NOTES.NA.6.TYGODNI#71

Page 68

ca wymiana. Wszystko poza ich własnymi wytworami lokowane jest w obszarze „kultury globalnej”, głównie amerykańskiej, a teraz czasem także azjatyckiej. Wątpię, żeby Polacy byli zainteresowani Litwinami, a Francuzi Niemcami. A Szwajcaria... Och, nie wspominaj nawet o sąsiadach, kwestia jest tu niezwykle skomplikowana. Może przesadzam, ale problem rzeczywiście istnieje: Europa jest podzielona na niewielkie obszary przypominające malutkie pokoiki bez drzwi. Rynki pozostają niewielkie, podobnie jak siły wytwórcze, i nie można liczyć na wzrost podobny do tego na rynku amerykańskim, który obejmuje 250 milionów ludzi. Niemniej jednak, jeśli Europejczycy pragną odgrywać rolę w globalnym obiegu kultury, muszą uwolnić kreatywne siły swojego rynku. W styczniu uczestniczyłem w debacie w Bazylei poświęconej przyszłości polityki kulturalnej miasta, która także przyniosła rozczarowanie. Ze swoimi 150 000 mieszkańców miasto ma znaczenie w skali kraju. Jeden z dziesięciu warsztatów poświęcony był przyszłej roli muzyki pop. Biorący w nim udział organizator koncertów pop wyraził swoje rozczarowanie tym, że wszyscy zgromadzeni mówili o państwowych funduszach, bez których nie mogą funkcjonować. Stwierdził: „Ja finansuję się sam. Nie potrzebuję pieniędzy od państwa. Zależy mi tylko na porządnej sali koncertowej, którą mógłbym wynajmować w rozsądnej cenie. Jednak w Bazylei nie udało się nawet wybudować odpowiedniej sali, na którą mógłbym liczyć”. Według mnie to świetny przykład tego, że jest wielu prywatnych przedsiębiorców, którzy spełniają uprawnione zapotrzebowanie publiczności na dobrą muzykę pop czy ciekawe koncerty jazzowe. Zapewnienie odpowiedniej infrastruktury może stać się istotnym zadaniem władz, i to niekoniecznie za darmo. Ten organizator koncertów dowodzi prywatną organizacją złożoną z ludzi, którzy 10 lat temu postanowili sprowadzić muzykę pop

132

notes 71 / 10–11.2011 / czytelnia

notes 71 / 10–11.2011 / czytelnia

Państwo musi dokonywać odważnych wyborów, tak jak w przypadku przyznawania funduszy na realizację projektów. Ma prawo popełniać błędy, jednak finansowanie wszystkiego oznaczałoby kres zarówno finansowania, jak i sztuki. W mojej opinii w sztuce chodzi o coraz lepsze pomysły, coraz ciekawsze koncepcje i coraz wyższe umiejętności. Polega ona na intelektualnym współzawodnictwie.

Mówienie o skuteczności w przypadku finansowania sztuki z pieniędzy publicznych to niebezpieczny punkt wyjścia. Skuteczność sugeruje lub raczej włącza w tok myślenia modele zarządzania, które są w istocie zapożyczone z ekonomii. Jednak z całą pewnością, kiedy nasz parlament przekazuje fundusze szkołom, w oczywisty sposób liczy na podniesienie poziomu wykształcenia uczniów. Oczekiwanie efektów jest prawem ustawodawcy. Podczas gdy w kulturze... Sporo rozmyślałem o jej finansowaniu z kasy publicznej i prywatnej i uważam, że zdrowe społeczeństwo potrzebuje żywej sceny artystycznej, która jest niezbędna, by otworzyć się na wszelkie innowacje. Nie uważam, że sztukę uprawiają guru, którzy rozprawią się ze wszystkimi bolączkami tego świata. Artyści także są ludźmi, a misja sztuki nie jest być może tak szeroko zakrojona, jak chcieliby wierzyć. Sztuka to domena bezużytecznych myśli i bezużytecznych idei, jednak jest niezbędnym elementem społecznej higieny, który utrzymuje społeczeństwo przy życiu. Sztuka jest prawdopodobnie najistotniejszym komponentem naszego indywidualizmu i poczucia wartości. W kwestii utrzymywania tego systemu przy życiu, jestem przekonany, że społeczeństwo potrzebuje trzech różnych filarów. Po pierwsze, klasycznej gospodarki rynkowej, która w dziedzinie sztuki i kultury jest niezwykle produktywna. Europejscy intelektualiści nie przepadają za wieloma jej wytworami, jednak prywatne kulturalne ekosystemy, jak te funkcjonujące w Stanach Zjednoczonych, także powołują do życia wiele eksperymentalnych treści, którymi nikt się nie interesuje. Działają na pełną skalę, tak jak tu w Europie. Faktem jest, że widzimy tylko doskonałe „produkty”, które dobrze się sprzedają, i sądzimy, że wszystkim rządzą zasady „zbywalności”. Tak jednak nie jest. Przemysł kultury także rodzi wiele różnorakich eksperymentów, aby sprawdzić, co przyciągnie uwagę ludzi. Obserwujemy tam wysokie tempo innowacji. To właśnie nazywam kreatywną gospodarką. Stoi ona w opozycji wobec europejskiego myślenia, według którego w scenę artystyczną należy wpompowywać coraz więcej pieniędzy, aby każdy mógł aktywnie realizować swoje zdolności. Przemysł kreatywny związany jest z popytem na szeroką skalę. W przeciwnym wypadku nie używalibyśmy słowa przemysł. Pozostaliby tylko rzemieślnicy sprzedający swoje drewniane wyroby rzeźbiarskie turystom i sąsiadom. To urocze, jednak nie na tym polega kreatywna gospodarka, która staje się istotną częścią systemu społecznego i gospodarczego. Europejczycy żyją w ciągłej obawie przed siłami rynku i niepokoi ich, że sukces przekłada się na popyt. Muszę stwierdzić, że Europa przegapiła swoją szansę. Gospodarka kultury na skalę globalną znajduje się obecnie całkowicie w rękach Amerykanów. Azja szybko nadrabia zaległości, podobnie Ameryka Południowa, ale poziom eksportu treści kulturalnych i artystycznych z Europy spada co roku o 8%, podczas gdy w przypadku Ameryki mamy do czynienia ze wzrostem o 10% rocznie. To rażący brak równowagi. Znów, problem stanowi europejskie przywiązanie do ochrony różnorodności kulturowej. W pełni ją popieram, ponieważ uważam, że różnorodność kulturowa jest prawdziwym bogactwem społecznym, a także intelektualnym, jednak w jakiś sposób zablokowała ona proces tworzenia wspólnego europejskiego rynku. Kraje Europy nie są zainteresowane kulturą swoich sąsiadów, co jest smutnym aspektem historii kontynentu. Chronią własną kulturę, w tym scenę artystyczną, i nie następuje między nimi żadna znaczą-

133


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.