Notes.na.6.tygodni#72

Page 73

ma rozwiniętą wyobraźnię – to staje się to fascynujące. Kiedyś na przykład jeden z pacjentów stał cały dzień na słońcu – zresztą dostał popatrzenia słonecznego – ponieważ obserwował plamy słońcu, które go fascynowały. Bardzo mnie to ciekawiło. Pracowałem trzy noce w tygodniu. Rano przychodziłem na Akademię, rozkładałem swoje materiały do rysowania, teczki – i się śmiałem, przez pierwsze 10 minut śmiałem się ze szczęścia, że wreszcie mogę się zająć tym, co chciałem, co lubię, co mnie buduje. To był moment wyzwolenia?

Całkowicie. To były trudne lata, ale ponieważ realizowałem swoją pasję, byłem szczęśliwy i nigdy nie żałowałem swoich decyzji. Pamiętasz pierwszy namalowany obraz, z którego byłeś naprawdę zadowolony? Satysfakcja artysty to trudny temat, ale...

Tak. Szczerze mówiąc, gdy namaluję obraz, to mam raczej poczucie frustracji, że to nie jest to. Zdarza mi się czasami, że gdy widzę obraz po dłuższym czasie – po roku, dwóch, trzech latach – patrzę na niego i jestem zaskoczony, że to taki świetny obraz. Nie wierzę, że to ja zrobiłem. Tak na gorąco zawsze jestem sfrustrowany. To mnie też popycha do pracy – nadzieja, że następny obraz będzie lepszy czy trochę inny. Pamiętam pierwszy obraz, który zmienił moje życie. Byłem na drugim roku studiów czy na pierwszym, nie pamiętam dokładnie... W każdym razie wydawałem ostatnie pieniądze, ale dosłownie ostatnie pieniądze co do grosza – na autobus do Polski, żeby zobaczyć się na święta z rodziną. Tuż przed wyjazdem wysłałem obraz na jakiś konkurs. I kiedy byłem już w Polsce, zadzwonili do mnie, że mój obraz wygrał pierwszą nagrodę, co wiązało się z pewną sumą pieniędzy. To było niesamowite. Wracając, wiedziałem, że mam pieniądze na kilka miesięcy spokojnego życia. Czy to zadowolenie z odrzucenia tego, co cię do tej pory krępowało, wystarczało? Jak sobie radziłeś?

Nie było łatwo, ale to było naprawdę pasjonujące. Zaczynałem studia na akademii w Lyonie, później robiłem dodatkowy dyplom w Paryżu, a w Paryżu 40% studentów pochodziło z zagranicy. Największa korzyść i nauka polegała na wymianie z ludźmi z innych kultur. Kiedy zrobiłem dyplom, wyjechałem na rok, żeby zerwać z myśleniem o sztuce w konwencji Akademii. Pojechałem do Londynu zajmować się zupełnie innymi rzeczami niż sztuka – mieszkałem we wspólnocie ekumenicznej opiekującej się upośledzonymi. Po roku wróciłem, bo miałem już zaproszenie na poważną wystawę w Paryżu, gdzie mogłem zaprezentować swoje prace. I to była pierwsza wystawa, na której rzeczywiście zwrócono na mnie uwagę, w prasie ukazał się bardzo pochlebny artykuł i tak dalej.

wę w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, to wiozłem obrazy w plecaku, bo to były takie lata, że Zamek jako instytucja nie był w stanie zorganizować tego lepiej. Ja też nie miałem innych możliwości i tak to się robiło. No tak, dziś to się wydaje już za bardzo entuzjastyczne. Jest wielu artystów, którzy chcieliby, by Hans-Ulrich Obrist zaprosił ich do czegokolwiek. Ciebie zaprosił. Czy to było wyraźne wyróżnienie, interesujące spotkanie?

Mówisz o tej wystawie w 2002 roku, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Paryżu. Tak, to była bardzo znacząca wystawa. Pokazywałem serię kilku obrazów, zresztą niefortunnie na tej samej ciągłej ścianie wisiały obrazy Wilhelma Sasnala, w związku z czym dla ludzi tworzyła się jakaś taka zbitka.... Pokazałem kilka obrazów. Jeden przedstawiał grobowiec Karola Marksa na cmentarzu w Londynie. Później była bardzo romantyczna scena z parku: dwoje młodych ludzi z łabędziem na pierwszym planie – bardzo romantyczny obraz, uczuciowy. Ciekawy, bo pod względem formalnym należał do innej estetyki i zastosowałem w nim rozwiązanie będące sprzecznością samą w sobie: scena była taka powiedzmy kiczowata, a wybrałem do niej bardzo nowoczesną formę – tak uważam. Ale bez pretensji do czystej abstrakcji, to było bardzo, no, specyficzne. I miało swój odzew. Pokazałem też obraz przedstawiający walec, który pojawiał się kiedyś przed oknem moich rodziców w Witkowie, w miejscowości, dy dużo czytam gdzie spędziłem dzieciństwo. Ten walec był pierwszym symptomem zmian. – wtedy nie mogę Kiedy robi się nową drogę, przyjeżdża malować. Żeby walec, niweluje teren i tak dalej. malować, muszę mieć malować

Kie pustkę w głowie

W twoich obrazach pojawia się nawiązanie do utopii, porażki utopii czy też ideologii formułujących ideał człowieka, którym chciałyby nas zastąpić. Ale tematy, które można znaleźć w twoich obrazach, są szalenie różnorodne. Czy jest jakiś temat, który nie byłby dla ciebie interesujący?

Jestem o tym przekonany, bo nigdy nie byłem w żadnych układach, a to, co robiłem, robiłem sam i właśnie z pasji. Nie powiem „po amatorsku”, bo to nie o to chodzi. Ale pamiętam, że jak przyjeżdżałem do Warszawy na wysta-

Na pewno są tematy, które wydają się nieinteresujące, ale faktycznie... Ja pochodzę, powiedzmy, od malarstwa abstrakcyjnego, które eliminowało inspirację zewnętrzną w obrazie. W pewnym momencie stało się to dla mnie niesatysfakcjonujące i stwierdziłem, że mogę pracować nad malarstwem, nie koncentrując się tylko na stylu i formie plastycznej, ale również wprowadzać inspirację zewnętrzną, temat zewnętrzny. I ten temat może być różny. W związku z tym ta multiplikacja tematów powoduje, że obrazy mogą być różne. I w sumie to jest dla mnie jako malarza najciekawsze, dlatego że wówczas mam możliwość pracy, kreatywności, innowacyjności, modyfikacji sposobu, w jaki maluję, w zależności od tematu. Na przykład jedna z pierwszych serii, która była kiedyś pokazywana w Polsce i w Japonii, to były monochromy, zielone ławki na zielonym tle. Postrzeganie tej figury odbywało się tylko dzięki

142

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

Nie jesteś artystą, który został dostrzeżony i doceniony dlatego, że jest z Polski, takiego egzotycznego kraju. Nie byłeś promowany przez żadną galerię.

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

143


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.