Notes.na.6.tygodni#72

Page 61

ludzie bardzo utalentowani, bardzo sprawni, bardzo szybcy. Często działający w tandemach – to też jest takie novum, które mogło wyjść z Politechniki, że oni umieli pracować zespołowo i wiedzieli, że nie jest to żadna hańba. Pary były mieszane i dzięki temu widać realny udział kobiet w projektowaniu. Nie mówiono: pani by jakąś ilustracyjkę nam tutaj trzasnęła, tylko małżeństwo czy para po prostu pracowała razem. Trudno dziś znaleźć aż tak wyraźne przykłady tego rodzaju działania ze strony środowiska architektonicznego.

Ale wtedy nie było tak sprofesjonalizowanej edukacji projektowej, która jednak ma miejsce dzisiaj w Polsce. Po raz pierwszy od bardzo dawna mamy do czynienia ze środowiskiem projektantów graficznych, które jest skomunikowane wewnętrznie, a do tego bardzo twórcze, fajne. Powołane do życia kilka lat temu Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej tworzy szereg indywidualności, ale nie są to indywidualności typu „jestem Leonardo da Vinci, mój koń jest najpiękniejszy” – tylko ludzie, którzy pracują zgodnie z zasadami tego fachu. To jest świetne. Dzięki temu moja książka ma pewnie większy sens, bo nie trafia w próżnię, tylko w realny świat. Tytuł twojej książki czerpie z Mikołaja Reja, że Polacy nie gęsi, że swój język mają. Sięgasz głęboko z tym swoim kamieniem węgielnym.

Kiedy Mikołaj Rej to pisał, kierował swoje słowa do cudzoziemców. Natomiast w moim przypadku cytat „nie gęsi” jest kierowany do rodaków, niezależnie od ich etnicznego pochodzenia (śmiech). A tytuł angielski to po prostu Against the Odds, „na przekór wszystkiemu”, który jest też dobrym podtytułem do polskiego wydania, bo w tym trudnym okresie w polskich dziejach wszystko robiono właśnie pod prąd okolicznościom. To, że jesteśmy w stanie wytworzyć własny język, własną jakość, jest jednym z podstawowych fundamentów poczucia, że jestem Polakiem i dam radę, choćby nie wiem co. Podczas spotkania promocyjnego ktoś powiedział, że i nie gęsi, i nie papugi...

Papugowania w tej branży jest sporo i nie ma co się temu dziwować. Jak ktoś ma dobry pomysł, to należy go rąbnąć, przetworzyć, zrobić coś fajniejszego i koniec (śmiech). I w ogóle nie ma zmiłuj, tak jest w sztuce, architekturze, teatrze, życiu społecznym, w zakładaniu partii pewnie też tak jest. Natomiast ja chciałem rozmontować parę mitów. Po pierwsze, mit całkowitej dominacji awangardy, który był potrzebny w latach 60. i 70.: próbom tworzenia takiego polskiego Bauhausa towarzyszył rodzaj agresji defensywnej, że my też mamy swoje. Myślę, że to było nieco przesadzone, zresztą też i twórcy tych mitów – jak Andrzej Turowski – dokonują teraz autorefleksji, piszą o marginesach tej rzeczywistości artystycznej, że jednak były rzeczy ciekawe, niekoniecznie w centrum, które poniekąd sami skonstruowali. To jest jedna rzecz – żeby troszeczkę przytrzeć nosa awangardom, których znaczenie zostało bardzo podbite przez muzea. Bo jak wisi ten Strzemiński na ścianie, to i druczek Strzemińskiego blisko się znajdzie i staje się dziełem. Podczas kiedy dla nie gorszej produkcji jakiegoś Iksińskiego, który na ścianie nie wisi, bo się zwyczajnie malarstwem nie 118

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

119


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.