Notes.na.6.tygodni#77

Page 89

Napisałeś fascynującą książkę z reportażami o budynkach. Jak się pracuje z bohaterem, który sam z siebie głosu nie wydaje?

Mam problem z ludźmi, nie lubię się zaprzyjaźniać, jestem raczej odludkiem. Nie jestem jak aktywista, który pójdzie bronić tych budynków. Tłum od razu powoduje, że się blokuję. Kiedy staję w jakiejś przestrzeni, ona do mnie mówi. I to mi wystarcza, żeby szukać dalej. To, czego ona mi nie powie, powiedzą mi inni. Wydaje mi się, że te budynki powiedziałyby mi dokładnie to, co mówią architekci, że są rozczarowane kierunkiem, w jakim wszystko poszło. Przypisuje im się wszystkie peerelowskie wady, a to nie ich wina. Taki był wtedy normatyw, technologia. Aluminium było marzeniem. One nie miały na to wpływu. Budynki by mi to wszystko mówiły, ale nie mówią, więc muszę pytać innych. Wydaje się, że napisanie reportażu o architekturze jest trudne, ale dla mnie trudniejsze jest napisanie poruszającego reportażu w stylu Wojciecha Tochmana, który wchodzi w psychikę swoich bohaterów. Ja nie uważam, że pracuję z materią martwą, chociaż wiele osób tak sądzi. Przed tobą nikt tak o architekturze nie pisał. Nie mieliśmy szczęścia do książek, które popularyzują wiedzę. Tadeusz Barucki zrobił gigantyczną pracę, teraz zresztą pracuje nad swoją kolejną książką, która będzie poświęcona architekturze polskiej XX wieku. Ale jego opracowania są bardziej naukowe, nie tak emocjonalne jak twoje pisanie. Dlaczego do tej pory nie mieliśmy tego rodzaju książek, jak sądzisz?

Ale mieliśmy takie zdjęcia, fotografię, nawet nieświadomie robioną, nawet nie o architekturze tej epoki. Mieliśmy fotografię przestrzeni bardzo emocjonalną. Wydaje mi się, że reporterzy nie piszą o architekturze, bo to się wydaje niereporterski temat, wymagający fachowego przygotowania. Jest przekonanie, że musisz mieć niemal krytyczną wiedzę z historii architektury, żeby w ogóle zacząć pisać. Przystępując do pracy nad swoją książką, nie miałem takiego przekonania. Wychodzę z założenia, że jestem gościem z ulicy, który czegoś nie rozumie, więc sobie musi wyjaśnić. Wyjaśniając, stosuję różne narzędzia, ale cały czas pamiętam, że nie jestem krytykiem ani historykiem. Jeżeli taki punkt widzenia na architekturę chcę umieścić w tekście, to pytam krytyka. Oni się w Źle urodzonych pojawiają i w następnej też się będą pojawiać. Czy ludzie, z którymi rozmawiałeś, przygotowując teksty do swojej książki, poza architektami, mieli emocjonalną reakcję z budynkami?

W większości rozmawiałem z pasjonatami. Źle urodzone są bogato ilustrowane. Oprócz materiałów archiwalnych są w książce zdjęcia twojego autorstwa, które przełamują klasyczną konwencję przedstawiania architektury. Są tu fotografie, na których budynków w ogóle nie widać.

Za to niemal dostaję po głowie. Mam świadomość, że fotografując, pisząc w określony sposób, ograniczam grupę odbiorców do ludzi o określonej wspólnej płaszczyźnie wrażliwości, bez wartościowania czy mniejszej, czy większej. Architektura nie interesowałaby mnie z krytycznego punktu widzenia — nie chodzi o to, czy ona jest dobra, czy zła. To, co znalazło się w książce, wynika z tego, że przed jakimś budynkiem stawałem i kompletnie czegoś w nim nie rozumiałem. Reportaż pozwala mi szukać wyjaśnień na płaszczyźnie merytorycznej, muszę porozmawiać z ludźmi, przeżyć coś w konkretnym budynku, muszę jechać, żeby to poznać. To, że fotograficznie nie ma klasycznych przedstawień budynków, wynika z warstwy emocjonalnej. Na przykład zdjęcia z centrum Katowic, których nie ma w książce, są zbyt hermetyczne, będą się pojawiały tylko na wystawach. Chyba tydzień chodziłem po

Filip Springer: Katowice, os. Tysiąclecia, dzięki uprzejmości autora

katowickim centrum, chcąc je sfotografować, i kompletnie nie wiedziałem jak. Zrobiłem dziesięć rolek i nic mi nie wyszło, zacząłem fotografować ludzi, którzy ma twarzach mieli to co ja, czarnego doła i zagubienie. Wtedy zobaczyłem, że sfotografowałem dokładnie to, co chciałem. Zdarzyło się, że byłeś pytany o to, co fotografujesz, zaczepiany? Wchodziłeś w przypadkowe relacje z ludźmi?

Jestem gburowaty, jak robię zdjęcia, więc pewnie dlatego nie wchodziłem, poza tym fotografowałem z reguły wczesnym świtem, to generowało brak zainteresowania. Jak trzeba jechać na Sady Żoliborskie i porozmawiać z państwem w parku, to idę i rozmawiam. Nie jestem Jacek Hugo-Bader, który usiądzie i ludzie mu całe życie opowiedzą — ja się zupełnie w tym gubię. Jeśli chodzi o społeczny odbiór, ostatnio strasznie się ściąłem z moimi znajomymi. Obowiązuje przekonanie i twierdzenie, że wszyscy nienawidzą tej architektury, że stojąca w Katowicach Superjednostka zaprojektowana przez Mieczysława Króla jest fe, co wywołuje we mnie silny opór. Chodziłem, pytałem i wiem, że nie do końca tak jest. Część ludzi, mimo że trudno pokochać wygląd tych budynków od pierwszego wejrzenia, jest emocjonalnie z nimi związana, nie dlatego, że tam mieszkała, ale dlatego, że stały się ważną częścią krajobrazu. To jest ważne, nie jest jednoznaczne, że coś jest brzydkie, to nie wynika z przekonań estetycznych. Ludzie polubili te budynki. Większość negatywnych opinii na temat peerelowskiego modernizmu zarzuca mu pewną nieludzkość, coś, co powoduje, że ona jest nie do życia. Z tego, co piszesz, wynika, że mimo iż nie są ładne, wygodne, jest w nich coś, a idea modernizmu jest w nich obecna, tylko nie na tych poziomach, na których się jej spodziewamy.

Jeśli się zarzuca projektom Hansenów, Skibniewskiej czy Superjednostce nieludzkość, to nie wiem, co trzeba by zarzucić współczesnym osiedlom deweloperskim — nie znam takiego słowa. Te budynki są trudne w odbiorze, trudne No77 / czytelnia

174—175


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.