Suplement - kwiecień/maj 2022

Page 1

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego MAGAZYN BEZPŁATNY kwiecień /maj 2022 ISSN 1739 -1688

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego „Suplement”

Rektorat Uniwersytetu Śląskiego, ul. Bankowa 12, 40-007 Katowice

Nakład: 1000 egzemplarzy

Redaktor Naczelny: Robert Jakubczak (r.jakubczak97@gmail.com)

Zastępca Redaktora Naczelnego: Natalia Kubicius (n.kubicius@gmail.com)

Sekretarz redakcji: Natalia Sukiennik (natalia.sukiennik22@gmail.com)

Skład graficzny: Grzegorz Izdebski (izdebski.grzegorz@wp.pl)

Zespół korektorski: Natalia Bartnik, Agnieszka Dziendziel, Magdalena Faryniak, Anita Głowacka, Agata Gołąbek, Katarzyna Grzelińska, Aleksandra Konewka, Katarzyna Konieczna, Natalia Kubicius, Adam Pęczek, Kinga Richter, Anna Wach

Ilustracje: Martyna „TishBlack” Brzóska

Grafika na okładce: Paulina Wach (paulinawachart.wixsite.com)

Zdjęcia wizerunkowe: Matylda Klos (matyldaklos@us.edu.pl)

Wykorzystane zdjęcia: www.pexels.com, www.pixabay.com, unsplash.com, domena publiczna

Zespół redakcyjny: Robert Jakubczak Paweł Zberecki Anna Wach Katarzyna Grzelińska Martyna Brzóska Anna Jüngst Natalia Kubicius Adam Pęczek Bartosz Leszczyna Katarzyna Konieczna Natalia Bartnik Natalia Sukiennik Adam Posmyk Edyta Sztwiorok Katarzyna Kulyk Sara Galeja Magdalena Faryniak Agnieszka Dziendziel Emilia Nowak Kinga Richter Zuzanna Bornikowska Patryk Jarmuła Agata Gołąbek Emilia Sorota Klaudia Borowiecka Iwona Smyrak Dawid Hornik Aleksandra Krupa Patrycja Czyżowska Anastasiia Hudym Martyna Grysla Angelika Nowak Kamil Kołacz Magdalena Lupa Anita Głowacka

A jednak mówią! Zwierzęta, które podejmują dialog | Natalia Bartnik

Stella i Koko – zwierzęta, z którymi naprawdę można rozmawiać

Grooming. Enter | Kinga Richter

O przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży w internecie

Doza inspiracji w 15 sekundach – O co chodzi z tym TikTokiem? | Anastasiia Hudym

Godzinami można mówić o fenomenie popularności TikToka, jednak warto dowiedzieć się, jakie zalety i wady posiada ta aplikacja

O wyprawie Benedykta Polaka | Kamil Kołacz

Kilka słów o zapomnianym podróżniku z Polski, który przybył do państwa mongolskiego

Prawdziwe kłamstwa, kłamliwe prawdy | Adam Pęczek

Fake news, czyli choroba współczesnego świata. Czy wiemy o niej wszystko?

Kim jestem? Dokąd zmierzam? Tutoring, czyli moja droga do marzeń | Edyta Sztwiorok

Weź się za siebie! Nowy model edukacji spersonalizowanej

Mój przyjaciel pingwin | Patryk Jarmuła

Czy pingwiny są takie niezdarne, za jakie je bierzemy? O pingwinich zwyczajach i charakterach

Otwórz serce na naturę | Anna Wach

Jaki wpływ ma na nas natura i dlaczego warto ją pokochać

Makabryczna sztuka | Patrycja Czyżowska Kontrowersyjne, makabryczne i przerażające – wykorzystanie materiału ludzkiego w sztuce

Second hand… a jednak sieciówka | Katarzyna Grzelińska O tym, dlaczego fast fashion zdominowało second handy

Twoja historia. Przeczytaj i zdecyduj, co dalej | Magdalena Lupa Interaktywna opowieść, której jesteś częścią

Chleba i igrzysk – rola sportu w krajach bloku wschodniego | Bartosz Leszczyna Jak budowano system sportowego triumfu za żelazną kurtyną?

Wiersze zebrane | Natalia Bartnik, Kamil Kołacz, Edyta Sztwiorok, Anna Wach Chwila wytchnienia dla każdego miłośnika liryki i nie tylko

Włącz myślenie – czas na łamigłówki! | Robert Jakubczak, Kamil Kołacz, Natalia Kubicius, Bartosz Leszczyna Zmierz się z wyzwaniami, które dla ciebie przygotowaliśmy!

6 8 10 12 14 16 18 20 22 24 26 28 30 34

Odwiedź nas:

www.magazynsuplement.us.edu.pl

www.facebook.com/magazynsuplement

www.instagram.com/magazynsuplement

Projekt współfinansowany ze środków przyznanych przez Uczelnianą Radę Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Śląskiego

Ile warta jest twoja uwaga?

Uwaga staje się obecnie walutą, o którą wojowniczo walczą koncerny medialne, agencje reklamowe i firmy oferujące produkty czy usługi. Nic dziwnego. Nadmiar bodźców, które chłonie współczesny człowiek, doprowadził do tego, że trudno przebijać się do świadomości odbiorców z komunikatami. Wiadomości do przyswojenia jest bardzo dużo, natomiast aparat poznawczy ma swoje ograniczenia. Kluczową umiejętnością staje się więc odpowiednie zarządzanie uwagą.

Koncentrowanie się na wszystkim to nieskupianie się na niczym. Wielu twierdzi, że dobrze sobie radzi w multitaskingu, szczególnie gdy wykonuje powtarzalne i automatyczne czynności. Niemniej wiele badań udowadnia, że największą skuteczność w działaniu uzyskujemy wtedy, kiedy skupiamy się jedynie na pojedynczej aktywności. Podobnie jest z satysfakcją, która wynika z podejmowanych działań. Dla przykładu posiłek smakuje najlepiej, jeśli koncentrujemy się jedynie na kolejnych mielonych i posyłanych do żołądka kęsach, a nie wykonujemy w jego trakcie kilkanaście innych czynności. Właściwe zarządzanie uwagą wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości, naukę nowych rzeczy i rozwój osobisty. Warto postawić sobie pytania, o czym myślę na co dzień, co sobie mówię, na czym się koncentruję, jakie informacje przyswajam oraz jak to na mnie wpływa.

O tym, jak pomagać swojej uwadze odróżniać prawdę od fake newsów, pisze Adam Pęczek w artykule Prawdziwe kłamstwa, kłamliwe prawdy. Anastasiia Hudym w tekście o fenomenie TikToka ostrzega, że media społecznościowe potrafią zawłaszczyć sobie uwagę człowieka poprzez kilkugodzinne poszukiwanie rozrywki. To, na czym warto się koncentrować, można przemyśleć i skonsultować w trakcie tutoringu, który tłumaczy Edyta Sztwiorok. Być może jednym z zaleceń będzie obcowanie z naturą i wycieczka do lasu, którą poleca i opisuje Anna Wach w artykule Otwórz serce na naturę. Niezależnie od tego, jaki będzie twój kolejny krok, warto poświęcić pełnię uwagi na przeczytanie najnowszego numeru naszego Magazynu. Spróbuj wyciszyć telefon, odciąć się od świata, by skoncentrować się jedynie na kolejnych przyswajanych treściach. Życzę ci wspaniałej przygody!

Redaktor Naczelny

A jednak mówią! Zwierzęta, które podejmują dialog

Obrońcy praw zwierząt przemawiają w imieniu tych, którzy nie są w stanie nic powiedzieć. Okazuje się, że część z nich tak naprawdę już może. I to coś zdecydowanie więcej niż „Jestem głodny”.

A co ty byś zrobił(-a), gdyby twój pies, zamiast szczekać, przekazał ci wprost, że chce wyjść na zewnątrz, bo usłyszał stamtąd jakiś dziwny dźwięk?

Suczka Stella i mata dźwiękowa

Christina Hunger pochodzi z Kalifornii i zajmuje się leczeniem zaburzeń mowy u dzieci. W swojej pracy używa między innymi mat dźwiękowych. Znajdują się na nich przyciski, a naciśnięcie każdego uruchamia nagranie z innym słowem. Kiedy suczka Christiny, Stella, miała 18 miesięcy, jej opiekunka wraz z narzeczonym Jakiem postanowiła sprawdzić, czy tablica pozwoli komunikować się także z pupilem. Eksperyment zaczęła od naciskania „spacer” za każdym razem, gdy wypowiadała to słowo lub otwierała drzwi. Po kilku tygodniach suczka zaczęła łączyć dźwięk z odpowiadającą mu czynnością, a niedługo później sama używała przycisku, gdy miała ochotę wyjść.

Christina i Jake z czasem dodawali kolejne wyrazy: jeść, pić, zabawa, nie, chodź, pomóż, kocham cię. Ważne jest to, że nie uczyli Stelli poprzez system dawania nagród. Suczka nie otrzymuje przysmaków za swoje postępy, a „jedynie” reakcję ze strony opiekunów. Jeszcze później zaczęła samodzielnie tworzyć nieco bardziej złożone komunikaty. Kiedy nie było jeszcze pory na karmienie, poprosiła o nie, ale Christina odmówiła. Wtedy Stella nacisnęła „nie” oraz „kocham cię” i wyszła z pokoju.

Suczka poznała łącznie 29 wyrazów, których połączenia tworzą zdania, choć mające uproszczoną formę. Przykładowo: zamiast „Chcę, żeby Jake już przyszedł” usłyszymy „chcę” – „Jake” –„przyjdź”. Kiedyś siedziała przy drzwiach i popiskiwała, więc Christina myślała, że chce wyjść na dwór. Ale właśnie w powyższy sposób poinformowała, że tęskni za opiekunem. Kiedy wrócił, nacisnęła „szczęście”. Narzeczeni przekazują komunikaty czasem werbalnie, czasem używając maty. Kiedyś Christina niechcący nacisnęła „piłka”, a Stella ją przyniosła, położyła obok i wcisnęła kolejno „szczęście” – „piłka” – „chcę” – „na zewnątrz”.

Oczywiście zdarzają się pomyłki, jednak suczka, gdy nie zostaje zrozumiana, potrafi przeformułować wyrażenie, zamiast kilkakrotnie powtarzać to, które już zakomunikowała. Tak było z „chodź” – „zabawa” zmienionym na „na zewnątrz” – „zabawa” –„kocham cię”. Podobnie jak człowiek, wyraża się w inny sposób pod wpływem różnych emocji. Pewnego dnia bardzo zainteresował

lub zaniepokoił ją jakiś dźwięk, który dobiegł z zewnątrz. Stella chciała wyjść, ale Christina się nie zgodziła. Wtedy suczka aż dziewięć razy wcisnęła „spójrz”, a potem „chodź” – „na zewnątrz”. Do każdego przycisku jest podłączona osobna bateria. Kiedy jedna z nich się wyczerpała, przycisk „na zewnątrz” nie działał (chyba nikogo nie zdziwi, że właśnie ten był używany najczęściej). Stella po kolejnej nieudanej próbie wybrała „nie” i „pomóż”.

Gorylica Koko i język migowy

Gorylica Koko przyszła na świat w zoo w San Francisco. Jakiś czas później opiekę nad nią przejęła psycholożka Francine „Penny” Patterson, koncentrująca się w swojej pracy na zwierzętach. Postanowiła przeprowadzić eksperyment, którego koncept nie był całkiem nowy, ale zdecydowanie nowatorski (i bardziej efektywny) pod kątem realizacji. Mianowicie chciała sprawdzić, czy jest możliwe nauczenie goryla amerykańskiego języka migowego, a później porozumiewanie się z nim w ten sposób. Mimo sceptycznego nastawienia wielu naukowców okazało się to możliwe, a język, którego psycholożka używała w rozmowach z Koko, nazwała językiem migowym goryli, w skrócie GSL (Gorilla Sign Language). Gorylica otrzymywała przysmaki w nagrodę za postępy w nauce, ale były one jej jedyną motywacją tylko na początku. Z własnej inicjatywy zaczęła tworzyć określenia na przedmioty, których nazw jeszcze nie poznała. Przykładem może być słowo pierścionek. Koko, chcąc zobaczyć ten należący do Penny, zamigała znaki „palec” i „bransoletka”. Z kolei ,,drapiący grzebień” oznaczał szczotkę, a ,,kapelusz na oko” – maskę. Kiedy jakieś komunikaty były jej dobrze znane, nie otrzymywała już za nie przysmaku. Nie przestawała jednak ich używać – jak wspomniałam, nauka i chęć komunikacji okazały się od nich ważniejsze. Czasem chciała jedynie, by przejść się z nią po pokoju, usiąść koło niej, połaskotać, a kiedy odwiedził ją aktor Robin Williams, zakomunikowała, że go adoptuje. Zdała też test lustra – kiedy zobaczyła swoje odbicie i została zapytana, kogo widzi, zamigała: „goryl” – „Koko” – „zwierzę”. Bywała też bardzo uparta. Kiedyś przerwała naukę i zakomunikowała: „tam” – „jabłko” – „tam” – „orzechy” – „skończone”. Penny poprosiła, by najpierw poprawnie wykonała ćwiczenie. Koko upierała się: „goryl” – „skończone”.

Jeśli ktoś jeszcze nie wierzył, że zwierzęta mają uczucia, ona zdecydowanie to udowodniła. Gdy Patterson powiedziała, że

s.6
Natalia Bartnik bartnikn418@gmail.com

zmarł kotek gorylicy – All Ball – i zapytała ją, co teraz czuje, ta zamigała znaki „źle”, „smutek” i „płacz”. Była również świadoma tego, że ludzie krzywdzą goryle znajdujące się na wolności. Przez przypadek zobaczyła nagranie, na którym były przez nich zabijane. Następnego dnia pokazała swojej opiekunce ilustrację przedstawiającą mięso i wymigała „wstyd”. Koko powiedziano także o temacie konferencji klimatycznej COP21, która odbyła się w Paryżu. Komentarz gorylicy brzmiał: „Jestem gorylem. Jestem kwiatami. Jestem naturą. Koko kocha ludzi. Koko kocha Ziemię. Ale ludzie głupi. Głupi. Koko jest przykro, Koko płacze. Czas ucieka. Naprawcie Ziemię, pomóżcie Ziemi. Pośpieszcie się. Natura na was patrzy. Dziękuję”.

Źródła:

S. Zimowska: Pies komunikuje się z człowiekiem za pomocą tablicy dźwiękowej. (www.chip.pl);

A. Prochocka: Ten pies umie mówić! Poznajcie Stellę, która nauczyła się używać maty dźwiękowej. (www.psy.pl);

Mówiący goryl – historia Koko. (www.dinoanimals.pl);

P. Sadowski: Nie żyje Koko – gorylica, która rozmawiała z ludźmi. (www.focus.pl).

s.7
ilustracje: Martyna „Tishblack” Brzóska

Grooming. Enter

Wyobraź sobie następującą sytuację: trzy pełnoletnie aktorki zostają ucharakteryzowane na dwunastoletnie dziewczynki. Przez dziesięć dni korzystają z najpopularniejszych mediów społecznościowych. Same nie inicjują żadnych kontaktów, jedynie odpowiadają na wiadomości innych użytkowników. W ciągu tych niespełna dwóch tygodni otrzymują prawie dwa i pół tysiąca wiadomości z niewybrednymi ofertami, nagimi zdjęciami, filmami pornograficznymi, próbami szantażu i zaproszeniami na spotkania na żywo.

Taki eksperyment został przeprowadzony i sfilmowany przez duet reżyserski Barborę Chalupovą i Víta Klusáka w dokumencie Złapani w sieci z 2020 roku. Półtoragodzinny film pokazuje, jak wielka jest skala przestępstw o charakterze seksualnym na małoletnich w sieci. To właśnie tego rodzaju przestępstwa nazywamy groomingiem

Pojęcie to często tłumaczone jest jako zjawisko pedofilii w internecie, jednak, jak wyjaśnia dr hab. prof. UŚ Olga Sitarz: – Grooming to dopiero swoiste przygotowanie do czynów o charakterze pedofilskim, karane w polskim prawie karnym jako oddzielny typ czynu zabronionego.

Ze zjawiskiem tym wiążą się inne, takie jak sexting (wysyłanie nagich lub półnagich zdjęć i filmów), sextortion (szantażowanie pod groźbą opublikowania kompromitujących, często intymnych zdjęć) czy pornografia.

Duże zagrożenie, niewielka świadomość

W dokumencie Chalupovej i Klusáka przedstawione zostały dane z badania Sexting i znajomość ryzyka czeskich dzieci w cyber-

przestrzeni (Czechy, 2017). Wynika z nich, że 60 procent czeskich dzieci korzystało z sieci bez nadzoru rodziców, 41 procent otrzymało od innej osoby zdjęcia pornograficzne, co drugie dziecko czatuje z nieznajomymi, a co piąte zgodziłoby się na spotkanie na żywo. A jak to wygląda w Polsce?

Według raportu Państwowego Instytutu Badawczego NASK Nastolatki 3.0 opublikowanego we wrześniu 2021 roku wynika, że nastolatkowie w czasie wolnym od zajęć szkolnych spędzają w sieci średnio 4 godziny i 50 minut dziennie. Co piąty badany przyznaje, że doświadczył przemocy w internecie (wyzywanie, ośmieszanie, poniżanie). Prawie połowa deklaruje, że nie doświadczyła bezpośredniej agresji w sieci, natomiast podobne zdanie ma aż 75 procent rodziców badanych dzieci. Ta różnica może świadczyć o tym, że najmłodsi korzystają z sieci bez nadzoru rodziców, a rodzice nie mają świadomości krzywdy, która spotkała ich pociechy w cyberprzestrzeni. Co siódmy nastolatek przyznał, że spotkał się na żywo z dorosłą osobą poznaną w internecie, a co czwarty o tym fakcie nikogo nie poinformował. Względem badań przeprowadzanych w poprzednich latach jest to zmniejszająca

s.8
Kinga Richter kinga.m.richter@gmail.com

się liczba – w 2016 roku spotkanie z nieznajomą dorosłą osobą deklarował co czwarty nastolatek. Jednak jest to ciągle niepokojąca liczba. Wśród respondentów 8,3 procent stwierdziło, że otrzymało kiedykolwiek nagie lub półnagie zdjęcie, a wysłanie takiego materiału deklaruje 2,2 procent badanych.

Ofiara kontra sprawca

Eksperyment pokazany w filmie Złapani w sieci został przeprowadzony w warunkach kontrolowanych. W jego realizację zaangażowani byli specjaliści z zakresu psychologii, seksuologii, prawa, a także policja. Również bohaterki, które wcieliły się w powierzone im role, były dorosłymi, świadomymi kobietami. W rzeczywistości to miejsce zajmują dzieci i młodzież, bez sztabu ludzi za sobą. Najczęściej w internetowych kontaktach osoby te szukają uwagi, zainteresowania, zrozumienia i miłości. Mogą być przekonane o prawdziwości nawiązanych relacji. Często mają też nie najlepsze kontakty z rodzicami. Julia Davidson w studium dotyczącym groomingu online mówi w tym przypadku o młodzieży wrażliwej. Wyróżnia również drugą grupę narażoną na niebezpieczeństwo – są to młodzi ludzie szukający przygody, testujący granice moralne, niemający poczucia kontroli.

Z kolei sprawcy przestępstwa groomingu to mężczyźni – średnio w wieku 35 – 44 lat, bez wcześniejszych wyroków skazujących – spośród których większość posiada nieprzyzwoite obrazy dzieci. Poza tymi kilkoma danymi stanowią grupę bardzo niejednorodną, jednak, jak tłumaczy prof. Sitarz, powołując się na Julię Davidson, wyróżnia ją kilka czynników: – Są to osoby z wysokim IQ, ale niezbyt wysokim poziomem wykształcenia, posiadające kompetencje informatyczne zdobyte w wyniku samokształcenia, swobodnie korzystające z całej gamy sprzętu teleinformatycznego, czatów, mediów społecznościowych, witryn i platform gier umożliwiających kontakt z młodymi ludźmi.

Działania systemowe

W 2010 roku w kodeksie karnym pojawił się art. 200a, który kryminalizuje grooming. Został on powiązany z przestępstwem zgwałcenia (art. 197 k.k.) i pedofilii (art. 200 k.k.) oraz takimi czynami jak: produkowanie i utrwalanie treści pornograficznych, nawiązywanie – np. za pośrednictwem internetu – kontaktu z małoletnim poprzez groźby albo wprowadzenie go w błąd, zmierzającego do spotkania, a także składanie propozycji i dążenie do realizacji obcowania płciowego lub innych czynności seksualnych z małoletnim.

Kształt przepisu art. 200a k.k. budzi jednak pewne wątpliwości. Jak wyjaśnia prof. Sitarz: – Czynem zabronionym są wyłącznie zachowania opisane w ustawie, a zatem inny sposób zachowania sprawcy »wymyka« się odpowiedzialności za czyn z art. 200a k.k. Nawiązywanie kontaktu musi być w celu określonym w przepisie, co może rodzić problemy dowodowe. Spory w doktrynie budzi też sformułowanie: »zmierzając (…) do spotkania« (§ 1) i relacje tego pojęcia z pozostałymi określeniami dotyczącymi sposobu zachowania sprawcy.

Kwestia karalności i prawodawstwa to jedno, inna sprawa to z kolei zapobieganie przestępstwom groomingu i działania prewencyjne, zwiększające bezpieczeństwo dzieci w internecie i świadomość wszystkich użytkowników. Wydaje się, że najprostszym rozwiązaniem jest systemowe blokowanie podejrzanych użytkowników w mediach społecznościowych

przez właścicieli portali. Na pytanie, czy jest to rozwiązanie technicznie możliwe oraz, przede wszystkim, zgodne z prawem, prof. Sitarz odpowiada: – Obecnie nie ma takiego środka penalnego, który pozwalałby na tego rodzaju działanie. Czy jest możliwy w przyszłości? Raczej tak… Każda kara wkracza w wolności osobiste. Gdyby taka reakcja była proporcjonalna, uzasadniona i konieczna, to Konstytucja (art. 31 ust. 3) zezwala na wprowadzanie ustawą takich ograniczeń. Teraz właściciele różnych portali, prowadząc własną politykę na podstawie przyjętych przez siebie regulaminów, ograniczają ad hoc możliwość aktywnego uczestnictwa na swoim portalu. Problem blokowania użytkowników mediów społecznościowych przez instytucje publiczne lub osoby pełniące funkcje publiczne jest szeroko dyskutowany w Stanach Zjednoczonych, gdzie był już przedmiotem kilku orzeczeń sądowych.

Innym sposobem przeciwdziałania groomingowi nie na poziomie prawnym, lecz społecznym jest edukacja: kampanie społeczne – skierowane zarówno do dzieci i młodzieży, jak i rodziców, spotkania, zajęcia w szkole, ale też zwykła rozmowa z dziećmi, budowanie relacji, mądra kontrola i uważność. To właśnie tego rodzaju działania mogą być najlepszym sposobem zapobiegania niebezpiecznym zachowaniom w sieci.

Internet jest ciągle rozwijającą się przestrzenią, której początku i końca nie sposób wyznaczyć. Oznacza to, że również możliwości, które daje – zarówno pozytywne, jak i negatywne – są ogromne. Zadaniem każdego użytkownika, nie tylko nauczyciela czy rodzica, jest promowanie takich zachowań, które sprawią, że internet będzie miejscem bezpiecznym, oraz zapobieganie tym, które sprawiają, że dzieci i młodzież mogą zostać „złapane w sieci”.

Jeśli doświadczyłeś(-aś) groomingu, porozmawiaj o tym z zaufanym dorosłym lub zgłoś to na policję – padłeś (-aś) ofiarą przestępstwa! Jeśli potrzebujesz pomocy lub ktoś z twoich bliskich potrzebuje wsparcia, zadzwoń – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży działa przez siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę: 116 111.

Źródła: Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny, Dz. U. z 2021 r., poz. 2345;

NASK – Państwowy Instytut Badawczy: Raport z badań „Nastolatki 3.0”;

A. Brosch: Oblicza anonimowości nastolatków w sieci – Child Grooming;

J. Davidson: The European Online Grooming Project;

B. Chalupová, V. Klusák: Złapani w sieci

s.9

Doza inspiracji w 15 sekundach –O co chodzi z tym TikTokiem?

Niejednokrotnie w rozmowach młodych ludzi można usłyszeć takie słowo jak TikTok. Każdy z nas dobrze zna ten portal społecznościowy, codziennie z wielkim zainteresowaniem oglądamy śmieszne filmiki, często nie zawierające żadnych wartościowych treści. Są po prostu krótkie i zabawne. Zbierają miliony polubień i komentarzy, a ich autorzy osiągają niesamowitą popularność w bardzo krótkim czasie.

Obecnie niezwykle trudno wyobrazić sobie nasze życie bez mediów, a zwłaszcza bez portali społecznościowych, które niezmiernie upraszczają komunikowanie się na co dzień. W 2020 roku TikTok został najczęściej pobieraną aplikacją na świecie i nadal cieszy się ogromną popularnością wśród użytkowników. Według raportu agencji influencer marketingu GetHero w 2021 roku 43% Polaków stwierdziło, że korzysta z niego częściej niż kiedyś.

Fenomen TikToka

Godzinami można mówić o fenomenie TikToka, jednak o co tak naprawdę chodzi? Dlaczego stał się niezwykle popularny prawie w mgnieniu oka? Niezależnie od przyczyny możemy stwierdzić fakt: TikTok wciąga – wydawał się odpowiedni tylko do pięciominutowej zabawy, a przekształcił się w medium, które dziś znacznie wyprzedza znane do tej pory serwisy społecznościowe takie jak Facebook, YouTube czy Instagram. O fenomenie popularności aplikacji szerzej mówi dr Monika Kornacka-Grzonka z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Medialnej

UŚ: – TikTok ma istotną przewagę nad Facebookiem i pozostałymi mediami społecznościowymi, ponieważ łączy w sobie więcej zmysłów, czyli kanałów komunikacyjnych. Proszę zobaczyć, że w tym przypadku jednocześnie występuje i obraz, i dźwięk, więc odbieramy informacje wzrokiem i słuchem równomiernie. Natomiast przeciętna zawartość na Facebooku lub Instagramie sprowadza się do odbioru jedynie przez wzrok. Materiały audiowizualne wpływają na nas generalnie mocnej, więcej bodźców emocjonalnych może zostać przez nie przekazanych.

TikTok bazuje na prostym algorytmie, który dostarcza odbiorcom kontent odpowiadający ich zainteresowaniom. Zwykle użytkownicy oglądają lub tworzą rozrywkowe treści, jednak platforma nadaje się także do promowania wartościowych informacji, na przykład ważnych akcji społecznych mających na celu zwrócenie uwagi na konkretny problem.

Świetnym tego przykładem jest konkurs na spot „Eko TikTok” w Mysłowicach (przeprowadzony wiosną 2021 roku), którego celem było podniesienie świadomości ekologicznej wśród dzieci i młodzieży. Uczestnicy podzielili się własnymi pomysłami dotyczącymi prawidłowej segregacji odpadów, najróżniejszymi patentami recyklingowymi oraz pokazali, jak powinno się sprzątać po swoim piesku na ulicy. Wszyscy otrzymali atrakcyjne nagrody od Urzędu Miasta.

Rozrywka vs biznes

Powszechnie uważa się, że TikTok jest jedną z aplikacji służących rozrywce. Codziennie niemal każdy z nas sięga po telefon i czerpie przyjemność z otrzymywania kolejnej dawki informacji o nowych trendach. Bez wątpienia oglądanie krótkich i śmiesznych filmików może podnieść nastrój, zainspirować do nowych działań lub pomóc zwalczyć nudę w czasie przerwy. Jednak to nie wszystko, co może zaoferować ta aplikacja. Jest też świetnym narzędziem do rozwoju i promowania własnej marki osobistej oraz ważnym kanałem reklamy oraz sprzedaży produktów dla firm. Za jej pomocą zarówno twórcy, jak i przedsiębiorcy mogą dotrzeć do globalnej grupy odbiorców. Użytkownicy mają łatwy i natychmiastowy dostęp do promowanych treści. TikTok to medium społecznościowe pozwalające na interaktywny dialog pomiędzy twórcą a widzem. Trzeba też wspomnieć o najbardziej angażujących i ciekawych przykładach kampanii reklamowych sprzed ostatnich lat, które odniosły na nim sukces.

Jedną z nich, i to zupełnie niezwykłą, przygotowała znana marka Maybelline pod nazwą #MatteInkSong. We współpracy ze znanymi influencerami zachęcała użytkowników do wzięcia udziału w wyzwaniu, które polegało na odtworzeniu tańca i piosenki wymyślonych przez markę, w zamian za nagrodę w postaci firmowego produktu. Filmiki z hasztagiem #matteinksong wyświetliło 15,5 miliona osób. Nie mniej ciekawa była kampania reklamowa popularnej firmy Coca-Cola pod nazwą #WOWmoment. Wyzwanie polegało na nagraniu i udostępnieniu filmiku, na którym uchwycono fascynujące momenty z życia razem ze wspomnianym napojem. Nagrodą za najbardziej kreatywne nagranie były bilety na festiwal MeetUp. Filmiki z hasztagiem #wowmoment wyświetliło 25,9 miliona użytkowników.

Jak zarobić na TikToku?

Dziś TikTok możemy uznać za jeden z najpopularniejszych portali społecznościowych, gdzie influencerzy, reklamując najróżniejsze produkty i usługi, mają możliwość zarabiania pieniędzy. Niepotrzebne są CV, wykształcenie czy doświadczenie zawodowe, jednak twórca powinien spełniać dwa warunki – mieć ukończone 16 lat i posiadać co najmniej 1000 obserwujących na swoim koncie.

Najczęściej influencer marketing jest spotykany na Instagramie, jednak gwałtownie rozwija się także na TikToku. Pojawia się ogromna liczba nowych kreatywnych twórców, którzy w cie-

s.10

kawy i oryginalny sposób reklamują produkty. Szczegółowo opowiadają o ich wadach i zaletach. Z tego powodu większość użytkowników uważa, że rekomendacje tiktokerów są bardziej wiarygodne. Młode osoby chętnie angażują się do udziału w różnego rodzaju wyzwaniach, co pozwala im lepiej poznać markę, przekonać się do niej i korzystania z usług, które oferuje.

Warto zauważyć, że TikTok, tak jak większość innych portali społecznościowych, ma opcję prowadzenia transmisji LIVE. Ponadto w trakcie bezpośredniej interakcji ze swoimi widzami twórca może wzbogacić własny portfel, otrzymując od użytkowników tzw. gifty (wirtualne prezenty). Po uzbieraniu pewnej liczby można je wymienić na prawdziwe pieniądze. Właściwie tiktokerzy samodzielnie decydują, jaką wiedzą i na jaki temat chcą podzielić się z publicznością, mogą też po prostu odpowiedzieć na interesujące użytkowników pytania. W szczególności popularne jest wykonywanie różnego rodzaju wyzwań (challenge’ów) proponowanych przez obserwujących.

Wpływ na zdrowie psychiczne

Oglądanie krótkich, fascynujących treści na TikToku przypomina szybką zmianę jaskrawych obrazków jak w kalejdoskopie. Codzienne śledzenie nowych trendów pomnożone przez kilka godzin w ciągu doby bez wątpienia negatywnie wpływa na nasz mózg. Co ważne, w szybkim tempie przyzwyczaja się on do krótkich wiadomości. Każdego razu po obejrzeniu kilku filmików wyzwalających w nas silne emocje nagle czujemy poprawę nastroju. Gdy znowu pojawia się potrzeba poprawienia sobie humoru, sięgamy po telefon. Wpadamy w tzw. pętlę czasową – wydaje nam się, że oglądanie treści na TikToku zajmuje około 15 minut, natomiast w rzeczywistości mijają ponad 3 godziny.

Według klasycznych teorii informacyjna wartość mediów jest niewielka – odbiorcy rozumieją i zapamiętują (przynajmniej przez dobę) od 5 do 30 procent informacji przekazanych w krótkiej formie. Efekty krótkotrwałe interesują w szczególności twórców reklam.

W konsekwencji zbyt częste korzystanie z aplikacji może spowodować zaburzenie koncentracji uwagi. Media społecznościowe zawsze miały, mają i będą miały wpływ na nasze życie, lecz tylko od naszej decyzji będzie zależeć, w jakim stopniu…

Źródła:

M. Mrozowski: Media masowe. Władza, rozrywka i biznes; Działania marketingowe na TikToku – co może zyskać Twoja marka? (www.harbingers.io);

TikTok dla biznesu – czy warto prowadzić profil swojej marki w tej aplikacji? (www.siostrymarketingu.pl);

Mysłowicki Eko TikTok. Miasto rozstrzygnęło konkurs dla dzieci i młodzieży. Czekały atrakcyjne nagrody (www.myslowice.naszemiasto.pl).

s.11

O wyprawie Benedykta Polaka

Do dziś pozostaje zagadką w oczach historyków, a całej reszcie społeczeństwa jest właściwie nieznany. Z pewnością mało kto słyszał o jego dużym udziale w poznawaniu Azji. Duchowny, należący do zakonu franciszkanów, wziął udział w pierwszej wyprawie Europejczyków do Mongolii, z której pozostawił obszerną relację.

Tekst przyniósł ogrom informacji o egzotycznej kulturze Azji. Nigdy wcześniej nie opisano tak dokładnie jej terenów, a relacja była znacznie wiarygodniejsza niż ta, którą przekazał Marco Polo. Przykrym pozostaje fakt, że wciąż niezbyt wiele wiemy o wielkich odkrywcach z Polski. Takie postacie jak Michał Boym czy Benedykt Polak zostały zatarte w naszej narodowej pamięci.

Słowem wstępu

Dokładna data narodzin Benedykta Polaka nie jest znana, ale najprawdopodobniej urodził się ok. 1200 roku. Różne wzmianki kierują badaczy w okolice Wrocławia, wskazując, że to właśnie z tych rejonów mógł pochodzić. Wiadomo, że był rycerzem. Doskonale znał łacinę oraz dawny wariant języka białoruskiego. Prawie pewne jest, że ok. 1236 roku wstąpił do grona nowo powstałego polskiego zakonu franciszkanów, przyjmując święcenia kapłańskie i imię Benedykt, po świętym pustelniku żyjącym w XI wieku. Mimo to w historycznych pracach naukowych można znaleźć tezę, jakoby otrzymał je przy chrzcie. Sporą część życia zakonnego poświęcił na podróże.

Wyprawa w nieznane

W XIII wieku świat Orientu jawił się Europejczykom jako wielka terra incognita Ówcześni kartografowie zdołali jedynie zarysować południowe brzegi Azji, opierając się na relacjach arabskich. Stąd niejako mitologizowano krainy leżące za Himalajami i Uralem, a przez starożytnych kupców były ledwie wspominane. Papież Innocenty IV usiłował zorganizować wyprawę przeciw Tatarom, lecz plan ten nie został zrealizowany. Postanowił zatem wysłać ekspedycję, by zbadała odległe rejony, zebrała o nich jak najwięcej informacji i znalazła słabe punkty azjatyckiej potęgi. Oficjalnie misja była stricte dyplo-

matyczna i służyła nawiązaniu przyjaznych stosunków z potężnym państwem Gujuka. Liczono również na ewentualne nawrócenie chana.

Jan di Piano Carpini (notabene uczeń św. Franciszka z Asyżu) 16 kwietnia 1245 roku wyruszył z Lyonu, zabierając ze sobą list do władcy Mongołów. Po drodze dołączyli do niego Stefan Czech i brat Czesław. Znajomość geograficzna ziem ruskich sprawiła, że Benedykt Polak był idealnym kandydatem na uczestnika wyprawy, dlatego w okolicach Wrocławia zasilił grupę wysłanników. Zanim przekroczyli oni granicę Królestwa Polskiego, zatrzymali się na dworze Bolesława Wstydliwego. Tam spotkali ruskiego księcia, który prowadził wcześniej pertraktacje z Mongołami. Dzięki szczodrości księżnej Grzymisławy odkrywcy otrzymali futra jako dar dla chana. Hojność okazał także Konrad Mazowiecki, dając im kosztowne przedmioty jako kartę przetargową w razie kłopotów podczas trudnej podróży.

W roku 1246 podróżnicy dotarli do okupowanego wówczas przez Złotą Ordę Kijowa. Idąc za radą księcia Wasylki, wymienili europejskie konie na mongolskie, o wiele wytrzymalsze i odporniejsze na spadek temperatury. Udali się do południowych krain, by wkroczyć do kraju Kumanów. Na dworze księcia przebywali Rusini, którzy wielokrotnie stykali się z potęgą mongolskiego władcy. Ich doświadczenie ukierunkowało czterech towarzyszy.

Twarzą w twarz

Kiedy przekroczyli Dniepr, po raz pierwszy zetknęli się z wojownikami mongolskimi. Spekulowano, że nieznani przybysze są szpiegami. Ostatecznie udało im się zażegnać kryzys, gdy przekupili Azjatów futrami. Od tej chwili patrol eskortował ich w okolicach Astrachania. W Saraju Batu-chan również przyjął szczodre poda-

runki i zezwolił na dalszą podróż, stawiając jednak ultimatum – połowa uczestników miała pozostać na miejscu. Dalej wyruszyli tylko legat papieski Jan di Piano Carpini oraz jego sekretarz Benedykt Polak, który został pierwszą osobą z naszego narodu, która przekroczyła granicę kontynentów. W dzień św. Marii Magdaleny, 22 lipca 1246 roku, wyprawie udało się dotrzeć do siedziby chana – Syra Ordy nad rzeką Orchon. Sytuacja polityczna sprawiła, że franciszkanie musieli długo czekać na audiencję. W międzyczasie obserwowali życie mongolskie, spisując niezwykle ciekawą relację z regionu, w którym przebywali. Spotkali przedstawicieli Chin, koreańskiego królestwa Goryeo, Kalifatu Bagdadzkiego i Gruzji. Wówczas na dworze znajdywało się ok. trzech emisariuszy z całej Azji, co świadczyło o ogromnej potędze i wpływach dyplomatycznych.

Chan wezwał franciszkanów 11 listopada. Mimo że przyjął ich zaskakująco życzliwie, nie udzielił im takiej odpowiedzi, jaką chcieli usłyszeć. Zapragnął zobaczyć się z papieżem, dlatego kazał przekazać wysłannikom, że czeka na jego przybycie. Z tą informacją powrócili do miejsca, w którym zaczęli swoją wędrówkę. Po zakończeniu misji losy Benedykta Polaka nikną w mrokach z powodu braku źródeł historycznych. Wiemy jedynie, że zmarł po roku 1251, jednakże dokładna data nie jest znana.

Źródła:

Benedykt Polak. Życiorys. (www.zyciorysy.pl); Benedykt Polak wyrusza z poselstwem do Karakorum. (www.muzhp.pl).

s.12
Kamil Kołacz smok7a@interia.pl

Prawdziwe kłamstwa, kłamliwe prawdy

Fake news stał się plagą współczesnego dziennikarstwa. Dlaczego zjawisko dezinformacji przybrało na sile? I czy da się z nim walczyć?

Pojęcie fake news robi w ostatnich latach oszałamiającą karierę. Ta popularność nie może dziwić – w dobie powszechnego dostępu do internetu, gdy codziennie jesteśmy zalewani nadmiarem informacji, coraz trudniej odróżnić nam prawdę od fałszu. Od kilku lat eksperci i badacze starają się jak najlepiej wyjaśnić to niebezpieczne zjawisko, jednak czy naprawdę wiemy, czym ono jest?

Nowy - stary problem

Fake newsa na pewno nie można rozumieć tak jak Donald Trump, który zasłynął tym, że za nieprawdziwą uznawał niemal każdą informację przedstawiającą go w negatywnym świetle. Istnieje wiele innych, bardziej rzetelnych definicji. Według jednej z nich fake news to ,,informacja opublikowana przez media, sprawiająca wrażenie zweryfikowanej oraz opisującej fakty, która w rzeczywistości wprowadza opinię publiczną w błąd’’.

Jak możemy się domyślić, taki sposób kreowania rzeczywistości nie jest wcale niczym nowym. Już w XVIII-wiecznej paryskiej i londyńskiej prasie podawano niezgodne z prawdą informacje na temat życia prywatnego arystokratów. Inny ciekawy przypadek stanowi słynna audycja radiowa Orsona Wellesa pt. Wojna Światów, w której w bardzo realistyczny sposób przedstawiono inwazję Marsjan na Ziemię. Podobno siła perswazji tego słuchowiska była tak wielka, że wielu Amerykanów, zaniepokojonych kolejnymi sensacyjnymi wieściami, dostało ataku paniki.

Skoro więc fałszywe informacje są obecne od dawna, to dlaczego tak wiele uwagi zaczęto im poświęcać dopiero w ostatnich latach? Wymienia się tutaj kilka czynników. Po pierwsze, badania

wskazują, że na świecie spada zaufanie do mediów tradycyjnych. Odbiorcy coraz częściej poszukują alternatywnych źródeł wiedzy i nierzadko, wbrew własnej woli, dają się nabrać na nieprawdziwe treści. Ponadto istotną rolę odgrywa intensywny rozwój mediów społecznościowych, które przestały być już tylko źródłem wiedzy o naszych znajomych – stały się przestrzenią wymiany informacji o najważniejszych wydarzeniach na świecie. Niestety, podawane tam wiadomości nie zawsze są prawdziwe. Do upowszechnienia zjawiska fake newsów przyczynia się także fakt, że obecnie media bardzo się zdemokratyzowały. Dziennikarz nie musi mieć już odpowiedniego wykształcenia ani odznaczać się szczególnymi kompetencjami, by móc wykonywać swój zawód. Wystarczy, że założy stronę internetową, gdzie będzie publikował treści, które nie zawsze przechodzą proces weryfikacji.

W dzisiejszych czasach coraz częściej do rozpowszechniania fake newsów wykorzystuje się boty, których wzmożona aktywność w social mediach może sztucznie zwiększać poparcie dla danego kandydata. Takie zjawisko zaobserwowano już przy okazji wyborów w USA w 2010 i 2016 r. Nie trzeba dodawać, że podobne działania negatywnie wpływają na poziom wiedzy politycznej społeczeństwa.

Na szczęście Polacy, przynajmniej deklaratywnie, wydają się świadomi istnienia medialnej dezinformacji. Według badań Kantar Public z 2018 r. trzy czwarte badanych twierdzi, że przynajmniej raz w tygodniu spotyka się z fake newsami, natomiast aż 84 procent z nich uznaje je za problem. Ponadto 71 procent ankietowanych uważa, że umie rozpoznać fałszywą wiadomość.

s.14
Adam Pęczek adampeczek89@gmail.com

Kogo popiera Franciszek?

W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z wieloma przypadkami spektakularnych fake newsów. Niejednokrotnie dotyczyły one najważniejszych osób światowej polityki. W 2011 r. na twitterowym koncie amerykańskiej stacji Fox News pojawiła się informacja, że urzędujący prezydent Barack Obama został zabity w jednej z restauracji w stanie Iowa. W ciągu kilku następnych godzin ukazało się jeszcze kilka tweetów opisujących szczegóły tego zdarzenia. Ostatecznie okazało się, że prezydent żyje, a za całe zamieszanie odpowiedzialni są hakerzy, którzy włamali się na konto stacji.

Według znawców tematu szczególne nasilenie dezinformacji w przestrzeni publicznej nastąpiło przy okazji kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych w 2016 r. Jednym z najsłynniejszych fake newsów z tego okresu jest wiadomość o rzekomym poparciu, jakiego papież Franciszek udzielił Donaldowi Trumpowi. W fałszywym artykule, zapewne w celu uwiarygodnienia ,,informacji’’, znalazł się nawet fragment specjalnego oświadczenia napisanego przez głowę Kościoła. Wieść ta była oczywiście kłamstwem – papież Franciszek osobiście jej zaprzeczył, a kilka dni później nazwał fake newsy ,,chorobą’’.

W związku ze wspomnianą kampanią ukazało się także wiele fake newsów w sprawie tzw. afery Pizzagate. Wszystko zaczęło się od opublikowania przez WikiLeaks e-maili szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton, Johna Podesty’ego, który korespondował z waszyngtońską pizzerią Comet Ping Pong. Użytkownicy Reddita i 4chana dopatrzyli się w powyższych wiadomościach

istnienia tajnego szyfru, świadczącego o istnieniu szajki pedofilów i handlarzy ludźmi. Wkrótce jeden z oburzonych obywateli, Edgar Welch, postanowił dokonać samosądu – uzbrojony wszedł do pizzerii Comet Ping Pong i oddał strzał, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Po zbadaniu sprawy policja wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że historia funkcjonowania przestępczego podziemia jest jedynie teorią spiskową.

Inny ciekawy przykład fake newsa pochodzi z Indii. Spore poruszenie w tamtejszym społeczeństwie wywołała informacja o wprowadzeniu do obiegu nowego banknotu. W związku z tym wydarzeniem bardzo szybko zaczęła rozchodzić się sensacyjna ,,wiadomość’’, że nowe banknoty mają wbudowany czip, który umożliwiać będzie inwigilację obywateli. Brzmi znajomo, prawda? Podobna plotka zyskała na popularności w czasie pandemii, gdy rozprzestrzeniano informację o rzekomych czipach znajdujących się w szczepionkach przeciw COVID-19.

Jak weryfikować informacje?

Społeczna świadomość dotycząca kłamliwych informacji zdaje się w ostatnim czasie rosnąć. Na świecie powstaje coraz więcej państwowych i prywatnych instytucji zajmujących się weryfikowaniem treści pojawiających się w internecie. Także platformy społecznościowe, które dotychczas uważały, że problem fake newsów ich nie dotyczy, zaangażowały się w walkę z dezinformacją. Facebook zaczął ostrzegać przed artykułami, których prawdziwość jest podejrzana. Z kolei Google w ramach programu Digital News Initiative wsparł finansowo trzy polskie projekty, które za cel stawiają sobie walkę z fałszywymi wiadomościami. Poza działaniami instytucjonalnymi istotne jest również poszerzanie ogólnej wiedzy na temat weryfikacji treści pojawiających się w mediach. Eksperci zwracają uwagę, że zawsze należy pamiętać o sprawdzeniu wiarygodności strony internetowej, na której pojawia się wzbudzający podejrzenia news. Innym skutecznym sposobem jest porównanie informacji w kilku źródłach – jeśli inne portale milczą na temat jakiegoś interesującego zdarzenia, wtedy wzrasta prawdopodobieństwo tego, że odnaleziona wiadomość jest fałszywa. Poza tym warto czytać całe artykuły, a nie tylko same nagłówki, których treść często ma na celu wywołanie sensacji i wprowadzenie czytelnika w błąd.

Źródła:

Fake news, czyli jak kłamstwo rządzi światem (www.biznes.newseria.pl);

A. Michel: Fałszywe wiadomości – występowanie, znaczenie oraz następstwa ich rozpowszechniania;

D. Halagiera: Fake news jako nowe (stare) wyzwanie dla świata mediów – portal YouTube w walce z nieprawdziwymi informacjami;

B. Łódzki: Fake news – dezinformacja w mediach internetowych i formy jej zwalczania w przestrzeni międzynarodowej;

B. Dwornik: Fake news w Polsce i Europie. Badanie Kantar Public (www.reporterzy.info);

M. Palczewski: Fake news jako zagrożenie dla dziennikarstwa;

B. Błęka: Fake newsy, które spowodowały ostatnio najwięcej zamieszania (www.wiadomosci.onet.pl);

Fake news. Co to jest i jak go rozpoznać? (www.money.pl).

s.15

Kim jestem? Dokąd zmierzam?

Tutoring, czyli moja droga do marzeń

W obecnych czasach, kiedy panowanie objął pośpiech i stres, w dużej mierze skupiamy się na osiąganiu danych celów. Liczy się tylko rezultat, często zasłaniający najważniejsze – proces, który pozwala odpowiedzieć na pytania: po co to robię i czy chcę to robić?

Jeśli przy wyborze kierunku kształcenia, obejmowaniu nowego stanowiska lub po kilkunastoletnim stażu pracy towarzyszy nam obawa przed zawodowym wypaleniem, nie należy przed nią uciekać. Zniechęcenie i znudzenie połączone z rutyną mogą dotknąć każdego z nas. Ważne, żeby w tym momencie się nie poddać i zadać sobie pytania: dlaczego tak się dzieje i w jaki sposób mogę to zmienić? Najprostsze rozwiązania są zwykle najtrafniejsze, a idealnym sposobem na wdrożenie nawyku współpracy z samym sobą wydaje się tutoring.

Moja wizja

Nowoczesny model edukacji spersonalizowanej jest obecny w polskim szkolnictwie już od kilku lat. Polega na cyklu indywidualnych spotkań tutora z tutorantem, które prowadzą do obudzenia w młodym człowieku chęci rozwoju osobistego bądź naukowego.

Z pojęciem tutoringu spotkałam się pierwszy raz na początku semestru zimowego. Doktor Sylwia Sojda, wykładowczyni na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego, objaśniała nam, na czym polega nowatorska metoda nauczania w ramach programu Mistrzowie Dydaktyki i zaproponowała w nim udział. Okazja do indywidualnej pracy nad obszarem moich zainteresowań wydała mi się ciekawym wyzwaniem, więc postanowiłam spróbować. Choć jestem dopiero na początku drogi, ten typ edukacji spersonalizowanej wygląda na bardzo efektywny. Na tle grupy nie zawsze da się zweryfikować poziom wiedzy każdego z osobna. Kiedy spotykamy się indywidualnie, łatwiej jest zmobilizować się do działania. Taka forma wywiera na mnie niezwykłe wrażenie, motywuje do pracy nad sobą, ale przede wszystkim stawia coraz więcej pytań. Żadne podejmowane przeze mnie czynności nie są narzucane przez tutora, lecz stanowią wynik współpracy, dzięki której dążę do samodzielności opierającej się na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Spotkania wykraczają poza znane formuły wykładów i ćwiczeń uniwersyteckich. Oferują wachlarz narzędzi, ale przede wszystkim działają na zasadzie relacji mistrz-uczeń. Tutor jest towarzyszem ważnych odkryć w życiu tutoranta.

Najwięcej dzieje się pomiędzy

Ulubioną częścią zajęć studentów jest ich koniec. Przed kolejnymi wykładami pojawia się niechęć, a o ósmej rano marzymy jedynie o pozostaniu pod kołdrą. Kiedy dzieje się najwięcej? Między spotkaniami – to jedno z założeń tutoringu. Kwestie po-

ruszane podczas rozmów skłaniają tutoranta do głębokich refleksji również później, po spotkaniu, wtedy też ma miejsce zasadniczy proces rozwoju. Student małymi krokami wdraża zasady poznawania samego siebie. Potrafi odpowiadać na pytania często pomijane, których rozwiązania wcale nie są oczywiste.

Tutoring rozwojowy a naukowy

Podczas spotkań, poza skupieniem na merytoryce i tematach naukowych, zetknęłam się z tutoringiem rozwojowym – kolejnym zupełnie nowym doświadczeniem. To właśnie ten etap okazał się największym ułatwieniem w pracy nad sobą. Pozwala na poznanie samego siebie poprzez różnorodne ćwiczenia, ponownie pokazujące, że nie chodzi o rezultat, tylko drogę, którą pokonujemy, czyli tak naprawdę o wszystko to, co pomiędzy. Proces tutorski rozpoczyna się od sformułowania nadrzędnego celu, za pomocą różnorodnych technik i narzędzi. Doktor Sojda przyrównała tutoring do wejścia na górski szczyt. W ramach spotkań uświadomiłam sobie, że nie liczy się to, który szczyt wybraliśmy, a nawet ile ma metrów wysokości. Chodzi o całą wyprawę: czy mamy odpowiednie buty, czy jesteśmy dobrze przygotowani i co możemy zrobić, aby osiągnąć zamierzony cel. Tutor jest jak przewodnik na szlaku naszych poszukiwań.

Indywidualizm szyty na miarę Spersonalizowana edukacja na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach to stosunkowo nowa forma kształcenia. Chociaż mamy już IOS (indywidualna organizacja studiów), ITS (indywidualny tok studiów) czy ISM (indywidualne studia międzyobszarowe), tutoring działa na zupełnie innych zasadach. Edukacja spersonalizowana różni się od zindywidualizowanej. Cykl spotkań, będący czasem spędzanym przyjemnie, stojącym w opozycji do jakiegokolwiek przymusu, skupia się wyłącznie na jednym tutorancie. Nie jest to więc harmonogram dopasowany do potrzeb, według którego student balansuje między różnymi grupami, a raczej program uszyty na miarę konkretnego człowieka – zupełnie dla niego.

„Coach może być dla człowieka lustrem”

Spowolnienie tempa, zastanowienie się i pomyślenie o sobie to nie coaching. Każdy powinien dać sobie szansę na dążenie do rozwoju, odnajdowanie w sobie energii i zapału do działania. Jak pisze Harry Igor Ansoff: „Coach: może on być dla człowieka lustrem, w którym odbija się jego prawdziwa twarz, a także do-

s.16

starczycielem narzędzi, które pomogą mu kierować własnym życiem, zamiast poddawać się biernie biegowi rzeczy”. Tutoring jest inną metodą wsparcia studenta. Nowoczesna rola tutora jako opiekuna pozwala na stopniowe przyswojenie przez tutoranta metody studiowania rozwijającej w nim krytyczne myślenie, samodzielne poszukiwanie prawdy, a także sztukę wypowiedzi pisemnej i ustnej. Ułatwia odkrywanie talentów, mocnych stron oraz spoglądanie na siebie jako człowieka-studenta przez pryzmat swoich umiejętności. Innymi słowy, umożliwia jego wszechstronny rozwój.

Nieobowiązkowe, znaczy – nie idę Jako młodzi ludzie często mamy skłonność do ignorowania tego, co w gruncie rzeczy jest najlepszą okazją. Tutoring jako niezwykle odkrywcze doświadczenie pozwala rozwijać własną ciekawość, osobiste pasje, uczy inspirować się tym, co do tej pory

nieodkryte, a także patrzeć na świat z innej perspektywy. Dzięki spotkaniom możemy osiągnąć założone efekty również na drodze rozwoju naukowego, czemu służą eseje tutorskie i dyskusje merytoryczne. Uważam, że takie zindywidualizowane podejście do studenta pozwala zminimalizować ryzyko rutyny i braku motywacji. Co więcej, prowokuje do pogłębionej refleksji nad obraną ścieżką rozwoju (nie tylko uniwersyteckiego). Mimo że to nieobowiązkowa forma spotkań, cieszę się, że podjęłam wyzwanie. Zdecydowałam się poznać siebie, odkryć swoje mocne strony i zainwestować w nie. Ty również możesz to zrobić. Postaw sobie cel i zrealizuj go!

Źródła:

H. I. Ansoff: Zarządzanie strategiczne;

A. Sarnat-Ciastko: Dlaczego warto wybrać tutoring (PSW-OT)? (www.ujd.edu.pl).

s.17
fot. Anna Sztwiorok

Mój przyjaciel pingwin

Każdy z nas na pewno kojarzy pingwiny. To poruszające się niezdarnie ptaki żyjące na Antarktyce. Część osób na pewno zna też film Happy Feet: Tupot małych stóp, gdzie głównymi bohaterami są właśnie nieloty. Niewielu z nas jednak wie, jakie tak naprawdę są.

Każdy pingwin, tak jak człowiek, ma swój własny charakter. Tak samo każdy gatunek pingwina różni się charakterem i wyglądem – a zależnie od systematyki gatunków jest ich 19. Poszczególne pingwiny odznaczają się odmiennym wzrostem, kolorem upierzenia, a także zachowaniem wobec przedstawicieli innych gatunków.

Wypatruj głowy

Głowy pingwinów to najczęściej jedyna część ciała, dzięki której możemy określić ich gatunek. A także jedyna, którą jesteśmy w stanie zobaczyć, kiedy są w wodzie. Ptaki te da się z łatwością rozpoznać dzięki czarno-białemu upierzeniu. Największy i najdostojniejszy gatunek to pingwin cesarski, osiągający wzrost do 130 cm. James Cook nazwał go „pingwinem pierwszej klasy”, natomiast młode zostały początkowo uznane za osobny gatunek.

Pingwiny białobrewe są z kolei uosobieniem spokoju. Nie zaczepiają innych, po lądzie podróżują bez pośpiechu. Gniazdują w różnych miejscach, a na ocieplenie klimatu spoglądają spokojnie, ponieważ idealnie przystosowują się do zmian temperatury. Ich dzieci natomiast są ciekawskie świata, do innych gatunków podchodzą z ogromnym zainteresowaniem – na tyle, że potrafią skakać po słoniach morskich czy łapać dziobem ludzi. Mimo prowadzenia spokojnego trybu życia na lądzie są najszybszymi pływakami wśród pingwinów.

Ciekawym charakterem odznaczają się też pingwiny maskowe. Są najmniejszym gatunkiem pingwina i cechują się upierzeniem przypominającym maskę. Mają jednak zupełnie inny charakter niż pingwiny białobrewe. Bywają zaczepne i mniej lub bardziej agresywne wobec innych pingwinów. Równie interesujący gatunek to pingwiny Adeli, których nazwa pochodzi od imienia żony odkrywcy Jules’a Dumont d'Urville’a. Nie są agresywne, ale też nie pozwolą sobie na zaczepki i potrafią się bronić, jeśli muszą. To właśnie na nie najbardziej wpływają zmiany klimatu.

U tych zwierząt trudno zidentyfikować płeć – dysmorfia płciowa praktycznie nie występuje. Co więcej, nie wszystkie gatunki pingwinów żyją w lodowej części półkuli południowej. Jedyny gatunek bytujący nieco dalej na północ, koło równika, to pingwin równikowy z wysp Galapagos.

Ekstremalne warunki

Pingwiny żyjące na Antarktydzie musiały przystosować się do warunków, które tam panują: − 20 stopni Celsjusza to jedna z cieplejszych temperatur, jakiej możemy tam doświadczyć. Dzięki termoizolacyjnemu tłuszczowi są w stanie wytrzymać mrozy. Posiadają na końcu ogona gruczoł łojowy, który natłuszcza pióra, dzięki czemu są one nieprzemakalne. Ponadto na

Antarktydzie występuje niesamowicie porywisty wiatr, który potrafi uderzyć z prędkością nawet do 200 km/h. Pingwinom udało się przystosować i do takich warunków pogodowych. Za pomocą nisko osadzonego środka ciężkości oraz ostrych pazurów potrafią stawić czoła wichrom.

Większym zagrożeniem dla ptaków jest śnieg, który może je przysypać – podczas wysiadywania jaj zwierzęta biorą za nie pełną odpowiedzialność. Pingwiny są niesamowicie wytrwałe i nawet pomimo silnego wiatru nie ruszają się z miejsca. Przez to partnerzy bądź partnerki czasem mogą znaleźć je przysypane lub nawet całkowicie zasypane śniegiem. Co więcej, podczas śnieżycy, aby utrzymać ciepło, zbierają się w grupy. W centrum takiej gromady pingwinów temperatura może osiągać 37 stopni. Kiedy robi się zimno, powoli zaczynają rotować i zbliżać się do siebie. Robią to bez przeszkadzania innym osobnikom.

W grupie siła

Pingwiny to zwierzęta społeczne. Zbierają się w grupy podczas śnieżyc, razem polują, wysiadują jaja i unieszkodliwiają wrogów. Tak właśnie budują swoją ptasią społeczność. Wyprawa na łowienie ryb może przypominać plaże nad polskim morzem w środku sezonu – matki wołają dzieci, prowadzone są głośne rozmowy i słychać odgłosy zabawy najmłodszych. Wszystko to jednak w krzy-kliwym wydaniu pingwinów, których dźwięki przypominają ryk osła lub odgłos startującego motocyklu. Te urocze nieloty wspólnie potrafią zabić w obronie własnej inne ptaki, np. wydrzyki, które stanowią dla nich zagrożenie.

Wrogowie

Pingwiny posiadają wielu naturalnych wrogów, takich jak kormorany, mewy, rekiny, lamparty morskie i ludzie. Działalność człowieka niestety mocno wpływa na życie ptaków. Przez długi okres zabijano je dla tłuszczu i mięsa, które służyły jako przynęta do połowu krabów oraz paliwo do oświetlenia. Były też uśmiercane w celach konsumpcyjnych, a ich skórę wykorzystywano do tworzenia odzieży. Obecnie pingwinom zagraża utrata siedlisk i ocieplenie klimatu. Te żyjące na Antarktydzie zwierzęta zmuszone są do migracji w głąb południa. Problem stanowi również przełowienie oceanów. Wszystkie gatunki pingwinów są objęte ochroną, z czego dziesięć jest uznanych za zagrożone, a cztery za bliskie zagrożenia.

W celu zwrócenia uwagi na ich trudny los powstały dwa pingwinie święta. Pierwsze, obchodzone 20 stycznia, jest dniem wiedzy o pingwinach, a 25 kwietnia świętujemy Światowy Dzień Pingwinów. Jak można pomóc tym urokliwym ptakom? Wspierając organizacje zajmujące się ochroną przyrody, zmniejszając ślad węglowy lub też kupując ryby z certyfikatem odpowiedzialnego rybołówstwa.

Źródła:

N. Strycker: Między nami pingwinami;

M. Golachowski: Pięć pingwinów Mikołaja Golachowskiego. (przekroj.pl);

Wszystko o pingwinach. (przekroj.pl);

S. D’Agostino: Pingwinometria. (przekroj.pl).

Otwórz serce na naturę

Natura – czym jest w dobie nieustających wiadomości o katastrofie klimatycznej? Czy to istotna część naszego życia, czy jedynie park miejski, do którego z obowiązku wyprowadzamy psa? Powoli tworzy się coraz większa grupa ludzi pragnących powrotu do natury. Pojawiają się także praktyki, które mają w tym pomóc.

Pierwszym krokiem do zatrzymania katastrofy klimatycznej powinno być głębokie, szczere pokochanie natury. Bo miłość jest początkiem i końcem. Bez miłości nie ma chęci. Nie ma zmian. Jest obojętność. Może właśnie dlatego tyle osób pozostaje biernych w stosunku do zmian klimatycznych, do wycinania kolejnych lasów, zmniejszania bioróżnorodności i wymierania gatunków. I dlatego jedynym, co może zmienić zdanie tych ludzi, jest miłość do natury. I przede wszystkim zrozumienie tego, jak wiele może nam ona dać.

Urodziliśmy się w lesie

Rozwój i uprzemysłowienie miast nastąpiły w ciągu zaledwie ostatnich 200 lat. Dopiero w XIX wieku wcześniejsze osady i wsie zaczęły przekształcać się w zaludnione, hałaśliwe metropolie. Przedtem ludzie zamieszkiwali tereny głęboko związane z naturą. Osadzali się przy rzekach, uprawiali ziemię, polowali. Natura dawała im życie. Karmiła, zapewniała schronienie, była

domem. Pierwotny człowiek wyszedł z lasu, a nasze instynkty stale o tym pamiętają.

O relacji ludzi z przyrodą przypomina także wiele tradycji i wierzeń. Bóg stworzył człowieka w ogrodzie Eden – raju, w którym królowała natura. Jedną z mitycznych krain była Hyperborea –jej mieszkańcy dzięki świętym gajom i drzewu oliwnemu nie chorowali i znali tajemnice nieśmiertelności. Z kolei Słowianie wierzyli w moc drzewa życia, które łączy ze sobą światy: niebo, podziemia i świat ludzi. Wierzenia związane z naturą zdają się nie mieć końca. Historie o lasach i puszczy towarzyszą nam od wieków. Inspirują artystów. I dają do myślenia – bo czy współcześnie się od tego zbytnio nie odsunęliśmy?

Jak zwierzęta w zoo

Naturę zabija konsumpcjonizm. A skoro zabija naturę, to powoli zabija też nas. Nasze pierwotne instynkty wołają do lasu. Człowiek w mieście jest jak zwierzę w zoo. Pozbawiony natu-

s.20
Anna Wach anawach19@gmail.com

ralnego środowiska, narażony na stres spowodowany tłumami nieznajomych twarzy, hałasem, złą jakością powietrza i sztucznym światłem. Bez ruchu wśród przyrody spada odporność, pojawiają się choroby cywilizacyjne. Jak również, niestety, odnotowuje się coraz więcej przypadków depresji.

Jeśli więc mieszkasz w mieście i odczuwasz przygnębienie, pustkę, nieokreślony brak – bardzo możliwe, że twoje ciało podświadomie pragnie powrotu do tego, co pierwotne.

Wykąp się w lesie!

Shinrin-yoku to japońska technika zanurzenia się w lesie. Zanurzenia, które ma być jak powolna kąpiel – odczuwalna poprzez wszystkie zmysły. Badania naukowe dowiodły, że praktyka ta znacząco poprawia samopoczucie psychiczne, a w szczególności obniża poziom hormonu stresu – kortyzolu. Podczas leśnych spacerów zmniejsza się napięcie i lęk. Lepiej także śpimy. Poprawia się nasza odporność – weekend spędzony wśród natury to następny miesiąc zwiększonej odporności. Kąpiele leśne obniżają ciśnienie, normalizują tętno, zwiększają odporność na ból, pomagają w leczeniu infekcji, cukrzycy, stanów zapalnych, astmy czy chorób skóry.

Obecnie popularna staje się tzw. terapia lasem, która łączy ze sobą praktykę shinrin-yoku m.in. z ćwiczeniami oddechowymi, terapią poznawczo-behawioralną i refleksjami. Mogą z niej korzystać osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne, depresję, ADHD, zespół stresu pourazowego, a także każdy, kto po prostu pragnie powrócić do natury i czuć się lepiej każdego dnia.

Idź drogą zmysłów

Jeśli chcesz dobrze przeżyć leśną terapię, otwórz zmysły. Uwolnij kreatywność, uważność, zachwyt. Poczuj przynależność do większej całości, wdzięczność, spokój, siłę i witalność. Zainspiruj się.

Trasa powinna być dostosowana do twoich możliwości. Musisz czuć się bezpiecznie. Możesz wybrać las w Parku Narodowym lub ten w sąsiedztwie twojego domu, puszczę, szlak w górach, a nawet park miejski. Twoim towarzyszem może być certyfikowany przewodnik, ktoś bliski, zwierzę… Jeśli wolisz – wybierz się samemu. W praktyce najważniejsze jest, aby zaangażować zmysły, stać się uważnym i nigdzie się nie spieszyć.

Wejdź do lasu. Zauważ te wszystkie drzewa i krzew, który rośnie tuż obok. Tak łagodnie kołysze go wiatr. Obok leżą gałęzie. Obrośnięte zielonym mchem. Na jednej wyrosła huba. Zrozum, że wszystko ma tutaj swoje miejsce. Kiełkujący dąb i obumarłe konary. Usłysz dzięcioła, który stuka w wysokie drzewo. Przyłóż ucho do pnia i usłysz, jak niesie się stukanie ptaka. Poczuj zapach kory nasiąkniętej wczorajszym deszczem. Zasmakuj na języku drobinek wilgoci połączonych z pachnącymi pyłkami drzew. Powoli idź dalej. Skup się na którymś z drzew. Na brzozie, która rośnie pomiędzy sosnami. Jej jasność cię przyciąga, pień zdaje się mówić: „przytul mnie!”. Obejmij ją ramionami i zamknij oczy. Pozwól, żeby wiatr kołysał cię razem z brzozą. Poczuj witalność, którą dzieli się z tobą drzewo. Płynie w was ta sama energia wszechświata. Łączą was te same atomy. Otwórz powoli oczy i spójrz w górę. Brzoza łączy ze sobą niebo i ziemię. Dzięki niej łączysz się z niebem i ziemią. Stajesz się częścią całości…

Sieć powiązań

Z kąpieli leśnych warto korzystać jak najczęściej – przynajmniej raz w tygodniu. Praktyka ta ma niebagatelny wpływ na ciało i umysł. Pozwala docenić przyrodę i poczuć wdzięczność za jej istnienie. Jeśli sami doświadczymy pozytywnego wpływu natury na nasz organizm, zrozumiemy, jak ważną jest częścią życia. Dopiero gdy ją pokochamy, będziemy w stanie pomóc sobie i światu. Zburzymy mury obojętności wobec katastrofy klimatycznej. Segregowanie śmieci czy zabieranie ich z lasu stanie się czymś normalnym. Małymi cegiełkami każdy z nas zbuduje lepsze życie – dla siebie i potomnych.

Źródła:

K. Simonienko: Lasoterapia; Strefa Kultur Uniwersytetu SWPS: Człowiek vs. przyroda – jak zatraciliśmy kontakt z przyrodą i dlaczego warto go odbudować. (www.youtube.com).

s.21
fot. Anastasiia Hudym

Makabryczna sztuka

Niektórych fascynują, innych przerażają. Są niekonwencjonalne i makabryczne. Budzą zachwyt i niepokój – dzieła kultury stworzone z ludzi…

Kiedy pomyśli się o materiale ludzkim wykorzystywanym w funkcji jakiegoś tworzywa, trudno nie pamiętać o nazistowskich zbrodniach. Część z nich ma pewne powiązania z tym, co zostanie opisane w artykule, natomiast nie chciałabym łączyć tych makabrycznych czynów ze sztuką. Jeśli już, to z produkcją. Istnieje natomiast mnóstwo innych sposobów wykorzystania ciała ludzkiego i jego elementów w formie z założenia chociaż trochę artystycznej. I, co ciekawe, w swoim czasie wcale nie były one wstrząsające… Nawet teraz istnieją takie oblicza sztuki makabrycznej, które nas nie przerażają.

Czaszki, czaszki i kości

Nikogo chyba nie zaskoczę, mówiąc o istnieniu kaplic czaszek, zwłaszcza że w okresie, w którym je tworzono, królował jeszcze danse macabre. Można je zobaczyć między innymi w Czechach, Francji, Hiszpanii, Włoszech, Portugalii, Austrii, a nawet w Polsce. Powstawały najczęściej w związku z brakiem miejsc na cmentarzach lub w wyniku zbyt dużej liczby ciał pozostałych po ofiarach epidemii, a czasem z obu tych przyczyn. W takich kaplicach ludzkie czaszki i kości wypełniają ściany, tworzą żyrandole, girlandy, układają się w skomplikowane zdobienia. Egzystują samotnie lub w towarzystwie innego rodzaju ozdób. Większość z nich wygląda podobnie, choć mają odmienną wartość artystyczną, pochodzą z różnych okresów i składają się z rozmaitej liczby szczątków. Najciekawsze, moim zdaniem, czaszki można zobaczyć w niewielkiej kaplicy w Hallstatt na terenie Austrii. Podczas gdy pozostałe kaplice wydają się, mimo estetyki, budzić grozę, hallstackie szkielety głów zachwycają pięknem. Są ozdobione malunkami kwiatów (kobiece) i liści bluszczu (męskie), a także symbolami, które mówią o zawodach, jakie zmarli podejmowali za życia. Gdy je oglądałam, od razu przyszło mi na myśl kolorowe meksykańskie święto Día de Muertos, chociaż zapewne motywy te nie mają ze sobą wiele wspólnego pod kątem historycznym.

Mumie

Czy wszystkie mumie można uznać za dzieła sztuki? Raczej nie, chociaż nieraz sposób konserwacji zdecydowanie zasługuje na miano mistrzostwa. Tak czy inaczej, wystawione na widok

publiczny, zakonserwowane zwłoki można spotkać prawie wszędzie, na całym świecie. Nawet w Polsce da się zobaczyć między innymi mumię szlachcianki pod Sandomierzem. Ciekawe są także zbiory mumii w Czechach, w klasztorach w Brnie i Broumovie. Te eksponaty, które są najbliższe sztuce świadomej, znajdują się na przykład w Muzeum Mumii w Guanajuato, a przede wszystkim we włoskim Palermo. Właśnie tam znajduje się chyba najsłynniejsza i najlepiej zakonserwowana mumia, o jakiej można usłyszeć – ciało Rosalii Lombardo. Zwłoki są zachowane tak dobrze, że – mimo ewidentnej starości eksponatu niegdyś żyjącej osoby – zdaniem wielu dziewczynka wygląda, jakby jedynie spała. Mumie w Palermo są poubierane w stroje i ustawione w przemyślany sposób. Podobnie zresztą w Guanajuato – makabryczne, ale fascynujące.

Wystawa Body Worlds

Skoro już jestem przy problemie konserwowania ciał, warto, abym wspomniała o całkowicie już współczesnej wystawie plastynatów, o której swego czasu było bardzo głośno. Prezentuje ona świetnie zachowane, pozbawione skóry ciała ludzkie. Pociesza trochę fakt, że „eksponaty” zostały tam oddane dobrowolnie. Wystawa ma oczywiście głównie walory edukacyjne, natomiast sposób, w jaki ciała są poukładane, to już zdecydowanie przejaw artyzmu. Wszystkie te ekspozycje, podzielone tematycznie, zostały rozsypane po Europie. Jedna z nich nawet znajdowała się czasowo w katowickim Supersamie. Obecnie tego typu wystawę można zobaczyć jeszcze we Wrocławiu.

Malowanie krwią

Wydawać by się mogło, że malowanie przy pomocy ludzkiej krwi to raczej domena horrorów i thrillerów (ewentualnie, patrząc wstecz, naszych mieszkających w jaskiniach przodków), ale niektórzy zajmują się tym całkiem na poważnie. Takim malarzem jest Vincent Castiglia, którego prace można oglądać między innymi na jego instagramowym koncie – @vincent_castiglia_gallery. Dzieła tego artysty są wyjątkowe nie tylko ze względu na medium, z którego korzysta, ale także na tematykę. Surrealistyczne prace ukazują harmonię życia i śmierci, a także całą ludzką egzystencję

s.22

samą w sobie. Te przesycone alegoriami obrazy inspirowane są fantastyką i sennymi marzeniami. Czasem wydają się intrygujące, czasem przerażające, ale na pewno warto im się bliżej przyjrzeć.

A może by tak… okładki z ludzkiej skóry?

Od średniowiecza aż po romantyzm pojawiały się książki oprawione w ludzką skórę – i nie jest to wcale tak irracjonalne, jak się czasem niektórym wydaje. W wiekach średnich zdarzało się, że zapis z rozprawy sądowej zbrodniarza okładano w jego własne „oblicze”, czasem je przy tym ozdabiając. James Allen, znany także jako George Walton, rozbójnik z pierwszej połowy XIX wieku, działający w stanie Massachusetts, chciał na przykład, by dwa egzemplarze spisanych przez niego wspomnień oprawiono w jego własną skórę. Obecnie można je zobaczyć w bibliotece Boston Athenaeum. Jeśli chodzi o inne przykłady, to biblie obłożone cielesną powłoką człowieka można znaleźć w Bibliotece Narodowej Francji. Oprawiano w ten sposób także słowniki czy tomiki poezji. Czasami stanowiło to także wyraz miłości, co zdarzyło się między innymi francuskiemu astronomowi Camille’owi Flammarionowi. Zakochana w nim hrabianka chorująca na gruźlicę poprosiła, by po śmierci przesłano mu płat skóry z jej pleców, aby mógł obłożyć nim swoje najnowsze dzieło. John Horwood, po stracie nogi, wykorzystał własną część ciała do oprawy swoich sonetów i podarował je ukochanej. Takich przypadków było więcej. Zresztą, dotyczyły nie tylko książek. W Meudon w okresie rewolucji francuskiej podobno znajdowała się garbarnia specjalizująca się w wyprawianiu człowieczej skóry. Wykonywano z niej, poza wspomnianymi okładkami, również ubrania, na przykład kamizelki czy bryczesy. Moda to też sztuka, czyż nie? Trudno dojść do prawdy, ile z tych książek faktycznie było obłożonych w ludzką skórę. Proces garbowania na tyle uszkadza DNA, że jest ono kłopotliwe do zweryfikowania.

Wiek XIX miał swoje dziwactwa. Jednym z nich była biżuteria zrobiona z włosów. Idea dawania ukochanej osobie jednego pukla jest częstym motywem w historycznych lub stylizowanych na historyczne dziełach. Nie każdy natomiast wie, że malutkie

wiązki włosów zamykano także w medalionach, najczęściej jako pamiątki po zmarłych. Czasem pleciono także skomplikowaną biżuterię, korzystając z naszego naturalnego „włókna” jak z nici. Może nie powinno się tego porównywać do czaszki w roli ozdobnej, natomiast wydaje się to trochę… obrzydliwe. Co ciekawe, jeśli chodzi o trzymanie bliskich przy sobie, obecnie również można sprawić sobie medalion z włosami zmarłego, a z ciekawszych opcji – istnieje możliwość przemienienia ludzkich prochów w „diament”. To chyba najpiękniejsza możliwa forma sztuki zrobiona z martwego już człowieka, nieprawdaż? Nawet jeśli trzymanie szczątków w biżuterii na ten moment nie jest legalne, to nie mam pewności co do tego, czy każdy z nas chciałby znaleźć się po śmierci, być może, w czyimś pierścionku.

Dr hab. prof. UŚ Maciej Tramer, z którym rozmawiałam na temat użycia ludzkiego ciała jako elementu sztuki, komentuje sprawę w ten sposób: – Nasz stosunek do ciała wcale nie jest jednoznaczny. Chciałoby się zapytać: do kogo należy ciało? Jakie prawo go dotyczy? Jaka jest jego podmiotowość lub czyją pozostaje własnością? György Lukács stwierdził kiedyś, że „jedynie śmierć, ze ślepą mocą prawdy, wyrywa samotność z ramion możliwej wspólnoty”. Być może dzieje się tak, że moment, w którym ciało przestaje być „swoim”, a zaczyna być zwłokami, otrzymuje status „dobra wspólnego”. Wystawienie martwego ciała na widowisko często miało polityczną przyczynę (było profanowane lub czczone). Czy w sztuce, która eksponuje ludzkie szczątki, pozostało coś z pielgrzymowania do oprawnych w kosztowności relikwii, czy też więcej tu zamiłowania do widowiska, jakim jest publiczna egzekucja? Sądzę, że warto konserwować w sobie niepewność. Chyba tylko tak można podzielić naruszony spokój tych, którym zaglądamy w sarkofagi.

Źródła:

Kaplice pełne czaszek i kości. Jednych zachwycają, innych odrzucają. (www.turystyka.wp.pl);

A. Baron-Jaworska: Książki oprawione w ludzką skórę – makabra czy… romantyczny gest? (www.ciekawostkihistoryczne.pl); Body Worlds. (www.bodyworlds.pl).

s.23

Second hand… a jednak sieciówka

Większa świadomość konsumentów na temat zbliżającej się katastrofy ekologicznej przyczynia się do bardziej przemyślanych zakupów oraz chęci ograniczenia produkowanych odpadów. Możemy ten trend zaobserwować również w naszych garderobach – obecnie spotykamy się z boomem na second handy. Dlaczego więc, skoro ubieramy się w sklepach oferujących towary wtórne, nadal większość odzieży w naszych szafach pochodzi z marek fast fashion?

Korzystacie ze sklepów typu OLX, Allegro czy Vinted? A może zdarza wam się odwiedzać lumpeksy? Jeśli tak, to z pewnością zauważyliście, że na ogłoszeniach użytkowników czy sklepowych wieszakach dominują ubrania fast fashion. W poprzednim numerze naszego magazynu Emilia Sorota w artykule Pokolenie Z a fast fashion pochyliła się nad fenomenem odzieży pochodzącej z sieciówek. Warto zastanowić się, dlaczego znacząca część ubrań z drugiej ręki pochodzi właśnie z tego typu marek.

Modowi ulubieńcy

Firma Save on Energy sporządziła raport analizujący ogłoszenia dotyczące ubrań najczęściej sprzedawanych z drugiej ręki pod kątem marek, które produkowały tę odzież. Na podstawie badania stworzono listę dziesięciu firm, których produkty są najpopularniejsze na rynku wtórnym: Nike, Zara, Topshop, Asos, Adidas, Ralph Lauren, H&M, PrettyLittleThing, River Island oraz boohoo. Okazuje się, że to marki fast fashion są tymi, które cieszą się największym zainteresowaniem kupujących.

Oczywiście kupowanie ubrań fast fashion w second handach nie jest niczym złym. To lepsza opcja niż kupno bezpośrednio na stronie marki lub w należącym do niej sklepie stacjonarnym. Dzięki temu nie wspieramy dużych koncernów, tylko np. właściciela lokalnego lumpeksu. Jednak mimo wszystko przy kupnie ubrań należy brać pod uwagę, że firmy fast fashion korzystają z wątpliwej jakości barwników oraz tkanin w dużej mierze szkodliwych dla środowiska. Miejmy to na uwadze przy kolejnych zakupach.

Znane i lubiane

Jednym z powodów, dlaczego fast fashion wiedzie prym na rynku wtórnym,

jest społeczna tendencja do nabywania tego, co już znamy. Marki fast fashion są powszechnie rozpoznawalne, więc wzbudzają w konsumentach zaufanie. Wpływowe koncerny odzieżowe inwestują niemałe pieniądze w reklamę, a my jesteśmy nimi ze wszystkich stron bombardowani (od social mediów po billboardy na ulicach). Jak wiadomo, reklama to potężne narzędzie do manipulowania naszymi umysłami. Promowane i polecane produkty sprawiają, że w społeczeństwie nadal jest duży popyt na znane marki. Większość klientów obawia się zainwestować pieniądze w produkty firmy, o której wcześniej nie słyszało. Stąd marki niszowe i zrównoważone są częściej pomijane nawet na rynku wtórnym.

Dla każdego coś miłego Zwiększające się w społeczeństwie poczucie obowiązku dbania o naszą planetę napawa optymizmem. Eko-influencerzy chętnie promują modę etyczną, tworzoną w duchu slow. Co prawda marki ekologiczne wchodzą na rynek z przytupem, ale niestety nie są dostępne dla każdego. Kuszą jakością materiałów, zachęcają klarownym i jawnym procesem produkcji ubrań, natomiast… odstraszają ceną czy właśnie ograniczoną możliwością zakupu. W przeciwieństwie do marek zrównoważonych fast fashion zazwyczaj mają w swojej ofercie szeroką gamę rozmiarów (np. plus size), fasony pasujące do różnych typów sylwetki, kolekcje projektowane wedle aktualnych trendów i – co najważniejsze –są powszechnie dostępne.

Tu jest jakby luksusowo

Kto z nas nie chce czasami zaznać odrobiny luksusu? Zwłaszcza jeśli jest on na wyciągnięcie ręki. Często marki fast fashion kreują swoje produkty jako towary luksusowe (np. buty Nike czy Adidas, które

nierzadko osiągają zawrotne ceny). Wiele sieciówek decyduje się na wypuszczenie tzw. kolekcji premium, która ma nadać marce namiastkę ekskluzywności i tym samym zachęcić bardziej wymagających klientów. Odzież uszyta jest z tkaniny trochę lepszej jakości oraz ma klasyczne fasony. Nawet jeśli dobry stan ubrania utrzymuje się tylko przez dwa, trzy lata, to uchodzi ono za dobre gatunkowo. Możemy zauważyć, że obecnie konsumenci obniżyli wymagania względem jakości odzieży. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu jedno ubranie służyło kilku pokoleniom. Niektórzy z nas do dziś mogą się cieszyć koszulą czy parą spodni po naszych rodzicach, dziadkach lub ciotkach.

(Nie)świadomi

Kluczowym elementem wpływającym na silną obecność fast fashion na rynku wtórnym jest niewystarczający poziom wyedukowania społeczeństwa, aby rozpoznać dobrą jakościowo odzież, oraz brak umiejętności robienia świadomych zakupów. W związku z tym często po prostu kierując się wygodą, sięgamy po ubrania firm, które kojarzymy, spełniają nasze wymagania względem designu i uwzględniają naszą rozmiarówkę.

Niewątpliwie znaczenie ma również to, że odzieży marek fast fashion jest zdecydowanie najwięcej. Rocznie produkuje się aż 62 miliony ubrań. Nadprodukcja sprawia, że niezależnie od naszych preferencji to właśnie na nie najczęściej natkniemy się podczas robienia zakupów.

Źródła:

A. Gemma: Czy fast fashion zdominowało rynek wtórny? (www.youtube.com); Which fashion brands are the most resold around the world? (www.saveonenergy.com).

s.24

Twoja historia. Przeczytaj i zdecyduj, co dalej

Kilka minut przed budzikiem wyrywasz się z niespokojnego snu i uświadamiasz sobie, że jesteś kompletnie nieprzygotowany do najbliższych zajęć. Z nerwów na twoim czole pojawiają się kropelki zimnego potu, twoje ręce drżą, a może w twojej głowie wciąż kłębią się myśli o minionym roku? Jeśli i ty nie masz zielonego pojęcia, jaki dziś dzień tygodnia, nadal nie potrafisz zapamiętać choćby połowy imion osób z twojego kierunku i pomimo upływu czasu wciąż gubisz się w studenckiej rzeczywistości – spokojnie, nie jesteś sam.

„Jesteś kowalem własnego losu” – tak głosi jedna z najbardziej znanych sentencji, a teraz wyobraź sobie, że jesteś także „kowalem” losu drugiej osoby, takiej jak ty lub całkiem innej. To od ciebie zależy, jak potoczą się dzieje kogoś, kogo za krótką chwilę poznasz. Niemożliwe? A jednak! W historii, którą za moment przeczytasz, odegrasz kluczową rolę – to właśnie ty podejmiesz decyzję, jakie dalsze kroki podejmie główna bohaterka w kolejnych częściach i tym samym staniesz się współautorem

lub współautorką tego opowiadania. Razem możemy stworzyć zupełnie nową rzeczywistość, o czym przekonasz się po lekturze tego artykułu, jak i każdego kolejnego z udziałem nieprzeciętnej bohaterki, którą za moment poznasz. Od twoich wyborów będzie zależało, czy nasza wspólna postać podoła pojawiającym się na jej wyboistej drodze rozmaitym przeszkodom. Możesz ułatwić jej studencką rzeczywistość albo uprzykrzyć – to zależy już tylko od ciebie. Możliwe, że z czasem zaczniesz się z nią utożsamiać lub

s.26

wręcz przeciwnie. Drogi czytelniku, przeczytaj i przekonaj się sam, jak potężna jest moc wyobraźni. Jeśli nie ty, to kto?

Poznaj Ulę

Ula Ślęża, podobnie jak ty, studiuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i wszystko wskazuje na to, że macie ze sobą więcej wspólnego niż myślisz. Możliwe, że jesteście na tym samym kierunku, siedzicie obok siebie na zajęciach, wspólnie opuszczacie wykłady albo tylko mijacie się bez słowa na korytarzu. Kto wie?

Przeczytaj, z czym zmaga się studentka dokładnie taka jak ty, zadecyduj o jej następnym kroku… i wyczekuj kolejnej części!

Luty 2022 roku:

Ula gwałtownie podniosła głowę z biurka, wybudzając się i o mało nie uderzając w lampkę, która była obecnie jedynym źródłem światła w jej pokoju. Nerwowo spojrzała na wyświetlacz prawie rozładowanego telefonu i zorientowała się, że przespała niemal godzinę z głową opartą o twardy blat biurka. Było już po drugiej w nocy, za oknem panowały egipskie ciemności, a wizja zajęć rozpoczynających się o ósmej nie napawała optymizmem. Dziewczyna wstała z bardzo niewygodnego fotela, rozprostowała obolałe plecy, po czym otworzyła okno (nie przejmując się ujemną temperaturą na zewnątrz) i z powrotem opadła bezsilnie na siedzenie.

Tak dotychczas mijały jej kolejne dni, tygodnie i miesiące. Czas płynął nieubłaganie. Ula spojrzała na wiszący nad jej łóżkiem kalendarz i zdała sobie sprawę, że nie wyrwała ani jednej kartki od października minionego roku, czyli od rozpoczęcia studiów. „Świetnie, zatrzymała się u mnie nie tylko zdolność racjonalnego myślenia, ale też i czas, brawo” – powiedziała sama do siebie i ponownie oparła czoło o twarde biurko. Jej organizm nadal nie odreagował po intensywnych przygotowaniach do sesji zimowej, a na dalekim horyzoncie pojawiała się już wizja sesji letniej. „Wciąż popełniam ten sam błąd i nie śpię. Ostatnio osiem godzin spałam, kiedy byłam jeszcze w podstawówce” – przeszło przez myśl dziewczynie, ale dobrze wiedziała, że tej nocy nie zmruży już oka.

Siedziała tak przez chwilę, aby następnie wstać, zamknąć okno, rzucić okiem na chaos panujący na biurku – porozrzucane notatki, luźne kartki z dziwnymi zapiskami, kilka pustych kubków i umierającego kaktusa, którego nie podlewała, odkąd dostała go na zeszłoroczne urodziny. Westchnęła głośno, przebrała się w zestaw służący jej za piżamę – zdecydowanie za duży T-shirt z napisem „Kocham matematykę” i flanelowe spodnie w kratę –a później zgasiła światło i położyła się do łóżka.

Jak zawsze wiedziała, że jest na tyle pobudzona, że nie zaśnie, ale też na tyle zmęczona, że nie byłaby w stanie się uczyć. Ostatnio nawet posunęła się do niezwykle drastycznego kroku, którego nigdy by się po sobie nie spodziewała – sięgnęła po ten czarny jak smoła napój, który ludzie piją całymi hektolitrami, a ona do niedawna od samego zapachu dostawała mdłości: kawę. Nie wiedzieć kiedy małe filiżanki zamieniły się w kubki termiczne i dzbanki wypełnione po same brzegi tym energetyzującym napojem. Czuła teraz, jak kawa płynie w jej żyłach, i nie wyobrażała sobie dalszego funkcjonowania bez niej.

Obecnie do działania napędzały ją tylko trzy rzeczy: kawa, chęć ukończenia studiów (albo chociaż przetrwanie najbliższego dnia) i ukochana muzyka The Doors. Ula szczelnie owinięta

ciepłą pościelą wpatrywała się bezradnie w sufit i za wszelką cenę starała się zmusić swój organizm do snu, ale w jej głowie roiło się od najróżniejszych myśli począwszy od „Wszystko jest w porządku, nie ma się czym przejmować” do „Nic mnie nie obchodzi, rzucam to”. W ciemności sięgnęła ręką do szafki nocnej i odnalazła telefon oraz słuchawki, a chwilę później niespodziewanie zasnęła, wyczerpana wydarzeniami całego dnia przy akompaniamencie pierwszych dźwięków Riders On The Storm.

Taka właśnie jest Ula – to typowa studentka, która nie radzi sobie z rzeczywistością i każdego dnia walczy ze swoimi słabościami. Brzmi znajomo?

Punktualnie o godzinie szóstej rano zadzwonił niezwykle głośny alarm w telefonie, przez który dziewczyna omal nie spadła z łóżka. Była przekonana, że tak donośny dźwięk wyrwał ze snu nie tylko ją, ale także co najmniej połowę mieszkańców bloku. Z prędkością światła wyskoczyła z łóżka, otworzyła okno na oścież, żeby wpuścić świeże, poranne powietrze i skierowała się do łazienki. Gdy tylko wyszła na korytarz, zorientowała się, że jej współlokatorki muszą jeszcze smacznie spać, ponieważ w mieszkaniu panowała niczym niezmącona cisza. Najszybciej jak tylko potrafiła umyła się i włożyła najzwyklejsze jeansy oraz bawełnianą bluzkę w kolorze khaki. Niczym błyskawica wpadła do maleńkiej kuchni i zaczęła przygotowywać ekspresowe śniadanie, starając się nie robić zbytniego hałasu. Nastawiła wodę na kawę, wyjęła dwie kromki pełnoziarnistego chleba z chlebaka oraz słoik dżemu morelowego z lodówki. Chwilę później stała w oknie, trzymając w jednej dłoni kanapkę, a w drugiej ulubiony kubek z parującą czarną kawą i przyglądała się nielicznym o tej porze dnia spacerowiczom, którzy pomimo niskiej temperatury i porywistego wiatru spędzali czas na świeżym powietrzu. Lubiła takie poranki – w biegu, a jednocześnie niezwykle spokojne. Odwróciła głowę i spojrzała na zegar ścienny, który wskazywał, że powinna już pędzić na najbliższy przystanek tramwajowy. Nie tracąc ani sekundy cennego czasu, błyskawicznie wstawiła pusty kubek do zlewu i sprzątnęła produkty pozostałe po śniadaniu. Wróciła do pokoju, zamknęła okno, pospiesznie spakowała materiały na zajęcia, telefon schowała do kieszeni spodni i szybkim ruchem zgarnęła jeszcze niezbędny element swojego życia –słuchawki, które w niewyjaśniony sposób znalazły się na podłodze. Następnie założyła wygodne buty i zimową kurtkę, na głowę nasunęła ciepłą czapkę, po czym przekręciła klucz w zamku, narzuciła plecak na ramię i pobiegła na przystanek. Jadąc w zatłoczonym tramwaju, wsłuchiwała się w melodię jednego ze swoich ulubionych utworów i rozmyślała o tym, z jakimi wydarzeniami przyjdzie jej się dziś zmierzyć. Tym sposobem zaczął się kolejny dzień w studenckiej rzeczywistości dziewczyny. Co będzie dalej? Zdecyduj sam!

W niniejszym artykule jeszcze nie ma opcji wyboru – to dopiero wstęp. W następnym numerze „Suplementu” na końcu artykułu o Uli będziesz mógł/mogła zadecydować o jej kolejnym kroku – wystarczy wybrać wariant odpowiedzi, który najbardziej ci się spodoba (A, B lub C) i napisać na naszego maila: magazyn. suplement@gmail.com wiadomość z informacją, co wybrałeś/ wybrałaś. Możesz też odezwać się do nas na Instagramie: @magazynsuplement lub Facebooku. Jeśli masz jakikolwiek pomysł na kontynuację historii – również napisz do nas śmiało! Z wielką chęcią dowiemy się o twoich uwagach i sugestiach. Pamiętaj –masz wpływ na dalsze losy Uli i twoje zdanie ma dla nas znaczenie!

s.27

Chleba i igrzysk – rola sportu w krajach bloku wschodniego

Panem et circenses (chleba i igrzysk) – tego według popularnych przekazów miał żądać lud rzymski. Skoro jednak potrzeby materialne, do których odnosi się pierwsza część hasła Juwenalisa, często nie były należycie zaspokajane we wszystkich państwach bloku wschodniego, to autorytarne władze musiały ukoić społeczeństwo przy użyciu innych sposobów. Jako instrument do realizacji celów politycznych wybrano więc sport.

Znamienna dla relacji demoludów z państwami demokracji zachodniej była odmienność obu obozów na niemalże każdej płaszczyźnie. Dotyczyło to nie tylko samej rywalizacji, ale także istoty, celu kultury fizycznej i sposobu organizacji struktur sportowych. W konsekwencji sport jawił się jako istotny element walki z wrogim obozem, ale także utrzymania odpowiedniego nastroju i stanu gotowości we własnym gnieździe.

Sport jako element nowego, komunistycznego społeczeństwa

Związek Radziecki, utraciwszy zatrważający odsetek ludności w trakcie II wojny światowej (13,5%), stanął przed wyzwaniem budowy silnego, powojennego organizmu państwowego i społecznego. Wychowanie fizyczne i sport postrzegano jako ważny element kształtowania nowej, komunistycznej zbiorowości, a działalność sportowa miała stać się jednym z czynników tworzących socjalizm. Sport miał w pierwszej kolejności wpływać na wychowanie umysłowe, politechniczne, kształtować formę fizyczną klasy robotniczej, zwiększając jej efektywność w procesie produkcyjnym, a także realizować zadania wychowawcze i militarne. Radzieccy działacze starali się również militaryzować sport. Na froncie bowiem sportowcy-żołnierze zdawali się znacznie waleczniejsi i użyteczniejsi w działaniach wojennych.

W pierwszych latach po wojnie głównym celem usportowienia obywateli nie było współzawodnictwo na arenie międzynarodowej, którego początkowo wystrzegali się decydenci partyjni ds. sportu w obawie przed kompromitacją sportowców radzieckich. Społeczna waga sportu była także przedmiotem uchwał, jak choćby radzieckiej z 27 grudnia 1947 roku O toku wykonania przez komitety do spraw kultury fizycznej i sportu wskazówek partii i rządu w sprawie rozwoju masowego ruchu wychowania fizycznego i sportu i podwyższenia mistrzostwa sowieckich sportowców, polskiej W sprawie kultury fizycznej i sportu z września 1949 roku, czy nawet wchodziła w skład konstytucji NRD (art. 25).

Czymże jednak byłoby ideologizowanie sportu, o którym wspomniałem w poprzednim fragmencie, bez antyzachodniej propagandy? W kontrze do sportu jako ,,przodujący w świecie system wychowania fizycznego wszechstronnie rozwijający moralne i fizyczne cechy człowieka «burżuazyjny» sport w krajach demokratycznych był kapitalistyczny, miał charakter antynarodowy, a w sportowców wszczepiano zwierzęcą nienawiść

do wszystkiego, co postępowe, wychowywano ich w duchu nacjonalizmu i szowinizmu”.

Demonstracja siły

Oczekiwano jednak bezdyskusyjnych, oddziaływających na nastroje społeczne nasilonych starań komunistycznych działaczy w zakresie promocji czy nawet przymusu uprawiania aktywności sportowej. Tak zaostrzoną retorykę uprawiał były Przewodniczący Rady Państwa NRD, Walter Ulbricht, słowami: „Każdy, w każdym miejscu, raz w tygodniu – sport”. To i wiele innych poleceń tego typu niezwykle mocno oddziaływało nie tylko na proletariacki ogół, ale również na sportowców wyczynowych, o czym w swojej książce wspomina jeden z „produktów” wschodnioniemieckiej kuźni sportowych talentów, Sven Hannawald.

Przełom lat 40. i 50. XX wieku przyniósł we wszystkich państwach założycielskich RWPG powszechną praktykę „uresortawiania” klubów – powstawały wielosekcyjne, podległe kontroli państwa drużyny sportowe. Poszczególne ministerstwa lub najistotniejsze gałęzie tego, co liczyło się dla rządzących, czyli przemysłu, miały swoich reprezentantów w postaci zespołów sportowych. Dla przykładu na macierzystym podwórku zespoły, których nazwy zawierały skrót WKS, były klubami wojskowymi, AZS reprezentował z kolei szkolnictwo wyższe. Gwardie, Kolejarze,Budowlani, Górniki, Stale, Włókniarze i Unie były przedstawicielami odpowiednio ministerstwa spraw wewnętrznych, transportu, budownictwa, przemysłu wydobywczego, ciężkiego, włókienniczego i chemicznego. Pozostałe kraje bloku wschodniego wyjątkowo upodobały sobie nazwę Dynamo, Dinamo, CSKA czy choćby Lokomotiv.

„Jesteś urodzony, by zwyciężać…”

Cytat, którym posłużyłem się dla wprowadzenia w kolejną część mojego tekstu, pochodzi z bogatej biblioteki przemówień Ziga Ziglara, amerykańskiego pisarza, mówcy motywacyjnego. Dalsza część zdania brzmi: „[...] jednakże aby być zwycięzcą musisz zaplanować zwycięstwo, przygotować się do zwycięstwa”. Zwycięstwo było warunkiem sine qua non uczestnictwa sportowców radzieckich czy wschodnioniemieckich w imprezach sportowych. Doskonale dowodzi temu statystyka. Sformułowanie „impreza czterolecia”, którym określa się igrzyska olimpijskie,

s.28

nie bez powodu prowadzi do stwierdzenia, że są one wybitnie ważnym wydarzeniem. Atleci reprezentujący NRD podczas pięciu występów na letnich igrzyskach zgromadzili zawrotną liczbę 409 medali. Dla osób, które na co dzień nie interesują się światem sportu, jest to zwyczajna, sucha statystyka. Porównując jednak demografię, liczbę występów i sukcesy z położoną za wschodnią rubieżą Polską Rzeczpospolitą Ludową, robi ona wrażenie. Uśredniając liczbę ludności NRD w latach 1950-1990 otrzymujemy wynik ~17,21 miliona, PRL z kolei we wspomnianym okresie zamieszkiwało znacznie więcej osób. Spora dysproporcja demograficzna jednak nijak nie przekłada się na tabele medalowe. W trakcie pięciu letnich igrzysk olimpijskich w latach 1968–1988 NRD zgromadziło 409 krążków przy 113 medalach PRL. Ta miażdżąca różnica wynika zapewne po części z doskonałego systemu szkolenia młodych adeptów sportu w NRD, choć obecny stan wiedzy każe nam sądzić, że za tymi wyczynami kryje się mroczna prawda. Systemowy doping, bo takiego określenia należy użyć, aby należycie opisać proces mający miejsce w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, stał się przedmiotem dyskusji w świecie sportu i sporów wschodnioniemieckich sportowców o odszkodowania za konsekwencje zdrowotne stosowania środków dopingujących. Według informacji ,,Deutsche Welle’’ ofiarami operacji stało się blisko 15 tysięcy atletów. Bezpłodność i impotencja, marskość wątroby, upośledzenie działania serca oraz nowotwory to tylko niektóre następstwa wieloletniego zażywania środków dopingowych. W jaki sposób możliwe było przeprowadzenie takiej akcji, unikając jednocześnie wpadek w trakcie kontroli dopingowych i zastrzeżeń sportowców?

– Każdy kraj potrzebuje swoich idoli i sukcesów, doskonale objawiało się to w przypadku państw bloku wschodniego. Akcja stosowania dopingu wśród sportowców była, o ile można tak to nazwać, perfekcyjna. Tworząc metody nielegalnego wsparcia dyspozycji sportowców, autorzy zawsze są o jakiś rok lub dwa przed całym organizmem agencji antydopingowych. Wobec tego badania w żaden sposób nie podważały wyników i rezultatów – informuje pracownik WNS UŚ, red. Henryk Grzonka.

Doskonałym sposobem na dobre stosunki z władzami i aparatem represji było więc zostanie sportowcem. Reprezentowanie kraju wydawało się znacznie bezpieczniejszym i bardziej moralnym sposobem na sukces niż współpraca ze służbami bezpieczeństwa. Wobec tego atleci bezkrytycznie stosowali się do wszelkich praktyk, także tych budzących wątpliwości.

Źródła:

Doping w NRD – historia sportowej klęski. (www.dw.com.pl);

M. Rajkiewicz: Klub resortowe, czyli jak władze komunistyczne wpływały na polskie kluby piłkarskie (www.rfb.pl);

M. M. Kobierecki: ,,Sportowa wojna światowa’’. Implikacje polityczne międzynarodowej rywalizacji sportowej w okresie zimnej wojny;

S. Hannawald, U. Pramann: Sven Hannawald. Tryumf. Upadek. Powrót do życia;

A. Pasko: Społeczno-polityczne aspekty sportu w ZSRR i krajach bloku socjalistycznego po 1989 r

s.29

między niebem a nocą pod łąkami gwiazd wśród słońc i księżyców gdzie jaśnieje blask

tam spisane w nieboskłonie niestworzone jeszcze dni zamarznięte w dźwięku ciszy upragnione sny małych srebrnych dusz

i gdzie spada kropla rosy w szafirowym cieniu świtu zagubione dziecko nocy świetlik wśród płynących fal błękitu

s.30
*

Krytycyzm

Uderzony w taflę wody, nie widzi. Spytałem: czy ktoś go złamał? „Krytycyzm”. Śmiech, szept, plotka.

A może on sam szuka tego punktu Achillesa?

Może w jego orkiestrze refleksja nie gra partii? Obiektywnie patrząc, regres ewolucyjny to piękna forma. Istne katharsis.

Śmiech, szept, plotka. Nie spytali, złamali, a jego śmiech naładował karabiny. Cel nie był widoczny na horyzoncie. Zbyt wąsko, zbyt daleko, żeby go dokładnie widzieć.

Tak uważam… Hiperbolizujesz. Nie słowa, nie czyny. Hiperbolizujesz. To boli…

Skąd pierwszy impuls? Magazyn amunicji?

Może spytam najpierw: czy ciebie wcześniej postrzelili?

Mundurek zostawił na wieszaku, śmiejąc się, jak dobrze było za starych czasów…

s.31

Kobiety kwiat

Najbanalniej jesteś moim wszystkim.

W kuchni, kiedy parzę Tobą herbatę.

Na talerzu chlebem żywisz apetyt.

Na skórze. Wcieram Twoje soki w twarz i ciało. Rozpalasz we mnie gorączkę, żeby zaraz ją ugasić.

W ciągu dnia rozpościerasz ramiona, zamykają się w uściskach dopiero nocą. Czerwień jest wstydem, purpura złością.

Chciałbym się urodzić jeszcze raz, w Wietnamie.

Mają Cię tam na własność.

W Egipcie na wakacjach perfumowałbym się aromatem Twoich kwiatów. Nie potrafię tego wyrazić, pisząc piosenkę.

Szukam Cię w ogrodzie botanicznym, chociaż jesteś z materiału, aby nie moczyć się w brudzie świata.

Nieskazitelnie czysta mieszkasz na bagnach.

Chciałbym być wodą. Rozpływam się.

Jesteś kwiatem lotosu czy kobietą?

Milczysz na tafli jeziora.

A ja nie wiem, czy tonę, czy Ci się oświadczam.

s.32

Biorę cię, listku, za rozkosz mojego wzroku. Biorę cię za łagodne mizianie po dłoni. Biorę twoją ożywczą energię i oswajam ją, i przyswajam ją.

Biorę cię, spadająca gwiazdo, za pobudzenie mojej uśpionej duszy.

Biorę cię za spełnienie marzeń, które niecierpliwie żarzą się w sercu.

Biorę cię, szumny strumyku wody, za obmycie moich spleśniałych myśli. Biorę cię za oczyszczenie tego, co zbyt we mnie ludzkie.

Biorę cię sobie, naturo, za miłość i ślubuję ci radość, ciszę, wytchnienie od tego, co nazywają cywilizacją, i ślubuję, że nie wyrwę cię aż do śmierci.

s.33
Zaślubiny pod dębem

Włącz myślenie – czas na łamigłówki!

Czy tylko ja nieustannie zadaję sobie pytanie: „kim jestem?” i każdego dnia odpowiadam inaczej? Kiedyś byłabym z tego powodu pełna niepokoju – tymczasem dziś mogę pisać o tym z dumą.

A ty, boisz się zmian? Czego dowiedziałeś(-aś) się o sobie w trakcie studiów? Spójrz na samego/samą siebie z czasów szkolnych – poznajesz tę osobę?

Być może nie umiesz jeszcze odpowiedzieć na te pytania, gdyż dopiero zaczynasz studencką przygodę i nie ogarniasz życia niczym Ula Ślęża (jeśli nie wiesz, o kim mówię – przejrzyj raz jeszcze artykuły w tym numerze). Jednak gdy podobnie jak ja wkroczysz w ostatni semestr, z pewnością uświadomisz sobie, jak wiele rzeczy przez te wszystkie lata na ciebie wpłynęło. Być może zagubisz się w sobie jeszcze bardziej… Nie powinnam ci tego życzyć, ale wiem, że aby odnaleźć coś cennego, trzeba szukać nierzadko żmudnie. Wtedy poznajemy siebie najlepiej.

Jak zwykle zapraszam cię do odkrywania kolejnego numeru „Suplementu”, a następnie zmierzenia się z wykreślanką, krzyżówką i rebusem. Nie twierdzę, że dzięki łamigłówkom dowiesz się czegoś nowego o sobie… Chociaż kto wie? Może uderzą cię niczym jabłko Newtona i sformułujesz nowe prawo fizyki?

WYKREŚLANKA

Znajdź i wykreśl podane wyrazy, które zostały ukryte w diagramie. Umieszczone są one w pionie, poziomie i na ukos.

z t u n s p z m a w d i s a n t a r k t y d a m r w y s e g l d e c y z j a e m h b k m u z l i u j d i e y t k c i e y m e n w x p t a o l r m e ż y o p c m a m a b l k b m i r y t c w d e o o f y o m ł o d z i e ż w a o e l m u m i a y k l t w t i k t n a j r l a d m d j r d g g l n a z a y h k z a u d o d n m h y z e s ę p o c w j g n w w a o l t b h g m e s n l u m o i z r p s t u d i a f w u m o a x w i l f a z o m a t y z i x z z o c n n m p i n g w i n i s t l a j p l k e n h m a j c i p e m d u e k h p m t u t o r i n g s g s y a k k e n l n a g r o d a d d r m n c b m f t u o s p r k g u r y s r o z r y w k a y a p a l e r m o ł t s a o m p f a s t f a s h i o n f n m e z z j m y e t y f a k e n e w s u o p o w i a d a n i e l y i z d a i w a k b t m l e k ł a m s t w o b g ń n s

HASŁA:

fake news, użytkownik, rozrywka, natura, zmysły, demolud, tutoring, pingwin, second hand, cyberprzestrzeń, kłamstwo, cel, młodzież, las, opowiadanie, decyzja, gorylica, sexting, język, nagroda, mumia, wyzwanie, Palermo, fast fashion, doping, Antarktyda, studia, Adeli, lumpeks, motywacja

s.34
Autorzy łamigłówek Robert Jakubczak, Kamil Kołacz, Natalia Kubicius, Bartosz Leszczyna

KRZYŻÓWKA

Zapraszamy do rozwiązania fantastycznej, studenckiej krzyżówki! Podpowiedzi znajdziecie w naszych artykułach. Nie czekaj, staw czoło wyzwaniu!

1. Jedyny gatunek pingwinów żyjący na Galapagos.

2. Słynna audycja Orsona Wellesa nazywała się „Wojna…”.

3. Kraj, w którym sportowcom systemowo podawano doping w latach 70.

4. Tutoring opiera się na relacji mistrz-…

5. Autor hasła „chleba i igrzysk”.

6. Typ maty, która służy do komunikacji.

7. Użyjesz ich, aby dobrze przeżyć leśną kąpiel.

8. Tiktokowi twórcy otrzymują je podczas transmisji live.

9. Kąpiel…, z japońskiego shinrin–yoku

10. Rynek… – sprzedawanie i kupowanie rzeczy używanych.

11. Przestępstwo o charakterze seksualnym na małoletnich w sieci.

12. Gorylica, która poznała język migowy.

13. Nazwisko malarza, który zamiast farby używa krwi.

14. Edukacja spersonalizowana.

15. Nazwa klubów reprezentujących przemysł chemiczny w PRL.

s.35
__________
HASŁO: „_____________
i
szczęście. Czekaj. Życie się ociepli”
– Anita Krizzan
kwiecień /maj 2022
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.