Notes.na.6.tygodni#72

Page 52

P

I co z nią zrobiłeś?

Ale byłeś też jednocześnie menedżerem?

Mam ją znowu w domu. Straszliwą bombę.

Tak, ale nie przez duże M. Raczej urzędnikiem. Menedżer w korporacji jest kimś, kto ma pod sobą ileś osób, które mu mają pomagać, ale właściwie pracuje więcej od nich. Do pewnego szczebla jest mniej pracy, a potem siedzisz po kilkanaście godzin. W tygodniu pracowałem, raktycznie rzecz a w weekendy brałem aparacik i robiłem foty. biorąc, nie byłem Poświęcałem weekendy na to, żeby spacerow galerii sztuki wać, odreagowywać to, co robiłem w pracy i co do 30. roku życia traktowałem jako nieinteresujące – nudę i szarzyznę życia. Wtedy właśnie pojawiły się krzaki i fascynacja kaczkami, obsesja parku jako jedynego miejsca, na które mnie stać w sensie czasowym, gdy chodzi o podróż. Mogłem ją odbyć tylko po mieście, żeby gdzieś wyjechać, trzeba było poczekać pół roku. Jedyna interesująca rzecz, która mogła mnie spotkać, choć w sumie obiektywnie nudna – to wyjście do parku, karmienie kaczek i fotografowanie krzaków...

Tomek, ty studiowałeś ekonomię. I byłeś menedżerem. Kiedy postanowiłeś zostać artystą?

Jak skończyłem 30 lat. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nic nie zrobiłem dla siebie. Pracowałem w firmach i przedsiębiorstwach, nastąpił kryzys w ocenie wartości tego, co robię – czyli reklamy. A czym dokładnie się zajmowałeś?

Trade marketingiem, publikacjami, instrukcjami sprzedażowymi, komunikacją wewnętrzną skierowaną do sieci sprzedaży – i to jeszcze był fajny element tej pracy, bo służył temu, żeby ułatwiać innym ludziom pracę. Ale element związany z reklamą totalnie mnie frustrował. To było przejście, bo właściwie ja jestem dzieckiem kapitalizmu. W latach 90. nastąpił boom na myślenie neoliberalne, na wolność gospodarczą. I mnie to fascynowało, że mogę działać na szeroką skalę, że mogę coś wymyślić i będzie to publikowane w tysiącach egzemplarzy, pojawi się na bilboardach. Że masz wpływ na rzeczywistość...?

Tak. Ale potem nastąpił moment uświadomienia i wyrzutów sumienia związanych z kłamstwem. Z tym, że się oszukuje ludzi, namawia do kupowania rzeczy, których nie potrzebują itd. Socjalistyczny dyskurs, który zaczął się wtedy pojawiać, pojawił się także w mojej głowie. Mimo że interesowałem się wtedy działalnością twórczą w większej skali, to sztuką się specjalnie nie interesowałem. Prawdę mówiąc, nie byłem w galerii sztuki do 30. roku życia. Poza wernisażem koleżanki mojego przyjaciela i kolegi ze studiów – Agnieszki Brzeżańskiej. Moja żona, Kasia Kochmańska, która jest obecnie scenarzystką, interesowała się sztuką bardziej niż ja. I co wtedy zrobiłeś? Tak jednym cięciem zmieniłeś swoje życie?

Nie. Kupiłem aparat fotograficzny i zacząłem robić zdjęcia. Zobaczyłem, że rzeczy, które robię nie mieszczą się w fotografii, ponieważ nie interesowała mnie sama technika, ale pewne fenomeny estetyczne, które fotografowałem i kolekcjonowałem. Co wtedy fotografowałeś?

Np. roślinność w przestrzeni miejskiej, a potem krzaki, z czego powstał cykl Krzaki. Właściwie nie interesowała mnie techniczna fotografia i kreowanie obrazu, ale dokumentowanie pewnej rzeczywistości. Zbierałem zdjęcia z internetu. Tak się złożyło, że znajomi znajomych to byli artyści, na przykład Paulina Ołowska. Ponieważ chciałem zaistnieć z tymi zdjęciami, to zacząłem wydawać ZINA w liczbie 7 sztuk i rozdawałem go znajomym. Nie było w tym elementu sztuki współczesnej ani też fotografii w tradycyjnym ujęciu. Paulinie strasznie się spodobało to, co robiłem, więc zacząłem się interesować sztuką, czytać blogi. Raster prowadził świetnego bloga. Uświadomiłem sobie dopiero wtedy, że to, co robię, mieści się w kategorii sztuka. Tak się okazało. 100

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

To bardzo dramatyczne. Nie zdawałam sobie sprawy, ile w tych krzakach dramatyzmu, kiedy je oglądałam na wystawie w galerii Le Guern...

Tak. (śmiechy) Za to moja pierwsza wystawa, czyli debiut, wiązała się z kaczkami. Gdy zacząłem się interesować sztuką, na blogu Rastra znalazłem ogłoszenie, open call, dotyczące wystawy o zwierzętach. Wysłałem wtedy skomponowaną przeze mnie piosenkę i powiedziałem, że chcę zrobić do niej teledysk. Kuratorka się zachwyciła. No i z kolegą z SGH, Michałem „Benzyną” Wuczyńskim, zrobiliśmy teledysk. Potem wiodłeś podwójne życie? Już zdecydowałeś, że chcesz być artystą, chodzić do parku z aparatem, a z drugiej strony wprowadzać zmiany w pracy, do której chodziłeś?

Tak, zdałam sobie sprawę, że mogę też robić coś interesującego tam na miejscu. Momentem decydującym była szczytowy moment kariery trade marketingowej. Wszystkie projekty artystyczne, które robiłem w pracy, pojawiły się po odebraniu nagrody w kategorii low budget, która nazywa się Globe Award i jest nagrodą za marketing BTL. Pojechałem do Miami, odebrałem nagrodę. To najważniejsza nagroda w świecie reklamy. Gdy ją odebrałem, stwierdziłem, że mnie w tym wszystkim nie ma. Może przesadzam, twierdząc, że wszystkie honory spłynęły na zarząd, ale nie ułatwiło mi to w żadnym stopniu drogi zawodowej. Jak pracujesz w dużej organizacji, wszystko, co robisz, należy do niej. Ktoś pracuje 20 lat, nawymyślał kupę rzeczy, a po odejściu z pracy zostaje z niczym. Nie należą już do niego, nie może się nawet pod nimi podpisać. Musi zaczynać od zera. Zorientowałem się, że to, co robię, nie należy do mnie. Ale też przestałem cenić to, czym się zajmowałem. Wpadłem w obsesję, żeby moje nazwisko jakoś zaistniało. Bo w firmie twoje nazwisko nie istnieje. Jakoś nie jestem dumny ze swojej przeszłości. Nie eksponuję tego.

notes 71 / 11–12.2011 / czytelnia

101


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.