Notes.na.6.tygodni#70

Page 49

doświadczenia. Poświęcam część swojej wypowiedzi boazerii, paprotce, kryształom i serwetce na komodzie… Nie zrobiłem natomiast żadnej pracy o macie słomianej w zagłówku łóżka, chociaż sam takową miałem. Czym jest Fabryka Mebli?

Powstała w 2002 roku. Najpierw była tytułem wystawy, podczas której malowałem szereg obrazów-mebli. Wtedy rzuciłem hasło „meblowania galerii” na miejsce aranżowania wystawy. Po tej pierwszej wystawie postanowiłem używać nazwy Fabryka Mebli jako swoistego znaku firmowego, który będzie opisywał moją interdyscyplinarną twórczość. Ta nazwa obejmuje różne sprawy: malarstwo, robienie obiektów, instalacji z obrazów, został w to także włączony performance, czasami pojawiają się fotografie. Innymi słowy Fabryka Mebli stała się pseudonimem, rodzajem tożsamości, którą stawiam obok swojego nazwiska. Postanowiłem pracować z tą tożsamością, obserwując współczesne zabiegi kształtowania marki. Doszedłem do wniosku, że tego rodzaju funkcjonowanie w świecie sztuki, poprzez nazwę, może być łatwiejsze, bo nie pracuję tylko i wyłącznie pod własnym nazwiskiem. Sama nazwa Fabryka Mebli zrodziła się intuicyjnie, miała być ironiczna wobec systemu produkcyjnego we współczesnej kulturze. Jan Mioduszewski: Przez 40 minut bez ruchu w Galerii Dapp, still performance, Postawy, 2004, dzięki uprzejmości artysty

W twoim działaniu jest duża doza absurdu, w końcu w Fabryce Mebli wszystko oparte jest na działaniu na niby: jesteś niby-dyrektorem i zatrudniasz niby-robotnika, który wytwarza niby-meble…

waż odbywa się z różnych punktów widzenia i z różnych dystansów. Obraz najpierw ogląda się z daleka, potem podchodzi się bliżej, żeby obejrzeć pracę pędzla i materię obrazu, czasami z bliska pojawiają się szczegóły, które z daleka nie są widoczne. Tymi faktami można świadomie grać. Mnie jako widza zawsze ciekawiło to, by w obrazie znaleźć jakieś szczeliny, rodzaj jakiegoś mechanizmu – tajnego przekazu, który nam wysłał ktoś z historii. Oglądając w muzeach dobrze zachowane obrazy malowane alla prima, niejednokrotnie miewam wrażenie, że malarz dopiero co odszedł od obrazu, że przed chwilą zniknął za rogiem. A przecież są to obrazy, które mają dwieście, trzysta lat. Pociągnięcia pędzla wyglądają jak świeże, malarstwo tak doskonale zapisuje ruch.

Bycie malarzem samo w sobie jest trochę absurdalnym zajęciem. W gruncie rzeczy dość niefunkcjonalnym dzisiaj. Fotograf sesyjny czy modowy ma zlecenia. Malarz znalazł się w punkcie szczególnie oderwanym od zawodu. Jeszcze w XIX wieku malarstwo było zawodem, ponieważ miało naturalny kontakt ze zleceniodawcą: malowanie portretów, weduty etc. Pole rozważań malarstwa zajęło malarstwo awangardowe, które jest najbardziej dominującym tropem w sztuce współczesnej. Stąd paradoksalna nieprzydatność tego zajęcia. Ja ową nieprzydatność ubrałem w program, zakładając Fabrykę Mebli, i to ma sens, ponieważ bardzo przyjemnie jest być fabrykantem. A z drugiej strony robotnikiem.

Kwestionując oczywistość rozróżnienia pomiędzy przedmiotem i przedstawieniem, znajdujesz się w samym centrum doniosłych filozoficznych dyskusji. Z drugiej strony przedmiot, którego używasz do tego celu – poczciwa PRL-owska meblościanka – sprawia, że cała ta gra staje się bardzo zabawna. Skąd wzięła się twoja fascynacja tym specyficznej urody meblem?

Z definicji fabryki wynika kilka wątków, przede wszystkim chyba generowanie zysku?

Muszę zaprotestować w obliczu takiego zaszufladkowania, jakkolwiek absurdalnie brzmi to w tym kontekście (śmiech). Interesuje mnie mebel i przedmioty drewniane, ale bardzo różne. W ostatniej serii maluję meble fetysze, ikony XX-wiecznego dizajnu. Ale oczywiście meblościankę, mebel na wysoki połysk czy inne meble polskich fabryk tamtego czasu traktuję jako swego rodzaju signum temporis. Jestem z generacji przełomu, w roku 1989 miałem 15 lat i moje zainteresowanie kompletem Odra, meblami z Wyszkowa, zestawem młodzieżowym z Dolnośląskiej Fabryki Mebli służy opisaniu pokoleniowego 6

notes 70 / 09–10.2011 / czytelnia

Fabryka pracuje i truje (śmiech). W pewnym sensie nazwa Fabryka Mebli była gotowa do podjęcia pewnego rodzaju dyskusji z mechanizmami rynku sztuki. Muszę uczestniczyć w rynku sztuki, aby normalnie funkcjonować. W końcu moje obrazy są sprzedawane. Z drugiej strony dzięki Fabryce mogę mechanizmy rynku obserwować i pokazywać. Fabryka Mebli jest swoistą metaforą. Może być odczytywana jako gest ironiczny wobec systemu produkcji w kulturze. Wobec kultury jako produktu. System produkcji bywa miałki. O wiele bardziej dotyczy to rynku muzycznego, kultury popularnej czy kina niż rynku sztuki, który jest stosunkowo wąską niszą i jednak celuje w gust wyrafinowany. Jednak rynek sztuki nie jest święty.

notes 70 / 09–10.2011 / czytelnia

7


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.