Notes.na.6.tygodni #74

Page 54

Chyba nie sądzisz, że Berlin Biennale jest w stanie to wszystko zmienić. Niemniej jesteśmy być może w stanie przyczynić się do zmiany warunków możliwości

To pokażemy na Biennale, ale w istocie Napruszkina działa dla ludzi, którzy znajdą gazety w skrzynkach pocztowych w Mińsku.

No tak, ale mieszka w Berlinie. Wypowiedzi performatywne mają według Ludwińskiego generować największe zmiany w rzeczywistości. Jednak jak coś takiego ma się dziać w takim mieście jak Berlin – mieście, które samo jest wzięte w duży nawias jako jedno wielkie pole sztuki, miejsce, do którego zjeżdżają artyści z całego świata, żeby tam być, tworzyć. Moją uwagę przykuła twoja wypowiedź o tym, że ci, którzy nie mieszkają w Berlinie, zostają „u siebie” – robią o wiele ciekawsze rzeczy. Niedawno brałam udział w selekcji zgłoszeń na rezydencje do Studia Warszawa, programu rezydencji artystycznych air laboratory w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie. Nadeszło 600 zgłoszeń, w tym 4/5 od artystów pochodzących, owszem, z najróżniejszych krajów, ale mieszkających w Berlinie. Co to oznacza? Jeżeli nawet ci ludzie pracują politycznie, to robią to nie u siebie – na ideach, a nie na rzeczywistości. I jak w takich warunkach wypowiedź performatywna ma się przekładać na takie funkcjonowanie artysty w świecie, które daje realną zmianę?

To jest paradoks Berlina. Artyści są w Berlinie nie tylko dlatego, że chcą być razem. Ich pobyt wynika z tego, że Niemcy przeszły proces denazyfikacji, reedukacji, dzięki czemu Berlin stał się ostatecznie miastem zamieszkanym przez wieloetniczną czy wielonarodową społeczność. I przynajmniej pozornie takie kategorie jak patriotyzm czy duma narodowa zostały tam zdeaktualizowane. To stwarza aurę wolności od ideologii, od idei, przyzwolenie na dystans do wszelkiego zaangażowania. Ta tolerancja łączy się jednak z przymusem poprawności politycznej i zagłaskaniem wszelkich prób buntu. Zaangażowanie się w debatę publiczną jest w sztuce ostatnich lat „niedozwolone”. Mimo lewicowych tradycji w Berlinie coraz bardziej uważa się, że sztuką nie można zrobić nic „naprawdę”, że jej politycznej pasywności nie można przełamać i że prawdziwy jest w sztuce tylko rynek sztuki. A inicjatywy samych berlińczyków – jak oni postrzegają propozycje Biennale wobec tego miasta? Czy to jest traktowanie poważnie, czy istnieje jakaś dyskusja na ten temat w środowiskach sztuki i poza nimi?

Berlin jest sceptyczny wobec chyba każdego kolejnego Biennale, ale często z perspektywy czasu dumny. Gorące dyskusje toczyły się dotychczas w kontekście pracy czeskiego artysty Martina Zet, który zaproponował, żeby w ramach siódmego Biennale rozpocząć kampanię zbierania książek Thilo Sarazzina Deutschland schafft sich ab i ich recyklingu. Tytuł książki można przetłumaczyć jako: Niemcy niszczą się same. Napisana została przez socjaldemokratę, który odwołuje się do argumentacji rasistowskiej o dziedziczeniu ilorazu inteligencji, twierdzi, że integracja emigrantów to fikcja, i że niemieccy muzułmanie płodzą masowo dziewczynki w hidżabach. Książka wywołała obszerną dyskusję, jej fragmenty przedrukował tygodnik „Der Spiegel”, książka jest bestsellerem, a wydawnictwo zrobiło interes stulecia, wypuszczając na rynek już 28. dodruk. Sprzedało się dotąd około 1,3 miliona egzemplarzy.

Plakat do akcji Martina Zet zbierania książek Thilo Sarazzina Deutschland schafft sich ab

Martin, za pośrednictwem Biennale, wysłał apel, by posiadacze książki Sarazzina darowali mu ją, a on użyje otrzymane egzemplarze do wykonania instalacji artystycznej. W ten sposób ludzie mogliby zamanifestować niezgodę na treść książki. Martin liczył na masową odpowiedź na jego wezwanie i na liczbę 50-60 tys. darowanych egzemplarzy. Na plakacie kampanii widnieje znak recyklingu – tym razem symbolizujący zamianę toksycznych treści w konstruktywną debatę. Jednak komuś kampania Martina skojarzyła się z paleniem przez nazistów książek w 1933 roku na Bebelplatz w Berlinie. Pojawiło się absurdalne oskarżenie, że Martin chce palić książki. Prawicowy portal internetowy zorganizował nawet demonstrację przeciwko projektowi. Doprowadziło to do ostrej medialnej debaty, w której przeważały oskarżenia o chęć palenia książek i pokazywanie złej sztuki. Od niedawna zaczęły przeważać w prasie reakcje pozytywne, napięcie opadło i ludzie zaczynają rozumieć sens kampanii. Otrzymaliśmy też pięć książek Sarazzina i, co zaskakujące, jeden egzemplarz Koranu. Z jednej strony mamy do czynienia z niezrozumieniem i fałszowaniem intencji artysty. Są też i tacy, którzy rozumieją działanie Martina i chcą przy nim pomóc. Tak rozpoczęliśmy współpracę ze Stowarzyszeniem Niemiecko-Tureckim czy z analitykami mediów. Antifa zgłosiła oficjalnie chęć zorganizowania demonstracji na Augustrasse w dniu otwarcia Biennale, by w ten sposób uniemożliwić tam ewentualne akcje skrajnej prawicy. Twierdzi się, że wywołaliśmy skandal. Ale skandal w istocie wywołały media, chcąc jakby zdyskredytować krytyczne ambicje sztuki. Martin Zet naprawdę stanął w poprzek ambicji „socjaldemokraty” Sarazzina, który myślał i pewnie dalej myśli o założeniu partii. Wygląda na to, że charakter działań i prac Artura Żmijewskiego określa tegoroczne Berlin Biennale. Dotykanie treści dwuznacznych, bolesnych, wywołujących skrajne emocje – i przez to ważnych. Czy to nie jest streszczenie jego praktyki artystycznej?

No74 / czytelnia

104—105


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.