Notes.na.6.tygodni #112

Page 1

ISSN 1730—9409 / wydawnictwo bezpłatne

notes na 6 tygodni / nr 112 / lipiec—sierpień—wrzesień / 2017



Tomasz Kręcicki Starorzecza (meandry) olej na papierze, 2017

Praca przedstawia starorzecza powstałe w wyniku odcięcia od głównego nurtu rzeki. Z pewnych powodów rzeka zniknęła lub popłynęła inną drogą, a jedyne, co po niej zostało, to meandrowe jeziora. Meander to pojemne pojęcie, można je odnieść do wielu dziedzin. Proces powstawania meandrów jest tajemniczy, ale także bardzo długi, i wydaje mi się dobrą metaforą procesu twórczego. Tomasz Kręcicki (ur. 1990) – zajmuje się malarstwem i rysunkiem. Produkuje filmy, łącznie z rekwizytami, scenografią i muzyką. Wspólnie z Karoliną Jabłońską i Cyrylem Polaczkiem założył i prowadzi Galerię Potencja oraz Zespół Filmowy Potencja. Mieszka i pracuje w Krakowie. galeriapotencja.tumblr.com


Notes na 6 tygodni

nakład: 3 000 egz. Wydawca

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana beczmiana.pl bec@beczmiana.pl

Prezeska Zarządu

Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl Departament Publikacji

Ada Banaszak, ada@beczmiana.pl Justyna Chmielewska, justyna@beczmiana.pl Matylda Dobrowolska, matylda@beczmiana.pl Ela Petruk (członkini zarządu), ela@beczmiana.pl

Adres redakcji

ul. Mokotowska 65/7, 00−533 Warszawa, +48 22 827 64 62, +48 505 802 884 nn6t@beczmiana.pl Redaktorka naczelna

Bogna Świątkowska, bogna@beczmiana.pl

Departament Dystrybucji

Paulina Pytel, paula@beczmiana.pl zamówienia, kontakt z wydawcami i księgarniami: +48 516 802 843 dystrybucja@beczmiana.pl Departament Księgarni

Redaktorki działu „Orientuj się”

Ada Banaszak, ada@beczmiana.pl Reklama i patronaty

Ela Petruk, ela@beczmiana.pl

Tomek Dobrowolski, tomek@beczmiana.pl +48 22 625 51 24 Łukasz Bagiński, lukasz@beczmiana.pl +48 22 629 21 85 Bęc Księgarnia Internetowa

Redakcja i korekta

Justyna Chmielewska, justyna@beczmiana.pl

beczmiana.pl/sklep

Bęc Sklep Wielobranżowy

Wersja elektroniczna

Matylda Dobrowolska, matylda@beczmiana.pl issuu.com/beczmiana notesna6tygodni.pl nn6t.pl

Warszawa, ul. Mokotowska 65 pon.–pt. 11–19, sob. 12–18 +48 22 629 21 85 zamówienia@beczmiana.pl Znak FNKBZ

Projekt / skład

Laszukk+s / Hegmank+s

Małgorzata Gurowska

Druk

P.W. Stabil, ul. Nabielaka 16 30−410 Kraków 12 410 28 20 Informacje i ilustracje w dziale „Orientuj się” pochodzą z materiałów prasowych promujących wydarzenia kulturalne. Drukujemy je dzięki uprzejmości artystów, kuratorów, galerii, instytucji oraz organizacji kulturalnych. Kontakt z redakcją: nn6t@beczmiana.pl

Nn6t teraz także na czytniki nn6t.pl beczmiana.pl/sklep

Lokal przy ul. Mokotowskiej 65 w Warszawie jest wykorzystywany przez Fundację Bęc Zmiana na cele kulturalne dzięki pomocy Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy


112

lipiec—sierpień—wrzesień 2017

AUTORZY

Armen Avanessian, Ada Banaszak, Jakub Bochiński, Justyna Chmielewska, Helena Chmielewska-Szlajfer, Łukasz Drozda, Ewa Dyszlewicz, Daniel Falb, Maciej Frąckowiak, Alek Hudzik, Simone De Iacobis, Aleksander Jasiak, Agnieszka Kilian, Rafał Kosewski, Agnieszka Kowalska, Marta Królak, Wojtek Kucharczyk, Małgorzata Kuciewicz, Kurzojady (Olga Wróbel, Wojciech Szot), Aleksandra Litorowicz, Suhail Malik, Agata Nowotny, Leszek Onak, Jacek Plewicki, Piotr Puldzian Płucienniczak, Monika Rosińska, Stanisław Ruksza, Jana Shostak, Aaron Schuster, Aga Sosnowska, Katarzyna Szymielewicz, Bogna Świątkowska, Andrzej Tobis, Joanna Warsza, Jakub Zgierski, Joanna Zielińska

RSS B0YS, N0B0DY, 2017 #timebox #bananatime #republikaczasu #goodtiming #dziśmamywolne #wolnośćwyboru #skwierczy #długowiecznytłuszcz #wyśrubowanewymagania #idea #przestrzeń #katastrofa ___ #rssb0ys #00 #brzuch


ORIENTUJ SIĘ!

34

RAPORT

Kultura w czasie wolnym

81

ROK AWANGARDY

Teatr–scena–maszyna Rozmowa z Przemysławem Strożkiem, kuratorem wystawy Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy, prezentowanej w Muzeum Sztuki w Łodzi

A–1/16

NOWY WYRAZ

Dewitalizacja, Enwestor, Gentryfikacja wsi, Kradzież uwagi, Pomnik pragmatyczny, Technocen i inne

CZASOKOMPLEKS. Zestaw tekstów na zmienne czasy

Czas postwspółcześnie złożony. Armen Avanessian i Suhail Malik Intelektualna historia zegara Alexandry Laudo. Joanna Warsza Rozszerzona teraźniejszość i pośpiech. Mikołaj Lewicki Jak bardzo standardowy jest czas? Aaron Schuster Kopuły geodezyjne. Mierzalna głębokość organizacji. Daniel Falb

97 114 136 140 144 152

oraz System trawienny miasta-feniksa Z Łukaszem Gorczycą rozmowa o ruinach i książce Ruiny Warszawy Czyj jest kosmos – nadzieja przyszłości Ziemi Z Jakubem Bochińskim, Leszkiem Orzechowskim i Rafałem Kosewskim rozmowa o kosmosie – temacie edycji Festiwalu Przemiany

WSPÓŁRZĘDNE DIZAJNU Czwarty wymiar Agata Nowotny

184

Subiektywnie o tym, jak sobie radzić z życiem w ciekawych czasach Marta Królak 188

ART. BIUROWE

191

BĘDZIE TYLKO GORZEJ

Ustawa o czasie wolnym Alek Hudzik

166

GLEBA

ART-TERAPIA

Wystarczająco nieprzyjemnie Jakub Zgierski

154

192

Wzloty i upadki początkującej działkowiczki Agnieszka Kowalska

194

RECENZJE KSIĄŻEK NOWYCH I STARYCH Kurzojady

198

BĘC POLECA DRUKI

200

USUŃ POEZJĘ

Firmy Piotr Puldzian Płucienniczak

202

TYPOGRAFIA XXI WIEKU WASZ FA STICKY Fontarte

206


97

Nowy wyraz

Rys. Wojtek Kucharczyk

5


NN6T.pl w wersji elektro jeszcze więcej orientuj się! MIESZKANIE JAKO PROCES?

z Hajo Neisem o dobrych i tanich metodach budowy mieszkań rozmawia Michał Augustyn

PRZETERMINOWANA EGZOTYKA

z Dominiką Kowynią nie tylko o wspomnieniach rozmawia Joanna Glinkowska

TU I TERAZ

z Joanną Stembalską, kuratorką 5. Biennale Sztuki Zewnętrznej OUT OF STH – ZAJĘCIE, rozmawia Joanna Kobyłt

ŚMIECIOWA PRZESTRZEŃ

o Remie Koolhaasie rozmawiają Andrzej Leśniak, Grzegorz Piątek, Kuba Snopek i Bogna Świątkowska

DZIEWCZYNA Z SĄSIEDZTWA

z amerykańską artystką Michelle Rawlings rozmawia Marta Królak

Z MARTWYCH WSTANIE

Twin Peaks analizuje Andrzej Marzec

czytaj www.nn6t.pl


Najważniejszym utworem artystycznym zaprezentowanym podczas tegorocznego biennale w Wenecji był Faust Anne Imhof w pawilonie niemieckim. Piszę „utwór”, bo trudno jednoznaczne określić gatunek, w jakim porusza się ta artystka. Jest to oczywiście performans, ale także opera, trochę pokaz mody, a także instalacja z elementami malarskimi i fotograficznymi. To sztuka, która karmi się różnymi tradycjami. Sebastian Cichocki o 57. edycji Międzynarodowej Wystawy Sztuki znanej jako Biennale w Wenecji

Anne Imhof, Faust, 2017, Mickey Mahar, Pawilon Niemiec, 57. Międzynarodowa Wystawa Sztuki – La Biennale di Venezia. Fot. © Nadine Fraczkowski, dzięki uprzejmości artystki oraz Pawilonu Niemiec, www.deutscher-pavillon.org

WYSTAWA SZTUKI JAKO FESTYN


Rondo Sztuki Galeria + [ przestrzeń młodych ] Sponsor Galeri +: BPSC

MONUMENCIKI Antoni Domański 6 – 27 lipca 2017 wernisaż: 6 lipca, godz. 18.00 Kuratorka: Julia Gołachowska

KEEP IT OPEN? Antonina Konopelska Piotr Urbaniec 3 – 27 sierpnia 2017 wernisaż: 3 sierpnia, godz. 21.00 Kuratorzy: Adrian Chorębała, Ewa Zawadzka

www.rondosztuki.pl Galeria ASP w Katowicach Rondo Sztuki Rondo im. gen. Jerzego Ziętka 1, 40 -121 Katowice galerie otwarte: wt.– pt. 11–19, so.–nd. 10 –18



Patronat honorowy: Rolf Nikel Ambasador Republiki Federalnej Niemiec w Polsce


ŚWIATEM RZĄDZĄ IDEE

Dlatego od trzech pokoleń nadajemy ton w sporze o republikę.

WYDANIE

228

NR

już

WKRÓTCE

www.publica.pl



Jonasz Stern, Kałusz w roku 1942, 1988, technika mieszana, 50 × 70 cm, kolekcja prywatna




Wystawa Na przekór. Kabylia w Muzeum Etnograficznym w Krakowie mierzy się ze stereotypami dotyczącymi islamu i Afryki. Wbrew tendencjom do generalizacji i uproszczeń ukazuje zaledwie jeden wycinek tego świata – Kabylię, region w północnej Algierii. To pierwsza w Polsce prezentacja kultury, która przez niemal dwa tysiące lat, na przekór wszelkim okolicznościom, zachowała swą tożsamość. Doskonałym jej wyrazem są biżuteria i ceramika, które dowodzą wysokiej pozycji społecznej tamtejszych kobiet. To dzięki kobietom przetrwał – w niektórych okresach niemal


muzeum etnograficzne w KraKowie

konspiracyjnie – kod kulturowy, który dziś stał się punktem odniesienia dla społecznych i narodowościowych aspiracji Kabylów. Opowieść o Kabylii prowadzi właśnie przez te przedmioty: biżuterię z prywatnej kolekcji Urszuli Zanotti, ceramikę z Muzeum Etnograficznego w Krakowie oraz archiwalia ze zbiorów Adama Rybińskiego. Jest świadectwem żywej kultury, która – widziana z bliska – wyraźnie zaznacza swą odrębność, zaskakuje i każe zrewidować utarte myślenie o jednorodności świata muzułmańskiego.

www.etnomuzeum.eu

fb/etnomuzeum.krakow



Nr 1/2017

1 (192) | rok XXXIII

Polityka animacji O tym, że sztuka kina pod wieloma względami przypomina magię, świadczy esej Paula Busha. Olga Bobrowska i Michał Bobrowski z kolei opisują animacje artystyczne wykorzystujące przedmioty codziennego użytku. Marcin Giżycki pisze o słabości do kina, jaką przejawiali dyktatorzy XX wieku – Hitler i Stalin. Twórczość ich ulubionego reżysera,

Klejmana. Po drugiej stronie estetycznego spektrum znajdują się dzieła Phila Mulloya, którego twórczość opisuje Marek Bochniarz. O polskich filmach animowanych tworzonych przez kobiety pisze Hanna Margolis, zaś Adam Trwoga analizuje animację kanadyjskiej reżyserki Torill Kove. Ponadto prezentujemy fragment dotąd niepublikowanej w Polsce powieści Roberta Coovera pt. Przygody Pierre’a Szczęściarza. Wersja reżyserska.

Megaiwenty – to im podporządkowuje się polityki kulturalne zarówno na poziomie mikro, jak i makro; to one stały się osobnym zjawiskiem społecznym, ekonomicznym, estetycznym oraz politycznym, tworząc pola, na jakich ścierają się konkurujące z sobą wartości (autentyczność/ kliszowość; elitaryzm/egalitaryzm) oraz postawy (aktywność/ bierność; zaangażowanie/dystans). Jacek Wasilewski dywaguje na temat „rynkowego GMO” i tego, w jaki sposób tytułowe magaiwenty prowadzą do utraty, ale i budowania różnych tożsamości. Waldemar Kuligowski analizuje opozycyjne wobec siebie dyskursy poświęcone funkcjom i znaczeniom festiwali. O tautologiach popkultury – wyrażanych poprzez specyficzny typ muzyki festiwalowej – pisze Mirosław Pęczak. W świat globalnych biennale sztuki wprowadza nas Marek Wasilewski. Aleksandra Kleśta-Nawrocka i Rafał Kleśta-Nawrocki są natomiast naszymi przewodnikami po kulinarnym megaiwencie organizowanym w nadwiślańskim Grucznie.

Pismo dostępne w dobrych księgarniach i salonach EMPiK

czaskultury.pl/sklep

N OW Y N U M ER J UŻ W S PR Z EDA Ż Y

Walta Disneya, poddana została dogłębnej analizie przez Siergieja Eisensteina w eseju opatrzonym komentarzami historyka filmu Nauma






Centrum Architektury i Fundacja Bęc Zmiana prezentują: Rem Koolhaas Śmieciowa przestrzeń Pierwszy polskojęzyczny i najszerszy zbiór tekstów wybitnego holenderskiego architekta

„Pewność porażki musi być naszym gazem rozweselającym” (Rem Koolhaas) www.beczmiana.pl/sklep centrumarchitektury.org







Bęc księgarnie 1

2

3

1 15 stuleci Rozmowa z Wilhelmem Sasnalem

Jakub Banasiak / Wydawnictwo Czarne

2 Odcienie szarości

Architekci i polityka w prl-u

Błażej Ciarkowski / Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego

3 „Not.Fot.” nr 1

Notatnik fotograficzny Władysława Hasiora / Władysław Hasior’s Photo Notebook

Wydawnictwo Muzeum Tatrzańskiego

osobiście

Mokotowska 65, Warszawa


4

6

5

4 Śmieciowa przestrzeń. Teksty Rem Koolhaas / Centrum Architektury i Fundacja Bęc Zmiana 5 Pow. Ilustrowany atlas architektury Powiśla Red. Tomasz Żylski / Centrum Architektury

1

6 Reguła i intuicja. O rozwadze

i spontaniczności projektowania

Hans Rudolf Bosshard / D2D.PL

5 internetowo

beczmiana.pl/sklep

2 3 6

4



Komuna Warszawa

lipiec premiera: 8|9 19.00

przed wojną / wojna / po wojnie

Cezary idzie na wojnę reżyseria

Cezary Tomaszewski

patronat

Komuna Warszawa ul. Lubelska 30/32 www.komuna.warszawa.pl


orien nn6t uj siÄ™ strona zaprojektowana krojem pisma WASZ FA Sticky / patrz s. 206

34


Bracia, wystawa Półbiedy w ramach {Pekao Project Room}, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Fot. Bartosz Górka. Czytaj więcej na s. 62

35


SZTUKA I ŻYCIE

GRANDE BIEDNALE GRANDE Biednale – niskobudżetowa rejestracja sztuki wernakularnej zapoczątkowana przez pracowników Fundacji Bęc Zmiana – składa się z fotografii napotkanych „na mieście” obiektów, zdarzeń i utworów, najczęściej nieznanych autorów, działających bez artystycznych zamiarów, lecz w sposób nieuświadomiony i nieintencjonalny tworzących zdarzenia ciekawe wizualnie i intelektualnie. Kolekcja, do tej pory prezentowana w formie nieregularnie aktualizowanego albumu na Facebooku, w tym roku zmaterializowała się w Sklepie Wielobranżowym Bęc Zmiany w formie wystawy Grande Biednale. Prace prezentowane na przełomie maja i czerwca w witrynie przy ul. Mokotowskiej w Warszawie zostały nadesłane w ramach open call przez osoby z całej Polski. Grand Prix Grande Biednale zdobyli Marcelo Zammenhoff, Marcin Rutkiewicz i Bartosz Wajer, a inni wyróżnieni znalazcy to: Arnold Kotra, Arkadiusz Piotr, Agnieszka Mastalerz, Jakub Wesołowski, Gabriela Palicka, Łukasz Stępnik i Julia Dorobińska. beczmiana.pl

36


37


architektura i wieś

NOWE CIEPŁO Fundacja Wybudowania z Kurzętnika w ramach festiwalu Nowe Ciepło od trzech lat łączy obserwację krajobrazu wsi oraz antropologię z działaniami artystycznymi. Zeszłoroczna edycja imprezy była poświęcona budowie systemem gospodarczym, w tym roku uczestnicy zajrzą na pola i do szop, ponieważ tematem przewodnim festiwalu będzie produkcja żywności. Organizatorzy Nowego Ciepła stawiają tezę, że obecne zmiany w sposobie gospodarowania zasobami, krajobrazem i dziedzictwem przez rolników, związane z akcesem do europejskiego rynku rolnego w 2004 roku, będą miały fundamentalny wpływ na obraz Polski w przyszłości. Dzięki włączeniu praktyki artystycznej w życie obszarów wiejskich chcą uchwycić gasnący wraz z unijnym entuzjazmem moment wielkich przemian w rolnictwie. W programie festiwalu znalazły się między innymi wystawa w opuszczonej szklarni, będąca owocem seminarium poświęconego produkcji żywności, prezentacja książki kucharskiej Koła Gospodyń Wiejskich Szwarcenowo, pokazy fotosów z prac żniwnych oraz koncert elektroakustyczny nad zbiornikiem wyrobiskowym Nielbark. W imprezie pod kuratelą Marcina Zalewskiego udział wezmą: Towarzystwo Krajobraz, Rokosz, Food Think Tank, Liliana Piskorska, Tytus Szabelski, Natalia Reszka i Justyna Piotrowska. 25–26.08 Nowe Miasto Lubawskie i cała ziemia lubawska wybudowania.pl

Gęśnik w Szwarcenowie. Fot. Tytus Szabelski

38


39


Cmentarz Pamięci Chiang Wei-Shui, Fieldoffice Architects, Yilan

architektura i miasto

WIĄZKI PRZEWODZĄCE Wystawa Making Places pod kuratelą Juhaniego Pallasmy i Chun-Hsiung Wanga prezentuje twórczość tajwańskiego architekta Sheng-Yuan Huanga oraz założonej przez niego pracowni Fieldoffice Architects. Niemal wszystkie ich projekty z ostatnich dwudziestu lat zostały zrealizowane w Yilan – mieście położonym na północnym skraju rolniczej okolicy oddzielonej od Tajpej i uprzemysłowionego regionu Tajwanu wysokimi górami. Architekci mocno wrośli w lokalną społeczność. Projekty i interwencje urbanistyczne realizowane przez pracownię są bardzo różnorodne – od budynków użyteczności publicznej i domów mieszkalnych, przez parki, rewitalizację istniejących ulic, cmentarz, kładki dla pieszych, po ścieżki rowerowe. Sheng-Yuan Huang opisuje dorobek pracowni, porównując go do wiązek przewodzących w organizmach roślin – systemu, którego podstawową funkcją jest dostarczanie roślinie wody, soli mineralnych i substancji odżywczych, a także podtrzymywanie jej struktury. Oparta na tej idei praca Fieldoffice Architects dla Yilan polega na stworzeniu strategii zrównoważonego rozwoju i stopniowym budowaniu infrastruktury miasta. 22.06 – 27.08 Muzeum Architektury we Wrocławiu, ul. Bernardyńska 5 ma.wroc.pl

40


architektura i miasto

FIKUS Żyjącą instalację sąsiedzką stworzoną przez Kolektyw Fikus z niechcianych roślin doniczkowych można oglądać na podwórku przy ul. Lubelskiej. Kształt zainspirowany został konstelacjami gwiezdnymi, które powinny być widoczne latem nad Warszawą. Powinny, ale nie są – z powodu zanieczyszczenia świetlnego, które utrudnia obserwację astronomiczną nieba oraz ma negatywny wpływ na faunę i florę, w nocy potrzebującą przede wszystkim ciemności. do 30.08 Warszawa, ul. Lubelska 30/32 Rys. Kolektyw Fikus

41


architektura i miasto

KAPITALIZM. HISTORIA KRÓTKIEGO TRWANIA Książka Kacpra Pobłockiego Kapitalizm. Historia krótkiego trwania jest opowieścią o tym, jak praca, przestrzeń i pieniądz stały się filarami systemu społeczno-­ -ekonomicznego, w którym przyszło nam żyć. Czy to Zachód wynalazł nowoczesność, demokrację i miejskość? A może tylko je sobie przywłaszczył? Czy kapitalizm powstał wraz z brytyjską rewolucją przemysłową, czy może jest tak stary jak ludzkość? W którym momencie ludzie zamieszkujący tereny współczesnej Polski wkroczyli w nurt globalnych dziejów? „Dzięki pomysłowości i przenikliwości Pobłockiego dowiadujemy się, dlaczego Los Angeles jest pierwszym miastem postamerykańskim, poznajemy Mieszka I jako wybitnego łowcę niewolników, rozumiemy znaczenie Złotego Gułagu, nie dziwi nas przekonanie, że w świecie rajów podatkowych Kajmany są większe niż Ameryka Południowa, a Mauritius większy niż Afryka (…). To wszystko możliwe jest dzięki temu, że autor odkrywa przed nami nieznaną, zaskakującą historię kapitalizmu, a w konsekwencji także alternatywne dzieje pieniądza, przemysłu, własności, pracy, chłopów i miasta” – pisze o Kapitalizmie Waldemar Kuligowski, antropolog i profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Premiera: lipiec 2017 beczmiana.pl Tablica Rozkład grup majątkowych w różnych regionach świata z książki Kapitalizm. Historia krótkiego trwania ›

architektura i miasto

ROWEROWA EMANCYPACJA #BIKEYGEES to działające w Berlinie stowarzyszenie, które organizuje bezpłatne lekcje jazdy na rowerze dla migrantek. Według organizatorów warsztatów przemieszczanie się na dwóch kółkach jest najlepszą formą poznawania nowego miasta – darmową (uczestniczki kursu otrzymują rowery), bezpieczną i przyjazną środowisku. Sama nauka jazdy to dla uchodźczyń i innych cudzoziemek przybywających do Berlina okazja do nawiązania znajomości, ćwiczenia nowego języka oraz zyskania tego rodzaju wolności, jaką daje możliwość swobodnego poruszania się w obrębie miasta. bikeygees-berlin.org

42


Ameryka Północna 100%

Ameryka Południowa

Europa

90%

Afryka

80%

70%

Chiny 60%

50%

Indie

40%

30%

20%

10%

Ludność świata

Azja / Australia

Kolejne decyle globalnej populacji według zamożności

0 1

2

3

4

5

6

43

7

8

9

10


Aleksandra Litorowicz dla NN6T:

architektura i miasto

MIEJSKIE (D)OPOWIADANIE Młode Muzeum Miejskie w młodym mieście zaczyna przyglądać się lokalnej tożsamości, inicjując projekt Tychy – przeszłość – dziś. Sztuka dla lepszego życia. Tychy, będące niegdyś wielkim projektem PRL-u i symbolem planu sześcioletniego, dziś uwalniają się od nadanej im w latach 50. funkcji „sypialni” Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Zaproszenie do przestrzeni publicznej artystów muzeum traktuje jako początek rozmowy o sztuce w mieście – zarówno tej dawnej, która pojawiła się wraz z powstaniem Tychów, jak i współczesnych, osadzonych w lokalnym kontekście działań artystycznych. Nad zadaniem czuwa dwóch kuratorów. Michał Kubieniec, przez wiele lat odpowiedzialny za Katowice Street Art Festival, zaprosił do projektu Izę Rutkowską oraz Pawła Ryżkę. Z kolei Stanisław Ruksza, wieloletni dyrektor bytomskiego CSW Kronika, a obecnie Trafostacji Sztuki w Szczecinie, bada Tychy wraz z Małgorzatą Szandałą, Maciejem Cholewą i Łukaszem Surowcem. Warto zwrócić uwagę na tytuł projektu, który czyni ze sztuki narzędzie poszukiwania wiedzy, poznania, ale i... szczęścia. (AL) muzeum.tychy.pl

44


Forma przestrzenna z betonowych kręgów w parku Niedźwiadków. Autor nieznany, realizacja: początek lat 60. Fotografia z książki Patryka Oczki Tychy. Sztuka w przestrzeni miasta, Muzeum Miejskie w Tychach 2015

45


596 Acres, akcja oznaczania nieużytków w Weeksville na Brooklynie, sierpień 2014. Fot. Murray Cox, murraycox.com

architektura i miasto

596 AKRÓW 596 Acres to przedsięwzięcie, które narodziło się z przekonania, że zdobycie wiedzy o zasobach miejskich jest pierwszym krokiem do współdecydowania o swojej okolicy. Zapoczątkowany przez Paulę Z. Segal projekt zbiera i przedstawia dane o znajdujących się w Nowym Jorku niewykorzystywanych publicznych gruntach, które mogą zostać zamienione przez mieszkańców w ogrody społeczne, miejskie farmy, place zabaw czy inne miejsca spotkań sprzyjające tworzeniu wspólnoty i przebywaniu w przestrzeni publicznej. Przejrzysta mapa online oraz aplikacja mobilna obrazują rozmieszczenie wolnych działek, ułatwiają przyszłym opiekunom samoorganizację oraz zapewniają pomoc i narzędzia niezbędne do legalnego korzystania z nieużytków. W ciągu ostatnich trzech lat te działki, często pozostające za ogrodzeniem, zamieniły się w 39 zielonych przestrzeni lokalnych, ratując się przed smutnym losem „miejskich pustek” lub zasobów czekających na wykorzystanie przez deweloperów. O tym projekcie warto mówić w Polsce nie tylko w kontekście coraz większej popularności ogrodów społecznych, ale również z powodu wciąż niewystarczających lub nieprzyjaznych użytkownikom metod udostępniania danych o miastach. (AL)

Celem projektu Place Warszawy, realizowanego przez Fundację Puszka w partnerstwie z Fundacją Bęc Zmiana, jest stworzenie platformy współpracy mieszkańców, organizacji, instytucji, firm oraz wszystkich tych, którzy chcieliby się zaangażować na rzecz tworzenia lepszej i bardziej przyjaznej przestrzeni miejskiej. Pierwszym z rozpisanych na trzy lata działań będzie zbadanie stołecznych placów. Pozyskana wiedza ma stanowić podstawę dla szeregu aktywności edukacyjno-animacyjnych oraz zaowocować stworzeniem internetowego portalu mapującego place oraz punktującego problemy i szanse związane z ich zagospodarowaniem. Współfinansowany przez Biuro Kultury m.st. Warszawy projekt zakłada zbadanie oraz nazwanie potrzeb i korzyści wynikających z przywrócenia stołecznym placom należnej rangi użytkowej. Jego zwieńczeniem będzie przeprowadzenie trzech działań artystyczno-architektonicznych prototypujących dobre rozwiązania dla tych przestrzeni.

596acres.org

placewarszawy.pl

architektura i miasto

ODZYSKAĆ PLACE

46


Katarzyna Strzelecka-Paciorek: Jakość przestrzeni publicznej a jakość życia człowieka. Rewitalizacja placu Trzech Krzyży, praca dyplomowa, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej, 2017

47


architektura i miasto

ZWYCZAJNE I HEROICZNE W ramach tegorocznej edycji najbardziej prestiżowego architektonicznego konkursu w Europie nagrodę imienia Miesa van der Rohe zdobyły pracownie NL architects i XVW architectuur, odpowiedzialne za projekt modernizacji budynku wielorodzinnego z lat 70. XX wieku. DeFlat Kleiburg to długi na ponad 400 metrów i wysoki na 11 pięter blok, w którym znajduje się 500 mieszkań. Galeriowiec, położony w amsterdamskiej dzielnicy Bijlmermeer, modernistycznym kwartale inspirowanym założeniami wypracowanymi przez Międzynarodowy Kongres Architektury Nowoczesnej (CIAM), dziś peryferyjnej okolicy o złej sławie, miał zostać wyburzony. Dzięki sprzeciwom mieszkańców, aktywistów i obrońców modernistycznej architektury udało się uratować budynek oraz odrestaurować go przy stosunkowo małym budżecie. Architekci z NL architects i XVW architectuur zaplanowali odświeżenie elewacji, części wspólnych i parteru, pozostawiając remont mieszkań lokatorom. W werdykcie jury podkreśliło wielkie znaczenie projektów proponujących nowe, często radykalne podejście do przebudowy już istniejących konstrukcji – szczególnie w kontekście kryzysu mieszkaniowego, z jakim borykają się europejskie miasta. Swoje podejście do projektów zgłoszonych do konkursów jurorzy postanowili podsumować cytatem z Petera Smithsona, brytyjskiego architekta i krytyka architektury: „Rzeczy muszą być jednocześnie zwyczajne i heroiczne”. miesarch.com

48


NL architects + XVW architectuur: DeFlatKleiburg. Fot. Š Marcel van der Burg

49


Gra Cubo Race, Jeux Sans Frontières, 1971. Fotografia z książki Sportification. Eurovisions, Performativity and Playgrounds, Viaindustriae Publishing, 2017

architektura i miasto

KULTURA FIZYCZNA W tym sezonie motywem przewodnim Ogrodu Miejskiego Jazdów będzie szeroko rozumiana kultura fizyczna. Za sprawą artystów, sportowców oraz animatorów najbliższe otoczenie U-jazdowskiego stanie się areną sportowych rozgrywek oraz polem badania miejskich choreografii. Dwaj artyści z Włoch – Franco Ariaudo i Emanuele De Donno – zorganizują nietypowy wyścig Cubo Race, w ramach którego trzy drużyny zawodników będą miały za zadanie jak najszybciej dotrzeć do mety, unosząc na kijach wielki sześcian (patrz: zdjęcie). Norbert Delman zaprosi do gry w statki, w której masztowce narysowane na kartkach papieru zostaną zastąpione ludźmi (nie wiemy, na czym będzie polegać zatapianie). Będzie można również wziąć udział w wirtualnej interaktywnej grze mobilnej Performance Encou­ rager Marka van de Wateringa i Kariny Beumer, zachęcającej do aktywności fizycznej i poruszania się po terenie wokół zamku, a wieczorem odpocząć w kinie plenerowym. Programowi przygotowanemu przez kuratorkę Annę Czaban przyświeca myśl niemieckiego filozofa i teoretyka postmodernizmu Wolfganga Welscha, który uznał sport za najbardziej uspołecznioną formę sztuki. do 31.08 Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 u-jazdowski.pl

50


architektura i miasto

WIĘCEJ POWIETRZA Tegoroczna edycja Katowice Street Art Festival wykreśla już ze swojej nazwy wpisaną w nią festiwalowość i pod szyldem Katowice Street Art AiR mierzy się z nową formułą działań opartą na całorocznym programie rezydencji artystycznych. W ramach wydarzenia odbędą się wystawy, warsztaty, spotkania z artystami oraz Popołudniowe Plenery Dźwiękowe. Pierwszy gość KSAAiR, Krzysztof Żwirblis, stworzył już wraz z mieszkańcami osiedla Paderewskiego tymczasowe Muzeum Społeczne w budynku Szkoły Podstawowej nr 12. Kolejni artyści, którzy zostali zaproszeni do realizacji obiektów lub działań w duchu site-specific, to Jakub Szczęsny, Michał Frydrych, Dominik Cymer, Myroslav Vayda oraz Roch Forowicz. Warto obserwować, ile street artu faktycznie pozostanie w programie Katowice Street Art AiR, bo wydaje się, że nowa formuła i dobór rezydentów coraz wyraźniej zwracają się ku szerszemu polu sztuki w przestrzeni publicznej. Potwierdzają to zasłyszane od artystów koncepcje, które związane są między innymi z odkrywaniem rzeki Rawy czy zbiorowym siłowaniem się z mobilną rzeźbą. (AL)

W ramach 21. Biennale Sztuki Dziecka organizowanego przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu powstał projekt pomnika dedykowanego dziecięcej radości. Wypracowanie jego koncepcji zajęło dzieciom kilka miesięcy i obejmowało między innymi lepienie prototypu monumentu z gliny. Pomysłodawcom inicjatywy przyświecało założenie, że forma rzeźbiarska w równym stopniu jak plac zabaw może stać się przestrzenią zabawy, a proces budowy pomnika radości został zdefiniowany przez otwarty, demokratyczny i czynny udział dzieci. (MR)

katowicestreetartfestival.pl

csdpoznan.pl

Rys. Jakub Fiuczyński, Szkoła Podstawowa nr 90 w Poznaniu, klasa IIIb

Monika Rosińska dla NN6T: dizajn

WIELKIE TORNADO

51


Rei Kawakubo dla Comme des Garçons: The Infinity of Tailoring, jesień / zima 2013–2014. Dzięki uprzejmości Comme des Garçons. Fot. Collier Schorr

dizajn

dizajn

MODA / ANTYMODA

GABINET ROBOTYCZNYCH OSOBLIWOŚCI

Pracująca w Tokio projektantka Rei Kawakubo stwierdziła niedawno: „Moje ubrania oraz przestrzenie, które one zamieszkują, są nierozerwalne – są jednym i tym samym. Zawierają tę samą wizję, to samo przesłanie i ten sam zestaw wartości”. W centrum zainteresowań projektantki leżą dwa pojęcia: mu (pustka) i ma (przestrzeń), które definiują jej artystyczną idée fixe. Stają się one przyczynkiem do formalnych i filozoficznych dociekań na temat subtelnego związku ubrań z ciałem i nieoczywistych relacji mody z kulturą. Sławną projektantkę najbardziej interesuje oczywiście to, co znajduje się pomiędzy. I taki też jest motyw przewodni retrospektywnej wystawy Rei Kawakubo / Comme des Garçons: Art of the In-Between, która skupia się na badaniu tego, co wyznaczają pary opozycji, takie jak obecność–nieobecność, dizajn–antydizajn, obiektywne–subiektywne czy tradycja–nowoczesność. (MR)

W jednej z nowych przestrzeni ekspozycyjnych Vitra Design Museum można oglądać należącą do byłego dyrektora instytucji Rolfa Fehlbauma kolekcję futurystycznych robotów i figurek astronautów z lat 1937–1968, a więc z czasów, gdy marzenia o locie w kosmos w większym stopniu odzwierciedlały marzenia technooptymistów niż realne możliwości. Wiele z wyselekcjonowanych obiektów pokazywanych jest razem z całą identyfikacją wizualną obejmującą między innymi świetnie zaprojektowane opakowania i plakaty. Za architekturę nowej przestrzeni odpowiada Dieter Thiel, a scenografię przygotował słynny francuski projektant Ronan Bouroullec. (MR)

do 4.09 Nowy Jork, The Costume Institute metmuseum.org

do 17.09 Weil am Rhein, Vitra Design Museum design-museum.de

52


Smoking Robot, Yonezawa, 30 cm, Japonia, 1963. Kolekcja Rolfa Fehlbauma. Fot. Moritz Herzog

53


SZTUKA I ŻYCIE

DEKADENCJA W związku z planowanym remontem podziemi Pałacu Czapskich warszawska Akademia Sztuk Pięknych wypowiedziała umowę najmu działającej w piwnicy budynku klubojadalni Eufemia, będącej sceną dla licznych koncertów, imprez i działań kulturalnych. W jej miejscu po remoncie ma powstać restauracja, a obok niej, jak zapowiedział kanclerz uczelni Michał Leszczyński, „show room, w którym można by prezentować prace studentów, pracowni, wydziałów”. W ramach krytyki decyzji władz uczelni, najwyraźniej pozostających w bliższych relacjach z biznesem niż ze studentami, Agata Grabowska i Olga Rusinek uczące się na Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną postanowiły same otworzyć w Eufemii „sklepik z pamiątkami”. Na jego asortyment złożyły się pastiszowe kopie rzeźby przedstawiającej „Anioła Biznesu”, wykonanej przez rektora uczelni Adama Myjaka na zlecenie sieci domów handlowych „Dekada”.

W wyniku licznych kontrowersji, nacisków ze strony uczelni oraz oskarżeń o bezprawne wykorzystanie znaku towarowego rzeźby prezentowane na wystawie w Eufemii zostały dość szybko zasłonięte (paczkami po czipsach), a kuratorki wezwane na dywanik dziekana swojego wydziału. Na tym jednak sprawa się nie skończyła. Warszawska Galeria Kubeł – w typowym dla siebie prowokatorskim stylu – zachęcała do uczestnictwa w akcji #jesuismyjak, nawołując do solidaryzowania się z rektorem hasłem „Kto nigdy nie współpracował z biznesem, niech pierwszy rzuci kamieniem (lub brązem)!”. Z kolei Grupa ETC paczką po czipsach zasłoniła oryginalną rzeźbę Myjaka na deptaku w Sopocie. Wszystkie te działania nie przyczyniły się jednak do zmiany decyzji o rozwiązaniu umowy – 1 czerwca Eufemia zakończyła swoją działalność w podziemiach ASP. facebook.com/klub.eufemia

54


Widok wystawy Dekadencja / Sklepik z pamiątkami. Fot. Robert Głowacki

55


Władysław Hasior: Notatnik fotograficzny, slajd z cyklu Sztuka współczesna 4

SZTUKA I ŻYCIE

SZTUKA I ŻYCIE

NOT.FOT.

NIERZECZYWISTOŚĆ

„NOT.FOT.” to magazyn w całości dedykowany jednemu dziełu: Notatni­ kowi fotograficznemu Władysława Hasiora, czyli niezwykłemu archiwum wizualnemu składającemu się z 20 tysięcy przezroczy wykonanych w ciągu niemal 30 lat i ułożonych przez artystę w cykle tematyczne. Oprócz obszernej prezentacji prac Hasiora na łamach kolejnych zeszytów znajdą się teksty omawiające specyfikę Notatnika fotogra­ ficznego, materiały archiwalne, a także dedykowane Hasiorowi prezentacje współczesnych artystów (w pierwszym numerze – Paulina Ołowska). Lekka formuła i cykliczność kolorowego czasopisma połączona z rzetelnością muzealnego katalogu to doskonała forma prezentacji Notatnika, który sam jest hybrydą katalogu obrazów i artystycznej wypowiedzi dotyczącej kultury popularnej. W tym roku ukażą się 4 zeszyty „NOT.FOT.”.

Karolina Wojciechowska – tegoroczna absolwentka Wydziału Grafiki na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu i jedna z autorek zina „Dziewczyństwo” – tworzy kolaże, na których zestawia zdjęcia brutalistycznych osiedli, wybuchów i katastrof naturalnych z postaciami z sesji rodem z lajfstajlowych magazynów. „W ramach dyplomu magisterskiego chciałam stworzyć takie sytuacje, które na pierwszy rzut oka mogłyby się wydarzyć w rzeczywistości – tłumaczy. – Jednocześnie chciałam wywołać uczucie niepokoju, które sprowokuje do wnikliwej analizy obrazu i wprowadzi w stan zwątpienia i niedowierzania” – dodaje. Prace Karoliny z cyklu Nierze­ czywistość można oglądać na wystawie w bęcowej galerii oraz na tumblerze artystki. do 3.07 Warszawa, Sklep Wielobranżowy Bęc Zmiana, ul. Mokotowska 65 beczmiana.pl kwojciechowska.tumblr.com

muzeumtatrzanskie.pl sklep.beczmiana.pl

56


Karolina Wojciechowska, z cyklu Nierzeczywistość

57


sztuka i życie

sztuka i życie

PŁOT W SZTUCE

PÓŁPRAWDA

W ramach wystawy New Deal Wojciech Ulrich – polski artysta na co dzień mieszkający w Nowym Jorku – podaje w wątpliwość pojęcia takie jak egzotyka i nowoczesność, zastanawia się nad istotą państwa narodowego w zglobalizowanym świecie, a także podejmuje temat naszej odpowiedzialności za Innego. Odwiedzający jego wrocławską ekspozycję zostaną wprowadzeni w sytuacje niezręczne, krępujące i wytrącające ich z bezpiecznej pozycji widza, oglądacza czy też zwiedzacza. Jak pisze kurator wystawy Paweł Jarodzki, „Ulrich nie pokazuje niczego nowego, pokazuje ten sam świat, o którym wiemy, że istnieje. Świat, którego istnienie tak dalece ignorujemy, że wyparliśmy go z naszej świadomości”.

Wystawa Półprawda, prezentująca prace współczesnych artystów z Gruzji, Bośni, Węgier, Turcji, Rumunii, Albanii, Czech, Słowacji, Ukrainy, Macedonii, Bułgarii oraz Polski, problematyzuje temat relacji między Wschodem i Zachodem Europy, które w czasach zwątpienia w zbawienną moc globalizacji i zwrotu ku konserwatywnym oraz narodowym wartościom nabierają nowego znaczenia. Dzieła prezentowane w ramach ekspozycji odnoszą się zarówno do lokalnych historii i indywidualnych przeżyć, jak i do uniwersalnych problemów. Pojawią się na niej między innymi tematy związane z tradycyjną architekturą lokalną, która w XX wieku została wyparta przez budownictwo socjalistyczne (cykl Rosetta rumuńskiej artystki Iony Nemes); pytania o wpływ na politykę i możliwość realizacji zmiany poprzez udział obywateli w powszechnych wyborach (Bal­ lot Box bośniackiej artystki Šejli Kamerić); wzmocnienie pozycji władzy i jej bezkarność poprzez usankcjonowanie religijne (Pray Sway euroazjatyckiego kolektywu Slavs and Tatars); czy też granice wolności ekspresji oraz budowania tożsamości wyrażone w ruchu ciała (prace z cyklu Stiletto tureckiej artystki Nevin Aladağ).

Podobną tematykę podejmuje Dominik Lejman w instalacji wideo, którą można oglądać w poznańskim Arsenale. Wystawa Płot została przygotowana we współpracy z kuratorem Markiem Bartelikiem jako propozycja dla polskiego pawilonu na Biennale w Wenecji. Projekt łączy minimalistyczną formę z refleksją dotyczącą kondycji współczesnej geo- i biopolityki oraz z namysłem nad specyfiką obrazu filmowego. 9.08–24.09 Wrocław, BWA Awangarda, ul. Wita Stwosza 32 bwa.wroc.pl

10.09 – 22.10 Warszawa, Muzeum Rzeźby w Królikarni, ul. Puławska 113a krolikarnia.mnw.art.pl

do 23.07 Poznań, Galeria Miejska Arsenał, Stary Rynek 6 arsenal.art.pl

58


Wojciech Ulrich: Ogród koncentracyjny. Fot. Antonina Joszczuk

Braco Dimitrijević: This Could be a Place of Historical Importance, 1971–1973

59


sztuka i życie

JAD „W swojej twórczości krytykuję ludzkie zachowania, a podstawą do tego są moje własne doświadczenia” – tłumaczy Martyna Czech, laureatka Grand Prix Biennale Malarstwa Bielska Jesień 2015, studentka malarstwa w pracowni Andrzeja Tobisa na katowickiej ASP i autorka obrazów, które złożą się na wystawę Jad. Jak pisze kurator ekspozycji Jakub Banasiak: „Czech maluje szybko i łapczywie, jakby jej obrazy były fotografiami emocji w skali 1:1, bez filtra, jak szybkie notatki na serwetce w kawiarni, jak zapiski w telefonie. Podkreślają to dobitne tytuły, których dosłowność jednak w tym przypadku nie razi: Rozdarcie, Odrzucenie, Obsesja, Pokusa itp. Malarstwo Czech jest gęste od farby, a konfiguracje poszczególnych elementów tak osobliwe, że niejednokrotnie musi upłynąć chwila, zanim uświadomimy sobie, na co patrzymy. A patrzymy w zasadzie na trzy motywy: jeden dotyczy kaźni zwierząt, drugi – toksycznych relacji z najbliższymi (najdalszymi?), trzeci zaś, być może splatając pozostałe – cielesności, seksualności, choroby”. 9.09 – 8.10 Bielsko-Biała, BWA, ul. 3 Maja 11 galeriabielska.pl

60


Martyna Czech: Cichaczem, 2016

61


sztuka i życie

MŁODZI ZDOLNI Prace 26 finalistów konkursu Artystyczna Podróż Hestii można oglądać na wystawie w nadrzecznej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wśród wyróżnionych twórców znalazła się między innymi Karolina Babińska, która Rzeźbę 24h wykonała, przez 24 godziny trzymając modelinę pod swoją prawą pachą. Przez całą dobę ręka zajęta rzeźbieniem pozostawała unieruchomiona, a lewą ręką artystka sporządzała notatki dotyczące sytuacji, w których z powodu aktu tworzenia jej codzienne funkcjonowanie było w jakiś sposób zakłócone. W gronie finalistów znalazła się również Katarzyna Blajchert, znana jako CIACH – wychowana we fryzjerskiej rodzinie artystka-kłafjurzystka, która obcinała włosy między innymi w Gdańskiej Galerii Miejskiej, warszawskim CSW, na dachu wieżowca i na festiwalu Present Performance. Ciekawie wyglądają również prace Marty Krześlak (Kompozycja przestrzen­ na) i Kamili Kobierzyńskiej (Ćwiczenia z prowizorki), które wykorzystują przedmioty codziennego użytku i odpady do tworzenia trójwymiarowych obrazów. do 9.07 Warszawa, Muzeum nad Wisłą, ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 22 artystycznapodrozhestii.pl

sztuka i życie

sztuka i życie

NA JAGODY

PROJEKT NA WAKACJE

Prace z ostatniego projektu Emilki Bartkowskiej – utalentowanej graficzki, która w 2014 roku zginęła podczas górskiej wspinaczki – to ilustracje do baśni Marii Konopnickiej Na jagody. Rysunki wraz z tekstem jednej z największych polskich poetek będzie można oglądać i czytać na wystawie przygotowanej przez Honoratę Martin – artystkę i przyjaciółkę Emilki – oraz kuratorkę Emilię Orzechowską. Ekspozycji towarzyszyć będzie publikacja książki z ilustracjami Bartkowskiej.

Lato w Project Roomie – przestrzeni wystawienniczej dedykowanej młodym artystom – zapowiada się gorąco. W lipcu odbędzie się tam wystawa Stacha Szumskiego, znanego z wielkoformatowych prac w przestrzeni publicznej twórcy związanego z warszawską galerią V9 oraz współzałożyciela Nomadic State (z Karoliną Mełnicką). W sierpniu otworzy się ekspozycja Marty Hryniuk – artystki z kolektywu Silverado oraz absolwentki szczecińskiej ASP, która obecnie mieszka i studiuje w Rotterdamie – a wrzesień będzie należał do Natalii Janus-Malewskiej, wykształconej w Szczecinie autorki rzeźb i instalacji.

15.09 – 15.10 Gdańsk, Galeria Miejska 1, ul. Piwna 27/29 ggm.gda.pl

6.07 – 15.10 Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 u-jazdowski.pl

62


Karolina Babińska: Rzeźba 24h, 30 x 30 cm

Emilka Bartkowska: Na jagody

63


Justyna Chmielewska dla NN6T: SZTUKA I ŻYCIE

#POLSKA W Białowieży, pośrodku carskiego parku, po którym dziś powolnym krokiem przechadzają się bociany, stoi żubr. Ma w środku wielką dziurę, a na jego bokach i zadzie znajdują się uchwyty, dzięki którym dzieciaki mogą wspiąć się na jego grzbiet. Wlazłszy mu do brzucha, mogą wyobrazić sobie, jak olbrzymie jest zwierzę, które przy odrobinie cierpliwości i szczęścia można spotkać na okolicznych łąkach. Coraz więcej dziur zaczyna niestety ziać w otaczającej Białowieżę puszczy. Od paru tygodni grasują w niej maszyny żarłoczniejsze niż korniki i w odróżnieniu od korników wyrządzające niepowetowane szkody – potrafią wyciąć 200 drzew dziennie. Im więcej z nas odwiedzi puszczę, wyrazi swój sprzeciw lub choćby posłucha nagrania z którejś z pogadanek na wyrębie i zdobędzie nieco głębszą wiedzę o tym niebywałym lesie, tym większa szansa, że uda się powstrzymać zaślepionych drwali. Niech puszcza się zapuszcza, a żubry żyją długo całe i zdrowe!

64


65


Szymon Kobylarz: Nieznane niewiadome

Materiały prasowe. Fot. Piotr Grabowski sztuka i życie

NIEZNANE NIEWIADOME

sztuka i życie

TURNUS W ramach TURNUSU – nietuzinkowej rezydencji artystycznej w popularnym wakacyjnym kurorcie „prawie nad morzem” – Krzysztof Bagiński, Lena Emrich, Cristina Ferreira, Sonia Milch, Tymon Nogalski, Gregor Różański, Nomadic State, Jana Shostak, Weronika Wysocka i Rafał Żarski będą badać ślady słynnego przedsięwzięcia z pogranicza komunizmu i gospodarki wolnorynkowej, czyli słupskiego eksperymentu gospodarczego z końca lat 80. XX wieku. Efektem poszukiwań grupy twórców zaproszonych do udziału w projekcie będą artystyczne interwencje w przestrzeni publicznej Słupska.

Szymon Kobylarz od dłuższego czasu jako punkt wyjścia do swojej rzeźbiarskiej praktyki wykorzystuje pojęcia matematyczne, takie jak ciąg Fibonacciego, geometria fraktalna czy liczba φ (phi). W ramach miesięcznej rezydencji w galerii Szarej artysta, tworząc instalację site-specific, zamieni się w eksploratora matematycznych zależności potencjalnie znajdujących się w najbliższej, otaczającej go przestrzeni. Założeniem projektu Nieznane niewia­ dome jest poszukiwanie matematyki w rzeczach i czynnościach najbardziej oczywistych. Fragment ściany nad biurkiem, który towarzyszy nam całymi dniami w pracy, to potencjalne pole badawcze, którego eksplorowanie może przynieść nieoczekiwane rezultaty.

30.07 – spacer szlakiem wytyczonym przez artystów Słupsk turnusprojekt.pl

25.08 – 23.09 Katowice, Galeria Szara, ul. Misjonarzy Oblatów 4 galeriaszara.pl

66


Kinga Nowak: Las, 2017

sztuka i życie

POLSKI LAS

Maria Toboła: Schadenfreude. Fot. Witek Orski

Tematem wystawy Polski las jest współczesny rodzimy pejzaż i jego przedstawienia, w których do głosu dochodzą zapomniane i wyparte wydarzenia oraz związane z nimi uczucia. Pokazywane w ramach ekspozycji fotogramy Agaty Bogackiej z serii Krajobraz, przypominające tatrzańskie widoki, powstały przez naświetlanie sylwetek dwóch osób pochylających się nad papierem fotograficznym w ciemni. Maurycy Gomulicki w cyklu Heaven obiera zupełnie inny kierunek i spogląda w niebo – przestrzeń, która, jak pisze artysta, „mimo oficjalnego zdefiniowania stref powietrznych należących do poszczególnych krajów pozostaje, poprzez swoiste uniwersalne uduchowienie, naszą wspólną własnością”. Mateusz Szczypiński tworzy kolaże z materiałów wizualnych z pochodzących z lat 50. i 60. polskich gazet, w których propaganda polityczna miesza się z formą reklamowej rzeczywistości. W wystawie udział biorą również Kornel Janczy, Krzysztof Maniak, Malwina Małgorzata Niespodziewana, Kinga Nowak, Agnieszka Piksa i Wilhelm Sasnal.

sztuka i życie

NAJNTISOWA CZKAWKA Czy roczny zapas vegety wygrany w „Idź na całość” może rzeczywiście zapewnić dobrobyt i lepsze życie jego zwycięzcom? – pyta Maria Toboła na wystawie Schadenfreude. Znana z gastronomicznych sucharów autorka kebaba z bursztynu (AMBERKEBAB, 2016) i wielkiej beczki sosu czosnkowego (Sos czosnek, 2013) tym razem skupia się na glutaminianie sodu jako esencji potransformacyjnych aspiracji. Fantazjując na temat nagród przyznawanych w najpopularniejszych teleturniejach lat 90., Toboła opowiada o ówczesnych marzeniach, które odbijają się dziś czkawką. W tę gastronomiczną opowieść zgrabnie wplata również motoryzacyjny wątek site-speci­ fic (galeria Stroboskop ma swoją siedzibę w garażu).

30.06 – 28.07 Lublin, Galeria Biała, ul. Peowiaków 12 biala.art.pl

do 16.07 Warszawa, Stroboskop, ul. Siewierska 6 stroboskop-space.pl

67


Diana Lelonek: bez tytułu, z cyklu Yesterday I met a really wild man

68


foto i wideo

MI ROŚNIE Diana Lelonek bada relację między człowiekiem a przyrodą, uważnie przyglądając się ludzkiej interwencji w środowisko oraz dokumentując sposoby, w jakie natura hakuje cywilizację. W swoich pracach artystka naśladuje ekspansywne działania flory i fauny – pokrywa wizerunki mchem, porostami czy grzybami, tworząc żywe obiekty sytuujące się na styku fotografii i bioartu. Wystawa Mi rośnie / Growing on me – wydarzenie towarzyszące PHotoESPAÑA 2017, czyli dwudziestej edycji międzynarodowego festiwalu fotografii w Madrycie – to prezentacja kilku projektów, nad którymi Diana Lelonek pracowała przez ostatnie lata. Inną okazją do spotkania z artystką i jej twórczością będzie dyskusja w Służewskim Domu Kultury. O odejściu od antropocentrycznej perspektywy postrzegania rzeczywistości oraz o pracy na pograniczu sztuki i nauki z Dianą Lelonek porozmawia Franciszek Orłowski. 6.07 – 31.08 Warszawa, lokal_30, ul. Wilcza 29a Warszawa, Fundacja Bęc Zmiana, ul. Mokotowska 65 lokal30.pl, beczmiana.pl 21.07, godz. 18 Warszawa, Służewski Dom Kultury, ul. Bacha 15 sdk.waw.pl

69


Wojciech Sienkiewicz: ul. Oławska, Warszawa, 20.11.2011

foto i wideo

ZASOBÓW BRAK

Ewa Dyszlewicz dla NN6T:

Zderzenie z rzeczywistością po roku ESK-owych cudów musi być dla wrocławskiej kultury niezwykle bolesne. Nie dziwi zatem krytyczny charakter nadchodzącej edycji festiwalu TIFF, który w tym roku problematyzuje kwestie funkcjonowania wobec szeroko pojętych braków (również braków ekonomicznych – decyzja o finansowaniu wydarzenia tym razem nadeszła niemalże w ostatniej chwili). Pod hasłem przewodnim imprezy – „Zasoby” – kryje się wieloaspektowa refleksja na temat instytucjonalnego, społecznego i artystycznego obiegu fotografii oraz związanych z nią idei i praktyk. Twórcy festiwalu, obok wystaw programu głównego i części dedykowanej młodym twórcom, przygotowują także nową sekcję warsztatowo-seminaryjną. Po raz kolejny wrześniowe wydarzenia poprzedzi PreTIFF (24–26.08), w ramach którego zaprezentowany zostanie projekt Krzysztofa Solarewicza Poród. (ED)

foto i wideo

ODZYSKIWANIE Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a do Oławy prowadzi ich osiemnaście – i to właśnie te osiemnaście ulic na potrzeby projektu Jak zrobiłem ulicę Oław­ ską sfotografował Wojtek Sienkiewicz. Oława, rodzinna miejscowość fotografa, to miasteczko o ponad osiemsetletniej historii, którego status po ponownym wcieleniu do Polski w 1945 roku uległ znacznej degradacji. Sienkiewicz w swojej specyficznej typologii przywraca pamięć o latach minionej świetności, dokumentując ulice Oławskie śląskich miast i wsi. Problem prowincjonalizacji, z którym obecnie boryka się miasto, znajduje odzwierciedlenie w peryferyjnym umiejscowieniu odnoszących się do niego ulic w dużych ośrodkach wojewódzkich. (ED) 20.07 – 11.08 Wrocław, Miejsce przy Miejscu, pl. Strzelecki 14 facebook.com/MiejscePrzyMiejscu

7–17.09 Wrocław tiff.wroc.pl

70


Yulia Krivich, z cyklu Zuchwałość i młodość

71


foto i wideo

PL FOTO Kto nie ma jeszcze dość Polski, niech zajrzy na wystawę Michała Szlagi. W te wakacje, po premierze w warszawskim Instytucie Fotografii Fort, Polska rusza w Polskę, a konkretnie do Poznania i Kalisza. Szlaga, znany przede wszystkim z długofalowego projektu dokumentującego zmiany na terenach gdańskiej stoczni, tym razem zdecydował się pokazać wybór prac pochodzących z jego prywatnego archiwum. Cykl, realizowany od kilkunastu lat za pomocą kultowego „mjukacza” – czyli w pełni automatycznego analogowego aparatu – tworzy portret niedojrzałego kraju, do którego autor żywi wyraźnie ambiwalentne uczucia. I choć amatorska estetyka zdjęć dziś nieco trąci myszką, przypomina o fotoblogowym fenomenie, który wywarł niebagatelny wpływ na młode i średnie pokolenie polskich dokumentalistów. (ED) 1.08 – 1.09 Poznań, Galeria Fotografii pf, ul. Święty Marcin 80/82 facebook.com/galeriapf 8.09 – 25.10 Kalisz, Pulsar, pl. Św. Józefa 5 tarasin.pl

72


Michał Szlaga, z cyklu Polska

73


foto i wideo

KINO PROTESTU W programie 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty obok retrospektyw mistrza francuskiej Nowej Fali Jacques’a Rivette’a oraz niemieckiego reżysera i operatora Freda Kelemena, a także przeglądu nowego kina izraelskiego, znalazła się sekcja Kino Protestu. W jej ramach będzie można obejrzeć między innymi dzieła Masao Adachiego – japońskiego reżysera i byłego członka uznanej za grupę terrorystyczną Japońskiej Armii Czerwonej, poetycki film Pokonać noc (reż. Sylvain L’Espérance), którego tematem jest polityczne przebudzenie dotkniętej kryzysem Grecji, a także wyróżniony nagrodą FIPRESCI na ostatnim Berlinale film Uczu­ cie silniejsze niż miłość (reż. Mary Jirmanus Saba), traktujący o krwawo tłumionych strajkach w fabrykach tytoniu w Libanie lat 70. Ciekawie zapowiada się również najnowsze dzieło ojca queer­core’u Bruce’a LaBruce’a, prezentowane w ramach feministyczno-bojowej sekcji Good Girls Gone Bad. Misandrystki łączą marksistowską retorykę, ironiczny humor i pornografię z najlepszymi tradycjami kina klasy B, opowiadając o feministycznej rewolucji szykowanej w szkole z internatem dla trudnych dziewcząt. W tym samym bloku zaprezentowany zostanie również feministyczny body-horror Raw (reż. Julia Ducournau) – historia wegetarianki, która przechodzi na kanibalizm po tym, jak na otrzęsinach została zmuszona do zjedzenia surowej wątróbki.

foto i wideo

WĘGIERSKIE OKO W historii światowej fotografii dzieła artystów węgierskich zajmują szczególne miejsce – nie sposób napisać jej dwudziestowiecznego rozdziału bez uwzględnienia ich znaczącego dorobku. Wystawa Tak widzą. Panorama foto­ grafii węgierskiej prezentuje prace światowej sławy twórców, takich jak André Kertész, Brassaï, Robert Capa, Márton Munkácsi, László Moholy-Nagy, György Kepes, Lucien Hervé i Éva Besnyő. Przy zachowaniu układu chronologicznego szczególny nacisk położony został na intertekstualność, a raczej interwizualność prac. Fotografie zaprezentowano w mało dotąd rozpoznanych kontekstach – obok dzieł zarówno dawnych mistrzów, jak i współczesnych artystów – dzięki czemu uwidocznione zostały wpływy, jakim podlegali autorzy podczas wypracowywania własnego języka fotograficznego. do 10.09 Warszawa, Muzeum Narodowe, al. Jerozolimskie 3 mnw.art.pl

3–13.08 Wrocław nowehoryzonty.pl

74


András Bánkuti: Zmierzch, Moskwa, 6 listopada 1990. © Bánkuti András

Kadr z filmu Manifesto, reż. Julian Rosefeldt

75


Materiały prasowe organizatora Kontekstów

Agnieszka Sosnowska dla NN6T:

ruch i dźwięk

TAK TO JEST

ruch i dźwięk

GALA

Już po raz 7. w Sokołowsku, urokliwej miejscowości położonej w pobliżu Wałbrzycha, odbędzie się Międzynarodowy Festiwal Sztuki Efemerycznej Konteksty. Z enigmatycznie brzmiącym hasłem przewodnim tegorocznej imprezy – „Tak to jest” – zmierzą się między innymi pionierka sztuki konceptualnej Ewa Partum, która instalacją z czarnych parasolek odda hołd polskim kobietom, przedstawicielka body artu z Norwegii Franzisca Siegrist, kanadyjski duet Bean–Lounder z interaktywnym działaniem odnoszącym się do Sokołowska jako uzdrawiającego miejsca konfrontacji, a także Joanna Rajkowska i Ralf Peters z grupy Korperschlaffklang. Nie zabraknie również działań z udziałem lokalnej społeczności, w tym między innymi Muzeum Spo­ łecznego wieloletniego członka Akademii Ruchu Krzysztofa Żwirblisa.

W 2011 roku jeden z najważniejszych eksperymentalnych choreografów – Jérôme Bel – przygotował warszawską odsłonę słynnego spektaklu The Show Must Go On. Pracował wtedy z grupą blisko dwudziestu lokalnych performerów, głównie amatorów, którzy tańczyli do światowych przebojów wybieranych przez DJ-a. Każdy tańczył osobno, jednak okazywało się, że wszyscy tańczyli tak samo. W tym roku kolejny spektakl Bela, pod tytułem Gala, będzie rekonstruowany z udziałem warszawskiej publiczności w ramach festiwalu Ciało / Umysł. Na poziomie opisu oba spektakle są łudząco podobne, w Gali jednak amatorzy stają ramię w ramię z zawodowcami, by poczuć smak porażki i sukcesu na scenie. (AS) 11–12.07 Warszawa, Nowy Teatr, ul. Madalińskiego 10/16 nowyteatr.org

21–25.07 Sokołowsko contexts.com.pl

76


ruch i dźwięk

MAKROSKALA

VALIE EXPORT: Aktionshose: Genitalpanik, 1969. Fot. Peter Hassmann. © 2017 ProLitteris, Zurich

Odważna zmiana – z 16 minut na 16 godzin. Po sezonie brawurowych Mikro Teatrów realizowanych przez szereg polskich reżyserów, którzy podporządkowywali się zestawowi formalnych zasad (maksymalna długość spektaklu to 16 minut, zespół realizatorów może liczyć najwyżej cztery osoby, do dyspozycji artystów są dwa mikrofony, kilka reflektorów, jeden rzutnik wideo, jeden niewielki rekwizyt), czas na coś nowego. W Makro Teatrze zmieniają się dwie zasady gry – czas i liczba osób na scenie. W odróżnieniu od Mikro, kolejne spektakle – Krzysztofa Garbaczewskiego, Teatru Improwizowanego Klancyk, Wojtka Ziemilskiego i Komuny// Warszawa – prezentowane będą nie jeden po drugim, ale równolegle, w różnych przestrzeniach na Lubelskiej, a widzowie będą mieli możliwość przemieszczania się pomiędzy scenami. (AS)

ruch i dźwięk

MUZEUM W AKCJI W 1967 roku Allan Kaprow apelował o to, żeby muzea stały się „ośrodkami działania”, służąc za platformy społecznego zaangażowania. Wystawa Ac­ tion! odwołuje się bezpośrednio do tego hasła i zmienia stateczną instytucję w miejsce działań na żywo. Przez cały czas trwania „akcji” w muzeum pokazywane są słynne performanse z lat 60. i 70. (jako rekonstrukcje albo w nowych odsłonach), a publiczność jest zachęcana do zaangażowania się w akcje artystyczne. Można na przykład wziąć udział w realizowanym od 2014 roku, bardzo aktualnym projekcie Tanii Bruguery i wysłać do papieża pocztówkę z apelem o nadanie uchodźcom i imigrantom obywatelstwa Watykanu. (AS)

23.09, 12:00 – 4:00 Warszawa, Komuna// Warszawa, ul. Lubelska 30/32 komuna.warszawa.pl

do 30.07 Zurych, Kunsthaus kunsthaus.ch

77


ruch i dźwięk

PIEŚŃ DELFINÓW Wystawa performatywna Alexa Cecchettiego Tamam Shud, zrealizowana w ramach projektu Book Lovers, jest przedostatnim etapem dwuletniego procesu pisania powieści artystycznej pod takim samym tytułem (jego zwieńczenie zaplanowane jest na luty 2018 roku). Dzieła sztuki stworzone specjalnie na potrzeby ekspozycji to przedmioty odzwierciedlające rzeczy i zjawiska, które ukazały się Cecchettiemu w snach. Znikające malowidła, pieśń delfinów, wykwintny obiad oraz sekretna szafka z erotycznymi gadżetami będą „aktywowane” przez widzów, performerów i artystę przez cały czas trwania wystawy. Poprzednie rozdziały Tamam Shud powstawały między innymi w wyniku sesji tarota i spacerów tyłem, należy więc być gotowym na wszystko. 1.09 – 1.10 Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2 u-jazdowski.pl thebooklovers.info

78


Rys. Alex Cecchetti

Jacek Plewicki dla NN6T:

ruch i dźwięk

KULTURA ODPADÓW Góry Izerskie są jednym z najbardziej odludnych rejonów w Polsce, mało tam elektryczności i w ogóle mało człowieka. To nieznacznie zmieni się na początku sierpnia, gdy Atelier Wolimierz w Pobiednej na kilka dni stanie się przyczółkiem fanów ekstremalnej sztuki elektronicznej. Motywem przewodnim Borderline Festival, jak to często w przypadku noise’u i muzyki elektro­akustycznej bywa, będą odpady i refleksja nad przyszłością naszej planety. Wystąpią między innymi Szwajcar Dave Phillips (znany z Fear of God) – ekoterrorysta i wciąż chyba najbardziej transgresywny artysta dźwiękowy pod słońcem, i John Grzinich – estońsko-amerykański autor rzeźb dźwiękowych i badacz audioperyferii, a Kuba Gliński i Stach Szumski poprowadzą warsztaty dźwiękowe śladem nieistniejącej Kolei Izerskiej. W programie również noise’owe występy Gregora Różańskiego, Konrada Materka / Rez Epo, który pięknie czytał o dystopijnych Wsiach na kasecie Bartka Zaskórskiego, i Duy Geborda, który nie jest Guy Debordem, ale za to organizuje rosnący w siłę warszawski cykl Umór. Wszystko na żywo i z prukającymi kabelkami. (JP)

ruch i dźwięk

SANATORIUM DŹWIĘKU Sanatorium Dźwięku to organizowany przez Gerarda Lebika i Zuzannę Fogtt festiwal poświęcony eksperymentalnej muzyce współczesnej oraz szeroko rozumianej sztuce dźwięku. W tegorocznej edycji udział wezmą między innymi ojcowie free impro: Keith Rowe i John Tilbury, Henryk Zastróżny – najbardziej znany polski imitator dźwięków, Ryoko Akama – przedstawicielka nurtu Onkyo, radykalnie minimalistycznej improwizacji, czy Ute Wassermann – niezwykła artystka pracująca z głosem, wokalistka stosująca techniki rozszerzone i naśladująca dźwięki zarówno elektroniczne, jak i pochodzące z przyrody (na przykład śpiew ptaków). Nie zabraknie również polskich twórców działających na polu wizualnym i dźwiękowym: na festiwalu wystąpi Łukasz Jastrubczak, a w całej miejscowości rozsiane będą Wsie – wideosłuchowiska Bartosza Zaskórskiego.

10–13.08 Pobiedna, Atelier Wolimierz, ul. Dworcowa 75 facebook.com/atelierwolimierz

17–20.08 Sokołowsko sanatoriumdzwieku.pl

79


ruch i dźwięk

LAS W LESIE ruch i dźwięk

Poznański LAS nagle się zamyka. Jak się okazuje, potrzebujemy w Polsce więcej biurowców, a jeden z nich trzeba postawić w miejscu najciekawszego klubu w Polsce, z dobrym nagłośnieniem i z zacięciem do muzyki tak różnorodnej jak kolory mieniącej się benzyną Warty, w którym w krótkim czasie zorganizowano prawie 300 koncertów. Ograniczenia gatunkowe nigdy specjalnie nie obchodziły Tomka i Krystiana – założycieli LASu, którzy właściwie w nim zamieszkali. Od kiedy pojawiły się tam imprezy taneczne, zapachniało hamburskim Golden Pudel, choć trzeba przyznać, że LAS jest znacznie bardziej zadbany. Ano właśnie, tylko trzeba się wyprowadzić. To jednak wcale nie oznacza końca działalności. Jesienią LAS będzie działać w nowej przestrzeni – trzeba ją jeszcze tylko znaleźć – i to właśnie w niej odbędzie się na przykład wspólny występ Jarboe i Father Murphy. Ta pierwsza wokalistka znana jest głównie z tego, że wraz z Michaelem Girą założyła zespół Swans. Jej solowe płyty nigdy nie spotkały się z dużym odzewem, być może dlatego, że są trudniejsze niż muzyka Swans i że… hmmm… nie jest Girą? Father Murphy to z kolei cudowny hipnotyczno-dronowy zespół, który wystrugał całkiem nowe brzmienie, określane jako Italian Occult Psychedelia. Tak jak u Jarboe, ich pomysł na siebie to melodie, ściany dźwięku i przepracowywanie katolickiego poczucia winy. Udanej zabawy! (JP)

WEGESMALEC DLA UCHODŹCÓW Pewnie wszyscy już wiedzą, co to Noise for Refugees, a jeżeli nie, to najwyższa pora to zmienić. Chodzi o zbieranie kasy na pomoc dla uchodźców i migrantów na granicy serbsko-­węgierskiej za pomocą niedorzecznej muzyki i oddolnej, romantycznej twórczości. Kolejny etap tej akcji – Warsaw DIY Market – odbędzie się w spółdzielnio-klubie Pogłos. Będzie to targ, na którym można zdobyć różne niepotrzebne rzeczy. Chodzi między innymi o kasety w superlimitowanych nakładach, ubrania po fajniejszych ludziach, do tego ziny, artbooki, wegesmalec i ziny pobrudzone wegesmalcem. Oczywiście tymi towarami można się wymieniać bezgotówkowo, a całe wpisowe od wystawców zostanie przekazane uchodźcom, którzy mogliby być naszymi przyjaciółmi, ale nie mogą, ponieważ są daleko i często się ukrywają w strasznych warunkach. Dodatkową zachętą niech będzie to, że Pogłos to duży i profesjonalny klub prowadzony przez ciężko harującą grupę ludzi o dobrych sercach. To tam spotykają się punkowcy, metale, sieroty po Eufemii, fani dziwnej elektroniki i nocni tancerze. (JP) 29.07 Warszawa, Klub Pogłos, ul. Burakowska 12 facebook.com/klubpoglos

28.09 Poznań, LAS facebook.com/las.poznan

80


CZAS NA CZAS

16. Międzynarodowy Festiwal Ciało/Umysł FESTIWAL SZTUKI TAŃCA I PERFORMANSU

2017 11 – 12.07 / 29.09 – 10.10

CU2017_notes.indd 1

09/06/2017 13:38


CZAS NA CZAS Edyta Kozak o tegorocznej edycji Ciało/Umysł wysłuchała: Bogna Świątkowska

Praca w Szwajcarii na początku lat 90. uświadomiła mi, jak bardzo czas jest obecny. Przestałam nosić zegarek, bo zegary były wszędzie – kościoły z zegarami, ekskluzywne sklepy z zegarkami na każdym rogu, zegar przy wejściu do teatru, w garderobie, sali baletowej, w kantynie, na przystankach tramwajowych, na stacjach kolejowych, w witrynach banków, w restauracjach, nawet w górach na niektórych „chaletach” umieszczone były zegary. Tam to rodzaj fetyszu. Mimo że zegary nie mierzą upływu czasu, to pomagają nam w organizacji życia. W Szwajcarii bardzo skrupulatnej i oszczędnej organizacji czasu. Wiele osób wciąż mówiło mi tam o czasie. Na przykład moja 70-letnia wtedy babcia, u której mieszkałam, ścigała się z sąsiadem, kto wcześniej wstanie. Codziennie mi raportowała wynik, np. „Dziś pierwsza otworzyłam okiennice!”. Świat miała poukładany na czas przed i czas po: tworzyły go rytuały, które były nie do ruszenia. Wszystko wszędzie odbywało się zgodnie z zaprojektowanym planem. Łatwo było tam odczuwać czas, nie było przypadkowości. Zaczęłam więc dla zabawy ćwiczyć się w rozpoznawaniu czasu. Zamykałam oczy albo patrzyłam na słońce i myślałam: jest teraz 15:23, podchodziłam do witryny i sprawdzałam. Doszłam do perfekcji – wskazówki były dokładnie tam, gdzie je ustawiłam. Jeszcze w szkole podstawowej biegałam na krótkie dystanse. Ważne było

CU2017_notes.indd 2

skupienie na celu i jego natychmiastowa realizacja. W balecie klasycznym tańczy się krótkie solowe wariacje trwające jedną, dwie minuty, jednak tak nasycone trudnymi pas, że nie ma miejsca na dowolność. Nawet drobny błąd to zaburzenie, rozbicie czasu. Uczyłam się największej wydajności ciała w jak najkrótszym czasie. Nie mogłabym być piłkarką, futbolistką. Za długo to trwa. Duże gry zespołowe mnie męczą i nudzą. Jako tancerka, ale i choreografka byłam krótkodystansowcem. W moich pracach zaczęło się pojawiać ćwiczenie z czasem: Plik 01 z 2001 r. składał się z trzyminutowych wariacji miksujących taniec, muzykę i wideo, kilkaset możliwych kombinacji. Tytuły kolejnych prac: Dancing For You For One Minute (2007), potem Dancing For You Longer than One Minute (2009) też wskazują na mierzenie się z tematem czasu. W Moim własnym interview@Fanny Panda (2013) daję widzom minutę na ocenę moich koncepcji. W swoich spektaklach niejednokrotnie mówię o swoim wieku, tak jakby miało to jakąś wartość. Interesowało mnie zagęszczenie czasu, jego kompresja, szybkie decyzje, działanie pod presją, jak najszybsze zostawianie ruchu za sobą. Dziś mogę powiedzieć, że to był rodzaj autoagresji, samowyzysku. Na przełomie XIX i XX wieku teoretycy rozwoju społecznego zapowiadali epokę nerwowości. Myślę, że jak wielu z nas, byłam (jestem?) jej przykładem – jakoś tak wyszło, że większy społeczny

09/06/2017 13:38


szacunek mieliśmy do ludzi przepracowanych, niż do zharmonizowanych, spokojnych. Teraz przechodzę na drugą stronę, stronę długodystansowca. Lubię ten proces, choć walka wciąż trwa. Aby rozwinąć nowe idee, znaleźć siły na wprowadzenie zmian, potrzebujemy tego, czego najbardziej nam brakuje: spokoju i czasu. Czas to przyjemne pole doświadczeń, to nieograniczony zbiór możliwości, który dotyczy każdego z nas, bo jesteśmy w nim zanurzeni, więc można z nim eksperymentować i wyznaczać swoje pole, określić nowe pojęcia, stworzyć osobistą relację. Poprzez stosunek do czasu wyrażamy nasz stosunek do świata. Niedawno zrozumiałam, że żyjemy jednocześnie w przeszłości i przyszłości. Czas płynie w obie strony, ale odbieramy go z przyszłości. Odbieramy jego wibrację, zmieniamy na emocje i projektujemy sytuacje i wydarzenia podporządkowujące nas tej przyszłości. W latach 70. Lucinda Childs zrobiła spektakl zatytułowany po prostu Dance. Grupa tancerzy w rytmiczny sposób wykonywało prawie tę samą choreografię do muzyki Steve’a Reicha. Dziwna monotonia wdarła się w przestrzeń sceny – powtarzalność, precyzja wykonania, ruch oparty na spiralach, dynamice powrotu i repetycji. Pod koniec lat dwutysięcznych jeden z największych festiwali tańca w Europie zaproponował rekonstrukcję tamtego spektaklu. W 2009 roku Richard B. Fisher Center for the Performing Arts w Bard College zaproponowało rekonstrukcję tamtego spektaklu. I tak powstała hybryda: Childs nałożyła projekcję spektaklu z lat 70., wyświetlaną na przezroczystej materii, i przez nią na tancerzy poruszających się na scenie.

CU2017_notes.indd 3

To było zsynchronizowane tak doskonale, że wydawało się, iż jesteśmy świadkami wszystkiego: przeszłości i przyszłości w tym samym momencie. Wpadało się w wąską szczelinę teraźniejszości. To był spektakl, który pchnął mnie do myślenia o tym, czym jest czas. Zaczęłam szukać. Spektakl Lucindy Childs zainspirował mnie do przyjrzenia się pojęciu czasu i zrobienia o tym festiwalu. Jest jeszcze jeden powód zajęcia się czasem przez Ciało/Umysł. Zamknęliśmy 15 edycji, a w nich 20 lat. Razem z nimi odchodzą pewne ideały i wartości. Dawny świat i jego idee okazują się przebrzmiałe i nieaktualne. Czy w nowej rzeczywistości jest dla nich miejsce? Czas społeczny jest wymierny. Albo się do niego dostosowujemy, albo go lekceważymy, buntujemy przeciw niemu, żyjemy z nim w symbiozie. Sztuka potrafi zatrzymać czas, skompresować historię i natychmiast wyzwolić emocje. Taniec pozwala na rozpoznanie problemów świata, życia, ale i zasad wszechświata. W tańcu jest wszystko, co jest do tego potrzebne: czas, przestrzeń, światło i ruch – życie. Jako widz przychodzę do teatru, aby wejść w pozaczas/bezczas. Dlatego w tegorocznej edycji nie szukamy tymczasowych rozwiązań, komentarzy na temat rzeczywistości, problemów społecznych czy politycznych, ale uniwersalizmu. Platon mówił o czasie jako o ruchomym obrazie wieczności. Może stajemy trochę w rozkroku chcąc objąć różne wymiary czasu… Czas pokaże.

Edyta Kozak – choreografka, kuratorka tańca, twórczyni projektów międzynarodowych, pomysłodawczyni i dyrektorka artystyczna Międzynarodowego Festiwalu Ciało/Umysł.

09/06/2017 13:38


kalendarium

11.07

20:00 / 90 min / Nowy Teatr – duża scena / bilety 50/30 PLN

Jérôme Bel (Francja) – GALA – premiera polska

12.07

20:00 / 90 min / Nowy Teatr – duża scena / bilety 50/30 PLN

Jérôme Bel (Francja) – GALA – premiera polska

29.09

20:30 / 60 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN

Ruth Childs / Scarlett’s (Szwajcaria) – PASTIME, CARNATION, MUSEUM PIECE (Rekonstrukcja: 3 x solo Lucinda Childs) – premiera polska

30.09

14:00 / 4h / plac Defilad przed Teatrem Studio / wstęp wolny

Fundacja Piny Bausch (Niemcy) – NELKEN LINE – WARSZAWA

18:00 / 33 min / STUDIO teatrgaleria – foyer / wstęp wolny

pokaz filmu VÉRONIQUE DOISNEAU (Francja, 2004) / reż. Jérôme Bel, Pierre Doupouey

19:00 / 180 min / STUDIO teatrgaleria – mała scena / bilety 50/30 PLN

IMPRO (Polska)

1.10

20:30 / 60 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN

Ramona Nagabczyńska (Polska) – MORE (MORUS/WIĘCEJ) – premiera

3.10

19:00 / 120 min / CSW Zamek Ujazdowski – sala laboratorium / bilety 30 PLN

EXCHANGE: CHANGE (Polska, Węgry) – TIME AND DANCE

5.10

19:00 / 120 min / CSW Zamek Ujazdowski – sala laboratorium / bilety 30 PLN

EXCHANGE: CHANGE (Polska, Węgry) – TIME AND DANCE

CU2017_notes.indd 4

09/06/2017 13:38


6.10

19:00 / 75 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN

DANCE ON ENSEMBLE / Rabih Mroué (Niemcy / Liban) WATER BETWEEN THREE HANDS – premiera polska

20:30 / 100 min / STUDIO teatrgaleria – mała scena / bilety 50/30 PLN

wykład performatywny – Alexandra Laudo (Hiszpania) AN INTELLECTUAL HISTORY OF THE CLOCK – premiera polska

7.10

10:00 – 17:00 / Goethe-Institut

TODAY TOMORROW 24-godzinna konferencja o performansie i chronopolityce

9.10

18:00 / Goethe-Institut / wstęp wolny

TANIEC I CZAS – ESEJE FILMOWE: CZAS I CIAŁO kurator: Thomas Thorausch, Deutsches Tanzarchiv Köln

10.10

18:00 / Goethe-Institut / wstęp wolny

TANIEC I CZAS – ESEJE FILMOWE: POLITYKA I RUCH kurator: Thomas Thorausch, Deutsches Tanzarchiv Köln

29.09 – 06.10

16:00 – 22:00 / STUDIO teatrgaleria – foyer / wstęp wolny

instalacja edukacyjna – KIOSK W RUCHU

Program może ulec zmianie.

miejsca

Nowy Teatr / ul. Madalińskiego 10/16, Warszawa STUDIO teatrgaleria / Pałac Kultury i Nauki, plac Defilad 1, Warszawa Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski / ul. Jazdów 2, Warszawa Goethe-Institut / ul. Chmielna 13 A, Warszawa

CU2017_notes.indd 5

09/06/2017 13:38


Nowy Teatr

Jérôme Bel (Francja)

GALA

premiera polska Spektakl rodzinny 6 +, również dla osób niesłyszących 11, 12.07 / 20:00 / 90 min / Nowy Teatr – duża scena / bilety 50/30 PLN Jérôme Bel już po raz piąty powraca na Festiwal Ciało/Umysł, tym razem, aby przygotować warszawską wersję przedstawienia Gala. Projekt, łączący na scenie profesjonalistów i amatorów, zaciera granice pomiędzy tym, co nazywamy porażką, a co sukcesem występu, sugerując, że teatr to wspólnota zarówno tych, którzy stoją na scenie, jak i pod sceną. Warszawska Gala to kolejne wcielenie spektaklu zrealizowanego po raz pierwszy z mieszkańcami paryskich przedmieść w 2015 roku. Zasada jest ta sama – 20 wykonawców zostaje wybranych spośród lokalnych mieszkańców, w tym wypadku Warszawy. Aktorzy, tancerze baletowi i współcześni stają ramię w ramię z amatorami o możliwie zróżnicowanym pochodzeniu, wieku i doświadczeniu życiowym, by na kilka dni stworzyć demokratyczną społeczność, którą połączy taniec bez ograniczeń.

bezcelowe i niszczące są, zaszczepione w nas poprzez społeczną tresurę, dążenie do wyimaginowanej doskonałości i nieustanny przymus oceny. Dla Bela, nazywanego choreografem-filozofem, ważny jest też kontekst osadzenia tańca w czasie. Poprzez uczestników spektaklu sięga do pamięci biologicznej ich ciał – młodych i starych, w których tkwią zakodowane nieświadomie formy ruchu zaczerpnięte z popkultury, tanecznych mód, wyobrażeń na temat tego, czym jest balet. Według Bela każdy z uczestników, niezależnie od doświadczenia, jest równy, bo taniec to naturalna zdolność każdego z nas, prosty wyraz relacji naszego ciała do czasu i przestrzeni, którego sztuka jest jedynie bardziej wyrafinowaną formą. Koniec z wymówkami: „Nie potrafię tańczyć”! Mechanizm zbiorowego działania sprawia, że taniec odzyskuje swój polityczny i społeczny wymiar oraz potencjał tworzenia chwilowej wspólnoty.

Bel łamie nasze przyzwyczajenia dotyczące podziału na wykonawców i odbiorców sztuki, na wykształconych zawodowców i pozbawionych technicznych umiejętności dyletantów. Pokazuje, jak absurdalne,

CU2017_notes.indd 6

09/06/2017 13:38


CSW – Zamek Ujazdowski

EXCHANGE: CHANGE (Polska, Węgry)

TIME AND DANCE 3, 5.10 / 19:00 / 120 min / CSW Zamek Ujazdowski – sala laboratorium / bilety 30 PLN Odkrywamy falę nowych choreografów. Dwa festiwalowe wieczory zostały oddane do dyspozycji młodych polskich i węgierskich artystów, którzy zajmują się refleksją nad czasem w tańcu i sztukach performatywnych przekładając to na własną praktykę. Każdego wieczoru swoje prace, będące efektem rezydencji artystycznej, zaprezentuje trójka artystów. Udział biorą: Aleksandra Bożek-Muszyńska, Aniela Kokosza, Urszula Zerek, Anna Biczók, Luca Dömötör, Lior Lazarof. koncepcja kuratorska: Edyta Kozak, Anikó Rácz udział biorą: Aleksandra Bożek-Muszyńska (Polska): Violetta Villas śpiewała, że „przyjdzie na to czas”. Punktem wyjścia do pracy nad projektem jest próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: na co przyjdzie czas? Poszukiwania ruchowe poprzedziła praca badawcza oraz wywiad przeprowadzony na grupie kobiet z pokolenia 50+ oraz 30+.

CU2017_notes.indd 7

Aniela Kokosza (Polska): Projekt jest próbą uwolnienia się od presji czasu, odnalezienia stanu niezależnego od czasu. Stworzoną strefą komfortu chcę podzielić się z widzami – zamierzam dać im czas. Co z nim zrobią? To już zależy od nich... Urszula Zerek (Polska): Założeniem projektu jest pogodzenie pozornie wykluczających się mediów: tańca i fotografii – czasu i jego zatrzymania. Które okaże się silniejsze? Jak siebie wykorzystają, co stworzą? Praca w formie duetu tancerki i fotografa. Anna Biczók (Węgry): Zainspirowana twórczością Marcela Prousta poszukam swojego straconego czasu. Spróbuję przywołać zapomniane wspomnienia, zderzając perspektywę autobiograficzną z historycznymi i społecznymi kontekstami czasów mojej młodości. Luca Dömötör (Węgry): Dwoje tancerzy i muzyk zanurzeni w wibracjach, eksperymentujący z rezonansami dźwiękowym i i ruchowymi. Podstawowym założeniem projektu są poszukiwania prostych, wręcz organicznych układów ruchowych, potencjalnie mogących się powtarzać w nieskończoność niczym mantra, sugerując refleksję nad nieskończonością w tańcu. Lior Lazarof (Węgry): Wprowadzając do tańca społeczne procesy obecne we współczesnym świecie, stawiam pytania o naturę międzyludzkich relacji w erze technologii. Czym jest cyfrowy byt i jak mogę zasiedlić przestrzeń, która realnie nie istnieje?

09/06/2017 13:38


STUDIO teatrgaleria

Juth Childs / Scarlett’s (Szwajcaria)

Ramona Nagabczyńska (Polska)

PASTIME, MORE CARNATION, (MORUS/ MUSEUM WIĘCEJ) PIECE premiera

(Rekonstrukcja: 3 x solo Lucinda Childs)

29.09 / 20:30 / 60 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN Mieszkająca w Szwajcarii amerykańsko-brytyjska performerka Ruth Childs składa hołd ciotce, legendarnej choreografce Lucindzie Childs, wykonując jej trzy solowe prace z lat 60. XX wieku. Konfrontuje ich wywrotowy potencjał i dadaistyczny humor ze współczesną publicznością.

IMPRO (Polska)

30.09 / 19:00 / 180 min / STUDIO teatrgaleria – mała scena / bilety 50/30 PLN Autorski projekt kuratorki Ilony Trybuły, pomysłodawczyni Międzynarodowego Festiwalu Improwizacji Tańca SIC! – wieczór improwizacji w teorii i praktyce, z udziałem tancerzy, muzyków, performerów i teoretyków.

CU2017_notes.indd 8

1.10 / 20:30 / 60 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN Spektakl na dwie tancerki, który stawia pytanie o wizje przyszłości: czym będzie tożsamość i ciało w świecie, w którym kluczową rolę odgrywają nowe technologie.

DANCE ON ENSEMBLE / Rabih Mroué (Niemcy / Liban)

WATER BETWEEN THREE HANDS

spektakl w języku angielskim 6.10 / 19:00 / 75 min / STUDIO teatrgaleria – duża scena / bilety 50/30 PLN Dla tancerzy, których kariery tradycyjnie są krótkie i kończą się wraz z odchodzącą młodością – czas ma znaczenie kluczowe. Mieszkający w Berlinie libański twórca teatralny Rabih Mroué podjął się przygo-

09/06/2017 13:38


towania choreografii dla niemieckiego zespołu DANCE ON ENSEMBLE złożonego z tancerzy w wieku 40+. W spektaklu bada związki pomiędzy obecnością i nieobecnością, rzeczywistością i fikcją, przeszłością i teraźniejszością, traktując ciała doświadczonych performerów jako „osobiste archiwum” – miejsce osadzania się doświadczeń, emocji, traumy. Spektakl powstał w ramach programu DANCE ON 1st EDITION, poświęconemu problemowi wieku biologicznego w tańcu. Madeline Ritter i Brit Rodemund biorą udział w konferencji TODAY TOMORROW.

Fundacja Piny Bausch

Alexandra Laudo

Choreograficzny pasaż Piny Bausch: Wiosna, Lato, Jesień, Zima ze spektaklu Nelken z 1982 roku, dzięki Fundacji Piny Bausch tańczony jest przez publiczność na całym świecie. Tym razem w Warszawie w ramach Festiwalu Ciało/ Umysł. Każdy może wziąć udział!

(Hiszpania)

AN INTELLECTUAL HISTORY OF THE CLOCK

spektakl w języku angielskim

(Niemcy)

NELKEN LINE – WARSZAWA projekt społeczno-artystyczny z udziałem publiczności

30.09 / 14:00 / 4h / plac Defilad przed STUDIO teatrgaleria / wstęp wolny (obowiązują zapisy: art@cialoumysl.pl)

KIOSK W RUCHU instalacja edukacyjna

6.10 / 20:30 / 100 min / STUDIO teatrgaleria – mała scena / bilety 50/30 PLN Wystawa w formie opowieści i wykładu performatywnego, kontekstualizująca kwestie czasu, jego pomiaru, synchronizacji czy relacji z kapitalizmem, zakończona kolacją ugotowaną w 60 minut. Laudo zaczyna od objaśnienia etymologicznych korzeni terminu „zegar”, pochodzącego od łacińskiego clocca oznaczającego dzwon – przypominając, że początkowo czas był doświadczany poprzez słuchanie. Wykład otwiera jednocześnie konferencję TODAY TOMORROW.

CU2017_notes.indd 9

29.09 – 6.10 / STUDIO teatrgaleria – foyer / wstęp wolny To przestrzeń refleksji nad tańcem, w której odbywają się wykłady, warsztaty i spotkania z artystami. Wydarzenia te pomogą szukać własnych odpowiedzi na pytania o znaczenie tańca i czasu. Może tu przyjść każdy, działać samodzielnie lub skorzystać z mapy.

09/06/2017 13:38


Goethe-Institut

TODAY TOMORROW 24-godzinna konferencja o performansie i chronopolityce

7.10 / 10:00 – 17:00 / Goethe-Institut / wstęp wolny (bezpłatna rejestracja na konferencję w serwisie www.evenea.pl) uczestnicy: Armen Avanessian, Daniel Falb, Alexandra Laudo, Mikołaj Lewicki, Madeline Ritter oraz Brit Rodemund (DANCE ON ENSEMBLE), Bogna Świątkowska kuratorka: Joanna Warsza moderatorzy: Joanna Warsza, Armen Avanessian Today Tomorrow to konferencja towarzysząca Festiwalowi Ciało/Umysł i poświęcona zmianom w postrzeganiu paradygmatu czasu w kontekście polityki oraz performansu. Biorą w nim udział teoretycy, choreografki, kuratorki i dziennikarze zainteresowani szeroko rozumianą chronopolityką. Konferencję otworzy wykład performatywny Alexandry Laudo, który zaczyna się od objaśnienia etymologicznych korzeni terminu „zegar” pochodzących od łacińskiego clocca oznaczającego dzwon – przypominając, że początkowo czas był doświadczany przez słuchanie.

i obecnie obrót trwa tylko pół godziny. Według francuskiego teoretyka Paula Virilio, geografa Davida Harveya, a potem teorii akceleracjonistów, kompresja pomiędzy czasem i przestrzenią charakteryzuje naszą epokę, w której prędkość jest ukrytą stroną władzy i kapitału. Żyjemy w erze tyranii zegara, i mimo że mamy coraz więcej narzędzi, które mają nam pomóc oszczędzić czas, jesteśmy wciąż zbyt zajęci i zbyt zabiegani. Pojęcia takie jak przyszłość, teraźniejszość i przeszłość ulegają przedefiniowaniu, zwłaszcza w europejskich społeczeństwach, gdzie za trzydzieści lat co druga osoba będzie po 60. Zaprezentowane performanse, wykłady, dyskusje i prace artystyczne odpowiedzą na pytanie, co de facto dzieje się dziś z czasem. Konferencji towarzyszyć będzie projekcja wideoinstalacji Standard Time Marka Formanka (Berlin). To filozoficzne doświadczenie materializowania się czasu, obserwacja przeszłości przechodzącej w przyszłość, niematerialnej pracy opartej na żmudnym powtarzaniu. A także aspiracji człowieka, żeby imitować technologię i dorównać jej precyzji, niepokoju przed przyszłością i wreszcie choreografii ludzkiej pracy. Ten napędzany siłą mięśni zegar o szwajcarskiej precyzji jest bardziej fascynującą wersją elektronicznych cyferblatów na Times Square, Trafalgar Square lub placu Tiananmen.

Pełen obrót kawiarni widokowej na szczycie wieży telewizyjnej w Berlinie trwał równo godzinę. Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku tempo wzrosło

CU2017_notes.indd 10

09/06/2017 13:38


program konferencji

7.10, sobota

Otwarcie konferencji

spektakli zarówno z repertuaru DANCE ON ENSEMBLE, jak i innych przykładów, zostaną poruszone takie tematy jak: ageizm, forma fizyczna, starzenie się społeczeństw czy normy kulturowe.

10:30 – 11:00

14:30 – 15:15

Wprowadzenie: mapowanie tematów i prezentacja gości

Daniel Falb (Niemcy) wykład i Q&A

11:00 – 12:00

ŻYCIE W PREHISTORII

10:00 – 10:30

Armen Avanessian wykład i Q&A

PO PRZESZŁOŚCI NASTĄPI... Według akceleracjonisty Armena Avanessiana jesteśmy świadkami zmiany kierunku czasu. Zamiast tradycyjnego następstwa przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, poprzez zmiany technologiczne i kulturowe przyszłość następuje teraz przed teraźniejszością, kiedy algorytmy wpływają na nasze decyzje i myślenie.

Wykład przybliży rozumienie czasu według paradygmatu antropocentrycznego, w którym ludzkie czynności zdominowały klimat i środowisko oraz wprowadzi takie pojęcia jak czas głęboki (deep time), głęboka historia (deep history), a także różnice pomiędzy posthistorią i prehistorią.

15:30 – 16:15

Mikołaj Lewicki (Polska) wykład i Q&A

12:15 – 13:30

PERFORMANCE PRZECIW PRZYSZŁOŚCI

Brit Rodemund i Madeline Ritter z DANCE ON ENSEMBLE w rozmowie z Bogną Świątkowską i Joanną Warszą

Mikołaj Lewicki jest badaczem długoterminowych kontraktów takich jak kredyty hipoteczne czy małżeństwa, jako jedynych zobowiązań, które wyrywają nas z życia w wiecznej, płynnej teraźniejszości.

Rozmowa na temat koncepcji artystycznej zespołu DANCE ON ENSEMBLE, zrzeszającego tancerzy i choreografów, którzy przekroczyli czterdziesty rok życia życia. Na przykładzie fragmentów

CU2017_notes.indd 11

16:15 – 17:00

Podsumowanie

09/06/2017 13:38


Goethe-Institut

biogramy Armen Avanessian Filozof, akceleracjonista, obecnie redaktor w wydawnictwie Merve Verlag. Od jesieni 2017 roku będzie prowadził debaty w berlińskim teatrze Volksbühne. Daniel Falb Poeta i filozof, obecnie pracuje nad książką o metafizyce geofilozoficznej (Geospekulationen). Jego wiersze wydane w trzech tomach w wydawnictwie kookbooks w Berlinie zostały przetłumaczone na język polski.

Bogna Świątkowska Dziennikarka, inicjatorka wielu warszawskich działań kulturalnych, redaktorka naczelna „Notesu na 6 tygodni”. Joanna Warsza Kuratorka niezależna, dyrektorka artystyczna Public Art Munich 2018, prowadzi CuratorLab na uniwersytecie w Sztokholmie. Ostatnio wydała książke I can’t work like this: On recent boycotts in contemporary art (Berlin: Sternberg, 2017).

Alexandra Laudo Niezależna kuratorka z Barcelony, założycielka platformy Heroínas de la Cultura i ekspertka od czasu. Jest absolwentką CuratorLab na Uniwersytecie Konstfack w Sztokholmie. Mikołaj Lewicki Socjolog na Uniwersytecie Warszawskim, jego praca doktorska dotyczyła społecznych konstrukcji czasu w polskim dyskursie modernistycznym po 1989. Madeline Ritter Dyrektor artystyczna i założycielka zespołu DANCE ON ENSEMBLE, wiceprzewodnicząca Fundacji Piny Bausch, prawniczka. Inicjatorka m.in. Tanzplan Deutschland czy NGO DIEHL+RITTER. Wykłada komunikację kulturową. Brit Rodemund Choreografka, absolwentka Staatliche Ballettschule Berlin. Pracowała m.in. z Rudolfem Nurejewem, Georgem Balanchinem, Patricem Bartem czy Williamem Forsythem.

CU2017_notes.indd 12

09/06/2017 13:38


TANIEC I CZAS – ESEJE FILMOWE CZAS I CIAŁO 9.10 / 18:00 / wstęp wolny

POLITYKA I RUCH

Thomas Thorausch Zastępca dyrektora Niemieckiego Archiwum Tańca w Kolonii. Po studiach na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie na kierunkach teatrologia, literaturoznawstwo ogólne i porównawcze oraz amerykanistyka, pracował jako asystent reżysera i dramaturg w Essen, Kolonii i Regensburgu oraz przy niezależnych produkcjach teatralnych w Północnej Nadrenii-Westfalii.

10.10 / 18:00 / wstęp wolny kurator: Thomas Thorausch, Deutsches Tanzarchiv Köln Bezszelestne unoszenie się i pozorne pokonanie grawitacji? Już nieaktualne. Taniec nowoczesny XX wieku poprzez nadanie muzyce kluczowej roli ostatecznie rozprawił się z ideologią skoncentrowaną na marzeniach. Ponadto taniec zyskał wymiar polityczny, uwalniając się od charakteru narracyjnego, z którym dotychczas, jak sądzono, był nierozerwalnie związany, i zaczął operować zupełnie nowym językiem. Wprowadzenie do tańca nowego medium – filmu, przyśpiesza i radykalizuje rozwój tych nowych tendencji. Ten proces wciąż trwa, nieodwracalnie zmieniając postrzeganie tańca. W świecie filmu ciała będące w ciągłym ruchu od razu rzucają się nam w oczy, inaczej niż w przypadku obrazów, kiedy oko rejestruje jedynie nieruchome obiekty. Thomas Thorausch w swojej dwuczęściowej prezentacji filmowej i wykładzie przedstawia echa tych nieustanie wybrzmiewających utopii w sztuce tańca i filmu.

CU2017_notes.indd 13

— — — —

konferencja i eseje filmowe z tłumaczeniem bezpłatna rejestracja na konferencję w serwisie: www.evenea.pl bilety na spektakle festiwalowe otwierające konferencję dostępne w kasie STUDIO teatrgaleria miejsce konferencji i pokazu esejów filmowych: Goethe-Institut, ul. Chmielna 13 A, Warszawa

09/06/2017 13:38


Performing Europe 2020: Fundacja Ciało/Umysł

sezon 1: TANIEC OTWARTY NA WIDZA producent, organizator, polski partner sieci apap – advancing performing arts project: Fundacja Ciało/Umysł Performing Europe 2020 to czteroletni projekt europejski stworzony przez 11 partnerów networku APAP, zrzeszającego organizacje związane z tańcem. Realizowany w latach 2016-2020 w 10 krajach Europy, Libanie i Islandii, wspiera produkcję w dziedzinie tańca i sztuk performatywnych, międzynarodową współpracę artystów i prezentacje ich prac. Program Performing Europe jest otwarty na różnorodne środki wyrazu, tematykę bliską rzeczywistości społeczno-politycznej i nietypowe miejsca prezentacji. Ideą Performing Europe, sezon 1, którego wybrane wydarzenia będą się odbywać równolegle do programu tegorocznej edycji Festiwalu Ciało/Umysł, jest dotarcie z projektem do możliwie szerokiej widowni, także takiej, która nie miała do tej pory kontaktu z tańcem i performansem, do odbiorców z różnych środowisk i w różnym wieku – od dzieci po seniorów – czy do osób niewidomych. Wszystkie wydarzenia są bezpłatne, obowiązują zapisy: abc@cialoumysl.pl Projekt współfinansowany w ramach programu Unii Europejskiej „Kreatywna Europa”, ze środków m.st. Warszawa, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Współorganizator: Nowy Teatr.

CU2017_notes.indd 14

KIOSK W RUCHU interdyscyplinarna instalacja edukacyjna / rozważania o tańcu 11 – 12, 16 – 17.07 / 18:00 – 20:00 / 13 – 14.07 / 11:00 – 13:00 / Nowy Teatr – foyer Instalacja stworzona z Art Basic for Children z Brukseli to specjalnie zaprojektowane miejsce, gdzie można zapoznać się z historią tańca (filmy i publikacje) oraz wziąć udział w spotkaniach z twórcami i moderowanych grach choreograficznych. Punktem wyjścia do jej stworzenia było otwarte pytanie „co znaczy dziś performance”.

Wojtek Blecharz (Polska)

BODY-OPERA opero-instalacja premiera 16, 17.07 / 20:00 – 22:00 / Nowy Teatr – duża scena 17.07 / 16:30 – 17:30 / Oprowadzenie po Body-Operze z Wojtkiem Blecharzem Body-Opera wychodzi poza model odbioru muzyki oparty na siedzeniu, słuchaniu i oglądaniu. Bada związki między ludzkim ciałem i tym, jak odbieramy dźwięk, który jest częstotliwością, wibracją, dynamicznym materiałem poruszającym emocje i zmysły.

09/06/2017 13:38


Ramona Nagabczyńska (Polska)

MORE (MORUS/WIĘCEJ) 17.07 / 11:00 – 14:00 / Nowy Teatr – mała scena / warsztat z Ramoną Nagabczyńską 17.07 / 18:00 – 18:40 / Nowy Teatr – mała scena / pokaz work in progress Uczestnicy warsztatów poznają narzędzia choreograficzne stosowane podczas procesu tworzenia nowego spektaklu Ramony Nagabczyńskiej MORE. Odbędzie się też otwarty pokaz pracy nad tym spektaklem, który premierę będzie miał na październikowej odsłonie Festiwalu Ciało/Umysł.

Christina Ciupke (Niemcy)

TO DANCE performans 2 – 6.10 / 11:00 / 6 h / Uniwersytet Muzyczny im. F. Chopina Choreografka i performerka z Berlina we współpracy z dramaturgiem Igorem Dobricicem zaprasza widzów przez tydzień do podglądania pracy tancerki podczas sześciogodzinnych prób. W otwartej przestrzeni warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego performerka będzie budować choreografię opartą na Water Motor autorstwa legendy tańca współczesnego Trishy Brown. Podstawowymi składnikami pracy będzie wszechobecna w przestrzeni tej szkoły muzyka i – oczywiście – czas.

CU2017_notes.indd 15

09/06/2017 13:38


Festiwal Ciało/Umysł – bilety

w sprzedaży on-line: www.cialoumysl.pl/schedule w kasach w miejscach spektakli: kasa Nowego Teatru tel. 22 379 33 33 www.nowyteatr.org/pl/tickets bow@nowyteatr.org

kasa Teatru Studio tel. 22 656 69 41 www.teatrstudio.pl/bilety bilety@teatrstudio.pl

sprzedaż biletów na pokazy EXCHANGE: CHANGE w dniu wydarzenia na godzinę przed rozpoczęciem spektaklu w CSW Zamek Ujazdowski więcej informacji o festiwalu: 2017.cialoumysl.pl/pl/news

organizator

partner festiwalu i konferencji TODAY TOMORROW

finansowanie

współorganizatorzy

partnerzy

patronat medialny

CU2017_notes.indd 16

09/06/2017 13:38


NN6T raport

KULTURA w czasie wolnym Badanie segmentacyjne uczestników kultury przeprowadzone w 2017 roku przez Muzeum Historii Polski, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i Narodowy Instytut Fryderyka Chopina


Celem badania przeprowadzonego przez trzy znaczące instytucje mieszczące się w Warszawie – Muzeum Historii Polski, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN oraz Narodowy Instytut Fryderyka Chopina – było lepsze poznanie uczestników kultury i zebranie wiedzy, która ułatwiłaby instytucjom dotarcie do potencjalnych odbiorców. Dodatkowo badanie miało na celu znalezienie narzędzi do tworzenia najskuteczniejszych kanałów komunikacji z aktywnymi już grupami uczestników kultury, a także z tymi, które instytucje dopiero starają się do siebie przyciągnąć. Informacje zebrane od 1051 osób z całego kraju uporządkowano między innymi ze względu na potrzeby, wydatki na cele kulturalne i sposoby spędzania czasu wolnego. Tak powstało 9 segmentów – grup uczestników kultury różniących się pod względem potrzeb oraz zachowań związanych z podejściem do czasu wolnego. Udział w wydarzeniach kulturalnych o charakterze instytucjonalnym, czyli przygotowywanym przez instytucje, lub domowym, czyli organizowanym w domu, jak na przykład czytanie czy oglądanie filmów, słuchanie muzyki, odbywa się właśnie w czasie wolnym, choć nie zawsze przecież wykorzystywanym na aktywności kulturalne.

Informacje wynikające z badania mogą być użyteczne zarówno dla dużych instytucji, jak i dla inicjatyw działających w innych formułach, na przykład organizacji pozarządowych czy przedsięwzięć artystycznych. Dziś umiejętne budowanie aktywnego uczestnictwa w kulturze jest tematem szczególnie istotnym – w ostatnich latach powstało wiele nowych instytucji kultury, które muszą tworzyć swoją publiczność, dbać o ciągłe poszerzanie kręgów odbiorców, budować wsparcie dla swoich działań przez uznanie dla jakości proponowanego przez siebie programu, zachować otwartość na dialog z mieszkańcami oraz tworzyć nowe sieci współpracy z różnorodnym środowiskiem, w którym działają. Z drugiej strony wiele wartościowych wydarzeń z kręgu kultury współczesnej może dziś powstawać jedynie dzięki publiczności – finansowanie społecznościowe staje się koniecznością. Podobnie jest z mądrymi pomysłami na zachowanie różnorodności oferty kulturalnej odpowiadającej potrzebom wyodrębnionych w przedstawionym badaniu grup uczestników kultury. Bogna Świątkowska

82


Przeciętny uczestnik kultury

Jest kobietą 57% ma 25–34 lata 23% wykształcenie ma podstawowe / zawodowe 43% mieszka na wsi 40%. Uważa, że kultura jest ważna 77% i że państwo powinno więcej pieniędzy przeznaczać na kulturę 68%. Sama rocznie na kulturę wydaje 116 PLN. W wydarzeniach kulturalnych uczestniczy głównie w weekendy 65% bierze wtedy udział w piknikach i imprezach plenerowych 94% a w dni powszednie chodzi na wykłady lub konferencje 83%. Podczas aktywności kulturalnych przede wszystkim dobrze się bawi 59% i odrywa się od codzienności 56%. Jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest dla niej obcowanie z przyrodą i naturą 62%. 83


UCZESTNICY KULTURY

1

2 3 LUDOWI TRADYCJONALIŚCI 23% 7,25 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

126 PLN (9)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

7 (9)

zadowolenie z oferty kulturalnej

51% (6)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

71% (7)

W nawiasach podano kolejność segmentów w poszczególnych kategoriach

1

Wybierają niewymagające formy kultury: festyn, piknik, koncert na świeżym powietrzu. Ich ulubiony gatunek muzyczny to disco polo. Częściej starsi, gorzej wykształceni, mieszkańcy wsi. Potrzeby dotyczące czasu wolnego to odpoczynek i bycie z innymi.

84

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Przede wszystkim chcą odpocząć, zrelaksować się, spędzić miło czas z rodziną i/ lub znajomymi. Również w domu preferują aktywności, które są lekką, niemęczącą rozrywką – częściej niż inni oglądają telewizję, spotykają się ze znajomymi, odpoczywają. Obcowanie z naturą jest dla nich jedną z najważniejszych rzeczy w życiu.


ASPIRUJĄCY MAINSTREAM

2

21% 6,57 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

357 PLN (3)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

21 (4)

zadowolenie z oferty kulturalnej

54% (3)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

84% (4)

WYCOFANI

141 PLN (7)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

7 (8)

zadowolenie z oferty kulturalnej

46% (7)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

59% (9)

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Czas wolny spędzają z rodziną, więc organizują go w taki sposób, by zaspokoić przede wszystkim różnorodne potrzeby członków rodziny: poszerzać wiedzę, umożliwiać zdobywanie nowych doświadczeń, ale także pozwalać na kontakt z pięknymi rzeczami. Powinien być spędzany pożytecznie i w sposób, który pasuje do aktywności wybieranych przez otoczenie. W czasie wolnym w domu korzystają z internetu, oglądają telewizję, czytają książki oraz wykonują różne prace domowe.

3

12% 3,80 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

Wybierają aktywności zaspokajające różnorodne potrzeby rodziny. Chodzą do kina, zwiedzają zabytki, biorą udział w festynach, imprezach plenerowych, odwiedzają zoo – w sumie tych aktywności jest dużo (dotyczy to również kultury domowej). Częściej młodsi, przeciętnie wykształceni, mieszkańcy miast, rodziny z dziećmi. Mają różnorodne motywacje: zdobywanie wiedzy, spędzanie czasu razem, przeżywanie, ale także zabawa i wypoczynek.

Segment osób pasywnych o niskiej motywacji do uczestnictwa w kulturze. Jeśli deklarują jakieś potrzeby, to dotyczą one odpoczynku i czasu spędzanego z rodziną i znajomymi. Rzadko wychodzą, a jeżeli już, to wybierają festyn, zoo, kino lub koncert. Wolą zostać w domu i oglądać telewizję. To osoby starsze, słabiej wykształcone, mieszkańcy wsi.

85

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Przede wszystkim chcą odpocząć i oderwać się od codzienności, pobyć w towarzystwie rodziny i/lub znajomych. Należy jednak podkreślić, że jest to segment o najmniejszym natężeniu potrzeb związanych z czasem wolnym. W domu przede wszystkim oglądają telewizję, ale także słuchają radia, korzystają z internetu, wykonują różne prace domowe oraz wysypiają się.


UCZESTNICY KULTURY

6 5 4 PRZYMUSOWI DOMATORZY 12% 3,64 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

137 PLN (8)

zadowolenie z oferty kulturalnej

52% (5)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

81% (5)

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

4

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

10 (6)

Deklarują wiele potrzeb związanych z kulturą, ale i tak siedzą w domu. Angażują się głównie w aktywności domowe, na przykład programy kulturalne, czytają książki i prasę. Rzadko wychodzą, a jeśli już, to do biblioteki lub na festyn. Równocześnie to, co ich wyróżnia, to zdecydowane otwarcie na uczestnictwo w różnych aktywnościach, także w kulturze niemasowej (balet, wykład, musical). Osoby w średnim wieku, nieco częściej ze wsi. Z jednej strony chcą odpocząć, spędzić czas z rodziną i znajomymi, ale z drugiej oczekują wybicia z codziennego rytmu, nowych przeżyć, wzruszeń.

W nawiasach podano kolejność segmentów w poszczególnych kategoriach

86

Są bardzo zróżnicowane – chociaż przede wszystkim stawiają na odprężenie, spędzenie czasu z rodziną i innymi, to częściej niż inni zwracają uwagę na to, czy aktywność pasuje do ich otoczenia, chcą przy okazji zrobić coś użytecznego, zrobić zakupy, ale także wyrwać się z rutyny, zająć się czymś niecodziennym i dostarczającym nowych wrażeń, poruszeń. W wyborze aktywności kierują się ceną i odległością od domu. Czas wolny spędzają głównie w domu, wykonując prace domowe, oglądając telewizję lub korzystając z internetu albo uprawiając ogródek.


ZDOBYWCY WIEDZY 11% 3,49 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

397 PLN (2)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

26 (2)

zadowolenie z oferty kulturalnej

53% (4)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

91% (2)

5 Wybierają aktywności, które umożliwiają zdobywanie wiedzy i doświadczanie przeżyć: zwiedzanie historycznych miejsc, parki tematyczne, skanseny, rekonstrukcje historyczne, ale także muzea. Częściej młodsi, lepiej wykształceni, mieszańcy miast. Częściej też mają dzieci, z którymi uczestniczą w kulturze. Nastawieni na wiedzę i zdobywanie nowych wrażeń; pragmatyczni, traktują kulturę użytkowo.

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Oprócz oderwania się od codzienności i odpoczynku, czas wolny powinien ich zdaniem być spędzany pożytecznie, umożliwiać zdobywanie wiedzy i nowych umiejętności, dostarczać wyjątkowych wrażeń oraz dawać szansę na doświadczenie czegoś na własnej skórze. W czasie wolnym w domu częściej wybierają aktywności, które pozwalają na pogłębianie wiedzy i umiejętności: czytają książki, grają w gry komputerowe, uczą się, ćwiczą.

MŁODZI UCIEKINIERZY

6

8% 2,35 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

335 PLN (4)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

18 (5)

zadowolenie z oferty kulturalnej

44% (8)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

77% (6)

Kultura to dla nich możliwość oderwania od codzienności i zanurzenia we własnym świecie. Chodzą do kina, na pikniki, festyny i koncerty, zwiedzają historyczne budynki, ale częściej angażują się w kulturę domową: dużo czytają i dużo czasu spędzają przed komputerem (gry / internet). To osoby młodsze, lepiej wykształcone, mieszkańcy średnich i dużych miast. Zaangażują się tylko wtedy, gdy dana aktywność jest dopasowana do ich zainteresowań.

87

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Przede wszystkim relaks, oderwanie się od codzienności / rzeczywistości i zanurzenie we własnym świecie. Preferują lekką, nieangażującą rozrywkę i dobrą zabawę nastawioną raczej na odprężenie niż na silne emocje. W czasie wolnym korzystają z internetu, wysypiają się, grają w gry komputerowe i wideo, oglądają też telewizję, czytają książki. Wybierając sposób spędzania wolnego czasu, najczęściej kierują się dopasowaniem do swoich zainteresowań.


UCZESTNICY KULTURY

7

89

KONSUMENCI KULTURY INSTYTUCJONALNEJ

7

7% 2,03 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

576 PLN (1)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

23 (3)

zadowolenie z oferty kulturalnej

67% (1)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

88% (3)

W nawiasach podano kolejność segmentów w poszczególnych kategoriach

Trzon uczestnictwa w kulturze. Najczęściej ze wszystkich grup chodzą do opery, galerii sztuki, filharmonii, teatru, na balet. Interesuje ich nie tylko kultura wysoka – bywają także w kinie, koncertach, w muzeach. Segment aktywny mimo nieco starszego wieku; to osoby znacznie lepiej wykształcone, mieszkańcy średnich i dużych miast. Nie mają specyficznych potrzeb związanych z czasem wolnym, ale to, co wyróżnia ten segment, to sposób ich zaspokajania: oni wybierają kulturę. 88

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Chcą odpocząć i oderwać się od codzienności, ale także poszerzyć wiedzę i dowiedzieć się czegoś nowego, doświadczyć wyjątkowych przeżyć i poznać inne kultury, wzruszyć się oraz mieć kontakt z pięknymi rzeczami. Częściej niż inni chcą czas wolny spędzać elitarnie, w sposób wyszukany, nowatorski. W domu przede wszystkim spotykają się ze znajomymi, zapraszają gości, czytają książki, ale także oglądają telewizję i wykonują różne prace domowe.


SENSUALNI 3% 0,93 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

325 PLN (5)

8

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

31 (1)

zadowolenie z oferty kulturalnej

39% (9)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

97% (1)

Nastawieni na emocje, przeżycia i poszukiwanie wewnętrznego wzbogacenia, równocześnie poszukują tych przeżyć w dość tradycyjnych aktywnościach. Dużo wychodzą, najczęściej do bibliotek, centrów kultury, na koncerty, do kina lub muzeum. Z kultury korzystają w domu: czytając, oglądając sztuki teatralne i słuchając koncertów; sami również tworzą, np. piszą. Nieco częściej mężczyźni, osoby starsze, mieszkańcy miast. To dojrzali uczestnicy kultury, którzy znają swoje preferencje i je realizują.

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Wyróżniają się na tle pozostałych użytkowników kultury nastawieniem na przeżycia, emocje i poszukiwanie wydarzeń, które poruszają emocjonalnie, wzruszają, wzbogacają wewnętrznie i poszerzają horyzonty. Wybierając aktywność, najczęściej kierują się dopasowaniem do swoich potrzeb i zainteresowań. Czas wolny najczęściej spędzają, czytając (książki 82%; gazety 38%) i przeglądając internet (75%) oraz ucząc się i doskonaląc swoje umiejętności.

POPRAWNI KONFORMIŚCI

9

3% 0,96 mln ludzi rocznie wydają na kulturę

170 PLN (6)

wyjść związanych z kulturą w roku średnio

8 (7)

zadowolenie z oferty kulturalnej

62% (2)

uważają, że kultura jest w życiu ważna

65% (8)

W kulturze uczestniczą „przy okazji”. Wybierają aktywności, którymi zajmują się inne osoby w ich otoczeniu, chcą po prostu zapełnić wolny czas – przy okazji robią zakupy. Wybierają festyny, imprezy plenerowe, kino, zoo, koncerty. W domu głównie oglądają telewizję – także programy kulturalne. Są nieco starsi i gorzej wykształceni, mieszkańcy małych i średnich miast. Ich potrzeby koncentrują się na byciu poprawnym („co ludzie powiedzą”) oraz walce z nudą. 89

POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

Potrzebują aktywności, które pozwolą im zapełnić wolny czas, a przy okazji umożliwią zrobienie zakupów i będą pasować do ich otoczenia i tego, co robią inni. Lubią czuć się częścią większej całości, spędzać czas z rodziną i znajomymi. W domu przede wszystkim oglądają telewizję.


SPOSOBY SPĘDZANIA

62% WOLNEGO CZASU

50% 48% 41% 35% 32% 31% 30% 29%

oglądam telewizję

korzystam z internetu

wykonuję różne prace domowe

czytam książki

rozmawiam z partnerem / partnerką

spotykam się ze znajomymi / zapraszam gości

przygotowuję rodzinny posiłek / kolację

wysypiam się

słucham radia

23% czytam gazety 23% uprawiam ogródek / zajmuję się roślinami 23% nic nie robię – po prostu odpoczywam 16% gram w gry komputerowe / wideo 16% zajmuję się dziećmi / bawię się z nimi 14%

ćwiczę / gimnastykuję się 13% uczę się, doskonalę swoje umiejętności 12% oglądam filmy na DVD 90


aktywności kultury domowej

1. Czytanie książek dla przyjemności – innych niż poradniki, instrukcje, książki potrzebne do pracy / szkoły 2. Czytanie prasy / czasopism poświęconych kulturze lub zawierających sekcje o takiej tematyce (w wersji zarówno papierowej, jak i online) 3. Oglądanie zdjęć lub reprodukcji dzieł, które znajdują się w muzeach, galeriach lub u prywatnych kolekcjonerów (na przykład w internecie, w albumach) albo wirtualne zwiedzanie jakiejś instytucji kulturalnej 4. Oglądanie nagrań sztuk teatralnych, oper, baletów (w telewizji, w internecie lub na nośniku) 5. Oglądanie lub słuchanie programów / kanałów kulturalnych (telewizyjnych, radiowych, audycji internetowych, także YouTube) 91


POSTRZEGANIE KULTURY Co wchodzi w zakres kultury?

86% tradycja 92


79% 71% 43% muzyka taniec gotowanie rozrywkowa

79% 36% 65% to, jak się to, jak moralność do siebie urządzamy na co dzień zwracamy

mieszkanie

65% patriotyzm 30% 78% uprawianie umiejętność ogrodu rozmawiania 63% z innymi religia 19% gry 73% komputerowe 61% to, jak programy traktujemy telewizyjne 11% inne narody (telewizja) pornografia 51% 73% moda fotografia 93


KRYTERIA WYBORU SPOSOBU SPĘDZANIA WOLNEGO CZASU

dopasowanie do potrzeb, zainteresowań 31%

koszt takiego wyjścia 26%

odległość od miejsca zamieszkania 22%

dopasowanie do potrzeb i zainteresowań osób towarzyszących 11%

opinie rodziny / znajomych o tym wydarzeniu 4%

to, ile przygotowań i wysiłku trzeba włożyć, żeby wziąć udział w tym wydarzeniu 3%

to, czy o tym wydarzeniu się mówi, czy jest „głośne”, ważne 2%

inne 2%

94


POTRZEBY ZWIĄZANE Z CZASEM WOLNYM

reset 55%

pozwala się wyciszyć, odprężyć się, jest swobodny, niewymuszony, na luzie, zapewnia dobrą zabawę, daje poczucie komfortu, pozwala odpocząć, zrelaksować się, daje dużo radości, pozwala oderwać się od rzeczywistości

wiedza, poznanie, inspiracja 42%

dostarcza tematów do rozmowy, rozwija zainteresowania osobiste lub zawodowe, umożliwia zdobycie nowych umiejętności, lepsze zrozumienie świata, naszej cywilizacji, pozwala poznać największe atrakcje danego miejsca, pozwala na zwiedzanie ciekawych miejsc, przede wszystkim zaspoka- otwiera horyzonty, pogłębia ja potrzeby bliskich, pozwala i poszerza wiedzę, pozwala spędzić czas z rodziną dowiedzieć się czegoś nowego, pozwala wyrazić siebie w oryginalny sposób, inspiruje, pobudza kreatywność, jest niebanalny, nowatorski, pozwala być z ludźmi takimi oryginalny, pozwala zerwać jak ja, poczuć się częścią ca- z rutyną, zrobić coś nowego łości, pozwala spędzić czas ze znajomymi

rodzina 47%

socjalność 43%

doświadczenie 43%

dzięki niemu można poczuć coś na własnej skórze, pozwala poznać inne kultury, obyczaje, dostarcza wyjątkowych przeżyć, wzbogaca wewnętrznie

lekka rozrywka 40% emocje / tożsamość 39%

użyteczność 37%

jest użyteczny / praktyczny, daje możliwość stworzenia czegoś własnymi rękoma

zapełnienie wolnego czasu 34%

pozwala po prostu czymś się zająć

konformizm 33%

pasuje do mojego otoczenia i tego, co robią inni

zakupy 27%

jest lekką, niemęczącą rozrywką

elitarność 27%

rekomendowany przez osoby znające się na danej dziedzinie, wyszukany, dostarcza silnych emocji, jest ekscytujący, jest zupełną nowością, skłania do refleksji, pomaga czymś, co mało kto do tej przemyśleć ważne sprapory widział, pozwala powy, wiąże się z wartościami czuć się dumnym z tego, kim istotnymi w życiu, umożliwia jestem, jest nie dla każdekontakt z pięknymi rzeczago / elitarny, daje poczucie mi, pozwala lepiej zrozumieć luksusu historię Polski, porusza emocjonalnie, wzrusza, pozwala lepiej zrozumieć kim jestem 95


CZAS WOLNY W BIBLIOTECE I Z KSIĄŻKĄ

72% uczestników kultury korzysta w dni powszednie z biblioteki

61% czyta dla przyjemności przynajmniej 1 książkę w roku

najbardziej lubiane są

kryminały, powieści sensacyjne

37%

powieści obyczajowe

29%

opowiadania

26%

romanse

22%

literatura historyczna, biografie

20%

reportaże, literatura faktu

15%

literatura popularnonaukowa

14%

dramaty, scenariusze filmowe

11%

poezja

7%

dzieła o treści filozoficznej, estetycznej, krytycznoliterackiej

4%

W redakcji „Notesu na 6 tygodni” utworzyliśmy w tym roku minizespół badawczy. W ramach trzyletniego projektu pracujemy nad stworzeniem bazy danych i narzędzi analitycznych, które ułatwią zrozumienie tego, od jakich czynników zależy podejmowanie decyzji o uczestniczeniu w kulturze. Naszym partnerem jest Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy – Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego. Dzięki tej współpracy i danym pochodzącym z bibliotek działających na terenie Mazowsza mamy nadzieję przygotować mikroopracowania dotyczące zainteresowań czytelników i czytelniczek – w samej Warszawie z ponad 190 bibliotek, czytelni i punktów bibliotecznych korzysta 250 000 osób.


Z Przemysławem Strożkiem, kuratorem wystawy Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy, prezentowanej w Muzeum Sztuki w Łodzi, rozmawia Bogna Świątkowska

Enrico Prampolini, Plan instalacji architektonicznej na Triennale w Mediolanie, 1932–1933, tempera, karton, 32,5 × 48 cm, kolekcja prywatna, Rzym


Bogna Świątkowska: W jakiej formie idee awangardowe dotarły do polskiego teatru? Jak awangarda pracowała w środowisku teatralnym w latach 20. i 30. XX wieku?

Przemysław Strożek: Jeśli chodzi o polski teatr, to idee awangardowe zaistniały przede wszystkim w scenografii oraz projektach nowoczesnej architektury budynku teatralnego. W niewielkim stopniu inscenizowano natomiast w Polsce dramaty twórców awangardy – na przykład jeśli chodzi o włoskich futurystów, odbyły się tylko dwa pełne przedstawienia jednego spektaklu autorstwa założyciela ruchu futurystycznego Filippa Tommasa Marinettiego. Dzieł futurystów rosyjskich i konstruktywistów, dadaistów czy surrealistów właściwie w ogóle w tamtym czasie w Polsce nie inscenizowano.

Czym to było spowodowane?

Teatr był wtedy mimo wszystko bardzo konserwatywny. Inscenizowano głównie spektakle romantyczne, symbolistyczne. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Wyspiański – to były najważniejsze nazwiska teatru dwudziestolecia. Wymiar awangardowy najsilniej ujawniał się na przykład w tym, że przy inscenizacji tak zwanego teatru monumentalnego wykorzystywano nowatorską scenografię. To właśnie w tym aspekcie awangarda w polskim teatrze zaistniała najsilniej. Leon Schiller czy Wilam Horzyca zatrudniali awangardowych scenografów, takich jak Andrzej Pronaszko czy Władysław Daszewski. Wyglądało to tak: dramat romantyczny plus awangardowa oprawa. Oczywiście nie należy zapominać o dosłownie kilku inscenizacjach tekstów Witkacego czy o Teatrze Artystów Cricot Józefa Jaremy. Cricot, powołany w Krakowie w 1933 roku, grywał repertuar awangardowy i był nastawiony na takie inscenizacje, ale nie tylko, bo wystawiano tam też na przykład teksty

Wyspiańskiego. Nastąpiło to jednak dość późno, kiedy awangarda była już właściwie u schyłku swojej działalności. Bardzo mało było w Polsce teatrów-laboratoriów, takich jak te, które powstawały wówczas w całej Europie, na przykład Osvobozené divadlo w Czechach, który grywał wyłącznie repertuar awangardowy, podobnie jak teatr Art et Action w Paryżu czy Teatro degli Indipendenti w Rzymie, z którym współpracował Prampolini. To, że awangarda zaistniała jako forma życia artystycznego, mniej zależało od instytucji, a bardziej od osobowości, które stwarzały możliwości manifestowania się idei awangardowych w ich działaniach twórczych. Czy w polskim teatrze tamtego okresu była taka silna postać?

Wystawa, którą przygotowałem, ma na celu konfrontację idei Prampoliniego z polską scenografią awangardową, a tu szczególną rolę odgrywał Andrzej Pronaszko, postać zapomniana do tego stopnia, że do tej pory nie doczekał się ani jednej monografii. W 2011 roku w Muzeum Teatralnym miała miejsce bardzo ciekawa wystawa poświęcona twórczości jego i jego brata Zbigniewa. Prezentacja w Muzeum Sztuki w Łodzi pokazuje z kolei Andrzeja Pronaszkę jako ważnego reformatora teatru w kontekście międzynarodowym. Polska scenotechnika awangardowa była w końcu częścią międzynarodowego ruchu na rzecz odnowy teatru. Chciałem tą wystawą zmienić myślenie o teatrze polskiej awangardy, o którym często mówi się, że był teatrem malarzy i plastyków. Proponuję, żebyśmy zaczęli rozumieć go jako teatr architektów, czyli taki, który nie bazuje na dekoracjach malarskich, ale myśli raczej o przestrzeni sceny i o tym, w jaki sposób kształtować spektakl w przestrzeni budynku teatru,

stulecie awangardy — 2


Szymon Syrkus (1893–1964), fragment dekorcji do Boston Bernharda Blume, Teatr Żeromskiego, reż. Michał Weichert, 1933, reprodukowane w artykule Sz. Syrkus, Nuova teoria di teatro, „Quadrante” 1934, nr 11, s. 37, Muzeum Teatralne w Warszawie

jak rozwiązać trudne do pogodzenia idee prezentacji akcji symultanicznej na scenie. To wszystko Pronaszko pragnął zrealizować w swojej twórczości, głównie we współpracy z Szymonem Syrkusem, jednym z najważniejszych warszawskich architektów międzywojnia. To rzeczywiście jest słabo rozpoznany wątek. Na czym polegała ich współpraca?

Stworzyli na przykład projekt teatru symultanicznego, który miał powstać w Warszawie pod koniec lat 20. Nigdy nie został zrealizowany, ale zachowały się szkice. Scena miała być ruchoma, a kurtyna miała zostać zlikwidowana, znikał więc tradycyjny podział na scenę i widownię. Widownia znajdowała-

by się znacznie bliżej akcji, co miało pokazać, że dynamika gry na scenie nie może być przerywana na przykład gaszeniem światła czy zmianą strojów. Na scenie wszystko miało się dziać symultanicznie, a akcja miała się toczyć w kilku miejscach budynku teatralnego. W późniejszych koncepcjach Syrkusa widzowie mieli się znaleźć niejako pośrodku sceny, tak aby mogli obserwować akcję rozgrywającą się wokół nich. Taki spektakl został zrealizowany w latach 30. w Teatrze im. Stefana Żeromskiego na warszawskim Żoliborzu, w projekcie przestrzennym – bo trudno nazwać to scenografią – Szymona Syrkusa. Bazował on na idei umieszczenia widzów bardzo blisko dziejącej się

stulecie awangardy — 3


Enrico Prampolini (1894–1956), projekt architektoniczny Teatru jajko na wystawę E–42, 1940–1941, tempera, karton, 72 × 69 cm, kolekcja prywatna, Rzym

stulecie awangardy — 4


symultanicznie akcji. Ciekawe, że idea Syrkusa, który zaangażował się w projekty Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Żoliborzu, zakładała powtórzenie słynnego hasła „Minimalne mieszkanie, maksymalny teatr” – chodziło o to, że robotnicy żyją w niewielkich mieszkaniach, natomiast tym „maksymalnym” dla nich jest właśnie teatr, w którym mogą oglądać wyraźnie eksperymentalne przedstawienia. Ta idea została zrealizowana najprawdopodobniej tylko raz, w inscenizacji dramatu Bernarda Blume’a Boston w 1933 roku. Spektakl grano w starej kotłowni, w późniejszym kinie Tęcza. Jeśli chodzi o rozwiązania architektury teatralnej, było to jedno z najbardziej awangardowych przedstawień na świecie.

me’a. Oczywiście wystawienie tego w żoliborskim WSM-ie miało silnie lewicowe, politycznie zaangażowane aspekty. To ciekawy wątek, bardzo aktualny, bo przecież nie chodzi jedynie o eksperymentowanie z konstrukcją przedstawienia ani z relacją widza z tym, co ogląda. Chodzi o coś znacznie większego – o rolę i miejsce teatru wewnątrz organizmu, jakim jest społeczeństwo.

Tak, oczywiście. Do teatru awangardy można zaliczyć także teatry robotnicze, które stają się coraz bardziej interesujące dla teatrologów – Instytut Teatralny w Warszawie opublikował na przykład świetną książkę Faktomontaże Leona Schillera o teatrze zaangażowanym w Polsce. Na wystawie w Muzeum Sztuki nie podejmuję jednak wątku teatru robotniczego, ponieważ jej przedmiotem Jakie były recenzje? Ukazała się na przykład recenzja w ga- było w głównej mierze rozpoznanie międzynarodowych aspektów scenotechnizetce osiedlowej „Życie WSM”. Opisywała głównie koncept Syrkusa, ale chy- ki awangardowej, które prowadziły włoskich futurystów, konstruktywistów czy ba nie to, w jaki sposób reagowali artystów warszawskiej grupy Praesens ludzie. do podobnych rezultatów, czyli konieczCo było treścią tego przedstawienia? ności wykorzystywania nowoczesnych To historia dwóch anarchistów, działakonstrukcji w oprawie spektaklu teatralczy ruchu robotniczego Sacca i Vanzetnego. Sprawy ideologizacji teatru awantiego, którzy w latach 20. skazani zogardy zostały na wystawie odsunięte na stali na śmierć na krześle elektrycznym dalszy plan. Dlatego na przykład inscew Stanach Zjednoczonych za nieudonizacja Bostonu w warszawskim WSM-ie wodniony im rabunek dużej kwoty pieinteresowała mnie bardziej w kontekniędzy przeznaczonej na wypłaty dla ście scenotechniki niż oddziaływania na robotników. W tamtym czasie to była społeczeństwo. Teatr robotniczy w Polsłynna sprawa, obszernie komentowasce miał z kolei swojego wielkiego twórna na całym świecie, także przez polcę w osobie Witolda Wandurskiego, któskie środowiska awangardowe, choćby ry był jednym z jego najważniejszych przez Mieczysława Bermana i artystów związanych z Komunistyczną Partią Pol- projektantów i reżyserów tamtego okresu. Wandurski pragnął teatru, który by ski. Berman robił na przykład fotomontaangażował, propagował idee trzeciej że wymierzone przeciwko niesprawiedliwości, jaka panowała w „kraju wolności”, międzynarodówki. Mówiąc o stworzeniu podstaw nowej kultury proletariacczyli Stanach Zjednoczonych, przeciw skazaniu Sacca i Vanzettiego i wykonaniu kiej, chciał powiązać teatr robotniczy ze sportem robotniczym. Mam iść dalej na nich wyroku. Właśnie wokół tej sprawy zbudowany był spektakl Bernarda Blu- w wątki sportowe? stulecie awangardy — 5


Tadeusz Gronowski (1894–1980), projekt dekoracji do Wieży Babel Antoniego Słonimskiego, 1927, gwasz, tusz, ołówek, papier, 37 × 41,4 cm. Fot. Andrzej Stawiński, Muzeum Teatralne w Warszawie

To także widowisko.

Sport robotniczy to ciekawa idea pokazująca, jak mocno aktywność fizyczna była wpisana w sferę ideologii i nową kulturę promowaną przez socjalizm i komunizm, a także teatr. Odradzające się pod koniec XIX i na początku XX wieku igrzyska olimpijskie oraz działający w ramach tej idei Międzynarodowy Komitet Olimpijski opierały działalność sportową na rywalizacji między narodami reprezentowanymi przez formacje państwowe. Można powiedzieć, że założenia igrzysk były prawicowo-nacjonalistyczne; na przykład wskrzesiciel idei olimpijskiej, arystokrata Pierre de Coubertin twierdził, że kobiety nie powinny rywalizować w lekkiej atletyce – dopiero na dziewiątej olimpiadzie w 1928 roku kobiety wzięły udział w zawodach lekkoatletycznych. A sport robotniczy – który rodził się już pod koniec XIX wieku,

ale pierwsze międzynarodowe organizacje powstały dopiero na początku lat 20. – zakładał, że sport powinien być nastawiony nie tyle na bicie rekordów i zwyciężanie, ile na wspólne i dobre jakościowo spędzanie czasu przez klasę robotniczą, kobiety i mężczyzn. Poprzez trening fizyczny miał także przygotowywać robotników do odegrania roli żołnierzy rewolucji. Wątki te były obecne także w teatrze robotniczym. Wandurski przekonywał, że należy przekładać wątki ze sportu robotniczego na teatr. Myśl tę stosowano chociażby w dekoracjach i scenografii Władysława Daszewskiego, które można zobaczyć na wystawie w Łodzi, na przykład w inscenizacji dramatu Wojna wojnie. Aktorki były ubrane w stroje sportowe z napisem „SPARTA”, co w pewien sposób nawiązywało do spartakiad czy takich klubów jak Spartak Moskwa i do

stulecie awangardy — 6


drużyn robotniczych, które się wówczas rodziły w Rosji czy w Polsce i miały właśnie takie komunizujące nastawienie. Socjalizm i komunizm miały trafiać do klasy robotniczej przez sport, przez widowiskowość, także przez teatr. W żoliborskim WSM-ie nie tylko odbył się eksperymentalny spektakl w oprawie przestrzennej Syrkusa, ale też kultywowano wśród jego mieszkańców idee sportu robotniczego. Jak pisał między innymi Johann Wolfgang Goethe w notatkach z podróży do Włoch, widowisko, mimo że w zasadzie polega na tym, że wielu patrzy na niewielu, zawsze było okazją do tego, by tłum zobaczył siebie i poczuł swoją siłę. Czy to oznacza, że właśnie odkrywasz istnienie sportu awangardowego? To jest temat dla roku awangardy! Z pewnością na początku XX wieku nastąpił powrót do cielesności, odkrycie ciała jako czegoś, co może być narzędziem i komunikatem – a to jest bardzo czytelne w sporcie.

Podoba mi się stwierdzenie, że istniało coś takiego jak sport awangardowy. Tak to wyglądało głównie w państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Ladislav Sutnar z praskiej grupy awangardowej Devětsil organizował na przykład oprawy teatralne do spartakiad, które jednoczyły sport z teatrem maszyn. Należy pamiętać, że ten czeski twórca stworzył inscenizację marszu robotów, która otwierała olimpiadę robotniczą w Pradze. Aktor-maszyna to był ważny temat w teatrze awangardowym. Inscenizacja marszu robotów podczas zawodów robotniczych na wielkim stadionie była świadectwem tego, że wszystkie te idee się niejako przenikały: awangarda, nowy teatr, aktor-maszyna i sport. To przenikanie się było widoczne również w ideach futuryzmu włoskiego. Na wystawie w Łodzi pokazywany jest strój do tańca śmigła i tańca piłkarza Pram-

Enrico Prampolini (1894–1956), autor i data nieznane, kolekcja prywatna, Rzym

Podobnie jak awangarda w sztukach plastycznych szuka inspiracji w kształtach wytwarzanych przez współczesny przemysł, a liryka skręca w stronę telegrafii, tak technika teatralna zwraca się w kierunku plastycznego dynamizmu współczesnego życia, to jest akcji. Fundamentalne zasady, jakie ożywiają futurystyczną atmosferę sceniczną, stanowią istotę duchowości, futurystycznej estetyki i sztuki, a są to: dynamizm, jednoczesność i jedność akcji między człowiekiem a jego otoczeniem. E. Prampolini, The Magnetic Theatre and the Futuristic Scenic Atmosphere, „Little Review” 1926, t. 11, nr 2, s. 101–108. Źródło: Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy, katalog do wystawy, Muzeum Sztuki, Łódź 2017.

stulecie awangardy — 7


Scena ze spektaklu Achilleis Stanisława Wyspiańskiego, Teatr im. Bogusławskiego, Warszawa, reż. Leon Schilller, scen. Andrzej i Zbigniew Pronaszkowie, premiera 13.11.1925, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Warszawa

stulecie awangardy — 8


Właśnie, co to był w ogóle za koncept? Sens tworzenia tych piramid mógł być oczywisty: żeby zbudować taką formę, należy współpracować. To wymaga zaufania, kolektywnego działania. Gdy tak to sobie wytłumaczymy, to jest to właściwie jedyne słuszne działanie – praktykowanie wszystkich tych wspólnotowych idei skoncentrowanych w jednej figurze.

Podobnie było z gimnastyką sportową na stadionach. Tam także zespół musiał idealnie funkcjonować – bez kolektywnej współpracy wszystko by się zawaliło. Chodzi ci o te układy gimnastyczne, w których wszyscy robią to samo?

Tak, to też było ogromnie popularne, i to nie tylko w obszarze sportu robotniczego, ale też widowisk bardziej nacjonalistycznie nastawionego Sokoła. Ale to już zupełnie osobny temat. Mam w swoim życiorysie taką gimnastykę, dla Edwarda Gierka, podczas dożynek w Olsztynie w 1978 roku. Udało mi się synchronicznie się pogimnastykować. Ale coś, co było wynaturzeniem w PRL-owskiej Polsce w latach 70. i nadal nim jest w Korei Północnej, na początku XX wieku stanowiło ekscytującą realizację pewnych postulatów.

poliniego – bo w futurystycznym teatrze aktorzy mieli inspirować się ruchami maszyn i sportowców. Z kolei w teatrze i sporcie robotniczym maszynizm był zarazem utopią i dystopią. Jeżeli się spojrzy na dyscypliny sportu robotniczego w Rosji, to jedną z nich było ustawianie tych słynnych konstrukcji, piramid z ludzi, które fotografował Aleksandr Rodczenko…

W tamtym czasie sport miał charakter masowy, teatr zaś tak masowej publiczności raczej nie gromadził. Przypomniał mi się w tym kontekście ciekawy fotomontaż czeskiego artysty Karela Teigego. Pokazywał dwa zestawione ze sobą zdjęcia: na górze zdjęcie jednej osoby w muzeum, oglądającej jakieś dzieła sztuki, a na dole zdjęcie wielkiego tłumu oglądającego mecz piłkarski. W ten sposób widać było jasno, że sztuka indywidualnie oglądana w muzeach jest przeżytkiem. Nowa kultura – kultura lewicowej awangardy – powinna być kulturą stadionów, kulturą widowiska, kulturą tłumu, a nie przywilejem zarezerwowanym

stulecie awangardy — 9


Ivo Pannaggi (1901–1981), fotografia modelu kostiumu do L’angoscia delle macchine Ruggera Vasariego, 1926. Fot. Beinecke Rare Book & Manuscript Library of Yale University Library, New Haven

stulecie awangardy — 10


tylko dla nielicznych, którzy chodzą na wystawy czy oglądają „burżuazyjne” przedstawienia w teatrze. Wróćmy więc do teatru i do architektury. Awangardowe wysiłki stworzenia nowych porządków przestrzennych przegrały z pragmatyką organizacji przestrzeni teatralnej i niezrozumieniem nowych konceptów ze strony publiczności. A może entuzjazm eksperymentatorów przykrył klimat tworzenia odrodzonej państwowości?

Rozwiązania proponowane przez twórców polskiej awangardy były zbyt utopijne, zbyt trudne w realizacji. Próby rozgrywania symultanicznej akcji na scenie albo widownia na 3000 osób w idei teatru symultanicznego Syrkusa i Pronaszki to coś raczej nieosiągalnego dla teatru – nie tylko w tamtych czasach, ale i dziś. To ciekawe, że często utożsamia się awangardę z lewicą – dotyczy to także założeń teatru symultanicznego. Nie należy jednak zapominać, że ten projekt prezentowany był wraz z makietą na Polskiej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku w dziale grupy Praesens, do której należeli Syrkus i Pronaszko. Grupa ta tworzyła jedną z sekcji Wystawy Krajowej, ukazującą najważniejsze zdobycze polskiej państwowości. Czyli ten teatr nie tylko był zaangażowany lewicowo, ale też miał się wpisać w politykę państwotwórczą realizowaną przez ówczesny rząd. Eksperymenty awangardy i polityka kulturalna II Rzeczpospolitej nie musiały się wykluczać. Czy zachowała się makieta tego teatru?

Na wystawie w Muzeum Sztuki prezentowana jest rekonstrukcja makiety teatru symultanicznego, a także zdjęcia ze spektaklu Boston, które zresztą były drukowane w piśmie „Quadrante” – włoskim magazynie architektonicznym, gdzie Syrkus opublikował artykuł o swojej teorii teatru.

A spis postulatów, które sformułował dla teatru?

W jednym z numerów pisma „Praesens” znajduje się tekst, w którym pisał o ideologicznej stronie projektu (Syrkus opracował go we współpracy z żoną Heleną i z Andrzejem Pronaszką) oraz o kwestiach formalnych – to znaczy jak go zrealizować, zbudować. Jak te idee rezonują współcześnie? Czy w dzisiejszych próbach realizowania teatru „włączającego się” czy „wtrącającego się” widać tę spuściznę?

Chodzi o polityczne zaangażowanie teatru? Raczej o kwestie organizacji, przeformułowania odbioru spektaklu.

We współczesnym teatrze zaangażowanie często bywa gestem upozowanym. Czy ktokolwiek myśli dziś o konstrukcji eksperymentalnego teatru symultanicznego na 3000 miejsc i umieszczeniu go pośrodku dzielnicy robotniczej, jak mieli to w planach Syrkus i Pronaszko? Albo o stworzeniu teatru ludowego na 10 000 miejsc, o czym marzył ten pierwszy? Dziś nie widać wpływu ich marzeń na teatr. A przecież buduje się nowe teatry, w Warszawie powstał Nowy Teatr, za chwilę powstanie TR Warszawa. Jest więc okazja do tego, żeby przywołać tamte wyjątkowe idee i wpisać je w te nowe budynki.

Wydaje mi się, że we współczesnym teatrze w zbyt małym stopniu wykorzystuje się możliwości technologiczne. Reżyserzy wciąż operują gaszeniem czy zapalaniem świateł, opuszczeniem kurtyny lub jej brakiem. Teatr tylko w niewielkim stopniu odpowiada dynamizmowi współczesnego życia, nie próbuje rozwiązać problemu symultanicznie dziejącej się akcji i rzadko przełamuje dystans między widzem a sceną w taki sposób, w jaki pragnęli to zrobić awangardziści –

stulecie awangardy — 11


nawet jeśli im też nie do końca to wychodziło. Czas to trudna materia, bardzo oporna.

Awangardowi artyści pragnęli w ogóle zrezygnować z nazwy „scenografia”. Uważali, że to określenie jest nieadekwatne, ponieważ grafia sceny jest przeżytkiem – malowane dekoracje i oprawy to było coś, czym pogardzali. Pragnęli scenotechniki. Chodziło o to, żeby teatr zamienić w swego rodzaju rytuał mechaniczny – na przykład Enrico Prampolini, twórca teatru magnetycznego i główny bohater mojej wystawy, zakładał brak aktorów na scenie. Teatr miał być ogromną maszyną wytwarzającą spektakl tylko z ruchu maszyn. Obecnie jesteśmy tak zaawansowani technologicznie, że tworzenie wielkich, zakrojonych na ogromną skalę spektakli maszynowych mogłoby zrewolucjonizować podejście do spektaklu w ogóle. Ciekawe, czy spodobałby mu się teatr robotów w Centrum Nauki Kopernik.

No właśnie, coś w tym stylu. To znaczy może nie w tym stylu, bo ważny jest element mechanicznego rytuału – nie możemy zapominać, że teatr wyrasta z rytuału, a nie z naukowych obliczeń powiązanych z techniką, i to właśnie Prampolini podkreślał, mówiąc o teatrze magnetycznym w wymiarze duchowym. Możliwości technologiczne w tamtych latach, kiedy tworzyli Prampolini i polscy awangardziści, nie pozwalały na tak radykalne projekty jak dziś. Na przykład Leon Chwistek, jeden z najważniejszych polskich artystów tego nurtu, twierdził, że w spektaklu nudzą go wybujałe monologi aktorów oraz to, że akcja musi iść zgodnie z miejscem jej zamknięcia. Chwistkowi, Prampoliniemu, Pronaszce i Syrkusowi chodziło o to, żeby rozwiązać problemy dynamicznej akcji scenicznej, rozmieszczając ją w najróżniejszych punktach przestrzennych – żeby teatr

zaskakiwał, pobudzał społeczeństwo. Należy też pamiętać, że wczesne wystąpienia parateatralne włoskich futurystów to początek happeningu. Opisuje to w swojej książce Performance Art Rosa Lee Goldberg, wywodząc z tego nurtu sztukę performansu – jej twórcom chodziło o wzbudzenie w publiczności rodzaju agresji i przemocy po to, by teatr stał się miejscem rebelii. To też jest ciekawy wątek. Fascynujące – wydaje się, że nastąpiło wtedy przyspieszenie i czas zaczął tracić swoją wcześniejszą strukturę.

To, co w dużej mierze charakteryzuje awangardy, nie tylko te lewicujące, ale także prawicowy futuryzm włoski, to spajająca je w jakiś sposób idea utopii – zakładanie wielkiej wizji, często niemożliwej do zrealizowania, jak chociażby ten teatr symultaniczny. Współcześnie artyści nie tworzą utopii, trudno odnaleźć w sztuce współczesnej jakieś wielkie wizje, wykraczające poza percepcję i niemożliwe do zrealizowania. Awangardziści głęboko wierzyli, że mogą wszystko. Niesamowite było też to, jak wszechstronne mieli uzdolnienia: to byli malarze, rzeźbiarze, architekci, scenografowie, scenotechnicy i choreografowie w jednym – uruchomione były właściwie wszystkie dziedziny twórczości. Prampolini i Pronaszko działali na wszystkich tych polach, pisali artykuły i manifesty, kształtowali dyskurs wokół sztuki. Na tym także opierał się Bauhaus, czyli szkoła, w której różne dziedziny łączyły się ze sobą i w której działał teatr Oskara Schlemmera.

To było oczywiście inspiracją dla Syrkusa, który na początku lat 20. podróżował po Europie, trafił do Bauhausu i miał okazję zapoznać się z programem szkoły. Bauhaus był jednak mocno wyestetyzowany – teatr Schlemmera to był teatr malarza i plastyka, nie architekta,

stulecie awangardy — 12


co świetnie było widać także na niedawnej wystawie w Cricotece, zestawiającej twórczość Schlemmera i Kantora. Schlemmer w mniejszym stopniu myślał o przestrzeni sceny, a w większym o nowatorskiej choreografii, jakimś tańcu maszyn, bardzo zresztą popularnym w tamtym czasie. Na wystawie w Muzeum Sztuki będziemy pokazywać szkice kostiumów Iva Pannaggiego do sztuki Ruggera Vasariego Udręka maszyn, czyli L’angoscia delle macchine – utworu, który był inspiracją dla Fritza Langa przy pracy nad słynnym filmem Metropolis. Ten dramat jest bardzo ciekawy, opowiada o konflikcie między kobietami-ludźmi i mężczyznami-maszynami. Akcja rozgrywa się na jakiejś niezidentyfikowanej planecie mężczyzn-maszyn, na którą kobiety pragną się dostać, ale mężczyźni-maszyny, uważający je za kompletnie zbędne do życia, tworzą ten nowy, maszynistyczny świat skierowany na przyszłość, futuryzm. Marinetti pisał zresztą w swoim pierwszym manifeście, że gardzi kobietami; oczywiście chodziło tu o metaforę, w jego przekonaniu kobieta była kimś, kto zatrzymuje mężczyznę w tworzeniu utopii przyszłości. Udręką maszyn zainteresowała się i przełożyła ją na polski niemal równolegle z paryską premierą Irena Krzywicka, jedna z najważniejszych działaczek na

rzecz praw kobiet w tamtych latach. Jej tłumaczenie jest mocno feminizujące, nie do końca zgodne z oryginałem. Jej zainteresowanie futuryzmem włoskim nie było zresztą odosobnione. Ruch Marinettiego nurtował w tamtym czasie wiele artystek, które pragnęły wypracować nowy model kobiety – futurystycznej, mechanicznej, nie biernej, ale patrzącej w przyszłość. Manifest kobiety futurystycznej Valentine de Saint-Point mówił o tym, że kobieta przyszłości ma być wolna, aktywna i uczestniczyć w narodzinach społeczeństwa przyszłości. Na wystawie pokazuję piękny portret Marinettiego autorstwa czeskiej futurystki Rougeny Zátkovej, jest także kostium do Tańca śmigła, w którym tańczyła inna futurystka Zdenka Podhajská w spektaklach Futurystycznej Pantomimy Prampoliniego. Podczas spektaklu tancerka zamieniała się w samolot – ideał „kobiety futurystycznej”. Zdaniem Prampoliniego aktor miał przenikać na scenie psychikę maszyny albo stawać się maszyną w idei teatru jako mechanicznego rytuału. Obecnie te idee podejmuje raczej sztuka współczesna niż teatr – robi to na przykład Stelarc czy twórcy innych koncepcji sztuki cyborgicznej. Trudno mi powiedzieć, w którą stronę podąża dziś teatr, ale wydaje mi się, że brakuje mu utopijnych idei awangardy.

Przemysław Strożek adiunkt w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, badacz włoskiego futuryzmu, polskiej awangardy, podstaw globalnego modernizmu i sztuki współczesnej. Stypendysta Fulbrighta na University of Georgia (Athens, GA), Israel Academy of Sciences (Tel Awiw) i Accademia dei Lincei (Rzym). Stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej oraz MNiSW w kategorii wybitnego młodego naukowca. Jest autorem kilkudziesięciu artykułów

naukowych, pierwszej monografii o recepcji włoskiego futuryzmu w Polsce: Marinetti i futuryzm w Polsce (1909–1939). Obecność – kontakty – wydarzenia (2012), a także książki o niemieckim dadaizmie Nic, to znaczy wszystko. Interpretacje niemieckiego dada (2016). Obecnie prowadzi badania na temat związków sztuki awangardowej ze sportem w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1918–1939.

stulecie awangardy — 13


Teatrowi należą się nowoczesne maszyny, które wydajność jego uwielokrotnią — maszyny, analogiczne do radja, filmu, telewizora — ażeby istota teatru — SŁOWO-GEST w czasie i przestrzeni mogło być tak skomponowane, jak tylko w r. 1930 skomponowane być może. (...)

Uznając konieczność teatru, jako środka propagandy kultury wśród mas — nie możemy wyrzec się tej broni anektowania nowych terenów na mapie kulturalnego świata — i dlatego tworzymy... modele — to, na co nas stać. (...)

Scena rozbita jest na dwie części: stałą i ruchomą. Część stała — to proscenium i scena głębna. Część ruchoma — to dwa pierścienie, okalające widownię i posiadające zdolność ruchu okrężnego dokoła niej. Pierwszy pierścień obracać się może dokoła widowni z dowolną szybkością i w dowolnym kierunku. Umieszczono na nim dodatkowo zapadnie i mniejsze obrotówki. Niezależnie od pierścienia pierwszego

obraca się dokoła widowni pierścień drugi — również z dowolną szybkością i w dowolnym kierunku. Oba pierścienie skonstruowane jako rodzaj okrętów, poruszających się w basenie, napełnionym specjalnym płynem dla uniknięcia hałasu, który by musiał powstać przy innym środku obrotu (model poruszany jest elektrycznością). (...)

stulecie awangardy — 14


Andrzej Pronaszko (1888–1961), Szymon Syrkus (1893–1964), Zygmunt Leski (1896–1965), projekt Teatru Symultanicznego, „Praesens” 1930, nr 2, s. 152. Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi

I dlatego ostatecznie możemy powiedzieć: największą wadą naszego projektu jest to, że obliczony jest tylko na 3.000 osób. W Warszawie powinien stanąć teatr ludowy na 6.000 — 10.000 osób, — wtedy szedłby w kierunku opłacalności inscenizacji sztuk i całej budowy, wtedy dopiero mógłby spełnić swoje zadanie propagandy kultury, wtedy byłby

środkiem kształcenia mas, jakim był w starożytności. Après le pain c’est l’éducation qu’il faut au peuple, powiedział kiedyś Napoleon. Nie można zaspakajać żołądka kosztem oka i ucha. Teatr jest w organizmie społecznym równie niezbędnym organem jak Wydział Zaopatrywania lub Komitet Budowy Tanich Mieszkań.

Helena i Szymon Syrkusowie, O teatrze symultanicznym, „Praesens” 1930, nr 2.

stulecie awangardy — 15


Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy 9.06 – 8.10.2017 Muzeum Sztuki w Łodzi, ms2 ul. Ogrodowa 19

Enrico Prampolini to jedna z najważniejszych osobowości artystycznych międzynarodowej awangardy. W jego twórczości odnaleźć można echa niemal wszystkich prądów nowej sztuki I połowy XX wieku: od futuryzmu, który współtworzył wraz z ugrupowaniem Filippa Tommasa Marinettiego, przez dadaizm, konstruktywizm i surrealizm, aż po udział w kręgu paryskich abstrakcjonistów: Cercle et Carré. Był malarzem, rzeźbiarzem, scenotechnikiem, choreografem, architektem i grafikiem, tworzył reklamy, plakaty, fotomontaże, wielkie murale i oprawy plastyczne do filmów. Był organizatorem życia artystycznego w Paryżu, Pradze i Rzymie, a także kuratorem ostatniej międzynarodowej wystawy scenotechniki awangardowej na VI Triennale w Mediolanie (1936). Wystawa w łódzkim Muzeum Sztuki pokazuje w chronologicznym układzie bogaty dorobek Prampoliniego we wszystkich tych dziedzinach i stwarza okazję do przyjrzenia się relacjom między włoskim futuryzmem a polskimi twórcami nowej sztuki. To właśnie Prampolini postanowił odrzucić terminy „scenografia” i „dekoracja teatralna” na rzecz „scenotechniki” bliższej nie malarstwu, lecz architekturze i nowoczesnemu pojmowaniu przestrzeni sceny. Polscy artyści i architekci z kręgu „Zwrotnicy”, „Bloku” i „Praesensu” w równym stopniu odrzucali tradycyjne dekoracje malarskie i opowiadali się po stronie architektonicz-

nych konstrukcji scenicznych. Ich twórczość świadczyła o radykalnej zmianie, jaka dzięki awangardzie dokonała się w pojmowaniu i praktyce scenografii. Wystawa w Muzeum Sztuki to pierwsza w historii ekspozycja problematyzująca historię polskiej scenotechniki awangardowej lat 20. i 30., która nie rodziła się w izolacji, ale była integralną częścią międzynarodowych praktyk podejmowanych w obszarze odnowy tradycyjnego teatru. Artyści i artystki

Anton Giulio Bragaglia, Jan Brzękowski, Władysław Daszewski, Eugène Deslaw, Tadeusz Gronowski, André Kertész, Frederick Kiesler, Feliks Krassowski, Jalu Kurek, Bohdan Lachert, Virgilio Marchi, Filippo Tommaso Marinetti, Maria Nicz-Borowiakowa, Ivo Pannaggi, Zdenka Podhajská, Kazimierz Podsadecki, Enrico Prampolini, Andrzej Pronaszko, Zbigniew Pronaszko, Luigi Russolo, Henryk Stażewski, Helena Syrkus, Szymon Syrkus, Józef Szanajca, Ruggero Vasari, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Rougena Zátková Autorzy tekstów do katalogu

Andrea Baffoni, Gunter Berghaus, Maria Elena Versari, Przemysław Strożek, Monika Chudzikowska, David Rifkind, Giovanni Lista, Paulina Kurc-Maj

WWW.ROKAWANGARDY.PL – tu znajdziecie kalendarium i zapowiedzi wydarzeń, listę instytucji tworzących program Roku Awangardy w Polsce oraz materiały informujące o roli polskich awangardystów w kształtowaniu współczesności.


Słowami łatwo rządzić. Stawiają mniejszy opór niż rzeczywistość. Ucho Prezesa, Prezes

nowy wyraz* to rubryka w NN6T, która ma charakter leksykonowy. Wraz z zaproszonymi autorami będziemy tworzyć spis słów, które mają znaczący wpływ na opisywanie lub rozumienie zjawisk zachodzących obecnie, lub takich, które „produkowane” są przez postępujące zmiany w układzie sił polityczno-ekonomiczno-społeczno-kulturalno-naukowo-technologiczno-obyczajowych. Pracę nad leksykonem pragniemy kontynuować przez trzy lata, czyli do roku 2019. Propozycje haseł można nadsyłać na adres redakcji: bogna@beczmiana.pl

* Nazwa inspirowana jest czasopismem „Nowy Wyraz. Miesięcznik Literacki Młodych”, wydawanym w Warszawie w latach 1972–1981. Debiuty pisarzy, poetów i krytyków były tam ilustrowane pracami artystów młodego pokolenia. Nazwa miesięcznika nawiązywała do pisma międzywojennej awangardy „Nasz Wyraz” (1937–1939).

nr3


Analogowy astronauta Osoba wybrana do udziału w symulowanej misji kosmicznej na Ziemi, w specjalnie do tego przygotowanej przestrzeni oraz stacji badawczej, tak zwanym habitacie. Warunki na zewnątrz stacji nie odbiegają od tych panujących na Księżycu czy Marsie, a zadania wykonywane w habitacie są takie same jak prawdziwych astronautów w Kosmosie. Analogowy astronauta zgadza się zostać zamkniętym na małej przestrzeni przez dwa tygodnie, miesiąc lub rok – w zależności od celu badawczego misji – i przez ten czas dzieli ją z pięcioma innymi osobami (na przykład inżynierem-konstruktorem, biofizykiem, biotechnologiem, psychologiem i projektantem). Zespół ma normalnie funkcjonować i pracować, wykonując określone czynności w ramach przygotowanego projektu badawczego. Poza celami naukowymi głównym założeniem eksperymentu jest sprawdzenie, jak ludzie zamknięci w małej kubaturze poradzą sobie ze wzajemnymi relacjami i z własną psychiką. W sierpniu 2016 roku dr Sheyna Gifford, lekarka z USA, „wróciła na Ziemię” z rocznej symulowanej misji kosmicznej w habitacie na Hawajach. Towarzyszyli jej biolog, fizyk, astrobiolog, inżynier i architekt. Ich niebiański dom był kopułą o powierzchni 111 metrów kwadratowych i znajdował się w dawnym kamieniołomie. Cała załoga korzystała ze wspólnej kuchni, laboratorium, łazienki i małych sypialni. Wszyscy nosili skafandry kosmiczne i przestrzegali wszelkich procedur, zarówno tych związanych z funkcjonowaniem stacji kosmicznej, jak i tych dotyczących jej opuszczania. Projekt finansowała NASA. Jego celem było przygotowanie prawdziwego lotu załogowego na Marsa. Pod koniec marca 2017 roku polscy analogowi astronauci zakończyli

misję w ośrodku Mars Desert Research Station (MDRS) w stanie Utah w USA. Był to wspólny projekt Uniwersytetu SWPS, School of Form oraz Instytutu Lotnictwa w Warszawie. Cel – badania psychologiczne w warunkach kosmicznych oraz testowanie nowoczesnego sprzętu: specjalnego kombinezonu, holtera (czyli urządzenia do pomiaru akcji serca) czy prysznica mgłowego, który umożliwia kąpiel w dwóch szklankach wody. Analogowy astronauta Jakub Falaciński, wynalazca i psycholog, opowiadał, że członkowie załogi mieli ze sobą robota Aresa 2, który był testowany jako platforma współpracy człowiek–­maszyna: sprawdzali, jak tę samą pracę wykonuje robot, robot z człowiekiem oraz sam człowiek. aleksander jasiak Człowiek (zaszyty w technologii) Informacja stała się wszechobecna. Każdy nasz ruch, szczególnie w sferze życia publicznego i społecznego, na niej się opiera, przekształca ją lub generuje. Jesteśmy wpięci w globalny obieg informacji oraz w systemy, w których są one przetwarzane, a dzieje się to w stopniu, który już nie pozwala zachować dystansu. W tym organicznym połączeniu człowieka i technologii informacyjnej łatwo zatracić poczucie sprawczości. Czy to ja generuję informację, czy to ona określa to, kim jestem i co mogę? Czy jesteśmy jeszcze w stanie kontrolować obiegi informacyjne kształtujące nasze życie i świadomość? Bez względu na to, jakiej odpowiedzi udzielimy na tak postawione pytanie, nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności. Nie rozpływamy się w masie zer i jedynek, nadal zachowujemy odrębność i sprawczość. Na poziomie języka człowiek „zaszył się” w technologii, jak gdyby była czymś, co zastał na

98


równi ze środowiskiem naturalnym; czymś, co się rozwija i dzieje poza nami. To nieprawda: nadal to ludzie ją projektują, ludzie z niej korzystają i ludzie decydują o tym, jakim celom będzie służyć w przyszłości. katarzyna szymielewicz Dewitalizacja Rewitalizacja to nie tylko postulowany typ polityki publicznej mającej na celu poprawę funkcjonowania przestrzeni zamieszkanej czy też zamierzony skutek wprowadzenia takiego programu. To wręcz nadrzędny paradygmat współczesnej polityki miejskiej, w ramach której dysponujemy ograniczonymi zasobami – poczynając od rozmiarów terenów inwestycyjnych, przez koszty środowiskowe generowane nadmiernym rozrastaniem się miast, na kosztach ekonomicznych kończąc. Przywracanie do użytku istniejących zasobów środowiska zbudowanego wydaje się nie tylko dobrym pomysłem, ale wręcz palącą koniecznością. Jednocześnie może to prowadzić do zjawisk niepożądanych – na rewitalizowanym obszarze wzrasta nie tylko jakość życia, ale również ceny nieruchomości i wysokość czynszów. Miernikiem nieudanej i nieliczącej się z kosztami społecznymi rewitalizacji staje się gentryfikacja wraz z towarzyszącymi jej zjawiskami, takimi jak wypieranie lokalnej ludności. Proces zaplanowany ze szlachetnych pobudek ładnie wygląda w estetycznych PDF-ach i wydawanych na kredowym papierze kolorowych ulotkach, w rzeczywistości może jednak nie tylko negatywnie wpływać na życie poszczególnych mieszkańców, ale i rujnować łączące ich więzi, w konsekwencji niszcząc lokalną społeczność. Tak rozumiany proces określać należy jako dewitalizację, czyli dotyczący zdegradowanej przestrzeni proces prowadzący

nie do „przywracania życia”, lecz do jego ruiny. łukasz drozda Ekonomia brania O ekonomii dzielenia się słyszał już niemal każdy – tym tytułem szczycą się przede wszystkim aplikacje internetowe, które mimo nazwy w istocie są dochodowymi platformami łączącymi osoby oferujące dane usługi z tymi, którzy ich potrzebują, jak na przykład serwis taksówkarski Uber czy Airbnb oferujący miejsca na wynajem. Coraz częściej jednak słychać głosy, że „dzielenie się” w przypadku tego typu aplikacji to ponury żart, ponieważ są one nastawione na finansowy zysk, a nie na ludzki altruizm. Wedle innej interpretacji tym, co faktycznie staje się przedmiotem dzielenia się z innymi, są nie tyle usługi, ile wolny czas. Również w przypadku tego modelu czas przestaje jednak być „wolny”, a staje się całkiem zajęty i płatny. (Zaszczytny i nasycony idealizmem wyjątek stanowi tu między innymi serwis Couchsurfing, gdzie za miejsce na cudzej kanapie odpłaca się własną, niekoniecznie tej samej osobie). Zdaniem krytyków poprawna nazwa powinna zatem brzmieć: ekonomia brania (ang. taking economy). Niezależnie od ujęcia żeruje ona na idealistycznym pojęciu „dzielenia się” z innymi, wykorzystując altruistyczną semantykę do prowadzenia zyskownego biznesu. helena chmielewska-szlajfer Enwestor Lata dotacji unijnych odgrzały wiarę w duże inwestycje – włodarze miast i dzielnic, eksperci od public relations, a także niektórzy mieszkańcy zachęcają do konkurowania w walce o kolejnych inwestorów. Najczęściej mają wtedy na myśli bogate koncerny lub osoby, które mogłyby

99


coś zbudować, zatrudnić ludzi, dołożyć do miejskiej kasy. Zbyt łatwo zapominamy tymczasem, że istotnym, jeśli nie kluczowym zbiorowym inwestorem w witalność miast są mieszkańcy. Nawet sama ich obecność nie jest oczywista – wiele miast się przecież wyludnia. Co więcej, to właśnie mieszkańcy stanowią podstawę nowej utopii miasta ludzkiej skali. To oni mają jeździć środkami transportu publicznego, a nie autami, kupować w sąsiedztwie, a nie w centrach handlowych, i oglądać wystawy, a nie ekran komputera. Wreszcie – to oni mają uczestniczyć w wydarzeniach służących odrodzeniu idei przestrzeni publicznej i wymiany. Przemiany kapitalizmu i nadejście jego kognitywnej, postprzemysłowej fazy, opartej na produkcji nie tylko znaczeń i afektów, ale także środowiska techno-społecznego, umożliwiającego monetyzowanie, skraplanie ludzkiej uwagi i cielesnej obecności, sprawiają, że te nowe formy uczestnictwa mają swoje konkretne, mierzalne efekty, również ekonomiczne. Coraz częściej są ich świadomi także sami mieszkańcy, podejmujący określone wybory co do alokowania własnego zainteresowania, zasobów oraz sposobu opowiadania o życiu w mieście. W ten sposób stają się raczej enwestorami niż inwestorami, ich wkładem jest bowiem energia, którą dysponują i którą mogą spożytkować w dowolny sposób. Od klasycznych inwestorów różnią się także oczekiwaniami co do korzyści – chodzi nie tyle o kapitał ekonomiczny, ile raczej o większy dobrostan. Spojrzenie na mieszkańców w roli enwestorów pozwala nie tylko lepiej zbalansować myślenie o procesach ekonomicznych zachodzących we współczesnych miastach, ale także dowartościować te działania, które sprawią, że alokowanie energii życiowej obarczone będzie

mniejszym ryzykiem i będzie przebiegało w bardziej komfortowych warunkach, sprzyjających jej odnawianiu. Maciej Frąckowiak Gentryfikacja wsi Gentryfikacja zazwyczaj kojarzona jest z miastami, co zapewne wynika z tego, że przeważająca część publikacji na temat „uszlachetniania” przestrzeni traktuje o obszarach śródmiejskich (inner cities). Wbrew pozorom ten proces sekwencyjnej przemiany sąsiedztw, w wyniku którego dotychczasową ludność zdegradowanego na różne sposoby obszaru najpierw wypierają osoby dysponujące większym kapitałem kulturowym (gentryfikacja marginalna), te zaś w dalszej kolejności zastępowane są przez dysponentów kapitału ekonomicznego (gentryfikacja zaawansowana), z równym powodzeniem występować może na wsi. Tam także spotkać można ciekawe architektonicznie, lecz znajdujące się w kiepskiej kondycji budynki, których potencjalna wartość może gwałtownie wzrosnąć dzięki renowacji. Nietrudno dostrzec też analogie między przedstawicielami ludowego rzemiosła i rękodzieła oraz miejskimi instytucjami alternatywnej kultury, często kojarzonymi z pionierską gentryfikacją, uatrakcyjniającą oblicza miejsc, które wcześniej źle się kojarzyły. Chcesz zobaczyć gentryfikację? Wcale nie musisz wybierać się do „postindustrialnej” dzielnicy kapitalistycznego miasta, najpierw nadziewanej kontrkulturą, a potem szpikowanej Starbucksami. To samo zjawisko bez trudu dostrzec możesz w popegeerowskiej wsi, odnawianym po wielu latach poniemieckim pałacu albo na wakacjach „pod słońcem Toskanii”. łukasz drozda

100


Kicz uchodźczy Weneckie biennale jest w tym roku pełne oportunistycznych, pretensjonalnych, protekcjonalnych, narcystycznych, sentymentalnych, naiwnych, głupich, płaskich, suchych i przeszywająco żenujących prac poświęconych kryzysowi migracyjnemu. Artyści podejmują ten temat dosłownie (morze, tratwy, ciała), metonimicznie (trawa wyrastająca z brudnych adidasów) lub metaforycznie, jak w greckim pawilonie – złożonej produkcyjnie opowieści niby-o-bakteriach, ale oczywiście-że-o-uchodźcach, rozpisanej na dziesiątki ekranów, luster i korytarzy. Albo: performatywny krąg tolerancji. Lub: transgraniczny i transmedialny meet-up branży kreatywnej poświęcony nowym formom storytellingu pod nazwą „Migr(a)kcje”. Wszystko uchodzi. Jest wojna, jest kreatywna wymiana. Jest kryzys i jest wielka energia w powietrzu – krąży swobodnie między wyeksploatowanymi moralnie kuratorami, artystami, handlarzami i miłośnikami sztuki, którzy stoją z aperol spritzami w dłoniach i w pełnym frasunku refleksyjnie patrzą na mieniące się w słońcu, obojętne wobec śmierci fale weneckiej laguny. Jakub Zgierski Kosmos 4.0 Nowy etap w historii eksploracji przestrzeni kosmicznej. Johann-Dietrich Wörner, autor tego terminu i dyrektor Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), wyróżnia trzy poprzedzające go stadia rozwoju: 1.0 obejmuje kilkanaście wieków obserwacji nieba przez astronomów; 2.0 to era Sputnika, programu Apollo i wyścigu na Księżyc; okres 3.0 rozpoczyna się pod koniec lat 80., wraz z rozwojem nowoczesnej technologii. Poskutkował on powszechnym dostępem do komputerów oraz umieszczeniem na

orbicie satelitów telekomunikacyjnych i systemów nawigacyjnych, a rywalizacja dwóch supermocarstw zamieniła się we współdziałanie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Obecnie jesteśmy świadkami funkcjonowania nowego modelu społeczeństwa „zanurzonego w sieci” oraz powstawania nowych modeli ekonomicznych opartych na współpracy wielkich agencji rządowych z sektorem prywatnym. Dotyczy to zarówno największych graczy na rynku (weźmy choćby kontrakt NASA z należącą do Elona Muska firmą SpaceX na obsługę orbitalnych lotów załogowych i dostawy na ISS), jak i średnich podwykonawców czy wręcz start-upów. Polska firma SENER projektuje dla ESA robotyczne ramię do ściągania śmieci kosmicznych. Komercjalizacja kosmosu przebiega również na polu turystyki i górnictwa. Szczególnie ciekawe perspektywy rysują się w tym ostatnim sektorze. W roku 2015 Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił tak zwany Space Act, gwarantujący teoretycznie każdemu obywatelowi prawo do wydobycia i obrotu surowcami pozyskanymi z asteroid. Tego typu deregulacje międzynarodowych konwencji z jednej strony mogą stać się zarzewiem globalnych konfliktów, z drugiej strony – znacząco przyspieszą kolonizację najbliższych rejonów Układu Słonecznego przez człowieka. W wymiarze geopolitycznym Kos­ mos 4.0 oznacza coraz bardziej egalitarny dostęp do przestrzeni kosmicznej i współpracę wszystkich zainteresowanych jej eksploracją. W wymiarze technologicznym – rozwój robotyzacji i sztucznej inteligencji (termin został bowiem zaczerpnięty z czwartej rewolucji przemysłowej, czyli określenia Przemysł 4.0). Koncepcję Wörnera ucieleśnia plan budowy osady na Księżycu, jako miejsca spełniającego

101


konkretne funkcje zarówno dla nauki (obserwatorium i laboratoria), jak i dla przemysłu (produkcja nowego typu paliwa), a w przyszłości – jako miejsca osiedlania ludzi. Rafał Kosewski Kradzież uwagi Kradzieży uwagi dokonują przede wszystkim reklamodawcy, ale także, horyzontalnie i wzajemnie, same ofiary tego procederu – zdekoncentrowani użytkownicy Facebooka lub miłośnicy small-talku. Jesteśmy na nią najbardziej narażeni, gdy stoimy i czekamy – w korku, przed bankomatem, w windzie, w toalecie centrum handlowego, w kolejce do kontroli bagażu. To prawdziwa pustynia naszego losu: słońce praży, asfalt topi się pod nogami, świerszcze cykają w spalonej darni, bankomat przetwarza płatność. Sekunda. Dwie sekundy. Trzy sekundy. Konsola. Konsola. Konsola. Gdy banknoty zaczynają furczeć, jesteśmy o godzinę starsi i bogatsi o słowo „konsola”, które odbija się w naszych mózgach jak kulka we flipperze. Jedynym skutecznym środkiem zapobiegawczym jest produkcja metauwagi – dodatkowej warstwy percepcji, nakierowanej na utrzymywanie epistemologicznej higieny. Przydadzą się także zatyczki, zaślepki, gotowa lista przedmiotów potencjalnej aktywnej refleksji i jakiś skromny, kieszonkowy talizman. Jakub Zgierski Nowacy Są nowi w państwie, ale nazywają się podobnie do wielu polskich obywateli. Termin brzmi swojsko, nie razi nowomową, ale zarazem zwraca uwagę na rozmaite i nieznane korzenie naszego „homogenicznego” społeczeństwa. Pisani małą literą nowacy są przybyszami tak samo jak kiedyś Nowakowie. To podobieństwo przypomina

o wcześniejszych wielkich wędrówkach i przesiedleniach i daje nowakom nadzieję na przyjęcie do grupy – w końcu nie jest się tym nowym bez końca. Różnica między nowakiem a Nowakiem pozostaje jednak znacząca – nowacy bywają opisywani słowami „fala uchodźców”, które napędzają lęki i karmią stereotypy. Dla Polaków nowak to słowo znane i oswojone, dla samych nowaków – łatwe do wymówienia i zrozumiałe. Możliwość wypowiedzenia własnego „imienia” pozwala na zbudowanie tożsamości i przyszłości w nowym miejscu. Zgodnie z rosyjskim powiedzeniem: „Jak statek nazwiesz, tak on i popłynie” – nowacy mają zatem większe szanse na odnalezienie się i przyjęcie niż uchodźcy. Hannah Arendt w eseju We refugees pisze: „Przede wszystkim nie lubimy być nazywani «uchodźcami». Nazywamy siebie nawzajem nowo przybyłymi lub imigrantami”. Nowacy nie od dziś chcą występować pod tym właśnie imieniem. Jana Shostak Polityczność Słowo wynalezione po to, by przywrócić polityce jej właściwe znaczenie – oddać ją ludziom, których dotyczą decyzje polityczne, ale też by zademonstrować, że niewiele z otaczających nas zjawisk i procesów ma charakter immanentny, toczy się „naturalną koleją rzeczy”. To, w jakim świecie żyjemy i w jakich funkcjonujemy relacjach, jest wypadkową realizowanych polityk. W tym sensie wszystko jest polityczne: stan środowiska naturalnego, „prawa” rynku, miejsce religii w życiu publicznym czy pozycja kobiet w pracy. Polityczne stało się nawet nasze ciało, czy tego chcemy, czy nie. Polityka to walka o władzę także w miękkim, społecznym i narracyjnym wymiarze. Rozgrywa się nie tylko

102


w parlamencie czy podczas wieczornych telewizyjnych debat. Uprawiają ją wszyscy zabierający głos w sprawach publicznych, wszyscy angażujący się w życie społeczne. Najlepszym miejscem do testów politycznych koncepcji i taktyk są kuchenne stoły, kawiarnie i spotkania z nieznajomymi. Niby to wiemy, niby potrafimy rozdzielić myślenie o partyjności od myślenia o polityce (genderowej, ekonomicznej, lokalnej, państwowej, ponadnarodowej…). A jednak nader często przy kuchennych stołach, w kawiarniach i podczas przypadkowych rozmów słychać apel: „Tylko nie o polityce!”. Organizacje społeczne i aktywiści w publicznych wystąpieniach nadal ostrożnie zaznaczają, że zdarza im się angażować w politykę, ale tę „inną”, niepartyjną. Musimy na dobre odzyskać politykę z rąk politykierów i działaczy partyjnych – dla ludzi. Także na poziomie języka. Czas, byśmy przestali się tłumaczyć z tego, że rozmawiamy o kwestiach publicznych; że chcemy wpływać na to, jakie decyzje i przez kogo są podejmowane w naszych sprawach. Katarzyna Szymielewicz POLSKIE DZIECI „Nie dopuścimy do tego, by polskie dzieci nie mogły bezpiecznie pójść na plac zabaw” – mówiła niedawno premier Beata Szydło. Temat dziecka zawsze był skutecznym politycznym paliwem, a opiekuńcza retoryka jednym z najsilniejszych narzędzi perswazyjnych w polityce strachu i zarządzaniu lękami. Stosowały ją również poprzednie polskie rządy, od prawej do lewej strony, ale dopiero obecna ekipa uczyniła ten temat jednym z kluczowych zagadnień. Element urodzenia wpisany jest w różne związki polityczne, w których narodziny stają się podstawą narodowej więzi (etymologicznie natio

oznaczało „narodziny”). Naród pomyślany jest w tej narracji jako wielka maszyna rozrodu, przy czym paradoksalnie rząd zwalcza metodę in vitro. Jedną z zachęt do płodzenia / rodzenia w Polsce ma być populistyczny program Rodzina 500 Plus, wprowadzony w zamian za rzeczywiste rozwiązania strukturalne zmniejszające biedę. Według GUS-u w styczniu 2017 roku urodziło się o 13,6 procent dzieci więcej niż w 2016 roku. „Liczymy, że ta tendencja wzrostowa się utrzyma […]. Ten miesiąc i kolejne potwierdzą, że 500 plus miało swój udział w decyzjach rodzicielskich” – mówiła Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Proces hodowli Polaków i zaszczepiania „polskiego” genu dokonuje się jednak w momencie bezprecedensowego przeludnienia na świecie, które przez wiele naukowych gremiów postrzegane jest jako jeden z podstawowych problemów planety i zagrożenie dla gatunku ludzkiego. Stanisław Ruksza Pomnik pragmatyczny Brytyjczycy, po wygranej z Napoleonem w jednej z najważniejszych bitew w dziejach świata, nie wznieśli łuku triumfalnego, lecz ustawili dziewięć łuków, jeden za drugim, tworząc londyński Waterloo Bridge. Pochód triumfalny przeszedł po tym moście w 1817 roku. W mieście, osłabionym przez lata wojennego wysiłku, akt upamiętnienia stworzył użyteczną infrastrukturę. Warszawski Muranów, jedyne na świecie osiedle-pomnik, również powstał jako odpowiedź na powojenne potrzeby stolicy. Michael Meng określił to osiedle jako przykład modernizmu mnemonicznego (mnemonic modernism), czyli ułatwiającego pamiętanie, a Elżbieta Janicka pisała: „W tym cmentarnym ogrodzie należącym do niepochowanych

103


POMNIK: Rekonstrukcja Idei Pomnika Osiedla Muranów, fotomontaż, Centrala, 2017

104


suszy się pranie, śpiewają ptaki i hałasują dzieci, czyli mieszają się porządki, których rozróżnienie było fundamentem kultury i cywilizacji – każdej. Gest architekta to nadanie Zagładzie rangi wydarzenia paradygmatycznego, otwierającego nową erę w historii ludzkości – do wymyślenia na innych zasadach, od podstaw”. Od listopada 1949 do kwietnia 1951 roku na pomnik składały się nieotynkowane budynki z ruin getta o precyzyjnie zaprojektowanym detalu oraz „postument”, czyli nasyp gruzowy w oprawie małej architektury z szarej cegły warszawskiej (ław wkomponowanych w murki oporowe, schowków na rowery, altan śmietnikowych i innych atrybutów osiedla społecznego). Zieleń tworzyła wrażenie kameralności, powoli adaptując się do warunków na gruzach. Pamięć o pierwotnym projekcie Bohdana Lacherta, autora monumentu, została zatarta przez wtórny, socrealistyczny kostium narzucony dość szybko przez reżimową doktrynę. Pomnikowe założenie osiedla tracimy też przez dziesiątki przypadkowych zmian, jakie nastąpiły tam w ostatnich latach. Simone De Iacobis, Małgorzata Kuciewicz POWIEŚĆ ARTYSTYCZNA Powieści artystyczne (artists novels) pisane przez artystów wizualnych pojawiły się już pod koniec XIX wieku, jednak to w ciągu ostatnich dekad wielu artystów zaczęło traktować powieść jako medium w sztukach wizualnych. Pierwszym twórcą, który łączył działalność pisarską i artystyczną, był William Morris, jednak jego powieści nigdy nie były integralną częścią realizowanych przez niego projektów artystycznych. W ostatnich latach literatura stała się nowym narzędziem tworzenia rozwiniętych narracji w sztukach wizualnych. Powieść

artystyczną można przedstawić w kontekście szerszego zjawiska, czyli „zwrotu narracyjnego” czy „zwrotu performatywnego”. W praktykach artystycznych powstających wokół powieści ważny staje się sam akt pisania i czytania. Dla wielu artystów powieść jest metodą tworzenia nowych obiektów sztuki. Zostaje umieszczona w samym środku konstelacji prac, dla których staje się punktem odniesienia. Zdarza się również, że procesy tworzenia dzieła sztuki i pisania przebiegają równolegle. Związek między dziełem wizualnym a powieścią artystyczną jest tak zróżnicowany jak zróżnicowani są artyści. Powieść artystyczna znajduje swoje przedłużenie w różnych formach wizualnych: rysunkach, rzeźbach, pracach wideo, instalacjach i performansach. Projekt artystyczny, który przybiera kształt powieści, nie kończy się wraz z jej publikacją. Powieści są po to, żeby je czytać, w przeciwnym razie stają się obojętnymi obiektami. Do życia muszą je powołać czytelnicy. Otwarcie książki i czytanie jej wymaga zaangażowania. Powieść można uznać za obiekt relacyjny, a nawet za projekt z zakresu sztuki publicznej, wykraczający poza granice przestrzeni wystawienniczej. Forma książki sugeruje, że dzieło może być czytane w codziennym kontekście, w pociągu, w łóżku itd. Staje się częścią życiowego doświadczenia. Odbiór tego typu pracy wymaga więcej czasu niż zwykle w przypadku dzieła sztuki, ważniejsza od szybkiej konsumpcji jest tu refleksja. Artyści wizualni sięgają po powieść i w poszukiwaniu strategii poszerzania relacji z odbiorcą starają się przywrócić do życia ideę praktyki artystycznej jako procesu. Joanna Zielińska

105


Snappassa Kto używa Snapchata, ten być może zaznał specyficznej radości wynikającej z przerzucania się z drugą osobą snapami przez ileś dni z rzędu co najmniej raz na dobę. Snapchat również się cieszy i w ramach grywalizacji oraz dalszego uzależniania użytkowników od serwisu nagradza taką snap­passę (ang. snapstreak) za pomocą emoji płomienia ( ) – wszak jesteśmy w snapowym ogniu. Jeżeli snappassowcy utrzymają wymianę snapów przez sto dni – czyli ponad trzy miesiące z życia – aplikacja dodatkowo nagrodzi te osoby emoji czerwonej „stówki” obok płomienia przy nazwie użytkownika ( ); dodajmy, że zwykłe rozmowy na czacie się tutaj nie liczą. Jeżeli natomiast snappassowcom zacznie spadać morale, w dwudziestej trzeciej godzinie ciszy aplikacja przypomni się za pomocą emoji klepsydry ( ). Jak wszelkie inne współczesne uzależniające technologie, snappassa daje użytkownikom poczucie nagrody za metodyczne spędzanie czasu w aplikacji, oferuje społeczną aprobatę za wysoką punktację oraz szantażuje wymogiem wzajemności – przecież szkoda byłoby zepsuć snappassę, która trwa już wiele dni z rzędu. Krytycy podkreślają jednak, że jest to modelowy przykład nieetycznego projektowania technologii, żerujący na potrzebie społecznego potwierdzania własnej wartości. Helena Chmielewska-Szlajfer Symetryzm Symetryzm to jedna z możliwych strategii pozycjonowania osobistej marki w strumieniu zdań wartościujących wypełniających media społecznościowe i, co za tym idzie, cały dyskurs publiczny. Strategia ta polega oczywiście na utrzymywaniu równego dystansu między biegunami wszelkich dyskusji. Stosującym ją graczom zapewnia

wielostronną sympatyczność i zatrudnialność, ale wymaga też wiecznego nawigowania w stronę niestabilnego punktu ciężkości, ciągłego kroczenia po cienkiej linie oraz żmudnej analizy warstw ironii i fałd dyskursywnych. Niezbędne jest także skrupulatne rachowanie: ile razy przesunięto palcem w prawo, a ile w lewo. Ile zadysponowano głasków, a ile ciosów. I czy ich skumulowany wektor wskazuje idealną północ. Ale tym, co czyni symetryzm szczególnie kosztownym, jest konieczność uznania dominacji władzy sądzenia nad innymi zdolnościami duszy i umysłu – poznania zmysłowego, woli, moralności i w końcu: rozumu. Jakub Zgierski Syndrom Kesslera Słowo „syndrom” kojarzy się nam przede wszystkim z rodzajem długotrwałej i trudno odwracalnej choroby. Syndrom Kesslera to zjawisko równie negatywne i trwałe – katastroficzny scenariusz wynikający z lekkomyślnego i nieodwracalnego zaśmiecenia przestrzeni kosmicznej. W latach 70. XX wieku Donald J. Kessler, astrofizyk NASA, przejęty rosnącą ilością obiektów umieszczanych przez człowieka na orbicie ziemskiej, zaproponował eksperyment myślowy1. Co by się stało, gdyby któryś z obiektów orbitujących dookoła naszej planety – kombinerki upuszczone przez astronautę czy najnowocześniejszy satelita – zderzył się z innym orbitującym obiektem? Powstała w ten sposób chmura tysięcy odłamków po jakimś czasie natrafiłaby na kolejny obiekt. Ten również rozpadłby się na drobne kawałki i cała sytuacja by się powtórzyła. Galopująca reakcja łańcuchowa orbitalnych zderzeń, 1 D.J. Kessler, B.G. Cour-Palais, Collision Frequency of Artificial Satellites: The Creation of a Debris Belt, „Journal of Geophysical Research” 1978, t. 83, s. 2637–2646.

106


Symulacja 19 tysięcy największych śmieci kosmicznych krążących na niskich orbitach ziemskich. Źródło: Orbital Debris Program Office, NASA Earth Observatory (domena publiczna)

kilka lat, gdy liczba kolizji wzrośnie. Zdaniem innych specjalistów, jeśli niezwłocznie wdrożymy program „kosmicznej utylizacji odpadów”, mamy jeszcze szansę uniknąć najgorszego4. Realizacja tego programu już się rozpoczęła – począwszy od recyklingu na dużą skalę (na przykład firma SpaceX i jej rakiety wielokrotnego użytku), na nowatorskich projektach studenckich, jak polski samosprzątający się satelita PW-Sat 2, kończąc. Trend zrównoważonego rozwoju sięgnął gwiazd. Czy zdąży na czas? Przekonamy się w ciągu najbliższej dekady. Jakub Bochiński

zobrazowana między innymi w filmie Grawitacja Alfonsa Cuaróna, doprowadziłaby do krańcowego zaśmiecenia niskiej orbity ziemskiej, wyłączając ją z użycia na wiele pokoleń. Oto i syndrom Kesslera. Niestety ten scenariusz ma szansę się ziścić już za naszego życia. Obecnie przeciętnie jeden satelita rocznie niszczony jest przez tak zwane śmieci kosmiczne – znajdujące się na orbicie ziemskiej mniejsze i większe obiekty, których łączna liczba wynosiła w zeszłym roku prawie 700 tysięcy2. Uniki przed takimi śmieciami muszą robić astronauci pracujący na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a sondy kosmiczne wyposażane są w specjalny pancerz chroniący przed ich uderzeniami. Według niektórych ekspertów zanieczyszczenie orbit przekroczyło już wartość krytyczną3 i syndrom Kesslera stał się rzeczywistością. Jego efekty zaobserwujemy jednak dopiero za

ŚMIERĆ WIRTUALNA Jednym ze współczesnych paradoksów społecznego statusu śmierci jest jej specyficzna medialna wszechobecność przy jednoczesnej tabuizacji. W czasach postinternetowych nowe media umożliwiły ludyczny spektakl śmierci na niespotykaną skalę. „Nie ma śmierci, jest tylko śmierć wielkich ludzi” – napisał niegdyś Michel Vovelle. Z kolei Francis Picabia w Manifeście kanibalistycznym obwieszczał: „Kochacie śmierć, gdy umierają inni”. „Przedwczesne śmierci” upamiętniane są codziennie w internecie. Na portalu Facebook lajki, RIP-y i zamieszczanie teledysków jako objawy szybkiej żałoby po śmierci ulubionych artystów, polityków czy celebrytów mieszają się z innymi wydarzeniami. Na zwiększenie liczby sławnych śmierci ma wpływ zmiana pokoleniowa. Zaczynają umierać ludzie z roczników czterdziestych, przedstawiciele pierwszego pokolenia powojennego wyżu demograficznego, ale i popkultury oraz intensywnego rozwoju

2 „Orbital Debris Quarterly News” 2016, t. 20, nr 3. 3 Limiting Future Collision Risk to Spacecraft: An Assessment of NASA’s Meteoroid and Orbital Debris Programs, Washington 2011.

4 H.G. Lewis i in., Synergy of Debris Mitigation and Removal, „Acta Astronautica” 2012, t. 81, nr 1, s. 62–68.

107


mediów. Liczba takich śmierci będzie wzrastać, bo dostępność środków przekazu sprawiła, że znanych postaci jest więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzie chętnie korzystają ze spektaklu śmierci, choć realna żałoba jest wciąż tematem tabu i nie współgra z dominującą retoryką sukcesu. Widz przed telewizorem czy w internecie zyskuje status / poczucie tyrana, mając pewność, że umrze później. Choć poza światem wirtualnym ciała umierają w ten sam sposób jak dawniej, to wirtualny przemysł funeralny też rozkwita, począwszy od internetowych cmentarzy, po usługi pośmiertnej obsługi kont mailowych czy profili w mediach społecznościowych. Stanisław Ruksza Technocen Umarł antropocen, niech żyje technocen! To nowa era, która właśnie nastaje i w której życie zdominowane będzie już nie przez ludzi, ale przez maszyny. Najbardziej zagorzali apologeci technocenu datują go już od rewolucji przemysłowej XIX wieku, ale większość entuzjastów ery technologii upatruje jej źródeł w postępującej obecnie dominacji maszyn w naszym życiu, nie mówiąc o rozwoju maszynowej autonomii w postaci machine learning czy sztucznej inteligencji. Koncepcja technocenu podważa myślenie o dziejach Ziemi wyłącznie w kontekście geologicznym i, co za tym idzie, organicznym. Technocen oznacza bowiem triumf maszyn stworzonych – przynajmniej pierwotnie, czyli teraz – przez człowieka. Przejmą one od ludzi pałeczkę hegemonii nad planetą. O ile w antropocenie ludzie mogli zmieniać środowisko naturalne poprzez budowanie osad, trakcji komunikacyjnych i wykorzystywanie ziemi pod uprawy, o tyle dwutlenek węgla i gazy cieplarniane pompowane

do atmosfery przez w dużej mierze zautomatyzowane fabryki oznaczają triumfalne przechodzenie do technocenu: ery ludzi uzależnionych i zdanych na łaskę coraz bardziej nieza­ leżnych od nas technologii. Helena Chmielewska-Szlajfer Trwała zmienność Od wieków o atrakcyjności, urodzie i znaczeniu danego placu stanowią jego obudowa oraz struktura, jaka za nią stoi. Nowe podejście dotyczy zagospodarowania powierzchni samego placu, które obecnie uzupełnia się zmienną infrastrukturą. Dziś myślimy o programowaniu placu, a nie narzucaniu mu funkcji, jak to bywało w czasach modernizmu. Tradycyjne układy funkcjonalne wymuszały schematyczne zachowania i wykluczały pojawienie się niespodziewanych rozwiązań. Odkąd Rem Koolhaas w 1978 roku opisał miejską „kulturę zagęszczenia”, myślimy w kategoriach fabuły i sekwencji zdarzeń. Wieloużytkowość wyłania się poprzez spontaniczne sposoby wykorzystania danego miejsca, nieprzewidziane zdarzenia i niejednoznaczne sytuacje. Najważniejsze okazują się „pojemność” przestrzeni oraz jej „spo­ sobność”, czyli potencjał użytkowy. Obserwacje nowych użyć projektanci starają się przełożyć na nowe elementy infrastruktury. Pozornie pusty plac może mieć wpisaną zmienność w cyklu dnia czy sezonów, może też przekształcać się w zależności od pogody. Znaczenia nabierają niepozorne detale do obsadzania parasoli albo rozpinania zadaszeń, kumulujące wodę czy umożliwiające wylewanie ślizgawki. Dziś w postinternetowym mieście analizuje się spontaniczne przenoszenie nawyków ze świata cyfrowego do rzeczywistości, a najważniejszym elementem programowania miasta jest projektowanie interakcji.

108


Nowoczesne technologie pozwalają na optymalizację programu przestrzeni przez jej operatora. Dla użytkownika ważne jest, że jego relacja z terenem zaczyna się już w momencie planowania czasu, często na ekranie komputera. Niezbędne jest myślenie o jego doświadczeniu jako o procesie znacząco wykraczającym poza fizyczną obecność w obrębie placu. Trwała zmienność może być realizowana również poprzez sąsiedztwo transformującej się architektury, której klasycznym przykładem jest fasada galerii Storefront for Art and Architecture w Nowym Yorku (projekt: Vito Acconci i Ste­ven Holl, 1992). Simone De Iacobis, Małgorzata Kuciewicz Trygghet Duńskie hygge kojarzy się z ciepłem domowego ogniska, tymczasem szwedzkie trygghet to znacznie cięższy kaliber. Ten pojemny wyraz, pod którym w Ikei kryją się plastry opatrunkowe, oznacza fundamentalne poczucie bezpieczeństwa, ufności, opieki i przewidywalności świata. Od lat 30. XX wieku trygghet jest również podstawą szwedzkiej polityki społecznej. Wśród dzieci z rodzin uchodźczych od mniej więcej dekady notowane są tam dziwne choroby ujawniające się po otrzymaniu informacji o deportacji. Dzieci te, spędziwszy większość życia w Szwecji, po otrzymaniu decyzji o tym, że muszą opuścić kraj, zapadają w wielomiesięczną śpiączkę. Wybudzają się dopiero, gdy decyzja o deportacji zostanie cofnięta, a sam proces przywracania świadomości trwa wiele miesięcy po otrzymaniu dobrych wieści. Szwedzcy lekarze, choć pierwotnie podejrzewali symulowanie choroby, obecnie diagnozują tę dziwną śpiączkę jako ekstremalną konsekwencję braku trygghet u dzieci, które tracą grunt pod

nogami z powodu polityki imigracyjnej państwa dotychczas godnego zaufania. Przypadłość ta, nazwana uppgivenhets­syndrom (syndrom poddania się), jest jedną z wielu dolegliwości o podłożu kulturowym czekających na należyte zbadanie. Helena Chmielewska-Szlajfer Uberyzacja Badacze z kręgu studiów miejskich mówią o kryzysie współczesnej przestrzeni publicznej. Skutecznie rywalizują z nią komercyjne przestrzenie rozrywki z wielkimi centrami handlowymi na czele, a także wirtualne sieci społecznościowe, tym głębiej penetrujące życie społeczne, im większe jest nasycenie rynku smartfonami. Paradoksalnie właśnie teraz, gdy tradycyjna arena wydarzeń społecznych przeżywa historyczne załamanie, źródłem zysku stają się… relacje między ludźmi. Informacje umieszczane na Facebooku pozwalają udoskonalać profilowanie reklam, powstają też liczne rozwiązania umożliwiające zarabianie na samym kontaktowaniu ze sobą użytkowników. Mechanizm ten do perfekcji dopracowała korporacja Uber, która błyskawicznie przerodziła się ze start-upu w globalny koszmar taksówkarzy. Poza doskonaleniem standardów, takich jak system rekomendacji, prostota obsługi oraz duża, organicznie budowana baza kierowców, firma ta wygrywa dzięki narzucaniu niskich cen. Uber to tylko jeden z przykładów na to, że wykorzystanie nowych technologii miewa też ciemniejsze oblicze – prekaryzacji, dumpingu socjalnego i „kreatywnej” księgowości opartej na podatkowej i licencyjnej ekwilibrystyce. Upowszechniający się ostatnio termin „uberyzacja gospodarki” pokazuje, że do likwidowania miejsc pracy przyczyniać się może nie tylko robotyzacja, ale także koncentracja zysków

109


przez sprytnych przedsiębiorców wykorzystujących ekonomię – przynajmniej z nazwy – dzielenia. Łukasz Drozda Własność Słownik języka polskiego pod hasłem „własność” podaje, poza pierwszym znaczeniem: „to, co ktoś posiada”, także inne – dawne i rzadko używane „własność jako właściwość”, a więc przymiot. To ciekawa koincydencja, która tym bardziej każe nam spojrzeć na własność przez pryzmat zmiennego układu jej cech. Analizując własność, jej istotę możemy uchwycić tylko w parze pojęć, a więc przedmiotu („to, co”) i podmiotu („ktoś”). Świadomie pozostawiam „posiada” poza nawiasem, bo w istocie definiowanie własności jako posiadania jest błędne. Posiadanie to stan faktyczny i to nie ono oddaje więź między przedmiotem a podmiotem, konstytuującą własność. Duński teoretyk prawa Alf Ross w swoim tekście Tû-Tû podejmuje próbę opisu pewnego rytuału. Najpierw przedstawia postać samego „badacza-narratora”, by następnie samemu wejść w tę rolę. Kreśląc opowieść o społecznym znaczeniu tytułowego rytuału (który w opisie staje się coraz bardziej absurdalny), Ross dzięki literackim zabiegom odsłania nie tylko pozorną naukowość wstępu, ale samą fikcyjną naturę instytucji prawnych, uważanych za fundament rzeczywistości. Własność to taki sam magiczny obrzęd, jak ów rytuał Tû-Tû, odnawiany i ustanawiany przez szereg narratorów. Esencją prawa staje się fikcyjność, w której ktoś na różne sposoby wiąże osoby i świat, w zachodniej tradycji zawsze rozumiany przedmiotowo. Wędrówki pomiędzy przedmiotem a podmiotem i zmienne pole zawłaszczenia determinują odczytanie

własności. Jedną z takich wędrówek jest wyposażenie „masy majątkowej” w osobowość prawną. „Osoba prawna” to jedna z najstarszych fikcji, jakie zdeterminowały zachodni porządek legislacyjny. Nie mając ciała, otrzymuje je. Jej wola i moc decydowania przeorały krajobraz społeczny. Pisząc o własności, którą spersonifikowaliśmy, John Dweley pyta: czy osoby „prawne” i „fizyczne” są tak samo realne, gdyż to prawo powołuje je do życia, czy raczej jednakowo sztuczne i fikcyjne, bo to prawo właśnie powołuje je do życia? Jednak, jak podpowiadają nam słowniki językowe, sztuczny to nie to samo co fikcyjny. Sztuczne jezioro to nie jezioro z marzeń. Agnieszka Kilian Wywłaszczenie O wywłaszczeniu myślimy zazwyczaj w kategoriach wyzucia z tego, co do nas należy. To, co było moje, już moim nie będzie. A gdyby tak pomyśleć inaczej, do przodu: co mogłoby być naszym udziałem, a bezpowrotnie to tracimy? Tak uczynił Sébastien Canevet, francuski adwokat pracujący z artystami Patrickiem Bernierem i Olive Martin nad koncepcją plaidoi­ rie, czyli argumentacją prawną, którą można by wykorzystać w postępowaniach deportacyjnych. Otóż obecnie osoba, która ma zostać wydalona, postrzegana jest wyłącznie poprzez pryzmat jej bezpodstawnego przebywania na terenie danego państwa. Bez znaczenia są jej powiązania społeczne. Jeśli już, to ewentualnie w kontekście prawa krwi (może matka lub ojciec mieli jednak odpowiednie pochodzenie?) lub prawa ziemi (może jednak urodziła się na odpowiednim terytorium?), i w końcu – może zawarła związek małżeński, który mógłby zagwarantować jej prawo pobytu, a przynajmniej otworzyć do niego drogę? Wszystkie inne relacje,

110


przyjacielskie czy twórcze, nie mają żadnego znaczenia. Tymczasem Canevet wraz z artystami zadaje pytanie: a gdyby zobaczyć X jako autora lub, co bardziej istotne, współautora? I dalej: gdyby przyjąć, że drugim autorem jest obywatel tego kraju, z którego X ma zostać deportowany… Prawo autorskie nie wiąże uzyskania ochrony ani z wysokim poziomem twórczości, ani z utrwaleniem jej w jakimś nośniku materialnym. Twórczość może mieć charakter performatywny, rozwijać się każdego dnia w dowolnej postaci: uprawy ogródka czy gotowania (o tak, kuchnia jest przedmiotem ogromnej maszyny kopirajtowej!). Co

ważne, dzieło nie musi zostać ukończone. Takie właśnie może być nawet założenie współautorów, z których jeden ma zostać deportowany, a drugi jako obywatel państwa może pozostać. Jakie skutki miałaby deportacja dla ich pozycji właścicielskich? Ich rozdzielenie niechybnie uniemożliwiłoby czynienie dalszego użytku z ich własności, tworzenie i rozpowszechnianie utworu. A przecież zgodnie z wieloma konwencjami państwa mają obowiązek chronić własność, także tę intelektualną. Czy zatem deportacja nie byłaby formą wywłaszczenia, wyzucia z praw własności? Agnieszka Kilian

nowy wyraz nr 3 autorzy Jakub Bochiński – doktoryzował się w dziedzinie astronomii obserwacyjnej na Open University w Wielkiej Brytanii. W ramach badań naukowych odkrył wiele nowych planet poza Układem Słonecznym, przyczyniając się do lepszego zrozumienia tego, jak powstała Ziemia. Obecnie pracuje jako kierownik edukacji w Centrum Nauki Kopernik, gdzie między innymi nadzoruje prace biura ESERO Europejskiej Agencji Kosmicznej. W przeszłości pracował i studiował na University College London, biorąc udział w badaniach prowadzonych w Instytucie Początków Wszechświata, Centrum Badań Planetarnych i w Obserwatorium Uniwersytetu Londyńskiego. Prowadził wykłady w ramach takich wydarzeń jak BBC Stargazing Live, European AstroFest, International Astronomy Show, Royal Society Summer Exhibition, FameLab Poland i TEDx Kazimierz. Jest założycielem Fundacji Polonium oraz stowarzyszenia Rzecznicy Nauki. Helena Chmielewska-Szlajfer – socjolożka, Visiting Fellow LSE Department of Media and Communications (2017), Visiting Scholar NYU Institute for Public Knowledge (2016), adiunktka w Akademii Leona Koźmińskiego, laureatka Albert Salomon Memorial Award in Sociology, doktoryzowała się w New School for Social Research. Zajmuje się transformacją codzienności po 1989 roku, obecnie bada upolitycznienie internetowych tabloidów w Polsce,

Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Redaktorka zbioru esejów Kazimierza Kelles-Krauza Marksizm a socjologia (Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2014, w wersji angielskiej Brill Publishers 2017). Łukasz Drozda – politolog i urbanista. Doktorant w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej, gdzie w Instytucie Gospodarstwa Społecznego prowadzi badania nad wieloczynnikową waloryzacją przestrzeni. Wcześniej studiował w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz na Wydziale Leśnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Stały współpracownik „Le Monde diplomatique – edycja polska” oraz stypendysta Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności „PhDo w Stoczni” (2015–2016). ​ Opublikował między innymi książki: Lewactwo. Historia dyskursu o polskiej lewicy radykalnej (2015) oraz Uszlachetniając przestrzeń. Jak działa gentryfikacja i jak się ją mierzy (2017). Maciej Frąckowiak – socjolog zainteresowany formami aktywności i bezczynności społecznej w miastach, a także obrazem, który próbuje traktować jako narzędzie i pretekst do badań oraz zmiany relacji społecznych. Doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

111


Simone De Iacobis – architekt urodzony w Rzymie, mieszka i pracuje w Warszawie. Od 2010 roku członek grupy projektowej CENTRALA. Laureat nagród i wyróżnień w konkursach architektonicznych i fotograficznych. Współautor projektów architektonicznych, wystaw i działań związanych z przestrzenią publiczną. Współprowadził kwerendę do wystawy Oskar Hansen. Open Form pokazywanej w muzeach MACBA w Barcelonie i Serralves w Porto, współkurator wystawy Jacek Damięcki. Makroformy w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w 2016 roku. Aleksander Jasiak – geolog planetarny zajmujący się aktywnością geologiczną komet. Pracuje w Centrum Nauki Kopernik jako koordynator Europejskiego Biura Edukacji Kosmicznej ESERO oraz przewodzi sekcji naukowej zespołu łazika marsjańskiego University of Warsaw Rover Team. Agnieszka Kilian – kuratorka i prawniczka, interesuje ją interdyscyplinarność w praktyce kuratorskiej. Kuratorka wystaw Rękawiczki Jeffa Koonsa (CSW Kronika, 2012) poświęconej zagadnieniom autorstwa oraz Tekst i jego wykonanie (Bunkier Sztuki, 2016). Rozwija także projekty poświęcone współpracy twórczej, a także warunkom produkcji artystycznej poza rynkiem sztuki. Opracowała koncepcję programu Place Called Space, w ramach którego przygotowała między innymi projekt Spoczywanie, analizujący reżim rezydencji artystycznych. Założycielka fundacji Kurz oraz członkini neue Gesellschaft für bildende Kunst w Berlinie, gdzie ostatnio współkuratorowała wystawę Dreams & Dramas. Law as Literature. Rafał Kosewski – kulturoznawca, dramaturg, menadżer kultury. Od 2011 roku związany na stałe z Centrum Nauki Kopernik, gdzie pełni funkcję kuratora festiwalu Przemiany – jednego z najważniejszych w Polsce wydarzeń poświęconych twórczym relacjom nauki i sztuki. Doktorant w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS. Wojtek Kucharczyk – ogrodnik, muzyk, działacz i raczej postartysta. Akcje w wielu krajach świata, podróże to wyższe dobro. Denerwuje się, gdy widzi, że ludzie nie myślą za bardzo. Małgorzata Kuciewicz – architektka, członkini grupy projektowej CENTRALA. Studiowała architekturę w Warszawie, Montpellier i Tampere, doświadczenie zdobywała w Berlage Institute w Amsterdamie i na warsztatach EASA. Laureatka nagród i wyróżnień w konkursach architektonicznych, autorka i współautorka projektów wnętrz, obiektów architektonicznych, wystaw,

a także projektów służących pobudzeniu refleksji nad przestrzenią miast. Zajmuje się badaniem, popularyzacją, a także działaniem na rzecz zachowania i rewitalizacji wartościowego dziedzictwa architektury i urbanistyki. Kuratorka wystaw poświęconych architekturze, między innymi Chwała miasta w ramach cyklu Synchronizacja w 2012 roku i Jacek Damięcki. Makroformy w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w 2016 roku. Stanisław Ruksza – historyk sztuki, autor licznych publikacji z dziedziny sztuki współczesnej. Kurator wystaw prezentowanych zarówno w kraju, jak i za granicą. Laureat wielu nagród i wyróżnień. Przez wiele lat kierował CSW Kronika w Bytomiu, obecnie jest dyrektorem Trafostacji Sztuki w Szczecinie. Jana Shostak – zrealizowała dyplom o nowakach na Wydziale Sztuki Mediów na ASP w Warszawie w Pracowni Działań Przestrzennych Mirosława Bałki. Jest laureatką Grand Prix konkursu Młode Wilki 2016, ustanowiła jeden z Polskich Rekordów Guinnessa. heart-is-for-art.tumblr.com Katarzyna Szymielewicz – absolwentka prawa i studiów o rozwoju, współzałożycielka i prezeska Fundacji Panoptykon, której celem jest ochrona podstawowych wolności wobec zagrożeń związanych z rozwojem współczesnych technik nadzoru nad społeczeństwem. panoptykon.org Andrzej Tobis – artysta, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, w której obecnie prowadzi jedną z dyplomujących pracowni malarstwa. Jego prace prezentowane były na wielu wystawach w Polsce i za granicą. Autor monumentalnego projektu A–Z. Gabloty edukacyjne. aztobis.pl Jakub Zgierski – kulturoznawca. Pisze artykuły o literaturze, redaguje książki o sztuce i organizuje wydarzenia filmowe. Członek zespołu programowego w Narodowym Instytucie Audiowizualnym. Joanna Zielińska – kuratorka i badaczka współczesnego performansu. Interesują ją interdyscyplinarne praktyki lokujące się na przecięciu sztuki, literatury i teatru, bada różne formaty od wystawy performatywnej po powieść artystyczną. Szefowa Działu Sztuk Performatywnych w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Pracowała w Cricotece oraz Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu. Od 2011 roku wspólnie z artystą Davidem Maroto, jako kolektyw The Book Lovers, bada zjawisko powieści artystycznej w sztukach wizualnych.

112


Deweloper W roku 1980 na skwerze w centrum Barlinka postawiono pomnik. Obecnie prawie połowę skweru zajmuje nowo wybudowany blok. Trwa sprzedaż mieszkań. Nowy budynek stoi w odległości jednego metra od wysokiego na dwa piętra starego pomnika. Pod pomnikiem, na metalowej płycie z 1980 roku, widnieje napis:

TYM KTÓRYM BARLINEK ZAWDZIĘCZA SWÓJ OBECNY KSZTAŁT Eufemistyczna dedykacja, bieg historii, kontekst miejsca i splot zdarzeń sprawiły, że pomnik stał się pierwszym w Polsce pomnikiem Dewelopera. andrzej tobis


Bohaterem tego numeru NN6T jest czas – jego wybryki, meandry, zmienne prędkości, to jak działa na nas i jaką ma nad nami władzę. Przyszłość, przeszłość i teraźniejszość splecione w dziwacznym uścisku tworzą gąszcz jednoczesnych zdarzeń odmierzanych przez zegary wbudowane w byle telefon komórkowy. Szczególnie interesuje nas czas społeczny** i jego mechanizmy, które w XXI wieku wzmagają poczucie zagubienia, niedopasowania i niepewności, a zarazem zyskują nowe właściwości. Wakacje to dobry czas, żeby zmierzyć się z tymi zagadnieniami. Życzymy owocnej lektury. * Wybór tekstów powstał we współpracy z Joanną Warszą, kuratorką konferencji „Today Tomorrow” odbywającej się w ramach 16. Międzynarodowego Festiwalu Ciało / Umysł w październiku 2017 roku w Warszawie. **Prekursorem stosowania terminu „czas społeczny” był Émile Durkheim, który jako pierwszy użył tego pojęcia oraz wskazał na zbiorowy, a nie jednostkowy charakter czasu. Według Durkheima czas jest jedną z kategorii myślenia, konstruktorem społecznym, wytworem życia

zbiorowego, kategorią wspólną dla zbiorowości i narzucającą się jej członkom jako coś zewnętrznego. Pełni on w życiu zbiorowym istotne funkcje integracyjne, regulacyjne i komunikacyjne. Niezbędny punkt orientacji w czasie stanowią święta, obrzędy i ceremonie publiczne wyznaczające rytm życia społeczeństwa, od którego pochodzą jednostki czasu. Źródło: Encyklopedia socjologii, red. zespół pod kierunkiem Władysława Kwaśniewicza, t. 1, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998, s. 107–108.


Czas postwspółcześnie złożony Armen Avanessian i Suhail Malik rysunki: Andreas Töpfer

115


Czas się zmienia. Ludzka sprawczość i doświadczenie tracą prymat w obliczu złożoności i skali dzisiejszej organizacji społecznej. Zamiast nich role pierwszoplanowe zaczynają odgrywać złożone systemy, infrastruktury i sieci, w których przyszłość zastępuje teraźniejszość jako uwarunkowanie strukturyzujące czas. Podczas gdy lewa i prawa strona sceny politycznej usiłują poradzić sobie z tą nową sytuacją, nas coraz częściej całkowicie się wyprzedza, a naszą kondycję określić można jako „postwszystko”.

Czas przybywa z przyszłości Aa

Podstawowym założeniem postwspółczesności jest to, że czas się zmienia. Nie tylko żyjemy w czasie nowym, czy też przyspieszonym – zmianie uległ również kierunek jego biegu. Nasz czas nie biegnie już liniowo w tym sensie, że po przeszłości następuje teraźniejszość, a po niej przyszłość. Dzieje się raczej na odwrót: przyszłość wydarza się przed teraźniejszością, czas przybywa z przyszłości. Jeśli ludzie odnoszą wrażenie, że czas wypadł ze swoich torów albo utracił sens, czy też nie jest już taki, jak dawniej, moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że mają oni – lub my wszyscy mamy – trudności z przyzwyczajeniem się do życia w takiej właśnie spekulatywnej temporalności. SM Zgadza się, a główną przyczyną spekulatywnej reorganizacji czasu jest złożoność i skala obecnego sposobu zorganizowania społeczeństwa. Jeśli najważniejsze uwarunkowania złożonych społeczeństw budowane są przez systemy, infrastruktury i sieci, a nie indywidualne czynniki, ludzkie doświadczenie traci prymat, podobnie jak oparte na nim semantyka i polityka. W związku z tym, skoro za sprawą biologicznego odczuwania zmysłowego teraźniejszość stanowiła dawniej podstawową kategorię ludzkiego doświadczenia, to ta baza pojmowania czasu traci obecnie swoją uprzywilejowaną pozycję na rzecz czegoś, co nazwać możemy czasem złożonym* (time-complex). Możemy tu od razu wymienić jedną z teoretycznych konsekwencji utraty prymatu przez teraźniejszość, choć będziemy musieli do niej jeszcze powrócić. Otóż teraźniejszość nie jest już konieczna jako pryzmat, przez który możemy patrzeć na rozgrywanie się przeszłości i przyszłości. Znajdujemy się w sytuacji, w której doświadczenie ludzkie stanowi jedynie część bardziej złożonych formacji konstruowanych w odniesieniu do

*

Czas złożony wiąże się ze strukturami zintegrowanych socjotechnicznych i psychicznych, mnemonicznych systemów indywiduacji zaproponowanych przez Bernarda Stieglera. Zob. np. Technics and Time, t. 2: Disorientation, przeł. Stephen Barker, Stanford 2008, oraz Symbolic Misery, t. 1: The Hyperindustrial Epoch, przeł. Barnaby Norman, Oxford 2014. Jednak spekulatywny czas złożony różni się od tez Stieglera po pierwsze tym, że obejmuje spekulatywną konstytucję czasu, a nie pamięci i ludzkiej temporalizacji, a po drugie tym, że o spekulatywnym czasie złożonym pisze się tu na przekór wezwaniu Stieglera do ratowania estetycznie ukonstytuowanego doświadczenia indywiduacji wbrew coraz bardziej złożonym porządkom socjotechnicznym.

116


117


historii oraz względem tego, co może nam dać przyszłość – lub nawet się tym formacjom podporządkowuje. W organizacji tego systemu przeszłość i przyszłość odgrywają równie istotną rolę, a to przyćmiewa teraźniejszość jako główny czynnik porządkujący czas. Złożone społeczeństwa – czyli społeczeństwa nadludzkie, przyjmujące skalę organizacji socjotechnicznej umykającej fenomenologicznemu określeniu – to te, gdzie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość wchodzą ze sobą w zależność, w której prawdopodobnie żadna z nich nie stanowi podstawy, bądź też w której przyszłość zastępuje teraźniejszość jako główny, strukturyzujący aspekt czasu. Nie jest to oczywiście nic nowego: ekonomia polityczna i procesy społeczne długo działały w sposób praktyczny na rzecz podporządkowania człowieka społecznej i technicznej organizacji złożonych społeczeństw. Także filozofia, pod sztandarem realizmu spekulatywnego, starała się w ostatnich latach przedstawić na nowo pojęcie spekulacji jako odnajdywanie nadludzkich form wiedzy poprzez tworzenie uwarunkowań konceptualizacji wiedzy o tym, co znajduje się poza ludzkim doświadczeniem. Projekt ten z pewnością wiąże się z uwarunkowaniami czasu złożonego, ale jednocześnie różni się od niego. AA Co do konkretnych przykładów spekulatywnego czasu złożonego znanych z codziennego doświadczenia lub programów informacyjnych – są to zjawiska, których nazwy zawierają zazwyczaj przedrostek „pre-” [lub po polsku cząstkę „przed” – przyp. tłum.], takie jak uderzenie uprzedzające, działania uprzedzające prowadzone przez policję czy też tworzenie spersonalizowanego profilu osobowościowego użytkownika [preemptive personality]. SM Czy mógłbyś opisać te zjawiska? AA O preemptive personality, czy też personalizacji, mówimy wówczas, gdy użytkownicy – mimo że nie zażyczyli sobie tego wyraźnie w ramach płatnej usługi – otrzymują pewien przekaz lub informację o tym, czego mogą chcieć*. Znamy to na przykład z Amazona, gdzie algorytm rekomenduje nam książki powiązane z tymi, które rzeczywiście zamówiliśmy, jednak preemptive personality idzie o krok dalej: otrzymujemy produkt, którego rzeczywiście chcemy. Algorytmy znają nasze pragnienia i potrzeby zanim jeszcze my sami zdamy sobie z nich sprawę. Nie ma sensu na wstępie deklarować, że odeślemy coś z powrotem, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że dany towar trafi w nasze potrzeby. Nie uważam, żeby wszystko to było z gruntu złe, jednak musimy nauczyć się radzić sobie z tym w bardziej produktywny i proaktywny sposób. Kolejną kwestią, często podlegającą krytyce, jest polityka uderzeń uprzedzających. To nowe zjawisko pojawiło się już w XXI wieku. Brian Massumi i inni badacze opisali generowany przez nie rodzaj rekursywnej prawdy: najpierw bombarduje się jakieś miejsce, a dopiero później

*

Rob Horning, Preemptive personalization, „The New Enquiry”, 11 września 2014.

118


znajduje się wroga, którego się tam oczekiwało*. Wytwarza się sytuację, która początkowo była obiektem spekulacji. Logika, jaka tym rządzi, jest rekursywna – atak nie ma na celu tego, by czegoś uniknąć, odwieść wroga od uderzenia. Strategia ta odbiega także znacznie od dwudziestowiecznej logiki równowagi sił lub działań prewencyjnych. To, co dzieje się w teraźniejszości, oparte jest na ubieganiu przyszłości, i ma to oczywiście związek ze zjawiskiem, które w odniesieniu do mediów nazywa się skłonnością do premediatyzacji. Inny zaczerpnięty z życia codziennego przykład nowej, spekulatywnej czasowości, który jest obecnie szeroko dyskutowany, to działania uprzedzające prowadzone przez policję. Znamy to z fantastyki naukowej, zwłaszcza w postaci „przedstępstw” i ich wykrywania w oparciu o prekognicję w opowiadaniu Philipa K. Dicka Raport mniejszości (oraz nakręconym na jego podstawie filmie Stevena Spielberga). Tego rodzaju metody stosowane są w różnych odmianach na coraz większą skalę. Należy odróżnić to zjawisko od innych stosowanych obecnie strategii nadzoru. Na przykład monitoring wizyjny wiąże się raczej ze starszą koncepcją obserwowania tego, co ludzie robią lub dokumentowania tego, co zrobili, w celu wzmacniania mechanizmów wykluczenia. W dzisiejszych czasach – jeśli trzymać się chronologii – kwestia dotyczy raczej tego, jakiego rodzaju działania policji są konieczne, by powstrzymać ludzi, zanim jeszcze coś zrobią, oraz by dowiedzieć się, co zrobią (tak jakby zajęcie pozycji w przyszłości obiecywało większą władzę, wywołując w ten sposób paranoję przyszłości). Ten rodzaj nadzoru jest w mniejszym stopniu nakierowany na wykluczenie niż nadzór obejmujący ludzi wewnątrz przestrzeni społecznej wraz z wartością, jaką wytwarzają. W jaki sposób można ich obserwować i jak wyzyskać wartość ich działań? W tego rodzaju zarządzaniu ludnością obecny jest oczywiście niezwykle istotny czynnik biopolityczny, zwłaszcza w odniesieniu do medycyny i systemów ubezpieczeń. SM Wespół z tym, co jest „pre-”, czas złożony wysuwa na pierwszy plan także kondycję „post-”, której wszechobecność określa miejsce, w jakim się dziś znajdujemy, a do rozwoju refleksji o niej przyczynia się także spór o postwspółczesność. Dzisiaj wszystko wydaje się „post-”, a więc czymś następującym po czymś innym. To wskazuje, że nasze pojmowanie tego, co dzieje się teraz, jest jakoś powiązane z uwarunkowaniami historycznymi, będąc jednocześnie od nich oderwanym… Przedrostek „pre-” odsyła do swego rodzaju antycypacyjnego dedukowania na temat przyszłości, które odbywa się w teraźniejszości – w związku z czym przyszłość oddziałuje już w chwili obecnej. Pokazuje to raz jeszcze, że teraźniejszość nie jest już kategorią podstawową, lecz że pojmujemy ją jako coś organizowanego przez przyszłość. Natomiast przedrostek „post-” wskazuje na sposób, w jaki to, co dzieje się teraz, funkcjonuje

*

Brian Massumi, Potential Politics and the Primacy of Preemption, „Theory & Event” 2007, t. 10, nr 2.

119


w związku z tym, co działo się w przeszłości, lecz już dobiegło końca. Jesteśmy przyszłością czegoś innego. „Post-” to również znak utraconego prymatu teraźniejszości. Jeśli jesteśmy postwspółcześni, postnowocześni, postinternetowi lub postcokolwiek – jeśli jesteśmy dziś postwszystko – to dzieje się tak dlatego, że dane nam historycznie semantyki przestały działać. A zatem sama teraźniejszość nabiera w jakiś sposób charakteru spekulatywnej relacji z przeszłością, którą już przekroczyliśmy. Jeśli spekulatywność określa relację z przyszłością, kondycja „post-” oznacza sposób, w jaki za spekulatywną uznajemy samą teraźniejszość w jej relacji wobec przeszłości. Znajdujemy się w przyszłości, która przekroczyła uwarunkowania i określenia właściwe dla przeszłości. Wszystko to razem oznacza, że teraźniejszość nie jest tylko realizacją spekulatywnej przyszłości („pre-”), lecz także przyszłością przeszłości, którą już przekraczamy. Jesteśmy dziś pozbawieni pozycji lub stabilności, czy też konwencji, jakie oferuje nam przeszłość („post-”). AA Istotne jest właśnie to, że przeszłość niekoniecznie ma wpływ na zmianę teraźniejszości i jej kształtowanie. Teraźniejszości nie da się już wywieść z przeszłości. Nie wynika ona także z czystego decyzjonizmu, lecz kształtowana jest przez przyszłość. Moim zdaniem to jest właśnie kluczowy problem oraz znak, że taka logika współczesności jest zafiksowana na teraźniejszości – nazwałeś to zafiksowaniem człowieka na doświadczeniu. Ten prezentyzm ma trudności z poradzeniem sobie lub nawet zupełnie nie radzi sobie z logiką konstytuowania przez przyszłość. Uważam, że po części leży to u podstaw wszelkiego krytycznego rozpatrywania i kwestionowania teraźniejszości uprawianego w ostatnich latach równolegle z tak zwanym zwrotem spekulatywnym. O spekulacji często dyskutuje się niestety wyłącznie jako o kwestii logicznej lub filozoficznej, nie biorąc pod uwagę jej wyjątkowego aspektu czasowego. Wciąż jednak poszukujemy odpowiednich koncepcji filozoficznych i spekulatywnych dla tej postwspółczesnej (lub po-współczesnej) kondycji i czasu złożonego. SM Tak, podobnie jak każdy z nas zawdzięcza coś realizmowi spekulatywnemu i łączy nas odwrót od poststrukturalistycznych lub późnodwudziestowiecznych modeli filozoficznych, z których obydwaj się wywodzimy. Niemniej jednak realizm spekulatywny opowiada się głównie za wewnątrzfilozoficznym lub konceptualnym pojmowaniem spekulacji, które polega na myśleniu poza myślą i jej doświadczeniem. Postwspółczesność zainteresowana jest rozumieniem i operacjonalizacją teraźniejszości z pozycji ulokowanych poza nią samą. Nie wiem, czy również poza myślą. Tak czy inaczej, o czasie złożonym można jednak pomyśleć – pojmując „spekulację” przede wszystkim jako spekulację czasowo-­ -historyczną – jako nakierowaniu na przyszłość, a nie jako pozycji zewnętrznej wobec doświadczenia lub myśli. Przybliży nas to znacznie bardziej do realizowanych obecnie operacji biznesowych i technicznych niż do konceptualnych wymogów realizmu spekulatywnego. 120


121


Operacjonalizacja spekulatywnego czasu złożonego SM

*

Jednym ze znaczących sposobów, na jakie spekulatywny czas złożony objawia się w działaniu, są instrumenty pochodne. Obecnie odgrywają one kluczową rolę w spekulacjach finansowych, a ich „spekulatywność” polega na tym, że na podstawie nieznanej, przyszłej ceny aktywów i wchodzącego w grę ryzyka czerpie się zyski z ich obecnej ceny. Elena Esposito jasno pokazuje, że w przypadku instrumentów pochodnych niepewność co do przyszłości wykorzystywana jest do tego, by ustalać ceny w teraźniejszości, co burzy standardową strukturę czasu: przeszłość–teraźniejszość–przyszłość. Derywat to klarowny przykład czerpania zysków nie z produkcji lub kapitału stałego, takiego jak sprzęt, zakład czy budynek, będących efektem poczynionych wcześniej inwestycji, ani także z kapitału zmiennego, takiego jak praca czy zarobki. Są one częścią tradycyjnych przemysłowych modeli akumulacji, zgodnie z którymi buduje się fabrykę, zatrudnia się i wynagradza robotników, wykorzystuje materiały zakupione po określonej cenie, a potem wytwarza się produkt, który następnie sprzedaje się po cenie wyższej niż poniesione koszty, osiągając w ten sposób zysk. Wszystko to oznacza, że źródłem zysku jest produkcja zrealizowana w przeszłości, a następnie sprzedana na rynku. Sprzedaż produktu dopełnia sekwencję zdarzeń, która z konieczności musi wydarzyć się w całości. Z drugiej strony, w modelu instrumentów pochodnych przewiduje się cenę w przyszłości, która dopiero ma zaistnieć, i to właśnie ta przyszła, nieznana ewentualność podlega operacjonalizacji w celu osiągnięcia zysku na podstawie przyszłości, która – powiedzmy raz jeszcze – jest nieznana i jeszcze nie zaistniała. Jak opisała to Natalia Zuluaga, instrumenty pochodne stanowią pewien specyficzny rodzaj ekstrakcji przyszłości, teraźniejszego wydobywania czegoś z przyszłości. Owo prowadzone w teraźniejszości wydobycie zmienia jednak także samą teraźniejszość – nie jest już taka jak w punkcie wyjścia. Sama konstrukcja spekulatywnie ukonstytuowanej teraźniejszości („pre-”) czynnie przesuwa teraźniejszość do przeszłości, którą sama także jest („post-”). Jedną z odmian tego układu ty i inni badacze opisaliście przez pryzmat działań uprzedzających prowadzonych przez policję, uderzeń uprzedzających, preemptive personality itd., w których dokonuje się prognoz na podstawie big data* oraz wykorzystując algorytmy do obróbki informacji o konsumentach. Różni się to jednak także od logiki ubiegania, w której, jak widzimy na przykładzie uderzenia uprzedzającego, eliminuje się potencjalnego wroga, aby zapobiec temu, co mogłoby się wydarzyć – lecz wcale nie musiałoby. Chodzi raczej o to, że podejmowane działanie – ustalanie cen w przypadku instrumentów pochodnych, choć konstrukcję tę można także zgeneralizować – samo ulega

Big data to duże, zmienne i różnorodne zbiory danych – przyp. tłum.

122


AA

SM

AA

SM

AA SM

* ** ***

modyfikacji, ponieważ najbliższą przyszłość bierze się pod uwagę jako warunek działania, jakie należy podjąć. Przyszłość oddziałuje już teraz, przekształcając teraźniejszość, zanim jeszcze zdąży się ona wydarzyć. Jak twierdzi Esposito, zaburzony zostaje tu nie tylko liniowy bieg czasu, ale także sama otwartość teraźniejszości na przyszłość. Lecz czy nie są to uwarunkowania, którymi ty i Anke Hennig zajmowaliście się także w projekcie Speculative Poetics, choć raczej w odniesieniu do formalnej analizy literackiej i lingwistycznej*? Pragnęliśmy wraz z Anke sproblematyzować pewne początkowe założenia, takie jak uproszczone ujęcie napięcia pomiędzy realizmem spekulatywnym i poststrukturalizmem. Ty i ja podjęliśmy się także rewizji tego przeciwstawienia w esejach z tomu Genealogies of Speculation, którego celem jest wyzyskanie spekulatywnych wymiarów filozofii ostatnich dziesięcioleci**. W szczególności jednak Anke i ja badaliśmy sposób, w jaki prehistoria dzisiejszej filozofii spekulatywnej podjęła ideę spekulatywnej czasowości. Jedną z rzeczy, jakich dokonaliście w Present Tense, jest przedstawienie struktur gramatycznych języka w kontekście czasu złożonego. Traktujecie język jako kognitywne, plastyczne i dające się manipulować medium tego czasu***. Język ma pod tym względem jedną wyjątkową i kluczową cechę – system czasów gramatycznych. System ten odgrywa absolutnie fundamentalną rolę w naszym pojmowaniu i konstruowaniu czasu, ważniejszą nawet niż samo doświadczenie czasu, ponieważ nadaje temu doświadczeniu strukturę — aczkolwiek nie w sensie relatywistycznym. Większość prądów kontynentalnej filozofii języka lub czasu w zasadzie nie zajmuje się tym, co jest właściwe dla tego systemu, ponieważ nie koncentrują się one na gramatyce. Na tym polega problem z fenomenologią, a także z wieloma obszarami filozofii dekonstruktywistycznej i poststrukturalizmu. Od tych tradycji bardziej pouczająca jest filozofia analityczna i lingwistyka nie-Saussure’owska. Na przykład John McTaggart i Gustave Guillaume poświęcają wiele uwagi zdaniom takim, jak „każda przeszłość była przyszłością” oraz „każda przyszłość będzie przeszłością”. Z tymi podstawowymi (czy może pozornymi) paradoksami strukturalnymi zmierzyć się można za pośrednictwem analizy gramatycznej. Wiążą się z tym różne kwestie specjalistyczne, których nie będę tu poruszał. Zdaje się, że chodzi przede wszystkim o to, że sformułowania w rodzaju „każda przeszłość była teraźniejszością” i „każda przyszłość będzie przeszłością”… …i tak dalej, a także każda teraźniejszość. To właśnie chciałem powiedzieć: cechą tych dwóch sformułowań, która ma wielką wagę dla identyfikacji spekulatywnego czasu złożonego,

Zob. spekulative-poetik.de/programmatik-der-reihe/english. Armen Avanessian i Suhail Malik, Genealogies of Speculation, London 2016. Armen Avanessian i Anke Hennig, Present Tense. A Poetic, London 2015. 123


AA

SM

AA SM AA

SM

AA

SM

AA

nazywanego tu postwspółczesnością, jest to, że w artykułowanej przez nie strukturze czasu nie ma miejsca na teraźniejszość. A zatem możliwe jest ustanowienie takich określeń czasu, które nie muszą opierać się na teraźniejszości. Pozwala na to struktura czasów w języku, wyrażająca to, że teraźniejszość nie jest niezbędna jako strukturyzujące uwarunkowanie czasów gramatycznych. Dotarło do mnie, że realizmowi spekulatywnemu lub każdej innej filozofii spekulatywnej potrzebne jest lepsze zrozumienie tego, co nazwałbym spekulatywną i materialistyczną czasowością. Dla Anke i mnie oznaczało to pojmowanie czasu na podstawie struktur gramatycznych języka – rozumianego jako coś materialnego – oraz rozwijanie nie tyle filozofii czasu, ile filozofii czasów gramatycznych. Równocześnie krytykujesz jednak realizm spekulatywny – w jego najbardziej znanej postaci – za to, że nie bierze codziennego lub literackiego języka wystarczająco serio, ponieważ wkłada go do szufladki z napisem „korelacjonizm”, traktując go tym samym w istocie jako wymiar ludzkiego doświadczenia, który nigdy nie wychodzi poza siebie. Tak, ale na tym właśnie polega jego samo-nieporozumienie. A dlaczego użyliście nazwy poetyka spekulatywna? Ponieważ nasza praca sugeruje także polemikę z estetyką i ogólnym skupieniem na aisthesis [percepcji] w nowoczesnej filozofii, a także – wracając do tego, o czym mówiłeś wcześniej – z prymatem doświadczenia. Czy czas gramatyczny da się tak zoperacjonalizować, by nadać czasowi inną strukturę? Zdania, które stwierdzają, że przeszłość była przyszłością, i pomijają teraźniejszość, mają charakter nie tylko opisowy. Budują także relacje czasowe w obrębie języka, zwłaszcza poprzez narrację. Czy taka sama operacjonalizacja czasu gramatycznego ma miejsce także poza ludzką mową, na przykład w perspektywie struktur instrumentów pochodnych? Chodzi raczej o to, że „doświadczenie” czasu i konstrukcja czegoś takiego jak czas chronologiczny to wyłącznie skutki gramatyki, a nie odzwierciedlenie kierunku biegu czasu lub tego, czym on naprawdę jest. To czasy gramatyczne w języku tworzą dla nas ontologię czasu chronologicznego, a my żyjemy zgodnie z takim czasem, który daje nam złudzenie posiadania biografii. Czy to ograniczenie właściwe szeregowaniu następstw w kolejności nie jest czymś, co czas złożony przekracza? Spekulatywny czas złożony mówi nam, że przyszłość, zawierająca to, czego nie znamy, zostaje ujęta w obecnym rozpoznaniu, a teraźniejszość odrywa się od przeszłości. Demontaż liniowego następstwa i prymatu teraźniejszości zrównuje ze sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Absolutnie. Niektóre przykłady dzisiejszej beletrystyki, a konkretniej: powieści pisane w czasie teraźniejszym, są groźniejsze jeśli chodzi o spychanie czasu z jego torów niż tradycyjne narracje. W następstwie 124


awangard XX wieku powieści pisane w czasie teraźniejszym wystawiają czytelników na oddziaływanie spekulatywnej somatyki czasu. Być może Alfred North Whitehead nazwałby ten tryb odczuwania zmysłowego „czuciem”. Tego rodzaju czas rzeczywiście daje się „odczuć” jako halucynogenny, nawiedzający, naglący, podatny na oddziaływanie przyszłości (hyperstitious) i straszliwy. Krótko mówiąc, odczuwamy, że czas czerpie swoją moc z przyszłości. W skrajnym przypadku to spekulatywne odczucie skłania nas do zmiany naszego życia. Dorównanie przyszłości, na temat której się spekuluje, zapoczątkowuje przemianę umysłu. Interesujące nas zjawisko temporalne dotyczy tego, że wszelkiego rodzaju estetyczne ujęcia literatury nie wykazują zrozumienia dla faktu, że czas teraźniejszy generuje asynchronizm. SM Co to znaczy? AA Chodzi o to, że teraźniejszości nie da się doświadczyć w pełni, lecz jest ona rozszczepiona sama w sobie, a struktury czasów gramatycznych 125


mogą to rozszczepienie czynnie zoperacjonalizować. Teraźniejszość obarczona jest licznymi przeszłościo-teraźniejszościami. Przedstawia prawdziwe zjawiska jako zjawiska post-X i desynchronizuje czas.

Współczesność lewicy i prawicy SM

Wracamy tu do tego, o czym już mówiliśmy, a mianowicie, że przyszłość sama staje się częścią teraźniejszości. Zjawisko to ująć można jako rozszerzenie teraźniejszości bez przyszłości jako czegoś z gruntu od niej odmiennego. I tak też często się dzieje, czego wyrazem jest lewicowo-krytyczna teza dotycząca utraty przyszłości w warunkach systemu kapitalistycznego panującego w społeczeństwach złożonych. Jest to podstawowe ograniczenie współczesnej lewicowości, które zidentyfikowali Nick Srnicek i Alex Williams, i które starają się oni uchylić za pomocą konkretnego określenia tego, co identyfikują jako „lepszą przyszłość”, wyznaczającą czynny horyzont nadawania kierunku teraźniejszej polityce. AA Mam wrażenie, że nie zgadzamy się w pełni co do obecnego stanu neoliberalizmu, który ty definiujesz jako splot państwa i biznesu nakierowany na koncentrację kapitału i władzy, wymagający istnienia coraz bardziej autokratycznych elit i wzmacniający ich pozycję. Ja z kolei uważam, że ten etap mamy już raczej za sobą. Podobnie jak inni sądzę, że neoliberalizm prowadzi do czegoś, co można nazwać finansowym neofeudalizmem, w którym główne filary i fundamenty ekonomii politycznej kapitalizmu – bezpieczne państwo narodowe, zarządzanie ludnością oraz samoregulujący się rynek, bądź też inne podstawowe założenia ekonomiczne, takie jak to, że ożywienie czy wzrost gospodarczy generują więcej miejsc pracy i większe zyski, co zwiększa konkurencję w miejsce monopoli i oligopoli itd. – zaczęły zanikać. Znajdujemy się obecnie w stanie fundamentalnego kryzysu finansowego i społecznego, w którym nierówności coraz bardziej się pogłębiają. Zamiast jednak debatować o tym, czy mamy obecnie nowy finansowy feudalizm, czy też po prostu kolejne stadium kapitalizmu, skupmy się na podstawowej hipotezie, którą wspólnie wysuwamy: biorąc pod uwagę rozpoczęte w latach 60. i 70. XX wieku przemiany społeczne, technologiczne i polityczne, które znajdują uosobienie także w sztuce współczesnej i literaturze (w których w trakcie kolejnych dziesięcioleci pojawiła się i ugruntowała swoją pozycję powieść pisana w czasie teraźniejszym), stwierdzamy, że żyjemy w nowej, spekulatywnej strukturze czasu. Przemiany te wywołały zasadniczo dwojakie reakcje. Z jednej strony mamy prawicowe lub reakcyjne wycofanie, spoglądanie w przeszłość jako swego rodzaju przeciwwagę dla negatywnych aspektów, które wszyscy obserwujemy i odczuwamy: frustracji, wad i błędów neoliberalnego neofeudalizmu finansowego. Druga typowa reakcja na spekulatywną strukturę czasu ma charakter lewicowy i krytyczny – i to ona dominuje w sztuce współczesnej. W tym przypadku skupiamy się 126


nie na przeszłości jako obszarze semantycznego bezpieczeństwa, lecz na teraźniejszości jako miejscu lub uwarunkowaniu oporu przeciwko zmianie spekulatywnego czasu. Nawet jednak biorąc pod uwagę wszelkie spory pomiędzy lewicowo-krytyczną i prawicowo-reakcyjną odpowiedzią na neoliberalną mobilizację spekulatywnego czasu złożonego, obydwie one są po prostu na rękę nowej formacji neoliberalnego kapitalizmu, czy też finansowego feudalizmu. Być może widać to wyraźniej w przypadku reakcyjnych tendencji prawicowych. W żaden sposób nie zaburzają one struktur władzy, lecz umacniają je; to właśnie te struktury umożliwiły wyłonienie się nowej formacji społecznej, ekonomicznej i politycznej. Jednakże w przypadku reakcji lewicowo-krytycznych także mamy do czynienia 127


z pewnego rodzaju stłumieniem, do tego stopnia, że większość ludzi ma poczucie, że nie może nabrać rozpędu w teraźniejszości, dokonywać zmian ani spoglądać w przyszłość, do której warto byłoby dążyć. Sztuka współczesna to zarówno symptom, jak i surogat tego braku przyszłości, co widać w nieustającej celebracji doświadczenia: doświadczenia estetycznego, postawy krytycznej, bycia tu i teraz itd. SM Przedstawiłeś wiele mówiące ujęcie typowych reakcji lewej i prawej strony, a także charakterystycznych manewrów obronnych prowadzonych w obliczu wyłonienia się spekulatywnego czasu złożonego oraz utraty pozycji, do której prowadzi w odniesieniu zarówno do przeszłości, jak i do przyszłości. Chociaż istnieje wiele sposobów pojmowania lub nawiązywania relacji ze spekulatywnym czasem złożonym, działania prawicy upraszczają go, redukują jego złożoność i umiejscawiają go na powrót w teraźniejszości jako tradycyjnie dominującym momencie w czasie. W nowoczesności prawica zawsze postępowała w ten sposób: jeśli nowoczesność jest paradygmatem, w którym to, co nowe, wydarza się teraz, to prawicę charakteryzuje obrona przed nowością jako fundamentem działania, organizacji społecznej, estetyki, znaczenia itd. Powołuje się ona na przeszłe uwarunkowania jako na mechanizm stabilizujący modernizację. Chciałbym doprecyzować, że prawica niekoniecznie opowiada się przeciwko modernizacji, lecz stabilizuje jej destrukcyjne skutki, powołując się na formacje historyczne, które w danym momencie są z natury rzeczy konserwatywne lub reakcyjne. A mierząc się ze zoperacjonalizowanym spekulatywnym czasem złożonym neoliberalnego kapitalizmu, prawica może w jakiś sposób robić dalej to, czym zawsze się zajmowała, nie zdając sobie sprawy, że opowiada się przeciwko kondycji już nie tyle nowoczesnej, ile nowej. Tu właśnie ujawnia swój sens stwierdzenie dotyczące prawicowości neoliberalizmu – chociaż nie uważam, żeby termin „neofeudalizm finansowy” adekwatnie opisywał to, co dzieje się w kapitalizmie, to wciąż jednak pozwala on ująć rosnący w siłę autokratyzm towarzyszący neoliberalnej zmianie struktur. Pojawia się zatem pytanie natury politycznej: jak legitymizować autokratyczny, postdemokratyczny tryb władzy? Ludzie z prawej strony sceny politycznej właśnie tu okazują się bardzo przydatni, bo zasadniczo sprzyjają władzy uznanych, historycznych lub elitarnych formacji, która stabilizuje semantykę (i być może wyłącznie semantykę) w nowo powstałych uwarunkowaniach. AA A co z lewicowo-krytycznym odreagowaniem? SM Lewica nadaje problemowi „współczesności” większą widoczność, ponieważ jej progresywne nurty wykazują przywiązanie do modernizmu. Teraźniejszość, w której wydarza się to, co nowe, staje się dla progresywnej lewicy fetyszem zmiany, czego przykładem są rewolucyjne ideały i klisze. Odreagowywanie spekulatywnego czasu złożonego przez lewicę polega na okrojeniu teraźniejszości jako terenu refleksji i mierzenia się z ponownym ukonstytuowaniem organizacji społecznej i organizacji czasu, a także z reorganizacją semantyczną. Zamiast postrzegać 128


AA SM AA

SM

przyszłość jako warunek teraźniejszości, tę ostatnią ujmuje się jako nieskończenie rozciągniętą w czasie i znoszącą skrajnie odmienną przyszłość (zwłaszcza rewolucję). Jednak w przeciwieństwie do lewicowej melancholii spekulatywna teraźniejszość w takiej postaci, w jakiej ją identyfikujemy, ugruntowuje przyszłość i przeszłość, które spowijają teraźniejszość, pozbawiając ją z całą pewnością uprzywilejowanej pozycji i być może nawet eliminując ją – tak jak w zdaniach ilustrujących struktury czasów gramatycznych, o których mówiliśmy wcześniej. Przeszłość była przyszłością, a przyszłość będzie przeszłością. W tej spekulatywnej teraźniejszości nie ma miejsca na krytyczne przerwanie łączności z teraźniejszością. Nie, konstruuje ją niepewność przyszłości i nieobecność przeszłości. To dlatego lewicowo-krytyczne myślenie o wydarzeniu lub pustce albo otwartości teraźniejszości – o współczesności – wciąż jest szczątkowo modernistyczne. Nie jest ono adekwatne do zadań i uwarunkowań XXI wieku. W narastającej spekulatywnej złożoności czasu lewica dostrzega raczej rozszerzenie teraźniejszości, a nie jej przerzedzenie wskutek naporu przyszłości lub oddzielenia przeszłości. Utrzymuje się historyczne, antycypacyjne relacje z przyszłością, kładąc nacisk na teraźniejszy charakter 129


działań, estetyki lub doświadczenia. Podkreśla się, to co „współczesne”, podstawą wciąż jest teraźniejszość. Ów nacisk na współczesność rozciąga teraźniejszość w nieskończoność. Współczesność to forma czasu, która nasyca zarówno przeszłość, jak i przyszłość; jest to uwarunkowanie metastabilne. Lewicowość wciąż przywiązana do modernizmu nie nabierze w spekulatywnej teraźniejszości rozpędu, nawet jeśli zwraca większą niż prawica uwagę na czas złożony, ponieważ nie stara się przywrócić przeszłości (chociaż jej rewolucyjne skrzydło rzeczywiście wydaje się mocno zainteresowane przywróceniem historycznej semantyki, podczas gdy skrzydło socjaldemokratyczne utrzymuje zainteresowanie chybionymi rozwiązaniami rynkowymi). Nawet jeśli przyjmiemy, że lewica jest bardziej otwarta na nowoczesność niż prawica (co poza sferą lewicowego, samonapędzającego się fantazmatu pozostaje kwestią dyskusyjną), teraźniejszość wciąż rozciąga się na przeszłość i przyszłość, co, jak się zdaje, niszczy przyszłość jako przyszłość. Ponadto, jak zauważa Esposito, nie dostrzega ona, że tym, w co się rzeczywiście angażuje, jest przyszłe teraz. Że dzisiaj jest jutrem, jak w tekście… AA Jutro dzisiaj*. SM Właśnie tak. Tytuł ten wskazuje na sposób, w jaki spekulatywna teraźniejszość funkcjonuje w formacji „pre-post”, lub postwspółczesnej. Teraźniejsze teraz nie jest czasem, kiedy zapadają decyzje, ani podstawą dla tego, co nowe, jak miało to miejsce w modernizmie. Zamiast tego nowe wydarza się w przejściu pomiędzy jakąś przeszłością i jakąś przyszłością; przejście to nie ma jednak charakteru jednokierunkowego przepływu, lecz jest spekulatywną konstrukcją ukierunkowaną lub nadchodzącą z przeszłości i teraźniejszości jednocześnie. AA Cała idea tego, co w języku niemieckim określa się jako Zeitgenossenschaft – współczesność, a tłumacząc bardziej dosłownie: „towarzyszenie czasowi” – jest problematyczna, ponieważ stanowczo zbyt często oznacza chęć całkowitej zmiany teraźniejszości, kładąc nacisk właśnie na teraźniejszość. Współczesność Zeitgenossenschaft odsyła do idei nabierania rozpędu w teraźniejszości poprzez zbliżanie się do niej, a to nie jest już postawa adekwatna do zadania, jakie przed nami stoi. To po prostu błędny sposób myślenia. Nie potrzebujemy w zamian ani Gegenwartsgenossenschaft – towarzyszenia teraźniejszości, ani też Vergangenheitsgenossenschaft – towarzyszenia przeszłości, lecz raczej Zeitgenossenschaft, które ma swoje źródło w przyszłości (die Zukunft), a więc czegoś na kształt Zukunftsgenossenschaft. Musimy stać się towarzyszami przyszłości i właśnie z tego kierunku podchodzić do teraźniejszości.

*

Zob. viennabusinessagency.at/creative-industries/curated-by-vienna/about-curated-by-vienna/concept.

130


Estetyka wszystkiego: sztuka współczesna kontra przyszłość SM

Modernistyczna lewica przykrywa współczesnością pewnego rodzaju melancholię, jaką odczuwa, myśląc o przyszłości, którą znosi, by utrzymać swoją ogólnie przyjętą podstawę: teraźniejszość. Przeszłość i przyszłość uznaje się za modyfikacje teraźniejszości. Przewaga lewicowej postawy krytycznej polega na tym, że współczesność może w ten sposób ujmować, odpodabniać i kolonizować całość czasu na swoich własnych zasadach. Widać to wyraźnie w sztuce współczesnej, która w perspektywie sztuki w ogóle staje się czymś w rodzaju ostatniego słowa. Znosi ona nawet swoją własną przyszłość, jeśli nie przyszłość jako taką, w imię własnych dokonań krytycznych, które są oczywiście mechanizmami pochwycenia pokazującymi, że sztuka współczesna może formułować istotne wypowiedzi na każdy temat. AA Sztuka współczesna to dobry przykład również dlatego, że nie tylko padła ofiarą niedawnej zmiany porządku ekonomicznego i politycznego dokonanej przez neoliberalizm, lecz także mocno wspomogła konstruowanie modelu tej reorganizacji, wdrażając jej logikę z lewicowo-­ -krytycznej perspektywy. Podkreślała w szczególności dominującą pozycję teraźniejszości lub przeszłości jako warunku działania, a także opisywała zindywidualizowane doświadczenie jako główną korzyść płynącą z przemian, o których mowa. Sztuka współczesna stoi na czele ogólnej estetyzacji odbywającej się na wszelkich poziomach: osobistej / indywidualnej kreatywności, oryginalności itd.; w środowiskach i miastach jako przestrzeniach kreatywności oraz „wichrzycielskiej” przedsiębiorczości; zespolenia produkcji i konsumpcji w figurze prosumenta, którego „naturalnym” środowiskiem jest właśnie takie inteligentne miasto, samo w sobie zamienione w coś na kształt niekończącego się biennale. Wszystko to bierze się z fetyszyzacji bycia tu i teraz oraz estetycznego doświadczenia życia codziennego kosztem jego rekonstrukcji, która byłaby zadaniem poiesis lub poetyki. SM Za sprawą ciągłego wzbogacania doświadczenia poprzez zetknięcia natury estetycznej sztuka współczesna kieruje także uwagę na konkrety i szczegóły kosztem ujęcia systemowego. Zwraca na to uwagę Victoria Ivanova, która łączy to zjawisko z ustrojem praw człowieka jako swego rodzaju odpowiednikiem w ustanawianiu globalnego porządku, budującym relację pomiędzy tym, co uniwersalne i partykularne po „końcu historii”. Powiedzmy jasno, że nie mamy tu do czynienia z zastojem: sztuka współczesna została wprzęgnięta w neoliberalne wzbogacanie doświadczenia korzystających na tym systemie elit oraz zbliżonych do nich grup w sposób, który sprzyja zmianie i rewizji. Stanowi to aspekt złożoności spekulatywnej teraźniejszości w rozwoju opartym na modelu neoliberalnego kapitalizmu – powstaje wrażenie, że chodzi o dobro osobiste jednostki, wzbogacanie eksperymentowania dzięki estetyzacji 131


za sprawą sprzyjania zmianom. Równocześnie jednak utrzymywana jest pewnego rodzaju stabilność… AA Estetyczne doświadczanie nie tylko sztuki, ale także wszystkich innych rzeczy i spraw. SM Tak, estetyzacja doświadczenia, albo doświadczenie jako estetyka. Mamy tu także do czynienia z generalizacją etyczną – docenianiem różnic bez żądań politycznych, czymś na kształt superliberalnego… AA …odpolitycznienia. SM Owszem, ponieważ ta sytuacja wiąże się z desystematyzacją. Tego rodzaju estetyczne / etyczne docenianie oznacza rezygnację z wprowadzania określeń systemowych – dzieje się to jednak niebezpośrednio, niejako w tle. Owe określenia systemowe uznaje się za zbyt skomplikowane do zrozumienia lub zrewidowania, za niemożliwe lub zwyczajnie chybione, ponieważ mają charakter totalitarny. Zamiast tego mamy obowiązek ograniczyć się do wyjątkowości tego, co istnieje, oraz doświadczenia. Z pewnością to jest właśnie nakaz, jaki daje nam sztuka współczesna za pośrednictwem poszczególnych dzieł oraz jej norm społecznych. I w tym kontekście, jak zauważa Ivanova, tworzy ona pomniejszy, lecz paradygmatyczny model neoliberalnego społeczeństwa. W takim świetle swój sens ujawnia ta zbieżność – sposób, w jaki sztuka współczesna staje się zabawką w rękach wielkiej władzy w uwarunkowaniach neoliberalnych, pomimo zawartej w wielu dziełach krytyki tego modelu dominacji. Należy jednak podkreślić, że zamiast pozostawać na poziomie zespolenia różnych odmian anarcholewicowości widocznych w krytycznych twierdzeniach wysuwanych przez sztukę współczesną z prawicowymi interesami coraz bardziej skoncentrowanego kapitału i władzy, należy uznać, że te dwa obozy mają wspólny interes w spłaszczaniu lub upraszczaniu spekulatywnego czasu złożonego, ponieważ dążą one do reakcyjnej detemporalizacji spekulatywnej teraźniejszości. Wobec takiej i innych podobnych reakcji konieczne jest wypracowanie strategii i praktyk – a więc także teorii – pozwalających nabrać rozpędu w spekulatywnej teraźniejszości. I do tego właśnie zupełnie nie nadają się ani konserwatywne strategie prawicowe, ani podejścia lewicowe lub estetyczne. Jak już powiedzieliśmy, obydwa te obozy spotykają się w polu sztuki współczesnej, która w związku z tym także może jedynie umacniać tę kondycję bez względu na to, co deklaruje, udaje i jakie twierdzenia wypływają z jej treści. AA Zgadzamy się, że musimy myśleć i działać w kategoriach postwspółczesnego spekulatywnego czasu złożonego. Powstaje jednak pytanie: jak odróżnić się od jego kapitalistycznej lub finansowo-feudalnej odmiany? W jaki sposób teoria spekulatywna odróżnia spekulatywną teraźniejszość od jej opartej na wyzysku formy tworzonej przez neoliberalizm, bez względu na to, jak jeszcze możemy scharakteryzować tę formę dominacji? Czym byłaby spekulatywna polityka zdolna do przyspieszenia czasu złożonego w znaczeniu różnicowania go? 132


133


SM

AA

SM

AA SM

Jest to z pewnością fundamentalna kwestia polityczna. Jeszcze jedna uwaga teoretyczna może pomóc nam zrozumieć związane z tym trudności. Chodzi mianowicie o to, dlaczego nasze pragnienie wyjścia poza współczesność nie sprowadza się wyłącznie do uprawianej przez Jacques’a Derridę krytyki metafizyki obecności. Dla Derridy obecność stanowi podstawową kategorię zachodniej metafizyki, wyznaczającą zakres nie tylko głównych doktryn filozoficznych w tradycji Zachodu, lecz także powiązanych z nimi dominujących formacji społecznych, politycznych i językowych. Derrida proponuje demontaż teraźniejszości uznawanej za adekwatną do samej siebie i ukonstytuowanie jej na nowo. Według niego chodzi o to, żeby zdekonstruować obecność – ontologicznie, w czasie, przestrzeni itd. My zaś argumentujemy, że współczesność jest ni mniej, ni więcej, tylko rozciągniętą społeczną i historyczną teraźniejszością, „uteraźniejszościowieniem”. Czy zatem na swój sposób po prostu nie powtarzamy za Derridą, mimo że jest on kluczową postacią krytycznej genealogii, którą należy przekroczyć? Powtarzanie za Derridą nie jest wcale czymś złym. Jednak w przypadku postulowanej przez niego dekonstrukcji siłą rzeczy mamy do czynienia z ciągłym procesem ideologicznym lub skutkiem bycia „teraz”, który ustanawia się, a także sam podlega dekonstrukcji – należy dekonstruować metafizykę i ona sama dekonstruuje się cały czas, więc jest to procedura, która trwa bez końca. Niestety zbyt gładko łączy się to z nużącą, modernistyczną estetyką negatywności, bliską fetyszom szkoły frankfurckiej, nieidentyczności lub różni (différance), która rozgrywa przeciwstawienie znaczenia i treści – rzeczy tradycyjnie uznawanych za złe – oraz subtrakcji, która jest rzeczą dobrą, podobnie jak pustka i nieczytelność. Uważam, że jest to bardzo modernistyczna, dwudziestowieczna logika, charakterystyczna także dla współczesności. Wbrew wszelkim tego rodzaju wysiłkom rewizja spekulatywnej teraźniejszości musi dopuścić, że znaczenie zawsze gdzieś tam istnieje, a nieustająca procedura zmieniania i odejmowania go postulowana przez Derridę i reprezentowaną przez niego linię krytyczną niekoniecznie jest czymś dobrym. Zatem w przypadku dekonstrukcji i większości innych prądów filozofii estetycznej ubiegłego wieku, bez względu na jej inne zasługi, wszystko sprowadza się do estetyki, która nieustannie celebruje gest przerwania, ogołocenia itd. (pomyśl tylko o niektórych nużących uczniach Alaina Badiou!). Jednak spekulatywny czas złożony pozwala nam odejść od logiki tego rodzaju przerwania. Nie mam problemu z ontologią czasu, dopóki daje nam ona możliwość pojmowania czasu w sposób inny niż za pośrednictwem teraźniejszości. Słusznie stwierdzasz, że koncepcja Derridy sprowadza się do estetyki. Znajdujemy u niego jednak także etykę, która kładzie nacisk na zawsze pojedyncze i niemożliwe do uzgodnienia doświadczenie podatności. Sprzeciwia się on ustalonym znaczeniom. Nie powinniśmy obawiać się ustalonych znaczeń. Wręcz przeciwnie. Z całą pewnością. Nie wiem, czy moja obserwacja jest zgodna z twoją 134


odpowiedzią, ale chodzi o to, że konstrukcja spekulatywnego czasu złożonego ma charakter społecznej – czyli głównie technicznej i ekonomicznej – operacji dekonstrukcji obecności. Oznacza to, że w społeczeństwach czasu złożonego semantyka lub operacje instrumentalne możliwe są właśnie poprzez dekonstrukcję obecności i znaczenia w sposób, za jakim opowiadał się Derrida. A zatem to nie ze względu na spekulatywny czas złożony wychodzimy poza metafizykę obecności. Derrida nawiązuje do tego w pewien sposób w dyskusji o technologiach telekomunikacyjnych i przemieszczeniach w przestrzeni, usytuowaniu oraz ontologii, które się z tym wiążą*. Jednak politycznie trudnym i zazwyczaj unikanym wątkiem tych dyskusji jest to, że tak pożądana dekonstrukcja czasu, znaczenia itd. tak naprawdę odbywa się za pośrednictwem procesów kapitalizacji. Dokonali jej „oni” – reprezentanci splotu państwa i biznesu – i zrobili to lepiej niż Derrida. W tym świetle „współczesność” wymusza okrojenie obecności wobec jej dekonstrukcji przez spekulatywny czas złożony. Taka współczesność obejmuje wszelkie procedury przerwania, subtrakcji i nietożsamości, o których wspominasz, a także wiele innych, w tym dekonstrukcję semantyczną. Przełożył Łukasz Mojsak

Powyżej prezentujemy fragment tekstu, który w wersji niemieckiej ukazał się w książce Der Zeitkomplex. Postcontemporary, red. Armen Avanessian i Suhail Malik, Berlin 2016. Tekst w całości można przeczytać na stronie www.goethe.de/warszawa Rysunki: Andreas Töpfer (www.andreastoepfer.de) Specjalne podziękowania za pomoc w przygotowaniu tekstów dla Goethe-Institut, partnera 16. Międzynarodowego Festiwalu Ciało / Umysł i konferencji „Today Tomorrow”

Armen Avanessian (ur. 1973), austriacki filozof, akceleracjonista, autor i współautor wielu publikacji i książek poświęconych realizmowi spekulatywnemu np. Speculative drawing: 2011-2014 wraz z Andreasem Töpferem (Sternberg Press, 2014) czy Metanoia – Spekulative Ontologie der Sprache z Anke Henning (Merve Verlag, 2014). Obecnie redaktor w wydawnictwie Merve Verlag. Od jesieni 2017 roku będzie prowadził debaty w berlińskim teatrze Volksbühne.

Suhail Malik pracuje na Wydziale Sztuk Pięknych Goldsmiths w Londynie, gdzie prowadzi seminarium z krytycznej lektury tekstów. Jest autorem wielu publikacji, między innymi On the Necessity of Art’s Exit From Contemporary Art (2017), The Ontology of Finance in Collapse 8: Casino Real (2014), także jako współredaktor Realism Materialism Art (2015), Genealogies of Speculation (2016), oraz przygotowanej wraz z Armenem Avanessianem The TimeComplex. Postcontemporary (2016).

Konsultacja terminologiczna: dr Ewa Majewska

*

Jacques Derrida i Bernard Stiegler, Echographies of Television: Filmed Interviews, Cambridge 2002.

135


Wystawa w 60 minut

Intelektualna historia zegara według Alexandry Laudo Joanna Warsza

136


Zanim Harald Szeemann zdefiniował rolę kuratora sztuki współczesnej, tworząc podstawy obecnej pozycji tego zawodu, swoje wystawy opisywał jako „zainscenizowane”. Szeemann wprowadził do sztuki elementy dramaturgii i performatywności, na których opiera się również Intelektualna historia zegara, wystawa-­performans katalońskiej kuratorki Alexandry Laudo. Nie zobaczymy na niej jednak żadnych dzieł sztuki, a tylko o nich usłyszymy. Na samym początku kuratorka tłumaczy, że etymologia angielskiego słowa clock (zegar) prowadzi do łacińskiego clocca (dzwon), ponieważ kiedyś upływ czasu mierzyło się zmysłem słuchu. Intelektualna historia zegara to wykład performatywny, który analizuje społeczne konstruowanie czasu, poruszając zagadnienia takie jak jego pomiar, historia zegarów, wdrażanie czasu zegarowego oraz standaryzacja ruchu. Pomyślany został jako oprowadzanie po wyobrażonej wystawie, w której prace współczesnych artystów wizualnych pojawiają się w formie opowieści, narracji, ekfrazy (czyli słownego opisu graficznego dzieła sztuki) lub rekonstrukcji, a także poprzez sugestie wizualne i dźwiękowe. Propozycja Laudo łączy risercz, historię sztuki i oprowadzanie, w którym kontekstualizowane są pojęcia czasu, sposobów jego mierzenia i synchronizacji oraz jego stosunek do kapitalizmu i przyszłości, a wszystko kończy się kolacją gotowaną przez 60 minut trwania wykładu. Podczas pierwszej edycji, zaprezentowanej w 2016 roku w ramach sztokholmskiej rezydencji artystycznej, publiczność wchodziła

na widownię bezpośrednio przez kuchnię, w której stół zastawiony był składnikami potraw oznaczonymi czasem przygotowania każdego z nich: czerwona papryka – „grillować 16 minut”; mięso – „1 godzina”; pietruszka – „smażyć na głębokim tłuszczu 20 sekund”. Gdy kucharz przystąpił do wykonywania zaleceń, publiczność została zaproszona do niewielkiego audytorium, gdzie powitał ją sygnał pełnej godziny z Greenwich. „Dzień dobry państwu. Wybiła godzina 12 w Sztokholmie i w całej w Szwecji. Godzina 12 jest również w Barcelonie i reszcie Hiszpanii, za wyjątkiem Wysp Kanaryjskich, gdzie jest o godzinę wcześniej” – zaczyna swoje wystąpienie Laudo, prezentując rozmaite sposoby rozumienia czasu, w tym jego standaryzację wskutek Rewolucji Przemysłowej, a także snując historię podróży pociągiem linii Orient Express z Paryża do Konstantynopola przez szereg stref czasowych. Następnie przedstawia pracę meksykańskiej artystki Juliety Arandy o leżącym na Pacyfiku archipelagu Kiribati, który do 1995 roku rozdzielała Linia Zmiany Daty. Kolejnym poruszonymi tematami są lenistwo i wartość bezczynności na przykładzie dzieła Artysta przy pracy Mladena Stilinovicia oraz punktualność w Rocznym performansie Tehching Hsieha, który przez rok podbijał kartę pracy dokładnie co godzinę. Przechodząc do stosunków między czasem, pieniądzem i pracą, Laudo poprosi publiczność o przeczytanie fragmentu książki 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu, w którym krytyk sztuki Jonathan Crary bada relacje między wszechobecną konsumpcją i powiązaną

137


z nią chęcią całkowitego skasowania ludzkiej potrzeby snu. Na koniec swej opowieści Laudo przywołuje historię As Slow as Possible autorstwa Johna Cage’a – skomponowanego w 1987 roku utworu, który aż do 2640 roku ma niezmiennie rozbrzmiewać w katedrze w Halberstadt w Saksonii-Anhalt. Bilety na zmianę tonów wyprzedane są do roku 2091. Laudo interesuje się pojmowaniem czasu i trwania w ujęciu filozoficznym i psychologicznym, a także jego rozumieniem w pracy kuratorskiej. Artystka wskazuje, że wynalezienie mechanicznego zegara w XIV wieku narzuciło obiektywne postrzeganie chronopolityki. Wcześniej ludzie nie wiedzieli nawet, ile mają lat. Dopiero powszechne wprowadzenie zegara i kalendarza narzuciło rozumienie czasu jako czegoś mierzalnego i policzalnego, co następnie umożliwiło standaryzację pomiaru na całym świecie. W 1912 roku powołano Bu­reau Internationale de l’Heure w Paryżu – miało ono ujednolicić światowe standardy czasu, co doprowadziło do utworzenia Uniwersalnego Czasu Koordynowanego (UTC) regulującego strefy czasowe. Za sprawą UTC czas przestano mierzyć na podstawie obserwacji zjawisk astronomicznych i zaczęto wykorzystywać do tego celu zegary atomowe, scalając doświadczenie czasu jako niezależnego od natury i zredukowanego do liczb. Po upływie godziny, czyli jednostki czasowej, w ramach której trwała wystawa niepokazująca żadnego konkretnego obrazu, choć przepełniona obrazami wyobrażonymi, przy wyjściu czekał na nas gotowy posiłek. Ta godzina upłynęła bardzo szybko, a kuratorka przetłumaczyła

wystawę na minuty, zachęcając do myślenia o praktyce wystawienniczej przez pryzmat nie tyle dostępnych metrów kwadratowych, ile raczej minut, godzin czy dni. Laudo sytuuje się tym samym w historii wykładów-performansów, gatunku wyodrębnionego z dziedziny tańca konceptualnego w późnych latach 90. XX wieku, gdy tacy choreografowie jak Xavier Le Roy czy Jérôme Bel, zainspirowani poststrukturalizmem i krytyką instytucjonalną, odeszli od wytwarzania ruchu na rzecz mówienia o nim. Artyści zaczęli stosować tradycyjną formę przemówień ex cathedra, poddając w wątpliwość jej formalizm i obiektywność na rzecz autorefleksji, odgrywania teorii oraz krytycznego wykorzystania wiedzy w społeczeństwie informacyjnym. Praca Xaviera Le Roy Product of Circumstances z roku 1999 była performatywną opowieścią o tym, jak biolog molekularny postanawia zostać choreografem, lecz przesadne oczytanie nie pozwala mu tworzyć układów tanecznych. The Last Performance (a lecture) Jérôme’a Bela z roku 1998 był natomiast dyskursywnym wyjaśnieniem szeregu nieporozumień wokół jego poprzedniego dzieła pod tym samym tytułem. Inni artyści, jak Walid Raad czy też Rabih Mroué, posługiwali się formą wykładu-performansu, by opowiedzieć „alternatywną” historię Bliskiego Wschodu. W ciągu dwudziestu lat zainscenizowane wykłady stały się fascynującą formą łączącą sztukę współczesną z teatrem. Niedawno na przykład duńska choreografka Mette Ing­vartsen w 69 Positions (2014) występowała jako przewodniczka po

138


wystawie o historii seksualnej utopii, kontrkulturze, performatywnych eksperymentach lat 60. i współczesnej seksualności. W trudnej relacji łączącej teatr ze sztukami wizualnymi – naznaczonej występującymi na przemian odrzuceniem i fascynacją – podobne wykłady łączą konceptualizm i dystans z bezpośrednim doświadczeniem, fikcję z rzeczywistością, sztukę prezentowania z jej krytyką. W ostatnich latach kolektyw Slavs and Tatars elokwentnie wytworzył własny dyskurs poprzez cykl wykładów performatywnych traktujących między innymi o słowiańskim, niemieckim i rosyjskim orientalizmie. Slavs and Tatars lubią porównywać swą działalność do straganu na bazarze, gdzie prezentowanym mniej lub bardziej wartościowym towarom towarzyszy sporo gadania. Niemiecka artystka Hito Steyerl również dzieli się fragmentami swych badań w formie hipnotyzujących wykładów łączących teorię ze sztuką. Spytana, czy jest to performans, artystka upiera się, że wygłasza po prostu wykład, i twierdzi, że zainteresowanie jej opowieściami bierze się stąd, że obecność artysty jest dziś bardziej pożądana niż obecność dzieł sztuki. Performatywna siła twórczości Laudo tkwi tymczasem w czymś zgoła odwrotnym – w nieobecności

artystów oraz ich materialnej sztuki – ale odzwierciedla także coraz mocniejszą pozycję kuratora względem artystów. Intelektualna historia zegara dotyka również metodologii praktyki kuratorskiej (curatorial), a nie samego tworzenia wystaw (curating): brytyjska badaczka Irit Rogoff definiuje ją w swej książce ‘Smuggling’ – An Embodied Criticality (2006) jako wychodzenie poza sumę prezentowanych prac; angażowanie się niekoniecznie w wystawę jako taką, ale raczej „w wytwarzanie wiedzy, kulturowy obieg i przekład, które zaczynają kształtować i określać inne możliwe formy zaangażowania dla sztuki”. Sama Rogoff tworzy Anegdotyczne Archiwum Życia Wystawowego (An Anecdoted Archive of Exhibition Lives), w ramach którego prosi różne osoby o opowiedzenie o wystawie, która szczególnie zapadła im w pamięć, o tym, dlaczego była dla nich ważna i jak ich zmieniła. Laudo rozwija swe zainteresowanie performatywnością i narracją. Obecnie pracuje nad kolejnymi wystawami na temat snu, prędkości oraz rytualności urodzin. Nie mogę się doczekać.

Tekst pierwotnie ukazał się w książce: Empty Stages, Crowded Flats: Performativity as Curatorial Strategy, pod redakcją Floriana Malzachera i Joanny Warszy, Alexander Verlag, Berlin 2017.

Joanna Warsza kuratorka niezależna, dyrektorka artystyczna Public Art Munich 2018, prowadzi CuratorLab na uniwersytecie w Sztokholmie. Ostatnio wydała książkę I can’t work like this: On recent boycotts in contemporary art (Berlin: Sternberg, 2017).

Przełożyła Małgorzata Nowicka

139


Krótkie uwagi o właściwościach czasu społecznego w rozszerzonej teraźniejszości Mikołaj Lewicki

Rozszerzona teraźniejszość i pośpiech „Spieszymy się, ponieważ nie wiemy, co w życiu najważniejsze, i jesteśmy zachłanni” – tak w uproszczeniu można by podsumować wyjaśnienia wynikające z powszechnej obserwacji skurczenia się czasu, formułowane na przykład w poradnikach, gabinetach terapii czy kościołach. Skoro doświadczamy pośpiechu i owego skurczenia, to jak ma się do tego czas odmierzany zegarem, uznawany za obiektywny, a przynajmniej – zewnętrzny wobec nas? Przecież zegar się nie kurczy ani nie rozszerza, a nawet jeśli, to tylko jako materialny ekwiwalent upływu jednostajnie odmierzanego czasu. Czas zegarowy dobrze oddaje podstawowe, „naukowe” rozumienie

czasu jako linii, na której znajdują się punkty (sekundy, minuty, godziny), dane raz i na zawsze, a do tego – nieodwracalnie przemijające. Taka przestrzeń ma jeden punkt statyczny: gdyby minuty ułożyć w linię, nie zaś okrąg, można by uznać, że nasze życie to swego rodzaju droga. Tak zresztą przedstawia je choćby tak zwany Timeline na Facebooku. Tymczasem gdy mówimy o „kurczeniu się” czasu, „pogoni” za nim czy „łapaniu” go, odwołujemy się do języka, który bliższy jest socjologicznemu rozumieniu czasu polegającemu na porównywaniu dwóch ruchów (jak choćby mojego myślenia i wskazówek zegara). Proces ustalania takich porównań odbywa się poprzez komunikację i ustalanie konwencji. Dzięki laboratorium

140


możliwe stało się takie operowanie czasem i kontrola nad nim, że jeden ruch można przyspieszyć (na przykład wzrost rośliny czy tempo doprowadzenia pacjenta do szału), inny zaś spowolnić (na przykład przekwitanie, starzenie się tkanki itd.). To dzięki kontroli nad wyodrębnionymi i porównywanymi ruchami w nowoczesności osiągnęliśmy duży stopień złożoności procesów, które staramy się skontrolować, stale je do siebie odnosząc. Tak oto dostajemy zupełnie inny obraz czasu: już nie liniowego czy punktowego, ale takiego, w którym społecznie obiektywizuje się jeden czas, a inne do niego odnosi. Zobiektywizowany jest choćby okres kadencji ciał reprezentacyjnych w demokracji, a burzenie tego porządku spotyka się często z oporem. To zatem ilustracja wielości czasów (społecznych), w których na co dzień funkcjonujemy. Współczesność cechuje się tym, że dotychczasowe standardy i pomiary stały się słabsze. Czas laboratoryjny, o którym mowa powyżej, skutkuje jednak powstaniem czegoś, co Helga Nowotny nazwała rozszerzoną teraźniejszością. Porównując wiele ruchów i próbując je okiełznać w teraźniejszości po to, by zapewnić sobie większą kontrolę nad przyszłością, tracimy z oczu horyzont przyszłości na rzecz coraz intensywniejszych zabiegów wobec świata tu i teraz. Ruch A zależy od ruchu A’, A’ zależy od A”, a ten z kolei od B’ itd. To, co uprzednio, w laboratorium (które należy traktować jako metaforę wielu instytucji) było oddzielone, w toku codziennego życia staje się coraz bardziej rozpaczliwą próbą pogodzenia wielu rytmów

i procesów, na które jako jednostki mamy jedynie ograniczony wpływ. Wyścig szczurów – jak lapidarnie określiła to pewna blogerka – zastąpiony został „wyścigiem chomików”, wciąż magazynujących doświadczenia w imię lepszej przyszłości. Rozszerzona teraźniejszość to także efekt deregulacji, rezygnacji ze standardów – choćby czasu pracy. Czy bylibyśmy skłonni całkowicie zrezygnować z niedzielnych zakupów i z życia 24 godziny na dobę? Tymczasem to właśnie implikuje poszatkowany, zmienny czas pracowników i kontrahentów. Reakcją na to jest poszukiwanie właściwego czasu, odpowiedniej chwili. Ten paradoks dobrze oddają tytuły poradnikowych kolumn pism lajfstajlowych: „Przeżyj gorącą, wakacyjną miłość” – coś, co ma być spontaniczne, związane z emocjami i porywem serca, ma być jednocześnie zaplanowane; niby wyjątkowe, a jednak opanowane i przemyślane. Dlatego tego rodzaju teksty pełne są porad dotyczących minimalizacji strat i kosztów. Czas staje się najcenniejszym zasobem, którego jednak nie można ani zmagazynować, ani kupić. Kurczenie się czasu jest zresztą pochodną rynkowej deregulacji i jednoczesnej wiary w samoregulującą moc rynku. Skoro każdy zmierza do samoregulacji, to zapomnijmy o niedostępności i o czasie własnym, niezwiązanym ze standardem nieprzeszkadzania, intymności itd. Między imitacją a (kontr-)rewo­ lucyjnym skokiem w przeszłość Żyjemy w uścisku dwóch wizji przyszłości, których fundamenty, oparte na liniowym rozumieniu czasu, bazującym na prawdzie i obiektywności

141


(czasu), już dawno zostały podmyte. Poruszamy się więc jak po ruchomych piaskach, w pozornej alternatywie między rzekomo oczywistą przyszłością imitacji tego, co znane (na Zachodzie), a skokiem w mityczną przeszłość. Skrótowo mówię tu o dwóch najbardziej rozpowszechnionych modelach myślenia o zmianie społecznej, ustanawiających dwa sposoby konstruowania obrazu przyszłości polskiego społeczeństwa. Pierwszy z nich to wizja przyszłości zamkniętej w paradygmacie modernizacji jako imitacji. Znajduje ona swój wyraz głównie w procesach transformacji gospodarczej, potocznie określanej jako „terapia szokowa”. Towarzyszący jej dyskurs wychodzi od pojęcia „normalizacji” (ma być tak, jak na Zachodzie), lecz w swej istocie zmierza ku rewolucyjnemu czasowi, de facto dokonując rewolucji w strukturach poznawczych. Wrzuca polskie społeczeństwo w struktury czasu ponowoczesnego, z jego problemem zindywidualizowanej niepewności i poszukiwań właściwego czasu. W ramach tego dyskursu Polacy mają się stać przedsiębiorczymi jednostkami zarządzającymi swym bezpieczeństwem. Państwo i społeczeństwo są w tej perspektywie raczej zagrożeniami niż zabezpieczeniami. Drugi model przyjmuje wizję przyszłości zamkniętej w wyidealizowanej przeszłości republikańskiej wspólnoty. Wizja ta, obecna w dyskursie o IV RP, jest ilustracją funkcjonowania w Polsce takich struktur temporalnych, które problem przyszłości rozwiązują poprzez zwrot ku przeszłości. I to w podwójnym sensie, gdyż startują one od

rewolucyjnego projektu rozliczenia się z przeszłością, rozdziału czystej wspólnoty od wspólnoty brudnej, zwanej także „układem”; następnie mają zmierzać do „normalizacji” znajdującej swój wyraz w wyobrażeniu Polski illo tempore – jako republikańskiej wspólnoty, nieskażonej podziałami społecznymi oraz postmodernistycznym relatywizmem. W poszukiwaniu własnego czasu Współczesność można rozumieć nie tylko poprzez współwystępowanie dwóch porównywanych ruchów, dających nam poczucie bycia „tu i teraz”. Jak twierdzi Niklas Luhmann, czas to różnica przed / po, która odnosi się do czegoś, co ma walor stałości (było wcześniej i wciąż jest – w naszych głowach). Współczesność to także współbycie. Takie rozumienie prowadzi do czegoś innego niż poszukiwanie właściwego czasu. Zakłada, że czas tworzony jest wspólnie, poprzez artykulację oczekiwań, nawet jeśli kontrola nad ich realizacją bywa trudna. Istnieją różne formy, wyrażane w różnych językach, które tworzą niekiedy abstrakcyjne dla doświadczenia „tu i teraz” oczekiwania: „dopóki śmierć nas nie rozłączy”, 25 lat kredytu hipotecznego, wnuki, następne pokolenie. Wszystkie te formy wymagają artykulacji wzajemnych oczekiwań, uzgodnionych w jednym czasie. Właściwego czasu trudniej poszukuje się we dwójkę. Niekiedy trzeba zdać się na przypadek, innym razem na drugą osobę. To właśnie takie struktury oczekiwań – jak powiedzieliby fenomenolodzy – tworzą czas społeczny. Podobnie jak we wspomnianych wizjach dotyczących dalekiej

142


przyszłości, pojawia się oczekiwanie wobec innych oraz gotowość na to, że plan nie musi być zgodny z tym, co się wydarzy. Ten aspekt współczesności rzadziej pojawia się w analizach struktur temporalnych, ryzyka (odnoszonego do całej populacji) czy diagnoz dotyczących indywidualnej przyszłości. Gdyby wyjść ponad poziom uzgodnień między dwojgiem ludzi, można by pokusić się o tezę, że znikający horyzont przyszłości społeczeństw, obserwowany współcześnie (mało znanych utopii, niewiele programów na przyszłość) jest związany z obawami: po pierwsze, że właściwy moment jeszcze nie nadszedł, po drugie – że jakaś szansa zniknie. Trzeba zatem żyć w rozszerzonej teraźniejszości i być uważnym. W tworzeniu współczesnych planów

Mikołaj Lewicki

mało jest gestów oparcia przyszłości na oczekiwaniach wobec innych, sporo za to nadziei na odpowiednio wysoką indywidualną kontrolę. W kontraście wobec takich procesów stoją choćby niektóre inicjatywy z zakresu ekonomii współdzielenia: dawania bez oczekiwania wymiany lub wdzięczności, jak w przypadku oddawania za darmo czy zbiórek na różnego rodzaju inicjatywy. To relacje między niemal zupełnie obcymi ludźmi. Czas na współpracę nie jest więc oparty na zasadzie wymiany, choć współpraca często odbywa się pomiędzy nieznajomymi, którzy niekoniecznie coś wezmą, mimo że dają. Czas społeczny w tym rozumieniu oferuje nam więc paradoksalnie więcej nadziei aniżeli pewność właściwego czasu.

socjolog, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się socjologią gospodarczą oraz teoriami komunikacji. Od wielu lat bada i analizuje życie gospodarcze w Polsce – tak zwane ideologie pracy, relacje przedsiębiorstw z ich otoczeniem (CSR, sponsoring), zadłużenie, system finansowy oraz procesy nadawania wartości rynkowej, a także różnice kulturowe i procesy zmiany społecznej związanej z tworzeniem się

143

gospodarki wolnorynkowej. Bada instytucję kredytu hipotecznego w Polsce i Europie Centralnej, zajmuje się analizą konstrukcji rynków oraz wartościowania na granicy tego, co rynkowe i pozarynkowe. Uczestniczy w projektach diagnozujących funkcjonowanie społeczności lokalnych w takich dziedzinach jak edukacja, polityka kulturalna, uczestnictwo w kulturze i współpraca międzysektorowa. Jesienią ukaże się jego książka Przyszłość nie może się zacząć. Czas polskiej transformacji.


Jak bardzo standardowy jest czas?

Przy okazji rzeźby performatywnej Marka Formanka Aaron Schuster

Zegar słoneczny (kompas walcowy) w ozdobnym etui, wykres Jan Baranowski, wykonanie Instytut Optyczny Jakuba Pika, wykres dla lat 1837–1844, wykonanie po 1845 roku. Fot. I. Oleś i A. Czechowski / kolekcja Muzeum Warszawy

144


Era nowoczesna zdefiniowana jest przez standaryzację czasu. Jak dowodził Lewis Mumford, „to zegar, a nie silnik parowy, jest kluczowym urządzeniem epoki przemysłowej”. Przednowoczesny czas miał charakter przede wszystkim jakościowy, a dopiero później ilościowy: był to czas pór roku, gwiazd, świąt i karnawałów, działań, okazji i wydarzeń. Amerykański antropolog Clifford Geertz tak pisał o systemie cyklów czasowych na Bali: „Nie dowiesz się z nich, która jest godzina. Dowiesz się, jaki rodzaj czasu właśnie ma miejsce”. Można spojrzeć na to szerzej. Tradycyjny pomiar czasu nie jest regulowany przez abstrakcyjne liczby – pozostaje bogaty w znaczenia i pulsuje wewnętrznym rytmem. Dopiero całkiem niedawno, wraz z wynalezieniem precyzyjnego chronometru, czas został poszatkowany na homogeniczne jednostki i uporządkowany w linearny strumień. Był to doniosły przełom w historii ludzkości. Zacytujmy ponownie Mumforda: „Przez swoją esencjonalną naturę, [zegar] dokonał rozszczepienia czasu z życiem ludzi i pomógł stworzyć wiarę w niezależny świat matematycznie zmierzalnych sekwencji, szczególny świat nauki. A przecież w codziennym ludzkim doświadczeniu mało jest przesłanek przemawiających za istnieniem tego świata: w ciągu roku nie tylko zmienia się długość dni i nocy czy ich wzajemne proporcje, ale nawet zwykła podróż ze wschodu na zachód zmienia czas astronomiczny o określoną liczbę minut. Z perspektywy ludzkiego organizmu czas mechaniczny jest czymś jeszcze bardziej obcym – o ile życie ludzkie posiada własne regularności takie jak puls,

rytm oddechu, to zmieniają się one z godziny na godzinę w zależności od nastroju czy podejmowanej aktywności, a w dłuższej perspektywie dni czas mierzony jest nie tylko kalendarzem, ale też wydarzeniami, które go wypełniają”. Powrót „autentycznego” rozumienia czasu – ugruntowanego w specyficznej dynamice ludzkiej egzystencji – może być uznany za jeden z głównych projektów dwudziestowiecznej filozofii i literatury. Od Husserlowskich badań świadomości czasu wewnętrznego i Heideggerowskiej interpretacji czasu jako horyzontu istnienia, przez Proustowskie badanie pamięci i Freudowską analizę bezczasu nieświadomości, mechaniczny pochód zegarka zastępowany jest bardziej złożoną, nieciągłą i wielowarstwową tymczasowością. Franz Kafka był szczególnie wrażliwy na to rozdwojenie pomiędzy czymś, co nazywał dwoma zegarami, światem czasu wewnętrznego – według niego biegnącego nieubłagalnym rytmem – oraz regularnym porządkiem sekund, minut i godzin. W Dziennikach pisał: „Załamany, nie mogę spać, nie mogę pozostać na jawie, nie wytrzymuję życia, a dokładniej, biegu życia. Zegary nie są zsynchronizowane, ten wewnętrzny pędzi jak szalony, z diabelskim czy może demonicznym, a w każdym razie nieludzkim pędem, zewnętrzny ślimaczy się w swoim zwykłym tempie. Cóż jeszcze gorszego może się stać poza tym, że te dwa światy rozszczepiają się albo zderzają w przerażający sposób”. Co ciekawe, niechęć do zegarów to jeden z wyraźnych objawów choroby psychicznej. Schizofrenicy często wykazują zaburzony

145


stosunek do jednostek czasowych, a rysowanie zegara to stosowany przez psychiatrów standardowy test zaburzeń umysłowych. Oto wypowiedź jednego z pacjentów: „Czy ja sam nie jestem aby zegarem? [...] Wciąż wmawiam sobie, że to jest zegar i że działa poprawnie, a przecież nie ma rąk, twarzy. Mam wrażenie, jakby rozłożył się na części pierwsze, ale wciąż jest całością. [...] Teraz jest tutaj, a potem jakby wyskakuje, i nagle jest czymś zupełnie innym. Może za każdym razem to inna ręka? Może ktoś stoi za ścianą i zawsze wkłada inną dłoń, za każdym razem w inne miejsce. Moim zdaniem ten zegar nie działa normalnie. On podskakuje i zmienia miejsce” (cytat z Bossa i Heideggera, Zollikon Seminars). Czas matematyczny jest ściśle związany z ekonomią kapitalistyczną. Zgodnie ze starym powiedzeniem „czas to pieniądz”, te dwa pojęcia są tożsame, ponieważ oba są abstrakcyjnymi, policzalnymi wielkościami, fundamentalnie powiązanymi z pracą. Jeśli filozofia poddała czas zegarowy krytyce opartej na nowym rozumieniu ludzkiej subiektywności, marksowski krytycyzm oznaczył socjoekonomiczne wymiary „tyranii zegara”: czasu podporządkowanego pracy produkcyjnej i zaprogramowanej rozrywce. Rewolucja nie tylko ma zmienić świat, ale także ma (a nawet musi) zmienić czas. Tę wizję potwierdza Walter Benjamin, który w Theses on the Philosophy of History donosi, że lipcowi rewolucjoniści odstrzeliwali wskazówki z zegarów. „Świadomość tego, że continuum historii eksplodowało, jest dla klas rewolucyjnych w chwili ich czynu szczególna. [...] Podczas wieczoru pierwszych

niepokojów w Paryżu okazało się, że wieże zegarowe w różnych punktach miasta zostały ostrzelane niezależnie od siebie”. Performatywna rzeźba Marka Formanka** Standard Time krystalizuje związek między pracą, technologią i teraźniejszością. Wielki drewniany „zegar cyfrowy” jest składany i rozkładany przez grupę pracowników w celu „wyświetlenia” prawidłowego czasu; składa się na to 1611 manewrów w ciągu 24 godzin. Praca jest bez wątpienia ciekawym, a nawet trzymającym w napięciu spektaklem. Czy pracownikom uda się zmienić czas „na czas”? Co istotniejsze, Standard Time zawiera także element, który moim zdaniem świadczy o potrójnej ironii. Po pierwsze, tworzy obraz czasu jako produktu tradycyjnej pracy materialnej. Proces wymagający intensywnej pracy zostaje zestawiony z procesem, w którym uczestniczy artysta – jako twórca konceptu reprezentuje przewagę niematerialnej (i intelektualnej) pracy w zachodniej gospodarce. Po drugie, poprzez symulację cyfrowej rzeczywistości za pomocą produktów rzemiosła ręcznego i stolarki, dokonuje się ewidentny ruch wsteczny: parafrazując słowa Alexandre’a Koyré,

146

* Mark Formanek (ur. 1967) – niemiecki artysta, studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Münster. Od lat intryguje go kwestia standaryzacji czasu oraz poszukiwania znaków przyszłości w teraźniejszości. Umieszcza między innymi tabliczki upamiętniające przyszłe daty na budynkach. Instalacja Standard Time powstała we współpracy z grupą Datenstrudel jako video na zamówienie berlińskiego Transmediale 2008. Pokazywana była między innymi w Centrum Sztuki Cyfrowej w Holonie w Izraelu i w OK Center w austriackim Linzu, w Berlinie oraz w Warszawie w Centrum Giełdowym w 2008 roku przez Fundację Laury Palmer.


Mark Formanek, Standard Time. Fot. Bernd Schuller

przechodzimy od nowoczesnego „uniwersum precyzji” z powrotem do antycznego „świata mniej-lub-więcej”. Przywołując język cyfrowej ścisłości, Formanek proponuje niezbyt dokładne i toporne technologicznie urządzenie mierzące czas. Po trzecie, praca dosłownie przekształca czas w darmową rozrywkę czasu artystycznego (co jest rewolucyjną utopią). Jaki może być lepszy sposób marnowania czasu, jeśli nie darmowa, bezproduktywna i wyolbrzymiona praca polegająca na oznaczaniu jego upływu? Przychodzi mi na myśl piosenka ze starej radzieckiej dobranocki, której refren brzmiał: „Wszyscy marnujemy czas przez cały czas przez cały czas / Wszyscy marnujemy czas...”. Jestem nieśmiertelny i pragnę umrzeć Filozofia czasów nowoczesnych rozpoznaje samą siebie jako filozofię skończoności. W przeciwieństwie do

swoich greckich i chrześcijańskich poprzedniczek czyni ze skończoności nie błąd czy metafizyczną niedoskonałość, ale pozytywną jakość ludzkiej egzystencji. Bogactwo relacji podmiotu z sobą samym i światem staje się możliwe dzięki jego skończonej, śmiertelnej i ograniczonej naturze. Zgodnie z tym rozumowaniem Edmund Husserl zauważył kiedyś (było to prawdopodobnie najbliższe ironii stwierdzenie kiedykolwiek wygłoszone przez poważnego filozofa), że jeśli Bóg posiada wzrok, jego wizja „absolutna” musi być poddana tym samym prawom, co ludzka percepcja: intuicja przestrzenna nie jest możliwa bez bycia poddanym różnym bodźcom wizualnym, które zmieniają się w czasie i w zależności od perspektywy. Jeśli więc istnieje coś takiego jak boska perspektywa, to będzie ona równie krótkowzroczna (ograniczona, cząstkowa) jak w przypadku śmiertelnika: wzrok jest tym,

147


czym jest, przez swoją niekompletność, luki i białe plamy. Podstawowa lekcja, jaka z tego płynie, jest taka, że fenomenologia nie uważa już ludzkiej percepcji za zdegradowaną formę nadprzyrodzonego wejrzenia, ale rozpatruje ją według własnej, skończonej struktury. To nowoczesne podejście, gdzie skończoność znajduje się ponad nieskończonym, wyraża się najpełniej w zmienionym stosunku do nieśmiertelności. Mówiąc prościej, podczas gdy klasyczna myśl oferowała pragnienie życia wiecznego jako najwyższą aspirację śmiertelnej istoty ludzkiej, wraz z nowoczesnością owa potrzeba zostaje obrócona o 180 stopni. Nieśmiertelność staje się koszmarem, śmierć zaś czymś „dobrym”, a zdolność umierania czymś pozytywnym, ratującym od piekła nieskończonej egzystencji. Albo inaczej: pragnienie nieśmiertelności przybiera ironiczną funkcję, jak w Do utraty tchu w scenie, w której grana przez Jean Seberg Patricia pyta patrzącego na nią przez słoneczne okulary prozaika Parvulesco (Jean-Pierre Melville): „Co jest szczytem twoich ambicji?”, na co ten odpowiada: „Zostać nieśmiertelnym, a potem umrzeć”. Jedyny los gorszy niż śmierć to nie umrzeć nigdy. Prawdopodobnie nie ma wspanialszej kinowej interpretacji tego tematu niż ekscentryczne arcydzieło Johna Boormana, film science-fiction Zardoz (1974). W roku 2293 rodzaj ludzki zostaje doszczętnie przetrzebiony przez nieznany kataklizm. Jedyni ocaleni zostają podzieleni na Brutali zamieszkujących dziewicze wyspy oraz społeczność Wiecznych żyjącą w idyllicznej, samowystarczalnej komunie Vortex 4. Ci drudzy żyją

poza cyklem zmiany pokoleń, nie dotyka ich proces starzenia się, nie muszą też spać ani kopulować (choć wciąż muszą jeść, a także od czasu do czasu oddawać się cudacznemu praniu mózgów, zwanemu medytacją drugiego stopnia). Wieczni są więc mentorami i strażnikami pozostałości ludzkiej cywilizacji, „kustoszami przeszłości w imię nieznanej przyszłości”: żyją nudnym zmuzealizowanym życiem. To, że w siedzibie władz Vortexu na odwrocie obrazów znajduje się napis „Tate Gallery”, również mówi samo za siebie. Idąc za nihilistyczną tradycją awangardy, końcowa śmierć Wiecznych będzie oznaczała zniszczenie nowoczesnej fabryki mumii, jaką jest Muzeum. Wieczni są jednak niezadowoleni. Nie wszyscy wprawdzie, ale niektórzy, i są to ci, którzy wydają się najbardziej świadomi i zarazem najbardziej ironiczni. Jak mówi Przyjaciel, „Bogowie umarli z nudów”, a pytany o to, czego właściwie chce on sam, odpowiada: „Słodkiej śmierci, zapomnienia. I kresu rodzaju ludzkiego”. Wieczni mają swojego geniusza artystycznego. Jest nim Arthur Frayn alias Zardoz, człowiek obdarzony wielkim talentem teatralnym. To on stoi za zagmatwaną intrygą, która w końcu doprowadzi do zmierzchu bogów. Historia ma strukturę koła, albo raczej węża gryzącego swój własny ogon: Zed (Sean Connery), jeden z Brutali, jest karmiony i wychowywany przez Arthura Frayna w celu wyrwania Vortexian – również jego samego – z (nie)śmiertelnej nudy, na którą cierpią. Zed jest „niewolnikiem, który wyzwoli swoich panów”, nieświadomym narzędziem do realizacji ich „pośredniego i głębokiego”

148


pragnienia śmierci. Jak dowiadujemy się z filmu, tytuł pochodzi z Czarnoksiężnika z Krainy Oz: Frayn jest człowiekiem, który steruje olbrzymią latającą głową nazywaną Zardoz, którą Brutale czczą jako boga. Tylko Frayn nie jest zwykłym śmiertelnikiem, a pod koniec filmu zostaje złapany w intrydze, którą sam rozpętał. Gdy w końcu Zed unicestwia Tabernakulum – błyszczący święty kryształ, który kontroluje Vortex – czas zostaje odzyskany: powracają śmierć, seksualność i naturalne cykle reprodukcyjne. Znajomi Brutale schodzą na Vortex i znajdują tam tłum bezbronnych ofiar. Jesteśmy świadkami dziwacznego spektaklu, w którym Wieczni błagają, by ich zamordować, niczym członkowie jakiejś sekty samobójców po praniu mózgu. „Proszę, zabij mnie”. „Mnie też!”. „Pragnę umrzeć...”. Czas koniec mieć musi Trzydzieści lat przed premierą Zardoz, w 1944 roku, ukazała się powieść Aldousa Huxleya Czas musi stanąć. Tytuł został zaczerpnięty z pierwszej części Henryka IV Williama Szekspira: „Lecz myśl jest sługą życia, życie błaznem Czasu, a i czas, władca nad wszechświatem, Koniec mieć musi”*.

Stare wydanie książki Huxleya w twardej czerwonej oprawie leżało w bibliotece mojego ojca pomiędzy innymi klasykami takimi jak książki Iana Fleminga i Winstona Churchilla.

* Przeł. Kajetan Koźmian.

Zafascynowany tytułem, musiałem dziesiątki razy zdejmować ją z półki i kartkować pożółkłe strony, ale nigdy właściwie jej nie przeczytałem. Tę frazę skojarzyłem natomiast z pochodzącym z lat 60. musicalem Stop the World I Want to Get Off, który usłyszałem po raz pierwszy z płyty w domu znajomego. Oba tytuły oddają pragnienie niemożliwej ucieczki, ten Huxleyowski – w sposób tragiczny, drugi zaś w sposób nieco kiczowaty i nonszalancki. Czas i świat były wtedy jak rozpędzona, grająca wciąż tę samą metaliczną melodyjkę karuzela, nad którą nikt już nie panował. Jak ją zatrzymać? I do jakiego niewyobrażalnego świata dostałby się ktoś, kto wyleciałby z tej przejażdżki? W rozdziale zatytułowanym Zdanie z Szekspira, oddzielnie wydanym w fenomenalnie zatytułowanej książce Huxley i Bóg, autor obszernie komentuje powyższy ustęp z Szekspira. W tych dwóch i pół linijkach, pisze Huxley, zostały „niemal od niechcenia podsumowane cała epistemologia, etyka oraz teologia”. Po pierwsze, „myśl jest sługą życia”: to zdanie wyraża jedną z najważniejszych rewolucji teoretycznych XIX i XX wieku, gdy rozum i świadomość zostały zdegradowane na rzecz nieświadomych motywacji oraz sił materialnych. Ponadto, dodaje Huxley, rozum musi być również czymś innym niż posłusznym niewolnikiem życia, choćby tylko z powodu swojej umiejętności rozpoznania i uwzględnienia tej właśnie prawdy. Po drugie, „życie (jest) błaznem”: jeśli rozum uświadamia sobie swoją degradację wobec sił życiowych, to życie jest

149


również poniżone względem czasu, a więc nieprzewidzianych zwrotów kolei losu, które powodują, że większość naszych pieczołowicie tworzonych planów bierze w łeb. Po trzecie, i najważniejsze, również „czas, władca nad wszechświatem / Koniec mieć musi”. Kpiny życia z rozumu i czasu z życia mogą trwać tylko tyle – śmierć kończy tę grę. Ale strategia Huxleya jest znacznie bardziej metafizyczna, a nawet mistyczna. W książce Po wielu latach (1939), jednej z najważniejszych inspiracji dla Boormana przy pracy nad Zardoz, Huxley tworzył satyrę na amerykańską obsesję bycia wiecznie młodym, pisząc opowieść o ciemnej stronie nieśmiertelności. W książce Czas musi stanąć opiewa natomiast temat wieczności, naszą pozaczasową istotę, która jest w stanie „uwolnić rozum z bycia sługą życia”. Więcej przyszłości w przyszłości? Najsłynniejsze powiedzenie Andy’ego Warhola, oprócz jego słynnego stwierdzenia na temat seksu („najbardziej ekscytującą rzeczą jest nierobienie tego”) to bez wątpienia: „W przyszłości każdy będzie słynny przez 15 minut”. Nieśmiertelność z datą ważności – oto spełnione życzenie Parvulesco. Dziś, w epoce YouTube’a, reality shows i mainstreamowej kultury celebrytów (świetnym przykładem z Ameryki jest silnie uzależniająca metatelewizja E-Channel), to proroctwo z lat 60. stało się spektakularnym banałem. Oczywiście mówi ono wiele o kapryśności sławy i demokratyzacji dostępu do mass mediów, a także o naszej dręczącej relacji z czasem. Jego prawdziwe znaczenie dotyczy jednak

mniej prawdopodobieństwa zaznania jednorazowej sławy, a bardziej faktu, że „sława” stała się obecnie spontanicznym trybem naszego życia: coraz bardziej wystawiając samych siebie na widok publiczny, ostentacyjnie dzieląc się intymnymi myślami i różnymi detalami z życia osobistego przed anonimową, wirtualną publiką, nieustannie zachowujemy się jak supergwiazdy i paparazzi zarazem. Nawet w czasach Warhola to stwierdzenie automatycznie stało się kliszą – zbyt prawdziwą, by mogło być prawdą. Artysta robot poddał je rozmaitym permutacjom: „W przyszłości piętnaście osób będzie sławnych” albo: „Za 15 minut każdy będzie sławny”. Jednak nigdy nie udało mu się trafić na ten wariant: „Za 15 minut wszyscy będziemy w przyszłości”. A to właśnie ten slogan jest adekwatny do naszej oszołomionej upływem czasu milenarystycznej epoki, w której sławna jest PRZYSZŁOŚĆ, a nie ludzie. Teraźniejszość może zanikać, ale to przyszłość trwa dłuższy czas. A skąd mamy wiedzieć, że już się w niej znaleźliśmy? Trudno to stwierdzić, ale wydaje się, że zbliżamy się do niej, mimo że proces ten trwa już trochę czasu. Zatem gdy Koniec Historii spotka się z Szokiem Przyszłości, i kiedy Wieczny Powrót złapie bakcyla Wędrówki Pielgrzyma, kiedy śmierć nie będzie niczym więcej niż zaprogramowanym dizajnerskim dodatkiem do Second Life, wtedy zaiste będziemy wiedzieć, że znaleźliśmy się w upragnionej piętnastominutowej przyszłości.

150


Mark Formanek, Standard Time. Fot. Bernd Schuller

Aaron Schuster

amerykański pisarz mieszkający w Brukseli. Wykłada i publikuje na temat psychoanalizy i współczesnej filozofii. Pisze też o sztuce współczesnej, między innymi do „Frieze”, „Cabinet”, „Frog” i „Metropolis M.”.

151

Jest współautorem libretta Cellar Door: An Opera in Almost One Act (JRP|Ringier, 2008) oraz książki The Cosmonaut of The Erotic Future: A Brief History of Levitation from St Joseph to Yuri Gargarin (2009).


Dwa utwory poetyckie Daniel Falb

kopuły geodezyjne kopuły geodezyjne, otoczone przez chwasty, jakby spadły z nieba.... wodospady i ożywcze studnie w bezziemnym podłożu. nie widzę już oczu, które widziały cesarza........ przedszkola, zwisające w strzępach fragmenty siedzenia, uprawiane całymi dniami jak partie trawnika. a niezliczone wymiary parlamentu zasysały materię, zwiniętą jeszcze.... płacząc cicho. rozwiń kwitnące łąki. .......woda ze skalnych źródeł cienką warstwą otacza ich korzenie: sieci przyjaźni. perski dywan i trailerpark, zastąpione nocą przez identyczne kopie. Naczelna jednostka rozmnażania rozciąga się wszędzie aż po horyzont......... jak kraina. to była historia aids 1900–

152


mierzalna głębokość organizacji mierzalna głębokość organizacji, która nas ożywiała. sprawdzić oryginalną długość metra. domy zrobione są z ciasta. montagne sainte-victoire’s twenty four expiring versions per time unit. zwróć uwagę na datę ważności otaczających rzeczy. natura wytwarza gotowe dania. przez publiczne urzędy zatem idzie żniwo, idzie ciężar ciała, w ubraniu. leżeliśmy na sobie, przez całe pokolenie. na mnie znajdował się jakiś prezydent i nieskończony szereg jego najlepszych odtwórców. jeden groch mówi do drugiego. linie zaopatrzeniowe pokryte są całkiem przez tereny mieszkalne. trawniki miejskich urzędów. jeśli struktury wchodzą na ulicę, to czym jest ulica. i owoc na krzaku optymalnie zakonserwowany na sekundę. zapłaciłem w dziale spożywczym i dostałem zwrot pieniędzy w bankomacie, który rośnie na drzewach.

Przełożył Tomasz Ososiński

Daniel Falb

poeta i filozof, obecnie pracuje nad książką o metafizyce geofilozoficznej (Geospekulationen). Jego wiersze, wydane w trzech tomach w wydawnictwie kookbooks w Berlinie, zostały

153

przetłumaczone na język polski. Kopuły geodezyjne oraz mierzalna głębokość organizacji pochodzą z tomu BANCOR. Gedichte (kookbooks, Idstein, 2009).


Marta Leśniakowska, Supersam przy pl. Unii Lubelskiej w trakcie rozbiórki, Warszawa, grudzień 2006

154


System

trawienny

miasta-feniksa

Z Łukaszem Gorczycą o ruinach i książce Ruiny Warszawy rozmawia Bogna Świątkowska 155


ŁG

ŁG

BŚ ŁG

Ruiny są materializacją upływu czasu. W albumie, który skomponowaliście, koncentrujecie się na obrazach zarejestrowanych przez fotografów chwytających ten szczególny stan skupienia materialnej tkanki miasta, będący wynikiem jego gwałtownych, dramatycznych przemian. Czas jest niematerialną strukturą wciąż obecną w materii. Czy brałeś go pod uwagę, pracując nad projektem albumu o ruinach? Czy myślałem? – nie wiem, ale kiedy składając tę książkę, zastanawiałem się nad warszawskimi ruinami, brałem pod uwagę przynajmniej dwa ich typy. Te, których powstanie wynika z powolnego upływu czasu, będące wynikiem wieloletnich zaniedbań albo porzucenia. To ruiny romantyczne, pokryte bluszczem, coś się tam kryje. Taka ruina wywołuje dreszczyk emocji związanych przemijaniem. Ale chcieliśmy ją skonfrontować z ruiną paradoksalną, nieromantyczną, taką, która nie jest dobrze wpisana w naszą kulturę, a zwłaszcza w polskie myślenie – ruiną efemeryczną. Paradoksalność figury warszawskich ruin przejawia się właśnie w tym, że ich charakter jest efemeryczny. A nie traumatyczny? Czy chęć pozbycia się ruin z krajobrazu miasta nie jest związana z pragnieniem demonstracji zwycięstwa nad porażką? Tak, ale mówiąc o ruinie, traktuję to również stricte technicznie – mam na myśli obrazy ruin, które były bardzo krótkotrwałe i są ruinami w zasadzie tylko dlatego, że tak je nazwaliśmy. To ruiny, które istnieją tylko i wyłącznie na fotografiach. Mówię o bieżących rozbiórkach, demontażu powojennych budynków – obiektów mniej lub bardziej emblematycznych, architektonicznie znaczących, takich jak Sezam. Żyjąc w mieście, mamy świadomość, że one znikają, i widzimy ten z dnia na dzień zmieniający się krajobraz, natomiast nie zapamiętamy ich w fazie ruiny, bo to stadium jest bardzo krótkie. Właśnie tu ujawnia się cała siła fotografii – w książce obiekty ułożone są w stuletnią historię ruin warszawskich, tak abyśmy mogli je sobie wyobrazić w szerszym kontekście. Jedna z najbardziej niesamowitych opisanych tu ruin, słabo obecna w wizualnej pamięci warszawiaków z powodu ułomnych dotąd przekazów ikonograficznych, to rozbiórka soboru na placu Saskim po I wojnie światowej. Sytuacja bardzo przypominała prowadzoną swego czasu dyskusję na temat zburzenia Pałacu Kultury i Nauki – tamta rozbiórka także była przedmiotem poważnej debaty publicznej, a i kontekst polityczny był podobny. Wiązał się z odzyskaniem niepodległości i pragnieniem zniesienia widocznego symbolu minionej władzy caratu. Podjęcie decyzji zajęło im pięć lat. Wyobraźmy sobie rozbiórkę Pałacu Kultury i Nauki. To byłoby po prostu skrajnie skomplikowane technicznie. Rozbiórka soboru trwała kilka miesięcy i cała dokumentacja, którą publikujemy, jest po prostu niesamowita, bo budynek był w takim stanie, że można go uznać za wielką, wspaniałą ruinę. Ten proces 156


Jan Kisieliński (?), rozbiórka soboru na pl. Saskim w Warszawie, widok od ul. Królewskiej, 8 marca 1926, dzięki uprzejmości galerii Raster

ŁG

stosunkowo szybko się zakończył, wszyscy o nim zapomnieli i dziś nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, że na środku placu Piłsudskiego stał wielki sobór. Intrygowało nas to zestawienie ruin romantycznych oraz takich, które są naszym własnym dziełem i właściwie tylko przemykają przez miasto. Fotografia to zatrzymuje. Obrazy, które znamy najlepiej, czyli widoki wojennej i powojennej zburzonej Warszawy, to paradoksalnie także te, z którymi utożsamiamy się poprzez fotografie – coraz mniej osób pamięta je osobiście. Ruiny są też fantazją na temat przeszłości, świadkiem minionych wydarzeń, pamiętają tamtych ludzi. Funkcjonują w teraźniejszości, nawet jeśli są przetworzone. We wprowadzeniu do książki piszesz między innymi o gruzobetonie, o tym, że materiały ze zburzonych domów służyły do wznoszenia nowych, że usypywano z nich pagórki, które dziś wydają się naturalną częścią krajobrazu miasta, i że z tej swojej przeszłości jednak programują przyszłość. Tuż po wojnie był moment traumy związanej z tym, jak wyglądało miasto, oraz intensywnej dokumentacji – powstało wówczas sporo zdjęć i rysunków. Ale bardzo szybko, wraz z wprowadzeniem nowego ustroju i z uruchomieniem projektu odbudowy wynikającego z planów nowej 157


ŁG

BŚ ŁG

ŁG

władzy, te wizerunki zniknęły. Dystrybuowane były przede wszystkim obrazy odbudowy. Co ciekawe, ruiny stały się na nowo potrzebne w latach 60. – pojawiają się w albumach z tamtego okresu, ale zestawione ze zdjęciami tego, co zostało odbudowane lub zbudowane na ich miejscu. Stanowi to przykład bardzo interesującej projekcji, kiedy ruiny sankcjonują nowy porządek. Zestawienie zburzonego i nowego domu albo zdjęcie z placu budowy pokazuje siłę nowej władzy i pozwala inaczej myśleć o mieście. Wywołuje wrażenie, że powstaje ono z jakiejś przemocy i nieszczęścia, za które ktoś ponosi odpowiedzialność, ale też że ktoś stoi za procesem odbudowy. Nagle okazało się, że te ruiny stają się paradoksalnie bardzo konkretnym elementem propagandy i ideologizacji tego, jak Warszawa wygląda i dlaczego tak wygląda. Z czymś podobnym możemy się spotkać dziś, kiedy ruch deweloperski jest bardzo potężny, ale zarazem silny jest nurt krytyczny wobec niekorzystnych zjawisk, jakie on generuje. Zaczynamy traktować inwestycje nie tylko jako coś nowego, ale także coś, co powstało na miejscu czegoś innego. Poniekąd temu właśnie służy zakończenie naszej książki, gdzie pokazujemy, że budowa czegoś nowego łączy się ze zniszczeniem czegoś starego. Jaką funkcję nadawano ruinom, gdy zestawiano je z emblematami nowego porządku – to wiemy, ta narracja jest dobrze znana. Nośne hasło „Polska w ruinie” jest dziś sposobem negowania porządku czy logiki ostatniego ćwierćwiecza. Ruiny żyją jako pewna figura – już nie jako konkretne zdarzenie w przestrzeni, ale jako odniesienie do sytuacji, która ma się dopiero stać tłem dla przyszłych wydarzeń, działań naprawczych i dobrej zmiany. Służą do porównań, są wartościujące. Są jeszcze dwa wątki z tym związane, jeden bardzo romantyczny, który można nazwać pasywnym – to obraz ruiny, która jest świadkiem jakiejś przeszłej wielkości czy świętości, czegoś, czego już nie ma, co zostało utracone i wpisuje się w jakąś martyrologię… Wiemy: romantyzm, Pan Tadeusz, ruiny zamku kością niezgody… …a drugi wątek to odwoływanie się do obrazu czy metafory ruiny, dające pole do ataku retorycznego oraz uzasadniające nadejście i stosowanie nowych sił. To stwarza wielkie możliwości propagandowej i populistycznej gry. Spójrzmy więc na to z tej strony: pojawia się buntownicze marzenie, żeby obrócić w ruinę istniejący porządek polityczny czy dominujący model ekonomiczny, i dopiero na tej podstawie zbudować coś nowego. Wtedy ruina występuje jako pożądany, niezbędny etap. To ciekawy wątek poboczny, kiedyś to mnie prywatnie interesowało. W naszej książce też pojawiają się takie oksymorony – fotografie ruin modernistycznych, nowoczesnych budynków. Poczucie, że modernizm 158


ŁG

wygląda zawsze jak coś nowego, jest bardzo silne. Taki nieskazitelnie czysty modernizm to rodzaj fetyszu estetycznego, w związku z czym trudno sobie wyobrazić te budynki jako zrujnowane. Wszystkie te figury czy metafory, o których mówimy czy myślimy, nie opierają się na doświadczeniu miejsca, budynku, przestrzeni czy miasta, tylko są zapośredniczone przez fotografie. Dokładnie tak, jak z tym powojennym modernizmem – jego sukces w dużej mierze polega na tym, że nie widzimy go w aktualnej postaci, tylko wizualizujemy go za pośrednictwem eleganckich zdjęć. Pierwsze prace historyków sztuki na temat przedwojennej architektury modernistycznej wcale nie wyglądały ciekawie. Były w nich niewyraźne reprodukcje albo fotografie robione w latach 80. czy 90. XX wieku, kiedy ta architektura była już bardzo zaniedbana. Autorami zdjęć często byli historycy sztuki – bywały więc nieudolne, nie było na nich widać uroku tej archi­tektury. Kiedy wydaliśmy książkę Warszawa Nowoczesna Czesława Olszewskiego, który fotografował stolicę w latach 30., to odkryłem inny paradoks. Ludzie oglądają tę książkę z przejęciem, patrzą, jakie to miasto było wspaniałe, i pytają: gdzie się to wszystko podziało? Tymczasem mniej więcej 80 procent obiektów prezentowanych w tym trzystustronicowym albumie istnieje do dzisiaj. To pokazuje, że ludzie odkrywają miasto nie poprzez fizyczne doświadczanie, ale poprzez obrazy, które są przecież czymś wtórnym. Warto sobie uświadomić, jak duża i złożona jest rola fotografii w tworzeniu doświadczenia miejskiego. W naszej książce chcieliśmy udowodnić, że z warszawskich ruin da się ułożyć organiczną narrację, że miasto to jest właśnie taki proces ciągłego budowania i burzenia. Można spróbować sobie wyobrazić kolejne ruiny, czyli zeskłotowane biurowce z lat 90. czy 2000. Już to nawet zrobiono – wystawa przygotowana przez Grzegorza Piątka, Jarosława Trybusia, Kobasa Laksę i Nicolasa Grospierre’a otrzymała za to Złotego Lwa podczas Biennale Architektury w Wenecji w 2008 roku. Fotografia jest rejestracją wykonaną w określonym momencie, związaną z konkretnym czasem, w którym fotograf znajduje się w jakimś miejscu. Później ten obraz wytwarza niejako równoległą narrację, która „przykrywa” oryginał. Czy manipulacja, jaką umożliwia to medium, także cię interesowała? Oczywiście! W zasadzie fotografia jest jedną wielką manipulacją. Opiera się na fizycznym oddaniu rzeczywistości, co sprawia, że w to wierzymy. Ten związek oczywiście zachodzi, ale to, jak wygląda taki obraz, tylko w pewnym stopniu jest wynikiem procesu fotochemicznego (a dziś zazwyczaj cyfrowego). To właśnie jest intrygujące w redagowaniu takich narracji jak ta, którą przedstawiliśmy w książce – można powiedzieć, że jest ona swego rodzaju manipulacją. Ułożenie fotografii w takim, a nie innym porządku przyczynowo-skutkowym, pokazanie zdjęć bieżących 159


Roman Cieślewicz, Teresa Kuczyńska, Bohdan Łopieński, piktorial w magazynie „Ty i Ja”, wrzesień 1962, dzięki uprzejmości galerii Raster

160


161


BŚ ŁG

losów miasta i obrazów współczesnych ruin (mimo że tak naprawdę rejestrują one tylko stan w danym momencie, te obiekty nigdy nie były ruinami w sensie trwania w czasie), to kolejny poziom pewnej kreacji artystycznej czy świadomych zabiegów. Z jednej strony mamy tam fotografie profesor Marty Leśniakowskiej, historyczki architektury i fotografki z zamiłowania – pokazujemy sekwencję z rozbiórki Supersamu, a obok zdjęcia Franka Buchnera, młodego fotografa, którego poprosiliśmy o dokumentację rozbiórek prowadzonych ostatnio w Warszawie. Tematem obu tych cykli jest w zasadzie to samo: powojenny obiekt będący w fazie rozbiórki, by zwolnić teren pod jakąś nową inwestycję. Marta Leśniakowska odwołała się w swoich fotografiach do ikonografii romantycznej ruiny, jej zdjęcia są cyfrowo przetworzone na czarno-białe, w kadrach pojawiają się suche konary drzew, motyw typowy dla ujęć Warszawy z 1945 roku. Z kolei zdjęcia Franka Buchnera są inne, choć także cyfrowo obrabiane, czyli poddane manipulacji. Wykonane są w konwencji współczesnej żurnalowej fotografii architektonicznej przedstawiającej obiekty świeżo oddawane do użytku. Buchner cytuje język współczesnej fotografii deweloperskiej, używa tego samego sprzętu, tych samych założeń perspektywicznych, tak samo eksponuje bryły. W kontekście kreacji czy manipulacji ciekawe jest także to, jak obrazy ruin zmieniają znaczenie wraz z kontekstem historycznym. W 1945 roku obrazy sypiących się kamienic służyły dokumentacji, na przykład na potrzeby Biura Odbudowy Stolicy. Te same kamienice, odbudowane, zamieszkałe i użytkowane, fotografowane w latach 50. mają już zupełnie inne znaczenie, bo na fali odwilżowej pokazują, że to właśnie w nich przetrwał prawdziwy duch miasta, że to tam ukryte są warsztaty rzemieślnicze, które nie zostały wytrzebione przez władzę komunistyczną, że tam jest barwny margines społeczny, echa przedwojennej Warszawy pełnej kamienic, a nie blokowisk. Czyli nagle ruina paradoksalnie przestaje mieć wymiar traumatyczny, a zyskuje rys sentymentalny, można nawet powiedzieć: nostalgiczny. Pokazuje, że ten porządek, za którym tęsknimy, stoi w opozycji do nowej architektury, której przemiana w modernistyczne blokowisko była przemocowa wobec mieszkańców, wychowanych w przedwojennej Warszawie. Czy ruiny stanowią dziś punkt odniesienia interesujący dla twórców? Jako temat, figura, materiał? Pamiętam wydany 10 lat temu przez hiszpańską artystkę Larę Almarcegui przewodnik po dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych ruinach w Holandii. Ta książka, będąca opisem wszystkich zrujnowanych budynków na terenie tego kraju, jest oczywiście dość cienka. Ruiny z pewnością nie są tak silną kliszą estetyczną jak obrazy architektury modernistycznej czy w ogóle estetyka modernizmu, bardzo ostatnio eksploatowana. Być może dyskurs dotyczący modernizacji bywa teraz bardziej istotny niż ruiny wpisane w tę romantyczną kliszę, która pod wieloma względami wydaje się dzisiaj mało nośna. 162


Franciszek Buchner, budynek biurowy Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza w trakcie rozbiórki, Warszawa, luty 2015, dzięki uprzejmości galerii Raster

163


ŁG

Jednocześnie toczy się ta straszna wojna w Syrii i widzimy, jak tamtejsze miasta, wraz z ich bardzo interesującą architekturą modernistyczną, ulegają zniszczeniu. Dziś nawet antyczne ruiny zamieniają się tam w ruinę pod ostrzałem artyleryjskim. W latach 90. w polu sztuki popularna była fotografia z pogranicza reportażu, robiona w różnych miejscach oddalonych od głównego nurtu, celnie nazwana poornography. Była owocem postkolonialnego, czy może wciąż kolonialnego spojrzenia na miejsca, w których zdaniem artystów działo się coś złego. Patrzyli oni z perspektywy ludzi świadomych politycznego charakteru obrazów oraz tego, że obraz może być atrakcyjny i można go sprzedać. Nie zawsze dosłownie – chodzi raczej o to, że można eksploatować te wizerunki. To delikatna i złożona kwestia. Zajmując się fotografiami Warszawy, robimy to dlatego, że ta historia jest nam bliska. Jesteśmy z Warszawy i w oczywisty sposób nas to interesuje jako rodzaj naszej lokalnej historii – czujemy się więc w miarę bezpiecznie, pracując nad tym. Mamy poczucie, że to historia, w której uczestniczymy i która nas dotyczy. Znacznie bardziej kłopotliwe byłoby dla mnie obserwowanie tego, w jaki sposób można posługiwać się takimi obrazami z dystansu. W naszej książce pokazujemy także zdjęcia tych, którzy przyjechali do Warszawy z zagranicy, wysłani na przykład przez agencje prasowe. Kwestia tego, kto fotografuje, skąd przychodzi i jaki ma cel, ma oczywiście wielkie znaczenie. Inaczej wyglądają zdjęcia Warszawy robione przez polskich fotografów, a inaczej te robione przez Amerykanów. Są to dość ciekawe różnice, często oczywiste. Na przykład zdjęcia Davida Seymoura na terenie dzielnicy żydowskiej dotyczyły dzieci. Robił tę serię na zlecenie UNESCO i interesował się szkołami oraz sierocińcami żydowskimi – trudno znaleźć takie zbiory u polskich fotografów, bo oni mieli po prostu inne spojrzenie. Moim wymarzonym drugim tomem tej książki byłyby zdjęcia Warszawy w 1945 roku, ale tej niezburzonej, bo przecież duża część miasta przetrwała. Tam jednak nikt nie robił zdjęć, ludzie tam po prostu mieszkali – na przykład na Mokotowie czy w części Śródmieścia. No dobrze, to na koniec jedno pytanie, które pojawia się w twoim wprowadzeniu do albumu, ale jako stwierdzenie – nie rozwijasz tej kwestii. W naszej świadomości Warszawa jest symbolem miasta zniszczonego przez wojnę. Ma status feniksa, chociaż wiele innych miast również materialnie bardzo ucierpiało, zwłaszcza te, które znajdowały się na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych – niszczone w akcie zemsty lub w efekcie przechodzenia frontu. W Europie wiele miast zostało obróconych w ruinę. Drezno, Berlin, Rotterdam – każde z nich na swój sposób się z tego podniosło. Sprawa robi się ciekawsza, gdy ruiny stają się trampoliną do rozmowy o czymś innym niż niszczenie i trudne 164


ŁG

koleje historii – kiedy zaczyna się o nich myśleć w kontekście mechanizmów życia społecznego. Nad mitem miasta-feniksa nie rozwodziłem się dłużej dlatego, że jest on w dużej mierze efektem powojennej propagandy, która opierała się na poszukiwaniu polskiej wyjątkowości. Zasadza się na przekonaniu, że Warszawa będzie najwspanialszym przypadkiem odrodzenia, zmartwychwstania miasta. I to się do pewnego stopnia powiodło, bo na przykład Stare Miasto zostało wpisane na listę UNESCO jako zabytek właśnie dlatego, że zostało odbudowane, a nie ze względu na walory historyczne. Ten wątek mniej nas jednak zajmował – nie interesuje mnie wyjątkowość Warszawy w tym kontekście. Naszym założeniem było pokazanie okrutnej zwyczajności procesu pojawiania się ruin. Pokazanie, jak bardzo zwyczajne jest to miasto w swoim normalnym, organicznym procesie przeżuwania i wypluwania materii. Chcieliśmy też uzmysłowić czytelnikom, że przyczynę takiego stanu rzeczy adresowano do jakiegoś wroga, mniej lub bardziej konkretnego, który doprowadził do zniszczenia. Na zrozumienie wciąż czeka fakt – i w naszej książce wybrzmiewa to w co najmniej dwóch momentach – że to my sami decydujemy, jak mamy zbudować miasto na nowo albo jak mamy je rozebrać. W Warszawie wygląda to jak amplituda: po I wojnie rozbieramy rzeczy, które nie pasują, potem budujemy, potem one w czasie II wojny zostają zburzone, potem decydujemy się niektóre odbudować, inne sami burzymy, i tak dalej, i tak dalej. To jest coś bardzo nieromantycznego, równie zwyczajnego jak trawienie. I właśnie na tym polega życie miasta.

ŁUKASZ GORCZYCA

z wykształcenia historyk sztuki, współtwórca (wraz z Michałem Kaczyńskim) magazynu artystycznego „Raster”, a następnie galerii

165

o tej samej nazwie. W 2016 roku ukazała się książka Ruiny Warszawy, którą redagował wraz z Michałem Kaczyńskim.


Cristina de Middel, JAMBO z cyklu Afronauci (The Afronauts), 2012

166


Czyj jest

kosmos Z Jakubem Bochińskim, Leszkiem Orzechowskim i Rafałem Kosewskim o kosmosie – temacie głównym tegorocznej edycji łączącego naukę i sztukę festiwalu Przemiany – rozmawia Bogna Świątkowska

nadzieja przyszłości Ziemian 167


RK

JB

* **

Loty w kosmos znów weszły na orbitę zainteresowań, bo zagrożenia i problemy, które sami sobie stwarzamy na Ziemi – przeludnienie, zanieczyszczenie środowiska – są paliwem dla pomysłowości połączonych sił nauki i biznesu. Jestem z pokolenia, które pamięta transmisje lotów kosmicznych jako zapowiedzi czegoś, co miało się zdarzyć jeszcze przed końcem XX wieku, a co następnie się nie zdarzyło. Radziecki kosmonauta, który po rozpadzie ZSRR jako bezpaństwowiec miesiącami krążył po orbicie, był zwieńczeniem porażki pewnego etapu możliwości człowieka uwikłanego w problemy i kryzysy. Teraz mamy powrót do tematu w zupełnie innych formatach: kosmos 4.0 – co to znaczy? Kosmos 4.0* to czasy, w których przestrzeń kosmiczna się komercjalizuje. Firma SpaceX podpisała z NASA kontrakt na transport ludzi i sprzętu na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Powstają prywatne przedsiębiorstwa, które chcą wydobywać surowce na asteroidach. Z funduszy crowdfundingowych budowane są mikrosatelity – na przykład LightSail napędzana wiatrem słonecznym. W bliskim otoczeniu Ziemi zaczyna się robić tłoczno. Koncepcję kosmosu 4.0 najlepiej chyba obrazuje wioska księżycowa – projekt propagowany przez Europejską Agencję Kosmiczną. Według jej dyrektora Jana Wörnera Księżyc miałby się stać miejscem korzystnym nie tylko dla nauki (powstaną tam bowiem laboratoria i obserwatorium), ale też dla biznesu, który stworzy warunki do budowy stacji załadowczej do dalszej podróży na Marsa… Czyli poprzez industrializację Księżyca mamy szanse na kolonizację innych planet. Kolonizacja, wykorzystanie biznesowe, industrializacja – to brzmi strasznie i pasuje do definicji ludzkości wyłożonej przez agenta Smitha w Matriksie**: jesteśmy wirusem, który niszczy wszystko, z czym wejdzie w kontakt. Ja z kolei jestem z pokolenia, które nie miało okazji widzieć startów misji Apollo, mogłem tylko o nich czytać lub oglądać archiwalne nagrania. Dorastałem już w świecie, w którym kosmos zdominowały maszyny – satelity i próbniki pełniące funkcję swego rodzaju awatarów ludzkości. I dobrze. Wysyłanie człowieka – tej nieprzewidywalnej miękkiej papki, którą czasami trudno utrzymać przy życiu nawet u nas na Ziemi – gdzieś tam daleko, tylko po to, żeby stanął na innym ciele niebieskim, wbił flagę i zrobił sobie z nią zdjęcie, wydaje mi się przejawem instagramizacji przestrzeni kosmicznej. Podobną pracę może przecież wykonać zdalnie sterowany lub nawet autonomiczny robot – i to za nieporównywalnie niższą cenę.

Patrz: Nowy wyraz, s. 101. Matrix, reż. Lilly Wachowski i Lana Wachowski, 1999.

168


Buzz Aldrin na Księżycu, misja Apollo 11, 1969. Fot. Neil Armstrong, archiwa NASA, commons.wikimedia.org

Dziś dookoła całego Układu Słonecznego działa sieć zautomatyzowanych sond i satelitów, które komunikują się ze sobą oraz z nami, służą nam za oczy i uszy. Roboty te jeszcze do niedawna były wysyłane przez wielkie agencje kosmiczne – na początku amerykańską NASA, a dziś również Europejską i Japońską Agencję Kosmiczną, rosyjski Roskosmos i inne. Korzystał z tego głównie wielki przemysł kosmiczny reprezentowany przez takie firmy i konglomeraty jak United Launch Alliance, Boeing czy Lockheed Martin. Teraz dochodzimy do etapu, kiedy zwykli obywatele, małe firmy czy start-upy są w stanie dość tanio produkować swoje własne misje kosmiczne w wersji mini. Przykładem może być satelita PW-Sat 2 budowany przez ekipę studentów z Politechniki Warszawskiej, który jeszcze w tym roku poleci na orbitę na pokładzie rakiety firmy SpaceX. Na tym polu aktywna jest też firma Space is More*, która eksperymentuje z projektowaniem marsjańskich habitatów. To

*

Space is More – grupa projektowa zajmująca się projektami z zakresu przemysłu kosmicznego. Wielokrotni finaliści i zwycięzcy konkursów organizowanych przez NASA oraz ESA. Prowadzą prace nad kosmicznymi habitatami marsjańskimi i księżycowymi. spaceismore.com

169


RK

JB

LO

niesamowite, że kiedyś, aby wejść w podobną tematykę, trzeba było się zatrudnić w agencji kosmicznej albo u któregoś z jej podwykonawców, a dziś nawet grupy studentów są w stanie realizować prawdziwe misje kosmiczne. Dobrym przykładem jest Google Lunar X Prize, czyli nagroda dla twórców łazika, który jeszcze w tym roku ma dolecieć na Księżyc, wylądować, przejechać 500 metrów, zrobić zdjęcie i wysłać je na Ziemię. Dziś nie trzeba być gigantycznym kosmicznym mocarstwem, żeby zostawić swoje ślady w kosmosie. Obawiam się jednak, że wizja kosmosu jako egalitarnej przestrzeni, do której każdy ma dostęp, jest dość utopijna. Projekty związane na przykład z zasiedlaniem Marsa czy budową nowych stacji kosmicznych dotyczą graczy z wielkim kapitałem. Istnieje niebezpieczeństwo, że kilka osób – Elon Musk, Robert Bigelow czy Jeff Bezos – zaprojektuje nam przyszłość za naszymi plecami. Powstaje więc pytanie o to, czy rzeczywiście każdy z nas ma prawo głosu w dyskusji o korzyściach, jakie ludzkość czerpać będzie z obecności w kosmosie. To prawda. Same mocarstwa też oczywiście nie zniknęły. Musk może i jest symbolem obecności biznesu w kosmosie, ale nie mógłby zacząć budować swoich rakiet, gdyby nie gigantyczne wsparcie NASA, która zleciła mu pierwsze, wielomiliardowe kontrakty. Podobne pieniądze trafiły też do paru innych amerykańskich firm. Nowy kierunek przyjęty przez NASA, czyli inwestowanie w komercyjne loty kosmiczne, jest wynikiem podjętej przez tę wielką agencję kosmiczną decyzji o wspieraniu firm rozwijających tego rodzaju działalność. W XX wieku podbój kosmosu był prowadzony przez imperia, które traktowały to jako demonstrację siły, akt symboliczny. Dzisiaj akcent jest przesunięty w stronę wykorzystywania przestrzeni kosmicznej, użytkowania jej tak, jak użytkujemy planetę Ziemia, tylko lepiej. Literatura science ­fiction i popkultura podpowiadają i nazywają wyobrażenia o tym, jak to nasze wyjście w kosmos ma wyglądać, jaka ma być architektura, jaka estetyka. Obecność tych wyobrażeń, sugestywnych zwłaszcza w formie filmowej, wytworzyła w pokoleniu, które dzisiaj jest już dojrzałe, łatwość obcowania z zagadnieniem kosmosu. Kroki wykonane w stronę przestrzeni kosmicznej wydają się bardzo drobne, ale przecież prace nad tym, co mogłoby się zdarzyć w kosmosie, są mocno zaawansowane. Czy wszystkie pomysły, jakie mamy w tej chwili, daje się materializować i przerzucać w sferę projektową? Czy ręka dogania umysł? Jest odwrotnie – obecnie umysł nie dogania ręki. Na przykład Mars jest jedyną znaną nam planetą, którą zasiedlają wyłącznie roboty. Jednak fakt, że nie ma tam ludzi, powoduje pewne problemy. Łazik Curiosity – najbardziej zaawansowany sprzęt, jaki kiedykolwiek został dokądkolwiek wysłany – ma najlepsze podwozie w całym Układzie Słonecznym. Teoretycznie mógłby jechać po powierzchni Marsa bardzo szybko, ale 170


Wieger Wamelink, eksperymenty nad uprawą roślin na glebie marsjańskiej

BŚ LO

przez to, że nie ma tam człowieka, jedzie powoli, wszystko bada, przesyła dane, by sprawdzić, czy nie zrobił błędu, czy nie ma tam jakiejś rozpadliny, czy nie zepsuje za chwilę sprzętu za miliardy – a każda transmisja danych trwa 4 minuty. Gdyby był tam człowiek, mógłby wszystkim operować. Poważnie myśleć o podboju kosmosu możemy dopiero od momentu, kiedy będzie tam człowiek. Wszyscy jakoś sobie wyobrażamy tę przyszłość ludzkości w kosmosie. Mówi o tym przedsiębiorca Elon Musk, ale i naukowiec Stephen Hawking często wypowiada się w takim duchu, że ludzkość nie ma wyboru i musi wyemigrować z Ziemi – inaczej nasza cywilizacja nie przeżyje, przepadnie w obliczu problemów z zanieczyszczeniem środowiska i zmianą klimatu. Ja mam inne podejście – owszem, musimy polecieć na Księżyc i zbudować Moon Village, ale po to, żeby poszerzyć nasze możliwości, stworzyć wspaniałe laboratorium nowych technologii na przykład w kwestiach mieszkalnictwa i problemów związanych z tym, jak żyć w miejscu o bardzo ograniczonych zasobach, w trudnych warunkach. Kosmos jako miejsce eksperymentu naprawczego? Tak, kosmos jest przestrzenią, gdzie możemy się dowiedzieć, jak uratować Ziemię. Wszystkie technologie, które stworzymy na potrzeby habitatów na Księżycu czy na Marsie, wrócą niedługo do naszych domów, 171


RK

JB

*

do naszych miast. Nie ma lepszego sposobu na wymyślanie nowych mechanizmów zrównoważonego życia, niż właśnie na Marsie czy na Księżycu. Sztuka lubi eksperymenty – projekty artystów, którzy nawiązują do zdobyczy nauki, w ciekawy sposób podpowiadają możliwe przyszłe scenariusze. Na przykład słynne ziemniaki z filmu Marsjanin* to przykład, który rozumie każdy. Jakie obszary zainteresowań artystów są najciekawsze w toczącej się dzisiaj dyskusji? Artyści patrzą na kosmos jako na przestrzeń realizacji swoich fantazji – na przykład tańca w stanie mikrograwitacji, jak ma to miejsce w projektach Kitsou Dubois – ale też jako na pole do przeprowadzania eksperymentów wykorzystujących narzędzia naukowe. Na wystawie Powrót na Księżyc, towarzyszącej festiwalowi Przemiany, zaprezentujemy między innymi instalację Drosophila titanus autorstwa Andy’ego Gracie, wyróżnioną dwa lata temu na Ars Electronica. Projekt przedstawia próby wyhodowania w procesie sztucznej selekcji muszki owocówki zdolnej do życia na Tytanie, czyli księżycu Saturna. Jest to oczywiście spekulacja, ale autor podchodzi do niej poważnie i uważa, że ten projekt ma szansę powodzenia w perspektywie 200–300 lat. Artyści próbują też zabierać głos w dyskusji na temat aktualnych problemów związanych z naszą obecnością w przestrzeni kosmicznej. Jedną z takich prac jest opracowany razem z Europejską Agencją Kosmiczną projekt Saschy Mikloweita dotyczący śmieci kosmicznych. Na początku naszej rozmowy powiedzieliście, że mamy już taki zasób technologii i robotów w kosmosie, że z jednej strony stanowi to szansę i potencjał, ale z drugiej strony nie ma jednej agencji, która by je kontrolowała, bo należą do różnych podmiotów. To także wydaje się kwestią do rozwiązania. Obecnie największym problemem jest to, że zbliżamy się do krytycznej ilości obiektów stworzonych przez człowieka – satelitów i nie tylko – które możemy zmieścić na niskiej orbicie okołoziemskiej. W dużym stopniu zależymy od tych satelitów: to właśnie one umożliwiają rozmowy przez telefony satelitarne, monitorują zanieczyszczenie powietrza, zagrożenie powodziowe czy zmiany powierzchni czap lodowych. Wokół naszej planety krążą już ponad cztery tysiące satelitów, z czego tylko jedna trzecia to satelity „aktywne”. Problem polega na tym, że umieszczamy ich coraz więcej, ale nie zawsze usuwamy te stare. Zachodzi obawa, że za chwilę dojdziemy do takiego poziomu zagęszczenia, kiedy zderzenie dwóch satelitów może uruchomić reakcję łańcuchową, w której tysiące rozpędzonych elementów zniszczonych satelitów uderzać będą w kolejne i w kolejne… Film

Marsjanin, reż. Ridley Scott, 2015.

172


LO

* ** ***

Grawitacja* pokazuje taką sytuację dość dobrze, choć nie do końca precyzyjnie. W żargonie astronautycznym nazywa się to syndromem Kesslera**. Chodzi o efekt, w którym po pewnej liczbie zderzeń na orbicie okołoziemskiej znajdzie się tak dużo śmieci kosmicznych, że nigdy więcej – a przynajmniej przez najbliższe parę pokoleń – nie będziemy w stanie z tej orbity korzystać. Zagrożenie uderzeniami śmieci kosmicznych jest jak najbardziej realne. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna musi parę razy w roku robić uniki przed zbliżającymi się do niej obiektami – astronauci już trzykrotnie chowali się do specjalnego statku kosmicznego, w którym mieli przeczekać ewentualne uderzenie. To problem, o którym większość ludzi nigdy nie słyszała. Często mówimy, że na Ziemi mamy wysypiska śmieci, które stają się zbyt pełne, że zajmujemy się recyklingiem, ale może za wolno, debatujemy nad spalaniem śmieci… Tymczasem śmieciami wypełnia się już także bliska nam przestrzeń kosmiczna. Co dalej robić ze śmieciami kosmicznymi? Gdy „umiera” satelita telekomunikacyjny, jego właściciel ma obowiązek wysłać go na tak zwaną orbitę cmentarną, czyli swego rodzaju wysypisko śmieci, żeby nie stanowił zagrożenia dla innych. Taki satelita zostaje tam już na zawsze. Inne satelity spalają się w atmosferze ziemskiej – to oznacza nawet kilkaset kolejnych śmieci kosmicznych rocznie. Mamy więc problem, ale nie mówimy o nim, choć za parę lat może już być za późno. Porozmawiajmy więc o nadprodukcji, która stanowi jeden z najpoważniejszych problemów ludzkości. Czy pojawiały się jakieś interesujące pomysły dotyczące na przykład architektury albo budowania z wykorzystaniem nowych technologii w sposób, który zawierałby w sobie ucieczkę od nadmiaru? Faktycznie mamy problem, przede wszystkim z tym, że współczesna architektura to ogromny przemysł polegający na tym, że trzeba wydobyć materiały z ziemi, potem przewieźć je do fabryki, stworzyć z nich materiały budowlane, przewieźć na miejsce budowy i powoli robić z tego budynek. Ogólnie rzecz biorąc, to nie jest zbyt dobrze zoptymalizowany proces, wytwarza ogromny odcisk węglowy***. Interesujące są koncepcje dotyczące tego, jak budować z materiałów, które mamy w naszym najbliższym otoczeniu, na działce – i na tym właśnie opierają się pomysły na budowę baz na Księżycu czy na Marsie. Kiedy tam polecimy, nie zabierzemy przecież ze sobą całego habitatu, nie będziemy przewozić całego tego żelastwa – trzeba będzie radzić Grawitacja, reż. Alfonso Cuarón, 2013. Nowy wyraz, s. 106. Odcisk węglowy – całkowita suma emisji gazów cieplarnianych wywołanych bezpośrednio lub pośrednio przez daną osobę, organizację, wydarzenie lub produkt. Jest rodzajem śladu ekologicznego obejmującego emisje dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu i innych gazów szklarniowych (cieplarnianych) wyrażone w ekwiwalencie CO2. Źródło: wikipedia.org

173


Sascha Mikloweit, CLUSTR1_KOU-ELA-3_1996DOY156_ID1-5, 2015, © 2015 Studio Mikloweit

sobie z tym, co mamy na danej planecie. I dlatego na przykład Europejska Agencja Kosmiczna czy inne firmy eksperymentują z drukiem 3D z takich materiałów jak regolit* księżycowy czy marsjański, by z lokalnego budulca wydrukować cały habitat. Byłoby to coś w rodzaju cegły w kształcie całego budynku wykonanej z materiałów, które są dostępne *

Regolit – warstwa luźnej, zwietrzałej skały pokrywająca Ziemię i inne planety skaliste. Czasem definiuje się go wąsko jako „rozdrobnioną, miałką powierzchnię planety pozbawionej atmosfery”. Źródło: wikipedia.org

174


na miejscu lądowania. Taką cegłę księżycową będzie można zobaczyć w Centrum Nauki Kopernik podczas festiwalu Przemiany. To jest podejście, które świetnie się sprawdzi w kosmosie. Nie trzeba będzie przewozić baz kosmicznych. Wystarczy parę robotów, które stworzą całą architekturę dostarczającą więcej przestrzeni, niżbyśmy potrzebowali – wytworzą bezpieczną, wygodną przestrzeń dla astronautów, a w przyszłości kolonistów. Wkrótce potem ta technologia wróci do nas i może dzięki niej będziemy bardziej sprawnie i ekologicznie budowali nasze domy czy odbudowywali miasta po katastrofach naturalnych, używając materiału, który już byłby dostępny w gruzowiskach czy w najbliższej okolicy. 175


LO

BŚ LO

LO

LO

Czy budowanie w kosmosie posiada jakieś inne parametry? To podchwytliwe pytanie, bo każda architektura jest kosmiczna. Chodzi mi o środowisko, które nie zawiera ziemskiej atmosfery ani wody. Habitat w definicji, jaką znamy z biologii, to miejsce, gdzie przedstawiciel danego gatunku ma najlepsze warunki do życia. Oczywiście habitat na Marsie czy na Księżycu musi zawierać w sobie atmosferę, musi mieć odpowiednią temperaturę, wilgotność powietrza, ciśnienie – muszą to więc być takie zamknięte mikroświaty. Na stacji kosmicznej warunki te udaje się spełnić dzięki skomplikowanej aparaturze, która zresztą ciągle huczy i między innymi dlatego wcale nie mieszka się tam zbyt dobrze – to jest jednak ogromna ilość żelastwa, która nie pozostawia wiele miejsca do życia. Na Księżycu czy Marsie będziemy mieli trochę więcej możliwości, zwłaszcza że eksperymentuje się z architekturą habitatów z podsystemami, które wchodzą w zastany habitat, tak by coraz bardziej przypominała ona nasz ziemski ekosystem, ale nieco poszerzony: na przykład woda byłaby oczyszczana przez różne algi. Mimo że ma być tak jak na Ziemi, będzie zupełnie inaczej – tutaj nie dbamy na przykład o to, czy budynek jest całkowicie szczelny, czy nie. Brak atmosfery, którą musimy sobie wytworzyć, nie jest jedynym zagrożeniem – musimy mieć też dostatecznie grube ściany, żeby ochroniły nas przed promieniowaniem, czy to galaktycznym, czy flarami słonecznymi. To stanowi ogromny kłopot na Księżycu. Fakt, że misja Apollo 11 nie miała problemu z flarą słoneczną, to chyba było duże szczęście. Ze Słońcem mamy o tyle dobrą sytuację, że zawsze w miarę dokładnie wiemy, gdzie ono jest, i lecąc statkiem kosmicznym, możemy się przed nim w jakiś sposób osłonić; w takim habitacie ciągle może nas jednak uderzać ogromna fala promieniowania właściwie z każdej strony. Potrzebujemy więc grubej warstwy ochronnej, może to być półmetrowa warstwa lodu czy regolitu. Najlepiej zejść pod powierzchnię – po 30 tysiącach lat wrócić do jaskiń, w których stworzymy sobie małe mikroświaty. Nie będzie to proste ani przyjemne, przynajmniej na początku. Ale potrzebujemy miejsca, gdzie ludzie będą mogli żyć bardzo długo – to nie będzie paromiesięczna misja jak na stacji kosmicznej, ludzie polecą tam na całe życie. Jeśli myślimy o kolonizacji, musimy też myśleć o tym, że ci, którzy będą tam żyć i się rozmnażać, muszą być zdrowi, wolni od przeróżnych chorób popromiennych. Skoro mówimy już o życiu i jego trwaniu, to przez moment pochylmy się nad kwestią przemijania. Pokonanie odległości zabiera pewną ilość czasu – przestrzeń i czas są kluczowymi jednostkami, z którymi mierzymy się w kontekście podróży w kosmos. Jak można obłaskawić te dwa parametry, by nasza obecność w kosmosie była bardziej swo­bodna? Napisałem ostatnio z dr Agatą Kołodziejczyk tekst o subiektywnym poczuciu czasu – w naszym rozumieniu czas albo się dłuży, nudzi nam 176


LO BŚ

LO

LO BŚ

LO

BŚ JB

*

się, albo nam się nie nudzi i leci bardzo szybko. Co się dzieje na takiej długiej misji kosmicznej, skoro na przykład na Marsa w najprostszym i najszybszym scenariuszu ludzie będą lecieli 250 dni, zamknięci w małej aluminiowej puszce? Kiedy dziś myślimy o 250 dniach spędzonych w rakiecie, wyświetla nam się to jako horror, ale jednocześnie Krzysztof Kolumb czy Amerigo Vespucci nie takie rzeczy robili na swoich małych statkach, pływając w poszukiwaniu nowych lądów. Mała powierzchnia, bardzo długi czas – to już było. No tak, ale oni przeżywali to w sposób traumatyczny. Tu będzie inaczej? Trzeba opracować systemy, które pozwolą tym astronautom wrócić bez traumy, albo przynajmniej ją zminimalizować. To wszystko brzmi strasznie, kiedy mówimy o wielkich nadziejach ludzkości i nagle dochodzimy do traumy pierwszych odkrywców. Ale człowiek jest najbardziej newralgicznym punktem każdej misji załogowej i jeżeli się załamie psychicznie, to cała misja bierze w łeb. Dlatego obecnie prowadzi się wiele badań nad izolacją ludzi w małych zamkniętych pomieszczeniach, czyli właśnie w takich symulacjach misji marsjańskich. Na tym polegał na przykład eksperyment Mars500 w Moskwie, gdzie załogę złożoną z sześciu osób zamknięto na 500 dni, symulując całą misję, czyli 250 dni lotu na Marsa, miesiąc na Czerwonej Planecie i potem powrót. I co się stało? Przeżyli, nawet całkiem zadowoleni. To było bardzo dobrze przygotowane badanie, ale jednak dwa lata z życia mają z głowy. Jakby tak robić takie eksperymenty w krajach, w których źle się dzieje, to każdy zamknięty w takich warunkach pasażer byłby zadowolony. To akurat był bardzo międzynarodowy zespół, składał się z dwóch albo trzech Rosjan, Chińczyka i Brazylijczyka. Podobne próby prowadzi się w Stanach Zjednoczonych, Europejska Agencja Kosmiczna też takie planuje. W Polsce również powoli staramy się wdrażać takie misje, tworzymy swoje małe zamknięte przestrzenie, gdzie będziemy testować, jak ludzie współpracują ze sobą, jak sobie radzą ze stresem odizolowania i jak zarządzają czasem, a docelowo jak my możemy zarządzać ich poczuciem czasu. Zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Zarządzanie poczuciem czasu? Astronauci analogowi* z misji MDRS w Stanach Zjednoczonych stwierdzili, że największym problemem była dla nich komunikacja. Mars znajduje się średnio kilkanaście minut świetlnych od Ziemi, co oznacza, że światło między nami a Marsem leci kilkanaście minut. Gdybyśmy więc chcieli rozmawiać z załogą na przykład przez Skype’a albo na innym Patrz: Nowy wyraz, s. 98. 177


BŚ LO

BŚ LO

RK

czacie, czy nawet mailowo, musielibyśmy poczekać, aż wiadomość z naszej strony wyleci w ich kierunku, doleci tam, parę minut po tym, jak wyląduje na Marsie, zostanie odczytana, potem ta osoba przygotuje odpowiedź, wyśle ją do mnie, ja znów spędzę chwilę, odpowiadając, i tak dalej. Najwygodniej byłoby porozumiewać się tylko i wyłącznie za pomocą wiadomości tekstowych, takiego bardzo opóźnionego czatu. Kolejny problem polega na tym, że nawet gdybyśmy chcieli skajpować z Marsem, to trudno przesyłać tak dużą ilość informacji, jaką jest nagranie wideo. Priorytetem byłyby dane badawcze i naukowe, a nie prywatne filmy. Jest taka strona Deep Space Network Now, która świetnie pokazuje, jak wygląda na żywo komunikacja oparta na swego rodzaju „międzyplanetarnym internecie” w Układzie Słonecznym. Możemy tam zobaczyć, z jakimi statkami kosmicznymi i z którego miejsca na świecie komunikują się obecnie anteny. Spojrzę na przykład na Goldstone w Stanach – dziś największa antena podłączona jest do misji Cassini, która orbituje dookoła Saturna, 1,37 miliarda kilometrów od nas. W tej chwili antena ściąga dane, czyli słucha tego, co Cassini nadaje. Tu jest napisane, że round-trip light time, czyli czas potrzebny światłu na dotarcie do Saturna i z powrotem, to prawie trzy godziny. Widzę też, że na przykład w Madrycie jest stacja, która nadaje i odbiera informacje z Mars Odyssey, czyli sondy latającej dookoła Marsa – w tym przypadku round-trip light time to 41 minut. Czyli szybkie reakcje są raczej wykluczone. Przez to problem odizolowania tych ludzi jeszcze się pogłębia. Architekci i inżynierowie starają się więc stosować różne sztuczki, żeby im pomóc. My skupiliśmy się na przykład na opisaniu, jak można nadać trochę bardziej naturalny cykl mijającym dniom – jak sterowanie światłem sygnalizuje, że jest ranek, środek dnia, że zbliża się wieczór, noc. Mamy naturalny tryb dobowy, więc taka regulacja bardzo pozytywnie wpływa na ludzką psychikę. Przy okazji człowiek powinien być stymulowany falami elektromagnetycznymi odpowiedniej długości – żeby nasze ciało doświadczało tego, czego doświadczałoby na Ziemi, w takim oświetleniu powinno być i światło UV, i podczerwone, i barwa niebieska. Nie można lekceważyć znaczenia światła słonecznego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Obecnie na statkach kosmicznych testowane są takie systemy oświetlenia, ale póki co nie jest to system zintegrowany. A jakie znaczenie ma dla ludzi przebywających w przestrzeni kosmicznej kontakt z przyrodą, z zielenią? Obecnie każde żywe stworzenie na stacji kosmicznej jest traktowane jak kolejny członek załogi. To jest dość romantyczne, ale też bardzo pragmatyczne, bo w przyszłości od tych właśnie stworzeń – zwierząt i roślin – będzie zależał los ludzi. Może loty w kosmos to paradoksalnie jest sposób, żeby ludzie zbliżali się do natury, mimo że oddalają się od swojego naturalnego habitatu? W tym kontekście warto wspomnieć o projekcie badawczym Wiegera 178


Andy Gracie, Drosophila titanus, od 2011

LO

JB

Wamelinka, ekologa i astrobiologa z Uniwersytetu w Wageningen, który odwiedzi w tym roku festiwal Przemiany. Przeprowadza on eksperymenty nad uprawą roślin na glebie księżycowej i marsjańskiej (a w zasadzie na ich substytutach, ziemskich odpowiednikach o zbliżonym składzie chemicznym). Sadzi ziemniaki, bazylię, rukolę, pomidory i inne gatunki, z których robione są potem obiady dla osób wspierających projekt poprzez crowdfunding. Badania Wiegera mają znaczenie nie tylko dla naszej przyszłej obecności na Marsie czy Księżycu – mówią też dużo o aktualnej wydolności ekologicznej Ziemi. Okazuje się, że w doświadczeniach kontrolnych próbki ziemskiej gleby zawierają czasem więcej metali ciężkich niż próbki gleby marsjańskiej czy księżycowej. Dotykasz bardzo ciekawego tematu: lecąc na takiego Marsa, jedyne, co możemy zrobić, to przystosować Marsa do siebie, przystosować kapsuły do naszych potrzeb. Jesteśmy w stanie symulować na statku kosmicznym dzień i noc, bo tak działa nasz zegar biologiczny – ale spójrzmy na sprawę w odwrotny sposób: skoro jesteśmy w stanie hodować ziemniaki w ziemi marsjańskiej, to może i ludzie są w stanie dostosować się do tamtejszego cyklu dnia, używając właśnie zmian w swoim systemie dnia i nocy? Lecąc powoli na Marsa, mogliby coraz bardziej dostosowywać się do marsjańskiej doby, która jest o 40 minut dłuższa. Z tego, co wiem, na Ziemi jest już grupa ludzi, która dostosowała się do marsjańskiego rytmu. Są to pracownicy NASA obsługujący łaziki marsjańskie, którzy żyją według tak zwanych soli. Jeden sol to jeden dzień na Marsie, odrobinę tylko dłuższy od ziemskiego. Co ciekawe, ponieważ łaziki znajdują się w różnych miejscach na Czerwonej Planecie, są 179


JB

RK

grupy ludzi, którzy żyją według różnych marsjańskich stref czasowych – i co jeszcze ciekawsze, bardzo im się to podoba. NASA zrobiła badania wpływu rytmu marsjańskiego na efektywność i stan emocjonalny swoich pracowników. Pewnie nie powinno nas to dziwić: okazało się, że ludziom bardzo podoba się, gdy dzień jest o 40 minut dłuższy. Ludzie funkcjonujący w trybie soli powoli rozsynchronizowują się jednak z innymi ziemianami, powoli przechodzą na tryb nocny, a potem wracają do trybu dziennego. Stworzyli nawet dookoła tego swój własny język: na przykład na Ziemi po angielsku na dzisiaj mówi się today, ale na Marsie to nie ma sensu, więc nazywa się to tosol, tak samo mamy yestersol i tomosol. Najbardziej podoba mi się słowo soliday oznaczające dzień wolny. Interesująca jest kwestia flory bakteryjnej i grzybów, których nośnikiem jest człowiek – to jasne, że jesteśmy zamieszkani przez rozmaite organizmy. Czy to jest jakoś brane pod uwagę? W eksploracji Marsa i innych planet to duży problem. A to z tego względu, że gdybyśmy kiedyś odkryli tam życie, chcielibyśmy mieć pewność, że nie przywieźliśmy go ze sobą. Międzynarodowe ustalenia między agencjami kosmicznymi definiują sposób przygotowania misji kosmicznej przed wysłaniem jej na ciało niebieskie, gdzie spodziewamy się, że mogłoby istnieć życie. W takim wypadku należy dokonać specjalnej dekontaminacji, czyli zniszczenia wszystkich ziemskich mikrobów na pokładzie misji kosmicznej. Robimy to, żeby uzyskać pewność, że po wylądowaniu na innej planecie nasze drobnoustroje nie rozniosą się tam wraz z wiatrem i nie zdominują lokalnej fauny i flory, jeżeli takowa istnieje. Są takie miejsca na Marsie, gdzie spodziewamy się istnienia wody, a więc potencjalnie także jakichś form życia. Według ustaleń międzynarodowych naszym sondom obecnie w ogóle nie wolno tam lądować, niezależnie od stopnia dekontaminacji. Dopóki nie będziemy pewni, że uda nam się ustrzec te cenne obszary przed przesiedleniem życia z Ziemi, na razie się do nich na wszelki wypadek nie zbliżamy. Tworzymy rezerwaty na Marsie – dosłownie. Chyba właśnie na tym polega wyjątkowość naszego gatunku – tworzymy rezerwaty na Marsie, zanim jeszcze pierwszy człowiek postawił na nim stopę. W ten sposób humanizujemy przestrzeń kosmiczną. Planujemy zrównoważone habitaty, uprawę ziemniaków na Księżycu czy orbitujące wokół Ziemi hotele. Wszystko, o czym tu rozmawiamy, pokazuje, jak bardzo kosmos pobudza naszą wyobraźnię. Ale mam poczucie – i po to też robimy w tym roku Przemiany – że pewne tematy są odsuwane na bok. Na razie koncentrujemy się na tym, jak wysłać bezpiecznie człowieka na inną planetę czy asteroidę. Ale jako kto tam polecimy? Jako wysłannicy prywatnej firmy czy obywatele jakiegoś państwa? A może w przestrzeni bez granic nie obowiązują nas już żadne podziały i możemy tworzyć swoją tożsamość od zera? Czy komercjalizacja kosmosu 180


LO

JB

RK

LO

jest szansą na nowe, egalitarne społeczeństwo, czy wręcz przeciwnie – przyniesie nam dystopijną korpodyktaturę? Na razie wygląda to tak, że badamy działanie wiertła w mikrograwitacji i cieszymy się z jego skuteczności, ale za mało miejsca poświęcamy refleksji nad tym, kto z tego wiertła skorzysta. Na tegorocznych Przemianach rozmawiać będziemy między innymi o prawie kosmicznym. Międzynarodowy Traktat o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 roku, który stanowi, że ciał niebieskich nie można posiąść na własność, a ich eksploracja ma służyć dobru ogółu, odnosi się jedynie do państw. Natomiast kwestia udziału inicjatyw prywatnych pozostaje dla wielu niejasna. Tym bardziej, że w 2015 roku Barack Obama podpisał tak zwany Space Act, który jeszcze bardziej komplikuje sytuację – zgodnie z nim teoretycznie każdy obywatel USA, który poleci na asteroidę i wydobędzie jakieś surowce, jest ich właścicielem. Kosmos stanie się za chwilę Dzikim Zachodem. Już to, co się dzieje wokół start-upów i firm, nosi znamiona gorączki złota. I zaczyna się wokół tego toczyć dyskusja. Europejska Agencja Kosmiczna zorganizowała w zeszłym roku pierwszą na Starym Kontynencie debatę dotyczącą między innymi tego, kto ma prawo własności w kosmosie, czy w ogóle takie prawo powinno obowiązywać, czy chcemy prowadzić badania kosmosu i czy powinni tam latać ludzie. W każdym kraju odbyły się lokalne debaty. Miały charakter obywatelski, czyli wychodziły poza grono ekspertów. Uczestniczyłem w jednej z nich – rozmowa dotyczyła na przykład tego, co by było, gdyby jakaś wielka korporacja postanowiła wydobywać paliwo na pobliskiej asteroidzie i można by było udostępnić je wybranej agencji kosmicznej w zamian za prawo własności do tej asteroidy. Pytanie: czy my – jako Polacy lub Europejczycy – zgodzilibyśmy się na to, żeby prywatne firmy posiadały asteroidy, czy może wolelibyśmy, by takie asteroidy przechodziły pod władzę ONZ, a może krajów, lub wręcz zupełnie innych, nowych rodzajów organizacji? Wyniki tej debaty były bardzo ciekawe – są dostępne w internecie, można porównać, jak odpowiadali ludzie w różnych krajach. Padło na przykład pytanie o to, jak duże jest przyzwolenie na komercyjne wykorzystanie przestrzeni kosmicznej, i okazuje się, że Polacy w porównaniu do średniej europejskiej są znacznie bardziej otwarci na komercjalizację kosmosu. Nie jesteśmy za to fanami załogowych lotów kosmicznych. W toczącej się obecnie dyskusji pojawiają się głosy, że program Apollo, ze swoją pozytywistyczną wizją eksploracji, pogrzebał nadzieje na szybką kolonizację kosmosu. Dopiero perspektywa zysku, przeliczonego na pieniądze, może wywołać realną zmianę. W tym kontekście Space Act zatwierdzony przez amerykański Kongres to dla prywatnych inwestorów prawdziwy dar niebios. Europejska inicjatywa Moon Village to zaproszenie do międzynarodowej współpracy – coś, co może okazać się trwałym wynikiem pewnego projektu. Czyli nie wyścig, tylko praca u podstaw. 181


JB

RK

RK

BŚ RK

JB

Tylko czy to zadziała? Wobec wizji wioski kosmicznej zdania są podzielone. Z założenia agencje kosmiczne miałyby wybudować tam infrastrukturę, dostarczyć prąd, tlen, może wodę, habitaty – takie podstawowe rzeczy. Z kolei firmy mogłyby korzystać z tej infrastruktury, posiadać swoje działki, prowadzić inwestycje – w tym wydobycie surowców, które da się przerobić na paliwo rakietowe i sprzedawać innym. W tematyce kosmicznej piękne jest to, że w wyzwaniach, jakie widzimy w kosmosie, odbijają się problemy, które mamy na Ziemi. Zastanawiając się nad tym, kto powinien posiadać dostęp do tlenu, kto powinien budować infrastrukturę, a kto powinien ją posiadać, tak naprawdę zadajemy sobie pytanie o prawo własności i zakres odpowiedzialności władz w ogóle – również tu, na Ziemi. Kiedy myślimy o budowaniu księżycowej wioski albo o zasiedlaniu innych planet, mamy komfort czystego myślenia. Jak chcielibyśmy zbudować nasz świat, gdybyśmy mieli go teraz wybudować od zera? Podczas festiwalu zaprosimy warszawiaków do udziału w I Kongresie Marsjańskim, czyli do wspólnej dyskusji, w której przyjmiemy hipotetyczną sytuację: oto koloniści na Marsie dochodzą do etapu samowystarczalności i muszą zdecydować o swojej przyszłości. Będziemy próbowali prześledzić całą drogę, jaką człowiek musiał pokonać, żeby dojść do takiego momentu w historii. Przeanalizujemy kwestie dotyczące transportu, budowy habitatów, produkcji żywności, wydolności organizmu na obcej planecie, a także – co w kontekście tegorocznej edycji jest dla nas szczególnie ważne – kwestie związane z prawem i organizacją społeczną. Głównym partnerem Kongresu będzie Stowarzyszenie Polskich Profesjonalistów Sektora Kosmicznego. Czym się zajmuje to stowarzyszenie? To grupa wybitnych inżynierów i naukowców zaangażowanych w rozwój tego sektora. Wielu z nich prowadzi z sukcesem własną działalność lub pracuje dla najważniejszych agencji kosmicznych. Wspólnie tworzą inicjatywę edukacyjną i doradczą. Zgłaszam postulat większej interdyscyplinarności… I tak właśnie będzie. Na festiwalu Przemiany oprócz speców od nowych technologii i astronomów pojawią się też psychologowie, filozofowie oraz projektanci i artyści. W końcu sieciowanie ekspertów to nasza specjalność. Poza wystawą, koncertami i warsztatami festiwal obejmie także bogaty program wykładów i paneli dotyczących sztuki, dizajnu, architektury, medycyny i prawa w kosmosie – o tym wszystkim dyskutować będziemy w interdyscyplinarnych zespołach. Bardzo słusznie, w końcu wszyscy jesteśmy astronautami na statku kosmicznym „Ziemia”!

182


Jakub Bochiński doktoryzował się w dziedzinie astronomii obserwacyjnej na Open University w Wielkiej Brytanii. W ramach badań naukowych odkrył wiele nowych planet poza Układem Słonecznym, przyczyniając się do lepszego zrozumienia tego, jak powstała Ziemia. Obecnie pracuje jako kierownik edukacji w Centrum Nauki Kopernik, gdzie między innymi nadzoruje prace biura ESERO Europejskiej Agencji Kosmicznej. W przeszłości pracował i studiował na University College London, biorąc udział w badaniach prowadzonych w Instytucie Początków Wszechświata, Centrum Badań Planetarnych i w Obserwatorium Uniwersytetu Londyńskiego. Prowadził wykłady w ramach takich wydarzeń jak BBC Stargazing Live, European AstroFest, International Astronomy Show, Royal Society Summer Exhibition, Famelab Poland i TEDx Kazimierz. Jest założycielem Fundacji Polonium oraz Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki. Leszek Orzechowski Kosmiczny Architekt, założyciel firmy Space is More skupiającej się na zagadnieniach załogowych lotów kosmicznych. Doktorant na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Rafał Kosewski kulturoznawca, dramaturg, menadżer kultury. Od 2011 roku związany na stałe z Centrum Nauki Kopernik, gdzie pełni funkcję kuratora festiwalu Przemiany – jednego z najważniejszych w Polsce wydarzeń poświęconych twórczym

relacjom nauki i sztuki. Doktorant w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS.

lanie obcych planet? Czy beneficjentami tych programów kosmicznych będą tylko nieliczni? Jak funkcjonuje prawo własności w kosmosie? Zadając te pytania, chcemy zainicjować rzeczywistą debatę na temat ludzkiej obecności poza bezpiecznym ziemskim habitatem. Na program tegorocznych Przemian składają się: wystawa zbiorowa Powrót na Księżyc prezentująca badania naukowe, projekty technologiczne oraz prace z pogranicza sztuki i nauki, dizajnu i architektury, I Kongres Marsjański – debata dla szerokiej publiczności w formie odwróconej kawiarni naukowej, analizująca różne problemy związane z obecnością człowieka poza Ziemią, a także wykłady, panele dyskusyjne z naukowcami, artystami, projektantami i dziennikarzami, zamknięte warsztaty dla specjalistów i branży kreatywnej, OpenLAB z ekipą konstruktorów łazików marsjańskich oraz pokazy filmowe, których partnerem jest prestiżowy festiwal filmów poświęconych nauce Imagine Science. We współpracy z Europejskim Biurem Edukacji Kosmicznej ESERO zaplanowano całodniowy program wydarzeń dla nauczycieli i uczniów liceów poświęcony zawodom przyszłości – Przemiany Młodych. W programie są także Przemiany Live!, czyli plenerowy koncert muzyki elektronicznej. Wystąpią między innymi Andy Stott, Demdike Stare, HMOT, Astma i Foql.

O FESTIWALU Przemiany to festiwal poświęcony twórczym relacjom nauki, nowych technologii i sztuki, organizowany przez Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Jego podstawowym zadaniem jest pobudzanie debaty publicznej na temat przyszłości, której znamiona dostrzegamy już dzisiaj. Tegoroczna edycja Przemian pod hasłem „Czyj jest kosmos?” podejmuje temat eksploracji przestrzeni kosmicznej w kontekście nowych modeli ekonomicznych, społecznych oraz technologii, które już przygotowują grunt pod takie projekty jak wydobycie surowców na asteroidach czy zasied­ lenie Marsa. Zdobycie Księżyca w latach 60. XX wieku i późniejsze misje badające planety oraz przestrzeń Układu Słonecznego udowodniły, że leży to w zasięgu ludzkich możliwości. Pozostają jednak pytania: Czy rozwój przemysłu kosmicznego prowadzi do demokratyzacji w dostępie do technologii i budowy nowych form życia społecznego? W jakim stopniu wiedza z misji badawczych przekłada się na korzyści dla ogółu? Czy planowane misje doprowadzą do zrównoważonej współpracy, czy też spowodują wyścig polityczno-ekonomiczny? Jak innowacje w kosmosie zmieniają nasze codzienne życie na Ziemi? Kiedy zyskamy niezbęd14–17.09, Centrum Nauki ną wiedzę i narzędzia Kopernik, Warszawa umożliwiające zasied­ festiwalprzemiany.pl

183


współrzędne dizajnu Czwarty wymiar Agata Nowotny

Przestańmy dzielić projektowanie na dwu- i trzywymiarowe. Zacznijmy rozpatrywać je w czwartym wymiarze – czasie.

idea Każdy projekt nie tylko powstaje w określonym czasie – czasie własnym twórcy (często zakontraktowanym w umowie) oraz czasie historycznym (wpisując się w pewną epokę), ale przede wszystkim rozwija się już po oddaniu w ręce użytkowników. Mimo to w procesie projektowym nacisk kładzie się najczęściej na przygotowanie koncepcji, produkcję i promocję. Potem często zapomina się o projekcie, a przecież to wtedy zaczyna się jego właściwe życie. Rzeczy zmieniają się w czasie: niszczą się, wyrabiają, starzeją w określony sposób, zmieniają swoje właściwości i funkcje. Chciałabym, żeby briefy projektowe określające cele projektu zawierały też rubrykę z pytaniem: „Jak to się zestarzeje? Jak będzie wyglądało za 5, 10 czy 15 lat?”. Chciałabym, żeby wychwalaniu nowych technologii, na przykład druku 3D, towarzyszyła refleksja nad tym, jak starzeją się powszechnie używane tworzywa (na przykład tak zwany ABS, czyli syntetyczny materiał, z którego powstaje wiele wydruków

przestrzennych). Dobrze by było, gdyby w szkołach obok przedmiotu „historia” wykładano także „przyszłość”, bo równie ważna jak zrozumienie tego, co było, jest umiejętność wyobrażenia sobie tego, co będzie. Tym bardziej, że pokolenie uczące się obecnie w szkołach to ludzie, których życie będzie zupełnie inne niż nasze: będą mieli realną szansę polecieć na turystyczną wycieczkę w kosmos, jeść mięso wyhodowane w laboratorium, a przede wszystkim przeżyć połowę swojego życia w starości, bo według prognoz kilkuletnie dzisiaj dzieci dożywać będą ponad 100 lat.

184


fot. Justyna Chmielewska

rzecz Stare nie musi się starzeć Ogromna część z nas przynajmniej raz w tygodniu ma ten przedmiot w rękach i pewnie zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Tymczasem jest to jeden z najlepiej starzejących się, a raczej niestarzejących się produktów na świecie: opakowanie na jajka. Zaprojektowane zostało przeszło 100 lat temu w odpowiedzi na powszechny wówczas problem tłuczenia się jaj w transporcie. Przewożono je luzem w koszach, nic więc dziwnego, że

się tłukły. Między kupcami a sprzedawcami dochodziło do kłótni, bo nie było jasne, kto ma płacić za stłuczone jajka. W 1911 roku Kanadyjczyk Joseph Coyle wymyślił karton pozwalający segregować jajka i unieruchomić każde z osobna. Od tego czasu opakowanie przeszło wiele zmian – zaczęto je produkować fabrycznie, nie ręcznie, z różnych, poza samym papierem, materiałów, i mimo że co roku ktoś organizuje konkurs na przeprojektowanie przedmiotów codziennego użytku, nikt nie wymyślił jeszcze nic lepszego niż opakowanie Coyle’a.

185


Raw Color: Graphic Time, 2016, rawcolor.nl

186


człowiek Czas abstrakcyjny Czas można odmierzać na wiele różnych sposobów, nie tylko za pomocą zegarów. Spotkałam kiedyś osobę, która na pytanie o to, ile czasu spędza na siłowni na jednym urządzeniu, odpowiedziała, że jedną butelkę. Zabierała ze sobą sześć małych butelek wody i po wypiciu jednej butelki zmieniała przyrząd. Z badań nad telewizją pamiętam historię człowieka, który dzięki Teleexpressowi orientował się, że jest 17:00. Całkiem niedawno widziałam zdjęcie sprzedawcy siedzącego przed własnym sklepem z tabliczką informującą o godzinach otwarcia. Napis głosił, że sklep zamyka się, gdy pan jest zmęczony. Czas jest abstrakcyjny. Tak też podeszła do niego para holenderskich projektantów z Raw Color, pracując nad kolekcją zegarów. Z lakierowanych blach i kolorowych kartonów stworzyli delikatne, geometryczne kształty wprawiane w ruch za pomocą ukrytych pod spodem mechanizmów. Niektóre poruszają się szybciej, odliczając sekundy, inne wolniej, wskazując minuty, inne ledwo dostrzegalnie, mierząc godziny. Kolorowe układy to raczej kinetyczne rzeźby niż funkcjonalne zegary, ale może w związku z tym, że stanowią formalną interpretację czasu, bardziej nas do niego zbliżają.

Agata Nowotny

socjolożka, badaczka i wykładowczyni. Pisze i czyta o dizajnie. Współpracuje z projek­ tantami, uzupełniając ich działania o badania społeczne i kulturowe. Założycielka Instytutu Działań Projektowych IDEPE i działającej

187

w jego ramach czytelni z książkami o dizajnie i architekturze. Czytelnia IDEPE jest czynna od wtorku do soboty w godzinach 12—18, Fort Mokotów, ul. Racławicka 99, Warszawa.


art-terapia Subiektywny przewodnik o tym, jak sobie radzić z życiem w ciekawych czasach Marta Królak

Trudno stwierdzić, co było pierwsze – kompleksy czy depresja. Można natomiast śmiało powiedzieć, że to zjawiska współistniejące. Jednym z moich największych kompleksów jest wiek, bo jestem młoda i nieustannie muszę udowadniać, że mam coś do powiedzenia. Niestety nie pomaga tu wcale ciągle podsycane przez stare autorytety poczucie, że urodziłam się na tyle późno, że wszystkie najważniejsze rzeczy na świecie już się wydarzyły, a ja mogę co najwyżej wysłuchać relacji świadków, chociaż i tak nigdy tego na serio nie zrozumiem. Niemniej jednak nie zrażam się i próbuję bez przerwy dokształcać się w różnych tematach, w myśl sentencji Susan Sontag, że intelektualista interesuje się wszystkim. Sontag znana jest z tego, że wszystko wiedziała już w wieku 15 lat, więc żeby ją dogonić, robię 100 rzeczy naraz, czytam 20 książek, przez co większość porzucam w połowie albo przewracam co 10 stron. Oglądam jakieś 17 filmów, z czego 14 raczej nie skończę, nie mówiąc już o serialach – widziałam wszystkie. Efekt jest taki, że moja babcia, gdy była w moim wieku, miała już dwójkę dzieci, mieszkanie i ciężką pracę, a ja nie mam nawet tytułu magistra. Jak już wiecie, lwią część dorosłego życia spędziłam w depresji, co jeszcze do

niedawna uznawałam za czas zmarnowany. W czerwcu były moje urodziny i długo zastanawiałam się, jak uczcić ten symboliczny wiek. Co najmniej od podstawówki marzyłam, że kiedy dorosnę, zostanę intelektualistką, dlatego za jeden z życiowych sukcesów uznaję to, że po kilku latach walki wreszcie skończyłam czytać Łaskawe, a za drugi to, że powoli odechciewa mi się aspirować do standardów wyznaczanych przez starszych. Czas nieubłaganie płynie do przodu i o ile wcześniej nie wykończy mnie depresja, to sama stanę się przedstawicielką grupy, wobec której ustanawia się młodzieżowa kontrkultura. Zanim nastała era Leny Dunham, głosem pokolenia była Carrie Bradshaw, cytując więc najsłynniejszą nowojorską pisarkę: I couldn’t help but wonder… co tak naprawdę różni młodych od starych? Udałam się na panel dyskusyjny w Muzeum Sztuki Nowoczesnej zatytułowany „Zjeść starych”. Debata była mało dynamiczna, chociaż poruszała poważne tematy. Być może nudziłam się dlatego, że nie został do niej zaproszony żaden staruszek; w poprzednich debatach ASP z udziałem na przykład profesorów nie brakowało tak zwanej dramy. Okazało się jednak, że starzy młodych głównie wspierają finansowo. Skoro aktualny pozostaje model

188


1. Zbigniew Warpechowski: Modlitwa o Nic, 1974 2. Oskar Dawicki: bez tytułu, 2011. Praca powstała w odpowiedzi na słynne zdjęcie mistrza artysty, Zbigniewa Warpechowskiego. Zestawienie dzięki uprzejmości galerii Raster

współpracy mecenas–artysta (ewentualnie rodzice–artysta), to czy ów pokoleniowy konflikt napędzający młodych twórców nie jest przypadkiem pielęgnowaną od wieków fikcją? Weźmy na przykład dzisiejszy selfie-feminizm. Zjawisko to zawdzięczamy zbuntowanym kiedyś babciom typu VALIE EXPORT, Gina Pane, a u nas Natalia LL czy Ewa Partum. Pamiętacie pracę Judy Chicago z zakrwawionym tamponem? Dzisiaj możemy oglądać ją na wystawie Woman. Feminist Avant-Garde of the 1970s w wiedeńskim MUMOK-u, podczas gdy do legendy przeszło już zdjęcie zaplamionych okresem spodni Rupi Kaur, wielokrotnie usuwane z Instagrama. Gdyby ORLAN nie poddała się tym wszystkim hardkorowym operacjom plastycznym, nie byłoby smutnych i chorych dziewczyn w mediach społecznościowych. Dla feministek w poprzedniej epoce jedyną dostępną opcją było rozpoczęcie rewolucji poprzez wystawienie na ogląd własnych ciał na

własnych zasadach. Czy nie brzmi to jak wyznanie selfie-feministki? Sztuka feministyczna jest tylko jednym z jaskrawych przykładów powielania buntowniczych wzorców. Cichą patronką „art-terapii” jest Lygia Clark – gdyby nie ona, prawdopodobnie nigdy nie odważyłabym się prowadzić tej pseudoterapeutycznej rubryki. Ta brazylijska artystka całe swoje życie i twórczość poświęciła ludziom, ale nie publiczności. Zrezygnowała z komercyjnego sukcesu i ze współpracy z instytucjami artystycznymi, sztukę traktowała jako narzędzie pomagające radzić sobie z wszelkimi problemami – od niepełnosprawności ciała aż po stany depresyjne. Clark jest w gronie twórców, którzy przygotowali grunt pod sztukę partycypacyjną czy społecznie reaktywną i wydaje się wielce prawdopodobne, że z zaświatów sprawuje opiekę nad dzisiejszym młodym pokoleniem artystów, którzy podejmują radykalne decyzje i pracują za tak zwaną bułkę.

189


Ewa Partum: Samoidentyfikacje, 1980, dzięki uprzejmości ARTUM Fundacja ewa partum museum

W oczach dzisiejszych młodych starzy są raczej uparci i mają zamknięte głowy, nie rozumieją, że świat idzie do przodu, i trzeba im nieustannie udowadniać, że się za nim nadąża. Podobne doświadczenie stało się podstawą praktyki Keitha Arnatta. Zauważył on, że ultrapoważni artyści konceptualni stracili kontakt z rzeczywistością, dlatego w latach 70. ograniczył się niemal wyłącznie do fotografowania rzeczy, których nie było. Najśmieszniejszym żartem Arnatta stała się figura znikającego artysty, reprezentująca zanikające konceptualne „dzieło”. Dzięki humorystycznemu podejściu do uprawiania sztuki możemy zaryzykować stwierdzenie, że Arnatt antycypował nastanie

Marta Królak

dzisiejszej metarzeczywistości nieograniczonych możliwości, która z jednej strony wzbudza pogardę, z drugiej zaś fascynuje. Mniej śmieszy fakt, że przewidział też, jak trudno będzie zostać uznanym za artystę. Konflikt pokoleniowy ma dwa oblicza: młodzi są poniekąd winni wyobcowaniu publiczności, prześcigając się w strategiach ironizacji sztuki i historii. Ponieważ starzy im wmawiają, że wszystko już było, tworzą prace coraz bardziej hermetyczne i introwertyczne i nie chcą się z nich tłumaczyć. Bo nie muszą. Starzy się nie tłumaczyli.

absolwentka Kolegium Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Spo­

190

łecznych na Uniwer­ sytecie Warszawskim. Współpracowniczka NN6T.


artykuły biurowe

Wystarczająco nieprzyjemnie Jakub Zgierski

Resztki placka po węgiersku stygły w styropianowych pudełkach, a Paweł z nosem w telefonie szukał noclegów na Peloponezie. Chcę się wreszcie najeść i napić – powiedział, wstukując kryteria wyszukiwania i definiując filtry – prawdziwych oliwek i wina bez banderoli, a także niepasteryzowanego koziego sera z pszennym plackiem białym od mąki, chcę także wystawić skórę na wiatr i słońce, rzucić ciało w środek zimnej zatoki, ranić ręce o ostre skały, parzyć nogi meduzami, a potem zlizywać z warg morską sól i krew z rozciętego kolana. Potem czekać – aż się zagoi, aż wyschnie, aż krew dopłynie do mózgu. Potem chcę chodzić i jeździć, odwiedzać klasztory na szczytach gór, głaskać koty w bramach, pić wino i kawę od południa do nocy, ale też medytować – zobaczyć documenta, rozważać historie Odysa i z otwartością przyglądać się współpodróżnym – dlatego też wybieram filtr „na uboczu”, powiedział, a także żeby kościołów było „od trzech do pięciu”, żeby czuć się jak u siebie po „od 1 do 4 godzin” i żeby nie musieć codziennie godzinami krążyć po mieście w poszukiwaniu „autentycznej spektakularności” (zaznacz: nie). Ania spojrzała mu przez ramię. A mają może opcję, zapytała, codziennej półgodzinnej analizy foliowanych jadłospisów z wyblakłymi fotografiami owoców morza? A fakultatywnie: wieczorów z przewijaniem ogorzałych twarzy na Tinderze i równoległym wyszukiwaniem na Wikipedii lawiny lokalnych świętych, lokalnych szlachetnych Jakub Zgierski

rodów, lokalnych fortec, kościołów, galerii, przysmaków, specjałów i nocnych atrakcji? Bo w sumie chodzi tylko o to, powiedziała Ania, i sądzę, że warto to zapamiętać jako ogólną zasadę moralną i estetyczną, żeby było wystarczająco przyjemnie, a więc żeby było też trochę, wystarczająco, nieprzyjemnie. W szczególności, żeby szybko odnaleźć uczucie nonsensu, porządnie się wyspać i następnego dnia od rana leżeć na wznak w wodzie. Pokiwaliśmy głowami. Paweł spytał, czy mogę go zastąpić w czasie urlopu, na co zgodziłem się z radością. Sprzątnęliśmy styropian ze stołu i wróciliśmy do biurek, aby przez kolejne trzy godziny pozostałe do końca dnia pracy obserwować znad monitorów, jak lodowate podmuchy wiatru wzdymają reklamę za oknem.

kulturoznawca. Pisze artykuły o literatu­ rze, redaguje książki

191

o sztuce i organizuje wydarzenia filmowe.


będzie tylko gorzej Dziennik Ustaw Warszawa, dnia 1 lipca 2017 r. Poz. 1

USTAWA

z dnia 1 maja 2017 r.

o czasie wolnym ROZDZIAŁ I Przepisy ogólne Art. 1. Ilekroć w ustawie mowa jest o: 1) Czasie wolnym – rozumie się przez to czas, który nie jest czasem pracy. 2) Czasie pracy – rozumie się przez to czas zagospodarowany przez podmiot na rzecz interesu własnego bądź osób trzecich, bądź czas zagospodarowany przez osoby trzecie: tj. instytucje, ośrodki pracy i władzy, określone strukturami i ramami prawnymi, bądź też normami społecznymi. 3) Czasie pozornie wolnym – rozumie się przez to czas wolny, w stosunku do którego za pomocą aparatu miękkiego przymusu, jakim są wszelkiego rodzaju aktywności narzucone nam przez struktury społeczne, osobie zainteresowanej narzucane są różne niezawodowe obowiązki. ROZDZIAŁ II Polityka ochrony czasu wolnego oraz programy czasu wolnego Art 2. Polityka ochrony czasu wolnego to zespół działań mających na celu stworzenie warunków niezbędnych do realizacji czasu wolnego, zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju. Art 3. Czas wolny powinien podlegać ochronie zarówno instytucjonalnej, poprzez systematyczny rozwój standardów wolnościowych, jak i poprzez edukację nakierowaną na umiejętność

rozróżnienia czasu wolnego i czasu pozornie wolnego. Art 4. Podmioty korzystające z czasu wolnego, zobowiązane z mocy prawa oraz na mocy decyzji do pomiaru poziomu czasu lub energii oraz wielkości zużycia czasu, udostępniają informacje na potrzeby lokalnego monitoringu zachowania czasu wolnego. Art 5. Zasady zrównoważonego rozwoju i ochrony czasu wolnego stanowią podstawę do sporządzania i aktualizacji koncepcji nowego czasowego zagospodarowania społeczeństwa. Art 6. Czasu wolnego nie można dystrybuować poza obszarem własnego ja. ROZDZIAŁ III Ochrona czasu wolnego Art. 7. Źródłem informacji o czasie wolnym winny być: zegar biologiczny i własne widzimisię, które według potrzeb rozporządzają podstawowymi zasobami czasu wolnego. Art. 8. Czasem wolnym każdy podmiot zarządza swobodnie, według własnego uznania. Czas ten nie podlega nadzorowi korporacji, urzędów państwowych i instytucji pracy. Czasem wolnym jest czas zmarnowany, zagospodarowany lub spożytkowany w dowolny sposób, co jest szczegółowo rozwinięte w rozdziale IV. Art. 9. Czasem pozornie wolnym jest czas poświęcony na zobowiązania

192


narzucone przez społeczeństwo kierowane poprzez liczne formy rozrywki i zaangażowania – np. piątkowe wyjścia do klubu; struktury zawodowe – rytualny wyścig z pracy na squasha, wyjazd integracyjny, wtorkowy trening; polityczne – sobotni marsz w obronie idei; religijne – niedzielne wyjście do kościoła. Art. 10. Czas wolny należy wyodrębnić od czasu pozornie wolnego. Art. 11. Czas wolny jako towar deficytowy powinien podlegać wszelkim formom uwznioślenia. Powinno się go traktować nie tylko jako zagadnienie społeczne, lecz także, a może przede wszystkim, jako temat pracy artystycznej. Art. 12. Osoby posiadające naddatek czasu wolnego powinny dbać o to, by nie tracić tego naddatku. Czas wolny jest prawem niezbywalnym; w szczególności w przypadku niedoboru czasu wolnego osoba z takim naddatkiem nie może dobrowolnie oddać kilku godzin swojego czasu wolnego na rzecz zarobasów. ROZDZIAŁ IV Rodzaje czasu wolnego Art. 13. Jako czas wolny określa się w szczególności: 1) Czas aktywny – pożytkowany na dobrowolny samorozwój. 2) Czas medytacji – spędzany na rozwoju świadomości oraz skupieniu się na pytaniach, od których odrywa nas czas pracy i czas pozornie wolny. 3) Czas półaktywny – pożytkowany na przyjemności, które potencjalnie mogą doprowadzić nas do samorozwoju, tj.: oglądanie filmów klasy B, czytanie literatury przeciętnej, słuchanie Rihanny. 4) Czas wstydliwy – spędzony na patrzeniu w lustro, dłubaniu w uchu,

Alek Hudzik (ur. 1989)

pstrykaniu palcem, bębnieniu w stół lub oparcie krzesła, gadaniu głupot. 5) Czas zmarnowany – czas znikających godzin. 6) Czas tępy – spędzony na pozornej aktywności np. w mediach społecznościowych, którego rezultatem jest zupełne nic. 7) Czas wspólny – czas, którym gospodarujemy wspólnie ze znajomymi, bliskimi bądź nowo poznanymi, by korzystając z uroków i przyjemności nicnierobienia bądź robienia czegoś przyjemnego, budować społeczeństwo ludzi, których wiąże coś innego niż wspólny interes. ROZDZIAŁ V Ostrzeżenia, nakazy, prośby i sugestie Art. 14. We wszystkich wymienionych rodzajach czasu wolnego należy wystrzegać się chęci zamiany czasu wolnego na aktywność zawodową. Należy też ze szczególną uwagą dbać o higienę czasu wolnego, doceniając każdy z przejawów i rodzajów tejże wolności. Art. 15. Czas wspólny powinien podlegać szczególnej pielęgnacji, a ośrodki państwowe powinny dołożyć wszelkich starań, by tworzyć zarówno infrastrukturę, jak i dogodne rozwiązania dla ludzi, którzy czas wolny pragną spędzać razem. ROZDZIAŁ VI Przepisy końcowe Art. 16. Ustawa wchodzi w życie po upływie 3 dni ustawowo wolnych od pracy, licząc od dnia jej ogłoszenia. Sporządził sekretarz: Aleksander Hudzik

pisze o sztuce na FB i o kulturze w „News­ weeku”. Czasem też do innych gazet.

193

Z NN6T związany od numeru 61, czyli od wielu, wielu lat.


Atlas Altan to narzędzie służące rozpoznaniu architektury altan działkowych stworzone przez architektów z grupy PARERGA, inicjatorów projektu badawczego Proste historie, poświęconego fenomenowi działek. Na zdjęciach Rodzinne Ogrody Działkowe między innymi w Sieradzu, Złotym Stoku i Warszawie. Fot. Maciej Mazan i Wojciech Mazan; instagram.com/atlasaltan

LEKTURY Pasjami zbieram książki o ogrodnictwie i kalendarze działkowca z lat 60., 70. i 80. Szukam w nich wyjątkowych projektów. Jedna książka do dziś doskonale się sprawdza – to Mały domek na działce Kazimierza Muszyńskiego i Jana Szymańskiego. Z pięknymi rysunkami, ale przede wszystkim z nowoczesnymi, inspirującymi pomysłami na działkowe altany. Nie musicie kupować domku czy pergoli w supermarkecie ogrodniczym. Możecie zbudować je sami! 194


gleba

Wzloty i upadki początkującej działkowiczki agnieszka kowalska

w mojej top trójce” – mówi architekt Wojtek Mazan, pomysłodawca Atlasu. Miód na moje serce. Spotykam tu coraz więcej takich młodych freaków. Zmianę pokoleniową widać na działkach gołym okiem, czasami są to bardzo wzruszające historie. Obserwuję już na naszych działkach Właścicielka działki tuż obok mojej, kooperatywy ogrodnicze. Kilka osób pani Ola, lat 82, po 45 latach zdecydowspólnie gospodarzy na jednym terewała się ją sprzedać. „Jeśli nie mogę nie, każdy dba o grządki i każdy może już tego robić perfekcyjnie, to nie chcę z nich zbierać. Coś czuję, że kolejnym wcale” – przyznała z bólem. Przez te krokiem będą ogródkowe coworkingi. Mój przyjaciel nie ma zamiaru uprawiać lata stworzyła tu najpiękniejszy kwietna swojej działce niczego szczególnego. ny dywan, z każdej podróży przywoziła nowe okazy. Nie reklamowałam za barChce zmodernizować domek tak, żeby dzo tej działki wśród moich znajomych, służył mu jako biuro. Przez cały rok. chociaż miała bardzo atrakcyjną cenę. Da się to zrobić. Mam tu takiego sąsiaWiedziałam, że oni potrzebują czegoś da, który zbudował w swoim domku innego – sporego kawałka trawy, a nie piec. Piszę „domku”, ale nie jest to tygrządek do codziennego pielenia. To powa altana. Wygląda jak igloo, koputypowa działka dla emeryta, który bęlak, modernistyczna architektura utodzie potrafił docenić ten piękny ogród pijna. I stoi sobie na działkach. Michał i o niego zadbać. Kupili ją w końcu mło– kierowca ciężarówki – zbudował go dzi z dwójką dzieci, ale skopali na razie ze słomy i gliny przy fachowej pomocy firmy Janusza Świderskiego Biobudow- malutko. Chcą się jeszcze przez ten rok nacieszyć dziełem poprzedniczki. nictwo. Wciąż go wykańcza, poprawia, Takie właśnie działki przeważają na bo na kopule pojawiają się pęknięcia. mojej alejce Kolejowej. Seniorzy nie To projekt trudny, ale niezwykle satysmają już siły skopywać ziemi pod wafakcjonujący. rzywa – z kolei wielu młodych robi to Domek igloo stał się naszą lokalną dumą. Spacerując po działkach, zawsze tuż po kupieniu działki. Pierwsza rzecz: warzywnik. Nie dziwię się, sama teraz pokazujemy go znajomym. Michał jest zbieram plony tej ciężkiej roboty. Na człowiekiem sympatycznym i gościnmiejscu, w moim ogrodowym biurze, nym, więc bez problemu zaprasza na swój teren. Zaprowadziłam tam też eki- mogę sobie na „lunch” zrobić pyszną pę Atlasu Altan, która na naszych dział- sałatę z pomidorów, ogórków i rukoli, kach otworzyła wystawę zdjęć i modeli zagryzając strąkami słodkiego groszku i truskawkami. A na kolację do domu najciekawszych domków z całej Polzabieram cukinię. ski. Igloo znalazło się wśród nich. „Jest Piszę, siedząc na tarasie na działce. Popodlewałam, popieliłam, jest godzina 10. Ptaki śpiewają, słońce świeci, wokoło zieleń i kwiaty. Czego chcieć więcej?

195


DO ZROBIENIA TERAZ Pielenie, podlewanie, zbieranie, koszenie trawy. I tak w kółko. To dobry czas plonów. Warto zagłębić się w książki kulinarne i już teraz pomyśleć o tym, jak zrobić przetwory na zimę i jesienne wino. Gdy skończycie zbiór jednego warzywa, dosadzajcie na tej samej grządce kolejne. Tylko poczytajcie, które będą po nich dobrze rosły. Zostawcie na przykład w ziemi korzenie bobu i zasiejcie między nimi marchew, urośnie naprawdę wielka.

DZIAŁKOWA MODA Koniecznie noście coś na głowie. Niemal cała moja działka jest nasłoneczniona, więc bez kapelusza nie da się na niej pracować. I tak już wyglądam, jakbym dorabiała sobie na budowie (ostra opalenizna od wczesnej wiosny). Trudno ochronić się przed słońcem. Kapelusz jest gustownym rozwiązaniem!

MUSISZ TO MIEĆ Kompostownik, bo takie są przepisy. Ale to też bardzo praktyczna rzecz – jest gdzie składować zielone odpady z ogrodu i, co najważniejsze, resztki jedzenia z gospodarstwa domowego. Doszedł mi więc w domu kolejny kosz na śmieci. Ale nie tylko mi. Znajomi, którzy mieszkają blisko działek, zbierają dla mnie odpady na kompost i raz w tygodniu przywożą je na rowerach w drodze do pracy. Za rok będzie z tego dobra ziemia pod warzywa. Nic się nie marnuje. Ja mam plastikowy kompostownik, bo jest praktyczny, ale najlepiej zbudować sobie taki naturalny, z przyciętych w ogrodzie gałęzi, wierzbowych witek. A najlepiej od razu dwa, żeby przekładać z jednego do drugiego. Kompost lubi oddychać, dobrze jest też różnicować warstwy – trochę trawy, potem skorupki od jajek, obierki z warzyw i znów zielone. Nie wrzucajcie tam tylko zaatakowanych przez choroby liści, owoców czy mleczy. To musi być zdrowa ziemia pod nowe zdrowe plony.

Poza tym panowie zwykle wybierają bejsbolówkę lub płócienny kapelusz wędkarski, a panie słomiany kapelusz lub apaszkę wiązaną na głowie. Hitem jest koszulka zmoczona w zimnej wodzie i zamotana w turban.

196


INSTAGARDEN Odkryłam, jakie bogactwo kryje się pod hasztagiem #allotment. Co wieczór przeglądam te zdjęcia, to dla mnie lepsze niż seriale. Widzę, jak ludzie na całym świecie w tym samym czasie sadzą, zbierają, pielęgnują swoje poletka. Tworzy się ogólnoświatowa sieć młodych ogrodników, którzy uprawiają warzywa, propagują dobre jedzenie i dobre życie. To naprawdę budujące. Brytyjczycy mają niesamowite działki, tam tradycja ogrodnicza jest najsilniejsza. W Stanach młodzi przejmują farmy rodziców i przestawiają je na ekologiczną żywność. Mam już wśród nich wielu znajomych.

Agnieszka Kowalska

ROŚLINA KWARTAŁU lipiec – wrzesień Pomidor, król ogródków działkowych Jeśli działkowicze decydują się na uprawianie warzyw, stawiają głównie na pomidory. To ciekawe, bo pomidory nie lubią rosnąć pod gołym niebem. Niektórzy zostawiają je więc pod folią, inni odsłaniają tylko z boków, żeby miały przewiew i osłonę z góry. Wszyscy porządnie je palikują, bo pomidor potrafi urosnąć wysoki. Ja uprawiam je bez osłony, dają radę. Pamiętam tylko, żeby nie polewać liści i obrywać sukcesywnie te dolne. Pomiędzy pomidorami posadziłam aksamitki i bazylię, bo przyciągają do siebie szkodniki. Przez całe lato na działce mogę serwować gościom sałatkę ze świeżych warzyw. Mniam!

dziennikarka kultural­ na, 15 lat w „Gazecie Wyborczej”. Współ­ autorka przewodników Zrób to w Warszawie! i bazaru ZOO Market.

197

Autorka albumu Warszawa. Warsaw i serwisu Warszawawarsaw.com, a także książeczki Hej, Szprotka!


recenzje lektur nowych i starych Kurzojady

Wiele żyć małych zwierzątek W tym sezonie wszyscy czytają o zwierzętach. Wydawnictwo Widnokrąg opublikowało przepiękną, choć niepozorną książkę autorstwa Anne Crausaz Remek marzyciel, w której poznajemy parę ślimaczków płodzącą małego ślimaczka. Mały ślimaczek zastanawia się, kim może zostać w przyszłości – słoniem, wilkiem czy może truskawką – ale przecież trzeba być sobą, zatem ślimaczek pozostaje ślimakiem i od razu poznaje śliczną ślimaczycę. Prawdopodobnie w ten sposób autorka postanowiła dzieciom pokazać, że przykry codzienny determinizm polega na tym, że wszystko jest cykliczne, a człowiek urodził się po to, by się rozmnażać. Przeraża mnie ta wizja i mimo ujmujących obrazków nie polecam tej pozycji. Znajdźmy sobie inne zwierzątka – w Poszukiwaczach przygód Tomasza Minkiewicza (Nasza Księgarnia) poznacie przeuroczą świnkę-herolda, która opowiada o przygodach trójki przyjaciół: wiewiórki, żubra i nietoperza, którzy (trochę nieświeża niespodzianka!) szukają magicznego pierścienia. W tym momencie możecie zacząć zastanawiać się nad moją kondycją, bo przecież polecanie historyjek o zwierzakach szukających magicznych pierścieni to granda, ale w rzeczywistości większa część tej ślicznie zilustrowanej książki to zagadki w rodzaju „znajdź 10 zielonych jabłek” na bogato okraszonej rysunkami planszy. Człowiek z roku na rok robi się starszy i niby poważniejszy, a i tak z zapałem godnym lepszej sprawy o północy szuka tych cholernych jabłuszek, zgubionych śrubek i diamencików.

Jeśli już czytamy o zwierzętach, to na wakacje musicie zabrać Wzgórze psów Jakuba Żulczyka (Świat Książki). Nie chodzi nawet o to, byście tę książkę przeczytali, ale osoby aspirujące do zadzierzgiwania znajomości będą z nią miały łatwiej, a gdybyście potrzebowali dociążyć coś czy przytrzymać drzwi, to jest to pozycja wręcz wymarzona do użycia w charakterze podręcznej cegły. Poza tym to niezły tekst. Żulczyk pokazał, że wszyscy jesteśmy świniami. Ukazały się również Wiersze zebrane Stanisława Grochowiaka (Warstwy), z którego twórczości może pamiętacie wiersz Płonąca żyrafa, zawierający słynny fragment: „I robić z mięsa I myśleć z mięsem / I w imię mięsa Na przekór mięsu / Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa / Szczególnie szczególnie w obronie mięsa”. Wiersz znajdziecie też online, możliwe że z komentarzem: „Idealny dla wegetarian”. Do tego wydawnictwo Marginesy stworzyło serię „Eko”, a w Znaku dostaniecie kolejne książki o życiu roślin i zwierząt autorstwa Petera Wohllebena. Nawet na II wojnę światową zaczynamy patrzeć z perspektywy zwierzęcej. Póki co startujemy od niedźwiadka Wojtka i małżeństwa Żabinskich (Antonina Żabinska, Ludzie i zwierzęta – lektura niekonieczna, acz ciekawa), ale kto wie, co przyniosą najbliższe lata. Wojtek Szot TAKIE CZASY Gdzież widać czas lepiej niż w bibliotekach! Zróbcie krok poza regał z nowościami, poza multimedialne stanowisko bibliotekarki. Czujecie ten zapach? To

198


zapach mijającego czasu, zakonserwowany w dawno niezdejmowanych z półek książkach. Oto jedna z nich, Zielone lato 1934. Pisarka Helena Boguszewska i pisarz Jerzy Kornacki od roku są parą, postanawiają w świeżo zakupionym brulionie prowadzić wspólny dziennik dokumentujący ich związek i pracę. Mamy rok 1934, Gocław jest podwarszawską wsią, a z Grochowa jedzie się nie „do centrum”, tylko „do miasta”. Nie jest to lektura na jedno posiedzenie i wypieki emocji na licu. Z drugiej strony cóż za rozpiętość tematów! I każdy do przetrawienia, bo pomimo osiemdziesięciu lat, jakie minęły od „zielonego lata”, obraz polityczno-społecznego życia Polski jest nieprzyjemnie aktualny. Na przykład Kornacki pisze tak: „Z bliska zobaczone, ostatnio w wojsku, bezładne, nieskładne zbiorowisko Polaków, z ziem polskich i wschodnich. Rozmaite chłopaki. Nędza przeraźliwa, a w nędzy ferment. Młode mistycyzmy i młode konspiracje, z głowami w utopiach, z utopiami w programach. Ale żaden program nie zwołuje do budowy. Wszystkie albo szepczą, albo krzyczą o rozkładzie. Ona się rozkłada, ta nasza Polska, nasza magma polska – w każdym Polaku. To jest straszny widok! To jest podłe widowisko...”. Porusza zawarty w pamiętniku obraz świeżego związku dwojga dojrzałych ludzi, wspólnoty zainteresowań, wspierania się w twórczości, poszukiwania razem tematów, ba, pisania powieści na cztery ręce! Fascynujące są też relacje ze spotkań grupy literackiej „Przedmieście”. Dyskusje, referaty, streszczenia książek, które jedni Kurzojady, czyli Olga Wróbel i Wojciech Szot,

członkowie przygotowują dla drugich. System wspierania prześladowanych politycznie literatów poprzez umieszczanie ich na liście zleceniobiorców. Opis nowego, wspaniałego świata, który w 1934 roku wydaje się logiczną konsekwencją postępu. „Zandberg nawiązując do wizji przyszłych wieków, więc do elektrycznych robotów zamiast maszyn i do rakiet na Marsa, przypomniał wynalazek pana Przeradzkiego – zegar społeczny. Przemiany w przemyśle, w rolnictwie i tak dalej odbiorą ludzkości konieczność pracy. Zwykły dzień roboczy, dzisiaj ośmiogodzinny, zredukuje się do godziny, do kwadransa. Cóż więc pocznie człowiek z tak zwanym wolnym czasem? (...) Przy­ puśćmy, bije godzina piąta rano. Jednocześnie wszyscy na danej szerokości szczęśliwego globu wybiegają z pościeli i zaczyna się gimnastyka poranna. Potem inne rzeczy. I tak dalej, do południa, potem do zachodu, właściwie cały czas. W rozkładzie wspólnego zegara można stosować zmiany – dla różnych pór wieku, jako że co przystoi dorosłym, dojrzałym mężczyznom i kobietom, tego się nie godzi stosować niemowlętom. Ale niewzruszona pozostaje zasada – wspólny rozkład dnia, wspólny zegar społeczny – i tak już do końca ludzkości na tej ziemi”. Ach, biedne naiwniaki, godzinny dzień pracy – owszem. Ale dniówka też godzinna, a reszta zbędnego ludzkiego mięsa bez pracy, bo roboty radzą sobie rzeczywiście doskonale. Takie czasy, takie obyczaje, o czym donosi ze zgrozą wasza koleżanka z przyszłości, Wróbel Olga.

w każdym numerze NN6T recenzują lektury nowe i stare oraz zamiesz­ czają fragmenty swoje­ go bloga.

199

Więcej: kurzojady.blogspot.com


bęc poleca druki

Steen Eiler Rasmussen, Odczuwanie architektury, Karakter, Kraków 2015; Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy, Muzeum Sztuki w Łodzi, Łódź 2017; Everything Is Getting Better: Unknown Knowns of Polish (Post)colonialism, red. Joanna Warsza i Jan Simon, Savvy Contemporary, The Laboratory of Forms-Ideas, Berlin 2017; Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Karakter, Kraków 2017; Rzeczy warszawskie, Muzeum Warszawy, Warszawa 2017; Zenon Kruczyński, Farba znaczy krew, Czarne, Wołowiec 2017; Parkowanie 2007–2016. Historia różnych zdarzeń, Stowarzyszenie A Ku Ku Sztuka, Gdańsk 2016; Zofia Krawiec, Miłosny performans, Lampa i Iskra Boża, Galeria Labirynt,

BWA Tarnów, Warszawa 2016; Repose, red. Agnieszka Kilian, Fundacja Imago Mundi, Kraków 2015; Jarosław Iwaszkiewicz, Kocia książka, Oficyna Wydawnicza Wilk & Król, Warszawa 2015; Tomasz Majeran, Koty. Podręcznik użytkowania, Wolno, Lusowo 2017; Maciej Mazur, Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa, Wydawnictwo Myśliński, Warszawa 2017; Gilles Deleuze, Félix Guattari, Anty-Edyp. Kapitalizm i schizofrenia, tom 1, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017; The Site Residency, red. Livia Páldi, Sternberg Press, Berlin 2017; Czyje jest nasze życie. Rozmawiają Olga Drenda i Bartłomiej Dobroczyński, Znak, Kraków 2017; Stefan Żółkiewski, Kultura i polityka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958;


Fot. Justyna Chmielewska

Hans Rudolf Bosshard, Reguła i intuicja. O rozwadze i spontaniczności projektowania, d2d.pl, Kraków 2017; Błażej Ciarkowski, Odcienie szarości. Architekci i polityka w PRL-u, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017; Jakub Banasiak, 15 stuleci. Rozmowa z Wilhelmem Sasnalem, Czarne, Wołowiec 2017; Konrad Pustoła, bez tytułu, Fundacja Nowych Działań, Warszawa 2016; Myśl teatralna polskiej awangardy 1919–1939. Antologia, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1973; Wells Towers, Ruiny i zgliszcza, Karakter, Kraków 2017; Aleksandra Lipczak, Ludzie z placu Słońca, Dowody na Istnienie, Warszawa 2017; Relacja Warszawa–Zakopane, Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Tatrzańskie

im. Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, Warszawa– Zakopane 2017; Iwona Luba, Ewa Paulina Wawer, Władysław Strzemiński. Zawsze w awangardzie. Rekonstrukcja nieznanej biografii 1983–1917, Muzeum Sztuki w Łodzi, Łódź 2017; Ćwiczenia w autonomii. Tamás Kaszás we współpracy z Anikó Loránt, Muzeum Sztuki w Łodzi, Łódź 2016; Maciej Rawluk, bez tytułu, ASP im. W. Strzemińskiego w Łodzi, Łódź 2017; Władysław Hasior, Czas niedomknięty, Galeria Miejska BWA Bydgoszcz, Bydgoszcz 2013; NOT.FOT. Notatnik Fotograficzny Władysława Hasiora, tom 1, Wydawnictwo Muzeum Tatrzańskiego im. Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, Zakopane 2017


usuń poezję

Rozdzielczość Chleba przedstawia: Piotr Puldzian Płucienniczak

Firmy

Projekt FIRMY to potężna analiza ilościowa polskiej gospodarki kreatywnej w sektorze słowotwórstwa. Język polski jest polską przestrzenią publiczną i ma dokładnie taki status: jest miejscem, w którym można powiesić banner. W miękkiej materii słownictwa odciskają się trendy gospodarcze i polityczne, a materia językowa – jak móz­ gi – urabiana jest przez specjalistów, konsultantów i reklamodawców. Każdy przedsiębiorczy Polak – powiadają – powinien założyć firmę i wymyślić słowo. O ile przedsiębiorstwa to nie do końca to, co nas interesuje, o tyle słowa mogą zostać.

Chrematonimia – nauka o nazwach własnych towarów i usług – stanowi znacznie lepsze narzędzie badania polskiej gospodarki niż ekonomia. Karol Marks powiadał, że praca, modyfikowanie rzeczywistości, stanowi o istocie gatunkowej człowieka. Bazową rzeczywistość polską zmienia się jednak dość trudno. To w nazwach przedsiębiorstw znajduje wyraz twórcze podejście do rzeczywistości: o ile sama firma może nie różnić się działalnością od innych przybytków, o tyle jej nazwa jest własna. Jest nowym wyrazem par excellence.

Poniżej prezentujemy wybór 1000 firm, których nazwy wieńczy patriotyczny sufiks -pol. Znacznie więcej firm można otrzymać bezpłatnie tutaj: http://rozdzielchleb.pl/firmy/

Abapol Abpol Achpol Acropol Actipol Adamexpol Adiropol Adopol Adriapol Adropol Afkpol Agadampol Agpol Agrimpol Agrofarmpol Ajaspol Akipol Akospol Albapol

Alfapol Algapol Algopol Alkopol Allpol Almapol Alpol Alwopol Amberpol Anbopol Andarpol Andipol Andrepol Andropol Anepol Angopol Angpol Animapol Annpol

Anopol Anpol Ansofpol Anspol Apipol Apol Arapol Archipol Arcopol Arendpol Areopol Arkopol Arkpol Arpol Arspol Artpol Ascompol Ascopol Askopol

Aspapol Astropol Auropol Austropol Autocompol Autoexpol Autpol Avespol Awipol Axpol Azpol Backpol Badropol Bagpol Bajpol Bamipol Bankopol Bapol Baritpol 202

Barkopol Barkpol Barkspol Barpol Bartpol Baspol Bastpol Baśpol Baterpol Batispol Bauexpol Bauimpol Baupol Baxpol Bazpol Befrapol Begapol Beipol Bekpol

Belpol Bempol Benapol Benpol Beopol Bepol Bergpol Berpol Besopol Bespol Besspol Betapol Betrixpol Betropol Bewapol Bewipol Bezpol Bhpol Biapol


Bigpol Bilpol Biłpol Biopol Bipol Bitpol Biuropol Bizapol Blachpol Blastexpol Blastopol Blopol Bocpol Bomapol Bopol Bornpol Boxpol Brajpol Brampol Brapol Brespol Brexpol Bridpol Brinpol Bropol Browpol Brukpol Brunpol Bruspol Budepol Budespol Budexpol Budopol Budropol Bugopol Bujpol Bukpol Buskopol Buspol Campol Canpol Carbopol Cegpol Celpol Centerpol Centpol Cetpol Cewpol Champol Chemiopol Chempol Chenkpol

Cherpol Chłodpol Chmielpol Chodpol Chotpol Chrispol Christianapol Chronpol Chryspol Ciepłopol Cithermpol Codpol Comespol Confexpol Conhpol Conpol Conspol Coppol Corpol Cotexpol Courpol Crespol Cukropol Cynkopol Czarexpol Czempol Dachpol Dagmarpol Dagpol Dagropol Dajanpol Dalpol Damixpol Danopol Darcpol Darkopol Darmpol Daropol Daskopol Daspol Daunexpol Dawidpol Dawpol Daxpol Decapol Decpol Degropol Dekorpol Dekspol Dempol Depol Dezanpol

Diagpol Diamentpol Dinopol Discpol Dixpol Długopol Dolpol Domapol Dompol Dorapol Dorexpol Dorpol Dozorpol Drapol Drekpol Drewartpol Drewipol Drewpol Drexpol Drinkpol Drogpol Drukpol Dudipol Dulpol Dunipol Durpol Dyczpol Dyrpol Dytpol Dywanpol Dźwigpol Eastpol Ecopol Edipol Edpol Efpol Egopol Ekopiecpol Ekopol Ekoservispol Ekoszronpol Elartpol Elepol Elfpol Elkopol Elmapol Elmarpol Elopol Eltropol Emapol Embipol Enapol

Enexpol Enipol Enpol Epol Ericpol Erpol Eskapol Estpol Etipol Euroeastpol Eurolpol Europexpol Europol Europpol Eurotelpol Everpol Evpol Ewipol Eximpol Expol Extrupol Ezrapol Faberpol Facpol Fadpol Fakopol Fampol Farmapol Fartpol Fawapol Faxpol Fazpol Felixpol Felpol Fenpol Fepol Fermpol Filipol Filpol Filtrpol Finnepol Finpol Flampol Flaxpol Flexpol Flotpol Folkpol Folpol Fompol Fonpol Fontanpol Formopol

203

Fortpol Francepol Francopol Francpol Frankpol Franspol Fredpol Frezpol Frigoopol Frigopol Fripol Frizpol Frostpol Fructipol Fructopol Fruitpol Furpol Furspol Futropol Gabipol Gabpol Gajpol Gallpol Galpol Gałopol Gampol Gappol Garpol Gastpol Gawipol Gazpol Geodexpol Geojarpol Geopol Giftpol Gilpol Ginpol Gippol Gjaspol Gladpol Glaspol Glaszpol Glogopol Gmyrpol Gobopol Gopol Grafpol Grainpol Grantpol Grapol Graszpol Grawipol

Graxpol Grażpol Grecopol Greenpol Gregpol Grespol Grinpol Grofpol Gropol Grunpol Gruntpol Gryspol Gryzpol Grześpol Gspol Gumpol Guterpol Gwarpol Halpol Handlopol Hanipol Hankopol Hartpol Hedpol Heltkopol Hemarpol Henopol Henpol Herpol Hetpol Himpol Hofpol Hoischpol Holandpol Holcpol Hompol Horpol Horsepol Hungapol Hurtpol Hydrogeopol Iberipol Iberpol Ibropol Icepol Igapol Iglespol Ikwapol Ilpol Immopol Impol Indopol


Indykpol Inowopol Inpol Instalpol Integropol Intelpol Intexpol Intpol Intranspol Intropol Inverpol Inwestpol Inżpol Ipol Irapol Irkopol Irtexpol Isopol Istpol Italpol Itpol Ivanpol Iwapol Iwipol Iwopol Izakpol Izokpol Jacpol Jagdpol Jahnckepol Jakpol Jampol Jamppol Janapol Janedpol Janexpol Janipol Jankpol Japol Jarkopol Jarkpol Jaropol Jarpol Jasanpol Jaspol Jawapol Jawipol Jaxpol Joanpol Joongpol Joppol Jorapol

Jordpol Jospol Józekpol Jubopol Jugpol Jumapol Junipol Jurapol Jurkpol Jurpol Juspol Jutapol Jutexpol Jutpol Juxpol Kabepol Kablopol Kacpol Kajpol Kaletpol Kalpol Kamburpol Kanpol Karbopol Karipol Karopol Kartpol Kaszpol Kempol Kenpol Kentpol Kerpol Keypol Khavipol Kimpol Kitpol Klimechpol Klimpol Knopol Kodapol Kodpol Kogpol Kolpol Komapol Komerpol Komfopol Kominpol Kompol Konekpol Konpol Koryspol Kosmepol

Kostpol Kozpol Kraftpol Kranpol Kraspol Kratpol Kredopol Krempol Krivpol Krucpol Krukpol Kruszpol Krzychpol Krzyszpol Kseropol Książpol Kumipol Kuppol Kurpol Kwarcpol Kwiatpol Lachpol Lacpol Lakpol Landpol Lanpol Larpol Latinpol Latpol Laxpol Lechpol Ledpol Legipol Lekrepol Lempol Leopol Lewandpol Lexpol Liazpol Liberpol Liderpol Lidpol Lilpol Lilypol Limpol Linekpol Linenpol Linpol Liwapol Lodopol Lonpol Lopol

Loxpol Lubopol Lubpol Lubrapol Lucpol Lukpol Lukspol Lumipol Lustropol Łakpol Łączpol Łąkpol Machpol Madpol Magdapol Magicpol Mahzpol Majpol Makopol Makpol Makropol Malwerpol Marcopol Marespol Marianpol Marinpol Markopol Maropol Marspol Marvipol Masterpol Masztpol Maszynopol Matarpol Mecapol Medixpol Megapol Meldropol Melpol Menpol Merpol Metpol Miarpol Michpol Mięspol Mikopol Mikropol Miłkopol Miragpol Mirapol Mirexpol Mirkpol 204

Miropol Mispol Mitpol Mixpol Młynpol Mobilpol Modapol Modernpol Mokpol Mopol Mospol Mostpol Mypol Nadpol Najpol Nakpol Nalpol Namirpol Nampol Nastapol Natopol Nedapol Nederpol Nekopol Nepol Netpol Nevexpol Newpol Nexpol Nikspol Nitpol Niwapol Nokpol Normapol Northpol Nortpol Novexpol Novopol Nowopol Nowpol Odpol Ogipol Ogpol Ohrpol Okspol Oktanpol Olipol Olpol Opol Oponpol Optopol Orexpol

Ortpol Orwapol Osadopol Ospol Otpol Outipol Ovopol Owopol Oxpol Ozipol Pakpol Panepol Panpol Parapol Patrykpol Pazpol Pejpol Pekpol Pekrapol Perkpol Perspol Pespol Petropol Pharmapol Pianpol Pikpol Pilpol Pimdipol Pinipol Plandpol Planpol Plantpol Plaspol Płytexpol Płytpol Pokpol Polerpol Polipol Polmaxpol Porkpol Porpol Potpol Pragpol Pralpol Prampol Prapol Primpol Prinpol Prodlekpol Prodpol Proexpol Projektpol


Promopol Prosspol Prucpol Przempol Puczpol Qalipol Quanpol Rafpol Rajffpol Rakapol Ratpol Rawapol Rawpol Recapol Redyspol Rekopol Rekropol Remapol Remopol Rempol Renimpol Renopol Renpol Revalpol Rexpol Rimpol Rindipol Robpol Rodpol Rogpol Romipol Rompol Ronapol Roxpol Roypol Różopol Różpol Runopol Rurexpol Rutpol Rxpol Rybpol Rygpol Ryspol

Ryzopol Sabpol Sachpol Sadopol Saintpol Sajpol Sakropol Sampol Sandropol Santpol Sartopol Saspol Savepol Sawpol Scandpol Scapol Scotpol Seapol Securpol Sejpol Seripol Sękpol Siarkopol Siatpol Sierzpol Signopol Silkpol Silopol Silpol Silverpol Simapol Sindpol Siropol Skalpol Skampol Skanpol Skarpol Skinpol Skórpol Sławkopol Sławpol Smolpol Sofpol Softpol

Poezja nie jest już zakuta w tekstowe in­ terfejsy. Dzięki osią­ gnięciom myśli ludzkiej materiał poetycki może dziś zostać przedsta­ wiony w postaci obrazu,

Solidpol Sonpol Sopftpol Specpol Spekpol Spol Sportpol Sprężpol Srebropol Stachpol Stagapol Stalexpol Stangpol Stapol Stawpol Steinpol Stekpol Stelpol Stenpol Stowpol Studnopol Styropol Suchpol Superpol Sussmanpol Sverpol Synpol Szapol Szczotpol Szelpol Sznurpol Szragopol Sztachpol Szyngopol Ślusarpol Światpol Tadeopol Tadipol Tadpol Tanpol Tarczpol Tardopol Targopol Tarpol

Taspol Tatpol Technipol Techpol Tecpol Tekspol Telgapol Tellpol Telpol Terexpol Terpol Texpol Tęczopol Tiaspol Timberpol Tinapol Tinpol Tinspol Tirpol Tokpol Tolexpol Torimpol Toropol Tospol Totalpol Toyspol Tracpol Trafpol Trahandpol Transmakpol Trastpol Travpol Trawipol Tulpol Tympol Ukpol Ulpol Unimexpol Urpol Ursopol Uwipol Valixpol Valpol Varopol

gałęzi, sampla albo ciosu. Chodzi o przy­ bliżenie się do sedna, mniejsza o nośnik. W każdym numerze NN6T Hub Wydawniczy Roz­ dzielczość Chleba

205

Vaskopol Vecpol Velpol Vertpol Vesspol Vexpol Videopol Vidiapol Vilpol Vindpol Vipol Virpol Viskopol Vispol Vitalpol Vitpol Vivexpol Vonkpol Wagpol Wajpol Wamapol Wanopol Wapnopol Wapol Warimpol Warpol Warspol Waspol Watpol Waxpol Welczpol Weltpol Wentpol Werkpol Wespol Wesspol Westpol Wewapol Wędpol Węglopol Wicpol Wienexpol Wierpol Wiespol

Wigropol Wihpol Wikapol Wikpol Wikrpol Wikterpol Wiktorpol Wilpol Windapol Windpol Winpol Wipol Wiśniopol Władpol Wnękpol Wodapol Worpol Wronpol Wzpol Zakpol Zalpol Zampol Zapol Zaspol Zebpol Zedpol Zegpol Zempol Zewpol Ziarnopol Zielpol Zigpol Złompol Zniczpol Zowpol Zrywpol Zuzanpol Zwarpol Zygpol Żarpol Żelpol Żerpol

częstuje nas świeżym chlebem eksperymentu i wskazuje metody (re)produkcji poezji poza poezją.


typografia XXI wieku Wasz FA Sticky Sticky po raz pierwszy drukiem ukazuje się na łamach tego numeru NN6T. Jaka jest jego geneza? Artur Frankowski Liternictwo Warszawy od dawna jest dla nas inspiracją. Niektóre formy liter pojawiające się w przestrzeni publicznej mają bardzo interesujące cechy wspólne. Nasz pomysł na WASZ FA polegał na opracowaniu rodziny fontów, która byłaby wypadkową obserwacji typografii obecnej w mieście, w którym mieszkamy. WASZ FA powstał w 2015 roku i wciąż ewoluuje. Obecnie ma cztery wersje: oprócz podstawowej Regular, mającej cechy wyprowadzone z różnych typów warszawskiego liternictwa, jest także Modern – odmiana wywodząca swoje formy z modernistycznych projektów międzywojnia (wykorzystana niedawno do identyfikacji i oprawy wystawy Relacja Warszawa–Zakopane prezentowanej w Królikarni, czyli Muzeum Rzeźby im. X. Dunikowskiego), a także odmiana pogrubiona, czyli Bold, oraz wersja Sticky, będąca interpretacją liternictwa naruszonego przez czas, liter rozpadających się, spękanych i zabrudzonych, których w mieście nie brakuje. Odmiana Sticky powstała z intencją zapisania upływu czasu. Jest w niej nowoczesność, ale inspiracją pozostaje dekompozycja, dekonstrukcja. Krój WASZ FA jest nietypowy, jego użytkowość nie stoi na pierwszym miejscu

– nie można nim napisać czy złożyć wszystkiego. Cel był inny: chcieliśmy stworzyć coś, co będzie wyrazem nowego myślenia o formie. Odmiana Sticky powstała dwa lata później niż wersja podstawowa kroju WASZ FA. Jak czas modyfikuje pracę nad literą, która ma już swoją formę? Magdalena Frankowska Wychodząc od stosunkowo prostej formy, przechodzimy do fazy eksperymentowania. Kroje pisma wykorzystujemy jako tworzywo – to jedno z narzędzi, jakie stosujemy w procesie projektowania. Tworząc nowe kroje, o ich komercyjnym aspekcie myślimy dopiero na końcu – bardziej zależy nam na pokazaniu lub zinterpretowaniu zjawiska, które nas zainteresowało albo poruszyło. Liternictwo jest więc dla nas świetnym polem reagowania na to, co nas otacza, i na to, co się dzieje. Na początku ubiegłego wieku pojawiły się radykalne i rewolucyjne idee, które manifestowały się także w grafice. W liternictwie pojawiło się wtedy niezwykłe bogactwo form i do dziś krój liter ma ogromny wpływ na grafikę użytkową, posługującą się właściwie niezmiennie tym samym arsenałem środków. Moim zdaniem w polu grafiki użytkowej nowe formy liter mają dziś największy potencjał rewolucyjny.

206


las

Czy przy tworzeniu liter zależy wam na uzyskaniu ponadczasowej doskonałości? MF Pracę zawsze można poprawić, można coś zrobić lepiej. Zostawiasz – wracasz, to się nigdy nie kończy. Ja robię brzydkie fonty, a Artur robi piękne. Razem robimy eksperymentalne.

Studio Fontarte zostało założone w 2004 roku przez Artura Frankowskiego i Magdalenę Frankow­ ską, grafików specja­ lizujących się w pro­ jektach wydawniczych, typografii, tworzeniu systemów identyfikacji wizualnej i oprawie wystaw. Koncentrują oni swoją działalność na pograniczu sztuki i projektowania oraz propagują historię i współczesny kształt polskiej typografii i grafiki projektowej,

tworząc kroje pisma bazujące na historycz­ nych drukach, dając wykłady, prowadząc warsztaty, publikując artykuły w polskich i międzynarodowych ma­ gazynach poświęconych projektowaniu i grafi­ ce oraz przygotowując wystawy prezentowane na całym świecie.

W każdym numerze NN6T przedstawiamy inny krój pisma zaprojek­ towany przez pol­

skich projektantów w XXI wieku. Zbierz wszystkie numery NN6T i posiądź mikroleksy­

Artur Frankowski projektant pism, typo­ graf, jest profesorem typografii i projek­ towania graficznego na Wydziale Wzornictwa Warszawskiej ASP. Magdalena Frankowska z wykształcenia histo­ ryczka sztuki, zajmuje się projektowaniem graficznym, typogra­ fią i kuratorowaniem wydarzeń poświęconych grafice użytkowej. fontarte.com

207

kon polskiej typogra­ fii XXI wieku.


Alarm!

P

u s zcza!

Zw i e -

rzęta! Rośliny!

Przyjaciele! aąbcćdeęfghijklłmnńoóqprsśtuwvxyzźż aąbcćdeęfghijklłmnńoóqprsśtuwvxyzźż 1234567890&@©&

Alarm!



Fundacja Bęc Zmiana prezentuje

Kapitalizm Historia krótkiego trwania

Kacper Pobłocki

p u k az! r e t W dobrych i złych księgarniach www.beczmiana.pl/sklep


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.