Notes.na.6.tygodni#72

Page 62

zajmował, nie ma już miejsca w tej muzealnej przestrzeni, w związku z czym w perspektywie historyczno-sztucznej również się nie odnajduje. Drugi mit, który chciałem rozmontować, to mit pojawienia się po wojnie Polskiej Szkoły Plakatu ex nihilo. Że jest odwilż i po prostu puszczają prądy, płyną wody i z tych wód wynurzają się nenufary geniuszu (śmiech). Jasne, było bardzo dużo utalentowanych ludzi wśród twórców Polskiej Szkoły Plakatu – i było też sporo knociarzy, o czym należy mówić. Polska Szkoły Plakatu jest na swój sposób kontynuacją tej mowy, o której w Nie gęsiach piszę. Trzeci mit jest taki, że jak przyszła komuna, to zgasły światła. Otóż wcale tak nie było – lata 40. są bardzo ciekawym okresem, słabo poznanym, bo nakłada mu się historyczną czapkę, że wtedy był socrealizm i tylko Stalina żeśmy rzeźbili. A tu nieprawda, życie kipiało przez kilka lat, aż wreszcie około 1949 roku czerwoni wszystkich wzięli za gębę. Ale do tego momentu działo się bardzo dużo ciekawych rzeczy – w różnych sferach. Niektóre z tych sfer życia społecznego są opisane. Znacznie lepiej opisana zbadana jest literatura, która często jest opisem traumatycznego doświadczenia. Kwestie wizualne i okołowizualne są trochę słabiej rozpoznane – myślę, że warto się temu jeszcze przyjrzeć, może w innym kontekście, nie książki, ale wystawy. Mówiąc o mitach: czy znalazłeś jakąś treść wśród tych prac, nad którymi się pochylałeś, która cię zaskoczyła?

Pa

pugowania w tej Tak, zaskoczyło mnie parę rzeczy. Zabranży jest sporo skoczyła mnie błyskawiczna recepcja formuł późnoawangardowych przez i nie ma co się temu wszystkie środowiska w Polsce: katodziwować. Jak ktoś lików, ekstremalną prawicę, faszystów. ma dobry pomysł, to Wszyscy po prostu załapali, że to, co należy go rąbnąć, robi Praesens, to w zasadzie jest super, przetworzyć, zrobić nowoczesne – i my też, mimo że biecoś fajniejszego gamy po Uniwersytecie i tniemy ludzi i koniec żyletkami, też jesteśmy nowocześni. Pismo Akcji Katolickiej, ONR-owskie gazetki albo z zupełnie innej parafii czasopismo „Potas” wydawane przez fabrykę chemiczną bodaj w Mościcach, czasopismo jakiejś firmy zajmującej się aparaturą pomiarową do wody w Toruniu – wszyscy lecieli tym samym sznytem, co jest przezabawne, komiczne. Prawdopodobnie było to również tańsze – zamiast zamawiać jakieś rysunki albo drukować z kliszy, brało się po prostu dwa kwadraty, trzy kreski, kropeczkę – i już, dobrze siedzi. Drugim zaskakującym odkryciem dla mnie była właśnie radykalna prawica polska. Tej poświęciłbym z miłością więcej miejsca i czasu. W ich warstwie projektowej odbywał się proces przejęcia stylistyk skrajnej lewicy: fotomontażu, rozmaitych agitacyjnych chwytów komunikacji wizualnej. Jeden do jednego, po prostu. I te pisma robiono bardzo nowocześnie. Prawie nikt w Polsce 120

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

o tym nie wie, to temat tabu, który też należy naświetlić – bo czemu się temu bliżej nie przyjrzeć? Jest też trzecia rzecz, o której w ogóle nie wiedziałem i której poświęciłem tylko trochę miejsca, bo w ogóle wszystkiemu mogłem poświęcić tylko trochę miejsca, mimo że książka ma dużo obrazków i jest dosyć opasła. Tym tematem są kolaboranci polscy w czasie okupacji. Mit Polaka niezłomnego czy człowieka niezłomnego na ziemiach polskich pryska. I to pryska w dość zaskakujący sposób, bo pryska bardzo lokalnie, np. w Krakowie. Rzeczy, za które w roku 1942 czy 1943 w Warszawie dostałoby się kulę w łeb od podziemia, w Krakowie przechodziły. Stąpałem po kruchym lodzie, bo to szalenie delikatna materia i nie ma co potomkom robić przykrości, że dziadek był złamasem. Albo babcia. Trzeba te sprawy starannie rozdzielać. Jedna rzecz to legalna produkcja książek w tamtym okresie. Funkcjonowali przedwojenni wydawcy, którzy po prostu robili np. książki kucharskie. Mam taką super książkę z tamtego okresu Jak dziś gotować? z przepisami np. jak z dwóch kartofli i pół marchewki zrobić pudding. I oczywiście robiło się też książki dla dzieci – tu wszystko było w porządku, ale były też takie sprawy, które już nie były w porządku i ówczesne środowiska opozycyjne, czyli podziemie, bardziej surowo na to patrzyły. Czyli już taki trash kompletny, romansidła dla pani Heli i pana Wacka. Ale co, że „tylko świnie siedzą w kinie”, że nie wolno się ogłupiać czytaniem bzdurnych czytadeł?

No tak, bo to jest blisko takiego zmiękczania mózgu, o które zresztą Niemcom chodziło. Ale wiadomo, że za to nikt nikogo nie zabił. Bo dzisiaj też trzeba by wystrzelać połowę wydawców, większość czasopism i całą telewizję. Natomiast jest trzecia rzecz – współpraca z hitlerowskim urzędem propagandy, który zajmował się działalnością propagandową na ziemiach Generalnej Guberni. Tu zamawiano plakaty, książki i ulotki stricte polityczne, propagandowe: Żydzi to wszy, Bolszewicy to coś tam, bohaterski Niemiec ratuje Polaka przed wrednymi swojakami... Ja zawsze myślałam, że te druki przyjeżdżały gotowe z Niemiec.

Rzeczywiście, można by tak myśleć i część z tych rzeczy przyjeżdżała pewnie z Niemiec – bo tak było pewnie taniej. Miałaś kliszę, plastyk lokalny domalował podpis i już. Ale niestety bardzo wiele rzeczy robiono na miejscu i zachowały się również kwity, bo Niemcy oczywiście to wszystko skrupulatnie przechowywali. W związku z czym i nadgodziny są rozpisane, kwoty za nadgodziny wypłacone. Ci autorzy, przede wszystkim właśnie ze środowiska małopolskiego, czyli Kraków i okolice, popisywali się, że tak powiem, kreatywnością. Bo to już nie było takie zadanie: tu ma Pani wzór, tu ma pani ołówek, proszę odrysować – być może nie masz talentu, wyboru, rysujesz. Ale nie, tutaj było: pani wymyśli, temat jest mniej więcej taki i żeby to było mocne. Po wojnie procesy nawet sądzono tych ludzi, ale nikt nie został skazany, wszystkim tym artystom lokalne środowisko artystyczne wystawiło glejt poprawnej polskości. Po wojnie słynny lewicowy warszawski grafik Eryk Lipiński powiedział, że wedle jego wiedzy wszyscy artyści w Krakowie kolaborowali. Trudno to zmierzyć, jednak widać, że była ogromna przepaść między tymi środowiskami. Nie jest

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

121


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.