Notes.na.6.tygodni 78

Page 63

Niedawno opowiadałeś mi o planach nowej pracy, krążącej wokół tematu Teda Kaczyńskiego i jego organizacji Freedom Club. To ostatnio gorący temat. Czy intelektualne mody cię nie denerwują?

Takie mody są nieuchronne, ale w dobie internetu bardzo łatwo jest to punktować. Dziś łatwiej niż kiedyś można to sprawdzić. Widzisz, że artyści śledzą siebie, na Tumblrze, na Facebooku, wiedzą o sobie, więc nie mogą wyprzeć się wpływów. W kontekście tej pracy ważne jest też pojęcie „stare i już było”, związane z internetem. Dzisiaj, gdy ktoś wysyła ci film sprzed tygodnia, mówisz: „stare”. Tak też jest w tym przypadku, widzę pracę i korzystając z aparatu, który wypracował internet, mówię „to już było”. Co takiego się stało, że nagle artyści sięgnęli po Tumblra*? Wielu artystów ma swoje konta na tym portalu, niektórzy sporo energii poświęcają, by tam właśnie postować swoje prace.

Powód może być prozaiczny, w internecie łatwiej się pokazać, pozycjonować. Galerie nie przyjmują nieproszonych zgłoszeń, prywatne galerie na swoich stronach wypisują, że nie chcą żadnych portfolio, a artystów jest mnóstwo. Z drugiej strony internet obnażył pokłady niespotykanej dotychczas energii twórczej, która drzemie w ludziach. Nie tylko artystach. Desant w internecie niedługo przekroczy masę krytyczną. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dojdzie do jakiejś próby uporządkowania tego przesytu i chaosu. Internetowe rokoko nie może trwać wiecznie, ludzie się tym znudzą. Wystawa we Wrocławiu była całkowicie fizyczna, choć odwoływała się do rzeczywistości internetowej. Nawet ukułem na jej potrzeby taki termin TumblRealizm. Chodzi o to, że przez wiele lat do internetu pakowało się rzeczy, które są wokół nas, w tej fizycznej rzeczywistości. Dlatego teraz interesuje mnie odwrotny proces wyciągania rzeczy (estetyki, zjawisk i tzw. zajawek) z internetu i wkładania ich do rzeczywistości materialnej. W czasach, kiedy ona staje się coraz bardziej uboga, bo wszyscy patrzą w ekrany. Duchamp użył pisuaru, Warhol puszek Campbella, a my używamy śmieci z internetu. Podnosimy przedmioty, robiąc ze śmiecia sztukę. Szyjemy z codziennych rzeczy, a tendencja wywyższania przedmiotu, nadawania mu jakiejś wartości jest widoczna już od przedwojnia. Kantor też o tym mówił zaraz po wojnie.

Gregor Różański: Komputronik, die cut polyethylene foam end caps from boxes with electronic equipment, 2012, dzięki uprzejmości artysty

nazywanymi, a krytyka wymyśla kolejne szufladki. Net.art polegała na operowaniu softwarem, wykorzystaniu zdolności komputera i produkcji nowych bytów technologicznych. Obecnie artyści podchodzą do internetu bardziej duchampowsko i found-object’owo, z internetem stało się to, co z rzeczywistością fizyczną. Douglas Huebler mówił: „The world is full of objects, more or less interesting; I do not wish to add any more”, że jest już za dużo przedmiotów i nie ma potrzeby dodawania kolejnych. Warto je zatem „zsamplować”. Ten postinternet jest atechnologiczny. Najczęściej nie wiąże się z najnowszymi dokonaniami w dziedzinie soft i hardware.

Tę ruchomą rzeczywistość internetu ciężko przełożyć do świata fizycznego z zachowaniem jakości. Coś, co rusza się na ekranie, wypada bardzo blado na papierze.

W Polsce sztuka internetowa nie bardzo miała się na czym zasadzać, postinternetowe kolaże pojawiają się już częściej.

Jak zjawisko net.artu przyjmowane jest w Berlinie, gdzie studiujesz, bo choć nadużywa się ostatnio tego terminu, to wydaje mi się, że o samym zjawisku w Polsce cicho.

Dziś pewne zjawiska artystyczne zostały zawłaszczone przez masową kulturę internetową, na przykład wideo. Co z tego wynika?

Nie, to tylko kwestia technologii. Był taki architekt San.... [tu Gregor sięga do Wikipedii]. Antonio Sant’elia. Jego prace też nie były możliwe do realizacji, ale rozwój techniki przyniósł odpowiedź na jego pytania. Podobnie było z Frankiem Gehry, który też tworzył pomysły nie do realizacji, a po 10 latach okazało się, że większość z nich jest możliwa do wykonania. Ludzka wyobraźnia rozszerza się, bo przekłada wciąż przedmioty z jednej rzeczywistości do drugiej.

Warto w ogóle wprowadzić taką cezurę, bo net.artem nazywa się to, co powstaje już od końca lat 90., a na pewno od początku XXI wieku i jest kreatywnym wykorzystaniem komputerów podłączonych do sieci. Ta sztuka doczekała się już dużych, podsumowujących wystaw, jak chociażby w nowojorskim MoMA. Jakieś dwa lata temu, rozmawiając z amerykańskim kuratorem, spotkałem się z takim terminem jak postinternet art. Oczywiście wielu z ludzi nie chce być tak

W Niemczech i dalej na zachód od Polski internet istniał już w pokoleniu ojców. Nie ma tam „co ja pacze”. Pewnie następne pokolenie będzie się lepiej orientować w temacie. Dystans się zmniejsza i pewnie całkiem zniweluje. Jednak w Niemczech pokutuje inne wielkie widmo: Bauhausu i modernizmu. To u nich ma wielkie znaczenie i wciąż odbija się echem. Net.art jest przy tym niewielkim marginesem, a na akademii ludzi się tym zajmujących jest garstka. Jednak z perspektywy innej niż akademicka to zjawisko jest znaczące.

Ja stwierdziłem, że wideo art traci sens, skoro można oglądać i wrzucać filmy na Youtube, bez zbędnych dyskusji o kontekście i „czy to jest sztuka, czy nie”. Jest tyle rzeczy, które powstają bez artystycznej świadomości, a potem okazują się kulturowymi hitami, docierają do milionów ludzi. Idzie za tym segregacja. Chaos filmów próbuje być porządkowany na amatorski Youtube i profesjonalne No78 / czytelnia

122—123


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.