redakcjaBB #01

Page 1

#01

ludzie

BIELSKO-BIAŁA

#Rozmowa z Grzegorzem Markowskim #Młodzi mają głos #Moim zdaniem #O samotności #Rozmowy na ulicy #FILMOWO

#cena:

0.00 zł

pasje

CODZIENNOŚĆ

WIOSNA 2014

#Rozmowa z Jackiem Żakowskim #Nasze pasje #Okiem Maxa #POZARZĄDOWO I Z PASJĄ #Rozmowa z Beatą Składowską

MAGAZYN TWORZONY PRZEZ MŁODYCH LUDZI


10

– 11

ZDJĘCIA: MARCIN NIEDZIAŁEK

TANIEC JEST SZTUKĄ, BO MA ZASADY

12 – 13

OKŁADKA: KASIA POLAK WE WSPÓŁPRACY Z ALICJĄ JAKIMÓW

BB

06 – 09 ROZMOWA Z GRZEGORZEM MARKOWSKIM

4 0 – 41

50 – 53

ŚWIAT MODELINGU

ROZMOWA Z JACKIEM ŻAKOWSKIM

57 KULTURALNA ROZMOWA Z KOTEM – FRANCĄ, HUNCWOTEM


14 – 15 W 80 POCZTÓWEK DOOKOŁA ŚWIATA

SPIS TREŚCI

36 – 3 7 ROZMOWA Z KIOSKARKĄ

38 – 39 ZDJĘCIA: SEBASTIAN WÓJCIK

44

– 45

NOWY MODEL ŻYCIA

20 – 21 ROZMOWA Z DARIUSZEM PACZKOWSKIM

6-9

ROZMOWA Z GRZEGORZEM MARKOWSKIM

10-11

ZDJĘCIA: MARCIN NIEDZIAŁEK

12-13

TANIEC JEST SZTUKĄ, BO MA ZASADY

14-15

W 80 POCZTÓWEK DOOKOŁA ŚWIATA

16

PIERWSZY KROK KU ODPOWIEDZIALNOŚCI

17

PRZEDSIĘBIORCZA MŁODZIEŻ

18-19

O SHERLOCKU, MUGOLACH I ... GPS-IE

20-21

ROZMOWA Z DARIUSZEM PACZKOWSKIM

22-23

CZARNO-BIAŁE BIELSKO-BIAŁA

24

ZDJĘCIE: DAWID STERNAL

25

MIASTO W MIEŚCIE

26

STRACENI W GALERII HANDLOWEJ

27

CENA HANDLU

28-29

BIELSKI SURWIWAL

30-31

RYNEK DLA KAŻDEGO

32-33

DLA KOGO TEN STADION?

34-35

ROZMOWA Z BEATĄ SKŁADOWSKĄ

36-37

ROZMOWA Z KIOSKARKĄ

38-39

ZDJĘCIA: SEBASTIAN WÓJCIK

40-41

ŚWIAT MODELINGU

42

MŁODYCH CIĄGNIE DO METROPOLII

43

MŁODZIEŻ MIERZY WYSOKO

44-45

NOWY MODEL ŻYCIA

46

SZARAK

47

ŁATWIEJ ZACISKAĆ PIĘŚCI, NIŻ TRZYMAĆ KCIUKI

48-49

CIEMNA STRONA INTERNETU

50-53

ROZMOWA Z JACKIEM ŻAKOWSKIM

54-55

CZY CZAS UCIEKA PRZED NAMI? CZY TO MY UCIEKAMY PRZED NIM?

56

MARZENIA O LEPSZYM ŻYCIU

57

KULTURALNA ROZMOWA Z KOTEM – FRANCĄ, HUNCWOTEM

58

CZERŃ, BIEL I MAGIA – LA STRADA

59

WYBRANY PRZEZ BOGA, ALE JAKIEGO BOGA?

60-61

SZLAKIEM JEZIOR ZE STOWARZYSZENIEM PODRÓŻNICZYM „AKTYWNIE”

62

FUNDACJA KULTURY KALEJDOSKOP I ECHAS


CZEŚĆ! W

itamy na łamach pierwszego numeru magazynu redakcjaBB, nad którym pracowaliśmy od stycznia. My, to znaczy prawie 40 młodych ludzi z 13 szkół z Bielska-Białej i okolic, czyli nasz zespół redakcyjny (który możecie poznać na stronie obok).

straszny. Bo tak naprawdę chodziło nam o wspólną pracę, przyglądnięcie się tematom, które nas interesują, inspirację, wymianę pomysłów, zdobycie nowych umiejętności, które przydadzą się w przyszłości i nawiązanie znajomości, które – mamy nadzieję – przetrwają wiele lat.

Pracowaliśmy ciężko, nie raz w pocie czoła i do późnych godzin nocnych, pod okiem wielu mentorów i dziennikarzy. Efekty naszej pracy możecie ocenić sami, ale jak zobaczycie w tym pierwszym numerze – żaden temat nie był nam Grupa Inicjatywna:

Choć uzyskane dofinansowanie z programu „Młodzież w działaniu” pozwoliło nam na wydanie tylko próbnego numeru publikacji, mamy nadzieję, że w najbliższych miesiącach uda nam się uzyskać dodatkowe dofinansowanie na kontynuację naszych prac,

MAJA DĘBOWSKA

JOANNA GLOGAZA

w tym otwarcie fizycznej siedziby redakcji, w której odbywać się będą warsztaty i spotkania oraz stworzenie portalu internetowego, do którego teksty, zdjęcia i filmy będą tworzyć młodzi członkowie redakcji. Przed nami dużo pracy, ale energii i ochoty nam nie brakuje – zwłaszcza po tak owocnych kilku miesiącach pracy z najfajniejszymi młodymi ludźmi w mieście! Przy okazji bardzo dziękujemy wszystkim osobom zaangażowanym w realizację tego projektu, a w szczególności Towarzystwu Przyjaciół

MARCIN SALACHNA

Bielska-Białej i Podbeskidzia, które formalnie wsparło ubieganie się o dofinansowanie i realizację tej inicjatywy oraz Młodzieżowej Radzie Miasta Bielska-Białej za owocną współpracę. Dziękujemy Wam za energię, pomoc, radę i wsparcie na wszystkich frontach. A osoby zainteresowane współpracą w przyszłości zachęcamy do kontaktu z nami pod adresem: redakcja@redakcjabb.pl Miłej lektury!

TOMASZ PŁOSA

Wyrazy wdzięczności za wsparcie przy realizacji tego projektu kierujemy również do: Pani Grażyny Staniszewskiej, Pani Grażyny Hernik, Pani Olgi Suwaj, Pana Jarosława Warzechy, Pana Adama Krokowskiego, Pana Krzysztofa Boińskiego oraz Drukarni REMI-B, Inkubatora Społecznej Przedsiębiorczości, Galerii Bielskiej BWA, Klubu Nauczyciela i Książnicy Beskidzkiej. Szczególne podziękowania dla Livity i Live Magazine (www.livemaguk.com) za inspirację.

KONTAKT:

redakcja@redakcjabb.pl www.facebook.com/redakcjaBB

ZDJĘCIE: DAWID STERNAL

Projekt współfinansowany ze środków programu


ZESPÓŁ

ZOSIA PIETRZYKOWSKA

PATRYCJA LEŚ

FILIP PERINGER

KASJAN ORZOŁ

REDAKCYJNY ŁUKASZ PARTYKA

KAMILA KATSU CHROBAK

JUDYTA NIEDOŚPIAŁ

DAWID STERNAL

ASIA EJSZIA BIESOK

KASIA POLAK

ZOSIA SIWY

WOJCIECH KAPAŁA

KAJETAN WOŹNIKOWSKI

KATARZYNA BÓB

OLA MACIEJOWSKA

MACIEK STOPA

MACIEK BOGUSZ

MAX BRAŃKA

MACIEK ZUZIAK

KINGA BUDZYN

KLAUDIA CEGLARZ

ADRIANNA RYŁKO

DOBROCHNA GRZESIAK

MICHALINA LEŚNIAK

SEBASTIAN WÓJCIK

NINA MIZGAŁA

ULA KÓSKA

MARCIN NIEDZIAŁEK

ANIA BERUŚ

Młody zespół redakcyjny w tworzeniu treści wspierali: Redakcja tekstów:

Ewa Furtak

Anna Smolarek, Ewa Furtak, Anna Cieplak, Dominik Łaciak, Joanna Glogaza, Marcin Salachna, Tomasz Płosa Korekta:

Ewa Kuchta Marzena Kocurek

Skład:

Maja Trzeciak

Zarządzanie projektem:

Projekt projekt graficzny:

Maja Dębowska

Alicja Jakimów


Rozmowa z Grzegorzem Markowskim

DZIENNIKARSTWO, EFEKT UBOCZNY Grzegorz Markowski? Pochodzi z Bielska-Białej, uczęszczał do I LO im. Mikołaja Kopernika, grał w Heliotropie, zawodowo socjolog, hobbystycznie dziennikarz, między innymi TVN24 czy Newsweeka. TEKST I PYTANIA: redakcjaBB, ROZMAWIALI: JUDYTA NIEDOŚPIAŁ I FILIP ZDJĘCIA: MARCIN NIEDZIAŁEK (1), JOANNA GLOGAZA (2)

redakcjaBB: Strasznie fajnie, że jest Pan z Bielska-Białej. Można porozmawiać o tym, jak zmieniło się miasto. Jak Pan wspomina Bielsko-Białą z dawnych czasów? Grzegorz Markowski: Zrobiłem sobie dzisiaj sentymentalny spacerek ulicą 11 Listopada. Z jednej strony widać pieniądze Unii Europejskiej, bo część kamienic jest odnowiona i wygląda fajnie, ale jednak sporo z tych ulic jest martwa. Jest dużo miejsc, które są zaklejone jakimiś wstrętnymi plakatami, zaniedbanych, porzuconych. Szczególnie zabolała mnie jedna miejscówka. To była księgarnia, do której bardzo lubiłem chodzić, przy 11 Listopada 33, a dzisiaj jest tam sklep „Wszystko za 4 zł”. Niektórzy z nas są uczniami Kopernika, więc musimy zapytać: jak Pan wspomina naszą szkołę? Zakładamy, że kadra się zmieniła...

#01

WIOSNA 2014

Może ktoś jeszcze został. Z jednej strony to była fenomenalna szkoła przez to, że miała rys konserwatywny, rzeczywiście nas uczyła dyscypliny i porządku, co wbrew pozorom się przydaje. Pan Dybczak wyrzucał np. z WF-u, jeśli ktoś nie miał kompletnego, białego stroju. Może dziś brzmi to śmiesznie, ale miało swój urok. Z drugiej strony, jak myślę o nauczycielach, na których trafiliśmy, to byli wśród nich ludzie, którzy, moim zdaniem, nie powinni tego zawodu wykonywać i osoby wybitne jak na przykład pan Krzysztof Płatek – nasz nauczyciel języka polskiego. Więc są to bardzo różne wspomnienia, ale głównie dobre. No i sam budynek szkoły jest absolutnie uwodzący, to jest kawałek fajnej architektury, miejsce, do którego na pewno warto pamięcią wracać.

PERINGER

Na spotkaniu w Książnicy Beskidzkiej mówił Pan, że w tym okresie pisał Pan do gazetki. Jaki miała tytuł? Wiem, że oficjalna gazetka nazywała się „Pierwsza Kadrowa”. Robiliśmy też chyba jeszcze jedną, mniej oficjalną, której tytułu nie pamiętam. Ile osób pracowało w gazetce i skąd się zrodził pomysł? To były 3 do 5 osób. A skąd się to wzięło? Z potrzeby rozrabiania, energii, którą w tym wieku się ma. Nasz czas liceum to była końcówka PRL-u, początek transformacji, więc rzeczywistość była dosyć szara, dosyć nudna. Więc pewnie też z nudów robiliśmy to, co robiliśmy. Czy warto poruszać tematy kontrowersyjne, szokujące? Nie. Dla mnie mechanizm budowania zainteresowania oparty o skandal, o szok

6

jest niefajny. Po pierwsze dlatego, że się wyciąga rzeczy brudne, robiące ludziom w głowie zamieszanie, a druga rzecz, że jest to rodzaj pułapki. Jeżeli stawiać na taki sposób budowania zainteresowania, to jest to nieustający wyścig zbrojeń. Jeżeli ktoś powie „gówno”, to druga osoba musi powiedzieć „gówno, gówno”, i tak w nieskończoność nakręca się spiralę, która dla nas odbiorców kończy się – jak pokazuje ten niezbyt elegancki przykład – zalewem chamstwa, wulgaryzacją języka itp. Wspominał Pan o Heliotropie, o współpracy z nimi. Ten teatr ciągle istnieje? Obchodzą 42. urodziny. Jak to wyglądało w czasach, gdy Pan działał w tym teatrze? Podobno wiele znaczących dla kultury osób zaczynało tam swoją karierę.

MAGAZYN redakcjaBB


1

Absolutnie kluczową osobą napędzającą i tworzącą była w Heliotropie pani Halina Kubisz-Muła. To był jej autorski projekt. Ten teatr to była przestrzeń, w której mogliśmy dyskutować, ale to ona nas prowadziła. Pamiętam cotygodniowe spotkania – to zawsze były piątki – i pamiętam wieczorne powroty z Heliotropu. Mam stamtąd dużo wspomnień. Przychodziło się tam, żeby coś przeżyć. To, czego może nieco brakowało, to częstszej prezentacji naszej pracy na zewnątrz.

Istotną składową Heliotropu był soczysty, fizyczny trening. Myślę, że ktoś z zewnątrz patrzący na to mógłby pomyśleć, że ma do czynienia z rozbudowanym WF-em.

#01

WIOSNA 2014

Pewnie wiązał Pan swoją przyszłość z teatrem?

w Warszawie z dwóch powodów. Pierwszym powodem było to, że w Warszawie na ASP była moja siostra. Jej bliźniaczka była na socjologii we Wrocławiu i to był drugi powód. Połączyłem inspiracje z dwóch sióstr i trafiłem na socjologię w Warszawie. A mówiąc serio, zwłaszcza wtedy socjologia, to były studia nie do końca wiadomo o czym i do czego – dawały dużą swobodę. Ja na pewno nie miałem pomysłu, żeby być dziennikarzem, to jest efekt uboczny tego, co robiłem.

To jest śmieszna historia, bo chyba wszyscy po Heliotropie uważali, że będą wybitnymi aktorami. Pojechałem do szkoły teatralnej w Warszawie na wstępną rozmowę i zaprezentowałem zbiór tekstów. Pani profesor, niestety nie pamiętam jej nazwiska, wysłuchała mnie i po zakończeniu występu zapytała dyskretnie, czy może nie mam jeszcze jakichś innych planów i pomysłów na życie. To spotkanie ucięło moje pokusy, by zostać aktorem. Dziś myślę, że to jest strasznie ciężki zawód i ma niewiele wspólnego z tym, co wydawało mi się wtedy.

Ciężko było się wkręcić do telewizji albo do pisania w gazecie? Jak to wygląda? Nie twierdzę, że jestem dowodem w jakiejś sprawie, natomiast w żaden sposób nie ilustruję takiej bardzo popularnej w Polsce tezy, że do wszystkiego trzeba mieć „plecy”. Możecie mi wierzyć lub nie, ale nigdy nic nie zo-

Dlaczego nie poszedł Pan na dziennikarstwo, tylko na socjologię? Nie wiem. To może zabrzmi beznadziejnie, ale wylądowałem na socjologii

7

Grzegorz Markowski ur. 28 kwietnia 1973 - socjolog, dziennikarz, felietonista. Urodził się w Bielsku-Białej, uczęszczał do Kopernika, występował w Heliotropie. Tutaj też po raz pierwszy zmierzył się z zawodem dziennikarza. Na co dzień jest Partnerem w firmie doradztwa strategicznego CPC w Warszawie, w wolnej chwili pisze dla Newsweeka, prowadzi audycję "Daję słowo" z Krzysztofem Materną w Radiowej Jedynce oraz program "Szkło Kontaktowe" w TVN24.

stało mi załatwione. Zresztą na szczęście na „plecy” można liczyć tylko w pierwszym i drugim kroku, potem liczy się już tylko to, czy jesteśmy konsekwentni. W moim przypadku tak właśnie było – robiłem różne głupstwa w obszarze

MAGAZYN redakcjaBB


dziennikarskim, ale robiłem je konsekwentnie. Zaczęło się od chodzenia o drugiej w nocy do radia. Można by powiedzieć: po co? Nikt tego nie słucha, to nie ma żadnego sensu. Ale ponieważ chcieliśmy to robić, odkładało się to powolutku – jak kapitał w banku.

W telewizji siedzi się prosto i nie można zrobić głupiej miny, nie można chwilę pomyśleć czy bezmyślnie patrzeć w przestrzeń. Nie byłem zadowolony z tego faktu. Do „Szkła Kontaktowego” trafiłem, gdy prowadziliśmy w TOK FM audycję pt: „Wpół do 4 RP”. Usłyszał nas Grzegorz Miecugow i zadzwonił do mnie. Był to bardzo zabawny moment w moim życiu, ponieważ jakoś tak się stało, że mój numer telefonu i moje nazwisko krążyły w różnych bazach danych. Tyle że dzwoniący byli przekonani, że to Grzegorz Markowski z Perfectu, więc wielokrotnie zapraszany byłem do wielu programów, żebym opowiedział o swojej córce Patrycji. No i wyjaśniałem: „Ha, ha, ha, ale to nie ten Grzegorz Markowski. Bardzo mi przykro. Pomyłka. Do widzenia.” – to się działo wielokrotnie. Gdy zadzwonił do mnie Miecugow i powiedział: „Dzień dobry, czy ja rozmawiam z Grzegorzem Markowskim?

#01

WIOSNA 2014

Mam taką propozycję...” byłem święcie przekonany, że jest to kolejna taka rozmowa i właściwie już ją miałem zakończyć. Na szczęście Grzesiek przetrzymał moje „dziękuję” i powiedział: „No nie, ale mi chodzi o tego Grzegorza Markowskiego” i trafiłem do „Szkła”. Nikogo wcześniej w TVN24 nie znałem, nie piłem drogich drinków z żadnym dyrektorem (śmiech).

dziennikarstwa, chociażby Krzysztofa Maternę. W którym momencie i w jaki sposób nawiązali Panowie współpracę? Nie znałem Krzysztofa prywatnie. Razem pisaliśmy do „Wprost”. Po tym, jak Tomasz Lis rozstał się z „Wprost” ja również powiedziałem pismu „dziękuję”. Jeszcze kilka osób to zrobiło, w tym Krzysiek. Później okazało się, że Tomasz Lis będzie prowadził „Newsweeka” i zaproponował nam współpracę. Była tam rubryka „Listy do redakcji”. Ktoś wpadł na pomysł, że może zamiast listów pisanych przez czytelników, my będziemy je pisać. Te pierwsze listy, to był eksperyment, z wcale nieoczywistym końcem, bo zgrać się z kimś, kogo się nie zna, wcale nie jest łatwo. Teraz jest to bardzo płynna współpraca.

Jak Pan wspomina swój pierwszy odcinek poprowadzony w niedzielnym wydaniu? Strasznie. Myślałem, że po treningu w radiu łatwo sobie poradzę. Tymczasem telewizja to zupełnie inna bajka – w telewizji siedzi się prosto i nie można zrobić głupiej miny, nie można chwilę pomyśleć czy bezmyślnie patrzeć w przestrzeń. Więc z tych pierwszych programów na pewno nie byłem zadowolony. I swoimi rozlicznymi rozterkami dzieliłem się z Grzegorzem Miecugowem, ale on zadawał mi tylko jedno pytanie „Chcesz zrobić ten program czy nie?”. Teraz bardzo doceniam taki rodzaj podejścia. Jak się chce, to się robi, jak się nie chce, to się nie robi. Grzesiek mnie tego nauczył.

Czy to właśnie o tych listach mówił Pan w Książnicy Beskidzkiej, wspominając o skracaniu tekstów? Tak. Skracanie tekstów to jest świetne zajęcie, naprawdę. Odkrywa się, że wiele słów jest niepotrzebnych, że można napisać prościej, napisać krócej. Chodzi właśnie o to, żeby na koniec zostały rzeczy, które „muszą być”, a tych, które zaledwie „mogą być”, jest zwykle na początku znacznie więcej.

Czy istnieje odcinek „Szkła”, który szczególnie zapadł Panu w pamięć? Chyba najbardziej pamiętam te pierwsze odcinki. Gigantyczne napięcie, poczucie, że wpływamy na nowy akwen, którego nie znamy...

Czy uważa Pan, że naprawdę obecne są w mediach tematy-przykrywki, które mają odciągnąć uwagę widzów od pewnych „kłopotliwych” tematów?

Spotkał Pan wiele ważnych osobistości w świecie

Ja się bardzo często spotykam z masą teorii spiskowych.

8

Nagminnie w stosunku do „Szkła Kontaktowego” jest formułowany zarzut, że to jest tuba propagandowa władzy i że w związku z tym TVN24 jest narzędziem w czyichś rękach. Tymczasem ja wiem tylko o jednym kryterium decydującym o tym, czy program jest, czy go nie ma – jest nim informacja o oglądalności. Może to i smutne, ale o istnieniu programu decydują wyłącznie „słupki oglądalności”. Oczywiście dopuszczam myśl, że są rzeczy, o których nie wiem (śmiech), ale nigdy w życiu nie zetknąłem z sytuacją, w której coś było mi sugerowane na temat kształtu czy zawartości jakiegokolwiek tekstu czy programu.

Jeżeli będziecie mieli apetyt na zawojowanie świata, to nie da się tego zrobić trzymając się jedną ręką poręczy. W którymś momencie trzeba się puścić. Podczas wspomnianego już spotkania w Książnicy Beskidzkiej powiedział Pan, że społeczeństwo dzieli wszystko na czerń i biel. Czy jest szansa, że będziemy widzieć kiedyś szary odcień? Ja bardzo w Was wierzę i mam wrażenie, że jesteście od nas dużo szczęśliwsi. Wy rozumiecie, że są inne przestrzenie, inne światy. Mam wrażenie, że Wy już rozumiecie, że świat nie jest taki prosty.

MAGAZYN redakcjaBB


2

Podczas spotkania w Książnicy Beskidzkiej temat Internetu był często poruszany. Czy uważa Pan, że Internet zaczyna wyprzedzać telewizję i prasę? Na pewno, ale rozgraniczenie typu mediów „to jest telewizja, to jest Internet” przestaje mieć sens. Telewizja wchodzi do Internetu, Internet do telewizji. Jedno jest pewne – tradycyjny model oparty na odbiorniku telewizyjnym na pewno się kończy. „Program informacyjny jest o dziewiętnastej i koniec” – to traci sens, bo Wy możecie swój program informacyjny obejrzeć, kiedy chcecie i gdzie chcecie. Podobnie jest z radiem. Czy woli Pan pisać do gazety, niż występować w radiu? Czy może woli Pan występy w telewizji? Najlepiej się czuję z pisaniem. Czuję, że to jest najbardziej moje, zostawia mi to większe pole do ułożenia wszystkiego tak, jakbym chciał. Wspomniał Pan też podczas spotkania, że gdyby mógł Pan teraz coś zmienić, to w przeszłości – zamiast równolegle rozwijać

#01

WIOSNA 2014

swoją karierę zawodową i dziennikarską, wybrałby Pan jedną ścieżkę. Coś jeszcze by Pan chciał zmienić?

że odpowiadam na Wasze oczekiwania, mogę zupełnie nie trafić. Dlatego trzymam się zasady, że to mnie ma ta praca sprawiać przyjemność – to jest dla mnie, nie dla Was (śmiech).

(Śmiech) To jest trudne pytanie. Może to źle zabrzmiało – ja nie wiem, czy chciałbym coś zmienić. Kiedyś prowadzenie dwóch ścieżek kariery wydawało mi się sprytnym rozwiązaniem, dziś widzę, że takie rozwiązanie ma również swoje koszta. Jeżeli będziecie mieli apetyt na zawojowanie świata, to nie da się tego zrobić trzymając się jedną ręką poręczy. W którymś momencie trzeba się puścić.

No właśnie, w Pańskich pracach widać duży dystans, dużo luzu. Sam Pan powiedział, że w sumie jest to zabawa, hobby. Ma Pan jeszcze jakieś? Narciarstwo. W tym roku udało mi się nawet zdobyć tytuł mistrza dziennikarzy! Ale uwaga – nie mam jakichś morderczych odruchów w stosunku do snowboardzistów, natomiast kompletnie mnie w stronę snowboardu nie ciągnie. Lubię narty, dobrze się na nich czuję, nie potrzebuję niczego więcej.

Czy jest jakiś łatwy sposób na stworzenie relacji między dziennikarzem a odbiorcą? Nie myślę o tym, jaka jest reakcja odbiorcy, a już na pewno nigdy nie robiłem czegokolwiek tak, by spełniać oczekiwania odbiorcy. Jak robiliśmy program o drugiej w nocy, to robiliśmy go dla siebie, po czym okazało się, że jeszcze paru innym osobom się to podoba. Nie wiem, jak kalkulowanie „co by po drugiej stronie widz, czytelnik, odbiorca chciał usłyszeć” miałoby działać. Nie mam przecież wglądu w Was, w to, czego chcecie, więc sądząc,

Mój numer telefonu krążył w różnych bazach danych. Tyle że dzwoniący byli przekonani, że to Grzegorz Markowski z Perfectu. 9

Potrafił Pan łączyć hobby dziennikarskie z wiedzą socjologiczną czy filozoficzną? Tak wprost ze zdobytej na studiach wiedzy nie korzystałem. Oczywiście im szersza wiedza, tym lepiej, ale nie zaryzykuję stwierdzenia, że było coś w socjologii, co spowodowało, że było mi potem łatwiej w dziennikarstwie. Czy istnieje motto lub prawda życiowa, którą podzieliłby się Pan z ludźmi starającymi się o pracę dziennikarza? Nie. Myślę, że w wielkich bólach motta życiowe odkrywamy sobie sami. Może piętnaście lat temu bardzo chętnie wyrecytowałbym zbiór recept dla Was i byłbym święcie przekonany, że to są jedyne słuszne rozwiązania na życie, ale dzisiaj nie będę żadnego motta wygłaszał. Każdy się musi najpierw odnaleźć sam ze sobą, a potem się okazuje, czy zrobił to prawdziwie, czy nie.

MAGAZYN redakcjaBB


#01

WIOSNA 2014

10

MAGAZYN redakcjaBB


ZDJĘCIA: MARCIN NIEDZIAŁEK

#01

WIOSNA 2014

11

MAGAZYN redakcjaBB


TANIEC JEST SZTUKĄ, BO MA ZASADY Rok 1994. USA. Pierre Dulaine – znany tancerz, instruktor tańców standardowych tworzy program społeczny, mający na celu zmianę życia młodych ludzi na lepsze, wyrywając ich z kłopotów oraz uzależnień. Znalazł magiczny środek? TEKST:

KLAUDIA CEGLARZ ULA KÓSKA

ZDJĘCIE:

F

ilm „Wytańczyć marzenia” powstał na podstawie historii życia Pierra Dulaine’a. Opowiada o grupie trudnej młodzieży ze slumsów, która za złe postępowanie zostaje po lekcjach w „kozie”. Etatowi nauczyciele odmawiają sprawowania opieki nad nimi, dyrektor szkoły wyraża zgodę na zajęcia taneczne uczniów z Pierrem Dulainem (gra go Antonio Banderas). Na początku trudno jest zachęcić młodzież do tańca standardowego (w ich duszy tkwi bardziej hip-hopowy styl), ale Pierre’owi udaje się dotrzeć do młodych osób i zmienić ich myślenie. Po wielu dniach ćwiczeń startują w turnieju tanecznym. Rada Rodziców uważa, że nie należy zapewniać młodzieży lekcji tańca w ramach kary. Czy mają rację? Skądże! Dulaine tłumaczy się, że poprzez taniec uczy młodzież życia. Poprzez określone

#01

WIOSNA 2014

ruchy, dotyk, zasady w tańcu standardowym uczy młodych mężczyzn, jak okazywać kobietom szacunek. Kobiety uczy, jak kształtować elegancję oraz swoją postawę. Tańcząc walca uczniowie nabierają lekkości oraz zaufania do siebie. Dzięki quickstepowi nabierają większej radości z życia.

wą, a tym samym samopoczucie. Poruszanie się w rytm muzyki rozwija wrażliwość, przez to choreoterapeutom łatwiej jest dotrzeć do dusz młodych osób i pomóc rozwiązać ich problemy – pokazać właściwą drogę. Resocjalizacja poprzez taniec to bardzo popularna za granicą, w szczególności w USA oraz Kanadzie, metoda radzenia sobie ze sprawiającą problemy młodzieżą. W Bielsku-Białej nie istnieje jeszcze program resocjalizacyjny oparty na tańcu, ale można zauważyć kilka miejsc, gdzie poprzez taniec uczy się młodzież szacunku, nie tylko do osób, ale także do tradycji i kultury naszego regionu. Zespół Pieśni i Tańca Beskid to miejsce, w którym aż roi się od młodych ludzi. Powstał w 1974 roku. Dziś składa się z trzech grup dziecięcych i grupy reprezentacyjnej, łącznie to około 100 osób. Taniec w zespole ludowym pozwala młodym ludziom

Psycholog jednego z bielskich gimnazjów popiera taką formę resocjalizacji: „Poprzez taniec młodzież uczy się przełamywać bariery społeczne”. Dyscyplina, wytrwałość, cierpliwość oraz punktualność to rzeczy, których się uczą. Nauczyciele wychowania fizycznego są przekonani, że taniec jest dobrą alternatywą dla uczniów, którzy zmęczeni są „zwykłymi” zajęciami WF-u. W erze „zwolnień z lekcji wychowania fizycznego” wprowadzenie tańca standardowego do szkół to świetna sprawa, by poprawić ich postawę, koordynację rucho-

12

lepiej poznać swoje korzenie oraz tradycję. Na zajęciach oprócz tańca uczniowie ćwiczą także poprawny język oraz dykcję. Poznają dobre maniery oraz zasady zdrowej rywalizacji. Taniec niesie wiele pozytywnych emocji – daje satysfakcję, pozwala osiągnąć sukcesy dzięki wyjazdom na festiwale i przeglądy taneczne. Ukazanie młodzieży konstruktywnych form spędzenia wolnego czasu to klucz do sukcesu. Korzystanie z kultury ma szczególny wpływ na ich życie. W tym czasie wzrasta poziom czynników stresogennych, młodzież poszukuje autorytetów, ulega wpływom rówieśników. Ważne, by każdy młody człowiek sam wiedział, czego chce, wiedział, kim jest i kim chce być, i według jakich wartości chce iść przez życie. Taniec może mu w tym pomóc.

MAGAZYN redakcjaBB


#01

WIOSNA 2014

13

MAGAZYN redakcjaBB


POCZTÓWKI SĄ WŁAŚNOŚCIĄ AUTORKI TEKSTU


W 80 POCZTÓWEK DOOKOŁA ŚWIATA Jarskie śniadanie przy Taj Mahal, pizza w Pizie, pocałunek na wielbłądzie w Egipcie, czy randka z japońskimi makakami w gorących źródłach. Życie podróżnika jest wspaniałe, pełne wrażeń, a czasem i niebezpieczeństw, wymaga odwagi oraz pewnego doświadczenia. TEKST:

A

le czy by zwiedzać świat, trzeba od razu porywać się z motyką na słońce? Paulo Magalhães, student z Portugalii, zawsze uwielbiał dostawać tradycyjne listy i pocztówki. Nie tylko od członków rodziny czy przyjaciół, także od całkiem obcych ludzi. Im bardziej odległe i egzotyczne było miejsce, z którego dochodziła do niego korespondencja, tym było lepiej. Dzięki swojej pasji poznał wielu ludzi, którzy dzielili z nim swoje zainteresowania. Wciąż brakowało im jednak pomysłu na to, jak rozpowszechnić ideę wymiany kartek. W 2005 roku Paulo razem z Aną Campos oddali do darmowego użytku stronę, nad którą wspólnie od dłuższego czasu pracowali. W taki właśnie sposób narodził się postcrossing. Cel projektu jest prosty: wysyłanie pocztówek i otrzymywanie w zamian korespondencji z całego świata. Każdy członek społeczno-

#01

WIOSNA 2014

KAMILA KATSU CHROBAK

ści online na postcrossing. com może na początek wylosować maksymalnie do pięciu adresów, do których dołączony jest specjalny kod (liczba dostępnych adresów wzrasta proporcjonalnie do ilości wysłanych kartek). Kiedy wysłana pocztówka dociera do skrzynki adresata, ten musi zalogować się na stronie i zarejestrować przesyłkę, korzystając z kodu. Tylko wtedy dowie się, od kogo otrzymał pocztówkę, kiedy została wylosowana i ile kilometrów przebyła.

Cel projektu jest prosty: wysyłanie kartek i otrzymywanie w zamian korespondencji z całego świata.

15

System rejestracji umożliwia także prowadzenie dokładnych statystyk. Od 2005 roku wysłanych zostało już prawie dwadzieścia trzy miliony (!) kartek przez blisko pół miliona użytkowników z dwustu dwudziestu trzech krajów! Polacy są na siódmym miejscu pod względem liczby użytkowników oraz na dziesiątym, jeśli chodzi o ilość wysłanych kartek. Na postcrossing.com można spotkać ludzi w różnym wieku, różnej narodowości, płci czy wyznania. Za każdym razem, gdy otwieram skrzynkę, zastanawiam się, od kogo i skąd tym razem przyleciała do mnie pocztówka. Córka nauczycielki angielskiego z Tajwanu? Psychoterapeutka z Finlandii, która jeździ na kilkudniowe festiwale rockowe? Wolontariusz ze Stanów, który zwiedził już pół świata? Granice się zacierają, a jedyną przeszkodą, na którą możemy się natknąć, jest tylko nieczytelny charakter pisma.

MAGAZYN redakcjaBB


Młodzi mają głos

PIERWSZY KROK KU ODPOWIEDZIALNOŚCI

Demokracja. Nie idealny, choć obecnie najlepszy system rządów. Głosem większości wybieramy posłów, senatorów, partie rządzące czy prezydenta. TEKST:

KAMILA KATSU CHROBAK SEBASTIAN WÓJCIK

ZDJĘCIE:

C

hociaż „wybieramy” nie jest chyba odpowiednim słowem. Odnosi się ono bowiem do całego społeczeństwa, a jak wszyscy wiemy, prawo wyborcze w Polsce uzyskujemy dopiero w dniu osiemnastych urodzin. Ale czy trzeba czekać tak długo? Młodzieżowa Rada Miasta (MRM) to nieobowiązkowy organ samorządu terytorialnego. Skupia młodych ludzi, zazwyczaj uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Każda taka szkoła – liceum, technikum czy szkoła zawodowa – ma prawo w demokratycznych wyborach przeprowadzanych wśród

uczniów wybrać dwóch delegatów, którzy w danej kadencji będą ją reprezentować. W tym roku jestem jednym z nich.

raz w miesiącu. To również przywilej reprezentowania swojej społeczności. Jako delegaci – wybrani do reprezentowania naszych szkół – uczymy się istoty demokracji, pracy w komisjach przy tworzeniu pism i sprawozdań, a także po raz pierwszy mamy styczność z obowiązującym nas restrykcyjnym prawem. Nierzadko to ono najbardziej gasi nasz entuzjazm. Ale nie znaczy to, że porzucamy swoje pomysły. Wręcz przeciwnie! Odrobina pracy i nieoceniona pomoc Pani Grażyny Hernik z Biura Rady Miejskiej sprawia, że wszystko jest do zrobienia, jak najbardziej legalnie oczywiście.

Tworzona przez młodzież dla młodzieży – tak najlepiej można scharakteryzować MRM. Każda kadencja wnosi coś nowego do historii MRM, a obecna ciężko pracuje nad przygotowaniem kolejnej edycji konkursu fotograficznego „Migawka” oraz szerzeniem idei wolontariatu wśród młodzieży. Współpracujemy również ściśle przy realizacji projektu redakcjaBB. Praca w MRM to nie jest tylko obowiązek do „odbębnienia”

Bycie delegatką sprawia, że czuję się za coś odpowiedzialna. Po raz pierwszy mój głos naprawdę się liczy i może na coś wpłynąć. Nie czekam biernie na okazję, ale sama chwytam ją za rogi i wytrząsam z niej wszystko, co wartościowe. Kiedy rozmawiam z ludźmi – moimi rówieśnikami – pytam, co oni zmieniliby w Bielsku-Białej. Wy też możecie się włączyć w tę dyskusję. Jeśli sami macie jakieś propozycje działań na rzecz młodzieży i koniecznych zmian, wyślijcie je na adres rada1@um.bielsko.pl. Najciekawsze przedstawimy na najbliższej sesji MRM.

Prezydium Młodzieżowej Rady Miasta podczas obrad

#01

WIOSNA 2014

16

MAGAZYN redakcjaBB


PRZEDSIĘBIORCZA MŁODZIEŻ Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych z całej Polski wzięli udział w 11. edycji programu „Dzień przedsiębiorczości”, który został objęty honorowym patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. TEKST:

Garść przydatnych informacji o MRM •

MRM w Bielsku-Białej powstała w 2003 roku.

Obecnie w MRM zasiada 60 delegatów z 30 szkół.

Kadencje MRM trwają rok, od października.

Jeśli jesteś zainteresowany/a kandydowaniem do MRM w przyszłej kadencji, zapytaj o szczegóły osobę odpowiedzialną za kontakt z MRM i koordynację wyborów w Twojej szkole (np. pedagoga szkolnego lub dyrekcję).

Chcesz o coś zapytać? Pisz na adres: rada1@um.bielsko.pl

#01

WIOSNA 2014

W

trakcie programu uczniowie mieli możliwość odbycia jednodniowych praktyk w wybranych przez siebie firmach i instytucjach. Dzięki temu mogli m.in. poznać specyfikę wybranego przez siebie zawodu, zdobyć wiedzę na temat kwalifikacji i predyspozycji niezbędnych do jego wykonywania, a także zapoznać się z zarządzaniem i organizacją danej firmy.

WOJCIECH KAPAŁA

nator „Dnia przedsiębiorczości” w tej szkole. Pozytywnie o programie wypowiada się też jego uczestnik, Robert Wołek, jeden z uczniów Asnyka.

dyplomami i statuetkami. W poprzedniej edycji „Dnia przedsiębiorczości” wzięło udział ponad 47 tysięcy uczniów z 707 szkół, 19 tysięcy firm i instytucji oraz 47 tysięcy wolontariuszy z całego kraju.

– W ramach „Dnia przedsiębiorczości” odbywałem praktyki w bielskiej Akademii Techniczno-Humanistycznej, ponieważ swoją przyszłość wiążę z kierunkiem budowy maszyn. Uważam, że jest to pomocny program dla uczniów i szkół ponadgimnazjalnych. Każdy z nas mógł sprawdzić, z czym wiąże się praca i odpowiedzialność w dorosłym życiu – opowiada Robert Wołek.

Od początku istnienia programu uczestniczy w nim II Liceum Ogólnokształcące im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej. – „Dzień przedsiębiorczości” jest poznaniem rynku pracy. To dobry program zwłaszcza dla naszych podopiecznych, którzy nie mają praktyk w zakładach pracy. W ubiegłym roku nasi uczniowie zostali zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego po odbiór statuetki „Szkoła Przedsiębiorczości”, to dla nas wielki sukces” – mówi Robert Michalski, nauczyciel i koordy-

Uroczystym podsumowaniem projektu jest Gala Przedsiębiorczości, podczas której najaktywniejsze szkoły i firmy uczestniczące w programie, a także laureaci konkursu na najlepszy fotoreportaż z odbytych praktyk zostają uhonorowani nagrodami,

17

MAGAZYN redakcjaBB


Nasze pasje

O SHERLOCKU, MUGOLACH I... GPS-IE

Rutyna zdaje się powlekać naszą codzienność coraz grubszą warstwą. Dzień w dzień, poruszając się z miejsca na miejsce, pokonujemy tę samą drogę, przechodzimy przez znane na wylot ulice, mijamy te same budynki, beznamiętnie omiatamy wzrokiem niczym niewyróżniające się miejskie zakamarki... A gdyby tak rzeczywistość miała podwójne dno? GRAFIKA:

C

o, jeśli okazałoby się, że miejsca te kryją w sobie tajemnice godne prawdziwie sherlockowego umysłu, o których przeciętny obywatel świata nie ma pojęcia? – Wiem, mój drogi Watsonie, że dzielisz ze mną miłość do spraw niezwykłych, leżących poza konwencjami i nużącą monotonią codziennego życia – mówił Holmes. Jeśli odnosisz wrażenie, że równie dobrze Sherlock mógłby wypowiedzieć te słowa do Ciebie, trafiłeś idealnie! Geocaching, bo o nim mowa, to międzynarodowa gra, rodzaj aktywnej turystyki połączonej z rozwiązywaniem zagadek i łamigłówek. Polega na szukaniu skrzynek, tzw. „geokeszy” (gr. geo – ziemia, ang. cache – chować, skrytka), ukrytych w różnych miejscach, zarówno w centrach miast, jak i na łonie natury. W samym Bielsku-Białej można doszukać się

#01

WIOSNA 2014

TEKST: ASIA EJSZIA BIESOK NINA MIZGAŁA (PONIŻEJ), MAGDA BUJAS

prawie 100 takich skrzynek, na terenie Polski jest ich przeszło 31 tysięcy, a na całym globie ponad 2 miliony. Ba, ich liczba nieustannie wzrasta...

(PO PRAWEJ)

ponad 22 tysięcy!). Dołączenie do społeczności „geokeszerów” jest bezpłatne, tak samo zresztą całe „keszobranie”. Wiek nie stanowi żadnej bariery, do gry włączają się zarówno młodzi, jak i starsi, a często całe rodziny. Trudno się dziwić – ta zabawa uzależnia. W Polsce przez niecałe 8 lat funkcjonowania tego rodzaju rozrywki ponad 950 tys. „śledztw” zakończono sukcesem. Wiemy to, bo każdego znalezionego kesza znalazca loguje na swoim profilu, przez co dorobek geocachera nieustannie się zwiększa, pozycja w rankingu sukcesywnie polepsza, a kolejne geocachingowe wyprawy kuszą coraz bardziej.

Poczuj się jak Sherlock – Widzisz, ale nie obserwujesz. Różnica jest wyraźna – mawiał Sherlock. Trudno obserwować, jeżeli nie wie się, co stanowić ma przedmiot obserwacji. Pomagają internetowe serwisy geocachingowe, na których każdy początkujący gracz-detektyw-poszukiwacz zakłada swoje konto. Tam też uzyskuje dostęp do bazy danych wszystkich ukrytych skrzynek, ich współrzędnych geograficznych oraz wskazówek, zdjęć i zagadek ułatwiających poszukiwania. W Polsce istnieją dwie strony: opencaching.pl i geocaching. pl, z których pierwsza dysponuje dużo większą liczbą geokeszy i użytkowników (już

go, kto nie wie, czym jest geocaching lub też stanowi przeszkodę w poszukiwaniach i podebraniu skrzynki. Takowy zwykle zjawia się w zupełnie niepożądanym momencie w pobliżu skrzynki, przygląda się podejrzliwie, z pogardą lub ze zbytnią ciekawością.

Uwaga na mugoli Zasadą geocachingu jest podejmowanie skrzynek tak, by nie zwracać na siebie uwagi „mugoli”, czyli każde-

18

Sęk oczywiście w tym, by „kesze” nie dostały się w niepowołane ręce, nie zostały zniszczone czy też uznane za śmieci. Najlepiej

MAGAZYN redakcjaBB


jest więc poczekać, aż będzie się ze skrzynką sam na sam. Niestety czasem jest to praktycznie niemożliwe (patrz np.: miejsca typu krakowski Rynek, gdzie nawet nocne keszowanie nie gwarantuje niskiego współczynnika przechodniów). Dlatego czasem trzeba stosować najdziwniejsze zabiegi, by zamaskować swoje prawdziwe zamiary. Z drugiej strony, im trudniejsza sytuacja, tym większy wysiłek, ale też frajda, a później także niezapomniane wspomnienia. Generator Poszukiwanych Skrzynek... …tudzież, jak kto woli – Główny Przewodnik Skrzynkobrania, czyli rzecz przydatna w pracy „geokeszera”. Początkowym założeniem pomysłodawców tej międzynarodowej zabawy było właśnie wykorzystanie dokładnych współrzędnych geograficznych jako jedynej wskazówki do znalezienia skrzynki. Pierwowzór „geokesza” został ukryty 3 maja 2000 roku przez Dave’a Ulmera w okolicy miejscowości Estacada w Oregonie (współrzędne 45°17’27,6’’N 122°24’48,0’’W). Było to swego rodzaju uczczenie udostępnienia sygnału GPS dla użytkowników cywilnych przez prezydenta USA. Ulmer zainicjował grę, polegającą na chowaniu „skarbu”, a potem podaniu jego lokalizacji do publicznej wiadomości. Ludzie podchwycili ten pomysł zaskakująco szybko, zaledwie kilka dni później powstał serwis geocaching.com, największy i najpopularniejszy serwis cachingowym na świecie.

#01

WIOSNA 2014

Aktualnie, żeby zajmować się poszukiwaniem keszy, (mimo tego, że każdy z nich ma określone współrzędne) nie jest konieczne posiadanie odbiornika GPS. Wiele informacji dostarczają podane na stronach wskazówki, jak i mapki. Istnieją też specjalne aplikacje do pobrania na telefon, dzięki którym zabawa staje się jeszcze bardziej urozmaicona. System GPS może okazać się niezbędnym, szczególnie na łonie natury, gdy okolica „kesza” jest tylko ogólnie opisana, a skrzynkę lokalizują dokładne „kordy” (czyli po prostu współrzędne). Skrzynki mogą być zakopane czy też włożone pod/za/do wnętrza jakiegoś elementu. Rodzaj skrzynek jest różnorodny i podzielony na kategorie, różna też jest ich wielkość. Tutaj zdecydowanie nie da się popaść w monotonię!

napotkanych w skrytce. Co więcej – czasem skrzynka stanowić może hotel dla geokreta, czyli prawdziwej „keszerskiej” gratki, ale to już stanowczo temat na osobny artykuł!

INFO Więcej informacji można znaleźć na opencaching.pl i geocaching.pl. Owocnego „keszobrania”!

Z niezbędnika geocachera Wydawać by się mogło, że zostało powiedziane już wiele. Jednak to dalej kropla w oceanie, jakim jest geocaching dla jego prawdziwych pasjonatów. Na początkowym etapie trzeba jednak wiedzieć, że nie chodzi tu tylko o znajdywanie skrzynek i potwierdzanie swoich odkryć w internetowym serwisie. Każdy „kesz” oprócz tego, że jest oznakowany logiem i posiada unikalny kod, w swoim wnętrzu mieści także logbook w pakiecie z ołówkiem (miejsce do wpisów wszystkich znalazców) oraz zestaw fantów, które wymieniają między sobą geocacherzy. Z tego wniosek, że na poszukiwania należy zabierać również drobne przedmioty, które można pozostawić lub wymienić na jeden z fantów

19

MAGAZYN redakcjaBB


Rozmowa z Dariuszem Paczkowskim

NIGDY NIE BYŁEM SPOD ZNAKU NO-FUTURE Założyciel Trzeciej Fali i Stowarzyszenia Nigdy Więcej, grafficiarz, performer, streetartowiec. Od taty uczył się fachu stolarza, jednak znalazł inną drogę. redakcjaBB NINA MIZGAŁA

TEKST: ZDJĘCIA:

redakcjaBB: Czy już w młodości wiedziałeś, jaką ścieżką chcesz iść? Dariusz Paczkowski: Mój tata był stolarzem, bardzo dobrym rzemieślnikiem. Kiedy myślałem, z czego będę żyć, to wydawało mi się, że najłatwiej byłoby mi zostać stolarzem właśnie. Okazało się, że poszedłem w zupełnie inną stronę (śmiech). Mój dziadek był malarzem samoukiem. Jeździł bardzo dużo na plenery i konkursy. Zwykle był najstarszym uczestnikiem. Jak jeżdżę teraz na jakieś jam graffiti, to też jestem najstarszy (śmiech). Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w malowaniu na murach? Pierwsze graffiti widziałem będąc w Gdańsku, tam nawiązałem kontakt z ludźmi z ruchu Wolność i Pokój, zaczęła się moja przygoda z szablonami. Moje pierwsze szablony były to: „Za mundu-

#01

WIOSNA 2014

rem panny sznurem”, gdzie kostuchy szły za żołnierzem, gilotyna z napisem „Nie trać głowy”, a w roku 87’ powstał Lenin z irokezem. Nie było wtedy Internetu, nie było telefonów komórkowych. Mieliśmy „międzymiastówkę szabloniarską”. To było jakieś dziesięć osób, dziesięć adresów, wysyłałem tam swoje prace, dostawałem ich projekty. Jak mi się jakaś odbitka podobała, wycinałem ją i malowałem u siebie. Te moje też się tak rozprzestrzeniały.

dy ma tutaj coś do zrobienia”. Jeżeli w sercu Ci gra, to trzeba zrobić wszystko, żeby być szczęśliwym, żeby się realizować. Jaki stosunek do Twojego idealizmu ma Twoja żona? Po pierwsze to nie wiem, czy to jest idealizm, czy pragmatyzm. Chciałbym żyć w świecie, w którym ludzie się szanują nawzajem. A po drugie, to jest pytanie mimo wszystko do mojej żony. Wiecie, ja bardzo często przypominam mojej żonie, jak umówiliśmy się na pierwszą randkę nad Jezioro Żywieckie. Ona myślała, że będzie tak romantycznie, ale ja po chwili stwierdziłem, że trzeba posprzątać, bo nie będziemy przecież tak siedzieć w śmieciach (śmiech).

Mówisz, że byłeś punkiem nie po to, żeby wąchać klej, tylko żeby wywołać rewolucję... Nie mówiłem o rewolucji, tylko o zmienianiu świata. Jeśli rewolucja jest potrzebna, to duchowa rewolucja. Każdy, czy ma zdolność, czy jej nie ma, jest zobligowany, by ponosić odpowiedzialność za swoje życie. Każdy ma jakiś dar. Zacytuję „Izraela”: „Każ-

Kiedy zostałeś wegetarianinem? Powolutku zacząłem widzieć różne przejawy cierpienia. W połowie lat 80. stałem na

20

przystanku autobusowym w Grudziądzu, naprzeciwko rzeźni. Akurat był transport świń i je wyładowywano. Od początku chciałem być zawsze konsekwentny. Nie byłem gotów zrezygnować ze skórzanych butów czy kurtki, myślałem, że nie mogę być wegetarianinem. Kiedy zobaczyłem ten transport, pomyślałem, że to nieważne, przynajmniej przestanę je jeść, zrobię mały krok. Później zrezygnowałem ze skóry, bo się okazało, że nie muszę na siebie różnych rzeczy nakładać, by pokazywać, że jestem inny. Nie musiałem szokować robieniem krzywdy komuś, tylko tym, że jej nie robię. Opowiedz coś o grupie 3fala.art.pl Zaczęliśmy malować wspólnie z kumplami. Tematy, które nas interesowały, wykraczały poza to, co robiliśmy pracując w organizacji ekologicznej. Nazwa wzięła się od pierwszej

MAGAZYN redakcjaBB


fali graffiti lat 80., zaangażowanej w ideę. Potem nadeszła druga fala, czyli zachłyśnięcie się Ameryką, autopromocją. Trzecia fala jest powrotem do zaangażowania społecznego. Po pewnym czasie spisałem kodeks, nasze zasady i cele. Okazało się, że aż w siedemnastu miastach są osoby, które też chcą to robić. Pod naszymi pracami nie podpisywaliśmy się imionami, tagami, podawaliśmy tylko adres strony internetowej, żeby ludzie, których to zainteresuje, mogli się dowiedzieć więcej niż z samego obrazu. Dzisiaj 3fala.art.pl to projekt artystyczny, do którego serdecznie wszystkich zapraszam. Co roku organizujemy trasy. W tym roku poświęcona jest Irenie Sendlerowej.

z których jesteś wyjątkowo dumny?

Tworzysz graffiti już od ponad 25 lat. Czy są jakieś,

Swoje wady i przypadłości przekuwam na swoje oręża.

#01

WIOSNA 2014

To znaczy: jestem starszym panem, w związku z czym wzbudzam zaufanie, nie mogę malować nielegalnie, bo nie ucieknę z tak dużym brzuchem, robię dobre wrażenie, poważny pan, długa broda. „Bezpieczny wariat”.

Na pewno jest to Rondo Wolnego Tybetu w Warszawie, które robiłem w 2009 roku, a to ze względu na niesamowicie dobrą energię i zaangażowanie ponad 100 osób, które mi pomagały. Każdego roku powstają tam nowe prace zapraszanych przez nas artystów. Powstaje w ten sposób Galeria Tybetańska. To jedyna na świecie taka galeria. Sam Dalajlama zrobił trzy kółka wokół niej, pobłogosławił miejsce i stwierdził, że to wspaniały sposób na wspieranie Tybetańczyków.

Dariusz Paczkowski ur. 1971; polski działacz społeczny, założyciel i wolontariusz wielu fundacji i organizacji m.in. Klubu Gaja, Frontu Wyzwolenia Zwierząt, Grupy Trzecia Fala, Stowarzyszenia Nigdy Więcej, Fundacji Ekologicznej

Bierzesz udział w konkursach? Byłbyś w stanie namalować komercyjną reklamę? Nie lubię się ścigać, nie cierpię też komercji. Robię za to swoje projekty. Prowadzę warsztaty, gdzie uczę ludzi, pokazując różne patenty. Ja nie namaluję reklamy sklepu warzywnego na osiedlu, ale ktoś się może nauczyć, żeby ją namalować. I wtedy jest super, ale wolę, by malowali ważne dla siebie rzeczy niż coś tylko dla kasy. Nie uważam się także za artystę. Nie robię tego wszystkie-

Jak ludzie reagują, kiedy mówisz, że chciałbyś coś namalować na ich ścianie?

21

ARKA; obecnie współprezes Fundacji KLAMRA; powszechnie znany jako streetartowiec - twórca Lenina z irokezem czy Dalajlamy na Rondzie Wolnego Tybetu w Warszawie; animator życia kulturalnego, koordynator ogólnopolskich akcji na rzecz demokracji i praw człowieka; jest wegetarianinem i buddystą.

go z pobudek artystycznych. Chcę mieć wpływ na rzeczywistość, głośno i wyraźnie mówić, o co mi chodzi.

MAGAZYN redakcjaBB


CZARNO-BIAŁE BIELSKO-BIAŁA Bielsko-Biała to piękne miasto, pełne naprawdę wspaniałych obiektów, na które ludzie nie zwracają uwagi, chociaż nie są ślepi. Dlaczego? Bo reklamy zasłaniają nam zabytki, a piękne, stare kamienice zazwyczaj są w okropnym stanie. TEKST: MICHALINA LEŚNIAK, KAJETAN WOŹNIKOWSKI ZDJĘCIA: DAWID STERNAL (1, 2), KAJETAN WOŹNIKOWSKI (3)

I

le zabytkowych miejsc z naszego miasta potrafimy wyliczyć? Ta kamieniczka i tamta, parę ulic, może zamek z rynkiem... Tymczasem, gdybyśmy tylko podnieśli wzrok nieco powyżej sklepowych reklam, odkrylibyśmy, że tak naprawdę historia jest wszędzie. Niestety obecnie w Bielsku-Białej historia zostaje wyparta przez nowoczesność. Sprawdziliśmy, które miejsca wciąż są nieskażone – „białe”, a które poprzez ciągle następujący progres stały się już „czarne”. RYNEK BEZ SZAŁU Rozpocznijmy podróż od rynku. Kamieniczki mienią się różnymi kolorami, niestety nieco wyblakłymi przez upływający czas. Na szczęście tutaj szał marketingowy jeszcze nie dotarł, dzięki czemu na rynku znajdują się tylko lokale gastronomiczne, sklep monopolowy, piekarnia, optyk, pracownie typu handmade oraz czarujące

#01

WIOSNA 2014

butiki. Pewne zmiany by się przydały. Budynki wymagają odnowienia, niektóre rozsypują się wręcz na naszych oczach.

„czarnej” liście obiektów wartych większej uwagi.

właściciela sklepów papierniczych Franciszka Kriegera.

WIZYTÓWKA MIASTA

Po drugiej stronie ulicy w 1889 roku, pod okiem architekta Karola Korna, powstała kamienica zwieńczona zegarem i herbem miasta, należąca wtedy do Komunalnej Kasy Oszczędności. Na parterze znajdowała się luksusowa restauracja Cafe de l’Europe. Niestety obecnie budynek przeznaczony jest wyłącznie na cele biurowe i komercyjne, pojawiły się tam sklepy „wszystko po 2 zł”, odwracające uwagę od zabytku.

Zamek Sułkowskich króluje nad miastem i stanowi jedną z jego wizytówek. Pamięta beskidzkich zbójników, potop szwedzki oraz nacjonalizację w czasach PRL. Kamienno-ceglana budowla powstała w drugiej połowie XIV wieku, a obecny wygląd zawdzięcza gruntownej przebudowie w połowie XIX wieku. Bielszczanie, oprócz obowiązkowych wycieczek szkolnych, rzadko w nim bywają. Szkoda, bo zajmuje on czołowe miejsce na naszej liście „białych” obiektów.

Wokół rynku również można znaleźć wiele piękna, np. urządzony przez pasjonatów w 2011 roku stary browar przy ulicy Piwowarskiej ratuje od zapomnienia ponad 120-letnią historię wyrobu piwa w Bielsku. Są tu również mniej zadbane miejsca. Ulica Kręta prowadząca z rynku na plac Marcina Lutra, zaskakuje nas leżącymi na ziemi niespodziankami zostawionymi przez wyprowadzanych na spacer pupili. Z kolei ulica Schodowa wije się pośród odrapanych kamienic.

Koło zamku, na skrzyżowaniu ulic Wzgórze i Zamkowej, jest półokrągły, jasnoniebieski budynek kryty czerwoną dachówką. Wiedeński architekt zaprojektował go w 1910 roku na wzór dziobu olbrzymiego statku płynącego po morzu. Zbudowany został dla

Niewiele osób ma świadomość tego, że rynek był niegdyś otoczony potężną „ścianą”, 800-metrowym murem. Niestety mur ten w dużej mierze został zniszczony przez pożar w 1659 roku. Dlatego u nas jest na

22

SPACER PO DEPTAKU Na reprezentacyjnej kiedyś ulicy 11 Listopada wzrok przyciąga atrakcyjna kamieniczka nad rzeką Białą, granicząca swymi ścianami z drogerią Rossmann. To neobarokowa kamienica radcy cesarskiego Wiktora Burdy z 1893 roku. Jedna z nielicznych, która zachowała swoją niecodzienność.

MAGAZYN redakcjaBB


Kolejną perełką na naszej „białej” liście jest znana wszystkim kamienica „Pod Żabami” na placu Wojska Polskiego. Wybudowana została w 1903 roku dla Rudolfa Nahowskiego; była tam elitarna winiarnia. Kolejnym placem graniczącym z ulicą 11 Listopada jest plac Wolności. Wraz z upływem czasu większość atrakcyjnych kamienic została przeznaczona na cele biurowe lub marketingowe. Hotel „Pod Orłem”, który funkcjonował w latach 1897-1909, mimo swojej historycznej roli oraz wielu znamienitych osobistości w nim goszczących, obecnie jest siedzibą prywatnych firm oraz pasażu

1

handlowego. Niestety banery reklamowe całkowicie zasłoniły zabytkowy balkon.

Gdzie w Bielsku-Białej jest rynek?

Na uwagę zasługuje także budynek u wylotu placu Wolności przy ulicy Legionów – późnobarokowy z 1812 roku, pierwotnie mieszczący dom cechowy sukienników, obecnie BRE Bank. Swoim niezmiennym stylem od lat dowodzi, że można prowadzić działalność rynkową bez obklejania historycznych obiektów reklamami. Szkoda, że obecnie większość zabytków nie przypomina już swych pierwotnych form, miejmy nadzieję, że będzie więcej takich jak BRE Bank.

Nasi znajomi, którzy przyjeżdżają do Bielska-Białej, ale nie mieszkają w nim, śmieją się, że jest to miasto bez rynku. Dzisiaj życie kręci się wokół Sfery i Gemini, problem rynku zszedł na dalszy plan. Dociekliwie zadaliśmy pytanie mieszkańcom, sprawdzając, jak znają swoje miasto. Na pytanie „Czy w Bielsku-Białej jest rynek?” część osób od razu wskazała nam dawny plac ZWM. Sporo osób wahało się, niektóre nie odpowiedziały. Niektórzy stawiali na „Pigal”, czyli plac Chrobrego czy na plac Wojska Polskiego. Inni żartowali, wskazując Sferę.

3

2


ZDJĘCIE:

DAWID STERNAL

#01

WIOSNA 2014

24

MAGAZYN redakcjaBB


MIASTO W MIEŚCIE – ... przez plac z fontanną i dalej prosto? – Tak! Dalej aleją Chorzowską. – Tam, gdzie jest tajska restauracja? – Dokładnie, potem w prawo, uliczką do końca i już pani jest. – Dziękuję! Mam nadzieję, że zdążę, bo muszę jeszcze córkę odebrać ze studia tańca! TEKST:

DOMINIK KACZMARCZYK MARIA JABŁOŃSKA

GRAFIKA:

T

a krótka wymiana zdań mogłaby mieć miejsce w dowolnym miejscu w Polsce. Restauracja, bank, siłownia, fryzjer, kino, hotel, biuro podróży, kantor, studio tańca, optyk... brzmi co najmniej jak dobrze wyposażone miasto! Wszystkie te punkty wydają się na to wskazywać, szczególnie, jeśli występują dostatecznie blisko siebie; nie dajmy się jednak temu zmylić. Dlaczego? Jesteśmy bowiem w centrum handlowym! Takie centra stały się elementem miejskiej przestrzeni, spełniają ważną rolę w machinie konsumpcyjnej. Ale niewiele osób wie, jakimi technikami i sposobami posługuje się ta machina, by zaopiekować się naszymi pieniędzmi i czasem. Gdy na zewnątrz jest brzydko, nie ma się co martwić. Centrum handlowe nas przygarnie. Tam warunki

#01

WIOSNA 2014

atmosferyczne są zawsze odpowiednie. Możemy usiąść na ławce, przy fontannie i w „zielonym” otoczeniu roślin, czasem nawet palm, podziwiać... wystawy sklepowe.

„Miasto w mieście” nie jest szalenie wyśrubowaną wizją przyszłości czy elementem scenografii do filmu science fiction, ale materializującym się na naszych oczach, konsumpcyjnym spełnieniem marzeń. W niektórych przypadkach, jak np. w Bielsku-Białej, można zaobserwować bardzo dosadny tego przykład pod postacią wbudowanych w sklep fasad i ścian przylegającej kamienicy.

Owszem, klient ma się dobrze czuć w sklepie, ale wyłącznie dlatego, że jest szansa, iż owa przyjemna aura stworzy dobry podkład pod to, co najważniejsze, pod zakupy. Konsument ma się przechadzać alejami, gdyż (warto zwrócić na to uwagę) w sklepach najczęściej występują aleje nie ulice, bowiem mają one przywołać skojarzenie arterii przeznaczonych do spacerowania. To zatrzymam się na kawę, to usiądę i poczytam gazetę, kiedy… o! zobacz, naprzeciwko trwa właśnie wyprzedaż! Wszystko jest znakomicie przemyślane i zaplanowane. Tutaj przypadek nie generuje kapitału.

Wszystko jest znakomicie przemyślane i zaplanowane. Tutaj przypadek nie generuje kapitału. Nie zamartwiajmy się jednak, nie jest nam przecież z tym źle. W końcu to wszystko po to, by nam służyć! Dla porównania,

25

na Bliskim Wschodzie w centrach handlowych odtwarzane są całe dzielnice zabytkowych, europejskich miast, a np. w Kanadzie wewnątrz konsumpcyjnego molocha można znaleźć akwarium, wesołe miasteczko, lodowisko do gry w hokeja oraz olbrzymi basen. Więc albo nie jest z nami tak źle, albo ten rodzaj organizacji przestrzennej jeszcze do nas nie dotarł. Więc, Drogi Kliencie… Masz spacerować po alejach centrum handlowego! Masz podziwiać produkty i gubić się w labiryncie zalewających z każdej strony ofert. Odpoczywać w kawiarenkach, oddawać się rozrywce w kinie i nie żałować sobie niczego. I najważniejsze, nie wstydź się po nic sięgać...to znaczy, o ile to, po co sięgasz, jest na półce naszego sklepu.

MAGAZYN redakcjaBB


STRACENI W GALERII HANDLOWEJ Dorosłe dzieci, oryginalni i równocześnie nudni jak wszyscy. Gramy, kreujemy i udajemy niezależnych. Jacy jesteśmy? TEKST:

W

yścig szczurów, moralny pogrom, ubrani tak samo, bo tak należy. Mam słuchawki na uszach – firmowe. Ulubiona muzyka, bardzo głośno. Dlaczego? Bo próbuję nie słyszeć świata. Nie wiem, dokąd wszyscy biegną, ale chyba w przeciwną stronę niż ja. Wyłączeni z rzeczywistości, zamknięci w światku Facebooka, ćwierkają na Twitterze. Nie obchodzi ich nic poza nimi samymi i wirtualnym światem. Jasne, nie tylko w Internecie człowiek żyje. Przecież mamy Sferę. Tam dopiero tętni życie, szczególnie to młode, które chyba nie ma co ze sobą zrobić. Więc gdzie iść w zimowe popołudnie, jak nie do gorącego centrum handlowego? Rozświetlonego rażącymi światłami z tak światowym napisem „sale”. W gorące dni też nie próżnują, w końcu galerie mają klimatyzacje, są świetnym miejscem do spędzenia długich, letnich wieczorów. Wystylizowani, rozpieszczeni, gromadzą się jak na niedzielnym kazaniu

#01

WIOSNA 2014

OLA MACIEJOWSKA I MAX BRAŃKA ZDJĘCIA: MARCIN NIEDZIAŁEK

w galeriach handlowych. Obraz dziewczyny, trochę mądrej, trochę miłej. Wydaje Ci się, że staje się odpowiednią osobą do rozmowy. A jednak gdy z kimś gawędzi, połowę jej myśli zajmuje szukanie lokacji, gdzie zostawiła swojego „ajfona 5”.

nych, oryginalnych ubraniach z secondhandu. Nieskaleczeni komercją, przeciwni do wszystkich wokół. Mają swoją muzykę, swój świat i raczej nie dopuszczają do niego innych. Bootleg ostatkiem sił wyszarpany ze sklepu z winylami. Przede wszystkim nigdy nie można nazwać ich określeniem „hipster”. Uwłaczające. Zamyka to ich osobowość. Nie lubią szufladkowania.

Wciąż w coś gramy. Na siłę kreujemy się na kogoś, kim albo nie jesteśmy, albo wcale nie chcemy być. Rozumiem ten pęd do świata, tylko nie wiem, dlaczego tak się nim zachłysnęliśmy?

Dwudziestolatek, któremu samotność pozornie nie przeszkadza. Jest sumienny, ciężko pracuje. Wie, co znaczy życie i odpowiedzialność. W pewnej chwili oczywiście nie wytrzymuje już presji. „Dzieci” bez problemów – ale też bez celu w życiu i bez perspektyw na jutro. Nie wiem – czy śmiać się, czy płakać? Nie wpisuję się w ramę zdań opisujących dzisiejszą młodzież. Chyba nie wpisuję się w żadną ramę. Dlaczego idąc ulicą nie mogę być zwykłą osobą? Wciąż w coś gramy. Na siłę kreujemy się na kogoś, kim albo nie jesteśmy, albo wcale

Bardziej oryginalni mają się za wybitne indywidua. Hipsterzy w nowo wynalezio-

26

nie chcemy być. Rozumiem ten pęd do świata, tylko nie wiem, dlaczego tak się nim zachłysnęliśmy? Wpatrywanie się w skomercjalizowane otoczenie i w parę nowych vansów na nogach przypadkowo spotkanego chłopaka nie wnosi w moje życie szczególnych wartości. Oczywiście prócz wyrafinowanego pytania: „Hej, gdzie kupiłeś”? Nie wyśmiewam się z ludzi. Próbuję, pewnie nieudolnie, zrozumieć, dlaczego wszysko to kręci się wokół wartości naprawdę niskich lotów. Chęć zrobienia czegoś innowacyjnego i tak wiąże się z wyśmianiem lub po prostu niechęcią innych osób. Spróbuj być w czymś lepszy niż ja – bardzo szybko uświadomię cię w przekonaniu, że nie masz racji. Stajemy się oschli, bo tak trzeba. Inteligentni, rozważni, zarazem skryci i smutni. Niezależne i dorosłe – dzieci. Nie. Nie róbmy z siebie Werterów. Ale Forrestów Gumpów też nie.

MAGAZYN redakcjaBB


CENA HANDLU W niespełna dwustutysięcznym Bielsku-Białej stoi przynajmniej kilkanaście wielkich sklepów i galerii handlowych. W dodatku Galeria Sfera jest największa w województwie śląskim. Co na to mieszkańcy? TEKST:

N

ieśmiała nastolatka mówi cicho: „Jest w sam raz”. Kolejne opinie są bardziej krytyczne. Galerii jest za dużo, a dla małych sklepów są zabójczą konkurencją. Nastawienie jest „umiarkowanie entuzjastyczne”. – Supermarket ma tę zaletę, że człowiek wchodzi i ma wszystko. Jednak ceną tego jest spadek jakości – słyszymy. Nieduży sklep na rynku. Jakie stanowisko wobec centrów handlowych mają pracujący tam ludzie? –

#01

WIOSNA 2014

KINGA BUDZYN

Negatywne. Jest ich za dużo. Są niepotrzebne, a wciąż powstają kolejne. To ludzi z miast wciąga do dużych centrów, zabijając lokalny biznes – dowiadujemy się.

zabija małe sklepy, wyciska je jak pryszcze – mówi. Ale też ma krytyczne uwagi. – Żywności ekologicznej nie znajdziemy w supermarketach. Powoduje to, że zmniejsza się zapotrzebowanie na takie produkty – uważa.

Jednak wychodząc, słyszymy: „Mimo to, korzystam z tych galerii...”.

Ciekawy punkt widzenia prezentuje nauczycielka jednej ze szkół. Mówi o wpływie ilości centrów handlowych na społeczeństwo obywatelskie. Inny z rozmówców słusznie zauważa, że centra handlo-

– Opuszczam jedno centrum handlowe i po pięciu minutach jestem w drugim – zauważa pewna licealistka. – Gospodarka nastawiona jest na duże przedsiębiorstwa,

27

we to coraz częściej miejsca spotkań towarzyskich, a nie tylko zakupów. Prawie nikt z pytanych nie broni centrów handlowych. Jedni zwracają uwagę na aspekty ekonomiczne, inni na konsekwencje społeczne, ale wszyscy są krytyczni. Jednak tak długo, jak mają klientów, galerie będą powstawać.

MAGAZYN redakcjaBB


BIELSKI SURWIWAL Joe jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, równocześnie turystą głodnym wrażeń i zaintrygowanym Europą Środkową. Joe przyjeżdża do Bielska-Białej. TEKST: MACIEK ZUZIAK ZDJĘCIA: ANIA BERUŚ

N

ie poczynił żadnych przygotowań przed podróżą i liczy na to, że wszystko uda mu się „załatwić” tutaj na miejscu. Czy Joe z wielkim impetem uderzy w barierę przeszkód językowych i nieporozumień? Bielsko-Biała aspiruje do miana miasta turystycznego, aż emanuje pozorną otwartością na zagranicznych turystów. Niestety, jak to z afiszowaniem się często bywa, stosując je, chcemy tak naprawdę coś ukryć. Zadałem sobie pytanie: „Jeśli zagraniczny turysta znajdzie się w Bielsku-Białej, to co z tej podróży zapamięta?” PIERWSZE KROKI Wiedziałem, że aby znaleźć odpowiedź, będę musiał użyć różnych metod. Pierwszą z nich była obserwacja uczestnicząca. Uznaliśmy z moim towarzyszem pół-Amerykaninem, że pochodzimy trochę po mieście udając turystów. Kolega przyjął rolę przyjezdnego, mnie pozostało notowanie oraz obserwacja. Nasz obchód trwał kilka go-

#01

WIOSNA 2014

OCZAMI OBCOKRAJOWCA

dzin. Zapytaliśmy o drogę przypadkowych przechodniów, by zaraz potem spróbować kupić coś w lokalnym sklepie oraz wypytać panią w kasie na dworcu o odjazd konkretnego pociągu. Przez te kilka godzin udało nam się kupić kanapkę w Subwayu, ale nie dowiedzieliśmy się, skąd odjeżdża autobus linii nr 11. Usłyszeliśmy co nieco o Zamku Sułkowskich, nie udało nam się jednak dowiedzieć niczego o jakimkolwiek lokalnym połączeniu kolejowym. Co prawda zarezerwowalibyśmy noc w hotelu, ale nie dostaliśmy już wskazówek, jak dojechać do centrum.

Umówiłem się na rozmowę z Danielem, native speakerem z International House. Daniel mieszka w Bielsku-Białej od ponad roku, wcześniej mieszkał w Toruniu i – co może wydać się dziwne – pod względem języka angielskiego znacznie lepiej ocenia nasze miasto. Fakt ten tłumaczy występowaniem licznych korporacji międzynarodowych, jak np. Fiat. Zapytany, co sądzi o możliwościach porozumienia się w języku angielskim w kluczowych miejscach stwierdza, że nie jest źle. Ale są też jego zdaniem pewne luki. I, co najgorsze, występują one w miejscach, w których według mnie takich problemów nie powinno być. Na przykład na stacjach kolejowych czy na Policji. Kiedy Daniel po raz pierwszy pojawił się w Polsce, miał problem z załatwieniem niektórych rzeczy, jak znalezienie odpowiedniej linii autobusowej czy zmiana dokumentów w urzędzie. Okazuje się, że właśnie tam potencjalny obcokrajowiec napotka największe bariery.

Nie byłem w pełni zadowolony z wyników naszych „badań”. Po tych kilku godzinach nie miałem żadnego obrazu Bielska-Białej jako miasta dla turystów. Co więcej, obraz, jaki miałem przed wykonaniem badania, całkowicie legł w gruzach. No bo jak wytłumaczyć fakt, że łatwiej jest kupić kurczaka w KFC, niż zarezerwować bilet na pociąg?

28

Z centrami handlowymi nie ma większego problemu, podobnie z hotelami. Pracują tam w większości młodzi ludzie, którzy znają chociaż w stopniu podstawowym język angielski, a to umożliwia na ogół bezproblemową komunikację w większości ważnych spraw. Gorzej jest z miejscami, w których pracują ludzie starsi, którzy nie uczyli się języka angielskiego w szkole. Problemy zdarzają się również wśród policjantów. W środowisku zagranicznych turystów aż mnożą się opowieści o tym, że w Polsce wystarczy powiedzieć do policjanta coś po angielsku, by ten odpuścił nam mandat za przekroczenie prędkości. Trudno stwierdzić, czy to prawda, czy legenda miejska. ZMIANY POKOLENIOWE Inny native speaker, Mark, żyjący w Bielsku-Białej od 10 lat, zapytany o zmiany, które zaszły na przełomie tych lat stwierdza, że tendencja jest pozytywna. – Kiedy stawia-

MAGAZYN redakcjaBB


łem pierwsze kroki w Polsce, mało kto mówił po angielsku. Teraz mało kto nie mówi – opowiada. Może i jest to lekkie uproszczenie, ale nie sposób się z tym nie zgodzić. Pewne rzeczy po prostu trudno przeskoczyć. Polskie społeczeństwo ciągle potrzebuje nie tylko edukacji, ale przełamania bariery wstydu w używaniu języka angielskiego. To zmienia się w pewnym sensie w wyniku masowej emigracji za grani-

cę, gdzie znajomość podstawowych zasad angielskiego jest konieczna. Co wydaje się istotne, znacznie lepiej niż instytucje publiczne przygotowane do obsługi zagranicznych klientów są np. duże centra handlowe. Tam wymagana jest często od pracowników znajomość języka angielskiego, same firmy oferują często różne ułatwienia, np. kursy językowe.

Sam Daniel mówi, że nigdy nie miał problemów z kupieniem czegoś w Sferze czy Gemini. Dopóki turyści odwiedzający Bielsko-Białą będą trzymali się tylko ich, wyniosą niezwykle pozytywne wrażenia. Pytanie tylko, który turysta przyjechałby do obcego miasta, by spędzić cały dzień w galerii handlowej?


RYNEK DLA KAŻDEGO Stary rynek w Bielsku-Białej, oprócz wspaniałej architektury, znany jest z różnorodnych kawiarenek i pubów. Stworzyliśmy listę naszych ulubionych miejsc. Sprawdziliśmy, kto w nich bywa. TEKST:

MICHALINA LEŚNIAK MARCIN NIEDZIAŁEK

ZDJĘCIA:

Oskar Jest kilka utartych historii na temat pochodzenia nazwy, lecz główna zakłada, że szefowa i jej rodzice mieli taką kawiarnię w Niemczech, a ona kontynuując tradycję przeniosła ją do Bielska-Białej. Funkcjonuje od 15 lat. Od początku swojej działalności zaprasza do siebie na jabłecznik, poncz Oskar, czekoladę gorzką z chilli. Kawiarnia jest bardzo przytulna i ekstrawagancka, dzięki czemu ma stałych klientów w różnych przedziałach wiekowych. – Wybrałyśmy tę kawiarenkę, ponieważ jest to nasze stałe miejsce, przytulne, najczęściej tutaj przychodzimy, to dla nas taki inny świat. Mają bardzo dobre grzane piwo! (śmiech, wskazuje na produkt przed nią). Jeśli chodzi o bielskie kawiarenki, sądzimy, iż jest ich dużo, aczkolwiek mogłoby być więcej. Mimo wszystko w porównaniu z innymi miastami, to jest

#01

WIOSNA 2014

naprawdę dobrze – mówią trzy dwudziestolatki.

w mieście, chociaż zawsze mogłoby być więcej – mówi.

EU4YA

Rock Galeria

Kawiarnia funkcjonuje od roku, najczęstszymi klientami są doradcy finansowi, lecz także młodzi ludzie szukający dobrej kawy o 7 rano. Lokal serwuje dania różnych kuchni, co tydzień innej. Klienci to głównie grupki elegancko ubranych młodych biznesmenów, lecz tylko jeden był chętny do rozmowy.

Jeden z najpopularniejszych pubów wśród młodzieży, która często odwiedza to miejsce, przychodzi ze znajomymi, poznaje nowych ludzi. Właściciele mają drugi lokal przy ulicy Staszica. W obydwu głównym produktem jest piwo, lecz są także inne alkohole w atrakcyjnie niskich cenach. Zachęca to lokalną młodzież do przybycia i pozwala jej w miłej atmosferze spędzić czas. Klienci, którzy udzielili mi wywiadu to młodzi studenci, dwóch chłopaków i jedna dziewczyna.

– Generalnie my wszyscy pracujemy powyżej, dlatego też bardzo wygodnie jest nam tu przychodzić codziennie rano na kawę, potem obiad, a wieczorem kawa, he, he. Zdecydowanie jest to moje ulubione miejsce, kawa jest wspaniała! Do tego ciasteczko. Atmosfera jest jedyna w swoim rodzaju w Bielsku-Białej. Nie ma drugiej knajpki takiej jak ta, od razu mogę powiedzieć, poza tym jest dość dużo kawiarenek

– Zawsze przychodzimy w to miejsce, odkąd je założyli, chociaż wolimy Jubileuszowy Pub przy dworcu. Atmosfera tu jest okej, ale w Rocku 2 (drugi lokal przy ulicy Staszica – przyp. red.) jest trochę gorsza. Za dużo

30

takich piętnasto-, szesnastolatków tam jest. W teorii nie wpuszczają, a w praktyce jest ich więcej, niż powinno być. Jesteśmy studentami, tak więc piwo jest naszym specjałem. Tak, tak, tak, nic innego, piwo jest najlepsze! – mówią.

Browar Miejski Browar, znajdujący się przy jednej z uliczek odchodzących od głównego rynku, szczyci się wieloletnią tradycją warzenia piwa oraz czeską atmosferą. – 8 maja nasz browar świętować będzie 3 lata działalności. Mimo sąsiedztwa innej restauracji i winiarni, ma on grono wiernych klientów. Zachęca piwem własnej roboty, plackami ziemniaczanymi z sosem borowikowym, golonką z pieca oraz żeberkami w miodzie pieczonym. Grupa początkowych trzydziestoletnich klientów powiększyła się w szybkim czasie o młodzież (oczywiście powyżej 18 lat!), a także osoby starsze i rencistów. General-

MAGAZYN redakcjaBB


nie rozwój bielskich pubów i kawiarenek idzie w bardzo dobrym kierunku, a ruch na bielskim rynku jest z dnia na dzień coraz większy – mówi jedna z pracownic.

– Jesteśmy stałymi klientami i czasami wpadamy na dobry obiad. Polecamy szczególnie golonkę oraz przepyszne piwo, tutaj jest najlepsze! Atmosfera należyta, jak w czeskim barze. Przycho-

dzimy tu porozmawiać, kiedy mamy wiele spraw do omówienia. Niestety w Bielsku-Białej jest mało miejsc dla studentów, gdzie mogliby po prostu przyjść, tanio zjeść, posiedzieć

i wrócić zadowolonym do domu. Natomiast dla starszych osób jest jak najbardziej wystarczająco lokali – mówią dwaj 40-latkowie.


Moim zdaniem

DLA KOGO TEN STADION? Swój pomnik w Bielsku-Białej ma już Reksio, mają Bolek i Lolek, a następna w kolejce czeka... piłka nożna. TEKST:

MACIEK BOGUSZ NINA MIZGAŁA

ZDJĘCIA:

W

yobrażam sobie, oczywiście starając się nie obrazić nikogo, okoliczności, w których zapadła decyzja o rozbudowie stadionu. Zastanawiam się, kto określił tę inwestycję jedną z najważniejszych w mieście. Część radnych z pewnością już zaciera ręce na myśl o postawieniu kolejnego pomnika „sportowi narodowemu” w moim rodzinnym i ukochanym mieście. Poczekają nieco dłużej, bo budowa, początkowo planowana na 2011 rok, została odłożona z powodu protestów mieszkańców osiedla Grunwaldzkiego i ulicy Rychlińskiego, przy której ten obiekt się znajduje. Chodziło nie tylko o wyburzenie budynków w celu powiększenia obszaru pod nowe trybuny, lecz także o hałas. Negocjowano, rozmawiano, jednak przetarg ponownie wygrało Bielskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego. Prace ruszyły

#01

WIOSNA 2014

w sierpniu 2012 roku. Bielski stadion jest konstrukcyjnie wzorowany na obiekcie kieleckiej Korony, ale architekci zadecydowali o nieco skromniejszej pojemności - jedynie 15 tys. 300 miejsc. Całkiem nieźle, jak na 180-tysięczne miasto. Poprzedni obiekt w czasie rozgrywek był zapełniany przez kibiców mniej więcej w 3/4. To raczej nie oznacza, że miejsca jest za mało. Co może być powodem rozbudowy, jeśli w 2011 roku frekwencja na trybunach wynosiła 76 procent? Kto „wypełni” jeszcze większy stadion?

i w końcu liczniejszej obstawy policji. Przy tym wszystkim raczej nie ma szans, aby stadion był w stanie zarobić sam na siebie. Stałoby się tak jedynie przy znacznym wzroście frekwencji i sprzedaży biletów. Lecz, aby to nastąpiło, potrzeba czegoś, co przyciągnie widzów na trybuny. Nie możemy przecież liczyć, że któraś z gwiazd rocka, np. Sting, który zapewne nie wie, gdzie leży Bielsko-Biała, przyjedzie tu zagrać koncert. Koszulki i inne gadżety z klubowego sklepiku nie zaspokoją apetytu dużych obiektów na duże pieniądze, które są, jak zawsze, największym problemem. Sponsorzy oczywiście wspomogą klub, ale w każdej inwestycji chodzi przecież o, co prawda nie zawsze natychmiastowy, zysk.

Piłkarze TS Podbeskidzie grają w ekstraklasie, ale, przy całym szacunku dla ich gry i wysiłku, zajmują jedno z ostatnich miejsc w tabeli. Na pewno trybuny zasilą kibice BKS-u Bielsko-Biała, ale... ich drużyna to III-ligowiec.

– Piłka Nożna vs. Rozsądek 1-0! Do przerwy prowadzenie gospodarzy i nic nie wskazuje na to, aby wynik miał ulec zmianie. Sędzia pokazał już dwie czerwone kartki środkowym obroń-

Należy pamiętać, że większa pojemność wymaga większych nakładów na infrastrukturę, lepszego zarządzania

32

com gości i droga do bramki stoi otworem. Kibice szaleją przedwcześnie, fetując zwycięstwo swojej drużyny. Poprośmy o zdanie eksperta, Panie Andrzeju, oddajemy głos. – Zgodzę się w całości z poprzednią opinią. Mając w ataku takich zawodników, jak Brak Pomysłu i Narodowy Sentyment jest się praktycznie skazanym na sukces. Do tego umiejętna gra na czas i ciągły pressing na połowie rywala powodują dezorientację, której ten nie może zaradzić. Wynik będzie się tylko powiększał. Zapytałem kilka osób o ich zdanie na temat rozbudowy i, ku mojemu zaskoczeniu, częstą odpowiedzią był szeroko pojęty rozwój miasta. – Miasto się rozrasta, a stadion pokazuje, że coś się dzieje i to nie na żarty – mówili. To prawda, Bielsko-Biała rośnie, ale czy te pieniądze naprawdę nie mogły znaleźć nieco potrzebniejszej inwestycji? Choćby ścieżka rowerowa byłaby dobrym pomysłem, z którego skorzy-

MAGAZYN redakcjaBB


stać by mogło więcej osób niż wąska grupa kibiców. Wśród osób mieszkających w pobliżu stadionu zdania są podzielone. Jedna z mieszkanek ul. Rychlińskiego narzeka na okropny hałas już teraz, więc można sobie wyobrazić, co będzie się działo po ukończeniu rozbudowy. Skarży się także na to, że kibice śmiecą. Z kolei fan piłki nożnej mieszkający przy tej samej ulicy nie ukrywa radości. Nic w tym dziwnego – przecież ma blisko na stadion, koledzy również mieszkają niedaleko, więc wszystko się zgadza. Sam podkreśla jednak, że cieszy się z bliskości komendy policji i czasem wstyd mu za niektórych kibiców, którzy niszczą znaczenie tego słowa, gdyż wcale nie zależy im na dobrej zabawie. Mimo to komenda działa raczej prewencyjnie i z tego należy się cieszyć. Jaka przyszłość czeka stadion? Może być tak, że w swojej krytyce po prostu nie dostrzegam jakiegoś głębszego zamysłu jego pomysłodawców. Pierwszy ma być stadion, a później licząca się drużyna? Czemu nie. Może jest z czego się cieszyć? Jest podgrzewana murawa, oświetlenie w liczbie 1,8 tys. luksów (cokolwiek to oznacza)... Mimo to pozostaję realistą. W przypadku niepowodzenia nie zostawimy Stingowi wyjścia – będzie musiał przyjechać do Bielska-Białej, żeby ratować nasz stadion.


Rozmowa z Beatą Składowską

PRACA W SZKOLE? JA TO LUBIĘ Wydaje mi się, że współczesna szkoła idzie w złym kierunku. Jak uczeń może dostrzec w tekście ironię, skoro nie wie, co to jest ironia? redakcjaBB NINA MIZGAŁA

TEKST: ZDJĘCIA:

redakcjaBB: Dowiedzieliśmy się, że ma Pani dwa koty. Dlaczego akurat koty? Beata Składowska: Koty są przede wszystkim piękne i uczą pokory. Nie możemy mieszkać z kotem na naszych warunkach. To kot rządzi, a my robimy to, czego on chce. To zwierzęta niezależne. Jest Pani nauczycielką. Od ilu lat? Czy przez te lata zmieniła Pani swoje podejście do nauczania? Uczę już od 23 lat. Początki pracy wiążą się z wieloma pytaniami. Co robię, jak i czy dobrze? Bałam się tej sytuacji – „występu” przed uczniami, bo za każdym razem jest się jak na scenie. To sprawiało, że byłam bardziej zasadnicza, ostra i chyba zbyt zdystansowana. Z wiekiem udało mi się pewne rzeczy przełamać, zrozumieć, być może miało na to wpływ macierzyństwo. Czy uważa Pani swoją pracę

#01

WIOSNA 2014

za rodzaj misji?

w świecie i chce się wszechstronnie kształcić. Zarówno młody człowiek, jak i dorosły powinien zdobywać nowe umiejętności.

Misja to za duże słowo, a nie lubię patosu. Uważam, że to ważny zawód, mam pewną rolę do odegrania, szczególnie w czasach, gdy przedmioty humanistyczne są traktowane jako „egzotyczne” czy wręcz zbędne we współczesnym świecie. Staram się przekazać młodym ludziom, że rozwój człowieka powinien być harmonijny. Nie ma znaczenia, jaki zawód będą wykonywać, wiedza humanistyczna pomaga w kontaktach międzyludzkich. Na przykład lekarz musi umieć rozmawiać z pacjentem, widzieć w nim człowieka, a nie przypadek. Humanistyka mu w tym pomoże.

Jakim jesteśmy pokoleniem w Pani oczach? Pokoleniem, które będzie miało poważne problemy w relacjach międzyludzkich. Współczesne nośniki elektroniczne, różne fora społecznościowe zabijają bezpośredni kontakt młodych ludzi, a dotychczas jednak relacja z drugim człowiekiem to było coś najważniejszego. Na pewno nie był tak ważny ani kontakt z rodzicami, ani nauka, jak to, żeby przebywać w gronie rówieśników. Kiedyś, żeby się pobawić, trzeba było wyjść na podwórko i wisieć na trzepaku albo kopać w piłkę. Potrzebowało się drugiej osoby, którą się lubiło, mniej albo bardziej, ale była potrzebna do towarzystwa. Teraz podobno wystarczy komputer. Boję się o losy ludzkości.

Kogo dzisiaj można nazwać humanistą? Zdecydowanie nie można tego pojęcia zawężać do osób, które uczą języka polskiego czy historii. Humanista to człowiek otwarty na drugiego człowieka. To osoba, która docenia rolę kultury

34

Co dzieje się, gdy któryś z uczniów wyraża swoje poglądy, z którymi Pani się nie zgadza? Podczas dyskusji zdarza się, że uczniowie mają odmienne stanowisko. Staram się wtedy z nimi dyskutować, szanować ich poglądy. Są tacy uczniowie, których światopogląd jest zupełnie inny niż mój, ale jeżeli potrafią to uzasadnić, to dlaczego nie mamy o tym rozmawiać? Ma Pani jakichś ulubionych autorów? Spodziewałam się tego pytania i długo rozmyślałam, co by tu mądrego powiedzieć. Zdecydowałam, że (może to zabrzmieć banalnie) bardzo lubię „Lalkę” Bolesława Prusa, uważam, że jest to może i najlepsza polska powieść. Mam też „fioła” na punkcie „Wesela” Wyspiańskiego. Zmuszam uczniów do uczenia się na pamięć dużych fragmentów. Najpierw budzi to zgrozę, później przychodzi satysfakcja. A potem zaczyna ich to bawić.

MAGAZYN redakcjaBB


Beata Składowska wieloletnia nauczycielka języka polskiego III LO im. Stefana Żeromskiego i KTK w Bielsku-Białej, absolwentka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, pasjonatka kina i propagatorka zainteresowania kulturą oraz sztuką wśród młodzieży, ceni sobie dobrą muzykę i niebanalną literaturę..

Humanista to człowiek otwarty na drugiego człowieka. To osoba, która docenia rolę kultury w świecie i chce się kształcić. Zarówno młody człowiek, jak i dorosły powinien zdobywać nowe umiejętności. A co to ma na celu? Choćby ćwiczenie pamięci. Uważam, że ostatnio zaniedbuje się uczenie pamięciowe. Poza tym znajomość cytatów można w bardzo ciekawy sposób wykorzystać. Młodzi ludzie potrafią użyć ich w sposób twórczy. Kazałam np. nauczyć się „Ody do młodości” na pamięć. Tam jest taki cytat: „Dzieckiem w kolebce, kto łeb urwał hydrze”. Pewnego dnia rozmawialiśmy, nie pamiętam już konkretnie o czym, bo moje lekcje czasami nie wiadomo, w którym kierunku zmierzają, ale stanęło na tym, że są takie rzeczy, które nie od początku lubi się jeść. Dałam jako przykład ser pleśniowy:

#01

WIOSNA 2014

gdy za pierwszym razem go kosztujemy, to myślimy, że to nie jest za dobre. Tymczasem jeden z moich uczniów mówi: „Nie, ja lubiłem ser od dziecka!”, a ja odpowiadam: „Będąc dzieckiem w kolebce?”, na to inny uczeń dodał: „Dzieckiem w kolebce, kto ser użarł chytrze”. Przekształcił tę formę w momencie! Ale mógł to zrobić tylko dlatego, że znał „Odę do młodości”. To było niezwykle błyskotliwe. Pani wymarzony uczeń? Wymarzony uczeń, znaczy… ...nie ma takich? (śmiech) Są takie klasy, w których cudownie się uczy, ponieważ uczniowie chcą się czegoś dowiedzieć i chcą uczestniczyć w tym procesie. Niestety nie wszystkie takie są. Nie wiem, dlaczego tak jest, bo zawsze staram się pobudzać do dyskusji, myślenia. Rok temu uczniowie z jednej klasy czytali „Lalkę”. I naprawdę ją przeczytali, a nie zeskanowali. Było tyle emocji związanych z tą lekturą, były dyskusje, ferment, to było cudowne. Te emocje wyszły poza mury szkoły. To byli tacy wymarzeni uczniowie – kreatywni, myślący, pełni emocji.

Trudno, a to dlatego że nie ułatwia tego rzeczywistość, czyli łatwość dostępu do informacji. Dla uczniów wybranie się do biblioteki w celu sprawdzenia informacji to prawdziwy wysiłek fizyczny. Uważają, że wszystko jest w Internecie, więc nie trzeba zapamiętywać informacji.

Co Pani sądzi o aspiracjach współczesnej młodzieży? Łatwo jest np. skłonić młodzież do kontemplacji sztuki na własną rękę?

Wydaje mi się, że współczesna szkoła idzie w złym kierunku.

35

Stawia się na umiejętności, nie wymaga już od uczniów wiedzy. Jednak jak uczeń może dostrzec w tekście ironię, skoro nie wie, co to jest ironia? Musi znać jej definicję, by zjawisko rozpoznać w tekście. Uważam, że wiedza encyklopedyczna jest niezbędna. Dopiero, gdy ją posiadamy, możemy do niej dołożyć umiejętności.

MAGAZYN redakcjaBB


Rozmowa z kioskarką

NIE CZYTAM GAZET „Bierze coś pan?” A on: „Chcę tylko poczytać”. To mówię, że to nie jest czytelnia. A on: „No wie pani co? Już nigdy tu nie przyjdę”. „No i bardzo dobrze!”. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy życie kioskarki nie jest nudne. TEKST: ADRIANNA RYŁKO I MACIEJ STOPA GRAFIKA: NINA MIZGAŁA, ZDJĘCIE: DAWID STERNAL

Co Pani lubi, a co Panią denerwuje w tej pracy? Lubię tę pracę, w ogóle lubię pracować. Pracuję od rana do wieczora. Od dawna Pani pracuje w kiosku? Kiosk mam od 1992 roku. Przedtem pracowałam w ośrodku badawczo-rozwojowym przy FSM. Tam prowadziłam kadry, administrację, sprawy wojskowe, kancelarię spraw poufnych... Pracowałam tam przez trzydzieści lat, od dwudziestu lat jestem tutaj. Trafiłam tu ze względu na chorobę mamy. Musiałam wybierać: albo zwolnić się z pracy, albo poprowadzić kiosk z kwiatami, na czym się w ogóle nie znałam. Poradziłam sobie, umiałam układać ładne bukiety i wieńce. Potem zaczęłam sprzedawać też gazety. „Dzień dobry. Nie, nie ma płynu. Jest! Proszę pana! Jest! Ostatni, szesnaście pięćdziesiąt.” Denerwujące są włamania.

#01

WIOSNA 2014

Dużo ich było?

we gazety to wiadomo, biorą starsze panie. Młodsze raczej mniej.

Dwanaście. Przez szyby, przez drzwi... Z tyłu siekierą kiosk rozwalili! Dałam blachę na ścianę.

Najwięcej sprzedaje się dzienników?

Co najczęściej kradną?

Nie, raczej tych kolorowych gazet. Dzienniki to każdy ma swoje ulubione, dlatego mam ich określoną liczbę. Jeden chce „Fakt”, inny woli „Nasz Dziennik”. Jeden przychodzi i pyta: „Dlaczego pani ma te gazety? Powinien być tylko

Papierosy. Ale teraz już kupiłam kratę za 1,2 tys. zł i zamykam. Nie było wyjścia. Czy wszystkie dni w kiosku wyglądają tak samo?

Nasz Dziennik”. Inny przychodzi i mówi: „Po co pani ma to, a czemu pani nie ma tego?”.Ja odpowiadam w takich sytuacjach: bo jest demokracja i jest wszystko. Jakich klientów Pani nie lubi? A są tacy! Przychodzi taki, ani me, ani be, bierze gazetę, palce ślini, przeczyta całą, położy, bierze drugą, potem kolejne, trzecią, czwartą. Ja siedzę cicho, a później

Tak samo (wzruszenie ramionami). Czyta Pani gazety? Nie. Naprawdę? W ogóle. Kto kupuje najwięcej gazet? Młodzi? Dorośli? Wszyscy. Każdy kupuje inną. Jak młody, to bierze motoryzacyjną gazetkę. Takie koloro-

36

MAGAZYN redakcjaBB


mówię: „Bierze coś pan?” A on: „Chcę tylko poczytać”. To mówię, że to nie jest czytelnia. A on: „No wie pani co? Już nigdy tu nie przyjdę”. No i bardzo dobrze! Oprócz klientów ma Pani na co narzekać? W zimie jest zimno. W lecie jest gorąco. Rachunki mam po 600 zł. Teraz muszę 590 zł zapłacić. Ciężko, ja na tym nic nie mam, na emeryturze jestem, córka ma pół etatu, ja pół etatu... Po zapłaceniu ZUS-ów nic nie zostaje. Jakby człowiek sam był... Musiałby harować od rana do wieczora. Ale zawsze to mój kiosk. Co Pani robi dla przyjemności? Sport uwielbiam. Wszystko: siatka, piłka, zimowe dyscypliny... wszystkie znam. No i czytam książki. Różne. Ale teraz to już nie mam na to czasu. Rano wstaję, dzieciom pomagam. Pięcioro wnuków mam: trzech chłopców, dwie dziewczynki, są w waszym wieku. Wnuk zajął pierwsze miejsce w olimpiadzie psychologicznej. Lubię, jak wyjeżdżamy z mężem na wakacje w Bory Tucholskie, nad jezioro, na grzyby. O czym Pani marzyła w naszym wieku? Chciałam być nauczycielką. Mój ojciec był profesorem matematyki i fizyki. Uczył w szkole ekonomicznej, ja chciałam iść do pedagogicznej. – „Mowy nie ma!” – powiedział. Zapisał mnie do technikum. Nie lubiłam tego. A potem już praca, dzieci, dom... Wybierzcie dobrze szkołę, potem tylko pozostaje dostać dobrą pracę. To jest najważniejsze! Dziękujemy za rozmowę.

37


#01

WIOSNA 2014

38

MAGAZYN redakcjaBB


ZDJĘCIA: SEBASTIAN WÓJCIK

#01

WIOSNA 2014

39

MAGAZYN redakcjaBB


ŁUKASZ PARTYKA / AS MANAGEMENT


ŚWIAT MODELINGU Pewnie wielu z Was zastanawia się, jak wygląda praca modela od środka, czy wycieńczające diety i nadużywanie Photoshopa to prawda i co decyduje o sukcesie w tym, nie wszystkim znanym, środowisku? TEKST I ZDJĘCIA:

M

oim celem jest obalenie kilku mitów i wyobrażeń oraz pokazanie Wam, jak to naprawdę działa. Zacznę może od podstaw. Agencja to nic innego, jak biuro, zazwyczaj w jasnych kolorach, które zapewniają dobre światło do wykonania polaroidów. Osoba zajmująca się organizacją zleceń, castingów i sesji zdjęciowych to booker. Nie ma tu mowy o pracy od g. 8 do 17. Bookerzy praktycznie cały czas są w pracy, nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć, czy modelka na wyjeździe nie wpadnie w tarapaty. Bookerzy zajmują się też poszukiwaniem nowych twarzy, czyli scoutingiem. Głównym kryterium przy wyborze jest sylwetka. W Europie minimum dla modeli to 186 cm do około 195 cm, a u dziewczyn średni wzrost podczas poprzedniego Tygodnia Mody w Paryżu wynosił 178 cm. Oczywiście, niższe osoby też pracują, ale głównie przed obiektywem. Reszty wymiarów nie da się już dokładnie

#01

WIOSNA 2014

ŁUKASZ PARTYKA

sprecyzować. Kiedy trzeba schudnąć, popularne jest bieganie w folii, czego nie polecam, bo to mało komfortowe. Kolejne ważne rzeczy to fotogeniczność i oryginalność. Istnieją typy komercyjne, czyli piękne twarzyczki i ciała oraz fashion, gdzie znaczenie ma właśnie oryginalność.

swojego niepowodzenia albo z Brazylijczykami nie mówiącymi po angielsku.

Praca w modelingu kojarzona jest z pracą pozbawioną jakiegokolwiek wysiłku, polegającą głównie na ładnym wyglądaniu podczas sesji… Nic bardziej mylnego. Mój osobisty rekord to 11 godzin takiego stania i przebierania się co 10 minut. Na początku jest miło, potem oczy ślepną od kilkugodzinnego pozowania przed fleszem, łzawią od makijażu, do którego nie są przyzwyczajone. Powtarzanie ujęć, bo marynarka źle się ułożyła albo pogniotła.

Praca w modelingu kojarzona jest z pracą pozbawioną jakiegokolwiek wysiłku, polegającą głównie na ładnym wyglądaniu podczas sesji… Nic bardziej mylnego.

Do tego podróże. W 2013 roku przeleciałem samolotem około 40 tysięcy kilometrów. To stres, nigdy nie wiadomo, z kim przyjdzie dzielić mieszkanie… Możliwe, że z Rosjaninem, który będzie klął z powodu

Kulisy pokazu mody to przymiarki, próby, make-up, zmiana outfitu, kolejka do wyjścia, później mniej więcej 30 sekund do 2 minut na przebranie się. Bywa i tak, że przed samym pokazem

41

model zostaje z niego wycofany, bo projektant dochodzi do wniosku, że np. garnitur nie pasuje do kolekcji. Po pokazie, jeśli ktoś ma jeszcze siły, można iść na afterparty, gdzie udaje się spotkać gwiazdy i celebrytów. Mnie udało się spotkać muzyka will.i.am, podczas pokazu męskiej kolekcji Versace w Mediolanie. Praca w modelingu to wbrew pozorom ciężka szkoła życia; różowo jest tylko na okładkach magazynów o modzie. To zajęcie kształtuje charakter, ale może też prowadzić do samouwielbienia albo paradoksalnie do pogłębienia kompleksów. Można jednak tego uniknąć. Zmiana podejścia, dystans, wyznaczenie sobie w życiu priorytetów, traktowanie „kariery” jako przygody… Chyba, że jesteś Kate Moss.

MAGAZYN redakcjaBB


MŁODYCH CIĄGNIE DO METROPOLII Bielsko-Biała, cudowne, kameralne miasto, przyzwoite uczelnie, stadion, boiska, letnia scena Sfery, koncerty, festiwale, wystawy, rozmaite projekty i tona wszelkich innych przyciągających atrakcji. TEKST:

N

asuwa się więc pytanie: Czego chcieć więcej? Wydawałoby się, że nasze miasto w każdy możliwy sposób realizuje potrzeby młodych ludzi, jednak aspiracje bielszczan widocznie znacznie przekraczają narzucone im granice rozwoju. Wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych zdecydowanie dominują zwolennicy wyjazdu. Życie w wielkim mieście daleko od rodziców, uniwerki, akademik czy własne mieszkanie ze współlokatorem oraz nauka przeplatana w dużej mierze z zabawą. Nawet pisząc o tym odnoszę wrażenie, że jest to rozkoszna opcja, z której aż chciałoby się skorzystać. Oderwanie się od codziennej rzeczywistości i szansa na odwrócenie swojego życia

#01

WIOSNA 2014

DOBROCHNA GRZESIAK

klasowym za 25 lat. Uczniowie marzą, że jak wszystko pójdzie dobrze i dostaną się na znane uczelnie, na których wykłady prowadzą wybitni profesorowie, otworzą się przed nimi drzwi do tego, by coś znaczyć.

o 180 stopni daje nam w jakiś sposób poczucie bezpieczeństwa. Ale gdy myślimy o trudach, ciężkiej pracy, jaka wiąże się ze studiowaniem, maturze, mającej być zwieńczeniem wszystkich nieprzespanych licealnych nocy, czujemy się przerażeni. W końcu zaczynamy rozumieć, dlaczego Piotruś Pan wcale nie chciał dorastać. Życie bez trosk, z dylematami dotyczącymi jedynie zaplanowanej rozrywki wydaje się łatwiejsze i jakieś odległe, a przecież nie ma co dramatyzować; jesteśmy tylko typowymi ludźmi z typowymi problemami.

Nie oszukujmy się, z pewnością każdemu choć raz przemknęła przez głowę myśl, jak dobrze brzmi stwierdzenie „Studiuję w stolicy”. Poza tym, chociaż to u nas stopa bezrobocia jest aktualnie utrzymywana na niskim, 7% poziomie, w Poznaniu czy Warszawie nie przekracza ona 5%. Łatwiejszym wydaje się znalezienie pracy w miastach pełnych różnorodnych przedsiębiorstw.

tłością swojego umysłu gdzie indziej. W jakiś sposób stykamy się ze zjawiskiem lokalnego drenażu mózgów, bo jak inaczej nazwać fakt, że ci utalentowani, złaknieni wiedzy, którzy są przyszłością naszego społeczeństwa, biorą kurs na miasta rozwinięte, zostawiając Bielsko-Białą samemu sobie. Zawsze przecież pozostaje szansa, że po zdobyciu doświadczenia, stopni i wiedzy, miłość do małej ojczyzny zwycięży i wrócą. Jednakże czego by nie mówić, należy się cieszyć z sukcesów, czy są one osiągane u nas, czy w oddalonych o setki, czasem dziesiątki kilometrów aglomeracjach.

Bardzo dobrze jest słyszeć, że niezależnie od tego, czy ktoś chodzi do technikum, czy do liceum, widzi przed sobą przyszłość i chce zaistnieć. Jesteśmy pokoleniem ludzi ambitnych i inteligentnych. Szkoda tylko, że skoro nasze Bielsko-Biała kształci tylu bystrych ludzi, gdy ich wiedza staje się znacząca, wyjeżdżają chwalić się świa-

Kraków, Wrocław, Szczecin czy Gdańsk dają nadzieję na zmianę, karierę, wybicie się ze szczebla zwyczajności i osiągnięcie sukcesu, którym można by się pochwalić na spotkaniu

42

MAGAZYN redakcjaBB


MŁODZIEŻ MIERZY WYSOKO Sylwia Indeka, Mistrzyni Polski w biegu na 1000 m, w bieganiu odnalazła swoją pasję. Nie robi tego, żeby tylko się spocić, robi to, co kocha. Po każdym treningu wie, że zrobiła coś pożytecznego, wie, po co żyje. TEKST I ZDJĘCIE:

M

łoda mistrzyni opowiada się za słowami Bruce’a Lee: „Trening nie zajmuje się obiektem, ale duchem człowieka i emocjami człowieka”. Te słowa mają wartość i powinny dawać do myślenia każdemu, kto rozpoczyna przygodę z bieganiem. Sylwia wierzy, że Bóg pomaga jej w tym, co robi: „Powierz Mu swą drogę, a sam przejmie stery”, dlatego przed każdym biegiem zwraca się w Jego stronę. Zosia Siwy: Jak długo trenujesz ? Sylwia Indeka: Wszystko zaczęło się jeszcze w czwartej klasie podstawówki, podczas czwartków lekkoatletycznych. Zawodowo trenuję już od 3,5 roku.

ne treningi. W pozostałe dni trenuję samodzielnie, biegam 12-15 kilometrów.

Jak każdy człowiek, miewam chwile zwątpienia, ale w sercu czuję, że robię to, co kocham, spełniam się, czasem mogę się wyżyć. Dużą wartość ma dla mnie wsparcie ze strony grupy, z którą trenuję w LKS Pszczyna. Jesteśmy zgranym zespołem, zachęcamy się do działania.

Dwa razy w tygodniu chodzę na takie dłuższe, dwugodzin-

Jak wygląda Twój jadłospis?

ny sobie cel. To wzmacnia ducha i ciało. Jeżeli bieganie stanie się Twoją pasją, jak u mnie, będziesz mógł w tę pasję uciekać w trudnych momentach swojego życia.

Czy swoją przyszłość wiążesz z zawodowym uprawianiem sportu? W tej chwili nie planuję tego, moją przyszłość wiążę raczej z zawodem inżyniera w nieokreślonej teraz jeszcze specjalności.

Opowiedz o Twoim pierwszym ważnym osiągnięciu.

Jak wyglądają Twoje treningi?

WIOSNA 2014

Muszę przyznać, że nie stosuję specjalnej diety, choć w moim codziennym jadłospisie nie powinno być słodyczy, zamiast tego powinny się tam znaleźć pełnowartościowe produkty. Nie mogę sobie pozwolić na cotygodniowe wycieczki do McDonalda.

Jak to robisz, że codziennie w Twoim planie dnia znajdujesz czas nas bieganie?

Moim pierwszym naprawdę ważnym osiągnięciem był tytuł Mistrzyni Polski Młodzików w 2012 roku. Ten sukces i kolejne zawdzięczam mojej trenerce Marzannie Helbik.

#01

ZOSIA SIWY

Co poradziłabyś osobom, które chciałyby rozpocząć swoją przygodę z bieganiem lub innym sportem? Zachęcam wszystkich do aktywności, ale uważam, że nie powinno się uprawiać sportu, żeby spocić się, ale po to, żeby poczuć, że żyje się w pełni, że potrafi się realizować wyznaczo-

43

MAGAZYN redakcjaBB


O samotności

NOWY MODEL ŻYCIA

Kim jest mężczyzna w stylowym garniturze, biegnący ukradkiem do swojego samochodu? Wysiada w centrum, nie wyzbywa się oparów zatłoczonego miasta. TEKST: ZDJĘCIA:

P

iąte piętro, duże przeszklone mieszkanie, lampka wina. Na kolana wskakuje mu szarawy, nieco rozleniwiony kot. Na końcu pomieszczenia regał zastawiony książkami. Zdaje się, jakby mieszkania ktoś zapomniał urządzić. Mało przedmiotów, zimne wnętrze. Nie ma tu domu – tego ciepłego. Jest otwarta przestrzeń – brak zobowiązań, brak czegokolwiek, prócz samotności. Siedzę z laptopem na kolanach, łyk nieco zimnej już kawy, kątem oka widzę, jak mój niezgrabny kot próbuje zwrócić na siebie uwagę. Nieszczególnie mam ochotę wychodzić. Wszystko, czego potrzebuję, mam wokół siebie. Wydaje mi się już normalne, że kontakty ograniczają się do konwersacji na czacie. Nie widzę, gdzie zaciera mi się granica realnego ja i realnych znajomości. I co więcej, wcale mi to nie przeszkadza… Prościej jest mi wstukać parę literek na zdartej już klawiaturze, niż

#01

WIOSNA 2014

OLA MACIEJOWSKA MARCIN NIEDZIAŁEK

wychodzić z domu i patrzeć na biegnący tłum.

miejsca na dodatkowe koszty. Mieszkam sam lub z partnerem. Z podkreśleniem słowa „partner”, bo równouprawnienie mnie do tego zobowiązuje. Strach przed ludźmi czyni z nas samych ludzi wyrachowanych. Pewnych siebie, ale tylko na pozór.

Jednym ruchem zamykając laptopa, „zamykam” ludzi. Nie mam na nich czasu. Nie chcę mówić o jakichkolwiek osobach w moim życiu. Bo najważniejsza jest wygoda – moja wygoda. Dlaczego chcemy żyć samotnie? Chcemy lub musimy. Nie wynika to z braku możliwości znalezienia partnera, a raczej z ludzkiej mentalności. To ona uległa diametralnym zmianom. Boimy się innych, zamknięci w kręgu paru bliższych znajomych nie szukamy nikogo więcej. Nie wychylamy się, by nie zostać stłumionymi. Ludzki strach przewyższył wszelkie uczucia. Wdarł się w nasze życie całkiem niedawno. Wszedł potajemnie wraz z wydajnością, mobilnością i komfortem.

Prościej jest mi wstukać parę literek na zdartej już klawiaturze, niż wychodzić z domu i patrzeć na biegnący tłum. Kiedy pojawiają się momenty załamania, dopuszczamy je tylko we własnej ciepłej pościeli, którą w razie strachu będziemy mogli się zakryć. Upust emocjom dajemy dopiero, gdy jesteśmy sami i nikt nie może już komentować naszych potknięć. Słowa Anthony’ego Storra:

Nie interesuje nas posiadanie rodziny, w zasadzie jest ona ciężarem i dodatkową opłatą. W idealnym życiu nie ma

44

„Naszym życiem kierują dwa sprzeczne dążenia – dążenie do posiadania towarzystwa, do miłości i wszystkiego innego, co zbliża nas do ludzi i dążenie do niezależności, odrębności i autonomii” stały się wyznacznikiem dzisiejszego życia. Szczególnie jego ostatnie słowa. Tak, indywidualni i młodzi za cel obrali zdobycie dobrej pracy i nowego auta. Bycie w pełni niezależnym. Niezależność to nasz punkt przewodni. W myśl dzisiejszego świata – chcemy móc pozwalać sobie na przyjemności, nie wiązać się z nikim, bowiem związek niesie za sobą ograniczenia, a tego przecież nie lubimy. Zdobywamy jak łupy cechy egoistyczne. Próba empatii wiąże się z „ryzykiem” może mi się spodoba i będę chciał zostać. A świat czeka z nowościami, nie ma czasu na uczucia. Idę ulicą trochę obojętna i wyobcowana...

MAGAZYN redakcjaBB


45


SZARAK

okiem maxa

Jak to szarak próbował kupić białe buty, aby wejść do plemienia innych białych butów i reaktywował bajkę o brzydkim kaczątku. TEKST:

MAX BRAŃKA ANIA BERUŚ

ZDJĘCIE:

P

owiedziałem na zjeździe ludzi, którzy nienawidzą innych ludzi, że oto mam kolejny przykład osoby do wypchnięcia z tłumu. Ostatnio, przyjaciele, miałem do czynienia z wizją. Idąc przez świątynię opatrzności zakupowej, potknąłem się o przestraszone czterdziestopięcioletnie Jagnię. Jagnię wyłysiałe, przerażone, nieprzystosowane. Przeterminowana bluza próbowała uchronić wychodzącą spod niej koszulkę polo barwy Bayernu, zegarek z ledwo trzymającym się paskiem, spodnie próbujące przykryć rozwalające się buty. Chciałoby się na wzrok 45-letniego Jagnięcia szukającego drogi ucieczki, powiedzieć: – Nie bój się, rozumiem, wszystko w porządku. I właśnie w tej jednej magicznej chwili doznaję cudu. Przypadek ciemnej drogi pośrodku lasu, gdzie nagle

wyskakuje na Was rozdygotany zwierzak, nie istnieje! Znajduję się dokładnie w środku stada czterdziestopięciolatków. Wychodzą, stoją, klęczą, nigdy nie krzyczą. Kiedyś zostali pokonani i ich stan utrzymuje się od mentalnego poranka do kuriozalnego upadku. – Kolega nie zna świętego Szczepana? – pyta mnie ochroniarz, który nie dał się wcisnąć w za mały mundur. Gasi teraz peta tam, gdzie naiwne dzieciaki wrzucają drobniaki do galeryjnej fontanny. Czyli asertywność w nim góruje pomimo lat. – Święty Szczepan, pierwszy męczennik? – pytam. – Poniekąd, poniekąd – odpowiada. Święty Szczepan to patron wszystkich łysiejących lat czterdzieści pięć w polo i naciąganych bluzach, którzy się w przeszłości poddali. No bo w zasadzie, po co uruchamiać syndrom walki?

Pewien X, gdy obudził się po swych czterdziestych piątych urodzinach, otrzymał dar spojrzenia na siebie z trzeciej perspektywy. Co zobaczył, było jego oczywistą dla wszystkich tajemnicą i przyczyną syndromu walki. Siłownia, bieganie, imprezowanie, nieudana próba rozwodu. I mogłyby się te wszystkie jagnięcia zebrać. Zacząć w końcu krzyczeć w szalonym, opętanym dopingu X, który tak biegnie, dbając o formę. Na co jednak cały trud, gdy X zostaje na mecie przejechany przez samochód? Ale X, mówię do Was, nie trzeba się bać. X próbował. X przypomniał sobie lata 70. i 80. Coś w nim odżyło. – W takim razie, ochroniarzu drogi, czym Pan się wyróżnia? – znowu pytam. – Ja, kolego, towarzyszu, mówię, że oni wszyscy wybrali ścieżki dobre. Są ścieżki dobre i ścieżki złe, a ja wybrałem tę drugą. Nie wybrałem ścieżki dobrej,

ponieważ była za trudna i kończyła się właśnie tak jak u X. Ucieczką i potrąceniem na mecie. Teraz spójrz, jak oto gaszę drugiego papierosa i wyławiam sobie napiwek. Zastanawiam się tylko, czy mnie to nie ominie. Owszem, jest niedziela, jestem pośród stada wiekowo lat czterdzieści pięć, nigdzie indziej, jak w galerii. Jednak postępuję słusznie, zahaczyłem o wbudowaną kapliczkę, dałem poharatanemu ubogiemu dziesięć groszy. Nie oczekuję na końcu Pokojowej Nagrody Nobla, ale czy to właśnie mnie czeka? Nieodwracalne dołączenie do niezauważalnego stada? Ochroniarz kończy za mnie: – Widzi Pan, czasy się zmieniają, ludzie umierają, a Pana niezauważalność będzie bardziej zauważalna.


ŁATWIEJ ZACISKAĆ PIĘŚCI, NIŻ TRZYMAĆ KCIUKI KASJAN ORZOŁ MARIA JABŁOŃSKA

TEKST: GRAFIKA:

L

ata ewolucji spowodowały, że jesteśmy doskonale przystosowani do przetrwania, nawet w najcięższych warunkach. Oznacza to, że gdyby przyszło nam walczyć, jesteśmy do tego gotowi. Z tego punktu widzenia łatwiej zaciskać pięści, niż trzymać kciuki. Jest to dla nas bardziej naturalne. Dlaczego jednak

#01

WIOSNA 2014

większość zachowuje bierną postawę? Odpowiedź wydaje się niezmiernie prosta. Łatwiej stanąć z boku i obserwować, niż zmierzyć się z przeciwnościami. Żyjemy w społeczeństwie beta, poza którym działają wybitne jednostki. Tylko one coś osiągają, podczas gdy reszta patrzy. Jednemu sportowcowi kibicuje rzesza fanów, wschodzącym

47

gwiazdom w talent show tysiące osób wysyłają SMS-y. Powoduje nimi nadzieja na ich sukces. Ale to nie ma sensu. Oglądanie, jak inni ludzie spełniają swoje marzenia, jest drogą donikąd. Chcąc coś znaczącego osiągnąć, musimy o to zawalczyć. Życie jest za krótkie, żeby nie spełniać swoich marzeń.

MAGAZYN redakcjaBB


CIEMNA STRONA INTERNETU Statystyki mówią, że coraz więcej młodych ludzi cierpi na zaburzenia psychiczne – według danych WHO obecnie jest to 13 procent. TEKST: KATARZYNA BÓB ZDJĘCIA: ANIA BERUŚ

R

ządowy program z 2007 r. poświęcony ochronie zdrowia psychicznego mówi o tym, że 50 proc. 16i 17-letnich licealistów ma zaburzenia depresyjne, pośród uczniów szkół zawodowych ten odsetek wynosi aż 65 proc. Sam profesor Philip Zimbardo apelował do polskiego rządu, aby zmienić system edukacji: „Dla mnie sytuacja jest alarmująca. To są ludzie, którzy w dorosłym życiu nie przełamią samodzielnie depresji, z wielką szkodą dla społeczeństwa” – oznajmił profesor Uniwersytetu Stanforda, po przeanalizowaniu danych Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Jak widzę to ja? Mówi się, że dzieje się tak z prostej przyczyny: część tych osób nie szuka pomocy. Uczniowie często nie czują więzi ani wsparcia ze strony rówieśników i nauczycieli. Niektórzy nadal uważają (błędnie), że jeśli ktoś regularnie odwiedza psychologa czy psychiatrę, to jest „nienormalny”. Jeśli człowiek nie ma się komu wyżalić, zwierzyć, wypłakać (nie

#01

WIOSNA 2014

każdy ma zaufanie do własnych rodziców, znajomych czy tym bardziej do pedagogów szkolnych albo nauczycieli i niestety często jest to uzasadnione), to gdzie szuka wsparcia? W najgorszym możliwym miejscu, czyli w Internecie.

Niektórzy nadal błędnie uważają, że jeśli ktoś regularnie odwiedza psychologa czy psychiatrę, jest „nienormalny”. Wystarczy odwiedzić grupę Tumblr Polska na Facebooku, żeby zrozumieć o co chodzi. To tam można zareklamować swojego bloga, na którym młodzi ludzie kolekcjonują cytaty, obrazki, wpisy. Nie byłoby niczego złego w tym, aby dzielić się własną twórczością, poza nią jednak przeważającą ilość zajmują strony piętnastolatek, w tle których brzmi smętna muzyczka, a zdjęcia przedsta-

48

wiają pocięte ręce i anorektyczne ciałka (oczywiście hitem jest „thigh gap”, czyli niestykające się uda, które świadczą o tym, że dziewczyna jest „idealna”). Częste są również teksty w stylu „nienawidzę siebie”, czy wręcz „chcę umrzeć”. Specjalista pewnie wiedziałby, jak pomóc. Ale co mam zrobić JA, widząc coś takiego? Zawsze po prostu przechodzę na inną stronę i to wcale nie dlatego, że mam to gdzieś. Powodem jest raczej bezradność i strach. Czy zamiast komuś pomóc przypadkiem nie zaszkodzę? Mimo, iż z reguły jestem ufna wobec ludzi, to zastanawiam się, czy niektórzy nie pozują na cierpiących i nieszczęśliwych. Może to już moda, że depresja napędza depresje? Oczywiście, strony tego typu są usuwane. Jednak po tym, jak z czeluści Internetu znika jeden depresyjny blog, pojawia się dziesięć następnych. Czy one wszystkie faktycznie służą radzeniu sobie z depresją, czy może stały się już częścią popkultury?

MAGAZYN redakcjaBB


#01

WIOSNA 2014

49

MAGAZYN redakcjaBB


Rozmowa z Jackiem Żakowskim

TRZEBA SIĘ KIEROWAĆ ROZUMEM

Kim jest dziennikarz? Moim zdaniem, jest to mediator między ludźmi a otaczającą ich rzeczywistością. Mediator, który dostarcza ludziom informacji potrzebnych do życia, czyli jest w stanie także podjąć decyzję, które informacje są im potrzebne do życia. To ważne. TEKST I PYTANIA:

redakcjaBB,

ROZMAWIALI:

KLAUDIA CEGLARZ I KAJETAN WOŹNIKOWSKI ANIA BERUŚ

ZDJĘCIA:

redakcjaBB: Czy łatwiej jest Panu przeprowadzać wywiad, czy go udzielać? Jacek Żakowski: Gdy go przeprowadzam, to mam poczucie odpowiedzialności za utwór, bo wiem, że musi coś powstać, a mam ograniczony wpływ. A kiedy udzielam wywiadu, to jestem wyluzowany. Wy jesteście odpowiedzialni za efekt i się stresujecie. A stresuje się Pan teraz? Stresuję się, żeby Wam się udało. Dziękujemy! Podczas spotkania w Książnicy Beskidzkiej powiedział Pan, że by zostać dziennikarzem, trzeba mieć parcie, być szczerym i być sobą. Na ile w byciu dziennikarzem można sobie pozwolić na indywidualizm? Indywidualność jest kluczem do sukcesu. Każdy ma coś do

#01

WIOSNA 2014

powiedzenia innym. To tylko kwestia wyłowienia tego, co jest ciekawe i istotne w tym, co robimy. Bo człowiek – zwłaszcza nieprofesjonalista – często mówi za dużo i nie potrafi ocenić, co w tym jest ważne. Ja też często nie potrafię ocenić, co jest ważne w tym, co napisałem. Bycie sobą jest moim zdaniem najistotniejsze. Nie warto udawać, próbować być Moniką Olejnik czy Tomaszem Lisem, tylko trzeba być sobą. Moim zdaniem prawie każda osoba, która poważnie do tego podchodzi, jeżeli nie tylko nie zgubi siebie w dziennikarstwie, ale też zrozumie siebie samego, będzie mogła odnieść jakiś sukces.

Newton zrozumiał, jaki to ma sens. Trzeba być przygotowanym do szczęścia, żeby je chwycić. Talent jest częścią tego przygotowania, która – podobnie jak szczęście – nie zależy od nas. Gdyby Newton mieszkał na bezdrzewnej wyspie, to może nic by nie odkrył, bo jabłko nie spadłoby mu na głowę. Ale szczęściu i talentowi trzeba pomagać pracą. Gdyby Newton nie miał wcześniej odpowiedniej wiedzy, to po uderzeniu jabłka zostałby mu może tylko guz na głowie.

Według Pana, co jest najważniejsze w tym zawodzie: szczęście, talent czy doświadczenie?

To miała być gazetka tylko na wybory 1989 r. Ja tę sytuację traktowałem jako użycie moich kompetencji dziennikarskich – których już wtedy trochę miałem – w walce politycznej. To o to chodziło.

Był Pan jednym z twórców Gazety Wyborczej. Jakie było Pana wyobrażenie, gdy powstawała?

Jeszcze jest praca! Tysiącom osób przez tysiące lat na głowy spadały jabłka, ale dopiero

50

To był bardziej nasz biuletyn wyborczy niż gazeta. Z dziennikarstwem nie miało to wiele wspólnego. To był raczej polityczny PR. Kryterium bezstronności się nie stosowało... Jak można było być bezstronnym, gdy po jednej stronie była zła komuna, a po drugiej my – dobrzy? Nie ma w takiej sytuacji bezstronności, więc to było zupełnie coś innego. A potem były wybory, Solidarność wygrała. Wtedy pojawiło się pytanie – czym to teraz ma być? Ale gdy to pytanie tak poważnie stanęło, mnie już w redakcji nie było. Zostałem rzecznikiem prasowym Solidarności w Sejmie. Odszedłem, więc nie mam tutaj żadnej zasługi. A jeżeli jesteśmy już przy dziennikarstwie współczesnym, to jaka jest rola dziennikarza? Tu pojawia się spór o to, kto

MAGAZYN redakcjaBB


w ogóle jest dziennikarzem. To trzeba najpierw rozstrzygnąć, bo w mediach jest bardzo dużo osób uprawiających rozrywkę w różnych formach. Jest dużo „media workerów”, czyli ludzi bezrefleksyjnie wykonujących pewne czynności. To np. ludzie jeżdżący na materiały z kamerą, wysyłani przez kogoś z gotową listą pytań. Taki ktoś jest raczej stojakiem dla mikrofonu niż dziennikarzem. Kim więc jest dziennikarz? Moim zdaniem, to mediator między ludźmi a otaczającą ich rzeczywistością. Mediator, który dostarcza ludziom informacji potrzebnych do życia, czyli jest w stanie także podjąć decyzję, które informacje są odbiorcom potrzebne. Ta selekcja jest ważna i wymaga wysokich kompetencji. Czy na przykład rok temu informacja o sytuacji politycznej na Krymie była potrzebna

#01

WIOSNA 2014

polskim odbiorcom do życia, czy nie? Dziś wiemy, że tak, bo wtedy inaczej by reagowali na Majdan, ale wtedy nikt z nas tego nie rozumiał. To jest nasz błąd, nasza wina.

Wpływam moim wyborem na ich wybór. Albo nie wpływam, a może powinienem? To dotyczy nawet prognozy pogody. Jak masz małe dzieci i prowadzisz je do przedszkola, to jak je ubrać? Założyć im szaliczek czy nie? Wybrać grubą czapeczkę czy cienką?

Takich błędów jest wiele. Wynikają z naszej niekompetencji. Często jednak bywa tak, że po prostu źle oceniamy i przywiązujemy zbyt wielką wagę do jakichś zdarzeń, a jakimś innym nie przypisujemy właściwej wagi. No i to jest obowiązek dziennikarza i redaktora. Dzisiaj jest sobota. O czym dziś dziennikarz, który ma wolną rękę, ma napisać, jeżeli pojutrze drukowana jest gazeta, a jutro musi oddać tekst i może oddać tylko jeden? Który z tematów ma wybrać? To jest ogromna odpowiedzialność. Jeżeli gazeta mnie drukuje, to zakłada, że to jest ważne, to się liczy, a ludzie to czytają dlatego, bo uważają, że to ma znaczenie także dla nich.

Jacek Żakowski ur. 1957, dziennikarz, publicysta, obecnie związany z tygodnikiem "Polityka", kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie. Współpracuje z Gazetą Wyborczą, prowadzi audycję radiową Poranek w Radiu

Czy uważa Pan, że prasa dobrze sobie z tym radzi, czy jest z tym różnie? Uważam, że prasa kiepsko sobie z tym radzi. Ogólnie wydaje mi się, że radzi sobie z tym coraz gorzej. Mówił Pan, że ciężko jest wybrać jeden temat... A czasem w ogóle ciężko znaleźć temat, bo są różne okresy. Jest Pan odpowiedzialny za przegląd prasy, np. w Dzień Dobry TVN. Jakie tematy Pan wybiera? Stawia Pan na różno-

51

TOK FM. Laureat wielu nagród, w tym: Grand Press dla Dziennikarza Roku (1997) oraz dwóch Wiktorów (1997). Twórca m.in. programów: Tok Szok (z Piotrem Najsztubem), Tydzień Jacka Żakowskiego w TVP Info oraz Rozmowy podsłuchiwane w RMF FM.

rodność czy konsekwentnie opowiada Pan o tym, co Pana interesuje? Ponieważ mam przekonanie, że media mają bardzo silną skłonność do owczego pędu,

MAGAZYN redakcjaBB


od wielu lat w miarę możliwości zajmuję się tym, czym inni się nie zajmują. Tym aspektem rzeczywistości, którego koledzy nie podnoszą. Na przykładzie Ukrainy to dobrze widać – czym się ludzie zajmują, nagle interesują. Marysia Peszek śpiewa taką frazę: „W owczym pędzie giną owce. A ja schodzę na manowce”. Można założyć, że owczy pęd prowadzi do błędu. Wszystkie owce patrzą nawzajem na siebie, zamiast patrzeć pod nogi. Potem wpadają wszystkie do kanionu. Ile w dziennikarstwie jest autentyczności, a ile aktorstwa? Niektórych rzeczy związanych z aktorstwem w zawodzie dziennikarza trzeba się po prostu nauczyć. To np. technika oddechowa w dziennikarstwie radiowym i telewizyjnym. Inna rzecz to techniczne akcentowanie. Żeby akcentować dobrze w przekazie medialnym, trzeba to robić zupełnie inaczej, niż nas nauczyła pani w szkole. Akcentu merytorycznego, roli pauzy trzeba się nauczyć. W telewizji czy radiu mówimy inaczej, niż mówią ludzie na co dzień. Potem czasami, jak nam to wchodzi w krew, to się robi dziwnie, bo do własnego dziecka tak mówimy jak w pracy i jego koledzy mają nas za lekkich wariatów (śmiech). W mediach elektronicznych potrzebnych jest dużo technik aktorskich, ale ważne jest, żeby to nie było kluczowe. Tymczasem wiele stacji w latach 90. zatrudniało aktorów w rolach dziennikarskich. Oczywiście każdy może być dziennika-

#01

WIOSNA 2014

rzem. Nie chcę dyskryminować, ale jednak rodzaj przygotowania zawodowego jest zupełnie inny. Siłą rzeczy aktor zwraca uwagę – bo tak też jest wyszkolony – na styl ekspresji, a do przygotowania treści przywiązuje mniejszą wagę i ma mniejsze kompetencje.

całej redakcji, nigdy jednego dziennikarza. W dziennikarstwie śledczym jest to podstawa. Grupa reporterów pracuje pod nadzorem grupy redaktorów, którzy nie są emocjonalnie zaangażowani w sprawę. Zasadniczo prowokacja to środek, który powinien być stosowany w sytuacjach ekstremalnych, bo w dużej mierze narusza kapitał zaufania między ludźmi.

Uważam, że w niektórych sytuacjach autoryzacja może pogorszyć sprawę. Niedobrze, gdy rozmówca dokonuje wtórej autocenzury.

Etyka dziennikarska – nierealne ideały czy cele, do których dążymy? Czym ona jest dla Pana? Bardzo nie lubię pojęcia „etyka dziennikarska”. Wolę nazywać to standardami zawodowymi. Dziennikarze pracują w branży, w której zaufanie, więź, sympatia są bardzo ważne. To jest element naszego warsztatu dziennikarskiego. To system komunistyczny wymyślił etykę dziennikarską – dziennikarz nie może kłamać, bo to niemoralne. Dziennikarz nie może kłamać, bo to nieprofesjonalne!

To samo jest z duszpasterstwem. Gdy Karol Wojtyła robił takie wielkie pauzy: ZIEMI, raz, dwa, trzy, cztery, TEJ ZIEMI – to była klasyczna, szekspirowska ekspresja. Tak się gra. Ale czasami, jak ksiądz wchodzi na ambonę i mówi jakieś bzdury stosując taką technikę, to jest to po prostu śmieszne. To musi być rozumnie stosowane. Wiadomo, że Karol Wojtyła na co dzień tak nie mówił, ale czasami zdawał sobie sprawę, że wypowiada historyczne słowa i wtedy robił taką czterosekundową pauzę.

Gdy dziennikarz się myli, traci odbiorców, przegrywa proces sądowy, gdy kogoś niesłusznie oskarży. Ale czasem, gdy jesteśmy przekonani o słuszności tezy, której nie potrafimy udowodnić, opłaca się o tym napisać tylko dlatego, by uruchomić mechanizmy, które pozwolą nam dotrzeć do prawdy.

Co sądzi Pan o prowokacjach dziennikarskich?

Czy uważa Pan, że autoryzacja jest konieczna?

Trzeba zawsze kierować się rozumem. Zastanowić się, czy interes publiczny jest ważniejszy od dobra osoby, która poddawana jest prowokacji. Prowokacje dziennikarskie powinny być decyzją

Często, gdy przeprowadzam wywiad, proszę o autoryzację, nawet jeśli mój rozmówca jej sobie nie życzy. Stosuję autoryzację, gdy opisuję delikatne

52

sprawy. Gdy rozmawiałem z Paulem Ricoeurem (jeden z najbardziej znanych myślicieli francuskich II połowy XX wieku – przyp. red.), zdziwił się na prośbę o autoryzację. Uprzejmie zgodził się poświęcić mi swój czas. Przy pisaniu wywiadu zdałem sobie sprawę, że dotyczy on podstaw jego filozofii, więc nie chciałem ponosić aż tak wielkiej odpowiedzialności za przekłamanie, które zawsze jest przecież możliwe. Rozmawialiśmy po angielsku – warunkiem autoryzacji była autoryzacja w języku francuskim. Najpierw trzeba było przetłumaczyć wywiad z angielskiego na francuski. Zważywszy, że moja znajomość francuskiego była kiepska, poprosiłem o pomoc znajomych Francuzów. Na końcu znowu trzeba było przetłumaczyć to na język polski. Mimo wszystko uważam, że dobrze zrobiłem, czułem się bardziej bezpiecznie i komfortowo. Ale uważam, że w niektórych sytuacjach autoryzacja może pogorszyć sprawę. Niedobrze, gdy rozmówca dokonuje wtórej autocenzury. Gdy ja udzielam wywiadu i mówię o delikatnych sprawach, również korzystam z autoryzacji. Gdy mówię o kolegach, krytykuję ich, chcę mieć pewność, że będzie to sprawiedliwie wyważone. Zdarzyły się Panu jakieś nieprzyjemne momenty w pracy? Zdarzają się co dzień! Dziennikarstwo to ciągłe kłótnie z kolegami. Nasuwa się pytanie o lojalność w tym zawo-

MAGAZYN redakcjaBB


dzie, wobec kogo chcemy być lojalni. Uważam, że tylko wobec odbiorcy. To trudne, bo chcemy i powinniśmy być też lojalni wobec naszych przyjaciół w redakcji, przyjaciół w polityce, a zarazem lojalni wobec odbiorcy. Zdarza się, że te lojalności są ze sobą w konflikcie. Miałem np. bardzo bliskie relacje z Bronisławem Geremkiem. Gdy wybuchła wojna w Iraku, okazało się, że mamy różne poglądy na ten temat. On jako polityk wygłaszał swoje opinie publicznie, a ja jako dziennikarz musiałem się do nich ustosunkować. To było bardzo trudne.

rozwoju. Ale nie mogę czuć się w pełni odpowiedzialny za efekty. Katolicka nauka społeczna mówi o tym, że każdy ma swoje powołanie. Brzmi to dosyć wzniośle, ale jest w tym dużo sensu. Ludzie mają talenty, zainteresowania, predyspozycje. Staram się pomóc im je odszukać i znaleźć drogę rozwoju. Ale efekt zależy głównie od nich samych.

Czy ma Pan jakieś inne zainteresowania niż dziennikarstwo?

Mam poczucie odpowiedzialności za stworzenie studentom sensownych warunków

Świat jest bardzo ciekawy (uśmiech). Niedawno byłem w Cieszynie i przeszedłem

WIOSNA 2014

Jestem pewien, że ta obserwacja przyda mi się do czegoś, choć nie wiem jeszcze do czego. W dziennikarstwie pomaga wszystko, czy to obserwacja Cieszyna, czy też wyjście do kina albo do sauny.

Indywidualność jest kluczem do sukcesu. Każdy ma coś do powiedzenia innym.

Czy Pan jako kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie czuje odpowiedzialność za młodych ludzi?

#01

przez most graniczny na czeską stronę. Zauważyłem niesamowitą różnicę w formule modernizacji tych dwóch części miasta. Polski Cieszyn jest formą Disneylandu z globalnymi markami i banerami reklamowymi. Jak się przechodzi do Czeskiego Cieszyna, nie zauważa się tego. Różnica w formie jest bardzo widoczna.

Oglądaliśmy różne materiały filmowe z Pana udziałem. Byliśmy zdziwieni, zobaczywszy dziś Pana bez garnituru. Na co dzień nosi Pan luźne czy eleganckie ubrania?

z oficjalnych sytuacji. Problem polega na tym, że ludzie często czują się niedowartościowani, widząc, że ktoś przyszedł do nich nieodpowiednio ubrany. Podczas wywiadu z premierem Tuskiem latem w Sopocie założyłem marynarkę, ale koszulę bez krawatu, gdyż niechętnie go noszę. Znamy się ponad 20 lat, więc powiedział do mnie: „Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, że nie zakładamy krawatów?” (uśmiech). Zasugerowałem, że może zdjąć krawat. Odpowiedział: „Moja koszula nie nadaje się do noszenia bez krawatu” (uśmiech). Rozumiem taką sytuację bardzo dobrze, niektórzy ludzie widząc premiera ubranego niepoważnie, mogliby się poczuć urażeni. Dziękujemy za rozmowę! Ja również dziękuję!

Staram się ubierać na luzie. Na pewno oglądaliście ujęcia

53

MAGAZYN redakcjaBB


Rozmowy na ulicy

CZY CZAS UCIEKA PRZED NAMI? CZY TO MY UCIEKAMY PRZED NIM? Uśmiech. Tak pozytywny wyraz, a tak ciężko nam o nim mówić. Nie ma na to czasu. A marzenia? TEKST: ZDJĘCIE:

K

ażdy ma jakieś marzenia, ale nigdy się nad moimi nie zastanawiałem – powiedział nam pan Wojciech podczas przeprowadzanej przez naszą redakcję sondy wśród bielszczan. Czas płynie, a my nie mamy chwili, by się zastanowić, do czego dążymy, co sprawia nam radość i satysfakcję. Gdzie podział się czas? Czy ucieka przed nami? Czy to my uciekamy przed nim? Idę szarą ulicą wśród szarych ludzi, nad nami świeci szare słońce, a ja szukam uśmiechów. Ale ich nie ma. – „Nikt nie jest tak bogaty, by mógł nim pogardzić, ani tak ubogi, by nie mógł nim darzyć” – pisał Wincenty Faber właśnie w kontekście uśmiechu. Usiądź dziś wieczorem na łóżku i zrób rachunek sumienia: „Kogo obdarowałem uśmiechem?” – Nie mam powodu do uśmiechu, chyba że jest coś wesołego, to

#01

WIOSNA 2014

PATRYCJA LEŚ NINA MIZGAŁA

i owszem – powiedział nam pan Kazimierz.

A dorośli? Najczęściej pragną wyjechać. Jak najdalej od domu, pracy, życia... „Samolotem dookoła świata”, „do egzotycznych krajów”, „do Chin”. Ich wyobraźnia ogranicza się do minimum, ich marzenia również. Ale „wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi”, jak słusznie zauważył Mały Książę. A teraz, gdy już dorośli, nie umieją odróżnić słonia połkniętego przez węża Boa od kapelusza. Co się stało z ich wyobraźnią? Gdzie są ich marzenia? Czy znikły tak samo jak uśmiech? Żadną ujmą jest zrozumieć, że uśmiech wzbogaca i że marzenia nie są tylko dla dzieci.

Popatrz na nich, Czytelniku, są wśród nas. To ci ludzie, którzy nie tracą cennego czasu na smutek i jak pani Anna z córeczką Mają śmieją się „ogólnie często” i „biorą wszystko żartem”. Pani Aurelia natomiast wyznaje zasadę: „W nocy śpię, więc śmieję się raczej w ciągu dnia”. Na zamartwianie się tracimy połowę naszego życia. Po co? Gdyby wszyscy ludzie na świecie uśmiechnęli się jednocześnie, problemy wybuchłyby i pozostałby z nich szary popiół, zwany zobojętnieniem. Dzieci. Mówią, że marzą, by zostać kosmonautą albo najlepiej gwiazdą filmową. Chcą wybudować wieżę aż do gwiazd i latać papierowym samolotem. Mają nieograniczoną wyobraźnię, mnóstwo pomysłów na „projekty marzeń”. Dzieci wciąż marzą...

„W nocy śpię, więc śmieję się raczej w ciągu dnia”.

54

Dorośli biegną, wciąż biegną. Nie mają czasu. Przybierają kolor szary. Wtapiają się w tłum takich samych biegnących dorosłych. Bez marzeń. Bez celu. Problemy i praca przeplatają się ze sobą w warkoczu znudzenia. A zmiany zachodzące wokół mają znikome znaczenie. Jednak czasami trzeba powiedzieć sobie: „STOP” i pomyśleć, czy gdzieś w naszym życiu nie plecie się taki warkocz. Bo nieraz możemy to przeoczyć w pośpiechu do nowego zadania. Pośród bielszczan, którzy udzielali odpowiedzi w naszej sondzie, zdecydowaną większość stanowili seniorzy. To właśnie oni zapytani zostali o zmiany. Zmiany w Bielsku-Białej. Zdania były bardzo podzielone. Niektórzy mówili „Bielsko-Biała pięknieje”, „wszystko ruszyło do przodu”, inni natomiast wracali wspomnieniami do polskiej stolicy

MAGAZYN redakcjaBB


włókiennictwa i lat swojej młodości. Właśnie ten okres w życiu wydawał się być dla nich najpiękniejszy. „Bielsko-Biała było kiedyś czyste”, „nastąpiła kolosalna zmiana, niekoniecznie pozytywna dla mieszkańców” – takie wypowiedzi padały często, przetykane pozytywami. Jednak

#01

WIOSNA 2014

wielu z uczestników sondy na samą myśl o włókienniczym Bielsku-Białej uśmiechało się, przypominając sobie swoje dzieciństwo, zapewne pełne marzeń i uśmiechu. Tego brakuje, tego bardzo brakuje wszystkim, którzy kiedyś marzyli, a teraz czas wypełniają zmartwieniami.

„Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny” – tak opisuje nasze życie polska noblistka Wisława Szymborska. Ma rację, tylko żebyśmy mogli tak powiedzieć o sobie, spróbujmy czasami unieść kąciki ust, pozwolić, by działa-

55

ły endorfiny i nie zatrzymywać ich. Znaleźć najdrobniejszy powód do radości. Najmniejszą chwilę na marzenia. Wtedy bez wątpienia mamy szansę „pomrzeć bez rutyny” i nabrać nowego znaczenia dla samych siebie i wszystkich wokół.

MAGAZYN redakcjaBB


Rozmowy na ulicy

MARZENIA O LEPSZYM ŻYCIU

Bielszczanie. Młodzi i starzy po Bielsku-Białej chadzają i mają swe stałe miejsca, gdzie przebywają. Jednak dobrze wszystkim znana galeria Sfera wcale nie cieszy się największą popularnością. TEKST:

ZOSIA PIETRZYKOWSKA NINA MIZGAŁA

ZDJĘCIE:

C

zego dowiedzieliśmy się od przechodniów przeprowadzając uliczną sondę? Mieszkańcy Bielska-Białej najbardziej upodobali sobie starówkę. Lubią także spędzać czas w pobliskich górach. Martwi ich stan zabytkowych kamienic wymagających renowacji. Marzenia są rzeczą ludzką.

#01

WIOSNA 2014

Tworzą każdego człowieka, ponieważ człowiek bez marzeń nie ma prawa bytu. Dlatego także o nie spytaliśmy mieszkańców. Odpowiedzi były różne.

własne domy, mnóstwo pieniędzy i zwiedzać odległe kraje takie, jak Japonia, Seszele czy Nowa Zelandia. Niektórzy chcą mieć po prostu święty spokój i zapewnione bezpieczeństwo. Bielszczanie to ludzie szczęśliwi. Lubią swoją pracę. Jednak młodzi ludzie w większości nie

– Żeby moim bliskim żyło się lepiej niż mnie – usłyszeliśmy od M.K. Bielszczanie chcieliby mieć

56

zdają sobie sprawy z byłego przemysłowego charakteru miasta i z tego, że zamknięcie wielu fabryk spowodowało masowe zwolnienia i stagnację miasta, co do dziś smuci wielu mieszkańców.

MAGAZYN redakcjaBB


Tak około trzeciej w nocy na drewnianym dużym płocie

KULTURALNA ROZMOWA Z KOTEM - FRANCĄ, HUNCWOTEM

Siadł sąsiada mego kotek, by wyrazić myśli kocie. Obudziło mnie miauczenie, tak więc myślę: “Z jakiej racji Kot sam miauczy? Czy nie mogę wziąć udziału w konwersacji?” Pomyślałem strategicznie, że rozstrzygnę przebieg sprawy Wysyłając adiutanta. Mój adiutant - mój but prawy. But nie trafił ani w kota, ani w jego przekonania, Tak też kot nie przestał miauczeć i nie zmienił swego zdania. Mało tego - jeszcze głośniej zaczął rzęzić kot - niecnota. But mój drugi - poliglota - wie, jak uspokoić kota. Tak więc but mój lewy wzleciał, opanował sytuację, Trafił prosto w kota - francę - kończąc naszą konwersację. Może nie mam argumentów, moje kłótnie idą średnio,

autor: FILIP PERINGER GRAFIKA: NINA MIZGAŁA

#01

WIOSNA 2014

I rozmawiać nie potrafię, lecz butami rzucam przednio.

57

MAGAZYN redakcjaBB


FILMOWO

CZERŃ, BIEL I MAGIA

Od dziecka fascynował go cyrk i wszystko, co z nim związane. Podobno jako dwunastolatek uciekł z domu, przyłączając się do wędrownej trupy artystycznej. To doświadczenie miało popchnąć go w przyszłości do stworzenia jednego z najpopularniejszych i cenionych na całym świecie obrazów lat 50. – „La strady”. Mowa o poruszającym i osobliwym dziele wielkiego talentu i legendy włoskiego kina – Frederica Felliniego. TEKST:

W

pływ fascynacji cyrkiem widać mniej lub bardziej w wielu jego filmach (m.in. w „Światłach Variété”). „La strada”, niesamowicie odzwierciedlająca wyjątkowy nastrój i charakter świata wędrownych artystów, przyniosła twórcy pierwszego Oscara. Udało się to uzyskać dzięki syntezie sztuk: filmowej, malarskiej i performatywnej. Reżyser o wyobraźni malarza stworzył wyjątkowo plastyczne dzieła o lekko barokowym charakterze. „La strada” jest zaliczana do nurtu kina drogi („la strada” znaczy właśnie „na drodze”), wykorzystującego motyw wędrówki i podróży. „La strada” opowiada historię młodej Gelsominy pochodzącej z biednej, wielodzietnej rodziny, której siostra Rosa wiodła karierę tancerki u boku Zampano (Anthony Quinn) – cyrkowca, osiłka o stalowych płucach, który przybywa zawiadomić rodzinę o śmierci dziewczyny i na prośbę zamartwiającej się nędzą dzie-

#01

WIOSNA 2014

ADRIANNA RYŁKO

ci matki, kupuje Gelsominę za parę groszy. Bohaterka, opóźniona w rozwoju, jest wiecznym dzieckiem. Marzy o byciu, jak siostra, artystką i bez zastanowienia przystaje na propozycję towarzyszenia Zampano. Wyruszają w drogę, która odmieni ich życie.

Razem z podśpiewywaną bezustannie melodią zaczyna wypełniać dni mężczyzny i sprawiać, że ten przywiązuje się do niej, choć przez długi czas nie jest tego świadom. Wydarzyć się musi wiele, by bohater w końcu zrozumiał, jak ważna była w jego życiu.

Wyrazista i nietuzinkowa Gelsomina czuje się na scenie jak ryba w wodzie. Odmienny sposób pojmowania rzeczywistości, otwartość, a przy tym lekka naiwność sprawiają, że spotyka się z niezrozumieniem i kpiną otoczenia, ale zdaje się tym nie przejmować. To wszystko zresztą stanowi jej ogromny atut i czyni ją ulubienicą publiczności.

języcznego oraz kilkudziesięcioma innymi prestiżowymi nagrodami na całym świecie.

„La strada” to – oprócz źródła wzruszeń – spora dawka subtelnego, nieraz czarnego humoru, momentami nieco kontrowersyjnego. Fellini z upodobaniem dąży do pokazywania niedoskonałości ludzkiego ciała i ducha, ich brzydotę, niedostosowanie społeczne i prymitywizm. Kpi z płytkości odbioru rzeczywistości i braku refleksji nad życiem. Jest wobec swoich bohaterów nieco prześmiewczy, darzy ich jednak pewną wyrozumiałością i pobłażliwością.

Ich współpraca z Zampano nie będzie łatwa, ale przyniesie dla obojga naukę życia. Wbrew pozorom, to nie Gelsomina nauczy się więcej od Zampano. Sztuka cyrkowa, którą trenuje pod czujnym okiem artysty, okazuje się niczym w porównaniu ze sztuką przeżywania, którą dziewczyna zna jak nikt inny.

„La strada” została nagrodzona w 1956 roku Oscarem dla najlepszego filmu nieanglo-

58

MAGAZYN redakcjaBB


WYBRANY PRZEZ BOGA, ALE JAKIEGO BOGA? Plakaty i zwiastuny filmu „Noe” zapowiadają widowisko. Obsada zachwyca nazwiskami: Russell Crowe, Anthony Hopkins, Emma Watson... Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na udaną produkcję. TEKST:

F

ilm pojawia się w polskich kinach już tydzień po światowej premierze. Nie brak rozmachu, jakiego można oczekiwać od filmu za 130 milionów dolarów. Na uwagę zasługują zapierające dech w piersiach zdjęcia, które momentami bardziej przypominają dokument przyrodniczy, są jednym z największych atutów filmu. Gra świateł i kolorów jest subtelna, wywiera olbrzymie wrażenie. „Noe” jest filmem naprawdę ładnym. Spektakularnych kadrów nie jest jednak tyle, na ile pozwalałaby dosłowna interpretacja Biblii, a nieliczne efekty specjalne nie wystarczają do uratowania przeciętnej warstwy fabularnej. Wyjątkowy kontrast balansujący na granicy animacji i nietypowe ukazanie wizji Noego wydają się niedopasowane do całości. Scenariusz próbuje zbliżyć

#01

WIOSNA 2014

KINGA BUDZYN

biblijną powagę do współczesnej codzienności, jednak z marnym skutkiem. Błędy rzeczowe, niewyraźnie zarysowani bohaterowie o wątpliwych motywach sprawiają, że gubi się w tym wszystkim przesłanie. „Noe” wydaje się wówczas raczej nieudaną próbą science fiction niż filmem opartym na Biblii. Wszystko wskazuje na to, że „Noe” ma spore szanse stać się kolejną wysokobudżetową hollywoodzką porażką. Trudno określić gatunek, do którego miałby należeć, nie sposób także wskazać, do jakiej grupy widzów jest skierowany. Choć od strony technicznej nie można mu wiele zarzucić, po seansie pozostaje jedynie niesmak.

59

MAGAZYN redakcjaBB


SZLAKIEM JEZIOR ZE STOWARZYSZENIEM PODRÓŻNICZYM „AKTYWNIE"

POLECAMY: POZARZĄDOWO I Z PASJĄ

5 kwietnia, sobota rano, Facebook usilnie przypomina o zbliżającym się wydarzeniu. Już za chwilę wsiądziemy na rowery i popedałujemy ponadstukilometrową trasą wokół Jeziora Goczałkowickiego, Paprocańskiego i jeziora Łąka. TEKST I ZDJĘCIA: ANETA STOJAK

N

a starcie staje 11 osób. Łączy nas zamiłowanie do aktywnego spędzania czasu. Jak na pierwszy wiosenny rozruch rowerowy, szlak wygląda bardzo ambitnie, jednak nikt nie ma wątpliwości, że pokonamy go w całości. Wyznaczona trasa prowadzi oznaczonymi ścieżkami rowerowymi, momentami jednak zdajemy się na swój instynkt podróżniczy i sami wyznaczamy dalszy jej bieg. Z początku jedziemy odcinkiem Wiślanej Trasy Rowerowej, która prowadzi nas pod samą zaporę na Jeziorze Goczałkowickim, a stamtąd na zasłużony odpoczynek na pszczyński rynek. Pokrzepieni i z nowymi siłami obieramy kierunek Paprocan, do którego prowadzi nas malownicza „Trasa Książęca”. Nie obywa się bez odpoczynku pod palmami i plażowania nad brzegiem Jeziora Paprocańskiego.

#01

WIOSNA 2014

Po okrążeniu jeziora ruszamy w drogę powrotną, kierując się do Czarkowa, a następnie jezioro Łąka, Jezioro Goczałkowickie i odcinkiem trasy WTR z powrotem do Bielska-Białej. Łącznie to 110 kilometrów. Trasa, choć długa, jest dość łagodna, a przede wszystkim urokliwa. Nieoceniony wpływ na finalny obraz imprezy ma jednak ekipa.

graniczne wyjazdy rowerowe, organizację turniejów rugby i badmintona poprzedzonych miesięcznymi treningami z profesjonalistami, czy slajdowiska. Przed nami milion planów i pomysłów. Wydarzenia, które organizujemy, można śledzić na profilu facebookowym: www.facebook.com/StowarzyszenieAktywnie, a by wziąć w nich udział, wystarczy pojawić się w umówionym miejscu zbiórki.

Wyjazd zorganizowany był przez Stowarzyszenie Podróżnicze „Aktywnie” i oprócz naszych członków wzięli w nim udział także sympatycy. Zajmujemy się organizacją wyjazdów, wypraw i eventów, których ideą przewodnią ma być aktywne odkrywanie nieznanego po możliwie najniższych kosztach.

Jeśli więc jesteś osobą, która lubi, gdy w jej życiu dużo się dzieje i masz ochotę spróbować rzeczy, które wcześniej znałeś jedynie ze słyszenia, polecamy skorzystać z bogatej oferty spędzania czasu wolnego razem ze Stowarzyszeniem Podróżniczym „Aktywnie”.

W ubiegłym roku zorganizowaliśmy przeszło 30 wydarzeń o różnym charakterze. Na koncie mamy letnie i zimowe wyprawy górskie, lokalne i za-

60

Więcej dla lokalnych rowerzystów i rowerzystek Warto również zajrzeć na stronę Beskidzkiego Towarzystwa Cyklistów (www.btcbb.pl), organizatora corocznego Bielskiego Rodzinnego Rajdu Rowerowego. Dla zainteresowanych dostępne są darmowe mapy tras rowerowych w Bielsku-Białej, do odebrania w siedzibie Towarzystwa przy ulicy Krasińskiego 5a w Bielsku-Białej.

MAGAZYN redakcjaBB



KALEJDOSKOP

„Potrzebowałam furtki i przestrzeni, by wydobyć z siebie ogromne pokłady energii, pomysłów i zaspokoić chęć bycia wśród ciekawych ludzi”. TEKST:

F

undacja Kultury „Kalejdoskop” powstała w 2012 roku z inicjatywy Magdy Jeż, absolwentki animacji społeczno-kulturalnej i etnologii na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie. Początkowo chciała zaangażować lokalną społeczność w niesztampowe działania kulturalne. Po kilkunastu miesiącach działania fundacji przekształciły się w pełnoetatową pracę. Początki nie były ani łatwe, ani oczywiste. Bardzo aktywne i wielorakie działania organizacji – w tym współorganizowanie Festiwalu Filmów Snowboardowych „Winter

ECHAS

Is My Love” w Bielsku-Białej, organizacja rękodzielniczych Targów Fajnych Rzeczy czy miejskiego questu „Tropem Miejskich Tajemnic” – Magda łączyła z pracą zawodową.

W

Przez ten brak jakichkolwiek informacji na jej temat, Walia wydała mi się bardzo intrygującą i tajemniczą krainą.

#01

WIOSNA 2014

Dlatego właśnie powstała Fundacja Kultury „Kalejdoskop”. Ten rok znowu zapowiada się dla niej niezwykle interesująco. Ruszyły prace nad kolejnym questem miejskim: „Co w mieście piszczy”, który odbędzie się jesienią. W przygotowaniu jest również kolejna edycja targów rękodzieła i dizajnu, w tym roku pod nową, wyłonioną w konkursie nazwą: BBardzo Fajne Targi.

– Po studiach, gdzie obracasz się wśród ciekawych, pełnych energii i entuzjazmu ludzi, nagle wchodzisz w świat dorosłości, codziennego wychodzienia do pracy, rutyny. Mimo, że spełniałam się zawodowo, potrzebowałam furtki i przestrzeni, by wydobyć z siebie ogromne pokłady energii, pomysłów i zaspokoić chęć bycia wśród ciekawych ludzi – mówi.

A już w czerwcu Kalejdoskop przejmuje inicjatywę w jednym z pomieszczeń w Galerii Bielskiej BWA, w którym powstanie Klubokawiarnia Aquarium. Będzie to przestrzeń przyjazna

wszystkim zainteresowanym – i tworzącym i ludziom otwartym na nowe talenty. W planie są liczne inicjatywy – koncerty, spotkania i warsztaty. Wszystko przy pysznej kawie i w kulturalnej atmosferze. INFO Jeśli masz pomysł na ciekawe wydarzenie lub chcesz zaprezentować swoją twórczość w Klubokawiarni Aquarium, zachęcamy do kontaktu z Magdą Jeż: www.facebook.com/ fundacja.kalejdoskop Więcej na: www.fundacja-kalejdoskop.org

Jak to się wszystko zaczęło? Wiele lat temu w szkole podstawowej każda z klas miała przygotować prezentację na temat wybranego państwa brytyjskiego. Naszej przypadła Walia. TEKST:

alia?! A co to właściwie jest? Dlaczego inni mają takie znane państwa – Anglię, Irlandię, Szkocję, a my jakąś Walię, o której nawet nie mieliśmy pojęcia, że istnieje?! Te pytania zadawała sobie wówczas moja wzburzona klasa.

MAJA DĘBOWSKA

AGNIESZKA PATERAK

Na pierwszy ogień moich zainteresowań poszedł język walijski. Postanowiłam sprawdzić, co to w ogóle jest i „czym to się je”. Możliwości nauki tego języka były bardzo ograniczone, samo dotarcie do materiałów edukacyjnych wymagało mnóstwo wysiłku. Jednak ciężka praca popłaciła. Wraz z zamiłowaniem do języka przyszła fascynacja kulturą, historią – w ogóle całym narodem. A wraz

z miłością do Walii przyszła miłość do kultury celtyckiej. Przez swoje zaangażowanie w Echas – Europejskim Stowarzyszeniu Dziedzictwa Celtyckiego oraz Towarzystwie Polsko-Walijskim – chciałabym pokazać innym wyjątkowość tej kultury i zachęcić do jej poznawania. Przybliżyć ludziom podobieństwa historii obu narodów – Polski i Walii. 62

Chcemy to osiągnąć m.in. przez stworzenie oddziału Stowarzyszenia Echas w Bielsku-Białej i organizacji kolejnej już edycji festiwalu celtyckiego. W ramach tej imprezy odbędą się warsztaty oraz liczne występy zespołów muzycznych i tanecznych nawiązujących do kultury celtyckiej, nie tylko z Polski. Więcej: facebook.com/echas.org

MAGAZYN redakcjaBB


ZDJĘCIA Z WARSZTATÓW redakcjaBB

#01

WIOSNA 2014

63

MAGAZYN redakcjaBB


CHCESZ DOŁĄCZYĆ DO ZESPOŁU REDAKCYJNEGO KOLEJNEGO NUMERU MAGAZYNU? NAPISZ DO NAS: JEŚLI TYLKO RUSZĄ

redakcja@redakcjabb.pl

PRACE NAD KOLEJNYM NUMEREM MAGAZYNU, BĘDZIEMY

lub znajdź nas na: www.facebook.com/redakcjaBB PROJEKT GRAFICZNY STRONY:

KLAUDIA KOWALCZYK

W KONTAKCIE!


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.