Notes.na.6.tygodni #76

Page 51

Czy urzędnik może dobrze ułożyć sobie relację z kulturą?

Jest to możliwe, ale w urzędnikach dominuje myślenie proceduralne, nie ideowe. Jeśli jednak grupa ludzi jest w stanie uświadomić sobie, po co coś robimy, jaka idea temu przyświeca, a nie jakie procedury muszą być powielane i się samoreprodukować, to wtedy uważam, że możliwe jest sensowne zarządzanie kulturą. Jakie były wybory, których sam dokonałeś, będąc urzędnikiem? Czym był punkt zwrotny w twoim myśleniu o tym, co można zrobić dla kultury?

No tak, tym punktem zwrotnym było siedzenie za biurkiem i czytanie z nudów prasy i takie spostrzeżenie, że osób, które robią ciekawe i pożyteczne rzeczy, jest wiele. Ważne też było spostrzeżenie siebie samego jako czegoś fasadowego, że to moje biurko i całe to miejsce, to biuro jest jakąś fasadową atrapą. Uznałem więc, że jedynym wyjściem z tej pułapki jest pójście do tych ludzi, którzy coś robią i zapytanie ich, w czym jako urzędnik mogę im pomóc, co konkretnie mógłbym zrobić, może jakieś pismo napisać, bo każdy się boi tego pisania pism.

No tak, ale czy wiesz, jaka jest odpowiedź na zadawane tym ludziom pytanie? Po co oni to robią?

Bo tak się robi, takie rzeczy robi dom kultury. Jest festiwal poezji śpiewanej na przykład, po lokalnej edycji wysyła się przedstawiciela na regionalny festiwal poezji śpiewanej, a potem na krajowy. My im wtedy mówimy: Słuchajcie, konkursy poezji śpiewanej czy recytatorskie organizuje się od jakichś 80 lat. Od tamtego czasu rzeczywistość się bardzo zmieniła. Jeździcie szybszymi samochodami, macie w domu plazmę i jakoś nie protestujecie. Należy też zakładać, że kultura, żeby nie być skansenem, musi podążać za rzeczywistością, przynajmniej tak samo szybko, albo w optymalnym wariancie troszkę tę rzeczywistość wyprzedzać, pokazywać pewne rzeczy na dalekim horyzoncie. Staramy się więc trochę im pomóc, pytamy, co w takim razie zrobić, żeby te cele, które

Autentyczna kultura chyba nie podlega zarządzaniu. Samym źródłem, które bije w kulturze, nie można zarządzać

I tak właśnie się poznaliśmy, koło 2003 r., z twojej inicjatywy, w takich właśnie okolicznościach – rozpoznawania przez ciebie, czy młoda wtedy Fundacja Bęc Zmiana nie potrzebuje wsparcia.

Ale jak się nad tym zastanowić, to autentyczna kultura chyba nie podlega zarządzaniu. Samym źródłem, które bije w kulturze, nie można zarządzać. Można nie przeszkadzać, to już jest dużo w przypadku urzędników. W pozytywnym wariancie można trochę stymulować, stwarzać przestrzeń, stwarzać pewne ramy dla ludzkiej pomysłowości i kreatywności, żeby te pomysły mogły się rozwijać.

sobie stawiacie, były realizowane? Na przykład jest projekt Pociąg do kultury, o odnawianiu starej kolejki, no to może zawirusować ten projekt tak, żeby sokiści, którzy ganiają graficiarzy, malowali, a graficiarze ich ganiali. Może taka prosta podmiana ról może coś zmienić… Ha ha ha. Na zawsze…

To dobrze brzmi, ale gdy dochodzi do takiej dyskusji, na przykład na temat teatrów, czego jesteśmy obecnie świadkami, w której głównym argumentem jest, że na kulturę przeznaczane są środki publiczne, przeznaczane są na instytucje, w których różne osoby pracują zatrudnione na etaty i robią coś za nasze pieniądze, to sprawa staje się trudniejsza, bo wtedy nieprzeszkadzanie tej kulturze nie jest takie dla struktur zarządczych łatwe. Zaczynają się naciski, żeby może nie grały takich sztuk, tylko inne… Co wtedy? Bo w przypadku organizacji pozarządowych sprawa jest jasna, wystarczy je wspierać dobrze pomyślanym, przejrzystym system grantowym. Ale co zrobić z instytucjami?

Odpowiem w ten sposób: my na Mazowszu robimy cały szereg warsztatów, podczas których zadajemy ludziom pracującym w instytucjach kultury, domach kultury, pytanie, z czym im się kojarzy kultura. Najczęściej mówią, że z innowacją, z czymś prawdziwym, z pomocniczością – to jest ten poziom deklaratywny, wyuczony. A potem pytamy ich, no dobrze, to powiedzcie, co robicie. Wtedy się okazuje, że to są projekty typu nauka kowalstwa, darcie pierza czy ugniatanie kapusty albo organizacja festynu. I wtedy my ich pytamy, jak to się ma do tych idei, o których mówili wcześniej. No i oni nie wiedzą. Odpowiedź jest trudna. I wtedy dochodzimy do fundamentalnego i podstawowego pytania: dlaczego robicie to, co robicie, jaki jest tego cel? No i to jest dla nich potwornie trudne pytanie. Nie wiedzą. A ty wiesz po co?

Czy ja wiem? No chyba wiem. Bo chcę zmienić instytucje kultury na Mazowszu. Robię coś, bo chcę np., żeby na Mazowszu była sensowna strategia kultury…

Pytamy, jaki jest inny problem przy tym projekcie z kolejką wąskotorową. No, złomiarze rozkradają nam tory. No to mówimy, może trzeba by zastosować w kulturze inkluzywność, zaprosić złomiarzy do akcji i w ramach takiego festynu na przykład złomiarze będą rozkładać i składać te szyny na czas. Zaprosicie ich, poznacie, zobaczycie, że może ktoś w rodzinie jest złomiarzem, może się pogodzicie przy tej okazji, przyjrzycie się sobie. Tego rodzaju myślenie pomaga zmniejszyć dystans między deklaracjami a faktycznym działaniem. Mazowsze jest ciekawym polem do działania. W Warszawie koncentruje się kultura we wszystkich możliwych formułach, ale poza nią jest gorzej. Jak możesz to scharakteryzować?

Ja lubię Mazowsze, bo nie jest tak przeorane jak Warszawa, czy jak sztuka. Nie ma tyle piany, tyle dyskursów, nie jest przestrzenią, gdzie wszystko jest powiedziane, zanalizowane... A robić coś w Warszawie to… To znaczy dostarczać szesnastej czy osiemnastej atrakcji dla hipsterów warszawskich danego dnia... No może to też jest dla niektórych fajne i sensowne. Lepiej więc jest popracować na gruncie bardziej chłonnym?

Bardziej pasjonuje mnie praca w miejscu, które nie jest przeorane, które jest autentyczne. Spotkania z ludźmi z małych wsi są zupełnie nieporównywalne do spotkań w Warszawie. Jest to doświadczenie wolności, bo ich brak pozy i naturalność rozbija nasze pozy. Na przykład pozę siłaczki, bo ja tam pojechałem jako siłaczka z tysiącami programów naprawczych. To jest tam rozbijane w pył i daje poczucie wolności, której w Warszawie, z tą jej ilością póz, nie ma. No76 / czytelnia

98—99


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.