Notes.na.6.tygodni#77

Page 83

Tomasz Wiech: Korporacja, 2008–2010, dzięki uprzejmości Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

chałupnicznych sposobach upiększania fasad kamienic, tak różnych od praktykowanej nie tak znowu dawno temu i powracającej gdzieniegdzie do łask, odgórnie planowanej estetyzacji przestrzeni publicznych. Na następnych zdjęciach — wieś, która „tańczy i śpiewa”, ale już w nieco innym rytmie niż niegdyś: imprezy w stylu techno zastąpiły bardziej tradycyjne formaty zabaw, chociaż w dalszym ciągu wytwarzają i celebrują wspólnoty, zostawiając trochę miejsca na pocałunki, rozmaite alkoholowe uniesienia i balony (te gumowe i te kobiece), i, jak to widzę na innym obrazie, ustronne załatwianie potrzeb na pobliskim polu. Oglądam też robotników, których portrety przypominają filmowych bohaterów, ale kiedy występują na zdjęciu w grupie, stoją przed bramą stoczni lub siedzą na płocie, na tych samych twarzach maluje się znudzenie i jakby rozczarowanie sprawą, której się poświęcają; zawieszeni gdzieś pomiędzy, raczej uporczywie trwają, niż coś zmieniają. Na kolejnych zdjęciach także Gdańsk, ale późniejszy. Solidarnościowe hasła łuszczą się na ścianach, a stal zamiast prężyć się dumnie, piętrzy się pocięta, wrzucona w jakiś kontener. I znów robotnik, choć fotografowany w konwencji reklam Diesela, to jednak nadal monumentalny stoi

naprzeciw mnie, dźwigając ciężar pamięci, ale i tego, co się obecnie ze stoczniami dzieje: pamiętać i mimo rozczarowań pracować z zapałem, jakby się nie pamiętało — nowy rodzaj komiksowego bohatera. Do tego wszystkiego zdjęcia Śląska, dzisiejszego, ale jakby z filmów Kutza. Kolejne fotografie są już bardziej prywatne, dokument indywidualnych przeżyć i stosunku do dużych zmian, obserwowanych w telewizorze, na ulicach i na sobie. I znowu wieś, choć tym razem, tego mi właśnie było trzeba, fotografowana z dziecięcą radością i wyobraźnią. Kilka kolejnych zdjęć to już prozaiczne detale z codzienności uciekającej w stronę formalnych poszukiwań, pod stoły i na szyldy. Dalej znowu ludzie, siedzą, leżą i stoją, tym razem na plaży. Wszystkie te zdjęcia układają się w dosyć proste równanie: Śląsk + Gdańsk, Wałęsę dodaj do plaży (która przy Wałęsie urasta do Wybrzeża), uwzględnij PGR-y i całą resztę, i choćbyśmy nie wiem jak liczyli, zawsze wyjdzie to samo: transformacja, „zaczęło się w Gdańsku” i takie tam. Temat niby ograny, ale jednak, o czym przekonuje ten zbiór zdjęć, jakby nierozpoznany do końca. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że nie widać tego, że skończyło się Berlinem, Pragą, Budapesztem i końcem Bloku. Zupełnie odwrotnie — tym, co zaskakuje i uwodzi, jest

brak w tym obrazie przegadanej i wypłakanej przy wielu okazjach mitologii transformowania: żadnego podpisywania postulatów, okrągłych stołów, berlińskich murów, koksowników czy długopisów z Papieżem. W zamian dostajemy transformację podaną przez pryzmat jej konsekwencji, ale takich, o których często zapominamy. Zamiast znanego zdjęcia Czasu Apokalipsy, które — gdyby dobrze poszukać — znalazłoby się pewnie w prawie każdym domu w którejś z książek (pytanie tylko, komu chciałoby się dziś szukać?), zachęta do poszukiwania powiązań pomiędzy ówczesnymi przemianami a kształtem dzisiejszej codzienności, drobnej gospodarki, wiejskich imprez i czasu wolnego, czy sposobem zagospodarowywania prywatnych i publicznych przestrzeni. I jasne, że można powiedzieć, że obraz ten jest niepełny, bo koncentruje się raczej na przegranych, a na dodatek nawet nie naśmiewa się z tych, których gust podpowiada, że wygrali nie fair. Wszystko to wydaje mi się jednak mniej istotne niż fakt, że zbiór ten uświadamia na przykład, że można było WTEDY, w czasach najgwałtowniejszych zmian, fotografować w Polsce na zagranicznej licencji nie same zmiany, ale spokojne portrety plażowiczów. Że można było i przeżywało się tę transformację na rozmaite sposoby. Że trwa ona nadal i że — jako zbiorowość — adaptujemy się do zmian będących czy też mogących być jej konsekwencją poprzez mrowie codziennych praktyk, których zakres daleko wykracza poza klasyczny stoczniowo-górniczo-PGR-owy rdzeń. W końcu, że zamiast na siłę aktywizować tych, co na dole, eksperci od transformacji powinni zacząć od przekształcenia własnych kategorii myślenia o tym procesie. Jeżeli bowiem zgodzimy się z tezą, że fotografie wolno traktować jako odbicie społecznej świadomości, które jednocześnie tę świadomość kształtuje, to zestaw zdjęć, o które pytasz, na wiele sposobów poszerza pole semantyczne „polskiej transformacji”. Jest jej etnografią, która uwzględnia i artykułuje także te z mieszczących się w jej ramach praktyk, które stanowią taktyki radzenia sobie na co dzień, a którym zwyczajowo w przestrzeni publicznej odmawia się głosu lub które nie mają ambicji, by w tej właśnie przestrzeni cokolwiek mówić. W wymiarze jeszcze bardziej ogólnym zdjęcia te, choć tak różne pod

No77 / czytelnia

względem formy i treści, to jednak, po chwili namysłu, nie pozwalają na wybór najprostszej ścieżki interpretacji, która mogłaby brzmieć następująco: zestawianie różnych sposobów radzenia sobie za pomocą fotografii z przedstawianiem transformacji i jej społecznych konsekwencji w oczywisty sposób sprawia wrażenie, że fotografie te opowiadają przede wszystkim o fotografii jako takiej, a tym samym premiują myślenie o transformacji, której rzeczywistość składa się dziś przede wszystkim z rozmaitych narracji wokół niej samej: konfliktów o to, kto ma dziś prawo, dla jakich celów i w jaki sposób o niej opowiadać. Fotografie, o których dyskutujemy, zdają się, mimo wszystko, mówić, że istnieje coś jeszcze, nie tylko zresztą symboliczne, ale też cielesne, materialne, nawykowe czy zmysłowe. A gdyby się nad tym zastanowić, to że będzie tego jeszcze więcej. Żeby dalej badać, w tym wypadku wystarczy więc odłożyć te zdjęcia i patrzeć na transformację tak, jak do tego zachęcają. Na boki.

MACIEJ FRĄCKOWIAK socjolog, zajmuje się obrazem, próbuje go traktować jako narzędzie i pretekst do badań oraz zmiany relacji społecznych. Autor wystaw, wystąpień i tekstów z tej dziedziny, publikowanych m.in. w „Kulturze i Społeczeństwie”, „Przeglądzie Socjologii Jakościowej” oraz „Studiach Socjologicznych”. W Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu pracuje nad doktoratem poświęconym współczesnym strategiom interwencji socjologicznej. Uczestnik i współkoordynator projektów Niewidzialne miasto, Kwestionariusz kultury wizualnej, a ostatnio Kolaboratorium. Popularyzacja współdziałania w kulturze. Stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Fundacji Rodziny Kulczyków. Współredaktor tomu tekstów Badania wizualne w działaniu (Bęc Zmiana / NINA, 2011).

162—163


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.