Notes.na.6.tygodni #75

Page 53

Od kiedy mieszkasz w Warszawie, czyli od czterech lat, zajmujesz się badaniem sposobów poruszania się ludzi w tkance miejskiej. Czy możesz powiedzieć, czemu służą te poszukiwania?

Słusznie użyłaś metafory przestrzeni miejskiej jako żywej tkanki, bo to od razu przenosi naszą rozmowę w sam środek mojego eksperymentu. Pierwszy raz do Warszawy przyjechałam na cztery miesiące w 2005 roku. To wówczas chodząc ulicami tego miasta, doznałam takiego uczucia, że jego przestrzeń jest czymś na kształt ogromnej rzeźby i że ja poruszając się w tej rzeźbie wraz z innymi ludźmi, kreuję jej kształt. Myślenie o mieście jako o żywym organizmie zawsze było mi bliskie, ale dopiero ten pierwszy, krótki pobyt w Warszawie sprawił, że chciałam jakoś wejść w tę problematykę, z drugiej strony nie znałam polskiego, a to sytuowało mnie na pozycji obserwatora, ale też uczestnika tutejszej rzeczywistości. Bo ten dystans, częściowe odcięcie od możliwości językowej komunikacji, spowodował, że odkryłam inny sposób porozumienia z otaczającymi mnie ludźmi: porozumienie w ruchu. W zmaterializowaniu moich odczuć pomogły mi zajęcia w pracowni profesora Grzegorza Kowalskiego, w których uczestniczyłam, gdy na dobre przeniosłam się do Warszawy w 2008 roku. Teraz po czterech latach moich badań jeszcze wyraźniej widzę, że mieszkanie w mieście to uczestniczenie w jakimś niesamowicie żywym systemie przepływów, które nie są częścią miasta ani nie odbywają się w nim, ale przeciwnie — to one go tworzą, sprawiają, że miasto staje się żywym organizmem. Nie wiem, czy mogę jasno określić cel moich działań, dla mnie cel jest trochę jak chmura, która się pojawia, zawisa nade mną i w toku mojej pracy zyskuje pewną formę.

dzo plastyczne, podatne na przenikanie i ingerencję innych uczestniczących w przepływie ciał-w-ruchu. Architektura, jako zastany sposób organizowania przestrzeni, jest formą władzy, bo narzuca nam pewien porządek, ale mam dwie uwagi, które kwestionują takie jej rozumienie. Pierwsza związana jest z bardzo prostym spostrzeżeniem: nasz ruch zawsze jest pewnym odchyleniem od trajektorii wyznaczonej przez kształt budynków. Gdy chcemy na przykład skręcić i minąć jakąś architektoniczną przeszkodę, czy ktoś z nas czyni to zgodnie z kątem, jaki wyznacza budynek, czyli 90 stopni? Nie, to byłoby dziwne i przerysowane. Nasz ruch jest miękki i zaokrąglony, dzięki swojej organiczności jest do pewnego stopnia autonomiczny i otwarty na zmiany. Z drugiej strony, jest oczywiście tak, że każdy porządek generuje automatyzmy, ale one też są niezbędne w codziennej praktyce. Nasze ciało, ponieważ nie jest obiektem, ale ciałem-w-ruchu, tworzy mapy swoich trajektorii i dzięki temu, wychodząc codziennie z domu, robimy to „na pamięć”. Druga uwaga dotyczy już samej architektury: czy naprawdę musimy ją sobie wyobrażać jako świat przedmiotów, a co by było, gdyby także ona była efektem nieustannego ruchu? Kiedy badałam przestrzeń wokół Pałacu Kultury, a także sam pałac, narysowałam taki cykl rysunków, który pokazywał kolejne fazy przekształceń tej przestrzeni ze struktury horyzontalnej w wertykalną. Przed wojną cały ten ogromny kwadrat przecinała siatka ulic, na których stały kamienice z mieszkaniami czynszowymi. W latach 50. na tym pustym

No tak, ale ruch, o którym mówisz, jest zawsze ruchem ciał w pewnej zastanej przestrzeni, ta zaś z góry wyznacza jego trajektorie. W tym sensie każda organizacja przestrzeni jest strategią sprawowania władzy nad ciałami. Jeśli dobrze rozumiem, usiłujesz pokazać, jak działa ten mechanizm?

Mieszkanie w mieście to uczestniczenie w jakimś niesamowicie żywym systemie przepływów, które nie są częścią miasta ani nie odbywają się w nim, ale przeciwnie — to one go tworzą, sprawiają, że miasto staje się żywym organizmem

Nie do końca, takie rozumienie wydaje mi się uproszczeniem. Jest trafne wówczas, gdy ruch ciała w przestrzeni ujmujemy jako proces złożony z trzech oddzielnych i do pewnego stopnia niezależnych elementów: ciała, ruchu i przestrzeni — to mówi nam zdrowy rozsądek, ale przecież doświadczenie podpowiada coś zupełnie innego! Dla mnie ciało to nie jest przedmiot, obiekt, którego granice są jasno określone, to, co widzimy i uznajemy za nasze ciało, wyłania się z ruchu i to on nadaje mu kształt. Wydaje mi się, że tę intuicję dobrze oddaje animacja Patelnia, którą przygotowałam na wystawę Movement Space w Galerii LeGuern. Widzimy na niej ludzi poruszających się w różne strony w miejscu zwanym przez warszawiaków patelnią, czyli przed stacją Metro Centrum. Jednak ich sylwetki nie są wyraźne, bo nieustannie wyłaniają się z przestrzeni wyznaczonej przez sposób ich poruszania się, przez ich przestrzeń ruchu (movement space), którą kreują. To zaś sprawia, ze stają się płynne i bar-

Simone Ruess: Centrum, Pałac Kultury i Nauki (fragment), 2009, ołówek, papier, 29,7 x 42 cm

No75 / czytelnia

102—103


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.