Notes.na.6.tygodni #109

Page 1

notes—na—6—tygodni

pismo postentuzjastyczne

nr 109

grudzień 2016 / styczeń 2017

ISSN / 1730–9409

wydawnictwo bezpłatne



nr 109

grudzień–2016–styczeń–2017

ORIENTUJ SIĘ! Architektura i miasto – 24 Dizajn – 39 Sztuka i życie – 40 Foto i wideo – 49 Ruch i dźwięk – 61

CZYTELNIA 65–71 Aktualne

INSTYTUT ZARZĄDZANIA OTOCZENIEM (GODNYM UWAGI)

104–115 Eksperyment

WITAMY W AL-HAJSIK Instagramowa powieść Małgorzaty Piernik

Deklaracja programowa instytucji zajmującej się współczesną architekturą, powołanej w ramach cyklu Synchronizacja 2016

116–131 Fotografia

72–79 Architektura społeczna

Ilona Szwarc o swojej praktyce twórczej opowiada Adzie Banaszak

Z Moniką Kosterą i Jerzym Kociatkiewiczem, współautorami książki o zarządzaniu w płynnej nowoczesności, rozmawia Bogna Świątkowska

132–139 Eksperyment

COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO

80–89 Postawy radykalne

POLITYCZNOŚĆ PLEBSU Z Wiktorem Marcem, autorem książki Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 roku i plebejskie doświadczenie polityczne, rozmawia Magda Roszkowska 90–103 Praktyki teatralne

TAŃCZĄCE GIFY

Choreografka Marta Ziółek opowiada Agnieszce Sosnowskiej o pracy nad performansem Zrób siebie

EMANCYPACJA SOBOWTÓRÓW

THOMAS JEROME NEWTON – NOTA BIOGRAFICZNA I MOŻLIWY NEKROLOG Agata Pyzik w enigmatycznym tekście o twórcy utworu Warszawa. Praca wizualna: Gregor Różański 140–149 Praktyki artystyczne

ŚMIETNIKI JAK ŚWIETLICE Z Pawłem Marcinkiem, artystą pracującym ze śmieciami, rozmawia Joanna Glinkowska 150–159 DizAjn

DOBRZE POJĘTA RYWALIZACJA Z Joanną Jopkiewicz i Łukaszem Paluchem, projektantami i kuratorami studenckiej wystawy Postęp prac, rozmawia Katarzyna Roj

NA KONIEC 160–163

170–174

MUZEUM DIZAJNU Magdalena Frankowska

RECENZJE LEKTUR NOWYCH I STARYCH

164–167

Kurzojady (Olga Wróbel i Jakub Zgierski) 175–176 POLSKA TYPOGRAFIA XXI WIEKU Desite

BĘDZIE TYLKO GORZEJ Alek Hudzik

168–169 USUŃ POEZJĘ Rozdzielczość Chleba


notes–na–6–tygodni pismo postentuzjastyczne WYDAWCA

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana ADRES REDAKCJI

ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa, t: +48 22 625 51 24, +48 22 827 64 62, m: +48 516 802 843, e: bec@beczmiana.pl Redaktorka naczelna

Bogna Świątkowska Zastępczyni redaktorki naczelnej

Magda Roszkowska Redaktorki działu „Orientuj się”

Ada Banaszak, Joanna Glinkowska Reklama i patronaty

Ela Petruk Redakcja i korekta

Justyna Chmielewska Autorzy

Ada Banaszak, Ewa Dyszlewicz, Joanna Glinkowska, Andrzej Marzec, Małgorzata Piernik, Adam Przywara, Agata Pyzik, Katarzyna Roj, Monika Rosińska, Magda Roszkowska, Agnieszka Sosnowska, Bogna Świątkowska Orientuj się

Informacje i ilustracje pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne; drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. PROJEKT

Laszukk+s / Hegmank+s Notes elektro

issuu.com/beczmiana notesna6tygodni.pl REKLAMA

Zamów cennik: ela@beczmiana.pl

JAK OTRZYMAĆ ARCHIWALNY NOTES

Zasil konto Bęca (ING BŚ 02 1050 1038 1000 0023 3025 8183 z dopiskiem „Na rozwój FNKBZ”) darowizną minimum 13 PLN, prześlij nam o tym wiadomość na adres nn6t@funbec.eu, podaj adres, pod jaki mamy wysłać wybrany przez ciebie numer nn6t, a my wyślemy ci go pocztą priorytetową natychmiast. Większe wpłaty przyjmiemy entuzjastycznie!

SZEFOWA FNKBZ

Bogna Świątkowska bogna@beczmiana.pl BĘC

Ada Banaszak, Drążek, Paulina Jeziorek, Iga Kołodziej, Marta Królak, Paulina Witek, Rafał Żwirek Departament Dystrybucji

Tomek Dobrowolski Paulina Pytel Bęc Sklep Wielobranżowy:

Tomek Dobrowolski Łukasz Bagiński Departament Publikacji

Ela Petruk, Magda Roszkowska, Justyna Chmielewska bec@beczmiana.pl Znak FNKBZ

Małgorzata Gurowska m_box@tlen.pl BĘC SKLEP WIELOBRANŻOWY

książki, albumy, płyty, czasopisma, plakaty, kalendarze, notatniki, pióra wieczne, dizajn Warszawa, Mokotowska 65 pon.–pt. 11–19, sob. 12–18 sklep.beczmiana.pl +48 22 629 21 85 Informacje, zamówienia: sklep@beczmiana.pl

DRUK

P.W. Stabil, ul. Nabielaka 16 30−410 Kraków, tel. +12 410 28 20

BĘC DYSTRYBUCJA

książki, notatniki, kalendarze, płyty, informacje, zamówienia, kontakt z księgarniami: dystrybucja@beczmiana.pl BĘC KSIĘGARNIA INTERNETOWA

sklep.beczmiana.pl


okładka

Aleksandra Bujnowska Bez tytułu olej na płótnie, 60 x 90 cm, 2016 Praca powstała specjalnie na zamówienie „Notesu na 6 tygodni”. Od autorki: Obraz przedstawia grupę małych wilków, które wyglądają jakby były zrośnięte. Tworzą jeden organizm – hybrydę z pięcioma głowami. Aleksandra Bujnowska – zajmuje się malarstwem i fotografią. W latach 1999–2004 studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2001–2006 studiowała malarstwo w pracowni profesora Jarosława Modzelewskiego oraz w pracowni fotografii profesora Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Studia ukończyła z wyróżnieniem. Swoje prace pokazywała m.in. w BWA w Tarnowie (Zielono / Czarne), Galerii Monopol (Granatowy to nowy czarny), Salonie Akademii (Inna formuła obrazu) w Warszawie oraz podczas Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” w Galerii Bielskiej w Bielsko-Białej.


to wspólne przedsięwzięcie „Czasu Kultury” i Wydziału Komunikacji Multimedialnej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu zaplanowane jako nowa przestrzeń prezentacji sztuki współczesnej oraz miejsce spotkań z twórcami słowa i sztuk wizualnych. Święty Marcin 49a, 61-806 Poznań | info@galeriaskala.com | facebook.com/galeriaskala



JAN SOWA RAFAŁ WOŚ SASKIA SASSEN MICHAŁ WIŚNIEWSKI GRZEGORZ PIĄTEK MACIEJ MIŁOBĘDZKI DOROTA LEŚNIAK-RYCHLAK MAGDALENA STANISZKIS JACEK GĄDECKI MATEUSZ HALAWA MARTA SMAGACZ-POZIEMSKA MARCIN WICHA RAFAŁ WÓJCIK DANIEL KRYSIŃSKI OWEN HATHERLEY

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


wydawnictwo.krytykapolityczna.pl

Sztuka czy polityczny aktywizm?

Kim jest Piotr Pawlenski? O jego akcjach i sztuce mówią w książce: sam artysta, bliscy mu ludzie, a także krytycy i teoretycy sztuki.

patronat



GOTUJ JAK W RESTAURACJACH! PRZEŁOMOWA KSIĄŻKA KULINARNA! Praw ie 10 0 sekretnych przepisów i wskazówek

39 ż ycior ysów

Ponad 250 pięknych zdjęć

308 stron w t wardej opraw ie

Wstęp Macieja Nowaka

Restauratorów

res taurantweek. p l / k sia zka W Y DAW N I C T WO






micet centrum edukacji teatralnej narodowy stary teatr w krakowie ul. jagiellońska i

micet.pl

fot. Wunsche & Samsel

WyStaWa interaktyWna WarSztaty / maSter claSSeS / interactive exhibition / WorkShopS








Oficjalny Ubezpieczyciel Zamku Królewskiego w Warszawie – Muzeum



Komuna// warszawa:

B.R.I.N. projekt premiera: 29.12

patronat

www.komuna.warszawa.pl


Orie nn6t uj się ARCHITEKTURA i MIASTO / DIZAJN SZTUKA i ŻYCIE / FOTO i WIDEO RUCH I DŹWIĘK 24


Kama Sokolnicka: praca z cyklu Schematy przepływów, prezentowana w ramach wystawy Centrum Niezrównoważenia, fot. Justyna Chmielewska

25


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Samowola budowlana, pięciokondygnacyjny pensjonat przy wyciągu narciarskim na tzw. Ugorach w dzielnicy Pardałówka w Zakopanem, nakaz rozbiórki od 2009 roku, stan z października 2016, fot. Daria Pawlaczyk

26


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

CENTRUM NIEZRÓWNOWAŻENIA W ramach wystawy podsumowującej tegoroczną edycję cyklu Synchronizacja. Projekty dla miast przyszłości biuro Fundacji Bęc Zmiana zostało przekształcone w Centrum Niezrównoważenia. Centrum opiera się – a raczej chwieje – na sześciu filarach: migracji (instytucji, roślin, materiałów, funkcji), wykorzystaniu istniejących zasobów w nowy sposób (dachy, tarasy, pustostany, resztki), powstrzymywaniu się zamiast nadprodukcji, przymierzu zamiast psucia przestrzeni, lokalności pokręconej z globalnością (bazary, ciuchy, jedzenie) oraz na niczym nieskrępowanej wyobraźni: bezwstydnej i inspirującej. Ilustracją tych kluczowych dla współczesnego projektowania zagadnień stały się prace artystów i architektów: projekty Simone De Iacobisa, Małgorzaty Kuciewicz i Jakuba Szczęsnego z grupy CENTRALA, seria plakatów zaprojektowanych przez Fontarte, dokumentacja instalacji Chwasty Karoliny Grzywnowicz (przed i po skoszeniu), kolaże Marty Kowalczyk, pawilon wybudowany przez PACIOREX, Trzonolinowce Ryszarda Semki, pracownia Macieja Siudy, proporczyki Kamy Sokolnickiej, makieta bazaru przy Bakalarskiej Aleksandry Wasilkowskiej, leginsy Alfa Omegi oraz zbiór dobrych praktyk dla rzemieślników i architektów, czyli Karta Zakopiańska.

do 31.12 Warszawa, ul. Mokotowska 65/7 beczmiana.pl

27


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Rekonstrukcja statku Séraphique, przewożącego niewolników na trasie Nantes–Antyle w drugiej połowie XVIII wieku. Źródło: www.eenigheid.slavenhandelmcc.nl

ATLAS UCHODŹCZY Przygotowany przez Pawła Mościckiego Refugee Atlas to internetowy atlas wizualny, który za pomocą montażu fotografii, filmów, obrazów malarskich, tekstów i muzyki ukazuje kulturowe, społeczne i polityczne problemy związane z migracją i doświadczeniem uchodźców. Inspirowany słynnym Atlasem Mnemosyne niemieckiego historyka sztuki Aby’ego Warburga, Refugee Atlas ukazuje nie tylko uchodźcze historie, ale także migrację samych obrazów, gestów, wyobrażeń i motywów kulturowych w przestrzeni i czasie. Zgromadzone na stronie internetowej materiały, podzielone według tematów na 20 tablic, mają za pomocą dramatycznych

zestawień tworzyć „krótkie spięcia” prowokujące do refleksji nad „długim trwaniem” zjawisk, które prezentowane są dziś często w całkowitej izolacji od kontekstu historycznego. Atlas otwiera karta przedstawiająca uchodźcę jako figurę kluczową dla zachodniej kultury: wygnanie Adama i Ewy z Raju Mościcki zestawia m.in. z fragmentem Eneidy Wergiliusza oraz międzywojenną algierską pocztówką przedstawiającą podróż Mahometa z Mekki do Medyny.

refugeeatlas.com

28


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Olga Szczechowska: bez tytułu, 2016, praca opublikowana w książce Helibo Seyoman

HELIBO SEYOMAN Warszawa to piosenka Davida Bowiego napisana we współpracy z Brianem Eno. Pierwotnie ukazała się w styczniu 1977 roku na płycie Low, pierwszej z serii tzw. Trylogii berlińskiej artysty. Utwór ten uważa się za muzyczne odzwierciedlenie ponurego klimatu miasta, które Bowie ujrzał podczas swojego (rzekomego) spaceru z Dworca Gdańskiego – gdzie w wyniku awarii zatrzymał się pociąg, którym artysta podróżował z Władywostoku do Paryża – na plac Wilsona (wtedy Komuny Paryskiej). Tajemnicze słowa zmyślonego języka, którym Bowie posługuje się w Warszawie, stały się punktem wyjścia dla książki Helibo Seyoman – zbioru prac stworzonych przez pisarzy, artystów wizualnych i grafików z Warszawy i Berlina. Każdy z twórców miał wykorzystać tytułową frazę, zaczerpniętą

z utworu Bowiego, aby przekazać wymyśloną przez siebie opowieść o historycznych więziach dwóch miast. Zabronione było jednak odwoływanie się do postaci Davida Bowiego i jego utworu. Na artbooka składają się m.in. prace Aleksandry Waliszewskiej, opowiadanie Jakuba Żulczyka, kolaże Agnieszki Brzeżańskiej, grafiki Tymka Borowskiego, rysunki Andreasa Töpfera i poezja Gregora Weichbrodta. Publikacja ukazuje się w języku polskim i angielskim. Zamieszczony w niej tekst Agaty Pyzik oraz pracę wizualną Gregora Różańskiego znajdziecie w NN6T na s. 132–139.

Premiera: 15.12, godz. 19 Warszawa, Instytut Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi), ul. Żurawia 1a beczmiana.pl

29


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Adam Przywara dla NN6T:

BRUTALNA INWIGILACJA

W czterdziestą rocznicę strajków czerwca 1976 roku w Ursusie wspólnymi siłami Ośrodka Kultury Arsus, Urzędu Dzielnicy i artystki Jaśminy Wójcik została wydana publikacja poświęcona przeszłości i teraźniejszości tej części miasta. Na łamach książki Ursus. To tutaj wszystko się zaczęło wspomnieniami dzielą się uczestnicy strajków, opozycjoniści i byli pracownicy Zrzeszenia Przemysłu Ciągnikowego „Ursus”. Z kolei młodsi mieszkańcy dzielnicy wyjaśniają, czym dla nich jest Ursus oraz jakie znaczenie ma dla nich historia dawnych Zakładów Mechanicznych. „Oddaliśmy głos społeczności Ursusa, ponieważ uważamy, że historia powstaje i wybrzmiewa z wielogłosu, a nie z jednej monumentalnej, obiektywnej prawdy, która zresztą nigdy nie istnieje” – tłumaczy formułę książki Jaśmina Wójcik, jej pomysłodawczyni i redaktorka.

W Nowym Jorku na Dolnym Manhattanie przy 33 Thomas Street wznosi się budynek-zagadka. Brutalistyczna bryła wysokości ponad 160 metrów jest pilnie strzeżoną fortecą, na temat której od lat krążą miejskie legendy. Wieżowiec zaprojektowany został pod koniec lat 60. przez znaną amerykańską pracownię John Carl Warnecke & Associates. Nie bez powodu jego bryła wydaje się bliższa abstrakcyjnym architektonom Malewicza niż otaczającym go przeszklonym biurowcom. Long Lines Building jest bowiem technologicznie zaawansowanym schronem nuklearnym, mającym chronić nie ludzi, lecz maszyny: sieci komputerowe, kable i przyrządy telekomunikacyjne odpowiadające za obsługę długodystansowych połączeń telefonicznych. Tajemniczy brutalistyczny moloch stał się niedawno tematem medialnych dyskusji, a wszystko za sprawą materiału, który przygotowali dziennikarze śledczy platformy The Intercept. Autorzy raportu, na podstawie sprawozdań Edwarda Snowdena, postawili tezę, że Long Lines Building to nie tylko jeden z najważniejszych punktów przepływu informacji telekomunikacyjnych w Stanach Zjednoczonych, ale także centrum ich inwigilacji przez jednostki NSA. Język brutalizmu, który cechować ma przejrzystość i czytelność bryły, zyskuje w tym przypadku niejednoznaczny etycznie wymiar, jako architektura zapewniająca kryjówkę przed prawem i opinią publiczną w centrum wielomilionowej metropolii. [AP]

ursus.warszawa.pl

theintercept.com

Materiały prasowe Urzędu Dzielnicy Ursus

TO TUTAJ WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO

30


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Szkic skweru przy 33 Thomas Street, źródło: theintercept.com

31


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

INSTYTUT ZARZĄDZANIA OTOCZENIEM (GODNYM UWAGI) Zadaniem Instytutu Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi) – patainstytucji powołanej do życia przez Fundację Bęc Zmiana – ma być (chwilowe) wypełnienie luki spowodowanej przez brak instytucji, która systematyzowałaby ogromne pole wiedzy i praktyki architektonicznej generowanej przez stołecznych badaczy i projektantów. W tymczasowej siedzibie IZO(gu) przy placu Trzech Krzyży odbywają się wykłady, prelekcje i spotkania dotyczące materialnej i niematerialnej tkanki Warszawy – miasta o niezwykle ciekawej i złożonej architektonicznej przeszłości. Samym eksponatem i przedmiotem badań może być pustostan, w którym zagnieździł się Instytut: budynek wzniesiony zaraz po wojnie, w wyniku jednego z pierwszych konkursów architektonicznych w stolicy, pełnił funkcję łącznika pomiędzy ówczesnym gmachem Ministerstwa Przemysłu i Handlu (dziś Rozwoju) a budynkiem mieszkalnym (mieszczącym dziś na parterze pocztę). W ramach tymczasowo stałej ekspozycji IZO(gu) oglądać można wykradzione z terenu rozbiórek różnych obiektów elementy budynków, czyli klaser materii architektonicznej Warszawy z kolekcji grupy projektowej CENTRALA, a wciąż ewoluujący program wydarzeń znajdziecie na stronie internetowej projektu Synchronizacja oraz na facebooku Bęc Zmiany. do 16.12 Warszawa, Instytut Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi), ul. Żurawia 1a beczmiana.pl synchronicity.pl

Czytaj więcej na str. 65

32


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Klaser materii architektonicznej Warszawy ze zbiorów grupy projektowej CENTRALA. Ekspozycja w Instytucie Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi), fot. Justyna Chmielewska

33


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Anna Kristiansson: The Voice. Praca zgłoszona do projektu Acclimatize, Moderna Museet 2016

Monika Rosińska dla NN6T:

PRZEMYŚLEĆ KLIMAT Acclimatize to nazwa internetowej platformy, w ramach której kuratorzy sztokholmskiego Moderna Museet – Ylva Hillström, Camilla Carlberg i Svante Helmbaek Tirén – zapraszają wszystkich zainteresowanych do refleksji nad zmianami klimatycznymi. Strona gromadzi zarówno wypowiedzi artystów, takich chociażby jak Olafur Eliasson, Isaac Julien czy Bea Szenfeld, jak i opinie „zwykłych” obywateli. Każdy może wziąć udział w dyskusji, przesyłając swoje stanowisko czy pytanie w formie zdjęcia, filmu, eseju, wywiadu lub wiersza. Zgromadzone w ten sposób informacje trafią do rąk pracowników think tanku, którego zadaniem będzie stworzenie ekspertyzy dotyczącej wyzwań sformułowanych przez Organizację Narodów Zjednoczonych na rok 2030. [MR] acclimatize.modernamuseet.se

WOJNY O INFRASTRUKTURĘ W wydanej dwa lata temu książce Extrastatecraft architektka Keller Easterling poddała syntezie trwające w polu akademickim dyskusje dotyczące roli infrastruktury we współczesnej produkcji kapitalistycznej. Jak twierdzi Easterling, w XXI wieku to właśnie infrastruk-

34


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Rezerwat Standing Rock, 31 sierpnia 2016, fot. Justin Deegan, źródło: publicseminar.org

tura może okazać się punktem zapalnym dla szeroko zakrojonych działań antysystemowych. Tak dzieje się aktualnie w rezerwacie Standing Rock, gdzie rdzenna społeczność Indian oraz aktywiści wspólnie blokują budowę rurociągu naftowego Dakota Access. Lobby 35

naftowe, w które swój kapitał zainwestował także prezydent elekt, wspierane jest aktualnie przez policję i wojsko, przy użyciu siły starające się stłumić opór aktywistów. [AP] standwithstandingrock.net


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Jakub i Tymek Jezierscy: fragment ilustracji z książki Dziwny dom nad Wisłą

ARCHITEKTONICZNE HITY ZIMY Zimowe nowości wydawnicze Fundacji Bęc Zmiana w różny sposób opowiadają o architekturze XX wieku. Dziwny dom nad Wisłą – wierszowana opowiastka Zuzanny Fruby z ilustracjami Jakuba i Tymka Jezierskich – przybliża czytelnikom burzliwe losy zaprojektowanej przez Bohdana Lacherta i Józefa Szanajcę Willi Szyllerów. Ta modernistyczna „maszyna do mieszkania”, uznana za jeden z najciekawszych budynków warszawskiego międzywojnia, w 2002 roku została wyburzona w związku z poszerzaniem sąsiadującego z nią Wału Miedzeszyńskiego. Więcej szczęścia miały budynki, którym poświęcona jest obszerna publikacja Architektura VII dnia, autorstwa Izabeli Cichońskiej, Karoliny Popery i Kuby Snopka. Na ten (pierwszy!) przewodnik po architekturze kościołów zbudowanych w czasach PRL składają się setki fotografii, dziesiątki infografik, rozmo-

wy z projektantami świątyń i badaczami architektury, a także szlak turystyczny po 408 najciekawszych – i wciąż niewyburzonych – obiektach w całym kraju. Najmniejsza pod względem formatu, ale wielka pod względem treści książka Adrichalim (hebr. Architekci) – publikacja zbiorowa pod redakcją Bogny Świątkowskiej – to mały leksykon żydowskich architektów, którzy w XX wieku wyjechali z terenów polskich i stali się ikonicznymi postaciami architektury izraelskiej. Owym „pionierom, budowniczym i wizjonerom”, jak nazywa ich we wstępie do książki Michael Jacobson, trafiła się niepowtarzalna szansa: mogli bez skrępowania formułować radykalny współczesny język architektoniczny i przestrzenny, którym chciało się posługiwać nowe państwo.

beczmiana.pl

36


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Max Avdeev, Łódź 2016. Zdjęcie z książki Architektura VII dnia

37


NN6T Orientuj się: Architektura i miasto

Projekt: Iwo Borkowicz

RADYKALNY PENSJONAT Iwo Borkowicz został laureatem Young Talent Architecture Award, wygrywając organizowany przez Fundację Miesa van der Rohe konkurs na najlepszy dyplom z dziedziny architektury, urbanistyki i projektowania krajobrazu obroniony w Europie w roku akademickim 2015/16. Jego propozycja jest odpowiedzią na kryzys mieszkaniowy na Kubie. Architekt, na podstawie dwumiesięcznych badań terenowych, opracował projekt zakładający symbiotyczną relację pomiędzy budownictwem socjalnym opartym na kooperatywach mieszkaniowych a modelem rozproszonego turyzmu. Biorąc pod uwagę rosnące zapotrzebowanie na miejsca noclegowe dla turystów podróżujących do Hawany, Borkowicz zaprojektował budynki łączące funkcje mieszkaniowe z hotelowymi. Wynajmowane pokoje zapewniłyby źródło dochodu dla mieszkańców i pozwoliły w krótkim

czasie spłacić pożyczkę zaciągniętą na budowę domów. Każdy z pięciu przedstawionych przez projektanta prototypów uwzględnia przestrzenie wspólne na parterze i dachu, lokale dla sprzedawców ulicznych oraz zakłada możliwość łatwego łączenia i zmiany funkcji z jednostek mieszkaniowych na hotelowe. Borkowicz podkreśla rolę samych mieszkańców w procesie decydowania o wyglądzie i rozmieszczeniu ich przyszłych mieszkań, a także znaczenie wykorzystania lokalnych materiałów i sposobów zdobienia (rękodzieło, kolorystyka). Zwycięski projekt przypomina nowatorskie pomysły rewitalizacji przestrzeni miejskich i nowe wzorce rozbudowy miast – m.in. koncepcje Alejandra Araveny i jego pracowni Elemental – które Justin McGuirk opisuje w książce Radykalne miasta. miesbcn.com

38


NN6T Orientuj się: dizajn

PONADCZASOWY RAMS Oprócz szeroko rozpoznawanych urządzeń elektronicznych dla firmy Braun, Dieter Rams tworzył także meble. Wystawa Dieter Rams: Modular World jest pierwszą ekspozycją skupiającą się na tym aspekcie działalności niemieckiego projektanta. Pokaz obiektów – m.in. słynnego systemu półek 606 – uzupełniają materiały archiwalne, dokumentacje procesów projektowych oraz wywiad, w którym Rams wyjaśnia podstawy swojej pracy. Jego charakterystyczna filozofia projektowania, inspirowana japońskim spojrzeniem na proporcje, harmonię i wizualny porządek, znalazła wyraz w słynnym, sformułowanym w latach 70. manifeście, w którym Rams podkreślał wartość prostoty, szczerości i ponadczasowości. „Dobry dizajn jest trwały, unika bycia modnym, dzięki czemu nigdy nie staje się przestarzały” – lubi mawiać niemiecki projektant. [MR]

do 12.03 Weil am Rhein, Vitra Design Museum design-museum.de

Dieter Rams: odbiornik T1000, fot. Andreas Sütterlin. Dzięki uprzejmości Vitra Design Museum

CZYTELNIA DIZAJNU Warto odnotować, że od października 2016 roku działa w Warszawie ogólnodostępna czytelnia dizajnu. Gospodarzem tej przestrzeni jest Instytut Działań Projektowych – organizacja pozarządowa, która zajmuje się popularyzacją dizajnu: edukacją, konsultacjami biznesowymi i badaniami. Fakt, że taka przestrzeń istnieje, cieszy najbardziej, kiedy przypomnimy sobie jakiekolwiek próby (zawsze nieudane) wypożyczenia książki na temat projektowania z biblio­teki uniwersytetu lub uczelni artystycznej. Zbiory IDEPE obejmują publikacje polskie i zagraniczne, a także magazyny oraz czasopisma poświęcone projektowaniu. [MR]

Warszawa, Racławicka 99 facebook.com/idepedesign

39


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

USTA–USTA Działający już od 10 lat kolektyw Slavs and Tatars doczekał się przeglądu swojej dotychczasowej twórczości: w ramach wystawy Usta–usta prace ze wszystkich ich projektów po raz pierwszy zostaną zaprezentowane w murach w jednej instytucji. Artyści, koncentrujący swoje działania na kwestiach dotyczących obszarów „na wschód od byłego Muru Berlińskiego

i na zachód od Wielkiego Muru w Chinach”, sięgają do zakurzonych tradycji, zapomnianych historii i niepopularnych tekstów źródłowych, aby rozbijać nasze przekonania o własnej tożsamości, koncepcje języka czy wyznania. Posługując się całym spektrum środków wyrazu – instalacjami, grafikami, tkaninami, a także wykładami i publikacjami – Slavs and Tatars ujawniają arbitralność konstruk-

40


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Slavs and Tatars: Alphabet Abdal, 2015. Materiały prasowe CSW Zamek Ujazdowski

tów, które nas otaczają i które bez za- Niebawem powstanie również pierwsza stanowienia przyjmujemy jako praw- monografia grupy, przygotowana przez dę. Osią wystawy Usta–usta będzie Waltera Königa. idea wspólnego czytania, stąd obecność wielu prac dźwiękowych, dla których rzeźby i instalacje kolektywu pełnią funkcję scenografii. Ekspozycja, której kuratorem jest Jarosław Lubiak, po- do 19.02 kazana zostanie również w Teheranie, Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 Stambule, Wilnie, Belgradzie i Dreźnie. csw.art.pl 41


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Obiekt z kolekcji Moniki Powalisz. Materiały prasowe galerii lokal_30

42


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

PAPIER, KAMIEŃ, NOŻYCE Monika Powalisz jest scenarzystką i dramatopisarką, Mateusz Szczypiński – artystą i historykiem sztuki. Łączy ich papier, a właściwie „korba” na punkcie papieru. Monika kompulsywnie kolekcjonuje niemal wszelkie papierowe przejawy projektowania graficznego: od pożółkłych, nigdy niezapisanych zeszytów, przez nigdy nienaklejone etykiety zapałczane, niewypełnione adresowniki, puste koperty, dziewicze bloki listowe, papiery pakowe, którymi kiedyś okładano z troską cenne egzemplarze książek, po dawno przeterminowane kalendarzyki oraz nieaktualne mapy i foldery podróżne. Na zbiór Mateusza składają się pisma i magazyny z czasów, gdy średniej klasy ciuch z Zachodu wart był jedną pensję polskiego urzędnika. Kiedy kolekcja Szczypińskiego urosła do rozmiarów, które zmusiły go do budowania ze stert papieru ścianek działowych w mieszkaniu, artysta postanowił poddać ją recyklingowi i z ilustracji z czasopism zaczął tworzyć kolaże. Na wystawie papier– kamień–nożyce można obejrzeć prace Szczypińskiego wybrane przez Powalisz oraz obiekty z kolekcji Powalisz wybrane przez Szczypińskiego.

do 11.02 Warszawa, lokal_30, ul. Wilcza 29a/12 lokal30.pl

Bartek Buczek: Seria zimowa XIII

KAMUFLAŻ Wystawa KA-MU-FLAŻ to pokaz prac finalistów konkursu Fundacji Grey House: Michaliny Bigaj, Bartka Buczka, Macieja Cholewy, Kamila Kukli i Ewy Sadowskiej. Tym, co według kuratorów ekspozycji łączy ich twórczość i charakteryzuje sztukę w ogóle, jest tytułowa strategia kamuflażu. Stanowi on tarczę obronną dla słabych i niegotowych do walki w otwartym polu, jest także narzędziem używanym przez wszelkiej maści tricksterów. Młodzi artyści łączą w swojej twórczości te dwa jego aspekty: z jednej strony, pozbawieni wsparcia instytucji oraz rozpoznawalnych nazwisk, wciąż poszukują strategii „przetrwania” i „wtopienia się” w pole sztuki, z drugiej – ich twórczość obfituje w nagłe zwroty akcji, pojawia się w najbardziej niespodziewanych miejscach, aby zaraz zniknąć, a czasem nawet udaje, że wcale nie jest sztuką.

do 5.01 Kraków, Szara Kamienica, Rynek Główny 6 szarakamienica.pl

43


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Lucy Lippard: #blackprotest, 2016. Fotografia ze zbiorów Konsorcjum Praktyk Postartystycznych

44


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Stach Szumski, Światowid, 2016. Dzięki uprzejmości Klików i Obrotów

Ewa Dyszlewicz dla NN6T:

CHMURA Życie galerzysty z różnych względów nie sprzyja bujaniu w obłokach. A gdyby tak odwrócić sytuację i przenieść galerię w chmurę? Po Billy Gallery, pionierskim projekcie Tymka Borowskiego i Pawła Sysiaka, w polskim internecie pojawiła się nowa wirtualna przestrzeń wystawiennicza. Projekt Kliki i Obroty, powołany do życia przez artystę Piotra Kopika, opiera się na interakcji widza z prezentowanymi w trzech wymiarach wirtualnymi artefaktami. Część z nich – jak Zgładź osiedlowego Światowida Stacha Szumskiego czy wideo

Jany Shostak – została zaadaptowana do cyfrowego medium, inne to prace powstałe specjalnie z myślą o środowisku cyfrowym (Karol Komorowski, Olga Kowalska). W najbliższych miesiącach w Klikach będą się pojawiać kolejne realizacje, a później – jak zapowiada Kopik – formuła wirtualnej galerii zacznie ewoluować. [ED]

klikiiobroty.eu

45


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Anna Okrasko: Polonia Bytom, materiały prasowe CSW Kronika

POLONIA BYTOM Z jednej strony ceniony niegdyś klub piłkarski, z drugiej Polacy mieszkający poza granicami kraju. Fetyszyzacja ruin versus ucieczka do „lepszego świata”. Polonia Bytom – najnowsza wystawa Anny Okrasko – jest efektem kilkuletniej pracy artystki z polskimi emigrantami zarobkowymi w Holandii, a zarazem opowieścią o samym Bytomiu jako miejscu przejścia, w którym jedyną stałą jest zmiana. Artystka próbuje odnaleźć genius loci przemysłowego miasta, badając stany ruchu i stagnacji oraz zachodzące między nimi zależności. Prezentowane w ramach ekspozycji instalacje wideo, fotografie, obiekty, a także

scenariusz filmowy Patrioci oraz książka fotograficzna powstała we współpracy z Joanną Bębenek i Justyną Chmielewską pokazują nie-miejsca, obiekty przejściowe, wskazujące na brak zakorzenienia i stałości: drogi, lotniska, torowiska, pasaże, rozkłady jazdy.

do 7.01 Bytom, CSW Kronika, Rynek 26 kronika.org.pl

46


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

Agnieszka Polska: Watery Rhymes, 2014. Dzięki uprzejmości artystki i ŻAK | BRANICKA

MINISTERSTWO SPRAW WEWNĘTRZNYCH

Norbert Delman: Syndrom Feniksa, szkic

SYNDROM FENIKSA

Wystawa Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Intymność jako tekst prezentuje różnorodne głosy w poezji i sztukach wizualnych, dla których wspólnym rodzajem ekspresji jest narracja pierwszoosobowa i konfesyjny charakter wypowiedzi, a reprezentowanie siebie w języku staje się orężem w walce o podmiotowość. W czasach, kiedy praktyki społeczne zorientowane na dystans i ironię traktują z podejrzliwością kategorie takie jak szczerość i autentyczność, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych usiłuje zrehabilitować słowa i obrazy jako narzędzia samoświadomości. Zadaje pytanie o to, na ile wyznanie może wykraczać poza narcystyczny wymiar mówienia „o sobie”, i zamiast tego stanowić źródło komunikacji oraz identyfikacji dla odbiorcy. W ramach ekspozycji pokazane zostaną prace m.in. Aldony Kopkiewicz, Amalii Ulman, Andrzeja Szpindlera, Chris Kraus, Deny Yago, Ewy Zarzyckiej, Jakuba Głuszaka, Konrada Góry, Jaakko Pallasvuo i Zuzanny Bartoszek.

W psychologii, medycynie i psychiatrii syndrom feniksa oznacza „stany skrajnego ożywienia i zamierania funkcji ciała i całej osobowości polegające na cyklicznym doświadczaniu pobudzenia energetycznego i inflacji psychicznej (ożywienia, mocy, boskości) oraz wycofania, izolacji i alienacji psychicznej”. Joanna Rzepka-Dziedzic – kuratorka wystawy Syndrom Feniksa – obserwuje i bada to zjawisko na podstawie zarówno własnych przeżyć, jak i doświadczeń osób ze środowisk twórczych, którymi się otacza, prowadząc od kilkunastu lat galerię sztuki współczesnej. W ramach przygotowanej przez nią ekspozycji zaprezentowane zostaną prace artystek i artystów – m.in. Norberta Delmana, Katarzyny Kmity, Natalii Bażowskiej, Marty Frank, Piotra Bujaka czy Wojciecha Kucharczyka – będące ich indywidualnymi interpretacjami tej przypadłości. Często ich charakter jest interwencyjny lub terapeutyczny: mają zapobiegać cyklicznemu wypaleniu, pomóc w regeneracji lub udoskonalić przebieg cyklu.

26.01 – 2.04 Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Pańska 3 artmuseum.pl

31.12 – 21.01 Katowice, Galeria Szara, ul. Misjonarzy Oblatów NMP 4 galeriaszara.pl

47


NN6T Orientuj się: sztuka i życie

SZESNASTA PODRÓŻ Po raz kolejny Fundacja Artystyczna Podróż Hestii zaprasza studentów kierunków artystycznych do udziału w konkursie, w którym nagrodą główną jest miesięczna rezydencja w Nowym Jorku lub Walencji. Zgłoszenia do 16. edycji konkursu Artystyczna Podróż Hestii będzie można wysyłać już od 9 stycznia. W zeszłym roku o artystyczną podróż za ocean walczyło 414 studentów z całej Polski, a bilet do Nowego Jorku otrzymał Piotr Urbaniec, absolwent Wydziału Nowych Mediów na warszawskiej ASP.

Zgłoszenia: 9.01 – 24.03 artystycznapodrozhestii.pl

BEZCENNE W latach 2014–2016 kolekcja Muzeum Narodowego w Warszawie wzbogaciła się o (bez)cenne dzieła. Większość z nich została zakupiona bądź ofiarowana, a część stanowią zabytki utracone w czasie ostatniej wojny. W ramach wystawy Bezcenne pokazanych zostanie ponad 200 spośród pozyskanych prac, w tym malarstwo, rzeźba, rysunek, grafika, fotografie oraz wyroby rzemiosła artystycznego, poczynając od starożytnych zabytków – egipskich masek i antycznych naczyń – a kończąc na pracach współczesnych twórców.

do 12.02 Warszawa, Muzeum Narodowe, Al. Jerozolimskie 3 mnw.art.pl

CHCĘ ZOBACZYĆ Gościem specjalnym 16. edycji Watch Docs – festiwalu poświęconego prawom człowieka w filmie – będzie autor powieści Łaskawe oraz książek reporterskich Zapiski z Homs i Czeczenia. Rok III Jonathan Littell. Podczas festiwalu odbędzie się polska premiera jego filmu Szkodliwe jednostki, o dzieciach-żołnierzach przymusowo wcielanych do powstałej w Ugandzie pod koniec lat 80. Armii Bożego Oporu Josepha Ko-

48


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Kadr z filmu Curumim, reż. Marcos Prado. Materiały prasowe MFF Watch Docs

ny’ego. O nagrodę dla najlepszego filmu zawalczą m.in. dokument Nieustraszony wróbel, poświęcony chińskiej aktywistce Ye Haiyan słynącej z niekonwencjonalnych metod walki o prawa pracownic seksualnych, i Zrób sobie kraj, w którym brytyjski filmowiec Anthony Butts przygląda się od wewnątrz powstaniu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej na wschodzie Ukrainy. Ponad 60 pokazywanych w ramach festiwalu fil-

mów zostało podzielonych na sekcje tematyczne: Chcę zobaczyć, poświęconą szczególnie palącym problemom związanym z łamaniem praw człowieka, Rekonstrukcja. Polityka pamięci, Populizm. Reaktywacja oraz Próba mikrofonu – ta ostatnia dotyczy wolności słowa. 9–15.12 Warszawa watchdocs.pl

49


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Kadr z filmu Dzika, reż. Nicolette Krebitz

Andrzej Marzec dla NN6T:

DZIKA Bezkompromisowy obraz Nicolette Krebitz jest niezwykle ciekawą filmową próbą odzyskania wypartej przez współczesną kulturę zwierzęcości. Dzika to historia nudnej pracownicy biurowej, która w drodze do pracy spotyka w miejskim parku wilka. Zetknięcie z nieoswojoną istotą sprawia, że główna bohaterka zaczyna powoli przypominać sobie o wypartym, wewnętrznym, zwierzęcym składniku swojej egzystencji. W jej uporządkowany, harmonijny świat wdziera się pragnienie innego, bardziej autentycznego życia, które powoli zaczyna dezintegrować stabilną i przewidywalną ludzką rzeczywistość. Niemiecka reżyserka ukazuje przemianę głównej bohaterki, towarzyszy jej w procesie odzyskiwania zwierzęcości, polegającym na radykalnym opuszczeniu społeczeństwa oraz zerwaniu z bez- W swoim najnowszym filmie dokumenpiecznym życiem opartym na rutynie, talnym Safari Ulrich Seidl w świetnym konwencji i kłamstwie. [AM] stylu udowadnia, że jego całe dotychczasowe kino, a nawet austriacką egzystencję, którą od wielu lat pilnie śledzi, można z powodzeniem nazwać „martwą naturą”. Reżyser, który w głośnym Raju przyglądał się seksturystyce, tym w kinach od 13.01 bombafilm.pl razem skupia się na tanatoturystyce

ŚMIERCIONOŚNA BIEL

50


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Kadr z filmu Safari, reż. Ulrich Seidl

i analizuje rządzące nią dziwaczne rytuały. W nowej produkcji Seidla oglądamy rażącą oczy, śmiercionośną, absolutną i bardzo europejską biel, lokującą się poza fizjologią, poza dobrem i złem, posiadającą wyłączne prawo do decydowania o życiu oraz śmierci. Safari – sprawozdanie z afrykańskiej przygody grupy niemieckich i austriackich my-

śliwych – warto obejrzeć nie tylko dla wyjątkowego doświadczenia martwej estetyki, ale również ze względu na fascynację polowaniem, mięsożerstwem (przeżywającym w ostatnim czasie renesans) oraz ich związki z pragnieniem władzy. [AM]

51


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

FRAGMENTY I MAPA

PODKOP

Mawia się, że polska kultura jest kulturą słowa. Celem autorów i redaktorów dwutomowej publikacji Kultura wizualna w Polsce – Iwony Kurz, Pauliny Kwiatkowskiej, Magdy Szcześniak i Łukasza Zaremby z Instytutu Kultury Polskiej UW – jest namysł nad rolą, jaką odgrywają w niej obrazy. W pierwszej części, zatytułowanej Fragmenty, zaprezentowana zostaje propozycja kanonu polskiej myśli wizualnej. W drugiej – Mapie – autorzy przedstawiają spójną konstelację pojęć ważnych dla polskiej kultury wizualnej, uniwersalnych (jak widzenie, obraz, widz), ale też lokalnych, które wskazują na charakterystyczne dla Polaków formy myślenia i praktyki (wśród haseł są między innymi święty obrazek, powidok, cepelia czy fotogenia).

Jeśli można mówić o zwrocie konserwatywnym w fotografii, to właśnie staliśmy się jego świadkami. Tradycyjnie rozumiany dokument dominuje w instytucjonalnej – festiwalowej, galeryjnej, akademickiej – ofercie, a działania o charakterze eksperymentalnym spychane są na margines. Dlatego warto zwrócić uwagę na dwie nadchodzące wystawy Witka Orskiego, dawno niewidzianego postkonceptualisty (jak sam siebie określa), którego praktyka poszerza horyzont refleksji nad obrazem i jego współczesnym statusem. Na wystawie Fałda w zielonogórskim BWA punktem wyjścia do rozważań nad dyskursywnością medium staje się działanie w przestrzeni galerii, którą artysta zamieni w maszynę optyczną. Przedmiotem jego eksperymentów stanie się Krzywy Las, niezwykłe skupisko zdeformowanych drzew z okolic miejscowości Gryfino na Pomorzu Zachodnim. Z kolei w białostockim Arsenale szykuje się premiera prezentowanego wcześniej we fragmentach cyklu Dziury w ziemi. To medytacja nad abstrakcyjną relacją łączącą akt twórczy – nawet tak absurdalny jak kopanie dziury w ziemi – z szeroko pojętym kapitałem, jaki zostaje w jego ramach wytworzony. [ED]

Fałda, 9.12 – 8.01 Zielona Góra, BWA, al. Niepodległości 19 bwazg.pl Dziury w ziemi, 20.01 – 23.02 Białystok, Galeria Arsenał, ul. Mickiewicza 2 galeria-arsenal.pl

Premiera: 31.01 beczmiana.pl

52


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Fot. Witek Orski, dzięki uprzejmości artysty

53


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Konrad Pustoła: Cieplice, z cyklu Uzdrowiska, Synchronizacja 2013

54


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

NIESKOŃCZONE Pod koniec grudnia, w niewiele ponad rok po śmierci Konrada Pustoły, ma się ukazać przekrojowa publikacja poświęcona jego twórczości. W książce Nieskończone / Unfinished zaprezentowany zostanie bogaty dorobek fotografa. Obok znanych szerokiej publiczności prac, takich jak Nieskończone domy, Dark Rooms czy Widoki władzy, pojawią się projekty, których Pustoła nie zdążył dokończyć – na przykład kuratorowany przez Bognę Świątkowską cykl o izraelskich kibucach Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu, podejmujący temat związków architektury i utopii. Zdjęciom towarzyszyć będą teksty Adama Mazura, Marka Powera oraz Małgorzaty Szczęśniak. [ED]

nowyteatr.org

FOTO-KONSTELACJE Każdy wielki fotograf uczy nas przede wszystkim patrzeć na nowo, oglądać rzeczywistość od strony, której istnienia bez niego nawet byśmy się nie spodziewali. Jednocześnie, ucząc nas patrzeć, często pokazuje w nowej perspektywie funkcję i znaczenie samej fotografii. Właśnie te dwa aspekty bada Paweł Mościcki w książce Foto-konstelacje. Wokół Marka Piaseckiego. Jej bohaterem jest oczywiście sam Piasecki (1935– 2011), polski fotograf i artysta związany z drugą Grupą Krakowską – postać osobna, wszechstronna i niepowtarzalna, choć wciąż nie w pełni rozpoznana w obiegu krytycznym. Książka Mościckiego to pierwsza autorska monografia twórczości Piaseckiego, pierwsza próba całościowego odczytania jego praktyki artystycznej. Autor zanurza się głęboko w interpretację prac Piaseckiego, a zarazem bada możliwości teoretycznego pisania o fotografii i o jej związkach z teatrem czy filmem. Podczas lektury krążymy więc wciąż pomiędzy pracami artysty, teoretycznym dyskursem o fotografii oraz – być może – pewnego rodzaju filozofią egzystencji. Premiera: 31.01 beczmiana.pl

55


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

OŁPEN KOL Grupa lajt, której patronuje Wydział Malarstwa i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie, Zachęta Sztuki Współczesnej w Szczecinie oraz Fundacja Upside Art, organizuje konkurs – ołpen kol – dla młodych fotografów. Trzy zwycięskie projekty zostaną zaprezentowane w Szczecinie w ramach wystaw indywidualnych. Jak zapowiadają organizatorzy, zarówno przestrzenie ekspozycyjne, jak i sama koncepcja oraz aranżacja poszczególnych wystaw będą dalekie od konwencjonalnych. Grupa lajt działa wedle założeń sformułowanych w ogłoszonym przez siebie manifeście. Uparcie spolszczają angielskie nazewnictwo i równie stanowczo odrzucają sygnowanie swoich poczynań nazwiskami, występując zamiast tego jako stojący w cieniu artystów „kuratorzy XYZ”. Ołpen kol jest ołpen dla wszystkich fotografów przed trzydziestką.

FOTOGRAF WARSZAWSKI

do 31.12

Nowy dokumentalny projekt Antoniny Gugały dotyczy warszawskich fotografów-rzemieślników. Artystka, kierowana chęcią zachowania pamięci o miejscach, które niedługo mogą zmienić swoją formę lub po prostu zniknąć, uwieczniła na zdjęciach ponad osiemdziesiąt stołecznych zakładów fotograficznych. Dokumentacja ukazuje charakterystyczny język wizualny, jakim posługują się ich 56


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Antonina Gugała, z cyklu Fotograf warszawski

właściciele, aby zwrócić uwagę przechodniów i przyciągnąć klientów. Zapisowi towarzyszą „zdjęcia do dyplomu” – seria portretów Gugały, na którą składają się zdjęcia zamówione w każdym z zakładów. Projekt Fotograf warszawski, który w całości oglądać będzie można w ramach wystawy o takim samym tytule, stanowi namysł nad normami społecznymi, konwencja57

mi estetycznymi, kulturowymi kodami i oczekiwaniami kształtującymi obecny w masowej świadomości wizerunek fotografa.

7–18.12 Warszawa, Fundacja Archeologia Fotografii, ul. gen. Andersa 13 faf.org.pl


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

PIEGI, KWADRATY, STYGMATY

Wiktoria Wojciechowska: Petro, 28. Dzięki uprzejmości artystki

ISKRY Mężczyźni i chłopcy przedstawieni przez Wiktorię Wojciechowską w projekcie Sparks nie są zawodowymi żołnierzami. Brali jednak aktywny udział w rewolucji Euromajdan, walczyli na froncie i wciąż ścierają się z prorosyjskimi separatystami na wschodzie i południu Ukrainy. Na wystawie Iskry zaprezentowane zostaną portrety walczących, a także dokumentacja ich życia na froncie oraz moment powrotu do bezpiecznego miejsca. Fotografie, kolaże i wideo opowiadają historię i odtwarzają wrażenia z kraju pogrążonego w wojnie. Refleksja płynąca z prac Wiktorii Wojciechowskiej dotyczy nie tylko kruchości ludzkiego życia i ciała – autorka stawia również pytania o źródła i aktualność wyobrażeń na temat żołnierza, mężczyzny, człowieka dorosłego. 16–31.12 Warszawa, Biuro Wystaw, Krakowskie Przedmieście 16/18 biurowystaw.pl

Freckle(s) – pierwsza indywidualna książka fotograficzna Jacka Kołodziejskiego – jest podsumowaniem jego wieloletnich twórczych poszukiwań. „Dziesięć lat temu zamówiłem w Zakładzie Robotyki idealny kwadrat, który został wycięty w metalowej płytce. Położyłem go w ciemni na papierze światłoczułym i naświetliłem. Powtórzyłem ten proces tysiąc razy, naświetlając stykowo papier przez papier. Każdy kolejny obraz stawał się negatywem kolejnego. W rezultacie tego eksperymentu ujawnił się potencjał figury idealnej, organicznego kształtu” – tłumaczy Kołodziejski. Konceptualny zabieg rozpoczął poszukiwania estetyczne w różnych mediach: malarstwa, instalacji i rzeźby, oraz stał się motywem powracającym w kolejnych projektach artysty – jako figura-plama, figura-znamię, figura-stygmat, czy w końcu… figura-pieg. Książka zaprojektowana przez Magdalenę Heliasz została wydana z okazji zwycięstwa Jacka Kołodziejskiego w jednym z najważniejszych konkursów fotograficznych na świecie, PDN Photo Annual.

jacekkolodziejski.com

58


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Jacek Kołodziejski, z cyklu Fake Fleck. Fotografia z książki Freckle(s)

59


NN6T Orientuj się: FOTO I WIDEO

Fot. Michał Łuczak / Sputnik Photos

KONIEC PEWNEGO ŚWIATA Świat zaczął się rozpadać 7 grudnia 1988 roku o godzinie 11.41. Trzęsienie ziemi o sile 7 stopni w skali Richtera, które tamtego dnia nawiedziło Arme­nię, trwało jedynie 47 sekund, ale w jego wyniku domy straciło 514 tysięcy ludzi, 33 tysiące zostało rannych, a 25 tysięcy zginęło. Najbardziej ucierpiało miasto Spitak – ocalał w nim zaledwie jeden budynek. W 2014 roku pojechał tam Michał Łuczak, fotograf, który wraz z międzynarodowym kolektywem Sputnik Photos realizuje wieloletni projekt o rozpadzie Związku Radzieckiego. Historię obróconego w ruiny miasta

przedstawia na łamach fotograficzno-­ -reporterskiej książki 11.41, traktując Spitak jako metaforę ZSRR, dla którego trzęsienie ziemi w Armenii mogło być symbolicznym „początkiem końca”. Zdjęciom Łuczaka towarzyszy tekst autorstwa Filipa Springera.

michal-luczak.com

60


NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK

Rysunek Andrzeja Tobisa towarzyszący utworowi All Your Questions Will Be Answered Here

DLA MŁODZIEŻOWYCH MUTANTÓW Hypnagogic polish music for teenage mutants to pierwsza płyta LP Mchów i porostów – jednoosobowego projektu muzycznego Bartosza Zaskórskiego. Album został wydany w formie art­booka – każdemu z utworów towarzyszy rysunek wykonany przez jednego z zaproszonych do udziału w projekcie artystów, m.in. Andrzeja Tobisa, Kubę Woynarowskiego czy Aleksandrę Waliszewską. Na warstwę muzyczną składają się industrialna, transowa motoryka, zniszczone melodie przestarzałych syntezatorów, sample o niejasnej i dziwnej proweniencji oraz taśmo-

wy szum. Jak pisze Zaskórski, „płyta opowiada o przysypianiu w trakcie podróży autobusem i hipnagogiach temu towarzyszących, o pulpitach sterowniczych, które ostatecznie wyparły układy oparte na kineskopach, o zmyślonym i groźnym obliczu polskiej wsi, którą nawiedzają duchy utopionych kotów, o młodzieżowych miejskich mutantach oraz o meblościankach spotykanych na dzikich wysypiskach pośród lasów. Humor splata się ze strasznością, a straszność z pomrukiem silnika w autobusie”. recognition.pl

61


NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK

Materiały prasowe Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego

Agnieszka Sosnowska dla NN6T:

PRACA NIE POPŁACA Według Bojany Kunst zostając artystą, spełniasz najskrytsze marzenia późnego kapitalizmu. Artysta nie tylko rezyg­ nuje z podziału na czas wolny i pracę, ale też jest produktywny, dyspozycyjny i stale generuje nowe, wspaniałe pomysły. Pracę traktuje jako pasję i przywilej, wyrzekając się tym samym aspiracji finansowych. Artysta w pracy. O pokrewieństwach sztuki i kapitalizmu to książka mająca na celu ukazanie pułapki, jaka kryje się w przymusie ciągłego działania, silnie obecnym nie tylko w praktyce samych artystów, ale także w całym środowisku kultury: jej instytucjach, muzeach, organizacjach pozarządowych i licznych festiwalach. Jaką alternatywę proponuje autorka, która sama pracuje jako wykładowczyni w fabryce talentów performatywnych – Instytucie Teatrologii Stosowanej w Giessen? Pozostaje chyba tylko lenistwo i bezproduktywność. [AS] instytut-teatralny.pl

62

OBGRYZANIE PAZNOKCI Jakiś czas temu Alex Baczyński-Jenkins pokazywał w warszawskim Teatrze Studio performans XXXX, który w abstrakcyjny sposób odnosił się do figury Lud­ wika XIV zwanego Królem Słońce. Silnie zapadał wtedy w pamięć powracający motyw malowania sobie przez performerów paznokci granatowym lakierem:


NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK

Alex Baczyński-Jenkins: Portal Proxy, fot. Katarzyna Szugajew. Pokaz pracy odbył się w Muzeum Sztuki w Łodzi w ramach wystawy Układy odniesienia. Choreografia w muzeum

przyglądanie się paznokciom, dmucha- polegał na stałej obecności w przenie, cierpliwe czekanie, aż wyschną. strzeni galeryjnej osób wykonujących Istotne było samo rozciąganie czasu. partytury ruchowe. [AS] Wszystko wskazuje na to, że ten wątek powróci w pierwszej indywidualnej wystawie Baczyńskiego-Jenkinsa w lon- 20.01 – 12.03 dyńskiej Chisenhale Gallery. Perfor- Londyn, Chisenhale Gallery matywny charakter ekspozycji będzie chisenhale.org.uk 63


NN6T Orientuj się: RUCH I DŹWIĘK

SUROWO NA 30 METRACH

CO ZA EMOCJE Czy we współczesnym teatrze jest jeszcze miejsce na katharsis, grupową ekstazę i zbiorową histerię? So Emotional wykorzystuje narzędzia choreograficzne do zbadania teatru jako „maszyny uczuć”, która wytwarza afekty, emocje i nastroje oraz dystrybuuje je między sceną a widownią. Spektakl Przemka Kamińskiego, Mateusza Szymanówki i Marty Ziółek powstał w efekcie przeprowadzonych przez nich badań dotyczących pracy afektywnej performerów oraz form, które nas poruszają. W ramach swoich poszukiwań twórcy So Emotional przyglądają się również zdolności ciała do działania i oporu oraz do indywidualnej i kolektywnej transformacji.

7–8.01 Warszawa, Nowy Teatr, ul. Madalińskiego 10/16 nowyteatr.org

Pochodzi z Hongkongu, od kilku lat mieszka w Polsce, a jego występy to raczej dźwiękowe performanse niż zwykłe koncerty. Jasper Fung – bo o nim mowa – tworzy surowe, tajemnicze kompozycje, używając zarówno urządzeń elektronicznych, jak i obiektów dźwiękowych. Oprócz występów na żywo Fung tworzy instalacje, w ramach których bada relacje pomiędzy dźwiękiem i przestrzenią. W Łodzi wystąpi w kameralnej przestrzeni nowej galerii W Y, liczącej niespełna 30m2.

9.12 Łódź, W Y, ul. Piotrkowska 31 jasperfungty.com

64


artystycznapodrozhestii.pl/konkurs #konkursaph



←  Wystawa „Przez Pryzmat. Odsłona 3”. Galeria Neon, Akademia Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu, 2016 ←  „Warsaw Gallery Weekend 2016”, Spacer po galeriach, fot. M. Pasaman ↘  Wystawa „Wśród twarzy”, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, fot. B. Wileński, 2016

3



←  „Warsaw Gallery Weekend 2016”, Spacer po galeriach, fot. M. Pasaman ←  Matěj Frank w trakcie pracy nad rzeźbą „Przestrzenie”, obiekt znajduje się w Parku Hestii w Sopocie, fot. Magdalena Wodarczyk, 2016

5


Artystyczna Podróż Hestii 2016


Laureaci 15. Jubileuszowej edycji konkursu Artystyczna Podróż Hestii

←  Piotr Urbaniec, „Being friendly again”, wideo, 2016

7



←  Piotr Urbaniec. Finał 15. edycji konkursu APH w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. fot. P. Litwic, 2016 ←  Piotr Urbaniec, „Being friendly again”, wideo, 2016

9



Laureaci 15. Jubileuszowej edycji konkursu Artystyczna Podróż Hestii

←  Olga Kowalska na rezydencji w Hiszpanii, Zdjęcie dzięki uprzejmości artystki, 2016

11



Laureaci 15. Jubileuszowej edycji konkursu Artystyczna Podróż Hestii

←  Hanna Dyrcz, „Protuberancje”, ołówek, węgiel oraz fragmenty palone ogniem na tekturze, 2016

13


Weź udział i wygraj miesięczną rezydencję w Nowym Jorku lub Walencji.

16. edycja Konkursu Artystyczna Podróż Hestii

Artystyczna Podróż Hestii Organizator:

Mecenas:

Artystyczna Podróż Hestii 2016


Zgłoszenia od 9 stycznia 2017

artystycznapodrozhestii.pl/konkurs


16


aktualne


IZO(gu) Synchronizacja 2016. Architektura niezrównoważona Instytut Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi)* W Warszawie – stolicy, mieście o szczególnej i niezwykle ciekawej przeszłości, teraźniejszo­ ści i przyszłości architektonicznej – nie brak nie­ zrównoważenia i chaotyczności, ale brak insty­ tucji, która systematyzowałaby ogromne pole wiedzy i praktyki architektonicznej, instytucji, która proponowałaby język i narzędzia pozwala­ jące zrozumieć dynamikę miejskich zdarzeń. Powołujemy ją więc do życia! Tymczasowa siedziba Instytutu Zarządzania Oto­ czeniem (godnym uwagi) – w skrócie IZO(gu) – mieści się w budynku wzniesionym według pro­ jektu Stanisława Bieńkuńskiego i Stanisława Rychłowskiego (1948). Zaprojektowany przez nich kompleks Ministerstwa Przemysłu i Han­ dlu był jednym z pierwszych zbudowanych w po­ wojennej Warszawie. Do budowy użyto gruzo­ betonu – pozostałości zburzonej Warszawy * Nazwa powstała w czasie spotkanie w składzie: Aleksandra Kędziorek, Małgorzata Kuciewicz, Simone De Iacobis, Emma Lucek, Iga Kołodziej, Matylda Dobrowolska, Bogna Świątkowska 66


– i produkowanych z niego pustaków. Ten nie­ wielki budynek, zawierający właściwie jedynie schody, był łącznikiem między budynkiem mini­ sterialnym (dziś Ministerstwem Rozwoju) a obiek­ tem mieszkalnym, który wzniesiono w pierwszej kolejności dla pracowników rządowej placówki. Dziś staje się siedzibą instytucji, której zada­ nie jest podobne – IZO(gu) ma synchronizować miasto rozumiane jako administracja, przepi­ sy i regulacje z potrzebami i priorytetami miesz­ kańców. Ma to być instytucja dedykowana ma­ terialności miasta z jednej strony i miejskiemu życiu społecznemu z drugiej. Ma tworzyć język, jakim posługujemy się, gdy opisujemy otaczającą nas i kształtowaną przez nas przestrzeń. ORGANIZATOR Fundacja Bęc Zmiana www.beczmiana.pl CZAS 27.11 – 16.12.2016 Wystawa otwarta jest w dni powszednie w godz. 10:00–19:00 www.synchronicity.pl Projekt realizowany jest dzięki dotacji uzyskanej od Miasta Stołecznego Warszawy oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Specjalne podziękowania dla Innogy Polska za pomoc w ekspresowym przyłączeniu prądu oraz Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy

67


DEKLARACJA PROGRAMOWA Budynek, którego główny element sta­ nowią schody – detal architektonicz­ ny związany z ruchem, przechodzeniem z punktu A do B – sam w sobie staje się ćwiczeniem w rozumieniu, że architek­ tura nie tyle jest, ile działa. To czasownik uwięziony w rzeczownikach. Życie prze­ strzeni. Otoczenie, nie budynek. Możli­ wość ukryta w trwaniu materii. Prze­ pływ wiedzy i doświadczenia. Potężne narzędzie dydaktyczne w użyciu. Spacer po mieście. Codzienność bazarów, osied­ li, miejskich ogródków działkowych, domków jednorodzinnych, kościołów, biur, pływalni, bibliotek, ale też cmen­ tarzy, pustostanów, oczyszczalni ście­ ków i wysypisk śmieci. Niezrównoważo­ ne myślenie i działanie w architekturze polega na ujawnianiu jej czasowniko­ wego charakteru – wszechogarniającej użytkologii architektonicznej! Instytut Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi) chce być instytucją niezrównoważo­ ną, działającą na rzecz pogłębiania krytycz­ nej analizy kulturotwórczej i wspólnototwór­ czej roli architektury. IZO(gu) traktuje wiedzę 68


jako jedno z podstawowych narzędzi użytko­ logicznych, a nie panteon martwych idei. Ma­ terialność przestrzeni architektonicznej uzna­ je za składnicę nawarstwiających się w czasie kulturowych znaczeń, których należy używać, zamiast je zamrażać. Dlatego instytut chce ini­ cjować krytyczną debatę na temat tego, co, dlaczego i w jaki sposób należy chronić. Istotną funkcją IZO(gu) powinno być wielopłaszczyznowe sieciowanie róż­ nych środowisk architektów i architek­ tek zarówno w kraju, jak i za granicą. Instytucja będzie się również zajmo­ wać poszukiwaniem i promowaniem progresywnych rozwiązań dla proble­ mów współczesnych miast. Czasowni­ kowy charakter architektury sprawia, że staje się ona częścią multidyscypli­ narnego pola namysłu łączącego dzie­ dziny takie jak ekonomia, socjologia, ak­ tywizm społeczny, nowe technologie, prawo czy materiałoznawstwo. IZO(gu) chce się włączyć w ten żywy nurt na­ mysłu i czynnie go monitorować. Za­ mierza odgrywać rolę popularyza­ torską, włączając mieszkańców miast i amatorów w praktykę architektonicz­ ną, której są nieodłącznym i aktywnym 69


aktualne

elementem. Obecne w nazwie „Zarzą­ dzanie” nie oznacza bynajmniej chęci sprawowania kontroli – chodzi raczej o świadome budowanie sieci połączeń pomiędzy różnymi ludzkimi i nieludzki­ mi aktorami, które ostatecznie złożą się na mapę poznawczą Otoczenia. Zachę­ camy, byście razem z nami zainauguro­ wali jej tworzenie. Wstępne propozycje projektów IZO(gu): • Budowanie otwar­ tej, wiarygodnej i ła­ two dostępnej żywej encyklopedii wiedzy o polskiej architektu­ rze współczesnej i jej oddziaływaniu

• Fizyczne gromadze­ nie i sprawowanie opie­ ki konserwatorskiej nad materiałami pro­ jektowymi (szkicami i makietami) • Sieciowanie i wymiana wiedzy pomiędzy róż­ nymi instytucjami i po­ zainstytucjonalnymi grupami mieszkańców współtworzącymi orga­ nizm miejski

• Zaprojektowanie przy­ datnego na­rzędzia, które będzie pełniło funkcję archiwum zre­ alizowanych i niezreali­ zowanych w Warszawie (i nie tylko) projektów architektury współ­ czesnej oraz urbani­ styki, z odesłaniem do bazy wiedzy o ich twórcach

• Seminaria i warsztaty dotyczące ochrony ży­ wych zabytków, ewolu­ cji pojęcia „zabytkowo­ ści” i jego krytycznego przetwarzania 70


aktualne

• Cykliczne spotkania mające na celu zaini­ cjowanie bieżącej de­ baty na temat zmienia­ jącej się przestrzeni miejskiej, planów jej zabudowy, zastępowa­ nia, dodawania, zanie­ chania, intencji i pożą­ danych rezultatów, ale także szczerze artyku­ łowanych niemożności

• Wymiana doświad­ czeń pomiędzy młody­ mi architektami i in­ tegracja środowiska architektonicznego • Nowe technolo­ gie a współczesna architektura • Mapowanie potrzeb i oczekiwań różnych stron zaangażowanych w tworzenie organizmu miejskiego

• Wystawy oraz wy­ kłady poświęcone pro­ gresywnym kierunkom w architekturze oraz sposobom, w jakie od­ powiada ona na najbar­ dziej palące problemy współczesności

• Tworzenie języka, ja­ kim mówimy mia­ sto i siebie w mieście, wzbogacanie odczuwa­ nia miejskości o nowe, adekwatne formy języ­ kowe i ekspozycyjne

• Tworzenie archi­ wum materiałów budowlanych

• Tworzenie przestrzeni spotkań

Tekst: Magda Roszkowska i Bogna Świątkowska na bazie odpowiedzi nadesłanych przez kilkadziesiąt osób z całego kraju – architektów, urbanistów, projektantów, aktywistów, teoretyków i badaczy miasta oraz mieszkańców 71


architektura społeczna

72


architektura społeczna

Z Moniką Kosterą i Jerzym Kociatkiewiczem, współautorami książki Zarządzanie w płynnej nowoczesności, rozmawia Bogna Świątkowska 73


architektura społeczna

Jesteśmy świadkami załamania się jedynego praworządnego modelu zarządzania światem. To moment, kiedy stare, sprawdzone metody działania, zarządzania czy organizowania się tracą wiarygodność

obydwu głównych partii. Czy odzwierciedlały one preferencje albo wolę wyborców, to jest kwestia bardzo dyskusyjna. Podobnie niejasne wydaje się pojęcie elit. Pytanie, kto w obecnej sytuacji posiada kompetencje, by rządzić, również pozostaje dla mnie mętne. To, co wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych, jest tragiczne, jednak nastąpiło nie bez powodu. Czy było jednak nieuchronne? Jeśli jednak koniec elit stanie się faktem, kogo widzielibyście państwo u władzy?

Zarządzanie to dziś gorący temat, niezależnie od tego, czy dotyczy stosunków pracy, rozrastających się miast czy populistów zdobywających władzę. Rozmawiamy w dniu, w którym ogłoszono, że kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych będzie Donald Trump. Państwa książka Management in a Liquid Modern World, będąca zapisem rozmowy z Zygmuntem Baumanem i Ireną Bauman, poświęcona jest różnym sposobom rozumienia pojęcia zarządzania. Wspólnie zastanawiacie się, jak poradzić sobie z narastającym niepokojem dotyczącym obecnej sytuacji społeczno-politycznej, poczuciem chaosu, nieadekwatności czy rozczarowania. Preferencje wyborców zmieniły się. Obecnie o zwycięstwie decydują nie tyle kompetencje kandydatów, ile ich wyrazistość, odpowiednia gestykulacja i obietnice dokonania odwetu na ludziach dotychczas sprawujących władzę. Czy nastał koniec elit?

Jerzy Kociatkiewicz: Jesteśmy świadkami załamania się jedynego praworządnego modelu zarządzania światem. Coraz więcej ludzi dochodzi do wniosku, że dotychczasowe metody rządzenia nie spełniają ich oczekiwań. Taką sytuację Zygmunt Bauman – za Antoniem Gramscim – nazywa interregnum. To moment, kiedy stare, sprawdzone metody działania, zarządzania czy organizowania się tracą wiarygodność. Wybory są tego dobrym przykładem: kandydaci dotąd uważani za radykalnych wchodzą do głównego nurtu, zyskując status poważnych polityków. Ostatnio mechanizm ten uosabia Donald Trump, chwilę wcześniej urzeczywistnił się on w woli większości Brytyjczyków, którzy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej, ale również w sukcesach partii Podemos w Hiszpanii, w tragicznej historii greckiej Syrizy czy nawet w wyborze lidera brytyjskiej Partii Pracy – Jeremy’ego Corbyna. Te zmiany nie mają jasno określonego kierunku. Nie wiemy, jakie rozwiązania będą działać w przyszłości, możemy jedynie powiedzieć, że coś się zmienia. Dlatego nie będziemy już mieli do czynienia z polityką, ekonomią czy zarządzaniem, jakie dotąd znaliśmy.

Monika Kostera: Dziś trudno określić, jakie są preferencje wyborców. Dotarliśmy bowiem do punktu zwrotnego – jeśli nie historii ludzkości, to na pewno systemu społeczno-gospodarczo-ekonomicznego, w którym od dłuższego czasu wszyscy funkcjonowaliśmy. Jeśli chodzi o wybory w Stanach Zjednoczonych, należy pamiętać o tym, że poprzedzały je wybory samych kandydatów na prezydenta 74


architektura społeczna

Jako ludzkość doprowadziliśmy do sytuacji, w której stojąc na progu, nie wiemy, jaki wykonać ruch

M.K.: Wolfgang Streeck również używa terminu interregnum, przy czym ujmuje go w perspektywie nie tylko polityczno-socjologicznej, ale również ekonomicznej. Pokazuje, w jaki sposób jako ludzkość doprowadziliśmy do sytuacji, w której stojąc na progu, nie wiemy, jaki wykonać ruch. Nie możemy się cofnąć, czeka nas albo skok w przepaść, albo wypracowanie zupełnie nowego rozwiązania.

i wsparcia. Polityka gospodarcza czy społeczna nie obejmuje ich swoim zasięgiem, dlatego przedstawiciele tych inicjatyw często podkreślają, że działają „poza radarem”. Większość ludzi nawet nie wie, że istnieją.

Rozdział poświęcony zarządzaniu bez elit gromadzi pomysły na to, jak ośrodek sprawowania władzy przenieść z klasy kierowniczej w inne rejony społeczne. Obecne trendy pokazują jednak, że model władzy sprawowanej przez niewielkie grupy lub jednostki wciąż się umacnia. Jak w tej sytuacji obronić te inne strategie?

M.K.: Tak. Choć to, w jaki sposób analizowane przeze mnie organizacje rozumieją kwestie własności, nie definiuje obszaru moich badań. Uwzględniam organizacje reprezentujące przeróżne formy własności: kooperatywy, prywatne biznesy, organizacje nieformalne oraz działania w sferze publicznej. Badacze, którzy zajmowali się kooperatywami czy ruchem spółdzielczym w latach 60., dostrzegają wyraźne różnice pomiędzy tym, jak funkcjonowały one kiedyś i dziś. Przede wszystkim ich działaczy różnią intencje – teraz ludzie chcą zmieniać świat i to jest ich głównym celem. Poza tym praca stanowi dla nich wartość samą w sobie, po trzecie nie boją się różnorodności, co też stanowi ogromną różnicę w stosunku do lat 60. i 70. Oni nie dążą do jedności, unifikacji i mówienia

Inicjatywy takie jak kooperatywy, spółdzielnie czy nawet ruch anarchistyczny działają według reguł dobrze nam znanych. Czy są jakieś formacje, które wykraczają poza ten katalog?

M.K.: Od czterech lat między innymi w Polsce i Anglii badam organizacje działające w nowych paradygmatach zarządzania. Mam też koleżanki i kolegów, którzy zajmują się tego rodzaju problematyką w innych krajach, na przykład w Grecji. Na pewno w alternatywnych metodach pokładane są ogromne nadzieje. Na razie jednak sprawdzają się one jedynie na małą skalę, bo organizacjom wykorzystującym te metody brakuje zasobów 75


architektura społeczna

jednym głosem. Wręcz przeciwnie: nie boją się konfliktów, demokrację rozumieją jako proces, a nie stan.

Dziś staje się jasne, że ciągłość i trwałość danej organizacji zależy od dobrobytu całego środowiska, także osób niezwiązanych z nią bezpośrednio. Dlatego musimy znaleźć sposoby na uwzględnianie interesów coraz szerszej grupy ludzi, a także rozpraszać władzę podejmowania decyzji. Jeszcze nie wiadomo, jak to zrobić, ale musimy próbować.

W Polsce kwestia współistnienia różnych pomysłów na to, jak mielibyśmy żyć na tym samym terytorium, wydaje się wysoce problematyczna. Jakie korzyści płyną z rozwijania fantazji o panarchii1?

M.K.: To dobry kierunek poszukiwań w sytuacji, gdy jako ludzkość nie mamy alternatywy, nie dysponujemy innym, gotowym do wdrożenia systemem społeczno-gospodarczym. Używając metafory: nie jest tak, że gdy mur zagradzający nam drogę runie, ujrzymy nowy świat, gotowy do zamieszkania. Musimy działać metodą drobnych kroków, zacząć od tego, co najbardziej palące, co zagraża życiu całej planety: od ekologii i sprawiedliwości społecznej. Badane przeze mnie organizacje doskonale nadają się do tego, by pełnić funkcję wzorców nowych sposobów działania. J.K.: Wydaje mi się, że idea panarchii jest o tyle sensowna, o ile jedną z głównych cech dotychczasowego modelu społeczno-ekonomicznego było upraszczanie relacji, skutkujące zarządzaniem skoncentrowanym na maksymalizacji zysku – szczęśliwości wąskiej grupy interesariuszy. Dotychczasowe pomysły na to, jak rozszerzyć tę grupę, trudno uznać za sukces.

1

Do tej pory rozmawialiśmy o makroskali, jednak wnioski, jakie znalazły się w ostatnim rozdziale państwa książki, dotyczą osobistych wyborów i wartości, na których powinniśmy opierać swoje życie. Piszecie państwo o współpracy, wspólnocie, trosce i odpowiedzialności. Te wartości na pewno przyczyniają się do lepszego funkcjonowania organizacji, instytucji i firm, o ile są podzielane przez wszystkie współtworzące je jednostki.

M.K.: Dokładnie. Z moich badań wynika, że wartości nie są dla życia organizacji czymś pobocznym, nie stanowią jakiegoś rodzaju dekoracji, nie należą też do arsenału Społecznej Odpowiedzialności Biznesu czy marketingu. Przeciwnie – są elementem absolutnie niezbędnym, decydującym o możliwości przetrwania i rozwoju danej instytucji. Wartości tworzą strukturalne ramy, na których organizacje mogą oprzeć swoje funkcjo­ nowanie. J.K.: Dotychczasowe próby odgórnego narzucania systemu wartości przez kulturę organizacyjną, na przykład poprzez formułowanie misji w organizacjach, nie zdały egzaminu. Wydaje mi się, że wartości mogą być wcielane w życie jedynie poprzez mozolną pracę u podstaw, która nie polegałaby na formułowaniu nakazów, ale angażowałaby uczestników danej instytucji we wspólne ustalanie tego, co dla nich jest ważne.

Panarchia – system polityczny, w którym pokojowo istnieją różne formy ustrojowe. Teoria panarchii zakłada, że ludzie mają rozmaite poglądy i preferencje co do tego, jak się organizować. Każda grupa, zamiast próbować zdobyć władzę w celu narzucenia wszystkim swoich poglądów i upodobań, organizuje się sama i pozwala robić to samo innym. Nawet ludzie dzielący jedno terytorium geograficzne mogą mieć rozbieżne poglądy na organizację społeczeństwa i żyć odmiennie, podobnie jak w społeczeństwach zezwalających na pewną wolność religijną współistnieją różne religie.

76


architektura społeczna

i odpowiedzialniej zarządzać już wypracowanymi czy już posiadanymi zasobami. Wizja permanentnego wzrostu gospodarczego to iluzja oparta na mechanizmie nieliczenia rzeczywistych kosztów rozwoju, wyrzucania ich na zewnątrz – poza obieg systemu. Problem polega na tym, że dziś tego zewnętrza już nie ma i w związku z tym trzeba zacząć liczyć koszty naszych decyzji.

M.K.: Taka metoda zarządzania zgodna jest z logiką działania ekosystemu. Nie polega ona na konstruowaniu czy projektowaniu organizacji w sposób, który odgórnie narzuca jakąś strukturę czy system motywacji, zmuszając pracowników do działania w określonym formacie. Chodzi o to, by podążać za tym, co jest w ludziach, dać im szansę na robienie tego, co chcą.

Nie jest tak, że gdy mur zagradzający nam drogę runie, ujrzymy nowy świat, gotowy do zamieszkania

Niedawno przeprowadzono międzynarodowe badania dotyczące poziomu empatii w różnych społeczeństwach. Polacy znaleźli się w ostatniej dziesiątce jako jedna z najmniej empatycznych nacji.

Państwa książka pojawi się na polskim rynku wydawniczym w momencie ewidentnej zmiany, którą opisaliście jako upadek nowoczesnego świata nieustannego rozwoju. Co to dla nas oznacza?

M.K.: Dość sceptycznie podchodzę do wyników badań ilościowych, które odnoszą się do tak złożonych zjawisk społecznych i psychologicznych jak empatia. Łatwo wpaść tu w pułapkę polegającą na interpretowaniu fenomenu psychospołecznego jako cechy indywidualnej. W przypadku empatii polega to na tym, że staje się ona przymiotem danej osoby, a nie zmienną warunkowaną strukturą społeczną. Zamiast analizować, czy jesteśmy mniej, czy bardziej współczujący, wolę zastanawiać się, jak budować relacje oparte na empatii – takie, które ułatwiają współpracę pomiędzy ludźmi. Człowiek, trafiając do innego środowiska, może radykalnie zmienić swoje zachowanie i sposoby uczestniczenia

J.K.: Na pewno coraz wyraźniej widać, że drogi rozwoju stają się coraz węższe – po prostu dlatego, że zasoby naszej planety się kończą. Musimy porzucić model świata bez granic, w którym cały czas pojawiają się nowe krainy do podbicia. Dopóki nie wyruszymy w kosmos, taka wizja nie ma szans powodzenia. Musimy pożegnać się z marzeniami o ekspansji i nauczyć się żyć w zamkniętym, skończonym świecie, gdzie każde działanie ma daleko sięgające konsekwencje. Jako ludzkość jesteśmy bardzo bogatą społecznością: możemy wszystkim zapewnić pożywienie i dach nad głową, a właściwie moglibyśmy, gdybyśmy nauczyli się mądrzej 77


architektura społeczna

we wspólnocie. Warto zapytać, jakie mechanizmy działają w krajach uznanych za bardziej empatyczne od Polski, przy czym trzeba pamiętać, że wrażliwość na drugiego człowieka stanowi część bardzo złożonego, wspólnotowego zjawiska. W moich badaniach zajmuję się tą problematyką, dlatego mogę powiedzieć, że w Polsce w obszarze kultury organizacyjnej rzeczywiście brakuje empatii. Edukacja na wydziałach zarządzania zupełnie nie przypomina praktyk, jakie znam z innych krajów. Obecnie na

socjalizmu, odrodzenie się gospodarki wolnorynkowej, czy w coś radykalnie nowego?”. Chciałabym to samo pytanie skierować do państwa.

M.K.: Ludzkość od początku swojego istnienia nieustannie generuje coś radykalnie nowego. Mimo to coś tak prehistorycznego jak sztuka uprawiana w jaskiniach wciąż do nas przemawia. Dlatego myślę, że jesteśmy zdolni do tworzenia alternatyw. J.K.: Rozumienie różnych zjawisk w dużym stopniu zależy od języka, jakim się posługujemy. Czasem różne

Musimy znaleźć sposoby na uwzględnianie interesów docoraz szerszej grupy świadczeludzi, a także nia możemy opirozpraszać władzę sać jako radykalnie nowe, a innym razem jako podejmowania powrót do pomysłów czy idei wydecyzji korzystanych już w przeszłości. Z jednej strony warto myśleć w kategoriach utopii oraz nadziei, które dziś wydają się nie do zrealizowania, z drugiej zaś poszukiwać rozwiązań dzisiejszych problemów w historii. W naszej książce przykładem takiego myślenia jest idea dochodu gwarantowanego.

świecie w naukach o zarządzaniu intensywnie rozwija się nurt krytycznego marketingu oraz krytycznej teorii organizacji – w centrum uwagi pozostają praktyki takie jak protest i opór oraz kwestie budowania relacji. W Polsce tego typu podejście uznawane jest za dziwne czy wręcz szokujące. Nie znaczy to jednak, że nie ma potrzeby rozwijania innego sposobu myślenia o zarządzaniu.

Szwajcarzy już dwukrotnie głosowali nad jego przyjęciem!

J.K.: To pomysł radykalnie nowy i z pozoru zupełnie nierealny, ale gdy zaczniemy przegrzebywać historię, okaże się, że podobne idee funkcjonowały już wcześniej. Wydaje mi się, że napięcia, jakie powstaje pomiędzy myśleniem w kategoriach radykalnej nowości a postawą opartą na regule nihil novi, nie da się uniknąć. M.K.: Tak, jedno i drugie jest ważne. Wykorzystywanie przeszłości do

Taka potrzeba na pewno istnieje. Wiem to również z doświadczenia pracy w naszej organizacji. W zakończeniu książki pytacie państwo Zygmunta i Irenę Baumanów, „czy wierzą w powrót 78


architektura społeczna

budowania czegoś nowego charakteryzuje organizacje, które badam. One uprawiają szeroko zakrojony recykling idei – czasem korzystają nawet z całkiem tradycyjnych teorii zarządzania, ale dostosowują je do własnych potrzeb, a przede wszystkich do współdzielonych wartości. I tu wracamy do początku naszej rozmowy: wartości działają jak kompas, pozwalają dokonywać recyklingu idei w sensowny sposób.

J.K.: Najgorszą rzeczą, jaka może się nam przydarzyć, jest zapomnienie o ciemnych stronach historii naszego społeczeństwa. Przeciwnie, musimy uważnie przyglądać się wszystkim popełnionym niesprawiedliwościom i okrucieństwom, a także obserwować, gdzie na naszą teraźniejszość pada rzucany przez nie cień, bo tylko w ten sposób będziemy w stanie zapobiegać ich powtórzeniu. Nie należy o naszej historii myśleć wyłącznie przez pryzmat mitu bohaterów, trzeba również dostrzegać w niej pasmo opresji, okrucieństwa, niesprawiedliwości, wzajemnej podejrzliwości i nienawiści. Musimy nieustannie pytać samych siebie, na ile ten mrok wciąż w nas siedzi.

Andrzej Leder twierdzi, że naszą kulturę charakteryzuje folwarczność. Taka teza nie nastraja optymistycznie. Co począć z naszą mroczną przeszłością?

M.K.: Przyjrzeć się jej.

Monika Kostera – profesor zwyczajna na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, na Uniwersytecie w Durham w Wielkiej Brytanii oraz na Uniwersytecie Linneusza w Szwecji, University of Leicester i University of Essex w Wielkiej Brytanii. Jest autorką i redaktorką naukową ponad 40 książek w języku polskim i angielskim opublikowanych m.in. przez takie wydawnictwa jak Polity, Blackwell, Edward Elgar i PWN oraz licznych artykułów naukowych zamieszczonych w międzynarodowych czasopismach, m.in. „Organization Studies”, „Journal of Organizational Behavior” i „Organizational Dynamics”. Zasiada w radach naukowych 11 pism z listy JCR. Obecnie zajmuje się zarządzaniem humanistycznym, etnografią organizacji, dezalienacją pracy i samoorganizacją oraz samozarządzaniem. www.kostera.pl

Opis książki: W XX wieku pojęcie zarządzania funkcjonowało jako jedna z sił napędowych rozwoju społeczeństw. Idea i język zarządzania wręcz skolonizowały większość obszarów ludzkiej działalności, nawet tych, które do niedawna uznawano za niepodlegające jego regułom, jak sztuka, nauka czy twórczość. Jaki wpływ na ludzkość mają niemal wszechobecne i wszechwładne współczesne metody zarządzania? Czy w trwającym obecnie stanie interregnum, który charakteryzuje narastające poczucie zagrożenia i braku nadziei, wszechmocna siła zarządzania jeszcze działa? Czy ma ono do odegrania jakąś rolę? Czym może się stać i komu powinno służyć, gdy czasy interregnum przeminą i gdy wyłoni się nowy – miejmy nadzieję bardziej ludzki – system? To zaledwie kilka spośród wielu kwestii omawianych w nowej, bardzo aktualnej książce będącej zapisem rozmowy Zygmunta Baumana, jednego z największych myślicieli naszych czasów, oraz architektki i wykładowczyni Urban Studies Ireny Bauman z dwójką badaczy zajmujących się teoriami organizacji i zarządzania, Jerzym Kociatkiewiczem i Moniką Kosterą.

Jerzy Kociatkiewicz – socjolog organizacji, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie i starszy wykładowca na Uniwersytecie w Sheffield. Bada codzienne doświadczenia uczestników współczesnych organizacji oraz znaczenie opowieści w kształtowaniu rzeczywistości organizacyjnej. Jest autorem licznych artykułów w czasopismach naukowych, m.in. w „Organization Studies”, „British Journal of Management” i „Organization”. Razem z Moniką Kosterą współredagował książkę Liquid Organization, przedstawiającą wpływ refleksji Zygmunta Baumana na nauki o organizacji i zarządzaniu.

Książka Zarządzanie w płynnej nowoczesności ukaże się w styczniu nakładem Fundacji Bęc Zmiana.

79


postawy radykalne

80


postawy radykalne

Z Wiktorem Marcem, autorem książki Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 roku i plebejskie doświadczenie polityczne, rozmawia Magda Roszkowska 81


postawy radykalne

Moim celem było przywrócenie historiograficznej widzialności plebsu – kategorii społecznej niezbyt wyraźnie określonej, a jednak obejmującej wszystkich, którzy zazwyczaj nie mieszczą się w historii elitarnej, a w przypadku naszego kraju nie mieszczą się także w historii narodowej

kwestii rewolucja 1905 roku stanowiła wydarzenie kluczowe, ustanawiające fundamenty naszej nowoczesności, zmieniające układ sił pomiędzy różnymi grupami i klasami. To wtedy duża część społeczeństwa po raz pierwszy wywalczyła sobie miejsce w sferze publicznej. „Pozycje” wyznaczone poszczególnym grupom w przestrzeni politycznej mają swoją długą historię i utrzymują się do dzisiaj. Poza tym moim celem było przywrócenie historiograficznej widzialności plebsu – kategorii społecznej niezbyt wyraźnie określonej, a jednak obejmującej wszystkich, którzy zazwyczaj nie mieszczą się w historii elitarnej, a w przypadku naszego kraju także w historii narodowej. Ta bowiem, wspominając o chłopach, masach czy ludzie, nigdy nie uwzględnia ich rzeczywistych interesów, aspiracji czy nadziei na lepszą przyszłość. Lud jest przedmiotem, a nie podmiotem historii narodowej, jego pragnienia nie mieszczą się w opowieści o narodzie. Ta optyka zaciera wewnętrzne konflikty na rzecz scalania homogenicznej wspólnoty. Tymczasem rewolucja 1905 roku stanowi dobitny przykład tego, że taka perspektywa pozbawia nas możliwości zrozumienia rzeczywistej złożoności charakteryzującej historię społeczną.

W swojej książce rekonstruujesz dynamikę robotniczego zrywu z początku XX wieku, analizując go przez pryzmat świadectw pozostawionych przez jego uczestników. Wiele miejsca poświęcasz badaniu materiałów ulotnych, odezw oraz ówczesnej prasy, pokazując, co słowa czyniły z ludźmi. Chciałam cię zapytać o performatywny charakter Rebelii i reakcji: co pisanie o historii walk ludowych głosem ich uczestników ma zrobić z nami – czytelnikami?

W każdej książce, nawet klasycznie historiograficznej, tkwi potencjał performatywny, każda bowiem pisana jest po to, by wzbudzić reakcję czytelników albo doprowadzić do zmiany w obrębie danego pola badań. Z pewnością Rebelia i reakcja jest po części próbą interwencji w bieżącą dyskusję o klasach czy społeczeństwie obywatelskim. Moim zamiarem, który zacząłem realizować już w Przewodniku po rewolucji 1905 roku wydanym kiedyś przez Krytykę Polityczną, było odtworzenie genealogii współczesności, przywrócenie naszemu myśleniu opowieści o stosunkach klasowych, pokazanie jak kształtowała się polska sfera publiczna. Dla każdej z tych

Twoja strategia przywracania ludowi i robotnikom społecznej widzialności przypomina sposób, w jaki o historii pisał Janek Sowa w książce Inna Rzeczpospolita jest możliwa! Uświadamia w niej czytelnikom, kto był rzeczywistym podmiotem transformacji 1989 roku oraz jak o tym doniosłym fakcie zapomniano, a jednocześnie w badaniu i rekonstruowaniu rzeczywistego charakteru tamtego buntu dostrzega alternatywę dla dzisiejszego porządku. We wstępie piszesz, że Rebelia 82


postawy radykalne

L

z perspektywy historii liberalnej. Natomiast moja praca nie jest może radykalnie lewicowa, ale jednak dość wyraźnie wpisuje się w światopogląd socjaldemokratyczny. Poza tym odnoszę wrażenie, że podstawowym celem Prześnionej rewolucji była jednak interwencja w bieżącą debatę, natomiast Rebelia i reakcja w dużym stopniu opiera się na żmudnym wydłubywaniu znaczeń i doświadczeń z rezerwuaru archiwum. Czytając arcyciekawą i ważną książkę Ledera, miałem poczucie, że historia podmiotowości klas ludowych nie zostaje tam uwzględniona, bo teza o narzuconej odgórnie, brutalnej i prześnionej rewolucji niweluje znaczenie oddolnej walki. Tymczasem mnie zależało na tym, by z jednej strony pokazać dynamikę wkraczania nowych grup do sfery publicznej, z drugiej zaś opisać proces, w którym ich obecność została usunięta z naszego obrazu przeszłości. Dlatego reakcja jest równie ważnym tematem tej pracy, co rebelia.

ud jest przedmiotem, a nie podmiotem historii narodowej, jego pragnienia nie mieszczą się w opowieści o narodzie

i reakcja była pisa­ na w kontrze do innej ważnej w ostatnim czasie książki: Prześnionej rewolucji Andrzeja Ledera, z której wynika, że jako społeczeństwo w nowoczesność nie tyle wkroczyliśmy, ile obudziliśmy się w niej, i to jakby wyrwani ze złego snu. Leder sugeruje więc, że aby dojrzeć do sytuacji, w której się znaleźliśmy – stać się podmiotem nowoczesnym – musimy w sposób świadomy przepracować dotąd biernie przeżywaną historię. Natomiast ty i Janek Sowa szukacie momentu podmiotowego w bliższej i dalszej przeszłości – pokazujecie, że to robotnicy byli awangardą nowoczesności. Jak te dwie ścieżki pisania i interpretowania historii najnowszej ze sobą rezonują?

Zanim jednak zapytam o reakcję, chciałabym się skupić na dynamice samej rebelii, bo niebywale aktualne dla nas dziś wydaje mi się przypomnienie o jej w dużej mierze oddolnym charakterze. Samo­ organizujący się robotnicy potrafili wytworzyć autonomiczne formy uczestnictwa w sferze publicznej. To jest uderzające, że ich działanie nie opierało się na naśladowaniu praktyk publicznych wypracowanych wcześniej przez inne grupy społeczne. Przeciwnie: stanowiło ćwiczenie się w byciu autonomicznym

Upraszczając nieco sprawę, książka Andrzeja Ledera napisana została 83


postawy radykalne

Zresztą gdy ruch rewolucyjny stał się masowy, robotnicy, którzy już wcześniej należeli do kółek socjalistycznych czy samokształceniowych, odegrali w nim ważną rolę jako osoby zaznajomione z działalnością publiczną i polityczną. Natomiast te wielokanałowe interakcje robotników z innymi grupami wcale nie doprowadziły do tego, że w efekcie wytworzyli oni jakąś gorszą kopię mieszczańskiej sfery publicznej. Przeciwnie, klasa robotnicza wykształciła wiele odrębnych i nowatorskich praktyk uczestnictwa w życiu publicznym, czego przykładem może być między innymi partyjna masówka, podczas której do fabryki zapraszani byli różni agitatorzy. Ich zadanie polegało na prezentowaniu robotnikom programów politycznych, na koniec wystąpienia były oceniane, co czasem skutkowało wyrzuceniem z fabryki mówcy, który nie zyskał uznania. Na początku agitatorami byli przede wszystkim przedstawiciele inteligencji, szybko jednak okazało się, że sami robotnicy znacznie lepiej sprawdzają się w tej roli, bo w bardziej efektywny sposób potrafią komunikować się ze swoimi odbiorcami. W autobiografiach działaczy robotniczych często pojawiają się sugestie, że rola mówcy partyjnego pozwoliła im zyskać zupełnie nową definicję siebie, dzięki niej czuli się ważni i docenieni. Dla ludzi, którzy wcześniej mieli zablokowane kanały mobilności społecznej i edukacji,

podmiotem politycznym. Jak to było możliwe?

Owszem, robotnicy zdołali wytworzyć bardzo specyficzną plebejską sferę publiczną, ale nie była ona zupełnie autonomiczna, opierała się chociażby na interakcji z inteligencją występującą pod postacią agitatorów politycznych, a nawet z wyższymi sferami, które w początkowej fazie sympatyzowały ze zrywem robotniczym, licząc na to, że jego konsekwencją będzie liberalizacja porządku w Cesarstwie Rosyjskim. Na wiecach robotnicy wy-

K

lasa robotnicza wykształciła wiele odrębnych i nowatorskich praktyk uczestnictwa w życiu publicznym

stępowali więc wspólnie z wielkomiejskimi elitami. Niemniej jednak ich niewątpliwym osiągnięciem było uzyskanie politycznego głosu, dzięki czemu jako grupa zaczęli być traktowani jako istotny czynnik zmiany społecznej. Ten akces do sfery publicznej wpłynął na to, jakie działania robotnicy podejmowali, gdy we własnym gronie spoty­kali się w fabrykach czy na ulicach, aby dyskutować o różnego rodzaju ideach politycznych. Byli w tych działaniach niebywale kreatywni, choć jednocześnie korzystali z tradycji inteligencji radykalnej: pogadanek czy odczytów. 84


postawy radykalne

można się temu dziwić – stan wyjątkowy wymuszający permanentną mobilizację, strajki oraz ryzyko związane z tym, że popadnie się w nieodwracalną biedę, gdy ojciec rodziny zostanie wywieziony na Syberię lub straci życie, nie może trwać długo. Każda rewolucja kiedyś się wypala.

takie doświadczenia były niebywale budujące. Czy partie polityczne takie jak Polska Partia Socjalistyczna czy Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, a nawet Narodowa Demokracja od początku usiłowały kontrolować ten oddolny zryw?

Na początku rewolucji wszystkie partie były krok za dynamicznie postępującym procesem społecznym. Z czasem starały się uzyskać nad nim kontrolę. Początkowo najlepiej zorganizowaną partią był niewątpliwie Bund, natomiast pozostałe partie socjalistyczne w wyniku aresztowań i represji policyjnych nie miały dobrze rozwiniętych struktur. Zryw bardzo szybko sprawił jednak, że wszystkie partie zaczęły intensywnie rozwijać niezwykle finezyjne taktyki mające na celu przejęcie kontroli nad rewolucją. Mimo że żadna z nich nie była zdolna do wywołania strajku na zawołanie, starały się za pomocą druków ulotnych stymulować wystąpienia strajkowe w momentach największego natężenia zbiorowych emocji. Gdy strajk w końcu wybuchał, przyczyniał się do rzeczywistego wzmocnienia wpływów danej partii. W początkowej fazie rewolucji partie socjalistyczne z sukcesem przekonywały robotników, że to właśnie one są w stanie wyrazić ich emocje, walczyć o wyższe pensje czy krótszy dzień pracy. Ich wpływ rósł w szybkim tempie, wskutek czego stały się one organizacjami masowymi. W Królestwie Polskim w 1905 roku do partii lub związków zawodowych należała 1/5 robotników, w Łodzi nawet 1/4. To więcej niż w najbardziej uzwiązkowionych państwach Europy Zachodniej! Ta tendencja trwała jednak dość krótko: wraz z odpływem fali rewolucyjnej zainteresowanie działalnością partyjną wyraźnie spadło. Nie

Ale czy myślisz, że te oddolne praktyki, wiedza i doświadczenie wypracowane w tamtym burzliwym okresie zyskały jakąś ciągłość, były przekazywane dalej po wygaśnięciu rewolucji?

Trudno byłoby w metodyczny sposób dowieść, że te umiejętności były przekazywane w obrębie załóg fabrycznych przez kolejne dziesięciolecia. Choć bez wątpienia coś takiego musiało mieć miejsce, bo w konkretnych fabrykach pewne inklinacje polityczne utrzymały się przez kilkadziesiąt lat. Źródła historyczne odnoszące się do okresu po II wojnie światowej pokazują, że negocjacje władzy z załogami fabrycznymi nie zawsze przebiegały gładko. Robotnicy mieli swój etos i czasem trudno było ich przekonać do bycia biernymi beneficjentami nowej polityki PRL-u. Załogi fabryk, które w 1905 roku wspierały opcję nacjonalistyczną, po 40 latach wciąż przejawiały takie skłonności. Analogiczna sytuacja panowała w fabrykach popierających partie socjalistyczne. Oznacza to, że musiała być w nich zachowana pewna ideowa ciągłość w postaci wiedzy i doświadczeń przekazywanych między generacjami robotników i robotnic. Powiedziałeś, że na początku rewolucji ze zrywem robotniczym sympatyzowały różne miejskie grupy społeczne. A jaki stosunek do niego miała wieś? Na wsi pracowali przecież chłoporobotnicy – czy oni także włączyli się w walkę? 85


postawy radykalne

Rewolucyjny zryw z lat 1905–1907 dotknął także wieś, choć w Królestwie Polskim rewolucja miała bardziej miejski charakter niż w centralnej Rosji czy na terenach obecnej Ukrainy. Nie tylko dlatego, że tak zwany Kraj Nadwiślański był jedną z najbardziej zindustrializowanych części cesarstwa. Z różnych powodów radykalizacja chłopów rosyjskich była większa. Co ciekawe, ich wystąpienia przebiegały wedle innego rytmu niż strajki i protesty w miastach, dlatego można powiedzieć, że brali udział w drugiej, równoległej rewolucji. W „Polsce” przed rewolucją skuteczną agitację na wsi prowadziła Narodowa Demokracja, dlatego w trakcie zrywu mogła z sukcesem odwieść chłopów od zaangażowania w protesty. Ówczesne partie socjalistyczne swoje działania kierowały do miejskich robotników, we wsi widząc często relikt przeszłości. Szczególnie SDKPiL zupełnie zignorowała tę kwestię, przeczuwając zapewne, że program uspołecznienia własności ziemi nie przypadnie chłopom do gustu, drobną własność przedkładali oni bowiem ponad wszelkie inne cele. Do pewnego stopnia PPS próbowała prowadzić agitację na wsi, uwzględniając chłopów w swoim programie. Mobilizowano także, a może przede wszystkim, robotników rolnych, fornali itp. Część strajków rolnych kończyła się sukcesami. Zdarzały się też bardziej spontaniczne wystąpienia, takie jak wycinanie „pańskich lasów”. Wraz z radykalizacją postaw w miastach idee przenikały na wieś, jako że wielu robotników wciąż utrzymywało kontakty z rodzinnymi stronami, które opuścili w poszukiwaniu zarobku. Ten proces wzmagały też carskie represje: krnąbrnych robotników deportowano często do wcześniejszego miejsca zamieszkania, zabierali więc ze sobą

wywrotowe idee, którymi przesiąkli w środowisku miejskim. Twoja książka to także opowieść o tym, jak trwająca rebelia stopniowo zaczęła przeistaczać się w reakcję, gdy w siłę urosły opcje nacjonalistyczne i antysemickie. Twierdzisz, że na walce robotników o własną godność ostatecznie najbardziej zyskała Narodowa Demokracja, a język i metafory, jakimi zaczęła wyrażać doświadczenia rewolucji, przetrwał do dzisiaj i wciąż ma się nadzwyczaj dobrze. Jak do tego doszło?

W 1905 roku miała miejsce potężna rekonfiguracja całego pola politycznego. Zależało mi na rozbiciu binarnego obrazu tamtych zdarzeń. Często skłonni jesteśmy twierdzić, że źródłem wszelkich opresji wymierzonych w polskie społeczeństwo są siły zewnętrzne – w kontekście rewolucji 1905 roku identyfikowane z rosyjskim caratem. Dlatego rozwój praktyk publicznych będących zalążkiem społeczeństwa obywatelskiego, do jakiego wówczas doszło, niezmiennie przeciwstawiany jest carskim represjom, które brutalnie podeptały zrywających się do nowoczesności Polaków. Natomiast prawda jest taka, że tamto społeczeństwo było heterogeniczne i podzielone przez konflikt klasowy. Chodziło mi o pokazanie cięć w jego obrębie, dlatego przedmiotem analizy uczyniłem język oraz funkcjonujące wówczas kanały komunikacyjne. Na początku, gdy protesty przynosiły zamierzone skutki, a carat szedł na ustępstwa, godząc się na tworzenie związków zawodowych, obecność języka polskiego w instytucjach oraz poluzowanie cenzury, partie socjalistyczne wiodły prym w nazywaniu i interpretowaniu doświadczeń rewolucyjnych – i cieszyły się znacznym poparciem nie tylko robotników, ale 86


postawy radykalne

i prosty sposób pozwalała interpretować sytuację polityczno-społeczną. Rzeczywiście to Narodowa Demokracja, początkowo ciesząca się niewielkim poparciem, ostatecznie odniosła triumf i zawładnęła przestrzenią dyskursu. To ona przyczyniła się do krystalizacji pojęcia narodu definiowanego według reguł etnicznych, wtedy też w dość gwałtowny sposób polska polityka zaczęła być naznaczona antysemityzmem.

też innych grup społecznych. Rewolucja jednak sama w sobie jest procesem dwuznacznym: koncesjom szybko zaczęły towarzyszyć brutalne represje ze strony policji. Poza tym niektóre grupy walczących wymknęły się spod jakiejkolwiek kontroli. Najbardziej zaciekli chodzili po ulicach z browningami i strzelali do carskich policjantów, a potem także do członków wrogich ideologicznie bojówek, w końcu dochodziło więc do walk bratobójczych. Poza tym powtarzające się strajki sprawiły, że kolejne grupy, począwszy od postępowych liberałów, przez Narodową Demokrację, po arystokratycznych konserwatystów, przejawiały głęboką niechęć czy wręcz nienawiść do uczestnictwa nowych grup społecznych w życiu publicznym. Zamęt, jeśli utrzymuje się przez dłuższy czas, budzi tęsknotę za porządkiem.

Ciekawa jest też dynamika rozwoju samej Narodowej Demokracji, która jeszcze przed rewolucją mogła uchodzić za formację wręcz postępową i nowoczesną. Czy oparty na pochodzeniu etnicznym nacjonalizm i antysemityzm nie były dość ohydnym sposobem poradzenia sobie z lękiem, jaki w narodowcach wywołał lud?

N

a początku rewolucji wszystkie partie były krok za dynamicznie postępującym procesem społecznym

Do pewnego stopnia tak, choć genealogia tego lęku sięga nieco głębiej i wiąże się z poszlachecką genezą inteligencji, która nawet gdy w ludzie widziała chorążego postępu, to koniec końców miał on realizować jej własne wizje. Innymi słowy lud mógł zyskać prawo politycznego obywatelstwa tylko pod kierownictwem inteligencji. Rewolucja 1905 roku unieważniła tego typu wyobrażenia, co wzbudziło silną reakcję zwrotną

Z tego właśnie względu programem narodowym zaczęły interesować się nie tylko grupy wrogie robotnikom, ale i oni sami, bo narodowcy dawali obietnicę przywrócenia spokoju. Endeccy działacze byli w stanie narzucić wielu grupom siatkę pojęciową, która w jasny 87


postawy radykalne

przywódców tej formacji bardzo wyraźnie czuć opór, repulsję i odrzucenie protestów robotniczych. Znamienny jest język, jakiego oni używają, wskazujący na niekontrolowane, zwierzęce i naturalne oblicze ludu, który jest odrażający, bo nie poddaje się kontroli zdyscyplinowanego organizmu narodu. Te same lub podobne metafory odnajdziemy w dyskursach napędzających konserwatywne, nacjonalistyczne, a potem też faszystowskie języki polityczne w różnych częściach Europy. Poddany kontroli organizm narodowy, którego wszystkie części są zintegrowane, bo każda zna swoje miejsce, zostaje przeciwstawiony amorficznej, groźnej, niekontrolowalnej, kobiecej mazi, grożącej rozpadem i śmiercią tegoż organizmu.

wśród środowisk, które wcześniej były zainteresowane wspieraniem ludu w jego drodze do politycznej samodzielności. W tym kontekście ewolucja ideowa Narodowej Demokracji jest bardzo znamienna. Różne rzeczy możemy o tej partii powiedzieć, niemniej jednak w początkowej fazie swojej działalności cechowała ją duża wrażliwość społeczna i dość radykalna wizja przekształcenia stosunków społecznych. Endecy wi­ dzieli w polskim

H

istoria Polski po 1989 roku bardzo dobrze ilustruje to, w jaki sposób prawicowy język jest w stanie wyrazić postulaty godnościowe ludzi

W jakim stopniu kwestia narodowa była istotna dla samych robotników, walczących jednak w pierwszej kolejności o godność i poprawę warunków bytowych?

ludzie wehikuł odbudowy polskości, choć trzeba też powiedzieć, że znacznie więcej wysiłku wkładali w mobilizację chłopów, dlatego robotniczy zryw ich zaskoczył czy wręcz zaniepokoił. W materiałach źródłowych takich jak artykuły prasowe czy korespondencja prowadzona przez ideowych

Kwestia narodowa obecna była już od bardzo wczesnej fazy rewolucji. Podnoszone roszczenia dotyczyły różnych form opresji, wśród których można wymienić nieciekawą sytuację ekonomiczną, pogarszaną przez wojnę rosyjsko-japońską, bezpośrednią przemoc na hali fabrycznej w postaci na przykład niemieckiego majstra, ale też przemoc kapitalizmu jako 88


postawy radykalne

posługując się raczej intuicją niż materiałem, z którym mierzyłem się podczas pisania. Rzeczywiście dostrzegam pewne podobieństwa. W polskiej historii mamy do czynienia z dwoma oddolnymi zrywami społeczno-modernizacyjnymi: oprócz rewolucji 1905 roku jest nim jeszcze „pierwsza Solidarność” w roku 1980. Wówczas inteligencja podobnie szybko zaczęła dystansować się od robotniczych form uczestnictwa w sferze publicznej. W połowie lat 80. działacze opozycji o masach myśleli już raczej jako o pewnej naturalnej sile, którą dla jej własnego dobra trzeba kontrolować, niż jako o pełnoprawnych partnerach sfery publicznej. Późniejsze życie tego procesu to wymierzona w robotników – autorów transformacji ustrojowej – zdrada ze strony elit, która kompletnie zdelegitymizowała ich roszczenia. Historia Polski po 1989 roku bardzo dobrze ilustruje to, w jaki sposób prawicowy język jest w stanie wyrazić postulaty godnościowe ludzi, którym po raz kolejny powiedziano, że zupełnie się nie liczą, a ich walka o własne prawa to bezsensowny, roszczeniowy bełkot mas.

systemu relacji społecznych. Do tego trzeba dodać opresję carskiego państwa policyjnego oraz politykę ograniczania możliwości używania języka polskiego. Początkowo robotnicy występowali przeciwko zastanej sytuacji, doskwierającej na wielu poziomach. Nadanie znaczeń tym doświadczeniom jest bardzo istotnym czynnikiem formowania się poczucia buntu i konkretnych form jego politycznego wyrazu. Ci ludzie mieli prawo czuć się opresjonowani na poziomie kulturowym, co wcale nie znaczy, że musieli utożsamiać tę przemoc z kwestią narodową. Natomiast istniały też przesłanki, żeby bunt wyrazić na sposób bardziej narodowy. Cały problem nie polega jednak na tym, że kwestia narodowa w ogóle została podniesiona, ale że wpisano ją w spójny obraz świata, jaki zaproponowała Narodowa Demokracja, związany z homogenizacją etniczną, politycznym antysemityzmem oraz zablokowaniem możliwości walki o koncesje społeczne. Być może tworzenie tego rodzaju analogii jest nieuprawnione, ale dziś opcje skrajnie nacjonalistyczne znów rosną w siłę, a progresywne ruchy społeczne dość szybko dławione są przez liberalne elity, z czym mieliśmy do czynienia choćby w Grecji, a całkiem niedawno podczas kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Czy pisząc tę książkę, myślałeś o tym, jaką naukę współczesna lewica mogłaby wyciągnąć z tamtych wydarzeń, ostatecznego wyrodzenia się rewolucji?

Wiktor Marzec (ur. 1985) – socjolog i filozof. Zajmuje się socjologią historyczną, teorią dyskursu, historią robotniczą, historią pojęć i filozofią polityczną. Obecnie przygotowuje rozprawę doktorską na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (CEU). Stypendysta m.in. Uniwersytetu Michigan i Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie. Redaktor działu nauk społecznych w czasopiśmie „Praktyka Teoretyczna”. Publikował m.in. w „Thesis Eleven. Critical Theory and Historical Sociology” oraz „Eastern European Politics and Societies”.

Moja książka oparta jest na badaniach konkretnego materiału. Szukanie historycznych analogii, choć ma sens, to jednak wymaga przedstawienia szerszego oglądu badawczego, którego ja w tej chwili nie jestem w stanie dostarczyć. Dlatego odpowiem, 89


praktyki teatralne

Marta Ziółek jako Angel Dust, fot. Witek Orski

90


praktyki teatralne

Z choreografką Martą Ziółek rozmawia Agnieszka Sosnowska

91


praktyki teatralne

Gdy pracowałam nad Zrób siebie, myślałam logiką produktu, sprawdzając, czy można ją wykorzystać do stworzenia obiektu choreograficznego

jak zadanie do wykonania: czy jestem w stanie zrobić popularny spektakl? Stworzyć produkt, który oddziaływałby na wiele środowisk? Myślałam logiką produktu, sprawdzając, czy można ją wykorzystać do stworzenia obiektu choreograficznego. Jedną z istotnych inspiracji był pokaz, który zrobiłam na zaproszenie Janusza Noniewicza na warszawskiej ASP. Wtedy pierwszy raz zostałam poproszona o to, by pracować z typowo popkulturowym materiałem, teledyskami oraz dużą grupą tancerzy. Musiałam odnieść się do kilkunastu utworów muzycznych i dla każdego z nich stworzyć obiekt choreograficzny, stanowący scenografię pokazu. To było totalnie nowe doświadczenie i fantastyczne wyzwanie. Stwierdziłam, że chcę dalej pracować z tym materiałem. Oprócz tego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie trwała wówczas wystawa Ustawienia prywatności, która opowiadała o tym, jak i czy możliwe jest istnienie „ja” po internecie. Pomyślałam: „Ciekawe, że w Polsce o tym problemie nikt nie pomyślał w kontekście choreografii!”.

Udało ci się coś, co od lat jest marzeniem środowiska choreograficznego w Polsce: przebiłaś się z choreografią eksperymentalną do masowej publiczności. Zrób siebie to pierwszy performans choreograficzny, który unieważnił regułę jednorazowej prezentacji tego typu przedsięwzięć, bo wszedł do repertuaru Komuny// Warszawa. Od czasu premiery w maju 2016 roku niezmiennie gracie przy pełnej widowni. To precedens. Dlaczego akurat Zrób siebie zadziałało?

Przede wszystkim to nie jest projekt, który pojawił się z dnia na dzień. Wymyśliłam go wiele miesięcy wcześniej jako pewną ideę. Wiedziałam, że chcę zrobić coś, co trafiłoby do szerszego grona odbiorców, było zaadresowane bezpośrednio do mainstreamu, a także odnosiło się do niego jako tematu. Ten pomysł traktowałam

Popkultura nie jest zła. Wszystko zależy od tego, jakimi jesteśmy konsumentami

92


praktyki teatralne

Agnieszka Kryst jako Beauty, fot. Witek Orski

Robert Wasiewicz jako Glow, fot. Witek Orski

Paweł Sakowicz jako High Speed, fot. Witek Orski

Ramona Nagabczyńska jako Coco, fot. Witek Orski

93


Od dawna jedną z głównych bolączek tańca – a w szczególności choreografii eksperymentalnej – jest niemożność dotarcia do szerszej publiczności. Masowy odbiorca nie posiada narzędzi, za pomocą których mógłby rozszyfrować specyficzny język tej dziedziny. W Zrób siebie sytuacja zostaje odwrócona – przechwytujesz i używasz narzędzi popkultury, które publiczność dobrze zna. Upraszczając sprawę: czy wystarczy puścić Be­ yoncé i Justina Biebera, by widzowie zyskali aparat odbiorczy?

Nie. To nie na tym polega. Skończyłam szkołę, w której co prawda wykorzystuje się Beyoncé i Justina Biebera, ale realizuje się też rzeczy niekoniecznie komunikatywne i atrakcyjne dla wszystkich. Chodzi o to, by przechwycić pewne mainstreamowe praktyki, a następnie w sposób zarazem afirmatywny i krytyczny je zwrócić. W moim przypadku krytyka odbywa się na poziomie montażu i zestawiania ze sobą poszczególnych elementów, i to działanie staje się pewnym sposobem myślenia. Beyoncé i Biebera traktuję jako produkty wystawione na sprzedaż, po prostu analizuję, co one mi oferują. Popkultura nie jest zła – wszystko zależy od tego, jakimi jesteśmy konsumentami. Myślę, że Zrób siebie także jest produktem i odpowiada na potrzeby rynku. Okazuje się, że ludzie chcą, by popkultura była obecna na scenie, a w spektaklu pragną usłyszeć Justina Biebera.

medium w inne. Takie działanie pozwala dostrzec, jak w teledyskach czy filmach konstruowana jest wizualność, w jaki sposób na przykład za pomocą kadru przedstawia się ciała. Te formy oferują coś zupełnie innego od tego, co widzimy na scenie. Powstaje więc pytanie, co się tu cytuje albo zapośrednicza. I dalej: jak to się montuje i dekonstruuje, z czym zestawia się pewne elementy. Jedna z krytycznych

Jego rozpoznawalność pozwala zbudować relację z ludźmi, którzy wcześniej nie mieli kontaktu z choreografią.

Tak, ale pojawia się też pytanie: co z Biebera czy z Beyoncé warto wziąć. To jest kwestia zainteresowań choreograficznych. Mnie ciekawi praktyka przenoszenia materiałów z jednego kontekstu w drugi, z jednego 94


Zrób siebie, koncepcja i choreografia: Marta Ziółek, Komuna// Warszawa, 2016, fot. Bartosz Stawiarski

siebie to nie są wszystkie materiały, jakie stworzyliśmy – to nie było tak, że wrzuciliśmy je po prostu do jednego worka i gotowe! Praca nad spektaklem była żmudna. Mówiąc o prostych elementach, mam na myśli uczenie się z nurtu tańca postmodern. To, co działo się w latach 60. i 70. w Stanach i co dzisiaj może się wydawać bardzo odległe, według mnie silnie rezonuje z naszą współczesnością.

wypowiedzi na temat Zrób siebie po jednym z pokazów dotyczyła tego, że choreografia spektaklu jest słaba, oparta na prostych elementach. Ale to jest właśnie strategia, z którą obecnie pracuję: chcę, żeby materiał choreograficzny był komunikatywny, a pewne jego wątki – po prostu rozpoznawalne. Przy czym podjęcie decyzji, co jest proste, a co nie, wcale nie jest łatwe. Elementy prezentowane w Zrób 95


praktyki teatralne

a dziś myślę, że ona w dużym stopniu mnie ukształtowała. Ann Liv jest amerykańską choreografką, jej twórczość czerpie z tamtejszej popkultury. Miałam okazję z nią pracować przy projekcie 37 Sherry, w którym każdy z 37 uczestników stawał się Sherry. Kim jest Sherry? Ann Liv stworzyła alter ego – personę o imieniu Sherry. Jest to postać graniczna, która zmienia swoje funkcje i role w zależności

Twórcy tańca postmodern intereso­wali się ruchami potocznymi, ale nie zajmowała ich jeszcze kultura masowa. Kolejny etap w historii tańca otwiera go na kulturę popularną. Możemy zgodzić się co do tego, że twoje zainteresowania są prekursorskie na polskiej scenie artystycznej, równocześnie jednak wpisują się w nurt silnie obecny na scenie europejskiej czy amerykańskiej. Czy mogłabyś opowiedzieć o kontekście, w którym

Myślałam logiką produktu, sprawdzając, czy można ją wykorzystać do stworzenia obiektu choreograficznego funkcjonujesz? Wydaje mi się, że zarówno w Zrób siebie, jak i w To bliskie są ci praktyki artystyczne, które z kolei dla mnie, Joasi Leśnierowskiej i Tomka Platy były punktem wyjścia w budowaniu narracji o związkach kultury popularnej i choreografii na wystawie Let’s dance w Poznaniu. Chodzi mi tutaj o choreografów przechwytujących różne kody popkultury, takich jak Alexandra Bachzetsis, która w A Piece Danced Alone odtwarza choreografię z teledysków, czy Trajal Harrell z voguingiem albo Frédéric Gies, który zmienia spektakl w imprezę techno z berlińskiego Berghain.

od kontekstu i potrzeby. Z pozoru wydaje się prezenterką prowadzącą talk show, potem jest szaloną gwiazdą estrady, po czym wciela się w postać terapeutki albo nieobliczalnej wiedźmy. Warto też dodać, że Sherry walczy o prawa mniejszości i wszystkich tych, którzy wydają się jej rasowo i genderowo wykluczeni. W projekcie, który realizowałam z Ann Liv, każdy z nas był ubrany jak Sherry. Przed próbą wszyscy malowaliśmy się, zakładaliśmy peruki, buty na obcasach i takie same stroje. Każdy miał siebie stworzyć na podobieństwo postaci wykreowanej przez artystkę. Przy czym Ann Liv była kapitanem okrętu 37 Sherry – dominowała, kierowała całością

Kontekst, który mnie ukształtował, to na pewno School for New Dance Development (SNDO) w Amsterdamie. Dopiero teraz dostrzegam, jak mocno doświadczenia spędzonych tam lat wpłynęły na to, co robię teraz. Na przykład w tamtym czasie nie znosiłam pracy z Ann Liv Young, 96


praktyki teatralne

przedsięwzięcia. Wówczas mój sprzeciw budził bardzo manipulatywny wobec nas oraz widzów sposób funkcjonowania tej postaci. No właśnie, zbliżamy się do pytania o to, jak powstały postacie w Zrób siebie. Przede wszystkim Angel Dust.

Angel Dust to figura, którą zaczęłam eksplorować w trakcie współpracy z Florentiną Holzinger – kolejną osobą, która mocno wpłynęła na to, co robię w tej chwili. Przygotowywałyśmy razem performans STICK, pokazywany w CSW Zamek Ujazdowski w 2014 roku. Pracowałyśmy wtedy z ideą bycia scenicznego, zakładającego jednoczesne bycie i niebycie sobą. Tak pojawiła się idea persony, zainspirowana procesem, jaki przeszłam z Ann Liv Young. Mamy tam peruki, nosimy glamourowe dresy i występujemy na szpilkach. Wyglądamy trochę jak z Kill Billa. Punktem wyjścia spektaklu czynimy same siebie i nasze biografie, tworzymy maskaradę z własnych zachowań i wizerunków. Tak jak Ann Liv z Sherry, staramy się badać pewne granice. Zwracamy też uwagę na tematy, które stanowiły przedmiot odniesienia dla Sherry – na przykład seksualność czy przemoc. Kluczowe są dla nas przy tym dążenia emancypacyjne, wpisane w historię i politykę. Warto podkreślić, że ta praca jest bardzo mocno oparta o drag queen show. Kostium nie jest tu tylko strojem, jest sposobem wejścia w proces transformacji, łapania dystansu, tworzenia postaci, pracy z ucieleśnieniem i alienacją. W Zrób siebie postacie były tworzone w podobny sposób. Kostium to nie jest tylko coś, co zakładamy na siebie i co odgrywa drugorzędną rolę. Szukanie ubrań dla postaci ze Zrób siebie było moim osobistym procesem nadawania im imienia.

Katarzyna Sikora jako Lordi, fot. Witek Orski

W Zrób siebie dochodzi do wyraźnego podziału performerów: ci, którzy posiadają świetny warsztat ruchowy, są silnie eksponowani, reszta trzyma się nieco z boku. Rehabilitujesz trening, warsztat ruchowy oraz wirtuozerię – kategorie, które zostały zakwestionowane przez taniec postmodern. I nagle w Zrób siebie widzimy te niesamowite ciała o imponujących zdolnościach ruchowych, jak chociażby Kasię Sikorę, która jest niczym kobieta-guma.

Zgadza się. Dla mnie mierzenie się z wirtuozerią było ciekawe, bo przez lata swojej edukacji konsekwentnie ją odrzucałam. Wywodzę się z tradycji, która nie daje przyzwolenia na kultywowanie tego typu perfekcji – ceni raczej indywidualny sposób pracy i autonomiczny stosunek do własnego ciała. Chodzi o tworzenie nowych 97


98


Zrób siebie, koncepcja i choreografia: Marta Ziółek, Komuna// Warszawa, 2016, fot. Bartosz Stawiarski

99


praktyki teatralne

rodzajów ekspresji ruchowej i znajdowanie osobnego, bardziej zindywidualizowanego cielesnego języka. Wszystkie techniki somatyczne są przeciwko tego typu formalizacji ciała i ruchu. Pracując nad Zrób siebie, musiałam zdać sobie sprawę z własnego sposobu myślenia o choreografii i performansie, żeby móc pozwolić sobie na tego typu ruch. Po projekcie realizowanym na ASP zrozumiałam, że wirtuozeria też jest produktem zapewniającym choreografii komunikatywność i widoczność. Czyli jest to jedno z tych kryteriów, które sprawiają, że ludzie chcą oglądać spektakle. W Zrób siebie wirtuozeria w sposób świadomy staje się produktem. Okazało się, że to działa. Eksperyment polegał na tym, by pokazać turbokapitalizm w pracy ciała. Model, w oparciu o który budowany jest spektakl, został zapożyczony z kultury disco i breakingu: nadawanie nicków, kultura rywalizacji, pojedynki b-boyów, gdzie liczą się wirtuozeria i popis. Z drugiej strony możemy powiedzieć, że jest to model przeniesiony z gier komputerowych.

Chodzi o wirtuozerię rozumianą jako prezentowanie określonego stylu, konwencji, a także wysokiej jakości wykonania. Od dłuższego czasu pracuję też ze zjawiskiem zwanym swag. Pojęcie to pochodzi z kultury street­ owej, oznacza bycie charyzmatycznym i mocnym, chodzi o prezentowanie siły przejawiające się w stosunku do ciała – i związany z nim performans. Wątek ten powiązałabym również z kategorią realness, która ma swoje korzenie w kulturze balu, występach drag queens oraz w voguingu. To typ performansu i performowania, który wiąże się z chęcią sprostania „realności”. Judith Butler określa go

jako „standard, miarę, której używa się do oceny każdego występu w ramach ustanowionych kategorii. Wrażenie realności determinowane jest przez umiejętność wymuszenia wiary, wyprodukowania naturalizowanego efektu”. Te wysiłki zaobserwować możemy u bohaterów Twenty Looks at Paris is Burning, spektaklu Trajala Harrella. Zmierzają one do perfekcyjnego dopasowania się do norm rasowych, klasowych oraz tych dotyczących wizerunku i „figury ciała”. Nie chodzi o ciało konkretne, fizyczne, lecz o to będące – jak określa je Butler – „morfologicznym ideałem”, wyznaczającym nieosiągalne standardy występu. Udało ci się zbudować postacie tak wyraziste i osobne, że mogą w zasadzie funkcjonować poza Zrób siebie. Wyobrażam sobie performanse zbudowane już tylko wokół Coco albo High Speeda. Dla mnie twoi superbohaterowie są realizacją warholowskiego marzenia o powierzchni. Może i są to tańczące gify, ale jednak naładowane seksualnością. Czegoś takiego dawno nie było w polskich sztukach performatywnych. Tym bardziej, że nie ma tu nagości, tylko nieskrępowana, wybuchowa seksualność.

Znowu muszę wrócić do Ann Liv Young, bo to ona podkreślała wagę odnoszenia się do seksualności czy przemocy – tematów, z którymi non stop spotykamy się w kulturze popularnej. Jeżeli chcemy mówić tym językiem, musimy najpierw przechwycić jego narzędzia i zacząć ich używać. Przy czym jest to też mój sposób bycia. Coś, w co sama gram w życiu codziennym. Interesowała mnie praca z konstrukcją superbohatera. Obserwowałam każdego z performerów pod kątem jego lub jej atutów czy mocy. Ten spektakl w wyraźny sposób czerpie inspirację z naszego 100


praktyki teatralne

Eksperyment polegał na tym, by pokazać turbokapitalizm w pracy ciała

lifestyle’u i kultury techno. W pewien sposób problematyzuje zagadnienia związane z technociałami. Moje pierwsze studia w Instytucie Kultury Polskiej na UW nauczyły mnie wnikliwej obserwacji otaczającej rzeczywistości. Właśnie od tego zaczynam pracę choreograficzną. Od obserwacji antropologicznej?

Badanie choreograficzne zaczynam od obserwacji ciał, z którymi się stykam, oraz kontekstów, w jakich one funkcjonują. Jedna ze strategii wykorzystanych w Zrób siebie polega na eksponowaniu prostego działania bądź elementu. Tak pojawia się house’owy krok o nazwie shuffle. Używam go w maksymalnie uproszczonej formie. Następie, inspirując się funkcjonowaniem Instagrama, nakładam na to działanie kolejne filtry i warstwy, takie jak kompozycja, światło, muzyka, praca z perspektywą, kadrem itd. Zrób siebie zbudowane jest właśnie z takich prostych, wydestylowanych elementów, zaczerpniętych z kultury klubowej, fitnessu, dancehallu, które traktuję na sposób konstruktywistyczny, niczym moduły. Po wielokrotnym wystawianiu Zrób siebie te warstwy wreszcie się zgrały.

Na początku spektaklu publiczność stoi we foyer, a postacie wychodzą bezpośrednio do widzów i dokonują autoprezentacji. W opisie Zrób siebie można przeczytać, że proces ciągłego przekształcania tożsamości bohaterów nigdy nie osiągnie ostatecznego kształtu. Dla mnie natomiast te postacie są domknięte. Nie widzę, żeby przechodziły przez jakiś proces upodmiotawiania się.

Oni wystawiają siebie poprzez rzeczy, obiekty i działania, co jest związane z kulturą internetu. Z jednej strony postacie są skończone, z drugiej istnieje nieskończona liczba obiektów, poprzez które one mogłyby się przejawić i transformować. Dlatego mówię o nich jako o obiektach choreograficznych. Ok, ale dyskurs postinternetowy dotyczy w zasadzie tego, że nowe technologie i media nie są już instrumentem zewnętrznym wobec naszych ciał, ale stanowią software, według którego działamy i który zmienia nas od środka. Mamy więc do czynienia z pewną dwoistością udawania i autentyczności. Tego wątku w ogóle nie widzę w Zrób siebie. Pozostaje tylko powierzchnia, tak jakby proces mimikry osiągnął skrajną formę: nastapiła destrukcja podmiotowości i pełne utożsamienie się z obrazem. 101


praktyki teatralne

Używamy tu określenia „postacie”, choć moi bohaterowie nimi nie są. Myślę o nich raczej jako o awatarach, ale przede wszystkim jako o obiektach. Ich tworzenie było procesem podobnym do konstruowania bohaterów gier komputerowych. Dla mnie największą zagadką spektaklu jest Angel Dust. Nie mogę rozgryźć tej postaci. Nie potrafię odczytać jej poza porządkiem rytuału. Dużo tu ciemnej energii, która przypomina mi obrzędy religii afroamerykańskiej – głównie makumby zmiksowanej z estetyką glamu.

To jest jedna z najbardziej transgresywnych postaci w tym spektaklu – postać cienia, bo przecież ja praktycznie nie performuję i trzymam się z boku. Jednym z procesów twórczych, który przechodziłam i który praktykuję już od dłuższego czasu, jest black talk. Innymi słowy, przeprowadzam rozmowy sama ze sobą jako oprawcą. Taki trochę BDSM w rozmowie. W tym procesie pojawiały się figury, które wykorzystałam w Zrób siebie, takie jak głos rzeźnika czy zinfantylizowany głos dziewczynki. Angel Dust ma podwójną naturę, co na jakimś poziomie odbija proces, jaki przechodzę z performerami. Często posługuję się figurą dominującego czy władczego choreografa (właśnie nie choreografki!). Innym razem przyjmuję rolę osoby, która się po prostu bawi, wprowadza karnawał i wywraca porządki. Z tego względu lubię pracować z tymi samymi ludźmi przez dłuższy czas. Po prostu wiem, że mamy wspólny język i rozumiemy sytuację. Niechętnie natomiast rezygnuję z pozycji lidera – trzymam się jej bardzo mocno i ujawniam na zewnątrz. Cały czas jednak bawię się konwencją, którą generuje sam fakt zajęcia takiego miejsca.

W środowisku toczy się teraz dyskusja dotycząca tego, jak nazwać to dynamicznie rozwijające się zjawisko w polu sztuk performatywnych. Chodzi nie tylko o eksperymentalną choreografię, ale o całe spektrum praktyk artystycznych, które nie są już teatrem, nie są też klasyczną sztuką performansu ani tańcem. Wszystkie je łączy jednak praktyka korzystania z bogatego arsenału narzędzi performatywnych i w tym sensie tworzą coś nowego. Chodzi o spektrum artystów od Wojtka Ziemilskiego przez środowisko choreograficzne po artystów wizualnych, którzy eksperymentują z działaniem. Tomek Plata postuluje, by ten nurt określać pojęciem postteatru, w CSW bliższa jest nam kategoria postperformatywności, z kolei Mateusz Szymanówka lansuje posttaniec. A ty jak się na to zapatrujesz?

Ciekawe, że Mateusz mówi o zjawisku posttańca. Dla mnie bardziej intrygujące byłoby zapytanie o to, czy taniec – zwykłe tańczenie – kiedyś powróci? Jeśli już miałabym coś wybrać, mówiłabym o zjawisku postperformatywności. Nie jest tak, że w ogóle nie interesuje mnie intelektualne definiowanie własnej pozycji i ustosunkowywanie się do środowiska. Po prostu w pewnym momencie stwierdziłam, że tego typu dywagacje zaczynają mnie ograniczać, postanowiłam więc podążać raczej za intuicją twórczą i sycić się tym, co wydarza się wokół mnie. Nie chciałam robić czegoś, czego siła rażenia ograniczy się do wąskiego grona zainteresowanych. Największym sukcesem Zrób siebie jest to, że spektakl zaczął docierać do ludzi spoza środowiska. To największa nagroda!

102


praktyki teatralne

Zrób siebie, koncepcja i choreografia: Marta Ziółek, Komuna// Warszawa, 2016, fot. Bartosz Stawiarski

Performans Zrób siebie będzie można zobaczyć 31 grudnia w Komunie// Warszawa, ul. Lubelska 30/32. Więcej szczegółów wkrótce na www.komuna.warszawa.pl

Marta Ziółek – choreografka i performerka. Studiowała na wydziale choreografii w School for New Dance Development (SNDO) w Amsterdamie i na Międzywydziałowych Indywidualnych Studiach Humanistycznych UW. Stypendystka prestiżowego stypendium Dance Web na ImpulsTanzFestival w Wiedniu (2011), uczestniczka europejskiej platformy „Europe in Motion” przeznaczonej dla młodych choreografów (2012), stypendystka The Amsterdam Fund for the Arts (2013). Ostatnio zaprezentowała m.in. projekt Black on Black inspirowany serią czarnych obrazów Rodczenki (Teatr Hetveem w Amsterdamie i MSN w Warszawie) oraz opracowała choreografię do spektaklu Ewelina płacze Anny Karasińskiej (TR Warszawa). Razem z Alexem Baczyńskim-Jenkinsem współtworzyła przestrzeń Kem w Warszawie. W swojej pracy bada granice pomiędzy sztukami wizualnymi, performansem i choreografią.

Agnieszka Sosnowska – kuratorka w CSW Zamek Ujazdowski. Badaczka związana z Instytutem Kultury Polskiej UW. Zajmuje się praktykami artystycznymi na styku sztuk performatywnych i wizualnych, a także współczesnymi teoriami dotyczącymi filozofii teatru i performatywności.

103


eksperyment

Domena publiczna, CC0, źródło: pixabay.com

104


eksperyment

Małgorzata Piernik

Prezentujemy instagramową powieść o życiu i pracy w jednym ze sztucznych rajów Bliskiego Wschodu, o jego architekturze, infrastrukturze i osobliwych zwyczajach 105


eksperyment

#witamy_w_al-hajsik 1 #takefromtherich Znowu lecę na Bliski Wschód. Znów #pragmatycznie – zamieniać ropę w krzem, a krzem – w #$$$. Siedzę na #WarsawChopinAirport obok karczków lecących do Norwegii w szalikach Legii i z fizolką za paznokciami. Zaraz się rozlecimy – na pewno nieco moralnie, choć oni na Północ, ja na alchemiczny Wschód. Kto jednak mówi, że #emigracjawewnętrzna, której powód jest chyba jedynym, co nas łączy, jest aktywnością moralnie bezkosztową, mimo że żadna praca ponoć nie hańbi? Powodem naszej emigracji nie jest skrajna #bieda, #Polska to w końcu w skali świata raczej bogaty kraj (choć ciągle nieco ubogi w wiarę w siebie). Żadnego lepszego jutra to my nie szukamy. Cel jest skromniejszy – fajniejszy #poniedziałek i weselszy #piąteczek. #witamy_w_al-hajsik 2 #goodgirlsgotoheaven #badgirlsgowheretheywant #najebka #wtf Przed wrotami do nieba projektantów i speców z branży IT dzieją się sceny z lekka dantejskie. Wrota mają numerek 15 i widzę, że dopiero podpinają pod nie rękaw do samolotu. Trochę się nudzę w kolejce do odprawy, bo jest długa, i w międzyczasie odkrywam, że nieco nieznośni panowie w garniakach przede mną oraz dość mocno męczący kolesie w kandorach za mną są po prostu najebani jak jakieś świniokury. Procenciki aż świecą w oczkach, machają łapkami i pokwikują, aż im się ogonki trzęsą. Nie wiem, co robią ci w kandorach na lotnisku, w kolejce do klasy ekonomicznej. Bardziej dziwi mnie to, że nie lecą własnym jumbojetem, niż to, że się solidnie chwieją w kolankach i wołają jakieś głupoty do blondwłosych pań w kolejce. Jest jedenasta! W Polsce podobno dopiero od pierwszej wolno pić (nawet panom Arabom – mimo że pochodzę z miasta moheru, nie bądźmy tu stróżami cudzej moralności). #witamy_w_al-hajsik 3 #immanuelkantbutatleasthetried Siedzę sobie w toalecie na lotnisku i piję wodę z kranu, odwodniona po całodziennym locie z przesiadką, a zamiast nieba gwiaździstego nade mną takie widoki. Co z prawem moralnym we mnie – to dobre pytanie, bo po podróży tym statkiem pijanym obawiam się, że może mi go w #Al-Hajsik trochę ubyć. Pół samolotu było naprute jak pershingi, drugie pół oddawało się pomnażaniu PKB. Książkę chyba tylko ja czytałam, o zgrozo – była to #MojaWalka i bardzo musiałam się powstrzymywać, żeby nie użyć tego kloca w twardej oprawie przed wesołym panem świniokurem, który kiedy nie udało mu się zaprzyjaźnić ze stewardessą, dawczynią drineczków, bardzo chciał się zaprzyjaźnić ze mną. Nie jestem szczególnie cnotliwa jako osoba, która mieszka przy Planie B, moje oczy widziały już pewne rzeczy, ale oni nawet jak na możliwości Planu nieźle dawali w palnik, ci moi współpodróżnicy ekonomiczni. #witamy_w_al-hajsik 4 #macierewicz Perfekcjonizm bierze się z lęku przed tym, co nie istnieje, a mianowicie przed tym, o co ktoś potencjalnie mógłby nas posądzić. To zupełna bzdura, walczyć z czymś, czego nie ma, ale przyroda to nie komputer, nie wszystko jest logiczne, bo logika jest ludzka, a czy naturalna – chyba nie nam osądzać? 106


eksperyment

Domena publiczna, CC0, źródło: pixabay.com

Przypadłość, o której mówię, dotyczy również świadomości zbiorowej i rasowych uprzedzeń. #Al-Hajsik to sztuczna wyspa u brzegu pewnego naftowego królestwa, wynik mariażu Zachodu ze Wschodem, a uściślając – z Bliskim Wschodem. W geopolitycznym nastroju, który ostatnio panuje, Bliski Wschód kojarzy się raczej bombowo niż np. słodko i czule. Zanim przybysz do #Al-Hajsik zdąży pomyśleć, że mogą go tu czekać jakieś wybuchowe atrakcje, przechodzi kontrolę graniczną, której nie powstydziłby się nawet #Izrael. „Zamachy – to nie my!”, krzyczy pierwsze doświadczenie w tym kraju. W oku cyklonu zrobimy najbezpieczniejsze państwo świata, bo w końcu #skyisthelimit. Po skanie siatkówek i odcisków wszystkich palców, trzech telefonach do mojego pracodawcy, dwóch do hotelu i trzech godzinach czekania stwierdzam, że perfekcjonizm niestety nie bez powodu nazywany jest czasem rodzoną siostrą nerwicy natręctw. Dopiero teraz zaczynam odczuwać niepokój po całym dniu lotu na względnym relaksie. #witamy_w_al-hajsik 5 Show pt. „W #Al-Hajsik włos z głowy ci nie spadnie” ma kontynuację w transporcie miejskim. Okazuje się, że nie ma tu biletów jednorazowych – trzeba wykupić kartę, która kosztuje na polskie piątaka, ALE żeby ją wyrobić, znowu skanują ci siatkówkę i wizę. #witamy_w_al-hajsik 6 W powietrznej rurce, którą sunęłam wczoraj bezszelestnie ponad pustymi ulicami, nie było nikogo prócz paru zbłąkanych wędrowców z bagażami, takich jak ja. Na lotnisku był za to chiński mur panów z karteczkami z nazwiskami ze wszystkich stron, z dopisanymi nazwami stanowisk i firm. Gdybym była design leadem, pewnie odbierałby mnie prywatny kierowca, za to nie dowiedziałabym się wielu pożytecznych rzeczy. Np. że chociaż #metro jest puste, mogę siedzieć wyłącznie w jednym z dwóch pierwszych spośród 10 wagonów, bo to jest przedział dla kobiet. Chwalisz się czy żalisz – to nie jest 107


eksperyment

proste pytanie, bo wagon dla kobiet sugeruje, że hej, jesteśmy rzut beretem od Arabii Saudyjskiej, ale my tu dbamy o komfort kobiet, helou, to prawie #Skandynawia, tylko że jest piaseczek, a z drugiej strony dlaczego tylko 20% składu to wagony dla kobiet, a nie 50%? Dowiedziałam się też, że gdybym chciała w tym pustym metrze położyć się na fotelach, płacę pięć stówek, gdybym chciała pić – tylko stówkę. Za to za nogi na siedzeniu – do tysiaka, a za przyklejanie gumy do foteli – prace społeczne. Ciekawe jakie. Zdrapywanie gum szczoteczką do zębów i octem – to obstawiam. #witamy_w_al-hajsik 7 Dobra, miałam się nie chwalić, ale jako regular, a nie wcale jakiś design director, mieszkam w pracowniczym Hiltonie. To jest prawda autentyczna – istnieje coś pomiędzy komunistycznym hotelem robotniczym a hotelem typu fąfi-fąfi. Polega to na tym, że mam jakiś ultra materac king size bed z kokosem i bóg wie jakim lateksem, który zajmuje pół mojego luksusowego mieszkanka, w którym jak się rozbierałam, to musiałam torebkę wstawić do zlewu. Zupełnie jak w moim mikromieszkaniu w Paryżu, w którym w łazience albo byłam ja, albo drzwi. I jaram się opór, bo mieszkam podobno 100 m od plaży i mam taki śniadaniowy wypas, jak w Hiltonie takim normalnym, bo stołówka robotnicza wygląda tu jak knajpy, w których w Warszawie musiałabym raczej zostawić pół pensji. #witamy_w_al-hajsik 8 Nie wiem, czy to jetlag daje mi się we znaki jak nigdy dotąd, czy cisza rodem z filmów o zagładzie nuklearnej. W nocy, kiedy przyklejam się do szyby, szukam wzrokiem na dole Willa Smitha tropiącego zombie. Dlaczego było pusto na ulicach, gdy jechałam metrem z lotniska? Bo tu po 23 indywidualny ruch kołowy jest zabroniony. Jeżdżą tylko taksówki i metro z lotniska. Gasną światła jak w Harrym Potterze. Po chuj, zapytam? Bo o szóstej nad ranem nagle samochody tak kurwa zaczynają ryczeć, jakby chciały rozwalić całą tę uroczą wyspę w kształcie delfina (to nie żart, #Al-Hajsik to chyba drobny faczek w stronę Dubaju – cała sztuczna wyspa ma kształt delfina, a ja mieszkam na jego płetwie grzbietowej). No i se ryczą, a potem 23 i koniec. Metro nie wydaje dźwięku. Ulice czarne. Ciężko dostrzec tego Willa Smitha. Oglądając z okna na czterdziestym piętrze ciszę i ciemność, czuję się jak w #Space­Odyssey #Kubricka. A czemu tak rano ryczą jak zarzynane bawoły te samochody i czemu noc jest jak makiem zasiał? Bo tu dzień pracy, tej biurowej też, trwa dwanaście godzin. A gdzieniegdzie zdarzają się i nadgodzinki, mili państwo. #witamy_w_al-hajsik 9 W nocy widać z okna tylko jedną rzecz – oko Saurona, port lotniczy, który znajduje się, patrząc na plan wyspy, dokładnie w miejscu, w którym powinno znajdować się oko delfina. Jest wielkie i wyłupiaste i rozgląda się Boeingami 787 na cały świat, nic mu nie umknie. Podobno Emirates już liczy straty. Psie Łajka, i ty to widzisz i się nie śmiejesz? Myślę, że Łajka płacze z rozbawienia kosmicznymi łzami. Mi jest trochę mniej śmiesznie, bo jedyny jasny punkt na horyzoncie widzę dopiero gdy się bardzo mocno przytulę do ściany. Głównie 108


eksperyment

Domena publiczna, CC0, źródło: pixabay.com

to widzę martwą taflę okien sąsiadów z pracowniczego Westinu przede mną i Marriotta na prawo, zasłaniającego idealnie zachód słońca. #witamy_w_al-hajsik 10 Jako turyście ekonomicznemu nie powinno mi być AŻ TAK głupio, że praktycznie jeszcze nic nie widziałam, bo chodzę do pracy, ale jednak jest mi głupio, a architektura wyspy nie ułatwia zadania. Płetwa grzbietowa delfina to bardziej zamknięte osiedle światka IT niż nawet dzielnica światka IT. Ma plan zbliżony do osiedla bungalowów dla bogatych, na którym wychowywał się mój kolega w Piasecznie. Z tym, że dzieli je na pół autostrada. Osiedle rozpoczyna się wielką bramą (brama Isztar, ta z Berlina, jest przy niej maciupka), w której jest stacja metra. Przechodząc przez bramę do osiedla, pikasz kartą miejską, oczywiście, i przeciskasz się przez trzy rzędy bramek. Przez całą płetwę leci wielka ulica, ta co mnie tak wkurza, a nad nią sunie metro aż do końca płetwy. Znajdują się tam hotele na jakimś turbowypasie oraz bliskowschodnia siedziba Google’a. Wzdłuż autostrady ciągną się jakieś egeszege ogródeczki, z których wyrasta pracownicza mieszkaniówka. Poustawiane są na krętych dróżkach serwisowych odchodzących od autostrady. W tym budynku co ja mieszkają tylko osoby z grupy, do której należy moja firma. Każdy z tych pracowniczych hoteli jest tak naprawdę spięty dilem z konkretnym przedsiębiorstwem. Najdziwniejsze jest to, że tu praktycznie nie ma sklepów spożywczych, lecz z drugiej strony po co ci sklep spożywczy, jak w tych domohiltonach nie ma kuchni, a wszystkie hotele i biura mają swoje restauracje i stołówki? Ma to jakieś znamiona sensu. #witamy_w_al-hajsik 12 Dziś po raz pierwszy spróbowałam wyjść na plażę, a wylądowałam w centrum handlowym. Logika oznakowań i orientalny dizajn. Joł. 109


eksperyment

#witamy_w_al-hajsik 13 Stwierdzam, że ten, kto projektował tę dzielnicę, jest jakimś geniuszem. Uświadomiłam to sobie, kiedy zamiast messengera włączyłam pogodę w iPhonie. Jest 35 stopni i w ogóle się tego nie czuje, bo całą drogę (ok, szalone 800 m do supermarketu i nieco mniej do pracy) idzie się w cieniu, co więcej – między budynkami delikatnie wieje. Jeśli miły chłód ma być podarunkiem na pokrzepienie za mieszkanie na czterdziestym piętrze i oglądanie głównie okien sąsiada, to ja to szanuję. #witamy_w_al-hajsik 14 Nic nie rozumiem o ludziach tutaj, bo wstydzę się w pracy tak pytać wprost: „Ej, a wam się tu nie nudzi w chuj, jak o 23 wszędzie gaszą światła?”, ale wizyta w centrum handlowym zasiała we mnie cień niepokoju, czy aby nie zostałam podstępem zamknięta w Truman Show. Nie widziałam żadnych dzieci. Ani starych ludzi. Ani brzydkich. I nikt się nie śmiał. Wszędzie byli ochroniarze. I to byczki, no nie, a nie takie dziadziusie jak w Polsce. I było bardzo zimno, o jezu, jeszcze zimniej niż w pracy, gdzie mam klimę ustawioną na 20 stopni, a jest chyba z 17. No widzicie. Chciałam iść na plażę, a wylądowałam z kurtką. Była na przecenie i dostałam teorię spiskową w gratisie. #witamy_w_al-hajsik 15 Troska o bezpieczeństwo sprawia, że jest tu tak smutno, że nie wierzę, ale trzeba naprawdę być pozbawionym poczucia humoru, żeby na wyspie w kształcie delfina nie chichotać pod nosem, napotykając drobne absurdy niegorszego sortu. W tym centrum handlowym, wielkim jak chyba z pół mojego osiedla, wylądowałam w końcu w Starbucksie. Po drodze minęłam stok narciarski i akwarium z rafą koralową do nurkowania. Starbucks jak Starbucks, lura wszędzie na świecie taka sama, za to znajoma. Lepiej zapewnia poczucie bezpieczeństwa niż byli komandosi porozstawiani po kątach w garniakach. Wyszłam na taras, żeby trochę się ogrzać po lodowym piekle klimy. Okulary na nos, kawa na ławę, telefonik do łapki. Dajcie mi wifi, a będę w niebie. Czuję jednak, że ktoś mi się przygląda. Ktoś? Coś? Hm. Aha, wifi chce, żebym podpięła kartę miejską pod telefon i piknęła nią przy routerze. Byłam w pilnej instagramowej potrzebie, więc niech to pies, podpinam i pytam pana z obsługi, gdzie ten router. Pan wskazuje na fontannę z pegazami i każe mi piknąć w rant fontanny. Nie wiem, czy robi sobie ze mnie jaja, czy mówi serio, ale stwierdzam, że co mi tam. Podchodzę. Gloria in excelsis deo, jest internet! I wtedy widzę. Z kawiarni podgląda mnie pegaz! A te rozbiegające się na wszystkie strony uskrzydlone rumaki to raczej konie trojańskie – po kamerze w jednym oczku. Tak to się robi, mili państwo. #witamy_w_al-hajsik 16 Dobra, jest piąteczek, ja nie mam siły ruszyć nawet rzęsami, nie mówiąc o tym, żeby iść się ubrać i i pomalować, ale ja to nie świat. Dlaczego nawet w piątek wyłączają tu światło o 23, jak na dyskotece na koloniach? To nie jest normalne.

110


Domena publiczna, CC0, źródło: Flickr.com

#witamy_w_al-hajsik 17 Nie pamiętam, kiedy w piątek poszłam spać przed dwunastą, podobnie jak nie pamiętam, żebym była tak wykończona codziennymi sprawami, żeby spać do 13. Nie obudziły mnie auta o szóstej trzydzieści i zamiast terroru zdrowej żywności w pracowniczej stołówce czekał na mnie dzień dziecka. Marudzę na ten #Al-Hajsik, że trochę tu dziwnie, ale te bachanalia mi starczą na jakieś pięć dni. #witamy_w_al-hajsik 18 Znowu zamiast na plaży wylądowałam w centrum handlowym, no ja nie mogę, czy te uliczki są tak kręte po to, by dostęp człowieka do dobra przyrody był z założenia niemożliwy? Chodnik ma szerokość złączonych dwóch stóp. W supermarkecie dowiedziałam się jednak czegoś sensownego. Zrozumiałam mianowicie, czemu cały samolot był bardzo nie w stanie, kiedy tu leciałam. W sklepach w #Al-Hajsik nie ma alkoholu. Po prostu. Pytam znajomą z pracy, czy jak w Dubaju jest to kwestia religijna. Mówi, że nie. I że po prostu nie ma, bo jakaś ściema, że niby cła. I że nie ma zakazu spożywania, tylko po prostu nie ma go w sklepach ani hotelach. I cześć. #witamy_w_al-hajsik 19 Poskromiłam moją polską Zosię Samosię i zapytałam na recepcji w hotelu, którędy na plażę. Okazuje się, że muszę się cofnąć do metra, pojechać metrem do końca płetwy, wysiąść i tam jest plaża. I nie mogę do niej dojść pieszo, bo dołem nie przejdę, a na autostradzie nie ma chodnika. Pan na recepcji mi proponuje, że może zamówić taksówkę, będzie kosztować tylko cztery dyszki, a ja potrzebuję raczej, żeby mi zaproponować sole trzeźwiące. Pan dodaje, że ta plaża jest mała i że lepiej jechać na brzuszek delfina. Jadę. #witamy_w_al-hajsik 20 Zawsze mi się zdawało, że dostęp do przyrody jest bezpłatnym dobrem narodowym, demokratycznym i niezbywalnym. Okazuje się, że nie zawsze. 111


eksperyment

W #Al-Hajsik za plaże się płaci (kartą miejską oczywiście – zostawiam moją siatkówkę wszędzie, od morza po podnóża śnieżnych stoków w centrum handlowym). Ściągnęło mi dyszkę. A jak wychodziłam, to drugą. Piasek za leniwą promenadą był biały i pusty. Gdzie są ci ludzie tu, ja nie wiem. Zamiast Willa Smitha minęło mnie tylko dwóch mięśniaczków i nie ukrywam – ostatnim, czego się spodziewałam po plaży w dzielnicy krzemowo-rozrywkowej, był kilometr piaseczku na osobę w sobotę po południu. Wytrzymałam dwadzieścia minut, bo od klimatyzacji i niewychodzenia z mojego genialnego termicznie osiedla zapomniałam, że, ups, jestem na Bliskim Wschodzie i mimo że #Al-Hajsik owiewają korzystne prądy i ponoć często tu leje, to jednak jest lato i krycie się w hotelach, sklepach i domach jest jedyną mądrą strategią przetrwania. #witamy_w_al-hajsik 21 Chyba mam udar od słońca, stękam i schodzi mi skóra od nosa po kostki. Zwlekłam się do centrum handlowego do apteki. Zagadałam jednakże uprzednio do ludzi na recepcji. Okazuje się, że w #Al-Hajsik są bardzo ścisłe normy zagospodarowania przestrzennego i że nie ma możliwości, żeby np. na parterze budynku otworzyć sobie sklep. Vancouveryzm – a co to? Każda dzielnica ma swoje centrum handlowe, które działa jak w przeszłości bazar, i jak chcesz coś kupić, musisz iść tam. Gdzieś taki pomysł mi się podoba, że strefy i uporządkowanie, a z drugiej strony zrobiłam sześć kilometrów po #Mall of #Al-Hajsik, idąc po aloes i do ubikacji. Zaliczam to na poczet fitnessu. #witamy_w_al-hajsik 22 #Al-Hajsik żyje głównie z digitalizowania ropy. Płetwa to miejscówka dla takich nudziarzy jak ja – że jakiś UX, jakieś banki, jakiś transport i e-commerce. Brzuszek, dzielnica po drugiej stronie autostrady, to miejscówka twórców gier. Myślę, że oni korzystają z plaży jak źli – tej w Oculusach, bo po co się pocić na realnej, jak na wirtualnej nie trzeba, a wirtualna i plecków nie przypiecze. #witamy_w_al-hajsik 23 Chyba jestem przeziębiona. Brzuszek delfina ma wyższą zabudowę niż płetwa, na mniejszym wypasie, bo powstawał wcześniej, ale można tam dojść na plażę na własnych nogach, jest nawet promenadka. Tylko że tam za przeproszeniem tak pizga między wieżowcami, że miałam wrażenie, że mi urwie głowę, a w metrze, wiadomo, że wszystko jest klimatyzowane i nie pomyślałam, że jak będę iść na plażę, to bez bluzy się nie obędzie. Wycieram nos w nadgarstek po takiej przygodzie. Fujka. #witamy_w_al-hajsik 24 Przez całą drugą wycieczkę do apteki szukałam powodu, dla którego nie widzę w centrum handlowym żadnego dziecka. Nie ma placów zabaw z kuleczkami do pływania ani wypchanego krokodyla do straszenia małych potworów. Tylko atrakcje dla dorosłych, przy czym raczej #straightedge’owych dorosłych, bo jedyne używki, jakie tu widzę, to kawa i bardzo tanie papierosy. Albo dla poszukiwaczy dziwnej adrenaliny, bo jest tu też wielki przeszklony 112


eksperyment

Domena publiczna, CC0, źródło: www.pexels.com

basen do nurkowania na pseudorafie koralowej. Po drugiej stronie centrum handlowego – stok narciarski. Powód objawił się przede mną w aptece po raz pierwszy, po raz drugi – w Google’u. Antykoncepcja dostępna jest w #Al-Hajsik bez recepty, taka jak sobie wymarzysz, tak tania, że to jakiś żart. Tabletki na miesiąc kosztują tyle co kawa w Starbuniu. Stoję w aptece w kolejce w obliczu pawiego wachlarza pigułek, krążków i gumek, nudzę się i klikam w komórce, kiedy za mną zjawia się niespodzianie jednorożec – kobieta w ciąży! „Fuck” – słyszę brytyjski adres bez podróbki. Pani wygląda na jakiegoś zarządzacza od hajsu i gada przez telefon, wkładając do aptecznego koszyczka tablety na zapalenie pęcherza – „you won’t believe how much we are supposed to pay for a nursery here. Tommy just checked this, it starts from five thousand pounds a month and it’s only nursery, not even school. What? No, I’m not out of my mind. Please, sure we are going back to London, it’s fucking insane”. #witamy_w_al-hajsik 25 Kurde. Leżę plackiem na łóżku po pracy, gadam jednym okiem z chłopakiem na Fejstajmie, półgębkiem śpię, drugie oko na Maroko, a tam – na północnym zachodzie, a i owszem – widzę, jak lekko prześwituje przez roletę sąsiada scenka rodzajowa. Panowie w czarnych T-shirtach i dresikach siedzą w pięciu na jednym łóżku z browarami i łoją w plejaka. Na stoliku nocnym – widzę to wyraźnie – stoją sześciopaki, jeden na drugim. No nawet w bagażu nadawanym tylu nie przewieźli. O nie. Jak tylko będzie weekend, wyruszam na poszukiwanie ukrytego alko. #witamy_w_al-hajsik 26 Fak. Jest pierwsza i widzę, jak do sąsiada za oknem wbija jeszcze czterech koleżków, a i owszem, z browarkami przytulonymi do płaskich brzuchów zasuszonych programistów. Jest poniedziałek. Coś mi się widzi, że to całe zdrowe życie to jakaś ściema i w weekendy tu zachodzi jakaś konkretna dezynfekcja gardła. Jako osoba niepijąca szukam alko nie dlatego, że mnie ciągnie do przejrzystej tafli czystej i wirów melanżu, tylko dlatego, że nie mam tu kogo 113


poznać i porozmawiać, jak w ogóle się żyje na delfinie. Na razie Bronisław Malinowski bez tubylców – to ja. Bo w pracy się raczej nic nie dowiem, wszyscy ze mną włącznie jak chomiki w kołowrotku, biegniemy interwałami na to PKB. Z naszych interwałów nawet Ewa Chodakowska byłaby dumna. #witamy_w_al-hajsik 27 Podsłuchiwałam dziś rozmowy jakiegoś pana CEO ode mnie z pracy podczas śniadania. Bez względu na szczebel w korpodrabince, wszyscy z firmy mieszkają w tym samym budynku. Uważam, że jest to trochę dziwne. I nie bardzo wierzę, żeby na przykład służyło budowaniu płaskiej hierarchii w korporacji – że niby co, będę się integrować z prezesami oraz sprzątaczkami przy śniadaniu? Powód musi być inny. Pan rozmawiał przez Skajpa, połykając przy tym w pośpiechu parówki (i nadal jesteśmy geograficznie w kraju muzułmańskim). Podsłuchałam, że przez to, że #Al-Hajsik jest od zera wybudowaną sztuczną wyspą za połączenie wschodniego oraz zachodniego kapitału, działa trochę jak jakieś Kajmany albo inne wyspy św. Kogośtam. Specjalna strefa ekonomiczna. Tylko jak to się stało, że wynurzono dla niej z Zatoki Perskiej nowy grunt? #witamy_w_al-hajsik 28 Gdyby spojrzeć na mapę #Al-Hajsik, okiem byłby port lotniczy, a sercem – moje najbliższe centrum handlowe. Wycieczka do supermarketu zasiała we mnie kolejne ziarnko niepokoju, czy aby to, czego uczyłam się na historii i WOS-ie, nie jest bujdą, że to tak nie działa, że możesz sobie tak zrobić państwo-miasto i już. Jest państwo, dzień dobry. Teraz w to wątpię, gdy odkryłam, że #Al-Hajsik jest miejscem z lekka ahistorycznym nie tylko politycznie, ale też hadlowo. Mapę wpływów międzynarodowych hipermarkety wyznaczają lepiej niż zimnowojenne podziały. Kolonializm bowiem się trzyma. Nie bez powodu Maghreb i cały Bliski Wschód kupują jak jeden mąż w Carrefourze. Czasem gdzieniegdzie zaplącze się z lekka zakurzona, lecz wciąż silna brytyjska macka, jakiś Waitrose czy coś. Handlowy znaczek imperium. A tak, Carrefour ponad arabskimi podziałami, od Maroka aż po Emiraty, z wyrwą na mapie w postaci Libii i Algierii. #Al-Hajsik ma swoją sieć supermarketów. Sprawdziłam w Wikipedii. MoneyPenny nie wygląda ani jak Sainsbury, ani jak Lidl, ani też jak Piotr i Paweł czy cokolwiek, co znam. Znikąd w obcym świecie pomocy. Jak mi smutno za granicą, to idę do Kerfa i czuję dom, a w tym cholerstwie nawet nie wiem, gdzie w kolejności jest dział z szamponami. I nie ma moich ulubionych sezamków w jogurcie. #witamy_w_al-hajsik 29 Brakowało mi szans na interakcje towarzyskie, to wykrakałam. Byłam dziś na pracowym tenisie. W sumie to jest super, żeby chodzić z ludźmi z pracy na sport. Na pewno lepiej niż na najebkę. Albo pod Plan. Dowiedziałam się dziś, że dziewczyna, z którą pracuję i która ma psa, musi z pracohiltona iść do metra i jechać dwa przystanki, żeby go wyprowadzić. Według Google Maps najbliższy park jest pięćset metrów od nas. Dlaczego wobec tego jeździ do niego metrem? Bo na naszym osiedlu nie ma chodnika i nie da się przejść. 114


#witamy_w_al-hajsik 29a A teraz hit. Ile się płaci mandatu za kupę psa na chodniku? Nic się nie płaci – po prostu zabierają ci psa. #witamy_w_al-hajsik 30 Pracowy tenis jest super. Zwłaszcza jak nie umiesz grać w tenisa. Wtedy siedzisz sobie na balkonie (kort do tenisa jest na dachu budynku, w którym pracujemy, na niższym dachu jest basen), popijasz te zielone koktajle i uskuteczniasz small talki. Jestem z Polski, nie bardzo umiem to robić, stresuje mnie to, ale dzięki popołudniu z pierdoleniem o Chopinie udało mi się odkryć niebywałą rzecz: w #Al-Hajsik nie istnieje coś takiego jak umowa na czas nieokreślony. Dostaje się takie kontrakty jak ja mam, tylko że przez cały czas. Niby spoko, w sumie co to za różnica, można pomyśleć. Czym to się różni od zwykłej polskiej śmieciówki? Ano tym, że w moim kraju to, jaką masz pracę, warunkuje to, ile masz pieniędzy, a to, ile walizek dolarów mieści twoje konto, warunkuje twój kredyt, a twój kredyt – twój dom. Portfel sprawdza, w jakiej okolicy możesz mieszkać, kogo mieć za sąsiadów i czy po swoim mieszkaniu przejedziesz się na rowerze, na deskorolce, czy dziecięcym minimodelem Ferrari z kiosku Ruchu. W #Al-Hajsik typ umowy to warunkuje, nie portfel. Jako obywatel zamorskiego kraju nie masz prawa posiadać ziemi. Zresztą czyja to ziemia? Trzech korporacji, dla których szejk osuszył wielką łachę piasku u wybrzeży swego ropoimperium. Korporacje dzierżawią wszystkie z obecnych tu gruntów. Nie możesz więc kupić mieszkania. Nie możesz go nawet wynająć – są tu wyłącznie pracownicze hotele na terenach przyległych do siedzib firm. #witamy_w_al-hajsik 31 Zastanawiam się wobec tego, gdzie mieszkają ci ludzie, którzy mnie budzą korkiem o 6:30. I dlaczego jeżdżą autami, skoro w teorii powinni mieć do pracy dwa kroki? #witamy_w_al-hajsik 32 No i już wiem, czemu tutaj nie ma IKEI. Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak skończy się ta historia, czytaj Instagrama autorki. Finał przygód już styczniu. www.instagram.com/malgosiapiernik

Małgorzata Piernik (ur. 1993 w Toruniu) – skończyła wzornictwo w School of Form Poznaniu, mieszka w Warszawie i pracuje jako UX designer. Pisała teksty dla m.in. „Gazety Wyborczej”, „Vice’a” i „Futu”. Witamy w Al-Hajsik to debiutancka powieść science fiction, którą publikuje na swoim instagramie: @malgosiapiernik. 115


fotografia

Ilona Szwarc: z cyklu Rodeo Girls, dzięki uprzejmości artystki

116


fotografia

Z fotografką Iloną Szwarc rozmawia Ada Banaszak 117


fotografia

Przyzwyczailiśmy się do koncepcji ciała jako formy, biologia nie jest już dla nas ostateczną wytyczną. Mamy narzędzia pozwalające stworzyć siebie: siebie jako zdjęcie profilowe; siebie jako kuratora treści, które udostępniamy; siebie jako autora i modela w przypadku selfies W pracy I am a Woman and I Feast on Memory poddajesz modelkę, wybraną na drodze konkursu na twojego sobowtóra, różnym zabiegom charakteryzatorskim, i cały proces dokumentujesz na fotografiach. Moje pierwsze zaskoczenie związane z tym projektem łączy się z twoją decyzją o zdeformowaniu – za pomocą produktów kosmetycznych – twarzy dziewczyny wyglądającej niemal zupełnie jak ty. O spotkaniu z sobowtórem zwykle myślimy w kontekście celebrowania podobieństw, natomiast ty robisz coś przeciwnego – postarzasz go, dodajesz fałdy tłuszczu i zmarszczki, tworzysz na nim pośmiertną maskę. Skąd wziął się pomysł na takie działanie? I dlaczego zabiegom tym poddajesz sobowtóra, a nie siebie?

Zawsze interesowała mnie typologia – odwoływałam się do niej już w moich wcześniejszych pracach, na przykład w cyklu American Girls, w ramach którego fotografowałam dziewczynki z ich lalkami-sobowtórami, czy w serii Rodeo Girls, poświęconej dziewczynkom zafascynowanym kulturą Dzikiego Zachodu. W swojej twórczości często przyglądałam się grupom kobiet, z którymi nie łączyło mnie właściwie nic oprócz płci. Byłam jedynie stojącą z boku obserwatorką.

Chciałam odwrócić ten proces, przemieścić tę pracę nad typologią w bardziej osobistą sferę i wyselekcjonować grupę kobiet, która byłaby do mnie podobna. Zastanawiałam się, do jakiej zbiorowości kobiet właściwie należę i czy mogłabym tę typologię stworzyć na podstawie wyglądu – głównie po to, by zadać pytanie, na ile nasza aparycja ma coś wspólnego z tożsamością, kulturą i pochodzeniem. Ten wątek jest dla mnie szczególnie ważny dlatego, że jestem Polką mieszkającą w Stanach Zjednoczonych, mam więc za sobą doświadczenie emigracji i kulturowej asymilacji. Kiedy poznałam dziewczynę z Bostonu, z którą pracowałam przy projekcie I am a Woman…, odniosłam wrażenie, że nie ma na świecie osoby tak bardzo innej ode mnie: różni nas pochodzenie, doświadczenie, wiek, a nawet ustrój polityczny, w jakim się wychowywałyśmy. Tym, co wspólne, oprócz bliźniaczego wyglądu, są dla nas język i kultura amerykańska – dla mnie to coś nabytego, dla niej rodzimego. Ten moment zwrotny, w którym „przejrzałam się” w swoim sobowtórze, nastąpił dopiero wtedy, gdy zobaczyłam nasze wspólne zdjęcia. Spojrzenie na obraz, odarty z głosu, mimiki, akcentu, było dla mnie momentem rozpoznania siebie w drugiej osobie. To było dość mocne przeżycie. Ciekawe są dla mnie również sama figura sobowtóra oraz idea powtórzenia, tak mocno przecież związane z samą fotografią, która – choć z pozoru stanowi idealną reprezentację rzeczywistości – jest po prostu optyczną iluzją. Chciałam sprowokować widzów do zadania sobie pytań o to, co zwykle przyjmujemy za oczywiste – czym jest portret, czym jest autoportret – i zaburzyć jakoś tę wiarę w indeksykalność fotografii.

118


fotografia

Ilona Szwarc: I am a Woman and I Feast on Memory, dzięki uprzejmości artystki

119


fotografia

Ilona Szwarc: I am a Woman and I Feast on Memory, dzięki uprzejmości artystki

120


fotografia

121


Tematem często poruszanym w krytyce fotografii jest kwestia uprzedmiotowienia modela oraz problematyzowanie relacji między fotografem i fotografowanym jako relacji władzy. Jak postrzegasz swoje działanie w tym kontekście?

Zależało mi na tym, żeby mój projekt badał dynamikę władzy, jaką generuje nie tylko relacja pomiędzy fotografem i fotografowanym, ale również pomiędzy „swoim” i „obcym”. Manipuluję przecież wyglądem Amerykanki, do bycia którą – jako imigrantka z Polski – siłą rzeczy aspiruję; której języka, sposobu mówienia, ubierania się i stylu życia próbuję się nauczyć. Odwracam porządek, w ramach którego imigrantka znajduje się niżej na drabinie społecznej niż „autochtonka”, dekonstruując swój proces asymilacji na twarzy kobiety, do której w codziennym życiu próbuję się upodobnić. Tworząc zdjęcia z cyklu I am a Woman…, zrzucałam z siebie ten kulturowy bagaż, który przywiozłam z Polski, i jednocześnie krok po kroku nakładałam go na swojego amerykańskiego sobowtóra. Jeżeli chodzi o relację władzy związaną z fotografią i spojrzeniem, chciałam stworzyć trójkąt, w którym to ja manipuluję własnym wyglądem – zapośredniczonym przez twarz sobowtóra – a jednocześnie jestem osobą, która na mnie patrzy. Również na tym poziomie moja praca jest projektem emancypacyjnym. Wyobrażam sobie, że jeszcze dwadzieścia lat temu twoje fotografie mogłyby wywołać kontrowersje, dziś oglądamy je w komercyjnej galerii znajdującej się w ekskluzywnym domu handlowym. Zastanawiam się, na ile tę sytuację można wyjaśnić obyczajowym postępem, jaki dokonuje się w społeczeństwie – mogłabym znaleźć wiele dowodów na obalenie

Podmiotowość, którą za pomocą internetowej kamerki odzyskują kobiety, w zawrotnym tempie przejmowana jest przez wszelkiego rodzaju firmy kosmetyczne

tej tezy, od wypowiedzi polityków poczynając – a na ile zawdzięczamy to internetowi i tysiącom tutoriali make-upowych na Youtube, które z jednej strony uczą, jak kobieta może zamaskować fakt, że jest człowiekiem, a z drugiej pokazują właśnie cały ten proces nakładania maski, twarz przed i po metamorfozie…

Mam nadzieję, że moje projekty są czytane na różnych płaszczyznach, również w kontekście popkultury. Mogą przecież skojarzyć się z Kim Kardashian, która w Stanach Zjednoczonych wypromowała konturing, czy z operacjami plastycznymi… Przyzwyczailiśmy się do koncepcji ciała jako formy, biologia nie jest już dla nas ostateczną wytyczną – coraz częściej myślimy o ciele i o swoim wyglądzie jako o czymś, co możemy kształtować wedle własnego projektu. Mamy narzędzia pozwalające stworzyć siebie: siebie jako zdjęcie profilowe;

122


Ilona Szwarc: I am a Woman and I Feast on Memory, dzięki uprzejmości artystki

123


Ilona Szwarc: z cyklu American Girls, dzięki uprzejmości artystki

124


Tożsamość staje się elementem serii podobnych powtórzeń

125


slajdami z produktami sponsorujących ją firm. Szybko ukształtowała się sztywna formuła tych instruktaży – Youtube’owy tutorial make-upowy to jest już konwencja, a każdy kolejny filmik stanowi nową wersją czegoś już istniejącego. Tożsamość staje się elementem serii podobnych powtórzeń. Michelle Phan otworzyła własne studio filmowe, notabene sąsiadujące ze studiem Youtube’a w Santa Monica. Można tam przyjść i w jednym z wielu małych boksów, wyposażonych w idealne oświetlenie, lustro, rekwizyty, kamery i profesjonalne mikrofony, nagrywać własne tutoriale. A najciekawsze jest to, że jeden z tych kubików jest urządzony jak sypialnia!

siebie jako kuratora treści, które udostępniamy; siebie jako autora i modela w przypadku selfies. Tutoriale make-upowe to temat, który obecnie bardzo mnie zajmuje. Teraz niemal każdy ma komputer z kamerką i w zaciszu swojej sypialni sam może stać się ekspertem dającym rady

To, co dzieje się dziś w fotografii, jest emanacją systemu patriarchalnego, i to w przyszłości będzie musiało się zmienić

A jak te pojęcia tożsamości i różnych jej wersji uwidaczniają się w projekcie American Girls? Czy to lalka-sobowtór dziewczynki jest jej wersją, czy na odwrót – dziewczynka aspiruje do bycia taką, jak przypominająca ją lalka?

tysiącom innych użytkowników internetu. Interesująca jest dla mnie różnorodność twarzy, ras, kształtów – to, że make-upowe tutoriale wyparły ten ideał urody, jakim jest biała kobieta z klasy średniej. Ale ta kontrola i podmiotowość, którą za pomocą internetowej kamerki odzyskują kobiety, w zawrotnym tempie przejmowana jest przez wszelkiego rodzaju firmy kosmetyczne, zbijające kapitał na popularności blogerek. To odzyskanie głosu szybko zmieniło się w kompletne wyciszenie, i to dosłownie: Michelle Phan, chyba najpopularniejsza amerykańska domorosła ekspertka od makijażu, w ogóle nie odzywa się już w swoich tutorialach. Słyszymy głos z offu, podczas gdy ona performuje do kamery, raz na jakiś czas zasłaniana

Dziewczynki, które portretowałam w ramach tego cyklu, idą do sklepu, żeby wybrać sobie tę lalkę, która jest najbardziej do nich podobna – zabawka odzwierciedla więc pewne wyobrażenia tych dziewczynek na własny temat, jest odpowiedzią na pytanie: jak ja siebie widzę? Trudno powiedzieć, na ile to jest aspiracyjne, a na ile po prostu odzwierciedla różnicę pomiędzy tym, jak sami postrzegamy siebie i jak odbierają nas inni. Choć ten performans tożsamości często związany jest właśnie z marzeniami. Jest takie jedno przerażające zdjęcie, na którym czarnoskóra dziewczynka trzyma białą lalkę…

Tak, choć to przedstawienie odsyła do jeszcze innej kwestii: oryginalne zabawki z serii American Girls są dosyć

126


Ilona Szwarc: z cyklu American Girls, dzięki uprzejmości artystki

127


drogie – kosztują minimum 100 dolarów – a więc, jak w przypadku każdego ekskluzywnego produktu, na rynku występuje wiele podróbek. Dla tych dziewczynek posiadanie takiej lalki jest tym, czym dla starszych kobiet noszenie torebki Louis Vuitton – określaniem swojej tożsamości i statusu poprzez wybór konsumencki. W przypadku podróbki nie ma jednak tak wielu opcji jak w przypadku oryginału – masz do wyboru dwa, może trzy kolory skóry. Im tańsza podróbka, tym bardziej redukuje się ten wachlarz możliwości. Choć oczywiście w przypadku American Girls trudno uciec przed pytaniem o to, czy te dziewczynki w wieku 8–12 lat mają już jakieś przekonania i uprzedzenia rasowe; czy fakt, że wybierają lalkę o ciemniejszym lub jaśniejszym tonie skóry, to przypadek, czy wybór podyktowany tym, czego nauczyło je społeczeństwo. Ciekawy w kontekście tej pracy jest nie tylko proces kształtowania kobiecości, ale również samo pojęcie „amerykańskości”. Czym ona właściwie jest dla tych dziewczynek i jaki ma wpływ na kształtowanie ich tożsamości?

Wydaje mi się, że same zdjęcia zarówno z cyklu American Girls, jak i Rodeo Girls odpowiadają na to pytanie w dość bezpośredni sposób. Bardzo mi się w tym kontekście podoba, że korporacja produkująca zabawki postanowiła zdefiniować, co to znaczy być amerykańską dziewczynką, że to właśnie system korporacyjny decyduje o tym, które cechy są celebrowane, a które pomijane. Natomiast dla dziewczynek jeżdżących w rodeo ważny jest mit Dzikiego Zachodu, figura kowboja, coś wyjątkowo połączonego z historią i legendami Ameryki pionierów, poszukiwaczy złota i szeryfów.

Czyli Ameryki mężczyzn… Czy dziewczynki jeżdżące w rodeo wydały ci się bardziej świadome faktu, że odgrywają pewne role przypisane płci, niż dziewczynki kolekcjonujące lalki? 128


Ilona Szwarc: z cyklu Rodeo Girls, dzięki uprzejmości artystki

W każdym swoim projekcie dostrzegam odniesienia do gender performance. Dziewczynki na zdjęciach z cyklu American Girls, nie rozstając się ze swoimi lalkami, performują zachowania

kulturowo przypisane kobietom: wchodzą w rolę matki, opiekunki. Rodeo Girls można powiązać z crossdressingiem, ale jest to „bezpieczna” jego wersja, zabawa, która statusowo nic nie zmienia. 129


fotografia

W rozmowie z Kubą Świrczem powiedziałaś coś, co bardzo mnie zdziwiło: ludzie byli oburzeni tym, że dziewczynki na zdjęciach się nie uśmiechają. Myślałam, że tego typu problemy mamy już za sobą…

Ta reakcja ma wiele wspólnego z kulturą amerykańską, w której uśmiech to podstawa. Jeżeli w Stanach mijasz kogoś na ulicy, to się do niego uśmiechasz. Dziecko – a zwłaszcza dziecko na zdjęciu – bez przyklejonego uśmiechu wywołuje strach i konsternację, sprawiając, że na usta dorosłego ciśnie się pytanie: co w życiu tego malca poszło nie tak? Dla mnie czy dla ciebie to, że dziecko nie musi się cały czas szczerzyć, jest oczywiste – dziecko też jest człowiekiem, posiada życie wewnętrzne i ma prawo być smutne. Ale w USA rzecz ma się nieco inaczej, tutaj performowanie uśmiechu – szczególnie do kamery, ale nie tylko – jest bardzo ważne. Pomyśl chociażby o tym słynnym amerykańskim „cheeeeeese!”. Wiele dziewczynek, które fotografowałam, stojąc naprzeciw obiektywu, miało problem z tym, żeby się nie uśmiechać. Czuły się skrępowane, nie wiedziały, co ze sobą zrobić. A im bardziej one były wyuczone zachowań wobec aparatu, tym bardziej mi zależało na tym, żeby przestały grać i porzuciły ten uśmiech – obnażenie gier, do których „tresowane” są dziewczynki i kobiety, było jednym z głównych tematów tego cyklu fotografii. Na złożoność gender performance zwracasz uwagę również w cyklu You Are Now Entering the Human Heart, w ramach którego portretujesz kobiety transseksualne. Jak wygląda kobiecość w przypadku osób, które od urodzenia były przyuczane do odgrywania ról męskich?

To jest bardzo szeroki i skomplikowany temat, ze swojej perspektywy

mogę się wypowiadać jedynie o sprawach powierzchownych, o tym, co widać. Z moich obserwacji wynika, że transkobiety inspirują się ideą kobiecości zaczerpniętą z systemu patriarchalnego. Dlaczego? – to jest dla mnie ważne pytanie. Ta ich idea kobiecości mogłaby być przecież całkiem nowa i radykalna! Zanim zaczęłam realizować ten projekt, wydawało mi się, że one mają kompletną wolność, mogą wymyślić „swoją” kobiecość. Okazało się jednak, że te kobiety, które poznałam, robią coś zupełnie odwrotnego – wybierają oswojoną kobiecość, kobiecość kogoś konserwatywnego i przyzwyczajonego do tradycyjnych ról płciowych. Dla nich ważna jest autentyczność i akceptacja społeczna, passing. To też może być kwestia tego, w którym momencie życia dana osoba podejmuje decyzję o korekcji płci – w Polsce są to z reguły dorośli ludzie, na Zachodzie coraz częściej płeć zmieniają dzieci i nastolatki. Tam wybór wzorców jest bardziej związany z popkulturą i estetyką drag. Dla mnie bardzo fajnym spostrzeżeniem było to, że osoby transpłciowe, które poznałam, uwielbiały być fotografowane – w ten sposób czuły, że ich tożsamość jest afirmowana, a kobiecość uchwycona na zdjęciach zostaje „zamrożona” w swojej najdoskonalszej postaci. Jak to jest być kobietą-fotografką? W kontekście twojej twórczości przypomina mi się rozmowa, którą jakiś czas temu odbyłam ze znajomą – wówczas studentką fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Narzekała na to, że nie ma ani jednej wykładowczyni, a do profesorów-mężczyzn bardzo trudno się przebić ze swoimi pracami. Jak ty odnajdujesz się w tej rzeczywistości? Czy może masz inne doświadczenia?

130


fotografia

Ilona Szwarc: z cyklu American Girls, dzięki uprzejmości artystki

W komisji, przed którą broniłam swoją pracę dyplomową na Yale University, zasiadało sześciu mężczyzn – którzy osiągnęli na polu fotografii wszystko, co da się osiągnąć – i jedna kobieta. O statystykach pokazujących, ile kobiet ma wystawy monograficzne w instytucjach albo ile jest pracujących fotoreporterek w stosunku do czynnych fotoreporterów, nawet nie będę wspominać. Historia fotografii jest historią mężczyzn, w której znalazło się miejsce dla paru kobiet. Oczywiście, zastanawiam się, jaki to miało wpływ na moją pracę i jak wyglądałaby współczesna fotografia, gdyby w jej tworzenie zaangażowanych było więcej kobiet. Kto wie – może wyglądałaby tak samo, a może zupełnie inaczej. Jedno jest pewne: to, co dzieje się dziś w fotografii, jest emanacją systemu patriarchalnego, i to w przyszłości będzie musiało się zmienić. 131

Ilona Szwarc (ur. 1984 w Warszawie) ukończyła studia na kierunku fotografia na Uniwersytecie Yale (New Haven, Connecticut) oraz obroniła z wyróżnieniem dyplom w School of Visual Arts w Nowym Jorku. Obecnie mieszka i pracuje w Los Angeles. Najbardziej znane cykle artystki to Rodeo Girls i American Girls – ten ostatni został nagrodzony w konkursie World Press Photo w 2013 roku. W 2016 roku została zaliczona do prestiżowego grona Talentów muzeum FOAM, a projekt I am a Woman and I Feast on Memory był prezentowany na łamach „Foam Magazine” oraz na festiwalu Unseen w Amsterdamie.


eksperyment

Gregor Różański: Hate, Warszawa, dzięki uprzejmości artysty

132


eksperyment

Agata Pyzik

133


eksperyment

Helibo Seyoman – to tytuł publikacji, na którą składa się zbiór prac stworzonych za pomocą środków artystycznych wybranych przez pisarzy, artystów wizualnych i grafików z Berlina i Warszawy. Każdy z twórców miał za zadanie wykorzystać frazę „Helibo Seyoman” w formie graficznej bądź słownej, aby przekazać wymyśloną przez siebie opowieść o historycznych więziach Warszawy i Berlina, a jednocześnie miał to zrobić bez odwoływania się bezpośrednio do Davida Bowiego ani jego utworu „Warszawa”, z którego ta fraza się wzięła. Bowie przejeżdżał pociągiem przez Warszawę dwukrotnie w latach 70., w Berlinie Zachodnim przez kilka lat mieszkał i tworzył. Książka, wychodząc od tego faktu, skupia się na miastach i ich charakterze, relacjach, klimacie

„And I tell myself, I don’t know who I am” („But I am a seer, I am a liar”). Thomas J. Newton był postacią odrobinę w typie Doriana Graya. Ci, którzy go znali, nie zauważyli, aby wygląd tego ujmującego Anglika kiedykolwiek uległ zmianie. Lata niesprawiedliwego uwięzienia i maltretowania, którego doświadczył po schwytaniu, nie wyrzeźbiły choćby jednej zmarszczki na jego gładkim, młodzieńczym obliczu. Jedyne ślady jego upadku zostały spowodowane nadużywaniem narkotyków i alkoholu, co również sprawiało, że zasypiał w najbardziej nieodpowiednich momentach. Niektórzy powiadali, że to dlatego, iż jest kosmitą. Teraz był po prostu ekscentrykiem opróżniającym swoją butelkę w lokalnym barze na ulicach warszawskiego Żoliborza, zawsze w towarzystwie małego pieska, ubranym w beżowy trencz i kaszkiet, kupującym codzienną gazetę, czasem w towarzystwie żony. Na jego temat powstawały najbardziej niestworzone historie. Niektórzy powiadali, że kiedyś był zjawiskową gwiazdą rocka, ale znudziła mu się popularność. Inne plotki głosiły, że był biznesmenem, który posiadał po prostu zbyt wiele dóbr, fabryk i rzeczy, i że zaopiekowały się nim służby specjalne. Stawał się zbyt sprytny i wszechwładny. Jeszcze inni mówili, że był po prostu wizjonerem. Wymyślił metodę budowania statków kosmicznych i machin zdolnych zabrać wodę na inne planety, aby ocalić obce cywilizacje, sam sekretnie był zresztą przedstawicielem jednego z tych gatunków. Ludzie mówią, że poświęcił rodzinę i wszystko, co posiadał, a dziełem jego życia stało się ratowanie rodaków. Nie rozumiał, że na Ziemi, 134


eksperyment

Gregor Różański: Republika piracka, dzięki uprzejmości artysty

będącej wtedy w samym środku tzw. zimnej wojny pomiędzy Wschodem a Zachodem, między ludźmi podającymi się za komunistów i kapitalistów, nie miał szans. Stopniowo zdawał sobie sprawę, że nie interesowały ich tak naprawdę perspektywy postępu i poprawy warunków życia. Elektryzowały ich pieniądze i sława. Popłynął więc na tej fali i aby umknąć służbom specjalnym, zaczął wcielać się w rozmaite role: gwiazdy pop, lidera politycznego, dekadenc­kiego nazisty-narkomana Szczupłego Białego Księcia, rockmana-kosmity Ziggy’ego Gwiezdny Pył, zbzikowanego aktora w Los Angeles, tak skokainizowanego, że w końcu zwariował. Później, gdy mu się to znudziło, stał się wyrafinowanym intelektualistą żyjącym w ukryciu w Berlinie, gdzie jeździł na rowerze po dzielnicy Schöneberg i próbował połączyć styl Kraftwerk z Debussym na swoich nagraniach – gatunek ten nazwał „Helibo

Seyoman”. Nigdy nie potrafił wyjaśnić, co to właściwie oznacza, jednak zacieranie śladów było jego specjalnością. Mimo że był dość niski i szczupły, biła od niego aura czegoś niesłychanie buńczucznego i czarującego. Przez jego radosny, spiczastozębny uśmiech przebijał dandys, który dobrze znał przyjemności tego świata, jednak wciąż poszukiwał, a jego osobiste poszukiwania w jakiś sposób zawsze stanowiły doskonałe odbicie najbardziej frapujących globalnych kwestii. Kiedy na świecie właśnie kończyły się politycznie intensywne lata 60., Newton odpowiedział na marazm, oferując alternatywę: seksownego pop idola, perfekcyjnego Narcyza, mimowolnie kładąc podwaliny pod późniejsze plagi indywidualizmu i anomii społecznej. Ale jednocześnie, doskonale androginiczny i biseksualny, znalazł sposób na to, jak wyrażać własną odrębność,

135


różnicę seksualną i inne, zbijając konserwatywną reakcję. Jednak jego persona przekazywała też inną prawdę: że pomiędzy tak chętnie eksponowaną indywidualnością a tłumem i kolektywem występuje negatywna dialektyka. Jego kryptyczne piosenki, w które włączał elementy czarnej magii i operacji losowych, sugerowały również, że świat stawał się coraz bardziej ambiwalentny i skomplikowany, i że nie powinno się aż tak mocno zawierzać pojedynczej osobie. A zwłaszcza nie wolno ufać wykonawcy muzyki pop, który jest nieskończenie ironiczny wobec własnej pozycji i zmienia swoje piosenki w autorefleksyjne traktaty o sztuczności, przygodności ja i w ten sposób podważa jednolitą treść, jaką rzekomo wyrażały. Czy tak ambitny plan mógł się powieść? Jak to się stało, że Newton skończył w Warszawie? Niektórzy twierdzą, że przejeżdżał przez nią podczas jednej ze swoich eskapad kolejowych do Moskwy – to była wspaniała era kolei międzynarodowej. Komunistyczna Rosja fascynowała Newtona, nie tylko jako potencjalny rynek, na który mógłby rozszerzyć swoje pomysły, ale też dlatego, że zachodni chciwy kapitalizm i konsumeryzm, który wszystko, co piękne, obraca w rzeczy płaskie i powierzchowne, zaczęły go już męczyć i nudzić. Warszawa przypominała mu Berlin, gdzie był najszczęśliwszy, ale gdzie zaczynano go już rozpoznawać. Była miejscem do mieszkania skonstruowanym we własnej głowie. Jej szarość i otwarte przestrzenie sprawiały, że czuł się wolny, podczas gdy ignorował wszystko inne w tym mieście. Mocnym bodźcem we wszystkim, co robił Newton, było pragnienie przechytrzenia śmierci. To dlatego

bawił się kolejnymi przebraniami. Kiedyś powiedział: „Nie zauważyłem, kiedy to wszystko się pomieszało. Moje kolejne kreacje to tylko fasady mojej osoby. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że tworzyłem szczere uosobienia tego, co akurat czułem. Ziggy był kimś, kto mógłby być mną, a potem Major Tom, a potem Alladin Sane, wszyscy byli jednak tylko fasadami. Zagubiłem się, nie mogłem zdecydować, czy to ja je piszę, czy to one piszą mnie, czy też to jedno i to samo”. Dla Newtona jego cielesne i intelektualne transformacje były jednym i tym samym. W tym okresie zmienił podejście do muzyki, zamordował długowłosego, niedomytego osobnika i odebrał mu uzurpowane prawo do tworzenia sztuki. Jego wciąż ewoluujące zainteresowania – czy była to orientalna filozofia, komunistyczna Europa Wschodnia czy afroamerykański styl i jazz – stawały się wyborami całego pokolenia. Przy nim muzyka stawała się fabryką snów. Był kulturowym wampirem i odpowiadało mu to. Kiedyś, w towarzystwie swojej pięknej Myriam, zdał sobie nagle sprawę, że umiera. Że jego akcje umożliwiły mu wieczne życie, ale nie młodość. W ciągu zaledwie kilku dni postarzał się o lata i desperacko próbował zahamować ten proces. W końcu, by go zatrzymać, Newton postanowił, że stanie się bardziej normalny i zwyczajny. Zdał sobie sprawę, że nie przechytrzy śmierci przez kolejne wymyślne pozy i przebrania, ale że najlepszym kamuflażem jest brak kamuflażu. Nie był zbyt wysoki, a dziwne spojrzenie i uderzającą fizyczność od tej pory krył w szarościach i czerniach, pozwalając swojemu ciału po prostu być. Był zwykłym kolesiem, który jak każdy inny wyprowadza

136


Gregor Różański: Habermas, dzięki uprzejmości artysty

swojego pieska na plac Inwalidów i Wilsona, praktykując szlachetną sztukę negacji. Pozwolił, by inni wcielali w życie jego wynalazki. Stał się prostym gentlemanem, bardem,

dandysem, przemierzającym chodniki flâneurem. Stracił poczucie czasu i w nim utonął, zawsze starszy od innych i zawsze z przyszłości.

Helibo Seyoman, wyd. Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2016 Artyści i autorzy: Sandra Bartoli, Agnieszka Brzeżańska, Jerzy Goliszewski, Ulrich Gutmair, Tymek Jezierski, Christian Kaiser, Krzysztof Pyda, Agata Pyzik, Gregor Różański, Arianne Spanier, Olga Szczechowska, Andreas Töpfer, Aleksandra Waliszewska, Gregor Weichbrodt, Jakub Żulczyk Kuratorzy: Martin Conrads, Franziska Morlock, Bogna Świątkowska

Agata Pyzik jest dziennikarką, publicystką i pisarką, wydała książkę Poor But Sexy. Culture Clashes in Europe East and West (Zero 2014). Interesuje się kulturalną i polityczną historią zimnej wojny, okresem realnego socjalizmu w Bloku Wschodnim, modernizmem, kulturą wizualną komunizmu i możliwościami użycia kultury popularnej na sposób polityczny. Publikuje artykuły o kulturze od „Guardiana” po „Dwutygodnik”. Pisze kolejną książkę o brytyjskim synthpopowym zespole Japan (Bloomsbury 2017). Psychofanka Davida Bowiego od 10. roku życia. Mieszka w Warszawie.

Publikacja ukazała się dzięki wsparciu od Miasta Stołecznego Warszawa Partnerzy: designtransfer, przestrzeń działań związanych z architekturą, sztuką i mediami, działająca przy Universitat der Kunst w Berlinie, www.designtransfer.udk-berlin.de oraz Instytut Polski w Berlinie

137


eksperyment

GREGOR RÓŻAŃSKI Wszystkie zdjęcia pochodzą z lat 2009–2016 – czasu gruntownych zmian w moim życiu, zapoczątkowanych przez przeprowadzkę do Berlina. Okres ten był poszatkowany podróżami między Berlinem a Warszawą, gdzie obecnie mieszkam na stałe. Pierwsze zetknięcie z miastem z pozycji kogoś z zewnątrz. Zaznajamianie się z przestrzeniami zawsze obciążone jest wcześniejszymi wyobrażeniami i stereotypami, które czasami się później potwierdzają. Na zdjęciach uchwycone są różne obserwacje z czasu, który spędziłem w Berlinie. Na przykład napis „Enjoy Kebap” (skopiowany z Coca-Coli – ten sam font wykorzystuje się także w memach typu „Enjoy Capitalism”) był jedną z pierwszych rzeczy, jakie się zauważało po wyjściu z polskiego autokaru na Zentraler Omnibusbahnhof. A „Jürgen Habermas” nie jest projektem artystycznym, tylko graffiti na ścianie niedaleko mojej ulicy, Kluckstraße, w Berlinie Zachodnim. Zdjęcie z kurtką pochodzi z mojego mieszkania, gdzie z powodu mojego niechlujstwa i z braku mebli wszystko non stop leżało na podłodze. Ale to mieszkanie zawsze kojarzy mi się z Berlinem – tymczasowym i prowizorycznym. W mieszkaniu w starej kamienicy bywało bardzo zimno, więc czasami siedziałem w zimowej kurtce, która jest na zdjęciu. Napis „HATE” zrobiony z taśmy malarskiej to oczywiście motyw z filmu Control o Joy Division. „Republika piracka” jest samodzielnie wykonaną rekonstrukcją flagi Wolnego Miasta Fiume, zrobioną z koca, kabla i papieru toaletowego. Fiume była ostatnią piracką republiką w historii, założoną przez włoskich futurystów w latach 20. XX wieku na chorwackim wybrzeżu. Berlin także funkcjonował jako niemal piracka republika, oaza wolności i szczególnej autonomii, niepodlegająca tym samym społecznym i ekonomicznym normom co reszta kraju. Według innych był jak „sanatorium dla młodych”, gdzie można było żyć beztrosko, bez stabilizacji i stresu, w atmosferze nieustannej tymczasowości, co jest trochę utopią i często kończy się apatią i znudzeniem.

138


eksperyment

Gregor Różański: Enjoy Kebapism, dzięki uprzejmości artysty

139


Praktyki artystyczne

Paweł Marcinek: Skalpy 6, 2016, dzięki uprzejmości artysty

140


Praktyki artystyczne

Z Pawłem Marcinkiem, artystą pracującym ze śmieciami, rozmawia Joanna Glinkowska

141


Praktyki artystyczne

Moja aktywność w przestrzeni miasta przypomina kamyk, który wpadł do buta – trochę przeszkadza i zmniejsza komfort, ale też bez przesady W swojej praktyce twórczej wykorzystujesz opuszczone miejsca i porzucone przedmioty. Twoje Skalpy powstają z wyrzuconych mebli, budujesz też konstrukcje ze śmieci. Ingerując w krajobraz miejski, przekształcasz i wzmacniasz znaczenia. Przetwarzasz zamiast wytwarzać – na przykład tworzysz kolaże z instrukcji montowania mebli Ikea albo przekształcasz plakaty reklamowe. Mówisz o nadmiarze materii, konsumpcjonizmie, charakteryzującym także artystów, oraz o generalnym problemie nadprodukcji. Razem z Olą Szulimowską na Giełdzie Elizówka w Lublinie zrealizowaliście instalację Hiper realne wizje lokalne, która poruszała temat trudnej sytuacji sprzedawców oraz ciągłego dążenia ludzi do gromadzenia i posiadania. Mimo to twoje prace w przestrzeni miejskiej odbieram jako szelmowskie interwencje, burzące nasze przyzwyczajenia i wyrywające z codziennego letargu. Jak to jest: walczysz z kapitalistycznym światem czy puszczasz oko do odbiorców?

Myślę, że moim działaniom daleko do walki z kapitalizmem czy z czymkolwiek innym. Moja aktywność w przestrzeni miasta przypomina kamyk, który wpadł do buta – trochę przeszkadza i zmniejsza komfort, ale też bez przesady. Staram się żyć po swojemu, wyznaję wartości w dużej mierze sprzeczne z logiką współczesnej cywilizacji. Nie chciałbym nikogo klasyfikować – konsumpcjonizm to duże pudło i pewnie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu w nim

tkwimy. Zauważam jednak, że ludzie zajmujący się sztuką czasem działają w sposób dość bezrefleksyjny, w pewnym momencie dochodząc do jakiegoś rodzaju bogactwa. Budżety na realizację prac oraz honoraria znanych artystów są bardzo wysokie. Niestety ta logika rynku sztuki w żaden sposób nie przekłada się na życie codzienne ludzi, mając znaczenie jedynie artystyczne. A przecież popularność tych ludzi i ich projekty mogłyby przyczynić się do czegoś dobrego. Dzieje się jednak inaczej, bo sztuka pochłania pozostałe znaczenia, będąc nadrzędną w stosunku do wszystkiego, co ją otacza. Tak to widzę. Z mojej perspektywy staje się ona przedmiotem, który jest zamykany między białymi ścianami galerii tylko po to, żeby dobrze się sprzedał. Jak produkt w sklepie. Równie dobrze praca artystyczna mogłaby być promowana hasłem: „Każdy chce to mieć, a ty?” lub czymś podobnym. Ale czy każda sztuka musi być zaangażowana? Czy odrzucasz wszystkie dzieła wyłącznie estetyczne?

Nie odrzucam wszystkich dzieł – może raczej krytycznie podchodzę do artystów, którzy je tworzą. Myślę, że osoba posiadająca talent i potencjał jest w stanie angażować się w coś ważnego, wychodzić poza poziom estetyki. Chodzi mi o równowagę, której zresztą sam szukam. W cyklu Skalpy wycinasz abstrakcyjne kształty w wyrzuconych na śmietnik wersalkach, dywanach i materacach. Czy pozbawiając te przedmioty resztek ich funkcjonalności, czynisz je obiektami artystycznymi?

Byłbym ostrożny w nazywaniu ich obiektami artystycznymi. Pewnie dla kogoś są, a dla kogoś innego nie. Jeden pan, widząc, że robię zdjęcia tym

142


Praktyki artystyczne

Paweł Marcinek: Nic ciekawego, 2016, dzięki uprzejmości artysty

śmieciom, potwierdził słuszność ich dokumentowania, bo uważał, że ktoś wreszcie powinien zająć się tym całym bałaganem. Nie zauważył jednak, że fotografuję „pracę”. To mi uświadomiło, jak bardzo moje działania pozostają niewidzialne. Zarówno w przypadku Skalpów, jak i pozostałych moich aktywności fakt, że prace zlewają się z otoczeniem, jest w pewnym sensie ich atutem. Przechodnie, a częściej użytkownicy danego terenu – w tym przypadku osiedlowych śmietników – mają możliwość wyjścia poza schemat funkcjonalności przedmiotów, nawet gdy nie widzą w tym żadnej korzyści. Poza tym sądzę, że ta funkcjonalność jest złudna. Od pewnego czasu pracuję z meblami i coraz trudniej mi o nich myśleć przez pryzmat ich użyteczności, zwłaszcza że są to przedmioty o dużych gabarytach, robione z wielu

różnych materiałów, co w efekcie czyni je takimi kloco-pudłami. Pamiętam z dzieciństwa, że wszystkie meble, których się w domu nie używało, bo były brzydkie, stare albo niepotrzebne, wynosiliśmy na strych czy do piwnicy, a po kilku latach, gdy nie dało się już nic z nimi zrobić, próbowaliśmy je jakoś utylizować. Uważam, że stanowczo zbyt rzadko wymieniamy się rzeczami. Niektóre portale próbują nadrabiać ten brak, ale wciąż dzieje się to na małą skalę. W XXI wieku ludzie powinni mieć dużo większą świadomość tego, skąd biorą się te wszystkie przedmioty i gdzie trafiają po tym, jak ktoś uzna, że dokonały żywota. Nie mamy pojęcia o tym, jak wygląda obieg materii, która nas otacza. Może do szkół powinno się wprowadzić przedmiot „wiedza o produkcji”. Prawdopodobnie świadomość ludzi

143


Praktyki artystyczne

by wzrosła, ale za to zmniejszyłby się popyt na rzeczy, co przecież nikomu nie jest na rękę. Czy myślisz także o sposobach produkcji – warunkach pracy i wyzysku?

Tak, myślę o tym wszystkim, do czego przyczyniamy się jako nieświadomi konsumenci. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie ogarnąć ten proces w całości, a następnie rozbić go na czynniki pierwsze, bo on jest bardzo złożony. Ale fajnie byłoby, gdyby każdy starał się na tyle, na ile może, nie dokładać do tego zalewu rzeczy kolejnej cegiełki. Twoje działania to odzysk czy destrukcja? Z jednej strony ponownie wykorzystujesz przedmioty porzucone, z drugiej – wykluczasz je z obiegu. Ta kwestia wydaje mi się szczególnie interesująca w kontekście mody na „ratowanie” starych mebli.

Ta moda wydaje mi się słuszna. Znam ludzi, którzy zajmują się ratowaniem starych rzeczy. Sam większość mebli mam znalezionych, zazwyczaj szukam tych drewnianych. I nie jest tak, że ingerując w wygląd tych przedmiotów, wykluczam je. Utożsamianie mojej aktywności z niszczeniem jest ograniczające. Można na to spojrzeć inaczej – pomyśleć, że taka interwencja może na korzyść zmienić czyjeś podejście do gospodarowania meblami. W każdym razie ja nie traktuję moich działań jako aktów destrukcji, ale może mam dużą tolerancję.

raczej mają na tym punkcie bzika. Ciekawe za to wydają mi się spotkania, jakie zdarzają się przy tych śmietnikach. Pewnego razu jakiś pan, który odkręcał zawiasy z szafki, opowiadał mi o tym, że był ślusarzem. Innym Łowcy gabarytów pewnie za tobą nie razem ktoś zbierał miedź, w ogóle nie przepadają? Chyba nie jest nas aż tak wielu, że- zwracając uwagi na „moje” przedmioty. Podawałem mu metalowe elebyśmy sobie wchodzili w drogę. Tomenty, które dla niego mogły mieć jawaru jest pod dostatkiem, poza tym ludzie nie zbierają mebli ze śmietników kąś wartość. Ostatnio z kolei wdałem się w rozmowę z panią wyrzucającą przymuszeni życiową koniecznością, 144


Praktyki artystyczne

Paweł Marcinek: Reklama, 2016, dzięki uprzejmości artysty

Konsumpcjonizm to duże pudło i pewnie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu w nim tkwimy

145


Praktyki artystyczne

przetwory. Mówiła, że są stare i już ich nie zużyje. W domu okazało się, że były bardzo smaczne. Punkty wyrzucania śmieci powinny być tak zaprojektowane, by mogły pełnić też inne funkcje. Postrzegam je jako miejsca spotkań, takie osiedlowe świetlice o pełnym przekroju społecznym.

Osoba, która ma talent i potencjał, jest w stanie angażować się w coś ważnego, wychodzić poza poziom estetyki

Śmietniki jako punkty wymiany przedmiotów i doświadczeń? Brzmi super!

One i tak trochę tak działają. Każda spółdzielnia mogłaby zadbać o to, by śmietniki miały charakter sąsiedzki. „Poznaj swojego sąsiada, wyrzucając śmiecie”... Mówisz o butiku Prady na pustyni2?

Twoje ingerencje w zastany krajobraz przywodzą na myśl działania site specific artystów związanych z land artem. Z tą różnicą, że ich tworzywem była natura, a twoim są wytwory człowieka.

W domu, gdzie się wychowałem, zaraz za ogrodzeniem był las, spędziłem w nim dużą część dzieciństwa. Trudno było omijać leżące tam śmiecie. Pamiętam, że zamiast stawiać szlabany, kopano doły ograniczające wjazd do lasu. Po jakimś czasie te doły wypełniały się wszystkim, co ludzie akurat mieli pod ręką. Inną znowu sytuacją było układanie wysepek ze znalezionych w lesie opon, skakaliśmy po nich w czasie roztopów. Relacja fauna–flora–człowiek zawsze była pełna napięć. Pamiętam, jak duży entuzjazm wzbudziły we mnie zdjęcia prac w przestrzeni Marfy1.

1

Położone na pustyni miasteczko w zachodnim Teksasie, do którego w latach 70. przeniósł się minimalista Donald Judd. Do Marfy ściągali też inni artyści i szybko stała się ważnym ośrodkiem amerykańskiego życia artystycznego.

Ciekawe jest to, co stało się z tym butikiem z biegiem czasu. Mam wrażenie, że zarówno samo stworzenie instalacji, jak i próby jej zniszczenia stanowią przykłady postawy krytycznej, tyle że o odmiennej ekspresji. Chodziło mi też o pracę Donalda Judda, jest bardzo piękna… Czy ostatecznym celem twojej praktyki twórczej jest dokumentacja? A może kluczowy staje się kontakt z przypadkowo spotkanymi odbiorcami, którzy niczego się nie spodziewając, natykają się nagle na twoje prace?

Wydaje mi się, że najważniejsze jest samo działanie – przyjemność czerpana z pracy. Gdyby mnie to nie bawiło, siedziałbym w domu albo zajmował się czymś innym. Fakt, że lubię 2 Instalacja artystyczna stworzona w 2005 roku przez Michaela Elmgreena i Ingara Dragseta.

146


Praktyki artystyczne

Paweł Marcinek: Produkcja masowa, 2016, dzięki uprzejmości artysty

147


Paweł Marcinek: Skalpy 2, 2016, dzięki uprzejmości artysty

przestrzeń, lubię chodzić, jeździć rowerem i przebywać na świeżym powietrzu, skłania mnie do robienia tego typu prac. Kontakt z naturą był dla mnie ważny już w dzieciństwie. Wiem też, że efekt moich działań zależy od otoczenia. Dokumentacja powstaje, bo ma wartość pamiątki, jest zapisem danej chwili czy dnia… Gdy patrzę na zdjęcie, łatwiej mi jest sobie coś przypomnieć, przywołać emocje. Wiem, gdzie je robiłem, co się wydarzyło, z kim wtedy rozmawiałem. Gdyby był jakiś inny sposób notowania tych działań, to może bym z niego korzystał. Na razie robię zdjęcia, ale nie mam profesjonalnego sprzętu, staram się przy tym zachować jakąś równowagę pomiędzy działaniem a jego dokumentowaniem. Kontakt z ludźmi też jest ważny – cieszy mnie, kiedy ludzie się uśmiechają, widząc moje prace.

Recykling, idea „zrób to sam”, działania wywrotowe – to wszystko zbliża cię do miejskiego aktywizmu.

Pewnie można to tak postrzegać, ale nie uważam się za aktywistę. Nigdy nie działałem w żadnych grupach ani nie utożsamiałem się z określonymi poglądami politycznymi. Mógłbym powiedzieć, że jestem przeciwny zaburzaniu równowagi na świecie, ale, jak już wspomniałem, nie mam określonych poglądów na świat i ludzi. Przestrzeń, w której żyję, traktuję jako przedłużenie własnego szkicownika, a że akurat świat zewnętrzny dysponuje takimi, a nie innymi produktami, to z nich korzystam i je przeobrażam, co może mieć zabarwienie „antysystemowe”. Po prostu posługuję się czymś zastanym, co niekoniecznie jest takie, na jakie wygląda. Poprzez działania wywrotowe, odwracanie zastanego 148


Paweł Marcinek: Bez tytułu, 2016, dzięki uprzejmości artysty

porządku, możemy podważać równowagę i stabilność świata, zobaczyć, że w istocie jest pozorna, a wszystkie jej konstrukty bardzo kruche. Uważasz swoje prace za konceptualne?

Staram się robić to, co jest dla mnie ważne, ograniczając środki estetyzujące. Pewnie niektóre moje prace można uznać za konceptualne, estetyczne lub minimalistyczne. Każda z interpretacji jest istotna, nie chcę ich w żaden sposób ograniczać. Z drugiej strony nie jestem zwolennikiem szufladkowania działań artystycznych według określonych pojęć – to wynika z mojego charakteru i może braków w wiedzy. Chęć przeżywania jednorazowych sytuacji wydaje mi się bardziej ekscytująca od posługiwania się ograniczającymi nazwami. Na pewno stawiam na proces, otwartość odbiorców i na przygodę! 149

Paweł Marcinek – studiował na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi oraz Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, gdzie zrealizował pracę dyplomową. Interesuje się przetwarzaniem, ponownym używaniem oraz wskrzeszaniem przedmiotów i obiektów uznanych za niepotrzebne. Swoje prace pokazywał m.in. w galerii Entropia, podczas 14. Przeglądu Sztuki Survival we Wrocławiu czy w galerii Łęctwo w Poznaniu. Pochodzi ze Świdnika koło Lublina.


dizajn

projekt: Mateusz Zieleniewski

150


dizajn

Z Joanną Jopkiewicz i Łukaszem Paluchem, projektantami i kuratorami studenckiej wystawy Postęp prac, rozmawia Katarzyna Roj 151


dizajn

Projektowanie graficzne zmienia się na naszych oczach. Jako nauczyciele akademiccy musimy żywo reagować na te przemiany i aktualizować nasz program edukacyjny. Żadnych zastygłych form w edukacji!

stanowi ona efekt pracy kilkudziesięciu osób. Czyli wcieliliście się w rolę raczej redaktorów niż kuratorów?

Dlaczego zależało wam, by pokazać projekty waszych studentów w przestrzeni galeryjnej?

Łukasz Paluch: Chodziło o zaprezentowanie programu i strategii edukacyjnej Pracowni Identyfikacji Wizualnej, prowadzonej przez nas na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wcześniej była to pracownia profesora Eugeniusza Smolińskiego, który uczył szeroko pojętego projektowania graficznego. Jesteśmy jego wychowankami. Z czasem program uległ specjalizacji – obecnie skupiamy się na projektowaniu identyfikacji wizualnej przede wszystkim dla instytucji kultury. Dzięki wystawie możemy zrobić krok wstecz i przyjrzeć się naszej pracy z ostatnich kilku lat. Przygotowywaliśmy ją poza przestrzenią akademicką, dzięki czemu złapaliśmy dystans do naszej praktyki nauczania. Ale w procesie tworzenia wystawy ogromny udział mieli również wasi studenci.

Ł.P.: Tak, w całości została stworzona przez nich. My poprzez ich prace analizujemy narzędzia edukacyjne, jakie wykorzystujemy w naszej pracowni. Proces powstawania tej wystawy był dla nas bardzo istotny – można powiedzieć, że na poziomie zarówno koncepcji, jak i jej urzeczywistniania

Ł.P.: Można tak powiedzieć. Cała wystawa i jej poszczególne części czy nawet konkretne prace to efekt działań zespołowych. Nawet gdy pod konkretnym projektem widnieje jedno nazwisko, to ostateczny kształt danego dzieła wynika z wielu rozmów przeprowadzonych na forum, wzajemnych inspiracji czy wreszcie atmosfery panującej w pracowni. Joanna Jopkiewicz: Najistotniejszym elementem edukacji akademickiej jest to, że studenci uczą się od siebie nawzajem. My, jako prowadzący, na pewno też pełnimy ważną funkcję, bo stwarzamy im określone możliwości i warunki działania. Z jednej strony studentów trzeba stymulować, z drugiej – czasem warto ich zostawić samym sobie, pozwalając, by nawzajem się inpirowali. Wystarczy poobserwować dynamikę sposobów, w jakie się komunikują. Jaka ona jest?

J.J.: Intensywna. Podczas wspólnych zajęć i korekt, które zawsze prowadzimy grupowo, czujemy, że studenci znają swoje prace, konsultują je między sobą i o nich dyskutują. W nauczaniu ważne jest, by najpierw stworzyć mocną grupę. Wystarczy kilka aktywnych, energicznych i zainteresowanych osób – one w dużej mierze ciągną za sobą resztę. Na dobrze pojętej rywalizacji wszyscy mogą skorzystać. W jaki sposób tworzycie takie grupy?

J.J.: Naszą pracę zaczynamy ze studentami II roku. Uczestniczymy w przeglądach prac I roku, możemy 152


dizajn

projekt: Karolina Pietrzyk

projekt: Marina Lewandowska

wtedy zapoznać się z wcześniejszymi realizacjami studentów. Potem przeprowadzamy rozmowy wstępne – zazwyczaj robi to Łukasz. Ł.P.: Podczas takich spotkań sprawdzam znajomość teorii projektowania, ale ważne są dla mnie także pozazawodowe zainteresowania studentów. Mnie i profesora Smolińskiego połączyła na przykład muzyka, wymienialiśmy się płytami. Ze swoimi studentami rozmawiam o sztukach wizualnych, filmach i programach galerii. Czasem trzeba im powiedzieć wprost: „Jeśli chcesz dobrze projektować, powinieneś mieć szerokie horyzonty, czytać książki, chodzić do galerii, kina, teatru, na koncerty. Dbając o swoją wrażliwość, rozwijasz umiejętności projektowe!”. J.J.: To ważne, bo projektując, siłą rzeczy wypowiadasz się na różne tematy. Poruszasz wątki polityczne, społeczne, odwołujesz się do motywów historycznych czy historii sztuki.

Projektant musi znać kontekst swojej pracy. Ł.P.: Projektowanie to zawód erudycyjny. Wykonując go, nie możesz polegać tylko na własnej wrażliwości. J.J.: Dlatego tak bardzo zwracamy uwagę na to, by studenci nauczyli się opowiadać o zadaniach, które rozwiązują. Omawiając każdą propozycję, sprawdzamy, czy ich decyzje dyktowane są panującą modą, czy rzeczywistą refleksją i dogłębnym opracowaniem tematu. Chcemy, by mieli świadomość, że ich praca nie ogranicza się do stworzenia ładnego obrazka, ale przede wszystkim musi zawierać treść. Ł.P.: Jeśli nauczą się tego na studiach, będzie im łatwiej rozmawiać z klientami. J.J.: Łukasz w pracy ze studentami lubi wcielać się w rolę nieznośnego klienta. Ł.P.: Zdarza mi się „odrzucić” projekt któregoś ze studentów, nie

153


dizajn

projekt: Małgorzata Czyżewska

Nie istnieje przecież żaden model czy wzorzec, według którego powinni działać projektanci

projekt: Matylda Bruniecka

projekt: Agnieszka Bogucka

projekt: Marta Bubiłek

154


dizajn

Widok wystawy Postęp prac, fot. Alicja Kielan

155


od niego propozycję pracy asystenckiej, było dla mnie oczywiste, że powinienem chociaż spróbować. Nie wiedziałem, w którym kierunku mnie to zaprowadzi. Moja edukacja, jeszcze w liceum plastycznym, przypadła na moment zapaści w polskim projektowaniu. Czasy transformacji zbiegły się ze zmianą narzędzi zawodowych.

tłumacząc mu powodów mojej decyzji. Chcę w ten sposób pokazać, że takie trudne sytuacje czasem zdarzają się w pracy zawodowej i trzeba umieć się z nimi mierzyć. J.J.: Granice tego zawodu są dość płynne, dlatego sztuka negocjacji to umiejętność kluczowa. Ł.P.: Trzeba nauczyć się reagować na każdą sytuację i wyciągać z niej jak najwięcej korzyści dla samego projektu. Nie istnieje przecież żaden model czy wzorzec, według którego powinni działać projektanci. Musimy nauczyć ich poruszania się po tym grząskim gruncie, dzięki czemu będą mogli samodzielnie wytyczać ścieżkę własnej kariery.

Granice tego zawodu są dość płynne, dlatego sztuka negocjacji to umiejętność kluczowa

Czy studenci podczas prowadzonych przez was zajęć mają kontakt z prawdziwymi klientami, czy tylko z tymi wyobrażonymi?

Ł.P.: Oczywiście wiele sytuacji jest wykreowanych. Na przykład gdy zadanie polega na zaprojektowaniu identyfikacji wizualnej wydawnictwa, wymyślamy wszystko, począwszy od jego nazwy, przez profil, po status na rynku. Dzięki temu umożliwiamy studentom tworzenie kompleksowych projektów. W naszej pracowni stawiamy na kontakt z rzeczywistością. Niektóre pomysły zostały już wdrożone – je także pokazujemy na wystawie. Dlaczego jako aktywni zawodowo projektanci postanowiliście wziąć się za nauczanie?

Ł.P.: Ja zacząłem uczyć od razu po studiach, dopiero później postanowiłem rozwinąć swoją ścieżkę zawodową. Pochodzę z rodziny nauczycielskiej – może mam to we krwi? Profesorowi Smolińskiemu nie mógł­ bym odmówić, więc gdy dostałem

W tamtym okresie zawód projektanta w agencjach reklamowych wykonywali informatycy, ponieważ absolwenci ASP nie potrafili obsługiwać programów komputerowych. W szkole brakowało też pracy zespołowej i kontaktu z grupą. Jedną z niewielu sytuacji, w których miałem kontakt z pracami innych osób, były bardzo inspirujące przeglądy semestralne. Kiedy sam zacząłem uczyć, wiedziałem, że wymiana doświadczeń, umiejętności i myśli między studentami powinna odbywać się non stop. Dlatego w naszej pracowni zredukowaliśmy liczbę korekt indywidualnych na rzecz pracy w grupie. Nasi studenci dokładnie przygotowują się do każdego zadania, przeprowadzając

156


Widok wystawy Postęp prac, fot. Alicja Kielan

157


dizajn

badania rynku zakończone referatami oraz prezentacjami. Na etapie projektowym robimy burzę mózgów, wspólnie omawiamy każdą z prac i prowadzimy korekty grupowe, nawzajem pomagając sobie i motywując się. J.J.: Ja pracę na uczelni rozpoczęłam kilka lat po ukończeniu studiów. Był to czas, kiedy postanowiłam rzucić pracę w agencji i pracować jako freelancerka. Jedna z pracowni na ASP potrzebowała asystenta – Łukasz zgłosił się do mnie i się zgodziłam, bo lubię podejmować nowe wyzwania, dzielić się wiedzą, a poza tym stwierdziłam, że kontakt z młodymi ludźmi może być inspirujący. Okazało się, że korzyści płynące z prowadzenia zajęć są obustronne. Ł.P.: To prawda, ta energia do nas wraca. Obecnie wasza pracownia przechodzi transformację. W jaką stronę podążacie?

J.J.: Chcemy specjalizować się w projektowaniu identyfikacji wizualnej z mocnym nastawieniem na projekty przeznaczone dla instytucji kulturalnych. Zajmujemy się tym zawodowo i chcielibyśmy podzielić się tą wiedzą ze studentami. Zauważyliście na pewno, że instytucje kultury sprofesjonalizowały swój wizerunek zewnętrzny, niemalże na wzór korporacji: zero miejsca na twórczą interwencję czy eksperyment. Ale pozory mylą, z zewnątrz instytucje wydają się zorganizowane, tymczasem ich struktury wewnętrzne, takie jak komunikacja czy organizacja pracy, nadal przypominają partyzantkę.

Rozumiem chęć sprofesjonalizowania wizerunku zewnętrznego, bo ustalony klucz wizualny buduje markę i rozpoznawalność. Co do miejsca na twórczą interwencję i eksperyment — wszystko zależy od tego, jak postrzegamy rolę projektanta, czy traktujemy jego pracę jako autonomiczną wypowiedź twórcy, czy jako robotę rzemieślnika – specjalisty od wizerunku. Sytuacje mogą być różne. Możemy promować dane wydarzenie, zapraszając do współpracy projektanta i dając mu wolną rękę w tworzeniu kreacji. Z drugiej strony istnieją przypadki wymagające od projektanta pokory. Jeśli przygotowuję oprawę graficzną wystawy Matejki, to promuję jego prace, a nie swój styl graficzny. Można zorganizować i stworzyć taki system, który nie wyklucza eksperymentów. Trzeba znaleźć granicę. Zamykanie czegoś w instytucjonalnych ramach może ograniczyć autentyczność sytuacji. Może, ale nie musi. Co myślicie o programie, który rozwijaliście przez ostatnie lata, i jakie wyzwania stawiacie sobie dziś?

ŁP.: Projektowanie graficzne zmienia się na naszych oczach. Naszą rolą jako nauczycieli akademickich jest żywo reagować na te przemiany i aktualizować nasz program edukacyjny. Żadnych zastygłych ram w edukacji!

J.J.: To trudny i wielowątkowy temat. Z mojego doświadczenia z pracy z różnymi instytucjami wynika, że jedne radzą sobie świetnie z komunikacją i organizacją pracy, a inne nie. 158


dizajn

Widok wystawy Postęp prac, fot. Alicja Kielan

Łukasz Paluch (ur. 1979) – absolwent Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Obecnie pracuje na stanowisku adiunkta na Wydziale Grafiki w Katedrze Projektowania Graficznego, w pracowni prof. Eugeniusza Smolińskiego. Jest dyrektorem artystycznym i głównym projektantem AnoMalia art studio. Poza pracą dydaktyczną na uczelni i projektowaniem graficznym realizuje indywidualne projekty artystyczne. Od 2007 roku odpowiada za identyfikację wizualną Przeglądu Sztuki SURVIVAL, oprawę graficzną galerii Mieszkanie Gepperta oraz projektów wrocławskiej Fundacji Sztuki Współczesnej Art Transparent. Wśród zrealizowanych przez niego zleceń znajdują się m.in.: oprawa graficzna dla cyklu wystaw w BWA Wrocław, grafika dla muzycznych projektów Igora Pudło (Skalpel), identyfikacja wizualna Fundacji Andrzeja Wróblewskiego, okładka magazynu „Architektura” (wydawnictwo Murator). Brał udział w ważnych wystawach polskiego dizajnu w kraju i za granicą. Jego prace publikowane były m.in. w albumie PGR. Projektowanie graficzne w Polsce (Karakter), w rosyjskim magazynie „[kak)” (w numerze 3[55] / 2010, poświęconym europejskiemu dizajnowi), w kwartalniku projektowym „2+3D” i na stronie www.obieg.pl. W 2012 roku nominowany do przyznawanej przez „Gazetę Wyborczą” nagrody „Warto”. Jest członkiem STGU.

Joanna Jopkiewicz (ur. 1982) – absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (kierunek: grafika, projektowanie graficzne, 2003–2008). Od 2009 roku wraz z Pawłem Borkowskim współtworzy grupę Projektor. Obszar ich działań to interdyscyplinarne, szeroko pojęte projektowanie graficzne. Zajmują się w szczególności identyfikacją wizualną, projektowaniem znaku oraz grafiką wydawniczą. Projektor działa na polu niekomercyjnym, w zakres jego zainteresowań wchodzi szeroko rozumiana strefa kultury. Członkowie grupy stale współpracują z Muzeum Współczesnym oraz Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Muzeum Narodowym w Krakowie, BWA Wrocław, Muzeum Sztuki w Łodzi, Fundacją Andrzeja Wróblewskiego, Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, Digital Heritage Center, Nodem, Interactive Institute Sztokholm. Joanna Jopkiewicz od 2011 roku pracuje jako asystentka w Pracowni Projektowania Graficznego na wrocławskiej ASP.

159


Muzeum Dizajnu

Wózek inwalidzki GEN_1 zaprojektowany i wyprodukowany przez Free Wheelchair Mission. Zastosowane w nim materiały są łatwo dostępne, ale sam wózek jest niewygodny w użyciu. Inicjator: Don Schoendorfer (2001)

160


Muzeum Dizajnu

MISJA PROJEKTOWA Magdalena Frankowska

Dizajn rozwiązujący problemy osób niepełnosprawnych lub żyjących na terenach dotkniętych kataklizmami i ubóstwem to z założenia szlachetne przedsięwzięcie. Warto jednak zapytać: jak projekty „z misją” przekładają się na praktykę? Tak jak w przypadku pozostałych dziedzin wzornictwa okazuje się, że nie wszystkie koncepcje projektowe się sprawdzają. Obok znanych i dobrze działających rozwiązań, jak urządzenie do filtrowania wody bez użycia elektryczności i chemikaliów, powstają też projekty kłopotliwe w użytkowaniu, których koszty realizacji i promocji przewyższają korzyści z ich wdrożenia. Przykładem może być plastikowa proteza ręki – waży blisko trzy kilogramy, a do tego jej zakładanie sprawia nie mniej trudności niż zdejmowanie. Albo wykorzystany w jednym z regionów Afryki Południowej system pomp, który z zabawy dzieci miał czerpać energię potrzebną do pozyskiwania wody pitnej. Okazało się jednak, że rozwiązanie to w użytkowaniu jest znacznie mniej efektywne i bardziej kosztowne od zwykłej pompy, a bawiące się nim dzieci nie są w stanie wytworzyć dość energii, by pozyskać wodę. Przykłady nieudanych realizacji można by mnożyć, zainteresowani tematem mogą znaleźć w sieci wiele analiz i raportów poświęconych takim projektom. Najczęstszą przyczyną niepowodzeń wydaje się brak wiedzy o sytuacji ludzi żyjących często w odmiennych i znacznie gorszych warunkach niż wykwalifikowani projektanci próbujący im pomóc. 161


Muzeum Dizajnu

Plastikowa proteza ręki L-4, rozdawana potrzebującym, niestety ciężka i niewygodna w użyciu. Projekt: Ernie Meadows (2006)

Przenośny filtr wody pitnej LifeStraw, skuteczny i prosty w użyciu. Projekt i produkcja: firma Vestergaard Frandsen (lata 90.)

Urządzenie do kinetycznego wytwarzania elektryczności podczas gry w piłkę nożną Soccket ball, które niestety często okazywało się zawodne i łatwo się psuło. Projekt: Jessica O. Matthews (2008)

162


Muzeum Dizajnu

Pralka i suszarka napędzana siłą nóg GiraDora, łatwa do przenoszenia i działająca bez prądu. Projekt: Alex Cabunoc i Ji A You (2011)

System pozyskiwania wody pitnej w szkołach PlayPump. Trudności w korzystaniu z niego miały nawet osoby dorosłe. Projekt: Ronnie Stuiver (1989)

Magdalena Frankowska – projektantka, działa na pograniczu projektowania i sztuki. Współzałożycielka Fontarte – studia graficznego i niezależnego mikrowydawnictwa. Współautorka (wraz Arturem Frankowskim) książki Henryk Berlewi (2009) o pionierze polskiej typografii i funkcjonalnego projektowania graficznego. Kuratorka wystaw najnowszej polskiej grafiki użytkowej Eye on Poland w Szanghaju (2010), Enfant terrible. La nouvelle affiche polonaise w Bruk­seli (2013) oraz CARTEL PL w La Paz i Santa Cruz (2013/2014). Gromadzi i przechowuje (analogowo i wirtualnie) wybrane realizacje graficzno-wydawnicze z ostatnich kilkudziesięciu lat, tworząc osobisty zalążek muzeum dizajnu (fontarte.com). 163


będzie tylko gorzej

TEORIA WIELKIEGO PRZEBRANŻOWIENIA Doradca zawodowy i pośrednik pracy Alek Hudzik

2017 może okazać się rokiem nie tylko wyhamowania PKB, ale i licznych przebranżowień. Osierocone przez starą kadrę stanowiska menadżerskie muszą zostać obsadzone przez nowe siły. Mówi się, że rynek pracy pozostaje bezradny wobec faktu, że w sektorze kultury brakuje wykwalifikowanych osób spełniających wymagania kandydatów na stanowiska dyrektorskie. Może warto więc rozejrzeć się za specjalistami z innych dziedzin, którzy z powodzeniem mogliby zastąpić osoby dotąd pełniące zaszczytne funkcje w polskich instytucjach kultury. Co my tu mamy? „…Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły. Handel zagraniczny rozwijają zduni. Znają koniunktury z gawędzeń babuni. Domy, mosty, szkoły to domena szewców, a z krawców się robi zwycięstwa ich piewców” Stanisław Staszewski 164


będzie tylko gorzej

Kowal Zawód bardzo pożądany w czasach wielkiego powrotu do rzemiosła i prac warsztatowych. Sztuka musi zacząć działać, sztuka musi znów być wielka, a kowal to osoba, która wreszcie uleczy ją z wszelkich bolączek. Kowal świetnie zna się na obróbce metalu, potrafi kuć, giąć, spawać i skrawać. Ma fach w ręku, to przedstawiciel ludu, a sztuka tego nurtu jest słabo reprezentowana – może czas to zmienić. Sztuka pod rządami mocnej ręki wreszcie podniosłaby się z kolan.

Trener Adam Nawałka potrafił zajść z reprezentacją Polski do ćwierćfinałów Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, Jacek Magiera potrafił doprowadzić Legię do remisu ze słynnym Realem Madryt. Dobry trener będzie więc w stanie doprowadzić polską sztukę do sukcesu, zgrać artystów, zintegrować i scalić środowisko, zunifikować estetyki, wyznaczyć wspólny cel, ale też w dalszej perspektywie: stworzyć genialną taktykę rozpracowania przeciwnika. No i „drużyna” to ostatnio modna figura retoryczna.

Stylistka Zawód przyszłości. W czasach mediów społecznościowych i ciągłej konieczności prezentowania swojej osoby innym świadomość własnego stylu jest rzeczą nieodzowną, zwłaszcza wśród ludzi kultury. Doświadczenie stylistki może też pomóc w komponowaniu pięknych, kolorowych, a przede wszystkim eleganckich ekspozycji, otworzyć nas na emocje, które przeintelektualizowana sztuka współczesna uznała za gorszy sort. Pewna znana stylistka, pracująca niegdyś z równie znaną piosenkarką śpiewającą o Cykladach i Buenos, wysłała już do nas swoje portfolio. Musimy przyznać, że przypatrujemy mu się z nie lada zainteresowaniem, a jej kandydatura brana jest bardzo poważnie pod uwagę. 165


będzie tylko gorzej

Detektyw Osoba, która nawet jeśli nie zostanie postawiona na najwyższym stopniu korporacyjnej drabinki rodzimych galerii sztuki, to świetnie poradzi sobie na nieco niższej posadzie menadżerskiej. Detektyw to osoba wysoko wykwalifikowana, zawsze wie, co gdzie jak i kiedy, obserwuje spojrzenia, bada i sprawdza listy tych, którzy już odwiedzili wystawy albo krzywo się uśmiechnęli, czytając tekst kuratorski. Sporządza notatki i zakłada teczki – wie, że władza to przemoc, jego działanie nie pozostawia więc złudzeń, że może być inaczej.

Poeta Gdy czyta się wnioski spływające do instytucji, propozycje wystaw czy opisy przyszłych pawilonów, trzeba mieć w sobie poetę. Tak, poetę, bo dla osoby niewrażliwej, patrzącej na świat przez szkiełko i oko, teksty kuratorskie mogą wydać się bełkotliwe. A przecież same w sobie są już sztuką.

Start-upowiec Sztuka jako wielki start-up – oto marzenie, które, aby się ziścić, potrzebuje młodych, wierzących w swoje siły menadżerów i menadżerek. Błyskotliwy pomysł, potem jego błyskawiczna realizacja i boom, mamy to, otwieramy szampana! Sztuka to przecież świetny interes, a galeria to przedsiębiorstwo, które wymaga nowego modelu biznesowego. A więc: niskie koszty, większe ryzyko, potencjalnie wysoki wzrost. Dalej fuzje, cięcia, zyski i poranny jogging, tak wygląda zdrowy organizm artystyczny.

166


będzie tylko gorzej

Artysta Opcja najbardziej ryzykowna, jednak może najwyższy czas oddać władzę w ręce artystów. Slavoj Žižek w krótkim nagraniu tłumaczył niedawno, że wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych może obudzić kraj z marazmu. Czy ta osobliwa logika będzie miała przełożenie na świat sztuki? Może czas wreszcie przewertować portfolia artystów i rozpatrzyć ich kandydatury na naczelne stanowiska kuratorskie. Przecież nieraz już udowodnili, że „sztuka w naszym wieku” wymaga zmiany, także tej systemowej.

Sprzedawca biletów na podrzędną autostradę Paradoksalnie specyfika tej profesji przypomina obowiązki dyrektorów wielu rodzimych instytucji kultury. W ciągu dnia kasjera obsługującego podrzędną autostradę odwiedza najwyżej kilkanaście osób, dlatego każde „dzień dobry, dziękuję” bardzo go cieszy. To zawód tak bliski pracy w kulturze, że można się spodziewać, iż proces rekrutacji i przebranżowienia osób z tego sektora przebiegałby bardzo sprawnie.

167


Usuń poezję

Rozdzielczość chleba przedstawia:

Mirona Tee

168


Usuń poezję

Poezja nie jest już zakuta w tekstowe interfejsy. Dzięki osiągnięciom myśli ludzkiej materiał poetycki może dziś zostać przedstawiony w postaci obrazu, gałęzi, sampla albo ciosu. Chodzi o przybliżenie się do sedna, mniejsza o nośnik. W każdym numerze NN6T Hub Wydawniczy Rozdzielczość Chleba częstuje nas świeżym chlebem eksperymentu i wskazuje metody (re)produkcji poezji poza poezją.

Interpretuje: Łukasz Podgórni Lubisz gapić się w sufit i deszyfrować układ pęknięć w tynku, ale nie możesz, bo nie leżysz, a jeśli nawet leżysz, to i tak w oglądaniu sufitu przeszkadza ci czynność skrolowania feja lub wertowania drukowanego woluminu? No to słabo, ale może na chwilę cofnijmy się do VIII wieku n.e., w którym duet chińskich kaligrafów znanych jako Szalony Zhang i Pijany Su ostro pracował nad usuwaniem znaczeń z pisma, inicjując praktykę pisania asemicznego. A teraz, przyswoiwszy tę mikroskopijną dawkę wiedzy historycznej, powróćmy przed ekranik, zażyć fejsika, który bezczynność leżenia wypełnia Strumyczkiem Uwagi. Nagle w strumyczku, w rzadko używanym formacie notatki, wyświetla się dziwny post użytkownika Miron Tee. Składa się on ze znaków ASCII, ale tylko takich specjalnych – zaciągniętych z dna tablicy. Gratulacje! Wylosowałeś szczęśliwy wiersz asemii, który złagodzi objawy strumiennej bieżączki, a także bóle powstałe w kontakcie z najnowszą poezją polską! Twój jest ten kawałek sufitu, gap się. Albo wyobraź sobie Mirona jako rękę czasu rzeźbiącą szczeliny w twoim wallu, albo wyobraź sobie cokolwiek, po to jest poezja, usuń ją. Miron Tee – https://www.facebook.com/miron.tee 169


Recenzje lektur nowych i starych

POCHWAŁA SALONÓW KSIĄŻKI DŁUGO UMIERAJĄCEJ Jakub Zgierski

Piszę ten tekst w święto zmarłych, więc zacznę od tego, że czasy są schyłkowe, a losy świata – niepewne. Do grona bytów o wątpliwym statusie – obok pokoju w Europie czy instytucji kultury w Polsce – dołącza niniejsze pismo kulturalne, którego przyszłość od wielu lat o tej porze roku wisi na włosku, co wynika z logiki cyklu grantowego. Z tej okazji bedę mówił o miejscu adekwatnym do czasów kryzysu, czyli o salonach taniej książki – obojętnych na dyskursy, wyzerowanych marketingowo, pełnych wilgoci i słabego światła umieralni literatury, których byt, swoją drogą, również wisi na włosku. Ustawa o stałej cenie książki może doprowadzić do ich błyskawicznej likwidacji, w założeniu mają je bowiem zastąpić małe autorskie księgarnie. Nie mam nic przeciwko tym ostatnim, ale żal mi umieralni. Dla tytułów chronicznie niesprzedawalnych są one schronieniem nawet lepszym od bibliotek, które dokonują przecież regularnej sanacji regałów. Gdyby nie umieralnie – albo delikatniej: domy opieki – książki te dawno zostałyby przemielone na coś bardziej przydatnego. Tymczasem w salonach taniej książki – wiem, bo obserwuję – niektóre egzemplarze od lat zajmują to samo miejsce. Brzydkie, skundlone czekają i okrągłymi oczyma wypatrują nowego domu. Może jeszcze ktoś się skusi. Niskie ceny sprzyjają w końcu ekscentryzmom czytelniczym. Ale nie chodzi tylko o ceny i sentymenty – tutaj w ogóle łatwiej trafić na coś, na co nie trafiłoby się nigdzie indziej. W dobie precyzyjnych wyszukiwarek i głębokiej personalizacji tania książka jest jak katalog stron internetowych z 1997 roku. Mamy tu wszystko – ułożone bez porządku czy paradygmatu, może czasem według nikomu nieznanej zasady („książki o smutnych tytułach”). W tym królestwie jedynym kryterium pozostaje nadmiar. Za dużo wydrukowano Rotha, Bukowskiego, Bernharda, Sebalda, Achebe, ale też rozpraw doktorskich o drugiej fali węgierskiej poezji romantycznej. Dzieła zebrane Heideggera stoją tu obok przewod170


Recenzje lektur nowych i starych

ników po paryskim Disneylandzie. Kalendarz grzybiarza obok Fenomenologii ducha. Jest w tym zbieractwie, handlowaniu starzyzną i literackim gałganem sporo niezamierzonej archiwizacyjnej misyjności. Przechowuje się tu na przykład książki w wydaniach sprzed dekady (równie dobrze mogłyby być sprzed stulecia), które każdy inny niecierpliwy księgarz czy antykwariusz dawno usunąłby z półki. Skutkuje to rzadkimi epifaniami. Na przykład ostatnio zacząłem przeglądać mikropowieść Mój pies, moja świnia, moje życie Arnolda Stadlera. Frazy brzmiały niby obco, ale jednocześnie dziwnie znajomo odbijały się echem w pamięci. Po pięciu minutach zyskałem pewność, że już to kiedyś czytałem. 10 lat temu. Było zabawne, komuś pożyczyłem, przepadło. A teraz wróciło – nieproszone i nieszukane: doświadczenie charakterystyczne dla salonu taniej książki, ale też dla strychu lub piwnicy domu, z którego jeszcze nie całkiem się wyprowadziliśmy.

Polecamy w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana: Księgarniane działy z literaturą historyczną czasem przypominają wystawę sklepu modelarskiego (samoloty, czołgi, typograficzny brutalizm, powiedzmy „nurt Wołoszański”), czasem – ofertę punktu xero na wydziale historycznym (A4, przypisy, Times New Roman), innym znów razem – witrynę zamkniętego 30 lat temu salonu fotograficznego (kaligrafowane tytuły i sepiowe zdjęcia). Śledźmy więc, sięgajmy, podziwiajmy, dziękujmy, kupujmy, czytajmy konsekwentną programowo i wypieszczoną edytorsko serię historyczną Krytyki Politycznej. JZ

171


Recenzje lektur nowych i starych

A GDYBY TAK TO WSZYSTKO WYRZUCIĆ W CHOLERĘ? ELEGIA O REGALE BILLY Olga Wróbel

Bądźmy szczerzy: może i mamy na koncie sporo przeczytanych książek (my, konsumenci kultury), ale z pewnością jeszcze więcej mamy nieprzeczytanych. I wcale nie myślę tu o przypadkach kwitowanych wyznaniem: „Nie przebrnąłem przez Ulissesa” lub „Ominęłam trochę Gry w klasy”. Pomińmy setki nigdy nieotwartych plików na czytnikach, spójrzmy za to na zbiory domowe, ukochane biblioteczki, pejzaże projektowanej osobowości czytelniczej. Przedstawiam unikatowy reportaż z trzeciej półki drugiego regału Billy, ściana północna, wejście zimowe. Od Maneta do Pollocka – dostałam tę antologię w siódmej klasie podstawówki i zawsze będzie mi się kojarzyć z brudnym, melancholijnym styczniem oraz wystawianiem ocen semestralnych. Nie zaglądałam do niej od lat. Smith, Białe zęby – dowód na to, że pomarańczowe obwoluty brzydko się starzeją. Przeczytałam, ale czy kiedyś wrócę do tej książki? (Nie). Smith, O pięknie – do tej nie wrócę na pewno, powinnam oddać ją na zbożny cel. Ale przecież kocham Smith. Czy może już niekoniecznie? Talarczyk-Gubała, Wanda Jakubowska – przeczytałam, o czym świadczy papierek zatknięty w miejscu, w którym natrafiłam na jakiś znaczący fragment. Z zasady trzymam wszystkie książki o twórczości kobiet, więc tę również zachowałam. Janiszewski, Kto w Polsce ma HIV? – zafascynował mnie wywiad z autorem, który mówił, że na rozmowę z partnerem o byciu nosicielem wirusa HIV nie ma dobrego momentu. Od razu? A może i tak nic z tego związku nie będzie. Kiedy relacja robi się poważna? Tro172


Recenzje lektur nowych i starych

chę nie fair tyle czasu ukrywać fakt tak znaczący dla wspólnego życia. Od lat międlę w głowie ten cytat, książki nie przeczytałam. Klein, No Logo – kupiona za bony do Empiku (!), które korporacja (!) męża przyznała nam w prezencie ślubnym. Nawet nie zajrzałam, bo w sumie przecież to już przestarzałe, prawda? Barańczak, Książki najgorsze – czytając, ćwiczyłam się w śmianiu na głosy, a potem głośno recytowałam osobom zgromadzonym w pokoju. Nie śmiały się. Herbert/Miłosz, Korespondencja – nie cierpię korespondencji literatów. Jak oni znajdowali czas, by sadzić do siebie takie epistoły? Graves, Biała Bogini – pokłosie romantycznego wyjazdu do Irlandii w 2009 roku. Romantyzm trwał pięć dni i rozgrywał się pomiędzy mną a ideą mistycznej wyspy. Książkę kupiłam natychmiast po powrocie, nawet do końca nie wiem, o czym jest. Mueller, Powlekać rosnące – pamiątka odkrycia, że istnieją egzemplarze recenzenckie. Jeżeli niniejszy reportaż czyta wydawca tegoż dzieła: klnę się na wszystko, że wrzucę notatkę na Kurzojady, jak tylko przebrnę przez pierwszą stronę. Gombrowicz, Pornografia – na pewno nadrobię. z bloga: Gombrowicz, Dzienniki – mam w indeksie zaliczone konwersatorium z DzienEmily Carroll Przez las ników, nie muszę ich już czytać. Emily Carroll rysuje i koloruCortázar, Opowiadania – podobało mi je tak, że szczęka opadła mi z grzechotem aż na krzepką się opowiadanie Siostra Cora, w gorączce pierś. Okładka, bardzo klimakupiłam dwa tomy. Nadal znam tylko Siotyczna, nawet w ułamku nie oddaje finezji znajdujących się strę Corę. Pomarańczowe okładki brzydko w środku plansz, dlatego zasię starzeją, czy już o tym wspominałam? lecam wam udanie się w kierunku googla. Ale ale – powieHerbert, Dramaty – nawet nie wiedziadziałam „plansz”? Tak. Przez łam, że mam w domu coś takiego. las to pięć komiksowych nowel, ale tom na wszelki wypaŌe, Sprawa osobista – ha! Przeczytałam dek reklamowany jest słowem i bardzo polecam. Może zakupy z namio„książka”, a nie „komiks”. Może to i lepiej. OW tu „Tania Książka” w Jastarni mają większą szansę na konsumpcję? 7 zł to poważna inwestycja, mogłam mieć za to gofra. Jarry, Ubu Król – próbowałam, jakoś nie mogę. Kundera, różne – nie próbowałam i jakoś nie mogę. Mój mąż podobno lubi Kunderę. Zobaczymy, czy zauważy jego zniknięcie. Burns, W co grają ludzie – ta książka fascynowała mnie, gdy tkwiłam na wczesnych etapach różnych związków. Teraz już wiem, że ludzie w nic nie grają, są po prostu zmęczeni. 173


Brontë, Jane Eyre – odprysk kolekcji literatury wiktoriańskiej. Czytałam, a jakże. Z pozostałej części zbioru mogłabym pewnie zbudować sobie mały bunkier (Dickens!). Topor, Księżniczka Angina – szukałam jej latami, znalazłam i już wcale mi się nie podoba. Czyżbym nie zachowała wrażliwości szesnastolatki? Bennett, Opowieść o dwóch siostrach – a to jest genialna książka, którą kupiłam za złotówkę w składzie makulatury. Fakt, że być może nie słyszeliście o Bennetcie, znakomicie podsyca mój literacki snobizm. Homer, Odyseja – mówiłam coś o literackim snobizmie? Przeczytałam Odyseję i całą Iliadę, chociaż nikt mnie o to nie prosił. Brox, Brilliant: The Evolution of Artificial Light – wyprzedaż w MSN-ie. W każdym porządnym domu powinna być książka z wyprzedaży w MSN-ie, zgodzicie się? Witkowski, Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej – widziałam na własne oczy, jak Witkowski odgrywa swoją bohaterkę w Teatrze Rozmaitości. Na tym spektaklu płakałam, a potem lekarz zmienił mi antydepresanty na mocniejsze. Książki nie czytałam. Gauger, Nie to / nie tamto – nadal upieram się, że to jedna z najlepszych polskich książek ostatnich lat. Oh wait. Frank, Sweet Sweat – dawno temu w Krakowie widziałam projekt Justine Frank. Widziałam Sweet Sweat na targach w MSN-ie (znów). I oto mam, pieszczę myślą, pokazuję znajomym, na pewno kiedyś zdejmę z półki i po pięciu minutach odstawię znowu. Teraz wasza kolej, swoje półki grozy możecie przesyłać (wraz ze zdjęciem) na adres kurzojady@gmail.com, może pośmiejemy się wszyscy?

Kurzojady, czyli Olga Wróbel i Jakub Zgierski, w każdym numerze NN6T recenzują lektury nowe i stare, zamieszczają fragmenty swojego bloga, a także raportują, co przykuło ich uwagę w Sklepie Wielobranżowym Fundacji Bęc Zmiana. Więcej: kurzojady.blogspot.com.

174


W tym numerze rządził font*


W tym numerze rządził font*

aąbcćdeęfghijk lłmnńoprsśtu wvxyzźż aąbcćdeęfghI jklłmnńoprsś tuwvxyzźż 1234567890 &@©& Desite Krój powstał jako praca dyplomowa na wrocławskiej ASP. W założeniu miał ułatwiać osobom słabowidzącym czytanie tekstów na ekranie komputera i urządzeń mobilnych. W trakcie prowadzenia badań oraz pracy nad koncepcją okazało się, że nie jest możliwe stworzenie pojedynczego kroju, który odpowiadałby na potrzeby osób dotkniętych różnymi schorzeniami mieszczącymi się w pojęciu słabowidzenia. W efekcie powstał krój posiadający zestaw cech ułatwiających czytanie w przypadku braku pełnej ostrości widzenia. Maciej Kodzis Projektant grafiki i interakcji działający pod szyldem studia Pillcrow we Wrocławiu. Szuka połączeń między tradycyjnie pojmowanym projektowaniem a nowymi technologiami i grafiką generatywną. Współtwórca koncepcji warsztatów Kopublikacja, doktorant i asystent na wrocławskiej ASP. * W każdym numerze przedstawiamy inny krój pisma zaprojektowany przez polskiego projektanta. Zbierz wszystkie numery NN6T i stwórz mikroleksykon polskiej typografii XXI wieku.


BĘC ZMIANA PRZEDSTAWIA

KSIĄŻKA JUŻ W SPRZEDAŻY! www.sklep.beczmiana.pl



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.