Suplement - styczeń/luty 2021

Page 1

MAGAZYN BEZPŁATNY styczeń/luty 2021 ISSN 1739-1688

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego „Suplement”

Rektorat Uniwersytetu Śląskiego, ul. Bankowa 12, 40-007 Katowice

Nakład: 1000 egzemplarzy

Redaktor Naczelny: Robert Jakubczak (r.jakubczak97@gmail.com)

Zastępca Redaktora Naczelnego: Natalia Kubicius (n.kubicius@gmail.com)

Sekretarz redakcji: Natalia Sukiennik (natalia.sukiennik22@gmail.com)

Skład graficzny: Piotr Kaszuba (piotr.kaszuba@us.edu.pl)

Zespół korektorski: Natalia Bartnik, Julia Biaduń, Anita Głowacka, Natalia Kubicius, Anna Leśniewska, Adam Pęczek, Katarzyna Smutek, Paweł Warsiński

Ilustracje: Mateusz Zagalski

Grafika na okładce: Natalia Łukomska

Zdjęcia wizerunkowe: Kacper Trzeciak (kacper.s.trzeciak@gmail.com)

Wykorzystane zdjęcia: www.pexels.com, www.pixabay.com, unsplash.com

Zespół redakcyjny: Robert Jakubczak Natalia Kubicius Natalia Sukiennik Paweł Zberecki Piotr Kaszuba Małgorzata Pabian Michał Denysenko Emilia Nowak Anna Leśniewska Bartosz Chytryk Adam Pęczek Dawid Jureczko Dawid Hornik Julia Biaduń Patrycja Grzebyk Natalia Bartnik Małgorzata Otorowska Alicja Przybyło Agnieszka Żeliszewska Katsiaryna Kalyska Paweł Warsiński Natalia Lizurej Julia Walczak Iwona Smyrak Kinga Skowronek Mateusz Zagalski Katarzyna Smutek Oliwia Szymańska Anita Głowacka

Uczelnia bez tajemnic: International Business Law and Arbitration | Agnieszka Żeliszewska

Szansa, której nie można przegapić. Dla kogo przeznaczony jest nowy kierunek na Wydziale Prawa i Administracji UŚ?

Ciałopozytywność | Anita Głowacka

Na czym polega kontrowersyjny ruch body positivity? Czy naprawdę jest nam potrzebny, czy to tylko chwilowa moda?

Czy Polska idzie w dobrą stronę? | Bartosz Chytryk Biało-czerwona, tęczowa, a może szara? Jaka jest Polska i dokąd zmierza?

W teatrze życia codziennego | Dawid Hornik

Wszyscy stajemy na scenie teatru życia codziennego. Jakie role gramy i czy są momenty, w których możemy zdjąć maskę?

Arteterapia – leczenie sztuką | Emilia Nowak Niezwykła forma terapii przez sztukę dla duszy i ciała. Działa cuda, a bywa niedoceniana

W blasku statuetki | Małgorzata Pabian „Dziękuję Akademii za to wyjątkowe wyróżnienie”, czyli o sekretach Oscarów

Na głos – mów, co myślisz, śpiewaj z serca, krzycz całą duszą | Julia Walczak Głos dostajesz jeden na całe życie. Czy dbasz o niego tak, jak na to zasługuje?

Śląsk – narrator wszechwiedzący | Iwona Smyrak

Dużo wie, być może skrywa tajemnice, ale też inspiruje. Czego jeszcze nie wiemy o Śląsku?

Klimat na widelcu | Kinga Skowronek

Sposób odżywiania a globalne ocieplenie. Co dobrego dla klimatu możemy zrobić na co dzień?

Cena rzeczy bezcennych | Natalia Bartnik

Jak reklama wpływa na odbiorcę… i jego listę zakupów?

O słowiańskich demonach rzecz krótka | Natalia Sukiennik W co wierzyli i czego bali się nasi przodkowie?

Inność drażni jednakowość | Oliwia Szymańska Zupełnie inne ujęcie rasizmu i tolerancji. Bo wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono…

My, ludzie bezpieczni | Paweł Zberecki

Refleksja na temat ochrony porządku publicznego

Garść poetyckiej refleksji | Julia Czechowicz, Dawid Hornik, Patryk Jarmuła, Emilia Sorota

Chwila wytchnienia dla każdego miłośnika liryki i nie tylko

Włącz myślenie – czas na łamigłówki! | Bartosz Chytryk, Michał Denysenko, Robert Jakubczak, Natalia Kubicius Zmierz się z wyzwaniami, które dla Ciebie przygotowaliśmy!

6 8 10 12 14 16 18 20 22 24 26 28 30 32 34

Odwiedź nas:

www.magazynsuplement.us.edu.pl

www.facebook.com/magazynsuplement

www.instagram.com/magazynsuplement

Projekt współfinansowany ze środków przyznanych przez Uczelnianą Radę Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Śląskiego

O odpowiedzialności słów kilka

Jako Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego czujemy się zobowiązani do poruszania aktualnych problemów – zarówno uczelnianych, jak i tych, które swoim zasięgiem obejmują całą naszą planetę. Nie zawsze nam się to udaje, ponieważ dwumiesięcznik musi podejmować bardziej uniwersalne tematy niż minione wydarzenia czy interesujące sytuacje z zeszłego tygodnia. Zwykle w Magazynie nie zamieszczamy żadnych tekstów okolicznościowych, ponieważ nie mamy pewności, czy Magazyn trafi w Twoje ręce w odpowiednim czasie. Oczywiście wszystkie bieżące sprawy staramy się opiniować na naszej stronie internetowej. Natomiast w wersji drukowanej publikujemy treści szczególnie ważne i ciekawe. Dlatego też mam ogromną nadzieję, że z zaangażowaniem przeczytasz to, co dla Ciebie przygotowaliśmy. Jestem przekonany, że niektóre artykuły znajdujące się na kolejnych stronach Magazynu wpłyną na rzecz fundamentalną dla każdej społeczności – na moją i Twoją odpowiedzialność za innych i świat, który wspólnie tworzymy.

O tym, jak istotnym problemem jest nasz stosunek do własnego ciała, napisała Anita Głowacka w tekście Ciałopozytywność . Ważną sprawą zajęła się również Oliwia Szymańska w tekście Inność drażni jednakowość , w którym opisuje zjawisko rasizmu. Jednak szczególną uwagę warto zwrócić na artykuł Kingi Skowronek Klimat na talerzu, gdzie autorka przybliża problematykę kryzysu klimatycznego oraz tłumaczy, w jaki sposób nawyki żywieniowe wpływają na globalne ocieplenie. Zaskakująco dużo tekstów dotyczy również zdrowia psychofizycznego. I tak Julia Walczak podpowiada, jak dbać o higienę emisji głosu, a Emilia Nowak opisuje stosunkowo nową formę terapii, jaką jest arteterapia. Oczywiście najlepiej przeczytać wszystkie artykuły, aby z każdego wynieść coś nowego i cennego!

Serdecznie zapraszam Cię, Drogi Czytelniku, do wspólnego ratowania świata małymi krokami. A żeby je poznać, najlepiej zacząć od przeczytania naszego najnowszego numeru!

Uczelnia bez tajemnic: International Business Law and Arbitration

Do oferty uczelni wyższych w Polsce coraz częściej wprowadzane są anglojęzyczne kierunki studiów. Niedawno na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego został utworzony nowy kierunek studiów drugiego stopnia – International Business Law and Arbitration (IBLA). O tym, dla kogo jest on przeznaczony oraz jakie wiążą się z nim perspektywy, porozmawiałam z dr Magdaleną Półtorak – zastępcą dyrektora wspomnianego kierunku.

AŻ: Skąd wziął się pomysł na utworzenie takiego kierunku studiów?

MP: Pomysł na utworzenie studiów drugiego stopnia w języku angielskim „kiełkował” już od pewnego czasu. Mamy wielu studentów korzystających z oferty Erasmusa, którym tak bardzo spodobał się pobyt w Katowicach, że wielokrotnie pytali także o inne możliwości studiowania na Wydziale Prawa i Administracji UŚ. Śledziliśmy zatem bieżące trendy tak, aby nowy kierunek z jednej strony odpowiadał potrzebom rynku pracy, był atrakcyjny sam w sobie, a z drugiej – by dobrze wpisał się w dotychczasową ofertę naszego wydziału, specyfikę studiów prawniczych i posiadane zasoby kadrowe (a kadra WPiA to w dużej mierze praktycy – radcy prawni, adwokaci, prokuratorzy, sędziowie). Wyszliśmy z założenia, że prowadzenie działalności gospodarczej coraz częściej oznacza dziś kontakty międzynarodowe o różnym (także prawnym) charakterze. Jednocześnie wszyscy mamy świadomość wzrostu popularności alternatywnych metod rozstrzygania ewentualnych sporów. Są one zwykle szybsze,

skuteczniejsze i tańsze, co w międzynarodowym środowisku biznesowym ma ogromne znaczenie. Do tego wszystkiego nadal (na szczęście!) potrzebny jest jednak człowiek – kompetentny specjalista. W ten sposób zrodził się pomysł kierunku łączącego te dwa aspekty.

Spiritus movens całego przedsięwzięcia była jednak przede wszystkim prof. Monika Jagielska. Dostrzegła ona możliwość, jaką dał projekt POWER (mowa o „Zintegrowanym Programie Rozwoju Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach”) i mobilizowała zainteresowaną kadrę do przygotowania zupełnie nowego programu studiów stacjonarnych drugiego stopnia na kierunku International Business Law and Arbitration.

Kto może zostać studentem tego kierunku?

Kierunek jest adresowany do osób z tytułem zawodowym co najmniej licencjata/inżyniera, władających językiem angielskim na poziomie min. B2 (z uwagi na to, że studia są prowadzone w tym języku). Ich oś stanowią nauki prawne,

zatem IBLA jest niejako naturalną ofertą dla absolwentów administracji czy prawa. Widzimy jednak możliwość, by naszymi studentami zostały także osoby, które ukończyły inne kierunki. Jeśli jednak ich program istotnie odbiega od standardów kształcenia w zakresie nauk prawnych, tacy absolwenci będą zachęcani do uzupełnienia niezbędnych różnic (np. uczęszczając w charakterze wolnych słuchaczy na wybrane wykłady w ramach prowadzonych na Wydziale kierunków administracja lub prawo). Oznacza to zatem, że ich nakład pracy na początku może być oczywiście odrobinę większy (co wynika z konieczności zrozumienia oraz wyczucia specyfiki języka prawnego i prawniczego, a także opanowania podstaw, niezbędnych do studiowania kierunku z zakresu nauk prawnych). Niemniej program studiów został tak skonstruowany, by założenie to przy zastosowaniu pewnych elementów samokształcenia było jak najbardziej wykonalne. Na marginesie wspomnę także o tym, że poznawanie nowej dyscypliny naukowej już samo w sobie jest interesujące i niezwykle rozwijające.

s. 6
zdjęcie: Przemysław Ruta
Agnieszka Żeliszewska a.zeliszewska@gmail.com

Z jakimi perspektywami wiąże się studiowanie tego kierunku?

Program studiów zakłada, że w ciągu dwóch lat (czterech semestrów) wykształcimy kadrę wykwalifikowanych specjalistów z zakresu międzynarodowego prawa gospodarczego i arbitrażu. Innymi słowy – oznacza to, że absolwent IBLA będzie mógł rozpocząć karierę (także za granicą) jako profesjonalny prawnik biznesowy, wewnętrzny doradca firmy, urzędnik państwowy lub prawnik w międzynarodowej organizacji (również rządowej). W sektorze prywatnym oznacza to możliwość zatrudnienia np. w kancelariach prawnych, firmach doradztwa biznesowego, różnych międzynarodowych i krajowych organizacjach mających kontakty biznesowe oraz interesy w obcych krajach, bankach czy innych instytucjach finansowych, firmach ubezpieczeniowych, biurach notarialnych itp. Zwolennicy pracy w sektorze publicznym potencjalnie znajdą ją w instytucjach krajowych, europejskich i międzynarodowych promujących rozwój biznesu, agencjach nadzoru biznesu, instytucjach akademickich lub badawczych, a także „komercyjnych” organach sądowych (instytucje rozstrzygania sporów przed sądem, trybunały, sądy arbitrażu) czy innych organizacjach (takich jak stowarzyszenia broniące interesów i praw konsumentów oraz pracowników). Wreszcie absolwent IBLA będzie mógł też pracować jako niezależny konsultant lub założyć własną firmę, świadcząc usługi z zakresu doradztwa prawnego. To zatem kierunek dający wiele możliwości, zarówno dla osób lubiących pracować w zespole, jak i ceniących sobie autonomię specjalisty.

Z jaką reakcją studentów spotyka się wprowadzenie kierunków anglojęzycznych do oferty? Czy cieszą się dużą popularnością?

To pierwszy kierunek w ofercie WPiA, który w całości prowadzony będzie w języku angielskim. Póki co reakcje są bardzo pozytywne, a potencjalni studenci (także cudzoziemcy) dopytują o szczegóły programu i warunki studiowania. Warto zaznaczyć, że w przypadku kandydatów z zagranicy studia w języku obcym to kluczowy argument. Niemniej i u naszych studentów obserwujemy wyraźny wzrost zainteresowania zajęciami prowadzonymi w językach obcych, czego dowodem jest

m.in. udział w fakultatywnych wykładach profesorów wizytujących, którzy coraz liczniej odwiedzają mury wydziału. Dzięki temu studenci z jednej strony poszerzają swoją wiedzę w danym obszarze, z drugiej natomiast podnoszą umiejętności i kompetencje w zakresie posługiwania się obcym językiem branżowym. Stanowi to niewątpliwie ogromny atut anglojęzycznego kierunku i bezsprzecznie poszerza zawodowe perspektywy absolwentów.

Co jeszcze warto wiedzieć o tym kierunku?

Studia na kierunku IBLA to nie tylko uszyte na miarę potrzeb rynku pracy treści dotyczące business law oraz mediation and arbitration, które ułatwią prawnikowi funkcjonowanie w międzynarodowym środowisku biznesowym, ale także ugruntowana wiedza w zakresie m.in. prawa handlowego, prawa Unii Europejskiej (ze szczególnym uwzględnieniem wspólnego rynku), prawa własności (również intelektualnej), prawa umów, międzynarodowego prawa prywatnego czy prawa pracy. To także cała gama special courses, prowadzonych głównie przez profesorów wizytujących z USA,

Chin i UE. Całokształt oferty dopełniają również (choć oczywiście w ograniczonym zakresie) elementy filozofii, wykładni prawa oraz ochrony praw człowieka w biznesie, w konsekwencji czego IBLA jest kierunkiem bardzo kompleksowym. Fakt ten został dostrzeżony także przez zewnętrznych ekspertów, czego wyrazem jest przyznanie w 2020 roku kierunkowi certyfikatu „Studia z przyszłością” oraz certyfikatu nadzwyczajnego „Laur innowacji” – nagród w V edycji konkursu, w którym wyróżnia się najbardziej innowacyjne, nowoczesne i wartościowe kierunki/programy studiów na polskich uczelniach.

Co również nie mniej istotne, mając na celu popularyzację naszego najnowszego kierunku, podjęliśmy decyzję o włączeniu go od bieżącego roku akademickiego do oferty studiów (co do zasady) bezpłatnych.

Wszystko wskazuje zatem, że to okazja, której po prostu nie można przegapić.

Osoby, które chcą poznać więcej szczegółów, zachęcamy do odwiedzenia strony WPiA UŚ.

s. 7
zdjęcie: Zygmunt Słabowski

Ciałopozytywność

Body shaming? Body positivity? Self-care? Co to za angielszczyzna? Nowa moda nudzących się millenialsów, którą próbuje się wciskać Polkom i Polakom? Czy może poważna reakcja na restrykcyjny kanon piękna zachodniego świata?

Ruch body positivity ma stosunkowo długą historię, ba! – jest starszy niż niejeden czytelnik tego artykułu. Pojawił się przeszło 20 lat temu, choć dopiero niedawno stał się popularny także w naszym kraju. I to na taką skalę, że nieustannie wywołuje bardzo burzliwe kontrowersje.

Jak się ubrać w kobietę?

W latach 90., czyli w czasie, gdy supermodelki zyskały status celebrytek i nastąpił wzrost znaczenia telewizji czy kolorowych magazynów modowych, gdy rozwijał się marketing i rosło w siłę społeczeństwo konsumpcyjne, piękno stało się naczelnym przedmiotem handlu. Z racji tego, że każde społeczne zjawisko ostatecznie musi spotkać się z kontrreakcją, zaczęto głosić postulaty szkodliwości promowania wyidealizowanego i wyretuszowanego wyglądu.

Wtedy też Naomi Wolf wydała głośną książkę Mit urody, w której analizowała opresyjność kanonu piękna. Kinga Dunin we wstępie nazwała kobietę kostiumem – każda przedstawicielka

płci żeńskiej musi się w ten idealnie skrojony strój wpasować. Czy faktycznie tak jest?

Trybuna ludu

Postanowiłam zapytać o to ludzi. W mojej ankiecie internetowej wzięły udział 903 osoby. O takim zjawisku jak ciałopozytywność słyszało 83,9 procent z nich, a 82,9 procent uznało je za pozytywne. W odpowiedziach na pytanie, jakie kontrowersje może wzbudzać, najczęściej pojawiał się argument, że promuje ono otyłość.

Część ankietowanych zwróciła uwagę na fakt, że najłatwiej upraszcza się ideę tego ruchu tym, którzy wyglądają „kanonicznie” – z troski o innych krytykują go, a same są zdrowe i konwencjonalnie atrakcyjne. Zapominają o przeszkodach, z jakimi mierzą się pozostali. Zjawisko to można porównać do pozornej walki o równość, która tak naprawdę nie uwzględnia ludzi nieuprzywilejowanych; gdy samemu jest się na uprzywilejowanej pozycji osoby białej, pozbawionej problemów zdrowotnych, heteronormatywnej i przynajmniej średniozamożnej, co nie jest oczywiście samo w sobie złe, ale takie staje się, gdy pomijamy całe spektrum różnych sytuacji życiowych jednostek niepasujących do zachodniej kultury.

Językowy obraz świata Kompleksy nie wynikają tylko ze złośliwych komentarzy innych. Często źle mówimy o sobie sami, do lustra. Język odzwierciedla rzeczywistość, w której żyjemy. Nie słabnie zainteresowanie książkami i wykładami o relacjach interpersonalnych, komunikacji z partnerem, rodzicami czy dzieckiem. Dlaczego nikt nas nie uczy, jak rozmawiać z samym sobą? Gdybyśmy zwracali się do otoczenia tak, jak często zwracamy się do siebie, prawdopodobnie bylibyśmy posądzeni o zwykłe chamstwo.

Tak o ciałopozytywności mówi Karolina Marchewka, studentka kulturoznawstwa UŚ: – Jest dla mnie wolnością. To ten cudowny moment, kiedy myśląc o nadchodzącym ślubie przyjaciółki, w mojej głowie po panicznym „Muszę do sierpnia schudnąć!” przychodzi refleksja: „Możesz, nie musisz. Istotne jest to, że będziesz świętować ten cudowny dzień, a nie to, czy znajdziesz sukienkę, która będzie ukrywać ciało”.

W wielu przypadkach nie liczy się wcale realny obraz ciała – nieważny jest przedmiot, a podmiot, czyli sam jego właściciel lub właścicielka. Nazwa „ciałopozytywność” może mylnie sugerować, że wszelkie zjawiska, nawet niezdrowe, są pozytywne. Osobom, które nie akceptują swojego wyglądu, często towarzyszy pseudoproduktywne myślenie – „będę szczęśliwy dopiero wtedy, gdy schudnę”, jednak nie kieruje nimi motywacja,

s. 8

by podjąć działania. Natalia Dziura, studentka psychologii UŚ, zwraca uwagę na to zjawisko: – Popularnym mitem, z którym często możemy mieć do czynienia chociażby w internecie, pozostaje stwierdzenie, że jeżeli dana osoba będzie miała pozytywny obraz własnego ciała, to jednocześnie nie odczuje potrzeby, by o nie dbać, na przykład lecząc otyłość. Badania Tylki i WoodBarcalow wykazały natomiast, że kobiety z pozytywnym obrazem własnego ciała są bardziej skłonne do obejmowania go troską – poprzez podejmowanie wysiłku fizycznego, przykładanie wagi do diety, używanie filtrów przeciwsłonecznych czy regularne badanie piersi.

o cielesność niż ci z prowincji, z klasy ludowej. Dla tych pierwszych powstają salony barberskie czy zawód trenera osobistego, którego rolą jest „znormalizować” ich ciała, w wizualnym porządku korporacji i ideałów cielesności „realizmu neoliberalnego”. Tym drugim częściej oferowana jest siłownia i suplementacja –po to, by zbudować groźny pancerz mięśniowy z zaniedbaniem zdrowia. Można powiedzieć, że ci pierwsi traktują cielesność jak inwestycję w rodzaju dobrego samochodu potwierdzającego prestiż, dla tych drugich zaś kontrola ciała bywa ostatnim bastionem poczucia własnej wartości. Rynek ich nie ceni, nie mają kapitału społecznego i kulturowego, co nie jest zresztą ich winą. To sytuacja przez nich samych niezawiniona, ale wykorzystywana m.in. przez liderów politycznych mobilizujących tych zdesperowanych facetów takimi hasłami jak np. homofobia. Ciało utraciło swoją naturalność, jest konstruowane, jest naszą społeczną obsesją. Pani, moją, naszych czytelników.

To co teraz?

Badania nad męskością

Ruch body positivity wciąż nie jest zbyt otwarty na mężczyzn. Zachęca się ich do dbania o siebie, a gdy to robią, mówi im się, że nie są męscy – otrzymują więc sprzeczne sygnały. Stereotypowo każdy z nich powinien stale udowadniać swoją męskość, a w wypadku, gdy odbiega ona znacząco od promowanego przez zachodnią kulturę „ideału” – musi o nią wręcz walczyć. Wiąże się to z ogromną presją i zdezorientowaniem. Czy zatem potrzebna jest ciałopozytywność także reprezentantom tej płci? Dr hab. Wojciech Śmieja, polonista, reporter, badacz z kręgu studiów nad męskością i wykładowca z Wydziału Humanistycznego UŚ, zapytany przeze mnie, czy uważa, że mężczyznom przydadzą się jak na razie mocno feminizowane idee, odpowiada: – To bardzo trudne pytanie. Zasadniczo uważam nierealistyczne, medialne reżimy wizualności za szkodliwe. Są współwinne anoreksji u dziewcząt, a bywa, że u chłopców prowadzą np. do kompulsywnego chodzenia na siłownię, zażywania różnych specyfików „na masę”. Chciałbym, żeby temat cielesności, odżywiania i wizualności został podjęty w szkołach. W Polsce toczy się debata o „seksualizacji dzieci”, która jest tematem rozdmuchanym i zdeformowanym przez środowiska katolickich fundamentalistów (nieraz o niejasnych powiązaniach politycznych i finansowych, jak Ordo Iuris, któremu, ku mojemu przerażeniu i niezgodzie, pozwolono na naszym uniwersytecie działać w formie koła naukowego), nikt natomiast nie mówi o problemie poważnym, a mianowicie o tym, że polskie nastolatki tyją najszybciej w Europie.

Dodaje również: – Skupienie się mężczyzn na cielesności ma dwa aspekty i wydaje się mocno uklasowione. Proszę zwrócić uwagę, że ci z klasy umownie zwanej średnią inaczej troszczą się

Kontrowersje na temat otyłości mają związek ze skomercjalizowanym obrazem ciałopozytywności – wielkie korporacje tworzą kampanie marketingowe zatrudniające modelki plus size , co jest ważnym krokiem dla reprezentacji cielesnej różnorodności, jednak popularyzuje tylko ten jeden z wielu obliczy body positivity. Dyskredytacja całej idei z powodu jednostkowych bądź rozdmuchanych medialnie sytuacji jest szkodliwa. Ciałopozytywność ma szczególne znaczenie dla ludzi, którzy z wielu powodów zostali wykluczeni społecznie. Mogą to być osoby z niepełnosprawnościami czy cierpiące z powodu chorób deformujących poszczególne części ciała, osoby z chorobami skóry i poparzeniami, te po mastektomii czy ciąży. Ciałopozytywność pomaga też osobom transpłciowym, zwłaszcza tym, które nie czują się swobodnie w ciele przed korektą płci, a także wspiera w walce ludzi z zaburzeniami odżywiania – przestrzega się przed nadwagą, a nie mówi o tym, jak może skończyć się chęć natychmiastowej utraty kilogramów z powodu presji społecznej. Narzeka się na otyłych, a nie proponuje im nic w zamian – profilaktyki, dostępu do odpowiednich ćwiczeń pod okiem specjalisty. Także bieda paradoksalnie doprowadza do epidemii otyłości – przetworzona i niezdrowa żywność jest bardzo tania i łatwo dostępna, szczególnie w krajach wysokorozwiniętych, jak USA.

Niedostosowanie się do czyichś gustów i preferencji nie powinno być miarą naszej wartości. Nie istniejemy po to, by spełniać czyjeś oczekiwania estetyczne. I z pewnością dla każdego ciałopozytywność będzie czymś innym, bo każde ciało jest inne i ma różne potrzeby. Mogę jednak powiedzieć, że wspieram wszystkie osoby, które chcą uczynić krok w stronę pokochania siebie, choćby najmniejszy.

Źródła:

N. Woolf: Mit urody ;

P. Klepacz: Dziewczyny na tropie dobrego ciała (www.vogue.pl);

K. Szulczewska: Co tak naprawdę promuje ciałopozytywność? (www.szajnmag.pl);

N. L. Wood-Barcalow, T. L. Tylka, C. L. Augustus-Horvath: „But I Like My Body”: Positive body image characteristics and a holistic model for young-adult women;

B. Pawłowski: Biologia atrakcyjności człowieka

s. 9

Czy Polska idzie w dobrą stronę?

Powyższe pytanie na stałe weszło w kanon polskich debat politycznych i niemalże zawsze partie rządzące odpowiadają na nie twierdząco, a opozycyjne przecząco. Zazwyczaj jednak obie strony mają rację tylko połowicznie. Wielorakość czynników i ich złożoność nie pozwalają na zbyt szybki osąd, czy Polska idzie w dobrą, czy złą stronę.

A jednak często przyjmujemy jednoznaczne, dychotomiczne stanowisko. Życie społeczne to bardzo skomplikowane zjawisko i składa się na nie mnóstwo zmiennych, które próbujemy zmierzyć danymi wskaźnikami. Przykładowo jednym ze współczynników oceniających rozwój państw jest wskaźnik HDI (Human Development Index). Według niego Polska rozwija się i systematycznie wskakuje na wyższe pozycje w rankingach krajów najwyżej rozwiniętych – w 2017 roku zajęła 34., w 2018 roku 33., a w 2019 roku 32. miejsce na świecie. Na HDI składają się: średnia długość życia, ogólny wskaźnik skolaryzacji brutto dla wszystkich poziomów nauczania, wskaźnik analfabetyzmu oraz PKB per capita w dolarach amerykańskich, liczony według parytetu siły nabywczej waluty. HDI jest wskaźnikiem bardzo popularnym i przyjętym przez ONZ, ale jak wszystkie inne mierniki rozwoju społeczeństw pozostaje nieprecyzyjny i ma swoje braki. Nie odpowiada on na przykład na pytanie, jak rozwój wpływa na relacje Polaków oraz satysfakcję z życia w kraju.

Jak z tym hajsem?

Na polu ekonomicznym występuje tyle zmiennych, że trudno ocenić, jak stoi sprawa z naszymi portfelami. W publicznej stacji telewizyjnej widzimy tylko te sprzyjające dane – wzrost PKB całego państwa, wzrost PKB per capita czy zmniejszenie stopy bezrobocia. Jednak będąc w opozycji, można (a nawet należy!) przedstawić takie fakty jak wzrost inflacji (cen towarów i usług) czy też wzrost liczby obywateli skrajnie ubogich (osób żyjących poniżej minimum egzystencji zdefiniowanego ustawowo) z 4,3 procent w roku 2016 na 5,4 procent w 2018 roku – to tak, jakby w stan skrajnego ubóstwa przeszło nagle miasto wielkości Szczecina. Co więcej, sam spadek odsetka bezrobotnych

w Polsce niekoniecznie jest całkiem pozytywny, ponieważ do tego względnego sukcesu doprowadziło, oprócz wzrostu ekonomicznego, również starzenie się polskiego społeczeństwa oraz duża fala emigracji młodych i wykształconych Polaków. Spore pozostają również koszty zysków, o czym szerzej mówi dr hab. prof. UŚ Adam Bartoszek z Instytutu Socjologii UŚ: – Sukces, który osiągnęliśmy przez ostatnie lata, odcisnął się negatywnie na naszych relacjach społecznych. Wpływa na to również fakt, iż jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych państw w Europie. Rzeczywiście, spędzamy w pracy przeciętnie 1792 godziny rocznie, co daje nam trzecie miejsce wśród społeczeństw europejskich, jesteśmy również w czołówce światowej. Na Starym Kontynencie wyprzedzają nas jedynie Rosjanie i Grecy. Jednocześnie mamy bardzo wysoki współczynnik Giniego, pokazujący różnicę między najbogatszymi i najbiedniejszymi osobami w kraju.

Nic nie jest czarno-białe

Przy ocenie zmian w Polsce oraz na świecie często zapominamy zerknąć na mniej mierzalne kwestie, które są równie ważne. Wspomniane wyżej relacje społeczne stanowią dość dobry przykład na to, w jaki sposób zmieniło się nasze podejście do życia. – Wzrasta konsumpcjonizm nie tylko materialny, ale i konsumpcjonizm związków międzyludzkich. Traktujemy partnerów instrumentalnie, jako współkonsumentów lub rywali. Jesteśmy nastawieni na osobisty sukces, nie potrafimy przejść do dojrzałej formy miłości w relacjach rodzinnych – zauważa prof. Bartoszek. Nie brzmi to zbyt optymistycznie, jeśli jednak spojrzymy po raz kolejny na liczby, znajdziemy argumenty popierające tę tezę – w 2018 roku rozpadło się co trzecie polskie małżeństwo. Źle wpływa na nas świat ubrany w konkurencyjne

s. 10

Co dobrego?

– W Polsce mamy widoczny postęp wiedzy, mimo wszystko również postęp na poziomie edukacji oraz wysoki wskaźnik kompetencji kulturowych. Jesteśmy przedsiębiorczy, pracowici i kreatywni. Niestety, nie zawsze tę ostatnią cechę wykorzystujemy pozytywnie – dodaje prof. Bartoszek. Co ciekawe, Polacy – wbrew rosnącej globalizacji – zachowali szacunek do kulinarnej tradycji. Nie przeszkadza on

jednak w tym, by w naszym kraju obniżyła się roczna ilość spożywanego mięsa w przeliczeniu na osobę oraz w tym, by pojawiało się coraz więcej wegetarian i wegan. Przyczyną jest tutaj wzrost wrażliwości Polaków na własne zdrowie oraz obdarzanie względnie dużą troską zwierząt, choć w tej kwestii nadal mogłoby być lepiej. Co do niekorzystnych tendencji – mimo nadziei na spadek w Polsce zwiększa się ilość spożywanego alkoholu, szczególnie wśród młodzieży. Może małym pocieszeniem pozostaje fakt, że zmienia się również kultura picia – coraz więcej naszych rodaków wybiera droższe alkohole.

Mniej tolerancyjni

Jak pokazują różne statystyki, otwartość społeczności danego kraju pozytywnie wpływa na jego rozwój. My jednak nadal jesteśmy społeczeństwem w dużym stopniu monoetnicznym i monokulturowym. Osłabła u nas ostatnio tolerancja dla środowiska LGBT – mniej obywateli popiera legalizację związków partnerskich oraz małżeństw osób tej samej płci, a także adopcję dzieci przez związki jednopłciowe. Coraz więcej Polaków sądzi również, że homoseksualizm nie jest rzeczą normalną i nie należy jej tolerować. – LGBT stało się ideologiczną formułą, wygodną dla aktualnej, konserwatywnej władzy, która świadomie kreuje model ideologicznego wroga i wykorzystuje go do dzielenia ludzi – mówi prof. Bartoszek. Natomiast jako kontrargument dla malejącej tolerancji Polaków może posłużyć fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat przyjęliśmy około miliona ludzi pochodzenia ukraińskiego.

Dane aktualne na styczeń 2020 r.

Wybrane źródła:

mechanizmy, rzutuje także na naszą psychikę. Wśród Polaków coraz więcej osób cierpi na depresję, wzrósł również wskaźnik samobójstw. Według prof. Bartoszka zapanowała kultura narcyzmu – patrzymy głównie na samych siebie, a mniej interesujemy się drugim człowiekiem. s.

Business Insider Polska: W Polsce wzrosło skrajne ubóstwo. Najnowsze dane GUS (businessinsider.com.pl);

Human Development Reports: 2019 Human Development Index Ranking (hdr. undp.org);

TVN24: Polacy piją coraz więcej. Alarmujący wzrost spożycia (tvn24.pl);

Dziennik.pl: Polacy tolerują homoseksualistów, ale nie akceptują ich prawa do małżeństw i adopcji dzieci [RAPORT CBOS] (wiadomosci.dziennik.pl).

11

W teatrze życia codziennego

„Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają”. Nie tylko William Szekspir uważał, że ludzkie życie przypomina teatr. W ten sam sposób na świat patrzyło wielu filozofów, artystów oraz badaczy. Jednym z nich był Erving Goffman – autor koncepcji „człowieka w teatrze życia codziennego”.

Niemal wszystkie nasze zachowania można przyrównać do występów scenicznych, których celem jest dawanie i utrzymywanie pewnych pożądanych wrażeń u innych. Stajemy się aktorami, którzy w zależności od scenariusza wchodzą w rolę i grają przed publicznością. Goffman twierdzi, że taka „gra” jest niezbędna do właściwego funkcjonowania społeczeństwa. Czy istnieje jednak miejsce, w którym możemy być po prostu sobą?

Teatr w życiu czy życie w teatrze?

Amerykański socjolog Erving Goffman dużą część swojej kariery zawodowej poświęcił obserwacji ludzkich zachowań. Na bazie jego pracy powstały teorie dotyczące interakcji społecznych, a także miejsca, które każda osoba zajmuje w hierarchii społecznej. Goffman przyrównywał życie ludzkie do przedstawienia teatralnego, rozgrywającego się w konkretnej i określonej przestrzeni. Istotny jest fakt, że każdy człowiek żyjący w społeczeństwie jest zarówno aktorem, jak i widzem, zależnie od tego, jaką rolę pełni w konkretnej sytuacji interakcyjnej. Mówiąc prościej, występujemy wobec innych ludzi jak aktorzy w teatrze, przyjmując „maski” zależnie od sytuacji. Ich wybór jest naprawdę ogromny – to, w jaką postać wcieli się dany aktor, zależy tylko od niego samego, charakteru sytuacji oraz oczekiwań widowni. Każdy z nich, odgrywając swoją rolę, podejmuje ryzyko polegające na tym, że odbiorcy błędnie odczytają jego intencje. Należy pamiętać, że w życiu, tak samo jak w teatrze, celem jest zyskanie uznania widowni, której pod żadnym pozorem nie można zawieść. Aktor chce, aby publiczność (czyli obecni w domniemanej sytuacji ludzie) postrzegała go zgodnie ze swoimi oraz społecznymi oczekiwaniami.

Zilustrujmy to przykładem. Wyobraź sobie, że chcesz zwrócić na siebie uwagę kolegi lub koleżanki z roku. Chcąc dobrze wypaść, w interakcji z tą osobą projektujesz wizerunek, który zawiera wszystko to, co w tobie najlepsze. Druga osoba zapewne zrobi tak samo. Dopiero z biegiem czasu znacie się już na tyle

dobrze, że wiecie, kiedy jesteście naprawdę radośni, a kiedy waszą twarz zdobi wymuszony sytuacją „uśmiech nr 5”.

Często mówi się, że ktoś stwarza pozory i dopiero przy bliższym poznaniu ściąga maskę, by pokazać swoją prawdziwą twarz. To prawda. Jednak mało kto już na początku odsłania wszystkie karty. Zachowujemy pewne tajemnice tylko dla siebie i nie wyciągamy wszystkich trupów z szafy. To normalne zachowanie, które czyni z nas aktorów, choćbyśmy nawet nie byli tego świadomi.

Nie wypadamy z roli

Goffman wyróżnił dwa sposoby podejścia jednostki do odgrywanej roli. Pierwszy polega na tym, że wykonawca całkowicie utożsamia się z odgrywaną rolą, akcja sceniczna wciąga go do tego stopnia, że iluzję rzeczywistości, jaką jest gra, traktuje jako samą rzeczywistość. Taką postawę badacz określa mianem „szczerej”. Podaje przykład rekruta, który na początku stosuje się do regulaminu, aby uniknąć kary. Z czasem przestrzega go tak dokładnie, że wojsko przestaje się go wstydzić, koledzy-żołnierze zaczynają go szanować.

Drugi sposób to zachowanie dystansu do własnej roli, charakteryzujące się brakiem zainteresowania tym, w co wierzy publiczność, czyli postawa „cyniczna”. Cechuje ją także pragnienie uzyskania wyraźnych korzyści z odgrywanej roli. Za przykład może posłużyć sytuacja z życia studenckiego. Chyba każdy z nas musiał podejść do egzaminu, chociaż ani tematyka, ani wykładowca tego przedmiotu nam nie odpowiadał. Wchodzimy wtedy w rolę studenta, którego zadaniem jest wykazać się zdobytą wiedzą przed profesorem. Nie będziemy utożsamiać się z odgrywaną rolą. Jedynym celem będzie uzyskanie korzyści w postaci zaliczenia, natomiast naszymi subiektywnymi odczuciami i uwagami podzielimy się z innymi już po wyjściu z sali.

Istotną rolę odgrywa również scenografia, którą badacz określił mianem „fasady”. Dzieli się ona na dekorację (czyli

s. 12

wszelkie rekwizyty sceny) oraz fasadę osobistą. Rekwizytem, w zależności od sytuacji, może być wszystko. Do fasady osobistej należy zaliczyć wszystkie środki wyrazu związane z osobą aktora. Jest to pozycja społeczna, płeć, wygląd, strój, wykształcenie, piastowany urząd, wiek, mimika czy używane przez daną postać gesty. Wszystkie te cechy mają bowiem wpływ na prezentacje aktora przed widownią oraz końcowy efekt, jaki przyniesie odegrana rola.

Za kulisami

Tak samo jak w świecie teatru, tak i w życiu społecznym scena nie jest jedynym miejscem pracy aktorskiej. Istotną rolę w teorii Goffmana zajmują również kulisy, czyli prywatne miejsce w przestrzeni aktora. Właśnie tam obmyśla on strategię działania, przegląda dostępne maski i wymagane rekwizyty, a także ćwiczy swoją rolę.

Za kulisami (lub w garderobie), gdy publiczność nas nie słyszy i nie widzi, często odnosimy się do niej w inny (sprzeczny) sposób niż ten przedstawiany na scenie. Odkrywamy to, czego z różnych względów byśmy nie pokazali. Posługujemy się tam mniej formalnym, potocznym językiem i bez skrępowania mówimy to, co naprawdę myślimy. Do tej ukrytej przestrzeni wpuszczamy zazwyczaj tylko bliskie nam osoby. Kiedy wbrew naszej woli wtargną tam członkowie publiczności, powstaje napięcie spowodowane obawą przed tym, że zastaną nas na wykonywaniu ról niezgodnych z przedstawieniem. Nasuwa się jednak pytanie: kiedy możemy zdjąć maskę? Jak uważa dr hab. Dariusz Bęben z Instytutu Filozofii UŚ: – Jeżeli założymy, że istnieje jakiś specyficzny typ szczerości, to wydaje się, że nie jesteśmy w stanie osiągnąć go za pomocą samej tylko refleksji. Być może jedyny sposób grania bez „maski” przychodzi – paradoksalnie – ze świata sceny (religii, sztuki, filozofii…). Droga do zrzucenia tego przykrycia prowadzi przez zachwianie wiary w otaczającą nas rzeczywistość (w to, że istnieje prawdziwy

świat kulis). Ale takie poczucie „zadziwienia” czyni z nas ludzi, którzy na scenie pozostają sami, dlatego wybieramy kolejną rolę, kolejne bezpieczne ukrycie się za maską.

Życie to jest teatr

Obecnie zakładanie masek nie jest niczym dziwnym. Nigdy też nie było prostsze – w erze mediów społecznościowych każdy może stać się kim tylko chce. Dwa miliardy ludzi ma profil na Facebooku, a większość z nich uzewnętrznia tam szczęście i sukces. Każdy może grać rolę modelki, biznesmena czy nawet celebryty. Wychodząc na ulicę, będąc w pracy czy na uczelni, każdy z nas wkłada maskę. Niekiedy wynika to z faktu, że nie czujemy się najlepiej, ale nie chcemy dać tego po sobie poznać. Innym razem pragniemy osiągnąć jakiś konkretny cel. Zdarza się również, że to my zajmujemy w jakiejś interakcji miejsce na widowni i bardzo uważnie obserwujemy oraz oceniamy grę aktorską innych.

Gry społeczne funkcjonują w każdym aspekcie naszego życia – w dyplomacji, finansach, prawie, reklamie. Tworzą one zawiłą strukturę graczy, zespołów i pozycji, gdzie sukces mogą odnieść tylko najlepsi gracze oraz ci, którzy chcą i potrafią się dobrze maskować. Pamiętajmy jednak, że nie da się zawsze żyć z maską na twarzy. Trzeba również wiedzieć, kiedy zejść ze sceny – na oklaskach, a nie na gwizdach.

Źródła:

T. Bruch: Wszyscy jesteśmy aktorami w Teatrze Życia Codziennego. (www.worldmaster.pl);

E. Goffman: Człowiek w teatrze życia codziennego;

W. Szekspir: Jak wam się podoba

s. 13

Arteterapia – leczenie sztuką

Niezwykła forma terapii. Rodzaj psychoterapii. To coś więcej niż zwykłe zajęcia artystyczne. Mimo że pomaga, bywa niedoceniana.

Emocje towarzyszą nam każdego dnia. Są zmienne. Nie wszyscy potrafią sobie z nimi poradzić. Czasami codzienność zanadto nas przytłacza. Nie wiemy, co zrobić w danej sytuacji. Tracimy chęć życia. Jedyną drogą do wyzdrowienia pozostaje skorzystanie z usług profesjonalisty. Możemy udać się do psychologa, psychiatry albo skorzystać z nieinwazyjnej formy terapii, jaką jest leczenie sztuką, czyli arteterapia.

Jeden krok może zmienić wszystko

Arteterapia to nic innego jak działania lecznicze za pośrednictwem sztuki. Przy wsparciu terapeuty jej uczestnik tworzy obiekty artystyczne, np. obrazy, rzeźby, utwory literackie, a następnie dzieli się zawartymi w nich znaczeniami. Wspólnie z nim odkrywa też zupełnie nowe interpretacje i tropy w swojej twórczości, analizuje je i rozwija.

Spotkania mogą być indywidualne bądź grupowe. Pełnią funkcję rekreacyjną, wychowawczą, edukacyjną i rehabilitacyjną. Taka forma terapii bywa pomocna dla osób zmagających się z depresją, nerwicami i zaburzeniami lękowymi, leczących uzależnienia, niewidomych, głuchoniemych, z chorobami genetycznymi, dzieci czy osób starszych, a także u ludzi, którzy po jakiejś traumie starają się powrócić do normalnego funkcjonowania. Jej zadaniem jest m.in. pomoc w rozwiązywaniu własnych problemów, redukcja stresu, pokonanie lęków, podniesienie samooceny, rozwijanie umiejętności interpersonalnych, uwolnienie nagromadzonych emocji oraz poznanie motywów własnych zachowań. Dzięki działaniom artystycznym otwieramy się, wyrażamy siebie, a to bezcenne przy terapii.

Arteterapeuta jest przewodnikiem i towarzyszem, osobą z niezwykłą cierpliwością, wrażliwością i umiejętnością słuchania. Jak mówi dr Magdalena Hyla z Instytutu Psychologii UŚ: – Arteterapia otwiera przed specjalistami pomocy

psychologicznej szeroki wachlarz możliwości pracy. Badania pokazują, że praca terapeutyczna z wykorzystaniem twórczości może w znaczący sposób przyspieszyć nawiązanie relacji terapeutycznej poprzez stworzenie kontekstu do głębokich refleksji, uruchamia niewerbalne sposoby przetwarzania informacji i wyrażania się, ułatwia zrozumienie znaczeń, jakie nadajemy pewnym symbolom i słowom, a co za tym idzie – rozwija umiejętności komunikacji, sprzyja wzrastaniu zdolności do samoświadomości i refleksji, buduje poczucie własnej skuteczności i kreatywności oraz kształtuje umiejętność przyjmowania cudzej perspektywy.

Zacznijmy od początku

Już w starożytności uważano, że kontakt z pięknem oraz sztuką ma dobroczynny wpływ na zdrowie człowieka. Świadczy o tym m.in. dbałość antycznych Greków o walory estetyczne w ich zakładach leczniczych (tzw. asklepiejonach – ośrodkach kultu boga Asklepiosa). Wszystko, co otaczało chorych, przesycone było wyrafinowanym urokiem, dzięki czemu umożliwiało swoistą „estetoterapię”, korzystnie działającą na ciało oraz psychikę pacjentów.

Po raz pierwszy terminu ,,arteterapia” użył pracujący w Wielkiej Brytanii artysta, Adrian Hill. Podkreślał, że najważniejszy w tym rodzaju leczenia jest swobodny proces twórczy, a efekt i jego aspekty artystyczne mają znaczenie drugorzędne. Natomiast w Polsce wpływem sztuki na poprawę zdrowia naukowcy zaczęli się interesować w latach 30. XX wieku. Inicjatorem arteterapii w naszym kraju był prof. Stefan Szuman, wybitny pedagog i etyk. Kontynuatorem jego działań stał się onkolog – prof. Julian Aleksandrowicz. W latach 60. i 70. wprowadził on w polskich szpitalach pionierskie metody wspomagające leczenie chorych, bardzo bliskie tym, którymi posługuje

s. 14

się współczesna arteterapia. Jednak dopiero w latach 90. XX wieku jej techniki rozkwitły w naszym kraju na dobre. Wszystko za sprawą wymiany doświadczeń ze specjalistami działającymi na Zachodzie, a także dzięki coraz liczniejszym tłumaczeniom zagranicznych opracowań na ten temat.

W Stanach Zjednoczonych to znana, szanowana profesja. Arteterapeuci pracują w zróżnicowanych środowiskach, takich jak szpitale, kliniki, placówki publiczne i społecznościowe, centra odnowy biologicznej czy instytucje edukacyjne. Prowadzą także prywatne praktyki terapeutyczne. W Polsce ta dziedzina terapii dopiero zaczyna „raczkować”, niemniej jednak jest to zawód pożądany i przyszłościowy.

Jakie formy wyróżniamy?

Arteterapia dzieli się na kilka rodzajów: – plastykoterapię: wykorzystanie różnych technik plastycznych, np. malowanie pędzlem, palcami, dłońmi, nicią/sznurkiem, techniki rysunkowe, kolaż, formy rzeźbiarskie, przestrzenne, biżuteria artystyczna;

– muzykoterapię: wyzwolenie rytmu wewnętrznego, stymulacja poziomu rozwoju psychoruchowego, redukcja zmęczenia, relaksacja, zniesienie napięć mięśniowych, poprawa samopoczucia poprzez słuchanie muzyki, wykonawstwo, improwizację czy komponowanie. Warto dodać, że muzykoterapia jest niezwykle ważna na oddziale neonatologicznym, stymulacja muzyką służy lepszemu rozwojowi wcześniaków;

– choreoterapię: gest, ruch i taniec inspirowane dźwiękami i muzyką, improwizacje ruchowe, ekspresja, ilustrowanie ruchem treści słyszanej melodii;

– dramatoterapię: zabawa słowem, poezja, ekspresja teatralna;

– biblioterapię: spotkanie z książką (proza, poezja), pisanie bajek;

– filmoterapię: oglądanie filmów, dyskusja po projekcji, przygotowanie własnego filmu;

– fotografoterapię: oglądanie zdjęć i wykonywanie ich różnymi technikami, wywoływanie analogowe i cyfrowe.

Forma arteterapii dobierana jest indywidualnie pod każdego uczestnika.

Droga długa, ale jakże piękna Kto w takim razie może zostać arteterapeutą? Terapeuci to przede wszystkim osoby empatyczne, życzliwe, cierpliwe, potrafiące słuchać. Najważniejsza pozostaje jednak chęć niesienia pomocy potrzebującemu – człowiek ma być postawiony na pierwszym miejscu.

Kwalifikacje najlepiej zdobyć na studiach. Choć powstało już wiele kursów, trzyletnie studia dają dużo więcej możliwości i szansę szerszego rozwoju. Na kursie nie jesteśmy w stanie przyswoić ogromu wiedzy, którą można zdobyć na wyższej uczelni. Warto zaznaczyć też, że praktyki studenckie przygotowują do podjęcia pracy w tym zawodzie. Dzięki nim możemy sprawdzić siebie i dowiedzieć się, czy faktycznie dokonaliśmy dobrego wyboru.

Kierunek ten jest interdyscyplinarny i międzyobszarowy. Wspólnie prowadzą go trzy uczelnie wyższe – Uniwersytet Śląski, Akademia Sztuk Pięknych i Akademia Muzyczna. Łączy w sobie komponenty sztuki, pedagogiki, pedagogiki specjalnej, terapii i psychologii. Stworzony jest z myślą o specyficznym kandydacie – mającym szczególne uzdolnienia estetyczne, ale niekoniecznie legitymizującym się wykształceniem artystycznym, jednak chcącym je uzyskać i połączyć z wiedzą z obszarów humanistyczno-społecznych, a jednocześnie posługiwać

się profesjonalnym językiem sztuki w szeroko pojętej terapii i wsparciu rozwoju.

Czy zatem warto studiować arteterapię? Warto, naprawdę. To niesamowita przygoda. Kierunek daje dużo możliwości, poszerza horyzonty, uczy o potrzebach drugiego człowieka. Wiele struktur ćwiczy się na sobie. Poza tym sam fakt studiowania na trzech uczelniach to zaszczyt. Należy jednak pamiętać, że wybierając taką specyficzną drogę edukacyjną, trzeba kierować się dobrem innych. To my w przyszłości będziemy odpowiedzialni za powrót pacjentów do zdrowia.

Otwórzmy się na sztukę Sztuka ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Upiększa, wzbogaca ludzkie życie. Wielcy kompozytorzy: Haendel, Schumann, Wolf, Berlioz, Mahler i wielu innych muzyków tworzyło wiekopomne symfonie, oratoria, opery, koncerty i pieśni, zmagając się ze swymi mentalnymi zaburzeniami – depresją, natrętnymi obsesjami czy stanami lękowymi. Dzięki swej twórczości pokonywali chorobę, przynajmniej na czas tworzenia. Za dobry przykład uchodzi tutaj choćby Lee Alexander McQueen, który często badał najmroczniejsze zakamarki swego umysłu, zmieniając je w kreacje i niesamowite widowiska na wybiegu. Sam walczył z chorobą psychiczną, a gdy borykał się z emocjami, tworzył najlepsze dzieła. Ale nawet my, gdy jesteśmy skrajnie nieszczęśliwi, cierpiący i zrozpaczeni, często dzięki własnej twórczości znajdujemy drogę powrotu do życia, które wydawało się pozbawione sensu i celu. Trzeba korzystać z dobra kultury. Wyrażając siebie poprzez sztukę, uwalniamy się od nękających nas uczuć czy myśli.

Jak mówił Oscar Wilde: „Nie istnieje nic takiego, czego by sztuka nie mogła wyrazić”.

Wybrane źródła:

B. Wiarek: Arteterapia i jej wpływ na prawidłowe funkcjonowanie jednostki. (www.edukacja.edux.pl);

A. Pikała, M. Sasin: Arteterapia. Scenariusze zajęć ;

A. Glińska-Lachowicz: Arteterapia w działaniu;

J. Gładyszewska-Cylulko: Arteterapia w pracy pedagoga.

W blasku statuetki

Oscar – Nagroda Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej – to jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień, jakie mogą otrzymać przedstawiciele X muzy. O złotej statuetce marzy chyba każdy, kto w jakikolwiek sposób związany jest z kinematografią. Dlaczego Oscary cieszą się tak dużą renomą? Kto decyduje o ich przyznawaniu i dlaczego są tak ważną nagrodą?

Akademia Filmowa zbliża się do świętowania swoich setnych urodzin. Założono ją w 1927 roku, ale początkowo jej zadaniem wcale nie miało być przyznawanie nagród. Powstała bowiem po to, by łagodzić liczne spory między związkami zawodowymi przemysłu filmowego a potężnymi koncernami produkcyjnymi. Akademia miała również pełnić rolę oficjalnego przedstawiciela amerykańskiej kinematografii. Członkami organu mogli być tylko ludzie do niego zaproszeni, zaakceptowani przez Louisa B. Mayera, szefa wytwórni MGM (Metro-Goldwyn-Mayer). Na przyznawanie jakichkolwiek nagród gremium nie miało funduszy. Dopiero z inicjatywy aktora Douglasa Fairbanksa rozpoczęto coroczne wręczanie statuetek na uroczystym balu. Dzisiaj wyróżnianie twórców filmowych to główne zadanie Akademii, a żeby stać się jej członkiem, wystarczy tylko (lub aż) zostać nominowanym do jakiejkolwiek oscarowej kategorii lub zaproszonym z poparciem co najmniej dwóch członków.

Dlaczego Oscar, a nie John?

Oscarowa statuetka, którą każdy miłośnik kina chciałby choć przez chwilę potrzymać w dłoni, jest wykonana z brązu i pokryta złotem. Zaprojektowana została w stylu art déco, a po raz pierwszy przyznano ją w 1928 roku. Przedstawia ludzką sylwetkę w pozycji stojącej – w zamyśle miał to być krzyżowiec, który trzyma miecz. Umieszczona w figurce broń symbolizuje obronę branży filmowej. Ciekawsza od samej statuetki jest

niejednoznaczna geneza jej nazwy. Według jednej z opowieści Margaret Herrick, gdy pierwszy raz zobaczyła wzorzec figurki, stwierdziła, że wyrzeźbiona postać przypomina jej wujka Oscara. Z kolei Bette Davis utrzymywała, że imię statuetki ma związek z jej byłym mężem Harmonem Oscarem Nelsonem. Swoje trzy grosze dorzucił także pewien dziennikarz z ,,New York Daily News”, który nie znajdując synonimu do tego wyróżnienia, zaczął nazywać go w swoich artykułach Oscarem. Nazwa została oficjalnie przyjęta dopiero w 1939 roku. Oscar to jedna z nielicznych nagród filmowych mających w swojej nazwie imię.

And the Oscar goes to…

W jaki sposób wybierane są nagradzane filmy? Każdy z członków Akademii ma prawo oddać jeden głos w danej kategorii. Przed ostatecznym werdyktem wszyscy głosujący powinni zapoznać się z nominowanymi produkcjami. Dlatego osoby należące do gremium są zapraszane na specjalne, zamknięte pokazy filmów lub otrzymują ich legalną kopię, z której mogą korzystać wyłącznie na własny użytek. Nikt nie weryfikuje jednak, czy kilka tysięcy członków Akademii rzeczywiście obejrzało wszystkie nominowane obrazy. Drugą kwestią, która corocznie budzi kontrowersje, jest fakt, że niezależnie od zawodu, jaki wykonuje dany członek Akademii, oddaje on głosy w każdej kategorii. Oznacza to, że np. aktorzy głosują na najlepszy film animowany, a scenarzyści – na najlepszą piosenkę. Choć sposób

s. 16
Małgorzata Pabian malgorzata.pabian.mp@interia.pl

wyboru najlepszych produkcji jest od lat krytykowany, to jednak nie uległ on zmianie dlatego, by nie burzyć demokratycznej zasady równości wszystkich członków.

Przepis na Oscara

O ile trudno przewidzieć, kto otrzyma nagrodę za najlepszą kreację aktorską czy muzykę, o tyle przed każdą galą rozdania Oscarów media i miłośnicy kina spekulują, na jaki film w danym roku Akademia zwróci szczególną uwagę. Często bowiem nagradza te produkcje, które w jakiś sposób wiążą się z aktualnymi wydarzeniami społecznymi czy politycznymi i komentują bieżącą rzeczywistość. Nie jest to oczywiście reguła, ale wystarczy spojrzeć na zwycięzców z ostatnich lat, by móc przypuszczać, że Akademia ceni filmową refleksję nad aktualnymi bolączkami świata. W 2018 roku najlepszym filmem został Kształt wody, który zdaniem krytyków wpisuje się w tematykę dyskryminacji i nietolerancji uchodźców. Rok wcześniej zwyciężył Moonlight z istotnym wątkiem homoseksualnym, a przed nim królował Spotlight, opowiadający historię dziennikarzy ujawniających przypadki pedofilii wśród księży. Oczywiście nie tylko trafna problematyka przykuwa uwagę Akademii. Często nagradza ona także produkcje ze znakomitymi aktorkami i aktorami czy filmy tworzone przez czołowych reżyserów. Tę hipotezę potwierdzają choćby: Lista Schindlera (reż. Steven Spielberg), American Beauty (reż. Sam Mendes), Lot nad kukułczym gniazdem z fenomenalną rolą Jacka Nicholsona czy Sprawa Kramerów ze świetną kreacją Meryl Streep. Film ma szansę na statuetkę także wówczas, gdy oparty jest na autentycznej historii lub ma charakter biograficzny.

Dziękuję Akademii i moim bliskim Gala rozdania Oscarów ma już obecnie status nie tylko najistotniejszego wydarzenia w branży. Jest również coraz częściej okazją do skomentowania ważnych problemów współczesności i zamanifestowania własnych poglądów. Nominowani i nagradzani komunikują światu swoje wartości na dwa sposoby: poprzez kreacje oraz przemówienia. Jeśli chodzi o te pierwsze, tutaj prym wiodą aktorki, których ubiór często prowokuje do dyskusji nad problemem dyskryminacji kobiet w branży filmowej. Tak stało się choćby na tegorocznej gali – Natalie Portman miała na płaszczu wyszyte nazwiska reżyserek, które nie otrzymały nominacji. W kategorii najlepsza reżyseria wyszczególniono bowiem wyłącznie mężczyzn, pomijając twórczynie Małych kobietek czy Portretu kobiety w ogniu. Z kolei podczas przemówień nagrodzeni mogą już bezpośrednio zabrać głos w ważnych dla nich sprawach. Joaquin Phoenix, wyróżniony Oscarem dla najlepszego aktora za rolę w Jokerze, podczas swoich pięciu minut zwrócił uwagę na smutny los wykorzystywanych zwierząt (sam jest weganinem) oraz różnego rodzaju niesprawiedliwość i nierówność. Nagrodzona w 2018 roku jako najlepsza aktorka pierwszoplanowa Frances McDormand z Trzech billboardów za Ebbing, Missouri po odebraniu statuetki poprosiła o powstanie wszystkie nominowane kobiety obecne na gali. Chciała tym samym pokazać, jak ważną rolę odgrywają przedstawicielki płci pięknej w całym przemyśle filmowym.

Ranga nagrody

Oscary to na pewno jedna z najsłynniejszych i najważniejszych nagród w przemyśle filmowym. Jednak czy wpływa ona

znacząco na kariery wyróżnionych? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, nawet biorąc pod lupę ich dalsze losy. Czasami zdarza się, że nagrodzony film jest opus magnum w karierze twórcy, który później nie potrafi już stworzyć niczego lepszego. Nominowani aktorzy i aktorki nierzadko jednak dostają – niezależnie od tego, czy wygrali w swojej kategorii – więcej propozycji do nowych ról. Dzięki Oscarom zostają zauważeni przez branżę, a często nawet zaczynają być zaliczani do grona najważniejszych aktorów. Tak stało się chociażby z Angeliną Jolie, która otrzymała statuetkę za najlepszą rolę drugoplanową w filmie Przerwana lekcja muzyki. Jest też sporo twórców, którzy raz zauważeni przez Akademię w kolejnych latach otrzymują od niej następne nominacje, jak chociażby Quentin Tarantino czy Leonardo DiCaprio. A jaką rangą cieszą się Oscary pośród innych wyróżnień filmowych i czy nagrodzenie nimi świadczy o jakości filmu? Na to pytanie odpowiada Magdalena Kempna-Pieniążek z Zakładu Filmoznawstwa i Wiedzy o Mediach UŚ: – Warto pamiętać, że Oscar to coś więcej niż Nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej. To pewna marka, produkt kultury głównego nurtu, a zarazem jedna z ikon zglobalizowanego przemysłu rozrywkowego. Taki fenomen siłą rzeczy otwiera się na rozmaite czynniki wpływu, staje się elementem gier politycznych i ideologicznych, a także swoistym zwierciadłem trendów obowiązujących w mainstreamie. Wśród laureatów tej nagrody, obok dzieł wybitnych i uznanych za klasyki, takich jak Casablanca Michaela Curtiza, znajdują się zatem także realizacje, które w danym momencie albo rozpoznawano jako kamienie milowe w rozwoju filmowej techniki (np. filmy Jamesa Camerona: Titanic i Avatar), albo dostrzegano w nich aktualność i szczególną wagę podejmowanych tematów. Zdarza się i tak, że Oscary zdobywały filmy, w których polityczny kontekst szedł w parze z wysokimi walorami artystycznymi – z pewnością nie jest przypadkiem, że w ostatnich latach aż dwukrotnie, za Rozstanie i Klienta, Amerykańska Akademia Filmowa nagrodziła pochodzącego z Iranu Asghara Farhadiego.

Czy warto śledzić oscarowe produkcje?

Niezależnie od tego, czy jesteśmy prawdziwymi kinomanami, czy film to dla nas tylko jedna z wielu form rozrywki, wyróżnienia i nominacje Akademii mogą być inspiracją do znalezienia dobrej produkcji, wartej wieczornego seansu. Wiele filmów, na które zwrócono uwagę przy przyznawaniu nagrody, zajmuje ważne miejsce we współczesnej kulturze oraz zyskało rangę obrazów ponadczasowych, rozpoznawalnych na całym świecie. Warto więc corocznie zerkać na rozdanie złotych statuetek, by dobrze poznać branżę filmową, a przy okazji dowiedzieć się o kilku wartościowych produkcjach.

Źródła:

K. Czajka-Kominiarczuk: Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej;

M. Hendrykowski: Historia filmowego Oscara

s. 17

Na głos – mów, co myślisz, śpiewaj z serca, krzycz całą duszą

Głos ludzki jest podstawowym środkiem ekspresji i komunikacji z otoczeniem. Przychodzimy na świat z umiejętnością posługiwania się nim. Już noworodek, po wyjściu z łona matki, potrafi krzyczeć nawet przez kilkanaście minut, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Ale czy jako ludzie dorośli zachowujemy tę umiejętność? Potrafimy wyrażać siebie bezpiecznie i zdrowo?

– Głos odurza mnie od lat. Fascynujące jest to, jak przy jego pomocy można rozwijać i duszę, i umysł, i ciało – i to nie tylko własne! – mówi Aleksandra Sieja, trener wokalny, wokalistka, głosoholiczka i piosenkopisarka. Główne motto, które przyświeca jej pracy, brzmi: „Mów, co myślisz, śpiewaj z serca, krzycz całą duszą i wyrażaj siebie głosem świadomie, swobodnie i zdrowo”. Znana jest pod szyldem „Pani od Głosu”, bo właśnie głosami się zajmuje. Tymi zdrowymi, chorymi, niskimi, wysokimi, delikatnymi… Jednym słowem, nie ma głosu, którego nie weźmie pod swoje skrzydła.

Głosoholizm

To autorskie pojęcie, które „Pani od Głosu” stworzyła na własny użytek, aby móc wyrazić jednym słowem to, czym się zajmuje. Łączy ono w sobie jednocześnie dwa znaczenia: uzależnienie od głosu oraz holistyczne podejście do niego.

– Moim celem jest szerzenie idei wyrażania siebie przy użyciu głosu w sposób świadomy, swobodny, zdrowy, ale i efektowny, zarówno śpiewając w różnych stylach muzycznych, jak i pracując z głosem w innych dziedzinach niż muzyka – dopowiada autorka pojęcia.

Pogotowie wokalne, jak mogę pomóc?

– Tak od koleżanek studentek odbierałam telefon w trakcie sesji. Mało kto wiedział o tym, że można zrobić dynamiczną rehabilitację, która będzie polegać przede wszystkim na stosowaniu paru podstawowych ćwiczeń, a nie, jak się przyjęło, tylko na połykaniu leków i całodziennym milczeniu. I tak zostałam oddziałową. (śmiech) Próbowałam odzyskiwać głosy, czasami nawet stracone do nicości. Później zostałam ,,Panią od Głosu”, a pogotowie wokalne stało się częścią mojej pracy – żartobliwie opowiada Aleksandra Sieja, pytana o początki swojej działalności związanej z rehabilitacją.

Potworki

Co roku odnotowuje się 3,5 tysiąca zachorowań na choroby narządu głosu – 90 procent z nich stanowią nauczyciele. Aż 71 procent chorych nigdy nie odbyło szkolenia z zakresu emisji.

W środowiskach, w których pracuje się głosem, nie ma odpowiedniego poziomu świadomości. Na pytanie, jak można zapobiec tak ogromnej liczbie zachorowań, Aleksandra Sieja odpowiada: – Przede wszystkim profilaktyką i szerzeniem świadomości! Należy reagować na zmiany, które pojawiają się w głosie. Do niepokojących objawów można zaliczyć: chroniczną chrypkę, zanikanie i szybsze męczenie się głosu, zmianę w jego jakości lub barwie. Lepiej zapobiegać, niż leczyć, dlatego każda osoba, zawodowo pracująca głosem, powinna regularnie chodzić na kontrole foniatryczne.

To NIE jest atlas anatomii

Oto krótki przewodnik po najczęściej spotykanych błędach w emisji głosu mówionego. Zastanów się, może odnajdujesz się w którejś z tych kategorii?

– Logopedyczne wady wymowy: czasem są to wady kosmetyczne, mało słyszalne. Pozwalają nosicielom iść przez życie szczęśliwie i nieświadomie. Innym razem jednak bardzo rzucają się w oczy i utrudniają komunikację. Mogą być nawet bezpośrednią przyczyną zaburzenia funkcji fizjologicznych (np. połykania lub żucia).

– Płytkie i statyczne oddychanie: siedzący tryb życia, który dominuje we współczesnym świecie, szkodzi głębokiemu oddechowi. Dlatego tak ważna jest aktywność fizyczna. Oprócz niej zalecane są również ćwiczenia oddechowe.

– Napięcia mięśniowe: te w obrębie narządu głosu, ale i całego ciała. Wpływają na nie przeciążenia fizyczne i równie często blokady emocjonalne.

s. 18
Julia Walczak julia.walczakk@wp.pl

– Mówienie nieświadome: osoby nieświadome tego, jak mówią i co mówią, wyrażają się często zbyt szybko, niewyraźnie, monotonnie, zbyt siłowo lub zbyt lekko.

– Oczywiście pamiętajmy, nikt z nas nie jest normatywny, każdy ma „coś”, nie dajmy się zwariować i nie popadajmy w skrajności z tym poprawianiem. Ideały spotykamy jedynie w atlasach anatomii – mówi Aleksandra Sieja.

Codziennik – ,,Pani od Głosu” radzi

Ludzie bardzo różnią się od siebie. Także ich głosy mają indywidualne potrzeby i doświadczenia. Przed wami jednak zbiór prawd uniwersalnych, za których stosowanie podziękuje każdy głos:

– regularne picie odpowiedniej ilości wody,

– zdrowe ciało (dobrze dobrana dieta i aktywność fizyczna),

– dbanie o przestrzeń wokół siebie (regularne wietrzenie, odpowiednia temperatura i wilgotność powietrza, czystość pomieszczenia),

– unikanie palenia i dymu,

– unikanie picia dużych ilości alkoholu,

– unikanie wrzasku i szeptu,

– dobrej jakości sen i odpoczynek,

– obserwowanie i reagowanie na zmiany w swoim głosie.

Poprawki higieniczne

Na temat higieny głosu w zawodzie dziennikarza i wykładowcy wypowiedział się również pracownik Uniwersytetu Śląskiego, redaktor Jacek Filus: – W naszej pracy musimy dbać o to, żeby głos pozostał w dobrej kondycji. Ważne są preparaty nawilżające, bo mamy wysuszoną śluzówkę. Trzeba dbać o to, żeby w pomieszczeniu zachować odpowiednią wilgotność, okna powinny być rozszczelnione. Nie krzyczeć… I czasem trzeba po prostu wiedzieć, kiedy przestać gadać. (śmiech)

Jeden masz głos

– Holistyczna praca z głosem to dla mnie próba spojrzenia na całego człowieka, który pojawia się na zajęciach. Zwrócenie uwagi na ciało od stóp do głów i niepomijanie w tym procesie umysłu oraz ducha – zaznacza Aleksandra Sieja.

Twój głos jest Tobą. Zajmij się nim, zanim będziesz zmuszony w panice szukać warsztatu naprawczego.

Źródła: Pani od Głosu. (www.paniodglosu.pl);

A. Majkowska: Podstawowe zagadnienia emisji i higieny głosu.

s. 19

Śląsk – narrator wszechwiedzący

Każdego dnia chodzimy tymi samymi ścieżkami, mijamy te same miejsca. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co mają nam do powiedzenia? Jaką historię kryje Śląsk, który, jak nam się wydaje, znamy już wystarczająco dobrze?

Śląsk można poznać na wiele sposobów. Przekonałam się o tym, rozmawiając z autorką, w której powieściach nasz region odgrywa niezwykle istotną rolę. To miejsce, gdzie miłość wygrywa z wojną, zabobonami i przeciwnościami losu. Chorzów, Pszczyna, a może wieś Dobra pod Częstochową? Na spacer śladami książkowych bohaterów zapraszam wraz ze śląską pisarką, Sabiną Waszut.

IS: Jak zrodziła się Pani pasja i dlaczego „otula” ją Śląsk?

SW: Pisałam od zawsze, natomiast moja pierwsza powieść to przelane na papier wspomnienia dziadków. Mój dziadek, tak jak książkowy Władek, był drukarzem. Zawsze przepięknie opowiadał, dlatego zarówno historie wojenne, jak i te dotyczące śląskiej codzienności były moimi, można tak powiedzieć, bajeczkami na dobranoc, oczywiście dostosowanymi do wieku. Jego opowieści bardzo długo mieszkały w mojej głowie, aż pewnego dnia stwierdziłam, że powinnam je przenieść na papier. Tak powstały Rozdroża, a w kolejnych latach W obcym domu i Zielony byfyj Tym sposobem opowieści dziadków zostały zamknięte w trylogii książkowej, w pewnym stopniu dzięki czytelnikom, którzy prosili o kontynuację losów Zosi i Władka.

Czy udało się wychwycić z pamięci wszystkie wspomnienia dziadków?

Pamięć ludzka jest zawodna, poza tym historia mojego dziadka jest jego historią, niekoniecznie w całości prawdziwą. Co najmniej pół roku spędziłam w bibliotekach i archiwach, czytając książki dotyczące Śląska, by zadbać również o chronologię wydarzeń. Tak przygotowuję się do pisania każdej książki.

Gdyby podążać śladami bohaterów, od jakich miejsc należy zacząć?

Tak naprawdę dopiero w trzecim tomie ujawniam, gdzie toczy się akcja. Jest to Chorzów, moje rodzinne miasto, a zwłaszcza okolice ulicy Strzelców Bytomskich. Tam mieszkali moi dziadkowie. Przebieg wydarzeń często przenosi się również na ulicę Wolności, gdzie znajdowała się garmażeria, w której pracowała książkowa Zosia. Jest to punkt, który naprawdę mieścił się przy ulicy Wolności. Przenosimy się również do Katowic i do Pszczyny. Można przespacerować się tamtejszym parkiem, który często odwiedzała Zosia.

A Wesołe Miasteczko, którego jednymi z pierwszych gości byli Zosia i Władek?

Oczywiście, że tak. Wszystkie daty się zgadzają i faktycznie, tak jak w książce, mieszkańcy Chorzowa i Katowic musieli jeździć do parku i brać udział w akcjach społecznych, które były wtedy

s. 20
Iwona Smyrak iwona.bialaflaga@gmail.com zdjęcie: Katsiaryna Kalyska

popularne. Można zatem stwierdzić, że Wesołe Miasteczko i Park Śląski zostały wybudowane poniekąd ich rękami.

Czy Bar na starym osiedlu istnieje naprawdę?

Bar na starym osiedlu jest książką pokazującą Chorzów współczesny, sam lokal zaś istnieje naprawdę. Bar o nazwie Smerf mieści się w Chorzowie Batorym, mnóstwo mieszkańców przychodzi tam do dziś, by zjeść przepyszny obiad. Ktoś, kto dobrze zna to miasto, z łatwością przeniesie się również w inne miejsca razem z bohaterami powieści.

Czy przed napisaniem książki odwiedza pani przyszłe miejsca akcji?

Tak, odwiedzam. Przez pół roku sporządzam notatki, zbieram informacje. Przed rozpoczęciem pracy nad Narzeczoną z getta wiele razy byłam w Sławkowie. Współpracowałam również z Muzeum Sławkowskim, które przesyłało mi wiele dokumentów i informacji. Prace te są bardzo dogłębne. Pracując nad tą książką, zwiedzałam miasteczka żydowskie, stare synagogi i cmentarze. Odwiedziłam również kawiarnię w Będzinie, Jerozolimę, gdzie kosztowałam żydowskich potraw. Staram się wszystkimi zmysłami poznać historię i umożliwić to również czytelnikom.

Do końca roku 2019 zajmowała się pani edukacją regionalną w Muzeum „Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie”. Czy praca w skansenie miała wpływ na pasję?

Miała bardzo duży wpływ. Pomagała mi, a nie odrywała od pisania, jak mogłoby się wydawać. To nie były dwa światy. Szczególnie jest to widoczne w mojej powieści Dobra-noc, zawierającej opisy wielu starych obyczajów i obrzędów, nie tylko śląskich. Wszystkie zwyczaje i legendy bardzo się mieszają. Rzadko jest tak, że coś dotyczy tylko jednego regionu. To, o czym opowiadałam zwiedzającym Muzeum, także znajduje się we wspomnianej książce. Jej akcja osadzona jest we wsi Dobra, nieopodal Częstochowy.

Były książki z historią, zabobonami w tle. A co z legendami?

Trudno powiedzieć. Legendy są oddzielnym tematem i myślę, że niełatwym zadaniem byłoby je wpleść w akcję. Być może na

bazie którejś z nich dałoby się stworzyć jakąś historię. Nie myślałam o tym, ale jest to pewien pomysł.

A czy zna pani jakieś legendy śląskie?

Takich typowo śląskich legend jest niewiele. Jedyną, która dotyczy szczególnie Górnego Śląska, jest legenda o Skarbniku – władcy podziemia, który pilnuje porządku i nagradza przestrzegających obowiązujących tam zasad i norm. Karał on natomiast tych, którzy postępowali wbrew regułom. W kopalni nie można było na przykład gwizdać.

A przyjezdni, którzy mieszkają na Śląsku, by studiować –które miejsca powinien odwiedzić każdy z nich?

Żeby poznać stary Śląsk, oczywiście należy wybrać się na Nikiszowiec – miejsce kultowe. Co prawda kiedyś z większą dozą intensywności można było poczuć tam ducha starego Śląska, jednak w dalszym ciągu jest to piękna dzielnica. Zresztą starych dzielnic, starych familoków jest więcej – na przykład w Rudzie Śląskiej, Kochłowicach. Warto zobaczyć te miejsca, bo taki był kiedyś Śląsk. Oczywiście trzeba też obowiązkowo zwiedzić którąś z kopalń. Jednak nasz region ma różne oblicza – to nie tylko szyby górnicze, ale przede wszystkim miejsce kulturalnych wydarzeń. Siedzimy teraz naprzeciwko Teatru Śląskiego. Jest to obiekt, który naprawdę warto odwiedzić, bo sztuki, które są w nim wystawiane, prezentują naprawdę imponująco wysoki poziom.

Co wyróżnia Śląsk?

Myślę, że charaktery Ślązaków. Jeżdżąc po różnych miejscowościach, znajdziemy wiele wspólnych elementów. Oczywiście region ten jest nadal bardzo przemysłowy, dlatego związanych z tym obiektów pewnie będzie najwięcej. Myślę, że wyróżnia nas potrzeba porządku, którą w zasadzie wyssaliśmy z mlekiem matki. Mimo że narzekamy czasem na śmieci, panuje tutaj ład. Podróżując po kraju, da się zauważyć, że pod względem dbałości o porządek i dobrej organizacji bardzo się wyróżniamy.

A gościnność?

Oczywiście, gościnność również nas wyróżnia. Odwiedziny u nas niemal zawsze kończą się obiadem, ciastem i jakoś trudno wyjść – a nie wszędzie tak to wygląda. Dlatego uważam, że Śląsk jest przede wszystkim w nas i my, mieszkańcy tego regionu, go tworzymy.

Gdyby jedna z powieści miała zostać zekranizowana, którą by Pani typowała?

Teraz modne są historie wojenne, więc cały cykl Rozdroży, który jest przepiękną sagą rodzinną, posiada wszelkie atuty, aby na jego podstawie powstał film czy nawet krótki serial. Narzeczona z getta również wpasowuje się w tematy, które aktualnie się porusza, sprawy, o których warto pamiętać. Niestety odchodzi już ostatnie pokolenie mogące nam bezpośrednio o drugiej wojnie światowej opowiedzieć.

Czy brakuje nam książek, które zachowują przeszłość?

Wydaje mi się, że jest ich nawet przesyt, zwłaszcza jeśli chodzi o tematykę Auschwitz. Nie pokusiłabym się już o napisanie takiej książki. Z pewnością czytelnik, który interesuje się losami ludzi podczas drugiej wojny światowej, ma po co sięgać.

s. 21
zdjęcie: Agnieszka Ryng

Klimat na widelcu

Jaka byłaby twoja pierwsza odpowiedź, gdyby zapytano cię, jakie zmiany możesz wprowadzić, aby zrobić coś dobrego dla środowiska? Ograniczanie plastiku, segregacja odpadów, a może częstsze korzystanie z transportu miejskiego zamiast własnego samochodu? A jeśli spytam cię, co jesz? Czy skojarzysz swój sposób odżywiania z tym, jak oddziałujesz na klimat?

Czy globalne ocieplenie jest faktem? Czy działalność ludzi ma wpływ na występowanie tego zjawiska? Obecnie znaleźć możemy wiele informacji, które przybliżą nam kwestie związane z przyczynami, a także wpływem zmian klimatu na Ziemię, a co za tym idzie – na nasze funkcjonowanie. Z drugiej strony pojawiają się także głosy negujące występowanie globalnego ocieplenia czy też zaprzeczające temu, że na jego rozwój ma wpływ działalność człowieka.

Nic dziwnego, że jako osoby, które nie posiadają dużej wiedzy na tematy związane z ochroną środowiska, możemy mieć wątpliwości co do tego, jak jest naprawdę. Dlatego w poszukiwaniu faktycznie wiarygodnych informacji warto sięgnąć do prac naukowców. W ten sposób znajdziemy odpowiedzi na dwa podstawowe pytania: czy rzeczywiście obserwowane są zmiany klimatu w kierunku ocieplenia i czy jako ludzie mamy wpływ na pogłębianie się tego zjawiska?

Globalne ocieplenie – nie ma się czym martwić?

Niemal wszyscy naukowcy (bo ponad 97 procent z nich) zajmujący się zmianami klimatu potwierdzają jednoznacznie, że aktywność ludzi ma wpływ na postępujące globalne ocieplenie. Takie jest również stanowisko wszystkich dużych organizacji naukowych, wśród których można wymienić American Association for the Advancement of Science oraz Environmental Protection Agency. Za bezpośredni powód występowania globalnego ocieplenia oraz ciągłego nasilania się tego zjawiska uważają one kumulację gazów cieplarnianych (głównie metanu, dwutlenku węgla i tlenku azotu) w warstwach atmosfery znajdujących się bliżej powierzchni ziemi, co powoduje ich nagrzewanie się. Główne

przyczyny tego stanu rzeczy związane z działalnością człowieka to spalanie paliw kopalnych, wylesianie oraz produkcja rolnicza. Wylesianie i produkcja rolnicza? W tym momencie zbliżyliśmy się do związku pomiędzy naszą dietą a środowiskiem. Wydaje ci się, że ta zależność jest nieco „naciągana” i ma niewielki wpływ na klimat w porównaniu z innymi czynnikami? Idźmy więc dalej i przeanalizujmy, jak to wygląda w rzeczywistości.

W 2019 roku Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC), czyli ciało doradcze Organizacji Narodów Zjednoczonych, opublikował raport dotyczący zmian klimatycznych. Wynika z niego jasno, że działalność człowieka znacząco wpływa na globalne ocieplenie, a cały przemysł żywnościowy jest obecnie odpowiedzialny za 37 procent globalnych emisji gazów cieplarnianych. Na świecie żyje około 7,7 miliarda ludzi. Każdy z nich potrzebuje dostępu do wody pitnej oraz odpowiedniej ilości pożywienia. Naturalnie wysuwa się więc wniosek, że nasze wybory żywieniowe mają ogromne znaczenie.

(Nie tylko) zdrowie na talerzu

Jak wspomniałam, wylesianie (deforestacja) uznawane jest za istotny czynnik wpływający na globalne ocieplenie. Drzewa pochłaniają bowiem dwutlenek węgla (gaz cieplarniany), wycinanie ogromnych powierzchni lasów zmniejsza zatem ich ogólne (pozytywne) oddziaływanie. Deforestacja powodowana jest w dużym stopniu przez produkcję rolniczą, która wymaga ogromnych obszarów przeznaczanych wtórnie do uprawy roślin oraz hodowli zwierząt. Wpływa to na klimat nie tylko poprzez zwiększanie stopnia wylesienia. Oddziaływanie produkcji rolniczej związane jest także ze zużyciem słodkiej wody, transportem,

s. 22

zanieczyszczaniem gleby czy wód. Obliczono, iż około 40 procent powierzchni ziemi (wolnej od lodu) zajmują obecnie pola i pastwiska. To dużo czy mało?

Wpływ poszczególnych rodzajów jedzenia na środowisko Oczywiście stwierdzenie, że dieta oddziałuje na środowisko, jest dość ogólne – warto zatem przyjrzeć się wpływowi produkcji konkretnych rodzajów żywności. Badania wskazują, że bardziej obciążająca dla środowiska jest dieta zawierająca więcej produktów odzwierzęcych. Jak najprościej to wytłumaczyć? Jedząc rośliny – po prostu jemy rośliny, natomiast aby wytworzyć produkty pochodzenia zwierzęcego (mięso, nabiał, jaja), należy wyhodować rośliny na paszę, by nakarmić nią zwierzęta, więc łańcuch pokarmowy automatycznie się wydłuża. Hodowla zwierząt zużywa zatem na jednostkę masy pozyskanego produktu o wiele więcej zasobów (wody, paszy, terenu, nawozów) niż uprawa roślin. Ponadto wytwarzanie produktów odzwierzęcych jest procesem o niskiej efektywności, ponieważ potrzebujemy ogromnej ilości powyższych zasobów, aby otrzymać stosunkowo niedużą ilość białka zwierzęcego (większość składników pokarmowych zwierzęta wykorzystują bowiem do utrzymania swojego życia).

Aspektem hodowli zwierząt, który ma szczególny wpływ na globalne ocieplenie, jest emisja gazów cieplarnianych w wyniku uprawy roślin na pasze, stosowania nawozów, zmian użytkowania terenów (wylesiania), wydzielania metanu z fermentacji jelitowej u przeżuwaczy, a także procesów związanych z przetwarzaniem mięsa zwierząt na produkty spożywcze. Warto podkreślić, że to właśnie hodowla bydła w największym stopniu oddziałuje na środowisko i klimat (kolejno wymienić można świnie, kury, bawoły, małe przeżuwacze, pozostały drób).

Prof. dr hab. Piotr Skubała z Wydziału Nauk Przyrodniczych UŚ także podkreśla konieczność zmiany sposobu odżywiania się w kontekście globalnego ocieplenia: – W raportach naukowców analizujących kryzys klimatyczny i środowiskowy pojawia się wiele koniecznych działań, a wśród nich jednym z kluczowych jest przekształcenie naszej diety w kierunku roślinnej. Wiąże się z tym radykalna zmiana modelu współczesnego rolnictwa. Musimy jak najszybciej zakończyć erę rolnictwa wielkoobszarowego i przemysłową hodowlę zwierząt.

Czy zostanę weganką?

Z powyższych danych wynika więc, że poprzez zmiany w sposobie odżywiania możemy zmniejszyć nasz negatywny wpływ na środowisko. Czy chcę was przekonać do weganizmu albo wegetarianizmu? Czy uważam, że wszyscy powinni wykluczyć ze swojej diety produkty odzwierzęce, aby ratować środowisko?

Czy z poczuciem wyższości stwierdzę, iż osoby jedzące mięso są gorsze? Wreszcie – czy jestem weganką? A jeśli odpowiem na te wszystkie pytania przekornym „nie”? Co innego zatem chciałam osiągnąć poprzez napisanie tego artykułu?

Mięso, nabiał, jaja są produktami, bez których ogromna część ludzi nadal nie wyobraża sobie życia. Czy związane jest to głównie z tym, że dbamy o nasze zdrowie, czy raczej z faktem, iż do takiego sposobu odżywiania jesteśmy po prostu przyzwyczajeni?

Myślę, że często po prostu nie zdajemy sobie sprawy z tego, co jemy i jak wpływa to na nasze zdrowie i środowisko. Pewne wzorce wynosimy z domu i w dorosłym życiu postępujemy tak, jak zostaliśmy nauczeni. Nie wynika to ze złej woli, a raczej z braku świadomości czy wiedzy. I właśnie to jest celem mojego tekstu

– abyś zdał(a) sobie sprawę z tego, że masz wpływ. Twoje decyzje są znaczące, a te małe, stopniowe zmiany – bardzo ważne.

Jeśli więc szukasz sposobów na zmniejszenie swojego negatywnego oddziaływania na środowisko, to choćby niewielka modyfikacja sposobu odżywiania się jest jedną z najłatwiejszych możliwości. Roślinne poniedziałki, spożywanie większej ilości strączków jako cennego źródła białka, a może wybór restauracji oferujących posiłki wegetariańskie czy wegańskie? Na dobry początek mogę polecić przepyszne, dobrze przyprawione zupy kremy (na przykład dal z czerwonej soczewicy i batata), blog Jadłonomia oraz odwiedziny w katowickiej Dobrej Karmie.

Popyt rodzi podaż, więc nasze (nawet pozornie małe) decyzje mają wpływ. Oczywiście konieczne są duże zmiany systemowe, ale może warto zacząć od siebie?

Więcej informacji znajdziesz między innymi na stronie naukaoklimacie.pl, a także uzyskasz podczas spotkań Klubu Myśli Ekologicznej w Katowicach.

Źródła:

L. Aleksandrowicz, R. Green, E.J.M. Joy, P. Smith, A. Haines: The Impacts of Dietary Change on Greenhouse, Gas Emissions, Land Use, Water Use, and Health: A Systematic Review. (www.journals.plos. org);

Raport IPCC: Climate Change and Land 2019. (www.ipcc.ch/srccl);

A. Sierpińska: Klimatyczny ślad kotleta. (www.naukaoklimacie.pl).

s. 23

Cena rzeczy bezcennych

Szczęście, zdrowie, radość, przyjaźń, rodzina. Wiemy, że są bezcenne i że nie można ich kupić. Ale czy na pewno? Jeśli szczęście przybierze kształt flakonu jaśminowych perfum, a dobre samopoczucie zamkniemy w pudełku z najnowszym modelem maty do jogi… Można kupić czy nie można? A jeśli można, to czy nie trzeba?

Specjaliści od reklamy doskonale znają nasze potrzeby. Wiedzą, czego chcemy albo jak sprawić, żebyśmy chcieli. Wiedzą, jak nas przekonać do zakupu, jaka oprawa – graficzna, muzyczna – będzie dla nas najatrakcyjniejsza i czyja rekomendacja ma dla nas największe znaczenie. Ale czy my, odbiorcy, również mamy tego świadomość? I czy wiemy, jak się bronić przed manipulacjami reklamowymi?

Manipulacja a perswazja

Dwa podobne, zwykle (choć błędnie!) zamiennie używane pojęcia. Jaka jest pomiędzy nimi różnica? Internetowy Słownik Języka Polskiego PWN za definicję manipulacji podaje „wykorzystywanie jakichś okoliczności, naginanie lub przeinaczanie faktów w celu udowodnienia swoich racji lub wpływania na cudze poglądy i zachowania”, a perswazji – „namawianie do czegoś lub odradzanie czegoś z przytoczeniem odpowiednich argumentów”.

Manipulacja pozostaje zatem działaniem nieetycznym, osoba manipulowana zwykle nie jest świadoma tego aktu, przez co nie może się przed nim bronić. Nieco inny punkt widzenia przedstawia dr Szymon Makuła z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego: – W zasadzie manipulacja od perswazji nie różni się niczym poza tym, że ta pierwsza jest oceniana negatywnie. Można złośliwie powiedzieć, że gdy nie jesteśmy zadowoleni z wyniku perswazji, nazywamy ją manipulacją. To rozróżnienie z punktu widzenia naukowego nie ma zbyt wiele sensu, bo opiera się tylko i wyłącznie na wartościowaniu i wrażliwości osoby poddanej perswazji. Z punktu widzenia mechanizmów psychologicznych perswazja i manipulacja zazwyczaj są nie do odróżnienia.

Czym jest reklama?

Według słownika PWN istnieją dwa jej znaczenia: „działanie mające na celu

zachęcenie potencjalnych klientów do zakupu konkretnych towarów lub do skorzystania z określonych usług” oraz „plakat, napis, ogłoszenie, krótki film itp. służące temu celowi”. Jej podstawowymi funkcjami są informacyjna (prezentacja nowego produktu na rynku, budowanie wizerunku marki) i nakłaniająca (wywołanie u odbiorcy pragnienia pozyskaniaartykułu, przekonanie, że dany przedmiot jest mu potrzebny i lepszy od innych).

Stephen Leacock, kanadyjski satyryk i pisarz, podaje kolejne: „Reklamę można określić jako sposób wyłączenia inteligencji ludzi na dostatecznie długi czas, żeby wyciągnąć od nich pieniądze”.

Przepis na reklamę

Sposób prezentacji produktu dostosowuje się do określonej grupy docelowej: jej oczekiwań, potrzeb i pragnień. Następnie trzeba określić, jaki nadawca najskuteczniej zachęci oglądających do

24
s.
Natalia Bartnik bartnikn418@gmail.com

zakupu. Może należeć on do tej samej grupy społecznej, co odbiorca (student poleca studentowi, matka poleca innym matkom), być autorytetem w danej dziedzinie (lekarz poleca pacjentom, szef kuchni – amatorom gotowania) lub uprawiać zawód budzący szacunek i zaufanie (strażak, lekarz, prawnik). Warto zauważyć, że często autorytet jest autorytetem… tylko w reklamie. Odbiorca nie może (lub też nie chce) sprawdzać za każdym razem, czy dentysta polecający pastę do zębów faktycznie ma wykształcenie dentystyczne, czy to jedynie postać grana przez aktora. Czy dane chusteczki rzeczywiście są najchętniej kupowane przez mamy. Albo czy osoby ankietowane to naprawdę przypadkowi ludzie spotkani na ulicy…

Ale jeśli „inni” coś kupują, to chyba nie bez powodu? Reklamy mają się wydawać obiektywne, mimo że nie muszą takie być. Dariusz Doliński, autor Psychologicznych mechanizmów reklamy, czyni na ten temat następującą uwagę: „Jednoznacznie zabronione jest podawanie wiadomości nieprawdziwych, ale niejednoznaczności istniejące w samym języku mogą stanowić niewyczerpane źródło pomysłów dla producentów reklam”.

Innym popularnym zabiegiem pozostaje tzw. „marketing szeptany”, dotyczący między innymi recenzji umieszczanych w internecie. Niektóre pozytywne opinie są tak naprawdę opłacone i nie da się ich odróżnić od tych prawdziwych. Z kolei podczas zakupów w sklepie stacjonarnym z głośników może zostać odtworzona „rozmowa klientów”, którzy dyskutują między sobą o tym, co warto kupić. Nawet jeśli nie przysłuchamy się jej uważnie, będziemy bardziej skłonni do pozyskania właśnie tych produktów

– wielokrotne powtórzenie ich nazw sprawi, że mimowolnie zostaną zapamiętane. Dość skuteczne jest także stosowanie „mechanizmu niedostępności”, np. w formie komunikatu: „Ostatnia szansa! Ostatnie dni wyprzedaży! Ostatnie sztuki w magazynie!”.

Odbiorca świadomy

Jak się uchronić przed manipulacjami w reklamie? Zastanów się, czy to ty chcesz coś kupić, czy tylko ktoś inny chce ci to sprzedać. Przed wybraniem jakiegoś artykułu pomyśl: „Czy na pewno tego potrzebuję? Czy to mi się przyda? Czy chcę to kupić tylko dlatego, że reklamuje to mój ulubiony aktor?”. Należy mieć jednak na uwadze fakt, że znajomość trików stosowanych przez sprzedawców może nie być wystarczająca. Doliński w swojej książce wspomina o manipulacji, którą skutecznie zastosował pewien domokrążca wobec Roberta Cialdiniego – psychologa specjalizującego się w temacie wywierania wpływu na ludzi.

Źródła:

A. Fus: Język reklamy jako narzędzie perswazji i manipulacji na przykładzie wybranych polskich spotów telewizyjnych;

D. Doliński: Psychologiczne mechanizmy reklamy ;

K. Starzyńska: Charakterystyka reklamy w oparciu o jej genezę i cechy ;

A. Gródecka: Techniki manipulacji w tekstach reklamowych. (www.reporterzy.info);

J. Paduszyńska: Jak manipulują nami marketerzy? Najpopularniejsze techniki manipulacji w marketingu i reklamie.(www.marketing-automation.pl).

Osłowiańskich demonach rzecz krótka

Zeus, Herakles, Atena. Bóg piorunów, niepokonany heros i uosobienie mądrości. Na pewno wszyscy wiemy, o kim mowa – mitologia grecka jest już tak zakorzeniona w świadomości kulturowej Europy, że niewielu uchowało się w całkowitej niewiedzy na jej temat. A co z bóstwami z naszego podwórka?

Jeszcze jedna wyliczanka: Świętowit, Perun, Dażbóg. Kojarzycie? Jeśli tak, to świetnie, ale nie można zaprzeczyć, że ta zgraja nie miała tyle szczęścia, co mieszkańcy Olimpu. Współcześnie (choć sytuacja powoli się zmienia) nie mają szans w rywalizacji o miejsce w podręcznikach szkolnych czy też stałą obecność w kulturze popularnej. Choć panteon bóstw słowiańskich był bardzo bogaty, fakt ten nie uchronił go od zapomnienia. Historia bywa często bardzo okrutna — mówi o tym dokładniej dr hab. prof. UŚ Dariusz Tkaczewski, slawista z Instytutu Językoznawstwa Wydziału Humanistycznego UŚ: – Pierwotnie słowiańskie plemiona polskie poprzez chrzest Polski w X wieku i przyjęcie chrześcijaństwa w obrządku zachodnim, chcąc nie chcąc, przestawały być pogańskie, porzucając w ten sposób wierzenia i tradycje swych przodków. Niestety, napływająca chrystianizacja dążyła do zwalczania kultu pogańskiego, niszczenia świątyń, posągów, a także dowodów pisemnych.

Odtworzenie mitologii słowiańskiej w takiej sytuacji było bardzo trudne, ale tej tytanicznej pracy podjął się między innymi Aleksander Gieysztor, czego efektem jest, co podkreśla prof. Tkaczewski, kanoniczna współcześnie Mitologia Słowian. Istotnym źródłem w badaniach autora były przekazy ustne. Te oczywiście nieustannie ewoluowały, ale dzięki ich względnej ciągłości informacje o poszczególnych bóstwach czy demonach przetrwały do czasów bliskich współczesności. Jak zaznacza prof. Tkaczewski, Słowianie wyróżniali trzy główne typy bóstw: naczelne, pomniejsze oraz duchy i demony. Bohaterami dzisiejszego wstępu do mitologii Słowian będą te ostatnie, najbliższe zwykłemu człowiekowi.

Co tam siedzi w tej stodole? Życie przeciętnego Mieszka było trudne. Bardzo trudne. Demony były nieodłącznymi towarzyszami życia i należało umieć żyć z nimi w zgodzie, ewentualnie rozwijać umiejętność sprawnej ucieczki. Znajdowali się oczywiście tacy, którzy pomagali w znoszeniu trudów życia, ale groźnych potworzysk nie brakowało. Mniej lub bardziej mili goście czyhali na polu, w lesie, oborze, stawie, pod łóżkiem… Oto kilka przykładów spotykanych wówczas indywiduów:

BAŁAMUTNIK – jeśli Mieszko miał damę serca, to powinien jej strzec jak oka w głowie. Bałamutnik, choć średnio przystojny, był niezłym podrywaczem. Żeby wzbudzić zainteresowanie u płci przeciwnej, musiał przy pomocy magii zmieniać wygląd. Już po miłosnym tête-à-tête wracał do brzydkiej powierzchowności, na co kochanka reagowała zazwyczaj próbą samobójczą.

PŁAMĘTA – niepozorna miotła w kącie chaty stawała się czasem domem dla tych pokracznych stworzonek. Psotniki lubiły zakłócać domownikom codzienne życie, ale ze względu na niezbyt okazałe rozmiary nie sprawiały wielkiego kłopotu.

SAMOJADEK – przerażający demon, który przez całą swoją egzystencję musiał zjadać samego siebie. Jego powstanie wiązało się ze śmiercią człowieka, który cechował się za życia niezwykłą brutalnością. Szkopuł w tym, że była to syzyfowa praca (patrzcie, znowu Grecy!), ponieważ zjedzone członki wciąż na nowo odrastały.

s. 26

AITWAR – jeden z tych „miłych kolesi”. Jeśli zazdrość zżerała cię na widok nowych wideł sąsiada, Aitwar mógł po nie polecieć. Serio. Jak to jednak w życiu bywa, nie ma nic za darmo, dlatego za przynoszenie fajnych rzeczy wymagał czegoś do jedzenia i miejsca w chacie, gdzie mógłby czasem odpocząć.

KADUK – średnio przyjemny demon. Chętnie korzystał ze swojej ogromnej, najeżonej zębami szczęki, zjadając nieuważnych ludzi. Cwaniak, otoczył się nawet świtą, która udawała się często do wiosek na kradzież i rozpustę.

LIBERA – nie powinno się oceniać nikogo po aparycji, ale Libera był właśnie taki, na jakiego wyglądał. Wędrował po Śląsku, zsyłając na mijane wioski śmierć i inne nieszczęścia.

STRZYGA – jeśli mieliście do czynienia (w postaci książkowej bądź serialowej) z Wiedźminem, to z pewnością wiecie, o co chodzi. Strzyga była wyjątkowo nieprzyjemna i ciągle głodna. Najbardziej lubiła jeść, niestety, ludzi. Trudno było przed nią uciec, zabić też niełatwo. Udało się to Geraltowi (ale to w końcu Geralt), który nie dopuścił do jej powrotu do miejsca wiecznego spoczynku.

WARGIN – na koniec coś dla wielbicieli kotów (do tego zaszczytnego grona należy autorka, stąd wybór nieprzypadkowy). Wargin był baaardzo dużym kocurkiem, z gatunku tych raczej niemiłych. Właściciel chaty, w której demon postanowił zamieszkać, początkowo miał z jego obecności same profity. Ostatecznie jednak król kotów pokazywał swoje prawdziwe, demoniczne oblicze, niszcząc zdrowie psychiczne swojego karmiciela.

Garść informacji dla bardziej zainteresowanych

To jedynie maleńki wycinek z przepięknego i bogatego świata mitologii i demonologii słowiańskiej. Warto zgłębić tę fascynującą tematykę, która, co bardzo cieszy, staje się coraz bardziej dostępna: – Należy zauważyć, że wraz ze światową modą na gry i filmy o tematyce mitologicznej (np. Władca Pierścieni czy rodzimy Wiedźmin) rozpoczął się renesans zainteresowań starożytnymi przodkami oraz ich kulturą niematerialną – zauważa prof. Tkaczewski. Obecnie na rynku księgarskim nie brak nowszych opracowań dotyczących prasłowiańskich wierzeń i mitologii (m.in. o demonach, runach, bestiariuszach, zaświatach, rodowodzie itp.), każda wyszukiwarka internetowa wskaże kilkanaście książek i opracowań na powyższe tematy. Również istniejące grupy społecznościowe (kilka na Facebooku, np.: Starożytni Słowianie , Starożytna Polska – Słowianie , Słowianie , slawUŚ, bohUŚ ) czy też strona www.slowianska.pl propagują raczej rzetelną wiedzę o tej problematyce.

Źródło:

P. Zych, W. Vargas: Bestiariusz słowiański

s. 27

Inność drażni jednakowość

W dzisiejszych czasach tytułowe zdanie autorstwa Edwarda Stachury zdaje się niezwykle aktualne –dotyczy niejednej sfery naszego życia, także tej związanej z pochodzeniem rasowym. Czym jest rasizm?

Z pozoru każdy to wie. Większość z nas, bez chwili zawahania, określa siebie jako osobę tolerancyjną, ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad tym nieco głębiej? Zasada, zgodnie z którą wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, jest w tym przypadku kluczowa…

Rasizm to poważny problem społeczny nie tylko w amerykańskich serialach Netfliksa, ale również w naszym kraju, który jest przecież tak homogeniczny rasowo. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że świat to tzw. globalna wioska, gdzie mieszanie się ludzi różnych ras, odmiennego pochodzenia czy innych kultur stanowi normę i stale wzrasta.

Mlecznobiały

Żyjemy w „białym świecie” – z reguły osoby, które podziwiamy bądź które uznajemy za nasz wzór, mają jasny kolor skóry. Rodząc się biali, teoretycznie na starcie staliśmy się bardziej uprzywilejowani, jakkolwiek byśmy temu zaprzeczali. Być może właśnie dlatego nigdy do końca nie będziemy zdawali sobie sprawy, przez co przechodzą pewne mniejszości. Nie znaczy to jednak, że problem nie istnieje. Chociaż warto pamiętać, że rasizm odnosi się do każdej grupy etnicznej i tak na przykład biały człowiek również może paść jego ofiarą, to jednak w naszej polskiej rzeczywistości, bo do niej głównie się tu odwołuję, jest to dużo mniej prawdopodobne. Pewnych rzeczy nie możemy już zmienić, nie sposób wyrwać karty historii dotyczące dyskryminacji rasowej. Mamy jednak wpływ na obecną rzeczywistość i jesteśmy w stanie aktywnie przeciwdziałać zachowaniom rasistowskim, możemy dołożyć swoją cegiełkę do procesu zmiany.

A gdyby tak…

Problemy z bezpieczeństwem, segregacja rasowa, mniejsze możliwości czy wszechobecne wyzwiska to tylko kilka trudności w morzu przeszkód, z którymi codziennie muszą zmagać się osoby o odmiennym kolorze skóry w naszym kraju i nie tylko. Często o inności nie chcemy nawet mówić, nie wiemy, jakich używać słów – co już jest obraźliwe, a co jeszcze nie? Na problem wypadałoby spojrzeć nie z perspektywy pustych definicji słownikowych, a raczej z poziomu naszej codzienności. Wyobraźmy sobie, co by było, gdybyśmy przyprowadzili do naszego domu rodzinnego osobę innego koloru skóry, przedstawiając ją jako swojego partnera lub partnerkę. A co, jeśli nagle przysłuchalibyśmy się żarcikom wypowiadanym przez naszych znajomych bądź nawet nas samych na imprezie czy w sklepie, gdy przejdzie koło nas ktoś innego pochodzenia? Co, gdybyśmy zaobserwowali swoje myśli, kiedy na przystanku widzimy właśnie obcokrajowca? Co, jeśliby czasami zastanowić się nad tym, czemu określenie czyjejś rasy może stać się najłatwiejszą do użycia obelgą? Czy gdy mamy opisać człowieka, który należy do innej nacji, pierwszy przymiotnik, jaki przyjdzie nam do głowy, jest zawsze związany z jego etnicznością, a dopiero kolejne z wykształceniem lub cechami charakteru?

s. 28
Oliwia Szymańska oliwiaszymanska097@gmail.com

„Nowy rasizm”

Prof. Tomasz Czakon z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego zwraca uwagę, że współcześnie pojęcie rasizmu się zmieniło – pojmujemy go jako radykalną wersję wykluczenia, gdzie wielu różnicom nadaje się znaczenie dyskryminujące. Tak rozumiany rasizm zakłada, że jakaś grupa jest ze swej natury obiektywnie gorsza. Z tego względu proces wykluczania prowadzi do zakwestionowania przynależności pewnych jednostek do ludzkiej wspólnoty moralnej, co pozwala na gorsze ich traktowanie, ponieważ rzekomo „na to zasługują”. Rasizm przejawia się w wielu działaniach, lecz jednym z najczęstszych zjawisk z nim związanych jest mowa nienawiści. Dalej, jak twierdzi prof. Czakon: – Ważne jest, aby przeciwdziałać powstawaniu okoliczności rodzących uprzedzenia. Różne badania sugerują również, że tworzeniu się uprzedzeń sprzyjają kryzysy społeczne, zwiększanie nierówności społecznych, zablokowanie szans odniesienia indywidualnego sukcesu i w ogóle wszelkie zaburzenia dotychczasowego układu sił i statusu społecznego, szczególnie związane z naruszeniem wyobrażeń o tym, co jest sprawiedliwe. Wówczas różne grupy mniejszościowe obarczane są odpowiedzialnością za tę sytuację.

Profesor zawraca uwagę również na to, że istnieją koncepcje i postawy, które przeciwdziałają rasizmowi. A filozofię, która im przyświeca, stanowi idea praw człowieka.

Lekarstwo?

Nie od dziś wiadomo, że boimy się tego, co jest nam nieznane. Nie widzimy podstaw, aby wychodzić ze swojej strefy komfortu, skoro jest nam w niej dobrze i bezpiecznie, tak więc zamykamy się. Stereotypowe myślenie usprawnia przetwarzanie informacji w naszym mózgu i na ogół ze względów ewolucyjnych jest bardzo przydatne, ale w tym przypadku może spowodować wiele szkód. Rasizm to zjawisko, które nie zniknie w jeden dzień. Jego redukcja jest czasochłonnym procesem, ale i wyzwaniem wartym podjęcia. Stereotypy biorą się między innymi stąd, że kogoś lub czegoś nie znamy. Moim zdaniem, jedynym remedium na dyskryminację jest podejmowanie perspektywicznych działań skierowanych do najmłodszych, bo to właśnie dzieci stanowią naszą przyszłość. Wracając jednak do swojego własnego podwórka, najlepiej zmiany zacząć po prostu od samego siebie. Gdy mamy taką sposobność, zamiast uciekać, wystarczy po prostu poznać konkretną osobę z danego kręgu kulturowego. Zdanie sobie sprawy, że często nasze stereotypy i uprzedzenia są mylne, pozwala zmienić sposób myślenia. Nie generalizujmy. Spójrzmy na innych jak na indywidualne jednostki. Odkryjmy, jak czasem mimo powierzchownych różnic możemy mieć ze sobą tak wiele wspólnego.

Podczas spotkania z osobą nietolerancyjną używanie jakiejkolwiek przemocy, także tej słownej, nie przyniesie pożądanych efektów, a stanie się raczej władaniem tą samą bronią, jeszcze bardziej zintensyfikuje zwalczane zjawisko. Musimy pamiętać, że gdy ludzie czują się zagrożeni, nie są otwarci na jakikolwiek dialog czy argumenty, nie chcą słuchać i stają się defensywni. Nie musimy być superbohaterami, by mieć moc. Małe zmiany mogą wywołać efekt domina. Naszą postawą prezentujmy więc swojemu otoczeniu, że dla nas rasizm nie jest i nigdy nie będzie okej.

Obopólna wygrana

Myśląc, że każdy człowiek powinien być identyczny, krzywdę robimy tak naprawdę sobie. Gdy się odcinamy, umyka nam tak wiele. Być może tracimy potencjalnego przyjaciela, miłość swojego życia, nowe doświadczenia czy nawet samą wiedzę, perspektywy i możliwość poszerzania horyzontów. Inność nie zawsze jest zła i czasem warto pokonać lęk przed nieznanym i otworzyć się na drugiego człowieka takiego, jakim jest. Po prostu zaczynając od czystej karty, niezależnie od koloru skóry. Inny nie znaczy gorszy, nie tylko w stosunku do odmienności rasowej. Bo przecież to właśnie dzięki różnorodności wszyscy możemy się rozwijać i czerpać obopólne korzyści. I jak mówi prof. Czakon: – Nie powinniśmy twierdzić, że jakaś grupa „z natury” jest zła lub dobra, ponieważ w każdej zbiorowości są zarówno ludzie dobrzy, jak i źli.

My, ludzie bezpieczni

Jednostka jako indywidualny byt w społeczeństwie stawia wymagania. Chce być pewna, że w obliczu zagrożenia będzie mogła liczyć na odpowiednią reakcję zinstytucjonalizowanych mechanizmów obronnych. Gdy nie otrzymuje pomocy, często reaguje buntem. Aby tego uniknąć, swoją rolę muszą odegrać służby mundurowe, powołane do celów ochrony życia i zdrowia ludzkiego.

Relacje między obywatelem a funkcjonariuszem publicznym pełniącym funkcje ochronne, prewencyjne i strażnicze są przedmiotem badań różnych dziedzin nauki. Dokonując syntezy tego zjawiska, musimy skupić się na zależnościach występujących między obiema zainteresowanymi stronami. W pierwszej kolejności członek społeczności, osoba prywatna, powinien doświadczać bezpieczeństwa i mieć pewność, że nie zostanie mu ono odebrane. Jednostka żyjąca w strachu, pozbawiona możliwości uniknięcia niebezpieczeństwa, doświadcza odtrącenia i cierpi z powodu własnej bezsilności. W celu uniknięcia masowego chaosu powiązanego z realnymi zagrożeniami, jakie niesie codzienność w drodze rozwoju społeczeństwa, utworzono organy utrzymujące porządek publiczny. Ich rolą tradycyjnie – oprócz przestrzegania prawa – jest zapewnienie nadzoru nad danym obszarem dla zaspokojenia interesu mieszkańców.

Moja ulica to moja twierdza

Lokalnie „ochroniarzami” rezydentów miejsc szczególnie narażonych na przestępczość są funkcjonariusze policji oraz straży miejskiej. To do nich obywatele zwykle zwracają się z prośbą lub żądaniem podjęcia określonego działania wobec naruszenia ich uporządkowanej codzienności. Owo naruszenie, przybierające różne formy – drobnego wykroczenia, istotnego występku bądź okrutnej zbrodni – stanowi źródło zainteresowania „ochroniarzy publicznych” jako osób pierwszego kontaktu w tych sytuacjach. Najważniejszym elementem współpracy organów ścigania z osobami narażonymi na chwilowy brak bezpieczeństwa jest szybka i zdecydowana reakcja na samą możliwość wystąpienia przestępstwa. Jednak gdy zostanie już ono popełnione, ważniejszą rolę odgrywa tutaj strona niebędąca funkcjonariuszem. Ona powinna zasygnalizować, zgłosić i opisać zdarzenie zgodnie z prawdą.

Życie w ciekawych czasach Współpraca obywatelsko-służbowa nie zawsze dochodzi do skutku. Przepisy prawa, którymi kierują się i którym podlegają służby mundurowe, opisują stan idealny, lecz nie zawierają przypadków losowych i nadużyć. Zaburzenia tej kooperacji mogą przybrać skutki niepożądane i krzywdzące dla jednej lub kilku stron danej sprawy. Historia, także ta najnowsza, zna wiele przypadków braku porozumienia między organami ścigania a jednostką. Najbardziej drastyczne sytuacje wywołują medialną burzę, a następnie społeczną dyskusję na temat granic stosowania działań zapobiegających przestępstwu. Dotyczy to głównie spraw przejęcia inicjatywy przez funkcjonariusza, nawet gdy taka konieczność nie wystąpiła. Brak zasadności ścigania, nietrafne wytypowanie osoby podejrzanej czy wreszcie służbowa nadgorliwość należą do najczęściej publicznie wymienianych „grzechów” przedstawicieli instytucji zajmujących się porządkiem publicznym.

30
s.
Paweł Zberecki pawel.zberecki@gmail.com

Społeczeństwo w różny sposób odpowiada na występowanie sytuacji (przede wszystkim w jego mniemaniu) anormalnych. Przykładem zdecydowanej reakcji na wyjątkowo przejmujące bądź niewytłumaczalne jednoznacznie wydarzenie są zamieszki. Gorycz tłumu, zwrócona w stronę służb zorganizowanych dla ratowania ludzkiego poczucia bezpieczeństwa, przybiera postać ataku podburzającego je do ukazania zbiorowego sprzeciwu. Przestępstwem reaguje się na inne dokonane przewinienie, złem ripostuje się wyrządzoną komuś krzywdę. Polskę dotknęło to m.in. w 1998 r., kiedy to w Słupsku, w formie odwetu za śmierć 13-letniego kibica, zastosowano zbiorową przemoc dotykającą przede wszystkim znienawidzonych za ten czyn policjantów. Występowanie takich skrajnych wypadków stanowi jedną z przyczyn subkulturowej niechęci do organów ścigania. Należy jednak zauważyć, że nie jest to racjonalne wytłumaczenie tej kwestii, a jedynie pretekst do przerzucenia odpowiedzialności za własne czyny i wydobycia z siebie skumulowanej agresji.

Dekonstrukcja niebezpieczeństwa

Będąc świadomym istnienia jednostkowego i grupowego braku zaufania do organów ścigania, warto skonfrontować poglądy istniejące w niektórych środowiskach z danymi statystycznymi. W badaniach cyklicznych przeprowadzonych przez CBOS w marcu 2019 r. 75 procent ankietowanych wskazało policję jako najbardziej zaufaną instytucję publiczną. Ten sam ośrodek w maju tego samego roku przeprowadził sondaż dotyczący poczucia bezpieczeństwa – 89 procent zapytanych osób stwierdziło wówczas, że czuje się bezpiecznie w swoim kraju.

Przytoczone ankiety zdają się unaoczniać tendencje zbliżające służby zajmujące się ochroną porządku publicznego do obywateli. Policja otrzymała najwyższą ocenę swojej pracy w całej historii swego istnienia, dodatkowo wzrosła wykrywalność przestępstw. Nadal jednak nie można mówić o pełnym sukcesie. Zaufanie nie może opierać się tylko na statystyce, szczególnie gdy liczba popełnianych przestępstw jest wciąż bardzo wysoka. Bezpieczeństwo publiczne jako stan idealny ma dbać przede wszystkim o realizacje zadań administracji i jej organów

w trosce o jak najlepszą ochronę obywateli. Tym bardziej w dążeniu do takiego stopnia rozwoju naszego społeczeństwa trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jak zapobiegać występowaniu przestępstw, gdyż wtedy może okazać się, że nie będzie trzeba już na nie reagować w tak zorganizowany sposób, jak ma to miejsce do tej pory.

Wracając do pozytywnego aspektu przytoczonych badań, wpływ na tak optymistyczny odbiór policji jako instytucji publicznej mógł być skrajnie różny. Przypuszczalnie wiązało się to z brakiem konieczności kontaktowania się z funkcjonariuszami ścigania w celu obrony swoich interesów przed przestępstwem. Ewentualnie można domniemywać, że wdrożenie nowych metod działania przedstawicieli policji, w tym dzielnicowych, stałych patroli w centrach miast czy monitoringów, zapewnia na tyle dobrą realizację celów zaspokojenia potrzeb obywatelskich, że obecny system należy wyłącznie doszlifować. Niezależnie od przyjętych kryteriów zmiany nastrojów społecznych i nastawienia wobec „ochroniarzy publicznych” pozostaje mieć nadzieję na utrzymanie tendencji wzrostowych i wzmocnienie znaczenia prewencji.

Z tarczą i na tarczy

Ostatnią refleksją związaną z naturalną dla jednostki potrzebą pozostawania

pod ścisłą, ale odpowiednią ochroną jest zapobieganie występowaniu najcięższych przestępstw. Masowe media, upubliczniające informacje o wyjątkowo okrutnych zbrodniach i nagłaśniające skrajne przypadki, dają często mylny obraz skali ich występowania. Jednak mimo wszystko my, żądając poczucia bezpieczeństwa, nie chcemy, by spotkało nas to, co bohaterów tabloidowych newsów. Prewencja działająca przekonywająco, dająca wymierne efekty, to ideał trudny do osiągnięcia. Z drugiej strony trudno pogodzić się z bulwersującymi historiami mogącymi przydarzyć się każdemu z nas. Nie sposób znaleźć jednego dobrego rozwiązania. Wciąż zmieniające się modele współpracy organów ścigania i obywateli, unowocześnianie procedur, zwiększająca się liczba funkcjonariuszy, komisariatów i posterunków czy wreszcie zmiany społeczne za parę lat powinny rozwiązać te dylematy. Dopóki definicja „bezpieczeństwa” pozostanie niezmienna, nie powinniśmy się obawiać o przyszłość.

Źródła:

A. Kawecki: Społeczne wsparcie policji w kształtowaniu lokalnego bezpieczeństwa; Centrum Badania Opinii Społecznej: Oceny działalności instytucji publicznych Marzec 2019, Opinie Polaków o bezpieczeństwie w kraju i okolicy Maj 2019. (www. cbos.pl).

s. 31

Garść poetyckiej refleksji

Marzę i marznę, choć wiem, że to bez sensu

Właściwie nie wiesz, co tu robisz. Zza okna na trzecim piętrze wszystko wydaje się łatwiejsze. Ludzie wracają z pracy, udają, że dokądś się spieszą, wyglądają, jakby wiedzieli, co robią –nie wiedzą.

Pozór goni pozór, byt utkany z obłudy, każdy chce zdążyć, sam nie wie, przed czym, przecież koniec to początek, przez okno w za małym pokoju wydaje się tak odległy. Ciągle chcesz więcej i więcej, udając szczęście, ale czy jesteś szczęśliwy?

Palce we włosach nad ranem, niedopita herbata przed wyjściem, smak pasty do zębów w drugich ustach –szczęście.

Nie gonię, nie pędzę, nie zmierzam do nigdzie. Jestem, ciągle tam, gdzie nie chcę. Nadal szukam. Marzę, że znajdę. Marzę, że zacznę swój nowy koniec.

Na trzecim piętrze świat wygląda spokojniej. Schodzę i zabiera mnie rzeczywistość. Schodzę i wiem, że już nie chcę.

Dawid Hornik Manifest normalności

By żyć normalnie, trzeba dużo wiary. By żyć normalnie, trzeba ludzkiej gwary. By żyć normalnie, trzeba zawziętości. By żyć normalnie, trzeba wytrwałości. By żyć normalnie, trzeba dużo szczęścia. By żyć normalnie, trzeba ogrom wsparcia. By żyć normalnie, trzeba dużo sprytu. By żyć normalnie, nie trzeba dobrobytu.

A gdy już zechcesz to osiągnąć, mój drogi przyjacielu –pamiętaj: chętnych jest sporo, wygranych niewielu…

Autorzy wierszy Julia Czechowicz, Dawid Hornik, Patryk Jarmuła, Emilia Sorota

Pani mnie bardzo intryguje

Z tymi czerwonymi paznokciami Na czarnej kierownicy

Natomiast

Na tle całej postawy Usta Pani wypadają blado Żeby nie powiedzieć –Nijako

Jest to wyraz celowego zaniedbania

Czy może zagubienia w czeluściach torebki Pomadki Passion Rouge Allure?

Tak

Pani wie jak zniewolić umysł mężczyzny

Patryk Jarmuła Szaleństwo

Widzę za szkłem twarz szaleńca

Uśmiecha się

Patrzy spode łba Ignoruje mnie

Widzę za szkłem twarz szaleńca

Cieszy się

Zakrywa swoje ciało Komplementuje mnie

Widzę za szkłem twarz szaleńca

Smuci się

Ucieka wzrokiem

Szykanuje mnie

Dotykam lustra

Emilia Sorota Femme Fatale

Autorzy łamigłówek

Bartosz Chytryk, Michał Denysenko, Robert Jakubczak, Natalia Kubicius

Włącz myślenie – czas na łamigłówki!

Gdy wspominam pracę nad ostatnim, zeszłorocznym (!) numerem „Suplementu”, mam wrażenie, że zdarzyło się to w innym życiu. „Gdzie są kwiaty z tamtych lat?”, wręcz chciałoby się zaśpiewać. Ale nie ma co popadać w zbytnią melancholię – świat, choć niewątpliwie odmieniony, pozostał na swoim miejscu. Dobrym na to dowodem jest Magazyn, który właśnie trzymasz w rękach lub wyświetlasz na ekranie komputera czy telefonu. Nie mogło w nim oczywiście zabraknąć krzyżówki, do której odpowiedzi znajdziesz w artykułach, wykreślanki oraz sudoku. Zawsze to dobra okazja, by na moment oderwać się od zajęciowej drzem… znaczy się, uważnego słuchania po drugiej stronie internetu. A więc podwijamy mankiety piżam, otulamy się szczelniej kołdrą, popijamy herbatkę… i główkujemy!

CIEKAWOSTKI

Lekarstwo na wszystko, i to bez recepty!

Zapewne nie raz słyszeliście, że śmiech to zdrowie, jednak czy wiecie, jaki ma wpływ na ludzki organizm? Śmiech redukuje stres i napięcie poprzez rozluźnienie mięśni i produkcję endorfin, czyli tak zwanych hormonów szczęścia. Tym samym pomaga obniżyć poziom hormonu stresu, wzmacniając system odpornościowy i chroniąc przed wirusami czy nowotworami. Co ciekawe, śmiejąc się, nabieramy trzy razy więcej powietrza niż zwykle, co sprzyja dotlenieniu organizmu i poprawie krążenia krwi. Podobno minuta śmiechu wydłuża życie o 10 minut. Nie zaszkodzi sprawdzić!

Do siedemsetnego placka po przecinku

Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, ile dokładnie wynosi liczba π, obchodząca co roku swoje „urodziny” przypadające 14 marca (ze względu na amerykański format tej daty, 3.14, będący jednocześnie przybliżeniem tej liczby do drugiego miejsca po przecinku). Najdłuższe, ręcznie obliczone rozwinięcie π jest dziełem Williama Shanksa, któremu udało się uzyskać aż 707 miejsc po przecinku. Zajęło mu to 15 lat. Okazuje się jednak, że użycie pi z 39 cyframi po przecinku pozwala na obliczenia tak dokładne, że granica ich błędu jest mniejsza od średnicy atomu wodoru. Z powodu podobieństwa w angielskiej wymowie pi do wymowy słowa pie oznaczającego placek z owocami 14 marca jest też świętem wypieków!

WYKREŚLANKA

Znajdź i wykreśl podane wyrazy, które zostały ukryte w diagramie. Umieszczone są one w pionie, poziomie, na ukos i wspak.

WYRAZY:

kobieta, monokulturowy, inflacja, ekspresja, produkt, autorytet, rasizm, grupa, fasada, rehabilitacja, psychika, akademia, drukarz, synagoga, skansen, prawo, klimat, kanon, mediacje, odżywianie, aktor, emisja, reklama, filmy, deforestacja, Słowianie, dyskryminacja, socjologia, mitologia, maska, otyłość, bezpieczeństwo, Oscar, policja, ochrona, głos.

s. 34

KRZYŻÓWKA

Zapraszamy do rozwiązania fantastycznej, studenckiej krzyżówki! Podpowiedzi znajdziecie w naszych artykułach.

1. Nazwisko autorki Mitu urody

2. Państwo, z którego pochodzi najliczniejsza mniejszość narodowa w Polsce.

3. Dziedzina otolaryngologii, która zajmuje się w szczególności wydawaniem głosu, czyli fonacją albo dźwięcznością.

4. Krótkie hasło używane w reklamie.

5. Poszanowanie drugiego człowieka, np. jego poglądów czy upodobań, które różnią się od naszych.

6. Nazwisko autora teorii „człowieka w teatrze życia codziennego”.

7. Dziedzina działalności artystycznej wyróżniana ze względu na reprezentowane przez nią wartości estetyczne.

8. Nazwisko założyciela Akademii Filmowej.

9. Zwierzęta, których hodowla najbardziej obciąża środowisko.

10. Policjant prowadzący rozpoznanie w wyznaczonym rejonie.

11. Okrutny stwór zjadający ludzi, znany z potyczki z Geraltem z Rivii.

12. Bohater legendy, władca, król podziemia, który pilnuje porządku i nagradza tych, którzy przestrzegają zasad i norm.

13. Nazwisko osoby, która wykazała inicjatywę utworzenia anglojęzycznego kierunku studiów II stopnia na WPiA UŚ.

14. Nadmierne przywiązywanie wagi do zdobywania dóbr materialnych.

HASŁO: „O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, Pamiętna wiosno wojny, ______ ________!”

– Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz

SUDOKU

Przed Tobą dobra zabawa! Uzupełnij diagramy, pamiętając, że cyfry od 1 do 9 w każdym wierszu, każdej kolumnie i każdym małym kwadracie mogą pojawić się tylko raz. Trzymamy kciuki!

1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. s. 35
styczeń/luty 2021
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.