Notes.na.6.tygodni #75

Page 63

Gdy przyjrzeć się zasadom, na jakich wyobrażana jest tożsamość i wspólnota, widać, że istotnie skonstruowaliśmy sobie więzienie i sami się w nim zamknęliśmy, a teraz trzymamy się w szachu i na muszce

tyńskimi „judeobolszewikami” znalazł się na okładce dodatku historycznego do „Gazety Wyborczej” („Ale historia” z 27 lutego 2012 roku) — podany do wierzenia, bez komentarza i bez związku z materiałem o Katyniu zamieszczonym w środku numeru. To jest koszmar na jawie. Zachowując proporcje, należy stwierdzić wyraźnie: nasza wyobraźnia — imaginarium kultury większościowej dominującej — wymaga denazyfikacji. Czy tytuł w języku niemieckim nie sugeruje, że całe zło zaczęło się wraz z hitlerowcami, którzy zaaplikowali Polakom pranie mózgu? Przecież myślenie o wspólnocie, którego naczelną cechą jest wykluczenie grup i jednostek nieodpowiadających idei jednolitego społeczeństwa czy narodu, było obecne i siało spustoszenie w Polsce o wiele wcześniej. Czy polski tytuł nie byłby wymowniejszy?

W potocznej polskiej opowieści o historii funkcjonuje przekonanie, że nacjonalizm integralny i antysemityzm w polskim wydaniu to nic w porównaniu z tym, co pokazali Niemcy. Próby analizy i krytyki tych zjawisk spotykają się z relatywizacją i bagatelizacją z powodu przekonania o istotowej różnicy — in plus — polskiej tradycji wykluczenia. W Polsce nie nastąpiła kompromitacja rodzimego nacjonalizmu integralnego i antysemityzmu. W tym kontekście hitlerowcy postrzegani są jak Marsjanie, którzy wylądowali na ziemiach Polski z kosmosu i zaczęli szerzyć niepojęte zło absolutne. Zamiast przerabiać Jana Karskiego na symbol stosunku Polaków do Żydów, powinniśmy zastanowić się nad jego raportem z wiosny 1940 roku, w którym opisywał powszechną nienawiść do Niemców, dodając: „rozwiązywanie kwestii żydowskiej przez Niemców […] stwarza jednak coś w rodzaju wąskiej kładki, na której przeważnie spotykają się z g o d n i e [podkreślenie Karskiego] Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa”. Powinniśmy zastanowić się, dlaczego polskie władze cenzurowały w tym punkcie ten i inne jego raporty, a sprawozdania agend polskiego państwa podziemnego jednomyślnie zgodnie oceniały eliminację Żydów ze sfery ekonomicznej jako pożądaną, co trudno rozumieć inaczej niż pełen hipokryzji eufemizm. Karski był wyjątkiem. Pisząc książkę, z tyłu głowy miałam cały czas jego słowa — te z raportów i te, które zostały utrwalone w tekście Widziałem. W moim pojęciu książka Festung Warschau nie potwierdza tezy o pierwszeństwie hitlerowców w dziele antysemickiej nienawiści. Nienawiść do Żydów — definiowanych rozmaicie — jest wynalazkiem chrześcijańskim i przez to dziedzictwem europejskim. Książka odnosi się do historii Polski i polskiej kultury. W części ikonograficznej — obok plakatów hitlerowskich — celowo umieściłam plakat „Żydzi do getta”, który wygląda jak klasyczny wytwór niemieckiej propagandy okupacyjnej, lecz powstał w Polsce w 1938 roku. Dziś wiemy także, że hitlerowski plakat ze szczurami „Żydzi powracają wraz z bolszewizmem” ma swój polski odpowiednik z lat 20. Już po oddaniu do druku Festung Warschau wypłynęła sprawa kalendarza na rok 2012 wydanego przez Biuro Kultury m.st. Warszawy. W kalendarzu znalazła się reprodukcja grafiki przedstawiającej żołnierza Wojska Polskiego, który miotaczem ognia wypędza z budynku, oznaczonego orłem białym, ławicę szczurów z pejsami i w jarmułkach.

Władze Warszawy nie mogły pojąć, co niewłaściwego było w galanteryjno-ozdobnym wykorzystaniu tego przedstawienia. Wracając do twojej obiekcji, a jest to obiekcja najzupełniej zasadnicza: teza o decydującym znaczeniu hitlerowskiej propagandy upadła w Polsce ostatecznie w momencie ujawnienia serii całopaleń w Łomżyńskiem latem 1941 roku — m.in. w Jedwabnem. W owym czasie władza niemiecka na tamtym terenie dopiero się instalowała i nie miała czasu na akcje propagandowe. Polska większość opierała swoje rozpoznania i decyzje na przedwojennej propagandzie kościelnej i endeckiej. To Kościół katolicki i endecja uczyniły morderców i wspólników zbrodni ze statystycznych obywateli. Rekonstrukcja rodzimej genealogii zbrodni jest ciągle przed nami. Dlaczego na okładkę Festung Warschau wybrałaś zdjęcie wieży budynku Muzeum Powstania Warszawskiego?

Oni to chyba nazywają tarasem widokowym. Ale wracając do pytania… Na widok okładki książki moja mama wykrzyknęła: „Ale z tym więzieniem, dziecko, to już przesadziłaś!”. Mama myślała — i nie ona jedna — że to fotomontaż: zdjęcie wieży strażniczo-strzelniczej jakiegoś więzienia z doklejoną w fotoszopie polską flagą i kotwicą Polski Walczącej. Tymczasem, parafrazując jednego z prominentnych polskich polityków, jest to autentyczny autentyk. Architektoniczny kształt Muzeum Powstania Warszawskiego odpowiada schematowi warownemu: mur i wieża. Inicjator placówki, prezydent Warszawy, a następnie Polski, Lech Kaczyński, życzył sobie, by była to „twierdza polskiego patriotyzmu”. Muzeum Powstania Warszawskiego stanowi okręt flagowy polityki historycznej, która mimo zmian na scenie politycznej trzyma się całkiem mocno. Metafora okrętu faktycznie chyba jest tutaj nie od rzeczy. Zwłaszcza w kontekście marynarki wojennej. Muzeum Powstania Warszawskiego odniosło spektakularny sukces: będąc instytucją muzealną, stało się jednocześnie instytucją społeczną — ośrodkiem kształtowania tożsamości zbiorowej, zbiorowych wyobrażeń, wspólnoty symbolicznej. Rządzi tam etos, który nie ma nic wspólnego z ochroną praw jednostki, praw dziecka, praw kobiet czy ideą społeczeństwa bez przemocy. Gdy przyjrzeć się zasadom, na jakich wyobrażana jest owa tożsamość i wspólnota, widać, że istotnie skonstruowaliśmy sobie więzienie i sami się w nim zamknęliśmy, a teraz trzymamy się w szachu i na muszce. Czy powstanie warszawskie jest jedynym wydarzeniem nadającym dzisiaj tożsamość miastu Warszawa?

Dla porządku warto nadmienić, że nasza rozmowa dotyczy nie tyle samych wydarzeń, ile opowieści o nich. Opowieść o powstaniu warszawskim kształtowała tożsamość Warszawy, odkąd pamiętam. Nie ma w tym nic nowego. Nowością jest awans tej opowieści do narodowego panteonu mitów założycielskich Polski w jej obecnym kształcie. Prócz mitu powstania warszawskiego wśród mitów fundacyjnych widziałabym idylliczny mit II RP oraz mit Katynia. Mit Katynia — wcześniej nieco zmarginalizowany — obecnie wysunął się chyba na czoło stawki wskutek „dopompowania” przez wypadek lotniczy z kwietnia 2010 roku. Nie relatywizuję tutaj tragedii. Odnoszę się do jej symbolicznej obróbki i politycznego wykorzystania. Powstanie warszawskie stało się przedmiotem interesującej operacji symbolicznej w ramach polityki historycznej tzw. IV RP. W Warszawie nikogo o powstaniu nie trzeba było informować. Zwrot polegał na odgórnej reaktywacji powstania warszawskiego jako traumy, następnie zaś — na wdrukowaniu owej No75 / czytelnia

122—123


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.