KOFEINA 7.5 CZECH EDITION

Page 1

1


4

Michał Kmiecik - Czeski dramat nie istnieje

6

Kateřina Rudčenková

14

Ondřej BUDDEUS

26

Ondřej HOLUBEC

38

Jan TĚSNOHLÍDEK

48

Sára VYBÍRALOVÁ

60

Jan ZBOŘIL

84

DAVID ZÁBRANSKÝ

kofeina 7.5 numer czeski

2

3


4

5


Kateřina Rudčenková

Cztery pokoje lub urzekające historie erotyczne o zaskakującym rozwiązaniu

W hołdzie Samuelowi Beckettowi i jego powieści Watt w świetnym przekładzie Tomáša Míki

Schemat: Pokój północny – Berta i Lars Mansson (Szwecja) Pokój zachodni – Cecílie i Mirek Pokój południowy – Dorota i Ivo (Słowacja) Pokój wschodni – Agáta i Jonas Bakaitis (Litwa) Inne postaci: Gerhard (Niemcy) i pani Galloway (Szkocja) Piąty pokój onanistów (on-line) Bohaterowie bez przypisanego kraju są tutejsi. Posłuchajcie teraz, co wam powiem. Zameczek pośrodku leśnego parku jest spokojny tego roku. W okolicy znajdują się: polana otoczona drzewami, po której nikt nie spaceruje, kort tenisowy pokryty mączką ceglaną, na którym nikt nie gra, ognisko bez ognia, wokół którego stoją pieńki i siedziska, na których nikt nie siedzi, i nieduży wiejski basen, nieczynny jesienią i zimą, w którym nikt nie pływa. Jeśli chcemy się czegoś dowiedzieć o społeczeństwie, musimy zajrzeć do jego śmieci. Na szczęście nie osądzamy go według zapachu, który się z tych śmieci wydobywa, bo potem nie moglibyśmy o nim myśleć niczego dobrego. Musielibyśmy natomiast zwymiotować. Zatem obserwując odpady społeczeństwa z daleka, bez wdychania, możemy tworzyć o nim pewne złudzenia. Gdyby ktoś z was dzisiaj, dnia dwunastego października roku dwa tysiące trzeciego, oglądał w telewizji wiadomości, usłyszałby następujące informacje w takiej kolejności: „Atak samobójczy w Bagdadzie. W Teksasie lekarze rozdzielają bliźnięta syjamskie zrośnięte głowami. W pustostanach Vágonka rozprzestrzenia się epidemia czerwonki. Zwyciężczynią Wielkiej Pardubickiej została klacz Registana”. Czym różnią się informacje o społeczeństwie od jego śmieci? Nie można ich od siebie odróżnić za pomocą węchu. Rosyjscy naukowcy ogłosili, że posiadają dowody na istnienie Człowieka Śniegu (właśnie rozwijają z bandaża jego włochatą łapę). Sceptycy twierdzą, że rosyjscy naukowcy ogłaszali już więcej takich odkryć. Lepiej będzie nie oglądać dziś w nocy wiadomości i nie dać sobie przeszkodzić. Teraz zaprowadzę was do kolejnych czterech pokoi, w których tej nocy rozgrywają się niezwykłe historie. Zanim do nich zajrzymy, rzućmy wspólnie okiem na śmieci w koszach głównych bohaterów. Są to śmieci w roli świadków najróżniejszych ludzkich smutków i rozkoszy: skórki po bananach, zużyte kondomy, niezużyte, ale pęknięte kondomy, sreberka po czekoladach, obierki z ogórków, instrukcje obsługi prezerwatyw, korki od wina, zużyte, ale pęknięte kondomy, zużyte dmuchane rękawki, zużyte woreczki śniadaniowe i znoszona bielizna, zużyte lustro, grzyb przyniesiony z lasu – niejadalny oraz martwy dzięcioł, też przyniesiony z lasu. W pokoju z oknami na zachód rozgrywa się to: Mirek i Cecílie leżą w łóżku. Mirek mówi: - To, co mi się przydarza z tobą, jeszcze nigdy w życiu mi się nie przytrafiło. Albo mi nie stoi, albo kiedy już stoi, to tak długo, że nic nie można zrobić. Cecílie jest innego zdania. W ogóle nie zauważyła, żeby coś było z Mirkiem nie w porządku, jakby jej to wszystko w ogóle nie dotyczyło. Sama była trochę przyzwyczajona do tego, żeby przy wypowiedziach mężczyzn o ich członkach z zasady przyjmować pobłażliwą postawę.

6

- Kochanie, te zjawiska, które cię niepokoją, mnie w ogóle nie martwią. Raczej mam wrażenie – mówi prawdę – jakbym się kochała z bratem albo innym krewnym, jakbyśmy się dopuścili kazirodztwa. Bo w naszych stosunkach znajduję więcej przyjaźni niż namiętności i w zasadzie moglibyśmy równocześnie robić sobie herbatę i jeść śniadanie. Mirek musiał przyznać, że jest w tym trochę racji, że to było trafione, bo z jego strony nie chodziło o bóg wie jakie uczucie. Z Mirkiem było tak, że życie zdążyło go już bardzo mocno doświadczyć. Miał czterdzieści trzy lata, czyli o szesnaście więcej od Cecílii. Miał zatem dobre pół życia za sobą - jeśli nie liczymy, że ludzie dożywają stu lat, bo zazwyczaj to wygląda inaczej. Mirek miał żonę, dwoje dzieci i już od sześciu lat kochankę, z powodu której wyprowadził się z domu. Z jakiego powodu wtedy lgnął do Cecíli jak pszczoła do miodu - nie wiadomo. Cecílie sama w sobie też była ciekawym przypadkiem. Z niewiadomych przyczyn nawiązywała relacje tylko z żonatymi mężczyznami. Gdyby się tylko okazało, że mężczyzna, z którym sypiała wcale nie był w związku mażeńskim, jej całe zainteresowanie natychmiast by się ulotniło. Zatem w jej przypadku to był najbardziej racjonalny powód, dla którego przyjęła ofertę Mirka o natychmiastowym cielesnym zespoleniu. Być może oboje właśnie się znaleźli w patowej sytuacji życiowej? W żadnym razie nie katastrofalnej, ale w patowej owszem. To ich złączyło. Kiedy jednak to wyszło na jaw, ich zbliżenie nie mogło się równać z niczym, czego wcześniej czy później doświadczyli. Po części spali razem z zainteresowaniem, po części bez, ale sympatyczne w całej sytuacji było to, że żadne z nich przy tym nie cierpiało, co nie zdarza się często. Ale i tak było to bardzo smutne. W pokoju z oknami na wschód dzieje się to: Bakaitis pokazuje Agácie blizny na przedramieniu swojej lewej ręki. Agáta przygląda się im z wielkim zainteresowaniem i w napięciu wysłuchuje historii Bakaitisa, który opowiada o swoich szramach. Przed siedmioma laty narysował ołówkiem mężczyznę bez lewej ręki, nad którym jest twarz dziewczyny, a między nimi wietrzna spirala. Tym obrazkiem Bakaitis przepowiedział swoją przyszłość. Bowiem kilka dni później jechał autem z kolegą i paroma znajomymi i doszło do kraksy. Nikomu nic się nie stało, jedynie Bakaitis doznał poważnego urazu lewej ręki, którą mu później musieli nastawiać i zszywać. Kolejnym znaczącym elementem odnoszącym się do lewej ręki Bakaitisa był jego tato. Rodzice Bakaitisa mieli prawicowe poglądy. Kiedyktórej podczas rysowania ich mały synek częściej brał kredkę do lewej ręki, wywołało to w domu wielki popłoch. Ojciec zdecydował, że nie dopuści do sytuacji, w której jego dziecko o niewykształconych jeszcze poglądach politycznych nachylałoby się w najmniejszym nawet stopniu ku lewicowemu skrzydłu! W celu powstrzymania ryzyka należało zmusić chłopczyka, żeby po kredkę do rysowania bazgrołów sięgał nie lewą, a prawą ręką. Jak wiadomo lewactwo jest cechą wrodzoną, daną genetycznie, podobnie jak prawactwo, więc Bakaitis już we wczesnym wieku doznał traumy i trzeba go było zawieźć do kliniki neuropsychologii, żeby doszedł do siebie po ojcowskiej interwencji. Obecnie dorosły już Bakaitis, który potrafi pisać równie dobrze obiema rękami, pokazuje blizny lewego przedramienia Agácie i opowiada jej wszystkie historie związane ze swoją kończyną, aż przejdzie do sedna sprawy, czyli do dziewczęcej twarzy na rysunku, która do złudzenia przypomina twarz Agáty. Agáta jest tym bardzo zaabsorbowana i połechtana. Domyśla się, że to znak od losu o ich przeznaczeniu i że od tej pory ich koleje będą się rozstrzygać się dalej, skierowane należycie do wewnątrz i zakleszczone, nierozerwalnie złączone. Do ich połączenia wprawdzie dojdzie, ale Bakaitis daleki jest od odczytywania znaków wieszczących dożywotni finał ze starego, siedmioletniego rysunku. To do młodej, naiwnej Agáty, w życiu której wreszcie wydarzyło się coś godnego uwagi, dotrze niestety za późno. Można by powiedzieć, że Agáta postępuje jak większość kobiet na świecie: jeśli coś im się w życiu przydarza, najczęściej jest to mężczyzna, a potem uparcie obstają przy tym, co się im przytrafiło. Bakaitis też ma na ten temat swoje zdanie i cytuje Agácie z powieści Kundery (on – Litwin, jej – Czeszce), że mężczyzna nie ma problemu ze wzbudzeniem zainteresowania kobiet. Problemem natomiast jest to, jak się tych kobiet wreszcie pozbyć. Taki starannie wybrany cytat mógłby w każdej dziewczynie zasiać niepokój, niestety nie w tak niedomyślnej jak Agáta. Oto, co dzieje się w pokoju z oknami na północ: Mężczyzna imieniem Lars, o którym można by na pierwszy rzut oka powiedzieć - z powodu jego zdziwionego północnego wyrazu twarzy oraz spowolnionego zachowania i mówienia - że wygląda trochę jak opóźniony w rozwoju, wybrał sobie z całego towarzystwa Bertę, której zresztą też się spodobał. Upatrzyła go sobie dzień wcześniej w autobusie, kiedy to usiadł obok niej i po kilku słowach, a może w końcu i bez nich, popijając z prawej ręki butelkę piwa, lewą - nieoczekiwanie i bez uprzedniego ostrzeżenia - położył jej na plecach. Jego ręka była tak ciepła, że Bercie wydawało się, że Lars przyłożył jej do pleców ciepły kubek. Teraz Lars jest w pokoju i własnoręcznie przesuwa łóżko do kąta. Robi to na wypadek, gdyby jakaś kobieta doszła do wniosku, że chętnie by się w tym łóżku położyła, żeby jej oczy w żadnym wypadku nie napotkały oczu Maćka, który też mieszka w tym pokoju. Ich łóżka były dotychczas poważnie blisko, więc było niemal niemożliwe nie spotkać oczu Maćka. Kiedy Lars przesunie łóżko do ściany, idzie do łazienki, zatyka wannę i odkręca kurek z ciepłą wodą, po czym wraca korytarzem do głównej sali w budynku, gdzie właśnie w najlepsze trwa zabawa. Wszyscy śmieją się i tańczą. My tymczasem zajrzyjmy do czwartego pokoju z oknami na południe, gdzie ma miejsce to:

7


W jednym z dwóch łóżek (to naprawdę dziwne, że wszyscy nasi bohaterowie spędzają większość czasu w łóżku, a jeśli w nim nie leżą, to przynajmniej je przesuwają albo się do niego ubierają na korytarzu, o ile właśnie nie tańczą i nie napuszczają sobie wody do wanny) leży Dorota, a obok niej Ivo. Ten jeszcze całkiem młody mężczyzna jest o pięć lat młodszy od Doroty, która w porównaniu z nim wydaje się zbyt dojrzała. Aczkolwiek nie jest znów tak stara, jak na przykład Cecilie, która obok starszego o szesnaście lat Mirka wydaje się młoda. Ivo, mimo swojego młodego wieku, posiada już spory bagaż doświadczeń. Sam nazywa je doświadczeniami chemicznymi, ale dobrze wie, że takie określenie nie jest do końca trafne. Swoją życiową pielgrzymkę rozpoczął w wieku siedemnastu lat w ten sposób: zażywanie LSD, które dało mu wrażenie intelektualnego objawienia, następnie zażywanie ecstasy, która udoskonaliła jego wrażliwość, wreszcie metamfetamina, która wzmocniła jego witalność. Kiedy osiągnął doskonałość na wszystkich poziomach, szczęście było zbyt duże, bowiem zaczął mu się rozpadać umysł. Długo się zastanawiał, czy dać pierwszeństwo absolutnemu szczęściu, którego samym tylko życiem osiągnąć nie można, czy zachować umysł, którego destrukcji można dokonać również na inne sposoby. Wybrał drugi wariant i teraz leży tutaj. (Uwaga: poniższa opowieść została przedstawiona wcześniej, zanim Lars przesuwał łóżko) Popatrzmy teraz, co dzieje się na schodach przed pałacykiem. Tymczasem nic się nie dzieje. Dociera tylko muzyka i głosy towarzystwa, z których można również na odległość wywnioskować, że mężczyźni interesują się tam kobietami, kobiety mężczyznami i że młodsze kobiety mają pierwszeństwo nie tylko u młodych mężczyzn, ale też wśród tych starszych, aczkolwiek stare kobiety niczym się wewnętrznie nie różnią od młodszych. Ale nie każdy ma takie szczęście jak pary z naszej historii. Otwierają się drzwi i na schodach przed pałacykiem pojawia się Berta i nie widząc nikogo, a przynajmniej mając taką nadzieję, wyrusza w kierunku parku. Po chwili zza drzwi wychodzi Lars i z wrażeniem, że nikt go nie widzi, wraca do pałacyku. Teraz oboje są trochę rozczarowani, ale ponieważ Berta dojrzała znikającą w drzwiach sylwetkę Larsa, wraca ze swojego nieostrożnego spaceru i idzie po niego. Potem wreszcie wyjdą razem i na spacer do parku idą już za rękę. Berta biorąc rękę Larsa poczuje w miejscu jego małego palca coś dziwnego, tzn. nie wymaca tam palca, tylko kikut w obrączce. - Po południu widziałem w lesie żółto-zielone dzięcioły z czerwonymi głowami, powie Lars. - Ja nie - odpowie Berta. - Po południu widziałem w lesie żółto-zielone dzięcioły z czerwonymi głowami, powtórzy Lars. - Ale ja nie - powie Berta. - Pokaż mi las, nakaże Lars, aczkolwiek Berta też jest tu po raz pierwszy. Ale koniec końców wszystko miało kiedyś jakiś początek, dlaczego więc by mu miała nie pokazać lasu, którego sama nie zna? Może na niego sama popatrzeć, kiedy mu go będzie pokazywać. I ptaki z czerwonymi głowami jednego razu zaśpiewają pierwszy raz po raz ostatni. I tak bierze Larsa za rękę bez małego palca i prowadzi do ciemności, gdzie oboje nadziewają się na krzaki ostów. Dzielnie kontynuują jednak spacer aż do wielkiego dębu, przy którym Lars oprze Bertę o jego pień, zadrze jej sweter, koszulkę, podkoszulkę, stanik i zacznie całować jej piersi. I zdąży jej przy tym jeszcze opowiedzieć taką historię: - Nasz ojciec był rzeźbiarzem. Kiedyś, jeszcze jako chłopcy, potajemnie się mu wkradliśmy do warsztatu, gdzie przez przypadek przy zabawie narzędziami mój o dwa lata młodszy brat odciął mi mały palec. Berta czuje na kolanie przyrodzenie Larsa i bardzo podniecona powie: -Mój brat mnie ponoć w dzieciństwie o mało nie udusił. Dużo zapłaciliśmy za to, że nasi bracia byli naszymi braćmi. Przecież ich o to nie prosiliśmy, a jednak wciąż okazujemy im miłość. Potem wrócą do pałacyku. -Co będziemy robić po powrocie? - pyta Lars. -Nic, będziemy tańczyć i pić. Jutro już niestety jedziemy do domu, a ja znowu będę sama. -Ale nie bardziej, niż byłaś przedtem, delikatnie odpowie Lars. Teraz wróćmy do pokoju z oknami skierowanymi na południe, gdzie ciągle jeszcze leżą obok siebie Dorota i Ivo. Ona opowiada historię o tym, jak się kiedyś ocknęła w mieszkaniu jakiegoś nieznajomego człowieka. - Wreszcie dał sobie wytłumaczyć, że bez kondoma się z nim nie prześpię. Ale w pewnym momencie naprawdę się wystraszyłam, że mnie zgwałci. Ale dopiero teraz, kiedy to sobie przypominam, muszę przyznać, że wyobrażenie gwałtu w pewien sposób mnie podnieca. Ivo gładzi ciało Doroty. Złapie jej ręce i złączy jej nad głową, żeby nie mogła nimi ruszać i nie przestaje jej głaskać. Nagle oboje usłyszą otwierane drzwi. Do pokoju wchodzi ciemna postać, która w tym pokoju mieszka. To Gerhard. Nie zapali światła i dobrze robi, bo inaczej by się zdziwił, widząc kto leży w łóżku, w którym w normalnych okolicznościach poprzednich nocy spałaby tylko Dorota. W środku nocy wszystkich z wyjątkiem Gerharda obudzi dudniący huk, od którego zatrzęsie się cały pałacyk. Taki hałas mógł spowodować tylko padający byk albo krowa. Przerażeni Ivo z Dorotą spoglądają w ciemność i widzą, że Gerhard nie leży w łóżku, ale na ziemi. Nie rusza się. Tak się czasem może zdarzyć. Dlaczego zatem powoduje

8

to strach? Z jakiego powodu bać się o osobę, która w środku nocy spadła z łóżka z hukiem o sile padającego byka? Która wreszcie najpewniej dalej będzie leżeć, podczas gdy my nie oddychamy i tylko na nią z przerażeniem patrzymy? Dorota zauważa jeszcze coś – że twarz Iva w nocy zmienia się w twarz kobiety. W taki sposób, że jest podobna do Fen-Ma Liuminga (Fen-Ma Liuming to postać z chińskich fotografii, która się odznacza zniewieściałymi rysami twarzy i męskim ciałem). W chwili, kiedy Ivo zbliży swój nos do twarzy Doroty, jego oczy przeciągną się na ukos tak, że przypomina powabną Japonkę, ale nigdy nie ujrzy momentu przemiany, bo jest tak blisko tej twarzy, że nie może jej całej objąć wzrokiem. Na to obudzi się śpiący na ziemi Gerhard, pójdzie do łazienki, a kiedy wróci, grzecznie położy się w swoim łóżku. My tymczasem popatrzmy, co dzieje się w pokoju piętro wyżej. To już ostatni pokój, do którego zaglądamy. To pokój na poddaszu, jego okna wychodzą na piątą stronę świata, którą uznają Chińczycy. Czyli do nieba. W piątym pokoju ma miejsce ciekawa rozmowa: Zbyszek: Chłopaki, doradźcie mi jakąś nową technikę, bo już mnie nie kręci tak normalnie, tylko tą prawą ręką. Xaver: A próbowałeś już w miejscach publicznych? Polecam bibliotekę, tramwaj, sklepy. Spuścisz się do gaci i po sprawie. Zbyszek: Chciałbym kupić sztuczną wibrującą pochwę albo gumową lalkę. Doradźcie, jaką pochwę i jaką lalkę. Co jest lepsze – pochwa, czy lalka? Yuri: Polecę ci coś lepszego i od waginy, i od lalki – kup sobie w jakimś sklepie sportowym dmuchane rękawki do pływania, takie dla dzieci, oczywiście z grubszego materiału, żeby się do czegoś przydały. Do tego jeszcze lubrykant. To daje mocne orgazmy. Potem mi powiesz, jak było. Xaver: Jeden kolega doradził nam całkiem dobrą technikę, którą od razu przetestowaliśmy. Potrzeba do tego oleju, worka i kanapy albo łóżka. Do plastikowego worka dajemy trochę oleju, worek zakładamy na fiuta i wpychamy między materace tapczanu albo łóżka, a potem... ... to jest dosyć dobre... ... polecam... ... najlepsze w tym jest to, że potem nie macie na rękach spermy. Yuri: No, technika tapczanowa! Mogę tylko polecić. O ile oczywiście materace na tapczanie niezbyt mocno do siebie przylegają. Ale każdy lubi inny opór. Zbyszek: Kiedy miałem osiemnaście lat, miałem wypadek samochodowy, bardzo nieprzyjemny. Obie ręce w gipsie. Całych osiem miesięcy! Po trzecim miesiącu już byłem w domu, a rolę pielęgniarki przejęła mama. To była straszne. Ciągle mi stał, a ja się starałem go o coś pocierać. Matka musiała mnie kąpać i wykonywać ze mną inne istotne czynności, które człowiek zazwyczaj robi sam. To doprowadzało mnie do obłędu. Ciągłe uważanie na to, żeby nie widziała, jak mi stoi. Kiedyś wieczorem zostaliśmy w domu sami, mama otworzyła butelkę wina, potem drugą. Oczywiście musiała mi pomagać przy sikaniu. Alkohol unieszkodliwił obronę i kiedy pomagała mi się załatwić powiedziała: „Oj biedaku, widzę, że się nawet nie możesz wysikać, kiedy ci stoi”. Zaczęliśmy na ten temat rozmawiać. Kto by mi mógł pomóc? No kto inny, jak nie mama? Pomagała mi tak potem częściej, dopóki nie wydobrzałem. Vít: Możecie mnie spokojnie nazwać wodnym inicjatorem, ale ja mam sprawdzoną świetną technikę. Jest trochę skomplikowana i trzeba być trochę sadystą – wymaga bardzo dużej ilości gorącej wody. Przygotujcie sobie dwa naczynia. Do jednego nalejcie gorącą wodę, a do drugiego zimną. Postępujcie dokładnie według instrukcji. Zanurzcie TYLKO jądra na minutę do gorącej wody. Muszą się zaczerwienić. Następnie: jedna minuta zimna woda, jedna minuta gorąca, jedna zimna i znowu gorąca. W trakcie delikatnie się masturbujecie. Na końcu przyspieszacie. Jeśli się uda, spuszczacie się tylko trochę, ale za to orgazm jest o wiele silniejszy. Zbyszek: Słyszałem, że dobrze jest, kiedy już się to zbliża, żeby położyć sobie między jądrami a kością ogonową kostkę lodu, ponoć to przedłuża wytrysk. Xaver: Posłuchajcie, jak ja osiągnąłem najlepszy orgazm na świecie: Potrzebujecie do tego doznania najtwardszego banana. Musicie go obrać. Najpierw się podniećcie, zacznijcie się trzepać. Potem, jak już poczujecie, że to się zbliża, zacznijcie sobie wpychać w tyłek obranego banana. To strasznie podnieca, możecie użyć kremu, ale obrany banan jest miękki, śliski i się nie połamie – o ile nie macie zupełnie przejrzałego. Kładziecie się, podnosicie nogi i tam go sobie wepchniecie. A jak będzie w środku tak na osiemdziesiąt procent, kontynuujecie tasowanie, przytrzymujecie banana, żeby nie wypadł. Bosko. Nie przeżyłem jeszcze niczego piękniejszego. Lepiej przenieśmy się do sali na dół, między tańczących. Pani Galloway, nie mając niczego lepszego do roboty, ani nie mając swojego męża przy boku, ani innego mężczyzny, z którym mogłaby prowadzić gorący dialog, opowiada dla rozbawienia pozostałym zebranym zabawną historię: - Pewnego dnia pojechaliśmy z mężem na wycieczkę pociągiem. Byliśmy w jakimś obcym kraju na wakacjach i wracaliśmy do domu. Było wcześnie rano i za oknami było jeszcze ciemno, a Tony mówi: „Zobacz, Słoneczko, jaki zbieg okoliczności, tam stoi radiowóz i samochód pogrzebowy. Żeby tak wprost karawan zamiast karetki?” Bardzo to nas rozśmieszyło. Patrzymy przez okno, ale nic nie widzimy. A może wyjaśnienie było po drugiej stronie? Oboje z Tonym tam spoglądamy i to już nie są żarty – wzdłuż torów leżą porozrzucane części ludzkiego ciała. Tu noga (ją zauważył Tony), tam kawałek płuca z aortą i sercem (to mi się rzuciło w oczy)... Straszny widok. Po polu chodzą ratownicy w pomarańczowych kombinezonach i zbierają te części do wiaderka. Nie ma wątpliwości, że pociąg rozerwał tu człowieka. Ujechaliśmy kawałek dalej i od tej chwili nie mogliśmy już z Tonym myśleć o czymkolwiek innym. Przy jedzeniu ciągle z tego żartujemy: „Możesz teraz jeść? A ta czerwona zupa ci przypadkiem czegoś nie przypomina?” - pytam Tony’ego i oboje się śmiejemy. Tony jest trochę prymitywny, ciągle by tylko jadł.

9


Kiedy pani Galloway kończy tę wesołą historię, towarzystwo na chwilę wstrzymuje oddech, ale już za chwilę ktoś puszcza kawałek Davida Bowie The Man Who Sold The World i już nikt nie myśli o wesołej historii pani Galloway, nikt nie całuje koniuszków jej palców. Jej mąż w obcym kraju skończył właśnie kolację i położył się spać bez ani jednej myśli o pani Galloway, podczas gdy jej myśli jeszcze chwilę krążą wokół obrazu kolorowej zupy pomidorowej, wina i krwi, a potem też już idzie spać, sama, do pokoju na parterze. Teraz znowu przeniesiemy się do pokoju z oknami na północ, w którym się jednak nic nie dzieje, oprócz tego, że z kurka leje się do wielkiej wanny ciepła woda. Jedna trzecia wanny jest napełniona, nie grozi jej więc przelanie. W tym czasie, kiedy napuszcza się woda, a w sali na dole już po raz piąty brzmi utwór The Man Who Sold The World, w czasie kiedy pani Galloway podąża spać korytarzem do swojego pokoju (pani Galloway jest z Glasgow), mija ją Lars (Lars jest z Göteborga), również przechadzający się po korytarzu. Lars wmiesza się w tłum ludzi i wyławia spojrzeniem Bertę, którą w międzyczasie zaprosił do tańca jakiś palant, który nie ma dla Berty większego znaczenia, natomiast ona stale wygląda Larsa, kiedy wreszcie wróci. To się wydarzy, bowiem Lars jest już z innymi w pomieszczeniu i siada na kanapie, ale po chwili wstanie, podejdzie do Berty i powie: -Przejdziemy się? - Tak, odpowie ona, zostawi palanta i razem opuszczą pomieszczenie pełne ślicznych tańczących ciał. Wejdą na pierwsze piętro, miną panią Galloway, ponieważ z nieznanej przyczyny nie została w swoim pokoju, o ile w ogóle tam dotarła i siedzi tu, na schodach między parterem a pierwszym piętrem. Może dlatego, że się dowiedziała, że jeśli pójdzie do swojego pokoju, to na jej temat nie padnie już ani jedno słowo. Berta wchodzi z Larsem do jego pokoju z oknami na północ i od razu widzi tę zmianę - jego łóżko, które stało obok łóżka Maćka, stoi teraz w prawym rogu, pod ścianą. Na ziemi leżą Larsa jeździeckie siedmiomilowe buty. Usiądą razem na jego łóżku i w tej chwili do pokoju wejdzie Maciek. Zauważy dwie ciekawe rzeczy: 1. Łóżko Larsa, które jeszcze na początku wieczoru stało obok jego łóżka, stoi w rogu przy ścianie. 2. Na łóżku Larsa siedzą blisko siebie Lars i Berta, tak blisko, że ich kolana dotykają się od zewnętrznej strony. Maciek zacznie się śmiać. Śmieje się i nie może przestać. Lars patrzy „pustym spojrzeniem głupka” raczej przed siebie, niż na Maćka, który swoim śmiechem trochę przypomina głupka, bardziej niż Lars, którego twarz przypomina kogoś opóźnionego w rozwoju. Tylko twarz Berty nie przypominała w tej chwili niczego. Lars łapie Bertę za rękę i prowadzi ją do łazienki, gdzie woda sięga już ponad połowę objętości wanny. Berta zamyka za sobą drzwi, a Lars gasi światło, które jednak wcale nie było zapalone. Raczej zatem nie zapali, niż by miał zgasić. Potem się podejmie miłego zadania rozebrania Berty ze wszystkich ubrań, nawet ze skarpetek i butów. Sam również się rozbiera i - kiedy tylko staje się to możliwe - kładą się razem do pełnej wanny, w której odpływ po tym, jak się w nim znajdą dwa spore, dorosłe ciała, zaczyna głośno burczeć. Maciek w pokoju za drzwiami cięgle się śmieje. Teraz przychodzi Tadeus i chwyta za klamkę do łazienki, w której oprócz wanny znajduje się też toaleta. Jednak orientuje się, że jest zamknięte. Maciek się okrutnie roześmieje. To wesoły dzień dla Maćka. Z kolejnych wydarzeń na wzmiankę zasługuje to, że rozebrana Berta ujrzy na prawym przedramieniu Larsa dwa tatuaże: salamandrę, a pod nią krąg z motywami noży. Nie jest to jedyna ciekawostka, którą odkryje na ciele Larsa. „O, genitalia”, wychwala w duchu to odkrycie. „Jak upajające jest trzymanie i gładzenie penisa, pełnego krwi i cichego, żądnego życia”. Pod wodą przejeżdża mu po nim stopą, a my już nie będziemy im przeszkadzać, bo wydaje się, wnioskując z ciszy i cierpliwości, które towarzyszą czynnościom nóg Berty, że oboje są zadowoleni z zaistniałej sytuacji. Teraz przeniesiemy się do pokoju z oknami na wschód, gdzie nas już długo nie było. Przypomnijmy, że w tym wschodnim pokoju znajdują się razem Bakaitis i Agáta. I już mamy za sobą poglądową demonstrację blizn i wyjaśnienie ich pochodzenia oraz przedstawienie kolejnych znaków od losu. Już jutro tutejszy pobyt wszystkich uczestników się skończy, więc nic dziwnego, że niektóre słabsze charaktery dopada nostalgia i melancholia, wypływająca z myśli o rozstaniu.

10

- Przyjadę do ciebie na Litwę, dobrze? - pyta Agáta, która ze znaków od losu ciągle jeszcze snuje wizję obiecującej przyszłości z Bakaitisem. - Kiedy?, pyta on. - Nie wiem, na jesień, na wiosnę albo w lecie. Albo w zimie, doda dziewczyna. - Być może już się nigdy nie zobaczymy, kto wie, powie on. - Więc chcesz, żebym przyjechała, czy nie?, zapyta Agáta, ponieważ ma już dość jego wykrętnych odpowiedzi. - Agáta. Agáta, powtarza dwa razy jej imię z powodów, które nie są dla niej jasne. Podczas gdy tak razem rozmawiają, Bakaitis chodzi po pokoju i rozkleja wszędzie po ścianach, na stole i na meblach, i w łazience niebieskie karteczki samoprzylepne, na których jest jego ręką napisane „Mr. Nobody”. Kiedy już ma dość tej bezpłodnej debaty, ogłasza Agácie, że idzie na dwór, na psi spacer. - Co to jest psi spacer?, pyta ona. - Dog's Walk - odpowie on - „Taka kreskówka. Jedna dziewczynka strasznie chciała mieć pieska, ale zamiast niego dostała na Boże Narodzenie rękawice. To było duże rozczarowanie. Przywiązała je więc do smyczy i ciągała za sobą po chodniku. I jak tak zatwardziale je za sobą ciągała, w końcu z rękawic zrobił się pies. Powiedział i odszedł. Teraz Agácie nie pozostawało nic innego, jak tylko podejść do lustra, żeby mieć z kim porozmawiać i znowu był to los. Ktoś tego chciał, żeby akurat w chwili, kiedy rozpoczęła swój chwytający za serce monolog, jej drzwi mijał Gerhard, który usłyszawszy jej głos zatrzymał się, przyłożył ucho do drzwi i podsłuchiwał jej łkania: - Ach, moja natura! - jest jak czekająca burza. Albo uciskana i sucha, albo płonąca, nigdy normalny stan! A ten miesiąc - był cały burzliwy. Ach, boję się - suszy i chłodu, które przyjdą. Nie chcę niczego zepsuć. Ale czyż mogę coś zepsuć w mym losie?! W tej chwili nasłuchujący Gerhard wywnioskował, że chodzi o ćwiczenie przed występem teatralnym i już chciał odejść, w końcu jednak wytrwał i nasłuchiwał dalej: - Ach, ten mężczyzna - jest jak godzina, która przemija, daremnie rozwarty klin, który w sobie niczego nie zatrzyma, ba, nawet śmierci. Czy można wytrzymać tyle wspólnej obecności w ciemności przy mojej tęsknocie i przy jego obojętności? Ach! Czyż można dopuścić czas bez nadziei? Po wszystkim zamkną się drzwi, opadnie kurtyna i czy jeszcze kiedyś będziemy to pamiętać? Ach! Czy to w ogóle możliwe, aby ten, kto jest teraz za drzwiami, znowu wszedł? Teraz w Gerhardzie się zagotowało. - Czy to w ogóle możliwe, aby ten, który stoi i nasłuchuje pod drzwiami, wszedł teraz do mojego pokoju? To już mogło być wypowiedziane jako dosłowne zaproszenie i Gerhard to sobie uświadomił. Chwycił za klamkę i ostrożnie wszedł do pokoju. - Dobry wieczór. - Zatem to jest możliwe! Jestem zniesmaczona sztuką proszę pana i fałszywymi znakami od losu”, powiedziała. „Zgodziliśmy się z Bakaitisem, że lepiej iść do ZOO niż do galerii. Te nieznośne stare malowidła, te martwe obrazy na ścianach i trupy snujące się po korytarzach...lepsza jest żywa sztuka, z ostrymi zębami i pazurami! Co na to mógł odpowiedzieć Gerhard, skoro już tu był? Nic nie powiedział. W zasadzie w większości sytuacji w swoim życiu nic nie powiedział. Stał i czekał na to, co się stanie. - Tylko te bizony, kobyły i jelenie niestety też mnie strasznie nudzą. Właściwie wszystkie zwierzęta. Oprócz Bakaitisa, któremu już to dobrze wiem, że jestem obojętna. To zaborczy, napiętnowany człowiek drogi panie. Na lewym przedramieniu ma blizny, których się dopracował przez wypadek, który przepowiedział sobie własnoręcznym rysunkiem, tak samo sobie przepowiedział mnie. Na plecach ma wypalone znamię od zapalonego papierosa, na którym się położył w 1994 roku, a na pupie ma pieprzyk. Wilczur Igor go tutaj w pałacyku ugryzł w pierś i wygryzł mu ranę w kształcie „S”. Daremnie teraz próbuje zgadnąć, co mu w ten sposób szanowny Bóg usiłował pokazać. Gerhard widząc, że w takim razie nie jest wyrzucany, usiadł na łóżku i słuchał, bo Agáta się mu podobała. - Mówię panu, te zwierzęta, które tam w więzieniu za płotem są zmuszane do chodzenia, żarcia i srania na naszych oczach, powinny się zebrać, a kiedy my jemy na zewnątrz w ogrodowej restauracji, powinny zgodnie wokół nas chodzić za płotem i się gapić, jak żyjemy i żremy z talerzy. Teraz zamilkła. Potem dodała: - Nie chcę odwykać od bliskości kogoś drugiego. Ale nie mam zielonego pojęcia, z kim bym mogła żyć. Kiedy ten odszedł na psi spacer, to tak jakby odeszli i zniknęli wszyscy mężczyźni w moim życiu. - Bardzo pani cierpi, rzekł Gerhard i odszedł, by dopełznąć do swojego pokoju i szybko zasnął. Było już późno, kiedy do obojga dotarło, że być może (jedno pustym gadaniem, a drugie daremnym podsłuchiwaniem) zmarnowali najistotniejsze spotkanie w życiu, do którego nie mogło nie dojść bez wyraźniejszego znaku od losu. I właśnie wtedy nastąpiło to: W chwili, kiedy Agáta stała przed lustrem i kończyła swój doniosły monolog, już pod nieobecność Gerharda, Berta, znajdująca się w ciemnej łazience, właśnie wstała ze stygnącej wody w wannie i z niej wyszła. A w czasie, kiedy się wycierała ręcznikiem, a Lars leżał w wannie z głową przechyloną niczym Marat, szczęśliwy, że wreszcie może sobie wyciągnąć nogi, kiedy jest w wodzie sam, również ona spojrzała na siebie w lustrze. W tym momencie Cecílie wstała z łóżka, na którym obok głośno chrapał Mirek, człowiek niewiarygodnie bliski i obojętny zarazem, poszła do łazienki, gdzie zobaczywszy swoją twarz w lustrze, na chwilę się zatrzymała. Wtedy również Dorota zmorzona miłosną i napiętą grą z młodym mężczyzną, którego dorosłe życie tak nieszczęśliwie się zaczęło, wstała z łóżka i w przedsionku nad szafką z butami również ona natrafiła na swoje odbicie.

11


Już świtało i pełnia księżyca pomału zaczynała blaknąć. Z oddali słychać było bicie dzwonów z jakiejś wieży. Wszystkie dziewczyny oparły czoła o lustra i chwilę tak trwały. Potem rozległo się pukanie i równocześnie do wszystkich pokoi wszedł Bakaitis, który wrócił z psiego spaceru, we wszystkich pokojach zadudniło, ponieważ Gerhard już znowu spadł z łóżka, we wszystkich pokojach było słychać chrapanie Mirka, pełzanie Larsa, a na suficie pojawił się uśmiech Fen-Ma Liuminga. To było piękne. I wszystkie razem weszły przez lustra i zaciągnęły za sobą kotarę lustrzanej ślepoty. W tej samej chwili na przeciwległym końcu leśnego parku z polany wynurzyła się postać o niewyraźnych, ale raczej damskich kształtach, udająca się w kierunku pałacyku i tak do siebie mówiła: - Do jakiego wniosku doszłam - pomyślała Agáta - w przypadku Bakaitisa, to to, że los nie jest losem, aczkolwiek wszystko wskazuje na to, że wydaje się nim być. - A co z tego wywnioskowałam ja - powiedziała Berta - to, że wanna pełna ciepłej wody może być symbolem doczesnej pokory, a uśmiech osoby pozornie opóźnionej umysłowo oznacza bogaty świat wewnętrzny. - I mam też wrażenie - powiedziała Cecílie - że nie powinnam była poznawać Mirka z żadnego innego powodu, niż takiego, żeby następnym razem było mi dobrze w moim łóżku, bez jego chrapania. - A do mnie dotarło - powiedziała Dorota - że jest mi bardzo przyjemnie, kiedy jestem wystawiona na delikatny gwałt przez mężczyznę, czy to starszego czy młodszego, bo w tej chwilowej niemożności wyboru odczuwam niezmierną ulgę od ciągłego decydowania. Tak mówiły. Potem się jeszcze przelotnie przywitały z panią Galloway, która całą noc przesiedziała na schodach, weszły na ostatnie piętro budynku i na koniec zatrzasnęły się za nimi drzwi do piątego pokoju, pokoju onanistów, z oknami do nieba, przez które było widać już znikający księżyc. Co się tam działo, tego już nie wiemy. Krems an der Donau, grudzień 2003

Tłum. Anna Wanik

12

13


15


16

17


18

19


Kof.: Co inspiruje literaturę - życie czy literatura?

20

przekład wierszy -Zofia Bałdyga

21


22

23


Z autorami rozmawiały Joanna Lech i Zofia Bałdyga

24

25


27


28

29


30

31


32

33


przekład wierszy -Zofia Bałdyga 34

35


Z autorami rozmawiały Joanna Lech i Zofia Bałdyga

36

37


39


40

41


42

43


przekład wierszy -Zofia Bałdyga

44

45


Z autorami rozmawiały Joanna Lech i Zofia Bałdyga

46

47


49


50

51


52

53


54

55


przekład wierszy -Zofia Bałdyga 56

57


Z autorami rozmawiały Joanna Lech i Zofia Bałdyga

58

59


61


62

63


64

65


66

67


68

69


przekład wierszy -Zofia Bałdyga

70

71


72

73


Z autorami rozmawiały Joanna Lech i Zofia Bałdyga

74

75


76

77


78

79


80

81


82

83


84

85


86

87


skład i okładka

Wincenty Szela <wincenty.szela@gmail.com> korekta Joanna Lech, Zofia Bałdyga

88

89


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.