6 minute read

Rafał Kozik marzy, by „Złote plaże” zostały przebojem lata

Z pochodzącym z Rybnika Rafałem Kozikiem rozmawiamy o trudnej drodze młodego artysty, powodach przeprowadzki do Warszawy oraz jego najnowszym utworze „Złote plaże”.

– Jak zmieniło się twoje życie od czasu, gdy zaśpiewałeś w finale The Voice of Poland i stałeś się sławnym człowiekiem?

Advertisement

– Studia już skończyłem. Tytuł inżyniera jest już na moim koncie. Jeżeli chodzi o sławę, to wydaje mi się, że muszę na nią jeszcze zapracować. To, że pokazujemy się w programie The Voice of Poland i wykonujemy tak naprawdę covery (utwory innych wykonawców – red.), nie pozwala na poznanie artystów z tej strony, z której naprawdę chcieliby się zaprezentować. Wydając swoje autorskie numery chciałbym dotrzeć i zgromadzić prawdziwą rzeszę fanów, którym spodoba się moja muzyka –będą ją odtwarzać i słuchać na okrągło.

– Zamierzasz skupić uwagę ludzi, którzy chcą posłuchać piosenek Rafała Kozika, a nie Rafała Kozika śpiewającego piosenki Krzysztofa Krawczyka.

– Dokładnie, choć... piosenka Krzysztofa Krawczyka dała mi przepustkę do większego świata (Rafał Kozik podczas przesłuchań w ciemno zaśpiewał piosenkę „Bo jesteś Ty” – red.), jednak jeżeli chodzi o poznanie mnie, jako artysty, trzeba sięgnąć po moje utwory i się z nimi osłuchać.

– W finale zaśpiewałeś monumentalną piosenką Edyty Geppert „Kocham Cię życie”. Twój najnowszy utwór to jednak coś z zupełnie innych rejonów muzycznego świata. Co tak naprawdę gra w duszy Rafała Kozika?

– W programie pokazałem się ze spokojnej strony. Śpie- wałem ballady. Ludziom się to spodobało. Zaczynając swoją drogę po programie również wydałem balladę „Wart mniej”, żeby połączyć te dwa światy, które we mnie drzemią. Teraz zapraszam wszystkich do odsłuchania „Złotych plaż”, gdzie jest zupełnie inny klimat. To klimat taneczny, latynoski, bo takie rytmy również grają mi w duszy. Nie chciałbym zaszufladkować się w jednej stylistyce, bo wydaje mi się, że jeszcze nie jestem w stanie określić, jaką muzykę chciałbym robić ostatecznie. Na razie wciąż eksperymentuję i jest mi z tym bardzo dobrze. Wydaje mi się, że „Złote plaże” mają duży potencjał, żeby zaistnieć na naszym rynku muzycznym.

– Pora jest odpowiednia. Początkiem wiosny ukazują się utwory, które będą grane latem na imprezach, zabawach, staną się przebojami wakacji. Czy coś takiego ci się marzy? Żeby Polacy w tym roku bawili się właśnie przy „Złotych plażach”?

– Marzy mi się to. Właśnie dlatego zdecydowałem się na wydanie piosenki wiosną, kiedy robi się ciepło, kiedy możemy już myśleć o lecie. Chcę też, żeby można było się przy tym poruszać, potańczyć, żeby każdy mógł odnaleźć odrobinę siebie w tym utworze.

– Piszesz muzykę, słowa i śpiewasz, czy też może współpracujesz z kimś kto komponuje czy pisze?

– U mnie produkcja wygląda następująco. Jestem ja, a razem ze mną inni artyści, z którymi współpracuję. Przy premierowym utworze „Złote plaże” byli to Karol Papała oraz Kacper Wróbel. Siedzimy, pijemy... soczek, kombinujemy i pracujemy nad muzyką. Ja śpiewam coś w języku anglo-chińskim. Gdy mamy już muzyczną część za sobą, przechodzimy do pisania tekstu pod tę melodię, którą stworzyliśmy wcześniej. Do nie na ślubach gram tylko i wyłącznie wtedy, gdy ktoś mnie o to poprosi. Nie rozgłaszam się z tym. Dlatego można powiedzieć, że to już jest rozdział zamknięty w moim życiu. Choć nie mówię, że nigdy już nie zaśpiewam na ślubie, bo nie wiem, jak potoczy się moje życie.

„Złotych plaż” napisałem słowa razem z Dominiką Skoczylas. Ta piosenka to w dużej mierze moje dziecko, miałem bardzo duży wkład w produkcję muzyczną tego kawałka, dlatego tak bardzo chciałbym, żeby to poszło dalej. Marzy mi się, żeby zaśpiewać ten kawałek na koncertach letnich, bo ma potencjał, żeby poruszyć serca i tłumy ludzi.

– Twoja kariera dopiero się rozpoczyna. Czy na tym etapie wszystko załatwiasz jeszcze sam, czy też potrzebujesz już pomocy managera, bo bez takiej osoby po prostu się nie da?

– Bez tego się nie da. Wiem o tym, bo na razie wszystko próbuję załatwiać w głównej mierze samodzielnie i nie ukrywam, że przydałaby mi się pomoc. Bo spraw organizacyjnych wokół wydania singla jest bardzo dużo. Wiem też, że znalezienie managera to nie jest prosta sprawa. Z taką osobą musimy nadawać na tych samych falach, żeby nasza współpraca się układała. To musi być ktoś, kto mnie zrozumie i pójdzie tą samą drogą co ja. Póki co, jestem w tym sam, co jest trudne. Są wzloty i upadki. Z tym trzeba się pogodzić. Staram się zrobić tyle ile mogę, aby jak najwięcej osób o mnie usłyszało.

– Wspomniałeś o balladzie „Wart mniej”, teraz wypuściłeś „Złote plaże”, a co z płytą?

– Czy udział w programie pomógł ci w nawiązaniu takich przydatnych kontaktów w świecie muzyki? Czy wiesz do kogo zadzwonić, żeby o twojej muzyce zrobiło się głośno? Czy ten świat jest nadal dość odległy i niedostępny zarazem?

– Wiem, że planujesz przeprowadzkę do Warszawy. Chcesz być w centrum polskiego show-biznesu? Przeprowadzasz się tam z myślą o tym? Czy też zmieniasz swoją „zwykłą” pracę, a muzyka jest w tym wszystkim nadal czymś „przy okazji”?

– Przeprowadzka do Warszawy na pewno nie wiąże się stricte z planami muzycznymi. To co dotychczas skomponowałem, nie działo się w Warszawie, to działo się na Śląsku czy w Poznaniu. Nie wszystko kręci się wokół Warszawy. Przeprowadzkę tam traktuję jako odskocznię, spróbowanie czegoś nowego, próbę odnalezienia się w innej miejscowości, oderwania się od tego, co robię tutaj. Chcę zacząć coś nowego.

– Przygotowując się do tej rozmowy przeczytałem, że miałeś kiedyś zespół i grałeś na weselach. Czy to jest zamknięty etap, czy też nadal zdarza ci się umilić komuś ten wyjątkowy dzień?

– W mediach rozeszła się informacja, że śpiewam na weselach, a to nieprawda. Śpiewam na ślubach. Wesele a ślub to jest coś innego. Ślub odbywa się w kościele, a wesele odbywa się na sali i tam faktycznie śpiewa się „chałturniczo”. Obec-

– W programie zaprezentowałem jeszcze utwór „Zimny front”, więc w sumie wydałem już trzy własne utwory. Na razie śpiewam, co mi w duszy gra. Wydaje mi się, że gdyby tak różnorodny repertuar znalazł się na albumie, to nie byłbym z niego zadowolony na tyle, żeby móc się tym podzielić z ludźmi. Dlatego póki co nie myślę o wydaniu płyty. Wciąż eksperymentuję, a album powinien być utrzymany w podobnej stylistyce.

– Czyli na razie wciąż poszukujesz nurtu, który jest ci najbliższy.

– Tak. Niezależnie od tego pracujemy też nad kolejnymi utworami. W poczekalni jest ich sporo. Tyle że proces wydawania piosenki jest dość czasochłonny. Nie jestem w stanie wydawać piosenek jedna za drugą. Nie potrafię też zaspokoić gustów wszystkich słuchaczy. Wiem, że podobałem się ludziom śpiewając ballady, ale też nie mogę się w tym zamykać. Wydaje mi się, że wydając ballady trzeba mieć już nazwisko. Sanah mogła zaryzykować połączenie wierszy z muzyką (mowa o płycie „sanah śpiewa Poezyje” – red.), bo miała już ugruntowaną pozycję na rynku. Wydaje mi się, że gdyby zrobił to jakiś niszowy artysta, na pewno nie zyskałby takiego rozgłosu. Trzeba też mieć trochę znajomości i kontaktów, żeby to znalazło się na szczycie, było grane w radiu.

– Czy ja wiem do kogo zadzwonić? Nie wiem. Próbuję, szukam kontaktów w Internecie, dzwonię. Jeżeli się uda coś załatwić, to jestem przeszczęśliwy. Nie zawsze się udaje. Wydanie utworu powinno być czymś wzniosłym i radosnym, ale praca związana z promocją nie pozwala się tym cieszyć. Człowiek jest bity po głowie, musi zmierzyć się z tym, że nie każdy jest otwarty na taką muzykę, nie każdy chce tego posłuchać. Metodą prób i błędów próbuję sobie z tym poradzić.

– Trudno grać jednocześnie rolę muzyka i managera.

– Trudno, ale decydując się na to wiedziałem, że muszę się z tym liczyć. Jestem na to przygotowany. Dlatego głowa do góry i idziemy dalej.

– Czy będzie ci brakować w Warszawie czegoś stąd, z Rybnika?

– Natury. Rybnik zmienia się w zielone miasto, sadzone są drzewa. Ja to bardzo doceniam. Bliskie są mi decyzje, które podejmuje pan prezydent Piotr Kuczera. Drzewa, zieleń, natura – dają spokój. Pozwalają się wyciszyć. Warszawa jest dużym miastem, w którym może mi brakować przyrody.

– W tym zgiełku gubi się śpiew ptaków. Taki, który słychać w parku przy Kotucza, a który towarzyszył nam podczas tej rozmowy.

– Dokładnie, tego będzie mi brakować najbardziej. Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko

Z Andrzejem Zabieglińskim – wiceprezesem zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej rozmawiamy o możliwościach rozwoju biznesu w naszym regionie, determinacji samorządów, terenach pogórniczych i Akceleratorze Biznesowym KSSENON.

– Szymon Kamczyk. Mam wrażenie, że choć dotyka nas wszystkich kryzys gospodarczy, to strefy gospodarcze rozwijają się nadal, a może nawet bardziej. Czy moje wrażenie jest mylne?

– Andrzej Zabiegliński. Zaczął Pan od ogólnego wprowadzenia na temat stref i inwestorów. Od 2018 roku obowiązuje nowe ustawodawstwo, które wprowadziło Polską Strefę Inwestycji i umożliwiło inwestowanie w dowolnym miejscu. Dlatego musimy brać pod uwagę każdą gminę. Oczywistym jest, że zarówno małe, jak i duże gminy chcą przyciągnąć inwestorów. Zgadzam się z Pana przekonaniem, że odważni inwestują w kr yzysie, ponieważ gdy kryzys minie, konkurencja się zwiększa i trudniej jest się przebić na rynku. W zeszłym roku jako KSSE nie odczuliśmy skutków spowolnienia, ale sądzę, że w tym roku będzie ono odczuwalne na podstawie liczby wydanych decyzji o wsparciu nowych inwestycji. Nie będą to już tak imponujące wyniki, ale mimo to cieszę się, że nasze działania docierają do polskich mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw. One mogą spełnić warunki i skorzystać z decyzji o wsparciu, aby się umocnić i przetrwać w tym trudnym czasie. Do tego zachęcamy.

– Do kogo trafiacie z tymi informacjami?

– M.in. do samorządów. Staramy się dotrzeć do każdego samorządu, aby nawet z małą grupą 2 – 3 inwestorów spotkać się z władzami gminy – na poziomie stanowiska wójta czy burmistrza i porozmawiać o przywilejach. Istnieje jeszcze spora niewiedza w środowisku przedsiębiorców i samorządowców.

– W takim razie, podsumowując, ten, kto się umocni w kryzysie, będzie mieć przewagę w przyszłości.

– Tak, możliwe również jest, że osiągnie tzw. efekt dźwigni w swo-