naszych klientów, ich biznesów i potrzeb względem naszego produktu. Taka wiedza niezwykle ułatwia późniejszą pracę: czy to w marketingu, czy w dewelopmencie, czy na każdym innym stanowisku” – tłumaczy Piotr Bednarek. 17-osobowy dział obsługi klienta stanowi podstawę działalności firmy. Support Heroes, bo tak nazywani są przez resztę zespołu, są do dyspozycji każdego klienta firmy 24 godziny przez 7 dni w tygodniu, nawet podczas firmowych spotkań czy wyjazdów. W 2017 roku przeprowadzili oni ponad 300 000 czatów, utrzymując przy tym wskaźnik satysfakcji klienta na poziomie 99%.

Firma nie zamyka się na nowe i niekonwencjonalne pomysły. Jako twórca oprogramowania live chat chce tworzyć także przyszłość tej formy komunikacji, dlatego cyklicznie organizuje całodniowe hackathony - Hack&Talk. Podczas ostatniego z nich uczestnicy przygotowywali i prezentowali swoje pomysły na to, jak będzie wyglądała komunikacja tekstowa na linii klient – biznes w 2028 roku. „Hack&Talk to nie tylko dobra zabawa i świetnie spędzony dzień. Dla nas to też okazja do znalezienia nowych, utalentowanych ludzi do zespołu, którzy nie tylko potrafią zamienić swój pomysł w realnie działający produkt w określonym czasie, ale także efektywnie pracować pod presją czasu” – mówi Agnieszka Susidko. Do tej pory odbyły się 4 takie wydarzenia, podczas których łącznie zaprezentowano ponad 40 projektów. Jednym z nich był produkt BotEngine (fabryka do projektowania chatbo-

tów). Jego autorzy po wygranej w hackathonie otrzymali od LiveChata propozycję pracy i możliwość rozwoju i wprowadzenia swojego projektu na rynek pod skrzydłami firmy. Zespół tworzy dzisiaj w LiveChatcie dział Research&Developement, a BotEngine swoich pierwszych płatnych klientów zyskał w poprzednim roku. „Właściwie po każdym z takich wydarzeń udaje nam się wyłonić kogoś, kogo zapraszamy do współpracy” – dodaje Agnieszka Susidko. Przyszłe plany LiveChata związane są z budową większej platformy komunikacyjnej, która skupi w sobie wszystkie produkty firmy oraz zewnętrzne programy, partnerów, firmy z różnych kategorii i deweloperów. Zespół pracuje właśnie nad biznesowym ekosystemem oraz społecznością aktywnych użytkowników, którzy mają realny wpływ na to, jak rozwijają się oferowane usługi. „Wszystkich, którzy chcą zmienić tę wizję w rzeczywistość, zapraszamy do kontaktu z nami!” – kończy Agnieszka Susidko.

Więcej informacji: www.livechatinc.com

Oferty pracy:

www.livechatinc.com/careers/jobs


się w Pradze, Wiedniu i Rzymie. W centralnym miejscu bazyliki eksponowana jest najstarsza ikona maryjna w Polsce (znacznie starsza od słynnej jasnogórskiej); lewa strona poświęcona jest Bożemu Narodzeniu, prawa – ukrzyżowaniu. Im bliżej, tym ciekawiej – obok potężnej bazyliki, w której przechowywana jest cudami słynąca ikona Matki Bożej Łaskawej, stoi równie wspaniały kościół (pw. św. Józefa), jakby wprost przeniesiony z ulic Rzymu. Przy nim cieszy oczy dom gościnny opata w kostiumie pałacu (obecnie muzeum), a z drugiej strony placu do bazyliki przylega ogromny klasztor. Za murami ciągnie się w polach Kalwaria z kaplicami wielkości willi. Dom Piłata faktycznie był zamieszkały przez strażnika, który miał oko na kaplice. Rozmieszczone zostały według miar jerozolimskich. Krzeszowska Droga Krzyżowa odzwierciedla zatem topograficznie układ Drogi Krzyżowej w Jerozolimie.

Siła argumentów

Bazylika krzeszowska zbudowana została jako pomnik wiary katolickiej. FOT. GRZEGORZ ŻUREK I MAREK PERZYŃSKI

Z Wrocławia na weekend: Krzeszów Mówią, że to duchowa stolica Dolnego Śląska. Z pewnością wielka skarbnica sztuki. Krzeszów to klucz do zrozumienia teologicznej koncepcji człowieka oraz skomplikowanej historii Dolnego Śląska. MAREK PERZYŃSKI

K

rzeszów – maleńka wieś w sudeckiej kotlinie (notabene najzimniejszej w Sudetach) na krańcu województwa dolnośląskiego, a pośrodku potężna bazylika: wielka

46

wroclife.pl Nr 4/2018

jak góra, widoczna z daleka, z dwiema strzelistymi wieżami. Istne cudo architektury barokowej najwyższych lotów. Widać rękę artysty najwybitniejszego, którego nie powstydziliby

Śmierć i Zmartwychwstanie oraz Boże Narodzenie – te dwie rzeczywistości przeplatają się w duchowości całego Krzeszowa, ukazanej językiem sztuki. Krzeszów to rodzaj Biblii pauperum, czyli Biblii dla ubogich ludzi, dawniej często niepiśmiennych. Prawdy wiary bywają trudne do zrozumienia, od zarania ludzkości szukano języka, który je wszystkim uprzystępni. W okresie kontrreformacji sztuka stała się jeszcze czymś więcej niż formą ewangelizacji. Wykorzystano ją, by udowodnić protestantom, iż mylą się, odrzucając kult Maryi i świętych. Druga strona nie była bierna – budowała na Śląsku również wspaniałe świątynie, ale tylko dwie mogą konkurować wspaniałością z bazyliką krzeszowską – to Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze. Polemikę podjęli cystersi, których klasztory w Krzeszowie, Lubiążu, Henrykowie, Kamieńcu Ząbkowickim i Rudach Raciborskich stały się na Śląsku potęgami gospodarczymi. Tu trzeba wyjaśnić, że zakonnik był ubogi, ale klasztor – bogaty. W Krzeszowie powstały liczne warsztaty artystyczne i rzemieślnicze, by sprostać w okresie barokowej przebudowy opactwa jego zapotrzebowaniu na sztukę. Artystów najwybitniejszych tej miary, co Willmann (zwany śląskim Rembrandtem) i Brandl, który jak nikt inny potrafił namalować Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, ściągano okazjonalnie. Wystawili rachunki na wielkie sumy. Klasztor zapłacił, a wszystko to ku „większej chwale Bożej”.


CZAS WOLNY Prekursorzy zjednoczonej Europy nosili... habity Miał z czego płacić. Opactwo w Krzeszowie było właścicielem kilkudziesięciu wsi i dwóch miast (Lubawka i Chełmsko Śląskie). Co więcej, należał do niego przez pewien czas nawet zamek w Bolkowie. Zakonnicy z opactw cysterskich byli znakomitymi gospodarzami. Aparat gospodarczy usprawniano przez stulecia, wykorzystując doświadczenia innych opactw, którymi dzielono się podczas dorocznych zjazdów w opactwie macierzystym we Francji. Cystersi nie bez kozery nazywani są prekursorami zjednoczonej Europy. Osiedlali się na nizinach, często w terenach trudno dostępnych, wśród bagien i mokradeł (w odróżnieniu od benedyktynów, którzy zakładali klasztory na ogół na wzniesieniach). Zamieniali nieużytki w ogrody, sady, doskonale plonujące pola, budowali stawy rybne (słynne milickie są dziełem cystersów z Lubiąża). Początkowo utrzymywali się z pracy tylko własnych rąk, z czasem jednak wprowadzili do swoich klasztorów konwersów, czyli mnichów niemających święceń, których zadaniem była praca fizyczna w folwarkach zakonnych (tzw. grangie) i zakładach rzemieślniczych. Gospodarczy aparat zakonny stał się wzorcem, na którym inni mogli budować gospodarczą potęgę, na zasadzie dobrych praktyk.

Skarby lwowskich benedyktynek Śląsk należał do najbogatszych regionów w Europie, zatem nieprzypadkowo zwrócił nań uwagę król pruski Fryderyk II. Stoczył trzy wojny śląskie, by nim zawładnąć. Tak zamienił stolicę z Wiednia na Berlin. Polska utraciła go znacznie wcześniej – wraz ze śmiercią ostatniego niezależnego Piasta śląskiego, Bolka II, notabene pochowanego w Krzeszowie, w mauzoleum przy bazylice. Śląsk – najpierw polski, potem czeski, austriacki, pruski i niemiecki – po kilku stuleciach w 1945 r. wrócił do Polski. W Krzeszowie osiadły benedyktynki ze Lwowa. W skrzyniach przywiozły prawdziwe skarby, m.in. dary od króla Jana III Sobieskiego. Okazały się dobrymi strażniczkami dziedzictwa cystersów krzeszowskich. A miały czego pilnować, bo zakonnicy stworzyli istne imperium, co zaowocowało wspaniałymi dziełami sztuki.

cu, stojący obok kościoła św. Józefa i bazyliki. W Kamieńcu Ząbkowickim powstał pałac. Podobnym zamiarem kierował się opat Lubiąża, rozbudowując gmach główny opactwa. Nie należy jednak zapominać, że cystersom przyświecała jednak przede wszystkim myśl, by dzieła te służyły ewangelizacji. Pieniądze były więc tylko narzędziem, a nie celem. Celem zaś było kierowanie ludzi ku dobru i prawdzie, zatem ku Bogu w Trójcy Jedynym. A że religia miała znacznie większe oddziaływanie niż obecnie, cystersi krzeszowscy włączyli się aktywnie w budowę ładu społecznego. Zaakcentowali kwestie teologii rodziny i małżeństwa, stąd wspaniały cykl fresków w kościele św. Józefa, przedstawiających żywot Świętej Rodziny. Bóg przyszedł wszak na świat, by nas zbawić, a zbawienie to dokonało się poprzez rodzinę. Rodzina każdego z nas powinna być zatem odzwierciedleniem rodziny Jezusa, Maryi i Józefa. Cykl ten powstał w okresie, gdy opadł kurz wojny 30-letniej, ale zostały jej skutki – m.in. brak autorytetów, upadek moralny, rodzina w rozsypce, ogólne rozprzężenie. Nieprzypadkowo na wzgórzu, za wsią, postawili cystersi kaplicę pw. św. Anny, babki Jezusa. Babcia – uosobienie dobra, ciepła, zrozumienia i miłości – patrzy z góry, jakby otulając swą córkę Maryję, której dedykowana jest bazylika, i swego wnuka, który towarzyszy matce w ikonie krzeszowskiej – najstarszej o tematyce maryjnej w Polsce.

Tajemnice ikony Ikona ta, niewielkich rozmiarów, jest dziełem pełnym tajemnic. To jeden z cudów Dolnego

Śląska. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach trafiła do Krzeszowa. Z pewnością pamięta najdawniejsze dzieje tego miejsca, zatem początek średniowiecza, gdy cystersi objęli Krzeszów w posiadanie, sprowadzeni przez Piastów śląskich. Piastowie wiedzieli, że zmienią ugory w żyzne gleby, tchną w okolice życie gospodarcze i duchowe. Nie zawiedli się. To z Krzeszowa, a nie ze Świdnicy, swej stolicy, uczynili Piastowie swoje pośmiertne mieszkanie. Bolko I, jego syn i wnuk spoczęli w kościele opackim, który św. Jan Paweł II podniósł do godności bazyliki. On też koronował cudami słynący obraz Matki Bożej Łaskawej z krzeszowskiego opactwa pocysterskiego. W 1810 r. opactwo to skasowały władze pruskie; nastał czas grabieży. Na szczęście wiele rzeczy ocalało, a diecezja legnicka wzięła na siebie trud odrestaurowania Krzeszowa, w czym wielka zasługa pierwszego biskupa legnickiego – ks. dr. Tadeusza Rybaka, i kanclerza kurii legnickiej – ks. dr. Józefa Lisowskiego. Barokowy klejnot, jakim jest Krzeszów, znów lśni pełnym blaskiem. Okres Wielkiej Nocy to szczególny czas w Krzeszowie. Obok mauzoleum Piastów stoi replika Grobu Bożego, a tutejszy kustosz sanktuarium, ks. prałat Marian Kopko, jest bożogrobcem, czyli członkiem zakonu rycerskiego powstałego podczas wypraw krzyżowych. Misteria wielkanocne organizowane są więc tutaj niejako w naturalnej scenerii. Szczególne tłumy przybywają jednak do Krzeszowa 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia NMP, czyli na Wielki Odpust Krzeszowski. Ikona Matki Bożej Łaskawej podąża wówczas w procesji, a wokół faluje morze głów. Niesamowity widok!

Zakonnik reprezentacyjny Opat, stojący na czele aparatu gospodarczego, potrzebował oprawy godnej swej pozycji. Stąd dom gościnny w Krzeszowie w kostiumie pała-

Ks. prałat Marian Kopko (na zdjęciu w środku), kustosz sanktuarium w Krzeszowie, jest bożogrobcem, czyli członkiem zakonu rycerskiego powstałego podczas wypraw krzyżowych. FOT. GRZEGORZ ŻUREK I MAREK PERZYŃSKI


przebywać w kawiarni pod opieką rodziców w wyznaczony dzień tygodnia – niedzielę. Wtedy w kawiarni jest zapewniona dodatkowa opieka animatora. Zamierzamy też, razem z fundacją „Koci Zakątek”, organizować zajęcia i warsztaty dla dzieci, podczas których chcemy pokazać najmłodszym, jak odpowiedzialnie opiekować się zwierzętami – mówi Agnieszka Gurgul.

To, co koty lubią najbardziej

Kot Cafe przy ulicy Dubois 25 cieszy się dużym zainteresowaniem.

Kot Cafe, czyli raj dla kotów Pierwsza kocia kawiarnia powstała w 1998 roku na Tajwanie. Obecnie istnieją już na całym świecie. Teraz swoje podwoje otworzyła Kot Cafe na wrocławskim Nadodrzu. ADRIANNA MACHALICA

– Pomysł na założenie kociej kawiarni pojawił się w mojej głowie około 5 lat temu, gdy odwiedziłam takie miejsce w Budapeszcie. Wtedy jeszcze nie było czegoś takiego w Polsce – mówi Agnieszka Gurgul, założycielka i pomysłodawczyni Kot Cafe. – Jednak to, co nas wyróżnia na tle innych kocich kawiarni, to fakt, że u nas koty można także adoptować. Zwierzęta znajdujące się w Kot Cafe pochodzą z wrocławskiej fundacji „Koci Zakątek”, zajmującej się opieką nad bezdomnymi zwierzętami. Celem naszej współpracy z fundacją jest zwiększenie zainteresowania adopcjami kotów.

Nie przyjdziesz z własnym – możesz adoptować Każdy „kawiarniany” kot ma swoją historię. Niektóre wychowywały się na wolności, żyły np. na ogródkach działkowych. Inne zostały porzucone przez właścicieli. Wszystkie zostały dostosowane do przebywania z ludźmi. W kawiarni jest około 5 kotów. Jeżeli któryś z nich

48

wroclife.pl Nr 4/2018

zostanie zaadoptowany, to na jego miejsce pojawi się nowy pupil z fundacji. Oczywiście wszystkie znajdujące się w kawiarni koty muszą spełnić szereg wymagań, takich jak odpowiednie szczepienia czy sterylizacja, oraz muszą przejść okres kwarantanny. Dlatego przychodzenie z własnym kotem jest zabronione – ze względów bezpieczeństwa i sanitarnych. Każdy zainteresowany adopcją będzie musiał najpierw spełnić kilka wymagań określonych w dokumentach adopcyjnych przygotowanych przez fundację, by wykazać, że umie zająć się zwierzakiem. Klienci kawiarni mogą również bawić się z kotami czy głaskać je. Goście są jednak zobowiązani do przestrzegania regulaminu. Zabronione jest karmienie zwierząt, ze względu na ich ścisłą dietę. Niedozwolone jest również budzenie śpiącego kota i branie go na ręce wbrew jego woli. – Mieliśmy okazję odwiedzić kilka kocich kawiarni i często byliśmy zaniepokojeni głównie zachowaniem dzieci wobec zwierząt. Nie chcemy jednak zamykać się na małych miłośników zwierząt, dlatego małe dzieci mogą

Cała kawiarnia jest w pełni dostosowana dla pupili lokalu. Koty, które nie mają ochoty na kontakt z człowiekiem, mogą się schować w osobnym pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla nich. Znajdują się tam legowiska, drapaki, miski z karmą oraz kuwety. Tam również koty przebywają po zamknięciu kawiarni. Ważne, żeby zwierzęta czuły się komfortowo. W sali głównej są również miejsca wypoczynkowe dla kotów, zabawki czy domki z kartonów. Zaprojektowano też specjalną część do wspinania, czyli to, co koty lubią najbardziej. – Część mebli dostaliśmy od jednych z najbardziej znanych polskich projektantów kocich mebli – firmy MyKotty, która urządzała kocią kawiarnię w Nowym Jorku. Wnętrze kawiarni zostało zaprojektowane przez architektkę i miłośniczkę kotów, Olę z ALE.Design. Na ścianach znajdują się rysunki wykonane przez artystkę i miłośniczkę kotów, panią Beatę z Rem Experience. Cały czas staramy się rozwijać kocią część kawiarni, obserwując, czego potrzebują nasze koty, i tworzyć dla nich nowe atrakcje – mówi właścicielka Kot Cafe. Miejsce jest w pełni przyjazne nie tylko dla kotów, lecz również dla ludzi. Goście mogą liczyć na takie pyszności, jak m.in. catspresso czy catte latte.

Rezerwacje dwa dni do przodu – Lokal cieszy się dużym zainteresowaniem, sala cały czas jest pełna. Dochodzi do tego, że mamy rezerwacje nawet dwa dni do przodu – mówi Agnieszka Gurgul. – Ludzie coraz częściej pytają się o adopcję kotków. Chociaż jeszcze żaden nasz milusiński nie został adoptowany, to pewnie w niedługim czasie któryś z kotów znajdzie nowy dom. Kotki są coraz śmielsze, przymilają się do ludzi, pozwalają brać się na ręce, a nawet wchodzą na kolana – dodaje. Miłośnicy kotów już zakochali się w tym miejscu. To również ciekawy pomysł na miłe spędzenie czasu z rodziną. Kot Cafe zaprasza na ul. Dubois 25 na wrocławskim Nadodrzu.


patronat Wroclife i wydarzenia SPOTKANIE

Poniedziałek, 16 kwietnia, godz. 19. LET SWIFT – iOS Developers Meetup LET SWIFT to cykliczne spotkania społeczności deweloperów iOS, które odbywają się we Wrocławiu średnio co dwa miesiące. 14 meetupów, około 1000 osób publiczności, 33 prelekcje i niezliczona liczba nowo poznanych ludzi! Tak w kilku liczbach można podsumować blisko 2-letnią historię wrocławskiego LET SWIFT – iOS Developers Meetup. Każde wydarzenie składa się z 2-3 prelekcji i dyskusji z publicznością, a kończy się integracją na after party. Barbara, ul. Świdnicka 8b, Wrocław. Wstęp wolny

SPOTKANIE

Środa, 18 kwietnia, godz. 18-20:30. Women in Project Management we Wrocławiu Women in Project Management to cykl spotkań dla kobiet, które chcą zdobywać wiedzę, podnosić swoje kompetencje i budować silną sieć networkingową. W czasie spotkań budowana jest społeczność, która wspiera kobiece kariery, awanse, pomaga podnosić kwalifikacje. Prelegentką tym razem będzie Paulina Gawlicka – inżynier o artystycznej duszy, specjalistka z zakresu outsourcingu pracowniczego. Wspiera dział HR w budowaniu nowych narzędzi, procesów i procedur związanych z zarządzaniem i rozwojem pracowników uzupełniających zespoły klientów w ich siedzibach. Wyższa Szkoła Handlowa we Wrocławiu, ul. Ostrowskiego 22, Wrocław. Bilety: https://www.eventbrite.com

20-22 kwietnia, Festiwal Ewidentnych Talentów Aktorskich FeTA To nie tylko święto młodych artystów pragnących związać się z teatrem, ale również cykl różnych spotkań poświęconych tej dziedzinie. Organizatorzy zapraszają na:

FESTIWAL

czwartek, 19 kwietnia, godz. 18. Wernisaż: Współczesny Polski Plakat Teatralny ze zbiorów Międzynarodowego Biennale Plakatu Teatralnego w Rzeszowie. Wstęp wolny; sobota, 21 kwietnia, godz. 10. Przegląd monodramów uczestników Festiwalu Wstęp wolny; niedziela, 22 kwietnia, godz. 12. Finał Festiwalu pokaz trzech najlepszych monodramów, wręczenie nagród oraz komentarz jurorów. Wstęp wolny; niedziela, 22 kwietnia, godz. 17. Spektakl mistrzowski „Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam” w wykonaniu Ewy Błaszczyk. Centrum Kultury Agora, ul. Serbska 5, Wrocław. Bilety: przedsprzedaż 60 zł, w dniu spektaklu 65 zł w kasie CK Agora lub na online na ticketmaster.pl.

SPOTKANIE

Niedziela, 22 kwietnia, godz. 18. JAZZ TIME Podczas kolejnej odsłony Jazz Time wystąpią wybitni jazzowi muzycy: HeFi Quartet oraz Tango & Cash acoustic trio. Muzyka HeFi Quartet jest wypadkową transgresyjnej koncepcji lidera oraz swobody i zmiennej alchemii powstającej między członkami zespołu podczas koncertu. HeFi od pierwszych taktów porywa słuchacza, balansując między jazzem a muzyką współczesną. Podczas koncertów odbiorcy poznają również kulturowy oraz historyczny kontekst wykonywanej muzyki i wykorzystywanych odmian fletów. Trio akustyczne Tango & Cash wykonuje muzykę w stylu tango nuevo w oryginalnych aranżacjach. Muzycy dają wyraz swojemu zamiłowaniu do jazzowej improwizacji na bazie nastrojowych kompozycji Astora Piazzolli, Richarda Galliano oraz własnych. Dodatkowo sięgają do korzeni tanga tradycyjnego oraz francuskiej stylistyki New Musette. Wrocławski Klub Formaty, Samborska 3-5, Wrocław. Bilety w cenie 25 zł do nabycia w kasie Wrocławskiego Klubu Formaty oraz na 30 minut przed wydarzeniem.

MUSICAL

25/26 kwietnia, godz. 19. Musical „Freedom” w Teatrze Polskim Wydarzenie charytatywne, którego organizatorem jest Fundacja Jaśka Meli „Poza Horyzonty”. Dochód ze sprzedaży biletów przeznaczony jest dla beneficjentów Fundacji. Aktorzy, muzycy i tancerze, jak również zespół techniczny oraz projektowy pochodzą z czterech wrocławskich korporacji (UBS, Credit Suisse, Epam, XL Catlin). Podczas spektaklu będzie można usłyszeć zupełnie nową odsłonę piosenek George’a Michaela w autorskich i niestandardowych aranżacjach. Teatr Polski we Wrocławiu, ul. Zapolskiej 3, Wrocław. Bilety dostępne w kasach Teatru Polskiego.

FESTIWAL

26-30 kwietnia, 54. edycja Festiwalu Jazzu nad Odrą Przed nami kolejna odsłona jednego z najstarszych i najlepszych festiwali jazzowych w Polsce. W ciągu pięciu dni wypełnionych muzyką usłyszymy znakomitych polskich i światowych jazzmanów. Festiwal zakończy się Światowym Dniem Jazzu Polskiego. Bilety i karnety na tegoroczną odsłonę Jazzu nad Odrą dostępne są na stronach www.jazznadodra.pl, www.strefakultury.pl i www.eventim.pl, a także w kasie Impartu (ul. Mazowiecka 17) i stacjonarnych punktach sprzedaży (Empik, Media Markt i Saturn).


Zdrowe odżywianie z Wroclife – cykl powstaje we współpracy z swiezenatalerze.pl

Slow food czy fast food?

Jak jemy? Spokojnie i powoli, czy raczej szybko i w pośpiechu? A jak czujemy się po zjedzeniu posiłku? Lekko i zadowoleni, czy może zbyt pełni? AGNIESZKA CHĘCIŃSKA-MOSER

W

iększość aktywnych zawodowo wrocławian żyje w pośpiechu. Codzienne tempo życia wymaga podejmowania szybkich decyzji, nawet tych dotyczących konsumpcji. To może powodować, że lunch stanowić będzie posiłek zakupiony w pobliskim barze albo przetworzone danie z marketu do podgrzania w mikrofalówce. Dlaczego może to niekorzystnie wpływać na zdrowie? Posiłek taki może zawierać wysoko przetworzone produkty typu fast food, m.in. frytki, hamburgery czy hot dogi, oraz wysoko słodzone napoje i wysoko energetyczne przekąski, np. chipsy. Produkty te są łatwo dostępne i przyrządzane bardzo smacznie, tak aby znowu po nie sięgnąć. W konsekwencji oznacza to nadmierną podaż m.in. niekorzystnych cukrów prostych i tłuszczów nasyconych oraz soli, a przy tym małej ilości błonnika,

witamin i minerałów. Tak więc, w połączeniu ze zwyczajem spożywania posiłków „w biegu” i brakiem aktywności fizycznej, sprzyja to rozwojowi otyłości, a przez to i innych chorób cywilizacyjnych. Zatem czy można jeść zdrowiej? Z pewnością spokojne spożywanie posiłków przygotowanych w oparciu o świeżą żywność sprzyja dobremu zdrowiu. Idea ta została zawarta w trendzie „slow food”, który jest opozycją do rozpowszechnionego trendu „fast food”. „Slow food” proponuje, aby starannie wybierać żywność, która powinna być świeża, aromatyczna, sezonowa i stanowić część lokalnej kultury. Ponadto proponuje, aby wytwarzać produkty w sposób tradycyjny oraz wspierać i chronić przed zapomnieniem lokalne produkty i potrawy. Może to oznaczać, że wspieranie lokalnych producentów mięsa zapewni dostęp do mniejszej jego ilości, ale

za to lepszej jakości. Proponuje także, aby celebrować posiłki i delektować się nimi bez pośpiechu, aby zwolnić tempo i więcej obcować z naturą. W zabieganym świecie jest to nie lada wyzwanie, ale może warto chociaż spróbować. A od czego zacząć? Na początek można próbować wyrobić kilka nawyków żywieniowych, np. planować i organizować posiłki w ciągu dnia, śniadanie jadać codziennie, spożywać świeżą żywność i unikać produktów typu „fast food”, nie objadać się, praktykować uważne jedzenie bez pośpiechu i przy stole z innymi. Ponadto rezygnacja z „fast food” nie oznacza rezygnacji z „comfort food”, czyli jedzenia smacznego, tradycyjnego, z wartością sentymentalną, jak np. domowe pierogi. Posiłek taki, przygotowany ze świeżych i wartościowych produktów, będzie także odżywczy. A jako „comfort food” polecam pieczone ziemniaki.

PIECZONE ZIEMNIAKI Z BROKUŁEM I SZYNKĄ Składniki dla 6 osób:

Agnieszka Chęcińska-Moser – doktor nauk biomedycznych, biolog molekularny i szef kuchni. Absolwentka Wydziału Biotechnologii UWr. Doktorat uzyskała na uniwersytecie w Amsterdamie. Odbyła staże podoktorskie w USA, Hiszpanii i Belgii. Absolwentka paryskiej Le Cordon Bleu. Specjalizuje się w zakresie żywienia molekularnego. Mieszka w Paryżu.

• 6 ziemniaków • 3 plastry szynki • 1 mały brokuł • 1 szklanka tartego żółtego sera • 1 łyżka masła • 1 łyżka szczypiorku • 4 łyżki oliwy • 1 jogurt naturalny • sól, pieprz Nastawić piekarnik na 200 st. C. Umyte ziemniaki nakłuć widelcem, posmarować oliwą, zawinąć w folię aluminiową i piec ok. 1 godziny. Szynkę pokroić. Brokuł podzielić na małe różyczki, zblanszować, odcedzić i przepłukać zimną wodą. Rozgrzać oliwę, dodać szynkę i przesmażyć. Ziemniaki przestudzić, przekroić wzdłuż i wydrążyć środek, zostawiając ok. 0,5 cm. Miąższ odłożyć do miseczki, dodać żółty ser, masło, sól, pieprz i wymieszać. Napełnić nim połówki ziemniaków. Nałożyć szynkę i brokuły, posypać serem i zapiekać 5 minut. Posypać szczypiorem i podawać z jogurtem.

My stawiamy na slow food WYBIERAMY LOKALNYCH DOSTAWCÓW

SwiezeNaTalerze.pl ZOBACZ PEŁNĄ OFERTĘ PRODUKTÓW




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.