Wroclife nr 2/2017 (10)

Page 1

nr 2/2017 (10) marzec

egz. bezpłatny

Drugie życie zabytków s. 24 Wrocław korporacjami stoi s. 6 Były sobie 4 miliony s. 16



nr 2/2017 (10) Wydawca Wroclife sp. z o. o. ul. A. Czechowa 25, 52-231 Wrocław www.wroclife.pl Prezes zarządu: Artur Heliak, artur.heliak@wroclife.pl

marzec

FELIETONY

Spis treści Rady Osiedli 4

PATRYK HAŁACZKIEWICZ

Fascynacja 4 STANISŁAW SZELC

KARIERA I BIZNES Wrocław korporacjami stoi 6 TOMASZ MATEJUK

Boomerang workers 9

Reklama reklama@wroclife.pl

TARGI CAREER EXPO

Redakcja redakcja@wroclife.pl Małgorzata Burnecka (redaktor naczelna), Sławomir Czarnecki, Maciej Leśnik (sekretarz redakcji), Tomasz Matejuk, Maciej Skwara

Współpraca Aleksandra Abdurashytova, Anita Bańdziak, Monika Bratek-Milian, Błażej Duber, Wiktor Fisz, Monika Godyń, Patryk Hałaczkiewicz, Bartek Janiczek, Marcin Jędrzejczak, Bartosz Jungiewicz, Lena Knicka, Wojciech Kusaj, Ewa Kuzilek-Sekścińska, Konrad Leszczyński, Wiktor Lewandowski, Michał Nałęcz, Jarosław Obremski, Aleksandra Obuchowicz-Sawicz, Agnieszka Pająk, Paula Peszko, Beata Piskorz, Jacek Pluta, Katarzyna Sekścińska, Ewa Suchożebrska, Maciej Swół, Dorota Szadejko, Przemysław Szawłowski, Aleksandra Szczepaniak, Jędrzej Szelc, Stanisław Szelc, Pamela Uszyńska, Raquel Niego Vasquez, Igor Waniurski, Aleksander Wenglasz, Owen Williams, Tomasz Woźny, Piotr Zajączkowski, Kamila Zalińska-Woźny Skład, łamanie i projekt graficzny Mateusz Pichniarczyk @ d!zajn42, www.inteligentnydizajn.pl

Centrum miasta – dla kogo? 10 MACIEJ LEŚNIK

NASZE MIASTO

Infografiki Maciej Kisiel @ MamyTo www.mamytowroc.com

Były sobie 4 miliony 16 SŁAWOMIR CZARNECKI

Nowa miejska agora 20 JACEK PLUTA

Czworonożni bohaterowie 32 SŁAWOMIR CZARNECKI

Wrocław’s dwarfs 36 OWEN WILLIAMS

We mgle: Powódź 2010 38 ALEKSANDER WENGLASZ

MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Korekta Magdalena Korytowska

Drugie życie wrocławskich zabytków 24

Druk drukarnia UNIQ POLIMEDIA, www.uniq.media

TOMASZ MATEJUK

Zdjęcia Adobe Stock, Aleksandra Abdurashytova, Angel Poland Group, Arche, Fabryka Momentów, FU-KU, i2 Development, Liquid Studio, Nowa papiernia Ultra Nova, psyratownicze.pl, RealCo Property Investment and Development, Owen Williams, wroclife.pl

Rozlewanie się miast 30

Nakład 10 000 egz.

ISSN 2450-9655 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

• Dystrybucję wspiera • wrocławski • kurier miejski • •

www.nawczoraj.com.pl

NASZ EKSPERT - SZYMON MATUSZYŃSKI

Z wizytą w FU-KU Concept Store 34 KONCEPT I STYL

Zdjęcie okładkowe Adobe Stock

wroclife.pl

KATARZYNA SEKŚCIŃSKA

Sekrety ludzi szczęśliwych 35 EWA SUCHOŻEBRSKA

Akademia Splendoru i Konwenansów 37 EWA KUZILEK-SEKŚCIŃSKA

Wiosna, ach to ty! 31 NASZ EKSPERT

CZAS WOLNY Hotel Breslau 40

Z KAROLINĄ KONIK ROZMAWIA PAMELA USZYŃSKA

Zapowiedzi 41

PAMELA USZYŃSKA POLECA


Rady Osiedli,

byt realny czy pozorowany?* TEKST PATRYK HAŁACZKIEWICZ W związku ze zbliżającymi się wyborami do wrocławskich Rad Osiedli, na nowo rozbudzona zostaje dyskusja na temat ich funkcjonowania. Oto radni miejscy związani z Prawem i Sprawiedliwością chcą, by na każde osiedle we Wrocławiu został zwiększony budżet do jednego miliona złotych. Pomysł ciekawy, jednak mocno kontrowersyjny, biorąc pod uwagę duże różnice w wielkości i liczbie mieszkańców poszczególnych osiedli. Wszak mamy takie, jak Lipa Piotrowska czy Bieńkowice, liczące do tysiąca mieszkańców, ale i takie, jak Pilczyce-Kozanów-Popowice Północ czy Ołbin, które liczą grubo ponad 35 tys. mieszkańców. Na pierwszy rzut oka widać, że autorzy projektu pojęcia nie mają o ustroju miasta. Ot, taka ciekawa wrzutka przed wyborami, by wywołać dyskusję i zamieszanie. Dobrze, że taka dyskusja rozbrzmiewa, szkoda tylko, że raz na 4 lata. A może warto zatrzymać się na chwilę i podjąć nie tylko próbę dyskusji, ale i reformy wrocławskich osiedli? Dwudziestego marca 1991 roku, na XX sesji, Rada Miejska Wrocławia podzieliła miasto na blisko 50 jednostek pomocniczych gminy w formie osiedli. To rozwiązanie zlikwidowało we Wrocławiu model zarządzania oparty na pięciu dużych dzielnicach, który obowiązaywał w mieście

Fascynacja TEKST STANISŁAW SZELC Wrocław to miasto fascynujące. Miasto imigrantów. Tuż po zakończeniu działań wojennych zaczęli ściągać tutaj ludzie z odległych stron, syberyjscy nędzarze, górnicy z kopalń Alzacji, Lotaryngii i Zagłębia Ruhry, niedobitki Wołynian, wysiedleńcy z Podola i Wileńszczyzny, uratowani z rzezi powstania warszawiacy i tak zwani Jugole z Półwyspu Bałkańskiego. Moja rodzina zamieszkała tutaj w 1950 roku. Była nas czwórka. Mama, dwie siostry (jeszcze żyją, więc nie będę ryzykował określenia „starsze”) i jako jedyny mężczyzna, ja, niżej podpisany. Byliśmy syberyjskimi zesłańcami. Ojciec zginął w obozie Karaganda-Dżeskazgan, mój nastoletni brat poszedł na wojnę z armią Generała Andersa i zniknął. Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że został ciężko ranny pod Monte Cassino, ale przeżył. Nasz pierwszy adres to ulica Zyndrama z Maszkowic, obecnie wcale elegancka, wtedy enklawa biedy i brudu. Zrujnowane kamienice zamieszkiwali Romowie, ubogie żydowskie rodziny oraz niezwyciężone legiony pluskiew i szczurów. Moimi serdecznymi kumplami byli Olek Rozenfeld, późniejszy poeta, i Artur Szyling, w przyszłości mistrz bokserski. Solidarnie grzebaliśmy w gruzach w poszukiwaniu broni (że też wtedy nie wylecieliśmy w powietrze) i polowaliśmy na szczury, co było zajęciem mało ambitnym, bo jak wspomniałem szczury były wszędzie. W lecie, powodowani głupotą, usiłowaliśmy się utopić w Odrze, która wówczas

przez prawie 40 lat. Tak funkcjonujące osiedla, z drobnymi modyfikacjami, przetrwały do dziś. Jednakże od lat nie milkną dyskusje i spory zarówno na temat samych osiedli, jak i działania ich rad. Wracając do pomysłu partii rządzącej krajem, wydaje się, że należy rozpocząć dyskusję nie od budżetu osiedli, ale od ich restrukturyzacji i profesjonalizacji, roli i kompetencji, jakie mają posiadać. Na dziś liczba 48 osiedli wydaje się mocno zawyżona. Przy niskich, żeby nie powiedzieć – żadnych, kompetencjach i małym budżecie, wydaje się, że są to obecnie byty pozorowane. Może warto byłoby wrócić do starego nazewnictwa (dzielnic) i zmniejszyć ich liczbę do około 20, aby jedno osiedle liczyło od 10 do 35 tys. mieszkańców. Przy 10–20 osobowej radzie, wybieranej koniecznie w oparciu o jednomandatowe okręgi wyborcze, otrzymamy średnio ok. 2 tys. mieszkańców na jednego radnego (co zmniejszy liczbę radnych o ponad połowę w stosunku do stanu dzisiejszego). Sprawi to, że wybierani radni będą musieli być przez wyborców znani, będąc ich sąsiadami. Obowiązująca dziś ordynacja z wielomandatowymi okręgami większościowymi jest skomplikowana i niezrozumiała, co w konsekwencji prowadzi do bardzo niskiej frekwencji (w 2013 r. wyniosła ona ok. 2%). Dopiero po zmianach geografii osiedli (dzielnic) oraz ordynacji wyborczej można wrócić do kompetencji, profesjonalizacji i zwiększenia budżetu, szczególnie tego dotyczącego inwestycji. Mam nadzieję, że ten tekst będzie inspiracją do innych pomysłów dotyczących reformy wrocławskich osiedli i będą one sukcesywnie publikowane na różnych łamach (w tym „Wroclife”), a ich finalnym efektem będzie przeprowadzenie referendum lokalnego razem z wyborami samorządowymi w 2018 roku. *Tytuł nawiązuje do wywiadu z Markiem Mutorem, który ukazał się w publikacji Miasto. Pamięć i Przyszłość. Wrocławski Rocznik Samorządowy nr 1 (2016).

była bardzo głęboka. Tamże po raz pierwszy doznałem brutalności reżymu, w postaci aresztowania i osadzenia w kazamatach Komendy MO, przy ulicy Księcia Witolda. Patrol milicyjnych siepaczy zaskoczył mnie i Artura na zjeżdżaniu po prętach zbrojeniowych zburzonych budynków. Po zatrzymaniu Artur, późniejszy bokser, cały czas ryczał, natomiast ja recytowałem (z pamięci, którą wówczas jeszcze miałem) Panią Twardowską Mickiewicza, ku zdumieniu milicjantów. Pamiętam do tej pory, jak jeden z nich,pośrednio mnie elegancko skomplementował mówiąc „patrzcie chłopaki, taki zasrany szczyl, a tyle umi”. Tak właśnie powiedział „umi”, co uświadomiło mi, że również był imigrantem. W końcu i ja, znudzony własnym kunsztem recytatorskim, zacząłem ryczeć, co spowodowało nasze zwolnienie. Natychmiast pobiegliśmy zjeżdżać po drutach zbrojeniowych. Olka Rozenfelda z nami nie było, gdyż prawdopodobnie w tym czasie się uczył. Czego, nie wiem, ale to piekielnie inteligentny oryginał. Po co ja to wszystko nieskładnie wypisuję? Ano po to, żeby różnej maści ksenofobom uświadomić, że strach przed imigracyjną zarazą, grożącą nam, jak bredzi klasyk, „różnymi chorobami i robactwem”, jest równie śmieszny, jak ich marsze i buńczuczne, pseudopatriotyczne manifesty. W Europie, w której wreszcie odnaleźliśmy należne nam miejsce, od Pirenejów do Uralu nie ma, głuptaski, czystej rasy. Duży w tym udział miały pętające się po kontynencie hordy wojskowe, w czasie wolnym od wzajemnego zabijania zajmujące się rabunkiem i banalnymi gwałtami. Ostatnie dwie wojny są tego żywym przykładem. Złośliwie dodam, że zapalczywiec podpalający papierową kukłę Żyda, spostponował własnego przodka. Osobiście jestem dumny, że moje miasto skutecznie sobie z tym problemem poradziło. A tak przy okazji przypominam – w wojnie 1939 roku, w obronie naszej Ojczyzny, ramię w ramię walczyli katolicy, prawosławni, Żydzi, ba, nawet Tatarzy oraz, niektórzy się zdziwią, Niemcy. I tak na koniec. Miałem to szczęście, że w swoim długim życiu poznałem mądrych ludzi. Polskiego nauczała mnie Pani Irena Kamola, która pobłażliwie traktowała moją młodzieńczą fascynację postacią Che Guevary „pamiętaj Stasiu, każdy fanatyzm jest ćwierćinteligentny”. No i Stasio, chociaż już stary, pamięta...



KARIERA I BIZNES

Wrocław korporacjami stoi Liczba pracowników korporacji we Wrocławiu sukcesywnie rośnie i przekroczyła już tysiące osób. Stolica Dolnego Śląska to jeden z najsilniejszych ośrodków sektora usług biznesowych w Polsce – w naszym mieście jest już grubo ponad sto centrów świadczących tego typu usługi. TEKST TOMASZ MATEJUK

6

wroclife.pl Nr 2/2017

INFOGRAFIKI MACIEJ KISIEL


KARIERA I BIZNES

W

naszym kraju jest już niemal tysiąc centrów nowoczesnych usług biznesowych. Pracuje w nich ponad 200 tys. osób – wynika z raportu opracowanego przez ABSL (Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych). Jak pisze we wstępie do raportu Wojciech Popławski, wiceprezes ABSL, sektor usług biznesowych w pewien sposób wyhamował emigrację na Zachód i przyciągnął setki tysięcy utalentowanych ludzi, dzięki którym Polska stała się rozpoznawalną i strategiczną marką w rozmowach zarządów globalnych korporacji. – Niskie koszty pracy, proste zadania, tony papierów przekładanych z kartonów na biurka, to nadal jeszcze popularny stereotyp myślenia o przeciętnym centrum usług dla biznesu. Dziś to miejsca pracy, w których cyfryzacja, najnowsze technologie i innowacje pojawiają się w tym samych czasie, co w biurach w Dolinie Krzemowej. Nie znam lepszego miejsca, gdzie utrzymujący się latami rynek pracownika wymusił standardy, o których inne branże mogą tylko pomarzyć – podkreśla Wojciech Popławski.

Stolica Dolnego Śląska w wielkiej trójce Jednym z najjaśniejszych punktów na mapie sektora usług biznesowych jest Wrocław. Każdego roku liczba osób pracujących w tej branży w stolicy Dolnego Śląska sukcesywnie rośnie – na koniec pierwszego kwartału 2016 roku było to 34,2 tys. osób, czyli tylko o 2,5 tys. mniej, niż w Warszawie. Większy dystans dzieli nas od stolicy Małopolski, gdzie zatrudnienie w centrach usług przekroczyło już 50 tys. osób. Podobnie sytuacja wygląda pod względem liczby centrów usług. Tu też Wrocław plasuje się w pierwszej trójce – w stolicy Dolnego Śląska jest 111 ośrodków świadczących tego typu usługi (90 zagranicznych i 21 polskich). Liderem z liczbą 155 centrów jest Warszawa, która wyprzedza Kraków (138 ośrodków). Średnie zatrudnienie we wrocławskich centrach usług to 308 osób – więcej jest tylko w Krakowie (365 osób). To zasługa – jak podkreślają eksperci z ABSL – głównie tego, że cztery koncerny obecne w naszym mieście zatrudniają ponad 2,5 tys. osób.

ABSL zapytał też przedstawicieli centrów usług, jak oceniają poszczególne miasta pod kątem prowadzenia działalności. Wrocław – średnia 8,0 w skali od 1 do 10 – jest najlepiej ocenianą aglomeracją, wyprzedzając Trójmiasto (7,9) i Warszawę (7,9). Stolica Dolnego Śląska najlepiej oceniana jest pod względem wizerunku w oczach inwestorów i współpracy z lokalnymi uczelniami. Dobrze wypadamy też pod kątem dostępności do wysoko wykwalifikowanej kadry i współpracy z lokalnymi władzami. 89 % miejsc pracy w sektorze usług biznesowych we Wrocławiu generują centra zagraniczne (11% – polskie). Równie wysoki odsetek obserwujemy w Warszawie, a jeszcze wyższy (91%) w Krakowie. Najwięcej pracowników zatrudniają we Wrocławiu firmy z kapitałem amerykańskim (38%), sporo osób pracuje też w koncernach ze skandynawskim i szwajcarskim rodowodem (po 17%). Stolicę Dolnego Śląska, jako lokalizację dla centrów usług, wybrały takie globalne korporacje, jak m.in. Atos, BNY Mellon, Capgemini, Credit Suisse, Espotel, EY Global Service, Google, Hewlett Packard, McKinsey, Merck,

wroclife.pl Nr 2/2017

7


Nokia Networks, Qatar Airways, Luxoft, Tieto, Volvo czy Unit4. Wśród firm, które w ostatnich miesiącach zdecydowały się zainwestować w stolicy Dolnego Śląska, są m.in. Ryanair (Travel Labs), Toyota, UBS, Axiom Law czy DataArt.

Wrocław kuźnią wyrafinowanych projektów Podobne wnioski – jak z opracowania ABSL – płyną z opublikowanego na początku czerwca 2016 roku raportu Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, poświęconego sektorowi usług dla biznesu. Choć liczby nieco się różnią (PAIiIZ opierał się na danych z przełomu 2015 i 2016 roku), ale tendencje są zbieżne i Wrocław również plasuje się w najlepszej trójce polskich miast branży BSS (Business Service Sector). Jak podkreślają eksperci PAIiIZ, Wrocław uznawany jest za kuźnię wyrafinowanych projektów usługowych. Komentując to stwierdzenie, Ewa Kaucz z Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej tłumaczyła, że ta branża od dekady jest motorem rozwoju gospodarczego stolicy Dolnego Śląska. To dzięki rozwojowi sektora BSS powstają u nas nowe biurowce, zmienia się styl życia czy rośnie liczba obcokrajowców. – We Wrocławiu realizuje się nie tylko prostsze procesy finansowe czy kadrowe, ale też

mnóstwo wyspecjalizowanych usług. Należy pamiętać, że właśnie tu powstały pierwsze w Polsce zaawansowane centra KPO (Knowledge Process Outsourcing), i że miasto charakteryzuje się największą liczbą centrów rozwojowo-badawczych – mówiła Ewa Kaucz. Iwona Chojnowska-Haponik, dyrektor Departamentu Inwestycji Zagranicznych w PAIiIZ i lider zespołu, który przygotował raport, zaznacza z kolei, że szybki rozwój tego sektora w naszym kraju, to przede wszystkim zasługa wysokiej klasy kadry – 90% pracowników korporacji ma wyższe wykształcenie, a centra usług biznesowych w Polsce pracują aż w 40 różnych językach. – Można śmiało mówić, że w sektorze BSS nastały czasy rynku pracownika, a wręcz studenta. Firmy BSS rekrutują swoich przyszłych pracowników, zwłaszcza do centrów IT, już na drugim, trzecim roku studiów – zaznacza Iwona Chojnowska-Haponik.

Ile można zarobić? Jak wynika z danych dostarczonych przez agencję pracy Randstad, najwyższe wynagrodzenia w sektorze usług biznesowych charakteryzują Warszawę (przeciętna pensja to 6468 złotych brutto miesięcznie), a na drugim miejscu jest Kraków (6038 złotych). Wrocław ze średnim wynagrodzeniem na poziomie 5857 złotych zajmuje pod tym względem czwarte miejsce, ustępując miejsca na podium Trójmiastu, a wyprzedzając

Aglomerację Katowicką, Łódź i Poznań. Przykładowo, osoba na stanowisku Junior Accountant (1–2 lata doświadczenia) w branży finansów i księgowości otrzymuje we Wrocławiu przeciętną pensję w okolicach 4,5 tys. złotych. Accountant (2–3 lata doświadczenia) zarabia już średnio 6 tys. złotych, a Senior Accountant (powyżej 3 lat doświadczenia) – 7 tys. złotych. Lider zespołu może liczyć na zarobki około 11 tys. złotych, a manager – 18 tys. złotych. Dobrze płacą też w branży IT: developer z trzyletnim doświadczeniem może w naszym mieście zarobić około 9 tys. złotych, tester z podobnym dorobkiem – 6,5 tys. złotych, a analityk – 8,6 tys. złotych. Specjalnością Wrocławia są centra badawczo-rozwojowe (R&D). Laborant z doświadczeniem powyżej dwóch lat może liczyć na pensję w okolicach 5 tys. złotych, technolog z ponad dwuletnim doświadczeniem zarobi przeciętnie 6,5 tys. złotych miesięcznie, podobnie inżynier ds. jakości z doświadczeniem od 2 do 4 lat. A manager zespołu R&D może liczyć na zarobki nawet 16 tys. złotych. Prognozy zawarte w analizie ABSL wskazują, że do 2020 roku zatrudnienie w branży usług biznesowych ma wzrosnąć do 300 tys. osób. Wszystko wskazuje na to, że Wrocław będzie sukcesywnie umacniał swoją pozycję w tym sektorze i w niedługim czasie – pod względem zatrudnienia – mamy szansę przegonić Warszawę.



NASZE MIASTO

Centrum miasta dla mieszkańców czy turystów, pieszych czy zmotoryzowanych? Relacja z pierwszej debaty cyklu: „Wrocław – miasto, które się liczy”, która odbyła się 15 lutego. OPRACOWANIE MACIEJ LEŚNIK

1

ZDJĘCIA ALEKSANDRA ABDURASHYTOVA

Park Kulturowy oczami turystów i przedsiębiorców

Janusz Domin: Działalność w Rynku prowadzę od 1992 roku. Już wówczas można było przypuszczać, że Park Kulturowy może w przyszłości objąć Stare Miasto i cieszy mnie ta decyzja. Jest ona konsekwencją decyzji ówczesnego prezydenta Wrocławia, Bogdana Zdrojewskiego. Wrocław był pierwszym miastem w Polsce, który odważył się na taki remont swojego Rynku. Zarówno właściciele lokali, jak i mieszkańcy byli przeciwni, ponieważ nikt nie wiedział, jak będzie przebiegał i w jakim stopniu może zakłócić funkcjonowanie Rynku. To był pierwszy krok. Około 1995 roku pojawili się we Wrocławiu przedstawiciele Deutsche Banku. Przed II wojną światową należała do nich piękna kamienica na rogu Rynku i Placu Solnego, obecnie mieści się tam restauracja Novocaina. Prezydent miasta nie zgodził się odsprzedać budynku bankowi, ponieważ miał inne wyobrażenie Rynku – jako miejsca, gdzie ludzie spędzają czas do późnego wieczora. Wtedy nie doceniałem tej decyzji, dziś widzę, że była niezwykle sensowna. Przykładem nieroztropności jest

10

wroclife.pl Nr 2/2017

miasto Opole, które miało problemy właśnie z tego powodu, że wynajmowano i sprzedawano tam lokale tym, którzy płacą najwięcej – a najwięcej płaciły banki. Po godzinie 18, kiedy ich oddziały się zamykały, opolski rynek stawał się miejscem martwym. Konsekwencją tamtego nastawienia są obecne regulacje. Jestem oczywiście przeciwny drobiazgowemu określaniu wszystkich kolorów i szyldów. Nie zmienia to faktu, że utworzenie Parku Kulturowego cywilizuje życie we Wrocławiu i przeciwdziała mieszaniu się banerów i ogłoszeń. Moim zdaniem, zmiany nie wpłynęły na działalność gospodarczą. Stanisław Szelc: Cieszę się, że Wrocław wraca do tradycji. W szaro-burych latach 60.-70. nasze miasto wybiło okno dla światowej kultury. Mamy potencjał i dobrze, że zaczynamy go wykorzystywać, czego przykładem był ostatni Sylwester w Rynku, pierwszy od lat bez telewizji. Czesi mówią: po co jeździmy do Pragi, skoro tak blisko mamy tak piękne miasto? Ich stolica, podobnie jak Warszawa, wieczorami jest martwa. Roman Rutkowski: Na centrum miasta trzeba spojrzeć kompleksowo. Nie jest istotna tylko

renowacja zabytków, ale też oddanie tego miejsca mieszkańcom, wprowadzenie ograniczonego ruchu aut. Patryk Wild: Plany miejscowe nie gwarantują zachowania estetyki przestrzeni miejskiej – potrzebne są tu dodatkowe regulacje. Aleksandra Zienkiewicz: Można dostrzec korzystne zmiany: widoczne zmniejszenie liczby reklam, ujednolicenie szyldów oraz likwidowanie płacht, które pokrywały także te budynki, które nie były remontowane. A naruszenia uchwały szybko są usuwane.

w centrum miasta 2 Zieleń i bariery w jej rozwoju Aleksandra Zienkiewicz: W 2013 roku Wrocław był świadkiem bezprecedensowej wycinki drzew, między innymi w związku z modernizacją wrocławskiego węzła wodnego. Pod koniec tego samego roku rozpoczęła się procedura uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i jako TUMW wnioskowaliśmy, aby przy ul. Borowskiej zostawić chociaż część drzew. Nie udało się


i wszystkie drzewa wokół Dworca PKS zostały wycięte, oprócz 100-letniego dębu. Drzewo przeżyło dwie wojny światowe, ale nie przetrwało budowy galerii handlowej Wroclavia, która obecnie jest na ukończeniu. Dla wielu osób to był moment przełomowy, ponieważ uznały, że drzewa nie mogą dalej znikać z centrum miasta. Zawiązaliśmy stowarzyszenie i zwróciliśmy się do Prezydenta Rafała Dutkiewicza z apelem o całkowite zaprzestanie wycinki drzew. Od 2014 roku miasto podjęło decyzję, aby zwiększyć pieniądze na nasadzenia w całym Wrocławiu. Tendencja się utrzymała, ale jest jeszcze wiele miejsc nieodkrytych przez Urząd Miejski, gdzie drzewa można zasadzić, a one się nie pojawiają. Drzewa bardzo pozytywnie wpływają na ludzi. Klimat jest coraz gorętszy i musimy przygotować miasto na te zmiany. Promenada Staromiejska i bulwary nad Odrą to za mało. W najgęstszej zabudowie i w Śródmieściu drzew brakuje. Jednym z problemów do rozwiązania jest to, jak pogodzić sadzenie drzew z ochroną zabytków. Dodatkowo – często nie nasadza się zieleni przy nowych inwestycjach. Można przecież zlecić wykonawcy przebudowę sieci podziemnych, a czasem nawet nie trzeba tego robić.

Aleksandra Zienkiewicz Współautorka koncepcji alternatywnego zagospodarowania terenu dworca PKS w 2013 r., współorganizatorka dwóch edycji Wrocławskiego Forum Miejskiego (2014 i 2015), zaangażowana w kampanię „Kocham Wrocław, wybieram rower" oraz w projekt Pieszy Wrocław (prowadzone przez stowarzyszenie Akcja Miasto) i Przestrzeń Wrocławia (prowadzony przez Towarzystwo Benderowskie i Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia). W ramach tego ostatniego – współautorka koncepcji zagospodarowania Śródmieścia Południowego we Wrocławiu. Liderka zwycięskiego projektu Drzewa dla Wrocławia do WBO w 2016 r.

DR Roman Rutkowski Architekt, właściciel wrocławskiej pracowni architektonicznej Roman Rutkowski Architekci, autor m.in. przebudowy placu Nowy Targ. Od roku 1996 wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej, w latach 2011–2013 również wykładowca na Wydziale Architektury Słowackiego Uniwersytetu Technicznego w Bratysławie. W latach 2006–2012 wiceprezes wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. W latach 1998–2016 autor około 200 artykułów o architekturze. W latach 2000–2007 współpracownik wrocławskiego Muzeum Architektury.

Patryk Wild Absolwent Wydziału Architektury i Urbanistyki Politechniki Warszawskiej, Stypendysta Technische Universitat Berlin oraz International Visitors Leadership – Programu Departament Stanu USA. Do 2002 roku prowadził własną działalność gospodarczą, potem został Wójtem Gminy Stoszowice (2002–2006), a od 2006 roku Członkiem Zarządu Województwa Dolnośląskiego, Polskiego Komitetu Narodowego ICOMOS oraz Radnym Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. W latach 2008-2009 był Koordynatorem Projektów w spółce Wrocławskie Inwestycje, a od 2009 do 2016 roku Członkiem Zarządu MPK we Wrocławiu odpowiedzialnym za inwestycje i rozwój.

Roman Rutkowski: Dostosowanie się do planów zagospodarowania przestrzennego to bardzo skomplikowany proces, niezależny od architekta. Na przykład drogi pożarowe – ZDIUM wymaga odpowiednich promieni widoczności i umożliwia stawianie tylko elementów małej architektury. Tylko dzięki interpretacji strażaków drzewa do 3 metrów wysokości mieszczą się w tym pojęciu zagospodarowania terenu.

3

Zagospodarowanie przestrzenne centrum Wrocławia

Roman Rutkowski: Plac Nowy Targ być może nie jest atrakcją turystyczną w ścisłym tego słowa znaczeniu i nigdy nią nie będzie. Ma specyfikę lat 60., którą chcieliśmy zachować w naszym projekcie. Ubolewam nad tym, że przebudowa została zrobiona tylko w połowie. Wymieniliśmy posadzkę oraz parking pod placem. Od 2010 roku, kiedy rozstrzygnięto konkurs, brakuje jednak woli politycznej, aby dokończyć projekt. Miała powstać tutaj jedna z głównych informacji turystycznych miasta – bez efektu. Nie zrealizowano też fontanny na środku placu, w efekcie czego te leżaki patrzą same na siebie. Kiedy w końcu miastu udało się wyłonić wykonawcę, ten zrezygnował. Drugim istotniejszym założeniem było postawienie pawilonu miejskiego, który miał przypominać pierwotną, powojenną historię tego miejsca. Plac został na nowo zaprojektowany i wykonany na przełomie lat 50. i 60. Architekci planowali we wschodniej pierzei postawić pa-

Janusz Domin Urodził się w roku 1958, w zasadzie we Wrocławiu i w tym mieście spędził całe życie. Brak zapału do nauki zmusił go do podjęcia studiów kulturoznawczych na UWr, próbował pracować jako nauczyciel języka polskiego, ale opinia o nim dyrekcji szkoły i kuratorium była zgodna. W latach osiemdziesiątych pracował w Filmie Polskim przy produkcji kilku obrazów. Praca, jakakolwiek, kolidowała zawsze z atawistycznym u niego zacięciem do barów, kawiarni i restauracji. Zmieniło się to w latach dziewięćdziesiątych, kiedy otworzył angielski pub i bywanie w knajpie stało się równocześnie jego życiem zawodowym. Od kilku lat prowadzi Kawiarnię Literatka, która zaprasza znakomitości świata kultury dla przyjemności naszych klientów i zabawy Właściciela. Ceni ludzi o wyrafinowanym poczuciu humoru. Od maja 2011 roku prezes zarządu Fundacji „PRO ARTE”.

Stanisław szelc Kiedy po raz pierwszy z hukiem wyleciał z polonistyki, poświecił się Teatrowi Kalambur, który jak burza wygrywał teatralne festiwale. Pod koniec lat siedemdziesiątych, Andrzej Waligórski zaproponował mu pracę w “Studiu 202”, obok takich gwiazd jak Ewa Szumańska, Jurek “Dziamdziak” Dębski, Janek Kaczmarek, Leszek Niedzielski, Włodek Plaskota i Jurek Skoczylas. Zimą 1981/1982 został wylany z Radia i zapuszkowany, co jak sam mówi: „pozwoliło mi w ciepłej celi spędzić przeurocze chwile z miłymi i inteligentnymi ludźmi. Dowodem na to niech będzie fakt, że żaden z nas nigdy nie został politykiem, najniższej nawet rangi.” Aktualnie znowu pracuje w Radiu Wrocław i jak mówi: „Dziubię sobie różne teksty i wygłaszam je osobiście, albo też za pośrednictwem znakomitych nieraz aktorów.”


wilon handlowo-usługowy, ten nigdy jednak nie powstał. Nam miasto zleciło zaprojektowanie takiego pawilonu w ramach konkursu – miał mieścić gastronomię i w ten sposób mógłby przyciągać ludzi i ożywić Nowy Targ. Dwa lata temu skompletowaliśmy dokumentację, ale za rok pozwolenie na budowę, niestety, wygaśnie. Aleksandra Zienkiewicz: Poważnym problemem jest brak dalekosiężnego planowania. Powtarzamy, że brakuje pieniędzy. Rzeźba Oskara Zięty na Wyspie Daliowej nie była wpisana do planu zagospodarowania przestrzennego, a jednak powstanie. Tę decyzję podjęto spontanicznie, choć zamiast tego mogłaby powstać kładka, która połączyłaby Szewską, Tamkę, Piasek z Nadodrzem, Niestety, nie realizuje się tych planów, które są. Patryk Wild: Władze zapomniały o wartościach, o fundamentach. Plac zawsze był miejscem, w którym bywali mieszkańcy, tworzonym przez zabudowę pierzejową – na środku była fontanna, dookoła usługi. Dzisiaj nic z tego nie zostało. Powtarzamy filozofię PRL-u, filozofię pustego placu między blokami. Obecnie jest to tylko dach parkingu, społecznie nie ma on żadnej wartości dla mieszkańców. Janusz Domin: Sugerowano swego czasu, żeby wpisać budynki wokół placu Nowy Targ do rejestru zabytków. Nawet jeżeli nie najpiękniejsza, to jednak jest to pamiątka lat 60.

zbiorowy czy 4 Transport samochodowy? Patryk Wild: Nie da się dobrze zorganizować centrum dużego miasta w taki sposób, żeby zapewnić indywidualny transport samochodowy. To jest kwestia przestrzenna. Na parking razem z miejscem na dojazd trzeba przeznaczyć 22-25m2. Przeciętna powierzchnia mieszkania na jednego mieszkańca to 23 m2, a na jednego pracownika w biurze – 15 m2. Dwa miejsca: pod domem i pod biurem, to łącznie 50 m2, a powierzchnia mieszkania i biura ma zwykle ok. 40 m2. Miasto, które obsługuje transport indywidualny, musiałoby się stać w istotnej części parkingiem, a nie przestrzenią dla mieszkańców. Od pewnej skali wielkości nie jest możliwe zbudowanie systemu, którego podstawą jest transport samochodowy. Warto pamiętać, że dobry transport publiczny jest też korzystny dla zmotoryzowanych. Osobom, które nie muszą korzystać z samochodu, umożliwia dojazd komunikacją zbiorową. Po drugie, dobrze zorganizowany i szybki transport publiczny przekłada się na prędkość poruszania się samochodem. Problemem Wrocławia jest to, że miasto stara się ,,pogorszyć” transport indywidualny, ale jednocześnie – nie polepsza transportu zbiorowego. Ze wszystkich dużych miast w Polsce na komunikację publiczną wydajemy najmniej pieniędzy. Aby

system mógł sprawnie działać, potrzebowalibyśmy około 500 milionów złotych rocznie, a przeznaczamy 360 milionów. MPK ma wysoki poziom efektywności na tle innych przewoźników w Polsce, ale takiej dziury nie da się zasypać. Aleksandra Zienkiewicz: Po 1989 roku powstało tylko 6 km linii tramwajowych. Natomiast liczba mieszkańców Stabłowic, Maślic, Jagodna czy Wojszyc dynamicznie wzrasta. Z powodu wysokich cen mieszkań, wyprowadzają się poza centrum, z powodu słabego połączenia transportowego – kupują samochody. W przyszłym roku na inwestycje drogowe przeznaczy się 180 mln, z tego 30 mln na komunikację zbiorową. Stanisław Szelc: W weekendy uliczki są zatłoczone, na co dzień spaliny niszczą elewacje kamienic. Turyści przyjeżdżają i odjeżdżają, a my tu mieszkamy od kilkunastu lat. Mieszkańcy i przedsiębiorcy powinni mieć zagwarantowane miejsca parkingowe w ścisłym centrum. Janusz Domin: Jako model rozwiązań może posłużyć Kraków. Na Starówkę mogą wjechać tylko osoby upoważnione i mieszkańcy posesji. Inne samochody mogą dojechać tylko do Plantów. Mieszkańcy centrum mają swoje miejsce parkingowe, a jednocześnie dobrze działa komunikacja zbiorowa – to jest rozwiązanie modelowe. Ci, którzy mają sprawę do załatwienia, mogą dostać się w pobliże centrum i zostawić samochód. Natomiast dla tych, którzy przyjeżdżają na 8 godzin powinien być wyraźny sygnał: proszę dotrzeć komunikacją miejską. Roman Rutkowski: Budujemy rozlazłe przestrzenie, bo potrzebujemy miejsc dla samochodów. I vice versa: potrzebujemy samochodów, aby dostać się to tych rozlazłych, oddalonych przestrzeni.

5 Dyskusja Jak oddać chodniki pieszym? Janusz Domin: Straż miejska powinna egzekwować przepisy, które regulują, ile wolnego miejsca musi pozostać na chodniku. Z drugiej strony – samą staż miejską, żeby działała efektywniej, można oddać w ajencję. Stanisław Szelc: Parkowanie to kwestia kultury osobistej. Są osoby, które wynoszą z domu tylko meble. Patryk Wild: W centrum wszystkie miejsca są precyzyjnie wyznaczone, a auta, które stają w niedozwolony sposób, są szybko odholowane. Moim zdaniem represje są skuteczne. Aleksandra Zienkiewicz: Naruszenia widać na przykład przy Placu Nankiera pod Cepelią. Czasem potrzeba blokady fizycznej – słupków,


które ograniczałyby lub uniemożliwiały parkowanie. Podobny problem występuje na ul. Kotlarskiej. Na ulicy św. Antoniego wprowadzono strefę zamieszkania i ściśle wyznaczone miejsca postojowe, ale nie wszyscy kierowcy się do tego stosują. Nie wystarczy wprowadzić strefę A i najwyższe opłaty. Trzeba to też egzekwować. Konieczne wydaje się poszerzenie stref płatnego parkowania – odpłatność zazwyczaj powoduje, że zwalniają się miejsca – oraz opracowanie Planu Pieszego. Potrzebujemy wizji, w jakim kierunku chcemy zmieniać przestrzeń publiczną. Jako wzór mogą służyć takie miasta, jak Strasburg, Wiedeń czy Drezno. Roman Rutkowski: Na kierowców działa nieuchronność kary oraz wielkość kary. Mandat w wysokości 50 złotych od ZDiUM to są śmieszne pieniądze, przez co kara jest często nieodczuwalna dla karanych. Weźmy przykład niemieckiego piłkarza, Marco Reusa, który otrzymał mandat proporcjonalny do swoich zarobków, bodajże 470 tys. euro. Dariusz Mącarz (MRP): A może rotacyjne miejsca parkingowe? Dostęp samochodów do centrum miasta też powinien zostać zapewniony na krótki czas. Powinno się wprowadzić miejsca rotacyjne, kiedy mieszkaniec może przyjechać, załatwić sprawę w 15 minut i odjechać. Takie rozwiązania funkcjonują w innych krajach Europy. Czy Wrocław może mieć więcej niż jedno centrum? Patryk Wild: W ścisłym centrum jest kilkadziesiąt tys. miejsc pracy. Wrocław ma wykształcone centrum w wyniku kilkuset lat rozwoju. Propozycja wielu centrów pojawiła się kilka lat temu – jest czystą fikcją, dyskusja ma charakter tylko intelektualny. Ani Hala Stulecia, ani okolice Stadionu nigdy nie będą centrum. PRL chciał coś takiego zrobić w Krakowie – Nowa Huta. Nie jest ona alternatywnym centrum. Pomysł wielu centrów jest sprzeczny z logiką rozwoju miasta. Wrocław jest monocentryczny miastem i takim pozostanie. Aleksandra Zienkiewicz: Są też pozytywne przykłady decentralizacji i dbania o przestrzeń, ale w dużo mniejszej skali, np. rynek Psiego Pola. Wrocławianie potrzebują mniejszych centrów. Psie Pole było miasteczkiem, na wielu osiedlach podobnego miejsca nie ma. Problem mają nowe osiedle oddane deweloperom, którzy nie dbają w podobny sposób o przestrzeń. Aleksy Borówka: Zasłanianie zabytków przez nowe budowle ze szkła i betonu to poważny problem. Patryk Wild: Architektura jest sztuką kontekstu i on jest często naruszany. Budynek Skanii jest czarnym paskudztwem wstawionym w reprezentacyjne miejsce. Roman Rutkowski: Różne podejścia. Z jednej strony ,,Miasto musi się rozwijać” i ,,iść z duchem czasu”. Z drugiej strony, mamy we Wro-

Co dalej po ESK:

czy kultura musi być deficytowa? dr hab. Katarzyna Kajdanek

Magdalena Skowrońska

Zakład Socjologii Miasta i Wsi IS UWr, z-ca kierownika zespołu ewaluacyjnego ESK Wrocław 2016

współorganizatorka Wrocławskiego Kongresu Kultury

Tadeusz Mincer

Marek Mutor

Fundacja na Rzecz Studiów Europejskich,

dyrektor Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”, twórca Centrum Historii Zajezdnia

QO

)XQGDFMD 0õRGD 5]HF]SRVSROLWD

www.mlodarp.pl

15

MARCA

2017

godz. 17:30

www.tumw.pl

www.slib.pl

PIERWSZY W POLSCE PROGRAM POŚWIĘCONY W 100% SAMORZĄDOWI

www.samorzad24.pl

www.wroclife.pl

Sala Konferencyjna Zakładu im. Ossolińskich wejście od strony pl. Nankiera 17 (Fundacja Młoda Rzeczpospolita)


cławiu do czego się odnosić. Łącznik między biurowcem OVO a zabytkowym budynkiem Poczty Polskiej to rzeczywiście koszmar. Aleksandra Zienkiewicz: Zabytkowy budynek Dyrekcji został zasłonięty całkowicie przez centrum handlowe Wroclavia. Problemem są budynki bardzo duże o jednakowych elewacjach. Dominują swoim wyglądem w skali całej pierzei. Jak odciążyć ruch pojazdów w mieście? Patryk Wild: Podstawowy pomysł: budowanie systemu parkingów na wlotach do miasta. Mamy AOW, Obwodnicę Śródmiejską, Wschodnią Obwodnicę Wrocławia. Rozwiązanie Park & Ride należy połączyć ze sprawnym systemem komunikacji publicznej – szynowej i autobusowej jeżdżącej po buspasie maksymalnie co 10 minut. Kierowcy zostawialiby wtedy samochód i przesiadali się z aut do transportu zbiorowego. Jest jeden P&R przy Stadionie, ale to jest żart. Kontrowersyjne torowisko na Traugutta – projekt dobry, ale zrobiono go tak, żeby pomysł skompromitować. Wystartowano w październiku, kiedy jest największa kumulacja ruchu. Na Księżu Małym nie ma P&R. Nie zwiększono oferty transportu zbiorowego – tramwaje dalej jeżdżą co 12 minut. Przeciętny czas oczekiwania – 6 minut. Dwa tramwaje i linia podmiejska. Nie stworzono kontrpropozycji. Przykład Warszawy: wydzielono pas na Solidarności, ale jednocześnie uruchomiono 80 kursów na godzinę, przystanek tramwajowo-autobusowy. Przemysław Filar (TUMW): 47 dyrektorów miasta ma darmowe miejsca parkingowe przy ul. Zapolskiej. Dlaczego parkingi przy supermarketach, np. wzdłuż Krakowskiej, nie są opodatkowane podatkiem od nieruchomości? Propozycja: przekształcenie ich w P&R, gdzie kierowcy wykupują miesięczny karnet i nie muszą przez miesiąc ponosić za każdym razem

14

wroclife.pl Nr 2/2017

opłat. Takie rozwiązania mogłyby powstać też np. przy Marino, na dachu CH Renoma. Aleksy Borówka: Czy jest możliwa aktywizacja Dworców PKP jako centrów kulturalnych? Janusz Domin: W latach 70. i 80. działał klub studencki Pałacyk. To było centrum kultury, z jazzem, teatrem Otwartym. O 3:00 publiczność musiała go opuścić i szła na dworzec. W latach 80. to było ESK. Niedawno na dworcu odbywały się Targi Książek. Jest Galeria na Dworcu – pytanie, jakim cieszy się zainteresowaniem? Wnętrze jest imponujące, musiałby zając się tym architekt z wizją. Londyn ma Victoria Station – ale tam jest pewna tradycja. Stanisław Szelc: na piętrze dworca są sale, idealne dla małych form teatralnych. Aleksandra Zienkiewicz: To nieprawda, że dworce przyciągają małą liczbę osób. Koleje Dolnośląskie biją rekordy pasażerów. Przykładem aktywizacji jest centrum biblioteczne, które powstało na dworcu w Rumii (k. Trójmiasta). Skoro brakuje pieniędzy na transport, z czego należy zrezygnować w budżecie Wrocławia? Patryk Wild: Wydatki na transport publiczny są faktycznie bardzo niskie (Wrocław wydaje 9% rocznego budżetu, Warszawa – 21%). Na podstawie wieloletniej perspektywy finansowej na transport miasto przeznaczy 600 mln zł. Tymczasem, tylko na wymianę taboru trzeba wydać 1 mld zł. Z czego zrezygnować? Wrocław jest w czołówce miast, które wydają najwięcej na działania promocyjne i kulturalne. Są niedobory w transporcie publicznym, a najwięcej przeznacza się na drogi, transport indywidualny i wizerunek miasta. Trzeba zastanowić się nad wydatkami na inwestycje drogowe, i nad tym, czy i na ile potrzebne są takie imprezy jak World Games.



NASZE MIASTO

Były sobie 4 miliony Wrocław jest zadłużony na ponad 2 miliardy 600 tysięcy zł (2 604 347 769,83zł, to stan na 30.09.2016), co stanowi ponad 60% rocznego budżetu miasta. Pismo samorządu terytorialnego „Wspólnota”, obliczając zadłużenie polskich miast, umieściło stolicę Dolnego Śląska na niechlubnym czwartym miejscu („Ranking zadłużenia samorządów 2014 r.”). Tymczasem, w 2016 roku miasto wydawało kolejne pieniądze na inwestycje kulturalne, które wciąż budzą niemało kontrowersji. TEKST SŁAWOMIR CZARNECKI

Co można kupić za 4 miliony złotych?

16

wroclife.pl Nr 2/2017


NASZE MIASTO

W

lipcu ubiegłego roku mieszkańców Wrocławia zelektryzowała informacja o planowanym postawieniu nowej rzeźby na Wyspie Daliowej. Miała ona mieć około 6–7 m wysokości i 15 m długości. Jej odsłonięcie uświetniałoby zakończenie ESK we Wrocławiu. To, co jednak najbardziej poruszyło wrocławian, to koszt całego przedsięwzięcia. Rewitalizacja Wyspy Daliowej miała pochłonąć prawie 2 miliony złotych, z czego za rzeźbę miasto miało zapłacić 1 milion 300 tysięcy złotych. Projekt zakładał, że rzeźba będzie złożona z wymodelowanych łuków różnej wysokości. Zostaną one wykonane w autorskiej technolo-

gii wymyślonej przez autora projektu – Oskara Ziętę. Metoda polega na przestrzennym modelowaniu kształtów za pomocą powietrza. Do tej pory, projektant tworzył w ten sposób meble i formy wystroju wnętrz. Teraz, po raz pierwszy w tej technice, ma powstać rzeźba znajdująca się w plenerze. Magistrat liczył, że w ten sposób uda się uczynić z Wyspy Daliowej kolejne miejsce spotkań dla wrocławian i turystów odwiedzających miasto. Wbrew zapowiedziom, w ramach ceremonii zamknięcia ESK, rzeźba nie została jednak odsłonięta, ani nawet zainstalowana na Wyspie Daliowej. Jakie są zatem jej losy i kiedy możemy spodziewać się finału projektu? Katarzyna

Sarka, Kierownik Wydziału Komunikacji Społecznej UM Wrocławia, udzieliła nam szczegółowej odpowiedzi: – Sprawa jest aktualna, a rzeźba wykonana. Składa się z 35 elementów o wysokości od 5 do ok. 8 m i od 9 do 10 m szerokości, powierzchnia zabudowy wyniesie ok. 120 m2. Rzeźbę wykonano z polerowanej stali szlachetnej Inox. Artysta zastosował oryginalną technologię pod nazwą F i D U, co oznacza technologię wolnej deformacji ciśnieniem wewnętrznym, w efekcie czego każde z 35 stalowych żeber było formowane wtłoczonym weń powietrzem. Montaż rzeźby planujemy na koniec marca 2017 roku, natomiast obecnie trwa

Co można kupić dla miasta za 40 tysięcy złotych?


NASZE MIASTO postępowanie przetargowe, które wyłoni wykonawcę przebudowy i rewitalizacji tego terenu oraz wykonanie fundamentów pod rzeźbę. Ostateczne efekty rewitalizacji Wyspy Daliowej wrocławianie będą mogli ocenić w kwietniu 2017.

Luneta na Berlin Innym kontrowersyjnym wydatkiem był projekt Luneta. Przed wrocławskim dworcem stanął specjalny namiot – analogiczna instalacja znalazła się przy dużym dworcu przesiadkowym Friedrichstrasse w Berlinie. – Głównym celem Lunety jest przede wszystkim pokazanie Berlinowi, jak blisko jest Wrocław i jakie to ciekawe miasto – tłumaczył Volkmar Umlauft, autor projektu. Wydarzenia, które będą dziać się w lunecie, mają łączyć ludzi po dwóch stronach granicy – dodawał. Oba namioty otoczone były kamerami. Dzięki szybkiemu transferowi danych, widok z Wrocławia był wyświetlany na monitorach w Berlinie, a we Wrocławiu można było oglądać obraz ze stolicy Niemiec. Wszystko odbywało się w czasie rzeczywistym. Obie Lunety – zarówno berlińską jak i wrocławską – odwiedziło łącznie 150 tys. osób. Instalacja, określana złośliwie ,,najdroższym skypem w historii”, kosztowała 1,8 mln złotych. Funkcjonowała niecałe dwa miesiące – od 9 maja do 3 lipca 2016 roku. W przeliczeniu na dni, daje to ponad 3 000 zł za dobę. Trzeba przyznać, że rzeczywiście w okolicach Lunety odbyło się kilka wrocławskich wydarzeń kulturalnych, na przykład koncert „Muzyka na wietrze”, którego wrocławianie mogli wysłuchać w ramach prezentacji Poznania we Wrocławiu. Czy jednak taka forma promocji, która dociera do odbiorcy jedynie przez chwilę, była warta swojej ceny?

Przepłacona WrocŁawka W porównaniu do rzeźby na Wyspie Daliowej i Lunety, dwie pozostałe niecodzienne inicjatywy kulturalne Wrocławia wydają się stosunkowo tanie. Również one mają promować miasto, jednak przede wszystkim wśród turystów, którzy już odwiedzili stolicę Dolnego Śląska, oraz wśród samych mieszkańców. Szczególnym pomysłem jest ławka w kształcie napisu „Wro”, usytuowana na Bulwarze Lecha i Marii Kaczyńskich, za Urzędem Wojewódzkim. Artystyczna ławka będzie akurat zrealizowana w ramach budżetu obywatelskiego – chcieli jej więc sami mieszkańcy. Aktualny projekt został wybrany w internetowym gło-

18

sowaniu, ale warto wspomnieć, że w ramach WBO 2015 zagłosowało na niego dokładnie 654 wrocławian (projekt nr 280). Początkowo istniały trzy propozycje napisów promujących miasto. Oprócz Wro, na bulwarze Lecha i Marii Kaczyńskich, podobne miały znaleźć się obok Stadionu Miejskiego i na Wzgórzu Polskim. Pierwszy, między stadionem a pętlą tramwajową, miał mieć formę skateparku dla rowerzystów i rolkarzy. Z tego powodu napis Wrocław byłby widoczny tylko z lotu ptaka. Na Wzgórzu Polskim miał powstać plac zabaw i siłownia na wolnym powietrzu. Całość byłaby w formie metalowych, rurkowych napisów Wratislavia, Breslau, Wrocław i Wro rozchodzących się w różne strony. Oba zaproponowane warianty odrzucono. Na inwestycję miasto przewidziało wstępnie 150 tys. zł. Nie jest to jednak ostateczna kwota. – Na końcową wycenę musimy poczekać do czasu przygotowania dokładnego projektu i wyboru wykonawcy – mówi Bartłomiej Świerczyński, Dyrektor Biura ds. Partycypacji Społecznej. O ile sama WrocŁawka, jak zaczyna się ją nazywać, może się jeszcze obronić przed krytyką, o tyle jej lokalizacja wydaje się bardzo nietrafiona. Tuż obok znajduje się pufa miejska – inna instalacja przeznaczona do odpoczynku nad Odrą. Z perspektywy użytkowej jest to właściwie dubel. Pozostaje oczywiście kwestia mniej lub bardziej trafionej promocji miasta...

Przepłacona WrocŁawka

,,Kocham” za 40 tysięcy Najwcześniejszym z pomysłów promocji miasta była jednak ławka w kształcie napisu ,,Kocham” na wrocławskim Ołbinie, która powstała w ramach Europejskiej Stolicy Kultury. Autorkę, Elżbietę Jabłońską, zainspirował napis na murze. Wśród wielu wulgaryzmów, zauważyła słowo „kocham” i właśnie ono stało się inspiracją. Ławkę wykonano z kamiennych bloków, tak by była bardziej trwała. O sprawie informowały obszernie media ogólnopolskie, gdyż instalacja kosztowała miasto 40 tys. zł. Co ciekawe, sam napis widoczny jest tylko z góry. Wymienione inwestycje kulturalne miasta kosztowały budżet prawie 4 mln zł. Obrońcy miejskich pomysłów na promocję uważają, że to zaledwie koszt jednego tramwaju dla Wrocławia. Czy jednak wydawanie takich pieniędzy na inicjatywy, które mieszkańców bardziej dziwią niż zachwycają, jest na pewno dobrym pomysłem? Jeżeli miasto chce inwestować w rozwój kulturalny, to może lepiej pomyśleć o rewitalizacji wrocławskich kamienic?

wroclife.pl Nr 2/2017 FOT. WROCLIFE.PL



NASZE MIASTO

Nowa miejska agora

– potrzeby i możliwości

TEKST JACEK PLUTA

C

ałkiem niedawno GazetaWrocławska.pl, przytaczając wyniki badań PBI Gemius Audience z grudnia 2016 roku, z dumą poinformowała, że oto jest pierwszym portalem informacji lokalnej i regionalnej na Dolnym Śląsku (GazetaWroclawska.pl numerem jeden. Inni daleko w tyle. 13.02.2017). Jak się możemy dowiedzieć, w ubiegłym roku po informację na tymże portalu sięgano blisko 18 milionów razy, przeszło czterokrotnie więcej, niż w przypadku portalu grupy gazeta.pl (3,7 mln. odsłon) i więcej także od oficjalnego portalu miejskiego Wrocław.pl (4,9 mln.). Przekłada się to w sposób konkretny na realną liczbę użytkowników. Dzięki obliczeniowym algorytmom firmy badawczej wiemy, że wielkości te wynoszą odpowiednio dla – GazetaWrocławska.pl 2,5 mln. użytkowników, dla grupy gazeta.pl 0,6 mln., dla Wrocław.pl 0,5 mln realnych użytkowników. Oczywiście, można dyskutować na temat poprawności podawanych szacunków. Aby liczby były wiarygodne i faktycznie porównywalne, musielibyśmy uchwycić lokalnych – czy w przypadku Wrocławia wręcz miejskich – użytkowników. Dalej, powiązać ich liczbę z faktycznym dostępem do treści, który jak wiemy może być bezpłatny lub za abonamentem, wreszcie należałoby uwzględnić złożoność tematyczną samych portali, która powoduje, że chętniej przeszukujemy informacji w miejscach ich obfitości i różnorodności. Niezależnie od tych uwag, przytoczone liczby prowokują do postawienia pytania o kształt miejskiej agory i rolę, jaką w nich odgrywają narzędzia nowoczesnej komunikacji.

Czym jest (nowa) miejska agora? Wynalazek agory – a dosłownie miejsca zgromadzeń – zawdzięczamy (jeśli chodzi o pisaną historię) Grekom i ich starożytnym poleis. Już zatem na pierwszy rzut oka agora – w sensie fizycznym najważniejszy plac, ale często np. brama miejska – staje się nierozerwalnym atrybutem miasta i spraw jego dotyczących. Możemy w tym miejscu wskazać trzy podstawowe jej funkcje:

20

wroclife.pl Nr 2/2017

• społeczną – miejsca zaspokajania potrzeby

kontaktów towarzyskich – podtrzymywania więzi,

• ekonomiczną – miejsca wymiany handlowej, życia gospodarczego,

• polityczną – miejsca publicznej debaty

w sprawach dotyczących mieszkańców i miasta.

W

spółczesna agora – tu możemy odwołać się do zdania filozofa Jurgena Habermasa – jest bodaj najważniejszym przejawem życia społecznego, a jej istnienie w sposób trwały związane jest z funkcjonowaniem zjawiska tzw. opinii publicznej, kształtowanej przez swobodną wymianę myśli i poglądów w sprawach najistotniejszych. Stąd wynika przede wszystkim ważna jej funkcja społecznej kontroli władzy. Zygmunt Bauman rozciąga pojęcie agory na całokształt sfery publicznej, ale też wykazuje tu znacznie mniej wiary w jej użyteczność. Jak przekonuje, pod wpływem własnego oglądu współczesności, agora znana wcześniej jako miejsce przewagi interesu wspólnego nad indywidualnym, odchodzi w zapomnienie, szarpana przez indywidualny hedonizm, sobkowstwo, egotyzm. Bauman sugestywnie powiada, że agora widziana przede wszystkim jako miejsce debaty, jest zabijana przez współczesną egoistyczną moralność, którą zawdzięczamy społeczeństwu konsumpcyjnemu. Paradoksalnie obydwaj filozofowie mają rację. Odwołując się w dalszym ciągu do przykładu miasta, można być w wielu sprawach mniej sceptycznym, niż sam Bauman, agora bowiem pozostaje dziś niezwykle ważnym miejscem przepływu informacji i kreowania postaw mieszkańców w sprawach miejskich. Bez wątpienia zmiany sposobu życia i obyczajowości, a szczególnie dostęp do narzędzi masowej komunikacji, dzięki którym stajemy się nie tylko konsumentami, ale i prosumentami informacji, podkreśla dobitnie trwałość agory, w której zaspokajany głód informacji i potrzeba wyrażania siebie, łączą się w sposób nierozerwalny z atrybutami społeczeństwa, które coraz częściej nazywamy sieciowym.

Badanie zrealizowane w 2014 roku. Pytanie o dostęp do Internetu zadano 2000 mieszkańcom Wrocławia w wieku 15-80 lat. Szacunku tego dokonano na podstawie subiektywnych ocen kompetencji w korzystaniu z przeglądarki internetowej oraz pakietu programów biurowych ujętych na skali od 1 do 6 pkt. Średnia samoocena internautów wyniosła 4,47 pkt. skali (1pkt.-niedostateczna do 6 pkt. celująca).

Można się zgodzić z opinią, że współczesna agora jest bardziej związana z obiegiem informacji, niż dialogiem. W znacznej mierze – pozbawiona swojej fizyczności – jest sferą niż miejscem, rozproszoną po kulturach, uczelniach, miejscach publicznych adaptowanych dla okazjonalnych wymian informacji. Coraz mniej zawdzięcza też tradycyjnym mediom – radiu czy telewizji. Stopniowo przenosi się do świata wirtualnego, gdzie jej funkcje realizują portale internetowe, strony tematyczne czy blogi poświęcone sprawom miasta. Powiedzmy wprost – życie współczesnego miasta jest kontrolowane głównie poprzez Internet, tym bardziej im bardziej możemy pozostać w jego przestrzeni anonimowi. Dzięki niemu każdy mieszkaniec, o ile ma dostęp do sieci może:

• lepiej wykorzystywać ofertę miasta w sfe-

rze usług i zaspokajania potrzeb – choćby w organizacji czasu wolnego (poprzez dostęp do informacji o mieście),

• kreować opinie i postawy wobec miasta – czytanie, udostępnianie informacji o sprawach ważnych w skali miasta czy osiedla, staje się nawykiem części z nas,

• mieć poczucie kontroli władzy dzięki

aktywności nas samych lub naszych reprezentantów – podpisanie petycji czy apelu przez Internet staje się niezwykle proste,

• bardziej integrować się ze społecznością

miasta – osiedla – ulicy, choćby poprzez wiedzę o wydarzeniach i zaproszenia do uczestnictwa w nich.



NASZE MIASTO Wreszcie trudno nie zauważyć, że dzięki Internetowi następuje wzrost zainteresowania sprawami miasta – ten fenomen społecznej mobilizacji doskonale wykorzystują ruchy miejskie, bardzo aktywne na portalach miejskich i społecznościowych.

Miejscy internauci Skoro współczesna miejska agora coraz bardziej opiera się na dostępie do Internetu, to co możemy powiedzieć o wrocławskich internautach? Niestety, jak zaznaczyłem na początku, sama liczba osób korzystających z informacji o mieście w badaniach portali internetowych, może nie być wystarczająca do skonstruowania społecznego obrazu uczestników miejskiej agory. Pewnym źródłem informacji są natomiast badania realizowane w 2014 roku, w których zapytano 2000 mieszkańców Wrocławia, w wieku 15-80 lat, o dostęp do Internetu i korzystanie z jego możliwości w sprawach miasta. Z przywołanych badań wynika, że indywidualny (swobodny) dostęp do komputera z dostępem do Internetu deklaruje 59% mieszkańców miasta (1187 respondentów). Dziś te

dane mogą być jednak nieco zaniżone. Dwa i pół roku w erze informacji wydaje się niemal epoką. Sprawność miejskiego internauty w posługiwaniu się komputerem na własny użytek, w typowym zastosowaniu domowym jest oczywiście zróżnicowana, przy czym sprawność słabą według szacunków wykazuje 20% osób mających dostęp do komputera, a sprawność bardzo dobrą lub celującą 51% internautów. Ze względu na sposób i swobodę dostępu do sieci ogół mieszkańców w wieku 15–80 lat podzielić można na:

• „Wykluczonych” (41% ogółu mieszkań-

ców) – tych, którzy nie mają dostępu do komputera z Internetem dla własnych potrzeb

Na podstawie naszych infografik, można sporządzić umowny portret każdej z wymienionych kategorii mieszkańców. Różnice między poszczególnymi kategoriami mieszkańców są znaczące. W praktyce, bycie poza siecią łączy się z wieloma innymi czynnikami wykluczenia społecznego, takimi jak niskie dochody, niska samoocena statusowa, niższy poziom wykształcenia itp. Z danych jednoznacznie wynika, że ci poza siecią, to głownie osoby ze starszego pokolenia. Ci, ze stacjonarnym dostępem do Internetu, prezentują średnie pokolenie, a mobilni to osoby w znakomitej większości przed 44 rokiem życia. Różni ich także miejsce biografii życiowej, jeśli mamy na myśli fazę życia rodzinnego.

• „Z dostępem do sieci” (30%) – tych, którzy

Informacja w cenie? Ale jaka i skąd?

• „W pełni mobilnych” (29%) – tych, najbar-

Dzięki prowadzonym badaniom, możemy w nieco szerszym kontekście spojrzeć na obiegi miejskich informacji, ich charakter, poprzez miejsca, z których są czerpane (zob. infografika).

wykorzystują tylko komputer

dziej mobilnych w przestrzeni wirtualnej – wykorzystujących zarówno komputer, jak i smartfon do komunikacji w rzeczywistości wirtualnej

Dane nie sumują się do 100, można było wskazać więcej, niż jedną odpowiedź.

Źródło: Wrocławska Diagnoza Społeczna 2014


NASZE MIASTO To co zaskakuje – w kontekście pytania kierowanego przecież wyłącznie do miejskich internautów – to wciąż częste korzystanie przez nich z bardziej tradycyjnych, elektronicznych źródeł informacji o mieście, to jest TV lokalnej i regionalnej czy rozgłośni radiowych. Telewizja wciąż wytrzymuje konkurencje z Internetem. Do czołówki popularnych źródeł informacji, należy dodać jeszcze wydania tradycyjne prasy i portale społecznościowe internautów. Przedstawione wyniki pokazują także niewykorzystany potencjał agory, na poziomie mikrospołeczności. Informacja osiedlowa nie jest jeszcze istotnym obiegiem informacji, co nie znaczy, że nie występuje taka potrzeba. Zwłaszcza, jeśli dotyczy to kreowania postaw społecznych, mających na celu integrowanie i budowanie podmiotowości społeczności lokalnych, grup sąsiedzkich poprzez wspólne działania. Pewne światło na temat faktycznego potencjału Internetu, w informowaniu i mobilizacji mikrospołeczności miejskich, rzucają wyniki badań pn. Analiza Funkcjonalna Osiedli z 2016 roku. W badaniu samo-spisowym z udziałem ponad 1500 mieszkańców okazało się, że strona internetowa osiedla, profil wydarzenia na FB, są tak samo ważną i preferowaną opcją jako źródło informacji, jak tradycyjna kartka z informacją wywieszana na klatce schodowej. Obok łatwości dostępu oraz różnorodności obiegów informacji, ważną konsekwencją sieciowego obiegu informacji jest nowy model społecznej aktywności. Obecnie, wytykany nam przez organizacje pozarządowe, brak powszechnej przynależności, czy niskie wskaźniki czynnego i sformalizowanego w nich uczestnictwa nie są świadectwem ogólnego braku zainteresowania i braku przynajmniej biernej woli uczestnictwa, w agorze. Wystarczy mieć profil na portalu społecznościom, by stać się uczestnikiem i kreatorem obiegu informacji w którymś z możliwych jej obiegów.

Jaka jest przyszłość miejskiej agory? To nieco przewrotne pytanie, które ma dwie generalne odpowiedzi. Dobrą i złą. Z jednej strony badania pokazują wyraźnie, że obieg informacji wytworzony przez media elektroniczne w domenie sieciowej, coraz bardziej dominuje w obiegu informacji – skutecznie przekształcając samą miejską agorę i nasze nawyki w sposobie korzystania z dostępu do informacji. Trudno sobie w niedalekiej przyszłości wyobrazić dowolną ważną sprawę, wydarzenie lub istotną dla sprawy publicznej czynność, o której nie będziemy wiedzieli dzięki internetowi i stronom tematycznym poświęconym miastu. W dalszym ciągu stoimy przez wyzwaniem

specjalizacji –możliwości korzystania nie tylko z informacji miejskich, ale i e-usług, do czego trzeba jednak bezpiecznych i efektywnych narzędzi, w rodzaju podpisu elektronicznego czy profilu zaufanego. Tutaj jesteśmy właśnie u progu rewolucji, która stanowi wyzwanie dla sposobu komunikacji miasta z jego mieszkańcami. Z drugiej strony okazuje się, że Internet jest miejscem określającym podziały mieszkańców i rodzącym mieszane uczucia wśród jego użytkowników. Społeczny obraz miejskiego aktywisty, jak mogliśmy się przekonać, lub choćby osoby aktywnie korzystającej z Internetu, to zarazem portret osoby, mówiąc w skrócie, dobrze sytuowanej i wyróżniającej się korzystnie na tle ogółu. Jakkolwiek dyskryminująca funkcja dostępu do Internetu z czasem będzie maleć, to pamiętać należy, że spotykane opinie „w necie” nie są reprezentatywnym stano-

wiskiem całej społeczności, lecz z reguły jej lepiej sytuowanej części. Dostępność Internetu ma także jeszcze inną ciemną stronę. Bowiem cechą społeczeństw masowych, a także sieciowych, jest fakt swoistej i brzemiennej w skutki niesymetrii – więcej ludzi chce czytać informacje, niż ich udzielać. Ponadto wyzwaniem dla aktywności i samego dialogu w przestrzeni wirtualnej jest szarzenie zjawisk, o których słyszymy i mówimy z poczuciem baumanowskiej bezsilności. Istnienie postprawdy, hejtu, szumu informacyjnego zdaje się być nieodłącznie związane są z ekspansją Internetu. Czy remedium dla tych zjawisk będzie budowanie relacji, opierając się na profilach zaufanych i portalach społecznościowych? Czy brak anonimowości w sieci ostatecznie może przyczynić się do wzrostu zaufania i poprawi jakość dialogu? Czas pokaże.


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU

Drugie życie wrocławskich zabytków Deweloperzy coraz chętniej spoglądają w kierunku zabytkowych obiektów i decydują się dać im drugie życie. W dawnych szpitalach, młynach czy browarach powstają mieszkania i powierzchnie komercyjne. Takie miejsca mają niepowtarzalny klimat – podkreślają inwestorzy. TEKST TOMASZ MATEJUK

J

eszcze kilka lat temu wrocławscy deweloperzy do rewitalizacji historycznych, często poprzemysłowych budynków, podchodzili nieufnie. Wyższe koszty, trudniejsza realizacja czy konieczność ustalania szczegółów całego przedsięwzięcia z konserwatorem zabytków – dużo łatwiej i taniej było im kupić grunt i postawić od podstaw zupełnie nowe mieszkania. Na szczęście – i dla popadających w ruinę zabytków, i dla klientów, którzy wybierając lokum, biorą pod uwagę cenę, metraż i lokalizację – ten trend się zmienia, a kolejne – jeszcze do niedawna niszczejące, stare budynki – odzyskują historyczny blask, zyskując jednocześnie nowe przeznaczenie.

Archicom przetarł szlak Pierwsze lofty we Wrocławiu wybudował Archicom. Lofty Platinum, bo tak nazwano inwestycję, powstały w XIX–wiecznej destylarni braci Wolff przy ulicy Inowrocławskiej. Oficjalnie otwarto je na początku 2013 roku. – Budynek trafił w ręce inwestora, który potrafił wydobyć z tego miejsca to, co najlepsze – mówił podczas otwarcia wiceprezydent

Wrocławia Adam Grehl. Dorota Jarodzka-Śródka, autorka projektu i prezes firmy deweloperskiej, tłumaczy, że atmosfera obiektu, w który firma tchnęła drugie życie, oddaje wysiłki z nawiązką. – Co najważniejsze – niszczejące do niedawna miejsce powróciło na mapę Wrocławia, ciesząc nową jakością. Windy, korytarze, klatki schodowe, dziedziniec – wszystkie przestrzenie mają tu własną historię. Mieszkańców i gości szczególnie zachwyca zabytkowa ceglana elewacja, stylizowana na przemysłową winda, żelbetowe podciągi, ogromne przeszklenia i taras widokowy – opowiada Jarodzka-Śródka. Archicom na tym nie poprzestał i zdecydował się inwestować w kolejne zabytkowe obiekty. W 2013 roku kupił od miasta dawną piekarnię garnizonową przy ulicy Księcia Witolda (ma tam powstać centrum sztuki, część biurowo-konferencyjna i apartamenty), a w zeszłym roku – kosztem ponad 36 mln złotych – stał się właścicielem terenu dawnego Browaru Piastowskiego przy ulicy Jedności Narodowej. Łączna powierzchnia kompleksu to 5,8 hektara – deweloper przeprowadzi renowację zabytkowych budynków oraz uzupełni zabudowę na podstawie historycznych założeń przestrzen-

nych, a nad samą rzeką znajdzie się miejsce na nowe budynki apartamentowe. W ciągu kilku lat powstanie tam ponad tysiąc mieszkań, a także powierzchnie usługowe i biura. – Wielkim atutem jest aspekt historyczny – wrocławianie doskonale znają tę nieruchomość. Nasi architekci zadbają o utrzymanie ducha tego miejsca. Zachowamy istniejące budynki oraz historyczny układ urbanistyczny, nawiążemy do skali istniejącej obok tkanki śródmiejskiej. Dzięki inwestycji ten niedostępny dotąd fragment miasta zostanie zagospodarowany i przywrócony mieszkańcom – zapowiada Dorota Jarodzka-Śródka.

Mieszkać w fabryce papieru Na budowę loftów w poprzemysłowych obiektach zdecydowała się także firma RED Development, która wybrała na miejsce swojej inwestycji zabytkowy budynek przy ulicy Kościuszki. W XIX wieku, na fali gospodarczego boomu we Wrocławiu i na Przedmieściu Oławskim, zaczęła tam działać fabryka papieru i drukarnia Richarda Chutscha. Później, przez kilkadziesiąt lat, w obiekcie mieściły się Wrocławskie Zakłady Wyrobów Papierowych. – Industrialna przeszłość tworzy wyjątkowy klimat, otwierając duże możliwości indywidualnej i niebanalnej aranżacji wnętrz. Zdecydowaliśmy się na tę inwestycję przede wszystkim dlatego, że mogliśmy tu w 100% spełnić oczekiwania klientów poszukujących autentycznych loftów – wyjaśnia Tomasz Wilczek, dyrektor generalny RED Development. W ramach Nowej Papierni inwestor postawił także budynek New Line, z wysokimi pomieszczeniami typu soft loft, a w drugim etapie całego przedsięwzięcia powstaną tam kolejne soft lofty i apartamenty Ultra Nova. – Zrekonstruujemy również kamienicę „Pod Pelikanem” od strony ulicy Kościuszki. To także kolejny krok w naszych działaniach, które wpisują się w rewitalizację Przedmieścia Oławskiego – dodaje Tomasz Wilczek.

Boom na zabytkowe szpitale

24

Deweloperzy coraz śmielej inwestują też w dawne szpitale, które jeszcze do niedawna omijane były szerokim łukiem, a znalezienie na

wroclife.pl Nr 2/2017 FOT. I2 DEVELOPMENT


nie kupca graniczyło z cudem. Najlepszym na to przykładem jest powstający przy placu Jana Pawła II Bulwar Staromiejski. – Tworzymy miejsce, gdzie każdy zamieszkałby z przyjemnością. Ta idea oraz dziedzictwo Bulwaru Staromiejskiego, podlegającego ochronie konserwatora zabytków, zobowiązuje do dbałości o detal i wsłuchania się w potrzebę przyszłych mieszkańców – mówi Marcin Misztal, wiceprezes zarządu i2 Development. Ta wrocławska firma deweloperska kompleks dawnego szpitala im. Babińskiego kupiła na początku 2014 roku, za prawie 36 mln złotych. Wcześniej, przez dłuższy czas urząd marszałkowski bezskutecznie szukał kupca na ten teren, sukcesywnie obniżając cenę wywoławczą – pierwotnie zabytkowy kompleks wyceniano na 155 mln zł. Bulwar Staromiejski to flagowa inwestycja dewelopera – w 14 budynkach, w tym pięciu nad samą Odrą, powstanie blisko pół tysiąca mieszkań, a także biura i lokale usługowe. – 14 budynków, w większości zabytków, stanowi dorobek architektoniczny ostatnich stuleci. Różnorodność stylów, inna przeszłość każdego z obiektów przesądza o wyjątkowości tego projektu. Prace wykonujemy pod nadzorem konserwatora zabytków, z dużą dbałością o zachowanie oryginalnych szczegółów. Wszystko po to, aby przywrócić Wrocławiowi

FOT. NOWA PAPIERNIA ULTRA NOVA

urbanistyczny skarb położony w samym centrum miasta – podkreśla Arkadiusz Chamielec, szef biura projektowego Chamielec Architekci w grupie i2 Development. Plany zagospodarowania Bulwaru Staromiejskiego obejmują teren o łącznej powierzchni 2,5 hektara. Ma on być otwarty dla wszystkich wrocławian, którzy będą mogli m.in. pospacerować wyremontowaną promenadą wzdłuż rzeki. W planach jest też plaża miejska, marina i stanowiska dla wędkarzy. – Bulwar Staromiejski ma być miejscem umożliwiającym interakcję społeczną. Projektujemy inwestycję m.in. z przeznaczeniem dla osób

ceniących aktywność sportową i zdrowy styl życia – dodaje Misztal. Śladem i2 Development poszła inna wrocławska firma – Lokum Deweloper, która w zeszłym roku, za ponad 16 mln złotych, kupiła od Uniwersytetu Medycznego kompleks dawnego szpitala, przy zbiegu ulicy Poniatowskiego, Prusa i Jedności Narodowej. Na terenie 1,25 hektara powstanie osiedle o podwyższonym standardzie. – Projekt osiedla zakłada połączenie nowoczesnej architektury z zabytkowymi budynkami, które znajdują się na terenie działki. Walory architektoniczne pozostałej zabudowy histo-


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU rycznej zostaną wydobyte poprzez ich rewitalizację. Spójne połączenie tradycji i nowoczesności doskonale wpisze się w istniejącą już tkankę miejską. Historyczna zabudowa wpisana jest do rejestru zabytków, dlatego wszelkie kwestie dotyczące renowacji będą konsultowane z konserwatorem – tłumaczy Martyna Tymińska z Lokum Deweloper. Nowego właściciela od zeszłego roku ma też dawny szpital przy alei Kasprowicza, w którym do 2012 roku działało Dolnośląskie Centrum Pediatryczne im. Korczaka. Obiekt – za blisko 13 mln złotych – kupiła od urzędu marszałkowskiego firma deweloperska Arche, mająca na koncie m.in. renowację zamku w Janowie Podlaskim i Pałacu Łochów. W zabytkowych budynkach powstanie hotel. – Jest tam przestrzeń, jest klimat. Chcemy stworzyć coś wyjątkowego – mówi Władysław Grochowski, prezes Arche. Grochowski tłumaczy, że co prawda przebudowa zabytkowego obiektu jest droższa i trudniejsza, niż budowa nowego hotelu, to jednak efekt jest o wiele ciekawszy. – Wybraliśmy miejsce z dala od centrum, tuż przy parku, by ludzie chcieli tam zostać na dłużej i mogli odpocząć w przyjemnym otoczeniu – dodaje Władysław Grochowski. Przebudowa poszpitalnych budynków powinna zakończyć się za około trzy lata.

Seniorzy zamiast noworodków Gotowe jest już z kolei centrum seniora Angel Care, które powstało w dwóch, połączonych ze sobą zabytkowych budynkach dawnego szpitala położniczego przy ulicy Dyrekcyjnej. Pierwszy, neogotycki, powstał pod koniec XIX wieku, drugi dobudowano w latach 30. XX wieku. Inwestor – Angel Poland Group – przeprowadził generalny remont obu obiektów.

26

FOT. ANGEL POLAND GROUP

– Renowacja sprawiła, że kompleks odzyskał dawny blask. Architektura naszego centrum łączy historyczny charakter z funkcjonalnością na najwyższym poziomie. Istotne jest, że zabytkowe budynki mają niepowtarzalną atmosferę. W ten sposób centrum zyskało też wyjątkową tożsamość. To wartość dodana, której nie sposób uzyskać w obiektach budowanych od podstaw – tłumaczy Ron Ben Shahar, partner Angel Poland Group. Na zlokalizowanie Angel Care w tych zabytkowych obiektach złożyło się jeszcze kilka innych czynników. – Co bardzo ważne, konstrukcja obiektów poszpitalnych powoduje, że łatwiej dostosować je do potrzeb nowoczesnego centrum seniorów, niż typowe budynki biurowe lub apartamentowe. Dotyczy to kwestii tak istotnych z punktu widzenia funkcjonalności i bezpieczeństwa, jak szerokość korytarzy, drzwi, wysokość pomieszczeń, wielkość okien czy możliwość pełnego dostosowania całej niezbędnej infrastruktury do warunków nowoczesnego, kompleksowego ośrodka. Obiekt pozbawiony jest wszelkich barier architektonicznych

wroclife.pl Nr 2/2017 FOT. ARCHE

i na każdy poziom można się dostać windą. Historyczny charakter miejsca przywołują odrestaurowane sklepienia łukowe oraz zabytkowa kaplica działająca w kompleksie – wylicza Ron Ben Shahar. Ben Shahar podkreśla, że rewitalizacja zabytkowych obiektów to jedna ze specjalności jego firmy. – We Wrocławiu przeprowadziliśmy wcześniej spektakularną renowację budynku dawnego spichlerza przy ul. Menniczej. To obiekt z XVI wieku o ogromnej wartości historycznej. Przywrócenie jego walorów wymagało starannych i innowacyjnych działań restauratorskich. Dziś z powodzeniem działa tu pięciogwiazdkowy, luksusowy hotel The Granary, a sam budynek stał się jedną z wizytówek wrocławskiego Starego Miasta – dodaje.

Woda na młyn deweloperów Młyn Maria to jedyny budynek we Wrocławiu stojący na dwóch wyspach – Młyńskiej i Piasek, przez którego środek płynie woda. Pierwsze młyny w tym miejscu powstały już w XIII wieku, a na przestrzeni setek lat obiekty wielokrotnie były przebudowywane i zmieniały nazwę. Wiosną zeszłego roku Marię kupiła spółka RealCo Property Investment and Development. I pojawiła się nadzieja, że niszczejący od lat kompleks dostanie drugie życie. – Przebudowa zabytkowych obiektów stanowi niszę, na rynku nieruchomości, niszę w której działa nasza firma. Większość deweloperów nie chce się zajmować historycznymi budynkami ze względu na duże ryzyko i koszty. Zburzenie budynku i postawienie nowego jest tańsze o około 40 %. Dla nas obiekty te stanowią integralną część miast i wiele mówią o ich historii – tłumaczy Maciej Gotkiewicz, członek zarządu RealCo Property Investment and Development. Przedstawiciele dewelopera tłumaczą, że renowacja zabytkowych budowli pozwala nie tylko na to, aby odzyskały swój dawny blask,


ale również poprawia estetykę miast oraz sprawia, że ich piękno zostaje zauważone i docenione przez mieszkańców. – Rewitalizacje historycznych obiektów wymagają cierpliwości, doświadczenia i dużego zaangażowania, jednak są tego warte, gdyż oprócz zakładanych korzyści ekonomicznych, to również inwestycja w kulturę i lokalną społeczność – dodaje Gotkiewicz. Dominika Kipigroch, specjalista ds. marketingu w RealCo, podkreśla, że ludzie coraz bardziej doceniają uroki mieszkania w rewitalizowanych obiektach, czego przykładem mogą być odnowione przez tę firmę warszawskie kamienice. – Obiekty te, oprócz znakomitych lokalizacji, mają swój niepowtarzalny klimat i charakter. Nasi klienci to w dużym stopniu osoby wrażliwe na sztukę, pasjonujące się historią i architekturą. Nie interesują ich zamknięte osiedla, ale mieszkanie w tętniącym życiem centrum miasta – zaznacza Dominika Kipigroch. Inwestor zapowiada, że Młyn Maria zostanie zrewitalizowany z uwzględnieniem historii tego miejsca i zabytkowych detali architektonicznych, a także zgodnie z zapisami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który przewiduje w tym miejscu

FOT. REALCO PROPERTY INVESTMENT AND DEVELOPMENT

funkcje mieszkaniowe i usługowe. Projekt inwestycji przygotowuje wrocławska pracownia architektoniczna Zbigniewa Maćkowa, której zadaniem jest wpisanie nowych funkcji w historyczne mury. Dawny blask odzyska też niedługo Młyn Różanka przy ulicy Obornickiej, który powstał na początku XX wieku. Produkowano tam pierwotnie mąkę, ryż i kasze, a po II wojnie światowej obiekt przejęło wojsko i przez lata działały tam Zakłady Młynarskie. Wreszcie, w latach 90. ubiegłego wieku, właścicielem młyna stała się

firma Malma, która do 2011 roku produkowała tam makarony. Teraz obiekt należy do firmy deweloperskiej ATAL, która właśnie rozpoczyna tam swoją inwestycję mieszkaniową. – Wrocław jest dla nas bardzo ważnym rynkiem. Planujemy utrzymać tu silną pozycję, a do tego konieczne jest sukcesywne poszerzanie i dywersyfikacja oferty. Stąd decyzja o rozszerzeniu sprzedaży o projekt znajdujący się na osiedlu Różanka – tłumaczy Paweł Rabantek z ATAL S.A. Deweloper ma w planach budowę zupełnie nowych obiektów mieszkal-


MIESZKAĆ WE WROCŁAWIU nych, chce też stworzyć mieszkania w zabytkowym budynku młyna. – Takie obiekty, z uwagi na walory zabytkowe, są wartością dodaną do powstających projektów. ATAL ma bogate doświadczenie w tym zakresie, np. przy krakowskich inwestycjach Nadwiślańska 11 w byłych fabrykach krakowskich zakładów odzieżowych Vistula czy ATAL Residence w dawnej fabryce Miraculum. Podobnie we Wrocławiu, wspólnie z konserwatorem podejmiemy decyzję, w jaki sposób zostaną adaptowane budynki będące pod nadzorem konserwatorskim – zapowiada Paweł Rabantek. Kilka lat temu wydawało się, że drugie życia zyska także wybudowany pod koniec XIX wieku Młyn Sułkowice przy alei Poprzecznej. Właściciel tego terenu zapowiadał, że zrewitalizuje obiekt. Miało powstać centrum wystawiennicze ze strefą konferencyjno-ekspozycyjną, a także strefą gastronomiczną oraz przestrzenią biurową. Wiosną 2013 roku, w ramach przygotowań do inwestycji, wyburzono stojący tam potężny elewator. Był to jedyny obiekt w całym kompleksie, który można było wyburzyć – pozostałe budynki w 2011 roku zostały wpisane do rejestru zabytków. Do dziś jednak inwestycja nie ruszyła i wciąż działa tam, otwarte w 2008 roku, targowisko, na którym pracę znaleźli handlarze ze zlikwidowanego placu targowego przy ulicy Na Niskich Łąkach.

Nowe funkcje w zabytkowych dworcach? Jesienią zeszłego roku spółka Przewozy Regionalne szukała kupca na wybudowany w 1868 roku i wpisany do rejestru zabytków w 1977 roku Dworzec Nadodrze. Jako że teren nie jest objęty miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, potencjalny nabywca mógłby samemu zdecydować, co tam powstanie. – Dworzec Nadodrze może odgrywać ważną rolę w życiu społecznym mieszkańców Śródmieścia. Warto spytać wrocławian, jakie funkcje ich zdaniem powinien on pełnić. Może widzieliby tu dom kultury, bibliotekę lub centrum rozwoju start-upów? Z pewnością zmiana właściciela i remont to dobra okazja, by wykreować tętniące życiem miejsce, stymulujące rozwój i poprawę jakości życia mieszkańców – komentuje Aleksander Obłąk z Akcji Miasto. Cena wywoławcza za ten obiekt wynosiła 8 mln złotych. Do kolejarzy nie zgłosił się jednak żaden zainteresowany kupiec, ale nie-

28

wykluczone, że wkrótce przetarg zostanie powtórzony. Dużo szerszy projekt od lat zapowiadany jest na terenie Dworca Świebodzkiego przy placu Orląt Lwowskich. Na powierzchni 28 hektarów ma powstać zabudowa mieszkaniowa i komercyjna o łącznej powierzchni 230 tys. metrów kwadratowych, a zabytkowy dworzec kolejowy powinien przejść rewitalizację. W planach jest też przywrócenie ruchu kolejowego. Wiosną 2015 roku Xcity Investment, czyli spółka odpowiedzialna za projekty deweloperskie w grupie PKP, wybrała nawet Archicom jako partnera do dalszych negocjacji w sprawie realizacji całego przedsięwzięcia, ale kilka miesięcy później rozmowy wstrzymano. Kolejarze tłumaczyli wówczas, że decyzja o zawieszeniu postępowania była spowodowana koniecznością przygotowania studium wykonalności oraz ustalenia, czy możliwe jest przywrócenie ruchu kolejowego do stacji Wrocław Świebodzki. Postępowanie na wybór inwestora nie zostało jednak wznowione, a projekt stanął pod znakiem zapytania po tym, jak w grupie PKP przeprowadzono rewizję strategii inwestycyjnej, obejmującej m.in. projekty deweloperskie.

Kolejne zabytki czekają Rewitalizacja zabytkowych budynków cieszy, bo dzięki niej Wrocław odzyskuje architektoniczne perełki, a deweloperzy dają im nowe funkcje. W kolejce już czekają następne obiekty, jak choćby figurujące w gminnej ewidencji zabytków poszpitalne budynki przy alei Wiśniowej i ulicy Traugutta czy dawna piekarnia Mamut przy ulicy Sienkiewicza. Pozostaje trzymać kciuki, by i one znów zaświeciły dawnym blaskiem.

Jak woda na młyn, to i mieszkania na wyspie. Nieopodal wrocławskiego rynku w ramionach Odry Północnej i Południowej, położona jest piękna wyspa w centrum miasta – Kępa Mieszczańska. Ten teren, niegdyś wykorzystywany był jako uzdrowiskowa część Wrocławia, a później został zmilitaryzowany. Już kuzyn Napoleona Bonaparte stacjonował tu ze swoimi wojskami, a w późniejszym czasie walory garnizonowe tego terenu docenili także inni wojskowi. Ten okres pozostawił na wyspie niesamowite budowle z typowej czerwonej cegły, między innymi zabytkowe pruskie stajnie, czy wojskowe magazyny. Dzisiaj budynki te zdobią wojskowe murale z lat 50., na których wychwalane jest polskie wojsko. Jeden z właśnie takich budynków adaptuje na swoją inwestycję Rafin Developer. Inwestor, znany z rewitalizacji zabytkowych hoteli wzdłuż ulicy Piłsudskiego (Hotel Europejski, Hotel Piast a już wkrótce Hotel Grand), ma już doświadczenie w aranżacji zabytkowych budowli. Jak mówi Piotr Wiak Wiceprezes Rafin ds. Handlowych – Kępa Mieszczańska to miejsce, gdzie historia flirtuje z nowoczesnym designem. Chcemy rozwijać społeczną tkankę miejską, nie wypierając się jednak jej ciekawej i burzliwej przeszłości. Kolejny etap naszej inwestycji Kępa Mieszczańska zostanie dobudowany do zabytkowego wojskowego magazynu z klimatycznej czerwonej cegły. Elewację uzupełnimy nowoczesnym szkłem i klinkierem, łącząc piękno zabytkowych budowli z nowoczesną użytecznością. Będzie to ostatni budynek z czteroetapowego osiedla, które cieszy się ogromnym zainteresowaniem klientów. Jego postawienie pozwoli nam zamknąć inwestycję i oddać prawdziwy charakter tej wyspy w centrum miasta.

wroclife.pl Nr 2/2017 FOT. I2 DEVELOPMENT



mieszkania

Rozlewanie się miast

oddane do użytkowania

– czy to rzeczywiście problem?

we Wrocławiu

Na przestrzeni dwóch ostatnich dekad największe polskie miasta wykonały gwałtowny skok cywilizacyjny. Choć wiele z nich stanęło wobec problemu demograficznego kryzysu, te największe wciąż się rozrastają.

(na podstawie: Rocznik Statystyczny Wrocławia 2016)

M

iasta są jak żywe organizmy. Dają miejsce do życia, pracy, ale i czerpać przy tym muszą energię. Jeśli w ich obrębie zwiększa się liczba budynków, a co za tym idzie i ludzi, naturalnym jest, że zmianie ulega także plan zagospodarowania przestrzennego, na stałe zmieniając krajobraz. I właśnie w tym kontekście – niekontrolowanej suburbanizacji – coraz częściej pojawiają się głosy, że proces ten powoli wymyka się spod kontroli. Rozlewanie się miasta, to w praktyce proces powstawania nowych inwestycji (głównie deweloperskich), coraz bardziej oddalonych od ścisłego centrum. Dzieje się tak przeważnie z czysto finansowych względów i wynika ze stosunku kosztu zakupu działki do późniejszej ceny metra kwadratowego oferowanego mieszkania.

D

laczego jednak miasta nie miałyby się rozlewać? Przecież największe światowe metropolie sięgają po horyzont. Problem leży jednak nie tyle w samej powierzchni miasta, ile dostępnej infrastrukturze, jej funkcjonalności, nowoczesności oraz zagęszczeniu ludności. Jednym z pomysłów częściowego rozwiązania tego niezwykle palącego problemu jest zmiana w myśleniu o mieście przez samych jego włodarzy, oraz podmioty, które mają realny wpływ na kierunki rozwoju. Skupienie się na działkach położonych w atrakcyjnych lokalizacjach, oznacza oczywiście wyższe koszty ich zakupu (tym bardziej, że ich liczba jest przecież ograniczona). To ma potem przełożenie na wartość kierowanej do klientów oferty. Idzie jednak za tym szereg innych korzyści zarówno dla przyszłych mieszkańców, dewelopera, jak i oczywiście samego miasta. Dobra lokalizacja inwestycji, to ich tańsza eksploatacja dla mieszkańców. Szczególnie jeśli położona jest w bezpośrednim sąsiedztwie głównych arterii komunikacyjnych miasta. Jeżeli do tego w okolicy znajduje się park (o co np. we Wrocławiu nie jest specjalnie trudno), rośnie coraz częściej poszukiwana przez klientów wartość dodana.

6 205

5 935 • WYKJRESY • \NIERUCHOMOŚCI

4 666

7,4 2010

9,4 2014

10,5 2015

średni metraż 62,8 m2

60,2 m2 2010

2014

59,7 m2 2015

łączna powierzchnia

D

eweloper budujący w ścisłym centrum lub jego bezpośrednim sąsiedztwie realnie wpływa na wygląd, funkcjonalność i użyteczność miejskiej tkanki, odciskając piętno swej działalności na lata. Bardzo często partycypuje także w kosztach i procesie rozwoju czy modernizacji elementów miejskiej infrastruktury (ulice, chodniki, parki, skwery). Na tym korzysta oczywiście miasto, skupiając aktywność mieszkańców w samym swoim sercu oraz ograniczając koszty, które w innym wypadku musiałoby ponieść samo. Miasto zaczyna się i kończy tam, gdzie mieszkają jego mieszkańcy. Ale istotą miasta nowoczesnego jest taka koncentracja miejskiej tkanki, która pozwala na spełnianie większości potrzeb mieszkańców, bez poświęcania dużej ilości cennego czasu. Każdy z nas ma go przecież niestety coraz mniej. A jak wiadomo, czas to pieniądz.

357,2 tys. m2

wroclife.pl Nr 2/2017

398,5 tys. m2

292,8 tys. m2

2010

30

na 1000 mieszkańców

arszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Łódź, Gdańsk (Trójmiasto) – te miasta na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zmieniły się nie do poznania. Proces ten wciąż trwa – nowe inwestycje (w tym wiele zagranicznych) – powodując gwałtowny przyrost miejsc pracy. Największe polskie miasta rosną i nic nie wskazuje na to, aby miało się to w bliższej, a nawet dalszej perspektywie zmienić. Ale rozwój to także konsekwencje dla krajobrazu oraz nieunikniony rozrost miejskiej tkanki.

na 1000 mieszkańców

W

na 1000 mieszkańców

TEKST SZYMON MATUSZYŃSKI (VANTAGE DEVELOPMENT)

2014

2015


Wiosna, ach to Ty!

KONCEPT I STYL

Nie czekaj na świstaka, aby obwieścił przyjście wiosny. Wprowadź świeży powiew do mieszkania. Wystarczą małe zmiany, by nastąpiła prawdziwa rewolucja we wnętrzu, a Twój dom nabrał kolorów po zimowych szarościach. TEKST NASZ EKSPERT – GALERIA WNĘTRZ DOMAR

Nowej energii potrzebuje przede wszystkim Twój mózg, a w długie zimowe wieczory przyzwyczaiłeś go do puchatych poduch, koców i pledów, miękkiego światła bocznego i świec. Teraz brakuje mu powietrza i lekkości, dlatego schowaj do następnego sezonu poduchy i koce, które „obciążają” przestrzeń, zrezygnuj z ciemnych, ciężkich zasłon, a świece przeznacz na romantyczne kolacje, a nie codzienne wsparcie świetlne. Wchodząc do takiego „odchudzonego” pomieszczenia poczujesz się lżej,

FOT. DAMNET

wiosenniej. Uporządkuj też przestrzeń, w miarę możliwości schowaj zbędne przedmioty, zwłaszcza te, których nie będziesz używał w sezonie wiosenno-letnim. Wprowadź odrobinę zieleni, tak modnej w tym roku, zwłaszcza jej świeżej, soczystej odmiany – w postaci lekkich zasłon lub rolet, poduszek o prostej fakturze, może zainwestuj w jeden, wyróżnialny akcent, np. fotel lub sofę lub …dywan. Albo przemaluj ściany, nic nie dodaje nowej energii wnętrzu jak jasny, pastelowy i jakże wiosenny kolor, a wiosna to idealny moment na taki remont. Pamiętaj, że jasna zieleń dobrze się czuje niemal w każdym otoczeniu – począwszy od pasteli, bieli i jasnego drewna w pomieszczeniach rustykalnych czy nowoczesnych, po szare, grafitowe czy czarne elementy charaktery-

styczne dla stylów industrialnych i loftowych. Podobny, świeży efekt uzyskasz lekkimi kwiatowymi wzorami, wystarczy zmiana abażuru lampy, poduszka lub zasłony, tu należy jednak pamiętać, żeby nie przesadzić z kwiatową ornamentyką, gdyż może „przesłodzić” efekt całościowy. Umiar przede wszystkim. Znakomitym sposobem na wprowadzenie zielonych i uniwersalnych elementów jest umieszczenie tapety na jednej ze ścian, modne są obecnie kwiaty i klimaty rodem z dżungli.Jest to jednak propozycja odważna, bo dominująca wzorniczo płaszczyzna dobrze sprawdzi się w surowym salonie lub minimalistycznej sypialni i też jako forma ekstrawaganckiego „zagłówka”. Nie polecamy jej do pokoju dziecięcego. Wreszcie zadbaj o świeże kwiaty, nie tylko doniczkowe, ale i cięte, nic tak nie ożywia wnętrza, jak bukiet smukłych tulipanów. FOT. MAGIC HOME


NASZE MIASTO

Czworonożni bohaterowie Gruzowisko albo trudno dostępne leśne tereny. A na nich ratownicy z psami poszukujący zaginionych. I ogromna radość, kiedy uda się kogoś odnaleźć. Większość z nas kojarzy ten obraz głównie z telewizji. Mało kto wie, że taka grupa działa również we Wrocławiu. W dodatku to największa tego typu jednostka w Polsce. TEKST SŁAWOMIR CZARNECKI ZDJĘCIA PSYRATOWNICZE.PL

O

chotnicza Straż Pożarna Jednostka Ratownictwa Specjalistycznego, bo to o nich mowa, działa od 13 lat. To grupa biorąca udział w poszukiwaniach osób zaginionych. Mogą zostać wezwani w każdej chwili i w każdej chwili są gotowi, by wyruszyć na akcję ratunkową. Ich głównym atutem są psy ratownicze – czworonożni bohaterowie, którzy pomagają w ratowaniu ludzi.

Trenujemy... Pies ratownik musi wykazywać specyficzne cechy. Najważniejsze jest nastawienie do ludzi –

32

wroclife.pl Nr 2/2017

muszą kojarzyć mu się pozytywnie – z zabawą lub smakołykiem. Jednocześnie nie może być lękliwy np. bać się huków czy dźwięków sprzętu strażackiego. Wszystko trzeba wypracować podczas szkolenia. Szkolenie można rozpoczynać już w wieku dwóch miesięcy. Do zdania specjalistycznego egzaminu, koniecznego do uczestnictwa w akcjach, mija zwykle około dwóch lat. W tym okresie praca z psem odbywa się praktycznie codziennie. Czworonożny ratownik nie jest zwykłym psem i jego właściciele muszą o tym zawsze pamiętać. Na początku trzeba go zsocjalizować i przyzwyczaić do sytuacji, jakie mogą zdarzyć się podczas akcji.

W Polsce kwestię psów ratowniczych reguluje odpowiednie rozporządzenie. Wymienia ono rasy, które mogą służyć jako ratownicy. Jednak regulacje dla jednostek ochotniczych są mniej restrykcyjne. Zdarzają się tutaj nawet mieszańce. Jeżeli na testach widać takie cechy, jak chęć szukania ludzi, dobra współpraca z przewodnikiem czy praca nosem, można rozpocząć szkolenie. Jednak dopiero po kilku miesiącach można ocenić czy pies nadaje się na ratownika. To sprawa indywidualna, zależąca od konkretnego psa, jego rasy czy wieku. Niestety niektóre odpadają. Grupa trenuje wspólnie 2–3 razy w tygodniu. Przebieg nauki zależy od poziomu psów. Młodsze ćwiczy się samą socjalizacją bądź


NASZE MIASTO prostymi poszukiwaniami. Istotą jest wyrobienie automatyzmu – jeżeli pies poczuje zapach człowieka powinien skoncentrować się na jego odnalezieniu. Potem ćwiczy się etap sygnalizacji. Już nie samo znalezienie poszukiwanego jest nagradzane, ale informowanie o tym przewodnika. Jeśli w treningu biorą udział doświadczone psy, wówczas trenuje się oba te elementy łącznie, symulując akcję poszukiwawczą. Pozoranci chowają się, a psy mają ich zlokalizować i oznaczyć. Finałem jest zabawa z odnalezionym. Bo właśnie zabawa jest główną motywacją dla psów – ratowników.

...i ruszamy do akcji Do akcji ratunkowej jednostka może być wezwana właściwie w każdej chwili i zawsze musi być na nią gotowa. Ktoś może zaginąć w każdym momencie. Poszukuje się głównie osób starszych – w tym chorych na alzheimera czy potencjalnych samobójców, rzadziej dzieci. Wrocławska grupa przede wszystkim stara się dowiedzieć możliwie jak najwięcej o osobie zaginionej. Jest wiele wspólnych cech typowych dla wszystkich zaginionych. OSP JRS opiera się na danych na temat zachowań osób zaginionych w USA, które uzupełnia o doświadczenie ze swoich akcji i dostosowuje do naszych warunków. Skupia się na sprawdzeniu najbliższej okolicy miejsca ostatniego znanego pobytu. W drugiej kolejności przeszukuje się miejsca, w których osoba zaginiona może się znaleźć. Wiele zależy od tego, ile czasu minęło od zaginięcia. Jeżeli jest to kilka godzin, to teren poszukiwań jest zawężony. Jednak jeśli minęło więcej niż 12 godzin, to obszar poszukiwań staje się znacznie większy. Psy ratownicze wykorzystuje się przede wszystkim w terenach leśnych i trudno do-

stępnych. Na otwartym terenie, takim jak drogi czy pola, najczęściej wystarczy ludzki wzrok. Podobnie w rejonach zurbanizowanych. Zwierzęta wykorzystuje się tam, gdzie teren jest najtrudniejszy, ludzie nie dają rady, a nos psa sprawdza się idealnie. Pies ratownik ze swoim przewodnikiem jest w stanie przeszukać w ciągu godziny nawet do 15 hektarów terenu. Żeby sprawdzić taki sam obszar w podobnym czasie, potrzeba około 10–15 osób. To jednak spory wysiłek. Jeżeli człowiek pokona w czasie akcji około 4–5 kilometrów pies, z racji specyfiki swojej pracy, przebiegnie dwa razy więcej. Poszukiwania gruzowiskowe są trudniejsze od tych w terenie. Podczas nich można liczyć właściwie tylko na psy. W niektórych przypadkach co prawda wprowadza się kamerę lub liczy na stukanie osoby uwięzionej. Jednak to pierwsze nie zawsze jest wykonalne, a żeby dać sygnał swojej obecności poszukiwany musi być przytomny. Zapach człowieka i psi węch nie mają takich ograniczeń. Co ciekawe, jeżeli podczas poszukiwań psy nikogo nie znajdą, to i tak za swoją pracę otrzymują nagrodę. – Jeden ze strażaków czy policjantów chowa się po to, żeby pies mógł go odnaleźć i dostać upragnioną chwilę zabawy za ciężką pracę, jaką wykonał. To ważne, w celu podtrzymania morale zwierzaków – mówi Łukasz Telus, strażak–ratownik, Naczelnik wrocławskiej jednostki – Zwierzak pojedzie na jedną, drugą, czwartą akcję i przy kolejnej uzna, że to trochę nie fair. Prowadzimy go po lesie, gdzie się natrudził, zmarzł, a nie dostał zabawy, na którą liczył.

Pomóż pomagać We wrocławskiej jednostce pracuje obecnie 30 psów. Z tego 13 ma uprawnienia do pracy

w terenie, a 10 na gruzowiskach. To największa taka jednostka w Polsce. W całym kraju psów z uprawnieniami terenowymi jest 101, a z gruzowiskowymi raptem 50. Państwowa Straż Pożarna posiada tylko 6 takich grup, pozostałe to grupy ochotnicze, z których około 20 ma certyfikowane psy ratownicze. Są w kraju też województwa, które nie mają ani jednego certyfikowanego psa. Niestety, jednostka boryka się z trudnościami finansowymi, jak każda społeczna organizacja. Ratownicy działają nieodpłatnie w swoim wolnym czasie. Czasem nawet muszą zwalniać się z pracy czy rezygnować z codziennych obowiązków, żeby wziąć udział w akcji. Sami również utrzymują psy, które należą do nich. A nie jest to tanie. Czworonożni ratownicy wymagają najlepszej gatunkowo karmy i doskonałej opieki weterynaryjnej. Roczny koszt utrzymania takiego psa to nawet 5 tysięcy złotych. Jednostka na bieżącą działalność pozyskuje środki z wielu źródeł. Są to dotacje Gminy Wrocław, Państwowej Straży Pożarnej, darowizny oraz jeden procent odpisany z podatku. Wsparcie od gminy wystarcza na bieżącą działalność i czasem zakup sprzętu ratowniczego. Dwa lata temu, miasto sfinansowało dla grupy zakup quada. Obecnie grupa stara się wyposażyć samochód, którym ratownicy będą jeździć na akcje. Na jego przygotowanie potrzeba jeszcze około 70.000 złotych. Warto zwrócić szczególną uwagę na to, że w ubiegłym roku ratownicy przepracowali społecznie około 2600 godzin, z czego 828 podczas akcji poszukiwawczych, co można przełożyć na koszt nakładów pracy w wysokości około 60.000 złotych, a szacunkowy koszt wyszkolenia psa ratowniczego to około 50.000. Tych wydatków nikt nie musiał ponieść, właśnie dzięki zaangażowaniu i bezinteresowności strażaków OSP JRS.

wroclife.pl Nr 2/2017

33


KONCEPT I STYL

Z wizytą w FU-KU Concept Store Są sklepy i są concept story. Te ostatnie to coś więcej, niż miejsca na zakupy! Wielu, szczególnie we Wrocławiu, nie udało się na dłużej wpisać w krajobraz miasta. Co zatem jest takiego w Fu-Ku Concept Store, że pisze o nim Vogue, a klienci są mu wierni już od ponad 5 lat? TEKST KATARZYNA SEKŚCIŃSKA

M

oda to styl życia, a więc i kultura, muzyka, fotografia czy literatura. Moda to piękne zapachy, odważne wybory i wspieranie młodych artystów. Takie podejście do mody znajdziecie w Fu-Ku i dlatego jest to bez wątpienia miejsce niepowtarzalne. Przychodzą tu ludzie znudzeni modą dyktowaną przez sieciówki, wymagający od ubrań i dodatków czegoś więcej… Lepszej jakości, niepowtarzalnych fasonów, możliwości inwestowania w polskie projekty i poczucia, że kupują nie tylko ubranie, ale i historię, z którą mogą się utożsamiać.

LINDA PARYS WŁAŚCICIELKA

Fu-Ku Fashion Truck i Studio Fotograficzne Sukces Fu-Ku to również umiejętne dostosowywanie rozwoju do wymagań klientów. Nierzadko niespodzianki, które serwują swoim klientom, to odważne pomysły poparte z jednej strony analizą innowacyjnych rozwiązań na rynkach zagranicznych, a z drugiej inspirowane spontaniczną podróżą czy interesującą wystawą. Połączenie concept store z Atelier Fotograficznym, zbudowanie pierwszego w Polsce Fashion Trucka czy idea wspierania młodych artystów poprzez uruchomienie cyklu warsztatów, to tylko ułamek tego, co wydarzyło się w Fu-Ku na przestrzeni kilku lat. Ci, którzy znają Lindę i Agnieszkę wiedzą, że każdy sezon otwierają z nowymi pomysłami. Z Lindą Parys, fotografką i stylistką, właścicielką i współzałożycielką Fu-Ku Concept Store & Studio Fotograficzne we Wrocławiu, rozmawia Katarzyna Sekścińska.

Fu-Ku skończy niedługo 6 lat. Co planujecie na zbliżające się urodziny?

Tak, to już 6 lat! Jak ten czas szybko leci! W najbliższym czasie przedstawimy wszystkie plany, ale na razie możemy zdradzić, że same urodziny planujemy na początek kwietnia – nie zabraknie prezentacji najnowszych kolekcji od polskich projektantów, a także wieczornego otwarcia sezonu Fu-Ku Fashion Truck’a z plenerowymi atrakcjami, takimi jak koncerty, oraz współpracą z jedną z dobrze Wam znanych artystek… szczegóły już niebawem!

FOT. FU-KU

Wiem, że sama nosisz głównie polskie projekty. Jaką markę lubisz najbardziej?

To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie można zadać osobie prowadzącej concept store i pasjonującej się polską modą! Nie mam jednej ulubionej marki – są marki, których ubrań mam wiele w szafie, ze względu na ich ponadczasowość i możliwość dopasowania do każdej okazji, inne cenię za konsekwencję w działaniu lub nutkę ekstrawagancji, która dodaje powera w codziennych stylizacjach. Obecnie mamy na rynku tyle prężnie działających marek, jak i tych dopiero stawiających pierwsze kroki w branży, że naprawdę ciężko wybrać tą jedną jedyną!

Co, według Ciebie, jest sekretem Waszego sukcesu?

Skoro to sekret, to niestety nie mogę go zdradzić... (śmiech) A tak naprawdę uważam, że miarą naszego sukcesu są przede wszystkim ludzie wokół, zadowolony i lubiący do nas wracać klient. Każda osoba to dla nas powód do uśmiechu! Oczywiście nie byłoby nas też, gdyby nie nasi cudowni Projektanci! To także osoby, z którymi współpracujemy – artyści, blogerzy, styliści, modelki.

Twoje trzy must have’y z najnowszych kolekcji?

Ciężko będzie wymienić tylko trzy! Tym bardziej, że nowe kolekcje spływają do nas każdego dnia. Natomiast to, co moim zdaniem będzie wiosennym absolutnym must have, to piękna, minimalistyczna biżuteria – obecnie do Fu-Ku dotarły kolekcje m.in rett.rem, Kopi czy Magdaleny Paszkiewicz. A na ocieplenie jeszcze zimowych dni – rośliny wrocławskiego projektu OD.DECH, w pięknej drewnianej oprawie.

Wiem, że jedną z Twoich pasji są podróże. Co zawsze znalazłabym w Twojej walizce?

Oprócz (zawsze) nadprogramowej liczby ubrań (śmiech), to na pewno mój notatnik na zapiski przeróżne – każda podróż to dla mnie niesamowita kopalnia nowych pomysłów i inspiracji. Także książkę – zazwyczaj biografię projektanta lub artysty. Ostatnio w podróży do Amsterdamu towarzyszyła mi np. biografia Aleksandra McQueena. I oczywiście mój codzienny niezbędnik – aparat fotograficzny! Ale domyślam się, że głównie pytasz o ubrania… więc nie rozstaję się z moim ulubionym zegarkiem marki Stamps i topami The Odder Side, które w podróży (i nie tylko!) są niezastąpione na każdą okazję!


Sekrety ludzi szczęśliwych Ilu ludzi na świecie, tyle definicji szczęścia. I chociaż różne czynniki wpływają na nasze osobiste odczucia w tej materii, większość z nas bycie szczęśliwym i zadowolonym z życia uznaje za swój priorytet. Już 20 marca przypada Międzynarodowy Dzień Szczęścia! Z tej okazji odkrywamy sekrety ludzi szczęśliwych, które mogą sprawić, że będziecie z życia bardziej zadowoleni.

Sekret 1 Wysypiaj się

Przeciętnie każdy z nas potrzebuje 7,5–8 godzin snu na dobę. Długość snu nie gwarantuje jednak, że po przebudzeniu będziemy czuć się wypoczęci i pełni energii – wg naukowców decyduje o tym moment wybudzenia. Nasz mózg podczas snu przechodzi naprzemiennie 2 główne fazy: NREM i REM. W fazie NREM mózg stopniowo zaczyna wolniej pracować, przechodzi w stan odprężenia, aby w końcu wejść w stan głębokiego wypoczynku, w którym mają miejsce najintensywniejsze procesy regeneracyjne. Faza NREM trwa około 90 minut, po niej następuje około 15 minutowa faza REM. Podczas tej fazy nasz mózg zwiększa swoją aktywność, wzrasta puls i pojawiają się marzenia senne. Dlatego, jeżeli chcemy wstać rano rześcy, wypoczęci i pełni energii powinniśmy budzić się w fazie REM, czyli wtedy, gdy nasz mózg jest pobudzony, a nie w fazie NREM, gdy nasz mózg działa wolniej, a my po przebudzeniu będziemy rozkojarzeni i zmęczeni.

niejsze z punktu widzenia naszego tematu, aktywność fizyczna ma znaczący wpływ na nasze ciało i ducha – podczas wysiłku wytwarzane są bowiem endorfiny, znane powszechnie jako „hormony szczęścia”.

Sekret 3

Rób coś dla innych

Ludzie, którzy znajdują czas lub pieniądze na wspieranie innych, czują się bardziej szczęśliwi. Dlaczego? Dając coś komuś lub robiąc coś dla innych – nawet najdrobniejszą rzecz – czujemy się lepsi, odczuwamy poczucie satysfakcji i spełnienia. Gdy myślimy o sobie pozytywnie, wzrasta nasza samoocena, a to wpływa pozytywnie na poziom odczuwanego przez nas zadowolenia z siebie i swojego życia.

Sekret 4

Rozwijaj swoje zainteresowania

Sekret 2 Ruszaj się

Badania naukowe potwierdzają, że dzięki systematycznym ćwiczeniom fizycznym zwiększa się dotlenienie organizmu, poprawia działanie wszystkich układów, co wpływa pozytywnie na poprawę naszego samopoczucia. Ruch jest także świetnym sposobem na rozładowanie stresu i negatywnych emocji. I co najważ-

Osoby posiadające zainteresowania, którym regularnie poświęcają czas, pobudzają swój mózg do pracy – uczą się czegoś nowego, rozwijają nowe umiejętności, i w ten sposób regularnie, choć w małych dawkach, doświadczają poczucia satysfakcji i szczęścia.

EWA SUCHOŻEBRSKA

POD LUPĄ… Z EWĄ SUCHOŻEBRSKĄ

Sekret 5

Spędzaj czas z rodziną i przyjaciółmi

Ludzie posiadający trwałe relacje z innymi żyją dłużej i czują się szczęśliwsi. Jesteśmy gatunkiem stadnym i zdecydowanie lepiej funkcjonujemy w grupie, niż bez niej. Bliskie nam osoby traktujemy jako źródło siły, wsparcia i pomocną dłoń w trudnych chwilach. Ta gwarancja bezpieczeństwa jest jednym z czynników wpływających na to, jak postrzegamy swoje życie.

Sekret 6

Ciesz się każdą chwilą

Każdego dnia przeżywamy coś, co uznajemy za naszą codzienność. Jednak to właśnie te zwyczajne chwile, prozaiczne sytuacje i momenty w naszym życiu sprawiają, że czujemy się szczęśliwi. Nie potrzebujemy na to pieniędzy, bo nie musimy ich specjalnie tworzyć – wystarczy je dostrzegać i cieszyć się nimi.

Sekret 7

Uśmiechaj się

Gdy się śmiejemy, czujemy radość i zadowolenie. Jesteśmy szczęśliwi, a nasz organizm staje się zdrowszy. Uśmiech jest najlepszym sposobem na zrobienie dobrego wrażenia, dzięki niemu ludzie postrzegają nas jako osoby przyjazne i sympatyczne. Dlatego gdziekolwiek będziecie, rozdawajcie uśmiechy i cieszcie się z życia.

Wierzę, że wdrożenie przynajmniej jednego z opisanych zaleceń może sprawić, że poczujecie się bardziej szczęśliwi. Ja na początek postanawiam czerpać więcej radości z otaczającej codzienności i jeszcze więcej się uśmiechać. wroclife.pl Nr 2/2017

35


NASZE MIASTO

Wrocław’s Dwarfs:

Important Historical Mementoes or Tourist Gimmick? Wrocław is now home to over 400 dwarfs/krasnale. Do the locals still view them as a significant symbol of the country’s history and do the tourists even know, why they are here? TEXT & PHOTO OWEN WILLIAMS

The Origins

As almost all Wrocławians will tell you, the dwarf symbol in Wrocław was created by Waldemar ,,Major” Fydrych: the leader of the Orange Alternative. Originally the dwarf was painted on public walls, where the communist government had covered anti-establishment graffiti. The dwarf was a happy, peaceful character epitomising the absurdity of some government rules. Of course, the dwarf was not liked by the ruling party, but major changes in the following decades led to the alternative opinion, that the symbol was good!

The History

To mark the original meeting place of the orange alternative on Świdnica street, the first dwarf was placed by the city council in 2001. Named „Papa Dwarf”, his design was chosen as the winner of a competition by „Gazeta Wyborcza". He’s a common sight to people living in the city of dwarfs, and a popular resident for tourists here. Papa proved so popular, that a following five dwarfs were commissioned throughout the city in 2005. „The Butcher, Sisyphers, Swordsman and The Prisoner” are all popular dwarfs still resident in Wrocław. In fact, Sisyphers are two of the most wellknown; they’re the two pushing a granite ball outside the post office in the Rynek.

Present Day

From such an important historical background, the dwarfs have spread around the city and taken on new roles. At first, the individual figures represented different aspects of life in Wrocław past and present. For example, the Butcher is on Old Jatki street, holding a cleaver and signifying the animal slaughters there. Now however, it seems dwarfs can be commissioned by anyone and everyone, resulting in some less-significant members of Wrocław’s alternative population.

36

wroclife.pl Nr 2/2017

Lost Significance

With over four hundred dwarfs now on show, the sight of them can seem less special than it originally was. It appears that every new business in Wrocław wants to commission the ubiquitous dwarf – whether they make croissants or sell makeup. Any business wanting to make its mark on the city can almost feel obliged to have a dwarf, but with so many little figures around, the ones symbolising something special can get overlooked in the crowd and even lose their importance.

Tourist Attraction

For visitors to The Meeting Place, the dwarfs are almost unanimously liked. Whether the visitors are young or old, Polish or foreign, aware or not of the history, they all like seeing Wroclover holding a heart next to Jaś i Małgosia, or seeing the Tourist outside the tourist information point. Inside this shop, the numerous dwarf-themed souvenirs are highly popular, as is the dwarf map: on a summer’s day, countless happy people can be seen in the old town, holding the red map and looking for the figures.

Remember Me

Whether the tourists know the history or not, the dwarfs definitely add to Wrocław’s attractiveness, interest, and income. Many visitors could research the history of the dwarfs and find out about their significance – something its very doubtful they would know otherwise. However, the commonness and insignificance of some new dwarfs has resulted in many residents of Wrocław questioning their presence and importance to the city. For many people here, it would be an honour to have a dwarf made to remember them, while others would agree with Cito the Elder when he said, „after I’m dead I’d rather have people ask why I have no monument than why I have one”.


KONCEPT I STYL

Akademia splendoru i konwenansów

A Telefon dzwoni... TEKST EWA KUZILEK-SEKŚCIŃSKA

Dzwoni, kiedy nie chcemy i kiedy zupełnie nam to nie pasuje. Dzwoni do nas i do wszystkich dookoła. Czy chcemy, czy też nie – usłyszymy: podpowiedzi żony, co kupić – jak mąż będzie bezradnie stał przed półką z niezliczoną ilością pieczywa, albo dowiemy się, że ta kosmetyczka to zupełnie nie zna się na rzeczy, albo „przy okazji” dowiemy się, jakie „cuda” w gabinecie dr „X”. Gdziekolwiek jesteśmy – ktoś rozmawia, czyta sms’y, pisze... Każdy wpatrzony w ekran.

T

ym razem, o kulturalnym korzystaniu z telefonu prywatnego. Ten cudowny wynalazek – opanował nas i dzisiaj nie sposób obejść się bez niego. Ale warto czasami choć na chwilę pomyśleć, jak korzystać, aby innym nie dostarczać poufnych informacji, nie mieć pretensji do tych, którzy nie odbierają, oddzwaniać i pytać. A także czy nasz rozmówca może z nami porozmawiać…

mowy do tych naprawdę pilnych i ważnych. Nie rozmawiamy w przedziale, tylko na korytarzu. Pamiętajcie – nie musimy zawsze odbierać telefonu, ale powinniśmy zawsze oddzwonić w przeciągu jednego dnia.

D

zwoniąc, pamiętajmy, że prywatne rozmowy (o ile nie umówiliśmy się inaczej z osobą, do której dzwonimy) powinny odbywać się pomiędzy godziną 8.00 a 22.00, w dni wolne od teatrze, kinie, podczas zwiedzania wy- pracy nie powinniśmy dzwonić przed godziną staw, na koncercie, w kościele (i w paru 10.00. Jeżeli znamy przyzwyczajenia osób, do innych miejscach wszystkim wiadomych) nie których dzwonimy – nie dzwońmy w porze odbieramy telefonu, ponieważ przed wej- obiadu, kolacji lub popołudniowej drzemki. ściem wyłączamy go lub wyciszamy. Jeżeli mamy telefon wyciszony – nie odbieramy go dbierając telefon (nawet jeśli masz kiepski i nie informujemy szeptem, że nie możemy dzień czy humor…) mów miłym głosem. rozmawiać. eżeli nie dodzwoniliśmy się – nie dzwońmy odczas spotkania towarzyskiego (bez „co pięć minut”. Jeżeli dzwonimy w ważnej względu na to, czy jest to spotkanie rodzin- sprawie i zależy nam na pilnym połączeniu – ne, czy ze znajomymi, przyjaciółmi) obowią- wyślijmy sms’a z informacją. Jeżeli podczas zują zawsze te same zasady – nie korzystamy rozmowy, połączenie zostanie przerwane – poz telefonu! Jedynie pilna i ważna sprawa uspra- nownie dzwoni osoba, która pierwsza wykonała wiedliwia odebranie telefonu (wyciszonego), połączenie. zawsze po uprzedzeniu zebranych. A po odebraniu, odchodzimy w ustronne miejsce i stazwonek naszego telefonu, oczywiście, zaleramy się skrócić rozmowę do minimum. Nie ży od naszego gustu, ale pamiętajmy – inni kładziemy telefonu przed sobą na stole, nie też go słyszą. Okrzyk: „mamo, odbierz telefon” bawimy się nim, nie czytamy przychodzących może być zabawny, kiedy usłyszymy go raz. Po sms’ów czy innych powiadomień. paru razach – może irytować. Zostawiając wiadomość głosową, starajmy się omunikacja miejska. Jeżeli korzystamy przekazać najważniejsze informacje, z prośbą np. z telefonu (który, jak wiemy, pełni nie tylko o oddzwonienie. „rolę” telefonu) – to starajmy się nie zakłócać przejazdu innym pasażerom. Zakładajmy słu- To tylko parę najważniejszych informacji, jak kulchawki i starajmy się nie rozmawiać podczas turalnie korzystać z telefonu. jazdy. W innych środkach komunikacji, np. w pociągu, staramy się zminimalizować roz- Miłych rozmów.

W

P

O J

D

K

wroclife.pl Nr 2/2017

37


WE MGLE

Powódź 2010 TEKST ALEKSANDER WENGLASZ ILUSTRACJA ANITA BAŃDZIAK

S

erce unosiło się na lustrze wody. Dryfowało, obracało się wokół własnej osi – nie chciało zatonąć. A gdyby prąd był mocniejszy, to może zaczęłoby bić? Nie wiadomo skąd się tu wzięło. Wypadło komuś po drodze? Ktoś je porzucił? Takie bezpańskie.

K

oro jest tatuażystką. „Koro” to jej artystyczny pseudonim. Swojego prawdziwego imienia nie chce na głos wymawiać, bo tłumaczy, że za każdym razem musiałaby kłamać. Przede wszystkim ze strachu, że jeszcze to imię naprawdę by do niej się przykleiło. Sama go sobie nie wybrała, nie ma więc zamiaru myśleć, że jest ono prawdziwe. Imię niby niegojąca się rana, a pseudonim jak opatrunek. Podobnie z tatuażami, którymi Koro zakrywa na skórze blizny. Ślady po skalpelach, żyletkach, oparzeniach. Prócz osób, dla których tatuaż jest kaprysem, są również ludzie pokiereszowani, dla których to potrzeba. Brzydcy na zewnątrz, od wewnątrz nieszczęśliwi. Odsłaniają przed Koro najbardziej intymne miejsca duszy, rozbierają się ze swoich historii: opowiadają o językach ognia, mówią o rozprutych żyłach, przeklinają nowotwory. Ich skóry przypominają najpierw pocięte, a potem zaszyte prześcieradła. Ściegi są niechlujne, wzorki po szwach nierówne. Koro słucha historii, na kartce szkicuje swoje skojarzenia. Niektórzy nie wiedzą, jaki chcą tatuaż. Przychodzą ciekawi siebie w cudzych oczach, mając nadzieję, że tatuażystka z blizny stworzy nową historię. – Plecy jak wyschnięta lawa – Koro sięgnęła po fotografię mężczyzny, którego 33% powierzchni ciała uległo oparzeniom. – Na skórze zostały ślady po pożarze domu, a z budynku

38

wroclife.pl Nr 2/2017

zgliszcza – westchnęła i pokazała drugie zdjęcie z tatuażem skrzydeł na plecach mężczyzny. W leżącym przede mną kartonie, było wiele różnych opowieści. – Nieudana próba samobójcza – wyjęła następnie fotografię nadgarstków z bruzdami od pociągnięć żyletek. – Chłopak miał piętnaście lat i dość wszystkiego. Chciał, żebym zrobiła mu na bliznach gałązki. – A tutaj – przysunęła kolejne zdjęcie – gwiazda zamiast lewej piersi. Kobieta wygrała walkę z rakiem, ale kosztem swojej kobiecości. Nie powiedziała mi, dlaczego miała być gwiazda.

K

oro znam od dawna. Nie widuję się z nią często, ale wracam jak do książki i zapamiętanych zdań. Czasami otwieram przypadkową stronę, przesuwam wzrokiem po słowach i słyszę trzepotanie skrzydeł, łamanie gałązek albo ciszę. Bo kiedy Koro nie mówi, widzę wyraźniej blask jej oczu. Mimo że miałaby prawo nie świecić, że mogłyby być zgaszone. – Nie pisz o tym – poprosiła. Powiedziałem, że nie napiszę, jakie jest jej prawdziwe imię. – Dobrze wiesz, o czym mówię – dodała. Wiedziałem. Jedno z moich ulubionych zdań tej książki brzmi: „Niechcianym prawem jest się poddać.” Słowa czytam z wewnętrznej strony dłoni Koro – przesuwam wzrok wzdłuż linii życia. I wracam do nich nad wyraz często. Nad każdy inny wyraz, który w jej rękach się nie znalazł, albo od którego ręce umyła.

T

atuażystka widziała wiele blizn, lecz o własnej pragnęła zapomnieć. Każdy kolejny tatuaż, który zakrywał czyjeś rany, przywoływał dzień, kiedy stojąc przed lustrem, pomyślała o swoim ciele, że to prześcieradło. Prosiła, żebym nie pisał, co między piersiami sobie wytatuowała – chciała wymazać z pamięci kobietę, dzięki której żyje nadal. Wybacz Koro, ale muszę o tym napisać: Serce było niewydolne. W obrazie EKG rozkapryszone, a w echu fałszywe. Uderzało nierówno, nie potrafiło trzymać rytmu. Lekarze bezradnie rozkładali ręce i wzdychali, że teraz to tylko czekać na czyjąś śmierć. I Koro czekała – z bólem w klatce piersiowej jakby ktoś ją dusił. A kiedy już się doczekała, ból się zmienił i miała wrażenie, że teraz serce ktoś w dłoniach trzyma. Niby kawałek polędwicy albo schabu. Nie umiała myśleć o nowym sercu ponad to, że jest kawałkiem mięsa. Koro dowiedziała się, kto był dawcą. Nie chciała zdradzić, w jaki sposób, ale znając nazwisko, nie potrafiła przestać wyszukiwać kolejnych informacji. Z jednej strony czuła, że ta wiedza ją pogrąża, ale z drugiej pokusa była zbyt silna. I tak oto znalazła artykuł o śmiertelnym potrąceniu młodej kobiety na ulicy Skłodowskiej-Curie; o tym, że kierowca nie poszedł siedzieć, bo to, co zrobił, było nieumyślne, a kobieta przebiegała przez jezdnię w miejscu niedozwolonym; że dawczyni urodziła się tego samego dnia, lecz tylko dwa lata wcześniej; i że osierociła dwuletniego chłopca. Koro dotarła do zdjęć, a nawet do nagrania, na którym widać, jak kobieta gestykuluje i słychać jej głos.


NASZE MIASTO

K

oro poznałem 22 maja 2010 roku. Płynąłem łódką po zalanym Kozanowie, aż nagle dostrzegłem unoszące się na wodzie kartki. Po chwili zorientowałem się, że to rysunki, szkice, fotografie. Nie udało się uratować wszystkich. Większość porwał prąd. Wypływały z piwnicy przy ulicy Ignuta, a na dachu zaparkowanego pod budynkiem samochodu siedziała dziewczyna, która próbowała łowić papiery. Podpłynąłem do niej, a kiedy zobaczyła, że obok mnie leżą jej prace, zeskoczyła z auta i weszła do łódki. Tego samego wieczora opowiedziała o mężczyźnie-aniele, chłopcu-żyletce, kobiecie-gwieździe. Rozebrała się przede mną również ze swojej historii. Schowaliśmy się w cieniu chorego drzewa, które nie wiedziało, czy chce się poddać. W pewnym momencie Koro wyjęła z kieszeni przeźroczystą kalkę techniczną do przenoszenia na skórę wzorów. – To był impuls – westchnęła. – Złapałam za maszynkę i zrobiłam tatuaż – rozpięła bluzkę, a ja zobaczyłem serce, o którym znów pomyślałem, że mimo wszystko takie bezpańskie.

P

o powodzi wiele roślin na Kozanowie zaczęło chorować. Część z nich wycięto, bo jak niektórzy mówili, z niektórych uszło życie, i tylko by sterczały jak wepchnięte w skorupę ziemi patyki, i choćby nie wiadomo jak podlewane, to nadal suche, łamliwe. Ale kilka uratowano. Tak jak jabłoń, pod którą tamtego dnia siedziałem z Koro. Ktoś przeszczepił ze zdrowego drzewka szlachetny zraz – naciął korę oraz miazgę, połączył gałązki, obwiązał i posmarował maścią ogrodniczą. Kiedy nieco później gałązki się zrosły, odciął nieszlachetny fragment. Jabłonka żyje do dzisiaj. Nie ma śladu po przeszczepie.

K

iedy poszedłem odwiedzić Koro kilka dni temu, zdradziłem, że chcę o niej opowiedzieć. Poszedłem również dlatego, że sam mam bliznę. Ale o niej nie napiszę.

wroclife.pl Nr 2/2017

39


CZAS WOLNY

„Hotel Breslau",

historia przedwojennego Wrocławia Z założycielką wrocławskiego Teatru Ekstrawersja, aktorką, reżyserką i autorką scenariuszy Karoliną Konik rozmawia Pamela Uszyńska. Na „Hotel Breslau” bilety rozeszły się w mgnieniu oka. Wszyscy mówią o Teatrze Ekstrawersja, skąd taki sukces?

Bardzo miło coś takiego słyszeć! Cieszę się, że jesteśmy tak dobrze odbierani. Teatrem zajmujemy się w czasie wolnym. Mam nadzieję, że widać, że sprawia nam to ogromną przyjemność i świetnie się przy tym bawimy! Pokazujemy, że po pracy zawodowej jest też czas na realizację pasji, wystarczy tylko odrobina oderwania się od schematów, w których żyjemy.

Czy mogłabyś przybliżyć fabułę spektaklu osobom, którym nie udało się dotrzeć na wieczór inauguracyjny?

„Hotel Breslau" to spektakl o hotelu, jak sama nazwa wskazuje. Widz przenosi się do nieco magicznego świata obsługi hotelowej, która staje przed wyzwaniem – rozpoczynają się przygotowania do wizyty tajemniczego gościa. Całości towarzyszy muzyka na żywo, która przenosi widza do przedwojennego Wrocławia.

Co sprawiło, że powstał pomysł na taki temat spektaklu i do kogo jest on kierowany?

W pierwszej warstwie jest to opowieść o hotelu, ale w drugiej, jest to opowieść o niesamowitej historii Wrocławia. Wszystkie wątki historyczne poruszone w sztuce są prawdziwe. Myślę, że najlepiej zostanie odebrany przez mieszkańców Wrocławia, oni najlepiej dostrzegą magię tego miasta. FOT. FABRYKA MOMENTÓW

40

wroclife.pl Nr 2/2017

Skąd czerpałaś informacje i inspiracje do scenariusza?

Część z materiałów historycznych, a klimat absurdu i magii, z twórczości Rolanda Topora.

Dlaczego pomysł na teatr, co chcesz przekazać, zaoferować widzom?

Teatr zawsze mi towarzyszył, choć nikt z mojej rodziny nie był z nim bliżej związany. Mam za sobą rozmaite kursy, bardziej bądź mniej rozbudowane. Skończyłam katowicki ArtPlay. Moje życie poukładało się tak, że scena jest jego idealnym uzupełnieniem. Każdy, kto kocha teatr i szuka odskoczni od świata codziennego, może do nas dołączyć, Należy przy tym pamiętać, że nawet jeśli się świetnie bawimy, to, co robimy nie jest zabawą i podejście do naszych spektakli i teatru mamy jak najbardziej poważne i długofalowe. Chcemy pokazać, że jeśli tylko się bardzo chce, to można wszystko! A widzom chcemy dać niegłupią rozrywkę i pretekst do refleksji. Dbamy także o możliwość nawiązania kontaktu, zawsze po spektaklu staramy się poświęcić czas na rozmowę z tymi, którzy nas odwiedzili. W końcu jesteśmy Ekstrawertykami!

Jakimi zasadami kierujesz się przy tworzeniu spektakli?

Intuicją i tym, żeby wpisywały się w nasze założenia. Staramy się zbliżyć do widza, dlatego raczej rezygnujemy ze sztywnego podziału na scenę i publiczność. Zapraszamy do naszego świata, wykreowanego na potrzeby konkretnego spektaklu.

Co można znaleźć w waszym repertuarze? Zamierzacie go rozbudowywać?

W repertuarze mamy aktualnie 3 sztuki. Najbardziej znany – „Hotel Breslau”, a oprócz tego : „Ruska Śmierć” i „Fraktal”. Każdy z tych spektakli to odrębna historia, ale mają jednak pewne wspólne elementy, o których mówiłam wcześniej. Oczywiście wciąż chcemy się rozwijać. Mamy kilka tekstów w zanadrzu, w lutym ruszyły próby do kolejnego spektaklu. Najlepszym źródłem informacji na temat tego, co u nas słychać, jest strona www.teatrekstrawersja.pl, a także nasz profil w social mediach – https://www.facebook.com/ekstrawersja/

Wszystko układa się świetnie, czy w związku z tym zamierzasz rzucić życie zawodowe i zająć się tylko teatrem?

Nie, dzięki tym dwóm rzeczom mam super balans i teatr nie jest moja pracą, a praca to zawsze praca i rządzi się swoimi prawami.

Wobec tego ja trzymam kciuki za Wasz dalszy rozwój i zachęcam wszystkich do tego, by razem z Wami przenosili się do różnych światów. Dziękuję za rozmowę. Karolina mówi o sobie: Jestem absolwentką filologii francuskiej i dziennikarstwa. Na co dzień kopiuję, wklejam i procesuję w jednej z wrocławskich korporacji. Po godz. 17:00 przenoszę się do magicznego miejsca, jakim jest teatr. W nim spełniam się aktorsko. Odkryłam w sobie również miłość do reżyserii, a teraz nawet do pisania swoich własnych spektakli. Uważam, że nie ma nic bardziej niesamowitego, niż nowy świat stworzony przez nas od początku do końca, a następnie urzeczywistniony na scenie! Uwielbiam jeść naleśniki w soboty rano i marzę o tym, żeby mieć dom nad morzem. FOT. LIQUID STUDIO


PAMELA USZYŃSKA POLECA W tym miesiącu Wrocław dostarczy nam wielu kulturalnych wrażeń – poznamy m.in. historię wycieczki Mona Lisy do USA, a dzięki kolejnemu już cyklowi Polish Cinema for Beginners – krajobrazy, historię i specyfikę polskich miast ukazaną w filmach. W marcu zobaczymy również polską gwiazdę Hollywood, Polę Negri na wielkim ekranie w filmie „Mania”. Krzysztof Juszczak w swoich zdjęciach zabierze nas w podróż po Islandii. Na początku wiosny wystartuje też 58. Przegląd Piosenki Aktorskiej oraz Tydzień Kina Hiszpańskiego. Do tego kilka finisaży wystaw, które warto odwiedzić. Jedno jest pewne, to będzie bardzo ciekawy miesiąc!

WYKŁAD

1.03.2017 Ikona sztuki – ikona (pop)kultury. Wykład Barbary Lewickiej 1 marca Muzeum Współczesne Wrocław zaprasza na wykład Barbary Lewickiej pt. „Ikona sztuki – ikona (pop)kultury. Niezwykła podróż Mona Lisy do Stanów Zjednoczonych”. Barbara Lewicka przybliży historię wycieczki Mony Lisy do Stanów, przyjrzy się zjawisku przenikania elementów kultury określanej mianem „wyższej” do obiegu popularnego, wreszcie – zastanowi się nad konsekwencjami nowego sposobu odbioru dzieł sztuki w kontekście turystyki muzealnej. Muzeum Współczesne Wrocław, pl. Strzegomski 2a, Beautiful Tube, godz. 18.00, wstęp bezpłatny.

FILM

2.03.-27.04.2017 Polish Cinema for Beginners Polish Cinema for Beginners powraca do Kina Nowe Horyzonty! 8. edycja nagrodzonego przez Polski Instytut Sztuki Filmowej projektu rozpocznie się już 2 marca. W tym sezonie pod hasłem „Polish Cities” – krajobrazy, historia i specyfika polskich miast. Całość, jak zawsze, w języku angielskim, aby wszyscy mieszkańcy Wrocławia, bez względu na to, skąd pochodzą, mogli poznać polską kulturę, obyczaje i historię. Każdy film poprzedzony jest prelekcją eksperta ze świata filmu, wprowadzającą w tematykę i kontekst społeczno-historyczny dzieła. 2 marca – „Ziemia obiecana” reż. Andrzej Wajda (Łódź), 16 marca – „11 minut” reż. Jerzy Skolimowski (Warszawa), 30 marca – „Carte Blanche” reż. Jacek Lusiński (Lublin) 13 kwietnia – „Pętla”, reż. Wojciech Jerzy Has (Wrocław), 27 kwietnia – „Hiszpanka”, reż. Łukasz Barczyk (Poznań)

Kino Nowe Horyzonty, ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21, Bilety: 16 zł, godz. 19.00.

KONCERT

03.03.2017 The Australian Pink Floyd Show Po trzyletniej przerwie na jedyny koncert do Polski powraca najlepszy tribute show na świecie – The Australian Pink Floyd Show. Zespół zaprezentuje się 3 marca we wrocławskiej Hali Stulecia z nowym, doborowym programem i spektakularną oprawą wizualną, „The Best Side Of The Moon”. Doskonale dopracowany dwugodzinny show, niesamowita gra świateł, projekcje wideo oraz charakterystyczne wizualizacje sprawiają, że ich koncerty są wiernym odzwierciedleniem wydarzenia, jakim był każdy koncert Floydów. Hala Stulecia, ul. Wystawowa 1, Bilety: 120 zł, 140 zł, 160 zł, 185 zł. Godz. 20.00.

WYSTAWA

3.03.-01.04.2017 Andrzej Jarodzki: Złodziej obrazów Od 3 marca przestrzeń Galerii Miejskiej wypełni wystawa prac Andrzeja Jarodzkiego pt. “Złodziej obrazów”. Wystawa będzie integrowała materialne dzieła sztuki z dokumentacją prac wykonywanych głównie na przełomie lat ‘80 i ‘90. Znajdą się na niej obiekty oraz malarskie serie ukazujące fascynację artysty techniką, w których stale powraca motyw maszyny. Zobaczymy plakaty i szkice o charakterze retrospekcyjnym, jak również materiały archiwalne przybliżające nieistniejące już realizacje scenograficzne, instalacyjne oraz efemeryczne działania happeningowe. Galeria Miejska we Wrocławiu, ul. Kiełbaśnicza 28, Wstęp bezpłatny.

FILM

4.03.2017 „Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów” z muzyką na żywo: Czerwie Centrum Kultury „Zamek” zaprasza na seans w starym kinie z muzyką na żywo. Tym razem będziemy mogli zobaczyć na dużym ekranie jedyną Polkę, która zyskała status niekwestionowanej gwiazdy Hollywood i jednocześnie stała się symbolem seksu swojej epoki – Polę Negri. Projekcję filmu pt. „Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów” dopełni muzyka grana na żywo skomponowana przez zespół Czerwie – niezależną polską formację prezentującą alternatywne dźwięki z pogranicza folku, etno, sceny absurdu, teatru i filmu. Centrum Kultury „ZAMEK”, pl. Świętojański 1, Bilety: 18 zł ulgowe, 20 zł normalne, dla posiadaczy UrbanCard Premium: 14,40 zł ulgowe, 16 zł normalne. Godz. 19.00.

WYKŁAD

WYSTAWA

5.03.-31.03.2017 Krzysztof Juszczak: Islandia w obiektywie Już od 5 marca w Klubie Szklarnia będzie można podziwiać wystawę fotografii Krzysztofa Juszczaka „Islandia w obiektywie”. Islandia to piękny, dziewiczy i surowy kraj. To specyficzna wyspa: wielkie pustkowia, ale i formacje skalne wyrastające nagle z ziemi, klify, lodowce, gejzery, no i przede wszystkim – występujące w niespotykanej ilości wodospady. Specyficzny klimat, który może zaskoczyć każdego przybysza. Kto był tam raz, na pewno zechce wrócić. Fotograficzna wyprawa do Islandii połączona będzie z pokazem slajdów i praktycznym poradnikiem na temat tego, jak przygotować się do fotografowania w nieznanym wcześniej środowisku. Klub Szklarnia, ul. Ofiar Oświęcimskich 19, Wernisaż 05.03.2017, godz. 19.00, wstęp bezpłatny

6.03.2017 Zawód artysta. Wykład Katarzyny Kopeć Muzeum Współczesne Wrocław zaprasza 6 marca na wykład dr Katarzyny Kopeć pt. „Zawód artysta. Pracownicy kreatywni w dobie elastycznego kapitalizmu”. Wydarzenie towarzyszy wystawie „Stosunki pracy”. Wykład ukaże sprzeczności w oczekiwaniach względem artystów jako pracowników we współczesnej gospodarce. Muzeum Współczesne Wrocław, Pl. Strzegomski 2A, Beautiful Tube, godz. 17.30, wstęp bezpłatny.

SPOTKANIA

9.03, 16.03, 23.03, 30.03.2017 Spotkania Akademii Intelektu Projekt tworzony przez grupę studentów, którzy pragną poszerzać swoje horyzonty. W czwartkowe wieczory odbywają się spotkania z ludźmi ze świata kultury, nauki, sportu czy mediów. W marcu Akademia Intelektu zaprasza na cztery ciekawe wydarzenia: 9 marca spotkanie poświęcone współczesnym obliczom terroryzmu, 16 marca – wieczór o faktach i mitach dotyczących dawców szpiku. 23 marca gościem będzie prof. Jerzy Vetulani, znany polski neurobiolog, który poprowadzi spotkanie pt. „Dlaczego współpraca sprawia nam przyjemność?”, natomiast 30 marca uczestnicy Akademii Intelektu udadzą się „Autostopem na koniec świata”. Więcej informacji na akademiaintelektu.org CODA Maciejówka, plac Nankiera 17a (wejście od ogrodu Ossolineum), godz. 20.00, wstęp bezpłatny.


TANIEC

8.03.2017 Akram Khan Dance Company – Until the Lions 8 marca w Narodowym Forum Muzyki zagości taniec. Until the Lions to choreograficzna odpowiedź na opowieść o Ambie/Shikhandim, zamieszczoną w Mahabharacie – klasycznym poemacie epickim spisanym sanskrytem. Poetka i pisarka Karthika Naïr na nowo snuje tę opowieść i wprowadza marginalne postacie do swojej nowej książki Until the Lions: Echoes from the Mahabharata. Akram Khan jest jednym z najbardziej znanych i szanowanych artystów tańca. Twórczość Akrama jest uznawana za głęboko poruszającą, a jego pełen przemyślanego kunsztu sposób opowiadania historii jest zarazem intymny i epicki. Opisywany przez „Financial Times” jako artysta, który wspaniale opowiada, ostatnio stworzył część ceremonii otwarcia Letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku, co spotkało się ze znakomitym przyjęciem. Narodowe Forum Muzyki, pl. Wolności 1, Bilety: VIP – 140 zł / I kat. – 110 zł / II kat. – 80 zł / III kat. – 50 zł / IV kat. – 30 zł. Godz. 19.00.

WYSTAWA

3.02.-18.03.2017 Różni artyści: Meerschmerz – może współdzielne. Echo opery Do 18 marca w BWA Studio można odwiedzić wystawę „Meerschmerz – może współdzielne. Echo opery”. Meerschmerz to stan znużenia morzem wywołujący uczucie niepokoju i niezadowolenia z otaczającej nas materialnej rzeczywistości (niem.: Meer – „morze”, Schmerz – „ból”). Termin ten, ukuty w odniesieniu do niemieckiego romantyzmu oraz pragnienia zespolenia duchowych i materialnych aspektów ludzkiego doświadczania świata, opisuje psychoemocjonalny stan grupy delfinów żyjących w basenie Morza Śródziemnego, które to zwierzęta stały się bohaterami pracy Beaty Rojek. Instalacja multimedialna jest wynikiem wspólnego wysiłku Gangu Delfinów w celu ustanowienia niewerbalnego, egalitarnego multi-dialogu. Utwory muzyczne, wiersze, rysunki i animacje tworzą gościnne środowisko dla przybyszów o różnym pochodzeniu. Projekt czerpie z bogatej śródziemnomorskiej kultury i historii, ukazując cel ucieczki z obu perspektyw: euro – i antropocentrycznej oraz poszukiwanie na tej podstawienie nowej holistycznej narracji. Studio BWA, ul. Ruska 46a/301, Finisaż: 18.03.2017, godz. 18.00

FILM

24-30.03.2017 Tydzień Kina Hiszpańskiego 17. edycja jednego z najbardziej lubianych przez widzów Kina Nowe Horyzonty przeglądów odbędzie się od 24 do 30 marca. Tydzień Kina Hiszpańskiego to coroczny przegląd najciekawszych produkcji z Półwyspu Iberyjskiego. Festiwal prezentuje najciekawsze filmy z ostatnich lat, które odzwierciedlają bogactwo gatunkowe i tematyczne nowej hiszpańskiej kinematografii. TKH skierowany jest zarówno do miłośników języka i kultury hiszpańskiej, jak i do osób lubiących dobre kino. W programie prezentowany jest szeroki przekrój hiszpańskiej kinematografii, od hitów kasowych, przez kameralne kino artystyczne, po przejmujące dokumenty, a różnorodność gatunkowa i tematyczna sprawia, że każdy widz znajdzie coś dla siebie. Prezentowane są najgłośniejsze i najbardziej intrygujące nowe hiszpańskie filmy, w większości nie pokazywane wcześniej w Polsce. Wśród nich produkcje z najważniejszych międzynarodowych festiwali oraz zdobywcy prestiżowych nagród. Tydzień wcześniej, 17 marca, odbędzie się wieczór hiszpańskich horrorów. Organizatorami TKH są: Ambasada Królestwa Hiszpanii, Biuro Radcy ds. Turystyki Ambasady Hiszpanii w Polsce, AP Mañana. Kino Nowe Horyzonty, ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21, Bilety: normalny – 18 zł, ulgowy – 16 zł, klubowy/kupon ze zniżką z FB – 15 zł.

FESTIWAL

24.03-2.04.2017 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej 38. PPA odbędzie się we Wrocławiu od 24 marca do 2 kwietnia. Publiczność festiwalu będzie miała okazję zobaczyć na scenach Teatru Capitol, Teatru Polskiego, Impartu, Synagogi pod Białym Bocianem, CeTy, Starego Klasztoru i Wrocławskiego Teatru Współczesnego ponad 30 koncertów i spektakli. W programie m.in: Jamie Cullum – jeden z najpopularniejszych jazzmanów na świecie, kabaret Pożar w Burdelu, multiinstrumentalista Mathias Duplessy, Shefita – piosenkarka z Izraela, australijski pieśniarz Steve Smyth, a także polscy artyści: Maja Kleszcz, Magdalena Cielecka, Maria Peszek, Zbigniew Hołdys oraz najciekawsze spektakle dyplomowe studentów polskich szkół teatralnych. Wrocław – różne lokalizacje wg programu dnia.

WYSTAWA

6.12.2016-30.03.2017 Różni artyści: Nieczytelność. Palimpsesty O zjawisku nieczytelności i nawarstwiania się pisma opowiada czasowa wystawa w Muzeum Pana Tadeusza. Zaprezentowane są na niej prace m.in. Andrzeja Bednarczyka, Irmy Blank, Zbigniewa Libery czy Andrzeja Szewczyka. W relacji do nieczytelności jako bardzo bliskie rysuje się pojęcie palimpsestu. Terminem tym definiuje się rękopis spisany na używanym już wcześniej materiale piśmiennym. Mamy zatem do czynienia z nawarstwianiem się kolejnych tekstów, które zazwyczaj z czasem zaczynają prześwitywać jedne spod drugich, czyniąc przekaz coraz mniej czytelnym lub wręcz nieczytelnym. Muzeum Pana Tadeusza, Rynek 6, Godziny otwarcia: wtorek-niedziela: 10.00-18.00.

WYSTAWA

9.01. – 31.03.2017 Bohuslav Fuchs. Wystawa z okazji 120. rocznicy urodzin architekta Do 31 marca w Muzeum Architektury wystawa z okazji 120. rocznicy urodzin architekta Bohuslava Fuchsa. To jeden z najbardziej znanych za granicą czeskich architektów XX wieku. Architekt, urbanista, teoretyk, artysta plastyk i nauczyciel, nierozerwalnie złączony z modernizmem w Brnie. Jego projekty stanowiły kamienie milowe w rozwoju czechosłowackiej architektury i do dziś są doskonałymi przykładami tego, jak modernistyczna architektura pracuje z przestrzenią i materią. Niektóre budynki autorstwa Bohuslava Fuchsa (hotel Avion czy pawilon miasta Brna) do dziś stanowią wizytówkę Brna. Wystawa prezentuje 13 najważniejszych realizacji projektów Bohuslava Fuchsa. Uzupełnieniem wystawy jest film o architekcie, zrealizowany dla Czeskiej Telewizji. Muzeum Architektury we Wrocławiu, ul. Bernardyńska 5, Bilety: normalny – 10 zł, ulgowy – 7 zł

WYSTAWA

17.11.2016-31.03.2017 Różni artyści: Photography never dies W przestrzeniach Dworca Głównego we Wrocławiu do 31 marca będzie można zobaczyć wystawę fotografii o fotografii, „Photography never dies”. Na wystawie zobaczymy m.in. pierwszą utrwaloną fotografię, pierwsze selfie, pierwsze zdjęcie zostawione na księżycu i pierwszą fotografię cyfrową. Wystawa jest symboliczną opowieścią o narodzinach fotografii, jej ewolucji oraz wartościach, jakie kryją się w naturze samego medium. Projekt przybrał formę metaforycznej ilustracji historii fotografii na przełomie 177 lat jej istnienia. Wystawa nie jest studium czy analizą o charakterze encyklopedycznym czy historycznym – jest przede wszystkim refleksją na temat roli fotografii w naszym życiu. W każdy czwartek o godzinie 19.00 odbywa się wyjątkowe oprowadzanie po wystawie. Galeria Wrocław Główny, Dworzec Główny Wrocław, ul. Piłsudskiego 105, I piętro, Godziny otwarcia: wtorek, środa, piątek, sobota, niedziela: 11.00 – 19.00, czwartek 13.00 – 21.00 Bilety: normalny – 8 zł,ulgowy – 5 zł (oprowadzanie kuratorskie wliczone w cenę biletu).


Przy zakupie auta do 31.03 pierwszy przegląd gratis!*

FordStore

FORD FOCUS Limousine

GERMAZ

4 dr Trend 1,6i 105 KM

Teraz w atrakcyjnej cenie

49 800 PLN

brutto

lub

343 PLN

netto/mies. w Ford Leasing Opcje

FORD MONDEO Limousine 4 dr Trend 1,5 EcoBoost 160 KM

Teraz w atrakcyjnej cenie

78 900 PLN

brutto

lub

670 PLN

netto/mies. w Ford Leasing Opcje

Skorzystaj również z naszej oferty Autodetailingu! Dom Samochodowy Germaz ul Strzegomska 139, Wrocław kom. 519 470 345, tel. 71 358 20 40 www.germaz.pl

661 452 503

tel. fb.com/Germaz.AutoDetailing

*promocja nie łączy się z innymi promocjami Ford Germaz, ilość samochodów w promocji ograniczona


(przy Wejściu Tumskim)


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.