Notes.na.6.tygodni 78

Page 84

Ruszamy. Średnia prędkość, z jaką posuwa się kolej transsyberyjska, to 80 kilometrów na godzinę. Idealne warunki do obserwacji tego, co dzieje się za oknem. Nie żeby tak dużo się działo… Nawet odwrotnie, przez większość czasu widzimy coś, co ochrzciłyśmy pseudostepem: ugory oraz łąki z kiepską trawą i krzakami. Niesamowite wrażenie. Ogrom przestrzeni, 20, 30, 40 godzin niezmiennego krajobrazu, miliony hektarów ziemi. Człowiek zasypia i budzi się, wciąż jadąc w tych samych okolicznościach przyrody, każdej doby jakby przejeżdżając wszerz kilka Polsk. Daje to poczucie istoty podróżowania. Przemieszczenie się z punktu A do punktu B zajmuje pięć dni. W odróżnieniu od samolotu, gdzie wsiadamy w Warszawie, a wysiadamy po kilku godzinach w egzotycznym kraju, trochę jak przy teleportacji, tutaj sensem staje się sama jazda. 12000 kilometrów, które przebywamy drogą lądową. Co robić? Oczywiście, przez pierwszych kilka godzin jesteśmy podekscytowane faktem jechania transsibem, obserwowaniem pasażerów oraz poznawaniem zwyczajów. Kiedy jednak emocje opadają, zaczyna się prawdziwe życie. Postanawiamy przyrządzić pierwszy posiłek. I okazuje się, że zaliczamy się do tej klasy podróżnych, którzy zajmują się głównie jedzeniem. Nie było tego w naszych planach. Miałyśmy chudnąć! Lecz my przede wszystkim dyskutujemy o tym, co będzie na kolację lub śniadanie czy obiad. Do wyboru zupka chińska albo sardynki. Trudna decyzja. Wreszcie podjęta – sardynki. Paulina, specjalistka od kulinariów, wzięła ze sobą świeżą miętę z Warszawy, czym wzbudzamy niemałe zainteresowanie. Na początku wagonu, przy stanowisku prowadnic jest titan, elektryczny samowar, z którego można brać wrzątek przez całą dobę. Chodzimy tam często z naszymi termosami, przy okazji poznając sąsiadów. Wizja picia wódki z soldatami towarzyszyła nam od początku. Nic z tego, wszyscy zachowują rozsądek i spokój. Kolejka do jedynego kontaktu, w którym można podładować telefon, stoi cierpliwie, przy toalecie nie ma żadnych awantur, a kiedy o 21.00 gaśnie światło, zapada zgodna cisza. Jako jedyne cudzoziemki w pociągu jesteśmy traktowane z dużą dozą tolerancji na wszelkie dziwactwa. Jedna z pań tłumaczy, jak obsługiwać kran, inna pozwala usiąść na swoim łóżku, mimo że powinnyśmy zajmować górną pryczę. Są dwa typy współpodróżnych: krótko- i długodystansowi. Ci pierwsi zmieniają się co chwila, jeśli chwilą można nazwać interwały siedmio-, ośmiogodzinne. Ci drudzy jadą z tobą od początku do końca trasy. W drodze powrotnej poznałyśmy oba warianty, natomiast na trasie do Krasnojarska prawie nikt nie opuścił naszego wagonu. Wprowadziło to poczucie wspólnoty. Ludzie zaczynają rozmawiać, zaprzyjaźniać się, chodzić na papierosa i dbać o wagonowe interesy. Nasz sąsiad zaniepokoił się mocno, kiedy na jednej ze stacji długo nie wracałyśmy, interweniował nawet u prowadnicy, a gdy wreszcie pojawiłyśmy się, oznajmił wszystkim, że można odjeżdżać. Za to pasażerowie jadący na odcinkach kilkusetkilometrowych szybciej i intensywniej nawiązują kontakty. Szczególnie z nami. Skąd jesteście? Co tu robicie? Jak żyje się w Polsce? Nauczyłyśmy się zachowywać kamienną twarz przy stwierdzeniach, że nasz kraj leży w Europie Zachodniej, a gospodarka jest wysokorozwinięta. W zamian słuchamy o tym, że za komuny lepiej się żyło, więcej zarabiało, było stabilnie i bezpiecznie. Sentyment do starych czasów jest powszechny, ale to na inną opowieść. Ural, w miejscu, gdzie go przejeżdżamy, okazuje się dość płaski, za to rzeki Wołga, Irtysz, Ob niesamowicie rozległe, kilkukrotnie szersze od Wisły. Drewniane wsie i betonowe miasta.

fot. Maryna Tomaszewska

Mamy czas, więc dużo ze sobą rozmawiamy, zachowując, jak zwykle, odpowiedni poziom: omawiany jest chłopak, który Paulinie się podoba, kto z kim i dlaczego, czy starość u kobiet jest nieunikniona, i takie tam tematy. Przy herbacie lub porannej kawie przeciąga się to do wczesnego popołudnia. Wtedy chwila przerwy na lekturę. Książki, które zabrałyśmy przed odjazdem, zostały skrupulatnie wybrane: dwie o Syberii oraz niższych lotów kryminał i pierwszy tom popularnej serii fantasy. Najpierw czytamy nonfiction, gdyż od razu możemy porównywać doświadczenia autorów z własnymi. Co chwila przerywamy, żeby omówić rozdział czy spostrzeżenia – nasze, zamiast opasłych tomów, zamkną się w artykule na 18 000 znaków, lecz i tak bawimy się świetnie. Niedługo będziemy wysiadać – zostało tylko 16 godzin. Z tej perspektywy ośmiogodzinna podróż z Warszawy do Trójmiasta wydaje się atrakcyjna. Wreszcie, o 2.45 czasu moskiewskiego, nasz pociąg zatrzymuje się na stacji Krasnojarsk Pasażerski. Pierwszą rzeczą, którą wykonujemy, jest pamiątkowe zdjęcie. Nasz projekt nawiązujący do znanych akcji magazynów dla kobiet „przed i po”. Przed – jesteśmy świeże, wyspane, w czystym dresie; po – spocone, z przetłuszczonymi włosami, nieprzytomne, ale najedzone. Jest super! I naprawdę daleko. Różnica czasu z Polską wynosi sześć godzin, zaledwie dwie mniej niż z Tokio. Dworce rosyjskie, także ten w Krasnojarsku, charakteryzuje monumentalizm oraz liczne schody bez pochylni na wózki inwalidzkie i walizki. Czysty absurd: musimy najpierw znieść, a potem wnieść torby, by wydostać się na zewnątrz. Periodyki, które wieziemy, są bardzo ciężkie. Targamy je, na piechotę, do jedynego w mieście hostelu, gdzie prowadzi nas Oksana, kuratorka muzeum, która przywitała nas na peronie. Hostelem zarządza Denis, który wraz z żoną wprowadza „zachodni” styl niskobudżetowych noclegów.

No78 / czytelnia

164—165


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.