Suplement - styczeń/luty 2023

Page 1

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego MAGAZYN BEZPŁATNY styczeń /luty 2023 ISSN 1739 -1688

Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego „Suplement”

Rektorat Uniwersytetu Śląskiego, ul. Bankowa 12, 40-007 Katowice

Nakład: 1000 egzemplarzy

Redaktor Naczelny: Robert Jakubczak (r.jakubczak97@gmail.com)

Zastępca Redaktora Naczelnego: Magdalena Faryniak (mfaryniak@us.edu.pl)

Sekretarz redakcji: Dawid Hornik (dawidhornik@yahoo.pl)

Skład graficzny: Grzegorz Izdebski (izdebski.grzegorz@wp.pl)

Zespół korektorski: Katarzyna Grzelińska, Aga Dziendziel, Aleksandra Przybyłek, Daria Molenda, Paula Kosmala, Katarzyna Konieczna, Magdalena Faryniak, Tomasz Stefański, Kinga Richter

Ilustracje: Martyna „TishBlack” Brzóska, Kinga Janota

Grafika na okładce: Natalia Łukomska (www.natalialukomska.pl)

Zdjęcia wizerunkowe: Matylda Klos (matyldaklos@us.edu.pl)

Wykorzystane zdjęcia: www.pexels.com, www.pixabay.com, unsplash.com, domena publiczna

Zespół redakcyjny:

Robert Jakubczak Jakub Dyl Katarzyna Grzelińska Paula Kosmala Klaudia Borowiecka Roksana Sałbut Milena Panek Bartosz Leszczyna Bartosz Galas Angelika Wojciechowska Anna Czuczejko Katarzyna Tomczyk Adam Posmyk Daria Molenda Katarzyna Kulyk Magda Zalaś Magdalena Faryniak Agnieszka Dziendziel Emila Skiba Alicja Gorczyńska Kinga Richter Martyna Brzóska Emilia Sorota-Posmyk Julia Cisak Natalia Kuleta Sara Galeja Julia Nita Natalia Różewicz Tymoteusz Stefański Justyna Kost Olena Matviienko Weronika Iżyk Kacper Włodarski Patryk Jarmuła Małgorzata Otorowska Marlena Chowaniec Dawid Hornik Aleksandra Krupa Michalina Skwara Anastasiia Hudym Patrycja Czyżowska Aleksandra Przybyłek Kamil Kołacz Katarzyna Konieczna Paulina Skwara Michał Miszewski

Patriotyczne orły i torty z czekolady | Julia Cisak

Rozmowa Julii Cisak z Karoliną Konopką na temat sztuki i obyczajów

Zaintrygowani zbrodnią | Roksana Sałbut Czyli dlaczego fascynują nas książki i podcasty o tematyce kryminalnej

W co wierzą współczesne czarownice? | Aleksandra Krupa

Czy wiecie, że wśród nas są czarownice? Kim są i w co wierzą?

Jak rzeczywistość wpływa na poglądy religijne? | Paulina Skwara

Jak niespójne bywają nasze poglądy na tematy religijne?

Ach te baby… | Katarzyna Grzelińska Czy równouprawnienie szkodzi mężczyznom?

Ideał sięgnął bruku | Alicja Gorczyńska Życie na chodniku, czyli o roślinach ruderalnych.

Bajka o gorsecie | Patrycja Czyżowska

Był sobie raz gorset i mordował… czy nie?

Ukraińskie ślady w Krakowie | Anastasiia Hudym Kraków – od prowincjonalnego miasteczka do kulturalnej stolicy Polski.

Samo mówienie to nie wszystko, czyli 93% potencjału | Olena Matviienko Po co i jak wykorzystywać gesty w wypowiedzi publicznej?

Jak się porozumieć, aby się zrozumieć? Czyli słów kilka o osobach niesłyszących i niedosłyszących | Michalina Skwara Pora rozwiać wątpliwości i lepiej poznać świat otaczających nas ludzi.

Słowa, słowa i jeszcze raz słowa – czyli jak języki wpływają na nasz umysł | Justyna Kost Co dzieje się w twojej głowie, gdy mówisz?

O przekon aniach | Julia Nita Bzdury na Twój temat. Sprawdź, czy w nie wierzysz.

Każdy ma swój metaprogram – warto go znać | Katarzyna Tomczyk Czyli o nieświadomych schematach postępowania, które warto znać.

Literatura japońska – nie taka straszna jak ją opisują | Klaudia Borowiecka Mangi, powieści, haiku – czym jest literatura Kraju Kwitnącej Wiśni i dlaczego jest tak mało popularna?

Rynek wtórny – z czym to się je | Marlena Chowaniec Czy rynek wtórny służy tylko najbiedniejszym? Sprawdźmy, jakie motywacje mają jego konsumenci!

Włącz myślenie – czas na łamigłówki! | Bartosz Leszczyna, Kamil Kołacz, Magdalena Faryniak, Robert Jakubczak Zmierz się z wyzwaniami, które dla ciebie przygotowaliśmy!

6 10 12 14 16 18 20 22 24 26 28 30 32 34 36 38

Odwiedź nas:

www.magazynsuplement.us.edu.pl

www.facebook.com/magazynsuplement

www.instagram.com/magazynsuplement

Projekt współfinansowany ze środków przyznanych przez Uczelnianą Radę Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Śląskiego

Nauka mnie fascynuje

Nauka może zadziwiać i przerażać jednocześnie. Jestem ostatnio zafascynowany sztuczną inteligencją i jej możliwościami. Obraz Théâtre D'opéra Spatial wygenerowany za pomocą AI (oprogramowanie Midjourney) wygrał konkurs Sztuk Pięknych w Kolorado. Podobnie film The Crow stworzony przez sztuczną inteligencję otrzymał nagrodę jury za najlepszy film krótkometrażowy na festiwalu w Cannes. Powiem więcej, 50% tekstu, który właśnie czytasz, wygenerowałem, korzystając z narzędzia AI! A tak naprawdę sztuka czy pisarstwo to dziedziny, w których sztuczna inteligencja jest rozwijana marginalnie w stosunku do medycyny czy inżynierii.

Nauka fascynuje i stawia pytania. Nawet te, które jednym wydają się banalne, dla innych będą ciekawe i frapujące. Jak choćby to, w jaki sposób pszczoły produkują miód? Czy to, jak działa nasz telefon czy komputer? Jedne pytania są trudniejsze, inne łatwiejsze, na niektóre nie ma jeszcze odpowiedzi.

Chciałbym Cię dzisiaj zaprosić do przeczytania tego Magazynu, który odpowie na kilka pytań, który pokaże kilka punktów widzenia, który być może zainspiruje do żywszej chęci poznawania świata lub nawet ukoi głód wiedzy i ciekawości.

Dla przykładu Justyna Kost odpowiada na pytanie o to, jak funkcjonuje mózg osoby, która biegle włada kilkoma językami. Katarzyna Tomczyk tłumaczy, przez jakie okulary spoglądamy na otaczającą nas rzeczywistość. A Klaudia Borowiecka opisuje, co czytają ludzie w Japonii.

Rozpocznij tę wyprawę po świecie nauki z Magazynem Suplement i nie kończ podróży po sesji egzaminacyjnej, która rozpocznie się już za moment. Życzę Ci, żeby egzaminy i oceny, nie przysłoniły najważniejszego elementu edukacji – ciekawości i chęci szukania odpowiedzi.

Redaktor Naczelny

Patriotyczne torty i orły z czekolady

Do pracowni Karoliny trafiłam z pamięci, gdyż była to moja druga wizyta w tym miejscu. W niedalekiej odległości od rynku artystka tworzy swoje wyjątkowe prace. Widać tort z ręczników dla Żony i Żony czy obrazy schnące na ścianach. Nie wita mnie za to majestatyczny ptysiowy łabędź i moja faworytka, bajaderka – obydwa dzieła są w drodze na wystawę w Gdańsku.

JC: W opisie wystawy Gyburstag widnieje informacja o tym, że na takie obchody urodzin nie trzeba było zapraszać gości. Sami wiedzą, że mogą się pojawić, dać prezent i złożyć życzenia. A jak jest z Twoją sztuką, chciałabyś, aby była uniwersalna i dla wszystkich?

KK: Chciałabym, aby osoby przychodziły na moje wystawy na podobnych warunkach, jak na urodziny. Może być bez prezentu i życzeń, wystarczy, aby wiedziały, że zawsze mogą się pojawić i są mile widziane. Galeria Kronika, gdzie odbyła się wystawa, znajduje się w Bytomiu – mieście, w którym mieszkają osoby z różnych środowisk. Pracowniczkom i Pracownikom Kroniki zależy, aby było to miejsce dostępne dla wszystkich.

Chciałabym, żeby osoby przychodzące na moją wystawę czuły się swobodnie i spędziły po prostu miło czas, bez presji. Spotkałam się kiedyś z opinią, że wejście do galerii sztuki współczesnej budzi lęk związaąny z białą przestrzenią galeryjną i poczuciem konieczności rozmowy.

Twoja wystawa Tortologia w BWA Katowice przyjęła niesamowicie ciekawą formę. Jaki był jej odbiór i czy spotkały Cię jakieś zaskakujące reakcje?

Zaskoczyło mnie, że niektóre osoby przychodziły na wystawę i kilka razy oglądały ten sam film: Śmietan-fix. Byłam tym bardzo mile zaskoczona i wzruszona.

Cudownie wspominam spotkanie z Pauliną Pikiewicz w trakcie trwania wystawy w BWA. Długo rozmawiałyśmy o Tortologii i tak powstała audycja w Radiu Klang – Złoty Karczoch. Karolina Konopka i jej Tortologia.

Jakie jest Twoje pierwsze artystyczne wspomnienie?

Jako dziecko nie potrafiłam jeszcze pisać, ale potrafiłam rysować. Stworzyłam tomy, ogromne księgi z historią Kikusi (Kikusia to wymyślona przeze mnie postać). Bardzo szybko rysowałam i dyktowałam, co dorośli mają pisać. Godzinami opowiadałam historie z życia Kikusi, a cała rodzina była zaangażowana w ich zapisywanie. Z pewnością było to dla nich trochę męczące. Każdy dzień musiał się zakończyć tak, że Kikusia idzie spać i dopiero wtedy mogłam spokojnie zasnąć.

A skąd Twoja fascynacja ciastami i cukiernictwem?

Na początku była fascynacja słonymi rzeczami, przekąskami, które towarzyszą imprezom okolicznościowym. Spędzałam dużo czasu, przeglądając strony internetowe z przepisami. Zaczęło się od tortów tworzonych na wieczory kawalerskie i panieńskie. Torty w kształcie np. biustu czy naśladujące genitalia w przeskalowanej formie, które ostatecznie są krojone i zjadane przez uczestników imprezy. Zafascynował mnie ten rodzaj „kanibalizmu”, zjadanie ludzkiego ciała, ale nie „mięsnego”, a słodkiego.

Mój pierwszy tekst o tortach był najbardziej osobisty, pisałam w nim o swoich różnych doświadczeniach związanych z tortami, dogłębnie analizowałam imprezy rodzinne, w których uczestniczyłam. Myślałam o wszystkich czynnościach, które są

s.6
Rozmowa Julii Cisak z Karoliną Konopką na temat sztuki, obyczajów i tego, co jesteśmy w stanie zaakceptować, a czego nie.
‖→
s.7
Kadr z wideo „W Dniu Urodzin”, 39’35’’, 22.04.2021

związane z krojeniem tortów, stołowych niezręcznościach, stołowych rozmowach. Następnie rozbudowałam Tortologię o kolejne wątki: torty patriotyczne, symbolika z nimi związana, a także proces symbolicznego krojenia Polski jako tortu na kawałki. W przypadku słodkiego wyrobu cukierniczego możemy pokroić godło i jest to legalne. Gdybym zrobiła to z godłem np. w szkole, groziłaby mi odpowiedzialność karna. Łączyłam wątki, które zbierałam i pisałam. Ostatni tekst 101 pomysłów jak go zaskoczyć. Puść wodze fantazji! związany jest ze zjawiskiem wyskakiwania z tortu. Dawniej na dworach królewskich z tortów wyskakiwały żywe płazy i gady. Była to forma osobliwej rozrywki. Analizowałam to z antropologicznego punktu widzenia, jak to się stało, że obecnie z tortów wyskakują kobiety i stają się w pewien sposób nadzieniem na imprezach, najczęściej dedykowanym mężczyznom. Jest to dosyć droga forma rozrywki, koszt ok. 3 tys. zł.

Twoje prace pojawiły się na dosyć dużej wystawie Niepokój przychodzi o zmierzchu w Zachęcie, jednej z ostatnich ze „starego planu”. Co w sytuacji, kiedy sztuka zostaje niejako zmuszona do współistnienia z polityką?

Otwarcie tej wystawy było wyjątkowym wydarzeniem, wszyscy wystawiani artyści i artystki mieli okazję się spotkać, porozmawiać. Dzięki niezwykłej pracy kuratorskiej Magdy Komornickiej był to ogromny przegląd prac powstałych w ostatnich trzech latach.

Miałam jednak smutne wrażenie, że pewien etap w Zachęcie się kończy. Kilka dni później sprzed budynku Zachęty została usunięta Tęcza.

A w kontekście tej wystawy, Twoich prac, które zostały tam pokazane, czym dla Ciebie jest niepokój?

Moje patriotyczne torty były wyrazem niepokoju. Proces krojenia tortu w kształcie Polski jest dosyć dramatyczny. Województwa, miasteczka, wsie, rzeczki zostają pokrojone i znikają w otchłani żołądka. Nasz kraj jest podzielony. W 2013 roku z okazji Dnia Flagi Wedel wyprodukował wielkiego orła z czekolady w ramach akcji „Orzeł może”, w której uczestniczył prezydent Bronisław Komorowski. Akcja wywołała ogromne poruszenie i podzieliła Polaków i Polki. Czekoladowy orzeł oburzył obecnego prezydenta Andrzeja Dudę. Natomiast chleb z orłem z lukru, z którym dumnie pozował obecny prezydent czy torty patriotyczne zjadane w Święto Niepodległości, nie oburzają go. Jest to ciekawe zjawisko. Wyrób cukierniczy zbudowany jest z podobnych składników, ma tę samą słodycz, co czekoladowy orzeł, ale jest uznawany za bardziej elegancki, poważny. W wielu szkołach organizowane są konkursy na wypieki patriotyczne. Dzieci z tej okazji tworzą niesamowite wytwory –internetowe galerie tych prac stały się moją inspiracją.

Pamiętam zdjęcie chłopczyka, który zrobił armatę z gotowego stojaka na wino z gotową roladą śmietankową z Biedronki. Z folii aluminiowej ulepił miseczkę i włożył tam gotowe kulki kokosowe, imitujące kule armatnie. Kreatywne i niepokojące. W Chorzowie natomiast uczniowie i uczennice szkoły gastronomicznej stworzyli 100-metrowe ciasto patriotyczne. W czasie konsumpcji doszło do kłótni pomiędzy dwiema paniami. Powodem kłótni był

kawałek ciasta. Szczęśliwie ciasta starczyło dla wszystkich.

Czy myślisz, że już raz skrojony tort można jeszcze złączyć?

Może w żołądku, kiedy już go zjesz i przetrawisz, to ponownie się połączy, ale w innej wersji i w inny sposób – w innej masie. Już nie tak samo estetycznej, ale bardziej konkretnej.

Powracając do Twoich inspiracji: dużo młodych ludzi ucieka od tradycji i uroczystości rodzinnych, bo jest to uznawane za niezręczne i średnio przyjemne. Jednak Tobie udało się znaleźć w tym inspirację.

Tak, ale nie jestem już zapraszana na imprezy rodzinne, wyjątek stanowią stypy. (śmiech) Nie wiem, z czego to wynika, ale może po prostu takich typowych rodzinnych imprez nie ma. Odbywa się to w mniejszym gronie, często w restauracji, gdyż jest to wygodniejsze niż organizacja w domu. Nie obchodzi się już urodzin w taki sposób. Zaczęłam też zastanawiać się nad tym, w jakim stopniu są to szczere celebracje, a w jakim – odgrywanie gotowych scenariuszy w spektaklu.

W ramach nawiązania do początku, do konwencji urodzin, czego mogłabym Ci życzyć?

Dużo snu i długich kąpieli w wannie.

s.8
‖↘
s.9
autor zdjęcia: Jan Kowal zdjęcie pochodzi z archiwum prywantego artystki Karoliny Konopki

Zaintrygowani zbrodnią

Czytelnicy od lat chętnie sięgają po kryminały i zagłębiają się w opowiadania o bezlitosnych przestępcach i mrocznych zbrodniach. Rekordy popularności biją również podcasty o tematyce kryminalnej, w których autorzy przedstawiają słuchaczom historie zabójstw, porwań czy niewyjaśnionych zaginięć, które wydarzyły się w rzeczywistości. Co sprawia, że popularność kryminałów i podcastów o tej tematyce jest tak ogromna i czym porywają nas tego rodzaju historie?

Literatura sensacyjno-kryminalna należy do najchętniej czytywanych i od lat cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem czytelników. Z roku na rok zwiększa się liczba osób, które określają powieść sensacyjną, zwaną potocznie kryminałem, mianem swojego ulubionego gatunku literackiego. Wzrasta także liczba autorów tego rodzaju powieści, którzy w odpowiedzi na duże zapotrzebowanie zapełniają rynek coraz to większą liczbą nowych tytułów. Jednakże w ostatnich latach możemy zauważyć, że nie tylko ten gatunek książek zdobył tak dużą popularność. Rozgłos i ogromne uznanie wzbudziły także podcasty o tematyce kryminalnej. Obecnie należą one do jednych z najchętniej słuchanych rodzajów podcastów. Warto zastanowić się więc, co sprawia, że kryminały są tak poczytne i z czego wynika popularność podcastów, w których słuchacze poznają tajemnice najbrutalniejszych prawdziwych zbrodni i dowiadują się o nierozwikłanych zagadkach kryminalnych z różnych zakątków świata?

Za co lubimy książki sensacyjno-kryminalne?

Zdaniem badaczki literatury Ewy Kraskowskiej, tak duże zainteresowanie kryminałami wynika z faktu, że formuła gatunkowa klasycznego kryminału zapewnia czytelnikowi poczucie bezpieczeństwa. Mimo że czyta on krwawe opisy okrutnych zbrodni, to większość kryminałów opowiada historię, w której początkowo zaburzony porządek zostaje przywrócony, a dobro ostatecznie zwycięża nad złem. Dodaje ona także, że nierzadko fabuła powieści kryminalnej daje czytelnikowi możliwość, by próbował on samodzielnie rozwikłać zagadkę i odgadnąć, kto był sprawcą zbrodni. Odkrywanie tajemnic sprawia nam przyjemność, a dodatkowo, kiedy czytając ostatnie strony powieści, okaże się, że nasze przypuszczenia, co do tego, kto popełnił przestępstwo, okazały się słuszne, odczuwamy jeszcze większą satysfakcję.

Ponadto, popularność kryminałów może być tłumaczona również tym, że w tego rodzaju powieściach najczęściej zostaje zachowany związek przyczynowo-skutkowy, a każdy element fabuły zostaje umieszczony w powieści w określonym celu. Dla odbiorcy każde opisane zdarzenie stanowi potencjalną przyczynę, która wpłynęła na dany skutek. Sprawia to, że czytelnik ma możliwość poznania poszczególnych faktów i układania ich w swojej głowie niczym puzzle, które pozwolą mu na poznanie tajemnicy, kim jest winowajca. Jednakże nierzadko autorzy kryminałów stosują celowy zabieg i dodają pewne sceny po to, by zbić czytelnika z tropu, aby ten zbyt szybko nie wyłonił mordercy spośród wszystkich bohaterów czytanej przez niego książki.

Należy jednak dodać, że nie tylko odkrycie sprawcy jest tym, co fascynuje czytelnika. Oprócz tego, kim on jest, ważna jest również jego motywacja, która sprawiła, że był zdolny do dokonania tak bestialskich i niemoralnych czynów. Zrozumienie ludzkich motywów jest naturalną potrzebą człowieka, która pomaga mu odnaleźć się w środowisku społecznym. Powieści kryminalne dają mu taką możliwość, bo z każdą kolejną przeczytaną stroną jest on bliżej poznania odpowiedzi na nurtujące go pytanie o motywy kierujące przestępcą, które zwykle zostają ujawnione wraz z jego tożsamością na końcu powieści.

Rzeczywistość równie ciekawa jak fikcja

Podstawową różnicą między książkami sensacyjno-kryminalnymi a podcastami o tematyce true crime jest przede wszystkim to, że w tych drugich opowiadana historia zbrodni nie jest wytworem wyobraźni autora, a stanowi właśnie prawdziwe sytuacje, które wydarzyły się w przeszłości. Z uwagi na szerokie zainteresowanie tego rodzaju podcastami można powiedzieć zatem, że nie tylko fikcja literacka przyciąga do siebie rzeszę zaciekawionych odbiorców. Przedstawiane w podcastach fakty na temat różnego rodzaju morderstw, porwań czy tajemniczych zaginięć często szokują i zawierają opisy nieprawdopodobnie brutalnych czynów względem drugiego człowieka. Mimo tego, ludzie podczas ich słuchania wydają się nie odczuwać niepokoju czy obrzydzenia, a raczej zaciekawienie, a nawet fascynację, która sprawia, że po odsłuchaniu jednego odcinka chcą włączyć kolejny.

Jednym z powodów, z uwagi na który ludzie tak chętnie zagłębiają się w fikcyjną książkową fabułę, ale także w historie o prawdziwych zbrodniach czy seryjnych zabójcach poprzez słuchanie podcastów, jest wyrzut adrenaliny towarzyszący człowiekowi w tej sytuacji. Na co dzień dostarczamy jej sobie dzięki wysiłkowi fizycznemu poprzez uprawianiu sportu, ale także poprzez odczuwanie silnych emocji, które możemy wywołać dzięki oglądaniu trzymających w napięciu dreszczowców czy właśnie dzięki słuchaniu czy czytaniu różnorakich historii kryminalnych. Sprawia to, że czujemy się, jakbyśmy byli częścią wydarzeń opisywanych w książce czy podcaście – odczuwamy wtedy ekscytację i dreszczyk emocji, choć jednocześnie wiemy, że nie stanowią one dla nas realnego zagrożenia i możemy być pewni, że jesteśmy bezpieczni.

Poszukując przyczyn popularności kryminalnych opowieści, warto zwrócić uwagę na fakt, że z psychologicznego punktu widzenia ludzie mają tendencję do poświęcania większej uwagi negatywnym niż pozytywnym sytuacjom. Dodatkowo naturalne

jest także to, że interesujemy się rzeczami, osobami bądź zdarzeniami, które potencjalnie mogłyby być dla nas niebezpieczne i nam zaszkodzić. Nic więc dziwnego, że tak wielu z nas lubi słuchać czy też czytać na temat zbrodni. Co więcej, jesteśmy również zaciekawieni ciemną stroną ludzkiej psychiki, a chcąc poznawać historie i motywy zabójców czy seryjnych morderców, kierujemy się prymitywnymi ludzkimi pobudkami. Jest to związane z instynktem przetrwania. Zwierzęta mają w zwyczaju obserwację drapieżników w celu dokładnego poznania ich wyglądu, zwyczajów i zamiarów. Dzięki temu mogą nauczyć się identyfikować je. Rozpoznają ich motywy i obserwują czy te są gotowe do ataku, by móc szybko zadecydować czy rzucić się do ucieczki. W podobny sposób zachowują się ludzie. Oczywiście w naszym codziennym życiu nie grozi nam atak ze strony krwiożerczego drapieżnika, ale realnym zagrożeniem może być dla nas drugi człowiek, który może mieć wobec nas złe zamiary. Z tego względu ludzie starają się dowiedzieć jak najwięcej na temat morderców lub też po prostu wszelkiej maści przestępców, żeby zaznajomić się z ich zachowaniami i poznać oznaki, które mogą sugerować, że dana osoba jest skłonna do wyrządzenia innej krzywdy. Może być to kolejnym uzasadnieniem tak dużego zainteresowania, które wywołują historie kryminalne przedstawiane w książkach czy też podcastach poświęconych tematyce kryminalnej, których zadaniem jest przybliżenie słuchaczom realnych zbrodni.

Źródła:

C. Scrivner: Why We Are Fascinated by Serial Killers. (www.psychologytoday.com);

Dlaczego kochamy czytać kryminały? (www.kultura.onet.pl);

G. Blair: 4 Reasons We Love Binging Crime Shows. (www.psychologytoday.com);

J. Bell: Why are we fascinated by true crime stories? (www.bigthink.com);

J. Chłosta-Zielonka: Zamiast powieści obyczajowej. Cechy współczesnej polskiej powieści sensacyjnej. (www.uwm.edu.pl);

Stan czytelnictwa książek w Polsce w drugim roku pandemii (20212022). (www.bn.org.pl);

Why Is Crime Fiction So Popular? (www.beemgee.com).

W co wierzą współczesne czarownice?

Czarownice w powszechnej wyobraźni zamieszkują baśnie i filmowe światy. Racjonalizm i postęp technologii pozbawiły ludzi wiary w magię, jednak nie wszystkich jednakowo. W XX wieku narodziła się religia, której członkowie utożsamiają się jako czarownice, a podczas sabatów przeprowadzają rytuały. Kim są wiccanie i jakie są założenia ich religii?

Nowa religia czy odrodzone wierzenia?

Nazwa najprężniej rozwijającej się religii neopogańskiej wywodzi się z anglosaskiego słowa wicce, oznaczającego czarownicę. Wiccanie podkreślają, że ich praktyki wywodzą się z pogańskich tradycji Europy (szczególnie kultury Celtów), zwyczajów misteryjnych Egiptu i Eleuzis, przekazów ludowych i z systemu masońskiego. Bezpośrednio wicca jako nowa religia ma swój początek w latach 50. XX wieku w Wielkiej Brytanii i jej założycielem był urzędnik Gerald Gardner. W 1954 r. ukazała się książka Witchcraft Today, w której opowiedział o swoim doświadczeniu włączenia w inicjacyjny kult czarownic. Od kowenu (grupy wspólnie praktykujących czarownic) Gardnera w linii bezpośrednich inicjacji związanych z przekazaniem wiedzy, mocy i Księgi Cieni, czyli zbioru rytualnych tekstów, wywodzą się dalsze koweny praktykujące wicca tradycyjne.

Warto zauważyć, że wicca to religia nieprowadząca intensywnej działalności na rzecz szerzenia swojej wiary i pozyskiwania nowych wyznawców, choć z upływem lat wydawanych jest coraz

więcej książek napisanych przez inicjowanych wiccan, szczególnie istotnych w natłoku newage’owych tytułów wykorzystujących nazwę i powierzchowną znajomość praktyk wiccańskich. Dołączenie do kowenu (zwyczajowo ograniczającego się do liczby trzynastu członków) wymaga czasu, wysiłku oraz zaufania społeczności, co potem pozwala na przystąpienie do inicjacji, poprzez której rytuał i dalszą naukę przekazywana jest wiedza sekretna, nie ujawniana w publicznych wypowiedziach. Po pierwszej inicjacji czarownica staje się kapłanką, po drugiej –arcykapłanką, trzecia z kolei przygotowuje do niezależnej praktyki i poszukiwania własnej ścieżki czarostwa.

Bogowie o wielu imionach

Wiccanie czczą bogów, odwołując się do najstarszych wierzeń. Są to Wielka Bogini Matka uosabiająca naturę oraz Rogaty Bóg. Bogini przedstawiana jest w swoich trzech aspektach jako Panna, Matka i Starucha, co odzwierciedla etapy życia, fazy księżyca, jak również pokazuje symboliczną magię liczby trzy, obecnej

s.12

w wielu religiach i tradycjach. Czarownice wierzą również, że bogowie ukazują się poprzez różne mityczne postacie, dlatego w magicznych praktykach często pojawiają się znane imiona: Hekate, Izyda, Atena, Brygid oraz Pan czy Zielony Człowiek. Wicca łączy w ten sposób wiele tradycji, aby móc poznać bliżej mistyczną tajemnicę świata. Natura to manifestacja mocy bogów, ich dar, jak również źródło siły.

Wieczny krąg życia i przemian

Obserwując pory roku i świętując ich zmiany, wiccanie szukają harmonii, mądrości i szczęścia. Cztery święta mają swoje źródło w orientacji Słońca do Ziemi i są to: Yule (czyli Przesilenie Zimowe), Równonoc Wiosenna, Przesilenie Letnie, Jesienne Zrównanie. W kalendarzu obrządków wiccan występują również święta szczególne, wywodzące się z kultury celtyckiej: Imbolc, czyli pierwsze oznaki wiosny i czas oczyszczenia, Beltane – majowe święto miłości i płodności, Lammas – okres żniw – i Samhain –święto zmarłych. Historię bogów najpiękniej opowiada przyroda, która zajmuje wyjątkowe miejsce w społeczności czarownic. W czasie Przesilenia Zimowego Bóg rodzi się w podziemiach, gdzie zeszła Bogini, aby dołączyć do swojego męża. Imbolc to czas dojrzewania, jak również metamorfozy Bogini, która z Matki staje się znów Panną. Równonoc Wiosenna to ponowne spotkanie Rogatego Boga i Bogini Panny, którzy zakochują się w sobie. Wraz z przebudzaniem się przyrody, ich uczucie dojrzewa, aż stają się kochankami. Beltane to czas zaślubin brzemiennej Bogini i jej oblubieńca. Przesilenie Letnie to kulminacja siły Rogatego Boga, który staje się królem. Zaszczyt ten i dostojeństwo związane są jednak z obowiązkiem ofiary złożonej z samego boga. Odnowienie jej odbywa się w czasie święta Lammas. Bóg umiera, a Bogini przywraca go do życia, jednak rany są zbyt silne i będzie tracił stopniowo siły wraz z ubywającym słońcem. W czasie Równonocy Jesiennej Bogini schodzi do Podziemi, gdzie już w Przesilenie Zimowe wyda młodego Boga. Samhain to czas, kiedy kontakt ze światem żywych i martwych jest najsilniejszy, a metaforyczne zasłony dzielące światy są najcieńsze. W tradycji chrześcijańskiej jest to Święto Wszystkich Świętych, utożsamiane w Polsce z okresem odwiedzania grobów bliskich, zaś w krajach o celtyckich korzeniach jest to mroczne i równocześnie groteskowe Halloween. Jest to święto, kiedy Bóg umiera, a narodzi się na nowo podczas Yule. Analizując mit o życiu widzimy, jak wpisany jest w zmiany przyrody, pokazuje przemiany bogów-rodziców i kochanków. Wiccanie interpretują kolejne święta jako dni szczególne do odpowiednich działań magicznych i życiowych, np. Imbolc to czas magii świec oraz podejmowania nowych przedsięwzięć, Beltane to celebracja miłości i płodności, Przesilenie Letnie z kolei kojarzy się z magią obfitości, pieniędzy i zysków.

Świat niepozbawiony magii

Wicca to nie tylko kult bogów i ich manifestacji przez przyrodę. To nie tylko czczenie zmian w przyrodzie związanych z mitem religijnym, ale też wiara i praktyka magii. Choć wydaje się to zaskakujące w świecie, gdzie nauka zaprzecza istnieniu zjawisk nadnaturalnych wiccanie podkreślają ich realną sprawczość i siłę. Dla praktykujących czarownic magia jest częścią rzeczywistości, duchem przenikającym świat (często używane jest w tym kontekście słowo „energia”) i bez zaakceptowania tej

prawdy trudno jest wyobrazić sobie praktykującego wiccanina. Magia to intencjonalne oddziaływanie na rzeczywistość, aby osiągnąć swój cel. Wykorzystuje ona zdolności wrodzone i rozwijane przez czarownice m.in. wizualizację, koncentrację, trans. Wpływ na siłę rzuconych zaklęć ma mieć również faza księżyca, dzień tygodnia czy wykorzystane materiały tj. minerały, zioła. Wicca podkreśla etyczną stronę uprawiania magii, która w najprostszej nauce sprowadza się do sentencji „Jeśli to, co czynisz, nie krzywdzi nikogo, rób to, co chcesz” oraz magicznego prawa trójpowrotu, czyli zasady, w ramach której przekazywana przez czarownicę energia ma powrócić do niej trzykrotnie silniejsza. Z tego też powodu wiccanie odcinają się od praktykowania klątw czy uroków miłosnych. Magia najpełniej wykorzystywana jest w czasie rytuałów i wpływa na rozwój duchowy czarownicy m.in. empatii i miłości do wszechświata, harmonii, bliskości z bogami i poczuciem mocy w świecie oraz mądrości, znajomości własnej osoby. Oczywiście, praktyczne i wymierne korzyści jak poprawa sytuacji materialnej, rozwiązanie trudnych problemów i sytuacji życiowych są obecne, jednak w tekstach wiccan to aspekt mistyczny magii jest podkreślony i pierwszorzędnie traktowany. Vivianne Crowley wypowiada się następująco: „Co ciekawe im dłużej ludzie są czarownicami, tym mniej aktywnej magii czynią. To dlatego, że w miarę upływu czasu coś się im przydarza. Czym jest owo coś? Wicca uczy nas wchodzenia w harmonię z wszechświatem tak, że używanie magii staje się coraz mniej konieczne. Uczymy się, czego naprawdę chcemy oraz bycia we właściwym miejscu i we właściwym czasie, aby to dostać”.

Rytuały

Wspólnotowe rytuały celebrowane przez członków kowenu to kwintesencja wicca łącząca magię, cześć oddawaną bogom, pogłębienie więzi z naturą, czarownicami, przodkami i światem. Szczególnie ważne są rytuały przeprowadzane w czasie sabatów, kiedy dąży się do harmonii z naturą i świętowane są jej przemiany opowiadające historię bogów. Są to pełne symboliki i mistycyzmu wydarzenia, które mają oddziaływać na ich uczestników. Szczególnie ważny jest rytualny krąg oddzielający realny świat i wyznaczający świętą przestrzeń, równocześnie chroniąc czarownice przed niekorzystnymi im siłami. „Szaty albo ubranie w niebo” (czyli nagość), kadzidła, świece tworzą niezwykłe przeżycie, o którym nawet sceptycy muszą powiedzieć, że jest przepełnione magią. Wicca, jako religia celebrująca kobiecość, czcząca jej manifestację w przyrodzie, nienarzucająca spisu zasad moralnych innych niż nieszkodzenie sobie oraz pozostałym ludziom, niewykluczająca ze względu na orientację i pochodzenie, jest niezwykle atrakcyjna dla osób poszukujących współcześnie duchowości i mistycyzmu w zabieganym, pozbawionym nadprzyrodzoności świecie. Odrodzenie się dawnych wierzeń i ich odpowiedź na aktualne potrzeby ludzi to interesujący proces, któremu warto się przyglądać. Zainteresowanych odsyłam do źródeł i samodzielnych poszukiwań, które przyniosą zapewne wiele odkryć i inspiracji.

Źródła:

M. Kołak: Droga ku wyjątkowości. Obraz wicca tradycyjnego w Polsce; wiccanski-krag.pl;

V. Crowley: Zasady wicca. Jedyne wprowadzenie, jakiego ci potrzeba.

s.13

Jak rzeczywistość wpływa na poglądy religijne?

Kiedy dorastamy, zaczynamy zauważać coraz więcej, a nasze zmysły stają się bardziej wyczulone na otoczenie. Czy na pewno? Czy rzucają nam się w oczy znaki religii chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej? Jeżeli tak, jak bardzo jesteśmy ich świadomi i czy zwracamy na nie uwagę?

Czy Kościół ma prawo?

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej stanowi następująco: „władze publiczne (…) zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Warto jednak zauważyć, że zasada ta nie zawsze jest przestrzegana, co możemy obserwować chociażby w mediach.

Nie tylko ogólna krytyka stosowana wobec postaw Kościoła i kleru, ale także angażowanie się środowiska kościelnego w sprawy polityczne wpływa w znacznym stopniu na odchodzenie od wiary i na brak utożsamiania się z Kościołem osób wcześniej deklarujących się jako wierzące. Według Centrum Badania Opinii Społecznej na zjawisko to wpływają także: potęgujący się brak zaufania, skandale pedofilskie, hipokryzja oraz biznesowy wymiar tej instytucji. W ostatecznym rozrachunku ponad połowa czynników mająca realne znaczenie na dystansowanie się od Kościoła nie ma bezpośredniego związku z jego religijnym wymiarem. Częściej rażą, a więc częściej nasilają negatywny stosunek wobec wspólnoty religijnej, czynniki niemające związku z duchowym wymiarem przeżyć danej osoby. Warto odnotować, że mimo zapisu konstytucyjnego, niektóre z podanych problemów rodzą się właśnie przez opowiadanie się Kościoła za konkretnym ugrupowaniem politycznym i odwrotnie: ugrupowania za Kościołem. Cała ta kościelna ,,polityka” przysparza instytucji coraz więcej przeciwników, co realnie potęguje napięcia na linii obywatel – władze świeckie – władze kościelne.

Przestrzeń publiczna a religia

Pomimo szerzącej się sekularyzacji, badania wykazały brak przeciwstawiania się obecności krzyża, jako symbolu religii chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej. Oznacza to, że mimo nasilających się antagonizmów wobec Kościoła Polacy z reguły akceptują religijną symbolikę w przestrzeni publicznej. Pytania skierowane do respondentów dotyczyły zarówno stosunku do krzyży, ale także religijnego charakteru przysięgi wojskowej. Odpowiednio blisko 90% oraz nieco ponad 70% ankietowanych nie wyraziło sprzeciwu dla wyżej przedstawionych. Z badań wynika również, że społeczeństwo popiera obecność religii w szkołach, święcenie przez księży miejsc i budynków użyteczności publicznej, a także udział osób duchownych w uroczystościach państwowych.

Można teoretyzować, dlaczego statystycznie rzadziej jako społeczeństwo sprzeciwiamy się symbolom i praktykom religijnym,

niż popieramy działalność największego związku wyznaniowego w kraju. Biorąc pod uwagę przytoczone wcześniej badania, nietrudno jednak uznać skandaliczność Kościoła – jako społeczności ludzkiej – a nie samych elementów religijnych, za czynnik przemawiający na niekorzyść instytucji. Podsumowując, tradycja chrześcijańska na ogół budzi w nas pozytywne skojarzenia i najczęściej jest dobrze odbierana przez społeczeństwo.

Autorytet a Kościół

Nie sposób pominąć czynnika, który może wpływać na całościowy odbiór instytucji kościelnych. Jak efektywnie ma funkcjonować zbiorowość bez autorytetu, którego znaczny spadek obserwujemy w porównaniu z latami poprzednimi? W badaniach przeprowadzonych przez CBOS w 2022 roku mniej niż połowa respondentów (36% badanych) odpowiedziała twierdząco na pytanie o to, czy uznaje autorytety. Powoływano się na świętych i błogosławionych oraz lokalnych lub rozpoznawalnych publicznie księży za przykłady w kwestii wiary i moralności. Co ciekawe, jako autorytety wskazywano też, chociaż znacznie rzadziej, osoby świeckie, najczęściej z grona rodziny. Pozostała część ankietowanych nie potrafiła odpowiedzieć lub zaprzeczyła posiadaniu autorytetu w środowisku kościelnym.

s.14

Znaczący spadek może wynikać także z kwestii postaw biskupów Kościoła rzymskokatolickiego, otwierania się społeczeństwa na inne kultury oraz konkurencyjności autorytetów świeckich. Biorąc pod uwagę każdą pojawiającą się tendencję spadkową, należy pamiętać o szeregu czynników jakie mogą wpływać na tworzenie się autorytetu. Co do poszczególnych, wymienionych przyczyn, pozostawiam do oceny własnej, w jakim stopniu miały swój udział w kształtowaniu się postaw wobec kościelnych autorytetów.

Zróżnicowanie społeczne

Należy mieć na uwadze szereg czynników wpływających na podjęte przez respondentów odpowiedzi. Kwestią różnicującą w ankietach dotyczących poglądów religijnych bywają często wiek, miejsce zamieszkania, warunki materialne, częstotliwość praktykowania oraz stronnictwo polityczne.

Wiek badanych na ogół warunkuje udzielane odpowiedzi. Przykładowo, osoby do 34. roku życia częściej opowiadają się za porzuceniem praktyk ze względu na brak wiary, natomiast osoby po 35. roku życia za taką przyczynę częściej podają krytyczne nastawienie wobec księży oraz problemy zdrowotne, z wiekiem utrudniające praktykowanie nauk Kościoła.

Miejsce zamieszkania nie jest, jak mogłoby się początkowo wydawać, czynnikiem w dużej mierze odpowiedzialnym za krytyczne podejście do kwestii wiary. Mimo to, w dalszym ciągu obserwujemy niewielkie różnice pomiędzy wsią a miastem, na rzecz bardziej konserwatywnych postaw osób zamieszkujących wsie.

Gorsze warunki materialne także wpływają na dystansowanie się wobec Kościoła. Zwykle są uwarunkowane starszym wiekiem, najczęściej emerytalnym, oraz pogarszającą się kondycją zdrowotną. Osoby z średnim i dobrym zapleczem finansowym częściej zwracają uwagę na pojawiające się w Polsce problemy w środowisku klerykalnym, a także częściej rewidują swoje poglądy i potrzeby w tym względzie. Mniejsze zaplecze majątkowe niektórych osób warunkuje zmaganie się z podstawowymi problemami bytowymi, przez co kwestie sporne dotyczące Kościoła mogą pozostawać poza zainteresowaniem tej grupy.

Podejmując kwestie polityczne, osoby często praktykujące zazwyczaj związane są z ugrupowaniami prawicowymi, natomiast rzadziej praktykujący i niepraktykujący statystycznie częściej opowiadają się za głosowaniem na partie centrowe lub lewicowe. Przywołane wyniki badań i ich opisy służą przedstawieniu zależności, z jakimi spotykamy się na co dzień jako mieszkańcy Polski. Postawa wobec Kościoła od początku XXI wieku coraz częściej poddawana jest rewizjom. Warto w pewnych momentach przystanąć, przyjrzeć się swoim poglądom, ale co równie istotne, zrozumieć postawy innych, bowiem nie o roztrząsanie nieporozumień światopoglądowych chodzi. Należy pamiętać, że na kształt naszych przekonań religijnych wpływ ma bardzo wiele zmiennych. Taka uświadomiona postawa może przyczynić się do lepszego rozumienia otaczającej nas rzeczywistości oraz jej złożoności.

Źródła:

CBOS – komunikat z badań nr 87/2022; nr 105/2022; S. Zdziebłowski: Polacy akceptują krzyże w budynkach publicznych, ale sprzeciwiają się obecności Kościoła w polityce [SONDAŻ CBOS].,,Dziennik Gazeta Prawna” 10.01.2022.

s.15

Ach te baby…

Słowo równouprawnienie nierzadko działa jak płachta na byka. O czym tu dyskutować, skoro kobiety w świetle prawa są równe mężczyznom? Współczesny mężczyzna nie jest w centrum, jak miało to miejsce przez setki lat. Musi brać pod uwagę istnienie kobiety i jej coraz silniejszą pozycję oraz „wpasować się” w zupełnie nowe ramy kulturowe.

Sytuacja mężczyzn w świecie, gdzie kobieta jest im równa, ale jednocześnie oczekuje zachowania wszelkich konwenansów, dających jej przywileje czy szczególne traktowanie ze względu na płeć, przywodzi na myśl scenę z filmu Marka Koterskiego Dzień Świra, kiedy to podczas podróży pociągiem, Adaś Miauczyński wdał się w dyskusję ze współpasażerką:

– Czy byłby pan tak uprzejmy i pomógł mi zdjąć bagaże?

– Nie!

– Słucham?

– Po prostu nie. Mi ktoś pomaga?

– Jest pan mężczyzną chyba.

– Ale ja jestem za pełnym równouprawnieniem kobiet, gorącym zwolennikiem jestem. A pani jest przecież równouprawnioną kobietą.

– Pan to chyba nie jest w pełni mężczyzną.

– Widzicie w nas mężczyzn w pełni, przypominacie sobie tylko, jak trzeba wynieść śmieci, kontakt naprawić, zwolnić miejsce w tramwaju, autobusie. Nie jestem już w pełni mężczyzną, bo nie ma takiej potrzeby. Pani jest w pełni mężczyzną za to…

Czym więc jest równouprawnienie? Czy coś takiego w ogóle istnieje, a jeśli tak, to czy prowadzi do absurdu?

Równouprawnienie – utopia

Spora część mężczyzn powie, że równouprawnienie przecież już jest. Z punktu widzenia prawa obowiązującego w Polsce, należałoby się z tym zgodzić. Polki wywalczyły sobie prawa wyborcze 104 lata temu (28 listopada 1918 r.), mają dostęp do edukacji, mogą pracować, prowadzić biznes, gromadzić własne środki finansowe. Powstawanie fundacji czy stowarzyszeń działających na rzecz kobiet przyczyniło się do tego, że te w wielu przypadkach mogą liczyć na większe wsparcie (chociażby finansowe) niż mężczyźni, np. finansowane są stypendia, o które mogą ubiegać się tylko kobiety, powstają organizacje pomocowe, które skierowane są tylko dla płci pięknej. To kobiety częściej niż mężczyźni kończą studia. Stanowią aż 63% absolwentów uczelni wyższych, w przeciwieństwie do sytuacji na rynku pracy, gdzie mężczyźni wyprzedzają kobiety zarówno pod względem zarobków, jak i pozycją zajmowanych stanowisk. Statystyki pokazują, że na „zwyczajnych” stanowiskach w korporacjach na 1 kobietę przypada 1,1 mężczyzny, ubiegającego się o awans. Natomiast w funkcjach prezesów, kierowników czy koordynatorów przedsiębiorstw na 1 kobietę, która stara

się o wyższe stanowisko, przypada aż ponad 2 mężczyzn. Skąd więc ta dysproporcja? Można dojść do wniosku, że kobiety po prostu nie chcą prowadzić swoich karier w taki sposób, aby obejmować stanowiska kierownicze. Doktor Ekaterina Netchaeva przeprowadziła metaanalizę: A meta-analytic review of the gender difference in leadership aspirations, w której brała pod uwagę badania prowadzone w ciągu 60 lat, i na jej podstawie jednoznacznie stwierdziła, że kobiety nie dążą do zajmowania wysokich pozycji w firmach z wyboru, są to ich świadome decyzje. W dyskusji na temat wykształcenia i równych szans na rynku pracy często podnosi się kwestię wyboru kierunków studiów przez kobiety, które zdecydowanie rzadziej niż mężczyźni, podejmują naukę na kierunkach inżynieryjnych, ścisłych czy pozwalających na zdobycie kwalifikacji do wykonywania dobrze płatnych zawodów. Dlaczego? Nie wiadomo czy jest to kwestia socjologiczna,

s.16

biologiczna czy jeszcze inna. Można się domyślać, że najzwyczajniej w świecie kobiety rzadziej niż mężczyźni interesują się taką ścieżką kariery. Statystycznie najmniej kobiet jest z wykształcenia ekonomistkami. Zagłębiając się w specyfikę tej grupy zawodowej, warto wspomnieć o nazewnictwie, jakim najczęściej operują mężczyźni-ekonomiści w stosunku do koleżanek po fachu, są to m.in.: sexy, lesbijka, cycki, anal, femi-nazi, suka, fajna, wagina. Sytuacja ma się inaczej, jeżeli spojrzymy na określenia, które kojarzą się ekonomistom z ich kolegami z branży: matematyk, ważny, doradca, książka, zmotywowany, cele, nobel, filozof. Seksistowsko nacechowane nazewnictwo używane w stosunku do kobiet w pracy często jest efektem tego, że mimo równych praw, ogół społeczeństwa przypisuje poszczególnym płciom inne obowiązki, sposób zachowania czy funkcje, jakie powinny pełnić. Z racji silnej stereotypizacji i utartych przekonań na temat

podrzędnej roli kobiety, przełamanie schematu, nawet obecnie nierzadko budzi sprzeciw i prowadzi do deprecjonowania oraz uprzedmiotowienia kobiety w miejscu pracy.

Do bigosu Nigdy wcześniej w historii ludzkości kobiety nie były tak uprzywilejowane, jak teraz. Mimo to, rozważania o miejscu kobiety w społeczeństwie wciąż trwają. Stanowiska samych zainteresowanych są różne. Jedne twierdzą, że już doszło do równouprawnienia, a niwelowanie ewentualnych, drobnych nierówności to walka z wiatrakami. Inne uważają, że wciąż trudno mówić o równości pod względem płci, dlatego trzeba o nie zawalczyć, a jeszcze kolejne, że wcale tego nie chcą, nie potrzebują i odpowiada im rola tradwife. Warto zwrócić uwagę, że niezależnie od stanowiska kobiety na ten temat oraz tego, czy jest aktywna zawodowo, czy nie, to najczęściej ona jest odpowiedzialna za wykonywanie obowiązków domowych. Według sondażu przeprowadzonego przez Gazetę Wyborczą aż 50% ankietowanych kobiet przyznało, że same wykonują wszystkie obowiązki domowe. To sprawia, że kobiety mają zdecydowanie mniej czasu na pracę zarobkową. Często słyszy się głosy, że przecież kobieta nie musi robić wszystkiego sama. Może poprosić o pomoc partnera. Jeżeli żyje w zdrowej relacji, to prośba o wykonanie części obowiązków domowych nie powinna być problemem. Takie sugestie wysunął m.in. Dziki Trener (influencer, lubiący zabierać głos na tematy społeczne). Ale zastanówmy się: dlaczego kobieta ma prosić o pomoc? Czy mężczyzna nie myśli samodzielnie? Oczywistością powinien być podział obowiązków we wspólnym gospodarstwie domowym. Kulturowe przyzwyczajenie, że to jedynie kobieta odpowiada za obowiązki domowe, często stawia ją w sytuacji, gdzie więcej czasu i energii poświęca na pracę, za którą nikt jej nie zapłaci. Tymczasem mężczyzna może skupić się na rozwoju kariery. Taka zależność nie dotyczy jedynie Polski. Przykładowo, w Europie statystycznie aż 100% kobiet więcej niż mężczyzn zawozi swoje dzieci do szkoły czy na zajęcia dodatkowe.

Kobieta-człowiek

Czy możemy rozwiać wszelkie wątpliwości na temat obecnej sytuacji kobiet? Czy nowe porządki, które kształtowały się przez ostatnie dziesięciolecia, szkodzą mężczyznom i zagrażają ich pozycji? Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Równouprawnienie to kwestia polaryzująca społeczeństwo, ale niewątpliwie poprawa statusu kobiet otwiera nam oczy, zwiększa perspektywę i pozwala lepiej zrozumieć świat, bo w końcu głos połowy populacji, do niedawna ignorowanej, został usłyszany.

Źródła:

A. Gemma: RÓWNOUPRAWNIENIE FAWORYZUJE KOBIETY? (a kobiety go nie chcą!) (www.youtube.com);

Dziki Trener: RÓWNOUPRAWNIENIE W POLSCE. (www.youtube. com);

Ekaterina Netchaeva: A meta-analytic review of the gender difference in leadership aspirations. (www.sciencedirect.com);

K. Dzimira-Zarzycka: Sto lat praw wyborczych Polek. (www. niepodlegla.gov.pl);

M. Koterski: Dzień Świra.

s.17

Ideał sięgnął bruku

W drodze na uczelnię, do pracy, sklepu, ale też na dworcu czy przystanku… Spotykamy je wszędzie, mamy je tuż pod nosem (a właściwie stopami), jednak rzadko zdajemy sobie sprawę z tych subtelnych, lecz wymownych sygnałów natury przypominających nam, że nie jesteśmy sami na tej planecie.

„Czy słyszałeś o róży, która wyrosła ze szczeliny w betonie

Wbrew prawom natury nauczyła się chodzić nie mając nóg

Zabawne jest też to, że marzeniom zawdzięcza umiejętność oddychania powietrzem

Niech żyje róża, która z betonu wyrosła i o którą nikt się nawet przez chwilę nie troszczył!”

Powyższy utwór Tupaca Shakura pt. Róża, która wyrosła na betonie bez wątpienia posiada głębokie znaczenie metaforyczne, jednak sama jego warstwa dosłowna także jest warta uwagi, jako że kieruje nasz wzrok właśnie na beton – pod nasze stopy, na chodniki i ulice, które przemierzamy każdego dnia. Chwasty, listki, mchy – tak bardzo przywykliśmy do ich widoku, że rzadko kiedy dostrzegamy ich istnienie, w przyrodzie jednak wszystko ma swoją rolę i znaczenie.

Rośliny ruderalne

Niewiele osób wie, że te niepozorne pędy noszą dumną (czy też nie) nazwę roślin ruderalnych. Bardzo słusznie kojarzy się ona ze słowem „rudera” – pojawiają się one bowiem w takich miejscach, którymi przestał interesować się człowiek. Wyróżniają się tym, że porastają tereny nawet bardzo mocno przekształcone i zniszczone przez działalność ludzką, czyli siedliska ruderalne. Są to więc nie tylko drogi, chodniki i parkingi, których wybudowanie prowadzi do degradacji gleby, ale także obszary poprzemysłowe, zaniedbane budynki, hałdy czy wysypi-

ska śmieci. Gatunki te są w dużej części gatunkami pionierskimi, a więc pierwszymi, które pojawiają się na terenie pozbawionym roślinności. Rośliny ruderalne są więc wyjątkowo odporne na uszkodzenia, dobrze radzą sobie z niedostatkiem wody, łatwo się rozsiewają i szybko rosną. Niektóre przystosowują się do szczególnie niesprzyjających warunków, na przykład przez zmianę zabarwienia. Co ciekawe, rośliny te preferują wysokie stężenie soli mineralnych, m. in. związków azotowych, które dostają się do środowiska poprzez ścieki komunalne i przemysłowe oraz zanieczyszczoną wodę spływającą z pól uprawnych, na których zastosowano sztuczne nawozy azotowe.

Życie na chodniku

Rośliny ruderalne spotykamy dosłownie na każdym kroku. Wypełniają przerwy między płytkami chodnikowymi, często tworząc ciekawe wizualnie kompozycje. Jeszcze więcej przestrzeni mają na styku chodnika z krawężnikiem, gdzie nie docierają ludzkie kroki. Na asfalcie wystarczy niewielka szparka, by szybko zasiedlili ją zieloni mieszkańcy. Nierzadko trawnik wdziera się na rzadziej uczęszczane części chodników, zajmując szerokie ich połacie. Rośliny ruderalne rosną na obszarach przy drogach charakteryzujących się nawet bardzo wysokim zasoleniem. Porastają powierzchnie pionowe w postaci pnączy i mchów, a także większych roślin wyrastających bezpośrednio ze szczelin w murach. Okazy znaczniejszych rozmiarów można spotkać we wszystkich kątach występujących w bryłach budynków, wokół znaków drogowych, latarni ulicznych czy rozdzielnic elektrycz

s.18
Alicja Gorczyńska alagor2004@wp.pl
-

nych, na tyłach budynków i przy ogrodzeniach – krótko mówiąc, we wszystkich przestrzeniach, z których nie korzysta i którymi nie interesuje się człowiek. Możemy spotkać je też w rzadziej odwiedzanych miejscach, jak hałdy górnicze, torowiska czy wysypiska śmieci. Rosną także na gruzach budynków – dużą uwagę badaczy przykuwała bogata szata roślinna ruin zniszczonej w czasie II wojny światowej Warszawy.

Co w takim razie zamieszkuje chodniki? Okazuje się, że znacznie więcej, niż anonimowe chwasty. Gatunki z różnych zakątków Ziemi, przybywszy wraz z człowiekiem i przewożonymi przez niego towarami, rosną najpierw przy portach i dworcach, a gdy uda im się przystosować do nowych warunków, rozprzestrzeniają się na place i ulice naszych miast. Niektóre z nich mają istotne znaczenie gospodarcze. Do przedstawicieli królestwa roślin należy na przykład Glistnik jaskółcze ziele, który był wykorzystywany w celach leczniczych już w czasach starożytnych. Wszechobecna Koniczyna biała jest cenną rośliną pastewną. Natomiast Gwiazdnica pospolita, będąca popularnym chwastem i posiadająca liczne właściwości lecznicze, jest wykorzystywana nie tylko do robienia herbatek i nalewek, ale także jako składnik sałatek. Inne rośliny posiadają walory estetyczne, jak Mydlnica lekarska o białych lub różowych kwiatach i przyjemnym zapachu, Pięciornik gęsi posiadający złocistożółte kwiatostany, czy też Żmijowiec zwyczajny, którego kwiaty z czasem zmieniają kolor z czerwonego na niebieski. Wszyscy znamy także wszędobylskie mchy, jak popularny Prątnik srebrzysty.

Bruk porastają też przedstawiciele królestwa grzybów. Mniej rozpoznawalne są porosty, będące formą symbiozy między grzybami i glonami, które powszechnie występują na murach i betonowych słupach – do najpopularniejszych gatunków należą m.in. Misecznica biaława i Jaskrawiec murowy. Oczywiście obok flory na chodnikach występuje też fauna. Pierwsza na myśl

przychodzi Hurtnica pospolita, czyli znana i nie zawsze lubiana czarna mrówka, która bardzo upodobała sobie zakładanie gniazd między kostkami brukowymi. Do mniej powszechnych gatunków należy Taszczyn pszczeli, który również czasem kopie swoje norki na chodniku.

Po co walczyć z naturą?

Tak powszechna obecność roślin ruderalnych na ulicach miast świadczy o tym, że w jakkolwiek ekstremalnym stopniu nie przekształcilibyśmy ziem, na których żyjemy, natura zawsze znajdzie sposób, by „wejść nam w paradę”. Przewiduje się, że gdyby cała ludzkość zniknęła z powierzchni Ziemi, chodniki już po dwudziestu latach całkowicie pokryłyby się roślinnością. Z czasem także budynki rozpadłyby się rozsadzone przez rośliny rosnące w szczelinach. W przeciągu dwóch tysięcy lat ilość lasów na naszej planecie zwiększyłaby się dwukrotnie, a temperatura spadłaby o 2-4°C.

Czy to jednak źle, że nie jesteśmy w stanie całkowicie podporządkować sobie natury? W końcu przyroda jest w stanie naprawić choć część naszych ekologicznych błędów. Przy wszechobecnej betonozie zieleń w miastach jest bardzo pożądana: reguluje obieg wody, magazynuje ciepło i łagodzi temperaturę (która w miejskich wyspach ciepła może być nawet o 15 stopni wyższa, niż na terenach niezabudowanych), chroni przed silnymi wiatrami, a także pochłania zanieczyszczenia. Rośliny ruderalne świadczą też o funkcjonalności infrastruktury – im rzadziej używany jest chodnik, tym bardziej jest zarośnięty, co szczególnie widać po zbyt szerokich chodnikach, których brzegowe części stopniowo pokrywają się trawą.

Niestety bardzo często rośliny ruderalne są wyrywane, wypalane i niszczone środkami chemicznymi, co wpływa negatywnie nie tylko na estetykę chodników i ulic, ale również na zdrowie zwierząt, w tym także tych domowych. Ludzie zaczynają jednak wyciągać wnioski z obecności roślin ruderalnych i podejmuje się coraz więcej działań mających na celu zazielenianie ulic. Na przykład w Poznaniu fragmenty chodników przekształca się w trawniki, a w Wiedniu w 2020 roku w miejscu jednej z ulic powstał park miejski Else Feldmann Park. Ludzie także biorą sprawy w swoje ręce, jak to miało miejsce na warszawskiej Pradze, gdy dwa lata temu mieszkańcy sami zerwali płyty chodnikowe i posadzili rośliny. W Rotterdamie władze wręcz zachęcają do samodzielnego rozbierania chodników i mieszkańcy miasta nie potrzebują specjalnego pozwolenia, by tworzyć ogrody fasadowe.

Choć pojedyncze roślinki rosnące między kostką brukową wydają się nie mieć większego znaczenia, stanowią one część miejskiej roślinności, która ma zbawienny wpływ nie tylko na klimat miast, ale przede wszystkim na zdrowie i życie ich mieszkańców.

Źródła

Z. Schwarz, J. Szober: Rośliny towarzyszące człowiekowi;

K. Jeziorska: Rośliny ruderalne – chwasty i pionierzy! (www.zielonyogrodek.pl);

L. Krzysztofiak: Porosty (2) (www.wigry.org.pl);

J. Szklarczyk: Rośliny na wojnie ludzi (www.dialog-pismo.pl);

T. Shakur: Róża, która wyrosła na betonie.

s.19
autorka zdjęć: Alicja Gorczyńska

Bajka o gorsecie

Chyba każdy kojarzy ten moment w filmie kostiumowym – kobieta w halce (albo, co gorsza, bez) stoi przy rogu łóżka z baldachimem, a za nią służąca (czy też sadystyczna matka), która ciągnie sznurki gorsetu tak mocno, że bohaterka niemal traci oddech. Wygląda to jak tortury, przez które kobiety musiały przechodzić każdego dnia swojego życia. Tylko po co?

Takie sceny możemy zobaczyć w m.in. Titanicu czy Bridgertonach. Skoro gorsety były takie straszne, to dlaczego w książkach pochodzących z czasów, w których je noszono, tak niewiele się o nich mówi? Ta bajka o gorsecie została napisana prawie dwadzieścia lat po tym, jak przestano nosić ich tradycyjne formy i możemy znaleźć wielu winnych za jej powstanie. Przykładowo: notatki medyczne, XIX-wieczne fotografie, rysunki czy też wreszcie – opowieści aktorek filmów kostiumowych. Typowe gorsety były obecne już pod koniec XIV w. Wcześniej stosowano usztywnienia sukni lub pasy materiału służące do podkreślenia talii. Porozmawiajmy jednak o tych „ekstremalnych” modelach, których czas przypada na epokę wiktoriańską, choć wcześniejsze gorsety pełniły tak naprawdę dość podobne funkcje.

Kto nosił gorsety?

Wszyscy. Tak, wszyscy. Zarówno wysoko urodzone panie, jak i ich służące, a nawet mężczyźni, żeby pozbyć się piwnego brzuszka i wyglądać dumnie. Nieco starsze dzieci czasem też. Szczupłość była w modzie. Czy w takim razie gorset naprawdę mógł być morderczy? Skoro noszono je na co dzień, na bal, do pracy, jeżdżąc konno i uprawiając inne sporty, to chyba coś tu nie gra.

Czym właściwie był gorset?

Najprościej odpowiedzieć – dawnym biustonoszem, choć byłoby to za duże uproszczenie. Główną rolą, którą spełniał, było podtrzymywanie i modelowanie sylwetki. Gorset był świetnie dopasowany do ciała, podtrzymywał piersi i rozprowadzał ich ciężar na resztę ciała, chroniąc plecy. Odciążał także biodra, na których spoczywały liczne warstwy ubrań oraz krynoliny. Sprawiał, że sylwetka wyglądała lepiej i smuklej – i ta kobieca, i ta męska. Jedyne, co mógł ograniczać, to zgięcie się wpół i sięgnięcie palców u stóp. Ani trochę nie utrudniał codziennego życia.

Efekt talii osy

Wiele zanotowanych obwodów talii jest zaniżonych o kilka cali. Żyjące wcześniej kobiety wcale nie różniły się budową od współczesnych. Patrząc na XIX-wieczne fotografie pań o wąziutkich taliach, szczęka opada na podłogę. Na usta ciśnie się pytanie: jak?! I tutaj wkracza myśl, że to ten nieszczęsny gorset albo usunięte żebra. Należy jednak wspomnieć, że… Pho-

toshop istniał od zawsze, ale w innej formie. Zdjęcia z tamtych lat są po prostu retuszowane pędzelkiem. Tak samo rysunki i obrazy – wszystko idealizowano. Wyszczuplano dodatkowo talię, która i tak już wydawała się szczupła przez… granie proporcjami. Obszerne, wielowarstwowe spódnice, bufiaste rękawy i właśnie ta podkreślona talia, która w kontraście do wielkości innych elementów garderoby wydaje się ekstremalnie wąska. Nie wierzycie? Spójrzcie na Lily James w roli Kopciuszka, ubraną w piękną, niebieską suknię. To nie jest CGI.

To proporcje.

A co z medycyną?

Większość z was pewnie widziała rysunki przedstawiające ciało kobiety noszącej gorset, jej przemieszczające się narządy i zmiażdżone żebra. Problem jest tylko taki, że… to tylko wyobraźnia ówczesnych lekarzy. Czy znajdujemy szkielety kobiet z tego okresu ze zdeformowanym kośćcem? No… nie. Nie znamy też historii kobiet, które cierpiałyby przez gorsety np. łamiąc żebra. Skąd ten pogląd? Według lekarzy noszenie gorsetu powodowało gruźlicę, rany, krwotoki wewnętrzne, a nawet złe zachowanie. Debata o gorsetach zyskała większy rozgłos z końcem XIX w., kiedy kobiety zaczęły działać, uprawiać sporty i pracować –stały się widzialne. Moda i szycie ubrań było jedyną biznesową domeną kobiet. To one projektowały i szyły gorsety, a mężczyźni w tamtych czasach redukowali wszystko, na co kobiety miały wpływ – oczywiście w uproszczeniu. Kiedy wynaleziono rentgen, lekarze chcieli uzasadnić swoje teorie, ale… żadna z nich się nie potwierdziła.

Z czego wykonywano gorsety?

Większość gorsetów powstawała z lekkich i giętkich materiałów. Tylko nieliczne wykonywano z wykorzystaniem stali –miały stalowe usztywnienie i to właśnie te chyba „przerażają” najbardziej. Istniały także całkowicie stalowe gorsety, ale te stanowiły narzędzie ortopedyczne, a nie element ubioru. Część gorsetów opierała się na stelażach z fiszbin (płyt rogowych z jamy ustnej wieloryba), ale większość usztywniały po prostu ozdobne sznurki. Materiał, z którego robiono takie sznurki to m.in. bawełna, papier czy trzcina. Bardzo wyszczuplona talia była zasługą nie tylko usztywnień i związywania, ale głównie kształtu zszycia gorsetu.

Co faktycznie może zrobić gorset?

Kusi porozmawianie o modelach ortopedycznych, ale musimy je zostawić. Wspomnę natomiast, że gorset może mieć wpływ na żebra i organy, ale tylko jeśli będzie noszony od wczesnego dojrzewania. Dorosłej osobie nie jest w stanie niczego zdeformować. Dobrze skrojony gorset wspiera ciało i poprawia posturę, ale dorastanie w gorsecie osłabia mięśnie, które nie są używane. W pewnym sensie dla kobiet z poprzednich wieków noszenie ich było już powiązane ze zdrowiem – bez nich były słabsze.

s.20
Patrycja Czyżowska patrycjaczyzowska9gmail.com

W gorsecie oddycha się w inny sposób, ale pod względem zdrowotnym takie oddychanie nie czyni żadnej różnicy. Tak samo, jak inne jest oddychanie kobiet podczas ciąży.

Dwie skrajności – aktorki w gorsetach

Pierwszym, co warto zaznaczyć jest fakt, że istnieje ogromna różnica między autentycznymi gorsetami z ery wiktoriańskiej i tymi, które są kostiumami filmowymi. Robienie idealnego gorsetu na miarę jest czasochłonne i wymaga wielu pomiarów. Do gorsetów trzeba się również przyzwyczaić, nosząc je krótko codziennie i stopniowo zwiększając liczbę godzin. Dobrze skrojony gorset nie powinien boleć i powinno się zakładać go na halkę, a nie na gołą skórę. Niektórym aktorkom ten element faktycznie mógł utrudniać poruszanie się albo je obcierać, ale to wina wykonania, a nie gorsetu samego w sobie. Aktorki w dobrze dopasowanych gorsetach tańczą, śpiewają i biegają. Obejrzyjcie musicale.

Ziarno prawdy?

Ciasne związywanie gorsetów nie było czymś powszechnym, ale zdarzało się wśród elit, które pełniły funkcję współczesnych celebrytów – ich jedynym zadaniem było ładne wyglądanie. Gorsety same w sobie miały na celu wsparcie – w sporcie, w codzienności, w pracy, w modelowaniu sylwetki. Omdlenia mogły się zdarzać przez oddychanie w inny sposób, choć trzeba pamiętać, że kobiety były do tego przyzwyczajane etapami. Bez gorsetu kobieta była słabsza. Ktoś faktycznie mógł ściskać się ekstremalnie mocno w myśl mody. Warto jednak pamiętać, że morderczy gorset to skrajność – może bajka, może legenda, ale na przestrzeni wieków nosiły je kobiety, nosili je mężczyźni i traktowano je jak normalną część garderoby. Bo właśnie nią były – nie narzędziem tortur.

Źródła:

K. Żebrowska: How Victorian Men Taught Us to Hate Corsets: The Biggest Lie in Fashion History.(@KarolinaZebrowskax – YouTube);

B. Banner: I Grew Up in a Corset. Time to Bust Some Myths. (Ft. Actual Research). (@bernadettebanner – YouTube);

B. Banner: What Did Victorian Corsets *Actually* Look Like? || Examining Corsets From the Symington Collection. (@bernadettebanner – YouTube).

s.21
ilustracja: Patrycja Czyżowska

Ukraińskie ślady w Krakowie

Śladów po Józefie Dietlu w Krakowie jest wiele. Wiemy, że był wybitnym prezydentem miasta w XIX wieku, jednak mało kto wie, skąd naprawdę pochodził. Dlaczego na szczycie udanej kariery lekarza w Wiedniu przeprowadził się do biednej i zaniedbanej wsi, którą wtedy był Kraków?

Józef Dietl (1804-1878) był wybitnym lekarzem, profesorem medycyny, rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1866 roku został prezydentem Krakowa, który w ciągu ośmiu lat przekształcił Kraków z prowincjonalnego miasteczka w kulturową stolicę Polski. Jako prezydent włożył wiele wysiłku w rozwój miasta, przykładał szczególną wagę do stanu sanitarnego, budowy sieci wodociągów oraz renowacji zabytków. Do dziś pozostaje Honorowym Obywatelem Krakowa. Dowiadując się o jego zasługach, wyobrażamy sobie osobę, która urodziła się w dawnej stolicy, przejmowała się losem swego ojczystego miasta. Tymczasem Józef Dietl urodził się 24 stycznia 1804 r. we współczesnej wsi Podbuż niedaleko Drohobycza w obwodzie lwowskim, czyli na terytorium ówczesnej Galicji, a teraz – Ukrainy.

Słów kilka o korzeniach

W II Rzeczypospolitej miejscowość była siedzibą gminy wiejskiej Podbuż, w powiecie drohobyckim, w województwie lwowskim. Położona jest nad rzekami Bystrzyca Tyśmienicka i Storoniawka. Za czasów polskich Podbuż przekształcił się z małej wioski w duże osiedle przemysłowe, gdzie znajdowały się wówczas trzy tartaki, trzy młyny, cegielnia, piekarnia, wytwórnia lemoniady, kilkadziesiąt sklepów, trzy restauracje i apteka.

Józef Dietl niewątpliwie osiągnął wielki sukces zawodowy, jednak nigdy nie zapominał o swoim pochodzeniu. Przeciwnie, był dumny, że urodził się w rodzinie austriackiego urzędnika Franciszka Dietla i polskiej szlachcianki Anny z Kulczyckich. O sobie mówił, że jest uparty jak Rusin, oszczędny jak Niemiec i z marzycielskim nastawieniem do życia jak Polak.

Był autorem wielu książek, w których znajdziemy także autobiograficzne fragmenty o jego dzieciństwie. W szczególności Józef Dietl wspomina, że urodził się w małej wsi w Karpatach Samborskich. Podobnie jak wiele innych ówczesnych miast galicyjskich, wieś Podbuż była wielokulturowa i wielonarodowa. Z ciepłem wspominał lata spędzone w zaciszu wsi, kiedy obserwował przepiękną przyrodę, pracę ludzi w czasie żniw, ciesząc się pięknem tamtejszych pól, ogrodów i pasiek. Pamiętał, jak mama śpiewała mu kołysanki, jak świętowali Boże Narodzenie w rodzinnym kręgu, wspólnie kolędując – wszystko to pozostało w jego pamięci w postaci odległych, jednak bardzo przyjemnych wspomnień.

Wykształcenie i początki kariery

Swoją przygodę z nauką zaczął w Samborze, później uczęszczał do gimnazjum w Tarnowie, a następnie w Nowym Sączu. Jako młody mężczyzna z ambicjami przeprowadził się do Lwowa i studiował filozofię na Uniwersytecie Lwowskim. Zawsze jednak fascynowała go medycyna. Pod koniec lat 20. XIX wieku ukoń-

czył studia medyczne na Uniwersytecie Wiedeńskim. Później interesował się anatomią i niekonwencjonalnymi metodami leczenia. W Wiedniu w latach 1840-1850 publikował prace naukowe. Właśnie to miasto ukształtowało Dietla jako lekarza i obywatela świadomego swego miejsca w społeczeństwie. Mężczyzna prowadził prywatną praktykę, a ponadto pracował jako naczelny lekarz głównego wiedeńskiego szpitala. W 1845 r. napisał jeden z najsłynniejszych tekstów o głównym zadaniu lekarza jako zrozumieniu przyczyn oraz mechanizmów powstawania schorzeń.

W 1851 r. na zaproszenie ówczesnego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesora Józefa Majera, przyjechał do Krakowa. Miał już prawie 50 lat i był autorytetem nie tylko w Cesarstwie Austro-Węgierskim, ale i w całej Europie. Po przyjedzie do Krakowa zauważył, że tutejsza medycyna realizowana przez lokalnych lekarzy opierała się często na irracjonalnych przesłankach. Wprowadził istotnie zmiany w polskiej medycynie, a szczególnie sprzyjał rozwojowi fizykoterapii i leczenia higieniczno-dietetycznego. Do jego zasług można także zaliczyć stworzenie Zakładu Chemii Klinicznej, sprowadzenie z Europy do Krakowa pierwszych mikroskopów, założenie Zakładu Anatomii Patologicznej, rozpowszechnienie wśród lekarzy metody badania fizykalnego – osłuchiwanie, opukiwanie. Jako pierwszy opisał także białaczkę.

Jednym z najważniejszych elementów jego dorobku było wprowadzenie do medycyny badań chemicznych, które wykorzystał w pracy nad balneologią polską. Józef Dietl jako pierwszy sklasyfikował polskie wody lecznicze. Odrodził uzdrowiska i zwracał dużą uwagę na możliwości pozyskania źródeł finansowania poprzez turystykę związaną z pobytem w lecznicach. Więcej o tym można przeczytać w jego pracach, np. Źródła lekarskie w Swoszowicach, Zakład hydropatyczny w Ojcowie, Źródła lekarskie w Szczawnicy. Jednocześnie był lekarzem zajmującym się reumatologią, pisał o stawach, zajmował się higieną. Co ciekawe, słynął ze zwalczenia polskiego kołtuna. Kołtunem nazywano zlepek niemytych, zaniedbanych, brudnych i zniszczonych włosów, które tworzyły jeden wielki pęk nabity wszami i nieścinany przez lata. W tych czasach uważano, że jeżeli ktoś jest posiadaczem kołtuna, to on chroni go od choroby. Działał jednak odwrotnie, ponieważ nie dość, że nie chronił swego właściciela, to rozsiewał choroby wśród innych. Dietl doprowadził do obcinania kołtunów i traktowania ich jako schorzenia.

Na stanowisku rektora

W 1861 r. Józef Dietl został wybrany rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na swoim nowym stanowisku starał się odnowić stare tradycje uczelni, przywrócił uroczystość inauguracji

s.22

roku akademickiego, a także za wszelką cenę sprzeciwiał się germanizacji uniwersytetu. Warto wspomnieć o tym, że gdy został rektorem, nie znał języka polskiego. Od początku kariery posługiwał się językiem niemieckim. Powiedział o tym fakcie na wykładzie inauguracyjnym – zwracając się do studentów, mówił, że nauczy ich medycyny, a oni powinni nauczyć go języka polskiego. W połowie XIX wieku na wszystkich wydziałach Uniwersytetu Jagiellońskiego uczono w języku niemieckim. Także wszystkie dokumenty uniwersyteckie i miejskie były tworzone po niemiecku. Wówczas rektor z tym walczył i uważał, że w polskim uniwersytecie, żyjąc w polskim mieście, warto rozmawiać w języku lokalnym. Chciał przywrócić polskość w wykładaniu, w pisaniu historii chorób i kilka lat później do tego doprowadził.

Nowy prezydent Krakowa

Przełom nastąpił w latach 1850-1860 – po Wiośnie Ludów oraz klęskach Austrii w wojnie włoskiej i w wojnie austriacko-pruskiej w 1866 r. Okoliczności zmusiły młodego cesarza, Franciszka Józefa I, do zasadniczej zmiany kursu politycznego. Austria stała się państwem konstytucyjnym. Na gruncie tych przemian Polacy w Galicji uzyskali daleko idącą autonomię. W Austrii wydano ustawę gminną, która dawała poszczególnym krajom, w tym i Galicji, duże możliwości stworzenia własnego samorządu. Po kilkuletnich staraniach wydano statut miasta Krakowa, według którego prezydent stawał na czele miasta oraz utworzono radę, składającą się z 60 osób. Później odbyły się wybory i 51 głosów padło na Józefa Dietla. 13 września 1866 roku został wybrany na prezydenta Krakowa. 5 stycznia 1871 r. na posiedzeniu Rady Miejskiej prezydent Józef Dietl przedłożył Projekt uporządkowania miasta Krakowa, który w niedalekiej przyszłości zupełnie zmienił

oblicze Krakowa. W latach 1850-1851 miasto przeżyło straszny pożar, zostało prawie całkiem zniszczone. Pierwszym zadaniem wykonanym przez prezydenta było stworzenie nowoczesnej straży pożarnej w Krakowie.

Uratowanie Sukiennic Sukiennice niewątpliwie uważa się za główną wizytówkę dawnej stolicy. W połowie XIX wieku wyglądały tragicznie, a gmach był zapuszczony, obudowany dookoła brzydkimi budami. We współpracy z architektem, Tomaszem Prylińskim Dietl przygotował plan odbudowy i konserwacji Sukiennic. Po kilku latach odbyła się renowacja tego budynku i na piętrze umieszczono siedzibę Muzeum Narodowego. Także za jego kadencji w Kościele Mariackim przeprowadzono pierwszą artystyczną renowację ołtarza Wita Stwosza.

Miasto jako zdrowy i sprawny organizm

Józef Dietl postanowił uporządkować sprawy higieniczne miasta. Jako lekarz i balneolog pragnął je uzdrowić. Przede wszystkim trzeba było oczyścić koryto Starej Wisły, ponieważ w błotnistym odcinku rzeki pływały nieczystości. Miejsce było źródłem rozpowszechnienia niebezpiecznych chorób, m.in. epidemii cholery, która w XIX wieku bezlitośnie zabijała mieszkańców. Staraniami prezydenta w 1873 r. Rada Miasta podjęła decyzję o zasypaniu starego łożyska Wisły. W tym miejscu zaplanowano utworzenie wielkiego bulwaru na wzór Wiedeńskiego Ringu, pełnego zieleni po dwóch stronach jezdni. W latach 1880-1890 powstała ulica Józefa Dietla (Planty Dietlowskie) na cześć prezydenta.

Prezydent wprowadził także kilka reform w oświacie, m.in. zwiększył liczbę nowych szkół i oddzielił Szkołę Sztuk Pięknych od Uniwersytetu. Przede wszystkim jednak zadbał o czystość miasta i nauczył mieszkańców przestrzegania norm higienicznych. Był również przedsiębiorcą – udało mu się podwoić miejski budżet bez nakładania na Kraków nowych ciężarów. Kraków stał się kwitnącym miastem pełnym zieleni oraz z wygodnymi brukowymi ulicami.

Jego pracę kontynuował następny prezydent, Mikołaj Zyblikiewicz. Co ciekawe, on także miał podobne korzenie – pochodził z Sambora koło Drohobycza.

Oto oni, dwaj pierwsi prezydenci Krakowa, pochodzący z Kresów.

Źródła:

PORTRET PREZYDENTA – film dokumentalny (www.youtube.com/watch?v=k-f-ZarZqYA);

Legutko Piotr, Nowakowski Paweł, Szefer Sylwester Marzyciele. Oni wyśnili Niepodległą, 2019, Wydawnictwo WAM;

лікує природа, а лікар не повинен цьому перешкоджати”. Юзеф Дітль – президент і почесний громадянин Кракова родом з-під Львова (photo-lviv.in.ua/ khvoroho-likuie-pryroda-a-likar-ne-povynen-tsomu-pereshkodzhaty-yuzef-ditl-prezydent-i-pochesnyy-hromadianyn-krakova-rodom-z-pid-lvova);

Józef Dietl (pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Dietl);

Józef Dietl – lekarz i prezydent, który zmienił oblicze Krakowa (joemonster.org/art/3322);

Сайт селища Підбуж.

s.23
“Хворого

Samo mówienie to nie wszystko, czyli

93% potencjału

Dobrze skonstruowana sekwencja gestów jest solidnym szkieletem dla utrzymania stanu psychofizycznego potrzebnego do osiągnięcia celów występu. W gruncie rzeczy, gdyby to skomplikowane zdanie naszpikowane fachowymi terminami było zrozumiałe dla każdego, albo gdyby istniały inne słowa, które oddałyby jego sens w pigułce, nie byłoby potrzeby pisania całego artykułu. Ale nie ma żadnych, więc zaczynajmy.

Co to jest sekwencja gestów?

Wyobraź sobie dowolne ze swoich przeszłych lub nadchodzących wystąpień publicznych. Z czego się składa? Tekstu i...? Zróbmy eksperyment: nie mówiąc tekstu, przejdźmy uczciwie przez wypowiedź od początku do końca. Nie wypowiadaj słów, mów wewnętrznie, ale zachowuj się tak, jakbyś mówił na głos. Aby lepiej uchwycić efekt, nagraj się kamerą. Wracając do pytania z początku akapitu: występ składa się z tekstu – werbalnej części przekazu – oraz całej orkiestry niewerbalnych przekazów: gestów, a także póz, pozycji w przestrzeni – w odniesieniu do materiałów pomocniczych (stół, projektor) czy do widowni. Tak zwany taniec komunikacji niewerbalnej jest sekwencją gestów, do której pozy i pozycje przybierają funkcję kontekstu. Brzmi dosyć skomplikowanie, ale chodzi o to, że ten sam gest możemy wykonać w różny sposób, z różną intencją, przybierając różną pozę, np. gest pożegnania, choć będzie ten sam, to poza, jaką przybierzemy żegnając się z osobą nam bliską i osobą, z którą się pokłóciliśmy, będą zgoła różne.

Jakie znaczenie mają gesty w naszym występie?

Występ jest zawsze ograniczony czasowo. Przyjrzyjmy się gestowi w kontekście temporalnym. Bierzemy stoper i odmierzamy czas, aby sprawdzić, kiedy widzowie szybciej spojrzą na dane prezentowane na wykresie: gdy słownie wyjaśnimy, w której części slajdu się znajdują, czy gdy fizycznie wskażemy je ręką lub wskaźnikiem? Odpowiedź wydaje się oczywista, nawet bez odmierzania czasu. To znaczy, że pierwszą funkcją, jaką spełnia gest, jest oszczędność czasu. Mniej tekstu, to więcej sensu.

Uwaga widzów to dość kapryśna rzecz. Według badań przeprowadzonych przez Microsoft nasza koncentracja uwagi na jednym elemencie lub pojedynczej informacji spadła z 12 sekund w roku 2000 do 8 sekund kilka lat później, czyli jest słabsza niż u przeciętnej rybki akwariowej, która może utrzymać swoją uwagę przez 9 sekund. Dane te były publikowane w magazynach „Time”, „Telegraph”, „Guardian”, „USA Today”, „New York Times” i „National Post”. Była też wspominana w amerykańskim programie radiowym Marketplace przez profesora Harvardu –Kaia Ryssdala oraz w Briefie – podręczniku dla menedżerów biznesu. BBC w jednym ze swoich artykułów podważa te dane, ale my, jako mówcy, tak czy inaczej powinniśmy zwracać uwagę na ten aspekt.

Tak więc jednym z głównych narzędzi utrzymania uwagi odbiorcy jest zmiana tempa i rytmu wypowiedzi. Pomyślcie o jednym ze swoich ulubionych utworów muzycznych: największa uwaga skupiona jest najczęściej na styku ciszy i eksplozji, w oczekiwaniu na „ten świetny moment” utworu. Jeśli zaplanujemy swoje gesty podczas występu, możemy osiągnąć podobny efekt. Jednym z przykładów zmiany tempa i rytmu podczas przemówienia jest interakcja z publicznością. Wówczas nasza niewerbalna postawa jest zdecydowana, natomiast postawa i gesty członka widowni, który stał się uczestnikiem interakcji, stanowią niepewny komunikat niewerbalny, nawet jeśli jest on doskonale zorientowany w sprawie, a pytanie prelegenta nie stanowi dla niego zaskoczenia. Dla prowadzącego jest to zaplanowana część przemówienia – wie co robi, ma pewny głos i postawę. Z kolei uczestnik, który decyduje się na odpowiedź, bierze udział w zdarzeniu dla siebie nieprzewidywalnym – nie planował wcześniej takiej odpowiedzi, na takie pytanie, podczas takiej konferencji. Kontrast między psychofizyką mówcy a widza zwróci uwagę na bardziej autorytatywną pozycję pierwszego, zwiększając zaufanie do jego przekazu. W związku z tym, drugą niezwykle ważną funkcją gestu jest sterowanie uwagą odbiorców.

Przedstawienie dramatyczne, wypowiedź na konferencji naukowej, przemówienie z okazji wręczenia nagrody – każdy występ ma inne barwy intonacyjne. Czasami nasz głos nie jest w stanie poradzić sobie z intonacją, która byłaby odpowiednia dla danego fragmentu tekstu i wtedy z pomocą przychodzi gest.

Wracając do muzyki: dość powszechną techniką w osiąganiu przez wokalistę wysokich i niskich dźwięków podczas rozgrzewki jest zmiana pozycji ręki, która wskazuje wyimaginowane schodki, na których znajdują się nuty. Inny przykład to ćwiczenie techniki mowy dla aktorów, które ma na celu wypracowanie prawidłowej scenicznej postawy głosowej. Ćwiczenie wykonuje się w parach. Jeden z partnerów idzie w kierunku drugiego, który musi krzyknąć „Stop!” z taką siłą i ostrością, aby zatrzymać idącego dźwiękiem oraz wykonywanym przy tym charakterystycznym geście zatrzymania. Główną rolę w tym ćwiczeniu odgrywa gest, który nie pozwala krzykowi zniknąć w przestrzeni, a dzięki ostremu skurczowi mięśni twarzy nadaje niezbędną ostrość komendy. Zatem trzecią bardzo ważną funkcją gestu jest kontrola intonacji. Kolejnym nieoczywistym zadaniem gestów jest wpływ na atmosferę emocjonalną na widowni, a także na stan psychiczny

s.24

poszczególnych odbiorców. Odbywa się to poprzez stymulację skojarzeń wzrokowych dzięki percepcji gestów. Aby przypadkowo nie tworzyć w trakcie wystąpienia niepotrzebnych konotacji, a jedynie te niezbędne, należy zwrócić uwagę na siłę gestu, jego rozległość, kierunek, poziom konkretności i umiejscowienie w przestrzeni w trakcie jego wykonywania. Czasami myśli, których nie można wypowiedzieć na głos, da się wzbudzić poprzez skojarzenia wywołane przez gest specjalny lub natywny. Funkcja ta aktywnie rozgrywa się również w przypadku spojrzenia na wystąpienia publiczne z perspektywy kulturowej. Nie jest tajemnicą, że w kulturze Hiszpanii czy Włoch gest odgrywa dużą rolę, stając się nabytym odruchem, a nawet drugim językiem. Występy Hiszpanów i Włochów są zazwyczaj bardzo soczyste i emocjonalnie intensywne dla widzów. Następuje nie tylko wzbudzanie skojarzeń emocjonalnych, ale także ich tworzenie. Gest jest

w stanie utrzymać na przestrzeni wieków markę osobistą, ducha swojego właściciela, jak również grupę społeczną, zawodową, kulturową czy polityczną swojego właściciela: wojskowi, hipisi, rockersi, Hitler, Cezar, Budda – z każdym usłyszanym słowem w naszej głowie pojawia się gest.

Co to jest stan psychofizyczny?

Jest to czynnik charakteryzujący zależność pomiędzy akcją fizyczną a reakcją psychiczną. Chodzi o to, że gestem wpływamy nie tylko na odbiorców, ale przede wszystkim na siebie. Psychofizyka stworzona przez Gustava Fechnera została pomyślana jako nauka o uniwersalnym związku między światem fizycznym i duchowym. To właściwie gesty, a także postawy, pozycje, kompleksy ruchów, w których są one wykonywane, są impulsami w tworzeniu jakości scenicznego samopoczucia, a zatem swobody w ruchach i panowania nad swoim poruszaniem się w przestrzeni. Oznacza to, że kiedy sami nie wiemy, co robi lub co powinno robić nasze ciało, czujemy się zagubieni, co odczuwają również odbiorcy naszego wystąpienia. Pewność ruchów i ich przemyślana koncepcja z kolei są czynnikiem dobrego samopoczucia scenicznego i dobrej jakości wystąpienia.

A może zaufać improwizacji?

Hit, run, freeze to podstawowa reakcja organizmu na przypływ adrenaliny. Przebywanie przed publicznością nie jest naturalnym stanem dla człowieka. Ewolucja zadbała więc o to, by adrenalina była produkowana w organizmie za każdym razem, gdy stajemy w świetle reflektorów. Jeśli nie przygotujemy się do występu fizycznie, nie stworzymy logicznego łańcucha gestów, tzw. niewerbalnego tańca. Zaczną wówczas przeważać nasze odruchy i sceniczna trema. Każdy z nas dobrze zna to uczucie, kiedy nie ma gdzie położyć rąk, kolana nie chcą się zginać, albo głos nagle cichnie. To nic innego jak wspomniana słynna reakcja stresowa w działaniu – walcz, uciekaj, zastygnij!

Ludzki mózg postrzega tylko 7% informacji poprzez tekst. Gesty i postawy stanowią 55%, a 38% intonacja. Oznacza to, że 93% wiadomości zostaje poza tekstem. Ten udział może być wypełniony naszym strachem przed widzami czy słuchaczami oraz niepewnością i samokrytyką, w przypadku zaniedbania psychofizyki. Ale to właśnie te 93% może też stać się naszym narzędziem do tworzenia nowych planów semantycznych, kontekstów, objętości i symboliki w naszej mowie.

Źródła:

I. Koch: Podstawy scenicznego ruchu;

G. Fechner, E. Weber: Psychofizyka;

K. Skubis: Komunikacja 7-38-55 (skris.pl);

BBC: More or Less.

s.25

Jak się porozumieć, aby się zrozumieć? Czyli słów kilka o osobach

niesłyszących i niedosłyszących

Ludzie z uszkodzonym narządem słuchu są często postrzegani przez pryzmat dysfunkcji. Nierzadko przez utrudniony kontakt zostają odsunięci od społeczności i uznani za odmieńców. Ponadto opinie wysnuwane na ich temat bywają niezgodne z prawdą. Przyjrzyjmy się więc choć w minimalnym stopniu (gdyż temat ten jest niezwykle obszerny) światu, życiu i problemom osób żyjących w ciszy.

Głuchoniemy, głuchy, a może niesłyszący?

Na wstępie należy podkreślić, że terminy te obejmują grupy osób z uszkodzonym słuchem w stopniu znacznym lub głębokim. Taki ubytek odznacza się brakiem możliwości odbioru mowy dźwiękowej nawet przy użyciu pomocy technicznych. Nie należy mylić z nimi pojęcia słabosłyszący, używanego na określenie osób, u których wada słuchu nie wyklucza możliwości odbioru dźwięków przy użyciu aparatów słuchowych.

Nazwa głuchoniemy historycznie funkcjonuje już od XVI wieku. W latach 50. minionego stulecia nasiliły się tendencje wyparcia z powszechnego użycia tego określenia. Jednym z argumentów przeciwko niemu było fakt, że głuchoniemego można nauczyć umówić, zatem należałoby z pojęcia wykreślić element „niemy”. Jednak współcześnie występują też przeciwnicy określania głuchy, którzy wysuwają argument etymologiczny – wyraz ten wywodzi się z tego samego pnia, co wyraz „głupi”. Zastępują go pojęciem niesłyszący, który na chwilę obecną staje się terminem przewodnim.

Przyczyny utraty słuchu

Wada słuchu w największym procencie przypadków jest dziedziczna. Wpływ na to mają m.in. małżeństwa zawierane między osobami z uszkodzonym narządem słuchu. Wadę mogą wywołać także zaburzenia rozwojowe płodu, niewłaściwe odebranie porodu lub uraz porodowy. W późniejszym okresie życia utratę słuchu wywołują choroby (np. żółtaczka), urazy, głównie akustyczne wywołane pracą w hałasie, leki – chinina, gentamycyna itp. oraz głuchota starcza. Większa część uszkodzeń narządu słuchu powstaje jednak u dzieci przed osiągnięciem pięciu lat.

Nieprawidłowe postrzeganie świata Głuchych

Pomiędzy osobami niesłyszącymi a słyszącymi występuje często niedająca się przekroczyć bariera komunikacyjna, która wprawia obie strony w zakłopotanie. Słyszący nigdy nie będzie w stanie w pełni zrozumieć osoby borykającej się z trudnością z odbiorem dźwięków, przez co na przestrzeni lat wytworzyło się wiele mitów. Do tych najbardziej znanych należy przeświadczenie, że osoba niesłysząca nie słyszy nic. Tak naprawdę od 2 do 4% osób rzeczywiście boryka się z pełną głuchotą, zatem jest to zjawisko rzadkie. Większość ludzi z głęboką wadą słuchu

może odbierać jedynie bardzo głośne dźwięki, choć te zazwyczaj są zniekształcone.

Wiara w cuda techniki wytworzyła stereotyp o przywracaniu słuchu przez implanty ślimakowe czy aparaty słuchowe. Uwypukla to przeświadczenie, że jedynie dzięki mowie dźwiękowej można zrozumiale komunikować się z otoczeniem, zatem język migowy spycha się na dalszy plan, uznając go za bardziej prymitywny.

Jak myślą osoby niesłyszące od urodzenia? Rzecz ta wydaje się niezwykle interesująca, a równocześnie jest prosta. Nie trzeba snuć teorii na ten temat. Ludzie niesłyszący, którzy nie znają języka fonicznego, myślą za pomocą obrazów lub gestykulacją, znakami języka migowego – ich naturalnego systemu porozumiewania się.

Istnieje również przeświadczenie o niedosłyszących, jako o ludziach pokrzywdzonych przez los, którzy są ograniczeni psychicznie i wymagają naszej litości. W rzeczywistości mogą cechować się podobnym poziomem intelektualnym, co osoby słyszące. Jedynie przedwczesne zwątpienie w możliwości językowe dziecka może doprowadzić do jego problemów z nauką języka, a co za tym idzie, i innych dziedzin. Ponadto osoby z uszkodzonym słuchem (szczególnie te niesłyszące kulturowo, czyli od urodzenia) nie znają świata słyszących i sytuacja, w której się znajdują, jest dla nich naturalna. Nie powinno się postrzegać ich jako ludzi z gorszej kategorii, mimo że taki obraz kreują stereotypy.

Edukacja osób z wadą słuchu

Błędne podejście do uczniów niesłyszących rzutuje na ich edukację, która dawnymi laty była nastawiona głównie na zawody rzemieślnicze, niepokładająca zbytniej nadziei w ich intelektualne możliwości. Wśród osób niesłyszących znajdują się – jak już wspomniałam – osoby o wysokim ilorazie inteligencji, mające możliwość zdobycia średniego wykształcenia i kontynuowania edukacji na studiach wyższych. Niestety spotyka się także osoby, które nie potrafią pisać ani czytać i porozumiewają się ze swoim wąskim środowiskiem za pomocą gestykulacji. Skrajne różnice w poziomie edukacji są zatem o wiele większe niż między ludźmi słyszącymi.

Na tę rozbieżność wpływa zła diagnoza dzieci z wadą słuchu, które często trafiają do placówek dla siebie nieodpowiednich.

s.26

W szkole masowej nauczyciel nie jest w stanie poświęcić odpowiednio dużo uwagi dziecku niesłyszącemu. Wybór takiej placówki wiąże się często jedynie z ambicją rodziców, a nie dziecka, które nie potrafi zaaklimatyzować się w środowisku i wymaga więcej czasu na poznanie języka oraz opanowanie materiału dydaktycznego. Może to wywołać przeciwne efekty do założeń rodziców – dziecko cofa się w rozwoju. Częste są również sytuacje odwrotne, gdzie maluch uczęszcza do szkoły dla dzieci głuchych, chociaż świetnie poradziłby sobie w szkole państwowej, co podkreśla surdopedagog Maciej Pilecki. Zaznacza również, że w trakcie edukacji osób niesłyszących występuje wiele przypadków, gdzie język obcy (np. angielski) jest lepiej przyswajalny od języka ojczystego. Wpływa na to jego łatwość gramatyczna oraz jej mniejsze zasoby w porównaniu do polszczyzny.

Komunikacja osób niesłyszących

Głównym środkiem porozumiewania się osób z wadami słuchu jest język migowy, wspierany przez mowę szczątkową oraz daktylografię (alfabet palcowy i znaki liczb). Ważne elementy komunikacyjne stanowią także mimika oraz mowa ciała, ułatwiające właściwy odbiór przekazywanego komunikatu. Język migowy w Polsce obejmuje około 6000 znaków. Nie jest w pełni jednolity – jednemu pojęciu mogą odpowiadać różne znaki w poszczególnych regionach kraju. W każdym państwie wykorzystuje się inny system znaków służących porozumiewaniu się. W kontaktach międzynarodowych niesłyszący spontanicznie wytworzyli nowy język, który został zunifikowany przez Światową Federację Głuchych i nosi nazwę Gestuno. Używa się go jedynie na oficjalnych międzynarodowych wydarzeniach, kongresach itp.

Społeczność głuchych

Niesłyszący zazwyczaj nie spotykają się ze zrozumieniem ze strony osób słyszących, a dodatkowa bariera komunikacyjna i dystans wobec środowiska wpłynęły na wykształcenie się wśród tej grupy ludzi odrębnej tożsamości kulturowej. Upowszechniło się pojęcie społeczności głuchych, która zawiązała się już trzy stulecia temu. Dawała i w dalszym ciągu daje poczucie wspólnoty osobom, które do tej pory czuły się wykluczone społecznie. Wśród tego środowiska zawiązywane są przyjaźnie, a także związki małżeńskie. Odrębność językowa wpłynęła nawet na organizowanie zawodów sportowych dla niesłyszących, co daje możliwość nawiązywania kontaktów, nie ograniczając się do rejonu krajowego. Ogólnopolska organizacja sportowa, która dała początek istniejącemu do dzisiaj Polskiemu Związkowi Sportu Niesłyszących powstała już w 1926 r. i przyjęła nazwę Polski Związek Sportowy Głuchych. To on również zapoczątkował druk czasopism przeznaczonych dla osób niesłyszących. Pozostając przy organizacjach społecznych, nie należy pominąć najważniejszej z nich – Polskiego Związku Głuchych, reprezentującego interesy społeczności niesłyszących w zakresie edukacji czy oddziaływania politycznego.

Źródła:

L. Geppertowa: Badania nad myślowym ujmowaniem stosunków przez dzieci i młodzież głuchoniemą;

St. Grabias: Głuchota a język;

B. Szczepankowski: Niesłyszący-Głusi-Głuchoniemi. Wyrównanie szans.

s.27

Słowa, słowa i jeszcze raz słowa – czyli jak języki wpływają na nasz umysł

Języki służą nam głównie do komunikacji. Nie zdajemy sobie sprawy, co tak naprawdę dzieje się w naszych głowach, gdy mówimy. A dzieje się dużo…

Siłownia dla mózgu

Na University College London przeprowadzono badanie, które pokazało, że mózgi osób wielojęzycznych mają więcej istoty szarej w zakręcie nadbrzeżnym –części mózgu odpowiedzialnej m.in. za przyswajanie słownictwa. Gdy uczymy się języka, nasz zakręt nadbrzeżny jest stymulowany do wzrostu. Nauka dosłownie działa na niego tak, jak treningna siłowni wpływa na mięśnie. Im więcej istoty szarej, tym szybciej i dokładniej mózg wykonuje określone polecenia. Istnieją badania, które pokazują, że mózgi osób wielojęzycznych lepiej radzą sobie z zadaniami, w których trzeba przetworzyć sprzeczne informacje. Naukowcy z tej uczelni przeprowadzili na grupie dwujęzycznych i jednojęzycznych dzieci testy, które badały szybkość reakcji na dezorientujące bodźce. Badania pokazały, że osoby dwujęzyczne znacznie lepiej sortują sprzeczne informacje. Przez to, że poligloci zawsze podświadomie „żonglują” większą ilością danych, wyzwania umysłowe mogą być dla nich łatwiejsze. Przez ciągły trening mózg może łatwiej wykonywać trudniejsze zadania, tak jak sprawniejsze mięśnie mogą podnosić cięższe przedmioty.

Sposób na długowieczność

Naukowcy zaczęli też badać wpływ biegłości językowej na zdrowie. Badania

przeprowadzone w 2010 roku ze wsparciem Kanadyjskiego Instytutu Badań nad

Zdrowiem skupiły się na wpływie dwujęzyczności na rozwój choroby Alzheimera.

211 kolejnych pacjentów z rozpoznaniem

prawdopodobnej choroby Alzheimera zostało poddanych analizie. Odnotowano

wiek pacjentów w momencie wystąpienia pierwszych zaburzeń poznawczych, informacje na temat historii zawodowej, wykształcenia i biegłości językowej. Spo-

śród nich 102 biegle władało dwoma językami od dziecka lub przez znaczną większość życia, a 109 mówiło w jednym języku. Grupy były równoważne pod względem poziomu poznawczego i zawodowego.

Naukowcy następnie stwierdzili, że pacjenci dwujęzyczni zostali zdiagnozowani 4,3 roku później i zgłosili początek objawów około 5 lat później niż pacjenci jednojęzyczni. Wyniki te wskazują, że dwujęzyczność może zrekompensować skutki rozwijających się neuropatologii. Badania nad relacją pomiędzy językiem a mózgiem są stosunkowo nowym nurtem i stanowią wciąż nieznany ląd w świecie nauki, jednakże zapowiadają się one bardzo obiecująco.

Nowy język, nowa ja Czasami każdy z nas chciałby rzucić wszystko, wyprowadzić się do innego kraju i zacząć wszystko od nowa. Mówiąc krótko – stać się kimś innym. Jak się okazuje, nie jest to fantazja, która nie ma żadnego przełożenia na świat nauki. W dziedzinie neurolingwistyki pojawiają się badania nad wpływem języków na naszą osobowość. Profesor psychologii Uniwersytetu w Connecticut, Nairán Ramírez-Esparza podkreśla, że język nie istnieje w oderwaniu od kultury, z której się wywodzi. Zespół badaczy pod przewodnictwem pani profesor Ramirez-Esparzy, poprosił dwujęzycznych Amerykanów wywodzących się z Meksyku o wypełnienie testu na osobowość. Badani wykonali go najpierw po angielsku, a następnie po hiszpańsku.

Pod lupę wzięte zostało pięć czynników – ekstrawersja, otwartość na doświadczenie, ugodowość, sumienność oraz neurotyczność. Okazało się, że w zależności od języka, ci sami badani mieli inne wyniki. Gdy odpowiadali po angielsku ich osobowości były bardziej ekstrawertyczne,

ugodowe i otwarte na doświadczenia niż gdy odpowiadali po hiszpańsku. W innym badaniu chętni zostali poproszeni o krótki opis samych siebie w obu językach. Mówiąc po hiszpańsku, badani podkreślali istotę relacji rodzinnych,tego, jak odnoszą się do innych, jak spędzają wolny czas. W języku angielskim skupiali się na swoich osiągnięciach, planach i codziennej rutynie. Według naukowców może wynikać to z faktu, że kultura anglosaska, a przede wszystkim Ameryka, gdzie króluje język angielski, kojarzyła się badanym z postępem, sukcesem, z tak zwanym „American dream”.

Profesor Michele Koven z Uniwersytetu w Illinois w 2007 roku przeprowadziła wywiady z dziećmi portugalskich imigrantów mieszkających we Francji. Uczestnicy badania w domu porozumiewali się po portugalsku oraz spędzali wakacje w Portugalii, ale prowadzili życie zawodowe przeważnie po francusku. Jedna z uczestniczek wyznała, że czuje się szczęśliwsza mówiąc po portugalsku i ludzie z jej otoczenia dostrzegają tę różnicę.

Inna uczestniczka wyznała, że mówiąc po portugalsku łatwiej nawiązuje relacje z ludźmi, staje się bardziej towarzyska. Możliwe, że uczestnicy kojarzyli portugalski z ogniskiem domowym i odpoczynkiem, przez co stawali się bardziej zrelaksowani i otwarci na innych, niż wtedy gdy mówili po francusku – językiem, który kojarzył się im z nauką i obowiązkami. Inny język stworzył odmienne skojarzenia, a te z kolei –zupełnie inne reakcje na otaczający świat.

Im więcej, tym lepiej?

Do lat 60. XX wieku istniało założenie, że nauczanie dziecka języków obcych nie jest zbyt efektywne, ponieważ młode umysły nie są wystarczająco rozwinięte, aby przyjąć tak dużą ilość informacji. Założenie to współcześnie uznawane jest za

justynakost29@gmail.com
Justyna Kost

nieprawdziwe. Wręcz przeciwnie – młody umysł jest w stanie przystosować się do dużej ilości danych. Czy to znaczy, że przyswajanie języków obcych nie ma żadnych skutków ubocznych? Cathy Price, neurobiolożka z University College London, odniosła się do wyników testów badających kompetencje językowe. Stwierdziła, że osoby władające wieloma językami mają tendencję do gorszych wyników na testach leksykalnych, niż osoby, które operują tylko i wyłącznie językiem, z którego są sprawdzane.

Dzieję się tak dlatego, że używają one różnych języków w różnych dziedzinach życia. Jeżeli ktoś na przykład operuje językiem A w domu, a językiem B w pracy, lub po prostu poświęca obcym językom tyle czasu, że ten ojczysty jest zaniedbywany, będzie miał inny zakres słownictwa w każdym z nich. Niektórych słów będzie mu po

prostu brakować albo będzie potrzebował więcej czasu na przypomnienie sobie wyrażeń w języku A. Z własnego doświadczenia i z rozmów odbytych z moimi znajomymi, którzy uczą się wielu obcych języków lub posługują się nimi za granicą wynika, że nauka wielu języków może faktycznie prowadzić do dezorientacji i nerwowego poszukiwania podczas konwersacji słów lub wyrażeń w języku A, które odpowiadałyby wyrażeniom w języku B, C lub D. Potrafimy przystosować nasze mózgi do wielojęzyczności, ale opanowanie kilku języków na wysokim poziomie i używanie ich bez poczucia zagubienia jest dużym wyzwaniem. Czy warto w takim razie „atakować” swój umysł coraz to nowymi językami? Myślę, że na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. O relacji pomiędzy mózgiem a mową wiemy coraz więcej, jednakże sam mózg wciąż pozo-

staje dla nas zagadką. Wyjątkowo ciekawą i niezwykle trudną do rozwiązania.

Źródła:

C. Berube: Mapping the Bilingual Brain. (radiolab.org);

F. Craik, E. Bialystok, M. Freedman: Delaying the onset of Alzheimer disease. „Neurology”, 11/2010;

M. Kochanowska: Dwa języki, dwie osobowości. (neuroskoki.pl);

U. Rydiger: Język, którym się posługujemy, zmienia osobowość. Co mówi o nas język polski? (www.focus.pl);

N. Ramírez-Esparza, S. D. Gosling, V. Benet-Martínez, J. P. Potter, James W. Pennebaker: Do bilinguals have two personalities? A special case of cultural frame switching. „Journal of Research in Personality”, 4/2006.

O przekonaniach

Czym są, skąd wynikają, jak kształtują się przekonania? Psychologia poznawcza daje nam wiele odpowiedzi na te pytania. Jednak nie wszystko to, co jesteśmy w stanie od razu zrozumieć, kształtuje naszą osobowość, wzorce postępowania i interpretację świata. Prawda o nas samych schowana jest głęboko w naszych sercach, a dochodzenie do niej może być bolesne.

Faktem jest jednak, że dążenie do tej prawdy z odwagą prawie zawsze wiąże się z ulgą i uzdrawiającą samoświadomością. Przekonania, o których piszę to twierdzenia, które automatycznie przyjmujemy jako prawdę o sobie lub/i o świecie. W psychologii nazywamy je przekonaniami kluczowymi. Co najbardziej zgubne dla ludzi: twierdzenia te nie są ani prawdziwe, ani fałszywe, jest to zazwyczaj nasza subiektywna prawda, w którą z różnych powodów wierzymy. Każdy człowiek czyni określone przekonanie prawdziwym tylko dla siebie samego, jego przekonanie nie musi mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dlaczego tak kurczowo trzymamy się naszych przekonań? Dlaczego to właśnie one tworzą nasze życie? Czym jest samospełniająca się przepowiednia? Istotne jest w tej sprawie także to, że nasze przekonania mogą nas wspierać, pomagać w życiu, ale, co gorsza, mogą je bardzo utrudniać.

Dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej?

Jak mogą brzmieć przekonania, wedle których postępujemy?

Oto kilka z nich: jestem głupi, jestem gorszy od innych, nie zasługuję na większą pensję, mężczyźni zdradzają, każdy mężczyzna to alkoholik albo egoista, muszę zasłużyć na miłość, muszę dużo pracować, muszę być prawnikiem jak moi rodzice. Wymieniać można bez końca. Jeśli przekonanie ukształtuje się w człowieku, zaczyna kierować jego życiem. Wierząc w nie, robisz wszystko, aby potwierdziły się one w Twojej rzeczywistości. Myślisz i postępujesz w taki sposób, aby to, w co głęboko wierzysz, manifestowało się w Twoim życiu. Ten podświadomy mechanizm jest niezwykle niebezpieczny, bo tylko utwierdza w negatywnych przekonaniach. Jeśli wierzysz, że nie zasługujesz na to, aby zarabiać więcej, nie poprosisz szefa o podwyżkę, nie poszukasz lepiej płatnej pracy i nie zainwestujesz w podwyższanie swoich kompetencji i umiejętności miękkich. Najprawdopodobniej nie założysz też własnej firmy i nie postarasz się ulepszyć swojego CV, bo Twoje poczucie własnej wartości jest zaniżone. W Twojej głowie istnieje przekonanie: nie mogę zarabiać więcej, za co ktoś miałby zapłacić mi więcej? Nie przynoszę wiele korzyści, nie ma podstaw ku temu, abym mógł mieć więcej pieniędzy, może inni: bardziej wykształceni albo sprytniejsi, ale nie ja. Skąd to się bierze? Może w domu powtarzano, że na pieniądze trzeba ciężko pracować? Albo mówiono, że dobrze zarabia się po kilku fakultetach? Albo, że aby dobrze zarabiać, trzeba pracować na dwa etaty? Albo, że jesteś nieudacznikiem? Będąc dzieckiem, być może właśnie takie twierdzenia wziąłeś za pewnik, za coś oczywistego, jak np. fakt, że trawa jest zielona. Te myśli rodzą określone uczucia i emocje, a one przekładają się na decyzje,

które podejmujesz – a z tych decyzji składa się całe życie. Być może zapytasz szefa o podwyżkę, ale zrobisz to niepewnie, nie wierząc w to, że naprawdę zasługujesz. Jeśli jej nie dostaniesz, twoje przekonanie zostanie wzmocnione, pogratulujesz sobie, mówiąc: no tak, miałem rację, nigdy i nigdzie nie zarobię więcej, nie nadaję się, jestem beznadziejny, to na nic. Ta pętla, to błędne koło sprawi, że Twoje przekonanie potwierdzi się w Twoim indywidualnym doświadczeniu. I pozostanie Twoją prawdą, uniemożliwiając wydostanie się spod jarzma określonego przekonania. Bo to one, dopóki ich nie namierzymy i nie zmienimy, sprawują nad nami kontrolę – a nie my nad nimi.

Przekonania wspierające i niewspierające – które wybierasz?

Pomyślmy przez chwilę o dwóch osobach. Jedna na kilka miesięcy po rozstaniu się z partnerem będzie twierdziła, że jest beznadziejna, że nigdy nie znajdzie kogoś innego i że nie nadaje się do miłości i do związków. Inna natomiast uzna poprzedni związek za ważną lekcję życia i miłości, stwierdzi: ta osoba dużo mi dała, jestem jej wdzięczna (lub nie), akceptuję to, co się między nami wydarzyło, otwieram się na nowy związek. Czy widzisz różnicę? Tkwi ona w bazowych przekonaniach na temat własnej osoby. Sytuacja jest taka sama, ale różne podejścia, dla których podstawą są przekonania danego człowieka. Winna jest za to cała sieć przekonań, które niewspierająco wpływają na sposób radzenia sobie z rozstaniem, a także postrzegania siebie.

To, co pochodzi z dzieciństwa Jako dzieci uczymy się poprzez modelowanie. Obserwujemy to, jak zachowują się najbliższe osoby wokół nas, a potem to powtarzamy. Utrwalamy sobie określone sposoby reagowania i działania. Są one dla nas wtedy naturalne. To, co mówią i jak zachowują się nasi rodzice czy rodzeństwo, przyjmujemy za wzorzec. Bezkrytycznie wierzymy w to, co mówią na temat innych ludzi, świata i nas samych. Powtarzamy ich zachowania i słowa, przyjmując je jako obiektywnie prawdziwe i słuszne. Jako jedyne prawdziwe. Przekonania, które wtedy nabywamy, są więc głęboko osadzone w naszej psychice. Namierzenie ich w życiu dorosłym jest bardzo trudne: są one dla nas niezauważalne, są autopilotem, na którym działamy. Często dotarcie do źródła jakiegoś przekonania może okazać się niemożliwe. To, co prowokuje jakieś przekonanie to regularnie powtarzająca się sytuacja. Dziecko nie ma narzędzi, aby rozróżnić, co jest prawdą, a co nie. Rodzice lub opiekunowie, od których dziecko jest zależne, mają ogromny wpływ na kształtowanie się przekonań: tych negatywnych i pozytywnych. Przez to, że rodzice

s.30

to najbliższe osoby dziecka, przez to, że są oni całym światem i to od nich zależy życie podopiecznego tak łatwo kodujemy określone przekonania nabyte we wczesnym dzieciństwie.

Z domu można wynieść różne przekonania: jestem ważny, utalentowany i kochany, bo mama klaszcze i cieszy się, gdy przyniosę jej rysunek i zjem zupę. Nie umiem nic zrobić samodzielnie, nie nadaję się do wielu rzeczy, bo wszystko było po mnie poprawiane: posprzątane klocki były segregowane przez mamę jeszcze raz, a rodzice, gdy obserwowali, jak jeżdżę na rowerze i się przewracam, pokiwali przecząco głową i mieli kwaśne miny. Tata przytulał mamę i mnie, więc wiem, że mężczyźni są godni zaufania i czuję się przy nich bezpiecznie. Przekonania rodzą się w naprawdę różny, skomplikowany, w absurdalny nawet sposób. To, jak dziecko tłumaczy sobie świat, nie ma wiele wspólnego z naszym postrzeganiem, które jest już przesiąknięte wychowaniem i kulturą. Dziecko nie jest także w stanie zrewidować prawdziwości większości twierdzeń: stają się one jego dogmatami.

To, że rodzic nie miał złych intencji, mówiąc coś lub robiąc, nie znaczy, że nie wpłynął na ukształtowanie negatywnego przekonania. Nieświadomy rodzic nie jest tutaj katem, a jedynie ofiarą systemu, która wpoiła mu określone przekonania, które on sam podświadomie aplikuje własnym dzieciom.

Jak przekroczyć ten schemat?

Praca z przekonaniami to zazwyczaj dosyć długi proces, wymagający systematyczności i dużej motywacji wewnętrznej. Obecnie mamy wiele narzędzi, które miałyby pomóc w tym procesie. Psychoterapia, coaching, a nawet samodzielna praca np. z afirmacjami mogą zmienić życie. Ćwiczenia pisemne również są tutaj nie bez znaczenia. Można spróbować tak: piszę na kartce słowa „świat jest” i bez zastanowienia wypisuję epitety, które pierwsze przyjdą mi do głowy. Co wyjdzie? Świat jest niebezpieczny, piękny, zły, a może godny podziwu? Pieniądze są… potrzebne, sprawcze, dobre, a może brudne i należą tylko do złodziei i polityków? Zmiana nie wspierających przekonań na wspierające, czyli takie, które ułatwią szczęśliwe życie i podniosą jego jakość to nie lada wyzwanie, lecz mierzenie się z nim może przynieść pozytywne skutki.

Źródła:

J. Frederickson: Kłamstwa którymi żyjemy;

L. Hay: Możesz uzdrowić swoje życie. Psychoterapia dziś. Rozmowy, pod red. Zofii Milskiej-Wrzosińskiej.

s.31

Każdy ma swój metaprogram –warto go znać

Każdy z nas postrzega świat inaczej, indywidualnie. „Filtrujemy” rzeczywistość poprzez nasze poglądy, przekonania, wartości, a nawet decyzje i wspomnienia. Za to, jak postępujemy, odpowiada jeszcze inny typ „filtrów” – to metaprogramy. Ich znajomość pomaga w efektywnej komunikacji.

Metaprogramy to utrwalone na nieświadomym poziomie umysłu schematy postępowania, które „decydują” o tym, na co mamy zwrócić uwagę oraz jak postąpić. Mają silny wpływ na temperament człowieka. Badacze wyróżniają około 50 metaprogramów. Warto poznać kilka z nich, które są nam najbliższe na co dzień.

JA czy INNI, czyli kto na tym skorzysta?

Osoba, której uwaga skoncentrowana jest na JA, w różnych sytuacjach szuka odpowiedzi na następujące pytanie: Co ja z tego będę mieć? Oczywiście robi to zupełnie nieświadomie. Postrzeganie otaczającej rzeczywistości przez pryzmat własnych korzyści jest dla niej najzupełniej naturalne. W skrajnych przypadkach osoba o metaprogramie JA zajmuje się wyłącznie własnymi uczuciami i myślami, zupełnie usuwając ze swojej świadomości potrzeby innych ludzi. Może ona sprawiać wtedy wrażenie obojętnej wobec świata zewnętrznego. Osoba, której uwaga skoncentrowana jest na INNI, postrzega świat głównie przez pryzmat tego, w jaki sposób może się przyczynić do polepszenia jakości życia i samopoczucia innych ludzi. Jej podświadomość działa według pytania: Co mogę zrobić dla tych, którzy znajdują się w moim otoczeniu? W marginalnych sytuacjach osoba z metaprogramem INNI zajmuje się wyłącznie myślami oraz uczuciami innych, kompletnie ignorując swoje własne potrzeby.

WEWNĘTRZNY lub ZEWNĘTRZNY autorytet

Metaprogram pozornie podobny do opisanego wcześniej. W rzeczywistości dotyczy jednak zupełnie odmiennej kwestii. Jego istota sprowadza się do miejsca, w którym usytuowane jest źródło autorytetu danej osoby – wewnątrz czy na zewnątrz. Osoby o silnym wewnętrznym autorytecie mają tendencję do podejmowania wszelkich działań tylko na podstawie własnych przekonań, osądów i doświadczeń. Efekty podjętych przez siebie poczynań oceniają, kierując się wyłącznie wewnętrznymi odczuciami. Takie osoby są dla samych siebie źródłem niezwykle silnej motywacji. Pozwalają przekonać się do czegokolwiek tylko wtedy, gdy odwołasz się do kwestii znanych im z ich własnego doświadczenia. Z powyższego opisu wyłania się klucz do komunikacji z takimi ludźmi – zawsze należy podkreślać, że sami podejmują decyzję na podstawie tego, co sami sądzą na dany temat. Osoby o silnym autorytecie zewnętrznym mają tendencję do podejmowania wszelkich działań, opierając się głównie na

ocenie i opinii innych ludzi. Efekty podjętych przez siebie czynów oceniają przez pryzmat reakcji z zewnątrz. Uważają, że dobrze wykonali swoją pracę dopiero wtedy, gdy uzyskają aprobatę z zewnątrz. Chcesz przekonać do czegoś taką osobę? Powołaj się na swoje lub cudze opinie oraz doświadczenia, odwołaj się do statystyk lub autorytetów danej dziedziny np. lekarza. Na te osoby szczególnie działają opinie ekspertów, wyniki badań, rankingi.

PODOBIEŃSTWA i RÓŻNICE, czyli znane vs. nowe

Ten metaprogram jest odpowiedzialny za to, że gdy zyskujesz nową informację, sprawdzasz, w jaki sposób jest ona podobna do tego, co już wiesz, czy też weryfikujesz, w jaki sposób różni się ona od tego, co już znasz. Umysł osoby, która jest bardzo mocno nakierowana na podobieństwa, wykazuje mocne predyspozycje do wyszukiwania obszarów i cech wspólnych. Wystarczy, że dwie rzeczy mają tylko jedną cechę wspólną (poza tym zupełnie się od siebie różnią), aby subiektywnie były postrzegane jako podobne. Dzieje się tak dlatego, że taka osoba nieświadomie ignoruje wszystkie różnice, nawet te, które są najbardziej dostrzegalne i istotne. Ciekawym faktem jest, iż osoba kierująca się metaprogramem PODOBIEŃSTWA ma z reguły duże trudności z nauką języków obcych, ponieważ próbuje się uczyć wymowy obcych słówek, szukając podobieństwa do czegoś, co sama już zna, czyli np. wymowy słów w języku polskim. Osoba posługująca się metaprogramem RÓŻNICE wykazuje silną tendencję do poszukiwania tychże różnic. Analogicznie do opisywanej wcześniej sytuacji osoby z metaprogramem PODOBIEŃSTWA, jeżeli dwie rzeczy różnią się między sobą tylko jakimś drobiazgiem, a poza tym są do siebie zupełnie podobne, to jednak subiektywnie postrzegane są jako zupełnie inne. Dzieje się tak, ponieważ osoba z metaprogramem RÓŻNICE prawie w zupełności nie dostrzega nawet najbardziej widocznych podobieństw. Skupia się ona tylko na różnicy między tymi dwoma rzeczami i według niej klasyfikuje obiekty. Ktoś z silną tendencją do znajdowania różnic bardzo szybko przyswaja nowe języki, ponieważ tym razem, na nieświadomym poziomie, szuka tego, czym nowo poznane słówka różnią się od tych, które zna.

MOŻLIWOŚĆ – KONIECZNOŚĆ, czyli opcje i procedury Osobę o bardzo silnym metaprogramie MOŻLIWOŚĆ można rozpoznać po tym, że bardzo często używa sformułowań: można, jest możliwość, nadarzyła się okazja. Zadając takiej osobie pytanie

s.32

typu: Dlaczego zmieniłeś swoje dotychczasowe miejsce pracy?, wysoce prawdopodobne jest, że usłyszysz odpowiedź w rodzaju: Dlatego, że nadarzyła się taka okazja, okoliczności sprzyjały temu, aby to zrobić. Osoby te są uzależnione od zachowywania się właśnie w ten sposób. To oni nałogowo korzystają ze wszystkich wyprzedaży, promocji, przecen, sezonowych obniżek cen. Zupełnie inaczej zachowuje się ktoś, kto posługuje się metaprogramem KONIECZNOŚĆ. Taka osoba często posługuje się takimi słowami jak: muszę lub powinienem. Jest zmotywowana do zrobienia czegoś tylko, gdy istnieje pewien przymus. Osoby te często zadają pytanie, które brzmi następująco: Dlaczego powinienem/muszę to zrobić? Aby przekonać do czegoś osobę, która zadała nam takie pytanie, odwołaj się do powszechnej powinności, czyli odpowiedz: Bo tak się robi, bo tak trzeba

KONKRETY – OGÓLNA WIZJA

Ten metaprogram odnosi się do sposobu, w jaki ludzie odbierają, asymilują i porządkują docierające do nich informacje. Istnieje grupa ludzi, którzy charakteryzują się tym, że dzielą wiadomości na bardzo drobne elementy, poszukują wszystkich możliwych do znalezienia szczegółów. Mocno koncentrują się na detalach. Zanim podejmą jakąś decyzję, zawsze muszą poznać każdą, choćby najdrobniejszą część danego zagadnienia. Opowiadając komuś o czymś, przedstawiają wszystkie szczegóły przy zachowaniu szczególnej uwagi na chronologię zdarzeń. Istnieje również grupa ludzi, którzy koncentrują się na sprawach ogólnych. Najpierw chcą poznać ogólny zarys sytuacji i dopiero wtedy mogą (ale nie muszą) zagłębić się w detale. Gdy coś komuś opisują, posługują się wyłącznie ogólnikami, rzadko przywiązując uwagę do szczegółów. Często nie zwracają uwagi w swoich opowieściach na

chronologię wydarzeń, nawet jeśli ma ona duże znaczenie. Jak komunikować się z takimi ludźmi? Otóż przedstawienie tylko jednego rodzaju informacji może nie wystarczyć. W przypadku osoby „konkretnej” należy kierować się zasadą od szczegółu do ogółu. Natomiast gdy mamy do czynienia z „globalistą”, stosujemy odwrotność powyższej zasady, czyli od ogółu do szczegółu.

DĄŻENIE – UNIKANIE, czyli dlaczego niektórzy nie uczą się na błędach?

Osoby, które mają silnie rozwinięty metaprogram DĄŻENIA można poznać po tym, że są mocno skoncentrowane na zrealizowaniu swoich celów. Jednocześnie są obojętne wobec tego, co może się nie udać. Przeciwieństwem „dążeniowca” są osoby z metaprogramem UNIKANIA. Można je poznać po tym, że stronią od tego, czego nie chcą lub nie lubią. „Unikacze” z łatwością lokalizują problemy i często właśnie one stają się przedmiotem ich koncentracji. Ciężko przychodzi im definiowanie swoich celów. Czynnikiem, który motywuje ich do działania, jest możliwość omijania czegoś, co może stanowić przeszkodę.

Metaprogramy mogą się okazać się bardzo przydatne, szczególnie w kontaktach z ludźmi, u których można łatwo zidentyfikować biegunowe działanie co najmniej jednego z nich. Warto zdać sobie sprawę, że jedna osoba może działać według kilku metaprogramów. Ich znajomość znacznie ułatwia komunikację i pomaga w działaniach perswazyjnych.

Źródła:

K. Hogan: Psychologia perswazji. Strategie i techniki wywierania wpływu na ludzi;

J. Borg: Perswazja. Sztuka wpływania na ludzi

s.33

Literatura japońska – nie taka straszna, jak ją opisują

Każdy z nas ma swoje oczekiwania względem literatury, jednak czasem warto przełamać się i spróbować odkryć coś nowego, zwłaszcza że literatura japońska zyskuje coraz większą popularność wśród młodych czytelników. Czym tak naprawdę jest i dlaczego staje się ofiarą hejtu? Postaram się was przekonać, że to, co związane z kulturą Japonii, wcale nie jest takie straszne, jak się stereotypowo twierdzi.

Zacznijmy więc może od samego początku: skąd się wzięła i czym charakteryzuje się literatura japońska? Na wczesne dzieła autorów Kraju Kwitnącej Wiśni duży wpływ wywarła kultura chińska (pierwsze teksty były pisane w języku chińskim). Japończycy zaczęli rozwijać swój własny styl literacki w epoce Edo (1603-1868), w tym okresie zaczął rozkwitać język japoński, właśnie wtedy japońscy pisarze zaczęli tworzyć dzieła o Japonii, jednocześnie okres rozwoju literatury japońskiej jest związany z rozwojem kultury oraz sytuacją polityczną kraju. W tym czasie Japonia pozostawała w izolacji, co z kolei zaowocowało pojawieniem się indywidualnych form literackich, ale wpływ Chin trwał do końca okresu Edo. Gdy nastał okres Meiji (1868-1912), związany z otwarciem się kraju na kulturę Zachodu, zaszły głębokie przemiany gospodarcze oraz społeczne, co doprowadziło do powstania wielu nowych kierunków i szkół literackich. To właśnie od tego czasu istnieje oryginalna, znana nam dzisiaj literatura japońska.

Cechy literatury japońskiej

Najważniejszą cechą charakterystyczną literatury japońskiej jest eksponowanie emocji i odczuć bohaterów, autorom zależało również, aby zwrócić uwagę na kontekst historyczny kraju. Obecnie jest ona bardzo zróżnicowana, tak jak bliżej nam znana literatura pochodząca m.in. z krajów anglojęzycznych, ponieważ korzysta z klasycznych, cieszących się dużą popularnością form literackich, ale wykorzystuje także oryginalne rozwiązania o nietypowym charakterze.

Kim są najważniejsi japońscy autorzy?

Warto wspomnieć też, kim byli najważniejsi japońscy autorzy. Oczywiście jest ich mnóstwo, ale przedstawię wam dwóch najistotniejszych pisarzy.

Osamu Dazai (1909–1948) to jeden z najpopularniejszych japońskich pisarzy, stworzył około dwustu opowiadań (wydanych w około dwudziestu zbiorach) oraz osiem powieści. W 1933 roku Shuji Tsushima (bo tak naprawdę się nazywał) opublikował opowiadanie Pociąg, pod pseudonimem Osamu Dazai, następnie napisał kolejne opowiadania, które złożyły się na zbiór pod tytułem Bannen (Ostatnie lata). Tytuł miał sugerować, że to będzie jego jedyna książka, jako że Dazai zamierzał wkrótce zakończyć swój żywot. Samobójczych prób podejmował zresztą w swym życiu kilka. W swoich utworach, które mają wydźwięk pesymi-

styczny, poruszał problemy zubożałej arystokracji i inteligencji japońskiej. Do jego najbardziej znanych dzieł należą powieść Shayō (Zmierzch, 1947) oraz opowiadania: Omoide (Wspomnienia, 1933), Dōke-no hana (Perły błazenady, 1935) i Ningen shikkaku (Zatracenie, 1948).

Kolejnym, znanym na całym świecie japońskim pisarzem był Ranpo Edogawa (1894–1965), który odegrał ważną rolę w rozwoju literatury kryminalnej. Edogawa był wielbicielem zachodnich pisarzy kryminałów, a zwłaszcza Edgara Allana Poe. W 1923 roku zadebiutował literacko, wydając kryminał Ni-sen dōka, opublikowany w magazynie „Shin-seinen”. Edogawę wyróżnia spośród innych pisarzy logiczny proces wnioskowania wykorzystywany przy konstruowaniu powieściowych zagadek, które zazwyczaj były ściśle związane z kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Wydał bardzo dużo ciekawych i intrygujących opowieści, niektóre z nich są niemal psychologiczne jak np. W objęciach fotela, gdzie śledzimy historię człowieka, który ukrywał się w specjalnie przez siebie skonstruowanym fotelu, by móc czuć ciała osób siadających na nim. Czytając opowiadanie, możemy czuć niepokój oraz ,,dotyk” bohatera opowiadania, zwłaszcza gdy mamy wyobrażenie tego, że siedział on wewnątrz fotela. W 2019 roku Wydawnictwo Tajfuny wydało książkę Gąsienica, która jest zbiorem siedmiu opowiadań autora, takich jak: Spacerowicz na poddaszu, W objęciach fotela, czy Czerwony pokój.

To z mangą najbardziej kojarzy nam się literatura japońska Skąd się w ogóle wzięło określenie i sama postać mangi, jaką dzisiaj znamy? Korzenie mangi sięgają XII wieku. Wtedy to artyści na zwojach przedstawiali choju-giga, sekwencje obrazów i tekstu ilustrujące ważne wydarzenia. Nie można było ich powielać, aż do końca XVIII wieku, kiedy za sprawą popularyzacji techniki drzeworytu (ukiyo-e), można było duplikować dzieła, wtedy słowo manga, wymyślił Katsushika Hokusai, mistrz drzeworytu przełomu XVIII i XIX wieku. Jego prace wydawane były w latach 1814-1819 (15 tomów o wspólnym tytule Hokusai Manga). Słowo manga składa się z dwóch cząstek oznaczających odpowiednio „mimowolny” i „szkic”. Hokusai chciał w ten sposób podkreślić luźną formę swoich szkiców.

Na kształt i kierunek rozwoju komiksu w Japonii decydujący wpływ wywarła twórczość Osamu Tezuki (1928–1989), nazywanego „Japońskim Disneyem”. Debiutował w 1946 r. krótką rysunkową historyjką zatytułowaną Machan no nikkicho na

s.34

łamach pisma dla dzieci „Mainichi Shogakusei Shinbun”. Tezuka zapoczątkował charakterystyczny dla Japończyków sposób rysowania postaci (ogromne oczy, lekko zaznaczone usta) i kompozycji kadrów na stronie opartej na technikach filmowych. Na łączny dorobek tego rysownika składa się około 600 tytułów zawartych w 400 tomach. Tworzył on historyjki przygodowe (Shin Takarajimd), mangi z pogranicza science fiction (np. Metropolis, której animowana wersja dostępna jest również w Polsce) czy bajki zwierzęcej (Jangu-ru taitei).

Mangi możemy podzielić na kilka gatunków: shōjo-manga –rodzaj mangi przeznaczonej głównie dla dziewcząt; shōnen-manga – przeznaczonej głównie dla chłopców; seinen-manga – manga adresowana głównie do młodych mężczyzn; josei-manga – rodzaj mangi, który opowiada o codziennym życiu kobiet w Japonii i jest skierowany do starszych nastolatek i dojrzałej widowni żeńskiej.

To właśnie współcześnie manga stała się popularna wśród młodzieży, ale i nie tylko. Mangi takie jak Dragon Ball, Czarodziejka z księżyca czy Naruto są popularne od dawna, ale trzeba nadmienić, że współczesna jej forma również ma szerokie grono odbiorców. Teraz mangi przechodzą swoją drugą młodość, są wydawane w coraz większej ilości krajów i języków. Także w Polsce działają mangowe wydawnictwa m.in.: JPF (koncentruje się na znanych i popularnych tytułach, jak np. Dragon Ball, Czarodziejka

z Księżyca, Naruto, itp.) oraz Waneko (które wydaje mangi takie jak – Locke Superczłowiek, My Hero Academia czy Tokyo Ghoul).

Warto dodać, że istnieje manga Bungou Stray Dogs, w której główne role są przypisane jednym z najpopularniejszych japońskich pisarzy – występują tam m.in. Dazai Osamu czy Edogawa Ranpo.

Literatura japońska to nie tylko opowiadania czy mangi, ale również haiku

Czym jest więc haiku? To najkrótszy możliwy utwór poetycki, składający się najwyżej z 17 sylab rozpisanych na wersy 5-7-5. W japońskim oryginale haiku stanowi tylko jedną linijkę, bez wersów, ale już w innych językach niż japoński, wersy są trzy. Haiku to krótki wiersz inspirowany emocjami towarzyszącymi chwili, cudowi i związkiem człowieka z naturą. Pozwala wyrzucić z siebie negatywne emocje, oczyścić się ze złej energii. Jest to tradycja japońska, której ideą jest sięganie w głąb duszy, aby pomóc jej w odzyskaniu zdrowia, zyskaniu odwagi, odporności i siły.

Idealne haiku to jak najmniej poetyckich sztuczek językowych i jak najwięcej prawdy w opisie natury oraz maksymalnie dużo poetyckości i zaskoczenia w autorskiej refleksji. Opis obrazów może być oddzielony od części refleksyjnej lub też refleksja może się z obrazami przeplatać.

„Wydłużające się dni, gromadzą i przywołują dni odległej przeszłości.” – Yosa Buson

Haiku może podzielić na dwa rodzaje: klasyczne i haiku senryu. To drugie służy do wyrażania zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych emocji, bez poddawania ich głębszej refleksji. W senryu mogą występować sprośne, zabawne, szydercze, ironiczne, sarkastyczne czy wręcz niecenzuralne słowa i zwroty.

Literatura japońska to bardzo rozległy temat, który można podzielić na kilka różnych dziedzin. Zarówno młodsi, jak i starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Często krytykowana i nierozumiana. Jednak trzeba się w nią zagłębić, aby zrozumieć, że jest warta uwagi, czy to w formie opowiadania, mangi czy chociażby haiku. Literatura japońska mimo wszystko zaczyna trafiać do coraz większego grona odbiorców, o czym świadczy chociażby fakt, że mamy swoje wydawnictwa (m.in. Tajfuny), które wydają tłumaczone na język polski dzieła znanych autorów.

Źródła:

W. Chmielewski: Osamu Dazai – osobista historia myśli. (www. nowynapis.eu/tygodnik/nr-88/artykul/osamu-dazai-osobista-historia-mysli);

Literarua japońska (pl.wikipedia.org/wiki/Literatura_japońska)

P. Biegajski: Gąsienica. Ranpo Edogawa – recenzja. (www.kulturacja .pl/2020/01/gasienica-ranpo-edogawa-recenzja/);

Ranpo Edogawa (pl.wikipedia.org/wiki/Ranpo_Edogawa)

Literatura japońska: historia i najważniejsze dzieła literackie, które warto znać!. (www.skupszop.pl/blog/literatura-japonska-historia-i-najwazniejsze-dziela-literackie-ktore-warto-znac); Manga. (www.anime-wiki.pl/wiki/Manga);

Haiku – japońska poezja. (www.oyakata.com.pl/ksiega-mistrza-oyakata/haiku-japonska-poezja/);

Haiku – tworzymy je po to, aby uwolnić swoje emocje. (www. pieknoumyslu.com/haiku-uwolnic-emocje/).

s.35

Rynek wtórny – z czym to się je?

W czasach szalejącego kapitalizmu przedsiębiorstwa narzucają błyskawiczne tempo produkcji. Sklepowe półki wręcz uginają się od nadmiaru produktów, których w większości i tak nikt nie kupi.

Konsumentom wtłacza się do głowy, że nie przetrwają nowego sezonu bez nowej kurtki, meble zakupione parę lat temu już są passé. W sklepach spożywczych kupowane są produkty, które ostatecznie i tak trafiają do kosza. W efekcie ludzie generują ogrom odpadów, które powoli przestają się już mieścić na naszej planecie. W tej sytuacji można napotkać jednak wciąż rosnący trend, który walczy z kapitalizmem – rynek wtórny, bo o nim tutaj mowa, to alternatywa, dzięki której możemy dać nowe życie przedmiotom z drugiej ręki.

Rynek wtórny – czy tylko o ekonomię tu chodzi?

Rynek wtórny to pojęcie, które obejmuje swoim zasięgiem bardzo dużo dziedzin. Tak naprawdę wielu z nas jest jego uczestnikami – w sieci znajdziemy wiele witryn i aplikacji, które umożliwiają nam sprzedaż i zakup towarów z drugiej ręki. O popularności tego zjawiska świadczy fakt, że powstaje coraz

więcej takich portali. To, co wcześniej było uważane za oznakę ubóstwa, teraz staje się modne.

Powody wzrastającej liczby konsumentów produktów używanych nie są takie oczywiste. Tej kwestii przyjrzeli się Denis Guiot z Université Paris-Dauphine i Dominique Roux z Université de Reims Champagne-Ardenne. W 2008 roku stworzyli skalę, która umożliwia pomiar motywacji zakupów na rynku wtórnym. Udało się wyróżnić dwa główne zakresy – do pierwszego należały kwestie ekonomiczne oraz racjonalne: można tutaj mówić o etyce, ekologii oraz niskich cenach. Drugim miernikiem były rekreacja i czynniki mające związek z odczuwaniem emocji. Tutaj można zaliczyć między innymi nostalgię, oryginalność, a nawet… wyszukiwanie perełek.

Na tym jednak nie skończyły się badania dwójki profesorów. W 2010 roku udało im się wyróżnić główne powody kupowania towarów z drugiej ręki, a oprócz tego wykonali segmentację

s.36

konsumentów na cztery grupy ze względu na ich motywacje do zakupu.

Do pierwszej grupy, tzw. oszczędnych krytyków, należy najwięcej osób – aż 30,4% grupy badawczej. Dla nich rynek wtórny to przede wszystkim szansa na kupienie produktów taniej, by oszczędzić pieniądze, a także uniknięcie formatów komercyjnych ze względu na motywacje środowiskowe. Druga grupa to polimorficzni entuzjaści (28,5%). Tych konsumentów cechuje to, że chętnie korzystają z wszelkich detalicznych sprzedaży towarów używanych. Charakteryzuje ich potrzeba unikalności, lubią szukać, a także są chętni do recyklingowania produktów. Trzecia grupa została nazwana regularnie kupującymi specjalistami (21,7%). Kupują oni jedynie w wybranych sklepach z używanym asortymentem, gdzie poszukują konkretnych artykułów. Ostatnia grupa, nostalgiczni hedoniści, jest najmniej liczna. Najchętniej kupują produkty ze względów rekreacyjnych, a ponadto mają większą skłonność do zadumy i poszukiwań niż inne grupy.

Jak widać, konsumenci na rynku wtórnym nie są tacy sami, nie każdym kieruje szlachetny cel – względy ekonomiczne także mają ogromne znaczenie. Dzięki temu, że obecnie większość towarów możemy nabyć z drugiej ręki, coraz więcej produktów otrzymuje drugie życie. Chyba każdy z nas zna osobę, która jeździ używanym samochodem, prawda? Dla osób, które pragną kupić mieszkanie, często atrakcyjniejszy jest właśnie rynek wtórny –oprócz tego, że oferuje możliwość szybszego wprowadzenia się, to jeszcze dodatkowym atutem jest fakt, że wybudowane jest na starą modłę, bez śladów tzw. patodeweloperki. Popularnością cieszą się osoby, które potrafią odrestaurować stare meble i utworzyć z nich małe dzieła sztuki.

Korporacje próbują się w tym odnaleźć Społeczeństwo staje się coraz bardziej świadome swoich wyborów konsumenckich. Znane marki w ostatnich latach zdają się zauważać tendencję i zamieszczają informacje o swoich ekologicznych działaniach. Produkują towary z recyklingowanych materiałów. Zapewniają konsumentów, że przechodzą na bezpieczniejsze dla środowiska środki. Czy jednak można wierzyć w ich słowa, kiedy jednocześnie plasują się w swojej branży na niechlubnym podium, jeśli chodzi o emitowanie odpadów? Nie można także zapominać o kwestiach etycznych – większość produktów, które do nas trafia, wyprodukowano w krajach Trzeciego Świata. Największe koncerny wyzyskują ludność, niszczą środowisko, a wszystko to w imię jak największego zysku. Do tego procederu rękę przykłada przemysł spożywczy.

Ciemna strona biznesu spożywczego

Współcześnie mamy do czynienia z najpotężniejszą pozycją koncernów spożywczych. O tym, jak horrendalne rozmiary osiąga, świadczy fakt, że gdyby branża spożywcza była państwem, to liczba pracowników – która wynosi obecnie około 1,5 mld –byłaby większa niż ludność Chin. Takie państwo potrafiłoby przerosnąć gospodarczo Francję i Niemcy razem wzięte! Koncerny, szukając pola do zwiększenia swojej produkcji, przywłaszczają nowe tereny. Często zbrojnie – z pomocą prywatnych armii. Do takiego procederu dochodzi głównie w krajach Azji, Ameryki Południowej i Afryki. Kolejna patologia polega na tym, że mimo ogromów produkowanej na takich ziemiach żywności, która byłaby w stanie wykarmić nawet jedną siódmą populacji świata,

trafia ona na eksport, a firmy spożywcze stawiają na produkcję jednego gatunku, który przynosi największe zyski. Ludność zamieszkująca te tereny znajduje się w tragicznej sytuacji –zostają pozbawieni swojej własności, często z braku wyboru muszą ciężko pracować na plantacjach. W dodatku nagminnie używane chemikalia wywołują u robotników i ich rodzin alergie czy zapalenia. W wyniku uprawy palm na olej palmowy w samej Indonezji trzynaście milionów hektarów lasu deszczowego zostało zmienionych w gigantyczną plantację palm. Ten proceder prowadzi do pożarów w Azji Południowo-Wschodniej, ponieważ lasy często wypalane są pod uprawy.

Obecnie pochłaniamy ogromne ilości jedzenia. Statystyczny Polak po 50. roku życia skonsumował w swoim życiu 40 ton żywności, a 25% budżetu każdego z polskich gospodarstw domowych pochłaniają właśnie wydatki na jedzenie. Praktyki koncernów spożywczych doprowadziły do tego, że niehurtowa produkcja jedzenia staje się nieopłacalna. Giganci skupiają się wyłącznie na zysku, nie licząc się konsekwencjami swoich działań.

Freeganizm – ekologiczny styl życia

Z taką formą kapitalizmu najostrzej walczą freeganie. Choć ten styl życia w Polsce nie zdobył jeszcze dużej popularności, to w innych krajach słychać o nim coraz częściej. Kultura freegan zauważa problem marnowania żywności i nadprodukcji. Stara się ograniczyć udział w konwencjonalnej ekonomii – m.in. rezygnując z towarów, które nie są produkowane w sposób zrównoważony, a także szukając alternatyw w postaci produktów używanych. Sprzeciwia się szeregowi patologicznych działań – okrutnemu traktowaniu zwierząt, łamaniu praw człowieka, zanieczyszczaniu środowiska czy kapitalistycznej eksploatacji.

Freeganie najbardziej kojarzeni są z tzw. dumpster divingiem Często dosłownie nurkują w kontenerach na śmieci w poszukiwaniu wyrzuconego jedzenia. Nazywane jest to skipem. Co ciekawe – takie praktyki są na skraju legalności w wielu krajach. To, w jaki sposób traktowane są te zachowania, w dużej mierze zależy od kultury danego narodu. Polskie prawo obecnie nie reguluje freeganizmu i skipowania. Prowadzi to do pewnych kwestii spornych – jedni twierdzą, że żywność pozostawiona w śmietniku jest porzuconą własnością ruchomą. Inni mają zdanie, że w dalszym ciągu jest własnością sklepu, a takie przywłaszczenie podchodzi pod przestępstwo.

Popularność rynku wtórnego, a także towarów z drugiej ręki, znacznie wzrosła w ostatnich latach. To zjawisko, któremu nie da się zaprzeczyć. Ta tendencja sprawia, że wielkie korporacje stają przed naprawdę twardym orzechem do zgryzienia – czy będą kontynuowały swoją politykę, a może przyszedł czas na jakieś zmiany? Rynek weryfikuje – i z pewnością w przyszłości da nam odpowiedź na to pytanie.

Źródła:

N. Raszka, B. Porusiak: Motives of second-hand products purchase –the qualitative study results;

S. Nikolic: All about the Freegan Culture (thinkmagazine.mt /all-about-the-freegan-culture);

J. Bieniek: Freeganizm. Prawne aspekty grzebania w śmietniku (bezprawnik.pl/freeganizm-jest-legalny);

Żywieniowa zmowa, „Świat Wiedzy”, wydanie specjalne nr 4/2022.

s.37

Autorzy łamigłówek

Bartosz Leszczyna, Kamil Kołacz, Magdalena Faryniak, Robert Jakubczak

Włącz myślenie – czas na łamigłówki!

Ostatnie tygodnie kończącego się roku to czas podsumowań, rozliczeń i wspomnień. Cały świat zdaje się krzyczeć, chcąc skłonić nas do udzielenia odpowiedzi na pytanie: Jaki to był rok? Pomyślny? Pełen sukcesów? Obfitujący w niezapomniane wydarzenia? A może przeciwnie – trudny, wyczerpujący i nie wart rozpamiętywania? Nie dołączę do tego łańcuszka ponagleń, wspominamy bowiem minione chwile i bez nieustannego przypominania o upływającym czasie.

Na pocieszenie – bądź nie – pozwolę sobie dodać za poetką, że „żaden dzień się nie powtórzy”, bez względu na to jak bardzo byśmy tego pragnęli lub chcieli takiej ewentualności uniknąć. Możemy do woli wyliczać swoje ubiegłoroczne osiągnięcia, wspominać co nas spotkało w 2022 roku albo martwić się o to, ile wiosen już mamy na liczniku. Jednak o wiele ważniejsza w tym okresie wydaje mi się być świadomość tego, że każdy rok i każdy dzień są wyjątkowe, niepowtarzalne, prędzej czy później staną się wspomnieniem, ale nigdy więcej nie wydarzą się ponownie.

By przerwać tę melancholię możecie sprawdzić swoich sił w starciu z naszymi łamigłówkami, a ja, w imieniu całej redakcji Magazynu, życzę Wam pięknego roku 2023!

WYKREŚLANKA

Znajdź i wykreśl podane wyrazy, które zostały ukryte w diagramie. Umieszczone są one w pionie, poziomie i na ukos.

HASŁA:

andruty, autorytet, balneologia, bieżnik, deformacja, drzeworyt, dzieciństwo, edukacja, ekologia, gwiazdnica, haiku, język, komunikacja, konsumenci, Kraków, kryminał, metaprogram, migać, mistycyzm, mózg, osobowość, perswazja, podcast, pogląd, porosty, prezydent, przekonania, renowacja, retusz, rudera, seksizm, społeczność, stal, zbrodnia

s.38

KRZYŻÓWKA

Zapraszamy do rozwiązania fantastycznej, studenckiej krzyżówki! Podpowiedzi znajdziecie w naszych artykułach. Nie czekaj, staw czoło wyzwaniu!

1. Druga nazwa ulicy Dietla - Planty…

2. Jak nazywa się polskie wydawnictwo literatury japońskiej?

3. Aktywność polegającą na nurkowaniu w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia

4. Międzynarodowy język migowy

5. Płyty rogowe zwisające w jamie gębowej wieloryba, używane m. in. przy produkcji gorsetów

6. Co interesuje czytelnika kryminałów poza tożsamością przestępcy?

7. Jeden z czynników analizowanych w teście osobowości

8. Choroba powiązana z posiadaniem wszy, zwalczył ją Józef Dietl

9. Nazwisko tancerki uduszonej szalem podczas jazdy samochodem

10. Pogańskie święto miłości

11. Najpopularniejszy polski mech

12. Osoba posługująca się wieloma językami

13. Rodzaj japońskiego komiksu

HASŁO: Jaki jest cel ________________? Dać człowiekowi kulturę? Raczej dać kulturze człowieka — Henryk Elzenberg

s.39
styczeń / luty 2023
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.