Magazyn SEMESTR - Działy Edukacyjne

Page 244

Kartoteka Komisarz O’Conell przed wyjściem z domu, nie mógł przypuszczać, że dzień, który właśnie się rozpoczął, będzie obfitował w tak nieprzewidziane wypadki. Spokój porannego spaceru zakłócał mu powracający obraz zaaferowanej twarzy inspektora Brovicha, który jak struty wrócił wczoraj z tajnej narady w Home Office. – Komisarzu, to sprawa wagi państwowej – prawie szeptem powiedział Brovich. Okazało się, że poprzedniej nocy ktoś włamał się do domu ministra Grissmonda i ukradł z sejfu tajne dokumenty z planami policyjnej obławy na przemytników opium. Włamywacz przyszedł do domu ministra pod jego nieobecność – minister i jego żona byli w tym czasie na przyjęciu w ambasadzie Hiszpanii. Po powrocie zastali pusty sejf i nieprzytomną gosposię – jedynego świadka zdarzenia – ogłuszoną najprawdopodobniej świecznikiem. O’Conell, kiedy znalazł się w chłodnym hallu budynku komendy policji, zauważył wśród policjantów, tych w mundurach i tych „po cywilu” nerwowe poruszenie. Komisarza ogarnęło złe przeczucia, aby je zweryfikować, jak wicher wbiegł po schodach na piętro, gdzie mieściło się jego biuro. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył ogromny rozgardiasz: na podłodze walało się mnóstwo papierów, jeszcze wczoraj ułożonych w idealnym porządku. Sprawca bałaganu nie oszczędził nawet fuksji, stojącej na oknie – roztrzaskana donica leżała na podłodze, grzebiąc w skorupach połamany kwiat. W środku kłębowiska dokumentów porozrzucanych dosłownie wszędzie, siedział załamany sierżant Carpenter, a Brovich zauważywszy O’Conella, powiedział jedynie: – Mieliśmy włamanie – i wyszedł z biura. Carpenter podniósł wzrok znad papierów. – To musiało stać się dziś w nocy, kiedy pojechałem do szpitala, żeby przesłuchać gosposię ministra, która właśnie odzyskała przytomność – Carpenter mówił szybciej niż zazwyczaj. – Strażnicy niczego podejrzanego nie zauważyli. Kiedy wróciłem, zastałem jeszcze większy bałagan, niż to, co pan widzi, ale zdążyłem już trochę posprzątać. Żadnych świadków, odcisków czy śladów. O’Conell zrzucił ze swego bujanego fotela stertę akt, jaka na nim spoczywała, i usadowił się w nim. Czasem czuł, że tylko w takiej pozycji potrafi myśleć konstruktywnie.

– To całkiem jak w przypadku włamania do domu ministra – O’Conell porządkował fakty. – Domy wszystkich członków rządu są obserwowane przez służby, a mimo to komuś udało się wejść niepostrzeżenie. Czy sądzi pan, sierżancie, że obydwu włamań dopuścił się ten sam człowiek? – Niewątpliwie. Jestem przekonany, że obydwie sprawy mają ze sobą ścisły związek. – Czy zatem jest jeszcze coś, co je łączy? Carpenter lubił takie chwile, kiedy mógł się wykazać przed przełożonym. – Wie pan, panie komisarzu, że bardzo cenię sobie porządek… Tu O’Conell skinął głową, nie znał bowiem drugiego takiego pedanta jak jego asystent. Jego zachowanie było czasem nawet śmieszne, a już metody segregacji akt arcyzabawne, ale dzięki niemu nigdy w biurze nie zapodział się żaden, nawet najmniejszy, świstek. – Tego wieczora – ciągnął Carpenter – przeglądałem dane najlepszych włamywaczy w Londynie. Rysopis każdego z nich włożyłem do osobnej teczki. Informację o każdej cesze umieściłem na osobnej karteczce: na jednej wzrost, na innej kolor włosów, na innej charakteryzację linii papilarnych etc. – po chwili milczenia dodał. – Do pańskiego przyjścia zdążyłem nieco ogarnąć ten rozgardiasz i okazało się, że najprawdopodobniej nic nie zginęło. Włamywaczowi nie chodziło zatem o to, aby coś ukraść, ale właśnie o ten bałagan. Chciał nam utrudnić szybkie reagowanie. – Czy gosposia pamiętała jakieś szczegóły odnośnie sprawcy włamania? – Tak. Podała jego rysopis: szczupły, mniej niż sześć stóp wzrostu, ciemne włosy, praworęczny – na twarzy Carpentera wymalował się wyraz skrajnego rozgoryczenia. – Ale cóż z tego, skoro przez moje absurdalne pomysły archiwistyczne nie znamy rysopisów włamywaczy! Zawartość wszystkich 63 teczek osobowych została wyrzucona na podłogę i wymieszana ze sobą. I skąd, u licha, mamy teraz wiedzieć, który z nich jest ciemnowłosy, a który praworęczny? – Może da się jeszcze odtworzyć to archiwum? – O’Conell próbował pocieszać sierżanta. – Niby jak?! Zdążyłem już uporządkować te wszystkie świstki. Wśród 63 potencjalnych sprawców jest 56 niższych niż sześć stóp, 51 praworęcznych, 50 szczupłych i 36 ciemnowłosych, ale nie wiemy przecież, czy znajdzie się wśród nich choć jeden, który w całości pasowałby do rysopisu podanego przez gosposię! A mogliśmy być już tak blisko… – Sierżancie, musimy być dobrej myśli. Nawet przy największym rozproszeniu cech, które pan wymienił, na pewno wśród tych włamywaczy jest ktoś, kto rysopisem pasuje do zeznań świadka, być może nawet niejeden… Czy komisarz O’Conell ma rację? Ilu co najmniej włamywaczy spośród 63, których akta przechowywano na komendzie, odpowiada rysopisowi z zeznań gospodyni?

Zgaduj! Na pierwszych pięć osób, które przyślą na adres konkurs@semestr.pl poprawną odpowiedź na zagadkę, czekają atrakcyjne nagrody! W temacie maila należy wpisać „zagadka”. A jeżeli sam tworzysz różnej maści zagadki, prześlij je do nas i pozwól poznać się czytelnikom SEMESTRU. Najciekawsze łamigłówki opublikujemy w kolejnych numerach Magazynu, a ich autorów nagrodzimy.

REKLAMA

244

www.semestr.pl

fot. Cat London, iStockphoto

EDU j ę z y k i o b c e


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.