Notes.na.6.tygodni#72

Page 70

np. tego, że dyrektor białostockiego Muzeum Wojska Polskiego został krytycznie oceniony przez tamtejszych wyborców czy któregoś z posłów za to, że wystawa o wyzwoleniu Ziem Wschodnich przez Armię Radziecką nosiła tytuł Wyzwolenie. W reakcji na protesty dyrektor dorzucił po prostu znak zapytania. Dla rodziny przedstawionej w moim wideo to było wyzwolenie, to był koniec ich życia pod ziemią, „w grobie”, jak ta rodzina mówi. Matka bohatera mówiła, że to był „czas grobu”. Zostawiłem więc ten znak zapytania, bardzo mnie to zaciekawiło. Zresztą historycy dzisiaj mówią, że historia jako taka nie istnieje – to interpretacja historii stwarza sens. Wiąże się to z pamięcią, która jest zawodna, przekształca wydarzenia, a jednocześnie jest elementem, który można oczywiście manipulować, co może być związane z ideologią. To, co mnie interesuje, to takie zawirowanie historyczne, w którym człowiek mimo trudów próbuje się odnaleźć, znaleźć swoją ścieżkę w życiu, swój motor postępowania. Lubię, jak ktoś przy herbacie zapyta mnie, co ja maluję. Albo kiedy idę z psem na spacer i panie koleżanki psa pytają mnie: „A co pan maluje?”. Wtedy używam takiego określenia wytrycha i mówię, że opowiadam o tym, jak duża historia spada małym ludziom na głowę, jakie strategie człowiek znajduje, żeby nie zwariować, jak mimo wszystko utrzymać swój punkt odniesienia. Mówisz z wrażliwością kulturoznawcy, antropologa, kogoś, kto zajmuje się badaniem mechanizmów psychologii społecznej... A studiowałeś weterynarię, jak to się stało, że wybrałeś akurat ten kierunek?

Wiesz, interesowałem się wieloma rzeczami jeszcze w liceum, chciałem robić teatr, myślałem o Akademii Sztuk Pięknych, ale już w podstawówce wybrałem biologię, bo niezwykle mnie fascynowała: zrozumieć sens życia, jak biologicznie komórka wchodzi w relację z układem, kompleksem innych komórek, tworzy organizm, jak z tego powstaje człowiek i jak ten człowiek funkcjonuje. To było dla mnie naprawdę największe pytanie. Pamiętam, że chodziłem na zajęcia plastyczne w liceum – malowaliśmy jabłka, jak te u Cézanne’a... W pewnym momencie stwierdziłem, że to takie nudne... Nie potrafiłem zrozumieć, jak można poświęcić lata pracy na malowanie jabłek, na rysowanie ogryzków jabłek Cézanne’a. Po latach myślę, że jednak jest to ważne – ale potrzebowałem na to pół życia. Wtedy najważniejsze dla mnie było, żeby zrozumieć, jak funkcjonuje życie. Zdecydowałem, że pójdę na weterynarię, która łączy praktykę działania i możliwość życia na wsi, wsi, która zawsze mnie pociągała jako Eden. Pochodzę z małego miasteczka, później, już w liceum, mieszkałem w Warszawie, ale zawsze marzyłem o życiu zgodnie z naturą. Dlatego w obrazach często wracam do natury jako miejsca pozornego Edenu, który tak naprawdę jest konstruktem mentalnym człowieka. Wybrałem więc weterynarię i szybko to przekląłem, bo oczywiście studia były bardzo trudne i zrozumiałem, że się do tego nie nadaję. Później był stan wojenny, strajki studenckie na Akademii. Mój starszy brat zginął w czasie odbywania służby wojskowej. Byłem w żałobie po bracie i ogarnął mnie strach, że jeśli coś mi się nie powiedzie i wyrzucą mnie ze studiów, to trafię do wojska i umrę tragicznie tak jak mój brat. Przez długi czas, przynajmniej trzy lata, zanim osiągnąłem wiek, w którym zmarł mój brat, miałem poczucie, że również

Adam Adach: Revolution on the table (Klinom krasnym bei belykh), 2011, dzięki uprzejmości artysty

136

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

137


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.