PrzepRawa. Wywiad z rzeką

Page 1

PrzepRawa. Wywiad z rzeką

Katowice 2022

PrzepRawa. Wywiad z rzeką

Katowice 2022

PrzepRawa. Wywiad z rzeką

Grzegorz Olszański Uwodzenie 5

River: the free-flowing seduction 9

Patrycja Klimek

To tylko karykatura wiersza 14 A mere caricature of a poem 15

Kalina Kubiniok

R a w a | 2122 | brak ostrości | hektolitry pikseli | OOIIOOOOIIOIOOOOIIIOOOIOIIOI 16

R a w a | 2122 | low resolution | pixels measured by hectolitres | OOIIOOOOIIOIOOOOIIIOOOIOIIOI 17

Aleksandra Krysińska Żyły Matki Ziemi 18 The Veins of Mother Earth 19

Patrycja Klimek Historia znad Rawy 20 The Story at the Rawa River Bank 22

Maria Szczepańska Wymiotuje się miasto... 24 The city vomits itself... 24

Nadia Wanot Wędkarz 26 The Angler 27

Nadia Wanot Modlitwa 30 The Prayer 31

Olga Frydrychowicz Wędka 32 Fishing Rod 33

Mateusz Drozdowski

W leju po bombie 36 In the explosion crater 37

Mateusz Drozdowski Nocnice 38 Notsnitsas 39

Katarzyna Mazur Przyglądam Ci się spokojnie... 42 I look at you calmly... 44

Klaudia Wolska

To tutaj kiedyś staliśmy razem... 46 Once, we were standing here together... 47

Weronika Szymańska Rawa-śmierdziawa 48 Rawa the Stinker 49

Magdalena Jaraczewska Wciąż woda 50 It is water anyway 51

Martyna Krzywicka Rawinizmy 54 Rawinisms 55

Oliwia Stępień oddział diagnostyczny 56 Department of Diagnostics 57

Kalina Kubiniok

Wywiad z Rawą 60 An interview with Rawa 62

Grzegorz Olszański

Rawa-lawa. Wiersz na motywach akwatycznych 64 Rawa-lava. Aquatic Poem 65

Uwodzenie

1.

Konstatacja mówiąca, iż historia literatury splata się nierozerwalnie z histo rią rzek w pierwszej chwili może wydać się retorycznym nadużyciem, a jednak żadnym nadużyciem nie jest. Antologie dzieł literackich poświęconych rzekom wypełniają wiele bibliotecznych półek i regałów. Loara, Ren, Dunaj, Nil czy Mis sisipi, podobnie jak i Wisła, Warta, Odra czy Niemen, doczekały się mnóstwa poświęconych sobie utworów. I to utworów wybitnych, znakomitych, tworzących literacki kanon, ale też wśród ich autorów są przecież ci, bez których nie sposób sobie wyobrazić historii światowej literatury1. Co ciekawe, gdyby rzecz przenieść na grunt rodzimej literackiej hydrografii – słowo „grunt” nie brzmi tu niestety najlepiej, ale przecież „dno” brzmiałoby o wiele gorzej – to wówczas okazałoby się, że „poezja polska ujawnia tę swoją cechę, iż rzekom okazywała szerokie za interesowanie na długo przed odkryciem dla siebie czy to uroku dzikich, pier wotnych gór, czy też urody morza, które – prócz nielicznych wyjątków – w skali szerszej wkroczyło do literatury polskiej de facto jeszcze później”2

2.

Ujmowana z perspektywy potamologii (z gr. пοταμός potamós ’rzeka’) historia literatury obrazuje jeszcze jedną istotną cechę. Jaką? Taką oto, że rozmiar nie ma żadnego znaczenia. Najwięcej utworów poświęcono oczywiście tym rzekom, które ze względu na swą długość, głębokość i szerokość górują nad innymi. Sta tystyka jest jednak dość ryzykownym kryterium artystycznym. Innymi słowy ci najwięksi piszą i pisali o tych największych (np. Kochanowski o Wiśle, Słowacki o Nilu, Sebyła o Narwi – tę krótką listę można by bez trudu wydłużyć i meandro wać przez kolejne epoki3), ale też w poetyckiej wyobraźni równie istotną rolę od grywały często niewielkie dopływy, rzeczki, strumyki, wreszcie rzeki nieistniejące na mapach, wyobrażone.

1 Gdyby rzecz sprowadzić tylko do literatury polskiej, to utwory poświęcone rzekom można by znaleźć zarówno w twórczości Reja, Kochanowskiego, Mickiewicza czy Słowackiego, jak i Miłosza, Herberta, Różewicza czy Szymborskiej. Zob. „Wisło moja, Wisło stara…”. Antologia poezji. Wybór, opracowanie i posłowie E. Mazurkiewicz. Kraków 1986; Rzeki. Antologia poetycka. Wybór i opra cowanie J. Kolbuszewski. Wrocław 1998.

2 J. Kolbuszewski: Wstęp. W: Rzeki. Antologia poetycka…, s. 6.

3 Zob. Wiersz-rzeka. Red. M. Jochemczyk, M. Piotrowiak. Katowice 2016.

5

„Wystarczy skupić się w pamięci, aby wśród setek innych poznać szum swojej rzeki. Każda z nich mówi innym językiem. Jedne huczą i dudnią, inne dzwonią po płytkim dnie, w innych słychać bulgotanie wirów i szmer pian przesuwających się nad głębiną, w innych wreszcie woda jest niema”4 – pisał Jerzy Stempowski w swym dzienniku z wyprawy po Austrii i Niemczech. Wsłuchując się w te słowa, można by zatem zapytać: w jakim języku mówi Rawa? Odpowiedź nie jest prosta z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze, gdyż jak podpowiada ją badacze, „trudno znaleźć drugą rzekę, której krótki, liczący 19,4 km odci nek, przebiegałby w tak nieprzyjaznych i nieoczywistych warunkach”5. Ujmę rzecz wprost, jej głos jest niezwykle wątły za sprawą industrialnego hałasu miast, przez które przepływa lub w których podziemiach wręcz ginie przykryta betonem. Po drugie, ontologiczny status Rawy jako rzeki wcale nie jest taki oczywisty, jak mogłoby się wydawać. Jak pisze Magdalena Foltyniak: „Wraz z kolejnymi zabiegami regulacyjnymi Rawa, osadzona w betonowym korycie, traci swoją podmiotowość, będąc rzeką-nie-rzeką, a jej tożsamość jest zmienna i podlega ciągłym przeobrażeniom. Wybetonowane koryto nie-rzeki zasilanej wodami deszczowymi i oczyszczonymi ściekami jest niewidoczne (…). Trudno więc Rawę dostrzec, trudno zidentyfikować jako rzekę. Trudno czuć z nią toż samość”6. Trudno, bez wątpienia trudno. A jednak nie mam wątpliwości – ta publikacja jest zresztą tego najlepszym dowodem – że warto w jej głos próbo wać się wsłuchać.

4.

Najważniejszą radą, jaką powinien wziąć sobie do serca każdy, kto zabiera się do pisania o wodnym żywiole – i nieważne, czy piszący para się dyskursem na ukowym, czy też zmaga się z językiem sztuki – można by sprowadzić do dwóch dyrektyw, których istotą jest bezwzględny zakaz: 1. Nie utonąć we własnym ga dulstwie; 2. Nie lać wody. Można by od razu zapytać (poetyka nakazów i zakazów nie brzmi wszak spe cjalnie kusząco i budzi naturalną w tych okolicznościach przekorę): czy istnieje

4 J. Stempowski: Dziennik podróży do Austrii i Niemiec. Rzym 1946, s. 16.

5 A. Kowalczyk, L. Sadzikowska, M. Tomczok, P. Tomczok: Antropocenna Rawa. Akwafilologia rzeki przemysłowej. Tekst ukaże się w jednym z numerów „Tekstów Drugich”. Tu korzystam z niego dzięki uprzejmości Autorów. Zob. też. Monografia rzeki Rawy. Red. J. Psiuk. Katowice 2006.

6 M. Foltyniak: Odzyskiwanie kontaktu. O byciu razem, mieście, rzece i ciele. „Papier ASP”, 2022, nr 5, s. 13.

6
3.

jakaś dyrektywa pozytywna? Dyrektywa – najlepiej równie głęboko zanurzona w żywiole wody i dyskursie akwatycznym – której istotą byłoby aprobatywne za lecenie, rodzaj afirmacji, do jakiej piszący powinni się bezwzględnie odwoływać, chcąc przykuć uwagę potencjalnego czytelnika. Istnieje takowa strategia? Oczy wiście istnieje, a jej nazwa da się sprowadzić do prostego, choć niezwykle trudne go do wyegzekwowania zalecenia: 1. Uwodzić, uwodzić, uwodzić7.

5.

Zanim przyjdzie Czytelnikom zweryfikować, czy autorki i autorzy utworów pomieszczonych w tej antologii skorzystali z powyższych rad (a jesli tak, to jaki z nich zrobili użytek), wypada cofnąć się do jej źródeł i pokrótce wyjaśnić, jak doszło do powstania tej książki. Rolę listu zdeponowanego w butelce, którą wyłowiłem z rzeki, siedząc nad jej brzegiem – tego rodzaju przygodowa opo wieść idealnie korespondowałaby z tematem, acz nie jest niestety prawdziwa –odegrał telefon. Telefon Anny Sielskiej z katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, która zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy studenci kierunków sztuka pisania (studia licencjackie) i twórcze pisanie (studia magisterskie) nie mieliby ocho ty wziąć udziału w interdyscyplinarnym projekcie poświęconym Rawie, który w Akademii przybrał formę szeregu zajęć z wykorzystaniem takich narzędzi i praktyk, jak film, nagrania terenowe, kartografia czy performance. W tym konkretnym wypadku chodziło jednak o dialog osób parających się literaturą z wykonanymi przez Anną Sielską i Barbarę Kubską fotografiami, których przedmiotem była Rawa i jej okolice. Atrakcyjność tej propozycji, ale też otwar tość cechująca studentów sztuki pisania i twórczego pisania sprawiły, że nie trudno było stworzyć grupę zainteresowanych osób. Dalej były rzeczy proste i trudne zarazem: wspólne spotkania, dyskusje, szukanie koncepcji, spacery nad Rawę, oglądanie zdjęć wchodzących w skład cyklu Nie ma doliny i dyskusje o możliwości transpozycji jednego medium (fotografii) na drugie (literaturę). A także to, co stanowi o materii literackiego fachu: pisanie, skreślanie, pisanie, kasowanie, pisanie, darcie, pisanie…

7 Piszący te słowa – choć nie ma złudzeń, że sprosta sformułowanym tu zaleceniom (to klasyczny rozdźwięk między teorią a praktyką pisarską) – aby się wspomóc, słucha w trakcie pisanie tego tekstu kapitalnej płyty Uwodzenie Kapeli ze Wsi Warszawa. Gdyby rzecz spróbować uogólnić, a zarazem spróbować sięgnąć po radę doświadczonego pisarza, autora Transatlantyku – tego ro dzaju statki nie pływają jednak po rzekach – to uwodzi się czytelnika głównie tematem. „Sport i miłość – pisze Gombrowicz – oto wędka, na którą autor łapie swą publiczność”. W. Gombrowicz: O zakres i granice powieści popularnej. W: Tegoż: Dzieła. T. 12. Red. J. Błoński, J. Jarzębski. Kraków 1995, s. 143.

7

Wymiernym efektem tej współpracy była wystawa prac artystów związa nych z katowicką ASP zatytułowana Temat: Rzeka, która towarzyszyła Świato wemu Forum Miejskiemu (World Urban Forum, 26–30.06.2022). To, co wy glądało na finał, okazało się jednak na szczęście zaledwie etapem. Oto bowiem kilka miesięcy później organizatorzy Śląskiego Festiwalu Nauki postanowili prezentowane podczas tamtej wystawy prace – ale i nowe utwory, w tym utwo ry nowych uczestników – wydać w formie osobnej publikacji. Tej, którą, Drogi Czytelniku, właśnie trzymasz w ręce.

8
Grzegorz Olszański

River: the free-flowing seduction

1.

To say that history of literature is inseparably intertwined with the history of rivers may seem rhetorically far-fetched. But it is not. Shelves in libraries are full of anthologies on rivers. The Loire, the Rhine, the Danube, the Nil or the Mississippi, in the same way as the Vistula, the Oder, Warta or Niemen are de picted in numerous pieces. These works are wonderful, extraordinary and suc cessfully contribute to the literary canon. Among their authors are some of the most established protagonists of the world literature. Surprisingly, if one was to relocate this notion on the ground of our local literary hydrography, it becomes visible that rivers were in the centre of its attention long before we discovered the appeal of the wild mountains or the beauty of the sea − which de facto has entered the Polish literature much later.

2.

From the perspective of potamology (Greek potamós, river) the history of liter ature makes one more notion clear: the size has no meaning. And even though many of the pieces are devoted to rivers that tower above in length, depth and width over others, when it comes to the artistic evaluation, the criteria of statics does not hold. In other words, all the greatest wrote about the big ones (Ko chanowski on Vistula, Słowacki on the Nile, Sebyła on Narwia – the list goes on through ages), but for the poetic imagery, the small rivers, side-streams, brooks and even the imagined rivers, that do not exist on the maps, played a part no less significant.

3.

“It is enough to focus on the memory to recognize among many the sound of one’s own river. Each of them speaks a different language. Some roar and thud loudly while others ring the shallow bottom, in some one can hear the whirlpool bubbling and the murmur of the foam as it moves over river’s depth. And some times the water remains silent in them.” – wrote Jerzy Stempowski in his journal

9

from the travels through Austria and Germany. After reading those words one could pose a question: what language does the Rawa speak? For at least two reasons the answer is not an easy one. Firstly, following the researchers: it’s hard to find another river with such a short length of only 19.4 km that would run through such a hostile and unaccommodating terrain. In other words: its voice is frail because of the industrial turmoil of the cities through which limits it runs or is even often covered with concrete. Secondly, Rawa’s ontological status is not as clear as it may appear to be. As Magdalena Foltyniak writes: “With each river regulation, the Rawa, embedded in a concrete riverbed, loses its subjec tivity, being a river-not-river, and its identity is fluid and undergoes constant transformations. The concreted bed of a non-river fed by rainwater and treated sewage is invisible (…). It is therefore difficult to see Rawa, and identify it as a river. It’s hard to feel the connection with her”. It’s hard, definitely hard. And yet I have no doubts, and this publication is the best proof of that, that it is worth trying to listen to her voice.

4.

The most important advice to follow by anyone who aims to write about the water, no matter if from a scientific or artistic perspective, can be distilled to two guiding principles: 1. One shall not drown in one’s river of words. 2. Avoid the endless, unstoppable outpour.

One could and should immediately ask, since the poetic dictum of limita tion is not very alluring, and evokes immediate defiance: is there any positive guideline? One that is possibly submerged in the water element and aquatic discourse, with an affirmation at its core which authors should refer to in order to communicate with the potential reader. Does such strategy exists? Of course it does. And its name can be summoned to one extraordinary difficult to follow recommendation: to seduce.

5.

Before the reader gets a chance to judge whether the authors included in this anthology were successful in following the established guidelines, it is neces sary to mention the context and the circumstances surrounding the origins of this book. A message in a bottle found at the river banks would be fitting,

10

if not an entirely true, scenario. In reality it was a phone call form Profesor Anna Sielska from the Academy of Fine Arts and Design in Katowice, asking if the students from the Art of Writing (bachelor’s degree) and Creative Writing (master’s degree) faculties would be interested in participating in an interdisci plinary project devoted to Rawa. So far the Academy has carried out the series of classes based on films, field recordings, cartography and performance. But in this particular case, the aim was a dialogue between people involved with liter ature and photography of Anna Sielska and Barbara Kubska which focused on Rawa and its surroundings. The attractiveness of this proposition, coinciding with the openness of the students, meant that it was not hard to gather the in terested group of people. The rest was easy and yet complex: the meetings, dis cussions, framing of the concept, walks along the Rawa, as well as studying the series of photographs and having discussions on the possibility of transposing one medium (photography) into another (literature). And everything else that makes the literary profession: writing, crossing out, writing, deleting, writing, shredding, writing…

The exhibition of the works done by students from Academy of Fine Arts and Design in Katowice, titled Subject: River which accompanied the World Urban Forum was the final and measurable effect of this collaboration. Fast forward a couple of months and the organisers of the Silesian Science Festival decided, after including new pieces and authors, to develop the exhibition in the form of a separate publication. The one that you now, dear Reader, are hold ing in front of you.

11

To tylko karykatura wiersza

Patrycja Klimek

Oddałabym Ci się jak Ofelia, gdybyś nie była tak płytka, bez urazy.

Chociaż ona chyba tonęła w jeziorze, a ty od dawna nie przyjmujesz do siebie nic poza naszymi nieczystościami. Czy jestem nieczysta?

Nie wypłacze mi Cię Justin Timberlake i spoko, bo w sumie go nie lubię, a tym bardziej nie znajdę Cię w rankingu najdłuższych na świecie.

Baczyński z pewnością nie o Tobie myślał, gdy pisywał o rzekach, może o Wiśle jakiejś, Odrze ewentualnie, więc o Tobie napiszę ja, bo też nie jestem en vogue.

Więc przeglądam się trochę w Tobie, ten śmietnik i kupa smutku, alegoria człowieka upadłego nie przez swoje winy.

14

A mere caricature of a poem

Like Ophelia, I would give myself to you, if you weren’t so shallow, no offence.

Although she drowned in the lake, I think, and it’s been long since you have taken anything but our sewage. Am I impure?

Justin Timberlake won’t cry me you, river and it’s cool, I’m not his fan at all, nor will I find you listed among the longest in the world.

Baczyński surely wasn’t thinking of you Berhyming his rivers, They might have been the Vistula or Oder, So I’ll write about you, I’m also not en vogue.

I find my reflection in you a little, such litter and heap of sorrow, allegory of a fallen man, not to blame.

15

R a w a

2 1 2 2 | brak ostrości | hektolitry pikseli

| ooiiooooiioiooooiiiooioiioi

Kalina Kubiniok

Auć... Moje brzegi. Kiedyś ścięte równo jak grzywka, teraz rozeszły się i rozmyły. Nie mam już siły na rozmowy z pośpieszającym mnie szeptem powietrzem. Powoli. Nie widzę dalej, niż jestem.

I grosika na szczęście przelewem nie wrzuci nikt. Wiecie, w Chinach ktoś zało żył konto Krypto dla jednego z ichniejszych jezior.

„Lucky”

Ciekawe, czy jego woda mieni się nowymi matrycami na neonowo. Turyści „na szczęście” wpłacają tak: dotykają pobliskiego czytnika palcem. Odcisk palca

jest zapisany w systemie, przez labirynt odcisku do struktury cyfrowej płynie jeden impuls. Ich kształty uczą się od siebie.

Pokazali mi kiedyś, którędy płynąć. Popłynęłam. Czy to dobrze?

Nie wiem. Teraz ty nas nakręcasz, prądzie, energio organizująca się z chaosu. Zabierz mnie ze sobą.

Rzeki – ścieki jak ty, też płyną w jedną z nieskończonych stron. Prowadź, przewodnia iskro, odległa gwiazdo, na której znają się komputery rozpoznające odciski z palców.

– Teraz jesteś w zielonym, pełnym szlamu bagnie, ale wypłyniesz z niego i staniesz się podziemnym korytarzem, zanim przejdziesz znów w zieleń. Powąchasz wtedy bardzo oleistą maź.

Spróbujesz pokochać ją na nowo.

16
|

R a w a | 2 1 2 2 | low resolution | pixels measured by hectolitres | ooiiooooiioiooooiiiooioiioi

Kalina Kubiniok

Ouch... My riversides... once they were trimmed straight, likena fringe and now the’ve blurred up and distorted. I don’t have the energy to reply to air anymore, as it whispers to hurry me up. Slowly. I can’t see past where I am.

And no one throws in a lucky penny by transfer. You know? Someone in China made a Crypto bank account for one of their lakes.

“Lucky”

I wonder if the new matrices illuminate its water like neon. The tourists pay for good luck as follows: They touch the nearby transfer machine, Each fingerprint is saved in the system, through the labyrinth of the print to the cyber structure flows a solitary impulse. Their shapes learn from each other. They showed me once which way I should flow. So I did. Is that a good thing?

I don’t know. Now it’s you who runs the show, electric current, flow who comes organised outs of chaos. Take me with you.

Sewer rivers, just like you, also flow in one of the infinite directions.

Lead the way, guiding light, distant star understood by computers that recognise fingerprints.

– Right now you are in a green bog filled with slime. You will exit it, and become an underground tunnel, before returning to the green. You will smell some very oily mush...

You’ll try to love it anew.

17

Żyły Matki Ziemi

Aleksandra Krysińska

Prowadź mnie

Buduję drogi na Twoje podobieństwo, rysuję je na mapach, Twoje nędzne kopie, nędzne kopie, nędzne kopie. Czy odróżnię Cię od nich? Dlaczego malejesz w tłoku?

Okryj mnie

A ja okryję Ciebie, mostem i kładką, hutą i rynkiem, bądź rzeką podziemną, nadziemne ptaki nie chcą już pić z Twoich wód, odeszły.

Uwolnij od wszelkiego zła i niebezpieczeństwa Odeszły, a Ty nie próbujesz już nic zagarniać dla siebie, jesteś bezpieczna w betonowych objęciach, w nich się nie zgubisz, ja nie muszę już zakładać kaloszy na działkę ani poprawiać map.

Osłaniaj opieką

Nadziemna rzeka wygląda jak basen albo brodzik dla tych, dla których jesteś domem, nie rozpoznaję w niej Ciebie, ale to dobrze, to, co na dnie, nie powinno być widoczne.

Naucz mnie

Czy ktoś kiedyś topił w Tobie świętych? Gdzie przepływa granica między śmietniskiem a cmentarzem? Wszystko, co w Tobie, jest martwe, ale wokół lodówka, książki i radio, aktywna zieleń. Nie jestem godna Twojej krwi.

Udziel mi łaski, czystości, serca Za mało jest Ciebie w Tobie, a ja potrzebuję miejsca. Twój chaos to mój ład, Twój brud – moja czystość. Nikt już nie będzie w Tobie brodzić, a jednak nie będziesz sama.

Nie odmów mej pokornej prośbie, ale ją łaskawie wysłuchaj, a będąc przez Ciebie pocieszoną, wdzięcznym sercem wielbić Cię będę aż do śmieci.

18

The Veins of Mother Earth

Aleksandra Krysińska

Lead me

I’m building the roads in Your own image, I’m plotting them on the maps, Your lousy copies, lousy copies, lousy copies. Can I differ You from them? Why are you falling in the crowd?

Cover

me

And I will cover You with the bridge and catwalk, steel works and market square, be the river underground, the overground birds don’t drink Your waters any more, they are gone.

Keep me from all evil, keep me safe

They are gone, and You stopped trying to grab all for yourself, You are safe in the concrete grip, can’t get lost, and I don’t wear the wellies at the allotment garden any more, amend the maps no more.

Cherish me

The overground river looks like a paddling pool for those who call you their home, I don’t recognise You there any more, all for the best, what’s on the bottom should not be evident.

Teach me

Were You ever used to drown the saints? Where is the border between the dump and burial ground? Whatever is in You, is dead, but around You the fridge, books and a radio set, active green. I’m not worthy of Your blood.

Grant me the grace, purity, heart

Too little of You in You, and I need my space. Your chaos is your order, your filth – my purity. No-one will wade in you anymore, but You won’t be alone.

Comply with my humble request, hear it in Your grace, and with Your consolation my thankful heart will cherish You till my death.

19

Historia znad Rawy

Patrycja Klimek

To była czerwcowa noc, najgorętsza w roku. Kamil długi czas planował ten mo ment. Niedawno obchodził z Dagmarą czwartą rocznicę związku i był pewny, że to kobieta jego życia. Namiętność, która ich łączyła, po wszystkich tych latach prze chodziła różne etapy, ale nigdy nie gasła. Przy nikim nie czuł się tak swobodnie jak przy niej. Poza tym była jego najlepszą przyjaciółką i nikt nie rozumiał go równie dobrze, co Dagmara.

Tego wieczoru zabrał ją tam, gdzie spotkali się po raz pierwszy kilka lat temu. W pamięci zachował zapach letniego powietrza i dotyk, kojącego po gorącym dniu, wiatru. Dziś było zupełnie tak jak wtedy.

Nad Rawą siedziały grupy studentów raczących się różnymi typami alkoholi, ale nie przeszkadzało mu to. Taki był już urok tego miejsca. Sami zresztą siedzieli właśnie tu, na pierwszej randce kilka lat wcześniej. Najważniejsze, że mógł trzy mać ją za dłoń, a ona uśmiechała się beztrosko, w tej swojej zwiewnej zielonej sukience. Mieli ze sobą kilka piw kraftowych i paczkę papierosów, choć na co dzień nie palili. Wiedział, że dla nich obojga będzie to niezapomniany moment. Kiedy usiedli w stosunkowo ustronnym miejscu, na ławce przyozdobionej po ezją miejskich artystów („ufo cwel”), dwa razy wymacał kieszeń, aby sprawdzić, czy na pewno zabrał pierścionek. Zabrał. I był gotowy.

– Kochanie – zaczął subtelnie. – Wiesz, że jesteś kobietą mojego życia? – Dag mara roześmiała się zawstydzona.

– Chcę, żebyś wiedziała, że nikogo innego nie wyobrażam sobie przy swoim boku, i mam nadzieję, że ty czujesz podobnie. – Uklęknął przed Dagmarą. Ona zasłoniła twarz dłońmi i szeroko otworzyła oczy, – Wyjdziesz za mnie?

– Czy ty... Czy ty właśnie oświadczyłeś mi się nad, kurwa, Rawą?

– Słucham...? Myślałem, że to będzie romantyczne. I mieliśmy tu pierwszą randkę... – odpowiedział, nie do końca wiedząc, czy powinien nadal klęczeć przed nią z pierścionkiem na wyciągniętej w dłoni.

– Ty jesteś, człowieku, jakiś niepoważny! Ale nad jebaną Rawą?! A jakby śmy poszli na pierwszą randkę do McDonalda, to siedzielibyśmy teraz pewnie na Stawowej, tak?! Ja, kurwa, pierdolę. – Ciężko wypuściła powietrze, wyjmu jąc pierwszego papierosa z paczki. – Zajebisty plan, gratulacje! Zjebałeś mi jeden z najważniejszych momentów w życiu.

– Ale Dagmara, myślałem, że dla nas obojga nie ma to znaczenia, bo chodzi o gest i wspólne życie.

20

– Taaa, gest i wspólne życie. Szkoda, że nie mogłeś mieć tego gestu w miejscu niejebiącym gównem! Już nie myślę o górach albo jakiejś miłej restauracji... Co ty sobie myślałeś?!

„Sama jebiesz gównem, wywłoko”. – W uszach Kamila i Dagmary rozniósł się głęboki i stłumiony głos, którego nie sposób było zlokalizować.

– Co to było...? – Dagmara z niepokojem rozejrzała się na lewo i prawo. W oddali dostrzegła jedynie nadal beztrosko bawiących się ludzi.

– Kurwa, nie mam pojęcia – odpowiedział Kamil, osłupiały z przerażenia.

„To ja. Rawa”.

– Boże, jak się wystraszyłam. Już myślałam, że to jakaś patusiarnia z Załęża, a to tylko rzeka. – Odpaliła kolejnego papierosa

– Stara, ale rzeki gadają? – zapytała Dagmara rzekę. „No nie”.

– Dagmara, co tu się odpierdala?! Uciekajmy stąd! – krzyknął Kamil, łapiąc się za głowę.

„Ale tak się składa, że o północy, w Dzień Kibica Wisły Kraków, każda rzeka przemawia ludzkim głosem”.

– Wow, to megainteresujące! A możesz rozmawiać z innymi rzekami?

„Mogę, ale są dla mnie zbyt wylewne. Dzięki. I sorry za tę «wywłokę»”.

– Dagmara, kurwa, to popierdolone! Błagam, uciekajmy stąd, zadzwonię na policję, ktoś to musi sprawdzić! – Kamil znów klęczał przed Dagmarą, błagając, by poszli.

– Nie ma sprawy, też dałam się ponieść emocjom. Spoko z ciebie rzeka – od powiedziała dziewczyna. – A czemu w sumie można z tobą pogadać tylko dziś?

Kamil płakał, leżąc na chodniku.

„Ech... To skomplikowane”.

Wtedy nad Rawą zaczęła unosić się para. Woda zawrzała, tworząc pianę, a z rzeki wyłonił się muskularny mężczyzna, przepasany jedynie długim szalikiem Wisły Kraków.

– JAK DŁUUGO NA WAWEELUU ZYGMUNTA BIJE DZWOON, TAK DŁUUGO NASZA WISŁA ZWYCIĘŻAĆ BĘDZIE WCIĄĄŻ! – Mężczyzna wy łaniający się z Rawy zaczął śpiewać hymn Wisły Kraków.

– Och, to wiele wyjaśnia – odpowiedziała rzece Dagmara. Kamil wrzeszczał i wołał o pomoc.

„No” – odparła rzeka.

– ZWYCIĘŻY ORZEŁ BIAŁY, ZWYCIĘŻY POOLSKI RÓÓD... – kontynu ował pan kibic.

– Ale nie rozumiem, dlaczego akurat w Dzień Kibica Wisły Kraków? Przecież ty jesteś Rawą?

„A słyszałaś kiedyś o święcie Rawy? No właśnie” – wybulgotała smutno rzeka.

21

The Story at the Rawa River Bank

It was one night in June, the hottest night of the year. Kamil had planned this mo ment for long. Lately, Dagmara and him had celebrated the fourth anniversary of their relationship and he was sure she was the woman of his life. Over the years, the passion between them had been through many stages, but never faded away. Nobody made him feel as comfortable as she did. She was also his best friend and no body could understand him better.

This evening he brought her to the place where they met for the first time a few years before. He remembered the smell of the light air and the soothing touch of cool wind on his overheated skin. Today it was just like that day.

At the Rawa, groups of students were sitting and drinking all kinds of alcohols, but he didn’t mind. That was the charm of this place. They, too, had been sitting right there several years ago, on their first date. The important thing was that he could hold her hand and she was smiling carelessly in her floaty green dress. They had a few craft beers and a packet of cigarettes, though they were not heavy smokers. He knew it was going to be a memorable moment to both of them.

When they sat down in a relatively secluded place, on the bench decorated by the local poets (“ufo the bitch” it read), he felt his pocket twice to check if he remembered the ring. He did. And he was ready.

“Babe,” he started gently, “You know you are the woman of my life?” Dagmara giggled, embarrassed.

“I want you to know that I cannot imagine my life with anybody else and I hope you feel the same way.” He kneeled in front of her. Dagmara covered her face, her eyes popped.

“Will you marry me?”

“Have you... Have you just proposed to me at the Rawa, for fuck’s sake?”

“Excuse me...? I thought it would be romantic. That’s where we had our first date...” he responded, not so sure about kneeling and presenting the ring to her.

“You can’t be serious, man! At the fucking Rawa?! And if we had had our first date at McDonalds, now we would be sitting there?! Oh, for fuck’s sake,” she exhaled heavily, reaching for the first cigarette, “A master plan, thanks! You’ve fucked up one of the most important moments of my life.”

“But Dagmara, darling, I thought neither of us would care, it is all about the gesture and our life together?”

22

“Right you are, the life and the gesture. Too bad you couldn’t make this gesture in some less shitty place! Not even the mountains or some nice restaurant... What were you thinking?!”

You are a shitty hoe yourself, Kamil and Dagmara heard a deep and muffled voice, impossible to locate.

“What was that...?” Dagmara looked left and right, scared. All she could see were some amused people far away.

“No fucking clue,” Kamil said, petrified.

It is me, Rawa.

“Oh lord, you got me there. I thought it was some pathology from Załęże, and it’s only a river.” She lit another cigarette. “Since when do rivers talk anyway?” Dagmara asked the river.

Well, they don’t.

“Dagmara, what the fuck?! Let’s get the fuck away from here!” Kamil shrilled, holding his head.

It so happens that at midnight on the Vistula Cracow Fan’s Day every river speaks in human voice.

“Wow, that’s so interesting. Can you talk to other rivers as well?”

I sure can, but they cry me a river far too often. Thanks. And sorry for the “hoe” comment.

“Dagmara, it’s so fucked up! Let’s run, I’m begging you, I’m calling the police, they must check that!” Kamil was kneeling again, begging her to go.

“No problem, I also got carried away. You’re cool for a river,” the girl said. “And why can you speak only today?”

Kamil was on the ground, sobbing. Well... It’s complicated.

Then, steam started to rise over the Rawa river. The water boiled, foamed, and there emerged a muscular man, girded only with the Vistula Cracow football club scarf around his waist.

“SO LONG AS THE SIGISMUND BELL TOLLS, OUR VISTULA WILL BE WINNING STROONG!” Emerging from the Rawa, the man initiated the Vistula Cracow team anthem.

“This explains a lot,” Dagmara answered the river. Kamil was yelling and screaming for help.

Well… said the river.

“VICTORIOUS WHITE EAGLE, VICTORIOUS POLISH PEEOPLE...” Mr supporter continued.

“But why exactly on the Vistula Cracow Day? Aren’t you the Rawa?”

Have you ever heard about the Rawa river day? There you go, the river gurgled, sad.

23

I

I

Wymiotuje się miasto do niedorzecznego koryta niestrawności na chodnikach mostkach barierkach nie ma kłódek z utopią „na zawsze” choć dno zapadło się od kluczy dawno

II

Już drugi wiek ryby nie wracają nawet te z tradycją na pamięć poległym

nawet te bezdomne po zgloniałe puszki nawet te inne bo tych innych też nie ma czy coś w Rawie piszczy czy zipie to jeszcze stworzenie nieboże czy to już morze po prostu martwe z natury

III

Do Wisły jej daleko chociaż to tamta któraś z małych palców odnóg co trafia do rzeki przez rzeki jak brud zza paznokcia

The city vomits itself to the ridiculous though sick on the sidewalks bridges rails no padlocks no “forever” utopia though the bottom sunk under the keys long ago II The second century fish don’t return even those traditional in memoriam of the fallen even those homeless in search of the slimy cans even those other ‘cause the other are not there what’s up in the Rawa is it belly up ungodly creature or is it the sea simply dead by nature III

The Vistula is far away though it is one of those little fingers of arms reaches the river through rivers like dirt from the fingernail

24

Wędkarz

Nadia Wanot

w roku 2022 szliśmy obok Rawy i stał tam taki wędkarz cały blady. podeszliśmy spytać czy dobrze się czuje

tak dobrze, podziękował i spytaliśmy co łowi odparł że nic, nic tu się nie łowi bo Rawa to nawet nie jest rzeka a to co w niej płynie to nawet nie jest woda przy Rawie się tylko stoi z wędką i czeka się aż to wszystko pierdyknie

to takie piękne miejsce gdzie się idzie jak mówi się żonie, że idzie się nigdzie gdzie nie trzeba słów układać pochwalnych bo wreszcie nie ma kogo tu chwalić i za co i można w spokoju pobyć chwilę bez zachwytu odetchnąć od piękna zrzucić z siebie ciężar wiecznej konieczności patrzenia-widzenia-poznania tego co głębiej

„tu nic nie ma głębiej tu jest tylko ta brązowa powłoka”

Na koniec dodał, że dla niego Rawa to taki anty-Ganges Nie święta, a zamiast leczyć rozdaje choroby A co do Rawy wrzucisz to natychmiast znika Było – nie ma.

26

The Angler

in 2022 we were walking along the Rawa and saw an angler, all pale. we went to see if he was well

yes, well, he appreciated and we asked what he was fishing for nothing, he replied, there’s nothing to catch here ‘cause the Rawa is not even a river and what flows in it is not even water at the Rawa you only stand with your rod and wait for everything to go to hell it’s a fancy place where you go when you tell your wife you’re going nowhere

where you don’t need appreciative words ‘cause, finally, there’s no-one to appreciate and for what and you can easily be undelighted for a moment relieved from beauty released of constantly looking-seeing-knowing everything in-depth “there’s no depth only the brown slime there” finally, he said that for him the Rawa is the anti-Ganges anti-holy, instead of healing, spreads disease and whatever you throw into Rawa, instantly disappears Something was – something is no more.

27

Modlitwa

Nadia Wanot

Po Katowicach szwęda się człowiek niepozorny, którego prze oczysz za każdym razem, gdy na niego spojrzysz. To tłumacz Rawy. Często siedzi przy Zachodzie Słońca ze swoją aparaturą translatorską. Wkłada jeden patyk do ucha, drugi w rzekę, mię dzy nimi rozciąga reklamówki przewodzące drgania języka rzeki i słucha.

Rozkładał dzisiaj rano aparaturę na części pierwsze i wrzucał wszystkie jej fragmenty po kolei do Rawy, bo skończył swoje bada nia. Zapytałam, co opowiedziała mu rzeka.

„Że nie jest zbyt pobożna, ale praktykuje taką jedną modli twę od źródła po ujście i przesuwa ją po swoich pofalowaniach od Rudy Śląskiej do Sosnowca”.

I pokazał mi modlitwę Rawy, spisaną na pomiętej kartce czar nym tuszem. Brzmi ona tak: Boże rzek, jeśli istniejesz, to mam tylko jedną prośbę. Kiedy już to wszystko przepłynie i nastanie raj, byłoby mi naprawdę miło, jakby w nim nie mieszkał żaden człowiek. O to cię proszę i amen.

30

The Prayer

In Katowice, there wanders a vague man, you’ll overlook him every time you look. He is the Rawa’s interpreter. Often, he sits at Sunset with his interpreting device. He sticks one stick in his ear, the other one in the river, pulls plastic bags to conduct the vibrations of the river language and listens.

This morning, he dismantled his device into pieces and threw each element, one by one, into the Rawa, because his research was done. I asked, what the river had told him.

“That it is not devout, but practices one prayer from its source to its mouth, floating and waving it from Ruda Śląska to Sosnowiec.”

And he showed me the Rawa’s prayer, written in black pen on a crumbled page. It reads:

My god of all rivers, if you exist, I have only one favour to ask. When everything has flown and there’s paradise, I’d be so grateful if there lives no human. This is my plea and amen.

31

Wędka

siedzi na brzegu rzeki i łowi

mówili mu daj spokój w tej rzece nic nie ułowisz czym mógłbyś napchać brzuch ale taka dobra wędka miałaby się zmarnować więc wyciąga papierosa butelkę do połowy pełną do połowy pustą rozmoknięty list stary pierścionek ludzką duszę i tony łez

więc dalej dalej wędko gadżeta póki jeszcze sezon na marzenia

32

Fishing Rod

he sits by the riverbank and fishes they told him let it go there is nothing in the water that could fill up your stomach but it’s such a nice rod it would go to waste so he pulls out a cigarette a bottle half full half empty a soaked up note an old ring a human soul and tons of tears so go-go gadget fishin’ rod while there is still season for dreams

33

W leju po bombie

Mateusz Drozdowski

Popiół, sypiący się z nieba, ograniczał widoczność. Lepka sadza pokrywała twarz Nicoli. Dostawała się do ust, pozostawiając na języku posmak spalenizny oraz me talu. Zaklejała oczy. Dziewczyna mrugała zawzięcie, jednak w niczym to nie poma gało. Nagle grunt zniknął spod jej stóp i zaczęła spadać, tocząc się po skarpie. Czuła, jak kamienie obijają jej żebra i głowę. Na szczęście dół nie był zbyt głę boki, a jego dno nie było twarde. Nicola, uderzając o podłoże, usłyszała mlaśnięcie. Kilka kropel lepkiej, śmierdzącej cieczy opryskało jej twarz. Po tym, jak zdołała złapać oddech, usiadła ostrożnie i wypluła popiół. Naciągnęła bluzę na głowę i sta rała się przetrzeć twarz wewnętrzną stroną ubrania. Lepkie pozostałości błotnistej cieczy mocno kleiły się do skóry, ale w końcu dziewczynie udało się oczyścić oczy. Rozejrzała się ostrożnie. Leżała w leju po bombie, wypełnionym mazią z po bliskiej rzeczki. Ale nie takiej rzeki w rozumieniu praludzi, z błękitną szumiącą wodą. Takiej, jaką znała Nicola. Podniosła się ostrożnie i spojrzała na czarną, smołowatą breję, sunącą leniwie korytem i połyskującą oleiście. To był koniec jej ucieczki. Wejście do rzeki oznaczało śmierć. Czarna toń pochłaniała łapczy wie wszystko, co do niej wpadało. Mimo że ściek nie był zbyt szeroki, Nicola nie chciała ryzykować przeskakiwania na drugą stronę. Na domiar złego wiatr targał sypiącym się z nieba popiołem, ograniczając widoczność do zaledwie kilku me trów. Jedynym plusem było to, że zamieć mogła zatrzeć ślady dziewczyny.

Zrezygnowana i obolała ruszyła wzdłuż rzeki. Poruszała się wraz z kierun kiem wiatru, jego podmuchy uderzały ją w plecy, delikatnie popychając do przo du. Utykała na lewą nogę. Spadając ze skarpy, musiała skręcić kostkę. Dopiero teraz, gdy adrenalina przestawała działać, ból przedzierał się do jej świadomości. Nie miała już sił. Do przodu pchało ją jedynie poczucie winy i chęć, by ucieczka miała jakikolwiek sens.

Z popiołowej zamieci zaczął wyłaniać się niewyraźny kształt. Gdy podeszła bliżej, okazało się, że to zawalony most, prowadzący na drugą stronę tego, co kiedyś było rzeką. Po zwałach pogiętego metalu i popękanego betonu na pewno dało się przejść na drugą stronę. Nicola nie miała już jednak sił, a twardniejąca breja, która ją oblepiła, krępowała ruchy i utrudniała poruszanie. Ciąg dalszy nie nastąpił.

36

In the explosion crater

The ash coming from the sky limited her vision. The sticky soot covered Nicola’s face. It got into her mouth, leaving the taste of burning and metal on her tongue. It glued her eyes. The girl kept blinking and blinking, but it didn’t help at all. Sud denly, the ground shifted under her feet and she started to roll down the bank. She felt the stones bruise her ribs and head. Fortunately, the ditch was not so deep, and its bottom not so hard. Hitting the ground, Nicola heard a flick. A few drops of sticky, stinky fluid sprayed her face. Once she managed to catch her breath, she carefully sat up and spit the ash. She pulled her jumper over her head and tried to wipe her face with its inside. The sticky leftovers of muddy fluid glued to her skin, but she finally managed to clean her eyes.

Carefully, she looked around. She was lying in the explosion crater, filled with the slime from the nearby river. It was not the river as known by the pre-humans, with blue, humming water. It was the river Nicola knew. Carefully, she stood up and looked at the pitch black tar running lazily and greasily in the riverbed. This was the end of her escape. Entering the river equalled death. The black depth devoured whatever fell in. Although the sewer was not wide, Nicola wouldn’t risk jumping to the other side. For the worse, the wind tossed the ash coming from the sky and limited her vision to mere few meters. The only plus was that the ashstorm could cover up the girl’s traces.

Resigned and sore, she set off with the wind along the river. Her left leg was limp. She must have sprained her ankle falling from the bank. Only now, when adrenaline dropped, she was becoming aware of the pain. She felt powerless. She was only pushed ahead by the guilt and the will for the escape to make any sense. The ashstorm slowly revealed a blurred shape. Coming closer, she saw a collapsed bridge leading to the other side of the river. The bing of bent metal and cracked concrete would surely offer a pass. Nicola, however, had no more strength, and the hardening goo all over constricted her and made any movement a strain.

37

Nocnice

Mateusz Drozdowski

– Godom ci. Moj Jorguś nikej by sie tak niy spił. To nocnice zwiodły go na ma nowce, a niyskorzij pojscały.

– Oj Ruta, Ruta, aleś ty gupio. Wierzisz we wszyjsko, co ci tyn twój pijus powiy.

– Toć on prowda godo. Matka godała, iże fatra tyż czasami zwodziyły.

– Toście obie gupie jak strzewik. Samo zarozki zoboczysz. Poczekomy sam w krzokach, hned winni wrocać. Tyn twoj świynty Jorguś z tym mojim ożyrokiem. Zoboczysz, iże sami sie tak ostatnio urzondziyli, a niy żodne nocnice.

– Oj, Gocha, coby z tych jakichś niyprzileżytości niy było.

– Niy buc mi sam, wszyjsko bydzie dobrze. Za to te nasze chłopy bydom miały niyprzileżytość, jak wrócom do dom. Już jo mu pań popalić. Nocnice, tyż coś! Bydzie mi sam jakeś bojki łosprawioł.

– Ftoś idzie.

– Cicho! Widza przeca, to terozki patrz.

– Ledwa na nogach sie trzimiom.

– To przeca cołki czas ci godom. Nikej niy było żodnych nocnic. Wpadli po oży roku do Rawy, umorusali sie jak wieprze i wymyślyli ta bojka.

Dwójka łożartych chopów zataczali sie cołko szyrokościom wału i co rusz przi bliżali sie do skarpy, na groncie keryj leniwie płynyła Rawa, połyskująco olyjiście we świetle miesionczka.

– Ale ożarti.

– Ledwa na nogach sie trzimiom. I co? Widzisz kajś nocnice?

– No, niy.

Chopy zastawiyli sie na chwila i zaczli bełkotać jedyn drugimu do ucha. Tedy naroz coś zajaśniało. Mieniąco sie strzybrnym blyckym istota wyskoczyła z wody. Wylondowała miynkko na szagich nogach i zaczła fyrlać w koślawym tańcu naob koło chopów. Przerwali łoni dyskusyjo i wpatrowali sie jak zahipnotyzowani w plą sy stwora. Nocnica to zbliżała sie do nich, to łoddalała. Z czasym zaczła wydować z siebie rytmiczny ni to skrzek, ni to wrzask. Dwójka nieszczęśników zaczła sie bujać w jejich takt. Nocnica przestoła tańcować. Jeji pokraczne ciało zdowało sie łod bijać światło miesionczka. Z jeji szyrokij paszczy permamynt wydobywoł sie klang. Łodwróciyła sie i ruszyła przed siebie wzduż wału. Chopy, zataczając sie, poszli za niom gęsiego. Po poru krokach stwór wskoczył do Rawy, a za nim bez chwile zastano wiynio podążyły jego dowka.

Rozeszoł sie plusk wody. Za chwila brzink swrocanio i inkszych niyprzijymnych klangów. Ale to niy chopy jy wydowali, atoli nocnica.

– Matko bosko! Nocnica... pojscała jejich.

– Cicho, bo nos usłyszy.

– Co robiymy?

– Uciykomy!

Łod zajty rzyki dobiygoł kontyni śmiych nocnicy.

38

Notsnitsas

“I’m tellin’ you. My Jorgi would never drink like that. The notsnitsas led him astray, and then pissed all over him on top of that.”

“Oh, Ruta, Ruta, silly you. You trust everything this sponge of yours says.”

“He’s telling the truth, though. My mother told me they used to mislead my father, too.”

“So you’re both thick as a brick. Wait and see. Let’s wait here, in the bush, they should be coming soon. This saint Jorgi of yours and the boozer of mine. You’ll see they have fixed themselves, no notsnitsas doing.”

“Oh, Gocha, hope we don’t get in trouble.”

“Not to worry, it will be all good. It’s our chaps that’ll be in trouble when they get home. I’ll show him the ladies all right. Notsnitsas, indeed! The stories he could tell.”

“Someone’s comin’.”

“Hush! I can see that, and now look.”

“They’re barely standin’ on their feet.”

“I’m telling you. No notsnitsas anywhere. They got drunk, fell in the Rawa, got filthy as pigs and made up this story.”

Two loaded chaps were stumbling all across the bank and kept getting closer to the slope, below which the Rawa was flowing lazily, greasy and oily in the moonlight.

“Drunk as hell.”

“They’re barely standin’ on their feet.”

“And? Can you see the notsnitsas anywhere?”

“Well, none.”

The men stopped for a while, mumbling and slurring to each other. Suddenly, there was a flash. Sending silver sparks, a creature jumped out of the water. It landed softly on its bowlegs and started swishing the rickety dance around the men. They froze mid-sentence, staring at the boogie monster as if hypnotised. The notsnitsa was coming closer and moving away. Soon, she started making a rhythmic shriek or a croak. The miserable two went to wobble in step. The notsnitsa stopped her dance. Her awkward body seemed to reflect the moonlight. Her wide mouth kept sounding the clang. She turned around and set off along the river. The stumbling chaps followed her single file. A few steps further, the creature jumped in the Rawa, and her pawns, enchanted, made their jump as well.

There was a splash. The sound of sick and other filthy clangs. But they did not come from the chaps, but the notsnitsa made them.

“Holy Mother of God!” The notsnitsa... pissed on them.

“Hush, she’ll hear us.”

“What to do?”

“Run!”

From the river, they could hear the notsnitsa laugh.

39

1992 r., czerwiec

Przyglądam Ci się spokojnie. Zamknięte oczy, lekki uśmiech, chyba śni Ci się coś miłego. Wreszcie uda Ci się odpocząć. Przypominam sobie Twoje wczo rajsze zaskoczenie, gdy wróciłem po pracy później niż o godzinie z grafiku, o wiele później. Ty nie pracujesz, odkąd miałaś operację. Szukasz, złożyłaś papie ry o przyznanie renty.

Pamiętam dzień, gdy się poznaliśmy.

Trzy lata temu piliśmy puszkowe eb z ziomkami nad Rawą, mieliśmy już od chodzić, gdy jakaś wariatka w kolorowym wianku na głowie i zwiewnej lnianej spódnicy zaczęła się na nas wydzierać. Podsumowując, że jesteśmy pojebanymi palantami i nie wiemy, jak te cholerne puszki zagrażają środowisku. Po czym wzięła aluminiowe śmieci i cisnęła mi nimi prosto w głowę. Moja świruska. Gdy zaczęliśmy się spotykać, pomagałem Ci wyławiać śmieci, opowiadałaś, że boisz się, że będzie ich więcej i więcej. Robiliśmy domki dla ptaków i inne cholerstwa. Piękne czasy.

Do meritum jednak. Wróciłem wczoraj trzy godziny później. Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Wszedłem na klatkę schodową, a ty już czekałaś.

– Gdzie się tak długo szwendałeś? – zapytałaś zdenerwowana.

– Nie histeryzuj znowu. Na zakupach.

– Nie histeryzuję, mieliśmy iść na randkę z okazji naszej rocznicy, zapo mniałeś?

– Zmiana planów, mała.

Pokazałem jej sporą brązową skórzaną walizkę. Oczy się jej zaświeciły, chyba załapała aluzję. W końcu tyle mi mówiła o wspólnych wakacjach.

– Dokąd jedziemy?

– To niespodzianka, dowiesz się jutro. – Spojrzałem na walizkę i po chwili dodałem: – Szukałem jak największej, ale boję się, że się nie zmieścisz.

– Spokojnie, kochanie, wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy – odpowie działa rozpromieniona i po chwili dorzuciła: – Chodź, odgrzeję Ci obiad, dzisiaj schabowy.

Później nie działo się już nic ciekawego. Dzień jak co dzień. Zmyłaś nie chętnie naczynia, chwilę pogadaliśmy, seks, poszłaś czytać jakąś nudną książkę, a ja na mecz do znajomego, znowu seks i do spania. Teraz wstałem przed Tobą. Jeszcze nie zaczęłaś się pakować. Powiedziałem Ci, że wychodzimy wieczorem. Szkoda, że nie wiesz, jak słodko i beztrosko wyglądasz, gdy śpisz. Nie chcę Cię budzić, na paluszkach idę do kuchni. Chcę zrobić sobie kanapki z szynką. Ostat

42

nio dostałem od kuzyna na urodziny bardzo ostre noże, prosto z Ameryki. Tam pojedziemy, już wszystko ustalone. Chyba czas je wypróbować. Otwieram okno, będzie dzisiaj ciepło, coś tak czuję w kościach. Po zrobieniu kanapeczek uważnie i dokładnie myję noże i odkładam na stolik. Bardzo dobre noże, aż przypomi nają mi się lata, gdy robiłem w masarni. Było to jeszcze przed 89’. Dobrze było, nie to, co teraz, gdy muszę zapierdalać na trzy zmiany. Wycieram delikatnie nóż z masła, biorę go do ręki i chwilę mu się przyglądam. Nagle widzę, jak wchodzisz do kuchni, cała rozczochrana i zaspana. Roznegliżowana, rozebrana do rosołu. Udka, piersi, żeberka. Wyglądasz apetycznie. Zbliżasz się do mnie, opuszczam rękę, całujesz mnie w usta. Obejmuję Cię jedną ręką, a drugą wbijam Ci nóż w plecy. Osuwasz się na kolana. Już nie krzyczysz, widzę, że łza płynie Ci po po liczku, usta poruszają się delikatnie, jakby w niemym „dlaczego”. Miałem rację, że się nie zmieścisz. Uśmiecham się pod nosem. Znowu mia łem rację, a nie Ty. Nie wcisnę Cię nawet pokawałkowanej. Nie wyobrażam so bie, żeby ktoś inny poza mną dotykał Twojej kobiecości. Co mogę jeszcze zrobić? Tak, Twój umysł zostawię sobie na później. Skończone. Wychodzę z mieszkania powoli. Chcę wydłużyć jak najbardziej nasz spacerek. Potem autobus i piętnaście minut z buta. Jesteśmy. Rawa. Zostawiam Twoje zużyte śmieci w niskich krza kach. Walizka je konserwuje. Czy teraz jestem wystarczająco asertywny? Kiedyś będę mógł wyrzucać wszystko. Gacie, dziurawe skarpety i jebane puszki po bro warach. Wszystko to, gdzie i kiedy chcę. Tymczasem dobranoc, kochanie.

43

I look at you calmly. Your shut eyes and this little smile, you must be dreaming of something nice. Finally, you will relax. I remember your surprise yesterday when I came home much later than usual, much. You haven’t worked since the surgery. You’ve been looking, filed for the pension. I remember the day we met.

Three years ago we were drinking canned beer at the river and were about to walk away, when some crazy chic, wearing a colourful coronet and weightless linen skirt, started to yell. To put it shortly: that we are fucked-up suckers and don’t even realise how these bloody cans hurt the environment. Then she took the aluminium trash and threw it right at my head. My crazy chic. When we started dating, I helped you fish for the garbage, and you would say how scary, how there would be more and more of that. We would make birdhouses and other crap. Beautiful times.

Back to the matter, I came home three hours later yesterday. I wanted to sur prise you. I was on the stairwell, you were waiting there.

“Where have you been so long?” you asked, annoyed.

“Don’t get hysterical again. Shopping.”

“I’m not hysterical, we were supposed to go on our anniversary date, remember?”

“Change of plans, kid.”

I showed you a large brown leather suitcase. Your eyes gleamed, you got the hint. You had been nagging about holidays forever.

“Where are we going?”

“It’s a surprise, you’ll know tomorrow,” I looked at the suitcase and added, “I was trying to get the biggest one, but I’m afraid you won’t squeeze in there.”

“Easy, baby, I’ll pack light,” she said, beaming, and added, “come on, I’ll reheat your dinner, it’s a pork chops day.

Later, nothing special happened. Business as usual. Reluctantly, you washed up, we talked a little, sex, you went to read some dull book, I went to see a game at my friend’s, sex again and to sleep. Now, I got up first. You haven’t started packing yet. I told you we were leaving tonight. I wish you knew how cute and carefree you looked in your sleep. I don’t want to wake you, I tiptoe to the kitchen. The plan is to make me some ham sandwiches. My cous in’s just got me very sharp knives, from America. That’s where we are going, it’s all set. Time to try them out. I open the window, it’s going to be a warm day, I can feel it in my bones. Sandwiches ready, I carefully wash the knives and put them on the table. They are very good knives and remind me of the

44
June, 1992

years I spent working at the butcher’s. That was before 1989. And it was good, not like now, when I have to bust my balls on three shifts. Gently, I wipe the butter knife and give it a momentary look. Suddenly, I see you walk into the kitchen, all unkempt and sleepy. Naked chic. Legs, breasts, ribs. You look appetising. As you come closer, I lower my arm, you kiss me on the mouth. I hold you with one hand, and stub you in the back with the other. You fall on your knees. No more screaming, I can see a tear run down your cheek, your mouth move gently, as if in silent “why”.

I was right, you won’t squeeze in. Smirk. Yet again, I was right, not you. I won’t squeeze you in, chopped up or not. I can’t let anyone else touch your womanhood. What else can I do? Yes, I’ll save your mind for later. Done. I slowly leave the flat. I want our little walk to last long. Then the bus and fifteen minutes on foot. Here we are. Rawa. I leave your waste in the low bush. The suitcase conserves that. Am I assertive enough now? One day I will throw away what I wish. Kecks, holey socks and fucking beer cans. Whatever, wherever and whenever I want. Goodnight for now, baby, goodnight.

45

Klaudia Wolska

To tutaj kiedyś staliśmy razem. Wtedy jeszcze wszystko było takie piękne jak Rawa o słońca brzasku w latach świetności. Ty byłeś tak żywy jak ryby, które ra zem łowiliśmy, a następnie leżąc w objęciach na kocu, grillowaliśmy przy zacho dzie słońca. Teraz martwy leżysz pod ziemią niczym obumierająca Rawa, która płynie przez Hades jak Styks. Kolory już inne, nieco wypłukane tak jak martwe ryby w skażonej cieczy. Wodą już nie można nazwać tego akwenu, gdyż jego czy stość i witalność zabrałeś ze sobą w odległe zaświaty. Teraz Ty odszedłeś, a Rawa z roku na rok umiera z tęsknoty za Tobą.

Kiedyś nasze miejsce schadzek, dziś ludzki śmietnik. Właśnie to stało się z naszymi uczuciami, które spotkają się w czyśćcu, gdy Morfeusz weźmie mnie w swe objęcia, sypiąc piachem w zamknięte powieki. Potok wspomnień tli się w mej głowie, ale nawet on wraz z upływem czasu gaśnie. Ciebie zniszczyła ludz ka bezmyślność, tak jak nasze ulubione miejsce tuż nad brzegiem w zaroślach. Nawet ptaszki nie śpiewają tak dźwięcznie jak wtedy, gdy byliśmy młodzi. Miej sce ich wylęgarni zastąpiła betonowa dżungla. Dla młodych jest lepsza, a mi serce w piersi ściska, gdy widzę, jak natura znika wraz z naszym pokoleniem. Na początku była młodość, miłość i piękno. Na końcu jest starość, samotność i śmierć. My naznaczyliśmy Rawę jako naszą, a teraz i ją spotyka słynne memento mori. Zawsze myśleliśmy, że choć ona wygra z czasem i pozostanie w niej jakaś cząstka nas. Nasz skarb w ziemi zakopany pochłonęła pustka. Moje myśli kryją mętny mrok, który zamazuje się wraz z rozwojem choroby… Demencja to wyrok czy może jednak wybawienie? Już wszystko mi się miesza, ale myśl o Tobie wciąż mnie elektryzuje, mimo lekkich spięć w synapsach, me serce oddane Tobie na wie ki. Wiem, że spocznę wraz z Tobą w rozrzuconych prochach na dnie mulastej Rawy i odpłyniemy wraz z nią w zgliszcza niepamięci.

46

Once, we were standing here together. Back then it was all so beautiful, like the Rawa river at dusk in its prime. You were still alive, like the fish we would catch, and then we would cuddle on the blanket and grill at the setting sun. Now you are dead underground, like the dying Rawa, flowing under the Hades’ surface, like Styx. The colours are different, washed out, like dead fish in the polluted liquid. This reservoir cannot be called water any more, as its purity and vitality went along with you to the remote netherworld. You are gone, and the Rawa has been dying of longing year to year.

Once our trysting place, today the human trash can. That’s what happens to our affections as they come together in purgatory, when Morpheus takes me in his arms and sprinkles his sand into my closed lids. The stream of memories smoulders at the back of my mind, it fades away as the time goes on. You were destroyed by human thoughtlessness, like this favourite place we had in the bushes at the bank. Even birds seem out of tune, different from when we were young. Their habitat was turned into the concrete jungle. It is better for the young, but my heart drops when I see the nature disappear along with our generation, with us.

At the beginning there was youth, love and beauty. At the end there is senility, loneliness and death. We thought the Rawa ours, and now it is all about the notori ous memento mori. We thought it would win against the time and keep a molecule of us. Our buried treasure was devoured by the void. My thoughts are overcast by murky darkness, blurring as my illness grows... Is it dementia or doom, or maybe it is a blessing in disguise? I’m all confused, but the thought of you is still electric, despite short circuits in my synapses, my heart is with you forever, I know I will rest with you, our ashes cast at the slimy bottom of Rawa, and we will float into the abyss of oblivion together.

47

Rawa-śmierdziawa Weronika Szymańska

Był późny letni wieczór, kiedy chwiejnym krokiem nadeszli od strony ulicy Warszawskiej. Stanęli na drewnianym pomoście naprzeciw niej i zasłonili widok na dalszą drogę. Tak jakby nie chcieli jej przepuścić. I zaczęli wylewać na nią ściek toksycznych słów.

Rechotali przy tym okropnie, przekrzykiwali się nawzajem, jak gdyby urzą dzili sobie konkurs, kto obrazi ją bardziej.

– Ale byrz… brzydula.

– I w dodatku caapi.

– Ta! Je-jedzie z kilometra!

– Żadnego pożytku.

– Żadnego! Do niczego się… się nie nadajesz!

– Ja ci powiem, powinnaś zniknąć.

– Ta! Nikt cię tutaj nie chce, raszplo.

– Szpecisz tylko to miastoo.

– Ta! Jesteś śmieciem w tym mieście!

– A tfu!

– Tfu!

Zgodnie splunęli w jej stronę, znów konkursowo, kto bliżej trafi.

– Doobraa, czeej, bo muszę się odlać.

I ku uciesze drugiego oddaje na nią mocz. Drugi, by nie być gorszy, wymyśla, że rzuci w nią butelką po niedawno wypitym trunku. Mijają ich wtedy jacyś inni, o wiele bardziej świadomi i przytomni. A jednak żaden nie zareaguje. Odwracają tylko wzrok i krok w swoją stronę. Czyżby oni też uważali, że jest bezwartościowa i już nic jej nie pomoże? Była mała. O wiele mniejsza niż kiedyś. Miała już swo je lata i doświadczyła różnych wydarzeń. Niewiele życia w niej pozostało, więc i bronić nie miała się czym. Na co dzień płynęła powoli, rytmem, który z trudem udało się zachować. Nie była w najlepszej kondycji, świetność już dawno miała za sobą, ale czy to naprawdę im pozwalało...? W jej wnętrzu zaczął wzbierać bulgo czący gniew, który zaraz zamienił się w falę rozpaczy.

– Dobra, cho już po tego kebsa.

– Rawa-śmierdziawa – podśpiewują na odchodne swój najnowszy, błyskotli wy i dumnie brzmiący tekst.

Chciała krzyknąć, że za jej stan odpowiadają tacy jak oni, ale nie miała nawet pra wa głosu. Z jej dna zdołał wydobyć się jedynie cichy szmer płynącej dalej wolno wody.

48

Rawa the Stinker

It is late on the summer evening, when they stagger from Warszawska Street. They stop on the wooden catwalk and block the view of the way ahead. As if they wouldn’t let her go on. And they start pouring the gutter of toxic words all over her. They guffaw horribly, outshouting each other, as if in competition for who insults her more.

“Soo a... ugly.”

“And stiiiinks.”

“Gotcha! Reeks like hell!”

“No use.”

“None! You good for... for nothing!”

“You should be gone, I’ll tell you.”

“Gotcha! Nobody wants you here, you old bag.”

“Blot on the city face.”

“Gotcha! You’re punk in this town!”

“Ugh!”

“Ugh!”

They spit towards her in unison, as a contest again, who spits closer.

“’Kay, wait, need a leak.”

To the other’s delight, he urinates on her. He, to keep up, thinks to throw the just-empty bottle. Some others, much more sober and aware, pass by. None of them reacts. They look away and continue their walk. They also think she’s worth less and beyond help, don’t they? She is small. Much smaller than before. She is of a certain age and witnessed a lot. She has not much life left, nothing to de fend herself. Flowing slowly every day, she keeps her tedious pace. She is not in the best shape, her prime long gone, but does that really entitle them...? Within, the gurgling rage soon turns into the wave of despair.

“’kay, let’s grab that cabob now.”

“Rawa the river – Rawa the stinker,” walking away, they are singing their brand new, brilliant and proud anthem.

She feels like calling out that her state is the fault of the ones like them. She finds no voice. Only the quiet murmur of slow-flowing water comes from the bottom of her.

49

Wciąż woda

Kiedyś był tutaj rynek. A przez niego przepływała rzeka – Rawa. Kiedy w końcu jej źródło zniknęło, a mimo to nadal płynęła, teraz już jako kanał, ludzie postanowili ją zamurować. Przynajmniej w tej najbardziej widocznej i zaludnionej części.

Przez lata rozwiązanie działało. Kanał był mało widoczny i tylko czasem, okazjo nalnie nieprzyjemny zapach dochodził do nosów przechodni. Po obu stronach „stru mienia” rosła dosyć obfita roślinność, prawdopodobnie wskutek dużej zawartości azotu. Z czasem jednak sytuacja zaczęła się zmieniać i pogarszać. Zawartość wody w ka nale była coraz mniejsza, a ilość śmieci i zanieczyszczeń stopniowo się zwiększała, do momentu, kiedy ludzie nie dawali już rady przebywać w pobliżu Rawy. Uciekli, przenieśli się, pozostawiając za sobą jedynie opuszczone budynki i kupę śmieci.

Przyjrzyj się. Widzisz tę „wodę”? Miasto chełpi się, że jest takie czyste i zadbane, kiedy zaraz obok płynie… to coś. To dosłownie ścieki, jest tam wszystko, łącznie z kawałkami plastiku i zawartością szamba. Można się domyślić po okropnym smro dzie wyczuwalnym w całej okolicy. Ale wiesz, to wciąż woda. W małej ilości, głównie deszczówka, ale wciąż woda.

Ta sama, która przepływa przez twoje ciało, ta sama, która cię odżywia, pozwala pozostać czystym, gasi twoje pragnienie. To ta sama woda, która łączy wszystkie skrawki lądu na tej przeklętej planecie. Czuję to niemal fizycznie, szczególnie kiedy w świadomości mam fakt, jak mało wody nam pozostało. A ta tutaj marnuje się przez ludzką głupotę.

Jest obrzydliwa, owszem. Nie widać dna, tak bardzo jest zanieczyszczona, a wciąż możesz dostrzec przepływające plastikowe torebki czy fragmenty materiałów. Nikt nigdy nie odważyłby się w tym pływać, nie mówiąc już o napiciu się tego syfu. Prawdopodobnie można by się zatruć.

To jednak wciąż woda, a my jesteśmy z nią połączeni, czy tego chcemy czy nie. Jesteśmy połączeni, nieodwołalnie i nieuchronnie. Jest to część człowieczeństwa, od której nie możemy się odciąć. Niezależnie od naszego podejścia, jesteśmy odpowiedzialni za to, jak teraz wygląda. Może i pośrednio, od tego jednak się zaczyna.

Patrząc na nią, pewnie zastanawiasz się, co możesz zrobić. Przecież jesteś bezsilny, możesz jedynie stać i się przyglądać, prawda? Modlić się o to, by ktoś przyszedł, kto kolwiek lub cokolwiek, i oczyścił tę wodę. Prosić o to, by prostu zniknęła, żeby koryto zostało zasypane, zamurowane. Odsunąć się jak najdalej i udawać, że nie istnieje, jak robiły to poprzednie pokolenia w tej samej sytuacji. Tak jest najlepiej, nawet jeśli to strata, prawda?

Ale wiesz co? Nikt nie przyjdzie i tego nie naprawi. Problem sam nie zniknie. A ignorowanie go sprawi jedynie, że będzie się piętrzył do momentu, kiedy zabraknie na niego miejsca, tak samo jak ze śmieciami płynącymi w tym kanale.

50

It is water anyway

Magdalena Jaraczewska

There used to be a market square. And it was passed by the river, Rawa. When its spring dried up, it kept going anyway, as a canal then. And people decided to wall it in. At least its most visible and populated stretch.

This solution worked for years. The canal was barely noticeable and only at times the passers-by would be hit by a vile smell. On both sides of the “stream” the plantlife was quite lush, probably due to the high nitrogen content.

As time passed, the situation started to deteriorate. The water level in the canal was becoming low, while the load of litter and pollution gradually increased to the point when people could not stand being close to Rawa any longer. They ran, moved, leaving abandoned buildings and a heap of rubbish behind them.

Take a close look. Can you see this “water”? The city boasts its purity and care, and right there flows... that. It is a gutter, literally, you will find anything, including pieces of plastic and sewage content. And it is evident by the horrible stench all over the place. But, you know, it is water anyway. Not much, mainly from the rain, but it is water there.

It is the same water that goes through your body, the same one that nourishes you, cleans you, quenches your thirst. It is the same water that brings together all the pieces of land on this damned planet. It is almost a physical sensation, espe cially that I’m aware how little water we have left. And here it goes to waste due to human stupidity.

It is disgusting, yes. You cannot see the bottom because of how polluted it is, and you can still see plastic bags and chunks of material floating by. No-one would ever dare to swim, let alone drink that. It is probably strongly poisonous at the moment.

But it is still water, we are related, like it or not. We are related, irrevocably and inevitably so. It is a part of humanity, and we cannot disconnect. Regardless of our attitude, we are responsible for its current condition. It may be indirectly, but let’s start with that.

Looking at it, you may be wondering what you can do. You are helpless, all you can do is stand and look, correct? Pray for someone, anyone, anything to come and purify this water. Ask for it to simply disappear, for the riverbed to be filled, walled. Stay away and pretend it is not there, as the previous generations would in the same situation. It is for the best, even if it is a waste, correct?

But you know what? Nobody will come and fix that. The problem will not disappear by itself. And ignoring it will only make it pile up until the moment there will be no more place, like with the litter floating in this canal.

51

Rawinizmy

To on. Tam na wodzie. Dryfuje. Brzuchem do góry jak zdechła ryba.

Pan Mirek, znak zodiaku – wodnik. Katowicka nimfa rzeczna, zagorzały ra winista, amator kąpieli w topielach barwy brązowej. Typu sugar, bo czystej tu nie znajdzie. Wody też zresztą.

Ale nie ma co wybrzydzać. Czysta jest co najwyżej wódka, a raczej była.

Teraz to tylko żubrówka (przybliża mieszczuchom przyrodę). Nie zaburza miejskiej estetyki, kiedy barwi brunatne (jak cegła) żyły. Z prochu w proch i z bu telki w koryto (z całym szacunkiem dla pana Mirka). Ambrozja ścieka do ścieku i proszę, kolorki elegancko wymieszane w korytku.

Ot, sielanka, chłopomania (ta inna też). A poza tym ciecz to ciecz. I wtem ekosystem doznaje euforii. Pan Mirek unosi się ponad fale. Prowadzi go ciepły prąd żylny. Coraz to wyżej, aż ponad chmury, kominy, familoki. Już prawie jest, już prawie sięga nieba! A obserwują to bacznie święte obrazki. Zarówno plastiko we biedronki pod mostem, jak i malutkie żubry, kibicując Mirkowi z butelkowych witraży. Ten wznosi się jeszcze bardziej, aż dookoła zbierają się rybie aniołki. On celuje wyżej. Zdziera im złote łuski i czeka na strzał. Ale nie przychodzi. Świa tełko w tunelu okazuje się jedynie słońcem. Nadchodzi zjazd… i chlup!

Mirek ląduje na dnie.

I siedzi tak, zapadnięty w mule. Myśli (przynajmniej próbuje). Stwierdza, że pora na zmiany.

Mówi, że teraz może być tylko lepiej. Podnosi się i obmywa twarz brudną wodą, po czym opada plecami w mętny odmęt. Tym razem na pewno będzie inaczej, powtarza. Wszystko jest do odratowania, pójdzie jak z płatka. Bo co to takiego, jakaś brązowa woda? Słyszał kto kiedyś, żeby do herbaty mieli pretensje o kolor? Przecież to nic takiego, a chemia (naturalna!) musi gdzieś spływać tak czy siak. Trochę syfu jeszcze nikomu nie zaszkodziło, na pewno nie Mirkowi.

Jemu w kąpieli nie wadzi nic. A skoro nie ma problemu, podnosi się deli katnie ku powierzchni i dryfuje w jedności ze ściekiem. Dwa ciała wody, utopek w potoku.

Wódka z kompotem płynie w żyłach obydwu.

54

Rawinisms

That’s him. There, in the water. Floating. Belly up like a dead fish.

Mister Mirek, sign – Aquarius. Katowician river nymph, zealous rawinist, lover of diving into the deep water in color brown. Sugar kind for pure cannot be found here. Same with water anyway.

But you can’t complain. The only pure thing is vodka or rather it was.

Nowadays it’s Żubrówka only (brings city dwellers closer to nature). It doesn’t distrupt the city aesthetics when dyeing brunette (like a brick) veins. Ashes to ashes and bottles to through (with all due respect to mister Mirek). Ambrosia leaks into the sewer and there, colors mixed elegantly inside. Just like that, cake and ale, countryside-mania (the other kind too).

Besides, a liquid’s a liquid. And then the ecosystem fills with euphoria. Mister Mirek rises above the waves lead by a warm venous current. Higher and higher up above the clouds, chimneys, family blocks. Almost there, almost reaching the sky! All while the icons watch. Both plastic ladybugs under a bridge and tiny bisons cheering Mirek on from bottle stained glass. He then soars even more, up untill angel fish gather around. He aims higher. Rips off their golden scales and waits for the river phoenix. But it doesn’t come. The light at the end of the tunnel reveals itself to be merely the Sun. There goes the comedown… and splash! Mirek hits the rock bottom.

And so he sits there covered in the sludge. Thinking (at least trying to). (He) decides it’s time for change. Says that from now on it can only get better. He gets up and rinses his face with dirty water then falls backwards into the muddy abyss. Surely this time will be different, he says. It can all still be saved. Swimmingly. I mean what’s some brown water? Who ever bore grudges against tea for its color? It’s nothing really, chemicals (all natural!) are ought to leak somewhere either way. A little filth never hurt anyone, certainly not Mirek. Nothing bothers him whilst bathing.

And so he softly rises to the surface since there’s no issue left. Drifting as he’s one with the sewer.

Two bodies of water, a drowned man in a stream. Meanwhile vodka and compote run in the veins of both.

55

oddział diagnostyczny

Oliwia Stępień

Jesteś wreszcie. Jak płynie? Nie rycz, bo wypłyniesz za margines. Jeśli możesz po angielsku: „fine” i „thank you”. Chodzi o to, że nie jestem terapeutą, a z hydrologią łączy mnie patyk wpychany do kałuży lata temu.

Telefony, których nie opłaca się naprawiać oddajemy czterolatkom, ciebie artystom. Wierszem nawiążą kontakt z tymi, co trzeba. Szacun, bo w tej Nokii jest problem z klawiaturą. Znam całkiem bystrych czterolatków, ale mają cztery lata.

Nie obraź się, Rawo, wiersze puszczamy raczej w Odrze, ten padł ofiarą przemocy ze strony wymownego kontekstu.

My wszyscy w nim z siniaków zmywamy warstwę L’Oréal Paris, którą pochłaniasz. Na pewno jesteś tego warta?

Nie mów. Jasne, że takie rozmowy przysparzają problemu. Kładziesz pomarańcze na szafce i nie wiesz, czemu sufit jest farbą krzywo odcięty od ściany. Obchodzi cię tylko obchód, bo musisz się dowiedzieć, czy chorzy powinni odpoczywać.

Tak bardzo śmierdzą szczyny z basenu. Miej się. Dobrze?

Znam bystrych czterolatków. Potem wyrasta z nich społeczeństwo.

56

Department of Diagnostics

Oliwia Stępień

You’re finally here. How’s going? Don’t cry me a river cause you’ll go down, beyond the margins,

If you wouldn’t mind in English manner: “fine” and “thank you.”

The point is, I’m not a therapist, And the only thing connecting me with hydrology is a stick Put into a puddle years ago.

The phones which are not worth repairing Are given to four-year-olds, you – are given to the artists. By a poem, they will make a contact with the suits. Full respect, cause there is a problem with the keyboard in this Nokia.

I know quite clever four-year-olds But they are four.

Don’t take offense, Dear Rawa, The poems are usually released in the Odra, this one has become A victim of violence, And the offender is no one else but the consequential context. We are all in it Washing off the layer of make up by L’Oréal Paris Covering the bruises, And you absorb it all. Are you really worth it?

Don’t say anything. Sure, Those conversations only cause another problems. You put the oranges on the cupboard and don’t know Why is the ceiling crookedly with paint separated from the wall You care only about the round, you need to know If sufferers should rest.

The piss in the bedpan smells terribly. Now go. With your own flow.

I know quite clever four-year-olds. Then, the society grows out of them.

57

Wywiad z Rawą

Rzeki wywodzą się z wody, żywiołu i substancji. Te ażurowe korzenie, łaskotane błotem, sięgają wstecz ku pamięci wioch przodków-założycieli. Rzeki, autono miczne, ożywione, skupione na trwaniu, przelewają się poprzez wieki między palcami milionów deszczy. Tworzą swoje, mądrzejsze niż my, infrastruktury i w sieciach, rozpiętych pomiędzy niebem a ziemią, rozścielają nasze cywilizacje na trawiastych, żyznych poduchach. Lustrzaną mozaiką przeganiają codziennie puste ekrany chaosu. Brzmią zawodowo.

W kontraście Rawa nie pamięta zbyt wiele. O to z kolei, co pamięta, nie pytaj my, proszę. Czy jednak nie chcąc wywlekać brudów (gdyż zamysł tego wywiadu jest ze wszech miar pokojowy) ani wytykać Rawie braków – bo i po co – wystar czy coś zmyślić?

Wyobraźnia jest idealnym punktem kontaktu z nie-ludzkim.

Opisana rozmowa nie jest jednak wyobrażeniem, a jedynie szeregiem infor macji, które zarejestrowałam w środowisku Rawy. To prosta i skomplikowana zarazem opowieść o tym, jak katowicki kanał jawi się, klatka po klatce, ujęcie po ujęciu. Miałam wrażenie, że tak właśnie rozmawia.

Być może językiem obrazów, scena po scenie, swoją kwestię wymawia wiele różnych głosów czy gatunków? Może wystarczy z ciekawością popatrzeć. Pisarze i czytelnicy wiedzą najlepiej, że jeśli ktoś potrafi pobyć chwilę cicho, może akurat udzieli głosu czemuś, co chce przemówić. ***

Na wysokości Bankowej, koło szkoły muzycznej, woda w Rawie jest mętna i płynie z mocnym bulgotem. To jak wszystkie mechanizmy obronne przyrody w jednej wodzie naraz, przybierają charakter złych jaszczurów i ropuch, snują aurę ro dem ze ścieku i nachalnie przypominają o brudach, naszych brudach. Woda prosi o zmianę, a nasze nosy, Bogu ducha winne, proszą o litość.

Dalej przejść można przez dwa mosty – jeden to kładka dla pieszych. Dru gi, mocniejszy, to most dla samochodów. Mosty przecinają się z akweduktem na krzyż, można iść dalej ulicą lub puścić się, wzdłuż wodnej trasy, która w połowie jest kiepsko przemyślana, a w połowie – mocno rozkopana.

Drepczę zakurzoną skośną ścieżką, od której do Rawy jest za blisko. Po tem chodnikiem, wzdłuż zarośniętego wału, przez który wody nie widać wcale.

60
Kalina Kubiniok

Po krótkiej przeprawie widzę pęknięcie w spiętej przestrzeni wokół Rawy. Chaos się nasila! Praca wre, koparki kopią, ludzie w kaskach kursują jak mrówki, wieść o nowych ścieżkach przekazują uczestnikom ruchu plastikowe płotki.

Budka z drukarnią, do niedawna znajdująca się za trzecim mostkiem, na wy sokości Ciniby, została zburzona. Zamknięto też biegnącą między wodą a biblio teką drogę, która dotychczas służyła czterośladom. Ta, czysto ostentacyjnie chy ba, została zaryglowana i zapełniona czymś zupełnie innym. To rząd kolorowych pojemników, inspirowanych rozwiązaniami z Berlina, gdzie projekt i prowizorka łączą siły, aby przekraczać stany społecznego napięcia. Na przykład rozluźnia jąc wpływy elit na miejską topografię. Spod pudeł, zbitych na szybko ze sklejki i szczodrej porcji miłości, wciąż widać asfalt i przerywane, białe pasy. Czarnoziem rozpycha się wygodnie między korzeniami roślin, które wyglądają (nie wiem, jak to zrobili?), jakby rosły w nich od zawsze. Przy samej rzece kiedyś namalowano murale. W sąsiedztwie nastających zmian zaczynają wyglądać mniej, jakby ktoś zaszalał. A bardziej, jakby wszystko układało się tak, jak ma być. Czy to sielanka i kicz, że właśnie od tego momentu woda w Rawie staje się czysta? Bieg „tego czegoś” jest odtąd inaczej pomyślany, po małym wodospa dzie widać wyraźnie glony i kolorowe liście, jak współtworzą powierzchnię dna. Nie znam się na ptakach, ale te z rana nad Rawą śmigają po najśmiglejszych trajektoriach. Mam wrażenie, że pośród tych wszystkich elementów i zmian woda czuje się znakomicie, jeśli można mówić o uczuciach wody. A dalej już tylko budzące się miasto.

To wszystko to niesamowite pole obserwacji. Rawa opowiada, a ja uczę się jej języka. Wraz z elementami, które jak ścięgna włóczki splatają się jeden przez drugi, obserwuję rozmowę o tym, jak współistnieć może kultura ze sztuką, sztuka z naturą, kultura z naturą? Patrzcie, słuchajcie.

A więc, co mówi Rawa?

61

An interview with Rawa

Rivers draw their origin in water – element and substance. Those translucent roots tickled by big mud reach backwards, towards the memory of villages of settler an cestors. Rivers, autonomic, animated, focused on being, strongly, pour themselves through the ages, and through the fingers of millions of rains. They weave their infrastructures, wiser than us, between the earth and the skies, they make beds for our civilizations on pillows, grassy and fertile. By mirrored mosaic they chase away, daily, the empty screens of chaos. Sounds pretty pro.

In contrast, Rawa doesn’t remember much, and let us not ask what it does remember, please.

But, while not wanting to bring any dirt to the surface, as the intention if this interview was peaceful, and not wanting to point out to Rawa its gaping disadvantage, because, what would be the point in that? – would it suffice to make something up?

The imagination is an ideal point of departure for contact with non-people. The conversation recorded below is not, however, a figment of the imagination, but a succession of information I registered from Rawa’s environment. It’s a story, simultaneously simple and complicated, about how Kattowitz’s channel showed itself, frame by frame. I figured that this is just how it converses.

Perhaps in this language of presenting self piece by piece, many different voices and species speak their part? Writers and readers know best, that if one can remain silent for a while, they may just give voice to something that wants to speak.

In the vicinity of Bankowa Street, near the Music Academy, the water in Rawa is boggy, and has a strong and gurgling flow. It’s as if every defense mechanism of nature has gathered in this water – they embody qualities of wicked lizards and toads. Exuding an aura akin to sewage, it is a constant reminder of filth – our filth. The water asks for change and the noses, god knows they are innocent, ask for mercy.

Following on, I can pass down two bridges – one is a footbridge. The other, a more solid one, allows for cars. The bridges and the aqueduct bisections form crossroads, so it’s either a walk along the streets, or following down a waterside track, half of which is not so well-thought-out, while the other half is being dug up.

I trod at an angle, down a dusty path, to which Rawa is too close. Then, down a pavement, alongside a grassy shaft, which in turn conceals all the water.

After a brief passage, there is a crack in the tensity of space around Rawa. Chaos amplifies!

62

The work burns in peoples’ hands, the diggers are digging, helmeted workers potter around like ants, and passers-by are all told the new ways to go, by plastic fences.

A printer’s hut, which, until not so long ago, held its place past the third bridge and near Ciniba, has been taken apart. A road, running parallel to the library and the body of water, has also been closed. Up to this point, it had been meant for the four-wheelers. Now, perhaps, ostentatiously, it’s been sealed off, and filled up with something different altogether. It is a row of colourful containers, which drew inspiration from solutions implemented in Berlin, where Design and DIY join forces to try and solve social tensions. This kind of initiative facilitates loosening influence of privelaged persons on city’s topography.

From underneath the boxes, thrown together with plywood and a generous portion of love, visible still, are the concrete, and the broken white lines. Black humus sprawls between roots of plants, which (how they did this, I don’t know!) appear, as if they had been growing there forever. Alongside the banks of Rawa, a time ago, some very motley murals were painted. In the neighbourhood of emerging changes, they are starting to seem less like somebody has overdone it, and more, as if things are falling into place.

Isn’t it just so idyllic, and kitch, that from this moment on the water in Rawa appears to be clean? The tour of ‘‘it,’’ whatever it is, is thought out differently from here on. After a small waterfall I see clearly, there are algae, and colourful leaves co-decorating the surface of the riverbed. I don’t know much about birds, but those by Rawa in the morning whisk down the whiskiest of trajectories. I am under a quiet impression, that amongst all those elements and changes, the water feels good, if it is at all possible to speak of water’s feelings. Further down, it’s the city, waking. All this is an awesome field for observation. Rawa tells a story, and I’m learning its language. I’m seeing into a conversation about how culture and art, art and nature, culture and nature shape one another. Like ligaments of wool, they intertwine, one over the other, up, down, and under. Look. Their points of contact, gloomy from the clashes, torn open from the works, and, for the balance, alive.

So, what is Rawa talking about?

63

Rawa-lawa. Wiersz na motywach akwatycznych

Grzegorz Olszański

W sumie może to i lepiej –

Okolicznym mieszkańcom nie grozi reumatyzm i puchlina wodna. Spacerowicze nie muszą obawiać się wygrzewających się na brzegach krokodyli, a pływacy piranii.

Wędkarze nie tracą czasu – ryb jak nie było, tak nie ma. Szczury nie należą do zwierząt przyciągających tłumy –na podziemnych promenadach zwykle nie ma tłoku.

Właścicielom pobliskich posesji nie grozi nagła powódź, nawet zalania piwnic zdarzają się rzadko –zamiast na wały worki z piaskiem mogą trafić do dziecięcych piaskownic.

W sumie to nawet i lepiej –

Ponieważ trudno tu szukać podlanych alkoholem wodniaków, kajakarze nie kłócą się z posiadaczami motorówek, a kapitanowie parostatków nie robią burd w pirackich tawernach.

Utopce, nimfy i syreny od lat pozostają bezrobotne –poddane rygorom przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy, zostały rozdysponowane pomiędzy Dunaj, Wisłę i Wełtawę.

Samobójcy, mimo kamieni obciążających ich kieszenie, już po kilku krokach wracają na brzeg – chcieli się w końcu utopić, nie otruć.

W sumie to lepiej na pewno –

Prąd nikogo tutaj nie porwie, co najwyżej porazi.

64

Rawa-lava.

Aquatic Poem

Grzegorz Olszański

Actually, it could be for the best –

Local residents run no risk of rheumatism or hydrops. Amblers have no worries of sunbathing crocodiles, swimmers of piranhas.

Anglers waste no time – no fish, then or now. Rats are animals attracting no crowds –No rush hour on the underground promenades.

Local landlords run no risk of sudden deluge, Even basements rarely flood –No embankments needed, fill sandboxes with sand.

Actually, it could be for the best –

Tipsy water fans are nowhere around, No canoeists vs motorboaters fights, No steamboats captains means no barroom brawls.

The drowned, nymphs and mermaids are jobless –rigorous safety and health regulations hit them hard, They relocated to other rivers, the Danube, Vltava and Vistula.

Suiciders have filled their pockets with stones as regular, But soon return to the bank – their plan is to be drowned, Not toxified.

Actually, it is for the best –

No current will carry you away, at most electrify.

65

Województwo śląskie, od dziesięcioleci kojarzone z przemysłem ciężkim, to wbrew stereotypowej opinii niezwykle zielona część Polski. Lasy i tereny zielone zajmują niemal jedną trzecią całkowitej powierzchni. W krajobrazie regionu nie brakuje licznych akwenów i pasm górskich, odwiedzanych każdego roku przez tysiące turystów. W sercu województwa śląskiego znajduje się ponadto Park Śląski , nazywany „zielonymi płucami Śląska”. Ten zajmujący ponad 600 hektarów obszar łąk, lasów, ogrodów, skupisk nietypowych gatunków roślin i zwierząt powstał na zdegradowanym, poprzemysłowym terenie.

Contrary to the stereotype according to which the Sile sian Voivodeship is synonymous with heavy industry, the region is actually a very green part of Poland. Forests and green areas cover a third of its area. The landscape features numerous bodies of  water and mountain ranges which are visited by thousands of tourists every year. In the heart of the Voivodeship lies Silesian Park, which is also referred to as the “green lungs of Silesia.” Covering more than 600 hectares of meadows, forests, gardens, and habitats of unique plants and animals, it was created on degraded, post-industrial land.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.