Anatomia Liverpoolu. Historia w dziesięciu meczach

Page 1



HISTORIA W DZIESIĘCIU MECZACH


HYMN LIVERPOOLU When you walk through a storm, Hold your head up high, And don’t be afraid of the dark. At the end of a storm, There’s a golden sky, And the sweet silver song of a lark. Walk on through the wind, Walk on throught the rain, Though your dreams be tossed and blown… Walk on, walk on, with hope in your heart, And you’ll never walk alone… You’ll never walk alone. Walk on, walk on, with hope in your heart, And you’ll never walk alone… You’ll never walk alone. Kiedy kroczysz poprzez burzę, Miej głowę wysoko podniesioną, I nie bój się burzy. Gdy burza zmierza ku końcowi, Pojawia się złote niebo, I słodka, srebrna pieśń skowronka. Krocz poprzez wiatr, krocz poprzez deszcz, I nawet jeśli twoje marzenia zostaną odrzucone i rozwiane… Krocz, krocz dalej z nadzieją w sercu, A nigdy nie będziesz szedł sam… Nigdy nie będziesz szedł sam. Krocz, krocz dalej z nadzieją w sercu, A nigdy nie będziesz szedł sam… Nigdy nie będziesz szedł sam. Źródło: www.lfc.pl


ORAZ SCOTT MURRAY

HISTORIA W DZIESIĘCIU MECZACH

TŁUMACZENIE: BARTŁOMIEJ ŁOPATKA, RADOSŁAW CHMIEL

KRAKÓW 2019


The Anatomy of Liverpool. A History in Ten Matches Copyright © Jonathan Wilson and Scott Murray 2013 First published by Weidenfeld & Nicolson, London Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2019 Copyright © for the Polish translation Bartłomiej Łopatka (1-6) 2019 Copyright © for the Polish translation Radosław Chmiel (7-11) 2019

wsqn.pl WydawnictwoSQN

Redakcja i korekta – Monika Pasek, Grzegorz Krzymianowski Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc Projekt okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl Fotografia na I stronie okładki – liewig christian / Corbis / Getty Image Fotografia na IV stronie okładki – Bob Thomas / Getty Images

wydawnictwosqn SQNPublishing WydawnictwoSQN

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Sprzedaż internetowa labotiga.pl E-booki Zrównoważona gospodarka leśna Panta rhei

409

Wydanie I, Kraków 2019 ISBN: 9788381294102


PODZIĘKOWANIA Książka to zawsze praca większej liczby osób niż wymienione na okładce. Obaj mamy olbrzymi dług wdzięczności wobec niezliczonych ludzi, którzy poświęcili swój czas oraz podzielili się z nami swoją mądrością przy tworzeniu tego projektu. Za wiedzę i pomoc przy logistyce podziękowania kierujemy do Crisa Freddiego, Richarda Jolly’ego, Sida Lowe’a, Roba Masona, Vladimira Novaka, Roba Smytha, Christophera Wooda i Craiga Bloomfielda. Dziękujemy naszym agentom Davidowi Luxtonowi i Nicoli Barr oraz redaktorowi Ianowi Preece’owi, jak i wszystkim pracownikom wydawnictwa Orion. Dziękujemy też Wendy Mitchell i Margaret Murray za… wiele rzeczy oraz Kat Petersen za nadzwyczajne wsparcie moralne i wyklepanie (bardzo) surowego tekstu.



WSTĘP Kiedy usiadłem na Stadionie Olimpijskim im. Atatürka, nadal brakowało mi tchu i miałem przepoconą koszulę. Minęło jakieś siedem godzin, odkąd wylądowałem na lotnisku w Stambule, i z poczuciem ulgi obserwowałem długi sznur taksówek (zwłaszcza po doświadczeniach z finału Pucharu UEFA Celticu rozgrywanego w Sevilli dwa lata wcześniej, gdy jakieś dwie i pół godziny czekałem na taksówkę i prawie rzuciłem się na wysokiego siwego mężczyznę, który wepchnął się do kolejki, kiedy, na szczęście, rozpoznałem w nim Billy’ego McNeilla). Myślałem przez chwilę, czy wcześniej nie zostawić torby w hotelu, ale na szczęście uznałem, że lepiej nie. Pięć godzin przed rozpoczęciem meczu byłem jakieś półtora kilometra od stadionu, ale wtedy pokierowano nas w góry i na ten niedorzeczny asfaltowy zawijas, który doprowadzi mnie na boisko. Korki, jak wszyscy wiedzą, były straszne. Wreszcie jakieś dwa kilometry od stadionu wyszedłem i zacząłem biec – plecak na jednym ramieniu, torba z laptopem bujała się na drugim. O tej porze przynajmniej nie było kolejki w centrum akredytacyjnym. Mniej niż minutę po tym, jak usiadłem za biurkiem w loży prasowej, gra się rozpoczęła. A mniej niż minutę po tym Paolo Maldini dał Milanowi prowadzenie. Z wciąż buzującą we mnie adrenaliną wystukałem pean na część najlepszego lewego obrońcy mojego życia, pisząc o pięknym zwieńczeniu kariery (nie przypuszczałem, że będzie grał jeszcze cztery lata, aż do czterdziestki). Kiedy Hernán Crespo dołożył jeszcze dwa gole w pierwszej połowie, moja relacja wydawała się gotowa. Po całym tym wysiłku związanym z dotarciem to, że miałem całą drugą połowę, WSTĘP | 9


żeby cyzelować ostatnie sto pięćdziesiąt słów, wydawało mi się absurdalne. I wtedy gola strzelił Steven Gerrard. Oczywiście w normalnej sytuacji dodałbym po prostu linijkę, coś w stylu „Gerrard strzela jednego gola, ale tego nie da się już odwrócić…”. Lecz to nie były normalne okoliczności. W całej sytuacji było coś bardzo dziwnego. Odwróciłem się do Iana Chadbanda ze „Standardu”, który siedział obok, i jeden z nas – nie pamiętam który, ale drugi myślał dokładnie to samo – powiedział: „Oni to wygrają”. Kolejne sześć minut było jednocześnie niesamowite i dziwnie przewidywalne. Nie potrafię wyjaśnić tego uczucia, ale podobne miałem podczas meczu z Olympiakosem, kiedy odsunąłem laptopa, żeby oglądać ostatnie dziesięć minut w skupieniu. Częściowo, żeby czerpać z nich przyjemność (nawet jeżeli oznaczało to wyścig z czasem do oddania tekstu), ale i dlatego, że miałem mocne poczucie zbliżającego się zwrotu akcji. Jasne, widziałem skróty, ale dopiero pisząc tę książkę, obejrzałem cały mecz od początku do końca. Relacje dzień po – moja w „Financial Times” nie była wyjątkiem – skupiały się na cudzie, na nierealności tego, co się wydarzyło, na comebacku i taktycznej zmianie, która to umożliwiła. Zapomniałem natomiast, że Liverpool nie był taki słaby w pierwszej połowie, że z powodu wątpliwego spalonego nie uznano gola Szewczence i że Sami Hyypiä powinien był wylecieć za faul przy wyniku 3:0. Taka jest właśnie natura pamięci: pamiętamy nagłówek, ale bez szczegółów, kompresujemy i upraszczamy, dzieje się tak, żebyśmy nie stali się jak Pamiętliwy Funes, postać Borgesa o idealnej pamięci, który opowiada o dniu przez dwadzieścia cztery godziny. Ulubionym wybiegiem sir Aleksa Fergusona, kiedy czuł, że dziennikarze zaczynają być aroganccy, było przypominanie, że wciąż ma pierwsze wydania gazet z 27 maja 1999 roku, dzień po tym, jak Manchester United zdobył potrójną koronę, wygrywając Ligę Mistrzów. 10 | ANATOMIA LIVERPOOLU


W kopiach oddanych do druku dziennikarze pisali, że Bayern Monachium był dużo lepszym zespołem, zastanawiali się, dlaczego United znowu zawiedli w Europie, i wyjaśniali, że decyzja o przesunięciu Davida Beckhama do środka w miejsce zawieszonych Roya Keane’a i Paula Scholesa była katastrofą. Dopiero w panice, jaka nastąpiła po dwóch odmieniających los golach w doliczonym czasie gry, dopisywali pospiesznie na początku i na końcu, że Manchester mimo to jakoś wyszarpał nieprawdopodobne zwycięstwo. W późniejszych wydaniach ich ton zmienił się na wychwalający sukces United – ale to te pierwsze wersje wierniej opisywały, co zdarzyło się podczas tego meczu, zanim znajomość wyniku wypaczyła percepcję. „Nie możesz opisywać procesu na podstawie wyniku – powiedział Sidowi Lowe’owi hiszpański trener Juanma Lillo w pierwszym numerze »The Blizzard«*. – Ludzie zazwyczaj cenią to, co skończyło się dobrze, nie to, co było dobrze robione. Atakujemy to, co źle się skończyło, a nie to, co było źle robione. Bayern to świetny zespół w dziewięćdziesiątej minucie, kiedy wygrywa Ligę Mistrzów, a w dziewięćdziesiątej trzeciej jest nic niewart. Jak to możliwe? Chodzi o to, że después del visto todo el mundo es listo – każdy jest geniuszem po fakcie. Nazywam ich prorokami przeszłości. A mimo to oceniają wydarzenie błędnie, bo tylko na podstawie tego, jak się zakończyło”. Tym, co gubi się w poszukiwaniu ogólnej narracji wyjaśniającej, są niuanse, zakręty i zwroty akcji meczu w drodze do wyniku, na którym bazują niemal wszystkie jego interpretacje. Taktyczna drobnostka może zmienić statystyki dotyczące gry, chwila geniuszu potrafi przeważyć szalę na jedną albo drugą stronę, ale – zwłaszcza * „The Blizzard” – kwartalnik piłkarski redagowany przez Jonathana Wilsona, pierwszy numer ukazał się 4 marca 2011 roku (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza, chyba że zaznaczono inaczej). WSTĘP | 11


w wyrównanym meczu – wynik zależy głównie od tego, jak dany zespół radzi sobie z własnymi momentami słabości lub jak korzysta z przewagi. Jedna chwila może ukształtować mecz, jeden mecz – turniej, a jeden turniej – całą karierę. Piłka nożna nie zawsze jest fair. Aby naprawdę zrozumieć przeszłość futbolu i wyciągnąć z niej wartościową lekcję, musimy odsunąć mity i wspomnienia, wrócić do źródła, do samej gry i poddać ją badaniom. Ta książka zawiera szczegółową analizę dziesięciu ważnych meczów w historii Liverpoolu, od kluczowej porażki na koniec sezonu 1898/99 do finału w Kijowie w 2018 roku. Z pierwszych dwóch spotkań nie istnieje nagranie wideo, więc przebieg gry odczytaliśmy z raportów meczowych, które w tamtych czasach zdawało się w trakcie gry, dzięki czemu wynik meczu miał na nie mniejszy wpływ. W przypadku pozostałych ośmiu oglądaliśmy raz po raz nagrania DVD, szukając wzorców, próbując przebić się przez zarośla sportu, który wciąż gmatwa łatwe analizy, próbując znaleźć wyjaśnienie przebiegu meczu. W powieści The Sportswriter Richarda Forda główny bohater, Frank Bascombe, spędza bezsenne godziny w nijakich motelach, oglądając w telewizji stare mecze baseballowe. „Powtórki – mówi – najlepiej uczą gry. Są znacznie lepsze od samego meczu na stadionie, podczas którego wszystko jest raczej nudne i zapominasz, po co tam jesteś, więc skupiasz się na innych rzeczach”. W pewnym stopniu ma rację, choć w przypadku piszących o piłce nie chodzi o nudę, ale o fakt, że trzeba stworzyć relację z meczu, co oznacza, że nieuchronnie skupiasz się na tym, co wydarzyło się na początku, kiedy wciąż jeszcze miałeś czas i nie uderzałeś maniakalnie w klawisze, próbując wystukać wymaganą liczbę słów – jakichkolwiek słów – na czas. Musi istnieć także kontekst. Każdy mecz to element sekwencji, dobrej czy złej, i zawsze wpływ na nią będzie mieć skład oraz panująca doktryna. Także okoliczności odgrywają swoją rolę, czy to te sportowe, czy dotyczące świata zewnętrznego. Dziesięć omawianych tu spotkań zostało wybranych nie dlatego, że to 12 | ANATOMIA LIVERPOOLU


najlepsze mecze Liverpoolu, czy nawet najważniejsze, w tym sensie, że dzieją się na ostatnich etapach rozgrywek, ale ponieważ podkreślają szersze trendy w historii Liverpoolu lub odbyły się na rozdrożu historii i wyznaczają koniec jednej ery, a początek kolejnej. Co naturalne, nie wszyscy zgodzą się z tym wyborem i – choć mamy nadzieję, że poszczególne rozdziały dobrze tłumaczą taki wybór meczów – musimy wyjaśnić jedno pominięcie. Najważniejszym meczem w historii Liverpoolu był prawdopodobnie ten przerwany po sześciu minutach: półfinał Pucharu Anglii z Nottingham Forest z 15 kwietnia 1989 roku, tragedia na Hillsborough. Pominęliśmy go, bo szczerze mówiąc, to zbyt wielki mecz na książkę tego typu. Oczywiście odwołujemy się do jego konsekwencji dla losów klubu w latach dziewięćdziesiątych, ale pełna dyskusja na jego temat, o przyczynach tragedii i próbach zrzucenia winy przez władze, nie zmieściłaby się w jednym rozdziale. Poza tym istnieją już świetne książki o tej tragedii, zwłaszcza The Day of the Hillsborough Disaster Rogana Taylora, Andrew Warda i Tima Newburna oraz Hillsborough: The Truth Phila Scratona. W miarę ujawniania kolejnych dokumentów i odkrywania faktów zamiecionych pod dywan na pewno powstaną kolejne. Ale tego typu dochodzenie wymaga napisania całej książki. W tym przypadku liczą się szczegóły, a pominięcie szczegółów w ocenie wydarzenia o takiej wadze byłoby złe. Poza tym ta książka ma opowiadać o piłce rozgrywanej na boisku. Ma być próbą ponownej oceny i wyjść poza biały szum cytatów piłkarzy i odruchowych ocen, żeby odkryć, co naprawdę się wydarzyło. Oczywiście wpływają na to wydarzenia zewnętrzne, bo na pewnym poziomie wszystko jest połączone, ale to, na ile to możliwe, historia piłkarska. JMW Londyn, lipiec 2013



ROZDZIAŁ 1 Football League Division One, Villa Park w Birmingham, 29 kwietnia 1899 roku

Aston Villa 5–0 Liverpool

YOU’LL NEVER WALK ALONE


Strzelcy bramek Devey 4’, 18’ Crabtree 35’ Garraty 34’ Wheldon 44’ Aston Villa Billy George Howard Spencer Albert Evans Tommy Bowman Jimmy Cowan Jimmy Crabtree Charlie Athersmith Jack Devey Billy Garraty Fred Wheldon Steve Smith Komitet Sędzia: A. Scragg Kartki: brak Widzowie: 41 357

Liverpool Bill Perkins Archie Goldie Billy Dunlop Raby Howell Alex Raisbeck Charlie Wilson Jack Cox John Walker George Allan Hugh Morgan Tom Robertson Tom Watson


„OD RANA główne arterie Birmingham były dość zatłoczone, ulice zapełniali goście z Liverpoolu, których z łatwością dało się rozpoznać po czerwonych akcentach przy kapeluszach i w butonierkach – głosiło sprawozdanie w »Sporting Life«. – O trzynastej, dwie i pół godziny przed rozpoczęciem meczu, kibice zaczęli gromadzić się na stadionie Villa Park. Pomimo podniesionych cen widzowie napływali solidnym strumieniem. Pogoda była typowo kwietniowa: słońce na zmianę z ulewą, ale deszcz nie miał wpływu na liczbę kibiców”. Fani Liverpoolu masowo przybyli na Villa Park, licząc na pierwszy tytuł ligowy. Ich klub założono niecałe siedem lat wcześniej, a wygrana w ostatniej kolejce sezonu 1898/99 dawała im mistrzostwo. Może byli nawet źli, że nie wystarcza im do tego remis. Aston Villa odniosła wcześniej podejrzanie wysokie zwycięstwa nad Notts County (6:1) i West Bromwich Albion (7:1), co dawało im stosunek bramek o 0,02* wyższy niż w przypadku Liverpoolu. Sześć tysięcy kibiców gości przyjechało tu pociągami, na które z okazji meczu obniżono * Aż do sezonu 1976/77 w przypadku równej liczby punktów o zajęciu wyższego miejsca decydował właśnie stosunek goli, a nie różnica między golami zdobytymi a straconymi. Aston Villa 5–0 Liverpool | 17


ceny. „Nie bali się pokazać swej sympatii – pisano w »Manchester Evening News«. – i niemal wszyscy mieli krwistoczerwone krawaty”. Aston Villa była jednym z dwóch wielkich zespołów tej epoki. Od założenia ligi w 1888 roku trzykrotnie zdobyła mistrzostwo, podobnie jak Sunderland. Dla jej fanów ten mecz był okazją, by Villa została najbardziej utytułowaną drużyną w historii. Na stadionie upchnęło się 41 357 widzów, którzy wygenerowali rekordowe przychody za bilety: 1558 funtów, 1 szylinga i 6 pensów. „Boisko jest w doskonałym stanie, ale wieje bardzo mocny wiatr, który może wpłynąć na grę – donosił »Sporting Life«. – Villa wygrała losowanie, Liverpool rozpoczyna mecz, mając wiatr w twarz”. Niemal wszystkie sprawozdania na żywo uwzględniały informacje o pogodzie i niemal zawsze było to bez znaczenia. Tutaj jednak wiatr okazał się wyjątkowo ważny. Liverpool rozpoczął dobrze, jak oczekiwano od drużyny, która na wyjeździe od grudnia przegrała tylko raz. Jak pisał „Sports Argus”: „na początku meczu [Jimmy] Crabtree dwa razy dobrze interweniował w obronie”. Goście wywierali presję i Jack Cox przeprowadził szybki rajd, zanim piłki nie odebrał mu Evans. Ale cały ten wczesny impet szybko zniknął. Charlie Athersmith źle ocenił sytuację jeden na jeden z Billem Perkinsem i przestrzelił nad poprzeczką. Steve Smith przedarł się do przodu i wyłożył piłkę do Billy’ego Garraty, a wybił ją Billy Dunlop. W trzeciej minucie Smith dostał piłkę od Freda Wheldona po lewej – mógł być spalony – użył łokcia i ograł prawego obrońcę, Archiego Goldiego. Mając miejsce i czas, dośrodkował w pole karne, a tam kapitan zespołu Jack Devey główką pokonał Perkinsa. Villa Park rozbrzmiał radośnie. Skandowania fanów były, jak twierdzi „Sporting Life”, „ogłuszające”. To był zły początek dla Liverpoolu i wkrótce sytuacja jeszcze się pogorszyła. Klub Liverpool powstał w 1892 roku w wyniku brzydkich zagrywek zarządu Evertonu, pierwszego gospodarza Anfield. Dość ironiczny 18 | ANATOMIA LIVERPOOLU


jest fakt, że jednym z powodów, dla których sto lat później Liverpool spadł ze szczytu angielskiego futbolu, była nieumiejętność dostosowania się do realiów nowej sytuacji rynkowej. Ironiczny, bo klub powstał dlatego, że jeden człowiek podobnie zachował się wiek wcześniej. Prezes Evertonu John Houlding pokłócił się o czynsz z własnym klubem – był właścicielem boiska na Anfield – i podniósł opłaty, kiedy zespół (który pierwszy tytuł mistrzowski zdobył w 1891 roku) zaczął odnosić sukcesy. Houlding był browarnikiem i hotelarzem – zażądał, żeby zawodnicy Evertonu przebierali się w jego hotelu Sandon, co miało być reklamą dla tego miejsca, ale gracze musieli przebijać się przez tłumy w strojach, żeby dotrzeć na własne mecze. Houlding domagał się też wyłącznego prawa sprzedaży alkoholu na terenie stadionu. Zaprawdę wyprzedzał swoje czasy. Houlding spróbował przejąć pełną kontrolę nad Evertonem, 26 stycznia 1892 roku rejestrując nazwę Everton Football Club and Athletic Grounds Company, Limited w Companies House*, ale został wykiwany, kiedy reszta zarządu zdecydowała się opuścić Anfield i kupić boisko przy Goodison Road. Władze Football League** odrzuciły prośbę Houldinga o utrzymanie nazwy klubu, stając po stronie frakcji z Goodison Road, więc został z pustym boiskiem i bezwartościowym papierem. Rozwiązanie browarnika było proste: zmienił nazwę z Everton Football Club and Athletic Grounds Company, Limited na Liverpool Football Club and Athletic Grounds Company, Limited i 3 czerwca 1892 roku założył własny klub, który miał grać * Companies House – angielski urząd, w którym należy rejestrować nowo powstałe firmy. Polskim odpowiednikiem jest CEIDG. ** Football League – najstarsze rozgrywki piłkarskie na świecie (założone w 1888 roku), zrzeszające profesjonalne kluby z Anglii i Walii. Football League to także nazwa ciała zarządzającego rozgrywkami. Obecnie biorą w nich udział zespoły z poziomów rozgrywkowych od drugiego do czwartego (Championship, League One, League Two). Aston Villa 5–0 Liverpool | 19


na Anfield (datę tę uważa się za oficjalne narodziny klubu, pomijając niewygodną prawdę, że w tym czasie klub miał już pięć miesięcy i na początku nazywał się Everton). Liverpool od razu stał się ofiarą własnej pychy. Chcąc zorganizować nakręcające kasę derby Merseyside z Evertonem, władze klubu złożyły podanie o przystąpienie do Football League, ale wypełniły tylko część dotyczącą pierwszej ligi, wykreślając tę, gdzie pytano kluby, czy chcą też złożyć aplikację do nowo powstałej drugiej ligi. Władze ligi odmówiły Liverpoolowi, przez co klub zmuszony był zacząć w Lancashire League*. Zbudowanie nowego zespołu wyszło znacznie lepiej. Houlding wyznaczył swojego przyjaciela Johna McKennę (poznali się, gdy McKenna był urzędnikiem do spraw szczepień dla biednych robotników) do znalezienia odpowiedniej liczby zawodników godnych błękitno-białych koszulek Liverpoolu. McKenna, jak zrobiłby każdy zainteresowany wówczas nowoczesną piłką, udał się do Szkocji, gdzie piłkarze z zasady grali lepiej niż w Anglii, gdyż omijano tam system szkół publicznych, w których zachęcano do bardziej brutalnej gry w stylu „kopnij i biegnij”. Dzięki pieniądzom z improwizowanej emisji akcji McKenna w niecałe trzy miesiące stworzył imponujący i niemal wyłącznie szkocki zespół. Z dziewiętnastu piłkarzy, którzy reprezentowali Liverpool podczas pierwszego sezonu w Lancashire League i w Pucharze Anglii, piętnastu było Szkotami – czterech Anglików zaliczyło łącznie tylko sześć występów. Ku satysfakcji Houldinga dwóch z trzech stale występujących zawodników w tym sezonie wyciągnięto z Evertonu: skutecznego skrzydłowego Toma Wylliego oraz solidnego obrońcę Duncana McLeana. Trzecim był partner McLeana z tyłu, kapitan Andrew Hannah – kolejny wychowanek Evertonu, który wcześniej grał dla * Lancashire League – regionalna liga zrzeszająca kluby z północy Anglii. 20 | ANATOMIA LIVERPOOLU


Renton. W pomocy gwiazdą był sprowadzony z Celticu Joe McQue, a w ataku biegał John Miller, sprowadzony po zdobyciu dwóch mistrzostw Szkocji w barwach Dumbarton. Pierwszy rozegrany przez Liverpool mecz odbył się dwa dni przed startem rozgrywek Lancashire League. W czwartek 1 września drużyna z Anfield zagrała towarzysko z Rotherham Town, urzędującym mistrzem Midland League*. Hannah wygrał losowanie i wybrał połowę boiska od strony Walton Breck Road. Dzisiaj to już tradycja – w drugiej połowie meczu Liverpool zawsze chętnie gra na The Kop**. Z ceremonialnym rozmachem Houlding rozpoczął grę dla Rotherhamu i wkrótce stało się jasne, że ten pięćdziesięciodziewięcioletni browarnik równie dobrze mógł zostać na boisku i pomóc zespołowi z południowego Yorkshire, ponieważ Rotherham został rozniesiony 7:1, a Liverpool już do przerwy strzelił pięć goli. Pierwszą bramkę dla Liverpoolu zdobył Malcolm McVean, kupiony z Third Lanark – gol tym bardziej osławiony, że puścił go słynny Arthur Wharton, pierwsza angielska czarnoskóra gwiazda piłki. Start ligi czterdzieści osiem godzin później był równie bezlitosny w wykonaniu Liverpoolu, który złoił skórę drużynie Higher Walton przy trzystu płacących widzach. Dzień rozpoczął się od farsy, ponieważ Higher Walton przez pomyłkę udali się na Goodison Park i spóźnili się na mecz czterdzieści pięć minut. Potem nie było lepiej. Liverpool wygrał 8:0, a pierwszego gola w piętnastej minucie strzelił skrzydłowy John Smith – kupiony z Sunderlandu, który od dawna preferował szkockich zawodników – po szybkiej wymianie ładując * Midland League – półprofesjonalna liga powstała w 1889 roku. Jej zwycięzcy byli często zapraszani, by dołączyć do Football League. ** The Kop – trybuna znajdująca się za jedną z bramek na Anfield. Została dobudowana do stadionu w 1906 roku, a obecnie to największa jednokondygnacyjna trybuna w Wielkiej Brytanii, mieszcząca prawie trzynaście tysięcy kibiców. Aston Villa 5–0 Liverpool | 21


bombę w dolny róg bramki. Po raz drugi z rzędu Liverpool prowadził do przerwy 5:0 i utrzymał wysoką wygraną do końca. Ale dwa dni później miejsce w szeregu wskazało im Ironopolis – gigant Northern League* z Middlesbrough – wygrywając w meczu towarzyskim 5:0. Lancashire League okazała się jednak dla drużyny z Anfield za mała. Liverpool wygrał ją dzięki lepszemu stosunkowi bramek z Blackpool (jedyny zespół, który go pokonał, wygrywając oba mecze i będąc pierwszą drużyną, jakiej udało się to w profesjonalnych rozgrywkach: 3:0 w Blackpool i później 2:0 na Anfield). Liverpool zasłużenie zajął pierwsze miejsce w tabeli, grając, jak pisała lokalna gazeta „Mercury”, „futbol jak z najlepszych dni Preston North End”. Mimo to drużyna musiała z niepokojem czekać przez tydzień na porażkę Blackpool w ostatnim meczu sezonu ze średniakiem, Southport Central. W podobny sposób Liverpool wygra ligę w 1947 roku. Jednak najbardziej godnym zapamiętania meczem pierwszego sezonu Liverpoolu był finał Liverpool Senior Cup, wygrany 1:0 w pierwszych derbach Merseyside z Evertonem. Był to mecz pełen złośliwości. McQue i przyszły menadżer Matt McQueen zaciekle się ścierali, a Wyllie zdobył gola typowym dla siebie płaskim strzałem. Everton pod koniec domagał się karnego, twierdząc, że piłka, jak pisał „Mercury”, „została uderzona pięścią przez jednego z obrońców”, ale sędzia się z tym nie zgodził i puchar powędrował do Liverpoolu. Choć tylko w teorii. Po ostatnim gwizdku zawodnicy Evertonu kłócili się tak zaciekle z powodu „niekompetencji” sędziego, że trofeum wręczono tydzień później, a do tego czasu miejscowy związek odrzucił przyjętą wcześniej skargę. Liverpool ukończył pierwszy sezon z dwoma trofeami. Nabierał impetu, ale stracił puchary: zostały

* Northern League – liga zrzeszająca półamatorskie i amatorskie zespoły z północnego wschodu Anglii. 22 | ANATOMIA LIVERPOOLU


ukradzione z gabloty sklepu, w którym je wystawiono. Klub musiał zapłacić sto trzydzieści funtów za repliki. McKenna wykazał spore umiejętności, tworząc pierwszy zespół Liverpoolu – zespół Maców*, jak go później zwano – ale najbardziej utalentowany był pod względem administracyjnym. W końcu został prezesem Liverpoolu, a potem przez prawie dwadzieścia lat przewodził Football League. Pierwsze oznaki jego umiejętności administracyjnych pojawiły się po pierwszym sezonie. Zauważył ogłoszenie ligi o przyjmowaniu nowych członków i z nadzieją wysłał telegram w imieniu sekretarza klubu oraz menadżera W.E. Barclaya, zgłaszając Liverpool. Barclay dowiedział się o tym dopiero, kiedy władze ligi odpowiedziały. Zarząd początkowo był poirytowany zuchwalstwem McKenny, uważając, że klub powinien raczej umacniać pozycję w Lancashire League. Jednak McKenna był nieugięty i płomienną mową namówił zarząd do poparcia go, a później przekonał władze Football League, że to właśnie Liverpool powinien być jednym z dwóch klubów wybranych spomiędzy Arsenalu, Ironopolis, Doncaster Rovers i Loughborough, które wejdą do ligi. I przyjęto właśnie Liverpool oraz Arsenal, a na skutek rozpadu Accrington także Ironopolis. Ten ostatni zespół wygrał Northern League cztery razy z rzędu, ale drużyna McKenny i Barclaya dojrzała od momentu, kiedy w trzecim oficjalnym meczu Liverpoolu udzielono jej lekcji futbolu. Została także wzmocniona napastnikiem, Jimmym Stottem, który przeszedł z lokalnego rywala Ironopolis – Middlesbrough. Stott strzeli czternaście goli w siedemnastu meczach. Ironopolis za to nie ruszyło do przodu. Drużyny zmierzyły się w pierwszej kolejce na Paradise Field, stadionie Ironopolis, gdzie Liverpool wygrał * Zespół Maców – ang. Team of the Macs, nazwa wynika z faktu, że drużyna Liverpoolu składała się w większości ze szkockich zawodników, których nazwiska często zaczynały się od przedrostka Mc- albo Mac-. Aston Villa 5–0 Liverpool | 23


2:0. Malcolm McVean był strzelcem pierwszego ligowego gola. Liverpool wygrał trzy z czterech kolejnych meczów, jeden remisując przed kolejnym spotkaniem tej dwójki. Tym razem Liverpool wygrał 6:0, a Stott zdobył hat-tricka. Ironopolis wycofało się z Football League pod koniec sezonu – był to przykład, że impet w lidze regionalnej nie gwarantuje sukcesu na szczeblu krajowym. Z kolei Liverpool wciąż się rozpędzał. Strzelili po pięć goli Arsenalowi, Newcastle United, Crewe i Rotherhamowi, a w drużynie błyszczał skrzydłowy Harry Bradshaw – pierwsza klubowa legenda. Klub skończył sezon niepokonany, na pierwszym miejscu, wygrywając wszystkie czternaście meczów u siebie. To do dzisiaj jedyny sezon ligowy Liverpoolu bez porażki, choć to osiągnięcie niemal zaprzepaszczono w trzecim meczu od końca, kiedy McQueen uratował remis z Burslem Port Vale golem z wolnego na dwie minuty przed końcem. Także w kolejnym meczu wymęczyli zwycięstwo na Anfield, strzelając dwa gole w ostatnich ośmiu minutach i zmieniając porażkę w minimalne zwycięstwo. Wyrównanie padło po dwóch minutach szamotaniny na linii bramkowej, co wtedy było zgodne z przepisami, a gola strzelił, jak przystało kapitanowi, Hannah. Pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej był równie chaotyczny i niewiele brakowało, żeby zmienił się w farsę. O ile do tego momentu drużynę niósł impet, to w tym roku odkryła, jak ciężko może być bez niego. Według większości źródeł to miejscowy bohater Bradshaw strzelił pierwszego gola na tym szczeblu rozgrywek, zdobywając go w dwudziestej piątej minucie pierwszej kolejki z Blackburn Rovers, choć „Liverpool Mercury” przypisał go Johnowi McCartneyowi. „Zespół z Anfield wbił piłkę do siatki. McCartney zasłużył na pełną chwałę, jako ostatni dotykając piłki” – twierdziła gazeta. Jednak pod koniec meczu Rovers wyrównali. W drugim meczu Liverpoolowi nie uznano późno strzelonego gola i musiał zadowolić się remisem 3:3 z Burnley. Nie był to może katastrofalny start sezonu, 24 | ANATOMIA LIVERPOOLU


ale pierwsze skazy na drużynie grającej premierowy sezon na najwyższym szczeblu. Dwie porażki z rzędu na Anfield, z Aston Villą i Bolton Wanderers, zniszczyły pewność siebie Liverpoolu. A jej resztki zostały do szczętu zmiażdżone przez West Bromwich Albion, który rozbił Liverpool 5:0 u siebie na Stoney Lane. Prawoskrzydłowy Patrick Gordon – zwolniony przez Everton i za niską stawkę zgarnięty przez Liverpool – kuśtykając, zszedł z boiska jeszcze przed pierwszym golem, ale niewielu uważało, że tak wysoka porażka wynikała z grania z jednym zawodnikiem mniej. „W ostatnich dwóch meczach boleśnie oczywiste stało się, że w zespole są tacy, którzy nie dbają o siebie, tak jak powinni – rozpoczyna się sprawozdanie »Liverpool Mercury«, szybko przeradzając się w tyradę. – Wydaje im się, że jeżeli skupią się na treningu raz lub dwa razy dziennie, to przez resztę dnia mogą robić, co chcą. To błąd i niektórzy z graczy powinni to zrozumieć. Powinni też zapamiętać stare prawdziwe powiedzenie, że »tempo zabija«. Szybkość, z jaką rozgrywane są mecze ligowe, można osiągnąć tylko przez pełen zapału trening, a przede wszystkim zdyscyplinowane prowadzenie się. Tam, gdzie w zeszłym roku zespół błyszczał, z mocą kończąc sezon, obecnie znajduje się jego najsłabszy element i wypada, żeby cały zespół natychmiast się poprawił i zlikwidował błędy. W przeciwnym razie okaże się, że zabili kurę znoszącą złote jaja”. Wkrótce Liverpool przeżył jeszcze większe upokorzenie. Po raz pierwszy udał się na Goodison Park, żeby zmierzyć się w derbach Merseyside z Evertonem. Podczas gdy Liverpool nie zwyciężył w żadnym z ośmiu meczów, Everton wygrał wszystkie siedem swoich i ósme zwycięstwo wydawało się pewne od chwili, kiedy w dziesiątej minucie Tom McInnes zdobył bramkę główką. Liverpool nie stwarzał żadnego zagrożenia i w drugiej połowie Alex Latta oraz Jack Bell doprowadzili do przekonującego 3:0. Jako że piłka jest, jaka jest, Everton przegrał w następnej kolejce, a Liverpool wygrał 2:0 ze Stoke. Ale ta Aston Villa 5–0 Liverpool | 25


wygrana niewiele zmieniła. Everton zakończył sezon na drugim miejscu, za Sunderlandem Toma Watsona, a Liverpool na samym dole tabeli. Ich forma na Anfield była słaba, ale wcale nie najgorsza w lidze. To na wyjeździe wygrali tylko jeden mecz, strzelając trzynaście goli w piętnastu spotkaniach. Problemem okazały się zaangażowanie i kondycja, ale główną przeszkodą była dziurawa obrona, tak dobrze działająca w niższych ligach. Liverpool stracił siedemdziesiąt goli, ponad dwa na mecz. Choć klub rozpoczął sezon pełen nadziei – Houlding powiedział zespołowi, że jeśli zdobędą tytuł, to „umrze zadowolony” – nierealistycznie było oczekiwać czegoś innego niż to, co się wydarzyło. Żaden klub w historii angielskiego futbolu nie grał na najwyższym szczeblu rozgrywek w tak młodym wieku jak Liverpool. To był dopiero trzeci sezon ich istnienia. Porównajmy to do zespołów założycieli Football League. Derby County miało tylko pięć lat, ale mistrzowie, Preston North End, istnieli już od ćwierćwiecza. Zespoły, które zdobyły kolejne mistrzostwa – Aston Villa, Everton i Sunderland – zostały założone w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Sheffield United wyrównało rekord Derby w 1892 roku, startując w pierwszej lidze w swoim piątym sezonie, ale Liverpool robił coś nowego. Rezultatem był natychmiastowy spadek. Liverpool szybko się pozbierał. Wzmocniono obronę kolejnymi Szkotami: Archiem Goldem, Tomem Wilkiem i lewym obrońcą Billym Dunlopem, który spędzi w klubie piętnaście lat, a mocne wybicia staną się jego znakiem rozpoznawczym. Jeżeli Dunlop był nietypowy Szkotem rolnikiem, to doskonałość innego nowego zawodnika, dwudziestoletniego George’a Allana z Leith Athletic, była bardziej typowa. Liverpool strzelił sto sześć goli, ponownie wygrywając Second Division – najjaśniejszymi punktami kampanii były rekordowe zwycięstwo 10:1 nad wciąż beznadziejnym Rotherham Town i 7:1 nad przodkami Manchesteru United – Newton Heath. Allan zdobył 26 | ANATOMIA LIVERPOOLU


dwadzieścia sześć bramek w dwudziestu czterech meczach. Liverpool wrócił do pierwszej ligi. Starszy, mądrzejszy i niezamierzający popełnić drugi raz tych samych błędów. Wszystko zmieniło się na starcie sezonu 1896/97. Liverpool właśnie zaczynał drugie podejście do First Division i żeby udowodnić, że dorasta, porzucił niebiesko-białe koszulki, jakie pięć lat temu na Anfield pozostawił Everton, i wybrał własne kolory. „Nowy strój Liverpoolu, czerwone koszulki i białe spodenki, rzuca się w oczy i kontrastuje z niebiesko-białym strojem Evertonu” – pisały „Cricket” oraz „Football Field”. Równie przełomowe było zatrudnienie przez Liverpool pierwszego menadżera na pełen etat czy też, używając słownictwa z epoki, sekretarza. Jak dotąd McKenna i jego pomocnik Barclay dzielili się zarządzaniem zespołem i razem sprowadzali nowych zawodników, ale obaj zdecydowali się usunąć w cień, żeby nadzorować działalność operacyjną klubu, część piłkarską pozostawiając jednej osobie. McKenna, wspomagany przez Houldinga, mierzył wysoko. Upolował pierwszego prawdziwie wielkiego menadżera w historii angielskiej piłki. Tom Watson miał dwadzieścia dziewięć lat, kiedy w 1889 roku zaczął prowadzić Sunderland. Szybko zbudował zespół na obraz tych, które grały na północ od granicy Anglii. Bliskość Sunderlandu do Szkocji oznaczała, że z łatwością grabił największe tamtejsze talenty: napastników Jimmy’ego Millara i Johnny’ego Campbella, siłacza pomocy Hughiego Wilsona, obrońcę Johna Aulda i ekscentrycznego bramkarza Neda Doiga, który nosił czapeczkę z paskiem wiązanym pod brodą, żeby ukryć łysienie, a później podążył za Watsonem na Anfield.


Fot. John Davidson / Mirrorpix / Getty Images

Fot. PA Images / Getty Images

Nikola Jovanović z Crveny zvezdy wybija piłkę z linii bramkowej. Drugi mecz drugiej rundy Pucharu Europy w 1973 roku

Tonny Smith raczy się piwem w towarzystwie Pucharu Europy w 1977 roku


Fot. Peter Robinson – EMPICS / PA Images / Getty Images

Fot. Monte Fresco / Mirrorpix / Getty Images

Z Pucharem Europy po zwycięstwie nad AS Romą w Rzymie w 1984 roku. Od lewej: Michael Robinson, Graeme Souness, Mark Lawrenson, Sammy Lee i Craig Johnston

Bruce Grobbelaar i Michael Robinson z Pucharem Europy. 1984 rok


Koniec fragmentu Zapraszamy do księgarń


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.