Aleksandra Leyk, Joanna Wawrzyniak: Cięcia. Mówiona historia transformacji

Page 1




Oto zapis pamięci, a nie twardych faktów i dokładnych statystyk. Wspominając czasy sprzed trzydziestu, czterdziestu lat, doświadcza się czasem bólu, czasem radości; nierzadko obojga naraz. Potok wspomnień, wpierw wolny, przyspiesza: pełen drobnych ran i triumfów, zaszczytów i upokorzeń, i uśmiechu też. Studs Terkel, Hard Times (1970)


Jeremiemu i Marysi


WPROWADZENIE

„A potem zaczęły się cięcia. Zaczęła się nerwówka. Każda się bała o siebie” – mówi pracownica produkcji w Wedlu. „Używałem metafory, że płyniemy jak ciężki okręt w pobliżu skał i przy tym zanurzeniu, z tym balastem, nie damy rady, zahaczymy i wszyscy się rozbijemy” – wspomina jeden

z

menedżerów

odpowiedzialnych

za

restrukturyzację

Celulozy

w Świeciu. Mistrz z tego samego przedsiębiorstwa, który musiał zwolnić większość własnej załogi, podkreśla: „Spokojnie przyjęli informację, ale jak odchodzili, to mi nie podali ręki”. Bohaterami i narratorami tej książki są pracownicy i pracownice socjalistycznych zakładów przemysłowych, które zostały przejęte przez międzynarodowe korporacje w latach 90. XX wieku. Nie zawsze stali się „przegranymi”

transformacji.

Wielu

z

nich

dobrze

się

odnalazło

w postsocjalistycznej rzeczywistości. Niektórzy ją sprawczo współtworzyli. Wszyscy jednak w swoich historiach, którymi zechcieli się z nami podzielić, odnosili się do redukcji i restrukturyzacji sprzed ponad 20 lat. Tym, co łączy ich opowieści, jest wątek „cięć”, które towarzyszyły transformacji. Cięcia kadrowe i przestrzenne, odcinanie się od dawnych wzorów działania, a także przecinanie więzi międzyludzkich to procesy, które dotykały, choć w odmienny sposób, każdego: robotnika, kierownika, prezesa, działacza związkowego; na produkcji, w laboratorium i biurze. To wokół

doświadczenia

„cięć”

krążą

złożone

i

zróżnicowane

wzory


pamiętania, przekonań, wartości i emocji składające się na potoczną pamięć o socjalizmie i transformacji, którą odsłania ta książka. Nasi rozmówcy i rozmówczynie reprezentują – z kilkoma wyjątkami – polskie pokolenie baby boom: to kobiety i mężczyźni urodzeni po wojnie, rozpoczynający kariery w latach 60. i 70. Ich awans zawodowy wyznaczała gierkowska

modernizacja

w

transformacji,

przeżyli

gospodarki.

Doświadczyli

industrializacji,

jak

i

przemyśle,

czasy

a

zanim

„Solidarności” zarówno

gwałtownej

wkroczyli

i

załamania

forsownej

kapitalistycznej

w

lata

polskiej

socjalistycznej deindustrializacji,

„zwielokrotnionej nowoczesności”, aby posłużyć się pojęciem socjologa Shmuela N. Eisenstadta[1]. Socjalizm, w którym się wychowali, został ukształtowany

przez

wzajemne

oddziaływania

ideologii,

struktury

społecznej państw bloku sowieckiego i globalnych presji gospodarczych. Z kolei budowany przy ich współudziale kapitalizm okazał się kolejną historyczną konfiguracją uwarunkowań globalnych i lokalnych, rezultatem idei i polityk charakterystycznych nie tyle dla jakiegoś uniwersalnego i ostatecznego wariantu stosunków społecznych, ile dla dominującego wówczas w świecie neoliberalizmu[2]. Ta książka pokazuje, jak każda z tych socjalistycznych i kapitalistycznych form nowoczesności była przez pracowników

polskiego

przemysłu

oswajana,

racjonalizowana,

naturalizowana bądź kontestowana. Opowiadając o zmianach w przedsiębiorstwach i swojej pracy, pokazują oni niejednoznaczności socjalizmu i kapitalizmu. Ich opowieści wymykają się także uproszczonej pamięci politycznej i kulturowej o transformacji, która żywi się stereotypami „wygranych” i „przegranych”, „zdrajców”, „złodziei” i „ofiar” czy wyrazistymi obrazami rozmów Okrągłego Stołu, palenia teczek Służby Bezpieczeństwa, handlu na polowych łóżkach, nowobogackich willi-gargameli, dzielnic biedy i pustostanów fabryk[3].


Przede wszystkim jednak pokazują, że doświadczenie transformacji nie zostało jeszcze w pełni przepracowane. Powrót do niego ważny jest nie tylko dla potrzeb historycznego opisu, ale również dlatego, że ciągle żyjemy w czasach „kultury i praktyki neoliberalizmu”[4]. Refleksje naszych rozmówców pozostają wciąż aktualne, bo odnoszą się do zasadniczych dla epoki

neoliberalizmu

konfliktów

wartości:

pomiędzy

dążeniem

do

stabilności, poczucia bezpieczeństwa, zanurzenia się w więzi społeczne, dookreślenia społecznej tożsamości w miejscu pracy z jednej strony – a racjonalizacją, efektywnością, elastycznością, modernizacją i otwieraniem się nowych możliwości z drugiej. Przygotowując tę książkę, odwołałyśmy się do klasycznej roli materiału autobiograficznego dokumentacja

w

socjologii

subiektywnej,

i

historii

wielogłosowej

społecznej, i

oddolnej

którą

jest

perspektywy

uczestniczek i uczestników zmiany społecznej i powiązanych z nią przemian pracy[5]. To oni prowadzą czytelników przez świat pracy PRL-u i transformacji, komentując konstruującą się i rekonstruującą na ich oczach nowoczesność. W podtytule książki nawiązałyśmy do słynnego studium amerykańskiego

dziennikarza

Studsa

Terkela

Ciężkie

czasy.

Historia

mówiona wielkiego kryzysu, ze względu na zastosowany przez nas zapis historii

mówionej

będący

„raczej

rejestrem

pamięci

niż

faktów

i statystyk”[6]. Celowo starałyśmy się zachować język mówiony, zapisując fragmenty wspomnień, bo jest on zarówno wyrazem pamięci potocznej, jak i

źródłem

zanikającego

dziedzictwa

przemysłowego.

Zastępowanie

literacką formą słów, fraz i konstrukcji charakterystycznych dla języka danej

branży,

grupy

zawodowej,

socjalistycznej

propagandy

czy

menedżerskich anglicyzmów nie pozwoliłoby, naszym zdaniem, oddać bogatego przekazu wspomnień związanych z epoką industrialną. Tym bardziej że twierdzimy, iż doświadczenie transformacji nie zostało jeszcze


w pełni przepracowane, a istniejące polityczne formuły pamięci tylko je zubażają. Zaprezentowane w ten sposób wywiady są bogate w etnograficzne szczegóły, mity i metafory, świadectwa interakcji i tożsamości społecznych. Można

interpretować

kulturoznawczej,

je

na

wiele

antropologicznej,

sposobów:

socjologicznej.

z

perspektywy

Nie

chciałyśmy

narzucać czytelnikom żadnego z tych ujęć – zdecydowałyśmy się zamiast tego na zarysowanie w rozdziale „Doświadczenie i pamięć transformacji” kluczowych kontekstów historycznych, na których tle zebrane w tej książce opowieści oraz pojawiające się w nich wątki stają się bardziej zrozumiałe. Są to: kontekst globalnych przemian neoliberalnych, prowadzących do uelastycznienia pracy i wzrostu znaczenia międzynarodowych korporacji, oraz

polityczno-społeczny

kontekst

reform

gospodarczych

socjalizmu

i transformacji – tych ostatnich w zakresie, w jakim dotyczyły one wprowadzania

do

Polski

zagranicznego

kapitału

i

prywatyzacji

przedsiębiorstw państwowych. Książkę można by z pewnością wzbogacić o szereg innych informacji kontekstowych, jednakże to te właśnie najlepiej wyjaśniają

uwarunkowania

doświadczeń

pracowników

przemysłu,

niezależnie od zajmowanej przez nich pozycji zawodowej i klasowej, jak i

losów

ich

zakładów

pracy.

Co

ważniejsze,

pozwalają

zrozumieć

ograniczenia sprawczości nie tylko bohaterów tej książki, ale także polskich elit reformatorskich, stanowiąc kontrę dla teorii spiskowych oraz opowieści o winie i zdradzie dotyczących przemian po 1989 roku. W

ostatniej

części

wprowadzającego

rozdziału

stawiamy

tezę

o zasadniczym rozpadzie potocznej pamięci o transformacji na dwie narracje:

modernizacyjną,

efektywności,

wyrażającą

unowocześniania

i

wartości

rynkowo

optymalizowania,

rozumianej

oraz

narrację

„ekonomii moralnej”, mówiącą o kryzysie norm, wartości i sposobów


funkcjonowania ekonomii

wspólnoty

moralnej,

przemysłowej.

nawiązujemy

do

tych

Posługując

się

pojęciem

socjologów,

antropologów

i historyków, którzy starali się za jego pomocą uchwycić reakcje społeczne na usuwanie przez system rynkowy instytucji podtrzymujących więzi społeczne, w szczególności w kontekście neoliberalnej deindustrializacji[7]. Taką instytucją było socjalistyczne przedsiębiorstwo, które przestało istnieć w wyniku cięć transformacyjnych. *** W latach 2010–2018 wraz z zespołem projektu Od socjalistycznej fabryki do

międzynarodowej

wywiadów z

korporacji.

biograficznych

pracownikami

zróżnicowane

12

branże,

Archiwalna

stworzyłyśmy polskich

osadzonych

kolekcja

kolekcję

przedsiębiorstw w

różnych

narracyjnych

137

wywiadów

reprezentujących

lokalnych

kontekstach

gospodarczych i kulturowych, a także z odmienną historią, rozpoczynającą się w XIX wieku, międzywojniu lub w PRL-u. Historie tych zakładów łączy prywatyzacja z udziałem zagranicznych inwestorów strategicznych, w wyniku której w latach 1990–1997 weszły one w orbitę działań międzynarodowych korporacji. Do tej książki wybrałyśmy 27 opowieści: pracowników zakładów Wedla (po prywatyzacji firma należała kolejno do PepsiCo, Cadbury, Kraft, Lotte), Celulozy i Papieru w Świeciu (stały się własnością Frantschach, a następnie Mondi), Stomilu Olsztyn (część korporacji

Michelin),

przedsiębiorstwa,

które

FSO

(Daewoo,

zostało

AwtoZAZ)

zanonimizowane.

i

jednego

Dłuższą

metodologiczną na temat projektu zamieściłyśmy na końcu książki.

notę


[1] Według Eisenstadta modernizacja to ciągłe rekonstytuowanie się różnorodnych wzorców kulturowych pod wpływem procesów globalnych i lokalnych uwarunkowań, niedające się wpisać w

żaden

jednolity

model

zmiany

i

nowoczesności.

Zob.

Shmuel

N.

Eisenstadt,

Utopia

i nowoczesność. Porównawcza analiza cywilizacji, przeł. Adam Ostolski, Oficyna Naukowa, Warszawa 2009. [2] Por. Francis Fukuyama, Koniec historii, przeł. Tomasz Bieroń, Marek Wichrowski, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996. Omówienie głównych tez krytyków Fukuyamy zob. np. Matt McManus, Why History Restarted. The Strange Warning of Francis Fukuyama and the Emergence of Postmodern Conservatism, „Political Critique”, 5.07.2018, bit.ly/2neCogG (dostęp: kwiecień 2019). [3] Czytelników zainteresowanych tematem walk o polityczną pamięć 1989 roku odsyłamy do przenikliwej książki Michaela Bernharda i Jana Kubika (red.), Twenty Years After Communism: The Politics of Memory and Commemoration, Oxford University Press, Oxford 2014. Autorzy pokazują w niej między innymi rolę „wojowników pamięci” (mnemonic warriors), którzy forsują swoją wizję przeszłości, dążąc do jej zinstytucjonalizowania, za cenę podważania reguł demokracji. W wymiarze kulturowym ukazuje się sporo prac na temat nostalgii za socjalizmem w literaturze czy filmach wschodnioeuropejskich (założycielską pracę napisała Svetlana Boym, The Future of Nostalgia, Basic Books, New York 2001). My skupiamy się na pamięci potocznej o socjalizmie i transformacji, złożonej ze wspomnień życia codziennego i przekazywanej w toku codziennej komunikacji. Choć samo zjawisko „pamięci potocznej” czy „wernakularnej” jest często odnotowywane przez różnych badaczy

pamięci

zbiorowej,

to

nie

było

ono

do

tej

pory

przedmiotem

wystarczającego

zainteresowania badawczego w kontekście transformacji. Przegląd definicji i ujęć problematyki pamięci w perspektywie kulturoznawczej i społecznej zob. Modi memorandi, red. Magdalena Saryusz-Wolska, Robert Traba, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2014. [4] Michał Buchowski, Czyściec. Antropologia neoliberalnego postsocjalizmu, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Poznań 2017, s. 20–25. [5] W socjologii prekursorską pracą pokazującą zmianę społeczną i instytucje społeczne w doświadczeniu jednostkowym był Chłop polski w Europie i Ameryce Williama I. Thomasa i Floriana Znanieckiego (t. 1–5, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1976 [1918–1920]), a także skierowane do polskiej opinii publicznej w czasach wielkiego kryzysu Pamiętniki bezrobotnych (nr 1–57, przedm. Ludwika Krzywickiego, Instytut Gospodarstwa Społecznego, Warszawa 1933) oraz nawiązujące do nich po 1989 roku wielotomowe Pamiętniki bezrobotnych wydawane

przez

Instytut

Gospodarstwa

Społecznego

przy

Szkole

Głównej

Handlowej.

Doświadczenia „zwykłych ludzi”, szczególnie klasy robotniczej, są także głównym tematem prac twórców europejskiej historii mówionej, w tym trzytomowej analizy uwikłania niemieckich robotników w nazizm: Lutz Niethammer, Alexander von Plato (red.), Lebensgeschichte und


Sozialkultur im Ruhrgebiet 1930–1960, t. 1–3, Dietz, Bonn 1983–1985. Zob. też Luisa Passerini, Fascism in Popular Memory. The Cultural Experience of the Turin Working Class, przeł. Robert Lumley i Jude Bloomfield, Cambridge University Press, Cambridge 1987 [1984], czy ostatnio Alessandro Portelli, Biography of an Industrial Town: Terni, Italy, 1831–2014, Palgrave Macmillan, New York 2017. [6] Studs Terkel, Hard Times: An Oral History of the Great Depression, Pantheon Books, New York 1970. [7] Termin „ekonomia moralna”, obecny w filozofii społecznej od XVIII wieku, zrobił w latach 60. i 70. XX wieku karierę dzięki książkom brytyjskiego historyka społecznego i dziennikarza E.P. Thompsona oraz amerykańskiego antropologa Jamesa C. Scotta. W perspektywie przyjętej przez obu autorów klasy niższe buntują się w momencie, kiedy tradycyjne społeczeństwa, oparte na więziach patron–klient, ulegają rozpadowi pod wpływem sił rynkowych. Patroni wycofują się wówczas z wynikającej z prawa zwyczajowego opieki nad klasami niższymi i z utrzymywania ustalonych cen żywności, bo bardziej opłaca im się sprzedaż nadwyżek na wolnym rynku. Thompson polemizował z ówczesną historiografią brytyjską (przedstawiającą bunty głodnych mas jako przejaw zacofania klas niższych), dostrzegając w protestach z okresu wczesnej industrializacji sposób na artykulację podstawowych norm społecznych oraz przypomnienie elitom o obowiązującej umowie społecznej i wynikających z niej powinnościach. (Zob. E.P. Thompson, The Making of the English Working Class, Victor Gollancz, London 1963; James C. Scott, The Moral Economy of the Peasant: Rebellion and Subsistence in Southeast Asia, Yale University Press, New Haven 1979). Od tamtych czasów pojęcie ekonomii moralnej w naukach społecznych było wielokrotnie redefiniowane – obejmowało przy tym różnego rodzaju substancjalne podejścia do norm ekonomicznych, w przeciwieństwie do ich rozumienia modelowego, formalnego, racjonalnego i wspierającego siły rynkowe. (Zob. np. Tim Strangleman, Deindustrialization and the Historical Sociological Imagination: Making Sense of Work and Industrial Change, „Sociology” 2016, nr 51 (2), Mustafa G. Dogan, When Neoliberalism Confronts the Moral Economy of Workers: The Final Spring of Turkish Labor Unions, „European Journal of Turkish Studies” 2010, t. 11). Nabliższą nam definicję podaje Jeffrey Hass, badacz współczesnej Rosji, który rozumie ekonomię moralną jako „normatywną, substancjalną racjonalność, połączoną z logiką i praktykami tożsamości zbiorowej, wzajemnością i językiem wspólnoty, z procesem decyzyjnym ugruntowanym przede wszystkim we względach normatywnych, a nie instrumentalnej kalkulacji”. Zob. Jeffrey Hass, Rethinking the Post Soviet Experience: Markets, Moral Economies and Cultural Contradictions of Post Socialist Russia, Palgrave Macmillan, Basingstoke 2012, s. 45 (tłum. własne).


DOŚWIADCZENIE I PAMIĘĆ TRANSFORMACJI

NEOLIBERALNY KAPITALIZM I ELASTYCZNA KORPORACJA Umowny początek neoliberalnych przemian kapitalizmu wyznacza kryzys lat 70. w gospodarce globalnej. Doprowadził on do złożonych zmian ekonomicznych, politycznych i społecznych, w socjologii określanych wielorako: przejściem od epoki przemysłowej do postindustrializmu[8], od fordyzmu

do

postfordyzmu[9],

od

kapitalizmu

zorganizowanego

do

zdezorganizowanego[10] czy też jako pojawienie się reżimu elastycznej akumulacji[11] lub nowego kapitalizmu[12]. Choć autorów tych pojęć wiele dzieli, to w ich opisie przemian kapitalizmu drugiej połowy XX wieku odnaleźć można wiele wspólnych elementów. Przede

wszystkim

dotychczasowej

kryzys

polityki

zmarginalizowanej

kilka

lat

70.

sprzyjał

ekonomicznej dekad

wyostrzeniu

keynesizmu

wcześniej

doktryny

i

krytyki

rehabilitacji

ekonomicznego

liberalizmu, która zasadzała się między innymi na przekonaniu, że dla wzrostu gospodarczego kluczowe jest nie tyle wzmacnianie siły nabywczej obywateli, ile tworzenie warunków pozwalających przedsiębiorcom na maksymalizację zysków. Ze względu na odniesienie do doktryny, która określiła

ramy

myślenia

ekonomicznego

XIX

wieku,

nową

politykę

ekonomiczną przyjęło się nazywać „neoliberalną”. W czasie jej realizacji wprowadzano

sprzyjającą

inwestorom

i

przedsiębiorcom

politykę


podatkową, liberalizowano prawo pracy, znoszono międzynarodowe bariery dla przepływów kapitału, pracy, dóbr i usług. Impetu tym procesom nadała rozpędzająca się rewolucja transportowo-technologiczna, a od lat 90. informacyjno-komunikacyjna. Neoliberalna

polityka

manifestowała

się

także

w

prywatyzacji

państwowych przedsiębiorstw, kupowanych często przez międzynarodowe korporacje,

oraz

w

likwidacji

mało

rentownych

zakładów

i

branż

przemysłu. W różnym zakresie w poszczególnych krajach państwo zaczęło się stopniowo wycofywać ze świadczenia dóbr i usług publicznych, oddając pole instytucjom prywatnym lub społecznym. Logika rozliczalności zaczęła wkraczać

do

edukacji,

ochrony

zdrowia

czy

polityki

zatrudnienia.

Ubezpieczenia społeczne, chroniące przed utratą dochodu w sytuacji niezdolności do pracy lub jej braku, zaczęto reformować w kierunku systemu

stawiającego

szereg

warunków

ograniczających

możliwości

korzystania z niegdyś gwarantowanych uprawnień. Zachodzące procesy przekształciły narodowe korporacje i będące ich emanacją duże zakłady przemysłowe. Swoboda przepływów kapitału, dóbr i ludzi oraz rozwój infrastruktury umożliwiły firmom zarówno przenoszenie się do miejsc z tańszą siłą roboczą oraz bardziej korzystnymi warunkami prawnymi i podatkowymi, jak również decentralizację i inwestowanie na całym

globie.

Odległości

przestały

przeszkadzać

w

komunikacji

i zarządzaniu. Korporacje, inwestujące bezpośrednio za granicą, nawet jeśli zachowywały narodowe rysy (kulturę organizacyjną, markę, obywatelstwo swych kluczowych pracowników), stawały się coraz bardziej niezależne od polityki państw narodowych, dostosowując swój profil do bieżących możliwości

i

perspektyw

zysków.

Firmy,

zorganizowane

sieciowo

i zdecentralizowane, zaczęły korzystać z outsourcingu i offshoringu[13], kontraktując pracę i usługi według bieżących potrzeb. Uwolnione od


ograniczeń związanych z osadzeniem w konkretnej przestrzeni, przestały być

związane

długoterminowym

interesem

z

konkretnym

państwem

i lokalnym rynkiem pracy. Transformacji ulegały nie tylko relacje korporacji z innymi aktorami polityczno-ekonomicznymi, ale także zakres ich działalności i organizacja. Zmieniało

się

znaczenie

produkcji:

czynnikiem

sukcesu

w

nowej

gospodarce przestała być liczba rąk do pracy, a zaczął nim być dostęp do technologii,

innowacji,

rynków

zbytu

i

strategii

marketingowych.

Zmniejszyła się liczebność pracowników związanych z produkcją, a więc liczebność

podstawowej

dla

powojennej

organizacji

społeczeństwa

i państwa klasy robotniczej. Spadek udziału zatrudnienia w produkcji na rzecz sektora usług stanowił główny przejaw procesu deindustrializacji, który towarzyszył nowemu kapitalizmowi. Przyczyny tego procesu nie były jednorodne. i

wzrostu

procesów

Był

on

rezultatem

wydajności, produkcyjnych

zarówno

przenoszenia do

krajów

postępującej

automatyzacji

wymagających

pracy

dysponujących

tańszą

fizycznej i

słabiej

zorganizowaną siłą roboczą, jak również wyłączania z puli pracowników przedsiębiorstwa osób wykonujących czynności usługowe i pomocnicze (jak ochrona, sprzątanie, transport, usługi opiekuńcze, a z czasem również obsługa księgowa czy informatyczna) poprzez outsourcing. Zaczął się także wyczerpywać model produkcji jednorodnych dóbr na masową skalę, między innymi ze względu na nasycanie się dostępnych rynków, jak i na zmiany

wzorców

konsumpcji.

Coraz

korzystniejsze

stawało

się

produkowanie pod konkretne grupy odbiorców, bieżące reagowanie na zmieniające się potrzeby, a także kreowanie tychże potrzeb i grup konsumenckich. Wymagało to wdrożenia mechanizmów pozwalających na częste przestawianie trybów produkcji, a także wzmocniło znaczenie działów sprzedaży i marketingu.


Zmieniająca

się

logika

produkcji

oraz

rosnąca

konkurencja

firm

stosujących bardziej efektywne metody zarządzania (jak firmy azjatyckie) [14]

czy też działających w korzystniejszych okolicznościach (np. tańsza siła

robocza, odmienne prawodawstwo, ulgi podatkowe) skłaniały „stare” korporacje do zmiany modelu funkcjonowania. Odpowiedzią stało się uelastycznienie. Fordowskie przedsiębiorstwo magazynowało duże ilości surowców i półproduktów oraz wyprodukowanych z nich dóbr. Elastyczne przedsiębiorstwo zaczęło stosować filozofię just in time, zamawiając tylko tyle, ile jest potrzebne do bieżącej produkcji czy realizacji zamówienia. Oszczędzało tym samym na przestrzeni, uniezależniając się od niej i nie narażając się na ryzyko marnowania surowców czy dóbr. Z czasem, jak ujął to Jeremy Rifkin, filozofia just in time zaczęła się odnosić nie tylko do surowców i dóbr, ale do samych pracowników[15], których angażuje się jedynie wtedy, kiedy pojawia się zapotrzebowanie na konkretną pracę i kompetencje. Elastyczna produkcja wymaga od nich wielozadaniowości, elastyczności czasowej (dyspozycyjność, zmienny czas pracy oraz jej wymiar), przestrzennej (przenoszenie między działami czy filiami firmy) oraz

gotowości

na

zmiany

innych

warunków

pracy

czy

płacy.

Uelastycznienie to także spłaszczanie wielopoziomowej, hierarchicznej struktury

zarządzania

i

komunikowania,

która

spowalniała

działanie

fordowsko zorganizowanego przedsiębiorstwa. W rezultacie zmieniły się wzorce awansu – z wertykalnego, po drabinie z wieloma szczeblami, ku horyzontalnym przesunięciom między podobnymi stanowiskami. Przekształcenia firm i korporacji dla wielu oznaczały okresowe lub stałe bezrobocie,

a

przynajmniej

konieczność

przekwalifikowania,

zmianę

miejsca pracy lub zamieszkania oraz mniej stabilne warunki pracy i mniej przewidywalną przyszłość. Osłabieniu uległy również związki zawodowe chroniące prawa pracownicze. Na początku w wyniku otwartej walki, która


stała

się

z

czasem

swojego

rodzaju

toposem

pamięci

o

późnym

kapitalizmie, jak wojna Margaret Thatcher z górnikami w Wielkiej Brytanii podczas trwającego rok strajku (1984/1985)[16]. W kolejnych latach jednak kondycja związków pogarszała się ze względu na specyfikę wyłaniającego się systemu globalnego – tracił na znaczeniu dialog międzynarodowej korporacji z państwem, zmniejszały się załogi zakładów pracy. Także sami pracownicy

stawali

tymczasowości

się

pracy

bardziej

wzmacniały

mobilni, niechęć

a

ich

do

doświadczenia

angażowania

się

w działalność związkową – mieli poczucie, że są gdzieś tylko na chwilę. Powyższy opis zasadza się oczywiście na pewnych modelowych ujęciach, właściwiej bowiem byłoby mówić o typach czy wariantach powojennego kapitalizmu i powiązanego z nim państwa opiekuńczego[17], a

następnie

jego

neoliberalnych

odmianach[18].

Pozwala

on

jednak

uchwycić zasadnicze przemiany środowiska pracy i życia pracownika przemysłowego,

w

wyniku

których

podstawowe

miejsce

pracy

powojennego państwa opiekuńczego – wielkie fordowskie przedsiębiorstwo produkcyjne – stało się marginalną formułą organizacji pracy. Zanikał również specyficzny typ pracownika – robotnika przy taśmie produkcyjnej lub pracownika biurowo-usługowego, zatrudnionych w ośmiogodzinnym rytmie, w zhierarchizowanej strukturze wymagającej dyscypliny i rutyny, oferującej w zamian stabilność i proste ścieżki awansu. Zmieniało się także otoczenie społeczne – liczna i stabilna załoga, w której można znaleźć oparcie, a poza bramami zakładu – lokalna wspólnota zorganizowana wokół fabryki.

Jednocześnie,

w

wyniku

szerszej

polityki

neoliberalnej,

ograniczeniom ulegać zaczęły usługi publiczne i wsparcie społeczne państwa. Procesy te przyniosły upadek całych społeczności przemysłowych w miastach takich jak Belfast, Bochum, Detroit, a w przypadku państw postsocjalistycznych – Hoyerswerda, Pikaliowo, Łódź czy Wałbrzych.


Do

dzisiaj

nie

ma

pewności,

co

w

zamian

za

bezpieczeństwo

i stabilność pracy oferują międzynarodowe korporacje. Czy w długiej perspektywie

przyczyniają

społecznego

krajów

się

do

wzrostu

przyjmujących?

gospodarczego

Powodują

wzrost

i

rozwoju

czy

spadek

zatrudnienia? Wspierają innowacje czy powodują stagnację, dewastują zasoby naturalne czy pomagają wprowadzić rozwiązania na rzecz ich ochrony? Odpowiedzi na te pytania zależą od czasu i miejsca, od kontekstów regionalnych, od gospodarek narodowych i przyjętych przez nie rozwiązań, od branży i rodzaju inwestycji korporacyjnych, a wreszcie od światopoglądu autorów, przyjmowanych przez nich założeń i oczekiwanych wskaźników[19]. W

każdym

razie

radykalne

przyspieszenie

przemian

kapitalizmu

nastąpiło w latach 90. XX wieku, dokładnie w tym momencie, gdy rozpoczęła się transformacja w Europie Wschodniej[20]. Kraje dawnego bloku socjalistycznego weszły w proces intensywnej integracji z globalnym kapitalizmem,

jednocześnie

ekonomiczno-społeczne odróżniający

je

od

nadając

miały

tu

procesów

mu jednak

nowy

impet.

Przemiany

specyficzny

charakter,

deindustrializacji,

prywatyzacji

i uelastyczniania produkcji i pracy, które zachodziły w Europie Zachodniej, Ameryce Południowej czy Azji Wschodniej. Przede wszystkim wejście w obieg kapitalistycznej gospodarki odbyło się w tym przypadku niezwykle szybko.

Kraje

regionu

w

tym

samym

czasie

przechodziły

procesy

demokratyzacyjne, adaptowały się do zasad wolnego rynku i jednocześnie włączały się w obieg globalnego kapitalizmu, i to przy stosunkowo niskiej świadomości o

„kompresji

mechanizmów czasu

i

nim

rządzących[21].

przestrzeni”

w

Europie

Socjologowie Wschodniej,

mówią a

także

o „naturalizacji”, czyli uznawaniu zasad neoliberalnej gospodarki rynkowej za oczywiste i bezalternatywne przez część elit politycznych i kulturowych.


Kraje te, jak pisał antropolog Michał Buchowski, „przyjęły neoliberalizm jako ideę organizującą porządek ekonomiczny, społeczny i kulturowy. Sprzedawany

społeczeństwom

w

pakiecie,

stał

się

dyskursem

hegemonicznym, reprodukowanym bezustannie na różnych poziomach życia publicznego”[22]. W opowieściach zamieszczonych w tym tomie znajdziemy wiele opisów osobistego doświadczania powyższych zjawisk – w samym ich sercu, czyli w podlegającym szybkiej restrukturyzacji sprywatyzowanym przedsiębiorstwie.

SOCJALISTYCZNE MODERNIZACJE Horyzont

oczekiwań

bohaterów

tej

książki

ukształtowała

zasadniczo

odmienna od kapitalistycznej codzienność polskich lat 70. Budowany od powojnia w rolniczym i zrujnowanym wojną kraju socjalistyczny przemysł był

już

wtedy

przedsiębiorstwa

stosunkowo duże

i

zaawansowany,

zhierarchizowane.

załogi W

ich

robotnicze pobliżu

liczne,

mieszkali

pracownicy, tworząc wspólnoty lokalne oparte na identyfikacji z zakładem oraz strukturach prestiżu powiązanych z wykonywaną pracą i hierarchiami obowiązującymi

w

fabrykach.

Kombinaty

prowadziły

specyficzne

instytucje socjalistycznego państwa opiekuńczego: żłobki, przedszkola, szkoły budową

przyzakładowe, mieszkań

dla

zapewniały

opiekę

pracowników,

medyczną,

prowadziły

zajmowały

kolonie

dla

się

dzieci

i oferowały wyjazdy do własnych ośrodków wczasowych. Organizowały życie społeczne i kulturalne, wycieczki krajoznawcze, drużyny i zawody sportowe, wspierały kółka zainteresowań, wyjścia do teatru czy do kina. Prowadziły

własne

sklepy

i

redystrybuowały

deficytowe

towary.

Pracownicy, w zależności od ich pozycji w zakładzie, a także w Polskiej


Zjednoczonej Partii Robotniczej, korzystali z tych funkcji opiekuńczych, społecznych

i

kulturowych

w

różnym

zakresie,

jednak

dla

wielu,

w szczególności dla mieszkańców wsi, którzy migrowali do miast, zakład siłą rzeczy stawał się – przynajmniej z początku – całym światem. Był to także

świat

coraz

większych

potrzeb

konsumpcyjnych,

niedoborów,

rosnących nierówności i coraz większego niezadowolenia okazywanego władzy,

widocznego

w

krwawo

tłumionych

przez

partię

protestach

robotnicznych z lat 1970 i 1976. Gierkowska interwencja w ten świat polegała na powołaniu Wielkich Organizacji

Gospodarczych

(WOG),

czyli

państwowych

koncernów

mających samodzielność w zakresie ustalania poziomu zatrudnienia i płac. Edward

Gierek

poddał

się

też

presji

inwestycyjnej

lobby

partyjno-

przemysłowego, które domagało się zaciągania kredytów i zdobywania zachodnich licencji produkcyjnych[23]. Do połowy lat 70. powstało 125 WOG-ów, które łącznie wytwarzały 65 proc. krajowej produkcji[24]. Z czasem się okazało, że przyczyniły się one do zbytniej koncentracji przemysłu i pracowników, a także że nakręcały inflację, ze względu na tendencje do podnoszenia płac i zatrudnienia. Jednak w pierwszej połowie lat 70., dzięki polityce kredytów i pozyskiwania licencji, stały się ważnym miejscem wymiany pomiędzy światem kapitalistycznym i socjalistycznym. To

otwarcie

skutkowało

wejściem

socjalistycznych

przedsiębiorstw

w globalny obieg wiedzy – do tego stopnia, że w polskim kontekście eksperci

zaczęli

rozważać

hipotezę

o

konwergencji

socjalistycznej

i kapitalistycznej nowoczesności[25]. Dla pracowników zachodnie licencje oznaczały przede wszystkim zatrudnienie na nowych placach budów wielkich

kombinatów,

okazję

do

zapoznania

się

z

nowoczesnymi

technologiami, nowe formy organizacji produkcji i pracy, a dla części z nich – także osobiste kontakty z pracownikami zagranicznych firm z tych


samych branż. Wizyty i praktyki w Skandynawii, Włoszech, Niemczech czy Belgii realizowane w ramach umów licencyjnych były jednymi z kluczowych doświadczeń tego okresu dla inżynierów czy ekonomistów, którzy podzielili się z nami swoimi opowieściami. Dane były one także w

jakimś

stopniu

mechanikom,

energetykom

i

innym

pracownikom

produkcji. Świat socjalistycznego przemysłu miał więc pewne podobieństwa do zachodniego

fordyzmu,

ale

nadal

centralne

planowanie

wyjmowało

produkcję z logiki konkurencji rynkowej, podporządkowując ją szacunkom rządowych i partyjnych ekspertów oraz zakulisowym negocjacjom różnych grup interesów[26].

Dyrekcje

przedsiębiorstw

miały

ograniczone

pole

manewru w zakresie pozyskiwania zasobów, przestawiania produkcji, określania własnych wskaźników wykonania planu. Centralne planowanie wiązało się z zespołem zjawisk, które ekonomista János Kornai nazywał „gospodarką

niedoborów”[27].

Przedsiębiorstwa,

chcąc

wykonać

plan,

konkurowały ze sobą, tyle że nie o rynki zbytu, ale o przydzielane zasoby. Zarazem jednak współpracowały poprzez bartery, które umożliwiały im uzupełnianie zapasów. Kooperacja ta przekładała się na rzeczywistość „łapówek”, „chodów”, „dojść”,

„pleców”,

pracowników

„znajomości”

socjalistycznych

i

„układów”

kombinatów,

w

życiu

którzy

codziennym

wykorzystywali

przedsiębiorstwa do zaopatrywania rodzin i znajomych w niedostępne gdzie indziej dobra. Część badaczy społecznych widziała w takich zachowaniach nieetyczny

dualizm

wartości,

polegający

na

przedkładaniu

potrzeb

własnych, nieformalnych wspólnot nad dobro wspólne[28]. Inni naukowcy – przeważnie antropolożki – dostrzegali w nich funkcjonalne systemy organizacji społecznej opartej na nieformalnych więziach, niezbędne dla zaspokojenia

ważnych

potrzeb

materialnych[29].

Małgorzata

Mazurek


w książce Społeczeństwo kolejki pokazywała, że pracownicy traktowali socjalistyczne przedsiębiorstwo jako przedłużenie sfery prywatnej, a nie jej zaprzeczenie[30].

Nieoficjalnym

kontaktom

i

wspólnotom

sprzyjało

rozbudowane zaplecze socjalne (w tym wspólne ośrodki wczasowe), a także fakt, że w wielu zakładach produkcyjnych zatrudniano całe rodziny, czasem dwu-, a nawet trzypokoleniowe. Szef techniczny wydziału montażu i lakierni w rozmowie z nami podkreślał, że reprezentuje rodzinę, która łącznie przepracowała w fabryce 185 lat: tu byli zatrudnieni jego ojciec, stryj, siostra, brat, żona, szwagierka, dzieci brata i epizodycznie jego syn (Dariusz, FSO). W wywiadach z innej części Polski dominuje „fabryka, która zawładnęła właściwie całym miastem i okolicą. […] Nie było działu, na którym by jakiś kuzyn nie pracował” (Irena, Celuloza). Gospodarka niedoborów wpływała też na codzienną organizację pracy. O ile jej przebieg w zachodnim fordyzmie wyznaczała taśma produkcyjna, precyzyjnie wyliczony czas realizacji drobnych, wydzielonych czynności oraz rozliczanie pracowników z ich wykonania (co miało zapewnić znaczący wzrost efektywności), o tyle w socjalistycznych fabrykach rzecz była

bardziej

skomplikowana.

Gospodarka

niedoborów

utrudniała

organizację produkcji, ale otwierała pole dla innowacyjności pracowników, którzy musieli utrzymywać w ruchu psujące się maszyny bez dostępu do właściwych

części

zamiennych

czy

wymyślać

alternatywne

sposoby

produkcji. Szczególnie w okresie wprowadzania zachodnich licencji zmiana struktur

organizacyjnych

tworzyła

przestrzenie

niedoregulowane

i uzgodnieniowe. W nieformalnej hierarchii liczyły się osoby zaradne, wszechstronne, które umiały przewidywać plany i nastroje zwierzchnictwa, szybko

rozwiązywać

ciągłe

problemy

techniczne

i

organizacyjne

wywoływane przez braki adekwatnych zasobów. Zmiana ta zmuszała także do dozy elastyczności, przejawiającej się przede wszystkim w przerzucaniu


pracowników między działami i zadaniami, ale także we wprowadzaniu modyfikacji w procesach produkcyjnych i recepturach. Codzienną różnił

od

organizację

jej

pracy

fordowskiego

w

socjalistycznym

odpowiednika

także

przedsiębiorstwie

akord.

Powiązanie

wysokości zarobków z ilościowymi wskaźnikami wykonania powodowało, że niektórzy robotnicy mogli sobie pozwolić na elastyczne podejście do własnego czasu pracy: pracowali bardzo intensywnie przez kilka godzin, żeby następnie zrobić sobie dłuższą przerwę. Jedni wykonywali minimum, inni pracowali, ile tylko mogli, korzystając też z możliwości pracy w

niedzielę

czy

w

nadgodzinach.

Inną

konsekwencją

akordu

była

koncentracja na ilości kosztem jakości. Pracownicy wytwarzali dobra ponad zapotrzebowanie bezpiecznego

czy

w

ilości

wykraczającej

przechowywania,

co

poza

prowadziło

możliwości ostatecznie

ich do

marnotrawstwa. Akord stanowił także zachętę do oszustw i manipulowania liczbami przy sprawozdawczości. Nie można też zapominać, że elementem codzienności zakładów, wynikającym z gospodarki niedoborów i złej organizacji pracy, były słabe standardy bezpieczeństwa i częste wypadki – raniące, okaleczające, a nawet śmiertelne, zwłaszcza w przemyśle ciężkim[31]. Zarówno w czasach, kiedy wdrażano technologie produkcyjne na zachodnich

licencjach,

jak

i

później,

w

kryzysowych

latach

80.,

socjalistyczne kombinaty pozostawały organizacjami zarządzanymi w stylu paternalistycznym. Z wywiadów przeprowadzonych w projekcie, w ramach którego powstała ta książka, wyłania się obraz szefa, który mógł czasem po ojcowsku wymierzyć nieregulaminową karę, kiedy indziej zaś przymknąć oko na fuchy, spóźnienia, nieobecności czy inne naruszenia formalnych reguł. W zamian oczekiwano posłuszeństwa, zgody na wytężoną pracę i wykonywanie zadań nieujętych w zakresie obowiązków pracownika,


szczególnie gdy przychodziło nadganiać zaległości w wykonaniu planu albo realizować zobowiązania produkcyjne. Zarazem mit dyrektora jako sprawiedliwego ojca i dobrego gospodarza był silnie obecny w wielu przedsiębiorstwach. Pracownicy produkcji szczególnie zapamiętywali tych szefów, którzy mieli zwyczaj witania się ze wszystkimi członkami załogi, niezależnie od ich stanowiska. Ten typ relacji nie był jednak regułą. Laboratoria,

narzędziownie,

wydzielone

miejsca

przy

taśmach

produkcyjnych tworzyły czasem towarzyskie nisze, gdzie, posługując się słowami jednej z rozmówczyń, „było spokojnie, żadnych dyrektorów, żadnych zastępców, żadnych zastępców zastępców. Było super” (Jagoda, zakład zanonimizowany). Socjalistyczne

przedsiębiorstwo

skomplikowanymi

formalnymi

i

charakteryzowało

nieformalnymi

relacjami

się władzy.

Znajdowały one odzwierciedlenie między innymi w hierarchii płci. Praca w

fabryce

zmieniła

życie

codzienne

kobiet,

była

sposobem

na

usamodzielnienie się finansowe i uzyskanie pewnej dozy sprawczości. Zarazem jednak oczekiwano od nich, że pogodzą pracę w fabryce z pracami domowymi

i

aprowizacją,

więc

rzadko

awansowały

na

stanowiska

kierownicze. Na hierarchie zawodowe i stanowiskowe nakładały się relacje oraz hierarchie

związane

z

partią

komunistyczną.

Organizacje

partyjne

kontrolowały przydział deficytowych dóbr – przede wszystkim mieszkań i samochodów, ale także ogródków działkowych, pralek, żelazek czy innych zasobów,

które

akurat

trafiły

do

dyspozycji

rozrośniętych

działów

socjalnych. Od przynależności do partii, jej przychylności, a przynajmniej obojętności zależały i inne przywileje, w tym także awanse. Wpływ partii na codzienne życie i pracę różnił się w zależności od zakładu, a nawet działu, niemniej jej obecność zmuszała do określenia swojego stosunku do


niej i strategii postępowania. Tym bardziej że związki zawodowe, w teorii socjalistycznego państwa pas transmisyjny między partią a pracownikami, w praktyce były słabe i pozbawione siły negocjacyjnej, bo partia lepiej zabezpieczała interesy pracownicze. Miała ostateczny głos w procesach przydzielania dóbr i przywilejów, a w razie konfliktów w miejscu pracy chroniła swoich członków. Masowy akces milionów ludzi do PZPR można widzieć w tym kontekście[32]. Natomiast Służba Bezpieczeństwa stanowiła głównie problem dla kadry zarządczej wyższego szczebla, mogła bowiem obciążać dyrekcję zakładu odpowiedzialnością za niewykonanie planów produkcyjnych czy wypadki w kombinatach. Inwigilacja nasiliła się w czasie stanu wojennego, kiedy kontrolowano członków i sympatyków podziemia opozycyjnego. Socjalistyczne przedsiębiorstwa z czasem stały się ostoją „Solidarności” (1980–1981).

Zapisało

się

do

niej

wielu

naszych

rozmówców

i rozmówczyń; niektórzy byli jej aktywnymi działacz(k)ami z przyczyn politycznych, dla innych była ważna z powodów pracowniczych, jeszcze dla innych – ze względów kulturowych czy obyczajowych. Niemniej wątki związane

z

udziałem

w

związku

zawodowym

i

ruchu

społecznym

„Solidarności”, choć obecne, nie stanowią głównego tematu naszego archiwum i zamieszczonych w tej książce wywiadów. Znacznie więcej uwagi

poświęcano

kwestiom

pracy,

produkcji,

życia

społecznego

i rodzinnego. W zebranych opowieściach wyraźnie widać, że dominanty pamięci potocznej są inne niż w oficjalnej pamięci i polityce historycznej III i IV RP[33].

W POSZUKIWANIU KAPITAŁU


W drugiej połowie lat 70. załamanie w gospodarce światowej i pogłębiające się przesilenie inwestycyjne w Polsce wywołały głęboki spadek produkcji przemysłowej[34]. Dotkliwe problemy z aprowizacją państwo starało się regulować za pomocą podwyżek cen i systemu kartkowego. W kolejnych kryzysowych

latach

przedsiębiorstwa

miały

coraz

większe

problemy

z wykonaniem planu. Brakowało surowców, parki maszynowe były zużyte, w wyniku czego spadała jakość produkowanych dóbr, a konkurencja o nabywców na rynkach międzynarodowych była coraz ostrzejsza. Regres polskiego

przemysłu

następował

w

momencie

gwałtownego

skoku

rozwojowego w przemyśle światowym. Równolegle rósł dług zagraniczny Polski wobec krajów zachodnich. W tej sytuacji konieczne stało się opracowanie kolejnego programu reform. „Solidarność” postulowała większe uspołecznienie, a nie urynkowienie gospodarki.

Dzięki

jej

presji

zwiększył

się

udział

pracowników

w zarządzaniu zakładami pracy, usankcjonowany w ustawie z 1981 roku o

samorządzie

pracowniczym,

która

wprowadziła

do

państwowych

przedsiębiorstw instytucję przedstawicielską: rady pracownicze, zachowane po

wprowadzeniu

stanu

wojennego[35].

Wraz

ze

zgromadzeniem

pracowników miały one szerokie uprawnienia w zakresie kontroli zakładu i dyrektora. Ustawa zlikwidowała też zjednoczenia, czyli specyficzne dla gospodarki

centralnie

przemysłowej.

planowanej

Większa

ciała

zarządzające

samodzielność

zakładów

całością

branży

państwowych

spowodowała zwiększenie odpowiedzialności i roli dyrektorów fabryk w latach 80. i w okresie przełomu transformacyjnego. Od połowy tej dekady kadra przemysłowa i eksperci partyjni parli jednak do zmian innego typu, stając się mimo woli pionierami neoliberalnej transformacji. Z pierestrojką w ZSRR i polską gospodarką w stanie zapaści w tle, komunistyczny rząd podjął szereg decyzji, które wprowadzały kraj


w

globalny

system

ekonomiczny.

W

1986

roku

przystąpiono

do

Międzynarodowego Funduszu Walutowego – był to warunek negocjowania wysokości polskiego długu wobec zagranicznych wierzycieli. W tym samym roku dopuszczono firmy z zagranicznym kapitałem do nabywania mniejszościowych w

przedsięwzięcia

udziałów typu

w

joint

polskich

spółkach

i

wchodzenia

venture[36].

Uchylono

w

ten

sposób

zagranicznym inwestorom drzwi do zawiązywania relacji biznesowych z polskimi przedsiębiorstwami. Proces ten rozpoczął się powoli, by nabrać z czasem rozmachu – o ile w 1987 roku w całej Polsce było jedynie kilkadziesiąt spółek z kapitałem zagranicznym, to dwa lata później takich firm było już 500, a na koniec 1990 roku prawie 2,5 tys.[37] Decyzja ta miała istotne znaczenie dla przemysłu, gdyż w 1988 roku wydano zgodę na tworzenie prywatnych spółek z elementów majątku przedsiębiorstw państwowych. Dążono w ten sposób do zwiększenia efektywności produkcji i konkurencyjności[38]. Kilka miesięcy później rząd Mieczysława Rakowskiego zainicjował liberalizację gospodarki w wyniku przyjęcia w grudniu 1988 ustawy, która stwierdzała, że „podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”[39]. Pociągnęła ona za sobą zjawisko nazywane „prywatyzacją

nomenklaturową”

charakterystyczne

dla

wstępnej

(kontrolowaną fazy

lub

przekształceń

menedżerską), własnościowych

w krajach socjalistycznych. Elita przemysłowa tworzyła spółki, przejmując część aktywów zarządzanych przez siebie przedsiębiorstw[40]. Według krytyków tej formy prywatyzacji była ona „grabieżą mienia państwowego przez własnych menedżerów”[41]. W historii wkraczania kapitału zagranicznego do Polski to jednak styczeń 1990 roku – pierwszy miesiąc funkcjonowania planu opracowanego przez zespół ministra finansów Leszka Balcerowicza – stał się decydującym


momentem. Jednym z celów pakietu 10 ustaw liberalizujących gospodarkę oraz nieco późniejszej ustawy o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych z 13 lipca 1990 roku[42] było zahamowanie spontanicznej prywatyzacji na rzecz sterowanych przez państwo procesów przekształceń własnościowych. Planowi udzieliła początkowo poparcia „Solidarność”, która obawiała się przejmowania

majątku

państwowego

przez

członków

socjalistycznej

nomenklatury. Rząd, wspierany przez międzynarodowych doradców i kierując się promesą redukcji olbrzymiego długu zagranicznego, dążył do zapanowania nad hiperinflacją i wprowadzenia reform makroekonomicznych w duchu konsensusu waszyngtońskiego, czyli podstawowych zasad neoliberalnej gospodarki[43]. Władze zobowiązały się do utrzymywania dyscypliny budżetowej,

liberalizacji

rynków

i

uruchomienia

procesów

prywatyzacyjnych. Zmiana legislacyjna miała spowodować atrakcyjność Polski dla zagranicznego kapitału. W latach 1991–1993 postsocjalistyczna gospodarka była jednak ciągle uważana za niepewną, głównie ze względu na zadłużenie, marną infrastrukturę i nieprzejrzystość systemu prawnopolitycznego.

Niestabilna

sytuacja

polityczna

młody

system

parlamentarny charakteryzujący się niskoprogową ordynacją wyborczą[44] oraz częstymi przetasowaniami politycznymi – nie zachęcała inwestorów zagranicznych do ryzykownych ruchów. W tych warunkach Sejm uchwalił w 1991 roku ustawę o spółkach z udziałem kapitału zagranicznego, która kolejny raz obniżyła wymagania stawiane

inwestorom.

Zniosła

ona

obowiązek

otrzymywania

przez

większość zagranicznych inwestorów zezwoleń na działalność w Polsce, pozwolono

im

również

na

swobodne

nabywanie

udziałów

i

akcji

w spółkach prawa polskiego i zwolniono na trzy lata z płacenia podatku dochodowego od wysokości zainwestowanego kapitału. Wprowadzono


gwarancję swobody transferu zysków i dywidend, a także te same stawki podatkowe dla polskich i zagranicznych firm[45]. Nowe ustawodawstwo doprowadziło

do

dużej

fali

bezpośrednich

inwestycji

zagranicznych

w Polsce, począwszy od 1992 roku[46]. W 1996 roku uchwalono kolejną ustawę prywatyzacyjną, stanowiącą efekt czteroletnich gorących dyskusji nad nowelizacją[47]. Deklarowanymi celami nowego prawa miało być udrożnienie procesu prywatyzacji i uzyskanie dla niej większego poparcia społecznego. Ustawa nakładała na kupujących między innymi obowiązek ochrony

miejsc

pracy

i

ustalania

z

przedstawicielami

pracowników

zobowiązań socjalnych, które miały stanowić integralną część umowy kupna. Nadawała też pracownikom prawo do nieodpłatnego nabycia do 15 proc. akcji w przedsiębiorstwach przekształcanych w spółki skarbu państwa i często oczekujących na prywatyzację[48]. Zarazem jednak przewidywała możliwość

komercjalizacji

przedsiębiorstwa

konieczności

uzyskania

jego

zgody

pracowników

państwowego i

bez

kierownictwa[49].

Ustawa ta likwidowała rady pracownicze, czym w praktyce uniemożliwiła zablokowanie prywatyzacji przez członków załogi. Rząd jednocześnie rozbudował instytucje, które miały zachęcać do inwestycji

w

Polsce.

Powołano

Ministerstwo

Przekształceń

Własnościowych[50], w 1997 roku przekształcone w Ministerstwo Skarbu Państwa, które czuwało nad przebiegiem prywatyzacji[51]. Agendy takie jak Państwowa uproszczenia

Agencja procedur

Inwestycji

Zagranicznych[52]

legalizujących

działalność

działały firm

na

rzecz

zagranicznych.

Aktywnymi podmiotami lobbującymi za prywatyzacją z udziałem kapitału zagranicznego i inwestycjami zagranicznymi w Polsce były też BrytyjskoPolska Izba Handlowa i AmCham Polska (ta druga założona przez Ambasadę Stanów Zjednoczonych). Przez całe lata 90. próbowały one stworzyć przyjazny klimat dla inwestowania w Polsce. Najpoważniejszą,


choć

najbardziej

pracujący

na

rozproszoną

zlecenie

Międzynarodowego

władzą

polskich

dysponowali

ministerstw,

Funduszu

Walutowego

Banku oraz

jednak

eksperci

Światowego

czy

pracownicy

firm

konsultingowych wyceniający wartość polskich przedsiębiorstw. To oni, kolokwialnie

nazywani

ustawodawstwo

i

„chłopcami

osadzali

z

Mariotta”,

neoliberalną

narrację

mieli w

wpływ

polskim

na

świecie

ekonomii i biznesu[53]. Po 1993 roku, wraz ze stabilizacją sytuacji makroekonomicznej Polski, inwestycje zagraniczne nabrały przyspieszenia. W marcu 1994 roku, na mocy porozumienia z Klubem Londyńskim, dług Polski wynoszący 12 mld dolarów został obniżony o niemal połowę; w 1995 roku kraj przestał być zależny

od

kredytów

rezerwowych

Międzynarodowego

Funduszu

Walutowego. Był to kolejny – po ugodzie z Klubem Paryskim w 1991 roku – krok w procesie oddłużania Polski. Według ekonomistów udane negocjacje z sektorem bankowym były dla wielu inwestorów, z niepokojem patrzących

na

zmieniające

się

szybko

rządy

w

Polsce,

zachętą

do

traktowania polskiego rynku jako przyszłościowego[54]. Największa fala inwestycji zagranicznych ruszyła w roku 1995. Był to symptom stabilizacji makroekonomicznej i poprawy przejrzystości procedur prawnych. Jak się wkrótce okazało polska gospodarka okazała się odporna na kryzysy finansowe,

które

przetoczyły

się

w

kolejnych

latach

przez

Azję

Południowo-Wschodnią, Brazylię, Rosję czy Węgry. W wyniku wejścia Polski do OECD (1996) zintensyfikowano kontakty z krajami rozwiniętymi gospodarczo[55].

W

roku

1996

poprzez

prywatyzację

państwowych

przedsiębiorstw, przedsięwzięcia typu joint venture czy tworzenie nowych zakładów przetwórczych napłynęło do kraju ponad 14 mld dolarów. Inwestowano głównie w sektor przemysłowy, zwłaszcza przetwórstwo żywności i produkcję samochodów.


Po roku 1996, kiedy większość atrakcyjnych przedsiębiorstw została sprywatyzowana, Polska, z racji rozpoczęcia starań o przyjęcie do Unii Europejskiej i wejścia do Światowej Organizacji Handlu (WTO), zaczęła być postrzegana jako stabilny rynek środkowoeuropejski. Członkostwo w WTO wiązało się dla polskiej gospodarki między innymi z obniżeniem przeciętnego

cła

na

artykuły

przemysłowe

i

zniesieniem

systemu

zmiennych opłat importowych na niektóre produkty rolne i spożywcze. W tym okresie również polski rząd zdecydował się na przyciąganie inwestorów do specjalnych stref ekonomicznych[56]. Napływ zagranicznego kapitału to tylko jeden z procesów transformacji i włączania Polski w obieg neoliberalnego kapitalizmu. Powiązanym zjawiskiem była prywatyzacja, która w najszerszym tego słowa znaczeniu oznacza

zmianę

charakteru

własności

lub

świadczonych

usług

z państwowego, publicznego czy społecznego na prywatny[57]. W tej książce

koncentrujemy

się

na

prywatyzacji

z

udziałem

kapitału

zagranicznego, ponieważ w najbardziej wyrazisty sposób wiązała się ona z otwieraniem przedsiębiorstwa na kultury organizacyjne korporacyjnego kapitalizmu

i

globalne

techniki

zarządzania

„zasobami

ludzkimi”.

W debacie publicznej występuje ona zarazem jako jedna z najbardziej kontestowanych z

form

wyprzedawaniem

prywatyzacyjnych,

majątku

narodowego

i

gdyż

była

masowymi

kojarzona

zwolnieniami.

Z drugiej strony jednak postrzegano ją jako konieczny krok w kierunku szybkiej

modernizacji.

Warto

zobaczyć

ten

sposób

prywatyzacji

szerszym tle procesów przekształceń własnościowych.

PRYWATYZACJA JAKO NARZĘDZIE ZMIANY

na


Prywatyzacja

miała

służyć

wzrostowi

efektywności

przedsiębiorstw,

zarówno przez wprowadzenie wolnorynkowej logiki zysku, jak również dostarczenie kapitału pozwalającego na restrukturyzację i modernizację oraz wykorzystanie nowoczesnych, bardziej wydajnych technik zarządzania i produkcji. W szerszej perspektywie zmiany ustrojowej prowadzić miała do ograniczenia wpływu państwa na gospodarkę, a także była sposobem sfinansowania

wydatków

publicznych.

Przekształcanie

przedsiębiorstw

w spółki akcyjne stało się także podstawą do stworzenia polskiej giełdy i rozwoju lokalnego rynku kapitałowego[58]. Według danych GUS w wyniku zarówno procesów prywatyzacyjnych, jak i upadłości, z 8453 przedsiębiorstw państwowych zarejestrowanych na dzień 31 grudnia 1990 roku pod koniec 2012 roku pozostało zaledwie 70, w

tym

tylko

23

czynne[59].

W

tym

czasie

5995

przedsiębiorstw

sprywatyzowano, z czego prawie połowę w latach 1990–1992[60]. Procesy prywatyzacyjne przyjmowały kilka wariantów: sprzedaży bezpośredniej[61], likwidacji, komercjalizacji (czyli przekształcenia w jednoosobową spółkę skarbu państwa, następnie wprowadzaną na giełdę) oraz prywatyzacji pośredniej

(kapitałowej),

polegającej

na

sprzedaży

akcji

uprzednio

skomercjalizowanego przedsiębiorstwa. Tą ostatnią drogą dokonywano sprzedaży

największych

i

najlepiej

prosperujących

lub

rokujących

zakładów przemysłowych, które jednocześnie nie były kluczowe dla funkcjonowania państwa[62]. Do roku 2012 skomercjalizowano ponad 1,7 tys. przedsiębiorstw, z czego ponad 500 poddano następnie prywatyzacji pośredniej[63].

W

pierwszych

siedmiu

latach,

kiedy

odbywały

się

prywatyzacje badanych przez nas zakładów, prywatyzacji kapitałowej podlegały 203 jednoosobowe spółki skarbu państwa; w 180 przypadkach pojawili

się

inwestorzy

udziały w firmie).

strategiczni

(tzn.

obejmujący

większościowe


Należy pierwszych

przy

tym

latach

pamiętać,

że

odbywały

procesy

się

prywatyzacyjne

często

pod

presją

w

tych czasu,

w niewykształconym w pełni otoczeniu instytucjalno-prawnym, dlatego pomimo różnych struktur, agend, rozmaitych ciał eksperckich i setek ekspertyz przebiegały nierzadko w chaosie. U progu transformacji nie sporządzono żadnego rzetelnego spisu majątku państwowego, co wraz z niedostatkami danych dotyczących późniejszych losów przedsiębiorstw sprawia, że do dzisiaj nie ma pełnego obrazu, co, komu i za ile sprzedano, a możliwość postawienia rzetelnej diagnozy dotyczącej efektywności różnych dróg prywatyzacji jest znacząco utrudniona[64]. Z z

perspektywy

następującymi

po

społecznej niej

intensywna

restrukturyzacjami

prywatyzacja

wywołały

wraz

przyspieszoną

deindustrializację oraz osłabienie klasy przemysłowej[65]. W 1980 roku liczba osób zatrudnionych w przemyśle osiągnęła swój historyczny szczyt, dochodząc do 5 mln 244 tys. 900[66]. W 1993 spadła do około 3,5 mln. W ciągu pierwszych czterech lat transformacji populacja pracowników przemysłu skurczyła się prawie o jedną trzecią[67]. Część z nich zmieniła jedynie formę świadczenia pracy, stając się formalnie pracownikami firm zewnętrznych czy przechodząc na samozatrudnienie, niektórzy zmienili miejsce zatrudnienia, większość jednak rozstała się ze swoimi wieloletnimi miejscami pracy na fali kolejnych redukcji[68]. Liczby te ilustrują ogólne tendencje

deindustrializacyjne,

nie

uwzględniają

jednak

skali

rotacji

pracowników, jaka się w tym czasie dokonywała, w tym wymiany starszych na młodszych. Oznacza to, że liczba osób, które utraciły pracę w przemyśle, jest z pewnością wyższa, niż to pokazują przywołane statystyki. Kolejnym efektem transformacyjnej deindustrializacji w Polsce było, podobnie jak wcześniej w krajach zachodnich, rozdrobnienie przemysłu. W latach 1990–1997 liczba podmiotów w tym sektorze gospodarki


zwiększyła

się

niemal

charakterystycznych

dwukrotnie[69].

dla

gospodarki

Jednocześnie

socjalistycznej

udział wielkich

przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 1 tys. osób spadł z około 16 do niecałych 5 proc.[70]. Zjawiska takie, jak szybkie otwarcie rynków na bardziej atrakcyjne i wspierane potężnymi machinami marketingowymi towary zagraniczne oraz

stosowanie

wywoływały

podatku

na

od

poziomie

ponadnormatywnych przedsiębiorstw

wynagrodzeń[71],

gorączkowe

dyskusje.

Opracowywano strategie przetrwania. W pierwszych latach omawiano wady i zalety prywatyzacji pracowniczej, z udziałem kapitału polskiego bądź inwestora zagranicznego. Prowadzone w gorącym 1991 roku badania zespołu Juliusza Gardawskiego ujawniły trzy orientacje ekonomicznopolityczne wśród pracowników przemysłu: niewielką grupę „liberałów”, którzy

popierali

szybkie

zmiany,

w

tym

sprzedaż

firm

kapitałowi

zagranicznemu, oraz uznawali, że bezrobocie jest konieczną, naturalną konsekwencją tych zmian; znacznie większą grupę „tradycjonalistów” z wizją monocentrycznej, skrajnie egalitarno-etatystycznej gospodarki; i

wreszcie

największą

grupę

„umiarkowanych

modernizatorów”,

pragnących realizacji wizji sprawiedliwej gospodarki rynkowej, opartej na prywatnej własności, ale z aktywnym w sferze polityki ekonomicznej państwem[72]. Terapia wartościami którymi

szokowa

szybko

liberalnymi,

kierowały

się

odsłoniła

głęboki

priorytetyzującymi kolejne

(upadające)

rozdźwięk

rachunek rządy[73],

pomiędzy

ekonomiczny, a

rosnącym

rozczarowaniem, strachem i gniewem pracowników. W ciągu dwóch newralgicznych lat, 1992 i 1993, zorganizowano łącznie około 14 tys. strajków[74]. Pozornie „zacofane”, pokazywały brak społecznej zgody na szybką zmianę rynkową[75].


Rosnące

w

latach

90.

bezrobocie

znacząco

przyczyniło

się

do

dekompozycji klasy przemysłowej[76], wpłynęło na wzrost niechęci i brak zaufania do polityków, a także związków zawodowych[77] i stopniowy spadek poparcia dla sztandarowych reform transformacji, w tym dla prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego[78]. W 2001 roku 42 proc. polskich pracowników opowiadało się za własnością państwową ich miejsca pracy, 26 – za polskim kapitałem, 19 – za jakąś formą własności pracowniczej, a tylko 4 proc. popierało właściciela zagranicznego[79]. Te negatywne opinie funkcjonowały pomimo faktu, że udział firm z kapitałem zagranicznym był wówczas relatywnie niewielki, zarówno w PKB, jak i

zatrudnieniu

(głównymi

przedsiębiorcy[80]),

a

pracodawcami

zagraniczne

byli

firmy

mali

i

średni

charakteryzowała

polscy większa

dynamika wzrostu płac. W przeprowadzonym w 2005 roku w 20 krajach sondażu wskaźnik zaufania do globalnych korporacji był najniższy wśród Polaków, Włochów, Argentyńczyków i Rosjan[81]. Sprywatyzowane przedsiębiorstwa, którym udało się przetrwać na rynku

jako

filiom

globalnych

korporacji,

przeszły

poważne

zmiany

dostosowujące je do funkcjonowania w nowych warunkach światowego kapitalizmu. Redukcja załogi, zamykanie całych działów, likwidowanie mniej efektywnej produkcji były najbardziej bolesnymi i konfliktogennymi elementami

tego

procesu.

Kolejne

zmiany

oznaczały

fundamentalną

rewolucję w strukturze i kulturze organizacyjnej fabryk, a także w ich znaczeniu jako miejsca pracy dla pozostawionych pracowników. Sprzedaż stała się ważniejsza niż produkcja. Inwestycje w produkcję obejmowały głównie automatyzację i zmniejszenie zapotrzebowania na pracę, podczas gdy inwestycje w sprzedaż – tworzenie nowych, atrakcyjnych stanowisk. Nieformalne sieci rodzinne i znajomości zastąpiła rekrutacja na podstawie przesyłanych CV, w których liczyły się znajomość języków, komputera


i często po prostu rok urodzenia – młodsi pracownicy byli zatrudniani chętniej, jako nieobciążeni starymi nawykami i łatwiejsi do wdrożenia w

nowe

systemy

zarządzania

oraz

kulturę

pracy.

Socjalistycznych

kierowników zaczynali wypierać nowi menedżerowie, często ekspaci, którzy krążąc od filii do filii międzynarodowych korporacji (i pomiędzy różnymi

korporacjami),

przedsiębiorstwem,

jego

nie

byli

historią,

emocjonalnie tradycjami

i

związani załogą.

z

polskim

Działy

kadr,

przekształcane w działy zarządzania zasobami ludzkimi, kreowały nowe cele i kryteria oceny, nie zawsze zrozumiałe dla starszych pracowników i nie zawsze przez nich akceptowane. W języku pojawiała się niejasna, zanglicyzowana terminologia. Wraz z upływem czasu doświadczenie reform lat 90. i wprowadzenie korporacyjnej kultury pracy do fabryk stało się filtrem, przez który pamiętano socjalizm, i perspektywą, z jakiej oceniano transformację.

PĘKNIĘTA PAMIĘĆ O TRANSFORMACJI: KAPITALISTYCZNA MODERNIZACJA I ROZPAD WIĘZI SPOŁECZNYCH Wywiady z pracownikami przemysłu zespół projektu Od socjalistycznej fabryki do międzynarodowej korporacji prowadził kilkanaście lat po zakończeniu największych prywatyzacji w przemyśle. Rozmówcy mieli dużo czasu, by zmierzyć się z ich konsekwencjami, co nie znaczy, że się z nimi uporali. Wysłuchane przez nas opowieści o transformacji odsłaniają dwie

równoległe

narracje:

modernizacyjną,

nacechowaną

językiem

ekonomii neoliberalnej i wyrażającą bezalternatywność kapitalistycznej ścieżki rozwoju, oraz narrację ekonomii moralnej, będącą opowieścią


o rozpadzie więzi i wspólnoty, która sięga nostalgicznie do doświadczeń z

czasów

socjalistycznych.

Narracje

te

obecne

w

wywiadach

w nieoczywisty sposób – wspomnienia poszczególnych osób nie dają się w całości przydzielić do żadnej z nich. Rozdźwięk pomiędzy wartościami neoliberalnej racjonalności a pożądanymi normami wspólnotowymi to zasadnicza cecha potocznej pamięci o transformacji. Narracja modernizacyjna wyraża się w przekonaniu o konieczności dokonania skoku w nowoczesność. Mówi o nieuchronności radykalnych restrukturyzacji, bez których niemożliwe byłoby przetrwanie na szybko otwierającym się rynku włączonym w globalny kapitalistyczny obieg, a także o potrzebie wyboru zagranicznego inwestora strategicznego, najlepiej korporacji ze światowej czołówki w branży, jako najlepszej recepcie na sukces. Jest to narracja podkreślająca brak alternatywy, dająca się wyrazić powtarzanymi przez wielu rozmówców słowami: „nie było innego wyjścia”. W tej narracji na pierwszy plan pozytywów prywatyzacji wysuwają się ogromne nakłady na inwestycje, uzyskanie dostępu do najnowocześniejszych

technologii

produkcji

oraz

wiedzy

z

zakresu

zarządzania, know-how w dziedzinie marketingu i sprzedaży, a także pozyskanie

nowych

rynków

zbytu. Są to niezaprzeczalnie

zdobycze

badanych przez nas przedsiębiorstw, niemniej w wysłuchanych przez nas opowieściach występują one nie tylko jako zaistniałe fakty, ale także argumenty

za

zasadnością

obranej

ścieżki

prywatyzacji

i

jej

bezalternatywnością. W płaszczyźnie osobistej pojawia się możliwość zdobycia nowych umiejętności i podnoszenia swoich kwalifikacji – dzięki dostępowi do nowych technologii, zagranicznych fachowców i know-how firm matek, specjalistycznym szkoleniom czy kursom językowym. To także historie awansów oraz poczucie docenienia etosu pracy opartego na indywidualizmie,

pracowitości

i

zaangażowaniu

w

procesy


restrukturyzacyjne. Częścią tej narracji jest również zwracanie uwagi na podwyżki płac, w tym w niżej cenionych w czasach socjalistycznych przemysłach lekkich, a także poprawę standardów bezpieczeństwa i higieny pracy: zdecydowane ograniczanie szkodliwych warunków w postaci hałasu, brudu, kontaktu z groźnymi dla zdrowia substancjami oraz fizycznego ciężaru pracy i wypadkowości. Obecny w tej narracji pozytywny obraz zmian zaczyna się jednak komplikować w momencie, gdy rozmówcy opowiadają o „cięciach”, czyli zwolnieniach – najczęściej powracającym we

wspomnieniach

zwalnianych,

doświadczeniu,

zwalniających

i

które

żyjących

w

dotykało

wszystkich:

poczuciu

zagrożenia

zwolnieniem. Próbując radzić sobie ze wspomnieniami skali i tempa zwolnień, rozmówcy sięgali po argumenty i uzasadnienia oferowane przez narrację modernizacyjną, której ważnym elementem jest przekonanie o konieczności ponoszenia chwilowych kosztów społecznych w celu osiągnięcia rozwoju i poprawy standardów życia w dłuższej perspektywie. Zgodnie z nią rozmówcy wyrażali pogląd, że bez bolesnych masowych zwolnień nie przetrwałyby zakłady, społeczności lokalne i polska gospodarka w ogóle. W sukurs temu szła całkowita dyskredytacja socjalistycznej gospodarki, a w jej ramach także polityki pełnego zatrudnienia – jako nieracjonalnej z perspektywy logiki zysku i efektywności, która rządzi przemysłem w

(najlepszym

z

możliwych)

kapitalistycznym

świecie.

Szukając

uzasadnień, niemal wszyscy rozmówcy podkreślali zasadność zwolnień dyscyplinarnych za nadużywanie alkoholu czy inne ewidentne naruszenia etyki pracy, takie jak kradzież, nieusprawiedliwione nieobecności czy nagminne spóźnianie się – na co w czasach socjalistycznych niejeden kierownik przymykał oko. Dalej jednak szukanie uzasadnień było dużo


bardziej problematyczne. Przedmiotem refleksji stały się przede wszystkim kryteria zwolnień. Niektórzy

z

rozmówców

odnosili

wrażenie,

że

zwolnienia

były

przeprowadzane w sposób nieprzemyślany, pozbawiony logiki, „na ślepy traf”; zwracali uwagę nie tylko na chaotyczność i tempo podejmowanych decyzji, ale również na tendencję do zwalniania osób starszych wiekiem. Krytyka zwolnień rozszerza się w tym miejscu na podzielaną przez pracowników wielu badanych zakładów kontestację polityki kadrowej, która stawiała na młodość, umniejszając znaczenie doświadczenia czy przywiązania

do

przedsiębiorstwa.

Pracownicy

wyższego

szczebla

wspominają pojawienie się „młodych wilków”, czyli osób tuż po studiach, które, przychodząc do pracy, od razu obejmowały wysokie, kierownicze stanowiska, bo znały język angielski, a często także zachodnie standardy pracy. Szefowie z zachodnich centrali pojawiali się rzadko i zdobywali często przychylność Polaków – czy to amerykańską bezpośredniością, czy to koreańską etyką pracy. „Młode wilki” wraz z polskimi kierownikami wykonywały brudną robotę w imieniu koncernów. Niektórzy rozmówcy komentowali, że celem takiej polityki było pozyskiwanie ludzi „nieskażonych” socjalistycznymi nawykami pracy, dających

się

łatwo

wdrożyć

w

kapitalistyczne

reguły

zarządzania

przedsiębiorstwem. Na wielu stanowiskach oczywistymi atutami były znajomosć języków obcych, zdolność szybkiego zdobywania nowych umiejętności i brak lęku przed nowymi technologiami, które intensywnie wprowadzano w ramach komputeryzacji i automatyzacji. Jednak istotnym argumentem za zwolnieniami osób starszych było kryterium posiadania alternatywnego źródła dochodu – wprowadzonych wtedy wcześniejszych czy pomostowych emerytur. To rozwiązanie prawne spowodowało zmianę


kohorty czujących się w pełni sił zawodowych pięćdziesięciolatków w emerytów z przymusu. Krytykując dyskryminującą ze względu na wiek politykę kadrową, rozmówcy sięgali po język kapitalistycznej organizacji pracy, w której centrum, zgodnie z tym, co słyszeli, stoi człowiek i „kapitał ludzki”. Według tej logiki oczekiwali dostrzeżenia wartości starszych pracowników w

ich

zaangażowaniu,

lojalności,

przywiązaniu

do

firmy

i

marki,

identyfikacji z zakładem i całą wspólnotą pracowniczą, lojalności, a także w doświadczeniu zawodowym, wiedzy merytorycznej i instytucjonalnej. Utrata pracy uderzała nie tylko w dobrostan ekonomiczny, ale także w

poczucie

własnej

godności.

Wielu

zwalnianych

pracowników

podkreślało, że chcieli pracować, byli gotowi do zmian i adaptacji, że w toku swojej całej kariery zawodowej zawsze byli do dyspozycji czy że nigdy nie chodzili na zwolnienia lekarskie. Kryteria te przegrywały jednak z nie do końca jasną dla nich logiką zwolnień, co powodowało żal, rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości, które przewijają się na wielu stronach poniższej książki: Ile razy szef produkcji mówi, czy przyjdę w sobotę, żeby sprzątać. Ja zawsze szłam […]. To potem w szatni się śmiali, że mam jedno dziecko i się nie mogę roboty najeść, że i w soboty chodzę. Taka zazdrość. Jak te zwolnienia były, to ja byłam przekonana, że jeżeli ktoś nie odmawia i zawsze idzie, to jest jakby trochę pod ochroną pracownik, że można na niego liczyć. A okazało się, że niestety to nie miało w ogóle żadnego wpływu. Miałam właśnie o to żal. (Sława, zakład zanonimizowany)

Pozbywaniu się ludzi z przedsiębiorstw towarzyszyły zmiany w przestrzeni społecznej zakładów pracy. Często pozwalano wykupywać na własność mieszkania po preferencyjnych cenach, prowadziło to jednak do tego, że pracownicy przestali mieszkać tak gromadnie i blisko siebie jak niegdyś. Sprzedawano lub odstępowano magazyny, ośrodki wczasowe, przychodnie, szkoły

przyzakładowe,

przedszkola

i

żłobki,

które

były

kolejnymi


przestrzeniami wspólnego życia. Jeden z dyrektorów nazwał ten proces „oczyszczaniem firmy z winogron”; inni nazywali dosadniej: cięciem przedsiębiorstwa na kawałki. Likwidowano pokoje socjalne, świetlice, kluby i inne pomieszczenia służące niegdyś budowaniu relacji społecznych. Po tych zmianach okazywało się, że nie ma już miejsca na prowadzenie radiowęzła

czy

przechowywanie

przedmiotów

służących

rekreacji

i wspólnemu spędzaniu wolnego czasu. W gwałtownym przebiegu owej redukcji ludzi i przestrzeni leży sedno reorganizacji

społecznej

czasów

transformacji.

Skończył

się

świat,

w którym pracownicy wyrośli i który nadawał dotąd sens ich zawodowym karierom i społecznej tożsamości. Osłabieniu uległy relacje społeczne, przyjaźnie, systemy wzajemnego zaufania. Rozpad więzi międzyludzkich to temat, wokół którego zbudowana jest druga narracja o transformacji, snuta czasem w kontrze, a czasem równolegle

do

narracji

sukcesach.

Centralnymi

modernizacyjnej kategoriami

i

opowieści

narracji

o

ekonomii

rynkowych moralnej

„nerwówka”, niepewność i rywalizacja. Na niemal wszystkich szczeblach pracowniczych pojawiały się nowe wymagania: dotyczące nauczenia się języka obcego czy obsługi komputera, opanowania nowych technologii produkcji, rozliczania się i sprawozdawczości. W atmosferze zagrożenia utratą pracy i niepewności jutra sprostanie tym wymaganiom było nie tylko zaproszeniem do rozwoju, ale testem, który trzeba było zdać jak najlepiej, aby przetrwać. Pracownicy opowiadają o coraz większej konkurencji i rywalizacji między sobą, a także o konkurowaniu z nowymi, młodymi kadrami,

co

donoszeniem

przybierało i

formę

krytykowaniu

„wyścigu

siebie

szczurów”;

nawzajem,

by

o

lęku

przed

uchronić

swoje

stanowisko; o silnym stresie. Ci, którzy wyzwaniom sprostali, przyznają się do autoeksploatacji: „[...] doszłam do takiego stanu, że o dziewiątej byłam


w pracy, a wychodziłam tak druga, trzecia, czwarta nad ranem. I tak siedem dni w tygodniu” (Lucyna, Wedel); „Dzwoniła sekretarka, że ja mam czekać tam do ósmej wieczór, bo pan Robinson będzie chciał ze mną rozmawiać. Czekałam, przecież jakbym nie czekała, tobym nie pracowała” (Alicja, Wedel); „Który zwątpił w siebie i nie dał rady, ten kończył na innym dziale albo na ulicy. Trzeba było dać z siebie wszystko” (Konstanty, Wedel). Utrzymywanie więzi było coraz trudniejsze z powodu ograniczania rozrywek organizowanych lub wspieranych przez zakład – licznych kółek i

sekcji

podróżniczych,

zakładowych

wędkarskich,

wycieczek,

na

sportowych

przykład

i

innych,

kojarzonych

z

a

także

czasami

socjalistycznymi grzybobrań. Nowa formuła wyjazdów integracyjnych czy obchodzenia ważnych świąt odbierana była często jako narzucona odgórnie i powierzchowna, pozbawiona elementu swobody i samoorganizacji. Pracownicy poddawani byli nowym technikom dyscyplinowania, które utrudniały podtrzymywanie relacji społecznych. Kontrola robotników stała się dużo bardziej bezpośrednia: zakazywano rozmów przy produkcji, trudniejsze stało się swobodne poruszanie się po fabryce, wzmagano kontrolę czasu pracy i jej rytmu. „Tam byli tacy kontrolerzy. Żeby on jeszcze dyrygował, toby to można strawić. Ale on stanął na półpiętrze i patrzył. Jak w więzieniu”(Jagoda, zakład zanonimizowany). Pracownicy niższych

szczebli

administracji

również

doświadczali

modernizacji

przestrzeni, połączonej z nowymi formami kontroli, jak open space: „Zero przytulności, stres, wszyscy na widoku. Rozdzieleni byliśmy tak: biuro techniczne – Koreańczycy – biuro ekonomiczne – Koreańczycy. Praca była pod ich okiem. Taka musztra” (Danuta, FSO). Więzi międzyludzkie były rozrywane przez wiele różnych sił: rosnącą rywalizację, strach i niepewność, pogarszającą się atmosferę, ograniczanie funkcji społecznych zakładu, reorganizację jego przestrzeni czy wzmożenie


pracy i autoeksploatacji, będące między innymi efektem ograniczania zasobów ludzkich w imię optymalizacji. Rozmówcy nie stronią także od ogólnych

refleksji

o

zmianie

społecznej

przejawiała

się

ona

w przestawianiu się ludzi na dbałość o interes własny i najbliższej rodziny, indywidualizacji form spędzania wolnego czasu, ale i zamykaniu się w swoich domach, braku czasu na utrzymywanie relacji towarzyskich czy braku przywiązania do miejsca pracy i współpracowników, wywołanym niepewnością zatrudnienia. Ważną rolę w wysłuchanych przez nas opowieściach odgrywają epizody z czasów socjalistycznych. Z jednej strony znajdujemy w nich wiele odniesień do niesprawiedliwości, dusznej atmosfery, biedy, donosicielstwa, rozmaitych upokorzeń czy wysokiej wypadkowości w okresie PRL-u. Z drugiej strony są to też pozytywne historie o relacjach towarzyskich, stabilności

pracy

czy

własnej

opowieści,

trudno

się

czasem

sprawczości. oprzeć

Wysłuchując

wrażeniu,

że

niektórych

socjalizm

lepiej

prezentuje się we wstecznym lusterku wspomnień, niż był odbierany w czasach, w których tłumy robotników protestowały przeciwko fatalnym warunkom pracy, brakom aprowizacyjnym i samowoli władzy. Strategii narracyjnych, które idealizują socjalizm, nie powinno się jednak zbyt łatwo zrównywać z tęsknotą za młodością. Robią to czasem nawet sami rozmówcy,

jakby

usprawiedliwiając

się

z

opowiadania

historii

wywołujących u nich pozytywne emocje. Sprawa wydaje się jednak bardziej skomplikowana. Po pierwsze rzeczywistość socjalistyczna była złożona, więc niekoniecznie zawsze mamy do czynienia z idealizacją przeszłości. Po drugie nostalgiczne wspomnienia nie tylko oznaczają rozpamiętywanie utraconego „złotego wieku”, ale także pełnią funkcję krytyki teraźniejszości, o czym uczy bardzo już bogata literatura na temat nostalgii w środowiskach postprzemysłowych[82]. Wiele z zamieszczonych


w tej książce fragmentów – opisów wyidealizowanej socjalistycznej przeszłości

wydobywa

przejrzystością,

stłumione

stabilnością,

tęsknoty

za

sprawiedliwością,

przewidywalnością,

mniejszymi

nierównościami płacowymi, towarzyskością, kreatywnością i sprawczością, których brakuje we współczesnym miejscu pracy. Innymi słowy, są świadectwem

zawiedzionych

nadziei

okresu

transformacji,

dlatego

traktować je można nie tyle jako opis realnych relacji społecznych w socjalizmie, ile jako krytykę praktyk postsocjalizmu i alternatywną wizję stosunków pracy, które nigdy nie zaistniały. Warto także zwrócić uwagę na wąski, acz kluczowy dla naszych zainteresowań badawczych, moment doświadczenia pracowników: sam proces

prywatyzacyjny.

Specyfika

opowieści

o

nim

wymyka

się

streszczonym wyżej obu narracjom, a jest ważnym wzorem wartości i

emocji

powiązanych

identyfikowały

się

ze

z

pamięcią

swoimi

o

transformacji

zakładami

pracy.

u

osób,

Odsłania

które się

tu

doświadczenie utraconej z biegiem czasu sprawczości kadry kierowniczej, związkowców i przedstawicieli rad pracowniczych, a także utraconego poczucia, że zakład jest „nasz”, i związanego z tym żalu. Historie o przemianach własnościowych szczególnie silnie obrazują ograniczenia strukturalne, w jakich przyszło funkcjonować tym, którzy czuli się za zakłady odpowiedzialni, jak również nieprzejrzystość procesów, które zachodziły w latach transformacji. W wywiadach wypowiadają się między innymi dyrektorzy i kierownicy najwyższego szczebla, którzy przeprowadzali zakłady przez przemiany prywatyzacyjne oraz kolejne restrukturyzacje, biorąc udział w niemal Schumpeterowskiej „kreatywnej destrukcji” systemu, jaki w przeszłości sami budowali. Ich kariery życiowe były związane z zakładami pracy przez dekady.

Nostalgiczne

opisy

starego

świata

mieszają

się

u

nich


z

wyjaśnieniami,

że

jego

upadek

był

konieczny

dla

przetrwania

i uzdrowienia fabryk, które musieli oddać w „obce ręce”. Niektórym do dzisiaj trudno jest w pełni pogodzić się z tym doświadczeniem. Noszą w sobie „zadrę”, jak ujął to jeden z dyrektorów, z którym kolejna korporacja rozwiązała w końcu umowę o pracę. Aby

w

pełni

przedstawiciele

zrozumieć

kadr

ich

opowieści,

kierowniczych

wraz

z

należy

pamiętać,

organami

że

samorządu

pracowniczego[83] przygotowywali się do urynkowienia gospodarki, w tym do procesów prywatyzacyjnych, już od drugiej połowy lat 80., bacznie śledząc poczynania elit politycznych w zakresie reform gospodarczych, a następnie reagując na dynamiczne zmiany po roku 1989. W toku tych procesów

prowadzili

oni

samodzielnie

rozmowy

i

negocjacje

z potencjalnymi inwestorami, niejednokrotnie podejmowane z własnej inicjatywy. Jednocześnie w związku z koniecznością adaptacji do nowej rzeczywistości

rynkowej

dokonywali

pierwszych

restrukturyzacji,

reorganizacji, inwestycji, a także cięć. W przypadku przedsiębiorstw wziętych pod uwagę w naszym projekcie, czyli przekształcanych w spółki skarbu

państwa

i

podlegających

prywatyzacji

z

udziałem

kapitału

zagranicznego, tracili oni sprawczość i decyzyjność najpierw na rzecz Ministerstwa właścicieli niezależności,

Przekształceń –

Własnościowych,

zagranicznych samodzielności,

inwestorów inicjatywy

w

a

następnie

strategicznych. działaniu

i

nowych Okres

planowaniu

przyszłości w niektórych przypadkach trwał bardzo krótko, ale jego wspomnienie i znaczenie dla oceny całości procesów prywatyzacyjnych z perspektywy czasu jest silne do dzisiaj. Zaangażowani

w

procesy

restrukturyzacyjno-prywatyzacyjne

podkreślali potrzebę pozyskania kapitału na modernizację przestarzałego parku maszynowego, co w warunkach wycofywania się państwa z pomocy


przedsiębiorstwom

i

braku

rodzimego

kapitału

było

związane

z koniecznością znalezienia inwestora z zagranicy. Zwracali także uwagę na potrzebę pozyskania wiedzy niezbędnej do funkcjonowania w gospodarce kapitalistycznej, finansów.

dotyczącej

Zdawali

sobie

sprzedaży, sprawę,

że

marketingu, po

zarządzania

zniesieniu

barier

czy

celnych

napływająca z zagranicy konkurencja nie da państwowym firmom taryfy ulgowej, i uznawali, iż niezbędne są szybkie działania. Spośród dostępnych im wówczas możliwości instytucjonalnych to prywatyzacja okazywała się sposobem na zdobycie kapitału i ratunek dla przedsiębiorstw, którym inaczej

groziłaby

kierowniczej

upadłość.

uważali

za

Z

tego

powodu

konieczną

jakąś

przedstawiciele formę

kadry

prywatyzacji,

a w niektórych zakładach początkowo opcję tę akceptowała większość załogi. Pytanie o najwłaściwszą formę prywatyzacji znacząco jednak różnicuje naszych rozmówców. W ich ocenach prywatyzacyjnych pojawiały się refleksje na temat alternatywnych form prywatyzacji, najczęściej możliwości utrzymania firmy w „rękach polskich”, dopuszczenia jedynie mniejszościowego udziału zagranicznego inwestora[84] lub prywatyzacji menedżersko-pracowniczej. Opowieści pracowników zaangażowanych w dyskusje i działania modernizacyjne

charakteryzuje

więc

napięcie

pomiędzy

pragnieniem

zachowania niezależności (samorządności) a potrzebą pozyskania kapitału i

technologii.

z

pierwszego

Dla na

niektórych rzecz

rozmówców

drugiego

była

konieczność

oczywista

i

rezygnacji

bezdyskusyjna.

Z perspektywy czasu świadomość skali środków i wiedzy, jakie wniósł globalny koncern, oraz ostatecznego sukcesu firmy wydaje się też utrudniać poważne traktowanie alternatywnych scenariuszy. Pozostaje jednak żal, że nie

dały

się

one

w

tamtych

warunkach

(jak

sądzą

rozmówcy)


urzeczywistnić. Jest on szczególnie obecny w firmach, które upadły, jak FSO. Natomiast

wielu

pracowników

niższego

i

średniego

szczebla,

wspominając swoje pierwsze reakcje na wieści o sprzedaży zagranicznemu inwestorowi, przywołuje raczej negatywne emocje: oburzenie na „sprzedaż dóbr rodowych” i niezrozumienie logiki nakazującej pozbywanie się dobrze prosperujących zakładów. Te emocje były ciągle zauważalne w czasie prowadzonych przez nas wywiadów, po dwóch dekadach, które upłynęły od prywatyzacji, zarówno u tych rozmówców, dla których prywatyzacja oznaczała zmianę jednoznacznie negatywną – jak dla jednego z nich, który określił ten proces zwięźle i dosadnie: „miało być pięknie, a wyszedł szmelc” (wywiad niepublikowany, Wedel) – jak i u tych, którzy późniejsze zmiany oceniają mniej jednoznacznie. Przeprowadzone rozmowy wskazują także, iż wiedza o zachodzących procesach gospodarczo-prawnych, poza wąskim gronem zaangażowanych w nie pracowników (kierownictwa, przedstawicieli ciał pracowniczych, związkowców),

była

i

jest

do

tej

pory

raczej

niewielka.

W wielu

opowieściach kolejne etapy prywatyzacji i restrukturyzacji zlewają się w

jedną

całość,

która

niejednokrotnie

nazywana

jest

po

prostu

„prywatyzacją”, choć kryją się pod nią zmiany przeprowadzane przez różnych dyrektorów, rząd i kolejnych właścicieli, czyli szersze procesy wchodzenia zakładów pracy w obieg gospodarki kapitalistycznej. Trudno się temu dziwić, zważywszy na szalone tempo zmian ekonomicznych i prawnych sięgających samych podstaw: kwestii własności, stosunków władzy, znaczenia przedsiębiorstw i roli pracowników. Fakt, że po upływie tak długiego czasu pracownicy wyrażają żal, rozgoryczenie, złość, a także mówią o niezrozumieniu przyczyn i logiki pewnych procesów, jasno pokazuje, iż jest to temat, który nie został społecznie przepracowany,


umykając uwadze w pędzie za wyobrażeniem kapitalistycznego świata dobrobytu i „normalności”. *** Cięcia to zbiór opowieści o socjalistycznej i kapitalistycznej modernizacji, o prywatyzacji i restrukturyzacji, a także o kształtowaniu się świadomości tych procesów i zmieniającej się w czasie ich ocenie. Odsłaniają one zmiany, jakie dokonały

się w więziach

społecznych,

jednostkowych

i zbiorowych biografiach – i jakie wciąż się dokonują w pamięci potocznej, będącej próbą ich rekonstruowania i nadawania im sensu. To książka o wariantach rozumienia socjalistycznej i kapitalistycznej rzeczywistości, o zróżnicowanych wartościach i koncepcjach określających, czym jest przedsiębiorstwo

i

jego

społeczna

funkcja,

jaka

jest

w

nim

rola

pracowników, autorytetów i tradycji. Mówiona historia transformacji to także wielowątkowa opowieść o nadawaniu sensu pracy, poszukiwaniu sprawczości i godności, zagrożeniu utratą pracy i tożsamości lokalnej. Opowieści naszych bohaterów i bohaterek pozwalają odczuć fizyczny ciężar pracy w czasach socjalistycznych, ale i fascynację postępem technologicznym, a jednocześnie atmosferę życia codziennego naznaczoną sentymentem dla lat młodości. Dają wgląd w codzienne wymiary i życiowe konsekwencje przemian organizacji pracy: jej uelastyczniania, zmiany sposobów wartościowania i oceniania pracowników czy wzorców karier. Opowiadają

o

zmianach

form

towarzyskości

i

obyczajowości.

Pod

powierzchnią anegdot o zmianach estetyki i standardów BHP kryją się przemiany kultury pracy i bycia. W warstwie faktograficznej zaś czytelnicy odnajdą w tej książce wiele historii i refleksji dotyczących roli polskich kadr

kierowniczych

i

związków

zawodowych

w

procesach

restrukturyzacyjnych czy historii pierwszej i drugiej „Solidarności”.


Choć wywiady w formie, w jakiej znajdują się w książce, są jedynie fragmentami nieraz wielogodzinnych wspomnień, a ich wybór wiąże się z pozostawieniem w archiwach czterokrotnie większego zasobu opowieści, to zawarty w Cięciach materiał dotyka w naszym przekonaniu istoty transformacji, której omówienie mogłoby stanowić treść osobnej książki. Chcemy jednak przede wszystkim oddać głos uczestnikom tej wielkiej zmiany, bo opowiadają o niej lepiej, niż może to zrobić ktokolwiek inny. Ułożyłyśmy te historie w rozdziały, które wprowadzają w mikroświaty czterech zakładów produkcyjnych: Wedla, Celulozy w Świeciu, Stomilu w Olsztynie i FSO. Pierwsze trzy zakłady przetrwały i osiągnęły rynkowy sukces, FSO upadła po latach walki o przetrwanie. Nasi rozmówcy to w większości ludzie, którym udało się nie wypaść z pędzącego pociągu – przynajmniej nie od razu. Dlatego też poprzedzamy przedstawione studia przypadków

wywiadem

z

pracownicami

zanonimizowanego

przedsiębiorstwa z brażny chemicznej, które nie miały tyle szczęścia. Uzupełnieniem są nota metodologiczna, historie przedsiębiorstw, które znalazły się w tym tomie, oraz podstawowe dane statystyczne ilustrujące zmiany w zatrudnieniu i przemyśle po 1989 roku. Chciałybyśmy, aby książka ta przyczyniła się nie do kolejnych rozliczeń transformacyjnych, ale do próby rozmowy o różnych porządkach i światach przeżywanych transformacji, rozmowy naznaczonej empatią dla ludzi uwikłanych w jedną z najszybszych zmian społecznych w historii Polski.

[8] Daniel Bell, The Coming of Post-Industrial Society, Basic Books, New York 1973. [9] Ash Amin (red.), Post-Fordism: A Reader, Blackwell Publishers, Oxford 1994. [10] Claus Offe, Disorganized Capitalism: Contemporary Transformations of Work and Politics, The MIT Press, Cambridge 1985. Scott Lash, John Urry, The End of Organized Capitalism, Polity Books, Cambridge 1987.


[11] David Harvey, The Condition of Postmodernity, Blackwell Publishers, Cambridge–Malden 1989. [12] Richard Sennett, Kultura nowego kapitalizmu, przeł. Grzegorz Brzozowski, Karol Osłowski, Muza, Warszawa 2009. [13] Outsourcing to przekazywanie części zadań przedsiębiorstwa zewnętrznym wykonawcom, offshoring zaś – wykonawcom ulokowanym poza granicami kraju. [14] Na przykład metodę odchudzonego zarządzania (ang. lean management), wywodzącą się z technik stosowanych przez Toyotę, pioniera elastycznych rozwiązań. [15] Jeremy Rifkin, Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej, przeł. Ewa Kania, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001. [16] Katy Shaw, Mining the Meaning: Cultural Representations of the 1984-5 UK Miners’ Strike, Cambridge Scholars Publishing, Newcastle 2012. [17] Gøsta Esping-Andersen, Trzy światy kapitalistycznego państwa dobrobytu, przeł. Kazimierz Frieske, Difin, Warszawa 2010. Peter A. Hall, David Soskice (red.), Varieties of Capitalism. The Institutional Foundations of Comparative Advantage, University Press, Oxford 2001. [18] Dorothee Bohle, Béla Greskovits, Capitalist Diversity on Europe’s Periphery, Cornell University Press, Ithaca-London 2012. [19] Historycznie rzecz biorąc, w inwestycjach zagranicznych zawsze największy udział miały kraje

kapitalistycznego

rdzenia.

W

ostatnich

dekadach

wzrosły

ich

inwestycje

w

krajach

rozwijających się, ale także firmy z takich krajów zaczęły przodować w bezpośrednich inwestycjach zagranicznych w określonych regionach, jak firmy chińskie w Afryce. Ambiwalencję ocen i wskaźników pokazują m.in.: Mohammad Amin Almfraji, Mahmoud Khalid Almsafir, Foreign Direct Investment and Economic Growth Literature Review from 1994 to 2012, „Social and Behavioral Sciences” 2014, t. 129; Alfred D. Chandler, Bruce Mazlish (red.), Leviathans: Multinational Corporations and the New Global History, Cambridge University Press, Cambridge 2005; Riccardo Crescenzi, Simona Iammarino, Global Investments and Regional Development Trajectories: the Missing Links, „Regional Studies” 2017, t. 51, nr 1, s. 97–115; Martin Heidenreich, The Social Embeddedness of Multinational Companies: A Literature Review, „Socio-Economic Review” 2012, t. 10, nr 3; Richard H. Robbins, Globalne problemy a kultura kapitalizmu, przeł. Sławomir Dymczyk, Pro Publico, Poznań 2006 [1999], s. 83–138, 262–296, 384–523. [20] Janina Pach, Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w świetle bezpieczeństwa ekonomicznego na przykładzie Polski w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2001. [21] Nina Bandelj, From Communists to Foreign Capitalists: The Social Foundations of Foreign Direct Investment in Postsocialist Europe, Princeton University Press, Princeton 2007, s. 46. [22] Michał Buchowski, Czyściec, dz. cyt., s. 25.


[23] Adam Leszczyński, Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943– 1980, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013, s. 349–363. [24] Za: Wojciech Morawski, Próby reform realnego socjalizmu (gospodarka PRL 1956––1989), [w:] Internetowy Polski Słownik Biograficzny, bit.ly/2MbD138 (dostęp: 23 sierpnia 2019). [25] Mariusz Gulczyński, Teoria konwergencji kapitalizmu i socjalizmu, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy KC PZPR, Warszawa 1974; Walter Gillis Peacock, Greg A. Hoover, Charles D. Killian, Divergence and Convergence in International Development: A Decomposition Analysis of Inequality in the World System, „American Sociological Review” 1988, t. 53, nr 6, s. 838–852; Piotr Sztompka, Socjologia zmian społecznych, Znak, Kraków 2005, s. 134–135; Jan Tinbergen, Do Communist and Free Economies Show a Converging Pattern?, „Soviet Studies” 1960–1961, t. 12, s. 333–341. [26] Klientelistyczne struktury, konflikty w przemyśle, negocjacje i blokady artykulacji interesów były tematem wielu badań socjologicznych z lat 70. i 80. Zob. Wiesława Kozek, Reformy gospodarcze a społeczeństwo, Uniwersytet Warszawski, Warszawa 1989; Witold Morawski (red.), Gospodarka i społeczeństwo. Wartości i interesy załóg przemysłowych, Uniwersytet Warszawski, Warszawa

1986;

Andrzej

Rychard,

Władza

i

interesy

w

gospodarce

polskiej

u

progu

lat

osiemdziesiątych, Oficyna Naukowa, Warszawa 1995; Jadwiga Staniszkis, Patologie struktur organizacyjnych. Próba podejścia systemowego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1972; Jacek Tarkowski, Patroni i klienci, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1994. [27] János Kornai, Niedobór w gospodarce, przeł. Urszula Grzelońska, Zofia Wiankowska, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1985. [28] Edmund Wnuk-Lipiński, Dimorphism of Values and Social Schizophrenia: A Tentative Description, „Sisyphus” 1982, nr 3, s. 81–89; Elżbieta Tarkowska, Jacek Tarkowski, „Amoralny familizm”, czyli o dezintegracji społecznej w Polsce lat osiemdziesiątych, [w:] Edmund WnukLipiński (red.), Grupy i więzi społeczne w systemie monocentrycznym, Instytut Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1990, s. 37–69. [29]

Zob.

np.

Elizabeth

Dunn,

Prywatyzując

Polskę.

O

bobofrutach,

wielkim

biznesie

i restrukturyzacji pracy, przeł. Przemysław Sadura, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008; Katherine Verdery, What was Socialism, and What Comes Next? Princeton University Press, Princeton 1996; Janine Wedel, Prywatna Polska, przeł. Sergiusz Kowalski, Trio, Warszawa 2007. [30] Małgorzata Mazurek, Społeczeństwo kolejki. O doświadczeniach niedoboru 1945–1989, Trio, Warszawa 2010. [31] Dla porównania: w 1980 r. GUS odnotował 113 477 wypadków w przemyśle, w tym 569 śmiertelnych, a po dekadzie transformacji, w 2000 r., 38 271, w tym 161 śmiertelnych. Za: Rocznik Statystyczny Pracy 1986, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 1987; Rocznik Statystyczny Pracy 2001, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2002.


[32] Pomiędzy 1948 i 1980 rokiem wstąpiło do partii ponad 4,3 mln osób, w tym ponad 2,3 mln robotników. Zob. Jędrzej Chumiński, PZPR a ruch zawodowy, [w:] Dariusz Stola, Krysztof Persak (red.), PZPR jako machina władzy, Instytut Pamięci Narodowej, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2012, s. 265. [33] Widać to także w ilościowych badaniach Piotra T. Kwiatkowskiego, Pamięć zbiorowa społeczeństwa polskiego w okresie transformacji, Scholar, Warszawa 2008, s. 348. [34] Spadek produkcji przemysłowej w 1979 r., wyniósł 2 proc., w 1980 – 4,5 proc., w 1981 – 15 proc. Zob. Andrzej Jezierski, Cecylia Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Key Text, Warszawa 1998, s. 498. [35] Samorząd pracowniczy istniał w Polsce bezpośrednio po II wojnie światowej oraz w latach 1956–1957; jego przywrócenie dokonało się na mocy Ustawy z dnia 25 września 1981 r. o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego. [36] Wcześniej jedyną dozwoloną formą inwestowania w Polsce były tak zwane firmy polonijne – przedstawicielstwa przedsiębiorstw zagranicznych w Polsce, działające pod kontrolą państwowych central handlu zagranicznego. Firmy polonijne mogły operować jedynie w sektorach uznawanych za mniej newralgiczne: turystyce, hotelarstwie czy handlu. [37]

Spółki

o

kapitale

mieszanym

były

ograniczone

do

przedsiębiorstw

państwowych

i spółdzielni, co miało pozwolić na zachowanie kontroli państwa nad ich działalnością przy jednoczesnym wzroście efektywności. Przepisy pozwoliły jednak na obejmowanie przez obywateli spoza Polski stanowisk zarządczych w przedsiębiorstwach i skróciły proces uzyskiwania pozwoleń na działalność gospodarczą w kraju. Wprowadzono także zasadę zwolnienia z podatków dla firm z kapitałem zagranicznym przez pierwsze lata działalności w Polsce. Zob. Patrick ArtisienMaksimenko (red.), Multinationals in Eastern Europe, St. Martin’s Press, New York 2000, s. 153; Jan Drahokoupil, Globalization and the State in Central and Eastern Europe: The Politics of Foreign Direct Investment, Routledge, London–New York 2009, s. 49; Csilla Hany, Foreign Direct Investment in Central Eastern Europe: Some Lessons for Poland from Hungary „Intereconomics” 1995, t. 30, nr 1, s. 36–43; Bożena Popowska, Ewolucja prawa o inwestycjach zagranicznych, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny” 1993, t. 55, nr 1, s. 49. [38] Rozporządzenie Rady Ministrów z 8 lutego 1988 r. Pozwolenie na przekazywanie majątku przedsiębiorstw państwowych do spółek oraz możliwość dzierżawy majątku przedsiębiorstw państwowych

przez

osoby

prywatne

zostały

potwierdzone

zapisami

„specustawy”

(Ustawy

o niektórych warunkach konsolidacji gospodarki narodowej) z 1989 r. [39] Ustawa z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej. [40] Źródła podają liczby od 100 do 40 tys. tak powstałych firm, zob. Andrew Berg, The Logistics of Privatization in Poland, [w:] Olivier Jean Blanchard, Kenneth A. Froot, Jeffrey D. Sachs (red.), The Transition in Eastern Europe, t. 2: Restructuring, University of Chicago Press, Chicago 1994, s. 83.


[41] Tadeusz Kowalik, www.polskatransformacja.pl, Muza, Warszawa 2009, s. 152. Od 1991 r. prywatyzacja nomenklaturowa powoli znika, ustępując miejsca prywatyzacji leasingowej, również umożliwiającej przejmowanie przedsiębiorstw państwowych przez kadrę kierowniczą. [42]

W

tej

kluczowej

z

perspektywy

wprowadzania

ram

prawnych

dla

procesów

prywatyzacyjnych ustawie przewidywano m.in. przekazanie załodze i kierownictwu w dzierżawę aktywów i pasywów przedsiębiorstwa, co wzmacniało ich potencjał kontroli nad zakładem pracy. [43] Zalecane przez USA warunki polityki pomocowej, przedstawione pierwotnie przez amerykańskiego ekonomistę Johna Williamsona pod koniec lat 80. XX wieku w kontekście wsparcia krajów

Ameryki

Łacińskiej.

W

latach

90.

stała

się

kanonem

polityki

gospodarczej

Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Światowego. [44] W pierwszych całkowicie wolnych wyborach parlamentarnych w 1991 r. startowało ponad 100 partii politycznych i z uwagi na brak progu wyborczego 29 z nich dostało się do parlamentu. [45] Zmniejszono też minimalny próg inwestowania: z 50 tys. dolarów do 1000 dolarów w przypadku spółek z ograniczoną odpowiedzialnością i 26 tys. dolarów dla spółek akcyjnych (Dz.U. 1991, nr 60, poz. 253). [46] Zob. np. Agnieszka Dobroczyńska, Leszek Juchniewicz, Sława Snopek, Prywatyzacja kapitałowa w Polsce, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 1998; Janina Witkowska, Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Europie Środkowo-Wschodniej, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1996. [47] Ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, wprowadzona w życie w kwietniu 1997 r. [48] Szczegółowe omówienie zob. Piotr Kozarzewski, Stefan Krajewski, Ryszard Majak, Przekształcenia własnościowe w latach 1990–1998 w świetle prawa i danych statystycznych, [w:] Maria Jarosz (red.), Dziesięć lat prywatyzacji bezpośredniej, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2000, s. 27–56. [49] Katarzyna Kokocińska, Zmiana pozycji załogi przedsiębiorstwa państwowego w procesie komercjalizacji i prywatyzacji, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny” 1998, t. 60, nr 2, s. 33–44. [50] Do powołanego w 1990 r. ministerstwa zrekrutowano wielu Polaków powracających do kraju z emigracji oraz zagranicznych ekspertów, zob. Elizabeth de Boer-Ashworth, Global Political Economy and Post-1989 Change. The Place of the Central European Transition, Palgrave 2000, s. 83. [51] Kolejni ministrowie odpowiedzialni w pierwszej dekadzie za transformację to Waldemar Kuczyński (1990–1991) w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Janusz Lewandowski (1991) w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego, Tomasz Gruszecki (1991–1992) w rządzie Jana Olszewskiego, Janusz Lewandowski (1992–1993) w rządzie Hanny Suchockiej, Wiesław Kaczmarek (1993–1996)


w rządach Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego, Mirosław Pietrewicz (1996–1997) w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza oraz Emil Wąsacz (1997–2000) w rządzie Jerzego Buzka. [52] Powołana w 1989 r. pod nazwą Agencja do Spraw Inwestycji Zagranicznych, w 1992 r. przekształcona w Państwową Agencję Inwestycji Zagranicznych, a następnie, po 2003 r., kolejno w Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz Polską Agencję Inwestycji i Handlu. [53] Janine R. Wedel, Collision and Collusion: The Strange Case of Western Aid to Eastern Europe, Palgrave, New York 2001; Elizabeth Dunn, dz. cyt. [54] Csilla Hany, dz. cyt. [55] Zob. np. Ewa Sadowska-Cieślak, Znaczenie kapitału zagranicznego dla polskiej gospodarki, CASE, Warszawa 2000. [56] Jan Drahokoupil, dz. cyt. [57] Definicję prywatyzacji w tym podstawowym znaczeniu przedstawia Demetrius S. Iatridis: jest to „każde działanie publiczne mające na celu przekazanie prawa własności, kontroli, zarządzania zasobami,

akcjami

bądź

usługami”.

Prywatyzacja

„obejmuje

przesunięcie

zainteresowania

z publicznego interesu na zyski rynkowe i z publicznej do prywatnej produkcji dóbr i usług […], a

także

zmiany

w

zbiorowych

troskach

społeczeństwa,

włączając

w

to

relacje

władzy

i sprawiedliwość społeczną”. Zob. tegoż, A Global Approach to Privatization, [w:] Demetrius Iatridis, June Gary Hopps, Privatization in Central & Eastern Europe: Perspectives and Approaches, Greenwood Press, Westport 1998, s. 19. [58] Na podstawie ustawy o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych z lipca 1990 r. podpisano

akty

notarialne

komercjalizacji

pierwszych

siedmiu

spółek

przeznaczonych

do

prywatyzacji kapitałowej. Cztery z nich: Exbud Kielce, Śląska Fabryka Kabli, Huta Szkła w Krośnie oraz Próchnik Łódź (a także Tonsil Unitra) stanowiły pierwsze spółki sprywatyzowane w drodze oferty publicznej, które były notowane na nowo powstałej Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie (notowanie z 16 kwietnia 1991 r.). [59] Spadek liczby państwowych przedsiębiorstw przemysłowych w latach 1990–2012 ilustruje wykres nr 1. Zob. aneks Dane statystyczne, tu i następne odniesienia do wykresów i tabel. [60] Zob. wykres nr 2. W pozostałych przypadkach następowały upadłości, łączenia i podziały przedsiębiorstw państwowych, natomiast państwowe gospodarstwa rolne (tzw. PGR-y) zostały zlikwidowane, a ich majątek przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (potem pod nazwą Agencja Nieruchomości Rolnych). [61] Prywatyzacja bezpośrednia polega na rozporządzeniu wszystkimi składnikami materialnymi i niematerialnymi majątku prywatyzowanego przedsiębiorstwa państwowego poprzez sprzedaż, wniesienie mienia przedsiębiorstwa do spółki, oddanie przedsiębiorstwa do odpłatnego korzystania; często nazywana jest prywatyzacją menedżersko-pracowniczą. W niektórych typologiach obejmuje również likwidację przedsiębiorstwa. Prywatyzacji bezpośredniej podlegać mogły spółki, w których


zatrudnienie w roku poprzedzającym rok wydania zarządzenia o prywatyzacji nie przekraczało 500 osób. Stosowało się ją wobec przedsiębiorstw znajdujących się w słabszej kondycji ekonomicznej. [62] Piotr Kozarzewski, Prywatyzacja w Polsce w perspektywie porównawczej. Wyniki ilościowe i

jakościowe,

[w:]

przedsiębiorstwach:

Barbara własność,

Błaszczyk,

Piotr

restrukturyzacja,

Kozarzewski efektywność,

(red.), Centrum

Zmiany Analiz

w

polskich

Społeczno-

Ekonomicznych, Warszawa 2007, s. 48. [63] Jednocześnie prawie 2 tys. zlikwidowano, a blisko 2,3 tys. sprzedano w trybie prywatyzacji bezpośredniej. Udział poszczególnych typów prywatyzacji w całym procesie ilustruje wykres nr 3. [64] Listę zakładów państwowych funkcjonujących w 1988 r. opublikował zaledwie kilka lat temu zespół Andrzeja Karpińskiego, bo dysponował rejestrem kart perforowanych przedsiębiorstw z czasów centralnego planowania – jedynym dość pełnym źródłem wiedzy o firmach, z którymi Polska weszła w kapitalizm (Andrzej Karpiński, Stanisław Paradysz, Paweł Soroka, Wiesław Żółtkowski, Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce: losy po 1989 roku zakładów

zbudowanych

podporządkowanych

w

PRL-u,

Muza,

Warszawa

2013).

Wiele

zakładów

było

urzędom wojewódzkim, które wydawały część zgód prywatyzacyjnych,

natomiast rząd nie prowadził ich centralnego rejestru (zob. Bartek Godusławski, Prywatyzacyjne fakty i mity. Do dzisiaj nie wiemy, ile firm sprzedaliśmy, „Gazeta Prawna”, 24.11.2017). Najwięcej wiadomo o prywatyzacjach prowadzonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa, ale, jak wskazuje Kozarzewski, i w tych wypadkach występują rozbieżności z danymi GUS (Piotr Kozarzewski i in., dz. cyt., s. 39). [65] Juliusz Gardawski (red.), Polacy pracujący a kryzys fordyzmu, Scholar, Warszawa 2009. [66] Rocznik Statystyczny Przemysłu, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 1989. [67] Liczba zatrudnionych w przemyśle w latach 1980 oraz 1990–2012 zob. wykres nr 4. [68] Po kilku latach względnej stabilności grupa pracowników przemysłu skurczyła się między 1997 a 2003 r. o 0,5 mln, osiągając poziom około 3 mln zatrudnionych, który utrzymywał się przez kolejną dekadę. [69] Według GUS z 5464 przedsiębiorstw i zakładów zatrudniających powyżej 50 osób w 1990 r. do około 9 tys. takich podmiotów w 1997 r. [70] Udział nieco mniejszych, zatrudniających od 500 do 1000 osób, spadł blisko trzykrotnie. Przedsiębiorstwa zatrudniające od 51 do 100 osób, które w roku 1990 stanowiły niecałe 15 proc., w 1997 stanowiły już prawie połowę wszystkich podmiotów w przemyśle. Ta dekoncentracja odbiła się również w zmianie struktury zatrudnienia wedle wielkości zakładu. W 1990 r. 62,5 proc. pracowników przemysłu pracowało w zakładach zatrudniających powyżej 1000 osób. W 1997 było to już prawie 20 proc. mniej (43,8 proc.). W tym samym czasie zatrudnienie w najmniejszych zakładach wzrosło z 2 do 9,3 proc., a licząc wraz z zakładami zatrudniającymi do 200 osób, z 6 do prawie 22 proc. Zob. wykresy nr 5 i 6.


[71] Ten wprowadzony jeszcze w latach 80. podatek, tzw. popiwek, w pierwszych latach transformacji był narzędziem antyinflacyjnym i pełnił funkcje dyscyplinujące wobec przedsiębiorstw państwowych, które charakteryzowały się przerostem zatrudnienia. Od 1991 r. nie dotyczył przedsiębiorstw prywatnych, więc tym bardziej czynił opłacalnym tworzenie prywatnych spółek na bazie majątku państwowego i zatrudnianie tam zwolnionych załóg. [72] Juliusz Gardawski, Robotnicy 1991: świadomość ekonomiczna w czasach przełomu, Friedrich Ebert Stiftung, Warszawa 1992, s. 183–185. [73] Od 1989 do 1993 r. powstały cztery koalicyjne rządy: Tadeusza Mazowieckiego (1989– 1990, początkowo jeszcze z PZPR, ZSL i SD), Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991), Jana Olszewskiego (1991–1992) i Hanny Suchockiej (1992–1993). Sytuacja zaczęła się stabilizować od drugiej kadencji Sejmu, kiedy wybory wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej, tworząc koalicję z Polskim Stronnictwem Ludowym, a w jej ramach rząd Waldemara Pawlaka (1993–1995), Józefa Oleksego (1995–1996) oraz Włodzimiera Cimoszewicza (1996–1997). Dopiero jednak w trzeciej kadencji, po wyborach wygranych przez Akcję Wyborczą Solidarność i zawiązaniu przez nią koalicji z Unią Wolności, rząd Jerzego Buzka przetrwał całe cztery lata (1997–2001; od 2000 r. jako mniejszościowy rząd AWS). [74] W porównaniu z 555 strajkami w latach 1990 i 1991. Zob. tabela nr 4. [75]

Frustracje

klasy

robotniczej

padały

z

czasem

ofiarą

tendencji

nacjonalistycznych

i populistycznych. David Ost, Klęska „Solidarności”. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, przeł. Hanna Jankowska, Muza, Warszawa 2007 [2005]. Zob. też: Don Kalb, Conversations with a Polish Populist: Tracing Hidden Histories of Globalization, Class, and Dispossession in Postsocialism (and Beyond), „American Ethnologist” 2009, nr 36 (2), s. 207–223; Don Kalb, Gábor Halmai (red.), Headlines of Nation, Subtexts of Class: Working Class Populism and the Return of the Repressed in Neoliberal Europe, Berghahn Books, New York 2011. [76] Juliusz Gardawski (red.), Polacy pracujący…, dz. cyt. [77] Zaufanie do związku zawodowego „Solidarność” spadło z 80 proc. w 1989 do 40 proc. w 1993 r. (CBOS, Społeczeństwo wobec działalności związków zawodowych, kwiecień 1993, bit.ly/2oipcb7, dostęp 15 września 2019). W roku 2001 tylko 18 proc. Polaków ufało związkom zawodowym (CBOS, Zaufanie do instytucji publicznych w Polsce, Czechach i na Węgrzech, styczeń 2001, bit.ly/31PjKLr, dostęp 15 września 2019); w tym samym roku tylko 6 proc. polskich pracowników

zadeklarowało,

zawodowego

(CBOS,

że

Zaufanie

w

razie

problemów

pracowników

do

w

pracy

związków

zwróciłoby zawodowych,

się

do

związku

sierpień

2001,

bit.ly/2qQGxsP, dostęp 15 września 2019). [78] W toku lat 90. poparcie dla prywatyzacji było zmienne, niemniej liczba jej przeciwników wyraźnie wzrosła z 8 proc. w 1990 r. do 35 proc. w roku 2000. Wówczas tylko 21 proc. dorosłych Polaków uważało prywatyzację za korzystną dla gospodarki. Do jej głównych beneficjentów zaliczano „cwaniaków” (53 proc.), kapitał zagraniczny (46 proc.), urzędników nadzorujących proces


prywatyzacji (40 proc.) i zarządy sprywatyzowanych przedsiębiorstw (36 proc.). Zob. CBOS, Opinie o przemianach własnościowych i obecności kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce, grudzień 2000, bit.ly/2o6yAih, dostęp 15 września 2019. [79] CBOS, Zaufanie pracowników do związków zawodowych, dz. cyt. [80] 6,4 proc. udziału w PKB, 13,6 proc. udziału w zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw i około 6 proc. ogólnego zatrudnienia w 2001 r. Zob. Janina Pach, dz. cyt., s. 167. Zob. tabela nr 3. [81] W Polsce 35 proc. badanych deklarowało brak zaufania, we Włoszech – 41 proc., w Argentynie – 45 proc., a w Rosji 50 proc. W tym samym czasie 24 proc. Polaków wykazywało brak zaufania do firm krajowych. Zob. CBOS, Zaufanie do rządu, przedsiębiorstw, ONZ i organizacji pozarządowych w 20 krajach świata, styczeń 2006, bit.ly/30LRFUa, dostęp 15 września 2019. [82] Zob. np. Stefan Berger, Industrial Heritage and the Ambiguities of Nostalgia for an Industrial Past in the Ruhr Valley, Germany, „Labor” 2019, nr 16(1), s. 37–64; Yiannis Gabriel, Organizational Nostalgia – Reflections on „The Golden Age”, [w:] Stephen Fineman (red.), Emotion in Organizations, Sage Publications, London 1993, s. 118–141; Tim Strangleman, The Nostalgia of Organisations and the Organisation of Nostalgia: Past and Present in the Contemporary Railway Industry,

„Sociology”

Wawrzyniak,

1999,

Nostalgia

jako

nr

33(4),

s.

narzędzie

725–746; krytyki

Karolina

transformacji.

Mikołajewska-Zając, Mit

dobrego

Joanna

właściciela

w opowieściach pracowników fabrycznych, „Przegląd Socjologii Jakościowej” 2016, t. 12, nr 2, s. 36–54; Joanna Wawrzyniak, Transforming Industry: On the Corporate Origins of Post-Socialist Nostalgia in Poland, [w:] Joachim von Puttkamer, Włodzimierz Borodziej, Stanislav Holubec (red.), From Revolution to Uncertainty: The Year 1990 in Central and Eastern Europe, Routledge, London 2019. [83] W przedsiębiorstwach, które uległy sprywatyzowaniu lub komercjalizacji, organy te były automatycznie rozwiązywane. [84]

W

niektórych

przypadkach

dokumenty

archiwalne

Ministerstwa

Przekształceń

Własnościowych pokazują, że po komercjalizacji przedsiębiorstwa na jego wniosek dalszy przebieg prywatyzacji, kontrolowany przez ministerstwo, wywoływał zdecydowany sprzeciw kierownictwa zakładu. Dotyczyło to przede wszystkim sprzedaży inwestorowi zagranicznemu większościowego, a nie – jak zakładano we wniosku o prywatyzację – mniejszościowego pakietu akcji, ale także między innymi wyceny przedsiębiorstwa. W spory angażowano posłów i dziennikarzy. Ostatecznie jednak to ministerstwo było stroną decydującą.


ZAKŁAD CHEMICZNY: POTEM JUŻ BYŁO TYLKO SZYBCIEJ Wywiad przeprowadzony z byłymi pracownicami zakładu z branży chemicznej w 2015 roku.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej


Spis treści: Okładka Karta tytułowa Wprowadzenie Doświadczenie i pamięć transformacji Neoliberalny kapitalizm i elastyczna korporacja Socjalistyczne modernizacje W poszukiwaniu kapitału Prywatyzacja jako narzędzie zmiany Pęknięta pamięć o transformacji: Kapitalistyczna modernizacja i rozpad więzi społecznych Zakład chemiczny: Potem już było tylko szybciej Tak swojsko To było nasze, to myśmy dbali, żeby był porządek Prywatyzacja: szybko, szybko, szybko! Zwolnienia: Z perspektywy czasu nie żałuję absolutnie Zakłady Wedla w Warszawie Dużo ludzi straciło pracę. Bo nie było innego wyjścia Wszyscy wiedzieli, kto ja jestem Do partii pani nie należy, i to jest ta rysa Założyliśmy „Solidarność” dlatego, że wszystko, co dotychczas było, nam nie odpowiadało To była ogromna zmiana, więc też musiały być koszty Nieraz te zwolnienia były na ślepy traf Kto starszy, to już się nie nadaje Co ich obchodzi Wedel albo jakieś pamiątki Jak przejrzałem trochę, jak ten Zachód na nas patrzy, to ochłonąłem


Radziliśmy sobie Miałem wytyczoną ścieżkę rozwoju Pod względem socjalnym myślę, że było idealnie Pomyślałem: a może ja w tej partii mógłbym coś zrobić? Byliśmy krótkowzroczni Wszystkie winogrona musieliśmy odciąć Bardzo było mi żal odejść Z firmą człowiek musi być związany To wszystko uzdatniało ludzi Była hierarchia, nie było przeproś Można było pojeść Cadbury, tak samo jak komuniści, nie lubiło zgromadzeń Trzeba było się wszystkiego nauczyć Zaczęła się walka, konkurencja Zabrakło mi jednego — adrenaliny Taki spięty każdy był, taki nerwowy, naprawdę było źle Szło się do pracy jak do drugiego domu Każda zajęta była swoim własnym życiem Te panie przyzwyczajone do czegoś innego to były w szoku Ja byłem na tyle elastyczny, że potrafiłem się przestawić Cała modernizacja Wedla w latach 70. przechodziła przez moje ręce Dbałość o pracownika Radykalizm nie zawsze jest zdrowy To była iluzja, że bylibyśmy w stanie sami zebrać fundusze Coraz mniej potrzebni Powiedziałam sobie, że trzeba nie dać się wysadzić z tego pociągu Ciekawe rzeczy, ciekawe eksperymenty Syrena: Myśmy wtedy zrobili wiele modernizacji i usprawnień


Prywatyzacja: Jak towar wystawiony na sprzedaż FritoLay w Grodzisku: Byliśmy szczęśliwi, że dopięliśmy Zakład w Rosji: Musiałam jeszcze więcej pracować Już nie ma tego przywiązania Idzie elita Kiedy wróciłem do zakładu, to już było PepsiCo Teraz bywam w pracy dwadzieścia cztery godziny na dobę Można się do wszystkiego przyzwyczaić Zaczęliśmy to przywiązanie do tradycji tracić Teraz nawet nie za bardzo jest gdzie i jak porozmawiać Największą wartością tego zakładu byli zawsze pracownicy Zakłady Celulozy i Papieru w Świeciu Dla mnie to jest Celuloza Awaria Świecie Na dyrektora się nie nadaje Ten zakład jest dany mi po to, żebym o niego się troszczył Zaczęły się te wszystkie porządkowania, żeby zmniejszyć koszty Niektórzy nie wytrzymali nowych porządków Nie chciałbym umrzeć przy biurku Awaria goniła awarię Prawie przy każdej awarii pojawiał się oficer Służby Bezpieczeństwa Z tym balastem nie damy rady Czy potrzebna nam jest prywatyzacja? Miałem misję do spełnienia Bezpieczeństwo można było postawić na najwyższym poziomie Jestem dumny, że pracuję w takiej grupie jak Mondi Nie załatwisz siostrze, nie załatwisz kuzynowi? Wszyscy pracowaliśmy w tej firmie. Rodzina była wszędzie


Co my z kobietami inżynierami zrobimy? Człowiek się tak panicznie bał. Ciśnienie biło rekordy Guinnessa Co ta stara kobieta tutaj robi? Przetrwałam Powrotu nie było, bo już młodsi byli. Każdy chciał pracować Fajnie było z początku Wtedy zaczęła się panika Na szczęście od Boga nie miałem żadnego wypadku w Celulozie Temperatury mieliśmy plus dwa, trzy stopnie Kiedy się skończy awaria? Po trzech tygodniach od awansu zainstalowano mi w domu telefon Wielka rodzina papierników „Solidarność” typowo robotnicza Marek, się nie martw… Oni tacy ważni się wtedy robili Ja cię nie zwalniam, to system cię zwalnia Aż łezka w oku się kręciła, że tam człowiek zaczynał Ja od was kupuję, ja wam płacę, a moja wiedza nie jest gorsza od waszej Każdy mój okres pracy miał znamiona dobra i zła W mieście mówiono: Och, ten z Celulozy, to jest bogacz Majster, ja chyba, kurde, nie będę dalej pracował Jako mistrz miałem więcej pracy, ale na tyle większą płacę, że jeździłem fiatem Były czasy, że czterdzieści procent budżetu gminy to były podatki z Celulozy Ja zainwestowałem i poczekałem Mnie nikt nie wyganiał


Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych „Stomil” I tak się uczyliśmy kapitalizmu… w boju Tworzymy wielki przemysł na Warmii i Mazurach Skoro moja firma mnie nie potrzebowała, to znalazłem sobie kogoś, kto mnie potrzebował Uczyliśmy się rynku w przyśpieszonym tempie Samotne żeglowanie jest w dzisiejszym świecie niemożliwe Świetny interes Element ludzki Perła w koronie wielkiego Michelin Był szok, że zostaniemy sprzedani Zrobiona ogromna robota, ale przed nami jeszcze więcej roboty Co to za miasto jest? Nie brakowało i pomysłów, i chęci, żeby realizować się w pracy Każda musiała umiejętnie łączyć wszystko Polska potrzebuje opon, towarzyszu Myśmy czuli, że pracujemy dla siebie Panie Michelin, ja nie mam tu co robić To była ciężka praca, ale do tej pracy się chodziło z radością Później to sobie chwaliłam, bo tam nie było źle Tak się utarło, że wszystkie należą, to czemu ja mam się wyłamywać Będziesz miała lżej W mojej pracy nic się zmieniło Trochę byłam zła, bo jeszcze chciałam popracować My po śladach najpierw musimy iść Słyszeliśmy, że wy tam kapitalistyczny system jakości wdrażacie Na ten pierwszomajowy pochód, no, chyba przyjdziecie? Nikt kierownikowi czy dyrektorowi nie liczył nadgodzin


Przedstawiciele załogi wybrali moją kandydaturę Fabryka to jest jak drużyna Giełda to było ryzyko, ale uznaliśmy, że nic gorszego nas spotkać nie może Ja to nazywałem operacją w szoku Czy to jest etycznie zatrudniać ludzi w niedzielę? Robienie czegoś, co nie daje zysku, jest bez sensu Koszty operacji Jak przyjechał Michelin, to on był szefem Gra różnych kultur W strukturach dużego koncernu To jest proces, którego się nie zatrzyma Nierodzinny system Ja się nie wybieram na wasz pochód Podwaliny już takiej, powiedzmy, nowoczesnej firmy Sprzedali. Mogliśmy gorzej trafić Wszystko się zmieniło Ale gdzie siedzi operator? Fabryka Samochodów Osobowych w Warszawie Za moich czasów właściwie nie było mowy o jakichś strajkach Partia w zasadzie miała wpływ głównie na sprawy personalne Gomułka odwiedzał nas ze trzy razy w roku Problemy jak zwykle są z zatrudnieniem i z kooperacją Nie było przykładów, żeby lew gryzł, ale widocznie się bali Mieczysław Wilczek nie miał pojęcia o motoryzacji zupełnie Do tej zmiany musiało dojść, bo inaczej byśmy żyli biednie Z powodu beznadziejności życia w Polsce nie byłem w stanie oglądać telewizji


We Włoszech oglądałem, jak wygląda strajk Poważny błąd Ta straszna beznadzieja Musiałem opanować prawo gospodarcze Modelowe wybieranie dyrektora Operacja likwidacji przedsiębiorstwa państwowego Musieliśmy się nauczyć tego stylu koreańskiego Banki były jak bąki Czasy tej firmy minęły, ona się zużyła historycznie Usiąść i płakać tylko Zacząłem wyjeżdżać na praktyki do Fiata, do Turynu Wszyscy dostawali po tyłku za niewykonanie zadań planowych, a nie jakościowych Czystość była absolutna Pozostały ruiny, gruzy Kto szanował konstrukcję, to przetrwał Zaczęła podupadać konstrukcja, bo wzięliśmy licencję Fiata Znowu można było poczuć sympatię dla konstruktorów Bez przerwy się pyta człowieka, czy już zdecydował się zwolnić Wolę być szarym człowiekiem do roboty Haniu, ty chyba przynosisz jakieś nielegalne pisma Była taka radość, taka euforia, że nareszcie nie ma tej komuny Praca była nienormowana, od rana do nocy, ciągłe wyjazdy w delegacje Nie ma sensu się spalać Mnie interesowała Praga, ten nasz grajdoł Ja myślałem, że prywatyzacja to nie wyprzedaż Państwo w państwie


Fabryka miała złą opinię Było koleżeństwo Większość ludzi myślała, że to będzie pyk i zmieni się Polska Koledzy moi zwrócili się do mnie, żebym reprezentował interesy pracowników Bardzo dobrze nam się żyło za Koreańczyka Taki zakład, a został zniszczony praktycznie Koreańczyk tutaj niewiele wniósł Mój honor nie pozwala, żebym należał do partii Organizowali w Pałacu Kultury spędy jak za czasów głębokiej komuny Jakoś tam wyszliśmy na swoje Każdy chciał zachować swoje stanowisko pracy, więc była walka szczurów Atmosfera jeszcze wtedy była normalna Zaczęły chodzić słuchy, że będą zwolnienia grupowe Stabilność daje poczucie bezpieczeństwa Historie prywatyzacji Zakłady Wedla w Warszawie. Transakcja pokazowa Zakłady Celulozy i Papieru u Świeciu. Lokalny potentat Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych „Stomil. Unik przed monopolem Fabryka Samochodów Osobowych. Dobra oferta Dane statystyczne Nota metodologiczna Socjologia pracy, tranzytologia, antropologia postsocjalizmu Wybór przedsiębiorstw, metoda biograficzna, pamięć potoczna Podziękowania Główne akty prawne


Druki okolicznościowe Prasa Dane Głównego Urzędu Statystycznego Komunikaty z badań Centrum Badań Opinii Społecznej (CBOS) Raporty Niepublikowane raporty Opracowania Karta redakcyjna


Aleksandra Leyk, Joanna Wawrzyniak, Cięcia. Mówiona historia Warszawa 2020 Copyright © Aleksandra Leyk, Joanna Wawrzyniak, 2020 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2020 Wydanie pierwsze Recenzenci: dr hab. Adam Leszczyński, dr hab. Marcin Napiórkowski Redakcja: Magdalena Błędowska, Zofia Wieluńska Korekta: Magdalena Torczyńska | tekstem.pl Projekt okładki: Marcin Hernas | tessera.org.pl Zdjęcia na okładce: Agata Kubis Układ typograficzny: | manufaktu-ar.com Opieka redakcyjna: Patryk Walaszkowski

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą Narodowy Program Rozwoju Humanistyki w latach 2013–2018. Projekt nr 11H12021581 Od socjalistycznej fabryki do międzynarodowej korporacji. Archiwalna kolekcja narracyjnych wywiadów biograficznych z pracownikami przemysłu, realizowany przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

ISBN 978-83-66586-00-0


Seria Historyczna [38]

Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Jasna 10, lok. 3 00-013 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Na zlecenie Woblink

woblink.com plik przygotowała Katarzyna Rek


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.